Rok II Nr 9(18) wrzesień 2007
Gdańsk obchodzi urodziny Güntera Grassa. Premiera „Blaszanego bębenka” w Teatrze Wybrzeże
Oskar znowu zabębni w Gdańsku Andrzej Stanisławski
P
róby do „Blaszanego bębenka” rozpoczęły się w pierwszych dniach sierpnia i potrwają dwa miesiące. W postać Jana Bromskiego wcieli się Krystian Wieczorek, Małgorzata Brajner została powieściową Agnes. Grzegorz Gzyl wystąpi w roli Matzeratha, zaś Oskarem zostanie Paweł Tomaszewski. Drugoplanowi aktorzy będą występowali w kilku rolach równocześnie. Uzupełnieniem składu aktorskiego będzie kilkunastu statystów. W tym celu 7 sierpnia przeprowadzono w teatrze casting, wybierając grupę młodych kobiet i mężczyzn, oraz dzieci w wieku od 5 do 10 lat. Adam Nalepa zdaje sobie sprawę ze stojących przed nim trudności. Z jednej strony ma do czynienia z genialną powieścią
laureata nagrody Nobla, z całym zawartym w niej ogromem materiału epickiego, z drugiej napiera na niego znakomity film Schloendorffa, którego sceny z pewnością będą przywoływane wyobraźni premierowej publiczności, która października wypełni salę Teatru Wybrzeże. Reżyser porównał sceniczną adaptację „Bębenka” do Panoramy Racławickiej. Sztuka powinna być taką „Panoramą”, ale zredukowaną do rozmiarów miniatury pędzla flamandzkiego mistrza. Nalepa nie chce widzieć na deskach scenicznych epopei wojennej. To była wojna ubiegłego stulecia i nie to go w powieści Grassa interesuje. Dla niego najważniejsza jest symbolika i groteskowość „Bębenka”. Spektakl ma być oparty na dwóch pierwszych częściach powieści i ma mieć odniesienie do współczesności. Człowiek współczesny unika odpowiedzialności, ucieka w swoją egoistyczną prywatność. Podobnie w świat
fot. Wojtek Jakubowski /KFP
6 października w Teatrze Wybrzeże odbędzie się premiera „Blaszanego bębenka, według powieści Güntera Grassa. W ten sposób Gdańsk uczci 80 rocznicę urodzin wielkiego pisarza, urodzonego we Wrzeszczu, w domu przy dzisiejszej ulicy Lelewela. Sceniczną adaptację powieści opracował zamieszkały na stałe w Niemczech znany reżyser, Adam Nalepa. On też jest reżyserem spektaklu.
Gunter Grass na ławeczce obok Oskara – bohatera „Blaszanego bębenka. 2.06.2003
wiecznego dziecka uciekał przed nazizmem i wojną grassowski Oskar. I to jest właśnie, zdaniem Nalepy, ów nieprzemijający mo-
tyw, który łączy „Blaszany Bębenek” ze światem, w jakim żyją ludzie XXI wieku. >>więcej na s. 5
ELEKTROCIEPŁOWNIE WYBRZEŻE W SECON LIFE
POMORZE NA WAKACJE
URODZINOWA ROZMOWA Z PRZEMKIEM MIARCZYŃSKI
>> s. 4
>> s. 8–9
>> s. 16
2 kalendarium
z regionu
www.riviera24.pl
Gdańsk. Ruszają kolejne inwestycje budowlane
każdy czwartek g. 18.00 Czwartkowy Wieczór Muzyczny w Dworku Sierakowskich
Miasto na miarę XXI wieku
fot. kmz
Do tej pory w stolicy Pomorza wysokie budynki można było policzyć na palcach. Pomijając wieże gotyckich kościołów i Ratusza Głównomiejskiego miasto „strzelało w niebo” sześcioma obiektami. Najstarszym był „Zieleniak” naprzeciw Dworca Głównego. Kolejnymi budynek Promoru, hotel Heveliusz, oraz tak zwany „dolarowiec” we Wrzeszczu, na rogu alei Grunwaldzkiej i ulicy Partyzantów. Wreszcie dwa budynki mieszkalne na Przymorzu, po 18 kondygnacji każdy.
Już niedługo linia brzegowa Zatoki Gdańskiej zmieni się nie do poznania.
Andrzej Stanisławski
O
statni rok zaowocował oddaniem do użytku trzech wysokościowców, również na Przymorzu, przy ulicy Obrońców Wybrzeża. Zaś na najbliższe lata szykuje się prawdziwy wylęg wieżowców i to bardziej okazałych od istniejących. Już z początkiem 2008 roku we Wrzeszczu rozpocznie się budowa czterech wież, mających po 55 metrów wysokości. Staną one na terenie byłej zajezdni autobusowej przy ulicy Partyzantów, w bezpośrednim sąsiedztwie „dolarowca”, z którym wspólnie będą tworzyły skupisko
wysokiej zabudowy w tej części miasta. Prawdziwym przełomem w wizualnym wizerunku miasta stanie się BigBoyBulding przy ulicy Dąbrowszczaków na Przymorzu. O planach tej budowy pisaliśmy już w lipcowym numerze „Riviery”. BigBoy ma być czwartym co do „wzrostu” budynkiem w Polsce. Wymiary będzie miał rzeczywiście imponujące: metry wysokości, kondygnacji. Niewiele ma mu ustępować Brama Wolności, która powstanie w miejscu obecnej zajezdni autobusowej przy ulicy Wałowej na Starym Mieście. Bramę będą tworzyły dwa budynki o nierównej wysokości: i metrów.
Na zakończenie trzeba jeszcze wspomnieć o projekcie budowy hotelu na tysiąc łóżek przy deptaku prowadzącym od alei Jana Pawła II do mola na Zaspie. Hotel projektowany jest na – pięter i stał się już przyczyną sporu pomiędzy władzami miasta, a wojewodą pomorskim. Zdaniem wojewody w tym miejscu może powstać co najwyżej muszla koncertowa. Radni Gdańska uważają jednak, że hotel ożywi tę część miasta, przybliżając nadmorską plażę przede wszystkim mieszkańcom Zaspy i Przymorza. Może też stać się on zaczątkiem zabudowy deptaka, prowadzącego od przystanków autobusowych przy ulicy Czarny Dwór do mola. Deptak ten, no-
Gdańsk
PiS wystartował Choć data wcześniejszych wyborów parlamentarnych jeszcze nieustalona i nie wiadomo, czy na pewno do nich dojdzie, Prawo i Sprawiedliwość z rozmachem rozpoczęła kampanię wyborczą. W wielkim spędzie w hali Olivii uczestniczyło cztery tysiące osób. Przemawiał wyciągnięty z lamusa były premier Jan Olszewski, minister Zyta Gilowska i sam premier Jarosław Kaczyński, który zapowiedział, że IV Rzeczpospolita nie skapitulu-
szący prowizoryczną nazwę ulicy Plażowej, ma około kilometra długości. Z obu jego stron ciągną się rachityczne laski i łąki. Aż się prosi, aby asfaltową ścieżkę zamienić w cienistą aleję, wzdłuż której powstałyby hotele, pensjonaty, zakłady gastronomiczne i sklepy – coś na kształt Monciaka-bis. Gdańsk nie ma do tej pory ekskluzywnego ośrodka nadmorskiego na miarę Sopotu. Stogi są daleko, Brzeźno i Jelitkowo od czasów Wolnego Miasta niewiele się zmieniły (jeśli już to na gorsze). Pas plaży z obu stron mola na Zaspie, oraz ulica Plażowa zdają się być idealnym miejscem na powstanie rozrywkowo-wypoczynkowego fragmentu miasta.
je. Jak za czasów legendarnego I Krajowego Zjazdu Delegatów Solidarności jesienią roku, było wymachiwanie narodowymi flagami, zbiorowe, odrobinę fałszywie odśpiewane hymnu i huczne oklaski. Gdy padało nazwisko Donalda Tuska rozlegały się gwizdy. Jeśli dojdzie do wyborów lokomotywą PiS ma być Jacek Kurski. Jego przeciwnikiem z PO będzie Donald Tusk, a jeśli zdecyduje się on kandydować w Warszawie, prezydent Sopotu Jacek Karnowski.
Gdańska starówka nocą przedstawia się imponująco, w dzień niestety nieco gorzej
Będą pieniądze na zabytki Sto milionów złotych przeznaczył minister kultury i dziedzictwa narodowego na remonty i konserwację zabytków w Polsce. Znaczną część tej kwoty otrzyma województwo pomorskie. Pieniądze w pierwszym rzędzie zostaną przeznaczone na ratowanie kościołów. Jest nadzie-
ja, że wreszcie zostaną odrestaurowane okna w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Mają one po metrów wysokości i nie były remontowane od lat. Część środków zostanie przeznaczona na kościół Bożego Ciała, klasztor ojców Karmelitów, oraz kościoły św. Piotra i Pawła i uszkodzony podczas ubiegłorocznego pożaru kościół św. Katarzyny.
fot. kmz
Sopot Festival TVN Międzynarodowy Konkurs o nagrodę Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności Drugiego dnia festiwalowego odbędzie się Międzynarodowy Konkurs o nagrodę Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. W pierwszej części konkursu zobaczymy pięciu polskich wykonawców wybranych decyzją widzów TVN i słuchaczy Radia ZET (Feel, Małgorzata Ostrowska, Sumptuastic, Szymon Wydra&Carpe Diem i Łukasz Zagrobelny). Szczęśliwcy rywalizować będą o uczestnictwo w finale Międzynarodowego Konkursu o nagrodę Bursztynowego Słowika. Reprezentanta Polski wybierze siedmioosobowe jury. Druga część koncertu to Finał, podczas którego polski artysta zmierzy się z wybranymi wcześniej, przez Komisję Konkursową, artystami zagranicznymi. Będą to: Thierry Amiel (Francja), Sophie Elisse Bextor (Anglia), The Cloud Room (USA), Monrose (Niemcy), Emmanuel Moire (Francja) i September (Szwecja). O tym kto otrzyma statuetkę Bursztynowego Słowika ponownie zadecyduje jury. Laureata Słowika Publiczności wybiorą widzowie TVN. Na scenie pojawią się także zwycięzcy z lat ubiegłych – Doda (Słowik Publiczności 2005) i Stachursky (Słowik Publiczności 2006). 2.09 Gorączka Niedzielnej Nocy Podczas trzeciego dnia Festiwalu Operę ogarnie „Gorączka Niedzielnej Nocy“. Na scenie pojawią się twórcy megahitów, najsłynniejsze gwiazdy amerykańskiego disco lat 70-tych: Gloria Gaynor, Village People, Hot Chocolate, Kool&The Gang, Sister Sledge. Muzycznym przewodnikiem po tamtych czasach będzie Kayah, która na tę okazję przygotuje wiele muzycznych niespodzianek. 30.08 – 2.09 g. 18.00, 20.30, „Śpiewniczek Upiornych Kantyczek” – Teatr Atelier 10.08 – 20 godz. Międzynarodowy Festiwal Fotografii „Transfotografia 2007” 1 – 30.09 „60 lat z Biblioteką. Rodzinne fotografie czytelniczych pokoleń.” konkurs fotograficzny – MBP Filia 8 1.09 – 30.10 „Pippi Pończoszanka – Nasza Koleżanka” konkurs plastyczny dla dzieci 6-12 letnich na ilustrację do książki A. Lindgren „Pippi Pończoszanka” – MBP Filia Nr 2 1.09 – 31.12 Galeria Zaczarowanego Ołówka – wystawa pokonkursowa prac plastycznych pt. „Planeta szczęścia, czyli wszystko się może zdarzyć” – MBP Filia 7 1 – 2.09 Regaty o Puchar PHCA – SMRC 1 -23.09 „Sopot, Ulica Sztuki” wystawa prac artystów niepełnosprawnych i profesjonalnych w ok. 30 punktach wystawienniczych w Sopocie 1 – 26.09 od g. 21:30 codziennie Orange Kino Letnie, SKT 1 – 30.09 wystawa plenerowa na molo „Rybacy sopoccy od średniowiecza do XXI w.” 1.09 g. 19.00 II Nocny Maraton Spinningu – Molo 1.09 g. 14.00 rugby Ogniwo Sopot – FOLC AZS W-wa 3.09 g. 17.00 Teatrzyk „Pacynka”, przedstawienie pt. „Jurata, królowa Bałtyku”, Biblioteka Główna 3.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 wernisaż wystawy fotografii Chrisa Niedenthala „PracujeMY” w Dworku Sierakowskich 3.09 – 30.11 Książka z d(r)eszczykiem, czyli „Jesienny kiermasz taniej książki” MBP Filia Nr 8 4.09 „Książka Na Piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 4.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Słoń”, reż. G. Van Sant, USA, 2003 6.09 g. 11.00 konferencja prasowa dot. ogólnopolskiej kampanii „Ciąża bez alkoholu”. 6.09 g. 18.00 Biesiada Literacka z Hanną Domańską – promocja najnowszej książki pt. „Magiczny Sopot”, Sala Posiedzeń Rady Miasta w Sopocie 7.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 uroczyste otwarcie imprezy, koncert zespołu „Uśmiech” – Dworek Sierakowskich 8.09 Festyn Organizacji Pozarządowych Na Molo – g. 12.00 – 15.00 piknik na Molo 8.09 g. 18.00 Biesiada Literacka z Jackiem Pałkiewiczem, Sala Posiedzeń Rady Miasta w Sopocie 9 – 30.09 wystawa – Jacek Wojciechowski – retrospektywa – PGS 11.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Jutro była wojna”, reż. J. Kara, ZSRR, 1987 11.09 „Książka na piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 13 – 29.09 wystawa Andrzeja Sadowskiego – Galeria Triada 15.09 „Rajdowy Puchar Prezydenta Sopotu o Puchar Lotosu” III – Automobilklub Orski 15.09 „Pali się” – Wagart – Opera Leśna 17.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.00 „Białe miasto” – wieczór poetycki Krzysztofa Dowigiałło – Dworek Sierakowskich 18.09 „Książka na piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 18.09 g. 20.30 DKF Kurort, “Yesterday”, reż. R. Piwowarski, Polska, 1984 19.09 g. 17.00 Dyskusyjny Klub Książki – Biblioteka Główna 19.09 g. 20.00 koncert zespołu Nalle (Szkocja), Dworek Sierakowskich 22.09 g. 14.00 Rugby: Ogniwo Sopot – Blachy Pruszyński Budowlani Łódź 22.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 18.30 koncert orkiestry „Vita Activa” – Urząd Miasta Sopotu 23.09 „Sopot, Ulica Sztuki” g. 17.00 aukcja prac w Dworku Sierakowskich 25.09 „Książka Na Piątkę” głośne czytanie, zabawy dla dzieci, MBP Filia Nr 5 25.09 g. 20.30 DKF Kurort, „Czterysta batów”, reż. F. Truffaut, Francja, 1959 28.09 Koncert Jubileuszowy 25-lecia PFK – Sopot, Wojciech Rajski – dyrygent, Gerhard Oppitz – fortepian, g. 18:00, Opera Leśna 29 – 30.09 Mistrzostwa Polski w olimpijskiej klasie Tornado oraz regaty katamaranów Open – zakończenie sezonu -UKS NAVIGO
fot. kmz
31.08 – 2.09 1.09
Dwaj panowie J.K., jeszcze z uśmiechami na twarzy
z regionu 3
Nr 9(18) wrzesień 2007
Sopot
Gwałt w biały dzień letni Grzegorz P. w biały dzień zgwałcił -letnią dziewczynę. Do zdarzenia doszło sierpnia na sopockiej plaży, na wysokości Grand Hotelu. Około godziny -ej P. wyniósł nieprzytomną i nie stawiającą oporu dziewczynę z jednej z pobliskich dyskotek. Następnie odbył z nią akt płciowy na oczach dziesiątków plażowiczów. Ktoś
Rocznica Sierpnia ’80
fot. kmz
Siódmy cud Polski
Porządku strzegli jak zawsze pogodni funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej
Dziennik „Rzeczpospolita” ogłosił konkurs na siedem cudów Polski. „Riviera”, jako pismo wychodzące w Sopocie i najbardziej z miastem tym związane, zachęca wszystkich naszych czytelników do głosowania na sopockie molo. Chociaż pokiereszowane przez zimowe sztormy, jest ono symbolem miasta, rozpoznawalnym nie tylko w Polsce. Jest też najdłuższym w Europie drewnia-
nym pomostem, wybiegającym w morze na ponad pół kilometra. W ciągu roku przez molo przewija się około dwóch milionów osób. Jest to miejsce spotkań zakochanych, tu każdego roku odbywają dziesiątki imprez kulturalnych i sportowych. Również od Państwa zależy, czy nasze molo zostanie uznane za jeden z siedmiu cudów Polski. Głosować można na stronie www. rzeczpospolita.pl/cuda Polski.
Gdynia Pamiętnik Fotograficzny Gdyni Urząd Miasta Gdyni ogłosił konkurs fotograficzny mający ukazać przemiany społeczno-kulturalne, życie codzienne, architekturę, oraz pejzaż miejski Gdyni. Konkurs jest otwarty, dostępny zarówno dla zawodowców, jak amatorów. Zdjęcia powinny być dokonane w roku , lub . Jego celem jest promocja fotografów, zarówno tych znanych, jak początkujących. Nagrodzone i wyróżnione zdjęcia będą publikowane w katalogu „Pamiętnik Fotograficzny Gdyni”. Prace oceni jury w składzie: Joanna Zastróżna,
32 Złoty Lew Na sześć dni, od do września, Gdynia zostanie stolicą polskiego filmu. Po raz odbędzie się tu Festiwal Filmów Fabularnych, a zwycięzca konkursu otrzyma w nagrodę Złotego Lwa. Festiwal otworzy film Andrzeja Wajdy „Katyń”, który będzie jednak wy-
Dagmara Płaza-Opacka, Maciej Kosycarz, Witold Węgrzyn i Jerzy Zając. Łączna pula nagród wynosi tysięcy złotych. Termin nadsyłania prac upływa grudnia tego roku. Fotografie należy nadsyłać na adres: Urząd Miasta Gdyni – Biuro Prezydenta, aleja Marszałka Piłsudskiego /, - Gdynia z dopiskiem „Kunkurs Fotograficzny Gdynia – tradycyjnie nowoczesna”. Rozwiązanie konkursu nastąpi stycznia przyszłego roku. Jest to już druga edycja konkursu, w ubiegłym roku o nagrody ubiegało się autorów z kraju i zagranicy, którzy nadesłali łącznie prac. świetlany poza konkursem. O Złotego Lwa walczyć będą, między innymi, dzieła takich twórców jak Andrzej Barański, Jacek Bromski, Robert Gliński, Dorota Kędzierska, Lech Majewski, Jerzy Stuhr. Centrum konkursowe będzie się znajdowało w kinie Silver Screen przy Skwerze Kościuszki.
fot. kmz
sierpnia, z okazji -ej rocznicy rozpoczęcia strajku w Stoczni Gdańskiej na sopockim „Monciaku” odbył się uliczny happening pod tytułem: „Tak było”. Przygotowały go zespoły Teatru Off de Bicz i „Plamy”. Spektakl, do którego aktorzy próbowali wciągnąć przygodnych widzów miał ukazać życie codzienne w PRL, oraz początki strajku w sierpniu roku. Wśród „manifestantów” pojawili się m.in. wiceprezydent Gdańska Katarzyna Hall, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Janusz Śniadek oraz prezydenci Sopotu Jacek Karnowski i Paweł Orłowski.
wezwał przez komórkę policję. Grzegorz P., którym okazał się były piłkarz Arki Gdynia, został zatrzymany. Obecnie biegli badają, czy podejrzany nie zaaplikował dziewczynie tzw. pigułki gwałtu, lub doprowadził ją do stanu bezbronności przy pomocy innego środka odurzającego. Grzegorzowi P. grozi do lat pozbawienia wolności.
Asana na molo Spacerowicze, którzy o godzinie rano wybiorą się na sopockie molo, mają okazję zaobserwować niezwykły widok. Na pomoście, pod okiem trzech nauczycielek, kilkanaście osób w różnym wieku ćwiczy jogę. Zajęcia odbywają się w każdą sobotę, jeśli tylko nie pada deszcz. Każdy kto ma ochotę może dołączyć do ćwiczących. Różne skłony i przechyły, nadają-
ce ciału rześkość na cały dzień, mają swoją nazwę asana, czyli powitanie słońca. Zajęcia trwają trzy godziny, po nich uczestnicy kąpią się w morzu i idą na wspólne śniadanie. W okresie jesienno-zimowym zajęcia będą się odbywały w Hali Tysiąclecia przy ulicy Haffnera. Wszyscy wielbiciele jogi są mile widziani, a zajęcia nic nie kosztują, poza wysiłkiem związanym z rannym wstawaniem.
Gdańsk Chmury nad Orlenem sierpnia minister gospodarki Piotr Woźniak, prezydent miasta Paweł Adamowicz i prezes firmy Lotos Paweł Olechnowicz wmurowali akt erekcyjny w fundamenty najnowszej inwestycji gdańskiej rafinerii. W budynku ma znaleźć pomieszczenie instalacja służąca odsiarczaniu oleju napędowego. Planowane zakończenie Inwestycji to maj roku. Zakłada się, że będzie to pierwsza z serii inwestycji, które sprawią, iż moc przerobowa Lotosu wzrośnie z do , milionów ton ropy naftowej rocznie. Dla porównania płocka Petrochemia przerabia milionów ton.
Czy sopockie molo będzie jednym z siedmiu cudów Polski?
Autobusy na Grunwaldzkiej Wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski zdementował plotki głoszące, że po wybudowaniu tunelu przy przejściu z ulicy Bohaterów Monte Cassino na molo autobusy komunikacji miejskiej nie będą mogły z ulicy Grunwaldzkiej przejeżdżać na ulicę Powstańców Warszawy. Okazuje się, że tunel
Nowa siedziba NFZ
Tak więc możliwości produkcyjne obu polskich rafinerii stałyby się porównywalne. Czy tak się stanie – nie wiadomo. Jak sygnalizuje „Gazeta Wyborcza” Orlen chciałby połknąć Lotos. Za takim rozwiązaniem jest prezes koncernu Piotr Kownacki, oraz minister skarbu Wojciech Jasiński, rodowity mieszkaniec Płocka. Fuzja Lotosu z potężniejszym partnerem oznaczałaby rezygnację z nowych inwestycji w Gdańsku, oraz likwidację niektórych działów. Przeciwko takiemu rozwiązaniu ostro protestują pomorscy samorządowcy z marszałkiem Janem Kozłowskim i prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem na czele.
Dyrekcja Pomorskiego Narodowego Funduszu Zdrowia opuściła dawną siedzibę na Głównym Mieście, przy ulicy Podwale Staromiejskie. Budynek okazał się za ciasny dla ponad urzędników. Kłopoty mieli również zmotoryzowani klienci, gdyż w tej okolicy stale brakuje miejsc parkingowych. Nowa siedziba NFZ znajduje się u zbiegu ulic Kli-
Westerplatte bez czołgu Czołg T-, zdobiący Westerplatte zostanie przeniesiony do Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie. Czołg ten nie miał nic wspólnego ani z Westerplatte, ani z I Brygadą Pancerną im. Obrońców Westerplatte.
będzie miał prześwit centymetrów, zaś autobusy miejskie mają wysokość około trzech metrów. Pojazdy wyposażone w klimatyzatory są nieco wyższe, ale i one zmieszczą się w tunelu. Tak więc nie ma obawy, że po ukończeniu prac przy tunelu autobusy linii i będą musiały kursować okrężnymi trasami, omijając okolice Mola i Gdand Hotelu.
nicznej i Marynarki Polskiej. Miejsce niezbyt reprezentacyjne, za to wygodne dla interesantów. W najbliższym sąsiedztwie znajdują się przystanki tramwajowe, blisko jest też od przystanku SKM Gdańsk-Politechnika. Budynek przy Podwalu Staromiejskim chce kupić firma z Warszawy. Cena wyniesie około , milionów złotych.
Ściągnięty z pola bitwy pod Nowym Dworem, stał w składnicy zużytego sprzętu wojskowego. W roku , z okazji wizyty w Gdańsku Nikity Chruszczowa został ustawiony na Westerplatte jako symbol braterstwa broni polsko – radzieckiej.
Adres redakcji:
Wydawca:
Druk:
81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61 tel. (058) 555-73-76 redakcja@riviera24.pl www.riviera24.pl
PPHU RIVIERA SOPOT Gabriela Łukaszuk 81-703 Sopot, ul. Kościuszki 61
Polskapresse sp. z o.o. 80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3
Dział reklamy:
Redaktor naczelny: Krzysztof Maria Załuski tel. 0 668 17 77 63
reklama@rivierasopot.pl
Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania. Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności
fot. kmz
Na placu Konstytucji Trzeciego Maja do żuka ustawiła się kolejki jak za PRL-u
W drugiej połowie września gdyński Silver Screen gościć będzie największych twórców polskiego kina
Właściciel zniknął, smród został Firma chemiczna Gras-Oil działała na terenie byłej Fabryki Farb i Lakierów w Gdyni Dąbrowie. Przed paru laty podzieliła ona los państwowego poprzednika i została postawiona w stan upadłości. Właściciele się ulotnili, a majątek firmy został zajęty przez komornika. Na terenie zakładu pozostało podziemnych zbiorników wypełnionych chemikaliami. Od czasu do czasu na gdyńskie osiedla zalatują stamtąd niezbyt przyjemne zapachy. W obawie przed katastrofą ekologiczną
Kubeł zimnej wody na amstaffa sierpnia w Gdyni o mało nie doszło do tragedii, której przyczyną byłby pies rasy amstaff. W mieszkaniu przy ulicy Zwycięstwa trzej przyjaciele popijali wino, a pies wylegiwał się na dywanie. Z jemu tylko wiadomych powodów amstaff nagle zaatakował jednego z mężczyzn. Z pogryzionymi nogami, rękami, szyją
mieszkańcy zgłosili zażalenie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, oraz do prokuratury. Zlecona przez Urząd Miasta ekspertyza nie wykazała bezpośredniego zagrożenia. Tym niemniej chemikalia trzeba usunąć. Utylizacja będzie kosztowała około tysięcy złotych. Za opróżnione zbiorniki można otrzymać około tysięcy. Pytanie, kto ma uiścić resztę należności. Powinien były właściciel. Ale skoro uciekł, pozostawiając po sobie tylko smród, pewnie zapłacić będzie musiało miasto z podatków jego obywateli. i twarzą, w stanie ciężkim trafił on do szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku. Pies pastwił się nad swą ofiarą, ignorując swego pana, który na próżno usiłował go odgonić. Dopiero kubeł zimnej wody poskutkował. Weterynarz, po zbadaniu amstaffa stwierdził, że nie był on chory na wściekliznę. Sprawą zajął się gdyński prokurator. Sądzony będzie oczywiście właściciel, a nie pies.
4 fotorelacja
www.riviera24.pl
Rozmowa ze Swietłaną Reszka – rzecznikiem prasowym Elektrociepłowni Wybrzeże S.A., a jednocześnie pomysłodawcą imprezy plenerowej „Nasza misja to energia”.
Niecodzienna promocja firmy codziennego użytku
cy, jaką jest przepływająca przez serce miasta Motława. Była to już druga tego rodzaju impreza, poprzednia – przypomnijmy – miała miejsce rok temu w Sopocie. Dlaczego zdecydowała się pani na tego rodzaju promocję firmy? Ubiegłoroczne wydarzenie „Jasne, że ciepło” i tegoroczne „Nasza misja to energia” już poprzez swoje tytuły wskazują na specyfikę działalności ich fundatora oraz na pozytywne skojarzenia, jakie wywołuje mariaż ener-
fot. MArek Preś
gii i ciepła. Pragniemy podtrzymywać pozytywne relacje z odbiorcami naszych produktów. Jako spółka położona w środku miasta czujemy się też szczególnie zobowiązani do działań na rzecz społeczności. Czy możemy oczekiwać, że koncerty organizowane przez Elektrociepłownie Wybrzeże S.A. wpiszą się na stałe w krajobraz kulturalny Trójmiasta? Firma od lat jest mecenasem kultury, patronem wielu wyda-
rzeń, przede wszystkim związanych z filharmonią na Ołowiance, ale również tych skierowanych do szerszego odbiorcy. Uważam, że taka formuła pielęgnowania więzi z mieszkańcami jest zarazem bardzo efektowna i efektywna. Czy imprezy plenerowe to jedyna niekonwencjonalna propozycja Elektrociepłowni Wybrzeże? Poza nimi wspomniany stały patronat nad PFB, rewitalizacja Zielonego Parku, wspieranie sportu niepełnosprawnych… To tylko niektóre przejawy odpowiedzialności społecznej spółki, działającej w ramach międzynarodo-
wej Grupy EDF. Chciałabym w tym miejscu wspomnieć o naszej najnowszej, nieco „lżejszej” propozycji. Chodzi o debiut spółki w wirtualnym świecie, tzw. Second Life. Jako forma promocji jest to pomysł niewątpliwie śmiały i nowatorski. Skoro jednak granice się zacierają, my również postanowiliśmy tą drogą podążyć. W ten sposób będziemy mogli ogrzewać cały świat. W Second Life, choć to świat wirtualny, obecni są przecież prawdziwi ludzie. A oni też z pewnością potrzebują ciepła. Tym bardziej, że w naszym zmiennym klimacie nigdy nie wiadomo, kiedy zrobi się naprawdę zimno.
Wtedy było za wcześnie, dzisiaj za późno. Ale nie martwcie się. Uchylmy czas. Niech na ten ostatni seans w największej sali kinowej w Polsce pokażą Blaszanego, największy film o mieście i największe dzieło Schlöndorffa, według największej powieści honorowego obywatela, który kontrowersyjny okazał się nie tylko w swoim rodzinnym mieście, ale
także poza nim, tak w Polsce jak i w Niemczech. Nie widzę innego wyjścia. I niech przynajmniej wtedy to kino się Oskar nazywa, na tę nostalgiczną i świętą chwilę. I niech na to zaproszą samego Grassa, Schlöndorffa, Davida Bennenta, który po Oskarku długo rosnąć nie chciał, ale w końcu natura wzięła górę, niech zaproszą Daniela Olbrychskiego i węgorza w końskim łbie, koniecznie. I wszystkich z załogi, kto tam jeszcze przy zdrowiu i życiu. Nie sądzę, by którakolwiek z przyzwoitych firm nie otworzyła kasy na tak wielką okazję. Choć osobiście żałuję, że to stypa. Wolałbym, żeby się co urodziło, ale teraz tylko kinobunkrowce się rodzą. Nawet na kamieniu.
fot. MArek Preś
fot. MArek Preś
fot. MArek Preś
sierpnia mieszkańcy Trójmiasta byli uczestnikami niecodziennego widowiska, które zafundowały im Elektrocieplownie Wybrzeże. Domyślam się, że nie była to data przypadkowa… sierpnia jest świętem energetyków, zatem w tym dniu w naturalny sposób możemy zadeklarować, że „nasza misja to energia”. W każdym z nas jest energia i ciepłe emocje, nikt nie zaprzeczy, że energia jest wszechobecna. I właśnie jej uniwersalny wymiar – energię żywiołów i nade wszystko energię życia prag-
wernisaż wystawy „Absolutnie na zewnątrz”, której sponsorem są Elektrociepłownie Wybrzeże S.A. Wystawa jest częścią festiwalu Transfotografia, który odbywa się w Trójmieście. Granice i ich przekraczanie – to idea festiwalu. Przykładem przekraczania granic jest adaptacja przemysłowej budowli elektrociepłowni na centrum kultury, siedzibę Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. W taką metaforykę wpisuje się również kolejne przedsięwzięcie Elektrociepłowni Wybrzeże S.A. – realizowana we współpracy z Miastem Gdańsk oraz Urzędem Marszałkowskim budowa kładki przez Motławę. W sensie przenośnym to również przekraczanie grani-
fot. EC Wybrzeże
Konrad Franke
nęliśmy uhonorować w tym widowisku. I podzielić się nią z mieszkańcami Trójmiasta. Dlaczego koncert i pokazy laserów odbyły się właśnie na Ołowiance? Ołowianka to miejsce dla nas bardzo szczególne. Budynek, w którym obecnie ma swoją siedzibę Polska Filharmonia Bałtycka im. Fryderyka Chopina, przez lat funkcjonował jako elektrownia. Dziś służy mieszkańcom w inny sposób – w dawnej hali turbin rozbrzmiewa muzyka. Z Ołowianką łączą się też wydarzenia poprzedzające widowisko „Nasza misja to energia”: ekspozycja wirnika pierwszej turbiny AEG MW zainstalowanej w roku oraz
Gdańsk. Ostatni seans w Neptunie
To kino się Oskar nazywa Jacek Łaszcz
T
o kino się „Oskar” nazywa! Mogło tak być. Wszelkie powody istniały. Po pierwsze, tam właśnie odbyła się uroczysta premiera Blaszanego bębenka, po wielu latach nieoficjal-
nych pokazów w DKF-ach. Czyż trzeba wyliczać po drugie i po trzecie? Szlachetny honorowy Danziga, gdym do niego podszedł z taką propozycją podczas którejś z uroczystych konferencji w tym kinie, nie tylko się zgodził, ale łaskawie dodał, że można skorzystać z którejś z jego grafik. Czemu nie? Jeszcze wtedy nie
ujawnił, że w esesie służył, wszystko było ok. Musiałem honor Danziga ratować, bo paru patriotom we łbach zaszumiało, zaparli się i wrzasnęli: Nie! „Leningrad” w Danzigu, to być nie może! Po naszym trupie! Nie chcąc dopuścić do takiego ubytku masy patriotycznej, zasugerowałem: skoro nie Leningrad, to niech Oskar będzie. W końcu są
powody. W złym momencie musiałem to podsunąć, bo teraz jest „Neptun”, a Neptunów w tym mieście jak psów, trudno odróżnić jednego od drugiego. Już niedługo, obiekt sprzedany, szacowny relikt starej epoki nie miał najmniejszych szans w konkurencji z kulturą kukurydzy, pepsi i sprajta. Rzecz przesądzona, obserwujemy ostatnie podrygi kolosa.
gdański jubileusz 5
Nr 9(18) wrzesień 2007
Gdańsk obchodzi 80 urodziny Güntera Grassa wiać będzie można nowo ofiarowane Gdańskowi prace graficzne i rzeźbiarskie laureata Nagrody Nobla, to tylko niektóre z wydarzeń dostępnych szerokiej publiczności z okazji 80 urodzin, które w swym rodzinnym mieście będzie obchodził jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy. Wcześniej jeszcze publiczne czytanie fragmentów Przy obieraniu cebuli w Ratuszu Starego Miasta, ostatniej powieści Grassa, której polskie wyda-
nie zbiegnie się z obchodami urodzin w Gdańsku. W Kościele św. Jana, października, artyści pod kierunkiem Mikołaja Trzaski, kompozytora muzycznej dedykacji i jednocześnie lidera zespołu-orkiestry powołanej do życia na tę artystyczną okazję w składzie: Przemek Dyjakowski – saksofony, Tomasz Zietek – trąbka, Wacław Zimpel – klarnet, klarnet basowy, Mikołaj Trzaska – saksofony, klarnet basowy, Paweł
Nowicki – wibrafon, marimba, Marcin Dymiter – gtara i elektronika, Adam Witkowski – laptop, Olo Walicki – kontrabas, Michał Gos – perkusja, Kuba Staruszkiewicz – perkusja, perkusjonalia, Johannes Bauer – puzon, Johannes Frisch – kontrabas zagrają Koncert dla Grassa. To multimedialne wydarzenie wizualizacjami oprawi Robert Rumas. Na zakończenie urodzinowych obchodów października w Tea-
fot. Wojtek Jakubowski /KFP
T
rzydniowa konferencja naukowa (4-6 października) na Uniwersytecie Gdańskim Literatura – Sztuka – Polityka z udziałem wybitnych znawców twórczości Güntera Grassa z całej Europy, prezentacja przewodnika Gdańsk według Güntera Grassa oraz Kalendarza Grassowskiego na rok 2008, wernisaż wystawy Między symbolem a rzeczywistością w Zielonej Bramie, w trakcie której po raz pierwszy podzi-
Wizyta Günter Grassa w Gdańsku. 14.06.2005 r.
publiczna debata Przyszłość polskiej i niemieckiej pamięci dla nowej Europy, w której udział zadeklarowali między innymi byli prezydenci Polski i Niemiec: Lech Wałęsa i Richard von Weizsacker. Materiały Urzędu Miasta Gdańsk
fot. Wojciech Strozyk / KFP
fot. Maciej Kosycarz / KFP
trze Wybrzeże odbędzie się światowa premiera spektaklu opartego na powieści Güntera Grassa „Blaszany bębenek”. Reżyserem sztuki i autorem adaptacji teatralnej jest mieszkający od lat w Niemczech Adam Nalepa. Spodziewać się można, że punktem kulminacyjnym pobytu G. Grassa w Gdańsku stanie się
Wystawa w oddziale Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Pałacu Opatów w Oliwie. „Siedem kumaków” Güntera Grassa, akwaforta, 1992 r.
Finisaż wystawy grafik i rzeźb Güntera Grassa „Cień” w Ratuszu Staromiejskim. 16.06.2005 r.
„Fot. Kosycarz -niezwykłe zwykłe zdjęcia” to ponad 60 lat historii na zdjęciach ojca i syna, czyli Zbigniewa i Macieja Kosycarzy. Historii związanej z Gdańskiem, Gdynią, Sopotem i Pomorzem. Fotografie pokazują nie tylko wielkie i znane wydarzenia, ale głównie życie codzienne ludzi, ich stroje, zabawę, pracę, a także miejsca, które tak się zmieniły w ciągu lat, że gdyby nie podpisy pod zdjęciami, to trudno byłoby je rozpoznać. Wiele fotografii ogląda się z uśmiechem na twarzy, ale nie brakuje też takich wywołujących zadumę. Na pewno sporo sytuacji i zdarzeń przedstawionych na stronach tego albumu jest częścią naszych wspomnień z minionych lat.
„Wygnanie z Arkadii” Stanisława Załuskiego to książka o ostatnich latach polskiego dworu, o likwidacji ziemiaństwa jako warstwy społecznej, która przez prawie tysiąc lat odgrywała dominującą rolę w życiu kraju. W formie wspomnieniowoanegdotycznej autor opowiada o zwyczajach, zaletach i przywarach tego środowiska w okresie przedwojennym. Następnie przechodzi do okupacji niemieckiej, aby zakończyć opowieść dramatycznym zderzeniem ziemiaństwa z zalewająca Polskę nawałą sowiecką i zadekretowaną przez Stalina reformą rolną.
Album można zamówić drogą wysyłkową poprzez stronę agencji KFP: www.kfp.pl. Można kupić go również w trójmiejskich księgarniach. » cena detaliczna 59 zł. » cena sprzedaży wysyłkowej 50 zł.
Książkę można nabyć w sopockim Krzywym Domku w księgarni Książka Dla Ciebie lub zamówić telefonicznie pod nr. 0501 495 553. Cena 35 złotych.
6 kronika policyjna
Wpadka dilera sierpnia funkcjonariusze Policji w Gdańsku zatrzymali letniego Tomasza K. przy sobie miał gram marihuany, a w mieszkaniu porcji tego samego narkotyku, wagę elektroniczną i woreczki strunowe. Natomiast w użytkowanym przez niego garażu znajdowało się jeszcze około , kg suszu narkotyko-
Amatorzy lusterek
stępnie zbił szybę, wyciągnął właścicielkę pojazdu na zewnątrz i pobił. Po czym uciekł, pozostawiając swój samochód. Z ogólnymi potłuczeniami i pękniętymi dwoma żebrami kobieta znalazła się w szpitalu. Zawiadomieni o zdarzeniu policjanci zaczaili się przy samochodzie napastnika i po dwóch godzinach zdołali go zatrzymać. Mężczyzna miał we krwi , promila alkoholu.
Około -ej nad ranem sierpnia komisariat Policji na Przymorzu otrzymał sygnał, że na Zaspie, przy ulicy Żwirki i Wigury kręcą się przy samochodach podejrzani mężczyźni. Wysłany patrol zatrzymał -letniego Sebastiana D. z gminy Czersk. W reklamówce miał on kilkanaście lusterek samochodowych. Kolejne reklamówki z lusterkami leżały w krzakach. W sumie sztuk. Policja poszukuje drugiego złodzieja, który widząc nadjeżdżający radiowóz zdołał uciec. Wkłady do lusterek przedstawiają znaczną wartość. Ich
wego. Wszystko to było warte około tysięcy złotych. Zawód dilera był dla Tomasza K. już drugim sposobem zarabiania pieniędzy. Wcześniej zajmował się kradzieżą samochodów, za co był aresztowany i skazany. Obecnie będzie więc odpowiadał jako recydywista. Grozi mu kara do lat więzienia.
Aresztowanie bandyty W autobusie linii na ulicy Matemblewskiej -letni Sławomir B. z Pucka zaatakował letniego gdańszczanina. Uderzył go kilkakrotnie w głowę i groził, że go zabije, jeśli nie dostanie pieniędzy. Napadnięty oddał bandycie to co miał, czyli płyty
Hydraulicy na niby
Nie udała się próba wyłudzenia tysięcy w jednym z banków we Wrzeszczu. -letni Stanisław K. usiłował otrzymać kredyt posługując się sfałszowanym zaświadczeniem o zatrudnieniu. Policja zatrzymała go przed bankiem, kiedy czekał na wypłatę
pieniędzy. Aresztowany został także jego kolega, -letni Marek K. W samochodzie obu mężczyzn funkcjonariusze znaleźli fałszywe zaświadczenia o zarobkach, pieczątki, dowód osobisty trzeciej osoby, a także sfałszowaną książeczkę wojskową. Niefortunnym amatorom bankowej gotówki grozi do lat pozbawienia wolności.
fot. materiały KWP w Gdańsku
Chcieli wyłudzić kredyt
Sopockie opowieści
Arsène Lupin w Weltbadzie Bogdan Rudłowski W ten sierpniowy wieczór roku nad Sopotem wisiały ciężkie, granatowe chmury. Odwołano rozgrywki na kortach tenisowych. Pod znakiem zapytania stał koncert arii i uwertur Richarda Wagnera w Operze Leśnej. W obawie przed nagłą ulewą kuracjusze rezygnowali ze spaceru po Molo. Mężczyzna o szpakowatych skroniach, ale młodzieńczej jeszcze sylwetce, zajął stolik w sali restauracyjnej hotelu Werminhoff. Jego nazwisko nie figurowało na liście hotelowych gości, ani tu, ani w żadnym z innych sopockich kurhausów. Nie widywano go także w kręgach wypoczywających nad morzem polskich elit. Mężczyzna zamówił zupę i rozłożył przed sobą „Gazetę Gdańską”. Artykuł na pierwszej stronie informował, że lipca były nadburmistrz Sopotu dr Erich Laue został znaleziony martwy w celi więziennej, gdzie przebywał od chwili aresztowania, po zdefraudowaniu ogromnej kwoty przeznaczonej na budowę Kasina Hotel. Dr Laue, który przed laty sku-
tecznie zabiegał o poparcie Senatu Wolnego Miasta Gdańska celem otwarcia kasyna gry, a potem doprowadził do otwarcia nowego obiektu, popełnił samobójstwo przez powieszenie. Z lektury wyrwał mężczyznę opasany, sięgającym niemal do kostek fartuchem, kelner. Na stole stanęła parująca zupą waza. – Drobiowa. Taka, jaką szanowny pan zamówił.. Nagotowana z kury i nóżek cielęcych. Mężczyzna w milczeniu skłonił głowę i zabrał się do jedzenia. Równocześnie obserwował długi stół w przeciwległej części sali, wokół którego zasiadło liczne towarzystwo pań i panów. Dłonie i szyje dam błyskały biżuterią, panowie również sprawiali wrażenie ludzi zamożnych i dystyngowanych. Mężczyzna skończył posiłek, odsunął talerz i gestem przywołał kelnera. – Kim są te osoby? – zapytał wciskając w dłoń garsona dziesięć guldenów. – To sławni artyści z Berlina – kelner dyskretnie schował banknot do kieszonki kamizelki. – Mają dziś śpiewać w Operze Leśnej. – O ile nie będzie burzy. – Nie będzie – kelner spojrzał w kierunku okna. – Już się przejaśnia. Szanowny pan zechce
zjeść drugie danie? Poleciłbym zraziki cielęce z majerankiem, nadziewane farszem z tartej bułki, jajek, kopru i pietruszki. Do tego mizeria z ogórków i marchewka z groszkiem. – Znakomicie. – Mężczyzna ponownie zasłonił się gazetą. „Arsène Lupin znów w Soppotach” – ostrzegał tytuł kolejnego artykułu. „Wśród gości Weltbadu znów jest nieuchwytny złodziej-gentleman, przyrównywany do sławnego Arsène Lupina, ponieważ okradając damy z biżuterii i cennych klejnotów, pozostawia zawsze coś z owych precjozów, aby nieszczęsna nie musiała natychmiast opuszczać wabiącego grzesznymi uciechami kurortu. Nie pomagają obławy, mimo, iż po hotelowych korytarzach snują się tabuny przebranych za służbę detektywów.” W dalszym ciągu autor artykułu opisywał dramat niemieckiego barona von K., który przybył przed tygodniem z Berlina, z kwotą stu tysięcy guldenów. Wierzył, że podwoi tę kwotę w tutejszym kasynie. Już pierwszego wieczoru przegrał tysięcy i poirytowany podjął zdeponowane w hotelowym sejfie pozostałe tysięcy, po czym poszedł do swego apartamentu na pierwszym piętrze, odświeżyć się przed
dalszą grą w ruletkę. Rzucił walizkę z pieniędzmi na fotel, wszedł do łazienki i puścił do wanny strumień wody. Gdy po kąpieli wrócił do pokoju walizki nie było, natomiast na fotelu leżała kartka, w której bezimienny złodziej napominał lokatora apartamentu, aby nigdy nie pozostawiał gotówki bez nadzoru przy otwartych drzwiach balkonowych. Zdesperowany baron opuścił hotel. Wyszedł w nocy na
cena waha się od do złotych.
fot. materiały KWP w Gdańsku
-letnia kobieta chciała wyjechać ze działki w ogródkach na Złotej Karczmie. Jej samochód był jednak zastawiony przez forda escorta -letniego przybysza ze Świdwina. Gdy kobieta poprosiła o przestawienie pojazdu, mężczyzna zaczął ją wyzywać. Kobieta schroniła się w swoim wozie, ale niewiele to pomogło. Świdwinianin najpierw stłukł lusterko w jej samochodzie, a na-
fot. materiały KWP w Gdańsku
Jak wynika z sondażu CBOS, aż procent Polaków uznaje Policję za instytucję godną zaufania. Negatywnie jej pracę oceniło jedynie proc. badanych. To najlepszy wynik, jaki tej formacji udało się uzyskać od początku istnienia, czyli od lipca roku. W momencie powoływania policji zaufanie do jej funkcjonariuszy deklarowało procent respondentów. Obecnie policja zajmuje pierwsze miejsce wśród instytucji państwowych i piąte w klasyfikacji ogólnej. Wyprze-
Damski bokser
dzają ją jedynie media: TVP ( %), Polsat ( %), TVN ( %) i Polskie Radio ( %). Stróże porządku zdystansowali m.in.: władze lokalne ( %), Wojsko Polskie ( %), Kościół Katolicki ( %), prokuraturę ( %), sądy ( %), a także IPN ( %), prezydenta ( %), Senat ( %) i Sejm ( %). Na tak dobry wynik złożyły się zdaniem badanych profesjonalna, skuteczna i przyjazna obecność w życiu społeczeństwa, apolityczność oraz walka z korupcją i innymi patologiami we własnych szeregach.
CD z filmami. Następnie zgłosił się na policję, informując o napadzie i podając rysopis napastnika. Sławomir B. został zatrzymany we Wrzeszczu. Okazało się, że był już karany za włamania i kradzieże. Będzie odpowiadał z paragrafu, według którego może otrzymać nawet lat więzienia.
Do mieszkania starszej kobiety w Oliwie zadzwoniło dwoje młodych ludzi. Przedstawili się jako pracownicy administracji poszukujący źródła przecieku wody w lokalu piętro niżej. Sprawdzali zawory, telefonowali gdzieś, wreszcie kazali właścicielce mieszkania nalać wody do wanny, a jej koleżance, która ją w tym czasie odwiedziła, obejrzeć
rury w kuchni. Gdy para „hydraulików” zakończyła oględziny, starsza pani zauważyła brak kasetki z biżuterią. Wezwanej policji nie pozostało nic innego jak sporządzić ich portrety pamięciowe, oraz po raz setny ostrzec wszystkich starszych ludzi, aby nie wpuszczali obcych do domu, przynajmniej bez sprawdzenia ich legitymacji służbowych.
Molo i nikt go już potem nie widział. Mężczyzna uśmiechnął się, odłożył gazetę i przywołał kelnera. – Nie będę jadł – powiedział wciskając mu w dłoń sto guldenów. – Spieszę się. Reszty nie trzeba. Kelner stał osłupiały. Jeszcze nigdy nie dostał tak wysokiego napiwku za danie, którego nie podał. Nazajutrz kurort obiegła wieść, że jedna z berlińskich śpiewaczek mieszkająca w Kasino Hotel została okradziona. Kradzieży dokonano w nocy, gdy kobieta spała. Zginęła cenna biżuteria. Policja wyznaczyła wysoką nagrodę za wskazanie sprawcy, lub sprawców tej kradzieży. Detekty-
wi przepytywali pracowników hoteli, kelnerów, plażowych. Również kelner z hotelu Werminghoff podał szczegółowy rysopis hojnego gościa, którego obsługiwał poprzedniego dnia. Wysiłki policji spełzły na niczym, jednak nocne plądrowania hotelowych pokoi ustały. Przypuszczano, że przestępca opuścił miasto. Nieuchwytnym złodziejemgentlemanem był łódzki ekslinoskoczek. Cyrkowiec wykorzystywał swoje umiejętności akrobatyczne – wdrapując się po fasadach budynków, dostawał się przez otwarte drzwi balkonowe lub okna do upatrzonych pomieszczeń. Policji Wolnego Miasta nigdy nie udało się ustalić jego personaliów.
fot. kmz
Rekordowe zaufanie obywateli
www.riviera24.pl
z Urzędu Miasta Sopotu 7
„Bezrobocie nie dla mnie” – II edycja programu Urzędu Miasta
600 tysięcy złotych dla bezrobotnych „Bezrobocie nie dla mnie” to program przeznaczony dla poszukujących pracy mieszkańców Sopotu. Tegoroczna edycja jest już drugą akcją tego rodzaju. Pierwsza trwała od kwietnia do grudnia 2006 roku. Miasto Sopot wyasygnowało wówczas na jej realizację 450 tysięcy złotych. W tym roku na aktywizację osób poszukujących pracy przeznaczonych jest aż 600 tys. złotych. Na chętnych ciągle czekają wolne miejsca.
Marlena Waruszewska
P
fot. kmz
rogram „Bezrobocie nie dla mnie” cieszył się w ubiegłym roku ogromnym zainteresowaniem, wiele osób znalazło dzięki niemu zatrudnienie. W związku z tym zdecydowaliśmy się, aby w roku 2007 go powtórzyć. Tym razem akcja trwać będzie cały rok – od stycznia do grudnia. Na jej realizację Urząd Miasta przeznaczył z budżetu 600 tys. złotych. Pracę
Marlena Waruszewska, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Sopotu ds. Osób Niepełnosprawnych i Przeciwdziałaniu Bezrobociu.
mogą otrzymać osoby będące mieszkańcami Sopotu, zameldowane w Sopocie i jednocześnie zarejestrowane jako bezrobotne w Powiatowym Urzędzie Pracy w Gdyni. Chętni kierowani są do jednostek budżetowych miasta, takich jak Zakład Oczyszczania Miasta, Zakład Komunalny w Sopocie, Zarząd Dróg i Zieleni, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Sopocie, Dom Dziecka „Na Wzgórzu” oraz Zespół Szkół Specjalnych nr 5. W ramach programu przewidzieliśmy zatrudnienie dla ok. 50 osób. W tej chwili są jeszcze wolne miejsca pracy i wszystkie osoby zainteresowane jej podjęciem mogą się zgłaszać m. in. do Zakładu Dróg i Zieleni i Zakładu Oczyszczania Miasta. Oferujemy nie tylko prace porządkowe – w Domu Dziecka i w Zespole Szkół Specjalnych
można otrzymać zatrudnienie przy opiece nad dziećmi. W sopockim MOPS w ramach programu „Bezrobocie nie dla mnie” zatrudniliśmy m.in. osoby na etacie asystenta rodziny. W tym wypadku nasza oferta jest kierowana do osób z wykształceniem średnim i policealnym. Kandydaci do pracy w Domu Dziecka i w Zespole Szkół Specjalnych muszą natomiast wylegitymować się dyplomem wyższej uczelni. Jak widać zakres ofert, objętych naszym programem, jest bardzo szeroki. Najmniej propozycji mamy dla osób z wykształceniem wyższym, ale na szczęście w tej grupie bezrobocie jest praktycznie zerowe. W Sopocie ogólna stopa bezrobocia wynosi obecnie , proc. Dla porównania w województwie pomorskim wynosi ona proc.
Sopot. Ministerialna dotacja dla MOPS
Program dla osób z zaburzeniami psychicznymi Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Sopocie otrzymał dotację z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w Warszawie na realizację projektu „Program aktywizacji i integracji społecznej osób z zaburzeniami psychicznymi oraz ich rodzin”. Nie zabraknie i indywidualnej terapii i wspólnych wyjść do kina.
D
wa razy w tygodniu, w godzinach popołudniowych (od 16.00 do 20.00) sopocki MOPS zaprasza do Dziennego Ośrodka Adaptacyjnego osoby z zaburzeniami psychicznymi. Akcja trwa od roku 2002. W ramach zajęć prowadzona jest psychoterapia indywidualna, grupowa, terapia zajęciowa oraz praca socjalna. W projekcie, który otrzymał dotację przewiduje się działania o charakterze indywidualnym, dostosowane do potrzeb i zainteresowań uczestni-
ków. Działania te polegać będą na uczestnictwie w życiu społecznym i kulturalnym miasta, w którym osoby z zaburzeniami psychicznymi rzadko biorą udział ze względu na szereg ograniczeń. Poprzez uczestnictwo w życiu społecznym nabiorą pewności siebie oraz poznają różne formy aktywności. W ramach projektu przewidziano m.in.: poradnictwo rodzinne, naukę języka angielskiego prowadzoną przez jednego z uczestników Klubu, naukę obsługi komputera oraz korzystania
z Internetu, szkolenie z zakresu umiejętności poszukiwania pracy, zorganizowanie Klubu Sztuk, warsztaty plastyczne, wydanie albumu z pracami artystycznymi oraz tomiku wierszy, zajęcia fotograficzne, zorganizowanie zajęć sportowych, zorganizowanie Klubu Weekendowego, wspólne wyjścia do kina, teatru, galerii, oraz zajęcia sportowe i wyjazd integracyjny. Osoby zainteresowane proszone są o kontakt z p. Ewą Bartkowiak (tel. ).
MOPS. Sopockie asystentki rodziny
Przerywają łańcuch bezradności Bartek Sasper
K
ierownikiem Działu Pracy Socjalnej w sopockim MOPS jest p. Alina Cysewska. To ona odpowiada za koordynację działań asystentek rodziny, ona służy im pomocą, a jak trzeba również fachową radą. – Praca asystentki nie jest prosta, za to bardzo odpowiedzialna – mówi Alina Cysewska. – Osoba pracująca na tym stanowisku pomaga tzw. rodzinom z problemami w prowadzeniu gospodarstwa domowego i ogólnie rzecz biorąc, w normalnym życiu. Chodzi jednak o to, żeby pomagać rodzinom niezaradnym, a nie je w najważniejszych czynnościach życiowych wyręczać. Zatrudniona przez MOPS osoba musi wiedzieć jak napisać podanie do urzędu albo do elektrowni, w jaki sposób odroczyć spłatę zaciągniętych długów, a także… jak ulepić pierogi na obiad. Musi także przypominać, że dzieciom trzeba zrobić kanapki do szkoły, pomagać w odrabianiu lekcji, przeglądaniu zeszytów, kontaktowaniu się z nauczycielami i wychowawcami, słowem dawać przykład rodzicom, którzy nie wiedzą jak to robić. Obecnie programem objętych jest sopockich rodzin. Zajmują się nimi cztery asystentki. Jedną z nich jest p. Danuta Wilczewska, która w MOPS-ie pracuje od maja zeszłego roku. Dzięki Urzę-
Jest ich cztery. W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Sopocie pracują od maja 2006 roku. Przedtem same były bezrobotne. Zatrudnienie znalazły dzięki programowi „Bezrobocie nie dla mnie”. Program ten finansowany jest przez Urząd Miasta Sopotu. dowi Miasta, który finansuje program MOPS-u nie tylko sama znalazła zatrudnienie, ale może również pomagać innym. – Jest to dla mnie bardzo satysfakcjonujące zajęcie – mówi. – Na początku moi podopieczni byli nieufni. Widzę jednak, że z czasem coraz bardziej się otwierają. Pewnie dzieje się tak dlatego, że widzą, iż moje starania zaczynają przynosić wymierne efekty, że wychodzą z długów, że ich dzieci przynoszą dobre oceny ze szkoły, że w domu jest coraz mniej napięć i awantur. Program powołania asystentek rodziny jest nowatorskim instrumentem rynku pracy. Kierowany jest on do osób w wieku od do lat. Działania asystentek wspiera psycholog i prawnik, również zatrudnieni w sopockim MOPS-sie. – Dzięki środkom unijnym przekazanym MOPS przez Urząd Miasta przeszkoliliśmy już pięć asystentek rodziny. Jedna z nich została zatrudniona w naszym Ośrodku, trzy mają wspomóc pracę Ośrodka w Tczewie – informuje Alina Cysewska. – Jedna pani ukończyła policealną szkołę dla pracowników socjalnych. Dwie podnoszą swoje kwalifika-
cje w Kolegium Pracowników Socjalnych. Uczestniczki programu zatrudnione są na ¾ etatu. Prócz pensji otrzymują wszystkie świadczenia, a więc ubezpieczenie socjalne, emerytalne i ZUS. Staramy się, aby w przyszłości mogły nadal wspierać rodziny, które tego wymagają. Na przykładzie tego programu widać, że MOPS to nie rozdawnictwo pieniędzy, lecz praca z ludźmi, która prowadzi do przerwania łańcucha bezradności, do usamodzielnienia się, do normalności.
fot. kmz
Nr 9(18) wrzesień 2007
Alina Cysewska, kierownik Działu Pracy Socjalnej w sopockim MOPS i Danuta Wilczewska, jedna z czterech asystentek rodziny
V Sopocki Festyn Organizacji Pozarządowych
C
elem festynu jest budowanie lokalnej świadomości społecznej, gdzie istotną rolę odgrywają organizacje pozarządowe i lokalna aktywność społeczna oraz promocja twórczości artystycznej, prezentacja działań sopockich organizacji pozarządowych działających na rzecz mieszkańców Sopotu i przede wszystkim solidna zabawa. W ramach V Sopockiego Festynu Organizacji Pozarządowych odbywać się będą: • III Targi Organizacji Pozarządowych TOP • Porady, Konsultacje, Badania • Koncerty • Konkursy • Streetball • Warsztaty ceramiczne
8 września 2007 r. w godzinach 12.00 – 18.00 na Skwerze Kuracyjnym przy sopockim molo odbędzie się V Sopocki Festyn Organizacji Pozarządowych. Festyn organizuje Stowarzyszenie Na Drodze Ekspresji, Urząd Miasta Sopotu oraz mieszkańcy, działających w organizacjach pozarządowych. Patronat Honorowy nad imprezą objął Prezydent Miasta Sopotu. Patronem medialnym będzie „Riviera”. • • • • •
Gry i zabawy dla rodzin z dziećmi Pokazy strażackie i policyjne Warsztaty ceramiczne Paintball – strzelanie do celu, Grafitti, Wystawy obrazów Ścianka wspinaczkowa
Rozpoczęcie festynu poprzedzi Sopocka Parada, która ruszy o . sprzed Kościoła p.w. Świę-
tego Jerzego i przejdzie ulicą Monte Cassino do Skweru Kuracyjnego, aby tam uroczyście otworzyć imprezę. Więcej informacji uzyskać można u Piotra Harhaja, prezesa Stowarzyszenia Na Drodze Ekspresji w Sopocie, ul. Kolejowa , – Sopot, tel./fax.: + , e-mail: ekspresja@sopot.pl
8 Pomorze na wakacje
www.riviera24.pl
Chmielno. Folklor, cisza i niezmącona niczym przyroda
Perełka Kaszub
widzą je w okolicach Pucka i na Półwyspie Helskim. Inni w okolicach Wejherowa, lub Wdzydz. Najwięcej jednak wskazuje na obszar Kaszubskiego Parku Krajobrazowego na południe od Kartuz. Obszar ten ciągnie się od Chmielna do Stężycy i dalej przez Golubie, wzgórza Szymbarku i Wieżycy, Ostrzyce i Ręboszewo z powrotem do Chmielna. Jest to, obok Mierzei Helskiej i Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego najpiękniejszy, turystycznie najbardziej atrakcyjny fragment Ziemi kaszubskiej, nie na darmo zwanej Kaszubską Szwajcarią.
Chmielno leży zaledwie kilometry od Gdańska i kilometrów od Kartuz. Od wieków było w stu procentach zamieszkałe przez rdzennych Kaszubów. Jest stolicą gminy, której ludność liczy osoby. Stolicę otaczają jeziora: Raduńskie Dolne, Kłodno, Białe, Łapalińskie i Reskowskie. Stanowią proc. powierzchni gminy. Woda w nich ma I klasę czystości, są tam strzeżone plaże, a po jeziorze Białym można w sezonie popływać stateczkiem „białej floty”. W plebiscycie ogłoszonym w swoim czasie przez Dziennik Bałtycki czytelnicy uznali Chmielno za najpiękniejszą miejscowość na Pojezierzu Kaszubskim. Przylgnęła do niej nazwa Perełka Pomorza. „Perełkę” tę najpełniej podziwiać można wchodząc na górę Tamową. Ma ona metry wysokości, licząc od poziomu morza. Nie jest najwyższym wzniesieniem na Kaszubach, ale widok z niej na okoliczne lasy i jeziora wynagradza trudy wspinaczki. Legenda głosi, że na szczycie stał niegdyś gród warowny, którym rządziła okrutna
bertanki z Żukowa, do których należała aż do pierwszego rozbioru Polski w roku. Pod koniec XIII wieku Chmielno na krótko stało się kasztelanią. Jedyny znany z nazwiska kasztelan chmieleński nosił imię Troyan. Wzmianka o nim pochodzi z roku . W lata później Pomorze dostało się we władanie Krzyżaków, a ci przenieśli kasztelanię do Mirachowa. W następnych stuleciach Chmielno znalazło się w obrębie powiatu kartuskiego i należy do niego po dziś dzień. Wieś zawsze była prężna i patriotyczna. Świadczy o tym żelazny krzyż wzniesiony na pa-
fot. kmz
stę mogą przyciągnąć „Sobótki Chmieleńskie”, połączone ze „Ścinaniem kani”. Urzeka „Wesele kaszubskie”, na którym zespół Chmielanie prezentuje obrzędy weselne regionu. Zatwardziałych zwolenników mają mistrzostwa Polski w zażywaniu tabaki. Chmielno ma stare tradycje kulturalne. Będąc tam trzeba obowiązkowo zwiedzić istniejące od roku Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów. Ta zasłużona rodzina od dziesięciu pokoleń wypala ozdobne naczynia z gliny, zaś pierwszym jej przedstawicielem zamieszkałym w Chmielnie był Franciszek Necel, żyjący w la-
Jak każda bardzo stara miejscowość, Chmielno słynie z rozmaitych legend. Dwie z nich próbują wyjaśnić jej nazwę. Jedna odwołuje się do wojen polsko – szwedzkich. Istniejąca tu wówczas wieś została spalona przez najeźdźców. Ogniem z dział Szwedzi zburzyli kościół parafialny, oraz zamek usytuowany na przesmyku rozdzielającym jeziora Białe i Kłodno. Z warowni pozostały tylko drzwi, do których bestialscy żołdacy przybili panującą na zamku księżniczkę. Trzy dzwony z kościelnej wieży, nie chcąc wpaść w ręce heretyków, potoczyły się do jeziora Białego, znikając w jego wodach. Miejsce, gdzie niegdyś mieszkali ludzie zarosło lasem, a w resztkach kościoła zadomowił się jeleń. Po wielu latach pewien pastuch, szukając zaginionej krowy, odnalazł ruiny świątyni, w których leżał szkielet jelenia. Odkrył także szkielet księżniczki, przybity do zamkowych drzwi. Szkie-
fot. kmz
Ścinanie kani, tabaka i inne atrakcje
Pulki, kwasica i serca kochanków
fot. kmz
N
ajwybitniejszy znawca historii średniowiecznego Pomorza, profesor Gerard Labuda pisze, że „Kaszuby są tam, gdzie żyją Kaszubi”. I wytycza granice regionu – od północy ogranicza go Bałtyk, na zachodzie linia biegnąca od morza, wzdłuż jeziora Żarnowieckiego do Bytowa, od południa Bory Tucholskie, od wschodu linia od Pruszcza Gdańskiego, przez Skarszewy w okolice Starej Kiszewy. Za sprawą migracji setek tysięcy osób z głębi Polski za kaszubskie miasta trudno jednak uznać Gdańsk, Sopot, a nawet Gdynię. Językoznawcy w większości są zgodni co do tego, że mowa Kaszubów, posiadająca trzy główne dialekty, stanowi odrębny język. Są jednak i tacy, czy też jest jedną z gwar polskich. Z pewnością Kaszubi mają mocno rozwinięte poczucie swojej odrębności etnicznej. Czy kiedyś, podobnie jak Baskowie, lub Szkoci zapragną własnego państwa? To pytanie nie dotyczy raczej żyjących dziś pokoleń kaszubskiej społeczności. Ani też działaczy prężnie rozwijającego się Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Dwujęzyczne oznaczenie nazw ulic w wielu miejscowościach (po polsku i po kaszubsku), szkoły z wykładowym językiem kaszubskim, własne audycje w radio i telewizji, kaszubska prasa i literatura mogą niepokoić tylko niepoprawnych nacjonalistów. Choć z pewnością świadczą o pewnym wyodrębnianiu się tej społeczności w ramach państwa polskiego. Gdzie znajduje się serce Kaszub? Ludzie związani z morzem
miątkę -lecia Powstania Styczniowego. Również w XIX wieku zorganizowano tu pierwsze w tej okolicy Czytelnie Ludowe, a w roku otwarto pierwszy na Kaszubach Bank Ludowy. Czym można nacieszyć oko i ucho, a także podniebienie, przybywając do Chmielna? Oferta jest bogata, odbywają się tu rozmaite imprezy, z jakimi niepodobna spotkać się nigdzie indziej. Taką imprezą jest wojewódzki finał konkursu poezji i prozy kaszubskiej: „Rodno Mowe”. Tury-
fot. kmz
Krzysztof M. Załuski
władczyni – Tamowa. Badania archeologiczne nie potwierdzają istnienia na górze budowli obronnej, ale w każdej legendzie jest ździebko prawdy i ktoś kiedyś musiał nadać górze tę oryginalną nazwę. Chmielno, to jedna ze starszych miejscowości na Kaszubach. Powstała prawdopodobnie pomiędzy VII a IX wiekiem. W roku książę pomorski Mściwoj I ofiarował wieś zakonowi cystersów w Oliwie. W następnym wieku przejęły ją nor-
tach –. Swoją pracownię garncarską uruchomił on w roku i wkrótce ceramika Neclów stała się sławna na całym świecie. W roku pracownię odwiedził ówczesny prezydent Polski, Stanisław Wojciechowski, wizytujący istniejące we wsi organizacje patriotyczne. Równie stara jest na Kaszubach tradycja malowania na szkle. Mieszkańcy Chmielna i okolic uprawiali ją od XVII wieku. Dziś najbardziej znaną malarką, która para się tym rodzajem sztuki, jest mieszkającą w Garczu Krystyna Małek – instruktorka w Gminnym Ośrodku Kultury w Chmielnie. Inni warci odwiedzenia chmieleńscy artyści ludowi to Maria Pastwa i Stefania Witos, kontynuujący stare tradycje hafciarstwa, czy też zamieszkały w Borzestowie Jan Lelek, który wyrabia instrumenty ludowe, używane przez zespoły ludowe – takie jak „diabelskie skrzypce” i „burczybasy”.
fot. kmz
fot. kmz
Zdaniem profesora Józefa Borzyszkowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego nazwa Kaszuby wywodzi się od plemion słowiańskich zamieszkujących w V – VII wieku naszej ery południowe pobrzeże Bałtyku. Nazwa Cassubia została po raz pierwszy wymieniona w bulli papieża Grzegorza IX, w roku 1238. Bulla potwierdzała nadanie ziemi zakonowi Joannitów w okolicach dzisiejszego Stargardu Szczecińskiego. Czyżby znaczyło to, że terytorium zamieszkałe w XIII wieku przez Kaszubów sięgało niemal do Odry? Taką tezę popierał najwybitniejszy pisarz kaszubski, Aleksander Majkowski. Jako kaszubskie wymieniał on takie miejscowości jak Białogard, czy Szczecinek. W kolejnych stuleciach Kaszubi musieli jednak ustępować przed naporem niemieckim, przemieszczając się coraz dalej na wschód, aż po ziemie leżące dziś w obrębie województwa pomorskiego. Ale jeszcze dziewiętnastowieczny pisarz niemiecki Theodor Fontane wspomina, że sam słyszał w okolicach Koszalina „słowiański język”.
let był obrośnięty chmielem. I stąd nowa wieś, powstała na ruinach starej, otrzymała nazwę Chmielna. Druga legenda opowiada o śmierci dwojga kochanków. Nie mogli oni wziąć ślubu, ponieważ nie zgadzali się na to ich rodzice. Najpierw zmarła dziewczyna, wkrótce po niej młodzieniec. Dziewczyna została pochowana na placu kościelnym, po lewej stronie świątyni. Młodzieniec po prawej. Po ich śmierci z grobów wyrosły dwa pędy chmielu i połączyły się ze sobą ponad dachem kościoła. Okazało się, że oba wyrosły z serc kochanków. I tak miejscowość, w której to się wydarzyło nazwano Chmielnem. Bajarze nie zapomnieli także o dzwonach zatopionych w jeziorze podczas najazdu szwedzkiego. Ich dźwięk podobno można czasem usłyszeć w okresie świąt Wielkanocnych. Pewnej dziewczynie udało się nawet zobaczyć je wczesnym rankiem, na powierzchni wód jeziora Białego. Zdołała wyciągnąć najmniejszy z nich i dziś wisi on w odbudowanym chmieleńskim kościele. Pozostałe na zawsze pogrążyły się w wodach jeziora. Kościół parafialny w Chmielnie pochodzi z roku. Powstał na miejscu znacznie starszego, który został rozebrany, ponieważ groził zawaleniem. W kościele można podziwiać barokowy ołtarz główny pochodzący z roku. Zaś na wieży wisi ów legendarny dzwon, datowany na XVI wiek z gotyckim napisem, zawierającym wezwanie do świętych Anny, Barbary i Katarzyny o pomoc przeciwko złym duchom. A co z rozkoszami podniebienia? Zarówno w domach gościnnych mieszkańców Chmielna jak i w miejscowych restauracjach warto pokosztować prawdziwe, tradycyjne dania kaszubskie. Takie jak śledź po kaszubsku, zawijany z cebulką w oleju i z przecierem pomidorowym, lub śledź w śmietanie z „pulkami”, czyli ziemniakami w mundurkach. Typowo kaszubską zupą jest kartoflanka z przyprawami, gotowana na zsiadłym mleku, zwana polewką. Warto też wspomnieć o węgorzu pieczonym na węglach, żurze, kwasicy, jukach myśliwskich, schabie gajowego, frykasie kaszubskim. W tradycyjnym domu na Kaszubach kolejność spożywania dań jest odwrotna od tej, do jakiej przywykliśmy na co dzień. Najpierw podaje się słodkie desery i kawę, potem dania gorące z wódką. Na koniec przekąski. Warto spróbować.
Pomorze na wakacje 9
Nr 9(18) wrzesień 2007
Władysławowo. Morze, plaża, ryby i inne atrakcje
Małgorzata Piontke
W
ładysławowo jest jedną z najatrakcyjniej położonych miejscowości na polskim wybrzeżu. Tu kończy się stały ląd, a zaczyna wąska wstążka Półwyspu Helskiego. Malownicze miasteczko, wciśnięte pomiędzy otwarte morze a Zato-
kę Pucka łączy walory obydwu tych akwenów. Oferuje szerokie plaże, możliwość uprawiania sportów wodnych, rejsy rybackimi kutrami, przejażdżki konne i motorowe, muzea, parki, zabytki architektoniczne i unikatowy kaszubski folklor.
Twarzą ku morzu Dogodne położenie u samej nasady Mierzei Helskiej (ok. km od Gdyni i km od Helu)
uczyniło z niewielkiej osady rybackiej nie tylko renomowane bałtyckie wczasowisko, ale także ważny port rybacki. Budowany w latach –, jest jednym z największych tego rodzaju obiektów nad polskim morzem. Latem staje się bazą wypadową dla amatorów wędkarstwa i rejsów wycieczkowych autentycznymi kutrami rybackimi. Odwiedzają go również miłośnicy dobrej kuchni, bo właśnie tutaj można
Promocja albumu „Sopot – cztery pory roku” Macieja Szemelowskiego
Sopot na cały rok 9 sierpnia w klubie SPATiF w Sopocie odbyła się promocja albumu: „Sopot – cztery pory roku”. Jego autorem jest Maciej Szemelowski, którego specjalnie przedstawiać nie trzeba – jest dobrze znany w środowisku kulturalnym Wybrzeża i nie tylko.
A
rtysta plastyk, malarz, grafik, filmowiec i fotograf w jednej osobie. Ma na swoim koncie scenografię wielu programów muzycznych Telewizji Polskiej, jest twórcą multimedialnych przewodników po Sopocie, teledysków i reklam telewizyjnych, programów poświęconych artystom Pomorza, a także filmu „Sopot”. We współpracy z Wojciechem Fułkiem wydał dwa albumy: „Sopot: sezon, miejsca, chwile”, oraz „Historia sopockiego mola”. Ostatnie dzieło Szemelowskiego – „Sopot – cztery pory roku” – zawiera około dwustu zdjęć poświęconych „letniej stolicy Polski”. Nie jest to z pewnością pierwszy i nie ostatni album, prezentujący uroki nadmorskiego kurortu.
Czym więc różni się on od wcześniejszych prac poświęconych „magicznemu” miastu? Czytając, lub – jak kto woli – oglądając książkę, uwagę zwracają dwie specyficzne
jej cechy. Pierwsza to nagromadzenie detali. Szemelowski mniejszą wagę przypisuje ogólnie znanym „eksportowym” budowlom, koncentrując się, na architektonicz-
Nie tylko najszersza plaża Najpotężniejszym magnesem dla turystów, zwłaszcza w okresie letnich upałów, jest jednak wynych detalach, jakże często niedostrzeganych przez nieuważnego przechodnia. Artysta zapuszcza się na peryferyjne uliczki z upodobaniem fotografując obiekty nieznane nie tylko letnikom przemierzającym nadmorskie deptaki, lecz także stałym mieszkańcom miasta. Z głębi ogrodów wyławia sopockie wille i ich fragmenty: wieżyczki, wykusze, rzeźby, ganki, dachy, tak niezwykłe w swej różnorodności. Niby to ten znany, oglądany na co dzień Sopot, a jednak jakby inny. Piękno miasta – dowodzi Szemelowski – to nie tylko jego część reprezentacyjna, to całość substancji miejskiej i tej z centrum i tej z peryferii. Drugim zasadniczym motywem albumu jest podział na pory roku. Miasto wiosną, w lecie, jesienią i w zimie. Taki podział pozwala delektować się intensywnością kolorów podczas wiosennego rozpasania przyrody, poprzez letnią ociężałość mkniemy ku jesiennej zadumie, aby na koniec zatrzymać się przed zimowymi widokami. Wydaje się, że właśnie zima została tu najpiękniej przedstawiona. Podziwiamy ośnieżone kutry na plaży, pokryte szronem drzewa, zasypaną białym puchem, nierzeczywistą, jakby zanurzoną w księżycowej poświacie, ulicę Monte Cassino. Dzięki kunsztowi artysty odkrywamy na nowo cały ów sopocki fenomen, który sprawia, że miasto
jątkowo szeroka plaża. Można tu przejechać się na skuterze wodnym, motorówce albo wielkim, szalonym bananie. Gdy pogoda nie sprzyja wylegiwaniu się na plaży, miasto oferuje inne atrakcje. Z myślą o tych, którym leżenie na gorącym piasku nie wystarcza, powstał Klub Aktywnego Wypoczynku Haapy Events. Każdego dnia odbywają się tutaj turnieje piłki siatkowej i nożnej, jogging, gimnastyka, zawody wspinaczkowe, konkursy tańca oraz zabawy i zajęcia dla dzieci. Inny rodzaj rozrywki dostarcza Park Przyrodniczy PHARE. Prowadzi do niego dziesięć bram przypominających drzewa. Wewnątrz parku o powierzchni ha umieszczono stacji edukacyjnych. Autorom zagospodarowania parku chodziło o to by odwiedzających to miejsce gości pobudzić do refleksji i spojrzenia na otaczającą nas przyrodę jako na coś, co powinniśmy rozumieć, chronić i szanować. W pobliżu parku, przy ulicy Żwirowej, w jednym z zagłębień po dawnej żwirowni, usytuowano Centrum Rekreacji Aktywnej. Mieści się tutaj mała stadnina koni oraz tor przeszkód dla czterokołowców. W Centrum można
odbyć przejażdżkę konną brzegiem morza, pościgać się terenowymi samochodami, lub pozjeżdżać na linie.
Do Władka wróć Od roku miasto posiada jedyną w Polsce Aleję Gwiazd Sportu. Swoją obecność zaznaczyli tu m.in.: Feliks Stamm, Kazimierz Deyna, Waldemar Legień, Robert Korzeniowski, Irena Szewińska, Hubert Wagner, Ryszard Szurkowski, Leszek Drogosz, Jerzy Kulej, Jacek Wszoła, Dariusz Michalczewski, Sylwia Gruchała i Andrzej Grubba. Co roku odbywa się huczne odsłonięcie kolejnej gwiazdy. Mistrzów sportu nie brakuje również w pobliskim, znanym w całym kraju Ośrodku Przygotowań Olimpijskich – Cetniewo. „Władek”, jak mówią o swoim mieście miejscowi, to jednak przede wszystkim ludzie – Kaszubi, którzy pozornie dumni i nieprzystępni, po bliższym poznaniu, okazują się być bardzo dowcipni, przyjaźni i otwarci. Te cechy zjednują im sympatię gości z kraju i zagranicy, sprawiają, że ktoś, kto chociaż raz spędził we Władysławowie wakacje, będzie je wspominał do końca życia.
fot.kmz
Władysławowska plaża, w oddali przylądek Rozewie.
dostać najsmaczniejszą i najświeższą rybę prosto z morza. Rybołówstwo jest podstawową gałęzią gospodarczą Władysławowa. Wyciska to piętno również na architekturze. Najbardziej znaną budowlą, położoną w samym sercu miasta, jest Dom Rybaka. Wzniesiony w latach - jako hotel dla rybaków, obecnie jest siedzibą Urzędu Miejskiego. Z jego wieży rozciąga się wspaniała panorama na miasto i Półwysep Helski. W salach Domu Rybaka eksponowana jest stała wystawa Rękodzieła Kaszubskiego – rzeźby Leona Golli oraz wystawa fotograficzna Władysławowo – Wczoraj i Dziś. Drugą atrakcją architektoniczną Władysławowa jest kościół parafialny pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Boskiej Królowej Wychodźstwa Polskiego. Jego wyjątkowa bryła i witraże czyni go perłą współczesnej architektury sakralnej. Co roku odbywają się tutaj Letnie Koncerty Organowe.
Krzysztof Skiba, znany z miłości do dobrego jadła poleca wizytę w porcie rybackim we Władysławowie.
Maciej Szemelowski autor albumu i wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek, który poprowadził promocję w SPATiFie
to darzą niezwykłym sentymentem nie tylko jego stali mieszkańcy, ale także przybysze. Kto raz zasmakuje wakacji na tym kawałku polskiego wybrzeża Bałtyku, stale będzie tu już powracał. Fizycznie, lub chociaż w marzeniach. Album Macieja Szemelowskiego pomaga odświeżyć pa-
mięć. Warto do niego zaglądać nie tylko planując letni wypoczynek, lecz także przez cały rok. Maciej Szemelowski, „Sopot – cztery pory roku”, Wydawnictwo Kallisto, s. , cena poniżej zł; do nabycia w sopockich księgarniach.
fot. Maciej Szemelowski
fot. Kacper Kowalski / KFP
W zeszłym roku Władysławowo obchodziło 630-tą rocznicę nadania przywileju lokacyjnego. Dziś to prawie 13 tysięczne miasto niczym nie przypomina dawnej Wielkiej Wsi, jak do 1952 roku oficjalnie nazywano tą miejscowość. Współczesne Władysławo, to jedna z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscowości na Pomorzu. Jego mieszkańcy uważają nawet, że jest to „letnia stolica Polski”.
fot. Maciej Kosycarz / KFP
Letnia stolica Pomorza
10 kultura
www.riviera24.pl
Recenzja
Czekając na filmową historię porwania Nataschy Kampusach Jacek Łaszcz
T
o co oglądałem w kinie, to chyba żałosne nieporozumienie. Ni to ni sio, w jakimś żałosnym rozkroku. Podobno istnieje amerykańska wersja CAPTIVITY (Niewola, bądź: W Niewoli, czy jak kto chce, Zniewolenie), która inaczej się kończy od europejskiej i jest trochę lepsza. Nawet w to wierzę, gdyż gorsza już być nie może… Prymitywna manipulacja prostackim, masowym widzem, jakiego zapewne widział przed sobą polski dystrybutor, jeśli w ogóle można mu przypisywać mu konsekwentną i spójną taktykę promocji towaru – zawarta jest już w samej podróbce tytułu (SADYSTA, po naszemu). Wmawia się tu, że chodzi o perwersję sadystyczną i to w liczbie pojedynczej. Owszem, sadyzm tu jest, ale niejako przy okazji. Te rozdęte zamierzenie epatowania grozą dla milionów (scenarzystą jest specjalista od horrorów, realizatorem sam Roland Joffe z „Misji” i „Pól śmierci”, więc niejako mistrz umiejętnego i kulturalnego manipulowania wyobraźnią zbiorową, a autorem dekoracji słynny Rosjanin od efektów) zasłania zupełnie inny
wywód, który kryje się pod spodem. W pierwszej warstwie film jest tylko nieudolnym i ostentacyjnym sztafażem. Gdy tymczasem chodzi może o słynne pytania nowojorczyka Woody Allena: „Co jest realne?”, „Czy jesteśmy realni?”, a najogólniej biorąc, o co idzie gra. Oczywiście wielu zadawało sobie takie pytania, ale chyba nikt tak konsekwentnie i z takim poczuciem humoru, jak on w swych krótkich opowiadaniach i w filmie „Purpurowa róża z Kairu”. No to pytam raz jeszcze: na ile jesteśmy realni, a na ile zmyśleni? Czy potrafimy unieść nieznośny i przerastający nas ciężar własnych uczuć i wyobrażeń o sobie, czy umiemy je poddać próbie rzeczywistości, czy może ze strachu przed tym wolimy tylko beztrosko nimi manipulować? W mniejszym lub większym stopniu wszystkie postaci w „Sadyście” wybierają to ostatnie rozwiązanie, poczynając od podlegającej swemu zmyślonemu wizerunkowi topmodelki (która pisze nawet własny pamiętnik, wykorzystywany później jako przedmiot psychicznej tortury). Nie wolno „grać z kimś”, to zbyt ryzykowne; bezpieczne jest natomiast instrumentalne „granie kimś”. Wystarczy tylko to robić, nic innego. Wtedy nic nam nie grozi. I pamiętać w porę, że broń
Sopot oczami
Pera Dahlberga
nie jest jedynie gadżetem lub kalką z komiksów; wystarczy ją przeładować, by zaistniała realnie i by można jej było użyć naprawdę. Wydaje się jednak, że precyzyjna inscenizacja kolejnych udręk i łatwych do przewidzenia, ogranych schematów tak naprawdę nikogo nie bierze. Czytającym ten film internautom raz po raz wyrywa się gromadny jęk zawodu. Woleli by oglądać „Piłę” (wcale się nie dziwię), a wątpię, by stali się masochistami na tyle, by chcieć się w tym dogrzebywać inspiracji Woody Allena… Allen nieustannie eksploatuje własne wnętrze, i to są jego fakty. Nasze też, bo przecież mówiąc o sobie, mówi w gruncie rzeczy o każdym z nas. W tej kąśliwej i autoironicznej materii trudno mu dorównać. Ale ja niecierpliwie czekam na przewrotną opowieść o skomplikowanych związkach, jakie przez lat łączyły dziewczynkę Nataschę Kampusch, porwaną i więzioną przez swego nieszczęsnego dręczyciela i mentora Wolfganga Priklopila. Wiem, że to się już pisze (także ona sama składa tę opowieść w pierwszej osobie), i że będzie z tego film, niejeden zresztą. Jakie to ma szanse przybliżyć się do autentycznej, owianej mgłą tajemnicy dramatycznej historii – to już zupełnie inna kwestia.
wydawnictwo słowo/obraz terytoria proponuje
Bergman prawdziwy
P
ierwsza w Polsce tak obszerna i skrupulatna książka o Ingmarze Bergmanie. Tadeusz Szczepański pokazuje, jak twórczość filmowa i pisarstwo słynnego reżysera splatają się w ściśle z jego życiem. Choć autobiograficzny charakter dzieła Bergmana nie był nigdy tajemnicą, rekonstruując bergmanowski mit, badając jego wątki i symbole, Szczepański ukazuje, w jak wielkim stopniu artystyczna biografia reżysera jest nie tylko kluczem do zakamarków jego duszy – pasji i lęków, fantazmatów i pragnień – ale pozwala również zetknąć się z nieprzeniknioną ta-
jemnicą istnienia, przekroczyć próg nieświadomej sfery jungowskiego cienia, a być może także zapanować nad mitem i jego destrukcyjną siłą. „Bergman nigdy nie ukrywał autobiograficznej osnowy swoich filmów, jednakże ukazywał własne życie na ekranie w rozmaitych maskach czy kostiumach i jedynie znamienna powtarzalność tych samych postaci, ich związków i wynikających z nich wzorów znaczeniowych nieomylnie wskazywała na psychologiczną tożsamość ujawnionego świata z wewnętrzną biografią jego autora. Bolesne napięcie pomiędzy światem realnym a światem wyobraźni, prawdą a fikcją, milczeniem a mową, twarzą a maską, życiem a sztuką prześladowało artystę od wczesnego dzieciństwa. Proces twórczy stanowi dlań seans psychoanalityczny i akt spowiedniczy zarazem. W jego trakcie dochodzi do wyznania, nazwania i oswajania wewnętrznego świata tajemnicy, chaosu, głębokich ciemności, których destrukcyjna moc tylko dzięki wprowadzeniu jej w obręb świadomości może zostać powstrzymana i obezwładniona.
Twórczość filmowa to dla Bergmana swoisty «projektor duszy», którego promień wyświetla z mroku i tym samym rozbraja jego najbardziej koszmarne przeżycia i wyobrażenia, dzięki czemu chroni go przed szaleństwem i myślami samobójczymi”.
Sopot w rysunkach Per Oscar G. Dahlberg, pochodzi ze Szwecji, mieszka jednak od lat w Sopocie. Jest absolwentem Cambridge i Royal College of Art w Londynie. Dahlberg to autor pierwszej w historii Sopotu – i jedynej jak dotąd – rysunkowej opowieści o tym magicznym mieście. „Sopot w rysunkach” to niezwykła, bardzo osobista wędrówka szwedzkiego artysty po „Perle Bałtyku”. Dahlberg oprowadza nas po swym ukochanym mieście, szkicując za pomocą frywolnej, wirującej linii miejsca wszystkim znane, ale i te mniej popularne, a warte odwiedzenia i zadumy. Album można kupić w Domu Książki, Księgarnia „Kropka”, Krzywy Dom, ul. Boh. Monte Cassino, Sopot. Cena 80 zł, s.160, inf. (+) 48 501 154 802, www.dahlberg.pl, www.pogdahlberg.com. W sprzedaży znajduje się również album „Oliwa w rysunkach”, a wkrótce ukaże się kolejna pozycja autora „Per a Paris” – Paryż w rysunkach.
Tadeusz Szczepański, „Zwierciadło Bergmana”, słowo/obraz terytoria , wyd. III poprawione i uzupełnione, Seria: Artyści, ISBN: ----, cena zł Tadeusz Szczepański Urodzony w 1947 roku w Pleszewie. Historyk filmu, krytyk i tłumacz. Pracuje na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 1988–1994 redagował „Film na świecie”. Publikuje m.in. w „Dialogu”, „Odrze”, „Kwartalniku filmowym” oraz w „Kinie”, którego jest stałym współpracownikiem. Tłumaczył Obrazy Ingmara Bergmana, a także jego utwory literackie. Jest autorem książki Eisenstein. U źródeł twórczości oraz redaktorem tomów Eisenstein – artysta i myśliciel (z Wojciechem Wierzewskim, 1982) i Zbigniew Cybulski. Aktor XX wieku (z Janem Ciechowiczem, 1997).
Gdańsk Dok zamiast pochylni? Unia Europejska domaga się od Stoczni Gdańskiej zlikwidowania dwóch z trzech istniejących pochylni. Kierownictwo stoczni twierdzi, że budowa statków tylko na jednej pochylni doprowadzi kolebkę Solidarności do bankructwa. Ale Bruksela ma rację, Stocznia Gdańska była dotowana przez Skarb Państwa, co jest niezgodne z normami euro-
pejskimi o wolnej konkurencji. Jeśli stocznia nie zamknie pochylni, będzie musiała zwrócić otrzymane dotacje w wysokości około stu milionów złotych. Zdesperowani stoczniowcy wybierają się na manifestację protestacyjną do Brukseli. Czy wzruszy to unijnych urzędników? Nie wiadomo (termin manifestacji to sierpień, a więc już po zamknięciu tego numeru „Riviery”). Istnieje jednak rozwiązanie.
Jest nim całkowita rezygnacja z pochylni i budowa statków w pływającym doku. Obniżyłoby to znacząco koszta budowy statków. Dok kosztuje do milionów złotych. Kwotę taką mógłby wyłożyć jedynie prywatny inwestor, przejmując zarazem kontrolę nad stocznią. O prywatyzacji dawnego „Lenina” mówi się w Gdańsku od dawna. Być może stanie się to jeszcze przed końcem bieżącego roku.
Nr 9(18) wrzesień 2007
Trójmiasto czyta dzieciom… 11
Mirosław Stecewicz, Leon Korn
Przygody na wyspie Umpli Tumpli Sąsiad Maciup Zaraz na początku wakacji Ciocia Titli ogłosiła dzieciom, że na trawniku przed Okrągłym Domem zamieszkał nowy sąsiad – Maciup. – Musicie wiedzieć – powiedziała Ciocia, – że sąsiad Maciup jest maciu-maciu-peńki. Jak mikrob. Gołym okiem nie można go dostrzec. Musielibyście mieć szkło powiększające, a może nawet mikroskop. Takiemu maleńkiemu panu Maciupowi nie trzeba sufitu nad głową. Dla niego
źdźbło trawy, to jak dach hangaru. Dlatego sąsiad Maciup nie zbudował sobie domu, lecz zajął maleńki – tyci kawałeczek mojego trawnika. Tu Ciocia pokazała na paznokciu, jakiej wielkości jest obszar, po którym porusza się Maciup. Następnie dodała: – Mam nadzieję, że przyjmiecie nowego sąsiada serdecznie i nie będziecie mu zbytnio przeszkadzali. Przymówienia Cioci wysłuchali Ziózio z Funiem, oraz Letnicy: trójka Żarłoczków, dzieci pani Żarłokowej, która wraz z całą rodziną przybyła właśnie
na wyspą Umpli Tumpli. Następnie cała piątka popatrzyła na trawnik, który nie wyglądał najlepiej od czasu, gdy chłopcy zamienili go w boisko do gry w piłkę nożną. Na całej przestrzeni trawa była wdeptana w ziemię, gdzie niegdzie widać było łyse klepiska. Aż trudno uwierzyć, że takie właśnie miejsce wybrał Maciup, aby na nim zamieszkać. – Myślę – rzekł Ziózio – że z grą w nogę musimy się przenieść na plac w Parku Miejskim. Sąsiad Maciup mógłby się rozchorować ze zdenerwowania, gdyby taka ogromna, w stosunku do jego wzrostu, piłka latała mu
nad głową. Moglibyśmy nawet niechcący rozdeptać go butem. – Masz rację – odezwała się najstarsza Mała Żarłokówna. – Ja też nie będę więcej rozkładała koca na trawniku. Najlepszym miejscem do opalania jest przecież plaża nad Zatokę Wulkaniczną. Sąsiad Maciup mógłby się udusić, gdybym go przykryła czymś tak wielkim i ciężkim. Dzięki obecności sąsiada Maciupa trawnik Cioci Titli stał się wkrótce najlepiej utrzymanym trawnikiem w mieście. Nikt go nie deptał, prócz oczywiście samego Maciupa, trawa rosła wysoka i soczysta. Ciocia Titli dbała
o spokój sąsiada. Gdy tylko dzieci zaczynały się kłócić i wrzeszczały zbyt głośno, wychylała się z okna, wołając: – Sąsiad Maciup śpi! Nie hałasujcie tyle! Zaś rano, gdy dzieci jeszcze przed śniadaniem biegały wokół domu i były już porządnie zasapane, ostrzegała: – Uwaga! Sąsiad Maciup kąpie się w rosie. Usiądźcie spokojnie i nie sapcie, bo od tego sapania powstaje taki wiatr, że może go zawiać i biedak dostanie kataru. Na początku sierpnia przyszedł ogrodnik z kosą i równo przyciął trawę na trawniku.
– Trzeba było ostrzyc sąsiada Maciupa – tłumaczyła Ciocia. – Miał za długą brodę. Sąsiedzi podziwiali trawnik Cioci Titli. A dzieci stały się jakby grzeczniejsze tego lata, mniej rozrabiały i prawie się nie kłóciły. Zaś sąsiad Maciup szczęśliwy i dumny ze swego istnienia, głosem cieniutkim jak drucik i drżącym jak sprężynka, mówił do Cioci tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć: – Dziękuję Ciociu Titli, że mnie wymyśliłaś. Bardzo mi miło mieszkać na twoim trawniku. To o wiele przyjemniejsze, niż być nigdzie i nikim.
Bursztynowy Jeżyk i muszelki Tekst: Katarzyna Iga Gawęcka – scenarzystka, autorka książek i filmów dokumentalnych oraz książek dla dzieci. Autorka programu dla dzieci „Przytulaki”, który ostatnio ukazał się na DVD Ilustracja: Magdalena Nowak „Pikuś”
D
zień dobry, Bursztynowy Jeżyku, co to za białe kamyki, które układasz na piasku? – To nie są żadne kamyki, tylko muszelki. Sama zobacz. Duże i małe, każda muszelka wygląda inaczej. Ale wszystkie są śliczne. Mam nadzieję, że dzieci wiedzą, jak wyglądają morskie muszle… Można z nich robić mnóstwo ciekawych rzeczy. – A co na przykład można zrobić z takich małych muszli? – Ocho, doprawy wszystko! W naszym podwodnym świecie, z takich muszli zbudowane są pokoje pałacowe. Nawet wieżyczki i schody często zrobione są z muszli. – No tak, ale dzieci nie mają siły, żeby budować. – Jak to nie! Wystarczy usypać pałac z piasku i obłożyć go muszelkami. Można też narysować piękne wnętrze komnaty na kartce i przykleić parę kolorowych muszelek, a od razu rysunek nabierze podwodnego wyglądu. Ale jak nie umie się budować z piasku ani malować, można z muszli zrobić korale. – Korale?! – takie prawdziwe, do noszenia na szyi? – Nie rozumiem, czemu cię to dziwi. Wystarczy nanizać muszelki na nitkę. Całkiem niedawno, w naszym podwodnym królestwie obchodziliśmy ważną uroczystość – urodziny Królowej – i z tej okazji do pałacu przybyło mnóstwo gości. Przy-
nieśli ze sobą najróżniejsze prezenty. Królowa dostała drogocenne perły, kunsztownie wykonane z rafy koralowej przedmioty i wiesz co… najbardziej ucieszyła się z muszelkowych korali, które zrobił jej syn – Bursztynowy Książe. – Może i ja spróbuję zrobić takie muszelkowe korale. Co o tym sądzisz Bursztynowy Jeżyku? – Warto spróbować. Na brzegu morza znajdziesz potrzebne do tego muszelki. A może uda ci się zrobić magiczne muszelkowe korale… Słyszałem taką opowieść… W pewnej rybackiej wiosce, tuż nad brzegiem morza mieszkał chłopiec. Całymi dniami bawił się na plaży i czekał aż jego ojciec, rybak, wróci do domu z połowu. Chłopiec był bardzo samotny. Nie miał matki ani rodzeństwa. Kochał ojca i mocno za nim tęsknił. Marzył, żeby czasem porozmawiać z ojcem w ciągu dnia, ale ojciec był w morzu. Chłopiec wiedział, że jak dorośnie też zostanie rybakiem i wówczas będzie mógł spędzać z ojcem więcej czasu, jednak teraz mógł jedynie cierpliwie czekać. Któregoś razu stał po kolana w wodzie i patrzył w horyzont. Słońce stało w zenicie, a na niebie nie było żadnej chmury. Chłopiec zaczął śpiewać piosenkę, którą sam ułożył. Śpiewał o tym, jak bardzo kocha ojca i że chciałby z nim porozmawiać. Wtedy podpłynęła do niego morska syrena i dała mu sznur korali z muszelek.
– Jeśli będziesz chciał porozmawiać z tatą włóż korale i pomyśl o nim – powiedziała syrena – ale jak już nie będziesz ich potrzebował zwróć je morzu, wtedy dopiero ktoś inny będzie mógł zrobić – kolejne magiczne korale z muszli. I odpłynęła.
Zaskoczony chłopiec natychmiast włożył sznur korali na szyję i pomyślał o tacie. Ku jego zdumieniu najpierw usłyszał glosy rybaków, z którymi pracował jego ojciec, a potem usłyszał głos swojego ojca. Od tego czasu, nigdy już nie czuł się samotny. Mógł rozmawiać
z tatą nawet, jak ten był daleko w morzu. Kiedy chłopiec dorósł został rybakiem i razem z ojcem wypływał w morze. Wtedy też wyrzucił do morza muszelkowe korale mówiąc: Dziękuję za magiczne korale morska syreno, zwracam je morzu.
– Czy możesz mi pomóc zbierać muszelki Bursztynowy Jeżyku? – Z przyjemnością. A co z nich zrobisz? – Wsz ystko, co wpadnie mi do głowy i oczywiście muszelkowe korale! Może będą magiczne…
12 porady
www.riviera24.pl
Kosmetyczny Instytut Dr Irena Eris proponuje
Adwokat radzi
Piękno pereł Kleopatry
Małoletni a rozwód
ków użytych w preparatach. Bogactwo zawartych w nich protein i minerałów sprawia, że pobudzają one komórki do odnowy, spłycają zmarszczki i przywracają cerze promienny blask. Dla uzyskania jak najlepszych efektów opracowano innowacyjny masaż firmowy łączący elementy digitopresury, akupresury i drenażu limfatycznego z najnowszą technologią i nowatorskimi kosmetykami. Do zabiegu wprowadzono też wariant z głębokim oczyszczaniem skóry za pomocą peelingu kawitacyjnego, co nadzwyczajnie wzmocniło siłę działania substancji aktywnych. Egipska królowa Kleopatra odmładzającym płynem z pereł przemywała twarz. Do dziś przetrwała opinia o jej nadzwyczajnej urodzie i powabie. Mając to w pamięci, ufni w opinię specjalistów, polecamy Pearl Renewal – zabieg odmładzający z purpurową orchideą, białą i czarną perłą, któremu towarzyszą elementy wzbogacające – relaks dla stóp oraz pielęgnacja dłoni. Zapraszamy do Kosmetycznego Instytutu Dr Irena Eris w Sopocie.
Maria Slott
D
ziś piękno i blask pereł nadal wykorzystywane jest w produkcji biżuterii. Co ciekawe, coraz częściej perły znajdują również zastosowanie w kosmetykach. Dzieje się tak, gdyż aminokwasy w nich zawarte stanowią źródło wapnia, magnezu oraz sodu, krzemu i fosforu. Badacze zaś udowodnili, że składniki te łagodzą podrażnienia, działają przeciwbakteryjne a także ujędrniają i niezwykle przyspieszają odnowę skóry. Na bazie tego odkrycia stworzony został najnowszy zabieg z perłami proponowany przez Kosmetyczny Instytut Dr Irena Eris. Pearl Renewal – zabieg odmładzający z purpurową orchideą, białą i czarną perłą jest przeznaczony dla pań ze skórą dojrzałą w wieku powyżej lat, czyli dla osób z pierwszymi widocznymi drobnymi, płytkimi zmarszczkami i obniżoną elastycznością skóry oraz – wersja druga – dla pań w wieku powyżej lat, z cerą dojrzałą wymagającą odmłodzenia. Zabieg stanowi luksusową pielęgnację twarzy o wysokiej skuteczności działania składni-
Autorką jest mgr Maria Slott, kosmetolog współpracująca z Kosmetycznym Instytutem Dr Irena Eris w Sopocie
Prosto z piekła
Wieloryb
Jacek Łaszcz
N
igdy nie radźcie wielorybowi, jak odzyskać wolność. Jakoś nie wypada bawić się w tanich mentorów i pokazywać komuś palcem drogę na zbawcze głębiny, skoro się samemu przefrymarczyło okazję i dało wmanewrować na cienkie płycizny! Miejsce dróg do wolności jest w muzeum tromtadracji i mydlenia oczu, tam je schowajcie. Lepiej się nie nabierać na muzealne plakaty. Przecież napisane jest: wolność, to uświadomiona konieczność. Niech każdy sobie z tym radzi jak może i na ile kieszeń pozwala.
Bo jeśli jest na odwrót: to on, pokiereszowany śrubą, trędowaty wieloryb wskazuje nam drogę, którą wszyscy zdążamy (niezależnie od tego, czy będziemy się kąpali w Bałtyku, czy nie). Bałtyk jest zimnym morzem, wieloryb jakoś to zniesie, ma sporo tranu. Ale jest też morzem płytkim, co wieloryba może przyprawić o stres śmiertelny. Gdzie tu w Zatoce nurkować i jak się bronić przed wyrzuceniem na brzeg? Zresztą, nawet gdyby się okazał wyjątkowo odporny psychicznie, nasi rybacy żyć mu długo nie dadzą…
Kochani, idący na śmierć pozdrawia Was! Wszystkich bez wyjątku… Dlaczego nikt z wesołków nie chce odczytać jego sekretnej misji? Jakiż to wspaniały temat na letnie rekolekcje, tak potrzebne w radosnym zgiełku kończącego się Dominikańskiego Jarmarku! Czy potwór morski jest już po wypluciu Jonasza i dlatego taki cherlawy i słaby? Czy Jonasz by nam dzisiaj powiedział, co robimy ze światem, z trywialnością śmieci, ze zwierzętami i z nami samymi? Takie świadectwo byłoby pilnie potrzebne. A może by się tu nadał jaki inny Eko-święty? To już drugi wieloryb, jakiego Pan nam wysłał, po humbakupechowcu w zeszłym roku. W ciągu kilku dni przemówił do naszych niewprawnych w klasyfikacji waleni uczonych. Obraził się. Sprostował, że on nie karłowaty, jak mylnie sądzili, lecz
dumny finwal. Dlaczego nie czytamy znaków? Przyglądam Mu się uważnie (na zdjęciach). Nie zauważyłem nikogo, kto by mu chciał w tej drodze towarzyszyć. Najmarniejszego ekologa przykutego do jego plam dermatologicznych nie widzę… Nie widzę też przy nim księdza, który by go pokropił na ostatnią drogę. Ale czy zwierzęta mają duszę? Choćby największe ssaki? Ten finwal jest moim nieszczęsnym bliźnim (w Królestwie Zwierząt, a czym ono jest gorsze od Królestwa Ludzi, to nie wiem). Internauci zastanawiają się, jak go nazwać. Nie ma na co czekać. Już to zrobiłem. In articulo mortis. Chrzczę ciebie imieniem Jonasz. Płyń po oceanach świata. I jeśli ci się uda, spieprzaj z Bałtyku, bo zginiesz tu marnie. To wciąż jeszcze nie jest morze dla wielorybów.
Aleksandra Cichowicz-Pietrzak
W
yrok rozwodowy w sprawie, w której strony mają małoletnie dzieci bezwzględnie musi zawierać ustalenie, komu sąd powierzył wykonywanie władzy rodzicielskiej, w jakim zakresie jest ona przewidziana, oraz z kim małoletni zamieszka po rozwodzie rodziców. Zazwyczaj dziecko zostaje przy matce, Często robione są badania w RODK (Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny), aby ustalić czy dzieci są przygotowane do rozwodu rodziców i jak kształtują się więzi w rodzinie. Panią Danutę reprezentuję z urzędu w sprawie karnej, w której moja klientka jest oskarżycielką posiłkową. Oskarżonym jest jej mąż, któremu zarzuca się znęcanie (w latach -) nad nią i ich małoletnim, w tej chwili już -letnim synem Jasiem. W r., kilka miesięcy po wyprowadzeniu się ze wspólnego mieszkania przez p. Jerzego, jego żona p. Danuta złożyła pozew do Sądu o alimenty na syna. Zawsze zarabiała znacznie mniej od męża. W trakcie procesu zabezpieczono powództwo i ustalono miejsce pobytu dziecka przy matce. P. Jerzy co jakiś czas przyjeżdżał jeszcze do domu, zabierał co cenniejsze przedmioty ze wspólnego dorobku, często urządzał awantury, niekiedy dochodziło do rękoczynów. Zdarzały się interwencje policji. W tym czasie p. Danuta była w bardzo trudnej sytuacji finansowej, gdyż oprócz niewysokich zarobków (poniżej . zł) strony ustaliły jeszcze znacznie wcześniej, że kredyt na budowę domu będzie spłacany właśnie z jej konta i jej zarobków. Po rozstaniu rodziców również sytuacja materialna Jasia znacznie się pogorszyła – chodził w używanych ubraniach, matka nie była w stanie wygospodarować pieniędzy na większość podstawowych potrzeb dziecka. Podczas kolejnych wakacji Jaś wyjechał z ojcem do jego rodziny i po ich zakończeniu już nie wrócił do matki. Ojciec mieszkał w tym czasie w nowym domu, pod Gdańskiem. Tam też zapisał syna do nowej szkoły i całkowicie odciął kontakty z matką. W między czasie zaczęła się sprawa rozwodowa. Jaś nie odbierał od matki telefonów, nie zgadzał się z nią nawet rozmawiać, kiedy przyjeżdżała do jego szkoły, aby się z nim zobaczyć. Pomimo wielo-
krotnych wezwań na badanie RODK, p. Jerzy nigdy się nie stawił. W styczniu r. Jaś uciekł z domu ojca, po tym jak został przez niego dotkliwie pobity. P. Jerzy zgłosił zniknięcie syna policji. Doniesienie o znęcaniu się nad Jasiem złożyła także wówczas pomoc domowa, zatrudniona przez p. Jerzego. Przed przesłuchaniem ojciec Jasia obdarował syna drogimi prezentami i ostatecznie dochodzenie umorzono – Jaś zeznał, iż była to wyłącznie kara wymierzona przez ojca i do tego zasłużona kara. Sąd Okręgowy w wyroku rozwodowym ustalił miejsce pobytu dziecka przy ojcu i zobowiązał matkę do płacenia alimentów na syna. P. Danuta wniosła apelację od wyroku. Przede wszystkim zależało jej na odzyskaniu dziecka. Wiosną r. szkoła powiadomiła matkę Jasia, że nauczycielka WF stwierdziła na ciele jej dziecka liczne ślady po pobiciu. P. Danuta natychmiast stawiła się w szkole i przez kilka godzin w obecności psychologa rozmawiała z synem, który tulił się do niej i przepraszał za wielomiesięczne milczenie, nie zgodził się jednak przeprowadzić natychmiast do matki. Sprawa została zgłoszona przez szkołę na policję, zanim jednak doszło do przesłuchania Jasia przed sądem, ojciec kupił mu skuter i chłopiec kolejny raz zerwał kontakty z matką – na rozprawie zeznał, że sam się uderzył, że nie ma żadnego żalu do ojca i chce nadal z nim mieszkać. Takie deklaracje Jaś składał już kilkakrotnie, między innymi przed kuratorem sądowym w czasie wywiadu sporządzonego do sprawy rozwodowej. Sąd Apelacyjny zawiesił sprawę do czasu wydania wyroku o znęcanie się nad rodziną, w której reprezentuję p. Danutę jako pokrzywdzoną. Również w trakcie trwania tej sprawy, Jaś zeznał przed sądem, że jego stosunki z ojcem są przyjacielskie, i że nigdy ojciec go nie bił, oraz że to matka go biła i poniżała, kiedy jeszcze miał z nią kontakt. Wcześniej psycholog ze szkoły, do której Jaś uczęszczał, kiedy jeszcze mieszkał z matką, zeznała, że dziecko korzystało z terapii indywidualnej z powodu stosowania wobec niego przemocy w rodzinie ze strony ojca, oraz że jedynym oparciem dziecka była wówczas matka. Myślę, że zgromadzony w sprawie materiał na tyle obciąża p. Jerzego, że zostanie on skazany za znęcanie się nad żoną – p. Danutą, ale jak sąd karny oceni zachowanie p. Jerzego wobec syna nie wiem. Niestety, jak to zwykle bywa w tego rodzaju sprawach, najbardziej cierpi dziecko. Autorka prowadzi kancelarię adwokacką w Sopocie przy al. Niepodległości ; tel. () ; , mail: cichow@go.pl
Nr 9(18) wrzesień 2007
wiadomości z WUP w Gdańsku 13
Partner w rozwoju. WUP. Pomorze. Rozmowa z dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku, p. Ewą Jurkowską
Trochę urząd, trochę instytut
Dlaczego tak trudno walczy się z takimi stereotypami? Ewa Jurkowska: Walka z każdym stereotypem to długotrwały i żmudny proces. Niezwykle trudno zmienia się czyjeś przekonania na dany temat. Urząd pracy jak zresztą cały rynek pracy kojarzy się społeczeństwu przede wszystkim z problemem bezrobocia. A jeśli przyjrzymy się nazwom: powiatowy i wojewódzki to machinalnie nasuwa się wniosek, że Wojewódzki Urząd Pracy jest instytucją nadrzędną nad jednostkami w powiatach, pełniącą funkcję kontrolną i odwoławczą. A tak nie jest? Tak nie jest. Wojewódzki Urząd Pracy jest jednostką samorządu województwa. Naszym głównym zadaniem nie jest bezpośrednia obsługa bezrobotnych ale koordynacja regionalnej polityki rynku pracy, za którą odpowiedzialny jest samorząd województwa. Współpracujemy z szeregiem instytucji rynku pracy, nie tylko z powiatowymi urzędami pracy. Co to dokładnie oznacza?
za granicą pracy znajdzie u nas nie tylko aktualne oferty, ale również profesjonalną pomoc odnośnie zatrudnienia poza granicami Polski. EURES daje również możliwość polskim pracodawcom rekrutowania polskich pracowników z zagranicy. W takim razie, jaka jest rola WUP-u jako instytutu? Drugi filar naszej działalności opiera się na badaniach. Badamy pomorski rynek pracy poprzez analizy, monitoring zawodów nadwyżkowych i deficytowych czy mierzenie popytu na pracę. Inicjujemy też projekty badawcze. Jako przykład mogę podać powstanie Pomorskiego Obserwatorium Rynku Pracy w Instytucie Badań nad Gospodarkę Rynkową, które prowadzi bardzo ciekawe opracowania i analizy zjawisk zachodzących obecnie na pomorskim rynku pracy. Ten projekt realizowany jest w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, za którego wdrażanie odpowiedzialny jest WUP. Czyli w swojej działalności WUP wykorzystuje również fundusze unijne? Nie tylko wykorzystuje, ale również rozdysponowuje. Od jesteśmy instytucja wdrażającą część działań w ramach dwóch
fot. WUP
Konrad Franke
Nasze główne zadania wyznacza ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Przede wszystkim analizujemy sytuację na regionalnym i ogólnopolskim rynku pracy. Opracowujemy programy regionalne, odpowiadające na potrzeby województwa. Doskonałym przykładem może być tu „Gryf ”, który łączy powstawanie nowych miejsc pracy w powiatach najbardziej zagrożonych bezrobociem z wykorzystywaniem walorów geograficznych i kulturowych regionu. Odpowiadamy też na potrzeby kadrowe, czego przykładem jest program „Buduj dla Pomorza” szkolący fachowców w branży budowlanej. Ale to tylko jeden aspekt naszej działalności. WUP można określić jako połączenie urzędu i instytutu. Urząd to na przykład Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej, gdzie osoby poszukujące pracy mogą spotkać się z doradcą zawodowym, przyjść na bezpłatne warsztaty lub szkolenia, zapoznać się z aktualnymi ofertami pracy i możliwościami rozwoju zawodowego. Urząd to również międzynarodowe pośrednictwo pracy w ramach EURES – Europejskich Służb Zatrudnienia. Każda osoba poszukująca
programów unijnych – Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego ( ZPORR) oraz Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwoju Zasobów Ludzkich (SPO RZL). Tymi programami zajmujemy się do końca roku. Równocześnie rozpoczął się już nowy okres programowania (-). WUP jako instytucja pośrednicząca drugiego stopnia (dawna wdrażająca), korzystając ze środków z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki będzie zajmował się Działaniem ., które ma na celu poprawę dostępu do zatrudnienia oraz aktywności zawodowej w regionie. Pierwsze konkursy na realizację projektów w tym działaniu mają ruszyć już jesienią. Myślę, że nasi Czytelnicy mają już, przynajmniej ogólny, obraz działalności Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Przejdźmy w takim razie do pomorskiego rynku pracy, do jego problemów i sukcesów. Trudno jest w kilku zdaniach scharakteryzować procesy zachodzące obecnie. Z pewnością najważniejszym z nich jest szybki i długotrwały spadek bezrobocia. Liczba osób pozostających bez pracy w naszym województwie spadła poniżej tysięcy. Pięć lat temu było ich ponad dwa razy więcej. Z przyjemnością muszę podkreślić, że spadek bezrobocia w naszym województwie jest najszybszy w kraju. Nie jest to bynajmniej jednorazowy sukces. Możemy pochwalić się naj-
Dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku, p. Ewą Jurkowską
fot. WUP
Wojewódzki Urząd Pracy to instytucja często mylnie kojarzona z powiatowymi urzędami pracy, które zajmują się obsługą bezrobotnych, lub też postrzegana jako placówka nad nimi nadrzędna. Tymczasem to nowoczesna, otwarta instytucja, pełniąca rolę koordynatora regionalnej polityki rynku pracy.
wyższym spadkiem bezrobocia wśród wszystkich województw również w roku. W tym okresie liczba osób pozostających bez pracy zmniejszyła się aż o ,%. Podstawową przyczyną spadku jest aktywność pomorskich przedsiębiorstw. Widoczny jest znaczny wzrost zatrudnienia na skutek ożywienia gospodarczego, zwłaszcza w takich sektorach jak: budownictwo, przetwórstwo przemysłowe, rynek nieruchomości czy usługi. Nie bez znaczenia jest też dobra praca urzędów pracy oceniana według kryteriów efektywności zatrudnienia. Według raportu Ministerstwa Rozwoju Regionalnego WUP w Gdańsku zajmuje czołowe miejsce w szybkości rozliczania się z unijnych projektów skierowanych na aktywizację osób bezrobotnych Statystyki brzmią optymistycznie. Czy możemy zakładać już różowe okulary? Niestety nie, ponieważ mimo że bezrobocie nie jest już głównym problemem to wciąż mierzymy się z wieloma trudnymi zagadnieniami. Niepokojąco rośnie odsetek ludzi biernych zawodowo pomimo młodego wieku, oraz emerytów i rencistów. Na to nakłada się niski przyrost naturalny. Obliczamy, że w roku zaledwie % mieszkańców województwa będzie miało mniej niż lat. Oczywiście trend ten może ulec zmianie. Prognozowanie z wyprzedzeniem kilkudzie-
sięciu lat zawsze jest obarczone ryzykiem błędu. Mimo zmniejszającej się liczby osób pozostających bez pracy, wzrasta w tej grupie udział osób długotrwale bezrobotnych oraz nie posiadających żadnych kwalifikacji zawodowych. W dalszym ciągu trudna jest też sytuacja kobiet. Takie osoby najtrudniej jest zaktywizować, zachęcić do szukania i podjęcia pracy. Czyli zarówno WUP jak i powiatowe urzędy pracy będą miały co robić? Pracy nam na pewno nie zabraknie. Dziękuję za rozmowę. Wojewódzki Urząd pracy w Gdańsku ogłasza nabór na wolne stanowiska urzędnicze
OD REFERENTA DO STARSZEGO SPECJALISTY w • Wydziale Obsługi Finansowej Projektów • Wydziale Wdrażania Funduszy • Wydziale Monitorowania i Kontroli Szczegóły ofert pracy dostępne są na www.bip.wup.gdansk.pl w zakładce Oferty pracy w WUP, nr oferty 28/07, 29/07, 30/07, 31/07
14 opowiadanie
Krzysztof Maria Załuski
I
nes milczała. Paląc jointa, zastanawiała się nad tym, co przed chwilą zaproponował jej ten mężczyzna. Nie wierzyła, że w centrali rzeczywiście ktoś postanowił podjąć dalszą walkę. „To prowokacja”, myślała. „Te sukinsyny chcą się mnie pozbyć. Przez tyle lat robiłam dla nich mokrą robotę, a teraz, jak sami dorwali się do władzy, stałam się niewygodnym świadkiem…” Mrok gęstniał z każdą minutą. Widoczność pogarszał jeszcze bardziej, wiejący od pustyni chamsin. Mężczyzna miał ciemną, przeoraną bruzdami zmarszczek twarz. Jej ostry kontur przez jakiś czas odcinał się jeszcze od fioletowego nieba, potem wtopił się w nie, jak jedna z tych gór, które ciasnym kręgiem otaczają to przeklęte miasto… Patrząc na niego, Ines pomyślała, że tak właśnie wyobrażała sobie będąc dzieckiem herszta piratów: dzikiego, bezwzględnego, pozbawionego jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Brakowało mu tylko drewnianej nogi, złotego kółka w uchu i czarnej klapki na oku. Przez chwilę zapragnęła kochać się z nim, zapomnieć o wszystkim, o rewolucji, która zrujnowała jej życie, o matactwach centrali, o samotności, o tym wszystkim, o czym ostatnio tak często rozmyślała, pogrążając się w haszyszowym transie… A potem przeniosła wzrok na wciśniętą pomiędzy skały zatokę. W jej czarnych wodach parę minut temu zniknęło słońce. – Okay. Co macie dla mnie tym razem? – zapytała. – Wiedziałem, że nas nie zawiedziesz – mężczyzna nie ukrywał zadowolenia. – Polecisz do Zurychu. Tam skontaktujesz się z naszym człowiekiem. Dostaniesz zdjęcia i plan akcji. Potem przerzucimy cię do Niemiec i zrobisz to, co zawsze… Bum, bum, shot, shot. – Kogo mam zabić? – Burżuja… Ultraprawicową świnię. Szczegółów dowiesz się w swoim czasie. Ines zaciągnęła się, a potem, trzymając dym w płucach, wyrzuciła niedopałek za balustradę balkonu. – Cholera, człowieku, za kogo ty mnie masz? – powiedziała. – Przez tyle lat likwidowałam tych wszystkich skurwieli, a ty teraz robisz przede mną tajemnicę… Kim ty jesteś, przeklęty gnojku? Kim jest ten gość? Chcę to wiedzieć! Mężczyzna pochylił się i szepnął jej coś do ucha. Ines poczuła od niego zapach luksusowych perfum. Apartament, w którym zamieszkała po przylocie do Zurychu, był wyjątkowo przestronny. Przekraczając jego próg pomyślała, że za utrzymywanie tak dużego lokum centrala musi płacić majątek. Kiedyś zżymałaby się widząc taką rozrzutność; teraz nawet cieszyła ją liliowa pościel, podwójne łoże i miękkie perskie dywany. Ines weszła do łazienki. Zdjęła
ubranie i patrzyła na swoje ciało odpite w lustrze… A potem dotykała złoconych kurków, gładziła brzeg trójkątnej wanny, wąchała białe róże, stojące w czarnym marmurowym wazonie. „To pewnie nagroda za ten cały syf, w którym spędziłam ostatnie lata. Tak, za ten przeklęty Trypolis przyda mi się odrobina luksusu”, pomyślała, zapalając jointa. Ines wyszła na taras. W dole rozpościerało się wciśnięte pomiędzy wzgórza miasto – o tej porze senne nieruchome, jakby zdrętwiałe. Gdzieś w jego centrum – pomiędzy jeziorem, szklącym się światłami jachtów, a dworcem kolejowym – w podziemnych sejfach leżało złoto całego świata; całe to zło, z którym walczyła. „A co będzie, jeśli tym razem mi się nie uda? Jeśli mnie złapią?”, pomyślała i oparła dłonie o poręcz tarasu. Jej ręce były nadal smukłe i delikatne, jak przed laty, kiedy chciała zostać pianistką. Teraz jednak pokrywała je sieć niebieskawych żył, coraz bardziej wyraźnych, coraz bardziej obcych. Całe ciało napawało ją przerażeniem; wiotczejąca na szyi i piersiach skóra, nadawała realny kształt niedorzecznemu poczuciu przemijania. Ines wróciła do pokoju i jeszcze raz obejrzała zdjęcia, które dostała dziś rano: Hans-Joachim von Ketelhodt w parku z wnukami; HansJoachim von Ketelhodt na pogrzebie żony; Hans-Joachim von Ketelhodt z dwadzieścia lat młodszą przyjaciółką w podróży dookoła świata; Hans-Joachim von Ketelhodt w swoim biurze… „Nawet nie wiem czy powinnam go zabijać. Czy naprawdę to jego wina, że urodził się po przeciwnej stronie barykady? Zresztą, kto wie gdzie dzisiaj przebiega linia pomiędzy nimi, a nami? Gdzie jest ta granica między dobrem, a złem? żebym chociaż była pewna, że ci wszyscy ludzie, których wyeliminowałam, zginęli rzeczywiście dla dobra rewolucji. Gdybym chociaż to jedno wiedziała…” Weszła do łazienki i odkręciła kurki z wodą. Przyglądając się swojemu odbiciu w pozłacanej rurze kranu, wyobraziła sobie, że ta zniekształcona figura należy do kogoś zupełnie innego. I że ten ktoś, kto wykona jutro wyrok śmierci na tamtym mężczyźnie, również nie będzie miał z nią nic wspólnego… Potem zaczęła płakać. Wyjechała z tunelu i przez moment nie widziała niczego poza oślepiającą jasnością. Dopiero kiedy włożyła okulary, z jednolicie rozświetlonej powierzchni wyłoniły się szare secesyjne kamienice. W ciemnych bramach siedzieli starzy, ubrani na czarno imigranci z Południa. Niektórzy przypominali trochę libijskich wieśniaków, inni palestyńskich chłopców z obozów szkoleniowych pod Trypolisem… Parę minut później Ines zatrzymała się na niewielkim parkingu tuż przed Dworcem Głównym. Redakcja miesięcznika „Mega” mieściła się na piątym, ostatnim piętrze biurowca. Ines jeszcze raz spojrzała na zdjęcie właściciela pisma, a potem założyła jasną pe-
rukę, poprawiła okulary słoneczne i przeładowała pistolet… Już w windzie zobaczyła kamerę wbudowaną w jedną ze ścian. Obecność jej ciemnego, wypukłego oka po raz pierwszy w życiu napawała ją lękiem. „Spokojnie”, pomyślała. „Przecież to tylko jeden z wielu burżuazyjnych chwastów, który trzeba usunąć. Wkrótce przetoczy się tędy światowa rewolucja. I nikt o nim nie będzie pamiętał.” Sekretarka otworzyła drzwi i wprowadziła ją do gabinetu. – Pan Hans-Joachim von Ketelhodt zaraz panią przyjmie – powiedziała. Ines zastanawiała się dlaczego instrukcja, którą dostała z centrali, podkreśla tak wyraźnie, że „obiekt należy zlikwidować natychmiast po pierwszym kontakcie”. „Przecież o wiele bezpieczniej byłoby wywieść faceta za miasto i dopiero tam rozwalić.”, myślała. Łącznik w Zurychu, powiedział jej, że „to zupełnie niepotrzebne asekuranctwo. Ketelhodt będzie sam, ponieważ sekretarka wychodzi z biura o szesnastej. Ochrona jest tylko w recepcji, na parterze. Więc nie ma mowy, żeby ktoś usłyszał strzał.” Von Ketelhodt był niski i otyły. Na ramiona opadły mu resztki rudawych włosów. Wyciągnął do Ines rękę, a potem wskazał fotel. – Czym mogę pani służyć – zapytał. Rozmawiali przez jakiś czas o najnowszych osiągnięciach nauki w dziedzinie informatyki, o środkach masowego przekazu i o ich roli w doprowadzeniu do ostatecznego rozpadu Rosji, który zdaniem von Ketelhodta nastąpi w ciągu paru najbliższych lat. Ines spoglądała na zegar ścienny. Kilka minut po szesnastej usłyszała za plecami pukanie do drzwi, a zaraz potem głos sekretarki. Mężczyzna odprawił ją nie przerywając rozmowy. Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi zaproponował kieliszek koniaku. Ines przyjęła propozycję uśmiechem. Zanim wrócił z butelką do biurka, zdążyła przykręcić tłumik i jeszcze raz przeładować broń. – No więc dobrze, czego pani ode mnie oczekuje? – zapytał wyciągając w jej kierunku kieliszek. Kiedy strzeliła do niego po raz pierwszy, zatoczył się tylko i złapał za serce jak hollywoodzki amant. Dopiero kiedy wpakowała mu kulę w głowę, opadł na fotel. Chwilę drżał jak w ataku epilepsji, a kiedy znieruchomiał z jego ust wypłynęła struga krwi rozcieńczonej koniakiem. Spodnie i fotel zabarwiły się moczem. Ines schowała pistolet do torebki i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę, ale zamek był zaryglowany. Podeszła do kolejnych, ale i te ani drgnęły. Ines otworzyła okno. W dole szumiało miasto. Skończyła kieliszek koniaku i pomyślała, że nigdy nie należy lekceważyć intuicji… A potem nalała sobie jeszcze raz i wykręciła numer jednego z ogólnoniemieckich tygodników informacyjnych. Gdyby w piętnaście minut później nie wyskoczyła przez okno, dowiedziałaby się, że istnieją prawdy, które w mediach publikuje się dopiero po odpowiedniej obróbce – właśnie po to, by ludzie tęsknili za kłamstwem… Jej życie i jej śmierć były jedną z takich prawd.
www.riviera24.pl
Sopot. Mistrzostwa Świata Juniorów w klasie RS:X
Niemcy zgarniają złoto
N
a przełomie lipca i sierpnia (od 27.07 do 4.08) na sopockim akwenie rozegrano pierwsze w historii otwarte Mistrzostw Świata Juniorów klasy RS:X oraz wyścig medalowy dla kategorii Youth, w którym uczestniczyło dziesięcioro najlepszych zawodników. Wyniki tego wyścigu liczone są podwójnie. Mistrzynią świata została Niemka Moana Delle. W kategorii mężczyzn złoto przypadło także reprezentantowi
Niemiec Christianowi Freimullerowi. W kategorii Youth, do lat 18, w której żeglarze walczyli o tytuły Mistrzów Świata rewelacyjnie spisała się Maja Dziarnowska, która wywalczyła srebrny medal. Zawodniczka SKŻ Hestia Sopot ma już na swoim koncie złoty medal Mistrzostw Świata Juniorów w kategorii Mistral 6.6, który zdobyła w 2005 roku także w Sopocie. Sopoccy żeglarze Małgorzata Białecka i Łukasz Grodzicki odnieśli
także sukcesy w kategorii Under 21 – wywalczyli tytuły mistrzów klasy. Wicemistrzynią została ich klubowa koleżanka Iga Perzyna, a trzecie miejsce zajął Artur Nowicki (Baza Mrągowo). Organizatorami zawodów byli Sopocki Klub Żeglarski Hestia Sopot, ISAF, PZŻ. Partnerami: Miasto Sopot, Marszałek Województwa Pomorskiego, Ergo Hestia, Nissan Polska i LPP.
fot. kmz
W imię rewolucji
sport
Triumfatorzy Mistrzostw Świata Juniorów w klasie RS:X Moana Delle i Christian Freimuller podczas uroczystej dekoracji.
Ruszyła futbolowe rozgrywki
Arka na fali, Lechia na łopatkach Bartek Sasper
W
sierpniu ruszyła II liga piłkarska. Trójmiasto ma w niej dwóch reprezentantów: Lechię Gdańsk i zdegradowaną za kupowanie meczów Arkę Gdynia. Obie drużyny rozegrały do tej pory po sześć meczów. Arka rozgromiła kolejno Wartę Poznań 4:0, Podbeskidzie w Bielsku-Białej 1:0 i Pelikana z Łowicza 4:0. W czwartej kolejce gdynianie zremisowali w Zabierzowie z, zajmującym ostatnie miejsce Kmitą 1:1, potem pokonali u siebie groźny
GKS Katowice 3:2, aby w ostatniej kolejce wywalczyć remis z liderem rozgrywek Zniczem Pruszków 2:2. Gdyby nie karne punkty Gdynianie byliby na drugim miejscu o jeden punkt za Zniczem i na najlepszej drodze do powrotu w szeregi ekstraklasy. Gorzej powodzi się Lechii. Już w pierwszym wyjazdowym meczu piłkarze z Traugutta polegli z Turem w Turku :. W drugim spotkaniu było nieco lepiej. Na swoim stadionie gdańszczanie rozgromili Piasta Gliwice :. I to było ich jedyne zwycięstwo, jak do tej pory. Potem przyszedł remis w Płocku z tamtejszą Wisłą :, kolejny remis, ale u siebie z Jastrzębiem również :, oraz
dwie porażki: z Polonią Warszawa w stolicy : i ze słabiutką Odrą Opole we Wrzeszczu :. Rezultat: trzynasta pozycja, zupełnie nieadekwatna do budżetu Lechii, wynoszącego , miliona złotych. Dotychczasowe wzmocnienia drużyny okazały się niewystarczające. Prawdopodobnie w najbliższym czasie Lechię zasili jeszcze jeden zawodnik, Ukrainiec Serhij Woronin. Czy to wystarczy, aby szybko wydostać się z zagrożonej sfery? Na razie zarząd klubu zwolnił trenera Tomasza Borkowskiego. Do czasu powołania nowego szkoleniowca drużyną będzie się zajmował zastępca Borkowskiego, Tomasz Kafarski.
sport 15
Nr 9(18) wrzesień 2007
Sopot. Mistrzostwa Polski Katamaranów
Z wiatrem po mistrzostwo Polski
fot. kmz
W tegorocznych mistrzostwach startowało po raz pierwszy 8 Finnów
fot. kmz
Topcat K- kolejność trzech pierwszych miejsc była następująca: Marian Tobys i Marcin
Krzyżosiak, Mariusz Badzio i Marcin Kamiński, Mariusz Dutke i Bartosz Puszczyk. Puchar
przyłożeń, a także za przegraną nie wyżej niż siedmioma punktami. Wszystko to ma sprawić, że rozgrywki staną się ciekawsze. W pierwszej rundzie Lechia Gdańsk zmierzyła się we Wrzeszczu z Ogniwem Sopot. Obecność na stadionie zapowiedzieli prezydenci obu miast: Paweł Adamowicz i Jacek Karnowski. Arka Gdynia walczyła ze Skrą Warszawa. W obu meczach zwyciężyli gospodarze. Lechia pokonała Ogniwo :, zaś Arka wygrała ze Skrą :. (as)
Kłopoty Kagera
Polski Katamaranów zdobył Marek Żebrowski. Drugie miejsce zajęli Adam Skomski i Jakub Kopylowicz, trzecie Seweryn Krajewski i Maciej Lunit. W Pucharze Katamaranów do , metrów zwyciężył ponownie Marek Żebrowski. Za nim był Maciej Stasiak i Włodzimierz i Waldemar Goszczyccy. Sopot Finn Cup wygrał Piotr Mazur przed Karolem Węgrzynowskim i Piotrem Pajorem. Organizatorem i gospodarzem tej najważniejszej katamaranowej imprezy roku był UKS Navigo Sopot, sędzią głównym Adam Jankowski, a sponsorem Nordea Bank Polska S.A.
fot. kmz
fot. kmz
W
dniach 17–19 sierpnia na wodach Zatoki Gdańskiej odbywały się Mistrzostwa Polski Katamaranów. Walczono w klasach Topcat, A-cat i Otwartych Młodzieżowych Mistrzostwach Polski. Zawody odbywały się pod patronatem Prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, a najlepszym punktem obserwacyjnym dla kibiców było sopockie molo. W mistrzostwach startowało 31 katamaranów i 8 Finnów. Zawody były bardzo wyrównane, przez to niezwykle interesujące. O zwycięstwie decydował najczęściej ostatni wyścig. W pierwszym dniu wiał wiatr od brzegu o sile stopni w skali Beauforta. Rozegrano trzy wyścigi. Na pierwszych miejscach znajdowali się faworyci. W sobotę odbyły się dwa krótkie wyścigi, oraz wyścig długodystansowy o Puchar Targów Wiatr i Woda na trasie Sopot – Gdynia – Sopot. Start do tego wyścigu nastąpił z sopockiej plaży. Jako pierwsi minęli metę Adam Skom-
w tej kategorii zajął Marek Żebrowski, trzecie Maciej Stasiak. W klasie Topcat K- tryumfowali Włodzimierz i Waldemar Goszczyccy, tuż za nimi znalazł się duet Sebastian Zarzeczański i Rafał Łabij, oraz Dariusz Jagodzik i Konrad Kowalczyk. W klasie A-cat złoto zdobył Maciej Stasiak, srebro Marek Żebrowski, brąz Maciej Kowalewski. W klasie Nacra mistrzyniami Polski zostały Kaja Morawiec i Maja Kos. Za nimi finiszowali Tymoteusz Bendyk wraz z Tobiaszem Żędzianowskim, oraz Paweł Solecki i Jarosław Zboralski. Młodzieżowymi Mistrzami Polski zostali Tymoteusz Bendyk i Tobiasz Żędzianowski. Drugie miejsce zajęli Mariusz Badzio i Marcin Kamiński. W klasie
fot. kmz
Bartek Sasper
ski i Jakub Kopylowicz na Exploderze , jednej z najnowocześniejszych łodzi na świecie, a wybudowanej w Polsce. Po przeliczeniu okazało się jednak, że zwycięzcą wyścigu został Andrzej Opoka na najmniejszym katamaranie Hobie . Drugim był Łukasz Wroczyński, a trzecim Marian Tobys i Marcin Krzyżosiak. Decydujące wyścigi odbyły się w niedzielę sierpnia. Wiatr tego dnia był bardzo słaby i sprawiał zawodnikom sporo kłopotu. Po zakończeniu regat cała flotylla katamaranów przedefilowała obok sopockiego mola. Tam również odbyło się wręczanie pucharów i medali. Mistrzami Polski w klasie Open zostali Adam Skomski i Jakub Kopylowicz, drugie miejsce
Prokom Trefl bez Besoka Turek Husajn Besok nie będzie grał w tym sezonie w Prokomie Trefl Sopot. Koszykarz wraca do swego kraju i zasili zespół Ga-
Zwycięskie koszykarki sierpnia reprezentacja Polski w koszykówce kobiecej rozegrała towarzyskie spotkanie z reprezentacją Niemiec, zwy-
latasaray Stambuł. W Sopocie zagra za to prawie na pewno letni Amerykanin Dajuan Wagner. Jest on graczem NBA, występował w drużynie Golden State Warrious. (as) ciężając :. Polki są zdecydowanymi faworytkami przed czekającymi ich spotkaniami barażowymi o mistrzostwo Europy z drużynami Finlandii i Słowenii. (as)
Start sezonu rugby sierpnia jesienną rundę I ligi rozpoczęli rugbyści. W bieżącym sezonie liga rugby przechodzi na zapis międzynarodowy, obowiązujący we wszystkich znaczących ligach zagranicznych. Za zwycięstwo drużyna będzie teraz dostawała punkty, za remis punkty i za przegraną punktów. Za walkower zwycięzca otrzyma punktów, a wynik zostanie zapisany jako :. Będą też przyznawane punkty bonusowe za uzyskanie przynajmniej czterech
Drużyna koszykarzy Kagera Gdynia powstała lat temu w Rumii. Po trzech latach przeniosła się do Gdyni, a w rok później sponsoring nad nią objął jeden z najbogatszych Polaków – Bogdan Fota. W roku Kager awansował do ekstraklasy koszykarskiej i w pierwszym sezonie zajął dobre jak na beniaminka dziewiąte miejsce. Niestety Fota wycofuje się z finansowania koszykarzy. Postanowił wspomagać sporty motorowe. Kagerowi grozi plajta, jednak
prezydent Gdyni Wojciech Szczurek zadeklarował, że w nowym sezonie wesprze klub kwotą pół miliona złotych. Ma to być zachętą dla gdyńskich biznesmenów, aby większymi czy mniejszymi kwotami finansowali Kagera. W ubiegłym sezonie budżet klubu wyniósł , miliona złotych. Jest to kwota wystarczająca na utrzymanie się w ekstraklasie, choć na pewno nie na zdobycie mistrzowskiego tytułu. Sopocki Prokom Trefl ma budżet kilkakrotnie wyższy. (as)
16 sport
www.riviera24.pl
Z Przemysławem i Jarosławem Miarczyńskimi w Sopockim Klubie Żeglarskim rozmawia Krzysztof M. Załuski
fot. Paweł Kowalski
Urodzinowe gadu-gadu z mistrzem świata w miecz, a zawody rozgrywamy nawet jak nie ma wiatru. W Formule Windsurfing, na której pływa Jarek jest większa dowolność, tzn. żagiel może mieć powierzchnię do , metra, za to deska nie może przekroczyć metra szerokości. Te deski nie mają miecza, posiadają tylko statecznik, który nie może być dłuższy niż centymetrów. Tak więc w tej klasie nie ma takiej jazdy wypornościowej przy słabym wietrze, zawodnicy albo stoją w miejscu, albo płyną bardzo szybko, a wtedy jest to rzeczywiście bardzo widowiskowe. Wróćmy do ostatniego sezonu, który był dość bogaty, jeśli chodzi o medale… Przemek: Tak w tym roku zdobyłem złoty medal na mistrzostwach Europy, które odby-
Przemek Miarczyński
fot. Paweł Kowalski
mógł mu zazdrościć. Jestem naprawdę bardzo z niego dumny. Nadal razem pływamy i razem startujemy w zawodach Formuły Windsurfing. Nie często się to wprawdzie zdarza, bo Przemek ma swoje zgrupowania i zawody, ale jak już jesteśmy razem na wodzie, to jest super. Dlaczego zdecydowaliście się na tą właśnie dyscyplinę sportu. Przemek: Jako dzieci próbowaliśmy wielu różnych sportów. Rodzice podsuwali nam najprzeróżniejsze pomysły, ale jakoś ani pływanie, ani piłka nożna, nas nie pociągały. Dopiero windsurfing, to było to. Zaczęliśmy na działce, nad jeziorem, gdzie nasz tata i nasz wujek mieli sprzęt windsurfingowy. Tam stawialiśmy pierwsze kroki. Rodzice nie byli zawodnikami, ale bardzo go-
fot. F. Wilhelm
Przemek Miarczyński
Przemek, sierpnia skończyłeś lat, to chyba dobry moment, aby podsumować twoje osiągnięcia sportowe. A trochę tego było, czy mógłbyś je przypomnieć czytelnikom „Riviery”? Przemek: Na desce pływam już dwadzieścia lat. Przygodę z windsurfingiem rozpocząłem w wieku lat. Pierwszą nagrodą, jaką zdobyłem był Puchar Prezydenta Sopotu, było to w roku . Profesjonalnie zająłem się sportem od roku ‘, kiedy po udanych mistrzostwach świata juniorów niespodziewanie otworzyła mi się droga do kadry olimpijskiej. W sumie przez ostatnie lat zdobyłem medali na mistrzostwach świata i Europy seniorów. W tym złoto w mistrzostwach świata. W sumie brakuje mi jedynie tytułu mistrza olimpij-
skiego, który być może uda mi się zdobyć w przyszłym roku. Jarek, jak to jest być starszym bratem mistrza świata? Z tego, co wiem, też uprawiasz windsurfing… Jarek: Zacząłem pływać mając lat, to znaczy jednocześnie z Przemkiem. W przeciwieństwie do brata nie osiągnąłem tak oszałamiających wyników, chociaż zdobyłem kilka medali na mistrzostwach Polski i Wicemistrzostwo Świata w Formule Windsurfing do lat. Obecnie jestem trenerem w Sopockim Klubie Żeglarskim w klasie Formuła Windsurfing i Slalom. W miarę możliwości staram się startować w regatach w tych właśnie klasach. Czy bardziej jesteś dumny z brata, czy bardziej mu zazdrościsz? Jarek: Oczywiście, że jestem dumny i bardzo się cieszę, że ma takie dobre rezultaty. Absolutnie nie wyobrażam sobie, żebym
Przemek i Jarosław Miarczyńscy
rąco zachęcali nas do uprawiania sportów. Tata pływał tylko rekreacyjnie, dzięki niemu zresztą poznaliśmy podstawy tego sportu. Nawet organizował nam mini zawody. Ale to nie był jeszcze sport, tylko forma spędzania wakacji. Dopiero po zapisaniu się do SKŻ wzięliśmy się do pracy. W pierwszych zawodach Jarek był chyba piąty, a ja szósty. Pamiętam jak wszyscy byli zaskoczeni, że dzieciaki prosto z ulicy zdobyły taki wynik. Potem były inne zawody, woził nas na nie tata. Mój pierwszy sukces to piąte miejsce w mistrzostwach młodzików na Zegrzu. Wspomnieliście o różnych rodzajach formuł w windsurfingu, na czym te różnice polegają? Przemek: Deski różnią się przede wszystkim tym, że klasa olimpijska RS:X to jest monotyp, czyli wszyscy zawodnicy pływają na identycznym sprzęcie. W tej klasie żagiel ma powierzchnię , mkw., deska wyposażona jest
fot. Paweł Kowalski
Przemek Miarczyński
Przemek Miarczyński
wały się na Cyprze i srebro w Portugalii na Mistrzostwach Świata. Od kilku miesięcy prowadzę w rankingu Pucharu Świata. Przed nami Igrzyska Olimpijskie w Chinach i zakwalifikowanie się do nich jest moim głównym celem. W windsurfingu na igrzyskach olimpijskich z każdego kraju startują tylko dwie osoby, jeden mężczyzna i jedna kobieta. A że zawodników w klasie RS:X w Polsce jest ok. , tak więc rywalizacja jest dość poważna. We wrześniu mają być ogłoszone zasady eliminacji, które wyłonią najlepszego polskiego
zawodnika. To on będzie reprezentował nasz kraj w Chinach. W zeszłym roku wywalczyłem kwalifikację olimpijską dla Polski, teraz muszę okazać się najlepszym wśród Polaków. Podejrzewam, że nie będzie łatwo, ale postaram się dobrze przygotować i je wygrać. Domyślam się, że windsurfing nie jest tanim sportem, że zawodnikowi twojej klasy potrzeba licznych sponsorów. Kto cię finansuje? Przemek: Tak jak mówiłem, pierwsze mistrzostwo świata wygrałem mając lat. To zwycięstwo na Balatonie na Węgrzech
otworzyło mi drogę do kadry olimpijskiej, w której jestem do tej pory. Dzięki tamtym zawodom zostałem objęty programem przygotowań olimpijskich na Igrzyska w Sydney, potem w Atenach, a teraz w Pekinie. Jednym słowem finansuje mnie państwo (Polski Związek Żeglarski). Jako kadra olimpijska mamy coraz lepsze wyniki, w tym roku zdobyliśmy w sumie cztery medale – Piotr Myszka z AZS-u AWFiS Gdańsk został wicemistrzem Europy, Zosia Klepacka z YKP Warszawa wygrała Mistrzostwa Świata, a ja dorzuciłem do tego złoto Mistrzostw Europy i srebro na Mistrzostwach Świata – w ten sposób zdominowaliśmy całą tę klasę, stąd są i pieniądze. Ostatnio na team olimpijski dostaliśmy tys. od prezydenta Sopotu, od wielu lat finansuje nas także firma Ergo Hestia. Jarek, a jak wyglądają zajęcia trenera? Czy wytypowałeś już następcę swojego brata?
Jarek: W sezonie letnim praca trenera windsurfingu wiąże się z bardzo dużą ilością wyjazdów na zgrupowania i regaty, w moim przypadku praktycznie od czerwca do końca sierpnia jestem poza domem. Na dłuższą metę jest to dość męczące, jednak satysfakcja z dobrych wyników moich podopiecznych wynagradza w pełni tą niedogodność. Jeśli chodzi o następcę Przemka, to ciężko powiedzieć, w SKŻ jest sporo utalentowanej i pracowitej młodzieży, jednakże na taki sukces składa się bardzo dużo czynników często niezależnych od zawodnika czy trenera. Co młody człowiek powinien zrobić, żeby zostać mistrzem klasy Przemka? Jarek: Nie ma na to gotowego przepisu. Przede wszystkim wcześnie zacząć trenować. Rozpoczynając treningi w wieku lat ośmiu młody zawodnik ma większe szanse na sukces, niż ci, którzy zaczynają mając lat czy . Im młodszy dzieciak, tym szybciej i lepiej uczy się techniki żeglowania i jest ona bez porównania lepsza niż w przypadku starszych dzieci. Nieocenione jest spędzanie jak największej ilości godzin na wodzie i jednocześnie czerpanie z tego radości. Pamiętam, jak trudno było ściągnąć Przemka z wody, dziś są tego efekty. Po złapaniu przez dziecko bakcyla, koniecznym jest zapisanie go do klubu windsurfingowego, np. takiego jak SKŻ, gdzie jest sekcja zawodnicza. Pod okiem trenera postęp jest jeszcze szybszy. Dziękuję wam za rozmowę, a tobie Przemek składam w imieniu wszystkich czytelników „Riviery” urodzinowe życzenia, a przede wszystkim zdobycia złotego medalu w Pekinie.