ALEKSANDER PERŠOLJA Krocząc w proch I KaŜdy wtorek to dzień zbawienia minionych dni. To takŜe dzień, gdy sobie odkupuje rupiecie, przelicza pochody głów, rąk, tułowi, nóg. Zawsze pomija oczy, bo usta za bardzo szukają woni strachu, gdzie błądzą niezauwaŜalne namiętności, rzucające się zawsze na poranki. Pragnie pozostać dniem wiecznego trwania, nieograniczonej zabawy być zaklęciem, wstrzymującym sprzeczności upadków i nowych odkryć, zapatrzonym w kaŜdy ruch czasu, będącym światłem lub ciemnością, złem lub dobrem rozwagi. To dzień, który z powodzeniem wypełnia misję szyderstwa przeznaczoną dla wszystkich stron nieba.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
1
II Zaskoczony ujrzałem rękę, wychudzoną, być moŜe wzmocnioną licznymi przesunięciami, ruchami dawno obumarłych Ŝył, kapilarów, które niczym promienie zmęczenia opadały ku ziemi. Rękę, która chciała włoŜyć palce do ust, na ramiona, w ciało. LubieŜnie chciała zatrzymać rzekę, zamurować powietrze, przechytrzyć światło, a ciemności odebrać duszę. Przepędzić odgłosy, intruzów liter, zjeść słowa czekające na sens unoszenia się pomiędzy krańcami ziemi, wiatru i marzeniami. Kroki pospieszyły ku sprzecznościom i dzień nadal podąŜał swoją drogą.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
2
III Gdzieś tam znów śpiewają, tworzą uparte melodie, jakby wyczuwali podświadomie orgiastyczne tańce bogów. Ci bogowie skryci są w pelerynach bogiń i czekają na zawodzące, prawie słyszalne muśnięcia starannie zwartych kroków, zawsze w tym samym kierunku, pozostawiających ten sam ślad. Drobne wścibstwa powtarzają się, gdy melodia przerasta odgłosy i kroki zamierają w pustce, zŜerającej przeczucia. Ciemność pod przymusem z trudem otwiera oczy i usta pozostaną otwarte do czasu kolejnych odgłosów mrocznych śpiewaków, wciśniętych na swoje miejsca, których nie ma.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
3
IV Na kaŜdej równi skała ostrzy linię, poprowadzoną obok pozornej drogi, jakby chciała uformować charaktery tym, którzy przybywają w bezsensie poszukiwań sobowtórów oddalających się tym samym krokiem, tym samym ruchem śladów. Obrazy spojrzeń są puste jak linia, która wyostrzoną wrogością topi nadejścia nocy, ruchy resztek równi, sprowadzone do wspólnego muru. Zgraje ciał są uśmiechem do następnej równi z murem, która powtarza historię poprzedniej linii.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
4
V Nogi dyndają mi z gałęzi drzewa otoczonego licznymi drzewami. Nie znam ciała tych nóg, czy to moje ciało, czy ciało tysiąca pieszych patrzących na gałąź wyrosłą na gibką mścicielkę skrajności, ziemi i nieba. Nie będę teŜ wiedział o istocie nóg na którymkolwiek ciele, troskliwie strzegącym sztywności. Czy jest na nim głowa z twarzą, oczami, ustami, uśmiechem? Czy jest na nim chęć wzniesienia się ponad drzewami i zrzucenia krzyku w korony drzew? Będę musiał skoczyć w tłum na ziemi i szukać sensu nóg dyndających na gałęzi drzewa.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
5
VI Nagle cisza zamilkła, a nieco wcześniej gniewnie dokazywała z codziennością. Zrzędliwie wciskała się w miejsca od dawna pozostawione samym sobie. Ukazała się jako nieznajoma o bladej twarzy, niemal ślepych oczach, i jej beznadziejne gesty z czasem zdawały się poszukiwać czegoś, co juŜ dawno zagubiło swój sens i czas. Pojedyncze, milczące chwile oddalały się bezszelestnie od skrajności urojeń, szukając kolejnej, bezszelestnej ciszy.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
6
VII Słońce przewróciło się do góry nogami i ukazywało nową twarz, niewidoczną dla siebie. Odwróciło się tak, Ŝe mrowiska oddychały w inny sposób wyjaśniania nudnych labiryntów. Wszystko stoi na głowie w egzystencji, w której nawet miłość traci sens wiecznego zapładniania. Dziwne, nigdzie nie miały miejsca krzyki. Mroczny, prawie czarny pochód, stąpał mimowolnie w skrajne sprzeczności.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
7
VIII Na wyspie objawienia zabawiały się błyskawice, być moŜe były to odbicia przeszłości, a cienie powstawały na wszystkich horyzontach przestrzeni, nie znającej i nie czującej kształtu. Być moŜe szukali ciemności, odwzorowywali chwilowość oddalenia pojedynczego światła i czasu, i ulotności bytu. Wszystko wydarzało się z niemal świadomością długich linii, które ponownie ułoŜyły się w przyczajone milczenie.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
8
IX Wzruszające cienie szwędają się na prawie pustyni. Budynki nie ujawniają swej istoty domu, gdy jeszcze od czasu do czasu płonęła świeca, a twarze ulic tajemniczo wysyłały nadzieję gdzieś w urojone morza. Gdzieniegdzie ruiny odwracają się ku twarzom, spowitym strachem, zaklętym niemocą dostrzegania rzeczywistości coraz większego oddalania się ku tajemniczości duszy pozbawianej woalki i stającej się tylko zarysem spalonej drogi kroków.
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
9
X Dziwne. Krzyk przebijał las, przeszył korony drzew, znieruchomiał nad górami i w mroku padł pod nogi. Byłem sam. Nie widziałem upadku, tylko poczułem specyficzne drŜenie, gdy usta rozciągają ci się w nieskończoność i czekasz na śmiech. Byłem sam. Nie widziałem upadku, tylko poczułem chęć uniesienia ręki i uciszenia krzykiem odgłosów, które wciąŜ gromadziły się w porach drogi, jakby czekały na rozpoczęcie zabawy. Urojonej zabawy. Byłem sam.
Tłumaczenie: Monika Gawlak
© Aleksander Peršolja © for translation Monika Gawlak
10