www.rivierasopot.pl Opowiadanie wigilijne Krzysztofa Skiby
Zawód: fotoreporter – album Kosycarzy
>> str. 8
>> str. 8
Najazd na Sopot po raz czwarty
Święci Mikołaje na motorach
fot. kmz
10
Naszym Czytelnikom i Współpracownikom oraz wszystkim Sopocianom życzymy spokojnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i samych pogodnych dni w Nowym 2007 Roku. Redakcja
POL Brokers sp. z o.o. www.polbroker.pl
Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wielu sukcesów w realizacji wszystkich planów w nadchodzącym Nowym Roku 2007 wszystkim swoim Klientom i osobom współpracującym życzy POL Brokers sp. z o.o. Sopot, ul. Grunwaldzka 23/6 Tel. 058 551-72-57, 550-79-78
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia pragniemy złożyć wszystkim Czytelnikom Riviery Sopot, mieszkańcom i przyjaciołom Sopotu najserdeczniejsze życzenia zdrowia i szczęścia w życiu osobistym oraz sukcesów w pracy. fot. kmz
grudnia Trójmiasto przeżyło najazd świętych Mikołajów. Było ich niemal czterystu. Zjawili się nie w saniach zaprzężonych w renifery, lecz na motocyklach, skuterach i quadach. Wyruszyli z Gdyni. Na trasie ich przejazdu znalazł się również Gdańsku i Sopot. Z rykiem silników i wyciem klaksonów przejechali przez Monciak. Zatrzymali się na placu przed powstającym Centrum Haffnera. Tu rozdawali dzieciom cukierki. Inicjatorem akcji „Mikołaj na motocyklu” jest Piotr Krachulec. Organizuje on kawalkady zmotoryzowanych Mikołajów już od czterech lat. Na pomysł wpadł zainspirowany podobną akcją Holendrów. Trój-
miejski zjazd jest, jak dotąd, największym takim przedsięwzięciem na świecie. Holendrzy mogą się pochwalić obecnością jedynie 247 „świętych” na motocyklach. W zabawie wzięli udział politycy, lekarze, adwokaci, przedsiębiorcy, dy-
rektorzy firm, prezesi banków, studenci i bezrobotni. Wielu Mikołajów przybyło spoza województwa pomorskiego. Nam udało się wypatrzyć urzędniczki sopockiego magistratu i… naszego redakcyjnego Mikołaja – DJ Witka. (bs)
Mamy nadzieję, że przy świątecznym stole nikomu nie zabraknie światła i ciepła rodzinnej atmosfery, a Nowy Rok przyniesie ze sobą szczęście i pomyślność. Jacek Karnowski Prezydent Miasta Sopotu
Wieczesław Augustyniak Przewodniczący Rady Miasta Sopotu
2 kalendarium
newsy GPEC kupuje w Sopocie
Kalendarium imprez 31 grudnia 2006– 31 stycznia 2007
Podczas spotkania podpisany został list intencyjny, dotyczący pogłębienia współpracy pomiędzy Miastem Sopot a GPEC. Dokument dotyczy przyszłych inwestycji GPEC na terenie Sopotu i planowanego nabycia przez tą firmę części udziałów w spółce Dalkia Sopot.
15- lecie Sfinksa W dniach - grudnia -lecie swego istnienia obchodziło Sopockie Forum Integracji Nauki, Kultury i Sztuki Sfinks.
Każdy czwartek - g. 18.00 Czwartkowy Wieczór Muzyczny w Dworku Sierakowskich 1–31.01
odkryte lodowisko - molo – KMS
2.01
g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 5
4.01
g. 17.00 „Opowieści Kasztelanki Sopońki i Czarownicy Tekli” głośne czytanie
Balcerowicz wśród studentów grudnia Sopot gościł kończącego kadencję prezesa Narodowego Banku Polskiego Leszka Balcerowicza. Uhonorowany dzień wcześniej tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego, były wicepremier spotkał się ze studentami ekonomii i zarządzania w nowej auli
Wydziału Ekonomicznego UG przy ulicy Armii Krajowej. Na wykład przybyło kilkuset młodych ludzi. „Po pierwsze bądźcie obywatelami i przynajmniej chodźcie na wybory – powiedział im Balcerowicz. – A po drugie głosujcie mądrze.” Obecny na spotkaniu prezydent Sopotu Jacek Karnowski pogratulował gościowi przyznanego mu tytułu.
Rajdowiec dzieciom
dzieciom – BG MBP 4–28.01
„Jadwiga Lesiecka” - malarstwo – PGS
6.01
g. 19.00 Koncert Noworoczny dla mieszkańców Sopotu w Kościele „Gwiazda Morza”: „Cicha Noc” - koncert kolęd na chór i orkiestrę smyczkową PFKSopot i Polski Chór Kameralny „Schola Cantorum Gedanensis”, dyrygent Jan Łukaszewski
6–7.01
MWP Juniorów - SKT
8.01
g. 17.00 Teatrzyk Sopockiej Biblioteki Pacynka premiera przedstawienia: „Jaś i magiczna fasola” – BG MBP
9.01
g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 5
9.01
g. 17.00 Wtorkowe czytanie - spotkanie najmłodszych dzieci z literaturą MBP Filia 7 g. 17.00 „Opowieści Kasztelanki Sopońki i Czarownicy Tekli” - głośne czytanie dzieciom – BG MBP
12.01
g. 18.00 „Bajki z lamusa wyjęte” - czytanie bajek i wyświetlanie retro filmów, zabawy integracyjne, gry dydaktyczne - MBP Filia 6
15.01
g. 17.00 „Z bajką przez świat” - głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 2
16.01
g. 17.00 „Książka na piątkę” - głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 5
16.01
g. 17.00 Wtorkowe czytanie - spotkanie najmłodszych dzieci z literaturą MBP Filia 7
18.01
g. 17.00 „Opowieści Kasztelanki Sopońki i Czarownicy Tekli” głośne czytanie dzieciom – BG MBP
19.01
g. 17.00 Spotkanie z jednym wierszem z okazji dnia Babci - MBP Filia nr 8
19.01
g. 18.00 „Bajki z lamusa wyjęte” czytanie bajek i wyświetlanie retro filmów - MBP Filia 6
19.01
Finał konkursu plastycznego „Istoty i zwierzęta niesamowite w baśniach, mitach i powieściach” - MBP
od 19.01
Pokonkursowa wystawa prac plastycznych „Istoty i zwierzęta niesamowite w baśniach, mitach i powieściach” - MBP
20–21.01
OTWP Skrzatów - SKT
21.01
Mira Urbaniak z zespołem - Sala PFK, Opera Leśna
22.01
g. 17.00 „Z bajką przez świat” głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 2
22–28.01
Puchar PZT Mistrzostwa Polski Skrzatów - SKT
23.01
g. 17.00 „Książka na piątkę” - głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 5
23.01
g. 17.00 Wtorkowe czytanie - spotkanie najmłodszych dzieci z literaturą MBP Filia 7
25.01
Sopockie wolontariuszki grudnia w sopockim Dziennym Ośrodku Adaptacyjnym przy ul. Kolejowej rozpoczęły się praktyki w ramach szkolenia „Wolontariat +”. Celem szkolenia jest propagowanie idei wolontariatu wśród seniorów. Organizatorami akcji są Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej oraz Towarzystwo Edukacyjne „Wiedza
Eksperymenty naukowe dla sopockich uczniów Na przełomie listopada i grudnia uczniowie sopockich szkół mieli okazję zapoznania się z ciekawą wystawą zatytułowaną „Eksperymentuj”. Pokaz przygotowały Centrum Nauki Kopernik w Warszawie oraz Laboratorium Edukacyjno-Twórczym Wyspa Odkryć w Sopocie, mieszczące się w budynku III L.O. Wystawa składała się z interaktywnych stanowisk, na których młodzi so-
Choinka dla czworonogów Sopockie Schronisko dla Zwierząt mieszczące się przy ulicy Maja postanowiło zorganizować choinkę dla swoich podopiecznych. A ponieważ pod choinką muszą znaleźć się pre-
g. 18.00 „Bajki z lamusa wyjęte” czytanie bajek i wyświetlanie retro filmów g.18 „Wygnanie z Arkadii” - promocja książki i spotkanie ze Stanisławem Załuskim, pisarzem i honorowym prezesem Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego - Biblioteka Główna
29.01
g. 17.00 „Z bajką przez świat” - głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 2
30.01
g. 17.00 „Książka na piątkę” - głośne czytanie dzieciom - MBP Filia 5
30.01
g. 17.00 Wtorkowe czytanie - spotkanie najmłodszych dzieci z literaturą MBP Filia 7
31.01
18.02 wystawa „Obserwatorium rzeczywistości” - absolwenci prof. M. Świeszewskiego - PGS
pocianie mogli przeprowadzać eksperymenty z różnych dziedzin nauki: fizyki, chemii, biologii i matematyki. Mogli także dowiedzieć się dlaczego statek kosmiczny utrzymuje się na orbicie, samolot nie błądzi, a w czasie burzy w ziemię uderzają pioruny. Animatorzy Centrum Nauki Kopernik – studenci i doktoranci różnych dziedzin nauki – odpowiadali na pytania zwiedzających oraz pomagali im zrozumieć przeprowadzane samodzielnie doświadczenia. zenty, kierownictwo schroniska zwróciło się do mieszkańców Sopotu o pomoc. Sopocianie prócz przysmaków dla psów i kotów przynieśli także stare koce, i ubrania, które posłużą do wymoszczenia i ocieplenia boksów, w których przebywają zwierzaki.
Charytatywny koncert PFK Sopot grudnia w kościele „Gwiazdy Morza” w Sopocie odbył się koncert charytatywny z okazji Międzynarodowego Dnia Wolontariatu. Wystąpiła Polska Filharmonia Kameralna Sopot pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego. Zebrani usłyszeli m.in. utwory Bacha, Mozarta, Haendla i Czajkowskiego. Intencją organizato-
Mikołajki dla dzieci potrzebujących grudnia w Urzędzie Miasta odbyła się zabawa mikołajkowa dla dzieci z rodzin objętych pomocą MOPS. Uczestniczyły w niej ponad sześćdziesięcioro dzieci w wieku od do lat. Dla maluchów przygotowano konkursy i zabawy, prowadzone przez pracowników socjalnych. Zwycięzcy otrzymali nagrody. Imprezę wspomagali wolontariusze. Dzieci dostały paczki ze słodyczami od świętego Mikołaja. Dla dzieci, które nie mogły wziąć udziału w zaba-
sprzętu sportowego oraz paczki świąteczne dla dzieci z sopockich stowarzyszeń sportowych, świetlic socjoterapeutycznych i innych instytucji. Uroczyste przekazanie upominków dzieciom odbyło się grudnia w ratuszu (już po wydrukowaniu niniejszego numeru „riviery”). rów koncertu było podziękowanie wszystkim wolontariuszom wspomagającym Hospicjum im. św. Siostry Faustyny w Sopocie oraz zachęcenie innych do włączenia się w dzieło pomocy osobom chorym. Hospicjum świadczy opiekę domową dla osób z terenu Sopotu. Miesięcznie opiekuje się ponad chorymi. Aktywnie działa w nim ponad wolontariuszy.
wie również przewidziano podarunki. Tydzień później, grudnia, z myślą o nieco starszych sopocianach odbyła się akcja „Choinka x” zorganizowana przez Stowarzyszenie „Pomoc”. Współorganizatorami przedsięwzięcia byli sopocki MOPS oraz Gdański Klub Miłośników Turystyki off-road „Gdańsk x”. W zabawie, która odbyła się na poligonie w Gdańsku Morenie wzięło udział dzieci z rodzin – podopiecznych MOPS. Na młodych sopocian czekały różnorodne atrakcje – m.in. jazda samochodami terenowymi.
Defibrylatory dla ratowników Monika Zboińska
- MBP Filia 6 26.01
Powszechna”. W szkoleniu brało udział osób. Uczestniczki szkolenia razem z podopiecznymi Ośrodka oraz Mieszkania Treningowego przygotowały ozdoby świąteczne. W ramach praktyk wolontariuszki pomagały również pensjonariuszom Dziennego Domu Pomocy Społecznej przy ul. Kolejowej. Praktyki zakończyły się grudnia.
grudnia odbyła się uroczystość wręczenia nagród najlepszym sopockim sportowcom. Jednym z nich jest Krzysztof Groblewski. Oprócz tytułu Sportowca Roku, prezydent Sopotu wręczył mu nagrodę finansową. Rajdowiec całą kwotę przeznaczył na zakup
Święty Mikołaj w sopockim WOPR
g. 17.00 „Opowieści Kasztelanki Sopońki i Czarownicy Tekli” głośne czytanie dzieciom - Biblioteka Główna
26.01
>>więcej na s. 9
Sylwester na molo - pokaz sztucznych ogni oraz zabawa na lodowisku w g. 23:00 - 00:30 - KMS
11.01
Twórcami klubu są Alicja Gruca i Robert Florczak. Pierwsza impreza pod nazwą „Bal na gruzach” odbyła się w Sfinksie września roku.
fot. kmz
31.12
grudnia w Urzędzie Miasta doszło do spotkania i wspólnej konferencji prasowej Jacka Karnowskiego, prezydent miasta i dr. Thomasa Schrötera, prezesa Zarządu Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej.
www.rivierasopot.pl
D
o sopockich ratowników wodnych Mikołaj przyszedł w tym roku trochę wcześniej. Na początku grudnia dostali dwa defibrylatory czyli urządzenia do reanimacji ludzi. Do tej pory Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe nie miało takiego sprzętu na własność. Fundatorem urządzeń jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. – Latem musieliśmy pożyczać trzy defibrylatory od firm parame-
dycznych. Teraz mamy na własność jeden zestaw do użytku na co dzień i drugi do ćwiczeń – mówi Kazimierz Zelewski, szef sopockiego WOPR. - Sześciu naszych ludzi przeszło specjalne szkolenie i dostało certyfikaty. Inni mogą trenować reanimację na urządzeniu przeznaczonym do ćwiczeń. Zestawy, które dostaliśmy mają ogromną zaletę – wydają komendy, co robić krok po kroku. Po włączeniu urządzenia słyszymy na przykład „podłącz kabel”, „zalecamy wstrząs, teraz”, „analiza rytmu serca w toku”, „nie dotykać pacjenta”, „sprawdź oddech, sprawdź krążenie”.
Defibrylacja polega na przyłożeniu dwóch elektrod do klatki piersiowej pacjenta, dzięki elektrowstrząsom przywrócony zostaje rytm serca. - Podczas akcji ratunkowych liczy się każda sekunda. Jeśli odpowiednio wcześnie zastosuje się to urządzenie, można uratować życie – dodaje Kazimierz Zelewski. Defibrylatory od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dostali także ratownicy z Gdańska i Gdyni.
Szef sopockiego WOPR Kazimierz Zelewski
newsy zdarzyło się… 3
Nr 1(10) styczeń 2007
…107 lat temu
Trzy pytania do Jerzego Gontarskiego, pomysłodawcy niecodziennej akcji plakatowej
stycznia roku Rada Gminy Sopot powołała komisję, która miała opracować memorandum udowadniające, że uzdrowisko spełnia warunki pruskiej ordynacji miejskiej z dnia maja roku. Komisja miała też przygotować formalny wniosek o nadanie Sopotowi praw miejskich. Z wnioskiem wystąpiła grupa radnych pod przewodnictwem doktora Władysława Wagnera.
Obwieszczenie sprzed ćwierćwiecza W
jakim celu zadał pan sobie tyle trudu? Czy tylko po to, aby przypomnieć nam okres, o którym mimo wszystko wolelibyśmy nie pamiętać? Jerzy Gontarski: Najważniejszym powodem przeprowadzenia tej akcji był motyw edukacyjny. Z przerażeniem obserwuję, że mimo upływu ćwierćwiecza ponad procent Polaków uznaje wprowadzenie stanu wojennego za decyzję słuszną. To zwycięstwo Jerzego Urbana i innych propagandzistów stanu wojennego jest najbardziej szokującą pozostałością totalitarnych przekazów medialnych. Przypomnienie stanu wojennego w sposób możliwie niekonwencjonalny, a zarazem odwołujący się do materiałów źródłowych, daje nadzieję na przyciągnięcie uwagi, zwłaszcza młodszych odbiorców tego rodzaju przekazu. Wierzę, że skłoni ich to do refleksji i obiektywnej oceny wydarzeń sprzed lat. Zwracam uwagę, że dokument ten nie ma podpisu i daty, a w sprzyjających okolicznościach przy minimalnej modyfikacji może być w każdej chwili użyty przez „trzymających władzę” uzurpatorów. Nierozliczenie zbrodni stanu wojenne-
go i nieukaranie generałów, którzy zamiast dotrzymać przysięgi wojskowej „o staniu na straży granic” wydali rozkaz strzelania do własnych obywateli, rodzi możliwość powtórki. Najbardziej kryminogennym stanem w praworządnym państwie jest przecież zaniechanie działań i bezkarność. Czy łatwo było przekonać dzisiejsze władze i inne służby do tego niekonwencjonalnego przecież pomysłu? W Sopocie nie miałem z tym najmniejszego problemu. Najpierw, za pośrednictwem wiceprezydenta Sopotu Wojciecha Fułka, uzyskałem patronat prezydenta miasta Jacka Karnowskiego. Następnie zdobyłem niezbędne zezwolenia od zakładu oświetlenia, prezesa zarządu SKM, dyrektora zarządu Dróg i Zieleni oraz Kąpieliska Morskiego. Później pozostał mi już tylko druk i
naklejanie „Obwieszczeń” na twarde podkłady. Na końcu wraz z przyjaciółmi rozmieściłem je nocą w najbardziej ruchliwych miejscach miasta, ze szczególnym uwzględnieniem przystanków SKM. Jaki skutek odniosła pańska akcja? Już w trakcie rozwieszania „Obwieszczeń” spotkałem się
W nocy z na grudnia wracałem do Sopotu plażą z Oliwy po „nocnych rozmowach rodaków”. Sopocką ulicą Grunwaldzką sunął wtedy długi sznur wojskowych pojazdów, milicyjnych samochodów oraz opancerzonych transporterów w ochronnych, szaro-zielonych barwach. Zastygłem wtedy zdumiony tym obrazkiem na rogu ulicy Chopina, którą wracałem do domu. Wszystkie pojazdy zmierzały w stronę monumentalnego bu-
Adres redakcji:
Wydawca:
81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61 tel. (058) 555-73-76 redakcja@rivierasopot.pl www.rivierasopot.pl
PPHU RIVIERA SOPOT Gabriela Łukaszuk 81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61
Redaktor naczelny: Krzysztof Maria Załuski tel. 0 668 17 77 63
…76 lat temu stycznia roku w reprezentacyjnej sali Domu Zdrojowego odbyło się zebranie wolnomularzy. Uczestniczyły w nim dwie staropruskie loże: „Pod Gwiazdą Wschodu” i „Pod Słońcem Fryderyka”. Obradom przewodniczył mistrz loży „Pod Gwiazdą Wschodu” pan Wannow.
…61 lat temu W styczniu roku w Sopocie ukazało się jedno z pierwszych czasopism branżowych: „Echa Borów Nadbałtyckich”. Wydawcą był Związek Zawodowy Pracowników Leśnych i Przemysłu Leśnego w Gdańsku. Inicjatorem powołania „Echa Borów” byli pracownicy sopockiej ekspozytury Spółdzielni Pracy „Las”. Redakcja mieściła się przy ulicy Kościuszki (w dzisiejszym budynku BART-u, tu także mieści się redakcja „riviery SOPOT”).
…55 lat temu stycznia roku uruchomiony został odcinek kolei elektrycznej – dzisiejszej SKM – pomiędzy Gdańskiem, a Sopotem. Trasę otworzył ówczesny wiceminister komunikacji. Pierwszy pociąg wyruszył z Gdańska do Sopotu punktualnie o godzinie .. Przez pół roku kolejki kursowały po jednym torze. W czerwcu oddany został do użytku drugi tor.
…51 lat temu
…34 lata temu
Tak jak 25 lat temu „Obwieszczenia” oblepiły ulicę Sopotu
Wigilia’81 Wojciech Fułek
z agresją i niszczeniem tablic. To dowodzi ciągle niewygasłych emocji, które w nas drzemią. Z radością natomiast obserwowałem wielu młodych i starszych ludzi, bardzo uważnie czytających treść „Obwieszenia”. Kilka dni później, już podczas zdejmowania tablic, okazało się, że moje przesłanie o możliwości powtórki z historii spotkało się ze zrozumieniem mieszkańców Sopotu. Niektóre tablice z „Obwieszczeniem” były podpisane imieniem i nazwiskiem obecnie „Miłościwie Nam Panującego – nie powiem którego, bo prokuratura z pewnością postawiłaby mnie przed sądem za „Obrazę Majestatu”. Mniej budującym objawem „społecznej aktywności” było zerwanie prawie połowy „Obwieszczeń” przez nieznanych sprawców – pozostaje mieć jedynie nadzieję, że zrobili to w celach edukacyjno–pamiątkarskich.
stycznia roku Zakład Balneologiczny i hotel „Nadmorski” przy ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie zostały przejęte przez Ministerstwo Zdrowia. Staraniem dr Jadwigi Kosko w obu budynkach otwarto Szpital Reumatologiczny. W cztery miesiące później w szpitalu zaczęły działać urządzenia do kąpieli jodowo-bromowych i salonkowych.
Aby nigdy się już to nie powtórzyło…
dynku Grand Hotelu, a mrok i narastający warkot silników potęgował to nierealne – jak mi się wtedy wydawało – zjawisko. Po kilku śnieżnych kulkach, rzuconych przeze mnie chyba dość niefrasobliwie w stronę zmilitaryzowanego konwoju, w jednym z samochodów otworzyły się drzwiczki i jakiś zdenerwowany wojskowy w polowym mundurze z karabinem w dłoni, z wrodzoną sobie delikatnością, poetyckim językiem koszar dał mi wyraźnie do zrozumienia, że moja obecność w tym miejscu i o tej porze nie jest najbardziej pożądana. Nie przyszło mi nawet wtedy do głowy, że oto jestem świadkiem
stycznia roku odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta z okazji oddania do użytku nowego budynku Sopockiego Ratusza. Został on zbudowany na posesji dawnej willi Fewsona i służy miastu do dziś. Podczas tej sesji radny Adolf Bielefeldt został udekorowany najwyższym Orderem Królewskim IV klasy.
fot. Jerzy Gontarski
Konrad Franke
W nocy z 12 na 13 grudnia na terenie Sopotu zawisło ponad 100 tablic z kserokopią oryginalnego „Obwieszczenia o wprowadzeniu stanu wojennego”. Treść tego ponurego komunikatu jest prawie nieznana młodszemu pokoleniu, a upływający czas powoli zaciera jego tragiczny wydźwięk także w pamięci starszej generacji. Przypomnienie tego ciągle nierozliczonego okresu naszej historii wydaje się niezbędne dla zrozumienia istoty totalitarnego systemu, w którym niegdyś żyliśmy, a tym samym docenienia dzisiejszej wolnej Polski. Pomysłodawcą oplakatowania Sopotu jest pan Jerzy Gontarski, który całą akcję sfinansował z własnych środków.
…96 lat temu
nie tyle operetkowej demonstracji siły (a tak mi się wydawało), co raczej kolejnej odsłony agonii niewydolnego już wówczas, bezwładnego socjalistycznego ustroju „powszechnej szczęśliwości”. Stan wojenny oznaczał dla nas – dwudziestokilkuletnich studentów – zbrojny zamach na dopiero co wywalczoną wolność i początki demokracji. Nic więc dziwnego, że zdecydowana większość z nas opowiedziała się wtedy po stronie aresztowanych, bitych, krzywdzonych i poniżanych ludzi. Święta tego roku, naznaczone piętnem godziny milicyjnej, nie były w związku z tym najweselsze, bowiem kilku znajomych i przyja-
ciół spędzało je w areszcie lub obozie dla internowanych. Stan wojenny nie doświadczył tragicznie, na szczęście, mojej najbliższej rodziny, choć walec historii dotkliwie poranił wtedy wielu Polaków. Puste miejsce i nakrycie przy wigilijnym stole – przepiękna polska tradycja, o której powinniśmy zawsze pamiętać – grudnia roku przyniosła specjalne przesłanie. Był nim dług pamięci wobec górników z kopalni „Wujek” i wszystkich, których zabrakło – wbrew ich woli – przy świątecznym stole. Dlatego warto dziś, łamiąc się opłatkiem z najbliższymi, wspomnieć także i te smutne wieczory wigilijne (każdy ma z pewnością ich własny rejestr) – również i po to, aby nigdy się już nie powtórzyły. Autor jest wiceprezydentem Sopotu oraz wiceprezesem Towarzystwa Przyjaciół Sopotu
Dział reklamy:
Druk:
reklama@rivierasopot.pl tel. 0 501 362 333
Polskapresse sp. z o.o. 80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3
Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania. Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności
nakład: 20 000 egz
Od stycznia roku prowadzono modernizację i rozbudowę Torów Wyścigów Konnych w Sopocie. Na inwestycję składały się: stajnia dla koni, hala sportowa z trybunami, baza noclegowa i stołówka dla osób. Patronem Torów była Stadnina Koni w Kadynach.
…26 lata temu stycznia roku prasa podała, że Sopot zajmuje pierwsze miejsce w Polsce od względem ilości posiadanych samochodów, przypadających na jednego mieszkańca. Każdy obywatel Sopotu, uwzględniając także niemowlęta, był właścicielem , części samochodu.
…14 lat temu stycznia roku ukazał się pierwszy numer „Gazety Miasta Sopot”, będącej kontynuatorką „Tygodnika Sopockiego”. Wydawcą czasopisma był Andrzej Ostrowski, właściciel Wydawnictwa „Pionier”. Naczelnym redaktorem został Wojciech Kass, pełniący również funkcję rzecznika prasowego Urzędu Miasta. Jednym z redaktorów był Jarosław Kurek, obecnie współpracownik „riviery SOPOT”.
…8 lat temu stycznia roku wysadzono w powietrze budynek byłego sanatorium „Zręb” na rogu dzisiejszej ulicy Hestii i Jelitkowskiej. Do obalenia budynku użyto zapalników i kilogramy ładunków wybuchowych. Sprawcą wielkiego huku było Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeniowe „Hestia”, które w tym miejscu miało wybudować nową siedzibę swej firmy.
… 3 lata temu W noc Sylwestrową roku w akademiku przy ulicy Armii Krajowej w Sopocie jeden ze studentów wpadł do komina. Stało się w trakcie odpalania fajerwerku z dachu akademika. Student przeleciał metrów i zakleszczył się. Z opresji wybawił go najchudszy strażak sopocki. Młodego człowieka przewieziono do szpitala ze złamaną nogą i uszkodzonym kręgosłupem
4 biznes
www.rivierasopot.pl
Centrum Sportowo-Rekreacyjne w Sopocie
…siłownią…
4
grudnia w sali Urzędu Miasta odbyły się posiedzenia dwóch kapituł, przyznających doroczne prestiżowe tytuły Mecenasa Kultury oraz Mecenasa Sportu Sopotu. Oba tytuły przyznawane są od siedmiu lat. Kapituła zajmująca się sportem przyznała ponadto nagrody z długoletnią tradycją, będące formą
Oba spotkania poprowadził wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek. W skład kapituł tradycyjnie weszli przedstawiciele miejskich władz, komisji ds. kultury i sportu, pracownicy obu wydziałów, a także trójmiejscy dziennikarze. W drodze tajnego głosowania wyłonili oni zwycięzców
poprawia funkcjonowanie organizmu. Ale masaż, to pewnego rodzaju sztuka. Nie może go przeprowadzać osoba bez przeszkolenia i praktyki, Nie należy też wykonywać go byle gdzie, na przykład w domu, gdzie hałasuje telewizor, krzyczą dzieci, szczeka pies, a kuchnia wabi zapachem gotującego się obiadu. Masażowi powinna towarzyszyć spokojna muzyka, światło może być nieco przyciemnione, powietrze nasączone zapachem olejków aromatycznych. Dobrze też jeśli jest on poprzedzony krótkim pobytem w saunie, lub w kabinie infrared. Wszystkie te walory ofiarowuje oczywiście Centrum Sportowo-Rekreacyjne.
… i basenem
Kultura i sport uhonorowane uznania sportowców, drużyn i trenerów klubów sopockich. Uhonorowała także popularne imprezy, które odbyły się w mijającym roku na terenie miasta.
wiał nam przyjemność. Ale to nie wszystko. Ludzie ciężko pracujący, a takimi najczęściej są biznesmeni, potrzebują relaksu. Potrzebują ruchu. Przy czym ćwiczenia muszą być wykonywane regularnie i z odpowiednią intensywnością. Dla osób w średnim wieku szczególnie ważny jest masaż. Jak informuje nas pani Grażyna Lirka, specjalista odnowy biologicznej, może on być leczniczy, higieniczno-kosmetyczny, oraz relaksacyjny. Odpowiednio przeprowadzony powoduje zmniejszenie napięcia psychofizycznego w całym ciele, przynosi ogólne rozluźnienie, wzmacnia odporność na choroby,
fot. kmz
…jacuzzi…
Kapituły wybrały Mecenasów Sopotu
Marcin Wieluński
…salą gimnastyczną…
…salami do squosha…
fot. materiały promocyjne
…dwiema saunami…
fot. materiały promocyjne
rzystają pracownicy najwyższego i średniego pionu zarządzania. Jaki jest sens bywania w Centrum, prócz pewnego prestiżu, okazji do spotkań ze znajomymi w saunie, na siłowni, lub na korcie tenisowym? I tu Marek Stech ma gotową odpowiedź: – Świat, w którym żyjemy preferuje młodość i piękno. Ani jednego, ani drugiego nie można mieć na zawsze. Ale można ten okres znacznie wydłużyć. Sprawia to ruch, dbałość o zdrowie, kondycja fizyczna. Młodzieńczą sylwetkę może w pewnym stopniu gwarantować odpowiednia dieta. Nie odchudzanie na siłę, lecz takie ograniczenie jedzenia, aby posiłek spra-
fot. Piotr Dembowski
Centrum Sportowo-Rekreacyjne mieści się przy ulicy Zacisze 7/9. Zacisze, to naprawdę zaciszna ulica, ciągnąca się wzdłuż lasu, równolegle do ulicy 23 Marca. Samochody przejeżdżają tędy z rzadka, dojazd z centrum miasta jest więc łatwy. Kto nie korzysta z własnego wozu, może dostać się tu autobusem 117 lub 143. Krótki spacer od przystanku do Centrum można potraktować jako wstępną rozgrzewkę.
Centrum dysponuje najnowocześniejszym sprzętem rekreacyjno-sportowym: solarium…
fot. materiały promocyjne
C
entrum powstało 11 lat temu, w roku 1995, z inicjatywy Chińsko-Polskiego Towarzystwa Okrętowego CHIPOLBROK. Zarządza nim Marek Stech, zajęcia na basenie prowadzi m. in. jedna z najwybitniejszych polskich pływaczek Alicja Pęczak, masażami zajmują się znakomici specjaliści odnowy biologicznej.
fot. materiały promocyjne
Krzysztof M. Załuski
niu Centrum raz w tygodniu, oszczędność jest znaczna. – Wewnątrz obiektu dysponujemy basenem z elektronicznie sterowaną stacją uzdatniania wody i klimatyzowanym wnętrzem, aby po wyjściu z wody nie czuć dyskomfortu – mówi dyrektor Centrum Marek Stech. – Prócz tego mamy aromatyzowaną saunę parową i saunę fińską. Dwie sale do gry w squasha, salę do ćwiczeń siłowych z pełnym wyposażeniem, kabinę infrared, solarium „Ergoline” oraz najnowszy nabytek: wspaniały minibasen z hydromasażem. Na zewnątrz znajduje się grill i kort tenisowy o nawierzchni ze sztucznej trawy. W sobotnie wieczory na życzenie klientów organizujemy eleganckie przyjęcia, które mogą być połączone z turniejem tenisa lub squasha. Nasz ośrodek współpracuje z wieloma firmami Trójmiasta. Najczęściej z naszych usług ko-
Tak luksusowy obiekt jak ten w Sopocie, na pewno nie jest najtańszy. Ale też proponowana oferta z pewnością zasługuje na uwagę. Trzymiesięczny karnet, upoważniający do wejścia do Centrum na trzy godziny w wybranym przez siebie dniu i porze kosztuje złotych w dzień i złotych po godzinie oraz w weekendy. Bilety indywidualne, także na trzy godziny, kosztują złotych rano , po południu i w weekendy. Jak z tego widać, opłaca się wykupić karnet. Przy regularnym odwiedza-
fot. materiały promocyjne
Dla zdrowia i urody
w poszczególnych kategoriach. Mecenasem Kultury Sopotu za rok została firma PZU Życie S.A. – za mecenat nad Teatrem Atelier i wsparcie jego działalności w mijającym roku kwotą w wysokości tys. zł. Prawdopodobnie umowa patronacka między obydwiema stronami zostanie przedłużona na lata następne. Zgodnie z regulaminem, tytuły Mecenasa Kultury i Mecenasa Sportu przyznaje prezydent miasta za efektywną i ciekawą
formę wspierania tych dziedzin. Może je otrzymać firma nienależąca do sektora finansów publicznych. Co roku honoruje się tylko jedną firmę; ponadto jej laureatem można zostać tylko raz. Tytuł Mecenasa nie ma wymiaru finansowego. Oprócz miejskich władz oraz instytucji działających w obu dziedzinach, kandydatów do nagrody mogą zgłaszać indywidualni twórcy oraz dziennikarze. Po kulturze przyszła pora na sport. Tu posiedzenie Kapituły
trwało dłużej, głosowania odbywały się bowiem w kilku kategoriach. I tak tytuł Mecenasa Sportu za rok przypadł Sopockiej Firmie NDI. Sportowcem Roku wybrano Krzysztofa Groblewskiego, zawodnika Automobilklubu Orski, tegorocznego mistrza Europy w sportach samochodowych (tzw. rallycross). Sportsmenką Roku została Anna Rogowska z SKL, medalistka olimpijska i halowych mistrzostw świata w skoku o tyczce. Tytuł Młodzieżowego Sportowca Roku przypadł Łukaszowi Grodzickiemu z SKŻ, -letniemu żeglarzowi, mającemu na koncie kilka złotych medali na mistrzostwach świata w swojej kategorii wiekowej. Trenerem Roku wybrano Romana Budzińskiego, również z SKŻ, opiekują-
cego się kadrą juniorów w klasie Neil Pryde RS:X. Jako Drużynę Roku wytypowano Lotos Team Race & Rally, uczestniczącą w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. Kapituła dokonała także wyboru Sportowej oraz Rekreacyjnej Imprezy Roku. W tej pierwszej kategorii zwyciężyły trzydniowe międzynarodowe zawody jeździeckie CSI***. W kategorii imprez rekreacyjnych wyróżniono Wyścig Pływacki Dookoła Mola Times Cup. Nagrody w kategoriach sportowych wręczono grudnia w sopockim Aquaparku. Natomiast uroczystość przyznania tytułów Mecenasa Kultury i Sportu odbędzie się już w roku, stycznia, podczas noworocznego koncertu w kościele Gwiazda Morza.
Nr 1(10) styczeń 2007
reklama 5
6 kultura
www.rivierasopot.pl W r. przeszła na własność miasta, które umieściło w niej poradnię psychologiczno-pedagogiczną. Od r. w willi znajduje się muzeum, a muzealnicy odtwarzają jej wnętrza na podstawie dawnych fotografii. W r., w Bad Pyrmont zmarła najmłodsza córka Claaszena. Jej spadkobiercy przekazali muzeum rodzinne archiwum wraz z kilkoma elementami wyposażenia.
O tym jak sopocki antyk odnalazł się w Warszawie
Półka potentata Ernsta M
arta Krajewska wraz z innymi pracownikami muzeum wertuje książki, penetruje Internet, przegląda listy przedmiotów skierowanych na aukcje, w nadziei że trafi na antyk pochodzący z sopockiej willi Ernsta Claaszena, w której od 2001 próbuje zrekonstruować historyczne wnętrza. Jakież było zdumienie pani muzealnik, gdy bogato zdobiona pół-
z wspaniałymi zdobieniami i herbem miasta – prawdziwe cacko dla kolekcjonerów, bezcenne dla pani Marty. Szybko skontaktowała się ze swymi przełożonymi
Sensacyjny w skutkach zbieg okoliczności wydarzył się w stolicy. Bawiła w niej Marta Krajewska, starszy asystent muzealny. Pani Marta poznała w Warszawie kobietę, która nie mając pojęcia o profesji swej rozmówczyni, zapytała, czy nie zna jakiegoś historyka, najchętniej sztuki. Jako że pani Marta na zabytkowych starociach zna się nieprzeciętnie, zaoferowała swą pomoc. Kobieta ucieszyła się zbiegiem okoliczności i zaprosiła na oględziny mebla, który zamierzała sprzedać. Na tym jednym zbiegu okoliczności się nie skończyło.
Fot. ze zbiorów muzeum
i półkę sprowadziła do Sopotu. Obecnie można ją podziwiać w muzeum. – To prawdziwy cud. Nigdy nie wierzyłam w takie zbiegi okoliczności, a tu proszę! Od miesięcy szukamy mebli z willi Ernsta Claaszena – mówi Marta Krajewska prezentując wspaniały mebel.
Półka, którą widzimy na tym archiwalnym zdjęciu( na ścianie po lewej stronie) możemy podziwiać w willi po ponad 70 latach.
Sopocki eksporter cukru Kupiec Ernest Claaszen urodził się w Gdańsku w r. Jego rodzina należała do średniej klasy mieszczańskiej. Miał wykształcenie zawodowe, odbył staż
w Anglii i na początku lat osiemdziesiątych XIX zajął się eksportem cukru z Gdańska do Anglii. Był właścicielem kilku kamienic w Gdańsku, firm i przedstawicielstw, a od r. nosił tytuł agenta konsularnego USA w Gdańsku. Był dwa razy żonaty. Miał troje dzieci: Artura, Teodorę i Ruth. Ernest zbudował sopocką willę w latach – według projektów Waltera Schulza. W piwnicy znajdowała się kuchnia, skład na opał i piec centralnego ogrzewania. Na parterze mieściły się wytworne pokoje. Były one wyposażone w gdańskie, barokowe meble i holenderskie fajanse z Delft. W salonie stał alabastrowy kominek, nad którym zawieszano portrety rodzinne. Z werandy pełniącej funkcje ogrodu zimowego można było przejść wprost na plażę. Na piętrze usytuowane były sypialnie gospodarza. A na poddaszu mieszkała służba. Ernest wraz z rodziną wiódł szczęśliwe życie w swym nadmorskim domostwie, chadzając na spacery i zażywając morskich kąpieli. Tak było do czasu.
Krach i samobójstwo Sielanka skończyła się w czasie I wojny światowej, gdy kryzys
Siedziba Towarzystwa Przyjaciół Sopotu do remontu
Dworek Sierakowskich otwiera nowe przestrzenie Dworek Sierakowskich to najstarszy zachowany w całości sopocki zabytek. Od 32 lat mieści się w nim siedziba Towarzystwa Przyjaciół Sopotu, stowarzyszenia o statusie organizacji pożytku publicznego. TPS jest moderatorem wielu inicjatyw kulturalnych, znaczącym ośrodkiem skupiającym sopockie środowiska twórcze.
Jarosław Kurek
P
race związane z adaptacją parterowej części budynku na potrzeby Towarzystwa przeprowadzono w 1975 roku. Od tego czasu otoczony malowniczym ogrodem piętrowy domek nie doczekał się generalnego remontu. Wszystko wskazuje na to, że w ciągu najbliższych lat, być może już w 2008 roku, gruntowna odnowa dworku będzie możliwa. Po śmierci zajmujących pięterko lokatorów TPS stał się jedynym najemcą należącego do miasta budynku. Tym samym nic nie stało na przeszkodzie do wystąpienia o środki finansowe na przeprowadzenie dokumentacji technicznej, niezbędnej do
rozpoczęcia prac związanych z renowacją i modernizacją zabytku. Pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego zasiliły konto TPS-u w tym roku. – Prace dokumentacyjne trwają. Dopiero po ich zakończeniu będziemy mogli wystąpić o środki unijne, które umożliwią remont – mówi Izabela Jakul, dyrektor biura TPS. – To będzie ogromne przedsięwzięcie, oczywiście na dworkową skalę. Mamy w planach przeniesienie pomieszczeń biurowych na piętro. Dzięki temu można będzie w znaczący sposób powiększyć powierzchnię wystawienniczą na parterze. Kawiarnia zostanie najprawdopodobniej przeniesiona do północnego skrzydła budynku. Oprócz dyrektor biura w siedzibie TPS-u pracują jeszcze
koordynator projektów Justyna Wawrzyniak i specjalista ds. promocji Tomasz Garstkowiak. Trzy osoby; pomysłów i inicjatyw z obszaru malarstwa, muzyki, literatury, teatru – znacznie więcej. Dworek zawsze przyciągał też pasjonatów działających na rzecz kultury. Takich jak wiolonczelista Krzysztof Sperski, obecnie profesor gdańskiej Akademii Muzycznej, który od lat prowadzi tu cotygodniowe koncerty kameralne. Izabela Jakul mówi o nim, że to prawdziwy społecznik w pięknym znaczeniu tego słowa, postać, jakich się już dzisiaj nie spotyka. TPS prowadzi działalność wystawienniczą w dworkowej galerii sztuki. W jej salach gości sztuka współczesna: malarstwo, grafika, fotografia. Kalendarz galerii wypełniony jest na wiele miesięcy naprzód. W dworku mieszczą się również redakcje dwumiesięcznika literackiego „Topos” i „Rocznika Sopockiego”; wydawcą obu tytułów jest TPS. Organizowane są tutaj spotkania literackie, spektakle Teatru przy Stole. Tu narodził się DKF
Pewien taki adwokat Fot. ze zbiorów muzeum
Agnieszka Kamińska
ka, którą pokazała jej nieznajoma, była tą samą półką, którą mogła oglądać wyłącznie na zdjęciach archiwalnych z 1905 roku. Była to półka gdańska
Ernest Claaszen w roku 1910.
gospodarczy uderzył w interesy Claaszena. Kolejny kryzys, w r., odbił się do tego stopnia na jego psychice, że popełnił samobójstwo. Jego żona wraz z najmłodszą córką Ruth została bez środków do życia. Rozpoczęła wyprzedaż majątku i wreszcie sprzedała willę. Kupił ją Oskar Meltzner, właściciel odlewni żelaza i fabryki maszyn. Po jego śmierci willę przejął jego syn. Wojska radzieckie zdobyły Sopot w marcu , budynek trafił pod zarząd Bolesława Bieruta. Jesienią ’ r. zamieszkał w niej Eugeniusz Kwiatkowski, który stanął na czele delegatury rządu do Spraw Wybrzeża. Wiosną Kwiatkowski musiał opuścić willę, a resort, którym kierował zlikwidowano. Do r. willa była obiektem w kompleksie zabudowań rządowych i wojskowych.
Konkursy Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sopocie
D Kurort, wyświetlający filmy w kinie Polonia. Od trzech lat w ramach Ulicy Sztuki w dworkowej galerii wystawiają artyści niepełnosprawni. Od dwóch – prowadzone są lekcje poszerzające wrażliwość plastyczną, skierowane na dzieci i osoby młode, od przedszkoli do liceów. Ośrodek nie zamyka się w już wypróbowanych projektach. – W tym roku Tomek Garstkowiak wymyślił ciekawą formułę nazwaną „Dwie sztuki gratis”. Podczas jednego spotkania prezentuje się młody poeta i młody zespół muzyczny. Dochodzi do przemieszania środowisk, fermentu, zetknięcia różnych światów – opowiada dyrektor biura. Dworek odwiedza coraz więcej młodych osób z pomysłami, aktywnych w rozmaitych dziedzinach. Dzięki nim dworkowe środowiska uciekają przed skostnieniem. – Naturalnie ogranicza nas przestrzeń, ograniczają finanse. Nie będziemy w stanie znacząco poszerzyć propozycji. Nowe przestrzenie wciąż się jednak otwierają, a to dlatego, że coraz więcej osób wie o naszym istnieniu – mówi Izabela Jakul.
Jak zatem półka Claaszenów trafiła do Warszawy? Po samobójczej śmierci Ernsta, jego żona z córką przeprowadziły się do kamienicy przy ulicy Kościuszki. Zabrały ze sobą cenniejsze przedmioty. W kamienicy w roku mieszkał Jan Szcześniewski, adwokat rządowy, który został oddelegowany do Sopotu. Prawdopodobnie kupił od kobiet cenny zabytek i przywiózł go do Warszawy. Szcześniewski był przodkiem kobiety, która pokazała mebel Marcie Krajewskiej. – Gdyby kobieta skontaktowała się z kimś innym, mebel nigdy nie wróciłby do Sopotu. Byłby pewnie ozdobą jakiejś prywatnej kolekcji – dodaje Marta Krajewska. Półkę, ale też inne elementy dawnego wyposażenia można oglądać w Muzeum Sopotu, które znajduje się w willi Claaszena przy ul. Poniatowskiego . Jest ono czynne w godz. – , sobotę i niedzielę w godz. -, nr tel. ( ) .
yrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sopocie ogłasza konkurs „Na najciekawszą nazwę reklamującą punkty książki mówionej”. Tak zwane audioteki, oferujące m.in. lektury szkolne nagrane na CD oraz CD-ROM cieszą się coraz większą popularnością, stąd też konkurs skierowany jest zarówno do młodzieży, jak i dorosłych użytkowników i czytelników biblioteki. Pomysły z nazwą należy nadsyłać w terminie do grudnia r. listownie na adres: Miejska Biblioteka Publiczna w Sopocie, ul. Obr. Westerplatte , - Sopot, bądź pocztą elektroniczną na jeden z wybranych adresów: mbprom@sopot.pl lub promocjambp@sopot.pl. Zwycięzca najlepszego hasła z nazwą punktu książki mówionej, jak i wyróżnieni pomysłodawcy zostaną nagrodzeni książkami oficyny wydawniczej BRANTA oraz książkami na CD. Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej zastrzega sobie prawo do modyfikacji nazwy reklamującej usługę. Szczegółowe informacje na temat konkursu można uzyskać w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sopocie przy ul. Obr. Westerplatte , nr tel. --, e-mail: mbprom@ sopot.pl lub promocjambp@so-
pot.pl, lub na stronie internetowej: www.mbp.sopot.pl. Sopocka Biblioteka Wypożyczalnia dla Dorosłych, Dzieci i Młodzieży ogłasza konkurs plastyczny pt. „Istoty i zwierzęta niesamowite w baśniach, mitach i powieściach”. Konkurs adresowany jest do uczniów klas - szkół podstawowych, gimnazjów i uczniów szkół średnich. Prace należy składać w terminie od listopada do grudnia r. w Wypożyczalni dla Dorosłych, Dzieci i Młodzieży przy ul. Obr. Westerplatte w Sopocie. Prace wykonane dowolną techniką, z wyjątkiem prac przestrzennych oraz prac wykonanych z użyciem technik komputerowych nie powinny przekraczać formatu A. Ogłoszenie wyników konkursu nastąpi stycznia r. Uroczystość wręczenia nagród odbędzie się stycznia r. o godz. . w Wypożyczalni dla Dorosłych, Dzieci i Młodzieży przy ul. Obr. Westerplatte w Sopocie. Po rozstrzygnięciu konkursu w Bibliotece Głównej będzie otwarta wystawa prac konkursowych. Wszelkich informacji na temat konkursu udzielają pracownicy Wypożyczalni pod nr tel. () -- w. , e-mail: wyp@sopot.pl; wyp@sopot.pl; bądź pod nr gg: .
kultura 7
Nr 1(10) styczeń 2007
Fotoreporterem jest się nawet w Boże Narodzenie
Życie uchwycone mimochodem niezwykłość, o której mówiłem. Pamiętamy o wydarzeniach historycznych, o Solidarności, wizytach znanych osób a kto pamięta, że po Gdańsku chodził słoń? Zdjęcie zrobił ojciec. Uważam, że jest świetne. Te zdjęcia zostały zrobione na konkretne zamówienie? Większość z nich powstała przy okazji fotografowania czegoś innego, mimochodem, przypadkiem, w chwili oddechu… Czego nie lubi pan fotografować? Dzieci, które są nieuleczalnie chore albo przeżyły tragedię.
Wybory Miss Piękności, Monciak 1956 r.
Agnieszka Kamińska A.K.: Jakim kluczem kierował się pan wybierając zdjęcia do albumu? Przecież ma ich pan tysiące. M.K.: Kierowałem się ich innością. Nie chodziło o stworzenie zbioru dokumentującego wyłącznie historyczne przewroty. Chodziło o pokazanie czegoś zaskakującego, tego jak zmieniał się człowiek i jego otoczenie. Zdjęcia są niezwykłe, oryginalne. Spora część z nich jest zabawna. Niektóre pokazują absurd minionej epoki, na przykład kolejki po papier toaletowy. Są też zdjęcia dokumentujące tragedie – wybuch gazu w gdańskim wieżowcu, czy pożar w stoczni. W albumie znalazło się ponad fotografii. Wybrałem je z ponad tysięcy po
Bez przesady można powiedzieć, że „Fot. Kosycarz – niezwykłe, zwykłe zdjęcia” to album niesamowity. Znalazły się w nim fotografie z ostatnich 60 lat przedstawiające mieszkańców Trójmiasta, w tym również Sopotu. Wykonali je ojciec i syn – Zbigniew i Maciej Kosycarzowie. Fotografie przedstawiają ludzi na tle codziennego życia lub przeciwnie – istotnych wydarzeń historycznych. Album jest fotograficznym zapisem tego jak rozbudowywało się Trójmiasto w ciągu dziesięcioleci. Widzimy tu zmieniającą się modę, ale też transformację polityczną i społeczną. Album jest dostępny w księgarniach od grudnia. O albumie i nie tylko, rozmawiamy z jego autorem – Maciejem Kosycarzem. przejrzeniu około tysięcy negatywów. Wszystkie są poukładane chronologicznie i opisane. Nad zbiorem pracowałem kilka lat. Które zdjęcie podoba się panu najbardziej? To, które jest na okładce, czyli słoń maszerujący ulicą Długą w Gdańsku. To jest właśnie ta
Wyścigi gokartów, 1969 r.
Trzeba znaleźć w sobie dużo siły by spojrzeć im w oczy . Pamięta pan bohaterów swoich zdjęć, utrzymuje pan z nimi kontakt? Raczej nie, no chyba że fotografuję często te same osoby. Osoby publiczne siłą rzeczy zna się z widzenia. Pamiętam jednak okoliczności powstania każdego zdjęcia. A na przykład zdjęcie z siedzącą parą na tapczanie i dziećmi stojącymi w drzwiach z pana albumu? To ludzie bezrobotni, z trudem wiążący koniec z końcem. Utrzymywali się ze zbierania grzybów. Ci ludzie nie tworzyli rodziny patologicznej, tylko zupełnie nie mogli się odnaleźć w nowym systemie społecznym. Zrobiłem to zdjęcie dla tygodnika „Wprost”. Można powiedzieć, że symbolizuje ofiary przemian w
Ostatnie chwile polskiego ziemiaństwa
Wspomnienie Arkadii Stanisław Dejczer Książka Stanisława Załuskiego „Wygnanie z Arkadii” stanowi w jakimś sensie dzieło unikalne, wypełnia pustkę w obszarze tematycznym, po którym porusza się autor. Książka jest poświęcona polskiemu ziemiaństwu, jego ostatnim chwilom i tragicznej zagładzie. Temat będący tabu
w czasach komunistycznych ostatnio ożył, jest to jednak ożywienie w sferze niszowej. Unikają go popularne media, przemilcza krytyka literacka. W ostatnim piętnastoleciu ukazało się sporo pamiętników byłych ziemian i arystokratów. Ich autorami z reguły są ludzie zbliżający się do kresu życia – po roku wypędzeni ze swych gniazd. Dla nich dwór polski jawi się jako raj miniony. Powoduje to tendencyjność spojrzenia na ostat-
nie lata tego dworu i nie oddaje pełnej prawdy o tamtej epoce i ludziach w niej żyjących. Załuski nie poddał się mitologii. Jako zawodowy pisarz patrzy na dwór, z którego wyrósł, chłodnym okiem obserwatora, chce w swojej książce nie tyle eksponować własne życie, co ukazać w mikroskali dramat ludzi skazanych, najpierw przez hitleryzm, a potem przez ustrój komunistyczny, na zagładę. Dlatego „Wygnanie z Arkadii” nie jest
Polsce. To jedno ze zdjęć, dzięki którym wiem, że praca fotoreportera ma sens. Po publikacji, zgłosiło się wielu ludzi, którzy zadeklarowali pomoc. Gdybym nie sfotografował tej rodziny, nikt by się pewnie nią nie zainteresował. Niektórzy twierdzą, że fotoreporter goni za sensacją, czeka na wypadek, nieszczęście…, jest jak sęp, który chce jedynie krwi. Zawsze ripostuje, gdy słyszę takie opinie. Robimy zdjęcia wypadków dla przestrogi, żeby pokazać do czego doprowadza zbyt szybka jazda samochodem albo jazda po kieliszku. Takie zdjęcia są jak krzyże na drzewach, wstrząsają, niepokoją, ostrzegają. Robienie ich jest misją fotoreportera. Zdarzyło się, że ryzykował pan dla zdjęcia? Nieraz wchodziłem na drzewa, rusztowania albo dachy i robiłem zdjęcia z samej krawędzi. Ale staram się uważać. Zawsze chciał pan fotografować? Właśnie, że nie chciałem! Chciałem być pilotem wycieczek albo prawnikiem. Prowadziłem również sklep z płytami. Studiowałem prawo na Uniwersytecie Gdańskim, zmieniłem kierunek na politologię. Zacząłem fotografować na studiach. Pracę magisterską napisałem o zjawisku powstawania lokalnych gazet po roku . Ten bakcyl reporterski jakoś po prostu się wybił. Ojciec nigdy nie przekonywał mnie do tego fachu, ale gdy zacząłem fotografować, wiem że się cieszył. Zganił kiedyś pana zdjęcie? Przez trzy lata, miedzy a , pracowaliśmy razem. Wtedy zdarzało się, że oceniał moje zdjęcia, krytykował, mówił jak coś zrobić lepiej. To były rady twórcze. Nigdy nie był despotą. Nie krzyczał na mnie. Miał pan ojca dla siebie w dzieciństwie? Ojciec był ciągle w biegu. Pracował w niedziele i święta, nawet w Boże Narodzenie. Jego typowym pamiętnikiem, choć autor pisze książkę w pierwszej osobie, a wszystkie podane przez niego nazwiska, miejscowości i fakty są prawdziwe i odnoszą się do konkretnego miejsca – powiatu ciechanowskiego, leżącego sto kilometrów na północny-zachód od Warszawy. Załuski rozpoczyna książkę od notatek pozostawionych przez jego ojca, a odnoszących się do ziemi ciechanowsko-mławskiej z przełomu XIX i XX wieku. Następnie opisuje życie dworu w latach trzydziestych XX wieku, aby wreszcie przejść do spraw najdramatyczniejszych: wojny, okupacji niemieckiej i „wyzwolenia” przez armię sowiecką, ukoronowanego tzw. „reformą rolną”, której dekrety obowiązują do dziś.
Waga przed lodziarnią Milano połowa lat 60.
Widok z głowicy mola, lata 50
nieobecność albo obecność chwilowa charakteryzowała naszą rodzinę. Teraz to rozumiem. Wiem, że fotoreporterem nie jest się od poniedziałku do piątku, tylko albo zawsze albo w ogóle się nim
nie jest. W tej pracy nie ma kompromisów i półśrodków. Kiedy byłem dzieckiem denerwowało mnie, że tata nigdy nie zabrał mnie do kina, czy na sanki. Miałem jednak coś innego. Towarzyszyłem mu przy fotografowaniu wydarzeń historycznych, sportowych, wodowaniu statków, wypływałem z nim w rejsy. Miałem coś, czego nie miały inne dzieci. Chciałby pan, żeby za lat kolejną kronikę ze zdjęciami wydało pana dziecko? Chciałbym, ale tak jak mój ojciec, nic nie będę sugerować. Dziękuję za rozmowę.
Ojciec i syn, czyli Zbigniew i Maciej Kosycarzowie autorzy tego niezwykłego albumu – rok 1991
Fot. z archiwum agencji KFP www.kfp.pl
Autor nie wije laurki pokonanym. Na siebie i swoich najbliższych patrzy jakby od zewnątrz, okiem człowieka z przełomu XX i XXI wieku. Prawda to nieraz gorzka dla przedstawicieli społeczności ziemiańskiej, ale jeszcze bardziej oskarżycielska dla tych, którzy warstwę tę zniszczyli. Załuskiego czyta się lekko, niemal jak sensacyjną powieść. Na uwagę zasługuje bardzo staranne wydanie książki. Powinna ona znaleźć się w bibliotece każdego miłośnika naszej jakże trudnej historii.
Spotkanie z autorem oraz promocja książki odbędzie się stycznia o g. w Bibliotece Głównej MBP w Sopocie.
Stanisław Załuski: „Wygnanie z Arkadii”, str. . Towarzystwo Miłośników Ziemi Ciechanowskiej; Ciechanów . Druk i oprawa: Z.P. Druk Serwis G. Górska sp. j., ul. Tysiąclecia b, Ciechanów.
8 kultura
www.rivierasopot.pl
Płyta Janusza „Macka” Mackiewicza już na rynku
Opowiadanie wigilijne
Kolędując i jazzując
Świnie Krzysztof Skiba
W
S
opot i Zakopane, czyli letnią i zimową stolicę Polski, łączą umowy partnerskie, zakładające m.in. wspieranie i promowanie kultury obu regionów. Sześć lat temu, gdy sopockie władze przygotowywały się do obchodów stulecia miasta, narodził się pomysł otwarcia w nadmorskim kurorcie góralskiej chaty z odpowiednim wystrojem, kuchnią i muzyką. Ogłoszono przetarg. Wygrał go sopocki gastronomik Edward Putrycz, prowadzący od kilkunastu już sezonów „Żar Tropików” przy nadmorskiej plaży. W lutym 2001 przy sopockim Morskim Oku rozpoczęto budowę lokalu. W sierpniu „Harnaś” przyjął pierwszych klientów. – Zależało mi na tym, by „Harnaś” był góralską kolibą z prawdziwego zdarzenia. Wybudowaną ze stylistyczną konsekwencją, przez prawdziwych fachowców – opowiada Edward Putrycz. – Dlatego pojechałem na Podhale, szukać specjalistów, którzy podołaliby zadaniu. Firmę Andrzeja Makosia znalazł w Zawoi. To wieś nietypowa, ciągnie się przez wiele kilometrów wzdłuż drogi wiodącej z Zakopanego do Makowa Podhalańskiego. Górale pracowali niemal bez użycia urządzeń elektrycznych, wypracowanymi przez lata metodami. Z pomocą pił i toporów,
wykorzystując kamień i drewno, pobudowali piętrową chatę z dwiema stumetrowymi izbami na parterze i piętrze. Ogrodzoną płotem chronionym daszkiem przed śniegiem, z przyległą wiatą pod spadzistym dachem, z przywiezionymi z Podhala wozami, sprzętem, narzędziami rolniczymi, służącymi jako wystrój. – Jestem bardzo zadowolony z ich pracy – kiwa głową z uznaniem Putrycz. – Solidni, sumienni, popijali tylko w sobotę, po pracy. Ale po skończeniu budowy zrobili mi niespodziankę. Uznali, że ceper nie może prowadzić góralskiej koliby. Zostałem zaprzysiężony, złożyłem ślubowanie, poparte szklanką łęckiej śliwowicy. Dostałem certyfikat, ciupagę, złotą parzenicę i kapelusz. Pasowali mnie na prawdziwego sopockiego gazdę. Siedzę więc tu i gazduję znad morza. Wewnątrz koliby stoją potężne drewniane stoły i ławy, pod kominkiem buzuje ogień. Na ścianach – skóry niedźwiedzi i dzików, rogi kozic. A także wytwory podhalańskiej sztuki, rzeźbione i malowane na szkle. W tej scenerii odbywają się wesela, imprezy firmowe czy sylwestrowe zabawy. Gościom przygrywa góralska kapela, choć złożona z muzyków z Trójmiasta. Przed miesiącem podczas wieczoru wyborczego spotkali się w „Harnasiu” kandydaci Platformy Obywatelskiej i Samorządności Sopot. Ci, co dostali się do rady, fetowali sukces, ci, co odpadli, siedzieli zasmuceni. Cho-
ciaż szybko mogli się pocieszyć kwaśnicą, żeberkami postrzelonego gajowego czy też kapsą juhasa, czyli kotletem schabowym z oscypkiem. – Jeżdżę czasem na Podhale, podpatruję ich kuchnię, przywożę do Sopotu góralskie nazwy – przyznaje właściciel „Harnasia”. W Zakopanem dla równowagi powinna powstać chata kaszubska czy rybacka. Podhalańscy urzędnicy namawiali nawet Putrycza, by się tym zajął. On jednak kręci głową. – To szmat
drogi, a gastronomii trzeba stale pilnować, dbać o kuchnię, chuchać i dmuchać. Nie dałbym rady prowadzić lokalu i tutaj, i tam. Myślę, że impuls skierowany do tamtejszych gastronomików powinien wyjść od zakopiańskich władz. To kwestia umiejętnego przedstawienia pomysłu, zaintrygowania czymś nowym. Chętny na pewno by się znalazł. Bo na razie, przynajmniej na gruncie gastronomii, współpraca między naszymi miastami jest, co tu kryć, jednostronna.
fot. kmz
Polskie kolędy na jazzowo – i nie tylko – są najczęściej podawane bądź to z nutą melancholii, bądź też uroczyście. Zwykle nie może się przy tym obyć bez udziału wokalistów, a kolędowe strofy dobrze tłumaczą wspomniane nastroje. Jak ustrzec się bowiem przed potęgą tradycji interpretacyjnej, śpiewając o „monarchach, co śpiesznie dążą” lub też o Jezusie, któremu „nie dała matula sukienki”? Kwartet Mackiewicza poszedł innym tropem. Muzyk, aranżując wszystkie dziewięć kolęd wypełniających program krążka, postanowił połączyć znane melodie z różnymi obszarami jazzu. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ, nie mając w składzie wokalu, mniej był spętany kolędowymi klimatami. Że zaś nie brakuje mu dobrego smaku i muzycznej erudycji, a w dodatku potrafi je ciekawie zaprezentować, mamy oto płytę z kolędami do słuchania przez cały rok. Zaczyna się od samby – okazuje się, że to właśnie w jej rytmie „Anioł pasterzom mówił”. Rytmy latynoskie na płycie przewijają się zresztą trzykrotnie. Dalej mamy między innymi kolędę „Mędrcy świata”, ubarwioną gospelowym pulsem, „O Gwiazdo Betlejemska” w rytmie walca czy też ostro swin-
Jarosław Kurek
Harnasia spotkasz przy Morskim Oku
fot. kmz
W
dzień Bożego Narodzenia”, debiutancka płyta cenionego kontrabasisty Janusza „Macka” Mackiewicza, ukazała się właśnie nakładem sopockiej firmy Allegro Records. Jej szef, saksofonista Wojtek Staroniewicz, współpracował dotąd z Mackiewiczem jako muzyk. Dobrze się stało jednak, że obaj panowie poszerzyli pole współpracy, bowiem słuchacze na pewno nie będą z tego powodu kręcić nosami. Raczej strzyc wesoło uszami.
własne świnie nam świnie podłożyły! W jednej chwili prysł nastrój świąteczny i wigilijna radość. Zimnej krwi nie stracił tylko Józef Obrok. – Trzeba przekupić świnie żeby zeznawały na naszą korzyść. Obiecać im coś, przemówić do patriotyzmu lokalnego, moralnie przekabacić – ujawnił swój pomysł. Działać trzeba było szybko. Wizyta kontrolerów zbliżała się nieubłaganie. Stara Obrokowa wypatrywała przez lornetkę pierwszej gwiazdki, a tymczasem Kazek Obrok zakradł się do obory, żeby podsłuchać o czym świnie gadają między sobą. Gdy tylko wszedł otwierajac wrota chlewu i wymamrotał coś niezręcznie, usiłując nawiązać miłą pogawędkę, świnie wygwizdały go wznosząc an-
Smaki i klimaty
fot. kmz
Jarosław Kurek
gujące „Wśród nocnej ciszy”. Nie brakuje też balladowego oddechu, typowej dla polskich kolęd łagodności, co pięknie uwypukla wibrafon (najbardziej „śnieżny” z instrumentów) Dominika Bukowskiego. Saksofony Darka Herbasza umiejętnie balansują między idiomem jazzowym i ludowymi melodiami, bębny Adama Czerwińskiego tworzą podkład, dzięki któremu pozostali muzycy przez minut trwania płyty mogą się czuć bezpiecznie. Lider oplata to wszystko grubą siecią dźwięków kontrabasu, potrząsa i miesza, by na koniec podać urokliwy, zróżnicowany, a jednocześnie spójny koktajl muzyczny. Mackiewiczowi udała się rzecz trudna: połączył ze sobą wiele pozornie bardzo odległych muzycznych światów, nadał im przekonujące oblicze i dowiódł swoją płytą po raz kolejny, że prawdziwa muzyka nie ma granic. Dobrym pomysłem było wydrukowanie na płytowej książeczce tekstów wszystkich kolęd – co odważniejsi mogą spróbować nadążyć za muzykami i potowarzyszyć im przy wigilijnej wieczerzy ciepłym altem bądź zawadiackim tenorem. Walor edukacyjny niesie też przypomnienie autorów melodii i tekstów z minionych stuleci. Mnie natomiast frapuje jedno pytanie – jak też odebrałby ten krążek słuchacz z zagranicy, niezaznajomiony z pięknem polskich kolęd? Poznałby świąteczny charakter zanurzonych w jazzowych aranżacjach melodii, czy też nie? Może będzie okazja to sprawdzić. W internetowym dossier Mackiewicza czytamy, że jego skromność i szacunek do muzyki sprawiły, iż dopiero teraz postanowił dać się poznać jako lider i twórca autorskiej płyty. Szacunku nie można mu wypominać, co do skromności zaś – wypada podpowiedzieć, by czasami odkładał ją na półkę, wydając kolejne krążki. I to częściej, niż tylko z okazji bożonarodzeniowych świąt.
chałupie Obroków trwały przygotowania do wieczerzy wigilijnej. Stara Obrokowa krzątała się po kuchni, a głowa rodu Józef Obrok wyjął pasa żeby naładować swój telefon komórkowy. W instrukcji pisali, że komórkę co jakiś czas trzeba ładować. Trochę go to zdziwiło, ale przemyśliwał, że pewnikiem nawet elektronika na tym świecie bez pasa się nie wychowa. W momencie gdy zdzielił aparat pasem, do izby wpadł syn Kazek Obrok. Jego twarz nie wróżyła nic dobrego. Kazek nerwowo chwycił stojącą na stole butelkę samogonu i po-
ciągnął długi łyk. Zagryzając serkiem Danone wyjaśnił, iż przynosi straszną wiadomość. We wsi szerzy się plotka, że świnie napisały donos na gospodarzy do Sanepidu. W swym piśmie tuczniki skarżą się na złe warunki sanitarne panujące w zabudowaniach gospodarczych oraz na brak telewizji kablowej. Wykorzystując fakt, iż w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem inspektorzy z Sanepidu mają skontrolować wszystkie gospodarstwa i osobiście przesłuchać na tę okoliczność świnie. Gdy Kazek skończył swoją relację nastąpiło przerażające milczenie. Po chwili stara Obrokowa zaczęła w kącie głośno chlipać rozmazując sobie atrakcyjny makijaż Margaret Astor. – A tośmy się na starość doczekali, żeby
tygospodarskie okrzyki. – Nie idzie się z nimi dogadać ojciec. Bardzo uparte są i chcą wsypać przed kontrolerami całą wieś – oznajmił po powrocie. Józef Obrok ze zdenerwowania nie mógł złapać tchu. Sytuacja stawała się coraz bardziej niewesoła. – Jak świnie zaczną sobie z kontrolerem gadać to kto wie co mu tam o nas naopowiadają, a przecie widziały niejedno...– z przerażeniem oznajmiła Obrokowa. Stary Obrok wstał i głęboko się zamyślił. Zamyślił się tak głęboko, że o mało nie wpadł do studni. Nagle łapiąc się za złote zęby złapał się złotej myśli: – To nie świnie trza przekupić, ale kontrolera. Jutro zwierzęta utracą moc ludzkiej mowy i nie będą w stanie zeznawać na naszą szkodę. Gdy kilka godzin później kontroler Sanepidu Łapa Franciszek opuszczał gospodarstwo Obroków obładowany koszem wołowiny i wiadrem telefonów komórkowych stary Obrok pokusił się o małą sentencję filozoficzną. – Mądrzy ludzie nie powinni zanadto ufać świniom. – Święta racja – odpowiedział kontroler dzwoniąc z jednej z podarowanych komórek na party line.
kultura 9
Nr 1(10) styczeń 2007
Sfinks ma już piętnaście lat
fot. kmz
Księżycowy jubileusz Monika Zboińska
Coma na stacji Orunia Jarosław Baliński
15
grudnia w Miejskim Domu Kultury w Gdańsku ruszył cykl artystyczny zatytułowany „stacja Orunia”. Zamysłem twórców projektu była prezentacja najciekawszych zjawisk kulturalnych, przede wszystkim muzycznych, ale
wieczoru był zespół tej klasy co Coma. Członkowie łódzkiej formacji zagrali swoje największe hity: „Spadam”, „Leszek Żukowski”, „Tonacja”, „Daleka droga do domu”. Grupa powstała cztery lata temu. Założyli ją Dominik Witczak i Tomasz Stasiak. Sukces zawdzięcza niebanalnym tekstom, rockowej oprawie i ogromnej ekspresji wokalisty Piotra Roguckiego (studenta szkoły tea-
Jej muzycy czerpią z twórczości takich ikon światowego rocka jak Pink Floyd czy The Rolling Stones. W ich utworach pobrzmiewa
wybuchowa mieszanka grunge’u, rocka i reggae. A wszystko to doprawione sceniczną manierą wokalisty.
fot. kmz
fot. kmz fot. kmz
Trójmiejska scena alternatywna
nie tylko. Terenem działań stała się siedziba MDK przy ul. Dworcowej 9. Imprezę zaingerował koncert zespołu Coma. Przez dwa kolejne dni odbywał się VI Przegląd Filmów Amatorskich i Niezależnych WYDMY 2006. Impreza spotkała się z ogromnym zainteresowaniem mieszkańców Trójmiasta. Bilety na pierwszy koncert zostały wyprzedane błyskawicznie. Nie mogło być inaczej, skoro gwiazdą
Na pomysł otwarcia lokalu dla artystów w roku wpadł Robert Florczak, adiunkt na wydziale malarstwa i grafiki ASP, obecny współwłaściciel Sfinksa. – Wraz z grupą przyjaciół siedzieliśmy w Złotym Ulu, przy obrazach malowanych pastą do zębów i wtedy przyszło nam do głowy, że warto stworzyć coś takiego jak Sfinks – wspominał podczas imprezy artysta. Dziś miejsce to cieszy się renomą jednego z najlepszych klubów w Europie. Tu chcą grać najsławniejsi didżeje. Tu występują muzycy jazzowi tacy jak Leszek Możdżer, Michał Urbaniak czy Zbigniew Namysłowski. Tu wreszcie po koncercie w Operze Leśnej bawili się członkowie legendarnej grupy The Animals. Właśnie w Sinksie pierwszy raz w Polsce zaczęto grać techno i organizować imprezy Halloween.
tralnej w Krakowie), który jest jednocześnie autorem słów. Zespół ma na swoim koncie wiele prestiżowych nagród, m.in. nominowany został do europejskich nagród MTV – EMA , występował także na największych krajowych festiwalach: Rock Union w Węgorzewie i Przystanku Woodstock. Można śmiało rzec, że Coma jest w tej chwili jedną z najciekawszych formacji artystycznych w Polsce.
fot. Jarosław Baliński
fot. kmz fot. kmz
fot. kmz
fot. kmz fot. kmz
fot. kmz
J
edne kluby hucznie zaczynają i równie hucznie kończą. Ten zaczął od „Balu na gruzach”, a w tym roku doczekał się piętnastych urodzin. Jedyny i niepowtarzalny sopocki Sfinks to miejsce, które przyciąga niepowtarzalną atmosferą, wyrafinowaną muzyką, a przede wszystkim śmiałymi projektami artystycznymi. Impreza urodzinowa trwała dwa dni ( i grudnia), bo jak twierdzą organizatorzy na wszystkie atrakcje nie wystarczyłoby czasu. Po oficjalnych życzeniach od Jana Kozłowskiego, Marszałka Województwa Pomorskiego, który przybył na tę uroczystość w stroju szlachcica z szabelką u boku, prof. Jerzego Limona, prof. Marka Grzybiaka i
księdza Krzysztofa Niedałtowskiego rozpoczęła się zabawa. Pokaz mody „Curioso” autorstwa Ali Grucy i performance Leona Dziemaszkiewicza to widowisko, na które liczyli goście Sfinksa. I nie zawiedli się. Było tam wszystko z czego słynie lokal: dekadenckie poczucie humoru, przepych i wyrafinowanie. Rozkosze dla ciała zapewniła kuchnia Barbary Kruszewskiej. Wernisaż „Oka leczenie na wesoło” to pokaz prac artystów związanych ze Sfinksem m.in. Andrzeja Umiastowskiego, Henryka Cześnika, Maćka Szupicy, Jadwigi i Zygmunta Okrassów. Koncert Skini Patrini był zapowiedzią dnia następnego, w którym pojawiło się ponad didżejów i zespoły. W sobotę wystąpił Barry Ashworth i jego formacja Dub Pistols, Ikenga Drummers z Larrym Okay Ugru, Chlupot Mózgu i cyberfaceci z Dick Dick.
10 społeczeństwo
Miasto dla samotnych .. o godz. . w sali nr Urzędu Miasta Sopotu Polski Komitet Pomocy Społecznej – Zarząd Miejski w Sopocie organizuje „Spotkanie wigilijne” dla samotnych seniorów sopockich. Po kolacji wigilijnej odbędzie się koncert kolęd w wykonaniu uczniów Szkoły Muzycznej. Zaproszeni seniorzy obdarowani zostaną przez uczniów sopockich szkół podstawowych własnoręcznie wykonanymi ozdobami świątecznymi oraz otrzymają paczki świąteczne. Sponsorem jest m.in.: sopocka firma „Oceanic”. Osoba do kontaktu: Krystyna Kalańska, tel. () lub . .. w godz. od . do . przy ul. Bohaterów Monte Cassino (vis a vis fontanny), Karczma Polska Zagroda zaprasza na poczęstunek mieszkańców Sopotu. W imieniu organizatora MOPS w Sopocie zaprasza osoby znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej. „Caritas” Archidiecezji Gdańskiej zorganizuje kiermasz, na którym wystawione będą prace osób niepełnosprawnych. Osoba do kontaktu: Katarzyna Stasiewicz, tel. . .. Stowarzyszenie „Po_moc” we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Sopocie oraz Gdańskim Klubem Miłośników Turystyki off-road „Gdańsk x” organizuje akcję „Choinka x” dla około dzieci z rodzin wymagających wsparcia. Wśród wielu atrakcji planowany jest m.in. przejazd samochodami terenowymi, posiłek, pokaz jazdy samochodem x w terenie itp. Osoba do kontaktu: Alina Cysewska, tel lub . .. odbędzie się spotkanie opłatkowe dla dzieci z Domu Dziecka „Na Wzgórzu”. Osoba do kontaktu: Dyrektor - Andrzej Czekaj, te. . .. o godz. . w Dziennym Ośrodku Adaptacyjnym przy ul. Kolejowej odbędzie się spotkanie opłatkowe dla uczestników Klubu wsparcia dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi. Osoba do kontaktu: Ewa Bartkowiak tel. () lub ; lub .. o godz. . spotkanie opłatkowe dla pensjonariuszy Dziennego Domu Pomocy Społecznej w Sopocie, przy ul. Kolejowej . Osoba do kontaktu: kierownik Janina Mierzejewska, tel () . .. o godz. . odbędzie się spotkanie opłatkowe dla pensjonariuszy Dziennego Ośrodka Adaptacyjnego w Sopocie, przy ul. Kolejowej . Osoba do kontaktu: kierownik Jerzy Wcisłowski () . .. o godz. . w Dziennym Domu Pomocy Społecznej w Sopocie przy ul. Kolejowej odbędzie się spotkanie opłatkowe dla osób, podopiecznych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sopocie, korzystających przede wszystkim z dożywiania. W jadłospisie przewidziano: barszcz, pierogi, rybę, sałatkę, owoce, słodycze, kawę, herbatę. Zaproszeni goście otrzymają paczkę świąteczną z artykułami żywnościowymi. Sponsorami są m.in. lokalni piekarze i cukiernicy. Osoba do kontaktu: pracownik MOPS Iwona Demel tel. () lub . . w godz. . do . – osób, podopiecznych MOPS w Sopocie (w tym: dzieci oraz osób starszych i samotnych) otrzyma paczki świąteczne. Podarunki przygotowane i rozniesione zostaną przez ok. wolontariuszy w wieku od do lat. W paczkach znajdą się słodycze, kawa, owoce, paszteciki, art. chemiczne oraz kosmetyki. Akcja „Zostań Św. Mikołajem” organizowana jest już po raz dwunasty. Osoba do kontaktu: pracownik MOPS Małgorzata Kaźmierczak tel.() lub . o godz. . przy Alei Niepodległości w Sopocie, prezydent Miasta Sopotu, dyrektor „Caritas” Archidiecezji Gdańskiej oraz dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sopocie, podzielą się opłatkiem z osobami samotnymi. Przewiduje się udział ok. osób. Kontakt: Caritas () . Stulatkowie z Sopotu ( osób) otrzymają okolicznościowe paczki wraz z życzeniami świątecznymi od prezydenta Miasta Sopotu. Osoba odpowiedzialna za całość: Ewa Bartkowiak tel. () lub ; lub Oprócz wymienionych uroczystości, odbędą się spotkania dla członków organizacji pozarządowych: .. o godz. . Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego . o godz. . Polski Związek Niewidomych .. o godz. . Polski Związek Emerytów Rencistów i Inwalidów Zarząd Rejonowy Sopot
Dzieci pod choinkę zawsze chcą jednego – domu
Krzyś patrzy na drzwi i czeka Agnieszka Kamińska
K
rzyś przeklinał Boże Narodzenie. W Wigilię zwykle wstawał o świcie, żeby zaopatrzyć rodzinę w jedzenie i opał. Normalnie to dopiero po szkole penetrował śmietniki w poszukiwaniu czegoś, co da się sprzedać. Ale święta nie były normalne. W święta już od piątej przemierzał ulicę. Musiał zgromadzić pokaźny trzydniowy zapas. Wiadomo – jak jest Boże Narodzenie, to ludziom nie w głowie wyrzucanie śmieci. Gdy więc inne dzieci śniły o prezentach od Świętego Mikołaja, Krzyś maszerując z wózkiem marzył o stosach gazet i puszek po piwie. Obserwując migające światełka w sklepowych witrynach, modlił się, żeby mu bezdomni wszystkiego nie wybrali z kontenerów. Z łupem wracał do domu, w którym spali rodzice po zakrapianej uroczystości – jednej z 360 w roku, wstawiał do słoika gałęzie, które odłamał po drodze świerkowi. Denerwowało go, że nie idzie do szkoły. Nie żeby ubóstwiał się uczyć. Lubił szkołę za darmowe obiady i za to, że w tym jednym miejscu traktowano go jak dziesięcioletnie dziecko, a nie jak dziesięcioletniego dorosłego. Wigilia w jego domu różniła się od innych uroczystości tylko tym, że w telewizji prezenter był ładniej ubrany i mówił drżącym głosem o pierwszej gwiazdce. Najchętniej rzuciłby w niego kamieniem, żeby ukarać za to całe świąteczne drżenie, którego on – Krzyś nigdy nie poczuł. W święta w jego domu był też opłatek – taka inna zakąska. Rodzice łamali się nim po każdym opróżnionym kieliszku z rozlicznymi wujkami i ciociami, którzy masowo ściągali tego dnia do jego domu, a których widział pierwszy raz w życiu. Około północy kładł się spać w kącie z nadzieją, że jakiś wujek nie przewróci się o niego w alkoholicznym amoku.
Trzeba dać siebie Andrzej Czekaj, dyrektor domu dziecka, dzwoni do właściciela hurtowni. Pyta, czy by mu nie zechciał podarować soków albo mrożonych, świątecznych pierogów dla dzieci. A może dorzuci jeszcze mąki lub cukru? Dzwoni do właściciela sklepu z rybami, importera bakalii i przypraw, dostawcy serów i jogurtów. Musi zorganizować święta dla trzydzieściorga dzieci. Dziennie wykonuje kilkanaście telefonów, przed świętami – kilkadziesiąt. Jest z zawodu pedagogiem. Pracował w pomocy społecznej. Odkąd pamięta angażował
fot. Andrzej Czekaj
Zestawienie uroczystości świątecznych
www.rivierasopot.pl
Dyrektor Domu Dziecka na Wzgórzu przygotowuje świąteczne potrawy. Asystują mu kucharki – panie Teresa i Lucyna.
się w akcje charytatywne i opiekę nad dziećmi. Jako dyrektor domu dziecka musi być nie tylko wrażliwy na dziecięcą krzywdę. Musi też być twardy w negocjacjach biznesowych. Ukończył zarządzanie na uniwersytecie. Jest menedżerem i nie czeka na łaskę. Co miesiąc sprawdza zawartość spiżarni i chłodni. Kontroluje żelazny zapas: kilogramów cukru, kilogramów masła, kilogramów mięsa, bochenków chleba, kilogramów ziemniaków. Gdy zapas się wyczerpuje – dzwoni. Potem w eleganckim garniturze jedzie na spotkania w sprawie makaronu i dżemów. Święta w domu dziecka planuje już na początku roku. Miesiącami myśli, co zrobić, żeby Wigilia w placówce zrekompensowała dzieciom wszystkie inne, których nie miały. Dobrze wie, że choinka, prezenty i półmisek pierogów to namiastka. Trzeba dać jeszcze siebie.
Spaghetti na obiad Krzyś początkowo nie wiedział o co chodzi z domem dziecka. Myślał, że mieszkają w nim sieroty, których rodzice zginęli w wypadku samochodowym albo umarli na raka. Tak myślał dopóki sam do niego nie trafił (wskutek, jak mu powiedziano, niewydolności wychowawczej i choroby alkoholowej rodziców). Był całkowicie zagubiony. Nie płakał, jak ta mała Zosia, której rodzice rozwiedli się, a potem ulotnili jak kamfora. Mówił niewiele – tylko, gdy go pytali. Był podejrzliwy, nieufny, zalękniony. Dostał nową bieliznę, dres i buty. Pierwszy raz w życiu miał coś nowego, ale zastanawiał się, czy to na pewno jego. Bo czy dres, którego sam nie wygrzebał z kubła na śmieci może być jego? Lęk wzbudzało w nim łóżko, w którym spał przykryty pościelą, a nie tym co było pod ręką. Martwił się czy nie będzie musiał kiedyś za to zapłacić? Przecież był przyzwyczajony, że za wszystko się płaci. Na obiad dostał spaghet-
ti. Chociaż był głodny nie wziął do ręki sztućców. Nie wiedział jak się ich używa do jedzenia takich długich nitek. W domu nigdy nie jadł spaghetti. Trochę martwił się o rodziców. Gdy on jest tu, kto będzie dla nich sprzedawał puszki i kupował chleb na śniadanie? A może odkąd nie ma go w domu, rodzice się zmienili? Może już nie piją, nagle stali się wychowawczo wydolni i go zabiorą? Krzyś jest tego pewien. Przecież jest ich dzieckiem. A wszyscy rodzice kochają swoje dzieci i chcą być razem z nimi.
Żeby się Krzyś nie zdziwił Andrzej Czekaj miesza w garnku. Garnitur zamienił na kucharski fartuch. Próbuje zupy. Kręci głową. To znak, że trzeba dosypać soli. W asyście pani Teresy i Lucyny gotuje barszcz i wrzuca na patelnię rybę. Jak trzeba, potrafi przeobrazić się z menedżera i wychowawcy w kucharza. W domu dziecka trzeba być elastycznym. Ma wszystko pod kontrolą. Chce by placówka była nowoczesna i nie miała nic wspólnego z molochami, z których dzieci uciekają. Czasem przyjeżdża w nocy albo o świcie, żeby sprawdzić czy dzieci dobrze śpią i mają opiekę. Na wieść o doniesieniach telewizyjnych, dotyczących braku wychowawców w nocy w jednej z placówek, z dezaprobatą łapie się za głowę. Dom dziecka nie może kojarzyć się z nieszczęściem i patologicznym zachowaniem. On i jego zespół pracują nad tym przez całą dobę. Gdy idą święta pracy jest jeszcze więcej. Trzeba sprawdzić rodziny, które chcą zabrać do siebie dziecko na święta. Czy czasem nie kieruje nimi kaprys, albo chęć urozmaicenia świątecznej atmosfery. Trzeba też umieć powiedzieć Krzysiowi, żeby się nie zdziwił, gdy jego rodzice nie przyjdą go odwiedzić w Boże Narodzenie.
cioro podopiecznych, w tym kilkoro przygotowujemy do samodzielności. Dzieci w takim małym domu rozwijają się lepiej niż w ogromnej placówce na sto osób. Dajemy dzieciom perspektywy, szansę na dobre życie, traktujemy indywidualnie. Większość z nich ma fizycznych rodziców. Kontaktujemy się z nimi. Sprawdzamy, czy walczą z problemem, z powodu którego nie mogą opiekować się dziećmi. Motywujemy do starania się. Pracujemy też nad znalezieniem dobrych rodzin adopcyjnych dla tych dzieci, które nie mogą wrócić do biologicznych rodzin. Bardzo trudno mówić takim dzieciom, że będą miały mamę, chociaż jedną już mają. Pani Teresa, kucharka: – Dzieci raczej nie kapryszą przy jedzeniu. Ale nieraz widziałam, jak dziecko patrzy na obiad i milczy. Potem mi mówi na ucho, że jeszcze nigdy nie widziało kotleta albo nie wie, co to brukselka. Serce się kraje. W kuchni jest ruch od siódmej. Najpierw przygotowujemy śniadanie, potem drugie do szkoły. Jak dzieci idą na lekcje, to już bierzemy się za obieranie ziemniaków i smażenie mięsa. Przecież gotujemy dla ogromnej rodziny. Andrzej Czekaj, dyrektor: – Święta zawsze są dla nich trudne. Myślą o domu. Rozmawiamy z nimi i organizujemy wiele zajęć. Dzieci pod choinkę zawsze chcą jednego – wrócić do domu, obojętnie jaki ten dom by nie był. W drugiej kolejności proszą o zabawki, płyty… To akurat możemy im dać.
Pierwsza choinka Krzysia
Zabawki w drugiej kolejności
Krzyś stroił choinkę w domu dziecka. Zapalił lampki. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak pięknego. Pierwszy raz nie nienawidził świąt. Mógłby je nawet polubić, gdyby przyszli rodzice. Krzyś będzie na nich czekać i patrzyć na drzwi.
Andrzej Czekaj, dyrektor: – W naszym domu jest trzydzieś-
* imiona dzieci zostały zmienione
społeczeństwo 11
Nr 1(10) styczeń 2006
O samotności w święta, rodzinie i Pasterce w kościele Świętego Jerzego rozmawiamy z Markiem Kamińskim, podróżnikiem
fot. archiwum Fundacji Marka Kamińskiego
cel. Było mi bardzo ciężko. Minus trzydzieści stopni, silny wiatr, a przede mną niezmierzona biel. W Wigilię narysowałem sobie na ścianie namiotu choinkę. Nawet zanuciłem kolędę. Nie odstępowałem od zaplanowanej diety. Na śniadanie na przykład zjadłem musli zalane olejem sojowym i wodą. Muszę przyznać, że samotność mi nie doskwierała. Wiedziałem, że są ludzie którzy myślą o mnie, i o których ja myślę. Dałem sobie nawet prezenty od bliskich. Przyjaciele włożyli mi do woreczka karteczki ze słowami wsparcia, życzyli wytrzymałości i żebym doszedł do celu. Doszedłem dwa dni później. Ten woreczek z karteczkami mam do dziś. Jest dla mnie bardzo cenny. Wtedy myślałem, że tak naprawdę samotni są ludzie, o których nikt nie pamięta. O samotności nie przesądza to, że się przebywa na biegunie. Można być naprawdę samotnym w zatłoczonym mieście… Ale pamiętam też wyprawę z Jasiem Melą. Wtedy było inaczej. Wydeptaliśmy choinkę na śniegu, śpiewaliśmy kolędy, popijając barszcz. A teraz wybrałby się pan na samotną wyprawę? Raczej nie. Mam rodzinę, jestem potrzebny córce i żonie. Chce być z nimi. Po co mam iść sam, jeśli są one. Mógłbym się wybrać na samotną wyprawę tylko z jakiegoś względu, gdyby to miało coś dać, zmienić czyjeś myślenie. Jak na przykład wyprawa z Jasiem pokazała, że niepełnosprawny może być podróżnikiem. Złamaliśmy wtedy pewien stereotyp.
Lubi pan święta w mieście? Te wszystkie lampki i choinki w sklepach? Lubię i poddaję się świątecznej atmosferze. Ale też pamiętam, że święta to najlepszy czas dla sprzedawców. Lepiej odnaleźć tę atmosferę w sobie, a nie w sklepie. Będzie pan stroił choinkę i gotował? Z tym gotowaniem to nie wiem. Z pewnością będę kupować produkty na Wigilię. Zjedzie cała rodzina i musimy naszykować dużo jedzenia. Zależy mi na kultywowaniu rodziny wielopokoleniowej ze wszystkimi jej tradycjami. Rodzina jest wielką siłą. Tak naprawdę to już od tygodni robimy zakupy pod kątem świąt. Będziemy też śpie-
wać kolędy. Moja żona będzie grać na pianinie. O północy pójdziemy na Pasterkę do kościoła Świętego Jerzego. To będą ważne święta, bo w kwietniu planujemy wyruszyć z dzieckiem na wyprawę dookoła świata. Takie są plany, ale wyruszymy, gdy będziemy gotowi. Chce pan, żeby córka była podróżnikiem? Będzie robić to, co będzie chciała. Nie boi się pan, że córka podczas wyprawy zapomni o dziadkach? Jak w takiej podróży kultywować tradycje rodzinne i pielęgnować tę wielopokoleniowość? Będziemy dzwonić i łączyć się drogą internetową. Będzie mieć stały kontakt z dziadkami. Czy ma pan czas dla siebie?
fot. archiwum Fundacji Marka Kamińskiego
A
.K.: Gdy był pan dzieckiem, co chciał pan dostać pod choinkę? M.K: Na święta do domu zjeżdżała cała rodzina, babcie i prababcie. Było mnóstwo ludzi. Dzieliliśmy się opłatkiem, śpiewaliśmy kolędy. Pod choinką znajdowałem pomarańcze i banany. W tamtych czasach to był towar luksusowy i bardzo pożądany przez dzieci. Taki prezent kosztował wiele wyrzeczeń. Rodzice musieli dowiedzieć się gdzie „rzucili” owoce, a potem stać w kolejkach. Takie były czasy. Moje święta z dzieciństwa były śnieżne. Kiedyś pojechaliśmy na Boże Narodzenia do rodziny. Miałem może siedem lat. Dom znajdował się nad stawem. Wybrałem się na lód. Położyłem policzek na taflę i patrzyłem w niebo. Było mi bardzo dobrze.
fot. archiwum Fundacji Marka Kamińskiego
Agnieszka Kamińska
Widać już wtedy ciągnęło mnie do lodu i śniegu. Nie brakowało panu rodziny i tego świątecznego gwaru podczas samotnej wyprawy na biegun? Jak to wtedy było? To był rok . Kilka miesięcy przed świętami zdobyłem Biegun Północny, a w Boże Narodzenie szedłem na Biegun Południowy. Spieszyłem się, bo przed końcem roku chciałem zdobyć
fot. archiwum Fundacji Marka Kamińskiego
Moje święta pachną pomarańczą
Cały czas się uczę. Będę zdawać egzaminy na wydziale filozoficznym na Uniwersytecie Warszawskim. Uczę się też norweskiego i francuskiego. Chociaż znam już chyba z siedem języków, ciągle uczę się nowych. A co chciałby pan pod choinkę? Mogą być pomarańcze. W świętach najważniejsi są jednak ludzie. Dziękuję za rozmowę.
Sopocianie w byłej kwaterze generała Władysława Sikorskiego
Joanna Stankowska
W
dniach od 8 do 16 grudnia Sopocki Chór Kameralny pod dyrekcją Anny Fiebig koncertował we Francji. Zespół przebywał na zaproszenie Stowarzyszenia AnjouPologne. Osobą szczególnie zaangażowaną w organizację tournèe sopockiego chóru był Jacek Rewerski, szef Stowarzyszenia. Chór koncertował już po raz drugi w okolicach Angers (poprzednio był tu w 2004 roku), co świadczy, że sztuka chóralna prezentowana przez zespół przypadła do gustu słuchaczom. Podczas obecnego tournèe chór przedsta-
wił swoja interpretację kolęd polskich, prawosławnych, francuskich, angielskich, amerykańskich i kolumbijskich. Występy charytatywne w sali centrum kulturalnego w Beaoucouzè oraz w kościele w St. Gemmes, zgromadziły ogromną rzeszę publiczności. Zakończyły się długotrwałymi owacjami, zmuszając zespół do wykonania kilku bisów. Szczególnie życzliwie przyjęta została kolęda „Oj maluśki, maluśki”. Koncert w St. Gemmes miał szczególny ładunek emocjonalny, ponieważ przyszło kilkoro mieszkańców pamiętających Boże Narodzenie 1939 roku spędzane z polskimi żołnierzami, którzy przebywali w tej miejscowości po zajęciu Polski przez wojska niemieckie (w Angers mieścił
się gabinet Premiera Rządu na uchodźstwie gen. Sikorskiego, 5 km dalej w Pignerolles rezydował Prezydent Raczkiewicz). Sopocianie wystąpili również z dwoma koncertami dla uczniów szkoły Augustianów w Angers. Wykonali wspólnie z nimi francuska kolędę Papa Noèl. Zespół został przyjęty przez vice mera Angers pana Michel Haudebine. Pobyt w Angers zakończył wieczór wigilijny spędzony z licznie zamieszkującymi ten region Polakami oraz Francuzami ze Stowarzyszenia Anjou-Pologne. Pobyt Sopockiego Chóru Kameralnego „Continuo” we Francji zakończył udział w mszy św. oraz koncert kolęd w kościele polskim p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, w Paryżu.
fot. Joanna Stankowska
Chór Continuo koncertował we Francji
Sopocianie podczas jednego z charytatywnych koncertów we Francji.
12 porady
www.rivierasopot.pl
Kosmetyczny Instytut Dr Irena Eris poleca nowe zabiegi
Skutecznie, szybko i bezpiecznie Irmina Wróblewska
Z
e względu na wymogi czasów zainteresowanie zabiegami upiększającymi jest dzisiaj wyjątkowo duże. Każdy stara się na wiele sposobów uniezależnić od efektów wpływu przemijania na urodę, a coraz to nowsze metody stosowane w medycynie estetycznej pozwalają na dokonanie wyboru między zabiegami chirurgicznymi, a metodami o mniejszej inwazyjności. Jedną z technik zabiegowych poprawiających wygląd w gabinecie dermatologii estetycznej są iniekcje toksyny botulinowej, inaczej zwanej botoxem, która powoduje odwracalne porażenie mięśni. Efekt ten po raz pierwszy wykorzystano w medycynie ponad dwadzieścia lat temu w celu wygładzenia zmarszczek czoła. Kolejne doświadczenia pozwoliły na opracowanie planu terapeutycznego, który umożliwia dokonanie korekcji rysów całej twarzy.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia Czytelnikom „riviery SOPOT” przekazujemy Podarunków Piękności w kwocie zł każdy – na dowolny zabieg firmowy wykonywany w naszym sopockim Instytucie. Wystarczy wysłać SMS pod numer: i podać odpowiedź na pytanie: „Jak brzmi skrócona nazwa TOKSYNY BOTULINOWEJ używanej przez lekarza dermatologa do zabiegów niwelowania zmarszczek w Kosmetycznym Instytucie Dr Irena Eris?” Podarunki Piękności otrzyma pierwsze osób, które w dniu grudnia pomiędzy godziną a wyślą sms-em prawidłową odpowiedź. Nagrody do odebrania grudnia w redakcji „riviery”. Najczęściej terapii botoxem poddawane są: pionowe zmarszczki czoła, „kurze łapki”, czyli drobne zmarszczki wokół oczu, „linie królicze” czyli zmarszczki bocznych powierzchni nosa oraz bruzdy pomiędzy brwiami. Liczba iniekcji oraz ilość jednostek toksyny jest ustalana indywidualnie i zależy od wieku, płci oraz warunków anatomicznych okolic poddanych kuracji. Zabieg nie trwa długo a wkłucia są praktycznie bezbolesne i nie wymagają znieczulenia. Jedyne miejscowe objawy niepożądane stanowią niewielkie zasinienia w miejscu podania preparatu. Pozwala to na powrót do normalnej aktywności natychmiast po zabiegu. Efekt leczenia pojawia się zwykle po około – dniach i utrzymuje się do – miesięcy. Należy zatem liczyć się z ponownym wystąpieniem zmarszczek po tym okresie. Dla podtrzymania efektu możliwe jest ponowne podanie toksyny, co pozwoli też utrzymać go na dłużej. Odwracalność działania botoxu ma też i swoje dobre strony.
Mianowicie, ewentualne działania niepożądane w postaci osłabienia mięśni innych niż zamierzone są również ograniczone w czasie i również odwracalne. Terapia botoxem jest więc dogodną alternatywą dla wielu osób, które chcą bezpiecznie, skutecznie i szybko poprawić swój wygląd, a jednocześnie pozwala uniknąć ryzyka związanego z interwencją chirurgiczną i przechodzenia trudnego okresu pozabiegowego. Autorka jest lekarzem-dermatologiem estetycznym sopockiego Kosmetycznego Instytutu Dr Irena Eris Mieszkańcom Sopotu oraz ich Gościom, wszystkim Czytelnikom oraz Twórcom i Autorom gazety „riviera SOPOT” składamy życzenia piękna, spokoju i harmonii w domach, i w waszych sercach! Pracownicy Kosmetycznego Instytutu Dr Irena Eris w Sopocie
Adwokat radzi
Prawo dziadków do wnuków
Aleksandra Cichowicz-Pietrzak
R
ozwód rodziców często oznacza dla dzieci ograniczone kontakty z drugim rodzicem, zazwyczaj z ojcem, a niekiedy również utratę kontaktów z dziadkami – tymi „gorszymi dziadkami”, bo rodzicami ojca. Spowodowane jest to przeważnie przekonaniem matki, że byli teściowie ustawiają dzieci przeciwko niej, że niewłaściwie będą opiekować się dzieckiem, bo skoro wychowali syna, który nie sprawdził się jako mąż, to na wnuka też nie zasługują, zwłaszcza, że w trakcie rozwodu stanęli po jego stronie. Odrzuceni dziadkowie często przemilczają sprawę, żeby nie zadrażniać i tak trudnych kontaktów ich syna z dzieckiem. Tymczasem wcale nie musi tak być, polskie prawo gwarantuje dziadkom możliwość spotykania się z wnukami i można o to wystąpić do sądu. Pan Wojtek zgłosił się do mnie już w trakcie sprawy rozwodowej. Jego córka miała sześć lat, prawie cztery lata małżonkowie mieszkali osobno, poza krótkimi okresami, kiedy próbowali się pogodzić.
Do drugiego roku życia matka p. Wojtka co sobotę przyjeżdżała do dzieci, zajmowała się wnuczką, gotowała jej obiad, a synowa miała tego dnia „wychodne”. Z czasem, kiedy pan Wojtek utracił dobrze płatną pracę, małżeństwo zaczęło się psuć. Dochodziło do coraz większej ilości awantur. Po jednej z nich matka p. Wojtka wypomniała synowej, że jej syn dodatkowo musi utrzymywać jej panieńskie dziecko – to przelało kielich goryczy. Teściowa została wyrzucona z domu, a niedługo potem i jej syn. P. Wojtek podjął prace w Niemczech. Co jakiś czas przyjeżdżał z pieniędzmi do kraju i wtedy mógł przez krótki czas pomieszkiwać z żoną i dzieckiem. Nie trwało to jednak dłużej niż do tygodni. Pobyt w Polsce kończył zazwyczaj u rodziców i na ich garnuszku. Dziadkowie nie mieli prawa nawet z daleka oglądać swojej wnuczki. Była to kara za zachowanie teściowej. Żona p. Wojtka nie pracowała, utrzymywała siebie i dwoje dzieci z pieniędzy męża. Teściowa znienawidziła synową za takie postępowanie, zresztą ze wzajemnością. Pomimo tak trudnej sytuacji rodzinnej zaproponowałam p. Wojtkowi, aby namówił rodziców na złożenie do sądu wniosku o uregulowanie kontaktów. Początkowo dziadkowie nie wierzyli, że uda im się nawiązać ponownie kontakt z wnuczką, złożyli jednak w sądzie stosowne dokumenty. Z uwagi na miejsce zamieszka-
Psychomedicus – czyli okiem psychiatry Z okazji świąt Bożego Narodzenia składamy Państwu, członkom naszego
Jak postępować z osobami chorymi psychicznie?
Towarzystwa, wszystkim Miłośnikom tenisa, Waszym Rodzinom i Bliskim – najserdeczniejsze życzenia. W Nowym 2007 Roku życzymy wszystkim Sopocianom szczęścia, pogody ducha, sukcesów w pracy i w życiu osobistym SOPOCKIE TOWARZYSTWO TENISOWE
Piotr Pankiewicz
O
dpowiedź na tak a nie inaczej postawione pytanie nie jest prosta. Trudność wynika z jakże mylnych wyobrażeń, dotyczących choroby psychicznej, siły stereotypu tkwiącego w opinii przeciętnego człowieka, oraz jego obawy przed tego typu schorzeniami. Izolacja chorych, odsuwanie
ich od normalnego życia, ma w przekonaniu ogółu przyczynić się do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Według przeprowadzonych badań 58 procent respondentów uznaje, że chorych psychicznie należy poddać leczeniu. 18 procent sądzi, że wystarczy się tylko nimi opiekować. 12 procent chciałoby ich całkowicie odizolować od zdrowych, a tylko jeden procent wierzy, że chorych tych można przystosować do życia. Jak widać w naszym społeczeństwie przeważa „inżynieryjna orientacja” – choroba psychiczna stanowi taką samą chorobę, jak inne i ludzi nią dotkniętych trzeba leczyć, nawet gdyby nie miało im to w niczym pomóc. Po dobroci czy na siłe? Kolejne pytanie – czy leczenie powinno być dobrowolne, czy przymusowe? Zdecydowana większość
respondentów odpowiada: leczyć przymusowo ( procent). Przeciwnego zdania było procent. Pozostali nie mają żadnego zdania. procent badanych traktuje osoby chore psychicznie, jak pokrzywdzone przez los istoty, które trzeba przede wszystkim otoczyć opieką. Zapewnić im warunki egzystencji i stałą pomoc fachową, co jest możliwe tylko w wyspecjalizowanych ośrodkach. Ludzie, którzy w ten sposób odpowiedzieli, nie wierzą w możliwość przywrócenia chorym psychicznie zdrowia i chcieliby ich odseparować od społeczeństwa. procent respondentów traktuje osoby chore psychicznie jako beznadziejne przypadki, nie bardzo zasługujące na miano człowieka. Obawa przed chorymi rodzi w nich niechęć, a nawet wrogość. Społeczne wyobrażenia na temat choroby psychicznej wydają
nia wnuczki sprawa toczyła się w Wejherowie. Najpierw matka dziecka faktycznie wykluczała możliwość spotkań dziadków ze swoją córką, ale pod wpływem sugestii sądu i własnego adwokata, że kontakt z dziadkami z obu stron leży w interesie dziecka, ostatecznie zawarła w sądzie ugodę. Odtąd dziadkowie dwa razy w miesiącu, w soboty, mieli prawo spotykać się z wnuczką w miejscu zamieszkania dziecka. Ustalono również, że po półrocznych spotkaniach w Wejherowie dziadkowie zaczną zabierać dziecko do siebie do Pruszcza na cały dzień. Do wnuczki przede wszystkim jeździł dziadek, ponieważ pomimo upływu kilku lat panie nadal słabo się tolerowały. Dziadek za każdym razem przywoził nie tylko drobną maskotkę dla wnuczki, ale też ciastka do kawy, którą synowa, na wyraźne polecenie swojego adwokata, robiła teściowi. Z czasem konflikt złagodniał. Po miesiącach od pierwszego spotkania w sądzie zadzwoniła do mnie matka p. Wojtka. Poinformowała mnie, że synowa zgodziła się, aby ich jedyna wnuczka mogła przyjeżdżać do Pruszcza dwa razy w miesiącu na całe weekendy, łącznie z nocowaniem. Sprawa rozwodowa została zawieszona. P. Wojtek nadal pracuje w Niemczech. Zwaśnionej pary na razie nie udało się jednak pogodzić. autorka prowadzi w Sopocie Kancelarię Adwokacką przy al. Niepodległości , tel. --
się dość jednolite. Między osądem kobiet i mężczyzn, starców i młodzieży, osób z wyższym wykształceniem i podstawowym, nie widać istotniejszych różnic. Fakt ten wskazuje na silne zakorzenienie pewnych stereotypów wizerunku osoby chorej psychicznie. Dla większości badanych są to inni ludzie, zajmujący inne miejsce w społeczeństwie. Ludziom tym można, a nawet trzeba pomagać, ale należy też mieć świadomość nieprzekraczalnych barier pomiędzy światem ludzi zdrowych, a chorych psychicznie. Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Autor jest doktorem nauk medycznych, specjalistą psychiatrii, adiunktem AMG. Osoby zainteresowane tematem mogą zgłosić się o poradę do dr. Piotra Pankiewicza, do Centrum Diagnostyczno-Terapeutycznego „Psychomedicus”; Gdańsk, ul. Chrzanowskiego a, tel.: -, --, --; e-mail: pankiewicz@amg.gda.pl; www.drpankiewicz.republika.pl. Autor prosi także o listy z problemami, na które będzie odpowiadać na łamach „riviery SOPOT”.
13
dbam o zdrowie
Nr 1(10) styczeń 2007
Sopoccy przedsiębiorcy
Dbam o zdrowie… A Ty?
Zaczarowane buciki z Tombutu
Aby Święta były zdrowe i wesołe
S
fot. kmz
klep firmowy firmy Tombut mieści się w Sopocie, przy alei Niepodległości 810. Jest to jedna z najstarszych sopockich firm. Została otwarta 17 września 1945 roku. Sklep, uruchomił Kazimierz Tomasiński rodem z Nasielska pod Warszawą. Właśnie tam zakład Tomasińskich istniał już od połowy XIX wieku. Tak więc, wliczając okres sopocki, firma ma już ponad 160 lat – prowadziły ją cztery pokolenia tej samej rodziny. Przeprowadzkę do Sopotu Tomasińscy zawdzięczają poniekąd Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego PRL. Wkrótce po wkroczeniu Armii Czerwonej na Mazowsze, zimą roku, ówczesny właściciel Tombutu – Kazimierz Tomasiński został aresztowany i osadzony w więzieniu w Rembertowie. W maju więzienie zostało zdobyte przez partyzantów, zaś więźniowie
Mała klientka przymierza zaczarowany trzewik
Lidia Tuscher
fot. kmz
Andrzej Stanisławski
uwolnieni. Pan Kazimierz nie mógł jednak wracać do rodzinnego miasta, gdzie pewnie znów dopadłaby go bezpieka. Przyjechał więc na Wybrzeże, gdzie już wcześniej znalazła się jego żona Bogumiła. Na stałe osiedli w Sopocie, gdzie w poniemieckim warsztacie szewskim założyli działający do dziś sklep i zakład wytwórczy. Obecnie firmę prowadzą ich dzieci – Bogdan, Mirosław i Barbara, w firmie pomagają też ich dzieci. Z początku państwo Tomasińscy produkowali zwykłe obuwie: damskie, męskie i dziecięce. Ale już od lat specjalizują się w obuwiu dziecięcym – profilaktycznym, w tym dla dzieci z wadą stóp. Buty oczywiście szyte są na miarę, a ich kształt określa się w sklepie, na specjalnej ladzie. Dzięki odbiciu stopy w lustrze, można precyzyjnie określić jej wadę i dobrać odpowiednią wkładkę. Pan Bogdan czyni to bezbłędnie, jakby nie było fach ma zakodowany w genach. W hali produkcyjnej w Oliwie jest zatrudnionych piętnastu ludzi. W najbliższym czasie ruszy nowy zakład w Kawlach Dolnych koło Przodkowa. Cechą charakterystyczną obuwia państwa Tomasińskich jest wysoki zapiętek, stanowiący patent firmy, wyprofilowany obcas, oraz dzwoneczki w kształcie kwiatków umieszczone przy sznurowadłach. Po tych „zaczarowanych” dzwoneczkach, jak mówi pan Tomasiński, nawet dzieci dyplomatów, na odległych od kraju placówkach, bez trudu się rozpoznają. Pomysł Kazimierz Tomasiński przywiózł z USA. Przebywał tam u rodziny. Z zawodowego nawyku obserwował sklepy z dodatkami do obuwia i w jednym z nich natknął się na podobne dzwoneczki.
Koronny produkt Tombutu – sopocki bucik z dzwoneczkiem
Po powrocie do Polski postanowił, że to właśnie dzwonki staną się wyróżnikiem produkowanego przez niego obuwia. Wkrótce uruchomił ich produkcję. Kiedyś Tomasińscy byli ze swymi produktami niemal monopolistami. Po roku urosła konkurencja, do Polski zaczęto sprowadzać tanie buty z Chin. – Początkowo był to dla nas trudny moment – mówi Tomasiński. – Potem wszystko wróciło do normy i nasze buciki zaczęły, jak przed laty, cieszyć się ogromnym popytem. Mogę powiedzieć, że w naszych butach chodzi już trzecie pokolenie sopocian. Dzieci szybko rosną. Dlatego, co i raz rodzice wracają do sklepu, aby nabyć większy numer bucików z dzwoneczkami dla swoich pociech. W obuwiu Tomasińskich chodzą nie tylko Polacy. Spora część produkcji dostaje się klientom z zagranicy. Kupują je Niemcy i Skandynawowie, ale bywa, że trafiają one również do USA, czy Kanady. Zamówienia rosną i dotychczasowa powierzchnia produkcyjna ledwie może pomieścić pracowników i maszyny, dlatego państwo Tomasińscy niebawem przeniosą produkcję do obecnie remontowanego, większego zakładu. Miejsce sprzedaży z pewnością pozostanie to samo. Sklep przy alei Niepodległości od dawna już wkomponował się w pejzaż Sopotu.
Radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz wszystkiego najlepszego w Nowym 2007 roku naszym wspaniałym Pracownikom, Ich Rodzinom i wszystkim Mieszkańcom Sopotu życzy SMT Shipmanagement & Transport Gdynia Ltd.
I
znowu mamy święta Bożego Narodzenia. Niebawem zasiądziemy wraz z rodziną przy suto zastawionym stole wigilijnym, a tydzień później będziemy zapewne uczestniczyć w zabawie sylwestrowej. Wszyscy pragniemy, aby Święta były dla nas czasem radości, przyjemności i wypoczynku. Dlatego warto pamiętać o podstawowych zasadach, których przestrzeganie pozwoli nam uniknąć przykrych dolegliwości związanych z przejedzeniem lub wypiciem zbyt wielu bąbelków noworocznego szampana. Podczas kolacji wigilijnej, hołdując tradycji, należy spróbować wszystkich potraw, a w ciągu dwóch świątecznych dni, trudno
powstrzymać się od jedzenia licznych smakołyków. Aby Święta pozostawiły tylko przyjemne wspomnienia, pamiętajmy: jedzmy powoli, z umiarem i różnorodnie. Dzięki temu nasz organizm lepiej poradzi sobie z ogromną ilością, często, ciężkostrawnych potraw. Nie zapominajmy o przyjmowaniu sporej ilości płynów, najlepiej niegazowanych, takich jak herbaty, kompoty i soki. W celu uniknięcia nadmiernego przybrania na wadze wybierzmy się na rodzinny, zimowy spacer. Gdyby jednak dopadła nas niestrawność, połóżmy się na chwilę, odpocznijmy. Często, wystarczy wypić miętową herbatę lub zażyć krople żołądkowe. Pomocne też mogą być preparaty ziołowe, wspomagające pracę przeciążonej wątroby. Jakie? To doradzi nam nasz farmaceuta. Szampańska zabawa Sylwestrowa dla wielu kończy się przy-
słowiowym kacem, a przecież nie musi. Główną przyczyną bólu głowy po spożyciu alkoholu jest odwodnienie organizmu. Dlatego warto pamiętać o wypiciu większej ilości niegazowanej wody przed położeniem się do łóżka. Przed zabawą zjedzmy porządny posiłek, a w trakcie, spróbujmy nie mieszać różnych rodzajów alkoholi i spożywać je z umiarem. Jeśli jednak następnego dnia będziemy w kiepskiej kondycji, możemy pomóc sobie przyjmując tabletkę leku o działaniu przeciwzapalno-przeciwbólowym. W tej sytuacji również możemy liczyć na pomoc farmaceuty. Zdrowych i spokojnych świąt bożego narodzenia oraz samych dobrych dni w nowym roku Autorka jest magistrem farmacji; Sopot, Apteka Nadmorska - ul. Grunwaldzka , tel.:
Metoda ECG CREM
Jeszcze dziś zbadaj siebie i swoich bliskich
E
CG CREM – cyfrowa, nieinwazyjna diagnostyka serca. Dzięki bardzo wysokiej czułości, a jednocześnie dostępności i łatwości stosowania, daje szansę wprowadzenia nowej jakości profilaktyki choroby wieńcowej - rejestrując subtelne odchylenia od normy, często na długo przed ich pojawieniem się w standardowym EKG. U większości pacjentów wczesne wdrożenie leczenia spowodowało ustąpienie dolegliwości oraz poprawę aktywności elektrycznej niektórych obszarów serca. Pacjenci ze szczególnie wysokim ryzykiem byli przekazywani bezpośrednio pod opiekę specjalistów kardiologów, co dzięki wykonaniu koronarografii/PTCA pozwoliło na uniknięcie zawału. W ramach badania ECG CREM zapewniamy naszym pacjentom konsultację lekarską.
Domowa Rehabilitacja Kardiologiczna Nowość! Od stycznia. Rehabilitacja Kardiologiczna jest to stopniowe podejmowanie wysiłków fizycznych pod kontrolą specjalisty. Ćwiczenia dostoso-
wywane są do indywidualnych możliwości chorego w zależności od jego stanu klinicznego. Rehabilitacja obejmuje osoby po świeżym zawale mięśnia sercowego oraz po zabiegach kardiochirurgicznych. Wczesna rehabilitacja kardiologiczna w warunkach domowych przynosi pacjentom wiele korzyści. Wpływa korzystnie na wskaźniki kardiologicznowydolnościowe, metaboliczne, poprawia jakość i komfort życia. Zalecamy - tyg. program ćwiczeń fizycznych, prowadzonych u pacjenta w domu pod nadzorem wysokiej klasy specjalisty, zgodnie z obowiązującymi standardami. Podczas ćwiczeń w warunkach domowych istnieje możliwość bezpośredniego monitorowania zapisu cyfrowego EKG w celu wykrycia ewentualnych zmian, zaburzeń rytmu itp.
Badania rozszerzone ECG Nowość! Od stycznia. Możliwości diagnostyczne elektrokardiografii rozszerzyły się dzięki wprowadzeniu prób prowokujących niedokrwienie mięśnia serca, z których najbardziej
fizjologiczną jest test wysiłkowy (pacjent wykonuje proste ćwiczenia fizyczne, np. jeździ na rowerze treningowym określoną ilość minut). U pacjenta, który miewa bóle w klatce piersiowej, pod wpływem obciążenia wysiłkiem mogą pojawić się w obrazie ECG cechy niedokrwienia, nieobecne w zapisie spoczynkowym. Bardzo cenną metodą diagnostyczną jest też wywodzące się ze zwykłej elektrokardiografii tzw. badanie holterowskie, polegające na -godzinnej rejestracji EKG. Jest ono nieocenione w wykrywaniu zaburzeń rytmu serca. Dodatkowe informacje można uzyskać pod nr telefonu: , lub na stronie internetowej www.ekonsultacje.pl. Zapraszamy do naszych Gabinetów Telediagnostyki Kardiologicznej: Gdańsk ul. Grunwaldzka (WMOSRiR): pon. i śr. godz. .- .; w Sopocie, ul. Królowej Jadwigi ; pon., śr., piąt. i sob. w godz. .-. oraz wt. i czw. w godz. .-.; rejestracja telefoniczna: lub tel. kom. . DIAMED SYSTEMS
14 społeczeństwo
www.rivierasopot.pl
Rozmowa z nadkomisarzem Ryszardem Sadkowskim, komendantem Komendy Miejskiej Policji w Sopocie
Sopocka Policja przestrzega
Fajerwerki: co powinieneś o nich wiedzieć?
Sopocianie obdarzają nas zaufaniem Krzysztof M. Załuski
K
.M.Z.: Panie komendancie, po emisji ostatniego numeru „Riviery SOPOT”, w którym pisaliśmy dosyć szeroko o problemie bezpieczeństwa w naszym mieście, otrzymaliśmy wiele sygnałów od czytelników. Niektórzy mieli zastrzeżenia co do pracy sopockiej policji – narzekali na nie wystarczającą ilość patroli, awantury pod nocnymi sklepami i na szwankujący monitoring. Co pan na to? R.S.: Na pewno trochę w tym racji. Do poziomu bezpieczeństwa, jakiego wszyscy byśmy sobie życzyli, jest jeszcze daleko, nie mniej z roku na rok Sopot staje się miejscem coraz spokojniejszym. Dowodem jest nie tylko przeprowadzony w czerwcu tego roku przez PGS sondaż, w którym procent sopocian jednoznacznie orzekła, iż w naszym mieście czuje się bezpiecznie, lecz również dane statystyczne, które zbiera sopocka policja. I tak w roku na terenie Sopotu dokonano aktów rozboju. W było ich . W kategorii bójek i pobić dynamika przestępstw jest niestety niekorzystna – w tym roku w stosunku do poprzedniego ich ilość wzrosła o . Lepiej natomiast jest w zakresie kradzieży. W tym roku złodzieje dokonali włamań, czyli o mniej niż w roku . O zmniejszyła się także liczba włamań do samochodów. O spadła ilość skradzionych pojazdów. Dynamika przestępstw w porównaniu z rokiem ubiegłym oscyluje na poziomie , proc. Oznacza to, że ogólna ilość przestępstw znacznie spadła. Czyli głosy, że policja jest bezradna i nic nie robi mijają się z prawdą? Liczby, które przytoczyłem mówią same za siebie. Twierdzenie, że sopocka policja jest kiepska i nieporadna jest po prostu
niesprawiedliwe. Po tragicznej śmierci studenta w Parku Północnym na trójmiejskich forach internetowych pojawiały się wpisy, że kierowca, który przejechał Bartka ma „układ w sopockiej policji”. Nie wiem co ten „układ” miałby znaczyć, skoro taksówkarz po analizie badań DNA, badań fizyko-chemicznych i biologicznych został aresztowany i przekazany prokuraturze. A jak wasze działania wypadają na tle innych komend województwa pomorskiego? Czym możecie się pochwalić, jeśli chodzi o wykrywalność przestępstw? Ogólnie jesteśmy w średniej województwa. Nadal naszą piętą achillesową jest wykrywalność kradzieży samochodów – w tej dziedzinie jesteśmy na ostatnim, miejscu wśród komend miejskich i powiatowych Pomorza. Należy jednak pamiętać, że część pojazdów, które są zgłaszane w Sopocie jako skradzione, w rzeczywistości nigdy do Sopotu nie wjechało. W tym roku kilku osobom prokuratura postawiła zarzuty o zgłoszenie przestępstwa, które nie zostało popełnione. Były to ewidentne oszustwa, ale w statystyce, którą przytaczałem zostały ujęte. Sopot poza sezonem letnim jest miastem niewielkim. Za to latem odwiedza nas prawie dwa miliony gości. Jak dajecie sobie radę w tym czasie? Okres od maja do września jest dla nas ogromnym wyzwaniem. W Sopocie naprawdę dobrze może pracować tylko taki policjant, który czuje to miasto. Dlatego w okresie letnim, aby zapewnić mieszkańcom i turystom odpowiedni poziom bezpieczeństwa, ograniczamy do minimum urlopy. Odpoczywamy dopiero po sezonie. Nie oznacza to jednak, że jesienią, zimą i wczesną wiosną nie ma komu patrolować miasta. Latem otrzymujemy wsparcie oddziałów prewencji Komendy Wojewódzkiej. W tym roku komendant wojewódzki skierował do służby stałej w naszym mieście aż funkcjonariuszy z Gdańska.
Współpracujemy również bardzo ściśle z policyjnymi służbami prewencji, żandarmerią Wojskową, Strażą Miejską i Strażą Graniczną. Istotna jest także tzw. służba dodatkowa, która opłacana jest z budżetu miasta Sopot. Bez wsparcia magistratu, byłoby nam bardzo trudno właściwie wypełniać swoje obowiązki. W tym roku Urząd Miasta przeznaczył tys. złotych na subwencjonowanie dodatkowych służb w sezonie letnim. Dodatkowo prezydent Karnowski nagradzał kilkukrotnie najlepszych funkcjonariuszy za wyjątkowe osiągnięcia. Takie gratyfikacje finansowe wpływają bardzo mobilizująco na policjantów, którzy niestety nie mają zbyt wysokich pensji. W tym roku od miasta otrzymaliśmy także cztery komplety rowerowe – bo to nie tylko rowery, lecz także kurtki, obuwie, skarpety, szorty i rękawiczki. W nadchodzącym roku najprawdopodobniej dostaniemy jeszcze dwa skutery – jak wygląda Sopot latem wszyscy wiemy, dzięki jednośladom dostępność do miejsc nieosiągalnych dla radiowozów będzie o wiele szybsza. Wróćmy do monitoringu, o którym wspomniał jeden z naszych czytelników. Większość kurortów posiada rozbudowany system kamer monitorujący plaże, deptaki, parki i miejsca, w których zbierają się młodzi ludzie. Jak to wygląda w Sopocie? Liczba kamer, jaką w tej chwili posiadamy, nie jest wystarczająca. Musimy zainstalować ich znacznie więcej. Monitoring jest bowiem bardzo przydatnym narzędziem w walce z przestępczością. Dzięki kamerom na bieżąco wiemy, co dzieje się w poszczególnych częściach miasta, jakie sytuacje warunkują określone zagrożenia i powodują powstawanie i rozwijanie się przestępczości. Na monitoringu nie powinniśmy oszczędzać, jest to jednak tak dynamicznie rozwijająca się dziedzina prewencji, iż nie wystarcza jednorazowy zakup kamer. System ten trzeba ciągle uzupełniać
W sprawie wojny o „Tarasy” Zbigniew Buski
W
poprzednim numerze miesięcznika „riviera SOPOT” ukazał się felieton autorstwa Krzysztofa M. Załuskiego, dotyczący sporu pomiędzy Państwową Galerią Sztuki w Sopocie (PGS), a byłym najemcą restauracji „Tarasy” panem Meringiem. Do tekstu wkradło się niestety kilka nieści-
słości, które w paru zdaniach pragnąłbym sprostować. Autor pisze, że Gmina Sopot zerwała umowę na prowadzenie restauracji „Tarasy” z jej dzierżawcą panem Meringiem. W rzeczywistości umowa ta została wypowiedziana z zachowaniem ustawowego terminu przez PGS. Nieścisłością jest także informacja, jakoby najemca regularne opłacał czynsz. Pan Mering nie płacił PGS żadnego czynszu, gdyż czynsz został uregulowany z góry przez jego poprzednika
nakładami na remont nieruchomości. Redaktor „Riviery SOPOT” pisze, że pan Mering „zaskarżył PGS i Spółkę Centrum Haffnera do sądu” i wygrał w obu instancjach. W rzeczywistości to PGS wytoczyła przeciwko panu Meringowi powództwo o wydanie nieruchomości i spór ten istotnie przegrała. Pan Mering z kolei wytoczył proces przeciwko Spółce Centrum Haffnera (o przywrócenie posiadania nieruchomości), ale spór ten nie tylko się nie zakończył, ale nawet
Komendant Ryszard Sadkowski uważa, że zaufanie mieszkańców do policji rośnie, co świadczy o tym, że kierowana przeze niego Komenda Miejska pracuje prawidłowo.
Barbara Gawłowicz-Witkiewicz
o nowe elementy. Prezydent Karnowski niedawno podjął decyzję o jego rozbudowie. W jakich miejscach intensyfikacja monitoringu byłaby najbardziej wskazana? Nowe kamery najbardziej potrzebne są w rejonie alei Niepodległości. Dzięki nim będziemy dokładnie wiedzieli kiedy i gdzie miasto się korkuje i jakie można podjąć środki, aby temu zapobiec. Dzięki tym kamerom będziemy także wiedzieć kto do Sopotu wjeżdża i kto miasto opuszcza. Więcej kamer zainstalujemy również wzdłuż ulicy Monte Cassino, w okolicach molo, w parku przy Łazienkach Północnych, przy Zdroju św. Wojciecha, na Placu Rybaków, w górnym rejonie ul. Malczewskiego i na osiedlu Brodwino. Nie wszędzie będą to kamery stacjonarne, w niektórych częściach miasta instalować będziemy kamery przenośne. Jak układają się kontakty pomiędzy policją, a mieszkańcami Sopotu? Z tym pytaniem należałoby się chyba zwrócić do sopocian. Osobiście odczuwam dużo serdeczności ze strony mieszkańców kurortu. Sygnały, jakie od nich odbieram, a także liczba osób odwiedzająca mnie podczas dyżuru, oznacza, że zaufanie do policji jest coraz większe, co – nie ukrywam – bardzo mnie cieszy, bo świadczy o tym, że kierowana przeze mnie Komenda Miejska Policji pracuje prawidłowo. Dziękuję panu za rozmowę. Korzystając z okazji w imieniu redakcji składam panu i wszystkim funkcjonariuszom Komendy Miejskiej życzenia spokojnych świąt. Ja również życzę czytelnikom „riviery SOPOT” i wszystkim mieszkańcom naszego miasta rodzinnej atmosfery przy wigilijnym stole i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku.
T
dobrze nie zaczął, ponieważ sąd, w którym złożono pozew uznał się za niewłaściwy i sprawę przekazał innemu sądowi. Chciałbym także zaznaczyć, że o budowie Centrum Haffnera rzeczywiście mówiło się nie od wczoraj, jednakże informację tę trudno byłoby uwzględnić przy sporządzaniu umowy najmu, jako że umowę tę zawarto w r., a sporny aneks do niej pochodzi z r. – w tym czasie o budowie Centrum Haffnera niebyło jeszcze mowy, stąd wniosek autora, że „wina dyrekcji Galerii Sztuki wydaje się ewidentna” jest moim zdaniem nieuzasadniony. Również twierdzenie, że osoby, któ-
re niefortunnie sformułowały umowę z panem Meringiem powinny ponieść karę, jest krzywdzące – zwłaszcza, iż od czasu zawarcia wspomnianej umowy dwukrotnie zmieniły się osoby zajmujące stanowisko dyrektora PGS i nie bardzo wiadomo, kto miałby ukarać byłego dyrektora. Wydaje mi się, że tego rodzaju sformułowania powinny być poprzedzone gruntowną analizą sytuacji, nie wspominając o wysłuchaniu argumentów drugiej strony sporu, a jak dotąd autor felietonu nie domagał się od PGS żadnych wyjaśnień w tej sprawie. Przedwczesne wydaje się również upublicznianie twierdzenia,
rudno znaleźć osobę, która nie lubi świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. W szczególności porę tę ubóstwiają dzieci i młodzież. Dzieci ze względu na prezenty pod choinką, nastolatki, bo świętowaniu Sylwestra towarzyszą pokazy sztucznych ogni. Zabawa ta jednak, jeśli nie odbywa się pod okiem dorosłych, może niestety prowadzić do niewyobrażalnych tragedii. Dlatego też chciałabym przypomnieć kilka reguł, dzięki którym mam nadzieję, odpalanie tak lubianych rakiet, bengalskich ogni i wulkanów, zakończy się dla wszystkich jedynie ekscytującymi wspomnieniami. Każdy wie, że z fajerwerkami należy postępować ostrożnie. Wielu ludzi zapomina jednak, że środkami pirotechnicznymi posługiwać się mogą jedynie dorośli. Aby nie narazić nikogo na niepotrzebne cierpienie, a tym bardziej kalectwo, należy je kupować jedynie w punktach, które posiadają zezwolenie na prowadzenie sprzedaży tego rodzaju materiałów. Niedopuszczalne jest nabywanie ich u przygodnych handlarzy, nawet jeśli oferowana cena jest atrakcyjniejsza niż w sklepie. Przed użyciem każdego rodzaju fajerwerków trzeba obowiązkowo przeczytać instrukcję obsługi. Jeśli takowej nie posiadają, nie należy ich używać. Ważne, by zakupione materiały pirotechniczne do momentu odpalenia, przechowywać w metalowym pojemniku lub w oryginalnym opakowaniu. Niezwykle istotna jest również technika odpalania sztucznych ogni. Proszę pamiętać, że zapalenie materiału wybuchowego może odbywać się wyłącznie za pomocą oryginalnego lontu. Płonący fajerwerk należy odrzucić jak najdalej od siebie, zwracając przy tym uwagę, aby nie upadł w po-
bliżu widzów, oglądających pokaz. Tych fajerwerków, które „odmawiają posłuszeństwa” za pierwszym razem pod żadnym pozorem nie wolno zapalać po raz drugi. Chcąc zaoszczędzić pieniądze, możemy stracić coś o wiele cenniejszego – zdrowie. Przy okazji przypominam, że sprzedaż wszelkiego rodzaju fajerwerków młodzieży i dzieciom poniżej roku życia jest przestępstwem. Materiały te nie są bowiem zwykłą zabawką, lecz mieszanką przeróżnych materiałów łatwopalnych. W zależności od składu, sztuczne ognie paląc się iskrzą, wydają świszczące dźwięki, zieją płomieniem lub wydzielają duże ilości dymu. Niektóre mieszanki powodują, że pojemniki, w których zostały umieszczone, poruszają się z dużą szybkością. Nie czytając instrukcji nie do końca wiadomo, jak dany produkt będzie się zachowywał po zapaleniu. Dlatego dla własnego bezpieczeństwa należy kupować jedynie fajerwerki z odpowiednimi atestami. Mieszkańcom Sopotu chciałabym jeszcze raz przypomnieć, że zgodnie z Uchwałą Rady Miasta Sopotu z dnia lipca r., na terenie naszego miasta obowiązuje całoroczny zakaz używania materiałów wybuchowych oraz przeprowadzania pokazów pirotechnicznych. Zakaz ten nie obowiązuje w miejscach publicznych jedynie w dniach grudnia oraz stycznia. Wyjątkowo, pokazy ogni sztucznych mogą odbywać się w innych terminach, ale tylko za zgodą prezydenta Miasta Sopotu i komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej. Naruszenie powyższego zakazu podlega karze grzywny, wymierzonej w trybie i na zasadach określonych w prawie o wykroczeniach. Życząc Państwu udanej zabawy sylwestrowej, jednocześnie życzę, aby była ona bezpieczna. Autorka jest członkiem Zespołu Prewencji Kryminalnej, Nieletnich i Patologii Sekcji Prewencji i Ruchu Drogowego KMP w Sopocie że „restaurator z pewnością powinien otrzymać odszkodowanie” oraz, że z uwagi na wielką wartość inwestycji „będą to sumy znaczne” – warunkiem uzyskania odszkodowania jest udowodnienie szkody, jej wielkości i skuteczne wskazanie osoby odpowiedzialnej za szkodę. Wielkość odszkodowania zależy wyłącznie od wielkości szkody i pozostaje bez żadnego związku z wartością inwestycji. Zwracam przy tym uwagę, że jak dotąd pan Mering nie wykazał jakiejkolwiek szkody. Autor jest dyrektorem Państwowej Galerii w Sopocie.
Sopot czyta dzieciom 15
Nr 1(10) styczeń 2007
wciąż przybywało, mróz szczypał w uszy, policzki i nosy. Dzieciom sprzykrzyło się już ciągłe zjeżdżanie z górki i ślizganie i zaczęły narzekać na upartą zimę. – Co z nią jest? – pytały. – Czy nigdy się nie skończy? Sanki sankami, narty nartami, łyżwy łyżwami, ale wiosna też jest przyjemna. Dość już mrozu i śniegu na naszej wyspie! – Wy może macie dosyć, a ja nie! – usłyszały nad sobą potężny głos i ujrzały ogromną Białą Postać z zarośniętą szronem twarzą i otwartymi ustami, w których było widać lodowe zęby. – Wiosna przyjdzie, kiedy ja zgodzę się odejść. A jeśli się nie zgodzę, to Wiosny w tym roku w ogóle nie będzie. – Co? – przeraził się Ziózio. – Nie będzie Wiosny? Po Zimie zaraz przyjdzie Lato? A kiedy rozwiną się pąki i zakwitną kwiaty? – Wcale nie zakwitną! – zagrzmiała Biała Postać. – Nie będzie Wiosny, Lata, ani Jesieni. Będę tylko ja – Zima! – Nie chcemy cię! – tupnęła nogą Mała Ala. – Byłaś miła przez trzy miesiące, a teraz mamy cię dosyć. Uciekaj od nas daleko na północ! – Powoli, powoli! – odparła basem Zima. – Wiosna już czeka za progiem. Ale ja mam tu jeszcze coś do załatwienia. Muszę wyszczypać uszy, policzki i nos temu piecuchowi, co siedzi między gorącymi kaflami. Funio mnie – Zimę obraził. Staram się być dobra dla dzieci, przygotowałam wam wspaniałą pogodę na sanki i łyżwy, śnieg na lepienie bałwanów, a on schował się przede mną do pieca! Nawet do szkoły nie
Mirosław Stecewicz, Leon Korn
Zimowe Przygody na wyspie Umpli Tumpli Piecuch z pieca wypadł
Z
ima w tym roku przyszła późno, w końcu grudnia i do tego czasu Funio zachowywał się normalnie. Święta jak wszystkie dzieci na wyspie Umpli Tumpli spędził w domu, jadł różne przysmaki, cieszył się prezentami znalezionymi pod choinką, śpiewał kolędy. Ale gdy w dwa czy trzy dni później zima dmuchnęła pierwszym śniegiem i mrozem, Funio rozpalił ogień w wielkim piecu kaflowym, stojącym w jego pokoju, poczekał, aż ogień się wypali, a piec trochę ostygnie i wlazł do środka. Z początku nikt na to nie zwrócił uwagi, ale po kilku dniach, gdy Funio nie pokazywał się w szkole koledzy przyszli zapytać, czy nie jest chory. – Nic mi nie jest – burknął Funio nie ruszając się z pieca. I nawet nie zaczerwienił się ze wstydu, co najwyżej z gorąca, bo tego dnia wlazł do pieca trochę za wcześnie, zanim palenisko przestygło. Kole-
dzy próbowali Funia wywabić na dwór, ale on jak siedział w piecu, tak siedział. Mała Ala potrząsnęła warkoczem i powiedziała: – Funio zaczyna przypominać zadowolonego z siebie, sennego kota. Zobaczycie, jeszcze trochę i wyrosną mu kocie wąsy i wtedy będzie przynajmniej jakiś pożytek z niego, bo zacznie straszyć myszy. Niektóre dzieci myślały, że Ala skorzysta z okazji i zaczaruje Funia, naprawdę zamieniając go w kota, ale ona machnęła tylko ręką i poszła z koleżanką na ślizgawkę. A Funio mrużył oczy, drzemał, grzejąc się pośród ciepłych kafli i miał taki wyraz twarzy, jakby chciał powiedzieć: „Gadajcie, co chcecie, a mnie i tak tutaj najlepiej”. Najdłużej wytrwał przy Funiu Ziózio. Chciał koniecznie poznać przyczynę, dla której Funio ugrzązł na stałe w piecu. – Może to z powodu lodów? – pytał. – Przez całe lato pożerałeś ogromne ilości lodów. Pewnie ci się wreszcie przejadły i teraz nie możesz patrzeć ani na lód, ani na śnieg. Chyba nie będziesz
siedział w piecu aż do wiosny? Trochę byłoby za długo i niezdrowo. Nie poszedłbyś ze mną na sanki do parku? Wprawdzie mróz szczypie, ale za to jaki wspaniały spadł śnieg! Funio nie odpowiedział ani tak, ani nie. Może było mu tak dobrze w piecu, że nie chciało mu się odpowiadać na pytania. Wreszcie Zióziowi sprzykrzyło się przekonywać piecucha. Włożył grube buty, skafander, chwycił narty i pobiegł do parku. Zima była piękna, choć ostra. Najpierw mróz pokrył grubą warstwą lodu stawy i strumienie, potem napadało mnóstwo śniegu a wreszcie ustaliła się słoneczna pogoda i dzieci, zaraz po szkole, biegły na górki i lodowiska, aby się ślizgać i jeździć na sankach aż do zmroku. O Funiu powoli zapomniano i tylko maluchy najpierw lepiły śniegowe piece, a potem ustawiały w nich bałwany, trochę wychylone na zewnątrz i uśmiechające się z zadowoleniem pod marchewkowymi nosami. Była już połowa marca, a zima ani myślała odejść. Śniegu
chodzi, a lekcje odrabia z zeszytów przynoszonych mu przez Ziózia. Tego Funiowi nie daruję. Albo wyprowadzicie go na ślizgawkę albo będę siedziała na waszej wyspie przez cały okrągły rok! Dzieci popatrzyły po sobie i pokiwały głowami. – Nie ma rady! – zdecydował Ziózio. – Musimy wyciągnąć Funia z pieca. Całą gromadą pobiegli do Okrągłego Domu. Ale Funio nie dawał się wyciągnąć. Może zaparł się nogą o ruszty, a może nawet przyrósł do kafli. Ciągnęli i nie mogli dać rady. – Trzeba zawołać Straszydłę Dydłonia – powiedziała Ala, wycierając spocone czoło. – Tylko on może nam pomóc. Straszydło, gdy dowiedziało się o co chodzi, walnęło łapą w piec. – Wychodź natychmiast! – ryknęło. Funio wyjrzał troszeczkę z pieca, ale zaraz schował się jeszcze głębiej. – Nie chcesz wyjść! – ryknęło znowu Straszydło. – W takim razie wyciągniemy cię na ślizgawkę razem z twoim schowkiem! I Straszydło tak szarpnęło za piec, że oderwało go od komina, a z kafli posypał się gruz. Ciągnięty przez Dydłonia piec przejechał przez całe mieszkanie, zjechał po schodkach do ogrodu, a stamtąd na ulicę. Funio krzyczał: „Ratunku! Pomocy!” aż wreszcie umilkł. Piec, niby sanie sunął po śniegu i ta jazda zaczęła się piecuchowi podobać. Dojechali do lodowiska i tam dzieci zaczęły popychać piec to tu, to tam, raz wolniej, raz prędzej. Fu-
nio wychylił się na zewnątrz, śmiał się, pokrzykiwał i nawet nie czuł, że Pani Zima szczypie go w uszy, policzki i nos. – Zima jest wspaniała! – zawołał. – Nie wiem, jak to się stało, że trzy miesiące przesiedziałem w piecu. Nie opuszczaj nas jeszcze Zimo. Pobądź z nami choćby do Jesieni. – Brawo, Funiu! – krzyknęła w odpowiedzi Zima. – Tak prędko cię nie opuszczę. Bawmy się wszyscy razem! Ale w tym momencie gorący piec roztopił pod sobą lód, przechylił się na jedną stronę, a Funio wypadł z niego nosem prosto w błoto. Zima się zawstydziła. Może przypomniała sobie o umowie zawartej z dziećmi, a może głupio się jej zrobiło, że piec okazał się silniejszy od lodu na ślizgawce? Prędko spakowała walizki: do jednej mróz, do drugiej śnieg, do trzeciej zimny wiatr. I odleciała na północ. A na wyspę wkroczyła Pani Wiosna. Zazieleniły się łąki, na rozlewiskach wyrosły żółte kaczeńce. A nad sadzawką zaczął spacerować bocian, łypiąc okiem na siedzącego w płytkiej wodzie Funia i mrucząc pod dziobem: – Żaba, czy nie żaba? Funio wstał, otrząsnął się, popatrzył na dzieci, tańczące na cześć Wiosny i szturchnął Ziózia w bok. – Co ty na to, żebyśmy poszli na lody? – zaproponował. – Wyobrażasz sobie? Owocowe albo śmietankowe, polane czekoladą. Czuję, że zjem dziś największą porcję. Jaka to przyjemność poczuć zimę w ustach!
nawet niedźwiedź przebudził się i zaprosił gościa do swojej groty, jednak ciągle nie mogli znaleźć miejsca, na którego widok Gwiazdce rozświetliłyby się oczy. Powoli zbliżał się wieczór. Zwierzęta zebrały się na polanie mocno zakłopotane. – Co tu robić? Jaki dom znaleźć dla Srebrnej Gwiazdki? – pytały się siebie nawzajem. Srebrna Gwiazdka skorzystała z chwili zamieszania i sama zaczęła oglądać las. Leciała wolniutko nad drzewami, nad strumyczkiem, w którym odbijał się księżyc i jej siostry – gwiazdy, zawróciła nad polanę i spojrzała w górę. – Już wiem! – wykrzyknęła. – Zamieszkam na szczycie tego pięknego zielonego drzewa! I zanim którekolwiek ze zwierząt zdążyło się odezwać, Srebrna Gwiazdka usadowiła się na czubku dorodnego świerka. – Hurrra, hurra! – wołali wszyscy. – Ależ piękna jest teraz nasza choinka! – Niedługo nadejdą święta – powiedział jeleń Kopytko – i jak co roku każde z nas powiesi na choince przygotowane przez siebie ozdoby. A ty będziesz naszym lśniącym czubeczkiem – hura! Na święta Bożego Narodzenia zwierzęta przyniosły ozdoby
i ubrały choinkę. Wieszano łańcuchy z marchewek, bombki z orzechów i żołędzi, sznury z siana i jarzębiny oraz mnóstwo kolorowych piórek. Srebrna Gwiazdka rozsypała wokół odrobinę gwiezdnego pyłu tak, że cała choinka mieniła się tysiącem kolorów. – To najpiękniejsze miejsce, jakie mogłam sobie wymarzyć – wyznała Srebrna Gwiazdka – i choć trafiłam tu przez przypadek, jestem z wami szczęśliwa i zostanę tutaj na zawsze. Tak też się stało. Srebrna Gwiazdka nadal mieszka w lesie, lata odwiedzać przyjaciół i rodzinę, na noc zaś wraca na czubek swojego świerka. W każde święta Bożego Narodzenia wszystkie zwierzęta pomagają Srebrnej Gwiazdce przystroić jej dom i wówczas jest to najpiękniejsze bożonarodzeniowe drzewko w całej okolicy! Srebrna Gwiazdka też się stara – lśni najjaśniej, jak potrafi, strąca ze swojego ogona srebrne iskierki i uśmiecha się do wszystkich mieszkańców lasu kosmicznym uśmiechem, który przynosi im szczęście w każdym nowym roku.
Srebrna Gwiazdka
Magdalena Nowak „Pikuś”
D
awno, dawno temu, kiedy lasy były gęste i tak olbrzymie, że nikt nie wiedział, gdzie się kończą, a gdzie zaczynają, na polanę w środku kniei spadła mała Srebrna Gwiazdka. Była bardzo zmęczona kosmicznymi podróżami i nie miała już sił lecieć do swojego domu. Wiedziała, że jeżeli natychmiast nie odpocznie – rozsypie się w gwieździsty pył. Z ciężkim sercem, mocno przestraszona, postanowiła wylądować. – Oby miejsce, w którym wyląduję, było równie piękne jak mój dom – zdążyła pomyśleć i spadła. Ocknęła się i popatrzyła dookoła. Małą polankę okalały wysokie drzewa. Siedziała na czymś miękkim i białym – coś - niczym pył księżycowy, tylko zimny… – Ciekawe – rozmyślała – co to za zimne słońce, na którym wylądowałam? Poczuła się samotna i była bliska płaczu, ale wówczas zauważyła w oddali jakieś stworzenia, które się do niej zbliżały… Stworzenia otoczyły Srebrną Gwiazdkę i przyglądały się jej z wyraźnym zachwytem. – Dzień dobry, jestem kosmiczną Srebrną Gwiazdką, zatrzymałam się tutaj, bo nie mia-
łam sił lecieć dalej – zagaiła Srebrna Gwiazdka. – Witaj na Ziemi, Srebrna Gwiazdko – odpowiedziały stworzenia. – Wylądowałaś w naszym lesie i zrobimy, co w naszej mocy, żebyś czuła się u nas dobrze. Jesteś piękna i bije od ciebie ciepłe światło. Nawet śnieg wokół ciebie zaczął topnieć… Pierwszy raz gościmy u nas prawdziwą gwiazdkę. Zostań z nami tak długo, jak zechcesz. Będzie nam bardzo miło. – Dziękuję – wykrztusiła Srebrna Gwiazdka. – Pierwszy raz widzicie prawdziwą gwiazdkę, ale i ja nigdy jeszcze nie wi-
działam takich istot jak wy. Kim jesteście? – Jesteśmy leśnymi zwierzętami. Mieszkamy tutaj, wśród tych drzew. Ja jestem jeleniem i mam na imię Kopytko, obok mnie stoją zajączki, sarny, dziki, lis i wiewiórki, a te latające – to ptaki… Część z nas śpi, kiedy jest taka zima jak teraz, część ptaków poleciała do ciepłych krajów i wróci na wiosnę. I jeszcze długo jeleń Kopytko opowiadał Srebrnej Gwiazdce o lesie, zwierzętach i ich zwyczajach. Aż zapadł zmierzch i wszyscy poszli spać. Pierwszą noc na Ziemi Srebrna Gwiazdka spędziła na po-
lanie otulona kołderką z mchu. Przed snem zwierzęta obiecały Gwiazdce, że na drugi dzień poszukają z nią miejsca, w którym będzie mogła zamieszkać. Od świtu panowało w lesie wielkie poruszenie. Wszystkie zwierzątka sprzątały swoje domki, bo chciały pokazać je kosmicznej Gwiazdce. Każdy marzył, by to właśnie jego dom spodobał się Gwiazdce tak bardzo, by zechciała w nim zamieszkać. Jeleń Kopytko oprowadzał Gwiazdkę po okolicy. Razem weszli do pierwszego domu. Była to norka rodziny królików. Gwiazdka zwiedziła ją bardzo chętnie, potem szczerze powiedziała, że kręte korytarze przyprawiają ją o ból głowy. Podziękowała króliczkom i poszła dalej. Drugi domek był nieco większy, ale też był norką: Gwiazdka weszła do domu borsuka. Rozmawiała chwilę z borsuczą rodziną (którą specjalnie dla niej obudzono z zimowego snu), aż wyznała, że mieszkanie pod ziemią nie jest dla niej… Potem jeleń, zajączek i wilgi zaprowadzili Gwiazdkę do domu wiewiórek. Wspaniała dziupla okazała się jednak za mała, aby zmieściły się w niej wiewiórki i Gwiazdka. Próbowano dalej. Odwiedzano kolejno legowiska saren i dzików,
Tekst: Katarzyna Iga Kwiatkowska – scenarzystka, autorka książek i filmów dokumentalnych oraz książek dla dzieci. Twórca programu telewizyjnego dla dzieci „Przytulaki”.
16 sport
www.rivierasopot.pl
Trwa nienajlepsza passa naszych koszykarzy
Andrzej Stanisławski
D
rużyna Prokomu Trefl Sopot walczy w tym sezonie na dwóch frontach. Bierze udział w krajowych rozgrywkach Dominet Bank Ekstraliga i na szerszym forum w Eurolidze, w której – podzielone na trzy grupy – znalazły się czołowe kluby koszykarskie Europy. Ambicją sopockiego klubu jest zdobycie mistrzostwa Polski, oraz awans do Top 16, czyli drugiej rundy Euroligi.
Czy jest to zadanie wykonalne? Obawiam się, że nie. W pierwszej połowie grudnia mecze odbywały się co trzy, cztery dni. grudnia Prokom Trefl uległ w Eurolidze hiszpańskiemu zespołowi Tau Ceramika Vitoria :. grudnia rozgromił Znicz Jarosław :. Zwycięstwo efektowne, ale Znicz to jedna z najsłabszych drużyn Dominet Bank Ekstraligi. grudnia sopocianie pokonali na wyjeździe wicemistrza Włoch, Climamię Bolonia :. Po tych dwóch zwycięstwach zdawało się, że Prokom Trefl się obudził, że znów jest wielki.
Podsumowanie roku
13
grudnia w klubie Pick and Roll prezydent Sopotu Jacek Karnowski wręczył nagrody za wybitne osiągnięcia sportowe w mijającym roku. Otrzymali je: Anna Rogowska – lekkoatletyka, Krzysztof Groblewski – sporty samochodowe, Łukasz Grodzicki – żeglarstwo, Roman Budziński – trener żeglarski, Lotos Team
Race & Rally, jako drużyna roku – sporty samochodowe, CSI*** jako sportowa impreza roku – jeździectwo, wyścig pływacki dookoła mola Timex Cup, oraz piknik żeglarski Nivea Błękitne Żagle (dwa równorzędne wyróżnienia) – jako reakreacyjna impreza roku. Mecenasem Sportu została sopocka firma NDI.
P
ięciu sopockich sportowców znalazło się wśród 21 zawodników, którzy będą kandydowali do miana Trójmiejskiej Gwiazdy Sportu. Są to lekkoatleci SKLA: Anna Rogowska i Łuksza Chyła, koszykarze Prokomu Trefl: Tomas Ma-
siulis i Adam Wójcik, oraz żeglarz SKŻ Hestia Sopot Przemysław Miarczyński. Kandydatów na Gwiazdy wytypowała kapituła „Gazety Wyborczej Trójmiasto”. O tym kto zyska palmę pierwszeństwa zadecydują w głosowaniu czytelnicy „GW”.
A
lometry, starsi mężczyźni – 8 kilometrów. Organizatorem imprezy jest sopocki MOSiR. Kolejne biegi odbędą się 27 stycznia i 3 marca. Do końcowej klasyfikacji, mającej wyłonić zwycięzców będą brane pod uwagę wyniki osiągnięte w dwóch startach.
dopingować drużynę zarówno kiedy wygrywa, jak i w sytuacji, gdy leży na deskach. Najbliższa okazja już grudnia kiedy na inaugurację drugiej rundy Euroligi Prokom Trefl spotka się z mistrzem Francji Le Mans. Ten mecz odbędzie się już po wydrukowaniu tego numeru „riviery SOPOT”.
Świąteczny event w Fitness & Wellness Klubie Kolaseum Bartek Sasper dniu 19 grudnia 2006 w Fitness & Wellness Klubie Kolaseum w Sopocie odbyło się Świąteczne Spotkanie ze Sportem i Modą.
Truchtem po plaży ż w 17 kategoriach wiekowych rywalizowali zawodnicy startujący w inauguracyjnym Biegu po Plaży o Grand Prix Sopotu Timex Cup 2007. Kobiety, oraz chłopcy w kategorii roczników 1988–1991 musieli przebiec po piasku 4 ki-
dzie dalsza faza rozgrywek. Niemniej drużynie przydałoby się wzmocnienie, przynajmniej jeden, dwóch wybitnych zawodników. Niestety wybitni zawodnicy dużo kosztują, trudno też o nich w trakcie sezonu. Każdy przecież gdzieś gra i nie będzie zmieniał zespołu. Tak więc Prokom Trefl musi radzić sobie w tym składzie, jakim dysponuje aktualnie. A nam – kibicom – wypada tylko
Pod naszym Patronatem
W
Pięciu na 21
tuacja drużyny nie wygląda najlepiej. Jak się zdaje do zrealizowania obu celów: mistrzostwa Polski i awansu do Top sopocianie mają za krótką ławkę z zawodnikami. meczów w ciągu dni może powalić najpotężniejszych gladiatorów. Klub przypomina szpital, a przynajmniej przychodnię zdrowia. Jedynym zdrowym rozgrywającym jest obecnie Rashid Atkins. Justin Hamilton naciągnął ostatnio pachwinę. Christian Dalmau miał kłopoty z korzonkami, a w meczu ze Słupskiem skręcił kostkę. Michael Andersen ledwie mógł ruszać głową. Od początku sezonu pauzuje Tomas Pacesas, który dopiero niedawno wznowił treningi. Wymienieni tu zawodnicy to trzon drużyny. Z musu grają (prócz Pacesasa, który dopiero wznowił treningi) nie w pełni wyleczeni, oby nie nabawili się kolejnych kontuzji. Wszystko jest jeszcze możliwe. Przed nami druga runda Euroligi. Być może Prokom Trefl zdoła zgromadzić dostateczną ilość punktów, aby zakwalifikować się do Top . W pierwszym etapie rozgrywek krajowych sopocianie nie muszą zająć pierwszego miejsca. Decydująca bę-
fot. Wojciech Figurski
Prokom Trefl Sopot kontra Energia Czarni Słupsk
Niestety dwa kolejne mecze stanowiły kubeł zimnej wody wylanej na głowy optymistów. grudnia Prokom Trefl gościł w Zgorzelcu, gdzie spotkał się z Turowem z Turoszowa. Wynik meczu kompromitujący dla aktualnych mistrzów Polski – :. Natomiast rozegrane w hali Olivii spotkanie z tureckim Efes Pilsen Stambuł zakończyło się bardziej honorową porażką :. Kolejny mecz krajowy z Energą Czarnymi Słupsk, rozegrany grudnia przyniósł Prokomowi Trefl zwycięstwo :. Po tym spotkaniu sopocianie zajmują w Dominet Bank Ekstraliga trzecie miejsce mając jeden punkt mniej od Śląska i Turowa. Mimo to sy-
fot. Wojciech Figurski
fot. Wojciech Figurski
Prokom Trefl Sopot na huśtawce
Pokaz mody Galerii Centrum
Impreza adresowana była do klubowiczów, firm zaprzyjaźnionych oraz wszystkich osób, których pasją jest sport i rekreacja ruchowa. W programie znalazły się m.in. pokazy siły Jana Łuki trenera Kolaseum – obecnego Mistrza Świata w sportach siłowych i Rekordzisty Guinnessa, który zaprezentował podciągnie się na drążku z obciążeniem, pokazy fitness w wykonaniu instruktorek Kolaseum, prezentacja kolekcji odzieży sylwestrowej i sportowej firm BGN i Galerii Centrum oraz pokazy makijażu sylwestrowego. Można było również podziwiać taniec w rytmie karnawałowej Salsy, której zajęcia prowadzone są w klubie przez szkołę Salsa Picante. Przedświąteczny event oprócz doskonałej zabawy, składania świątecznych życzeń, był przede wszystkim okazją do popularyzacji zdrowego stylu życia. Do organizacji imprezy Fitness & Wellness Klub Kolaseum zaprosił: BGN, Kosmetyczny Instytut dr Irena Eris, Douglas Per-
fumerie, Collagen Beauty, Galeria Centrum, ES-Wizaż, Salsa Picante, PostArt. oraz Polskie Stowarzyszenie Kobiet Biznesu.
Patronat medialny roztoczyły telewizja Tele Top, portal Female. pl oraz gazeta „riviera SOPOT”.