Tatjana T. Jamnik
Penelopa Gdyby nie trzeba było czekać na ciebie jak Penelopa na Odyseusza, nie byłoby tych pustych weekendów, które w każdy piątek anonsujesz ze ściśniętym gardłem, tak jak byśmy to pierwszy raz byli rozłączeni na dwa dni, które musisz spędzić z rodziną. Jakby wcześniej w ogóle nie istniało pojęcie weekendu. Za każdym razem znowu się pytam, po co mi to wyjaśniasz, tak jak bym tego nie wiedział. I jestem zły na ciebie. Dlatego zamykam się w sobie i ci odpowiadam, że w ten weekend i tak nie miałbym czasu. Mam drugie plany. No, to, baw się dobrze. Gdziekolwiek już będziecie. Dokądkolwiek zaprowadzicie swoją córeczkę, żeby coś zobaczyć. Aktywna rodzina dwóch słowenskich osobistości. Z dobrze zapowiadającą się córeczką, która już idzie w wasze ślady. Jak pomyślę o tych polukrowanych fotografiach koło wywiadu, zbiera mi się na wymioty. Widocznie staję się diabetykiem. Rodzina – nasza największa wartość. Jak zwiększyć liczbę urodzeń u słowenskich rodzin? Wieczorem wyłączyć im elektrykę. Ha, tak jakbym ja cały weekend nie miał nic do roboty. I nie myślę o sobotnim sprzątaniu mieszkania. Ani o rodzinnym obiedzie, na który mama mnie naciąga w każdą sobotę, gdy przywożę wyprać plecak swoich brudnych rzeczy. Ani o tradycyjnym obiedzie w niedzielę, na który przychodzi też siostra z rodziną. Z nieodłącznym popołudniem, kiedy jej dzieciaki snują się po całym domu, my natomiast siedzimy przy stole i dyskutujemy o dorosłych rzeczach. W tym czasie mama lata do kuchni i z powrotem i zamienia puste talerze, półmiski, miski i miseczki na pełne. Skąd to wszystko bierze? Ile czasu poświęciła na przygotowanie tego wszystkiego? Nigdy wcześniej nie zadawałem sobie tego pytania. Dopiero teraz, odkąd znam ciebie. Ile czasu człowiek może poświęcić przygotowaniom na to, by spotkanie z drugim było jak najbardziej przyjemne? Ile czasu zabierają mu czynności, którymi zabija czas czekając? Nie, w weekend robię jeszcze pełno innych rzeczy. Przecież mam przyjaciół, jak wiesz. I swoje pasje. Ulubione sporty. Nurkowanie, jazdę na rowerze, góry. Zimą jazdę na nartach. Biegówki. Najbardziej lubię sporty, w ktorych jestem sam ze sobą. Potrzebuję samotności. Potrzebuję przestrzeni dla siebie. Nie mam zamiaru się tego wyrzec w imię kogolwiek, a tym bardziej z powodu jakiegoś wielkiego ideału, gołej idei, w platońskim sensie, nieistniejącej i nienamacalnej, która nie ma żadnego związku z tym światem i jest nie do urzeczywistnienia – rodziny. Nawet moja psychoterapeutka nie mogła się powstrzymać, gdy powiedziałem jej swoje zdanie na temat związków partnerskich. Po prostu zionęła na mnie tymi swoimi wyobrażeniami. Że jesteś z drugim, bo chcesz mieć z nim rodzinę, tylko z nim i z żadnym innym. Te wszystkie piękne dzieciątka. I wspólny swiat. Którego nic nie będzie w stanie zniszczyś, zburzyć. Nietykalny. Tego ostatniego nie powiedziała, ale dobrze ją słyszałem. I dodałem sam sobie: zniszczalny od środka. Wszystko się rozpada, nawet tak mocna więź, nawet tak mocne wiązanie chemiczne. Przeciwieństwo alchemii. Nie tworzenie, lecz rozpad, rozpadanie. Rozpadanje, próchnienie, wietrzenie, gnicie. Rozpad, rozbicie, rozłam, rozdzielenie. Gdybym nie był ubogim poetą i gdybyś ty nie miała rodziny i poważnej pracy, nie moglibyśmy leżeć teraz razem, tak objęci. Tłum. Karolina Bucka