Numer 135 (SGH) (styczeń 2013)

Page 1

Niezależny Miesięcznik Studentów Numer 135 Styczeń 2013 ISSN 1506-1714

www.magiel.waw.pl

s.15 / artykuł okładkowy

Pomagam od serca W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o istotę dobroczynności

s.24 / polityka i gospodarka

Inwestując w błoto Czyli o marnotrawieniu funduszy unijnych

s.38 / film

Zmartwychwstanie Wielki powrót warszawskiego kina Iluzjon!


ARTYKUŁ SPONSOROWANY

listopad 2012


spis treści / Beton na belce.

15

38

52

58

Pomagam od serca

Zmartwychwstanie

Droga przez Indie

Zielony Rynek

a Uczelnia

h Teatr

i Człowiek z Pasją

p Czarno na Białym

06 09 10

Rozmowy z przewodniczącymi C o n o we g o w S G H ? O d e l i t a r n e g o k lu b u d o p r o j e k t o we g o p o t e n t a t a 1 1 Wiadomości ze świata 1 2 Z m i a n y, z m i a n y, z m i a n y. . . 13 O c h , E r a s m us i e !

b Organizacje 14

K a l e n d a r z w yd a r z e ń

8 Temat Numeru

15 P o m a g a m o d s e r c a

c Polityka i Gospodarka

20 S K O K- i p o d lu p ą n a d z o r u 21 P a t r z e ć ja k n a js z e r z ej 22 P a ń s t w o P a l e s t y ń s k i e? 23 Ś m i e c i o we p o k o l e n i e 24 I n we s t uj ą c w b ł o t o 26 C z y P o ls k ę o k r y je m r o k? 27 K o n i e c w a k a c ji p o d a t k o w yc h

30 27 27

Te a t r n a s p r z e d a ż Ta n i e c w b r e w u n i f i k a c ji Recenzje

f Książka 34 35 36

Wydawca:

Stowarzyszenie Akademickie Magpress

Prezes Zarządu:

Jakub Warnieło jakub.warnielo@magiel.waw.pl Adres Redakcji i Wydawcy:

al. Niepodległości 162, pok.64 02-554 Warszawa tel. (022) 564 97 57

53

58

Zielony Rynek

q Felieton

H o b b y, k t ó r e s t a ł o s i ę p a sj ą

Droga przez Indie

Odbudowa przeszłości

60

St o p z m e d i o c e n i u

u Rozrywka 61

Rozrywka

v Do góry nogami 62

Do góry nogami

m Turystyka 54

Serce Katalonii

t Trzy po Trzy

N a jl e p s z e p ł y t y r o k u 2 01 2 P o ls k a w c h m u r a c h

Piotr Filip Micuła Z-ca Redaktora Naczelnego: Ewa Stempniowska, Aleksander Reszka Redaktor Prowadzący: Paulina Żelazowska Organizacje: Michał Wrona Uczelnia: Anna Grochala Polityka i Gospodarka: Robert Szklarz Człowiek z pasją: Jakub Warnieło Felieton: Karol Serena Film: Karolina Pierzchała Muzyka: Mieto Strzelecki Teatr: Aleksander Stelmaszczyk Książka: Anita Gadomska Sport: Michał Zajdel Turystyka: Agata Frydrych 3po3: Piotr Zawiślak Rozrywka: Marlena Tępińska

48

k Po godzinach

Jak oni grają. I grają Z m a r t w yc h w s t a n i e Recenzje

Redaktor Naczelny:

o Sport

50

d Muzyka 40 42

R z u c i ć w s z y s t k o i w y je c h a ć

g W subiektywie

Rok różnorodności Recenzje D e b iu t

e Film 36 38 39

46

56

Zw i e r z a k i d o m o we

Po godzinach: Szymon Czerwonka Czarno na Białym: Maciej Simm W Subiektywie: Bohdan Ilasz Do Góry Nogami: Redaktor Nieodpowiedzialny Korekta: Bartosz Kosiński Dział foto: Ewa Przedpełska Dyrektor Artystyczny: Wojciech Kuczek Dział Księgowy: Przemysław Terlecki Dział Promocji i Reklamy: Jakub Warnieło Dział WWW: Aleksander Reszka

Współpraca: Wojciech Adamczyk, Robert Bańburski, Bartek Bartosik, Dominika Basaj, Marcin Bator, Tomasz Bielak, Jacek Bisiński, Sylwia Bojar, Adam Dąbrowski, Anastazja Dębowska, Anna Drwięga, Mariusz Dudek, Piotr Dziadosz, Małgorzata Gawlik, Paulina Głogowska, Natalia Góral, Katarzyna Grabos, Jerzy Gut-Mostowy, Damian Iwanowski, Maciej Jabłoński, Kaja Jankowska, Anna Kalinowska, Piotr Kawczyński, Anastazja Kiryna,

Karol Kopańko, Kuba Kopryk, Magdalena Kosecka, Ada Kuczyńska, Weronika Łopieńska, Dominika Makarewicz, Katarzyna Matus, Emil Marinkow, Marta Maślak, Kasia Matuszek, Oskar Miller, Kamil Mucha, Agata Napierska, Zuzanna Napiórkowska, Tomasz Nisztuk, Elżbieta Nycz, Konrad Obidoski, Danisz Okulicz, Kama Olasek, Bartosz Olesiński, Kamil Osiecki, Krzysztof Pawlak, Arleta Piłat, Piotr Piłat, Paula Pogorzelska, Agnieszka Porzycka, Adam Przedpełski, Aleksander Pudłowski, Mateusz Radecki, Patrick Radecki, Marika Roda, Paweł Romański, Paweł Ropiak, Janusz Roszkiewicz, Maksym Rudnik, Wojciech Sabat, Agata Serocka, Monika Sikorra, Magdalena Skrodzka, Izabela Sochocka, Urszula Stelmach, Alicja Sukiennik, Adrian Szorc, Magdalena Szprądowska, Aleksandra Szydłowska, Kacper Szyndlarewicz, Melania Śmigielska, Mikołaj Tchorzewski, Kuba Torenc, Mateusz Umiastowski, Michał Wiaderek, Ewa Widenka, Aleksandra Wilczak, Katarzyna Wilk, Maciej Witkowski, Rafał Wyszyński, Maciej Zykubek, Andrzej Żurawski

opublikowany na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych reklam.

Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania i skracania niezamówionych tekstów. Tekst niezamówiony może nie zostać

Jesteś zainteresowany współpracą? Napisz na: rekrutacja@magiel.waw.pl

Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania styczniowego prosimy przesyłać e-mailem lub dostarczyć do siedziby Redakcji do 10 stycznia. Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamdawcy. Nakład: 7000 egzemplarzy Okładka: Wojciech Kuczek Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka współpraca: Maciej Szczygielski

Kontakt do członków redakcji w formacie: imie.nazwisko@magiel.waw.pl

styczeń 2013


/ wstępniak Prawdziwego mężczyznę nie poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna - Leszek Miller

Napisy końcowe PIOTR FILIP MICUŁA REDAK TOR NACZELNY

eans dobiega końca. W tej chwili, Drodzy Czytelnicy, oglądacie epilog tego filmu. Wkrótce nadejdzie czas pozbierać porozrzucany po sali popcorn i wyprosić widzów drzemiących w tylnych rzędach. Na ekran leniwie wkradają się napisy końcowe. Oklasków nie będzie, bo nie przyszliśmy tutaj na festiwal filmowy. To nie Cannes, nie Berlin i nie Gdynia. Po co wobec tego te napisy końcowe? Przecież ludzie tylko czekają, aż na sali kinowej zapalą się światła i będą mogli spokojnie wrócić do swoich codziennych spraw. Nie interesuje ich przecież, kto był asystentem operatora kamery i kto grał lokaja w piętnastej sekundzie czwartej sceny. Nie potrzebujemy tej wiedzy – podziwialiśmy tylko obraz, cienie na ścianach jaskini. W domu czeka na nas obiad do ugotowania i sen w ciepłym wyrku przed kolejnym pracowitym dniem. Gdybym był jednak reżyserem, nie wyobrażam sobie pominięcia napisów końcowych. Możliwości wyjścia choćby na chwilę z jaskini, powrotu i przedstawienia pełnej prawdy o tym, nad czym tak długo pracowaliśmy. Wszyscy przecież odcisnęliśmy swoje piętno, dlatego nazwisko każdego z nas zasługuje na ujęcie w napisach końcowych. Nie byłoby całości bez każdego, choćby drobnego wkładu w jej po-

S

Ponieważ zaangażowanie w organizację to właśnie dbanie o wspólną sprawę niezależnie od tego, czy pracujemy nad filmem, miesięcznikiem studenckim czy całym państwem.

04-05

wstawanie. Dobra czy zła – była to nasza wspólna sprawa. Ponieważ zaangażowanie w organizację to właśnie dbanie o wspólną sprawę – niezależnie od tego, czy pracujemy nad filmem, miesięcznikiem studenckim czy całym państwem. Nasza działalność to nasze małe rzeczpospolite, czyli właśnie wspólne sprawy, o które, jak pisał Cyceron, dbamy pospołu, nie jako bezładna gromada, tylko liczne zgromadzenie, jednoczone używaniem prawa i pożytków z życia we wspólnocie. Używaniem prawa do realizowania stawianych celów i poczuciem odpowiedzialności za całokształt. Korzystając z nich mądrze zyskujemy potencjał tworzenia prawdziwych dzieł sztuki. Zachowując jeszcze dziś możliwość napisania kilku słów w swoim ostatnim „słowie od naczelnego” chciałbym w szczególności podziękować wszystkim tym, którzy uczestniczyli w powstawaniu MAGLA przez ostatni rok. To jeszcze nie koniec – to czasopismo potrzebuje jeszcze więcej zaangażowania, kolejnych wizjonerów i technokratów. Dzięki temu pewnego dnia podniesiemy MAGLA właśnie do rangi prawdziwego dzieła sztuki. Dziękuję wszystkim producentom, scenarzystom i aktorom tego obrazu. Asystentom, operatorom i charakteryzatorom. Zasługujecie na Oscara. 0


aktualności / - Long time no sea - powiedział emerytowany pirat.

Aktualności Polecamy: 12 UCZELNIA Zmiany, zmiany, zmiany Nowe niespodzianki Ministerstwa

27 POLITYKA I GOSPODARKA SKOK-i pod lupą nadzoru

fot. Marcin Bator

Wszystko zaczęło się w październiku. Dwa dni intensywnych przesłuchań, pełnych emocji i odkrywania niesamowitych talentów. Kuba Olipra, dyrektor artystyczny, po burzliwych debatach zaprosił kilkunastu młodych muzyków do udziału w tworzeniu jedynego w swoim rodzaju projektu – Koncertu Świątecznego SGH. Tygodnie prób zaowocowały dopracowanym w najmniejszym szczególe występem, dzięki któremu mogliśmy spełnić marzenia podopiecznych fundacji Mam Marzenie. Dziękujemy Wam w imieniu wszystkich uczestników koncertu oraz w imieniu dzieci, które przekonają się, że sny czasami się spełniają.

fot. Katarzyna Matuszek

fot. Katarzyna Matuszek

Nowy paradygmat parabanków

styczeń 2013

fot. Marcin Bator

22 POLITYKA I GOSPODARKA Inwestując w błoto Czyli jak marnotrawione są pieniądze z funduszy unijnych


/ wywiad z byłym Przewodniczącym Barbur, Bambur, Bimbur, Bombur, Bramburro!

Wszystkich nie zadowolę

O kulisach wyborów rektorskich, napiętych stosunkach z innymi studentami oraz wyzwaniami stojącymi przed Samorządem rozmawia z MAGLEM jego były przewodniczący, Wojciech Strzałkowski. r o z m aw i a ł :

a l e k s a n d e r p u d łow s k i

Niewątpliwie największym wyzwaniem Twojej kadencji były wybory rektorskie. Wielokrotnie powtarzałeś, że wspólna kampania wyborcza i jednolity blok studencki były sukcesem. Jednocześnie, stosując eufemizm „każdy głosował w zgodzie z własnym sumieniem”, niejako przyznajesz się do porażki, jaką niewątpliwie było to, że pod szyldem jednolitego bloku nie krył się jednolity głos. Nie widzisz w tym sprzeczności? MAGIEL:

ści wśród wszystkich studentów, niekoniecznie tych związanych z organizacjami. Poza tym powstanie Komisja ds. Finansów, która będzie nadzorowała działania SS i RKiO przy rozdziale środków z FRS, co na pewno pomoże uporządkować ich pracę.

WOJCIECH STRZAŁKOWSKI: Można w ten sposób do tego podejść, ale ja bym na

Czy nie wydaje Ci się, że do zmian struktury przekazywania pieniędzy powinny być dodane zmiany znacznie ważniejsze, czyli te gwarantujące transparentność systemu? Obecnie nie ma żadnego sposobu, żeby sprawdzić jak Samorząd, organizacje i koła naukowe rozdysponowują te, ogromne przecież (ca. 500 000 tys. zł), sumy.

to popatrzył z innej strony. Ważne jest to, że udało się zebrać ludzi ze różnych organizacji i mimo tego, że zdecydowaliśmy, że każdy głosuje w zgodzie z własnym sumieniem, to głosy rozłożyły się tak, że mamy prostudenckiego rektora.

W analogicznych wyborach na UW przewodniczącemu samorządu udało się jednak stworzyć blok, który oddał jednolity głos. Czy wydaje Ci się, że struktura wyborów pośrednich (na UW elektorów studenckich wybiera Parlament Studentów, a nie studenci w wyborach bezpośrednich – przyp. red.) miała na to wpływ i czy jest ona pożądana również w SGH? W. S.: Tak. Po pierwsze zwiększyłoby to znaczenie Rady SS i pokazało, że ma ona realne kompetencje. Po drugie, zapobiegłoby to atomizacji środowiska studenckiego. Podczas wyborów rektorskich 7 lat temu studenci podzielili się na małe grupki i zostali przez kandydatów „rozegrani” tak, że w efekcie ich głos nie miał znaczenia. My poszliśmy do wyborów jako zwarta grupa, z mocną podstawą, jaką był raport think tanku i założeniem, że decyzję podejmiemy później. Dzięki temu kandydaci spotykali się z nami z własnej woli, każdy z nich odnosił się do tego raportu i właśnie to uważam za wielki sukces bloku. Pomimo, że ostatecznie głosy w kolegium elektorskim podzieliły się w stosunku 60-40 proc., to sukcesem jest to, że pokazaliśmy się jako jedna zwarta grupa nawet podczas samych wyborów, kiedy wchodziliśmy i wychodziliśmy z sali razem i naradzaliśmy się, co zrobić przed następną turą głosowania.

Mówisz o podziale głosów, a studenci do dziś nie wiedzą na kogo ich elektorzy głosowali. Tylko studenci obecnego trzeciego roku i kandydaci niezależni publicznie przyznali, na kogo głosowali. Pozostała część elektorów studenckich nigdzie tego nie ujawniła. Czy nie uważasz, że Twój blok zachował się nie w porządku wobec wyborców? W. S.: To zależy jak na to popatrzymy. Gdybyśmy szli do wyborów pod hasłem, że głosujemy na konkretną osobę, to nikt nie podjąłby z nami dyskusji. Wydaje mi się, że jest to indywidualna kwestia elektorów czy wyjawią, na kogo głosowali. Ja nie będę tego zdradzał, ale mogę powiedzieć, że obecny rektor wie, na kogo oddałem swój głos.

Sprawą, która ostatnimi czasy jest najczęściej na świeczniku, jest reforma Funduszu Ruchu Studenckiego. Czy wydaje Ci się, że proponowana forma rozdziału środków przeznaczonych dla studentów będzie lepsza od obecnie istniejącej? W. S.: Tak, z pewnością. To zawsze budziło kontrowersje, szczególnie w gro-

nie kół i organizacji, dlatego podział obowiązków między SS i RKiO jest krokiem w dobrą stronę. Szczególnie ważną częścią tej reformy będzie dodanie trzeciego, oprócz Samorządu i organizacji, podmiotu, jakim będą projekty konkursowe. Będzie to funkcjonowało w ten sposób, że każdy student SGH, nawet niezwiązany z żadną organizacją, będzie miał możliwość zgłoszenia projektu i w zależności od zainteresowania, kilka takich projektów będzie się odbywało. To krok w celu promocji przedsiębiorczo-

06-07

W. S.: Nie jest to zmiana bardziej potrzebna niż obecna reforma FRS, ale niewątpliwie obowiązek zdawania sprawozdań finansowych przez organizacje jest potrzebny i może powinien to być następny punkt zmian. Mając świadomość, jak to wszystko funkcjonuje, wiem, że Samorząd nie ma nic do ukrycia i uważam, że te informacje powinny być publicznie dostępne.

Niewątpliwie byłeś dużo bardziej aktywnym przewodniczącym od swojego poprzednika i zawiesiłeś dosyć wysoko poprzeczkę. Czy uważasz, że Twój następca, który jest od Ciebie inny zarówno pod względem charakteru, jak i samorządowego doświadczenia, jest w stanie do niej doskoczyć? W. S.: Michał był bardzo blisko tego, co się działo przez cały ostatni rok

na Uczelni ze strony Samorządu, więc w porównaniu do mnie, startuje z wyższego poziomu. Ma też wsparcie całego mojego zarządu. Ja tego nie


wywiad z byłym Przewodniczącym / wywiad z nowym Przewodniczącym /

nie rozwiązany. Natomiast jeśli chodzi o dalszy rozwój, to Goodwill pracuje nad czymś nowym, bardzo innowacyjnym i będzie to na pewno duże wydarzenie, ale na razie mogę zdradzić tylko tyle, że więcej informacji na ten temat pojawi się w połowie lutego. Rekrutacja to zaś kwestia następnego roku.

miałem, ponieważ moje przejęcie władze było szarpane – mój poprzednik nie wprowadził mnie w życie Uczelni, ani nie przekazał mi żadnego knowhowu. Z tej perspektywy wydaje mi się, że Michał ma łatwiejszy start i trzymam za niego kciuki.

Co dalej z projektem Goodwill? Czy ograniczycie się do prowadzenia wykładów czy zamierzacie pójść dalej? Czy Jako skarbnik Goodwilla możesz powiedzieć coś więcej na temat pieniędzy zebranych z cegiełek? Początkowo robiliście nawet sondę, na co je przeznaczyć, a od pół roku temat praktycznie nie istnieje.

A jakie są Twoje plany na przyszłość – zarówno te związane z działalnością na Uczelni, jak i te prywatne? W. S.: Obecnie jestem senatorem, doradzam nowemu przewodniczącemu,

poza tym angażuję się w prace Goodwilla. Prywatnie rozglądam się za jakąś elastyczną pracą w branży start-upów albo real estate. Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim współpracownikom i wyborcom. To był dobry rok. 0

W. S.: Jeśli chodzi o pieniądze z cegiełek, to mamy do wykorzystania ok.

18.000 zł. W ankiecie wygrała kolejka do budynku C, ale na razie nie możemy sobie na to pozwolić. Drugie miejsce zajęło stworzenie miejsc do wypoczynku w SGH i mogę powiedzieć, że ten problem niedługo zosta-

Działałbym w MAGLU O swoich planach na najbliższą kadencję, nowym regulaminie studiów oraz Funduszu Ruchu Studenckiego opowiada Przewodniczący Samorządu Studentów SGH Michał Lubaś. r o z m aw i a l i :

m ag da l e n a ko s ec k a , m i ch a ł w r o n a

r e d a kcj a :

A n n a g r o ch a l a

Na początek w imieniu MAGLA gratulujemy wygranych wyborów. I tu pojawia się pierwsze pytanie: dlaczego właściwie zdecydowałeś się kandydować na Przewodniczącego?

Jakie masz nowe plany na swoją kadencję, a co chciałbyś kontynuować z polityki Wojtka?

MAGIEL:

M.L.: Na pewnym chciałbym skupić się na dalszym rozwoju Komisji ds. Jakości Kształcenia. Wydaje mi się, że kontakt z władzami jest również dużo lepszy. Ja mam obecnie np. z prof. Ostaszewskim codwutygodniowe spotkania, na których rozmawiamy o kwestiach studenckich. Czuję, że mam realny wpływ na to, co dzieje się na Uczelni. To są rzeczy zapoczątkowane przez Wojtka. A jeśli chodzi o moje pomysły, to część z nich pojawiła się już oczywiście podczas kampanii wyborczej – SGHwiki chociażby. Byłoby to uruchomienie serwisu z informacjami o całej Uczelni: o wykładowcach, katedrach, ale i z baza opinii na ich temat. Wcześniej mieliśmy forum Esgieha.pl, które działało do czasu, gdy nie powstał Facebook. Tam niestety szuka się prostych informacji, ale nie ma wprost opinii na temat Iksińskiego. Pozwalałoby to wybierać wykładowców lepiej i w sposób bardziej świadomy. Chciałbym też bardzo, aby studenci brali dostrzegalny udział w debacie na temat reformy SGH, która się właśnie toczy. Przez własne opinie i postulaty. Chcemy w tym roku zdecydowanie aktywniej działać w gremiach ogólnopolskich. W Forum Uczelni Ekonomicznych i w Parlamencie Studentów RP. Choćby po to, aby forsować propozycje studentów, dotyczące zmian w ustawach związanych z rynkiem pracy. Pamiętajmy, że mamy w SGH silny ruch studencki, niespotykany na taką skalę w Polsce.

Michał Lubaś: Przede wszystkim działam od samego początku w Samorządzie.

Bardzo dużo się tam nauczyłem – od działalności projektowej, aż po kontakty z władzami. Tak naprawdę chciałem po prostu oddać tej organizacji i innym studentom to, co od niej dostałem. Znam się na kwestiach dydaktycznych, mam też doświadczenie w gremiach uczelnianych. Wydaje mi się, że jestem przygotowany do sprawowania tej funkcji.

W poprzednim roku akademickim jedną z ciekawszych inicjatyw Samorządu była z pewnością koncepcja stworzenia studenckiego Think Tanku, którego zadaniem było przedstawienie najważniejszych postulatów studentów w związku z wyborami nowych władz Uczelni. Czy będzie on nadal funkcjonować i czy ma teraz również podlegać pod Ciebie?

fot. Weronika Łopieńska

M.L.: Tak. Think Tank to inicjatywa ubiegłoroczna. W tym roku zachowu-

jemy go, ale zmieniamy formę jego działalności. To nie ma być wyłącznie analiza. Dostrzegam tutaj trzy kluczowe kwestie – pierwsza z nich jest związana ze studiami magisterskimi. Spadek ich poziomu jest zauważalny nie tylko przez nas, ale i przez ludzi z zewnątrz. Drugą istotną sprawą jest akredytacja międzynarodowa. Dobre rankingi to dobrzy studenci. Duży nacisk kładzie się na ten aspekt na Koźmińskim – układa się programy nauczania, dobiera studentów, pracuje z biznesem. My tego nie robimy – systematycznie spadamy w rankingach, podczas gdy oni dalej zajmu- 1

styczeń 2013


/ wywiad z nowym Przewodniczącym

Jak miałaby wyglądać koncepcja trzech szkół? Czy miałoby to być rozumiane, jako powrót do wydziałów czy w jakiś inny sposób? M.L.: Póki co, sprawa nie jest do końca roz-

strzygnięta. Rektor zbiera na razie opinie o kolegiach i prowadzi liczne rozmowy. My będziemy działali, jako samorząd w tym roku w komisji rektorskiej do spraw studentów i doktorantów. Będziemy mieli wkład w to, jak ta reformy Uczelni miałaby wyglądać. Nie ma jednak jeszcze jednej koncepcji zmian. Nie zapominajmy, że na Uczelni ścierają się różne środowiska. Prawdopodobnie jednak nastąpi to jeszcze za tej kadencji władz rektorskich.

Czy można to rozumieć, jako próbę podciągnięcia SGH w rankingach? M.L.: Oczywiście, że tak. Dobrze wiemy, że Uczelnia nie prosperuje tak jak

kiedyś. Obecna struktura się nie sprawdza. Głównym problemem jest marnotrawienie pieniędzy. W kwestii badań SGH również nie wypada już tak dobrze jak dawniej. Tu chodzi też o większą racjonalizację w gospodarowaniu środkami i o większą kontrolę dziekanów nad dydaktykami. My wiemy, że część wykładowców (mniej więcej połowa) wyrabia nadmiar pensum godzin, pozostali jednak nie. I to jest właśnie nieracjonalne finansowo.

Jak oceniasz stosunki Samorządu z innymi organizacjami? Wydaje się, że do tej pory nie były one najlepsze. M.L.: To Fundusz Ruchu Studenckiego jest kością niezgody. Mam nadzieję,

że rozwiązanie tej kwestii przez trzy filary w jakiś sposób uspokoi tę sferę i pozwoli budować dobre stosunki z innymi organizacjami. Moim zdaniem informujemy przede wszystkim o imprezach i projektach, jednak brakuje komunikacji o tym, co się dzieje w Senacie akademickim, Radzie Samorządu, na Kolegiach, czasami na temat tego, co robimy na Forum Uczelni Ekonomicznych lub w Parlamencie Studentów RP.

A gdybyś nie był w Samorządzie, to gdzie byś teraz działał? M.L.: Chętnie działałbym w MAGLU, w którym Uczelnia liczyłaby 30 stron

(śmiech). A tak poważnie to trudno powiedzieć. Myślałem ostatnio, co bym właściwie robił, gdybym nie był w Samorządzie. Doszedłem do wniosku, że miałbym mnóstwo wolnego czasu, ale jednocześnie miałem wrażenie pustki. Szczerze mówiąc, to jest praca na cały etat, łącząca w sobie wiele obszarów naraz.

Czy zamierzasz jako Przewodniczący zapewnić większą transparentność podziału środków poszczególnym Kołom i Organizacjom w kontekście ostatnich zmian w funkcjonowaniu FRS-u? W jaki sposób? M.L.: W założeniu reformy zmieniamy to, co zawsze najbardziej bolało

wszystkie organizacje studenckie, czyli fakt, iż Samorząd jest sędzią we wła-

08-09

snej sprawie. Obecnie dzieli on środki ze wspólnej puli pomiędzy siebie samego, jak i pomiędzy Organizacje i SKN-y. Jest więc beneficjentem ustalonego przez siebie podziału. Mamy tu do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów i reforma systemu FRS, zaproponowana przez Wojtka Strzałkowskiego wraz z II filarem zaprojektowanym przez Dominika Żmijewskiego, Konrada Konarskiego i Aleksandra Śniegockiego, ma być odpowiedzią na bolączki obecnego systemu. W ramach reformy środki FRS-u zostają podzielone na trzy filary, wg proporcji 45:45:10. I filar stanowić ma Budżet Samorządu (środki, które będziemy przeznaczać na nasze inicjatywy i projekty skierowane do wszystkich studentów). W ramach II filaru nowo powstała Rada Kół i Organizacji przydzielałaby środki realizowanym przez Organizacje i SKN-y projektom. My, jako Samorząd, nie ingerowaliśmy w ten podział (jak również w kryteria i sposób rozdziału). III filar, tj. 10 proc. środków to pula konkursowa (środki na nowe inicjatywy, które chcieliby wdrożyć na Uczelni). Pula ta rozdzielana byłaby przez Samorząd wraz z przedstawicielem RKiO. ­Mamy nadzieję że tegoroczny pilotaż nowego systemu zakończy się sukcesem i od przyszłego roku oficjalnie zastąpi obecny sposób rozdziału środków FRS fot. Weronika Łopieńska

ją wysokie pozycje. Trzecia ważna dla nas rzecz, to obecnie idąca reforma, czyli planowany podział na trzy szkoły. To szansa dla Uczelni, aby decyzje finansowe, administracyjne i dotyczące strategii zarządzania podejmowane były w lepiej dobranych zespołach. Chodzi o decentralizację. Z drugiej strony jest to zagrożenie dla nas, jako studentów i dla jakości naszych studiów, chociażby przez możliwość redukcji godzin języków obcych.

A co z Chomikiem SGH? Czy są jakieś pomysły na przywrócenie tego typu bazy przydatnych materiałów? M.L.: Samorząd jest organem uczelnianym i nie jest to stricte organizacja

studencka. My, jako taki organ nie możemy hostować materiałów, które godzą w prawa autorskie wykładowców. Jeżeli są to notatki z zajęć, wszystko jest w porządku, ale hostowanie (tak jak na poprzednim Chomiku) całych wykładów i książek to jawne naruszanie czyichś praw autorskich. Rozumiem potrzebę inicjatywy, ale z drugiej strony to mogłaby być bardzo duża pokusa do ponownego łamania praw autorskich.

Jak się ustosunkowujesz do nowego regulaminu studiów? Myślisz, że ma on szansę przetrwać w takiej formie, czy też nowe władze i studenci będą zabiegać o jego zmianę? M.L.: Jako senator studencki głosowałem za przyjęciem regulaminu. Został on w pewnym sensie stworzony przez stare władze dla nowych. Był również pisany bardzo szybko, dlatego wydaje mi się, że w jakiejś formie ulegnie on zmianie i próba wprowadzenia różnych poprawek będzie nadal trwała. Nowe zmiany mogłyby być ewentualnie wprowadzone dopiero w kwietniu i na pewno my, jako samorząd, będziemy w tym uczestniczyć. Szczególnie przelicznik ocen jest tutaj szczególnie istotny.

Czy chciałbyś na koniec dodać coś od siebie? M.L.: Liczę na to, że w tym roku pokażemy Samorząd nieco bardziej „na

zewnątrz”, bo mam wrażenie, że nie do końca widać realnie działania Samorządu, a moim zdaniem jest to bardzo ważne. większej transparentności w tym kontekście. Mam nadzieję, że to troszkę zmieni obraz Samorządu.

Życzymy Ci zatem powodzenia w realizacji założonych celów. Dziękujemy za rozmowę. 0


Ośrodek Studiów Tajwan - UE / prof. nadzw. SGH ekspertem Komisji Europejskiej /

Otwórzmy się na Daleki Wschód

Pod koniec listopada w SGH odbyła się inauguracja działalności pierwszego w Polsce Ośrodka Studiów Tajwan – Unia Europejska. tekst:

E wa w i d e n k a

ozpoczęcie współpracy z Tajwanem to nie lada gratka dla wszystkich miłośników Orientu. Ośrodek Studiów Tajwan-UE, którego koordynacją zajmuje się dr Krzysztof Kozłowski, planuje różnorodne projekty w wielu obszarach – nie tylko kulturalnych, ale również dotyczących, np. stosunków handlowych. Na uroczystym otwarciu o potędze gospodarczej Tajwanu mówił dr Ouyang Cherng-Shin, Senior Researcher w Chung-Hua Institution for Economic Research (CIER). Wydarzenie zorganizowały Ośrodek Studiów Tajwan-Unia Europejska oraz Kolegium Ekonomiczno-Społeczne SGH wraz z Biurem Handlowo-Kulturalnym Tajpej w Warszawie.

R

Kierunek: Wschód Celem Ośrodka jest m.in. promocja wymian studenckich. W chwili obecnej trwają negocja-

cje w tym zakresie. Początkowo do programu będą mogli przystąpić doktoranci. W przyszłości jednak, jeżeli współpraca będzie się pomyślnie układać, nie wyklucza się również studentów innych szczebli. W rozmowie z MAGLEM, dr Kozłowski wspomina o dwóch najbliższych projektach Ośrodka. – W tej chwili pracujemy z Ministerstwem Gospodarki nad seminarium dla polskich biznesmenów odnośnie inwestowania w Azji Południowo-Wschodniej za pośrednictwem Tajwanu. Ze względu na umowy o obrocie bezcłowym (m.in. z Chinami), Tajwan stał się jeszcze bardziej atrakcyjnym regionem dla inwestorów. – Tajwańczycy są zainteresowani inwestowaniem w Polsce i to na dużą skalę. Nowa współpraca z Chinami daje duże możliwości, o których wie bardzo niewiele osób – dodaje dr Kozłowski.

Orientalna SGH Oprócz wymian studenckich Ośrodek Tajwan-UE planuje również inne inicjatywy, jak np. współpracę z organizacjami polskich pracodawców, skierowaną głownie do polskich małych i średnich przedsiębiorstw. Ciekawym wydaje się być również pomysł na organizację Taiwan Day, promującego kulturę tajwańską w Polsce. Kto by pomyślał, że na rozwoju Tajwanu zyska nasza poczciwa Uczelnia? Dzięki tak nietypowej współpracy studenci z pewnością zyskują nowe perspektywy. Dr Kozłowski wyjaśnia: – Powstała inicjatywa, żeby wykorzystać sprzyjające okoliczności – z jednej strony zainteresowanie Tajwańczyków, z drugiej zaś możliwości działania w SGH, która jest otwarta na pozauczelnianą współpracę. Te czynniki dają podstawę do zaoferowania ciekawych projektów, a zarazem zwiększenia renomy Uczelni. 0

SGH ma swój głos w Unii Europejskiej Przed Unią stoi obecnie wiele wyzwań wymagających niekonwencjonalnych rozwiązań i innowacyjnego podejścia. Czy wybitna ekspert, a zarazem wykładowca SGH, znajdzie receptę na kryzys UE? tekst:

a n a s ta z ja d ę b ow s k a nie zaufania obywateli Starego Kontynentu – to najważniejsze cele projektu.

r hab. Marzenna Weresa, prof. nadzw. SGH, a także dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej, została powołana do komisji ekspertów, doradzających Dyrekcji Generalnej ds. Badań Naukowych i Innowacji Komisji Europejskiej. Warto podkreślić, że doktor hab. Marzenna Weresa jest jedynym przedstawicielem Polski w Komisji Ekspertów.

D

Wyzwania Unii

Składa się ona z 15 wybitnych naukowców – pracowników najlepszych uczelni Europy oraz jej najważniejszych instytucji. Została stworzona, aby czuwać nad działalnością Dyrekcji, nadzorować realizację projektów, a także wspierać UE wiedzą teoretyczną oraz doświadczeniem badawczym w próbie jej ekonomicznego wzmocnienia. Dr hab. Weresa zaznacza, że praca eksperta dla Komisji Europejskiej to prestiżowe, ale bardzo odpowiedzialne zadanie.

fot. tiseb, CC

Nie tylko prestiż

– Główny problem, z którego rozwiązaniem musimy się zmierzyć jako eksperci UE – komentuje dr hab. Weresa – to kwestia zmniejszania luki innowacyjnej, jaka dzieli Unię w porównaniu do USA i Japonii. Wprawdzie UE jest na ścieżce stopniowego „doganiania” tych dwóch krajów pod tym względem, ale np. Korea Południowa już dziś ma przewagę w innowacyjności nad Unią (oczywiście mam na myśli średnią unijną). Niebezpieczne jest też to, że Chiny zaczynają zmniejszać dystans w stosunku do nas. Eksperci mają zatem za zadanie przewidzieć przyszłe zmiany na innowacyjnej mapie świata i opracować plan, jak skutecznie wzmacniać pozycję UE. Rozwiązanie tego problemu nie jest łatwe, ale sądzę, że państwa UE mają wystarczający potencjał naukowo-badawczy by zmierzyć się z tym wyzwaniem. 0

Zadaniem Dyrekcji jest wyznaczenie najsłabszych punktów gospodarki członków UE, opracowując jednocześnie praktyczne rozwiązania problemów. Czuwa ona także nad projektem Strategii Europe 2020 Strategy for Smart Sustainable and Inclusive Growth. Powrót na przewidzianą ścieżkę rozwoju, wyjście z kryzysu, stworzenie wystarczającej ilości miejsc pracy oraz przywróce-

styczeń 2013


/ o CEMS-ie słów kilka

Od elitarnego klubu do projektowego potentata Tak w skrócie można opisać historię CEMS Club Warsaw działającego w SGH. Przy okazji wyboru studenta naszej Alma Mater Karola Górnowicza na przewodniczącego globalnego zarządu tej organizacji, warto poznać ją nieco bliżej. tekst:

U r s z u l a s t e l m ach

EMS (Community of European Management Schools and International Companies) to globalna organizacja edukacyjna, w skład której wchodzą CEMS Cluby zrzeszające studentów i koncentrujące się na ich lokalnych sprawach, uczelnie biznesowe oraz międzynarodowe korporacje z całego świata. Jej początki sięgają roku 1988. Fundamentalną misją CEMS-u jest wspieranie magisterskiego programu menedżerskiego CEMS MIM (Master in International Management). Szkoła Główna Handlowa jest od 1996 roku jedyną polską uczelnią członkowską.

C

bie pozwoli mi w najszerszym stopniu spełnić moje ambicje.

na program CEMS MIM. Około 80-90 proc. członków stanowią studenci licencjatu, co owocuje aktywną działalnością projektową – kontynuuje przewodniczący CEMS Student Board. Wśród nich warto wymienić Konferencję Inspiring Solutions, targi Energy, Industry & Oil Summit, Emerging Markets Business Conference, CEMS Chance czy projekty dedykowane studentom CEMS MIM. Jedynie Samorząd Studentów realizuje w SGH więcej projektów. Wyróżniająca się aktywność została doceniona na arenie międzynarodowej – w 2010 roku CEMS Club Warsaw otrzymał prestiżową nagrodę CEMS Club of the Year. Członkowie organizacji podejmują też działania mające na celu integrację studentów programu CEMS MIM.

Cudze chwalicie… CEMS Club Warsaw to obecnie jedna z największych i najaktywniejszych organizacji w Szkole Głównej Handlowej. – Jeszcze kilka lat temu była bardzo małą (liczącą zaledwie kilkunastu członków) oraz bardzo ekskluzywną (zrzeszającą wyłącznie studentów CEMS MIM) organizacją studencką, o której w ogóle się nie słyszało w murach naszej Alma Mater – wspomina Górnowicz. Źródłem sukcesu oka-

Międzynarodowy sukces

10-11

CEMS MIM

fot. Marc Vallverdu

W listopadzie ubiegłego roku student SGH Karol Górnowicz został wybrany przewodniczącym CEMS Student Board i rozpoczął swoją kadencję w grudniu. Czym tak właściwie jest ta rada? – Funkcjonuje jako globalny zarząd studentów, reprezentujący ich interesy oraz współpracujący ze sobą przy międzynarodowych projektach. W skład Student Boardu wchodzi 24 studentów programu CEMS MIM z całego świata, po jednym z każdej z uczelni członkowskich oraz wybierani przez nich przewodniczący i wiceprzewodniczący – mówi Karol Górnowicz w rozmowie z MAGLEM. – Tworzą oni tzw. Executive Team, zarządzając pracami Student Boardu i ściśle współpracując z globalnym Zarządem CEMS (tzw. Head Office) na poziomie strategicznym. A jakie zmiany chciałby wprowadzić nowy przewodniczący? – Moja studencka wizja CEMS-u musi być spójna ze strategią Executive Directora. Jedyne, co mogę obecnie ujawnić, to moje plany związane ze stworzeniem trwałej sieci współpracy między CEMS Clubami na całym świecie oraz zwiększeniem roli Student Boardu w strukturach CEMS-u – dodaje. A co sam zainteresowany może powiedzieć o CEMS Club Warsaw? – Podczas pierwszej lektury folderu informacyjnego o organizacjach studenckich w SGH zwróciłem uwagę na CEMS Club, ponieważ według opisu była to jedyna w tej organizacja zorientowana międzynarodowo, która łączyła w sobie integrację firm oraz środowisk akademickich. Po odwiedzeniu oficjalnej strony internetowej nie miałem już wątpliwości, że to właśnie działalność w CEMS Clu-

Karol Górnowicz - student SGH, nowy przewodniczący CEMS Student Board zała się rekrutacja – wieloetapowa, ale skierowana do wszystkich studentów SGH. Jak mówią sami członkowie organizacji, jej celem jest wybór zespołu, który będzie w studenckiej atmosferze mierzył się z zadaniami projektowymi, a tym samym zdobywał cenne doświadczenie, które z pewnością zaowocuje w trakcie kariery zawodowej. Członkowie są ambasadorami międzynarodowych korporacji, będącymi jednocześnie partnerami organizacji – wystarczy wymienić tu choćby Deloitte, Jeronimo Martins, czy Unilever. Podkreślić jednak również należy, że utrzymanie wysokiego stopnia profesjonalizmu nie jest oczywiście celem samym w sobie. – Warszawski CEMS Club wyróżnia się na tle innych klubów specyficzną strukturą – zrzesza w przeważającym stopniu studentów, którzy jeszcze nie aplikowali

Program ten, uwzględniając skumulowaną punktację, utrzymuje się od początku tworzenia rankingu Financial Times na jego szczycie. Obejmuje 26 uczelni wyższych na 5 kontynentach, a liczba narodowości partycypujących studentów przekracza 60. W roku akademickim 2012/2013 bierze w nim udział 1000 studentów z całego świata – to największa i najbardziej zróżnicowana grupa w całej historii organizacji. Kluczowym kryterium uczestnictwa w programie CEMS MIM jest znajomość języków obcych – konieczna jest znajomość języka angielskiego na poziomie C1 oraz drugiego języka na poziomie B2. Co ciekawe, członkostwo w CEMS Clubie nie jest wymagane. W procesie rekrutacji liczą się też punkty uzyskane za działalność studencką. Niestety nie jest możliwy wyjazd na pierwszym semestrze studiów magisterskich – program realizowany jest w całości na drugim roku.

Krok w dorosłość Przykład CEMS-u pokazuje jak wcześnie studenci mają okazję zetknąć się z korporacyjną kulturą pracy – z jej projektami i wyzwaniami, ale także deadline’ami i niepisanymi regułami. Działalność w organizacji to z jednej strony okazja do poznania zaangażowanych studentów i zabawy w ich gronie, z drugiej natomiast wiąże się z wymagającą pracą projektową. Bez dwóch zdań jest jednak ogromną szansą. 0


Collegium Invisibile / nowy przewodniczący PSRP

Rekrutacja 2013 do Collegium Invisibile ruszyła! W dobie systematycznego spadku poziomu szkolnictwa wyższego wciąż mamy możliwość na zdobycie wykształcenia opartego na unikatowej relacji mistrz-uczeń. m i ko ł a j f i r l e j

towarzyszenie Naukowe Collegium Invisibile jest najstarszą w Polsce organizacją oferującą indywidualny system kształcenia studentom polskich uczelni. Jego podstawą jest tutorial, czyli program rozwoju naukowego odwołujący się do relacji mistrz - uczeń. Collegium Invisibile umożliwia swoim członkom rozwój zainteresowań oraz podnoszenie poziomu wiedzy poprzez indywidualną współpracę z najwybitniejszymi przedstawicielami nauki, a także udział w projektach badawczych i społecznych.

S

Jak przebiega rekrutacja? O przyjęcie do Collegium Invisibile mogą ubiegać się studenci polskich uczelni wyższych będący w chwili składania aplikacji studentami II lub III roku studiów licencjackich bądź inżynierskich, I roku studiów magisterskich uzupełniających oraz II, III lub IV roku studiów magisterskich jednolitych wszystkich kierunków. Rekrutacja składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap polega na wypełnieniu przez kandydata specjalnego formularza oraz nadesłaniu pracy pisemnej o charakterze nauko-

wym (objętość: maksymalnie 3500 słów). Wypełniony formularz oraz praca pisemna będą podstawą do przeprowadzenia rozmowy kwalifikacyjnej w drugim etapie. Przedmiot rozmowy może nie być identyczny z przewidywaną dziedziną studiów w Collegium. Jej celem jest przede wszystkim sprawdzenie predyspozycji i motywacji kandydata do studiów w Collegium.

Szczegółowe informacje Osoby zainteresowane członkostwem w Collegium Invisibile proszone są o wysłanie formularza aplikacyjnego (http://rekrutacja.ci.edu.pl/formularz.php) oraz o przesłanie na adres Stowarzyszenia (rekrutacja@ci.edu. pl) pracy pisemnej o charakterze naukowym najpóźniej do dnia 17 lutego 2013 roku. Roz-

fot. materiały promicyjne

t e k s t:

mowy wstępne z kandydatami zakwalifikowanymi do drugiego etapu odbędą się prawdopodobnie na przełomie marca i kwietnia. Formularz zostanie otwarty 15 grudnia 2012 roku. Po szczegółowe informacje na temat rekrutacji zapraszamy na oficjalną stronę Stowarzyszenia: http://www.ci.edu.pl/ (Zakładka Rekrutacja > Zasady) 0

Piotr Müller przewodniczącym PSRP 1 stycznia 2013 funkcję Przewodniczącego Parlamentu Studentów RP objął Piotr Mueller, były przewodniczący Zarządu Samorządu Studentów UW. Zastąpił na tym stanowisku dotychczasową przewodniczącą, Dominikę Kitę. t e k s t:

F r a n c i s z e k Ko l a n ko

dniu 30 listopada 2012 w warszawskim teatrze Palladium odbył się XX Zjazd Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej, podczas którego wybrano nowe władze na kadencję 2013-2014. Nowym przewodniczącym został Piotr Müller, student prawa w ramach Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim.

W

W rozmowie z MAGLEM Müller przyznaje, że jako nowy Przewodniczący stawia przed sobą przede wszystkim dwa cele. W wymiarze wewnętrznym zamierzam z Parlamentu Studentów RP uczynić silną organizację, która będzie gotowa do lobbowania za zmianami przepisów prawa na korzyść studentów – mówi Müller. W wymiarze zewnętrznym chcę położyć nacisk na kwestię dydaktyki i jakości kształcenia – dodaje.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka w specjalnym liście pogratulowała nowemu przewodniczącemu, który swój urząd objął 1 stycznia 2013 roku. Na pytanie, kim dla studentów powinien być Przewodniczący Parlamentu Studentów, Müller odpowiada: Kimś, kto walczy o interesy studentów, a jednocześnie dba o przestrzeganie przysługujących im praw. 0

styczeń 2013


/ kolejne pomysły zmian w szkolnictwie wyższym

Zmiany, zmiany, zmiany... Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przygotowuje dla studentów noworoczne niespodzianki. Rząd pracuje bowiem nad nową reformą polskich uczelni. Ustawa ma być gotowa już w marcu. I choć zmiany są konieczne, niektóre z proponowanych rozwiązań mogą budzić wątpliwości t e k s t:

Julia studniarz

omimo wielu głosów sprzeciwu wobec sposobu traktowania szkół wyższych (zwłaszcza uniwersytetów), jak szkół zawodowych, ministerstwo chce zdecydowanie kontynuować swój plan. Głównym celem projektu jest lepsze przygotowanie programu i formy studiów dla potrzeb pracodawców. Nadzieję budzi zapis o ograniczeniu liczby popularnych kierunków. Wymienia się tu m.in. socjologię, zarządzanie czy psychologię.

P

Teoria + praktyka = sukces? Redukcja to jeszcze nie wszystko. Kierunki będą otwierane w przypadku, gdy uczelnie zdecydują się na bardziej praktyczne zajęcia, mając na uwadze głównie lepsze przygotowanie do zawodu. Jednak wśród pomysłów ministerstwa uwagę zwraca szczególnie projekt studiów dualnych. Całe novum to zwiększenie wiedzy praktycznej uzyskiwanej poza murami uczelni przy jednoczesnym studiowaniu. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Resort planuje także co roku publikować „czarną listę” uczelni, które łamią prawo. Część tych propozycji chwalą zarówno studenci, jak i rektorzy. Połączenie studiów z praktyką zawodową wydaje się być oczekiwaną zmianą, która poprawi sytuację absolwentów na rynku pracy. Zwolennicy zmian dowodzą, że na studiach trzeba kłaść większy nacisk na umiejętności, które będą naprawdę przydatne w przyszłym życiu zawodowym. Priorytetem powinna być jakość, a nie ilość przyswojonego materiału. Socjolog dr Robert Sobiech mówił w TOK FM: – Boję się, że ciężar dyskusji przechyli się na traktowanie szkolnictwa wyższego jako wstępu do pracy zawodowej. Pracodawcy potrzebują pewnych umiejętności, więc przeróbmy uniwersytety na trochę lepsze szkoły zawodowe. Jednak pracownicy naukowi obawiają się zamiany uczelni wyższych w „wyższe szkoły zawodowe”.

A za wzorowe wyniki w nauce… Kolejnym pomysłem jest dostęp do stypendiów naukowych dla najlepszych studentów już na pierwszym roku. Zmiany miałyby wejść w

12-13

życie nawet w 2014 roku. Ideę zachwala była Przewodnicząca Studentów RP Dominika Kita. Stwierdziła ona w „Rzeczpospolitej”, że: – im więcej form pomocy na pierwszym roku, tym lepiej, bo to wtedy student ponosi najwyższe koszty i nie ma czasu na pracę. Realizacja tego planu nie powinna nastręczyć trudności, gdyż pula pieniędzy na stypendia socjalne zwiększyła się w tym roku akademickim o 97 mln do kwoty 615 mln zł. Minister Barbara Kudrycka podkreśla szczególnie zwiększenie stopnia dostępności stypendiów. Uzasadnienie ma jednak podłoże demograficzne – skoro liczba studentów zmalała o 100 tys., stypendia otrzymało nawet 20 tys. żaków więcej. To stwierdzenie nie do końca jest jednak prawdą.

...dostanę mniej pieniążków? Paradoksalnie, aż o 100 tys. mniej studentów otrzymało pomoc, ponieważ w myśl nowych przepisów, 1 października ubiegłego roku stypendia rektora zastąpiły stypendia za wyniki w nauce. Czy w tej sytuacji można pogodzić otwarcie dodatkowego programu stypendiów dla studentów I roku? Zastanawiać może także sposób i tryb ich przyznawania. Minister Kudrycka broni jednak wprowadzonych zmian w „Rzeczpospolitej”: – Stypendia motywacyjne są adresowane do najlepszych. Dlatego zostały ograniczone do jednego kierunku i zarezerwowane dla 10 proc. studentów.

Skoro student może otrzymać dwa stypendia (rektora i ministra) za te same osiągnięcia na jednym kierunku studiów, to dlaczego nie jest to możliwe za wzorowe osiągnięcia w nauce na różnych kierunkach? W obronie studentów stanęła Rzecznik Praw Obywatelskich Irena Lipowicz, zaskarżając wprowadzone przepisy do Trybunału Konstytucyjnego. Pani ombudsman uważa, że pozbawiły one części studentów stypendium za wyniki w nauce. W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich przyjęte w wyniku wskazanej nowelizacji (w art. 184 ust. 4 Prawa o szkolnictwie wyższym) rozwiązanie budzi uzasadnione wątpliwości konstytucyjne z punktu widzenia naruszenia (wyrażonej w art. 32 Konstytucji RP) zasady równości wobec prawa w zakresie, w jakim wyłącza prawo do stypendium (o którym mowa w art. 173 ust).

Potrzebujemy reform! Konieczność zmian dociera pomału do świadomości współczesnej młodzieży. Warto wspomnieć za „Gazetą Prawną” o danych, z których wynika, że po raz pierwszy od 1989 roku zanotowano wzrost zainteresowania szkołami zawodowymi. Chętnych jest nawet o 20-30 proc. więcej niż w poprzednich latach. Tendencja ta specjalnie nie dziwi w dobie kryzysu zatrudnienia osób z wyższym wykształceniem przed 30. rokiem życia. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej postanowiło również nie pozostać biernym, proponując specjalny projekt „Twoja kariera – Twój wybór”, którego celem jest aktywizacja młodych na rynku pracy. – Podstawowe pytanie, na jakie muszą odpowiedzieć sobie publiczne służby zatrudnienia brzmi: jak zapewnić większą efektywność działań? Ten program jest odpowiedzią – powiedział sekretarz stanu Jacek Męcina, prezentując założenia programu. – Wspólnie podejmujemy ambitne i trudne zadanie – wsparcie młodzieży na rynku pracy. Jednak żaden program, statystyka, ani wypowiedź eksperta nie zagwarantuje nam sukcesu. 0


przyszłość programu Erasmus /

Och, Erasmusie! W listopadzie ubiegłego roku obchodziliśmy jubileusz 25-lecie programu Erasmus. Jest to dobry moment na zastanowienie się: co dalej? Jaka jest przyszłość Erasmusa? Czy my, studenci, powinniśmy zacząć obawiać się o samo istnienie programu? t e k s t:

zo f i a m u r g r a b i a lata 2014-2020 ma wynieść 18 miliardów euro, co stanowi niecałe 2 proc. budżetu całej Unii. Dzięki temu, okazję do wyjazdu za granicę w celach edukacyjnych oraz do rozwijania współpracy zyska jeszcze więcej osób niż dotychczas. Kolejnym wyzwaniem, które czeka Erasmusa w najbliższych latach, jest wprowadzenie systemu gwarancji kredytowych. Studenci stacjonar-

J

fot. ESN

Uczelni na wymianie. Sam byłem beneficjentem tego programu, dlatego jestem w stanie obiektywnie ocenić jego profity. Pracodawcy chętniej zapraszają na rozmowy kwalifikacyjne osoby uczestniczące w wymianach zagranicznych, bo w pewnym stopniu są gwarancją tego, że będą potrafiły przystosować się do różnych sytuacji, zmieniającego się dynamicznie rynku, a poza tym mają opanowany język biznesowy na tyle, by swobodnie wykorzystać go w pracy. Erasmus upada? Takie cechy jak elastyczność, odBurzę wokół Erasmusa wywoporność na stres i zrozumienie łał sam przewodniczący komisji innych kultur, najłatwiej nabudżetowej Parlamentu Europejbywa się właśnie podczas pobyskiego Alain Lamassoure, który tu na Erasmusie. Samo stypenstwierdził, że w przyszłorocznym dium zagraniczne z pewnością budżecie Unii zabraknie pienięnie stanowi karty przetargowej dzy na finansowanie największei nie zapewni nam pracy w wygo i najbardziej rozpoznawalnemarzonej korporacji. Pokazugo w Europie programu wymian je ono natomiast pracodawcy, studenckich. Coo za tym idzie, że jesteśmy w stanie wyjść na również jego realizacja będzie staprzeciw oczekiwaniom klienta ła pod znakiem zapytania. Powozagranicznego, jesteśmy otwardem miała być groźba niewypłacalności, gdyż program tylko w Na stypendia Erasmusa wyjechało do tej pory ponad 2,5 miliona studentów ci i swobodni w komunikacji, a poza tym przywozimy z wytym roku wymaga dodatkowych miany również zupełnie odmienny sposób panych studiów magisterskich będą mogli zaciągać 90 mln euro. trzenia na świat. To właśnie ludzie kreatywni, Jednak organizacja Erasmus Student Network kredyty na poczet studiowania w innym kraju nieszablonowi mają w tym momencie największe członkowskim, a Unia Europejska zagwarantudziałająca w SGH uspokaja, że na obecną chwiszanse na odniesienie sukcesu w przyszłej pracy. je bankom, że kredyty zostaną spłacone. Jeśli nie lę niezagrożone są środki przeznaczone na stypendia dla studentów obecnie przebywających przez studenta, to przez UE. na wymianie i tych, którzy mają na nią wyjechać Drugą planowaną zmianą jest ekspansja na Nie tylko zabawa w semestrze letnim przyszłego roku. Jeżeli zaś Wschód, mająca wzmacniać współpracę z kraPomimo tego, że większość z nas programy chodzi o wymiany zaplanowane na rok 2013, to jami objętymi Europejską Polityką Sąsiedztwa, wymian studenckich postrzega jako dobrą zawciąż trwają negocjacje budżetowe i szukanie doczyli m. in. Ukrainą, Gruzją, Armenią i Mołdabawę, polegającą głównie na poznawaniu nodatkowych pieniędzy na pokrycie programu. wią. Umożliwi to studentom zza wschodniej grawych ludzi i zwiedzaniu świata, nie można zanicy wymiany na zdecydowanie większą skalę i pomnieć o jednym ważnym aspekcie. Program na korzystniejszych warunkach niż dotychczas. Erasmus daje możliwość studiowania za graniSzykują się zmiany cą, czyli de facto poznania środowiska i specyfiW związku z nową perspektywą finansową na ki rynku pracy w innym kraju, umożliwia dostęp lata 2014-2020 program wymian studenckich Łatwiej o pracę? do szerokiej gamy osiągnięć naukowych i specjaczeka wiele zmian. Najważniejszą z nich jest poWiele słyszy się również na temat samego polistycznych sprzętów, pozwala na praktykę języmysł połączenia dotychczasowych programów strzegania uczestnictwa w programie przez poka obcego. Takich profitów żaden student nie jest UE poświęconych edukacji, szkoleniom i sportotencjalnych pracodawców. Mówi się, iż pracow stanie osiągnąć sam, dlatego właśnie tak ważne wi z Erasmusem. Pierwsze kroki w tę stronę zodawcy orientują się, że program tylko w części jest, aby utrzymać program na dotychczasowym stały już podjęte. Pod koniec listopada Komisja spełnia swe merytoryczne cele. – Nie mogę się z wysokim poziomie i pozwolić kolejnym pokoleds. edukacji i Kultury Parlamentu Europejskiego tym zgodzić – odpowiada nam Rafał Skubisz, niom studentów korzystanie z możliwości, jakie przyjęła projekt owego programu na rzecz młoprzewodniczący organizacji ESN SGH. – Cooferuje. 0 dzieży pod nazwą YES Europe. Jego budżet na dziennie rozmawiam z ludźmi, którzy są na naszej

uż na początku tego roku akademickiego słychać było pierwsze pogłoski o rzekomym upadku programu Erasmus – projektu, który można niewątpliwie nazwać wizytówką Unii Europejskiej. Nagłówki portali internetowych i niektórych gazet krzyczały o bankructwie programu i braku środków na finansowanie programu w następnych latach.

styczeń 2013


/ kalendarz wydarzeń Oby cały rok był tak udany jak Wasz Sylwester!

Kalendarz wydarzeń styczeń 2013 17. Urodziny Magla

10 – Wydarzenie z okazji 78. rocznicy urodzin Elvisa Presley’a

Mamo, wrócę później! Już 26 lutego widzimy się w klubie 1500m2 na kolejnych Urodzinach Magla. Rezerwujcie czas już teraz, nie może Was tam zabraknąć! Wkrótce więcej informacji!

NZS UW

21 – Początek sesji zimowej SGH SGH

SGH IB League

Open Knowledge

The international Master programme of SGH In-

Czy chciałbyś pochwalić się swoją wiedzą

ternational Business attracts more than 40 inter-

całemu światu i wygrać interesujące nagrody?

national and local students every academic year.

A do tego nawiązać ciekawe znajomości z pro-

Up to now, no exclusive organisation at the uni-

fesorami i ambitnymi rówieśnikami z innych

versity has been created in order to assist tho-

uczelni? OpenKnowledge to szansa dla Ciebie!

se students to better organize their studies and

Ruszyła II edycja projektu organizowanego

campus life. The infrastructure has been in dire

przez NetClub. Głównym celem jest poprawa

need of improvement regarding English commu-

jakości artykułów w największej internetowej

nication and support. We try our best to active-

encyklopedii – Wikipedii. Studenci samodzielnie

ly change that boosting our every-day study life

opracowują artykuły, które po merytorycznej ak-

experience. To do so, we invite business people

ceptacji opiekunów koła naukowego trafiają do

sharing their hands-on experience. Contrary to

Wikipedii. Finał ostatniej edycji zwieńczył wspól-

the general notion at business schools, we stron-

ny bankiet wszystkich uczestników. Do projektu

1-10 – Obóz narciarski z NZS

gly believe that mutual help and co-operation will

włączyły się 3 warszawskie uczelnie: SGH, UW,

NZS SGH

lead to enhanced group dynamics and better aca-

PW. Na zgłoszenia czekamy do końca stycznia!.

demic performance.

Więcej informacji: www.openknowledge.pl.

Investors’ Meetings - Winning Women

Obóz narciarski z NZS

31 – Deadline na zgłoszenia do projektu Open Knowledge NetClub

luty 2013

26 – 17. Urodziny Magla NMS MAGIEL

Czy wiesz, że około 187 milionów kobiet

NZS zaprasza na studencki wyjazd narciarski

na całym świecie rozpoczyna swój własny biznes?

w doborowym towarzystwie, świetnej atmosfe-

Jednocześnie 40 proc. firm nie ma żadnej kobiety

rze i studenckiej cenie. W tym roku w czasie ferii

w swoim zarządzie. Czy zastanawialiście się

odwiedzimy Val Thorens/Orelle – słynne Trzy

kiedyś, czy możliwe jest, aby płeć piękna osią-

Doliny, największy region narciarski we Francji

gnęła sukces w biznesie? SKN Klub Inwestora

oferujący trasy dla każdego – łącznie 140 km

dzięki nowemu projektowi Winning Women udo-

tras za jedyne 1390 zł/os.! W cenie m.in.: zakwa-

wadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jest to

terowanie w super apartamentach, 6-dniowy

interesujące urozmaicenie cyklicznych spotkań

skipass Val Thorens/Orelle i pełne ubezpiecze-

Investors’ Meetings, podczas których będziecie

nie. Dodatkowo koszulka i wódka dla każdego

mieli niepowtarzalną okazję spotkać kobiety,

oraz kamerki GoPro do dyspozycji! Cena nie obej-

które osiągnęły sukces w branżach uważanych

muje: wyżywienia, taksy klimatycznej 7euro/os.,

za typowo niekobiece. Spotkania cyklu Investor’s

sprzątania końcowego oraz kaucji zwrotnej za

Meetings odbywają się w każdy poniedziałek.

apartament (250euro). Do zobaczenia na stoku!

Więcej informacji: www.inwestor.edu.pl.

Więcej informacji na stronie: narty.nzssgh.pl.

Koordynujesz projekt? Organizujesz konferencję albo event? Możemy Ci pomóc dotrzeć do społeczności studenckiej SGH oraz UW. Napisz do nas, krótko przedstawiając swoją inicjatywę. Na pewno zaproponujemy Ci miejsce w kalendarzu wydarzeń. Dłuższe teksty możemy zamieścić na naszej stronie: www.magiel.waw.pl. W MAGLU za kontakt z organizacjami odpowiada Michał Wrona. Aby dowiedzieć się więcej, napisz: patronaty@magiel.waw.pl. Teksty przysłane inną drogą mogą nie zostać opublikowane. Deadline na notki do następnego numeru: 11.01.2013 r.

14-15


szlachetna paczka / Buzie mam może nie w tamburyn, ale mam zasady

Pomagam

od serca Kolejne święta, czas refleksji i dobroci, za nami. Myli się jednak ten, kto sądzi, że wraz z ostatnimi bombkami zniknęli również ludzie dobrej woli. Ludzie, którzy bezinteresownie dają cząstkę siebie, nie będąc obojętnymi na cierpienie innych. Ich postawa, będąca w kontraście do większości społeczeństwa, nakazuje zadać pytanie: Czy dobroczynność jest jedynie poświęcaniem czegoś? M a rc i n B ato r , K a r o l Ko pa ń ko, A n a s ta z ja D ę b ow s k a

fot. Kuba Bożanowski (CC)

T e k s t:

styczeń 2013


/ WOŚP

twieram tylną klapę ciężarówki. Widzę kilka paczek zapakowanych w czerwony papier. Z mroku wyłania się postać kierowcy w niebieskich ogrodniczkach. Podaje mi mniejsze pudełka i pyta: Lodówka i pralka to też tutaj? Tak – odpowiadam. Schodząc z podestu kiwa głową z uznaniem dla gestu darczyńcy. Wspólnymi siłami próbujemy przetransportować lodówkę pod drzwi bloku. Wciskam na domofonie cyfry jeden i cztery. Czy to się dzieje naprawdę? – retoryczne pytanie z głośnika unosi się echem. Pani Barbara samotnie wychowuje córkę Natalię. Od dwóch lat, od śmierci męża, z trudem wiąże koniec z końcem. Jak mówi: Pieniędzy brakuje na wszystko. Żyje się biednie, ale jakoś trzeba sobie dawać radę… Święty Mikołaj naprawdę istnieje! – odpowiadam głosem pełnym entuzjazmu. Słychać skrzypnięcie i drzwi się otwierają. Teraz przed nami najtrudniejsze zadanie – wtaszczyć to wszystko na górę. Tak, to zadanie, jest najbardziej wymagające. Rozmowy z rodziną, spisywanie formularzy i przepisywanie ich w internetowym panelu czy kontakt z darczyńcą nie są trudne. Wystarczy chwilka wolnego czasu i trochę chęci wypływających prosto z serca, a można zdziałać naprawdę wielkie rzeczy. Tak a propos, ta lodówka jest naprawdę duża, z piętra na piętro łamie fundamentalne prawa fizyki – staje się coraz cięższa. W końcu jesteśmy. Piąte piętro bloku który najlepsze lata ma już dawno za sobą (o ile kiedyś je miał). Naciskam dzwonek i po kilku sekundach drzwi się uchylają. Widzę panią Barbarę. Powiedzenie o niej, że jest cała w skowronkach naprawdę nie oddaje choćby w części radości jaka emanuje z jej postaci. Zza ramiona wystaje kilka kosmyków włosów opadających na błękitne oczy Natalii. Ośmioletnia dziewczynka jest chora na autyzm. Teraz po niej tego nie widać, ale przeszła bardzo długą drogę. Jak wspomina jej mama, terapia była bardzo pracochłonna. Każdą wolną chwilę przeznaczałyśmy na ćwiczenia, nie chcę, aby to że Natalka urodziła się chora napiętnowało całe jej życie. Pani Barbara musiała zrezygnować z pracy żeby opiekować się córką. Niesamowitą satysfakcję przynosi jej zaskoczenie jakie maluje się na twarzach rozmówców, kiedy temat schodzi na chorobę – dziś nikt nie daje wiary temu, że zachowanie dziecka z autyzmem może nie odbiegać od tego jak rozwijają się rówieśnicy. Wnosimy prezenty. Kąciki ust pani Barbary zaczynają drgać kiedy pokazuje nam miejsce przygotowane na nową pralkę. Słowo dziękuję pada z jej ust co chwila. Darczyńca przekazał jej nowe okulary, stare już dawno stały się zbyt słabe. Natalka rozpakowuje lalkę Barbie i zaczyna się nią bawić. Mamo, popatrz! – dziewczynka wykrzykuje na widok nowej kurtki. Pozostałe ubrania kładziemy na kanapie zasłaniając tym samym dziury

O

16-17

w tapicerce. Mieszkanie jest tak duże, że można w nim swobodnie rozprostować ręce. Jeden pokój, kuchnia i łazienka; wszystko bardzo ubogo umeblowane, sprzętami z przecen lub drugiej ręki. Dochody rodziny, na które składa się jedynie renta Natalii, w ogromnej części przeznaczane są na opłacenie czynszu. Na życie zostaje bardzo

Wnosimy prezenty. Kąciki ust pani Barbary zaczynają drgać kiedy pokazuje nam miejsce przygotowane na nową pralkę. Słowo dziękuję pada z jej ust co chwila. niewiele, nie wspominając w ogóle o rozrywkach. Nawet żywność, którą wypełniamy szafki przyjmowana jest z otwartymi ramionami. Natalia przygotowała mały upominek dla darczyńcy. Narysowała laurkę i rozczulająco koślawo podpisała ją gorącymi podziękowaniami. Gdy przekazywała mi ją do dostarczenia, a potem zarzuciła ręce na szyję, poczułem się najwspanialej na świecie. Skoro swoimi działaniami mogę wyzwolić tyle pozytywnych uczyć u rodzin tak doświadczonych przez los, to moje życie zaczyna nabierać głębszego sensu. Poczułem szczęście, które nie wynika tylko z przyjemności konsumpcji jakichś dóbr, ale z możliwości przekazywania ich naprawdę potrzebującym. Może wypijecie herbatkę? – zapytała pani Barbara. Chciałbym, móc dłużej cieszyć się ich radością, ale dalsze obowiązki wzywają. Bardzo dziękujemy, ale mamy jeszcze kilka rodzin do obdarowania, odpowiedziałem. Wychodząc ostatni raz spojrzałem na twarze matki i córki. Obie zwilżone łzami szczęścia. Czy jeszcze kiedyś je spotkam? Czy ich droga stanie się mniej kręta? Naiwnością, byłoby twierdzić, że tych kilka (gwoli ścisłości kilkadziesiąt) artykułów diametralnie zmieni życie rodziny. Na pewno ułatwi je w wielu aspektach, ale ruch należy do obdarowanych. Czy Szlachetną Paczkę wykorzystają jako bodziec do wyrwania się z błędnego koła ubóstwa? Czy poczują, że dla tego świata nie są jeszcze spisani na straty? Przypominając sobie teraz szeroko uśmiechnięte twarze pani Barbary i Natalii nie śmiem twierdzić inaczej.

Pomagając innym, pomagam sobie. Podobną historię mogłyby przytoczyć dziesiątki tysięcy wolontariuszy. To spełnione osoby, które na własnej skórze przekonały się, że rozterki nie dam rady, nie mam czasu, to jest zbyt trudne, z pewnością mnie nie wezmą są zupełnie pozbawione podstaw. Trafiłam do fundacji trochę

przez przypadek. Usłyszałam o niej i postanowiłam przyjść na środowe spotkanie wolontariuszy. Na początku miałam obawy czy podołam kontaktom z chorymi dziećmi. Pomogła jednak inspiracja innymi wolontariuszami, ich zaangażowanie i energia. Gdy już zrealizujesz marzenie, przychodzi mieszanka emocji, wzruszenie i radość – powiedziała Monika Kozłowska, wolontariuszka fundacji Mam Marzenie pełniąca tam rolę rzecznik prasowej, prywatnie studentka. Droga do pomagania wcale nie jest wyboista a początki nie musza być trudne. Jedyne, czego potrzeba, to wiara w siebie. Każdy może być człowiekiem dobrym, wartościowym. Pomocne będzie tu czerpanie garściami z dobrych wzorców, ludzi, którzy umieją dać dużo od siebie. Może to bowiem w pewnym stopniu zmienić istotę dobroczynności. Dużo osób kojarzy ją jedynie z poświęcaniem własnego czasu i pieniędzy, dawaniem bez otrzymywania niczego w zamian. W rzeczywistości może jest jednak zupełnie inaczej. To zmienia ludzi. Może to zabrzmi górnolotnie ale ja, działając w tej fundacji, odnalazłam siebie bo wiem, że to co robię ma głęboki sens. Uczysz się radzić sobie z poważnymi problemami, zauważasz, jak błahe były te, którymi przejmowałeś się do tej pory. Gdy już przychodzi ten dzień, gdy widzisz radość dziecka to czujesz totalnego pozytywnego kopa. To jest to paliwo, wiesz, że wszystko jest możliwe, że marzenia się spełniają. I że znowu było warto w nie wierzyć! – dodała Monika. Podobne zdanie ma Jerzy Owsiak, osoba, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Spytany przez nas o to, co czuje, gdy jadąc samochodem w policyjnej kolumnie z lotniska do studia widzi przez szyby wolontariuszy zbierających pieniądze, z nieopisaną wręcz fascynacją odpowiedział: To jest w ogóle nie do pojęcia. Równie dobrze mógłbyś zadać mi pytanie co czuję gdy wychodzę na podwyższenie dla kamery, siadam i widzę wokół siebie kilkaset tysięcy osób. Mój pierwszy odruch? „Kurczę, ale ktoś super koncert zorganizował.” Nie odbieram tego fundacji, to jest wielka machina którą uruchomiliśmy. (…) Wspaniała jest świadomość, że dzisiaj na końcu Polski, możliwe że w chwili gdy rozmawiamy, rodzi się dziecko, które będzie miało wlepkę świadczącą o przeprowadzonych badaniach słuchu – to nakręca nas do dalszego działania. Gdy ludzie zatrzymują mnie na ulicy, mówią że to fajnie że robimy coś dobrego, pojawia się taka satysfakcja której nie można zastąpić żadnymi wymiernymi wartościami. To jest właśnie wypłata za to co się robi. Niestety, jest też druga strona medalu. Zawsze konieczne jest dokładne rozeznanie, czy osoba, którą chcemy obdarować czymś od siebie, rzeczywiście potrzebuje pomocy. Pewnego razu podeszła do mnie starsza pani i poprosiła o pieniądze w celu zakupu jedzenia. Zaproponowałam jej nieco inną formę wsparcia: wspólne pójcie do sklepu i


CSR /

Być bliżej ludzi.

największe marzenie o wyjeździe nad morze a później siedziała nam już na kolanach. Było jak w rodzinie.

Każdy pomaga, nawet zwierzętom Czyniąc rozważania na temat dobroczynności nie sposób pominąć pomoc kierowaną w stronę zwierząt. Nie jest ona zjawiskiem równie popularnym i nagłośnionym przez media co pomoc chorym dzieciom, angażuje się w nią jednak wiele osób. Robię to, bo kocham zwierzęta – powiedziała pani Ela Chromińska, wolontariuszka schroniska na Paluchu, spotkana podczas wyprowadzania psów na spacer. Są to istoty bardzo pokrzywdzone przez los a przede wszystkim przez człowieka. Zapomniane przez wszystkich. Usiłuje im pomóc, szukam im domów. Jeżeli znajdę im dobry dom, to jest to największym wyróżnieniem dla mnie. W każdy weekend wokół zabudowań schroniska pojawiają się dziesiątki osób, które poświęcają swój czas zwierzętom. Awykonalne jest przy tym określenie jakiegokolwiek profilu wolontariusza. Część przyjeżdża autobusem kursującym raz na 40 minut, często jednak można spotkać tam też samochody warte kilkaset tysięcy złotych. Wszystkich tych ludzi łączy jednak wysoce rozwinięta wrażliwość. Opowiadając o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy Jurek Owsiak dodaje: Zdecydowanie pomagają wszyscy, nie ma bariery wiekowej, czasem pojawia się tylko bariera skrępowania. Zdarza się, że starsi ludzie myślą: to jest taka rockowa akcja, może to nie dla mnie. Ale oczywiście jest miejsce dla każdego, są z nami ludzie w podeszłym wieku, są też niemowlaki, które nawet nie wiedzą, że nam pomagają. Rodzice odzywają się do nas żeby wyrobić swoim pociechom identyfikator, żeby Orkiestra kręci-

Przyjaciół poznaje się w biedzie. To przysłowie, od dawna zakorzenione w języku polskim, wiele razy okazuje się prawdziwe. Człowiek, bezinteresownie pomagając drugiej osobie, szybko przełamuje lody i błyskawicznie nawiązuje z nią specyficzną więź. Obie strony mają świadomość, że w danej sytuacji była na swój sposób uzależnione od siebie. Pamiętam współpracę z pewną mamą naszej marzycielki. Na początku była w stosunku do nas dość nieufna, przecież jacyś ludzie nagle do niej przyszli i powiedzieli że zupełnie bezinteresownie zrobią coś dobrego dla jej dziecka. Nawet rozmowy przez telefon szły ciężko, było dość niezręcznie. Ale gdy już zrealizowaliśmy marzenie, gdy zobaczyła, jak nam zależało, powiedziała że jesteśmy aniołami. Jakiś czas później zorganizowaliśmy charytatywny koncert kabaretowy - wiadomo, że zakup biletu oznacza na swój sposób akceptację fundacji, obdarzenie nas zaufaniem. I ta mama do nas zadzwoniła i powiedziała „wiecie, ja nie lubię kabaretów ale pójdziemy na ten występ by być z wami ”. W tym momencie w oczach Moniki z Fundacji Mam Marzenie pojawiły się iskierki. Wrażenie wywarło na nas poświęcenie, z jakim można opowiadać o tym, co się robi. Mieliśmy przypadek dziewczynki która wstydziła się z nami rozmawiać. My się wygłupialiśmy, rozśmieszaliśmy ją a ona milczała. Pewnego razu przynieśliśmy pluszowego reksia i udawaliśmy że to on mówi. I wtedy dziewczynka zaczęła rozmawiać z tym pluszowym pieskiem, a potem z nami. Wypowiedziała swoje Świąteczny Koncert SGH zebrał w tym roku aż 17 857 zł

ła się wokół nich już od początku życia. Najważniejsze, że wszystko jest robione bez przymusu.

Dobroczynność w korporacji Między innymi z tego powodu pomagają także Ci, którzy bardziej kojarzą nam się z Ebenezer’em Scrooge’em, bohaterem Opowieści wigilijnej, niż z Jurkiem Owsiakiem. Można dyskutować czy motywatorem charytatywnego angażu korporacji nie jest w głównej mierze chęć nadania szlachetnej rysy image’owi firmy, jednak na implementacji programów CSR (corporate social responsibility) korzystają przede wszystkim potrzebujący. Trend ten jest najsilniejszy w przypadku korporacji działających w sferze nie cieszącej się najwyższym zaufaniem społeczeństwa, czyli wśród firm farmaceutycznych czy petrochemicznych. Interesującym przypadkiem pod kątem omawianego zagadnienia może być koncern BP. Gdy w kwietniu 2010 roku doprowadziło ono do ekologicznej katastrofy w Zatoce Meksykańskiej, oczy całego świata zostały zwrócone na chciwość wielkich korporacji i ich braku szacunku dla środowiska naturalnego. Akcje paliwowego giganta pikowały, a media kipiały przekazem niszczącym wieloletnie wysiłki marketingowców BP. Dzisiaj, ponad dwa lata po tym wydarzeniu, strona główna bp.com bombarduje nas czterema informacjami dotyczącymi społecznego zaangażowania firmy – możemy nawet kliknąć na specjalną zakładkę dotyczącą rewitalizacji zatoki. Wówczas naszym oczom ukazuje się film, na którym uśmiechnięty dyrektor operacyjny firmy informuje nas, że firma wydała 23 miliardy dolarów na oczyszczenie środowiska, a także pomoc ludziom, którzy w choćby najmniejszym stopniu zostali dotknięci przez

fot. Tomasz Bielak

zakup potrzebnych artykułów. Wtedy popatrzyła na mnie, powiedziała kilka niezbyt przyjemnych słów i odeszła – przestrzega Anastazja Kiryna, wolontariuszka Szlachetnej Paczki, prywatnie studentka I roku w SGH. Szczęśliwie podobne przypadki stanowią znakomitą mniejszość a doskonałym zabezpieczeniem przed nimi jest zaoferowanie wsparcia za pośrednictwem jednej z fundacji charytatywnych. Organizacje tego typu dokładnie sprawdzają, czy ich zaangażowanie jest niezbędne w przypadku konkretnej osoby. Trzeba pomagać mądrze. Szkoda byłoby wydać pieniądze na coś, co nie jest niezbędne. Zdarza się, że dużo lepszym rozwiązaniem będzie ofiarowanie odrobiny uwagi i zrozumienia. Ogromny potencjał drzemie w każdym z nas – przypomina na koniec Anastazja.

styczeń 2013


/ korpodobroczynność

awarię. Oczywiście jego wypowiedzi przeplatane są ujęciami krystalicznie czystych fal oraz twarzami zadowolonych surferów – także informacjami, że BP zapewnia 250 tysięcy miejsc pracy. W taki sposób duże firmy próbują panicznie ratować swój wizerunek. Nadużyciem byłaby jednak tak negatywna ocena wszystkich działań z zakresu CSR. Nie oszukujmy się, głównym zadaniem przedsiębiorstwa jest wypracowanie zysku i zaspokojenie potrzeb właścicieli, czasem jednak w parze z powyższym mogą iść działania charytatywne. Wiele dużych firm implementuje na przykład programy wolontariatu pracowniczego. Spełniają one rolę czynnika integrującego zespół, zdarza się, że remont domu dziecka czy zorganizowanie przedstawienia dla dzieci przebywających w szpitalu wypiera tradycyjne imprezy integracyjne. Aktywności

tego typu pozwalają pracownikom wykazać pełnię zaangażowania w osiąganiu pożytecznego społecznie celu. Fundacja Kredyt Banku pomoże nam kupić potrzebne sprzęty, a my sami podwiniemy rękawy, wszystko zmontujemy, zbudujemy ogrodzenie i wspólną, ciężką pracą ożywimy to miejsce. – opowiadał o odbudowaniu zaniedbanego placu zabaw w jednej ze wsi Adam Agacki, wolontariusz z Oddziału Kredyt Banku w Zielonej Górze. Zdarza się również, że w ślad za polityką dobroczynności firmy podążają jej klienci czy kontrahenci. To była udana akcja. Dzięki inspiracji wolontariatem pracowniczym w Kredyt Banku do dalszej pomocy wychowankom udało się zachęcić trzech naszych klientów. Dzięki temu dzieci będą miały dofinansowane wyjazdy wakacyjne w góry – podsumowuje akcję zorganizowaną na dzień dziecka Agnieszka Rajska z Centrum Bankowości Korporacyjnej Kredyt

Banku w Bydgoszczy. Jeszcze inny pomysł na dobroczynność korporacyjną ma Ernst & Young. Stworzył on pracowniczą fundację, w której działania może zaangażować się każdy chętny. Jednym z najbardziej znanych projektów E&Y w tym zakresie jest projekt edukacyjny ”Klucz do jutra”, w ramach którego wolontariusze dają korepetycje dzieciakom, mającym problemy z jednym czy kilkoma przedmiotami szkolnymi. Ludzie mają poczucie misji i odpowiedzialności, za resztę społeczeństwa – zwłaszcza młode pokolenia. Mają szanse zmieniać świat wokół siebie i w krótkim czasie zobaczyć efekty. Fundacja pozwala im pomagać w sposób zorganizowany. Pomoc dzieciom i młodzieży z rodzinnych form opieki daje mi wiele satysfakcji. Realizując projekty, rozmawiając z nimi ciągle się uczę. To oni najlepiej przeszkolili mnie i wskazali różne umiejętności interpersonalne – mówi Agnieszka Jakubiak, specjalista ds. projektów Fundacji. Nie trzeba jednak być korporacją zatrudniającą tysiące pracowników aby wprowadzić działania CSR. Często w sferę dobroczynności angażują się niewielkie podmioty gospodarcze które wspierają lokalne fundacje. Należy tu wspomnieć o istotnych ułatwieniach, wprowadzonych w niedalekiej przeszłości przez rząd. Kilka lat temu na ustach całej polski znalazł się przypadek piekarza, który przekazywał pieczywo fundacji pomagającej najuboższym. Po pewnym czasie do przedsiębiorcy odezwały się ograny skarbowe, żądając zwrotu podatku VAT, co doprowadziło do dużych problemów finansowych dobroczyńcy. Obecnie każda osoba prowadząca działalność gospodarczą może zawrzeć darowiznę w kosztach, co było zmianą bardzo oczekiwaną. Oprócz istotnego ułatwienia dla przedsiębiorców, ma to bowiem także inny wymiar. Pokazuje to bowiem, iż zjawisko dobroczynności powoli zaczyna coraz głębiej zakorzeniać się w naszej mentalności, staje się coraz bardziej popularne a także że jest czynnie wspierane przez instytucje państwowe. 0

Od autorów Z powyższego artykułu nie wynika jedna puenta, dobroczynność nie została przedstawiona jednopłaszczyznowo. Zawarty jest w zamian niezakłócony obraz odczuć osób, które angażują się w działania charytatywne. Ludzie ci, od wolontariuszy schroniska dla zwierząt po wysokich rangą pracowników banku, dają świadectwo tego, że pomagać może każdy. Co istotniejsze, działanie takie nigdy nie oznacza jedynie wyrzeczeń, zawsze towarzyszy im coś więcej. Coś, czego nie da się wyrazić liczbą ale co daje niesamowite poczucie spełnienia. Może warto więc czasami spojrzeć na działania charytatywne jak na coś, co jest czynnikiem wpływającym na zaspokojenie potrzeby samorealizacji, co jest niezastąpionym spoiwem rozwiniętego społeczeństwa.



/ objęcie SKOK-ów nadzorem Nie ma nic gorszego niż zamulający internet. Chociaż w sumie głód w Afryce też jest dość kiepski.

SKOK-i pod lupą nadzoru Od października 2012 roku SKOK-i podlegają kontroli Komisji Nadzoru Finansowego i płacą składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Okazuje się jednak, że pod przykrywką wspólnego dobra za pomocą nowelizacji ustawy zrealizowano partykularne interesy frakcji rządzącej i banków. t e ks t:

Woj c i ec h S a b at

woboda działalności gospodarczej należy jednak utożsamiać tych instytucji z pracą społeczną. Milionowe wynagrodzenie (choć jest kwestią oczywistą w gospodarce rynkowej. Rozmaite grupy interesu z tytułu różnych funkcji) byłego szefa Kasy marzą jednak o licencjach i pozwoleniach, któKrajowej, Grzegorza Biereckiego, pokazuje, że re ograniczą konkurencję i pozwolą na wyższe i SKOK-i są atrakcyjnymi miejscami pracy dla marże. Przeważnie szermują argumentami o infinansistów. Co więcej, do tej pory żadna kasa nie upadła, podczas gdy od 1992 r. zbankrutoteresie i bezpieczeństwie konsumenta albo uczciwało 138 banków. wej rywalizacji podmiotów gospodarczych. Nie Samo wprowadzenie nadzoru KNF nad SKOinaczej jest z bankowcami – nalegali oni na weK-ami ma poważny kontekst polityczpchnięcie spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK-ów) ny ze względu na ich związki z PiS w czułe objęcia Komisji Nad– wspomniany Bierecki jest sezoru Finansowego (KNF) dla natorem tej partii. Ugrupowazapewnienia „równej konnie Kaczyńskiego usilnie brokurencji”. Hipokryzja banni kas przed niekorzystnymi ków jest tym większa, że regulacjami, np. w sierpniu tylu Polaków korzysta z usług Spółsame mają nieraz nieczyste dzielczych Kas Oszczędnościowo 2012 roku zaskarżyło zmiasumienia. Wspólnym miaKredytowych nę ustawy dotyczącej SKOK nownikiem dla m.in. BZ -ów do Trybunału Konstytucyjnego. Wydaje się, że stosunek WBK, Eurobanku i BGŻ jest działaczy PO do kas trafnie wyranie tylko sektor, w którym dziaził jeszcze za rządów PiS poseł Nitras łają, ale również kary finansowe nałomówiąc: Ci ludzie, którzy mają władzę w Polsce, żone przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta (UOKiK) w ostatnich 4 latach za budują swój własny układ finansowy, który ma być dla nich zapleczem. Z kolei Donald Tusk jako niedozwolone praktyki. Osobliwie wygląda tutaj przypadek Eurobanku i jego quasi-gangsterczłonek opozycji oskarżył PiS o bezwstydny lobskiego systemu windykacji głuchymi telefonami, bing na rzecz SKOK-ów. Można więc traktować wprowadzenie ściślejszego nadzoru państwowegroźbami i wyzwiskami, za który bank potem go nad nimi jako próbę osłabienia sojuszników publicznie się kajał. Co ciekawe, po tych zdaopozycji. rzeniach banki nie poprosiły o ściślejszy nadzór dla siebie. SKOK-i zostały też objęte obowiązkiem płacenia składek na BankoPolityczna decyzja wy Fundusz GwarancyjMożna zapytać, dlaczego banki nie spróbony, mimo że mają one wały przekształcić się w SKOK-i, skoro rzekowłasny system gwarancji mo miały one lepiej, tylko niczym pies ogroddepozytów. Kłopot tkwi nika chciały uprzykrzyć życie innym? Trudno przecież posądzać je o troskę o dobro wspólne, w tym, że ta instytucja dysponuje skromnyw końcu osoby prawne nie mają uczuć. Chodzi o to, że SKOK-i są spółdzielniami, a każdy ich mi środkami w wysokości ok. 7-8 mld złotych, klient to jednocześnie współwłaściciel. Zarobione pieniądze każda kasa przekazuje na zwiększea łączna kwota oszczędnie funduszy własnych. Nadzór pełniła dotychności gospodarstw domowych w bankach wyczas tylko Kasa Krajowa, co budziło wątpliwości nosi ok. 500 mld złotych. Składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny należy traktować wyłączw kwestii wiarygodności kontroli. W Polsce kasy działają od 1992 r., jest ich ok. nie jako haracz, który w żaden sposób nie zwięk2 tys. i zrzeszają ponad 2,5 mln osób. Łącznie sza bezpieczeństwa systemu finansowego w Polsce. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, że padnie jakiś Polacy trzymają w nich ok. 15 mld złotych. Nie

S

2,5 mln

duży bank za wszystko i tak będzie musiał zapłacić podatnik – tak ocenił przydatność BFG ekonomista Krzysztof Rybiński. W razie dużego kryzysu można się również spodziewać, że banki poszukają sposobu, by zapłacić jak najmniej poszkodowanym klientom, a jak najwięcej roszczeń pokrył budżet państwa. Bo maksymalizacja zysku niejedno ma imię.

Równi i równiejsi Nie ma sensu usprawiedliwiać nadużyć ani w SKOK-ach, ani w bankach – za łamanie prawa i oszustwa należy się kara. Równie niewłaściwe jest jednak przeciwstawianie złych SKOK-ów dobrym bankom, skoro trudno dostrzec skrupuły rodzimych bankowców w rynkowej grze. Gdy Bank Pekao S.A. został ukarany przez UOKiK grzywną w wysokości 2 mln zł za stosowanie niedozwolonych zapisów umów przy otwieraniu ROR-ów, nie odbyła się żadna zmasowana kampania przestrzegająca przed korzystaniem z jego usług. A nad kasami pastwiono się zapamiętale, mimo że jeszcze nikt nie stracił tam pieniędzy. Podsycanie nieufności do SKOK-ów przy jednoczesnej gloryfikacji bezpieczeństwa systemu bankowego jest zagraniem nieeleganckim. KNF udostępnił specjalny adres mailowy, na który klienci mogą składać skargi na SKOK-i. A przecież oba mechanizmy oszczędzania zawierają element ryzyka. Czy można bowiem mówić „pewne jak w banku”, skoro zawsze istnieje ryzyko masowego zgłaszania się klientów po pieniądze? Wydaje się, że ryzyko podejmowane przez klientów SKOK-ów jest wyższe niż w bankach. Pewnym natomiast jest, że dorosły człowiek ma prawo decydować na własną odpowiedzialność, komu powierzyć swoje pieniądze. 0

1979

tyle placówek mają SKOK-i w całej Polsce

20-21

Nie zgadzasz się z autorem? Masz jakieś pytania? Napisz do nas! pig@magiel.waw.pl


Tomáš Sedlácek /

Patrzeć jak najszerzej

Epos o Gilgameszu, Władca Pierścieni i Gwiezdne Wojny, a do tego klasyczne dzieła Smitha, Keynesa czy Platona – wybuchowe połączenie, nieprawdaż? Dodajmy do tego ukazanie podobieństwa między zakrapianą imprezą a pożyczaniem pieniędzy i oto mamy książkę ekscentrycznego czeskiego ekonomisty. B a r to s z L a da

ymienione wyżej, co najmniej intrygujące porównanie wymyślone najprawdopodobniej przez samego autora tłumaczone jest w zadziwiająco prosty sposób. Otóż zaciągając dług korzystamy z dodatkowych funduszy przez jakiś czas, by potem zacisnąć pasa i go spłacić. Alkohol także pozwala nam uzyskać dodatkową energię, która niestety nie bierze się znikąd – skutki pożyczki z przyszłości odczuwamy rano, kiedy to po aktywnie spędzonej nocy musimy radzić sobie ze znacznym odpływem sił witalnych zużytych podczas hucznej zabawy. Idea ta nie jest oczywiście głównym punktem pierwszej książki Tomáša Sedláčka pt. Ekonomia dobra i zła, ale daje nam pogląd o jego niekonwencjonalnym sposobie patrzenia na przeróżne kwestie.

W

Atak na klasyków Podczas wykładu w SGH, który odbył się 19 listopada, Sedláček skupił się na ukazaniu licznych, jego zdaniem, sprzeczności i błędów w rozumowaniu twórców klasycznych podręczników ekonomii, z których nam, studentom, przychodzi się uczyć. Przykładem jest chociażby szeroko używane pojęcie użyteczności – według niego jest to termin, którym można uzasadnić dosłownie wszystkie działania człowieka, jest zatem tautologią i dlatego nie ma żadnej wartości naukowej. Ubolewał także nad faktem, że założenie o racjonalności każdego podmiotu bez dyskusji zamyka trwającą niemal od zarania dziejów niezwykle interesującą debatę nad naturą człowieka i nienaturalnie spłyca w ten sposób cały przedmiot badań ekonomii. Tym bardziej, że stwierdzenie to przedstawia się bez żadnego tła filozoficznego i zwykle przemyca ukradkiem pomiędzy długimi wyliczeniami.

Zapomniane korzenie Jednym z główny zarzutów Sedláčka wobec współczesnej ekonomii głównego nurtu jest zupełne odrzucenie jej filozoficznych podstaw na rzecz wszechobecnej matematyzacji. Ekonomia, będąc nauką społeczną, nie ma możliwości przeprowadzania eksperymentów. Dlatego studenci powinni przede wszystkim poznać historię myśli

ekonomicznej wraz z jej głębokim, sięgającym co najmniej filozofii starożytnej Grecji, tłem – mówi. – Obecnie uważa się, że filozofia i jej dylematy są tylko szczytem góry lodowej, wisienką na torcie zbudowanym z matematycznych równań i wykresów. Tymczasem powinno być zupełnie odwrotnie. Szczególnie, że ekonomia wyodrębniła się właśnie z etyki. Może rzeczywiście warto jest się zastanowić, czy kształcimy sprawnych, wszechstronnych obserwatorów życia ekonomicznego i społecznego, czy tylko zapatrzone w sterty liczb, zwykle niezbyt skutecznie prognozujące roboty. Jak zauważa Sedláček, ani Smith, ani też Keynes, Hayek czy Schumpeter wcale albo prawie wcale nie korzystali z matematyki w swoich analizach, co zupełnie nie przeszkodziło im w stworzeniu najważniejszych koncepcji w historii myśli ekonomicznej.

Lekcja pokory Sam fakt większego zaawansowania technologicznego nie czyni nas mądrzejszym od poprzednich pokoleń. Mówić, że nasze modele są lepsze od tych sprzed 200 lat, to jak powiedzieć, że dzisiejsze kobiety są ładniejsze od ówczesnych. – to kolejna ciekawa teza Czecha. – Każdy matematyczny model stanowi tak naprawdę autobiografię czasów, w których żył jego autor. A do każdego modelu potrzebne są jakieś założenia, którym zwykle bliżej do wiary niż nauki. Takim wierzeniem jest chociażby wspomniana już racjonalność decyzji, którą przyjmuje się za oczywistą bez większego zastanowienia. Obejrzenie się za siebie pomogłoby nam zrozumieć, że nie jesteśmy tacy wyjątkowi, jak mogłoby się wydawać, a niejedno pozornie niezwiązane z ekonomią dzieło, od Biblii po Fausta Goethego, zadziwiłoby wielu swoją ponadczasowością.

Filozofia w praktyce Nie można jednak traktować Sedláčka wyłącznie jako ekscentrycznego badacza i obwoźnego sprzedawcy niecodziennych idei. Obok swojego dorobku naukowego i pisarskiego, pracuje on także jako główny ekonomista banku ČSOB (spółka-córka belgijskiego KBC, do niedawna właściciel naszego Kredyt Banku), w przeszłości doradzał prezydentowi Václavo-

fot. P.matel CC

t e ks t:

Tomáš Sedlácek udowadnia, że w ekonomii jest miesce na niestandardowe spojrzenie. vi Havlowi oraz czeskiemu ministrowi finansów. Zapytany o wykorzystanie filozofii i etyki w jego codziennej pracy, niemających pozornie z tymi dziedzinami nic wspólnego, odpowiada Ciągle używam tej wiedzy, w przeciwieństwie do matematyki. Cała masa danych, którymi jesteśmy zalewani i które często fetyszyzujemy, jest w większości zupełnie nieistotna. Tak jak filozofia powinna być praktyczna, tak praktyka powinna być filozoficzna. Nie wiemy niestety, jak dokładnie wygląda ten proces, ale wydaje się on być dość skuteczny, patrząc na liczne sukcesy zawodowe zaledwie 35 letniego Sedláčka . Według niego toczący nas kryzys został spowodowany w dużej mierze właśnie przez ciągle postępującą rozbieżność pomiędzy filozofią i etyką a naszym rzeczywistym działaniem. Kto wie, może wprowadzenie bogatszego programu filozofii rzeczywiście pomogłoby nam w lepszym zrozumieniu świata? 0

styczeń 2013


/ Bliski Wschód

Państwo palestyńskie?

Bliski Wschód znów zawrzał. Czy Palestyna jest w stanie ogłosić niepodległość? Czy Izraelowi opłaca się jeszcze okupacja terytoriów arabskich? I przede wszystkim, czy konflikt izraelsko – palestyński ma jedynie dwie strony? t e ks t:

Da n i s z O k u l i c z

d porozumień w Oslo, podczas których powołano Autonomię Palestyńską, minęło już niemal dwadzieścia lat. W międzyczasie doraźne rozwiązanie zdążyło się utrwalić: Autonomia rozpadła się na dwa państwa, a Strefa Gazy, jak pokazały ostatnie wydarzenia, nie jest ani trochę bardziej bezpieczna. Niedawno rząd na Zachodnim Brzegu, zamiast z Izraelem zaczął negocjować z całym ONZ. W odpowiedzi Jerozolima odcięła Ramallahowi środki z podatków i wznowiła akcję kolonizacyjną.

O

Po niewłaściwej stronie muru

Suma wszystkich strachów Wbrew pozorom obecna sytuacja wewnętrzna Izraela również jest nie do pozazdroszczenia. Przede wszystkim jego społeczeństwo jest coraz bardziej podzielone, a stałe poczucie zagrożenia przestało odgrywać rolę spajającą naród. Najbardziej ortodoksyjne środowiska żydowskie otwarcie porozumiewają się z Palestyńczykami w celu likwidacji Izraela, którego istnienie ich zdaniem jest bluźnierstwem, jednak stanowią one jedynie margines społeczeństwa. Dużo większym problemem są konserwatywno-religijne partie takie jak Szas czy Partia Tory. Ze względu na duże rozdrobnienie Knesetu (izraelskiego parlamentu) niemal zawsze muszą zostać przyjęte do koalicji, w której bronią jedynie partykularnych interesów reprezentowanych grup społecznych. To dzięki nim ortodoksyjni żydzi są zwolnieni z obowiązku służby wojskowej i otrzymują ogromną pomoc od państwa. Ta nierówność w traktowaniu społeczeństwa wzbudza coraz większą niechęć, głównie wśród młodych Izraelczyków, zwłaszcza że dzięki pomocy państwa populacja ortodoksyjnych żydów dynamicznie rośnie i w ciągu kilkunastu lat brak ich obecności w armii może stać się prawdziwym problemem.

fot. Justin McIntosh CC

Kiedy w 2006 roku rozpisano w Palestynie wybory, rządzący dotychczas, powiązany z Organizacją Wyzwolenia Palestyny i bardzo popularny na zachodzie Fatah przegrał z radykalnym Hamasem, który nie uznaje istnienia Izraela. Skutkowało to niemal natychmiastowym cofnięciem zagranicznego wsparcia dla Palestyńczyków i wybuchem wojny domowej. W efekcie Hamas rządzi dziś Strefą Gazy, a Fatah zachował władzę nad Zachodnim Brzegiem. Wprawdzie rządy w Gazie i w Ramallahu podpisały w 2011 roku porozumienie dotyczące wspólnego przeprowadzenia demokratycznych wyborów, ale do dziś nie doczekało się ono realizacji. W ten sposób Strefa Gazy stała się gigantycznym obozem dla uchodźców (około ¾ ludności) i wylęgarnią terrorystów, a Zachodni Brzeg państwem policyjnym – z jednej

strony próbującym bezskutecznie porozumieć się z Izraelem, z drugiej przeznaczającym pieniądze płynące z Zachodu na organizację konkurujących ze sobą agencji wywiadowczych.

Mury dzielące Izrael i Palestynę z pewnością nieprędko runą.

22-23

Najbardziej kłopotliwy z sojuszników Równocześnie, jak pokazało głosowanie w ONZ, świat traci wobec Izraela cierpliwość. Jeszcze kilka lat temu miał on zagwarantowane poparcie większości państw europejskich, Turcji i przyjazną, choć nieco wymuszoną, akceptację Egiptu. Obecnie jedynym sojusznikiem Izraela pozostały Stany Zjednoczone. Trudno zresztą oczekiwać od rządów państw muzułmańskich czegoś więcej niż chwilowego i taktycznego poparcia. W świecie arabskim, niezależnie od oficjalnej polityki państwa, nienawiść do Izraela jest niemal mityczna – dla przeciętnego Egipcjanina czy Syryjczyka samo istnienie nie-muzułmańskiego państwa na „odwiecznie arabskich” terenach jest obraźliwe. A okupacja Palestyny to sytuacja wprost prowokująca. Chociaż ze względu na wpływy żydowskiego lobby w USA żaden z prezydentów nie powie tego głośno, popieranie Izraela staje się coraz bardziej kosztowne. Wielki Brat potrzebuje dobrych stosunków z państwami Bliskiego Wschodu, a tak długo, jak długo Izrael nie rozwiąże kwestii palestyńskiej, nie jest to możliwe.

Wyboista droga do pokoju Dzisiaj pokój izraelsko-palestyński chyba w ogóle nie jest możliwy i trudno powiedzieć, po czyjej stronie leży wina. Polityka Hamasu, a ostatnio także Fatahu, nie może uchodzić za gotowość do kompromisu. Można czasem odnieść wrażenie, że palestyńscy politycy zapominają, która ze skonfliktowanych stron jest w gorszej sytuacji i bardziej potrzebuje pokoju. Z drugiej strony Izrael sam wykreował Hamas na największą palestyńską siłę polityczną. Mimo lat rozmów Fatah nie uzyskał od rządu w Jerozolimie niczego, czym mógłby przekonać pobratymców, że koegzystencja z Izraelem jest możliwa. Czy obiecany dwadzieścia lat temu pokój zostanie kiedyś podpisany? Wydaje się, że mogłaby do tego doprowadzić zmiana systemu politycznego Izraela, w którym obecnie radykalne partie zawsze są w stanie zablokować rządowe projekty, lub stanowczo postawiony przez USA projekt uzyskania przez Autonomię pełnej niepodległości. Niestety nie zapowiada się na realizację żadnego z powyższych rozwiązań. 0


umowy śmieciowe /

Śmieciowe pokolenie

W 2011 roku ponad milion Polaków zatrudniano na podstawie umów cywilnoprawnych. Spośród świeżo upieczonych absolwentów studiów wyższych aż 80 procent było zatrudnionych na tak zwanych umowach śmieciowych. a l i c ja s u k i e n n i k

mowami śmieciowymi nazywamy takie formy zatrudnienia, które zapewniają normalną płacę, ale nie dają żadnych praw pracowniczych ani bezpieczeństwa, ponieważ nie podlegają Kodeksowi Pracy. Są to umowy cywilnoprawne zawarte z pracodawcą na czas określony, czyli najczęściej umowy-zlecenia lub umowy o dzieło. W przypadku tych drugich zleceniodawca oczekuje od pracownika wyłącznie otrzymania efektu jego pracy w wyznaczonym wcześniej terminie i nie obchodzi go, w jaki sposób zostanie on osiągnięty. W praktyce każda taka umowa wygląda trochę inaczej, a przysługujące zleceniobiorcy świadczenia i, co za tym idzie, obowiązek odprowadzania poszczególnych składek, zależą od charakteru umowy i statusu pracownika: między innymi od tego, czy jest on uczniem albo emerytem oraz od tego, czy zatrudnia się już w innej firmie.

U

Składki i ubezpieczenia – z czym to się je? Wykonujący pracę na podstawie umowy o dzieło, a także uczniowie, studenci i emeryci zawierający umowę-zlecenie nie są objęci obowiązkiem oszczędzania na emeryturę. Każdy inny pracownik zatrudniony na podstawie umowy-zlecenie musi uiszczać tę należność. Jeśli ktoś jednocześnie wykonuje kilka zleceń, może sam zadecydować, z której płacy ma być pobierana. Identycznie ma się sprawa z ubezpieczeniem zdrowotnym. Z kolei składka na ubezpieczenie wypadkowe odprowadzana jest od wynagrodzenia za umowę-zlecenie tylko i wyłącznie wtedy, gdy praca wykonywana jest na terenie firmy. W przeciwnym razie nie jest wymagana, a gdy zleceniobiorca poniesie szkodę, nie może liczyć na odszkodowanie. W przypadku umowy-zlecenia płacenie składki chorobowej pozostawia się woli pracownika. Może on sam zadecydować, czy środki przeznaczyć na ubezpieczenie czy też powiększyć o nie swoją pensję. Komentarza dotyczącego umów udziela prof. dr hab. SGH Marek Góra: Przede wszystkim umowy nie są tylko polskim problemem. Dotknęły całej Europy, stąd zresztą zrodził się Ruch Oburzonych. Według profesora, genezy umów śmieciowych należy szukać w tym, że dzisiejsze społeczeństwo

jest „zablokowane” w świadczeniach, które przysługują emerytom i pracownikom z dłuższym stażem. Nie można zaprzestać wypłacania zagwarantowanych już świadczeń i to odbija się na pokoleniu „1000 Euro”, które zatrudniane jest jak najmniejszym kosztem. Współczesna struktura demograficzna sprawia, że coraz mniej osób wytwarza PKB, a coraz więcej się z niego utrzymuje. Przez lata społeczeństwo żyło ponad stan, a teraz młodzi, którzy niedawno weszli na rynek pracy, muszą za to odpokutować. Za nadmiar umów śmieciowych nie należy zatem obwiniać polityków ani korporacji. – Błędne jest przekonanie, że przyczyną popularności umów śmieciowych jest kryzys – ten stanowi tylko zapalnik – podkreśla profesor Góra. – Samo określenie aktualnej sytuacji „kryzysem” to zresztą przejaw optymizmu, bowiem kryzys ma w sobie zaszyte to, że się kiedyś skończy.(…) My mamy do czynienia z czymś innym, jakby z zawaleniem się podłogi. Zjechaliśmy na niższy poziom, choć także tutaj pojawiać się będą okresy lepsze i gorsze. Czy zatem naprawdę nie da walczyć się z falą umów śmieciowych? Jedno jest pewne – delegalizacja tego typu umów tylko pogorszyłaby sytuację młodych ludzi. To doprowadziłoby do skasowania ogromnej ilości miejsc pracy i przeniosło młodych do szarej strefy, która naraża pracowników na jeszcze gorsze warunki i poniżenie – argumentuje profesor Góra.

Umowa szyta na miarę Ogromnym plusem umów cywilno-prawnych jest elastyczność. Zleceniodawca i zleceniobiorca mogą negocjować ich ostateczny kształt. To, czy pracownikowi przysługuje płatny urlop albo to, na jaki czas ustala się okres wypowiedzenia, nie jest w żaden sposób regulowane odgórnie. Ta swoboda to dla pracodawców zachęta do zatrudniania (choćby krótkoterminowo) nowych pracowników. Popularyzacja umów śmieciowych w ostatnich latach przyczyniła się do spadku stopy bezrobocia. Szacuje się, że gdyby nie ta forma zatrudnienia, wynosiłaby dziś ona w Polsce 15 proc.. Również dla pracowników umowy cywilnoprawne otwierają szeroką gamę możliwości. W ten sposób łatwiej niż w przypadku tradycyjnej umowy o pracę zatrudnić się więcej niż w jednej firmie. Wspomniana już swobo-

rys. Anna Grochala

t e ks t:

Nadmierna regulacja rynku pracy powoduje rosnącą popularność umów śmieciowych. da decyzji o tym, od której z umów odprowadzać w takiej sytuacji składki, także przemawia za umowami śmieciowymi. Dla freelancerów ogromnym plusem będzie fakt, że nierzadko mogą pracować w domu, a ich pensja nie jest wyliczana na podstawie stawki godzinowej – liczy się wykonanie zadania. To że umowa-zlecenie i umowa o dzieło nie są z założenia stałymi formami zatrudnienia, sprawia, że ci, którzy zatrudniają się na ich podstawie, stosunkowo często zmieniają pracę.

Umowy nie dla wszystkich Osoby, które szukają w pracy stabilizacji i bezpieczeństwa, z całą pewnością nie pozostaną usatysfakcjonowane dopóki nie podpiszą umowy o pracę na czas nieokreślony. Umowa cywilnoprawna nie jest też dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy planują zaciągnąć kredyt – nie daje bankom gwarancji, że kredytobiorca nie pozostanie nagle bez środków na spłatę kredytu. Jednak pozostali, uważający siebie za konkurencyjnych na rynku pracy i nie mający problemów z częstymi zmianami środowiska, być może znaleźli opcję idealną. Umowa cywilnoprawna zadowolić powinna też tych, którzy wolą pracować w elastycznych godzinach albo w domu, a także uczniów i studentów, których skusić może brak przymusu odprowadzania składek. Czy więc umowy cywilnoprawne zasłużyły na swoją pejoratywną nazwę? – Należy zwrócić uwagę, że przyległy do tego rodzaju umów epitet „śmieciowe” jest stygmatyzujący, a sama nazwa przyjęła się ze względu na swoją medialność – podsumowuje profesor Góra 0

styczeń 2013


/ marnotrawienie funduszy unijnych

Inwestując w błoto, czyli dziurawy worek z Zachodu

fot. Harvard CC

Ich wkład w projekty realizowane w naszym kraju wynosi dziś ponad 250 miliardów złotych. Jak mówi intensywna kampania społeczna prowadzona obecnie w telewizji „każdy korzysta, nie każdy widzi”. Co, w przededniu uchwalenia kolejnego planu wydatków unijnych, można powiedzieć o Funduszach Europejskich?

t e ks t:

Kr z y s z to f Pawl a k , Da m i a n Iwa n ows k i

d akcesji do Unii Europejskiej Polska, będąca bezwzględnie największym beneficjentem budżetu unijnego, wykorzystała fundusze europejskie liczone w setkach miliardach złotych. Gdyby te pieniądze przeznaczyć na wydatki publiczne, wystarczyłoby na pokrycie dziesięcioletniego budżetu szkolnictwa wyższego w pakiecie z kosztami głównych urzędów państwowych, w tym Rady Ministrów i parlamentu. Kluczową kwestią związaną z funduszami jest racjonalny i efektywny system ich podziału. Instytucje monitorujące obrót środkami unijnymi przekonują nas, że wszystko zorganizowane jest perfekcyjnie. Niewielu temu zaprzeczy, bo w publicznej dyskusji każdy argument odpierany jest wskazaniem na dofinansowywane drogi, mosty czy programy społeczne. A przecież wszyscy zastanawiamy się, gdzie leży problem, widząc autostradę otoczoną ekranami dźwiękoszczelnymi w środku pola, albo unijne kampanie społeczne, namawiające do jedzenia zagrożonego wyginięciem węgorza.

O

Strategia bez namysłu Podstawowym dokumentem określającym priorytety i zasady dysponowania w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego oraz Fun-

24-25

duszu Spójności są Narodowe Strategiczne Ramy Odniesienia (NSRO). Przedstawia on szereg założeń opartych na Strategii Lizbońskiej. W skrócie, założenia bazują na dążeniu do zrównoważonego rozwoju, maksymalizacji wzrostu gospodarczego, minimalizacji barier rynku pracy i usprawnieniu instytucji na rynku. Realizacja celów ma podlegać wielopoziomowej i skomplikowanej ocenie. Doświadczenie lat 2004-2006 pokazuje, że raporty z wykonania planów skupiają się głównie na danych makroekonomicznych i lakonicznych stwierdzeniach o postępach w dążeniu do innowacyjnej gospodarki. Nie istnieje bodaj żaden raport instytucji publicznej, który zastanowiłby się w jakim stopniu wzrost gospodarczy w Polsce wynika z dopływu środków europejskich, a w jakim z czynników niezależnych, wreszcie – nikt nie zastanawia się, czy wydatkując środki inaczej, moglibyśmy się spodziewać wyższego wzrostu i niższego bezrobocia. W tym zakresie instytucje państwowe nam nie pomogą. Analizy przedstawione w NSRO lub w innych dokumentach, jak Krajowy Program Reform, Projekcja Wydatków Socjalnych przedstawiają niewiarygodne prognozy, które już dziś odbiegają od sytuacji faktycznej o znaczące kwoty (w przypadku predykcji wydatków na renty i emerytury rozbieżność względem poziomów rzeczywistych wynosi około 40 proc.).

Ile to kosztuje? Jednym z krytycznych argumentów związanym ze środkami unijnymi jest wysoki poziom kosztów ich administrowania. Jednak serwis informacyjny Ministerstwa Rozwoju Regionalnego zbija ten argument. W prognozie wykonanej pod koniec 2007 roku urzędnicy informowali, że koszty obsługi programów operacyjnych, płatności, certyfikacji i audytu wyniesie w latach 2007-2015 przeszło 4,7 mld złotych. To nieco ponad 1,5 proc. całości środków. Jednak w mediach dowiadujemy się, że w praktyce koszty niektórych programów znacznie przewyższają te założenia. Opolska „Gazeta Wyborcza” donosi, że w ramach jednego z działań programu operacyjnego Kapitał Ludzki koszty przydziału dotacji wynoszą, w zależności od instytucji, od 10 do 20 proc. Wyjątkiem jest urząd pracy, który na zarządzanie tym działaniem wydaje około 4 proc. Nie powinno to jednak cieszyć, bo niski poziom kosztów jest, jak w przypadku przytoczonej analizy ministerstwa, iluzoryczny. Urząd pracy zatrudnia pracowników, którzy przejmą część obowiązków wynikających z dysponowania środkami. Etaty te potraktuje jako koszty własne, nie wykazując ich w kosztach programu. Takie księgowe działanie nie wyczerpuje


marnotrawienie funduszy unijnych /

zasadności pytania o poziom realnych wydatków związanych z funduszami. Z jednej strony obniżają one efektywność wydatkowania środków, inni powiedzą jednak, że tworzą tysiące miejsc pracy w administracji publicznej.

Mikroocena Teoretycznie każda dotowana inicjatywa jest monitorowana i oceniana. W przypadku projektów infrastrukturalnych sytuacja wydaje się być stosunkowo prosta, bo współfinansowane jest konkretne zadanie na określoną kwotę. Jednak nawet w takich sytuacjach pojawiają się wątpliwości, dlaczego jeden odcinek drogi krajowej ma być ważniejszy od drugiego, jak zagwarantować, że dany wykonawca jest bardziej wiarygodny od innego i jak przewidzieć, czy projekt realizowany będzie terminowo? Nieporównywalnie większe problemy stwarza ocena rezultatów programów z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS), gdzie o sukcesie danej inicjatywy nie świadczy postawiony budynek czy wprowadzona procedura. Jedną ze składowych EFS-u jest Program Operacyjny Kapitał Ludzki. Jego priorytety to m.in. szkolnictwo wyższe, jakość administracji publicznej, otwartość rynku pracy, czy promocja integracji społecznej. Popularnymi działaniami w ramach tej puli środków są szkolenia, akcje promocyjne, kampanie społeczne. Rezu ltat takich inicjatyw jest

często niewidoczny, zazwyczaj ujawnia się po czasie, a sukces bądź porażka są wynikiem bardzo wielu trudnych do oddzielenia czynników. W ewaluacji pomóc ma nam zaproponowana przez ministerstwo publikacja. Niemal 200-stronnicowy poradnik zawiera cele i wskaźniki mierzące efekty projektów. I tak możemy dowiedzieć się, że o skuteczności ogólnopolskiego systemu monitorowania rynku pracy świadczy liczba wykonywanych na nim ekspertyz. Wskaźnik nie mówi nic o ich zasadności czy poprawności przeprowadzonego badania. Z kolei atrakcyjność kampanii społecznych, dotykających tematu integracji społecznej określana jest przez liczbę zastosowanych narzędzi marketingowych. Okazać się może, że projekt wykorzystujący czasopismo lokalne, niepopularne forum specjalistyczne i reklamę w radiu studenckim będzie bardziej efekty wny niż ten realizowany w telew iz y jny m prime-time’ ie. Obrana metorys. Agnieszka Porzycka dologia o c e ny wniosków nie jest pozbawiona zasadniczych błędów, które zamiast dać nam poczucie kontrolowania sytuacji, obarczają nas kolejnymi dylematami w kwestii środków z UE.

Łatwo przyszło… Często możemy przekonać się, że fundusze unijne oddziałują na przedsiębiorców w sposób znany z mechanizmu pokusy nadużycia. Ludzie objęci ochroną przed ryzykiem zachowują się w odmienny sposób niż w sytuacji, w której byliby nań w pełni wystawieni. Dzięki bezzwrotnej pomocy z zewnątrz ryzykują oni mniejszą ilością środków własnych, co skłania ich do realizacji bardziej ryzykownych projektów, potencjalnie nierentownych i bez perspektyw. Nie podejmują racjonalnych decyzji inwestycyjnych. Znane są przypadki przedsiębiorców, którzy zgłaszali się po dotacje na fikcyjne projekty, mając świadomość, że prędzej czy później będą musieli je karnie zwrócić. Nie przeszkadzało im to jednak, ponieważ traktowali dofinansowanie jak kredyt preferencyjny. Dotacji nie trzeba zwracać od razu w całości, a raty są nisko oprocentowane. W tym świetle co najmniej dziwne wydaje się postępowanie osób decydujących o rozporządzaniu środkami unijnymi. Często kreatywność mylona jest z odtwórczością (vide kopiowanie idei biznesowych z innych krajów) a wizjonerstwo z nieznajomością branży. Prawdziwą kopalnią pomysłów o wątpliwej szansie realizacji jest Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka.

Twój wybór ma znaczenie Sprawozdania z działalności instytucji dzielących środki, informacje płynące z mediów i doświadczenia obywateli nie uwiarygadniają procesu wydatkowania środków europejskich. Brak debaty publicznej na ten temat może być efektem poprawnie postawionej diagnozy, że fundusze unijne nie każdy widzi. A skoro nie widzi, to nie może dojść do tezy o marnotrawstwie na niespotykaną dotąd skalę, o stworzeniu środowiska korupcyjnego i nie sprawdzającej się administracji – grzechów, których realna gospodarka zwykle nie wybacza. 0

Chybione projekty - zmarnowane dotacje Przeanalizujmy trzy dofinansowane projekty, które dają przekrojowy obraz nakreślonych przez nas problemów funduszy unijnych. Projekty związane są ze wspieraniem działalności gospodarczej w dziedzinie e-biznesu. Opisywane poniżej projekty uzyskały decyzję o dofinansowaniu w roku 2008 i 2009 (w nawiasach kwota dofinansowania): 1. Platforma e-usług dla hodowców i właścicieli kotów Światkotów.pl (672 tys. zł). W chwili obecnej strona jest serwisem traktującym o kwestiach związanych z posiadaniem własnego zwierzęcia, które spada zawsze na cztery łapy. Długość tekstu, publikowanego średnio dwa razy na tydzień, zazwyczaj nie przekracza 500 słów. Niewiele, jak na portal prezentujący specjalistyczną wiedzę. Dodatkową zawartość tworzy forum dyskusyjne. Do tej pory (strona internetowa działa od lipca 2011) użytkownicy napisali na nim 564 posty. Stanowi to ułamek treści, jakie pojawiają się na nieotrzymującym dotacji konkurencyjnym portalu. Na witrynie www.koty.pl licznik wiadomości przekroczy wkrótce 100 tys.

2. Vortal technologiczny Techbyte.pl (832 tys. zł) miał być witryną, na której będzie można znaleźć teksty odnoszące się do nowych technologii, zastosowań IT w biznesie czy też elektroniki użytkowej. Sama idea jest niezwykle powtarzalna. Stron o podobnej tematyce zamieszczonych jest w Internecie bardzo wiele. Tym bardziej dziwi przyznanie dotacji w tym przypadku. Gdy już uda się nam ogarnąć prawdziwie nowatorską koncepcyjną stronę projektu warto pochylić się nad efektami jej wdrożenia. Ostatni wpis został opublikowany ponad 2 miesiące temu. Fakt, że praktycznie żaden artykuł nie posiada komentarzy użytkowników, niech będzie najlepszym zobrazowaniem ruchu panującego na stronie. Techbyte działa już ponad półtora roku.

3. Kreator portali społecznościowych Socjum.pl (404 tys. zł). Projekt planowany był jako platforma pozwalająca na tworzenie mini-portali społecznościowych dostosowanych do potrzeb konkretnej grupy odbiorców. Pomysł był bardzo zbliżony do idei, na której opiera się Ning (www. ning.com). Uzasadnione jest nawet stwierdzenie, że była to wierna kalka kalifornijskiego pierwowzoru. Niska popularność serwisu przełożyła się ostatecznie na jego zniknięcie z sieci. Dziewięć miesięcy temu Socjum przestało istnieć, a w raz z nim strony utworzone przy jego pomocy. Po wszystkim pozostali tylko nieliczni użytkownicy, szukający pomocy i wyjaśnień na forach internetowych.

styczeń 2013


/ ryzyko blackoutu

Czy Polskę okryje mrok? Prąd będzie, ale nie dla wszystkich – przestrzegają niektórzy eksperci, z kolei inni straszą nawet groźbą blackoutu – odcięcia od prądu dużych części kraju. W ramach unijnej polityki klimatycznej wyłączane są kolejne elektrownie, infrastruktura przesyłowa starzeje się, a pieniędzy na jej modernizację brakuje. W 2016 roku może czekać nas katastrofa energetyczna. t e ks t:

ja n u s z r o s z k i e w i c z

edług PGNiG Termika, na zaspokojenie rocznego zapotrzebowania Polski na prąd potrzeba elektrowni o łącznej mocy 22 tysięcy megawatów, podczas gdy teoretycznie mamy infrastrukturę zdolną wyprodukować i dostarczyć do domów 35 tysięcy. Jednak w praktyce ogromna część urządzeń przesyłowych i produkcyjnych nie działa (w 2009 roku wg NIK aż 44 proc. z nich było przestarzałych), a na domiar złego, zgodnie z wymogami UE, do 2020 roku musimy wyłączyć elektrownie o łącznej mocy 9000 MW. Co prawda polskie spółki energetyczne chcą budować nowe, ale większość z nich ma szansę powstać najwcześniej między 2017 a 2024 rokiem. Podobnie rzecz się ma z polskim projektem atomowym – rząd obiecuje uruchomienie pierwszego bloku dopiero w roku 2025. By spowolnić tempo rozrostu dziury w polskiej energetyce, Ministerstwo Środowiska zainicjowało kampanię na rzecz oszczędzania energii. W telewizji pojawiły się spoty z hasłem „Wyłączamy prąd, włączamy oszczędzanie”, a ponadto, jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, Ministerstwo wydało poradnik dla użytkowników prądu, w którym na ciemne noce poleca… latarki na korbki.

W

to oznaczać powstanie okresowych trudności w zapewnieniu pokrycia tego zapotrzebowania ze źródeł krajowych. Dodał też, że przy wystąpieniu znacznego deficytu mocy źródeł krajowych i braku możliwości importu wystarczającej ilości energii nie można wykluczyć konieczności wprowadzania okresowych ograniczeń odbiorców przemysłowych. Elektrownie, które w ramach wspomnianych projektów mają powstać do 2016 roku, na pewno nie zapewnią pokrycia tego zapotrzebowania ze źródeł krajowych. W najlepszym przypadku zagwarantują one 4000 MW mocy. Biorąc pod uwagę wyłączenia bloków węglowych (przypomnijmy – w sumie 9000 MW mniej!), przestarzałość linii energetycznych, a także niską wydajność urządzeń produkcyjnych i przesyłowych, nie można liczyć na załatanie rosnącej dziury w energetyce w ciągu najbliższych czterech lat.

Jednak doskonałe umiejętności marketingowe ludzi władzy na niewiele się zdadzą wobec bezlitosnych faktów. „Optymistyczne” prognozy mówią o 2016 roku jako najbardziej newralgicznym terminie, w którym blackouty, czyli czasowe przerwy w dostawach prądu, grożą nam na największą skalę. W owym czasie, zgodnie z wytycznymi UE, najwięcej elektrowni zostanie wyłączonych, wtedy też odsetek przestarzałej infrastruktury grubo przekroczy 50 proc. Nic też nie wskazuje na to, by w ciągu czterech lat rządowi udało się rozwiązać problem marnotrawienia energii – elektrownie rozpraszają 60-65 proc. produkowanego prądu, zaś linie przesyłowe pochłaniają 19 proc. Szef Polskich Sieci Elektroenergetycznych Henryk Majchrzak ostrzegał w kwietniu, że stan sektora wytwórczego w perspektywie roku 2016 budzi niepokój i może

26-27

rys. Agnieszka Porzycka

Marketing bezradny wobec faktów

Czekają nas kolejne wyłączenia? Pesymistyczne prognozy nie wykluczają tego, że pierwsze wyłączenia, o których mówił Majchrzak, będą miały miejsce jeszcze tej zimy, między listopadem a lutym. On sam niedawno ostrzegał, że nawet w tym roku może dojść do przekroczenia minimalnego wymaganego poziomu bieżących rezerw mocy. Obawy szefa PSE zostały potwierdzone przez jesienne doniesienia TVN24. Mrozy nawiedziły nasz kraj już pod koniec października i wtedy właśnie, według informacji podanej przez stację, około 70 tys. mieszkańców Mazowsza zostało odłączonych od prądu. Warto przy tym zauwa-

żyć, że choć podobne problemy znają też społeczeństwa zachodnie, to w Polsce mają one poważniejszy charakter: wg prof. Żmijewskiego w naszym kraju przerwy w dostawach są ośmiokrotnie dłuższe niż w Europie. Jeżeli porównamy się z Niemcami – to nawet dwadzieścia razy dłuższe. W ciągu doby zespół PGE usunął wspomnianą awarię, ale to raczej nieostatnia kompromitacja sektora energetycznego. Jeśli polscy dostawcy energii nie znajdą szybko sposobu na rozwiązanie problemu niedoboru prądu, czekają nas kolejne wyłączenia.

Albo import albo blackout? Producenci prądu szukają więc pomocy za granicą – w Czechach, Niemczech, a także Rosji. W przypadku tej ostatniej wszystko wskazuje na to, że postanowiła ona wykorzystać rozpaczliwą sytuację polskiej energetyki i zapowiedziała budowę elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. Pierwszy blok ma zostać uruchomiony… właśnie w 2016 roku. Niedawno rzecznik Rosenergoatomu oświadczył, że wstępnie Polacy są zainteresowani importem rosyjskiego prądu. Eksperci wskazują jednak, że współpraca z Rosjanami może nas dużo kosztować. Po pierwsze, jak wskazuje prof. Mielczarski, połączenie Polski z obwodem kaliningradzkim wymagałoby poważnej przebudowy infrastruktury, co kosztowałoby 5-10 mld zł. Po drugie, wobec poważnego niedoboru energii słabnie pozycja negocjacyjna Polaków. Rosjanie mogą to wykorzystać do narzucenia wysokich cen. Tomasz Chmal z Instytutu Sobieskiego rysuje czarny scenariusz, w którym staniemy przed decyzją: albo blackout, albo import z Rosji. I będziemy musieli skorzystać z kaliningradzkiej siłowni. Zamiast więc wyliczać koszty antykryzysowych postulatów opozycji, rząd powinien policzyć jaki wzrost cen prądu czeka nasz kraj w związku z łataniem dziury energetycznej i ile czasu potrzeba na rozwiązanie palącego problemu niedoborów. W innym przypadku duży sukces, jakim było zmniejszenie dystansu polskich standardów biznesowych do średniej europejskiej, zostanie przyćmiony katastrofą naszej energetyki. 0


przyszłość rajów podatkowych /

Koniec wakacji podatkowych Jak mawiał Benjamin Franklin w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Istnieje jednak grupa obywateli, która próbuje oszukać przeznaczenie i choć nie może uniknąć śmierci, próbuje uchować swoje dochody przed fiskusem. Z pomocą przychodzą jej raje podatkowe. t e ks t:

ag ata f ry d ryc h

prawiedliwość społeczna to w dzisiejszych czasach popularny termin. Według jej szeroko pojętych zasad, bogaci podlegają relatywnie większym obciążeniom podatkowym niż reszta społeczeństwa. Wielu zamożnych przedsiębiorców (szczególnie w państwach, gdzie najwyższy próg podatkowy osiągnął przesadnie wysoki poziom) w obliczu konieczności oddania dużej części swoich dochodów, decyduje się na skorzystanie z dobrodziejstw rajów podatkowych i „optymalizacji podatkowej”.

S

decydują się zwykle na założenie w kraju o atrakcyjnych podatkach spółki, która – w przeciwieństwie do jej polskich odpowiedników – wykazuje zysk podlegający opodatkowaniu. Często korzystają z usług branży offshore, która podpowiada, jak w najlepszy sposób zastosować tzw. „inteligencję podatkową”. W ten sposób budżet państwa rokrocznie pozbawiany jest olbrzymich wpływów fiskalnych.

Kraje o przepisach podatkowych korzystnych dla zagranicznych przedsiębiorców i kapitału, zwane potocznie rajami podatkowymi, przyciągają biznesmenów i ich warte łącznie dziesiątki bilionów dolarów majątki z całego świata. Nie tylko oferują korzystne stawki PIT i CIT, ale również (a może i przede wszystkim) zapewniają dyskrecję. Nie ujawniają informacji o spółkach i pieniądzach ulokowanych w ich państwie, umożliwiając potajemne operacje finansowe. Cechuje je również ograniczona do minimum biurokracja – pozwalają na założenie lub zlikwidowanie spółki w najkrótszym możliwym czasie. Co mają z tego kraje-raje? Przede wszystkim, dzięki napływowi nowych firm i kapitału oraz wzrostowi rozliczeń finansowych, mogą pochwalić się aktywizacją ekonomiczną wszystkich regionów kraju oraz wzrostem konkurencyjności gospodarki. Szczególnie dla małych państw usługi finansowe związane z obsługą spółek zagranicznych stanowią kluczowy składnik PKB. Istnieje wiele metod korzystania z udogodnień rajów podatkowych. Osoby, które nie są związane z określoną lokalizacją poprzez np. prowadzenie w niej biznesu, mogą na stałe osiedlić się w państwie o korzystnych stawkach podatkowych. Tak robią m.in. biznesmeni „na emeryturze” oraz sportowcy – wielu z nich za miejsce zamieszkania podaje np. Monako, wiążące preferencyjne opodatkowanie z obowiązkiem rezydenctwa. Z drugiej strony, inne raje podatkowe oferują korzystne podatki jedynie podmiotom zagranicznym. W takim przypadku przedsiębiorcy

rys. Agnieszka Porzycka

Kraje raje

Jedynie nieliczna grupa korzysta na konkurencji podatkowej. Umowy do zmiany Problem ten usilnie starają się jednak zwalczyć polskie władze. Już od 1 stycznia 2013 roku wejdzie w życie podpisana przez Polskę z Cyprem ustawa. Ten niepodpadający jednoznacznie pod definicję raju podatkowego kraj (jako że w Unii Europejskiej obowiązuje swobodny przepływ kapitału) był jednym z najpopularniejszych dla polskich przedsiębiorców pod względem „optymalizacji podatkowej”. Posiada on najniższą w Europie, wynoszącą 10 proc. stawkę podatku korporacyjnego niezależną od wartości podstawy opodatkowania. Dodatkowo na Cyprze można zakładać spółki, publicznie nie ujawniając, kto jest ich właścicielem. Nowa umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania wyklucza klauzulę tax sparing, która pozwalała odliczyć od podatku od dywidendy, należnego w Polsce, podatek należny na Cyprze, który biznesmeni zapłaciliby, będąc tamtejszymi mieszkańcami. Mało tego, polscy dyrektorzy po-

siadający spółki na tej wyspie będą płacić podatki nie na Cyprze (gdzie, notabene, nie płacili nic, jako że nie obowiązuje tam opodatkowanie dla nierezydentów) a w naszym kraju. Co więcej, Polska w nowej umowie uzgodniła klauzulę o pełnej wymianie informacji podatkowych, która dużo efektywniej pozwoli informować o środkach na cypryjskich rachunkach bankowych i zwalczać przejawy oszustwa podatkowego. Analogiczne umowy Polska zawarła już z Maltą – m.in. zlikwidowano tax sparing, oraz z Luksemburgiem, gdzie wprowadzono zapis o przeciwdziałaniu strukturom, które mają na celu jedynie uniknięcie niekorzystnego opodatkowania. Polski rząd wynegocjował (bądź jest w trakcie pertrakctacji) znacznie większą liczbę umów o unikaniu podwójnego opodatkowania, jednocześnie wprowadzając do nich klauzulę o wymianie informacji podatkowych wg obowiązującego standardu OECD. Co istotne, państwa OECD i G20 również dążą do uniemożliwienia korzystania z usług rajów podatkowych, zmuszając te kraje do ujawniania chronionych dotąd informacji o zgromadzonych środkach na rachunkach bankowych.

Cel uświęca środki Czy te działania doprowadzą do końca rajów podatkowych? Trudno wyobrazić sobie, że tak się stanie. Choć tworzenie bardziej skomplikowanych struktur rozliczeń podatkowych jest drogie, to ostatecznie, w obliczu zachowania ogromnych sum pieniędzy, nadal powinno się opłacać. Jednak renegocjacje umów często nie obejmują innych korzystnie opodatkowanych krajów, nieuznawanych powszechnie za raje. I tak, nową Mekką dla biznesmenów mogą stać się Bułgaria lub Węgry,. Coraz więcej państw zdaje sobie sprawę, że podwyższanie podatków CIT I PIT może spowodować odwrotny efekt od zamierzonego – zamiast wzrostu wpływu z podatków – odpływ majątku przedsiębiorców do innych państw. Zrozumiała to m.in. Wielka Brytania która, poprzez obniżenie podatków w celu poprawy konkurencyjności swojej gospodarki, może stać się swoistym krajemrajem. Zapewne wielu francuskich milionerów, zmuszonych do oddawania swojemu państwu 75 proc. dochodu, potraktuje to jak zaproszenie. 0

styczeń 2013


ORGANIZATORZY

Kto tym razem... dołączy do Twojego zespołu?

47%

laureatów konkursu po odbytych stażach pozostało w firmach, gdzie z powodzeniem kontynuuje karierę zawodową.

Michał Groniewski Dwukrotny laureat „Grasz o staż”. Prywatnie zdobywa Koronę Ziemi. Uwielbia poznawać nowych ludzi. PATRON HONOROWY

PATRONI MEDIALNI

Raze m zebra l ism y

zl oty ch

Szczegóły na www.grasz.pl


kultura / Adwokaci tak zdrożeli, że ostatnio taniej wychodzi kupić sędziego.

Trochę

Kultury Polecamy: 30 TEATR Teatr na sprzedaż

W jaki sposób finansować instytucje kultury?

38 FILM Zmartwychwstanie 40 MUZYKA Najlepsze płyty roku 2012 Co nas zakręciło, co nas podnieciło?

Tytuł zjedzony przez Adele m ag da g a n s e l owiedzieć, że miniony rok był dla Park Jae-Sanga udany, to jakby nic nie powiedzieć. Park dokonał czegoś, o czym zwykły śmiertelnik może co najwyżej marzyć, w dodatku tylko po cichu, bo na serio o pragnieniu zostania gwiazdą Youtube’a – chociaż każdy pewnie by tego chciał – raczej głośno i na trzeźwo się nie mówi. Tymczasem Park gwiazdą tego nieszczęsnego Youtube’a bezsprzecznie został. I to w nie byle jaki sposób, bo licznik wyświetleń jego popisowego numeru pobił dotychczasowy rekord już we wrześniu, a teraz jest na najlepszej drodze do przekroczenia stu milionów. Trudno z wrażenia nie zemdleć, w międzyczasie spadając z krzesła, a po podniesieniu nie poderwać do gromkich braw. Ktoś, kto jakimś cudem spędził ostatnie pół roku w trybie off line, z daleka od cywilizacji, mógłby pewnie pomyśleć, że ostatnie sto dwadzieścia słów, które popełniłam, traktują albo o wybitnym geniuszu muzycznym, albo o cudownie zmartwychwstałym Johnie Lennonie. Takiej osoby oczywiście nie ma, ale na

P

Za jakieś piętnaście lat, będąc już mamusiami i tatusiami, zmierzymy się z identycznym pytaniem.

wszelki wypadek zapewniam, że nic bardziej mylnego. Trzeba jednak przyznać, że to cholerne sto milionów wyświetleń wydaje się imponującym osiągnięciem nawet ze świadomością, że mowa o PSY i Tej Piosence Z Tym Bardzo Głupim Tańcem W Teledysku. Kiedy jako dzieci pytaliśmy rodziców o muzykę ich młodości, padały takie nazwy jak Beatlesi, Stonesi i Floydzi oraz takie nazwiska jak Bowie i Hendrix. Za jakieś piętnaście lat, będąc już mamusiami i tatusiami, zmierzymy się z identycznym pytaniem. Mam nieprzyjemne wrażenie, że nie będzie miało znaczenia, jakiej odpowiedzi udzielimy naszym przyszłym dzieciom. Zgodnie z zasadą „what happens online, stays online”, niezaprzeczalne dowody będą mówić same za siebie: w 2012 roku wszyscy słuchaliśmy Gangnam Style. Oczywiście na przemian z Call Me Maybe. Może na pocieszenie warto przybić sobie z tego powodu piąteczki. W końcu niecodziennie osiąga się popkulturalne dno. 0

maj - czerwiec styczeń 2013 2010

fot. Agnieszka Żywczyńska

Wielki powrót Kina Iluzjon!


/ kontrowersje wokół finansowania teatrów Prezent na betonie.

Teatr na sprzedaż Powszechnie znane przysłowie mówi, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nie inaczej jest w przypadku sporów o finansowanie instytucji kultury. Czy teatry powinny bronić się na rynku same, czy może z pomocą państwa? DA M I A N I WA N OW S K I

inansowanie działalności teatrów to temat, który wywołuje skrajne emocje w środowiskach artystycznych. Dzieli on również samych widzów, z których część zajmuje bezkompromisowe stanowiska. By zrozumieć istotę problemu, należy cofnąć się o nieco ponad 20 lat, aż do roku 1989.

F

Mała retrospekcja W okresie PRL-u wszystkie teatry były finansowane ze środków publicznych. Podlegały one Ministerstwu Kultury i Sztuki. Poziom wpływów własnych (sprzedaż biletów, wynajem sal) kształtował się na poziomie ok. 5 proc, resztę zaś stanowiły pieniądze z państwowej kasy. Nowy ustrój pociągnął za sobą zmianę liczby osób uczęszczających do teatrów. Nie było już dłużej darmowych biletów kolportowanych w zakładach pracy, a dotychczasowe programy ,,ukulturalniania’’ narodu zawiodły. Nie udało się zaszczepić szerokim rzeszom Polaków miłości do scen teatralnych na tyle silnej, aby byli oni w stanie z własnej woli zdecydować się na wyciągnięcie pieniędzy przy okienku kasy biletowej. W sezonie teatralnym 1989/90 na przedstawienia wybrało się ponad 10,5 mln osób. Później było już tylko gorzej. Czas przemian ustrojowych przyniósł także różne pomysły dotyczące przyszłości teatrów. Od zachowania w rękach państwa tylko kilku placówek o wybitnych zasługach dla kultury narodowej, przez kategoryzację teatrów i powiązane z nią różnicowanie wysokości dotacji, na łączeniu autonomicznych jednostek w większe zespoły w celu szukania oszczędności kończąc. Wśród decydentów powszechne było wówczas przekonanie, iż w warunkach wolnorynkowych środki prywatne będą stanowić bardzo duży udział w budżetach teatrów. Słowa Leszka Balcerowicza z tamtego okresu – Kultura i nauka muszą utrzymywać się same – dobrze obrazują panujące wówczas nastroje. Rzeczywistość dokonała dość brutalnej weryfikacji.

30-31

Dzisiejsza perspektywa W 2009 roku teatry zostały odwiedzone przez nieco więcej niż 6 mln ludzi. Jest to ilość porównywalna z Czechami, państwem o niemal czterokrotnie mniejszej populacji niż Polska. Jednak mimo czterdziestoprocentowego spadku liczby widzów na przestrzeni ostatnich 20 lat, w tym samym czasie liczba teatrów publicznych wzrosła ze 111 do 142. Za czasów III RP jedynie dwa teatry finanso-

Teatry państwowe to instytucje artystyczne, nie komercyjne. Rachunek ekonomiczny nie powinien być jedynym wyznacznikiem ich istnienia. (...)

aby możliwe było uniezależnienie się teatrów od wsparcia państwowego. W Polsce sponsorowanie sportu i działalność charytatywna cieszą się zdecydowanie większą popularnością niż obejmowanie mecenatów nad wydarzeniami kulturalnymi. Udział wpływów własnych w budżetach teatrów kształtuje się średnio na poziomie 25-30 proc. Jedynie ok. 5 proc. z tego stanowią pieniądze od sponsorów. Pozostałe pozycje zasilane są środkami publicznymi. Niepisaną umową jest, że dotacje pokrywają koszty stałe funkcjonowania placówki (pensje aktorów, kadry technicznej, administracji, wynajmu i utrzymania budynków), zaś wpływy własne finansują działalność artystyczną. W takich warunkach powszechną praktyką stało się wystawianie kilku sztuk przy minimalnych nakładach finansowych (ubogie dekoracje, mała obsada) w celu zebrania środków umożliwiających produkcję czegoś ambitniejszego.

Sytuacja patowa

Teatry państwowe to instytucje artystyczne, nie komercyjne. Rachunek ekonomiczny nie powinien być jedynym wyznacznikiem ich istnienia. Niemniej jednak ,,darmowe’’ pieniądze rozleniwiają. Stałe transfery pieniężne w przeciwieństwie do dotacji celowych dają możliwość rozwoju samego teatru jako organizacji, co paradoksalnie negatywnie wpływa na poziom artystyczny prezentowany przez daną placówkę. Przykładowo w pewnym momencie Białostocki Teatr Lalek zatrudniał prawie dwa razy więcej osób niż berliński Schaubühne. Często gdy podnoszony jest temat zmian w tej materii, część środowiska artystycznego oburza się, nazywając proponowane reformy zamachem na wolność artystyczną. Padają też zarzuty oszczędzania na kulturze. Kolejną kontrowersyjną kwestią jest również sprawa tego, co wystawiają teatry publiczne. Oczywiście, powinno chronić się i finansować instytucje, których utrata zubożałaby narodową kulturę i społeczeństwo, ale wspieranie teatrów o repertuarze „farsowym” jest niczym 1 rys. Anna Grochala

wane ze środków publicznych zostały zamknięte. Samorządy zakładają nowe placówki, czasem obejmują pieczę nad działającymi już inicjatywami, na przykład poprzez finansowe wspieranie fundacji czy stowarzyszeń. Wolny rynek nie potrafi jak dotąd dostarczyć instytucjom kultury wystarczająco dużych pieniędzy,

rys. Anna Grochala

T E K S T:


kontrowersje wokół finansowania teatrów / taniec jako sztuka konserwatywna /

innym jak tworzeniem nierównej konkurencji dla inicjatyw prywatnych. Nie można pozyskiwać pieniędzy, bez różnicy czy to od sponsorów czy od widzów, nie podążając za ich gustami. Dlatego pewne niszowe, ale wartościowe pod względem artystycznym spektakle bez watpienia powinny posiadać zagwarantowane finansowanie ze środków budżetowych. Obecne podejście do omawianej kwestii przypomina trochę zaklinanie rzeczywistości. Część przedstawień nie niesie za sobą niczego więcej ponad rozrywkę, chociaż próbuje się niemal wszystkim przypiąć artystyczną łatkę. Tylko część polskiego społeczeństwa jest zainteresowana teatrem, lecz środowisko zdaje się tego nie zauważać. Tak jakby liczba tworzonych wydarzeń nie miała żadnego powiązania z zapotrzebowaniem nań zgłaszanym.

Perspektywy na przyszłość

Widz nie jest klientem, wystosowanego w marcu tego roku przez część osób związanych z ruchem teatralnym, mogę zgodzić się z jego tytułem tylko pod jednym warunkiem: powinniśmy uznać, że muzyka, film czy nawet gry komputerowe nie są produktem w tym samym rozumieniu co teatr, tj. również niosą za sobą wartości artystyczne. Świat się zmienia i trzeba mieć świadomość, iż teatr nie pełni już takich samych funkcji jak chociażby 100 lat temu. Uprzywilejowanie teatru przez państwo względem innych dziedzin sztuki zdaje się nie posiadać racji bytu. Okres odgórnego decydowania o rozwoju kultury mamy już za sobą. Warto byłoby nie powtarzać tego błędu. 0

Rozsądnym rozwiązaniem byłoby porzucenie wyimaginowanego świata i dostosowanie teatrów do zmieniającego się otoczenia. Zredukowanie liczby publicznych placówek do kilku o prawdziwie narodowym znaczeniu, kultywujących tradycje, ale i wyznaczających nowe trendy. Sprywatyzowanie lub, co gorsza (!), zamknięcie części instytucji. Utworzenie funduszu dotacji celowych, którymi mogłyby być wspierane prawdziwie wartościowe projekty. Te propozycje mogłyby wyjść środowisku teatralnemu na dobre. Co prawda ulegnie ono pomniejszeniu i ci, których w nim zabraknie, będą protestować najgłośniej. W końcu nikt nie lubi być pozbawiany pracy, ale posady w instytucjach artystycznych nie są nadawane dożywotnio. Część osób zdaje się o tym zapominać. Nawiązując do listu Teatr nie jest produktem.

Nie zgadzasz się z tekstem? A może masz pytania? Prosimy o kontakt: teatr@magiel.waw.pl

Taniec wbrew unifikacji Pewne czynności samym brzmieniem nazwy przywodzą na myśl czasy, które minęły. Choć może się to wydać zaskakujące, taniec jest jedną z nich – i to niekoniecznie baletowy, a towarzyski. A L E K S A N D E R S T E L M A S ZC Z Y K

ka

nadto taniec pozwala rozpoznać nie tylko płeć, ale też role, w które wcielają się tańczący. Te pobudzają wyobraźnię, jak w tangu, w którym partnerzy dają wyraz kłótni, albo w pasodoble, gdzie kobieta wciela się w przeciwnika toreadora. Kto nie wierzy, że tak wiele daje wyrazić się w tańcu, może zwrócić uwagę na Tango Mrożka (m.in. świetna inscenizacja na deskach Teatru Narodowego). W końcowej scenie taniec i funkcje przyjęte w nim przez bohaterów są znaczące. Role to coś, co wydaje się nie mieścić we współczesnym myśleniu, a jednak w tańcu ludzie najczęściej naturalnie ciążą ku ich przyjmowaniu. Zapewne nie bez powodu – przecież postępująca unifikacja odziera życie z piękna szczegółów, tak jak nowoczesne budownictwo odarło przestrzeń miejską z cieszącej oko architektury minionych wieków. Piękno szczegółu polega na różnicy, która oddziela go od otoczenia. I chociaż wydaje się, że z różnicami postęp rozprawił się całkowicie, te wracają z bardzo nieoczekiwanej strony – popularność tańca w Polsce rośnie. Tak więc mimo, że obecnie trudno spotkać jest w klubie pary tańczących, głowa do góry! Jest szansa na zmianę. 0

o r z yc zk a P

R

można przyjąć, że trend taki istnieje, a co więcej – że będzie się utrzymał, gdyż nie jest to przypadłość jedynie Polski, lecz także Europy Zachodniej, a nawet krajów tak egzotycznych jak Indie. Prawdopodobnie motorem zmian jest popyt na produkty zunifikowane. Ten z kolei przypuszczalnie wywodzi się z przemiany społeczeństwa, w którym zanikają role, zwłaszcza te przeznaczone dla płci. A taniec? Wbrew postępującej unifikacji, w tańcu czynności są ściśle wyznaczone i trudno znaleźć styl taneczny, w którym partnerka miałaby kroki i figury takie jak partner. Nawet krok podstawowy jest różny, choćby dlatego, że ruchy tańczących stanowią swoje lustrzane odbicie. Kwestia wygląda inaczej w stylach nowoczesnych, jak jazz – choreografia rzadko przyjmuje wtedy podział na płeć. Jednak w większości przypadków łatwo będzie rozróżnić, kto jest kim w parze czy nawet odmianach typu „solo”, choćbyśmy widzieli tylko kontury. Nie da się tego samego powiedzieć o życiu codziennym, gdzie podobieństwo osiągnęło ten poziom, że kontury, a nawet przyjrzenie się mogą nie wystarczyć, by odróżnić od siebie ubranych w ten sam sposób kobiety i mężczyzn. Po-

gnies

ozczarowaniem, które często spotyka się w klubach, jest brak tańczących par. Przyczyna tkwi w dominującym we współczesnej muzyce rytmie, który sprzyja raczej samotnemu powtarzaniu prostych ruchów niż dostosowaniu się do skomplikowanych zasad tańca towarzyskiego. Choć nie zaprzeczam, że prostota może być estetyczna, z czym zgodziłby się również miłośnik muzyki elektronicznej, to jednak nawet pobieżne porównanie Pałacu w Wilanowie z Centrum Nauki Kopernik nie pozostawia wątpliwości, że o pięknie decydują szczegóły. Szczegół może wydawać się nieistotny, jednak odpowiedzialny jest za różnice, a tych dzisiaj brakuje – likwidowane są razem z postępującą unifikacją i globalizacją. Taniec, wbrew wirującemu coraz szybciej światu, porusza się powoli i nie poddaje tym procesom, ponieważ zachowuje różnice między tym, co kobiece i tym, co męskie. Różnice te zanikają nawet w sferze przedmiotów codziennego użytku. Znakiem czasów współczesnych jest unisex¸ określenie rzeczy zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Przykładem są czapki (lecz nie zawsze, bo wciąż możemy trafić do jednej z pracowni opisywanych w artykule Handmade in Poland z Magla nr 134, takich jak kapelusznicza na ul. Kopernika w Warszawie). Nie rozstrzygając, co powoduje rosnącą podaż przedmiotów unisex,

r ys. A

T E K S T:

styczeń 2013


/ recenzje / repertuar styczeń

Repertuar

warszawskich teatrów:

Dobry humor na dobry wieczór

Styczeń 2013

Kabaretto przedstawia zupełnie inną formę, skupiając się przede wszystkim na warstwie artystycznej. Nawiązuje tu tym samym do świetnej tradycji kabaretu literackiego. Konferansjerzy Artur Andrus i Andrzej Poniedzielski

TEATR ATENEUM

bawią się słowem, prezentując przygotowane utwory i Kasta la vista

wzajemnie komentując swoje występy. Dialogi powstają

Siła przyzwyczajenia

La boheme

spontanicznie i można odnieść wrażenie, że czasem sami

Sceny niemalże małżeńskie...

Nie jesteś sama (piosenki Agnieszki Osieckiej)

prowadzący są zaskoczeni ostatecznym efektem. W dużej

Merylin Mongoł

Cyrulik sewilski

Czarodziejski flet

ocena:

WARSZAWSKA OPERA KAMERALNA

xxxxy

Kabaretto

Królowa Margot

Daily Soup

Natan mędrzec

Wiele hałasu o nic

W mrocznym mrocznym domu

Aktor

Tango Taniec «Delhi» Śluby panieńskie Dozorca Balladyna

się publiczność dodając własne skojarzenia. Jak na kabaret przystało, wszystko utrzymane jest w ciepłej, humorystycznej atmosferze. Istotną częścią są gościnne występy najlepszych aktorów związanych z Teatrem Ateneum. Wykonują oni utwory, które z powodzeniem mogłyby wejść do kanonu piosenki literackiej. Wszystko uzupełnia wysokiej klasy oprawa muzyczna.

Kabaretto

TEATR NARODOWY

Udręka życia

mierze jest to zasługa tego, że do dyskusji często włącza

Kabaretto doczekało się już swojego stałego grona

R e ż . Wo j c i e c h U r b a ń s k i Te a t r At e n e u m

widzów, którzy co miesiąc wyczekują kolejnego spotkania na Scenie na Dole. Wysoki poziom tego przedstawienia doskonale wpisuje się we wspaniałą historię tego miejsca,

Ostatnimi laty można odnieść wrażenie, że sztuka two-

gdzie występował chociażby sam Wojciech Młynarski. Jest

Pożegnania

rzenia kabaretu równa w dół do oczekiwań statystycznego

to widowisko nietuzinkowe, a tym samym doskonały spo-

Miłość na Krymie

odbiorcy. W świecie, w którym kabaret stał się częścią kul-

sób na spędzenie wieczoru wypełnionego inteligentnym

Kobieta z zapałkami

tury masowej, nie dziwią już skecze, w których prym wiodą

humorem.

Udręka życia

mało wyszukane żarty i fikuśne przebrania. Szczęśliwie

MARCIN WIŚNIEWSKI

Sprawa Księżniczka na opak wywrócona

Dopalacze bez fajerwerków na wyższy poziom abstrakcji, gdy bohaterowie wcią-

TEATR NA WOLI Madame Merlin inna historia Gardenia Koziołek matołek

gają wspólnie „Panoramix”, specjalność miejscowych paradilerów. Tytułowa „faza delta”, którą osiągają, jest

Kabaret na koniec świata

jednak z punktu widzenia obserwatora jednoznacznie

Ala z elementarza

żałosnym widowiskiem, prowadzącym ostatecznie – bo

Nasza klasa

jakżeby inaczej – do tragicznego f inału. Prosta historia (co samo w sobie jest zaletą) mocno ociera się o banał i naiwność, niczym nie zaskakuje.

Teatr Powszechny zaprasza studentów! Bilety na spektakle we wtorki i środy można rezerwować w specjalnej cenie 25 zł.

32-33

Spektakl został do granic naszpikowany rynsztokowym słownictwem. Ze swoim przesytem wulgaryzmów sztuka może śmiało aspirować do historycznych rekordów; niestety poza nieco groteskową próbą przedstafot. Maksym Rudnik

Krum

ocena:

T.E.O.R.E.M.A.T.

x x yz z

TR WARSZAWA

Faza delta Reż. Gabriel Gietzky Te a t r P o w s z e c h n y

wienia młodych rodaków bez jakichkolwiek aspiracji i oleju w głowie, trudno dostrzec w tej litanii bluzgów uzasadnioną celowość. Całość broni się chwilami nie najgorszym humorem sytuacyjnym, który posiada gorzkie drugie dno. Summa summarum, nie jest to jednak dowcip najwyższych lotów. W spektaklu na dobrym poziomie zagrał Sławomir Pacek. Trochę powodów do rechotu i przyzwoite aktorstwo to jednak za mało, żeby zatrzeć ogólne złe wra-

Nigdy nie rozmawiaj z barmanką – tak można pod-

żenie. I choć narkotyczne projekcje i niczym nieskrępo-

sumować trwającą nieco ponad godzinę Fazę delta .

wany język niektórym mogą pachnąć nowo-teatralną

Najnowsza propozycja Teatru Powszechnego (premie-

awangardą, Faza delta absolutnie nie celuje w te rejony.

ra 6 grudnia 2012 r.) przenosi widza do pośledniego

Dla jednych będzie to zapewne spektakl przyzwoity, dla

polskiego pubu w okresie, kiedy triumfy święciły tzw.

innych całkowite nieporozumienie.

dopalacze. Dresiarsko-blacharska impreza wznosi się

KAROL SERENA


recenzje / repertuar styczeń /

Piękno przysłonięte awangardą

Repertuar

warszawskich teatrów: Styczeń 2013

Dzieło Emily Brontë Wichrowe wzgórza doczekało się niezliczonej ilości adaptacji i ekranizacji. Niestety, większość z nich traktowała namiętne i porywcze uczucie pomiędzy Heathcliffem a Katarzyną Earnshaw jako pretekst

TEATR WIELKI-OPERA NARODOWA

do ukazania historii banalnej miłości. Kuba Kowalski i Julia

Don Carlo – premiera

I przejdą deszcze...

stanowili spojrzeć na nią z zupełnie innej strony. Czy ich

Requiem

Nabucco

wysiłki się opłaciły? Na pierwszy rzut oka: tak. Wszystkie postaci zarysowano w bardzo wyraźny sposób, nie tylko nie pomijając ich wad, a wręcz je hiperbolizując. Dzięki temu egoistyczna Katarzyna czy zbyt dumny i porywczy Heathcliff są naprawdę to bohater, który doprowadza odbiorcę do (co najmniej) zgrzytania zębów. Nie spowodowała tego gra aktorska Marcina Januszkiewicza – cały zespół na czele z Anną Smołowik i Wojciechem Solarzem zasługuje na duże oklaski – tylko sposób poprowadzenia postaci Edgara. Nie jest to jedyna wada przedstawienia – spektakl miał

ocena:

przekonujący, ale zniewieściały do granic możliwości Edgar

x x x yz

Holewińska, tworząc spektakl na motywach powieści, po-

TEATR POWSZECHNY

Wichrowe wzgórza R e ż . K u b a K o w a ls k i Te a t r St u d i o

Marzenie Nataszy

Rewolucja balonowa

…„jesteś piękne – mówię życiu”... wg Wisławy Szymborskiej

Nieskończona historia

Czynny do odwołania

Faza delta

TEATR CAPITOL Lady Fosse

Drugi rozdział

owanie się na awangardę. Mimo to polecam wybrać się do

Kabaret Moralnego Niepokoju

Szwedzki stół

Teatru Studio i samemu ocenić, na ile ta „awangarda” przy-

Bożyszcze kobiet

słoniła prawdziwe piękno Wichrowych wzgórz.

Dwie połówki pomarańczy

lowanie na scenie młodego mężczyzny z nadmuchiwaną lal-

scenografię czy muzykę – został przysłonięty przez kre-

ką z sex-shopu wywołuje wyłącznie obrzydzenie, nieważne jak bardzo „artystyczne” i „nowatorskie” miałoby to być. – nie tylko ze względu na grę aktorską, ale też świetną

MP4

Gdzie radość, tam cnota Dzień Walentego

chyba w zamierzeniu wyjść na awangardowy, jednak kopu-

Bardzo żałuję, że spektakl z zadatkami na arcydzieło

Zbrodnia i kara

DOMINIKA MAKAREWICZ

Zapowiedź Don Carlo Jeśli uważacie, że w poprzednim numerze dość ostro roz-

Gwiazda i ja

Klimakterium... i już Single i remiksy Sceny dla dorosłych, czyli sztuka kochania

TEATR SYRENA Moja Nina

Trener życia

prawiliśmy się z niektórymi spektaklami, to co powiecie na to:

Zamach na MoCarta

Hallo Szpicbródka

Sili się na styl, a wychodzi mu tylko pretensjonalność. Nuda

Kot w butach

Plotka

nie do zniesienia. Kompletne, absolutne fiasko? Taką recenzję

Akompaniator

Klub Hipochondryków

wystawił Giuseppe Verdiemu w 1867 roku młody George Bizet.

TEATR STUDIO

Verdi był już powszechnie ceniony, m.in. za genialną trylogię (Rigoletto, Trubadur i Traviata). Tymczasem niespełna 29-letni Bizet potrzebował jeszcze 8 lat, by stworzyć operę Carmen, która zapewniła mu stałe miejsce w sercach melomanów.

Sąd Ostateczny

Recital Ewy Błaszczyk

Wichrowe Wzgórza

ADHD i inne cudowne zjawiska

Anna Karenina

Przytoczona surowa opinia Bizeta dotyczyła opartej na

UFO. Kontakt

dramacie Friedricha Schillera francuskiej prapremiery ope-

Freddie reż. Irmina Kant

ry Don Carlo. W ciągu kilkunastu lat dzieło to doczekało się

Goła baba Józef i Maria

wielu wersji. Dziś na światowych scenach spotyka się przeważnie trzy z nich: francuską 5-aktową z 1867 roku, włoską 4-aktową (1884) i włoską 5-aktową (1886). W styczniu w Operze Narodowej będziemy mogli podziwiać odsłonę włoską, która doczekała się premiery w La Scali w roku 1884, notabene także w styczniu. Fabuła opery jest równie pogmatwana jak historia jej powstania. Nie powstydziłaby się jej żadna z telenowel. Ślub hiszpańskiego infanta, Don Carlosa, z Elżbietą Walezjuszką ma przypieczętować pokój z Francją. Młodzi zakochują się w

Don Carlo Reż. Willy Decker D y r. C a r l o M o n t a n a r o Te a t r W i e l k i – O p e r a N a r o d o w a S p e k t a k l e : 13 , 1 6, 1 8 , 2 0 i 2 2 s t yc z n i a

sobie podczas pierwszego spotkania. Niestety w ostatniej chwili król Hiszpanii Filip II postanawia zająć miejsce swego

Chciałbyś pisać o teatrze? A może podzielić się komentarzem? Zapraszamy do kontaktu: teatr@magiel.waw.pl

oferuje to, co u Verdiego najlepsze: ciekawe tło historyczne,

syna i to on żeni się z Elżbietą. Don Carlos zyskuje macochę, ale

romanse, intrygi, duchy, a wszystko to okraszone dramatycz-

traci narzeczoną. Ojciec, syn i jego ukochana na jednym dwo-

ną, poruszającą włoską muzyką.

rze? To klasyczne igranie z ogniem. Podsumowując, Don Carlo

A R L E TA P I Ł AT

styczeń 2013


/ podsumowanie 2012 56 proc. Polaków nie czyta książek. Ja należę do tych dwudziestu ośmiu.

Rok różnorodności

T E K S T:

fot. tsuacctnt, CC

2012 był dla książki dobrym rokiem. Działo się wiele, przyznano mnóstwo międzynarodowych nagród, odkryto nowe talenty. Mieliśmy też okazję uczestniczyć w wielu literackich wydarzeniach. A N I TA G A D O M S K A

ok 2012 dał nam wiele okazji do świętowania – czy to z powodu okrągłych rocznic urodzin znanych pisarzy (jak chociażby 120. urodziny J. R. R. Tolkiena, 390. Moliera, czy 130. Virginii Woolf), czy licznych książkowych wydarzeń (w Polsce i za granicą). To wszystko było wspaniałym pretekstem do przypominania twórczości klasyków i obcowania z literaturą.

R

Wydarzenia Na początku roku w Gdańsku miał miejsce Międzynarodowy Festiwal Literatury – Europejski Poeta Wolności. Literacką nagrodę o tym samym tytule zdobył Durs Grunbei – poeta niemiecki średniego pokolenia, zlepiający w swojej twórczości nowoczesność z rzymskim antykiem. Przez cały festiwal Wybrzeże tętniło kulturą – odbywały się spotkania autorskie, debaty, koncerty, happeningi. Także w stolicy książka znalazła swoje miejsce. W maju w Pałacu Kultury i Nauki odbyły się Warszawskie Targi Książki. To coroczna impreza o międzynarodowym charakterze. Jej tematyką jest wszystko, co związane z pisarstwem – literatura piękna, beletrystyka, literatura dla dzieci i młodzieży, książki naukowe, podręczniki szkolne i akademickie, literatura popularnonaukowa, encyklopedie, albumy, słowniki, leksykony, atlasy, poradniki i przewodniki, książka artystyczna, komiksy, fantastyka, gazety i czasopisma, książki audio, e-booki, czy też e-prasa. W Krakowie w październiku odbył się Festiwal im. Josepha Conrada. Tegorocznej edycji przyświecało hasło – Pomyśl: literatura! Jego wydźwięk miał prowokować do wszelkich przemyśleń na temat książki oraz do rozmowy. Co ciekawe, Conrad Festival nie jest poświęcony twórczości Josepha Conrada. Autor Jądra ciemności jedynie użycza swojego nazwiska jako patrona literatury światowej. Do rozmów zaproszono wielu twórców z rozmaitych dziedzin kultury, wśród gości byli m.in. – Zygmunt Bauman, Orhan Pamuk, Jeanette Winterson, Krzysztof Wodiczko, Peter Eszterhazy, Robert D. Kaplan, Dubravka Ugrešić, a więc twórcy, których głos jest uważnie słuchany na całym świecie. Towarzyszyła im plejada

34-35

najbardziej wpływowych polskich pisarzy współczesnych, a wśród nich Marek Bieńczyk, Eustachy Rylski, Krzysztof Varga, Andrzej Stasiuk, Dorota Masłowska, Wojciech Jagielski, Magdalena Tulli, czy Michał Witkowski.

Nagrody W styczniu w Teatrze Wielkim wręczono Paszporty „Polityki”. To nagroda przyznawana przez tygodnik od 1993 roku w sześciu kategoriach: literatura, film, teatr, muzyka poważna, plastyka i estrada. W pierwszej z nich paszport wręczono Mikołajowi Łozińskiemu za powieść Książka. W maju po raz 8 przyznano nagrodę Transatlantyk. To wyróżnienia za popularyzację literatury polskiej na świecie. Jej nazwa nawiązuje do tytułu utworu Witolda Gombrowicza, którego dzieła również zyskały światowy rozgłos. Do nagrody mogą kandydować wyłącznie obywatele innych państw. W tym roku laureatką została Yi Lijun – chińska tłumaczka, nazwana ambasadorem literatury polskiej w Chinach. Chyba najważniejszą polską nagrodę literacką – Nike, przyznano Markowi Bieńczykowi za zbiór esejów Książka twarzy. Zwycięskim utworem po raz pierwszy została nie-powieść. W tym roku pojawiła się również nowa nagroda – Nagroda Poetycka im. K. I. Gałczyńskiego. Jej cel to uhonorowanie polskiej poezji lirycznej za poprzedni rok. Patronat nad nagrodą objęło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a nominowano m. in. Julie Hartwig (za Gorzkie żale). Konrada Górę (za Pokój widzeń), Łukasza Jarosza (za Wolny ogień), Krzysztofa Lisowskiego (za Nicości, znikaj) oraz wielu innych. Zwycięzcą okazał się Krzysztof Karasek za tom Wiatrołomy. Należy również wspomnieć o kilku nagrodach zagranicznych, niezwykle istotnych dla świata książki. Tegorocznego Nobla w dziedzinie literatury otrzymał, w Polsce mało znany (najczęściej wspomina się o jego dwóch utworach – Kraina wódki oraz Obfite piersi, pełne biodra), Mo Yan. Skromny człowiek, piszący trudne książki – tak postać tegorocznego laureata oceniają krytycy literaccy. Opisuje chińską codzienność z wyczuwalnym politycznym kontek-

stem. Z kolei najważniejszą brytyjską nagrodę – The Man-Booker Prize for Fiction, w tym roku otrzymała Hilary Mary Mantel za BringUp the Bodies. Co ciekawe, Mantel otrzymała Bookera już po raz drugi! Prix Femina – przeciwwaga dla męskiej nagrody Goncourtów – to francuska nagroda literacka utworzona z inicjatywy 22 kobiet (m. in. Anny de Noailles i Judith Gautier). W jury znajdują się wyłącznie kobiety, choć zwycięzcami mogą zostać także mężczyźni. W tym roku to wyróżnienie otrzymał Patric Deville za Peste et choléraSeuil.

Bestsellery W tym roku w polskich księgarniach najlepiej sprzedawała się literatura zagraniczna. Na szczycie listy najlepiej sprzedających się książek widnieje Pięćdziesiąt twarzy Greya E. L. Jamesa. To historia studentki literatury i demonicznego Christiana Greya. Nie przypomina hollywoodzkiego romansu, a raczej przerażającą i fascynującą umowę między dwojgiem zupełnie różnych ludzi. Drugie miejsce w rankingu popularności zajęła autorka Harrego Pottera z utworem wcale nie dla dzieci. J. K. Rowling w swojej najnowszej książce Trafny wybór przedstawia historię konfliktów, międzyludzkich wojen – wszystko w otoczce błyskotliwego czarnego humoru. Kolejny poczytny utwór tego roku to Chata Williama Paula Younga. To opowieść o tym, jak Bóg zjawia się w najsmutniejszych dla nas momentach. Czyta się ją jak mieszaninę thrillera z modlitwą i pytaniami o istnienie nadprzyrodzonej siły. Z polskiej literatury w okresie przedświątecznym najlepiej sprzedawały się utwory celebrytów. Agnieszka Chylińska wcieliła się w rolę mamy-pisarki i wydała zbiorek opowiadań na dobranoc Zezia i Giler. Książeczkę świetnie się czyta – podobno nie tylko dzieciom. Natomiast jeżeli chodzi o literaturę wysoką, po sukcesie Bieńczyka z księgarnianych półek w mgnieniu oka zniknęła Książka twarzy. To był udany rok dla literatury polskiej i światowej. Czekajmy (i czytajmy!) z niecierpliwością jaki będzie następny. 0


recenzje /

rakterystykę twórczości japońskiego

próbują poradzić sobie ze światem, któ-

pisarza. Antologia ta nadaje się do-

ry przestał rządzić się logicznymi pra-

kolejną publikacją dobrze znanego w

skonale na pierwszą lekturę dla czy-

wami. Czasem za wszelką cenę próbują

Polsce Harukiego Murakamiego. Znik-

telnika niezaprawionego w bojach z

się z niego wyrwać, najczęściej jednak

nięcie słonia to zbiór opowiadań oparty

nadrealizmem Murakamiego. Zebrane w

przyjmują postawę biernego oczekiwa-

na trzech japońskich edycjach Dzieł ze-

niej teksty stanowią kompletny obraz

nia na to, co zdarzyć się musi. Słowa ta-

branych , zawiera zatem tekst zarówno

mrocznego poczucia humoru, prostej

kie jak: Możesz się wściekać, ile chcesz,

z końca lat siedemdziesiątych, jak i z

stylistyki oraz oszałamiającej wyobraź-

ale nic nie poradzisz na to, na co nic nie

początku XXI wieku. Taka kompilacja

ni autora, którego kreacje symboliczne,

poradzisz czy Wszelkie informacje obra-

twórczości daje odbiorcy całkiem niezłe

mimo wschodnich korzeni, są całkiem

cają się w nicość, świadomość miejsca

pojęcie o ewolucji zamysłów pisarskich

przystępne dla czytelników z całego

jest odebrana, znaczenie rozpada się na

autora, pozwala zrekonstruować moty-

świata.

kawałki, światy są oddzielane, aż pozo-

wy najnowszych powieści, a także daje

Murakami kreuje świat wyjątkowo

staje jedynie pozbawiona zmysłów cisza

świetne pole do gry czytelnika z histo-

specyf iczny, gdzie pozornie chłodni

doskonale podsumowują nastrój nie

rią literackich zmagań Murakamiego.

bohaterowie opowiadań stają w obliczu

tylko opowiadań, ale i całej twórczości

bardzo

kompletnie niejasnych zjawisk z pogra-

Murakamiego.

różnej długości świetnie oddaje cha-

nicza rzeczywistości. Lepiej lub gorzej

MILENA BUSZKIEWICZ

Kilkanaście

opowiadań

o

xxxxz

Z końcem października wydawnictwo Muza zaszczyciło swoich czytelników

ocena:

Murakami nakręca sprężynę świata

Zniknięcie słonia

Haruki Murakami Wydawnictwo Muza 39,99zł

xxxzz

ocena:

Koty w Madrycie

Walka kotów

Eduardo Mendoza Wydawnictwo Znak 34,90zł

Przynależy do dziwnej kondycji ludz-

Hiszpania wrze. Obserwujemy sytu-

Atmosfera napięcia i niedopowiedzeń

kiej, że każde życie mogło być inne niż

ację z perspektywy Whitelandsa – obco-

oraz szalony bieg wydarzeń sprawiają, że

było. To motto jest kluczem do odczytania

krajowca, który przyjeżdża, aby dokonać

od książki trudno się oderwać. Jak mówi

najnowszej, wyróżnionej nagrodą Premio

wyceny obrazów księcia de Igualada i

do Whitelandsa jeden z bohaterów: Wszy-

Planeta, książki popularnego hiszpańskie-

tym samym staje się pionkiem w skom-

scy będziemy spokojniejsi, gdy wyjedzie

go pisarza – Eduardo Mendozy, znanego

plikowanej rozgrywce politycznej między

pociąg z panem w środku. Anthony jest

polskiemu czytelnikowi z takich pozycji

tytułowymi „kotami” – rodziną księcia,

papierkiem lakmusowym, który pokazu-

jak Miasto cudów czy Brak wiadomości od

Falangą, wojskowymi, rządem, Urzędem

je perfidię i bezsens miejscowych, a jego

Gurba.

Bezpieczeństwa, dyplomacją brytyjską

wizyta – ciągiem przypadków, które osta-

Już sam podtytuł Madrid 1936 wskazu-

i międzynarodowymi agentami. Flegma-

tecznie wpływają na historię Hiszpanii.

je miejsce i czas akcji – autor wpisuje swo-

tyczny Anglik, początkowo neutralny i

Walka kotów została okrzyknięta naj-

jego protagonistę, angielskiego znawcę

zagubiony, rozpala się i angażuje w obro-

wybitniejszą książką Mendozy. Faktycz-

malarstwa – Anthony’ego Whitelandsa, w

nie siebie i ludzi, których nie rozumie,

nie, warto po nią sięgnąć i przekonać się,

historię Hiszpanii tuż przed wojną domo-

ale którzy go fascynują. Równoległym

że każde życie mogło być inne i że zupełnie

wą. Książka po mistrzowsku łączy poważ-

wątkiem jest odkrycie tajemniczego ob-

inaczej mogły potoczyć się losy protagoni-

niejszą tematykę z humorem i elementami

razu przypisywanego Velázquezowi – to

sty, Velázqueza, bohaterów historycznych

powieści sensacyjnej, politycznej czy wła-

pretekst do rozważań nad życiem i twór-

czy całej wojny domowej.

śnie – „historyzującej”.

czością malarza.

ANNA FILIPEK

Nowości Oficyny Wydawniczej SGH Finanse przedsiębiorstwa

Modelowanie polskiej gospodarki z pakietem R

Wstęp do statystyki bayesowskiej

Mirosław Bojańczyk Wydanie I, 50,00 zł

Michał Rubaszek Wydanie I, 45,00 zł

Wioletta Grzenda Wydanie I, 49,00 zł

styczeń 2013


/

/ debiut / muzycy na ekranie

Ecce Homo cz. 2

Przedstawiamy kolejny fragment opowiadania autorstwa Karola Kopańko. Ecce Homo to opowieść o tym, jak decyzje podejmowane przez nas w szczególnych momentach życia, wpływają na naszą przyszłość. K A R O L KO PA Ń KO

Wielka Sobota 1993 Podniósł się z klęczków i usiadł w ławce. Na ołtarzu stała monstrancja i w najlepsze trwała jej adoracja. Młodzieżowy chór mruczał z lekka, ktoś brzdąkał na gitarze. Ktoś, mimo nie tak późnej pory, chrapał, pogrążywszy się w modlitwie. Wreszcie zdobył się na przyjście do Domu Boga. Kiedyś przychodzili tu całą rodziną co niedziela. Teraz postanowił spędzić w kościele kilka godzin w oczekiwaniu na rezurekcję. Do chóru dołączył niższy głos. Wiekowy ksiądz z głęboką, szpecącą blizną nad lewym okiem, zaintonował jakąś pieśń, a później rzucił okiem na wiernych siedzących w ławkach. Jego wzrok zatrzymał się na Jakubie, który został przez niego obdarzony niezbyt miłym (delikatnie powiedziawszy) spojrzeniem. Ksiądz odwrócił się na pięcie i odszedł do zakrystii, co jakiś czas dotykając blizny. Widok księdza wywołał w Jakubie bolesne wspomnienia. Cierpienie psychiczne zostało dodatkowo spotęgowane przez fizyczne – dojmujący ból przeszył go w prawej ręce, gdy chciał się przeżegnać. Ten ból był pamiątką po wizycie dwóch esbeków. Zamknął oczy.

Posadzili go w gabinecie przyozdobionym portretami ojców komunizmu. Na początku delikatnie wyjaśniali: że tak będzie lepiej; że zarabiać można; że ojczyźnie ludowej przysłużyć się można. Na jego wybuch śmiechu zareagowali groźbami: że jak podpisze to nic nie zrobią jemu samemu, a później także jego rodzinie, o której wiedzieli zaskakująco dużo. Jego stanowcze „nie” sprawiło, że w gabinecie pojawiło się kilku milicjantów uzbrojonych w pałki. Przytomność stracił bardzo późno, tak że długo zginał się pod ciosami stróżów porządku przeplatanymi pytaniami „Jak teraz, co?” i swoim milczeniem. Gdy ocucili go wodą, zorientował się, że bicie go przestało bawić oficerów Służby Bezpieczeństwa – Idziemy po twojego dzieciaka! – wrzasnął esbek. Zimny dreszcz przebiegł po jego zbolałym ciele. Był romantykiem godnym poświęcić samego siebie za ojczyznę, ale rodziny nie mógł poświecić. Coś w nim pękło – Nie, proszę. Nie – powiedział głosem pełnym rozpaczy – zrobię, co chcecie. Nie dał rady sam pisać więc zrobili to za niego.

Tortury stosowano do 1956 roku, potem je zawieszono ze względu na niską efektywność i wydajność pracy tak zwerbowanych „współpracowników”. Pamiętał tamten ból, ale z nim sobie jakoś poradził. Nie mógł wymazać z pamięci widoku twarzy żony, która go nie poznała (jak on musiał wyglądać!) i syna patrzącego na niego ze łzami w oczach. – Gdybym wtedy umarł – pomyślał – wtedy oni dziś by żyli. Ile lat miałby Michał? Boże, byłby starszy niż ja wtedy byłem. Wyobraził sobie, że Maria wraz z Michasiem usiedli obok niego i modlą się za jego duszę. Spróbował ich objąć. Zniknęli. Zapłakał. – Jezu Chryste – wyszeptał – który pozwoliłeś, aby twoi najbliżsi patrzyli jak umierasz; dlaczego nie pozwoliłeś, aby moja rodzina płakała na moim pogrzebie? Czy za cenę mojego życia oni musieli ginąć? Dlaczego pozwoliłeś mi ich zabić? Nikt nie słyszał jego słów. W kościele nic się nie zmieniło.- Odpowiedz mi. Chcę się z nimi zobaczyć. Chcę Cię zobaczyć. Ukrył głowę w dłoniach. 0

Parnassus reż. Terry Gilliam

Jak oni grają. I grają

fot. materiały prasowe

T E K S T:

Sukces, nieważne czy komercyjny czy artystyczny, nie zawsze idzie w parze ze spełnieniem. Często zdarza się, że muzycy, którzy zdążyli już wyrobić sobie markę, szukają szansy, by zaistnieć na innym artystycznym poletku – między innymi w filmie. Część kreacji jest czysto rzemieślniczym, niejednokrotnie siermiężnym i szpetnym tworem, podczas gdy inne, tworzone przez prawdziwych ludzi renesansu noszą znamiona dzieł sztuki. T E K S T:

B A R T E K B A R TO S I K

ednym z najlepszych przykładów artysty zamieniającego w złoto wszystko czego się dotknie (niestety często tylko w przenośni – sprzedaż jego płyt w Stanach długo utrzymywała się w granicach błędu statystycznego) jest Tom Waits. Wokalista, multiinstrumentalista, aktor, pijak. Człowiek – instytucja, którego zasługi dla muzyki trudno zliczyć, niemal od początku kariery próbował sił w filmie. Ze względu

J

36-37

na radiową urodę grywał głównie epizody, niemniej wielu profesjonalnych aktorów z pewnością pozazdrościłoby Tomowi współpracy z takimi reżyserami jak Francis Ford Coppola, Jim Jarmusch czy Terry Gilliam. Każda z granych przez niego postaci idealnie wpisywała się w muzyczny wizerunek Waitsa – barowego barda, ironicznego komentatora rzeczywistości – i tworzyła z nim harmonijną całość.


muzycy na ekranie /

Night on Earth

fot. materiały prasowe

musiał czekać do 1988 roku, kiedy zagrał w Burzliwym Poniedziałku, zaskakującym brytyjskim dreszczowcu. Zaczynał w 1978 r. małą rólką w Paradise Alley Sylvestra Stallone. Waits zagrał tam samego siebie, pianiPomimo obsady najeżonej gwiazdami (Melanie Grifstę o wiele mówiącym przydomku Mumbles. Po takim fith, Tommy Lee Jones) Sting wypadł zaskakująco dostarcie Waits nawiązał współpracę z Francisem Forbrze jako właściciel klubu jazzowego. Ostatnią zapadadem Coppolą, która zaowocowała takimi obrazami jak jącą w pamięć rolą twórcy Roxanne była drugoplanowa kreacja w filmie Guya Ritchiego Porachunki. Sting Rumble Fish czy Cotton Club. Role w tych filmach nie wymagały od niego większego kunsztu, gdyż Tom Wawcielił się tam w rolę JD, właściciela baru, jedynego its obsadzany był w skórze Toma Waitsa. Grał barmaczłowieka, który ograł w karty lokalnego gangstera. Tą na lub trębacza, czyli postaci, które kreował na scenie rolą faktycznie zakończył swoją karierę aktorską i było podczas występów i w barach podczas popijania. Szanto zakończenie w stylu rozpoczęcia – z przytupem. sę na wykazanie się warsztatem, faktycznego wykreowania postaci pod egidą Coppoli muzyk dostał dopieThe Eminem Show ro w 1992 roku w filmie Dracula, gdzie wcielił się w Jeśli Tom Waits bywał obsadzany w roli samego siepostać R.M. Renfielda, oszalałego byłego sługi Dracubie, Eminem dostał o sobie cały film. Człowiek, któli, żywiącego się owadami. Obsadzenie Toma Waitsa w ry nie miał wiele wspólnego w filmem i aktorstwem, roli szaleńca nie było może szczytem kreatywności, ale miał za to historię, którą opowiedział za pośrednictwem Labirynt reż. Jim Henson krok na drodze do wyciągnięcia go z zalanej whisky szuÓsmej Mili. Obraz traktuje o tygodniu z życia Jimmyflady został postawiony. I nie był to pierwszy krok, bo już w 1986 r. Waits po’ego „B-Rabbita” Smitha, młodego BIAŁEGO rapera, który próbuje osiągnąć znał się z równym sobie szaleńcem, Jimem Jarmuschem. Ten outsider, skrajny sukces w dziedzinie zdominowanej przez czarnych. Coś jak karzeł w NBA. Pointrowertyk, lubujący się w demitologizowaniu amerykańskiego snu i pokazystać tę można, a nawet trzeba, utożsamiać z Eminemem, gdyż film oparty jest waniu rzeczywistości bynajmniej nie różowej, a szarej, wstawionej i z niedopałna jego życiu. Tym, co nadaje temu sztampowemu w gruncie rzeczy filmowi kiem papierosa tkwiącym w ustach wydawał się idealnym kompanem dla Waito młodym gniewnym/dzielnym/zdolnym, który mimo wszelkich przeciwności sa. Rola w Poza Prawem do dziś pozostaje jedynym filmem z Tomem Waitsem losu osiąga sukces, spełnia wielkie marzenie, jest odtwórca głównej roli. Eminem nadaje swojej postaci bolesnej wręcz autentyczności, wrzuca w nią całą swow roli głównej. Czarno-biały obraz, z typowymi dla Jarmuscha goryczą i ironią, ją wściekłość, co sprawia, że momentami ma się wrażenie oglądania dokumenopowiada historię ucieczki trzech osadzonych z więzienia. Tom gra Zacka, DJtu, a nie koloryzowanej fabuły. Ósma mila jest pierwszym i jak dotąd ostatnim a, który dał się wplątać w gangsterskie porachunki i został złapany na przewożeniu zwłok w bagażniku. Waits zdawał się być stworzony do współpracy z Jimem przykładem aktorskich poczynań rapera, więc raczej nieprędko przekonamy się, Jarmuschem, będąc człowiekiem, o którym ten drugi opowiadał w każdym ze czy Marshall Mathers jest nieoszlifowanym aktorskim diamentem, czy po proswoich wczesnych filmów. stu historia, którą przedstawiał w Ósmej Mili była historią tak osobistą, że przed Najbardziej znanymi kreacjami Waitsa pozostają epizod w Kawie i Papierokamerą nie tyle grał, tylko przeżył ją jeszcze raz. sach Jarmuscha, w którym wystąpił z Iggy’m Popem oraz niedawna rola w Parnassusie Terry’ego Gilliama, gdzie wcielił się w role demonicznego Pana Nicka, Cienka Czerwona Kredka Do Oczu diabła, który trzyma w szachu tytułowego doktora. Z niewiadomych przyczyn I w końcu, człowiek o którym nie można zapomnieć w tego typu zestawieWaits nigdy nie przeniknął jednak do masowej świadomości widowni i nie uzyniach, choć w tym przypadku droga, którą przebył, jest odwrotna. Zaczynał skał statusu gwiazdy. jako aktor niewielką rólką w roku 1995, grając w nieco niedocenianych Skrawkach życia, by w 2002 r. stać się bożyszczem nastolatek i hersztem zbrodniczej grupy zrzeszonej pod banderą 30 Seconds to Mars. Nie byłoby o nim w tym tekSynchronicity ście nawet słowa, gdyby nie fakt, że pan Jared Leto miał irytujący zwyczaj pojaZgoła odmiennym przypadkiem jest filmowa przygoda Stinga, który zdowiania się w większości dobrych/głośnych filmów na świecie. Wspomnieć wybył olbrzymią popularność jako wokalista grupy The Police. „Blond Kupidyn” starczy choćby takie tytuły jak, Cienka Czerwona linia , Podziemny Krąg czy nie musiał grywać dwuminutowych epizodów u niszowych reżyserów, dostawał znaczące role w mainstreamowych filmach, aktorstwo porzucił jednak w 2003 r. Requiem dla Snu. Zaskakujące jest to, że, Jared Leto w masowej świadomoKarierę filmową zaczął z przytupem, debiutował w Kwadrofonii jako idol i guru ści istnieje jako wymalowany idol emo-nastolatek, zamiast niezły (momentami świetny) aktor, gdyż warunki do wejścia do bardzo szeroko pojętej pierwszej ligi modsów, subkultury młodzieżowej z Wielkiej Brytanii, pałającej gorącą nienaHollywood zdecydowanie ma. wiścią do rockersów. Subkulturowa rywalizacja jest jednak tylko tłem dla dramatu pokoleniowego, osadzonej w nietypowych realiach historii o dojrzewaniu i szukaniu swojego miejsca w świecie. Film, będący luźną ekranizacją rock-opery Hall of Fame/Shame The Who, zyskał przy wydatnej pomocy Stinga miano filmu kultowego. Pięć lat Zabrakło tu oczywiście wielu równie lub nawet bardziej utalentowanych mupo imponującym debiucie Gordon Sumner zagrał jedną z wiodących ról w Diuzyków, którzy grać potrafili nie tylko na estradzie, żeby przytoczyć tylko Davida Bowie (Labirynt), Cher (Maska). Nawet raper Ice-T znalazł swoją niszę, czynnie nie Davida Lyncha. Surrealistyczny obraz science-fiction opowiada o walce klanów o pozyskanie „przyprawy”, substancji używanej do podróży kosmicznych. współtworząc filmy klasy B, C, D itd. Film nie oczarował krytyków, ale okazał się najbardziej kasowym dziełem w doNie zawsze jednak transfer gwiazdy estrady na ekran kończy się sukcesem. Istrobku reżysera. W rok po premierze Diuny na ekrany wszedł film z najbardziej nieje dziwna korelacja między stopniem wyrafinowania tworzonej przez gwiazdę muzyki, a jej zdolnościami aktorskimi. Na poparcie takiej tezy można przynietypową rolą Stinga. Muzyk wcielił się w nim w doktora Frankensteina, opętoczyć przykład Britney Spears (Dogonić marzenia), Janet Jackson (Gruby i tanego wizją stworzenia idealnej kobiety. Po wielu próbach udaje mu się powołać do życia twór o niebanalnym imieniu Ewa. Już po fakcie okazuje się, że może Chudszy 2), czy Rihannę (ekranizacja gry w statki Battleship). Przed kamerą nie lepiej byłoby skorzystać z oferty portalu randkowego. Choć sam film nie prezenda się niestety wystąpić z playbacku lub korzystać z dobrodziejstw AutoTune’a. tuje sobą nader wysokiego poziomu, Sting stworzył wiarygodną kreację. Po ObParafrazując słowa Jerzego Stuhra – śpiewać każdy może, ale z talentem do grania trzeba się urodzić. 0 lubienicy Frankensteina skupił się na karierze muzycznej. Na kolejną dużą rolę

styczeń 2013


Zmartwychwstanie O zarządcach naszego kraju można pisać wiele złego. Dobre słowa i pochwały w kierunku polityków wypływają od ludzi niezwykle rzadko, bo też i nieczęsto zasługują oni na nasze uznanie. Nie sposób jednak nie powiedzieć miłego słowa na temat ponownego otwarcia kina Iluzjon, sfinansowanego z budżetu państwa. Kieruję te słowa do ministra kultury i dziedzictwa narodowego: Bogdanie, tym razem Panu wyszło. T E K S T:

E M I L M A R I N KOW

ieszczący się przy ulicy Narbutta Iluzjon klimatem nawiązywać ma do dawnego kina Stolica. Na jego cześć nazwano również jedną z dwóch sali kinowych, drugą umieszczoną w piwnicy ochrzczono „Mała Czarna”. Budynek projektu Mieczysława Piperka (zmarłego przed kilkoma miesiącami) jest pozostałością po szeroko zakrojonym powojennym planie budowy 4 warszawskich kin. Oprócz Stolicy były to: Ochota, W-Z i 1 Maj. W-Z już nie istnieje, 1 Maj to teraz supermarket, a w dawnej Ochocie gniazdko uwiła Krystyna Janda z Och-Teatrem. Zdając sobie sprawę z nieszczęsnych losów reszty kin, tym mocniej należy chwalić i nagłaśniać modernizację Iluzjonu. Szczególnie, że rewitalizacja to nielicha – łączy w sobie elementy stylu z lat 50. i czasów współczesnych. Za 18 mln zł z ministerstwa udało się stworzyć najtańszy most w dziejach Warszawy: most historycznie ważny, most pokoleniowy.

M

Intensyfikacja dobrych wrażeń Budynek nie jest nachalny w swej formie, twórcom udało się połączyć dawny klimat z nowoczesnym powiewem. Środek wita nas przestronnym foyer. Zarządcy obiektu planują zagospodarować je pod wystawy zarówno eksponatów rzeczywistych, jak i wirtualnych, pokazywanych na ekranach (zbiory filmowe, plakaty, fotosy). Niecierpliwym entuzjastom zapewnione zostały urządzenia multimedialne, znajdujące się w holu, na których korzystać można z dobrodziejstw Filmoteki Narodowej – pomysłodawcy renowacji kina Iluzjon. Dwurdzeniowym sercem kina są rzecz jasna sale. Novum stanowi umieszczenie w „Stolicy” tzw. fosy orkiestrowej – miejsca specjalnie przeznaczonego z myślą o wyświetlanych filmach niemych. W fosie zasiada wtedy orkiestra, która staroświeckim zwyczajem przygrywa widowni do seansu. Był to między innymi element otwarcia nowego Iluzjonu, kiedy to widzowie mogli rozkoszować się ekranizacją Pana Tadeusza z 1928 r. ze wspomnianą muzyką na żywo. O popularności i ponadczasowości tego typu pokazów świadczyć może fakt, że zainteresowanie powrotem do przeszłości jest duże – sam byłem też świadkiem, jak kilka starszych mieszkanek Mokotowa ochoczo namawiało obsługę kina do większej liczby pokazów niemych obrazów. W czasach kiedy starsze pokolenie wyłączone jest z głównego nurtu kulturalnego, uznać to należy za dobry znak. Z kolei mniejsza i zdecydowanie bardziej kameralna „Mała Czarna” wykorzystywana będzie do specjalnych spotkań.

Pobawmy się w inteligentów Dlaczego właściwie odrodzenie się takiego kina ma kolosalne znaczenie dla współczesnej sceny kulturalnej Warszawy? Jednym z powodów jest to, że samo istnienie Iluzjonu zadaje kłam stwierdzeniu, iż studyjne kina odgrywać

38-39

będą coraz bardziej marginalną rolę. Takie myślenie jest tyleż krzywdzące, co błędne. Naturalną reakcją na wszechogarniającą komercjalizację sztuki i sposobu spędzania wolnego czasu są takie inicjatywy jak ta podjęta przez Filmotekę Narodową. Z każdym rokiem ugruntowuje swoją pozycję i daje znać o swym istnieniu grupa ludzi, która oczekuje od świata kultury czegoś więcej niż kretyńskich gagów, rozdzierających bębenki wybuchów, czy miłosnych przypowiastek o krypto-homoseksualnych wampirach z kompleksem Edypa. Dzięki takim miejscom jak Iluzjon ma się jeszcze nadzieję, że sieczka prezentowana nam przez wielkie korporacje kinowe nie dostanie się do świadomości aż tylu ludzi. Niestety powszechne wypłycanie gustów obecne jest także w podejściu do sztuki. Chodzenie do kina stało się odwiedzaniem supermarketu z malutkim przystankiem na tłustego kurczaka w KFC. Jakby tego było mało, warto skatować się jeszcze popcornem i pękatym kubkiem coli. Nie ma już tej, jakże potrzebnej, świadomości wspólnoty. Idę do kina, bo cenię twórcę, cenię także siebie i nie zagłuszam sobie doznań kolejnym gryzem nachosa. Cenię, w końcu, innych ludzi, którzy przyszli z takim samym postanowieniem i nastawieniem jak ja. Idąc do Iluzjonu wie się, że miejsce to jest w Warszawie, w sercu Starego Mokotowa, ma się także świadomość pokręconej historii i zawirowań życiowych ludzi, którzy to kino kiedyś tworzyli. Powoduje ro, że czujemy się w pewien sposób elitarnie będąc właśnie w tym miejscu. Nie starając się uniknąć patosu: nie jest ważne to, czy jesteś osobą o warszawskich tradycjach kulturalnych (jak niżej podpisany), czy przyjezdną duszą, Twoim obowiązkiem jako aspirującego inteligenta jest podążanie kontrkursem do ogłupiającego konsumpcjonizmu, uczestniczenie w tworzeniu nowej tradycji. Nowej, świeckiej tradycji.

Już wszystko zostało powiedziane Zachętom do odwiedzania nowego-starego miejsca na mapie Warszawy nie ma końca. To kulturalne „must-be”, które potrzebuje zainteresowania, aby kiedyś na dobre nie znikło z kart historii. Wystarczyłoby gdyby każdy, kto czyta ten tekst, choć raz w miesiącu tam poszedł, a jednocześnie stosując marketing szeptany rozpropagował taką ideę wśród znajomych. Gdyby takie środki okazały się niewystarczające, polecam sprawdzone sposoby peerelowskie, z nutką własnej inwencji. Receptą na długowieczność tego kina niech więc będą proste parafrazy komunistycznych haseł: „Kultura walczy z narodem o lepsze jutro” czy „Niech żyje przyjaźń z Filmoteką Narodową”. Aby porzucić jednak te patetyczne wezwania powiem wprost: zamiast iść wzdłuż alei Niepodległości prostu z budynku C do budynku G SGH, warto skręcić w prawo w Narbutta i pójść do budynku „I”. I jak Iluzjon. 0

fot. Michał Szkiłądź

/ ponowne otwarcie Iluzjonu


recenzje /

Ballada schematów czątkowo nieco zaskakiwać prostotą i razić schematycznością fabuły. Dzieło Dunki podane jest jednak w przyjemnej i lekkostrawnej formie z dodatkiem niezłych dialogów. Scenariusz, choć w stylu najbardziej typowych komedii romantycznych, nie jest przesadzony i posiada pewien urok niedopowiedzenia.

x x yz z

Ocena:

W pierwszej chwili życie głównej bohaterki Idy (w tej roli Trine Dyrholm) maluje się w czarnych barwach. Pomimo wyniszczającej batalii z rakiem i odejścia męża do młodszej kobiety (długonogiej koleżanki z pracy o inteligencji ameby), pogodna fryzjerka zdaje się nie dopuszczać do siebie złych myśli. I słusznie. Wyruszając na wesele swej córki do Sorrento, poznaje jej przyszłego teścia Philipa, który wciąż nie może pogodzić się z utratą żony. Choć zmęczony życiem i pochłonięty pracą, Pierce Brosnan jak zawsze wypada ujmująco, gotów pocieszyć zagubioną Idę. Były James Bond całkiem nieźle czuje się w tej konwencji, a Trine Dyrholm udaje fantastycznie niezorientowaną w sytuacji, a przecież z pewnością pokrzywdzoną bohaterkę.

Wesele w Sorrento (Dania, Francja, Niemcy 2012)

Na szczególną uwagę zasługuje pełna ekspresji ruda szwagierka Philipa, grana przez

Reż. Susanne Bier

Paprikę Steen. Wśród malowniczych pejzaży włoskiej wyspy niewątpliwie spotykamy

Premiera: 1 lutego 2013

ciekawy gabinet osobliwości, zaś każdy z przybyłych gości zdaje się mieć własną historię do opowiedzenia. Każda z tych postaci odgrywa jednak od początku do końca ściśle okre-

Słoneczna Italia, gaj drzewek cytrynowych, romantyczna willa, a do tego wesele w

śloną rolę, rzadko wychodząc poza swój schemat.

międzynarodowym towarzystwie – pozornie są tu wszystkie elementy perfekcyjnego i

Szkoda, że niektóre wątki niewiele wnoszą do fabuły. Angielski odpowiednik tytułu –

wymarzonego ślubu. Całość okraszona szczyptą dramatu, jednak bez przesady. Ważne,

Love Is All You Need – nie kłamie. Każdy z bohaterów uparcie szuka miłości, czasem wręcz za

by zachować pozytywne nastawienie, nawet gdy wszystko wokół się wali. Czy też może

wszelką cenę. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że reżyserka próbowała „na siłę” nadać

zwyczajnie nic się nie stało?

filmowi pewien psychologiczny rys, starając się nie tracić przy tym ani krzty optymizmu. Ta

Wesele w Sorrento to urocza, a niekiedy nawet zabawna, komedia romantyczna – te-

nietypowa mieszanka niekiedy drażni, ale ostatecznie widz wychodzi z kina szczęśliwy, z

goroczna Mamma Mia! w iście skandynawskim stylu. Najnowszy film laureatki Oscara z

uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli już za 5 minut zapomni co właściwie przed chwilą obejrzał.

2011 roku Suzanne Bier, słynącej do tej pory z psychologicznych dramatów, może po-

ANNA GROCHALA

Kino w limuzynie czasu na zastanowienie. Skutecznie odrzuca zmęczenie i wszelkie niedogodności. Oglądamy go w różnych rolach i różnych scenach. Każdy rozdział, każde wcielenie Oskara to oddzielna opowieść. Mamy tu dramat, komedię, animację, musical, mamy lejącą się krew mym kinie. To film w filmie, a właściwie dzieło oddające mu cześć. Reżyser pokazuje, do

xxxxy

Ocena:

i łzy. To zbiór krótkometrażówek, które składają się w opowieść o niczym innym, jak o saczego sztuka filmowa jest zdolna, jak wiele można nią osiągnąć, na jak wiele interpretacji i rozwiązań pozwala nam film jako medium. W jednym, pozornie chaotycznym obrazie, zamyka tyle sposobów pobudzania ludzkiej wyobraźni, że wychodzimy z sali zachwyceni. Oprócz oryginalnej formy możemy dostrzec dramat bohatera, który właściwie nie ma własnego świata. Zdawałoby się, że jest sobą tylko wewnątrz swojej białej limuzyny, która jest jedynie momentem przejściowym między kolejnymi rolami, charakteryzatornią. Ale nawet tam nie do końca potrafimy spojrzeć na Oskara i nie wi-

Holly Motors (Niemcy, Francja 2012)

dzieć maski na jego twarzy. Prawdopodobnie grał kiedyś każdego. On jest każdym. Jeśli nie widzimy w nim siebie, kiedy staje się bezdomnym, to za chwilę będzie po

Reż. Leos Carax

prostu uczestnikiem codziennej kłótni, która już na pewno przytrafiła się każdemu.

Premiera: 11 stycznia 2013

Hołd dla kina, a jednocześnie opowieść o tym, że życie jest kinem na bardzo wie-

Lubię filmy, których forma nie jest do końca jasna. Takie, które nie są opowiedziane

wprost,

standardowo,

lecz

wyróżniają

się

pomysłem.

Mam

lu płaszczyznach. Reżyser powiedział na rozmowie po filmie, że sam nie wie, o czym

sła-

to właściwie jest, że bardzo wiele rzeczy wyszło mu tak po prostu. Być może widać

bość do poliwizji, krótkich metraży i dzielenia na rozdziały. W Holy Mo-

to w paru momentach, ale mimo wszystko całość wydaje się bardzo spójna w swo-

tors poliwizji co prawda nie ma, ale film oddziałuje na nas w podobny sposób.

jej niespójności. Nie należy nastawiać się na prosto poprowadzoną historię, jasną

Oglądamy go jak serię opowieści połączonych w całość i tworzących nową rzeczywistość.

fabułę czy proste wnioski – tak naprawdę nie chodzi przecież o nic. To tylko (lub

Oskar zajmuje się zawodowo – chociaż „życiowo” jest lepszym słowem – wciela-

aż) surrealistyczna opowieść o świecie i kinie. Nie można odmówić jej oryginalności.

niem się w role innych osób. Jest tam, gdzie jest potrzebny. Realizuje kolejne zle-

Moim zdaniem to bardzo ciekawe doświadczenie. Mnie osobiście film oglądało się fanta-

cenia, czasem nie mając nawet czasu na posiłek. Wraca, pyta Celine – swojego kie-

stycznie, urzekł mnie swoim klimatem i zmiennością. Polecam każdemu, bo to miła odmia-

rowcę i przewodnika – o następne zadanie i wykonuje je bez mrugnięcia okiem.

na od codzienności.

Nie śpi w domu, lecz tam, gdzie akurat gra. Jest permanentnym aktorem. Nie ma

E WA B OJ A N O W S K A

styczeń 2013


/ najlepsze płyty 2012 roku Chwyt za tyłek, spadaj spoku, oto nasze płyty roku!

Najlepsze pły

Największe gwiazdy wydały albumy przynajmniej mierne, z drugiej strony Indie nagle zeszło do podziemia, a rap ponownie wspiął się na piedesta nadspodziewanie dużo dobrych nagrań. Wybraliśmy

Polskie

1

Zeszłoroczne spotkanie Krzysztofa Pendereckiego z gitarzystą Radiohead Johnem Greenwoodem podczas Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu zaowocowało niezwykłą płytą wydaną przez amerykańską wytwórnię Nonesuch. To nie przypadek – Greenwood był zafascynowany twórczością Pendereckiego od lat, a spotkanie ze swoim mistrzem, zarówno na scenie jak i w studiu nagraniowym, było spełnieniem jego artystycznych marzeń. Na albumie znalazły się ledwie 4 kompozycje – Tren dla ofiar Hiroszimy Pendereckiego i inspirowana nią Popcorn Superhet

Receiver Greenwooda, stworzona przez gitarzystę na długo przed spotkaniem obojga muzyków, a także Polymorphia i 48 Responses to Polymorphia w której Greenwood nawiązuje do fragmentów kompozycji Polaka interpretując je na swój sposób. Tym albumem gitarzysta Radiohead daje się nam poznać z zupełnie innej niż do tej pory strony. Jak przyznaje sam Penderecki – kompozycje Greenwooda nie polegają na kopiowaniu stylu oryginalnych utworów, jedynie używają niektórych elementów oryginału. Słuchacze zaznajomieni z twórczością polskiego kompozytora mogą mieć świadomość, że dzięki tej współpracy, wybitny

Penderecki/Greenwood

przedstawiciel awangardy, jakim niewątpliwie jest Penderecki, w końcu da się poznać szerszemu gronu słuchaczy.

Threnody for the Victims of Hiroshima...

Maja Kleszcz & Incarnations

Odeon

Skubas

Hey

Wilczełyko

Do rycerzy, do szlachty do mieszczan

Maja Kleszcz i Wojtek Krzak to już wyjadacze wszelkich

Chciałem, naprawdę bardzo chciałem się do czegoś przy-

Wielu kojarzy Skubasa, z czasów kiedy był jeszcze

zestawień TOP 10. Nie dość, że ich debiut Radio Retro znalazł

czepić. Kasia Nosowska, płodząca płyty jak na zamówienie,

Sqbassem i którego usłyszeć mogliśmy u Noviki, Smolika

się na liście najlepszych płyt roku 2010 Polityki, to jeszcze

mogła się przecież w końcu wypalić. Noga mogła powinąć

czy młodych Waglewskich. Jednak razem z delikatną zmia-

wywodzą się z wielokrotnie nagradzanej Kapeli ze Wsi War-

się też reszcie zespołu – nie wyszedł romans z elektroniką,

ną pseudonimu, nastąpiła niemała przemiana stylistyki.

szawa. Odeon jest kontynuacją wcześniejszej twórczości ze-

zbytnio zajęci byli innymi projektami. Niestety, a raczej na

Wielczełyko to new folk, akustyczny rock, z pewnością

społu, charakteryzującej się ciepłym brzmieniem analogowych

szczęście, do najnowszej płyty Hey przyczepić się nie da. Bez

nie elektronika czy r&b, którego należało się spodziewać.

dźwięków, łączącej jazz z blusem, soul z popem. Znakomite

wątpienia, to kolejny krążek szczecińskiego zespołu, który

To muzyka spokojna i piękna, jakby stworzona na leniwe

teksty Bogdana Loebla, kompozycje Krzaka, do tego aksamit-

można zaliczyć do jednych z najważniejszych ostatnich lat na

wieczory. Oby więcej takich Bon Iverów chowało się gdzieś

ny głos Mai, którym potrafi bawić się, jak mało kto. Rezultat?

krajowym podwórku. Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan

w odmętach polskiej muzyki.

Kolejna płyta zespołu w podsumowującym rok zestawieniu.

to płyta doświadczonych muzyków, którzy wiedzą co znaczy

Voo Voo

Niechęć

wyważenie. I tym wyważeniem ujmują.

Kamp!

Nowa płyta

Śmierć w miękkim futerku Jeszcze praktycznie nieznani. Nie ma jednak co się

Kamp!

dziwić! Gdyby grali jakiś pop, coraz bardziej popularne

Festiwalu w Jarocinie zmieniło się niemal wszystko. Dzi-

Debiutancka płyta zespołu, który od 4 lat swoimi koncer-

lo-fi, czy nawet umierające śmiercią naturalną indie.

siaj już nie spotkamy ich na jednej scenie z Formacją Nie-

tami roznosi podesty taneczne nie tylko w Polsce, ale i za gra-

Ale nie, chłopaki poszli własną drogą i postanowili zająć

żywych Schaboof czy Made In Poland, a ze starego składu

nicą. Album jest podsumowaniem i doskonałym zwieńczeniem

się jazzem. I jak oni to genialnie robią! Wszystkie przy-

został tylko lider Wojciech Waglewski. Co jednak ważniej-

dotychczasowej twórczości grupy, a nowe utwory idealną

miotniki, z którym kojarzy się jazz nie sprawdzają się w

sze, przez cały ten czas zmieniała się również ich muzyka.

oprawą dla znanych i lubianych singli. Inspiracje muzyką disco

przypadku tego zespołu. Zapomnijcie o smętach od mu-

Nowa płyta to płyta, która naprawdę niesie za sobą coś

lat 70-tych połączone z chillwave’em i drem-popem skutkują,

zycznych guru tego gatunku, Niechęć serwuje muzykę

nowego. Zresztą coś musi być na rzeczy skoro niektórym

jak na nasze polskie podwórko, zupełnie nowatorską formą, a

świeżą i porywającą. Lepiej szybko obczajcie, gdzie grają

piosenki Voo Voo kojarzą się z Beirutem. Jedyne, co w przy-

mimo wrażenia osłuchania z niektórymi kawałkami, spekta-

na żywo, bo zaraz z całą pewnością będą występować

padku Voo Voo pozostaje niezmienne, to świetny warsztat

kularny songwriting artystów nadal zdumiewa.

tylko na największych festiwalach świata. Pomimo że to

Od czasów kiedy Voo Voo stawiało pierwsze kroki na

muzyków. Ale do tego zdążyli nas już przyzwyczaić

Maria Peszek

jazz..

Ul/Kr Ul/Kr

Jezus Maria Peszek Jezus Maria, ale to dobre! Peszek kolejny raz zmieniła styl.

Ul/Kr to nowo powstały polski duet. Ich eponimiczny debiut

Pierwsza była Miasto Mania– soundtrack do sztuki teatral-

Nieprzypadkowy tytuł albumu, nawiązujący do Wil-

tchnął w tym roku niemiało świeżości w polską scenę muzycz-

nej, zaraz potem trochę minimalistyczna EPka Mania Siku.

ka stepowego Hessego ujawnia egzystencjalną naturę

ną. To plątanina przybrudzonych bitów, zakurzonych sampli

Na drugim LP– Maria Awaria, wokalistka emanowała swoją

krążka. Przemijanie, lęk, eskapizm ujęte w nieprzesadnie

i nieco stłumionego wokalu, którego siła może poruszać na-

seksualnością. Teraz nadszedł czas na depresję i patrio-

poetycki, dojrzały i poparty ogromną erudycją sposób

wet najbardziej sceptyczne umysły. Całość utrzymuje się w

tyzm. Płyta pojawiła się nagle, bez wielkich zapowiedzi. Na-

najlepiej charakteryzują Wilka chodnikowego. Wiodące

konwencji ambientu czy mroczniejszej odmiany dream popu.

stępnie ukazał się wywiad w Polityce, w którym piosenkarka

Trainspotting , zaskakujące koncepcyjnie Role playing life,

Otwierający album, niepokojący Wdech skojarzyć się może z

opowiedziała całej Polsce o swoich problemach i obawach.

a to wszystko dopełnione braggowymi Jestem Bestią

motywem muzycznym Mechanicznej Pomarańczy, a kolejne

Zrobiło się głośno, bardziej o samych jej słowach niż muzyce.

czy W biegu, uzależniają na długie godziny nie tylko tych

utwory utrzymują podobny klimat. Wada? 22 minuty to zde-

Nieważne jednak, co tam Maria Peszek naopowiadała, waż-

wczutych. Bo kto z nas nie miał chwil, gdy ,,wył do pustego

cydowanie za krótko.

ne, że muzyka broni się sama. Znakomita płyta!

nieba’’?

40-41

Bisz

Wilk chodnikowy


najlepsze płyty 2012 roku /

yty roku 2012

ny muzycy nieznani zdobyli uznanie większości krytyków. Wszechobecne ał. Muzycznie rok 2012 zdecydowanie zaskoczył, czego rezultatem było y dziesiątkę polskich i zagranicznych płyt tego roku.

Zagraniczne

1

Kto nie słyszał o debiutanckim longplayu Franka Oceana, musiał żyć w całkowitej izolacji od świata muzyki. Channel

Orange dobijał się zewsząd do naszych uszu, pisało o nim każde ceniące się medium. Słusznie, bo album 25-latka niespodziewanie wypełnił pustkę wśród wartościowych nowości R&B i soulu. Dotąd tekściarz i członek kolektywu Odd Future miał na koncie jedynie mixtape – Nostalgia, Ultra, postanowił w pełni zrealizować swój twórczy potencjał. Owocem tego jest płyta, która przeciwstawia się schematom obecnym w R&B głównego nurtu. Nie ma mowy o banalnych melodiach czy płytkich tekstach. Channel Orange ma czarną, soulową duszę, jednak idzie ona z biegiem czasu, inkorporując elementy z różnych styli muzycznych od jazzu po muzykę elektroniczną. To płyta pełna emocji, natchnienia, zawierająca fenomenalne kompozycje i równie dobre teksty. Ciężko wskazać słabe momenty Channel Orange – album jest bardzo wyrównany. Zasłużenie króluje we wszelkich rankingach i nie mogło go zabraknąć na szczycie listy MAGLA.

Frank Ocean

Channel Orange

Tame Impala

Burial

Lonerism

Kindred

The Ty Segall Band Slaughterhouse

O muzyce Buriala trudno pisać, bo i trudno oddać dźwięko-

Na poprzedniej płycie Innerspeaker było Solitudeis a

Mogłoby się wydawać, że to był rok rapu. Wszędzie

wą złożoność nagrań, która na 30-minutowym Kindred osiąga

bliss, na najnowszej Lonerism jest Why won’t they talk to

tylko Ocean, Lamar i Macklemore, jako największe gwiazdy

niewyobrażalny poziom. Rozmyte wokale, połamane melodie,

me. Tytuły mówią same za siebie i wydaje się, że w życiu

2012. A jednak, jakby tylnim wejściem, do czołówki dobił

wibrujące bity, przyprawione industrialnym brzmieniem.

Kevina Parkera, założyciela grupy TameImpala, niewiele

się Ty Segall, dla szerokiej publiczności człowiek z nikąd.

Wszystko pulsuje i tętni własnym życiem. Czuć to w tytuło-

się zmieniło. Samotność chyba jednak dobrze wpływa na

Jeszcze rok temu grał koncerty w klubach, promując ni-

wym singlu Kindred, w którym muzyczne miniatury perfekcyj-

geniusz młodego Australijczyka, bo Lonerism to wyższy

szową muzykę, bo taką wydaję się w dzisiejszych czasach

nie zlepiają się w harmonijną całość. Czy to house, dubstep, a

poziom muzycznego psychodelizmu. Płyta naszpryco-

garażowy punk. Proste riffy, mocne przestery, przytłumio-

może już post-dubstep, jest sprawą drugorzędną. U Buriala

wana jest brzmieniem miliardów gitar poprzeplatanych

ny wokal. Witajcie lata 70. poprzedniego stulecia! Panowie

wszystko dzieje się ponad granicami gatunków, bo dla niego

z syntezatorowymi dźwiękami i pięknymi liniami melo-

z The Stooges z całą pewnością mogą być dumni – nikt od

żadne granice nie istnieją. Muzyka jest w końcu tylko jedna.

dycznymi oraz niezliczonymi ilościami niesamowitych

dawna nie grał takiej muzyki, w tak dobrym stylu.

Grizzly Bear Shields

hooków. Wszystko utrzymane w klimacie beatlesowskiej estetyki muzyki lat 60-tych.

Flying Lotus

Już pierwsze takty Shields potwierdzają, że amerykań-

Macklemore & Ryan Lewis

The Heist

Debiut z przytupem. Powiew świeżości. Dawno na hi-

Until The Quite Comes

phopowej scenie nie było tak ciekawie. Kontestacja kon-

3 lat poprzedzających premierę nowego albumu. Popularny

Flying Lotus wysoko postawił poprzeczkę swoimi

sumpcjonizmu? Równouprawnienie dla homoseksualistów?

zespół po raz kolejny udowodnił, że potrafi tworzyć am-

dokonaniami. Nową płytą udało mu się nie tylko utrzy-

Proszę bardzo, żadnych nowych felg w Mercedesie za milio-

bitną muzykę “dla ludu”. Na krążku znajdziemy zarówno

mać poziom, ale wręcz pójść krok dalej w swoich ekspe-

ny monet, a sporo karmy la myśli („food for thoughts”).

muzyczny fajerwerk w postaci Sun in your Eyes, uzależ-

rymentach. Until the Quiet Comes zachowuje element

A wszystko to w bestialsko melodyjnym opakowaniu za-

niające, nieco bluesowe Sleeping Ute, jak i przyjemnie bez-

hip-hopowych fascynacji producenta, choć f ilozof ią

pewnionym przez Ryan’a Lewis’a. Dzięki niemu każda kom-

bolesne Yet Again porównane przez recenzenta Guardiana

grania zbliża się do jazzu. Muzyczna podróż na tym

pozycja opowiada historię nie tylko w warstwie lirycznej,

do kompozycji tworzonych przez Chrisa Martina. Uwaga,

krążku jest fascynująca. Flying Lotus udowadnia nim

a również muzycznej. I to jest właśnie największą zaletą

płyta zmienia się wraz z liczbą odsłuchań. Na lepsze.

swoją klasę i potwierdza, że lepiąc nowe brzmienia w

tego krążka – słucha się go z ogromną przyjemnością bez

charakterystycznej dla siebie stylistyce, nie trzeba zja-

konieczności golenia głowy na łyso.

scy indie-rockowcy z pod znaku niedźwiedzia nie przespali

Cat Power

Sun

dać własnego ogona.

The XX

Jack White

Sześć lat to relatywnie długi okres. Zwłaszcza, jeśli

Coexist

jest się muzykiem i wydaje płyty, a poprzednia wyszła

Blunderbuss

Wielu ma z tą płytą problem. Że niby nic nowego, że niby,

właśnie sześć lat temu. Cat Power wracając do gry nie

Jack White, znany z The White Stripes i The Racoun-

jaka to najlepsza płyta roku, skoro brzmi dokładnie tak, jak

sprawiła by scena muzyczna zadrżała w posadach. Co

ters, na swojej debiutanckiej, solowej płycie zdaje się

ta sprzed 3 lat. Spieszę z wyjaśnieniami– Coexist jest jesz-

więcej Sun nie przyprawia po pierwszym odsłuchu ani

przekonywać, że gitarowe granie nie odeszło do lamu-

cze mniej przebojowe niż debiut, ale zarazem jeszcze cieplej-

o dreszcze, ani o ciarki na plecach. Okazuje się jednak

sa. I nie da się ukryć, że idzie mu to całkiem dobrze. 17

sze, bardziej intymne i mimo wszystko bardziej wciągające. I

bardzo miłym kompanem zimnych wieczorów. Minimali-

gitarzysta wszech czasów według magazynu The Rol-

chociaż doskonale spełni rolę muzyki grającej w tle podczas

styczny styl Chan Marshall (tak nazywa się kocia moc)

ling Stone kolejny raz daje muzyce rockowej zastrzyk

kolacji z przyjaciółmi, to gdy już pozmywamy naczynia po

w nowej, bo delikatnie elektronicznej odsłonie wraz z jej

świeżej i pierwotnej energii. Świetnie miesza rock’n’roll

imprezie i usiądziemy na kanapie, album nie pozwoli przejść

niskim głosem, mimo że nie tworzą niczego nowatorskie-

z country czy bluesem. Dla niektórych bardzo wtórne,

obok siebie obojętnie. Według powszechnej opinii ta płyta

go, są naprawdę dobre.

dla nas warte polecenia.

nie mogła się udać. a tu proszę, niespodzianka!

grudzień 2012


/ streaming to jest coś

Polska w chmurach Większość przedstawicieli branży fonograficznej przyznaje: przyszłością rynku są serwisy streamingowe. Popularne za granicą, powoli wchodzą również do naszego kraju. T E K S T:

M I E TO S T R Z E L EC K I

Egzamin dojrzałości

Statystki zdają się potwierdzać tę tezę. Jak podaje Global Recorded Music Forecast, chociaż rynek sprzedaży mp3 jest w dalszym ciągu niemal czterokrotnie wyższy (3,9 mld dol. kontra 1,1 mld), to właśnie strumieniowanie (z ang. streaming) cieszy się dużo większą dynamiką wzrostu – przychody z jego użytkowania urosły w tym roku o 40 proc., wo-

bec 8,5 proc. z pobierania. Statystyki statystykami, ale co istotne dla słuchacza, muzyka w chmurze jest dużo bardziej przyjazna dla użytkownika. Po co bowiem bawić się w szukanie albumu, pobieranie, kopiowanie na każde z użytkowanych urządzeń, skoro możemy mieć każdy utwór, którego zapragniemy, za jednym kliknięciem. I to nie tylko na komputerze, ale i komórce czy tablecie. Na dodatek w miesięcznej cenie równej opłacie za pobranie jednej płyty z iTunes. Wszystko to powoduje, że słuchacze powoli zmieniają swoje podejście i stawiają wygodę korzystania z bibliotek zawsze i wszędzie ponad przyjemność wynikającą z samego faktu posiadania pliku. Pomińmy jednak wszystkich, którzy chcą uzyskiwać dostęp do muzyki legalnie. Muzyka w chmurze jest przede wszystkim pierwszym rozwiązaniem, które może stać się skutecznym zabójcą piractwa. Dlaczego stereotypowy użytkownik Internetu miałby poświęcać czas na pobieranie torrentów czy oczekiwanie na możliwość pobrania albumu z Rapidshare’a, skoro dostęp do tego krążka może mieć natychmiast poprzez klienta streamingowego. W ten sposób strumieniowanie obala najczęstszy argument podnoszony przez obrońców piractwa, czyli łatwość dostępu do dóbr kultury. Do tego bez naruszania prawa i narażania się na konfrontację z organami ścigania. Co najważniejsze, z każdego odtworzenia artysta dostanie ułamek centa, co jednostkowo może nie wydaje się kwotą zawrotną. Przemnóżmy to jednak chociażby przez liczbę odsłon w YouTube Varsovie Brodki, czyli niecałe 3 miliony i suma przestaje być pomijalna. Tylko czy do opisywanego wyżej stereotypowego słuchacza trafi ostatni i najważniejszy argument?

Tutaj pojawia się wątek polski. Mamy już Deezera, niedawno wszedł na nasz rynek WiMP, na styczeń swój start zapowiedziało Spotify. Pozostaje pytanie, czy uda się przekonać Polaków do streamingu, skoro kupowanie mp3 nigdy nie stało się w Polsce popularne. Statystyki pokazują, że trzy na cztery osoby, które zaczynają korzystać ze strumieniowania, przestają ściągać pirackie pliki. Czy podobnie będzie u nas? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony trudno spodziewać się ogromnej popularności serwisów, jeżeli abonament będzie w wysokości zbliżonej do angielskiego wariantu Spotify, czyli 5 lub 10 funtów miesięcznie w zależności od pakietu. 50 złotych miesięcznie to dla Polaka w dalszym ciągu dość dużo. Z drugiej strony, podczas Targów Muzycznych ,,Co Jest Grane” mieliśmy okazje poznać przedstawicieli WiMP, który dostępny jest w Polsce od 23 listopada w darmowej wersji beta. Opowiadali oni, że są świadomi iż ceny, które oferują na Zachodzie, dla Polaków będą zbyt wysokie. Dlatego zdecydowali się ustalić tę kwotę na 20 zł. 20 zł za 18,5 milionowy katalog nagrań, dostępny zawsze i wszędzie za jednym kliknięciem. Legalność i świadomość, że na każdym odsłuchaniu artysta zarabia. Jestem przekonany, że na takie rozwiązanie zdecyduje się większość żywo zainteresowanych muzyką Polaków. Pytanie czy bycie fair wobec artystów przekona rzesze przeciętnych słuchaczy do strumieniowania? Odpowiedź na nie będzie swoistym testem dla dojrzałości naszego rynku. Miejmy tylko nadzieję, że cała idea modelu strumieniowego nie umrze w Polsce przez brak odpowiedniej reklamy. 0

O pis :

O pis :

O p is :

eszcze kilka lat temu wydawało się, że tak silnie broniący się przed cyfryzacją przemysł fonograficzny poświęci się propagowaniu sprzedaży mp3 w Internecie. Jednak model zapoczątkowany na szeroką skalę przez Apple i serwis iTunes ledwie zaczął zyskiwać popularność na świecie, a już skłania się ku powolnemu wymieraniu. Po drodze popełniono bowiem sporo błędów w stylu instalacji zabezpieczeń DRM. Po co bowiem kupować legalnie plik, skoro potem nie można go skopiować na swój odtwarzacz czy dysk domowy. Kolejną odpowiedzią na potrzeby użytkowników, którzy chcą pozostawać w zgodzie z prawem, ale jednocześnie zabierać ze sobą swoją muzyczną bibliotekę zawsze i wszędzie, są serwisy streamingowe. Z założenia w zamian za odsłuchiwanie reklam raz na kilka utworów słuchacz uzyskuje darmowy dostęp do ogromnego katalogu muzyki (na dzień dzisiejszy większość serwisu w swoim katalogu ma ok. kilkunastu milionów nagrań). Za cenę kilkudziesięciu złotych miesięcznie użytkownik ma również możliwość wykupienia nieograniczonego i pozbawionego reklam dostępu do katalogu, również z poziomu urządzeń mobilnych. Czy w końcu znaleziono skuteczne narzędzie do walki z piractwem?

J

PirateKiller.se

Planowany start w Polsce: styczeń 2013. Pierwsze 6 mies. dostępna wersja darmowa z reklamami, później nakładane są kolejne limity dotyczące czasu streamowania na miesiąc. Wersja Unlimited usuwa te ograniczenia i reklamy- kosztuje 5 euro miesięcznie, Premium pozwalająca na słuchanie również na urządzeniach mobilnych – 10 euro miesięcznie.

Ka ta l o g ut wo rów : 20 milionów Jakość:

wersja darmowa 128 kb/s, płatna 320 kb/s

N aj w i ę k s z a z a le ta: najpopularniejszy w Europie, z najbardziej dopracowaną aplikacją

42-43

Na dzień dzisiejszy dostępna darmowa wersja beta, pozwalająca na korzystanie ze wszystkich opcji, w tym odtwarzania na urządzeniach mobilnych. W wersji f inalnej abonament ma wynosić ok. 20 zł.

Ka ta l o g ut wo rów : 18,5 miliona J a k o ś ć : 256 kb/s w wersjach płatnych N aj w i ę k s z a z a le ta:

tworzona w Polsce redakcja portalu, która ma odpowiadać za tworzenie playlist dla użytkowników, w tym zawierających polską muzykę.

Bez zalogowania, za darmo, słuchać można 30 sekund każdego utworu. Słuchanie pełnych utwórów na komputerze: 15 zł miesięcznie. Abonament pozwalający słuchać muzyki na urządzeniach mobilnych kosztuje 30 zł miesięcznie.

Ka ta l o g ut wo rów : 20 milionów J a k o ś ć : 320 kb/s w wersjach płatnych N aj w i ę k s z a z a le ta: pełna wersja dostępna w Polsce już dziś, nie wymaga instalacji na komputerze dodatkowego oprogramowania


styl życia / Kochanie, jubiler już był zamknięty. Kupiłem ci jogurt.

Styl

życia

Polecamy: 46 CZŁOWIEK Z PASJĄ Rzucić wszystko i wyjechać

Stefan Czerniecki o zwykłych problemach i niezwykłych przygodach

48 SPORT Hobby, które stało się pasją O sędziach z powołania opowiadają MAGLOWI asystenci FIFA Curry i święte krowy okiem Borzym

Nie dla ea l i c ja s u k i e n n i k stało się. Gdy czytasz ten felieton, drogi Czytelniku, w USA ukazał się już zapewne ostatni drukowany numer Newsweeka. Ale nie samym Newsweekiem żyje człowiek, więc zatrzymajmy się na chwilę i wyobraźmy sobie świat, w którym nie istnieją gazety, jakie znamy. Wizja iście postapokaliptyczna – nie ma już papierowej Gazety Wyborczej, Wprost, nie ma też Magla ani nawet Gazety Polskiej. Żeby było trudniej, załóżmy, że wydawcy książek dostrzegli łatwe oszczędności i także ograniczyli się do publikowania tylko ich elektronicznych wersji. Od teraz w przybytku odosobnienia, tudzież w gorącej kąpieli będziesz skazany na zaczytywanie się w opisach idealnie gładkiej cery, którą obiecuje Ci producent Najlepszego Na Rynku Kremu Do Twarzy (chyba że oczywiście możesz sobie pozwolić na zakup nowego tabletu po każdej kąpieli). Jeśli nie jesteś szczęśliwym posiadaczem tabletu, nie poczytasz ulubionej gazety w komunikacji miejskiej ani w kawiarni. Na nudnych wykładach pozostanie Ci tylko nerwowe spoglądanie na zegarek i gry na komórce. Żaden szanujący się bibliofil nie powie już „Mam w swoich zbiorach prawie 1000 pozycji”. Powszechne stanie się zdanie: „Posiadam aż 5 Gigabajtów książek”. Książka i gazeta zostaną zdegradowane do

I

W końcu od dawna mowi się o niewystarczającej ilości miejsc parkingowych w centrum.

kolejnych plików, różniących się od innych może tylko formatem. Empiki ograniczą się do dystrybucji artykułów papierniczych i bibelotów, a tradycyjne księgarnie zostaną zastąpione… no właśnie, przez co? Przez sklepy z produktami oznaczonymi bardzo drogim jabłuszkiem? Albo przez kolejny butik z chińskimi ubraniami marki To-samo-coobok. Jeszcze jeden McDonald’s również na pewno znajdzie klientów. Ale zachowajmy obiektywizm i rozważmy też plusy. Będzie można przerobić BUW na coś praktycznego, na przykład na jedyny w Warszawie parking piętrowy ze spektakularnym ogrodem na dachu. W końcu od dawna mowi się o niewystarczającej ilości miejsc parkingowych w centrum. Czy jesteś sobie Czytelniku w stanie wyobrazić, że nigdy już nie przewrócisz palcami żadnych kartek? Że nie poczujesz zapachu, nie usłyszysz szelestu i nie zaznasz rozkoszy dotyku niepowtarzalnej faktury stron świeżo nabytej książki? Że w Twoim pokoju zakurzone książki ustąpią miejsca futurystycznemu minimalizmowi? Mam nadzieję, że jesteś tą wizją nie mniej niż ja przerażony. Jeśli tak, pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że era powszechnej cyfryzacji dopadnie Polskę nie szybciej niż za kilkadziesiąt lat. Bo co do tego, że kiedyś dopadnie, eksperci są zgodni. 0

styczeń 2013

fot. Kasia Matuszek

50 W SUBIEKTYWIE Droga przez Indie


39mm

30mm

14mm 52mm

MAGIEL? Chcesz go wymierzyć? Interesuje cię dziennikarstwo, fotografia, design? Tak się składa, że nas również! Połączeni chęcią osiągnięcia czegoś wyjątkowego wspólnie tworzymy MAGLA. Od kilkunastu lat rozwijamy nasze pismo, docierając do rzeszy warszawskich studentów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie grupa świetnych ludzi, którzy w pocie czoła pracują nad każdym numerem miesięcznika. Przekonaj się kim są Maglowicze i MAGLUJ Z NAMI!



Rzucić wszystko i wyjechać Rozmowa o dalekich podróżach, dziadku w Wenezueli, ludzkich wątpliwościach i urokach latynoskiego życia. Stefan Czerniecki – podróżnik, dziennikarz, członek Alpinus Expedition Team opowiada o swojej fascynującej pasji i zwyczajnych, codziennych problemach. r o z m aw i a l i :

AG ata S e r o c k a , Woj c i ec h a da m c z y k

ws p ó ł p raca :

Ja k u b Wa r n i e ło

M A G I E L : Mówisz, że każdy, aby być szczęśliwym musi odpowiedzieć sobie na podstawowe

pytanie: „co ci w duszy gra?” Kiedy ty zadałeś sobie to pytanie?

S te fa n C z er n i ec k i : To był bardziej proces postępowy, niż jeden, szczegól-

ny moment, kiedy powiedziałem sobie co tak naprawdę chcę robić. Możliwe, że trwało to nawet kilka lat. Kiedy skończyłem studia przyszedł taki czas, że w głowie coraz częściej dźwięczało pytanie: „co dalej?”. Chyba jeszcze wtedy nie byłem gotowy na rozpoczęcie pracy i założenie rodziny. Dlatego szukałem czegoś innego.

I spróbowałeś wyjechać… Gdy pierwszy raz wyruszyłem w podróż do Argentyny też od razu nie krzyknąłem „tak, to jest to!”. Wracałem do kraju i nadal nie wiedziałem, co tak naprawdę chciałbym robić. Z czasem jednak poczułem, że zaczyna mi czegoś brakować – jakbym zostawił gdzieś część swojego ciała. Zdawałem sobie sprawę, że część ta zostawała za Oceanem. Czułem, jakbym wpadł w pewien nałóg. Coraz bardziej zaczynało mi brakować podróży. Właśnie wtedy pomyślałem, że to jest to! To był moment, kiedy stwierdziłem, że to jest moja pasja, którą bym chciał robić w życiu.

Miałeś w swoim życiu wzór, kogoś kto Cię natchnął ? Tak, mój tata, który jest alpinistą i taternikiem. De facto, moja pierwsza wyprawa do Argentyny wzięła się z chęci zobaczenia góry, którą pokazał mi, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem. Oglądając Cerro Torre – iglicę na południu Patagonii – pomyślałem, że będąc w jego wieku koniecznie tam pojadę. To niezwykle piękny szczyt. Wygląda tak, jak gdyby został narysowany kredką przez kilkulatka. Totalnie bajkowy krajobraz,

46-47

który w zasadzie przeczy prawom fizyki. Dlatego moją pierwszą wyprawę w to miejsce można określić jako hołd na poczet mojego Ojca. On również chciał odwiedzić te rejony. Niestety uniemożliwiała mu to sytuacja polityczna w naszym kraju. On nie pojechał i już pewnie nigdy nie pojedzie, ale ja zrobiłem to w jego imieniu.

Można powiedzieć, że to on zaszczepił w tobie żyłkę podróżnika? Zdecydowanie. Gdy patrzę z perspektywy czasu na to wszystko, wydaje mi się, że wychowanie, jakie otrzymałem miało bardzo duże znaczenie dla tego, co teraz robię. Po prostu za młodu została wszczepiona mi żyłka globtrotera. Ojciec uczył mnie jak to jest spać w hamaku, namiocie, jak poradzić sobie w lesie – wszystko oczywiście w skali mikro. Z tego właśnie zrodziła się moja pasja. Oczywiście długotrwale podgrzewana przez mojego tatę. Dzięki jego fascynacji górami zrodziła się moja fascynacja.

Jakie państwo lub miejsce wywarło na Tobie największe wrażenie? Są trzy takie państwa. W Ameryce Południowej to Argentyna i Ekwador. Argentyna jest o tyle ciekawa, że widać tam duży wpływ kultury europejskiej. To taka Ameryka Południowa w wersji soft. Podróżnika z Europy zbyt wiele rzeczy na pewno nie zaskoczy. Jest tam wielu imigrantów ze Starego Kontynentu, a życie wydaje się zdecydowanie szybsze niż w innych krajach Ameryki Południowej czy w Hiszpanii. Aby utrzymywać lepsze stosunki handlowe z Europą różnica czasu zamiast pięciu godzin wynosi jedynie trzy. Ekwador jest dla tych, którzy pokochali Amerykę Południową i pochłonęli ją całym sobą. To państwo, które jak soczewka skupia wszystkie

fot. Kuba Fedorowicz

/ Stefan Czerniecki


Stefan Czerniecki /

charakterystyczne cechy i obszary kontynentu. Na przestrzeni 300 km góry przenikają się z morzem i dżunglą. Wybrzeże, wulkany na wysokość 6 tysięcy metrów i zjazd w głębi kraju do dżungli. Dlatego uważam, że wszystko co najpiękniejsze w Ameryce Południowej znajduje się właśnie w Ekwadorze. Oprócz Patagonii oczywiście. Trzecim państwem jest Laos, który do złudzenia przypomina Ekwador. To taki Ekwador tylko w wersji azjatyckiej. Kapitalne miejsce.

Dlaczego więc wybrałeś się do jednego z najbardziej niebezpiecznego obszaru Ameryki Południowej Amazonas, skoro wiedziałeś, że jest tam niebezpiecznie i możesz nie wrócić? Dobre pytanie. Może dlatego, że jestem głupi. Może dlatego, że miałem w sobie mnóstwo dziecięcego, nie zbyt rozważnego zapału. Patrząc z perspektywy czasu uważam, że wyjazd do Wenezueli nie był najlepszym pomysłem. To było cholernie niebezpieczne! Kosztował mnie mnóstwo nerwów. To rzecz, której nie powinno robić się bez gruntownego przygotowania, z marszu. Tym bardziej, że nie jestem jakimś guru podróżnictwa. Daleko mi do Cejrowskiego czy Pałkiewicza, którzy zjedli zęby na podróżach. Jestem dwudziestodziewięcioletnim chłopakiem, który ma za sobą kilka lat podróżowania i który ciągle się uczy. Na pewno w pewnym sensie wyjazd ten można określić jako „przegięcie”, ale na całe szczęście udało mi się wyjść z tego cało i zdrowo. Dzięki temu mam jeszcze większy zapał, żeby próbować dalej.

Nie ma czasem chwil zwątpienia? Są czasem takie momenty, że siadam i mówię do siebie: „Stefan, odpuść sobie. Nie warto. Życie jest tylko jedno. Jedna rodzina. Nie ryzykuj”. Zawsze wtedy jednak znajdzie się czynnik, który przeważy szalę i zmusi do podróży. Podobnie było przed wyprawą do Wenezueli. Jak wspominałem, jest tam obecnie bardzo niebezpiecznie, więc tuż przed wyjazdem ogarnęły mnie duże wątpliwości jeśli chodzi o sens wyjazdu. Jednak w tym czasie zostałem zaproszony na ślub mojej koleżanki z liceum, gdzie wśród wielu gości spotkałem chłopaka, który kiedy usłyszał o moich planach zdradził, że w Caracas mieszka jego dziadek. Podał mi adres i uprzedził go o moim przyjeździe. W takich momentach myślę sobie, że muszę tam jechać, że tak po prostu chce los.

lenie. Każde zniewolenie jest złe, a ja chcę być wolny. Co by było, gdyby stało się tak, że nie mógłbym podróżować? Czy byłbym totalnie nieszczęśliwy? Mam nadzieję, że potrafię żyć bez podróży. Do wszystkiego trzeba podejść z pokorą i podobnie jest z podróżowaniem. Cieszę się, że mogę to robić, ale nie powinno mi to przesłonić całego świata. Wtedy zamieniłoby się to w pewnego rodzaju chorobę.

Jak sfinansowałeś swoje pierwsze podróże? Co robisz w życiu ? Pieniądze na pierwszą wyprawę to były oszczędności, które posiadałem jeszcze z czasów studenckich, kiedy dorabiałem gdzie tylko się da. Drugą wyprawę sfinansowałem całkowicie ze swoich wypłat, ponieważ pracowałem już na cały etat. Później w grę zaczęli wchodzić sponsorzy. Aktualnie jestem dziennikarzem w kilku magazynach podróżniczych oraz społeczno-politycznych i z tego żyję. Dodatkowo robię pokazy i piszę książki – staram się dotrzeć do jak największego grona zainteresowanych. Wiadomo, że z pracy w mediach i książek ciężko wyżyć, dlatego jak najczęściej staram się spotykać z ludźmi takimi jak ja, przeprowadzać pokazy ze swoich podróży. Mam nadzieję, że to właśnie pokazy i książki w dłuższej perspektywie pozwolą mi sfinansować moje przyszłe cele i marzenia.

Co jest takiego w Ameryce Południowej, czego nie ma w Polsce jeżeli chodzi o ludzi, o podejście do życia? Ludzie w Ameryce Południowej żyją w inny sposób. Żyją tu i teraz. Patrzą na przyszłość zupełnie inaczej niż my. Europejski człowiek ma umówione spotkanie u dyrektora, później lunch, po lunchu kolejne spotkanie, na które nie może pójść, bo ma wizytę u dentysty. Tam wygląda to zupełnie inaczej. Mieszkaniec Ameryki Południowej nigdzie nie musi się spieszyć. Jeżeli dziś nie przyjechał autobus to może przyjedzie jutro. A przez ten czas można spokojnie odpocząć pod drzewem, a nawet tam przenocować. „My biali mamy zegarki, a oni mają czas.” To świetne stwierdzenie zawiera w sobie całą filozofię latynoskiego pojmowania świata. Jest pewne słynne hiszpańskie słówko, którego Latynosi uwielbiają używać: tranquillo, czyli spokojnie. Praktycznie nie ma zdania, w którym nie występuje zachęta do wyluzowania się. Nie zdążysz na samolot? Polecisz innym! A pieniądze? Znajdą się!

Co byś poradził młodym ludziom, którzy marzą o podróżach, o zwiedzaniu świata. Od czego zacząć, jak się przygotować?

Ty też taki jesteś?

Ciężko powiedzieć, bo każda sytuacja jest inna, a ja nie uważam się za kogoś, kto może udzielać innym rady. Ciągle się uczę. Wydaje mi się, że po pierwsze musimy wyzbyć się argumentów na nie. Myślę, że za dużo jest w nas wątpliwości w powodzenie i szybko potrafimy znaleźć sobie wymówkę. Zawsze przecież można powiedzieć, że nie zna się języka, albo że jest się zbyt słabym. O tym wszystkim trzeba zapomnieć i jak w moim przypadku posłuchać pragnienia duszy. Należy rzucić wszystko i wyjechać.

Minąłbym się z prawdą, gdybym powiedział, że tak. Chwalę ten stan, jednak wolę mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Nie wiem, czy umiałbym żyć tak jak oni. Myślę, że w Polsce nie da się tak żyć. Nie można „przeskoczyć” tej różnicy kulturowej. Wszyscy patrzyliby na mnie jak na wariata, tak jak robią to w Ameryce Południowej, gdy okazuje swoją „europejskość”. Ale tam muszę się przestawić, bo inaczej nie mógłbym normalnie funkcjonować. Zawsze zostanę sprowadzony do ich przyzwyczajeń. „Masz plany? Daj spokój, wyluzuj”. Tranquillo. 0

Czy planujesz kolejne podróże? Czy to nie jest tak, że teraz nie możesz usiedzieć na miejscu ? Nie będę ukrywał, że jest mi ciężko usiedzieć przez dłuższy czas w jednym miejscu. Po półrocznym przebywaniu w Warszawie mam już trochę dość. Jestem ciepłolubny, więc zwłaszcza zimą mam wielką ochotę stąd wyjechać. Po długich miesiącach spędzonych w Ameryce Południowej czy Azji nawet minimalny mróz jest dla mnie ciężkim przeżyciem. Dlatego, co roku staram się delikatnie skracać sobie tę porę roku i planuję wyjazdy właśnie zimą. Dłuższe przebywanie w Polsce jest dla mnie nie do zniesienia. Nie wiem jak to odbierać, ale wydaję mi się, że to pewnego rodzaju zniewo-

Stefan Czerniecki 29- letni podróżnik, dziennikarz, autor książki „Dalej od Buenos”, członek Alpinus Expedition Team. Eksplorator dziewiczych rejonów świata - przede wszystkim ukochanej przez niego Ameryki Południowej. Teksty jego autorstwa publikują m.in: „Rzeczpospolita”, „Nowe Państwo”, „Gazeta Polska Codziennie”, „Polonia Christiana”, „npm”, „National Geographic-Traveler”, „Podróże”, „Poznaj Świat”. Gdy opuszcza granicę kolejnego państwa, jego notatnik (mocno zdezelowany zeszyt, któremu codziennie musi poświęcić przynajmniej pół godziny) zawsze jest bogatszy nie tylko o kilkanaście nowych adresów, maili, telefonów oraz obietnic kolejnego spotkania, ale także wzruszających emocji i spotkań z pięknymi ludźmi. Jak sam mówi, dług zaciągnięty u Szefa na Górze, spłaca pokazami zdjęć, fotoreportażami, artykułami, inspirowaniem ludzi do poznawania nowego.

styczeń 2013


/ Rafał Rostkowski Doświadczenia nie da się kupić.

Hobby, które stało się pasją Według przepisów gry w piłkę nożną: sędziowie asystenci pomagają sędziemu w kontroli zawodów i prowadzeniu ich zgodnie z Przepisami Gry. Asystują również sędziemu we wszystkich innych sprawach związanych z przebiegiem meczu na jego życzenie i pod jego kierownictwem. Jak to wygląda w praktyce? W rozmowie z MAGLEM asystenci FIFA opowiadają o zawodzie sędziego. R O Z M AW I A Ł :

MICHAŁ ZAJDEL

Z DJ Ę C I E :

A RC H I W U M R A FA Ł A R O S T KOW S K I E G O

MAGIEL: Jak zaczęła się Panów przygoda z gwizdkiem? RAFAŁ ROSTKOWSKI: W moim przypadku już same po-

czątki, wbrew pozorom, to była dosyć obszerna historia, więc postaram się ją tylko lekko zarysować. Można powiedzieć, że te początki, czy raczej pierwsze próby, były nieudane, bo gdy pierwszy raz chciałem zapisać się na kurs, nie zostałem przyjęty tylko dlatego, że miałem dopiero 13 lat. Wtedy jeszcze pokornie się z tym pogodziłem. Rok później historia się powtórzyła i już wtedy musiałem uzbroić się w cierpliwość, która przydała mi się w 1987 roku. Miałem wtedy 15 lat. Wówczas z kolei kolejno odmawiano mi w Okręgowym Związku Piłki Nożnej w Warszawie, odsyłając do Szkolnego Związku Sportowego, stamtąd do PZPN, skąd do OZPN, znowu do SZS i jeszcze raz do PZPN, gdzie – za trzecim razem – miałem szczęście spotkać pana Łazarewicza, ówczesnego prezesa sędziów Warszawy. Gdy wysłuchał mojej opowieści o tym, jak mi zależy i jak wszyscy mnie tylko odsyłają, sięgnął za telefon i zadzwonił do swojej sekretarki, mówiąc: Mam tu młodego człowieka, któremu bardzo zależy, żeby zostać sędzią, a nam zależy na takich, którym zależy, więc proszę go wpisać na listę uczestników kursu. Dzięki temu wiosną 1988 roku mogłem zdać wszystkie egzaminy i zacząłem sędziować. TOMASZ LISTKIEWICZ: Mając 10 lat byłem na waka-

cjach w Centralnym Ośrodku Sportu we Władysławowie, gdzie odbywał się turniej koszykówki – podszedłem do sędziów i zacząłem się

Rafał Rostkowski Zawodowy sędzia piłki nożnej. Na arenie międzynarodowej zadebiutował w 1997 roku. Arbiter FIFA od 2001 roku. Jako sędzia asystent prowadził mecze w Lidze Mistrzów, Pucharze UEFA, Lidze Europy, eliminacjach do mistrzostw świata i Europy oraz finały mistrzostw świata juniorów w Korei Południowej w 2007 roku. Był sędzią asystentem podczas meczu finałowego mistrzostw Europy juniorów w 2005 roku. Znany jest z uporczywej walki przeciwko korupcji w piłce nożnej.

48-49

interesować, dostawałem protokoły do wypełnienia i spodobało mi się to zajęcie. Sędziowałem koszykówkę 2 lata, ale zrezygnowałem. Na studiach, bez wielkich nadziei, zapisałem się na kurs sędziego piłki nożnej. Złapałem bakcyla, a po pewnym czasie zacząłem również pracować jako sędzia asystent, w której to roli odnalazłem się i dziś jestem zawodowym sędzią asystentem.

Dlaczego Panowie wybrali specjalizację sędziego asystenta? T. L . : Jeżeli chodzi o predyspozycje mentalne

jest to inne zajęcie niż praca sędziego głównego. Sędziowanie jest jednak komplementarne – żeby być dobrym liniowym trzeba czuć to co się dzieje na środku i na odwrót, jest to potrzebne zwłaszcza dla dobrej współpracy w zespole sędziowskim, ponieważ sędziowanie to zawsze „gra zespołowa”. Gdy byłem sędzią głównym w czwartej lidze kazano mi wybrać jedną ze specjalizacji. Sędzia główny, z którym jeździłem na mecze wyższych lig – Artur Radziszewski – pukał już wówczas do drzwi Ekstraklasy, jeździłem na mecze również z Marcinem Borskim. Czułem, że lepiej odnajduję się jako sędzia asystent oraz że w tej roli mogę osiągnąć więcej.

uwzględniłem sugestii skorumpowanego obserwatora. Gdy FIFA wprowadziła specjalizację dla sędziów asystentów i pojawiła się propozycja dla mnie, zrezygnowałem z kariery sędziego głównego. Uznałem, że lepiej będzie mi skupić się na karierze międzynarodowej jako sędzia asystent niż męczyć się jako główny w chorych relacjach, z których nic dobrego uczciwie wyjść nie mogło. Wiedziałem, że kolejne awanse w roli głównego musiałbym albo kupić, dając łapówki, albo przynajmniej sędziując tak, żeby umożliwić branie łapówek obserwatorom. System był niestety tak chory, że wystarczała jedna nieuczciwie wystawiona sędziemu ocena, żeby odebrać mu szanse na awans lub go zdegradować. Nawet gdybym miał więcej szczęścia i spotykał częściej uczciwych obserwatorów, to i tak jeden nieuczciwy mógłby przekreślić rok czy raczej lata uczciwej pracy. Poniekąd trochę szkoda, że nie urodziłem się nieco później i nie mogłem spróbować swoich szans w obecnych warunkach. Z drugiej strony, jako asystent osiągnąłem więcej niż tysiące polskich sędziów głównych, więc czuję się absolutnie spełniony jako sędzia.

R . R . : Przez dwa lata byłem sędzią głównym II

Co się zmieniło w szkoleniu sędziów na przestrzeni ostatnich lat?

ligi (obecna I liga), awansowałem na ten poziom w 1995 roku, w wieku 23 lat, będąc studentem pełnym ideałów, wierzącym w uczciwość w życiu publicznym i fair play w sporcie. Niestety to były zupełnie inne czasy niż teraz. Po obaleniu komunizmu mieliśmy w Polsce wolny, ale dziki rynek, czego skutkiem ubocznym była powszechna korupcja, także w piłce nożnej. W co drugim meczu proponowano mi łapówki, co drugą ofertę korupcyjną przekazywali mi obserwatorzy, którzy wystawienie wysokiej oceny uzależniali od sędziowania według ich sugestii. Zwykle odbierałem te naciski czy sugestie bardziej jako test mojej uczciwości, który chciałem zdać tak, żeby mieć czyste sumienie. Gdy po sezonie poznawałem oceny od poszczególnych obserwatorów, było już jasne, która była wystawiona rzeczywiście za sędziowanie, a która była karą za to, że nie

T. L . : Przez około 10 lat, gdy ja zaczynałem, zmieniło się bardzo dużo. Zarówno na poziomie narodowym, jak i na poziomie lokalnym. Zwłaszcza od ubiegłorocznej zmiany władz sędziowskich w poziomie szkolenia widać radykalną różnicę w mentalności, w jakości materiałów, wykładów. Mi jednak w Polsce najbardziej brakuje treningów praktycznych, w których zawodnicy odgrywają ustalone scenki. Wtedy można znaleźć dużo braków w swoim warsztacie. Podobnie jak piłkarze, którzy trenują na treningach stałe fragmenty gry czy strzały, by w meczu je wykonać. Tak samo sędziowie powinni to robić. Na zgrupowaniach UEFA treningi praktyczne są kluczowym elementem. Jestem przekonany, że przy nowych władzach, przy dynamizmie prezesa Bońka te wszystkie wzorce zostaną wprowadzone.


Tomasz Listkiewicz /

Czy młodzi adepci są dobrze przygotowywani, zwłaszcza pod kątem mentalnym? R . R . : Ogromna większość młodych sędziów re-

Wrogość wobec sędziów może doprowadzić do tragedii, tak jak to miało miejsce w grudniu w Holandii, gdzie na meczu juniorów śmiertelnie pobity został sędzia Richard Nieuwenhuizen. Czy zatem jest szansa, by inicjatywa ustawodawcza Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Sędziów Piłkarskich doprowadziła do uczynienia sędziów sportowych funkcjonariuszami publicznymi? T. L . : Nasze Stowarzyszenie Profesjonalnych Sędziów Piłki Nożnej także poparło te działania, miejmy nadzieję, że również PZPN zaangażuje się w tę akcję, ponieważ ma on większe możliwości wpływania na legislację. Ostatnio przychodzą do nas informacje z wielu zakątków Polski, nie sądziłem, że ataki na sędziów są tak powszechnym zjawiskiem. Często takie zdarzenia są bagatelizowane, a pamiętajmy przecież, że jeden niefortunny cios może człowieka zabić.

fot. Blog oFsAJdOWO, http://rostkowski.blog.onet.pl/

zygnuje z tego zajęcia bardzo szybko: po pierwszych meczach, pierwszych obelgach czy krytyce, zwykle nadmiernej, ze strony piłkarzy, trenerów czy widzów. To oznacza, że niektórzy może nie są należycie przygotowani do tego zajęcia, albo też nie są objęci należytą opieką ze strony przełożonych, a rezygnacja wydaje im się jedynym rozwiązaniem problemów. Inna sprawa, że coraz częściej zdarzają się incydenty, które zniechęcają do sędziowania nawet najtwardsze jednostki.

Polski zespół sędziowski podczas meczu Ligi Mistrzów LOSC Lille - BATE Borysow, 19.09.2012. Zawody prowadzili (od lewej): Daniel Stefański, Tomasz Listkiewicz, Marcin Borski, Rafał Rostkowski, Dawid Piasecki. polski arbiter ma od czterech do dziewięciu lat zaległości w wyszkoleniu w porównaniu z młodymi sędziami z innych krajów. Proszę sobie wyobrazić, jaki byłby poziom polskiej piłki nożnej, gdyby gra w klubie była dozwolona od 17 lat.

W tym roku z powrotem wprowadzono zawodowstwo wśród sędziów. Co ten ruch zmienił w Panów życiu? Czy wzrósł poziom sędziowania w Ekstraklasie? T. L . : Tak jak w każdej profesji – zawodowiec jest

R . R . : To jest ostatni dzwonek, żeby zając się tym

problemem w Polsce zanim i tutaj dojdzie do jakiejś tragedii. Osobiście całkowicie popieram działania OSSP w tym zakresie.

Jak już Pan wspominał, już jako dziecko chciał Pan sędziować. Ostatnio zainicjował i zorganizował Pan akcję „Pozwólmy dzieciom sędziować”. R . R . : Tak, Polska nie jest wyspą, która musi wymyślać nowe rozwiązania, bo nie ma kontaktu ze światem. Powinniśmy brać przykład z krajów, w których funkcjonują sprawdzone wzorce. Nie ma żadnych realnych przeszkód, żeby także w Polsce dzieci sędziowały mecze dzieci i młodzieży, tak jak w Anglii, Hiszpanii, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych. W różnych krajach sędziują już dzieci od lat 8, 10, 12 czy najpóźniej od 14. Pamiętajmy, że nikt tutaj nie chce, żeby dzieci sędziowały mecze seniorów. Chodzi tylko o to, aby miały możliwość zdobywania doświadczenia i uczenia się: jak trzymać chorągiewkę, jak gwizdek, jak poruszać się po boisku, żeby nauczyły się czuć grę i oswajały z sędziowskimi problemami. Obecnie w Polsce trzeba mieć 17 lat, żeby móc zapisać się na kurs dla kandydatów na sędziów. Czyli już na starcie młody

lepszy od amatora. Sędziowie zawodowi mogą skupić się wyłącznie na treningu i sędziowaniu. Nie muszą jechać na mecze urywając się z pracy, czy iść do biura prosto z pociągu. Zawodowstwo jest również świetnym narzędziem antykorupcyjnym. Jak widać po poprzedniej rundzie sędziowie zawodowi wykorzystali swoje szanse, popełniali mało błędów w stosunku do poprzednich sezonów. W porównaniu do kolegów z innych krajów też wyglądamy bardzo dobrze. R . R . : Polska to jest ciekawy kraj, w którym doszło do sytuacji bez precedensu na skalę światową – wcześniej mieliśmy bowiem takie władze, że to sędziowie musieli tłumaczyć, dlaczego piłka nożna potrzebuje sędziów zawodowych. Sędzia jest człowiekiem, jak każdy chciałby mieć stabilną pracę, czas na odpoczynek, potem emeryturę. Jeżeli futbol chce pozyskać z rynku pracy dobrych, wykształconych i uczciwych pracowników, niech o to powalczy. Sędziowie będą gorsi od naszych piłkarzy czy trenerów, jeżeli nie będą mieli podobnych jak oni możliwości rozwoju. A tylko profesjonalizm może zagwarantować odpowiednie warunki do postępu.

Obaj Panowie są obecni w mediach. Pan Rafał prowadzi bloga, Pan Tomasz niedawno wystąpił w programie „Na podsłuchu”. Czy jest to ocieplanie wizerunku środowiska sędziowskiego? R . R . : Tak, między innymi. Wkurzało mnie, że

o sędziach mówiło się tylko źle, więc zacząłem pokazywać także drugą stronę medalu. Uzmysławiać ludziom, że poziom sędziowania jest przede wszystkim efektem traktowania sędziów przez świat futbolu jak piąte koło u wozu. Jeśli chcemy lepszych sędziów, to zróbmy coś w tej sprawie, a nie tylko narzekajmy. T. L . : Uważam, że potrzebne jest pokazywanie

ludzkiej twarzy sędziów. W wymiarze międzynarodowym bardzo dużo dobrego dla wizerunku naszej profesji zrobił Pierluigi Collina, który nie bał się mediów. Cieszę się, że mogłem wziąć udział w programie „Na podsłuchu”, bo wykorzystane w nim nagrania z mikrofonów oraz ujęcia z kamer zamieszonych na piersiach asystentów pokazują kibicom jak szybka jest gra oraz jak złożona jest często decyzja, którą sędzia podejmuje w ułamku sekundy. 0

Tomasz Listkiewicz Zawodowy sędzia piłki nożnej. Arbiter FIFA od 2011 roku. Jako sędzia asystent prowadził mecze w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, eliminacjach do Mistrzostw Świata oraz finały Mistrzostw Europy U-19 w Estonii w 2012 roku, gdzie sędziował mecz półfinałowy. Członek zarządu Stowarzyszenie Profesjonalnych Sędziów Piłki Nożnej, organizacji, której misją jest zapobieganie korupcji i profesjonalizacja sędziowania. Syn Michała Listkiewicza – byłego sędziego międzynarodowego i prezesa PZPN.

styczeń 2013


/ Indie okiem Borzym To nie jest dział Turystyka.

Droga

przez

Indie

Zachwycał się nimi już Marco Polo, o ich bogactwie marzył Krzysztof Kolumb, a dziś każdy szanujący się globtroter musi prędzej czy później zawitać do tego kraju. Indie – bo o nich mowa, są bez wątpienia jednym z najbardziej fascynujących krajów na ziemi. Można się nimi zachwycać, można ich nienawidzić, ale nie można przejść obok nich obojętnie. Wyryją w pamięci każdego podróżnika ślad, którego nigdy nie uda mu się zatrzeć. T e k s t I F o t o g r a fi e :

K ata r z y n a B o r z y m

ndie to kraj, na którego punkcie bardzo łatwo oszaleć. Urzekają przede wszystkim innością – prawdziwy Homo Westernus nie znajdzie tu absolutnie nic, co zna z domowego podwórka. Na początku chętnie rzuci się więc w ramiona kraju, który odurza zapachem kadzideł, rozpala podniebienie smakiem chilli, kusi niezwykłymi kolorami kobiecych sari i upaja romantycznymi opowieściami o tysiącach bogów i ich niezwykłych przygodach. Kiedy już wydaje ci się, że pokochałeś je z całego serca – wymierzą ci srogi policzek, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Nagle zderzysz się z biedą, głodem i wszechobecnym brudem. Zobaczysz żebraków z ciałami zdeformowanymi przez choroby, kilkuletnie dzieci z zębami uszkodzonymi przez żucie kiepskiej jakości tabaki. Poczujesz nagle wszechobecny zapach uryny i zwierzęcych odchodów. Warunki sanitarne w większości restauracji doprowadzą cię do sensacji żołądkowych. Choćbyś był najbardziej zatwardziałym i nawykłym do dyskomfor-

I

50-51

tu podróżnikiem, zapragniesz z całego serca być znowu w swoim wygodnym, zachodnim świecie. Kiedy po raz pierwszy przeżyjesz taki kryzys, a mimo to się nie zniechęcisz, to będziesz wiedział, że właśnie rozpoczął się najtrudniejszy, ale i najbardziej fascynujący romans twojego życia.

Raj dla poszukujących Indie to istny Disneyland dla wszystkich tych, którzy pragną odnaleźć swoją religię. Jako ojczyzna buddyzmu są dla zgorszonych konsumpcjonizmem mieszkańców świata Zachodu pewnego rodzaju ikoną spokoju, odnalezienia siebie i zanurzenia się w czymś, czego sami do końca nie rozumieją. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że jak grzyby po deszczu wyrastają tu centra jogi, szkoły medytacji czy innego rodzaju kursy i szkolenia, kuszące obietnicą odnalezienia drogi do oświecenia. Szlak zaczyna się w McLeod Ganj – miejsca, gdzie od kilku dziesięcioleci znajduje się siedziba tybetańskiego rządu na uchodźctwie.

W ślad za Dalajlamą podążyli mnisi i kultura rodem z Lhasy. Tuż za nimi – zbłąkane owieczki, które nie mogą odnaleźć się w zbyt szybkim trybie życia, nieuniknionym w Europie. Tutaj dostaną ciszę i namacalne wręcz sacrum, którego nie znajdą już w nadmiernie zinstytucjonalizowanym chrześcijaństwie. Z rozkoszą chłoną więc słowa mędrców, którzy mają im do zaoferowania coś nowego. Coś, czego nie mogą przeliczyć na pieniądze, o których wiecznie słyszą w swoim ojczystym kraju. Nagle odkrywają przyjemność picia taniej herbaty z mlekiem i cichej kontemplacji otaczających ich gór. W drodze do Leh, stolicy niegdysiejszego Królestwa Ladakhu, towarzyszą mi trzy prawie trzydziestoletnie dziewczyny z Grecji. W Atenach od kilku miesięcy nie mogą znaleźć pracy, mimo że są świetnie wykształcone. Dostają więc zasiłek dla bezrobotnych, który pozwala im na bardzo skromne życie w ojczyźnie. Nie założyły jeszcze rodzin, więc czują, że to dla nich ostatni moment na zrobienie czegoś dla siebie. Postanowiły wy-


Indie okiem Borzym/

ruszyć do Indii by nauczyć się medytacji. Słyszały trochę o filozofii buddyzmu od dalekich znajomych, którzy spędzili kilkanaście tygodni na cichej medytacji z mnichami. Wydaje im się to dość interesującą perspektywą. Zresztą i tak nie mają lepszych pomysłów na nadchodzące miesiące. Liczą na to, że pod ich nieobecność sytuacja gospodarcza w Grecji się nieco poprawi. Indie to jednak przede wszystkim hinduizm – największa religia politeistyczna na świecie. Z każdego możliwego zakątka spoglądają na Ciebie setki bogów, których wyobrażenia szokują Europejczyków, przyzwyczajonych do oszczędnych i surowych krucyfiksów. Ich oblicza są groźne, smutne, łagodne, pełne radości – pełen przekrój tak bardzo przecież ludzkich emocji. Bogowie są bliżej ludzi, niż mogłoby nam się wydawać. Najlepszym przykładem na to jest Waranasi – znane głównie z dość szokujących, publicznych kremacji nad brzegami świętego Gangesu. Można tam spotkać mężczyzn, określanych mianem baba – noszą zazwyczaj skąpe przepaski biodrowe w rażącej barwie pomarańczowej, a ich ciało pokryte jest białą mazią. Noszą przy sobie ludzkie czaszki lub kości piszczelowe, o które przecież nietrudno w Waranasi. Niezwykłego obrazu dopełnia też fakt, iż są zazwyczaj niezwykle odurzeni narkotykami lub alkoholem. Wszystko po to, by zbliżyć się jak najbardziej do Śiwy – najważniejszego dla nich boga. Okazuje się jednak,

że część z nich to zwykli oszuści, próbujący wyłudzić pieniądze od turystów. Łatwo ich odróżnić od prawdziwych babów – ci prawdziwi są po prostu bardziej pijani – tak powiedział nam jeden z mieszkańców Waranasi.

Ona i on Na pierwszy rzut oka, Świat Zachodni bardzo uprościł sprawy damsko-męskie. On kocha ją, ona kocha jego. Pobierają się albo i nie, są szczęśliwi. Nikt nie ma prawa się wtrącać. W Indiach nie jest to takie proste. On kocha ją, ona kocha jego. Jego rodzina lubi ją. Jej rodzina lubi jego. Jego rodzina lubi jej rodzinę. Jej rodzina lubi jego rodzinę. Jej rodzina wręczyła jego rodzinie odpowiednio drogi prezent. Jeśli którykolwiek z warunków nie został spełniony, nie ma mowy o ślubie. Piryanka ma 25 lat. Lubi grać w tenisa, działa w organizacjach studenckich. Jest ambitna. W maju skończy studia i przeniesie się do swojego ulubionego Bombaju, by rozpocząć pracę w dziale HR międzynarodowej korporacji. Rok temu rozstała się z chłopakiem, z którym spotykała się dłuższy czas. Mieli nawet plany, by się pobrać, ale był z niższej kasty, więc rodzice nie chcieli nawet słyszeć o ślubie. Rozstali się. Jej młodsza siostra Aarti od kilku lat spotyka się z chłopakiem, który także nie jest wymarzonym wyborem dla jej rodziców. Piryanka stawia im więc warunek –

pozwolicie Aarti na ślub z miłości, a ja zgodzę się na chłopaka, którego mi wybierzecie (młodsza córka nie może wyjść za mąż wcześniej niż starsza). Skrzynka mailowa Piryanki tonie w wiadomościach od rodziców, gdzie załącznik stanowią CV potencjalnych mężów. Jest ich mnóstwo, a to zaledwie ułamek tego, co wcześniej otrzymali jej rodzice (każde CV zawiera dokładną datę i godzinę narodzin petenta – po to, by potencjalni teściowie mogli sprawdzić za pomocą światłych kapłanów, czy ich horoskopy są zgodne). Piryanka przegląda, zastanawia się, czasem skontaktuje się z którymś z nich. Już prawie zaręczyła się z jednym z nich, lecz niestety – jego rodzice na wieść o jej drobnej wadzie wzroku rozmyślili się. Poszukiwania trwają nadal. W listopadzie jadę na jej wesele do Indii. Nie miałam okazji jednak poznać pana młodego. Jak się okazuje, panna młoda też nie.

Przede wszystkim kontrast Obraz Indii – tak bardzo popularny na zachodzie – uwzględnia także niezwykle istotną statystykę, która wśród czułych na ludzką niedolę Europejczyków wywołuje westchnienia pełne empatii. Chodzi oczywiście o liczbę ludzi żyjących za mniej niż dolara dziennie. Do tego warto też zawsze dorzucić informację o stopniu analfabetyzmu, utrudnieniach w dostępie do opieki medycznej oraz edukacji i problemach z do- 1

styczeń 2013


/ Indie okiem Borzym

stateczną ilością pitnej wody. To wszystko można jeszcze opatrzyć zdjęciem warunków, w jakich żyje znaczna większość mieszkańców Indii i gotowe – wydaje nam się wówczas, że mamy do czynienia z krajem na wskroś ubogim i zacofanym. Nic bardziej mylnego. Indie to nie bieda. Indie to kontrast – i to taki, że aż trudno się z tym pogodzić. Najciekawszym przykładem tego zjawiska jest Gurgaon – niegdyś wioska na przedmieściach Delhi, dziś – centrum finansowe i symbol nowoczesnej potęgi wschodzących Indii. Pod siedzibą jednej z korporacji Wielkiej Czwórki, której nie powstydziłoby się londyńskie City, rozciąga się morze szałasów skleconych z byle jakich, znalezionych na ulicy materiałów – od gałęzi, poprzez pojedyncze cegły aż po stare łachmany. Za błyszczącymi szybami zapadają decyzje dotyczące kwot o jakich nam się nawet nie śniło. Przed nimi zaś toczy się życie polegające na nieśmiałej, bezsensownej egzystencji od wschodu do zachodu słońca. Te dwa światy spotykają się na wspólnym gruncie – jezdni, gdzie prymitywne rowerowe riksze tkwią w korkach razem z luksusowymi samochodami, skuterami, radośnie skaczącymi świniami, sennie wałęsającymi się krowami. I tylko piesi muszą naprawdę uważać – jeśli sami się o siebie nie zatroszczą, to nikt nie zwróci na nich uwagi.

Ludzka masala Grudniowe noce na pustyniach w Rajastanie są bardzo zimne. Jedynym sposobem, by choć trochę ogrzać się przed snem, jest pochylenie się nad malutkim ogniskiem, rozpalonym z kilku cierniowych gałązek. Indyjscy przewodnicy chętnie poczęstują lokalnym trunkiem. W takich warunkach nie sposób uniknąć naprawdę

52-53

głębokich rozmów. – Mam dwadzieścia sześć lat, od jedenastu jestem żonaty. Mamy dziesięcioletniego syna, czteroletnią córkę, a kilka miesięcy temu urodziło nam się jeszcze jedno dziecko. Kocham moje dzieci, ale proszę Boga, by nie dawał mi ich więcej – wyznał nam nasz przewodnik. – Dzieci to wielkie błogosławieństwo i powinienem być wdzięczny, że mam płodną żonę, ale boję się, że nie podołamy finansowo. Tak czy siak, wszystko w rękach Boga – dodał. Tradycja

Indie to nie bieda. Indie to kontrast – i to taki, że aż trudno się z tym pogodzić. jest ważniejsza od zdrowego rozsądku – dzieci nadal traktowane są jako zabezpieczenie na starość, szczególnie w najuboższych grupach społecznych. Nie ma wątpliwości, że trzeba coś z tym zrobić. Najłatwiej oddziaływać za pomocą obrazów i prostych skojarzeń. Nie można było przepuścić takiej okazji jak premiera najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda. Kiedy rozochocona gawiedź tłumnie wypełniła sale kinowe, w przerwie wyemitowano dość niezwykły spot. Oczom widzów ukazały się dwa kontrastujące ze sobą wizje rodziny – jedna to typowe 2+2, cieszące się z doskonałych szkół, do jakich dostały się dzieci i wakacji na Goa, a druga – 2+5, zatroskane twarze rodziców, liczących pięćdziesięciorupiowe banknoty. Konkluzja jest prosta – mała rodzina to dużo pieniędzy i dużo radości, duża – same kłopoty. O co mogło cho-

dzić? Otóż ów spot prezentował niewątpliwe zalety wazektomii. Duża liczba ludności ma ciekawe konsekwencje. Nikt nie jest traktowany indywidualnie. Jesteś tylko jednym z milionów, miliardów nieprzeliczonych rzeszy ludzi, którzy mają swoje rodziny, marzenia, cele, bądź po prostu przyziemne, codzienne sprawy do załatwienia. Wszystko to jednak łączy się w wielką, zagmatwaną mieszankę, którą tutaj nazywa się masalą. Nie ma mowy o indywidualności, bo takich jak ty są miliony. Nikt nie zwraca więc uwagi na pojedynczego człowieka, który umiera na ulicy. Nikt nie przejmie się tym, że z pędzącego pociągu wypadnie człowiek. – Co się z nimi dzieje? – zapytałam naiwnie współtowarzysza podróży. – Jak to co? Umierają. – rezolutnie odpowiedział, wzruszając ramionami. O Indiach marzyłam od lat. Przed przyjazdem oglądałam filmy, czytałam książki, wypytywałam ludzi. Chciałam się przygotować na szok kulturowy, przed którymi ostrzegali mnie wszyscy znajomi. Teraz myślę, że było to zupełnie zbędne – nic nie przygotuje cię na to, czego tutaj doświadczysz. Z przykrością odkrywałam, że może nie jestem aż tak wolna od tego całego zachodniego wygodnictwa. Z radością doświadczałam też tego, że mimo zmęczenia całym indyjskim kotłem wciąż jeszcze chciałam odkrywać nowe oblicza tego kraju. Dopiero po kilku miesiącach zrozumiałam, co miał na myśli pewien dziwny mnich z Tajwanu, którego spotkałam wraz z moją przyjaciółką i towarzyszką Karoliną w Nepalu, tuż przed przyjazdem do Delhi – Indie są jak kwiat lotosu. Wyrastają na najgorszych nawet bagnach, a przecież nie da się zakwestionować ich niezwykłego, delikatnego piękna. 0


rekonstrukcja historyczna /

PO GODZINACH Którą mam w końcu stronę!?

Odbudowa przeszłości Żołnierz jest w każdym z nas. Takim hasłem pewna firma reklamuje swoją wydawaną corocznie grę komputerową. Lecz grupy zapaleńców z całego świata udowadniają, że hasło to nie musi być tylko przenośnią. T E K S T:

S z y m o n C z e rwo n k a

owa tu oczywiście o rekonstrukcji historycznej. Jest to, mówiąc najprościej, aktywna fizycznie forma zainteresowania historią. Dostępna powszechnie, zarówno w małych osiedlach, jak i wielkich miastach. Często łączy ludzi z najróżniejszych części kraju, mających wspólne zainteresowania.

M Jak zacząć?

Znaleźć ludzi czy organizacje zajmujące się rekonstrukcją jest, wbrew pozorom, niezwykle łatwo. Praktycznie każda z takich grup ma swoją stronę lub forum internetowe, ponieważ wiele z nich posiada członków niemieszkających na co dzień w tym samym mieście. Wystarczy tylko w wyszukiwarce internetowej sprecyzować, czego się szuka. Rekonstrukcji II wojny światowej, a może średniowiecznej wioski? W Polsce znaleźć można grupę odtwórstwa każdego historycznego aspektu, wystarczy trochę poszukać. Takie grupy nie tylko łatwo znaleźć, ale równie łatwo do nich dołączyć. Praktycznie każda z nich ma ciągle otwartą rekrutację, a jedynym wymogiem są chęci. Jednak nowa osoba dołączająca do takiego kręgu nie posiada zazwyczaj żadnego wyposażenia, ubrania. Tutaj również można liczyć na pomoc innych członków organizacji, którzy podpowiedzą co przygotować i jak należy się do tego zabrać.

Początkowe trudności Niestety takie hobby charakteryzuje się tym, że trzeba na nie poświęcić dużo czasu albo dużo pie-

niędzy. Każdy sam musi się wyposażyć w odzienie, jakieś dodatki, a nie każdy ma wystarczająco czasu by po nocach „dziergać” kolczugę. W takim wypadku musi się pogodzić z tym, że za wykonanie tego typu rękodzieła współcześni rzemieślnicy drogo sobie liczą. Po skompletowaniu podstawowego wyposażenia można już brać udział we wszelkich imprezach rekonstrukcyjnych. A tych jest naprawdę dużo. Odbywają się one nie tylko przy okazji świąt państwowych, przez cały rok organizowane są specjalne wioski średniowieczne i turnieje rycerskie, odtwarzane bitwy z różnych epok, budowane osady. – To, czym się zajmujemy, jest ograniczone tylko przez naszą wyobraźnię. Można zajmować się życiem codziennym, marszami – żeby sprawdzić jakość naszego wyposażenia i odporność na warunki atmosferyczne, obozować, robić potrawy z epoki – uważa Tomasz, członek grupy rekonstrukcji historycznej Legio I Adiutrix, odtwarzający wojska kartagińskie. Ponadto wiele z polskich grup rekonstrukcyjnych zapraszana jest na różnego rodzaju imprezy międzynarodowe, gdzie w jednej inscenizacji biorą udział setki odtwórców. Jednym słowem, rekonstrukcje historyczne są świetnym sposobem na spędzanie wolnego czasu oraz zaciekawienie się historią lub rozwój tychże zainteresowań. W tego typu przedsięwzięcia z roku na rok angażuje się coraz więcej osób, zwłaszcza studentów. Jest to w końcu dużo aktywniejszy sposób spędzania wolnego czasu niż siedzenie przed komputerem. 0

Skrót multimedialny VGA 2012 W grudniu ubiegłego roku już po raz dziesiąty miała miejsce gala Video Game Awards, na której tradycyjnie rozdano nagrody dla najlepszych gier zeszłego roku. Dość nieoczekiwanie za grę roku uznano produkcję firmy Telltale Games – przygodówkę The Walking Dead: The Video Game. Natomiast miano gry dekady, zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, zostało przyznane wyśmienitej produkcji Valve o tytule Half-Life 2. Z kolei nagrodę publiczności dla najbardziej oczekiwanej gry 2013 roku zgarnęło Grand Theft Auto V.

Soczewki z LCD Belgijscy naukowcy opracowali prototypowe soczewki kontaktowe z wyświetlaczem LCD. Niestety wyświetlany przez nie obraz nie jest widoczny przez posiadacza tychże soczewek, gdyż ludzkie oko nie potrafi skupić się na obrazie bezpośrednio generowanym na jego powierzchni. Nie znaczy to jednakże, że gadżet taki jest zupełnie nieprzydatny. Obraz mogą zobaczyć wszystkie osoby postronne, pozwala więc na dowolne zmiany koloru oczu czy maskowanie pewnych wad nabytych lub wrodzonych użytkownika.

Fall Weiss Polskie studio Wastelands Interactive poinformoże jego najnowsza strategiczna gra turowa Zwało, okazji dziesięciolecia serii Battlefield, firma Fall Weiss (w Polsce pod tytułem Wrzesień dzie’39) DICE bezpłatnie udostępnia swoje pierwsze weszła już w fazę beta. związku tym wyda1942 . HitW sprzed lat,z w lekko odło – Battlefielda rzeniem warto zwrócić uwagę na tą z sekcji produkcję. Ma świeżonym wydaniu, można pobrać „dem” ona zarówno szczegółowo odtworzyć w systemie cyfrowej dystrybucji Origin.wydarzenia Małym rozznane z kampanii wrześniowej napaść Niemiec czarowaniem okazuje się jednak–fakt, że darmowa na Polskę zdradziecki atak Sowietów w Polwersja gry oraz nie jest kompatybilna z jej sklepowymi skę, jak i oraz pozwolić graczowi na zmianę przeodpowiednikami. biegu wojny.

fot. zbiory GRH Suomen Armeija

Konkurencyjni Polacy

W Polsce istnieją grupy rekonstrukcyjne odtwarzające najróżniejsze okresy i narodowości. Powyżej zdjęcie GRH Suomen Armeija odtwarzająca armię fińską z okresu II wojny światowej.

Rodzima firma produkująca tablety – Manta – pochwaliła się swoimi wynikami za zeszły rok. Okazuje się, że w okresie od stycznia do listopada 2012 r. nabywców znalazło ponad 100 tys. tabletów tego producenta. Wynik ten pokazuje, że przynajmniej na własnym podwórku polscy producenci mogą z powodzeniem konkurować ze światowymi liderami.

styczeń 2013


/ widoki z Barcelony

Serce Katalonii Jest na świecie miasto, gdzie poznać można naród hiszpański od zupełnie innej strony. Miejsce, w którym stoją budynki niczym z bajek i najdziwniejsza bazylika na świecie. Mowa o Barcelonie, która każdego dnia potrafi zaskoczyć czymś innym. : M a R ta M a Ś L A K fot. Jvhertum, CC

TEKST

iasto zalane promieniami słońca nie zauważa, że jest środek zimy. Pod kawiarnianymi parasolami siedzą starsi mężczyźni prowadząc ożywione rozmowy. Turyści powolnym krokiem przechodzą od jednego straganu do drugiego kupując pamiątki. Tu i ówdzie można dostrzec mima udającego posąg lub odgrywającego pojedyncze teatralne sceny, wokół którego stoi wianuszek zachwyconych przechodniów. Z oddali słychać prośby dziecka, które skuszone słodkim zapachem rozchodzącym się w powietrzu namawia rodzica do zakupu gofrów. Nagle sielski klimat przerywają ledwo dosłyszalne krzyki. Kilka minut później można już zobaczyć grupę mężczyzn, niosących antyrządowe transparenty. Wykrzykując swoje hasła, przechodzą przez La Rambla – najbardziej re-

M

prezentatywną ulicę Barcelony, która przynajmniej raz w tygodniu jest świadkiem protestów lokalnej społeczności.

opinia sprawia, że nie są lubiani wśród reszty społeczeństwa. Często nazywani są hiszpańskimi Polakami, chociaż nie wiadomo dlaczego, ani też kiedy dokładnie przylgnęło do nich to przezwisko. Niektórzy uważają, że to przez ich nadmierną oszczędność, inni zaś, że jest to odniesienie do ich pracowitości i zaradności.

Hiszpańscy Polacy Barcelona jest stolicą Katalonii. Jej mieszkańcy mówią wprost, że różnią się od reszty Hiszpanów. Mają inne zwyczaje, odmienne jedzenie, a nawet kulturę pracy. Nie przepadają za walkami byków, z których Hiszpania przecież słynie. Dużo większe znaczenie ma dla nich taniec narodowy, nazywany sardaną. Powolny i elegancki, pokazuje charakter samych mieszkańców, którzy swoim zachowaniem bardziej przypominają naród niemiecki niż hiszpański. Są poważni i pracowici, a wielu z nich traktuje resztę ludności swego kraju jako ludzi leniwych i mało ambitnych. Ta

Rozkosz dla podniebienia Barcelona skrywa w swoich uliczkach wiele niespodzianek. Jedną z nich jest La Boqueria, wielka hala targowa, której historia sięga już XII wieku. Ilość i różnorodność smakołyków zachwyca nawet najbardziej wybrednych smakoszy. Równo ułożone truskawki pobudzają swoim słodkim zapachem zmysły, które od lata zdążyły się już stęsknić za tą słodyczą. Misternie udekorowane czekoladki i ciasteczka są ucztą dla oczu, a niezliczona ilość mięs, owoców morza i przypraw pozwala na przygotowanie dowolnej potrawy. Unikać trzeba jedynie ostrych papryczek habanero, przed których piekielnym smakiem turysta nie zostanie ostrzeżony nawet przez sprzedawcę.

54-55

fot. Freepenguin, CC

Architektura, która zaskakuje Antonio Gaudi, kataloński architekt i inżynier secesyjny, zostawił po sobie liczne projekty i budowle. Niektóre z nich zdobią ulice Barcelony, zachwycając turystów pomysłowością twórcy. La Pedrera – przez wielu uważana za najbardziej imponująca kamienicę zaprojektowaną przez Gaudiego – olśniewa funkcjonalnym dachem, po którym spacerować można między rzeźbami oraz gdzie przysiąść można na schodach i delektować się panoramą miasta. Z kolei Casa Batllo przywodzi na


widoki z Barcelony /

Odpoczynek od miejskiego zgiełku Zwiedzając serce Katalonii, nie można pominąć parku Guell, który także został zaprojektowany przez Gaudiego. Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jest jednym z ciekawszych obiektów tego typu w Europie. Uwagę przykuwa tu szczególnie szeroki taras z kolorowymi ławkami na jego brzegach, z których każda ozdobiona jest mozaiką ułożoną z kawałków tłuczonej porcelany. Ich pofalowane oparcia idealnie komponują się z otaczającą przyrodą, z której architekt czerpał pomysły. Warto zajrzeć także do Sali Kolumnowej, aby zobaczyć potężne filary, kolorowe mozaiki oraz fontanny.

Świątynia futbolu Piłka nożna jest w tym mieście ważniejsza niż religia. Odzwierciedla to motto FC Barce-

fot. Tsutomu Takasu, CC

myśl chatkę Baby Jagi opisaną w baśniach z dzieciństwa. Powyginana fasada i dach w kolorach tęczy rozbudzają wyobraźnię każdego turysty. Wnętrza tej kamienicy także zadziwiają – nie ma tam kątów, wszystkie meble, rogi pokojów, a nawet kominek mają opływowe, często owalne kształty. Warto wspomnieć też o najważniejszej budowli artysty. Przez wyjątkową i niepowtarzalną formę, szczegółowość zaprojektowanych detali oraz ogromne rozmiary do tej pory jest w trakcie budowy, mimo iż rozpoczęto ją już w 1882 roku. Wnętrze Sagrady Familii przytłacza swoją wielkością. Filary przypominające korony drzew i ogromne, kolorowe witraże sprawiają, iż żadna inna budowla tego typu nie jest w stanie jej dorównać. Jedynie stojące dookoła dźwigi nie pozwalają na zrobienie idealnego zdjęcia. Znikną one dopiero w 2030 roku, w którym planowane jest zakończenie budowy. lony: Mésqueun club, co po polsku oznacza Więcej niż klub. Po każdym meczu odegranym na murawie jej stadionu mieszkańcy miasta wspólnie świętują zwycięstwo lub opłakują porażkę na ulicach. Sam stadion robi wrażenie nawet na sportowych ignorantach. Mieści na trybunach prawie dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy kibiców i jest naprawdę ogromny. Przy budynku znajduje się także muzeum zespołu, gdzie zobaczyć można puchary, koszulki, a nawet buty, których używali najważniejsi gracze drużyny.

Nie wszędzie trzeba zaglądać El Ravalto to dzielnica, której początki sięgają średniowiecza. Łatwo tam bezwiednie zawędrować, ponieważ znajduje się tuż obok popularnej ulicy La Rambla. Mimo nieustannych prób władz miasta, aby zmienić ją w dzielnicę artystyczno-turystyczną, cieszy się złą sławą. Wystarczą dwa kroki od czarującego bulwaru i już zagraniczni goście witani są nieprzychylnymi spojrzeniami. Widok patroli policyjnych pojawiających się o zmierzchu nie poprawia poczucia bezpieczeństwa. Najlepiej jest unikać tej

okolicy, od wielu lat kojarzącej się z dużą przestępczością.

Wieczór pod gwiazdami Jedną z największych zalet Barcelony, szczególnie w upalne dni, jest miejska plaża i możliwość ochłodzenia się w Morzu Śródziemnym. Nawet zimą przy brzegu spaceruje wiele osób, a deptak zapełniony jest biegaczami. Uspokajający szum fal i zbieranie dużych, kolorowych muszli to wspaniały sposób na pozbycie się zmartwień. W ciepłe wieczory plaża ożywa jeszcze bardziej. Na piasku gromadzą się grupy roześmianej młodzieży, z pobliskich klubów rozbrzmiewa rytmiczna muzyka, a gwiazdy bogato przyozdabiają niebo. Całej scenerii uroku dodaje nocna panorama miasta, które dobrze widać z tego miejsca. Barcelona jest miejscem niepowtarzalnym. Proponuje wiele rozmaitych atrakcji i zaskakuje nie tylko architekturą, ale także charakterem mieszkańców i atmosferą odmienną niż w innych częściach Hiszpanii. Kto raz z tego miasta wróci, będzie do niego tęsknić przez bardzo długi czas. 0

Ciekawostki dla odwiedzających Barcelonę Wyjeżdżającym do Barcelony MAGIEL radzi zapoznać się z paroma praktycznymi informacjami:

fot. Wbarcelona, CC

1. Na wycieczkę do tego miasta idealnie wybrać się na przełomie lutego i marca, kiedy w Polsce na chodnikach leży śnieg, a tam można cieszyć się palmami, słońcem i truskawkami. 2. Najlepszym sposobem aby spróbować miejscowych przysmaków i obserwować styl życia Hiszpanów jest odwiedzanie barów tapas. Nie tylko podają tam różnorodne i pyszne jedzenie, ale także są to zazwyczaj miejsca spotkań towarzyskich wielu mieszkańców.

3. Hosteli warto szukać na ulicy La Rambla, mimo iż jest to najbardziej reprezentatywna ulica w mieście, oraz na innych ulicach w centrum. Wbrew pozorom, można znaleźć tam bardzo tanie miejsca do noclegu. 4. Komunikacja miejska jest bardzo dobrze rozwinięta. Z lotniska do centrum kursuje Aerobus, a po całym mieście można poruszać się bez problemu metrem, które ma aż 11 linii. 5. Nawet jeżeli ktoś nie jest zafascynowany architekturą, warto wybrać się na wycieczkę szlakiem budynków Gaudiego – ich projekty i wnętrza zaskoczą każdego.

styczeń 2013


/ petsy Jak najlepiej wyjąć dziecko z miksera? Nachosami.

Zwierzaki domowe Nadszedł styczeń. Dalej jest zimno i nieprzyjemnie, więc jedyną rozrywkę można znaleźć w domowym zaciszu. Ale bądźmy szczerzy, granie na playstation już nie przystoi poważnym korpo studentom. Książki są fajne tylko jak się je czyta przy innych, bo można dostać trochę propsów. Nawet zaglądanie do studenckiej lodówki przysparza więcej frustracji niż radości. Więc co? Najwyższy czas zdobyć przyjaciela! Zapodajemy trzy super zwierzaki domowe, które zawsze Was zrozumieją, rozbawią, a nawet pocieszą. Czyli mops, jeż i dziecko.

Jeż

Dziecko

OCENA: 88887

OCENA: 88777

OCENA: 88889

Słodka psina, nie ma co! Niemniej nie ma się co oszuki-

O nie, jaki przypał! Miną wieki zanim bachorek dorośnie

No jest trochę wad. Po pierwsze, będziesz czuł(a)

wać – na ulicy lepiej się z nim nie pokazywać. Uśmieszki

i będzie kontaktował, da radę się z nim pobawić i nor-

się jak połowa dzieci, które miały ostatnio pierwszą

politowania wszystkich ludzi na widok śmiesznego

malnie żyć! I małe dziecko wcale nie jest słodkie jak na

komunię i dostały jeża w prezencie. Po drugie, trochę

psiaka mogą być dołujące, w końcu ani on duży, ani

filmach. Czerwone, zapłakane, robiące pod siebie – no

ciężko się przytulić, jak zwierzak chce Ci poharatać

groźny (nawet nie szczeknie!). Jednakże, jako roz-

fun! Wiadomo, dziecko to najlepsza rzecz, jaka może

twarz bardziej niż niejeden dres na dzielni. Po trzecie,

rywka domowa, mops jest super! Gruby cielaczek na

nas spotkać w życiu (so they say), ale to nie może być

ciężko nawiązać konstruktywną dyskusję (ale pokaż-

cienkich nóżkach nie może nie przyprawić o uśmiech!

Twój najlepszy przyjaciel. Bardziej to podwładny, ani-

cie mi taką z bachorkiem!). Ale jaki to jest słodziak! Jeż

I ta mordka, której widok rekompensuje każdy dzień na

żeli kumpel. I te nakłady finansowe! Zaharujesz się na

w kąpieli to najfajniejsza, najsłodsza, najradośniejsza i

uczelni/w korpo! I z mopsem można pograć w kręgle,

śmierć, tylko by dzieciak miał dostatnie życie, a on nie

jeszcze raz najsłodsza rzecz jaka Cię spotka w życiu.

zrobić świąteczną sesję zdjęciową lub potańczyć do

dość, że Ci nawet nie podziękuje, to będzie traktował

Nic tylko kąpać go i kąpać. A po kąpieli zabawa z jeżem

Adele (obczaj na youtube). Mocny kandydat!

Twój dom jak hotel. I tyle po zabawie z nim.

jest wyborna!

OCENA: 88877

OCENA: 88888

OCENA: 88897

Na pewno wygrywa z dzieckiem.

Jest minimalna szansa, że uda się wyhodować milionera.

Rozrywkowe wypady to nie z jeżem.

OCENA: 88777

OCENA: 88887

OCENA: 88888

Wbrew powszechnemu entuzjazmowi i fascynacji

Niezwykle czasochłonna rozrywka. Warto gruntow-

Jeż. Należy do rodziny małych, naziemnych ssaków łoży-

związanej z tym zwierzęciem nie jest to mój fawo-

nie zastanowić się przed podjęciem decyzji sprawienia

skowych, pokrytych sztywnymi włosami przekształco-

ryt. Krótka i chropowata sierść, pomarszczone fałdy

sobie jednego, bo potem nie można się już wycofać.

nymi u niektórych w kolce, zaliczany do Erinaceomorpha.

skóry i ten smutny pysk z podobno rozczulającym

Z dzieckiem mnóstwo jest upierdliwej roboty jak zmiana pie-

Podobno hit wśród zeszłorocznych prezentów komunij-

spojrzeniem zupełnie nie zachęcają mnie do spędza-

luch czy całonocne czuwanie (żegnajcie szalone domówki).

nych (odnośnie świątecznych wciąż jeszcze nie podano

nia czasu z psiakiem. I chociaż sieć pełna jest f ilmów

Z drugiej strony jednak, radość z każdego uśmiechu, nowo

najnowszych zestawień rynkowych). Skąd ten szał?

ukazujących mopsa jako zwierzę zabawne oraz

nauczonego słowa czy pierwszego kroku może być prze-

Może rozczulającym jest fakt, że gdy bezbronny jeż się

słodkie, to w mojej głowie wciąż tkwi wyobrażenie

ogromna i zrekompensować wcześniejsze niedogodności.

przestraszy, zwija się w kulkę najeżoną kolcami? A może

o nieuczciwym mopsie-biznesmenie z cygarem w

Warto również pamiętać o szerokiej gamie dodatków, nie-

to taki nowy rodzaj pieszczocha wśród metalowców? W

pysku wyzyskującym biedne i słabe kundelki.

potrzebnych zabawek i ślicznych ubranek. Wybierając się

każdym razie podczas zabawy trzeba z nim oraz na niego

na zakupy dla naszego ulubieńca można stracić głowę!

uważać, bo to gatunek pod ścisłą ochroną w Polsce.

Pierzchałka

Internety

Piotras

Mops

56-57 magiel


varia / CNN News: Luksemburg rozpoczął wycofywanie swego żołnierza z Iraku

Na koniec Polecamy: 58 CZARNO NA BIAŁYM Zielony Rynek

Hipster-burger na targu w sercu Londynu

60 FELIETON Stop zmedioceniu 62 DO GÓRY NOGAMI Szczęśliwego nowego hejtu w roku 2013!

Nienawiść, po prostu, zalewa mi mózg - Stefan Niesiołowski

O końcu świata słów kilka e wa s t e m p n i ow s k a iedy powstaje ten tekst jest 4:04, 15 grudnia 2012 roku. Jeśli jednak właśnie go czytacie, oznacza to, że przeżyliśmy koniec świata. Kolejny! Uff! Ponieważ nigdy nie brałam sobie szczególnie do serca rzekomego kresu kalendarza Majów, przebiegunowania Ziemi i tym podobnych, to i data 21 grudnia nie wydawała mi się szczególnie wyjątkowa. Dla wielu z nas, to przysłowiowy „dzień jak co dzień”. Piątkowa impreza, wyjście z przyjaciółmi, powrót do domu na święta. Mimo to, wielka przepowiednia Majów stała się doskonałym kąskiem dla marketingowców, co kłuło w oczy z billboardów i spotów reklamowych. Gdziekolwiek człowiek nie spojrzał: koniec świata. Sklep „nie dla idiotów” oferował mi telewizor za pół darmo, no ale kim trzeba być, jeśli nie idiotą, żeby kupić telewizor na kilka godzin przed końcem wszystkiego? Może tylko po to, żeby zobaczyć jak dużo bardziej spektakularnie kończy się świat w niedoścignionej Ameryce? Ta wielkość chyba zawsze nas kręciła. A ponieważ nie dało się od tego wydarzenia uciec w żaden sposób, idąc nieco za głównym nurtem, zaczęłam się zastanawiać, czy koniec świata oznacza zawsze to samo. Czy to zawsze

K

Wszystkie łączy jedno: każdy koniec to też nowy początek.

jest wielkie Bum, po którym nic nie ma? Wielki kataklizm i wszechobecne cierpienie? Życie, jak to życie, samo postanowiło dać mi odpowiedź. Okazuje się, że są rzeczy gorsze niż wielkie Bum. Są sprawy, które dotykają nas dużo bardziej, bo uderzają w sam środek, każdego z osobna. A przy nich, wielkie Bum wydaje się być jak zbawienie. Codziennie ktoś przeżywa swój mały (a może i duży?) koniec świata. Codziennie umiera czyjaś matka, codziennie z głodu cierpi jakieś dziecko, codziennie ktoś traci pracę, codziennie komuś kradną to, co dla niego cenne i ważne. Końców świata jest tyle, ile ludzi na ziemi, bo dla każdego koniec może być różny, mieć inny wymiar. Wszystkie łączy jedno: każdy koniec to też nowy początek. I chociaż brzmi to jak wyświechtane, naiwne powiedzonko, to w gruncie rzeczy najszczersza prawda. Ważne, by mieć wokół siebie ludzi, którzy pomogą nam w to uwierzyć i podadzą rękę, by móc wstać po kolejnym prywatnym końcu świata. Tego właśnie życzę Wam i sobie. I mam nadzieję, że się nie pomyliłam, i że ten tekst trafił w wasze ręce, pokonując kolejny koniec. 0

styczeń 2013

fot. Kasia Matuszek

Tak upadają media


/ londyński targ

Zielony Rynek

T E K S T I F o t o g r a fie :

M ac i e j S i mm

Na początek burger z serkiem halloumi, ewentualnie hot-dog z chorizo. Nie można też ominąć wspaniałego raclette z topionym serem Ogleshield. plątaninie ulic południowej części Londynu, poprzecinanych ceglanymi wiaduktami kolejowymi prowadzącymi do Waterloo Station oraz London Bridge Station jest miejsce, które swoim zapachem razi w promieniu kilometra. Woń smażonych kiełbas i mięsa, stoisk rybnych, topionego sera, przypraw oraz potraw, jakich angielska kuchnia nie widziała na oczy powala człowieka, który po raz pierwszy wejdzie w mroczne zakamarki Borough Market. Tylko co jakiś czas targowy gwar przerywa stukot kół pociągów przejeżdżających przerzuconym nad halą wystawienniczą wiaduktem.

W Historia

Historia londyńskiego targu jest ściśle związana z sąsiadującym London Bridge. Most łączył centrum miasta usytuowane na północnym brzegu Tamizy z jego południową częścią. Rynek na Borough od swoich początków znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki i kanału łączącego go z portem miejskim. Historia targu sięga 1014 roku. Dopiero w 1756 roku został przeniesiony w miejsce, w którym znajduje się

58-59

dziś – przy Southwark Cathedral, w obrębie Southwark Street i Borough High Street.

Quality control Dziś Borough Market to bodaj jedno z najbardziej hipsterskich miejsc na południe od Tamizy. Królują burgery, na które moda niedawno przywędrowała do Polski. Najbardziej popularne są te w wersji wegańskiej. Na przykład z serkiem halloumi. Kawałek dalej jest stoisko, na którym sprzedają słynne tosty. Wielkie krążki żółtego sera topi się nad ogniem. W okolicy unosi się niesamowity zapach. Stopiona masa spływa wprost na przypiekane bułeczki, po które cały czas stoi długa kolejka. Gdzieś indziej, znad rusztu z różnymi odmianami kiełbas unosi się chmura dymu. W oczy rzuca się szczególnie charakterystyczna czerwień hiszpańskiej chorizo. Na stoisku z grzanym winem, zza lady uśmiecha się sympatyczny człowiek o szkockiej urodzie. – One moment Sir. Time for quality control! Miesza gar z winem, próbuje, dolewa chochlę wywaru z pomarańczy, próbuje ponownie. Dopiero po chwili podaje rozgrzany kubek. Borough to doskonałe miejsce na lunch. Ludzie pracujący w pobliskich wieżowcach przychodzą tu w okolicach południa. Jednak do dziś jest to też miejsce, w którym zaopatrują się londyńscy restauratorzy. Dzięki temu skala rynku została zachowana. W innych miastach takie targowiska zostały już wypędzone z centrów i przeniesione do stalowych hangarów, gdzieś daleko na przedmieściach. 0


londyński targ /

styczeń 2013


/ o erozji mediów Mediot – human idiot who will blindly believe and spread what the media reports without tapping into the source, the validity and the true purpuse of the news.

Stop zmedioceniu Karol Serena

s z e f dz i a ł u f e l i e t o n

yć na dnie i dalej tonąć? Fizycznie niemożliwe, a jednak to chleb powszedni mediów brukowych. Każdy kolejny dzień staje się dowodem na to, że granice przyzwoitości wciąż można przekraczać, że papier potrafi znieść wszystko (szklany ekran także). Coraz trudniej wyobrazić sobie, czym można nas jeszcze zaskoczyć – wszak w nawale pseudosensacji stajemy się coraz odporniejsi na najgorsze obrzydliwości, co tworzy zaklęty krąg rynsztokowej beznadziei. Ktoś może w tym miejscu powiedzieć, że tabloidy to łatwy chłopiec do bicia. Zgoda, wszak dziennikarstwo, podobnie jak wszystko inne, ma jakiś swój margines, ciemną stronę. Problem tkwi jednak w tym, że tabloidyzacja nie od dziś przekracza granice nawet tego marginesu, sięgając swoimi mackami coraz dalej i obalając kolejne bastiony prawdziwego dziennikarstwa. Taran celebryctwa i postępującego szmatławienia brnie naprzód, wypierając dobre dziennikarstwo. W konsekwencji każdego dnia stajemy przed stosem nagłówków nie do ogarnięcia (polecam ciekawą grupę na Facebooku o tej nazwie), z których dowiadujemy się, kto dzisiaj przerywa milczenie, kto zabiera głos i ujawnia prawdę, jaki to filmik robi furorę w sieci i która znana aktorka zdobyła się na szokujące wyznanie (cytaty zebrane podczas pojedynczej wizyty na najpopularniejszym polskim portalu internetowym). My, odbiorcy, pozostajemy pod ciągłym ostrzałem codziennych szoków i katastrof, których, jak się często okazuje po zapoznaniu z materiałem, tak naprawdę nie było. Sensacyjna zbitka słów w tytule ma namnażać jak największą liczbę kliknięć, mających bezpośrednie przełożenie na przychody z reklam. W tej chorej, nadgnitej rzeczywistości, newsami dnia stają wyrwane z kontekstu cytaty polityków, celebrytów i pseudoautorytetów. To wszystko składa się na monstrualną machinę, bezpardonowy przemysł absurdu, produkujący legiony idiotów. Czy prymat zysku nad jakąkolwiek rzetelnością ma swoje granice? W czasach kryzysu, nadprodukcji dziennikarzy z dyplomem wyższej uczelni (jakby jeszcze było mało, najlepsi często absolwentami dziennikarstwa wcale nie są), tysiące z nich za parę groszy potrafią zaprzedać wszystkie swoje ideały – o ile w ogóle jakiekolwiek „złudzenia” tego rodzaju posiadają. Zwiększaj przychody z reklam jak najmniejszym kosztem – tak brzmi credo dzisiejszych koncernów medialnych. W konsekwencji takiej

B

Kto dzisiaj opowie nam i wytłumaczy tragedię wojny domowej w Syrii albo ekspansję Al-Kaidy w Mali? Na ile lepiej można byłoby zrozumieć arabską wiosnę, gdybyśmy nie musieli opierać się wyłącznie na barwionych krwią nagłówkach?

60-61

logiki drogie w utrzymaniu działy śledcze kurczą się i wypadają z kolejnych redakcji, a świetne onegdaj dziennikarstwo śledcze dogorywa i obecnie kojarzy się raczej ze Smoleńskiem niż z czasami swojej świetności, kiedy Anna Marszałek, Dziennikarka Roku 2003, dostarczała materiał na pierwsze strony gazet, ujawniając lub przyczyniając się do ujawnienia afery starachowickiej, zabójstwa gen. Papały, czy też nieprawidłowości w Ministerstwie Obrony Narodowej z udziałem ówczesnego ministra Romualda Szeremietiewa. Wszak po co się męczyć, jeśli można wypełnić wolne szpalty relacją z frontu wojny polsko-polskiej lub doniesieniem na temat kobiety z wysp Senkaku, której urodziło się dziecko z trzema rękoma (zmyślam). W tym kontekście warto zwrócić uwagę na degenerujące zjawisko spychania informacji międzynarodowych na dalszy plan, z czym mamy do czynienia już od przynajmniej kilku lat. Wieści ze świata skupiają się zazwyczaj na detalach permanentnego kryzysu w Unii Europejskiej, wyborach w jakimś kraju albo na michałkach bez znaczenia, które można umieścić na bocznych szpaltach/ostatnich stronach/w charakterze rozluźniającego dowcipu pod koniec programu (skreśl niepotrzebne). Z rozrzewnieniem wspominam czasy znakomitości pokroju Waldemara Milewicza. Jego Dziwny jest ten świat pozwalał wyrwać się z wygodnego fotela i oczywistego dla nas świata do wrót piekła na ziemi, zarzewia najgorętszych konfliktów. Pozwalał lepiej zrozumieć świat. Kto dzisiaj opowie nam i wytłumaczy tragedię wojny domowej w Syrii, ekspansję Al-Kaidy w Mali? Na ile lepiej można byłoby zrozumieć arabską wiosnę, gdybyśmy nie musieli opierać się wyłącznie na barwionych krwią nagłówkach o liczbie zabitych w takim a takim zamachu? Wierzę, że niedługo powiemy sobie „dość” makdonaldyzacji mass mediów i zaczniemy gromadnie znajdować własne źródła informacji. Naiwniactwo? Badania z zakresu ekonomii behawioralnej dowodzą, że im wyżej sobie stawiamy cel (do pewnych rozsądnych granic), tym więcej osiągamy. Brzmi jak truizm, ale obnaża ważną prawdę: możemy więcej niż nam się wydaje. Zainwestuj chwilę w poszukanie substytutów dla bzdur, które czytasz czasem podczas wykładu lub przerwy w pracy. Wydostań się z rzeczywistości, w której bezmyślnie chwytamy to, co nam się podsuwa pod nos; w której podaż kreuje popyt, a nie na odwrót. 0


– Co to jest pochodna z imprezy? – Jest to taka ilość alkoholu, jaką można kupić za butelki sprzedane po tej imprezie. – A kiedy można powiedzieć, że była niezła impreza? – Jak druga pochodna jest dodatnia!

Na uczelni medycznej w dawnym ZSRR student zdaje egzamin końcowy. Egzaminator pokazuje mu szkielet i pyta: – Czyj jest to szkielet? Student się zastanawia: – Pies czy wilk? – To szkielet psa – odpowiada. – Dobrze, a ten? Student myśli: – Krowa albo żubr? Eee, skąd by mieli szkielet żubra? To szkielet krowy – odpowiada. – Dobrze, no i ostatni szkielet. – Choroba, człowiek albo małpa – zastanawia się student – Chyba człowiek, ale pewien nie jestem. – No słucham? – ponagla egzaminator. – Kurcze, jak powiem człowiek a to będzie małpa to się zbłaźnię – zastanawia się nadal student. Denerwujący się egzaminator podpowiada: – No, o czym uczyliście się przez pięć lat? Zdumiony student: – Niemożliwe – Lenin?

Fan Bearsów, Brenda, osoba uprawiająca figi, osoba która wygrała 2260$ i fan Jetsów to 5 różnych osób. Brenda wygrała więcej niż fan Bearsów. Bryce albo uprawia maliny, albo arbuzy. Brenda nie kibicuje zespołowi 49 i nie uprawia malin. Spośród osoby uprawiającej maliny i Brendy, jedna wygrała 2100$, druga kibicuje Giantsom. Bryce nie wygrał 2260$ i nie uprawia arbuzów. Kendra nie kibicuje zespołowi Patriots i nie wygrała 1040$. Osobą, która wygrała 2300$ jest Rylee. Osoba, która wygrała 2260$ kibicuje Patriotsom. Fan Bearsów wygrał mniej niż osoba uprawiająca jeżyny. Osoba uprawiająca ananasy wygrała więcej niż Brenda. Fan Jetsów nie uprawia ananasów ani jeżyn.

Siedzą funkcje w okopie, a tu nagle biegnie ciąg i mówi: – Uciekajcie, idą Niemcy i was zróżniczkują! Wszystkie funkcje uciekły, jedna tylko została. Przyszli Niemcy: – Czemu nie uciekłaś?– pytają. – Bo ja jestem ex – Hehe, ale my różniczkujemy po dy.

1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12.

Znajdź wielkość wygranej, ulubiony zespół i owoc, który uprawia każda z osób, wpisując O i X w odpowiednie pola tabeli w oparciu o podane wskazówki

Łamigłówka

Humor w poziomie

dx

xdx 4 − x2

x

3

∫ cos x( x

2

− 5 x + 6)dx

2 x x + 1dx ∫

∫ sin

Wyznacz całki:

Nadchodzi sesja – czas, w którym studenci zaczynają zastanawiać się, gdzie zniknął grudzień. Dlatego w tym numerze nie będzie typowego dla tej kolumny sudoku. Będą całki.


i Do Góry Nogaamm in z DMBO fanpejdży z

napływie śmiesznych niczym egz W tym numerze nie piszemy o awano razem z książbilety na imprezę w klubie sprzed że , tym o ani mi, ma me i ym ow esgieh jsze wydarzenia. ego roku obfitowała w zabawnie egł ubi ka ców Koń a. icz ow cer ką Leszka Bal PR ZY GO TO WA Ł:

LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA

światło końcu ujr zał e enn dzi api sać jed nak trz ejek t pro szy rw pie ba o nie ocz ekiwaąorz sam y tyw nowej inicja nyc h skutka ch coWy ni. yw eat Kr – ej dow i ze c ują roc znej licy tacji kol acj tow ygo prz kaz ali się tor ąstudentam i SGH. Re dak now y reg ula min samorz eto ern int u tal por stu zna neg o ach ram w du, gdzie eiwe go stw ierd ziła , iż oci ieśc zam tu żar ego cki den two, ra się to o stręcz yciels li w osobny m paragrafie yć m gdy ż licy tujący mo że licz zapis o tym, iż w lec ący kojna coś wię cej niż tyl ko zna że mo nie samolocie ewlacje. Or gan izator zy zap niż ⅓ cej wię się ać dow gą eniają, że w licy tacjac h mo członków org anów kol joucz est nic zyć jedynie zna Nietor dak Re ch. lny gia zym uje mi znajomych i o nic odpow ied zia lny gratul atak im nie ma mowy. Zw wnoaty kre j ane tyk spo nie adrażając jed nak na “pr zyp a. ści, ale na prz ysz łość czą Nie wiem, co piszę, ale fajnie, że się klik kow ą” cenę wy wo ław iętać, pam a pad wy – i tam zi dzi uważać z tak imi żar 69 złotyc h ora z odp ow ied . “K ola cje cza sem się jest zdekla rowany m wy (np iż now y prz ewodnicz ący w zak ładce “Po kol acji” dob zej opo rac wd pra ale c a… wię i, ran ośc do nawet Prawa i Spraw ied liw cą bor ed prz edł użają… Cz asem prz zne pew na ityc i pol e nastroje u.” lub “na kol acj nie w ten sposób sonduj anie zabrak nie mi ape tyt bac zyć pan i red aki. Co do samego paragr wy am żna stk mo czy i y”) ym ńcz czn sko oro now tak no się nie ć też bra ą ona ian a eln usz y ucz fantazji. Pow inn fu - prawdopodobnie por tor, iż popuściła wo dze odów prz ed budynk iem iels two”, jak kolwie k sch zyc ont ręc rem “st y ejn wo kol sło jak że o sam wie dzieć, tusty pro innych osób do głównym. obr aźl iwe (na kła nia nie nas iu pn sto nym żad w .), cji - red eda ktor Nieodpow iepro zaicznie obr aża i to z dos yć dzialny w rozmowach go t nik neg o powodu - w SGH ze studentami naszej ter minie zna . U nas uży wa się usz ał set ki najróż niejpor i ucz eln nu “ta rgi kar ier y”. jed nak szych tematów, wsz yst kie y miaóln wsp en jed ko tyl dułąc zył poprzednim numerze czy m ał dzi wie now nik – nik t nie żym łuk iem ominęliśmy oSam się je mu zaj dę raw jej i tak nap wyczyny SGH TV yprz ocą pom Z . ż wiemy, rząd Studentów problemy techniczne, gdy icz ąodn ew prz y był nak ie jed ow onk szedł że 5000 złotych, jak ie czł ikowa li projekcy i jego zar ząd. Opubl ekipy dostali na rea lizację raport (!) wy ico onn -str ur 143 nit gar oni tu, wysta rczyło tylko na lnoała dzi ej czn pójść do ze swojej całoro dla osoby, która miała iwo tpl wą ał mi nie t nik y jak Ab (co ści. sklepu, by zakupić kamerę działa lnem tości – nie jest to raport z a w wiemy zakończyło się kup sam ść lno ała dzi z lec ny wa uży ności, estera, który obecnie jest prz kie yst wsz c dno, stysobie. Od licz ają gotowy do SS u do kręcenia filmów – tru i zaząd Zar ndy k eke one we Czł z ora ęta sób świ y, spo lówka to podstawa). Nie przyłożeniu 143- rw pisali po est ycji w kontrofensywy po kładając, że dziennie jednak nie zauwa żyć inw dzi na arz cho tw wy , w stu em tek ort nę rap e stro iwi ym tpl jed ną stronicow kapitał ludzki, jak ą niewą łowados im o tał lność zos z “Agroto, że na norma lną działa było przejęcie reportera nat jest ych eka row dzi est że , sylw ego wn nów pla dzi c z nie kil ka dni. Nic wię icbiznesu”, zdającego relację w, o kalend arz e akadem ter ten nie dość, że imponu otwart y w cza sie jęz ykó elk ą studentów SGH. Prezen Wi poa ścią iu, eżo czn sty świ w zów ać wid pyt yca kie studenci zac zynają je fry zurą, to jeszcze zachw y tyl ko produc enci gazu pie m ze sta rachowick iej firm Domówkę pamiętają już rwnywalną tylko z mięse ąarz “Z u iot edm prz z 5,5 bu prz owego... 0 Constar. Dla CEMS Clu ”! dza nie bezpłodem rolnym

N

W

R

W

666


Dzień dobry pełen wyzwań

Dołącz do ambitnego zespołu specjalistów w zakresie audytu, doradztwa podatkowego, biznesowego i transakcyjnego. Zyskaj doświadczenie, którego wartość procentuje przez całe życie. Przekonaj się, że w inspirującym środowisku możesz osiągnąć wiele. Skorzystaj z możliwości, które daje Ernst & Young, i rozpocznij karierę u najlepszego pracodawcy*. Aplikuj online i zacznij poziom wyżej! www.ey.com.pl/kariera | www.facebook.com.pl/EY.Kariera | * wg rankingu Universum i AIESEC

1


Grow Further.

FEEL THE DEAL Corporate Finance Unlimited Workshop · Ș-1ȏ 201Ȓ · Paris A deep-dive into M&A: Based on a real life BCG project, the workshop will take you through a complete transaction— from the initial idea to the closing of the deal. ƽ ʮ ƽ economics, business, or similarly quantitative subjects to attend the workshop. For more information and to apply, please visit us at cf-unlimited.bcg.com. Application deadline: January ȑȖth 201Ȓ. We are looking forward to meeting you.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.