Koordynacja projektu: dr Jerzy Majka Opracowanie graficzne: Krzysztof Motyka Skład i łamanie: FOX Publishing Bartosz Kusibab Skanowanie: Larus Studio Witold Ziaja Redakcja i korekta: Bogdan Strycharz Redaktor prowadzący: Tadeusz Prunus Zdjęcia pochodzą ze zbiorów: Wacława i Aliny Kopistów, Anny Pasierb, Jana Szatsznajdera, Bolesława Opałka, Bolesława Fleszara, Bożeny Makuch, Czesława Hołuba, Feliksa Milana, Zbigniewa K. Wójcika, Bronisławy Śmilgin, Franciszka i Irminy Rybków, Tadeusza Żukowskiego, Leszka Trybusa, autora oraz Studium Polski Podziemnej w Londynie Autor dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej książki, m.in. Rodzinie śp. Aliny i Wacława Kopistów, żonie Alinie, siostrzenicy Annie Pasierb, ks. Eugeniuszowi Dryniakowi, Tadeuszowi Żukowskiemu, Ryszardowi Żelaznemu, Bolesławowi Fleszarowi, Bronisławie Śmilgin, Bolesławowi Opałkowi, Feliksowi Milanowi, Bożenie Makuch, Leszkowi Trybusowi, oraz pracownikom Oddziału IPN w Rzeszowie Copyright by Wydawnictwo LIBRA Wydanie I, Rzeszów 2010 Wydawcy: Wydawnictwo LIBRA ul. Unii Lubelskiej 6a 35-016 Rzeszów tel./fax 17 862 13 16 www.libra.pl, e-mail: libra@libra.pl
Muzeum Okręgowe w Rzeszowie ul. 3 Maja 19 35-030 Rzeszów tel. 17 853 52 78 www.muzeum.rzeszow.pl
ISBN 978-83-89183-58-3
ISBN 978-83-88085-27-7
W 1983 r., gdy zaczynałem pracę nad dziejami cichociemnych (cc) – elity sił zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego podczas II wojny światowej, pierwszym poznanym skoczkiem Armii Krajowej (AK) był zamieszkały w Rzeszowie ówczesny kapitan Wojska Polskiego (WP) i Polskich Sił Zbrojnych (PSZ) na Zachodzie Wacław Kopisto „Kra”. Były to czasy stanu wojennego, lęku i obaw przed wszechobecną Służbą Bezpieczeństwa (SB) Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (PRL), władną brutalnie krzyżować losy zarówno bohaterów czasów wojny, jak i zwykłych ludzi. Pomimo pewnej rezerwy, jaka cechowała pierwsze nasze spotkania, byłem pewny, że z czasem narodzi się między nami obustronne zrozumienie i zaufanie – i nie myliłem się. Z upływem miesięcy byłem coraz częstszym gościem pp. Aliny i Wacława Kopistów i zawsze mogłem liczyć na Ich serdeczność. Niestety, niedługo… Pod koniec lutego 1993 r. żegnałem już niezłomnego żołnierza Rzeczypospolitej na rzeszowskim cmentarzu Wilkowyja. Gdy po prawie dziesięciu latach podjąłem badania w archiwach IPN-u, nie przypuszczałem, iż odnajdę w nich wątki naszych wspólnych doświadczeń lat 1986–1989, związanych z rozpracowywaniem przez rzeszowską bezpiekę jako wrogów państwa ludowego. Przekonałem się wówczas ponownie, że cc „Kra” w trudnych czasach PRL-u – w latach kolejnej dla Niego próby – zdał bardzo dobrze egzamin z patriotyzmu. Nieustannie inwigilowany przez SB, oparł się licznym naciskom, szantażom i prowokacjom komunistycznej bezpieki – wierny do końca Bogu i Ojczyźnie. Niech ta biografia jednego z 316 spadochroniarzy AK będzie dlań hołdem, a także lekcją historii dla polskiej młodzieży, która tamte czasy może poznawać nie tylko od swoich bliskich, ale również z otworzonych po latach limitowania badań archiwów – tego by chciał Wacław Kopisto. Zwierzyniec, 24 grudnia 2006 r.
5
WSTĘP
Wac awa Kopisto z synami – z lewej Janusz, z prawej Wac aw
Wacław Kopisto jako uczeń gimnazjum
I
Wacław Kopisto urodził się 8 lutego 1911 r. w majątku Józin koło Starego Konstantynowa na Wołyniu, poza przedwojennymi granicami Polski, w posiadłości hr. Józefa Potockiego, niedaleko jego wspaniałej rezydencji w Antoninach. Jego ojciec, Wiktor Stanisław, był zarządcą majątku Józin – wcześniej ukończył gimnazjum i odbył praktykę rolną. Matka, Wacława z Orłosiów, rodem z Małopolski, wówczas także mieszkała w majątku Potockich, tj. w Zarządzie Dóbr w Antoninach. Tam też poznali się rodzice Wacława – i wkrótce pobrali, i tam na świat przyszli Wacław i jego młodszy brat Janusz. Rodzice z dziećmi mieszkali w majątku Józin do 1916 r. Nad dzieciństwem Wacława i Janusza, sielskim i dostatnim, ciemne chmury zaczęły się zbierać dopiero pod koniec wojny, gdy musieli uczestniczyć w kolejnych przenosinach rodziny do pobliskich majątków (Wolica, Wielkie Puzyrki). W zamieszkanej przez Ukraińców okolicy nieliczni Polacy, głównie z tzw. szlachty zagrodowej, skupieni wokół dworów, mimo niesprzyjających okoliczności starali się utrzymywać narodową tożsamość. Oparciem dla nich były liczniejsze skupiska Polaków w okolicznych miasteczkach. Gdy na Wołyń dotarł powiew rewolucji 1917 r., rodzice Wacława z kilkumiesięczną córeczką Reginą musieli uciekać przed wrogością Ukraińców do Kremeńczuk. Zakwaterowani w jednej izbie bez żadnego wyposażenia, z bólem przyjęli wiadomość, że dwór w Wielkich Puzyrkach, gdzie pozostawili cały dobytek, splądrowano i spalono, a inwentarz rozkradziono albo wyrżnięto.
7
LATA DZIECINNE
Na przełomie lat 1917/1918 młody Wacław mieszkał z rodziną kątem u znajomych bądź kuzynów. W tym czasie jego ojciec pracował dorywczo w pobliskich folwarkach, gdyż dalsze okolice ogarnięte były rewolucyjną pożogą. Poczucie tymczasowości i niepokój o losy najbliższych potęgowały krwawe wystąpienia ukraińskiego chłopstwa i pogromy polskich dworów. Grozą nie tylko siedmioletniego chłopca mogły napawać wówczas wieści o bestialskim zamordowaniu księcia Romana Sanguszki ze Sławuty, osiemdziesięcioletniego starca otoczonego powszechną czcią, o kaźni rodziny Chodkiewiczów, potomków hetmana Karola Chodkiewicza, zwycięzcy spod Chocimia w 1621 r. Osiemdziesięcioletniemu wówczas Kraszewskiemu, synowi Józefa Ignacego, cudem tylko udało się uniknąć śmierci dzięki ukryciu się poza swoim dworem w Kołkach. Charakterystycznym było zjawisko – pisał po latach Wacław Kopisto – że jeżeli właściciel, dzierżawca czy administrator dworu odnosił się poprzednio do miejscowych chłopów po ludzku, a nawet po ojcowsku czy przyjacielsko, to takie postępowanie było poczytywane jako dowód słabości i raczej prowokowało do złowrogich wystąpień, grabieży i mordów. Często pogromy zaczynali zdemoralizowani żołnierze zrewolucjonizowanych jednostek wojskowych carskich powracających z frontu. Do wystąpień podżegali ich różni agitatorzy, a także miejscowe baby, żądne wzbogacenia się pańskim dobrem, a w końcu dołączał ogół chłopstwa. Jeżeli mieszkańcom dworów udało się uciec, ocalili w ten sposób życie, bo o uratowaniu jakiegokolwiek dobytku nie mogło być mowy, gdyż oszalały tłum grabił na ogół, co mógł zabrać ze sobą, zwierzęta zaś zabijano na miejscu, aby sąsiadowi nie dać. Niszczono również narzędzia rolnicze. Często pozostawały tylko mury i kominy1. Mimo że przez tereny te przemieszczały się rozmaite uzbrojone formacje (zdemoralizowane oddziały frontowe, ukraińskie sotnie hetmana Pawła Skoropadskiego, resztki wojsk białogwardzistów czy też oddziały strzelców siczowych Semena Petlury), największą grozę budziły oddziały bolszewickie – początkowo samozwańcze, później reprezentujące czerezwyczajkę, czyli bezpiekę nowej bolszewickiej władzy. Nikłą nadzieję na ocalenie pokładali Polacy w formujących się własnych oddziałach na Wołyniu z II i III Korpusu oraz
9
brygady gen. Józefa Hallera. Najbardziej pożyteczny i ruchliwy okazał się oddział partyzancki Feliksa Jaworskiego, słynnego zagończyka, który z determinacją bronił polskości tych ziem. Taka sytuacja trwała do ofensywy kijowskiej na wiosnę 1920 r. i wkroczenia wojsk polskich na czele z gen. bryg. Edwardem Rydzem-Śmigłym do Kijowa. Triumfom polskiego oręża towarzyszył patriotyczny entuzjazm umęczonej ludności. Radość nie trwała jednak długo, gdyż w połowie czerwca wojska bolszewickie w kontrofensywie odzyskały Kijów, zmuszając oddziały polskie do odwrotu. Miejscowi Polacy, bojąc się odwetu, zaczęli ewakuować się na zachód. Podążyła tam i rodzina Kopistów. Tak rozpoczęła się pierwsza faza wędrówki, która trwała półtora miesiąca, do końca lipca 1920 r. Tamte wydarzenia tak zapamiętał młody Wacław: Jedynym możliwym do zdobycia środkiem transportu były furmanki z miejscowych nielicznych jeszcze nie w pełni rozgrabionych majątków […]. Nierzadko jechaliśmy razem z wycofującymi się taborami wojskowymi. W dzień drzemałem na wozie, gdyż w nocy musiałem pilnować razem z innymi pasących się naszych koni. Wieczorami zwykle nad rozpalonym ogniskiem matka przygotowywała jakąś strawę, a ojciec poszukiwał jakichś produktów na przyszłość. Nierzadko w nocy w czasie pasienia koni udawało się mnie nakopać trochę ziemniaków, które zresztą były podstawowym naszym artykułem żywnościowym. Słowem: życie prowadziliśmy prawdziwie cygańskie. Na szczęście w większości pogoda dopisywała. W okolicach Lwowa omal nie zagarnął nas zagon konnicy Budionnego. Uratowaliśmy się dzięki temu, że – w porę uprzedzeni – zboczyliśmy w nocy na boczną leśną drogę2. Na początku sierpnia 1920 r. rodzina Kopistów dobrnęła w okolice Łańcuta i zatrzymała się we wsi Husów w majątku hr. Oborskiego. Po sierpniowej ofensywie i „cudzie nad Wisłą” wojska polskie znów odzyskały wschodnie rubieże i przekroczyły rzeki Niemen oraz Zbrucz. Wykonując polecenie władz polskich, Kopistowie z innymi Kresowiakami znów wyruszyli na wschód do poprzednich miejsc zamieszkania. Po koszmarnej podróży koleją, furmankami i saniami dotarli wreszcie w Wigilię Bożego Narodzenia
1920 r. do ogołoconego domu. Poważnym problemem dla całej rodziny była zima 1920/1921. Niebawem na tereny te, które na mocy porozumienia o zawieszeniu broni i traktatu ryskiego przypadły Rosji Sowieckiej (granica na Zbruczu), znów wkroczyli bolszewicy. Stan ten trwał do wojny w 1939 r.
II PO RAZ PIERWSZY POD WŁADZĄ
Po powrocie na Kresy Kopistowie zamieszkali w Kremeńczukach, gdzie ojciec dziesięcioletniego Wacława został pomocnikiem magazyniera w cukrowni. Na wiosnę otrzymał posadę kierownika dawnego majątku hr. Potockiego w Krasówce z równoczesnym nadzorem folwarku Wielkie Puzyrki. W Kremeńczukach Kopistowie mieszkali jeszcze dwa lata. Ojciec codziennie dojeżdżał do pracy końmi. Wacław często towarzyszył mu w tych wyjazdach. Gdy pozostawał z młodszym rodzeństwem w domu, pływał łodzią po pobliskim stawie, łapał ryby na wędkę, a w zimie ślizgał się na zamarzniętych sadzawkach. Najprzyjemniejszy dla młodego chłopca był trzyletni pobyt w Krasówce. Miał tam nieograniczoną swobodę i dużo przestrzeni, a po pewnym czasie nawet własnego konika. Mógł również korzystać ze strzelby, którą władze sowieckie dla bezpieczeństwa przydzieliły ojcu. Wacław wspominał, że hasał po polach i zaroślach, polując na ptactwo i zające: Szczególnie w tym okresie interesowało mnie wszystko, co miało związek z bronią i amunicją. Skonstruowałem nawet coś w rodzaju rewolweru, ale przy pierwszej próbie, podgrzewając zapłon nad świecą, by spowodował wystrzał, omal nie zostałem okaleczony. Wybuch bowiem spowodował oderwanie się lufy od rękojeści, kula trafiła w sufit, a mnie na szczęście tylko osmaliło. Innym razem na jesieni znalazłem w krzakach na odludnym polu trzycalowy niewypał armatni. W następnym dniu z zapałkami wybrałem się na miejsce znaleziska i rozpaliłem ognisko. Sam schowałem się do pobliskiego rowu, oczekując wybuchu.
11
SOWIECKĄ (1921–1926)
Gdy pocisk wreszcie eksplodował, zostałem przysypany spadającymi z góry resztkami ogniska i grudkami ziemi. […] nie odniosłem żadnych obrażeń. Dopiero później, gdy ojciec dowiedział się o moim wyczynie od przejeżdżającego opodal konno zootechnika […], dostałem za swoje3. Takie to były nieodpowiedzialne dziecięce zabawy, zwłaszcza gdy czasu było w nadmiarze… Niestety, szkoły na miejscu nie było i rodzice jedenastoletniego Wacława utrzymywali guwernantkę, Julię Krasucką. Uczyła ona braci głównie polskiego, historii, geografii, ale bez pomocy naukowych. Z domowego kształcenia Wacław wyniósł mimo to sporo wiadomości, które później bardzo mu się przydały. W Krasówce sytuacja materialna rodziny znacznie się poprawiła. Powodem było m.in. ożywienie gospodarcze w wyniku sowieckiej nowej polityki ekonomicznej (NEP), polegającej na porzuceniu w gospodarce komunizmu wojennego i powrocie do zasad rynkowych. Prowadzenie dużego gospodarstwa ogrodniczo-hodowlanego gwarantowało wtedy życie w dostatku. Ale do czasu... Wraz z krzepnięciem nowej władzy narastały szykany obywateli, przeradzające się w terror. Pod różnymi pretekstami nękano również ojca Wacława. Wreszcie oskarżono go o nieprzestrzeganie przepisów socjalnych i skazano na rok więzienia w zawieszeniu. Pogarszająca się sytuacja polityczno-gospodarcza i brak szkoły skłoniły Wiktora Stanisława Kopistę do starań o repatriację do Polski. Początkowe próby nie dawały rezultatu. Gdy jednak ojciec Wacława dowiedział się, że jego cioteczny brat, Girsa, został mianowany posłem Czechosłowacji w Moskwie, nawiązał z nim kontakt i poprosił o protekcję. Dzięki jego wstawiennictwu cała rodzina otrzymała paszporty i w końcu czerwca 1926 r. przez Zdołbunów i Równe przybyła do Łańcuta.
III
W Łańcucie Kopistowie zamieszkali u kuzynki, która pracowała na zamku u hr. Alfreda Potockiego. Dla Wacława stabilizacja oznaczała kres sielskiego przedłużonego dzieciństwa, gdyż musiał nadrobić zaległości szkolne – przede wszystkim przygotować się do egzaminu wstępnego do gimnazjum im. H. Sienkiewicza w Łańcucie. Przez ponad 2 miesiące chłopiec uczył się po kilkanaście godzin dziennie. Jak się okazało – owocnie, gdyż 15 września 1926 r. zdał egzamin do klasy IV gimnazjum. Okres nauki wspominał mile, a stosunki koleżeńskie również układały się dobrze. Specjalnych trudności – poza pierwszym rokiem nauki, gdy długo nie uczęszczał na lekcje z powodu szkarlatyny – nie miał. Na święta i wakacje wyjeżdżał wtedy z bratem i siostrą na Wołyń, do miejscowości Smordwa koło Dubna, gdzie jego ojciec był zarządcą majątku hr. Ledóchowskiego. Na wołyńskich przestrzeniach mógł powrócić do młodzieńczych upodobań: polowania, wędkarstwa i wioślarstwa, a także niekończących się wędrówek po polach i lasach. Warto przypomnieć, że były to tereny położone opodal rzeki Ikwy, z mnóstwem zabagnionych rozlewisk, tworzących raj dla ptactwa wodnego i myśliwych. Często tam brodził, polując na kaczki, lub zwiedzał pobliskie okolice na rowerze. W Smordwie mieszkało kilka rodzin inteligenckich. Tam Wacław szybko nawiązał pierwsze przyjaźnie z rówieśnikami. Najbardziej jednak przyciągał go odległy o około 60 km Krzemieniec, gdzie mieszkała zaprzyjaźniona rodzina Trzeszewskich. W mieście tym, wypełnionym narodowymi pa-
13
W WOLNEJ POLSCE
Wacław Kopisto (w rogatywce) na ćwiczeniach rezerwy w Jarosławiu ok. 1938
Janusz Kopisto, brat Wacława
15
miątkami, teraźniejszość zdawała się prowadzić nieustanny dialog z przeszłością. Ruiny zamku królowej Bony, góra jej imienia, słynne na całą Rzeczpospolitą Liceum założone przez Tadeusza Czackiego i Hugona Kołłątaja, pomnik Juliusza Słowackiego w kościele oo. Jezuitów, jego dom-muzeum i wreszcie słynna skałka imienia poety, skąd roztaczał się wspaniały widok na miasto – czy pośród tylu świadczących o wielkości narodowego dziedzictwa miejsc młody Wacław miałby nie być dumny, że jest Polakiem... Gimnazjalna wyprawa była ostatnim przed wojną 1939 r. pobytem Wacława Kopisty na ziemi wołyńskiej. Na wiosnę 1931 r. jego ojciec otrzymał posadę zarządcy majątków hr. Alfreda Potockiego Kurowice i Paluchów, położonych na południowy wschód od Lwowa (ok. 35 km). Kurowice były dużą wsią, gdzie m.in. znajdował się urząd gminy, siedmioklasowa szkoła, stacja kolejowa, ośrodek zdrowia, posterunek policji i kościół greckokatolicki – później mieszkańcy zbudowali też świątynię rzymskokatolicką. Miejscowość ta miała ciekawą historię – jej nazwa powstała dla upamiętnienia tzw. wojny kokoszej w 1537 r. Wówczas, za panowania króla Zygmunta Starego, zebrana na pospolite ruszenie szlachta zamiast wyruszyć na wyprawę mołdawską, podniosła rokosz przeciwko królowi. O heroicznych czynach owej ruchawki milczą kroniki. W annałach odnotowano natomiast rzeź kur w opanowanej przez kontestatorów okolicy dla wyżywienia rzesz gustujących w rozkoszach stołu rokoszan. Po maturze w 1931 r. Wacław Kopisto rozpoczął jesienią tego roku studia w Wyższej Szkole Handlu Zagranicznego we Lwowie. Studiował do 1936 r. z roczną przerwą na odbycie służby wojskowej na dywizyjnym kursie Podchorążych Rezerwy w Tarnopolu przy 54 pułku piechoty (wrzesień 1934 – czerwiec 1935). Siedzibą szkoły był dawny zamek książąt Zbaraskich nad rzeką Seret. Młody elew tzw. szkoły życia nie mógł się pogodzić z pruskim drylem i poniżeniami stosowanymi przez niektórych podoficerów (na porządku dziennym były m.in.: meldowanie się do stojącej w kącie miotły, urządzanie z udziałem całej sali pogrzebu znalezionego niedopałka papierosa lub zapałki czy meldowanie się w różnych sytuacjach
w całym oporządzeniu). Rozmaite szykany nie podnosiły dyscypliny, a raczej potęgowały przekorę. W związku z tym przepustka do miasta była rzadkością i obowiązywał zakaz opuszczania koszar. Pod koniec kursu, w kwietniu 1935 r., elewi wyjechali na obóz ćwiczebny do Nadwórnej. Tak o nim wspominał młody podchorąży: Tam zakwaterowano nas na przedmieściu w podnajętych izbach, gdzie na podłodze gnieździliśmy się na słomianych barłogach. Ponieważ kwatery były porozrzucane, nie mogła być tam utrzymywana koszarowa dyscyplina. Szczególne trudności w utrzymaniu rygoru sprawiała dowództwu moja drużyna, która należała do najkrąbrniejszych. Celem wzięcia jej w karby zastępca dowódcy szkoły kpt. Król dokonał zmiany na stanowisku drużynowego. Został nim plutonowy, bardzo rygorystyczny, ale przy tym niestroniący od kieliszka. Dzięki temu już następnego wieczoru udało się nam podstępnie upić do nieprzytomności nowego szefa i podrzucić go w tym stanie do rowu przy dowództwie szkoły. Tak niefortunnie skończyła się jego krótka kariera u nas4. Po ukończeniu szkoły podchorążych (z wynikiem dobrym – lok. 45/94) w czerwcu 1935 r. Wacław Kopisto w stopniu plutonowego podchorążego został odkomenderowany na praktykę do 52 pp w Złoczowie. Tam trafił do 1 kompanii kpt. Adolfa Kowarsza, oficera wykazującego skłonność do sadyzmu, który lubował się szczególnie w dręczeniu podwładnych stójkami w pełnym oporządzeniu aż do utraty przytomności. W następnym roku, gdy Wacława Kopistę powołano na ćwiczenia rezerwy, z przydziałem również do 1 kompanii, jej dowódcą był już kpt. Antoni Żochowski (52 pp dowodził płk Stanisław Dąbek, a baonem mjr Nankiewicz). W rocznej liście kwalifikacyjnej za rok 1937/1938 przełożony wystawił mu taką opinię: Energiczny, przed frontem plutonu pewny siebie. Regulamin piech. cz. II zna dobrze. Dowodzi dobrze. Na dowódcę plutonu strzeleckiego nadaje się. Złoczów, dnia 23 VI 1937. Opinię zaaprobował również dowódca pułku Stanisław Dąbek, który stwierdził, iż Wacław Kopisto w zupełności zasługuje na nominację na oficera rezerwy5. Kilka miesięcy później Wacław Kopisto otrzymał stopień podporucznika z rąk prezydenta RP Ignacego Mościckiego, ze starszeństwem od 1 stycznia 1938 r.
17
Wołyń był wówczas penetrowany przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która usiłowała realizować swoje polityczne cele za pomocą terroru. Mnożyły się zamachy na przedstawicieli polskiego aparatu władzy oraz na polskich ziemian. Zamachu – na szczęście nieudanego – dokonano również na ojca Wacława. Jesiennym wieczorem 1936 r. ktoś strzelił doń z karabinu, kiedy pracował przy biurku, a starszy syn czytał gazetę. Na szczęście kula przeszła obok, rozbijając jedynie abażur od lampy naftowej, i uderzyła w przeciwległą ścianę. Częste były też podpalenia zbiorów i zabudowań dworskich, które stawały się wręcz plagą. Aby ukrócić wrogie wystąpienia, władze polskie wprowadzały na tym terenie stan wyjątkowy. Niekiedy wojsko przeprowadzało pacyfikację, siłą przywracając porządek. Metody te przynosiły połowiczny skutek, gdyż wśród Ukraińców narastała chęć odwetu. Czekali tylko sposobnej chwili… Po ukończeniu Akademii Handlu Zagranicznego we Lwowie (po przemianowaniu WSHZ) Wacław Kopisto w 1937 r. rozpoczął pracę zawodową w Ordynacji hr. Potockiego w Łańcucie. Zatrudniono go w biurze prawno-administracyjnym, którego dyrektorem był Szczęsny Dwernicki, potomek gen. Józefa Dwernickiego, zwycięzcy spod Stoczka w 1831 r. Tam nawiązał nowe znajomości i pogłębił stare. Często bawił wówczas w Albigowej, gdzie wuj Bolesław, zarządca majątku i stadniny koni, z żoną Eryką prowadzili otwarty dom. Życie Wacława płynęło więc spokojnie i – jak na warunki małomiasteczkowe – w sposób urozmaicony. W lecie często wyprawiał się na wycieczki i pikniki do lasu lub nad Wisłok, jesienią i zimą polował oraz wyjeżdżał na kuligi i zabawy karnawałowe. Często bywał na różnych spotkaniach w kasynie urzędniczym na brydżu czy pokerze. Po kupnie motocykla robił dalsze wypady, najczęściej do Bykowiec za Sanokiem, gdzie spędzał czas w miłym towarzystwie. Ekspansja Hitlera i III Rzeszy oraz kunktatorstwo europejskich mocarstw sprawiały jednak, że nieuchronnie zbliżało się widmo wojny. Po wchłonięciu przez Führera Austrii i rozbiorze Czechosłowacji przyszła kolej na Polskę...
Rodzice Wacława Kopisto, Wacława i Stanisław Wiktor
Akt urodzenia W. Kopisty
Odpis aktu urodzenia Wacława Kopisty
Akt nadania obywatelstwa Wacławowi Kopiście
W mundurku gimnazjalisty
W. Kopisto wśród rówieśników
Wacław Kopisto
Wacław Kopisto we Lwowie
Od lewej: Janusz Kopisto, brat Wacława, babcia Aurelia Orłoś, W. Kopisto i Helena Orłoś, siostra matki