syndykalistyczny darmowe PISMO PRACOWNIKÓW
#5 LONDYN WIOSNA 2013
STRAJK syndykalistyczny
Kurier Syndykalistyczny Darmowe pismo tworzone przez pracowników dla pracowników. Jesteśmy emigracją zarobkową pracującą na terytorium Wielkiej Brytanii, której bliskie są idee anarchosyndykalizmu i samoorganizacji pracowniczej. Poprzez aktywny udział w walkach pracowniczych chcemy dotrzeć z naszymi ideami do polskojęzycznych imigrantów zarobkowych. Współpracujemy również z brytyjskimi organizacjami i związkami dążącymi do samorządności pracowniczej (Solidarity Federation, Industrial Workers Of The World). Jesteśmy przeciwnikami dzielenia ludzi ze względu na rasę czy naród, dlatego bliskie są nam idee internacjonalizmu. Zapraszamy wszystkich czytelników; zarówno organizacje, jak i pojedyncze osoby do bliższej współpracy – zarówno przy redagowaniu naszego pisma, jego kolportażu jak i na płaszczyźnie samych walk pracowniczych.
Strajk generalny – od kilku lat temat ten coraz częściej i z coraz większą siłą powraca do brytyjskiej debaty publicznej. Hasło to słychać nie tylko na masowych protestach i mitingach pracowniczych, można je znaleźć nie tylko w lewicowych gazetach i periodykach, straszą nim lub wzbudzają nadzieję także media głównego nurtu. Nie jest tak dlatego, że pogłębia się długotrwały kryzys ekonomiczny. Przyczyną powrotu zainteresowania strajkiem generalnym jest raczej odrodzenie bojowego ducha wśród pracowników organizujących się w związkach zawodowych. Po absolutnym spacyfikowaniu ruchu pracowniczego przez neoliberalny rząd Margaret Thatcher, przez kolejne trzy dekady znajdował się on w stanie rozkładu. Ideologia usprawiedliwiająca deregulację rynków finansowych i prywatyzację dobra wspólnego, przynoszących korzyści klasom wyższym i obciążające kosztami społecznymi pracowników najemnych, doprowadziły również do tego, co Owen Jones określił mianem „demonizacji klasy pracowniczej”. Atak na organizacje pracownicze okazał się tym samym atakiem na samych pracowników – ich kulturę, wartości społeczne, etos, wreszcie: wizję państwa jako wspólnoty obywatelskiej, dobra powszechnego. 11 lat rządów Thatcher (a po niej „nowych laburzystów” spod znaku „trzeciej drogi”, będącej de facto kontynuacją neoliberalnego kursu Żelaznej Maggie) miało dla brytyjskiego ruchu pracowniczego mniej więcej taki skutek, jak polski stan wojenny dla ówczesnej opozycji spod znaku „Solidarności”. Brytyjski ruch związkowy został spacyfikowany i długo nie mógł podnieść się do walki o inny model państwa, bardziej przyjazny p r a c o w n i k o m . Przełomowym momentem, który ożywił szeroki ruch związkowy i pracowniczy, b y ł a s t u d e n c k a demonstracja, wymierzona przeciw drastycznym podwyżkom czesnego, która odbyła się 10 listopada 2010 roku. Jak przypomina Owen Jones organizatorzy liczyli na uczestnictwo około 20 tysięcy studentów, tymczasem na trasę marszu wyszło ponad 50 tysięcy, nie tylko studentów, ale także pracowników najemnych, bezrobotnych i aktywistów społecznych. Po studenckim proteście pracownicza Brytania zaczęła nabierać wiatru w żagle. Każdego kolejnego roku Londyn, policyjne pacyfikacje podczas Glasgow, Manchester i inne górniczych strajków lata 84-85 miasta stanowiły sceny wielotysięcznych marszów i demonstracji pracowniczych, wymierzonych przeciw polityce konserwatywnego rządu i antypracowniczej ideologii neoliberalizmu.
Poprzednie numery pisma dostępne są na naszej stronie internetowej. kontakt: e-mail:kurier@hotmail.co.uk www.kuriersyndykalistyczny.wordpress.com www.facebook.com/kurierlondyn
26 marca 2011 roku przeszedł przez Londyn „Marsz na rzecz alternatywy”, wymierzony w politykę oszczędnościową konserwatywno-liberalnego rządu i w cięcia wydatków na usługi społeczne. Był to największy protest pracowniczy od końca wojny. Na wezwanie Kongresu Związków Zawodowych (Trades Union Congress – TUC) stawiło się na nim pół miliona pracowników, studentów i aktywistów. Brendan Barber, sekretarz generalny TUC, współorganizator marszu, mówił wówczas: „Jesteśmy tu, by przekazać rządzącym wiadomość, że jesteśmy silni i zjednoczeni. Będziemy walczyć przeciw brutalnym cięciom i nie pozwolimy im zniszczyć publicznych usług, miejsc pracy i życia ludzi”.
Tak też się stało. Po zignorowaniu czerwcowej akcji przez rząd, 30 listopada 2011 roku zamknięto drzwi dwu trzecich wszystkich państwowych szkół w Brytanii, przełożono terminy tysięcy operacji w szpitalach, ogółem do pracy nie przystąpiło tego dnia ponad 2 miliony pracowników. Uważa się, że była to największa akcja strajkowa na Wyspach, od legendarnej akcji strajkowej w1926 roku. Od tego momentu coraz głośniej i wyraźniej słychać głosy środowisk pracowniczych, opowiadających się za ogłoszeniem terminu strajku generalnego w Brytanii. Nieustannie przystępując do większych i mniejszych akcji oporu przeciw neoliberalnej logice likwidowania sfery publicznej (takich jak liczne demonstracje i protesty w obronie sektora publicznej opieki zdrowotnej) szeroki ruch na rzecz strajku generalnego mobilizuje doły związkowe i liczne sojusznicze, propracownicze środowiska i ruchy. Także pozaparlamentarne partie (takie jak SP czy SWP) agitują za przeprowadzeniem masowej, powszechnej akcji strajkowej, która w konsekwencji miałaby zablokować brytyjską gospodarkę na 24 godziny, co musiałoby pociągnąć poważne konsekwencje polityczne, z obaleniem konserwatywnego rządu włącznie. Ciąg dalszy str. 4
Strajk generalny jako forma nacisku pracowników najemnych na kapitalistów rozwinął się i osiągnął popularność w Europie w połowie XIX wieku. Stephen Naft, autor pamfletu „Społeczny strajk generalny” (wydanego w Chicago w 1905 roku) proponuje, by przez strajk generalny rozumieć: „[1] strajk wszystkich zakładów jednej branży, na przykład strajk generalny górników, kiedy udział w nim biorą wszyscy: pomocnicy, inżynierowie wyciągowi, itd. [2] Następnie nazwa ta odnosi się do strajku generalnego w całym mieście, czyli np. „Strajk Generalny we Florencji”, albo też [3] do strajku w całym kraju lub regionie, ogłoszonego na przykład dla uzyskania praw politycznych, na przykład prawa wyborczego, jak w Belgii czy Szwecji. Najgłębszą koncepcją strajku generalnego jest jednak [4] ta, która wskazuje gruntowną zmianę obecnego systemu; na społeczną rewolucję światową; na kompletną, nową reorganizację; rozbiórkę całego starego systemu władzy wszystkich rządów”. Tak – poczwórnie – zdefiniowany strajk generalny jest efektywnym narzędziem emancypacji pracowniczej, wyzwolenia ludzi świata pracy spod dominacji burżuazji i państwa, pozostającego do dnia dzisiejszego na jej (burżuazji) usługach. Analizując doświadczenia rewolucji w Rosji i Królestwie Polskim 1905 roku Róża Luksemburg zauważyła, że strajk powszechny (czy też, jak chce sama Luksemburg, strajk masowy) „jest zjawiskiem zmiennym, odzwierciedlającym wszystkie fazy walki politycznej i ekonomicznej, wszystkie stadia i momenty rewolucji. Możność zastosowania go, siła jego oddziaływania, momenty jego wybuchu wciąż się zmieniają. […] Strajki polityczne i ekonomiczne, masowe i częściowe, demonstracyjne i strajki ofensywne, strajki powszechne w poszczególnych gałęziach przemysłu i w poszczególnych miastach, spokojnie przebiegające walki ekonomiczne i bitwy uliczne oraz walki na barykadach – wszystko to miesza się ze sobą nawzajem, odbywa się równocześnie obok siebie, krzyżuje się ze sobą, przechodzi jedno w drugie; jest to wiecznie ruchome, zmienne morze zjawisk”. Według Luksemburg dzieje się tak, ponieważ „strajk masowy jest tylko formą walki rewolucyjnej i każde przesunięcie w układzie sił walczących […] wywiera natychmiast wpływ na akcję strajkową”. Według Luksemburg, strajk powszechny jest adekwatnym narzędziem walki klasowej, torującym drogę do osiągania demokratycznych celów świata pracy, ale też możliwość jego zastosowania nie jest historycznie przypadkowa. Strajk powszechny jest bowiem wczesnym przejawem zaistniałej już sytuacji rewolucyjnej. Każdy strajk powszechny świadczy o rewolucyjnym pęknięciu trwającego (i realizującego interesy burżuazji) reżimu kapitalistycznego. To dlatego w obecnym czasie daje się zrealizować strajk powszechny w stojącej w rewolucyjnym ogniu Grecji, Portugalii czy Hiszpanii (to właśnie w tych krajach, oraz we Włoszech, na Malcie i Cyprze, 14 listopada 2012 roku miał miejsce pierwszy, historyczny, międzynarodowy strajk powszechny). Dużo trudniej doprowadzić do niego w europejskim kapitalistycznym centrum – Brytanii. Jeszcze trudniej w (znajdującej się w kondycji na wpół peryferyjnych obrzeży kapitalizmu) Polsce – od lat wystawionej na oddziaływanie neoliberalnej, kontrrewolucyjnej ideologii i praktyki. Tym bardziej docenić należy symboliczny gest, jakim faktycznie okazał się zorganizowany 26 marca tego roku strajk powszechny na przemysłowym Górnym Śląsku i w Zagłębiu. Do akcji zorganizowanej przez Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy (w którego skład weszli związkowcy z „Solidarności”, OPZZ, FZZ, „Sierpnia 80” i „Kontry”) stanęło ponad 85 tysięcy pracowników. Była to z pewnością największa akcja strajkowa w Polsce od przełomu '89 roku. Na dwie godziny stanęła komunikacja miejska i koleje, strajkowali m.in.. nauczyciele, pracownicy zakładów energetycznych i przemysłowych oraz pracownicy służby zdrowia. Efektu strajku na Śląsku nie da się ocenić jednoznacznie. Siła jego realnego oddziaływania była minimalna, ale jako manifestacja pracowniczej siły i gniewu akcja zakończyła się sukcesem. Śląsk dowiódł, że w Polsce pacyfikowanej neoliberalną, kontrrewolucyjną praktyką rządzenia wybuch rewolucji społecznej nie jest stanem nie do pomyślenia. stro
Kolejną okazję do wzmocnienia bojowości odradzającego się ruchu pracowniczego przyniósł jednodniowy strajk pracowników sfery budżetowej 30 czerwca tego samego roku, ogłoszony w reakcji na zapowiedź rządowego planu wydłużenia wieku emerytalnego z 60 do 66 lat. W strajku udział wzięło ponad 200 tysięcy pracowników, w tym ponad 20 tysięcy w Londynie. W ramach akcji strajkowej pracy nie podjęto bądź podjęto w ograniczonym zakresie w 11 tysiącach szkół w całej Anglii i Walii. Co ciekawe, 90% pracowników służb telekomunikacyjnych Policji Metropolitalnej nie podjęło pracy. Strajkowali pracownicy komunikacji miejskiej, pocztowcy, straż graniczna i pracownicy lotnisk. Mark Serwotka, sekretarz generalny centrali związkowej PCS (Public and Comercial Services Union) wyrażał wówczas nadzieję, że rząd „zmieni kierunek”. W innym wypadku obiecywał, że związki zawodowe powtórzą strajk jesienią 2011.
Demostracja „MARSZ KU PRZYSZŁOŚCI, KTÓRA DZIAŁA!” zdjęcie pochodzi z profilu RMT na www.flickr.com
GENERALNY
3 na
STRAJK GENARALNY ciąg dalszy Na fali entuzjazmu szeregowych członków związków zawodowych dla projektu strajku generalnego odbyła się kolejna masowa akcja demonstracyjna. 20 października 2012 roku. Przez Londyn, Glasgow i Belfast przeszły „Marsze na rzecz przyszłości, która działa” (ponownie zwołane przez TUC). 150 tysięcy uczestników londyńskiego marszu wprost skandowała hasła popierające strajk powszechny, mówiły o tym liczne plakaty i transparenty. Na emocjach związanych z perspektywą strajku powszechnego, który wysadzi z siodła reakcyjny rząd Camerona, budowali swoje przemówienia lewicowi parlamentarzyści i działacze związkowi podczas wiecu w Hyde Parku, zamykającego demonstrację. Wydawało się wówczas, że wszyscy aktorzy propracowniczego ruchu gotowi są do przystąpienia do kluczowych rozmów, które określą dzień strajku generalnego. Niestety, do dziś nie udało się wyznaczyć jego terminu, co gorsza, wygląda na to, że największe centrale związkowe gotowe są raczej do kompromisowych układów z konserwatystami i wychładzania bojowej atmosfery w ruchu pracowniczym. Okazuje się, że kilkuletni wzrost mobilizacji społecznej, odbudowywania powszechnej wiary w społeczną i polityczną efektywność ruchu pracowniczego, może (po raz kolejny) okazać się jałowy. Organizacja dotychczasowych akcji masowych w Londynie i innych miastach nie przyniosła póki co żadnych wymiernych efektów dla pracowników z Brytanii. Wydaje się, że bez wzmożonej agitacji za strajkiem, która musi odbywać się na dołach dużych zbiurokratyzowanych central związkowych, bez agitacji wśród tzw. szeregowych związkowców, którzy z kolei będą wywierać presję na etatowych działaczy w centralach związkowych, rzeczywista walka klasowa pomiędzy kapitalistycznym rządem a pracującymi masami może zostać spacyfikowana pomimo widocznego wzrostu bojowości tych ostatnich.
PAMIĘCI MĘCZENNIKA Z TROWBRIDGE W małym miasteczku Trowbridge w zachodniej Anglii, 22-go marca zebrała się grupa osób na pobliskim cmentarzu. Zebrani to głównie związkowcy z regionu, którzy przyszli by uczcić setną rocznicę śmierci młodego robotnika powieszonego przez władzę 22 marca 1803 roku w swoje 19 urodziny. Thomas Helliker urodził się w 1783 roku w biednej rodzinie robotniczej pracującej w przemyśle włókienniczym. W wieku 14 lat Thomas zaczął praktykę zawodową jako skrawacz (shear man). Skrawacze w tamtych czasach byli wysoko uzdolnionymi i dobrze płatnymi robotnikami w branży związanej z obróbką wełny. Ich praca polegała na ręcznym wykańczaniu i końcowym obrabianiu materiału. Miasteczko Trowbridge w tamtych czasach było znanym centrum ręcznych wyrobów wełnianych, produkującym wysokiej klasy odzież. Rewolucja przemysłowa, która przyniosła mechanizację w różne gałęzie przemysłu dotarła również do Trowbridge. Lokalni robotnicy obawiali się utraty pracy i ubóstwa. Również zawód skrawacza stanął pod znakiem zapytania, kiedy zaczęto wprowadzać mechaniczne ramy skrawalnicze. W obawie o utratę pracy skrawacze zaczęli organizować się, podobnie jak wielu robotników przeciwnych mechanizacji w tamtych czasach. Chociaż była to walka z wiatrakami, była istotną częścią szerszej walki o godność przeciwko przemysłowcom i kapitalistom kontrolującym maszyny.
Kiedy ramy skrawalnicze dotarły do Trowbridge, uruchomiono je w młynie wodnym Littleton Mill. 22 lipca 1802 roku młyn został doszczętnie spalony. Lokalne władze postanowiły za wszelką cenę ukarać sprawców, a że nie mogli takowych znaleźć postanowiono znaleźć kozła ofiarnego. Tym kozłem został młody Thomas Helliker. Pomimo mocnego alibi i braku dowodów został aresztowany i skazany na karę śmierci podczas procesu w mieście Salisbury. W obronie Thomasa stanęło większość mieszkańców Trowbridge i okolicznych miasteczek. Thomas nie przyznał się do winy, ale ogólnie było wiadomo, że wie kto podpalił młyn. Thomas nigdy nie wydał swoich kolegów, nawet w obronie własnego życia. Sędzia, podobnie jak i oskarżyciele mieli wątpliwości co do jego winy, lecz lokalni przemysłowcy żądali ofiary. Tak oto służalcze władze postanowiły powiesić młodego Thomasa. Kiedy został powieszony, jego ciało zabrane zostało przez przyjaciół i robotników w wielkiej procesji która przemieniła się w demonstrację. W miarę drogi pomiędzy miastem Salisbury i Trowbridge tłumy podążające za ciałem rosły. Ciału złożonemu na wozie towarzyszyła gwardia honorowa w postaci grupy młodych dziewczyn ubranych w białe suknie. Pochowany został na cmentarzu św. Jana w Trowbridge. Grobowiec dla niego zbudowali robotnicy – skrawacze z regionu w geście solidarności z Thomasem. Grobowiec został odrestaurowany przez lokalnych związkowców w latach 80-tych.
NIELEGALNY WORKFARE!
Sąd Apelacyjny w Wielkiej Brytanii orzekł w dniu 12 lutego, iż rząd nie miał prawa wprowadzać programu tzw. „Workfare”, polegającego na zmuszaniu bezrobotnych do darmowej pracy, pod groźbą utraty zasiłków. Dwoje studentów, którzy zostali zmuszeni do darmowej pracy podważyło legalność procederu zakładając sprawę w sądzie, co zakończyło się wyrokiem uznającym „workfare” za nielegalny. W związku ze specyfiką prawa obowiązującego w Wielkiej Brytanii, wyrok ma moc precedensu wobec wszystkich bezrobotnych zmuszanych do darmowej pracy.
Anarcho-syndykalistyczny związek Solidarity Federation od początku bardzo się angażował w ogólnokrajową kampanię przeciw Workfare. W ramach kampanii trwającej 18 miesięcy pikietowano firmy korzystające z darmowej pracy. Wyrok jest poważną porażką rządu Torysów. Ponadto, eksperci prawni szacują, że każdy kto został w ten sposób zmuszony do pracy (a mowa o setkach tysięcy osób), ma prawo do odszkodowania. Rząd jednak nie daje za wygraną i zapowiada dalsze próby wprowadzenia darmowej pracy. Za: www.cia.media.pl
WORKMATES
[historia]
Artykuł ten zakwalifikowany jest do działu historycznego, chociaż wydarzenia które opisuje miały miejsce nie tak całkiem dawno temu, bo na przełomie XX i XXI wieku. Głównym źródłem opisywanych poniżej wydarzeń jest broszura wydana przez Solidarity Federation pod tytułem: „Workmates: direct action organising on the London Underground”. Opisuje ona historię i główne cele pracowników londyńskiego metra zajmujących się konserwacją trakcji, którzy postanowili zorganizować się przeciwko prywatyzacji usług przez nich świadczonych. „Workmates” – w języku angielskim oznacza po prostu kumpli z pracy. W tekście zachowana została oryginalna nazwa, tak samo w stosunku do „Workmates Council” – rad pracowniczych stworzonych przez robotników w celu podejmowania decyzji.
Pod naciskiem pracowników RMT w odpowiedzi na plan PPP rozpoczął legalną walkę przeciwko wprowadzeniu go w życie. Na tamtą chwilę było zatrudnionych około 100 pracowników na nocną zmianę bezpośrednio przez LUL i około 200 pracowników agencyjnych. Nocne zmiany, pracujące po 7 dni w tygodniu podzielone były na ekipy (tzw. gangs) złożone z 8 do 16 pracowników. Zarówno zatrudnieni na kontraktach jak i pracownicy agencyjni spotykali się w miejscach pracy, kantynach i zajezdniach. Poniekąd dzięki presji samych robotników, związek RMT zaczął się przygotowywać do serii jednodniowych strajków przeciwko prywatyzacji. Zatrudnieni bezpośrednio przez LUL mieli obawy w stosunku do pracowników agencyjnych, że ci mogą wystąpić w roli łamistrajków. Część robotników wręcz mówiła o tym, żeby nie wpuszczać tych zatrudnionych przez prywatne firmy na zebrania strajkowe. Opinia ta spotkała się z oporem sporej części załogi. RMT również potępił takie ujęcie sytuacji, a ówczesny asystent sekretarza generalnego RMT – Bob Crow - zaapelował, że „jesteśmy przeciwko tym w garniturach a nie tym w kombinezonach roboczych”. Spotkania stały otworem dla wszystkich zainteresowanych pracowników. Przed rozpoczęciem pierwszego strajku do związkowców zaczęli przychodzić zatrudnieni prywatnie z zapewnieniem poparcia dla strajku i nie przekraczania linii pikiety. Część z nich pochodziła z Walii i brała udział w strajkach górników w latach 1984/85. Rezultat pierwszego strajku był taki, że na 100 zatrudnionych przez LUL, około 6 przyszło próbując podjąć pracę i kilku z nich próbowało nawet przekroczyć linię pikiety, a ze strony prywatnych kontraktorów solidarnie nie pojawił się nikt. Wszyscy jednogłośnie poparli strajk. Ten czyn jednoznacznie połączył robotników ze sobą, bez podziałów i wzajemnej nieufności. W
t y m momencie narodziła się i d e a wspólnych, niezależnych o d związkowych s p o t k a ń pomiędzy wszystkimi pracującymi przy trakcjach metra. Tak narodzili się Workmates. Nazwa ta oznaczała zrzeszenie robotników konserwujących trakcje metra, których celem była samoorganizacja w miejscu pracy i walka przeciwko wyzyskowi. Workmates akceptując zasadę równego głosu wszystkich pracowników nie posiadał hierarchicznej i biurokratycznej struktury znanej w związkach zawodowych. Workmates nie weszli w bezpośredni konflikt z RMT – wielu z nich było dalej członkami związku. Forma organizacji zwiąku RMT była niewystarczająca dla wymagań robotników. Ci zatrudnieni przez prywatne firmy na zasadach samozatrudnienia – według prawa nie posiadali takich samych praw jak zatrudnieni na kontrakty. To stało na przeszkodzie RMT reprezentować samozatrudnionych w taki sposób jak bezpośrednio zatrudnionych, dlatego też RMT nie było zbytnio zainteresowane ich rekrutacją. Ci co chcięli równego głosu w konfliktach pracowniczych potrzebowali innej formy organizacji i działania. Workmates nie był związkiem zawodowym, nie pobierano przymusowych składek, nie akceptowano również negocjacji z zarządem – zostawiano to reprezentantom związkowym, którzy na masowych zebraniach Workmates raportowali wyniki negocjacji. Workmates działali na zasadach półjawnych, używając metod i symboliki anarchosyndykalistycznej. Konsensus na masowych zebraniach w miejscu pracy i demokracja bezpośrednia były metodami podejmowania decyzji. Jako dodatkowe narzędzie organizacyjne powołano Workmates Council – rady delegatów wybierane przez ekipy. Każda ekipa (gang) wybierała jednego delegata który nie posiadał głosu decyzyjnego, reprezentował punkt widzenia ekipy i w postaci mandatów przekazywał ich głos. Masowe spotkania na zajezdniach czy kantynach, gdzie ogólny konsensus lub głosowanie podniesionymi rękami były podstawą działania Workmates. Niestety na takich zebraniach zaczęli pojawiać się szpiedzy donoszący zarządowi o planach i osobach zaangażowanych w spotkania. Pewne formy działania i organizacji musiały być dyskutowane bez narażania na wypłynięcie informacji do zarządu. Na zebraniach delegatów i wśród zebrań pracowniczych konsensus był głównym celem Workmates, kiedy nie dało się go osiągnąć decyzje podejmowano na zasadach demokracji bezpośredniej. Około 60 % ekip wybierało delegatów do Workmates Council, reszta wolała uczęszczać na masowe zebrania i tam zabierać głos. Jak wspomniano Workmates używało rad delegatów jako narzędzia które funkcjonowało w momentach kiedy było potrzebne i użyteczne. Sami robotnicy wprowadzali płynność delegatów, gdzie niekonieczie był to jeden z ekipy pracującej ale np. ktoś z grupy codziennie razem przyjeżdżającej do pracy minibusem. Ciąg dalszy str. 6 stro
London Underground Limited (LUL) był głównym i przez długi czas jedynym pracodawcą robotników zajmujących się konserwacją trakcji i infrastruktury sieci londyńskiego metra. Będący częścią sektora publicznego, zatrudniał pracowników na kontrakty z gwarancją pewnych przywilejów i w miarę stałej formy zatrudnienia. W 1992 roku sytuacja zaczęła ulegać zmianie kiedy LUL zainicjował tzw. „Company Plan”. Plan ten wprowadzał w życie restrukturyzację zatrudnienia w postaci zamrożenia rekrutacji na rzecz oddawania nowych miejsc pracy firmom prywatnym z własnym systemem zarządzania. Również bezpośrednio zatrudnionym zmieniały się warunki pracy na bardziej „elastyczne”. Brak bezpośredniej reakcji związku RMT pomimo nacisków dołów związkowych, okazał się po cześci przyczyną zainicjowania w 1998 roku planu prywatyzacji prac związanych z obsługą i konserwacją londyńskiego metra. Plan ten pod nazwą „Public Private Partnership” (PPP) rozdzielał sfery na te które pozostawały pod kontrolą LUL (obsługa pociągów i stacji) i na te, które zostały oddane w prezencie prywatnym firmom (konserwacja trakcji, tuneli i sygnalizacji). Model zatrudnienia prezentowany przez prywatne firmy opierał się na rekrutacji „samozatrudnionych” i zlecaniem agencjom rozliczeń z pracownikami. W rzeczywistości pracownik nie posiadał żadnej gwarancji zatrudnienia i mógł być zwolniony w każdej chwili. Tracili również prawo do urlopów i ulg związanych z korzystaniem z transportu publicznego. W taki oto sposób LUL zrzucał odpowiedzialność z zatrudnienia pracowników o ciężkim i niebezpiecznym charakterze pracy na rzecz firm, które łatwo mogą się pozbywać i zastępować siłę roboczą.
na
5
Workmtes Council funkcjonował w latach 1999-2001 w szczytowym momencie prywatyzacji. Workmates oprócz oporu przeciwko prywatyzacji wystąpili także przeciwko planowi zmian sytemu pracy przez zarząd. Zatrudnieni przez LUL pracowali na nocne zmiany zaczynające się od 11 w nocy i najpóźniej na zajezdni mieli się stawiać o 6 rano. Jeżeli wykonali określoną na tę noc pracę, mogli zejść ze zmiany wcześniej. Zarząd postanowił autorytarnie zmienić ten system wyznaczając przymus czekania na zajezdni do 6.30 rano. Nie ważne było o której skończy się wykonywane zadania i tak trzeba było siedzieć bezczynnie na zajezdni. W tę samą noc po ogłoszeniu decyzji zarządu Workmates wezwało do masowego zebrania wszystkich robotników. Na zebraniu jednogłośnie potępiono decyzje zarządu i zapowiedziano opór. Już pierwszej zmiany robotnicy rozpoczęli strajk włoski. Konserwacja torów, kabli i sygnalizacji jest obwarowana szeregiem przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy. Różne regulacje i zasady dotyczące nocnej, niebezpiecznej pracy w tunelach metra, tworzą czasem tak zagmatwane kombinacje, że stosując się do nich za każdym razem praca prawie wcale nie posuwała by się do przodu. Jednym z pomysłów zastosowanych przez robotników były tzw. „piss strike” (piss w znaczeniu wulgarnym oznacza szczać/lać). Każda ekipa pracująca w tunelach, czy wogóle w pobliżu torów, musi posiadać wyszkoloną osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo – tzw. „Protection Master’a (PM)”. Do niego należy wyłączanie dopływu prądu do trakcji, sprawdzanie zabezpieczeń i odpowiedzialność za bezpieczeństwo pracowników. W tym przypadku pracujący w tunelach wykorzystali dosłownie regulacje dotyczące korzystania z toalety. Pracując głęboko w tunelach pracownicy załatwili swoje lżejsze potrzeby w zakątkach tuneli, gdyż z jednej strony daleka droga do toalet stacji czy zajezdni, a z drugiej strony przepis mówiący o tym, że żaden pracownik nie może sam bez PM’a chodzić po trakcjach. Aby stosować się w pełni do regulaminu pracownik, który chcę w trakcie zmiany pójść do toalety musi być eskortowany przez PM’a, a on nie może zostawić pracującej ekipy więc wszyscy muszą podążyć razem. Już pierwszej nocy pracownicy wykorzystali to na swoją korzyść. Po rozpoczęciu pracy jeden z ekipy zakomunikował chęć skorzystania z toalety więc cała ekipa musiała podążyć razem z nim i PM’em. Kiedy wrócili następny nagle musiał iść za potrzebą i tak do końca zmiany. Wszystko zgodnie z regulaminem a praca nie została ukończona. W ciągu następnych zmian wszystkie ekipy zgodnie stosowały „piss strike”. Workmates znaleźli kilka takich rozwiązań, które paraliżowały pracę i nie narażały robotników na dyscyplinarne zwolnienie. Zarząd poddał się dość szybko i wycofał zmiany dotyczące systemu pracy. Pomimo pewnych zwycięstw Workmates, ogólny nacisk prywatnych firm był tak wielki, że pełna prywatyzacja była tylko odsuwana w czasie. W 2003 roku, pomimo oporu Workmates i RMT, 2/3 trakcji było konserwowane przez prywatne konsorcjum Metronet, który zlecał część robót innym mniejszym firmom. Wszyscy pracownicy byli zatrudniani na umowach śmieciowych – a wszystko to zgodnie z planami PPP. Metronet pokazał swoją nieudolność, kiedy nie ukończył na czas unowocześnień stacji metra. Na obiecane 35 ukończył 16, a budżet, który miał wynieść 2 miliony funtów wyniósł 7,5 miliona. Tak sie to miało do jednego z głównych założeń prywatyzacji w którym niskie koszta prywatnego sektora miały być atutem w stosunku do sektora publicznego. Skończyło się na niskich płacach dla pracowników i pozbawienia ich przywilejów, przy jednoczesnym wspieraniu z pieniędzy podatnika różnicy kosztów. Według PPP publiczne środki mogą pokrywać dodatkowe koszta prywatnych firm. Do 2006 roku Metronet ukończył tylko 65% planowanych konserwacji trakcji metra. Metronet ogłosił kryzys finansowy i zażądał ratunku z publicznych pieniędzy. W 2007 roku konsorcjum 5 prywatnych firm dogadało się z LUL i
wyłożyło 350 milionów funtów przy 1,7 miliarda funtów dofinansowania publicznego. LUL miał wziąć pod większą kontrolę prywatne korporacje. To nie przeszkadzało zarządowi Metronetu w wypłatach olbrzymich bonusów dla zarządu, o czym było głośno w brytyjskich mediach. Oprócz Metronetu funkcjonowało drugie prywatne konsorcjum – Tube Lines, które wprowadziło nową siłę roboczą pod swoim zarządem w miarę rozrastania i udoskonalania się infrastruktury londyńskiego metra. Standard i warunki pracy pogarszały się dla pracowników. Workmates nieoficjalnie działali w tym okresie i brali udział wraz z RMT w strajkach i pikietach. W październiku 2007 roku zniwelowano plany ucięcia o 10% emerytury dla zatrudnionych przez LUL. W 2008 podczas administracyjnego przejmowania kontroli przez LUL nad 2500 pracowników Metronetu, pracownicy zaczęli się domagać takich samych przywilejów jak zatrudnieni bezpośrednio przez LUL. RMT pod naciskiem ogłosiło referendum strajkowe w którym pracownicy domagali się gwarancji przeniesienia wszystkich kontraktów Metronetu pod zarząd LUL. Żaden pracownik miał nie być przeniesiony do innych prywatnych firm, każdy miał dostać fundusz emerytalny i przywileje pracownicze. W referendum 81,5% zrzeszonych w RMT opowiedziało się za 48 godzinnym strajkiem. Swoje poparcie zapowiedzieli Workmates z niezrzeszonymi pracownikami. W odpowiedzi zarząd LUL zgodził się na postulaty pracowników, a RMT odwołał strajk pomimo sprzeciwu dołów związkowych. Pracownicy chcieli strajkiem ostrzec, że nie dadzą się oszukać i są gotowi do dalszej walki. Zarząd postanowił zemścić się i zwolnić jednego z współzałożycieli i wieloletniego aktywistę Workmates, zatrudnionego jeszcze przez Metronet. Został on zawieszony na 3 tygodnie po których miał usłyszeć decyzję przełożonych. Zarzuty były wyssane z palca. W odpowiedzi RMT ogłosiło referendum strajkowe w jego obronie. Jednogłośnie zażądano strajku w ten sam dzień co duży strajk kierowców autobusów. Robotnicy zorganizowali masowe zebrania na których stwierdzono, że nie będą czekać na legalną decyzję w sprawie strajku, tylko sami podejmą działanie jak ich kolega zostanie zwolniony. Metronet odpuścił całkowicie i ukarał go pisemnym upomnieniem, które zostało anulowane dzień później. Kolejne lata to ponowne stosowanie planu PPP, który pozwalał na ponowne przejmowanie terenu przez sektor prywatny. Na zasadzie małych firm wchłaniających małe roboty, a będące finansowo pod kontrolą większych konsorcjów, powoli wygryza się LUL z kontraktów. Workmates odnosili się do idei samoorganizacji pracowniczej anarchosyndykalizmu. Na swoich plakatach, ulotkach czy przypinkach używali czerwono-czarnej symboliki. W odróżnieniu od biurokratycznych związków i organizacji politycznych chcących kontrolować robotników, Workmates pokazywali możliwości organizacji i walki o kontrolę nad własnym miejscem pracy. Spuścizna zostawiona przez nich w postaci masowych zebrań, demokracji bezpośredniej i co najważniejsze solidarności pracowniczej jest ciągle aktualna wśród pracowników konserwujących trakcję londyńskiego metra.
SOLIDARITY FEDERATION www.solfed.org.uk
STARBUCKS
czyli jak gigant biedaka udawał
Mechanizm oszustwa Kilka miesięcy temu, tuż po ujawnieniu przez brytyjskie media skandalu związanego z kreatywną księgowością prowadzoną przez sieć kawowego giganta Starbucks (okazało się, że firma która w zeszłym roku zarobiła na wyspach prawie 400 mln funtów nie zapłaciła ani jednego funta podatku korporacyjnego, bo w „papierach” wykazała same straty), w Europie na nowo ożyły dyskusje na temat społecznej odpowiedzialności międzynarodowego biznesu. Oliwy do ognia dolały najnowsze raporty organizacji monitorujących przepływ kapitału. Amerykańska organizacja lobbingowa non profit- The Center for Tax Justice- ujawniła, że grubo ponad połowa firm z listy Fortune 500 w ubiegłym roku ulokowała łącznie 1,5 bln dolarów w tak zwanych rajach podatkowych. Jeszcze dalej idzie inna organizacja Tax Justice Network, która ocenia, że aż jedna trzecia wszystkich aktywów międzynarodowych korporacji jest ukryta w rajach podatkowych. Szacuje się, że rocznie w ten sposób USA tracą 150 mld dolarów, a Europa 1,3 bln dolarów. Mechanizm tego oszustwa jest banalnie prosty. Opisany na początku Starbucks, podobnie jak inne 98 firm z katalogu 100 firm notowanych w ramach londyńskiego indeksu giełdowego FTSE100, ma jeden lub więcej oddziałów w jakimś raju podatkowym. Raje podatkowe jak na przykład Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Barbados czy Kajmany to nie tylko tajne konta w banku, ale przede wszystkim niezliczone oddziały agencji które dysponują wszystkimi licencjami, patentami, znakami firmowymi, prawami autorskimi etc. No i biznes się kręci. W danym kraju firma wykazuje same straty, bo trzeba przecież zapłacić gdzie indziej licencję, opłacić prawa autorskie i w ten sposób nie płaci podatków bo „biedaków” po prostu na to nie stać. Prawda jest jednak taka, że obieg gotówki odbywa się w tej samej firmie, a agencje rejestrowane w rajach podatkowych są tylko przykrywką do wytransferowania gotówki. Brytyjscy dziennikarze śledczy ujawnili jak taki proceder wygląda w praktyce. Trudno w to uwierzyć, ale kawowy gigant przez cały czas swojej obecności w Wielkiej Brytanii tylko raz wykazał zysk, mimo to nie zniknął z rynku jak to się robi na przykład w przypadku nierentownej fabryki. Plan jest prosty, Starbucks sprowadza kawę z jednego ze swoich oddziałów (rentownego rzecz jasna) ale wbrew kapitalistycznej logice płaci za nią najdrożej jak się tylko da, po drodze musi opłacić agencję licencyjną (rentowną oczywiście), by na samym końcu kawę serwowaną przez pracowników na śmieciowych umowach (większość zatrudnionych pracuje na 1/3 lub 1/4 etatu w radykalnie wyśrubowanych normach czasowych, często bez ubezpieczenia zdrowotnego) sprzedać z zyskiem rzecz jasna w nierentownej kawiarni.
Organizujmy się! W 2004 roku w miastach Ameryki Północnej, m.in. dzięki wsparciu IWW, zaczęły pojawiać się pierwsze struktury związkowe zrzeszające pracowników tej sieci. Powstał Starbucks Workers Union, który stosując metody „wojny w powietrzu” i „wojny na ziemi” skutecznie zaktywizował pracowników w walce o swoje prawa. Warto zapoznać się z ich taktyką. „Wojna na ziemi to zaadaptowanie przez Starbucks Union zasady solidaryzmu związkowego, którego istotą jest analiza siły i przekonanie, iż największa siła pracowników najemnych drzemie na „hali produkcyjnej”. Związek nie zamierza polegać na nieodpowiednich oraz nieskutecznych przepisach prawa pracy. Zamiast tego promuje solidarność pomiędzy pracownikami oraz stosowanie akcji bezpośredniej w miejscu pracy, co implikuje stosowanie: petycji, pikiet, spowolnień, odejść od pracy, zaprzestania pracy, blokowania podjazdów dla samochodów (coś ala McDrive), które zarazem służą rozwojowi solidarności.(...) Taktyka wojny w powietrzu odpowiada w istocie starej ananarchosyndykalistycznej metodzie sabotażu otwartymi ustami. Mówiąc prościej, związek dba o rozpowszechnianie prawdziwych informacji o marce, o nieczystych praktykach sieci, warunkach zatrudnienia. Pozostaje to niejako sprzężone z wolą uczestniczenia przez związkowców w szerokiej debacie publicznej dot. kwestii uzwiązkowienia w celu uświadamiania społeczeństwa i zachęcania pracowników innych zakładów oraz sieci do tworzenia organizacji broniących ich interesów”.* *fragm. artykułu: „Starbucks Workers Union – przykład skutecznego uzwiązkowienia prekariatu” / drabina.wordpress.com
Starbucks Workers Uni n www.starbucksunion.org
Baron związkowy okrada własnych członków
stro
Były szef górniczego związku zawodowego Union Of Democratic Mineworkers – UDM został skazany za kradzież ponad 200 tysięcy funtów z funduszu domu opieki dla górników. Neil Greatrex został w kwietniu tego roku skazany na 4 lata więzienia za oszustwo i kradzież pieniędzy z funduszu na który związek przeznaczał część swoich składek. W grudniu sąd nakazał zapłatę wszystkich skradzionych pieniędzy z dodatkowymi opłatami i naliczoną inflacją lub spędzenie dalszych 3 lat w więzieniu. Greatrex był jednym z założycieli związku UDM w 1985 roku, kiedy nastąpił rozłam w związku National Union of Mineworkers. Pomiędzy rokiem 2000 a 2006 Greatrex regularnie okradał fundusz Nottinghamshire Miners Charity odpowiedzialny za zapewnienie spokojnej starości dla byłych górników. Fundusz zapewniał również opiekę zdrowotną dla górników. Byli górnicy jak i członkowie związku są oburzeni ohydną zdradą związkowego barona. 7 Greatrex dostał 28 dni na spłatę wszystkich ukradzionych funduszy. na
SEKTOR INFORMATYCZNY WALCZY!!!
Członek anarchosyndykalistycznej organizacji Solidarity Federation i sieci pracowników Tech & Digital, pisze o budowaniu świadomości i organizacji zbiorowej w swoim miejscu pracy, grupowej kampanii i zwycięstwie.
Siedziałem w domu podczas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy odebrałem maila od mojego przełożonego w pracy. Było w nim napisane, że ja razem ze wszystkimi moimi współpracownikami w departamencie otrzymamy znaczącą podwyżkę antydatowaną od listopada. Zakończony był słowem „Gratulacje!” Byłem przeszczęśliwy. Nie tylko ze względu na dodatkowe pieniądze, ale dlatego, że dobrze wiedziałem, że firma nie podarowała nam tego z dobroci serca członków zarządu, ale dzięki długotrwałej kampanii zbiorowej i presji wywieranej przez wszystkich pracowników w moim dziale. Można powiedzieć, że we współczesnym miejscu pracy akcja zbiorowa i solidarność nie są taką codziennością jak były kiedyś. Jest to szczególnie widoczne w Wielkiej Brytanii. Większość ludzi widzi w miejscu pracy konkurencyjne i alienujące środowisko, zarząd wywierający presję, ścisłe egzekwowanie przepisów i koncentrację na wydajności ponad wszystko. Dla wielu osób praca to jedynie reżim i dyscyplina. Sektor informatyczny (tech industry- w oryginale ma szersze znaczenie), w którym pracuję często wygląda inaczej. Wielu pracowników przysposobiło tą dyscyplinę pracy, o której pisałem powyżej. Pracownicy w sektorze technologii często czują, że to co robią to „praca z miłości”. Z tego powodu nie trzeba im surowego przełożonego i często są skłonni dobrowolnie się poświęcić. Jeden jest skłonny do przepracowania jednej niepłatnej nadgodziny, inny przepracuje cały weekend, a trzeci będzie pracował przez tydzień do 11 w nocy, bo projekt tego wymaga. Musiałem przepracować jakiś czas w tym sektorze, aby zdać sobie sprawę, że ludzie tak naprawdę nie chcą tego robić. Kto chce oddać swój wolny czas za darmo? Stało się to jednak elementem kultury, czymś oczekiwanym. Każdy pracownik widzi siebie jako jednostkę, która musi przeć dalej niż inni, jeśli chce wytrwać w tej branży. W efekcie, pracownicy aktywnie działają na przekór własnym interesom, ponieważ każdy z nich uważa się za indywidualną jednostkę, która musi się wyróżnić w tłumie. To wszystko odnosi się również do mojej pracy. Nie ma co kłamać, na początku też wkładałem w nią wiele dodatkowego wysiłku. Pracowałem w najniższym dziale dużej i wciąż powiększającej się firmy oraz myślałem, że jeśli się postaram to mam szansę na bardziej interesującą i lepiej płatną pracę. Po półtora roku zdałem sobie sprawę, że to daremne. Zdałem sobie sprawę co się naprawdę dzieje w mojej firmie: duża grupa utalentowanych urabia się po łokcie za marne wynagrodzenie, podczas gdy zarząd dorabia się zbijając bąki. Mniej więcej w tym samym czasie zostałem członkiem SolFedu i zacząłem się zastanawiać nad perspektywami organizacji pracowników w mojej firmie. Zacząłem od rekonesansu. Rozmawiałem z zaufanymi kolegami w moim dziale i próbowałem dowiedzieć się, czy za maską szczęścia i zadowolenia z pracy kryły się jakieś skargi. Na tym etapie było to bardzo trudne. Wszyscy wydawali się zadowoleni ze swojego miejsca w firmie. Każdy miał swoje marzenie, jak wyróżni się z tłumu i zacznie się wspinać po drabinie kariery. Większość moich kolegów wydawała się pogodzona z gównem, które musieli akceptować aby „zrobić co do nich należy”. Bardzo mnie to przygnębiło. Każdy wydawał się szczęśliwy w pracy, za wyjątkiem mnie. Zacząłem myśleć, że może organizacja pracownicza to był zły pomysł. Nie wiedziałem jeszcze, że wszystko się zmieni. W biurze używamy Skype do pracy. Rozmowy pomiędzy programistami są często łatwiejsze przez czat IM, niż długie maile. Pewnego dnia, kiedy nasz wszechobecny menadżer szczególnie się uprzykrzał i nieustanne nagabywał nas byśmy byli cicho oraz nie przerywali pracy, co nas zawsze bardzo irytowało. Ktoś zaczął czat grupowy i zaprosił wszystkich w naszym dziale z wyjątkiem tego menadżera. Na początku był to tylko zabawny sposób na komunikację bez ryzyka bycia uciszanym co pięć minut, ale wkrótce to się zmieniło. Gdy powstała przestrzeń, w której mogliśmy rozmawiać ze sobą bez kontroli zarządu i poza ogólną kulturą pracy, ludzie zaczęli mówić o tym co im doskwiera i okazało się, że
nie są sami. Jeden problem wyróżniał się ponad wszystkimi innymi. Płace. Nasza specjalność od zawsze bardzo nisko płaci, ale wszyscy to znoszą w nadziei na “wybicie się”. My jednak zarabialiśmy jeszcze mniej niż niska norma. Dzięki naszemu nowemu sposobowi komunikacji zaczęliśmy omawiać tą kwestię grupowo. Właśnie wtedy udało mi się wykazać solidarność w kilku małych sprawach, co jednak miało duże znaczenie. Grupa pracowników na tymczasowych kontraktach miała przejść na stałe zatrudnienie. Ja i kilka innych osób otrzymaliśmy tę samą promocję rok wcześniej. Wziąłem bardziej wygadanego z nich na stronę, powiedziałem mu dokładnie jaką wtedy otrzymaliśmy podwyżkę i poradziłem, aby nie zgadzali się na ani grosza mniej. Z indywidualistycznego punktu widzenia nie miało to sensu. Co mnie obchodzi, czy ktoś zarabia mniej niż ja? Ja dostaję pieniądze niezależnie od tego. Jednak chciałem się upewnić, że moi współpracownicy nie zostaną zrobieni w balon, ponieważ uważam nas wszystkich za członków tej samej klasy, wszyscy pracownicy razem. Był to mały akt solidarności, ale szczerze w to wierzyłem. Moja informacja szybko rozeszła się po naszej nieformalnej sieci i rozgorzały dyskusje. Wielu z nas uważało, że firma spróbuje wykręcić numer i dać mniej pieniędzy nowym-stałym pracownikom, oraz że powinniśmy stanowczo zaprotestować. Inni mówili, że szefowie są rozsądni i nigdy nie spróbowaliby zrobić czegoś niemoralnego i samolubnego. Potem rozeszły się plotki. Szefowie rzeczywiście planowali dać im mniej niż dali nam i to o całe £500 na rok. Pojawiła się złość, ludzie byli oburzeni. Co najważniejsze, gniew był wyrażany zbiorowo. Połączył tych, którzy byli oszukiwani i tych z nas, którzy już dostali lepsze pieniądze. W naszych rozmowach powstało poczucie bycia razem. Nie tylko jako oddział z konkretnym zadaniem i kierownikiem, ale jako grupy pracowników. Ci z nas, którzy już otrzymali promocję byli wściekli w imieniu współpracowników, ponieważ zrozumieli, że jest to nie tylko obraźliwe dla odosobnionych tempów, ale dla nas wszystkich. Pokazało to jak mało szacunku szefowie mieli dla nas wszystkich. Po raz pierwszy w karierze byłem świadkiem powstania planu działania. Jako zaangażowany organizator zrobiłem go, ale gdy przyszedł czas, plan powstał spontanicznie z gniewu i zbiorowej tożsamości, którą dzieliliśmy. Nie zorganizowałem tego, wziąłem udział tak jak wszyscy. Przed potwierdzeniem promocji przez zarząd, miały się odbyć spotkania podsumowujące każdego pracownika z menadżerem. Ktokolwiek pracuje w biurze ten wie jak wyglądają te spotkania. Mają one na celu utrzymanie poczucia indywidualizmu i izolacji, który zarząd tak lubi. "Jak sobie radzisz w pracy?" "Jak my (zbiorowa wola zarządu) możemy Tobie (samotny pracownik) pomóc lepiej sobie radzić?”
Powstał plan co dokładnie mieliśmy zrobić. Zdecydowaliśmy, że wszyscy pójdą na spotkanie zgodnie z planem, jeden po drugim odhaczą bezsensowne dyskusje. Tylko na pytanie o "inne problemy" każdy powie "Chcemy odpowiedniej podwyżki" i że wszyscy będą się tego trzymać. Solidarność i zbiorowa tożsamość była tutaj kluczowa. Musieliśmy sobie wzajemnie ufać, że każdy zrobi co do niego należy podczas rozmowy, albo nie osiągnęlibyśmy niczego. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Nasza zbiorowa postawa naprawdę wstrząsnęła menadżerem. Dowodem na to była zmiana jego reakcji pomiędzy pierwszym spotkaniem ("Dobrze, jestem pewien, że będziemy mogli o tym porozmawiać w przyszłości") i ostatnim („Tak, całkowicie się zgadzam! Chętnie to poprę! Mi też nie płacą zbyt wiele …"), które dzieliliśmy między sobą na czacie. Świadomość, że cały oddział stanął razem zbiła z tropu kierownika i do tej pory z tego nie wyszedł. Nasi współpracownicy dostali promocję i dokładnie taka samą podwyżkę jak my w zeszłym roku. Małe zwycięstwo, ale cieszy. Gdy dżin wymknie się z butelki, bardzo trudno zmusić go do powrotu. Wciąż rozmawialiśmy o płacach. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak one się mają do reszty branży. Wkrótce zdaliśmy sobie sprawę, że zarabiamy znacznie poniżej średniej w branży - nawet ci z nas, którzy byli rzekomo na szczycie siatki płac. Rozmawialiśmy też o naszych obowiązkach w pracy. Mimo że nasze zadania często były klasyfikowane jako podstawowe, zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że wymagają one wysokiego poziomu technicznych umiejętności. W zamian dostawaliśmy wynagrodzenie, za które coraz trudniej żyć. Pojawił się pomysł, by zażądać kolejnej podwyżki, tym razem porządnej i dla wszystkich. Zaryzykowaliśmy w pierwszej potyczce i wygraliśmy. Powstała podstawa do następnego starcia. Dlaczego nie miało by się udać po raz kolejny? Oczywiście były obawy, których nie mogliśmy lekceważyć. Największą było, że nas wszystkich zwolnią. Jednak zdaliśmy sobie sprawę, że o ile każdego z nas pojedynczo łatwo byłoby się pozbyć, o tyle zwolnienie wszystkich naraz to była zupełnie inna historia. Firma doskonale wie, że nie byłaby w stanie wykonać projektów w zaplanowanych terminach, poniosła koszty wyszkolenia nowych pracowników i zawiodłaby ważnych klientów. Byłaby to dla profesjonalnego wizerunku firmy katastrofa. Postanowiliśmy odwrócić zwykły porządek rzeczy i my zażądaliśmy spotkania z kierownikiem. Zostało to zauważone – kolega w innym dziale później zapytał z jakiej okazji maszerowaliśmy na szefa. Jasno postawiliśmy żądanie o podwyżkę. Tak to zaplanowaliśmy, że jeden za drugim wszyscy powiedzieli o trudnościach z powodu niskich zarobków. Nie było
BOHATERKA NUMERU
„prowodyrów” ani szczególnych ludzi, na których można było zwalić winę. Wszyscy zażądaliśmy tego spotkania. Wszyscy zażądaliśmy więcej pieniędzy. Pogódź się z tym. Menadżer próbował nas zniechęcić licznymi wymówkami i opóźniał sprawę ile mógł, ale my nie zdejmowaliśmy stopy z gazu. W regularnych spotkaniach zawsze pamiętaliśmy o naszej sprawie i żądaliśmy aktualnych informacji. W końcu przyznał, że mimo iż on chciał dla nas dostać podwyżkę, to jego przełożeni rzadko kiedy go słuchali. Przycisnęliśmy go tak bardzo, że był skłonny przyznać się do własnej bezsilności w obliczu szefów. Jednak zmusiliśmy go do podwojenia wysiłku. Wiedział, że przegrana oznaczałaby nie tylko kompletną utratę szacunku całego wydziału, ale również konfrontację ze zorganizowaną i zdeterminowaną grupą pracowników. Zebrał wsparcie z różnych wydziałów, przysługi od kluczowych osób w firmie i przedstawił zarządowi wniosek o nową siatkę płac. Po dorocznym spotkaniu dyrektorów i udziałowców dostaliśmy nasze e-maile. Kompletna zmiana siatki płac oznaczająca podwyżkę dla wszystkich testerów. Jako niespodziewany bonus, firma zdecydowała się całkowicie porzucić kontrakty krótkoterminowe, co dla wszystkich tempów oznaczało umowę o pracę na stałe. Możliwe, że planowali to robić tak czy tak. Z drugiej strony, być może solidarność całego wydziału pozbawiała znaczenia, które wcześniej miał podział między stałymi a tymczasowymi pracownikami dla zarządu. Jestem w pełni świadomy ograniczeń naszego zwycięstwa. Nadal jesteśmy pracownikami w kieracie kiepskiej pracy za marne grosze, wolnościowy komunizm nie zapanował na ulicach w wyniku naszych działań. Ale w tych czasach, gdy tak wielu z nas czuje się samotnych i wyobcowanych w kapitalizmie, dobrze wiedzieć, że akcja zbiorowa wciąż przynosi owoce. W naszym przypadku cieszy to tym bardziej, bo przyszło nieoczekiwanie. Nasza firma nie miała pojęcia jak radzić sobie ze zbiorowymi żądaniami i mam nadzieję, że tak pozostanie. Tego co my zrobiliśmy nie uda się dokładnie powtórzyć w innym miejscu pracy. Każde miejsce ma swoją specyfikę, inne warunki i innych ludzi. Fundamentalne zasady pozostają te same. Trzeba poznać swoich kolegów z pracy i przełamać te sztuczne bariery, które budujemy wokół siebie. Trzeba znaleźć podobieństwa, zbudować tożsamość i znaleźć sposób na jej wyrażenie. To jest punkt wyjścia do organizacji. Moje doświadczenia potwierdziły wiarę w solidarność, akcję bezpośrednią i samoorganizację. Jest to długa, ciężka droga, ale mam nadzieję, że ktokolwiek to czyta znajdzie do niej inspirację i pomysły. Przede wszystkim musimy nauczyć się rozmawiać między sobą w miejscach pracy i w naszych społecznościach. Chcemy zobaczyć świat wolny od wyzysku i ucisku, ale żaden z nas nie doprowadzi do tego samotnie.
Bohaterką niniejszego numeru jest Renee Slater z Aberdeen w Szkocji.
Pani Slater została aresztowana przez dzielną policję za to, że została agentem kandydatki do lokalnych wyborów samorządowych – Heleny Torry. Według władz, które nasłały policję na 63 letnią Renee Slater, problem polegał na tym, że kandydatka była manekinem. Pani Torry zarejstrowana przez panią Slater w 3 okręgach wyborczych nie będzie miała okazji skosztować smaków władzy, ponieważ tak jak jej agentka została aresztowana i przewieziona radiowozem na komisariat. Prokuratura postawiła zarzut pani Slater: “ zarejstrowania manekina jako kandydata do wyborów samorządowych na maj przyszłego roku”. Agentka została zwolniona do rozprawy, lecz pani Torry nie miała tego szczęścia i czeka ją najprawdopodobniej dożywocie w magazynach komisariatu policji. Pomimo braku konkretnego programu politycznego, według jej agentki pani Torry miała być “niemym głosem wszystkich ludzi o wielorakich poglądach politycznych, tworzących własne wizje, którzy nie mają własnej reprezentacji”. Pani Slater jest emerytką aktywnie zaangażowaną w kampanię przeciwko prywatyzacji publicznych ogrodów w centrum Aberdeen.
OZZ INICJATYWA PRACOWNICZA
www.ozzip.pl
ZWIĄZEK SYNDYKALISTÓW POLSKI www.zsp.net.pl
stro
Ciąg dalszy ze str.8
na
9
PRZEWODNIK STRAJKUJĄCEGO Organizowanie "Picket Line" Stworzenie dobrej "picket line" (chodzi o pikiety towarzyszące akcji strajkowej w miejscu pracy. Często “picket line” informują o przyczynach strajku i blokują miejsce pracy przed łamistrajkami) jest bardzo ważne. Daily Mail może sobie krytykować lenistwo strajkujących, jednak ty musisz być na miejscu zanim ludzie zaczną prace, ponieważ niektórzy przyjdą przed czasem aby uniknąć blokady czy pikiety i podjąć pracę. Pomocne będzie posłużenie się harmonogramem, dzięki któremu przed strajkiem będziesz mógł/ła ustalić z ludźmi o jakim czasie będą mogli dołączyć i przeprowadzić akcję. Dzięki temu będziesz mógł/ła efektywnie zarządzać dostępnym czasem, ale także bardziej nakręcić ludzi do przyjścia na pikietę i punktualności. Praca nad harmonogramem da wam sposobność rozmowy z pracownikami, a gdy postawią swoje imię na liście mogą poczuć się bardziej zobowiązani.Upewnij się również, że obstawicie wszystkie wejścia. Bedziecie musieli zakomunikować wchodzącym, że odbywa sie strajk, przygotujcie zawczasu plakaty, ulotki itp. Zamiast związkowych materiałów możesz użyć swoich, będą wyglądały bardziej interesująco i będziesz mógł/ła opisać bardziej szczegółowo o co chodzi w tym konkretnym proteście. Muzyka i posiłki wprowadzą pogodną, wspólnotową atmosferę. 1) 2) 3) 4) 5) 6)
Zrób harmonogram Pojaw się wcześnie Upewnij się, że pracownicy będą zaangażowani Obstawcie wszystkie wejścia Rzeczowo przedstawcie swoją sprawę Bądzcie optymistycznie nastawieni
Zwiększona intensywność strajków spowodowana kryzysem i programami oszczędnościowymi, po okresie względnego spokoju oznacza, że wielu ludzi bedzie miało do czynienia z akcjami strajkowymi po raz pierwszy. Solidarity Federation z północnego Londynu pisze ten poradnik, aby podzielić się doświadczeniami pracowników którzy przeszli przez strajk.
Prawo stanowiące, że w pikiecie nie może uczestniczyć więcej niż 6 osób jest niejednoznaczne i warte wykłócania się. Niezaleznie od ducha bojowego twojej pikiety ważne jest, aby rozmawiać z ludźmi, a nie ograniczać się tylko do wręczenia im ulotki. Spróbuj zatrzymać ich i poprosić przynajmniej o chwilę rozmowy. Jest prawdopodobne, że zaczną wtedy mówić ci o swoich długach, lub o konieczności spłacania domu, albo też po prostu, że strajk ich nie interesuje. Ludzie, którzy myślą, że przekraczanie "picket line" jest złe, ale mimo wszystko zamierzają to zrobić, mogą być w stosunku do ciebie agresywni, traktując to jako metodę na pozbycie się poczucia winy. Im dłużej możesz kogoś zatrzymać i porozmawiać tym lepiej. To może być trudna, ale zarazem ważna konwersacja, nawet jeśli ta osoba i tak pójdzie do pracy. Pamiętaj, że nie chodzi tylko o dzień dzisiejszy, może uda ci się namówić ich na przyłączenie następnym razem. 1) Wchodź w interakcję z ludźmi 2) Myśl długoterminowo 3) Myśl o polepszeniu swojej "linii" następnym razem
Koledzy, którzy do ciebie nie dołączą "Picket line" to nie tylko protest, jej celem jest również zatrzymanie ludzi idących do pracy - łamistrajków. Obecnie wielu strajkujących nie czuje się komfortowo aby to robić. Długi okres niskiej intensywności strajków oznacza, że upadł nasz duch walki o prawa pracownicze. Dla wielu może być szokującym pomysłem, że bedziesz próbował przeszkodzić komuś iść do pracy.Wielu łamistrajków widzi ten problem w kontekście ich indywidualnych "praw" do robienia tego, co chcą bez zważania na efekt jaki będzie to miało na swoich kolegów i koleżanki, którzy mogą być zastraszani, zwalniani z pracy itp.. Możesz być na oku swoich menadżerów i policji węszących za każdą okazją do złapania cię na naruszeniu przepisów. Mogą ci również powiedzieć, że w pikiecie nie może brać udziału więcej niż 6 osób. To wszystko to próba uczynienia strajku nieefektywnym i bezcelowym. Tak długo jak możesz nie ustępuj w niczym, ale musisz użyć własnego osądu sytuacji co do ryzyka postępowania dyscyplinarnego. Pikietowanie drugorzędne, czyli nie swojego miejsca pracy, jest w najgorszym wypadku przestępstwem cywilnym - nie kryminalnym i osoby postronne mają prawo dołączyć do jakiejkolwiek pikiety. 1) Próbuj zatrzymać ludzi przekraczających linię pikiety 2) Nie ustępuj 3) Dodatkowe pikiety nie są nielegalne
Może się zdarzyć, że swoim miejscu pracy będziesz miał/a więcej niż jeden aktywny związek zawodowy i wielu znajdzie się w trudnej sytuacji, gdy jeden związek poprze strajk, a inny nie. To nie jest łatwy problem do rozwiązania. Przez większość czasu nie będziesz mógł liczyć na żadną oficjalną protekcję, więc jedyną ważną rzeczą będzie dla ciebie wsparcie kolegów z pracy. Idealną sytuacją jest, gdy nikt nie przekroczy linii pikiety. Jeśli nie zdołasz namówić do tego wystarczającej liczby ludzi, istnieją inne sposoby i możliwości na jakie koledzy nie biorący udziału w strajku mogą go poprzeć. Na przykład pracownicy powinni odmawiać wykonywania prac przeznaczonych dla strajkujących kolegów. Podczas strajków o pensje w niektórych szkołach asystenci nauczycielscy (classroom assistance) stali na linii pikiety do ostatniej możliwej chwili i wtedy wchodzili wszyscy razem. To przynajmniej pokazywało reszcie ich poparcie, dawało czas na rozmowy i szansę na zmianę ich zdania. W innych strajkujących szkołach, pracownicy nie będący nauczycielami dołączali do pikiety podczas przerw na lunch, albo też wszyscy wspólnie organizowali piknik. Wszystko, co wzmaga poczucie wspólnoty zwiększa szansę na to, że ci którzy w strajku nie uczestniczą, dołączą do niego następnym razem. 1) Staraj się, aby wszyscy odmówili przekroczenia lini pikiety 2) Upewnij się, że nie uczestniczący nie będą zgadzali się na wykonywanie zadań należących do pracowników, którzy strajkują 3) Staraj się, o jakiekolwiek oznaki poparcia 4) Buduj poczucie solidarności
Wsparcie
Następnego ranka
Osoby odwiedzające ludzi na pikiecie w celu okazania poparcia mogą zdecydowanie podnieść morale strajkujących. Najlepszym sposobem na to, aby ludzie byli solidarni z wami, jest abyś ty był/a solidarna z nimi, więc jeśli wcześniej odwiedzałeś innych strajkujących, teraz ty zaproś ich do siebie. Możesz również roznieść ulotki po jakimś dużym zakładzie pracy (np szpitalu) informując, że będziesz organizował strajk i będziesz potrzebował pomocy w tworzeniu linii pikiety. Tworzenie kontaktów z innymi zakładami pracy opłaci się jeśli będziesz potrzebował/a pomocy w strajku. Bardzo pomocne mogą być osoby z organizacji politycznych, ale wielu z pikietujących którzy mieli z tym jakieś złe doświadczenia bedą do nich nastawieni nieufnie lub nieprzyjaźnie. Pierwszym krokiem zawsze jest rozmowa z ludźmi. Nie stój na boku rozmawiając tylko ze swoimi znajomymi, zadawaj pytania na temat strajku, pytaj ludzi o ich pracę, co myślą o swoim zakładzie. Zazwyczaj ludzie lubią jak im się daje szansę zwierzyć ze swoich problemów. Przyniesienie jedzenia jest świetnym pomysłem na przełamanie lodów. Pytaj zanim wystawisz swój własny baner. Strajki w dzisiejszych czasach mogą być dość pasywne, a próby zatrzymania łamistrajków umiarkowane i ograniczające się do wręczenia ulotki. Jako sympatyk z zewnątrz możesz poczuć, że ludzie powinni podnieść stawkę i pozwolić sobie na bardziej radykalną postawę. Będziesz miał/a prawdopodobnie rację, ale może to doprowadzić do konfliktu i źle wpłynąć na morale wewnątrz pikiety. Ważną rzeczą jest, aby działać w sposób, który uświadomi uczestnikom pikiety ich siłę i możliwość zmiany sytuacji, a to oznacza że muszą także poczuć, iż mogą mieć coś do powiedzenia na temat tego, co robi ich "wsparcie". Oczywiście nie wszyscy uczestnicy pikiety myślą tak samo, więc różnorodność opinii jest czymś naturalnym. Nie próbuj przy okazji uprawiać polityki. Czas po strajku może być dla pracowników bardzo trudny. Mogą nastąpić szykany albo przyśpieszenie tempa pracy. Nie zostawiaj ich i utrzymuj długoterminowe kontakty jeśli to możliwe. Jest także ważne, abyś ty i inni zrozumieli, że jesteś tam bo chcesz pomóc w strajku.
Strajki intensywnie wpływają na emocje. Prawdopodobnie będziesz czuł zmęczenie, euforię, złość, depresję albo wszystko na raz, ale bardzo ważny jest pierwszy dzień w pracy. Staraj się pamiętać, aby myśleć długoterminowo: nie chodzi tylko o ten jeden strajk, ale o to co się teraz stanie w ciągu najbliższych paru lat. Rozmawiaj z ludźmi, sprawdź czy ktokolwiek z nich jest szykanowany. Dowiedz się co poszło dobrze a co źle, myśl jak dojść do ludzi ktorzy przekroczyli linię pikiety. Dobrym pomysłem byłoby, gdybyś mógł/a zorganizować spotkanie w celu zebrania strajkujących. Pomaga to w solidarności i utrzymania wspólnej więzi w dążeniu do celu. A teraz zacznij przygotowywać się do następnego strajku.
1) Zaproś ludzi z innych miejsc pracy 2) Rozdaj ulotki w pobliskich zakładach pracy 3) Tu nie tylko chodzi o ciebie i o twój polityczny plan 4) Rozmawiaj z pikietującymi, pytaj, słuchaj i respektuj ich życzenia 5) Popieraj wspólne podejmowanie decyzji 6) Nie zaprzestawaj swojego zaangażowania gdy strajk się skończy
Wzrost śmiertelności robotników na umowach śmieciowych
Najnowsze statystyki ukazują wzrost liczby wypadków śmiertelnych na placach budowy w UK z udziałem pracowników zatrudnionych na umowach śmieciowych (tzw. self –employed).
budowlanych
Ogółem na przełomie lat 2011/2012 na placach budowy w Wielkiej Brytanii zginęło 49 osób, gdzie 22 ofiary (45% wszystkich wypadków) były zatrudnione na umowach śmieciowych, co jest znacznym wzrostem w stosunku do wcześniejszego okresu 2010/2011, gdzie stanowili oni 36% ofiar.
Według sekretarza związku zawodowego UCATT – Steve'a Murphy'ego: „Wzrost wypadków śmiertelnych wśród samozatrudnionych jest bardzo niepokojący. Wiąże się to z tym, że samozatrudnieni pracują na placach budowy, gdzie poziom bezpieczeństwa pracy jest niższy, co powoduje narażenie ich zdrowia lub życia”. Murphy twierdzi również, że samozatrudnieni na umowach śmieciowych, którzy doznają wypadków są błędnie klasyfikowani przez Health & Safety Executive jako w pełni zatrudnieni, co zaniża rzeczywiste statystyki. Chociaż trudno się nie zgodzić z opiniami pana Murphy'ego, to jednak nie sposób zapomnieć kompletnego braku sprzeciwu wobec kontraktów obejmujących prace przy budowie infrastruktury olimpijskiej, które UCATT poparł.
stro
Kontrakty te oddawały większość zleceń w ręce firm zatrudniających tysiące osób na umowach śmieciowych, przy minimalnych stawkach, gdzie wypadki były tuszowane i nierejestrowane. Pomimo sprzeciwu dołów związkowych, UCATT świetnie ignorował głosy samych pracowników i podawał sobie ręce z szefami firm zatrudniających rzesze pracowników na śmieciówkach. Te same firmy kontynuują ciągle te same praktyki, doprowadzając do śmierci i tragedii wielu robotników budowlanych. Dodatkowym faktem jest to, że zatrudnieni na takich zasadach nie są reprezentowani przez związki zawodowe, które nie są 11 zainteresowane rekrutacją wśród tymczasowej, łatwo wymienialnej grupy pracowników, często będących imigrantami z na krajów Europy Środkowo-wschodniej.
Zmarła Margaret Thatcher Korporacyjne media podały wiadomość o śmierci Margaret Thatcher, byłej premier Wielkiej Brytanii, prekursorki i ikony drapieżnego neoliberalizmu, odpowiedzialnej za krwawe tłumienie protestów pracowniczych, dramatyczny wzrost nierówności społecznych w rządzonym przez siebie kraju i trwające do dziś zubożenie i degradację społeczną milionów brytyjskich pracowników. Symbolem antyspołecznych poglądów Thatcher było jej cytowane po wielekroć stwierdzenie, że "nie ma takiej rzeczy jak społeczeństwo." Margaret Thatcher objęła stanowisko premiera pogrążonej w kryzysie Wielkiej Brytanii w roku 1979 z ramienia Partii Konserwatywnej. Od samego początku swych rządów, z poparciem najbardziej konserwatywnych elementów brytyjskiego społeczeństwa: arystokracji, kapitalistycznych klanów i policji, prowadziła politykę wymierzoną w związki zawodowe, mniejszości etniczne i całą klasę pracującą Wysp Brytyjskich. Antyspołeczne reformy Thatcher, w tym podniesienie podatków dla najuboższych i próba likwidacji przemysłu ciężkiego zdominowanego przez bojowy ruch związkowy doprowadziły do bezprecedensowej fali protestów społecznych, których kulminacją był trwający półtora roku strajk generalny w górnictwie (w latach 1981 - 1983) i fala niepokojów społecznych i zamieszek z udziałem młodych imigrantów, jaka objęła brytyjskie miasta w latach 1983 - 85.
ekonomicznych szans wszystkich obywateli Wielkiej Brytanii - dochody z eksploatacji złóż zostały zawłaszczone przez grupę ponadnarodowych korporacji i przedstawicieli finansowych elit. Wobec rosnącego niezadowolenia społecznego, powodowanego przez neoliberalne reformy i rosnącej opozycji w szeregach własnej partii Thatcher zmuszona została do ustąpienia z wszystkich funkcji rządowych i partyjnych w roku 1990. Nie uchroniło to jej macierzystej Partii Konserwatywnej przed kolejną falą protestów i zamieszek i będącej ich konsekwencją klęski wyborczej i utraty władzy w kraju na ponad 15 lat. Przed kilkoma laty Margaret Thatcher otrzymała tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego, jednak protesty działających w mieście organizacji lewicowych i związkowych, wśród nich Inicjatywy Pracowniczej, zmusiły władze uczelni do odwołania uroczystości na cześć brytyjskiej premier. Za: www.czsz.bzzz.net
Odpowiedzią Thatcher było wysłanie do górniczych osiedli i etnicznych gett wielotysięcznych oddziałów policji i brutalne tłumienie wszelkich przejawów buntu społecznego. W trakcie tłumienia górniczego strajku i zamieszek w wielkich miastach policja zabiła wówczas co najmniej kilkanaście osób. Po początkowych sukcesach stłumieniu inflacji i opanowaniu deficytu budżetowego - rządzony żelazną ręką Thatcher kraj pogrążył się w gospodarczej stagnacji. W krytycznym momencie jej rządów bezrobocie w wielkich miastach przekroczyło poziom 50 procent. Wielki przemysł - chemiczny, metalurgiczny, samochodowy - dający przez ponad 100 lat źródło utrzymania milionom robotniczych rodzin - praktycznie przestał istnieć. Ceną za neoliberalne reformy było bezprecedensowe zubożenie większej części mieszkańców Wielkiej Brytanii - podział kraju na wąską elitę kapitału, skupioną wokół instytucji finansowych londyńskiego City i stale rosnącą większość społeczeństwa pozbawioną ekonomicznej stabilności, zmuszaną do migracji i spychaną stale w stronę trwałej prekaryzacji. Na lata rządów Thatcher przypada odkrycie i rozpoczęcie eksploatacji bogatych złóż gazu ziemnego i ropy na Morzu Północnym. W odróżnieniu od Norwegii majątek ukryty pod morskim dnem nie posłużył jednak do budowy społeczeństwa dobrobytu i wyrównywania
www.kuriersyndykalistyczny.wordpress.com Pismo polskiego pracowniczego Londynu