IZTOK OSOJNIK & zupełnie spokojny wieczór w maredzie w wodzie dzieci krzyczą i bawią się piłką jakaś ksiąŜka autorki, która otrzymała nagrodę goncourta leŜy przeczytana na stole obok rozprawy o etyce, o której będę pisał, mam nadzieję, za kilka dni. Muszę przetłumaczyć ksiąŜkę stipe božiča, napisać kilka słów o spektaklu teatralnym. Nigdy nic nie przebiega po staremu, niewidoczne przesunięcia są przełomami tektonicznymi. Czasami jest za późno, czasem nie. Podczas wiosłowania po zalewie naciągnąłem sobie ramię, w nocy kiepsko śpię, słucham dudnienia grzmotów w dolomitach. Zielonej zieleni owad śpi, internet nie dziala.com
© Iztok Osojnik © for translation Monika Gawlak
1
& Pewnego dnia w biały dzień aresztowali mnie i zawieźli do więzienia. Początkowo myślałem, Ŝe tylko na krótko, ale wkrótce przestałem liczyć dni i czegokolwiek oczekiwać. Szybko przyzwyczaiłem się do nowych warunków, do długiej pustki czasu, bezczynności, wszak nie mogłem nic robić, ani czytać, ani pisać, ani nic innego. Nie dziwiło mnie, Ŝe w więzieniu, prócz nielicznych straŜników, których widziałem tylko przelotnie, nie było nikogo, więzienne pomieszczenia były puste, juŜ dawno opuszczone. Zrozumiałem, Ŝe nie skończy się to szybko, gdy wyznaczyli mi osobistego straŜnika, fałszywie Ŝyczliwego, niebezpiecznego, prawdopodobnie profesjonalnego psychologicznego mordercę, który prowadzał mnie do róŜnych zadań i z powrotem do celi. Potem spotkaliśmy marka breclja, wskazał na niego i rzekł: to twój brat. Dobrze się znali, marko mógł do niego swobodnie mówić, nie Ŝeby go ten chłodno powstrzymał albo mu coś zrobił. Widocznie marko był tam juŜ wiele razy, doświadczył złego traktowania, teraz rozumiałem, skąd jego nadzwyczajne szaleństwo. Ze straŜnikiem przeszliśmy przez wielką pustą halę i gdy, jak zwykle, skręciłem do swojej celi pokiwał i pałką, którą lekko uderzał w dłoń, wskazał w kierunku mniejszych otwartych drzwi w rogu. Weszliśmy do podłuŜnego pomieszczenia, gdzie przy ścianie stały metalowe szafy. W pierwszej, za otwartą kratą, było metalowe krzesło z podziurawionej blachy, jakie kiedyś mieli na traktorach, z kajdanami na ręce i nogi. Spojrzałem na niego pytająco, czy mam tu usiąść. Nie, powiedział i omijając drugą szafę wskazał na trzecią. Druga szafa nie miała krat, lecz pełne drzwi, więc więzień po ich zamknięciu znajdował się w jej wąskim wnętrzu w całkowitej ciemności. Trzecia szafa miała cięŜkie, masywne drzwi z Ŝelaza, w środku był walec, który prawdopodobnie, jak więzień wszedł do środka i zamknęli drzwi, zaczynał się zwęŜać. Tu, wskazał pałką. Teraz wreszcie zrozumiałem, Ŝe musiałem się systemowi potwornie narazić, wszak stało się jasne, Ŝe zaczną mnie łamać. Nie bałem się konfrontacji z klaustrofobią, która czekała mnie w tym zgniatającym czarnym walcu, bezkresnej samotni na dnie bezgłośnej otchłani. Jakoś wiedziałem, Ŝe prawdopodobnie po pewnym czasie wewnętrznie się wyłączę, umrę Ŝywy. Wszedłem. Nic więcej nie pamiętam
© Iztok Osojnik © for translation Monika Gawlak
2
dla jaana kaplinskiego nie ma w nas morza twierdzenie przeciwne szkodzi ślepocie narodu, trzyma jakiegoś poetę poza etyką i wolnością; dotknąć pukla twych włosów na wietrze bez złudzeń i przymusu ekonomicznego to rozkosz przekręcać słowa, by odetchnęły w szczelinach paradoksalnych oświadczeń, wliczono je do baśniowych historii, które na rogatkach i rynkach rozrzuca środowisko artystyczne? jaki to ma związek z bananami czy polami pszenicy w anatolii lub illinois? etyczny człowiek namiętności obserwuje martwego banana w wygłodzonym świetle zimnego wrześniowego poranka. Człowiek, zakład przetwórczy w internecie, podmiot wychowawczego prania mózgu, a mądrość? jak w świetle mądrości widzieć zamieć śnieŜną oczami rodziny, w której rodzice stracili pracę? nieprawda, Ŝe wszyscy dajemy się oczarować zwykłej gadaninie o duchowości jakiegoś przodka, którego porządność zapewnia dwa tysiące pięćset lat obrzucania błotem w fałszywych wyjaśnieniach, które napędzają biologiczną znieczulicę społeczności ludzkiej w jej zaborczym rujnowaniu mówili, potrzebujemy metafor rodzących w człowieku słodki sen, aby codzienność była czymś więcej niŜ działaniem praw fizyki? gdzie zachwyt, który odwija prawdę z celofanu i dotyka ludzkiego smutku, jego wycięczonego przez pasoŜyty losu, jego zbyt krótkich spodni w świetle lamp neonowych, zwracających uwagę na regularne opłacanie rachunków i składanie wniosków o status niezaleŜnego twórcy w jakieś deszczowe popołudnie w regionie górniczym o nazwie velenje, gdzie w człowieku przelewa się morze, mieszka teŜ obcy wraz z ułomnym, niepowaŜnym pragnieniem, to ciałkiem zdrowe zgrzytać zębami z powodu kontrolowanej wściekłości na ulicy przy starym hotelu i przejść obok zaparkowanych aut przez rynek, w świetle objawienia, Ŝe namiętność jest darem, i zdolność zapisania jej równieŜ jest darem. ale wiersz chodzi swoimi drogami i jak, jako ślepiec – co takŜe jest darem – mam zmienić kierunek ruchu?
Tłumaczenie: Monika Gawlak
© Iztok Osojnik © for translation Monika Gawlak
3