Lebensborn

Page 1

Słowo wstępne

Faktem jest, że będąc u szczytu władzy naziści przez jakiś czas odnosili liczne sukcesy. Ludzie, którym przyszło żyć w tamtych czasach, nie zdawali sobie w 1941 roku sprawy z tego, że nie będzie „Tysiącletniej Rzeszy Niemieckiej”. Lebensborn oraz idea powoływania do życia dzieci czystej krwi pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych, zazdrośnie strzeżonych programów nazistowskich, przeznaczonych nie dla wojska, lecz dla ludności cywilnej. Kobiety łatwo dawały się przekonać, że staną się matkami przyszłych wojowników. Lebensborn (z niemieckiego: źródło życia lub wolno urodzony) było niemiecką organizacją założoną przez dowódcę SS, Heinricha Himmlera. W ramach Lebensborn zakładano domy dla matek oraz organizowano wsparcie finansowe dla żon członków SS oraz niezamężnych kobiet, które sprowadzano po to, by zachodziły w ciążę i rodziły aryjskie dzieci o starannie dobranym zestawie genów. Ojcami tych dzieci byli najczęściej wykształceni, inteligentni Niemcy z wyższych klas społecznych, w większości oficerowie SS, zobowiązani finansowo wspomagać program. W ramach tego programu prowadzono również sierocińce oraz przesiedlano z innych krajów dzieci o odpowiednim wyglądzie i konstytucji fizycznej, które następnie oddawano na wychowanie parom niemieckim. ~5~


~6~


FRANCJA

~7~


~8~


Przedmowa

Kamienna piwnica była zimna. Panował w niej półmrok. Siedząca na krawędzi ławeczki dziewczyna zadrżała, po czym przycisnęła ramiona do cienkiej bluzki. Nie cierpiała miejsc ukrytych pod ziemią, ale wiedziała, że zbliża się wróg. Szybko tu dotrze. Zbyt szybko. Dziewczyna podniosła ciemne oczy i spojrzała na trzech mężczyzn: na swego brata, Leona, oraz na François i Maurice’a z sąsiedniej miejscowości Cher. Nalewali sobie z termosu gorącą kawę z mlekiem. Po kolei siadali na ławeczce naprzeciwko dziewczyny, trzymając w dłoniach kubki z parującym napojem. Wszyscy trzej byli ubrani prawie tak samo: mieli na sobie czarne spodnie, ciemne koszule i berety. Każdy z nich miał na ramieniu czerwoną opaskę, podobnie zresztą jak i ona sama. Wyglądali jak koguty – dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Jacques, jej ukochany przyjaciel i towarzysz z dzieciństwa, dla którego zniosłaby każdy ból, cierpienie, upokorzenie i mękę, a nawet przebywanie w tym obrzydliwie wilgotnym miejscu, siedział teraz nad rozłożoną między nimi mapą. Dziewczyna zauważyła, że Maurice co rusz spogląda w stronę brytyjskiego karabinu Bren, kaliber trzydzieści pięć, leżącego krzywo na niestabilnej półce za ich plecami. Jacques był tak skupiony na jednym fragmencie mapy, że nie zauważył, iż ~9~


Maurice wstał, by zdjąć broń z półki. Leon wyciągnął dłoń i delikatnie poklepał siostrę w kolano, jak gdyby wiedział, że nie podoba jej się w tej ciemnej, wilgotnej piwnicy. – To już ostatni raz, Antoinette. Ostatnio panowały straszliwe upały, chyba dobrze nam zrobi odrobina chłodu? Leon był o rok młodszy od Antoinette; trzeba przyznać, że lubił jej podokuczać. Jacques podniósł głowę i odezwał się surowym tonem: – Czy możemy się skoncentrować? Antoinette dostrzegła, że błysk w oku jej brata zniknął, a jego ciało zesztywniało. Chcąc nieco złagodzić atmosferę po naganie Jacques’a, Antoinette pospieszyła z propozycją. – Już wiem… musimy zaufać jednej osobie. Zgodziliśmy się wszyscy, że to musi być ktoś, kto co dzień jeździ do Villepente. François poprawił beret. – Tak, to prawda. Pociągi codziennie kursują do Villepente. Mój informator z Paryża mówi, że bagażowy z drugiej zmiany jest jednym z naszych. Moglibyśmy więc przekazać mu walizkę i powiedzieć: „Walizka mojej matki się rozlatuje. Dam ci ją do naprawy, zaniesiesz ją do rymarza w Villepente”. A później byśmy chodzili do rymarza, niby to dopytywać się, czy jest już gotowa, i tam odbierali wiadomości. – To zbyt skomplikowane – wtrącił Maurice. – Poza tym, skąd wiesz, czy możemy ufać rymarzowi? – Pochylił się i zniżył głos do szeptu: – Z drugiej strony jednak, wszystko, co robimy, jest ryzykowne i nikt tego wcześniej nie próbował. Być może ten bagażowy to niezły pomysł. Leon szturchnął siostrę stopą. – Na zaufanie trzeba zasłużyć. Znasz kogoś, kto już zdobył nasze zaufanie? Nagle Jacques wykrzyknął: – Hej, pamiętacie tego dzieciaka, bratanka szewca, tego, co znalazł nas w jaskini i proponował, że nam pomoże, jak przyjdą Niemcy?! Jest bystry i inteligentny. Zaskoczył nas, gdy się pojawił, a przecież zastawiliśmy ~ 10 ~


pułapki na intruzów. Udało mu się jednak je obejść. Sam widziałem jak biega. Głowę dam, że dałby radę mnie prześcignąć. I naprawdę mądrala z niego. Może Gerald mógłby przenosić nasze wiadomości? W piwnicy zapadła cisza. Wszyscy zastanawiali się nad jego propozycją. Po chwili Jacques oznajmił: – Na razie zostawmy tę sprawę. Następnie wskazał dłonią kilka punktów na mapie. – Proponuję, żeby wysadzić ten most, kiedy dowiemy się, że wojska mają być przerzucane do Rosji. A tak się na pewno stanie. Hitler musi przenieść swoich ludzi z wybrzeża, jeśli nie zabiera ich do Anglii. Jacques mówił dalej, w skupieniu marszcząc czoło: – Będziemy czujni. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Być może Brytyjczycy będą mieli dla nas jakiś inny cel. Na razie musimy się dowiedzieć, po co się tu w ogóle znaleźli. Czy to, że przybyli akurat 8 sierpnia 1941 roku, ma jakieś znaczenie? Jacques utkwił wzrok w Antoinette. – Dołącz do nas jutro. Spotkamy się przy moście – zarządził, wstając z miejsca. – Trzymaj się – powiedział, ściskając Antoinette za ramię. Wyszedł, a pozostali mężczyźni podążyli za nim. Przed wyjściem zatrzymał się jeszcze na chwilę: – Skoro nikt nie zgłosił sprzeciwu, poprosimy Geralda, by przenosił wiadomości. Pozostali mężczyźni wymknęli się z piwnicy i pospieszyli do innej kryjówki, gdzieś w pobliskich górach. Antoinette zdmuchnęła świeczki, a później sama ruszyła przez miasteczko, przyklejając po drodze do latarni ulotki z napisem: Vivre dans la défaite c’est mourir tous les jours. Na każdej z nich wycinała duży znak w kształcie litery V. Napis głosił: „Życie w cieniu porażki to śmierć każdego dnia”. ~ 11 ~


Rozdział 1

Z balkonów i schodów kamienic stojących wzdłuż wąskiej uliczki dochodził słodki zapach fuksji i bugenwilli. W długim czarnym samochodzie jadącym na czele konwoju siedział major Reinhardt Hurst z trzema oficerami sztabowymi. Nie zachwycał go malowniczy widok małej mieściny. Wyglądało na to, że zamiast podziwiać krajobraz, przenikliwe, niebieskie oczy majora wpatrzone są w wizję jego własnej sławy, skrywaną w głębi duszy. Oczyma wyobraźni widział, jak tłumy ludzi oddają pozdrowienia jemu i Führerowi: – Sieg Heil! Sieg Heil! Konwój dotarł do rynku. Jeden z kierowców, najwyraźniej zapatrzony w ukwiecone balkony, najechał na krawężnik przy żelaznej, dwupiętrowej fontannie, wskutek czego samochód zatrzymał się tak gwałtownie, że jadąca zaraz za nim ciężarówka skręciła w bok, by uniknąć zderzenia, i potrąciła przy tym małego brązowego psa. – To był piesek Anny! – wykrzyknął Gerald, dziesięcioletni bratanek państwa Gille, który akurat wybierał się dostarczyć naprawioną parę butów madame Sabrine. Odwrócił się, słysząc pisk hamulców, i stojąc przed kamienicą przy wąskiej przecznicy prowadzącej do rynku, mimowolnie stał się świadkiem wypadku. Serce zabiło mu nieco szybciej. Przyspieszył kroku i biegiem puścił się w stronę domu. ~ 12 ~


– Tanten, onklen! – wołał, wpadając do malutkiego mieszkania nad pracownią szewca. Rozbieganym wzrokiem szukał ciotki albo wuja. – Cicho, Geraldzie, wujek pracuje na dole – ciotka przytuliła szczuplutkie ciało chłopca do obfitego łona, po czym odsunęła go od siebie na długość ramienia. Zobaczyła strach w oczach dziecka i zorientowała się, że musieli nadejść Niemcy. – Czyli już tu są. – Znasz Annę, żonę rzeźnika? To ta gruba, która w zeszłym tygodniu wściekła się na wujka. Jedna z ciężarówek potrąciła jej pieska. Ktoś musi ją zawiadomić. – To musiał być okropny widok. Może niech ktoś inny jej to powie. – A jak będzie nas obwiniać? Gerald dobrze pamiętał, jakie wrażenie zrobili na nim państwo Gille na samym początku, kiedy zamieszkał z nimi w Villepente, małym miasteczku leżącym siedemdziesiąt pięć kilometrów na południowy wschód od Paryża. Wiedział, że nie może zwracać na siebie uwagi ani wplątywać się w kłopotliwe sytuacje. Nie trzeba go było jednak ostrzegać. Bardzo wcześnie nauczył się, że nikt nie lubi Żydów. Jeszcze w Warszawie, gdy miał sześć lat, kazano mu nosić na ramieniu opaskę z literą „J” i przez trzy lata miał paszport z dopisanym mianem Izrael oraz z zamieszczonymi pod nim jego odciskami palców. Choć matka starała się go uspokajać, mówiąc, że wszystko jest w porządku, Gerald każdego dnia widział, jak niebezpiecznie jest być Żydem. – Żołnierz kopnął pieska i poplamił sobie przy tym but krwią, a potem krzyknął coś paskudnego. Oni wszyscy muszą być okropnie źli. – Czy ktoś cię widział? – głos ciotki lekko zadrżał ze strachu. ~ 13 ~


Chłopiec pokręcił głową. Ciotka odezwała się łagodnie: – Idź, pomóż wujkowi. Jesteś tam potrzebny; zobacz tylko, ile się butów nazbierało. Patrzyła, jak Gerald wybiega z mieszkania. Była z niego dumna. Jak na swój wiek tak dużo przeszedł, a wciąż był dobrym, współczującym chłopcem.

~ 14 ~


Rozdział 2

Natrętny dźwięk ciężkiej żelaznej kołatki w kształcie głowy lwa wiszącej na drzwiach domu państwa Gauthier dobiegł aż do kuchni, gdzie siedziała Antoinette. Maciuś, jej puchaty, rudy kot, wystraszył się stukotu i zeskoczył z miękkiej poduszki na krześle, po czym uciekł w poszukiwaniu jakiejś kryjówki. – Attendrez, s’il vous plaît! – krzyknęła ostrym tonem Antoinette, ale czuła, że serce tłucze się jej tak mocno, jak żelazna kołatka na drzwiach. Szybko przeszła do przedpokoju, odsunęła rygiel i otwarła drzwi. Na schodach stało trzech niemieckich oficerów. Wyglądali jak trzy kamienne posągi. Antoinette natychmiast zwróciła uwagę na ich zaciśnięte szczęki oraz bezlitosne, zimne niczym studnia oczy. Esesmani. Ci, którzy w tej chwili stali na progu domu Antoinette, mieli na sobie charakterystyczne mundury Waffen-SS. Mundury śmierci. Wszyscy w miasteczku doskonale wiedzieli, kim są esesmani. Wiadomo było, że w Niemczech rządzi obecnie partia nazistowska, czyli narodowosocjalistyczna. Byli wojskową policją, która strzegła bezpieczeństwa Hitlera. Zaprzedali swoje dusze Führerowi. Jacques opowiadał straszne rzeczy o tym, czego dopuszczali się naziści. Państwo Gille, sąsiedzi z pobliskiej kamienicy, mieli w Paryżu bratanka, który uciekł z warszawskiego getta i pojechał za ukochaną do obozu, gdzie wysyłano Żydów tylko ~ 15 ~


po to, by zabić ich zaraz po przyjeździe. Czytała też o sześciu żydowskich synagogach w Paryżu wysadzonych w powietrze. Gazeta „Les Temps Nouveaus” nazwała to spontanicznym działaniem francuskiej ludności, w co Antoinette ani przez moment nie wierzyła. Francuzi nie wysadzali niczyich miejsc modlitwy. To Jacques pokazał jej tę gazetę oraz magazyn literacki „Aujourdhui”, w którym pisano o organizowanych przez nazistów obławach. Opisano je jako pochwały godne akcje, które miały na celu oczyszczenie Francji z elementu obcego. Antoinette pomyślała: W moim miasteczku nie ma ani jednego Żyda. Z tego co słyszała, nazistów opętało poczucie władzy i okrucieństwo; czuli się lepsi, bo byli razem; mogli robić, co chcieli, i nikomu nie podlegali – nawet własnym sądom. Byli sprytni i potrafili manipulować. Naziści, ze swoimi obławami i nocnymi nalotami. Mistrzowie psychologii manipulacji – potrafili doprowadzić ludzi do takiej ekstazy, jak gdyby sam Adolf Hitler obsypał jakimś magicznym pyłem wszystkich Niemców i niektórych mieszkańców okupowanych krajów, a ci pod jego wpływem przysięgali posłuszeństwo Führerowi. Czy mogli zabrać starszych państwa Gille tylko dlatego, że z wyglądu przypominali Żydów, o których tyle pisano w „Aujourdhui”? Czy mogli wysłać kogoś do jednego ze swych obozów dlatego, że ich zdaniem wyglądał na Żyda? – Qui Messieurs? A votre service – postanowiła zachować się jak czarująca gospodyni. Tego oczekiwał od niej ojciec, kiedy przyjmowali oficjalnych gości. Uniosła rękę i wskazała korytarz, przez który przeszli, zostawiając na świeżo wypastowanej podłodze brudne ślady ciężkich, czarnych butów. Gdy za żołnierzami zamknęły się drzwi, najwyższy z nich, stojący pośrodku oficer, podszedł do Antoinette, stuknął obcasami i powiedział: – Panienko, twój ojciec przesyła ci wiadomość. ~ 16 ~


Antoinette bardziej zaskoczyło to, iż oficer płynnie mówi po francusku, niż fakt, że przyniósł wieści od jej ojca, mera miasta. – Zaproponował nam, byśmy zakwaterowali się w tym domu. Prosił, by ci przekazać, żebyś natychmiast wysprzątała wszystkie pokoje na pierwszym piętrze. Masz nam również przyrządzić posiłek. Na początek polecamy ci zajęcie się kolacją, którą podasz dokładnie o godzinie… Zawahał się i wtedy wtrącił się drugi oficer: – Majorze Hurst, dziś wieczorem proponowałbym godzinę dziewiątą, aby panienka miała czas wszystko przygotować. Antoinette stała jak słup, oszołomiona tym, co przed chwilą usłyszała: wysprzątać pokoje i przygotować posiłek. Jakim prawem wchodzili do ich domu i żądali jej usług? Mimo wszystko Antoinette szybko doszła do wniosku, że oto nadarza się doskonała okazja, by znaleźć się tak blisko wroga – być może uda się podsłuchać jakieś tajne wiadomości. – Lutjemeier, wasza propozycja nie wchodzi w grę. Dobrze wiecie, że wolę jadać Abendbrot, kolację, nieco wcześniej – odparł kwaśno przywódca, major z paroma medalami na piersi oraz trupią czaszką na czapce. Trzeci z oficerów, najmłodszy ze wszystkich, odezwał się płynną francuszczyzną: – Panie majorze, pomysł porucznika Lutjemeiera nie jest zły. Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, w tym czasie moglibyśmy zająć się naszymi sprawami… Tonem nieznoszącym sprzeciwu major uciął dyskusję, mówiąc: – Pierwszego dnia, czyli dzisiaj, Abendbrot będzie o siódmej, jak mamy w zwyczaju. A teraz przestawić wszystkie zegary o godzinę do przodu. Od tej chwili obowiązuje czas niemiecki! – gwałtowny ton rozkazu sprawił, że Antoinette aż się skuliła. Po chwili jednak głos majora przybrał zupełnie inną barwę. Przemówił teraz nieco łagodniej, zwracając się do An~ 17 ~


toinette: – Wkrótce wrócimy. Przygotuj nam pokoje. Będzie nas czterech. Ja mam mieć osobny pokój. Zrobił krok, odłączając się od grupy i wskazał pokój u szczytu schodów. – Tamten z balkonem. Cofnął się, żeby głębiej spojrzeć w korytarz na piętrze. Pozostali oficerowie się rozstąpili. – Tak – mówił dalej. – Tamten pokój. Na górze. Będzie w sam raz. Tak, będzie bardzo dobry. Po chwili oficerowie odwrócili się i zeszli po schodach na brukowaną uliczkę prowadzącą na Place de la Madeline. Kroki majora Hursta i jego towarzyszy słychać było jeszcze przez chwilę, zanim cała trójka oddaliła się, wracając piechotą na rynek. Uliczka była zbyt wąska, by mogli podjechać swoim eleganckim mercedesem pod same drzwi. Na ustach majora na moment pojawił się niewielki, zmysłowy uśmieszek. Antoinette patrzyła na odchodzących oficerów. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że wszystko znów nabiera życia i energii. Ten przelotny moment uniesienia szybko ustąpił miejsca nowości, którą niósł ze sobą budzący się dopiero poranek. Antoinette szybko zamknęła za sobą drzwi i zbiegła po schodkach, kierując się do domu swojej przyjaciółki, Danielle. Kot wybiegł zaraz za nią, jak gdyby gonił go sam diabeł.

~ 18 ~


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.