KunstArmy 9

Page 1


''THE IMAG CONVENT INTERESTIN INDECIPHER FLUNG O PAGES LIK CANV A MAGICALLY JUST THE RI


ES -- SOME IONALLY G, OTHERS ABLE -- ARE NTO THE E PAINT ON AS THAT LANDS IN GHT PLACE.''




CHILD of

WAR


Love in times of terror przez l

Clara R o j a s porwana cztery lata temu e w a c k ą partyzantkę kolumbijską urodziła d z i e c k o . Ojcem jest jeden z p o r y w a c z y


Cztery lata temu, 23 lutego 2002 r. kandydatka na prezydenta Kolumbii Ingrid Betancourt i szefowa jej kampanii Clara Rojas zignorowały ostrzeżenia wojska i wywiadu, by nie zapuszczać się w okolice San Vicente de Caguan. Od wielu lat władza państwowa dociera w ten rejon jedynie eskortowana przez armię, kiedy zaś się wycofuje, terytorium bierze w posiadanie najpotężniejsza armia partyzancka świata - FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii). Obie kobiety rzuciły wyzwanie kulturze terroru i strachu, której ulegają miliony Kolumbijczyków, nawykłych do tego, że trwająca od 40 lat wojna domowa pozwala żyć beztrosko tylko w dużych miastach.

F A R C porwał obie kobiety Tego samego dnia Clara Rojas napisała list do swojej matki. Farkowcy, którym zależało, by wieść o porwaniu dotarła do opinii publicznej i utwierdziła ją w przekonaniu o potędze i bezkarności terroru, przekazali list zakonnikowi w San Vicente de Caguan, a ten oddał go rodzinie. Clara pisała: "Na tym papierku przesyłam ci moją miłość. Jestem pewna, że Bóg chroni nas wszystkich i że ma On swoje plany. Wiem również, że to, co się dzieje, ma swoją przyczynę. A także, że wojna jest potwornością, potwornością we wszystkich wymiarach. I wiem, że żyjemy w środku bolesnego konfliktu zbrojnego. Moja wątpliwość polega na tym, że nie rozumiem, dlaczego przeżywamy ten horror w tym tak wzruszająco pięknym kraju".

Dobrowolnie do N I E W O L I Dla farkowców ważna była nie Clara, ale Ingrid Betancourt. Reszta jeńców wziętych w obławie stanowiła zbędny ciężar. FARC, a także druga armia partyzancka ELN porywa bowiem jednych, np. inżynierów, dziennikarzy i przedsiębiorców, dla okupu i uwalnia ich, kiedy tylko dostanie pieniądze, innych zaś, przede wszystkim oficerów armii i policji oraz znanych polityków, przetrzymuje, by ich przehandlować za własnych ludzi pojmanych przez armię i przetrzymywanych w więzieniach. Dzisiaj w rękach FARC jest około tysiąca jeńców. Rząd trzyma w więzieniach ok. 500 partyzantów. Do konwoju, który odchodził ze zdobyczą do lasu, wcielono więc Ingrid, a Clarę i kilka innych osób załadowano na ciężarówkę, która miała ich odwieźć i wysadzić w miasteczku. Clara się nie zgodziła. Zeszła z paki i oświadczyła, że nie opuści Ingrid, z którą zamierza dzielić niewolę tak samo, jak dzieliła ostatnie dziesięć lat pracy w MSZ i w kampanii wyborczej. Odjechała do lasu. Miała 38 lat. List Clary do matki został opublikowany kilka miesięcy temu w antologii listów napisanych do najbliższych przez ludzi, którzy w niewoli FARC, gdzieś w niedostępnych górach i przepastnej dżungli, gniją niekiedy od sześciu-siedmiu lat. W 2003 r. jako dowód, że obie porwane kobiety żyją, opublikowano taśmę wideo, na której były Ingrid i Clara. Jeszcze później ujawniono drugą taśmę, ale już z samą tylko Ingrid, bo o jej uwolnienie zabiegał osobiście prezydent Francji. Uwolnienie Ingrid było tuż-tuż - ceną miało być skierowanie na terapię lekarską jednego z komendantów FARC Raula Reyesa. Do dżungli pod granicą z Brazylią poleciał już francuski samolot, ale ostatecznie z pertraktacji nic nie wyszło. O Clarze wszelki słuch zaginął. Do początku kwietnia tego roku.

El komend of FARC g

Zaręczył, że nie było w a ł t u , że to historia m i ł o ś c i i woli życia silniejszych niż niewola i ś m i e r ć


i udzieliła wywiadu tygodnikowi "Semana": Rzeki kijem nie zawrócisz. Dowiedziałam się od ludzi wiarygodnych, nie mam powodu nie wierzyć. Każda kobieta pragnie dziecka. Chciałoby się, żeby to był owoc stabilnego związku. To Clarze nie było dane. To, co się stało, to prawdopodobnie dramat. Mam nadzieję, że nie będzie z tego tragedii. Proszę tylko o jedno: chciałabym utulić moją córkę i jej dziecko. Pani Clara de Rojas o bezwzględności FARC wie wszystko, bo wieści o morderstwach z zimną krwią dokonywanych przez partyzantów-terrorystów są w Kolumbii rzeczą powszednią, są codzienną kroniką prasową i nicią przewodnią współczesnej literatury kolumbijskiej. Pani de Rojas wie, że jej córka i wnuk w każdej chwili mogą zginąć jak gubernator Guillermo Gaviria czy minister Gilberto Echeverria albo była miss Kolumbii Doris Gil Santamaria i jej mąż Helmut Bickenback, których partyzanci zastrzelili, żeby nie odbił ich szykujący się do akcji oddział wojska.Nie może się pogodzić z tym, co na wieść o urodzinach syna Clary powiedział naczelny komendant FARC Manuel Marulanda: "Trzeba pamiętać, że to dziecko jest w połowie nasze, a w połowie ich".

ante

CO WOLNO dziennikarzowi?

D z i e c k o WOJNY Wtedy to do pani Yolandy Pulecio, matki Ingrid Betancourt, zgłosił się reporter Jorge Enrique Botero znany z dobrych kontaktów w środowisku FARC i z reportaży o życiu partyzantów. Poprosił o spotkanie z nią i matką Clary, panią Clarą de Rojas. W czasie obiadu dziennikarz ujawnił, że wie na pewno, iż dwa lata temu Clara Rojas urodziła dziecko w niewoli. Jego ojcem jest jeden z komendan-

tów FARC. Zaręczył, że nie było gwałtu, że to historia miłości i woli życia silniejszych niż niewola i śmierć. Opowiedział, że poród odbył się w warunkach polowych przez cesarskie cięcie, którego dokonała farkowska żołnierka. Od tamtej pory Clara jest stale z synkiem. Ojca komendanci zabrali w nieznane - nie wiadomo nawet, czy żyje. Regulamin FARC zabrania partyzantom zażyłości z jeńcami. Botero nie rozmawiał z Clarą ani jej nie widział, całą historię zna tylko ze słyszenia,

ale zapewnił, że potwierdził mu ją osobiście, "patrząc mi prosto w oczy", sam komendant Reyes. Dziennikarz dodał, że chciał osobiście uprzedzić matkę Clary, iż całą historię zamierza opublikować w książce "Ostatnie wieści z wojny". Pani de Rojas oświadczyła: - Rozumiem moją córkę. Sama, opuszczona, bezbronna. Rozumiem ją lepiej niż kiedykolwiek. Potem zamknęła się na pięć dni w domu. Przeczytała niewydaną jeszcze książkę Botero

Kiedy książka Botero ujrzała światło dzienne, w Kolumbii wybuchła zacięta polemika. Jedni nie mogli pogodzić się ze swobodą, z jaką dziennikarz wykorzystał i ujawnił najbardziej intymne i dramatyczne losy ludzi pozbawionych wolności i głosu. - Nie zgadzam się z tym, żeby ujawniać, co przydarzyło się mojej siostrze - mówi brat Clary Ivan Rojas. - Ona nie może się w tej sprawie wypowiedzieć. Chodzi o jej godność. - Rodzina nie zdążyła ochłonąć po tej wiadomości, a już cały kraj o wszystkim się dowiedział - uważa Angela Giraldo, córka porwanego polityka Francisco Giraldo. - To niesamowite, jak na tej naszej okropnej wojnie dziennikarzowi brakuje najmniejszego odruchu solidarności z rodziną ofiary.


Botero, jego wydawca, a także niektórzy dziennikarze bronią sprawy. Javier Dario Restrepo uważa, że losy ludzi uwikłanych w wydarzenia publiczne nie mogą być chronione w tym samym stopniu co życie jakiekolwiek osoby prywatnej. - Początek nowego życia jest tak samo sprawą publiczną jak śmierć. Nie ma nic bardziej intymnego niż śmierć, a śmierć na wojnie jest newsem. Gdyby Botero dowiedział się o śmierci porwanego i zataił ją, postąpiłby źle. Dlaczego więc miałby to robić, dowiadując się o narodzinach? To nawet obowiązek dziennikarski opowiedzieć o tym. Przecież ludzi obchodzi los porwanych, bo wszyscy chcemy, żeby ich cierpienia się skończyły. Tak samo myśli reporterka Maria Teresa Ronderos: - Przecież prędzej czy później kraj by się dowiedział. Lepiej zatem, żeby ktoś to opowiedział z odpowiednim wyczuciem i wrażliwością, niż żeby ta sprawa była przedmiotem złośliwych plotek. Tak czy owak ludzie zastanowią się znowu, jaką tragedią jest ta wojna. To niewątpliwie prawda, że ludzie znużeni wojną domową, która nęka Kolumbię od ponad 40 lat, wolą o niej nie myśleć, nie wiedzieć, patrzyć w drugą stronę ku lepszej stronie życia. Prawdą jest też to, że obywatelom nie wystarcza już statystyka, by przejęli się losem setek tysięcy ofiar. Trzeba przejmującej ludzkiej historii, by wytrącić ich z odrętwienia, które nie jest tylko obojętnością na los bliźniego, lecz w równym stopniu samoobroną przed codziennym koszmarem. I gdyby tylko o to chodziło, zapewne trzeba by przyznać rację reporterowi, który nagabywany o szacunek dla prywatności ludzi porwanych i więzionych odpowiada bez żadnych wyrzutów sumienia: - Narodziny na wojnie to historia, której żaden dziennikarz nie przepuści. Takiej sprawy nie można ukrywać. To jest prawda, która ma dwa lata i chodzi. Taki mam zawód, w takich czasach i takim kraju żyję, że mam obowiązek badać rzeczywistość tej wojny. To niesprawiedliwe potępiać mnie, że gwałcę prywatność osoby porwanej. W istocie bowiem tu chodzi o dziecko, która wychowuje się w niewoli. A to jest sprawa publiczna. Traktuje się mnie tak jak kiedyś posłańca, którego zabijano, gdy przynosił złe wieści.

Sprawiedliwość M O R D E R C Ó W

Patricia Perdomo, córka posłanki porwanej przez FARC: - W kraju nic się nie zmieni od tego, że wszyscy dowiedzą się o makabrycznych szczegółach, jak jakaś guerrillera otwiera nożem brzuch biednej Clary. To niesprawiedliwe w stosunku do niej, do jej rodziny, wszystkich porwanych. Stowarzyszenie rodzin porwanych Asfimpaz z oburzeniem odrzuciło propozycję Botero, który chciał mu przekazać cały zysk ze sprzedaży książki: - Nie zgadzamy się na handel ludzką godnością. Mowy nie ma, byśmy przyjęli te pieniądze. To nie do wiary, że ważniejsze jest opublikowanie wielkiego hitu księgarskiego niż zastanowienie się, czy służy to dobru ludzi porwanych.

Ale również ci, którzy przyznają rację reporterowi, krytykują go za mieszanie w książce prawdy i fikcji. Botero napisał bowiem, że FARC chciał uwolnić Clarę Rojas i jej dziecko w trosce o ich życie i zdrowie. Clara jednak uparła się ponownie, jak cztery lata wcześniej, że zostanie w niewoli w imię lojalności dla swej przyjaciółki Ingrid Betancourt. Tyle tylko, że ta historia została zmyślona, co przyznał Botero już po opublikowaniu książki. Czy wymyślił ją, bo zależało mu na ludzkim wizerunku FARC? Czy z tego samego powodu odmalował postać partyzantki-akuszerki w barwach dickensowskich? Oto bowiem Solangie córka prostytutki i hodowcy koki, wychowana w burdelu dziewczynka bez przyszłości, która w wieku 13 lat wolała wstąpić do FARC, niż zostać zgwałcona przez klientów lupanaru i pójść w ślady matki. W szeregach FARC okazała się dziewczyną bystrą, błyskotliwą, wrażliwą i współczującą, której nie naznaczyły okrucieństwa wojny i jej własnych towarzyszy broni. Czy nie dlatego Botero wybrał Solangie na bohaterkę swej opowieści, że w jej losach odbija się ludzkie oblicze FARC - buntowników walczących z krzywdą społeczną?


Tu to oblicze widać dużo lepiej niż w losach dziewczyny, którą kilka lat temu spotkałem w ośrodku w Bogocie. W wieku dziewięciu lat została uprowadzona do lasu przez farkowców, którzy wcześniej na jej oczach zastrzelili jej ojca tylko dlatego, że był żołnierzem. W lesie wychowano ją na morderczynię kazano jej wykonać karę śmierci na równie małoletnim koledze-partyzancie skazanym przez sąd polowy za zgubienie broni. Nocą dziewczynka uciekła z obozu FARC, zakłuwszy nożem kolegę, wartownika, którego chwilę wcześniej uwiodła. Czy nie dlatego Botero mówi, że zależy mu na prawdzie dwuletniego dziecka urodzonego w niewoli, bo to "symbol naszej tragedii w ostatnich 50 latach, który powinien dać do

myślenia tym, którzy chcą odbijać zakładników ogniem i mieczem"? Stąd już tylko krok do otwartego oskarżenia rządu, który "winien jest tragedii", gdy czasem bez powodzenia próbuje odbić zakładników. Żadnej winy nie ponosi natomiast armia partyzancka, która porywa zakładników, a w obliczu ataku armii z zimną krwią ich zabija. Z tego samego bodaj powodu Botero mówi oględnie, że szanse na humanitarne i jednostronne uwolnienie Clary Rojas i jej synka są marne, bo w FARC "nie ma zgody na pojedyncze zwalnianie" jeńców - im zależy na zwolnieniu "wszystkich albo nikogo". W głosie dziennikarza nie słychać tej samej przygany, co w słowach o "odbijaniu ogniem i mieczem". Końcowe uwagi Botero rodzą podejrzenie, że oto cała historia Clary Rojas, dojmująca i dramatyczna, ma na celu humanizację FARC. Zdaniem dziennikarza w tej wojnie to lewicowi partyzanci mają więcej racji moralnych, to im należy się zrozumienie, a rząd, który ich zwalcza, powinien pójść na ustępstwa.

Born or dead = news Nie ma nic bardziej i n t y m n e g o niż śmierć, a śmierć na w o j n i e jest n e w s e m .


Everything is monotony Partyzanci wyciągają mi z ciała dużo r o b a k ó w są b i a ł e , owłosione, mają czarne p i e r ś c i e n i e , to b a r d z o boli.

,


12-50-6002 : WG :ołdórź

Z tego samego bodaj powodu Botero mówi oględnie, że szanse na humanitarne i jednostronne uwolnienie Clary Rojas i jej synka są marne, bo w FARC "nie ma zgody na pojedyncze zwalnianie" jeńców - im zależy na zwolnieniu "wszystkich albo nikogo". W głosie dziennikarza nie słychać tej samej przygany, co w słowach o "odbijaniu ogniem i mieczem". Końcowe uwagi Botero rodzą podejrzenie, że

oto cała historia Clary Rojas, dojmująca i dramatyczna, ma na celu humanizację FARC. Zdaniem dziennikarza w tej wojnie to lewicowi partyzanci mają więcej racji moralnych, to im należy się zrozumienie, a rząd, który ich zwalcza, powinien pójść na ustępstwa.

KTO JEST t e r r o r y s t ą ? Takiej samej, równie wzruszającej historii o miłości kata i ofiary próżno szukać u Botero czy innych pisarzy, gdy piszą o paramilitarnych szwadronach AUC, które od ponad 20 lat toczą wojnę przeciw FARC i ELN. Paramilitarni są równie lub jeszcze bardziej brutalni i okrutni niż FARC, dopuścili się równie wielu zbiorowych masakr niewinnych wieśniaków podejrzewanych o sprzyjanie wrogowi. Powstali przeciw terrorowi FARC i postanowili pokonać lewackich rebeliantów ich własną bronią - czyli jeszcze straszniejszym terrorem. Ale przecież, choć "prawicowi", mają takie samo prawo - czy raczej: nie mają go w tym samym stopniu do zasłaniania się słuszną sprawą, której bronią. AUC-owców nikt jednak nie chce humanizować. Podejrzenie, że chodzi o rehabilitację FARC, potwierdza sam Botero z rozbrajającą szczerością. Twierdzi bowiem, że nazywanie kogoś terrorystą zależy od pobudek i genezy przemocy. - Jestem najdalszy od określania FARC jako terrorystów, jak to czynią władze mówi. - To określenie niefortunne, zupełnie nie na miejscu. To sposób na wygranie wojny za pomocą przymiotników, inwektyw. To głupie i naiwne, bo na wojnie, jak na boisku piłkarskim, żeby stawić czoła przeciwnikowi, trzeba spróbować zrozumieć jego motywy i historyczne korzenie. Botero sugeruje, że państwo nie powinno dążyć do pokonania partyzantów, lecz do pogodzenia się z nimi. Tych samych wymagań nie stawia jednak farkowcom, którzy zwalczają rząd jako "faszystowską dyktaturę". FARC nie musi rozumieć przeciwnika, skoro zamierza go unicestwić. Nic dziwnego, że Botero jest jedynym dziennikarzem, którego dowódcy FARC dopuszczają do swoich obozów, pozwalając mu nakręcić film o trzech porwanych Amerykanach. Czy napisać książkę o dzielnej żołnierce Solangie, która pomogła przyjść na świat dziecku miłości kata i ofiary. Może kiedyś napisze o innych dzielnych żołnierzach, którzy już od pięciu lat włóczą po dżungli 60-letniego posła Oscara Lizcano. Ostatnio farkowcy pozwolili wreszcie Oscarowi napisać list do rodziny. List ukazał się w "Semana". Poseł pisze: "Bez przerwy maszerujemy, to jest bardzo trudne, jestem wciąż pilnowany. Przez dziewięć miesięcy nikt do mnie nie mówił. (...) Miałem silny atak malarii, już piąty. Partyzanci wyciągają mi z ciała dużo robaków, są białe, owłosione, mają czarne pierścienie, to bardzo boli. Dają mi zastrzyki, ale rany nie chcą się goić. W ciągu jednego dnia zabijają wiele olbrzymich pająków, do pięciu węży, jeden podpełzł blisko mojej kryjówki, wyskoczyłem w skarpetkach, żeby zawołać strażnika. Cholerne mrówki prawie mi zjadły niebieską kurtkę, ale jeszcze mi służy. Wszystko jest monotonne, piszę wiersze, dużo czytam. Wolałbym pięć lat służby wojskowej".


d o g th e


e v a s qu een




COLORING BOOK FOR ASSASSINS


LOOSE MY JOB THIS IS MY SUIT. COLOR IT GRAY OR I


OFFICE EVERY DAY. THIS IS MY TRAIN. IT TAKES ME TO MY ON THE TRAIN. YOU MEET LOTS OF INTERESTING PEOPLE COLOR THEM ALL GREY


THIS IS MY FIRM,S LUNCHROOM. SOMETIMES I WALK THRO UGH IT ,, AND SMILE AT THE STAFF. ,,HELLO, STUFF , MY SMILE SAYS, ,, ,,I AM ONE OF YOU . COLOR THEM ALL






wielkich korporacji w tajne układy z zawodowymi zabójcami

To zapewne tylko fragment uwikłania

Międzynarodowy koncern bananowy Chiquita finansował przez lata terrorystyczną armię paramilitarną, która chroniła jego interesów.

Banan arm


as` y



Mroczne interesy koncernu Chiquita z nielegalne finansowanie organizacji siedzibą w Cincinnati w USA wyszły na uznanej przez administrację USA za terjaw kilka lat temu m.in. dzięki raportowi rorystyczną już w 2001 roku . Organizacji Państw Amerykańskich. Kolumbia zażąda ekstradycji Chiquita przyznała się do tego w 2003 amerykańskich szefów koncernu. roku, ale dopiero teraz doszło do ugody koncernu z Departamentem Chiquita eksploatowała od dawna Sprawiedliwości. wielkie plantacje bananów w północChiquita zapłaci 25 mln dol. kary na

nych departamentach Uraba i Santa Marta. W latach 90. rząd nie kontrolował ogromnych połaci kraju pogrążonych w wojnie domowej toczonej przez lewackich terrorystów z armii FARC i ELN oraz paramilitarnymi oddziałami Zjednoczonej Samoobrony Kolumbii AUC. FARC, ELN i AUC wyrywały sobie całe terytoria wraz z polami, hacjendami, plantacjami oraz ludnością. Z tych de facto swoich kolonii czerpały rekrutów, haracze i masakrowały bez pardonu wszystkich nieposłusznych. Dochody armie czerpały m.in. z dobrowolnych lub wymuszonych haraczy płaconych przez koncerny i prywatnych posiadaczy ziemskich.

28/29


Chiquita, żeby zapewnić bezpieczeńst-

Płacili jednak dalej paramilitarnym

Właśnie w latach 1997-2004 armia

wo upraw bananów oraz płynność

jeszcze przez dziesięć miesięcy, do

Carlosa Castano rozciągnęła swe

zbytu przez porty karaibskie, od 1997

wycofania się z Kolumbii.

panowanie na ogromne obszary

do 2004 roku płaciła AUC Carlosa

Kolumbii. Pierwszym źródłem jej

Castano oraz przekupywała celników w

olbrzymich dochodów był co prawda

portach. Przez siedem lat wypłaciła im

biznes kokainowy, ale drugim - kasy

1,7 mln dol. w stu ratach. Ponadto w

międzynarodowych koncernów, planta-

2001 roku koncern udostępnił swój

torów, hodowców bydła, przedsiębior-

statek oraz wolnocłowy port Turbo,

ców.

przez który Carlos Castano przemycił do kraju 3400 kałasznikowów i 4 mln sztuk amunicji. Ludzie z Banadeksu, kolumbijskiej filii Chiquity, rozładowali oraz przechowywali ten arsenał przez cztery dni, zanim Castano zorganizował transport do swoich włości w sercu prowincji Antiochia. O związkach z kolumbijskimi terrorystami oraz ich wynagrodzeniach idących poprzez legalną firmę ochroniarską lub pensje kolumbijskich dyrektorów Banadeksu świetnie wiedzieli szefowie koncernu w Cincinnati. Do całego procederu przyznali się w 2003 roku Departamentowi Sprawiedliwości, tłumacząc się tym, że na terytoriach, gdzie panowało bezprawie nie mieli wyjścia, musieli chronić interesy firmy oraz bezpieczeństwa pracowników, opłacając się temu, kto mógł je zapewnić.

30/


31


Prawdopodobnie Chiquita była jed-

rorystami z FARC, przepędziła z

w końcu całkowicie Uraby Castano

ciągu roku sprzedała Banadex za

nym z większych pojedynczych spon- siedzib 60 tys. chłopów, a w walkach

wysyłał helikopterami ekspedycje

blisko 44 mln dol. i wycofała się z

sorów AUC, dzięki którym organizacja zginęło 3778 osób. W rzeziach

karne w celu odbicia miasteczek i

Kolumbii. Przyznała się także, że za

ta urosła do ponad 30 tys. zbrojnych

wiosek, gdzie AUC szukała rzekomych wiosek z rąk FARC czy ELN.

zabójców. W latach 1997-2004 armia zwolenników partyzantów paramiliCarlosa Castano, tocząc wojnę z ter-

tarni zabili 432 osoby. Z opanowanej

nietykalność i bezpieczeństwo interesów płaciła także FARC i ELN.

Kiedy rzecz wyszła na jaw, Chiquita w

WG:ecruoS


Kilkunastu najpotężniejszych komen-

jak daleko i głęboko w politykę i

dantów AUC siedzi dzisiaj w więzie-

gospodarkę Kolumbii sięgały ich

Afera koncernu Chiquita osłania zaled- także w Kolumbii w 2003 roku. Ukręcił

niu, a ich podwładni złożyli broń.

macki - aresztowanych jest już kilku-

wie fragment obrazu imperium finan-

mu głowę szef wywiadu kolumbi-

Komendanci liczą na nadzwyczajnie

nastu opłacanych przez nich posłów,

sowego, jakie AUC zbudowali ter-

jskiego Jorge Noguera, który od

łagodne kary w zamiar za wyznanie

którzy wykonywali ich rozkazy i broniły rorem, przekupstwem i szantażem.

miesiąca siedzi w więzieniu. Jest

zbrodni. Przy okazji wychodzi na jaw,

ich interesów.

oskarżony o współpracę z AUC.

32/33

szmuglu broni dla AUC toczyło się

Śledztwo w sprawie Chiquity i






bom bs need a hug



tha nk yo u !


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.