Brzdąc Nr 1/ 2014 (2)

Page 1

BRZDĄC

MAŁY CZŁOWIEK W GĄSZCZU SPRAW NR 1/2014 (2)

DRUGIE DZIECKO

– KIEDY?

OTYŁOŚĆ

JAK POMÓC DZIECKU?

GRY KOMPUTEROWE ZDROWE PODEJŚCIE


DRODZY CZYTELNICY! Witam Was noworocznie, pełna nadziei i wiary w to, że ten Nowy Rok przyniesie nam wszystkim wiele pozytywnych zmian, które będą nas nieustannie i aż do znoju napędzać do działania. Wraz z Nowym Rokiem, może nie pierwszym stycznia, ale jednak jeszcze w pierwszym miesiącu 2014 oddajemy w Wasze ręce numer, który jest – ku naszej radości – odrobinę grubszy. Zachęcamy w nim do czytania książek, ponieważ dołączyliśmy do Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej „Książka jest Kobietą”, przedstawiamy pomysł, jak twórczo spędzić czas, co podać dziecku do jedzenia w drugim półroczu jego życia i kiedy jest najlepszy moment, by pojawiło się w rodzinie drugie dziecko. Wszystkiego jednak nie zdradzimy, sami odkryjcie zawartość tego numeru. Miłej lektury! Redaktor Naczelna

STOPKA REDAKCYJNA

BRZDĄC

KONTAKT Z REDAKCJĄ

WSPÓŁPRACOWNICY

REDAKCJA I KOREKTA

redakcja@magazynbrzdac.pl reklama@magazynbrzdac.pl

Aleksy Krysztofiak Klaudia Maksa Maria Anna Brzegowy Justyna Cielecka

Anna Stokłosa

STRONA WWW

www.magazynbrzdac.pl

SKŁAD

Scared Dragon Studio ZDJĘCIE NA OKŁADCE

© blessings - Fotolia.com

REDAKTOR NACZELNA

Agnieszka Pohl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów oraz nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.

WSTĘPNIAK

2


U NAS...

EKSPERT ODPOWIADA

ROZMOWA

Listy czytelników.....................................4

Ałbena Grabowska-Grzyb.................. 16

ALEKSY POLECA

DZIECKO W SZKOLE

Literatura młodego człowieka..............6

Mam komputer, czas na gry!.. ............. 18

NA PÓŁCE

WARSZTATY WYCHOWANIA Mam talent!........................................... 20

Zaprzyjaźnić się z Agatą.. .................... 11

MŁODA MAMA

NA TALERZU JANKA Drugie półrocze na talerzu................. 22

Mamo! Ja nie chcę mieć żadnego brata.. ...................................... 12

TWÓRCZY CZAS

TRUDNY TEMAT

Zakładki do książek.. ............................ 26

Małe-duże kilogramy........................... 14

NASI AUTORZY

JUSTYNA CIELECKA, ceniąca spokój, strażniczka ogniska domowego. Z wykształcenia nauczyciel logopeda. Wieloletni wolontariusz Grupy Niepełnosprawnych Caritas i animator Ruchu Światło - Życie. Wodzirej. Z zamiłowania - artysta, plastyk. Wielbicielka: rękodzieła, sztuki ludowej, dobrej muzyki i górskich wędrówek z plecakiem. KLAUDIA MAKSA z wykształcenia pedagog. Zawodowo zajmuje się terapią logopedyczną. Prowadzi także zajęcia z języka francuskiego dla dzieci dyslektycznych. W wolnych chwilach uprawia szeroko pojęte dziennikarstwo. Permanentnie obserwuje ludzi i uczy się. Nierzadko na własnych błędach, choć uważa, że każdy z nich jest potrzebny do samorozwoju. Amatorka dobrych książek, kotów i zdrowej kuchni. Prowadzi blog z poradami dla kobiet „Co to ja dzisiaj miałam”: http://k-maksa.blogspot.com/

3

INŻ. MARIA ANNA BRZEGOWY - specjalistka ds. żywienia, autorka bloga http://mbrzegowy.blogspot.com, mama małego Janka. W dietach dorosłych siedzi od lat, karmienia maluchów dopiero się uczy. To specjalnie dla Brzdąca - dzieli się z Wami swoimi pierwszymi doświadczeniami, trudnościami i radościami. Kocha gotować, pisać i bałaganić wszędzie gdzie tylko się da. ALEKSY KRYSZTOFIAK, od trzech lat prowadzi blog „Książki na czacie” i kręci video recenzje dla xiegarnia.pl. Najbardziej lubi powieści fantasty, komiksy i książki przyrodnicze. Ma młodszą siostrę, której czasami czyta. Poza książkami uwielbia narty, pływanie, biegi przełajowe, łażenie po drzewach i strzelanie z łuku. Chciałby kiedyś napisać scenariusz do własnej gry komputerowej. W tym roku zaczął naukę w gimnazjum.

U NAS...


Ekspert odpowiada Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: ra2 studio - Fotolia.com

EKSPERT ODPOWIADA

4


Droga Redakcjo. Mam problem, który być może nie wydaje się specjalistom bardzo poważny, ale dla mnie i mojej rodziny nie jest prosty do rozwiązania. Z mężem i dwiema córkami mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu. Różnica między dziećmi jest mała, bo wynosi tylko piętnaście miesięcy. W tym roku starsza córka poszła do zerówki. Z uwagi na to, że to już namiastka szkoły, czyli że córka zaczyna się uczyć i wdrażać do systematycznej pracy szkolnej, zaczęłam myśleć poważnie o stworzeniu jej odpowiednich warunków w domu. Ponieważ za chwilę druga córka również zacznie się uczyć, podjęłam rozmowy z mężem o zamienieniu naszej sypialni na drugi pokój dla dziecka. Mąż nie jest zachwycony moim pomysłem. Twierdzi, że dzieciom nic złego się nie dzieje, jeśli dzielą wspólny pokój. Próbowałam już kilka razy tłumaczyć mu, że w życiu dziecka bardzo ważne jest mieć własny kąt, ale nie chce, a raczej nie umie spojrzeć na sprawę z mojej perspektywy. Jak mam przekonać mojego męża do mojej decyzji? Jest jedynakiem, więc nie miał nigdy problemu z autonomią w rodzinnym domu. Ja z kolei byłam jedną z czworga rodzeństwa i nie chcę, aby moim dzieciom brakowało przestrzeni, kiedy nie musi jej brakować. Marta z Białegostoku

Pani Marto. Jest nam milo, że zdecydowała się Pani do nas napisać i zwierzyć się z problemu, który Panią trapi, i który bynajmniej nie należy do błahych, jak niektórym mogłoby się wydawać. Ma Pani dwie kilkuletnie córki, zatem przypuszczam, że Pani wiek oscyluje w granicach 30 lat, czyli wychowała się w czasach, kiedy w miastach mieszkało się w niedużych mieszkaniach. Zatem jeśli rodzina była duża, dzieci nie miały komfortu posiadania własnego pokoju i dorastały, dzieląc z rodzeństwem małą przestrzeń. Nic dziwnego, że chce Pani, mając przed oczami własne dzieciństwo, zapewnić córkom komfortowe warunki. Ale dobro rodziny to nie tylko dobro dziecka. Rodzina to również rodzice, którzy także potrzebują własnej przestrzeni w domu. Jedni mniej, drudzy więcej, ale ta potrzeba musi być zaspokojona, aby człowiek mógł naładować swoje akumulatory. Proszę poobserwować męża, czym dla niego jest sypialnia. Czy traktuje ją jedynie jako miejsce do spania, czy lubi spędzać w niej czas czytając, oglądając telewizję w łóżku, rozmawiając, odpoczywając w ciągu dnia. Być może sypialnia jest dla niego azylem i zabierając mu ten kawałek przestrzeni, pozbawi go Pani miejsca dla niego ważnego, bo osobistego. Zapyta Pani teraz: „A dziewczynki? Czy one nie mają prawa do prywatności?” Ależ mają. Tylko musi Pani sobie zdawać sprawę, że autonomia ma inny wymiar, kiedy dziecko ma 4 lata, inny, kiedy 5

ma lat 6, a zupełnie inny, kiedy pociecha się staje nastolatkiem. Tłumacząc bardziej obrazowo, czterolatkowi jest obojętne z kim dzieli pokój, a autonomia ma kształt misia, lalki, ulubionej podusi, kocyka, zwierzaka. W czasie rodzinnych zjazdów bez problemu z bratem lub siostrą może dzielić łóżko, ale niekoniecznie własne zabawki. Wiek wczesnoszkolny to z kolei czas kłótni, a nawet bójek między rodzeństwem. Kawałek własnej przestrzeni może zaczynać spełniać w tym okresie rolę „terytorium nietykalności”. Nie potrzeba na to całego pokoju, wystarczy wydzielona w nim przestrzeń wyłącznie do jego dyspozycji, a więc łóżko i jakiś kąt koło niego. Jest to dobre rozwiązanie wychowawcze, bo po pierwsze daje poczucie autonomii, a po drugie uczy respektować autonomię innych. Widać to zwłaszcza w sytuacjach krytycznych, kiedy dzieci się kłócą między sobą, wyrywają coś sobie, albo nawet się szarpią wzajemnie (co jest nieuniknione) i nagle ten słabszy lub bardziej zmęczony ucieka w „swoją przestrzeń”, a ten drugi choćby nie wiem, jak był zły, nie może nic pierwszemu zrobić, bo tamten jest „u siebie”. Dzieci starsze „swojego miejsca” potrzebują do nauki, do rozwijania swoich zainteresowań oraz do odpoczynku. Dopiero w tym czasie można zacząć myśleć o pokoju dla każdego. Jednak, jeśli nie ma ku temu idealnych warunków, można pomyśleć o rozwiązaniach zastępczych, np. łóżku piętrowym, czy przepierzeniu. Rodzeństwo, które wychowywało się w jednym pokoju, w którym miało swój kawałek przestrzeni zapewniający mu prywatność, doceni takie zmiany. Tak naprawdę potrzeba prawdziwej autonomii zaczyna być odczuwana dopiero w wieku dorastania. Wtedy rodzice mogą poważnie zastanowić się nad oddaniem własnej przestrzeni na rzecz dziecka. Jednak wtedy nie będzie to już taka rewolucja w ich życiu, jaka byłaby kilkanaście lat wcześniej. Ponieważ przez ten czas zdążyli się sobą intymnie nacieszyć, życie na tym etapie nie goni jak oszalałe i w rodzinie panuje inna harmonia. Dlatego proszę jeszcze raz przemyśleć wszystkie za i przeciw i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście na tym etapie życia rodziny warto czynić taką rewolucję w przestrzeni. Jakie będą korzyści tych zmian, a jakie wady, kto zyska, a kto co straci. I proszę także pamiętać, że im większa strata, tym większy budzi dyskomfort, a ten prowadzi na dłuższą metę do frustracji.

Jeśli masz problem wychowawczy napisz do nas:

listy@magazynbrzdac.pl Wybrane listy opublikujemy na łamach naszego pisma. Wysłanie listu jest jednocześnie wyrażeniem zgody na jego publikację, redakcję i korektę.

EKSPERT ODPOWIADA


Aleksy poleca Tekst: Aleksy Krysztofiak Zdjęcia: ra2 studio - Fotolia.com, Aleksy Krysztofiak, materiały prasowe wydawnictw

ALEKSY POLECA

6


CHODŹ, OPOWIEM CI BAŚŃ

„Cudowna studzienka. Baśnie polskie” seria Baśnie świata, wydawnictwo Media Rodzina, twarda oprawa. Dla osób, które lubią kupować eleganckie, ponadczasowe książki. Ja, jak Wam już pisałem i opowiadałem w recenzji nakręconej dla Xiegarnia.pl, polubiłem baśnie jakiś rok temu. Może wcześniej. Odkryłem wtedy serię książek z wydawnictwa Media Rodzina, czyli baśnie z różnych stron świata. Które przy okazji znowu Wam polecam, bo każda część jest bardzo fajna. Każda inna, wszystkie pięknie wydane w prawie kwadratowym formacie z dużą ilością rysunków. Ostatnio wyszła właśnie „Cudowna studzienka”, która – z tego co sły-

HILDA ŁOWCĄ TROLLI

„Hilda i Troll” Luke Pearson, wydawnictwo Centralka, twarda oprawa, grzbiet oklejony materiałem. W tym komiksie jest wszystko, co lubią dzieciaki (nie napiszę przecież, że ja, bo to pozycja dla młodszych dzieci). Jest miejsce na podpis „Ta książka należy do…”. Mapa całej krainy, w której toczy się akcja. Jest kolorowy, starannie narysowany komiks. Są fantastyczne stworzenia i niecodzienne przygody. Jest sympatyczna bohaterka ze słodkim pupilem. Jest duża ilustracja na dwie strony, na której można obejrzeć pokój Hildy, i dodatek przyrodniczy o trollach (moja siostra nie chciała, żeby jej czytać, bo się bała, a reszty słuchała z szeroko otwartymi oczami). Wydanie jest staranne. Bardzo kolorowe, chociaż część

7

szałem – na targach krakowskich została od razu wykupiona, ale znowu jest dostępna. Książka ma ciekawe ilustracje, bo moim zdaniem wcale nie takie, jakich można się spodziewać w książce o polskich baśniach – łowickich wzorów, pasiaków, itd. Są malowane, bardzo kolorowe i utrzymane w ciepłych barwach. Najładniejszy obrazek jest na okładce. Ilustracji jest dużo. Samych baśni jest ponad 20. Część z nich znam, chociaż też z pewnymi zmianami. Jeśli chodzi o wiek, dla którego baśnie się nadają, to mojej siostrze Klarze (lat 4, 5) część się podobała, a część była za trudna. Więc już można próbować czytać je maluchom, ale nie wszystkie.

akcji toczy się w zimie. Ma lakierowane elementy na okładce z przodu, a z tyłu szorstki wzór. Grzbiet książki jest oklejony materiałem we wzorek. Mówię Wam, ta książka zyskuje jak się ją bierze do ręki. Historia jest o małej dziewczynie, takiej może z młodszych klas podstawówki, która mieszka w fajnej, górzystej krainie (a może tam wyjechała na ferie?). Dziewczynka siedzi w domu, czyta o trollach, kiedy odwiedza ją dziwny gość. Nie jest to żadna przenośnia. Ten GOŚĆ jest naprawdę DZIWNY. Zobaczycie sami. Ponieważ zaczyna padać deszcz Hilda dostaje pozwolenie od mamy, żeby spać w namiocie. (Co też jest dziwne, bo u nas odwrotnie, jak jest deszcz, rodzice nie pozwalają rozstawiać namiotu). Następnego dnia dziewczynka idzie porysować. Znajduje trollową górę i robi jej szkice. Na nosie trolla (w dzień jest górą ka-

ALEKSY POLECA


mieni, w nocy zamienia się w potwora), Hilda wiąże dzwonek, który ostrzeże ją, gdyby troll się ruszył. Wraca do domu, idzie spać, aż tu w środku nocy budzi ją dźwięk dzwonka spod jej okna... Myślę, że komiks można polecić czytelnikom od 4 do 5 lat. Nie spodziewałem się, że mi się tak spodoba. Chętnie przeczytałbym kolejne części. Polecam szczególnie na prezenty, bo to bardzo ładne wydanie.

MÓJ FAWORYT: NOWY SAMOJLIK

„Bartnik Ignat i skarb puszczy” Tomasz Samojlik, wydawnictwo Centrala, seria dla dzieci Centralka, twarda oprawa. Nowy komiks przyrodniczy Samojlika jest świetny. Bardziej mi się podoba, niż „Ostatni żubr”, którego czytałem poprzednio, a jak pisałem, tamten podobał mi się bar-

ALEKSY POLECA

8

dzo. Wprawdzie w tym nie ma ryjówek (szok, rozpacz, niedowierzanie), ale za to jest… chodzenie po drzewach! Więc wiecie, że dla mnie najlepszy! Wydanie bardzo porządne. Ładne okładki i wklejki w środku, cały komiks w kolorze, na zakończenie kilka dodatkowych, nienudnych stron z przypisami z historii i przyrody. Historia jest wciągająca. Znowu mamy prastarą


puszczę z wielkimi drzewami i tajemnicami. W tej właśnie puszczy żyje bartnik Ignat, który jest człowiekiem lasu, mieszka w nim i o niego dba. Nie interesuje się innym czasem, tylko leśnym. Przyjaźni się też ze zwierzętami. Właśnie przychodzi czas, żeby bartnik wybrał sobie ucznia. W tym samym momencie puszczę zdobywa zły właściciel, który postanawia ją zniszczyć dla chwilowego zysku. Mieszkańcy pobliskiej wsi są zrozpaczeni. W dodatku nowy pan lasu jest zachłanny – kiedy słyszy, że puszcza kryje skarb, postana-

wia go znaleźć. Jak to się kończy? I kto zostaje uczniem Ignata? Musicie przeczytać! Prawdziwa historia puszczy miesza się z wymyśloną. Ale wszystkie prawdziwe informacje macie zebrane na końcu, więc nic się nie pomyli. Co mi się najbardziej podoba? Wiadomo. Drzewa. Bartnik jak nazwa wskazuje zajmuje się doglądaniem barci pszczół. Dlatego musi się wspinać bardzo wysoko na drzewa, przy wykorzystaniu specjalnej, starej techniki. W ogóle opis życia w lesie i zwierząt jest super.

MASZ KOTA? PRZECZYTAJ KONIECZNIE!

„Szkoła kotów. Tajemnica Kryształowej Groty” Kim Jin-kyung, wydawnictwo Kwiaty Orientu ilustracje Kim Jae-hong, oprawa miękka ze skrzydełkami.

list. Mindzun i jego siostra nie mogli uwierzyć. A jednak! Saliks opowiadał w nim Sprytce, że kiedy kot kończy 15 lat, to idzie do „Szkoły kotów”. Dzieci zrobiły pudełko i zbie-

Nowość, która niedawno suszyła się w drukarni, ale ja czytałem ją i oglądałem na wydrukach już kilka tygodni temu. A to dlatego, że zostałem poproszony o napisanie kilku zdań na tył okładki. Początkowo myślałem, że będzie to książka o chłopcu, któremu zaginął kot. Bo taki jest początek opowieści. Mindzun, to uczeń trzeciej klasy, który bardzo przyjaźnił się ze swoim kotem Saliksem. I pewnego dnia, kiedy ten kot miał 15 lat, zniknął. W domu została tylko kotka o imieniu Sprytka. Jej imię znalazło się na skrzynce na listy, napisane koślawymi literami. I po pewnym czasie Sprytka dostała…

9

ALEKSY POLECA


rały do niego kolejne listy Saliksa. I przypuszczam, że tak powstała ta opowieść. Saliks dostaje się do klasy kryształowych kotów, dużo się uczy pisania, czytania, historii, mowy roślin i innych zwierząt a przede wszystkim… magii. Jest z tym dużo zabawy. Zyskuje fajnych przyjaciół, ale też spotyka wrogi gang. Poznaje starożytną przepowiednię, Kryształową Grotę i niebezpieczne kotcienie. Książka jest bardzo ładnie wydana, a to duży plus przy powieści. Pisałem Wam już, że niby wygląd nie ważny i jak dobra powieść, to przeczytam wydaną byle jak. No i fakt. Ale ostatnio pomyślałem, że to jednak niesprawiedliwe. Powieści dla nastolatków kosztują w granicach 40 zł i dlatego trochę nie fair, że są często wydawane na cienkim, dziwnym papierze. Mogłyby chociaż kosztować mniej. „Szkoła kotów” jest powieścią

JAK ZJEŚĆ SROKĘ W SOSIE

„Chrupek i Miętus. Dzikie zwierzęta” Delphine Bournay, wydawnictwo Dwie Siostry, twarda oprawa. W tym tomie przygód Miętusa (wyglądającego jak wielka żaba) i Chrupka (żółtego zająca) najlepsza jest opowieść tytułowa, czyli „Dzikie zwierzęta”. Miętus odkrywa w sobie dzikie zwierzę i chce polować, a nie jeść trawy i owady. Postanawia przygotować kurczaka, ale ponieważ kurczaka w lesie nie ma, więc wymyśla, że zastąpi go sroką. Sroką, którą złapie na linę powieszoną na dębie, a potem zabije drągiem. Wtedy Chrupek proponuje, żeby srokę polać pysznym sosem i oblizać wyrywane piórka o posmaku sroki. Pozostaje upolować ptaka. Sroka łapie się w pułapkę, ale niestety umiera i tu zaczyna się cała intryga. Moim zdaniem to opowiadanie jest naprawdę zaskakujące i zabawne. Rysunki, tak jak w poprzednim tomie są trochę jak w komiksie, ale nie do końca. Po prostu na każdej stronie są dwa, trzy rysunki z tekstem, który akurat mówią postacie. Tekst każdego z nich jest napisany innym kolorem, a jak mówią na przykład razem, to tekst jest napisany jakby dwiema kredkami na raz. Bardzo fajny pomysł. Rysunki są bardzo proste i najczęściej jest na nich Miętus i Chrupek, ale Klara i tak chce je oglądać. Nawet jak już znała historię o sroce, to przy kolejnym jej czytaniu też chciała, żeby pokazywać jej rysunki. Fajny jest format książki, nieduży, bardzo wygodny do trzymania i pasuje do tych przygód. Pozostałe dwa opowiadania też są ciekawe, chociaż nie aż tak zaskakujące. Jedno jest o tym, jak dzik wyjada kawałek mapy i trzeba ją naprawić, a drugie to historia o tym, jak Miętus chce robić spis uporządkowanego lasu i wszystko układa w zbiorach. Moja siostra była bardzo zainteresowana, a ja też się wcale nie nudziłem, bo te opowiadania są niby proste, ale zabawne.

ALEKSY POLECA

10

dla młodszych i dlatego fajnie, że jest ładnie wydana. To zachęca. Ma dobry papier i dużo ilustracji z kotami, okładka ma „skrzydełka” z opiniami innych dzieci. Jest to pierwszy z pięciu tomów koreańskiej serii. W innych krajach seria ta zdobyła wiele nagród i stała się tematem prac magisterskich. Jak będzie w Polsce, zobaczymy. Dla mnie minusem książki jest jej zakończenie, dokładnie w miejscu, w którym chciałbym czytać dalej. Ale może dlatego, że jestem starszy niż przeciętny czytelnik i książka jest dla mnie za krótka? Czekam na kolejny tom! Plusem jest to, że książka jest bardzo pozytywna. Jest w niej dużo przyjaźni i fajny pomysł, na pocieszenie człowieka, jak straci kota (że poszedł do szkoły kotów). Polecam jako fajny wstęp do czytania fantasty dla wieku tak od 8 lat.


ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z

A G ATĄ Tekst: Agnieszka Pohl Okładki: materiały prasowe wydawnictwa Jest wieczór, siedzisz sobie w łóżku i marzysz o przygodzie życia, która pewnie nigdy specjalnie nie nastąpi. Masz pracę, obowiązki domowe. Trzeba zająć się najmłodszą pociechą, błąkająca się po domu. Swoje marzenia odkładasz na półkę. Nieopatrznie w zamyśleniu sięgasz jednak ręką na stolik nocny. Bierzesz do niej książeczkę niewielkiego formatu (całkiem nieźle leży w dłoni – myślisz), która, czego jeszcze nie wiesz, okaże się magiczną podróżą do dziecięcego świata, będącego odległym miejscem dla Ciebie. Twoje dziecko jeszcze często to miejsce odwiedza. Otwierasz. Mijasz tytuł i trafiasz na rysunek i kilka pierwszych słów. I nagle znikasz z pokoju, w którym siedzisz. Kartki Cię wchłaniają i razem z bohaterami spacerujesz po literkach równo wydrukowanych na papierze. Rozmawiasz z nimi, przeżywasz z nimi nieprawdopodobne historie i pobierasz nauki od rudowłosej niani Agaty, która zaskarbiła sobie miłość pięciorga dzieci z ulicy Fortecznej.

11

Kiedy czytasz, uśmiechasz się subtelnie i im zazdrościsz, że ich bajka się nie kończy, a Twoja niestety dobiega końca. Po chwili zamykasz trzeci tom, nie wiesz nawet kiedy. Musisz się pożegnać z Agatą i jej wdziękiem oraz jej aurą tajemniczości. Pragniesz, by Twoje dziecko miało taką nianię. Jednak za parę dni, znienacka podchodzi do Ciebie Twoje dziecko i wręcz żąda, by mu przeczytać kawałeczek. Kusi go okładkowa, czerwonowłosa dziewczyna. Otwierasz książkę na pierwszym lepszym rozdziale. Znowu zatracasz się w historii, a Twoje dziecko dziwnie cichnie i z zapartym tchem słucha. Mija kolejny dzień i następny. A Ty jakbyś przeżywała déjà vu. Ciągle czytasz tę samą książkę, a Twoje dziecko niezmiennie odczuwa zachwyt. Chyba też już zdążyło zaprzyjaźnić się z Agatą. A może i Wy spróbujecie ją poznać?

NA PÓŁCE


MAMO!

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcia: © tatoman - Fotolia.com, © drubig-photo - Fotolia.com

JA NIE CHCĘ MIEĆ ŻADNEGO BRATA MŁODA MAMA

12


Na początku nowego roku podejmujemy różne decyzje. Oprócz tych prozaicznych, jak schudnąć 5 kilo, albo zrobić solidny remont w mieszkaniu i życiu, są bardziej poważne. Jedną z nich jest decyzja o kolejnym dziecku. Co jednak zrobić, kiedy waszą radość mąci zbuntowany jedynak i wrzeszczy: „Ja nie chce mieć żadnego brata!”? Czy istnieje optymalna różnica wieku między rodzeństwem? Oto kilka porad. Wiele młodych kobiet chcących posiadać więcej niż jedno dziecko, zastanawia się, jaka różnica wieku między rodzeństwem będzie najlepsza. Jedni są zdania, że dzieci, które są w podobnym wieku lepiej się chowają, mają podobne problemy wynikające z poziomu rozwoju fizycznego i emocjonalnego. Inni z kolei uważają, że większa różnica pomiędzy dziećmi to najlepsze wyjście. Jak jest naprawdę? Tego tak naprawdę nie wie nikt. Każda rodzina ma jedyny w swoim rodzaju mikroklimat. Poza tym, każde dziecko ma inny charakter. Ale mimo tego, że nie ma mądrego, to warto znać plusy i minusy posiadania dzieci w danym wieku. KIEDY BOCIANY PRZYLATUJĄ CO WIOSNĘ Jeśli chodzi o dzieci urodzone w bardzo krótkim odstępie czasu, to niewątpliwą zaletą tego faktu jest brak samotności dziecka. Nie wiem, czy wiecie, ale roczny maluch ma pamięć „tygodniową”. To znaczy, że siedem dni po urodzeniu się brata, czy siostry w świadomości seniora rodzeństwo będzie od zawsze. Nie będzie zatem przeżywało żadnego „przewracania się świata do góry nogami”. Minusem za to jest wyjęcie z życiorysu mamy kilku lat, bo dwoje małych dzieci nie bardzo pozwala na życie swoim życiem i bycie panem własnego losu. Wszystko bowiem trzeba pomnożyć przez dwa. Krzyki, złości, choroby, bałagan, obiadki, pranie, sprzątanie itd.

ciąży do rozmów z dzieckiem, do jego oswajania z nową sytuacją. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest pozwolenie wybrania imienia (przynajmniej drugiego) dla brata lub siostry oraz pozwolenie na „opiekę” seniora nad maleństwem (bujanie do snu itp.). GDY BOCIAN ZABŁĄDZI I ZNAJDZIE TWÓJ DOM PO DŁUGIM CZASIE Różnica ponad dziesięcioletnia między rodzeństwem jest sprawdzianem dla ciebie, czy zaszczepiłaś w dziecku zdolność do empatii. Jeśli tak, to senior z radością przyjmie brata lub siostrę, nie będzie obawiał się odsunięcia go na drugi plan oraz będzie chętnie cię wyręczał w opiece nad maluchem, nie traktując tego, jako przykry obowiązek. Pamiętaj, że w tym wieku zaczyna się okres dojrzewania i dziecko jest bardzo wyczulone na punkcie swojej osoby. Wadą jest niewątpliwie to, że upłyną lata, zanim senior będzie traktował brata lub siostrę na równi sobie, znaczy nie jako dziecko, tylko dojrzałego człowieka. Jak widać decyzja o drugim dziecku nie jest wcale taka łatwa. Jednak nie zrażaj się tym. Przypomnij sobie jak ty wychowywałaś się z bratem lub siostrą, jak dawali sobie radę twoi rodzice, jaka była rodzina twojego partnera. I przede wszystkim wiedz, że jakakolwiek różnica by nie była, na pewno sobie poradzisz. Powodzenia zatem w wyglądaniu bociana!

BOCIANY DWULATKI Kiedy różnica wynosi 2-3 lata będziesz musiała przede wszystkim okiełznać diabły dwu-, trzylatków, co zwą się „Ja” i „Moje”. Nie łudź się, że mały buntownik zrozumie, że to malutki braciszek. Taka karma. Musisz się z tym pogodzić i przejść godnie ten trudny czas. Zaletą jest w dalszym ciągu mała różnica wieku, więc po około dwóch latach będziesz mogła radować swoje oczy wspólną zabawą rodzeństwamałych kumpli. GDY O POTOMSTWIE MYŚLISZ ZA PARĘ LAT Dla dziecka 5-8 letniego urodzenie się brata lub siostry przewraca świat do góry nogami. Senior bowiem wie już, co to znaczy być oczkiem w głowie rodziców, dziadków czy cioć. Wie, że zabawki, które dostaje należą tylko do niego, że mama jest do jego wyłącznej dyspozycji. Dlatego wykorzystaj czas

13

MŁODA MAMA


MAŁE-DUŻE KILOGRAMY Otyłość u dzieci bardzo wpływa na jakość ich życia. Borykają się one nie tylko z ograniczeniami wynikającymi z wagi czy wymiarów swojego ciała. Ich wygląd burzy ich poczucie własnej wartości, co wyzwala negatywną samoocenę, która prowadzi do poważnych zaburzeń w relacjach społecznych. Dlatego walka z otyłością u dzieci to nie tylko ograniczenia w diecie. To długi okres batalii na wielu płaszczyznach, w którą musi być zaangażowana cała rodzina. LODÓWKA NA KLUCZ I POMPKI? NIE TĘDY DROGA Otyłość u dziecka nie pojawia się nagle czy z tygodnia na tydzień. Jest wynikiem wielu błędów żywieniowych i złych nawyków, które trwały nawet od początku życia dziecka. Dlatego najpierw powinnaś rzetelnie zrobić rachunek sumienia i znaleźć przyczyny tego stanu rzeczy. Pozwoli ci to prawidłowo określić kierunek zmian, jakie musisz poczynić, żeby dziecku pomóc. Zatem zastanów się i odpowiedz sobie szczerze, czy: »» w waszej rodzinie jest zwyczaj spożywania obfitych, tłustych i słodkich posiłków, »» dziecko ma łatwy dostęp do produktów o wysokiej gęstości energetycznej, bogatych w tłuszcze zwierzęce i cukry proste (batoniki, chipsy, fast foody, cukierki, ciastka), »» rozmawiacie w rodzinie na temat zasad prawidłowego żywienia, »» jedzenie towarzyszy dziecku podczas odpoczynku,

TRUDNY TEMAT

14

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: © tournee - Fotolia.com

na przykład przy oglądaniu telewizji, czytaniu, graniu na komputerze, »» nagradzasz dziecko słodyczami. Jeśli odważyłaś się już przyznać sama przed sobą do wyżej wymienionych błędów, możesz teraz rozpocząć walkę z diabłem. Ta walka będzie długa i trudna, ze względu na występujące równolegle inne problemy, takie jak bardzo nadwątlona samoocena dziecka oraz mocno zaburzone jego relacje z rówieśnikami. Zapewne, w pierwszym odruchu masz ochotę zamknąć lodówkę na klucz i zmusić dziecko do codziennego wysiłku fizycznego. Jednak muszę cię zmartwić. Taka taktyka jest niewskazana na początku waszej walki, bo młody organizm dozna szoku. Jak zatem sobie radzić? Oto kilka wskazówek. PO PIERWSZE: MOTYWACJA Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że motywacja czyni cuda. Jak więc skutecznie przekonać dziecko do tak drastycznych zmian w diecie i sposobie życia? Na pewno nie stwierdzeniem typu: jesteś gruby, jak będziesz mniej jadł i dużo ćwiczył będziesz ładnie wyglądał, będziesz mógł biegać i bawić się jak inne dzieci. Na pozór dziwne, prawda? Jednak powinnaś wiedzieć, że dziecko zdaje sobie z sprawę z tego, jak wygląda oraz jakie ma ograniczenia i codziennie cierpi z tego powodu, że nie może biegać, skakać i bawić się jak inni rówieśnicy, że jest brzydsze od rówieśników. Dlatego kiedy wygłaszasz swoją teorię, dziecko słyszy tylko, że jest grube i kuli się w so-


bie a reszta to już tylko słowotok płynący gdzieś w tle. To tak, jakby ci ktoś powiedział: Masz bardzo grubą pupę i okrągły brzuch (na przykład, oczywiście). Jak będziesz ćwiczyła, będziesz mieć ciało modelki. Zapewniam cię, że bardzo wyraźnie dotrze do ciebie tylko początek wypowiedzi, który da szturchańca twojej samoocenie i bynajmniej nie zmobilizuje do regularnych ćwiczeń na siłowni. Dobrą metodą jest poważna rozmowa, której motywem przewodnim będzie nie wygląd dziecka, ale zdrowie w sensie stricte. Wyłóż dziecku bez ogródek całą prawdę o zagrożeniach wynikających z otyłości u dzieci. Podsuń mu do przeczytania jakiś artykuł na ten temat, który może być pisany nawet językiem dla dorosłych. Celem tej metody jest wzbudzenie u dziecka lęku o swoje zdrowie – oczywiście bez przesady, demonizować nie wolno. Ale uwaga! To nie koniec. Nie możesz wzbudzić w dziecku lęku i go z tym lękiem zostawić. Kiedy będziesz widziała, że cel został osiągnięty, przechodzisz do drugiej części, kuj żelazo póki gorące. Zdecydowanie i wyraźnie wyjaśnij dziecku, że teraz jest najlepszy moment na zmianę stylu życia i diety, póki nie jest za późno. I bardzo ważne – zapewnij, że nie będzie z tym problemem samo, że cała rodzina będzie mu pomagać i wspierać. PO DRUGIE: OGRANICZAJ, ALE NIE ZAKAZUJ To, co powinnaś zrobić najpierw, to zmienić nawyki żywieniowe. Powinnaś zatem: 1. Wyeliminować jedzenie typu fast-food i siedzenie godzinami przed telewizorem. 2. Ograniczyć tłuste i słodkie pożywienie. Po prostu go nie kupuj. 3. Zadbać o systematyczne posiłki, 4-5 dziennie. 4. Uświadamiać dziecku zasady prawidłowego odżywiania. 5. Przyrządzać prawidłowo posiłki całej rodzinie – rodzice są ważnym wzorem dla dziecka. 6. Towarzyszyć dziecku w trakcie posiłku. 7. Zadbać o to, by dietetyczne posiłki były kolorowe i ładnie podane. 8. Nie kupować słodyczy „na drogę” do szkoły. 9. Przygotowywać zdrowe , smaczne posiłki na drugie śniadanie. 10. Rodzinne wypady do restauracji zastąpić spacerem, wyprawą na basen czy na rower. Musisz pamiętać, że zmieniając nawyki żywieniowe, pozbawiasz dziecko tego, co bardzo lubi. Twoją pociechę czekają zatem wielkie ograniczenia, a więc ogromna praca nad sobą. I w tym momencie powinnam zwrócić ci uwagę na pewne szczegóły. Słodycze. Dotychczas spełniały dla dziecka funkcję pocieszacza i kompana, więc bez nich życie pociechy stanie się nawet nie do zniesienia. Tak samo z fast foodami. Zwróć uwa-

15

gę, że dla dziecka to nałóg, tak samo poważny jak u dorosłych palenie papierosów. Dlatego proponuję kolejną rozmowę z dzieckiem. Przedstaw mu problem ograniczenia słodyczy i fast foodów. Koniecznie powiedz mu, że go rozumiesz i dlatego, żeby zupełnie nie ograniczać słodkiego – dla jego dobrego samopoczucia – będziesz mu codziennie kupowała 20dag suszonych owoców. A w niedzielę zaszalejesz i kupisz mu batonika, paczkę chipsów, frytki i hamburgera. Cukier zawarty w owocach jest dużo zdrowszy niż cukier biały. Natomiast lekkie odpuszczenie diety raz w tygodniu, niech będzie dla dziecka nagrodą za jego „pracę”. Jeśli natomiast chodzi o warzywa, to wybierz się z pociechą do supermarketu i kup po trochu wszystkich warzyw, jakie są na stoisku warzywnym. Niech dziecko samo wybierze, jakie warzywo lubi i jakie chce jeść codziennie. Zapewniam cię, że lepiej, jeśli będzie jadło ciągle tylko jedno czy dwa warzywa, ale jadło w ogóle jakieś, niż jeżeli miałabyś staczać wojny nad duszoną marchewką z groszkiem. PO TRZECIE: DO SPORTU JESZCZE DALEKA DROGA Kolejnym przykazaniem w walce z otyłością u dzieci jest sport. Ale to teoria. Twoje dziecko waży dużo więcej niż powinno, więc nie jest ani gibkie, ani szybkie. Szybko się męczy i poci. Dlatego odpuść sobie pompki czy biegi na czas. Pamiętaj, że chudnie się, kiedy puls osiągnie 130 uderzeń na godzinę przez 15-20 minut. Znajdź zatem z dzieckiem jakąś lżejszą dyscyplinę, spokojnie mu wystarczy. Nawet półgodzinny, codzienny spacer energicznym krokiem może czynić cuda. PO CZWARTE: WSPARCIE I TERAPIA Twoje dziecko może mieć nawet zrujnowaną samoocenę. Toteż chwal je, jak możesz najczęściej. Spraw, żeby było za coś odpowiedzialne w domu. Ale nie z obowiązku typu wynosisz od dzisiaj śmieci. Śmieci śmieciami, ale znajdź w dziecku to, co robi dobrze. Na przykład dogląda kwiaty doniczkowe, czy opiekuje się chomikiem. Fakt bycia ważnym i potrzebnym bardzo dobrze wpływa na samopoczucie. Rozwijaj w nim pasje i zainteresowania. Kiedy pociecha będzie zajęta, nie będzie miała głowy do podjadania. Skorzystaj z porady psychologa dziecięcego. Nie obawiaj się krytyki z jego strony. Psychologowie są po to, żeby prostować to, co jest skrzywione, a nie komentować i szydzić! Oni wiedzą, że każdy rodzic popełnia błędy, jeden mniejsze, drugi większe, ale to wcale nie znaczy, że jesteś złą matką. Jak widać, otyłość u dzieci to poważny i złożony problem. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i wykazać się dużą siłą woli, żeby sprostać temu wyzwaniu. Jednak pamiętaj, że każdy człowiek ma w sobie potencjał i wolę walki, dlatego jestem pewna, że także tobie i twojemu dziecku uda się zwyciężyć razem. Powodzenia!

TRUDNY TEMAT


Ałbena Grabowska-Grzyb o byciu LEKARZEM, RODZICEM i PISARKĄ Rozmawiała: Agnieszka Pohl Zdjęcie: prywatne archiwum pisarki

Kobieta o bułgarskich korzeniach, lekarz epileptolog, pisarka serii książek dla dzieci i dla dorosłych. Ałbena Grabowska-Grzyb – kobieta z pasją. Mama trójki dzieci, która każdą kolejną książką zdobywa sobie grono nowych fanów.

A.P.: Wiem, że również udzielasz porad na forum Tacyjakja.pl. I być może to intymne pytanie, ale jak sobie radzisz z problemami swoich pacjentów i ich najbliższych?

Agnieszka Pohl: Ciągle mnie zastanawia, dlaczego akurat wybrałaś epileptologię. Co skłoniło Cię do zgłębiania zawiłości ludzkich mózgów? Ałbena Grabowska-Grzyb: Wybór studiów medycznych, w moim przypadku nie był do końca przemyślany. Tak naprawdę chciałam zostać aktorką teatralną. Przygotowywałam się nawet do egzaminów, ale nie wierzyłam w siebie. Myślałam także o studiach humanistycznych, ale moja polonistka z liceum powiedziała, że raczej nie bardzo się nadaję. Nie chciałam też iść w ślady muzycznej „gałęzi” mojej rodziny. Wybrałam medycynę. Pewnie dlatego, że nie mam żadnego lekarza w rodzinie. Wyobrażałam sobie, że zetknę się z absolutem, sztuką czy humanizmem w czystej postaci. Tymczasem początki były bardzo trudne. Miałam dobre stopnie i zapamiętywanie tak dużej ilości materiału nie sprawiało mi większego trudu, ale anatomia, potem fizjologia niespecjalnie mnie interesowały. Tylko budowa i funkcjonowanie ludzkiego mózgu wydawało mi się interesujące. Po pierwszym roku trafiłam na praktyki pielęgniarskie do Kliniki Neurologii i Epileptologii w Warszawie. Właściwie można powiedzieć, że już nie opuściłam tego miejsca. Wracałam co roku, w lecie na wszelkie praktyki wakacyjne, potem przychodziłam na dyżury do mojego serdecznego przyjaciela, który wtedy był neurologiem, a obecnie jest profesorem psychiatrii dziecięcej i konsultantem krajowym w tej dziedzinie. Zetknęłam się tam z pasjonatami, twórcami epilepto-

ROZMOWA

logii polskiej i zaczęłam zgłębiać ten temat. Znalazłam swoje poletko humanizmu, magii wymieszanej z racjonalnością, dyscypliny naukowej połączonej z pasją tworzenia.

16

A.G-G.: Lekarz nie może brać na siebie problemów swoich pacjentów, bo by nikomu nie pomógł. Naturalnie, niektóre historie poruszają, ale nie można rozklejać się razem z chorym czy z jego rodziną. Mamy przede wszystkim za zadanie nie szkodzić, potem leczyć, następnie nauczyć jak żyć z danym problemem, jeśli nie można go wyeliminować. Ja lubię pacjentów i staram się podchodzić do nich całościowo. Pytam nie tylko o problemy zdrowotne, ale także inne aspekty życia, na przykład nastrój, emocje czy pracę. Zachęcam do aktywności zawodowej, podaję pozytywne przykłady, to znaczy innych pacjentów, którzy żyją ze swoją chorobą, akceptują ją. Portale akurat nie służą temu, żeby pacjenta leczyć. Nie można przez Internet postawić diagnozy ani monitorować terapii. Można jednak wyeliminować problemy dodatkowe, z którymi pacjent nie musi iść do doktora albo „zabezpieczyć” go na czas, którego potrzebuje, żeby dotrzeć do lekarza. Bardzo lubię taki kontakt z pacjentem. Oczywiście nic nie zastąpi bezpośredniej rozmowy. A.P.: Oprócz tego, że jesteś lekarzem i masz misję do spełniania, uciekasz do swojego literackiego świata. Poza tym, jesteś też mamą, trójki pociech w różnym wieku. Chyba trudno jest być mamą i pisarką jednocześnie?


A.G-G.: Gdybym nie była mamą, nie zostałabym pisarką książek dla dzieci. To mój syn „zażyczył” sobie książki o chłopcu, który wszedł do komputera i miał tam wiele przygód. Tak powstał „Julek i Maja w labiryncie”. To bardzo trudne zajmować się dziećmi, pracować i jeszcze znajdować czas na pisanie, zwłaszcza, że ja bardzo rzadko piszę w obecności dzieci. Wydaje mi się to bardzo nieuczciwe, kiedy odsuwa się dzieci, żeby nie przeszkadzały, a jednocześnie pisze dla nich książkę. W domu staram się być przede wszystkim mamą. Ale z drugiej strony zabieram dzieci na targi książki, zachęcam do czytania nie tylko moich książek. A.P.: Czy Twoje dzieci są testerami Twoich książek dla najmłodszych? A.G-G.: Oczywiście, że są. Szczególnie mój syn Julek. On czyta książkę podczas jej powstawania i „konsultuje” na bieżąco. Podsuwa mi także dużo pomysłów, konkretnych rozwiązań fabularnych. Moja córka za to jest autorką wielu powiedzonek, które cytuję w książkach. Te książeczki opisują naszą rodzinę. W ostatniej części pojawia się nawet mówiący niebieski kot podobny do naszego kota Mello. A.P.: Piszesz dla dzieci oraz dla dorosłych. Ale może masz jakieś marzenie związane z Twoją literacką karierą? A.G-G.: Oczywiście. Mam bardzo wiele pomysłów, nie boję się, że przestanę pisać z powodu braku weny twórczej. Chciałabym, żeby moje książki sprzedawały się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, były tłumaczone na wiele języków. Te marzenia zaczynają się ziszczać. Bajka terapeutyczna „O małpce, która spadła z drzewa” została przetłumaczona na język angielski. Marzę o ekranizacji moich książek, o grze komputerowej na podstawie „Julków”. Oczywiście o dobrych recenzjach od specjalistów, ale także mam nadzieję na dobre opinie czytelników. Czyli takie zwykłe autorskie marzenia.

A.P.: Posiadasz także bułgarskie korzenie, które stały się przyczynkiem do napisania „Tam, gdzie urodził się Orfeusz”. Czy któraś z tradycji bułgarskich jest obecna w Twoim codziennym życiu? A.G-G.: Oczywiście, że tak. Jadam na obrusach, które tkała prababcia, używam poduszek, które szyła babcia. Podczas każdych świąt staram się wprowadzić bułgarski akcent. Na Boże Narodzenie piekę pitkę (chlebek), w którym umieszczam grosik i owoc żurawiny (z braku pączka derenia). Staram się zrobić postne gołąbki w liściach winorośli i karpia po bułgarsku, czyli z cebulą i orzechami w sosie pomidorowym. Podczas wielkanocnego śniadania organizuję bitwę na czerwone jaja. Kto zwycięży, będzie najbardziej przebojowy w ciągu roku. Pierwszego marca plotę martenice, czyli bułgarski symbol wiosny. To bardzo miłe zwyczaje. A.P.: A na koniec. Gdzie chciałabyś wyjechać, żeby uwolnić się od uciążliwej codzienności? A.G-G.: Ostatnio chodzi za mną wodospad Niagara. Widziałam zdjęcia ośnieżonego wodospadu i byłam zachwycona. Uwielbiam podróże. Bardziej pociąga mnie południe i zachód niż wschód. Chciałabym odwiedzić wszystkie większe miasta europejskie. Bardzo chciałabym też pojechać do Nowego Jorku. Marzę o urlopie na egzotycznych wyspach. Tak na „szybki relaks” pojechałabym do Amsterdamu. Uwielbiam to miasto, jego luz i otwartość mieszkańców. A.P.: Dziękuję za rozmowę.

A.P.: Jeśli miałabyś polecić książkę ze swojego dzieciństwa, co by to było? A.G-G.: Moją ukochaną książką jest „Momo” Michaela Ende. Znam ją prawie na pamięć i często do niej wracam. To historia o podstępnych złodziejach czasu, którzy pojawiają się w pewnym miasteczku. Kradną ludziom „kwiaty jednej godziny”, z których wykonują cygara. Paląc je, mogą utrzymywać się przy życiu. Momo to mała dziewczynka, która wzięła się „znikąd” i mieszka w ruinach amfiteatru. Staje się dla Szarych Panów niebezpieczna, ponieważ ich zauważa. Nie pozwala sobie zabrać własnego czasu i stara się uratować swoich przyjaciół. Przy pomocy żółwia Kasjopei wędruje do Mistrza Hory (władcy czasu), który prosi ją, żeby uratowała ludzi.

17

ROZMOWA


MAM KOMPUTER, CZAS NA GRY!

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcia: © Sabphoto - Fotolia.com, © olly - Fotolia.com


Twoje dziecko dostało pod choinkę komputer i bardzo prosi cię o zakup gry komputerowej. Ty zaś odciągasz ten zakup w czasie. Boisz się, że gry będą miały ujemny wpływ na jego rozwój. Czy słusznie? Pomogę ci odpowiedzieć na to pytanie, „rozgryzając” najbardziej popularne sądy na ten temat. Sprawdź, co powinnaś wiedzieć na temat gier komputerowych dla dzieci.

Gry komputerowe „ogłupiają”. Może najpierw kupię mojemu dziecku jakąś grę edukacyjną.

nie i źle znosi swoje porażki. Staje się nerwowe. W takim wypadku trzeba zmienić grę na inną. Przy zakupie kolejnej należy zwrócić uwagę na przedział wiekowy oraz opis, które są z tyłu opakowania.

Tyle się słyszy o przemocy wśród nastolatków, która zrodziła się pod wpływem brutalnych gier komputerowych. Nie chcę, aby moje dziecko stało się takim łobuzem.

To jest chyba najbardziej popularny wśród rodziców pogląd na ten temat. Jest prawdziwy o tyle, o ile przyjmiemy, że dziecko gra zupełnie bezmyślnie. A bezmyślnie można także oglądać telewizję lub czytać książkę. Wystarczy jednak, jak się potocznie mówi – włączyć myślenie, żeby czegoś się nauczyć i rozwinąć jakieś umiejętności. Dotyczy to również gier komputerowych. Jeśli przy ich zakupie zasugerujemy się opisem, przedziałem wiekowym oraz zainteresowaniami dziecka, nie będziemy żałować. Oprócz gier edukacyjnych, które jak sama nazwa wskazuje, rozwijają umiejętności pisania, liczenia, czy uczą języków obcych w formie zabawowej, na rynku dla młodszych dzieci dostępne są także inne typy gier, takie jak: wyścigi, gry sportowe, gry strategiczne, gry symulacyjne czy gry RPG.

Zdarza się to niestety w przypadku, kiedy dziecko ma zaburzoną zdolność klasyfikacji rzeczy dobrych i złych oraz stępiałą wrażliwość na krzywdę i ból drugiego człowieka. Pamiętać jednak należy o tym, że gry komputerowe mogą być jedynie złym bodźcem, ale nie są bezpośrednią przyczyną złych zachowań. Otóż dziecko, które nie jest pozostawione same sobie, znające ramy czasowe swoich zajęć i zabaw, dziecko, z którym rozmawiają rodzice o życiu, ludziach i zwierzętach, po dwóch godzinach grania nie udusi podwórkowego kota ani nie zbije młodszego kolegi. Umie bowiem odróżnić dobro od zła i wie, że takie a nie inne działania mogą sprawić komuś ból. Rozmawiajmy zatem z dziećmi jak najczęściej. Pokazujmy im, że ich kochamy, że są dla nas ważne. Wtedy nie będą szukały w wirtualnym świecie negatywnych wzorców zachowań.

Syn sąsiada, odkąd ma komputer, cały wolny czas spędza grając. Boję się, że moje dziecko także wpadnie w ten nałóg.

Nie chcę, żeby moje dziecko grało w gry komputerowe. To bardzo prosta rozrywka, nie mająca nic wspólnego z książkami i nauką.

Istnieje niestety możliwość zatracenia się dziecka w wirtualnej rzeczywistości. Ale czy to się stanie, czy nie, w dużej mierze zależy od nas rodziców. Zwłaszcza wtedy, kiedy dzieci są małe. Przede wszystkim, należy zdać sobie sprawę z jednej, bardzo istotnej rzeczy. Dla dziecka gra, to rozrywka i zabawa. Tak jak my biegaliśmy do utraty tchu po osiedlowych zakamarkach, nie zwracając uwagi ile czasu minęło, tak nasze dzieci nie czują upływu czasu, grając na komputerze. Trzeba zatem myśleć za nich i jasno określić zasady, kiedy i ile czasu mogą spędzić przy komputerze. Takie podejście sprawi, że dziecko wdroży się do zasady „najpierw obowiązek (np. lekcje, pomoc w domu itp.), potem przyjemność” i jest mniej prawdopodobne, że wpadnie w „trans małego gracza”.

Oczywiście nie można porównywać książek do gier komputerowych, nie ma bowiem – w tych ostatnich – tak wielu treści edukacyjnych. Ale trzeba pamiętać o jednym. Czy nam się to podoba, czy nie gry komputerowe stały się powszechne w życiu dzieci, tak jak dla nas kiedyś video i telewizja. Więc zamiast tępić ten nowy styl spędzania wolnego czasu i spoglądać wstecz, pogódźmy się z nim. Postarajmy się znaleźć pozytywy i nie krytykujmy. Jest jak jest. Krytyka tylko pogłębi konflikt pokoleń i sprawi, że ten wirtualny, zakazany owoc będzie bardziej dzieciom smakował.

Dzieci stają się nerwowe, mają kłopoty z koncentracją i ze snem. Tak. Może do tego dojść. Dlatego małe dziecko powinno spędzać przed komputerem nie więcej, niż dwie godziny dziennie. Ale nie tylko o czas tu chodzi. Przyjrzyjmy się dziecku. Może gra dla dziecka jest za trudna dla jego umiejętności, a ono nie jest wystarczająco dojrzałe emocjonal-

19

DZIECKO W SZKOLE


Mam talent!

Tekst: Klaudia Maksa Zdjęcie: © DenisNata - Fotolia.com

SCENA I Przy stole w kuchni stoi Matka i rozkłada talerze do obiadu. Nagle w przedpokoju słychać trzask zamykanych drzwi i wrzask Młodszego Syna Matki. – Mamo, zgłosiłem się do szkolnego konkursu talentów! – Cieszę się. Powiedz coś więcej. Matka ze stoickim spokojem tym razem skrupulatnie liczy noże i widelce. Młodszy Syn Matki staje przed nią i patrząc jej prosto w oczy, strzela: – Więc zgłosiłem się do konkursu. Będę naśladował głosy zwierząt.

WARSZTATY WYCHOWANIA

20

– A, to super... Czekaj, co będziesz robił ?! – Będę naśladował głosy zwierząt – powtórzył MSM ze stoickim spokojem. – Głosy zwierząt? – Yhyyy... – Synu, jakie zwierzęta chcesz naśladować – zapytała Matka pro forma, patrząc kątem oka na kota. – Miauuu, Hau, Kukuryku. Młodszy Syn Matki wczuwa się w rolę, a w wyobraźni Matki pojawia się tłum dzieci na widowni gwiżdżących i śmiejących się z zaangażowanego w te swoje głupoty syna. – Dziecko – rzecze Matka – a może poproś babcię, to ci


KLASOWA HIERARCHIA WAŻNOŚCI

napisze wiersz. – Nie! – Albo piosenkę. – Niee! – Synku, proszę, przemyśl to. Moim zdaniem miauczenie na scenie nie jest najlepszym pomysłem na autopromocję. Do kuchni wchodzi Ojciec i wtrąca się w rozmowę: – Synku, zastanów się jeszcze, to może być najgorsze pięć minut w twoim życiu. MSM tupie nogą i ryczy – Nie! Jestem panem swojego losu! Syn wychodzi z kuchni. Kurtyna.

To prawda z brodą, że wystarczy jedno zdarzenie, aby przekwalifikować rolę, jaką dziecko spełnia w grupie rówieśników na tę najbardziej paskudną – rolę błazna klasowego. To może być wręcz chwila, pięć minut dosłownie, rzut okiem i już śmieszność ciągnie się za twoim dzieckiem jak kilo kitu, czasami przez lata, deformując jego poczucie wartości. Dlatego tak bardzo chcemy uchronić naszą pociechę. Ale czy warto wpadać w histerię i uczyć dziecko, że wychylając się poza ramy narazi się na kpinę?

PUŁAPKA STEREOTYPU SCENA II Przy stole w kuchni siedzi Rodzina i kończy jeść zupę. Młodszy Syn Matki przerywa ciszę. – Dzisiaj był konkurs szkolnych talentów! Cztery łyżki zatrzymały się nieruchomo nad talerzem zupy. – I fajnie ci wyszło miaucz... Senior nie dokończył, gdyż dostał od Matki pod stołem w kostkę na znak „zatkaj dziób” – Tak – naśladowałem 5 zwierząt oraz sparodiowałem kabaret „Ani Mru Mru”. Chlup, chlup, chlup, chlup – cztery łyżki wpadły z powrotem do talerza, a w kuchni rozległ się niemy krzyk. Milczenie przerywa Ojciec: – Co? – No skecz ich znaczy. Matka wydała bezradny jęk. – Yyyy – No cóż – gratulacje za odwagę cywilną synu... – Wiecie co? Jesteście okropni.

SCENA III Łuuup – strzeliły drzwi. Łuuup! – o drzwi w przedpokoju strzelił plecak Młodszego Syna Matki. Do pokoju wbiega BOHATER i wrzeszczy: – NO-I-CO?! Zająłem druuuugie mieeejsce! Junior wychodzi z kuchni. Kurtyna.

PRAWDA BOLI... Jeśli ktoś widzi podobieństwo bohaterów z rodziną autorki warsztatów wychowawczych, to... się nie myli. Niestety, w tym wypadku dałam plamę. Bo kto, jak kto, ale ja akurat powinnam pozwolić rozwinąć skrzydła synowi bez snucia żadnych czarnych wizji. Wyszło inaczej, jak w amerykańskim filmie. Matka nie doceniła, Ojciec uprawiał czarnowidztwo, Babcia na ratunek napisała wiersz – jednym słowem, nikt nie dał wiary, nikt nie docenił, a dziecko okazało się geniuszem.

21

Opisane wyżej zdarzenie, które miało miejsce jakiś czas temu, świadczy o tym, jak wielkimi jesteśmy niewolnikami stereotypów. Pomijając moją pedagogiczną wpadkę, jestem przekonana, że większość matek zareagowałaby podobnie. Talent na miarę szkoły kojarzy nam się z genialną interpretacją wierszy, piosenek, czy utworów muzycznych. Naśladowanie kota to dla nas bardziej zabawa, niż jakieś specjalne predyspozycje. Junior okazał się dzieckiem zdolnym i został przez nauczycieli doceniony. Ale gdyby nie miał tego „talentu”. Co działo by się potem?

NAJWAŻNIEJSZE JEST TO „POTEM” Czy nam się to podoba, czy nie, tak naprawdę nie uchronimy dzieci przed śmiesznością. Dlatego najlepiej jest w procesie wychowania przyjąć postawę zachowawczą. Polega ona nie tylko na permanentnym ocenianiu i ostrzeganiu dziecka przed ryzykiem ośmieszenia się w oczach rówieśników. Jeśli ograniczysz się do jedynie takiej profilaktyki, to jeśli twoje dziecko posiada oryginalne zainteresowania i umiejętności, wszczepisz mu poczucie niższości i kompleksy z powodu jego „inności”. Nie mówiąc już o hamowaniu samorozwoju dziecka. Dlatego nie należy się skupiać wyłącznie na znaku „stop”. Bo kiedy, mimo ostrzeżeń, dziecko zaliczy wpadkę, skupi się na traumie, a rówieśnicy będą tylko dolewać oliwy do ognia. Chodzi o to, żeby nauczyć dziecko dystansu do samego siebie i poczucia humoru. Nie mówię, żeby śmiało się z siebie w tym „tragicznym momencie”, bo to byłby śmiech przez łzy, ale żeby potraktowało to zdarzenie jako wpadkę, a nie koniec świata. Taki dystans, po pierwsze zapobiegnie „autodestrukcji”, a po drugie, najważniejsze, jest zaraźliwy. I mimo, że rówieśnicy będą się śmiać z twojej pociechy, bo nie da się ukryć, może być z czego, to za chwilę przestaną i sklasyfikują to zdarzenie jako dobry gag, który nie zaważy na ich relacji z twoim dzieckiem.

WARSZTATY WYCHOWANIA


Z PAMIĘ TNIK A MAMY

DRUGIE PÓŁROCZE NA TALERZU

Tekst: Maria Anna Brzegowy - http://mbrzegowy.blogspot.com/ Zdjęcia: © Photoline - Fotolia.com, © MediablitzImages - Fotolia.com

NA TALERZU JANKA

22


Ośmiomiesięczny Jaś jest już prawie dorosły. A przynajmniej dla mnie – mamy, która nie spodziewała się, że Jej synek tak prędko zacznie jadać poważne posiłki. W mig opróżniana mała łyżeczka, lata tylko między Jankową buzią, a talerzem. Nasz synek waży już 9 kilogramów i miewa się rewelacyjnie. A wszystko to za sprawą pozytywnego nastawienia. Dwa miesiące temu, dzieliłam się z Wami refleksją na temat trudności w rozszerzaniu diety malucha. W zasadzie większych problemów nie było. Jaś od samego początku wszystko pięknie jadł. I tak mu zostało do dziś. Mimo wielu życzliwych uwag, jakoby te sukcesy to prostu bezproblemowe dziecko – nie przestałam wierzyć, że to właśnie moje dobre odżywianie w czasie ciąży i stopniowe wyrabianie dobrych nawyków u malca – tak mocno zaprocentowało. Pod koniec pierwszego półrocza na talerzu Jasia królowały raczej gotowe słoiczki aniżeli domowe posiłki. Było tak zwłaszcza z daniami z ryb, których ości śniły mi się po nocach. Tata Jankowy zadławił się kiedyś takową i pół nocy spędziliśmy na szpitalnym oddziale, gdzie długo torturowano biedaka. Nic więc dziwnego, że na samą myśl przyrządzenia Jasiowi rybki robiło mi się gorąco. Dopiero andrzejkowe spotkanie z innymi mamami zdołało mnie przekonać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Podpatrując jak jedna z dziewczyn z radością karmi córeczkę pstrągiem, zdecydowałam się pożegnać ze wszystkimi, głęboko siedzącymi we mnie obawami. Jasiowa Babcia postarała się o najlepszą w mieście rybę i przystąpiłam do dzieła. Na pierwszy ogień poszła polędwica z dorsza. Tak, wiem – nie słyszeliście o takiej. Sama się zdziwiłam, gdy usłyszałam hasło kojarzące mi się do tej pory raczej z częścią mięsa niż ryby. Jak się potem okazało – była naprawdę delikatna w smaku i choć to nie filet – z ościami większych rewelacji nie było. A nawet jeśli – „ości to wapń’’ – tak sobie to tłumaczyłam. Zresztą – i tak wszystko lądowało w blenderze. Później była odrobina pstrąga, a nawet i kawałeczek wigilijnego karpia. Janek wszystko pięknie przetrawił, a ja byłam dumna, że moje dziecko zjada rybę nawet częściej niż trzy przepisowe razy w tygodniu. Z mięsa – wybierałam cielęcinę albo indyka. Kurczaki do tej pory omijam szerokim łukiem i choćby nie wiem, jak ekologiczny on był – wolę na razie go nie tykać. Zwłaszcza, że tych bio raczej u nas nie uświadczysz. Odsunięcie na bok słoiczków było dobrym posunięciem. Zauważyliśmy, że po takowym – Janek budził się w nocy wcześniej i częściej. Po obiadku przygotowanym w domu, pobudka następowała grubo nad ranem. Może był to efekt tego, że nie trzymałam się kurczowo schematów i nie dawałam jednej łyżeczki mięsa do zupki, ale nawet dobre trzy czy cztery? Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że coś w tym być musi. Jaś to kawał mężczyzny, a mężczyzna – jak powszechnie wiadomo – musi sobie dobrze zjeść. Niezależnie od wieku. Kto regularnie śledzi mojego bloga, ten wie, że mimo wy-

23

kształcenia żywieniowego, szacunku do Wu-Ha-O i tym podobnych – nie trzymam się zbyt ściśle zaleconych schematów. Mój syn nie wygląda raczej na alergika, nie ma brzuszkowych problemów, dlatego z ochotą prę do przodu, spontanicznie wprowadzając mu poszczególne produkty do diety. I tak – od jakiegoś miesiąca wspólnie zajadamy się zupkami z kaszą jaglaną, która nie tylko jest źródłem witamin i minerałów ale i posiada zdolność „wyciągania” zarazków z organizmu. Dzięki temu – przeziębienia i grypa nam nie straszne. Razem z jaglanką, do zupy wkroczyły pomidory. Gdy któregoś dnia zauważyłam, z jakim apetytem Jaś wcina „pomidorowego gotowca”, stwierdziłam, że nic nie stoi na przeszkodzie, by przygotować mu takiego w domu. I choć w schemacie warzywa te pojawiały się znacznie później – znów zaryzykowałam. Z sukcesem na końcu, oczywiście. W którymś momencie – nagle delikatnie się wypaliłam. Te same zupki, te same przecierane owoce, mleko z kleikiem – to naprawdę nie stwarzało żadnego pola do popisu dla kogoś, kto uwielbia stać przy garach. Sięgnęłam zatem po gotowe pomysły. W jednej z księgarni zaopatrzyłam się w kulinarną książkę dla niemowlaków. To właśnie z niej dowiedziałam się, że do zrobienia kisielu wystarczy sok i odrobina mąki ziemniaczanej. Słodkawa i słoneczna zupka wyjdzie po zmieszaniu dużej ilości marchewki, dyni i żółtka, a jajecznicę ugotowaną na wodzie można spróbować podać już po ósmym miesiącu. Pomimo „głosów życzliwości”, nadal mocno trzymamy się zasady, która wyklucza soki na rzecz czystej wody. Nie używamy soli, a w zamian, zupki przyprawiamy koperkiem lub pietruszką. Stałe pory posiłków to pozycja obowiązkowa w naszym rozkładzie dnia. Choć wiele osób mocno się temu dziwi, Jaśko z ochotą wcina brokuły oraz szpinak – warzywa, które większość starego pokolenia niejednokrotnie widzi po raz pierwszy w swoim życiu. A efekty tego żywienia? Chyba nie muszę rozdrabniać się już bardziej?

NA TALERZU JANKA


ZDROWO DO CELU ROZSZERZANIE DIETY MALUCHA ETAP DRUGI 1.

PO PROSTU SIĘ NIE BÓJ Nie bój się rozszerzać diety malucha. Jeśli jednak należysz do grona rodziców bojaźliwych – rób to stopniowo, opierając się na słoiczkach. Niech nikt nie wmówi Ci, że przez to jesteś gorszą mamą, a słoiki to sama chemia. To nieprawda!

2.

SŁOICZKI – DOBRA RZECZ Jeśli jesteś zbyt zmęczona, zabiegana lub najzwyczajniej w świecie Ci się nie chce – nie zmuszaj się do codziennego stania w kuchni. Gotowe dania dla dzieci zostały dokładnie przebadane i nic nie stoi na przeszkodzie byś czasami się nimi wyręczyła. Jeśli będziesz robić coś na siłę – szybko zniechęcisz się, a to pierwszy krok do złego samopoczucia i nastroju.

3.

CZYTAJ ETYKIETY Jeśli wybierasz słoiczek – dokładnie sprawdzaj składy podane na etykietach. Są firmy, które do obiadków i deserków dodają cukier, sól i syrop glukozo-fruktozowy już od 4 miesiąca. Unikaj ich jak ognia!

4.

MIĘSO GOTUJ OSOBNO Zupki mięsne i rybne nie gotuj na wywarach – mogą uczulić. Lepiej osobno ugotować warzywa i mięso, a dopiero później razem je połączyć.

5.

SIĘGNIJ PO PRODUKTY TRADYCYJNE Kasza jaglana to źródło wartości odżywczych. Zapomniana, choć jedna z popularniejszych na talerzach naszych pradziadków. Polecam Ci ją zwłaszcza teraz, gdy na dworze ciągłe zmiany temperatur, a o chorobę nietrudno.

6.

TRZY RAZY W TYGODNIU WYBIERZ RYBĘ Ryby powinny pojawiać się na talerzu Twojej pociechy przynajmniej 3 razy w tygodniu. Najlepsze są ryby morskie będące źródłem korzystnych dla rozwoju mózgu kwasów omega. Bez obaw sięgaj po łososia, dorsza, morszczuka i halibuta, a także po ryby śródlądowe – pstrąga, sandacza i szczupaka.

7.

ZAPOMNIJ O SOLI I CUKRZE Nie dosalaj ani nie dosładzaj posiłków Twojego malucha. Im później pozna smak cukru dodanego – tym lepiej. Póki co, wystarczy mu słodycz owoców i marchewki, a w zastępstwie soli – koperek lub zielona natka pietruszki.

8.

JESTEŚ NAJLEPSZA! Nie daj sobie wmówić, że zabierasz dziecku dzieciństwo, bo zabraniasz mu tego czy owego! Życzliwego spytaj, czy dałby malcowi papierosa gdyby ten nagle wyraził na niego ochotę. Wszak życzliwy wciąż powtarza, że dziecku zabraniać nie wolno. Czyżby? W rzeczywistości roczny czy dwuletni maluch wcale nie potrzebuje do szczęścia czekolady czy słodkich ciasteczek. Domowe drożdżowe to już inna bajka, ale szerokim łukiem omijaj wyroby sklepowe. Zawarte w nich barwniki, konserwanty oraz cukier – uzależniają i wywołują nadpobudliwość u dzieci. Jeśli Twoje dziecko wcześniej ich nie próbowało – nic nie traci, bo nie zna smaku tego domniemanego „dzieciństwa”.

NA TALERZU JANKA

24


MAGAZYN DLA OTWARTYCH NA LITERATURĘ I SMAKI

NAK ARM CIAŁO NAK ARM DUSZĘ

MAGAZYNOBSESJE.PL

/MAGAZYNOBSESJE


ZAKŁADKI DO KSIĄŻEK

Zapraszamy Was do zrobienia kolorowych zakładek, które sprawią, że książki naszych pociech będą zawsze wyglądały estetycznie i schludnie. Prace wykonali: Julka (5 lat) i Maciek (7 lat).

Tekst: Justyna Cielecka Zdjęcia: Justyna Cielecka

TWÓRCZY CZAS

26


ZAKŁADKA NR 1

ZAKŁADKA NR 2

»» »» »» »» »»

»» »» »» »»

Taśma klejąca Tasiemka Suszone liście i kwiaty Plastikowa deska do krojenia, lub inna podkładka Samoprzylepny papier kolorowy

Pasek kolorowego bloku technicznego Dwie wąskie tasiemki Naklejki Dziurkacz i nożyczki

ZAKŁADKA NR 3

ZAKŁADKA NR 4

(DLA STARSZAKÓW)

(DLA STARSZAKÓW)

»» Takie same materiały jak do wykonania Zakładki nr 2

»» »» »» »» »» »»

27

Kolorowy blok techniczny Nożyczki Klej Ołówek Gumka Linijka

TWÓRCZY CZAS


ZAKŁADKA NR 1

Rozwiń taśmę klejącą. Ustaw ją stroną klejącą do góry. Na końcach zawiń „kółeczko” i przyklej od spodu do podkładki. Podobnie zrób z drugiej strony. Chodzi o to, aby taśma nie ruszała się, gdy będziemy do niej przyklejać różne elementy.

Połóż na taśmę kolorową wstążeczkę. Poukładaj zasuszone liście i kwiaty.

Rozwiń taśmę klejącej. Dokładnie przyłóż do kawałka na desce. Pamiętaj, żeby taśma była stroną klejącą do dołu. Sklejamy dwa kawałki ze sobą i mocno dociskamy do siebie.

Odklej powstałą zakładkę. Obetnij nożyczkami końce taśmy i udekoruj zakończenia zakładki wg własnego pomysłu, np. papierem samoprzylepnym.

TWÓRCZY CZAS

28


ZAKŁADKA NR 2

Wytnij z bloku technicznego pasek. Wzdłuż długich brzegów zakładki wykonaj dziurkaczem dziurki. Na krótkich brzegach zrób po dwie dziurki.

Weź do ręki wstążeczki, złóż je ze sobą i zrób na ich końcu supełek. Teraz przewlekaj tasiemki przez dziurki. Na końcu znów zrób supełek. To trochę trudne. Jeśli sobie nie radzisz, poproś Mamę o pomoc. Obetnij końce tasiemek.

Teraz wystarczy tylko udekorować nasze dzieło kolorowymi naklejkami.

29

TWÓRCZY CZAS


ZAKŁADKA NR 3

Początek pracy jest taki sam jak przy zakładce nr 2, tzn. musisz najpierw przyciąć odpowiedni pasek z bloku technicznego, następnie wykonać w nim dziurki (efekt będzie doskonały, gdy dziurki będą naprzeciwko siebie). Przygotuj tasiemki. Zwiąż je ze sobą z jednej strony.

Przewlekaj tasiemki przez dziurki, ale równocześnie po obu stronach . Dodatkowo skrzyżuj je. Powstanie w ten sposób ciekawy wzorek.

TWÓRCZY CZAS

30


ZAKŁADKA NR 4 Wytnij odpowiedni kawałek z bloku technicznego i zegnij go wzdłuż na pół

Na zgiętym kawałku , ok. 5 mm od krawędzi (nie od grzbietu) narysuj linię. To będzie taka granica, której nie będzie Ci wolno przekroczyć. Narysuj sobie również linie od grzbietu do narysowanej granicy, ale na ukos. Następnie rozetnij ukośne linie nożyczkami. Nie przetnij granicy!

Rozłóż swoją zakładkę. Zagnij co drugi pasek do góry.

Możesz teraz podkleić wystające „rogi” i ozdobić zakładkę wg własnej inwencji.

31

TWÓRCZY CZAS



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.