Zastępcza żona - Eileen Goudge

Page 1


Tytu³ orygina³u THE REPLACEMENT WIFE Wydawca Gra¿yna Smosna Redaktor prowadz¹cy Katarzyna Krawczyk Redakcja Hanna Kulczycka Korekta Magdalena Matuszewska Marianna Filipkowska Wszystkie postaci w tej ksi¹¿ce s¹ fikcyjne. Jakiekolwiek podobieñstwo do osób rzeczywistych – ¿ywych czy zmar³ych – jest ca³kowicie przypadkowe. Copyright © 2012 by Eileen Goudge All rights reserved Copyright © for the Polish translation by Joanna Puchalska 2014 Œwiat Ksi¹¿ki Warszawa 2014 Œwiat Ksi¹¿ki Sp. z o.o. 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2 Ksiêgarnia internetowa: Fabryka.pl £amanie Joanna Duchnowska Druk i oprawa Abedik Dystrybucja Firma Ksiêgarska Olesiejuk sp. z o.o., sp. k.a. 05-850 O¿arów Mazowiecki, ul. Poznañska 91 e-mail: hurt@olesiejuk.pl, tel. 22 721 30 00 www.olesiejuk.pl ISBN 978-83-7943-230-1 Nr 90089566


Lecz mi³oœæ œlepa; m³odzi kochankowie Nie mog¹ widzieæ w³asnych piêknych szaleñstw. William Szekspir, Kupiec wenecki, akt II, scena 6, prze³. Leon Ulrich



Dla Susan Ginsburg, kt贸ra zawsze by鲁a mi bliska i kt贸rej historia zainspirowa鲁a tyle innych



Rozdzia³ pierwszy

– Ca³kiem przyjemnie spêdziliœmy czas – stwierdzi³a Kat. W jednej chwili z szampana, którego Camille Harte ju¿ otworzy³a w myœlach, ulecia³y wszystkie b¹belki. Pracuj¹c d³ugo w swoim zawodzie, nauczy³a siê czytaæ z niuansów i modulacji g³osu klientów niczym wró¿ka z herbacianych fusów. „Znaczy: nie za dobrze posz³o” – pomyœla³a. Cholera! A taka by³a pewna. – No i? – zachêci³a ³agodnie. D³u¿sza chwila ciszy po drugiej stronie i Kat powiedzia³a z namys³em: – Có¿. Œwietny facet, na pewno. Ale jeszcze myœli o by³ej ¿onie. Powiem tak: ja wiem wiêcej o niej ni¿ on o mnie. Camille st³umi³a westchnienie. Czyli klient po przejœciach nie wzi¹³ sobie do serca dewizy umieszczonej nad drzwiami agencji: „Porzuæcie wszelk¹ myœl o by³ych ¿onach i mê¿ach, wy, którzy tu wchodzicie”. Mo¿e nale¿a³oby wymagaæ, aby od rozwodu min¹³ co najmniej rok? – O czymœ jeszcze rozmawialiœcie? – spyta³a. – O niczym specjalnym. Jego praca, moja praca... ¿e oboje lubimy wspinaczkê i jazz. – Lekko znudzonym g³osem referowa³a kolejne punkty. – Wiedzia³aœ, ¿e ma tak zwane 9


zaginione nagranie Clifforda Browna? – Tu siê trochê o¿ywi³a. O tym akurat Camille wiedzia³a. Stephen Resler uraczy³ j¹ nim, kiedy siê spotkali u niego w domu. Celem wizyty by³a ocena warunków mieszkaniowych. Nie licz¹c ogromnej kolekcji p³yt kompaktowych i wysokiej jakoœci sprzêtu audio, mieszkanie by³o typowo kawalerskie i wrêcz domaga³o siê urz¹dzenia wszystkiego od nowa. Zadzwoni³a po zaufanego dekoratora Jeffreya Rabina i trzy tygodnie póŸniej, po odmalowaniu, dokupieniu mebli i stylowych poduszek, zmieni³o siê nie do poznania. Teraz kobiety mog³y tu bywaæ bez obaw, ¿e siê poczuj¹ jak w domu playboya z koñca lat szeœædziesi¹tych. Kat jeszcze nie uda³o siê tam dotrzeæ. – Jak powiedzia³am, œwietny facet – powtórzy³a bez wiêkszego entuzjazmu. – Ca³owaliœcie siê? – Co? – Rozeœmia³a siê nerwowo. – Ach, nie. Oczywiœcie, ¿e nie. – Gdybyœ mia³a oceniæ randkê w skali od jednego do dziesiêciu... – No nie wiem. Piêæ? Camille domyœli³a siê, ¿e postanowi³a wykazaæ siê wielkodusznoœci¹. Opowieœci o by³ej ¿onie potrafi¹ skutecznie zepsuæ wieczór. S¹ jak zimny prysznic. St³umi³a kolejne westchnienie i z roztargnieniem przesunê³a d³oni¹ po w³osach. Nie mog³a siê nacieszyæ ich sprê¿ystoœci¹. Przez trzydzieœci dziewiêæ lat jej ¿ycia proste jak druty, stanowi³y jej najwiêksz¹ udrêkê w szkole (oraz by³y powodem robienia trwa³ych domowym sposobem i jednej fatalnej wizyty w salonie fryzjerskim, po której wygl¹da³a jak skrzy¿owanie pudla z mopem). Na skutek chemioterapii straci³a je wszystkie, a gdy odros³y, zaczê³y siê krêciæ. Taka nagroda pocieszenia, mi³y gest ze strony niebios. 10


Uœmiechnê³a siê do s³uchawki. – Nie przejmuj siê. Po prostu nie ten kandydat. Bêdziemy próbowaæ dalej. – Myœlisz, ¿e ten dla mnie pisany gdzieœ jest? – spyta³a cichutko Kat. Znana z dociekliwoœci reporterka lokalnej stacji telewizyjnej tu by³a tylko jedn¹ z wielu zbli¿aj¹cych siê do czterdziestki kobiet, które osi¹gnê³y w ¿yciu wszystko, lecz brakowa³o im œlubnej obr¹czki. „Ten dla mnie pisany” mia³ byæ wysoki, przystojny, mi³y, ceniæ ¿ycie rodzinne, mieæ poczucie humoru i szeœciocyfrow¹ pensjê. Powinien jeŸdziæ luksusowym samochodem, w³asnym, nie leasingowanym, mieszkaæ w eleganckim wie¿owcu w drogiej dzielnicy, najlepiej z kodem pocztowym zaczynaj¹cym siê na 212. Sprawny fizycznie i umys³owo, mia³ dawaæ sobie radê zarówno na korcie tenisowym, jak i w sali konferencyjnej, a ponadto mieæ zwyczaj zamawiania stolików w najlepszych restauracjach, powinien wiedzieæ, czym siê ró¿ni¹ gnocchi od gnudi, umieæ przeprowadziæ fachow¹ rozmowê z kelnerem na temat win. I jeszcze byæ zrêcznym kochankiem, umiej¹cym daæ kobiecie rozkosz. A do tego wszystkiego nigdy, przenigdy jej nie zdradziæ. Klientki Camille, przewa¿nie bogate i na wysokich stanowiskach, pragnê³y mieæ w ¿yciu osobistym to samo co w pracy, czyli odpowiedni¹ pozycjê – ich zdaniem im przynale¿n¹ – oraz wszelkie wynikaj¹ce z niej przywileje i bonusy. Sporo za mi³y uœmiech i towarzystwo. Kiedy ona pozna³a Edwarda, nie mia³a ¿adnej listy ¿yczeñ. Teraz, w wieku czterdziestu dwóch lat, by³a jak ta wró¿ka wyczarowuj¹ca czarodziejsk¹ ró¿d¿k¹ œlubne welony od Calvina Kleina, ale wtedy nie mia³a jeszcze takiego doœwiadczenia i nie wiedzia³a o ¿yciu tyle, ile dziœ. Jako 11


nastolatka poch³ania³a romansid³a, których ok³adki wabi³y ponêtnymi dekoltami i opalonymi bicepsami. Sk¹d mia³a wiedzieæ, czego tak naprawdê powinno siê szukaæ u przysz³ego mê¿a? Jeœli chodzi o Edwarda, dopisa³o jej szczêœcie. Natomiast w przypadku Kat liczy³a na to, ¿e – podobnie jak u innych klientek – wymagania i oczekiwania nie zaœlepi¹ jej do tego stopnia, by przeoczy³a kogoœ naprawdê wartoœciowego. – Na pewno gdzieœ jest – odpar³a. – Nie s¹dzisz, ¿e jestem za bardzo wybredna? – Masz pe³ne prawo. Camille nie wierzy³a w sztywne ustalanie wszystkiego z góry. Ten jeden jedyny na pewno gdzieœ tam by³. A Kat ma wiele do zaoferowania. Atrakcyjna pod ka¿dym wzglêdem, w dziesiêciostopniowej skali dosta³aby jedenastkê. Do tego jeszcze osza³amiaj¹ca kariera. Problem polega³ na tym, ¿e wiele umia³a i ci¹gle coœ j¹ zajmowa³o. Jako m³oda dziewczyna bez problemu podbija³a mêskie serca i umia³a to wykorzystaæ. Jednak lata p³ynê³y, a wybór siê zmniejsza³. Kiedy skoñczy³a trzydzieœci piêæ lat, jej rówieœnicy byli albo z kimœ zwi¹zani, albo mieli zbyt wielki jak na jej gust baga¿ prze¿yæ. „Nie zamierzam siê bawiæ we Florence Nightingale u boku jakiegoœ ¿yciowego po³amañca” – zaznaczy³a bez ogródek podczas pierwszej rozmowy. – No, dobrze – westchnê³a Kat. – Ale jeœli nie ujawni siê do moich czterdziestych urodzin, uznam, ¿e zagin¹³ podczas dzia³añ bojowych. Przynajmniej mia³a poczucie humoru, a to stanowi³o spory plus. Odk³adaj¹c s³uchawkê, Camille czu³a siê bardziej zagrzana do boju ni¿ zniechêcona. W koñcu nie bez kozery wybra³a ten w³aœnie zawód. By³ wyzwaniem jak kostka Rubika. Trudny, a jednoczeœnie przynosz¹cy ogromn¹ sa12


tysfakcjê, gdy uda³o siê pouk³adaæ wszystkie szeœcianiki. Wspó³czesna swatka powinna ³¹czyæ w sobie cechy ³owcy g³ów, matki wilczycy, wiza¿ystki i psychoterapeutki. Pomaga³o w tym zdobyte wczeœniej doœwiadczenie – przynajmniej wiedzia³a, jak szukaæ kogoœ, kto spe³ni oczekiwania klientki lub te¿ jej podœwiadome potrzeby. Musia³a mieæ pewnoœæ, kiedy mo¿e zaufaæ swemu wyczuciu. Bior¹c pod uwagê liczbê pomyœlnie skojarzonych par – dot¹d ponad trzysta – chyba jednak jest dobra w tym, co robi. Pomyœla³a o swoim ostatnim sukcesie. Na pierwszy rzut oka Alice Veehoffer i Andy Stein nie mieli ze sob¹ wiele wspólnego, poza tym ¿e imiona obojga zaczyna³y siê na literê A. Alice by³a chemikiem i ca³ymi dniami œlêcza³a w laboratorium nad probówkami. Andy z kolei pracowa³ jako ekspert od relacji z klientami, które to zajêcie w znacznym stopniu opiera³o siê na osobistych kontaktach. W niedzielê Alice najchêtniej zwiedza³a muzea albo zostawa³a w domu z dobr¹ ksi¹¿k¹. Andy uwielbia³ spotykaæ siê z kolegami albo jeŸdziæ na rowerze w Central Parku. Pierwsza randka okaza³a siê niewypa³em. Andy ca³y czas mówi³, Alice – jak to ujê³a – zosta³a zepchniêta do roli biernego s³uchacza. Ale Camille zawierzy³a swojej intuicji i namówi³a ich na jeszcze jedno spotkanie. Drugi raz by³o wprost bosko. Andy zaprosi³ Alice na Afrykañsk¹ królow¹ do Lincoln Center Theater. Serdecznie siê uœmiali z zupe³nie nieprawdopodobnego zwi¹zku Rose i Charliego, przypominaj¹cego ich relacjê, a to z kolei sta³o siê punktem wyjœcia do nawi¹zania rozmowy o tym, co ich ³¹czy. Oboje uczyli siê rosyjskiego w college’u, oboje uwielbiali dobre jedzenie i kochali podró¿e. Alice opowiedzia³a o swoim wyjeŸdzie do Sankt Petersburga, Andy zrewan¿owa³ siê opowieœci¹ o roku spêdzonym we Flo13


rencji. Przegadali kilka godzin – o literaturze rosyjskiej, o swoich zawodowych ambicjach, o tym, co chcieliby osi¹gn¹æ w ¿yciu – skubi¹c przy tym salumi i popijaj¹c prosecco w Bar Boulud. Piêæ miesiêcy póŸniej stanêli w synagodze pod œlubnym baldachimem. Na przyjêciu weselnym Andy wzniós³ toast na czeœæ Camille. Ze szczerego serca jej dziêkuj¹c, stwierdzi³: „Kupidyn to przy tobie kiepski amator, dopiero ty trafi³aœ w dziesi¹tkê”. Potrafi³a byæ uparta. Z uporu czerpa³a si³y, zw³aszcza od kiedy w zesz³ym roku œmieræ zajrza³a jej w oczy. Czas ten, cytuj¹c zacn¹ królow¹ El¿bietê, by³ dla niej prawdziwym annus horribilis. Najpierw szok po diagnozie. Potem radioterapia i chemioterapia, i postêpuj¹cy bez przerwy rak. Nastêpnie przeszczep komórek macierzystych, po którym toczy³a walkê niemal ze wszystkim: od zajadów pocz¹wszy, a na powa¿nej infekcji krwi skoñczywszy. Po wypisaniu ze szpitala by³a bardzo wycieñczona, mia³a ci¹g³e md³oœci i gor¹czkê. Mimo to wróci³a do pracy, natychmiast, kiedy tylko okaza³o siê to mo¿liwe. Gdy straci³a w³osy, kupi³a bardzo drog¹ perukê w koszernym sklepie przy Borough Park na Brooklynie – okaza³a siê pierwsz¹ gojk¹, która przekroczy³a jego próg, co od razu widaæ by³o w spojrzeniu w³aœciciela chasyda. I ca³y czas trzyma³a siê swojej podstawowej zasady: nikomu nie mówiæ. Klientki maj¹ swoje ¿ycie, swoje sprawy i nie musz¹ jej wspó³czuæ. – Daro, po³¹cz mnie ze Stephenem Reslerem – poprosi³a asystentkê. Dara siedzia³a w tym samym pomieszczeniu przy drugim biurku. Agencja by³a malutka, mieœci³a siê na dwudziestym dziewi¹tym piêtrze budynku Hearsta na rogu Piêædziesi¹tej Ósmej Zachodniej i Ósmej Alei. Wiêkszoœæ spraw i tak za³atwiana by³a poza biurem, po co wiêc wynajmowaæ 14


du¿y lokal? Spotkania z klientami odbywa³y siê w restauracjach albo kawiarniach, a jeœli klient by³ zamiejscowy, jecha³a do niego (na jego koszt). W rezultacie siedziba agencji przypomina³a pokój w akademiku. Na swoim biurku Dara mia³a oprawion¹ w ramki fotografiê damskiej kapeli rockowej, w której swego czasu gra³a na gitarze basowej. Obok prezentowa³ siê dumnie ogromny kieliszek do martini, pochodz¹cy z jakiejœ promocji. Na stoliku przy œcianie sta³ ekspres do kawy i zwykle le¿a³a ³adowarka do iPada, a obok znalaz³o siê miejsce dla ma³ej wyœcie³anej ³aweczki, na której zasiada³y podczas obowi¹zkowej przerwy na kawê. By³a tu jeszcze pluszowa papuga, przywieziona z Key West, oraz poduszka z wyhaftowanym napisem: „Poca³uj ¿abê, a nu¿ ci siê poszczêœci”. – Jest na spotkaniu – poinformowa³a j¹ Dara. – Sekretarka pyta, czy to pilne. „Pilne? Oczywiœcie, ¿e pilne” – pomyœla³a Camille. Miniony rok nauczy³ j¹, ¿e ¿ycie jest krótkie. A klient po przejœciach te¿ nie m³odnieje. P³aci³ jej za to, ¿eby mu znalaz³a ¿onê, i jak dot¹d zawali³ trzy randki z trzema kandydatkami. Za ka¿dym razem wieœci z frontu brzmia³y podobnie. Na pocz¹tku wszystko fajnie, a potem, po paru drinkach, kiedy zaczyna³o byæ mi³o, rozmowa schodzi³a na temat by³ej ¿ony. Robi³ to odruchowo i zawsze potem mia³ wyrzuty sumienia. Na szczêœcie nie obra¿a³ siê, kiedy t³umaczy³a, gdzie pope³nia b³¹d, i w przeciwieñstwie do wielu wa¿nych bankierów czy maklerów z Wall Street, dla których decyduj¹ca by³a uroda kandydatki, nie przywi¹zywa³ wiêkszej wagi do wygl¹du zewnêtrznego. Bardziej ni¿ rozmiar jej biustonosza interesowa³o go, czy ma ona dobre serce. – Nie szukam idea³u – oœwiadczy³ na ich pierwszym spotkaniu, kiedy jedli lunch w Patsy’s. – Niepotrzebna mi 15


¿adna Angelina Jolie. Sam nie przepadam za ogl¹daniem siebie w lustrze. ¯aden ze mnie Brad Pitt. A to, ¿e o tym wiem, œwiadczy na moj¹ korzyœæ. – Owszem – zgodzi³a siê szczerze. Stephen Resler by³ kilka centymetrów ni¿szy ni¿ idealny kandydat na przysz³ego mê¿a. Krótko ostrzy¿ony, nieco ju¿ ³ysiej¹cy na czubku g³owy, za to odznaczaj¹cy siê du¿ym urokiem osobistym, inteligencj¹ i sprawnoœci¹ fizyczn¹. Wychowa³ siê na niebezpiecznych ulicach po³udniowego Bronxu, nieraz musia³ u¿ywaæ piêœci i nadal wygl¹da³ jak ch³opak stamt¹d, mimo wy¿szego wykszta³cenia oraz lat spêdzonych na Wall Street. Krzepki jak d¹b, mia³ spojrzenie twarde jak stal i musku³y, jakich siê nie wyrobi samym tylko podnoszeniem hantli na si³owni. Momentami widaæ by³o po nim plebejskie pochodzenie, szczególnie kiedy zaczyna³ nadmiernie gestykulowaæ. Zdradza³ go te¿ akcent. W jego najbli¿szej rodzinie przewa¿ali policjanci i stra¿acy. Mog³o to zniechêcaæ, ale te¿ mog³o wywo³ywaæ zaciekawienie. Na pewno mia³ w sobie coœ metroseksualnego. – Chcia³am ciê spytaæ o jedno. – Zawsze pyta³a o to wszystkich klientów i klientki œwie¿o po rozwodzie. – Jesteœ pewien, ¿e ju¿ chcesz spróbowaæ? Odnoszê wra¿enie, ¿e nie za³atwi³eœ jeszcze do koñca spraw z by³¹ ¿on¹. – Có¿ mam powiedzieæ? – Stephen uœmiechn¹³ siê smutno. – To prawda, nadal myœlê o Charlene, i to wiêcej, ni¿by wypada³o. Ale to te¿ jest atut, prawda? Dowodzi, ¿e jestem cz³owiekiem powa¿nym, sta³ym w uczuciach. – Jednak ¿eby ten atut zadzia³a³, musisz najpierw obudziæ zainteresowanie sob¹ – zwróci³a mu uwagê. – Nic z tego nie wyjdzie, jeœli kobieta poczuje siê tak, jakby mia³a rywalizowaæ z twoj¹ by³¹ ¿on¹. 16


– Bêdê grzeczny, obiecujê – przyrzek³, k³ad¹c d³oñ na serce. „Obiecanki cacanki” – pomyœla³a teraz ze z³oœci¹. – Nie. Niech do mnie oddzwoni póŸniej – powiedzia³a Darze. Kolejne pouczanie Stephena Reslera mo¿e poczekaæ. Dara od³o¿y³a s³uchawkê i skupi³a siê na ekranie komputera, gdzie mia³a podœwietlony kontakt do niego. – Mam go wpisaæ w Sprawy Przegrane czy pod Promyczek Nadziei? – Przyda³oby siê przemówiæ mu trochê do rozumu. – Camille westchnê³a. – Raczej solidnie kopn¹æ – Dara nie mia³a z³udzeñ. – Spokojnie... – Camille spojrza³a na ni¹ z lekkim wyrzutem. Gdyby to Stephen Resler prowadzi³ jej sprawê, oczekiwa³aby od niego skutecznoœci. On ma prawo spodziewaæ siê tego samego po niej. – Nigdy nie rezygnujesz, prawda? – Dara pokrêci³a g³ow¹ z podziwem. Dara by³a ¿ywym ucieleœnieniem powiedzenia, ¿e kobieta nie musi byæ piêkna. Reprezentowa³a typ urody, który mo¿na okreœliæ jako umiarkowany, acz ciekawy, ale dziêki wrodzonej pewnoœci siebie umia³a po mistrzowsku zawracaæ mê¿czyznom w g³owach, a przy tym œwietnie siê ubiera³a – dzisiaj w³o¿y³a w¹sk¹ obcis³¹ spódnicê, eleganck¹ bluzkê bez rêkawów ze sztucznego jedwabiu i zabójcze szpilki. Raczej nie narzeka³a na brak zainteresowania. Mia³a wydatny nos, stylowo obciête w³osy koloru kawy (któr¹ pi³a litrami), du¿e zielone oczy podkreœlone umiejêtnie zrobionym makija¿em i kpi¹c¹ z ortodontycznych aparatów przerwê miêdzy przednimi zêbami, co upodabnia³o j¹ do m³odej Barbry Streisand. 17


– Nie. Nawet nie wiem, co to znaczy. – Camille uœmiechnê³a siê do niej. Siêgnê³a po s³uchawkê i wybra³a kolejny numer. Nie mia³a ¿adnych wiadomoœci od Lauren Shapiro na temat jej wczorajszej randki z Davidem Cohenem. Niedobry znak. Czy¿by sta³o siê coœ, co zdusi³o romans w zarodku? Jeœli tak, kompletnie nie mia³a pojêcia, co to mog³o byæ. Pani kustosz muzeum i siedz¹cy wiecznie w ksi¹¿kach profesor z Columbii zadurzyli siê w sobie ju¿ na pierwszej randce. Ma³o tego, pod ka¿dym wzglêdem idealnie pasowali do siebie. Oboje dobrze po trzydziestce, dzielili podobne zainteresowania, mieli podobne pochodzenie i oboje bardzo chcieli za³o¿yæ rodzinê. Jak siê teraz okaza³o, niekoniecznie ze sob¹. – Poszliœmy do ³ó¿ka! – jêknê³a Lauren. – By³o a¿ tak Ÿle? – Nie! Fantastycznie! – Œwieeetnie. – Camille uœmiechnê³a siê. – Wiêc w czym problem? – Za szybko! On pewnie teraz myœli, ¿e idê do ³ó¿ka z ka¿dym facetem, z którym siê umawiam. – Nie s¹dzê. A jeœli nawet, to co? Niekoniecznie musi byæ w tym coœ z³ego. – Camille wyjaœni³a cierpliwie, ¿e mê¿czyŸni na ogó³ wol¹ kobiety niemaj¹ce oporów. Przez jedenaœcie lat pracy w agencji matrymonialnej ani razu nie spotka³a siê z przypadkiem, by klientka zosta³a odrzucona z powodu seksualnoœci. Je¿eli ju¿, to raczej z powodu zahamowañ. Lauren nie da³a siê jednak przekonaæ. Szala³a z rozpaczy, bo David siê nie odezwa³. G³os jej dr¿a³, jakby mia³a siê zaraz rozp³akaæ. – On mi siê naprawdê podoba. Myœlê, ¿e to mog³oby byæ TO. 18


– Sk¹d wiesz, czy on nie czuje tak samo? – Nie zadzwoni³! Camille spojrza³a na zegarek. Nie minê³y jeszcze dwadzieœcia cztery godziny, wiêc za wczeœnie na panikê. – Spróbujê siê czegoœ dowiedzieæ. – Mówi³a spokojnie, koj¹cym g³osem. – A na razie nie przejmuj siê. Na pewno jest jakiœ powód... – Przerwa³ jej sygna³ po³¹czenia oczekuj¹cego. – Bo¿e, to on! – wykrzyknê³a Lauren bez tchu. – Muszê koñczyæ. Klik. Odk³adaj¹c s³uchawkê, Camille siê uœmiecha³a. Jakiœ czas póŸniej poprawia³a w ³azience makija¿ przed spotkaniem z dziennikark¹, która mia³a z ni¹ zrobiæ wywiad do magazynu „More”. Poci¹gnê³a b³yszczykiem umalowane szmink¹ usta i na moment znieruchomia³a, patrz¹c na swoje odbicie jak na starego znajomego, na którego siê wpada przypadkiem. Za ka¿dym razem prze¿ywa³a lekki szok, gdy zamiast ³ysej g³owy widzia³a gêste faluj¹ce w³osy koloru miedzi. Twarz, niedawno jeszcze wychudzona, o napiêtej skórze, wype³ni³a siê. Powróci³ dawny zarys ust i podbródka. Nikt nie pozna³by teraz wymizerowanej pacjentki, przychodz¹cej na zajêcia grupy terapeutycznej osób z chorob¹ nowotworow¹. Niebieskie oczy odzyska³y dawny blask, obr¹czka, któr¹ Edward w³o¿y³ jej prawie dwadzieœcia lat temu, mog³a wreszcie opuœciæ szufladê i wróciæ na swoje w³aœciwe miejsce. Przedtem spada³a z palca. „Bogu dziêki za Edwarda”. ¯ony chodz¹ce z ni¹ na terapiê dzieli³y siê na dwie kategorie: te, które przez ma³¿onków zosta³y porzucone emocjonalnie, a w niektórych przypadkach te¿ dos³ownie, oraz te, przy których mê¿owie trwali jak opoka. Przed chorob¹ ich ma³¿eñstwo miewa³o swoje gorsze dni, ale gdy by³a ³ysa jak kolano, a pod skór¹ 19


mia³a same koœci, Edward w pe³ni stan¹³ na wysokoœci zadania, za co by³a mu wdziêczna. W jego ramionach czu³a siê bezpiecznie jak nieopierzone pisklê, któremu w innym wypadku coœ mog³oby siê staæ. „Jesteœ silna – szepta³ jej do ucha. – Przetrwasz”. Przetrwa³a, ale po remisji choroby i jakim takim odzyskaniu si³ nadal czu³a siê s³aba i krucha. Zdarza³y siê noce, kiedy le¿a³a bezsennie, drêczona strachem nawiedzaj¹cym j¹ jak zmora. W ci¹gu dnia nieraz czu³a na sobie jego zimny oddech. Nie mówi³a o tym mê¿owi. I tak ciê¿ko mu by³o z jej powodu. Gdy wróci³a do biura, Dara studiowa³a przys³an¹ faksem z firmy cateringowej propozycjê menu na spotkanie klientów w przysz³ym miesi¹cu. W ka¿dy pierwszy pi¹tek miesi¹ca organizowa³y imprezy otwarte dla wszystkich klientów z listy mailowej, licz¹cej zwykle od siedemdziesiêciu piêciu do stu osób. Kolacja stanowi³a dodatkowy znaczny koszt, ale wydatek zwraca³ siê z nawi¹zk¹. W tej bran¿y bardzo siê liczy dobre wra¿enie. ¯adne tam krakersy z serem, lecz doskona³e jedzenie i wyborne wino, przyæmione œwiat³a i nastrojowa muzyka. Goœcie przychodzili elegancko ubrani, nikt nie pojawi³by siê w codziennym stroju czy na sportowo. Wszyscy starali siê zaprezentowaæ jak najkorzystniej. – By³ telefon z potwierdzeniem spotkania o drugiej – powiadomi³a Dara, nie odrywaj¹c siê od pracy. Camille spojrza³a na zegarek. Spokojnie zd¹¿y do Mandarin Oriental trzy przecznice dalej, gdzie umówi³a siê na wywiad. – Nie zapomnij o wizycie u lekarza na piêtnast¹ trzydzieœci. – Dara mia³a umys³ jak dysk komputera, gdy w grê wchodzi³o pamiêtanie o spotkaniach. Camille rozeœmia³a siê smêtnie. – Tak jest. – Dziœ mia³a odebraæ wyniki ostatniej tomo20


grafii. Za ka¿dym razem moment konfrontacji z prawd¹ wisia³ nad ni¹ jak miecz Damoklesa. W³o¿y³a p³aszcz, wziê³a parasolkê. Od tygodnia ci¹gle pada³o. Kwietniowe m¿awki nie chcia³y na razie ust¹piæ majowym kwiatom. Od z³ych wiadomoœci nic jej nie uchroni, ale przynajmniej zabezpieczy siê przed deszczem. Gdyby nie wiedzia³a, kto to jest, wziê³aby Yvonne Vickers za potencjaln¹ klientkê. Dziennikarka wygl¹da³a na trzydzieœci parê lat, mia³a figurê biegaczki olimpijskiej, a w³osy rozjaœnione pasemkami, wygl¹daj¹cymi tak naturalnie, jak to zwykle po wizycie u fryzjera, na którego staæ tylko kogoœ z szeœciocyfrow¹ pensj¹. Taka kobieta doskonale zdaje sobie sprawê, ¿e lepiej jest prezentowaæ siê dobrze w koszulce i w d¿insach ni¿ w markowych ciuchach. A jeœli potrzebuje mê¿a (nie mia³a obr¹czki, wiêc pewnie by³a niezamê¿na), to pewnie w charakterze korzystnego t³a, a nie jako antidotum na staropanieñstwo. – Co by pani odpowiedzia³a na zarzut, ¿e swatanie to relikt przesz³oœci? – zada³a pierwsze pytanie. Na stole miêdzy nimi cichutko szumia³ magnetofon. – My wcale nie jesteœmy jak Yentl w Skrzypku na dachu. – Trudno o wiêksze nieporozumienie. Nie mia³a nic wspólnego z tradycyjn¹ ¿ydowsk¹ swatk¹, czyli shadchen. Po pierwsze, nie by³a ¯ydówk¹, a po drugie, nie by³a staroœwiecka. Takie swatki k³ad³y nacisk na skromnoœæ i cnotê, ona natomiast stara³a siê wydobyæ styl i fantazjê, pomóc pozbyæ siê zahamowañ. – Od takiego podejœcia przeszliœmy d³ug¹ drogê. Moja klientela to mê¿czyŸni i kobiety na poziomie, doskonale zorientowani, czego chc¹. I to oni decyduj¹, kogo poœlubi¹ i kiedy. Proszê mi wierzyæ, wiêkszoœæ nie ma problemów z umówieniem siê na randkê bez mojej pomocy. 21


Yvonne spojrza³a pytaj¹co. – Mam nadziejê, ¿e nie zabrzmi to niegrzecznie, ale w takim razie do czego jest im pani potrzebna? – S¹ zajêci prac¹ zawodow¹ i nie maj¹ czasu na prowadzenie poszukiwañ – wyjaœni³a Camille. – Niektórzy prze¿yli zawód i nie ufaj¹ swojemu os¹dowi. Yvonne unios³a brwi. – Czy to nie jest taka bardziej wyszukana forma strêczycielstwa? Kolejne nieporozumienie, ju¿ nie tak niewinne. Camille z trudem ukrywa³a zniecierpliwienie. – Moi klienci szukaj¹ ¿yciowych partnerów, a nie kogoœ do ³ó¿ka – odpar³a spokojnie. – I korzystaj¹ z mojej pomocy. To, co im zajê³oby lata, ja za³atwiam w ci¹gu paru tygodni b¹dŸ miesiêcy. Dziennikarka sprawia³a wra¿enie rozczarowanej, ¿e nie uda³o siê jej sprowokowaæ rozmówczyni. Szybko przesz³a do nastêpnego pytania. – Pani Harte, co pani zdaniem stanowi o dobranym zwi¹zku? – Przede wszystkim podobne pochodzenie i podobne wartoœci. Oraz wspólne zainteresowania. – Urwa³a na chwilê. Jak to uj¹æ subtelnie? – Oboje musz¹ byæ tak¿e zgodni co do... hm... fizycznych preferencji. – No, tak. Coœ w tym jest. – Yvonne straci³a w tym momencie swoje profesjonalne opanowanie i wznios³a oczy do nieba. – Moi dotychczasowi faceci byli mocno niedojrzali i wszyscy jak jeden m¹¿ z obsesj¹ na punkcie wielkiego biustu. Camille mia³a œwiadomoœæ, ¿e magnetofon ca³y czas pracuje, wiêc nie skomentowa³a. Powiedzia³a tylko: – Nie zaprzeczam, ¿e wygl¹d moi klienci stawiaj¹ na pierwszym miejscu. Dotyczy to te¿ kobiet, ale przekona³am 22


siê, ¿e chêtnie przymykaj¹ oko na... pewne niedoskona³oœci, jeœli reszta im odpowiada. – To znaczy: jeœli facet jest obrzydliwie bogaty? – Blondynka zaœmia³a siê cynicznie. – Owszem. – Nie ma sensu zaprzeczaæ. – Ale pieni¹dze to nie wszystko. – „Ja z pewnoœci¹ nie wysz³am za m¹¿ dla pieniêdzy” – pomyœla³a. Edward by³ biednym studentem medycyny. Chudy jak szczapa, zaroœniêty, jakby latami nie chodzi³ do fryzjera. Blady od siedzenia ca³ymi dniami z nosem w ksi¹¿kach. Poza tym by³ przystojny i bardzo inteligentny, co j¹ w nim szczególnie poci¹ga³o. – Kobiety na ogó³ pragn¹ kogoœ m¹drego, mi³ego i z poczuciem humoru. – I dobrego w ³ó¿ku – podsunê³a Yvonne, œmiej¹c siê porozumiewawczo. Camille uœmiechnê³a siê i wypi³a ³yk wody Perrier. Wzrok blondynki pad³ na jej lew¹ d³oñ. – Rozumiem, ¿e jest pani mê¿atk¹. – Prawie od dwudziestu lat. – Pierwszy raz tego dnia Camille uœmiechnê³a siê naprawdê szczerze. – A jak pozna³a pani mê¿a? – Pewnie pani nie uwierzy, ale przez telefon zaufania dla samobójców. – Zaœmia³a siê, widz¹c minê dziennikarki. Informacja ta zawsze robi³a wra¿enie. – Spokojnie, ¿adne z nas nie ma sk³onnoœci samobójczych – doda³a szybko. – Dzwoni³am w sprawie przyjació³ki, Edward mia³ dy¿ur. – Jak romantycznie – zauwa¿y³a Yvonne z przek¹sem. – Có¿, nigdy nie wiadomo, gdzie siê znajdzie swoj¹ bratni¹ duszê. Yvonne spuœci³a wzrok, pochyli³a siê nad stolikiem i poprawi³a coœ w ustawieniach g³oœnoœci nagrywania. Zajrza³a do notatek, po czym przesz³a do nastêpnego tematu. – Rozumiem, ¿e przedtem zajmowa³a siê pani terapi¹ ma³¿eñsk¹. Sk¹d ta zmiana zawodu, jeœli wolno zapytaæ? 23


– To d³uga historia – odpar³a Camille. – W skróconej wersji: mia³am doœæ rozmów z parami przechodz¹cymi kryzys. – Zdarza³o siê, ¿e wracaj¹c do domu, czu³a siê, jakby by³a fizycznie poobijana przez te s³owne potyczki. – Zabawa w Amora daje du¿o wiêcej satysfakcji. Odnios³a wra¿enie, ¿e na twarzy blondynki pojawi³ siê wyraz bli¿ej nieokreœlonej têsknoty. – Pewnie chodzi pani na wiele œlubów? – Tak mog³oby siê wydawaæ, prawda? – Camille uœmiechnê³a siê. – Tymczasem nie zawsze jestem zapraszana. – Naprawdê? Dlaczego? – Nie wszyscy chc¹, aby inni siê dowiedzieli, i¿ skorzystano z us³ug agencji. – Camille leciutko wzruszy³a ramionami. – Nie mam o to pretensji. Najwa¿niejsze jest szczêœliwe zakoñczenie. Tylko to siê liczy. – Wiêc wierzy pani w szczêœliwe zakoñczenia? Camille pomyœla³a o swoim mê¿u i dzieciach, czternastoletniej Kyrze i oœmioletnim Zachu. W tych ciê¿kich chwilach, jakie przeszli rok temu, mia³a znacznie wiêcej szczêœcia ni¿ wiele kobiet. Niewiele czterdziestodwulatek mo¿e o sobie powiedzieæ, ¿e maj¹ kochaj¹c¹ rodzinê i ciekaw¹ pracê. Zdrowie chwilowo te¿ dopisuje, choæ tu nie ma stuprocentowej pewnoœci. – Tak – odpar³a bez wahania. – Ja naprawdê wierzê, ¿e ka¿demu na tym œwiecie jest ktoœ przeznaczony. Tyle ¿e czasem trzeba skorzystaæ z fachowej pomocy, ¿eby tego kogoœ odnaleŸæ. Yvonne uœmiechnê³a siê i skrzy¿owa³a smuk³e nogi, odchylaj¹c siê do ty³u. Po³o¿y³a notatnik na kolanie. – I wtedy wkracza pani. – W³aœnie. – Jak pani¹ znajduj¹? 24


– G³ównie z polecenia. Na pocz¹tku bardzo wa¿na jest spokojna, rzeczowa rozmowa. Ju¿ od dziecka Camille mia³a ³atwoœæ nawi¹zywania kontaktów z ludŸmi. Matka gniewa³a siê na ni¹ za zagadywanie do obcych. Umia³a rozmawiaæ z ka¿dym: z wa¿nymi goœæmi na oficjalnych spotkaniach, z kobietami spotykanymi w sklepowych przymierzalniach, w restauracyjnych toaletach, w samolotach. Pewnego razu, lec¹c z La Guardia do Bostonu, wda³a siê w pogawêdkê z przystojnym starszym panem. Nim samolot zni¿y³ siê nad p³yt¹ lotniska, zd¹¿y³a siê dowiedzieæ, ¿e cztery lata temu zmar³a jego czterdziestoletnia ¿ona, a on powoli zaczyna³ dojrzewaæ do tego, ¿eby zacz¹æ siê z kimœ spotykaæ. Da³a mu wizytówkê, pó³ roku póŸniej bawi³a siê na jego weselu. Opowiedziawszy tê historiê, Camille spojrza³a na zegarek. Za kwadrans trzecia. Musi iœæ, jeœli ma zd¹¿yæ na wizytê do swojej lekarki. Poczu³a skurcz w brzuchu. Dwie ostatnie tomografie nie wykaza³y nawrotu raka, lecz dawny lêk pozosta³. Wsta³a, sygnalizuj¹c koniec spotkania. – Proszê zadzwoniæ, jeœli bêdzie mia³a pani jeszcze jakieœ pytania – powiedzia³a, wyci¹gaj¹c do blondynki rêkê. – Dziêkujê, ¿e poœwiêci³a mi pani swój czas. Dam znaæ, kiedy artyku³ siê uka¿e. Aha, jeszcze jedno – doda³a, kiedy Camille siê odwróci³a, ¿eby odejœæ. W jej g³osie s³ychaæ by³o wahanie. „Oho, zaczyna siê!” – pomyœla³a Camille. Spodziewa³a siê tego od chwili, kiedy zobaczy³a Yvonne Vickers. – Tak? – spyta³a uprzejmie niewinnym tonem. Yvonne potwierdzi³a jej podejrzenia, rumieni¹c siê po nasadê rozjaœnionych pasemkami w³osów. – Pytam tak z ciekawoœci. Mo¿e mia³aby pani... kogoœ odpowiedniego dla mnie? * 25


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.