Numer 16 (maj 1997)

Page 1

Niezależny Miesięcznik

Studentów Szkoły Głównej Handlowej

C;ł COLGATE-PALMOLIVE POLAND jest głównym sponsorem Gazety Studentów SGH

"

JPITJEJRW~~JE 1~ (Q)

lr (Q) W A N II JE ~.·

g Htl v1 .j'~ l;: '\.1~ łl!::~

l

~'

. .. Jt·s l z wiastunem artyk (~l

nit' ... ! Nie będzie to artykuł o wi":\vcie w gabinecie Rekto l " ,,, h{'lizie on też o najnows

'"''lodach wymuszania na ·"'~· ,,,,.,";"owego zaliczania sesji i ot/dawania indeksów... '/'o o cz~1n będzie ten artykuł... ll('tlzit' o sredniowiecznych ... Nit' ....\·a,ni przeczytacie (str. 3 .L·L&

podniesieniu czesnego na studiach zaocznych z 1300 zł do 1900 zł • 'Wywiad z Dziekanem SZ • Opinia Dyrektora Biura Rektorskiego • yniki ankiety .p rzeprowad.zonej wsród studentów...................str. 11-15

ogo powinni \YYStrzegać się nie tylko chłopcy, . e także panowie oraz mężczyzni....................~tr. 29-30 IR_._ Kilka sposobów na spędzenie wakacji..........str. 26-29 Le ____ O MA G L U - niezależnosć i wolnosć słowa.................................str. 2

ZMAGL


O MAGLU... Co za "niezależność"? Niektórych drażni słowo "niezależny" w nazwie gazety. Co jednak zwrot ten w przypadku MAGLA oznacza? Pomijając to, że często mylą nas z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów i czasami jakiś list do tej organizacji znajdzie się w naszej przegródce, ogólnie można stwierdzić , że omawiana niezależność dotyczy treści gazety, a nie ma nic wspólnego np. z finansami. Oczywiste jest to, że aby utrzymać bezpłatność gazety (nie licząc tego numeru) musimy szukać innych źródeł finansowania, tzn. sponsorów. Nie wiem, czy zauważyliście, że w MAGLU nie ukazują się prawie w ogóle żadne reklamy. Jest to wynikiem przyjętej przez nas zasady: liczy się treść , a nie to, ile pieniędzy możemy z gazety "wyciągnąć". Tak więc, nie mamujemy powierzchni na całostronicowe ogłoszenia i reklamy, starając się zamieścić w piśmie jak najwięcej interesujących artykułów i informacji . Nie sądzę, aby wszystkie wysokonakładowe pisma, takie jak "Uniwersytet" czy "Indeks" miały na celu uprawianie studenckiego dziennikarstwa. Lektura tych często czterostronicowych czasopism, a szczególnie reklam zajmujących czasami więcej niż połowę objętości, nasuwa wniosek, że albo redaktorzy nie mają o czym pisać, albo działalność redakcji nastawiona jest na zysk. Nie dziwi więc fakt zaprzestania finansowania "Uniwersytetu" przez władze tej uczelni. Tu muszę podkreślić, że z racji pracy wykonywanej w MAGLU jeszcze nikt nie otrzymał ani grosza, więc opinie w stylu "pewnie coś za to dostają, bo się tak zaangażowali" są zwykłym oszczerstwem. To, co robimy, robimy z pasji. Osoby, które są członkami Redakcji, nie trafiły tu przypadkowo, czy też z powodu pieniędzy. Wszystkich nas łączy zamiłowanie do pisania i kreowania czegoś . Nigdy nie twierdziliśmy, że jesteśmy profesjonalnymi dziennikarzami, ale Wy nigdy nie daliście nam do zrozumienia, że Wam to przeszkadza. Tak więc, chciałbym skończyć z mitem zarabiania przez nas "na MAGLU" kroci pieniędzy. Powracając do niezależności treści, podkreślę, że Redakcja nie ulega żadnym wpływom i nie daje sobie narzucać opinii, czy też poglądów . Nie jesteśmy - w przeciwieństwie do wielu gazet studenckich - zależni od żadnej organizacji. Zawsze piszemy to, co w rzeczywistości sądzimy na dany temat. Z drugiej strony, pozwalamy wypowiedzieć się każdemu studentowi. Do chwili obecnej nie zdarzyło się, aby jakiś artykuł nie był dopuszczony do druku z powodu treści. Jedynym powodem do niewydrukowania tekstu jest brak miejsca.

Co wolno, a czego nie... Czyli trochę o zakresie swobody słowa (w SGH między innymi). Jest to kwestia, która będzie musiała zostać rozwiązana w ciągu najbliższych tygodni. Przyjrzyjmy się, jaka jest obecna sytuacja w tej materii. Z jednej strony MAGIEL niewątpliwie zalicza się do prasy, a więc z pewnością podlega prawu prasowemu, z czym wiąże się ogromna swoboda wypowiedzi i pozyskiwania źródeł informacji. Z drugiej strony, redaktorzy MAGLA są studentami SGH i podlegają Władzom Uczelni, które mogą mieć w danej sprawie odmienne stanowisko niż Redakcja. W jaki więc sposób pogodzić wolność słowa w Polsce z interesem Uczelni? Nie

~~nik

wiem. I przyznam, że nie bardzo widzę jakiekolwiek rozwiązanie, które zadowoliłoby obie strony. Uczelnia "nafaszerowana" jest rzeczami, które drażnią studentów do granic i o których NALEŻY pisać, bo inaczej nic się w tej kwestii nie zmieni. Jednak nigdy nie można być pewnym tego, czy jakiemuś profesorowi tak bardzo nie spodoba się dana wypowiedź na łamach pisma, że postanowi on podać autora artykułu do Komisji Dyscyplinarnej , czy też złożyć skargę do Rektora. Jeżeli chodzi o ten drugi przypadek, to Pani Rektor wielokrotnie w rozmowie ze mną podkreślała ogromną swobodę słowa, jaką obdarzyła Redakcję, za co Pani Rektor bardzo dziękujemy. Właśnie dzięki ochronie, jaką Pani Rektor stanowi dla Redakcji, wiemy, że możemy pisać o wielu rzeczach, o których inni "milczą do grobowej deski". Ktoś może powiedzieć, że moje słowa to "czysty podliz". Prawda i nieprawda. Prawda, bo podkreślając to, liczę na dalsze liberalne traktowanie Redakcji. Nieprawda, bo mówiąc o wolności słowa, opisuję faktyczną sytuację, a poza tym kto inny, jak nie Rektor Uczelni, mógłby chronić uczelnianą prasę przed atakami ze strony pracowników tejże instytucji. O czym wolno pisać? Nie twierdzę, że o wszystkim. Są tematy, których po prostu nie wypada poruszać , ale jest także wiele zagadnień, których opisanie rozjuszyłoby pewne kręgi, a wtedy to już ... wojna, a nie dziennikarstwo. Poza tym nikt z nas nie zamierza się tłumaczyć ze swoich intencji przed szanownym gronem Komisji Dyscyplinarnej. Nawet j eżeli nie zapadnie karzący wyrok, jest to niewątpliwi e przykre dl a oskarżonego redaktora. Wiem, bo sam raz zaliczyłem bycie tematem wniosku do KD. Na szczęście zwyciężyła wolność słowa i do "procesu" nie doszło . Ale co przeżyłem, to już inna historia. Przyznam się, że w pewnym momencie byłem gotowy zrezygnować z zabawy w gazetę, uznając, że przecież każdy niezadowolony pracownik Uczelni może nam do woli "nawtykać" w ten sposób. Dziś ochłonąłem już całkowicie i na wolno ś ć słowa w SGH patrzę z optymizmem. Nie boję się żadnej komisji i uważam, że nie powinien się jej obawiać nikt, kto zamierza obiektywnie i szczerze pisać w gazecie. Osobiście, do momentu mojego odejścia z Redakcji, będę walczył o swobodę wypowiadania się i utrzymanie uks ztałtowanych już zdrowych zasad funkcjonowania studenckiego pisma w SGH. W Szkole, w której naucza się zasad wolnego rynku, konkurencji i wolno ści w wielu dziedzinach, musi obowiązywać wolność słowa . Inaczej wszystko, co wciska się nam do głów, będzie można włożyć między bajki. (j.p.)

Z MAGLEM NA ...

IMPREZĘ!

I tak, jak miesiąc wcześniej, rozpoczynamy odliczanie w naszej zabawie polegającej na tym, że kto wcześniej wyśle zgłoszenie siecią Internet na adres magiel@sgh.waw.pl, ten ma większe szanse na otrzymanie od nas zaproszenia do jednego z klubów studenckich. W tym miesiącu mamy dla Was : sześć pojedynczych, miesięcznych z apros zeń na wszystkie imprezy w klubie "HADES"; trzy podwójne, miesięczne zaproszenia na dyskoteki do klubu "PARK"; sto pojedynczych wejściówek na dyskoteki do klubu "COLOSSEUM MUSIC HALL"

Studentów Szkoły Głównej Handlowej MAGIEL ukazuje się od grudnia 1995 roku Druk: Zakład Poligraficzny, ul. Krasickiego 78, 08-500 Nowa lwiczna Adres Redakcji: Aleja Niepodległości 162, pok. 66A, 02-554 Warszawa

Skład

Redakcji: Red. Nacz.: Jacek rolkowski (jpolkows@sgh.waw.pl); Dział Informacji Uczelnianych: Joanna Antczak (jantcza), Dorota Drozd (ddrozd), Edyta Ożarowska (eozaro); Dział Ogólnokulturalny: Film - Piotr Bulak (pbulak), Michał Zacharzewski (mzacha), Marcin Wyrwał (ama72@plearn.edu.pl), Muzyka- Barbara Bielska (bbiels), Mikołaj Specht (mspech); Dział Polityczno-Gospodarczy: Daniel Jasiński (djasin); Dział Sportowy: Grzegorz Radziejewski (gradzi), Izabella Zawiślinska (izawis); Dział Turystyki i Internetu: Turystyka - Tomasz Kluk (tkluk), Internet- Piotr Kucharski (chopin); Dział Techniczny: Wydania I~temetowe- Aneta Mazur (amazur); Foto- Rafał Kamecki (rkamec) Redakcja zastrzega sobie prawo przeredagowywania i skracania nie zamówionych tekstów. Wszelkie uwagi dotyczące pisma, a także odpowiedzi na konkursy organizowane przez Redakcję prosimy przesyłać pocztą, wrzucać do skrzynki kontaktowej na kolumnie przed portiernią w budynku "G" lub wysyłać siecią Internet na adres magiel@sgh.waw.pl albo music@sgh.waw.pl. Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do kolejnych wydań pisma prosimy dostarczać do siedziby Redakcji (na dyskietkach) lub przesyłać siecią Internet do 15 każdego miesiąca. Wydanie internetowe gazety, a także inne informacje znajdziesz pod adresem http://akson.sgh.waw.pl/----magiel.


magiel@sgh.waw.pl

KLUB nJRYSlYCZNY EKONOMISTOW

Dawno, dawno temu (prawie dwadzieścia cztery lata temu), za siedmioma górami, za siedmioma lasami spotkały się przypadkowo, a może nie tak całkiem przypadkowo, dwa smoki. Jak już wspomniałam, było to w górach. Smoki cały dzień nieźle łoiły, były więc zmęczone

i

żeby

od-

począć, zaczęły

ze sobą rozmawiać (smoki zawsze to robią, gdy są zmęczone, rozmowa je odpręża). O czym dokładnie rozmawiały, nie zapisano w kronikach. W każdym razie humor im się szybko poprawił. Były zadowolone, że są tu, gdzie są i chyba się polubiły, bo wpadły na pomysł, żeby znów kiedyś wybrać się razem w góry. Znów przypadek, a może przeznaczenie, sprawiły, że smoki studiowały na tej samej uczelni. (Tym, którzy nie znają zwyczajów smoków, może się to wydać dziwne, że smoki mogą studiować, ale one są często naprawdę żądne wiedzy i gotowe do wszelkich poświęceń, żeby się kształcić. Studiowanie jest dla nich szczególnie trudne, ponieważ wymaga poddania się pewnym rygorom, zamieszkania w mieście i wyrzeczenia się na ten czas smoczej postaci, żeby nie bulwersować otoczenia.) Zaczęły się więc spotykać w wielkim mieście, piły dużo piwa (wiele smoków uważa, że piwo pomaga im znosić smoczy los, ale są i takie, które go nie lubią) i marzyły o tym, żeby znów znaleźć się w górach. Wkró ..~e okazało się, że w tym wielkim mieście, na ogromnej uczelni (jak była duża, to możecie sobie wyobrazić, choć dziś nie ist-

Studenckie Koło Naukowe Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych

"Tylko jeden krok ... ?" • - raz Jeszcze. W dniach 23-25 kwietnia częściowo w SGH oraz w Ośrodku Wypoczynkowym "Wodnik" w Ryni odbyło się ogólnopolskie seminarium studenckie "Tylko jeden krok ... ?" zorganizowane przez Studenckie Koło Naukowe Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych SGH. Oto krótkie sprawozdanie z tej imprezy.

Środa, 23 kwietnia W seminarium wzięły udział 54 osoby (w tym 14 z Koła, czyli my Komitet Organizacyjny). Na nasze zaproszenie odpowiedzieli studenci z Kół Naukowych z Akademii Ekonomicznych z Wrocławia i Poznania, z Wyższej Szkoły Bankowej z Poznania, Wyższej Szkoły Marketingu i Biznesu z Łodzi , Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej z Lublina, Wyższej Szkoły Handlowej z Kielc, Uniwersytetu Gdańskiego, Uniwersytetu Opolskiego oraz Wyższej Szkoły Zarządzania i Finansów w Białymstoku. Konferencja rozpoczęła się uroczystym otwarciem w Klubie Profesorskim "Jajko" w Szkole Głównej Handlowej. Wzięli w nim udział m.in. prof. dr hab. Marek Geldner (Prorektor SGH), prof. dr hab. Adam Budnikowski (Dziekan Kolegium Gospodarki Światowej SGH, opiekun naukowy naszego Koła) , prof. dr hab. Krystyna Michałowska-

niej e już ówczesna SGPiS) jest dużo więcej takich samych smoków, jak one. Wiedzione jakimś szóstym zmysłem (badacze smoków do dziś nie są zgodni, jakim) zgromadziły się i postanowiły stworzyć organizację, gdzie wszystkie czułyby się bezpiecznie i smoczo. Tyle mówią o tym legendy. Najstarsze smoki nie pamiętają tamtych dwóch pierwszych, choć ich imiona przetrwały z pewnością w jakiejś kronice, ale organizacja przez nie stworzona działa do dziś . Wyraźnie wśród studentów naszej U czelni wiele jest smoków, które lubią towarzystwo sobie podobnych oraz zupełnie innych. Smoki spotykają się więc często, snują i realizują plany szalonych wypraw, które stanowią istotę smoczego życia. Chętnie też widzą nowych gości, którzy naocznie chcieliby przekonać się, że smoki nie są takie straszne, jak wieść głosi. N a szczególną życzliwość mogą liczyć smoki do tej pory niezrzeszone, jeśli zechcą się przyłączyć. Inne gatunki muszę ostrzec: w "Trampie" ani się spostrzeżesz, jak staniesz się smokiem. Jak możecie się domyślić, autorka tego tekstu jest jednym ze smoków. Aby nasycić ten tekst treścią, muszę teraz sprzedać Wam parę suchych konkretów o naszej działalności. Jesteśmy kołem PTTK nr 26 i, co z tym związane, prowadzimy sprzedaż książeczek i znaczków oraz kart PTTK. Prowadzimy (co roku w semestrze letnim) kurs Organizatora Turystyki. Organizujemy również liczne wyjazdy: w czasie semestru, w weekendy i inne wolne dni oraz w czasie wszelkich ferii. Wyjeżdżamy na ogół w góry, po to, żeby chodzić. Nie gardzimy także zwiedzaniem. Można znaleźć nas przez cały dzień w pokoju nr 66, a co tydzień, we wtorki, odbywają się spotkania klubowe (z doświadczenia radzęjednak zaczynać znajomość ze smokami od wyjazdu). Ci, którzy pojawiają się czasami na Uczelni, mieli z pewnością okazję widzieć plakaty reklamujące dwie ostatnie nasze akcje - spotkanie z Markiem Kamińskim, oraz Rajd Wiosenny zwany Przejściem . O spotkaniu ze zdobywcą biegunów nie będę tu opowiadać, po frekwencji sądzę, że wszyscy zainteresowani zaspokoili swoją ciekawość osobiście. Mogę tylko dodać krótką, osobistą uwagę, że było to wielkie przeżycie i zrobiło na mnie większe wrażenie, niż się spodziewałam. Co do tej drugiej imprezy, postaram się w następnym numerze o jakąś dobrze napisaną relację. Zapraszam więc do czytania o "Trampie" i do odwiedzenia go. Małgorzata

Knauff

Gorywoda (Kierownik Katedry Organizacji Międzynarodowych), Ambasador Jan Kułakowski, Janusz Walec ki (Dyrektor Generalny, Komitet Integracji Europejskiej), Caspar Veldkamp, Tjerk C. Opmeer (Ambasada Holandii), Małgorzata Twardecka (Colgate-Palmolive). J;>o odśpiewaniu "Ody do radości" zaintonowanej przez Kasię Szmidt oraz zabraniu głosu przez szacownych ·gości pozostało nam delektować się przygotowanym poczęstunkiem i, oczywiście, zapoznawać się z przybyłymi studentami. Wieczorem, nad jeziorem w Ryni rozpalono ognisko, nad którym można było upiec sobie kiełbaskę. Tutaj również nie zabrakło śpiewów. Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji przypadających na tamten dzień. Zorganizowa li śmy również "imprezę powitalną", w czasie której przeprowadziliśmy liczne konkursy i wspólne zabawy, ale głównym punktem programu były prezentacje grup studentów biorących udział w . . sem1nanum.

Czwartek, 24 kwietnia Funkcjonariusze Komisji Europejskiej, którzy przybyli na spotkanie, bardzo ochoczo zabrali się do pracy zaraz po śniadaniu. W· poszczególnych grupach roboczych symulujących prace Dyrekcji Generalnych Komisji Europejskiej znaleźli się studenci szczególnie zainteresowani tematyką określoną przez charakter grupy. Obrady Dyrekcji Generalnej l "Polityka finansowa" prowadziła mgr Dorota Szypulewska-Porczyńska z Instytutu Stosunków Międzynarodowych SGH, obrady Dyrekcji Generalnej 2 "Polityka Rolna" - mgr Alina Kulczycka z Katedry Agrobiznesu SGH, obrady Dyrekcji Generalnej 3 "Po lityka Ekonomiczna i Handlowa"- Jacek Pochłopień, student V roku SGH. ciąg

dalszy na stronie 4


Unii Europejskiej. Na podstawie obrad w dyrekcjach studenci zdali sobie sprawę z wymagań, które stoją przed naszym krajem, a które należy wypełnić, abyśmy w ogóle mogli przystąpić do negocjacji o członkostwo. Najgorzej prezentowała się oczywiście sytuacja polskiego rolnictwa ...

"Tylko jeden... ?" c. d. Dyskusje były bardzo ożywione, nie brakowało ciekawych i oryginalnych pomysłów, które zostały zawarte w raportach zawierających wskazówki odnośnie dalszych działań Polski w celu jej integracji z Unią

Po obiedzie

odbyła się

Europejską.

Po obiedzie wyruszyliśmy na wycieczkę do Warszawy, gdzie zwiedziliśmy Zamek Królewski. Był też spacer po Starym Mieście. Wieczorem - oczywiście dyskoteka z konkursami (m.in. konkurs na nazwę maskotki seminarium oraz konkurs na "Naj ... " uczestnika). Piątek, 25 kwietnia Zaczynamy od sesji Parlamentu, podczas której zostały przedstawione wyniki prac poszczególnych dyrekcji. Następnie, podczas obrad Rady Unii prowadzonych przez mgr Magdalenę Radzio-Proczek (Katedra Organizacji Międzynarodowych, SGH) Ministrowie Spraw Zagranicznych głoso­ wali nad przyjęciem Polski do UE. Decyzja była jednomyślna: 15 głosów przeciw . Wynika z tego", że Polska zdecydowanie nie nadaje się w obecnym momencie do członkostwa w

.. ,. *" ~.....

~.

.

,....,

......

przedsięwzięcia. Dziękuje­

my za wsparcie finansowe, którego udzielili nam: Ambasada Holandii, Fundacja Konrada Adenaurea, Colgate-Palmolive, MEN, SGH. P .S. 2 SKN MSG spotyka się w piątki o godz. 15~20 w sali 316A, III piętro, bud. A. A oto członkowie SKN MSG, którzy zorganizowali to seminarium: Serdecznie zapraszamy Ania Gawryluk IV rok, Kasia Borecka III rok, Kasia Szmidt (koordynator wszystkich zainteresowaprogramu naukowego) IV rok, Beata Dębowska III ro k, Karolina nych współpracą z nami. Muszyńska III rok, Dymitr Szubert III rok, Andżelika Kuźnar (koordynator seminarium) IV rok, Tomasz Wojtyś IV rok, Damian Dec III rok, Paweł Andżelika Kuźnar Zagajewski IV rok, Kasia Jaremko IV rok, Tadek Szumański IV rok. I, Koordynator Seminarium nasza maskotka w koszulce Koła: TYLOŚ. "Tylko jeden krok ... ?"

Stowarzyszenie Młodych Menedżerów GENEZA STOWARZYSZENIA Stowarzyszenie Młodych Menedżerów jest elitarną organizacją zrzeszającą studentów i absolwentów różnych uczelni, których łączy wspólne zainteresowanie tematyką zarządzania i organizacji. Regułą

jest, że nasi członkowie to ludzie wyróżniający się niezwykłą ambicją i motywacją wewnętrzną, którzy stanowią czołówkę na swoich uczelniach. Do założenia Stowarzyszenia doszło dzięki staraniom grupy studentów kierowanej przez Piotra Chmielewskiego.

CHARAKTER STOWARZYSZENIA Misją

Stowarzyszenia Młodych Menedżerów jest wykreowanie przyszłych liderów odpowiednio przygotowanych do zajmowania kierowniczych funkcji w strukturach organizacyjnych przedsiębiorstw . Zamierzamy to osiągnąć między innymi poprzez doskonalenie naszej wiedzy teoretycznej popartej praktycznymi doświadczeniami z zakresu zarządzania, organizacji i prowadzenia biznesu. Postawiliśmy

sobie za cel stworzenie nowego wizerunku studenta i absolwenta jako osoby kompetentnej i dobrze przygotowanej do pełnienia w niedalekiej przyszłości odpowiedzialnych funkcji i stanowisk, oraz osoby mogącej odgrywać znaczącą rolę jako kadra kierownicza oraz mających wpływ na procesy zachodzące w gospodarce.

ZAŁOŻENIA DZIAŁALNOŚCI STOWARZYSZENIA Działalność

P.S. l Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do powodzenia naszego

. .'. . t.

sesja plenarna, podczas której podsumowaliśmy wyniki pracy w ramach seminarium, wręczyliśmy nagrody za poszczególne konkursy, a na zakończenie odśpiewaliśmy "Odę do radoś­ ci".

Stowarzyszenia opiera się między innymi na spotkaniach w hotelu Sheraton w Warszawie z gośćmi honorowymi. Spotkania te odbywają się dwa razy w tygodniu, w ściśle ustalonym cyklu. Trzy

razy w

miesiącu

Stowarzyszenie zaprasza znanego na rynku przedsiębiorcę lub menedżera, należącycli do ścisłej czołówki polskiej gospodarki. W spotkaniach Stowarzyszenia uczestniczą również znani politycy, przedstawiciele rządu oraz redaktorzy naczelni najpopularniejszych wydawnictw w Polsce.

Ponadto, członkowie Stowarzyszenia organizują szkolenia tematyczne, które pozwalają im wzbogacić ich wiedzę praktyczną i teoretyczną w zakresie zarządzania i organizacji. Stowarzyszenie organizuje również dla swoich członków specjalistyczne szkolenia z zakresu innych, pokrewnych dziedzin ekonomii. · Poprzez podstawową działalność, czyli gruntowne szkolenia i kursy, spotkania z wybitnymi osobistościami, a także praktyczne stosowanie zdobytej wiedzy, Stowarzyszenie zamierza stworzyć "Drużynę Marzeń", będącą w stanie wcielić w czyn zuchwałe marzenia młodych ludzi. Jednym z długofalowych celów Stowarzyszenia jest zainicjowanie podobnych ruchów i inicjatyw w innych krajach Europy Środkowo­ Wschodniej , a następnie przekształcenie naszych Stowarzyszeń w jeden silny ruch elitarnego środowiska młodych, ambitnych ludzi, którzy po zjednoczeniu Europy śmiało będą mogli konkurować z rówieśnikami z Europy Zachodniej .

BIEŻĄCE OBSZARY DZIAŁALNOŚCI Stowarzyszenie pracuje nad kilkoma projektami tematycznymi. "Firma XXI wieku" Problematyka tego przedsięwzięcia związana będzie w dużej mierze z aspektami tzw. reengineeringu w firmie, nowoczesnymi metodami zarządzania zasobami ludzkimi oraz wykorzystaniem najnowszych tech. nik informatycznych stosowanych w zarządzaniu i biznesie. Docelowo program będzie się składał z dwóch części : l. badania rynku, 2. seminarium tematycznego. ciąg

dalszy na następnej stronie


bezpośredniego

kontaktu przedstawicieli krajów ze studentami. Równolegle zaplanowane zostały cztery wykłady prowadzone przez reprezentantów państw, a dotyczące specyficznych elementów poszczególnych państw. Część ta nie spotkała się niestety z oczekiwanym zainteresowaniem, więc otwarty pozostaje konkurs na nową formułę eventu.

EUROPEAN VILLAGE Gdy dziewiąty maj a przestał być już Dniem Zwycięstwa Komunizmu nad Faszyzmem, a świąteczną, czerwoną kartkę w kalendarzu zastąpiła zwykła czarna, wydawało się że ta data jest już spalona. Czerwień , zastąpiono jednak eurobłękitem dopisując obok "DZIEN EUR.OPY". Tego dnia roku 1950 padła propozycja francuskiego Ministra Spraw Zagranicznych, Roberta Schumana, utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Dla niewtajemniczonych dodam, że organizacja ta była pierwszym krokiem na drodze do dzisiejszej euroUnii. Wraz z włączaniem się Polski w eurożycie, obchody Dnia Europy nabierają znaczenia jako okazja do wymiany doświadczeń i wiedzy z zakresu szeroko pojętej tematyki integracyjnej. Do tego rodzaju imprez niewątpliwie należy zaliczyć Polskie Spotkania Europejskie, na których pojawiła się zdecydowanie za mała liczba eSGieHowców, którzy nie mieli przez to możliwości spróbować eurociasteczek AEGEE błyszczących dwunastoma żółtymi gwiazdkami. W związku ze święte·m, wspólnymi siłami AEGEE-WARSZAWA i AIESEC KL-SGH zorganizowana została druga już edycja EUROPEAN VILLAGE. Celem imprezy było, jak poprzednio, umożliwienie

WYMIANA BRYTYJSKA To

już

12-sty raz. 12-sty raz, kiedy Anglicy przyjechali do Polski na wymianę (9-19 .IV). 12-sty raz, kiedy ZSP organizuj e wymianę studencką pomiędzy Staffordshire University a SGH. Program standardowy, jak każdej wymiany studenckiej. My ich gościmy przez tydzień zapewniając food, acomodation i transport, a potem oni nas. Starannie wyselekcjonowani w drodze odbywającej się na początku listopada otwartej rozmowy kwalifikacyjnej studenci naszej Uczelni zajęli się nimi bardzo troskliwie. W ramach programu naukowego odbyły się prezentacje firm Daewoo-FSO (bardzo profesjonalna), URSUSA, ERNST & YOUNG i innych. Anglicy wysłuchali kilku wykładów, rozwiązali kejsa o Opocznie. Podziwiali piękno ziemi mazowieckiej na całodniowej wycieczce a piękną naszą Polskę całą na 3-dniowym wyjeździe do Krakowa (Wieliczka, Oświęcim). Mimo ograniczeń budżetu zobaczyli spory kawałek naszego kraju ... I chyba byli zadowoleni ... Mówili, że Polacy są bardzo gościnni ... I że to najpiękniejszy kraj w Europie Wschodniej ... Przez grzeczność nie dodali, że to jedyny, w jakim byli ... Uczestnicy P.S.

Głównym

PREZ

ZYJEMY... ! Poniedziałek.

Godzina poranna. Znowu jakieś sterty makulatury pod kioskiem! EUROTOMAN!? Kto to wymyślił? Jakieś Europejskie Forum Studentów AEGEE- Warszawa, co to ma znaczyć? No właśnie ... Dla tych, którzy już zapomnieli, i tych, co n.igdy nie słyszeli.

Jesteśmy jedną

z dwustu anten AEGEE w Europie. STOP. Zrzeszamy studentów wszystkich kierunków. STOP. Jesteśmy otwarci na Twoje propozycje. Mamy również kilka swoich dla Ciebie. STOP. Organizujemy Summer Uniwersytety, konferencje, wspólne wyjazdy. STOP. Bywamy w każdą środę o godzinie 20.00 w Piwnicy u Architektów. STOP. Nasz telefon 660-7600. STOP. Zgadnij , dlaczego ponad stu studentów SGH należy do nas?

PREZ

Stowarzyszenie Młodych Menedżerów

Podczas pierwszego etapu tego projektu Stowarzyszenie roześle specjalnie przygotowane kwestionariusze badaniowe do l 000 przedsiębiorców i menedżerów, załączając informacje i reklamy o Sponsorach Stowarzyszenia, a także innych Instytucjach współpracujących z nim. "Piknik Businessowy" W dniu 15 czerwca br. Stowarzyszenie organizuje imprezę plenerową połączoną z turniejem tenisowym. Udział w niej zapowiedzieli czołowi przedstawiciele świata polityki i gospodarki. "Bal Rocznicowy" Pod koniec bieżącego roku Stowarzyszenie zamierza zorganizować Bal Rocznicowy w hotelu Sheraton z udziałem wielu osobistości życia politycznego i gospodarczego. W raniach balu przewidziane jest ogłoszenie wyników konkursu na naj lepszego studenta, w którym nagrodą będzie stypendium renomowanej zagranicznej uczelni.

sponsorem seminarium było DAEWOO-FSO

Wampirki Pięć miesięcy

temu, 2 grudnia 1997 roku, zebrało się kilkanaście osób, by wszem i wobec ogłosić , że studenci SGH to nie tylko krwiożerczy kapitaliści żądni wyzysku, ucisku i mnóstwa pieniędzy . Chcieliśmy dowieść, że jesteśmy gotowi również oddawać krew. Tak po prostu, bez zapłaty, honorowo. Za "dziękuję" wypowiadane czasem przez małych pacjentów Szpitala Dziecięcego przy Litewskiej, jak zwykło się nazywać Państwowy Szpital Kliniczny im. prof. Michałowicza, mieszczący się przy ul. Marszałkowskiej 24. A wszystko zaczęło się od "Beverly Hills". Tak, jak rzadko zasiadam przed telewizorem w ogóle, tak tego dnia, a była to niedziela, znalazłem na to chwilę czasu. Akurat wyświetlany był "młodzieżowy" serial pt. "Beverly Hills". Przeszukałem inne kanały. Nic. Niech będzie zatem "Beverly ... ". Nie wdając się w szczegóły fabuły, spodobała mi się

c. d.

Janusz Wójcik jedna akcja Dylana. A mianowicie w swoje urodziny zabrał on swoją dziewczynę Brendę na nietypową randkę do ... szpitala. O celu wizyty zaproszona dowiedziała się dopiero w środku, kiedy to ON zdjął jej z oczu opaskę. Opowiedział przy tym, jak w swoje urodziny kilka lat wcześniej po wypadku samochodowym sam potrzebował krwi i na pamiątkę tamtego wydarzenia raz do roku właśnie w swoje urodziny oddawał krew. ONA, na początku nieco zmieszana, ostatecznie się zgodziła i tak to wylądowali na fotelach obok siebie jednocześnie oddając krew. Aby dopełnić liryzmu, trzymali się w dodatku za łapki i pięknie się do siebie uśmiechali. O ile nie przepadam za tego typu filmami, o tyle ta "scena" zrobiła na mnie wrażenie. A było ono tak wielkie, że wkrótce potem sam wylądowałem podobnie, tyle że z kumplem. Różnica polegała na tym, że nie trzymaliśmy się za rączki, a uśmiechal­ iśmy się raczej do kręcących się wokół nas pielęgniarek. Potem były jeszcze czekolady, śniadanie w miejscowej "kantynie" i owo "dziękuje­ my". Tego nie było w filmie, to już dodało samo, jakże czasem cudowne, . . zyc1e. ciąg

dalszy na stronie 6


Wampirki

Uwaga! Organizacje studenckie!

c. d.

Jeżeli

Niby nic wielkiego nie zrobiliśmy , a j ednak fakt oddania krwi tak poprawia nastrój, że po wyjściu ze szpitala moglibyśmy obdzielić naszą radością pół Warszawy. Taki to był mój pierwszy raz, który na długo zapadnie mi w pamięci i chyba każdemu, kto oddawał kiedykolwiek krew. Potem bardzo aktywnie zacząłem namawiać do tego pomysłu swoich znajomych i znajome. Ci zaczęli namawiać swoich znajomych i w ten sposób na SGH uczy się dziś około 60 honorowych krwiodawców, z których ponad połowa należy do Klubu Honorowych Dawców Krwi "Wampirki" przy Szkole Głównej Handlowej. N iektórzy mają już Brązowe Odznaki Honorowego Dawcy Krwi, inni nawet srebrne, ale najważniejsze jest to, że nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś po jednorazowym oddaniu krwi, zrezygnował z dalszego oddawania. To przeżycie jest tak fascynujące , iż każdy odlicza tylko czas, kiedy to znowu będzie mógł spotkać przesympatyczną obsługę i zabawnego doktorka. Ktokolwiek jeszcze tego nie naprawdę warto.

uc z ynił

- niech spróbuje,

Robert Kowalski Autor jest Prezesem Klubu Honorowych Dawców Krwi przy SGH, email: rkowal@sgh.waw.pl

magiel@sgh. waw. p l

chcecie zaprezentować Waszą działalność na łamach gazety studenckiej, skontaktujcie się z Redakcją MAGLA! Zapraszamy!

Uwaga studenci! Bardzo ważna informacja Biblioteki SGH !!! W związku z automatyzacją wypożyczalni, począwszy od nowego roku akademickiego zachodzi konieczność wymiany tradycyjnej karty bibliotecznej na kartę zaopatrzoną w kod komputerowy i zdjęcie. W celu usprawnienia wydawania kart i uniknięcia kolejek w wypożyczalni na początku nowego roku akademickiego, prosimy o dostarczenie zdjęcia jeszcze przed wakacjami. Równocześnie prosimy o zwrot wypożyczonych książek, ponieważ z chwilą uruchomienia zautomatyzowanego systemu wypożyczeń muszą być one zaopatrzone w kod komputerowy. Przypominamy, że warunkiem zaliczenia roku jest rozliczenie się z biblioteką i uzyskanie wpisu z pieczątką w indeksie. brakiem ogłady . Najczęściej zresztą ludzie, którzy w taki właśnie sposób po stępują, którzy krzewią takie wzorce, przeżywają ciężki szok, gdy trafią na jeszcze większego prostaka i chama ... A to zawsze jest możliwe!!!

Jestem biznesmenem!

Od Rzecznika Prasowego SGH Na wstępie chciałbym Was przeprosić za to, że w ostatnim numerze "MAGLA" nie ukazał się mój tekst - to wynik nawału obowiązków , jakie ostatnio były moim udziałem. Zamierzałem

w tym numerze zamieścić sprawozdanie z rocznej działalności kierowanego przeze mnie Biura Promocji i Informacji, uznałem jednak, że skoro sprawozdanie to zostanie wydrukowane w "Gazecie SGH", nie będę go powielał . Jeśli jesteście zainteresowani, zapraszam do lektury numeru "Gazety". Dziś natomiast, zgodnie z obietnicą, proponuję powrót do zagadnień związanych z kreowaniem własnego wizerunku, własnego image.

Malinowski jestem... Wciąż

poznajemy nowych ludzi: na uczelni, w pracy, na basenie, w siłowni , w sklepie ... I znów przypomnę magiczne 11 sekund, które zdaniem psychologów wystarcza, abyśmy sprawili na kimś dobre lub złe wrażenie. Od naszego zachowania, sposobu bycia, od tego, co powiemy zależy, czy ktoś oceni nas jako sympatycznego, inteligentnego, młodego człowieka, fajnego kumpla - uroczą dziewczynę, czy też jako zarozumiałego, źle wychowanego gbura - nadąsaną i niezbyt mądrą panienkę. Niektórzy twierdzą, że nie zależy im na opinii otoczenia. Mówią: jestem jaki jestem i albo się to komuś podoba, albo nie ... To tylko poza, sposób dowarto ściowania się, uwolnienia od własnych kompleksów. Tak naprawdę każdemu zale ży na opinii kolegów, znajomych, przyjaciół, przełożonych i to jest zupełnie naturalne. Nie oznacza to wcale, że nie należy być sobą, że trzeba przybierać sztuczne pozy, grać kogoś innego. Są jednak pewne warto ś ci nadrzędne. Tylko ludziom prymitywnym i mało wartościowym zaimponować może chamstwo, tylko ktoś wyjątkowo płytki może zachwycać się czyjąś bezczelnością i

Nie wiem, czy zauważyliście, że w naszym kraju jest coraz więcej biznesmenów. Kiedyś to pojęcie kojarzyło się z niezwykle bogatym pr z edsiębiorcą, facetem, który posiada 13 hoteli, 4 fabryki i 7 służbowych samochodów. Dziś tzw. własny interes (lepiej brzmi: własną firmę) prowadzi bodaj co czwarty napotkany na ulicy osobnik. I to bardzo dobrze, każdy jest wszak kowalem własnego losu i nareszcie tzw. prywatna inicjatywa przestała być uznawana jako zagrożenie dla państ­ wa, ustroju, jedynie słusznych wartości. Notabene, zadaniem naszej Uczelni jest kształcenie biznesmenów. Niezależnie zatem od tego, czy po ukończeniu studiów w SGH ktoś z Was zostanie dyrektorem generalnym wielkiego holdingu lub prezesem banku, .założy własne centrum handlowe, czy też będzie trudnił się produkcją guzików i spinaczy w przydomowym garażu - jeśli tylko wiedza zdobyta w murach tej Szkoły okaże się mu pomocna, to należy to uznać za sukces U czelni. Co więcej , w wielu środowiskach naszego społeczeństwa modne stało się "bycie biznesmenem". Wprawdzie nie przyjęły się jeszcze tak do końca wzorce amerykańskie typu: "Co słychać u Ciebie? All right! Nie mam żadnych kłopotów, czuję się świetnie! " Każdy (poza nielicznymi wyjątkami) narzeka na brak gotówki lub twierdzi, że zarabia za mało czy wręcz dokłada do interesu, lecz zauważcie, że facet, który jest bez "kasy", przestaje liczyć się w społeczeństwie.

Co potrafi "biznesmen"? Nie masz samochodu, nie masz eleganckiej teczki i komórki przy pasku do spodni? No to o czym z tobą rozmawiać? Dlatego też zapewne bardzo wielu młodych ludzi chce za wszelką cenę pokazać, że są "biznesmenami". Spotkać więc można na ulicy, zobaczyć w samochodach facetów w garniturkach, którzy: -w czasie jazdy samochodem muszą rozmawiać przez telefon komórkowy, by każdy zobaczył, że go mają i od razu wiedział, że za kierownicą nie siedzi byle kto .. . Przez komórkę rozmawiają zresztą wszędzie: w sklepie, pizzerii, na plaży, w czasie wycieczki górskiej , w kinie. ciąg dalszy na następnej stronie


Od Recznika ... c. d. -muszą ruszyć

z piskiem opon, by każdy zwrócił uwagę na ich wspaniały samochód, albo -jeśli jest to 15-letni maluch- przynajmniej na ich rajdowe umiejętności; -muszą żuć -obrzydliwie gumę (prezentując przy tym swoje zepsute uzę­ bienie), bo to rozluźnia, jest modne i dodaje swobody (freshmaker); -muszą rozmawiając z nami trzymać ręce w kieszeniach, bo w ten sposób podkreślają swój autorytet (innych sposobów nie znają). Tacy faceci potrafią również: -wepchnąć się brutalnie w drzwi (niezależnie od tego, czy wchodzą do sklepu, ministerstwa, czy kościoła) nie zważając, że ustępuje się tym, którzy właśnie wychodzą; -pokażywać palcem, choć jest to mało eleganckie i charakterystyczne dla małp człekoksztahnych;

-siedząc

za kierownicą samochodu zaprezentować tak ostatnio modny gest, o którym nie marzył nawet mistrz Kozakiewicz; -wyrzucić peta, ogryzek, papierek przez okno samochodu, biura, mieszkania wprost na naszą głowę; -kiedy nikt ich nie widzi (albo tak im się wydaje) -dłubać w nosie, drapać się za uchem, czyścić zęby palcem lub widelcem. Tacy faceci nie potrafią -natomiast: -wcho dząc do jakiegoś pomieszczenia, .zwracając · się do kogoś, powiedzieć "dzień dobry" i przedstawić się; -na korytarzu, na ulicy, w sali wykładowej omijając kogoś, powiedzieć "przepraszam'; -pytając kogoś np. o aktualny czas, nieznaną ulicę - po uzyskaniu informacji - powiedzieć: "dziękuję" . Te trzy ostatnie symptomy są całkowicie wystarczające, by stwierdzić, z kim ma się naprawdę do czynienia!

Panie Profesorze... ?! ,, . częsc trzec1a W poprzednich dwu odcinkach tego cyklu ("MAGIEL" nr 13 i 14) pisałem o stopniach naukowych, jakie posiadają nauczyciele akademiccy i o stanowiskach, na jakich są zatrudniani. Zasadnicza wiadomość, jaka zawarta była w tych artykułach, to ta, że zwrot "panie profesorze" kierowany - tak jak w szkole średniej do każdego nauczyciela jest niestety świadectwem braku znajomości piramidy stopni i stanowisk. Ten odcinek poświęcony jest tak zwanemu pensum. Słowo to oznacza liczbę godzin zajęć, jaką nauczyciel powinien przeprowadzić w ciągu roku akademickiego. Oczywiście nie można utożsamiać liczby godzin zajęć z całością pracy nauczyciela akademickiego. Rzetelne przy. gotowanie zajęć, opracowanie przykładów, kejsów, testów, tematów na kolokwia, obecność na konsultacjach, sprawdzanie prac kontrolnych, recenzowanie prac dyplomowych- to wszystko zajmuje o wiele więcej godzin niż "czyste" godziny zajęć liczone w pensum. Dla porządnego przygotowania wykładu i ćwiczeń konieczne jest czasami poświęcenie dwu lub trzykrotnie większej liczby godzin. Do obowiązków nauczycieli akademickich należą także: prowadzenie badań naukowych, podnoszenie własnych kwalifikacji, a także uczestniczenie w pracach organizacyjnych uczelni. Oznacza to między innymi uczestniczenie w egzaminach wstęp­ nych (nawiasem mówiąc w SGH nie mówimy o egzaminach wstępnych , bo egzamin można zdać lub nie, a w naszej Uczelni kandydaci otrzymują po prostu punkty, których suma daje podstawę do decyzji o przyjęciu na studia - stąd lepsza nazwa to "sprawdziany rekrutacyjne"). W zależności od stanowiska, na jakim zatrudniony jest nauczyciel, różna jest liczba godzin pensum. Zgodnie z Ustawą o Szkolnictwie Wyższym senaty uczelni określają wymiar pensum w granicach od 120 do 21 O godzin dla pracowników naukowo-dydaktycznych (przypominam: chodzi o profesorów, docentów, adiunktów i asystentów), a dla pracowników dydaktycznych (lektorzy, instruktorzy, wykładowcy i starsi

Czy jesteś

człowiekiem z klasą? Opisane przeze mnie obyczaje i wartości, tak proste i oczywiste, są niestety coraz częściej zapominane. Wyobraźcie sobie jednak takiego zarozumiałego, niewychowanego faceta (o zgrozo, są i panie postępujące podobnie!), który nagle zostałby pozbawiony swoich podstawowych atutów: "kon1óreczki", drogiego zegarka, samochodu, bogatych rodziców i stanął wówczas przed Wami. Co mógłby wtedy sobą zaprezentować, czym zaimponować ... ? Piszę o tym wszystkim, bo i Wy za kilka la:t będziecie zapewne (albo już jesteście) biznesmenami. Ufam, że nie chcecie uchodzić za takich ludzi interesu, którym - jak to się mówi - "słoma wystaje z butów", którzy mają dużo pieniędzy, ale nie potrafią się zachować w najprostszych sytuacjach. Muszę Wam wyznać, że znam wielu ludzi, którzy są naprawdę poważnymi biznesmenami, dysponują ogromnymi kapitałami i gdyby chcieli, mogliby nosić przy sobie 15 telefonów komórkowych p.a raz i mieć 15 złotych zegarków na każdej ręce, a jeżdżą samochodami, do których nie umywają się nawet te wyjące i piszczące przeraźliwie rzęchy pseudobiznesmenów. I są wśród nich ludzie skromni, grzeczni, wręcz uczynni, którzy wiedzą, że prawdziwej wartości człowieka nie ocenia się według stanu konta, układów i znajomości. Pieniądze i władza ułatwiają życie, ale wbrew pozorom nie są najważniejsze, a już na pewno nie zastąpią dobrego wychowania. Prawdziwą klasę człowieka poznaje się od razu, właśnie w ciągu tych 11 sekund! I tę właśnie myśl Wam dedykuję, jako przyszłym biznesmenom. Nie zapomnijcie o niej nigdy, i dziś, i wtedy, gdy będziecie już mieć własne rezydencje, luksusowe limuzyny i gabinety - czego zresztą szczerze życzę każdej studentce i każdemu studentowi SGH!

Jerzy Bitner, Pełnomocnik ds. Promocji i Informacji wykładowcy)

od 240 do 540 godzin rocznie. Senat SGH przyjął dla profesorów i docentów 180 godzin, dla adiunktów i asystentów 21 O godzin, dla starszych wykładowców 300 godzin, dla wykładowców 360 godzin, dla lektorów 450, a dla instruktorów 540 godzin. Przykładowe 21 O godzin zajęć prowadzonych przez asystenta oznacza przeciętnie 7 godzin zajęć w tygodniu.

Senat SGH określił także zgodnie z Ustawą rodzaje zajęć rozliczanych w ramach pensurr1. Przykładowo godziny zajęć przeprowadzonych w soboty i niedziele mnożone są przez trzy, a zajęcia prowadzone w językach obcych (poza lektoratami!) przez dwa. Do pensum wliczane są w SGH także godziny dyżurów tutorskich. Tak zwani "funkcyjni", czyli kierownicy katedr i zakładów, dziekani i prodziekani, Rektor i prorektorzy otrzymują także "godziny zaliczane do pensum" za pełnienie swych funkcji. Tak zwane "wyrobienie" pensum jest oczywiście związane z rodzajem prowadzonych zajęć (wykład , czy wykład z ćwiczeniami), a także z liczbą tygodni zajęć. Najważniejsze - może nie dla wszystkich, ale z pewnością dla znacznej części nauczycieli -jest to, że przekroczenie pensum daje możliwość uzyskania dodatkowego wynagrodzet?-ia podobnie jak w innych instytucjach za godziny ponadliczbowe. Warto tu zauważyć, że w programach wykładów zazwyczaj operuje się liczbą 15, 30, 45 lub 60 godzin. Wynika to z "cichego" założenia, że semestr trwa 15 tygodni, co daje odpowiednio jedną, dwie, trzy lub cztery godziny zajęć z danego przedmiotu w tygodniu. Niestety bardzo często kalendarz nie pozwala na ułożenie takiego harmonogramu zajęć, by liczba tygodni wynosiła 15. W przyszłym roku akademickim jeden z semestrów będzie miał tylko 13 tygodni. W takim przypadku liczba godzin zaliczanych do pensum dla przykładowego "wykładu dwugodzinnego" wyniesie 26 , a nie 30. Z obliczaniem pensum związane są wynagrodzenia, ale o tym, a właściwie o sposobie finansowania Uczelni przez MEN, w następnym odcinku.

MarekRocki


takich, jak solidność,

magiel@sgh.waw.pl

RYNEK , , A SWIAT WARTOSCI. Oba powyższe pojęcia, zdaniem wielu, uchodzą - przynajmniej na pierwszy rzut oka- za sprzeczność. Rzeczywiście, skala zachowań nieetycznych w biznesie i kontrowersyjnych rozwiązań w zakresie polityki gospodarczej jest bardzo znaczna. Do tego stopnia, że zdaniem wielu trudno jest mówić o etyce w działalności gospodarczej ... W dodatku przez długi czas "tradycyjna" teoria ekonomii z różnych przyczyn unikała podejmowania problematyki aksjologicznej oraz związków życia gospodarczego z moralnością, kulturą i religią. Nie o tym chcę jednak tu pisać. Tym, na co pragnę zwrócić uwagę, jest fakt, że dzisiaj coraz więcej specjalistów zaczyna dostrzegać kulturowe i etyczne uwarunkowania rozwoju gospodarczego. Na uczelniach zachodnich zaś (i nie tylko) wzrasta zainteresowanie dyscyplinami typu "Business Ethics", "International Business Ethics", "Institutional Environment o f International Business, czy wreszcie "Business and Society". Proponuję zastanowić się przez chwilę nad tym zjawiskiem ... Spore zasługi dla odrodzenia refleksji nad relacją pomiędzy rynkiem a szeroko pojmowanym światem wartości ma stosunkowo mało wciąż u nas znana teoria instytucji, reprezentowana przez wielu (zwłaszcza amerykańskich) uczonych, m.in. przez laureata Nagrody Nobla z 1993 roku- Douglasa Northa. Zwrócił on uwagę na kluczowe znaczenie instytucji dla rozwoju gospodarczego. Instytucje są to trwałe, prawne, organizacyjne i zwyczajowe uwarunkowania dla powtarzalnych ludzkich zachowań i międzyludzkich interakcji. Podstawową ich funkcją staje się zapewnienie przewidywalności ludzkich zachowań. Instytucje to między innymi prawo (zwłaszcza prawa własności), konstytucja, ustrój społeczno-gospodarczy, sfera wolności obywatelskich, ale równocześnie etyka, religia i zwyczaj. Dobre instytucje sprzyjają obniżce kosztu transakcyjnego rozumianego jako koszt związany z poszukiwaniem partnera, negocjowaniem i zawarciem transakcji oraz zapewnieniem jej bezpieczeństwa. Im większe zaufanie do partnerów na rynku, tym niższy koszt transakcyjny. Stąd wniosek, że dobre instytucje (w tym obowiązywanie wśród społeczeństwa przynajmniej minimalnych standardów etycznych) są jednym z warunków powstania dojrzałej, zdrowej gospodarki rynkowej oraz wzrostu międzynarodowej konkurencyjności państw i przedsiębiorstw. Tak współcześnie podkreślana jakość kapitału ludzkiego to przy tym również jego kwalifikacje moralne i system wartości. Zdaniem niektórych specjalistów to właśnie w kręgu europejskiej cywilizacji judeo-chrześcijańskiej wzbogaconej o pierwiastek tradycji greckiej i rzymskiej (prawo rzymskie) mogła powstać nowoczesna gospodarka rynkowa - tu bowiem właśnie (i prawdopodobnie tylko tu) doszło do sprzyjającej temu syntezy rozwiązań instytucjonalnych. Obecny sukces Dalekiego Wschodu możliwy był właśnie dzięki twórczemu spotkaniu instytucji euro-atlantyckich i konfucjańskich. Oczywiście, gospodarka rynkowa nie zawsze niestety nabiera cech dojrzałych, niekiedy - przeciwnie - przybiera formy patologiczne, ale to już zupełnie inna sprawa... Inna rzecz, że zdaniem niektórych współczes­ nych myślicieli (m.in. Daniel Bell) kapitalizm, bazując z konieczności (choć nie zawsze konsekwentnie i świadomie) na pewnych standardach etycznych, doprowadza (dopuszcza) niejednokrotnie do erozji norm, na których bazuj e ... Mało kto jednak równocześnie zaprzecza, że sam rynek jest (do pewnego przynajmniej stopnia) także wychowawcą do wartości

odpowiedzialność, pracowitość .

wieku XX uczony niemiecki, Max Weber, wysunął hipotezę (częściowo słuszną, częściowo przesadnie jednostronną) o protestanckiej genezie kapitalizmu. W międzyczasie rozwinęła się katolicka nauka społeczna i nawiązująca do niej refleksja nad sferą wzajemnego związku: gospodarka - etyka - religia - życie polityczne, promowana między innymi przez Alexisa de Tocqueville'a, Lorda Actona, hr. Charlesa Montalemberta i innych. Dzisiaj Papież Jan Paweł II w encyklice Centessimus Annus podkreśla pozytywne znaczenie wolnej przedsiębiorczości, połączonej jednak ze społeczną odpowiedzialnością, prawidłową hierarchią wartości oraz duchowością. W spółczesna, chrześ­ cijańska refleksja społeczna, popierając wolny rynek jako formę organizacji gospodarki, krytykuje jednak zawłaszczanie przez filozofię rynku coraz liczniejszych sfer życia publicznego. W podobnym duchu pisze też katolicki myśliciel amerykański Michael Novak. Z tego też kręgu myśli pochodzi reprezentowana zwłaszcza w Niemczech koncepcja społecznej gospodarki rynkowej i ordo liberalizmu, kładąca nacisk na syntezę myśle­ nia kategoriami racjonalnej gospodarki wolnorynkowej i ładu w zakresie prawa i moralności. Autorzy nawiązujący tam do myśli Konrada Adenauera, Alfreda Mulier-Armacka i innych myślicieli akcentują przy tym konieczność poparcia etycznie godziwych rozwiązań i wychowania do wartości przez skuteczne prawo i prawidłowo działające struktury i instrumenty ekonomiczne. W

początkach

Problem relacji biznes a świat wartości jest też coraz bardziej dostrzegany (aczkolwiek bardzo często połowicznie i niekonsekwentnie) na poziomie mikro. I tu obserwujemy co prawda na ogromną skalę nadużycia, obchodzenie prawa, wreszcie posunięcia i działania etycznie co najmniej kontrowersyjne. Równocześnie jednak w wielu firmach (zwłaszcza tych najlepszych) wzrasta zainteresowanie krzewieniem kultury przedsiębiorstwa, kultury zarządzania i etyki pracy - również jako elementu walki o wyższą konkurencyjność i promocję wysokiej jakości wyrobów i usług. Porlobnie coraz więcej mówi się o złożonym skądinąd, kontrowersyjnym i skomplikowanym problemie społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstwa. Dostrzega się konieczność uwzględniania interesów nie tylko stockholderów (właścicieli akcji), ale wszystkich stakeholderów (podmiotów i grup interesów, od których zależy przetrwanie przedsiębiorstwa), a nawet społeczności lokalnej i środowiska naturalnego. Rośnie znaczenie komórek Public Relations w przedsiębiorstwach, zainteresowanie etyczną stroną reklamy, zarządza­ nia, kierowania zasobami ludzkimi. Pojawiają się wreszcie opracowywane przez stowarzyszenia branżowe, organizacje międzynarodowe i same przedsiębiorstwa etyczne kodeksy postępowania. Liczni. autorzy współcześni kładą przy tym duży nacisk na konieczność kształcenia i wychowania profesjonalisty otwartego na świat wartości. Nie jest to łatwe, wydaje się być jednak właściwym kierunkiem działania i ważnym wyzwaniem dla uczelni kształcących kadry dla gospodarki. Problematyka ta w wielu krajach staje się przedmiotem dialogu obejmującego kręgi biznesu, związki zawodowe i stowarzyszenia profesjonalne, świat akademicki, polityków, przedstawicieli kościołów ... Dyskusja na te tematy zaczyna być obecna również i w Polsce przykładem niech będzie zorganizowana niedawno pod auspicjami Grupy Windsor sesja naukowa "Duch polskiego kapitalizmu". polem dla studiów nad skomplikowaną i kontrowersyjną niekiedy sferą relacji biznes - świat wartości staje się biznes międzynarodowy wraz z całym jego zróżnicowanym globalnym otoczeniem kulturowym, religijnym i etycznym. Przykładem niech będą etyczne implikacje działalności korporacji transnarodowych oraz próby formułowania kodeksów postępowania przedsiębiorstw transnarodowych, jak również implikacje procesów integracyjnych w Europie z punktu widzenia refleksji nad instytucjami i wartościami. Szczególnie

interesującym

Działalność

korporacji transnarodowych oraz inne przejawy procesów globalizacyjnych powodują rozmaite implikacje i - co za tym idzie - w bardzo rozmaity sposób są interpretowane. ciąg dalszy

na następnej stronie


Nie bez powodu coraz liczniejsi specjaliści w zakresie biznesu między­ narodowego koncentrują swoje studia i badania (m.in. J. Dunning, częś­ ciowo również M . Porter) wokół wzajemnego związku pomiędzy umiędzynarodowieniem działalności gospodarczej , konkurencyj n o ścią międzynarodową państw i przedsiębiorstw oraz sferą otoczenia instytucjonalnego (tak polityczno-prawnego, jak i etyczno-kulturowo-religijnego).

niestety zdecydowanie niewystarczająca) jest skuteczność działań na rzecz bardziej etycznego i humanistycznego biznesu. Niekiedy bywają one zwykłą zasłoną dymną, czasem wręcz pod pozorem troski o etykę biznesu i wysokie standardy profesjonalne kryją się motywy nie do końca etyczne. Bywa, że wewnętrzne kodeksy etyczne wcale nie są zgodne z przyjętymi społecznie normami etycznymi i hierarchią wartoś­ ci. Generalnie jednak kwestia relacji pomiędzy biznesem a społeczeń­ stwem staj e się dzisiaj w świecie przedmiotem coraz wnikliwszych badań. Dostrzega się bardziej niż dawniej integralny charakter rozwoju, etyczno-społeczne, kulturowe i ekologiczne jego wymiary. Problem zasługuje - jak uważam - na wnikliwą i dojrzałą refleksję. Szczególnym miejscem dla niej może i powinna być również nasza uczelnia. Na małą skalę staramy się podejmować te problemy również i na moich zajęciach, (m.in z zakresu korporacji transnarodowych i etyki w działalności gospodarczej), do udziału w których (i ich współtworzenia) mam przyjemność zaprosić . Liczę też na ożywienie dyskusji na te tematy.

Wszystko to nie oznacza bynajmniej -jak już wspomniałem- że praktyka życia i kierunek ewolucji jest w pełni prawidłowy. Różna (i z reguły

dr Tomasz Dołęgowski Kolegium Gospodarki Światowej

Rynek a

świat wartości

c. d.

Dla jednych jest to przede wszystkim szansa na modernizację, dla innych kryje się tu zagrożenie dla tożsamości i bezpieczeństwa narodowego w myśl tzw. teorii rozwoju zależnego. Stąd zróżnicowana polityka i postawa rządów poszczególnych państw i środowisk opiniotwórczych oraz obserwowana niekiedy ewolucja strategii przedsiębiorstw transnarodowych.

Jeden z dziesięciu ... czyli objazd historyczny.

magiel@sgh. waw.pl

Może niezupełnie jeden

z dziesięciu, ale ... Jak co roku dr Jachowicz oraz dr Morawski z Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej SGH zorganizowali objazd historyczny. Na 40 miejsc przypadło kilka razy więcej chętnych . Pogłoska o korzystnym wpływie wyjazdu na wynik egzaminu z historii dodatkowo podgrzewała atmosferę, wbijając w dumę oraz niekłamane zadowolenie uczestników, u pozostałych natomiast wzbudzając nutkę zazdrości i zwątpienia we własne szczęście. Tymczasem "wybrańcy losu" stali się dobrowolnymi uczestnikami czterodniowego maratonu. Czas ściśle wypełniało zwiedzanie atrakcyjne z dwóch względów: po pierwsze wyjazd był doskonale przygotowany merytorycznie i organizacyjnie, a po wtóre dla urozmaicenia swych wypowiedzi kadra zawsze wybierała (chyba nieświadomie) najbardziej wystawione na działanie wiatru, zimna i przeciągu miejsca. Jednakże wśród studentów już od pierwszego wieczoru królował temat tajemniczego "kolokwium". Nikt nie wiedział, o co dokładnie chodzi, więc początkowo spra.wę zbagatelizowano . Drugiego dnia wycieczki, gdy starsi koledzy zaczęli wyrażać zdziwienie z powodu braku notatek u studentów pierwszego roku, u tych ostatnich zaczęła narastać ciekawość i zaniepokojenie. Tymczasem "oldboye" niechętnie i niewiele mówili o "kolokwium" , jak się potem okazało z bardzo prostego powodu: test zdobytej na wycieczce wiedzy wcale nie był planowany. Aczkolwiek krążące wcześniej ploteczki o możliwości zwolnienia z jednego z obowiązkowych przedmiotów na trzecim roku rekompensowały utratę wyimaginowanych przywilejów na egzaminie z historii gospodarczej. Tęgie głowy powtarzały więc wszystkie skrzętnie zanotowane, nowe dla nich nazwy, daty i techniki (budowy oraz obrony obiektów). Niektórzy z nieco pobladłymi ze strachu twarzami wkroczyli do sali, gdzie miało mieć miejsce to tak długo oczekiwane wydarzenie. Tam z poważnymi minami i atrybutami egzaminatorów zasiadali już dr Morawski i dr Gorzkowski. W napięciu czekano tylko na dr Jachowicza, który po około pięciu minutach ukazał się w drzwiach. Tak naprawdę to niezupełnie był to znany nam skądinąd wykładowca, gdyż bardzo · przekonywująco wcielił się w rolę Anny Wazówny. Wybrani wcześniej studenci odtwarzali rolę jej brata, króla Polski. Ponieważ obsadzenie w tejże roli było dla nich nie lada z askoczeniem, przeto niektórych onieśmieliła (a innym dodała skrzydeł) misja, jaką mieli do spełnienia. Inteligentną, zamożną i zainteresowaną wyłącznie sprawami swego ogrodu pannę należało przekonać do zamążpójścia . Cóż, w takim wydaniu niektórzy studenci mogliby zmieniać bieg historii! Wybredna i nadzwyczaj markotna Anna dała się w końcu namówić. Pozostaje tylko kwestia wynalezienia wehikułu czasu i wtedy w kościele w Toruniu przy nagrobku Anny Wazówny słyszelibyśmy zupełnie inną historię ...

UCZESTNIK

Rynek rzeczy wartościowych

w SGH

Bojowników o miejsce w akademiku z pewnością ucieszy nowinka, iż Kwestura SGH w dniu 8 maja 1997 roku, z okazji Dnia Pa-pa-biedy, upłynniła (tzn. uwolniła) kurs miejsca w akademiku, czyli opłatę za zakwaterowanie w domku studenta. Począwszy od tego dnia kurs wyznaczać będą wzajemnie na siebie oddziałujące siły podpytu i podaży, ceteris paribus, tzn. przy założeniu, że wszystkie pozostałe warunki pozostaną bez zmiany. A ponieważ nie pozostaną, całe to rozważanie moglibyśmy wsunąć między bajki, gdybyśmy nie wzięli pod uwagę kilku istotnych czynników znacząco zniekształcających tzw. wolną amerykankę (przez niektórych zwaną konkurencją) na rynku miejsc akademikowych. Jednym z tych elementów jest niewątpliwie Iobbying przedsiębiorczy , popularnie nazywany znajomościami (bowiem socjolodzy zajmujący się badaniem zachowań "graczy" często podkreślają towarzyski aspekt giełdy, oznaczający zawieranie nowych znajomości i pogłębianie tych już nadpoczętych) . W szelki e operacje na giełdzie miej s c zostaną całkowicie skomputeryzowane, w związku z czym wszyscy inwestorzy pragnący uczestniczyć w tym rynku będą musieli wyposażyć się w odpowiednie wtyki (wejście-wyjście). Z drugiej strony, komputeryzacja obrotów wiązać się będzie z nieodwołalną dematerializacją wszelkich wniosków, tak więc nic się w tej materii nie zmieni . Giełda skonstruowana będzie na zasadzie wielowarstwowych przepływów sieciowych keszałt-keszin . Mnogość tych warstw zmuszać będzie inwestorów do szybkiego orientowania się w tym, gdzie i jak należy posmarować , aby usprawnić obieg informacji. Jak na każdym porządnym rynku papierów wartościowych , tak i na rynku miejsc mieszkalnych będzie istniał bogaty zestaw narzędzi oddziaływania na procesy na nim zachodzące . Głównym takim narzędziem -jak twierdzi pani Alicja K ., koleżanka dziewczyny syna jednej pani księgowej z SGH - będzie znane od dawna i już wypróbowane na zachodnich rynkach światowych narzędzie bezpośredniego i natychmiastowego działania o fachowej nazwie łapówka. ciąg

dalszy na stronie l O


magiel@sgh.waw.pl

Rynek...

c. d.

Nazwa tego instrumentu wzięła się od charakterystycznych gestów maklerów, energicznie wymachujących w czasie sesji łapkami (na muchy szczególnie w okresie lipcowych upałów). Innymi instrumentami jakiegoś tam oddziaływania na giełdę są trąbka i wiolonczela, zaś wśród narzędzi wymienić można jeszcze młotek, czy też siekierkę.

Spadło

z półki

menedżera ...

Tym skromnym artykułem chciałbym zapoczątkować cykl poświęcony literaturze. I to nie jakiejś tam pięknej, ale całkiem brzydkiej, tzn. tej, w którą każą nam się zagłębiać wykładowcy w celu poszerzenia wiedzy zdobytej na wykładzie. Mają to być jak najbardziej krytyczne recenzje, wskazujące na to, że częstokroć mętlik naukowy, jaki tworzy się w naszej głowie, jest wynikiem absurdu zagnieżdżonego u źródeł wiedzy, czyli właśnie we wspomnianej literaturze. Chyba każdy już wie, o jakich książkach będzie tu mowa ... Dziś odsłonię

Wam nieprawdopodobne kulisy funkcjonowania Europejskiego Systemu Walutowego, o jakich opowiada podręcznik do kilku przedmiotów związanych z Unią Europejską, a mianowicie książka pt. "Wspólnota Europejska", wydrukowana w 1994 roku przez Oficynę Wydawniczą SGH. Na stronie 142, w rozdziale "Funkcjonowanie ESW" odnajdujemy jedną z logicznych perełek, jakich wiele nawleczonych jest na tę lekturę. W drugim paragrafie wspomnianego rozdziału nasze naiwne umysły chłoną informację, mówiącą, iż "w okresie od stycznia 1987 roku do połowy września 1992 roku, to jest przez około 6 lat dostosowania kursów w ESW nie miały miejsca". I to się chwali. Ale, ale! Tam jeszcze jest jakiś nawias! A w nawiasie: ,,z wyjątkiem dewaluacji centralnego kursu lira włoskiego (. ..)dokonanej w styczniu 1990 roku". No tak. Nie było, ale było ... Jak zawsze wyjątki potwierdziły regułę. Czytajmy jednak dalej, bo perełki czają się na nas już w następnym paragrafie. Zostało tam napisane: ,,Na jesieni 1992 roku w ESW zarysował się pewien kryzys, którego wyrazem było dwukrotne dostosowanie kursów centralnych w tym czasie". Mieli pecha. Dobrze, że tylko dwa razy im się to zdarzyło . A ciekawe, jakie waluty się wyłamały z węża . "13 września 1992 roku lir włoski został zdewaluowany" - a więc lir. .. "16 września rząd Wielkiej Brytanii zawiesił bezterminowo uczestnictwo funta w mechanizmie kursowym ESW' - a więc i funt. :. Są dwie waluty. Czy będzie wyjątek? Będzie ... "1 7 września 1992 roku została zdewaluowana p eseta hiszpańska" - mamy więc trzecią walutę. Niestety peseta nie jest bardzo mocną walutą, jak na wyjątek popierający regułę, w związku z czym pojawia się drugi exception. Żeby jednak nie było, że w książce brak logiki, kolejny wyjątek zostaje umieszczony tak mimochodem i przy okazji: "dewaluacja pesety, a także escudo portugalskiego miała także miejsce 22 listopada 1992 roku". No proszę! Po raz drugi zdewaluowano pesetę! Ile więc mamy dewaluacji? "Czyste" znalazły się cztery. Piątą była domyślna dewaluacj a funta w wyniku uwolnienia jego kursu. A o ilu dewaluacjach wspomniano w tym paragrafie... ? Być może dla autora tego rozdziału data 22 listopada zalicza się już do zimy Co w związku z tym mieli na myśli nasi przodkowie nadając temu miesiącu nazwę pochodzącą od opadu liści? W każdym razie, jeżeli to jest zima, to wszystko, co napisano w tym rozdziale, jest prawdą i ja wycofuję swoje słowa. Założę się, że

w swoich podróżach po podręcznikach i skryptach często spotykacie się z brakiem logiki lub ze stwierdzeniami i tokami rozumowania, których nie pojmuje pewnie i sam autor. Zapraszam do podzielenia się z nami Waszymi spostrzeżeniami! Redakcja MAGLAjak zapewniał Naczelny - gwarantuje anonimowość i dlatego też nie dowiecie się, kim jestem...

Przyjrzyjmy się teraz pierwszym notowaniom. Na inauguracyjnej sesji giełdowej zorganizowanej w stołówce w domu studenta uczestnicy giełdy omal się nie zjedli. Cena jednego miejsca leżącego (wyra) w akademiku ukształtowała się na poziomie połowy świniaka, kopy jajek i trzech metrów ziemniaków. Kurs miejsca "na waleta" osiągnął notowanie wedlowskiej bombonierki, dwóch wiader ziemniaków oraz sweterka z Pewexu plus prowizja. W trakcie dogrywki zdesperowani inwestorzy starali się przebić oba kursy, a także sieązących obok konkurentów - na przykład sztyletem. W ten sposób wywiązała się gra na zwłokę, która doprowadziła do drastycznej redukcji zleceń. Aby ratować sytuację, Kwestura przystąpiła natychmiast do interwencyjnego skupu butelek, a także trzody chlewnej i ziemniaków, czyli do tzw. operacji otwartej obory. Wycofanie z wybiegu tak dużej ilości środka płatniczego spowodowało oprócz podbicia kursu, także podbicie oka osoby, która wydała tę decyzję. Przeciążenie sieci doprowadziło do zawieszenia się komputerów, a także kilku zrujnowanych inwestorów, którzyjak byk zawiśli na nie dźwiedziu, ale na lampach. Na sesji dominowali, przede wszystkim fizycznie, duzi inwestorzy wysocy średnio na metr osiemdziesiąt sześć . Skupowali oni całe pakiety, parkiety, a nawet korytarze w domach studenckich. W wyniku tak agresywnego zachowania graczy, międzynarodowemu koncernowi udało się zgromadzić pakiet kontrolny akademika "Sabrinki", _ przez co weszli oni w posiadanie magazynu z czystą pościelą i papierami toaletowymi. Podsumowując, upłynnienie

efektem upłynnienia. kursu miejsca w akademiku było się pań z Kwestury wraz z kasą pierwszym kursem do

Izraela... Kooperatywne Ugrupowanie Prelegentów Akademickich

15 minut... Uroczysty dzień komunii ... nastał także w tym roku. Pod blokami, na chodnikach, za zakazami wjazdu stoją eleganckie, zachodnie limuzyny. Dzisiaj można. . . Wszak to nierzadko raz na całe -życ~e. Pozjeżdżali się dobrzy wujkowie zachodnimi brykami. Nowoczesne, błyszczące, wypucowane do połysku, żeby jeszcze bardziej kłuły w oczy s-ąsiadów. Dumni właściciele przechadzają się obok demonstracyjnie głośno rozmawiając. Wbici w gamiury (to nic, że z brązowymi butami i nierzadko białymi skarpetkami) i ... w próżność wyłączyli krytyczne myślenie. Wszak to uroczysty dzień komunii... Słońce świeci. Ptaszek kwili. Może byśmy coś ... Osiedle pustoszeje ... Zostają same samochody. Małe dzieci spokojnie bawią się w piaskownicy. Babcia robi na drutach na pobliskiej ławeczce ... Kołysze śpiące w wózeczku dziecko ... Cisza, spokój ... Prawie sielanka... Nagle dwóch chłopaczków podbiega do dwóch stojących obok siebie · samochodów. Dwie cegły rozbijają szyby. Słychać odgło·s tłuczonego szkła... Z okien wyglądają ludzie ... Młodzieńcy z czymś się mocują.. . Ktoś krzyczy ... Jeden już wyjął ... Przedmiot wielkości płaskiej cegły .. . Rzuca się do ucieczki ... Z okna padają niecenztiralne słowa ... Drugi chłopak też już sobie poradził ... Ucieka w ślad za pierwszym... Już po ·w~zystkim ... Wzburzony właściciel patrzy na swojego nowego OPLA Combi. Może oblicza straty ... Może ... W każdym razie drogo go będzie kosztowało to osiedlowe 15 minut. .. .

Czytelnik

.

· Piotr Bolak


magiel@sgh.waw.pl

zaocznych podwyżka o 600 zł była ogromnym zaskoczeniem. I trudno byłoby tu polemizować z decyzją Rektora, gdyby nie to, że ...

...został złamany regulamin.

Dlaczego 1900? Wysokość

czesnego...

...na studiach zaocznych w zasadzie niedawno stała się przedmiotem zainteresowania ze strony Władz Szkoły. Trzy wersje tegorocznego budżetu Uczelni, które rozpatrywał Senat SGH w grudniu zeszłego roku, różniły się po stronie przychodów jedynie wysokością dotacji z kasy państwowej. Przez ostatnie dwa lata stanowiła ona 52% rocznych przychodów Uczelni. Czesne miało wzrosnąć z 1300 zł do 1500 zł, a łączne przychody ze studiów zaocznych planowano na 9 675 tysięcy zł. W ogólnej kwocie przychodów stanowiło to ok. 18%. Taki stan rzeczy bardzo nie spodobał się Komisji Senackiej ds. Budżetu i Finansów, tym bardziej, że we wszystkich wersjach budżetu występował deficyt od 688 tysięcy do (!) 5 208 tysięcy zł. Ponieważ najłatwiej było załatać tę dz.iurę, sięgając do kieszeni studentów zaocznych, rozpoczęły się spekulacje na temat wysokości czesnego. Na początku tego roku wspomniana Komisja zaczęła analizować wynik finansowy Szkoły za rok 1997 w zależności od czesnego na studiach zaocznych. Dopiero przy czesnym za semestr letni na poziomie 1600 zł wynik finansowy "wyszedł" dodatni całe 55 tysięcy zł. Jednak, wracając do grudniowych wersji budżetu, wprowadzenie takiego czesnego pozwalało na realizację wersji z najniższą sumą po stronie kosztów. Co ciekawsze, czesne w wysokości 1650, czy 1700 zł też nie za bardzo poprawiało tę sytuację ...

"Skoro nie

można obniżyć

kosztów...

... to nie znaczy, że nie można zwiększyć przychodów SGH" - mówi notatka z obrad Komisji ds. Budżetu i Finansów w dniu 23 kwietnia br. Studiując budżet Szkoły, można zauważyć, że 75% kosztów w każdej z trzech jego grudniowych wersji stanowią wynagrodzenia i świadczenia na rzecz pracowników. "Możliwości wzrostu przychodów SGH Komisja upatruje między innymi we wzroście czesnego na studiach zaocznych od semestru zimowego 97 /98" czytamy dalej we wspomnianej notatce. Wyliczenia następujące dalej pokazują, w jaki sposób wzrost czesnego wpłynie na wynik finansowy Szkoły w 1997 roku oraz na przyrost przychodów na l pracownika naukowo-dydaktycznego miesięcznie. "Z analizy tej wynika, że jeśli czesne na studiach zaocznych wzrośnie o 50% w stosunku do planowanego (1500 zł), tzn. wyniesie 2250 zł, to przyrost przychodów na l pracownika naukowo-dydaktycznego miesięcznie wyniesie 222,36 zł." Jak widać , to już nie załatanie dziury w budżecie stało się najważniejsze. Oczywiście starania władz o lepszą kondycję finansów Uczelni są zrozumiałe, ale czy wybrano najlepszą drogę zwięk­ szenia dochodów? Jak to jest, że cały przewidywany przychód Uczelni w 1997 roku wynosi niecałe 56,5 mln, a przykładowo - Politechnikę Warszawską stać na remont akademika "Riviera" za 32 mln? Czy Folitechnika też śrubuje wysokość czesnego za studia zaoczne? Otóż nie - władze tamtej Uczelni potrafią postarać się o większe dotacje z budżetu państwa. Tymczasem największą planowaną inwestycją SGH jest zabudowa działki przy skrzyżowaniu Al. Niepodległości i ul. Madalińskiego czy będzie ona finansowana z czesnego od studentów zaocznych? A co z generalnym remontem budynku "F" - na ile trzeba będzie znowu podnieść czesne, żeby go sfinansować? Dlaczego działalność badawcza Szkoły Głównej Handlowej, największej i podobno najlepszej uczelni ekonomicznej w kraju, to jedynie ok. 7% przychodów budżetowych? A . . . . . , gdzie są sponsorzy, których przyciągnięcie nie powinno przysparzac trudności tak renomowanej szkole? Nie wiadomo, czy próbowano znaleźć odpowiedzi na te pytania przed podjęciem decyzji o czesnym na studiach zaocznych. Faktem jest, że decyzją Rektora z 29 kwietnia br. ustalono je na 1900 zł. Dla studentó~

Paragraf 3, punkt 3 Regulaminu Studiów Zaocznych mówi, że "Czesne określane jest co sześć miesięcy i dotyczy jednego semestru studiów. Wzrost semestralnego czesnego jest nie wyższy od stopy inflacji w danym okresie." Inflacja w okresie październik 1996 - marzec 1997 wynosiła 8,8 %, z czego wynika, że nowe czesne nie powinno być wyższe od 1420 zł. Jednak w przyszłym roku akademickim nie będzie już można użyć argumentu o wysokości inflacji. Presja na podwyżkę czesnego była tak duża, że w nowym ujednoliconym regulaminie wszystkich studiów w SGH usunięto niewygodny zapis ograniczający ustalanie wysokości czesnego . Ale ponieważ Senat zatwierdził nowy Regulamin 16 kwietnia 1997, z mocą obowiązującą dopiero od l października 1997, to zdecydowanie niewłaściwe jest, żeby Rektor działał na jego podstawie już w kwietniu, tym bardziej że studenci i pozostała społeczność Szkoły funkcjonują na podstawie "starego" regulaminu.

Planowane przez Uczelnię przychody... ... pochodzące z wyższego o blisko 50% czesnego stoją pod znakiem zapytania, ponieważ wcale nie uwzględniono zmniejszenia się liczby chętnych do studiowania za zaproponowaną stawkę. Wyniki ankiety przeprowadzonej przez nas w dniach 10-11 maja wskazują, że 50% s~­ dentów zaocznych, z powodu wysokiej podwyżki myśli o przerwaniu studiów w SGH. Co piąty ankietowany twierdzi, że nie podejmie już dalszej nauki nawet w innej uczelni. W zasadzie nikt z ankietowanych nie spodziewał się czesnego powyżej 1500 zł, a 51 % oczekiwało gwarantowanego przez Regulamin wzrostu czesnego o stopę inflacji - do ok. 1400 zł. Kwestor Szkoły Głównej Handlowej liczy w 1997 roku na przychody z tytułu odsetek od lokat, gdyż jak to uzasadnia w planie finansowym: "opłaty za studia podyplomowe, studia zaoczne oraz niektóre kursy wpływają przed rozpoczęciem tego rodzaju zajęć. Wydatki powstają nieco później . " A co się stanie, gdy opłaty wpłyną później, nawet dopiero po powstaniu kosztów ... ?

12 maja w piśmie do Rektora... ... samorządowa Komisja ds . Studiów Zaocznych poprosiła o zajęcie stanowiska w związku ze złamaniem regulaminu. Przed oddaniem "MAGLA" do druku (czyli do 21 maja) Szkoła nie zajęła żadnego oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Z powodu zbliżającej się sesji i końca roku akademickiego na rozwiązanie problemu nie zostało już wiele czasu. Jeśli więc milczenie ze strony Uczelni będzie się przedłużało, zaistnieje konieczność przedstawienia konfliktu szerszemu gremium, nie wyłączając MEN-u. Nie sposób będzie wtedy uniknąć tematu dydaktyki na studiach zaocznych - stracą na tym obie strony. Marcin Kwiatosz P.S. Nieoficjalnie wiadomo o decyzji Szkoły mówiącej , że studenci, którzy zapłacą w terminie całość kwoty, mogą liczyć na l 0% zni żkę tym samym semestr wyniesie ich ,jedyne" 171 O zł .

Legalna czy nie ... ? O wypowiedzenie się na temat legalności decyzji dotyczącej podniesienia czesnego poprosiliśmy Pana Pawła Orzeszko - Dyrektora Biura Rektorskiego. Otrzymaliśmy na piśmie takie oto oficjalne stanowisko: U podstaw wątpliwości dotyczących legalności ostatniej decyzji Uczelni w sprawie podwyższenia czesnego leży istotne nieporozumienie. Wbrew obiegowo funkcjonującym opiniom, wysokość czesnego nie jest i nie była przedmiotem żadnej umowy cywilnoprawnej zawartej pomiędzy Szkołą a studentem. Gdyby tak było, to rzeczywiście zmiana czesnego musiałaby się odbyć - w myśl zasady równości stron stosunku cywilnoprawnego - przy zgodzie obu stron umowy. ciąg dalszy na stronie 12


Nieobecni głosu nie mają ... ? Studenci zaoczni stanowią najbardziej bierną grupę w środowisku studenckim. W większości są to ludzie, którzy podjęli stałą pracę w pełnym wymiarze godzin, a niejednokrotnie założyli już własne rodziny. Ciężko jest więc oczekiwać od nich większego zaangażowania w działalność organizacji studenckich, czy też interesowania się na bieżąco życiem Uczelni. Praktyka pokazuje, że aby wzbudzić w tej grupie jakieś emocje i zmusić ją do podjęcia zorganizowanych działań, należy skutecznie wycelować w jej elementarny interes . Gdy poczuje się poważnie zagrożona, zacznie wreszcie interesować się tym, co się wokół niej dzieje. Ostatnie wydarzenia, tzn. podniesienie czesnego do 1900 zł , pokazało , że moje twierdzenie jest prawdą. Wystarczyło posiedzieć w pokoju Samorządu w weekend i posłuchać komentarzy osób, które zaskoczone decyzją Rektora szukały pomocy/wyjaśnienia właśnie w Samorządzie . I tu wkroczyłem na temat relacji pomiędzy studentami zaocznymi a najważniejszą na Uczelni organizacją studencką...

Zaoczni w

Samorządzie

·

Niejasna jest pozycja studentów zaocznych w Samorządzie Studentów. Otóż na 27 osób zasiadających w Zebraniu Samorządu od niepamiętnych czasów znajdują się zaledwie dwie osoby ze studiów zaocznych i aż po pięć osób z każdego roku studiów dziennych. Prawdopodobnie w momencie tworzenia pierwszego regulaminu Samorządu nie znalazła się anijedna osoba, która zwró~iłaby uwagę na tak ogromną dysproporcję w podziale miej s c pomiędzy poszczególne studia. Z drugiej strony, z pewnością studentom dziennym, którzy tworzyli regulamin, zależało na takiej , a nie innej sytuacji - obecnie mają pełną kontrolę nad organizacją. I tak naprawdę nie należy im się dziwić. Wystarczy tylko przyjrzeć się stosunkowi studentów zaocznych do wyborów, w trakcie których wyłaniani są ich przedstawiciele do Samorządu . Legendą już stała się "rekordowa" frekwencja w wyborach samorządowych w styczniu zeszłego roku, gdy to w ciągu dwóch dni do urny dotarły ... trzy osoby ze studiów zaocznych. Ironią jest, że ci trzej studenci, którzy koniec końców wzięli udział w wyborach, zostali prawie siłą zaciągnięci do urny przez członków Komisji Wyborczej. Powiecie, że przyczyna tej irytującej ignorancji leży w "braku rzetelnej informacji". Nieprawda. W trakcie każdych wyborów na Uczelni rozwieszane są ogłoszenia informujące o nich i nie sposób jest przecież nie zauważyć ogromnych, kolorowych plakatów zwisających prawie do ziemi z barierek okalających Aulę Spadochronową. Przepraszam, ale zaproszeń imiennych do domu nikt nikomu wysyłać nie będzie. Sądzę jednak, że z roku na rok zainteresowanie wyborami sarnorządowymi na studiach zaocznych będzie rosło, na co wskazują tegoroczne wybory, w których udział wzięło już ... 11 osób. Śmieszne? W cale nie. To prawie 400% więcej niż w roku ubiegłym ... Oby tak dalej. Inną kwestią pozostaje możliwość ubiegania się studentów zaocznych o proporcjonalną do sumy wszystkich studentów liczby miejsc w Samorządzie Studentów. Tu przypomnę, że proporcja liczby studentów dziennych do zaocznych wynosi obecnie l : l, zaś w Samorządzie 25:2. Ale kto się tym zajmie? Przecież większość ma swoją pracę, która pochłania im gros czasu. O godzinie 18:00 jest już trochę za późno, aby cokolwiek w tej sprawie załatwić, bowiem Szkoła (oprócz Dziekanatu SZ) pracuje tylko do godziny 16:00. Może więc Dziekan ...? Sądzę, że ma on wiele ważniejszych rzeczy "na głowie". Nie pozostaje nic innego, jak tylko zacząć samemu walczyć o swoje prawa, wspierając działania przedstawicieli studentów zaocznych w Samorządzie . N a wielu członków Samorządu z ramienia studiów dziennych raczej bym nie liczył. Zwróćcie uwagę

na wypowiedź Pana Pawła Orzeszko, z której wynika, że decyzja o podniesieniu czesnego nie była podjęta bez konsultacji z Samorządem. Z pewnością nikogo z "szarych aktywistów" Samorządu nie pytano o zdanie w tej sprawie. Z kim się więc konsultowano? Odpowiedź jest oczywista: z Przewodniczącym .. .

Legalna, czy nie ... ?

c. d.

Tymczasem jednak, okoliczności dotyczące opłat za studia są przedmiotem norm zawartych w regulaminie studiów nadawanym jednostronnie przez Uczelnię na podstawie upoważnienia i w trybie określonym przez artykuł 144 ustawy o szkolnictwie wyższym. Mamy tu zatem do czynienia ze stosunkiem administracyjno-prawnym, regulowanym wyłącznie przez akty normatywne. Można odmówić legalności takiej decyzji, gdy zapada ona z naruszeniem wskazanej normy ustawowej, a więc na przykład, gdyby: zapadła ona z pominięciem stanowiska Samorządu Studenckiego, weszła w życie przed początkiem nowego roku akademickiego lub regulamin został uchwalony po 30 kwietnia danego roku i w tym samym roku miał obowiązywać. Dotyczy to również wszelkich zmian w regulaminie, przy czym z możności dokonywania zmian nie jest wyłączona kwestia czesnego. Żadne z możliwych uchybień formalnych nie nastąpiło. Podwyżka czesnego dotyczy dopiero semestru zimowego, a więc nowego roku akademickiego; w chwili obecnej została ona jedynie ogłoszona. Sumując, można stwierdzić , że ponieważ od l · października bieżącego roku nie obowiązuje już norma regulaminu wiążąca wzrost czesnego z postępem inflacji, to podniesienie tych opłat od l października jest formalnie uzasadnione, nawet jeśli nastąpiło w oderwaniu od wskaźników inflacyjnych. Paweł Orzeszko, Warszawa, dnia 15 maja 1997 roku

Zaoczni w Senacie... ... są nieobecni, a nieobecni się prawie nie liczą. Prawie, ponieważ jeden z przedstawicieli studenckich w Senacie SGH pomimo tego, że jest studentem dziennym otwarcie zadeklarował występowanie w obronie praw studentów zaocznych. Fakt jest jednak faktem: w Senacie Akademickim SGH nie ma ani jednego przedstawiciela studentów zaocznych. Jest za to sześć osób ze studiów dziennych. A wjaki sposób mianowani są przedstawiciele studenccy do Senatu SGH? Wybiera ich spośród swego grona Zebranie Samorządu Studentów. Tak. Właśnie to, w którym na 27 osób zasiadają tylko 2 osoby ze studiów zaocznych. Teraz wiadomo już, dlaczego ta grupa nie jest reprezentowana w Senacie. Osobiście uważam, że zasada przydzielenia studentom sześciu miejsc w Senacie wynika z tego, iż pięć miejsc zagwarantowane zostało pięciu rocznikom studiów dziennych, zaś miejsce szóste - studiom zaocznym. . Kusząca jest perspektywa domagania się miejsca w Senacie dla studentów zaocznych, nawet kosztem miej s c zajmowanych przez studentów dziet11fych. Nie sposób jest jednak "posadzić" jednego lub nawet dwóch studentów zaocznych na senackich stołkach w sytuacji, gdy przeważająca większość członków Samorządu jest w stanie z łatwością przegłosować nie przyznanie zaocznym ani jednego miejsca.

Pomocy... ? Co w takim razie

można zrobić,

aby

tę sytuację zmienić .

Po pierwsze należy zacząć interesować się życiem U czelni i tym, co się na niej dzieje. Jeżeli Samorząd nie jest w stanie zapewnić studentom zaocznym odpowiedniej reprezentacji, proponuję powołać coś w rodzaju uczelnianego parlamentu studentów zaocznych - organizacji, której spotkania gromadziłyby setki studentów (np. w auli głównej). Na forum tej organizacji ornawiane byłyby główne problemy, z jakimi borykają się studenci zaoczni i ostatecznie wypracowywane byłoby oficjalne stanowisko, które przedstawiciele zaocznych w Samorządzie prezentowaliby · władzom Uczelni, oczekując określonych posunięć. Po drugie, należy walczyć o swoje prawa, a żeby móc to robić, trzeba te prawa znać . I tu pomocą służyć musi Dziekan oraz Samorząd Studentów. Po trzecie, odnośnie niesprawiedliwego dla studentów zaocznych regulaminu Samorządu Studentów, podpowiadam, że regulamin taki zatwierdzany jest przez Senat SGH i właśnie do tego organu należałoby złożyć odpowiedni wniosek. Życzę powodzenia w działaniu!

G.p.)


z prof.

dr hab. Edwardem Golachowskim, Dziekanem Studium Zaocznego, rozmawiam o podniesieniu przez Rektora SGH czesnego z poziomu 1300 zł do 1900 zł począwszy od semestru zimowego, a także o innych kwestiach związanych ze studiami zaocznymi.

Jacek Polkowski: Dzień dobry... Czy możemy porozmawiać na temat podwyżki czesnego? prof. dr hab. E. Golachowski: Dzień dobry. Właśnie sporządzam zest~­ wienie wysokości czesnego na innych uczelniach. Samo porównywanie poziomu czesnego to jest jeszcze jakby niepełna informacja, dlatego że cena jednej godziny w naszej Szkole według mnie jest stosunkowo wysoka. Myślę, że należałoby wydzielić dwie grupy: jedną grupę stanowiłyby uczelnie państwowe, zaś drugą - uczelnie prywatne. W śród uczelni państwowych nasze czesne jest absolutnie porównywa~ne z Wydziałem Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warsza':~kieg?. Natomiast jesteśmy znacznie drożsi od Folitechniki Warszawskiej, gdzie na Wydziale Inżynierii Produkcji realizowane są studia zbliżone do naszych, i trzy razy drożsi od SGGW, gdzie mają zarządzanie na Wydziale Ekonomiczno-Rolniczym. W stosunku do uczelni prywa~nych porównanie wypada bardzo różnie. My pytaliśmy tylko o cenę pierwszego semestru na zaocznych studiach licencjackich. Z reguły jest tak;, że każdy semestr jest coraz droższy - im wyżej, tym więcej się płaci. W kilku szkołach ustalana jest stała opłata w dolarach i rzeczywiste czesne zmienia się wyłącznie w związku z dewaluacją złotego. Są też różnorodne systemy opłat ratalnych, ale jeśli płaci się z góry, płaci się mniej. N a im więcej rat student rozłoży opłatę, tym drożej to wychodzi. Drugą sprawą jest to, czy podjęcie decyzji o podwyżce czesnego ~~rat w tym momencie, jest z punktu widzenia formalno-prawnego ~ozhwe. Otóż, do zeszłego roku w Regulaminie Studiów Zaocznych stwier~ało się, że "wysokość opłaty za studia określa Rekto: SG~ na wnios~~ Dziekana" (par. 3, punkt 2) oraz że "czesne okreslane Jest co szesc miesięcy i dotyczy jednego semestru studiów". I to najważniejsze zdanie: Wzrost semestralnego czesnego jest nie wyższy od stopy inflacji w okresie" (par. 3, punkt 3). My od początku, czyli gdzieś t~ ~d 1992 roku do 1996 roku trzymaliśmy się tej zasady. Jednak 25 wrzesnia 1996 roku Senat przyjął uchwałę w sprawie zmian w Regulaminie Studiów Zaocznych, która wprowadziła poprawkę właśnie · we wspomnianym paragrafie 3. Otrzymał on brzmienie: "czesne określane ~est na okres jednego semestru studiów. Wysokość czesnego ustalana Jest na semestr zimowy do dnia 15 maja, na semestr letni do dnia 15 listopada". Czyli inaczej mówiąc, wykreśleniu uległo zdanie o inflacji, przy czym nowelizacja ta ma wejść w życie dopiero l października 1997 roku. Autorzy tego tekstu nie przewidzieli, iż w międzyczasie nastąpi ujednolicenie regulaminów wszystkich studiów w SGH. W dniu 16 kwietnia 1997 roku Senat podjął decyzję o takim właśnie ujednoliceniu. W nowym, wspólnym regulaminie jest oczywiście paragraf, który mówi o wszelkich opłatach. Jest tam punkt, który mówi, że "wysokość opłat określa Rektor". Ten Regulamin wchodzi jednak w życie też dopiero od , . 1 października bieżącego roku. Tak więc, czy patrzymy na wrzesniową nowelizację, czy też na ten całkiem nowy Regulamin, to decyzja Rek~ora o podniesieniu czesnego jest z punktu widzenia re.gulamin~wego ca~~e~ w porządku. Natomiast jest oczywiste, że studenci z~oczni, a ~zcze~~l~Ie ci tzw. "starzy", którzy aktualnie są u mnie zareJestrowani na hscie, czują się dotknięci taką decyzją, dlatego, że w ~omenc,ie, gdy oni prZ)_'chodzili do Szkoły, obowiązywał stary regulamin, w ktorym było zdanie o inflacji i byli oni przygotowani na podwyżkę, ale mniejszą. Zdecydowana większość studentów zaocznych uważa, że zawarła ze Szkołą pewnego typu "umowę", której warunki Uczelnia drastycznie zmieniła jeszcze w momencie jej obowiązywania. .. Zawsze wyraźnie mówione było, że czesne liczone jest semestralnie. Czyli nie było takiej umowy, która mówiła, że "przyjmujemy cię do Szkoły za 6 milionów i obiecuję, że ilekolwiek lat będziesz studiował, to zawsze będziesz tyle płacił". Jednak sam Pan powiedział, że obowiązywał regulamin z zapisem o

danym

wzroście

czesnego nie większym niż stopa inflacji... Tak i nadal obowiązuje. Ale w międzyczasie został on zmieniony i jego nowa wersja będzie obowiązywać od początku roku akademickiego 1997/ 98 . Nowa opłata dotyczy jesieni, czyli będzie wnoszona we wrześniu lub na początku października, ale już "pod rządami" nowego regulaminu. Ale Rektor nie miał chyba jeszcze kompetencji, aby pod•vyższyć tak znacząco czesne, skoro nowy regulamin, który daje mu takie prawo, nie . , . wszedł w życie. Nie obowiązuje nawet wspomntana wrzesntowa poprawka do Regulaminu SZ, która także przyznawała Rektorowi podobne kompetencje. Czy więc decyzja ta nie była podjęta w oparciu o przepisy, które dopiero zacznąfunkcjonować za kilka miesięcy: . W tej kwestii jest mi się ciężko wypowiedzieć. Sądzę, że pow1ni~n p~n porozmawiać z prawnikiein, z panem Pawłem Orzeszko. Faktyc~nie decyzja jest podjęta w trakcie obowiązywania jeszcze tego regulaminu, natomiast dotyczy okresu, który jest objęty nowym regulaminem. Z tego punktu widzenia jest mi trudno stwierdzić, czy można było taką decyzję podjąć. Ja mogę tylko powiedzieć, jaka była moja propozycja odnośnie podniesienia czesnego. Otóż uważam, że faktycznie S~koła. jest w trudnej sytuacji finansowej, co było widać na zakończenie ubiegłego roku finansowego - przychody na plusie były raczej minimalne i były one uzyskane prawie wyłącznie z tego tytułu, że Uczelnia miała tzw. lokaty. Porlniesienie czesnego było absolutnie koniecznie. Natomiast wydawało mi się, że będzie to lepiej zrozumiane przez "starych" studentów, jeżeli czesne w odniesieniu do nich wzrosłoby według starej zasady, no może troszkę więcej, tzn. w tej chwili było 1300 zł, a wzrosłoby np. do 15~0 zł. W stosunku do nowych studentów, którzy objęci będą rekrutacJą letnią, można było ustalić czesne na dowolnym poziomie, n~wet wyższym niż te 1900 zł. Z każdym nowym naborem przychodziłoby coraz więcej studentów, którzy płaciljby wyższą stawkę, zaś te "stare" studia wygasałyby . I po okresie mniej więcej od półtora roku do dwó~h lat uzyskalibyśmy podobne kwoty, jakie zamierzamy uzyskać obecnie. Ten projekt byłby oczywiście trudniejszy do ~realizowania dl~ nasz~go Dziekanatu, dlatego że każdego studenta nalezałoby sprawdzac, czy jest on "stary", czy "nowy". Innym elementem mojej propozycji było t?,żeby - podobnie jak w innych szkołach - zróżnicować opłatę za studta licencj ackie i studia magisterskie. Propozycja była rozważana szczegółowo, ale nie uzyskała akceptacji. Czy widzi Pan jakiekolwiek szanse na zmianę decyzji Rektora? . Nie sądzę, aby zmiana decyzji rektorskiej była jeszcze n:ożhw~. N atomiast opinie różnych środowisk na ten temat, co sądzą o teJ kwestu, to już inna sprawa... (rozmowę przerywa telefon) Chciałbym zadać Panu teraz kilka pytań odbiegających od kwestii podniesienia czesnego, ale także związanych ze studiami zaocznymi. Otóż, kilka miesięcy temu "Życie" bardzo nisko oceniło poziom nauczania na studiach zaocznych oferowanych przez polskie uczelnie wyższe. W artykule przytoczono słowa jednego z parlamentarzystów, który stwierdza, że "uczelnie zmuszone są łupić frajerów i to coraz głupszych". Egzaminy na studia zaoczne w SGH zostały ocenione przez redaktora z "Życia" na poziotnie "bystrego absolwenta podstawówki". Jak w rzeczywistości jest z poziomem nauczania na studiach zaocznych i czy prawdąjest to, że szkoły pokrywają z czesnego koszty m.in. remontów swoich budynków? Jest rzeczą nie podlegającą wątpliwości, że działalności takie, jak studia zaoczne różnorodne studia podyplomowe oraz kursy, w tym także języko~e, szkoła prowadzi także dlatego, żeby zdobyć środki pozabudżetowe. Jest to absolutnie konieczne - szkoła bez tego po prostu nie przeżyje. Jeżeli dotacja z ministerstwa jest na poziomie około dziewięćdziesięciu pięciu procent samego funduszu płac w szkole, to, aby zapewnić pracownikom uczelni same płace bez żadn~ch dodatkowych wynagrodzeń za godziny nadliczbowe, szkoła musi te pozostałe pięć procent zarobić . Do tego dochodzą właśnie godziny nadliczbowe. ciąg dalszy na stronie 14


Nie

sądzę ...

c. d.

Oprócz tego szkoła ma ogromną ilość różnorodnych kosztów materialnych: ogrzewanie, woda, światło , gaz, itd., ale są to także koszty remontów, są to także koszty ewentualnych inwestycji, są to koszty komputeryzacji, itp. i żeby szkoła mogła sobie na to pozwolić, musi prowadzić różnorodną działalność pozabudżetową.

Odnośnie

poziomu egzaminów wstępnych mogę stwierdzić, że nie uważam, aby były one naprawdę takie łatwe. Egzamin składa się ze stu zadań i sprawdzany jest komputerowo. W tych stu pytaniach siłą rzeczy znajdą się zadania bardzo łatwe, ale i bardzo trudne - zresztą ocena trudności jest subiektywnym odczuciem konkretnej osoby egzaminowanej. Uważam, że trudność naszych egzaminów polega także na tym, iż czas przeznaczony na rozwiązanie tych stu zadań jest znacznie ograniczony, a za błędne rozwiązanie zadania kandydat otrzymuje punkty ujemne. W rekrutacji na studia w SGH nie ma takiego pojęcia jak "egzamin zdany", czy " egzamin niezdany". Po egzaminie tworzona jest lista rankingowa, na której kandydaci plasowani są rosnąco na podstawie liczbowego wyniku testu. Kwalifikacja na studia odbywa się właśnie na podstawie listy rankingowej: przyjmujemy osoby z największą ilością punktów aż do wyczerpania limitu. Po Uczelni krąży plotka mówiąca, że podwyżka czesnego związana jest z imponującymi planami remontowo-inwestycyjnymi Szkoły na najbliższe lata•.. Sądzę, że najlepiej zorientuje się Pan w tych planach, przeglądając taką książeczkę, która rozdana została na ostatnim posiedzeniu Senatu, a która dotyczyła właśnie planów remontowych na ten rok. Oprócz tego mogę pana poinformować , że budynek F przez odpowiedzialne ekipy techniczne został ocenio]J.y, jako prawie w całości nadający się do remontu. Jest nakazem dla Szkoły przeprowadzenie remontu tego budynku. N a to nie mamy innych pieniędzy niż te pozabudżetowe . Z tego co wiem, Pan był osobą, która raczej sceptycznie odniosła się do tej podwyżki... Decyzja została podjęta poza mną i przez Rektora. Tak więc ja nie miałem na nią żadnego formalnego wpływu, natomiast przez około dwutygodniowy okres trwało dokonywanie różnorodnych przymiarek: co będzie, jeśli czesne będzie na takim poziomie, co będzie, jeśli na innym, co będzie, jeśli będzie tak zróżnicowane, jak ja proponowałem. Moja propozycja nie została przyjęta, Rektor podjął inną decyzję. Studenci - jak wynika z ankiet przeprowadzonych przez Samorząd Studentów - spodziewali się podwyżki czesnego, jednak nie tak wysokiej, jaka została ustalona przez Rektora. Ja myślę, że jeżeli popatrzymy na czesne na innych uczelniach, to my jako szkoła naprawdę nie jesteśmy na tak diametralnie różnym poziomie, nawet przy tym nowym czesnym 1900 zł za semestr. Jednak poziom wyjściowy, tzn. 1300 zł, był względnie niski. Podwyżka jest prawie pięćdziesięcioprocentowa••. To jest faktycznie uderzenie ... Z punktu widzenia czysto prawnego, w tym zakresie, jaki jest określony w regulaminach studiów, jest to decyzja dopuszczalna . Natomiast z punktu widzenia takiego ... nie chcę powiedzieć "moralnego", ale to słowo właśnie gdzieś mi tak blisko chodzi, w każdym razie z punktu widzenia jakiś zasad czysto fair-play, rzeczywiście ci studenci zostaną pokrzywdzeni. Słyszałem, że w Szkole planowana jest podwyżka płac. Czy chodzi tu tylko i wyłącznie o pracowników dydaktycznych na studiach zaocznych? Owszem, mają być podniesione stawki za godzinę, ale w całej Szkole. Prowadzenie zajęć na studiach zaocznych jest włączone do ogólnoszkolnego systemu wyrabiania pensum dydaktycznego. Czy nie jest tak, że osoby, które nie wyrabiają pensum na studiach dziennych, biorą zajęcia na studiach zaocznych? Nieprawda. Praktycznie wszyscy, którzy pracują obecnie na studiach zaocznych robią to nadliczbowo. Pensum profesorskie obejmuje 180 godzin rocznie. Jeżeli na studiach zaocznych obowiązuje przelicznik trzy, to pracownik może to pensum wyrobić pracując 60 godzin... I dostaje on tyle samo pieniędzy, ile osoba, która na studiach dziennych pracowała 180 godzin?

Tak. Natomiast są też takie osoby, które na studiach dziennych robią te swoje 180 godzin i wszystko, co robią na studiach zaocznych, jest li.czone jako godziny nadliczbowe. A jaka jest obecna stawka za jedną godzinę lekcyjną? Stawka dla profesora za jedną godzinę to 25 zł. Na niższych stanowiskach są stawki odpowiednio niższe. Stawka ta obowiązuje niezależnie od tego, na jakich studiach została wypracowana: czy na dziennych, czy na zaocznych, czy na doktoranckich. Pojawia się jednak kwestia przelicznika. Jeżeli na studiach zaocznych mamy przelicznik .trzy, to faktycznie te 45 minut przynosi 75 zł. Stawka 25 zł za godzinę ustalona została prawie dwa lata temu. Szkoła bowiem starała się szukać dochodów nie poprzez podnoszenie czesnego, ale poprzez zamrożenie płac. Jednakże i to nie starczyło. Poza tym, przecież inflacja rośnie, a stawka pozostała na tym samym poziomie. Postanowiono ją więc podnieść. Nie ma jednak jeszcze decyzji o konkretnym poziomie nowej stawki. Ja osobiście walczyć będę o to, aby te 25 zł za godzinę podwyższyć przynajmniej o 30%. Czy jest Pan w stanie porównać poziom nauczania na studiach dziennych i zaocznych? Czy sądzi Pan, że studia zaoczne są naprawdę tyle warte, ile Szkoła za nie sobie życzy? Wiadomo mi, że na studiach zaocznych nauczany jest tylko jeden język, podczas gdy na dziennych dwa.•. Tak. To jest taka główna różnica pomiędzy tymi dwoma rodzajami studiów. Jednak kwestia języków jest ostatnio często poddawana pod dyskusję. Mówi się o reformie nauczania języków na studiach dziennych, pojawiło się w tym zakresie wiele propozycji. Problem polega na tym, że w każdej z nich Szkoła dąży do skrócenia okresu nauczania języków, pomimo tego, że język jest jednym z podstawowych wyróżników naszej U czelni. Z punktu widzenia studiów zaocznych, w dziesięciosemestralnym programie studiów magisterskich jest 14 godzin języka na semestr, co daje tylko taki leciutki kontakt z językiem. Ja tego nie dam ruszyć. Nawet jeżeli na studiach dziennych przeprowadzona zostanie jakakolwiek redukcja godzin nauczania języka, to u nas na pewno czegoś takiego nie będzie, chyba że zostanę przegłosowany .... Rozumiem, że nie ma najmniejszych szans na wprowadzenie drugiego języka?

Nie. Ale dyplom jest ten sam. Mogę go panu pokazać . Jest na nim napisane, że dyplom został zdobyty w Studium Zaocznym i widnieje na nim mój podpis, a nie podpis Dziekana Studium Dyplomowego. Znaczy to, że rozsądny pracodawca, tzn. taki, który sam przecież jest po studiach i coś niecoś wie o systemie szkolnictwa, pozna, że to jest dyplom ukończenia studiów zaocznych, a nie studiów dziennych. Ale mimo to dyplom jest ten sam•.. Tak. To jest dyplom SGH: licencjacki lub magisterski. · Książeczka jest ta sama, różni się tylko tym, o czym wspomniałem powyżej. Jak Pan w takim razie ocenia ofertę dydaktyczną, możliwości wyboru przedmiotów na studiach zaocznych? Jak to się ma do studiów dziennych? , . , . . . . W naszych informatorach my wyraznie rnowtmy, ze przyJmUJemy na studia tylko na pięć kierunków. W ogóle nie uruchamiamy kierunku Ekonomia, gdyż nie ma na niego zapotrzebowania. W tej chwili kończymy ostatni semestr kierunku Gospodarka Publiczna, którego nie będziemy już uruchamiali. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy kierunek MISI ma być kontynuowany dlatego, że z uruchomieniem kierunku wiąże się uruchomienie ogromnej liczby przedmiotów kierunkowych na poszczególnych poziomach. System poziomów na studiach dziennych i zaocznych jest prawie identyczny, z tym, że na studiach ·zaocznych oferta jest węższa i mocno sprecyzowana kierunkowo. Ja na przykład nie używam pojęcia "przedmiotu poziomu piątego", tylko daję wszystkim studentom na studiach zaocznych II stopnia listę z około siedemdziesięcioma pozycjami przedmiotowymi, zwanymi "wykładami z listy ogólnej" (WLO) . Student musi zrealizować sześć takich wykładów . Jak wiadomo, oferta studiów dziennych na piątym poziomie jest z pięć razy większa.


Na czwartym poziomie studiów zaocznych są dwie listy: jedna z wykładami ograniczonego wyboru (WOW), druga z wykładami swobodnego wyboru (WSW). Z pierwszej z nich student wybiera 6 wykładów, z drugiej 4. Oczywiście na prośbę indywidualnego studenta: "proszę o to, abym mógł chodzić na taki a taki wykład z innego kierunku i zaliczenie mi tego przedmiotu jako wykład z mojego kierunku", dopisujemy temu studentowi dany przedmiot do jego listy. Student nie musi nawet podawać zamiennika. Wydaje się, że jeżeli student z listy WOW obejmującej około 20 pozycji ma zrobić 6 przedmiotów, to w istocie ma pewien wybór. Ale czasem jest tak, że ze względów personalnych, czyli trudności z obsadą kadrową, niektóre z tych przedmiotów w danym semestrze nie zostają uruchomione. N atomiast w stosunku do studiów dziennych posiadamy pewną wygodę wynikającą z dwukrotnego przeprowadzania rekrutacji w ciągu roku, tzn. prowadzimy nabór co semestr. I nie ma u nas takiej sytuacji, że jakiś przedmiot uruchamiany jest raz na rok. W momencie, gdy zostaje już uruchomiony i mamy obsadę kadrową, to przedmiot ten "chodzi" w każdym semestrze. N a studiach zaocznych w porównaniu z dziennymi mamy bardziej zdyscyplinowaną sytuację dotyczącą deklarowania przez studenta tego, jaki kierunek wybiera. Żądamy tego już praktycznie od czwartego semestru. Ponieważ serwujemy określoną pulę przedmiotów trzeciego poziomu, musimy wiedzieć , ile tych przedmiotów uruchomić i urucha- · miamy je przy założeniu, że mamy tyle a tyle studentów na da~ym kierunku. Podsumowując, wybór przedmiotowy studenta na studiach zaocznych jest znacznie węższy niż na studiach dziennych, ale jakiś jest. A jak przedstawia się poziom wykładów i ich zakres materiałowy? Zilustruję to przykładem. Jeżeli jakiś wykład z IV czy V poziomu ma na studiach dziennych wymiar 30 godzin, czyli 2 punkty, u nas tego typu wykład "chodzi" w siedmiu zjazdach po dwie godziny, czyli ma wymiar 14 godzin semestralnie. Zakres materiałowy jest czysto indywidualną rzeczą nauczyciela tego przedmiotu. Student zaoczny ma oczywiście dwukrotnie mniej zajęć z danego przedmiotu niż student dzienny, a ogólnie nawet pięciokrotnie mniej godzin zajęciowych niż na studiach dziennych. Wobec tego jeden wykładowca może powiedzieć tak: "poprzeczkę ustalam tę samą, natomiast godzin macie mniej" i takie jest właśnie żądanie Dziekanatu w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich. Z kolei inny wykładowca potraktuje to w ten sposób: ,jeżeli mam zaledwie siedem wykładów, to ja zrobię tylko ten fragmencik, ten fragmencik i ten fragmencik, a tego nie będę robił" i albo powie: "resztę sami sobie przeczytaj ci e", albo powie : "ponieważ to nie było poruszane na wykładzie, to nie będzie wchodzić w zakres egzaminu". N atomiast w przedmiotach - nazwijmy je ilościowymi - jak matematyka, statystyka, ekonometria, czy rachunkowość bardzo duże znaczenie mają ćwiczenia i właściwie każdy temat powinien być przerobiony na ćwiczeniach. Dlatego na przykład statystykę musiałem podzielić na statystykę I i statystykę II, żeby móc z dużym przybliżeniem powiedzieć, że zakres tego przedmiotu jest na pewno porównywalny do studiów dziennych. Z kolei matematyka nie jest porównywalna, o czym można się przekonać przeglądając skrypty do matematyki, jakie obowiązują na studiach zaocznych. Inną kwestią, która wzbudza kontrowersje wśród studentów zaocznych jest różnica w limitach przyjęć na studia licencjackie i magisterskie. Jakie są te limity? Mniej więcej od dwóch lat staram się, choć nie zawsze mi wychodzi, bo leży to w gestii nie tylko komisji rekrutacyjnej , ale także komisji odwoławczej , aby ukształtować przeciętny nabór na studia I stopnia na poziomie 500 osób semestralnie, a na studia II stopnia- 300 osób. Co to znaczy? To znaczy, że rzeczywiście nie dajemy każdemu studentowi studiów I stopnia gwarancji, że będzie dla niego miejsce na studiach II stopnia. Ale ogromna część studentów stopnia I nawet nie chce kontynuować studiów. Czy jest to poparte jakimiś szacunkami? Tak. Jeszcze w cza~ach SGPiS robione były szacunki, z których wynikało, że zaledwie co piąty student po studiach licencjackich szedł na studia magisterskie i były na poszczególnych wydziałach grupy dwudziesto-

czy czterdziestoosobowe na studiach magisterskich. Potem, kiedy uruchamialiśmy zaoczne studia magisterskie, zrobiliśmy wśród studentów ankietę, która wskazała na to, że około 70-80% z nich chce kontynuować studia, aby zdobyć dyplom magistra. Potem to uległo zmianie i obecnie oceniam tę proporcję w stosunku pół na pół. Czasem jednak jest tak, że student chce kontynuować studia, ale ostatecznie nie złoży akcesu, czego przyczynę upatruję w istnieniu egzaminów wstępnych . Z reguły na studia II stopnia mam latem trzech, a zimą dwóch kandydatów na jedno miejsce, czyli musi być jakiś rodzaj kwalifikacji. Czy osoby, które w SGH zdobyły dyplom licencjata mają szansę być zwolnione z tego egzaminu? Czy w jakiś sposób preferujemy swoich studentów? W tej chwili w regulaminie przyjęć obowiązuje tylko jeden taki "przywilej", tzn. jeżeli ktoś zdobył dyplom licencjata z wyróżnieniem w SGPiS lub SGH w dowolnym roku, to jest przyjmowany bez testu kwalifikacyjnego. Ile takich dyplomów z wyróżnieniem jest przyznawanych? Około stu rocznie na tysiąc osób, przy czym od jakiegoś czasu studenci zaczynają kończyć studia magisterskie i w tej setce wyróżnionych są także dyplomy ukończenia właśnie studiów magisterskich. Inną formą wynagradzania studenta za bardzo dobre wyniki w nauce są częściowe lub całkowite zwolnienia z opłat za studia. W ubiegłych latach zwolnienia takie przyznawane były tylko i wyłącznie za wysoką średnią ocen. Czy zasady te zmienią się w związku z wejściem w życie nowego regulaminu? W nowym regulaminie powiedziane jest tak: "w uzasadnionych wyjątkowych przypadkach na wniosek studenta zaopiniowany przez właściwy organ Samorządu Studentów i poparty przez Dziekana, Rektor może zwolnić studenta z obowiązku uiszczania opłaty w całości lub w części . Podstawą takiego wniosku mogą być szczególnie dobre wyniki w nauce". Jak widać, nie określono żadnych konkretnych przypadków, mogą to więc być także przypadki losowe, np. jeżeli ktoś stracił pracę, ma ciężką sytuację materialną w rodzinie lub problemy zdrowotne. Spodziewam się więc , że pod rządami nowego regulaminu podań o zwolnienie będzie bardzo dużo, natomiast załatwianych będzie stosunkowo niewiele z nich. Powróćmy teraz na koniec naszej rozmowy do kwestii podniesienia opłat za studia. Jeszcze raz zadam Panu to pytanie: czy widzi Pan jakąkolwiek szansę na zmianę decy'lji Rektora... ? Ja mogę powiedzieć, co mam w tej chwili na piśmie i to powinno stanowić odpowiedź na pana pytanie. Otóż mam konkretną decyzję Rektora ogłaszającą zapisy na nowe toki studiów zaocznych I i II stopnia i tam napisane jest, że czesne za semestr zimowy 1997/98 wynosi 1900 zł. To jest na piśmie . Ja wiem też, że w podtekście odnosi się to do wszystkich studentów zaocznych. Można by, gdyby Władze Rektorskie chciały, choć nie jest to kwestia ich dobrej woli, ale autentycznych wydatków Szkoły, zróżnicować te opłaty w ten sposób, o jakim rozmawialiśmy. Ale czy można cofnąć tę decyzję... ? Nie wiem. Ja gdybym był Rektorem, nie cofnąłbym swojej decyzji ... Co więc mogą zrobić osoby, których nie stać będzie na te studia, a które studiują tu już kilka semestrów? Po pierwsze, na podstawie choćby tego nowego regulaminu, mogą zarzucić Rektora podaniami o zwolnienie z opłaty, tłumacząc się na przykład tym, że są już na ostatnim semestrze i proszą o zwolnienie z części czesnego. Po drugie, mogą w semestrze zimowym wykupić tylko niektóre przedmioty i przecież nadal będą naszymi studentami ... Niektórzy jednak zrezygnują ze studiów. Jak Pan sądzi, czy duża będzie skala tych rezygnacji? Ja nie wiem, czy ci, którzy zrezygnują, dobrze na tym wyjdą i dlatego nie sądzę, aby wiele osób podjęło taką decyzję. Po pierwsze, jak już wspominałem wcześniej, nasze nowe czesne jest zupełnie porównywalne z innymi uczelniami. Po drugie, pomiędzy poszczególnymi szkołami istnieją duże różnice programowe, które studenci będą musieli nadrobić, a to oznacza, że będą płacić za dodatkowe przedmioty. Dziękuję bardzo za udzielenie wywiadu. Dziękuję.

(j.p.)


magiel@sgh.waw.pl

się

na myśl. Po krótkim wypoczynku na łonie natury ekipa SGH udała się do tamtejszej stołówki studenckiej, by po raz pierwszy przetestować francuską kuchnię. I tu znów miłe zaskoczenie - miast spodziewanych żab, ślimaków i pozostałych tego typu stworzeń menu, wręcz rewelacyjne- zero ziemniaków, masa warzyw, brak wieprzowiny (to ze wzglę­ du na Arabów) i obowiązkowe jogurty. Co cenne, obowiązuje szlachetna zasada dowo lności wyboru - na dłuższą metę zapobiega to znużeniu organizmu jednostajnością żarła.

MIESZKANIE

Na francuskiej ziemi podparyskim miasteczku Cergy-Pontoise studenci mają taki piękny zwyczaj, iż co roku, kwietniową porą, zapraszają żaków z całej Europy - i nie tylko, bowiem zjawiają się także wysłannicy z francuskojęzycznej Afryki - do wielkiej zabawy ze sportem. A tak właściwie to, jak sama nazwa wskazuje -Tournoi des 5 Ballons- do zabawy z piłkami. W

małym

Tak się dziwnie, zupełnie nieoczekiwanie złożyło, że tym razem do Francji wybrała się reprezentacja SGH - a ściślej mówiąc - grupa zapaleńców strasznie pragnących zmierzyć swe siły w siatkę (kobiety i mężczyźni) i nogę (tym razem tylko faceci) w konfrontacji ze studentami innych nacji. Mówię grupa zapaleńców, bo doprawdy używanie słowa reprezentacja SZKOLY w tym wypadku zakrawa na lekkie nadużycie. Gros kosztów związanych z uczestnictwem w turnieju ponieśli bowiem sami sportowcy, natomiast jakakolwiek pomoc ze strony szacownej Uczelni była bardziej niż symboliczna, co świadczyło o kompletnym braku zainteresowania spraw~ z jej strony. Ale prawdę mówiąc nie jest to nic nowego - mówiąc brzydko - nie po raz pierwszy Szkoła wypięła się na sport.

PIERWSZE KROKI

Jednym słowem, od samego początku jest pięknie, ale trudniejsze chwile mają dopiero nadejść. Przychodzi bowiem do zakwaterowania i tu sprawdzają się pogłoski o intymnej noclegowni na 300 (słownie: trzysta) miejsc w sali gimnastycznej. Każdy osobnik (płeć nie gra roli) otrzymuje w przydziale jedno łoże polowe, a od następnego, podobnego łoża, dzieli go ok. pół metra. Tak oto, w całej rozciągłości sali istna wieża Babel noc w noc stopniowo zapełnia się powracającymi z wieczornych podbojów sportowcami i spokojnie (o dziwo) kładzie się do snu. Znajdują uznanie życiowe przepisy obowiązujące w tym przybytku, zwłaszcza ten, który stanowi, iż dla ochrony przed złodziejami salę zamyka się, i tu uwaga, w godzinach 11-18. Pozostałe terminy do wykorzystania. Jednym słowem pełne zrozumienie dla nocnych Marków. Zresztą jakże mogłoby być inaczej, gdy codziennnie organizowane są (wjazd naturalnie za friko) przeróżnych rodzajów potupaje. Ale przecież po meczowym stresie zawodnik musi się jakoś wyluzować nieprawdaż? W tym miejscu wypada dodać , iż stworzone przez dzielnych studentów ESEC okazje do hulanki ogromna większość uczestników wykorzystywała z godnością. Poza ·drobnymi incydentami typu wrzucanie do bramki opatulonych w śpiwor~ch, śpiących kumpli, w naszej noclegowni nie działo się zbyt wiele. Zycie kwitło gdzie indziej.

ESEC I JEJ STUDENCI Szkołę tą

wielu

uważa

za

czołową

we F ran ej i uc ze lnię ekono1niczną. Jest to uczelnia prywatna, dość elitarna, stawiająca wobec swych studentów znaczące wymagania finansowe. Jeśli chodzi o sam budynek, to posiadał on coś, co do

Jak już wspominałem mieliśmy w tym wypadku do czynienia z prawdziwymi zapaleńcami, wobec tego pokonawszy wszelkie przeszkody, po trzydziestu złudzenia przypominało naszą Aulę godzinach morderczej walki z własnymi Spadochronową. Tamże pierwszego organizmami w nowym typie Jelcza w wieczoru zgromadziły się tłumy z kolorze ciemna zieleń, bohaterowie nasi różnych krajów i wstępnie rozpoczęło dotarli nad ranem do mieJsca się szukanie przyjaciół. Mechanizm był docelowego podróży , czyli parkingu bardzo prosty - Madryt skumał się z przed Gwoli informacji spieszę p ora relak su... . ,ESEC. , don1esc, że ESEC to taki t~emniczy ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~- Chorwatami, bo w Realu gra ich wspólny ulubieniec Davor Suker, Algier z Italią z skrót pełnej nazwy szkoły (ekonomicznej zresztą), która nas gościła. powodu Juventusu, itp. W ESEC-u znajdowało się też inne oblegane Wjeżdżamy tedy przed siedzibę gospodarzy i pierwszy szok: nasz autokar ciągle jeszcze kołuje, kiedy dostrzegamy pędzącą ku nam ekipę miejsce, a mianowicie punkt, gdzie niemalże na okrągło wydawano napoje (Ice Tea!), przeróżne chrupki, chipsy, czasem ciastka, a nawet wyposażoną w kamery i inny tego typu sprzęt. Obcy śledzą i nagrywają nasz każdy ruch, chyba w nadziei spreparowania bulwersującego repor- gorącą pizzę. Gdy dodam, że wszystko to otrzymywał człek za darmochę -nie dziwi, że przy ladzie wciąż klebiły się tłumy sępów. Jak się później tażu wtargnęli bezceremonialnie nawet do środka wspomnianego Jelcza. Uczciwie trzeba przyznać, że takie powitanie lekko nas zażenowało i okazało, całość tych gadżetów zdobyli organizatorzy od sponsorów (ale plansz reklamowych nigdzie nie dostrzegłe1n!). Widać studenci-organizszokowało zarazem, ale bynajmniej nie zbiło z tropu. Po krótkiej chwili oddziewiczony przez nas parking począł stopniowo zapełniać się kolej- zatorzy, a byli nimi członkowie sekcji sportowej ESEC-u, wykonali nymi autobusami. Nadjeżdżali kolejno: Włosi z Rzymu, Hiszpanie z przed imprezą kawałek dobrej roboty. To, ile namęczyli się podczas Madrytu, Chorwaci z Zagrzebia z wąsatym coachem na czele i tak dalej. trwania turnieju, doprawdy trudno opisać . Francuskie wróble ćwierkały, Wszystkie ekipy załatwiały wstępne formalności, każdy członek że niektórzy z nich spali dwie, w porywach do trzech godzin na dobę! No, ale trudno się dziwić, skoro praktycznie przez cały czas byli do dysotrzymywał całkiem pokaźną welcome bag i w oczekiwaniu na zakwaterowanie udawał się na zasłużony odpoczynek na zielonej trawce. A pozycji swych gości (czyli nas), a sprowadzało się to do tego, że non stop od wczesnych godzin rannych do późna w nocy busikarni rozwozili była ona naprawdę zielona, wręcz zieloniutka. Można ją było uświad­ zawodników w miejsca, gdzie akurat coś się działo. Trudno było sprostać czyć wszędzie, jak okiem sięgnął, wokół ESEC, bowiem szkoła ta znajduje się w centrum doprawdy fantastycznego campusu. Oj, straszna zaz- kaprysom rozochoconych sportsmenów, ale ubranym we wdzianka a' la różowa panetra Francuzom wychodziło to znakomicie. Byli zawsze tam, drość człowieka ogarniała, gdy się na to wszystko spoglądało . Zamiast widoku więzienia czy paszczy metra, cieszyły wzrok studenta piękne gdzie istniała potrzeba, z uśmiechem, wyluzowani, spełniali zachcianki trawniki pełne plażowiczów , wagarowiczów, sportowców i innych nierzadko nawzajem się wykluczające - jednym słowem spisywali się wszelkiej maści leserów, którzy mają kaprys spędzić niezapomniane rewelacyjnie. chwile wygrzewając się na słoneczku zanurzeni w zieleni. Atmosfera ciąg dalszy na następnej stronie pikniku udzieliła się wszystkim: "żyć, nie umierać" nieodparcie cisnęło


N a francuskiej ...

c.d.

LUDZIE

kwietniowych dni bardzo ciężko było spotkać na ulicy jakiegoś tubylca. Sportowcy z różnych zakątków świata zupełnie ROZGRYWKI zawładnęli miasteczkiem. Jedyne miejsce, w którym nie byli w więk­ Pora opowiedzieć cokolwiek o istocie całej sprawy, a zatem rozgryw- szości, to wielkie, liczące 700 sklepów, centrum handlowe. Dla nas oczykach sportowych. Zespoły siatkarzy i siatkarek od samego początku szły wiście najważniejszy był Auchan, gdzie po przystępnych cenach oferują jak burza klepiąc jednego kelnera po drugim. Czasami aż dziw człowieka wszelkie niezbędne do życia specyfiki, na czele z tamtejszymi winami ogarniał, że idzie im tak gładko, ale grali rzeczywiście bardzo dobrze. (polecam Bordeaux!).W ten sposób pogrzebaliśmy swe szanse w ogólN i e ma w tym zresztą nic zdrożnego skoro zostali przygotowani do nych zawodach w piciu piwa, bowiem zamiast zdobywać turniejowe turnieju przez tak znamienitych trenerów, jak panowie Andrzejowie: punkty, kupując złocisty napój w szkolnym barze, wszyscy wybierali Listopad (jako jedyny z kadry pojechał z nami) oraz Krzyżewski pobliski, znacznie tańszy Auchan. Z gruntu bez szans w tej konkurencji (nieobecny- jego rolę przejął kontuzjowany Daniel Kosiński). Zupełnie byli goście z Algierii, którym raczenia się napojami wyskokowymi samopas zaistnieli we Francji piłkarze, no i niestety efekty były zabraniała religia. Jednakże potrafili bawić się i bez tego. Okazali się widoczne. Bez trenera, osieroceni, po dwóch remisach i tyluż porażkach najbardziej rozhasaną i rozśpiewaną nacją i pewno byliby ogólnie lubia(w tym po morderczej walce z psami pustyni- Algierczykami) pożegnali ni, gdyby nie demonstrowana, czasem bardzo nachalnie, przynależność turniej po eliminacjach i mogli spokojnie skoncentrować się na zwiedza- narodowa (o postawie na boisku nie wspominam). Reszta ludzi, z dnia na niu Paryża, bądź kibicowaniu pobratymcom. A tym szło znakomicie. dzień pogłębiając integrację, doskonale wywiązywała się z roli zacieś­ Siatkarki co prawda wreszcie znalazły pogromczynie w Chorwatkach z niania kontaktów między narodami, czego punktem kulminacyjnym była Mariboru (na szczeblu półfmałowym), lecz siatkarze wywalczyli Wielki ceremonia zakończenia imprezy, która przekształciła się w totalną Finał. Grali doprawdy świetnie i zapowiadało się, że i w finale rozniosą zabawę. Przodowali w niej sami gospodarze, najwyraźniej uszczęśli­ przeciwników. Niestety, pech chciał, że przedostatniego dnia, w wigilię wieni, że wreszcie tabuny zawodników pojadą do domu. Wyglądało to tak, że studenci ESEC-u w ramach doprowadzania szkoły do porządku finałów, miała miejsce mega-impreza. Nasi nie wytrzymali ciśnienia psychicznego i na drugi dzień, gdy przyszło do gry, wszyscy byli jakoś . urządzili sobie śmigus-dyngus, oblewając się nawzajem hektolitrami dziwnie ospali, wolni "i mniej skoczni niż zwykle fl:O i nieste~y, wody. Przy tym wyglądali na ogromnie uradowanych - chyba rzeczywiś­ popłynęli .... Inna rzecz, że rywale, czyli Rijeka, prezentowali naprawdę cie nie łatwo jest znosić kaprysy darmozjadów z całej Europy. wysoki poziom. Zresztą sam fakt, iż reprezentowali szkołę sportową WRÓCIMY! (taki ichni A WF) o czymś świadczy. Kiedy spoglądało się na tablicę z Przy okazji pożegnań (my wyjechaliśmy bodajże jako ostatni, tak nam terminami gier finałowych, z miejsca rzucała się w oczy nazwa "Rijeka". się podobało!) nie obyło się bez normalnych w takim wypadku tekstów. Zdominowali konkurencję totalnie - byli obecni prawie we wszystkich A zatem: ZA ROK WRÓCIMY! I coś musi być "na rzeczy", bo niekfinałach. N a pocieszenie nasi siatkarze otrzymali od organizatorów tórzy już rozmyślają o tym, jak będzie wyglądała następna edycja puchar dla najsympatyczniejszej drużyny. Jak widać nocne eskapady nie Toumoi des 5 Ballons. Jeśli tylko nas zaproszą, z pewnością pojedziemy. przeszły bez echa. Może tym razem zauważy ten fakt nasza kochana Szkoła? Przez

pięć

Radziej

NIE DLA NAS MEDALE

POZOR KOSZYKARZE!

W dniach 12-17 maja na obiektach warszawskiej Olimpii odbyły się Mistrzostwa Polski Szkół Ekonomicznych w Piłce Nożnej. Rzecz jasna udział w tej imprezie wzięli również reprezentanci SGH (tym razem Szkoła stanęła na wysokości zadania). Spisali się conajmniej przyzwoicie i w ostatecznym rozrachUnku zajęli niefartowną, czwartą lokatę. Początek mieli nasi futboliści doprawdy wymarzony- po zwycięstwach kolejno z Poznaniem 3:1, Krakowem 2:1 i Jelenią Górą 3:1, wyszli z grupy z pierwszego miejsca. Niestety w pólfinale nie dało rady ograć Wrocławia (l :4), zaś w meczu pocieszenia drużyna SGH spotkała ponownie Kraków. Tym razem Krakusy wzięli rewanż i w ten sposób laury ze stolicy wyjechały wraz gośćmi. Na osłodę napastnik SGH Grze(g.r.) gorz Sikora uzyskał tytuł króla strzelców turnieju.

Miło

nam donieść , że dnia 7 czerwca (sobota) na dziedzińcu Sabinek odbędą się Mistrzostwa SGH w koszykówce panów. Szykujcie zatem ekipy (czterech plus dwóch rezerwowych), a o resztę szczegółów pytajcie: -w Samorządzie; -w Sabinkach, pokój 303; bądź mailnijcie na adres gradzi@sgh.waw.pl LAST BUT NOT LEAST! W imprezie biorą udział tylko i wyłącznie osoby mogące pochwalić się legitymacją studencką SGH! Nie-studentów zapraszamy innym razem!

Co dalej z NBA?

pierwsi pokonali Portland Trail Blazers a Seattle stoczyło pięć zaciętych meczy z Phoenix Suns, wygrywając ostatecznie 3-2. W drugiej rundzie, w której gra się do czterech zwycięstw na wschodzie, Chicago rywalizuje z Atlantą (do tej pory stan rywalizacji 3-1 dla Bulls), New York z Miami (3-1 ), a na zachodzie Seattle z Houston (1-3 dla Houston) i Utah z L.A. Lakers (4-1 ). A jakie szanse - no cóż w finale zachodu powinno zmierzyć się Utah z Houston (nadal twierdzę, że zwycięży Utah, choć serce chciałoby Houston). Na wschodzie naprawdę wszystko się może zdarzY.ć, choć wydaje mi się, że Chicago pokona Atlantę a Pat Riley doprowadzi Miami do trzeciej rundy play offs (oj nadziejo, nadziejo!!!) (pewne zaniepokojenie budzi we mnie spadek formy obrońców tytułu widoczny już pod koniec rundy zasadniczej - no ale wszyscy fani koszykówki wiedzą, że kto jak kto, ale Chicago w bardzo trudnych sytuacjach naprawdę potrafi się zmobilizować i wyjść z opresji obronną ręką woorużoną w tarczę).

Gdy piszę ten artykuł, rozgrywki play offs powoli wchodzą w etap ostatecznych rozstrzygnięć. Pierwsza ich faza została już zakończona. W Konferencji wschodniej obrońcy tytułu Chicago Bulls spotkali się z Washington Bullets i wygrali tę rywalizację 3-0 choć niestety nie w · swoim najlepszym stylu (jedynym przebłyskiem było zdobycie przez Jordana w drugim meczu 55 punktów - rekord rozgrywek tego sezonu na 109 całego zespołu). Cięższą przeprawę miało Miami Heat z Orlando Magie (wygrana Heat 3-2) i Atlanta Hawks z Detroit Pistons (również wygrana 3-2 dla Atlanty). Do drugiej rundy w Konferencji wschodniej bez problemów awansował natomiast zespół New York Knicks wygrywając 3-0 z Charlotte Hornets. Na zachodzie Utah Jazz gładko pokonała 3-0 L.A. Clippers a Houston Rockets Minnesotę Timberwolves (przegrana Minnesoty do zera trochę mnie zaskoczyła, ale nadal twierdzę, że przed tym zespołem naprawdę jest świetlana przyszłość). Do dalszych rozgrywek awansowali także L.A. Lakers i Seattle SuperSonics. Ci

ciąg

dalszy na stronie 18


Co dalej z NBA... ? c.d. Powracając

jeszcze na

chwilę

do rozgrywek w sesji zasadniczej - na szczególną uwagę zasługuje wyczyn uznanego za najlepszego debiutanta roku 1996/97, gracza Philadelphia 76ers Allena Iversona. Pobił on rekord należący do Wilta Chamberlaina i w kolejnych pięciu meczach zdobył powyżej 40 punktów~ Wyczyn godny mistrza, oby tak dalej . A teraz zgodnie z zapowiedzią chcę zwrócić Waszą uwagę na zespół Minnesota Timberwolves. Ich głównym trenerem już drugi sezon jest Flip Saunders, a rodzima hala to Target Center. W skład zespołu wchodzą Chris Carr (43), Bill Curley (17), Kevin Gamett (21), Tom Gugliotta (24), Stepbon Marbury (3), Sam Mitchell (42), Cherokee Parks (44), Terry Porter (30), James Robinson (26), Doug West (5) i Michael Williams (4). Minnesota jest tradycyjnie miastem hokejowym, które utraciło swój klub hokejowy (kiedyś był to dom Lakers) i była o krok od utraty obecnego zespołu koszykarskiego, w czasie gdy klub miał się przeprowadzić przez Mississippi i osiąść w Nowym Orleanie. Na początku tego sezonu wszyscy zadawali sobie pytanie, czy zespół jest wreszcie gotowy do walki o play offs (pierwszy raz w ciągu siedmioletniej kariery zespołu w lidze NBA). Najczęściej odpowiadano, że przy tak wysokim poziomie gry, jaki notowano w tym roku, to jest to raczej niemożliwe . A jednak ci, którzy tak twierdzili, mylili s ię. Oni byli gotowi i udało im się. Mimo, że

Minnesota odpadła już w pierwszej rundzie tych rozgrywek, to i tak sezon 96/97 zespół zaliczy do bardzo udanych. Dwaj gracze tego zespołu wystąpili w Ali-Star Game. Pierwszym z nich był Kevin Gamett (przydomek dzieciak), który gra tak, że być może już za parę lat stanie się najbardziej fascynującym graczem tej ligi. Łączy on we wspaniały sposób trzy najważniejsze dla koszykarza cechy, a mianowicie dojrzałość gry, temperament i umiejętności. Jest najmłodszym po Magicu Johnsonie uczestnikiem meczu AU-Star. Gdy w nim występował miał zaledwie 20 lat, 8 miesięcy i 21 dni. Kevin Garnett jako pierwszy młodzieniec od 20 lat przeszedł bezpośrednio z pierwszych lat szkoły średniej na poziomie przedmaturalnym, do ligi profesjonalnego basketu. Do Minnesoty został zaangażowany jako piąty w drafcie do NBA w 1995. Garnett jest napastnikiem tego uniwersalnego gatunku, który potrafi grać na obu pozycjach: równie dobrze jako smali forward, co i power forward. Jako rookie, zaliczał średnio 14.0 punktu i 8.4 zbiórki na mecz. Drugim uczestnikiem był Tom Gugliotta (przydomek Goods) twardy, nieustępliwy w walce i bardzo wszechstronny. Był on pierwszym zawodnikiem tego klubu, który dostąpił zaszczytu występowania w meczu gwiazd. Jeśli do tej wspaniałej dwójki dodamy nowicjusza Stephon'a Marbury, który jeśli Wolves pozwolą mu spokojnie dojrzewać i szlifować umiejętności, zostanie najlepszym point guardem w historii tego klubu, to przyszłość należeć będzie do nich. I.Z.

ladvd ANTYPERSPIRANTY.• NOWA , spee KATEGORIA DEZODORANTOW stick Dorosła

osoba traci dziennie litr potu. Praca, stres, wysiłek fizyczny zwiększają tę ilość wielokrotnie.

Pot wydzielany jest przez dwa rodzaje gruczołów - ekrynowe, rozsiane po powierzchni całego ciała oraz apokrynowe, skupione w miejscach owłosionych. Pot pochodzący z rejonów ekrynowych składa się w 99% z wody i jest pozbawiony zapachu. Natomiast pot z gruczołów apokrynowych, zawierający białka, lipidy i aminokwasy w szybkim czasie jest rozkładany przez bakterie, co powoduje nieprzyjemną woń ciała. Proces ten nasilony jest przez stresy, a także przemiany zachodzące w naszym organizmie. Również choroby mogą nasilać to nieprzyjemne zjawisko. Regularne mycie i depilacja są niezbędne dla utrzymania higieny osobistej kobiety. Jednak nawet najstaranniejsza pielęgnacja ciała nie . zapobiegnie w pełni powstawaniu przykrego zapachu. Dlatego większość kobiet korzysta z dezodorantów. W Wielkiej Brytanii 94% kobiet regułamie stosuje dezodoranty, w Polsce tylko 62% kobiet czyni z nich codzienny użytek. Tradycyjne dezodoranty w sprayu zapobiegają powstawaniu przykrego zapachu, maskując woń potu substancjami zapachowymi. Takie działanie ma charakter doraźny, ale przy większym wysiłku czy stresie wzmagającym potliwość jest nieskuteczne. Dezodoranty w sprayu nie są też _ trwałe. Ponadto około 30% ludzi jest z różnych przyczyn uczulona na takie dezodoranty. Szczególnie drażniące są silnie działające obecne w nich składniki chemiczne. Często w skład dezodorantów wchodzi alkohol, wysuszający i podrażniający skórę. Substancje lotne zawarte w rozpylanym dezodorancie mogą działać drażniąco na górne drogi oddechowe i oczy, dlatego nie są wskazane dla osób ze skłonnościami do alergii. Wad dezodorantów w aerozolu pozbawione są dezodoranty w sztyfcie. Użytym w nich nośnikiem są obojętne dla skóry, nie wywołujące podrażnień, mydła stearynowe. Stały nośnik powoduje także, że szybko nie ulatnia się środek przeciwpotowy. Dezodorant w sztyfcie nie zawiera także alkoholu. Wyjątkowo

skutecznym rodzaj em dezodorantów są antyperspiranty. Ich działanie polega na zapobieganiu przyczynie powstawania nieprzyjemnego zapachu - nadmiememu wydzielaniu potu. Aktywnym, a jednocześnie przyjaznym dla organizmu składnikiem antyperspirantu są biologicznie czynne sole glinu, szczególnie te zawierające cyrkon. Działanie soli glinu polega na blokowaniu apokrynowych kanalików potowych, przez które wydziela się pot zawierający białko, lipidy i aminokwasy, odpowiedzialny za powstawanie przykrego zapachu. Ponieważ antyperspiranty są stosowane tylko na niewielkim obszarze ciała, nie zaburzają gospodarki wodnej organizmu. Nowy dezodorant antyperspiracyjny w sztyfcie- Lady Speed Stick firmy Colgate-Palmolive -jest jednym z pierwszych nowoczesnych antyperspirantów na naszym rynku. Jest przeznaczony dla kobiet prowadzących aktywny tryb życia, dla których ważna jest skuteczna i efektywna ochrona. Lady Speed Stick zapewnia miły zapach, uczuci~ świeżości i psychicznego komfortu przez cały dzień. Dezodorant ten zawiera cyrkonian glinu, który skutecznie ogranicza zapach potu. W jego skład wchodzi również talk - naturalny środek wchłaniający nadmiar wilgoci. Dezodorant antyperspiracyjny Lady Speed Stick nie klei się, a także nie zawiera alkoholu, przez co nie powoduje podrażnień. Oferowany jest w czterech wariantach zapachowych: Aloe - o świeżym zapachu, Cool Citrus - o zapachu cytrynowym, Lilac - o zapachu kwiatowym, Tropical - o zapachu owoców tropikalnych. /


magiel@sgh.waw.pl

Miłość (Mrożka)

na Krymie

Teatr W spółczesny przy Mokotowskiej 13 od stuleci był Mekką licealistó~. Zapewniał godziwe warunki snu (acz siedzenia są trochę wąskie), a dla wyspanych - aktorskie gwiazdy. Na jego deskach grano prawie wyłącznie komedie, bo w końcu życie w LO jest dostatecznie tragiczne i żaden rozsądny uczeń nie utrudniałby go sobie dodatkową tragedią. Był to więc teatr komercyjny, bez wydumanych ambicji typowych dla świeżo upieczonych absolwentów PWST, co zresztą było jego zaletą, bo sztuki można było zrozumieć, a w dodatku pochwalić się przed sąsiadami że . ' Się np. Bronisława Pawlika "na żywca" widziało. Muszę oczywiście dodać, że w teatrze zjawiali się też starsi - od studentów na bohaterach czasów Piłsudskiego skończywszy. I wszyscy bawili się dobrze. . Ostatnio triumfy święci tu "Miłość na Krymie" Stanisława Mróżka jedynego współczesnego polskiego dramatopisarza, który coś znaczy n~ świecie. Świętowano już 150 przedstawienie i wszystko wskazuje na to że sztuka ta jeszcze długo nie zniknie z afisza. Dzieło to jest jednym ~ najdłuższych dzieł Mrożka- całe 3 akty z dwoma przerwami po środku­ i, może Was zaskoczę, jest to komedia. Chodzi w niej zarówno o miłość, j~k i o Krym - zeznaje autor. I ma rację. Akcja toczy się na wspomnianym półwyspie, odpowiednio w 191 O, 1928 i 1991 roku. Mamy więc ukazane t~zy niezwykle istotne epoki w historii Rosji - czasy carów, czasy sowietów i czasy mafiozów. W tych realiach poznaj e my boh~terów dramatu - początkowo arystokratów hulających w pałacu, b~~i~~yc~ się w romanse i rozmawiających o słowiańskiej duszy, ~oznie~ Wiernych członków partii, wykorzystujących swą pozycje do In~~. l sza~taży , aż wreszcie kończących w "demokratycznej" i wolnej RoSJi Jako btedacy. A wszystko przez miłość, a raczej jej ciemne strony.

magiel@sgh.waw.pl

, . ?f Z czym d o gosc1a ..... . Parniętam

ten pierwszy raz... Było jakoś tak niezwykle.•. Miałem 7 może 8 lat... Było cudownie... Nie wiedziałem, że to tak wygląda ... Zachwyt połączony z uwielbieniem... Ciemność i magiczna poświa­ ta... Nie sądziłem, że to może nastąpić tak szybko ... Wtedy też się chyba zakochałem ... Gwiezdne Wojny to było jednak to. Wyszedłem z kina jakiś taki odurzony. Wtedy to po raz pierwszy też sięgnąłem do tzw. prasy fachowobranżowej. Odgrzebałem w bibliotece stare recenzje i opisy i zacząłem chłoną~. I co?! Jak to ... ?! Nie podobało Ci się ... ? O żesz Ty ... !!! Że co ... ?! Ze niespójność scenariusza; że prymitywne; że bajka dla 10 letnich dzieci; że z braku innych tematów; że melanż gatunków; że komercja; że początkujący aktorzy, którzy dopiero uczą się grać; że kosmos powinien być milczący i że się tam nosi hełmy? O żes z Ty... ! Jak sam masz zakuty łeb to innym też każesz . Z czym do gościa wapniaku?!!! Oj zawrzało we mnie, pamiętam! Dajcie mi pióro to Wam pokażę, czym

Aktorstwo zaprezentowano nam wspaniałe. Szkoda słów, trzeba to zobaczyć. Dodam, że role obsadzono znakomicie, bez grama sztuczności (poza występem Jacka Mikołajczyka, porucznika, no ale ten występuje gościnnie i z czasem się rozkręca). Warto też zwrócić uwagę na stroje~ą takie, jakie powinny być, arystokraci wyglądająjak arystokraci, lumpy Jak lumpy, a gangster-biznesmen w pstrokatej marynarze, z baczkami ~'la Elvis i złotymi łańcuchami, gdzie się da- bomba! Najważniejszy jest Jednak sam tekst Mrożka. Autor czerpie tu garściami z tradycji polskiego dramatopisarstwa, łącząc w "Miłości na Krymie" styl Mickiewicza i Wyspiańskiego, a także Witkacego (nie wszyscy bohaterowie się starzeją). Mamy też tu szczyptę polityki, nawiązania do Czechowa (siostry Prozorowe) czy Dostojewskiego, parodię nowomowy lat 90tych, czy, jak kto woli, filmów Pasikowskiego, a ta~e subtelne aluzje do n~ . Madonny. Dla nas, ekonomistów, nie lada gratka - dowiemy się, kiedy ekonomia w Rosji stanie na nogi i jak się ma kwas do Rosji (ależ to dzisiaj polityczne!). Wszystko to jakoś tak podane mimochodem, obok akcji, by nie komplikować odbioru. I dlatego sztuka się podoba. · Pozostaje mi zasugerować, żeby może zamiast wysokokalorycznego piwa w "Gęsi" udać się do teatru. I śmiać się, bo jak ja byłem, to dopiero po kwadransie publika załapała, że to jest Mrożek i jest śmieszno, a nie tragicznie. Nieprzyzwyczajeni l A propos, słyszeliście może, że Polacy są narodem niezbyt kulturalnym, zaledwie mniej niż co dziesiąty Polak był w tym roku w teatrze??? Jak to jest z Wami??? Może przy okazji wszystkie posesyjne ponuraki nabiorą (jeszcze) więcej optymizmu przed Wakacjami. Michał Miłość

Autor:

Zacharzewski

na Krymie, komedia tragiczna w 3 aktach. Sławomir Mrożek

Reżyseria:

Erwin Axer Scenografia: Ewa Starowieyska (nic rewelacyjnego) Występują: Zbigniew Zapasiewicz, Henryk Bista, Ewa Gawryluk, Krzysztof Kowalewski, Jacek Mikołajczak, Marta Lipińska, Olga Sawicka i Danuta Szaflarska, a także inni. Czas akcji+ przerwy: 150 minut. Cena: Dla studentów zniżkowa - do l O zł, tyle co na film z Van Dammem·.

Gwiezdne Wojny! Aż gwiazdy zobaczycie ... ! Niestety nie było mi dane. Musiałem milczeć. Minęło lat naście . Małe dziecko stało się dużym chłopcem i. .. samo zaczęło ferować wyroki. Wprowadzono "Wersję Specjalną" jego młodziel).czej miłości. Duży chłopiec powiesił sobie na drzwiach wielki plakat z ,Jmperium" i czekał cierpliwie ... Przeczytał ze 20 stronicową informację dystrybtora dla prasy i wiedział, że to musi być coś EXTRA. Parniętal coś tam o Maszeńce ale sądził, że to odnosi się tylko do kobiet. Żeby się kompletnie nie rozczarować postanowił zobaczyć ją po latach w całej okazałości. Nocą, w najlepszej audiowizualnej oprawie. Syskie tsy. Raz a dobrze. Wybrał się więc do Feminy na gwiezdny maraton. Moc była z nim. Zanurzył się w mitologii swojego dzieciństwa. I co ... ? No właśnie ... I. .. Nie ... Nie mógł ..... No ... bo ... jakoś ... tak... trochę niespójny ten scenariusz ... miejscami rozłazi się akcja ... jakieś dłużyzny niepotrzebne ... szyte to wszystko jakoś zbyt grubymi nićmi. Wrzucono tyle do jednego garnka, że aż staje się niestrawne. Jedyna większa scena jaką dodali do GW (5 min. scena rozmowy Hana z Jabbą) tak prosta i miejscami tak płaska jakby przez 20 lat technika w ogóle nie posu11:ęła się do przodu. Efekty specjalne nie nadzwyczajne (tylko trochę fotel drży bo dobre kino), że nie powiemjuż o aktorstwie bo ... Chłopiec wyszedł nad ranem z kina i wiedział już, że Maszeńki nie warto spotykać. Pod żadną postacią... Trochę mu było smutno... Wiedział, że "to s e uż ne wrati" ... I wcale się nie zdziwi gdy jego l O letnia siostra po przeczytaniu tego tekstu i po obejrzeniu któjejś tam części gwiezdnej trylogii z dziecięcą wyższościa powie: z czym do goscta , . ..... ?f Niech Moc będzie z Wami!!!

Piotr Bulak


c

p I

A

s s o

DZIWKARZ I NISZCZYCIEL Właśnie

tak należałoby nazwać ten film kierując się jedynie tym, co ujrzało się na ekranie. "Picasso - twórca i niszczyciel" to film o świet­ nym warsztacie i konstrukcji, ale nieznośnie tendencyjny. Jadąc

na film, czytałem pochodzący z 1938 roku esej Gertrudy Stein, znanej pisarki i paryskiej przyjaciółki Pabla Picassa, zatytułowany "Picasso" (WAiF, Warszawa, 1982). W tym znakomitym dokumencie G. Stein opisuje kolejne etapy twórczości Picassa. Definiuje go również jako twórcę i jako niszczyciela. "Twórca bynajmniej nie jest prekursorem swojego pokolenia, tylko pierwszym ze współczesnych, który rozumie, co się z jego pokoleniem dzieje. (...) autentyczny twórca jest, z natury rzeczy, wyrazicielem stylu życia swojej epoki, swojego pokolenia." (s. 54) To Picasso-twórca. A teraz Picasso-niszczyciel: "(...) jako że w wieku XX wszystko się rozpada, nic się nie rozwija, wiek XX posiada własną, swoistą wspaniałość, a Picasso jest dzieckiem tego wieku. Drzemią w nim tajemnicze właściwości planety, której nigdy jeszcze nikt nie widział, zdolność niszczenia w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy dotychczas niczego nie niszczono. Dlatego też Picasso jest wspaniały." (s. 85) Nic dziwnego, że w powyższych słowach szukałem klucza do filmu - filmu , jak się spodziewałem , o wielkim dziele tworzenia sztuki i niszczenia starych schematów, a dodatkowo o Picassie jako człowieku. Wiele też spodziewałem się po reżyserze Jamesie Ivorym, mając w pamięci takie dzieła, jak "Powrót do Howard's End", "Okruchy dnia", czy "Pokój z widokiem". Narratorkę filmu - Fran<;oise Gilot, jedną z kobiet Picassa, żyjącą z nim przez wiele lat i będącą matką jego dwojga dzieci, zagrała Natasha McElhone a samego Picassa aktor, którego przedstawiać nie trzeba: Antbony Hopkins. Jeśli chodzi o stronę warsztatową, żadne z nich nie zawiodło. W jednej z początkowych scen filmu Picasso spotyka się w paryskiej kafeterii z przyjaciółmi , wśród których jest jego obecna kobieta, a jednocześnie podrywa dwie młode malarki. I w ten deseń przez 126 minut tego obrazu. Pablo wiąże się z malarką utrzymując jednocześnie kontakty z innymi kobietami. Oprócz nieustającej walki o

M

I

K

R

o

R

o

w skali

M

A

K

Francuski "Microcosmos" pokazano na początku drugiego dnia toruńskiego festiwalu sztuki operatorskiej Camerimage '96. Po wyświet­ lanych poprzedniego dnia znakomitych "The Pillow Book" P. Greenawaya i "Krew i Wino" B. Rafelsona, po wczesnym południowym pokazie spodziewałem się raczej leciutkiego filmiku, jednego z tych, o których zapomina się pięć minut po zakończeniu projekcji, na rozgrzewkę przed mającym trwać do drugiej w nocy filmowym maratonem. Jakże się myliłem.

Jedyne w swoim rodzaju obrazy wryły się w moją pamięć z całą nieskończoną mocą wszechpotężnej matki natury. Nawet dziś , cztery miesiące po obejrzeniu filmu, stają mi przed oczami uderzające swoją wyrazistością obrazy. Obrazy, nie bez kozery powtarzam to słowo. To właśnie obrazy stanowią o gigantycznej sile tego filmu . W strząsające przytłaczające, cudowne, oszałamiające- długo można by jeszcze sypać przymiotnikami - obrazy z jednego dnia życia owadów pewnej łąki na Gujanie Francuskiej. W różnych sytuacjach pokazane są tu zwierzątka zwykle nie większe od paznokcia Waszego małego palca. Pająk Argyroneta budujący swój podwodny dom z pęcherzy powietrza,

Picassa, młoda Fran<;oise musi też przyzwyczaić się do powracających jak duchy przeszłości byłych kobiet Picassa - pięknej jugosłowianki , podstarzałej rosyjskiej tancerki i francuskiej prostaczki przekonanej o sławie Picassa na podstawie zdjęcia z gazety, które jej pokazał, oraz ich dzieci. Picasso według Arianny Stassinopoulos Huffington, autorki biografii Picassa o tym samym co film tytule, na podstawie której został napisany scenariusz, to potwór, uroczy i zabawny w jednej chwili, bezwzględny i okrutny w następnej. Oglądanie filmu przypomina czytanie jednej z tzw. kobiecych gazet, nęcącej kolorowymi zdjęciami i rewelacyjnymi informacjami, ale beznadziejnie monotematycznych. "Seks i kasa, kasa i seks", jak śpiewa jeden z, pożal się Boże, piosenkarzy rodzimej estrady. A przy okazji mamy Niszczenie, przede wszystkim ludzi. Gdzież tu miejsce na tworzenie?! Nawet obrazów biedny widz nie może sobie obejrzeć , ponieważ potomkowie artysty nie wyrazili zgody na udostępnienie ich do filmu Ivory'ego. miejsce w

życiu

W ten sposób to, co

miało być

naprawdę wartościowe, zepchnięto Skąd

dodatkiem, stało na margines.

się esencją,

a to, co

od pełnego podziwu eseju G. Stein do przesyconej odrazą książki A. Stassinopoulos Huffington, w relacjach na temat Picassa? Toż mówimy o jednostce wybitnej . Która z nich nie wzbudzała skrajnych odczuć? Popatrzcie na Hemingwaya, Dali' ego, Mozarta - ilu autorów, tyle opinii o nich przepełnionych to miłością, to nienawiścią, z rzadka rozsądnych i wyważonych . Wiem, że jest wiele prawdy w filmowym wizerunku Picassa-potwora. Ostatecznie, z siedmiu jego bardziej znanych kochanek, dwie zwariowały, a następne dwie popełniły samobójstwo. Ale nikt też nie zmuszał tych pięknych, inteligentnych kobier do wiązania się z nim. Nikt nie wkłada ręki do ognia, jeżeli nie czerpie z tego żadnych korzyści. Sam znam ludzi, którzy czują się wręcz znakomicie w roli ofiar, nawet jeśli oficjalnie twierdzą, że jest inaczej. te

rozbieżności,

Jeżeli

zdecydujecie się iść na ten film, bo mimo wszystko warto, zwróćcie uwagę na postać Dory Maar (Julianne Moore), jedynej -jak się wydaje - kobiety z prawdziwą klasą w życiu Picassa. Wpatruję się w tej chwili w jej genialny obraz, nie muszę chyba mówić czyjego autorstwa cały w żółciach, granatach, czerwieniach, pomarańczach ...

Marcin Wyrwał, e-mail: ama72@plearn.edu.pl PS. A kiedy będziecie w Paryżu, wstąpcie do pewnego muzeum przy 5, rue de Thorigny. Polecam nieskończenie bardziej, niż film.

mrówka walcząca o życie w gradzie robiących za bomby kropel deszczu, żuk gnojarz rodem z "Pszczółki Mai" pchający przed siebie swoją syzyfową kulę, a za nimi cała plejada biedronek, mszyc, ważek, komarów, trzmieli, ślimaków, pszczół i innych stworzeń o nazwach równie tajemniczych jak one same. Dzięki zabiegom francuskich makrofotografów (praca nad filmem trwała 5 lat!), każde z żyjątek urasta na ekranie do rozmiarów średniego wzrostu King-Konga. Gdzież do nich pluszowym Marsjanom najeżdżającym ziemię w swych tekturowych spodkach w amerykańskich szmirach klasy Z, których tyle mamy w naszych kinach (ostatnio "Dzień Niepodległości"). Chodząc

po trawie przed naszym domem, nieświadomie tratujemy swoimi stopami setki takich "gigantów" rodem z "Mikrokosmosu". One, z kolei, w podobny sposób pozbawiają życia inne mikrostworzenia, według ich własnej skali i tak dalej w nieskończoność. Wniosek nasuwa się sam: na naszej planecie, w całym wszechświecie żyje obok siebie mnogość istnień w różnych wymiarach. I wymiar w którym żyjemy my, ludzie, wcale nie musi być największym. W tej sytuacji rodzi się pytanie, być może wyjęte z książki science fiction, ale po obejrzeniu tego jak najbardziej dokumentalnego filmu, wcale nie pozbawione sensu: czy pewnego dnia jakiś olbrzym nie unicestwi obcasem swojego buta naszej galaktyki zawieszonej na źdźble trawy rosnącej na krawędzi ścieżki, którą zwykł chadzać na poranne spacery?

Marcin Wyrwał e-mail: ama72@plearn.edu.pl


magiel@sgh.waw.pl

Okres wakacyjnych wyjazdów i podróży w nieznane zbliża się coraz większymi krokami. Jest to niewątpliwie także czas, kiedy każdy z Nas wyciąga z szafy swój własny aparat fotograficzny w celu uwiecznienia niepowtarzalnych wakacyjnych krajobrazów, ludzi, wydarzeń i całej reszty. · Wszystkie zdjęcia wakacyjne są oczywiście niepowtarzalne i udane z punktu widzenia osoby, która je wykonała, ale czasami mogłyby być one jeszcze lepsze, gdyby osoba fotografująca pamiętała o pewnych zasadach i regułach istniejących w fotografii. Dlatego też chciałbym przedstawić kilka najważniej szych z nich, licząc, iż może część z nich pozostanie Wam w pamięci.

Podstawowe i l.

najważniejsze

Pamiętaj, że zdjęcie

ma

być

zasady to:

ciekawe. Nie należy podchodzić do ·

zdjęcia

jak do pocztówki. Nie osiągnie się nic interesującego, robiąc zdjęcia na zasadzie: Koloseum - pstryk, Plac Św. Piotra - pstryk. Takie widoczki można bowiem kupić na rogu każdej uliczki przy tych wymienionych miejscach. Zdjęcie to nie widokówka. Spróbuj uchwycić w kadrze coś intrygującego, ciekawego, nietypowego, a otrzymasz efekt murowany -- doskonałe zdjęcie. Jeżeli masz dostęp do jakiś filtrów nakrę­ canych na obiektyw, to jeszcze lepiej , zrób dwa zdjęcia- bez i z filtrem, a późniejsze porównywanie odbitek przyniesie Ci dużo satysfakcji. 2. Obserwuj. Staraj się zauważać rzeczy, na które normalnie nie zwracasz uwagi lub je pomijasz. Szukaj kontrastów, nietypowych zestawień kolorystycznych, ciekawych kształtów, gry cieni i światła, ustawień ludzkich ciał, grymasów twarzy, postaw, których wcześniej nie zauważałeś.

Podejdź

aparaty, w których obraz w wizjerze nie jest obrazem widzianym przez obiektyw, lecz poprzez oddzielny wizjer, powinny pamiętać także, iż przy wykonywaniu zdjęć z bliskiej odległości, obraz widziany nie pokrywa się w pełni z obrazem, który wpada przez obiektyw do błony fotograficznej. Jest on w rzeczywistości lekko obniżony w stosunku do tego, co widzimy w wizjerze. 4 .. Wykorzystuj nieostrość. Zdjęcie skomponowane poprzez użycie nieostrego tła (np. w przypadku portretu) bywa bardzo ciekawe. Wynika to z tego, iż oko ludzkie nie jest w stanie dokonać takiej sztuki, a mianowicie widzieć przedmiot na pierwszym planie ostro, a tło widzieć rozmazane Można także eksperymentować z nieostrym planem pierwszym, pamiętając jednak, aby coś w końcu na tym biednym zdjęciu miało prawidłową ostrość obrazu. Taką twórczą nieostrość możemy otrzymać dzięki maksymalnym otworzeniu przesłony obiektywu (nie dotyczy małp, czyli aparatów kompaktowych). 5. Rób pomiar oświetlenia obiektu najważniejszego w kadrze. Dla zobrazowania tej kwestii wyobraźmy sobie kabinę okrętową z widokiem na morze przez bulaj . Oko ludzkie widzi zarówno ciemności kajuty, jak również jasne morze przez bulaj. Niestety robiąc zdjęcie musimy się zdecydować, czy będziemy mieć czarne otoczenie kajuty i odpowiednio naświetlony widok morza, czy też na odwrót - widoczne wnętrze kajuty i prawie białe koło bulaju. Jest to kolejna różnica między tym, co widzimy w rzeczywistości , a tym, co zobaczymy później na zdjęciu . Efekt ten oczywiście możemy twórczo wykorzystać, uzyskując bardzo ciekawe zdjęcie. ·

Inne wskazówki: l. Stosuj miękkie światło przy portretach. Światło takie jest prawie bezcieniowe, tworzy łagodne kształty osoby portretowanej . Miękkie światło występuje przykładowo przy zachmurzonym niebie lub późnym popołudniem.

2.

Nie bój

się czarno-białych

białe,

oko ludzkie nie rozprasza zwraca na kształty i kontury. 3. Fotografuj

Zasady dotyczące techniki wykonania zdjęcia: l.

siadają

do fotografowanego obiektu jak

najbliżej.

Początkujący

fotografowie często wykonują zdjęcia ze zbyt dużej odległości, chcąc uwiecznić w kadrze jak największą liczbę szczegółów. Jest to błąd, gdyż efektem tego są małe przedmioty i drobne ludziki na wykonanej później odbitce. Zbyt duża liczba szczegółów psuje kompozycję zdjęcia i czyni je nieczytelnym (z reguły tylko osoba fotografująca wie, co i kto jest na zdjęciu). Dużo lepszy efekt daje zawarcie w kadrze aparatu małej ilości szczegółów, obiektów, czasem tylko jednej osoby, nawet samej twarzy, dzięki czemu zmuszamy wzrok osoby oglądającej nasze zdjęcia do skupienia się właśnie na danym szczególe i analizowaniu jego przemyślanej kompozycji i gry z innymi elementami otoczenia. 2. Używaj krótkich czasów. Uwaga ta nie odnosi się oczywiście do osób posiadających aparaty kompaktowe (tzw. głuptaki, idioten kamery, małpy), w których czas naświetlania jest stały w zakresie 1/60-1 /250 sek. Użycie krótkiego czasu (krótkie naświetlanie błony fotograficznej), czyli powyżej 1/250 uchroni Cię przez zepsuciem ciekawego motywu poprzez "rozmazanie go". Poruszone zdjęcia nie są z reguły zaliczane do udanych. Oczywiście można wykonać ostre zdjęcie przy czasie 1/30 lub 15, ale warto wówczas wstrzymać oddech i naturalnie fotografować nieruchomy obiekt. W przypadku fotografowania obiektu w ruchu przy czasie poniżej 1/250 sek. nie pomoże nawet wieloletni trening w strzelaniu z pistoletu sportowego. 3. Umiejętnie kadruj fotografowany obiekt. Patrząc w wizjer lub na matówkę zwrócić należy uwagę nie tylko na główny obiekt, ale również bacznie obejrzeć wszystko dookoła prostokątnego kadru. Uchroni cię to często przed uwiecznieniem na zdjęciu niepotrzebnych przedmiotów psujących kompozycję i ogólny wygląd. Osoby, które po~

Staraj

5.

Wczuwaj

pomoże

się

Oglądając zdjęcia czarno-

kolorami, natomiast

większą uwagę

z głową

uchwycić spontaniczność

4.

stań się

filmów.

się

i ruch

w fotografowany obiekt. Jeżeli fotografujesz żabę,

na chwilę żabą, spróbuj przewidzieć jej skok, następny ruch, a Ci to uchwycić obiekt w najlepszym momencie.

6. Wstępnie nastaw czas naświetlania dla danego obszaru -w przypadku nieoczekiwanego pojawienia się ciekawego ujęcia jesteś o parę setnych sekundy szybszy (nie wszystkie motywy czekają aż uporasz się z nastawieniem światła i ostrości). 7. Wstępnie 8.

9.

Nie staraj

nastaw ostrość (autofocus rozwiązuje tą kwestię). się uchwycić

Uwzględniaj

wszystkiego w kadrze

wysokość

(Fotografujesz dzieci lub

zwierzęta-

fotografowanego obiektu rób zdjęcie klęcząc).

paru moich krótkich wskazówek i reguł związanych z techniką fotografowania. Powiecie pewnie, iż są one w większości oczywiste i wszystkim znane, jednak zapewniam, iż więk­ szość z Nas często zapomina o nich, a szkoda przecież zepsuć ciekawy motyw lub wręcz nie zauważyć go albo źle wyeksponować na zdjęciu. Wszelkie dodatkowe pytania, sugestie i prośby (może chcecie, aby kontynuowano ten dział w "MAGLU") proszę nadsyłać na pocztę internetowąpod adres: rkamec@sgh.waw.pllub do Redakcji.

Na tym

zakończę prezentację

Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam: prześ­ wietlonego filmu, złego światłomierza, porysowanego obiektywu, brudnej matówki, niedziałającej lampy błyskowej, słońca zawsze z przodu obiektywu lub padającego deszczu, gradobicia itp. Rafał Kamecki


rządową uchwaloną

magiel@sgh. waw.pl

Czy musimy mieć nową Konstytucję? Rozmawiam na ten temat z panem dr hab. Joachimem Katedry Studiów Politycznych.

Osińskim

z

-Referendum konstytucyjne ma dać odpowiedź na pytanie: czy będziemy mieć Konstytucję III RP, ale czy musimy ją mieć? Do tej pory obowiązuje Mała Konstytucja z 17 października 1992 roku oraz niektóre przepisy znowelizowanej Konstytucji z 22 lipca 1952 roku. Czy to nie wystarczy? Posiadanie konstytucji pisanej nie jest, a tym bardziej w formie jednego aktu prawnego. Są państwa, w których konstytucja pisana uzupełniona jest przez konwenanse, czyli zwyczaje konstytucyjne czy prawo powszechne. W innych krajach na konstytucję składa się kilka aktów prawnych uchwalonych często w różnych okresach czasu. Przykładowo: konstytucja Finlandii to pięć odrębnych aktów, konstytucja Szwecji to cztery tego rodzaju dokumenty, zaś konstytucja Kanady jest jeszcze bardziej złożona, bowiem akty pisane uzupełniane są przez konwenanse konstytucyjne . Jednolita konstytucja nie jest więc kanonem demokratycznego państwa, a państwa autokratyczne czy nawet totalitarne też miały swoje konstytucje. Taki właśnie znowelizowany akt obowiązuje u nas do dnia dzisiejszego, a paradoksem jest fakt, że zawiera on rozdz iał 8 zatytułowany: "Prawa i obowiązki obywateli", w którym jest wiele przepisów godnych uwagi badacza, przykładowo art. 69 ustęp 3: "Organizacja wcz asów, rozwój turystyki, uzdrowisk, urządzeń sportowych, domów kultury, klubów, świetlic, parków i innych urządzeń wypoczynkowych stwarzają możliwo śc i zdrowego i kulturalnego wypoczynku dla coraz szerszych rzesz ludu pracującego miast i wsi". Obowiązywanie podobnych przepisów po 8 latach transformacji ustrojowej ośmiesza nasze elity polityczne, szczególnie te nowe. -A więc jednak, jak podejrzewałem zresztą, musimy mieć nową konstytucję. Tylko czy musimy mieć ją właśnie teraz, może lepiej odłożyć ją do wybrania następnego parlamentu i nie akceptować tej, jak powiadają niektórzy, przygotowanej w pośpiechu? Myślę, że nie jest istotne, czy konstytucja powstała szybko, czy była wynikiem długich sporów i debat. Jako badacz konstytucjonalista, mogę stwierdzić, że są konstytucje opracowane sprawnie i szybko Konstytucja V Republiki Francuskiej czy Konstytucja Królestwa Norwegii i są to dobre akty. Przy dzisiejszym stanie wiedzy z zakresu prawa konstytucyjnego i komparatystyki ustrojów średnio zdolni studenci SGH po jej opanowaniu w pewnym zakresie, mogą napisać całkiem zgrabny projekt konstytucji w tydzień . Na świecie w latach 1990-1995 uchwalono 68 nowych konstytucji w różnych państwach i nie ma wśród nich konstytucji naszego kraju, ale czy my Sarmaci chcielibyśmy być w jednej grupie z Albanią, Beninem czy Białorusią, że o Lesotho już nie wspomnę! Poczekajmy, może jakimś zacniejszym państwom przyjdzie ochota uchwalić coś nowego. A nuż Amerykanie znudzą się swoim ponad 200-letnim zalatującym stęchlizną manuskryptem, albo Norwegowie swoim 183-letnim, wtedy towarzystwo będzie przyzwoite. -No właśnie, Polska ma przecież piękne tradycje konstytucjonalizmu: Konstytucja 3 Maja, Konstytucja Marcowa 1921 roku, itd. Mamy prawo oczekiwać, że nowy akt konstytucyjny nawiąże do tych tradycji. -Przez chwilę zastanawiałem s ię, co za wspani ały przykład godny naśladowania pojawi się po tym "itd.", no ale poważnie, bowiem także dwa pierwsze przykłady budzą pewne moj e wątpliwości. Na Ustawę

3 maja 1791 roku należy spojrzeć w przynajmniej dwóch aspektach. Po pierwsze, jako na istotny dokument polityczny będący wyrazem budzenia się świadomości narodowej i instynktu samozachowawczego Polaków (czytaj: szlachty). Po drugie, jako na akt konstytuujący nowy ład prawny i instytucjonalny w państwie . Spory na temat pierwszego aspektu zajmują wiele tomów. Już w tamtych czasach niektórzy publicyści z szeregu reformatorów zwracali uwagę, że należało przeczekać te kilka lat do śmierci Katarzyny II ( 1796) i nie uchwalać dokumentu, który ściągnął na Polskę same nieszczęścia. Kamieniami milowymi w tym sporze są: praca W. Kalinki "Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta" i książka A. Bocheńskiego "Dzieje głupoty w Polsce", a wewnątrz cała twórczość stańczyków i szkoły wywodzącej się od Lelewela, Joachima zresztą. (śmiech) Dla mnie bardziej interesujący jest drugi aspekt. Otóż uważam, że jako akt mający stać się podstawą nowego porządku instytucjonalno-prawnego, Ustawa rządowa była przynajmniej kontrowersyjna. Pomijam już anachroniczny język rażący współczesnego czytelnika, czy ogólnikowość zawartych w niej konstrukcji. Przyjęcie monteskiuszowskiej zasady podziału władz bynajmniej mi nie wystarcza, bowiem Ustawa utrzymuje negatywy feudalizmu: poddaństwo chłopów i pozbawienie ich wolności , utrzymuje nierówność wobec prawa, uprzywilejowuje szlachtę politycznie i własnościowo, czy ustanawia religię katolicką jako państwową. Pojęcie Narodu sprowadza do wąskiego i odległego od idei oświeceniowych wyrazu. Sposób uchwalenia Ustawy (podczas przerwy wielkanocnej w obradach i pod nieobecność wielu posłów), łamiący przyjętą procedurę stanowienia podobnych aktów też budzi wątpliwości. Rozumiem, że na takiej- tradycji opierano się próbując wbrew prawu wymóc poddanie pod referendum tzw. projektu obywatelskiego. -Co jest więc dobrego w projekcie Konstytucji RP uchwalonym przez Zgromadzenie Narodowe, dlaczego mamy, jak zachęca Prezydent A. Kwaśniewski, głosować za jego przyjęciem? Konstytucja pisana jest prawnym odzwierciedleniem konstytucji rzeczywistej społeczeństwa, a więc zalety i wady tego dokumentu są odzwierciedleniem rozterek i podziałów , jakie w społeczeństwie występują. Do zalet można z pewnością zaliczyć zawarcie w niej katalogu demokratycznych zasad ustrojowych, na których opierać się ma konstrukcja władzy w państwie . Międzynarodowym paktom oraz postępowym tendencjom w europejskim konstytucjonalizmie odpowiada rozdział II projektu poświęcony wolnościom, prawom i obowiązkom człowieka i obywatela, szczególnie w kontekście moich wcześniejszych wypowiedzi. Projekt zawiera czytelny i logiczny w ramach systemu parlamentarnogabinetowego rozdział kompetencji pomiędzy organami realizującymi władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. W znacznym stopniu ogranicza więc spory kompetencyjne i możliwości naciąganej interpretacji p~awa, do czego prowokuje swą niedoskonałością .i wręcz naiwnoś­ cią prawną Mała Konstytucja. Projekt umożliwia wejście naszego kraju w europejskie struktury integracyjne, nie przesądzając o konkretnych zasadach, na jakich się to dokona. Myślę, że to niemałe plusy. Niektóre jednak fragmenty są mniej udane. Zaliczam do nich rozdział VII poświęcony samorządowi terytorialnemu zawierający dziesięć artykułów . To jest przesada. Odpowiada to zawartości konstytucji mniej więcej l Opaństw będących już w strukturach UE. -Muszę więc na koniec spytać wprost: jak będzie pan głosował 25 maja, za przyjęciem Konstytucji RP w kształcie przyjętym przez Zgromadzenie Narodowe, czy przeciwko niej? Bardzo trafnie postawione pytanie, bowiem referendum dotyczy treści aktu, a więc tego, co jest w nim zapisane, zaś w dyskusjach przeciwnicy uchwalenia proponują nam jego odrzucenie ze względu na to, czego w nim brak i to jest nieporozumienie. Głosując za odrzuceniem oddajemy głos nie tylko za tym, czego w projekcie brak, ale także przeciw temu, co się w nim znalazło. Spójrzmy więc, do głosowania przeciwko czemu część ugrupowań politycznych nas namawia? Jako obywatel i nauczyciel akademicki nie mogę głosować przeciwko temu, że "Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli", ani przeciw temu, że "RP jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". ciąg

dalszy na następnej stronie


magiel@sgh.waw.pl

Ach ta uczciwość Jeden z dróżników stacji Kraków Bieżanów znalazł w rowie paczkę zawierającą l 00 tysięcy dolarów. Zamiast, jak każdy normalny człowiek obejrzeć się w lewo, w prawo i w te pędy ruszyć do domu, pan dróżnik poszedł na komisariat i wszelki słuch po nim zaginął. Sprawą zajął się wydżiał ds. przestępczości zorganizowanej, który ukrył dróżnika. Według przepisów, kolejarz na służbie jest mundurowym, a mundurowy nie ma prawa do znaleźnego, ma natomiast szansę na nagrodę za nadzwyczajny czyn. Ach ta polska uczciwość . Łza się w oku kręci. Referendum tuż, tuż Pan prezydent postanowił, że nie będzie siedział z założonymi rękoma i nie będzie milczał w sprawie referendum konstytucyjnego. Pan prezydent uważa, że ma do tego jak najbardziej prawo, a to dlatego, że jako głowa państwa ponosi odpowiedzialność za jego losy, do jego obowiązków należy też objaśnianie obywatelom problemów przedstawionych pod ich osąd, a poza tym jest on współtwórcą konstytucji. Po raz kolejny okazało się, jaki to nasz pan prezydent jest dla nas dobry i troskliwy. Nic tylko patrzeć, jak zacznie nam objaśniać, kto jest dobry, a kto zły i na kogo trzeba zagłosować. No, ale w końcu jako ojciec narodu musi swą. trzódkę wychowywać i na dobrą drogę kierować. Prezydencka kampania referendalna kosztuje budżet państwa 6 mln złotych, które pochodzą z tak zwanej rezerwy budżetowej. 5 mln pochłonie koszt druku i wysłania konstytucji pocztą do 11,5 mln gospodarstw domowych, a pozostały milion zapłaci Kancelaria Prezydenta za bilboardy ~ napisem "My Naród Polski - Wszyscy Obywatele RP - Konstytucję ustan~­ wiamy". Ozdobą tego plakatu jest kolorowy napis POLSKA ze s.t yhzowanymi literami, np. "0" jest zwinięte ze zbożowego kłosa, "S" pisane "solidarycą", "K" jak w krakowskim herbie z koroną i "A" wyglądające jak kopalniana wieża wyciągowa. Na taki plakat szybką ripostą wykazał się Marian Krzaklewski, który ostrzegł pana ·prezydenta, że jeśli na plakatach pojawi się "solidaryca", to "Solidarność" wytoczy proces za naruszenie praw autorskich. A referendum tuż, tuż. I wygląda na to, że tak naprawdę nie chodzi tu o samą konstytucję, a o to, że pewni panowie, którzy nie załapali się na sejmowe stołki ostatnim razem, już teraz chcą wygrać wybory parlamentarne. Będzie to taki sprawdzian, kto za, a kto przeciw. No więc musimy wysłuchiwać bzdur o tym, jak tragicznym w skutkach krokiem będzie poparcie tej kons~cji, porówn~­ walne w skutkach z sowiecką nawałnicą czy rozbtorem Polsk1. Krytykowana jest też objętość nowej konstytucji, no ale jak się ją pisało przez osiem lat i w dodatku w kółko zmieniało się zespół autorów, to czego się spodziewać? Podobno obecny Sejm, wybrany w końcu przez naród w demokratycznych wyborach, nie reprezentuje interesów tego narodu. Czyli co? Wybraliśmy go sami sobie na złość? Niech nam trochę dokopie i poszkodzi, będzie ciekawiej. OK! Ciekawe, czy w najbliższą niedzielę znowu zadecydujemy o czymś sami przeciw sobie?! .· Konkordat, czyli bój się Boga Rząd przyjął projekty ustaw "okołokonkordatowych". Istnieje możliwość ratyfikowania konkordatu podczas wizyty papieża w Polsce. Konkordat między innymi wprowadza naukę religii w przedszkolach, ale rząd dąży do tego, aby nie wpisywać ocen z religii na świadectwach i aby oceny te nie decydowały o promocji ucznia do następnej klasy. Ślub kościelny będzie mógł mieć skutki prawne bez ślubu cywilnego, a niekatolik zostanie pochowany na cmentarzu kościelnym, gdy są tam pochowani jego bliscy lub gdy w jego miejscowości nie ma cmentarza komunalnego. Okazuje się jednak, .że nawet nie każdy katolik ma prawo do pogrzebu kościelnego, a co dopiero niekatolik. W zeszłym tygodniu zmarł w wyniku wypadku samochodowego profesor Wacław Dec, znany łódzki

ginekolog i położnik. Był praktykującym katolikiem, ale ~ria w Łodzi odmówiła rodzinie pochówku z księdzem. Według arcybtskupa, kto za życia głosił poglądy niezgodne z nauką Kościoła i nie odwołał ich prze~ śmiercią, nie ma prawa do pochówku z liturgią. Profesor Dec bronił prawa kobiet do przerywania ciąży, jeśli płód jest obciążony nieuleczalną chorobą. I tak tym podpadł władzom kościelnym, że wszystkie łódzkie kościoły zostały dla niego zamknięte, mimo że za swojego życia ratował życie innych ludzi. Kto wie, czy ten incydent nie będzie miał dużo więk­ szego znaczenia niż może się to wydawać w pierwszej chwili. Chodzą słuchy po zbulwersowanej tym zdarzeniem Łodzi, że śmierć profesora przysłużyła się bardzo prezydentowi i rządzącej koalicji i nie ma wątpli­ wości, że łodzianie poprą konstytucję. A co z Konkordatem? Czy tak ma wyglądać Polska pod jego rządami? Jeśli tak, to ja d;ziękuję. Jajcarze Pan prezydent wraz z małżonką zostali obrzuceni jajkami w czasie ich wizyty w Paryżu . Tego odważnego czynu dokonał Łukasz K. z Radykalnej Akcji Antykomunistycznej. Tak naprawdę, główne cio~y spadły na Jolantę Kwaśniewską, a sam pan prezydent podobno ukrył się w momencie, gdy poleciało pierwsze jajko. Ot, gentelman. Już kiedyś ~ tym pisałem. Tak, jak nie ochronił angielskiej królowej przed des~czem ~ śniegiem, tak też nie obronił własnej żony przed lecącym nabtałem t warzywem (były też pomidory). Nie spisało się też Biuro Ochrony Rządu, czego dowodem jest natychmiastowe odwołanie kierownictwa po zajściu na Champs Elysees. Paryż powoli przyzwyczaja się do takich sytuacji w mieście . Nie tak dawno przecież oberwali !upin i De~orse, .a teraz przyszedł czas na naszego kochanego Olka. A wtęc, panowie poh... tycy, uważajcie gdy będziecie w Paryżu, bo w każdej chwili może was trafić znikąd jakieś jajeczko, pornidorek lub inny smaczny kąsek. O obrzucaniu "mięsem" nie wspomnę. Komputer pokonał człowieka . . Kolejny przełom w dziejach ludzkości miał miejsce w ostatnich dntach w Nowym Jorku. Po raz pierwszy twórczy geniusz ludzki ugiął się przed potworną siłą obliczeniową kompute~a. 34-letni Gari Kasparow ?d l~ la~ mistrz świata w szachach i prawdopodobnie najlepszy szachtsta, Jakl kiedykolwiek żył na ziemi, przegrał sześciopartiowy mecz z prawie dwumetrowym potworem o wadze 1400 kilogramów- superkomputerem szachowym "Deep Blue". A więc nadszedł dzień, w którym maszyna przewyższyła na polu intelektualnym człowieka. Niewiarygodne są możliwości "Deep B lue". Potrafi on obliczyć w ciągu sekundy aż 200 milionów ruchów! N awet tak wielki szachista, jak Kasparow może przeanalizować w ciągu sekundy najwyżej 2 posunięcia i jak tu s~ę przeciwstawić potędze zapisanej w krzemie? Walka komputera z m.tstrze~ świata była jeszcze tym razem wyrównana, ale informatycy n1e maJą wątpliwości, że za kilka lat pojawi się maszyna, która:' szac~owym pojedynku nie da żadnych szans nawet najlepszemu arcymistrzowi.

. ? Czy musimy....

c. d.

Nie budzi mojego sprzeciwu to, że "RP strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela" ..., cieszę się, że "RP zapewnia wolność tworzenia i działania · związków zawodowych" .. , również podobnie jak ustawodawca sądzę, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny (może to nieco staroświeckie, za co przepraszam), nie mogę odrzucić tego, że podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka ry~owa op~r~ ta na wolności gospodarczej, własności prywatnej oraz sohdarnosc1 1 współpracy partnerów społecznych, cieszę się, że "RP chroni własno~ć i prawo dziedziczenia", nie budzi moich obaw przepis, .że w :'~ językt~m urzędowym jest język polski", w zasadzie zgadzam stę także, tz "Stohcą Rzeczypospolitej Polskiej jest Warszawa", a nie Nieporęt, choć. nie podano współrzędnych geograficznych i nie wiem, czy jes,t t.o wł.aśnte to miasto które mam na myśli. Reasumując, z pewnoscią n1e będę

głosow~ł przeciwko temu, że Bógjest źródłem praw~y, sp~awiedli"":ości,

dobra i piękna, mimo tego, że jego ziemscy funkcJonartusze mnie do tego namawiają, jestem zdecydowany im się narazić. -Dziękuję za rozmowę.

Daniel Jasiński


magiel@sgh.waw.pl

Znowu politycznie... Dwudziestego piątego dnia miesiąca maja Roku Pańskiego 1997 zapadnie klamka nad projektem nowej konstytucji. Telewizomia, radyjo (o Maryjo!) i cała prasa już od dawna grzmi, wyje i popiskuje głosami za i przeciw. Ci, którzy nie dostali się do tzw. mediów, szaleją poprzez inne środki docierania do mas. Czyli ... powrót radosnej twórczości ... Ostatnio przed naszą Uczelnią, a dokładniej przy wejściu do metra, bo tam najłatwiej dopaść człowieka, dzielna starsza pani wciskała przechodniom kserówki. Nie wszyscy wiedzą, że wcześniej owa pańcia zadomowiła się u nas w Szkole, lecz bezwzględny pan portier przegonił ją i bidula, stojąc na słońcu, wpychała nam do łapek (jeszcze dobrowolnie) najnowsze wieści z obozu Jedynej Prawdy! I od razu na "dzień dobry" chciałoby się powiedzieć pani rozdającej ulotki: "Nie .. . Dziękuję ... Nie zamierzam pacyfikować kiosków z pornografią, nie będę podpalać żadnej prokuratury, nie zaczaję się na buddystę z krzyżem, nie wyskoczę zza rogu na prostytutkę z wiadrem wody święconej, nie ... " . A tu po wnikliwej lekturze ulotki okazuje się, że tym razem "z całkiem innej beczki" ... Dziś więc naszej dogłębnej infiltracji poddana zostanie Torquemado Polski - niejaka pani doktor Krystyna Czuba i jej ulotne (czyt.: ulotkowe) rewelacje miesiąca. Tytuł odezwy wyprodukowanej intelektem pani Krysi mówi sam za siebie- "Tę konstytucję trzeba odrzucić" ... Jak trzeba, to trzeba ... Czytamy więc, dlaczego trzeba ... Pierwszy powód - chyba najbardziej obecnie na topie - referendum odbędzie się przed przyjazdem papieża, "aby ,Jan Paweł II nie miał prawa głosu w tej sprawie, aby postawić Ojca Swiętego przed faktem dokonanym". Mimo całego szacunku dla naszego wielkiego rodaka, trzeba postawić pytanie:

magiel@sgh.waw.pl

To: czytelnicy Magla <everybody@ sgh.waw.pl> From: Piotr Kucharski <chopin@sgh.waw.pl> Date: 15.05.97

NOWY PROCESOR ZE STAJNI INTELA Subject:

We wtorek, 6 maja, Intel Corp. przedstawił na konferencji prasowej nowy procesor z serii Pentium nazwany Pentium II. Procesor ten, według przedstawicieli firmy Intel, ma zastąpić procesor Pentium, tak jak ten zastąpił 486. Nowy układ został wyposażony w kilka technicznych usprawnień i nowości. Ponadto został zapakowany w cartridge, taki jak z grami Nintendo, o złączu SEC (Single Edge Connector). W środku oprócz procesora znajduje się jeszcze pamięć 512 K pamięci cache drugiego poziomu. Procesor jest na razie sprzedawany w dwóch wersjach: 233 MHz oraz 266 MHz. Pod koniec maja spodziewana jest wersja 300MHz. Kilka cech nowego procesora: -DET (Dynamie Execution Technology) - wykonywanie instrukcji niez-

jest Sługą Bożym, czy raczej parlamentarzystą, a może konstytucjonalistą... ? Ludzie! To my tu żyjemy, a nie Papież! Następny powód nieco bawi, bo mowa o "spisku przeciwko Polsce". A kto spiskował? Ano "środowiska komunistyczne i liberalne poza głosem większości Narodu". Taka matematyka możliwa jest tylko u nas - wybory wygrywa mniejszość. Znamy takie mądrości ·i z , własnego podwórka, oto bowiem w pewnym klubie w podziemiach 0.99-zł równe jest 1.50 zł. Dla niewtajemniczonych-chodzi oczywiście o promocyjną cenę batonik~ o nazwie jednej z planet. Jak wszyscy wiemy, w preambule znalazło się odwołanie do Boga. Pani doktor pisze o tym tak: "W tej konstytucji jest nawet zwrot do Boga. Nie jest to jednak Bóg Jezusa Chrystusa - Bóg objawienia (Stwórca i Prawodawca), lecz filozofii New Age, 'źródło prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna"'. Rzuca to nowe, ciekawe spojrzenie, obwołujemy panią doktor Danikenem religii. Totalnym rodzynkiem jest za to wyjaśnienie art. 53 p. 7. "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania świato­ poglądu, przekonań religijnych lub wyznania". Wedhig pani Krystyny ,jest to tylko pozorna wolność i ochrona. W rezultacie jest to sprowadzenie religii do sfery prywatności, o której publicznie mówić nie należy". Kochana pani Czubo, może pani sobie nawet na czubie napisać, jakie ma pani poglądy, a i tak pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje. A jak na razie w państwie religijnym jeszcze nie żyjemy, więc hebrajsko-buddyjskie oddanie duchowe wściBOSSA jest jego sprawą, a nie inkwizycji, którą pani reprezentuje. Nawiasem mówiąc, włos się na głowie łysego jeży od wartości, do jakich na siłę chciałaby nas pani·przytwierdzić. A na koniec anegdotka z pewnego państwa wyznaniowego, w nieokreślonej bliżej przestrzeni i w nieokreślonym bliżej czasie. Rozmawiają dwie starsze panie z bojówki: -Jak to teraz moralność upadła! Wszystko przez tę unię... ! No i trzeba odrzucić ten projekt i zrobić nowy, narodowy. -Rację masz kochanieńka! I damy tam taki zapis: ;,od teraz Szkoci nie mogą chodzić w sukienkach"! -A tak! I zabronimy im być chytrymi .... Już na sam koniec: śmiejemy się często i przerażamy fundamentalizmem islamskim. Przyjrzyjmy się więc własnemu podwórku... czy

Papież

wściBOSS

godnie z kolejnością występowania w programie. Układ ma możliwości wykonywania jednocześnie 4 instrukcji w jednym takcie zegara. FPU (Floating Point Unit, czyli koprocesor) może oczywiście pracować w tym czasie niezależnie. Jednostka MMX jest wbudowana w procesor (w części stałoprzecinkowej), w związku z czym jej instrukcje są traktowane jako zwykłe, choć można ich wykonać tylko 2 na takt. Konstrukcja jest niemal identyczna z PentiumPro, choć poprawiono znacznie (o około 30%) wydajność operacji 16. bitowych. -DIB (Dual Independent Bus) - podwójna magistrala. Jako że zwiększenie wydajnoś­ ci nie było już w dużym stopniu osiągalne przy poprzedniej magistrali, która obsługiwała cache, pamięć oraz wszystkie urządzenia, Intel postanowił dodać osobną szynę wyłącznie do pracy z cache L2 oraz wprowadzić ·magistralę- transakcyjną, która umożliwia obsługę do 8. zadań jednocześnie. Magistrala do cache jest taktowana połową prędkości procesora, druga \Vciąż 66 MHz, choć Intel zapowiada zwiększenie jej prędkości -Cache Ll powiększono dwukrotnie, do 32 kB (po 16 kB na dane i instrukcje) -Cache L2 ma standardowo 512 kB i pracuje taktowany połową pręd­ kości procesora. Zważywszy na rewelacyjną cenę Guż w tej chwili można kupić zestawy za około 2500 USD) oraz ciekawe możliwości i szybkość, procesor ten prawdopodobnie stanie się nowym standardem na rynku mikroproce, sorow.


IRC konkrety W dzisiejszym artykule mam nadzieję przybliżyć Wam co nieco IRC'a, ale już od strony czysto praktycznej. To, że potrzebne jest do tego konto unixowe, to że jest to interaktywne porozumiewanie się i takie tam, to już wiecie. Czas na samą zabawę. Krok pierwszy, czylijak zacząć pogaduszki. Logujemy się więc na konto unixowe, czyli w naszym przypadku na aksona. Następnie wpisujemy komendę: irc [nickname] np. irc.kofeina (od tej pory będziemy znanijako kofeina) i automatycznie zostajemy podłączeni do najbliższego serwera ircowego (oczywiście, jeśli administrator zadbał i ustawił poprawnie zmienne środowiskowe po zainstalowaniu ircclienta). W naszym przypadkujest to serwer warszawski. Można oczywiście podłączyć się i pod inne polskie serwery: poznan.irc.pl, lublin.irc.pl, krakow.irc.pl Kiedy już zostaniemy podłączeni do serwera, dostajemy od niego informacje w stylu "you are connected to ...", "Witajcie w ... ". Teraz już możemy podłączyć się do jakiegoś kanału poprzez komendę /join #[nazwa kanału] np. /join #lameria lub /join #polska Żeby zobaczyć, do jakich kanałów możemy się podłączyć , W)'listowujemy je sobie poprzez użycie komendy /list Nie polecam tego jednak, bo kanałów jest tyle, że często ich listowanie kończy się wywaleniem z serwera. Kiedy już jesteśmy na kanale, możemy się grzecznie przywitać, pisząc np. cześć wszystkim i posyłamy to na ekran przyciskając Enter. Do wylistowania osób siedzących na danym kanale służy komenda /names #[nazwa kanału] lub/names * (to w przypadku kanału, na jakim aktualnie jesteśmy) np. /names #lameria lub /names #polska Jeśli sprawdzamy osoby przez /nam es #kanał a nie jesteśmy na tym kanale, zobaczymy tylko nicki tych osób, które nie zażyczyły sobie "niewidzialności" poprzez wpisanie /mode [nickname] +i Oczywiście nie musimy witać się z wszystkimi, wystarczy, że spodoba nam sięjakiś nick i mamy ochotę porozmawiać z osobą pod nim się ukrywająca, wpisujemy wtedy komendę /msg [nickname] wiadomość np. /msg lameria cześć lameria i na naszym ekranie ukaże się coś takiego: ->*lameria* cześć lameria oznacza to, że osoba o nicku lameria dostała naszą wiadomość. Jeżeli się nam powiedzie, otrzymamy od niej odpowiedź, którą zobaczymy tak *lameria* cześć Kiedy już raz użyjemy komendę /msg, nie musimy już więcej jej wpisywać, wystarczy, że naciśniemy klawisz tabulatora, gdzie od tej

pory będą ukryte nicki, z którymi rozmawiamy poprzez msg. To oczywiście jeśli posiadamy obsługę klawisza Tab w skrypcie. Czysty ircclient tego nie zapewnia. Oprócz prowadzenia rozmowy na tzw. mesgach, możemy być aktywni i na kanale, czyli tzw. publiku. Dlatego, włączając się do rozmowy, bądź [nickname]: wiadomość np. lameria: nic z tego nie rozumiem aj eśli lameria ma coś do nas, będzie to pewnie wyglądać tak kofeina: wszyscy kiedyś zaczynali Kiedy trawi nas ciekawość , kto ukrywa się pod danym nickiem, możemy trochę podglądnąć poprzez komendę /whois [nickname] i zobaczymy mniej więcej coś takiego lameria is adres_internetowy (ircname) on channels: lista_kanałów na jakich urzę­ duje lameria • • • on Irc via server nazwa_serwera_1rcowego Jeżeli zobaczymy też tekst lameria is away: jakiś_tekst (od kiedy jest na away'u) oznacza to, że lameria jest nieobecna, czyli w naszym przypadku /whois lameria i otrzymujemy na ekranie lameria i s lameria@akson.sgh. waw.pl (irc

l. zmieniać topie, używając komendy /topie jakies_hasełko_witające_wszystkich_wchodzących np. /topie witajcie na kanale lamerow 2. dać opa innej osobie poprzez /mode *+o [nickname] np. /mode * +o lameria 3. zabrać komuś opa, czyli zdeopować /mode * -o [nickname] np. /mode * -o lameria 4. wyrzucić kogoś z kanału, np. za bluzgi, poprzez komendę /kick * [nickname] [komentarz_za_co] np. /kick * lameria idź już sobie ale nie polecam, bo sami możemy być tak potraktowani :-) 5. zablokować komuś wejście na kanał · /mode *+b [nickname] np. /mode * +b lameria czego również nie polecam 6. zaprosić kogoś na kanał /invite * [nickname] np. /invite * lameria najpierw nick potem kanał np. /invite lameria #polska 7. nadać ustawienia dla danego kanału poprzez /mode *+t czyli topie- zmieniają tylko operatorzy /mode *+n nikt spoza kanału nie może wysłać testu na

wykładowca)

kanał

on channels: @lameria, polska on irc via warszawa.irc.pl (Warsaw U niversity, Poland) lameria is away: za jakie grzechy musze to pisać? (Away since 12:50 pm Mon May 19) I tu mała uwaga: zobaczymy away' a wtedy, kiedy lameria będzie na tym samym serwerze ircowym co i my. Widzimy, że lameria siedzi na dwóch kanałach, na jednym ma nawet tzw. opa, czyli status operatora kanału, czyli@ przy nicku. Z posiadaniem opa wiążą się pewne przywileje, o których za chwilę. Jak można go dostać? Na dwa sposoby: albo automatycznie przy tworzeniu nowego kanału (tzn. gdy wchodzimy na kanał, na którym nikogo nie ma), albo dostając go od innej osoby, która go ma. Mając opa możemy przykładowo :

/mode * +145 na kanale nie zmieści się więcej niż 45 osób /mode *+m prawo głosu mają tylko operatorzy i ci, którzy otrzymali prawa głosu dane przez operatora poprzez /mode * +v [nickname] /mode *+s nie pokazuje kanału przy listowaniu. Wychodzimy z kanału poprzez komendę Ileave lub /part . a z samego trca poprzez /quit lub /bye To tyle na ten raz. Życzę dużo samozaparcia i powodzenia w poznawaniu nowych ludków. A za miesiąc wyższa szkoła jazdy. LAMERIA

Poznaj Internet!

narzędzi

ripostując czyjąś wypowiedź, możemy pisać

Pod takim hasłem organizowane są w pracowniach informatycznych Centrum Informatycznego Uniwersytetu Warszawskiego szkolenia w zakresie obsługi Internetu skierowane do studentów wszystkich rodzajów i kierunków studiów. W trakcie dwóch, czterogodzinnych sesji ich uczestnicy nabywają praktycznych umiejętności posługiwania się najważniejszymi

narzędziami

Internetu. Program szkoleń obejmuje m.in.: E-MAIL (przez Netscape oraz węzeł akademicki PLEARN), wyszukiwanie i przeglądanie stron WWW, wynajdywanie danych i informacji za pomocą katalogów i wyszukiwarek, korzystanie z USENET oraz list tematycznych i dyskusyjnych, pracę z FTP, GOPHER, TELNET oraz szeregiem innych

przydatnych studentom np. w trakcie pisania pracy magisterskiej . Zajęcia prowadzone są przez pracowników CIUW w środy i czwartki w godzinach 16:00-20:00 oraz w soboty i niedziele w godzinach l 0:00-14:00. Informacje o dokładnych terminach zajęć można uzyskać telefonicznie, dzwoniąc pod numer 620-03-81 wewnętrzny 850 w godzinach od 10:00 do 15:00. Zapisy prowadzone są na terenie CIUW, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28 (obok budynku Rektoratu UW), pok. 16 w godzinach od 10:00 do 15:00. Wszyscy studenci mają możliwość bezpłatnego korzystania z Internetu przez cały tydzień! Akcja "Poznaj Internet! " potrwa do połowy czerwca. O jej dalszym losie zadecyduje zainteresowanie środowiska akademickiego tego typu szkoleniami.


magiel@sgh.waw.pl

W Pireneje,

miły

bracie...

Znam ludzi, którzy wyjeżdżają za granicę, aby zademonstrować światu, że odwiedzili mniej lub bardziej egzotyczne miejsce, z czystej chęci zaimponowania znajomym, pokazania, że są lepsi, dowartościowa­ nia własnej osoby. W zeszłym roku jeszcze, w czasie pamiętnego dla mnie wypadu autostopem do Barcelony w maju, zastanawiałem się, czego tak naprawdę każdy z nas szuka wyjeżdżając z Polski na dłużej lub krócej? Czy tym, co nas powoduje do spakowania plecaka i wyruszenia w trasę, jest pragnienie odwiedzenia paru miast (martwych kamieni, próbujących rozmawiać z nami poprzez wieki), czy może pociąga nas . poznawanie nowych ludzi, którzy - pochodząc z różnych stron - włóczą się po świecie, a ze sobą mają tylko to, co potrafią unieść na własnym grzbiecie? Jak na przykład ten dziewiętnastolatek z Australii, będący w trasie ponad 2 lata, którego spotkałem gdzieś na północy Hiszpanii, a który pracując dorywczo w różnych miejscach, zarabia na zaspokojenie swojej ciekawości świata? A. może chcemy wyjeżdżać, by po powrocie móc pochwalić się wrażeniami, zdjęciami, opalenizną? Czy w prawie każdym z nas nie drzemią marzenia o podróżach? Wszak przemieszczanie się w przestrzeni jest tylko jedną z wielu ofert, które nam życie przedstawia, i nie wszyscy od razu musimy zostać sławnymi globtroterami? Niedawno wróciłem z tradycyjnego już (bo drugiego) wypadu majowego i gdy znajorni zaczęli wypytywać mnie, jak było, bardzo szybko przekonałem się, że mogę jedynie pokazać im zdjęcia, opowiedzieć, co działo się w poszczególne dni, odsłonić parę kulisów podróżowania pociągami we Francji, zdradzić parę trików- to wszystko. To wszystko, co mam im do zaoferowania, bo nie sądzę, bym potrafił oddać atmosferę kilku niezapomnianych chwil, które właśnie stanowią kwintesencję tego, co przeżyłem, co mną w jakiś sposób poruszyło, co wywołuje dyskretny uśmiech, gdy przywołam wdzięk chwili. A jednak spróbuję ... Nie miałoby sensu podróżowanie we czwórkę. Ustaliliśmy, że wyruszamy w piątek rano ze Zgorzelca, i spotkamy się w niedzielę na dworcu, w obcym z nazwy Oloron St Marie. To wszystko, i tak przecież było to bardzo mało prawdopodobne. Na początku nie mogłem zaskoczyć, nie byłem w stanie poczuć klimatu wyjazdu. Każdy, kto choć raz zc:,tsmakował czegoś więcej niż tylko package tour w autobusie i z przewodnikiem, wie, o co chodzi: w drodze rządzą inne prawa, nie zastanawiamy się nad wieloma sprawami, nasze życie redukuje się do prostych pytań: dojedziemy do celu, będzie gdzie rozbić namiot, znajdziemy jakiś sklep? Zapomniałem, że bardzo często problemy takie rozwiązują się same, i byłem niespokojny. Wiele razy mieliśmy się przekonać o różnicach w mentalności ludzi; znaną cechą Niemców jest ich sztywne trzymanie się przepisów, co zaowocowało ukaraniem nas za próbę "nielegalnego przekroczenia granicy", jak głosi stosowny, wydany nam dokument, a co w rzeczywistości było heroiczną próbą dotarcia na piechotę do przejścia granicznego, fakt faktem ... autostradą. W końcu, po kilku godzinach bezowocnego stania, udało nam się złapać pierwszego stopa... Czerwony mercedes na polskich numerach. W środku dwóch facetów rozmawiających po angielsku. Dwa polskie, jeden niemiecki i jeden amerykański paszport - wzbudza to podejrzenie polskiego celnika, który stwierdza, że kierowca, Polak z podwójnym obywatelstwem, potrzebuje zezwolenia wojewody krakowskiego (!) na wyjazd z Polski (!! !). Jakoś przejeżdżamy. Po raz kolejny mijamy te same miasta:

Goerlitz, Chemnitz, Norymberga, wysiadamy koło Karlsruhe. Decydujemy się jechać dalej, łapiemy młodego Niemca zmierzającego do swej dziewczyny w Strassbourgu- ja nigdy tam nie byłem, więc po chwili zastanowienia decydujemy się jechać do końca. Zapada zmrok, ale my chcemy dalej. Na dworcu wynajdujemy świetne połączenie kolejowe z Lyonem: pozostające nam do pociągu dwie godziny spędzamy w centrum. Z plecakami i zakupionym wcześniej winem wędrujemy trochę po mieście, by po chwili ... Rozkładamy się u stóp Katedry. Jej podświet­ lona, imponująca sylwetka, górująca nad nami i ginąca gdzieś w chmurach, "po tamtej stronie", i my dwaj na karimacie, popijający wino ikontemplujący ciepłą, pełną unoszących się dokoła przeróżnych zapachów noc. To nadchodzące lato ... Tymo, bujający już gdzieś wysoko w chmurach, oderwany na chwilę od realiów ziemskich, przekonuje mnie, że Katedra jest niczym z lukru. "Trwaj chwilo, jesteś piękna!" Niechętnie podnosimy się i udajemy na pociąg, milczeniem zbywając oczywisty fakt nieposiadania biletów. Wchodzi konduktor, nie pierwszy raz znajduję się w podobnej sytuacji, za każdym jednak razem serce moje przyspiesza. Tym razem nie udało nam się go wyprowadzić w pole, zmuszeni zostajemy do zapłacenia kary i opuszczenia pociągu. Niezły początek ... W pogrążonym w nocy Colmar, ze skwaszonymi minami, idziemy w kierunku autostrady do Mulhouse, gdzie chcemy jakoś dotrwać do rana, i jechać dalej. Idziemy tak wzdłuż drogi, nie rozmawiając; nagle z nie wiadomo kąd (nie wiadomo skąd) przybywa groźny VW Transporter, którego młody kierowca wywozi nas na poligon - śpimy spokojnie pod wiatą, za nic mając padający deszcz. Z_rywamy się o siódmej, obudzeni rykiem przejeżdżających ciężarówek wojskowych. Zachwyceni zielenią traw, kwitnącymi kwiatami, żółtymi polami rzepaku przyjmujemy pozycje bojowe na dojeździe do autostrady i po chwili lądujemy na rogatkach Mulhouse, sobota rano, spaliny, trochę słońca i hałas nie do wytrzymania. Spędzam najmniej urocze pięć godzin w moim życiu, stojąc na autostradzie, monotonia, pośród setek przejeżdżających samochodów staram się uczyć pokory, nie wątpić, że będzie dobrze. Wreszcie do.cieramy do peage'u, a tam przypadkiem zagadnąłem kierowcę ciężarówki, który zgodził się nas wziąć. Je chał do Portugalii, ale nie zdecydowaliśmy się zmieniać planów i przed nocą znaleźliśmy się na stacji benzynowej pod Narbonne-to już bliżej niż dalej! W ciąż padał rzęsisty deszcz - błyskawiczne rozbicie namiotu i upragniony odpoczynek. Nazajutrz udaliśmy się do centrum miasta i znowu napotkaliśmy cud architektury średniowiecznej - następ­ na katedra, oświetlona dającym się we znaki kwietniowym słońcem. W środku po raz kolejny w sposób namacalny odczułem kruchość swego ziemskiego bytu, przypomniały mi się Sępa-Sarzyńskiego porównania życia ludzkiego do "punktu", "dymu" ... Jakże często brakuje nam pokory. Idąc do Narbonne minęliśmy urokliwe, małe, pozostające w południowym klimacie miasteczko, które Tymo trafnie porównał do niezliczonych miejsc z pejzaży van Gogha. W dalszą drogę udaliśmy się pociągiem, najpierw minęliśmy Carcassonne ... wiele razy już tamtędy przejeżdżałem, może kiedyś w końcu się zatrzymam? ... następnie Tulouse, gdzie zmieniliśmy pociąg i podążyliśmy przez obejrzane z okien pociągu Lourdes do Pau .. ponownie znalazłem się w tym urokliwym miasteczku, ze wspaniałym pałacem otoczonym fosą i zabawną, krótką kolejką, odbierającą turystom przyjemność stromego podchodzenia do centrum miasta. Mimo sentymentu do miejsca, nie zabawiliśmy tam długo, i ostatnim pociągiem udaliśmy się do Oloron- dalej kolej francuska już nie jeździ, gdyż w związku z różnicami cenowymi w okresie narciarskim, zawieszono połączenie kolejowe z Hiszpanią. Ach, ta ekonomia... W O loron, na dworcu, wzrok mój utkwił na zagadkowej, wiszącej przy kasie kartce, wyraźnie adresowanej do mnie ... a więc spotkaliśmy się! Wszelkie wątpliwości rozwiały stojące nieopodal 2 plecaki Alpinus, skądś mi znajome. Na polu, po którym zwykły pasać się krowy, pośród niezliczonych "min" i mimo zmęczenia, udało nam się znaleźć miejsce dla namiotów. W ciąż padało, GORE-TEX w naszych butach już skapitulował; mimo to podjęliśmy decyzję wyruszenia nazajutrz w Pireneje. ciąg dalszy

na następnej stronie


W Pireneje...

c. d.

Silna ulewa nie nastrajała optymistycznie, a na horyzoncie nie było widać jutrzenki zmian. W autobusie musieliśmy chyba wyglądać na "Desperados", bowiem byliśmy jedynymi pasażerami udającymi się w stronę gór. Wysiedliśmy na granicy hiszpańskiej , gdzie rozbiegały się legendarne szlaki: GRlO, GRll i HRP. Przeszliśmy dość spory kawałek i nie po raz pierwszy przeraziliśmy się, że trochę przyjechaliśmy za wcześnie. Mało tego, że padał deszcz, wszystko leżące mniej więcej powyżej 1900 m było pokryte śniegiem. Znaleźliśmy odpowiednie miejsce dla namiotów, a dwie butelki czerwonego, francuskiego wina polepszyły nieco morale grupy i ukołysały nas do snu. Poranek dnia następnego przyniósł diametralną zmianę pogody, która towarzyszyła nam już do końca wyprawy. Rutynowe zwinięcie namiotów i w drogę! Z mapy wynikało, że pod koniec całodziennego marszu napotkamy chatkę, gdzie zamierzaliśmy spędzić noc. W cześniej odnaleźliśmy zgubioną dnia poprzedniego ... "· HRP i podążyliśmy do przodu, zdobywając . po drodze parę mniej znanych, acz wymagających dwutysięczników, jak Pic des Moines, podczas schodzenia z którego nasza koleżanka o mały wło.s nie osunęła się w przepaść. To był mój drugi raz w Pirenejach, ale podobieństwo tego fragmentu z widzianym przeze mnie wcześniej masywem Monte Perdido jest naprawdę niewielkie: tak różnorodne są to góry. Pod ~ieczór odnaleźliśmy chatkę z niebieskim dachem, i nie przyzwyczajeni do zasad panujących w Pirenejach Francuskich byliśmy bardzo zaskoczeni jednym faktem: fragment chatki jest udostęp­ niony turystom przez cały rok za darmo, a było to naprawdę "coś" w obliczu mokrych namiotów i zakazu ich rozbijania na terenie Parku. Całodniowej wędrówce towarzyszył zagadkowy widok pewnej góry, która miała nas zahipnotyzować na następne dwa dni. Bez chwili zastanowienia zgodziliśmy się, że jest bardzo podobna do bajecznego szczytu, znanego wszystkim, którzy widzieli " Krzyk kamienia": Serrotorre. Przez jedyne duże okno w środku chatki, centralnie i bazowo i przez cały czas, cokolwiek byśmy nie robili, widzieliśmy stale ten sam szczyt, w różnych odcieniach, najpierw zachodzącego, potem wschodzącego słońca . PIC DU MIDI D' AS SA U. Postanowiliśmy pozostać dłużej w chatce, by móc nazajutrz spróbować się z górą... Wiele można by opowiadać, ale jedno jest pewne: dobrze, że nie staraliśmy się zdobyć szczytu za wszelką cenę, bowiem bez sprzętu mogłoby się to skończyć nieprzyjemnie. Wspinaczka była bardzo wymagająca, w większości po mocno nadtopionej, ale solidnej warstwie śniegu z lodem. Podwójny szpic góry... ogarniało cię złudzenie, że wzywa cię, byś jeszcze spróbował podejść , za wszelką cenę odważył się iść do góry. Był taki moment, kiedy wydało mi się, że już jestem blisko. Podszedłem jeszcze kawałek, bo myślałem, że za przełęczą będę miał otwartą drogę do szczytu. Resztkami sił dotarłem, ale okazało się, że zarówno nie ma jak stamtąd wspiąć się wyżej , jak i z powrotem będzie trudno. Zdecydowałem się na odwrót, co wcale nie było łatwe, spory fragn:1ent zjechałem po prostu w dół po śniegu. Szczęśliwie dotarłem do chatki, gdzie z rozkoszą ugotowałem sobie ciepłą herbatę. Nie zdobyłem szczytu, ale postanowiłem powrócić tam w lecie, kiedyś ... Czas płynął nieubłaganie, już się zrobił czwartek l maja, i powoli zaczęliśmy myśleć o powrocie. Zeszliśmy do malowniczego Urdos, skąd autobusem pomknęliśmy do Oloron St. Marie. Wsiedliśmy do pociągu bez biletów, no i oczywiście przyszedł konduktor. Tłumaczymy mu, że nie mamy, i że niech zrobi z nami, co chce. Usiadł przy nas i zaczął wesoło pogwizdywać, zgubiłem się, o co chodzi . "W końcu zapadł wyrok" - pomyślałem , gdy wypowiedział cztery słowa, zrozumiane następująco:

-You have to loan. Musicie pożyczyć? Ale skąd? On, widząc, że czegoś nie zrozumieliśmy,

poprosił

o kartkę, gdzie napisał: -You have to leam. Uczyć się? Czy on zwariował? W końcu wszystko się wyjaśniło, gdy dopisał :

-You have to leam French. i sobie poszedł w nieznane, i już nie powrócił . Z Pau pojechaliśmy na Lazurowe Wybrzeże, gdzie chcieliśmy odwiedzić naszego kolegę, który ciężko pracował jako pilot wycieczki zagranicznej. Nigdy wcześniej nie byłem na południu Francji, i szczerze mówiąc nie rozczarowałem się tym małym miasteczkiem koło Toulonu. Początek maja, ale było już gorąco , ciepłe morze, plaża jeszcze nie zapełniona szczelnie turystami - czy czegoś więcej potrzeba człowiekowi, by wypoczął? Późnym wieczorem postanowiłem przejść się na spacer, spakowałem wino, korkociąg, zabrałem jeszcze nie napisane kartki i w drogę. Kemping, na którym zamieszkaliśmy, był nieco oddalony od centrum, ale w tak jasną, gwiaździstą noc szło się naprawdę wybornie. Miasteczko pogrążone już zupełnie w ciszy, odsłoniło swe nieznane za dnia oblicze. Odgłosy gorączki piątkowej nocy na zmianę z wiele mówiącym, wyniosłym spokojem wyludnionych ulic, gdzieniegdzie zapachy późnej ·.... wieczerzy, wybiegające na zewnątrz , ·... ::·. przez szeroko otwarte okiennice. Dotarłem też do przystani, gdzie kołysane wieczorną bryzą zacumowane łódki zderzały się ze sobą, "jakby chciały się całować ... " Otworzyłem wino, usiadłem, i kontemplując jasno błyskające na nieboskłonie gwiazdy, wypisawszy pocztówki, zatopiłem się w niezapomnianej atmosferze niecodziennej nocy w Sanary-sur-Mer, jakże podobnego do miasteczek z pastelowych pej zaży Kramsztyka ... Następnego dnia wyruszyliśmy w powrotną odyseję; z nieco podpuchniętymi od słońca oczami i spalonymi plecami wylądowaliśmy w Warszawie ... ale tylko na moment. Nie pozostaje nic innego, jak zdać możliwie szybko wszystkie egza... miny i "wrócić hen na stare ścieżki". Kto choć raz poczuł smak podróży na własnym języku, ten wie, że później trudno jest powrócić do normalnego, codziennego życia w dużym mieście . Już się nie jest tym samym '

'li,.

człowiekiem.

Tekst: Tomasz Kluk Foto: Tymoteusz Doligalski Tylko 300 metrów od piaszczystej plaży ... Tylko apartamenty z widokiem na morze ... (dwupokojowe, 2+2, aneks kuchenny, łazienka, klimatyzacja, balkon , radio). Basen, restauracja, bary, w pokojach parasole i łóżka do opalania. Tylko 5 minut od balangowego centrum... Tylko sto dolców za 7 dni (zakwaterowanie, transfer z i na lotnisko), ewentualnie 190 dolców za 14 dni (jak wyżej) + przelot samolotem w obie strony (780 PLN). Terminy 1.09-8.09 (7 dni) 1.09-15.09 (14 dni), 8.09-15.09 (7 dni) Po wszelkie dodatkowe I I I informacje zgłaszaj się do ZSP, • • • do pokoju 61c3 (koło kiosku). Spiesz się, bo miejsc jest mało, a pół Szkoły już o tym wie ...


W wakacje do Norwegii Zapewne każdy z W as zauważył, że za oknem wiosna zadomowiła się na dobre. I chwała jej za to - wszak to już najwyższa pora. A co Wy na to??? No cóż, niektórzy z Was są na etapie uświadamiania sobie, że przed Nimi cała masa egzaminów i już teraz załamują ręce; a ja Wam mówię, że jednak jest się z czego cieszyć. Już za miesiąc będziecie wdychać aromat wakacyjnego powietrza. Jeśli więc w całym zamieszaniu i natłoku spraw zapomnieliście, że życie składa się także z przyjemności , a nie tylko obowiązków, to najwyższa pora zdecydować się, gdzie spędzi­ cie te trzy miesiące wolnego. Mimo, że na świecie jest naprawdę wiele miejsc godnych uwagi, to niezdecydowanych, jak i tych, którzy wszystko zostawiają na ostatnią chwilę (tzn. odchodzą od planowania, takjak SGH od SGPIS), zachęcam do odwiedzenia Skandynawii, a przede wszystkim Norwegii. Jeśli jeszcze tam nie byliście, to w najbliższej przyszłości musicie nadrobić te zaległości . Wiele biur podróży oferuje kilkudniowe wycieczki do Oslo i po przecudownych norweskich fiordach. Jednak, aby naprawdę docenić piękno tych terenów, trzeba im poświęcić zdecydowanie więcej czasu. A jeśli tak, to najlepsza jest turystyka niezorganizowana, a dla jej zwolenników kilka istotnych rad. Jaki transport wybrać - no cóż, sprawa jest otwarta i uzależniona od tego, jaką kasą dysponujecie . Bardziej rozrzutnym polecam podróż samolotem. Do wyboru macie kilka połączeń, dla przykładu: PLL LOT uruchomił bezpośrednie połączenie Warszawa-Oslo; w poniedziałki wylot o 9:05, a przylot o 11 :00, w środy odpowiednio 11:15 i przylot o 13:10, w czwartki 16:45, przylot o 20:35, i w piątki wyloty odpowiednio o 11:15 i 16:45, a przyloty o 13 :10 i 20:35. Możecie również skorzystać z połączenia przez Kopenhagę:, wyloty z Warszawy codziennie o 12:35 i 16:55, a przyloty do stolicy Danii odpowiednio o 14 :00 i 18.20. Natomiast z Kopenhagi do Oslo samoloty odlatują m.in. o 14:50, 15:20, 16:20, 17:20. Niewątpliwą zaletą tej formy podróży jest to, iż jest ona bardzo krótka, ale ale .. . również i to, że wylądujecie na pięknie usytuowanym, dosłownie wpadającym w morze lotnisku w Oslo (UWAGA! Są to już ostatnie chwile, gdyż 70 km na północ od Oslo budowany jest nowy, większy i nowocześniejszy port lotniczy, gdzie zostanie skierowany międzynarodowy ruch lotniczy) . Jedyna wada tej formy podrócy, to jej cena. Najtańszy bilet dwustronny kosztuje 1400 zł. , a jednostronny 1700 zł. (parodia, no nie!?). Osoby, które preferują podróże "stopem" lub własnym środkiem transportu, zainteresuje zapewne informacja, że od 23 czerwca Polska Żegluga Bałtycka zmieni połączenia promowe Świnoujście-Malmo, i tak:

23 .06- 31 .08

23 .06- 31.08 kat ,

p

prom

kat

prom

kat

kat

11 :00 15:00 11:00 18:00 20 :00 19:15 20 :00 22 :16

ze Swinoujścia wMa1mo ,

w

ze Swinoujścia wMalmo

11 :00 13 :30 11:00 18:00 20:00 17:45 20:00 22 :15

l

,

s

ze Swinoujścia wMalmo

08:00 12:15

,

c p

11 :00 13 :30 11 :00 18:00 20:00 17:45 20:00 22:15

ze Swinoujścia wMalmo ,

ze Swinoujścia wMalmo

08:00 11 :00 18:45 11 :00 13 :15 12:15 20:00 23:00 20:00 17:30

,

s

11 :00 13:30 11 :00 18:00 18:30 20:00 17:45 20:00 22:15 22:45

ze Swinoujścia wMa1mo ,

N

ze Swinoujścia wMalmo

11:00 18:45 11 :00 18:00 20:00 23:00 20:00 22:15

08:00 12:15

11 :00 18:45 11 :00 18:00 20:00 23 :00 20:00 22:15 kat - katamaran

A ceny? Proszę bardzo: od l. 06 do 31 .08 roku bilet studencki w jedną stronę kosztuje 280, a w obie strony 450 koron szwedzkich, płatny w

złotych.

Dodatkowo trzeba uwzględnić dopłatę do katamara~u, która w jedną stronę wynosi w tym okresie 70 SEK. W dniach 1.09-11.01 ceny biletów kształtują się na tym samym poziomie z tym, że dopłata do katamaranu wynosi 50 SEK. Podróż promem z własnym samochodem będzie W as kosztować od l 000 do 2000 SEK w zależności od długości Waszego cacka i od tego, ilu kumpli zabieracie ze sobą. Jeśli będziecie płynąć nocą, to po dyskotece zapewne zapragniecie odpocząć w kabinowej koi, a to dobrodziejstwo "stoit" od 100 do 200 SEK. Tym, którzy wolą zaplanowaną podróż, proponuję usługi PKS BUS . Uwaga! Również i tu nastąpiły istotne zmiany. Od 1.06 wyjazdy dwa razy w tygodniu z Dworca Centralnego. Dokładne informacje uzyskacie w siedzibie firmy w Warszawie na ul. Żurawiej 26, tel. 621 34 69 i 628 23 56. Cena biletu w obie strony: 660 zł . , a w jedną 398 zł. według przelicznika korony norweskiej w stosunku do złotego z 8.05 (osobom poniżej 25 lat przysługuje zniżka 10%). Biorąc pod uwagę, że w bilet wliczony jest przejazd promem i miejsce w kabinie, to jest to przystępna cena. Gdy już znajdziecie się w Norwegii, to w każdym tamtejszym mieście działają bardzo dobre informacje turystyczne, ulokowane zazwyczaj na dworcach lub przystaniach promowych, w których udzielą Wam cennych informacji. Jeśli chodzi o noclegi, to możecie się zatrzymać w schroniskach młodzieżowych (stosunkowo tani nocleg połączony ze śnia­ daniem), na bardzo dobrze wyposażonych polach kempingowych lub domach studenckich (znajdziecie je w każdym mieście w pobliżu uniwersytetu- możecie uzyskać duże zniżki na legitymacje studenckie, nie tylko międzynarodowe) . Bardzo populamą formą noclegów w Norwegii pozostają "Bad & Breakfast", gdzie dostaniecie łóżko i tylko śniadanie (bliższe informacje w Oslo 0047-2- 533107lub 0047-2- 590535) i "Sleep In", czyli prosta forma zakwaterowania, która nie obejmuje wyżywienia. Koszt tej przyjemności to 80-90 NOK za noc (Uwaga! Nie ma wcześniejszej rezerwacji. Adres w Oslo - Mollerget. l, O179 Oslo, tel. 208397, otwarte od 6.07 do 14.08). Dla bardziej wybrednych pozostają liczne hotele i motele. Jeśli

po Norwegii chcecie podróżować "stopem", to musicie wiedzieć, że mieszkańcy tego kraju nie są chętni do zabierania przydrożnych turystów; ale jeśli już Was zabiorą, to są naprawdę bardzo mili, otwarci i często proponują nocleg i gościnę we własnych domach (bez żadnych zobowiązań) . "Stopa" najlepiej łapać na stacjach benzynowych i przystankach autobusowych. Przy autostradach czy drogach mało kto się zatrzymuje. A teraz może kilka słów o tym, co warto zobaczyć . Będąc w Oslo koniecznie odwiedźcie Pałac Królewski z 1848 r., przespacerujcie się główną· ulicą Karl Jobans Gate, przy której znajduje się Parlament Norweski z 1866 r. , Teatr Narodowy z 1899 r. i stare budynki Uniwersytetu. Musicie także odwiedzić dzielnicę portow~ Aker Brygge, twierdzę i zamek Akershus, no .i oczywiście Park Gustava Vigelanda. Kilka chwil powinniście także poświęcić na zobaczenie muzeów znajdujących się na półwyspie Bygdoy (znajdziecie tu słynne Kon-Tiki, muzeum statków Wikingów i muzeum-skansen, a także wiele innych atrakcji). A tak nawiasem mówiąc , Polska Ambasada w Oslo mieści się w pięknej dzielnicy, w bardzo ładnym pałacyku (poznacie ją po wywieszonym na balkonie godle orła) . Norwegia to jednak nie tylko Oslo, to także inne piękne miasta, jak wrota do krainy fiordów - Bergen z targiem rybnym, czy Trondheim i Hammar, ale przede wszystkim cudowne krajobrazy z morzem wcinającym się wgłąb pasm górskich, pokrytych często jęzorami lodowców, czyli fiordy. Norweskie fiordy wcinają się tak daleko wgłąb lądu, iż wybrzeże tego kraju liczy ponad 21 112 km, czyli więcej niż odległość między Biegunem Północnym i Południowym. Do najpiękniejszych fiordów należą: Aurlandsfjord, Hafrsfjord, Sognefjord, Trondheimfjord, Nusfjord i Iddefjord. Również stolica Norwegii ma swój własny fiord, ale te najładniejsze znajdują się w płd.-zach. części kraju. O tej porze roku w południowej Norwegii na tle morza, na górskich stokach, niejednokrotnie pokrytych śniegiem, kwitną czereśnie. Tam naprawdę jest pięknie . ciąg dalszy

na następnej stronie


W wakacje ... c. d.

NURKOWANIE

l nie zdziwcię się, gdy zobaczycie na ulicy ludzi ubranych w stroje ludowe - szczególnie poza dużymi miastami - oni wcale nie są zbiegami ze szpitali, więc nie uciekajcie, oni Wam nic nie zrobią. Oczywiście na każdym kroku natkniecie się na bardzo dobre samochody, jachty, statki, itp. itd. - wszystko to jest w Norwegii na porządku dziennym. Wszystkim, którzy się skuszą życzę wspaniałej pogody (najładniejszy okres to przedział od początku lipca do połowy sierpnia), a niezapomniane wrażenia macie zagwarantowane.

WIELKA PODWODNA PRZYGODA programy o wnętrzu oceanów marzyliście o pójściu w ślady podwodnych podróżników? A może myślicie, że nurkowanie jest bardzo niebezpieczne i okropnie drogie? WCALE NIE!!! Możecie się o tym przekonać w lipcu, w Tomaszkawie pod Olsztynem, gdzie odbędą się dwa obozy dla młodych, ciekawych świata ludzi, organizowane przeze mnie i mój klub - klub Pirania. Czy

oglądając

I.Z.

L E ·T N I KONKURS F O T OGRA F .I C Z N Y

TERMINY: 1-15 lipca lub 16-30 lipca; SPANIE: namiot lub l O-osobowa sala, jest łazienka; JEDZENIE: zapewnione całe wyżywienie w pobliskim domu wczasowym;

SZKOLENIE: dla początkujących na trzeci stopień nurkowy, dla

trójkowiczów na drugi stopień; Zapraszamy Wszystkich do udziału w kolejnym konkursie fotogCENA: 700 zł - obejmuje wszystko poza dojazdem; raficznym MAGLA, tym razem letnim. Zasady są -jak zawsze - te same. INNE: dużo dobrej zabawy! Prace w formacie co najmniej 10x15 cm (tym razem mniejsze nie będą ZGŁOSZENIA: do końca maja, telefonicznie: 831-00-44 lub 635-30przyjmowane), składajcie w pokoju Redakcji gazety w terminie do 15 82, e-mail jsokol@sgh.waw.pl października 1997 roku. Każde zdjęcie musi zawierać na odwrocie da- · ne jego autora (ale błagamy! nie piszcie mazakami, ani piórami, które .się NIE ŻWLEKAJ, ZGŁOŚ SIĘ! To może być Twój pierwszy krok w później rozmazują na innych zdjęciach!). A do wygrania - tradycyjnie kierunku tej części świata, której jeszcze nie znasz, a na pewno warto ją , aparat fotograficzny! Szczegóły dotyczące konkursu znajdziecie w sieci poznac ... Internet pod adresem: http://akson.sgh.waw.pl/,....,magiellfotolato

m agiel@sgh. waw. p l

towanego monopolu na lepsze oceny, chociaż czasem istnieje zdecydowanie niesłuszne przekonanie, że to dziewczyny, ze względu na swoje walory i dużą liczbę wykładowców płci męskiej, mają większe możliwości w tej kwestii. Skąd więc

Chłopcy,

panowie, mężczyźni: strzeżcie się nie tylko błękitnookich blondynek! Przyszła

do nas wreszcie wiosna, czy moż e raczej lato przebiło się poprzez burze i zamiecie, dlatego też temat stosunków damsko-męskich jest z pewnością aktualny. Nie będzie tu jednak żadnych poradników miłosnych ani wzruszających opowieści . Chciałabym dotknąć tematu być może dla niektórych drażliwego : co robią dziewczyny w naszej Szkole? Niewątpliwie niektórzy (śmiem przypuścić, że nie tylko kilku) z męskiej "populacji" zaraz znaleź l iby prawidłową odpowiedź. Nie zdarzyło Wam się może słyszeć stwierdzenia, że "panie tutaj są po to, aby znaleźć sobie odpowiedniego (czytaj : bogatego) męża", że "więk­ szość fantastycznych imprez esgiehowskich jest organizowana przez facetów", że "dziewczyny są w organizacjach przede wszystkim dla rozrywki i ozdoby (bo tam łatwiej o bliższe znajomości)", że "wy to macie łatwiej w życiu, mąż dla was zarobi tyle, ile trzeba"? Zastanawiam się więc, czy nie mają przypadkiem słuszności. Otóż

z moich cichych obserwacji wyniknęło kilka ciekawych rzeczy. W większości szkolnych stowarzyszeń liczba dziewczyn jest duża, jeżeli nawet nie większa niż chłopaków. Schemat jest następujący: na stołkach przewodniczących i wiceprzewodniczących siedzą panowie, sprężynami działalności organizacji .coraz częściej są panie. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest NZS, gdzie dziewczyn nie ma. Wynika to jednak chyba z innych przyczyn, nie będę wnikać jakich. Nawet zatwardziałe koło SKNI też dało się pod tym względem trochę złamać . Kwestia nauki także jest oczywista. Żadna strona nie ma zagwaran-

to uprzedzenie? Jestem w stanie zrozumieć, że biznes jako wyzwanie i pole zaciekłej walki o przetrwanie będzie domeną męską, oraz że nie wszystko będzie interesujące i warte poświęcenia jednakowo dla wszystkich. Wynika to oczywiście z kilku prostych faktów. Nie można zaprzeczyć , że są różnice między nami, które powodują taki lub inny punkt widzenia na wiele spraw. Odmienne sposoby rozwiązywania · pr oblemów intelektualnych, zestawy przejawianych zdolności są potwierdzone przez różne badania, ale nigdy nie różnice w ogólnym poziomie inteligencji. Owszem, jest szalenie dużo małych drobiazgów, które inaczej są postrzegane. Na następnej stronie, w ramce znajdziecie kilka przykładów różnic między płciami. Wszystkie one jednak są wynikiem pewnego doboru naturalnego, który kształtuje nasze mózgi od kilku tysięcy lat i który nie miał przecież prowadzić do powstawania umiejętności szycia czy posługiwania się komputerami. Oczywiście takie odmienne wzorce zdolności poznawczych musiały być w jakiś sposób korzystne w toku ewolucji, ale ich znaczenie kryje się w głębokiej przyszłości . My chyba potrafiliśmy je dostosować do charakteru schematu życia, jaki sami sobie narzucamy. Chodzi mi o podział pracy zależny od płci, który istnieje teraz, jak też 50 000 i więcej lat temu, w społecznościach myśliwych-zbieraczy . To zapewne tłumaczy nasze odmienne zainteresowania Temat równouprawnienia wszyscy z ulgą uznali więc za zamknięty. Już się JE przecież wyzwoliło spod ,jarzma domowej niewoli", mogą studiować , gdzie im się żywnie podoba, pracować, gdzie dusza zapragnie (?).W naszej nowej, dość kontrowersyjnej konstytucji, która prawdopodobnie wejdzie wkrótce w życie i do programu nauczania, z przyjemnością czytamy w art. 33.: "Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagrodzenia za pracę jednakowej wartości , do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń." Fantastyczne i przecież dla każdego oczywiste! ciąg

dalszy na stronie 3O


Chłopcy...

blondynka

pracowała

przy komputerze? Nie wiecie? Co za fatalne opóźnienie w edukacji! Wstyd! Zwykłe żarty? Muszą przecież z czegoś · wynikać? Pytanie- z czego. Czy z obserwacji, czy z przekonań?

c. d.

Czego ja się więc czepiam? Jest rzeczą oczywistą, że każdy jednakże Jakie wnioski można więc wyciągnąć? Sytuacja oczywiście nie jest tak gdzieś w swojej zapadłej szufladce trzyma to, co trzeba i po cichu cieszy beznadziejna jakby mogło się wydawać. Dziewczyny nie dają się i to się, że nikt go z tego nie rozlicza. Czasem tylko wymsknie mu się jakaś liczy się na plus. Proponuję jednak wszystkim przegląd swoich szufladek drobna uwaga, sprowokowana przez bardziej l1:1b mniej oburzającą sytu- i spróbowania wiosennych porządków . A nóż jakieś stare koty tam ·. ację. Przypuszczam, że w niejednej szufladce siedzą ciekawe rzeczy. Jak . ste . dzą?. tam dowcipy o blondynkach? Wprawdzie może się już z lekka przejadły, Yoanna ale wciąż trzymają się ostro. Co robi blondynka kiedy jest zimno? Ile . blondynek potrzeba do wkręcenia jednej żarówki? Po czym poznać, że

Zadania, w których przewagę Mężczyźni

zwykle lepiej niż kobiety wykonują pewne testy przestrzenne. Sprawniejsi są w testach wymagających obracania w wyobraźni przedn1iotów, bądź manipulowania nimi w inny sposób...

mają mężczyźni:

Radzą

sobie lepiej w testach, w których trzeba ·odnaleźć prostą figurę, taką jak wzorcowa, gdy zostanie ukryta w figurze bardziej skomplikowanej...

Zadania, w których przewagę

mają

Kobiety na ogół lepiej wypadają w testach szybkości spostrzegania, w których muszą szybko rozpoznać identyczne obiekty, np. jakiś ciuch...

~

l «<

w takich zdolnościach motorycznych, jak celowanie oraz przewidywanie toru puszczonych w ruch obiektów•.•

kobiety: lepiej zauważają i pamiętają, czy jakiś przedmiot usunięty z pokazywanego wcześniej zbioru. ..

Kobiety

Kobiety radzą sobie lepiej w skomplikowanych obliczeniach arytmetycznych...

>»

Mężczyźni są dokładniejsi

także

został


magiel@sgh.waw.pl

Pierwsze notowanie listy

MUSICNE T Spadła

KonkurSidło Miło

nii donieść, że zwycięzcą kwietniowego KankurSidła został Sebastian Barkowski. Nie wystarczyło bowiem jedynie odpowiedzieć na pytanie, ile Fryderyków '96 otrzymała, ale także zabawnie uzasadnić , dlaczego aż tyle. I tu Sebastian okazał się niepokonany. Gratulujemy mu poczucia humoru! Trochę niżej drukujemy zwycięski mail. A pytaniem, jakim chcemy Was dziś zaskoczyć, jest question związane z tzw. Kingiem Popu:

JJa1~fi lłJlłwil ID®~fi m~]ID®W~~~ Mfi~lli~~n~ JJa1~~~®m~?

IPil1lła!

Odpowiedzi- tym razem- do lO czerwca A.D.l997 via email na adres:

music@sgh.waw.pl lub do skrzyneczki kontaktowej naprzeciwko portierni w budynku Gie. Powodzenia ! ! ! A oto i zwycięski mail: "Justyna Steczkowska otrzymała w tym roku cztery Fryderyki: l.Debiut 2.Albumpop 3.Przebój 4. (coś jeszcze, ale n1e pamiętamco-ewentualnie doślęjeszcze kiedyś) Dlaczego dostała? Kilka wersji: l. Ciechowski dostał za to, że zerwał z Potocką, a Steczkowska za to, że związała się z Ciechowskim (tak mówią ludzie z "branży"). 2. Bo dawno nie dostał nikt U:rodzony w "Polsce B" (narodowcy z Rzeszowa). 3. Już czas było coś dać dziewczynie o zgrabnych nogach ( seksistowska część męskich odbiorców muzyki). 4. Bo cztery to taka liczba dająca komfort przy dzieleniu przez dwa (matematycy i "statyści") 5. Bo jest dobra (fani). 6. Bo jest zła, ale był czas na Pomaton-EMI (zawistni). I to chyba wszystkie powody, jakie sobie przypominam." W nagrodę Sebastian otrzymuje odebrania w pokoju Redakcji.

kasetę

Justyny Steczkowskiej. Do

Pod bladyiD · światłe Dl księżyca ... 16.05. Klub Paradise, Moonlight na żywo " Czekam na znak, co z życia teatr czyni rozgłaszam na cały świat trzeba zabić monotonię dnia!(. ..) " W ramach zabij ani a owej monotonii postanowiłam wybrać się na koncert z espołu Moonlight. Przyznam, że szłam na ten 'gig' z naprawdę mieszanymi uczuciami. Po pierwsze - nie znam za dobrze dokonań .

na nas fura maili - dobrze, że sieć mamy wytrzymałą i nic nam się nie zapętliło. Wszystkie maile skrzętnie zgromadziliśmy w oddzielnym folderze i wtedy zaczął się kabaret. Przeglądamy skrzynkę i oczom nie wierzymy. Typowaliście najróżniejsze rzeczy, które dają się wyłapać małżowiną uszną spośród dźwięków dolatujących z otoczenia. Dlatego oprócz tzw. muzyki tradycyjnej (dwie gitary, bas, perkusja i wokal na dokładkę) pojawiły się typy co najmniej zaskakujące. I tak znalazł się np. głos oddany na "charkotliwe zawodzenia żula spod kasy nr 6 na Dworcu Centralnym", względnie "półsenne wyznania Agnieszki M". Trudno było z tego wszystkiego ułożyć jakąś konkretną listę, więc na sieci pod adresem http :/lakson.sgh. waw .pll--m usic/musicnet.htm zaległ cały spis utworów i wykonawców jacy pojawiali się w mailach. Nadal czekamy na kolejne głosy na odgłosy różne i przeróżne . A oto lista ułożona przez jednego z miłośników muzyki różnej: l O. AL Niepodległości w godzinie szczytu (MZK Musie Poland) 9. Granie na nerwach (Psycho Production) 8. Brzęk szkła (Musie for Drinkers) 7. Szalejące akwarium (Morbid Silence) 6. Komóra Gbura (Snob Records) 5. Zacięcie papieru w Laserdżecie (Paper Mind Production) 4. Spowalniający walkman (Mystic Żart) 3. Bezszelestne hamowanie pociągów (PKP B ros s Poland) 2. Gra słów (BMW Mariola Poland) l. "Alarm samochodowy o 4 nad ranem" Starego Dobrego Złodziejstwa (Zgony Musie Sp. z o.o.)

UWAGA! Na uczestników naszej listy MUSICNET czekają nagrody w postaci kaset i płyt kompaktowych. Wysyłajcie Wasze typy na adres: MUSICNET@SGH.WA W.PL

Kosmiczny Konkurs Nie ma co ukrywać , bezsprzecznie najwięcej zmian w Nowej Edycji "Star Warsów" doszukał się Ziemowit Kita. Gratulujemy i podziwiamy Twego oddania dla Trylogii!!! Płytę kompaktową z muzyką z "Gwiezdnych Wojen" możesz odeb~ać w pokoju Redakcji.

CONCURS !!! kompaktowa powędruje do Romka Russockiego, który wiedział , że urocze bliźniaki państwa Gawlińskich to Emanuel i Beniamin. Płytę kompaktową z najnowszą produkcją Roberta Gawlińskiego możesz odebrać w pokoju Redakcji.

Tak!

Płyta

zespołu,

po drugie - nie przepadam zbytnio za tym, co już zdążyłam usłyszeć, po trzecie - sam klub pozostawia dużo do życzenia . Pomyślałam więc: 'raz redaktorce śmierć, najwyżej nie będę Was więcej zanudzać' i wziąwszy tramwaj nr 33 przybliżyłam się do punktu X . Kiedy dotarłam na miej sc e, okazało się, że zespół ma właśnie próby techniczne i tak moim uszom dała się słyszeć na żywo frontmenka Maja Konarska. Towarzystwo pod klubem przestępowało z glana na glan, aż otworzyły się czeluście i za jedyne (?) 8 zł nabyłam szarą kserówkę informującą, że oto dane mi będzie spotkać się oko w oko z zespołem Moonlight. Tuż przed występem Maja przechadzała się między małym tłumkiem , w sumie nie wyróżniając się z "zaczerniałej" młodzieży. Ubrana bardzo skromnie w czarne spodnie i bluzeczkę bez rękawów. Trochę z poślizgiem, ale zaczęło się. Na początek był ? - niestety nikt nie jest w stanie przypomnieć sobie, co ... ciąg dalszy na stronie 32


Jako zagorzały fan Kinga Diamonda, nie mogłam zapytać się o wrażenia z krakowskiego koncertu, kiedy to Moonlight zagrał jako support przed bądź co bądź charyzmatyczną gwiazdą. ,,Byłam bardzo zdenerwowana, bo mieliśmy wystąpić przed ludźmi, którzy słuchają prawdziwego metalu Później " Strach" zaśpiewany z niezwykłą pasją, "Ekstaza milczenia", "Conquistador", była "Modlitwa o zmiłowanie". W międzyczasie i są to ludzie w różnym wieku. Na zapleczu spotkaliśmy się z muzykami gitarzysta pobrzdękiwał trochę coś z Metallicy. Nie powiem, żeby kon- Mercyful Fate, byli dla nas bardzo mili i serdeczni. To trochę rozluźniło cert wywarł na mnie jakieś szczególne wrażenie, ale nie rozumiem lud- atmosferę. Nie pamiętam jednak samego występu, weszliśmy, zagraliśmy, ków, którzy zachowywali się co najmniej nieładnie . Niepotrzebne były zeszliśmy. Wszystko jak w transie." Zapytana o preferencje co do miejsca gwizdy i porykiwania, skoro nie podoba się zespół, to się na niego nie występu : "Zdecydowanie wolę występy w klubach, ale nadal wolę stać przychodzi - szczególnie, że tylko on miał wystąpić tego wieczora, · na podwyższeniu', boję się tłumu, boję się (metalowców', że zaraz spadnie na mnie, że coś się stanie." W czasie występu zespół zagrał trzy później zaś miał iść musie z taśmy. Maja zakończyła około godzinny koncert coverem "Marchewkowe pole" zespołu Lady Pank (dla tych, co nowe kawałki, więc padło pytanie i na ten temat: ,,Nowa płyta ma się zdziwieni- bardzo często na koniec koncertu zespół śpiewa różne wesołe ukazać pod koniec bieżącego roku. Będzie spokojniejsza od poprzedniej, numery, np. "Miłość ci wszystko wybaczy"). Później dostała się już w ale nie brak jest na niej utworów czadowych, rockowych, choćby tych, moje szpony, czyli dopadłam ją jeszcze na pseudo-scenie i poprosiłam o które dziś były. Ciągle przygotowujemy się do wydania materiału poprzez firmę Musie for Nations, podobnie jak Sirrah. Jest to jednak chwilę rozmowy. Bardzo chętnie się zgodziła, usiadłyśmy więc w ławce w najdalszym i najciemniejszym kącie sali i Maja, popijając piwko, bardzo skomplikowane, bo niezwykle trudno jest przełożyć texty Moonlighta na angielską wersję językową. Inną sprawą jest fakt, że opowiadała trochę o swojej muzycznej drodze. Od razu przyznałam się, " Kalpa Taru "jest trzecia na liście sprzedaży w Metal Mind, a oni wciąż że nie jestem zbyt biegła w klockach Moonlighta, zaczęłam więc kontrolnie od współpracy Mai z zespołem Sirrah. Oto, co się dowiedziałam: nie do końca wierzą w zespół. Po wydaniu nowej płyty chcemy ruszyć we własną trasę koncertową, bo do tej pory mieliśmy trasy wspólne lub gral"Zostałam poproszona do nagrania trzech utworów. Kasetę z materiałem iśmy jako support. " przysłali mi pocztą i choć była ona fatalnej jakości, już wtedy , O resztę nie pytałam, bo w prasie muzycznej poj a wiło się dużo wiedziałam, że to jest COS. Mój głos znali z festiwalu w Grodźcu, ale wywiadów z Moonlightem. Na zakończenie rozmowy Maja powiedziała byłam zaskoczona jak mnie znaleźli. Kiedy przyjechałam do nich na "Moonlight nie jest zespołem mrocznym" i pobiegła się przebrać. W próbę, powiedzieli, żebym zaśpiewała jak aniołek. Kiedy przystępowa­ drugiej zaś sali, przy zdecydowanie cięższych dźwiękach zapodawanych liśmy do nagrywania miałam zaśpiewać trzy piosenki, a z czasem doszło do pięciu. Czy słyszałam nowy Sirrah? Tak i uważam, że jest ostrzejszy i zza.konsoli wściekało się długowłose towarzystwo. Już mnie nie dziwiło, bardziej czadowy, mniej w tym melodyjek, ale jest naprawdę dobra" dlaczego Maja została przyjęta tak a nie inaczej przez bywalców tego przybytku... (płyta nosi tytuł "Did tom.orrow come" i ukaże się lada moment, czyli BVB (vampire@sgh.waw.pl) posłuchamy, zrecenzujemy - bvb ).

Pod bladym ...

Inne Uciekając

c.d.

światy

przed męczącą rzeczywistością, człowiek zachowuje się bardzo różnie. Jedni rezygnują z walki, popadając w nałogi, dające choć przez chwilę złudzenie lepszego życia. Inni szukają szczęścia, uciekając na wieś, aby żyć na wzór swoich praprzodków, w zgodzie z naturą i wbrew zindustrializowanej cywilizacji. Jeszcze inni próbują wykorzystać to, co jest w zasięgu ręki - i po prostu cieszyć się tym, co na tym świecie mają (przypomnijcie sobie film Dym Wayne'a Wanga, piękną przypowiastkę o ludziach przegranych, a szczęśliwych). Często też- na czym mam zamiar się tu skupić - jako odtrutkę na nieustanną pogoń za iluzorycznym szczęściem uosabianym bądź to przez pieniądz, bądź to przez władzę, bądź to przez jeszcze inne wpojone nam ideały, wykorzystujemy własną wyobraźnię, pogrążając się w marzeniach. Niektórzy pragną podzielić się z nami wytworami swojej wyobraźni - i o nich będzie tu mowa. Dwie wspaniałe płyty wpadły mi ostatnio w ręce. Dwie zupełnie różne płyty, reprezentujące twórców o skrajnie przeciwstawnych fascynacjach i poglądach- obie jednak na swój sposób cudowne i fascynujące. Pierwsza z nich to soundtrack do nowego filmu Davida Lyncha (przedstawiać twórcy Twin Peaks chyba nie trzeba) zatytułowanego Zagubiona autostrada (w oryginale Lost Highway) , druga zaś to projekt kilku znanych polskich muzyków nazwany 2TM2,3 (sami twórcy mówią o swoim zespole Tymoteusz). Obie łączy oderwanie się od nudnej i monotonnej rzeczywistości dnia codziennego i próba podróży gdzieś

dalej, w inną rzeczywistość, w inne światy. Przeciwstawne są jednak fascynacje twórców: Lynch w swoim filmie- co oczywiście słychać też na albumie - ukazuje wyłącznie zło, ż niezaspokojonym masochizmem rysuj e swój wyimaginowany świat rządzony przez przemoc, seks i błazna z białą twarzą, będącego sprawcą wszystkich kompletnie nielogicznych i abstrakcyjnych zdarzeń tworzących fabułę Zagubionej autostrady. U Tymoteusza przeciwnie: wiara, nadzieja i miłość, dobro i piękno - to podstawy świata ukazanego na płycie o wiele mówiącym tytule Przyjdź. Zło i dobro, bezsensowna śmierć i życie wieczne - to zjawiska zaprzątające umysły ludzkie od wieków. Oba albumy są doskonałym przykładem, jak można te odwieczne problemy opisać poprzez muzykę końca dwudziestego wieku ... Na p!erwszy ogień Lost Highway. Przygotowaniem soundtracku, czyli wyborem utworów odpowiednich do treści (o ile jakaś treść tam w ogóle jest) i przede wszystkim do klimatu filmu zajął się- oczywiście pod czujnym okiem reżysera- Trent Reznor, lider industrialnych klasyków Nine Inch Nails. Dobrali się panowie wprost cudownie - chora wyobraźnia wizualna jednego idealnie współgra z równie chorą wyobraźnią muzyczną drugiego. I tu ogromny plus dla pana Dziewięciocalowego Gwoździa - płyta w oderwaniu od obrazu broni się znakomicie, czego nie mógłbym powiedzieć o filmie, który pozbawiony wybranych przez niego przytłaczających dźwięków i paranoicznych pieśni stałby się nijakim zlepkiem taniej pornografii i sensacyjnych (s)hitów z dolnej półki wypożyczalni kaset video. Słowo o wykonawcach, stosownie do klimatu dzieła Lyncha odpowiednio dziwnych i niemiłych dla uszu przodowniczek z Koła Gospodyń Wiejskich w Trąbkach Wielkich. Mamy tu i Davida Bowie (jego utwór I'm Deranged pojawia się tu dwukrotnie, na samym początku i na samym końcu płyty) , i opętaną przez Szatana Marylin Manson, i spokojnego Lou Reeda, i smutną instrumentalną perełkę Antoniego Carlosa Jobima, przerywane ilustracyjnymi wstawkami Barry'ego Adarosona i - a jakże by mogło być inaczej - Angelo .Badalamentiego, który swojej klasy dowiódł już przy wcześniejszych filmach reżysera B/ue Velvet. Nie wspomniałem jeszcze o kapeli Rammstein, przypominającej słoweńskiego Laibacha - tylko że jeszcze . mrocznieJszeJ. ciąg dalszy na następnej stronie


Lake o f Tears "A crimson cosmos" •• 3/4 Już

po pierwszych taktach widać (czyt. słychać), że LoT poszedł w zupełnie innym kierunku niż można się było spodziewać. Co prawda głos Daniela Brennare'a jest na tyle charakterystyczny, że nie można pomylić zespołu z żadnym innym bandem, ale reszta jest jakby nie z tej bajki. Może i stąd wziął się zagadkowy tytuł Karmazynowego Kosmosu? Jeśli ktoś

z Was czekał na kontynuację tego, co znalazło się na poprzednim wydawnictwie zatytułowanym "Stoneheads", może sobie odpuścić. Jest lżej, pogodniej, żeby nie powiedzieć radośnie, trudno więc porównywać obie płyty (a gdyby tak odwołać się do debiutanckiego krążka "Greater art'' byłoby dopiero niemałe zamieszanie). Najwyższy czas na międzygwiezdną podróż z LoTern ... Album otwiera dość melodyjny "Boogie bubble" ze śmiesznie strojonymi gitarami (które towarzyszą nam już do końca w formie mniej lub więcej rzucającej się w uszy), może trochę przynudzający, ale na pewno nie takjak "When the sun comes down". Chyba żadna piosenka LoT nie ciągnęła mi się tak dłuuuugo . Na szczęście po niej i na zakończenie pierwszej strony jest rodzynek zwany "Devil's dinner". Brzmi to jak totalny fiński folk (choć znam i takich, co nazywają to ruskimi zagraniami w

Inne

światy...

c. d.

stylu Leningrad Cowboys), niezła gra słowna i wesoły text w stylu nie taki diabeł straszny (" oh, devil dire, save a chair for me, oh devil dire, for me and my lity ") dodają uroku całości. Jest w niej coś, że nogi same rwą się do tańca ... Druga strona to purplowo-sabbathowskie brzmienia i trochę hammondowskie odgłosy w tle ("The four strings of mourning"). Jest też instrumentalna wstawka w stylu power metal - patetyczna i spokojna, na swój sposób urzekająca "The die is to wake". Lake of Tears nie oparł się komercjalizacji w formie dorzucenia kobiecego wokalu. Nie mam oczywiście nic przeciwko śpiewającym kobietom, ale tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne. Dlatego było to dla mnie nie lada zaskoczenie, gdy i LoT sięgnął po kobietę z - w moim skromnym przekonaniu - nienajlepszym głosem. Piosenka sama w sobie bardzo ładna , wręc z cukierkowa. Nie tego spodziewałam się po twórcach "Evildemons". W ucho wpada też kolejna "Raistlin and the rose" ze zdecydowanie trafnym tekstem o przyjaźni kobieta - mężczyzna. Całość kończy tytułowy Karmazynowy Kosmos - lekko senny, w sam raz na pogodę zza okna ...

Lake of tears: Boogie bubble, Cosmic weed, When the sun co mes down, Devil 's diner, The four strings of mourning, The die is to wake, Lady rosenred, Raistlin and the rose, A crimson cosmos. BVB

Grzegorz Turnau "Tutaj jestem" • • • •

Utwory Rammstein i Heirate mich (oczywiście w języku naszych braci zza Odry) można spokojnie polecić wszystkim cierpiącym z powodu nadmiaru radości - efekt gwarantowany. Ta płyta to drzwi do świata To już piąta płyta krakowskiego artysty. Od wydania poprzedniej ("To paranoicznych snów Davida Lyncha. Może brzmi to patetycznie, ale tu, to tam" - obecnie już platynowa) minęło ponad 1,5 roku, dlatego z oddaje jej nastrój : nastrój wszechobecnego lęku i czającego się za czerradością przyjąłem wiadomość o ukazaniu się nowej. Oto kilka refleksji, woną kotarą zła... jakie nasunęły mi się po jej przesłuchaniu. A teraz coś z zupełnie innej beczki (cytat z Monthy Pythona) . Zacznę od wrażeń jak najbardziej pozytywnych. Po pierwsze - słowo Tymoteusz to zespół w składzie : Lica (patrz A c id Drinkers ), Maleo ono dominuje na każdej płycie Tumaua. Tym razem wykorzystał on (patrz Houk), Budzy (patrz Armia), Marcin Pospieszalski, Tomasz wiersze m.in. Leopolda Staffa, Jana Brzechwy, Bolesława Leśmiana Goehs, Robert Dręż ek , Joszko Broda, Angelika, czyli kilka jasno oraz swojego nieodłącznego przyjaciela Michała Zabłockiego. W tekświecących gwiazd polskiej sceny rockowej i nie tylko. Płyta przez nich stach zatem możemy znaleźć to wszystko, co według mnie jest związane stworzona jest niezwykła. Niezwykła dlatego, że przemieszane są na niej z ogromem przeżyć metafizyczno-emocjonalnych każdego człowieka (i tak odległe od siebie style muzyczne, jak chociażby ektremalnie ciężki o czym traktuje poezja): miłość, smutek, zwątpienie itd. metal spod znaku Sepultury i letnie kołyszące reggae. Niezwykła dlaPo drugie - duety - obok Justyny Steczkowskiej, w znanych już szerszetego, że teksty śpiewane przez Budzego, Maleo i Licę pochodzą prosto mu gronu słuchaczy "Niebezpiecznych związkach", możemy też ze Starego i Nowego Testamentu. I niezwykła dlatego, że słychać , iż jej usłyszeć Beatę Rybotycką (śpiewała wcześniej na płycie "Pod światło"). twórcy są szczęśliwi. Znaleźli cel w życiu : połączyła ich wiara w Boga i Muszę przyznać, że obie Panie Wypadły świetnie; szczególne wrażenie chcą się swoim szcz ę ściem podzielić z innymi. Pokora wobec zrobiła na mnie piosenka "Kto chce bym go kochała'' - wiersz Marii Najwyższego idzie tu w parze ze świadomością, iż najważniejsza jest nie Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w formie śpiewanego dialogu między forma, lecz treść. Nie spotkałem się bowiem dotąd z wyznaniem wiary Rybotycką a Tumauem. popartym tak ciężkimi riffami jak chociażby w utworze Getsemani ani z Gdy próbuję porównać tę płytę ze wcześniejszymi, to zastanawiam się, tak śpiewanym Alleluja! jak w funkowej (Red Hot Chili Peppers się tu na ile artysta chce pokazać coś świeżego ze swojego warsztatu muzyczkłania) pieśni Benedictus. I doprawdy genialnym pomysłem jest internego, a w jakim stopniu jest już przypisany do określonej szuflady. Jest pretacja fragmentu Księgi Daniela (Kantyk trzech młodzieńców w piecu to trudne pytanie, gdyż z racji mojej dużej sympatii do niego i jego twórognistym), trwająca około dziesięciu minut pieśń zaśpiewana przez . czości , nie byłby to sąd dość obiektywny. Poza tym, jak wspomniałem, Tomka Budzyńskiego przy wtórze lekko orientalnej gitary - rzecz nie do treść jest również ważna i w tej dziedzinie Tumau (naturalnie nieosobiś­ opisania, trzeba posłuchać. Znanych nam muzyków rockowych wspąma­ cie) prezentuje się z jak najlepszej strony. Jednak niekiedy rażą uszy te ga na tym albumie gr ający na takich instrumentach , jak fujara same frazy, elementy aranżacyj n e, wszelkiego rodzaju ubarwienia. Z sałaśnikowa, piszczałki , drumla i innych J oszko Broda, co dodatkowo drugiej strony prawie pół orkiestry jakie towarzyszy muzykowi, to po urozmaica tą i bez tego bardzo pokręconą stylistycznie płytę. Ten album prostu poezja dźwięku. Istni czarodzieje instrumentów, na których grają. świadczy o tym, że można odnaleźć szczęście w życiu - i dowodzi tego Tu ciekawostka, poza fletem, trąbką, fortepianem, możemy też usłyszeć w naprawdę przekonujący sposób. Radzę spróbować. gitarę elektryczną, co wcale ze sobą nie koliduje - wręcz przeciwnie Dwa skrajnie różne świ aty odmalowuj ą przed nami twórcy opisanych świetnie się uzupełnia. Taśma, niestety, nie oddaje całego kolorytu tła płyt. Oba w jakiś sposób pociągające i fascynujące. Świat zła i świat muzycznego utworów; ja miałem przyjemność być na premierze nowej dobra. Świat rządzony przez nienawiść i świat rządzony przez miłość. płyty w Teatrze Dramatycznym 28 kwietnia i muzycy, a przede wszysSami zdecydujcie, który jest bliższy rzeczywistości. .. tkim ich dokonania na scenie, zapadły mi szczególnie w pamięci . Podsumowując, aż (tylko) cztery gwiazdki bez większego przekonania, Mikołaj Specht ale, gdy ktoś lubi taką muzykę, to z pewnością będzie usatysfakcjonowany. Warto mieć tę płytę. Muzyka filmowa: Lost Highway • • • • 1/2 Krzysztof Maksymik

2TM2,3: Przyjdź •••• 1/2


W

imię ...

Czerwone plakaty przyciągające wzrok gustownym, drewnianym krzesełkiem w stylu Vampire z siedzeniem naszpikowanym groźnie zaostrzonymi kolcami i wyposażonym w eleganckie dyby, nie są bynajmniej pomysłową reklamą Office Depot, czy Buro Market. Obrazek ten zwabić ma nasze niewinne dusze na wystawę średniowiecznych narzędzi tortur cielesnych (torturą intelektualną była głupota oprawców). Ostre, kłujące, rozszarpujące, ściskające, krępujące ... eksponaty przyjechały do nas z Lublina, nie wiemy jednak, czy służyły one do gnębienia prokuratorów oskarżanych przez lokalne bojówki o przymykanie oczu na pornusy w kioskach (patrz: wściBOSS, MAGIEL, nr 15), czy - podobnie, jak u nas- stały się li tylko ekspozycją stałą. Dzięki kolekcjonerom i członkom Istituto Haliano Ricercatori, zebranych zostało około 70 zapierających dech eksponatów z terenów Niemiec, Austrii, Włoch i Hiszpanii. Co więc możemy tam zobaczyć? Oczywiście eksponowane na plakatach krzesło pokutne dla czarownic, dzięki któremu te potworne i złe stworzenia przemieniano w łagodną odmianę ... sera szwajcarskiego. Poza tym cały wachlarz wykutych ze stali masek pokory, które nosić musieli grzeszący słowem, uczynkiem i. .. myślą, bo i takie grzeszki ówczesny wymiar "sprawiedliwości" potrafił bez trudu udowodnić. Zaś oskarżeni bardzo szybko przyznawali się do popełnionych wykroczeń. Zresztą trudno jest się im dziwić. Sposoby przekonywania były wówczas bardzo przekonujące. Wydaje się, iż śred­ niowieczne posterunki MO przypominały warsztaty stolarsko-ślusarskie, bogato wyposażone w przeróżne żelastwo służące do zadawania bólu. N a środku sali wystawowej wzrok przykuwa okrutne łoże, do którego przytwierdzana była podejrzana o zbrodnię osoba, a wtedy już można było zrobić z nią wszystko, od rozciągania poczynając, na łamaniu członków i podpalaniu kończąc. Nie zabrakło oczywiście klasycznych pasów cnoty, nawet w wydaniu męskim (rewelacja! spodobałyby się z pewnością Jeanowi Paulowi Gautier, jako kąpielówki do kolekcji na lato). Są też koła do łamania, zaostrzone pale, na które nabijano niewiernych, "hiszpańskie łaskotki" - widły, którymi zdzierano z ludzi skórę, "norymberskie buty", którymi miażdżono stopy, przeróżnego rodzaju dyby, jako te mniej bolesne środki perswazji, a także cała

Majowe

szaleństwa Wraz z

rozpoczęciem

budowy największej i najbardziej znanej atrakcji turystycznej stolicy (tym, którzy się jeszcze nie domyślili, podpowiem: Pałacu Kultury i Nauki) wybudowano osiedle mieszkalne dla twórców tego monumentalnego dzieła. Pałac cieszy oczy warszawiaków już od 40 lat. Tymczasem osiedle o wiele mówiącej nazwie "Przyjaźń", które przypadło w spadku studentom, hucznie (nie ma w tym ani słowa przesady) celebruje kolejne rocznice swego powstania. I to nie tylko te okrągłe . Organizatorzy zwykle przygotowują miłe niespodzianki dla mieszkańców, a ci rozochoceni zabawą, wciągają w nią niekoniecznie pragnących tego sąsiadów. Otóż, na przykład \( pewnego roku w nocy poprzedzającej rozpoczęcie Jelonkalii (czyli po prostu święta Jelonek), na ulicach osiedla pojawiły się białe, monstrualne stopy [but numer 2 (metry!)] prowadzące wprost do klubu Karuzela. Innym razem blokom zostały nadane śmieszne nazwy, związane z lokatorami lub cechami charakterystycznymi dla tego miej sca. Program Jelonkaliijest zwykle napięty i urozmaicony, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Począwszy od dzieci, dla których organizowane są konkursy rysunkowe, wyścigi i pokazy filmowe (bajek oczywiście), poprzez studentów mogących bawić się na dyskotekach, brać udział w licznych zawodach sportowych, aż po statecznych mieszkańców osiedla, spędzających czas na występach kabaretowych i projekcjach fihńowych. Zabawy trwają zwykle do białego rana i koncentrują się w okolicy klubu Karuzela, lecz bywa i tak, że budząc się rano widzimy nasz ukochany

kolekcja wyrafinowanych instrumentów służących do okaleczania wrażliwych narządów ... To po prostu trzeba zobaczyć. Nawet po to, aby zdać sobie sprawę z okrutnej natury rodzaju ludzkiego, który - o ironio! w imię swego Boga, czy też w imię sprawiedliwości(!) katował i znęcał się nad niewinnymi i bezbronnymi jednostkami. I to właśnie te jednostki po setkach lat złożyły się na miliony (dziesiątki milionów?) ofiar prześladowań.

prezentuj e - cieszy się ogromną popularnością, o czym świadczą kolejki przy kasie i zażyle dyskutujące przy eksponatach grupki zwiedzających. Martwi jednak przyprowadzanie przez rodziców dzieci, którym na dodatek czyta się umieszczone przy eksponatach - "historyjki" o palonych i gotowanych we wrzątku czarownicach, o nabitym na pal Turku, o obciętej ręce złodzieja, czy o rozciętej piłą wyznawczyni szatana... Gratulujemy tym rodzicom! Na wystawie- oprócz konkretnych przedmiotów służących do znęcania się lub uśmiercania - zaprezentowanych zostało wiele rycin, przedstawiających, w jaki sposób narzędzia tortur były wykorzystywane. Przy każdym eksponacie możemy przeczytać krótki opis tego, co dana rzecz przedstawia, jak była używana w praktyce, a niejednokrotnie też autorzy wystawy przytaczają nam przykłady konkretnych procesów i widowiskowych egzekucji. Słabą stroną wystawy jest jej umiejscowienie w pawilonie "B", czyli w "Hali Szkłami", w której panuje atmosfera dosłownie jak w szkłami . Szczególnie w dni upalne temperatura sięga tam trzydziestu stopni, a powietrza nie ma prawie wcale. Uczucie duszności potęguje brak naturalnego światła i wszędobylska czerń, która jest kolorem dominującym na wystawie. Tak więc, przebywanie w pawilonie "B" jest z pewnością uzupełnieniem nazwy wystawy, a mianowicie współczesnym narzędziem tortury. Nie jest to jednak żaden powód, aby wystawę tę pominąć w swoim weekendowym rozkładzie zajęć. Polecamy! Kat i Ofiara , Wystawa: Sredniowieczne narzędzia tortur Łazienki Królewskie, Hala Szklarni, Pawilon "B" (obok Restauracji Belwederskiej) czynne 7 dni w tygodniu: 9:30 -19:00 wstęp: bilet normalny- 7 zł, uczący się- 5 zł bilet grupowy - 3 zł, opiekun wchodzi za darmo Wystawa - pomimo

okropności,

jakie

sobą

samochód stojący w poprzek jezdni, tudzież między dwoma drzewami. Wniosek: osoby bawiące się w klubie poczuły niedosyt wrażeń, a także (a może przede wszystkim) piwa- uwolnienie samochodu trzeba bowiem wykupić. Nie należy się również zbytnio dziwić, gdy w pobliżu wyląduje helik<?pter, a pod naszymi oknami przemykać będzie traktor marki "Ursus" z przyczepą. W końcu cel uświęca środki. Tegoroczny program Jelonkalii również zawiera godne uwagi propozycje. Zabawy rozpoczynają się już 22 maja od pokazów filmowych o godz. 20.00-("W imię ojca", "Underground"). Piątek - 23 maja - upłynie natomiast pod znakiem koncertów. Rozpocznie zespół "Raz, dwa, trzy", a od godziny 22.00 będzie trwało shantowisko z udziałem J. Porębskiego oraz zespołów: "Bluska", "Mechanicy shanty" i "Stare dzwony". Sobota- 24 maja - to "Wiosenny Festiwal Studencki", którego uczestnikami będą: "Seksbomba", John Porter, "Kabaret Moralnego Niepokoju" i zespół-niespodzianka! O 24 .00 rozpocznie się zabawa do białego rana, w czasie której przygrywać będzie doskonale znany na osiedlu zespół "Everybody Kombinerki". Jak o dodatkową atrakcję organizatorzy przewidzieli skoki spadochronowe na osiedlowym boisku oraz konkurs (24.05) "Mikrofon dla wszystkich": "Przecież nie o to chodzi , jak co komu wychodzi, ale o dobrą zabawę i kupę śmiechu. Każdemu to się opłaci: jeden na piwo się skusi, drugi po nagrodę się rzuci" - zachęcają pomysłodawcy.

Przybywajcie więc na Jelonkalia (Klub Karuzela, ul. Konarskiego 85, osiedle Przyjaźń)! Naprawdę warto! (E. O.)


Sport, muzyka oraz gry W ostatnią sobotę, w Domu Studenta "Sabinki", miała miejsce Wielka Majówka. Pogoda była super, więc i impreza musiała się udać. Rozpoczęliśmy już o l O. 00 rano finałem II edycji piłkarskiej Ligi Akademikowej. W meczu o pierwsze miejsce spotkały się drużyny ABC (obrońcy tytułu) i zespół 3-setki, którego kapitanem jest mój redakcyjny kolega Radziej. Mecz rozstrzygnął się już w pierwszych minutach, kiedy to po bramkach Artura Borowińskiego i Marcina Milińskiego w 9 minucie było już 2:0 dla 3-setek. Obrońcom pucharu udało się strzelić kontaktową bramkę tuż przed przerwą, ale mimo usilnych starań i prób poprawienia rezultatu, więcej bramek już w tym meczu nie padło i zwycięzcą została drużyna "3-setek" z Sabinek, która rozpoczęła spotkanie w składzie: Tomasz Frankiewicz, Michał Okoniewski, Marcin Miliński , Grzegorz Radziejewski, Michał Olszewski i Artur Borowiński. Brawo!!! Po rozgrywkach piłkarskich przyszedł czas na siatkówkę i koszykówkę. W mini turniejach zmierzyły się reprezentację trzech akademików SGH. Ku uciesze najliczniej zgromadzonych kibiców gospodarzy, w obu tych dyscyplinach również zwyciężyły reprezentacje "Sabinek". W przerwach między meczami rozgrywane były liczne konkursy: rzucaliśmy lotkami, kulą, piłką, siłowaliśmy się na rękę, itd. Po emocjach sportowych przyszedł czas na część muzyczną. Jako pierwszy w koncercie wystąpił zespół Tehas. Było dużo cover' ów i sporo dobrej muzyki blues-rockowej zaśpiewanej przez sympatyczną kapelę w tonacji harley'owej . Po nich zagrał już dobrze znany sabinkowej pub-

Poznańskie

Juwenalia

Poznańskie

Juwenalia rozpoczęły się już w piątek wieczorem. Po wyjś­ ciu z pociągu, szybkiej kolacji i zakupieniu odpowiedniej ilo ś ci lokalnego browaru, ruszyłem z moimi poznańskimi przyjaciółmi Robertem i Radkiem na pobliską Cytadelę - epicentrum tutejszych Juwenalii. Cytadela to park, w centrum którego znajduje się wielka łąka. Na tej łące właśnie słuchali śmy piątkowych koncertów, które tego dnia, nie były najwyższych lotów. Oprócz białostockiego Pioruners, który rozgrzał publiczność szantami w znakomitym wydaniu, nikt szczególnie nie zachwycił. Ani Stare Dobre Małżeństwo, które dni największej świetności ma j uż chyba za sobą, ani występujący jako główna atrakcja wieczoru Soyka. Pierwszą noc Juwenalii uratowali, jak zwykle niezawodni, rosyjscy znajomi Roberta. Impreza trwała do późnej nocy przyczyniając się znacznie do wzmocnienia dobrych stosunków z mniejszościami narodowymi, które szczęśliwie dokładnie olewają wzmożone wysiłki naszych bohaterów z Pecny6n3KaHCKOH JIHTH promujących stare sprawdzone wzory maksymalnej separacji naszego Wybranego Narodu od innej swołoczy.

Drugi dzień w Poznaniu to już prawdziwy "hicior", jak zwykł mawiać Robert nadając bardziej swoj ski wymiar angielskiemu "hit". C zołowe gwiazdy polskiego rocka śc iągnęły tego dnia na Cytadelę lekko licząc 20 tysięcy l~dzi . No i piwo, rzecz jasna. Nie wiem jak na warszawskich Juwenaliach spi sały s i ę sp onsorujące je browary, ale w Poznaniu .EB znakomicie ob słu żył i mprezę sprzedając piwo po niewiarygodnej dla

Hulali po polu i pili ... Na Polach Mokotowskich odbyły się Juwenalia. Przez dwa dni przez to urokliwe miej sce przewi nęło się kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt tysięcy ludzi spragnionych przede wszystkim wrażeń muzycznych. Choć oczywiście nie tylko, ale o tym później. Ta wielka impreza miała zdecydowanie dwa oblicza: pierwsze to sam dwudniowy koncert i drugie to wszystko, co dz iało siQpoza koncertem na scenie i w jej otoczeniu. Parę słów o kon cercie. Ogólnie rzecz biorąc, był całkiem niezły, a uczestniczące w ni n1 zespoły starały się bardzo aby zadowolić tak liczną i w sumie do ść różn o rodną publiczność. Sobotni koncert zaczął się dla mnie od wyst~u zes połu Piersi, a więc od razu z grubej rury. Nie ukry-

liczności

band Pivo i podobnie jak w zeszłym roku bardzo się spodobał. Szkoda tylko, że trochę onieśmielona publiczność nie podeszła bliżej sceny. Zachęcona jednak przez konferansjera zbliżyła się w końcu do desek estrady, na której na koniec wystąpił zespół O.N.A. Kapeli tej nikomu przedstawiać nie trzeba: 70 minut dobrej, perfekcyjnie zagranej muzyki zespołu, który ma w swym składzie takich profesorów gitary, jak Grzesiek Skawiński czy Waldek Tkaczyk. Ale na koniec rozczarowanie! Mimo wcześniejszej umowy, obrażona na zbyt mało entuzjastyczne zachowanie publiczności, "gwiazdka" O.N.A. Agnieszka Chylińska- odmówiła wyjścia na bis. Jeszcze raz się okazało, co się dzieje, gdy woda sodowa do głowy odbije. To, że niektórym się w życiu udało, mimo -nazwijmy to - z grubsza niezbyt gruntownego wykształcenia , niczego nie zmienia. Jak to mówią moi koledzy: "Łoś zawsze będzie łosiem". Ogólnie jednak rzecz biorąc, impreza była udana, wszyscy świetnie się bawili i obiecali, że jeśli tylko będzie kolejna edycja Wielkiej Majówki w Sabinkach to na pewno na niej się zjawią. Ponownie jak w zeszłym roku, swoją obecnością zaszczycili nas: Pani Dziekan Urszula Omarawicz i Pan Rektor Adam Noga. Na koniec szczególnie chciałbym podziękować tym, którzy pomogli nam w organizacji imprezy, a więc oczywiście Samorządowi i Fundacji SGH, Zakładon1 Mięsnym Ostrołęka S .A. za kiełbaski, które rozeszły się w tempie ekspresowym, Browarom Wareckim, które zapewniły nam doskonałe, zimne piwko idealne na taką pogodę, a także Wydawnictwu Infor, które również w tym roku o nas nie zapomniało i sprezentowało nagrody na nasze konkursy. Daniel Jasiński warszawiaków cenie 2.5 zł za 0.5 l! Na rozgrzewkę ochoczo przygrywały Lizar, Pivo i Firebirds. Pierwsza z wielkich gwiazd wieczoru O.N .A ., z czołową krajową wielbicielką nauczycieli Agnieszką Chylińską, zaczęła grać około godziny 23:00. Abstrahując od tzw. ogólnego poziomu Agnieszki, głos ma dziewczyna fantastyczny i w ciągu godzinnego koncertu pokazała prawdziwą klasę, jako piosenkarka. Sam flesh & blood rodzimego rocka rozpoczął swój występ o północy. Przez blisko dwie godziny grał dla poznańskich studentów warszawski Lady Punk doprowadzając publiczność do wrzenia i iskrzenia. 20 tysięcy gardeł "śpiewających" wraz z Januszem Panasewiczem największe kawałki zespołu, jak "Mniej niż zero", "Obcy", "Zawsze tam· gdzie ty" (lights up!), "Zamki na piasku", czy zawsze aktualną "Fabrykę małp", to naprawdę robiło wrażenie. Cała impreza zakończyła się około dtugiej w nocy, pozostawiając Cytadelę usłaną dywanem śmieci, na które składały się głównie puszki i butelki po piwie. Ledwie żywy siedzę w niedzielę w porannym ekspresie do Warszawy i piszę te słowa roniąc łezki tęsknoty za rozrywkowym Poznaniem. Obok mnie, w przedziale, jeden koleś opowiada drugiemu swoje wrażenia z poznańskich Juwenalii. "Zajebiście , stary", podsumowuje rozmarzonym głosem niemal każde zdanie swojej relacji. Ten niewyszukany, acz treś­ ciwy, zwrot znakomicie oddaje atmosferę ostatnich dwóch dni.

Marcin Wyrwał, e-mail: ama72@plearn.edu.pl PS: Szczególne pozdrowienia dla Roberta, Radka, Krzyśka, Waldka, Leny, Ireny, Lili, Moniki, Romana, oraz całej reszty, której imion, mimo szczerych chęci, nie zdążyłem spamiętać, a także ,dla studiujących w SGH poznaniaków. Do zobaczenia w przyszłym roku! wam, że jestem fanem tego jakże oryginalnego bandu, łączącego w swoim repertuarze wiele stylów i nawiązującego w dużej mierze nawet do m.uzyki ludowej . A poza tym Paweł Kukiz to osobowość naszej sceny muzycznej. Nieprzeciętny showman, który zna się doskonale na wprowadzeniu w stan euforii takiego spędu , jak ten na Polach Mokotowskich. Niewybredne słownictwo, jakiego używa Paweł może nie podoba się wszystkim, ale na masę działa doskonale. A poza tym, jak się udzieli co niektórym (np. konferansjer - ci co byli to wiedzą, ale ze względu na szacunek do naszego miesięcznika wstrzymam się z cytowaniem przykładów), to już naprawdę robi się ciepło i rodzinnie. ciąg dalszy

na stronie 3 6


Hulali...

c.d.

Usłyszeliśmy największe przeboje zespołu ostatnich miesięcy, na czele z "Maryną"

nurt disco polo kawałkiem o roboczym tytule "Trzepała Zośka dywan". Goręcej na sercu zrobiło się, kiedy przyjaciel Kuk1za zaśpiewał: "Tu jest moje miejsce", ale zaraz zostaliśmy sprowadzeni na ziemię sztandarowym utworem o polskiej rzeczywistości "Rodzina ~łowem silna". Tak oto końca dobiegł występ Piersi i na scenę wdrapał się zespół Bajm. Zabrzmiał dobrze i jakby trochę ostrzej niż przed laty, ale prawdziwy kontakt z publicznością złapał dopiero gdy zaczął podawać swoje stare hity, takie jak: "Nie ma wody na pustyni", czy "Dwa serca, dwa smutki". Ogólnie podobało się, a Beata Kozidrak, mimo upływającego czasu, ciągle w wysokiej formie . Poza tym, moim zdaniem, polski rock lat 80-tych zawsze się obroni i ząb czasu nic mu zrobić nie może . Po nich przyszedł czas na kolejnych weteranów, czyli grupę Dżem. Łatwo można było zauważyć, że znaczna część zgromadzonej publiczności przyszła tu właśnie dla nich, bo tłum zaczął jakoś tak bardziej falować i włączać się do wspólnego śpiewania. Dżem rozpoczął spokojnie, trochę jakby zbyt spokojnie, potem się rozkręcając, choć ten lekko spokojny klimat trwał już do końca. Tylko co jakiś czas niezawodny jak zwykle Jurek Styczyński swoimi solówkami powodował mocniejsze bicie mego serca. Ci z nas, którzy pamiętają dawny Dżem wiedzą, że kiedyś koncerty też dzieliły się na czaderskie i smutaskie, ale wtedy najczęściej decydował o tym aktualny stan Ryśka Riedla. Melodie i słowa pozostały takie same, ale jakoś brakuje mi tamtej atmosfery. Po Dżemie mieliśmy całkowitą zmianę klimatu (cóż to za dobór, organizatorzy?!) i na scenę weszli chłopcy z Big Cyca. Rockendrollowcy, prześ­ miewcy, kabareciarze, kpiarzę, właściwie wszystkie te określenia pasują do kapeli, która tnie ostrą muzykę, śpiewając o czym się da, najczęściej i

prześmiewającym

na pograniczu nonsensu. Na czele tej grupy stoi niejaki Skiba, autor tekstów, a przy okazji konferansjer własnego zespołu. Próbuje jeszcze czasami śpiewać, ale na szczęście dla naszych uszu najczęściej tylko udaje. Zespół o małej wartości artystycznej, ale idealnie nadający się na takie uroczystości, w których ważne jest, aby było głośno i wesoło. I w tym momencie Wasz reporter udał się na zasłużony odpoczynek po dniu pełnym wrażeń i powrócił w dniu następnym, gdy na scenie dominował zespól Firebirds. Jakoś nie mam o tej kapeli specjalnego zdania poza tym, że ma całkiem sympatyczną wokalistkę. Tuż po nich na estradę wkroczył band, na którego pojawienie specjalnie czekałem. Oto kolejny rozdział historii polskiej muzyki rozrywkowej lat 80-tych, czyli Oddział Zamknięty . Ku mojej ogromnej uciesze ponownie z Krzyśkiem Jaryczewskim~ a także z nowym wokalistą. Bardzo fajny koncert. Trochę nowej, całkiem sympatycznej muzyczki, trochę starych przebojów, a na koniec odwieczny hymn zespołu "Oddział już zamknięty jest". Po nich grali Golden Life (tu dominowało "Dobra, dobra, dobra", które zagrali 2 razy) i chyba ulubieńcy tego skrawka ziemi - T.Love. Gawlińskiego przegapiłem, a podobno warto było być. Nie dałem także rady doczekać do koncertu Tadeusza Nalepy. Reasumując : od strony muzycznej koncert wypadł poprawnie. Osiągnię­ ty został chyba podstawowy cel, aby ludzie dobrze się bawili. I to się

udało.

Bardzo różnorodną publiczność trudno zadowolić, więc najlepszą drogą do celu jest sprowadzenie albo zespołów, które dobrze się sprzedają albo tych, które mają długoletnich, zatwardziałych fanów i obojętnie co by się działo zawsze ściągną ich na koncert. I tak też zrobili organizatorzy, za co należą im się brawa. Przejdźmy może do następnego elementu, jakim było wszystko to, co działo się między poszczególnymi występami. Mieliśmy wtedy do czynienia z tak zwanymi "konferansjerami", którzy byli niestety albo drętwi, albo złośliwi, albo też nawet wulgarni, a w dodatku prowadzone przez nich konkursy stały na żenująco niskim poziomie. I nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że poziom konkursu zależy tylko od jego uczestników, którzy gwoli ścisłości byli beznadziejni. Zależy on również od tego, jak się go prowadzi, a panowie B. i P. zupełnie nie mogli sobie z tym poradzić. Podpowiedziałbym organizatorom, żeby może na przyszły rok spróbowali jakichś innych konferansjerów, bo ci już jakoś się nie najlepiej sprzedają. Parę słów jeszcze o tak zwanej publiczności. Po pierwsze -było jej bardzo dużo, po drugie - większość bawiła się bardzo dobrze. Niektórzy jednak zbyt dobrze, upływ emocjom dając na przykład poprzez rzucanie pustymi butelkami. W efekcie kilka osób kończyło imprezę ze specyficznymi turbanami na głowie, powstałymi w wyniku obandażowania ich okaleczonych głów. Pogoda była wspaniała (i tu kolejny plus dla organizatorów), do tego stopnia, że niektórzy postanowili się schłodzić w znajdującym się tuż za sceną jeziorku, nie zważając na to, że akurat zapomnieli tego dnia strojów kąpielowych . Tuż przed ostatnim koncertem byliśmy świadkami wspaniałego pokazu sztucznych ogni, który może był zbyt krótki, ale za to zapierający dech w piersiach. A po zakończeniu wszelakich zabaw i swawoli oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy, czyli zdewastowany obiekt, który jeszcze niedawno był całkiem miłym parkiem. Szkoda, że nie zadbano o większą ilość koszy na odpadki. Podsumowując, warto chyba było przyjść na Pola Mokotowskie. Do zobaczenia za rok. Daniel Jasiński fot. Zbyszek Krystowczyk i Daniel Jasiński


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.