Numer 17 (czerwiec 1997)

Page 1

Niezależny Miesięcznik :

a-.........

~"

,/.

.......

-

••

...

Studentów Szkoły . Głównej Handlowej '

,......

...

,

~(

-~~

.1,..

\

i

....

~Ił COLGATE- PALMOLIVE POLAND

"

-

,

-

,.

...

~

..

u- ....

~

~ .

~ . •,

-

·~

t

.

.

czyli o akcji zbiórki pien · na "MAGLA", a pośredni o studentach SGH. ..

/

dobrej pogody, dalekich podró .szczęśliwych powrotów i przywiezienia ze sobą tego, . p1szczy . /:~ma rpa .???\ • d. , 1tp . .... co w trawle .. ", 1t wszystkim życzy Redakcja .. ł

. . .

.

jest głównym sponsorem Gazety Studentów SGH

w kieszeni ...

użo słońca,

.

/

MICHAEL


Z

wężem

w kieszeni...

Zapewne niektórzy z Was (tyczy się to oczywiście osób już studiują­ cych w SGH) pamiętają zbiórkę pieniędzy, jaką przeprowadziła Redakcja MAGLA w związku z przenosinami do nowego pomieszczenia. Na ulotkach dołączonych do każdego kwietniowego numeru pisma informowaliśmy Was o tym, że potrzebujemy odpowiedniego sprzętu i oprogramowania do składania gazety. Jednak nie po to, aby zebrać jakieś konkretne pieniądze, wystawiliśmy w Auli Spadochronowej urnę na symboliczne "datki". I to, co niektórzy wrzucali do środka, rzeczywiście było "symboliczne". Myślę tu o papierowych złotówkach z "Burger Kinga" ... Naprawdę dziękujemy wszystkim, którzy tak hojnie nas obdarowali. Tak więc, pierwszy cel - przetestowanie postawy studentów SGH - został osiągnięty. Pokazaliśmy zarówno sobie, jak i całemu światu, który "przewinął się" przez Aulę, jacy naprawdę są tutejsi studenci. Drugi cel - zwrócenie uwagi Władz Rektorskich na tragiczną sytuację Redakcji- także został osiągnięty, choć pośrednio. Otóż, dzięki Prorektorowi ds. Studentów, Panu Adamowi Nodze, Redakcja najprawdopodobniej już wkrótce będzie miała wreszcie profesjonalny sprzęt komputerowy do składania pisma. Pan Rektor bowiem znalazł dla nas dużego sponsora poważnie zainteresowanego współpracą z gazetą. Teraz przyjrzyjmy się sprzedaży majowego numeru, która to akcja cał­ kowicie potwierdziła nasze wnioski dotyczące większości studentów SGH. Aby nie zmieniać drastycznie celu zbiórki pieniędzy, pozostawiliśmy na ulotkach "potrzebę doposażenia pokoju Redakcji". W rzeczywistości powód jednorazowej sprzedaży MAGLA był zupełnie inny, a wynikał z tego, że chcieliśmy zamieścić jak największą ilość dostarczonych nam materiałów · i w rezultacie gazeta "rozrosła się" do 36 stron. Niestety Szkoła i obecny Sponsor zapłacili jedynie za 24 strony. Kalkulacja jest prosta: za pozostałe 12 stron musieliśmy zapłacić sami. Przy koszcie wydrukowania jednego egzemplarza wynoszącym ponad 2 zł, prosiliśmy Was jedynie o "symboliczną złotówkę" . W imieniu Redakcji dziękuję więc wszystkim, którzy kupili MAGLA, dając niejednokrotnie nawet więcej niż chcieliśmy . Dziękuję także za bardzo miłe słowa i docenienie blisko dwuletniej pracy Redakcji. Z drugiej strony podziwiam głupotę, bezczelność i próżność osób, które swoim zachowaniem przy stoliku, przy którym sprzedawaliśmy gazetę, pokazały na co stać "rasowego" studenta SGH. A stać go na teksty w stylu "za złotówkę to nie kupię, wolę wziąć sobie kawę z automatu". Proszę więc wziąć sobie tę kawę, ale już nigdy nie brać darmowego MAGLA, bo NIE DLA CIEBIE (miętowy koleżko -jak mawia jedna z redaktorek) tworzymy to pismo. Na koniec akcent optymistyczny: pomieszczenie Redakcji zostało jednak wyposażone, a to dzięki Samorządowi Studentów, który sfinansował większość wydatkó"':', za co serdecznie dziękujemy! I jeszcze raz gorąco pragnę podziękować wszystkim osobom, które poprzez ofiarowanie swojej złotówki pokazały, że szanują pracę Redakcji i że Niezależny Miesięcznik Tej Normalnej Części Studentów SGH jest naprawdę potrzebny. To dla Was właśnie będziemy się nadal ukazywać! (j.p.)

ik Studentów

••• 'ł

Co w ORGANIZACJE Tramp, Przejście .................. .3 Soli Deo, Być w Soli Deo ...... 4 Soli Deo, Akademicki Apel III Tysiąclecia .............................4-5 Soli Deo, Studentów peregrynacja do ziemi wielkopolskiej..........5-6 ZSP, Kilka słów o organizacji .....6 ZSP, /t 's Finlaslic! czyli Finish student way of life ..................... 7 ZSP, Let 's go Poland...................7 AIESEC, Witajcie/ .....................7 UCZELNIA Z działalności programu Inicjatywa Akademicka Wschód .........8-9 Szkoła Służby Cywilnej - co to , . . Jest . .? ......................... .. 9 w l asczwze Dziekan w obronie interesu studentów .........................................9 Nie będzie zniżki ........................ 9 Panie profesorze ... !? cz. /V...... 10 Sprzedam miejsce ..................... 1O FILM Ósmy dzień! ............................. 1O - WYWIAD Czy leci z nami Lilka? ........ 11-12

200

WYSTAWA w 2 minuty.....................12

PIERWSZAKU! Wstęp .........................................13 Ankieta: Jak oceniamy naszych wykładowców? ....................13-14 Kolektyw czy pustelnia? ..... 14-15 Zrzynanie na kolanie, czyli sesyja egzaminacyjna w SGH........ 16-18 "I co ja robię tu ... ? I co Ty tutaj robisz... ?" ............................. 18-19 "Ameryko, dałem ci wszystko, a teraz jestem niczym ... " ............. 19

Szkoły Głównej

KSIĄŻKA Spadło

z

półki menedżera .. .

.. l

TURYSTYKA

Ukraina Zachodnia ............. lO ~ l Studenckie Lato Stulecia ....... l SPORT Pogoda sprzyja lepszyrn . t'Jt'l Sabinki Bali '97........ ......... .. ł Polska-Anglia: Kulisy repn ·: • 'lllrł cyjnych wojen ................. .. .. 2 i Nadszed} ~zas .................. .. .ZJ · ~ Maszyna orżnęła nas ........ .. .. FOTO Konkurs Fotograficzny ...... .. O zakupie aparatu ...............l INTERNET

Jak poderwać

dziewczynę .. .1ft

wściBOSS

/'m your man ....................... ll I'll follow you my Master .. .. FELIETON Zmora studentów, czyli PKl) litW Przyjazny (sic!) ........ .. l H ł Michael l Michael! ............ ... Krótka historia czasu ........ ... MUZYKA Posłuchaj, to do Ciebie ..... .. Nowości wydawnicze ....... .. Płytomaniak, Slade: "l~'t • ,• / lh• noize "; Ataraxia: "II jallltiU de/l ' Opera " ............... .... .. .. Czy jutro już było? ...............U ł Koncerty ............................ , ł COLGATE-PALMOIJ Wszystko o rekrutacji ...... .. ..\ t PISMA STUDENCKI li: "Semestr" od ponad roku .. . FOTOREPORTAŻ ........ ... J

Handlowej MAGIEL

ukaz uje się od grudnia 1995 a· ulu t Druk: Zakład Poligraficzny, ul. Krasickiego 78, 05-500 Nowa lwiclnU Adres Redakcji: Aleja Niepodległości 162, pok. 66A, 02-554 Warszłłwtt Skład

Redakcji: Red. Nacz. : Jacek Polkowski (jpolkows); Dział Informacji Uczelnianych: Dorota Drozd (ddrozd); Dział Ogólnokulttli nit t ~ Felieton- Joanna Antczak (jantcza), Edyta Ożarowska (eozaro), Film- Piotr Bulak (pbulak), Michał Zacharzewski (mzacha), Marcin Wy t wttł (ama72@pleam.edu.pl), Muzyka- Barbara Bielska (bbiels), Mikołaj Specht (mspech); Dział Polityczno-Gospodarczy: Daniel Jasiński (dju r• ltt~ Dział Sportowy: Grzegorz Radziejewski (gradzi), Izabella Zawiślinska (izawis); Dział Turystyki i Internetu: Turystyka- Tomasz Kluk (tk 111~ t Internet- Aneta Mazur (amazur), Piotr Kucharski (chopin); Dział Techniczny: Foto- Rafał Kamecki (rkamec) Redakcja zastrzega sobie prawo przeredagowywania i skracania nie zamówionych tekstów. Wszelkie uwagi dotyczące pisma, u tu~ ltł odpowiedzi na konkursy organizowane przez Redakcję prosimy przesyłać pocztą, wrzucać do skrzynki kontaktowej na kolumnie Ill i ttl i portiernią w budynku "G" lub wysyłać siecią Internet na adres magiel@sgh.waw.pl albo music@sgh.waw.pl. Artykuły, ogłoszenia i inne t11 1th• riały do kolejnych wydań pisma prosimy dostarczać do siedziby Redakcji (na dyskietkach) lub przesyłać siecią Internet do 15 ku J d • · t~" miesiąca. Wydanie internetowe gazety, a także inne informacje znajdziesz pod adresem http://akson.sgh.waw.pl/-··--magiel. ~

J


magiel@sgh.waw.pl

,

I)RZEJSCIE dokładnie

poprzedniego MAGLA, l''""iętają może, że miało być o Przejściu. Ci, •" nie ·czytali, rychło się zorientują. Poprosi''"" jednego z Trampów o napisanie relacji. Nie ,,, /mówię sobie jednak wtrącenia się czasem, aby '"'pomnieć o szczegółach, które wyjątkowo utkwiły mi w pamięci. 1 ·,, <'O

czytali

KlUB nJR'fSlYCZNY EKONOMISTÓW

Na przełomie kwietnia i maja, smoki jak co roku postanowiły wyk••rzystać długą przerwę w nauce i wyjechać w Beskid Niski, na tak ' wane \fn~~~t;:Y\~J~~J<pk~,4~~iw~ześnie praktyczny trening dla mło­ .tvrh (nte ko~t,e,~~p.t.e wtekteąt, ale stażem), . nieopier~onych smoków z ~III su Organiziitora Turystyki (nie 'wiedzieliś'c'ie, że smoki m~ją pióra?). l dobyły więc zwolnienie rektorskie na trzy - poprzedzające l maja ""'· aby wykorzystać ten czas na chodzenie po górach. Wyjechały w piątek wieczorem, podekscytowane i szczęśliwe, knnsumując pieczone kurze skrzydła, zapobiegliwie przygotowane l'' t.cz jednego z nich. Po całej nocy spędzonej w podróży dotarły wresz' h' do Biecza - przytulnego miasteczka, które kiedyś przez 18 godzin l•vlo stolicą Polski. Zwiedziły tam wszystko, co się dało o godzinie 8 tuuo i pojechały do Szymbarku, po następną porcję intelektualnych wtnżeń - obejrzeć skansen. Następnie wyruszyły w góry, planując 'vdtło znaleźć się na zaplanowanym miejscu noclegu. Niestety, młody ii łllok, który prowadził grupę, przez pomyłkę sprowadził ją z powrotem "' • Szymbarku. Nie zrażona tym grupa przyjaciół, odwiedziwszy punkt ' l'' zcdaży wywaru chmielowego, udała się prosto na nocleg do wygodtu·go smoczego domku w Wawrzce. Doskonale pamiętam, jaki entuzjazm żywiłam do zwiedzania Biecza /'''między 6 a 8 rano w mglisty i deszczowy poranek. Cieszę się, że przy,,,,,mniej Muzeum Regionalne było zamknięte. Za to skansen w SzymbarA11 - uroczy. Pani przewodniczka poczęstowała nas tam doskonałym wr.:ątkiem na herbatę. Co do powtórnego dojścia do Szymbarku - nie u ·,,·rzę, że on pomylił drogi. Po prostu uległ przemożnej sile przyciąga­ '11'' tej miejscowości. Następnego dnia smoki zmęczone po wysiłku dnia poprzedniego, ł'"icchały do Krynicy na Zubra z Janem oraz kawę z adwokatem. Póź­ IIV IIl popołudniem udały się do Leiuchowa i Dubnego, gdzie zwiedziły uHtcze cerkiewki, a następnie w górach zjadły pyszną jajecznicę ze "'rzypiorkiem. Już po zmroku dotarły na nocleg w wygodnym akademi~ 11 w Wojkowej. Warto dodać, że jak rasowi turyści, do Leiuchowa pojechaliśmy ,, ,A.w)wką. Wygodny akademik w zapomnianej przez Boga i ludzi Wojkou·r·i jest faktem, tylko, że nie było tam dla nas miejsca. Spaliśmy nie ",";(i wygodnie w kwaterze prywatnej. Następnego dnia, w poniedziałek, nasi bohaterowie wyruszyli do l vlicza, pokonując kilka niewielkich wzniesień. Ponieważ rankiem dołtt• t.yły do nich cztery nowe smoki, stanowili silną grupę, która poruszy''' okoliczną ludność , pamiętającą jeszcze wybryki Wawelskiego. Na•t1; pnie smoki zjadły smaczny obiad na uroczej polanie i udały się do l tli , gdzie z okien przytulnej izby powitała je grupa nowych smoków. r ~ trktóre tylko, żądne przygód, wdrapały sięjeszcze na Lackową. Nie mogę się zgodzić z tak enigmatycznym potraktowaniem chyba ''"'l'iękniejszego momentu rajdu. Nie zdołam oddać tych chwil, ale ci, : nają Niski, wiedzą, że podejście na Lackową wspomina się długo, ",,wt·t za dnia, a co dopiero o zachodzie słońca. Zejście zaś pamiętam ,fi, · tvlko dlatego, że nasypało mi się wtedy .fniegu wierzchem do butów. /lu/ma Bielicznej pod gwiaździstym niebem , i widok dawnej cerkiewki.

oświetlonej

blaskiem ogniska rozpalonego przez nocujących tam turystów na długo pozostaną w pamięci. W e wtorek smoków było już tak dużo, że musiały podzielić się na dwie grupy, spotykające się tylko na obiedzie i noclegu. Grupy zwiedziły kilka okolicznych miejscowości, zabrały po drodze parę włóczących się samopas smoków i, nie zważając na deszcz, dotarły do Czarnej, gdzie zanocowały. Do jednej z grup przyplątał się ładny piesek, z niewiadomych powodów nazwany Habzią. Wiadomo, dlaczego go tak nazwaliśmy, ale długo by pisać... Następnego dnia poranek był prześliczny, więc kilka grup smoków .raź­ no ruszyło na podbój okolicznych wzgórz i miasteczek. Niestety, wieczorem dopadła ich straszliwa burza, która pomimo szczelnej okrywy piór zmoczyła ich do ostatniej łuski. Kilka bardziej ambitnych smoków nie dotarło przed świtem na nocleg w Owczareb . A ja nie zmokłam ! Zmoczyłam się dopiero na noclegu, bo rano w sali, gdzie spaliśmy, woda stała na grubość karimaty. W czwartek rano, razem z nowo przybyłymi smokami, nasi bohaterowie zaatakowali dzielnie góry. Przez cały dzień i wieczór biegali to tu, to tam, podziwiając beskidzką przyrodę oraz zawzięcie tropiąc robaczki świętojańskie . Po drodze także wysuszyli się przy ognisku, nabierając cudownego, wędzonego zapachu. Przed pójściem spać urządzili wspaniałą biesiadę połączoną z występami gitarzystów. ,,. W Bartnym nocowaliśmy w przepięknej, autentycznej łemkowskiej chacie, z oryginalnym wystrojem. Tylko było nieco ciasno, ale śpiewan­ ki, które trwały do północy, spowodowały, że nikt nie miał czasu odczuwać z tego powodu dyskomfortu. Następnego dnia młode, nieopierzone smoki udały się na manewry testujące ich świeżo nabyte umiejętności. W mniej lub bardziej koedukacyjnych parach włóczyły się po górach, szukając wyznaczonych punktów, ze zrozumiałych względów nie spiesząc się na miejsce noclegu. Pozostałe, starsze smoki, albo także ruszyły w góry (jednak tak, aby nie przeszkadzać młodym), albo wypoczywały, chłonąc prześliczne majowe słoneczko . Wieczorem wszyscy spotkali się na ognisku w Regietowie. Nie tyle wypoczywały, ile robiły zakupy dla blisko czterdziestoosobowej grupy. . W sobotę rano część smoków powróciła do domów, a te, które zostały, wybrały się na poszukiwanie cmentarzy z pierwszej wojny świato­ wej. Zobaczyły także kilka ukrytych kapliczek, a wieczorem odwiedziły znaną szeroko resta~rację w Wysowej. Następnie, jako, że były już zmę­ czone, pojechały autobusem do smoczego domku w Wawrzce. Ja z tego dnia pamiętam próby znalezienia jakiegoś środka lokomocji, który porusza się po Beskidzie Niskim w dzień świąteczny i dojazd autostopem do cywilizacji. W niedzielę smoki ponownie pojechały do Krynicy ~a ciastka i kawę z adwokatem. Udały się do Muszyny, gdzie stoczyły zaciętą walkę o miejsca w pociągu do Warszawy. N a szczęście ich płomienne oddechy skutecznie przetrzebiły szeregi konkurentów. Po dość długiej podróży, zmęczone, ale szczęśliwe zasnęły w swoich puchowych łóżeczkach. To tyle o Przejściu. Ale opowiadać można by jeszcze długo. Było wspaniale. Mąlgprzątą Kgąuff j łągnsz Ksjrjgpp'fkj i

Klub Turystyczny Ekonomistów "TRAMP" zaprasza Was na

Obóz Zerowy Słowacki

Raj - Niskie Tatry Niskie ceny

10-20 WRZEŚNIA Obóz wędrowny, po górach, mieszkanie w namiotach, gotowanie na ognisku, niezapomniane chwile !

150 zł + koszt dojazdu

f f,

Zgłoszenia

do 31 lipca proszę kierować do Piotra Sulimy (ul. Kościelna 7a, 87-100 Toruń, "te/. 056-654-88-95). Liczba ·miejsc ograniczona!


Akademickie Stowarzyszenie Katolickie

xByć

w Soli Deo

Podoba mi się, że Soli Deo, jako jedna z nielicznych organizacji, robi coś dla innych. Ich działalność jest skierowana do szerokiego grona studentów. Zorganizowali kurs dykcji, wykłady z cyklu Sympatia - Miłość Małżeństwo, spotkania z politykami p t: "Prawicowe Piątki ", itp. prof. dr hab. Marek Rocki, Dziekan Studium Dyplomowego Soli Deo jest dla mnie drugą rodziną, szkołą życia i drogą do świętości. To tutaj uczę się tak wiele, to tutaj odkryłem Boga i Go umiłowałem, to tutaj spotykam wspaniałych przyjaciół, to tutaj odnajduję sens życia, jego piękno i wartość, to tutaj przeżywam chwile wzruszenia i radości, to tutaj uczę się solidno_ści i odpowiedzialności, to tutaj poznaję, czym j est życie pełne oddania i miłości. SoliDeo znaczy Sa1nemu Bogu, czy życie może być pełne bez służby Soli Deo? Krzysiek, student II roku Akademickie Stowarzyszenie Katolickie "Soli Deo" jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie możesz być sobą. Tu możesz w pełni realizować swoje nieustanne dążenie, aby żyć godnie. Każdego dnia odkrywasz i porządkujesz w sobie system wartości, którym się kierujesz. Tu znajdziesz autentycznych przyjaciół, zrozumienie czy p omoc. Nauczysz się pracować z innymi w oparciu o zasady uczciwości i rzetelności, które pozostaną Twym kapitałem przez całe życie. Wspólne spędzanie czasu w przerwach między zajęciami, jak również na różn ego rodzaju wyprawach, da Ci poczucie, iż zawsze znajdziesz ludzi, z którymi warto poroz-

Akademickie Stowarzyszenie Katolickie Soli ,Deo

Akademicki Apel III Tysiąclecia Lednica 2-3 czerwca 1997 roku Z wiarą i męstwem Św. Wojciecha w Nowe Tysiąclecie. "Ja jestem bramą, jeżeli ktoś wejdzie przeze mnie, będzie zbawiony" Pomysł uroczystości III Tysiąclecia Chrześcijaństwa nad Jeziorem Lednickim powstał dwa lata temu. Wówczas o. Jan Góra- dominikanin z Poznania - otrzymał pieniądze na zakup ziemi nad Lednicą i stał się pomysłodawcą wzniesienia tu bramy w postaci ryby - swoistego symbolu całej spuścizny i dziedzictwa chrześcijaństwa. Zaproszono nad Lednicę Papieża Jana Pawła II, aby w czasie swej V pielgrzymki do Ojczyzny w 1997 roku, przybył tu i przeprowadził przez bramę pierwszą parę młodzieży w Nowe Tysiąclecie Chrześcijaństwa. Okazało się, że przybycie Papieża nie jest możliwe. Jan Paweł II był jednak informowany o spotkaniu akademickim nad Jeziorem Lednica. Łączył się z nami duchem, modlitwą i pamięcią. Przekazał również zgromadzeniu Lednickiemu pamiątkowy krzyż i świecę. Dlaczego Lednica? Jezioro Lednica jest położone około 20 km od Gniezna, otoczone wielkimi polami i łąkami. Najprawdopodobniej właśnie nad jego wodami Polska przyjęła Chrzest w 966 roku, jest to więc kolebka chrześci­ jańskiej Polski - symbol jedności i wierności Bogu. Historycznymi wydarzeniami sprzed l 000 lat są również męczeńs, ka śmierć Swiętego Wojciecha (997 rok) i Zjazd Gnieźnieński (l 000 rok). Lednicki Apel upamiętnił wszystkie te dziejowe zdarzenia. Uroczystość Akademickiego Apelu III Tysiąclecia rozpoczęła się około godziny 17:00 Mszą Świętą przy relikwiach Świętego Wojciecha przywiezionych z Katedry Gnieźnieńskiej. Było wówczas zgromadzonych około 5 tysięcy młodych ludzi. W homilii biskup Stanisław Gądec, ki przypomniał postać Swiętego Wojciecha - jego misję ewangelizacyjną. Zwrócił też uwagę na odwagę głoszenia wiary, jego oddanie i mę, czeńską śmierć. Po Mszy Swiętej rozpoczęło się Nabożeństwo do Trój-

mawiać,

którym możesz być potrzebny. To tu nauczysz się odnajdy wat'• swe miejsce w społeczności, realizując kryjące się w Tobie talenty Przestaniesz być samotną wyspą, bo odkryjesz to, iż jesteś częścią wie/ kiego lądu, jakim jest Kościół Katolicki, czyli powszechny. Dariusz Winek Soli Deo jest dla mnie zupełnie naturalną i oczywistą kontynuacją m ojt~/ przynależności do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w liceum. Z dala od rodziny i starych, dobrych przyjaciół jest też miejscem, gdzie· nabiera się siły i entuzjazmu, patrząc na uśmiechniętych, przyjaznych ludzi, którzy znają prawdziwą wartość życia. Nie wyobrażam sobie SGl/ bez Soli Deo i bardzo gorąco wszystkim członkom i sympatykom dzięku ję za ich obecność, uśmiech i otwarte serce. Elka Głowickat Soli Deo jest grupą wspaniałych przyjaciół otwartych na kontakty ~ innymi, wszystkich wciąga w swoją działalność. Czuję się potrzebna l cieszę się, jak mogę pomóc. SoliDeo skoncentrowane jest wokóf tradycji chrześcijańskiej, rekolekc.'/t' i inne wyjazdy są okazją, żeby się lepiej poznać i spędzić ze sobą więct'j czasu. SoliDeo zmienia życie i jest wspaniałe. Magda Święck11 Solidność, Odpowiedzialność, Lojalność, Ideowość Duchowość, Ekspresja, Ok!

Basia Fink-FinowickM

W "Soli Deo" mam okazję uczyć się POKORY, ponieważ dla pokorneJ.!" nie ma nic trudnego. Paweł KordyaNl. cy Przenajświętszej . W pierwszej godzinie poświęconej Bogu Ojcu od prawiona została Liturgia Wielkiej Soboty przypominająca dzieje naro du wybranego. Zapalone zostały ogniska w wielu miejscach na polu Lednickim. Zgromadzona młodzież zapaliła świece; zapłonęły równioi pochodnie - ogień i światło jako symbole łaski i mocy Ducha Świętego Odnowiliśmy przyrzeczenia Chrztu Świętego. W tym czasie już blisko 20 tysięcy ludzi zgromadzonych nad Lednicą oświetlonych było pn' mieniami zachodzącego słońca, które zdawało się, że nie chce tego wi" czoru zajść, aby być świadkiem wejścia młodych z Chrystusem w Now•' Tysiąclecie. Około godziny 20:00 rozpoczęła się godzina Syna Bożc!(c t, którą poprowadził ksiądz rektor Malacki. Napięcie wśród uczestników rosło, gdy zbliżała się pora spodziewanego przelotu Jana Pawła 11 . W końcu o godzinie 21 :00 na horyzoncie, w blasku promieni, pojawiło Nh: 8 śmigłowców, z których po zbliżeniu się do zgromadzonej na polu Lednickim młodzieży pozostały 3. Entuzjazm, wrzawa i rado ść 1 "powietrznej" obecności Piotra naszych czasów były ogromne - wr~l' 1 niemożliwe do opisania. Helikoptery okrążyły nas trzykrotni e. u śmigłowiec z Janem Pawłem II przeleciał tuż nad bramą - rybą, aby w tym symbolicznym geście wprowadzić nas w III Tysiąclecie. Po oddaleniu się śmigłowców, z głośników usłyszeliśmy nagnu w wcześniej przemówienie Jana Pawła II do zgromadzonej nad Jeziorr ut Lednickim młodzieży. Choć jasne było, że Papież odleciał do Gniczun, wszyscy mieliśmy wrażenie, że jest tu z nami obecny. I myślę, że tnk było, bo choć Papież nie był obecny fizycznie, to przecież jest On za w sze całym swoim sercem z tymi, którzy gromadzą się w imię Najwy) szego. Całym uroczystościom towarzyszył niezwykły śpiew - pełen n1 isty ,cyzmu, ducha pierwszych wieków chrześcijaństwa i nastroju wydar~t~ n sprzed l 000 lat, któremu wtórowały bębny zagrzewające jakby zeh t u nych do odważnego przyjęcia i głoszenia Chrystusa w kolejnym Tys'''' leciu. W oczekiwaniu na przybycie Prymasa Józefa Glempa młodz i c1. c uł dawała cześć Bogu w Trójcy Jedynemu poprzez ś pi ew ł modlitwę. Około godziny 23 :00 odczytane zostały słowa Ape lu ł Ił Tysiąclecia - Akt elekcyjny Chrystusa-Króla Chwały i N auczyc u' l tł Życia.


,·Jkademickie Stowar:r,yszenie Katolickie SoliDeo

Studentów peregrynacja do ziemi wielkopolskiej Sesja zbliżała

się

wielkimi krokami i wydawało się, że pora wreszcic zacząć się uczyć. Każdy egzamin jest dla studenta poważnym wyda,zeniem, jednak nie można dopuścić, by nauka przesłoniła nam świat. W 1 ,wych dniach przedsesyjnych, kiedy to czas powinien być z gumy, a sen n a leżałoby w ogóle wykreślić z życiorysu, zawitał z pielgrzymką do Polski Ojciec Święty Jan Paweł II. Była to już piąta wizyta Papieża w naszym kraju, wielu z nas jednak nie miało jeszcze okazji spotkać się z Nim na Mszy świętej , czy wysłuchać Jego nauk. Dlatego też postanowili śmy porzucić na jeden dzień naukę (niestety, to bardzo krótko!) i udać s ię do Gniezna i Poznania. Wyruszyliśmy ciemną nocą, a myśli nasze wciąż pozostawały we władaniu Uczelni prześwietnej ... "Co to będzie z tym kolokwium pojutrze? Jak tu nauczyć się na zerówkę z ...? Czemu tak mało czasu zostało do egzaminu?" ... etc. Ulokowawszy się w autokarach, zrozumieliśmy, że teraz nie to będzie ważne. Jechaliśmy na spotkanie z największym Pielgrzymem XX wieku; chcieliśmy, aby Jego słowa stały się dla nas drogowskazami; chcieliśmy pokazać, że nie wstydzimy się naszej wiary ale, że jesteśmy z niej dumni.

chusteczkami. .. Czuję się jak w teatrze, zastanawiam się, po co ta szopka. Tłum zaczyna napawać mnie lękiem. Ktoś z naszej grupy ma lornetkę, patrzę przez nią i widzę, jak Ojciec Święty ze spokojem i delikatnym uśmiechem zatrzymuje się, błogosławi i pozdrawia zgromadzonych. Zaczynam rozumieć ten entuzjazm, widocznie tak musi być. Nauka pierwsza Dziesięć wieków temu nie było innego sposobu, by wejść do Euroopy, jak tylko przez Chrystusa i jego Ewangelię. "Zjazd Gnieźnieński , tworzył dla Polski drogę ku jedności z rodziną państw Europy. Swięty Wojciech jest wielkim patronem jednoczącego się wówczas w imię , Chrystusa naszego kontynentu. Swięty Męczennik tak swoim życiem, jak i swoją śmiercią kładzie podwaliny pod europejską tożsamość i jedność." Dziś dla wielu polityków Kościół to niepotrzebna organizacja, a religia to niewygodny anachronizm. , Na Mszę u grobu Sw. Wojciecha przybyli prezydenci Polski , Czech, Litwy, Niemiec, Słowacji, Ukrainy, Węgier. Prasa szumnie nazwała to spotkanie Drugim Zjazdem Gnieźnieńskim . Na tym spotkaniu najważniejsza była jednak nie polityka, lecz wiara. Kultura Europy jest kulturą na wskroś chrześcijańską, u jej podstaw leży nauka o Chrystusie i miłości bliźniego głoszona przez św. Benedykta, świętych Cyryla i Metodego i całą rzeszę misjonarzy, wśród których był i św. Wojciech. "Tą Dobrą Nowiną- Ewangelią żyli w Europie przez kolejne stulecia aż po dzień dzisiejszy nasi bracia i siostry. Powtarzały ją mury kościołów, opactw, szpitali i uniwersytetów" (czy na naszej Uczelni prześwietnej pewne nakazy Ewangelii nie uległy czasem zapomnieniu?). "Głosiły ją foliały, rzeźby i obrazy, obwieszczały strofy poezji i dzieła kompozytorów. Na Ewangelii kładziono podwaliny duchowej jedności Europy." Dziś w modzie jest krytykować Kościół, nakazy Ewangelii uważać za niewygodne, a naukę moralną za nieprzystającą do rzeczywistości i bezs ensowną.

ciąg

dalszy na stronie 6

Akademicki Apel...

Gniezno po nocy spędzonej w Godzina 5:00. Budzimy się nieco połamani , autokarze, kiedy to każdy udawał, że śpi. Spiewamy wspólnie Godzinki, aby podziękować Maryi za cud kolejnego dnia i przygotować się do nieJ.wyklego spotkania, które dziś nastąpi. Za oknami ciągną tłumy pielgrzymów; idą robotnicy z Ursusa, niosąc flagi i transparenty z napisem .,Solidarność", idzie siostra zakonna z grupką uśmiechniętych i rozśpie­ wanych dzieciaków, idą starsi ludzie z krzesełkami pod pachą, widać lransparenty z nazwami najróżniejszych miast Polski. Wychodzimy też i my - stanowimy "silną ekipę" (przyjechaliśmy pięcioma autokarami). Jest rześki chłodek, ale zapowiada się ładna pogoda. Rozwijamy transparent (który możecie zobaczyć na zdjęciu) i szparko ruszamy w stronę Placu Celebry. Im bliżej Katedry, tym bardziej tłoczno . "Aktyw" stowarzyszeniowy dostał miejsca w pierwszym sektorze, ołtarz wydaje się hyć bardzo blisko. Na miejscach jesteśmy o 6:30. Msza ma się zacząć dopiero o l 0:00. Czekamy więc, jemy śniadanko (piknik ze świętym Wojciechem w tle), konwersujemy na inteligentne tematy, jak na studentów renomowanych uczelni przystało , niektórzy drzemią. Wokoło jest bardzo gwarno: z prawej strony słychać orkiestrę wojskową, z lewej rhór, z tyłu dolatują dźwięki tamburyna i gitary. Atmosfera napięta; podobno Papież już przyleciał, podobno wchodzi właśnie do Katedry ... /,a c:Qwilę słychać z głośników Jego głos, jak modli się u grobu Swiętego W ojciecha Męczennika. Gdy wreszcie pojawia się przy '•łtarzu, ludzie zaczynają klaskać, śpiewają "Sto lat", krzyczą, machają

c. d.

Prymas przeprowadził pierwszą parę młodzieży przez bramę. Następnie przez ponad godzinę Ci, którzy świadomie dokonali wyboru pójścia za Chrystusem, przechodzili przez bramę żegnając się wodą z Jeziora Lednickiego. Wychodzący z bramy szli naprzeciw ogromnemu snopowi światła symbolizującemu Chrystusa, ku któremu zmierza ludzkość . Około godziny 00:30 za relikwiami Świętego Wojciecha ruszyła pielgrzymka do Gniezna, dokąd dotarliśmy bladym świtem- choć zmę­ czeni, to pełni nadziei i wiary, bo jak mówią słowa jednej z pieśni lednickich: "Jezus Chrystus jest odnowieniem wszystkiego, Jezus Chrystus jedyny Zbawiciel świata, Wczoraj i dziś i na wieki". Alicja Wszeborowska Przemówienie J ana Pawła II do młodzieży uczestniczącej w Apelu III Tysiąclecia nad Lednicą Drodzy młodzi przyjacielel Wszystkich was obejmuję sercem i pozdrawiam. Stoicie na Polach Lednickich, jakby u źródeł chrześcielnych Polski. Pragniecie wziąć w swe ręce całą spuściznę chrześcijańskiej tradycji Ojców, by nieść ją w Trzecie Tysiąclecie. W symbolicznym geście przejdziecie przez bramę w kształcie ryby, pamiętając o słowach Chrystusa: "Ja J.estem bramą, jeżeli ktoś wejdzie przeze mnie, będzie zbawiony". Nie lękajcie się iść w przyszłość przez bramę, którą jest Chrystus. Wierzycie Jego słowom. Wierzycie Jego miłości. W Nim jest nasze zbawienie. Zanieście przyszłym pokoleniom świadectwo wiary, nadziei i miłości. Bądźcie wytrwali. Nie wystarczy przekroczyć próg, trzeba iść w głąb. Chrystus jest Bramą, ale jest też Drogą. Drogą, Prawdą i Życiem. Idźcie wiernie drogą Chrystusa w nowe czasy. Jezus Chrystus wczoraj, dziś i na wieki. , Z serca Wam błogosławię. W Imię Ojca i Syna i Ducha Swiętego. Amen.


Studentów peregrynacja... c.d. Ci wszyscy ludzie zgromadzeni u stóp Gnieźnieńskiej Katedry może nie są wcale tacy święci i doskonali; ale przybyli tu z różnych stron nie tylko, aby klaskać, ale także, aby słuchać. Do nich Papież mówi: "W imię poszanowania praw człowieka, w imię wolności, równości, braterstwa i solidarności, w imię międzyludzkiej solidamości i miłości, wołam: nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa." Gdy Ojciec Święty mówi, czujemy się silni i wierzymy, że idąc za Jego słowami uda nam się przygotować "nową wiosnę Kościoła".

grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwyc iQłlł w•• tuttł złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie . Chrystus w v' \\ .. ttt Piotra z lęku, który zawładnął jego duszą na wzburzony ut ,..... ~tł Chrystus i nam pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile w ~.yc au . t• ·łtt lł z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc. Mocrut wlttttt , f której rodzi się bezgraniczna nadzieja, cnota tak bardzo dzi ~ putll• ' '•tt•~ uwalnia człowieka od lęku i daje siłę duchową do przetrwania w tu ~~~• kich burz życiowych. Nie lękajcie się Chrystusa! Zaufajci~ Mu •IH końca!"

Ojciec Święty porównuje jezioro do współczesnego świutn tt•' hłlt go bezładu i zagrożeń -jest to jednak także miejsce codzicnnd l" tU ·\' _ codziennego wysiłku. Nie możemy popaść w materializm i ohnl•: tuułf\ duchową. Człowiek nie może stać się niewolnikiem rzeczy, nmu~t: tttuł ci, łatwych sukcesów (uważajmy szczególnie w naszej Szkolt· . w•ł1łt trwa ciągły wyścig o średnią, pieniądze, lepszą ofertę pracy ... ). umieć używać wolności. "Nie dajcie się zniewolić i skusić pscutlowtu tościaroi czy półprawdami!" - woła Papież. Wysyła młodych, ( h1 ""' większy Apostoł, aby świadczyli o Chrystusie, aby ewangclłluwttłł świat, aby stali się apostołami Miłości. "Bądźcie w tym świecie Ie lami wiary i nadziei~. BJidujcie i uma~ni~j~i~ na pols~iej ~i.~mi w tiu mach, szkołach, na uczelniach- cywilizację Miłości. Liczę na was !" Wśród licznych komentatorów papieskiej pielgrzymki, wielu ltvlu takich, którzy uznali naukę poznańską za lekcję historii. Należy putułtt tać krzywdy wyrządzone narodowi polskiemu w latach komuniz""' 1 uh• tylko ubolewać nad okresem minionym, ale i nie dopuści ć, hy .. h, powtórzył. To obecna młodzież weźmie na siebie odpowiedzialuoru· 11 losy Polski w trzecim milenium. Warto, aby ta młodzież - zanin1 lufłuh• się polityką- zrobiła porządek w swoim życiu. Do tej młodzi eży 111 '~ był Ojciec Święty, przybyłjako nauczyciel wiary, nadziei i miłości . Powrót Droga minęła spokojnie. W autokarach wszyscy spaliśmy zut~' ~~ ni. Zanim wziął nas w swe objęcia Morfeusz, jeszcze raz zastanawtnll• my się nad słowami Papieża, modliliśmy się do Boga o odwagę, nuutwl liśmy się najbliższymi kolokwiami i egzaminami ...

'l''"''''

'"",h

Poznań

Po Mszy Świętej szybko opuszczamy Gniezno przepychając się przez tłumy wiernych. \"Ą/ładze miasta przygoto,vały dla pielgrzymów swego rodzaju tor przeszkód: aby wydostać się z Placu Celebry, należa­ ło przej ść przez wysokie ogrodzenie zakończone osttymi prętami; jedni uznali to za dobrą ginmastykę, inni wręcz przeciwnie. W końcu udaje nam się dotrzeć do autokarów. Ruszamy w stronę Poznania.

Zrzeszenie Studentów Polskich

z megafonóvv piosenki i modlitwy. Wszędzie kręcą się harcerze. Przemierzywszy w dzikim galopie chyba pół Poznania, docieramy do naszego sektora. Wszystko jest świetnie zorganizowane. Do przyjazdu Papieża pozostały dwie godziny, ale wśród zgromadzonych panuje nastrój radosnego meetingu. Czas oczekiwania nie dłu­ ży się ani trochę; śpiewamy krótki hymn spotkania, wiele razy powtarzamy hasło zaczerpnięte z Listu Św. Pawła do Rzymian: "Przez moc Ducha Świętego bogaci w nadzieję". Nawet jeśli ktoś przyjechał tu niepewny swej wiary, z pewnością powróci umocniony nadzieją. W

mieście słychać

Nauka druga Papież mówi o odwadze. Czytana Ewangelia opowiada o entuzjazmie i lęku Piotra: już szedł po wodzie ku Jezusowi, ale zwątpił i zaczął tonąć. "Wiara w Chrystusa i nadzieja, pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co jest w nim słabe i

" Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co "''''" ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd d'lt''" ' Alboż kto wie, dokąd dąży? Co mówili? Pan nic, Kubuś zaś ... " Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego/'"'' " Jak się spotkali? Przez przypadek- jak wszyscy. Razem pojechali na "zerówkę", zaz~hU y im się ·lektoraty, wykłady, ćwiczenia, ścieżki studiów. Razem ztu.~ ~.tłU grać w "MAFIĘ". Jak się zwali? Na co Wam ta wiadomość? Byli po prostu małą kilkunastoosohuwtt grupą ludzi, których los zetknął na jednym roku studiów. Skąd przybywali? Z różnych stron . Ze Szczecina, z Bielska-Białej , z Gdańsku, l Przemyśla, z Kielc (tych chyba, obok Warszawki, było najwięcej)- .J« •l nym słowem z najrozmaitszych zakątków Polski. Dokąd dążyli?

Albo lepiej: Co chcieli robić? Spotykać się, imprezować, organizowtu\ wyjazdy, szkolenia, seminaria- jednym słowem DOBRZE SIĘ BA WIC'', Co mówili? Że chcą być razem. Razem działać i robić coś więcej, niż przewidt,lłł standardowa rozpiska studiów... Czego chcą? Żeby ktoś, kto czuje się samotny na tej Uczelni, a ma ochotę robić t•uA ciekawego (do każdego wyjazdu potrzebne są Zapał, Sponsorzy ł Pomysły), wpadł czasem na przerwie do pokoju 61c3 (to ta kancin1111 koło kiosku). Może powiedzieć "Cześć", usiąść i poprzyglądać sic;, ut robią i co organizują inni. A za dwa, trzy miesiące może to inni ru •wł będą się już przyglądać temu, co organizujesz Ty ... Czekamy na C'i('h/; l


l rzeszenie Studentów Polskich

Zrzeszenie Studentów Polskich

l t' s Fintastic!

Let's go Poland w tydzień.

czyli Finish student way of life.

Seminaria z cyklu "International Week" organizowane przez ZSP mają następującą formułę: raz w roku Polacy goszczą 20-30 osób z całej Europy (+Japonia). W ciągu całego roku zaś studenci naszej Uczelni mają szansę wyjechać na kilka IW w Europie. W trakcie seminarium studenci mają okazję do zapoznania się z gospodarką, kulturą, obyczajami i charakterystycznymi cechami krajów uczestniczących w wymianie. W dniach 19-27 IV 1997 roku ZSP po raz czwarty zorganizowało IW w Warszawie. Jego tytuł brzmiał: "Let's go Poland- Tourism as a part of the economic activity ". Celem seminarium było przedstawienie dynamicznie rozwijającego się rynku usług turystycznych. W ramach programu naukowego goście wysłuchali kilku wykładów, odbyło się kilka prezentacji - na szczególną uwagę zasługiwały naprawdę profesjonalnie przeprowadzone prezentacje ORBISU i Banku Gdańskiego . Program kulturalny zaś obejmował, obok codziennych imprez integracyjnych i " długich europejczyków rozmów", 3-dniową wycieczkę po Pomorzu (Malbork, Trójmiasto). Seminarzyści chyba byli zadowoleni ... Mówili, że 'Polska to dziwny kraj - cokolwiek to by miało znaczyć ... Cóż nam pozostało? Kilka nowych znajomości, parę maili, trochę zdjęć i dużo, dużo wspomnień...

Wojsko hńscy studenci nie mają lekko. Szczególnie panowie. Rok w wojsku trzeba odsłużyć. Nie ma bata. Albo przed studiami (około 1/3 tak robi), ulbo po studiach. Co by wojsko nie zabiło wiedzy, chęci do nauki i dal'1z:ego studiowania, można zdać na sudia, wziąć roczną dziekankę, ud służyć swoje i. .. być pewnym, że jest, do czego wrócić. ('bata leżeli nie mieszkasz w miejscu, gdzie studiujesz, państwo zwraca Ci o koło 2/3 opłaty za wynajęcie mieszkania. Fińscy studenci z reguły wynajmują mieszkania na peryferiach miasta, gdzie czynsz porafi być nawet 3 razy mniejszy niż w Centrum. l• iwo Pół litra to numer 3 albo numer 4. Mówiąc cyfrę w pubie, zamawiasz 1cdnocześnie piwo. Numer 3 jest normalne, a numer 4 mocne (powyżej 'i %). Numery l i 2 oznaczają odpowiednio: małe zwykłe i małe mocne (0,33 l). Generalnie, nawet mrukliwy pracownik tartaku może zamówić duże mocne. Organizacje studenckie KY są to organizacje zrzeszające studentów szkół ekonomicznych. Wstępuj ąc do Helsinki School of Economics, automatycznie stajesz się członkiem tej organizacji. Co daje przynależność? Możliwość uczestniczenia w wymianach międzynarodowych, praktykach zawodowych. Organizacja ta posiada własny akademik, ośrodek wypoczynkowy i sporą siedzibę w centrum miasta. Trzy czy cztery razy do roku organizowane są "sitsi-party". Wszyscy członkowie danej organizacji ubierają sie w "overa/le" - specjalny strój roboczy przypominający jednoczęś­ ciowy drelich roboczy, obwieszony znaczkami i plakietkami. Każdy klub studencki posiada inny kolor "overalla ". W czasie party alkohol leje się gęsto i generalnie nie ma co mówić: it's fmtastic. Uczestnik

Wyjazd 20-osobowej grupy studenów SGH do Finlandii odbył się w ramach programu EURO-TOUR organizowanego przez Zrzeszenie Studentów Polskich.

Witajcie!

AIESEc .· . ~' . fA

W ostatnim numerze MAGLA nie ukazała się żadna wzmianka o naszej organizacji, co nie oznacza jednak, że przestaliśmy istnieć . Jako, że przez ostatni miesiąc nie wydarzyło się n~c, ten artykuł pozbawiony będzie jakichkolwiek statystyk i opisów seminariów czy konferencji. Ważną sprawą, o której koniecznie trzeba wspomnieć, jest informacja o tym, że 15 maja 1997 roku, ukonstytuowała się nowa Rada Wykonawcza naszego Komitetu Lokalnego z prezydentem Łukaszem Dobrowolskim na czele. Mając świadomość, że ten numer MAGLA trafi do wszystkich nowych studentów SGH, chcielibyśmy przybliżyć nieco ideę naszej organizacji tym, którzy nie są zbytnio zorientowani, kim my właściwie 1 esteśmy.

Na wstępie naszej krótkiej prezentacji postaramy się, w sposób jak najbardziej nieskomplikowany rozszyfrować nazwę naszej organizacji. Otóż AIESEC (czytaj : ajsek) to w oryginalnym brzmieniu Association lntemationalle des Etudiants en Sciences Economiques et Commercialles, co w tłumaczeniu na język polski znaczy tyle co Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Nauk Ekonomicznych i Handlowych. Głów­ nymi cechami naszej organizacji są międzynarodowy i edukacyjny charakter i niedochodowość . Jak wynika z sondażu tygodnika WPROST, nasza Uczelnia zajmuje od kilku lat pierwsze miejsce w rankingu wyższych szkół ekonomicznych. Dlatego też poczuliśmy się zobowiązani do tego, aby nasz Korni-

Zrzeszenie Studentów Polskich zaprasza na

''

, ZEROWKĘ''

Miejsce: Święty Krzyż w Górach Świętokrzyskich Termin: 1.09-11.09.97 Included in price: Przejazd autokarem, noclegi i wyżywienie w profesjonalnym ośrodku wypoczynkowym, rajdy imprezy, ogniska, MAFIA. Cena: tylko 279 PLN Wpłaty: Rada Uczelniana ZSP SGH PKO BP XV 0/WA-WA NR 102011156-4356-270-1-111 INFO: VII-(0-22) 621-43-17: VIII-jo (0-22) 49-54-71 Czekamy na Ciebiel/l RU ZSP - pok. 61 c 3, teł. 49-54-71 tet Lokalny nie ustępował żadnemu innemu. O tym, że nasze starania zostały docenione, świadczą liczne nagrody, które w ostatnich latach zostały nam przyznane. A teraz krótko o tym, czym się właściwie zajmujemy. Otóż przez osiem miesięcy (od października do maja), w ramach poszerzania horyzontów myślowych i kwaliflkacji osób związanych z naszym Stowarzyszeniem, organizujemy seminaria naukowe, konferencje oraz realizujemy inne projekty. Oprócz tego wyjeżdżamy na różnego rodzaju spotkania organizowane przez Komitety Lokalne istniejące na innych uczelniach Polski, a także Europy i Świata. No i oczywiście integrujemy się na naprawdę odjazdowych imprezach, których w ciągu roku akademickiego nie brakuje. A jak do nas trafić? Jest to prostsze niż większości z Was się wydaje. Wbrew opiniom, jakie można od czasu do czasu o nas usłyszeć , nie jesteśmy ani snobistyczni, ani "hermetyczni" . Dla wszystkich, którzy mieliby ochotę poczuć AIESECowski (czytaj: ajsekowski) klimat, mamy niepowtarzalną (przynajmniej przez najbliższy rok) ofertę. To wyjazd na Obóz Adaptacyjny, który odbędzie się między 27 sierpnia i 3 września w Białobrzegach nad Zalewem Zegrzyńskim. Oprócz odjazdowych ludzi znajdziecie tam dobrą zabawę, tanie piwko i wiele innych atrakcji. Jeżeli jesteście zainteresowani - dzwońcie pod numer telefonu (0-22) 49-12-51 wewnętrzny 780 lub 781 i pytajcie o ADAPCIAK. Na pewno jakaś życzliwa osoba udzieli Wam wszystkich niezbędnych informacji. Aha, radzę się pospieszyć- liczba miejsc ograniczona! Do zobaczenia. Z AIESECowskim pozdrowieniem. Maciek Górski


magiel@sgh.waw. p l

Z

działalności

Programu lAW

Program Inicjatywa Akademicka Wschód zainicjowany został - jak wiadomo - kilka lat temu, jako wkład Szkoły Głównej Handlowej, a zwłaszcza Kolegium Gospodarki Swiatowej w dzieło pomocy edukacyjnej dla Rodaków na Wschodzie i promocji kultury i nauki polskiej tak wobec Polaków, jak i osób innych narodowości. Jednym z głównych odbiorców naszej pomocy (acz nie jedynym) okazał się Uniwersytet Polski w Wilnie. Instytucja to interesująca, ale też wielce skądinąd kontrowersyjna. Jak wiadomo, około 1990 roku pojawiła się w Wilnie idea stworzenia (a raczej odtworzenia) przedwojennego Uniwersytetu Stefana Batorego - uczelni z polskim językiem wykładowym przeznaczonej przede wszystkim dla kształcenia młodego pokolenia polskiej mniejszości. Polityka władz litewskich była tutaj jednak - i jest w dalszym ciągu dość nieufna. Podważano potrzebę i sensowność powoływania uczelni dla mniejszości narodowych. Powoływano się z jednej strony na potrzebę wspierania przede wszystkim istniejących już oraz nowo powstałych litewskich uczelni państwowych, ograniczoność środków, wreszcie na bezsensowność zakładania placówek edukacyjnych specjalizujących się w kształceniu mniejszości narodowych. Dodatkowym, wielokrotnie podkreślanym argumentem, okazał się wreszcie brak polskich kadr naukowych na Litwie. Stworzenie nowej uczelni (Uniwersytetu Polskiego w Wilnie) stało się natomiast jednym z głównych zadań Stowarzyszenia Naukowców-Polaków Litwy kierowanego przez Prof. Romualda Brazisa. W oparciu o to Stowarzyszenie powstał komitet założycielski UPW oraz zainicjowano w bardzo trudnych warunkach działalność edukacyjną. Poważnym źródłem inspiracji był przy tym status szwedzkiej mniejszości w Finlandii i fakt posiadania przez nią swoich uczelni. Wydaje się, że źródłem trudności okazała się zbyt ambitna i przekraczająca możliwości lokalne oraz możliwą pomoc płynącą z Polski skala i koncepcja przedsięwzięcia. Postanowiono bowiem stworzyć uczelnię wiełowydziałową o różnorodnych kierunkach nauczania. Była to koncepcja błędna i stała się jedną z przyczyn obserwowanego obecnie głę­ bokiego kryzysu idei UPW. Pornoc ze strony Szkoły Głównej Handlowej miała charakter dość staranie przemyślany i metodyczny. Liczni wykładowcy naszej uczelni dojeżdżali i dojeżdżają z wykładami do Wilna. Studenci po ukończeniu piątego semestru przenoszeni są natomiast do Warszawy i podejmują studia w SGH uzyskując stypendium MEN. Kończą je z dyplomem magistra ekonomii. Jednocześnie SGH podjęła się pomocy w kształceniu kadr miejscowych oraz zaopatruje UPW w pomoce naukowe (podręcz­ niki, zakup komputerów). Od dłuższego czasu nie widać niestety żadnego postępu, jeśli chodzi o perspektywę legalizacji i rejestracji uczelni polskiej w Wilnie. Marne są więc widoki na to, aby udało się zrealizować ideę utworzenia w Wilnie prawdziwego Uniwersytetu Polskiego. Doszło do tego, że - o ile nie uda się osiągnąć widocznego przełomu - SGH wycofa się z kontynuacji współpracy w dotychczasowej postaci. Już bowiem w tym roku nie firmowaliśmy naboru na nowy pierwszy rok studiów. Zrealizujemy jednak nasze zobowiązania w stosunku do aktualnych studentów kształcących się w Wilnie oraz - co oczywiste - w stosunku do studentów uczących się w murach SGH w Warszawie. Przyczyny kryzysu idei polskiej uczelni w Wilnie są różne. Złożyły się na niego co najmniej trzy grupy czynników: niechęć władz litewskich, rezerwa i brak jednoznacznej koncepcji strategicznej po stronie władz polskich oraz nadmierne ambicje, konflikty i nierealistyczne koncepcje l

dominujące

w

środowiski mniejszości

polskiej na Litwie. Nie można wykluczać jednak uznania przez władze litewskie uczelni o "mniej ambitnej" nazwie lub też ośrodka o charakterze międzynarodo­ wym lub polsko-litewskim. Z nieoficjalnych enuncjacji i rozmów wiadomo, że tego rodzaju rozwiązanie mogłoby mieć w obecnej chwili pewne szanse powodzenia. ·Dostrzegając pogłębiający się impas, SGH wystąpiła z koncepcją powołania w oparciu o UPW szkoły biznesu. Wydaje się bowiem, że kształ­ cenie ekonomiczne przyniosło jak na razie najlepsze i najbardziej obiecujące efekty w porównaniu z pozostałymi kierunkami. Idea ta wywoła­ ła nawet spore zainteresowanie tak w Polsce, jak i na Litwie, niestety kierownictwo UPW w Wilnie odniosło się do niej nieufnie i dość "schizofrenicznie" - z jednej strony uzyskała ona poparcie w ramach Stowarzyszenia Naukowców-Polaków Litwy, z drugiej jednak spotkała s ię z votum separatum Rektora Brazisa. W efekcie od dłuższego ju ż czasu sprawa pozostaje w stanie zawieszenia... Dodatkowym źródłem tntdnoś­ ci uczelni w Wilnie stała się niedawna kradzież w iększości sprzętu komputerowego. Czy idea Uniwersytetu Polskiego w Wilnie ma wi ęc realną szansę przetrwania oraz sensowną alternatywę? Trudno j est to jednoznacznie rozstrzygnąć. Wydaje mi się, że uczelnia tego rodzaju jest potrzebna, aczkolwiek wybrano nie najlepszą formułę wyraźnie kontrowersyjn ą politycznie oraz trudną merytorycznie (chociażby ze względu na szczupłość miejscowych kadr i środków. Ciągle trudno rozstrzygnąć , czy uda się doprowadzić do powołania wspomnianej szkoły ekonomicznej. Pewne nadzieje wiążą niektórzy natomiast z wysuwaną co pewien czas ideą Kolegium Polskiego przy Uniwersytecie Wileńskim. Dużo zależy tu jednak tak od sensownej koncepcji tego rodzaju oś ro dka, jak i od woli politycznej zaangażowanyc h stron. Spore nadziej e budzi osoba nowego ambasadora RP w Wilnie, Pani Eufe mii Teichtnann - profesora SGH, osoby przez wiele lat zaangażowanej w pomoc eduk acyjną dla Litwy i Polaków tam żyjących. Dodajmy, że współauto rc n1 koncepcji międzynarodowego kolegium przy Uniwersytecie Wilcń sk in1 jest m.in. obecny Dziekan Kolegium Gospodarki Światowej i Przewodniczą­ cy Społecznej Rady Programu lA W, Prof. Adam Budnikowski. Tymczasem kontynuujemy pracę rozpoczętą ze studentami po lskiego pochodzenia. Część z nich studiuje jeszcze w Wilnie pod oki c1n Jniejscowych kadr i wykładowców dojeżdżających z Warszawy. Wi <;kszość jednak kształci się już w Warszawie, w SGH. Łączni e ud a na m si ę prawdopodobnie wypromować ponad 50 absolwentów, którzy przeszli bądź przejdą przez studia realizowane częściowo w Wilnie, a cz<;śc iowo w Warszawie. Dodajmy, że zależy nam na tym, aby studenci ci po uzyskaniu dyplomu wrócili do Wilna i zasilili tam kadry polskiej inte ligencji i sfer nowoczesnego biznesu. Służy temu system praktyk reali zo wanych w przed siębiorstwach polskich i międzynarodowyc h , zwłaszcza tych, które zainteresowane są wejściem na rynek litewski i zakłada n i cm tam swoich filii. Ludzie ci stają się w tym momencie potencjalnie najlepszymi partnerami dla tego rodzaju przedsiębiorstw. Nawet gdyby miało dojść do zakończen ia tej formy dz i ałalno śc i, SGH i Program IAW nie zamierzają wycofać się z aktywnej pomocy edukacyjnej dla regionu. SGH w dalszym ciągu przyjmować bQdzic studentów polskiego pochodzenia - stypendystów M EN. N ie wiadomo natomiast wciąż, czy uda się utrzymać dotychczasową formę kształccn ia w oparciu o UPW, zwłaszcza zaś , czy uda się powołać w Wilnie polsk11 litewsko-polską lub międzynarodową (ale z silnym wątkiem polskin1) uczelnię zawodową kształcącą kadry mened żerski e . Altern atywą Sił kursy zawodowe i studia podyplomowe realizowane we współpracy zo Stowarzyszeniem Naukowców Polaków Litwy, Instytutem Polskinl 1 placówkami litewskimi. Takie kursy, szkolenia i seminaria odbywały siq już zresztą do tej pory, cieszyły się zawsze dużym zainteresowanien1 ł odnosiły duży sukces. Nie bez znaczenia są też reali zowane wspó ln ~ badania. Niektóre spośród wspomnianych przedsięwzi ęć nie ogranicza ł y się tylko do Polaków żyjących na Litwie; o b ejmują one swoit u zasięgiem także pracowników Uniwersytetu Wileński ego, Wileński c~u Uniwersytetu Technicznego, Bałtyckiej Fundacji Zarządzania oraz pa~ l nerów z Łotwy, Estonii i Białorusi . ciąg dalszy na następnej stroiiiP


Szkoła Służby

Cywilnej w SGH - co to jest•.. ?

W związku z tym, że rekrutacja do tej Szkoły odbywa się w bieżą­ cym roku akademickim po raz pierwszy, chciałbym nieco przybliżyć ją ewentualnym kandydatom. Jest to na wzór amerykański "Szkoła w Szkole", w której zajęcia będą odbywać się w trybie wieczorowym od poniedziałku do czwartku w godz. 17:10 - 20:40 w ciągu dziesięciu tygodni w semestrze. Łatwo policzyć, że w semestrze jest 13-15 tygodni, co oznacza parę tygodni bez nauki, a więc dużą możliwość dysponowa. . nta swotm czasem. Studia w Szkole Służby Cywilnej są studiami magisterskimi uzupełniającymi, co oznacza, że mogą się ubiegać o przyjęcie do niej osoby, które ukończyły studia I stopnia (studia licencjackie) w SGH lub w wyższych szkołach prywatnych na kierunkach ekonomicznych, a także osoby, które ukończyły studia magisterskie na innych uczelniach i kierunkach, np. w SGGW, na Politechnice, AWF czy ATK. Będą musiały jedynie uzupełnić przedmioty ekonomiczne. Studia w Szkole Służby Cywilnej trwają cztery semestry, po 140 godzin w każdym. Po ich zakończeniu i obronie przygotowanej w trakcie studiów pracy magisterskiej , absolwenci uzyskują dyplom SGH magistra ekonomisty oraz certyfikat ukończenia Szkoły Służby Cywilnej.

Egzamin komisyjny bez pierwszego oceniającego. ..

Dziekan w obronie interesu studentów... Na posiedzeniu Senatu Akademickiego SGH w dniu 30 kwietnia 1997 roku poruszona została sprawa związana z treścią artykułu pod tytułem "Mamy nowy regulamin studiów", którego autorem był prof. dr hab. Marek Rocki (MAC ~IEL nr 15, str. 20). Część artykułu dotyczyła egzaminów komisyjnych i właśnie ta kwestia stała się przedmiotem dyskusji na Senacie. Otóż, w swym artykule profesor Rocki napisał, iż "dopóki będzie Dziekanem, to - zgodnie z pierwotną wersją Regulaminu - poprzedni egzaminator nie będzie uczestniczył w egzaminie komisyjnym", co - według mnie -jest jak najbardziej zasadne. Inaczej jednak uważa profesor Janusz Kaliński, który stwierdził, że " deklaracja profesora Marka Rockiego nie jest zgodna z przyjętym na poprzednim posiedzeniu Senatu Regulaminem Studiów w SGH". W wyniku tej wypowiedzi wywiązała się pomiędzy obydwoma panami dyskusja. Wymianę zdań przerwała pani Rektor, wyjaśniając profesorowi Kalińskiemu, że to nikt inny, jak tylko i wyłącznie Dziekan decyduje o składzie komisji przyjmującej egzamin komisyjny. I taki też zapis istnieje w nowym Regulaminie Studiów. Wynika więc z niego, że jeżeli Dziekan tak postanowi, to poprzedni egzaminator nie znajdzie się w składzie komisji. I prawdę mówiąc, nie widzę jakichkolwiek sensownych przesłanek ku temu, aby się tam znalazł. Nawet bowiem nieomylny egzaminator jest tylko człowiekiem i miewa swoje humory, a także dobre czy złe dni. Nie podlega więc wątpliwości fakt, że z pewnych przyczyn (nie wnikajmy, z jakich) może negatywnie ustosunkować się do danego studenta i po prostu nie chcieć go "przepuścić". W tej sytuacji jak najbardziej wskazane jest, aby w egzaminie komisyjnym, który jest ostatnią szansą

Nie będzie zniżki... W poprzednim numerze, w artykule

zatytułowanym

"Dlaczego 1900?" jego autor podał nieoficjalną informację, iż studenci zaoczni, którzy zapłacą w terminie całość czesnego (czyli 1900 pln), otrzymają 1O% zniżkę, zapłacą więc o 190 pln mniej. Informacja podana została w momencie, gdy Władze Uczelni jeszcze rozważały taką możliwość. Obecnie wiadomo już (po rozmowie z Prorektorem ds. Zarządzania), że takiej zniżki w czesnym na pewno nie będzie. A szkoda...

Studia w Szkole Służby Cywilnej są wymarzone dla osób pragną­ cych zdobyć wykształcenie ekonomiczne, ale mających skłonności humanistyczne, interesujących się życiem publicznym, polityką i zainteresowanych podjęciem pracy w administracji centralnej, wojewódzkiej i lokalnej, a w przyszłości w organach samorządu powiatowego i urzę­ dach tego szczebla. Studia w Szkole Służby Cywilnej obejmują przedmioty ogólne: Filozofia, Nauka o państwie, przedmioty ogólne ekonomiczne: Finanse publiczne, Polityka gospodarcza, przedmioty specjalistyczne ekonomiczne: Finanse lokalne, Zarządzanie w sektorze publicznym, przedmioty specjalistyczne prawno-polityczne: Prawo administracyjne, Porównania systemów politycznych, Prawo gospodarcze oraz przedmioty uzupełniające do wyboru przez studentów. Taki dobór pozwala na zdobycie wszechstronnej wiedzy i uwzględnienie zainteresowań każde­ go z Was. Studia w Szkole Służby Cywilnej są odpłatne. Czesne ustalone przez JM Rektora SGH na semestr zimowy roku akademickiego 1997/98 wynosi 2100 zł. Wszelkich informacji na temat Szkoły można zas ięgnąć pod teł. 492786 lub osobiście w Biurze Kolegium Ekonomiczno-Społecznego SGH, 02-520 Warszawa, ul. Wiśniowa 41. Studia w Szkole Służby Cywilnej mogą być początkiem ciekawej kariery, zastanów się! dr hab. J.Osińsld Pernornocnik dis Szkoły studenta na zdanie konkretnego przedmiotu, nie uczestniczył właśnie ten wykładowca. W przeciwnym wypadku mógłby on zadawać zdającemu "tendencyjne" lub zbyt trudne pytania, a nawet próbować wpłynąć na ocenę postawioną przez drugiego egzaminatora. Wydaje mi się, że egzamin komisyjny z założenia ma w obiektywny sposób sprawdzać rzec~ywistą wiedzę studenta i dać mu realną szansę na otrzymanie zaliczenia. W świetle powyższego nie znajduję najnmiejszego nawet powodu, dla którego można byłoby upierać się przy zapisie pozwalającym pierszemu egzaminatorowi uczestniczyć w egzaminie komisyjnym. Sądzę jednocześnie, że profesor Rocki jako Dziekan Studium Dyplomowego najlepiej orientuje się w tym, jak powinny przebiegać egzaminy, takie jak "komis", aby z jednej strony nie dawały one szansy zupełnym leserom, zaś z drugiej nie krzywdziły słabszych studentów. Wydaje mi się, że opcja przedstawiona w artykule Dziekana jak najbardziej broni praw studenckich. (j.p.)

z działalności.. ~

c.d.

Liczę

na to, że w murach SGH pojawią się wkrótce studenci z uczelni litewskich i innych krajów regionu, którzy razem z kolegami polskimi i z innych państw europejskich spędzą semestr na naszej Uczelni w ramach programu międzynarodowej wymiany studenckiej - podobnie, jak ma to miejsce w przypadku programu CEMS. W tym miejscu należą się wyrazy najwyższego uznania wobec tych wszystkich pracowników i przedstawicieli władz SGH, których postawa umożliwiła wykształcenie sporej grupy studentów. Mam na myśli wszystkich zaangażowanych w sprawę, zwłaszcza zaś tych pracowników naszej Uczelni, którzy szczególnie dużo czasu i wysiłku zainwestowali. Wspomnieć tu należy zwłaszcza aktywność i zaangażowanie Prof. l. Nykowskiego, Prof. A. Luszniewicza, Prof. K. Białeckiego, dr Z. Matkowskiego, Prof. L. Gilejko i wielu innych osób. Wszystkim im nalezą się podziękowania i wyrazy najwyższego uznania. Apelujemy jednocześnie do wszystkich środowisk akademickich SGH o dalszą współpracę i zainteresowanie problemem, współpracę w realizacji kolejnych inicjatyw oraz zainteresowanie współpracą z krajami bałtyckimi oraz losami polskiej mniejszości na Wschodzie i studentów z Wilna (a będzie ich w przyszłym roku akademickim w SGH całkiem spora grupa). Wszystkich zainteresowanych proszę o kontakt i pomoc. dr Tomasz Dołęgowski, KGŚ, e-mail:tdoleg@sgh.waw.pl


Panie Profesorze... !? (IV) W poprzednich odcinkach tego cyklu ("MAGIEL" nr 13 ,14 i 16) pisałem o stopniach naukowych, jakie posiadają nauczyciele akademiccy, o stanowiskach, na jakich są zatrudniani i o tak zwanym pensum, czyli o sposobie obliczania ilości nauczycielskiej pracy. Pretekstem dla tego cyklu jest to, że "profesor" profesorowi nie musi być równy. Jak się okazuje, czasami i "student" studentowi nie musi być równy. Jest tak w systemie zwanym "algorytmem", czyli w zasadach podziału dotacji budżetowej pomiędzy uczelnie wyższe podległe MEN. Ten odcinek poświęcony jest właśnie "algorytmowi". Jego znajomość nie jest powszechna i prowadzi to niestety często do nieporozumień i niesłusznych zarzutów stawianych władzom uczelni (np. w poprzednim numerze "MAGLA" w artykule Marcina Kwiatosza). Skąd biorą się pieniądze służące wszelkiej działalności związanej z kształceniem studentów, rozwojem kadr naukowych oraz utrzymaniem uczelni? Podstawą określenia kwoty, jaką otrzymuje każda z uczelni wyższych podległych MEN, jest oczywiście kwota, jaką uda się Ministrowi wywalczyć w budżecie na dany rok. N astępnie kwota ta jest dzielona pomiędzy uczelnie przy pomocy "algorytmu". Udział każdej z uczelni w podziale wynika - ale nie wprost - z ilości studentów, ilości nauczycieli i kwoty, jaką uczelnia otrzymała w roku poprzednim. Aby określić przykładowo udział SGH w kwocie przewidzianej dla uczelni wyższych, brany jest pod uwagę udział studentów SGH w ilości studentów ogółem i udział pracowników dydaktycznych SGH w ilości nauczycieli ogółem. "Ogółem" oznacza w obu przypadkach ilości w uczelniach Ministerstwa Edukacji Narodowej . Zarówno studenci, jak i pracownicy liczeni są przy tym "z wagami". I tak asystenci brani są z wagą zerową, co- inaczej mówiąc- oznacza, że nie są brani pod uwagę. Nauczyciele posiadający stopień doktora liczeni są zgodnie z liczbą zatrudnionych (czyli mają wagę równą jedności). Doktorzy habilitowani mnożeni są przez 1.5 , a profesorowie tytularni przez 2. Oznacza to, że "nie opłacalne" jest posiadanie dużej liczby asystentów! Jeszcze bardziej skomplikowane jest obliczanie liczby studentów. Studenci dzienni liczeni są "normalnie", ale studenci zaoczni i wieczorowi mają wagę 0.3 (inaczej mówiąc każdy dzienny to 3 i 1/3 studenta

Sprzedam miejsce... Rozpoczęła się już

czerwcowa "wyprzedaż" miejsc w akademikach. Na tablicach ogłosze­ niowych wszystkich domów studenta aż roi się od ogłoszeń treści: "Kupię miejsce", "Kupię miejsce żeńskie", "Kupię miejsce męskie", brak jest jednak wywieszek "Sprzedam miejsce", co wcale nie świadczy o tym, że podaż tego "towaru" jest zerowa. Nie od dziś wiadomo przecież, że część osób stara się o miejsce w jednym z domów studenta SGH tylko po to, aby następnie je sprzedać za 700 czy l 000 zł jakiejś zdesperowanej osobie, często nawet nie studentowi SGH. Tym razem jednak - jak zapowiada Komisja ds. Akademików Samorządu Studentów -proceder ten będzie "ściga-

zaocznego). Uczestnicy studiów doktoranckich mnożeni są za to przez pięć! Oznacza to, że opłacałoby się na przykład dawać wszystkim studentom magisterium zaraz po pierwszym roku, a potem zapisywać i ch na studia doktoranckie. Dodatkowo, liczba studentów przeliczeniowych mnożona jest przez "współczynnik kosztowy", różny dla różnych kierunków studi ów . Najniższą wagę (równą jedności) mają kierunki takie, jak ekonomia, MSGiP, administracja, filologia polska, filozofia, prawo. Wyżej , bo na półtora wycenione są informatyka i ekonometria (u nas ten kierunek nosi nazwę MliSI), finanse i bankowość, zarządzanie i marketing, matematyka, socjologia, wychowanie fizyczne, filologie. Wagę 2 ma przykładowo archeologia, wagę 2.5 - biologia, a najwyższa wagę równą 3 mają między innymi astronomia, automatyka i robotyka, zootechnika i weterynaria. Wagi te oznaczają, że przyjęcie do SGH l 000 studentów równoważne jest przyjęciu 330 na wydział weterynarii na SGGW. Liczenie studentów w ostatnim roku nieco uproszczono. Jeszcze dwa lata temu studenci pierwszego roku nie byli brani pod uwagę, a za to studenci drugiego roku mnożeni byli przez dwa. Praktycznie co roku pewne elementy "algorytmu" ulegają zmianom. Na początku (w roku 1992) liczono na przykład "produkt" uczelni , czyli liczbę wydanych dyplomów i nadanych doktoratów. Brano pod uwagę dynamikę przyjęć na pierwszy rok (miała być duża, co oznaczało, że opłaca się w jednym roku przyjąć jednego studenta, a w następnym tysiąc). Podział środków przeznaczonych na remonty wynika z kolei z udziału kubatury budynków danej uczelni w kubaturze wszystk ich budynków MEN-owskich uczelni wyższych. Czyli studentów może być mało, byle mieli dobre warunki do studiowania. W walce o pieniądze z budżetu wygrywają te uczelnie, które nigdy nie miały dużej liczby studentów i w momencie wprowadzenia "algorytmu" mogły zwiększyć limity przyjęć na pierwszy rok. Wszyscy pami<(tamy rok, w którym na geologię przyjęto na 170 miejsc tysiąc siedmiuset studentów. Wyobraźcie sobie, jak wzrosła im dotacja! Niestety trudno sobie wyobrazić taki chwyt w wykonaniu naszej U czelni. Trudno przecież przeprowadzić zajęcia z języków w grupie 300-osobowej w auli, a informatyki uczyć przy pomocy tablicy i kredy. Marek Rocki

ny". Pierwszym krokiem, jaki został już podję­ ty w tej materii, było nieprzyznanie miejsca w akademiku wszystkim tym osobom, o których wiadomo, że w poprzednich latach sprzedały swoje miejsca. I nie pomoże tu tłumaczenie: "z pewnych ważnych powodów nie mogłam mieszkać, więc sprzedałam swoje miejsce". W sytuacji, gdy rezygnuje się z mieszkania w akademiku, należy powiadamiać o tym Komisję, a nie zarabiać na majątku Uczelni. Wszystkie osoby, którym w tym roku zostanie udowodniona sprzedaż miejsca, poniosą poważne konsekwencje. Jedną z nich może być postępowanie przed Uczelnianą Komisją Dyscyplinarną. Nie wiadomo jeszcze, jakie konsekwencje poniosą osoby, które kupiły miejsca i czy w ogóle zostaną za swoją desperację ukarane. Pewne jest tylko to, że wszyscy studenci innych uczelni, mieszkający nielegalnie w naszych akademikach, będą z nich natychmiast wyrzuceni. Warto sobie zawczasu przekalkulować bilans strat i zysków płynących z takiej transakcji . N i e trzeba chyba dopowiadać, że karą za sprzedanie miejsca może być nie tylko nagana, ale także zawieszenie w prawach studenta, czy nawet wyrzucenie z Uczelni. Nadal się opłaca? Samorząd

Studentów SGH

magiel~sgh.waw.p l

Ósmy dzień! Całkiem

normalny pracoholik (brak czasu i przyjaciół, konflikt małżeński) spotyka na swojej drodze do domu całkiem nienormal nego mongola (upośledzony, zespół Downa). Znacie? ("Rain Man ", "Forrest Gump "). To posłuchajcie . Tym razem jest trochę inaczej. Harry- bohater naszych czasów, ślepy i głuch y na wszystko, co nieracjonalne, grzęźnie przez 7 dni w tygodniu w piekielnej rutynie. GeorgoM zaś, spontaniczny i ciepły, jest jego całkowi · tym przeciwieństwem. 8 dnia spotkają się... Porządek spotka się z u narchią... Powaga z błazeństwem ... Mędrzec 'l klownem ... Co z tego wyniknie? Zobaczycie w kinie. piotr bulnk "Ósmy dzień": Belgia-Francja, 1996 rok, l l H min., scenariusz i reżyseria: J aco van Dorma l, grają: Daniel Auteuil, Pascal Duuenne, M i u Miu, Henri Garcin


magiel@sgh.waw.pl

Jak dziewczyna z dziewczyną...

Czy leci z nami Lilka... ? czyli ,,chyba nie wyp1c •.. t

,

zdąży

Pan

już

tej herbaty

''

Mam przyjemność przedstawić Wam Lilkę Ter- " pińską. Jest ona jedną z niewielu moich znajomych z SGH, którzy zdecydowali się podjąć pracę już w trakcie drugiego czy trzeciego roku studiów. Lilka - po części z wyboru, po części z przypadku - postanowiła zostać ste- · wardesą ... przed Tobą od razu trudne zadanie. Wyobraź sobie, że jestem spanikowaną pasażerką, która za żadne skarby świata nie chce wejść na pokład samolotu, bo wyszła z założenia, że maszyna nie mo że l atać ... A tak w ogóle, to oświeć mnie, dlaczego samolot lata? Lilka Terpińska : Krótko mówiąc, skrzydła samolotu są tak skonstruowane, że pod nimi w czasie dużej prędko ści gromadzi się powietrze 0 ciśnieniu wyżs7y tn niż na górnym płacie '~-~ -skrzydła. N a skutek różnicy ciśnień działa si ła, która "wypycha" samolot do góry. A reszta to cud ... (śmiech). D.D.: No więc teraz już wiem ... Ale przyjmijmy, że nadal nie chciałabym wejść na pokład. Co byś w takim przypadku zrobiła? L.T.: Starałabym się Ciebie uspokoić mówiąc, że tak naprawdę nie ma się czego bać , że należy zaufać doświadczonemu pilotowi. Zresztą naj lepszym przykładem tego, że można przełamać strach przed lataniem, jestem ja sama. D.D.: Dobrze. No to wsiadamy! Na wstępie jednak ustalmy szczegóły. Wiem, że pracujesz dla nowopowstałego przewoźnika lotniczego, firmy EuroLOT. Jak tam trafiłaś? L.T.: Z ogłoszenia. Koleżanka wysłała odpowiednie papiery. Zabrała nawet moje zdjęcie, które wisiało w naszym pokoju w akademiku. Sama jednak musiała potem zrezygnować. A ja zostałam. D.D.: Jak wyglądała selekcja kandydatek? Czy należało spełniać jakieś szczególne wymogi typu: wzrost- wysoki, sylwetka- nienaganna? L. T.: W zasadzie firma nie miała jakichś ściśle określonych wymagań. W ogłoszeniu zaznaczyli, ·że szukają także studentek. Właściwie jedynym warunkiem była znajomość języka angielskiego, ponieważ w tym języku m.in. wita się pasażerów na pokładzie oraz podaje inne ważne komunikaty. D.D.: Domyślam się, że później przyszedł czas na szkolenie ... L.T.: Tak. Trwało ono trzy tygodnie i było bardzo intensywne, ponieważ zajęcia odbywały się codziennie. Miałyśmy szkolenie z budowy samolotu (typ ATR 72), pomocy medycznej oraz akcji ewakuacyjnych. Na jednych z pierwszych zajęć pokazano nam filmy z katastrof lotniczych. Były one tak przerażające, że prawie odechciało mi się latać. Tym bardziej, że przedtem nigdy nie podróżowałam samolotem! D.D.: Ale jednak zdecydowałaś się zostać ... Dorota Drozd: Witaj!

Postawię

L.T.: Tak. Dla samego szkolenia. Samo w sobie było ono naprawdę niesamowitym doświadczeniem. Miałyśmy na przykład zajęcia z ewakuacji po wodowaniu, czyli lądowaniu na wodzie. Najpierw "na sucho" - na pontonie - wytłumaczono nam, co i jak, potem wskakiwałyśmy w ubraniach do basenu - w celach ćwiczeniowych oczywiście. Widoki nieprzeciętne! W ogóle muszę powiedzieć , że całe szkolenie kładło ogromny nacisk na bezpieczeństwo. Przedtem myślałam, że będzie polegało na instruktażu, jak co podać, jak obsłużyć pasażera. Tu jednak dowiedziałam się, że stewardesa wychodzi z samolotu ostatnia, niezależnie od tego, co by się działo. Szkolenie z tego zakresu było bardzo stresujące. Instruktorzy aranżowali tzw. trudne sytuacje, w których "podstawieni" pasażerowie w panice bali się uciekać z zagrożonego samolotu. Obowiązkiem stewardesy jest dopilnowanie sprawnej ewakuacji w możliwie najkrótszym czasie. Nie ukrywam, że okrzyk: "Wyjdź stąd szybko!" często zamieniał się w mniej cenzuralne słowa w ustach zestresowanych dziewczyn. . D.D.: Ostatnio bardzo często słyszy się o uprowadzeniach samolotów. Czy szkolono Was również z zakresu akcji antyterrorystycznych? L. T.: Kiedyś na zajęcia przyszedł pan o imponującej sylwetce komandosa. W komplecie z bronią przy pasku naprawdę robił wrażenie . Opowiadał o budowie bomby i innych takich "fajnych" rzeczy. Przestrzegał też między innymi przed kobietami-terrorystkami. Są one bardzo zdeterminowane i trudni ej niż z mężczyznami z ntmt współpracować . Uczulał nas też, że ponieważ akcja będzie rozgrywać się w powietrzu, lepiej iść na współpracę i nawet zaproponować terroryście filiżankę kawy w celu rozładowania napięcia i nawiązania kontaktu. Podobno trudniej zabić kogoś, kogo się zna. D.D.: No to sprawy techniczne mamy już za sobą. Stewardesa wszystkim kojarzy się z ładną, zadbaną panią. Czy Wasz wygląd również jest ściśle określony w regulaminie? L.T.: Oprócz tego, że mamy stroje słu żbowe , czy li mundury w kolorach czerwono-granatowo-białych, musimy bardzo dbać o fryzury. Włosy mogą być rozpuszczone tylko wtedy, gdy s i ęgają nie więcej niż do · kołnierzyka. Długie muszą być elegancko upięte (kok lub warkocz) -bez żadnych tam pejsów i loczków. Obowiązuje gładka fryzura. Jest to też podyktowane względami praktycznymi - w czasie powitania pasażerów przy wejściu na pokład silny wiatr zniszczy każdą niebanalną fryzurę. Ponadto "ciężka" atmosfera w samolocie podczas lotu również nie sprzyja "trzymaniu się" włosów. Każdą stewardesę obowiązuje też staranny makijaż. Nie oznacza to bynajmniej okapujących tuszem rzęs, ale musi być na tyle wyrazisty, aby był widoczny w świetle jarzeniówek na pokładzie. Ładne, zadbane paznokcie to także element naszego umundurowania. D.D.: Słyszałam , że Twój pierwszy lot był dla Ciebie niemałym zaskoczeniem. Chyba nawet nie miałaś czasu, żeby się zdenerwować? L.T.: Po przejściu egzaminu teoretycznego (od autorki: Lilka zdała go najlepiej z całej grupy) jako pierwsza miałam odbyć lot próbny do Krakowa z prawdziwymi pasażerami na pokładzie. Dowiedziałam się o tym po południu, zaledwie dzień przed odlotem. Ponieważ egzamin miałam kilka tygodni wcześniej, przerażała mnie myśl, że już wszystko zapomniałam. Przyszło mi nawet do głowy, że będę się uczyć całą noc. Perspektywa obowiązku obecności na lotnisku o godz. 6:00 rano (!) szczęśliwie odwiodła mnie od tego zamiaru. O tej wczesnej godzinie miałam zgłosić się na odprawę do Flight Attendant l, która kontroluje wygląd i wiedzę stewardes na temat samolotu. ciąg dalszy na stronie 12


. . ? C zy l ec1 z nami....

c. d.

Żadne spóźnienie na lotnisko nie wchodzi w rachubę - samolot nie

poczeka. W stronę do Krakowa wszystko poszło bez większych niespodzianek. Jednak z powrotem mieliśmy pewne opóźnienie. Panowie piloci polecieli więc "na skróty" - skrócili sobie trasę, która zamiast 45 minut trwała tylko 35. A my (podczas rejsów krajowych na pokładzie ATR 72 pracują dwie stewardesy) miałyśmy prawie komplet pasażerów (maksymalnie wATR 72 mieszczą się 64 osoby)! Naprawdę fizycznie niemożliwe było każdemu podać chusteczkę odświeżającą, zaproponować gazetę, a następnie nalać coś do picia. Z tym nalewaniem niestety nie zdążyłyśmy. Gdy któryś z pasażerów poprosił o herbatę w momencie lądowania, zdesperowana pomyślałam: "Ja ci mogę nalać, ale ty i tak nie zdążysz tego wypić!". Mniej więcej w takim tempie przebiegał mój pierwszy lot. D.D.: Zdecydowałaś się na pracę, będąc na drugim roku studiów. Chyba i tak nie narzekałaś na nadmiar wolnego czasu. Jak Ci się udaje pogodzić ten rodzaj pracy z nauką, zwłaszcza w czasie sesji? L. T.: Jak już wcześniej powiedziałam, firma nastawiła się na zatrudnienie również studentek. Dlatego pod tym względem są bardzo elastyczni. Ewentualne zaległo ści odpracuję w wakacje. Poza tym będę latać w bardzo krótkie rejsy: głównie w Polsce i bliskich naszemu krajowi obszarach Europy. Dlatego o pobytowych lotach kilkudniowych na razie nie mamowy. D.D.: Ciekawa jestem, jak zareagowała Twoja rodzina i znajomi, gdy dowiedzieli się, że będziesz stewardesą. Nie było uwag w stylu "kelner-

m agiel@sgh. w a w. p l

200

w 2 minuty.

Tym prowokacyjnym tytułem chciałbym Was zachęcić do lektury niniejszego artykułu. Zaznaczam jednak, że nie jest on w żaden sposób powiązany z treścią - ot, taki magnes dla oka studenta SGH spragnionego zwiększenia objętości swego portfela. Otóż, w Muzeum Etnograficznym na ulicy Kredytowej l trwa wystawa prac samego Jerzego Dudy-Gracza. Tak, to ten sam pan, co w krzyżówkach "Jerzy Duda-" wpisuje się "gracz". Niedawną obchodził on 30-lecie pracy (bardzo) twórczej i w związku z tym muzeum szarpnęło się na ekspozycjęjego dzieł z lat 1986-1996. Jako, że jest on dopiero 2-gi na liście najwybitniejszych polskich twórców ostatnich lat (po Magdalenie Abakanowicz), to oczywiste jest, że tłumów tam nie zaznamy. Dlatego warto, bez obawy o rozpoznanie, wybrać się i zaczerpnąć pierwiastka duchowego (a nuż towarzystwo na wakacjach będzie artystyczne i napomknięcie o D-G podwyższy Wasze notowania). Wejście studenckie kosztuje tylko złociszka. Będąc świadomym, że studenci są w fatalnej sytuacji finansowej i więk­ szości nie stać nawet na własny egzemplarz n1ajowego MAGLA, dodam, że środa to dzień, w którym wjazdjest za friko. Wystawa została rozmieszczona w kilku pokojach mieszczących się po prawej stronie od wejścia. Ponieważ brak jest jakichkolwiek strzałek, równie cenną informacją będzie ta, że szatnia znajduje się na lewo od wejścia, schodami w dół. Nie jest ona obowiązkowa, jednak bez skorzystania z niej nie wejdzie się na wystawę i mimo tego, że napisano jak wół: "szatnia - 50 gr", to jest za darmo. W porównaniu z tym malarstwo Dudy-Gracza nie wydaje się być abstrakcją. Prezentowane jest ponad l 00 dzieł, które ze względu na ograniczenia umieszczono jedno obok drugiego, od ziemi aż po sufit. Czasem notki dotyczące obrazów są przesłaniane przez inne, niektóre zaś znajdują się 20 centymetrów nad ziemią. Stąd też cała księga pamiątkowa jest usiana takimi słowami, jak klęczniki, nakolanniki, dywaniki. Samo malarstwo jednak zasługuje na

ka w powietrzu"? Inni przyjęli to całkiem sympatycznie, z zainteresowaniem. Zwłaszcza dziewczyny pytały się, jak to sobie załatwiłam, itp. Jeśli chodzi o strach, to uważam , że samolot jest statystycznie najbezpieczniejszym środkiem transportu. Znacznie więcej jest katastrof samochodowych czy kolejowych, te lotnicze są nieco bardziej spektakularne - naraz giną setki osób. Jednak jest to wliczone w ryzyko zawodowe, a poza tym mam zaufanie do pilotów są znakomicie wyszkoleni. D.D.: No więc zapytam: boisz się czasami? L. T.: Ostatnio, gdy podczas lotu do Poznania usiadłam na tzw. jumpseacie, czyli fotelu stewardesy ustawionym twarzą do pasażerów, usłyszałam dziwny huk przy starcie. Łydki mi drgały ze strachu, gdy nagle jeden z pasażerów wychylił się ze swojego fotela i wypalił : "Spokojnie! To samolot się pewnie rozwala!". A uczyli mnie, że opanowanie jest jedną z zasad stewardesy. D.D.: Jak dalej wyobrażasz sobie swoją karierę w EuroLOT? Czy wiążesz z tymjakieś dalsze plany, np. po ukończeniu studiów? L.T.: Na razie, ze względu na ilość zajęć w Szkole, będę latać w Polsce i w tzw. bliższej Europie, czyli do Pragi, Budapesztu, Wiednia. Później na pewno chciałabym zwiedzić trochę świata, latając na przy kład na rejsy transatlantyckie. Jednak nie traktuję tej pracy jako docelowego zajęcia, ale jako pewien etap w moim życiu - myślę tu o kilku latach ... D.D.: Pozostaje mi życzyć Ci tylu lądowań co startów oraz szybkiej realizacji planów. Dziękuję za rozmowę.

L.T.:

Słyszałam głównie:

"0, Jezu! Nie boisz

się!?" .

Dorota Drozd uznanie. Artysta zdołał wypracować sobie własny, niepowtarzalny styl, którego rozpoznanie jest łatwe nawet dla abnegatów. Duże, okrągłe głowy, impresjonistyczna kreska, nagość, przyroda, religia - to cechy charakterystyczne. Wiele dzieł namalowano techniką mieszaną - obrazy na zdjęciu, obrazy ze zdjęciem , czy kompozycje obrazu z jakim ś wypukłym szczegółem (ostrze kosy, falbanka) - wygląda to bardzo ładnie. Każdy obraz jest oznaczony numerkiem, niektóre prócz podpisu mają pieczątkę z nazwiskiem autora (czyżby uważał, że stał si ę instytucją???) . Atutem Dudy-Gracza jest też to, że jego obrazy coś sob'' reprezentują. Nie są to wymuskane pędzelkiem dzieła mistrzów realizmu, ale i nie są to kompozycje kolorowych kwadratów, jakie serwuj'' nam niektórzy współcześni oraz przedszkolaki. Z tegoż choćby powodu warto się szarpnąć na wyprawę na Kredytowa Street. Na pierwszym piętrze w tym samym budynku znajduje się wystawa pt . "Jerozolima" - seria zdjęć z tego prastarego miasta z towarzyszenietu muzyki chwilami ocierającej się o jazz, a także zbiór przedmiotów kul tury Afryki i Australii itd., (tu zwróciłem uwagę na słomiany kajak i filtr do piwa). Drugie piętro to Polska - rzeźba ludowa, takież stroje oruz malarstwo Zofii Marii Dembińskiej "Przez trud do jasności". Wszystko w cenie biletu na Dudę-Gracza. Zachęcam do wizyty, acz śmiem wątpić. Jak ktoś sięjednak przełami e .. Dobrze zrobi. Michał Zacharzewskl

}... ~,~ , .11

i-' 11 l

To zdjęcie powinno znaleźć się na wystawie " Student SGH potrt~/1 ", Przedstawia ono spaloną doszczętnie tablicę ogłoszeniową w D.\' l "Sabinki". Można tylko pogratulować wybitnym twórcom...


magiel@sgh.waw.pl

Szanowny pierwszaku! Skoro masz ten numer w rękach, to prawdopodobnie jesteś już studentem SGH. Współczujemy, życzymy szczęścia i gratulujemy poniekąd trafnego wyboru. Z tej Szkoły przynajmniej nie wylecisz, chyba że będziesz nalegał. Pierwsze, co powinieneś zrobić, to dokładny wywiad u znajomych, którego profesora wybrać, a którego nie. Jak się okazuje, jest to bardzo istotne. Wszystko rozbija się o oceny -u jednych piątka to coś normalnego, u innych jest to rzadkość. W grę wchodzą zwolnienia z niektórych egzaminów i stypendium naukowe. Warto więc dokładnie przemyśleć swoje preferencje i skonsultować je z kilkoma osobami. Na początku warto by też odebrać upragniony indeks i legitymację. Pierwszego dnia nauki trzeba się zjawić jak najwcześniej, szybko sprawdzić swój plan i lecieć pędem pod salę gimnastyczną, gdzie formuje się kolejka zapisujących się na WF. Dobrze być wcześnie, bo będzie można przebierać w sportach i terminach. Dla spóź­ nialskich zostanąjakieś resztki, jak np. koszykówka w godzinach niemal nocnych, czy też basen na 8 rano. Jeśli nie udało Ci się dostać do sekcji, do której chciałeś, nie poddawaj się i przyjdź na zajęcia. Być może

Ankieta: Jak oceniamy naszych wykładowców? Chcielibyśmy przedstawić

Wam wyniki ankiety, która została przeprowadzona w d~iach 8-10 maja bieżącego roku. Uzyskane oceny będą zamieszczone pod charakterystykami poszczególnych wykładów w informatorze dla nowicjuszy, którzy powiększą nasze grono w październiku. Ogółem udało nam się zebrać około 150 ankiet, które były rozdawane przede wszystkim studentom pierwszego roku. Ich zadaniem było wpisanie swojego wykładowcy i postawienie oceny w skali szkolnej (2 5,5) przy przedmiotach, które są wykładane na pierwszym i drugim semestrze. Nie dodaliśmy niestety miejsca na własne komentarze, chociaż niewątpliwie zostałoby ono także zapełnione, o czym świadczą liczne uwagi na marginesach (niektóre bardzo pozytywne, niektóre wręcz odwrotnie). Wszystkie stopnie podane są w formie średnich ocen, jakie przyznaliście poszczególnym wykładowcom i ogólnie przedmiotom. Możecie więc przeanal izować je sami. Jak to zawsze w życiu bywa, jedne oceny są bardzo wysokie, drugie znacznie niższe. W trakcie analizy ankiet zauważyliśmy jednak dwie powtarzające się reguły: -jeżeli studenci oceniali poziom wykładu nisko, to jednocześnie twierdzili, że łatwo jest ten przedmiot zaliczyć; -jeżeli studenci twierdzili, że uzyskanie wysokiej oceny nie przedstawia żadnych trudności niezależnie od stanu wiedzy i piątkę dostaje się zależ­ nie od szczęścia (lub - dla niektórych - od pecha, bo przecież jest jesz:.. cze 5,5), to przyznawali, że adekwatność oceny do umiejętności jest niezbyt odpowiednia. Te dwie pozycje nie są jednak przeciwstawne. Czasem bez problemu można otrzymać trójkę, ale na coś lepszego trzeba sobie już zasłużyć. Czasem nawet trójka nie jest taką prostą sprawą i należy się na nią cięż­ ko napracować. Nie odosobnione są jednak przypadki wykładowców, u których piątka jest rzeczą tak normalną, że trójka, czy nawet czwórka są ocenami uwłaczającymi . Stwierdzili śmy, że kiedy zarówno "ao" i "łz" (patrz: tabelki) są wysokie, zaś wykład jest nieciekawy ("pw" raczej niskie), można przypuścić, że zakres materiału jest tak prosty, iż zaliczenie go na dobre stopnie nie stanowi żadnych problemów. Dodatkowa rubryka, jaka czasem pojawia się w niektórych tabelach, to poziom ćwiczeń. Niemożliwe było oczy-

powiedzie Ci się tym razem. To samo tyczy się zresztą wykładów i ćwiczeń. Po raz kolejny musisz zrobić wywiad i mocno przemyśleć, jak się zachować. Zawsze można próbować się przenieść do innego ćwiczeniowca czy wykładowcy, bo uczyć się z pewnością będziesz tyle, ile uznasz za potrzebne, a oceny zawsze warto mieć lepsze. Zwłaszcza, że to one zadecydują na późniejszych latach o dostaniu się na bardziej oblegane wykłady. Przypominam więc - karty przeniesień można dostać w Dziekanacie, warto wziąć od razu kilka, nigdy nie wiadomo, czy uda Ci się dostać podpis tego najbardziej pożądanego Psora. Po odwaleniu spraw związanych z zajęciami, pozostaje jeszcze Biblioteka. Trzeba się do niej jak najszybciej zapisać, a następnie wypożyczyć książki przydatne do nauki. Jeśli masz kumpli na starszych latach, poproś, by Ci co nieco wypożyczyli, a jak się zapiszesz, po prostu przepiszesz te kniżki na Twoje konto. Jeśli tego nie uczynisz, jest wysoce prawdopodobne, że nic nie dostaniesz, bo inni zrobią to za Ciebie. Potem skok do Komnaty Adminów, czyli do 13-tki (room numer 13 w gmachu głównym). Chodzi o założenie własnego konta na Interneciechoćby po to, by napisać maiła do MAGLA. Pozostaje jeszcze zapisać się na Zajęcia Biblioteczne i Historię Szkoły. To formalność, którą warto szybko mieć z głowy. Dopiero potem można zacząć normalnie egzystować na Uczelni. Co ambitniejszym przypominam o istnieniu wielu organizacji studenckich, jak choćby AEGEE, czy AIESEC, a także list dyskusyjnych na Internecie. Zawsze też można kandydować do Samorządu Studentów SGH, instytucji bardzo wpływowej o nieco niezbyt nieposzlakowanej opinii wśród szarych studentów. Możliwości jest wiele. Tylko wybierać ... wiście

umieszczenie jej wszędzie tam, gdzie one odbywały się, gdyż niejednokrotnie przydział do "ćwiczeniowcy" nie był związany z wykła­ dem np. w przypadku geografii i historii. Często też ćwiczenia prowadzone są przez asystenta. W takim przypadku ocena może w jakimś stopniu określać, na co można trafić wybierając konkretną osobę. . Jaki wniosek można wyciągnąć więc z tak zróżnicowanych ocen 1 różnych opinii, jakie pojawiały się w tej ankiecie? System oceniania w naszej Szkole z całą pewnością nie jest jednolity i to, jak dużo możemy się rzeczywiście nauczyć i zainteresować tematem oraz jaką ocenę otrzyma się w indeksie, zależy nie tylko od własnej nauki i siły woli, ale też od osoby, którą wybrało się na karcie preferencji. Różni wykładow­ cy stosują bowiem rozmaite sposoby zaliczania swojego przedmiotu. Jedni preferują testy, których część powtarza się co semestr i łatwo jest sobie skompletować zestawy z poprzednich lat. Inni stosują taktykę zaskakiwania własnymi pytaniami na egzaminie ustnym, czy pisemnym. Różne są też sposoby nadzoru na egzaminach, stosowane przez poszczególnych profesorów. I tak, jedni wspierają się ambitnymi asystentami, zaangażowanymi w tropienie i namierzanie ściągających, drudzy w samotności zagłębiają się w lekturę prasy dostarczanej odpowiednio . . . . . , . wcześniej przez zdających. Na koniec nte mozna nte wspomntec o mozliwości wielokrotnego (aż do znudzenia) poprawiania oceny. Wielu wykładowców daje studentom taką szansę, inni zaś wyznaczają dokładnie dwa, czy trzy terminy, których nie można zlekceważyć. Wbrew pozopć /p rom, studenci przekazują sobie i STATYSTYKA ~w ao h. 4,1 4,3 4,4 4,3 19 takie opinie o wykładowcach i J.Barszczewski 3,5 4,5 5,3 4,5 2 I. Dlaszczyk-Przy bycińska mają one ogromny wpływ na E . Frątczak 3,3 3,6 3,6 3,4 8 4,8 4,5 4,5 3 I.Kotowska 4 podejmowane decyzje. 4 4,4 3,6 4,3 7 Kowalska W informatorze, obok o- l.A.Kowalska 3,9 4,3 4,4 4,3 6 cen, pojawi się komentarz, w W. Wróblewska 3,5 4,7 3,8 3,7 5 4,1 4,4 3,1 4,4 8 I.Kasperowicz-Ruka którym postaramy się zwrócić 3,7 3,2 3 4,2 3 H.Kassyk-Rokicka uwagę na pewne sprawy, a prze3,9 4,2 4 4,3 23 A.Luszniewicz 3,6 4,8 4,8 5 4 de wszystkim na to, iż tych wy- T.Panek 3,7 4,4 4,5 4,3 14 J.Podgórski ników tak naprawdę nie można M.Rószkiewicz 4,8 4,5 4,4 4,6 21 4,4 4,7 4,7 4,9 6 traktować jako stuprocentową, T.Słaby 4,1 3,5 3,3 4,3 9 niezawodną wskazówkę w wy- F .Stokowski w ao h. lp borze, a to przede wszystkim ze względu na PRAWO 3,9 3,6 4,3 12 często zbyt małą liczbę studentów, którzy o- T.Cwiżewicz J.Gospodarek 3,6 3,5 3,2 15 ceniali niektóre przedmioty. 4,3 4,5 s 41 D.Kotowska 5,4 4,3 3,4 31 ciąg dalszy na stronie 14 J.Kryński J.Nowacki

4 3,8 4,4 37


Jak oceni~my... ?

c. d.

Poza tym zawsze iniło wspominamy wykładowców, którzy uraciyli nas piąteczką i właśnie ich ocenimy wysoko, nawet jeżeli zupe.łnie nic z tego wykładu nie wynieśliśmy. Nie jest to oczywiście regułą. Bardzo częs­ to pozytywnie oceniamy i długo pamiętamy wykładowców, którzy zachęcili nas do solidnej pracy, nagradzając ją sprawiedliwą oceną. Prawdę mówiąc, gdyby ocenianie pracowników dydaktycznych i Upublicznianie tych danych stało się odgórnym obowiązkiem, dopiero wówczas wyniki byłyby zapewne bardziej miarodajne i stanowiłyby pewną motywację do samodoskon~lenia się wykładowców. Przyczyniłoby się to do podniesienia poziomu wykładów i ćwiczeń w .SGH. Katedry byłyby w stanie porównać wartość dydaktyczną swojego dorobku, co pozwoliłoby na podniesienie efektywności katedr oraz na dokonywanie niezbędnych zmian. FILOZOFIA Można chyba jednak traktować to, jako jedną z podpowiedzi, aby nie kieroIPC ao l z lp E. Ch mielecka 4,4 4 3,1 16 wać się tylko br~~ieniem nazwiska, płcią i stopniem naukowym. Przecież w . I.Curyło-Gonzales 4 3,6 4,8 4 rzeczywistości o tym, przy kim postawimy jaką cyfrę przed każdym semesP.Kaczorowski 3,8 3,9 4,8 18 trem, decyduje rozmowa tylko z trzema lub czterema starszymi kolegami ... W.Madej 4,8 4,5 4,7 27 3,5 4 4,1 4,2 3,8

S. Piwko J .Sidorek G.Szulczewski P. Więckowski J.Ziobrowski EKONOMIA E.Adamowicz J. Beksiak B.Czarny E. Dornańska M.Geldner M.Garbicz M.Gruchelski Z.Matkowski M.Nasiłowski

K.Niedoks S.Nikołajczuk

H. Rębacz R.Sobiecki

ao 4,2 4,1 4,7 4,2 4,3 4,4 3,5 3,9 4,4 4,3 4,4 4,3 5,3

4 3,8 4,2 4,7 4,3

h 3,7 4,1 4,6 3,8 4,5 3,7 5,0 4,7 4,2 4,4 3,6 4,3 5,1

4,9 4,9 3,5 4,8 4,9

12

Joanna Antczak & Jakub Charaszkiewicz

11

16 19 19

lp

4,1 3,4 5,1 3,6 4,2 4,4 3,3 4,1 4,0 3,3 3,3 3,3 4,9

7 22 9 19 16 5 2 15 15 11

4 2

lO

~------~~~~~~--~

MATEMATYKA W.Dubnicki S.Dorosiewicz J.Gutowski A. Kokoszkiewicz J .Laszuk M.Męczarski

W. Ma rcinkowska -Lewandowska J. Nowakowski E.Perkowska Sz.Perz T.Plucińska

A.Radzio H. Sosnowska J.Utkin

B.Grzeloński

5,1 Z. Grodek 4,2 P .Jachowicz 4,9 J. Kaliński 4,6 J.Luszniewicz 4,6 W.Morawski 5,1 W.Roszkowski 4,3

4,8 4,3 4, t 4,1 4,3 4,3 4,3

h 4,5 4,5 3,6 3,6 3,6 3,5 4,5

lp 27 24 3t 10 15 28 2

LOGIKA E. Ch mielecka J.Gutowski E.Perkowska H. Sosnowska T.Stępień

P.Więckowski J.Ziobrowski

Kolektyw czy pustelnia... ? Oba te określenia brzmią równie odstraszająco i zniechęcająco, a w tej sytuacji ciężko jest podjąć jakiś wybór. Zmieńmy w takim razie nazewnictwo. Akademik czy stancja... ? Brzmi lepiej? Pewnie! Przyjrzyjmy się więc zasadniczym różnicom pomiędzy tymi dwoma miejscami zamieszkania, by następnie wskazać wady i zalety każdego z nich. Akademik... ... czyli tytułowy "kolektyw". Ogromny budynek z masą pokoi i krętych korytarzy. Zamieszkany przez setki osób z całego kraju i nie tylko. Odmienne style życia. Różne poglądy i wyznania. Przeróżne upodobania, zwyczaje i nawyki. Inne narodowości i rasy. Można by tak wymieniać w nieskończoność . Podsumowując, akademik przedstawia sobą ogromną i imponującą gamę ludzkich typów i charakterów, które w jakiś tam sposób muszą nauczyć się ze sobą współżyć w jednym dla wszystkich budynku. I nie ma dla nich możliwości ominięcia tej nauki. Podstawową lekcją w tej dziedzinie jest korzystanie ze wspólnych dla całej społeczności (bo to jest społeczność!) udogodnień i pomieszczeń, takich jak kuchnie, pralnie, łazienki i toalety. Lokatorzy poszczególnych, trzyczy czteroosobowych pokoi stanowią. najmniejsze komórki w tym organizmie. To także są maleńkie społeczności, których członkowie zmuszeni są rezygnować z pewnych swoich przyzwyczajeń, by utrzymać równowagę tej grupy i nie zakłócić jej spokoju niszczącym konfliktem. Stancja.•. ... czyli tytułowa "pustelnia". Przeważnie także ogromny budynek, częs­ to blok w obrębie rozległego osiedla. Zamieszkany przez setki, a może i tysiące osób o tak samo odmiennych poglądach i stylach życia ... Ty jednak jesteś tam sam. Nic Cię nie łączy z tą całą rzeszą ludzi, którą codziennie spotykasz w windzie. Każdy ma swoje oddzielne mieszkanie z odrębnymi wygodami i własnymi pomiesżczeniami. Jedynym Twoim towarzyszem na stancji jest starsza, urokliwa lub zrzędliwa babcia właścicielka mieszkania, albo znajomy(a) ze studiów, który(a) wraz z Tobą wynająłUęła) ten pokój (bądź mieszkanie). W pewnym sensie Wy też stanowicie swoistą społeczność, której członkowie tak czy inaczej muszą się nauczyć ze sobą współżyć.

I/JW lp lO 4 2,9 3,4 3,8 3,8 4,2 3

6 17

9 53 21 22

wykładow­

pw 3,8 3,8 K.Kuciński 4,4 4,4 T.Pakulska H.Piekarzewska 5 W.Rakowski 4,2 E.Taylor 3,1 5,1 B.Trzcińska GEOGRAFIA J.Brdulak I.Fierla

ao 4,1 4,3 4,6 4,4 4,5 4,5 3,8 4,5

lz

4,0 4 3,8 4,3 4,3 4,8 5 4,3

4,3 4,8 5,0 3,6 3,8 4,0 3,5 5,3

4,8 4,5 5,0 4,8 4,0 5,0 4,8 5,3

/p lO 27 8 7 26 23 28 11

4,6 4,6 . 5,0 4,4 3,5 3,5 4,7 5,3

4,4 4,6, 5,0 4,9 3,5 3,0 4,5 5,3

9 6 12

18 J

9 4 2 15

3

N .G ładziuk-Okopie.ń

4,5 5,2 4,1 4,3

4,1 4,2 4,5 4,8

4,4 3,8 4,6 5,3

17 3 27 2

4,3 5 4,3 4,1 3,8 4,3 3,3

4,3 5,5 4,8 4,2 4,1 4,7 3,3

4,8 5,5 4,8 3,6 4,4 4 5,3

38 6 3 4 27 3 3

J .Gorzkowski U.Kurczewska Matyja J.ModrzejewskaLeśniewska

pw - pozzom wykładu; ao - adekwatność oceny; łz - łatwość zali-

IPW ao

18 15 7 16

lp

Legenda:

HISTORIA

4,9 4,7 4,8 4,6 3,3 4,5

lz

Pytlik R.Paradowski

z

lp

IPw ao

J.Osiński

g~zie ćwiczenfa związane są

wt

NoP

P.S. Wszystkim pierwszoroczniakom żYczymy obiektywnych znajomych!

czenia; pć - poziom ćwiczeń (tam, cą); lp - liczba prób.

h 5,1 4,7 4,7 4,5 4,7 4,3 3,4 4,5 4,2 4,5 4,7 ' 4,6 3,3 3,4 4,4· 4,4 4,5 3,9

jpw ao

T.Stępień

K. Ujazdowski E.Żurowska- Wiatr PRZEDMIOTY: Ekonomia Matematyka Geografia Historia Prawo Filozofia Logika NoP Statystyka

IPW ao

lz ·

4,37 4,31 4,28 4,68 4,22 4,09 3,58 4,29 3,90

4~ 19

.

lp

4,02 138 4,42 4,65 137 140 4,28 X 3,97 X 137 4,06 X 136 4,49 X 142 X X X 138 X X X 133 4,28 4,10 4,32 138

4,35 4,48 4,30 4,29 3,96 4,13

Porównanie Jest rzeczą niezaprzeczalną to, że w akademiku powinny mieszkać osoby z jednej strony umiejące współżyć z ludźmi, szanujące ich odmienne upodobania i opinie, a z drugiej w pewnym sensie wytrzymałe i odporne właśnie pa te inne upodobania i style życ ia. Na stancji, szczególnie gdy mieszkamy tam sami, nie musimy dostosowywać się do tak wielu rzc czy, jak w akademiku. Nawet, jeżeli decydujemy się mieszkać wraz z kolegą czy koleżanką, mamy możliwość doboru osoby, która nam idealnie odpowiada. Tak swobodnego wyboru nie ma w zasadzie w akademiku, a w .przypadku studentów pierwszego roku nie istnieje żaden wybór. Niejednokrotnie musimy mieszkać z osobami, których zachowan ia i przyzwyczajeń nie jesteśmy w stanie tolerować , pomimo najszczerszych naszych chęci. Ze smutkiem należy jednak stwierdzić, że do takich syt u acji często dochodzi. Znam przypadki, w których osoba nie znoszącn dymu papierosowego została zakwaterowana z osobą palącą, której ni ( dało się wytłumaczyć, że kogoś w tym samym pokoju drażni dym nikotynowy. O podobnych przypadkach, ale odnoszących s ię do lud zi zamieszkałych na stancji, słyszy się bardzo rzadko. W przeciwieństwie do stancji, akademik jest wspaniałą szkołą życ i a, która uczy nas, co to jest tolerancja i zrozumienie drugiego człowi ek u , jak nawiązywać kontakty z ludźmi , jak dyskutować, by nasze opini \; zostały wysłuchane, jak postępować w stosunkach międzyludzkich, aby nie wywoływać konfliktów i wreszcie, jak domagać się swoich praw t nie dać innym "wejść sobie na głowę". To właśnie w akademiku pows tają największe przyjaźnie, a może nawet i miłości "całego życia" . Nu sza Uczelnia niestety nie jest idealnym miejscem do nawiązyw a n iu trwałych znajomości, akademik na szczęście zapełnia tę lukę towarzy ~ ką idealnie. Stancja niestety nie. Na stancji, szczególnie gdzieś na obrzc żach miasta, jesteśmy skazani na pogaduszki ze współlokatorem, lek tut "' skryptów, czy też znudzone wpatrywanie się w telewizor. W ty u1 samym czasie w akademiku moglibyśmy odwiedzić dziesiątki znu jomych, czy nawet pójść na jakąś "imprezkę". Wspomniałem już o odległości. Jeżeli mam zaliczyć ją do zalet jcdt tt'l ze stron tego "konfliktu", to pozwolę sobie użyć tu antonimu ... Blisko ~t-' Jest ona niepodważalną zaletą akademików. Chodzi tu oczyw i ścit' u bliskość domów studenta SGH w stosunku do Szkoły. ciąg

dalszy na następnej stro11lfl


Kolektyw czy... ?

c. d.

Sprawia ona, że aby zdążyć na wykład o 8 rano, można wstać o 7:30, czy nawet o 7:50 (ostatnia wersja jest dla osób nie przywiązujących zbytniej wagi do swojej "świeżości" i wyglądu). Aby uczestniczyć w tym samym wykładzie, osoby zamieszkałe na stancji, na przykład na Żoliborzu, muszą wstać o 6:30, a najpóźniej o 7:00. Te zaoszczędzone w akademiku pół godziny snu czy nawet więcej jest dla wielu osób niemal na wagę złota. Wszedłem więc na temat długości snu i wszystkiego co z tym związane. W tej rywalizacji akademiki zdecydowanie przegrywają ze stancją. Otóż, w domu studenckim często niemożliwością jest chodzenie spać o godzinie 22:00, czy nawet o północy. Albo nie pozwalają na to "współ­ spacze" (czyt.: lokatorzy tego samego pokoju), którzy do pierwszej czy drugiej w nocy oglądają telewizję lub słuchają muzyki, albo też nie można zmrużyć oka z powodu głośnej imprezy u sąsiadów. Na stancji nie ma takich ograniczeń (nie wyobrażam sobie, aby lokatorzy bloku, czy szacownej kamienicy pozwalali komuś dzień w dzień urządzać libacje i nie dawać innym spać). W akademiku często jest tak, że gdy już myślimy, iż pokój z naprzeciwka w tę noc "da sobie na luz" (bo lokatorzy wykończyli się na wczorajszej imprezie), to pokój nad nami urządza taką potańcówkę, że nasze meble dosłownie jeżdżą po pokoju w rytm techno-zgrzytów znad sufitu. Do tego, szczególnie letnią porą, dochodzą odgłosy z dziedzińca akademika, gdzie wesołe gromadki co wieczór organizują grilla z gitarą (a niestety większość nie jest uzdolniona muzycznie, co oznacza, że przydałyby się stopery). Chcąc nie chcąc, poruszyłem temat imprez w akademiku i całej menażerii z tym związanej. Do tego oczywistego aspektu mieszkania w domu studenta także należy się przyzwyczaić. I w chwili, gdy będziemy ujmowali słuchawkę, aby zadzwonić na portiernię i poskarżyć na sąsiada, nie zapominajmy, że my sami kiedyś także możemy stać się organizatorami (względnie uczestnikami) podobnego "spotkania towarzyskiego) i pewnie nie chcielibyśmy, aby na nas "skarżyła" jakaś "życzliwa" dewota. Z tego powodu nie da się zaprzeczyć, że imprezy można zaliczyć zarówno do minusów, jak i do plusów mieszkania w akademiku. Innym, oprócz hała::,u, negatywnym dla jednych, a pozytywnym dla drugich aspektem imprez jest alkohol, który w ich trakcie leje się litrami. Nie będę się rozwodził ani nad pochwalaniem ani nad potępianiem tego "aspektu". Powiem jedynie, że z używek ("oduraków"), jakie pojawiają się w czasie imprez, nie toleruję zupełnie (i chyba jedynie) narkotyków, a i takie się w akademiku zdarzają. A teraz przejście na zupełnie inną płaszczyznę. "Na tapetę" zostanie wzięta nauka (bo i po nauki przyszliśmy na tę Uczelnię) . I znowu nie ma jednoznacznego rozdzielenia pomiędzy tym, co dla jednych jest pozytywne, a d]a drugich negatywne w mieszkaniu w akademiku i na stancji. Dla jednych stancja jest rajem naukowym, gdzie mogą zaszyć się w ciszy i oddawać bezgranicznemu wgryzaniu się w podręczniki . Co się jednak dzieje w momencie, gdy o północy stwierdzasz, że nie masz wszystkich notatek, egzamin jest o 8 rano, a Ty "stancjo'nujesz" na drugim końcu miasta? Wszyscy Twoi znajomi mieszkają albo w akademiku, albo na innych stancjach Bóg wie, gdzie. Nie masz więc możliwości nauczenia się wszystkiego, nie masz też szansy rozwiania ewentualnych wątpliwości dotyczących dajmy na to jakiejś definicji. Gdybyś mieszkał w akademiku, nie byłoJ:>y z tym problemu. Po prostu zadzwoniłbyś · do kilku swych znajomych, a oni z pewnością znaleźliby dla Ciebie brakujące materiały lub też pomogli w zrozumieniu definicji. Przy czym bardzo pomocni są w tej sytuacji zasobniejsi w notatki i czasem mądrzejsi koledzy ze starszych lat. Są też osoby, dla których uczenie się w samotności i ciszy stanowi udrę­ kę. Preferują one grupowe rozwiązywanie zadań, czy dyskutowanie problemów . Dla takich studentów akademik jest wymarzonym miejscem do nauki. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy w jednym pokoju mieszkasz ze studentami np. piątego roku, którzy nie mają już żadnych egzaminów i przez całą sesję albo urządzają głośne imprezy, albo robią cokolwiek innego, co i tak przeszkadza Ci w nauce. Pornocne są wtedy cichacze, czyli pokoje cichej nauki, gdzie można spełnić swoje marzenia o tradycyjnym zakuwaniu.

Wielość

osób zamieszkałych w akademiku sprawia, że przebywając tam na pewno natkniesz się na ludzi o innych poglądach, np. politycznych i religijnych, czy też o zaskakujących lub wręcz szokujących zachowaniach. To, czy osoby takie wpędzą Cię w stres i nerwy, czy nie, zależy znowu tylko i wyłącznie od Ciebie samego. Dla przykładu : pedanta może doprowadzić do granic wytrzymałości kolega nie przywiązujący najmniejszej wagi do porządku. Z drugiej strony, osobę przyzwoicie higieniczną niemalże do szału doprowadzi zachowanie kolegi, który każdą wolną chwilę spędza na przecieraniu regałów ... Niejednokrotnie nie denerwuje nas brak czystości i porządku wśród rzeczy naszego kolegi. Jednak o szewską pasję przyprawić nas może dokonany przez tego kolegę bałagan w rzeczach, z których korzystamy wspólnie. Powtórzę więc: tylko od Ciebie zależy to, w jakim stopniu będziesz w stanie zaakceptować odmienne poglądy oraz zachowania innych osób i nauczyć się z nimi bezkonfliktowo żyć pod jednym dachem. Zawsze możesz jeszcze, co jest raczej konieczne, w umiejętny sposób skłonić lokatora do pewnych ustępstw, oferując w zamian swoje własne ustępstwa. Jeżeli jednak, pomimo wielu prób, nie jesteś w stanie wytrzymać ze znacząco różniącymi się od Ciebie osobami, polecam stancję Wspomniałemjuż o samotności i ciszy. Do słów tych dopowiemjeszcze jedno: "prywatność". Nie oczekujcie, że znajdziecie ją w akademiku. Całe Wasze życie toczyć się będzie przy asyście innych osób - czy to współlokatorów, czy natrętnych znajomych z naprzeciwka. Ledwo zamkną się drzwi za jedną osobą, a już wchodzi druga. Ledwo odłożysz słu­ chawkę, a tu znowu dzwoni telefon. Inny przykład. Jest po druga w nocy. Umierasz ze zmęczenia i najchętniej przytuliłbyś się już do poduszki, a Twój kolega akurat się ucieszył, że za chwilę w telewizji puszczą fajny film ... Albo jeszcze coś innego: przyjeżdża do Ciebie dziewczyna i chcecie pobyć sami. Ty naiwny sądzisz, że w weekend koledzy wreszcie pojadą sobie do domów. Nic z tych rzeczy! Koledzy twierdzą, że mieszkają za daleko i im się nie opłaca, więc jeżdżą raz na pół roku. W tej konkurencji stancja zdecydowanie wygrywa. Spokój, cisza, intymność, prywatność ... Ale, ale! Na dłuższą metę można w ten sposób zwariować! A gdzie znajomi, przyjaciele, imprezy, zabawa, śmiech i to wszystko, co składa się na życie studenckie ... ? No gdzie? W akademiku rzecz jasna! Tam, gdzie aż roi się od ludzi i nie sposób jest być samotnym. Wszyscy ci ludzie zamieszkujący akademik korzystająjednak z tych samych pomieszczeń gospodarczych, z tych samych udogodnień. Czy to jest toaleta, czy prysznic, czy pralnia, czy kuchnia, czy nawet zwykła lodówka- musisz nauczyć się korzystać z nich wspólnie z innymi osobami. Musisz zacząć szanować te rzeczy, gdyż nie służą one tylko Tobie. Musisz także przyzwyczaić się do ~ego, że są i tacy, którzy tych rzeczy nie szanują i często je niszczą, a wtedy Ty nie możesz z nich korzystać. Nazwałbym to ryzykiem mieszkaniowym. Na stancji posiadasz na swój użytek kompletne wyposażenie, które dzielisz co najwyżej z jednym lub z dwoma lokatorami, ewentualnie z właścicielem mieszkania. Jest to z pewnością niezaprzeczalny luksus. Przyszła teraz najwyższa pora na jedną z najistotniejszych różnic , amianowicie cenę. Tutaj porównanie wypada na korzyść akademika. Nie da się bowiem przyrównać 115 zł płaconych przez mieszkańców tego przybytku do 200 czy 300 zł za stancję. Jednak za dwu- czy trzykrotną cenę mamy inny komfort i inne warunki mieszkania. Akademik nie jest- uwierzcie mi - miejscem dla wypieszczonych maminsynków, dziewczynek i chłopców, którzy ledwo co odrośli od pieluchy, więc na każdym kroku przyzwyczajeni są do wygód i luksusów. Osoby takie szybko zorientują się, że nie są "gwiazdami", że mało kto liczy s~ę z ich potrzebą chodzenia spać ·o 22:00, że nikt nie będzie im zmieniać pieluszek, a tym bardziej zwracać uwagi na ich "fochy" i humory. Niedorozwój i nieżyciowość takiej osoby objawia się w częstych, interwencyjnych wizytach mamy, której wydaje się, że musi wziąć sprawy w swoje ręce i stanąć w obronie synka. Podpowiadam więc nadopiekuńczym rodzicom: aby zaoszczędzić wstydu i sobie, i synkowi (względnie córusi), zaś wsp'Ółlokatorom nie dostarczać powodów do śmiechu, od razu poślijcie swe dziecię na stancję. Nie musi ono przecież uczyć się życia od razu, może "dostać od niego kopa" za kilka lat. Ale czy wtedy uda mu się pozbierać ... ? Przemyślcie to!


Spadło

z półki menedżera ...

Rzesze studentów pierwszego roku przygotowujących się do egzaminu z historii gospodarczej (koniec II semestru tej drogi przez mękę, nazywanej w pewnych kręgach "studiami") czytają podręcznik "Powszechna Historia Gospodarcza 1918-1991", nie podejrzewając nawet, jak wiele zasadzek jest tam na nich zastawionych... Otóż, już na stronie 45 odnajdujemy pierwszą z nich. Jest ukryta na samym dole strony, częściowo przeniesiona już na stronę 46. W odniesieniu do okresu międzywojennego możemy się tam doczytać takiej informacji : "Problemy agrarne nabrzmiały również we Włoszech - szczególnie na południu, w Hiszpanii, Portugalii ". Stosując wiedzę zdobytą na wykładach z Encyklopedii Prawa możemy posłużyć się wykładnią gramatyczną w celu dogłębnej analizy tekstu źródłowego. Myślnik (w niektórych rejonach kraju zwany gwarowo pauzą) oddziela części zdania (szczególnie, jeśli występuje samotnie, bez towarzystwa kolegi), natomiast przecinki (poza paroma innymi funkcjami, oddzielają kolejno wymieniane wyrazy - w tym wypadku rejony Włoch). Tak więc, dowiadujemy się, że - pomiędzy I a II wojną światową - zarówno Hiszpania, jak i Portugalia były częściami Italii. A nam wtłaczano przez x (gdzie x należy do przedziału ( 12, 16)) lat nauki, że to były niepodległe państwa. Być może to pozostałości Imperium Romanum albo nowe (lub stare, bo przedwojenne) zdobycze Mussoliniego. W każdym razie, rzecz . , . . wymaga wyJasnienia. Nie zrażeni tym faktem brniemy dalej. Na stronie 81 (3 rząd od góry) napotykamy fragment: " Wszystkie kraje faszystowskie nastawiały się na przygotowania do wojny lub na jej prowadzenie (Japonia w Mandżurii, Włochy w Abisynii). W związku z tym szybko rozbudowywały przemysł zbrojeniowy, nastawiając się przede wszystkim na tworzenie wojsk lotniczych i pancernych, a Japonia również silnej floty wojennej i lotnictwa". I tu rodzi się problem: czy wojska lotnicze i lotnictwo to przypad-

Zrzynanie na kolanie, czyli sesyja egzaminacyjna w S GH Po naszej Ałma Mater już od dłuższego czasu krąży niezły Gak powiadają Anglicy) dowcip o studentach warszawskich uczelni. Pozwolimy sobie go tu przytoczyć w naszej własnej wersji. Na trzy tygodnie przed sesją, Stwórca- kierowany troską o los ciemiężo­ . nej studenckiej braci - wysłał do stolicy naszego pięknego kraju jednego · ze swych Aniołów, coby wysondował sytuację. "Politechnika już od tygodnia uczy się i rozkręca radia na części" - stało w przesłanym Internetem raporcie. "UW- a jakżel - okupuje biblioteki". "Medycy z zacię­ ciem kroją ciała w prosektorium zgłębiając anatomię". "SGH... No tak... Tam jak zawsze wielka impreza". Na tydzień przed sesją Anioł znów posłany został na ziemię. "I co? I co tam ...?" - dopytuje się przez GSM-a Stwórca. "Pierwsze zasłabnięcia w akademikach na Żwirki i Wigury" - donosi skrzydlaty sługa - "brak miejsc w czytelniach Politechniki, opustoszał Klub Medyków, tylko to niesforne SGH: tam wciąż pękają kolejne flaszki i leje się litrami zapojka ". W wigilię sesji egzaminacyjnej Anioł po raz kolejny wyruszył na zwiady i znowu badał sytuację na fron cie.. _Zdaje wtedy relację w rozmowie z Szefem: " Politechnika pije na umór, Medyczna ledwo się trzyma na nogach, a furorę robi spirytus salicylowy, UW wyczerpał już zapasy wody po ogórkach kiszonych na kaca ... "- Bóg aż poderwał się z miejsca- "a SGH.. !? Co z SGH .. !?"wykrzyknął. Na to Anioł odrzekł cicho: "SGH się modli... " Bóg aż podskoczył z radości: " I tym właśnie pomożemy... !"- zawyrokował. W związku z tym, że sesję mamy już niemal za sobą (tę zwykłą ma się rozumieć), wartoby pokusić się o małe podsumowanie. Wreszcie, po litrach skonsumowanej kawy' stosach zapisanych kartek, które wzbogacą zasoby makulatury w kraju, dziesiątkach wypisanych długopisów i ołówków, kilku nieprzespanych nocach, można lżej odetchnąć. Nie bę­ dziemy wyliczać tych, którym powiodło się najlepiej, ani tych, którym poszło nieco gorzej. Najciekawsze jest, w jaki sposób cała rzesza bardziej lub mniej pilnych studentów "wchłonęła" tak ogromne ilości wiedzy w ciągu kilku dni przed sesją i pozdawała wszystko na piątki z piu-

kiem nie to samo? Nieee ... Przecież może być jeszcze lotnictwo cywilne. OK, w takim razie rozbudowa przemysłu zbrojeniowego oznaczała tworzenie lotnictwa cywilnego?! Coś nie w porządku jest z tymi Japoń ­ czykami, trochę nie bardzo poukładane mieli w głowach. A taką potęgę gospodarczą zbudowali. Może i nasz biedny kraj powinien przeprowadzić podobne rozumowanie? Czekamy na propozycje dla ministra Belki . Na stronie 187 napotykamy kolejny "kwiatek". O EWG możemy się dowiedzieć m.in.: "Cła eksportowe zostały zniesione między państwami członkowskimi do końca 1961 roku, chociaż na niektóre produkty obowiązywały jeszcze przez kilka lat". Typowa papka wciskana w głowy niedoświadczonych czytelników: cła zostały zniesione, chociaż jeszcze obowiązywały. I co ma biedny student powiedzieć na egzaminie? Cokolwiek z siebie nie wykrztusi, to będzie złe ... I poprawka we wrześniu. I jeszcze jeden "pajacyk" (może ktoś to wyśle do MdM). Po przebrnię­ ciu przez 187 stron, na 188 napotykamy w rozdziale "Swoboda przepły­ wu usług, osób i kapitału" (chodzi o EWG) co następuje: " W 1988 roku zniesiono restrykcje w przepływie kapitałów, chociaż pozostawiono sporo odstępstw (dla Belgii, Grecji, Irlandii, Luksemburga, Hiszpanii i Portugalii)". Dla pamiętających tamte czasy, kiedy EWG liczyło 12 państw członkowskich, staje się jasne, że te "odstępstwa" pozostawiono w 50o/o państw - niezłe, niezłe, zwłaszcza, że (czytamy dalej, na stronie 189) " dla innych krajów pozostawiono możliwość działań restrykcyjnych ". Ładnie, zniesiono restrykcje, ale pozostawiono możliwość dzi ałań restrykcyjnych. "There's something wrong with the world today" - mówi Steven Tyler i nie myli się! Teraz musicie sami przyznać, że nauka historii gospodarczej to niełatwa sprawa. Jednak niektórym się udaje. Ci, którzy nie zorientują się w czyhających na nich pułapkach - przepadają. . MIG (nazwisko znane redakcji) PS. Mimo przeczytania tego "podręcznika" autor tekstu zdał egzamin na 4 (tzw. dobry). sem, stając się o kilkaset stron mądrzejsza. Czy faktycznie był to jedynie palec Boży? Niewątpliwie istnieć musi ciemna strona Księżyca - bowiem na co zostały zużyte te wszystkie ponadprzepisowe kartki? Czyż­ by na ŚCIĄGI? W tym miejscu doszliśmy do kluczowego pojęcia, tłu­ maczącego swoisty fenomen Różowego Budynku i jego przyległości. Ściąga. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, o co chodzi, to już służymy pomocą. Podług słownika synonimów "ściągać" znaczy tyle, co: przepisywać, zwalać, zrzynać, popełniać plagiat, przepisywać , przenosić, odpisywać, spisywać, odwalać, kompilować. Podoba nam się zwłaszcza ten ostatni wyraz bliskoznaczny - kompilować znaczy nic innego jak . "dokonywać kompilacji*", a to w żaden sposób ze ściąganiem s ię nie kojarzy i zawsze można się tym wykręcić przed "dyscyplinarką". Student to z natury swej (ludzkiej) bardzo leniwa istota: komu chciałoby się pisać ściągawki, jeżeli nawet zeszyty trudno jest prowadzić? Nieekonomiczna strata czasu, kiedy egzamin za osiem godzin! Niektórzy przeto udają się do ksero, by tam zamienić swoje oszczędnoś­ ci na drobno zadrukowane karteluszki. W czasie sesji, ksero przy Mokpolu (to nie jest sponsor MAGLA!) bije wszelkie rekordy frekwencji, zaraz po czytelni, do tego stopnia, że rozważamy pomysł zainstalowania elektronicznej maszyny informującej na bieżąco , czy szukana koleżan ­ ka/kolega w jednym z tych dwóch miejsc się nie znajduje. Wydatki na kserówki często jednak okazują się zbyt duże i niepotrzebne. Jeżeli pisze się egzamin w auli wraz z trzema lub sześcioma setkami innych, niechętnych i równie wiercących się studentów, a osoba pilnująca jest jedna lub dwie, książka na kolanach nie wzbudzi żadnych emocji ani podejrzeń. Warto więc zabrać ze sobą nawet kilkusetstronicowe tomiska, takie jak "Ekonomia" McKenzie' go czy Begga. Do ukrywania podobnych im "cegłówek" nieocenione są dodatkowe półki pod blatem ławe k w aulach. Profesor to z natury swej (nieludzkiej) bardzo nieleniwa istota, która naprawdę potrafi dołożyć starań, by uprzykrzyć życie biednemu ża ­ kowi. Zdolny jest więc taki belfer przytaszczyć ze sobą na egzamin jednego lub kilku pomocników (cerberów). Często jednak skutki tego posunięcia są całkowicie przeciwne zamierzeniom. ciąg

dalszy na następnej stronit'


Zrzynanie na kolanie... Przyciągnięci

c.ti.

w roli straszaków, asystenci i stażyści niejednokrotnie pomagają zdającym rozwiązać test, czy odpowiedzieć na pytanie. I bynajmniej wcale nie są tacy straszni, o czym świadczy przedstawiona niżej scenka rodzajowa żywcem z sesji wzięta: Siedzi sobie na egzaminie z Nauki o Państwie chłopczyna, zielony na umyśle i czerwony na twarzy. Zrzyna nieboże bezczelnie, a łapki mu się trzęsą, choć nie pił dziś wcale. Na półce pod ławką setki karteczek i karteluszek walają się bez ładu. Nagle podchodzi do niego groźnie wyglą­ dająca pani pilnująca. -Proszę schować te ściągi, a nie tutaj tak ewidentnie zrzynać! Chłopczyna przerażony zgarnia papiery do torby. -Nie do torby! Zaraz i tak będziesz je wyciągał. Schowaj tak, żebyś mógł z nich korzystać... Nie znaczy to wcale, że nie stać nas na oryginalność i korzystamy jedynie z książek, kserówek i karteluszek. Jedną z niezawodnych metod, opracowanych zapewne gdzieś między 3 a 4 w nocy jest tzw. "metoda na linijkę - zrób to sam". W tym celu należy zaopatrzyć się w linijkę dł. 30-40 cm oraz w długą pinezkę lub gwoździk (rekomendowany sklep przy Placu Konstytucji - tam mają dobry osprzęt). Ściągawkę naklejamy na wierzchu, wzdłuż linijki, pinezkę przybijamy od spodu, aby jej dzióbek wystawał ponad kartkę. W ten sposób połączoną całość wbijamy pod blat wcześniej upatrzonego stolika tak, by przypadkiem nie odpadła w najmniej odpowiednim momencie. Maszynka działa na zasadzie obrotowej. W bezpiecznym momencie odsuwamy linijkę, żeby przeczytać z niej co trzeba, w mniej bezpiecznym chowamy ją, by wyglądała jak naturalna i niewinna, drewniana część blatu. Jest jeszcze inny niezawodny sposób. Przychodzimy półtorej godziny wcześniej do odpowiedniej sali i starannie, nierzucającym się w oczy ołówkiem, przepisujemy wszystkie niezbędne informacje na stół. Jeżeli zdarzy nam się pisać egzamin w zerówce, wówczas mamy sporą szansę wysłuch ać przy okazji czyjegoś wykładu, którego treścią mogą być dowcipy (np. o blondynkach), pokaz nowej kreacji pani prowadzącej zajęci a, czy nudziarskie "tak-na-marginesowe" opowieści o wojażach zagranicznych pana profesora. Może nam się ewentualnie trafić statystyka w konkretach, co niewątpliwie jeszcze bardziej rozjaśni nam umysł (szczególnie, gdy statystykę zdawaliśmy rok wcześniej) . Nie po wiedzę i ploteczki jednak tu przyszliśmy, a po to, aby zająć sobie strategiczną pozycj ę w j ednym z "co-drugich" rzędów, najlepiej na jego środku. Problem jest bardzo istotny, gdyż od bezpiecznej pozycji w auli zależy połowa sukcesu (czytaj : podwyższenie oceny o przynajmniej stopień). Nie można usiąść za blisko, za daleko, ani zbyt gromadnie, by niechybnie nie zostać usuniętym na początek, co skazałoby nas na korzystanie z włas n ej wiedzy (ogromnej , ale czasem niewystarczającej) . Wszyscy myślą podobnie, więc żeby zdobyć odpowiednią pozycję bojową, należy poj awić się na miejscu znacznie ( czyt.: ekstremalnie znacznie) wcześ­ niej. Przed jednym z egzaminów, który miał się odbyć o 8:00, o godzinie 7:20 lepsze pół auli było już zajęte . Miny osób, którym wydawało się, że zwycięsko wkroczą o 7:30, nadawały się do "Śmiechu warte". Teraz parę zdań o tzw. przekrętach egzaminacyjnych. Po pierwsze: wysyłan ie znajomych lub opłaconych geniuszy. Na wielu egzaminach osób zdaj ących jest zbyt wiele, aby sprawnie skontrolować wszystkim indeksy i listę obecności , Jedna persona więcej lub mniej nie czyni róznicy, a przy okazji dorobi sobie co nieco do stypendium (a w efekcie może i my w następnym roku dostaniemy jakieś pieniążki za "nasze" wybitne wyniki w nauce) . Będąc w posiadaniu przyjaciela, który rozwi ązywanie zadań opanował do perfekcji, po obiecaniu mu godziwej zapłaty (czytaj 200-300 zł) za ryzyko (wątpliwe zresztą) pisania egzaminu pod nie swoim nazwiskiem, siadamy w Hadesie i radośnie oczekujemy efektów. Trzeba tylko pamiętać o kilku istotnych szczegółach. Zdający za nas musi usiąść w "wylotowym" miejscu tak, aby mógł w razie ni eb ezpieczeństwa rozszyfrowania szybko i sprawnie zbiec . Wówczas wskazane jest, abyśmy jednak byli obecni na tym egzaminie; zawsze istnieje przecież szansa przepisania od sympatycznej koleżanki po lewej stronie (a może ta po prawej jest lepsza?). Nie można też dopu ści ć, aby nastąpiła niezgodność płci i na przykład młodzieniec z

wąsami oddał pracę

z

wdzięcznym uśmiechem

i podpisem Marysia nie mamy na myśli tego, że Ty tak

Kowalska (Marysiu, oczywiście właśnie robisz). Po drugie: oddawanie prac napisanych kolektywnie na korytarzu. Podsłuchujemy pod drzwiami pytania lub uciekamy z sali zaraz po ich otrzymaniu, spędzamy półtorej godziny na ,,kompilowaniu" na podstawie książek i wiedzy kolegów wyśmienitą pracę. W momencie zakoń­ czenia egzaminu wszyscy na sali zrywają się, by oddać na czas swoje prace. Część osób wychodzi z sali i ogólnie mówiąc robi się niezłe zamieszanie. Wówczas my wkraczamy do akcji i sprytnie, niby to gubiąc się w tłumie, podrzucamy niewinnie własną kartkę. Sposób niezawodny w przypadku, gdy piszących jest bardzo dużo i nie jest możliwe utrzymanie wszystkiego pod kontrolą. Poza tym, przed oddaniem pracy należy przeprowadzić wywiad, czy aby w trakcie egzaminu wykładowca nie puścił listy obecności. .. Wpadka może być tragiczna w skutkach. Ryzyko- jak widać- jest dość duże . Zawsze jeszcze ktoś może wpaśó na pomysł, by zamknąć niesforne drzwi na zasuwę od środka - wówczas wpadamy w pułapkę, ale jak mówią Anglicy i ekonomiści (sic!): NO PAIN NOGAME! Kolejną rewelacją stworzoną na potrzeby leserów są podkłady. I nie chodzi tu o podkłady kolejowe, ale o klasyczne gotowce, czyli jeden z najbardziej bezczelnych sposobów zdawania egzaminu. N a czym to polega? Otóż, wielu wykładowców na ostatnich zajęciach podaje pytania, do których należy się przygotować . Przeważnie te same pytania pojawią się na egzaminie. W tym momencie bierzemy kartki podaniowe w kratkę i na oddzielnych egzemplarzach, nie zapominając o niechlujnym stylu pisma i kilku kontrolnych pomyłkach, umieszczamy gotowe odpowiedzi. Na egzamin podążamy właśnie z tak przygotowanymi "pracami". Po podyktowaniu pytań, wyjmujemy z torby odpowiednie kartki i umieszczamy je gdzieś "pod ręką" . Na otrzymanych arkuszach piszemy cokolwiek, byle by tylko pisać . W połowie egzaminu wyciągamy spod stołu swoje kartki, usuwając te wcześniej zagryzmolowe do torby. Jeżeli mamy teraz przed sobą np. trzy arkusze z poprawnymi odpowiedziami, z dwóch z nich zaczynamy przepisywać pytania na trzeci. Jeżeli wykła­ dowca spyta się, co robimy, odpowiadamy: "pomyliłem się i muszę poprawić". Nie zapomnijmy jednak, aby liczba kartek schowanych do torby równała się liczbie kartek wyjętych na stół. Ryzykiem w przedstawionej metodzie jest m.in. to, że arkusze przyniesione przez wykładowcę mogą być podstemplowane pieczątką dziekanatu. Ale z drugiej strony, kto w nawale kilkuset prac zwraca uwagę na pieczątki ... ? Sposobów na zdanie egzaminu przy małej wiedzy jest jeszcze bardzo dużo. Powyższe metody nie są jedynymi, które znalazły uznanie w oczach esgiehowych pomysłowyc4 Dobromirów podczas tej i poprzednich sesji. Niestety, nie przeprowadzono żadnych badań i obliczeń, dotyczących skuteczności ściągania. Może w następnych statystykach, oceniających poszczególnych wykładowców (vide strony 13-14), uwzględnić należałoby następujące pytanie: "Czy uważasz, że u prof. X ściąga się bardzo łatwo, czy też wymaga to jakichś specjalnych przygotowań i uzdolnień? Jakich?" Wysokie "średnie" są na szpanie w tych ciężkich czasach, a owe dodatkowe pytanie stanowiłoby istotną pomoc dla kolejnych roczników. Skrypt z takimi informacjami rozchodziłby się, jak świeże bułeczki. Za kilka miesięcy kolejna sesja, tym razem zimowa, w czasie której ... no, cóż, po prostu będzie podobnie: zapłakane mademoiselles, bo "tylko cztery i pół w indeksie" stoi, i inne tego typu esgiehowe przypadłości. Ciekawi jesteśmy, jak tojest "od kuchni" na innych uczelniach? Joanna Antczak, Tomasz Kluk, Jacek Polkowski dziękujemy za uwagi Rafałowi Kameekiemu

A teraz dowcip w konwencji końca świata rodem z amerykańskich filmów science-fiction ... Na ziemi wybuchła wojna totalna... W wyniku wandalskiego niszczenia dzieł sztuki, pozostał już tylko jeden komplet tomów encyklopedii Guttenberga. Zniszczone były drukarnie, nie istniały kserografy ... Pojawiła się więc potrzeba nauczenia się na pamięć całej treści wybitnego dzieła. Mędrcy pobieżeli w takim razie do stolicy pięknego kraju nad Wisłą w poszukiwaniu tęgich umysłów.


''l co Ja . ro b.•ę t u....? I co Ty t u t aJ. ro b.1sz... ?'' . Muszę być

bogaty. Jeżeli nie przerażająco bogaty, to przynajmniej przeraźliwie ... Ewentualnie tylko bogaty, ale bogaty i już. Ale czy ktoś widział kiedyś nieprzyzwoicie bogatego chemika? A skąd niby wezmę pieniądze na sfinansowanie miliardowych produkcji filmowych, kiedy już zostanę reżyserem? Czy jako architekta będzie mnie stać na budowanie tego, co mi się rzewnie podoba? Ciekawe, czy pisarz pozwolić sobie może na kosztowne eksperymenty laboratoryjne, kręcenie filmów według własnych powieści, czy budowanie zamków według własnych projektów? Te pytania zatruły mi cały uroczy czwarty rok w moim prześlicznym liceum. Było gorzej niż się spodziewałem. W podstawówce przynajmniej wiedziałem, kim chcę być. I bynajmniej nie strażakiem, lecz burmistrzem we własnym mieście. A teraz... ? Teraz chciałem być wszystkim! Chemikiem, bo zawsze pasjonowała mnie chemia i odnosiłem na tym polu pewne sukcesy (areszt domowy i likwidacja prywatnego laboratorium po wysadzeniu szkolnej pracowni chemicznej bombą według włas­ nej kompozycji). Piosenkarzem, bo odkąd pamiętam zawsze należałem do jakiegoś chóru i drzeć się potrafię (sąsiedzi potwierdzą!). Scenarzystą, bo wręcz uwielbiam pisać opowiadania, a wyobraźnię mam niezgorszą. Reżyserem, bo ktoś przecież musi te wypociny zekranizować, a poza tym czarna rozpacz ogarnia mnie na widok stanu polskiego kina, z którym ktoś coś musi zrobić. Architektem, bo mam to we krwi i jest to tradycją rodzinną, a poza tym lubię coś tworzyć. Elektronikiem, bo elektronikami chcieli zostać moi najlepsi znajomi ... Tym ... I tamtym... I jeszcze kimś innym ... "Dorób się, a będziesz sobie robił za te pieniądze, co chcesz" - skwitowała moje problemy mama. I aby nie wpędzić mnie w problematykę kręcącą się wokół sposobów szybkiego dorabiania się lub aby nie pchnąć mnie w kierunku przemycania skradzionych samochodów, podsunęła mi rozwiązanie. Ekonomia. Ekonomia jest.na czasie. Po ekonomii nie będziesz miał problemów ze znalezieniem pracy. Ekonomię kończył sąsiad z drugiej klatki i dziś jeździ już mercem. Ekonomia to wysokie zarobki. Ekonomia to szansa zagranicznych wyjazdów. Ekonomia to ... Ekonomia tamto ... A gdzie tej ekonomii szukać ... !? W Gdańsku. Uniwersytet Gdański. Faktycznie. Jest ekonomia. Egzaminy wyglądają na raczej banalne. Idę więc na ekonomię na Uniwersytet Gdański!

"To na co idziesz?"- pyta się dyrektor mojego liceum. "Do Gdańska na handel zagraniczny"- odpowiadam- "Chcę sobie trochę pojeździć po świecie". "A tak... " - wtrąca dyrektor - "Mam takiego mojego ucznia, który też kończył handel zagraniczny ... ". "I co ... !?" "Pracuje w centrali nasiennej ... " Centrala nasienna... Zboże ... Pszenica... Rzepak ... I ja wszystkim horror o oślizłych ziarnach .. .

kręcący

w tym

Depresja. Realizować swoje marzenia od razu, czy najpierw się dorabiać, a później za wypracowane w pocie czoła pieniądze robić to, na co się ma ochotę? A jeżeli to drugie, to czy wybrać Gdańsk, czy szukać czegoś innego, innej drogi do finansowego sukcesu? "Gdańsk to lipa" podpowiada kolega z klasy - "Jeżeli już chcesz studiować ekonomię, to wybierz lepszą szkołę. Idź na SGH". SGH? Pierwszy raz słyszę. W nazwie ma "główna", więc może faktycznie jakaś lepsza. "Najlepsza" twierdzą sąsiedzi. "Tak. Esgiepis to renoma i zapewniona przyszłość"­ dodaje znajoma nauczycielka. Ale jaki esgiepis? To już nie esgieha? "Esgiepis był dawniej, teraz się nazywa esgieha" - tłumaczą inni. O.K. Nie liczy się nazwa, ważne, że szkoła jest renomowana i problemów ze znalezieniem pracy po studiach nie będzie. Podjąłem ostateczną decyzję. SGH. I w ten oto sposób kariera naukowa chłopaka z Warmii poprzez deltę Wisły przydreptała na Mazowsze. Zapisałem się

nie

dostał.

na kursy przygotowawcze, bez których pewnie bym się Chodzisz na taki kurs, płacisz za kurs, a prowadzący w za-

mian za te pieniądze podają ci gotowe schematy rozwiązywania zadań z matematyki, zupełnie nowe informacje z geografii, przykładowe testy z języków . Rewelacyjnie to sobie obmyślili. Zakres materiału z geografii całkowicie różnił się od tego, który przerabiałem w liceum, więc bez kursu przygotowawczego byłoby ciężko. Musiałem zapłacić. W trakcie kursu przeszyła nas informacja: zwiększają liczbę języków do dwóch. Część osób zrezygnowała od razu. Inni zapłacili za kurs dodatkowego języka. To się dopiero nazywa ekonomia! Egzaminy. W ich trakcie mieszkałem wraz z grupą znajomych z kursu w schronisku młodzieżowym. Sale po dwanaście osób. Koszmar nerwów i stresu. Każdy "przeżywa". Dość! Aby się rozładować, postanowiliśmy, że nikt się nie uczy, nikt nie wspomina o egzaminach, a wszyscy .. . idziemy "na miasto"! I tak w atmosferze jednej c i ągłej imprezy dobrnęliśmy do końca rekrutacji. "Nie dostanę się" - poinformowałem rodziców po powrocie do domu ... O dziwo dostałem się... Uratował mnie mój konik - matematyka oraz j((zyk rosyjski, którego nauczała moja marna, więc płynie u mnie w ży ­ łach. Zawaliłem kompletnie geografię. Średnio poszedł mi angielski , którego zacząłem się uczyć pół roku przed egzaminami. Od rodziców dostałem w nagrodę sporą sumkę na wakacje ... Po pierwszym półroczu nauki w SGH zadałem sobie pytanie: "Boże ! Co ja tutaj robię ... !? I co tutaj robi połowa tych wszystkich otaczającyc h mnie ludzi.. ?". Minęło dopiero pół roku od momentu otrzymania indeksu i legitymacji studenckiej, a już zastanawiałem się, czy aby na pewno był to dobry wybór. Ekonomia przecież nie interesowała mnie nigdy i nie wiem, czy warto było poświęcać swoje marzenia po to, aby w efekcie maltretowania się tą dziedziną zarobić więcej pieniędzy. Po kilku wykładach ekonomii stwierdziłem, że większość tych wszystkich wyk .. resów i równań nie znajduje zastosowania nigdzie indziej, jak tylko w książkach. Atrakcyjność większości wykładów, szczególnie tych na ósmą, przegrywała z ponętnością ciepłej kołderki i mięciutkiej podusi . Szybko odkryłem zbawienny w tej sytuacji wynalazek, jakim jest kserograf, i wkrótce moje półki zapełniły się stosami powielonych notatek i skryptów. Problem polegał na znalezieniu odpowiedniego "dawcy". O tóż okazało się, iż nie tylko ja odkryłem fakt, że wykłady są całkien1 nieobowiązkowe. I tak z miesiąca na miesiąc aule pustoszały coraz bar dziej, a o godzinie 8 czy 9 rano spotkać można było już tylko tych, któ· rym kujoństwo pozostało jeszcze z czasów licealnych (a może nie stać ich było na kserowanie ... ?). ciąg dalszy na następnej strotlit'

Zrzynanie na kolanie...

c.d.

Wpierw udali się na uczelnie wyższe... Studenci Uniwersytetu uważnie przejrzeli księgi, poprzyglądali si(' obrazkom, lecz ostatecznie stwierdzili, że zmuszanie kogokolwiek do zapamiętania tego ogromu wiedzy byłoby niehumanitarne. Mędrcy podreptali więc do Akademii Medycznej. Tamtejsi żacy potraktowali tomy kwasami, zrobili próby alkaliczne i zawyrokowali: "To było hy niezdrowe ". Kolejna była Politechnika. Studenci tej szacownej uczelni zważyli księgi, podłączyli do prądu i przyłączyli licznik Geigera. a następnie dokonując milionów obliczeń na kalkulatorkach orzekli: .. l technicznego punktu widzenia jest to niemożliwe". Zdesperowani m ędr cy udali się metrem na stację "Pole Mokotowskie", gdzie hucznie, zgod nie ze staropolską tradycją (wódą i ogórem), przywitali ich studen<'l SGH. Po wysłuchaniu błagalnych próśb zdesperowanych strażnik th \ ' księgi, padło tylko jedno pytanie: "Na kiedy to i za ile... ?". *kompilacja - <<praca, twór, będące zestawieniem, zlepkiem części /uh ustępów innych>>. Krótko mówiąc, kompilujemy wtedy, gdy zrzynauł y na egzaminie od kilku osób na raz, unikając tym samym posądzc r'' o dosłowny plagiat (czytaj: praca identyczna "kropka w kropkę") .


"I co ja robię tu ... ?

c. d.

Ponieważ,

pomimo trzykrotnego odwoływania się od decyzji Komisji ds. Akademików ówczesnego Samorządu Studentów, nie otrzymałem miejsca w domu studenta SGH, zmuszony byłem dojeżdżać do Szkoły z odległego Żoliborza. Wstawanie o 6:00, aby dotrzeć na wykład rozpoczynający się o 8:00 szybko włożyłem między bajki. Mimo wszystko chciałem jednak od czasu do czasu zobaczyć, co dzieje się na takim wykładzie. Postanowiłem więc kiedyś przenocować u znajomych w akademiku i udać się z samego rana do szkółki. Znajomi ucieszyli się niezmiernie i z tej okazji ... zorganizowali imprezę. Na drugi dzień wstałem w południe. Po kilku dniach byłem już tzw. "waletem", czyli przeniosłem się do akademika na stałe. którzy wraz ze mną przyszli tu ~a studia, wywnioskowałem, że ogromną część osób SGH przyciągnęło swoją niepodważalną renomą. Szkoła nasza błyszczy dumnie na firmamencie szkolnictwa wyższego i jak supernowa przyćmiewa inne "gwiazdeczki". A to naprawdę przyciąga. Szybko okazało się, że nie tylko ja podjąłem decyzję skuszony wizją wysokich zarobków po studiach. Nie tylko ja chwilowo zrezygnowałem ze swoich zainteresowań, aby za kilka lat doinwestować je sporym zastrzykiem gotówki. Ludzie wokół mnie interesowali się wszystkim, tylko nie tym, czym trzeba ... Koleżankę pasjono-

Z rozmów z

ludźmi,

"Ameryko, dałem ci wszystko, a teraz jestem niczym ... " Naczelny pisze, że od zawsze chciał być bogaty. Zresztą, kto nie chce? Nie ma chyba takich zbyt wielu, co zupełnie o kasie nie myślą. Ja idąc na SGH miałctn prostą hierarchiQ wartości: będę zarabiał pieniądze, które następnie wydawane będą na podróże. Z tak mocnym postanowieniem wylądowałem w Warszawce, wreszcie mogąc uniezależnić się nieco od rodziców. Koniec z wracaniem do domu "o rozsądnej porze", obiadami o trzeciej i tym całym zgredowskim chłamem, który na pewnym etapie przestaje się podobać. Zamieszkałem z kumplem, w obcym, ogromnym mieście, pośród obcych ludzi. Nowa szkoła, przerażający widok facetów w garniturach i z komórkami, pędzący nie wiadomo dokąd dziki tłum studentów, brak grup dziekańskich, czegoś na kształt klasy z liceum, słowem : zupełne wyalienowanie w rozentuzjazmowanym tłoku. W informatorze dla pierwszego roku ktoś napisał, że jest jeszcze czas na chodzenie w garniturze, ranne wstawanie do pracy, że trzeba najpierw przedłużyć swoją młodość, że na poważne życie przyjdzie jeszcze czas ... Ten kontrast uderza centralnie i bazowo każdego średnio wrażliwego człowieka, a problem polega moim zdaniem na tym, czy pozostaniemy sobą, czy zaczniemy zarabiać pieniądze zapominając o tzw. studenckim życiu, czy może wreszcie uda nam się te dwa pierwiastki połączyć? No dobra, a skąd tYtuł artykułu, czyli fragment z Allena Ginsberga? To ma być po prostu kolejna (sorry Michał za kradzież intelektualną*) prowokacja, by Was zachęcić do lektury. "Ty wybierasz, ty decydujesz ..." Nie chciałbym, żebyś czytając to, studentko/studencie pierwszego roku, pomyślał sobie, że jakiś tam kaszaniarz próbuje Ci coś doradzić, pokierować Tobą - jak pisał znany z niedawno zdanej matury Z. Herbert: "nikt nie lubi moralistów". Ja tylko, patrząc z perspektywy na to, co się ze mną działo przez ostatnie dwa lata, a także z obserwacji moich kolegów, którzy przechodzili bądź nie podobne rozterki, wykrzyczeć chciałbym jedno krótkie zdanie: nie dajcie się zwariować! Na zajęciach z ekonomii dowiecie się o efekcie "owczego pędu" - zjawisku wręcz nagminnym w SGH. Definicja jest prosta: ,jeżeli gość X dajmy na to uczy się trzeciego języka obcego, wziął o-

wała

psychologia, kolega był wybitnie uzdolniony plastycznie. Jeden kolega interesował się prawem, innego zaś pochłaniało wyłącznie zwiedzanie świata. Jedna koleżanka była fenomenem wokalnym, druga pisała rewelacyjne artykuły i opowiadania... Można byłoby wymieniać tak w nieskończoność . Wszyscy ci ludzie albo nie dostaliby się na wybraną przez siebie uczelnię z powodu ogromnej konkurencji, albo zamierzali tak jak ja - zdobyć pieniądze i za nie realizować swoje marzenia. Niektórzy z nich nie wytrzymali. Po roku postanowili rozpocząć równolegle drugie studia. Koleżanka poszła na psychologię, kolega zaczął studiować w Akademii Sztuk Pięknych, inny jeździ po świecie autostopem. Ja zebrałem grupę ludzi i wraz z nimi stworzyłem gazetę, choć nie mam nadal wielkich pieniędzy i nie zarobiłem na tym złamanego grosza... Dziś widzę, że większość moich znajomych z pierwszych lat studiów czynnie (i społecznie) udziela się w organizacjach studenckich i realizuje to, o czym marzyła od wielu lat. Ta Szkoła nam na to pozwala. Nieobowiązkowość wykładów. Duża swoboda wyboru liczby przedmiotów w semestrze. Mała w porównaniu z innymi szkołami liczba ćwiczeń. Duża liczba organizacji studenckich i przyzwoite ich wyposażenie. Pozwala to na podjęcie równoległych studiów, na czynną działalność w organizacjach studenckich, na pracę w gazecie, czy nawet na podjęcie stałej pracy już na trzecim czy czwartym roku. I gdybym mógł cofnąć czas, nigdy w życiu nie zmieniłbym swojego wyboru. To nic, że ekonomia. Ważne, że SGH. (j.p.) siem dodatkowych przedmiotów, a w wolnych chwilach pracuje na pół etatu, to bez względu na to, czy chce czy nie, bez względu na to, czy ma czas czy nie, obywatel Y powinien poważnie się przymierzyć do tego, czy przypadkiem nie zrobić podobnie". Koniec definicji. gazetę

"Wprost", a tam po raz kolejny ranking szkół wyższych. Przypomniałem sobie, że dwa lata wcześniej SGH była też na pierwszym miejscu: "Kurcze, jakaś elitarna szkółka - pomyślałem wtedy - to musi być coś". Człowiek to istota, która bardzo szybko przyzwyczaja się do rzeczy pozytywnych (czytaj: naprawdę dużej swobody w kształtowaniu ścieżki studiów, powszechnych "zerówek", dużej ilości wolnego czasu, etc.) - widzę dużo plusów bycia w SGH w porównaniu do kolegów, którzy studiują gdzie indziej. Od dwóch lat nie potrafię jednak zrozumieć jednego: wielu ludzi myśli, że sam fakt nauki w SGH jest nie wiadomo jakim wyróżnieniem. Swoista zarozumiałość niektórych studentów po prostu mnie śmieszy. I tyle. Otwieram ostatnio

Nie mam zamiaru się rozpisywać, bo ani nie chcę uprzedzać Cię do SGH, ani też nie zamierzam ściemniać, że jest wspaniale, cudownie, a w ogóle to jest czad. Jedno jest pewne: inaczej wszystko wygląda z zewnątrz, niejako z widowni, a inaczej, gdy się jest i aktorem i obserwatorem gry innych aktorów równocześnie . Ja wiem na pewno, że założenia mojej teorii były błędne, bowiem, żeby jeździć po świecie, wcale nie trzeba mieć dużo pieniędzy, abstrahując zupełnie od faktu, że poświęca­ jąc się karierze mało pozostaje czasu na same podróże. Zrozumiałem też, że problemy same się nie rozwiążą, że odpowiadam za podejmowane decyzje, że trzeba starać się być sobą, starać się "kroczyć spokojnie pośród zgiełku" , mieć swoje priorytety, a co najważniejsze: starać się mimo wszystko być szczęśliwym w tym troszeczkę zwariowanym świe­ cie. Do zobaczenia w korytarzach Różowego Budynku, a Dział Turystyki życzy Wam niezapomnianych wrażeń na ostatnich już dwumiesięcz­ nych wakacjach!

TomekKluk P.S. I jeszcze kawałek listu (a raczej meila), jaki otrzymałem ostatnio od mojego kolegi: "Proszę się nie naśmiewać z SGH! Tutaj rządzą naprawdę mądre

ludzie. W zeszłym roku, jak ktoś budynku A, to następną powiesili na łańcuchu ... ".

* Michał

ukradł gaśnicę

w

Zacharzewski pierwszy w tym numerze zastosował chwyt przyciągania uwagi tytułem artykułu, który nie ma związku z resztą treś­ c{t~,2{)0 zł w dwie minuty", str. 12).


magiel@sgh. waw.pl

Ukraina Zachodnia

Nie taki diabeł straszny... Czy są pośród Was tacy, którzy zastanawiali się, jak niewiele nowego ma im do zaoferowania Europa Zachodnia? Wszędzie to samowymuskana jednolitość, od której aż mdli. Dobrobyt, który już nie zadziwia Polaków, ale raczej zawstydza. Wielkie miasta, słynne zabytki, które tak naprawdę każdy z nas zna prawie od dziecka. Ucywilizowana przyroda, wszędobylskie udogodnienia. Tam, gdzie jest naprawdę dziko i fajnie, stoi tabliczka krzycząca z daleka, że lepiej nie wchodzić, bo jak nie, to ... A ceny - sami wiecie. Studencka kieszeń niejednokrotnie okazuje się zbyt płytka. D la tego stanu rzeczy istnieją dwie alternatywy (dotyczy wyłącznie ludzi, którzy planują wyprawy zagraniczne): albo wybrać się gdzieś dalej, tzn. poza Europę, co jest raczej czaso- i funduszochłonne, albo szukać bliżej i to bliżej niż myślicie, bo przecież ... ...poszukiwacze przygód i nowej wiedzy ciągną teraz na Wschód. Pierwszy raz miałem okazję trafić tam, gdzie dla wielu świat formalnie się kończy, ponad rok temu. Miała to być wyprawa w ukraińską część Karpat. Taka tam klasyczna górska wyprawa kilku bardziej ciekawskich niż odważnych ludzi z plecakami i namiotami. Przed spakowaniem rzeczy zrobiłem rachunek sumienia i obiecałem wszystkim w domu, że postaram się wrócić, ale nic nie gwarantuję. Wróciłem ... A co widziałem i czego się nauczyłem, niniejszym

. .

SpiSUję.

Góry Na

początek

skrótowy opis trasy i ogólne

wiadomości .

Dalej

szczegóły. Właściwą część

wyprawy zaczęliśmy w Bieszczadach W schodni ch. Ci z Was, którzy kiedyś stali na Tarnicy czy Wielkiej Rawce, na pewno patrzyli w tamtą stronę. Ukraińskie Bieszczady są większe od naszych (najwyższy szczyt - Stoj 1677 m) i dużo bardziej dzikie. Połoniny zachwycają swoim ogromem, a góry ciągną się długimi łańcuchami. Czasem przez dwa dni nie spotyka się żywej duszy. Osiedla ludzkie położone są w niewiarygodnie rozległych dolinach, jakich nie spotyka się po polskiej stronie. Odległości są bardzo duże . Z Bieszczad naturalną koleją rzeczy wchodzi się w kolejne pasmo górskie - Gorgany. Różnicę widać na pierwszy rzut oka. Tu szczyty, a nawet całe zbocza pokryte są rumoszem skalnym. Tak jak w Łysogórach wymyślono nazwę gołoborza, tak i tu z dawien dawna kamienne pola nazywano gorganem. Stąd nazwa gór. Gorgany wydają się jeszcze bardziej dzikie i niedostępne. Stamtąd dotarliśmy na skraj Huculszczyzny. Tam właśnie pierwszy raz widziałem prawdziwą bindugę - konstrukcję ułatwiającą przygotowywanie drewna do spławu. Atrakcje ukraińskiej części Karpat to przepiękne łąki, bukowe lasy i rzadkie rośliny. Niestety, zwierzęta wypłoszyło kłusownictwo na dużą skalę oraz prowadzona bez ładu i składu (szczególnie w Gorganach) gospodarka drzewna. W górach nie ma szlaków turystycznych, a można się tam na prawdę zgubić. Ale GPS-y nie są potrzebne. Najlepiej chodzi się korzystaj ąc ze starych, jeszcze przedwojennych map z 1938 roku (sic!), kiedy obecnie ukraińska część Karpat rozgraniczała terytorium Polski i Czechosłowacji. Nie trzeba ich szukać u babci na strychu -w księgarniach z mapami ukazują się czasem reprinty. Jednym ze sposobów orientacji (w niektórych miejscach niezawodnym) jest poruszanie się wzdłuż linii starych słupków granicznych, które jakimś

cudem jeszcze się ostały, mimo dokonywanych swego czasu prób wyciągnięcia ich z ziemi przy pomocy ciągników gąsienicowych. Góry są przepiękne, ale niestety perfidnie wykorzystywane. Od czasów upadku Wielkiego Czerwonego Brata Zachodnia Ukraina ma duże problemy z zaopatrzeniem w opał. Do wielu trudno dostępnych miejsc nie opłaca się go w ogóle dowozić, toteż góry są bezlitośni c ogołacane z drzew. Pozomie legalny wyrąb też jest przedmiotem wielu nadużyć . Słyszałem o sytuacji, gdzie to samo drewno wywożone było z jednego lasu do drugiego po to, by urzędnicy mogli odnotować, że ilość w poszczególnych sektorach się zgadza. Oczywiście drewno, które powinno tam być, dawno już było gdzie indziej. Kompletna paranoja ... Ciekawe są też sposoby karpackich drwali upraszczania sobie pracy. Widzieliśmy, jak można szybko i skutecznie ogołocić pień gałęzi. Wielkiego buka zaczepiono z tyłu ciągnika i przeciągnięto go między dwoma stojącymi obok siebie drzewami. Cel został osiągnięty, ale przy okazji kompletnie zniszczono dwajeszcze żywe buki. Owe ciągniki na gąsienicach wykorzystywane przy wyrębie są utrapieniem Gorganów. Te potwory robią tyle hałasu, że coś niesamowitego. Dodatkowo gubią gdzie popadnie części gąsienic. Nie buduje się dla nich mostów, wjeżdżają wprost do strumieni. To dzięki nim, niezależnie od pogody, na drogach zalegają takie tony błota, że przedzieranie się tamtędy to istne Camel Trophy. Błoto i deszcz do oddzielny temat. Po deszczu w niektórych miejscach tworzą się takie bagniska, że bez naprawdę dobrych butów nie ma sensu się wybierać. Deszcz w Gorganach to przekleństwo . Wszystkie strumienie wzbierają i stają się dosyć niebezpieczne. Wylądowanie w nich z pełnym plecakiem na grzbiecie to najgorsze co może się zdarzyć . Mostów nad strumieniami i głębokimi wykrotami próżno by szukać . Trzeba sobie radzić samemu, a do tego niezbędny jest kawał liny i odrobina zmysłu konstruktorskiego. W północnej części Gorganów istnieje sieć kolejki wąskotorowej pamiętająca jeszcze czasy przedwojenne. Służy przede wszystkim drwalom, a i miejscowa nieliczna ludność ma z niej dużo pożytku. Dla turystów stwarza niepowtarzalną okazję pokonania znacznych czasem odległo~ci w zamian za paczkę papierosów, niewielką kwotę pieniędzy czy inny drobiazg. Maszyniści drezyn i małych lokomotyw są bardzo układni. Pewnego dnia zamówiliśmy sobie takie górskie taxi. I tu wielkie zaskoczenie - czekało na nas coś, co oficjalnie było drezyną, a z wyglądu przypominało skrzyżowanie Ziła z wagonem towarowym . Wpakowaliśmy się do środka i tam czekała na nas kolejna niespodzianka. Mieliśmy odbyć podróż z dwoma opasłymi beczkami ropy do ciągników i przemiłym dodatkowym pasażerem, który siedział na nich ... paląc papierosa. Podczas jazdy ów pan próbował zabawiać nas rozmową, a my w tym czasie siedzieliśmy jak na szpilkach. Możliwość podziwiania gór z trochę innej niż dotychczas perspektywy zrekompensowała namjednak cały ten stres. Miejscami, które na pewno warto odwiedzić, są położone w odosobnieniu leśniczówki. Te piękne, l śniące czystością budowle które wraz ze wszystkim, co się wewnątrz nich znajduje wykonane są z drewna, musiały kiedyś (a kto wie, czy nie obecnie) służyć opasłym beneficjantom minionego porządku. Prawie każda z takich leśniczówek posiada jedno pomieszczenie z wielkimi oknami. Otwiera się z nich wspaniały widok na otaczające góry. Udało nam się spędzić noc w takim właśnie pomieszczeniu i trudno nam było je opuścić. Warto wiedzieć, że na Ukrainie istnieje tamtejszy odpowiednik naszego GOPRU-u - Gorska Spasitelnaja Służba. Poszukując noclegu w jednej z małych miejscowości o nazwie Osmołoda, miejscowi skierowali nas do człowieka, o którym z szacunkiem mówili spasatiel (dla niewtajemniczonych - ratownik). Dotarliśmy przed jego dom, bo właśnie o.. kazało się, że miał dyżur. Po pewnej chwili wyszedł do nas człowiek wzrostu niskiego (żeby nie powiedzieć podłego) kompletnie pijaniutki. Kilka razy musieliśmy tłumaczyć, co nas sprowadza, po czym spasatiel ruszył chwiejnym krokiem pokazać nam nasze lokum. Był bardzo goś­ cinny - zapraszał nas na bibę, ale jakoś nie mieliśmy ochoty. ciąg

dalszy na następnej stronie


Nie taki

diabeł...

c.d.

Przed odejściem pomyślał chwilę, a następnie stwierdził, że przecież nie tnamy drewna, żeby sobie napalić w piecu. Poszedłem za nim. Kiedy weszliśmy między zabudowania mały człowiek rozejrzał się wokoło i. .. zaczął wyrywać z płotu sztachety podając mi jedną po drugiej. Dechy były dość solidne, a mój toporek za mały, by się z nimi uporać. Pan powiedział, żebym się nie przejmował, bo nic się nie stanie jeśli polana będą trochę z pieca wystawać. Nazajutrz przemiły pan, odczuwając widocznie niedobór środków finansowych na kolejne wieczorne szaleństwa, zaoferował nam za twardą walutę niektóre z pozycji swojego sprzętu ratunkowego. Przyzwoity czekan "szedł" już za 5 $ (!). Wielką atrakcją jest znajdujące się pomiędzy pasmem Bieszczad i Gorganów jezioro Syniewirskie. Położone wśród lasów i powstałe najprawdopodobniej przez naturalne zablokowanie odpływu strumienia, od dawna przyciągało turystów. Właśnie do niego prowadzi jedyny szlak turystyczny, na jaki się natknęliśmy (nie wiem, czy miał ze 2 kilometry; grunt, że stanowiła go wyasfaltowana ścieżka). Tu aż się prosi, by poświęcić kilka słów turystyce w dobie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W tych czasach populamością cieszyły się oryginalne wycieczki górskie - najczęściej ciężarówka zawoziła turystów prawie na sam szczyt góry(!). Wysypywali się z niej rozkrzyczani osobnicy w tenisówkach i słomkowych kapeluszach, trochę się porozglądali i pakowali się z powrotem. Ot, taki zwyczaj ... Ludzie Jak się okazało, są prości i życzliwi. Przez bite dwa tygodnie nikomu z nas nic się nie stało, nikomu nic nie zginęło, nikt nikogo nie zwymyślał. Nigdzie nie zauważyłem przejawów uprzedzeń Ukraińców wobec Polaków, które mogłyby wynikać z rozmaitych zawiłości historii naszych narodów. Nie jest to zresztą dziwne, gdyż przeciętny Ukrainiec ma inne zmartwienia na głowie, niż rozpamiętywańie historii. Poziom życia spadł drastycznie, a koszty utrzymania rosną. Jeśli dołożyć do tego smutny fakt niewypłacania ludziom pensji przez państwo czasem przez długi okres, to sytuacja kształtuje się bardzo niekorzystnie, szczególnie dla mieszkańca prowincji. Ludzie nie odnajdują się w nowych realiach, a wielu tęskni za przeszłością. Nie cieszy ich zmiana ustroju, ale co ważne - szanują uzyskaną niepodległość . Na wielu urzę­ dach, pocztach powiewają żółto-niebieskie flagi. Na samochodach i autobusach widać naklejki przedstawiające narodowe symbole. Trójząb ( ukraińskie godło) jest obecny w wielu miejscach. Nie wiem jak wygląda sytuacja we wschodniej części kraju, ale to, co zobaczyłem w zachodniej, jest bardzo optymistyczne. Wiele spotkać jeszcze można pamiątek przeszłości. Są to przede

Studenckie Lato Stulecia Droga Studentko, Studencie!!! Celem naszym jest zainteresowanie Was obozami młodzieżowymi STUDENCKIE LATO STULECIA' 97, których uczestnikami będą Wasi rówieśnicy, studenci uczelni wyższych z całego kraju. Obozy organizowane przez organizacje młodzieżowe mają na celu wtajemniczenie i nadanie studenckich szlifów beanom roku "Zero", czyli tym, którzy po zdanych egzaminach wstępnych mają niepowtarzalną szansę zasilić szeregi braci studenckiej. Trudno z takiej szansy zrezyg, nowac. Na obozach wypoczywają zarówno starzy wyjadacze, którzy niejedną sesję w życiu przeżyli i niejednego profesora do szaleństwa doprowadzili ("my, panie, studenty" mówią o sobie), jak i ci którzy osiągnięciami na tym polu dopiero będą mogli pochwalić się w przyszłości. Niech żyje nam studencki stan! Jest to czas na zabawę, przyjaźnie, sercowe namiętności, turystykę i lokalne obyczaje. Wyjazdy służą także poznaniu regionalnych potraw; osobliwie uwagę przyciągają metody produkcji trunków wszelakich, niejednokrotnie na poszukiwaniu składników, tudzież na rozpoznawaniu kolejnych etapów całą noc strawiwszy; następnego poranka badania od

wszystkim pomniki kołchoźnic, kołchoźników i kogo tam jeszcze chcecie, nie wiadomo, czy zapomniane, czy wciąż jeszcze czczone. No i same kołchozy, z których wiele to już ruina, ale są i takie, które wciąż się mocno trzymają. Turyści w wielu miejscach budzą sensację. Są to przede wszystkim Polacy, Czesi, czasem Węgrzy. Właśnie tuż przed naszą wyprawą rząd Ukrainy zdecydował się na przeprowadzenie denominacji i wprowadzenie nowej jednostki monetarnej, hrywny, w miejsce dotychczasowego karbowańca. Stosunek wymiany l : l 00000. W wielu bardziej odległych miejscach to my byliśmy pierwszymi, którzy płacili nowymi pieniędzmi (na szczęście mieszkańcy znali już ich wzory, ale i tak sprawiliśmy im niemałą radość).

4

Garść

praktycznych informacji Z Ukrainą wciąż jeszcze nie mamy porozumienia o ruchu bezwizowym. Wizę zastępuje dokument o obco brzmiącej nazwie voucher (czyt. wouczer). Jest to kompletna farsa, której istnienia wszyscy są świado.mi. Na papierze biuro podróży gwarantuje, że zapewni turyście zakwaterowanie na okres jego pobytu. Ważne jest, aby voucher był dwujęzyczny zaopatrzony w jak największą ilość pieczęci . Vouchery można kupić w okolicach dworca PKS W-wa Stadion lub na przejściach granicznych w Hrebennem albo Medyce. Wychodzi 1-3 PLN/osobę. Z Warszawy najlepiej dostać się do Lwowa PKS-em z dworca Wwa Zachodnia (ok. 40 pln) lub trasą kolejowo-kombinowaną przez Przemyśl i Medykę (łącznie około 28 pln). Tam warto wymienić pienią­ dze (l pln = ok. 1,7 hrywny) i "dalej w góry". Pociągi z głównego dworca kolejowego we Lwowie jeżdżą na przełęcz Użocka dość często, ale wloką się niemiłosiernie. Najlepszy punkt wypadowy w Bieszczady Wschodnie to Miejscowość o nazwie Sianki. Ceny żywności są wciąż nieco niższe, niż w Polsce, szczególnie jeśli chodzi o podstawowe produkty. Warto jednak zabrać trochę jedzenia z kraju, bo nigdy nie wiadomo, kiedy na tamtejszym odludziu trafi się na sklep. Ale jeśli już się trafi, to polecam kompot wiśniowy w dużych słojach (z najprawdziwszego kołchozu) i skumbrie w puszkach rodem z Sewastopola. Pycha! W niektórych miejscach pewne dystanse da się pokonać autobusami (komunikacja kolejowa i autobusowa w krajach b.ZSRR j est dość rozbudowana), które są bardzo tanie, ale za to potwornie zatłoczone. Wyprawę można zakończyć w Osmolodzie w Gorganach i wrócić stamtąd przez Kałusz i Iwano-Frankowsk. Życzę miłego wędrowania i wspaniałych wakacji. W następnym "MAGLU", jeśli układ gwia~d -będzie pomyślny, napiszę o pięknym mieście Lwowie. Sebastian Urlik, e-mail: surlik@sgh.waw.pl nowa rozpoczyna, aby rezultatów badań dotychczasowych nie utracić. Taka już ta młodzież wnikliwa. Tegoroczny obóz, organizowany przez Niezależne Zrzeszenie Studentów przy współpracy "Schola Princeps Scientiarium Oeconomicarum et Commercii", Fundacji Szkoły Głównej Handlowej, jest przewidziany dla ok. 4 500 tysięcy studentów, pochodzących z całej Polski. Uczestnikami obozu, który będzie zlokalizowany w trzech miej scach - Chorwacji, Hiszpanii i Grecji, będą studenci prawie wszystkich uczelni wyższych. Po owocnym wypoczynku i miłym wejściu w nowy rok akademicki, ludzie ci będą mieli możliwość spotkać się raz jeszcze na imprezach poobozowych specjalnie dla nich zorganizowanych.

Zapraszamy!!! STUDENCKIE LATO STULECIA, Edycja 1997, wość

możli­

rezerwacji miejsc - po wpłaceniu zaliczki 150 zł, zwrotnej do 30 czerwca 1997. Za wpłatę pełnej kwoty do 30 czerwca 1997 roku- 20 zł zniżki!!! Masz dodatkowe pytania? Szu.kaj nas w cy.berprzestrzeni lub zadzwoń!!! Internet: bttp://www.studenckielato.org.pl Infolinia: 0-601-25-59-11


magiel@sgh.waw.pl

Pogoda sprzyja lepszym, czyli Sabinki Bali '97 Tydzieii przed magiczną datą siódmego czerwca '97 (czyli 31 maja: Polska- Anglia 0:2; o tym czytaj obok) temperatura na zewnątrz dobiła chyba do tzw. sub-zero. Zima zagościła więc na dobre i wydawało się, że - co jak w co - ale w kosza na dworze grać się po prostu nie da. Zwyczajnie ręce z zimna poodpadają! Jednak po raz kolejny okazało się, że jeszcze czuwa Bóg, że istnieje sprawiedliwość! Przyszła więc długo oczekiwana sobota, kiedy słoneczko pięknie rozświetliło i ogrzało tereny okołokoszowe sabinkowego dziedzińca i nie pozostało nic innego, jak tylko rozpocząć wielką grę pod hasłem Sabinki Bali '97.

Pod takim właśnie hasłem zgromadzili śmy śmietankę esgiehowskich koszykarzy ulicznych po to, by rozdać im nagrody przysługujące zarówno za ambicję, jak i za niewąskie umiejętności. Akcja rozplakatowywania imprezy trwała bez mała dwa tygodnie no i odniosła spodziewany skutek. Koniec końców do Mistrzostw SGH w Koszu zgłosiło się dziewięć ekip żądnych zwycięstw i chwały. Przyznacie, że liczba dosyć nietypowa, ale i z tym daliśmy sobie radę - sprawiedliwa ręka pierwszoligowego sędziego PZKosz. - Grzegorza Bachańskiego podzieliła zespoły na trzy grupy i zaczęła się jazda. Od początku turniej przebiegał w dobrym tempie, obfitując w wiele efekt(y)ownych akcji

Kulisy reprezentacyjnych • WOJen Kiedy ten tekst do Was dotrze, wszyscy będziemy znali wynik meczu z Gruzją - być może już nikogo nie będzie obchodziły losy naszej reprezentacji, być może pojawi się jakaś iskierka nadziei. Ja jednak jeszcze raz chciałbym powrócić dp majowego meczu przeciw Anglii. Jak wyglądało samo spotkanie - każdy widział. Nie ma sensu znów pastwić się nad selekcjonerem Piechniczkiem i jego zbłąkanymi owieczkami. Dość już biedaczysko oberwał ... A właśnie, posłuchajcie, jak to wszystko wygląda od kulis. Oto pomeczowa konferencja prasowa w trzech aktach:

Akt pierwszy - droga z trybuny prasowej Droga owa ze Stadionu Śląskiego (Narodowego) do sali gimnastycznej bogato wystrojonej w emblematy reprezentacyjnego sponsora, gdzie wystawia się głównych bohaterów na żer dziennikarzom, jest niesłycha­ nie długa- taki to już urok przebudowywanego Śląskiego. Jednak tym razem aż żal, że spacer trwa tak krótko. Można się bowiem nasłuchać przeciekawych rzeczy. Pismacka brać ochoczo "na gorąco" wymienia się spostrzeżeniami z dopiero co zakończonego widowiska. Generalnie zwolennik selekcjonera Piechniczka mógłby się lekko załamać - dobrego słowa o trenerze nie uświadczysz, choćby nie wiem jak słuch wytę­ żał . Za to bluzgów bez liku - cały korytarz aż kipi, trwa giełda opinii, zaś wszystkich łączy jedno zasadnicze pytanie: poda się do dymisji, czy nie poda? Jeśli tak, to kto go zastąpi? Może Wójcik... ? Gdzie tam! Przecież on by ich wszystkich wyp ... ! Tak oto rozochocony tłumek dziennikarzy dociera do conference room.

podpatrzonych ani chybi w nocnych relacjach rodem zza Wielkiej Wody. z okien pierwszego piętra popłynęła z głośników nastrojowa muzyczka (AC/DC!), z kraników popłynął dla ochłody browar, pojawiło się wielu kibiców (kto stukał, niech żałuje!) i można było uznać , że turniej wystartował na całego. W tym miejscu należy podkreś lić , że koszykarzy nie pozostawiono samym sobie - nie jechali wyłącznie na mineralnej, o nie! Staraniem Irka Dąbrowskiego (vulgo - Rekin) i Krzysztofa Adama Karpińskiego (vel Ol o) w ten sobotni dzi eń nad boiskiem w Sabinkach unosił się apetyczny zapach grillowanej kiełbaski (dziękujemy Zakładom Mięsnym Ostrołęka) dostępnej po morderczo niskiej cenie, zaś nad poprawą kondycji sportsmenów czuwały zgrabne hostessy oferujące spragnionym dowolne ilości Red Bulla. Nic zatem dziwnego, iż po krótkiej chwili wszyscy dostawali skrzydeł - podkoszowa walka rozgorzała na całego. Czego by nie powiedzie ć , w koszykówce ten akurat napój bardzo się przydaje. Mecze więc trwały, zawodnicy fruwali niczym MJ, raz po raz piła dziurawiła kosze, a nad wszystkim czuwali profesjonalni sędziowie : oprócz Bachańskiego także Marek Maliszewski W efekcie, do ostatecznej rozgrywki zakwalifikowały się cztery rzeczywiście najlepsze drużyny turnieju. Zalani słońcem obserwowal iśmy więc niezwykle emocjonujące zmagania o finał, do którego zakwalifikowały się w ostateczności ekipy o doprawdy pięknych nazwach: LKS Antek oraz Krycha & Co. Wielki Finał, a jakże, przebiegał według wypróbowanej już konwencji- walka, walka i jeszcze raz walka. Zdziesiątkowana drużyna Krychy (turniejowe trudy dały znać o sobie) nie potrafiła przeciwstawić się rywalom, choć wynik cały czas był bardzo bliski. Najbardziej efektownie grający zawodnik imprezy - Antek Okusami - poprowadził swój team do sukcesu w tym meczu: 22: 16 i oczywiście zwycięstwa w mistrzostwach. Jeszcze tylko rozegraliśmy spotkanie o trzecie miejsce - Młodzi pokonali w nim Studniara 20: 16 - i można było przystąpić do dekoracji zwycięzców (ech, gdyby jeszcze nie zaginęły dyplomy ... ). Był to ostatni akt Mistrzostw SGH w Koszu Sabinki Ball '97. Nie oznaczało to jednak zakończenia emocji - trwały one do późnych godzin wieczornych pod nazwą Piknik Żaków. Przygrywała kapelka, skwierczały kiełbaski, dalej lało się :piwo. I ja też tam byłem, jadłem, piłem ...

Akt drugi - oczekiwanie Tam, z upływem kolejnych minut oczekiwania na trenerów, znikają tuziny butelek pełnych złocistego płynu (kolejny sponsor), ale wraz z nimi nie mija złość . Bynajmniej. Jak okiem sięgnąć - osobniki żądne krwi ostrzą pazury. Niczym w kolarskim peletonie rozgorzała już walka o jak najlepsze miejscówki przed atakiem na pozycję lidera (czytaj : selekcjonera). Trwają przetasowania, kłębią się zwłaszcza radiowcy uzbrojeni w mikrofony z obowiązkowym logo swej macierzystej rozgłośni . Gdzieniegdzie przedzierają się obładowane jak juczne muły ekipy telewizyjno - przy okazji zasłaniając wszystkim cały widnokrąg, co nie wzbudza powszechnego entuzjazmu. Wreszcie wpada prowadzący konferencj ę i wita licznie zgromadzonych tradycyjnym już staropolskim: "Smutny wieczór", po czym przystępuje do usprawiedliwiania nadal nieobec .. nych, a strasznie wyczekiwanych bohaterów wieczoru. Jeszcze słyszq tylko, jak poirytowany głos podsumowuje karierę Ledwonia: " 150 me· czów w lidze i jedna bramka!!!", gdy wyłania się Antoni Piechniczek. No, to teraz się zacznie ...

Akt trzeci - szturm właściwy "It looked like close match", "Ince produced teriffic pass"- słucham tr

nerskich sloganów tłumaczonych dla dziennikarzy z Albionu cierpliwi , lecz bez wypieków na twarzy. Każdy czeka na serię pytań, która prędz j czy później musi nastąpić, tak to już są te konferencje zorganizowan . Wtedy będzie ciekawiej. Po kilku zdaniach selekcjonerskich wynurzot\ przychodzi wreszcie pięć minut dla hien. Pierwsze zapytania nie nal o~.łł jednak do zbyt agresywnych, ot, takie gadanie o minionych dziewi QĆ • dziesięciu minutach. Ale długo to nie potrwa. Krąg zgromadzonych wo kół stołu, przy którym siedzą trener i prowadzący konferencję, podejrzu . . , . . nte zactesnta stę . ciąg dalszy na następnej stronllf


.

Kulisy...

c.d.

To znak, że zaraz nastąpi punkt kulminacyjny programu, czyli generalny atak - żądanie dymisji. Tak, otóż i on! Wysłannik osławionego "PS" jak czetnik staje nad skulonym Piechniczkiem i prosto w twarz wykrzykuje mu pytanie-rozkaz o niesłychanie prostej i konkretnej treści - "Czy zgodnie z przedmeczowymi deklaracjami poda się pan do dymisji!?" Ostentacyjnie opróżniający kolejny puchar pełny piwa, redaktor jedynej fachowej gazety w tym.kraju wydaje się w zupełności zgadzać z przed: mówcą. Za nim idą inni - rany! Piechniczek pod prawdziwym ostrzałem! Bezlitosna gawiedź nie przebiera już w środkach - zgnoić go f Biedny pan Antoni zdążył jedynie stwierdzić, _iż na niczyje żądanie z reprezentacyjnego fotela nie będzie ustępował (a już na pewno nie "PS"), gdy niespodziewanie z końca sali nadeszła odsiecz. "Co to za ciul!?"- krzyczy w stronę napastującego trenera dziennikarza "PS" jakiś miejscowy (wnoszę ze słownictwa) . Za chwilę ktoś zadaje kolejne pytanie: "Czy teraz, zmuszony do odpowiadania na tak idiotyczne pytania, nie żałuje pan, iż został po raz drugi szefem kadry?" Tego było za wiele, z miejsca podniósł się rumor. "Ty, uważaj , ja tamtędy będę wracał!"

Nadszedł

czas

rozstrzygnięć Cierpliwość

wszystkich fanów koszykówki została nagrodzona. Od 2 czerwca bieżącego roku możemy oglądać w programie drugim TVP bezpośrednie trans~isje z finałów play offs NBA. I w tym miejscu pragnę nadmienić , iż skład finału dokładnie pokrywa się z moją prognozą sprzed kilku miesięcy . Ale wszystko po kolei. W finale konferencji wschodniej spotkało się Chicago Bulls z Miami Heat. Chicago zgodnie z przewidywaniami pokonało Atlanta Hawks- 4: l, natomiast Miami udało się wyeliminować New York Kniks mimo, że przegrywało l :3. I tu chylę .czoła przed mistrzo.stwem ich trenera Pata Riley. W konfrontacji Chicago Bulls - Mia111i Heat było już 3:0, jednak po zwycięstwie i podwyższeniu na stan 3: l w Miami rozpowszechniły się opinie, iż będzie on pierwszym zespołem w historii NBA, który zwycięsko wyjdzie z konfrontacji J!lirń.o, że przegrał pierwsze trzy spotkania. Znawcy koszykówki od~osili się do tych prognoz z pewnym sceptycyzmem, tym bardziej, że Byki .grały piąty mecz u siebie i było małp prawdopodobne, aby nie zakończyły rywalizacji półfinałowej zwycięstwem na własnypt terenie. Do czego zresztą, jak czas pokazał, doszło. Na zachodzie Utah Jazz gładko pokonało Los Angeles Lakers, natomiast Houston Rockets zwyciężyło Seattle Supersonics. W konsekwencji półfinał na zachodzie to Utah Jazz kontra Houston Rockets. Osobiście sercem byłam za Rakietami, lecz obiektywnie wszystko przemawiało za Utah. A dwa zwycięstwa Houston w domu i wyrównanie stanu rywalizacji na 2:2 były dla mnie naprawdę miłym zaskoczeniem. Niestety później wszystko szło dla Rockets nie tak. Przegrana w piątym meczu i ten nieszczęsny mecz nr 6. Gdy wszystko wskazywało na to, że rozstr~ygnięcie zapadnie w siódmym meczu - Houston na niecałe 3 minuty przed końcem spotkania prowadziło ponad 10 punktami .(w pewnych fragmentach meczu ta przewaga wynosiła nawet 20 pkt.) - wówczas nastąpiła kat~strofa i na 2,3 sekundy przed końcem był remis. Po wznowieniu piłka dla Utah na połowie Houston i rzut Stocktona za trzy punkty rozwiał wszelkie nadzieje. I nie podważając osiągnięć drużyny Utah, dla mnie mecz ten . pozostanie niechlubnym zwycięstwem Jazzmenów. Kibice koszykówki muszą wszak obiektywnie przyznać, iż kosz Stoctona nie powinien być uznany, gdyż K. Maione - tak, tak, MVP sezonu regularnego nieprzepisowo zatrzymał pilnującego Stoctona gracza Ho~ston M. Maloney'a. Mówiąc wprost- wziął go bezpardonowo w. swoje objęcia i przytulał bez wzajemności do swej olbrzymiej piersi. A ze bez wzajemności - no cóż widać to było z grymasu na twarzy Maloney'a. (Choć może to z powodu świateł i kamer?) Nie wnikając jednak w to, co to było, grali oni w kosza, a w tej grze takie zagrania są niedozwolone i sędziowie powinni odgwizdać przewinienie Malona, a kosz unieważnić.-

krzyczy ten, co to przed chwilą posądzony został o artykułowanie idiotycznych pytań. Zewsząd dochodzą podniesione głosy, ludzie zaczynają ze sobą walczyć, już prawie nikt nie zwraca uwagi na wchodzących Glenna Hoddle'a i Alana Shearera. Tak oto zabawia się, czy pracuje raczej, dziennikarska brać w kraju nad Wisłą. I bądź tu człowieku selekcjonerem narodowej jedenastki! Trzeba mieć nerwy ze stali i totalnie olewcze podejście do otaczającej rzeczywistości. Toż to robota dla · samobójców!

Epilog dopisany przez życie Miną~ tydzień i sprawa się rozwiązała. Antoni Piechniczek nie wytrzymał

strasznej presji i złożył rezygnację. Teraz zadanie polega na odnalezieniu pacjenta, który byłby chętny mniej więcej co dwa tygodnie przyjmować na twarz wiadro pomyj. Na tym właśnie polega rola selekcjonera w naszym kraju. Zważywszy jeszcze na to, że nie jest to fucha najlepiej opłacana (2 tysiące $ miesięcznie), zanim i Wy zapragniecie dołączyć do armii krytykantów - pomyślcie proszę o biednym trenerze troszkę pozytywnie. Jemu co prawda nie pomożecie, ale sami sobie oszczędzi. , cte nerwow. Grzegorz Radziejewski Przy takim obrocie sytuacji Houston miałoby dwa rzuty osobiste do wykonania, a wtedy kto wie, kto wie!?? Ale dość! Kac moralny pozostaje, życie i kosz toczą się dalej i mamy finał, wielki finał Utah Jazz - Chicago Bulls, albo odwrotnie. Wcale nie "albo", tylko odwrotnie, bo Bulls stoją wyżej. Pierwsze dwa mecze odbyły się w Chicago 2 i 5 czerwca. Oba wygrali obrońcy tytułu i chQć w pierwszym meczu zwycięstwo to nie było imponujące, to drugi mecz był popisem M.J. i · całej drużyny. Wynik 97:85 dla Bulls jest rezultatem 38 pkt., 13 zb., 9 as. i 2 przechwytów Jordana, ·13 pkt. Harpera, 10 pkt. Pippena i 7 zb. Rodmana. Dla Utah .20 pkt. zdobył K. Malone, a 19 J. Homacek. Do przewidzenia było to, iż !-Jtah na własnym terenie zrobi wszystko, aby wygrać trzeci mecz finałów. Na moje nieszczęście (serce, o ile je mam, ·płakało mi z żalu, a komentator telewizji DSF o mało nie doprowadził mnie do szaleństwa tendencyjnie obstając za drużyną z zachodu) Utah Jazz zrealizowało to zamierzenie. Stan rywalizacji na dzień pisania tego artykułu to 2: l dla Chicago. Następny mecz 9 czerwca. Pierwsza przegrapa Byków przedłuża nieco trwanie całego widowiska - przynajmniej do 5 spotkań. Pociesza mnie więc trochę fakt, że nieco dłużej będę mogła _ podziwiać popisy Jordana i spółki. (No cóż, NBA to też wielki biznes i tylko 4 mecze to niższe dochody stacji telewizyjnych z reklam w trakcie spotkań i mniejsze wpływy klubów z biletów - tego nie można ukryć). Natomiast jak to wszystko się zakończy, to już Wam mówię (mam nadzieję, że się nie mylę). N.o więc 4:2 dla Chicago. Choć za 4: l też się nie pogniewam. Mecz nr 5 odbędzie się w Chicago 12 czerwca o 3 a.m. naszego czasu, natomiast mecz nr 6 w Utah 14 czerwca. I oby ten dzień był dla Was Byki szczęśliwym. Powodzenia. A nam życzę miłych wrażeń i uda~ych wakacji. Niech wygra lepszy. A teraz z innej beczki. Do tej pory mowa była o drużynach zwycięskich, więc dla zachowania równowagi kilka słów o przegranych.· Zaliczyć do nich można niewątpliwie zespół z Vancouver. Grizzlies grają w zawodowej lidze już drugi rpk i odnieśli w sumie zaledwie 29 zwycięstw (nie jest to imponująca liczba, mając na uwadze to, że Chicago Bulls wygrywa taką liczbę meczy nie w dwa lata lecz w dwa miesiące). W efekcie 24 stycznia został zwolniony z posady dotychczasowy główny trener Brian Winters i zastąpił go Stu Jackson, pod wodzą którego zespół zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu z wynikiem 14-68. Trzonem ofensywy Grizzlies są Ab dur-Rahim . i center-drugoroczniak Bryant Reevers "Big Country", którzy należą do zdobywających najwięcej punktów duetów ofensywnych NBA. Obok nich w składzie jest także Greg Anthony, który zajął 20 miejsce w NBA w kategorii asyst i 9 miejsce pod względem przechwytów oraz Roy Rogers 12 w lidze pod względem bloków. Niestety z powodu kontuzji połowę gier (zagrał tylko w 41 spotkaniach) opuścił forward George Lynch, przez co drużyna cierpiała na poważny brak zbiórek. Potencjał w drużynie jest, należy więc go umiejętnie uwolnić, a zespół zejdzie z niechlubnego afisza jako pierwszy od końca.


Maszyna orżnęła nas w szachy! czyli syndrom Frankensteina W 1816 roku angielska pisarka Mary Godwin Wollstonecraft Shelley opublikowała książkę zatytułowaną "Frankenstein, or the Modern Prometheus", która szybko zdobyła światową sławę. Tym, co zapewniło książce popularność, był jej temat. Opowiada ona o stworzeniu przez człowieka istoty, która w jakiś sposób przewyższa jego samego. W przypadku Frankensteina były to nieprzeciętne zdolności do zabijania. Jak można się łatwo domyśleć, homo sapiens szybko dochodzą do przekonania, że ktoś podwędził im palmę pierwszeństwa w jednej z ich ulubionych dyscyplin sportowych i czym prędzej unicestwiają Frankiego. Powieść Shelly, oprócz walorów literackich, przedstawia także pewien schemat. Wraz z rozwojem techniki ludzie wkładają coraz więcej wysiłków w stworzenie istoty, która okazałaby się lepsza od nich. Kiedy taka sztuka się uda, zaraz zabierają się do odkręcania całej sprawy, jakby przestraszeni własnym wynalazkiem. Jedną z dziedzin, w której ludzie z uporem podążają według wyżej wspomnianego schematu, są szachy. Pierwszy zapis historyczny o turnieju szachowym, na dworze króla Filipa II w Madrycie, pojawił się w 1515 roku. Już w roku 1769, kiedy autorka Frankensteina dopiero szykowała się do przyjścia na świat, wę­ gierski wynalazca Wolfgang von Kernpełen konstruuje maszynę grają­ cą w szachy z ludźmi. W jego ślady idzie w niecałe sto lat później Anglik Charles A. Hooper, ze swoją nakręcaną na korbę maszyną. Oba automaty spisują się świetnie w konfrontacji z najlepszymi przeciwnikami. Niestety posiadają jedną małą wadę. Za cały mechanizm służy im ukryty w pudle pod szachownicą człowiek. Znaczny progres w budowie maszyn szachowych osiąga w dziesięć lat po swoim rodaku Charles G. Gumpel. W jego maszynie, zwanej Mefisto, zamontowany jest mechanizm elektryczny przenoszący pozycje z szachownicy na tablicę w są­ siednim pokoju. Również w tym przypadku znajduje się życzliwy, który donosi, gdzie trzeba o udoskonaleniu niwecząc kolejny ludzki wysiłek na drodze do stworzenia sztucznej inteligencji. N a właściwy tor naprowadza uczonych angielski matematyk i wynalazca Charles Babbage, twórca "maszyny analitycznej" będącej prototypem dzisiejszych komputerów, oraz algorytmu gry w szachy, w roku 1833. Jednak dopiero druga połowa XX wieku przynosi znaczne przyspieszenie w pracach mających udowodnić przewagę maszyny nad czło­ wiekiem. W 1950 roku pionier amerykańskiej cybernetyki Claude Shannon opracowuje koncepcję pełnego programu szachowego. Na tym etapie główną przeszkodą jest niedostateczne zaawansowanie techniczne. Na obliczenia związane z rozegraniem 40-posunięciowej partii szachów, która może przebiegać według 10 do 115 potęgi wariantów, komputer lat sześćdziesiątych potrzebowałby tygodni, jeśli nie miesięcy, nie mówiąc już o 150-posunięciowej, której liczba wariantów składa się z 30 l cyfr! W 1960 roku George Koltanowski gra 56 partii bez patrzenia na szachownicę, z czego wygrywa 50 a 6 remisuje - ludzie są górą. Jeszcze. Prawdziwym przełomem okazuje się wynalezienie procesora krzemowego. Komputery zaczynają myśleć coraz szybciej. 20 maja 1994 roku w Monachium sterowany przez procesor Pentium program szachowy Fritz 3 odnosi historyczne zwycięstwo w partii z Garri Kasparowem. Monachijski mistrz obliczał l O tysięcy posunięć na sekundę. W 1996 roku w Filadelfii cudowne dziecko IBM, Deep Blue, analizujący już 100 milionów pozycji na sekundę znowu pokonuje w partii Kasparowa, jednak w całym meczu góruje ponownie człowiek w stosunku 4:2. 11 maja 1997 roku na 35 piętrze Equitable Center na nowojorskim Manhattanie rozegrano ostatnią, szóstą partię rewanżowego meczu pomiędzy Garri Kasparowem a Deep Blue. Najlepszy zbudowany z białka szachista na ziemi, który jeszcze kilka lat wstecz twierdził, że komputer nie wygra z arcymistrzem szachowym do końca naszego wieku, zaledwie po 19 posunięciach poddał partię, przegrywając tym samym cały mecz 2,5:3,5 . Tym razem ważąca 1,4 tony niebieska szafa, dysponująca mózgiem złożonym z 256 procesorów VSLI, posiadała zdolność analizy 200 milionów posunięć w ciągu sekundy.

Był

to pierwszy przegrany mecz w życiu Kasparowa. Porażka ty n 1 dotkliwsza, że poniesiona na oczach milionów widzów śledzących poje dynek na żywo na sali Equitable Center, przed telewizorami, a także poprzez intemet. W dodatku, wielu ekspertów twierdziło, że w grze Deep Blue, oprócz matematycznych wyliczeń, pojawił się pierwiastek ludz kiego geniuszu. Tego było za wiele. Już nazajutrz po porażce, my - Homo Sapiens, ruszyliśmy do kontrnatarcia. W myśleniu, jak się okazało, nie było co maszynie podskakiwać, ale w gębie zawsze byliśmy mocni i nie sądzt(, żeby przez najbliższe kilka wieków człowiek skonstruował maszyn ~ lepszą od niego na tym polu. W gazetach, jak grzyby po deszczu, zacz<;~ ły pojawiać się opinie głoszące, że zwycięstwo superproduktu IBM było totalnym nieporozumieniem, przypadkiem i wielkim oszukaństwem.

"Nie wierzę, aby maszyna mogła grać lepiej od człowieka. Zadecydował tylko i wyłącznie stres " - komentowała dla Gazety Wyborczej aktualna mistrzyni Polski, Joanna Dworakowska. "Porażka mogła przytrafić się nawet mistrzowi świata, ale Kasparow gra od komp utera znacznie lepiej " - wtórowała jej utytułowana juniorka, Iweta Radziewicz. " Gdyby mecz powtórzyć za trzy tygodnie, wynik mógłby być zupeł­ nie inny " - mówił wielokrotD:Y mistrz Polski, Aleksander Sznapik. Polski chór uzupełniają pełne oburzenia głosy międzynarodowych tuzów. "Gdyby Kasparow zagrał w swoim stylu, rozłożyłby Deep Blul• na łopatki" - jest przekonana mistrzyni światowych szachownic Zsuzsaa Polgar. "To nie były prawdziwe szachy. Zagrajmy w prawdziwe szachy, a gwarantuję, że rozerwę tę maszynę na strzępy" - dodaje z właściwtt sobie skromnością sam Kasparow - facet, który w przedostatniej part ii nowojorskiego pojedynku pozwolił krzemowemu przeciwnikowi na ucieczkę królem przez całą szachownicę bez żadnych konsekwencji(!). Osoby mające choćby średnie pojęcie o królewskiej grze, doskonał o wiedzą, skąd wziął się wykrzyknik na końcu poprzedniego zdania. " Wy, ludzie, jesteście dziwnymi istotami " - powie kiedyś jakiś obdarzony przez nas inteligencją android przeglądający podręcznik naszej historii - "przez setki lat mordujecie się nad wynalezieniem maszyny,

która ograłaby w szachy najlepszego z was, a kiedy już to osiągniecie, zaraz odkręcacie całą sprawę. Ale ja już czytałem o tym u Mary Shelley ". Tylko jeden Homo Sapiens, Louis Gerstner, odważył się przedstawić sprawę taką, jaką rzeczywiście jest. " Jest to mecz między najlep szym na świecie graczem w szachy i Garri Kasparowem " - wyprorokował na kilka dni przed meczem. Ale Gemstner jest szefem IBM i zarabia na całym interesie grube miliony, więc jego głos się nie liczy. Marcin

Wyrwał,

N ad szedł czas...

e-mail: ama72@plearn.edu.pl

c. d.

Na pytanie, jak to zrobić, Grizzlie będą musieli sobie odpowiedzieć w trakcie letniej przerwy. I może uśmiechnie się do nich los i uzupełni '' obecny skład jakimś cennym nabytkiem z draftu? Publiczno ść w Vancouver wierzy w swoich ulubieńców przychodząc na mecze w własnej hali średnio w liczbie 16.751 osób i mocno trzyma za nich kciu' . . zyczymy . W am powodzen1a. . ' G o G nzz . 1·1es """' ....... . k 1.. M y rowntez

I.Z. P.S. Niech żyją wierni kibice Chicago Bułls! Niewierni niech idą precz. Ten fragment dopisuję, gdy wszystko zostało już rozstrzygnięte . Tak, tak, bulsi (moi najukochańsi bulsi) zostali ponownie - piąty raz w ci ągu siedmiu ostatnich lat - mistrzami NBA. Wszyscy chyba przyznaj ą, ż jest to nie lada wyczyn. Również styl, w jakim tego dokonali, nie budzi wątpliwości nawet u kibiców Utah. Finały były naprawdę wielkim wi dowiskiem z udziałem dwóch drużyn. Zwyciężyli lepsi w stosunku 4 : (a tak na marginesie, to chyba zacznę się zabawiać w przepowiedn i sportowe - w przypadku gry polskiej reprezentacji piłkarskiej skutecz ność ok. 100%). Najlepszym zawodnikiem rozgrywek play offs zostnl AIR Michael Jordan, stając się tym samym pierwszym graczem w hi sto rii ligi, który zdobył ten tytuł aż 5 razy! Muszę kończyć, bo to tylko PS. Więcej pikantnych szczegółów w następnym numerze po wakacjach. Cześć!!


Zapraszamy Wszystkich do udziału w konkursie zatytuło­ wanym "Fotografia wakacyjna". Jest to już druga edycja letniego konkursu fotograficznego przeprowadzanego przez Redakcję MAGLA. Tradycyjnie dla zwycięzców przygotowane są bardzo cenne nagrody od sponsorów, no i oczywiście możliwość zobaczenia własnego zdjęcia w gablotce na terenie U czelni. Główną nagrodą jest aparat fotograficzny (na załączonym zdjęciu zeszłoroczna nagroda), a na osoby z wyróżnie­ niami czekają inne, równie wartościowe, nagrody. Wszystkich zainteresowanych . . . prosimy o zapoznanie Się z regulaminem konkursu, który publikujemy poniżej.

REGULAMIN KONKURSU: l. Konkurs ma charakter otwarty. 2. Konkurs odbywa się w kategorii ogólnej (tematyka i technika zdjęć dowolna). 3. Uczestnictwo w konkursie jest bezpłatne. 4. Każdy autor może złożyć nie więcej niż pięć prac. 5. Format zdjęć musi być nie mniejszy niż 10Xl5 i nie większy niż 50X60 (podpowiemy, że najlepszym formatemjest 15X21). 6. Nadesłane prace nie podlegają zwrotowi.

magiel@sgh.waw.pl

W poprzednim numerze przedstawiłem Wam kilka praktycznych rad i wskazówek dotyczących techniki wykonania zdjęć i uwag odnoszących się do obserwacji otoczenia. Jeżeli ktoś nie miał możliwości zapoznać się z tym artykułem z majowego numeru to odsyłam Go do lektury "MAGLA" na stronach internetowych. W tym wydaniu działu foto zamierzam poruszyć temat sprzętu fotograficznego dostępnego na rynku. Wielu z Was ma z pewnością zamiar, w związku ze zbliżającymi się wakacjami, kupić jakiś aparat fotograficzny. Osoby, które miały już wcześniej kontakt z fotografią, a chcące wymienić stary aparat na lepszy model, są zapewne już zaznajomione z meandrami sprzętowymi. Jednak osoby dopiero zaczynające zabawę z fotografią nie mają tej komfortowej sytuacji. Dlatego też zamieszczam kilka moich uwag. Po pierwsze, chciałbym przekonać Wszystkich do tego, aby nie kupowali aparatów kompaktowych, tzw. idioten kamera, czy małp. Nie są to złe aparaty, zwłaszcza najnowsze konstrukcje takich firm jak Canon, N ikon, czy Kodak. Są one często w stanie wykonać poprawne zdjęcia, a opcja zoo m (czyli zmienna ogniskowa) daje już pewne możliwości pozwalające wykonać ciekawie skomponowane i skadrowane zdjęcie. Są to jednak aparaty, których obsługa dalej ogranicza się do góra trzech przycisków. A gdzie głębia ostrości, zdjęcia makro, zbliżenia, kreatywność i cała reszta? No właśnie. Pełne możliwości i kontakt z prawdziwą fotografią otwierają dopiero tzw. mechaniczne lustrzanki jednoobiektywowe. Nazwa "lus-

7. Zdjęcia należy składać w Redakcji MAGLA, w pokoju 66a (antresola) lub przysyłać na adres podany w stopce w terminie do 31 paź­ dziernika 1997 włącznie. 8. Każda praca powinna na odwrocie posiadać następujące dane autora: -imię i nazwisko; -adres i telefon kontaktowy; -uczelnia i rok studiów Ueżeli autor jest studentem); -rodzaj aparatu, którym zdjęcie zostało wykonane i nazwa techniki; -tytuł pracy (nie dłuższy niż 50 znaków); (uwaga: opis pracy należy wykonać długopi­ sem, co zapobiegnie rozmazaniu się tekstu. Prace opisane flamastrem lub innym rozcierającym się pisakiem nie będą przyjmowane). 9. Nagrodzone zdjęcia i inne ciekawe prace zostaną zaprezentowane na wystawie zorganizowanej na terenie Uczelni. l O. Informacje o werdykcie konkursu zostaną fot.: Jacek Polkowski podane w momencie otwarcia wystawy. 11. Werdykt jury jest nieodwołalny. 12. Redakcja MAGLA zastrzega sobie prawo do bezpłatnej reprodukcji najlepszych prac na łamach pisma, kalendarza akademickiego SGH oraz innych wydawnictw uczelnianych. 13. Ostateczna interpretacja regulaminu należy do organizatora - Redakcji MAGLA. Zapraszamy!!! P.S. Informacje na temat konkursu znajdziesz też na stronach internetowych MAGLA pod adresem: h ttp :/lakson.sgh.waw.pJJ--magiellfotolato.htm

trzanka" wywodzi się z faktu, iż dzięki systemowi luster znajdujących się w aparacie obraz widziany przez obiektyw (i padający na kliszę) jest widoczny także przez osobę fotografującą. Tej niezaprzeczalnej zalety nie trzeba chyba komentować - widzisz dokładnie to samo, co będzie uwiecznione na filmie. Kolejną przewagą lustrzanki nad kompaktem jest obiektyw. Ta para soczewek stanowiących obiektyw wraz z przysłoną pozwala Ci na twórcze wykorzystanie głębi ostrości, co jest podstawową kwestią w fotografii. Ponadto obiektyw jest wymienialny, dzięki czemu posiadając dwa obiektywy jesteś w stanie robić zarówno zdjęcia szerokokątne, jak również zbliżenia stosując obiektyw "tele". Krótko mówiąc, nie osiągniesz nigdy tego kompaktem, co możesz osiągnąć przy użyciu lustrzanki . Dlatego też zachęcam wszystkich początkujących, którzy obawiają się tylko pozornie skomplikowanej obsługi lustrzanki, aby pierwsze kroki w świat fotografii zrobili w towarzystwie takiego właśnie aparatu. Przejdę teraz do bardziej konkretnej kwestii, czyli sprawy zakupu aparatu fotograficznego. Każdy może tradycyjnie dokonać zakupu w sklepie. Jednak prawdę mówiąc, chciałbym wszystkich zachęcić do skorzystania z możliwości zakupu giełdowego. Powodów jest kilka. Po pierwsze, w sklepach jest bardzo ograniczona oferta lustrzanek, ponadto są one mimo wszystko bardzo drogie. Alternatywnym rozwiązaniem jest giełda warszawska, która jest największą giełdą w Polsce i - co może dziwić także w Europie. Odbywa się ona w każdą niedzielę w klubie studenckim "Stodoła" przy ulicy Batorego l O. Giełda trwa od godz. l O-tej do 14:.tej, bilet wstępu kosztuje 2,5 płn. Giełda obejmuje dwa piętra klubu, a o jej wielkości niech świadczy chociażby fakt, iż miesięcznie odwiedzają ok. 6000 osób. Ale wracając do wyższości zakupu giełdowego nad sklepowym, należy przede wszystkim wyróżnić takie czynniki, jak: cena, wybór sprzętu, fachowość obsługi, możliwość doradzenia najodpowiedniejszego aparatu. Na poparcie tych słów mogę powiedzieć, iż na giełdzie znajduje się ok. 150 różnych modeli aparatów, nowych lub używanych. ciąg

dalszy na stronie 26


FOTO

c. d.

Ceny są również nieporównywalne ze sklepowymi, np. nowy aparat Nikon FSO kosztuje na giełdzie ok. 1200 pln, a w jednym z najwięk­ szych sklepów w Warszawie (Foto-AGD) bagatela - 2100 płn. Dodatkowo ceny giełdowe sąjedynie cenami wywoławczymi i dobrym zwyczajem jest stargowanie przynajmniej 50-100 płn. Różnica cenowa wynika często z faktu, iż są to aparaty przywożone z Niemiec, z ominię­ ciem cła i podatków, co jednak w niczym nie narusza ich jakości. Na giełdzie znajdują się, jak już wspomniałem, aparaty nowe, ale także oferta aparatów używanych jest godna uwagi. Aby uspokoić przyszłych nabywców używanych aparatów, pragnę zauważyć, iż używany sprzt(t fotograficzny nie jest w niczym podobny do samochodowego rynku wtórnego. Aparaty charakteryzują się dużą żywotnością i proces utraty początkowych wartości jest bardzo powolny. Można to zauważyć w cenie, gdyż często między używanym a nowym sprzętem jest różnica zaledwie stu złotych. Oznacza to, iż nie należy obawiać się używanego sprzętu, a nie zawsze można kupić nowy aparat z danego modelu. Na giełdzie sprzedażą zajmują się wyłącznie fachowcy z branży, którzy potrafią znakomicie doradzić i pomóc w wyborze spośród szerokiej gamy lustrzanek. Dodatkowo tradycją stało się udzielanie 1-2 tygodniowej gwarancji przeznaczonej na sprawdzenie sprzętu. Można tego dokonać we własnym zakresie (kupując film i robiąc kilka zdjęć w różnych warunkach i używając różnych funkcji), bądź też zalecane jest oddanie aparatu na przegląd połączony z czyszczeniem wnętrza, który za niewielką opłatą można dokonać np. w "Camerze" przy Marszałkowskiej. Na giełdzie można także sprzedać swój stary aparat lub wstawić go do komisu. Z moich praktycznych uwag dotyczących zakupu aparatu fotograficznego polecam zwrócenie uwagi na następujące rzeczy: l . Obudowa (tzw. body) - nie powinna mieć śladów świadczących o tym, że np. aparat odbył lot z pierwszego piętra na ziemię. Sam fakt lekkiego porysowania i zdrapanego lakieru nie stanowi jednak żadnej przeszkody. Ważną sprawąjest lustro w aparacie, które widać po zdję­ ciu obiektywu (jeśli nie czujesz się pewnie, poproś sprzedawcę, aby sam odłączył obiektyw, przy okazji zobaczysz jak to się robi). Lustro widoczne w głębi aparatu nie powinno być porysowane. Drobinki kurzu, które lubią tam siadać, nie są jednak traktowane jako usterka. Należy je delikatnie usunąć , ale uwaga: w żadnym razie nie dotykaj palcem lustra, najlepsza jest pompka lub w ostateczności bawełniana szmatka. Dobrze jest również zajrzeć do tylnej części aparatu, gdzie ładowany jest film. Nie dotykaj niczego, ale przyjrzyj się bacznie, czy nie ma tam żadnych zarysowań. (Uwaga: przy kupnie nowego aparatu o wysokim stopniu znajomości tematu świadczy zwrócenie uwagi na wałek, na który jest nawijany film. Jeżeli zau~ażysz na nim podłużne zarysowania, to znaczy, że film był tam nawinięty, a więc nie jest to zupełnie nowy aparat). 2. Obiektyw. Stanowi on nierozerwalną część aparatu i to właśnie od jego jakości zależy wyrazistość zdjęcia i cały końcowy efekt w postaci odbitki fotograficznej. Na rynku mamy do wyboru całą gamę obiektywów. Od obiektywów tzw. rybie oko (6-16 mm), poprzez szerokokątne (13-35 mm), standardowe (50 mm- oddają proporcje widziane ludzkim okiem), do teleobiektywów (85-800 mm). Silną grupę stanowią obiektywy typu zoom, czyli o zmiennej ogniskowej, np. 35-80 mm. Są one także najlepszą propozycją dla amatorów, jak również dla zawodowców chcących mieć uniwersalny aparat na prawie każdą sytuację. Przy wyborze obiektywu należy bezwzględnie zwrócić uwagę na jego czystość w środku, patrząc przez obiektyw pod światło (tym razem drobiny kurzu są nieusuwalne i obniżają wartość obiektywu). Wszelkie zarysowania na powierzchni soczewek są również niedopuszczalne. Dobrze jest także zakupić obiektyw o dużej jasności, która jest oznaczana np. l :2,8 lub dla zoom'u l :3 .5-4 ,5 (można generalnie powiedzieć , że im niższa liczba tym lepiej). Obiektywy dzielą się także na manualne (ręczne ustawienie ostrości) i te z auto focusem (jest to duże ułatwienie przy robieniu zdjęć sportowych lub w sytuacjach, w których nie mamy czasu na ustawienie ostrości). Na zakończenie podam Wam kilka moich propozycji lustrzanek dla

początkujących

wraz z cenami giełdowymi : N ikon F301 + 1.8/50 (aparat Nikon z obiektywem 50 mm o jasności 1.8) w cenie ok. 700 pln, Nikon F401+3.3-4.5/35-70 (1200 pln), Nikon F50+4-5.6/35-80 (ok. 1250 pln), Canon Al+ 1.8/50 (ok. 700 pln), Canon T90+ 1.8/50 (ok. 1300 pln). Canon EOS500+4-5.6/35-80 (ok. 1000 pln), Minolta Dynax 500si+3.54.5/35-70 (ok. 1100 pln). Są to oczywiście tylko przykładowe zestawienia obiektywów z aparatami, można bowiem kupić oddzielnie obiektyw i aparat. Jednak podstawową rzeczą jest przede wszystkim odwiedzenie giełdy i zapoznanie si ę z cenami i z tym co można nabyć. Zdaję sobie sprawę, iż powyższy artykuł odsłania tylko pewną część spraw wiążących się z zakupem aparatu fotograficznego. Dlatego też wszelkie dodatkowe pytania proszę kierować na mój lub redakcyjny adres e-mailowy. Oczywiście mile udzielę niezbędnej pomocy każdemu zainteresowanemu, bądź pomogę dobrać najodpowiedniejszą lustrzankę. Rafał

Kameckl

magiel@sgh.waw.pl

Samouczek- J ak poderwać dziewczynę na IRCu? wspomagany przykładami Chcesz poderwać dziewczynę na IRCu? Zrobisz to najlepiej dzięk i mojemu samouczkowi! Mój poradnik podpowie Ci, jak przełamać własne obawy i jej opór. Dzięki niemu znajdziesz drugą połówkę. Oto instrukcje ' step by step'. Na początku wybierz 'ofiarę'. Wejdź na popularny kanał (np. #polska, #polonia). Wybierz jakiegoś nicka, wygladającego na żeński i zaczynaj. Oczywiście za pomocą 'msg'. Jest to IRCowe dopadanie na osobności. Najlepiej zacznij od przywitania się. *zakk* czesc Bogini *JELCYN* czesc tutwoj kochany prezydent!!!!!!! *Nirv * hi moja slodka *vantomas * czesc *MaxFactor* Hej Msgi warto wysłać do dużej ilości kobiet, ponieważ nie wszystki odpowiadają. Dlatego przywitanie powinno być krótkie. *Misiu* cze Następnie trzeba jakoś zagaić dalszą rozmowę. Najlepiej zadaj niezobowiązujące pytanie kontrolne: *MaxFactor* co tam? *zakk* co slychac? Nie warto zaczynać rozmowy z kobietą z innego miasta. W końcu ni porozmawiać tu przyszliśmy, a umówić się na randkę: *Misiu* skad klepiesz ? *RH* skad nadajesz? *MAT* skadjestes? Warto też upewnić się, czy ofiara jest faktycznie kobietą: *chinina* jestes m czy k? Następny krok zależy już od Twojej wyobraźni lub nastawienia psy chicznego. Jeśli szukasz kobiety inteligentnej, zapytaj: *Misiu* co studiujesz? Gdy interesuje cię kobieta bez przydziału: *mistrzu Ol * i co znałaz/as sobie chłopaka? ciąg

dalszy na następnej strtJnllf


Samouczek...

c.d.

Gdy jesteś zmęczony, szukaj kobiety znudzonej brakiem rozmówców: *ZAJACZEK* MASZ Z KIM ROZMAWIAC ? :::)))) Tutaj mamy przykład ofensywy - pokazujemy za pomocą ilości oczu wrażenie, jakie na nas zrobiła ofiara. Istnieją też inne metody zainteresowania ofiary Twoją skromną osobą, np. staraj się na niej zrobić wrażenie swoim nieprzeciętnym wykształceniem: *MAT* Atena to chyba bogini wojny, nie? Ups, tu akurat okazało się, że ofiara jest bardziej wykształcona od Ciebie. Szybko więc zmień taktykę: *MAT* przepraszam moze siepomyliłem *MAT* mozesz mnie oswiecic? l bardzo dobrze. Gdy ona będzie Ci tłumaczyć, Ty przygotujesz następ­ ny atak. Kobiety uwielbiają hołdy, a wiec złóż jakiś : *[Puru]* hi, my honey. *[Puru}* i'm really happy that *[Puru}* my mailbox is fu/l of those *[Puru}* pretty hearts every day. so, *[Puru}* ijust thought i would return *[Puru}* t he favor, }ust in cas e you 'd *[Puru}* not yet realized }ust how i *[Puru}* love you. you arejust *[Puru}* s o very, very, very Starczy tego cackania się. Przystąp do konkretów: *brunet_ * aha ..... .mozesz misie opisac .. ..wzrost wiek waga kolor wlosow......oczywiscie jesli nie masz nic przeciw.... :))) O kurcze, jaki pasztet! Trzeba się szybko wycofac: *Misiu* musze juz leciec- pa! Gdy jednak ofiara jest interesująca, przynajmniej z opisu: *brunet_ * uwazaj. ... na widok tych danych prawie spadłem z krzesZa z wrazenia ..... :)))) (zwroćmy uwagę na niezbędne szczere szczerzenie zębów, mające na celu obezwładnienie ofiary, a jednocześnie jej obłaskawienie) *brun e t_ * moze s ie spotkamy gdz ies po srodku naszych miejsc zamieszkania?..... :)))) *brunet_ * w celu poznania sie , spedzenia mile czasu a potem "wszystko sie moze zdarzyc, gdy głowa pełna mazen".... :)))) No i dos z liśmy do konkretów. Tu właściwie kończy się poradnik. Jednak ż ycie rzadko układa się według książkowych schematów. Dlatego też dobrze jest mieć coś w zanadrzu. Zawsze dz iała klasyczny chwyt ' czy my się skądś nie znamy?' *Viking * parnietasz? Dobre jest też nietypowe przywitanie: *strzelec* Czesc młoda Gasko Ewentualnie zacznij zupełnie inaczej: *_Piotrek* Bogini, he? *_Piotrek* Nigdy nie rozmawiałem z zadnym bogiem. <Atena> widocznie za mało sie modlisz No właśnie, czasem może się to skończyć zanim się właściwie zaczęło. Są w ś ród nas nieśmiali . Tacy niech stosują się do rady Kabaretu Starszych Panów - 'jeżeli kochać to tylko we dwóch' . <holow> set: pogadajmy z Atena <holow> Atena: ktos Ty? Pyta Cie holow, a moze i set... <SET> holow:no wlasnie to samo miałem na mysli <SET> atena:talk to us < SET > AAAAAAAAAAATTTTTTTTTTTTTEEEEEEEEEEEEENNNNNNNNNNNNAAAAAAA <holow> Atenkapowiedz cos bo i holow bedzie :(i set bedzie :( Cały tekst piosenki jest tu jak najbardziej adekwatny. Z końcowych rad. Nie daj się zniechęcić . Bądź uparty! Kobiety lubią mężczyzn zdecydowanych. W razie problemów staraj się przekonać ją, że nikt inny dla Ciebie nie istnieje i w wypadku jej odmowy popełnisz conajmniej samobójstwo. Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze zdradzić sekret naszego admina, który na pytanie, jak podrywa dziewczyny na ircu, odpowiedział:

<saper> Atena: Skutecznie:) <saper> ''Jestem adminem na duzej uczelni panstwowej w Warszawie, mam pod soba 4500 uzytkownikow" <saper> Cala moja ,) Nie wątpię. Sama bym się skusiła. POWODZENIA DON J UANIE ! -ATENA-

amazur@sgh.waw.pl P.S. W następnym odcinku: Jak spławić niechcianych adoratorów.

Wszelkie materiały w postaci 'logów' z IRCa zostały wykorzystane bez wiedzy i zgody autorów, a czasem przy ich zdecydowanym sprzeciwie. Za efekty stosowania się do samouczka autorka nie bierze żadnej odpowiedzialności. Ale ewentualne dowody szczerej wdzięczności za pozytywny efekt podrywania proszę zostawiać w pokoju Redakcji. Specjalne podziękowania dla Sapera- dziewczyny nie dajcie mu szczeznąć w wieży nr 13! Przepraszamy wszystkich, którzy spodziewali się w tym numerze drugiej części cyklu o IRC-u. Niestety autorka - Lameria -złapała wirusa, bo nie używała .. . programu antywirusowego. A tak na serio, to Wasz oczekiwany artykuł znajdzie się w październikowym numerze MAGLA.

magiel@sgh.waw.pl

l'm your man... Telewizja Polsat słynie już w całym kraju z promowania muzyki lekkiej , łatwej i przyjemnej. Późnowieczorową zaś porą przyciąga do ekranów wszystkich żądnych golizny na Playboya... (choć ostatnio tymczasowo zaniechano tych szatańskich seansów z wiadomych przyczyn ... ). Niedawno do tych wszystkich chwalebnych wręcz showsów dołąc zył me ga k1ip vydęło naszej atrapy Bruce' a Willi sa, rodzimej gwiazdy wielkiego kina polskiego - Bogusia Lindy. Nasza gwiazda supernowa i jej porażający debiut wokalny zamieniły miliony nastolatek w pulsary, czekające tylko na to, aby z hukiem eksplodować dla Bogusia. Ubrany w skąpy podkoszulek, zarośnięty jak nieboskie stworzenie, w przytupach i kołysaniu mruczy Boguś coś, co po dokładniejszym przyjrzeniu się (znaczy wsłuchaniu), okazuje się być przeróbką znanego przeboju Leonarda Coehna "I'm your man". Tak, tak ... Nie ma co się tak dziwić , Boguś uzdolniony wszechstronnie jest i jeśli nie filmem do Hollywood, to choćby piosenką do .... Nashville. Przypatrzmy się więc dokładnie wirtuozerii śpiewu i dramatyzmowi wykonania. Konwencja biało-czarna, jak na filmy gun'gsterskie przystało . Na początku widzimy wyludnioną knajpę - zapewne jest to blady świt i wszystkie żule śpią teraz po domach. Ewentualnie, publice już wcześniej zaaplikowano próbkę uzdolnień Bogusia i większość obecnie reanimuje się na intensywnej terapii. Ci, którzy przetrwali, dyskretnie wycofali się w obawie , ż e Boguś z dwóch rąk będzie do nich "szcżelać". Krzesełka świecą więc puchą, a na środku, w nikotynowych oparach, przy mikrofonie wije się - ON. Nasz bohater narodowy, nasz wokalista, nasz Boguś .. . ! Przyssywa się chłopina do mikrofonu i namiętnym głosem cedzi przez usta swoją pieśń. A po ciałach małolat przebiega dreszcz ... Jedna za drugą padają, a wściBOSS'em rzuca po ścianach spazmatyczny śmiech . I kiedy dochodzi do refrenu , śpiewanego jakby od niechcenia, serce wyskakuje z młodych piersi i skręca się na dywanie. Boguś, Boguś!.!! - krzyczy duszyczka niejednego podlotka. A wściBOSS zdycha na podłodze ...


1'11 follow you, my Master, to your Kingdom, to deep Down ... 13.IV.1997, Bemowo, koncert "The Lej Bacha" "kill me brutal, kill me now, ldll my soul and kil/ my cow, kill my kura i prosiaczek, look at me and see i'm płaczę... " A teraz będzie o gatunku muzyki, o jakim wyjątkowo mało piszemy na łamach naszego szacownego pisma. Dziś więc z całkiem innej beczki. Niniejszy artykuł poświęcę bowiem szalenie interesującemu i najpopularniejszemu obecnie ciemnemu odłamowi defo-bleko-metalu, a to za sprawą koncertu "The Lej Bacha" - mojej ulubionej norweskiej kapeli, balansującej na pograniczu. Koncert odbył się na platformie lotniska w Bemowie i przyciągnął kilkaset tysięcy wiernych. Ja wylądowałem tam już o 15:00, by zająć sobie strategiczną pozycję. Zaczęło się o 20:00... Na scenę, w oparach mrocznego dymu, wślizgnął się perkusista i nie wiem, kto jeszcze, bo widoczność była fatalna. Przez mgłę ujrzałem wokalistę - niemieckiego kanadyjczyka - Vlado Lucy Ferriana. I niech nie odstraszy Was to, że wokalista na okładce najnowszej płyty wygląda, jakby się już rozłożył. Liczy się jego piękne wnęt­ rze, które tak zmysłowo wycharczał w poezji swoich tekstów. Tak. On tam naprawdę śpiewa. To niesą-jak wielu mogłoby sądzić- odgłosy zarzynania cielaka. To istna opera, ptasie mleczko dla moich uszu. " tir li li, tir li li - it's for you, my master... " Na początku poszło dobrze mi znane "I don't know it" z rewelacyjnym jodłowaniem back-vocala Steva w refrenie. Tłum wił się w ekstazie i wykrzykiwał słowa drugiej zwrotki ... "Angel ofdeath l Shelter me inside your heart, !fnot me all, than take my part"

l'm your man...

c.d.

stopniuje napięcie i używa swego słowiczego głosu, jakby trą­ cał o struny niebiańskiej harfy, która właśnie przed chwilą zardzewiała z wrażenia. Dramatyzm piosenki nieustannie rośnie, bo Boguś wkracza na coraz to wyższe skale swego potężnego jak dzwon burczenia pod nosem... Ciekawe, jak długo ten hicior-szicior utrzyma się na pierwszej pozycji "Złotej dzieiątki DiPeeL *", wyprzedzając w głosowaniu audio-tele chłopców z Milano i cioty oraz inne ciotki z listy? A tu wściBOSS już wyniuchał info, że wielkie koncerny fonograficzne finansujące to epokowe przedsięwzięcie muzyczne, planują zwycięski atak na "30-tonową listę, listę". Oby ich nie przygniotła. W każdym razie płyta wiórowa z tym przebojem to gwarantowany sukces i patynowa płyta murowana! A czy Boguś dostanie Fryderyka, czy to od 1998 roku Bogusia będą dostawać muzycy, czas pokaże. Ale jak go już dostaną w swoje szpony, to Steczkowska z pewnością nie omieszka wydłubać mu oko za oko, które wypłynęło jej z łzami śmiechu w trakcie delektowania się klipem. Nawet MTV ogłosiło konkurs, w którym nagrodą jest obiad z Bogusiem. Módlmy się, aby nie wygrała go jakaś małolata. Boguś się nie cacka. Jeszcze rzuci monetą i dobrze mu wypadnie ... Dziewczyna wróci do domu przebita (o przepraszam, przybita), albo w szale zje mu mózg (co mu zje... ?) i zemrze z głodu biedaczka, zamiast nasycić się na obiecanej A

Boguś

wyżerce.

I czy można uznać za przypadek to, że akurat w tej wiekopomnej chwili Majkei Dżekson chce postawić nam wesołe miasteczko... ? I czy to nie dla Bogusia właśnie chcą nas wreszcie przyjąć do NATO ... ? On jak psy trzy (tzn. "Psy III") stanie na straży wspólnej granicy i głosem swym potężnym, jak trąby boskie mury Jerycha w proch obróci. Nie wątpię, że już posypały się gratulacje od głów państw. I jak tak dalej pójdzie, za rok zobaczymy Bogusia w Londynie, jako zwycięzcę Eurowizji - Boguś jeszcze w żadnym filmie nie poniósł porażki. wściBOSS

• Disco Polo Live

Niepowtarzalna Dunka fińskiego pochodzenia - Anke Hende-Hoh swoim przytłaczającym falsetem zagłuszyła niepokoje mojej duszy. Stałem twarzą w twarz z Masterem. Poczułem się mały i popiołowaty. " Trzy łyżki cukru pudru przetrzeć z żółtkami i dodać mąkę... " Już nie mogłem się opanować. STRASHnie mnie korciło, aby wyłado­ wać emocje, które we mnie narosły. Poddałem się więc instynktowi i rzuciłem w ekstatyczny wir oszalałych brzmieniem harfy tłumów . Pierwsze dzies ięć minut dławienia się cudzymi włosami nie zmąc iło spokoju mojego umysłu. Serce krzyczało wszystkimi zastawkami ... Moja dusza przeniosła się do Krainy Fiordów i Fieldów, chłonąc rześkie powietrze Walhalli. Czułem się Odynem. " Honey, honey, !'m your wije, (O Yeeeeh!) I 'm your bunny killed with knife" Harmonia instrumentów bezlitośnie łechtała moje zmysły. Skrzypce, harfa, puzon, piła... Solista kapeli - Thorgal Mord 'uck (długoherzasty Wiking z Portugalii) - zniewolił publikę swoim ekspresyjnym makijażem, który przy trzecim kawałku odpadł mu w kawałkach i stał się łu­ pem żądnego pamiątek tłumu. Parniętam czasy, gdy perkusistę zespołu- Drooid'a Drums'a- oskarżo­ no o deathraudację i szerzenie cywilizacji śmierdzi. W takich jednak radosnych momentach nie pamięta się o tym .. . (to taka dygresja). Działo się jeszcze wiele tego wieczoru, a bisom nie było końca. Tłum wyszarpywał sobie włosy, gdy złociste hery Vlada wkręciły się w piłQ tarczową i w jednej sekundzie ten światowy wokalista zamienił się w Hare Kriszna. Potem nie pozostało nic z reszty zespołu , bowiem wspomniany Szwed zabił Dunkę F(f)inką, co naprawdę nie podległo już zupełnie adekwatnej perswazji. To naprawdę było jak orgazm: pozornie płytka głębia i bogactwo treści. Po koncercie, wraz z grupą kumpli, postanowiliśmy kontynuować mu· zyczną ucztę, w związku z czym noc spędziliśmy pod niedomkniętym okienkiem elektrowni w Łomiankach. Arkadia, nic w porównaniu do tej z Kochanowskiego. No i wreszcie moja obiektywna ocena: sześćset sześćdziesiąt sześć gwiazdek i pentagram za efekty specjalne ... Do tej pory Dział Muzyczny, czyli ja (czyli my), nie mogę znaleźć czasu na to, by wyrazić to, co przeżyłem tamtej nocy ... Black Vor eVer Szprecht

P.S. Jeżeli ktoś się jeszcze nie połapał, to informujemy, że to wszystko jest żartem i Dział Muzyczny nie ma z tym nic wspólnego ...

Zmora studentów, czyli PKO Bank Przyjazny (sic!) " Dotyczy rachunku: 10201039-887005-270-41-111. III Oddział PKO BP uprzejmie informuje informuje, że rachunek oszczędnościowo - rozliczeniowy }.w. na podstawie §41 pkt. l " Regulaminu dla posiadaczy kont osobistych w PKO" został zamknięty z powodu debetów. Dnia 09.06.97 karta PKO "Ekspress" została zas trzeżona z urzędu. W związku z powyższym prosimy o zwrot niewykorzystanych blankietów czekowych i karty magnetycznej oraz o zgłoszenie się do naszego Oddziału w godz. 8:00 - 15:30 ". Koniec cytatu (brzmienie oryginalno. podwójne "informuje" ma chyba być podkreśleniem faktu, że zostałen1 rzeczywiście poinformowany). Z pismem tym zgłosiłem się więc do, mającego swą siedzibę w Rotundzie, III Oddziału, podchodzę do okienka i pytam się, o co chodzi. Pani oczywiście jest tak samo niezo· rientowana w sytuacji jak ja i odsyła mnie do swojej koleżanki. Po od· staniu "moich pięciu minut" wyjaśniam, jaka jest sprawa, tzn., że stu ram się kontrolować wydatki i raczej debetu mieć nie powinienem. Pn ni podnosi słuchawkę i telefonuje. Dokąd? Siedziba Oddziału nut strukturę dwupiętrową, wygląda więc na to, że na dole są okienka, w których przyjmuj e się klientów, natomiast na górze - ni czy 11\ Orwellowski Wielki Brat - urzęduje szefostwo Oddziału. ciąg dalszy na następnej stro11ł11


MICHAEL! MICHAEL! Już

po raz drugi swoją wizytą "zaszczycił" stolicę Michael Jackson. Udowodniła ona znane twierdzenie, że pozory są mylące. Jackson zwany królem popu (słusznie, czy też nie - każdy może sam ocenić) został w Warszawie potraktowany iście po królewsku, lecz nie przez fanów jakby się należało spodziewać, ale przez władze miasta. Michaś, przyzwyczajony do adoracji, przyjmował ze spokojem i momentami nieumiejętnie skrywanym znudzeniem oznaki czci i uwielbienia. Do refleksji nad jego wizytą skłoniła mnie jednak przede wszystkim sprawa z jaką przybył. "Król" zechciał łaskawie zainwestować w stolicy pieniądze, a nawet zadeklarował chęć zamieszkania w Polsce (czyżby kolejny kaprys dużego chłopca?). Owszem, zgadzam się, że ludzi chęt­ nych do lokowania kapitału w naszym kraju należy szanować i zachęcać do tego w miarę naszych możliwości. Ale po co aż czołobitność? W trakcie poprzedniej (pierwszej) wizyty Michaela w Polsce miałam okazję, wraz z około 5 tysiącami osób, uczestniczyć za darmo w koncercie piosenkarza na warszawskim Bemowie (ochrona tak dobrze funkcjonowała, że aż tyle osób zdołało wejść bez biletu, zresztą bez większych przeszkód). Wiele osób mieszkających w pobliżu, z czystej ciekawości wybrało się na spacer, aby zobaczyć jak przebiega koncert. Około 130 tysięcy fanów zgromadziło się na płycie lotniska wojskowego, aby uczestniczyć w zabawie. Można zdecydowanie stwierdzić, że okazywany entuzjazm i poświęcenie dla idola (obok mnie stali wielbiciele ze Szczecina, a rejestracje samochodowe informowały o obecności fanów niemal z całej Polski) były jak najbardziej naturalne i niewymuszone. Tymczasem w trakcie majowej wizyty każdy z nas mógł stać się potencjalnym członkiem komitetu powitalnego. Do czego zmierzam? Otóż : dzieci ze szkoły podstawowej, witające gwiazdora na lotnisku, były podstawione. Tzn. przez cały dzień w szkole nie było lekcji, przygotowywano transparenty, a potem przysłanymi przez prezydenta Warszawy autokarami dzieci wraz z nauczycielami przyjechały na lotnisko. W Wilanowie Michael "przypadkowo" spotkał zagraniczną wycieczkę zachwyconą jego "niespodziewaną" obecnością. W tym epizodzie wystąpili uczniowie szkoły amerykańskiej. Doskonale wiemy, że pieniądze rządzą światem, a inwestycja Michaela

Krótka historia czasu Czas to jest zagadnienie, któremu z reguły poświęca się mało czasu, choć na drugim roku fizyki to już chyba najwyższy czas. A tak poważnie, to wydaje się współcześnie, że przebieg czasu ma charakter pewnej reguły statystycznej (tzn. mogą być lokalne fluktuacje) i wiąże się go z II zasadą termodynamiki i pojęciem entropii (uporządkowanie we Wszechświecie stale maleje, tzn. Wszechświat dąży raczej do chaosu niż do stanu uporządkowanego, choć lokalnie na Ziemi uporządkowanie wydaje s ię rosnąć - to tylko dlatego, że Słońce się rozpada, ale o tym za chwilę) . Dobrą ilustracją dla całego zagadnienia niechaj będzie jakiś zbiornik wodny umieszczony na szczycie góry: bardzo łatwo (tzn. niewiele pracy trzeba wykonać) jest owy zbiornik opróżnić - wywiercić otwór i po sprawie. O wiele trudniej byłoby jednak napełnić go na powrót wodą.

No i właśnie, dzięki Słońcu możemy egzystować, jest ono źródłem nie tylko energii, jak się powszechnie uważa, ale także entropii (Ziemia wypromieniowuje tyle energii, ile bierze, inaczej by się ciągle nagrzewała!). Rzecz w tym, że bierzemy fotony UV (używajcie filtrów!), a oddajemy promieniowanie podczerwone. Inne spojrzenie na czas to koncepcja Einsteina, znanego w literaturze radzieckiej jako Adnokamiencyn (także równanie E- mc/\2 ma tam swoją nazwę). Czas jest to taka sama współrzędna jak położenie na dowolnej osi (po wymnożeniu przez "c", czyli prędkość światła; zgadza s i ę nawet jednostka: m/s razy sekunda = metr), tyle tylko, że jest to współrzędna urojona. Filozoficzne podejście niektórych fizyków mówi, że w tym sensie nic się nie dzieje, tylko wszystko, co było i będzie już istnieje, a pomiar kwantowy dopiero decyduje o wyborze pewnej drogi. To jest trochę

Jacksona może się okazać znacząca dla stolicy. Po co jednakże ta mistyfikacja i rezygnacja z własnej godności oraz honoru? Czyżby wykrzykiwane przez zapłakane nastolatki hasła w stylu: ,,Dla Michaela wszystko! ", "Michael we love you!" i tym podobne bzdury, tak silnie zadziała­ ły na podświadomość władz stolicy? Zastanawiającym jest także fakt miłości Michaela do dzieci i chęci cementowania więzi rodzinnych we wspólnej zabawie w projektowanym parku. Ciekawe, co o życiu najmłodszych, problemach wychowawczych oraz potrzebach dzieciaków może wiedzieć osoba, która nigdy nie była w stanie stworzyć udanego związku partnerskiego, a co dopiero mówić o posiadaniu potomstwa. Za kilka lat entuzjazm i zainteresowanie okazywane Michaelowi Jacksonowi w naszym kraju zapewne nieco wygasną, tak samo, jak dzieje się to np. w USA. Ale nie płaczmy - 70-cio hektarowa pamiątka pozostanie na zawsze!

Edyta Ożaro~ska

Zmora studentów...

c.d.

W toku dwuminutowej konsultacji z górą zapada wyrok: "panie Kluk, saldo ma pan pozytywne, ale niestety konto już zostało unicestwione proszę nam oddać kartę PKO "Ekspress" i posiadane przez Pana czeki". "A co z moimi pieniędzmi?" "Proszę się zgłosić za tydzień, wypiszemy wtedy Panu asygnatę". Asygnatę? W tym momencie Pani wzięła moją kartę i na moich oczach po chamsku zaczyna ciąć ją nożyczkami. Czeki zapewne spotkałby podobny los, problem w tym, że nie został mi żaden. Tak skończyła się moja przygoda z warszawskim oddziałem PKO BP - i całe szczęście, bowiem notoryczne kolejki, niekompetencja pracowników, wolne tempo obsługi, a przede wszystkim wrogie nastawienie do klientów nie wróżą dobrej przyszłości tego banku. N arzekania słyszę też wśród moich koleżanek i kolegów, którzy zdążyli się już przyzwyczaić do chociażby permanentnego "kartożerstwa" bankomatów tejże instytucji. W obliczu tego wszystkiego, a także faktu zainstalowania przez PeKaO SA bankomatu na naszej Uczelni, wątpliwe zalety posiadania konta w - przyzwyczajonym do monopolu na rynku PKO BP stają się jeszcze bardziej wątpliwe.

TomaszKluk skomplikowane, ale wyobraźcie sobie, że na murze porozwieszane są plakaty przedstawiające kolejne klatki filmu. I teraz wyobraźcie sobie jeszcze, że biegniecie wzdłuż muru i co widzicie? Pozorny upływ czasu w miarę mijania kolejnych klatek. A wracając do ujęcia statystycznego podam klasyczny przykład: EXI. Widzicie stół bilardowy. Zderzają się dwie kule i jeśli nagracie sytuację i puścicie film od tyłu, to wszystko dalej wygląda realistycznie, żeby nie powiedzieć identycznie. EX2. Widzicie, jak ktoś rzuca kulkę z gumy o podłogę i ją łapie. Przypadek jak wyżej. A teraz przyjrzyjcie się dokładniej tym przypadkom: EX l. Rzeczywiste kule się trochę ogrzały przy zderzeniu i ich prędkości są trochę mniejsze (rozproszenie energii). Patrząc od tyłu: kulki po zderzeniu przyspieszają i ochładzają się - bez sensu?!? Właśnie, że nie, tylko po prostu mało prawdopodobne. EX2. Rzucamy garść kulek- rozlatują się w różne strony. Film puszczony od tyłu wygląda mało realistycznie. Choć gdyby tak dobrać prędkoś­ ci kulek... Im więcej kulek, tym trudniej . Stąd całe ujęcie statystyczne. Gdyby świat składał się ze stołu i kulki, która lata pomiędzy idealnie sprężystymi bandami (nie traci prędkości), to wtedy nie miałoby sensu mówienie o jakimkolwiek wyróżnionym kierunku czasu - ot co. A jak to jest, że pamiętamy to, co się zdarzyło, a nie to, co się zdarzy to opowieść na inną okazję. Zresztą, "ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, ważne są tylko te chwile, na które czekamy ".

BORNET (kwysocki@proton.ift.uni. wroc.pl) Studentfizyki komputerowej na Uniwersytetcie

Wrocławskim


magiel@sgh.waw.pl

Posłuchaj,

to do Ciebie... (odezwa do kotów) Tak, to do Ciebie, brzydki chłopczyku w okularach z denkami od butelek Pepsi zamiast szkieł, ale za to ze średnią 6,0 i to w najlepszym warszawskim liceum. I do Ciebie też, dziewczynko, w pocie czoła zakuwająca tylko po to, aby na naszej Uczelni spotkać mężczyznę swoich marzeń (czyli z kupą kasy i szybkim samochodem). A także do Ciebie, dłu­ gowłosy outsiderze, który zdał do SGH tylko dlatego, że nie miał innego pomysłu. To do Was wszystkich, którzy w tym roku otrzymacie do rą­ czek indeksy i legitymacje (oczywiście po uiszczeniu szeregu stosownych opłat, mamy w końcu system rynkowy) najlepszej (wedle wszelkich rankingów i opinii) uczelni ekonomicznej w kraju. Do Was wszystkich, którzy swój wolny czas poświęcacie na coś więcej, niż tylko na psucie sobie oczu nad podręcznikami '(a mogę Wam przyrzec, że połowa z Was ulegnie presji otoczenia i cały swój czas będzie spędzać bądż to w czytelni, bądż to za biurkiem nad książkami, zadaniami, etc.). To do Was wszystkich, których świat składa się nie tylko z obowiązków, ale też z przyjemności innego rodzaju. Jeżeli wiecie, jak wiele przyjemności może przynieść kontakt ze Sztuką, jak cudownych przeżyć można doś­ wiadczyć, słuchając Muzyki, jak skutecznym relaksem może być dobrze poprowadzone przez fachowego DJ'a party, i jak pozbyć się złej energii podczas koncertu rockowego- przeczytajcie te parę linijek, a zrozumiecie, że całkiem nieźle trafiliście (tu zwracam się przede wszystkim do przyjezdnych spoza Warszawy, do których sam się zaliczam- warszawiacy atrakcje warszawskie znają doskonale sami). O sklepach muzycznych rozpisywał się nie będę, bo każdy do nich sam trafi . Wystarczy wspomnieć, że oprócz wielkich molochów znajdziecie w stolicy znakomicie zaopatrzone małe sklepiki poświęcone określonym gatunkom muzycznym. Tu znajdą coś dla siebie wszyscy ci, których upodobania nie mieszczą się w ciasnych ramach twórczości promowanej przez największe koncerny (mam na myśli przede wszystkim miłośni­ ków wszelkich odmian techno -znakomity sklepik za kinem "Relax", no i metalu - o szczegóły proście panią redaktor Bielską). Kupicie naprawdę niemal wszystko - wystarczy trochę wytrwałości w szukaniu i dużo pieniążków w portfelu. Najważniejsze, co Was może zainteresować, to kluby studenckie. Klub studencki SGH "Park" jest o tyle interesujący, że oprócz chamskich bramkarzy i zwykłych imprez przy muzyce z płyt (muzyce bardzo róż­ nej, w zależności od dnia tygodnia, od zwykłego dance'u po ciężkie dźwięki spod znaku Metalliki) dość często trafiają się tu naprawdę znakomite koncerty rockowe naszej polskiej czołówki. Przykłady z ostatniego okresu: Acid Drinkers (jak zwykle w znakomitej formie), O.N.A., Kazik na żywo . Z innych miejsc przeznaczonych dla studentów w organizacji koncertów przoduje uniwersytecka "Proxima", gdzie co czwartek jakaś lepsza lub gorsza kapelka rockowa się produkuje. Z ostatnich czasów: Świetliki, Homo Twist, Flapjack, a z gwiazd światowego formatu- The Gathering w towarzystwie Polaków z Sirrah (o czym może­ cie przeczytać w recenzji redaktor Bielskiej). W momencie, kiedy piszę te słowa, zapowiadany jest także koncert Amerykańców z Biohazard żyć nie umierać (o ile kogoś ciężkie klimaty rajcują) . W pobliżu SGH znajdziemy także legendarną już "Stodołę" - imprezy tu organizowane do najciekawszych może nie należą, ale i tak czasem trafiają się takie perły, jak niedawny koncert pod hasłem "Flota zjednoczonych sił", promujący album pod tym samym tytułem, z udziałem m.in. Justyny Steczkowskiej, Maćka Maleńczuka, Tomka Lipnickiego i innych, śpiewają-

cychutwory Voo Voo, z towarzyszeniem zespołu oczywiście. Klubów studenckich jest w stolicy znacznie więcej (jeżeli na przykład wyląduj e cie w akademiku (?) na Jelonkach, to większość życia będziecie spędza ć na piwie w "Karuzeli")- wybrałem te najciekawsze i położone najbli żeJ Uczelni. A poza tym poskakać przy muzyce można także w szeregu bar dziej i mniej elitarnych dyskotek, klubów techno (polecam lasery w "Trendzie"), no i na imprezach prywatnych, które mają najwięcej uroku (bo wiesz, że jak z płynami przesadzisz, to Cię za chwilę bramkarze w błocie przed wejściem nie wytarzają). Po tych przyziemnych rozrywkach czas na trochę Sztuki przez duże Sz. Chociaż tak naprawdę to nie mam ochoty pisać tu o Teatrze Narodowym, Filharmonii, czy najnowszej teatralnej wersji Hamleta, nie różni <t ­ cej się nic od tysiąca innych Hamletów sprzed pięciu, dziesięciu czy stu lat. Chcę Wam zwrócić uwagę, że przy odrobinie szczęścia można poś­ ród szeregu przeciętnych i, co tu dużo gadać, po prostu nudnych przedstawień wystawianych w warszawskich teatrach znaleźć naprawdę genialne i zaskakujące rodzynki. Spotkało mnie coś takiego w ostatni pią ­ tek, w niewielkim i raczej pustawym teatrze "Rozmaitości". Witkacy kojarzy się Wam pewnie tylko z raczej ciężkimi politycznymi Szewcami, wałkowanymi przez poloni~tów w ,c~artej boqajże kl~ie ogólriaka. Sztuka Bzik tropikalny oparta na dwóch dramatach S.l.Witkiewicza, Mister Price i Nowe Wyzwolenie, to coś z zupełnie innej beczki (jak powiedziałby Monthy Python). Romans ze sfer tropikalnych zyskał w rf(kach młodego debiutującego reżysera z Krakowa nowy wymiar. Mamy tu dekadencki klimat, wszechogarniającą nudę, przerywaną w najmniej oczekiwanych momentach ekstatyczną muzyką zmuszającą bohaterów do opętańczego tańca, wybuchy tłamszonej wewnętrznej energii i demoniczny seks, palenie opium i narkotyczne wizje - a wszystko to przedstawione w konwencji znanej wszystkim z filmu Pulp Fiction. Czyli: niby pastiż, a tak naprawdę coś znacznie więcej. Jako że miałem pisać o muzyce, a nie o teatrze, to już się tłumaczę. To naprawdę rzadkość, aby muzyka odgrywała w przedstawieniu teatralnym tak wielką rolę, jak ma to miejsce w Bziku tropikalnym. Wystarczy chyba powiedzieć, że w inscenizacji wykorzystano, obok fragmentu opery Napój miłosny Gaetano Dionizettiego i fragmentu opery Tosca Giacomo Pucciniego, także fragmenty ścieżki dźwiękowej z Urodzonych morderców i, co jest szczególnie miłe moim uszom, utwór z ostatniego pełnego albumu brazylijskiej Sepultury (!), /tsari, czyli transową pieśń wykonywaną przez zamieszkujące dorzecze Amazonki plemię Indian Xavantes. Genialny pomysł i naprawdę fascynujące przedstawienie. Ode mnie - pięć koniczynek. A po co o tym piszę? Ano po to, żeby Wam pokazać, że naprawdę nic musicie tych pięciu lat studiów spędzić wkuwając nudne podręczniki nn pamięć, za jedyną rozrywkę mając dyskusje z sobie podobnymi na temat egzaminów, sprawdzianów i wykładowców. To miasto żyje i rad z~; Wam to wykorzystać. Pomyślcie o tym, zanim będzie za późno. Mikołaj Specht P.S. Mam nadzieję, że mi Kazik Staszewski za wykorzystanie tytułu jednej z płyt Kultu procesu nie wytoczy. (A nadzieja matką... )

N owości wydawnicze Medusa "Story"; Dorota Marczyk " Sekret"; TSA "The best o f TSA " ; "Dance Attack '97"; "Amok '97"; C-Block "Generał Population"; Paul Young "Paul Young"; Brooklyn Bounce "The begining"; Sarah Brightman "Timeless"; Jahn Fogerty "Blue moon swamp'.'; Kenn y Garrett "Songbook"; Paula Cole "This fire"; Sirrah "Did tomorrow come"; Paradise Lost "One second"; Corozone "Makabra"; Kobon H "Chmury nie było"; Elend "Les tenebres du dehors"; Motley Cnll' "Generation Swine"; Dinosaur Jr "Hand it over"; Mollies; Reven g~ "Every dirty word"; Testament "Demonie"; Fish "Sunset on empire" , Marillion "This strange engine"; Agent Provocateur "Where the wild things are"; 3 Colours Red ,,Pure"; G3 "Live in concert" (Vai, Satriaru , Jahnson); Jean Michel Jarre "Oxygene 7-13"; Prima! Sceam "Vanishirrp. point"; Kenny Loggins "The unimagineble life"; Gipsy King r~ "Compas"; The The (tyt. nieznany); Maxwell "Unplogged"; Groo v<' Theory (tyt. nieznany); Oasis "Be here now".


Ataraxia "II fantasma dell' Opera"

•••••

operowe piękno ... Uczucie zaklęte w dżwięki, a wszystko to dobrane ze smakiem i niebywałą finezją. ABSOLUT. Czwórka Włochów nieuleczalnie chora na muzykę nagrała jeden z najwspanialszych albumów, jaki udało mi się usłyszeć w moim skromnym życiu. Mam tę płytę od kilku miesięcy, ale aż do tej pory nie mogłam zebrać myśli, żeby napisać cokolwiek na jej temat Najwymyślniejszy bowiem komplement zabrzmi jak wulgaryzm przy tej niebiańskiej muzyce. Cytując słowa rodzimego Collage: "być może przysłali cię z piekła niebiańską pocztą, to nie ważne, poddaję się twoim rozkazo m" i ja poddaję się tym dżwiękom kojącym serce i wypełniającym duszę przyjemnym ciepłem, rozświetlającym umysł... Nie jest to muzyka na prywatkę, ani tym bardziej na rave party. Nie zrozumie jej ktoś, dla kogo wyznacznikiem linii melodycznej jest '.coco jumbo'. Pokochają ją za to osoby, którym muzyka klasyczna i, co ważne, muzyka orientu sprawia niewysłowioną rado ść. Głównym instrumentem jest głos Francesci Nicoli (wcielającej się w ukoc h aną Erika, Christine Daee), jaśniejący na tle fletu, waltorni i, gitary klasycznej i akustycznej, klawiszy, itd. "A nuova Margeritha" to niesamowity cover "Wuthering heights" Kate Bush, ryzykuję nawet stwierdzenie, że lepszy od oryginału. Jestem pełna podziwu dla wokalistki, która swoim głosem buduje nastroje raz śpiewając niczym operowa diva, a innym razem jak delikatny anioł. Po angielsku, po włosku, po francusku i po niemiecku dla odmiany. Prawdziwa uczta wymagająca jedynie otwarcia na piękno . Radosny i pompatyczny zarazem "Al balio mascherato", spokojniejszy "La lira di Apolla", czy mozartowski "E'll fantasma? part2" są godne szczególnej uwagi. "II fantasma dell' Opera" to hołd złożony Erikowi, upiorowi z opery, bobaterowi książki Gastona Leraoux (polecam i tę książkę, jeśli ktoś kocha muzykę, pokocha i szpetnego człowieka, żyjącego muzyką i dla muzyki). "In mernory of Erik, our Monster and Phantom ofthe Opera". P.S. Dałam maxa, ale jak dla mnie, to takiego abumu nie da się sklasyfikować i zamknąć w jakiejkolwiek skali. llfantasma delt' Opera: E'llfantasma? part], E 'llfantasma ? part2, La nouva Margerita, 11 pa/co n.5, 11 vialino incantato, Faust in una Sala Maledetta, Al balio mascherato, La lira di Apolla, II signore delie bota/e, Nei sottorranei delt' opera, Le ore rosa d i mazenderau, Fine BVB degli amori de! mostro Prawdziwe, w

pełni

niezwykłe aranżacje,

Siade "Feel the noize" •• • • Ktoś tu mi usiłuje zarzucić, że uparłam się na "wyjców" Uak zwykła moja mama określać muzykę metalową) i sprowadzam swoje articles do tego samego punktu, skąd wydobywają się piekielne jęki i odgłosy hutniczej hali. Nie ukrywam miłości do metalu, ale korzenie mojej muzycznej edukacji sięgają takich sław jak Slade, Buggie, Deep Purple. I kiedy na rynku pojawiła się składanka największych hitów gości ze Slade, postanowiłam, że panamawiam Was trochę do osłuchania się ze Szkotami. Na składaku znalazło się 21 kompozycji pochodzących z lat 1971 (większości z nas jeszcze nie było na ziemskim p"adole) - 1991, a większość z nich stała się wręcz hymnami zbuntowanego pokolenia, o czym świadczą najwyższe miejsca na angielskiej liście przebojów. Jak na ówczesne czasy, Slade grający alternatywny rock był zespołem bardzo kontrowersyjnym i "panny z dobrych domów nie mogły go słuchać". Zespół szokował jak tylko mógł, ale, co chyba najważniejsze, byli naprawdę sprawnymi i znającymi się na muzycznym rzemiośle ludżmi. "Feel the noize" to antologia dokonań Slade'ów. Jest tu więc ,,Cum on" (nie, to nie moja pomyłka, pisownia oryginalna wg Slade), jest "Mama weer all crazee now", jest i bożonarodzeniowy "Merry xmas everybody", jest "Radio wall of sound". Dla każdego coś dobrego, bo są i ballady "Everyday", "My oh my"' i coś z powerem "Run run away" czy "Gudbuy T'Jane". Polecam ten album, bo- jak zawsze podkreślam- warto wracać do korzeni (nie mylić z "Roots" Sepultury oczywiście). A o wpływi e muzyki wyspiarzy na póżniejsze dokonania zespołów ze stałego l ądu nie trzeba chyba przekonywać . P.S. Dziękuję Kochanemu Profesorkowi za udostępnienie mi płyty.

Slade: Cum on fe el the noize, Mam weer al! crazee now, Coz l luv you, Take me bak 'orne, Sweeze me pleeze me

BVB

Czy jutro już było? 5. 06 Klub Proxima, Sirrah i The Gathering .. Od dnia narodzin do śmierci spadamy latracając myśli, uczucia, słowa i gesty Bez chwili wytchnienia pędzimy naprzód naprzód, naprzód i naprzód. .. " Gdy zobaczyłam w jakimś kolorowym czasopiśmie zajawkę trasy koncetrowej Sirraba i Gatheringa, byłam rozradowana. A kiedy jeszcze doczytałam, że zawitają i w stolicy, radości mojej nie było końca. Oczywiście, popierając rodzimą produkcję, szykowałam się przede wszystkim na Sirraba. Najpierw zakupiłam długo oczekiwaną płytę pod arcytajemniczym tytułem "Did tomorrow come". Nie wiem dlaczego, ale to zdanie wywołało u mnie wspomnienia z zamierzchłej przeszłości, kiedy to trend zwany punkiem święcił triumfy, a na czarnych wyćwiekowanych skórach kolorowowłosycb widniał napis jutro to dziś, tyle, że jutro. Płyta zupełnie inna od swojej poprzedniczki, ale nie mniej udana. Nie da się ukryć, że cięższa, ale taki to rodzaj muzy chłopcy obrali. Myślą przewodnią albumu jest czas i jego przemijanie. A podany wst tu bardzo gustownie i ze smakiem. Kupiłam więc bilet i czekałam z utęsknieniem cały boży tydzień, by t.obaczyć w akcji naszą chryzantemę, jak to kiedyś określiłam Sirrab. Kiedy nadszedł ów upragniony dzień, przyodziałam się w odpowiedni ' trój i wyruszyłam przez Pola Mokotowskie (czego mało nie

przypłac iłam niegdyś życiem

i to nie z powodów eskalacji przemocy, ale kwitnących w owym okresie traw i drzew) prosto przed siebie. I zaraz na dzień dobry, tuż pod klubem usłyszałam powalającą wiadomość, że Sirrab nie wystąpi. No tak, jak się człowiek wybiera na koncert dla jednego zespołu, a zespół ten nie ma ochoty wystąpić, można albo zaskowyczeć z bólu, albo - jeśli się da - odsprzedać bilet komuś w potrzebie. Na szczęście dało się słyszeć odgłosy prób i dobiegły mych uszu znajome dźwięki . Czyli Sirrah jest Jeszcze kilka chwil i byłam się w środku. Znalazłam strategiczne miejsce siedzące i wyżebrawszy długopis i kartkę czekałam już tylko na duchowe doznania. I wreszcie na prowizorycznej scenie pojawili się Oni. I pierwszy kop - kto tak s ... kopał nagłośnienie? Takich ludzi powinno się wieszać, a co dopiero powierzać im nagłośnie­ nie exportowego bandu Trzeciej Rzeczypospolitej. Można by się dowalić do brzmienia każdego instrumentu z osobna, ale ja opiszę tylko, jak Szanowny Akustyk pogrążył gitarę i jaki wspaniały efekt osiągnął ze skrzypcami, a raczej altówką. Otóż gitara brzmiała (właściwsze byłoby określenie, że wcale nie brzmiała) jak zza światów - nie wiem, może o to chodziło, ale do mnie to jednak nie docierało. Co do skrzypiec zaś, trudno było uwierzyć, że ta zarzynana owca i te potworne trzaski to rzeczywiście ten sam instrument, który tak czysto i melancholijnie pobrzmiewa na "Acme" czy "Did tomorrow come" ... Mimo tych wszystkich nieprzychylności technicznych Sirrah zagrała dość ładnie. ciąg

dalszy na stronie 32


Czy jutro ... ?

c. d.

Zaczęli ostro od utworu "For the sake ofnothing" z nowej płyty, później dwa starocie ,,Acme" i "Passover 1944", i znowu newsy, w sumie osiem piosenek. Zakończyli bez bisów (!) utworem "Madcap" i poszli sobie. W sumie nie dziwota, ja też bym nie porywała się na granie przy tak fachowym nagłośnieniu. Jedynym pocieszeniem dla moich oczu (uszom już nic do szczęścia nie brakowało ... ) był fakt, że po pierwszym utworze Żyżyk ukazał nagi tors poprzez ściągnięcie koszulki. A i ten widok był "sezonowy", bo co jakiś czas stawało przede mnąjakieś byczysko. Nastąpiła trzydziestominutowa przerwa, w czasie której akustycy zespołu The Gathering, zapewne nauczeni niesamowitym wręcz nagłośnieniem Sirraha, postanowili nie dać podobnej plamy i pewien gostek w aborygeńskich koralikach dwoił się i troił, co zaowocowało kilka chwil poż­ niej . W tzw. międzyczasie pojawili się workowi i zmiatali ze stołów jak odkurzacze. Pogasły światła, zaplurnkały klawisze i na scenę wkroczyła Anneke. Uśmiechnięta, w burzy jasnych złotych włosów uraczyła zebranych swym silnym i niezwykłym głosem. Posypały się utwory z "Mandyliona" i tytułowy song z "Aiways", śpiewane z niesamowitą wręcz pasją i siłą ekspresji. Całkiem miło, ale ponieważ zwolennikiem takiego śpiewania nie jestem, zachowywałam się poniekąd jak niemiecki fan stałam sztywno na baczność i z założonymi rękami obserwowałam widowisko (relacja prawdziwego fana Anneke poniżej) . Bisów się nie domagałam, ale jak to w takich gwiazdorskich sytuacjach bywa, Anneke wyszła jeszcze raz (a już miałam cichą nadzieję, że nici z bisu, bo padły na chwilę klawisze), podziękowała za gorące przyjęcie i zaśpiewała ostatni tego wieczora song. Wszystko ucichło, zaświeciły się światła i cała wesoła brygadka ruszyła do wyjścia . A potem już tylko nocne i do domu. Backto reality ... BVB

Przyznam się szczerze, że przed występem THE GATHERING byłem obaw. Dlaczego? Wcześniej grający SIRRAH dał dosyć kiepski koncert. Oczywiście winę za taki stan rzeczy poniosła żenująca jakość brzmienia spowodowana (moim zdaniem) celową działalnością "specjalisty" przy konsoli. Pomyślałem sobie: "znowu wyrzuciłem pieniądze w błoto". Chcąc przynajmniej z bliska zobaczyć Holendrów, stanąłem pod sceną. Rozpoczęło się - i szok! Pierwszy "The Earth ls My Witness" zabrzmiał jak ze studia. Wokal i instrumenty tak czyste jak na płycie. Dalej, jeden z moich ulubionych, z wysoce zmysłowym tekstem "Leaves". Znowu brzmienie jak z Woodhouse Studio! Następny i jedyny z pierwszej płyty ,,Always" - "Stonegarden". Spytacie, w jaki sposób cudowny głos Anneke van Giersbergen, nie niszcząc atmosfery tego utworu, jest w stanie zastąpić growling Bart'a Smits'a? (a propos, Bart- co z twoim Wish'em? he, he) Ano może i przebija wersję z 1992 r. Można wyrazić życzenie, aby THE GATHERING, w składzie z Anneke, nagrali ponownie dwie pierwsze płyty . Sukces murowany! Po always'owym wspomnieniu z przeszłości nastąpił powrót do prezentacji utworów z najnowszej płyty "Nighttime Birds": "On Most surfaces", "The May Song", "Third Chance", "Confusion", "New Moon Different Day" i "In Motion #2" z "Mandylion". Na koniec radiowy "Strange Machines" i rozpoczęło się czekanie na bis. Fani wykrzykiwali różne tytuły ("Subzero", "Mandylion", "Nighttime Ęirds") jednak Jelmer i spółka wybrali dwuczęściowy "Sand And Mercury" z przedostatniej płyty . Wspaniały numer na zakończenie. Podniosły a przy tym bardzo smutny. Sumując - rewelacyjny występ Holendrów przy żywo reagują­ cej publiczności . Po tym koncercie nabrałem wiary w to, że można zorganizować w Polsce profesjonalny gig. A THE GATHERING - kult! Po trzykroć kult, kult, kult!!! pełen

K

KonkurSidło

KONCERTY

Sesja sesją, a nasza muzyczna zabawa trwa nadal. Poprzednim razem pytaliś­ my o tytuł najnowszego albumu Michaela Jacksona. Jest to oczywiście "Biood on the dance floor". Zawiera on trzynaście tanecznych kawałków, z których pięć to zupełnie nowe utwory, a pozostałe to mixy hitów z płyty "History" . Wraz z premierą nowej płyty ukazała się na rynku "History on film volume II". Dla trzech fanów Michaela mamy single kompaktowe promujące owe wydawnictwo; powęd­ rują one do Pawła Niemięckiego, Marty Dułciel i Roberta Szpaka. Pytanie na czerwiec dotyczy zaś pewnego elektronicznego Francuza.

CZERWIEC 22.06 Emerson, Lake & Palmer w Katowicach 24.06 Alice Cooper w Warszawie 24.06 Erasure i Just 5- też w Wawie 25.06 INXS w Katowicach 25.06 Candy Dufler w Krasiczynie 26-29.06 Warsaw Jazz Days: Candy Dufler, Stev Coleman, Herbie Hancock, Michael Brecker, Jack DeJohnette, Don Alias, Dave Rolland, Groo v Collective 29.06 Katowice: Sinead O'Connor LIPIEC 3-5.07 Acid Drinkers, Various Manx, Szwagierkolasku, Lady Pank, Big Cyc, ONA na festiwalu rockowym w

Jaką płytę

promuje podczas swojego europejskiego tour Jean Michael Jarre, który odwiedza również i nasz kraj na zaproszenie Jolanty Kwaśniewskiej.

Do wygrania między innymi singiel kompaktowy Jarre'a, a wszystko to dzięki naszemu sponsorowi - firmie Sony Musie Poland. Odpowiedzi możecie przesyłać via email na adres music@sgh.waw.pllub pocztą na adres Redakcji podany w stopce. Czekamy do 10 października A.D.l997. Powodzenia!!!

Z ostatniej chwili... ! Apollo four fourty i Jean Michael Jarre wspólnie opracowali remiks utworu "Randez-vous", który stanie się hymnem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej '98. Oli: !

Węgorzewie

4.07 Jam&Spoon w Sopocie 7.07 Massive Attack w Warszawie 8.07 Smashing Pumpkins i Reefw Katowicach 15.07 Faith no more-też tam 27.07 David Bowie, Republika, ONA w Gdańsku SIERPIEŃ

12.08 U2 w Warszawie 30.08 TSA, Krzak, ONA w Krakowie (finał Inwazji Mocy)

Jak widzicie, koncertów co niemiara, nowości MC & CD zapowiat/11} 1 ciekawie. Jeżeli więc w czasie swych wakacyj11yl'll wojaży przytrafi się Wam jakieś ciekawe muzyczne doznanie, czy 111 11 koncercie właśnie, czy za sprawą książki o tematyce muzycznej, httll fachowej prasy - podzielcie się tym z resztą studenckiej gawirt/ ~ 1. Kawałek kartki i długopis znajdzie się na pewno, by zanotowm<, 1'1 Was "ruszyło" podczas lata '97. A Redakcja czeka na Wasze sprawtli dania już od pierwszych dni października. Najciekawsze nagnJtltlmll płytkami CD i oczywiście opublikujemy. się też całkiem


Colgate-Palmolive- wszystko o rekrutacji .Podczas rozmów kwalifikacyjnych, prezentacji, wykładów i innych spotkań ze studentami stykam się często z następującymi pytaniami: -Jakich pracowników poszukujemy? -Jak wygląda proces rekrutacji w naszej firmie? -Czym zajmują się poszczególne działy? -Co oferujemy naszym pracownikom i jakie są możliwości awansu? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w naszych broszurach. Ponieważ nie wszyscy studenci mieli szansę je przeczytać, postanowiłam zebrać te zagadnienia w poniższym artykule. Myślę, że przybliży to firmę Colgate-Palmolive wszystkim zainteresowanym, pomoże dokonać właś­ ciwego wyboru i ułatwi przejście kolejnych etapów procesu rekrutacji. JAKICH PRACOWNIKÓW POSZUKUJEMY? Kandydat do pracy w Colgate-Palmolive Poland powinien posiadać określone kompetencje niezbędne do pracy na danym stanowisku. Są one różne na różnych stanowiskach. Istnieją jednak pewne cechy i umiejęt­ ności, które cenimy w pracownikach przede wszystkim: -zaangażowanie w pracę - silna wewnętrzna motywacja i entuzjazm; -zdolności interpersonalne - umiejętność porozumiewania się, pracy w zespole i rozwiązywania problemów; -otwartość - chęć nabywania nowej wiedzy i pogłębiania umiejętności; -kreatywność i inicjatywa - niekonwencjonalne myślenie, chęć dzielenia się pomysłami mogącymi przyczynić się do usprawnienia działal­ ności firmy i jej produktów oraz umiejętne ich realizowanie. Ponadto wymagamy dobrej znajomości języka angielskiego i umiejęt­ ności obsługi komputera. Cenimy sobie również aktywność kandydata. Nie musi on posiadać doświadczenia zawodowego, ale jest ono mile widziane, np. w formie praktyk wakacyjnych lub pracy w niepełnym wymiarze godzin. PROCES REKRUTACJI Dla kandydata do pracy proces rekrutacji zaczyna się od napisania i wysłania życiorysu zawodowego i listu motywacyjnego. Otrzymane oferty są dokładnie analizowane, a wybranych kandydatów zapraszamy na wstępne rozmowy kwalifikacyjne przeprowadzone przez pracownika działu personalnego. Kolejnym etapem są rozmowy kwalifikacyjne z kierownikami określonych działów. W efekcie tych wszystkich spotkań dokonujemy wyboru i zapraszamy kandydata na ostateczną rozmowę w celu omówienia szczegółów dalszej współpracy. Życiorys zawodowy i list motywacyjny są bardzo ważnymi dokumentami ponieważ na ich podstawie osoba rekrutująca wybiera kandydatów na rozmowy kwalifikacyjne. Powinny więc być w odpowiedni sposób skonstruowane i zawierać określone informacje. Pominięcie istotnej informacji może spowodować, że oferta zostanie odrzucona mimo, że kandydat w rzeczywistości posiada wymagane umiejętności. Życiorys zawodowy powinien być napisany w systemie blokowym aby zapewnić łatwy dostęp

w nim znaleźć : Dane personalne:

do zawartych w nim informacji. Oto co powinno

się

Wykształcenie:

imię i nazwisko adres wiek stan cywilny od ostatniej szkoły (w wypadku nie ukończeniajej należy podać rok studiów) po szkołę średnią.

Doświadczenie

zawodowe:

od ostatniej pracy wstecz firmy, stanowisko oraz podstawowe obowiązki i osiągnięcia. (Interesuje nas każda wykonywana praca np. w formie praktyki, stażu czy umowy-zlecenia). Należy podać nazwę

Języki

obce: Należy określić stopień znajomości. Kursy i szkolenia: Działalność w kołach naukowych i organizacjach studenckich: Znajomość obsługi komputera: Hobby:

O ile na podstawie życiorysu poznajemy suche fakty z życia kandydata to list motywacyjny jest dokumentem bardziej osobistym. Pozwala nam poznać bliżej kandydata - kim jest, jak układała się jego dotychczasowa kariera, jakie są jego dążenia i plany na przyszłość. W górnej części dobrze jest podać dane osobiste kandydata, datę, do kogo jest kierowany, a nieco poniżej czego dotyczy np. ogłoszenia z dnia ... na stanowisko .... Jeżeli oferta kandydata nie jest związana z ogłoszeniem powinien on napisać jaki dział uważa za odpowiedni dla siebie i czym chciałby się zajmować . Właściwą część listu motywacyjnego najlepiej podzielić na 3 akapity. W pierwszym kandydat przedstawia siebie -krótko podsumowuje swoją dotychczasową karierę zawodową lub opisuje to czym zajmuje się na studiach. Drugi akapit poświęcony jest uzasadnieniu dlaczego kandydat chciałby pracować na danym stanowisku lub w dziale. Trzeci akapit to potwierdzenie zainteresowania pracą i prośba o spotkanie. .

'

Rozmowa kwalifikacyjna służy temu aby zebrać jak najwięcej informacji na temat charakteru i umiejętności kandydata. Osoba prowadząca rekrutację stara się prześledzić przykłady jego zachowania w przeszłości na podstawie opisywanych zdarzeń. Zadawane pytania dotyczą głównie doświadczenia związanego z pracą i wykształceniem. Ponieważ jednak ważne wydarzenia mogą pojawiać się w różnych obszarach życia padają również pytania dotyczące zainteresowań, hobby, planów, ambicji, ży­ cia osobistego. Nie wkraczają one nigdy w obszary zbyt intymne, a rekrutujący nie zmusza kandydata do rozwijania tematu, który jest zbyt osobisty dla niego. Pytania nie są podchwytliwe, choć niektóre mogą być trudne. Nie ma też dobrych ani złych odpowiedzi, mogą być tylko pełne lub niepełne, stąd prowadzący rozmowę może od czasu do czasu przerywać wypowiedź kandydata lub wypytywać go o szczegóły. Może to wywołać zaskoczenie, ale tak poprowadzona rozmowa daje kandydatowi szansę pełnego zaprezentowania swojej osoby. W Colgate-Palmolive Poland funkcjonują następujące

działy:

Dział Sprzedaży

Głównym zadaniem pracowników tego działu jest współpraca z klientami detalicznymi i hurtowymi w celu zapewnienia dostępności naszych produktów na rynku oraz doskonalenia ich dystrybucji. Do ich obowiąz­ ków należy również analiza i przewidywanie wielkości sprzedaży, obsługa klienta i wspieranie działalności eksportowej. Fabryka w Halinowje Pracownicy naszej fabryki zajmują się wszystkimi działaniami związa­ nymi z wytwarzaniem produktów. Należą do nich: planowanie produkcji, zakup surowców i opakowań, opracowywanie i wdrażanie procesów technologicznych, obsługa linii produkcyjnych, kontrola jakości, gospodarka magazynowa. Dodatkowo pracownicy działu technicznego zaangażowani są w prace badawcze nad doskonaleniem i tworzeniem nowych produktów. Dział Marketingu Głównym zadaniem tego działu jest opracowywanie strategii marketingowych dla poszczególnych kategorii produktów. Działania te poprzedzone są wnikliwą analizą potrzeb konsumenta i obejmują: wprowadzanie nowych produktów na rynek i utrzymywanie pozycji rynkowej produktów wprowadzonych wcześniej, co wiąże się z odpowiednią reklamą, promocją i polityką cenową. Dział Finansowy Najważniejsze obszary działania pracowników działu finansowego to: kontrola przepływu środków pieniężnych i ekonomiczny opis działalności firmy, analiza rentowno ści poszczególnych produktów, opracowywanie budżetów oraz długofalowe planowanie finansowe. W oparciu o ewidencję dokumentów księgowych w dziale tym powstają raporty na potrzeby polskich urzędów statystycznych i podatkowych oraz centrali Colgate-Palmolive w Nowym Jorku. Ponadto osoby tu pracujące zajmują się kontrolą rozrachunków z klientami oraz analizują koszty zaopatrzenia i produkcji. ciąg dalszy na stronie 34


Colgate-Palmolive

Wszystko o rekrutacji

c.d.

Dział Technologii Informatycznych Zadaniem tego działu jest udoskonalanie procesów i procedur zarządza­ nia firmą, zapewnienie sprawnego przepływu informacji wewnątrz firmy i z jej otoczeniem, wdrażanie nowoczesnych rozwiązań technologicznych i technicznych , pomoc innym w korzystaniu z tych rozwiązań oraz opieka nad infrastrukturą techniczną. Dział Personalny Pracownicy tego działu odpowiedzialni są za politykę personalną firmy. Do ich zadań należy : poszukiwanie nowych pracowników, planowanie ich rozwoju zawodowego, organizowanie szkoleń, nadzorowanie systemu wynagrodzeń i świadczeń pozapłacowych . Biorą również udział w tworzeniu i wprowadzaniu programów mających na celu podnoszenie kwalifikacji pracownika, stymulowanie jego rozwoju osobowego, a tym samym prowadzących do doskonalenia organizacji.

CO OFERUJEMY Jesteśmy częścią międzynarodowego

koncernu, którego korzenie sięgają w Europie Środkowo - Ws chodniej . Osiągnęliśmy to dzięki pracy młodego i ze s połu. Ponieważ stale się rozwijamy poszukujemy więc utalentowanych i pełnych motywacji pracowników, którym staramy się zapewnić takie warunki aby identyfikowali się z firmą, aby ich związek z firmą był trwały. Osoby, które zwiążą się z Colgate-Palmolive Poland znajdą u nas: -szanse rozwoju zawodowego, -możliwość szkolenia, -atrakcyjne wynagrodzenie i liczne świadczenia socjalne, -przyjemną atmosferę pracy. 1806 r. W Polsce

stworzyliśmy najprężniej działający oddział

Poczucie stabilizacji i dobrobytu jest bardzo ważne zarówno dla pracownika jak i dla firmy . Wychodząc z takiego założenia realizujemy korzystną dla naszych pracowników politykę socjalną. Przygotowaliśmy więc dla nich szeroki zakres świadczeń takich jak nauka jęz . angielskiego, ubezpieczenia na życie, specjalistyczna opieka lekarska, bezpłatny transport pracowników do fabryki w Halinowie i wiele innych. Każdego pracownika traktujemy w sposób indywidualny, gwarantując mu możliwość podnoszenia kwalifikacji, sprawdzenia ich w praktyce oraz realizacji jego planów zawodowych. Dlatego staramy się planować karierę wspólnie z pracownikiem i nadać jej taki kierunek by dała mu pełną satysfakcję oraz przyniosła korzyści firmie.

Podstawą, na której opiera~y wszystkie plany w stosunku do pracownika jest jego okresowa ocena pracy. Służą temu spotkania przełożonego i podwładnego odbywające s ię na początku każdego roku. Spotkania te po święcone są omówieniu realizacji wyznaczonych wcześniej celów. Omawiane s ą zarówno efekty jak i proces ich osiągania. Rozmowa dotyczy również zainteresowań zawodowych i jego planów na przyszłość . Na podstawie oceny okresowej pracownika oszacowanie zostają jego możliwości , talenty, mocne i słabe strony. Zadaniem przełożonego jest nie tylko ocena pracownika, ale równie ż wspomaganie go w przezwyciężaniu trudności , które stoją na drodze do wykonania zadań i wspieranie realizacji nowych pomysłów.

Wiedza uzyskana w ten sposób umożliwia dokonanie wspólnie z pracownikiem analizy jego potrzeb rozwojowych i odpowiednich szkoleń . Szkolenie pracownika może się odbywać również poprzez indywidualne przekazywanie wiedzy pracownikowi przez jego przełożonego . Wspólna praca i codzienne kontakty są bardzo ważnym czynnikiem w profe sjonalnym rozwoju każdego pracownika. Następnym etapem jest zbudowanie indywidualnego planu rozwoju pracownika. Uwzględnia on zwykle kilka wariantów przyszłych możliwości zmiany stanowiska. Szanse rozwoju zawodowego

mają

wszyscy pracownicy

niezależnie

pozycji zajmowanej w strukturze firmy czy też dziedziny, którą si ę zl\1 one przede wszystkim od rezultatów pracy, inicjatywy l zaangażowania oraz stałego poszerzania wiedzy niezbędnej do realizu Jl celów. Możliwości awansu są również uwarunkowanie umiejętności o m pracy w zespole. Pracownicy realizując kolejne cele nabierają doświud · czenia i wiedzy, co daje im możliwość przyjęcia nowych zadań zarówno w polskim oddziale firmy, jak i w jej strukturach poza granicam i naszego kraju. mują. Zależą

od

Małgorzata

C;t Dział

Chojeck11

COLGATE-PALMOLIVE POLAND

Personalny,

Pł.

Inwalidów 10,01-552 Warszawa

Pisma studenckie

"SEMESTR" od ponad roku ... Akademickie Stowarzyszenie "VERUM", skupiające studentó w wyższych uczelni i mające swoją siedzibę we Wrocławiu, rozpoczęło nu początku ubiegłego roku wydawanie ogólnopolskiego' "Mibię"ćzfil1<h Studenckiego SEMESTR", .adresowanego nie tylko do studentów, ol także do młodych pracowników naukowych wszystkich uczelni l kierunków. Miesięcznik zajmuje się ważnymi i ciekawymi dla środowiska studen · kiego i akademickiego tematami związanymi zarówno ze studiam i, nauką, życiem i wydarzeniami akademickimi, jak i wszelkimi innym tematami leżącymi w kręgu zainteresowań studentów (turystyka, muzy· ka, kultura i sztuka, wywiady, poezja studencka, itd.). Ogromną zalct11 pisma jest właśnie wspomniana powyżej wielotematyczność, kt6r11 miesięcznik zawdzięcza przede wszystkim ogromnej liczbie osób regu· lamie piszących do niego artykuły oraz osób z nim współpracującyc h , Imponującajest liczba stałych korespondentów z innych miast i uczeln i, a także z zagranicy. Dzięki temu pismo rzeczywiście stało się gazelit całego środowiska studenckiego Polski, a nie tylko wybranego miastu akademickiego, czy danej uczelni. Można znaleźć więc na lama h "SEMESTRU" sporą ilość najświeższych informacji z całego kraju i ni tylko. Należy też podkreślić, że studencki charakter pisma nie wynik u jedynie z jego nazwy, jak to ma miejsce w przypadku wielu "akademl • kich" pism Warszawy. "SEMESTR" naprawdę wypełniony jest infor· macjami dotyczącymi życia studenckiego i doniesieniami z inny •li uczelni. To się chwali! Inną, bardzo znaczącą zaletą miesięcznika jest oprawa graficzna, 11 przede ·wszystkim kolorowa okładka wydrukowana na papierze kr dowyrn. Tak estetycznie i ciekawie wydane pismo od razu zachęca do jego lektury. " SEMESTR" dostępny jest obecnie w ponad l 00 stałych punk ta ·h sprzedaży w 19 ośrodkach akademickich w całej Polsce (ich li stli każdorazowo podawana jest na III stronie okładki pisma) oraz w prcnu· meracie indywidualnej i zbiorowej . Niestety gazeta jest płatna (2 pln), co wynika chyba z tego , iż Redakcja nastawiła się bardziej nu zamieszczanie jak największej liczby ciekawych artykułów, niż na pub likowanie całostronicowych , zyskownych reklam. Z tego, co mi wiado mo, osoby piszące w gazecie nie otrzymują żadnych honorariów, mamy więc do czynienia z kolejnym (choć jednym z nielicznych) pismem stu denckim tworzonym z zamiłowania, a nie z pobudek finansowych. Na koniec pozostaje mi tylko zachęcić Was do czytania "SEMESTRU", Czasem warto jest zrezygnować z dwóch kaw, czy z batonika i wyd ać złote na gazetę, aby poszerzyć swoje horyzonty zawężone często lin rozmiarów własnego ego (co pokazała niedawna sprzedaż MAGLA ) Wszystkim, którzy chcieliby stać się czytelnikami tego pisma, pod powiadam, że możecie je znaleźć w kiosku w budynku główn ym , Gorąco polecam! (j .Jlo

na podstawie materiałów otrzymanych od Redakcji "SEMESTR V "


Czerwcowe klimaty w SGH zdjęcia: Rafał Kamecki,

tekst: Jacek Polkowski

Tradycyjnie już czerwiec jest miesiącem maratonu egzaminów. Ci biedni studenci na powyższym zdjęciu poddawani są torturom w auli B. Oczywiście, jak większość egzaminów, także i ten, który uwieczniliśmy w obiektywie, nie mógł obejść się ·bez niezmordowanego cerbera, który krąży pomię­ dzy rzędami i wyłapuje ściągających ... Z egzaminami wiąże się niej ednokrotnie rzetelna nauka, którą można uprawiać na w szkolnej bibliotece z dala od rozhukanej atmosfery akademika, czy telemaniakalnego kolegi ze stancji. Biblioteka jest także doskonałym miejscem do zawierania nowych znajomości (czego dowodem jest na przykład wiele filmów amerykańskich), kończe n ia tych starszych (np. j eże li zam iast umówić się z dziewczyną/chłopakiem, przesiadujesz non-stop w czytelni), czy też perfidnego przeszkadzania innym (opcja dla złośliwców - polecamy szeleszczące torebki foliowe, katar sienny, czy klikanie długop isem).

przykład

Naukę można praktykować także

w klubie studenckim, jak to czyni w "Hadesie" przedstawiona na powyższym zdjęciu studentka. "Przyjemność" takową można wtedy połączyć z rajcowaniem podniebi enia. Ujemnym aspektem są nies te ty przedziwne i rozpraszające odgłosy z tliperów ...

Są też oczywiście i tacy, a może nawet jest ich większość, którzy nie poddają się egzaminacyjnej panice i w samym epicentrum sesji, w budynku głównym, oddają się luzackiej grze na tliperach. Tak trzymać!

Czerwiec też, jak widać, jest wręcz idealnym okresem na przewietrzenie starych murów naszej szacownej Uczelni, co niniejszym Dziekanat Studium Zaocznego czyni ...


Podania, podania, podania ... Zabawom z p i eczątkami nie ma końca.

l koniec ... ! Ufffl

Już

lipiec ... Czy aby na pewno koniec ... "/


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.