Brzdąc nr 1/ 2013

Page 1

BRZDĄC

MAŁY CZŁOWIEK W GĄSZCZU SPRAW NR 1/2013 (1)

SZTUKA KARMIENIA

NIEMOWLAKA

DZIECI CZ Y TA JĄ

KREATYWNA ZABAWA


BO DZIECI SĄ WŚRÓD NAS Po długich rozmyślaniach postanowiliśmy Was rozpieścić. Rozpoczynamy od tego skromnego numeru poświęconego dzieciom. Mamy nadzieję, że te kilka stron to dopiero początek naszej nowej przygody. „Brzdąc” to dzieło naszych zdolnych redaktorów, którzy kochają dzieci. Bo przecież bez nich świat by nie istniał. To od nich wszystko się zaczyna. One łączę pokolenia, są ogniwem spajającym społeczeństwo. Chcielibyśmy tym magazynem wesprzeć rodziców borykających się z różnymi problemami. Być dla nich inspiracją, ułatwić im wychowanie swoich pociech, a dzieciom dać możliwość rozwoju. Jesteśmy pełni nadziei, że nasza dziecięca odmiana „Obsesji” trafi w Wasze gusta. Życzymy owocnej lektury. Redaktor Naczelna

STOPKA REDAKCYJNA

BRZDĄC

KONTAKT Z REDAKCJĄ

WSPÓŁPRACOWNICY

REDAKCJA I KOREKTA

redakcja@magazynbrzdac.pl reklama@magazynbrzdac.pl

Aleksy Krysztofiak Klaudia Maksa Maria Anna Brzegowy Justyna Cielecka

Anna Stokłosa

STRONA WWW

www.magazynbrzdac.pl

SKŁAD

Scared Dragon Studio ZDJĘCIE NA OKŁADCE

© Igor Yaruta - Fotolia.com

REDAKTOR NACZELNA

Agnieszka Pohl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów oraz nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.

WSTĘPNIAK

2


U NAS... EKSPERT ODPOWIADA Listy czytelników.......................................................... 4

ALEKSY POLECA Literatura młodego człowieka................................... 6

MŁODA MAMA Mama-Dama................................................................ 12

DZIECKO W SZKOLE Wielkie problemy małego człowieka...................... 14

WARSZTATY WYCHOWANIA Trzeba być twardym, mamo!.................................... 16

NA TALERZU JANKA Nie samym mlekiem żyje bobas............................... 18

TWÓRCZY CZAS Pojemniki na przybory szkolne................................ 22

NASI AUTORZY

JUSTYNA CIELECKA, ceniąca spokój, strażniczka ogniska domowego. Z wykształcenia nauczyciel logopeda. Wieloletni wolontariusz Grupy Niepełnosprawnych Caritas i animator Ruchu Światło - Życie. Wodzirej. Z zamiłowania - artysta, plastyk. Wielbicielka: rękodzieła, sztuki ludowej, dobrej muzyki i górskich wędrówek z plecakiem. KLAUDIA MAKSA z wykształcenia pedagog. Zawodowo zajmuje się terapią logopedyczną. Prowadzi także zajęcia z języka francuskiego dla dzieci dyslektycznych. W wolnych chwilach uprawia szeroko pojęte dziennikarstwo. Permanentnie obserwuje ludzi i uczy się. Nierzadko na własnych błędach, choć uważa, że każdy z nich jest potrzebny do samorozwoju. Amatorka dobrych książek, kotów i zdrowej kuchni. Prowadzi blog z poradami dla kobiet „Co to ja dzisiaj miałam”: http://k-maksa.blogspot.com/

3

INŻ. MARIA ANNA BRZEGOWY - specjalistka ds. żywienia, autorka bloga be POSITIVE (pyszniezdrowo.blogspot.com), mama małego Janka. W dietach dorosłych siedzi od lat, karmienia maluchów dopiero się uczy. To specjalnie dla Brzdąca - dzieli się z Wami swoimi pierwszymi doświadczeniami, trudnościami i radościami. Kocha gotować, pisać i bałaganić wszędzie gdzie tylko się da. ALEKSY KRYSZTOFIAK, od trzech lat prowadzi blog „Książki na czacie” i kręci video recenzje dla xiegarnia.pl. Najbardziej lubi powieści fantasty, komiksy i książki przyrodnicze. Ma młodszą siostrę, której czasami czyta. Poza książkami uwielbia narty, pływanie, biegi przełajowe, łażenie po drzewach i strzelanie z łuku. Chciałby kiedyś napisać scenariusz do własnej gry komputerowej. W tym roku zaczął naukę w gimnazjum.

U NAS...


Ekspert odpowiada Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: ra2 studio - Fotolia.com

EKSPERT ODPOWIADA

4


Dzień dobry. Zwracam się do Państwa z prośbą o radę. Mój syn półtora roku temu dostał na komunię laptopa. Do tej pory nie wykazywał żadnych niepokojących sygnałów, że serfowanie w internecie może pochłonąć go całkowicie. W domu od paru lat posiadamy komputer stacjonarny, na którym przeważnie pracuje mąż (pisze doktorat i przygotowuje swoje zajęcia ze studentami). Ja również korzystam z internetu, ale czasami, ponieważ większość informacji opracowuję w pracy (jestem bibliotekarzem). Nigdy nie broniliśmy synowi dostępu do naszego komputera. Jednak mimo naszego przyzwolenia, prawie z niego nie korzystał. Wolał zajmować się czymś innym. Oglądać w telewizji filmy przyrodnicze, albo czytać książki, których w domu ma ogromny wybór. Jednak od czasu, kiedy ma laptopa inne zajęcia w ogóle go nie interesują. Przestał czytać, nie ogląda już telewizji, za to całymi godzinami może oglądać jakieś głupawe filmiki na youtube, albo oglądać jakieś beznadziejne obrazki. Staramy się z mężem bardzo ograniczać mu dostęp do komputera. Zapisaliśmy go na dodatkowe zajęcia, uczy się angielskiego, chodzi na kółko teatralne dla dzieci. Ale i tak po odrobieniu lekcji zamiast odpocząć woli ślęczeć przed ekranem laptopa. Syn jest jeszcze mały i poddaje się naszej woli, ale boję się, że w przyszłości jego nowe „zainteresowania” pochłoną jego uwagę tak, że zacznie mieć problemy z nauką, że o ograniczeniu intelektualnym nie wspomnę. Proszę o radę, jak mogę syna z powrotem sprowadzić na ziemię. Jolanta

Dzień dobry. Pani Jolu, słusznie inteligentni rodzice obawiają się, że media (wliczam w tę grupę również gry komputerowe) mogą ograniczyć rozwój intelektualny ich pociech. Jest to realne zagrożenie współczesnych czasów. Jednak mogę Panią pocieszyć, Można temu zapobiec, powiem więcej, można tak ukształtować świadomość dziecka, że będzie ono rozwijało się intelektualnie bardzo dobrze mimo poświęcania wolnego czasu na gry, czy inne komputerowe przyjemności. Aby dojść do tego idealnego stanu, trzeba zacząć od.... zmiany postawy samych rodziców wobec tego typu rozrywek z negatywnej na pozytywną, a co za tym idzie, twórczą. Pani i Pani mąż jesteście ludźmi wykształconymi. Przykładacie Państwo wielką wagę do rozwoju naukowego. Mąż pisze pracę doktorską, a Pani zajmuje się informacją naukową w bibliotece. Artykułuje Pani to bardzo wyraźnie w swoim liście, więc mam podstawy przypuszczać, że dziecko od najmłodszych lat ma uświadamianą wyższość rozwoju intelektualnego nad innymi formami aktywności. Jednak dla

5

dziesięciolatka taki klimat wychowania może być po prostu za ciężki. Dlatego syn nie często garnął się do komputera rodziców, bo nie znalazł tam nigdy interesujących go rzeczy. Za to kiedy otrzymał własny laptop, stał się „panem i władcą” swoich rozrywek. Nie musiał się już obawiać dezaprobaty w oczach ojca, pracownika naukowego, kiedy wpisywał w wyszukiwarkę internetową interesujące go hasło. Ale to wcale nie musi znaczyć, że zaczyna się dziać coś niedobrego, że syn zaczyna się beznadziejnie zatracać w wirtualu. Przede wszystkim Pani musi wyjść od tego, że dziesięcioletni chłopiec, to jeszcze małe dziecko. Nie myśli kategoriami dorosłych i w internecie szuka rozrywki. Proponuję kiedyś, kiedy syna nie będzie w domu, przejrzeć historię przeglądanych przez niego stron. Proszę je zapisać i w wolnej chwili przeanalizować, co syn ogląda, czym się interesuje. Bardzo dobrze się składa, że pracuje Pani w bibliotece. Proszę zatem wykorzystać ten spis adresów internetowych do określenia profilu zainteresowań dziecka. Proszę przyjrzeć się filmikom. Jednak od razu radzę pozbyć się negatywnej oceny społecznej tego typu rozrywek, tylko potraktować to źródło warsztatowo. Jestem pewna, że analizując adresy stron z miesiąca na przykład można wstępnie określić profil zainteresowań i preferencji syna. Następnie proszę poszukać w internecie stron, które by temu profilowi odpowiadały. Stron, na których syn znajdzie rozrywkę oraz elementy poznawcze. Przynieść do domu książki w kolorowych okładkach, ze zdjęciami, też ukierunkowane na internetowe zainteresowania. To może dziecko zachęcić do czytania i szukania samemu informacji na ciekawe dla niego tematy. Dobrą metodą na rozwijanie jego zainteresowań będzie także czytanie mu ich przed snem. Przy okazji takie momenty mają bardzo pozytywny wpływ na relacje rodzic – dziecko. Na zakończenie proszę pamiętać o bardzo ważnej rzeczy. Dobry rodzic to taki rodzic, który podąża krok za dzieckiem, a nie wyprzedza go o dwa kroki. W przypadku syna, Państwa ambicje i zainteresowania są dla niego za ciężkie. Na książki przyjdzie czas. Jest tyle innych możliwości rozwoju osobowości dziecka, że na pewno znajdziecie Państwo jakąś atrakcyjną dla syna. Pozdrawiam i życzę powodzenia.

Jeśli masz problem wychowawczy napisz do nas:

listy@magazynbrzdac.pl Wybrane listy opublikujemy na łamach naszego pisma. Wysłanie listu jest jednocześnie wyrażeniem zgody na jego publikację, redakcję i korektę.

EKSPERT ODPOWIADA


Aleksy poleca Tekst: Aleksy Krysztofiak Zdjęcia: ra2 studio - Fotolia.com, Aleksy Krysztofiak, materiały prasowe wydawnictw

ALEKSY POLECA

6


O JEDNOROŻCU, KTÓRY BYŁ ŻUBREM

czyli „Ostatni żubr” Tomasz Samojlik, wydane przez Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk Białowieża, stron 96, 16,5x24x1,1cm, miękka oprawa.

Może się wam wydawać, że to dziecinny komiks, ale tak nie jest. On jest po prostu tak samo dobry dla dzieci, jak i dorosłych. Jest po prostu świetny. Okładka kolorowa, a środek czarno-biały, co smuci tylko wtedy, kiedy się to odkryje, bo potem się o tym zapomina. Rysunki są proste i bardzo sympatyczne. Najbardziej podobają mi się zwierzęta. Żubry są narysowane genialne. A najlepsza jest oczywiście postać trzecioplanowa, która pojawia się tylko na chwilę – Ryjówka. Jak wam już mówiłem na vlogu i pisałem w recenzjach, Ryjówka jest główną bohaterką (właściwie bohaterem) dwóch innych komiksów Tomasza Samojlika – „Ryjówka przeznaczenia” i „Norka zagłady”, które bardzo wam polecam, jeśli wcześniej nie czytaliście. Historia opisana w „Ostatnim żubrze” dzieje się w roku 1919, kiedy to w Puszczy Białowieskiej zostaje zabity ostatni żubr. A przynajmniej tak wszyscy myślą na początku. I to jest straszne, ponieważ umożliwia sprzedaż i wycięcie tego wielkiego, legendarnego lasu. Na szczęście znajdują się ludzie, którzy postanawiają o puszczę walczyć. W tym samym czasie mały żubr zostaje sam, bo kłusownik zabił jego mamę. Podąża swoją drogą, szukając Serca Lasu, miejsca, o którym mówiła mu mama. Spotyka różne zwierzęta, postanawia iść do wsi i zostaje postrzelony. Czy uda mu się przetrwać? Czy puszcza ocaleje i znajda się w niej nowe żubry? Musicie to przeczytać. Na końcu komiksu jest kilka stron faktów przyrodniczo-historycznych. Ze śmiesznymi rysunkami i fajnie napisane.

KSIĄŻKA DO CZYTANIA NA DRZEWIE

czyli „Juniper Berry i tajemnicze drzewo” M.P. Kozlowsky, wydawnictwo Esprit, stron 267, miękka oprawa. Tę książkę odkryłem dzięki blogowi „Królestwo książek”, gdzie znajdziecie sporo dobrych propozycji młodzieżowych. Dzięki.

DRZEWA Jako wielbiciel łażenia po drzewach, wspinania się jak najwyżej, albo zwykłego siedzenia na drzewie, zawsze zainteresuję się książkami, w których jednym z bohaterów jest drzewo. W wielkich drzewach jest coś tajemniczego, są bardzo stare, „widziały” dużo rzeczy, żyją i potrafią wyglądać jak stworzenia z innego świata – przeobrażają się o zmierzchu. I jest coś świetnego w siedzeniu na drzewie. Taka mini ma-

7

Są to rzeczy ciekawe i edukacyjne, więc rodzice będę zadowoleni, bo można się czegoś nauczyć o Polsce. Ale jednocześnie­komiks nie jest nudny, bo jest zwyczajną, przygodową historią. Może zainteresować naprawdę każdego. PS. Czy wam też się wydaje, że ten mały żubr a okładce wygląda jakby miał zaraz zrobić siku za drzewem? :)

gia, bo dosłownie odrywamy się od ziemi (co dla ludzi nie jest przecież naturalne). Mam świra na punkcie drzew, niestety urosłem i nie mogę siedzieć na owocowych w naszym ogrodzie, bo ciągle coś łamię. A na kasztanowce mam zakaz wstępu, ale coś wymyślę.

POWIEŚĆ Ale wracając do powieści. Jest bardzo dobrze napisana, czyta się ją szybko, nie jest bardzo długa, ale historia jest ciekawa. Moim zdaniem jej największą zaletą jest świetny klimat. To dzięki niemu czytelnik zostaje naprawdę wyrwany z własnego życia i przeniesiony do innego świata. Zostaje tam do ostatniej strony. A po przeczytaniu wpada się w dobry nastrój, choć książka bywa miejscami straszna. Jej bohaterką jest 11-latka. Mieszka w wielkiej rezyden-

ALEKSY POLECA


cji i jest bardzo bogata, bo jej rodzice są znanymi aktorami. Mimo to czuje się samotna i nieszczęśliwa, bo nie ma towarzystwa, a rodzice są wiecznie zajęci i coraz gorzej się wobec niej zachowują. Całkiem jakby przestawali ją kochać. Podobne wnioski wobec swoich opiekunów ma pewien nieśmiały chłopak, Giles. To nie może być zbieg okoliczności. Pewnego dnia, Juniper wraz z Gilesem, odkrywają, że zachowanie dorosłych jest związane z mrocznym miejscem ukrytym między korzeniami dużego drzewa. Nie chce spoilerować, więc nie napiszę co dalej. Powiem Wam jednak, że odkrycie niebezpieczeństwa i uratowanie rodziców, to nie jedyny problem. Pojawia się bowiem pokusa realizacji własnych marzeń. Jak poradzą sobie z tym przyjaciele? Okładka jest miękka, ale fajna. Jest na niej ilustracja, której tytuł książki jest częścią, co fajnie wygląda. Rysunek zrobił grafik znany ze Shreka i Madagaskaru. Część ilustracji jest polakierowana co daje ciekawy efekt. W środku znajdziecie kilka, czarno-białych, całostronicowych ilustracji. PS. Jeśli nie czujecie się przekonani, polecam świetną reklamę książki. Ma fajny klimat, zwróćcie uwagę na skrzypienie gałęzi na końcu filmiku: http://www.youtube.com/watch?v=QY1rQNHLSvs

DAŁEM SIĘ ZASKOCZYĆ

czyli „Narwańcy, uwodziciele, samotnicy. Atlas tych, co fruwają, skaczą i nurkują” Adrienne Barman, wydawnictwo Dwie Siostry, 204 stron 19x26x2,4cm, , oprawa twarda.

Lubię książki o zwierzętach. Gdzieś nawet widziałem wcześniej informacje o tej, ale jakoś mnie nie zainteresowała. Na szczęście ją dostałem, bo inaczej ominęłaby mnie jedna z najładniejszych książek jakie mam. Właściwie nie powinienem wiele o niej pisać, bo to książka obrazkowa. Są w niej tytuły działów i nazwy zwierzaków, czasem jakieś zdanie informacji i to wszystko. Nie liczyłem, ale podobno znajdziecie tu ponad 600 gatunków zwierząt podzielonych na 40 rodzin. I to jest w tej książce najlepsze, bo podział jest przeprowadzony pod kątem kolorów, wielkości, charakterów, wzorków, itd. Są to kompletnie szalone kryteria z których powstały równie szalone działy jak: pomidorowe, wyklęte, legendarne, o najdłuższym języku, spektakularni uwodziciele, nieodżałowane (mój ulubiony) itd. Ale od razu piszę, nie myślcie, że humor i nietypowy podział to jedyne wartości tego zbioru. Przede wszystkim każda strona jest zarysowana i wypełniona kolorem, dowcipna i inna niż pozostałe. Każda ma jakiś pomysł, fajnie wygląda i przyjemnie się na nią patrzy. Książkę można oglądać wiele, wiele razy. Dla mnie najlepsze są miny zwierzaków. Serio, tapir malajski zadzierający nosa, krwiożercza pójdźka z cieknąca śliną. To trzeba zobaczyć. A jednocześnie zwierzaki nie są karykaturami, tylko wyglądają tak, jak powinny. Mama się ucieszyła, bo ma ściągę do rysowania dla Kla. Klara często pyta jak coś narysować, a Mama nie wie jak najprościej, i tu ma setki prostych rysunków zwierzaków, które można przerysować i jeszcze ładnie pokolorować. Tytuł dostaje 7/7 bomb. Wcale nie powiem, że jest tylko dla dzieciaków. Właściwie jest dla wszystkich. UWAGA! Książka do wielokrotnego użytku. Może poprawić humor.

ALEKSY POLECA

8


CHCESZ POGADAĆ Z KSIĄŻKĄ?

czyli „A gdzie tytuł” Herve Tullet, wydawnictwo Babaryba, 19,5x24,2x1,2cm, twarda oprawa.

Pisałem Wam o dwóch poprzednich książkach tego zupełnie zwariowanego autora – obie spodobały się całej naszej rodzinie a Kla do tej pory się z nich śmieje. Dziś przyszła pora na trzecią, nowość. Zastanawialiście się co robią postacie z książki, kiedy jest ona zamknięta? No to tu możecie zobaczyć. Już na pierwszej stronie dwójka bohaterów gra sobie w piłkę i nie zwraca uwagi na czytelników. Dopiero po przekręceniu kartki, niezbyt zadowolona księżniczka orientuje się, że książka została otwarta i mówi do świni „Hej, zobacz! Chyba ktoś teraz na nas patrzy…”. P ­ otem razem zaczynają rozmawiać z czytelnikiem (w tym wypadku, rozmawiała z nimi Klara). Okazuje się, że postaci z książki (bo jest ich więcej) są nieprzygotowane do bajki, narysowane byle jak, trochę pomazane

9

ALEKSY POLECA


jakimiś notatkami, krzywo pokolorowane i niezbyt gościnne. Marudzą, że nikt ich nie uprzedził, że przyjdziemy (my, czytelnicy) i czy moglibyśmy przyjść później. Aż w końcu wołają autora i wtedy odwiedzamy samego Hreve Tullet’a – Klara strasznie waliła w drzwi na rysunku, żeby otworzył. Herve też jest zaskoczony i niezbyt zadowolony, co widać po zdjęciach jego min. Jednak pod naciskami szybko układa bajkę, którą rysuje już bardziej starannie. Czy bajka jest jednak fajna i co się dzieje dalej, to już zobaczcie sami. Jest to bardzo fajna, szalona książka interaktywna. Naprawdę można porozmawiać z jej bohaterami. Klara była zachwycona i rozśmieszona. Strasznie się ucieszyła, kiedy

ALEKSY POLECA

10

w pracowni Tullet’a znalazła poprzednią książkę „Naciśnij mnie”. Oczywiście czytać trzeba jej było kilka razy, ale po pierwszych trzech, domagała się już nowych dialogów, więc Mama i Tata musieli podjąć się tego zdania. Ale tak samo było z poprzednimi książkami. Najpierw Klara robiła wszystko tak jak trzeba, a potem wymyślała swoją treść (pisałem Wam, że w książce „Naciśnij mnie” kropki zostały grupą przedszkolaków, a Kla ich panią nauczycielką). Książka jest bardzo fajna na poprawienie humoru i spodoba się nawet tym dzieciom, które się przy czytaniu nudzą. Wydaje mi się tez, że pomaga rozwijać wyobraźnię. Naprawdę polecam.


http://facebook.com/FestiwalDuzegoFormatu 11

PATRONAT


MAMA-

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: evgenyatamanenko - Fotolia.com

MŁODA MAMA

DAMA 12


Bycie mamą niemowlaka to dla kobiety nie lada wyzwanie. Bowiem pojawienie się małej istoty przewraca życie do góry nogami. Muszą minąć miesiące zanim nowe obowiązki dadzą się opanować na tyle, żeby móc zacząć wkręcać między nimi małe przyjemności. Ba! Żeby w ogóle zacząć myśleć o sobie. Po tym trudnym okresie stajemy przed lustrem i zauważamy, że nasz wygląd pozostawia wiele do życzenia... Szybko jednak wystawiamy sobie same w głowie usprawiedliwienie, że to przez brak czasu. Ale czy naprawdę nie ma szans na dbanie o siebie przez kilka miesięcy po narodzinach dziecka? Oj, chyba się jednak da. Przynajmniej trochę.

MANICURE Jest jasne jak słońce, że po porodzie i przez pierwsze miesiące nie ma szans na zadbane i pomalowane długie paznokcie. Ale kto powiedział, że nie da się mieć ich pomalowanych krótkich? Wystarczy je ładnie obcinać, trochę podpiłować, żeby nadać im ładny kształt oraz użyć odżywki do paznokci, lakieru bezbarwnego lub cielistego. A zaraz po pomalowaniu palce można włożyć do zimnej wody, żeby lakier wysechł albo włożyć rękę na chwilę do zamrażalnika, co jest sposobem sprawdzonym przeze mnie osobiście - schnie migiem.

DO FRYZJERA? PANI ŻARTUJE! DŻINSY MOJE, ADIEU.... Oczywiście, żartuję. Wiem przecież, że młode mamy mają inne priorytety. Ale faktem jest, że brak czasu na fryzjera sprawia, że po jakimś czasie włosy zaczynają żyć własnym życiem. Kiedy już nie możesz ich opanować, postanawiasz bezlitośnie się z nimi rozprawić i podcinasz je własnoręcznie. I tu robisz błąd, bo poza poszerzeniem pola widzenia, sama nadajesz swojej fryzurze jeszcze bardziej zapuszczony wygląd. Jeśli naprawdę nie masz czasu na wyjście do fryzjera, zamiast sama obcinać włosy, zwiąż je w koński ogon, który jest zawsze modny lub zepnij je w kok. Jeśli włosy nie są na tyle długie, żeby je zebrać do tyłu, użyj plastikowej albo szmacianej opaski, która też wygląda ładnie. MAKIJAŻ? A PO CO MI ON TERAZ! Nie ma sensu spędzać pół godziny przed lustrem, żeby zrobić pełny makijaż. Siedzimy bowiem albo w domu, albo spacerujemy z wózkiem w jakichś spokojnych miejscach. Zresztą szkoda czasu. Dobrze, ale co z naszym dobrym samopoczuciem? „Podrasowana” twarz od razu wygląda inaczej i my przez to czujemy się lepiej. Poza tym, gdzieś w tle życia z noworodkiem jest nasz partner, który pozostał mimo narodzin dziecka mężczyzną-wzrokowcem. Wymyśl zatem makijaż w wersji „mini”. Może to być na przykład uniwersalna kreska na górnej powiece i pomalowane tuszem rzęsy. Takie drobne zabiegi sprawią, że twarz nabierze mocniejszego wyrazu.

Fakt, że zostało ci po ciąży kilka kilogramów i musisz się pożegnać z wieloma ubraniami wcale nie znaczy, że jesteś skazana na jakieś rozciągnięte dresy. Pamiętaj, że są na świecie także inne rzeczy, bardziej seksowne, takie jak legginsy, tuniki. Nie zapominaj, że jesteś też kobietą, nie tylko matką. NIE BĄDŹ ZOSIĄ SAMOSIĄ Daj sobie pomóc. Jeśli domownicy nie wiedzą, jak mogą ci pomóc - nie miej oporów i podpowiedz im. Nie zapominaj, że dobra matka, to matka uśmiechnięta oraz pełna optymizmu i sił. Tych cech nie ma w genach. Trzeba je wykrzesać z siebie. Ale tego się nie da zrobić, kiedy brakuje sił z niewyspania i z nadmiaru obowiązków. Warto zatem opanować tę sztukę, żeby zostawić trochę zapasów sił i czasu dla siebie. Sen i relaks działają prawie tak samo dobrze, jak najlepsze kosmetyki i bardzo poprawiają samopoczucie. Żeby kochać, trzeba też wykazać się odrobiną egoizmu i egocentryzmu. Tylko uwaga! Szanując przy tym drugiego człowieka.

DBAJ O CERĘ Tak. Staraj się w tym okresie o nią naprawdę dbać, dlatego że na twojej twarzy permanentnie gości zmęczenie i niewyspanie. Nie zapominaj więc o higienie, o kremach odżywczych i nakładaniu maseczki. Tak. Maseczki! Zapewniam cię, że one pójdą z tobą na kompromis dla idei i odżywią ci twarz w tak zwanym międzyczasie. Czyli kupuj maseczki, które zasychają na twarzy, albo robią się z nich „maski”. Możesz je „nosić” na przykład podczas prasowania.

13

MŁODA MAMA


WIELKIE

PRO B LE M Y M AŁ EG O C ZŁOWIE K A

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: Andrey Kiselev - Fotolia.com


Ostatnio jesteś bardzo zapracowana. Umykają ci nie tylko drobiazgi, ale też i rzeczy naprawdę ważne. Na przykład sygnały wysyłane przez twoje dziecko, że zaczyna mieć problemy z nauką i nie radzi sobie w szkole. Dowiadujesz się o tym dopiero na wywiadówce, kiedy zatroskana wychowawczyni podaje ci kartkę z ocenami twojej pociechy. W pierwszym odruchu negujesz fakt - przecież twoje dziecko do tej pory nigdy nie miało problemów z nauką. A jednak z ocen wynika, że na gwałt potrzebna jest pomoc. Problemy z nauką zdarzają się każdemu dziecku. Tymczasem pomoc w przyswajaniu wiedzy to niełatwe zadanie. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Mamy bowiem do czynienia z najdelikatniejszą materią na świecie – psychiką dziecka. Jeśli zatem przed końcem roku szkolnego odkrywasz, że twoja pociecha wymaga pomocy, nie wpadaj w panikę i nie szukaj rozpaczliwie korepetytorów. Sama też dasz radę pomóc dziecku. Oto kilka wskazówek. Zanim poszukasz stałego korepetytora, zastanów się czy sama możesz pomóc swojemu dziecku. Może się okazać, że wcale nie o naukę tylko chodzi, tylko zupełnie o coś innego, a złe oceny to skutek czegoś złego, co się wydarzyło w domu, w szkole, a może nawet w samej duszy dziecka. „Pisz dziecko, a ja będę pilnować” – pospolity błąd taktyczny. Rodzice decydują się na przyjęcie kogoś do pomocy przy odrabianiu lekcji swojego dziecka często dlatego, że maluch ma problemy z nauką... Pierwsze, co nasuwa się im na myśl, to że dziecko jest nieobowiązkowe, że nie uczyło się wystarczająco długo albo traktowało zadania wybiórczo. Jeśli „kupiłaś” ten punkt widzenia, muszę cię zmartwić. Takie podejście do sprawy jest podejściem powierzchownym. Ogólne słabe wyniki w nauce świadczą o tym, że problem jest bardziej skomplikowany, niż może ci się wydawać. Zdarza się, że rodzice będąc w szoku, nie biorą tego pod uwagę. Ale ty, chcąc osiągnąć sukces, powinnaś mieć na uwadze kilka sugestii, które pozwolą ci się przyjrzeć bardziej wnikliwie wynikom w nauce twojego dziecka. Jeśli pociecha posiada mierne oceny ze wszystkich przedmiotów (zakładając, że w poprzednich latach wyniki w nauce były dużo, dużo lepsze) świadczy to o jego stosunku do nauki w ogóle. Przyczyny tego mogą być różne. – Wada wzroku - dziecko może nie być tego świadome. Pisanie i czytanie jest dla niego męczące i stara się omijać te nużące czynności. Poobserwuj go zatem, czy mruży oczy przy czytaniu, czy je trze, czy dobrze widzi, czy czuje się senne po lekcjach. Jeśli zauważyłaś coś niepokojącego, zbadaj go u okulisty. – Mikrodeficyty - jeśli twój uczeń z trudnością pisze lub czyta, robi błędy ortograficzne, zaprowadź go do szkolnego

15

pedagoga, który stwierdzi, czy ma dysleksję, dysgrafię lub inne tego typu zaburzenie. Jeśli tak, to zasugeruje ci alternatywne metody uczenia. – Dziecko jest zastraszane przez kolegów i boi się dostawać lepsze oceny - taka przyczyna z reguły nie przychodzi rodzicom do głowy. Ale coraz częściej w klasach, zwłaszcza gimnazjalnych jest obecna maniera tak zwanego „tumiwisizmu”. Każdy przejaw gorliwości jest przez liderów klasowych tępiony. Porozmawiaj z dzieckiem o jego rówieśnikach na neutralnym gruncie, na przykład na spacerze. – Słabe oceny z przedmiotów tylko humanistycznych, bądź tylko ścisłych – mogą świadczyć oczywiście o zdolnościach. Jeśli jednak oceny w latach ubiegłych były dobre, to złe wyniki mogą być przyczyną... – Zaległości - zwłaszcza jeśli chodzi o matematykę i języki obce. Czasami wystarczy je nadrobić i problem rozwiąże się sam. Maluchy nie są z reguły świadome, że robiąc sobie tak zwane tyły, bardzo sobie szkodzą – Zła relacja dziecko - nauczyciel. W powszechnym mniemaniu zła relacja ucznia z nauczycielem utożsamiana jest najczęściej z niesprawiedliwością ze strony nauczyciela wobec dziecka. Ale przyczyna może być także inna. Młody człowiek może się nauczyciela bać. Nawet irracjonalnie. Może go nie lubić, bo kiedyś powiedział na forum klasy coś niemiłego o naszej pociesze. Na zakończenie nie wolno oczywiście pominąć milczeniem takich przyczyn, jak brak zdolności, czy zwyczajne lenistwo. Jednak zanim wyciągniesz właśnie te wnioski, wniknij głębiej w problem, bo powierzchownością można dziecko łatwo skrzywdzić. Dlatego zanim zaczniesz z nim pracować, powinnaś spojrzeć na dziecko w szerszym kontekście i nie skupiać się jedynie na technicznym odrabianiu lekcji i przepytywaniu, bo taka praca czysto odtwórcza da małe rezultaty. Problem zostaje w rodzinie. Może tak być, że dziecko się buntuje przeciw nadmiernym wymaganiom rodziców, bo pomimo tego, że są oni błyskotliwymi osobami z dobrym, wyższym wykształceniem, ich pociecha nie musi odziedziczyć po nich wysokiego IQ. Może nie stać je na same piątki i szóstki, a szczytem możliwości są czwórki. Mogło się zdarzać, że maluch uczył się bardzo pilnie i dostawszy czwórkę był bardzo zadowolony, a w domu jego radość była gaszona zimnym wnioskiem: „Mogłeś więcej!” W takim wypadku wskazany byłby uczciwy rachunek sumienia. Jeśli okaże się, że faktycznie macie z mężem w stosunku do dziecku wygórowane ambicje, to należy dla jego dobra przetasować priorytety. I nie wpadaj też w ogromne wyrzuty sumienia. Przecież każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, ale czasami się gubi.

DZIECKO W SZKOLE


Trzeba być t wardym, mamo! Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: Claudia Paulussen - Fotolia.com

Wychowanie dziecka to trudna sztuka, w której łatwo się pogubić. Jak więc mówić do malucha, aby wyrósł na dobrego i jednocześnie silnego psychicznie człowieka? Jak stać się dobrym wzorem do naśladowania? Oto kilka refleksji na ten temat.

WARSZTATY WYCHOWANIA

16


O ileż mniej człowiek miałby problemów, gdyby umiał być konsekwentnym. Piąłby się systematycznie w górę po szczeblach kariery, schodziłby systematycznie w dół w skali miar i wag. Stałby się piękny, bogaty, mądry i niewątpliwie zadowolony z siebie i swoich dzieci. Przez swoją determinację życiową pozbawiłby pracy zastępy psychologów, psychiatrów, dietetyków oraz wydawców poradników wszelkiej maści. Jednak, żeby słowo stało się ciałem nie wystarczy wizualizować pół godziny przed snem, a rano afirmować się słowami: „jestem wielki i mam moc sprawczą”. Życie to nie film science fiction tylko film czeski, gdzie nikt nic tak naprawdę nie wie i nikt nikomu nic nie obiecywał. Widzowie zaś, tak par contre, doskonale pamiętają, co człowiek sobie/innym obiecał, co im prawił i śledzą z uporem maniaka rozwój wydarzeń, wytykając mu każdy krok w tył bez żadnej taryfy ulgowej...

U DENTYSTY, CZYLI WSTĘP DO REFLEKSJI O WYCHOWANIU DZIECKA Byłam przed świętami z dziećmi u dentysty. Małżonek Osobisty zdezerterował do pracy, zatem zadanie bojowe w postaci przybrania dobrej miny do złej gry przypadło niestety mnie... Rola gieroja w takich przypadkach zawsze mnie przerasta, ponieważ mój próg odporności na ból jest praktycznie na wysokości zera nad poziomem morza histerii. Jednak mus to mus. Termin wizyty jak narodowe święto, zatem nie ma przeproś. Ze sztandarem iść trzeba. W poczekalni tragedia. Pacjentów sztuk sześć, przy czym średnia wieku pozostałych istot poza mną, równa się 10 bez reszty. – Synu, przyznaj się mamie, zmówiliście się razem, co nie? - spowiadam starszego. – No co ty? Ja się bym umówił z dziewczynami? I jeszcze u dentysty? Żeby mi obciach zrobiły? Przecież to „cykory”! żachnął się synek. Przełknęłam aluzję a propos płci w sferze reakcji na ból, a w drzwiach stanęła dentystka. – Proszę, twoja kolej - zakomenderowała tonem nie znoszącym sprzeciwu, wskazując palcem pierwszą dziewczynkę. Nastała cisza. Po chwili rozległ się dźwięk wiertła i „aa” cienkim sopranem. Cztery pozostałe w poczekalni sępy zatarły ręce: – Pękła... – Słucham? Ej no, nie ładnie tak pogrążać koleżankę... zareagowałam, oczyma duszy mojej widząc minę tej biduli na fotelu. – Mamo, przestań... sama mówisz ciągle, że trzeba być twardym a nie „miętkim” - fuknął Junior, zdegustowany moją postawą. W myślach opadły mi ręce, zewnętrznie jednak posta-

17

nowiłam sępom się nie dać i stworzyć pozory bycia ze stali. A co. Dobry bajer to połowa sukcesu. Wchodząc na fotel słyszałam w tle sępie dialogi. Podczas wiercenia nastała cisza. „Noż uduszę w domu, przysięgam. Ajjjjjj!” – Proszę - dentystka podała mi chusteczkę higieniczną makijaż się pani rozmazał, ale i tak była pani dzielna. „Dzielna, dzielna. Trzeba być twardym a nie «miętkim». Prosić o zastrzyk to obciach”.

SŁOWA, KTÓRE UCZĄ Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to to, że na drugi raz pójdę do dentysty sama. Ale potem, kiedy ból minął, naszły mnie refleksje natury wychowawczej. Otóż. Wychowanie to działanie intencjonalne rodziców, opiekunów lub wychowawców, które ma na celu ukształtować pozytywne postawy wobec świata i ludzi. Najprostszą i najczęściej stosowaną metodą jest słowo. Rozmawiamy z dziećmi na trudne tematy, określamy co jest dobre, a co ze wszech miar naganne. Kolejną skuteczną metodą jest obraz, albo jak kto woli przykład z życia wzięty. Innymi słowy komentujemy na głos wydarzenia i fakty pojawiające się w mediach lub w życiu, wywołując pożądane reakcje, np. brak akceptacji dzieci na akty przemocy wobec słabszych, złe traktowanie zwierząt itp.

ABY SŁOWO JEDNAK STAŁO SIĘ CIAŁEM Wychowanie dziecka to nie tylko kształtowanie jego postaw. Każdy rodzic pragnie, aby jego dziecko wyrosło na prawego człowieka. Chciałby także, aby miało twardy charakter i nie bało się stawić czoła przeciwnościom i bólowi. Dlatego bardzo często słyszy się, jak rodzice wysyłają dziecku takie komunikaty, jak: „bądź twardy”, „nie płacz”, „bądź silny”, czy „nie poddawaj się”. Jednak tutaj nie wystarczą dobre chęci i dobór słów. Należy zwrócić uwagę, że dzieci, zwłaszcza te dorastające, mają wyostrzony słuch i wzrok, a co za tym idzie szczerze komentują to, co widzą. Trzeba ponadto zaznaczyć, że rodzic jest dla dziecka pierwszym wzorem do naśladowania. Dlatego, kiedy widzą brak spójności teorii z praktyką (patrz mój przykład), zaraz włącza im się żółte światło i pada zarzut: „przecież mówiłaś”! Tak, moi drodzy, life is brutal. Niby każdy wie, że świat jest taki, jakim go czynimy my sami, to prawda stara jak świat, ale bardzo często w życiu rodzinnym umykają nam ważne szczegóły. Nie dramatyzuj jednak. Na pewno jesteś dobrą matką i świetnie wychowujesz swoje dziecko. A że czasami nie wyjdzie ci to, co zamierzałaś, cóż, każdemu się zdarza.

WARSZTATY WYCHOWANIA


Z PAMIĘ TNIK A MAMY

NIE SAMYM MLEKIEM ŻYJE BOBAS Tekst: Maria Anna Brzegowy - http://mbrzegowy.blogspot.com/ Zdjęcie: evgenyatamanenko - Fotolia.com

NA TALERZU JANKA

18


Zdarzają mi się maile, na których treść odpowiedzieć nie potrafię. Bo co podać roczniakowi? Dlaczego ta alergia? Skąd te trudności? Jak nakarmić opornego? Wybaczcie, ale nie wiem. Przyznaję się bez bicia i chylę głowy doświadczonym. Żywienie maluchów to dla mnie mini-kosmos - wszak na studiach tego mi nie upchnęli. Sumiennie jednak się uczę, a Jaś - póki co - cierpliwie wszystko znosi. I Bogu dziękuję, bo żaden katar, żadne bóle brzuszka ani żadna wysypka nie skalały jak dotąd jego pulpetowatej, ośmiokilogramowej osoby. A pfu, pfu!!! Szczerze? Zlinczujcie mnie, ale przy rozszerzaniu diety Małego, jedynie opieram się na dostępnych żywieniowych schematach. Co to znaczy? Ano to, że podając mu w piątym miesiącu surowego banana, sprzeciwiam się tym samym obowiązkowi gotowania owoców i podawania ich w formie musów. Wiadomo, robię to ostrożnie, po parę łyżeczek, obserwując potencjalne wysypki czy inne mniej lub bardziej pachnące cuda. Słuchając mam-koleżanek, często dziwię się niezmiernie, bo takie historie to dla mnie nierealne opowieści: ich bobasy co rusz cosik łapały, zwracały albo wysypywały. Nie wiem może trafiło mi się dziecko bezproblemowe albo po prostu te całe ogólne normy to brednie, ale mój Jan wszystko pałaszował ze smakiem i ochoczo podchodził do każdej nowości i nadal tak robi. Pytacie po co to wszystko piszę? Ano po to, by stać się czyjąś inspiracją. A tak serio - sama korzystam z przykładów koleżanek, bliższych lub dalszych znajomych, wirtualnych mam. Mimo, że ściśle za kimś nie podążam, fajnie wiedzieć, jak sobie radziły inne weteranki. Bo wcześniej, to była czarna magia. My wystartowaliśmy tydzień przed ukończeniem czwartego miesiąca. Przez kilka dni, podawaliśmy po kilka łyżeczek hippowego soku marchewkowego. Wszystko po to, by zorientować się, jak reaguje Jasiowy żołądek na coś z goła innego niż jego ukochane mleczko. Gdy wszystko pięknie grało, przystąpiliśmy do kolejnego jedzeniowego ataku.

CZ WART Y MIE SIĄC ... upłynął pod znakiem gotowanej i miksowanej marchewki. Z czasem ziemniaka z odrobiną masła, a przy końcu - z nutą cukinii, która wyraźnie spasowała naszemu Bąblowi. Dodam, że - na przekór babciom - wpierw odchodziły słoiczki. Chciałam w ten sposób sprawdzić konsystencję, mniej więcej zapamiętać smak, no i - dać mu coś co bankowo było lepiej sprawdzone niż nawet marchewka z babcinego pola. Do tej pory tak jest, że nim wprowadzę mu coś nowego -

19

pierwsze kilka razy jadę na gotowcach. Mimo wszystko, mam do nich duże zaufanie. Nie myślcie sobie, że było tak pięknie, różowo i namiętnie. Janek łyżeczką ostro gardził. W ruch poszła więc butelka z kaszkowym otworem i w ten oto sposób - na przekór doniesieniom, że tak się nie robi - Jan wciągnął nieraz cały słoiczek zupki. Oczywiście - odpowiednio rozcieńczony wodą źródlaną. Nie gotowaną - jakby kto pytał. Z czasem bezproblemowo sam przeszedł na kolorową zastawę. »» »» »» »»

gotowana marchewka gotowany ziemniak gotowana cukinia masło

PIĄT Y MIE SIĄC ... był już przełomem. Zupka Jasiowa była kilkuelementowa i miała już w składzie białą pietruszkę albo brokuła, masło zaś zamieniłam na oliwę z oliwek. Jaś dostał też swój pierwszy deserek - jabłuszko. Na początek - pasteryzowane, parę dni później - surowe, starte na najmniejszych oczkach. Pod koniec miesiąca - surowy banan. Tak - surowy. Słodkie chciałam podać nieco później. Chodziło mi o to, żeby najpierw nauczył się wytrawnego smaku warzyw. Owoce z reguły dzieci jadają bez żadnego „ale’’. W tym samym czasie, poranną butelkę mleka zagęszczałam kleikiem ryżowym, na zmianę z kukurydzianym. Gotowych kaszek nie uznawałam i nie uznaję. Jeśli dla producenta, malina oznacza proszek malinowy albo aromat - to dziękuję bardzo, ale nie skorzystam. Z czasem, zorientowałam się co pomaga Janowi w jedzeniu łyżeczką. Woda w butelce co parę kęsów. I tak - pod koniec miesiąca, Jaś zjadał już cały obiadek z talerzyka. »» »» »» »» »» »» »» »»

gotowana biała pietruszka surowa marchewka surowe jabłko surowy banan suszona śliwka ze słoiczka szpinak ze słoiczka kleik ryżowy/kukurydziany oliwa z oliwek

SZÓS T Y MIE SIĄC Mniej więcej w tym czasie wypracowaliśmy z synkiem stały harmonogram posiłków. Nie powiem, zdarzały się nam chwile, kiedy trzeba było go przetrzymać do z góry ustalonej godziny. Ale obyło się bez ofiar, tak więc:

NA TALERZU JANKA


»» śniadanie (7.30-8.00) - kleik kukurydziany na mleku (150-180 ml) - butelka albo miseczka + owoce »» II śniadanie (10.30-11.00) - mleko (120-150 ml) »» obiad (13.00) - mix warzyw, z czasem mięso (miarowo: mały słoiczek) »» deser (15.00) - owoce (miarowo: mały słoiczek) »» podwieczorek (16.00-17.00) - mleko (120-150ml) »» kolacja (19.00) - mleko (180 ml) Dodatkowo, po raz pierwszy poznał smak gotowanych buraczków i kalafiora oraz mięsa. Z owoców - nowością była gotowana gruszka. Co do mięsa - Bozia poskąpiła mi chyba odwagi, bo do tej pory mam cykora przed podaniem tego sklepowego. Co więcej, jeszcze bardziej boję się królika i kury „babcionej’’. Tego przecież nikt nie badał! Jaką mam pewność, że w noc przed zabójstwem, nie złapało to to czegoś chorobliwego? Na pierwsze próby wybieram słoik.

»» »» »» »» »» »» »»

gotowane buraki gotowany kalafior gotowana gruszka jagody w słoiczku brzoskwinie w słoiczku zupka z indykiem w słoiczku zupka z królikiem w słoiczku

To jednak, że brzuchol mojego synka pozytywnie zareagował na każdą nowość, niestety nie oznacza, że będzie tak w przypadku Twojego malucha. Zdarzają się szkraby, które uczula dosłownie wszystko. W takich przypadkach nie należy robić nic na siłę. Lepiej wszystko gotować, a przede wszystkim - być pod opieką specjalisty. Brzuszek dzidziusia to nie pole eksperymentalne, na którym mamy rozbrajać miny. Z czasem i Twój maluch będzie mógł jadać więcej rzeczy. Nie bój się, nie będzie na samym mleku do końca życia. Ty przecież nie jesteś, prawda?

MÓJ DEKALOG 1.

Rozszerzanie diety rozpocznij miedzy 4, a 6 miesiącem życia. Maluch zwykle „pokazuje”, że jest już gotowy. Rachuje Ci łyżki podczas gdy Ty jesz obiad, częściej domaga się mleka, w nocy urządza więcej pobudek, jest zdecydowanie bardziej kontaktowy.

2.

Zacznij od jednego warzywa i podawaj mu go przez jakiś tydzień. Zawsze gdy wprowadzasz coś nowego – podawaj to solo. Łatwiej wyeliminujesz szkodliwe dla dziecka smaki.

3.

Jeśli maluch nie chce jeść łyżeczką, kup kaszkowy smoczek. Śmiało podawaj w ten sposób przygotowany posiłek. Jednocześnie – co jakiś czas podejmuj próby nowej formy karmienia.

4.

Do rozcieńczania butelek używaj niegazowanej wody źródlanej. Nie musisz jej gotować.

5.

Do owoców podchodź z rezerwą. Większość warzyw – w przeciwieństwie do owoców – jest lekka i nie musisz się ich obawiać.

6.

Do miksowania, podawania posiłków, ZAWSZE używaj dokładnie umytych i wyparzonych sprzętów.

7.

Nie kupuj gotowych kaszek. Mleko zagęść kleikiem kukurydzianymi i dodaje prawdziwe owoce lub mus.

8.

Nie używaj soli ani cukru. Maluch tego nie potrzebuje.

9.

Jeśli maluch ma problem z zaakceptowaniem bardziej wytrawnych smaków - zmiksuj np. brokuł ze słodką marchewką albo – dodaj do zupki swoje lub modyfikowane mleko.

10. Bądź cierpliwa. Początkowo, nowe posiłki nie zmniejszą ilości karmień mlekiem. Twój malec dopiero się uczy.

NA TALERZU JANKA

20


MAGAZYN DLA OTWARTYCH NA LITERATURĘ I SMAKI

NAK ARM CIAŁO NAK ARM DUSZĘ

MAGAZYNOBSESJE.PL

/MAGAZYNOBSESJE


POJEMNIK NA PRZYBORY SZKOLNE

Utrzymanie porządku na biurku to ważna rzecz. Kiedy przybory szkolne mają swoje stałe miejsce, łatwiej skupić się na zadaniu z matematyki czy polskiego. Dlaczego? Ponieważ nie musisz odrywać uwagi od swojego działania, nie musisz rozpraszać się i nerwowo szukać ulubionego ołówka czy linijki. Dziś zachęcam Was do wykonania pojemnika na szkolne przybory.

Tekst: Justyna Cielecka Zdjęcia: Justyna Cielecka

TWÓRCZY CZAS

22


POJEMNIK NR 1 Potrzebne będą: »» 3 rolki z papieru toaletowego »» 3 spinacze do papieru »» cienka tekturka (np. z końca bloku) »» samoprzylepny papier kolorowy »» kolorowe tasiemki »» plastikowe oczy (jeżeli ich nie masz, możesz je narysować lub wyciąć z papieru kolorowego) »» włóczka lub zrolowana bibuła (z tego wykonamy włosy, więc możesz użyć innych podobnych materiałów np. kawałki papieru) »» flamastry »» nożyczki »» klej »» ołówek »» cyrkiel (lub inny okrągły przedmiot. Ważne, aby jego średnica była większa od rolki papieru toaletowego. My użyliśmy dużej taśmy klejącej.

POJEMNIK NR 2 Potrzebne będą: »» kolorowa karta papieru do ksera »» cienka tekturka (np. z końca bloku) »» klej »» linijka »» ołówek »» nożyczki »» szklanka (lub cyrkiel)

23

TWÓRCZY CZAS


W pierwszej kolejności wykonamy „zatyczki” do rolek, aby przybory nie wypadały z naszego pojemnika. Na tekturce odrysuj średnicę rolek z papieru toaletowego. Pamiętaj, aby były od siebie w pewnej odległości. W środek kółeczka wbij cyrkiel i narysuj większe koło. My przyłożyliśmy dużą taśmę klejącą. Było nam łatwiej narysować duże koło. Wytnij powstałe koła.

Na polu dużego koła narysuj „trójkąty” i wytnij je. Zobacz, jak to zrobiłyśmy na zdjęciu. Uwaga! Małe koło to granica. Nie przekraczaj jej podczas wycinania.

Końce naszej „zatyczki” posmaruj klejem i zaklej nią rolkę papieru. Pozatykaj pozostałe rolki.

Oklej kolorowym papierem samoprzylepnym brzegi pojemników.

TWÓRCZY CZAS

24


Przystępujemy do ozdabiani pojemników. Tak naprawdę, to musi zadziałać Twoja wyobraźnia. My zrobiłyśmy trzy dziewczynki. Ty możesz wykonać stworki lub ufoludki.

Ozdobione „laleczki” złącz spinaczami do papieru.

Pojemnik na przybory jest gotowy!

25

TWÓRCZY CZAS


Narysuj na kartce 5 pasków (długość 23 cm, szerokość 2 cm) oraz 8 pasków (długość 14 cm, szerokość 2 cm). Wytnij i porozcinaj paski. Następnie weź szklankę, przyłóż ją do tekturki, obrysuj ołówkiem wokół i wytnij powstałe kółko. To będzie podstawa pudełka.

Do podstawy przyklej 8 krótszych pasków. Uwaga! Odwróć powstałe „słoneczko” na drugą stronę .

Przystępujemy do wyplatania pojemnika. Przyklej dłuższy pasek do krótszego (tak jak widzisz na zdjęciu), następnie przeplataj dłuższy pasek pomiędzy krótszymi. Przyklej koniec. Tak samo postępuj z pozostałymi paskami.

TWÓRCZY CZAS

26


Przeplatamy długi pasek raz z wewnętrznej, raz z zewnętrznej strony krótkich pasków.

Wystające krótkie paski smarujemy klejem i przyklejamy: jedne do wewnątrz, drugie na zewnątrz pojemnika.

Tak wygląda gotowy pojemnik na przybory szkolne.

27

TWÓRCZY CZAS



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.