Niezależny Miesięcznik Studentów
Numer 179 Marzec 2019 ISSN 1505-1714
www.magiel.waw.pl
s.19 / Polityka i Gospodarka
s.46 / Sztuka
Białe plamy Polski
Przepisać sztukę
s.15 / temat numeru
Szlugi i szklane domy Obraz Warszawy we współczesnej popkulturze
Wystartuj ze swoją karierą
w BNP Paribas Securities Services Polska! Interesuje Cię świat finansów? Szukasz płatnego stażu pełnego ciekawych wyzwań? Stawiasz na dobrą atmosferę, wygodny dojazd i elastyczne godziny pracy? Nie czekaj do wakacji – rekrutujemy przez cały rok! świetna oferta innowacyjne kluby atmosfera szkoleniowa podejście sportowe
spis treści / I feel kinda freeeeeeeeeee
08
19
42
46
Specjaliści od wszystkiego
Białe plamy Polski
Umarł król, niech żyje król
Przepisać sztukę
a Uczelnia
e Film
o Sport
t Człowiek z Pasją
P o r o z m a w i a jm y. . . o p o ls k i m dokumencie 30 R e c e n z j e
M a f i jn y p o c a ł u n e k w ś w i e c i e futbolu 42 Umarł król, niech ż yje król
06 08 10 11
28
R e w o l u c ja s t yc z n i o w a S p e c ja l i ś c i o d w s z y s t k i e g o Na bieżąco O d u c z e l n i d o w ł a s n ej f i r m y
33 35
K a l e n d a r z w yd a r z e ń
8 Temat Numeru 15
36 38
c Polityka i Gospodarka 19 21 23 25
45 46
Wielka literatura Recenzje
d Muzyka
S z l ug i i s z k l a n e d o my
52
55 Tr u m n a , l o d ó w k a i n i e p o d l e g ł y Guślarz 56 C h o c h o l i t a n i e c e d u k a c ji
A rtysta w służbie sztuki Przepisać sztukę
t 3po3 57
j Warszawa
N o we s z a t y s z a t a n a Recenzje / Polecane koncerty
48 50
C z a s c z y p i e n i ą d z?
i Felieton
g Sztuka
f Książka
b Patronaty 13
40
W a r s z a w o o j c z y z n a (n i e)m o ja M ó j d o m t o m o ja t w i e rd z a
Listy od czytelników
v Do Góry Nogami 58
Do Góry Nogami
B i a ł e p l a my P o ls k i Z a g a d k a n i s k i ej p r o d u k t y w n o ś c i Ćw i e r ć w i e k u d y k t a t o r a Milczenie oceanów
Redaktor Naczelna:
Weronika Kościelewska
Zastępcy Redaktor Naczelnej:
Wydawca:
Stowarzyszenie Akademickie Magpress
Prezes Zarządu:
Dawid Dybuk dybukdawid@gmail.com Adres Redakcji i Wydawcy:
al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com
Tomasz Dwojak, Aleksandra Łukaszewicz Redaktor Prowadzący: Mateusz Skóra Patronaty: Katarzyna Branowska Uczelnia: Aleksandra Łukaszewicz Polityka i Gospodarka: Mateusz Skóra Człowiek z pasją: Aleksandra Jakubowicz Felieton: Weronika Kościelewska Film: Tomasz Dwojak Muzyka: Alex Makowski Książka: Wiktoria Motas Sztuka: Marta Nowakowicz Warszawa: Katarzyna Kowalewska Sport: Adam Hugues 3po3: Marcin Kruk Kto jest Kim: Paulina Wojtal, Aleksandra Sojka Technologie: Dominika Hamulczuk W Subiektywie: Marcin Kruk Do Góry Nogami: Redaktor Nieodpowiedzialny Korekta: Joanna Stocka Dział foto: Martyna Krężel Dyrektor artystyczna: Ewa Enfer Wiceprezes Zarządu: Marta Bolinska
Skarbnik Zarządu: Lidia Żurańska Dział IT: Marek Wrzos
Dział PR: Lidia Żurańska
Zuzanna Laskowska, Natalia Lewandowska, Anna
Michał Wieczorkowski, Agnieszka Wojtukiewicz, Jędrek
Lewicka, Filip Lubiński, Zuzanna Łubińska, Aleksander
Wołochowski, Wiktoria Wójcik, Aleksander Wójcik,
Łukaszewicz, Kinga Marcinkiewicz, Martyna Matusiewicz,
Dominika Wójcik, Roman Ziruk, Marcin Żebrowski
Karolina Mazurek, Marlena Michalczuk, Kazik Michalik,
Współpraca: Klaudia Abucewicz, Jan Adamski, Joanna Alberska, Natalia Andrejuk, Paulina Bala, Natalia Bartman, Magdalena Bednarska, Paulina Błaziak, Paweł Bryk, Kacper Chojnacki, Joanna Chołołowicz, Nikol Chulba, Justyna Ciszek, Julia Coganianu, Marcin Czajkowski, Marcin Czarnecki, Karol Czarnecki, Katarzyna Czech, Aleksandra Daniluk, Antonina Dybała, Joanna Dyrwal, Marta
Dziedzicka,
Kamil
Dzięgielewski,
Mateusz
Fiedosiuk, Patrycja Gajda, Katarzyna Gałązkiewicz, Aleksandra Gładka, Jakub Gołdas, Cezary Gołębski, Michał Goszczyński, Hanna Górczyńska, Anna Grzanecka, Michał Hajdan, Sebastian Jagła, Natalia Jakoniuk, Kacper Maria Jakubiec, Robert Janowski, Jadwiga Jarosz, Joanna Jas, Aleksander Jura, Rafał Jutrznia, Maria Kadłuczko, Joanna Kaniewska, Oliwia Kapturkiewicz, Marek Kawka, Maciej Kierkla, Maciej Kieruzal, Michał Klimiuk, Mateusz Klipo, Katarzyna Klonowska, Magdalena Kosewska, Weronika Kościelewska, Karolina Kręcioch, Dagmara Król, Kacper Kruszyński, Angelika Kubicka, Paweł Kucharski, Michał Kurowski, Aleksander Kwiatkowski, Maurycy Landowski,
Joanna Mitka, Monika Moczulska, Aleksandra Morańda,
Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania
Sebastian Muraszewski, Magda Niedźwiedzka, Magda
i
Nowaczyk, Tymoteusz Nowak, Julia Nowakowska,
niezamówiony może nie zostać opublikowany
Zuza Nyc, Zofia Olsztyńska, Michał Orlicki, Ernestyna
na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi
skracania
niezamówionych
tekstów.
Tekst
Pachała, Marta Pashuk, Jarosław Paszek, Małgorzata
odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam
Pawińska, Marta Pawłowska, Paweł Pawłucki, Izabela
i artykułów sponsorowanych.
Pietrzyk, Paweł Pinkosz, Wojciech Piotrowski, Jakub Pomykalski, Sara Przerwa, Iwona Przybysz, Wojciech
Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania
Pypkowski, Anna Raczyk, Sabina Raczyńska, Michał
kwietniowego prosimy przesyłać e-mailem lub
Rajs, Mateusz Piotr Riabow, Anna Roczniak, Karolina
dostarczyć do siedziby redakcji do 12 marca.
Roman, Weronika Roszkowska, Agnieszka Salamon, Natalia Sawala, Katarzyna Skokowska, Noemi Skwiercz, Marta Smejda, Dominika Sojka, Aleksandra Sojka, Hanna Sokolska, Daria Sokołowska, Witold Solecki, Mikołaj
Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamodawcy. Okładka: Zuza Nyc
Stachera, Rafał Stępień, Paweł Stępniak, Bartłomiej
Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka
Stokłosa, Marta Szerakowska, Mikołaj Szpunar, Urszula
Współpraca: Maciej Szczygielski
Szurko, Ula Szurko, Anna Ślęzak, Palina Tamkovich, Dominik Tracz, Tamara Wachal, Krzysztof Wanecki, Mateusz
Wantuła,
Klaudia
Waruszewska,
Artur
Warzecha, Bogusław Waszkiewicz, Joanna Wąsowicz,
marzec 2019
Słowo od naczelnej
/ wstępniak
Czerwonka...bez Ciebie by mi to zdechło.
Przez słowo do akcji w e r o n i k a ko ś c i e l e w s k a R E DA K TO R N A C Z E L N A itam wszystkich Czytelników po dłuższej przerwie. Przez siedem kolejnych numerów będę miała przyjemność wprowadzać Was w lekturę naszego miesięcznika krótkim słowem wstępu. Mogłabym napisać kim jestem, ale patrząc realnie odbiorcy MAGLA dzielą się na tych, którzy już mnie znają i na tych, których zupełnie nie obchodzi kim jestem. Mogłabym napisać o wszystkim co się zje… psuło. O chwili, gdy pozbawiona drukarki, internetu i działającego komputera rozważałam stworzenie numeru na maszynie do pisania. A następnie mogłabym podziękować wszystkim, dzięki którym ten numer powstał, a ja nie zabiłam się skacząc z antresoli. Ale na to wszystko zabrakłoby tutaj miejsca. Zamiast tego napiszę o tym, co tak naprawdę trzymało mnie w trudnych momentach pracy nad MAGLEM, czyli o… słowach i obrazach. Spis moich ulubionych perełek z tego numeru znajdziecie w poniższym bingo, którego rozwiązywanie pomoże wam zabijać nudę na wykładzie.
W
Moment, w którym myśli zaczynają układać się w słowa jest często tym
magieleleelele
przełomowym.
trumnogroteskowość
firma-zombie
foczka
pamflet
alpaka
Aberratio ictus
'ndrangheta
po co komu PKS
artystki tworzą swoją historię
Warszawa w oczach popkultury
chuligański black metal
standaryzacja
filmy dokumentalne
warszawscy imigranci
liozeński zamach
moda czy już sztuka
04–05
myfreebingocards.com
Moment, w którym myśli zaczynają układać się w słowa jest często tym przełomowym. Rzucone szybko niosłam za tobą już kabel od laptopa to mogę i welon może być najlepszą oznaką prawdziwej przyjacielskiej miłości. Powiedzenie drugiej osobie o swoich obawach jest często tak naprawdę pierwszym momentem, w którym je do siebie realnie dopuszczamy. Z drugiej strony bezmyślna krytyka może spowodować spadek poczucia własnej wartości nawet na kilka dni. Słowa zawarte w świętych księgach różnych religii były powodem wybuchu wielu wojen, a i do teraz wpływają na życie miliardów ludzi. Wypowiedziane i nagrane rozmowy mogą wywrócić czyjeś życie do góry nogami. Powtarzanie terminu Brexit doprowadziło do powstania rzeczywistości, której nikt z nas – studentów, jeszcze kilka lat temu siedzących na lekcjach WOS-u, się nie spodziewał. Zwłaszcza, że nie ma co ukrywać – większość z nas o wejściu Polski do Unii Europejskiej prędzej czytała, niż rzeczywiście moment ten pamięta. Nie mówiąc już o czasach przed UE. Obrazy również potrafią wywierać wpływ i zapoczątkować zmiany w naszym życiu. Kościelne witraże przemawiają nawet do najbardziej znużonych kazaniem słuchaczy. Stańczyk Jana Matejki od ponad 250 lat wywołuje zadumę nad losem narodu, bez względu na aktualną sytuację polityczną. Zdjęcia Kevina Cartera Czekając na śmierć nikt, kto widział nie zapomni, a wpływu fotografii Nilüfer Demir Mały uchodźca na brzegu w dyskusję o kryzysie imigracyjnym nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Dlatego czytajcie i oglądajcie uważnie. Jak tylko chcecie – od deski do deski, trzy teksty na chybił trafił czy też zaczynając od końca. Bez względu na długość tej lektury szukajcie słów, które do Was przemówią, które wywołają w Was dłuższą ref leksję albo tych, które Was rozbawią i pozwolą się choć na chwilę oderwać. Bo to właśnie słowa są pomostem między myślami a zmianami. Zmianami w nas, naszym postrzeganiu świata, a czasami nawet w sposobie działania. Skorzystajmy z tego, że ktoś postarał się wyłapać coś z panującego w głowie chaosu i się tym podzielił. A nawet jeśli nie mamy akurat ochoty czytać wszystkiego zbyt dokładnie to postarajmy się chociaż… rozwiązać bingo. 0
Polecamy: 08 Uczelnia Specjaliści od wszystkiego
Kierunek globalny biznes w SGH
15 Temat numeru Szlugi i szklane domy
Obraz Warszawy we współczesnej popkulturze
19 PIG Białe plamy Polski
fot. Maria Leonowicz
Wykluczenie kominikacyjne
marzec 2019
UCZELNIA
/ Standaryzacja w SGH
to mój ostatni skład - nadal nie umiem nic w Id ale do CV sobie wpisałam
Rewolucja styczniowa Historia widziała liczne przewroty na przestrzeni wieków. Wiele z nich było krwawych i pochłonęło setki ofiar. Ze standaryzacją może być podobnie – czy w tym przypadku studenci naprawdę stali się ofiarami systemu, a władze uczelni skończą niczym znany francuski rewolucjonista Robespierre? T E K S T:
Z u z a n n a łu b i ń s k a
zkoła Główna Handlowa od lat słynie z ogromnej oferty ścieżek edukacyjnych. Każdy student przed wyborem wykładowców zna niemal na pamięć infografiki pokazujące zdawalność u różnych dydaktyków, poziom ciekawości prowadzonych zajęć oraz średnią ocen wystawianych z przedmiotu. Opcji jest tak dużo jak wykładowców. Możemy pozostać przy prostym zaliczeniu, wykładach nudnych jak flaki z olejem i zerowej przygodzie intelektualnej. Niektórzy jednak chcą wynieść konkretną wiedzę z najlepszej szkoły ekonomicznej w kraju. Ambitnym osobom SGH może zaproponować profesorów, których wykłady oceniane są przez większość społeczności studenckiej jako warte poświęcenia półtorej godziny w tygodniu. Najczęściej ciekawość zajęć jest wprost proporcjonalna do trudności uzyskania co najmniej 3 w odpowiedniej komórce w Wirtualnym Dziekanacie. Niestety wszystko ma swoją cenę. Jednym zdaniem: poziom wiedzy, jaki posiadają absolwenci SGH, może się diametralnie różnić i odbiegać od założeń programowych.
S
Koniec z zaliczeniem prezką? Na pomoc w wyrównaniu poziomu kształcenia miała przyjść standaryzacja egzaminów. Standaryzacja – słowo, od którego już od początku nowego roku nie dało się uciec. Było obecne na każdym fanpage’u związanym ze Szkołą Główną Handlową. Począwszy od oficjalnych komunikatów Samorządu Studentów, zarządzeń rektora, a skończywszy na setkach memów dających upust emocjom studentów niepewnych zdania sesji w zmienionej, podobno lepszej formie. Temat nie jest nowy, ale zaogniona dyskusja wybuchła ponownie po wzmiance o standaryzacji w trakcie inauguracji roku akademickiego 2017/2018. Nikt jednak wtedy nie wyjawił szczegółów dotyczących sposobu przeprowadzenia tego innowacyjnego pomysłu. Niedługo później odbyło się referendum, które nie miało wprawdzie charakteru wiążącego, ale wynik – z niewielką przewagą - odrzucał propozycję wprowadzenia standaryzacji. Już wtedy jasne było, że temat budzi kontrowersje. Standaryzacja owiana tajemni-
06–07
cą pozwoliła cieszyć się studentom z sesji na starych zasadach przez cały 2018 r. Zimowe oraz letnie egzaminy nie przybrały formy wystandaryzowanej mimo formalnego wprowadzenia takiego wymogu w zarządzeniu rektora z 19 stycznia 2018 r.
W planach lepsza jakość kształcenia, a na biurku rektora petycja.
standaryzowania nie będzie uwzględniona, ponieważ z pewnych powodów władze zdecydowały się standaryzować wszystkie przedmioty w sposób jednolity – wspomina Michalczuk. Na koniec grudnia nadal nie podano do wiadomości publicznej dokładnej daty wprowadzenia planowanych zmian w egzaminach oraz ich prognozowanego wyglądu. Można było odnieść wrażenie, że uczelnia ponownie bardzo chce ujednolicenia sesji egzaminacyjnej, wykonanie tego przekracza jednak jej możliwości.
SGH zawsze zaskakuje Nowy rok, nowa (ses)ja Jak wiadomo zmiany najlepiej wprowadzać na początku roku, a jeżeli mowa o uczelni, w grę wchodzi wyłącznie październik. Początek zimowego semestru był kolejną szansą na wdrożenie planu nieskutecznej dotychczas standaryzacji. Samorząd Studentów, jako organ z definicji mający wpływ na wiążące decyzje, przez kilka miesięcy prowadził z władzami uczelni konsultacje dotyczące standaryzacji. W listopadzie opublikowana została prezentacja z analizą możliwości standaryzacji przedmiotów podstawowych. Komisja ds. Jakości Kształcenia Samorządu Studentów zaproponowała podział na pięć form standaryzacji (całkowita ze sprawdzaniem prac przez niezależny zespół, całkowita ze sprawdzaniem prac przez prowadzących ćwiczenia, częściowa, egzamin na bazie wspólnej puli pytań oraz standaryzacja z uwzględnieniem aktywności na zajęciach). Przedstawiliśmy propozycję władzom rektorskim oraz pełnomocnikowi rektora, prof. Chmieleckiej, która popierała takie spojrzenie. W międzyczasie opublikowaliśmy prezentację. Studenci po zapoznaniu się z nią mogli zgłaszać uwagi – mówi Adrian Michalczuk, wiceprzewodniczący Samorządu Studentów SGH oraz przewodniczący Komisji ds. Jakości Kształcenia. W prezentacji przedstawiono także kryteria podziału na powyższe rodzaje standaryzacji. Wszystko wyglądało klarownie, SGH nie zdecydowała się jednak na pójście drogą zaproponowaną przez studentów. Na grudniowym spotkaniu z rektorem Kozłowskim zostaliśmy poinformowani, że standaryzacja będzie wprowadzana już niedługo oraz że nasza propozycja o różnicowaniu sposobu
Brak jakichkolwiek informacji równa się brakowi zmian? Nie na tej uczelni. Po jednym z ostatnich, w minionym roku kalendarzowym, spotkań prezydium SS z rektorem Kozłowskim władze uczelni przedstawiły decyzję o sposobie i terminie wprowadzenia zmian. Ku zdziwieniu studentów padło na najbliższą sesję egzaminacyjną – zimową, od której wówczas dzielił zaledwie miesiąc. W dalszym ciągu o precyzyjnych planach uczelni wiedzieli nieliczni, w związku z tym SS wyszedł z inicjatywą obwieszczenia komunikatu na swoim fanpage’u. Jego treść została zaopiniowana przez rektora Kozłowskiego, który nie zgłosił żadnych uwag poza brakiem akceptacji nazwania standaryzacji eksperymentem. 3 stycznia na Facebooku pojawia się oficjalny komunikat, w którym samorząd rozwiewa wątpliwości i jednoznacznie daje do zrozumienia, że standaryzacja naprawdę nastąpi i rzeczywiście wydarzy się to w najbliższym czasie, w najbliższej sesji. Jego Magnificencja Rektor poinformował studentów o swoich zamiarach w mailu wysłanym następnego dnia. Idea standaryzacji umotywowana została następująco: Konieczność takich działań wynika jednoznacznie z wymogów prawnych oraz pokontrolnych zaleceń Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Realizacja tych zaleceń jest istotna dla utrzymania pozytywnej oceny jakości kształcenia w SGH.
2628 podpisów W planach lepsza jakość kształcenia, a na biurku rektora petycja, której 50 stron stanowiły podpisy studentów niezadowolonych z takiej formy wprowadzenia standaryzacji. Reakcje studentów
Standaryzacja w SGH /
na zamieszczony 3 stycznia komunikat przekonały samorząd, że słuszne będzie wystosowanie sprzeciwu wobec tak nagłej zmiany w sposobie przeprowadzenia najbliższej sesji egzaminacyjnej. Studenci domagali się zmiany terminu wdrożenia standaryzacji do następnej sesji Celem wystosowania petycji była też wiara w to, że przy zebraniu odpowiedniej liczby podpisów uda się skłonić władze do zmiany podejścia i bardziej otwartej komunikacji na przyszłość, a przede wszystkim przekazania studentom i wykładowcom jasnych planów wprowadzania zmian w formie pisemnej – komentuje Michalczuk.
Negatywne opinie Swoje negatywne zdanie o standaryzacji Rada SS wyraziła w uchwale z 6 stycznia 2010r., uznając przebieg tego procesu za wysoce nieprofesjonalny i szkodliwy dla ogółu społeczności akademickiej SGH. Rada wyraziła ubolewanie, szczególne zaniepokojenie i zwróciła uwagę na ogólny chaos informacyjny. Mimo to standaryzacja powoli przechodzi przez automatyczne drzwi uczelni. Jedyną oficjalną odpowiedzią rektora na uczelniane zamieszanie był komunikat przedstawiony studentom za pośrednictwem profesora Kozłowskiego. Poruszone zostały na jego łamach kwestie decyzji dotyczącej kierunku rozwoju uczelni podjętej jeszcze w latach 90. Zmiana ukazana została jako konieczna do uzyskania porównywalnych efektów kształcenia przy jednoczesnym utrzymaniu możliwości wyboru wykładowców w zależności od preferowanego przez studentów stylu i sposobu prowadzenia zajęć. Dodatkowo do dyspozycji zaniepokojonych studentów pozostawał prężnie działający Serwis Rektora. Posty na nim dotyczyły w gorącym okresie każdej kwestii standaryzacji. Tutaj przykład anonimowego pytania skierowanego do rektora: Dlaczego niektó-
rzy studenci mają zajęcia w budynku W, a niektórzy w C? W świetle standaryzacji każdy przecież powinien mieć takie same szanse na naukę, tymczasem wiele ludzi marnuje cenny czas, który mogliby spędzić przy książkach, na wycieczki na Wiśniową. Tak istotna kwestia została jedynie skomentowana rektorskim wielokropkiem.
Ostatnia Rada Pod koniec stycznia odbyła się Rada Samorządu Studentów dotycząca standaryzacji z udziałem profesora Kozłowskiego. Prorektor wyraził poparcie dla wdrażania standaryzacji i przedstawił przebieg wydarzeń począwszy od wizyty Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Ponadto podkreślił, że zasady zaliczniaa przedmiotów ogłoszone na początku semestru były wiążące. Następnie głos zabrał Adrian Michalczuk. Przedstawił, jak z jego strony przebiegał proces standaryzacji oraz komunikacja z rektorem. Podkreślił, że Samorząd Studentów SGH jest zwolennikiem standaryzacji, jednak uważa, że jest ona wprowadzana w niewłaściwy sposób – komentuje Justyna Witkowska, radna SS. Po ponad trzygodzinnej wymianie zdań na linii władze uczelni – radni spotkanie dobiegło końca. Miało ono na celu głównie wyjaśnienie całej sytuacji, odbyło się bowiem tuż przed wystandaryzowaną sesją.
Ogólnie zrobiłbym to lepiej Wśród studentów trudno o jednomyślną opinię o standaryzacji. Jedni uważają ją za proces zbędny i świadczący o bezsensowości wyboru wykładowców, inni za to twierdzą, że jest ona faktycznie potrzebna albo wręcz konieczna do zachowania wysokiego poziomu wiedzy absolwenta SGH. Wszyscy są jednak zgodni, że okres i sposób wprowadzenia tegorocznej standaryzacji nie był właściwy. Standaryzacja
UCZELNIA
w tym semestrze wprowadzana była w stosunkowo szalony sposób. Chociaż z samą ideą standaryzacji przedmiotów podstawowych i kierunkowych się zgadzam, to szum informacyjny w tej sprawie był niesamowity. Efekty były moim
Wśród studentów trudno o jednomyślną opinię na temat standaryzacji. zdaniem nie do końca zadowalające – mało który przedmiot został w praktyce wystandaryzowany, często była to jedynie teoria – mówi anonimowy student SGH. Chociaż mamy dopiero marzec, standaryzacja jest na najlepszej drodze do zostania słowem roku. Z pewnością niektórzy przed sesją martwili się o swoje losy na wystandaryzowanym egzaminie, kiedy to ich wiedza z przedmiotu ograniczała się do znajomości nazwy. Wszystkich na równi zadziwiał także sposób, w jaki studenci zostali poinformowani o tym, że nie będą już mogli zaliczać przedmiotów podstawowych prezentacją czy testem jednokrotnego wyboru, a także czas, w którym to nastąpiło. Po styczniowym okresie liczymy na spokojniejsze czasy właśnie teraz, czyli od nadchodzącego semestru. Ze strony władz uczelni widać wolę, by tego typu sytuacje nie powtarzały się już nigdy w przyszłości. Również samorząd jest oczywiście gotów współpracować, by osiągnięcie tego celu było możliwe – komentuje Michalczuk. Podsumowując cały sesyjny chaos, można jednak przyznać, że spokojne czasy dobiegają końca. Nadeszła bowiem era standaryzacji. 0
graf. Joanna Chochołowicz
marzec 2019
UCZELNIA
/globalny biznes
Specjaliści od wszystkiego Finanse i rachunkowość z większą ilością PowerPointa czy interdyscyplinarny kierunek uczący realiów współczesnego biznesu? Niezależnie od tego, jak określimy globalny biznes, nie da się ukryć, że na studiach licencjackich w SGH jest to obecnie trzeci najbardziej oblegany kierunek, którego popularność raczej nie będzie słabnąć. T E K S T:
czymkolwiek nie pisze się pracy licencjackiej na globalu, trudno, żeby nie była ona związana z kierunkiem. Takie stwierdzenie jednego ze studentów, mimo oczywistej dozy ironii, dość dobrze wpisuje się w ogólny ton narracji wokół globalnego biznesu, finansów i zarządzania – zarówno ze strony studiujących finanse i rachunkowość, MIESI, jak i samych studentów kierunku potocznie zwanego globalem. Niedługo minie drugi rok od kiedy globalny biznes jest dostępny do wyboru na studiach licencjackich w języku polskim. Po trzech semestrach nadszedł czas, żeby podsumować doświadczenia studentów z tym kierunkiem.
O
Myśląc globalnie
graf. Mateusz Nita
Globalny biznes, finanse i zarządzanie znajduje się pod opieką Kolegium Gospodarki Światowej SGH (KGŚ). Od 2017 r. można realizować go na wszystkich stopniach studiów w SGH, zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Kierunek ma oferować studentom zaawansowaną wiedzę na temat zarządzania w obliczu szybko zmieniającego się otoczenia biznesowego oraz rosnącej potrzeby rozeznania się w prowadzeniu działalności na rynku globalnym. Na stronie KGŚ można również przeczytać, że zajęcia mają być prowadzone w praktyczny sposób, po-
08–09
M at e u s z s kó r a
przez realizację projektów doradczych dla sektora prywatnego lub publicznego. Po takim toku nauczania studenci powinni rozumieć dogłębnie zagadnienia z zakresu finansów i zarządzania w relacjach międzynarodowych. Nie wszyscy podzielają jednak opinię, że studenci globalnego biznesu osiągają efekty kształcenia przewidziane przez KGŚ. Ten kierunek to żart – komentuje jeden ze studentów trzeciego roku. Nie polecam, zdecydowanie lepiej wybrać FiR – wtóruje kolejny. Wśród głównych zarzutów stawianych globalowi można wymienić ogólny charakter studiów czy brak szczegółowych wytycznych co do realizacji projektów zaliczeniowych. Studenci zwracają również uwagę na to, że o ile sylabusy przedmiotów na globalnym biznesie brzmią ciekawie, o tyle ich realizacja pozostawia wiele do życzenia. Na zewnątrz dominuje wizerunek globala jako kierunku, na którym niewiele się wymaga, ale także z którego niewiele się wynosi.
Narodziny gwiazdy To, co część studentów spoza kierunku postrzega jako wady globalnego biznesu, sami adepci globala uważają za jego największe zalety. Według badania przeprowadzonego wśród studentów globalnego biznesu blisko 75 proc. badanych wskazuje interdyscyplinarny charakter studiów jako jeden z głównych czynników stojących za ich wyborem kierunku. Za globalem przemawiają, zgodnie z opinią badanych, relatywnie mniejsza trudność i czasochłonność realizowania przedmiotów oraz praktyczny charakter zajęć – przy czym praktyczność rozumiana jest najczęściej jako włączenie do zaliczenia przedmiotu raportów, projektów lub prezentacji multimedialnych przeprowadzanych grupowo. Mimo to nie można mówić, że globalny biznes nie ma substytutów. Mniej niż co czwarty ankietowany student twierdzi, że globalny biznes był jedynym kierunkiem, który rozważał w SGH. Wśród pozostałych rozważanych specjalizacji ponad połowa obecnych studentów globala wskazuje na finanse i rachunkowość,
a co trzeci student zastanawiał się nad międzynarodowymi stosunkami gospodarczymi. Co ciekawe, grupa studentów rozważających zarządzanie była równie liczna co grupa zastanawiająca się nad wyborem MIESI – mimo że global stanowi bardziej intuicyjny zamiennik pierwszego z wymienionych kierunków w porównaniu z analitycznymi metodami ilościowymi.
Efekty kształcenia Program przedmiotów na globalnym biznesie na pierwszy rzut oka może zaciekawić – w ramach kierunku realizowane są takie tematy jak prawo handlu międzynarodowego, techniki negocjacji, finanse międzynarodowe czy rynek kapitałowy. Oferowane są również trzy specjalności: finanse międzynarodowe, biznes międzynarodowy oraz rozwój globalny i zarządzanie. Wyjątkowe na tym kierunku jest to, że niektóre przedmioty podają na tacy wiedzę potrzebną w pracy zawodowej – opowiada student trzeciego roku. Mówię tu np. o formułach transportowych Incoterms, których używam na co dzień, pracując w międzynarodowym biurze handlowym, a nauczyłem się ich w ramach przedmiotu międzynarodowe transakcje i operacje logistyczne. Z tego, co wiem od kolegów z innych kierunków, taki stan niestety nie jest powszechny w SGH. Za najbardziej wymagający przedmiot kierunkowy studenci globalnego biznesu uważają rynek kapitałowy – we wspomnianej już ankiecie nieco ponad połowa badanych określiła ten przedmiot jako raczej wymagający lub bardzo wymagający. U jednego z prowadzących przedmiot realizowany jest zresztą w mieszanej grupie studentów pierwszego i drugiego stopnia. Pod względem trudności zaliczenia większość kursów cechuje się rozkładem normalnym. W przypadku umiędzynarodowienia przedsiębiorstwa, marketingu globalnego czy finansów międzynarodowych głosy rozkładały się mniej więcej po równo, przy największym udziale osób uważających, że wskazany przedmiot nie jest ani bardzo łatwy, ani bardzo trudny. Na drugim końcu skali są przedmioty, które studenci nie-
globalny biznes /
UCZELNIA
mal jednomyślnie uważali za rażąco łatwe. Do tej grupy należą techniki negocjacji, zarządzanie projektami międzynarodowymi oraz zrównoważony rozwój. Istotne jest jednak nie tylko to, co globalny biznes nam oferuje, lecz także to, czego brakuje w jego programie.
Robienie wykresów Mimo że wychodzi to na naszą korzyść, to nie rozumiem, dlaczego nie ma na tym kierunku ekonometrii – pisze jeden z uczestników badania. Myślę, że przydałby się jakiś matematyczny przedmiot (oczywiście związany z kierunkiem), m.in. po to, żeby zmienić opinię o globalu, który często uważany jest za mało konkretny. Oprócz globalnego biznesu jedynie na zarządzaniu studenci licencjatu nie są zobowiązani do zrealizowania ekonometrii – brak tego przedmiotu w programie studiów stał za wyborem mniej więcej co trzeciego ankietowanego. Najbardziej analityczną częścią sylabusa globala wydaje się analiza koniunktury i rynków zagranicznych. W ramach zaliczenia przedmiotu studenci przygotowują raport szczegółowo analizujący daną branżę na wybranym przez siebie rynku zagranicznym – badają strukturę popytu i podaży, analizują wrażliwość grupy towarowej na wahania gospodarcze oraz przygotowują prognozę na najbliższe lata. Część ćwiczeniowców zachęca również grupy projektowe do odwiedzenia siedziby Głównego Urzędu Statystycznego. Mimo to nie da się ukryć, że dla większości studentów globalnego biznesu przygoda z narzędziami matematycznymi na studiach kończy się wraz ze zdanym egzaminem ze statystyki.
Międzynarodowe stosunki globalne Według raportu z przeprowadzonej w 2014 r. wizytacji Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA) – organizacji ekspertów oceniających jakość kształcenia w polskich uczelniach – ocenę pozytywną i wyższą otrzymały dwa kierunki: metody ilościowe oraz… międzynarodowe stosunki gospodarcze (MSG). Ocenę wyróżniającą MSG otrzymało za zasoby kadrowe oraz wewnętrzny system zapewnienia jakości. Mimo to kierunek nie został otwarty na studiach stacjonarnych w roku akademickim 2018/2019, ku niezadowoleniu grupy studentów, która została zmuszona do zadeklarowania innego kierunku – duża grupa postawiła właśnie na globalny biznes. Gdy wybierałam uczelnię po maturze, zdecydowałam się na SGH, ze względu na możliwość studiowania kierunku międzynarodowe stosunki gospodarcze wraz ze specjalizacją Economics of Central and Eastern Europe – mówi Aleksandra z drugiego roku studiów licencjackich. Gdybym wiedziała, że kierunek nie
zostanie otwarty, najprawdopodobniej studiowałabym dziś na innej uczelni. Moim zdaniem nie jest to poważne, że kandydatom w SGH prezentowana jest szeroka oferta kierunków i specjalizacji, z których, jak się później okazuje, większość de facto nie istnieje, ponieważ rokrocznie nie są uruchamiane. Trudno nie zwrócić jednak uwagi na to, jak zbliżone są do siebie wspomniane kierunki. Przedmioty realizowane na MSG, takie jak finanse przedsiębiorstwa czy finanse międzynarodowe, znajdziemy również w sylabusie globalnego biznesu. Kosmetycznych różnic można się również doszukiwać między takimi przedmiotami jak budżet Unii Europejskiej (MSG) a polityka finansowa UE (global), między marketingiem globalnym (global) a marketingiem międzynarodowym (MSG) czy międzynarodową konkurencyjnością gospodarki (MSG) a wymiarami konkurencyjności gospodarek (global) – zwłaszcza że w przypadku ostatniej pary przedmiotów oba prowadzi ten sam wykładowca. Wspomniany już raport z wizytacji zakłada, że następna ocena MSG odbędzie się w roku akademickim 2019/2020. Czy PKA będzie miało wtedy co wizytować – czas pokaże.
Perfekcyjna niedoskonałość Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy na myśl o globalu to „niekonkretny” – stwierdza Michał z trzeciego roku. To ciekawy kierunek, któ-
ry cierpi ze względu na nachodzenie na siebie sylabusów i braku wyraźnej ścieżki kształcenia – do dziś nie wiem, czym różniło się pod względem materiału umiędzynarodowienie przedsiębiorstwa od firm wielonarodowych. Kolejność realizacji przedmiotów wydaje się bez znaczenia, co potem odbija się na takich przedmiotach jak rynek kapitałowy albo finanse przedsiębiorstwa, które sprawiają wrażenie podczepionych pod program globalnego biznesu z finansów i rachunkowości. W ramach ankiety, w której studenci zostali poproszeni o wskazanie, z którymi tezami się zgadzają, a z którymi nie, wyraźnym poparciem cieszy się stwierdzenie, że globalny biznes daje im dobre perspektywy do wejścia na rynek pracy – ponad połowa badanych zgadzała lub zdecydowanie zgadzała się z takim wyrażeniem. Największe poparcie otrzymała jednak teza, że globalny biznes jest dobrym wyborem dla studentów niepewnych tego, w czym będą chcieli się specjalizować. I prawdopodobnie tutaj należy doszukiwać się siły globala. Na bok można odsunąć tezy o globalnym biznesie jako uproszczonym toku finansów i rachunkowości czy o kierunku dla ludzi, którzy wstydzą się studiować zarządzanie. Global daje przede wszystkim możliwość skorzystania ze znacznej części zalet wynikających ze studiów w SGH, a jednocześnie nie nakłada na jego absolwentów etykietki księgowego czy analityka. 0
marzec 2019
/ z życia SGH
graf. Julian Żelaznowski
Na bieżąco tekst:
A l e k s a n d r a soj k a
Wręczenie dyplomu doktora honoris causa SGH
Wizyta wicepremiera w SGH
16 stycznia 2019 r. odbyła się uroczystość wręczenia tytułu doktora honoris causa SGH Profesorowi Paulowi H. Dembińskiemu – dyrektorowi Obserwatorium Finansów w Genewie, profesorowi Uniwersytetu we Fryburgu w Szwajcarii. Tytuł przyznawany jest osobom szczególnie zasłużonym dla rozwoju gospodarki, nauki oraz współpracy międzynarodowej. Do tej pory wyróżnionych zostało 29 osób. Podczas laudacji profesor Janusz Ostaszewski podkreślił, że prof. Paul. H. Dembiński należy do grona najbardziej eminentnych przedstawicieli nauk o finansach, którzy dali pionierski impuls dla rozwoju interdyscyplinarnego podejścia do finansjalizacji życia gospodarczego, etyki, moralności, sprawiedliwości i racjonalności w finansach. Profesor został uhonorowany podczas posiedzenia Senatu SGH. Spotkanie rozpoczęło się minutą ciszy, by uczcić pamięć zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Szkoła Główna Handlowa antycypowała rozwiązania, które legły u podstaw Konstytucji dla Nauki, i od blisko 30 lat jest w Polsce liderem rozwiązań gwarantujących podnoszenie poziomu kształcenia studentów oraz badań naukowych. Życzę, by duch doskonałości i wytrwałości w formowaniu elit młodego pokolenia zawsze przyświecał SGH – tak wicepremier RP, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin podsumował naszą Alma Mater. Wicepremier odwiedził uczelnię 2 stycznia 2019r.,a celem spotkania było podziękowanie ministrowi za dofinansowanie budowy gmachu naukowo-dydaktycznego przy ul. Batorego. Dotacja na ten cel wyniosła 30 mln zł.
Wspieramy WOŚP W styczniu mieliśmy także okazję ugościć małą grupę alpak pod głównym budynkiem uczelni. Przechodnie mogli zatrzymać się i pogłaskać lub nakarmić zwierzęta. Wszystko za sprawą współpracy NZS SGH z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. W tym roku prawie 30 studentów SGH zostało wolontariuszami zbierającymi fundusze podczas 27. Finału WOŚP. W Auli Spadochronowej organizowane były między innymi licytacje i kiermasz słodkości, które zachęcały do wspierania akcji.
Pod materacem trzymam Bitcoina Wprawdzie emocje wokół tematyki blockchain i kryptowalut opadły, ale według ekspertów ich potencjał się nie zmniejszył. Tymczasem SGH uruchomiła zapisy do drugiej edycji Podyplomowych Studiów Blockchain, Inteligentne Kontrakty oraz Waluty Cyfrowe. Studia poświęcone są problematyce wdrażania tzw. technologii blockchain oraz inteligentnych kontraktów. Na zajęciach można dowiedzieć się między innymi jak korzystać z sieci block-
10–11
chain oraz zapoznać się z podstawami pisania kodu aplikacji w ramach najważniejszych platform blockchain-as-a-service.
Pomożecie? Teresa Taranko, profesor nadzwyczajny w Katedrze Rynku, Marketingu i Jakości w Kolegium Zarządzania i Finansów, w wyniku powikłań po operacji walczy o powrót do zdrowia. Mimo że profesor odzyskała świadomość, to wymaga stałej opieki i kosztownej rehabilitacji. Rodzina zbiera fundusze mające pokryć koszt rocznego leczenia. Jak pisze na stronie zbiórki syn profesor Taranko: Trudno ocenić, czy Mama będzie potrzebowała kilkunastu miesięcy czy lat rehabilitacji. Najważniejsze, że widać poprawę. Teraz jedyne czego potrzeba to środki, aby stworzyć jej odpowiednie warunki powrotu do zdrowia. Profesor jest uważana przez wielu studentów za ciepłą i życzliwą osobę oraz wspaniałego dydaktyka. Zachęcamy do wsparcia zbiórki zrzutka.pl/pmz26r
I do rytmu, i do taktu Profesor Taranko była także chętnie wybieranym promotorem. Pod jej okiem swoją pracę licencjacką pisał Marcin Czarnecki i właśnie do niego trafiła główna nagroda w IV ogólnopolskim konkursie na najlepszą pracę licencjacką z zakresu marketingu, handlu i konsumpcji. Konkurs zorganizowany jest przez Polskie Towarzystwo Naukowe Marketingu. Praca Marcina, zatytułowana Wpływ częstotliwości rymów na popularność muzyki hiphopowej w Polsce i USA, łączy w sobie zarówno metody ilościowe, jak i zagadnienia związane z marketingiem. Swoje rozważania student zaczyna od ujęcia hip-hopu jako wiodącego gatunku w muzyce współczesnej, później przechodzi do wpływu rymów na słuchalność, a kończy na wpływie wskaźnika rymów na popularność raperów. 0
czy uczelnia przygotowuje do prowadzenia własnego biznesu?/
UCZELNIA
Od uczelni do własnej firmy Jak odmienić ponury obraz rynku usług fachowców w Polsce? Krok pierwszy: wyłowić z masy stereotypowych specjalistów gwiazdy w swoim fachu. Krok drugi: umożliwić zamawianie ich usług online. Zapytaliśmy Natalię Kwiecień, jakie wyzwania towarzyszą zaczynaniu takiego biznesu od zera oraz czy studia ją do nich przygotowały. r oz m aw i a ł a :
MAGIEL: Od razu po studiach podjęłaś pracę w korporacji. Zawsze miałaś takie plany? N atal i a K w i e c i e ń : Myślę, że korporacja jest dość naturalnym kierun-
kiem dla świeżo upieczonego absolwenta SGH i prawdopodobieństwo wyboru takiej ścieżki rozwoju zawodowego tuż po studiach jest bardzo wysokie. Ja trafiłam rewelacyjnie – po skończeniu szkoły rozpoczęłam pracę w The Boston Consulting Group. Nie lubię nazywać BCG korpo, bo korporacja kojarzy mi się z molochem zatrudniającym setki lub tysiące ludzi, gdzie jest się bezosobowym trybikiem na samym dole hierarchii. W BCG jest inaczej – można się poczuć jak w rodzinnej firmie. Wszyscy się znają i ufają sobie, a początkujący konsultanci mają często świetne relacje z najbardziej doświadczonymi pracownikami. Poza tym w BCG od samego początku ma się wpływ na przebieg projektów, podejmowanie decyzji i strategiczne rekomendacje dla klientów (nawet gdy jest się 20-latkiem). Są to wyjątkowe warunki pracy jak na standardy korporacji, które sprawiły, że zdecydowałam się zacząć karierę w BCG.
a nn a h a l e w s k a Podczas studiów w SGH na pewno bardzo rozwinęłam umiejętność rozwiązywania problemów, priorytetyzacji informacji, logicznego myślenia oraz stawiania hipotez i weryfikowania ich na danych. Są to jedne z najważniejszych umiejętności w moim dotychczasowym życiu zawodowym. MIESI polecam studentom ambitnym, bo do tego kierunku nie da się podejść na pełnym luzie – trzeba aktywnie uczestniczyć w większości zajęć, być systematycznym i przykładać się do egzaminów. Żeby się na MIESI nie męczyć, trzeba dobrze czuć się z liczbami i być osobą uporządkowaną oraz systematyczną. Jeśli ktoś ma te cechy, to z całą pewnością warto iść na MIESI.
No właśnie, a potem przyszedł Duer, czyli własna firma i duże ryzyko. Skąd pomysł na taki biznes? Pomysł wziął się z osobistej potrzeby, czyli z wielu negatywnych doświadczeń z nierzetelnymi fachowcami, które kosztowały mnie dużo pieniędzy i nerwów, zarówno na etapie poszukiwań odpowiedniego specjalisty, jak i realizacji zleconych prac. To mnie zmobilizowało do zbudowania serwisu internetowego pozwalającego szybko i wygodnie zamówić godnego zaufania fachowca (elektryka, hydraulika, złotą rączkę, ślusarza, itd.). Ponadto wszelkie kwestie kosztów są transparentne: każdy fachowiec przesyła swoją cenę klientowi i to on decyduje, która oferta będzie dla niego najlepsza. Poza tym miałam wielką chęć stworzenia biznesu działającego online, ale z pierwiastkiem prawdziwości. Starannie weryfikujemy naszych fachowców na obowiązkowych spotkaniach, które warunkują możliwość podejmowania przez nich zleceń od naszych klientów.
Skończyłaś metody ilościowe w ekonomii i systemy informacyjne w SGH, kierunek dla ambitnych. Czy czujesz, że przygotował cię on do przyszłej pracy? Zajęcia w ramach MIESI zdecydowanie wyposażyły mnie w narzędzia, wiedzę i umiejętności, które wykorzystuję w życiu zawodowym. W ramach przygotowania do uruchomienia mojego biznesu zaplanowałam i zrealizowałam kompleksowe badanie rynku. Później przeprowadziłam odpowiednie analizy i wyciągnęłam z nich wnioski, które następnie niezmiernie się przydawały. Tego wszystkiego nauczono mnie właśnie na MIESI. Jako konsultantka wielokrotnie budowałam zaawansowane modele ekonometryczne i przeprowadzałam segmentację strategiczną. To też wiedza z metod ilościowych. Za czasów studenckich nigdy bym nie pomyślała, że ćwiczenia statystyczno-ekonometryczne mogą przynieść aż tak dużą wartość biznesową dla korporacji.
Natalia Kwiecień Założycielka start-upu Duer, czyli platformy internetowej pozwalającej szybko i wygodnie znaleźć sprawdzonego fachowca. Absolwentka metod ilościowych w ekonomii i systemów informacyjnych w Szkole Głównej Handlowej.
marzec 2019
UCZELNIA
czy uczelnia przygotowuje do własnego biznesu?
Jak znalazłaś w sobie odwagę do założenia własnej firmy? Nie było to aż tak duże ryzyko. Gdybym swój biznes uruchomiła od razu po studiach, nie mając ani oszczędności, ani doświadczenia zawodowego, byłoby to dużo bardziej ryzykowne. Miałam komfortową sytuację i wiedziałam, że w razie porażki świat się nie zawali, a przygody, nowej wiedzy i doświadczeń nikt mi nie odbierze.
Od założenia firmy minęło niewiele czasu, ale o inicjatywie jest już całkiem głośno. Jakie są kolejne kroki dla drużyny Duera?
Dużą część twojego zespołu tworzą byli lub aktualni studenci UW i SGH. To przypadek czy celowe działanie? Celowe. Ogłoszenia rekrutacyjne kieruję w zasadzie tylko do SGH-owiczów i studentów w ybranych w ydziałów U W. Nie mówię, że inne uczelnie z definicji odpadają, ale gdy ktoś dobrze radzi sobie w tych szkołach w yższych, to według mnie rośnie prawdopodobieństwo, że ma duży potencjał i właściwe podejście. Zależy mi na budowaniu zespołu, który opiera się przede wszystkim na tych wartościach.
Gdybym swój biznes uruchamiała od razu po studiach, nie mając ani oszczędności, ani do-
Na pewno wzrost skali i zasięgu naszego biznesu. Na razie działamy tylko w Warszawie, ale docelowo chcemy być dostępni we wszystkich większych miastach w Polsce. Ponadto, rozwój oferty dla firm. Poza kojarzeniem klientów indy widualnych z fachowcami na Duer.pl obsługujemy także firmy. Wybrani Duerzy (tak nazy wamy naszych fachowców) zajmują się naprawami bieżącymi oraz pracami remontowo-w ykończeniow ymi w biurach, restauracjach i innych lokalach usługow ych. Całość realizacji przebiega pod okiem w yznaczonych przez nas opiekunów.
świadczenia zawodowego, byłoby to dużo
bardziej ryzykowne.
Dlaczego klienci firmowi mieliby chcieć skorzystać z usług młodego start-upu zamiast firmy z 20-letnim doświadczeniem? K lienci firmowi wybierają nas przede wszystkim dlatego, że mają pewność, że osobiście dopilnujemy realizacji zleconych przez nich prac, gwarantując najwyższą jakość i komfort współpracy. Wiedzą też, że nasze wyceny są stuprocentowo wiążące i trzymamy się ich do końca, nawet jeżeli podczas realizacji wychodzą niespodziewane komplikacje. Myślę, że cenią nas też za szybkość działania. Nowe zlecenia wyceniamy zazwyczaj w kilka godzin, a mamy krótkie terminy realizacji. Do tego ceny są rynkowe, a jakość zdecydowanie wyższa.
12–13
Co możesz doradzić tym, którzy już teraz myślą o własnym biznesie? Na co powinni być gotowi?
Na rollercoaster wrażeń. Na fantastyczne osiągnięcia i dramatyczne wpadki. Szalone tempo wzrostu, przeplatane frustrującymi zastojami. Myślę, że najlepiej jest spędzić kilka lat, pracując w dużej korporacji, a dopiero potem myśleć o własnym biznesie. Najlepiej po drodze doświadczyć jeszcze pracy w start-upie. Wtedy jest się solidnie przygotowanym do wyzwania, jakim jest budowanie własnej firmy. Uważam też, że warto odpowiedzieć sobie na kilka podstawow ych pytań: po co chcę robić swój własny biznes? Co chce osiągnąć? Czy mam ambicję na zbudowanie polskiego unicorna, czy zadowolę się lokalnym, ale dobrze prosperującym biznesem? Czy chcę budować zdrową f irmę, która może nie rozwija się w tempie w ykładniczym, ale ma pod kontrolą koszty i szybko staje się rentowna? Czy chcę budować silny biznes, czy markę osobistą? Czy zależy mi na prowadzeniu start-upowego życia – konferencje, panele, w yjazdy, networking – czy wolę się „zamknąć” na kilka miesięcy i opracować solidny produkt? Lista takich pytań jest znacznie dłuższa! Uporządkowanie sobie własnych celów i oczekiwań ułatwi start.0
kalendarz wydarzeń /
patronaty Pepsi nie jest do picia, tylko do zapijania
Kalendarz wydarzeń Włącz w sobie empatię! Projekt ten tworzony jest w ramach piątej edycji olimpiady Zwolnieni z Teorii. Jego głównym celem jest uświadomienie społeczeństwu, czym jest autyzm oraz w jaki sposób powinno się traktować osoby nim dotknięte. Grupę docelową projektu stanowią aktywni użytkownicy środków masowego przekazu zainteresowani tym tematem, przede wszystkim rodzice oraz opiekunowie dzieci dotkniętych spektrum choroby. Projekt zakłada stworzenie serii cotygodniowych warsztatów dla autystycznych dzieci oraz konferencji dla ich rodziców. Więcej informacji: https://www.facebook.com/autyzmbezleku.zwzt/.
X Turniej Debat Oksfordzkich marzec–kwiecień 2019 Tegoroczna, jubileuszowa edycja jednej z największych imprez debatanckich w Warszawie odbędzie się na początku kwietnia. Organizowany przez SKN Badań nad Konkurencyjnością w Szkole Głównej Handlowej turniej powstał, aby szerzyć wśród społeczności akademickiej ideę debatowania w formacie oksfordzkim – w drużynach złożonych z czterech mówców. W tegorocznej edycji weźmie udział 16 ekip z całej Polski. Zapisy do turnieju zostaną otwarte na początku marca.
Konferencja: Przyszłość rynku lotniczego 13 marca Tegoroczna edycja konferencji organizowanej przez SKN Geografii Ekonomicznej i Badań Regionalnych będzie skupiać się na tematyce lotnictwa, ze szczególnym naciskiem na pozytywne i negatywne aspekty budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. W wydarzeniu będą uczestniczyć specjaliści z branży lotniczej, w tym m.in. Dariusz Kulik, pilot, który prowadzi kanał Turbulencja na YT. Wszystkich zainteresowanych tematem zapraszamy już 13 marca od godziny 10 do Auli VII! Wstęp na wszystko jest wolny, nie obowiązują żadne zapisy.
Konkurs Bands’ Battle 16 marca Ten konkurs stworzony został z myślą o zespołach, które nie miały okazji przebić się do większej publiczności. Składa się z trzech etapów: wysyłania zgłoszeń, głosowania na stronie internetowej oraz koncertu finałowego, który odbędzie się 16 marca w Klubie Harenda. Przejdą do niego dwa zespoły z głosowania i jeden z dziką kartą od jury. Na zwycięzcę czeka nagroda w postaci nagrania epki w Studiu u Dudzika, partnera platynowego Bands’ Battle. Więcej informacji i regulamin konkursu znajdziecie na stronie www.bandsbattle.nzssgh.pl.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Akcja Dyplomacja wiosna 2019 Akcja Dyplomacja, organizowana przez SKN Spraw Zagranicznych, to cykl wizyt studyjnych w ponad 70 placówkach dyplomatycznych w Warszawie. Jej uczestnicy mają okazję porozmawiać z ambasadorami i urzędnikami oraz pogłębić swoją wiedzę o dyplomacji, kulturach i relacjach biznesowych z Polską. Na wiosnę 2019 r. odbędzie się już VIII edycja projektu, a wizyty w ambasadach zwieńczy tradycyjnie uroczysta Gala na Zamku Królewskim. Rekrutacja trwa do 8 marca – zachęcamy do śledzenia wydarzenia na Facebooku.
Ogólnopolski Konkurs Fotografii Studenckiej 5–31 marca Ogólnopolski Konkurs Fotografii Studenckiej to projekt skierowany do studentów oraz doktorantów, którzy nie ukończyli 28 roku życia. W tym roku przypada jego XXI. edycja, a tematem przewodnim jest XXI w. Konkursowi towarzyszą wystawy nadesłanych prac oraz cykle warsztatów i wykładów prowadzonych przez znakomitych fotografów. W Konkursie nie liczy się doświadczenie, ale pasja, talent i kreatywność. Zgłoszenia będą przyjmowane w terminie 5–31 marca, a oceny prac dokona profesjonalne jury. Więcej informacji na stronie OKFS.pl.
EKOstudent 15 marca; 1–5 kwietnia Już w pierwszym tygodniu kwietnia zielona rewolucja znów zagości na SGH za sprawą projektu EKOstudent będącego inicjatywą ZSP! Na studentów czeka jak zwykle wiele atrakcji. W Auli Spadochronowej odbędzie się m.in. znane i lubiane EKOśniadanie oraz EKOlotek, a popołudniami sposoby na ekologiczny styl życia przybliży cykl warsztatów o tematyce kulinarnej, biznesowej, zdrowotnej, a nawet motoryzacyjnej. Ale jeszcze przed tym zapraszamy na przedsmak festiwalu – EKOdzień już 15 marca!
Program Young Innovators zgłoszenia do 17 marca Young Innovators to program edukacyjny składający się z bezpłatnych szkoleń i warsztatów, spotkań ze specjalistami oraz staży dla najlepszych. Inicjatywa jest odpowiedzią na coraz większe zapotrzebowanie rynku innowacji, nowych technologii i startupów. Udział w projekcie daje możliwość spotkania z wybitnymi ekspertami świata biznesu, sprawdzenia sił podczas przygotowywania propozycji innowacyjnego projektu dla partnerów, czy wyjątkowy staż w wybranej firmie partnerskiej. Więcej informacji o projekcie: http://paga.org.pl/projekty/young-innovators/.
marzec 2019
patronaty
/ kalendarz wydarzeń
Tydzień Kobiet Sukcesu 18–22 marca Między 18 a 22 marca w Szkole Głównej Handlowej odbędzie się Tydzień Kobiet Sukcesu! W tych dniach zostaną przeprowadzone warsztaty, na których prelegentki przekażą uczestnikom cenną wiedzę oraz wskazówki pomocne w życiu zawodowym oraz prywatnym. To już XIII edycja projektu, a w tym roku warsztaty poprowadzą firmy takie jak: Santander, Clarins czy Goldman Sachs. Wstęp jest wolny dla każdego – wystarczy zapisać się na wydarzenie za pomocą formularza online. Serdecznie zapraszamy.
Konferencja Inspiring Solutions 20–22 marca Już 20–22 marca w Szkole Głównej Handlowej odbędzie się prawdziwie inspirujące wydarzenie – Konferencja Inspiring Solutions, czyli największa studencka konferencja o IT w biznesie. W ciągu trzech dni przeprowadzona zostanie seria praktycznych warsztatów oraz prelekcji oscylujących wokół czterech obszarów: Voice Revolution, New Internet, Artifical intelligence w biznesie oraz Marketing Technologies. Wydarzenie przeznaczone jest zarówno dla studentów pierwszego, jak i drugiego stopnia.
Projekt CSR@SGH 2019 27–29 marca CSR@SGH to największy projekt studencki w Szkole Głównej Handlowej promujący ideę społecznej odpowiedzialności biznesu. Łączy on firmy realizujące działania CSR oraz studentów uczelni warszawskich. Podczas trzech dni uczestnicy zapoznają się z najważniejszymi aspektami społecznej odpowiedzialności biznesu. Będą mogli też wziąć udział w warsztatach prowadzonych przez osoby zajmujące się tematyką CSR-u w swoich organizacjach na co dzień. W tym roku wspierają nas m.in. Soti Natural, Carlsberg, EcoVadis, Sanofi, Virtu, Wawel, Skanska, Orange.
Drogowskazy Kariery NZS SGH 1–12 kwietnia Szukasz pomocy w wyborze odpowiedniej ścieżki rozwoju zawodowego? Niezależne Zrzeszenie Studentów po raz kolejny zaprasza na Drogowskazy Kariery! Szkolenia, warsztaty i case studies zostaną poprowadzone przez specjalistów z renomowanych firm, takich jak Jeronimo Martins, PwC czy Provident. Zapisy otworzą się w drugiej połowie marca. Zapraszamy do śledzenia naszej strony na Facebooku: https://www.facebook.com/DK.Kraj/.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Real Estate Case Day 19–21 marca W dniach 19–21 marca odbędzie się XI edycja Real Estate Case Day – serii trzech dni warsztatów i case study w siedzibach polskich liderów branży nieruchomości, organizowanej przez SKN Inwestycji i Nieruchomości. Tegoroczna odsłona będzie skupiona na najlepszych praktykach finansowania i zarządzania nieruchomościami, inwestowania oraz obrotu w różnych segmentach rynku. Dzięki renomie i doświadczeniu partnerów uczestnicy zyskają unikalną okazję do poznania praktycznej strony branży od najlepszych.
Targi Firm FMCG 25–27 marca W dniach 25–27 marca 2019 r. w Szkole Głównej Handlowej odbędą się Targi Firm FMCG. Jest to już siódma edycja projektu organizowanego przez Samorząd Studentów. Umożliwia on lepsze poznanie branży FMCG i przedstawia ją jako najatrakcyjniejszy kierunek rozwoju. Podczas wydarzenia firmy będą mogły zaprezentować studentom swoje marki. Projekt obejmuje warsztaty, wioskę targową, Keynote Panel i Coffee Talks. Więcej informacji na stronie: https://www.facebook.com/targifmcg/.
Turniej debatancki DeBBaty 29–30 marca Umiejętność sprawnego komunikowania się oraz dyskusji to cechy, które warto rozwijać. Świadomi tego są organizatorzy DeBBat – ogólnopolskiego turnieju debatanckiego dla młodzieży licealnej. Styczeń, luty oraz marzec nowego roku to dla uczestników z 12 polskich miast czas szkoleń i turniejów eliminacyjnych. Zwieńczeniem IV edycji projektu będzie Wielki Finał 29–30 marca, podczas którego wyłonieni zostaną zwycięzcy turnieju, a wydarzenie uświetni obecność gości specjalnych.
Startup Step by Step 9–11 kwietnia Jak założyć startup? Jak go prowadzić? Jak uzyskać dofinansowanie? Odpowiedzi na te i inne pytania związane ze startupami poznasz podczas konferencji Startup Step by Step. 9–11 kwietnia, Szkoła Główna Handlowa, trzy bloki tematyczne, a wszystko zwieńczone grą wzorowaną na kultowym Dragons’ Den – Next step to your startup. Wśród prelegentów przedstawiciele takich firm jak RadCode czy TogetherData. Take a step forward to your startup! Więcej informacji: https://www.facebook.com/Startup-Step-by-Step.
Informacja dla organizacji Organizujesz interesującą konferencję? Koordynujesz nowy, ciekawy projekt? Możemy Ci pomóc dotrzeć do społeczności studenckiej SGH i UW. Zapytaj o patronat medialny Niezależnego Miesięcznika Studentów MAGIEL, pisząc na: magiel.patronaty@gmail.com. Deadline na zgłoszenia do numeru kwiecień 2019: 15.03.2019.
14–15
popkultura o Warszawie /
TEMAT NUMERU W domu składam yeah, w kanciapie składam yeah, strony maglowe
Szlugi i szklane domy Przez lata Warszawa inspirowała artystów – od autorów rozległych powieści po reżyserów komedii. W swoich dziełach, oprócz opowiadania historii, często dokumentowali również życie stolicy. A jak Warszawę przedstawiają współcześni popkulturowi twórcy? T E K S T:
TO M A S Z DWOJA K
iedługo na Mokotowie będą porządki. Będzie zabójstwo. I ja w tym zabójstwie będę brał udział. Ale mówię ci to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnisz. Tak przedstawia się zarówno policjantowi, jak i widzom grany przez Bogusława Lindę „Babcia” – herszt grupy mokotowskiej z filmu Patryka Vegi. Aż strach po obejrzeniu Pitbulla. Nowych porządków (2016) wychodzić z domu.
N
Mokotowscy, pruszkowscy, żoliborscy... Pierwszym skojarzeniem związanym z przestępczością w stolicy będzie grupa mokotowska. Można zaryzykować tezę, że równie duża w tym zasługa samego Vegi, jak i faktycznych dokonań „mokotowskich”. Warszawa w interpretacji Vegi jawi się jako miasto, którym de facto rządzi mafia, a porachunki gangsterskie co chwilę zapełniają kostnice kolejnymi „gangusami”. I, rzecz jasna, jest w tym wiele inspiracji amerykańskim kinem akcji czy nawet westernami; postacie są wyjątkowo przerysowane, a główny bohater – „Majami” – to nikt inny, jak ucieleśnienie archetypu „ostatniego sprawiedliwego”, doprawionego szczyptą cynizmu i nonkonformizmu, aby go trochę uwspółcześnić. Jednak sporo tu także odwołań do rzeczywistości. Na plakacie kolejnego ze swoich dzieł – Kobiet mafii – reżyser bezceremonialnie ogłasza, że scenariusz do filmu napisał wraz z gangsterami z grupy mokotowskiej. Jak to u Vegi: wszystko jest przesadzone i przerysowane. Warszawa, która najwyraźniej nie opu-
ściła jeszcze lat 90. czy początku X XI w. i nadal grasują w niej duchy ery transformacji, wyrasta w dziełach reżysera Pitbulla na drugie Caracas lub co najmniej Neapol. Pitbull. Nowe porządki pomimo pozornej współczesności miejsca i czasu przedstawia wizję Warszawy ukształtowaną przez wydarzenia związane z działalnością grup przestępczych, których rozrost nastąpił po 1989 r. Vega nawiązuje stylistycznie do naturalistycznego nurtu w polskim kinie akcji,
Aż strach po obejrzeniu Pitbulla... wychodzić z domu. który pojawił się w czasach transformacji ustrojowej. Filmy takie jak Psy (1992) Władysława Pasikowskiego albo Miasto prywatne (1994) Jacka Skalskiego oddawały powszechny niepokój i niepewność spowodowane m.in. działalnością mafii. Akcja niemalże każdego dzieła z tego nurtu rozgrywała się albo w jednej z podwarszawskich miejscowości, albo w samej stolicy. O zakorzenieniu w powszechnej świadomości problemu przestępczości zorganizowanej świadczy również to, że nawet popularne filmy komediowe, jak Kiler (1997) Juliusza Machulskiego albo Chłopaki nie płaczą (2000) Olafa Lubaszenki, silnie nawiązywały do tego tematu. Pitbulla. Nowe porządki można traktować jako połączenie właśnie tych dwóch filmowych
stylistyk – patosu kina sensacyjnego oraz humoru komedii kryminalnych (często dość infantylnego i efekciarskiego). Koniec filmu Vegi zapowiada zmierzch ery przestępczości zorganizowanej w Warszawie. I rzeczywiście tak się stało. Najpierw w 2000 r. gangster Jarosław Sokołowski, ps. „Masa” – obecnie poczytny pisarz i celebryta – przerwał milczenie po raz pierwszy, co pomogło policji zatrzymać większość kierownictwa gangu pruszkowskiego. Około czterech lat później zabrano się również za grupy z Mokotowa i Żoliborza. Warszawę czekała świetlana przyszłość. Nastały czasy prosperity, biurowców i biurowej klasy średniej, karier w korporacjach i… komedii romantycznych TVN-u.
Niech żyje kapitalizm! Na początku X XI w. można było zaobserwować w Polsce intensywny rozwój klasy średniej – formacji typowej dla społeczeństw kapitalistycznych. Jej rozkwit wniósł do polskiego krajobrazu cały bagaż archetypów, wartości i uprzedzeń – nowych czy też tych zakurzonych i głęboko schowanych w czasach PRL-u. W ten nowy trend idealnie wpisał się powstały pod koniec 1997 r. TVN, który oferował (i zresztą nadal oferuje) przede wszystkim programy rozrywkowe, oparte na brytyjskich i amerykańskich formatach telewizyjnych, gdzie zabawianie i, co ważne, zarabianie na klasie średniej opanowano do perfekcji. Grupa ITI, będąca założycielem Grupy TVN, zaangażowała się 1
(od lewej) Pitbull. Nowe porządki (reż. Patryk Vega): Bogusław Linda; Pitbull. Nowe Porządki (reż. P. Vega):Piotr Stramowski
marzec 2019
TEMAT NUMERU
/ popkultura o Warszawie
(od lewej) Tylko mnie kochaj (reż. Ryszard Zatorski): Maciej Zakościelny; Tylko mnie kochaj (reż. R. Zatorski): Tomasz Karolak, Dominika Kluźniak; Tylko mnie kochaj (reż. R. Zatorski): Jan Frycz, Agnieszka Grochowska
także w dystrybucję filmową, zyskując równie duży udział w rynku kinowym co TVN w telewizyjnym. Między 2004 a 2009 r. wśród polskich premier pierwsze miejsce w box office zajmowały produkcje dystrybuowane bądź wyprodukowane przez spółki należące do ITI. Połowę z nich stanowiły komedie romantyczne. A jaką rolę odegrała w tym wszystkim Warszawa? Zacytuję Samuela Nowaka oraz Annę Taszycką, autorów tekstu o celnym, a jednocześnie przpięknie ironicznym tytule Kino Nowej Burżuazji (nawiązanie do Kina Nowej Przygody można traktować nie tylko jako ciekawą grę słowną) i równie intrygują-
Polska komedia romantyczna wyprodukowała specyficzną, nazwijmy ją nowobogacko-korporacyjną, dialektyczną wizję Warszawy. cym podtytule – Polska komedia romantyczna w służbie rodziny i neoliberalnej hegemonii opublikowanym w 2009 r. na łamach kwartalnika, nomen omen, „Kultura popularna”: Myślicie, że nowa burżuazyjna rodzina może być szczęśliwa gdziekolwiek? Otóż nie. Nowa rodzina, świeżo po kapitalistycznym liftingu, może zamieszkać tylko w jednym miejscu na świecie: w Warszawie. Tej z filmów z oczywiście. Polska komedia romantyczna wyprodukowała specyficzną, nazwijmy ją nowobogacko-korporacyjną, dialektyczną wizję Warszawy, a co za tym idzie również i Polski. Dyskurs ten […] ma także zastosowanie do seriali produkcji TVN.
16–17
Przenieśmy się zatem do czasów, w których Mordor nie był jeszcze Mordorem, a biurowa klasa średnia dopiero zapełniała zamknięte osiedla Wilanowa.
Jak się zakochać, to tylko w korpo w Warszawie Michała – głównego bohatera filmu Tylko mnie kochaj (2006) Ryszarda Zatorskiego – poznajemy już w pierwszej scenie, gdy siedzi w dyskretnie szelmowsko-aroganckiej pozie w gabinecie ulokowanym w jednym z warszawskich szklanych biurowców (proponuję czytelnikowi czy też czytelniczce zabawę, polegającą na wykonywaniu wybranej przez siebie czynności za każdym razem, gdy w tej części tekstu padnie słowo „szkło”, „szklany” itp.). Zza potężnych okien można dojrzeć inne budowle, tworzące panoramę warszawskiego Manhattanu. Po chwili poznajemy jego wspólniczkę Agatę, równie chłodną i wyniosłą. W ramach ekspozycji reżyser prezentuje także mieszkania obydwojga bohaterów, oczywiście oba z widokiem na warszawskie City niczym na Wieżę Eiff la. Tak wygląda Warszawa w filmie Ryszarda Zatorskiego: wielkie interesy, szklane biurowce i korpo-indywidualiści ocierający się o socjopatię. Twórcy raczej idealizują taki styl życia. Mamy w końcu 2006 r. – koniunktura jest coraz lepsza, zarobki rosną, co złego może się wydarzyć? Kamera prawie nie opuszcza Śródmieścia i jego biurowców. Co zauważają również autorzy przytoczonego już tekstu: nawet posterunek policji pojawia się w odrealnionej formie jako konstrukcja ze szkła i stali, daleko odbiegająca od polskiej rzeczywistości. Warszawa jest w filmie niejako miastem wyjętym z fantazji o szklanych domach z Przedwiośnia Stefana Żeromskiego, metropolią, którą można stawiać na równi z Londynem czy Nowym Jorkiem. Stolica to także symbol sukcesu, de-
finiowanego poprzez mieszczańskie wartości. Zarówno zawodowego – praca w korporacji – jak i osobistego: założenie rodziny w rozumieniu heteronormatywnym. Co warto dodać to to, że w filmie pojawiają się niemalże sami „zasymilowani” mieszkańcy Warszawy i „wybawienie” dla Michała, żyjącego jak Casanova, przychodzi z jego klasowej bańki. W wielu produkcjach motyw miłości (w polskiej popkulturze prawie zawsze łączący się z założeniem rodziny) wykorzystywany jest do wprowadzenia postaci z „prowincji” i przyjęcia jej perspektywy przedstawiania Warszawy. Jak, na przykład, w TVN-owskim serialu Brzydula (2008–2009).
Tak wygląda Warszawa w filmie Ryszarda Zatorskiego: wielkie interesy, szklane biurowce i korpo-indywidualiści ocierający się o socjopatię. Do Warszawy z mapą w ręku przybywa mieszkająca w małym Rysiowie Ula Cieplak. Co ciekawe – absolwentka SGH, jak się później dowiadujemy. Staje naprzeciwko masywnego budynku pełnego szklanych elementów, od których odbija się oślepiające światło. Z biurowca właśnie wychodzi Marek Dobrzański – przyszły szef, a nawet partner Uli. W ramach ekspozycji, w której twórcy co chwilę mnożą kolejne atrybuty niemalże karykaturalnego wielkomiejskiego libertynizmu, Marek – ubrany w nonszalancko rozpiętą koszulę z poluzowanym krawatem – odjeżdża
(od lewej) Tylko mnie kochaj (reż. Ryszard Zatorski); Tylko mnie kochaj (reż. R. Zatorski): Agnieszka Grochowska, Maciej Zakościelny; BrzydUla (prod. TVN): Filip Bobek
popkultura o Warszawie /
swoim czerwonym sportowym samochodem wraz z blond kochanką. Podobnie jak w Tylko mnie kochaj Warszawa w Brzyduli to przede wszystkim estetyczne biura, ekskluzywne restauracje i bogaci hedoniści. Oczywiście wszystko to podane jest w dość wygładzony sposób. Warszawa stanowi tu niejako scenerię dla kolejnej w popkulturze interpretacji historii o Kopciuszku, z prezesem korporacji w roli księcia i spotkaniami biznesowymi w roli balu. I, co ważne, to właśnie główna bohaterka przechodzi największą przemianę i to ona dostosowuje się do korporacyjnego lifestyle’u stolicy, a agresywna wielkomiejskość, reprezentowana przez Marka, zostaje co najwyżej przyhamowana. Na przełomie dekad nurt nowobogacko-korporacyjny zaczął powoli zanikać, co było, rzecz jasna, reakcją na społeczne zmiany. Czym były spowodowane? Być może nasyceniem rynku? W końcu ile można kręcić produkcje o warszawskich korporacjach? Także rynkowe turbulencje z końca pierwszej dekady X XI w. na pewno zrobiły swoje. Wprawdzie nie dotknęły Polaków tak jak chociażby mieszkańców Stanów Zjednoczonych, lecz bez wątpienia zmieniły sposób myślenia o kapitalizmie. W dorosłość, a także na rynek pracy zaczęły wkraczać pierwsze roczniki urodzone po upadku PRL-u, z definicji kwestionujące ideały i dokonania generacji rodziców. Powoli, z macbookiem pod pachą i z awokado w ręku, do polskiej popkultury wkradali się… MILLENIALSI.
należących do nowego pokolenia warszawiaków – studentów i prekariuszy. Taco Hemingway oczywiście skupia się na tym, co robią w czasie wolnym. A co robią – głównie snują się po ulicach i modnych barach, zwykle w grupach, ale równie często samemu, niczym f lanerzy. Warszawa ukazana jest na tych albumach jako miasto dość dekadenckie: To miasto pachnie jak szlugi i kalafiory Dzieciaki krążą po mieście, by zgubić swoje upiory (...) To miasto pachnie jak szlugi i kalafiory Dzieciaki tankują wódę, by upić swoje upiory (fragment Szlugów i kalafiorów) Jednocześnie w swojej dekadencji i hedonizmie stolica jest bardzo pociągająca. Wraz z podmiotem lirycznym zwiedzamy kolejne kawiarnie, kluby, no i klubokawiarnie, z placem Zbawiciela i Planem B na czele.
W końcu od Taco Hemingwaya można się dowiedzieć, że w Warszawie „wokoło lata koko”, a od rapowego kolektywu Hewra, że „wszyscy już są po molly”.
To miasto pachnie jak szlugi i kalafiory Jeżeli formacją typową dla kapitalizmu była klasa średnia, to w przypadku współczesnego systemu, określanego przez niektórych socjologów późnym kapitalizmem, będzie nią prekariat. Grupa ta składa się z osób pracujących na podstawie elastycznych form zatrudnienia, w Polsce nazywanych potocznie umowami śmieciowymi. Prekariat definiowany jest poprzez niepewności: co do pracy, ubezpieczenia czy emerytury. I chyba nie ma bardziej reprezentatywnego utworu dla tej grupy od piosenki 6 zer Taco Hemingwaya, pochodzącej z jego drugiej polskojęzycznej epki, o jakże symbolicznym tytule Umowa o dzieło (2015). W tym pokoleniu, na umowie-zleceniu Nie gada się o przyszłości i ZUS-ie, ubezpieczeniu (fragment 6 zer) Zarówno Umowa o dzieło, jak i pierwszy polskojęzyczny album rapera – Trójkąt warszawski (2014) – opisują perypetie ludzi
TEMAT NUMERU
Raper kontynuuje wycieczkę krajoznawczą po modnych miejscach Warszawy na albumie Szprycer (2017). Choć tutaj w miejsce pochmurnego, prekariackiego weltschmerzu pojawia się słoneczne, bohemiczne joie de vivre (nawet na okładce albumu pojawia się róż, w przeciwieństwie do szarości z Trójkąta…). Jeśli być hipsterem, to tylko w Warszawie.
subtelnie inscenizowanych w gronie znajomych imprezach. Dzieło Marczaka z jednej strony jest uniwersalnym filmem o młodości, a z drugiej przedstawieniem pewnej wizji Warszawy. Reżyser pokazuje idylliczne życie młodych warszawiaków – pełne zabaw i tytułowych nieprzespanych nocy. Jest to jednak wizja dość baśniowa – główny bohater wynajmuje mieszkanie naprzeciwko Pałacu Kultury i Nauki, nie ma żadnych obowiązków, a jego życie to właściwie ciągła impreza. Warszawa we Wszystkich nieprzespanych nocach jest metropolią bardzo kosmopolityczną i przedstawia punkt widzenia typowy dla grupy jednak względnie uprzywilejowanej i raczej liberalnej. Film właściwie nie opuszcza tej hipsterskiej bańki, choć trafia się kilka wyjątków. Symboliczna jest scena, w której główny bohater idzie sam, pod prąd, wśród miejskiego ruchu, który zatrzymał się, aby upamiętnić 1 sierpnia, o godzinie 17, wybuch Powstania Warszawskiego. Można tu dostrzec niejako metaforę konserwatywnej kontrrewolucji, której przejawem w Polsce będzie wzrost popularności partii odwołujących się do poglądów narodowych, a za granicą – sukces Trumpa czy Brexitu. 1
Co się w tym WWA robibi ? (sic) Filmem, który niejako rymuje się ze wczesną twórczością Taco Hemingwaya, są Wszystkie nieprzespane noce (2016). Dzieło Michała Marczaka mogłoby być nawet filmową adaptacją albumów rapera. Ponownie trafiamy do takich miejsc jak Plan B czy Barka. A bohaterowie Marczaka – choć w tym przypadku trochę bardziej pretensjonalni i zblazowani – są bardzo podobni do postaci wykreowanych na albumach Taco Hemingwaya. Film ma bardzo ciekawy, quasi-dokumentalny sznyt. Wiele ujęć kręcono na rzeczywistych bądź
marzec 2019
TEMAT NUMERU
/ popkultura o Warszawie
Z tematem warszawskich hipsterów i życia nocnego po trosze łączy się motyw narkotyków. Najwyraźniej tutaj nie tylko najwięcej się kradnie, zarabia czy imprezuje, lecz także wciąga, połyka i wstrzykuje. W końcu od Taco Hemingwaya można się dowiedzieć, że w Warszawie wokoło lata koko, a od rapowego kolektywu Hewra, że wszyscy już są po molly. Z kolei codzienne życie warszawskich dealerów przedstawia najnowszy serial HBO – Ślepnąc od świateł (2018) – oparty na powieści Jakuba Żulczyka o tym samym tytule. Zatem, jakby ktoś nadal miał wątpliwości, gdzie w Polsce imprezy są najbardziej hedonistyczne, to może zaznajomić się z tymi dziełami.
Big Mac i Netflix Po wielu latach na Netf lixie wreszcie pojawił się pierwszy wyprodukowany w Polsce serial – 1983 (2018) – przedstawiający dystopijną wizję Polski (przede wszystkim oczywiście Warszawy). Można powiedzieć nieco żartobliwie i hiperbolicznie, że jego premiera była wydarzeniem porównywalnym z otwarciem pierwszej restauracji McDonald’s. 17 czerwca 1992 r., gdy tysiące warszawiaków ustawiło się w kolejce do położonej na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej restauracji, aby następnie zajadać się hamburgerami o smaku wolności i amerykańskości, w Polsce prawdziwie zaczął się kapitalizm (że tak pozwolę sobie sparafrazować słynne słowa Joanny Szczepkowskiej). Być może dreszczyk niepewności podczas oglądania czołówki serialu trudno porównać z oczekiwaniem na pierwszy kęs Big Maca. Oba wydarzenia łączy jednak to, że pokazują, w którym kierunku społecznie i kulturowo zmierza Polska Ostatnie 30 lat to czas ogromnych zmian nad Wisłą i najlepiej widać to po Warszawie. Od strzelanin na ulicach na przełomie wieków po wyrastające szklane biurowce i postępującą kosmopolityzację, widoczną obecnie. I ciekawe jest przy tym obserwowanie polskiej popkultury, gdzie spotykają się wszystkie społeczne pragnienia, aspiracje i niepokoje. Często w nieoczywistych przykładach i (prawie) zawsze w stolicy. Wydaje się, że w Warszawie jest najwięcej i najbardziej intensywnie. To tu przyjeżdża się, aby realizować marzenia i odnosić sukcesy. I może to być zarówno kontrolowanie całego miasta i zbieranie haraczu z każdego możliwego sklepu, praca na wysokim stanowisku w korporacji, jak i brylowanie na modnych imprezach w równie modnych klubokawiarniach. Bo gdzie indziej można się spełnić, jeśli nie w Warszawie… 0
18–19
Wszystkie nieprzespane noce (reż. Michał Marczak): Krzysztof Bagiński
Wszystkie nieprzespane noce (reż. Michał Marczak)
Ślepnąc od świateł (prod. HBO): Jan Frycz, Krzysztof Skonieczny
wykluczenie komunikacyjne /
POLITYKA I GOSPODARKA
jest jakaś taka perwersyjna przyjemność w tym dziwnym stanie, kiedy jest pierwsza w nocy z piątku na sobotę, a ty siedzisz półprzytomnie nad InDesignem i słuchasz stonerów
Białe plamy Polski 13,8 mln – aż tylu Polaków żyje w gminach wykluczonych komunikacyjnie. Brak połączeń to uciążliwy problem, dodatkowe koszty i przede wszystkim marginalizacja ogromnej części społeczeństwa. Nowy rok przynosi zaś kolejne drastyczne likwidacje lokalnych linii autobusowych. T E K S T:
N Ata l i a s awa l a
Grafika:
A L e x M a kow s k i
tyczeń, rok 2019. Za oknem świat jak z bajki – czapy śniegu na drzewach, sople zwisające z dachów, szron na szybach. Wychodzisz z domu opatulony w szalik, z czapką na głowie i herbatą w termosie. Nie ma jeszcze nawet piątej, gdy zamykasz za sobą drzwi wyjściowe. Zaczynasz maszerować, mijasz las, wieś, potem kolejną. Marzną ci nogi, bo idziesz zaspami na poboczu – droga jest przecież zarezerwowana dla ciężarówek i osobówek. Wreszcie jesteś na miejscu. Po godzinie chodu docierasz do swojego przystanku autobusowego. Opisana historia to codzienność wielu milionów Polaków, którzy mieszkają w gminach bez zorganizowanego transportu publicznego. Jeśli kogoś nie stać na kupno samochodu, skazany jest na długie piesze wędrówki do przystanków, z których tylko dwa razy na dzień odjeżdża przestarzały pekaes. Takich miejscowości jest wiele, a kolejne (Węgorzewo, Kętrzyn, Bielsk Podlaski, Prudnik, Kędzierzyn-Koźle, Sędziszów Małopolski, Mrągowo, Ostrołęka, Mława i Płock) dołączą do nich w kolejnych miesiącach. Jak to się stało, że na mapie Polski ponad 20 proc. gmin jest w takim stopniu odciętych od świata?
S
Wolna amerykanka Szukając odpowiedzi na to pytanie, musimy cofnąć się do początków problemu z zanikaniem połączeń – okresu transformacji systemowej. Wtedy to rząd, szukając sposobu na podwyższenie komfortu pasażerów bez konieczności spłacania długów generowanych latami przez PKS-y, zdecydował się na szerokie urynkowienie usług transportowych. Zakładano, że uwolnienie sektora zwiększy konku-
Jak to się stało, że na mapie Polski ponad 20 proc. gmin jest w takim stopniu odciętych od świata? rencyjność pojazdów i wykluczy gorszych jakościowo przedsiębiorców z rynku. Stało się jednak inaczej. Brak skutecznego nadzoru nad komunikacją publiczną spowodował, że oferta przewoźników co prawda rozwinęła się w dużych konglomeracjach i na obszarach atrakcyj-
nych turystycznie, zepchnęła jednak na bok potrzeby regionów słabiej zaludnionych. Widać to w statystykach. Tylko od 1995 r. liczba pasażerów pozamiejskiego transportu publicznego uległa spadkowi o 75 proc., a około połowa wszystkich linii PKS na tych obszarach została zamknięta. Przedsiębiorstwa transportu publicznego coraz częściej skupiają się na działalności w dużych miastach i połączeniach pomiędzy nimi, próbując cenowo konkurować z rodzimymi firmami. Na dłuższą metę nie prowadzi to jednak do planowanego opanowania rynku, a jedynie do spadku realnych przychodów z działalności do granicy jej opłacalności. W tej sytuacji przewoźnicy rezygnują z inwestycji podwyższających jakość taboru, a połączenia nieopłacalne, a więc te z miast z niską gęstością zaludnienia czy z dużymi odległościami między miejscowościami, rekompensują absurdalnie wysokimi opłatami za przejazd lub likwidują całkowicie. Według Bartosza Jakubowskiego, eksperta ds. transportu z Klubu Jagiellońskiego, wykluczenie komunikacyjne osiągnęło ostatnio rekordowe rozmiary. Najgorzej jest w województwie warmińsko-mazurskim, lubuskim i w niektórych częściach 1
marzec 2019
POLITYKA I GOSPODARKA
fot. Mateusz Skóra
województw łódzkiego i mazowieckiego. To są miejsca, gdzie zupełnie nic nie jeździ lub takie, gdzie może są jakieś kursy, ale nie zostały nigdzie umocowane i zamówione. Jeśli kierowca zaśpi, to nikt go za to nie ukarze – mówi. Tak dochodzi do sytuacji, w której na 1650 miejscowości województwa pomorskiego w aż 400 nie funkcjonuje żaden publiczny transport. W weekendy liczba ta zwiększa się nawet do połowy miejscowości w regionie! W teorii ingerencja samorządów oczywiście istnieje – każdy podmiot realizujący przewozy musi uzyskać zgodę na świadczenie usług, a oferowany rozkład jazdy powinien być skontrolowany i dostosowany do innych połączeń. Raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) z 2016 r. dowodzi jednak, że samorządy na ogół nie były zainteresowane organizowaniem publicznego transportu zbiorowego dla mieszkańców. Połowa skontrolowanych przez NIK jednostek nie badała lokalnych potrzeb przewozowych, choć był to ich obowiązek. Lokalnych przewoźników sprawdzał zaś jedynie co czwarty skontrolowany powiat.
20–21
/ wykluczenie komunikacyjne
Grzechy główne
Wind of Change
Brak koordynacji działań, rozmycie odpowiedzialności i brak założeń co do jakości organizowanego transportu to najpoważniejsze zarzuty względem jednostek samorządu terytorialnego (JST). Rozpoczęły się jednak ruchy, aby znieść stan upadku kolejnych połączeń. Jednym z nich była nowelizacja ustawy o publicznym transporcie drogowym przyjęta w marcu zeszłego roku. Zobligowała ona samorządy do utrzymywania istniejących linii i zachęciła do ewentualnej rozbudowy sieci połączeń. Pomimo obietnic nie rozwiązała jednak problemu białych plam ze względu na brak inicjatywy JST, a nawet pogłębiła patologię transportu publicznego. Wyobraźmy sobie, że obecnie istnieją dwie linie. Pierwsza z miejscowości A przez B do C, oraz druga: z miejscowości B przez C do D. Samorząd nie może takich linii nie uwzględnić w planie transportowym i po prostu zastąpić je jedną linią jeżdżącą z miejscowości A przez B i C do D. Nie wiem, czy taki był zamiar projektodawców, ale takie są konsekwencje tego przepisu – zwraca uwagę mec. Piotr Szwechłowicz w rozmowie z „Gazetą Prawną”.
Po fiasku poprzedniej reformy tuż przed Bożym Narodzeniem Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło dalsze prace nad ustawą likwidującą białe plamy komunikacyjne. Zaprezentowany przez nie szkic rozwiązań ma zobowiązać marszałków województw do tworzenia planów transportowych, które określałyby niezbędną siatkę połączeń. Te zaś powstawałyby na podstawie zgłaszanych przez gminy i powiaty potrzeb komunikacyjnych. Ministerstwo zakłada, że dzięki regulacjom 70 proc. regionów będzie pokrytych transportem użyteczności publicznej. W pozostałych miejscach komunikacja miałaby odbywać się na zasadach komercyjnych, bez zmian. Na skutki przyjdzie nam jednak czekać jeszcze długo – start funkcjonowania systemu zaplanowany jest na 1 stycznia 2022 r. Eksperci, pytani o opinie na temat nowej koncepcji ministerstwa, narzekają na zbytnią zawiłość systemu. Wspominają, że odpowiednik polskiej ustawy komunikacyjnej w Czechach ma tylko cztery strony. Tam jest napisane, że gmina jest odpowiedzialna za transport na
sekularna stagnacja czy efekt bazy? /
swoim obszarze i ma dogadać się z gminą sąsiednią. Zawierają one umowę z samorządem województwa, który to wszystko spina w całość i do pieniędzy gminnych dorzuca swoją część – relacjonuje Jakubowski. Obaw co do funkcjonalności nowego systemu nie kryje również dr Michał Wolański z katedry transportu SGH: Jakie pomysł ma wady? A np. takie, że województwo ma sporządzać plany transportowe dla dziesiątek gmin i powiatów na swoim terenie. Sejmik województwa będzie decydował, jak mają być wydawane pieniądze samorządów niższych szczebli. To pomieszanie z poplątaniem. Pomimo szerokiej krytyki nie da się jednak zaprzeczyć, że proponowana ustawa to krok w dobrą stronę. Polska zauważyła problem wykluczenia i stara się brać przykład z rozwiązań swoich południowych sąsiadów w celu jego niwelacji. Brak dostępu do transportu publicznego marginalizuje wszystkich – osoby bez prawa jazdy, dzieci, młodzież, osoby starsze i niepełnosprawne. Przeciwdziałanie białym plamom to kwestia wyrównania szans dla każdego, niezależnie od jego wieku czy miejsca zamieszkania. 0
POLITYKA I GOSPODARKA
Zagadka niskiej produktywności
Od czasu globalnego kryzysu w latach 2008–2009 kraje rozwinięte i rozwijające się notują coraz słabszy wzrost produktywności. Przyczyny wciąż nie są znane. T E K S T:
M a r ta n owa kow i c z
zym właściwie jest produktywność? Według jednego z najbardziej podstawowych modeli wzrostu gospodarczego – neoklasycznego modelu wzrostu Roberta Solowa – produkcja w gospodarce zależy bezpośrednio od ilości zużywanej pracy i kapitału oraz łącznej produktywności czynników produkcji (TFP – total factor productivity). Wzrost TFP oznacza, że produkcja rośnie mimo zużywania niezmienionej ilości pracy i kapitału. Jeśli wydajność pracy rośnie, rośnie też produkcja i PKB, a więc również dobrobyt społeczeństwa. Z kolei wzrost TFP – generowany jest przede wszystkim dzięki postępowi technicznemu. Globalna gospodarka wzrasta w stabilnym tempie – dzieje się to jednak pomimo zmian w produktywności, a nie dzięki nim. Według raportu OECD (OECD Compendium of Productivity Indicators 2018) wzrost gospodarczy zawdzięczamy głównie rosnącemu zatrudnieniu.
C
Nowe trendy Tymczasem wydajność rosnąć nie chce – a raczej, od 1970 r. nie chce rosnąć w tempie, którego się od niej oczekuje. Dla strefy Euro tempo wzrostu produktywności w latach 2010–2016 wyniosło w przybliżeniu zero procent. Dla Europy Środkowo-Wschodniej było to -0.1 proc. Na tle sąsiadów Polska prezentuje się przyzwoicie – tempo wzrostu wydajności wyniosło 0.2 proc. Nie-
mniej w porównaniu z ubiegłymi latami, kiedy sięgało ono ponad 4 proc., wyniki te są, delikatnie mówiąc, niezadowalające. Wydaje się jednak, że kiepska produktywność stała się normą nie tylko w Europie. Zjawisko to obserwuje się również w Kanadzie, USA i Japonii. W niektórych państwach produktywność wręcz spada.
Nie ufaj statystykom Jak to możliwe? Drukarki 3D wchodzą do codziennego użytku, a na ulicach nieśmiało pojawiają się autonomiczne samochody – rozwój technologiczny widać i słychać. Z jakiegoś jednak powodu zmiany odczuwalne na co dzień nie znajdują odzwierciedlenia w statystykach. To prowadzi do pierwszej próby wytłumaczenia niskiego tempa wzrostu produktywności: błędów pomiaru. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wzrosło znaczenie tak zwanej digital economy, czyli ekonomii wykorzystującej technologie informatyczne. Jej wartość jest niedoszacowana, a efekt ten w ostatnich latach jest coraz większy [1]. Trudno dokonać pomiaru wartości technologii informacyjnych i komunikacyjnych (TIK) w przedsiębiorstwach, zwłaszcza w sposób uwzględniający zmiany w jakości coraz nowszych generacji technologii. Dla przykładu: według Producer Price Index w USA ceny mikroprocesorów używanych przy produkcji komputerów spadły średnio o 6 proc. w latach 2009–2013. 1
marzec 2019
POLITYKA I GOSPODARKA Według nowo opracowanego wskaźnika, uwzględniającego zmiany jakości, koszt produkcji tych urządzeń okazał się mniejszy o około 60 proc. Uwzględnienie takiej zmiany znacząco wpłynęłoby na wiarygodne oszacowanie produktywności. Problematyczne jest też mierzenie korzyści wynikających z wdrażania nowych technologii. Wprowadzenie na szeroką skalę bankomatów sprawiło, że klient banku ma nieograniczony czasowo dostęp do środków na swoim koncie bankowym, przy równoczesnym znacznym zmniejszeniu ilości czasu, jaki musiałby spędzić w kolejkach do kasy w banku. Jest to oznaka poprawy jakości obsługi klienta, natomiast wartość pieniężna, jaka związana jest z tą poprawą, nie jest mierzona bezpośrednio w statystyce publicznej. Wartość inwestycji w bankomaty – tak. W przedstawionym przypadku statystyki pokazują rosnące nakłady na TIK, ale równocześnie niedoszacowują związany z nimi wzrost produktywności.
Sekularna stagnacja Błędy pomiaru nie wyjaśniają jednak całkowicie zagadkowego spadku produktywności. W 2017 r. dokonano próby jej zmierzenia w USA wyłącznie za pomocą alternatywnych, uaktualnionych wskaźników. Nie miało to wpływu na obserwowany trend.
Przypisy i źródła [1.] Accounting for Innovation Consumer Digital Services: Implications for GDP and Consumer Welfare by David Byrne and Carol Corrado, November 2017. 1. OECD Compendium of Productivity Indicators, 2018. 2. The fall in productivity growth: causes and implications. Wypowiedź Silvany Tenreyro z Banku Anglii. 3. Technologie informacyjne i komunikacyjne a produktywność w Polsce i krajach Europy Środkowo-Wschodniej, pod red. Ł. Arendta i E. Kryńskiej, Łódź 2016. 4. The Mystery of Low Productivity Growth in Europe. Materiały z konferencji Narodowego Banku Polskiego, dostępne online [dostęp 23.02.2019] https://www.nbp.pl/home.aspx?f=/badania/ konferencje/2018/cofee/index.html.
5. The productivity slowdown is even more puzzling thanyouthink,dostępneonline[dostęp23.02.2019]
https://voxeu.org/article/productivity-slowdown-even-more-puzzling-you-think.
6. Ana Fontoura Gouveia, Christian Osterhold, Fear the walking dead: zombie firms, spillovers and exit barriers, „OECD Productivity Working Paper” 13 & „Banco de Portugal Working Paper” 11/2018, 2018.
22–23
/ sekularna stagnacja czy efekt bazy?
Jednym z bardziej pesymistycznych wyjaśnień zjawiska jest hipoteza o sekularnej stagnacji – trwałym zahamowaniu wzrostu gospodarczego w krajach wysoko rozwiniętych. Neokeynesowski ekonomista Alvin Hansen już w 1938 r. wiązał to zjawisko przede wszystkim z pogarszającą się sytuacją demograficzną w krajach wysokorozwiniętych, w tym ze spadkiem wskaźników rozrodczości i starzeniem się społeczeństw. To skutkuje efektem domina – osłabieniem dynamiki popytu i skłonności do inwestowania, następnie bezrobociem, a w konsekwencji także stagnacją. Ponadto ograniczona jest możliwość występowania wielkich, napędzających inwestycje innowacji. Do listy przyczyn sekularnej stagnacji można dodać monopolizację i wyczerpywanie się zjawiska globalizacji.
Błędy pomiaru nie wyjaśniają jednak całkowicie spadku produktywności.
zatrudniających ponad 250 pracowników jest wyższa o około 20 punktów procentowych. Różnice między branżami są olbrzymie. W najmniejszym stopniu „zdygitalizowane” są sektory z branży zajmujących się żywieniem, tekstyliami i chemią, w największym: usługi, czyli m.in. doradztwo prawne, rachunkowość, marketing. Kolejnym problemem, oprócz różnego stopnia wykorzystywania dobrodziejstw technologicznych, jest zróżnicowanie w produktywności dużych i małych firm. Zdaje się potwierdzać teza Josepha Schumpetera o pozytywnym wpływie monopoli na gospodarkę, związanym z tym, że jedynie wielkie korporacje mają fundusze i motywację do prowadzenia badań (te z kolei są źródłem innowacji). Czołowe 5 proc., tzw. frontier firms, odnotowuje stały wzrost wydajności, który związany jest właśnie z postępem technologicznym. Produktywność pozostałych 95 proc. przedsiębiorstw, tzw. lagged firms, od prawie 20 lat stoi w miejscu. Różnica między obiema grupami cały czas się powiększa.
The Walking Dead Problem z technologią Inną interpretację globalnego trendu proponuje Robert Gordon z Northwestern University. Według ekonomisty ostatnie stulecie było wyjątkowe jeśli chodzi o liczbę i rangę zmieniających życie innowacji. Nie ma więc żadnego powodu, by oczekiwać wzrostu gospodarczego (i produktywności) równie dużego co dotychczas. Jako granicę podał rok 1970 – od tego czasu postęp koncentruje się w stosunkowo wąskich dziedzinach gospodarki – rozrywce, komunikacji, przetwarzaniu informacji. W innych, równie ważnych, był on znacznie wolniejszy. Więksi optymiści wskazują na jeszcze jedną charakterystyczną cechę technologii – wdrażanie jej wymaga czasu. Wprowadzenie elektrycznego silnika w fabrykach przyczyniło się do 25-letniego spowolnienia we wzroście wydajności, spowodowanego zmianami w organizacji pracy. Jej reorganizacji powinny towarzyszyć inwestycje w kapitał ludzki, na przykład szkolenia pracowników. Swoją cegiełkę dorzuca raport OECD, w którym wyraźnie widać, że zmiany produktywności są procykliczne. To znaczy, że wraz z recesją produktywność maleje, a rośnie wraz z polepszającą się sytuacją gospodarczą. Lepiej jest więc interpretować zmiany w ujęciu długoterminowym niż np. rocznym czy kwartalnym. Pojawia się też pytanie, czy na pewno technologia jest aż tak rozpowszechniona. Według raportu OECD Digital Economy Outlook, około 20 proc. przedsiębiorstw w strefie OECD korzysta w swojej działalności z cloud computing (technologia ta według raportu Deloitte dla Unii Europejskiej jest kluczowa dla dalszego wzrostu ekonomicznego). Jednocześnie jednak średnia dla przedsiębiorstw
Na szczególną uwagę zasługują firmy-zombie – przedsiębiorstwa, które nie generują dostatecznych przepływów pieniężnych, aby regulować swoje wydatki. Raport Banku Rozrachunków Międzynarodowych podaje jeszcze prostszą definicję: firma-zombie to taka, która niemal nie notuje zysków w okresie 10 lat. Ich powszechność w państwach rozwiniętych rośnie – z 2 proc. wszystkich przedsiębiorstw w latach 80. do 12 proc. w 2016 r. i łączy się to ze spadkiem presji na redukcję zadłużenia, czyli niskimi stopami procentowymi. Jak twierdzi ekonomistka Ana Fontoura Gouveia, rolę odgrywają również słabe banki, które nie wypowiadają umów kredytowych słabym firmom, bo boją się, że to zachwieje także ich bilansami. Firmy-zombie hamują wzrost wydajności na trzy sposoby. Po pierwsze nie są wystarczająco produktywne i tym samym wstrzymują wzrost średniej wydajności dla całej gospodarki. Po drugie mogą one spowodować wyparcie inwestycji w firmach nie-zombie. Mogą również uniemożliwić skuteczną alokację zasobów poprzez utrudnianie bardziej efektywnym firmom (w tym np. start-upom) uzyskania udziału na rynku. Jak walczyć ze spadkiem produktywności i wspomagać jej wzrost? Recepta przepisana dla USA przez raport McKinsey jest banalna – państwo i przedsiębiorstwa powinny wspierać inwestycje i innowacje, używać nowych technologii, budować infrastrukturę. Szczególny nacisk należy położyć na wspieranie produktywności pracowników, na przykład poprzez lepsze dopasowywanie do stanowiska pracy. Jest jednak jasne, że tak jak brakuje prostego wyjaśnienia malejącej produktywności, tak nie ma jasnego rozwiązania problemu. W jednym ekonomiści wydają się zgodni – potrzeba więcej badań na ten temat. 0
POLITYKA I GOSPODARKA
fot. www.kremlin.ru
25-lecie prezydentury Łukaszenki /
Ćwierć wieku dyktatora 10 lipca 1994 r. Aleksander Łukaszenka został wybrany na prezydenta Republiki Białorusi. Od tego czasu losy dziewięciomilionowego narodu zależą od decyzji jednej osoby. T E K S T:
akie stwierdzenie nie jest przesadą. Łukaszence udało się stworzyć na Białorusi wyjątkowy w skali europejskiej system rządów, w którym cała władza leży właściwie w rękach jednej osoby. Na Zachodzie białoruski prezydent jest zazwyczaj postrzegany właśnie przez pryzmat unikalności. Ludzie nie traktują go do końca poważnie, patrzą na niego jak na pewnego rodzaju osobliwość. Łukaszenka kojarzony jest jako bohater licznych anegdot i autor niefortunnych, kontrowersyjnych wypowiedzi. Historia rządów Łukaszenki może być jednak traktowana jako przestroga. Pokazuje, jak krótka droga prowadzi czasem do autorytaryzmu i jak trudno jest później z niej zawrócić. Jej nowy rozdział pisze się na naszych oczach. Niewykluczone, że czeka nas wkrótce kolejny zwrot, ponieważ prezydent Białorusi musi sobie radzić z jednym z największych kryzysów, odkąd objął władzę.
T
Jan k r o s z k a
Prezydent z ludu Żeby poznać przyczyny dojścia Łukaszenki do władzy, należy cofnąć się do początku lat 90. Białoruś, podobnie jak inne poradzieckie kraje, powoli przystosowywała się do nowej rzeczywistości. Ten proces nie był jednak prosty – mieszkańców gnębił pogłębiający się kryzys gospodarczy, a w całym kraju kwitły korupcja
Białorusini autentycznie uwierzyli w nowego prezydenta. i drobna przestępczość. W marcu 1994 r. parlament uchwalił pierwszą konstytucję wolnej Republiki Białorusi. Jedną z najważniejszych zmian, jakie wprowadzała, było ustanowienie urzędu prezydenta i przekazanie mu dosyć dużych uprawnień. Pierwsze wybory prezydenckie wyznaczono na czerwiec. Ich faworytem od po-
czątku był dotychczasowy premier, Wiaczesław Kiebicz. Wkrótce pojawił się jednak poważny przeciwnik: Aleksander Grigoriewicz Łukaszenka – dyrektor sowchozu Gorodiec i deputowany do Rady Najwyższej (białoruskiego parlamentu). W czasach Związku Radzieckiego nie mógł przebić się do nomenklatury partyjnej, a szerszej opinii publicznej dał się poznać rok przed wyborami jako przewodniczący parlamentarnej komisji antykorupcyjnej. Połączenie tych dwóch faktów z biografii było podstawą wizerunku, z którym Łukaszenka przystępował do wyborów. Od początku kreował się na zdecydowanego wroga korupcji i mafijnej nomenklatury oraz „obrońcę narodu”. W budowaniu takiego wizerunku dodatkowo pomogło pewne tajemnicze zdarzenie z czasu kampanii prezydenckiej. Tydzień przed wyborami nieznani sprawcy ostrzelali samochód, którym jechał Łukaszenka oraz jego bliscy współpracownicy. 1
marzec 2019
POLITYKA I GOSPODARKA Okoliczności tzw. liozneńskiego zamachu do dzisiaj nie wyjaśniono. Większość ekspertów uważa, że była to inscenizacja przygotowana przez sztab przyszłego prezydenta. Niezależnie od prawdy, efekt tego incydentu był prosty do przewidzenia – obraz Łukaszenki jako wroga władzy został utrwalony. Jednocześnie, przedstawiciele partii próbowali zdyskredytować swojego przeciwnika. W telewizji pokazano materiał z delegacji białoruskiego parlamentu w Chinach, podczas której Łukaszenka rzekomo… okradł jedną ze stewardess. Zgubioną przez nią torbę z rzeczami osobistymi odnaleziono w bagażu deputowanego. Mimo to wyborcy nie pozostawili władzy wątpliwości, kogo uważają za swojego przedstawiciela. W pierwszej turze Łukaszenka otrzymał 44 proc. głosów, a w drugiej miażdżąco pokonał premiera Kiebicza, uzyskując 80 proc. poparcia. Warto dodać, że obie tury cieszyły się dosyć wysoką frekwencją (powyżej 70 proc.). Białorusini autentycznie uwierzyli w swojego nowego prezydenta – liczyli, że wyciągnie on kraj z głębokiego kryzysu, który pojawił się po upadku Związku Radzieckiego.
Prosta droga do autorytaryzmu Zwycięstwo w wyborach wkrótce rozzuchwaliło Łukaszenkę. Nowy prezydent praktycznie od początku swoich rządów realizował politykę, która zakładała skupienie pełni władzy w rękach jednej osoby. Pierwszym krokiem w tę stronę było przeprowadzone w 1995 r. referendum. Jego najważniejszy punkt przyznawał prezydentowi prawo do samodzielnego rozwiązania parlamentu. Poza tym postulatem Łukaszenka zaproponował zmiany, które świadczyły o dobrym zrozumieniu nastrojów społecznych. Były to głębsza integracja z Rosją, nadanie językowi rosyjskiemu statusu państwowego, a także powrót do godła oraz flagi z czasów radzieckich. Tęskniące za stabilnością społeczeństwo odpowiedziało pozytywnie na wszystkie postawione w referendum pytania. Rok później podobny manewr pozwolił Łukaszence zrobić milowy krok w stronę autorytaryzmu. Tym razem zaproponował białoruskiemu społeczeństwu projekt zmiany konstytucji, który znacząco zwiększał uprawnienia prezydenta. Mógłby od tego czasu wydawać dekrety równoważne ustawom, a także decydować o składzie rządu, Sądu Najwyższego oraz kilku innych kluczowych instytucji. Mimo zdecydowanych protestów parlamentu oraz opozycji referendum doszło do skutku i, jak można było się spodziewać, przyniosło oczekiwane przez Łukaszenkę rezultaty. Białoruski prezydent po raz kolejny potraktował wolę ludu jako wiążącą i wprowadził te zmiany w życie.
24–25
/ 25-lecie prezydenta Białorusi
Ostatnia z wielkich reform Łukaszenki doszła do skutku w 2004 r. Wtedy dokonał kolejnej zmiany konstytucji, usuwając z niej zapis o maksymalnie dwóch kadencjach prezydenta. Tym samym legalna zmiana władzy na Białorusi stała się praktycznie niemożliwa.
Siła władzy Mimo stopniowego demontowania ustroju oraz ograniczania wolności Łukaszenka wciąż mógł cieszyć się poparciem dużej części społeczeństwa. Z czasem jednak coraz głośniejsze stawały się głosy sprzeciwu przeciwko zbudowanemu przez niego systemowi. Kulminacja protestów przypadła na okres kolejnych wyborów prezydenckich. W marcu 2006 r., dzień po wygranych przez Łukaszenkę wyborach, rozpoczęła się tzw. dżinsowa rewolucja (inaczej nazywana „chabrową”). Białorusini na fali udanych protestów w innych krajach poradzieckich (m.in. Kirgistanie, Gruzji i Ukrainie) uwierzyli w odebranie prezydentowi władzy. Protesty na placu Październikowym w Mińsku trwały kilka dni, nie przyniosły jednak żadnego skutku. Służby Łukaszenki wkrótce stłumiły rewolucję, aresztując wielu jej uczestników.
Niektórzy obserwatorzy przewidują nawet, że Kreml chciałby całkowicie wchłonąć Białoruś. Podobny przebieg miały wydarzenia towarzyszące kolejnym wyborom w 2010 r. Tym razem protesty przeciwko fałszowaniu wyborów zostały brutalnie rozbite przez funkcjonariuszy specnazu. W ten sposób – tłumiąc protesty oraz stosując brutalne represje wobec opozycji – Łukaszenka stale umacniał swoją władzę.
Na rosyjskim garnuszku Innym źródłem długowieczności reżimu prezydenta Białorusi jest prowadzona przez niego polityka zagraniczna. Względną stabilizację gospodarczą, która przez lata przekładała się na poparcie społeczne, Łukaszenka zawdzięcza w głównej mierze wsparciu Rosji. Od czasu podpisanej w 1995 r. Umowy o przyjaźni, dobrosąsiedztwie i współpracy Białoruś dostaje od bogatszego sąsiada ropę naftową i gaz ziemny po niższych, krajowych cenach. Główne źródło dochodu Białorusi z handlu zagranicznego stanowi przetwórstwo tej ropy i sprzedaż z dużym zyskiem gotowych produktów na Zachód.
Powoduje to jednak silne uzależnienie od potężnego sąsiada. Dlatego od kilku lat Łukaszenka stosuje politykę lawirowania między Rosją a Zachodem. Kiedy relacje z Kremlem się pogarszają, zwraca się w stronę zachodnich państw. Tak było chociażby po rosyjskiej aneksji Krymu, kiedy Łukaszenka zapraszał do Mińska zachodnich przywódców, stawiając się w tym sporze niejako w roli mediatora. Na dłuższą metę taka polityka nie jest jednak możliwa, ponieważ europejskie kraje wymagają od białoruskiego prezydenta liberalizacji ustroju, na którą ten ani myśli się zgadzać. Dlatego w dalszej perspektywie Białoruś wydaje się całkowicie zależna od Rosji.
Problem Łukaszenki Ostatnie wydarzenia na Białorusi przynoszą potwierdzenie tej tezy. Sytuacja reżimu Łukaszenki zaczęła się pogarszać w lutym 2017 r., kiedy na ulice białoruskich miast wyszli ludzie protestujący przeciwko tzw. dekretowi o darmozjadach. Ten uchwalony przez Łukaszenkę akt prawny przewidywał nałożenie podatku na osoby pracujące mniej niż 183 dni w roku. Miesiąc później, w rocznicę nieoficjalnego, świętowanego przez opozycję Dnia Wolności nastąpiły kolejne protesty. Tym razem władze szybko je spacyfikowały, ale był to jasny sygnał nowego kryzysu reżimu. Następny cios przyszedł pod koniec ubiegłego roku. Rosja wprowadziła „manewr podatkowy”, który ma zlikwidować cła eksportowe na ropę, tym samym wyrównując białoruskie ceny z rynkowymi. Dla białoruskiej gospodarki ta decyzja może być fatalna w skutkach. Podczas grudniowego spotkania na Kremlu Łukaszenka domagał się od Putina rekompensaty za poniesione w związku z tym straty. Kreml stawia jednak w tej sprawie ultimatum: pomoc finansowa jest uzależniona od bliższej integracji dwóch państw. Putin chciałby, aby zrealizowane zostały postanowienia zawartej przed dwudziestoma laty Umowy o utworzeniu Państwa Związkowego. Zakładała ona znaczne pogłębienie integracji, w tym m.in. wprowadzenie wspólnej waluty oraz sądów. Przez lata umowa była zapomniana, ale teraz wydaje się, że Rosji mocno zależy na wprowadzeniu jej w życie. Niektórzy obserwatorzy przewidują nawet, że Kreml chciałby całkowicie wchłonąć Białoruś. Pierwsze spotkania w grudniu ubiegłego roku nie przyniosły żadnych ustaleń, kolejne odbyły się w połowie lutego w Soczi. Wydaje się, że relacje rosyjsko-białoruskie znowu się polepszyły, ale nie ulega wątpliwości, że przyszłość naszego wschodniego sąsiada wciąż stoi pod znakiem zapytania. 0
ochrona środowiska /
POLITYKA I GOSPODARKA
Milczenie oceanów Mięso ryb, woda mineralna a nawet układ krwionośny człowieka… Gdzie jeszcze można znaleźć plastik, jak tam dociera i jak zapobiec katastrofie ekologicznej? T E K S T:
M at e u s z F i e d o s i u k
siem z dziesięciu rzek niosących do oceanów największą masę odpadów na świecie znajduje się w Azji (m.in. Jangcy i Ganges), a pozostałe dwie (Nil i Niger) – w Afryce. Według badań Centrum Helmholtza ds. Badań Środowiskowych w Lipsku z nurtem spływa przez nie 95 proc. z 9,5 mln ton plastiku każdego roku zaśmiecającego morskie akweny. Śmieci płyną nimi głównie jako efekt bezmyślnego pozbycia się odpadów nad jej brzegami. Są też wynikiem spuszczania do rzek przez okolicznych producentów tekstyliów odpadków i ścieków, wśród których nietrudno znaleźć marki dobrze znane z warszawskich centrów handlowych. Ten problem szczególnie dotyczy ciągnącej się przez ponad 300 km indonezyjskiej Jawy rzeki Citarum. Nad jej brzegami mieszka blisko 10 mln ludzi, z których znaczna większość (jak wynika z szacunków Banku Światowego), wyrzuca opady wprost do rzeki. Jeszcze w latach 70. wielu okolicznych mieszkańców mogło utrzymać się z rybołówstwa. Tony plastiku niemal szczelnie pokrywające lustro rzeki w połączeniu z płynami wypuszczanymi przez fabryki odzieży, które nieraz osiągają pH 14 (poziom powodujący oparzenia skóry), doprowadziły jednak do masowego wymierania żyjących w wodzie stworzeń. Zmusiło to niegdysiejszych rybaków do przebranżowienia się na zbieraczy śmieci, za których część można uzyskać niewielkie kwoty na skupie. Rzeka Citarum przestała zapewniać pożywienie, ale mieszkańcy wciąż używają jej w celach higienicznych, co może stanowić niebezpieczeństwo dla zdrowia, a nawet życia mniej odpornych dzieci.
O
Wieczne wyspy Zebrane przez pacyficzne prądy plastikowe odpady morskie dryfują między Hawajami a Kalifornią, pokrywając ocean powierzchnią pięciokrotnie większą od Polski. Na masę tzw. Wielkiej Pacyficznej Wyspy Śmieci, porównywalną z 400 samolotami Dreamliner, składają się zarówno plastikowe pozostałości po produktach, jak i porzucone sieci rybackie. Najwcześniejsza data produkcji, jaką udało się odczytać z jednego z opakowań unoszących się na wodzie, to 1977 r. Właśnie
lata 70. są uważane za początek tego zjawiska. Każdego roku ponad milion ptaków i ok. 100 tys. ssaków ginie w tej okolicy, zaplątując się w sieci czy trując się pomylonymi z pożywieniem odpadami. Obecność podobnych Wysp Śmieci stwierdzono też, choć w mniejszej skali, na innych morskich akwenach. Dziś wszystkie z nich stale rosną przez ciągły napływ ich budulca, którego roczna produkcja na świecie przekracza 300 mln ton.
Laptop, autobus czy rezonans magnetyczny – wszystkie te urządzenia
w mniejszym
lub
większym stopniu są wytworzone z tworzyw sztucznych. Niewidzialny wróg Działacze ekologiczni i naukowcy od lat pracują nad systemami pozwalającymi na zbieranie śmieci unoszących się na wodzie. Powstają łodzie napędzane energią słoneczną, a także sieci zbierające odpady. Najbardziej niebezpieczne dla zdrowia (bo przenikające bezpośrednio do ciała) są jednak unoszące się w oceanach drobinki mikroplastiku. Składają się na niego płatki o wielkości od 0,1 μm (1/10000 milimetra) do 5 mm. Ich łączna masa, według różnych szacunków, sięga od 93 nawet do 268 tys. ton. Są one pochłaniane przez ryby i inne stworzenia, które później trafiają na stół w wielu domach. Mikroplastik można jednak znaleźć nie tylko w mięsie. Badania amerykańskiej organizacji non profit Orb Media wykazały obecność plastiku w 72 proc. butelek wody w europejskich sklepach (w USA wynik osiągnął 94 proc.). Znalazł się on też w soli morskiej, a nawet w piwie. Zjedzony plastik nie rozkłada się w układzie pokarmowym. Może zostać wydalony, ale część przedostaje się do krwiobiegu i swobodnie rozprzestrzenia się po organizmie człowieka. Aktualne wyniki nie stwierdzają
jednoznacznego związku plastiku z pogorszonym stanem zdrowia, ale są prowadzone badania pod kątem jego wpływu na choroby nowotworowe czy problemy z bezpłodnością.
Butelka i polar Mikroplastik występuje w postaci pierwotnej oraz wtórnej. Ta druga powstaje, kiedy słońce i woda morska rozkładają wszechobecne dzisiaj wyroby z plastiku, takie jak butelki PET, foliówki czy inne odpady. Z kolei mikroplastik pierwotny ma więcej źródeł pochodzenia. Badania Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (UICN) wykazały, że ponad 1/3 plastiku tego typu uwalnia się przez odpływ pralki przy praniu ubrań zawierających tworzywa sztuczne. Należą do nich nie tylko, pamiętane z czasów podstawówki, poliestrowe koszulki, lecz także stroje kąpielowe, a przede wszystkim bluzy polarowe. 28 proc. pierwotnego mikroplastiku powstaje ze ścierających się podczas jazdy opon, a w małym stopniu, bo tylko 1 na 50 mikrocząsteczek, ląduje w oceanie w wyniku używania pasty do zębów czy kosmetycznych peelingów. Również rozkładające się stare sieci rybackie mają znaczący wpływ na coraz większą masę mikroplastiku w morskich akwenach.
Walka z wiatrakami Próby zahamowania stale rosnącej masy odpadów uwalnianych do środowiska naturalnego są podejmowane na całym świecie nie tylko przez organizacje ekologiczne, lecz także rządy państw. Erytrea, Kamerun, Bangladesz – to niektóre z krajów, które wprowadziły zakaz używania jednorazowych toreb z tworzyw sztucznych. Należy do nich także Kenia, która poszła o krok dalej, zakazując zarówno produkcji, jak i wwożenia tego typu opakowań na teren kraju. Za złamanie tych przepisów grożą nawet cztery lata więzienia lub grzywna o równowartości do 145 tys. złotych. Także Unia Europejska podejmuje walkę z tym zjawiskiem. Od 1 stycznia 2018 r. w sklepach obowiązuje opłata za wydawane przy kasach foliowe torby. Popularne wśród konsumentów reklamówki są szczególnie szkodliwe dla środowiska. 1 kilka – kilkanaIch „żywot” trwa najczęściej tylko
marzec 2019
POLITYKA I GOSPODARKA ście minut w drodze ze sklepu do domu. Chwilę później stają się niczym więcej niż odpadem, którego niewłaściwa utylizacja może stać się zagrożeniem dla środowiska. Ten zakaz nie objął jednak tzw. zrywek wciąż często używanych przy pakowaniu warzyw czy pieczywa. Parlament Europejski zdecydował, że do 2021 r. ze sklepów i restauracji na terenie UE mają zniknąć zbyt małe, aby poddać je recyklingowi, produkty z tworzyw sztucznych takie jak sztućce czy patyczki do uszu. Szerokim echem odbiła się również, promowana przez celebrytów, akcja zaprzestania używania słomek. Mimo to badacze szacują, że przy utrzymaniu aktualnych trendów w roku 2050 będziemy świadkami poważnych negatywnych zmian w zakresie degradacji środowiska, jak i klimatu. Już za 31 lat łączna masa plastikowych odpadów w oceanach ma przekroczyć wagę wszystkich zamieszkujących je ryb.
Plastikowa przyszłość? Laptop, autobus, rezonans magnetyczny – wszystkie te urządzenia w mniejszym lub większym stopniu są wytworzone z tworzyw sztucz-
26–27
/ ochrona środowiska
nych. Nie ma wątpliwości, że od Wystawy Międzynarodowej w Londynie, gdzie w 1862 r. zadebiutowała ta grupa materiałów, były one nieocenionym motorem wzrostu dla postępu technicznego. Przez ten czas tworzywa sztuczne, dzięki swojej niskiej cenie i wytrzymałości, zdołały jednak wyprzeć naturalne materiały z wielu produktów, a szczególnie z ich opakowań. Wciąż trwają pracę nad ekologicznymi zamiennikami plastiku. Jednym z nich może stać się opracowana
Najbardziej niebezpieczne dla zdrowia są jednak unoszące się w oceanach drobinki mikroplastiku. przez zespół z fińskiego uniwersytetu Abo Akademi nanoceluloza, która powstaje w wyniku tysiąckrotnego dzielenia włókien celulozy pochodzących z drewna. Co ciekawe, jej wytrzymałość jest porównywalna z kevlarem przy zachowaniu
pełnej biodegradowalności. Ze swoim pomysłem wyszła też brytyjska firma Skipping Rocks Labs, która pod nazwą Ooho! promuje rozpuszczalne, produkowane z alg morskich opakowania na wodę, które mają kształt dużej kapsułki i mogą być połykane przez konsumentów. Polską odpowiedź na problem plastikowych odpadów daje firma BIOTREM, produkująca jednorazowe talerze i sztućce z otrębów. Decydującym czynnikiem, przez który te rozwiązania nie były w stanie się jak dotąd przebić do masowej produkcji, jest wysoka cena w porównaniu z tworzywami sztucznymi. Komplet 100 sztuk otrębowych talerzyków kosztuje 80 zł, przy czym za porównywalną liczbę plastikowych odpowiedników trzeba zapłacić w sklepie jedynie ok. 10 zł. Wyważonym rozwiązaniem wydają się produkty wielorazowego użytku takie jak materiałowe torby czy pojemniki na żywność używane zamiast foliowych reklamówek. Trudno sobie wyobrazić współczesne życie bez tworzyw sztucznych, ale każde opakowanie, które zostanie wykorzystane ponownie, wychodzi naprzeciw nieuchronnie zbliżającej się katastrofie ekologicznej. 0
Trochę kultury
kultura /
Polecamy: 28 FILM Porozmawiajmy... o polskim dokumencie Obalamy mit nudnego dokumentu
35 KSIĄŻKA Recenzje
fot. Tomasz Dwojak
Miasto bez króla, Testament wielkiego umysłu
36 MUZYKA Nowe szaty szatana Blackmetal
Podróż za kilka pesos HANNA GÓRCZYŃSKA rzez dziesięć dni nie spoglądam na kalendarz. Cieszę się spokojnymi dniami o smaku papai i czarnej, słodkiej kawy. W domu zamiast salsy leci Ace of Base, Queen i Led Zeppelin. Przez okno wpadają promienie słońca, które ogrzewają wychłodzone po nocy mieszkanie. Na ulicach pracownicy warsztatów samochodowych kilkadziesiąt razy dziennie pozdrawiają swoich sąsiadów. Po dwóch tygodniach wkładam między bajki historie wyrwane z Narcos. Moja Kolumbia to inny świat. Zanurzamy się w ulice Bogoty. Zanurzamy, bo przez dziesięć dni nigdy nie wychodzę z domu sama. Dzielnice, które mijamy po drodze, na pierwszy rzut oka niewiele się różnią między sobą. Niskie domy, nieokryte kable wystające ze ścian, wiele lokali usługowych. Dominują prywatne serwisy samochodowe i restauracje. Na każdym kroku wpadamy na fruterię – warzywniaki – i areperię, piekarnie z bogatym wyborem placków z kukurydzy i sera. Niemalże każdego dnia poruszamy się po mieście środkami komunikacji miejskiej. A tak naprawdę jedynym dostępnym, czyli autobusem. W ośmiomilionowym mieście nie rozbudowano podziemnej sieci pociągów. Warto dodać, że gęstość zaludnienia w Bogocie sięga 4310 osób/km², podczas gdy w Warszawie 3326 osób/km². TransMilenio, miejskie autobusy, które jeżdżą po oddzielnych buspasach, miały być odpowiedzią na niekończące się korki. Rozwiązaniem problemów milionów rodziców, którzy rano przez długie minuty docierają do przedszkoli i miejsc pracy. Pytam o projekt kilku Kolum-
P
Po dwóch tygodniach wkładam między bajki historie wyrwane z Narcos. Moja Kolumbia to inny świat.
bijczyków. Zdania są podzielone. Tak, autobusy TransMilenio docierają w dalekie zakamarki wielkiego miasta. Mimo to dojazd do pracy ciągle się dłuży, a powietrza nadal brakuje. Podczas podróży autobusem obserwuję publiczne wystąpienia mieszkańców Bogoty. Najpierw zapowiadają swoje występy. Potem włączają podkład muzyczny i zaczynają śpiewać. Trudno mi uwierzyć, że w tak zachwycający sposób można wykonać skomplikowaną kolumbijską serenadę w trzęsącym się TransMilenio, pędzącym z pracy do domu. Każdy kolejny usłyszany utwór jest inny, każdy bardziej radosny. Kolumbijczycy sami najlepiej radzą sobie z dłużącą się drogą w środkach transportu miejskiego. Poza lokalnymi artystami po pokładzie autobusu krążą drobni sprzedawcy. Oferują między innymi owocowe cukierki na sztuki i gazowane napoje. Nie brakuje także osób ubogich, zarówno Kolumbijczyków, jak i Wenezuelczyków (w 2018 roku 112 tys. Wenezuelczyków dotkniętych kryzysem opuściło swój kraj i osiedliło się w Kolumbii), które sprzedają jedynie lub aż historie swojego życia. Bez ogródek mówią o bezdomności, chorobie, emigracji. Niezależnie od aktywności, na którą się zdecydowali, wszyscy bohaterowie moich codziennych podróży proszą o symboliczne pesos. Ich droga jest podyktowana pragnieniem lepszego jutra. 0 Więcej o wrażeniach z krótkiego wyjazdu do Kolumbii i długiego pobytu w Chile przeczytacie na: okonaswiat.com
marzec 2019
FILM
/ polskie dokumenty
Szukam partnerki/partnera na imprezę u Mrs Molly. Tylko poważne propozycje
Porozmawiajmy o… polskim dokumencie Mimo ogromnego wyboru filmów dokumentalnych i nieustającego ich rozwoju wciąż rzadko sięgamy po ten gatunek. A to błąd – bo polskie dokumenty potrafią zaskakiwać. T E K S T:
I Z A B E L A TO M A S Z E W S K A
pewnością słyszałeś o Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, Nowych Horyzontach i Off Camerze. Może nawet chciałeś się wybrać na któryś z nich, tylko daleko i bilety drogie. A co jeśli krakowską Off Camerę zamienimy na poznańską Off Cinemę? Wstęp na pokazy konkursowe kosztował w tym roku całe 5 zł! Za dużo? W Kielcach pokazują najnowsze filmy całkowicie za darmo. Wystarczy pojawić się na festiwalu Nurt. A jeśli i to Cię nie przekonuje, Against Gravity odbywa się co roku w aż pięciu miastach w Polsce, również w Warszawie. Ale moment. Dlaczego tak tanio albo w ogóle za darmo? I dlaczego jeszcze na żadnym z tych wydarzeń nie byłeś? Odpowiedź jest tak samo prosta jak przykra. Łatwa, bo to zaledwie dwa słowa: filmy dokumentalne. Smutna, bo mit nudnego dokumentu jest wciąż obecny w wielu młodych głowach. Trwają często niecałe pół godziny. To mniej więcej tyle, co odcinek 19+. Koszty ich produkcji rzadko kiedy przekraczają fundusze na poziomie Ukrytej prawdy. Najczęściej nie występują w nich profesjonalni aktorzy. Zupełnie jak w Szkole. Jednak uchodzą za filmy ambitne, i to jest chyba ich największe przekleństwo. Na początek powiem Ci coś, ale uważaj, bo to może okazać się zaskakujące. Nie każdy dokument jest przeintelektualizowany. Nie wszystkie filmy tego gatunku roszczą sobie prawo do zbawiania świata. Coraz mniej jest w nich ekspertów prawiących morały i wykładających książkową, zakurzoną wiedzę. Mam wrażenie, że taki obraz pojawia się w głowie większości (szczególnie młodych) osób, na myśl o słowach „film dokumentalny”. Czas się tego paskudnego przekonania jak najszybciej pozbyć. Nadeszła chwila, by odczarować polskie kino dokumentalne, ponieważ otoczka, która do niego przylgnęła, zaczyna mnie irytować. Spróbujmy przekonać się do polskiego dokumentu.
Z
krywa swoją dawną pasję do aktorstwa, z której rodzi się marzenie – zwykły chłopak ze Śląska widzi siebie w przyszłości jako aktora światowej klasy, co najmniej drugiego Ala Pacino. Wydawać by się mogło – historia jak każda inna, ale bohater tej opowieści wciąż szuka pomysłu na siebie. W jego głowie stykają się dwie wizje własnej osoby: ta, która dla niego jawi się jako najlepsza i ta, która według otoczenia byłaby odpowiednia. Wewnętrzny konf likt pomiędzy wyobrażeniami, które stara się stworzyć, by zyskać akceptację otoczenia, jest silny i, na szczęście, dobrze widoczny na ekranie. Przez cały rok towarzyszymy chłopakowi w jego codziennych zmaganiach. Co ważne – reżyser nie wyśmiewa się z głównego bohatera, nie ocenia jego decyzji, przez co i my, oglądając film, nie chcemy krytykować chłopaka, mimo że prawdopodobnie, gdybyśmy spotkali go na żywo, nie bylibyśmy tak wyrozumiali. Siła Call me Tony tkwi w „zwyczajności” głównego bohatera. Kto z nas od początku wiedział, czym chce zajmować się w życiu? Kim nie targały sprzeczne emocje? Kto nie szukał akceptacji i zrozumienia? „Zwyczajność” ujęłam jednak w cudzysłów, ponieważ zwyczajni możemy być jedynie na obrazku. W życiu każdy jest inny, ma własne marzenia, własne cele, własną wyjątkową historię. Po obejrzeniu filmu, proponuję nazwać go
Nie wszystkie filmy tego gatunku roszczą sobie prawo do zbawiania świata. Call me Konrad (bo tak brzmi imię głównego bohatera), jako wyraz akceptacji samego siebie. Po co chować się za Tonym?
Call me by my name
Siła bliskości
Może Call me Tony Klaudiusza Chrostowskiego? To historia 18-letniego chłopaka, który niedługo ma zdać maturę. Uwielbia sport i kulturystykę. Jest fanem Tony’ego Montany z Człowieka z blizną. Poza tym na nowo od-
Nasza klątwa to obraz już nieco odbiegający od studenckiej rzeczywistości, niemniej niezwykle ważny. Reżyser, Tomasz Śliwiński, postanowił w nim przenieść na ekran swoją historię. Robi to w osobisty, intymny
28–29
sposób. Film pokazuje wycinek z pierwszych miesięcy życia jego syna. Chłopiec urodził się z rzadką chorobą, która uniemożliwia oddychanie podczas snu, czasem też po przebudzeniu. Na ekranie widzimy codzienne zmagania rodziców, momenty, kiedy mierzą się z lękiem i bezradnością, trudną pracę nad sobą, by opanować emocje i przyzwyczaić się do panującej sytuacji. Przede wszystkim obserwujemy jednak niezwykłą troskę o syna i wielką walkę o to by przetrwać najtrudniejszy czas. Jest to osobisty obraz ukazujący relacje rodzinne i emocje, z którymi mierzą się bohaterowie w obliczu ciężkiej choroby. Pozwolę sobie przenieść tę „ich” klątwę na wszystkie inne klątwy, z jakimi stykamy się w życiu. Opowieść Śliwińskiego może śmiało posłużyć jako filmoterapia. Mimo że historia na pierwszy rzut oka wydaje się depresyjna, bije z niej niezwykła siła bliskości i troski o drugiego człowieka, która pozwala pokonać najtrudniejsze przeszkody. Film został nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy dokument krótkometrażowy. Niech więc to będzie wystarczającą rekomendacją.
„Nauczyli mnie mnóstwa mądrości” Na koniec może coś lżejszego? Sytuacja, z którą bez wątpienia wszyscy mieliśmy do czynienia: nauka wiersza na pamięć. Kto nie przeżył tego w podstawówce? Jedni z łatwością wkuwali kolejne wersy, inni wyzywali wtedy nauczycieli, rodziców, cały ten okropny, dorosły świat. Nauka w reżyserii Emi Buchwald opowiada o tym, jak w pewnej szkole dzieci mają nauczyć się na pamięć wiersza Tuwima o tym samym tytule. Kamera towarzyszy uczniom i ich rodzicom podczas przygotowywań do recytacji. Wystąpienie przed całą klasą stawia dzieci w sytuacji, w której po raz pierwszy muszą zaprezentować się przed publicznością i opanować stres. Ponadto treść wiersza okazuje się w wielu momentach niezrozumiała dla młodych odbiorców. Rodzice tłumaczą dzieciom poszczególne słowa, starają się dotrzeć do ich młodych głów. Nie jest to proste w przypadku utworu, który powstał prawie sto lat temu, podczas gdy dla dzieci wydarzenia sprzed zaledwie pięciu lat brzmią jak prehistoria. Zabawne, bo wiersz, którego mają
polskie dokumenty /
się nauczyć, o tym właśnie opowiada. Film Buchwald to dowcipny komentarz całego systemu edukacji. Z jednej strony czujemy się bezpiecznie w jego ramach – przecież wszyscy tego doświadczyliśmy, z drugiej – tak łatwo go krytykujemy. Przyglądanie się dzieciom na różnych etapach nauki z pewnością wywołuje uśmiech na twarzy, ale już końcowe sceny prezentacji wiersza sprawiają, że czujemy się nieco nieswojo. Wspomnienia z czasów podstawówki przenikają się z doświadczeniami dzieci. I nagle z prostej historyjki o wierszyku dochodzimy do momentu, w którym jeden z bohaterów płacze, a my mocniej zaciskamy zęby.
Zanurz się w nurt dokumentu Możliwości jest mnóstwo, bo i wybór ogromny. Wśród polskich dokumentów znajduje się wiele poruszających trudne tematy. Na szczęście nie zawsze są przekazywane przez mądre głowy z tytułami profesorskimi. Bywają to opowieści niezwykle osobiste, pełne gorzkich przemyśleń, ale i odbudowujące wiarę w człowieka. Polskie kino dokumentalne to nieprzenikniona przestrzeń rozważań o młodości i poszukiwaniu własnych wartości. O dorastaniu. O miłości, nie tylko cukierkowej, jak to często bywa w fabularnych romansach. O podróżach, przy których Ameryka Express staje się wycieczką po bułki do pobliskiego sklepiku. O skomplikowanych relacjach rodzinnych. O każdym temacie, który Cię ciekawi, a którego scenariusz napisało życie. Do dokumentów trzeba mieć otwartą głowę. Trzeba myśleć. Zadawać pytania. Nie zawsze odpowiedzi znajdujemy od razu. Jeśli podejdziemy do seansu z odpowiednim nastawieniem, przeprawa przez kręte drogi polskiego dokumentu może okazać się niesamowitą przygodą dla naszego umysłu, wyzwoleniem uczuć i prawdziwą przyjemnością. Polacy robią naprawdę dobre filmy dokumentalne – nie mamy się czego wstydzić. Polskie kino dokumentalne jest doceniane za granicą, organizuje się coraz więcej festiwali i pokazów o tej tematyce. Coraz częściej odchodzi się od starego, nudnego schematu scenki i naukowego komentarza jako narracji. Zamiast kolejnej komedii romantycznej w cukierkowej otoczce, które tak kochamy, może warto następnym razem obejrzeć jeden z wielu polskich dokumentów? Daj szansę temu gatunkowi i – jak głosi hasło jednego z festiwali filmów dokumentalnych – pozwól sobie zanurzyć się w Nurt dokumentu. 0
FILM
Nauka (2016) Reżyseria: Emi Buchwald Scenariusz: Emi Buchwald Zdjęcia: Tomasz Gajewski Montaż: Anna Gontarczyk Produkcja: Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa Telewizyjna i Teatralna (Łódź) Barwny, 20 min
Call me Tony (2017) Reżyseria: Klaudiusz Chrostowski Scenariusz: Klaudiusz Chrostowski Zdjęcia: Michał Łuka Montaż: Sebastian Mialik Produkcja: P. C. Forum Barwny, 58 min
Nasza klątwa (2013) Reżyseria: Tomasz Śliwiński Scenariusz: Tomasz Śliwiński Zdjęcia: Tomasz Śliwiński, Magda Hueckel Montaż: Justyna Król, Tomasz Śliwiński Produkcja: Warszawska Szkoła Filmowa Barwny, 27 min marzec 2019
FILM
/ recenzje
Kobiece intrygi w VIII aktach przyjaciółki, lady Sarah (Rachel Weisz). Do czasu aż na dworze pojawia się kuzynka tej ostatniej, Abigail (Emma Stone), która zręcznie wkrada się w łaski królowej. Rozpoczyna się walka o władzę, sympatię i wpływy. Lantimos zdołał po mistrzowsku oddać złożoność postaci oraz relacji między nimi. Bohaterowie są tu na zmianę łagodni i bezwzględni, naiwni i podstępni, szczerzy i zakłamani – to czyni ich też najbardziej ludzkimi z całego katalogu antypatycznych, beznamiętnych bohaterów poprzednich filmów Greka. Duża w tym zasługa obsady, szczególnie Olivii Colman, która w swojej roli umiejętnie lawiruje pomiędzy budzącą współczucie kaleką, zdziecinniałą choleryczką i zimną manipulantką. Poza ukazaniem relacji w pierwszoplanowym trójkącie Królowa-Abigail-Sarah najważniejszym wątkiem jest spór między dwoma stronnictwami politycznymi na temat przedłufot. materiały prasowe
żenia wojny z Francją. Tu także mamy do czynienia z walką o wpływ nad królową, tym razem
Faworyta (reż. Jorgos Lantimos) Premiera: 08.02.2019
między premierem Gadolphinem (James Smith), a liderem opozycji, Robertem Hurleyem (Nicholas Hoult). Ich postacie stanowią główny element komediowy. Gadolphin jest szczególnie przywiązany do kaczki, a Hurley do makijażu, pięknych strojów i plotek. Reprezentują oni cały dwór, równie zepsuty, oddający się pijaństwu i prymitywnym rozrywkom. Oryginalność filmu potęguje forma. Sceny kręcone były przy naturalnym świetle, co tworzy kontrast pomiędzy otwartą przestrzenią a zacienionym wnętrzem zamku. Uwagę zwracają charakterystyczne, niepokojące kadry, częste ujęcia od dołu i stosowanie
Najnowszy film greckiego reżysera to kino na wskroś autorskie, choć oparte na goto-
efektu rybiego oka. Podział na akty dodaje teatralności i odejmuje realizmu. Choć momen-
wym scenariuszu. Korzystając z materiału idealnego na klasyczny dramat kostiumowy,
tami film traci tempo, to do końca trzyma widza na skraju fotela, co już samo w sobie jest
Lantimos stworzył coś na kształt groteskowego thrillera psychologicznego. Udało mu
wystarczającą rekomendacją dramatu historycznego, który ponadto okazuje się zaska-
się zachować w nim typową dla siebie niejednoznaczność gatunkową i rosnące w miarę
kująco uniwersalną opowieścią o ludzkiej naturze.
ULA SZURKO
postępu filmu napięcie pomiędzy trzema głównymi bohaterkami. Anglia, początek XVIII w., władzę w kraju teoretycznie sprawuje królowa Anna (Olivia ocena:
Colman) – w praktyce jednak schorowana i infantylna monarchini ulega wpływom bliskiej
88888
Wimbledon jest po drugiej stronie ojcem-trenerem. Podróżują po Polsce, ale raczej tej prowincjonalnej, odwiedzając chociażby Oławę pod Wrocławiem czy Mazury. Ich życie biegnie od turnieju do turnieju. W niczym nie przypominają one jednak tych znanych z telewizji. Towarzyszy im bardzo uzdolniony tenisista w wieku Wiktorii – Igor – którego kariera momentami staje się dla Macieja ważniejsza niż córka. Reżyser f ilmu, który zresztą sam ma za sobą przeszłość w tym sporcie – świetnie przedstawia realia polskiego tenisa, gdzie często całe turnieje odgrywane są na nierównych kortach, a sędziowie bywają bezwstydnie stronniczy. Wreszcie – karierą nierzadko kieruje nie tyle trener, ile bogaty rodzic, stawiający niemożliwe wymagania, podczas gdy młody zawodnik nie ma nic do powiedzenia. Nie jest to jednak hermetyczna opowieść dla fanatyków tenisa, a raczej niefot. materiały prasowe
zwykle realistyczna i kameralna historia o relacjach ojca z córką, dla której kariery
Córka trenera (reż. Łukasz Grzegorzek) Premiera: 01.03.2019 Dystrybutor Córki trenera nie mógł wymarzyć sobie bardziej korzystnego mo-
poświęcił zarówno życie osobiste, jak i ciepłą posadkę trenera amatorów w jednym z warszawskich klubów tenisowych. Dzieło Grzegorzka to też f ilm o dorastaniu i pierwszych miłościach, które muszą zejść na dalszy plan, gdy priorytetem jest kariera. Reżyser nie pokazuje tego jednak w sposób oczywisty, obraz pozbawiony jest banałów, charakterystycznych dla f ilmów o dorastaniu. Trio głównych bohaterów na swojej drodze napotyka szereg nietuzinkowych postaci, które wprowadzają Wiktorię i Igora w świat alkoholu i papierosów. Na uwagę zasługują również zdjęcia Weroniki Bliskiej, które świetnie ukazują absurdy polskich małych
mentu dla premiery tego f ilmu – w listopadzie ubiegłego roku karierę zakończyła
miasteczek – chociażby graff iti ,,Wimbledon jest po drugiej stronie” na zniszczo-
Agnieszka Radwańska i wszelkie nadzieje polskiego tenisa pokładane są w siedem-
nej ściance tenisowej gdzieś pod Oławą.
nastoletniej Idze Świątek oraz dwudziestojednoletnim Hubercie Hurkaczu. Co więcej,
Córka trenera , pomimo słabego aktorstwa Karoliny Bruchnickiej, grającej ty-
renesans w światowym kinie przeżywa gatunek coming-of-age , czego najlepszym
tułową rolę, jest f ilmem naprawdę dobrym i realistycznie przedstawiającym
dowodem jest sukces produkcji takich jak Lady Bird (2018) Grety Gerwig czy Tamte
dorastanie. To także, a może wręcz przede wszystkim, wzruszająca opowieść
dni, tamte noce (2018) Luki Guadagnina. Filmy realistycznie podchodzące do tematu
o porzucaniu marzeń i towarzyszącej od zawsze ambicji – i jako taka nabiera uni-
dojrzewania są jednak nadal nieobecne w polskiej kinematograf ii.
wersalnego charakteru.
Córka trenera to f ilm drogi, w którym kamera nieśpiesznie podąża za Wiktorią, siedemnastoletnią, obiecującą tenisistką, i Maciejem (świetny Jerzy Braciak), jej
30–31
ocena:
88889
HANNA SOKOLSKA
recenzje/
FILM
Bądź jak Lazzaro nie propagandowy i obrażający inteligencję widzów. Alice Rohrwacher stworzyła historię klasyczną, wręcz anachroniczną, choć oczywiście z delikatną domieszką (post)modernistycznej samoświadomości i intertekstualności. Szczęśliwy Lazzaro jest niejako pastiszem przypowieści i hagiograf ii. Nie można powiedzieć jednak, że reżyserka traktuje swoich bohaterów z góry. Wręcz przeciwnie, historia i sama postać Lazzara sprawiają wrażenie niezwykłych, niemal boskich. Rohrwacher ciekawie łączy inspiracje zarówno monumentalnymi symbolami, jak i bardziej naturalistycznymi społecznie zaangażowanymi dziełami. W f ilmie odnajdziemy zarówno metaforyczne, niemalże religijne sceny, jak i wątki poruszające problematykę wyzysku, biedy czy klasowych podziałów. Dzieło włoskiej reżyserki możfot. materiały prasowe
na też odczytywać jako krytykę kapitalizmu.
Szczęśliwy Lazzaro (reż. Alice Rohrwacher) Premiera: 08.03.2019
Warto również zwrócić uwagę na aspekty formalne dzieła. Taśma 16 mm, na której nakręcono f ilm, dodaje mu charakterystycznego ziarna, tworząc baśniowy, niemal oniryczny nastrój. W scenach kręconych w wiosce twórcy używają często lekko prześwietlonych kadrów, a scenograf ia i kostiumy mają wyłącznie pastelowe barwy. Włoska prowincja wydaje się tu miejscem sielskim, niejako wyjętym z innej epoki. Film Rohrwacher jest dziełem przesiąkniętym humanizmem, a sam Lazzaro – ucieleśnieniem idealizmu i dobroci. Tych, którzy zwracają uwagę na f ilmowe wyróż-
Lata 90. Gdy w całej Europie już dawno zniesiono system oparty na podziałach
nienia, być może przekona nagroda za najlepszy scenariusz na festiwalu w Cannes.
klasowych, na południu Włoch znajduje się odcięta od świata wioska, w której nadal
Szczęśliwy Lazzaro to dzieło aspirujące do bycia klasykiem od dnia premiery. A sam
panują stosunki feudalne i nikt nie słyszał o dowodach osobistych czy powszechnej
koniec f ilmu pozostawia widza z uczuciem nadziei i moralnego piękna.
Tomasz DWOJAK
edukacji. Jednym z mieszkańców wsi jest Lazzaro – młodzieniec uczynny, szczery i… prawdopodobnie przyszły święty. Filmów bezpośrednio traktujących o metaf izyce czy duchowości kręci się obecnie niewiele, a jeszcze mniej takich, które robią to w wyważony sposób, a nie skraj-
ocena:
88887
Monument. Ciemna noc. Zaczyna się, podobnie jak w debiucie Szelc, niepokojąco: grupa studentów hotelarstwa wyjeżdża na praktyki i podczas postoju jeden z nich znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Reżyserki jednak nie interesuje śledztwo – zniknięcie szybko uznane jest za dezercję i utratę szansy na staż, a reszta młodych kelnerów i kelnerek dojeżdża do hotelu, w którym muszą zmagać się z jego surową menedżerką. Trudno jest zorganizować w f ilmowej przestrzeni miejsce dla dwadzieściorga równorzędnych postaci, a Monument to w końcu dyplom aktorski, którego głównym zadaniem jest dać miejsce na pokazanie umiejętności świeżo upieczonym absolwentom. Szelc wychodzi z tego obronną ręką w bardzo sprytny sposób – kolejne, niekończące się wręcz rozmowy, poza wspomnianym pokazem umiejętności, mają na celu uśpić czujność widza. Jednocześnie reżyserka stosuje nagłe i złofot. materiały prasowe
wieszcze kilkusekundowe przebitki wyciągające publiczność z letargu zbudowa-
Monument (reż. Jagoda Szelc) Premiera: 15.03.2019 Taki mamy klimat, że wszystko można ze sobą zestawiać. Jeżeli więc polskich twór-
nego poprzez ciągnące się rozmowy i przekazać obietnicę czegoś więcej w dalszej części f ilmu. Szelc wie też, jak się z tej obietnicy się wywiązać. Reżyserka upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu: dała studentom możliwość wpisania swojego występu do CV (a są to w zasadzie bez wyjątków solidne występy) i zarazem nie straciła autorskiego pazura znanego z Wieży. Jasnego dnia.
Monument ma niemal bliźniaczy charakter. Jest jednak bardziej ukierunkowany i nieprzewidywalny. Jeśli weźmie się pod uwagę bardzo ograniczone środki (które Szelc barwnie porównuje: Zrobienie filmu za 100 tys. w 6 miesięcy jest jak uszycie suk-
ców filmowych spróbować porównać do zjawisk pogodowych, atmosferycznym odpo-
ni ślubnej w 30 min. za 50 zł), tym bardziej należy się pochwała reżyserce i całej reszcie
wiednikiem Jagody Szelc byłaby burza ciskająca piorunami.
ekipy za stworzenie prawdziwie autorskiego dzieła w tych trudnych warunkach.
Michał Kurowski
Autorka wtargnęła do zbiorowej świadomości widzów f ilmem Wieża. Jasny
dzień , nakręconym jeszcze w czasach, gdy była studentką Łódzkiej Szkoły Filmowej. Niemal od razu po premierze debiutu zabrała się za tworzenie drugiego dzieła, które jest jednocześnie dyplomem studentów aktorstwa. Wcześniej o taki eksperyment pokusił się rektor f ilmówki, Mariusz Grzegorzek, a jego wynikiem był Śpie-
wający obrusik. Jednak Monument jest znacznie bardziej przystępny dla widza. Przynajmniej na początku.
ocena:
88887 marzec 2019
FILM
/ recenzje
Gdy sztuka zabija Nie sama akcja stanowi jednak o sile tego filmu, składają się na nią poszczególne sceny i kwestie wypowiadane przez grono niezwykle barwnych i przerysowanych postaci granych przez znanych aktorów – w rolę podstarzałego, cierpiącego na brak weny artysty wciela się John Malcovich, w buyerkę – Toni Collette, a we właścicielkę galerii – Rene Russo. Wszystkich tych bohaterów łączy powierzchowność, postrzeganie sztuki wyłącznie jako biznesu, wreszcie niezwykłe zblazowanie. Gwiazdą filmu zdecydowanie jest Gylenhaal, którego rola bezdusznego krytyka przypomina nieco kultową już kreację Meryl Streep w Diabeł ubiera się u Prady. Na uwagę w szczególności zasługuje scena, w której bohater poddaje krytyce trumnę, głośno komentując, że nie wyobraża sobie spędzenia wieczności w czymś tak obrzydliwym.
Velvet Buzzsaw (reż. Dan Gilroy) Premiera: 01.02.2019 (Netflix)
fot. materiały prasowe
Jak przystało na dzieło kampowe, Velvet Buzzsaw wymyka się definicjom gatunkowym. Jest to na pewno satyra, mieszanka kina gatunkowego – czarnej komedii i horroru. Niestety największą wadą tego filmu jest to, że reżyser trochę się w tej, jakże postmodernistycznej, formie gubi. Wprowadza wątki, które nie zostają do końca zrealizowane, zbyt ostro oddziela część satyryczną od elementów wyjętych z horroru, co ze względu na dość przewidywalną fabułę się nie broni. Choć w filmie tym realia rządzące współczesnym światem sztuki są na pewno ukazane lepiej niż choćby w szwedzkim The Square (2017) Rubena Östlunda nomino-
Pierwsze słowo, które przychodzi na myśl podczas oglądania Velvet Buzzsaw – nowego za-
wanym w ubiegłym roku do Oscara, to ze względu na obraną konwencję w drugiej połowie filmu
kupu Netflixa, prezentowanego na tegorocznym festiwalu Sundance – to kamp. Zjawisko to,
schodzą one na dalszy plan.
najlepiej opisane w 1964 r. w słynnych Notatkach o kampie przez literatkę Susan Sontag, odno-
Trudno jest jednoznacznie ocenić tak dziwny film. Błędem jest szufladkowanie go jako po
si się do umiłowania sztuczności i pozy, mieszania stylów, wreszcie szeroko pojętej przesady.
prostu kolejnej amerykańskiej parodii gatunkowej, bo można wyróżnić w nim jakąś niejedno-
Film Dana Gilroya oparty jest na prostej fabule – w światku sztuki Los Angeles, którego kró-
znaczną refleksję na temat roli współczesnej sztuki (w tym celu naprawdę warto obejrzeć sce-
lem jest krytyk Morf Vanderwalt (Jake Gylenhaal), któregoś dnia pracownica jednej z najbardziej
nę towarzyszącą napisom końcowym). Z pewnością natomiast jest to produkcja dość prosta
znanych galerii odnajduje tysiące prac niedawno zmarłego sąsiada. W przeciągu paru tygodni
w odbiorze, która tym samym może trafić do szerokiego grona widzów.
jego nazwisko staje się niezwykle znane, a różne osoby ze środowiska zaczynają ginąć w niepokojących okolicznościach.
ocena:
88877
Hanna Sokolska
Amerykańska kinder niespodzianka Twórcy stopniowo otwierają przed widzami kolejne warstwy matrioszki, ukazując coraz głębsze zakamarki fabuły i przeszłości postaci. Każda kolejna część tytułowej rosyjskiej lalki wydaje się jednakowa, do momentu aż dotrze się do ostatniej – najcięższej i wypełnionej od środka. Podobnie odkrywane są informacje o głównej bohaterce, a w efekcie jej pozornie pusta osobowość nabiera wagi i staje się zrozumiała. Ostatecznie też Nadia wydaje się zaledwie małą dziewczynką, na której życie nałożyły się niefortunne doświadczenia.
Russian doll wyróżnia się spośród innych produkcji Netflixa. Ścieżka dźwiękowa, w tym powracające z każdym odrodzeniem się bohaterki w łazience Gotta Get Up Harry’ego Nilssona, dopasowana jest do mrocznego, a zarazem komediowego klimatu, który ucieszy widzów szukających niebanalnego humoru. Soundtrack wzmacnia również gradację zamieszania w fabule. Wraz z doskonałym montażem i ciekawą pracą kamery sprawia to, że w pierwfot. materiały prasowe
szych odcinkach widz czuje się wręcz odurzony oglądaniem i utożsamia się z Nadią, a później
Russian Doll (sezon 1) Premiera: 01.02.2019 (Netflix)
nie jest w stanie wyrwać się z hipnotyzującego seansu. Warto wspomnieć również o obsadzie obf itującej w aktorów znanych z serialu
Orange Is The New Black. Natasha Lyonne nie jest jedyną aktorką z tej serii, ani jedyną, która ponownie odgrywa niemal taką samą postać z wspomnianej produkcji Netflixa. Mimo że dla stałych użytkowników platformy może to wyglądać jak deja vu, Natasha Lyonne jako Nadia czy Dascha Polanco jako Beatrice idealnie pasują do swoich ról. Przyjemna, ośmioodcinkowa produkcja niestety pozostawia widza bez odpowiedzi na
Zatrzymanie w pętli czasowej to motyw, który pojawił się na ekranach już niejednokrotnie.
niektóre pytania. Zakończenie jest zrozumiałe, ale dlaczego właśnie tak, a nie inaczej po-
Zazwyczaj jedynym sposobem na uwolnienie się z takiej pułapki jest radykalna zmiana czegoś
toczyła się akcja? Pewne kwestie pozostają niejasne. Być może autorzy chcieli stworzyć kli-
w swoim życiu lub zachowaniu. Na pierwszy rzut oka, gdy poznajemy główną postać serialu
mat mistycyzmu i dlatego nie ujawnili wszystkiego, wywołuje to jednak raczej efekt lekkie-
Russian doll – wulgarną hedonistkę − wydaje nam się, że cała zagadka jest prosta. Wszechświat
go rozczarowania. Serial jednak prawdopodobnie będzie miał kontynuację, co daje szansę na
uznał, że powinna się zmienić. Po wyjściu z imprezy z okazji swoich 36 urodzin Nadia umiera
wyjaśnienia, które zaspokoją zdezorientowanych widzów.
Julia kieczka
i „budzi się” kilka godzin wcześniej, w momencie gdy podczas przyjęcia patrzy w lustro w łazience. Wraz z kolejnymi odcinkami sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Pojawia się Alan, który jest całkowitym przeciwieństwem głównej bohaterki. Łączy ich jednak utknięcie w klatce czasu. Powtarzanie własnych urodzin może jeszcze nie wydaje się tragedią, ale już ciągłe odtwarzanie chwili odrzucania zaręczyn nie jest zachęcającą perspektywą.
32–33
ocena:
88887
biblioteczka/
KSIĄŻKA
Jaki jest najpięknieszy most w Anglii? Most Beautiful. #słabeżarty
Wielka literatura Popkultura często kojarzona jest z tanią rozrywką dla mas i mało kto zauważa jej prawdziwy sens czy czynniki, które ją ukształtowały. Prezentujemy subiektywne spojrzenie redaktora naszego działu na ten temat. T E K S T:
D o m i n i k T r ac z
świecie, gdzie wszystko nabiera pędu i może nie ma czasu, by przystanąć i poświęcić chwilę na refleksję; gdzie rutyna co rusz odbiera barwy i zaciera to, co powinniśmy dostrzegać bez namysłu, mało kto zwraca uwagę na sens tego, czym współczesna rzeczywistość jest przesycona. Nikt nie wnika również w źródło takiego stanu rzeczy. W kinie odbiorca otrzymuje kolejny film, który zapamięta lub zapomni na chwilę po wyjściu z sali. Muzyka to głównie płytkie brzmienie, takie jak dziesiątki jemu podobnych, którego
W
dyfikowaniem klasyków wpływa na ich coraz głębsze zakorzenienie u stóp popkultury, jak i kultury w ogóle.
Klasyka a rzeczywistość Analizując współczesną popkulturę, najrozsądniej byłoby skupić się wyłącznie na literaturze XX w., bo to ona wywarła bezpośredni wpływ na kierunek, w którym idą autorzy obecnych dzieł kultury. Przesłania, aluzje i inspiracje motywami do opowieści znanych twórców minionego stulecia zauważalne są nie
W kinie odbiorca otrzymuje kolejny film, który zapamięta lub zapomni na chwilę po wyjściu z sali. Muzyka to głównie płytkie brzmienie, takie jak dziesiątki jemu podobnych, którego miło posłuchać dla bezrefleksyjnej satysfakcji. miło posłuchać dla bezrefleksyjnej satysfakcji. Trudno jest odnaleźć w ludziach pierwiastek wrażliwości, który nie pozwoli zaszufladkować pojęcia kultury, tylko rozwinie je i nada mu wielowymiarowości. Trudno także przy tak powszechnej kategoryzacji kultury i przywiązaniu do pustej rozrywki dla mas spojrzeć chłodnym okiem na aspekty, gdzie owa kultura faktycznie występuje. A można ją odnaleźć zasadniczo wszędzie, ponieważ stanowi trzon współczesnej popkultury. Dlatego też, mimo że współcześnie przeważająca część społeczeństwa zdaje się nie dostrzegać jej różnorodności i obecności w swoim otoczeniu, twórcy wciąż starają się dawać światu powody do zainteresowania się tematem i zejścia do korzeni. Kluczowym determinantem istnienia wielu współczesnych dzieł jest klasyka gatunku, najczęściej literacka. Twórcy chętnie sięgają do motywów i historii, które zapisały się w jakiś sposób w zbiorowej świadomości i wspomagając się znanymi opowieściami, przedstawiają własne dzieła. Niejednokrotnie też zdarza się, że artyści, którym obca jest wartość wyrazu artystycznego, korzystają z klasyki, by zapewnić sobie dogodną pozycję w wyścigu po pieniądze. Nie ma znaczenia, czy zabiegi twórców są mniej czy bardziej moralne – jakiekolwiek działanie powiązane z inspirowaniem się i mo-
tylko w podobnych im dziełach kultury wysokiej, lecz także w kulturze masowej i rozrywkowej, gdzie, wbrew pozorom, przeciętny zjadacz chleba nie oczekiwałby analogii do pereł literatury. Należy także zaznaczyć, że owe nawiązania tyczą się nie tylko współczesnej literatury popularnej, lecz także dzieł filmowych, muzycznych, teatralnych i, wbrew pozorom, twórczej działalności internautów. Rozpatrując tę kwestię w kontekście wybra-
fijnych, na podstawie których swoje dzieła tworzyli późniejsi autorzy, mniej lub bardziej szanujący klasyczny pierwowzór. Sukces Puza był szeroko komentowany wśród twórców. Jedni – widząc potencjał w mafijnych historiach – zaczęli pisać własne, często w formie reportaży, jak seria powieści Masy o gangsterskich porachunkach na naszym ojczystym podwórku. Drudzy – traktując Ojca chrzestnego jako markę – zaczęli masowo tworzyć powieści o podobnej strukturze i historii lub, jak w przypadku głośnej książki 365 dni Blanki Lipińskiej, zapewnić sobie skuteczny marketing (blurb: Powieść ta to jakby skrzyżowanie „Ojca chrzestnego” i „Pięćdziesięciu twarzy Greya”). Co więcej, ekranizacja Coppoli zaszczepiła w społeczeństwie obrazy i kwestie, które do dziś są cytowane, choć część osób prawdopodobnie nie zdaje sobie nawet sprawy z pochodzenia tak kultowych zwrotów jak propozycja nie do odrzucenia. Orwell z kolei, w Roku 1984 stworzył i wprowadził pojęcie Wielkiego Brata (z ang. Big Brother). Dokładnie to samo, które pół wieku później zostało spopularyzowane przez holenderską telewizję w postaci głośnego reality show. Natomiast motyw nawiedzonego hotelu, który wciąż jest chętnie podejmowany przez pisarzy i filmowców, pochodzi od Lśnienia Stephena Kinga, z 1977 r. Co więcej, za sprawą słynnej ekranizacji Stanleya Kubricka,
Kluczowym determinantem istnienia wielu współczesnych dzieł jest klasyka gatunku, najczęściej literacka. Twórcy chętnie sięgają do motywów i historii, które zapisały się w jakiś sposób w zbiorowej świadomości. nych klasycznych utworów, należałoby przytoczyć m.in.: Ojca chrzestnego Maria Puza, Wielkiego Gatsby’ego Francisa Scotta Fitzgerlada, Lśnienie Stephena Kinga czy Rok 1984 Orwella. Każda z tych pozycji jest asem w swoim gatunku, biorąc pod uwagę literaturę ubiegłego wieku. Co więcej – każda wpłynęła na popkulturę w innym aspekcie. Ojciec chrzestny sprecyzował gatunek i formę opowieści ma-
kwestie come play with us i Here’s Johnny! nadal tkwią w świadomości entuzjastów kunsztu reżysera oraz dobrego kina grozy.
Niepozornie ważna kultura Jednak kultura ujawnia się także w zgoła innej formie wyrazu artystycznego, często kategoryzowanej jako pustej i bezrefleksyjnej rozrywki internautów. Nietrudno się dziwić
marzec 2019
KSIĄŻKA
/ biblioteczka
takiej tendencji, ponieważ obecnie internet jest zasypywany przez dowcipy niskiego poziomu z długonosymi małpami w roli głównej, a jawne odwołania do klasyki zostały częściowo przesłonięte bezrefleksyjną uciechą. Memy, bo o nich mowa, obecnie zdają się nieodłączną częścią wirtualnego humoru. Tworzone są w wielu bardziej lub mniej pomysłowych formach, z bardziej lub mniej wyrafinowanym smakiem. Cofając się do początków internetowego humoru z łatwością można odnaleźć inspiracje kultowymi pozycjami zarówno literackimi, jak i filmowymi czy malarskimi. Ich forma często jest ściśle powiązana z wybranymi autorytetami kultury, osobami, które są łatwe do zidentyfikowania przez internautów bądź swoim stylem bycia/filmową rolą zapisały się w zbiorowej świadomości. Przykładowo – mem przedstawiający Freddiego Mercury’ego w charakterystycznej dla niego pozie scenicznej, wcześniej wspomniana scena Here’s Johnny! z Kubrickowskiej ekranizacji Lśnienia czy stopklatka z Wielkiego Gatsby’ego, gdzie DiCaprio unosi lampkę szampana. Niemniej spotyka się także memy nawiązujące do sztuki malarskiej, często promowane przez autorów obytych z kulturą i wrażliwością artystyczną. Za przykład mogą posłużyć memy, tworzone przez założycielkę strony Kolejka do dziekanatu, parodiujące stereotypowe, choć wcale nie złudne, zachowania studentów. Posługując się bardziej lub mniej znanymi dziełami sztuki, potrafi rozbawić i jednocześnie zaszczepić w odbiorcach niejakie rozeznanie w tej gałęzi kultury oraz pierwiastek artystycznej wrażliwości, by tę formę wyrazu docenić.
Wielki Gatsby (reż. Baz Luhrmann)
Ojciec Chrzestny (reż. Francis Ford Coppola)
Odnaleźć sztukę Nie ma znaczenia, na jakim poziomie kulturalnym stoją dzieła nawiązujące do klasyki literatury. Ważne, że przemawiają one do zbiorowej świadomości społeczeństwa i pozostają w niej, czyniąc wielkie dzieła literatury światowej nieśmiertelnymi. Należy uzmysłowić sobie jednak, że znacząca część odbiorców te oczy wiste nawiązania może uznawać za autorskie pomysły twórców. Współczesny świat jest wręcz przesycony klasyczną literaturą. Jeśli się tego nie zauważy, takie odniesienie może zostać przez wielu zaszuf ladkowane jako mniej lub bardziej udany pomysł współczesnego artysty. Zamiast docierać do kolejnych umysłów i wzbudzać w ludziach wrażliwość na sztukę – taką najdostojniejszą, budowaną przez pokolenia literackich wirtuozów – odbiorcy na powrót zostaną zamknięci w klatce własnej krótkowzroczności. 0
34–35
Lśnienie (reż. Stanley Kubrick)
1984 (reż. Michael Radford)
recenzje/
KSIĄŻKA
Miasto bez króla Król kończy się w momencie, gdy Jakub Szapiro zostaje
siały znaleźć się sceny rozstrzeliwań, transportów do obo-
samozwańczym władcą Warszawy. Królestwo jest dalszą
zów koncentracyjnych, wspominane są przygotowania do
częścią tej historii, ale bokser nie odgrywa w niej już żad-
powstania w getcie. Nie są to jednak momenty, na których
nej znaczącej roli.
skupia się autor, a ich opisy są mało szczegółowe i pobież-
Szczepan Twardoch zazwyczaj nie przebiera w słowach.
ne. Historyczne zawirowania dotykają bohaterów bezpo-
Jego dotychczasowe książki cechują przede wszystkim
średnio, ale wojna nie zawsze jest ich największym proble-
bezpośredni, często wulgarny język oraz wszechobecne
mem. Synowie Jakuba, którzy w 1939 r. mają po dziesięć
zło i przemoc. Królestwo jest zupełnie inne.
lat, o wiele więcej uwagi poświęcają zrozumieniu, dlacze-
Opowiadana historia rozgrywa się w ruinach zniszczo-
go ich tata tak często znika z domu niż zastanawianiu się,
nej Warszawy, tuż przed końcem wojny. Osią wydarzeń
dlaczego ich pochodzenie powoduje, że są traktowani jako
jest teraźniejszość bohaterów – walka o przetrwanie
gorsi ludzie. Zrozumienie czasów, w których żyją, przycho-
w mieście zajętym przez Niemców. Narratorzy: Ryfka Kij
dzi dużo później.
i Dawid – syn Szapiry – nie opowiadają jednak tylko o tym.
Królestwo nie szokuje, ale zaskakuje. Subtelny jak na
Często wracają do tego, co działo się tuż przed wybuchem
Twardocha język, sposób prowadzenia akcji i odkrywania
II wojny światowej albo wybiegają w przyszłość, nakreśla-
szczegółów historii sprawia, że jest to powieść różna od
jąc dalsze losy poszczególnych postaci. Czytelnikowi może
napisanych przez niego do tej pory. Bohaterowie nie są
wydawać się, że narratorzy to postacie wszechwiedzące
przesiąknięci złem, okazują uczucia, płaczą, złoszczą się
– mówią o wydarzeniach, w których nie mogli brać udzia-
i wzruszają. Autor poświęca szczególnie dużo uwagi emo-
łu i osobach, których nigdy nie poznali. Nie wiadomo, czy
cjom, sposobowi postrzegania świata przez bohaterów.
w momencie, kiedy opowiadają swoją historię są jeszcze
Dzięki temu nie jest to kolejna historia o przetrwaniu, ale
żywi, czy już martwi. Czas, w którym funkcjonują, określa-
o trudnych relacjach rodzinnych i miłości do złego człowie-
ją jako wteraz– jednocześnie wtedy i teraz.
ka. Wielość wątków poruszanych w powieści nie czyni jej
Pogrążony w apatii Szapiro – główna postać Króla – jest tylko milczącym świadkiem, niemającym wpływu na to,
jednak chaotyczną – bez tych wszystkich pobocznych historii Królestwo nie byłoby kompletne.
co dzieje się z nim i wokół niego. Już na początku wojny
Ciekawostką dla wiernych czytelników twórczości
wiecznie pijany i opuszczony przez rodzinę staje się cie-
Twardocha będzie pojawienie się postaci znanych z Dra-
niem dawnego Jakuba. Przeżył wojenne lata tylko dzię-
cha. Wprowadzenie ich, nawet w epizodycznych scenach,
ki staraniom Ryfki, sam nie był w stanie o siebie zadbać.
pozwala na połączenie dwóch pozornie odrębnych historii
Obraz silnego i niepokonanego Szapiry pojawia się tylko
i stworzenie spójnego, imitującego rzeczywistość świata.
Katarzyna Branowska
w wspomnieniach innych osób. Twardoch w Królestwie opowiada o czasach pełnych
ocena: 88889
okrucieństw, bezsensownej przemocy i prześladowań. Robi to w sposób wyważony, unika brutalnych opisów. Z racji czasu, w którym rozgrywa się akcja, w powieści mu-
Testament wielkiego umysłu Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania to ostatnia
książki i ukazała się ona już po jego śmierci. Wielki
z serii popularnonaukowych książek wydanych przez
wpływ f izyka na życie innych podkreślają dwa wstę-
najbardziej chyba znanego f izyka obecnych czasów.
py – Eddiego Redmayne’a (aktor, który zagrał rolę
Stanowi zbiór przemyśleń z całego życia Stephena
Hawkinga w f ilmie biograf icznym Teoria Wszystkie-
Hawkinga: podsumowuje jego osiągnięcia oraz przed-
go) i Kipa S. Thorne’a (przyjaciel i współpracownik
stawia – o ile jest to w ogóle możliwe – przewidywa-
naukowca) – oraz posłowie Lucy Hawking (córka au-
nia na przyszłość.
tora), które są niezwykle poruszającymi opisami ich
Autor nie ma przed sobą łatwego zadania. Zmaga
relacji z naukowcem.
się z najbardziej kontrowersyjnymi, ale jednocze-
Dla laika czytanie tej książki może stanowić pewne
śnie najważniejszymi dla ludzkości zagadnieniami.
wyzwanie. Fragmenty dotyczące f izyki teoretycznej
Zastanawia się między innymi nad istnieniem Boga
czy kosmologii wymagają wzmożonej uwagi. Przej-
czy początkiem wszechświata. Niegdyś kwestie te
ściowe trudności rekompensuje jednak przyjemność,
stanowiły domenę religii, Hawking rozważa je jednak
którą czytelnik czerpie z lektury. Po Krótkie odpowie-
z naukowej perspektywy.
Krótkie odpowiedzi... są również niezwykle osobi-
dzi na wielkie pytania warto sięgnąć nawet – a może przede wszystkim – jeżeli nie jest się naukowcem.
ste, oparte na doświadczeniach autora. Oprócz wiedzy dają czytelnikowi wgląd w umysł nieprzeciętnego człowieka, którego znaczenia dla nauki i kultury nie
ocena: 8 8 8 8 7
Karolina Kręcioch
da się przecenić. Szczególną wagę nadaje im ich ostateczność –Hawking zmarł podczas procesu pisania
marzec 2019
/ black kręć dupą solidarity
Nowe szaty szatana Do dzisiaj muzyka blackmetalowa kojarzy się z satanizmem, paleniem kościołów i Norwegią (a w Polsce także z wyczynami Nergala). Choć diabeł i „zła energia” dalej obracają się wokół tego gatunku, to wcale nie są koniecznością – wręcz przeciwnie, ten podgatunek dojrzał, rozwinął się i niesamowicie rozgałęził. T E K S T:
R A FA Ł S T Ę P I E Ń
lackmetalowcy dalej pozostają hermetyczną subkulturą, izolującą się dobrowolnie nie tylko od mainstreamu, lecz także od społeczeństwa (choć to się zmienia). Ich muzyka do dziś pozostaje powszechnie niezrozumiana i odrzucona przez wielu ludzi, co nie powinno dziwić. Inność, agresja i depresyjność tego gatunku (razem z powstałą wokół niego podziemną subkulturą) powodują, że nie dostaje on drugiej szansy na odsłuch. A szkoda, bo black metal skrywa wiele niesamowitych, pięknych, różnorodnych dzieł i ciekawych osobowości. W końcu jednak opuszcza ciemne piwnice i otwiera się na świat.
B
Trzecia fala O początkach black metalu (jako terminu, nie gatunku) można mówić już w latach 80. Wtedy to na scenie metalowej zaczęły się pojawiać coraz częściej określane tym mianem zespoły z satanistycznymi tekstami i otoczką. Przykładami takowych są Venom, Hellhammer czy Mercyful Fate – określa się je jako tzw. pierwszą falę black metalu. Natomiast w drugiej fali możemy mówić o narodzeniu się nowego gatunku muzycznego, w którym wykształtowały się charakterystyczny sposób riffów przez tremolo oraz skrzekliwy sposób śpiewu (shriek). Wiele elementów zapożyczono z hardcore’u i crust punku, takie jak np. blasty na perkusji. Najbardziej znani wykonawcy tego okresu to Mayhem, Burzum czy Darkthrone. Wielu fanów twierdzi, że istnieje aktualnie coś takiego jak „trzecia fala black metalu”. Jest to jednak określenie nieścisłe – inni sądzą, że następuje ewolucja, a poszczególne odmiany blacku rozwijają się i tworzą nowe podgałęzie.
36-37
Korzeni tej fali należy szukać na amerykańskiej oraz francuskiej scenie, lecz niektórzy sądzą, że największe zespoły drugiej połowy lat 90. – takie jak norweskie Satyricon czy Gorgoroth – również można traktować jako trzecią falę, mimo że w samym stylu gry nie widać zbytnich różnic w porównaniu do drugiej fali. W wypadku USA można wyróżnić takie zespoły jak Liturgy, Judas Iscariot czy Wolves In The Throne Room – każdy z odmiennym stylem grania. Szczególnym przypadkiem jest jednak francuski zespół Deathspell Omega (DsO), grający progresywny black metal. Ich trylogia albumów (wydane w 2004, 2007 i 2010 r. – poza tym mają też, oczywiście, inne wydawnictwa, utrzymane w podobnej bądź odmiennej konwencji) jest uznawana za jedno z największych osiągnięć całego nurtu. Każda z tych trzech płyt wnosiła coś nowego, wcześniej w black metalu niespotykanego. W Si Momvnenvm Reqvires, Circvsmpice po raz pierwszy (przynajmniej w tych bardziej znanych wydawnictwach) zastosowano chóry gregoriańskie. Stworzono również pewien pomost między starym, drugofalowym stylem zespołu a nowym, wcześniej niespotykanym, który ukazał się na drugim krążku FAS – Ite, Maledicti, In Ignem Aeternum. Tam kompozycje opierały się na licznych zmianach metrum i nastrojów, przeskakiwania z motywu na motyw oraz zupełnie nowym sposobie riffów, opartym na graniu pełnych akordów (nieopartych na powerchordach) oraz licznych rezonansach, które jednak składały się w całość. Trzeci album trylogii – Paracletus – to oszlifowany diament, bardziej zwięzły i melodyjny. Tekstowo Deathspell Omega
również wyniósł black metal na wyższy poziom – wprawdzie głównymi punktami dalej są diabeł i herezja, ale w intelektualnym, filozoficznym stylu, z licznymi nawiązaniami kulturalnymi. DsO tworzył w ten sposób atmosferę „biblijnego horroru”, szczególnie w porównaniu do drugofalowego teatrzyku. Ten francuski projekt był tym, który sprawił, że ludzie odzyskali wiarę w gatunek, widząc, że zostawia on duże miejsce na innowacje. Wiele zespołów czerpie z niego mniejszą lub większą inspirację, a Deathspell Omega można wskazać jako najbardziej wpływowy zespół blackmetalowy XXI w.
Nowe szaty szatana Na przestrzeni lat dużą popularność zyskały także lżejsze projekty. Jedną z dwóch odmian wartych wymienienia jest atmospheric black metal, który łączy elementy muzyki ambientowej, stosując także inne instrumenty jak klawisze, syntezatory czy też takie wyszukane jak banjo czy sitar, czasem też przypominając klimaty folkowe. Głównym prekursorem gatunku jest popularne Burzum, jednakże w licznych odnogach gatunku można wymieniać także austriacki Summoning, francuski Blut Aus Nord czy norweski Emperor. Rzadko kiedy głównym motywem muzyki jest satanizm. Obecnie można znaleźć albumy w prawie każdej stylistyce – od standardowych lasów, zimy czy klimatu fantasy bądź mitologii po kosmos czy nawet westerny. Niektóre projekty stosują też elementy elektroniczne i psychodeliczne. Ostatnio bardzo popularne stały się też fuzje gatunku z doom metalem (nowe Urfaust czy Ruins of Beverast). Do wyboru, do koloru.
black /
Drugim, lżejszym odgałęzieniem black metalu – czerpiącym spore inspiracje z „atmoblacku” – jest blackgaze/post-black metal. Jest to fuzja black metalu z shoegaze’em oraz post-rockiem, post-punkiem i innymi „post-”, a także z awangardą, darkwave’em czy industrialem. Często jest określany „black metalem dla hipsterów”, i słusznie – nie powinno to być jednak odbierane negatywnie, jak przez wielu „trv” blackmetalowców, cechuje się bowiem olbrzymią kreatywnością i brakiem ograniczeń oraz potrafi zaskakiwać nowatorskimi rozwiązaniami. Prekursorem tego gatunku była francuska grupa Alcest, która do dzisiaj jest topowym zespołem w tym stosunkowo nowym podgatunku. Ważnymi projektami są ponadto australijski Woods of Desolation oraz amerykański Deafheaven, których album Sunbather był hitem 2013 r. w całym muzycznym półświatku. Zespół wywołał jednak sporo kontrowersji wśród bardziej ortodoksyjnych fanów black metalu, głównie ze względu na „pozytywny” wydźwięk albumu oraz bardzo post-black metalowe brzmienie.
Polskie podwórko Polski black metal to najpewniej najsilniejszy muzyczny towar eksportowy. Poza znanym na całym świecie Behemothem (jednym z globalnych liderów ekstremalnego metalu, choć ich muzyka to bardziej blackened death niżeli black) mamy całą gamę świetnych oraz uznanych zespołów. Jako wielką trójkę możemy wymienić Furię, Batushkę i Mgłę, której film na YouTube z albumem Exercises In Futility ma ponad 3 mln wyświetleń – to olbrzymia liczba jak na jednak dość niszowy gatunek, a sam projekt jest jednym z najbardziej wpływowych współczesnych zespołów w niszy. Styl dwóch ostatnich zespołów to ewolucja drugofalowej, bardziej melancholijnej konwencji z dobrą produkcją, z tym że w wypadku Batushki utrzymano klimaty prawosławnej cerkwi oraz grano na 8-strunowych gitarach. Furia natomiast ewoluowała do grania swojej unikalnej definicji post-black metalu w ojczystym języku, choć, jak twierdzi lider grupy, Nihil, grają coś, co nazywają „necrofolkiem”. Ich album Księżyc milczy luty był jednym z ważniejszych albumów 2016
r. nie tylko w black metalu, lecz także w świecie całej muzyki niezależnej. Wcześniej, w latach 90 – oczywiście poza Behemothem – ważnym zespołem był Graveland. Podobno swego czasu dochodziło do wielu konfliktów na tle fanów obu zespołów (a także między Nergalem a Darkenem – liderem Gravelandu). Warte wspomnienia z tego okresu jest też Christ Agony czy Besatt, ponadto sławny KAT jest często uważany za podobny stylowo do pierwszofalowego black metalu. Ze współczesnych zespołów warto przejrzeć też takie projekty jak Cultes Des Ghoules, In Twilight’s Embrace czy Mord’A’Stigmata. Dorobek polskiego blacku jest naprawdę pokaźny i nie bez powodu jest ceniony na całym świecie przez fanów tego typu muzyki.
Czarne owce Współcześnie – gdy black metal trafia do coraz większej liczby słuchaczy, a sam gatunek wychodzi z pewnej infantylności – dalej nie brakuje różnego rodzaju degeneracji w tejże muzyce. W tłoku quasi‑satanistycznych nagrań próbujących powielać schematy drugiej fali, jest jednak niewielu artystów godnych uwagi. Ciekawy nurt pojawił się we Francji, tzw. chuligański black metal, głównie za sprawą Peste Noire. Famine – głównodowodzący projektu – deklarował się jako francuski nacjonalista, choć z relacji innych przypina mu się łatkę nie tylko nacjonalisty, lecz także nazisty. Wspiera także zespoły z nurtu NSBM (national socialist black metal ), które na ogół nie tworzą specjalnie jakościowej muzyki, a kontekst ideologiczny tylko ją psuje. Sam Famine do dziś budzi wiele kontrowersji, lecz talentu nie sposób mu odmówić. Jednak stricte muzycznie Peste Noire jest znamienity i oryginalny. Każdy ich album (spośród sześciu LP) jest inny, z inspiracją licznymi innymi gatunków i z charakterystycznymi, skrzeczącymi gitarami. Dodatkowo przepełniony jest satyrą i groteską, motywami od historii Francji do problemów mentalnych i alkoholizmu. Ostatni album – mimo że niewypał – zawierał liczne eksperymenty, łączące black metal z muzyką trapową. Wydali także klip do piosenki Dans Ma Nuit , która, zamiast prezentować długowłosych brunetów
z corpse paintami w ogniu z gitarami, ukazuje francuską wieś, ludzi oraz epizody z dnia Famine’a. To pokazuje, jak bardzo eksperymentalni stali się dzisiejsi blackmetalowcy. Sam Peste Noire znalazł swoich naśladowców jak Baise Ma Hache czy Autarcie, a w przyszłości może to pójść jeszcze dalej. W tle zamiłowania do własnych nacji i/ lub pogańskich tradycji (zapoczątkowanych już przez Varga Vikernesa w Burzum, a które znajdują ucieleśnienie także między innymi w ukraińskim black metalu czy we wspominanym polskim Gravelandzie) bądź nazizmu, wyrósł także inny nurt – DSBM – o wdzięcznym rozwinięciu depressive suicidal black metal. Zespoły tego gatunku są na ogół do siebie bardzo podobne. Ich tematyka dotyczy problemów psychicznych, samotności i nihilizmu. Styl gry opiera się na wolniejszym tempie i apatycznych, monotonnych riffach ze wstawkami ambientowymi. Warto tutaj wyróżnić projekty takie jak szwedzki Lifelover, niemiecki ColdWorld czy amerykański Xasthur.
Black metal to żadna wojna Black metal to obecnie niezmiernie różnorodna muzyka i każdy mógłby znaleźć w niej coś dla siebie. Jaka przyszłość czeka ten gatunek? Na tle spadku popularności muzyki gitarowej black metal nieustannie się rozwija i pozostaje nieodkryty i niewyczerpany. Wśród fanów muzyki niezależnej jest on coraz bardziej ceniony. Na plus można zaliczyć jego elastyczność oraz pewną żyłkę undergroundu, która paradoksalnie może wynieść ten gatunek na salony. Czy ma szansę przebić się do mainstreamu? Nihil z Furii w jednym z wywiadów uznał, że tak, gdyż to muzyka inna od np. death metalu, piękna i ludzka. W łagodniejszej formie rzeczywiście może podbić gitarową niszę, o ile pojawi się pewna „blackmetalowa Nirvana” (zakładając, że jeszcze jej nie ma – w taką definicję mogłaby wpaść np. polska Mgła), pomimo specyficzności i stereotypów utożsamianych głównie z drugą falą. Przy odrzuceniu stereotypów (bądź uwierzeniu w nie?) można dostrzec jego piękno i zauważyć, że to muzyka bardzo uduchowiona. 0
marzec 2019
x yz z z
ocena:
/ recenzje, polecenia
Na całym świecie jest masa artystów chętnych do zdo-
cego do ponownego odsłuchu ( a nawet przesłuchania
bycia sławy czy uznania poprzez „terapeutyczne” otwiera-
płyty w całości). Brak tu miejsca na niuanse soniczne
nie się przed słuchaczami i prezentowanie historii, które
i liryczne, a sama stylistyka zwyczajnie nie pozwala na
pozwolą ujrzeć nowe krajobrazy bez wychodzenia z domu,
utrzymanie uwagi i ciekawości przez ponad 45 minut.
zapomnieć na kilkanaście minut o otoczeniu i zatopić się
Okazjonalne highlighty w postaci energicznych soló-
innym świecie. Słowem – uciec od codzienności.
wek w Kto powie mi jak czy gustownej gry dynamiką
Kwiat Jabłoni eskapizm owszem oferuje, ale nie taki, który zmusza do myślenia czy zatopienia w innym
Kwiat Jabloni Niemożliwe Agora S.A.
w Wodymidaj nie ratują pustki pozostawionej przez brak ciekawych kompozycji.
świecie, a bardziej operujący frazesami, powtarzany-
Po dwóch utworach słuchacz wie, że pisze się na
mi tak często że zatraciły jakiekolwiek znaczenie. Nie
nudną i płaską emocjonalnie górsko–millenialpopową
musiałby to nawet być wielki problem, gdyby nie to, że
mamałygę, silącą się na bycie drugim soundtrackiem
same melodie są sztampowe jak tylko się da, co zmu-
do Into The Wild ( jakby to można było nazwać wartą
sza do zastanawiania się czy tak brzmiałby Vance Joy,
zachodu aspiracją) lub Mojego brata niedźwiedzia
gdyby urodził się w Polsce i zamiast ukulele miałby do
(tu już lepiej). Szkoda, bo z tą estetyką można było
dyspozycji mandolinę.
stworzyć coś więcej niż kolejny zapychacz do poran-
Pomimo uroczej folkowej estetyki i całkiem ładnych
nych koncertów Dzień Dobry TVN .
A LEX MA KOWSKI
niestety najsłabiej. Ten fakt nieco burzy stworzony przez otwierający numer klimat wokalem zniekształ-
jest ujęcie w słowa osobistych myśli i odczuć. Szczerość
conym przez autotune. Na szczęście kolejne utwory
towarzysząca zwierzeniom osłonięta metaforami zacie-
nie przynoszą zawodu i w lekko melancholijnym, ale
kawia, zachęcając do ich interpretacji i czyni słuchanie
romantycznym klimacie zostajemy do końca albumu,
albumu prawdziwą przygodą. Im lepiej go zgłębimy, tym
odkrywając zakamarki życia uczuciowego. Dzięki na-
więcej odkryjemy, bo każdy kawałek kryje coś osobliwe-
stępnym kawałkom możemy również przekonać się, że
go. Za kolejny przejaw ekspozycji warto by było uznać
rozmaitość motywów i brzmienia nie odbija się nega-
okładkę – na niej zamiast rozmytej podobizny czy nie-
tywnie na spójności całości.
wyraźnej ilustracji (tak jak w przypadku poprzednich
Mogłoby się wydawać, że temat uczuć, a wśród
płyt) widzimy po prostu portret Jamesa, co doskonale
nich szczególnie miłości, był podejmowany w muzyce
uzupełnia i podkreśla jej intymny charakter.
już tyle razy, że ciężko wydobyć z niego coś nowego,
Różnorodność gatunkowa w przypadku tego albu-
niewpadającego w utarte schematy. Jednak James Bla-
mu to słowo klucz; na płycie pojawiają się różni arty-
ke wydał płytę, w której wychodzi ze strefy komfortu
ści, m.in. Travis Scott i Rosalia – ta dwójka z pewnością
opowiadając o swoich sprzecznych uczuciach, psychi-
przyciąga uwagę. Hiszpańska artystka, kojarzona
ce, związkach i miłości w niebanalny sposób. Porusza-
z nowoczesną wersją f lamenco, wyraźnie zarysowała
na przez artystę dość skomplikowana tematyka oto-
się na płycie i dodała jej nuty kobiecej wrażliwości,
czona jest hipnotycznym i bogatym w motywy tłem, co
tak bliskiej tematyce związków poruszanej na krążku.
sprawia, że chcemy słyszeć coraz więcej i pochłaniamy
O ile Rosalia wniosła do płyty ogromną wartość dodaną,
płytę szybciej, niż się orientujemy.
o tyle nie można tego powiedzieć o kolejnym gościu.
xxxxz
Assume Form można kojarzyć ze swego rodzaju ekspozycją artysty – pierwszym krokiem w jej kierunku
ocena:
wokali piosenki duetu nie mają w sobie nic zachęcają-
James Blake Assume Form Polydor Records
M AR T Y N A M AT U S I E W I C Z
Kawałek nagrany z Travisem, drugi na płycie, wypada
Polecane koncerty
Bałtyk 07.03, CH25
38-39
Kamasi Washington 11.03, Stodoła
Screaming Females 15.03, Hydrozagadka
Slowthai 23.03, Hydrozagadka
lifestyle /
Polecamy: 40 sport Mafijny pocałunek w świecie futbolu Związki mafii z futbolem
46 Sztuka Przepisać sztukę
Popularność artystek
50 Warszawa Mój dom to moja twierdza
Styl życia
fot. Toa Heftiba
Grodzone osiedla
Pełnia pustki m i c h a ł h a j da n est sobotnie zimowe popołudnie. Ulicami skąpanymi w ostatnich promieniach słońca spacerują ludzie, wesoło rozprawiając o życiu, a powietrze wibruje od dźwięków miasta. Ja również idę, a za towarzysza mam tylko głos żołądka, domagającego się ciepłego jedzenia. Moje kroki nabierają tempa. Jestem już blisko upragnionej restauracji. Lecz gdy ręka sięga w końcu po klamkę, aby otworzyć drzwi – dostrzegam, że nie ma ani jednego wolnego miejsca. Całą przestrzeń wypełnia gwarny tłum ludzi. Jest pełno. Wiele razy napotykamy w życiu sytuacje, w których odczuwamy pustkę, pewnego rodzaju brak. Czujemy niepokój związany z tym nienasyceniem i jak najszybciej staramy się zapełnić pustą przestrzeń wewnątrz nas. Współczesny świat jest w tym coraz doskonalszy. Wszyscy prześcigają się, aby szybciej i lepiej zapełnić najdrobniejszy nawet kawałek pustki, która pojawia się w człowieku. Nawet więcej, coraz częściej nie dopuszczamy wręcz do tego, aby zdążyła ona powstać. Nasz smartfon, pobrzękując powiadomieniami, niecierpliwie czeka w kieszeni na pojawienie się choć chwili nudy. Wypełniona po brzegi lodówka czy pobliski sklep są przygotowane na pierwsze symptomy głodu. Współczesne miasta zalewa światło, wyganiające każdą
J
Wiele razy napotykamy w życiu sytuacje, w których odczuwamy pustkę, pewnego rodzaju brak.
odrobinę mroku z ulic, którymi zdążamy do naszych rozświetlonych mieszkań. Wspólnym dla wszystkich współczesnych ludzi doświadczeniem jest paniczny strach przed ciszą, ciemnością, ogólnie pojętym brakiem – jak gdyby były one naszymi największymi wrogami. Zapominamy o tym, że nasz świat składa się przede wszystkim z niebytu. Począwszy od atomów, będących praktycznie pustką, aż po ogromną przestrzeń próżni, w której zawieszone są planety i gwiazdy. Pośrodku tych dwóch skrajności swoje miejsce ma człowiek. Istota złożona z pustki niespełnionych pragnień, zawiedzionych ambicji i codziennych potrzeb. Wydaje nam się, że ich zaspokojenie to sposób na szczęście. Zapominamy o tym, że przestrzeń również ma wartość. Gdy wspinamy się mozolnie na wysoki szczyt, to właśnie obietnica szerokiej perspektywy motywuje nas do wysiłku. Tylko sztuka, która zostawia miejsce dla nas i dla naszej interpretacji, jest tą sztuką, która przemawia do nas najsilniej. Nawet zwykła restauracja, gdy wypełnić ją po brzegi gwarnym tłumem ludzi, staje się bezużyteczna, ponieważ nie ma tam dla nas miejsca. My też potrzebujemy takiej przestrzeni, pełnej pustki, bo to ona jest warunkiem otwartości, ciekawości, motywacji do działania, zapewnia miejsce dla drugiego człowieka. 0
marzec 2019
SPORT
/ związki mafii z futbolem
Mafijny pocałunek w świecie futbolu Winston Churchill powiedział kiedyś, że Włosi przegrywają wojny jakby były meczami piłki nożnej, a mecze jakby były wojną. Z tego, że w Italii futbol osiąga rangę świętości, zdali sobie sprawę mafiosi i postanowili bardziej się nią „zainteresować”. T E K S T:
Łu k a s z B i s k u p
odzina, szyte na miarę garnitury i piękne kobiety − to pierwsze skojarzenia które przychodzą na myśl, gdy słyszy się frazę „włoska mafia”. Do tak wykreowanego wizerunku znacząco przyczynili się Mario Puzo i Francis Ford Coppola. Jednakże rzeczywistość mocno odbiega od świata pełnego zasad, honoru i szacunku do najbliższych. Mimo tego, że w polskich mediach próżno ostatnio szukać nowych informacji o głośnych wyczynach włoskich zorganizowanych grup przestępczych, nie można zaprzeczyć, że mafia istnieje. Co więcej, ma się ona bardzo dobrze, a wpływ jaki wywiera na futbol każe się zastanowić nad tym, kto tak naprawdę rządzi piłką nożną na Półwyspie Apenińskim.
R
’Ndrangheta Południe Włoch, Kalabria − jeden z najbiedniejszych regionów w Italii. Mimo że kli-
mat wydaje się idealny do życia, wielu ludzi codziennie musi się martwić o to, by związać koniec z końcem. Często czują się dyskryminowani i gorsi od rodaków mieszkających na północy. Region składający się z wielu małych miejscowości musi walczyć z bezrobociem wynoszącym 18 proc. Wśród tych niewielkich miasteczek na pierwszy plan wysuwa się około czterotysięczne San Luca. Tutaj nie mówi się o problemach gospodarczych i pospolitej biedzie, wręcz odwrotnie. Zapadają tu decyzje mające wpływ na oblicze całych Włoch. Jest to nieformalna stolica ’ndranghety, włoskiej organizacji przestępczej, która sławą ustępuje swoim siostrom − camorze i La Cosa Nostrze. Nie przeszkadza jej to jednak być najpotężniejszą z nich wszystkich. Najmniej znana, najsłabiej zinfiltrowana przez organy ścigania, najbardziej wpływowa. Począwszy od drobnej przestępczości po głośne porwania, ‘ndrangheta
pięła się coraz wyżej we włoskiej hierarchii. Pierwszy raz wyszła z cienia i dała się lepiej poznać światu w 1973 r. Wówczas wnuk Paula Getty’ego, najbogatszego człowieka na świecie, właściciela Getty Oil Company, został porwany w Rzymie przez grupę przestępców powiązanych z mafią kalabryjską. Porywacze zażądali 17 mln dolarów okupu. Przetrzymywany w nieludzkich warunkach 17-letni John czekał na odpowiedź ojca. Ten jednakże odmówił płacenia, chcąc pokazać, że nie da się zastraszyć. W odpowiedzi otrzymał list, w którym znajdowało się ucho jego syna. Zmienił zdanie, zapłacił, a ‘ndrangheta odniosła pierwszy spektakularny „sukces”. Wydawać by się mogło, że to zwiastun początku końca organizacji z Kalabrii, ponieważ państwo będzie za wszelką cenę starało się dążyć do jej zniszczenia. Nic z tych rzeczy. Kalabryjczycy pozostawali bezkarni. Co więcej, w 1981 r. Antonio Pelle, jeden z bossów ‘ndranghety, oskarżony i osadzony w więzieniu za zabójstwo, został ułaskawiony przez prezydenta Włoch. W środowisku znów zawrzało. Wszystkie te wydarzenia nauczyły członków ‘ndranghety jednego – rozgłos nie jest pożądany, dlatego też od tego momentu starają się robić wszystko, by pozostać niezauważonymi. Doprowadziło to do sytuacji, w której włoska władza i organy ścigania nie wiedzą, kto dziś stoi na czele tej organizacji. Co więcej, nie wie o tym również większość członków ‘ndranghety.
fot. Wikipedia commons, Jacopo Werther
Bogata północ, biedne południe Jaki związek mają ze sobą biedna, pogrążona w kryzysie Kalabria z bogatym, rozwiniętym Piemontem? Co łączy kilkutysięczne San Luca i Turyn – stolicę włoskiej motoryzacji? Odpowiedź jest prosta: ‘ndrangheta. Mimo że organizacja pochodzi z południa i to tam stawiała swoje pierwsze kroki, nie przeszkodziło jej to na przestrzeni lat zawładnąć północą Włoch. Komórki organizacyjne stworzone w różnych regionach są tak rozbudowane, że śmiało można stwierdzić, że ‘ndrangheta stała się organizacją mającą wpływy w całym kraju. Kraju,
41–42
związki mafii z futbolem /
w którym piłka nożna jest religią. Zatem i tam, w sferze sacrum, ‘ndrangheta musiała zaznaczyć swoją obecność. W 2006 r. świat obiegła informacja o aferze Calciopoli i degradacji Juventusu do Serie B. Rok pobytu w niższej klasie rozgrywkowej i bardzo trudny powrót do ligowego topu sprawiły, że prezydent Juventusu, Andrea Agnielli, zdecydował się zupełnie przebudować model zarządzania klubem. Budowa nowego stadionu, powołanie nowego zarządu i mądra polityka transferowa pozwoliła Starej Damie powrócić na tron. Siedem lat po inauguracji nowego obiektu na murawę w koszulce Juve wybiegł Cristiano Ronaldo. Miał to być kolejny znak rosnącej potęgi i chęci ponownego stania się klubem globalnym. Mało kto jednak wie, że w tle cały czas toczyła się mafijna rozgrywka pomiędzy zarządem drużyny a wpływowymi członkami ‘ndranghety. W obawie przed strajkami kibiców najważniejsze osoby w turyńskim zespole negocjowały z grupami kibicowskimi przesiąkniętymi wpływami mafii z Kalabrii. Przypomina to sytuację, gdy w czasie zjednoczenia Włoch prefekt Neapolu poprosił camorrę o pomoc w utrzymaniu porządku w mieście. Jednakże według sądów władza Juventusu nie wiedziała, że kontaktuje się z osobami powiązanymi z ‘ndranghetą. W zamian za spokój na trybunach klub oddawał ultrasom pulę biletów, które następnie były sprzedawane na czarnym rynku z kilkukrotnym przebiciem. Za udział w tym procederze Andrea Agnelli został ukarany przez włoski sąd – przez rok nie mógł pełnić swoich obowiązków. Ponadto ultrasi mogli otwierać swoje stragany z podrobionymi gadżetami klubowymi na terenie stadionu. Dochodzenie dziennikarzy telewizji R AI ujawniło, że w proceder negocjacji wciągnięty był również dyrektor ochrony Juventusu − Alessandro D’Angelo. Ułatwiał on ultrasom wnosić na stadion zakazane f lagi, wyśmiewające katastrofę lotniczą Grande Torino – lokalnego rywala Juve – na wzgórzu Superga, w której zginęli wszyscy piłkarze ówczesnego mistrza Włoch. Punktem zapalnym szeregu wydarzeń, które stopniowo wskazywały na powiązania Juventusu z mafią, był 21 kwietnia 2013 r. Wtedy na ówczesnym Juventus Stadium sfotografowani zostali ndranghestista Saverio Dominello i jego syn Rocco. Śledczy zaczęli wówczas przyglądać się bliżej powiązaniom włoskiego klubu z m afią kalabryjską. Jak się później okazało jedną z osób, które kontaktowały się z Dominello i załatwiały mu bilety na mecze, był były dy-
rektor sportowy Juventusu, obecnie pracownik Interu, Giuseppe „Beppe” Marotta.
Zagadkowa śmierć
Raffaello Bucci był znaną i szanowaną postacią w środowisku kibicowskim Juventusu, dlatego też klub zdecydował się go zatrudnić i wykorzystać jako łącznika pomiędzy klubem, a kibicami i policją. To między innymi on był odpowiedzialny za wniesienie okrytych niesławą flag na stadion. Bucci był w stałym kontakcie z D’Angelo i Salvatorem Calvą – byłym dyrektorem ds. biletów w Starej Damie. Raffaello został wezwany przez prokuraturę na przesłuchanie w sprawie nielegalnego obrotu biletami, które odbyło się 6 lipca 2016 r. Wcześniej, jak wynika z podsłuchanych rozmów telefonicznych, ustalał zeznania z Calvą. Dzień po przesłuchaniu, 7 lipca, Włochy obiegła informacja o samobój-
Jedynym ratunkiem dla calcio zdaje się uwolnienie całego kraju od przestępczości zorganizowanej, wydaje się to jednak mało prawdopodobne. stwie współpracownika Juventusu. Bucci rzucił się z mostu, co było bezpośrednią przyczyną śmierci. Tak przynajmniej wynikało z przeprowadzonego śledztwa. Jest jednak wiele czynników, które sprawiają, że sporo osób wciąż interesuje się tym wydarzeniem. Jednym z nich jest podsłuchana rozmowa pomiędzy D’Angelo a Calvą, w której ten pierwszy, płacząc do słuchawki, informuje że Bucci mówił mu jak bardzo jest przerażony i boi się o zdrowie swojego syna. Ujawniona została także rozmowa Rafaella z żoną, w której oświadczył że już jest martwy. Zdaje się, że o działalności Bucciego wiedzieli również niektórzy piłkarze, ponieważ kolejnym telefonem, który wykonał dyrektor ochrony, było połączenie z Leonardem Bonuccim, który, co ciekawe, podał w wątpliwość samobójstwo byłego ultrasa. Nierozwiązana pozostaje również zagadka samochodu Bucciego – zniknęły z niego różaniec i torba, w której prawdopodobnie znajdowały się klucze do jego tajnego mieszkania w Turynie. Zachowane zostało również nagranie rozmowy telefonicznej świadka, który twierdzi, że Bucci został przez kogoś pobity. Czy ktoś jeszcze znajdował się na tym moście?
Zrzutka na piłkarza ‘Ndrangheta ceni sobie bycie w ukryciu, dlatego trzeba pamiętać, że informacje, które ujrzały
SPORT
światło dzienne, mogą być tylko wierzchołkiem góry lodowej. Polityka działalności kalabryjskiej organizacji i jej zasięg nie wykluczają, że również inne kluby sportowe są przesiąknięte jej wpływami. Grupa przestępcza wywodząca się z San Luki przez bardzo długi czas kierowała się zasadami rekrutacji nowych adeptów tylko z grona rodzin aktualnych członków, by wykluczyć ryzyko kolaboracji z organami ścigania, z czym od dawna zmaga się neapolitańska camorra. Tradycja powiązań rodzinnych wciąż jest silna na Półwyspie Apenińskim, jednakże współczesna mafia nie ma nic wspólnego ze światem przedstawionym w Ojcu chrzestnym. Na przeciwnym biegunie od ‘ndranghety znajduje się mocno rozdrobniona w swoich strukturach camorra. Silnie związana z Neapolem organizacja w latach 80. „złożyła” się z klubem na transfer Diega Maradony, którego kwota wyniosła ok. 10 mln dolarów. Członkowie camorry jednakże nie zawsze chcą pozostawać w cieniu i nie wszystkie ich działania są perfekcyjnie skoordynowane. Żona Marka Hamsika musiała oddać BMW, a sam Słowak po tym jak złodzieje przystawili mu pistolet do głowy oddał im zegarek. Tę część biżuterii stracił na rzecz bandytów również Arkadiusz Milik. Neapol to jednak zupełnie inny klimat, który pozwala członkom camorry na odrobinę więcej swobody. Kiedy przed finałem Pucharu Włoch w Rzymie ultrasi Napoli zagrozili wznieceniem zamieszek i odmówili negocjacji z policją, pertraktować z nimi musiał kapitan Napoli – Hamsik. Z ramienia kibiców do rozmów stanął Gennaro De Tommaso, syn wpływowego członka neapolitańskiej mafii Ciro De Tommaso. Jednak po tych wydarzeniach telewizja RAI nie wyemitowała aż tak głośnego reportażu na temat powiązania Napoli z mafią, ponieważ Camorra w świadomości wielu, obok pizzy i Wezuwiusza, stała się nieodłączną częścią Neapolu.
Przyszłość mafii Mafia traktuje futbol jak kurę, która znosi złote jaja. Poziom fascynacji Włochów tym sportem pozwala jej osiągać ogromne zyski, które trudno byłoby im zdobyć w innych strefach działalności. Jedynym ratunkiem dla calcio zdaje się uwolnienie całego kraju od przestępczości zorganizowanej, wydaje się to jednak mało prawdopodobne. W wielu regionach mafia ma bardzo silne poparcie lokalnej społeczności. Bardzo często mieszkańcy ściśle współpracują z ‘ndranghetą i camorrą, które inwestycjami zyskały sobie zaufanie. Mimo wszystko piłka jest teraz po stronie władzy i organów ścigania. Ich reakcja na informacje łączące kluby z mafią będzie kluczowa i może być również drogowskazem dla Polski i sytuacji Wisły Kraków, która boryka się z podobnymi problemami. 0
marzec 2019
SPORT
/ zmiana selekcjonera reprezentacji Polski
Fot. PAP
zapisz to, faken
Umarł król, niech żyje król Po wieloletniej passie niepowodzeń stanowisko trenera reprezentacji Polski w piłce nożnej przejmuje Adam Nawałka. Mogłoby się zdawać, że klątwa zostaje złamana, ponieważ Biało-Czerwoni dochodzą do ćwierćfinałów mistrzostw Europy w 2016 r. i jadą na prestiżowy mundial w Rosji. Jednak po niepowodzeniu w mistrzostwach świata Nawałka rezygnuje, a na jego miejsce ma zostać powołany nowy selekcjoner… T E K S T:
T y m o t e u s z N owa k
o mundialu w Rosji prawie wszyscy byli zgodni co do jednej rzeczy – osoba, która po tylu latach wyciągnęła reprezentację z wiecznego dołka i tchnęła w nią drugie życie, musi zostać. Mimo blamażu na mundialu była ona odpowiedzialna za jedne z największych sukcesów kadry narodowej w XXI w. Mowa oczywiście o Adamie Nawałce. Reprezentacja za panowania byłego trenera Górnika Zabrze konsekwentnie odnotowywała awans w międzynarodowym rankingu FIFA, żeby w pewnym momencie uplasować się na 6. miejscu, wśród takich potęg jak Niemcy czy Argentyna. Dla wielu kibiców taki skok jakościowy wydawał się niemożliwy, a przewidywany marazm reprezentacji miał ciągnąć się niczym n dążące do nieskończoności w najtrudniejszej do policzenia granicy na egzaminie z analizy. Naszą opowieść o wzlotach i upadkach zaczniemy jednak od czasów kryzysu.
P
42–43
Rozdział I: Aberatio ictus Można by powiedzieć, że życie przed Adamem Nawałką praktycznie nie istniało. Praktycznie, bo w teorii takowe było – kolejno polegli na arenie międzynarodowej szkoleniowcy pokroju Waldemara Fornalika czy Franciszka Smudy, którzy nie byli w stanie wycisnąć z polskich kadrowiczów absolutnie niczego. Reprezentacja nie miała stabilnej formy, w rankingu FIFA spadała coraz niżej, a rywale pokroju Iraku czy Mołdawii stanowili poważne zagrożenie. Tak jak w historii za datę rozpoczęcia średniowiecza przyjmuje się 476 r.n.e., tj. upadek cesarstwa zachodniorzymskiego , tak nasz własny upadek i rozpoczęcie piłkarskiego średniowiecza datuje się na 15 października 2008 r. i mecz ze Słowacją. Po golu Euzebiusza Smolarka jeszcze w 85. minucie prowadziliśmy 1 : 0 . W mgnieniu oka, a dokładniej w minutę, straciliśmy jednak dwie bramki.
Pierwsza padła po fatalnym błędzie Artura Boruca, a druga po istnym kabarecie w wykonaniu całej linii defensywnej. Ponieśliśmy porażkę i rozpoczęliśmy fatalny okres polskiej piłki nożnej. 8 czerwca 2010 r. zmierzyliśmy się z Hiszpanami. Przegraliśmy 0 : 6, a bolesna lekcja futbolu zakończyła się polowaniem na koszulki gwiazd europejskiej piłki. Mistrzowie świata i Europy bawili się z Polakami jak z dziećmi. Czy dobrym pomysłem było granie z tak doskonałym zespołem, który był w ostatniej fazie przygotowań do mundialu? Na to pytanie z pewnością zna odpowiedź ówczesny zarząd PZPN-u z Grzegorzem Latą na czele. 15 sierpnia 2012 r. ponieśliśmy tzw. klęskę pod Tallinem z Estonią. Następnie zdążyliśmy odpaść z Euro 2012, które sami organizowaliśmy, pozbawiając siebie szans na awans do następnej fazy rozgrywek w tragicznym meczu z Czechami. 7 czerwca 2013 r. w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii zremi-
zmiana selekcjonera reprezentacji Polski /
sowaliśmy ze światową potęgą jaką była (może nadal jest?) Mołdawia, i tym samym „zrezygnowaliśmy” z kolejnego wielkiego turnieju. Adam Nawałka został oficjalnie ogłoszony selekcjonerem reprezentacji Polski 26 października 2013 r. i rozpoczął nowy rozdział w historii polskiej piłki nożnej.
Rozdział II: Alea iacta est Kości zostały rzucone 1 listopada tego samego roku, kiedy to Adam Nawałka oficjalnie został selekcjonerem naszej reprezentacji. Ogrom zmian, które musiała przejść kadra, z pewnością stanowił wyzwanie. Ale dlaczego tak naprawdę do ich przeprowadzenia wytypowano Nawałkę? Był to kolejny kandydat wybrany z krajowego podwórka, który, na dodatek, podczas kariery trenerskiej zdobył tylko jedno mistrzostwo Polski – z Wisłą Kraków w… 2000 r.! Udało mu się ponownie awansować do ekstraklasy z Górnikiem Zabrze w 2009 r., czym, de facto, nie wyróżniał się na tle swoich poprzedników, którzy albo triumfowali rzadko, albo uzyskiwali całkiem dobre wyniki z drużynami o mniejszym potencjale sportowym jak np. Waldemar Fornalik i jego wicemistrzostwo z Ruchem Chorzów. Jeżeli rzeczywiście chciano zmian, patrząc na losy poprzedników, należało pójść w innym kierunku. Osobą, która powierzyła mu odpowiedzialność nad kadrowiczami, był Zbigniew Boniek. Zastąpił on na stanowisku prezesa PZPN-u Grzegorza Latę 13 października 2012 r. Oczekiwania były o wiele większe niż poprzednio, biorąc pod uwagę świeżość, determinację i charyzmę nowego zarządu pod przywództwem osoby, która przecież w przeszłości triumfowała z takimi klubami jak Juventus Turyn czy AS Roma − światowa czołówka! Poprzeczka nie była jednak zawieszona tak wysoko. Kolejny rozdział powieści zaczął się od spotkania ze Słowacją i dwubramkowej porażki we Wrocławiu, ale po wygranej z Norwegią 3 : 0 nadzieje polskich kibiców zostały rozbudzone. Kolejny mecz przerwał mołdawską klątwę i przyniósł kolejne zwycięstwo. Kiedy Nawałka raz rzucił zaklęcie, nie mógł przestać ich rzucać na kolejne zespoły. Przekleństwo – bo tak można nazwać brak wygranej z Niemcami w historii polskiej reprezentacji piłkarskiej − także zostało przerwane przez magię czarodzieja z Krakowa. Wspaniała przygoda trwała, a drużyna odzyskała blask. Polscy piłkarze zaczęli grać w coraz bardziej prestiżowych ligach, a sama reprezentacja, po latach nieobecności, z apewniła sobie miejsce w dwóch kolejnych wielkich turniejach. Euro 2016 przyniosło oczekiwaną od lat kwalifikację do fazy pucharowej. Bajeczny sen
SPORT
skończył się na ćwierćfinale, w meczu przeciwko Portugalii i ostatecznym odpadnięciu po serii rzutów karnych. Drugi turniej − wymarzony mundial w Rosji − skończył się odmiennie od oczekiwań zarówno kibiców, jak i samych piłkarzy. Ostatni mecz z Japonią, wygrany najmniejszym nakładem sił, zawsze będzie się kojarzył z końcówką rozgrywaną jałowo i powolnie, bez większych ambicji piłkarzy. Czar prysł, a Nawałka złożył rezygnację z posady trenera kadry narodowej.
cu została dostrzeżona. Cierpliwie wysyłała sygnały zwiastujące powrót do światowej elity. Współpraca z profesjonalistami, z zespołem będącym jeszcze niedawno w czołówce rankingu FIFA, zaangażowani kibice − kadra posiadała wszelkie argumenty do pozyskania fachowca o wielkiej renomie. Tak się jednak nie stało. Po chwilowym braku informacji na temat nowego trenera pojawiła się wiadomość − zatrudniono Jerzego Brzęczka.
Rozdział III: Memento mori
Już chwilę po mianowaniu wspomnianego Brzęczka na selekcjonera zarówno wśród kibiców, jak i dziennikarzy wybuchła burza. Ponownie na stanowisko trenera zostaje wybrana osoba, której największym osiągnięciem wpisanym w CV jest... 5. miejsce w Ekstraklasie. Prasa jeszcze przez kilkanaście następnych dni zastanawiała się, dlaczego Zbigniew Boniek podjął tak kontrowersyjną decyzję, mając w odwodzie o wiele więcej potencjalnych kandydatur, popartych odpowiednim portfolio. W chwili pisania tego artykułu, tj. 17 lutego 2019 r., jego bilans meczów wygląda niezbyt optymistycznie: trzy remisy i trzy porażki w sześciu meczach, a więc cały czas czekamy na pierwsze zwycięstwo za jego sterami. W wypowiedzi dla MAGLA Michał Pol z „Przeglądu Sportowego” starał się odpowiedzieć na pytania dotyczące obecnej sytuacji reprezentacji Polski. Stwierdził, że nie należy oceniać pracy po tak małej liczbie meczów. Czynnikami, które miały swój wpływ na sytuację kadry, są również ludzie, których krytyka na pewno nie pomaga zespołowi. W wywiadzie były redaktor naczelny PS mówi także o tym, że Brzęczek dostał kadrę w rozsypce − z czym trzeba się zgodzić, mając na uwadze zakończenie kariery reprezentacyjnej chociażby przez Łukasza Piszczka czy wahania formy innych reprezentantów. Mówił także o elementach do poprawy, które wiążą się z większą odwagą na boisku i graniu po prostu swojej piłki, czego zabrakło m.in. wtedy, kiedy Polska wygrywała w Bolonii z Włochami 1 : 0 czy podczas meczu z Portugalią, przy grze 11 na 10. Odpowiadając na kolejne pytanie, opowiedział się za stroną trenera Jerzego Brzęczka i pozostawieniu go na stanowisku jeszcze przez pewien czas eliminacji. Jednocześnie stwierdził, że brak kwalifikacji na kolejne Euro w tak stosunkowo prostej grupie będzie traktowany jako porażka i kompromitacja, a Zbigniew Boniek powinien pomyśleć nad zmianą szyldu reprezentacji. Jedno jest pewne − powieść doczeka się kolejnych rozdziałów napisanych przez sterników PZPN-u. 0
Stanowisko selekcjonera reprezentacji zostało nieobsadzone. Na nowo zaczęto wytykać problemy drużyny: słabość założeń
taktycznych, niezrozumiałe zmiany i składy wyjściowe czy nawet brak zaangażowania i ambicji ze strony piłkarzy. Wystarczył blamaż na mundialu, aby zrozumieć, że ponownie możemy zmierzać do punktu, o którym tak bardzo wszyscy chcieliśmy zapomnieć, do punktu, którego wszyscy nienawidzili i nie chcieli już nigdy mieć z nim do czynienia. Przeszłości nie można wymazać, lecz da się wyciągnąć potrzebne wnioski, które nierzadko mają duży wpływ na przyszłość poszczególnych jednostek. Taka analiza nie została jednak wykonana przez obecny zarząd PZPN-u. Po niepowodzeniu na mistrzostwach świata i zwolnieniu Adama Nawałki można było dostrzec jednak małe światełko w tunelu. W ciągu tylu lat, po wygranych meczach i zakwalifikowaniu się na prestiżowe turnieje, nasza reprezentacja w koń
Rozdział IV: Fino alla fine
marzec 2019
㈀㔀⸀ ㈀ ⴀ 㠀⸀ 㐀⸀㈀ 㤀
SZTUKA
Artysta w służbie mody Mody, nawet tej ekskluzywnej, wciąż nie traktuje się jako pełnoprawnej dziedziny sztuki. Tym ciekawsza wydaje się współpraca polskiego grafika Jana Bajtlika z Hermes – niezwykle uznaną marką, której torebka Birkin od lat jest symbolem luksusu T E K S T:
H a n n a s o ko l s k a
an Bajtlik (ur. 1989) dotychczas znany był głównie z tworzenia plakatów, w tym świetnego przedstawiającego Marię Curie-Skłodowską mówiącą Mężczyźni też mogą tworzyć naukę, innych prac graficznych oraz książek dla dzieci (m.in. Nić Ariadny), które sam ilustrował. Z firmą Hermes Bajtlik współpracuje od 2016 r. Zaprojektował dla niej chociażby plakaty czy witryny sklepowe. Jednak dopiero w styczniu tego roku światło dzienne ujrzał projekt chusty Animapolis i o artyście zaczęły rozpisywać się masowe media. Chusta została wykonana klasyczną techniką rysunku na płótnie o wymiarach 90 x 90 cm. Prace nad produktem trwały aż półtora roku, a samo barwienie jedwabiu około sześciu miesięcy.
J
Efekt jest niesamowity – w jej centrum znajduje się Pałac Kultury i Nauki, z którego wyłaniają się rozmaite zwierzęta, a wokół można wyróżnić również inne charakterystyczne budowle Warszawy (np. Rotundę), ale też ukraińskie cerkwie czy główną siedzibę firmy w Paryżu. Po chuście spacerują godzilla, leopard, a także pingwiny, zebry i lemury Kunsztownie wykonane detale można studiować godzinami. Chusta jest dostępna w dziewięciu wersjach o intensywnych kolorach, tylko pierwowzór był jednak ręcznie rysowany. Trudno jest wskazać konkretny moment w historii, w którym artyści zaczęli współpracować z domami mody. Za jedno z przełomowych wydarzeń uważa się zaprojektowanie białej sukni wieczorowej z gigantycznym czerwonym homarem, czego dokonał Salvador Dalí dla Elsy Shalappieri w 1936 r. Kreacja ta wywołała zresztą niemały skandal – rok później w sesji dla „Vogue’a” nosiła ją Wallis Simpson, ta sama, dla której król Anglii Edward VIII zostawił tron. W 1965 r. Yves Saint Laurent uczynił monochromatyczną kratę ze słynnych dzieł Mondriana tematem przewodnim swojej kolekcji, która do dziś pozostaje jedną z najsłynniejszych tego projektanta. Było to o tyle
kontrowersyjne, że zrobił to przeszło dwadzieścia lat po śmierci artysty, a więc bez jego zgody. Rysunki Keitha Haringa, Jean-Michela Basquiata czy Matta Groeninga również zdobiły ubrania luksusowych marek takich jak Commes des Garçons, Coach, ale też tych z niższej półki, utożsamianych raczej z fast fashion.
Przykładem tego ostat- niego działania jest rodzima marka Medicine regularnie podejmująca współpracę z grafikami – chociażby Dawidem Ryskim czy Marcinem Wolskim. Filozofowie kultury i estetycy od lat prowadzą dysputy nad tym, czy ubrania też mogą być dzie-
łami sztuki. Immanuel Kant w Antropologii w ujęciu pragmatycznym określił modę mianem zwyczaju pozbawionego wartości i w gruncie rzeczy niezwykle próżnego, a więc niebędącego godnym sądu estetycznego przynależącego sztuce. To lekceważenie mody, w mniej lub bardziej radykalnej formie, utrzymywało się długo, przynajmniej do czasów Systemu mody Rolanda Barthesa opublikowanego w 1967 r. Zdawać by się mogło, że dziedziny te mają dwa odmienne cele – moda ma być tymczasowa, uwzględniać ducha już nie tyle epoki, ile roku czy nawet sezonu. Zdaniem wielu immanentną cechą prawdziwego dzieła sztuki jest zaś ponadczasowość. Pomimo to, większość współczesnych nam teoretyków zgadza się, że moda to sztuka użytkowa, tak samo jak np. architektura. Jako taka balansuje więc na granicy ,,prawdziwej sztuki” i przedmiotów codziennego użytku. W momencie, w którym nad ubraniami pracują twórcy powszechnie uznani przez tzw. świat sztuki (artworld), ich projekty stają się pełnoprawnymi dziełami, nawet jeśli sam fason za rok będzie już passé – takie myślenie jest zgodne chociażby z instytucjonalną teorią sztuki. Nie jest sekretem, że artyści nie mają ostatnio zbyt lekko na rynku pracy i dawno minęły czasy, gdy cieszyć mogli się stałym zatrudnieniem, a co za tym idzie stabilnością finansową, np. poprzez przebywanie na dworze jakiejś wybitnej osobistości. Długofalowa współpraca z domem mody jest jednak szansą znalezienia się w podobnej pozycji; wiąże się bowiem nie tylko z dużymi pieniędzmi, lecz także z niepowtarzalną okazją do zaistnienia na międzynarodowym rynku sztuki. Chusta Bajtlika dla Hermes ( kosztuje 370 euro) może przecież wzbudzić zainteresowanie klienteli tej marki jego grafikami czy plakatami. Dom mody zyskuje zaś unikalną wizję i projekty, wyróżniające go na rynku przez kilka sezonów – ostatecznie nawet sztuka jest już biznesem.j
SZTUKA
/ dlaczego nie było wielkich artystek?
Nie można ufać ładnym dziewczynom :(
Przepisać sztukę T E K S T:
N ata l i a Ja ko n i u k
Wielkich malarzy, takich jak Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Caravaggio czy Picasso, zna ze szkoły prawie każdy, przypomina o nich także szeroko pojęta popkultura. Wielu osobom trudno byłoby jednak wymienić chociaż
Źródło: wikipedia
cztery artystki.
wórczość kobiet przez wiele stuleci była pomijana i pozostawała na peryferiach historii sztuki. Artystki, które za życia były cenione i poważane, stawały się zapomniane po śmierci. Dlaczego tak się działo? Czy na przestrzeni wieków nie było wielkich malarek, rzeźbiarek? Aby znaleźć odpowiedź na te pytania, należałoby cofnąć się do starożytnej Grecji. To tam zaczęły powstawać dzieła mające wpływ na praktykę i teorię sztuki, które stosuje się w zachodniej kulturze do dzisiaj. W ramach tradycyjnej historii sztuki nie można w bardziej atrakcyjny sposób wyjaśnić dzieła niż powiązać je właśnie z klasyczną starożytnością. Wysoki status nadany antykowi działa jako zbiór potężnych archetypów opisujących ludzką naturę. Nawiązywano do niego zarówno w XVI-wiecznych Włoszech, XIX-wiecznej Francji, jak i w dzisiejszej Polsce. Rzymskie Tempietto Donata Bramantego, Śniadanie na trawie Édouarda Maneta czy Olimpia Katarzyny Kozyry – wszystkie te dzieła czerpią ze starożytności.
T
Kobieta ubrana, odizolowana To ze starożytnej Grecji pochodzą monumentalne posągi kobiet i mężczyzn, kory i kurosi, rzeźbione w VI i V w. p.n.e. Pokazują one różnice w sposobie prezentowania obu płci. Kurosi, atletyczni młodzieńcy, przedstawiani byli nago,
46–47
jako wzór uogólnionej, ponadczasowej młodości i piękna ciała. Kory, w przeciwieństwie do ich męskiego odpowiednika, zawsze były rzeźbione w suto udrapowanych szatach. Męskie ciało, postrzegane jako ideał piękna, na długo zdominowało sztukę starożytnej Grecji. Męska anatomia była w kolejnych wiekach coraz głębiej eksplorowana, co zaowocowało powstaniem takich dzieł jak Doryforos Polikleta czy Dyskobol Myrona. Postacie kobiece nadal przedstawiano w szatach drapowanych z coraz większą precyzją, rzeźbione zaczęły być także kobiece fryzury. Takie asymetryczne traktowanie rzeźb mężczyzn i kobiet w sztuce archaicznej i klasycznej Grecji można by połączyć z dobrze znanymi nierównościami społecznymi i prawnymi między obiema płciami w starożytnych Atenach. Uważane za ideał klasycznego piękna, szeroko eksponowane męskie ciało odzwierciedlało wysoką pozycję i pełnię praw, które mieli mężczyźni. Ciało kobiece zostało przez sztukę odkryte dużo później. W polis kobiety prawnie znajdowały się pomiędzy niewolnikami i obywatelami, co powodowało ich coraz głębsze wykluczenie i odosobnienie. Dziewczęta ateńskie wychowywane były w zamkniętej części mieszkania przeznaczonej dla kobiet, na zewnątrz mogły wyjść tylko z okazji uroczystości religijnych. Uczyły się jedynie tego, co musiała umieć przyszła pani domu: gotowania,
przędzenia, ewentualnie podstawowej wiedzy dotyczącej rachowania, czytania i muzyki. Potem, w wieku piętnastu lat, wychodziły za mąż, a wyboru mężczyzny dokonywał ojciec. Nie mogło być zatem mowy o jakimkolwiek wyjściu poza schemat ustalony przez społeczeństwo, nie wspominając już o tworzeniu sztuki. Dzisiaj znamy imiona niektórych tworzących w starożytności kobiet, ale przez sposób w jaki je wówczas postrzegano nie wiadomo o nich zbyt wiele. Pliniusz w Historii naturalnej wspomina na przykład Helenę z Egiptu, której dzieła były szczególnie wysoko cenione, albo Irenę, autorkę słynnego portretu Diany. Jednak pisząc o kolejnej malarce, Timarecie, stwierdza, że wybierając sztukę, zlekceważyła ona kobiece obowiązki, które zwyczajowo były jej przypisane.
Inny punkt widzenia? Za prawdziwy powrót do starożytności uważa się renesans, który swoje początki miał we Włoszech, gdzie artyści zaczęli korzystać ze starożytnych osiągnięć kultury i historii. Wiele dzieł nawiązywało do mitologii, nastąpił rozwój fresków i malarstwa olejnego. Wszystkie cechy renesansowego malarstwa, rzeźby i architektury mają swoje źródło w antyku. To mogło jednak oznaczać, oprócz inspiracji sztuką, także powrót do klasycznych pojęć i wartości, którymi opisywano kobie-
dlaczego nie było wielkich artystek? /
Kobieta silną jest Twórczość Anguissoli wywarła trwały wpływ na kolejne pokolenia artystów, a jedną z jej następczyń była Artemisia Gentileschi. O tej wczesnobarokowej artystce mówi się ostatnio częściej, głównie w kontekście prób odejścia od dalszej maskulinizacji świata sztuki. W lipcu ubiegłego roku National Gallery w Londynie kupiła jej obraz Autoportret jako święta Katarzyna Aleksandryjska za 3,6 mln funtów, ustanawiając jednocześnie rekord w sprzedaży dzieł artystki. Na 2020 r. zaplanowano również wystawę retrospektywną poświęconą jej twórczości. Obrazy Gentileschi opowiadały najczęściej historie kobiet aktywnie walczących o swoją pozycję, przeciwstawiających się lubieżnym i nieudolnym mężczyznom. Być może na tematy przez nią podejmowane miały wpływ trudne przeżycia z młodości. Na początku nauki malarstwa pobierała lekcje u Agostina Tassiego, przez którego została kilkukrotnie zgwałcona. Jej ojciec zaskarżył mężczyznę do sądu, a w trakcie
rozprawy Gentileschi poddała się torturom, żeby udowodnić wiarygodność swoich zeznań. Agostiono Tassi został uznany za winnego, nigdy go jednak nie ukarano. Po procesie malarka wyjechała do Florencji, gdzie pracowała między innymi dla Medyceuszy. Jako pierwsza kobieta została przyjęta do florenckiej Accademia del Disegno. Była jedną z pierwszych artystek, które podejmowały w swoim malarstwie tematykę religijną i historyczną uznawaną za niedostępną dla kobiet.
nowojorską artystkę dada o imieniu Elsa von Freytag-Loringhoven, która przyjaźniła się z Duchampem. Przypisanie Fontanny kobiecie, a nie mężczyźnie, miałoby oczywiste, daleko idące konsekwencje – historia sztuki współczesnej powinna zostać napisana na nowo, ponieważ nie zaczęła się od ojca, lecz od matki. Kobiety zyskują głos także jeśli chodzi o bieżące wydarzenia w świecie sztuki. Podczas głośnej aukcji w Sotheby’s, w trakcie której wylicytowany obraz Banksy’ego Dziewczyna z balonikiem uległ samozniszczeniu, miało miejsce także inne, nie mniej znaczące wydarzenie. Kobiecy portret Propped autorstwa Jenny Saville został kupiony za 12 mln dolarów i tym samym stał się najdroższym na świecie obrazem żyjącej artystki. Co ciekawe typowano, że sprzeda się on za trzy razy mniejszą sumę.
Nowy język
Źródło: wikiart
ty. Bardzo możliwe, że wcale nie chciały one renesansu. Przedstawiano je na obrazach i w rzeźbach, jednak nieczęsto były one przedstawiającymi. Różne formy dyskryminacji sprawiały, że kobiety nie mogły podejmować tej samej drogi edukacji co mężczyźni, nie wolno im było na przykład wykonywać studiów z nagiego modela. Ponadto z odsunięciem kobiet od tworzenia sztuki wiąże się także rozumienie pojęcia geniuszu, którego współczesne znaczenie wytworzyło się na gruncie renesansowego humanizmu. Uważano, że artysta był w niego wyposażony naturalnie, że geniusz rozwijał się niezależnie od okoliczności. Był to zinstytucjonalizowany i określony proces, który przejawiał się na przykład w tym, że większość znanych malarzy i rzeźbiarzy pochodziła z rodzin artystycznych, w których przekazywanie profesji z ojca na syna było czymś oczywistym. Można do nich zaliczyć między innymi Albrechta Dürera, Rafaela czy Giovanniego Lorenza Berniniego. Znaną i cenioną za życia, a jednak zapomnianą przez historię artystką renesansową była Sofonisba Anguissola. Otrzymała wszechstronną edukację między innymi w zakresie sztuk pięknych, a dzięki praktyce, którą pobierała u malarzy w rodzinnej Cremonie, także inne kobiety zaczęły być przyjmowane na studia malarskie we włoskich szkołach. Jako młoda kobieta Anguissola wyjechała do Rzymu, gdzie została przedstawiona Michałowi Aniołowi, który natychmiast zorientował się, jak wielki miała talent. To zdarzenie zostało opisane w dziele uważanym za pierwszą spisaną historię sztuki włoskiej przeznaczoną dla szerokiej gamy odbiorców – Żywotach najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów Giorgia Vasariego.
SZTUKA
Coś się zmienia W kolejnych wiekach kobiety dalej torowały sobie drogę w artystycznym świecie. Judith Leyster, pierwsza członkini słynnego Bractwa św. Łukasza, Berthe Morisot, uczestnicząca w prawie wszystkich wystawach francuskich impresjonistów czy pobierająca nauki u Winckelmanna Szwajcarka Angelica Kaufmann to tylko niektóre, wybrane przykłady kobiet tworzących sztukę. Dzisiaj mówi się o nich coraz bardziej otwarcie poprzez wystawy, aukcje, publikacje biografii czy też podważanie istniejących od wielu lat teorii. Przyjmowano na przykład za pewnik, że to Marcel Duchamp wynalazł sztukę współczesną w 1917 r. Podpisał się wtedy jako „R. Mutt” na porcelanowym pisuarze, dziś jednym z najpopularniejszych dzieł sztuki, znanym jako Fontanna. Ostatnio pojawiły się jednak przypuszczenia, że dzieło to zostało stworzone przez
Mimo że artystki dawniejszych epok nadal nie są wystarczająco rozpoznawalne w kulturze zachodniej, dzisiaj malująca czy rzeźbiąca kobieta nie jest już raczej niczym zaskakującym. Kobiety musiały sobie jednak taką pozycję wywalczyć. Duże zasługi na tym polu miał feminizm lat 70. Zdano sobie sprawę, że nie da się mówić o artystkach przy użyciu istniejących języków historii sztuki lub krytyki. Feministki musiały działać zarówno przeciwko niewiedzy, jak i kreować nowe formuły, które pozwoliłyby zobaczyć i zrozumieć, że sztuka kobieca jest po prostu sztuką, tak samo jak ta tworzona przez mężczyzn. Próbowano zmieniać przekonania dotyczące tradycyjnej roli kobiety w społeczeństwie, która w latach 70. sprowadzała się, niemal tak jak w starożytnej Grecji, do zajmowania się domem i wychowania dzieci. Umniejszanie roli kobiet w historii sztuki zostało otwarcie skomentowane i podważone przez Lindę Nochlin, która w swoim eseju z 1971 r. zadała przewrotne pytanie Dlaczego nie było wielkich artystek?. Za tym tytułowym pytaniem stoi szereg nieprawdziwych założeń dotyczących tworzenia „wielkiej sztuki”, między innymi wspomniane już pojęcie geniuszu czy też utarte schematy dotyczące ról w społeczeństwie. Mimo że świat się zmienia, to instytucje i system edukacji przygotowujące nas do postępowania według określonych schematów zachowań istniały w IV w. p.n.e., w XVI w. n.e. i istnieją także dzisiaj. Okazuje się zatem, że twórczość artystyczna nie jest wcale procesem czysto autonomicznym, powodowanym mitycznym geniuszem, ale do głębi społecznym, zależnym od przyjętych struktur. Celem powinno być więc zastąpienie ich nowymi, bardziej sprawiedliwymi standardami, dzięki którym takie artystki jak Sofonisba Anguissola czy Elsa von Freytag-Loringhoven zagoszczą na stałe w historii sztuki. 0
marzec 2019
WARSZAWA
imigranci w stolicy
Obrazy to symbole.
Warszawo, ojczyzno (nie)moja W Polsce z roku na rok przybywa imigrantów, ale pytanie, czy nasza stolica pójdzie w ślady multikulturowego Berlina, pozostaje otwarte. Wiele wskazuje na to, że nie stanie się to w najbliższym czasie. T e k s t:
K ata r z y n a Kowa l e w s k a
est ich coraz więcej. Zalewają kasy w sklepach, dzierżą mopy, łopaty i kierownice uberów. Panie są uśmiechnięte, ale niekoniecznie rozgarnięte, a panowie to agresywni robole. I strach z nimi jechać. Niestety stereotypy dotyczące Ukraińców wciąż panują w polskim społeczeństwie, zalewanym medialnym szumem o powodzi imigrantów, uchodźców i terrorystów. Bardziej od mentalności ludzi otwarty jest rynek, chłonny jak gąbka, ale najsłabszych wyciskający do cna. Niektóre raporty brzmią całkiem optymistycznie. Na przykład te przedstawiane przez Barometr Imigracji Zarobkowej z 2018 r., z których w ynika, że zaledwie 2 proc. pracodawców oraz 11 proc. pracowników z Polski przyznaje się do niechęci do ukraińskich pracowników. Czyli mniej więcej co pięćdziesiąty pracodawca i co dziesiąty pracownik. Nie jest to horrendalna liczba, ale przy ocenie takich statystyk można przypomnieć sobie dowcipy z serii: nie jestem rasistą, ale czarnych na ulicy mijać nie lubię, a następnie zapytać, ile osób w ygłaszających podobne sprzeczności przyznałoby się do rasizmu. Mogłoby się okazać, że 2 proc. to całkiem optymistyczny scenariusz. Zbyt optymistyczny.
fot. pixabay.com
J
48–49
Chlebem, solą i octem Od czasów Euromajdanu w 2013 r. Ukraińców jest w Polsce coraz więcej. W internecie krążą przeróżne sprzeczne informacje na ten temat. Mętlik w danych wynika między innymi z braku rozróżnienia między imigrantami długoterminowymi (powyżej 12 miesięcy) i czasowymi (od 3 do 12 miesięcy). Od czerwca 2017 r. obywatele Ukrainy nie potrzebują wizy na pobyt krótkoterminowy (do 90 dni). Liczebność ostatniej grupy migracji najtrudniej więc policzyć. Departament Statystyki NBP oszacował, że w 2017 r. w Polsce przebywało ok. 900 tys. Ukraińców, a po doliczeniu pracowników sezonowych – prawie 2 mln. To wyższe szacunki niż te zanotowane we wcześniejszych latach. Jeszcze w 2013 r. Polacy deklarowali w większości wsparcie dla osób uciekających od represji, poszukujących stabilniejszego i bezpieczniejszego życia za zachodnią granicą. W 2014 r. entuzjazm przygasł. Od 2015 r. w całej Europie narastał kryzys migracyjny, a samo zagadnienie zostało mocno upolitycznione. Zamachy terrorystyczne w Paryżu i w Brukseli oraz oficjalny dyskurs polityczny w naszym kraju przyczyniły się do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych, a co za tym idzie – postaw ksenofobicznych.
Uchodźcy, imigranci, terroryści i obcy w wielu sytuacjach zostali ze sobą utożsamieni. Zjawisko to można zaobserwować nie tylko w towarzyskich wymianach zdań (mniej lub bardziej przyjaznych), lecz także w oficjalnych wypowiedziach. Podczas gdy niektóre osoby publiczne szafują liczbami przyjętych uchodźców, nierzadko nieświadomie odwołują się do liczby imigrantów, którzy przyjechali do Polski. Jednocześnie z chlubą wspominają o polskiej sarmackiej gościnności (o sarmackiej multikulturowości niejednokrotnie zapominają), która nie wiadomo, czy wciąż trwa, czy może z naddatkiem zrealizowała już wymóg sąsiedzkiej życzliwości na najbliższych kilka bądź kilkanaście wieków.
Zezowata Temida Zasady regulujące przyjazd imigrantów zarobkowych, uchodźców politycznych czy zagranicznych studentów do Polski są różne. Najpowszechniejszą opcją legalnego pobytu jest otrzymanie wizy pracowniczej, wydawanej na sześć miesięcy. W 2017 r. dostało je 1,7 mln obywateli Ukrainy. Chociaż część z nich posiadała wysokie kwalifikacje, wiele firm nie zdecydowało się zatrudnić ich na wyższe stanowiska. Pół roku pracy to za krótki okres, by taka inwestycja się opłacała. Inną trudnością jest proces uznawania dyplomów i certyfikatów wydanych poza
Imigranci w stolicy
Przyjmę niewolnika do pracy Statystyki pokazują, że Ukraińcy chętnie wybierają Warszawę jako nowe miejsce zamieszkania. Kolejnymi popularnymi miastami są Wrocław oraz Poznań. Duży rynek pracy daje nadzieję na łatwiejsze znalezienie zatrudnienia. Jednak z powodu trudności prawnych wielu Ukraińców decyduje się na pracę na czarno. Swe kroki kierują wtedy na tzw. bazarki niewolników, czyli miejsca, w których zbierają się osoby poszukujące pracy. W Warszawie i okolicy znajduje się ich kilka. Chętni zbierają się tam już z samego rana, ok. 5–6. Wśród nich są nie tylko imigranci ze wschodu, lecz także Polacy. W obu grupach nie brakuje bezdomnych. Co jakiś czas podjeżdżają furgonetki i zbierają chętnych do pracy na czarno. Do pomocy w kuchni, przy remontach, przy przeprowadzkach… Wszystko to praca fizyczna, ciężka i niepewna. Jednak „legalne” zatrudnienie może okazać się niewiele bezpieczniejsze. Coraz częściej wychodzą na jaw historie ukraińskich imigrantów pracujących jak niewolnicy po kilkanaście godzin dziennie za śmiesznie niskie stawki, związanych umowami z absurdalnymi warunkami. Zatrudnieni muszą płacić kary za nieobecność czy
fot. pixabay.com
Unią. Często ten proces okazuje się niemożliwy. Do tego dochodzą bariera językowa, ksenofobia i nieuczciwi pracodawcy. Tym ostatnim pomaga… prawo. Kiedy ukraińskiemu pracownikowi udaje się znaleźć zatrudnienie, może on próbować namówić polskiego pracodawcę do przygotowania dokumentów i wystąpić o kartę pobytu. Pierwsza jest ważna rok, kolejna – trzy lata. Taka karta łączy pracownika z jedną konkretną firmą, przez co związuje mu ręce. Pracodawca wie, że właściciel karty pobytu nie ma wyjścia i często wykorzystuje tę sytuację, radykalnie zmieniając warunki zatrudnienia. Procedura zmiany pracodawcy może się ciągnąć nawet pół roku. To duże obciążenie finansowe oraz psychiczne, na które wielu nie może sobie pozwolić. Otwiera to drogę nadużyciom, złemu traktowaniu, a także utwierdzaniu stereotypów, że ukraińska imigrantka to pani w mięsnym, nierozumiejąca, jaki rodzaj szynki ma pokroić dla klienta, a ukraiński imigrant to cieć, przy którym powinno się wynajmować dodatkową ochronę. Tymczasem pani ze sklepu czy cieć mogą mieć tytuły magistra historii, a okoliczności zmusiły ich do podjęcia pracy poniżej swoich kwalifikacji. Może się także okazać, że to dla nich praca dorywcza podczas procesu nostryfikacji dyplomów, chociażby lekarskich, co wiąże się ze zdaniem egzaminów z polskiego języka medycznego oraz uzupełnienia różnic w wykształceniu.
WARSZAWA
za bliżej niezdefiniowane „działanie na szkodę pracodawcy”. Mogą też zostać zwolnieni z dnia na dzień, podczas gdy okres wypowiedzenia umowy przez pracownika trwa aż trzy miesiące.
Uber multi-kulti Wielu Ukraińców znajduje legalne zatrudnienie w firmie Uber (przez niektórych uznawanej za działającą półlegalnie). Na wzrost tej tendencji narzeka sporo pasażerów, zwłaszcza warszawskich. Zwracają uwagę na problemy z komunikacją i brak znajomości planu miasta. Przyczynia się to do pogorszenia wizerunku firmy, a także do chętniejszego korzystania z usług konkurencji zatrudniającej licencjonowanych kierowców. Na korzyść Ubera przemawia to, że nie dyskryminuje on pracowników. Trudno jednak posądzać firmę o idealistyczne motywacje. Po wzroście prowizji pobieranej przez Ubera od kierowców coraz mniej polskich pracowników chce się z nim wiązać. Ukraińcy i inni imigranci ze Wschodu, którym trudniej przebierać w ofertach, zapełniają wakaty. Popularną alternatywą jest dla nich praca na budowie, bardziej obciążająca fizycznie, ale niekoniecznie lepiej płatna. Możliwe jednak, że wkrótce zagraniczni pracownicy zostaną jej pozbawieni. Jeśli ustawa o obowiązkowej licencji dla kierowców Ubera wejdzie w życie, wyeliminuje to pracowników, których nie stać na taką inwestycję.
Wpłynąć na przestworza rynku pracy Osoby niechętnie patrzące na ukraińskich imigrantów czasami powołują się na argument, że obcy zabierają Polakom zatrudnienie. Ekonomiści zwracają jednak uwagę na deficyt pracowników na polskim rynku pracy i prognozują, że napływ nowych sił może okazać się ratunkiem dla gospodarki. Z Barome-
tru Imigracji Zarobkowej wynika, że 39 proc. dużych firm zatrudnia obecnie pracowników z Ukrainy. Imigranci, jeśli zdecydują się zostać na stałe, mogą także wspomóc demografię starzejącej się Polski. W ostatnich latach liczba małżeństw polsko-ukraińskich zwiększyła się 2,5-krotnie, co świadczy o tym, że coraz więcej wschodnich sąsiadów zamierza osiedlić się w Rzeczpospolitej na stałe. Jednocześnie jednak w 2017 r. obcokrajowcy przesłali ponad 11,5 mld zł na Ukrainę. W Warszawie i okolicach statystyczny Ukrainiec przekazuje do ojczyzny prawie 1,8 tys. rocznie. Mimo to wzrasta liczba kampanii reklamowych kierowanych do ukraińskich odbiorców. Inwestują w nie banki, sieci telefoniczne, pośrednicy nieruchomości, a także markety. Carrefour np. wprowadził „półkę ukraińską”, na której można znaleźć kawę w ziarnach ze Lwowa, chałwę słonecznikowo-owocową i griljaż, czyli smażone ziarna ryżu z dodatkiem kokosu. Po te produkty chętnie sięgają także Polacy chcący spróbować nowych przysmaków. Ukraińska kultura wchodzi więc w interakcję z polską i jej stopniowe przyswajanie powinno być kwestią czasu. Tak samo jak coraz większa otwartość firm: na ukraińskiego konsumenta, pracobiorcę, a także pracodawcę (ponad 4 tys. Ukraińców zgłoszonych do ZUS-u to osoby prowadzące własną działalność gospodarczą). Oby te tendencje przyczyniły się do osłabienia nastrojów nacjonalistycznych, a także mniej wybiórczego traktowania historii, z której jakoś czasami umyka, że to właśnie ukraiński (do rosyjskiej interwencji w 2014 r.) przestwór suchego oceanu opiewał polski wieszcz, Mickiewicz – syn matki obcej, urodzony w Wielkim Księstwie Litewskim na obecnym terenie Białorusi. 0
marzec 2019
WARSZAWA
/ ogrodzenia to atrapa
Mój dom to moja twierdza Co to jest: na przełomie minionej dekady w Warszawie było już ich ponad czterysta, sztucznie zwiększają cenę nieruchomości, a najbardziej zainteresowanym dają ułudę bezpieczeństwa? Odpowiedź brzmi: osiedla grodzone. M at e u s z Skó r a
imo że deweloperzy budowlani powoli odwracają się od masowego grodzenia nowych osiedli, te zdążyły już na stałe wpisać się w tkankę miejską Warszawy – czego klasycznym przykładem można określić oddzielone trzema rzędami płotów osiedle Marina Mokotów. Umożliwienie swobodnego dostępu do terenu osiedla tylko jego mieszkańcom miało stanowić wyznacznik prestiżu, a przede wszystkim – bezpieczeństwa.
M
Ucieczka od wolności Boom na grodzenie osiedli w Polsce pojawił się niemal równocześnie z początkiem szeroko pojętej transformacji gospodarczej – można wnioskować, że w tym samym czasie na szerszą skalę rozpoczęło się także inne zjawisko, zaczynające się na literę „g”, czyli gentryfikacja. Pierwsze zamknięte osiedle powstało w Piasecznie, a w ciągu następnych kilkunastu lat deweloperzy budowlani ochoczo stawiali na grodzenie i monitorowane kolejnych inwestycji. Odgradzanie budynków mieszkalnych płotami było charakterystyczne w Stanach Zjednoczonych lat 80.; obecnie kojarzyć się może raczej z czterometrowymi murami w południowoafrykańskim Johannesburgu czy próbami oddzielenia się ścianą od slumsów w Buenos Aires. Nic więc dziwnego, że dynamiczny trend grodzenia osiedli w Polsce szybko przykuł uwagę nie tylko rodzimych badaczy. W 2004 r. zliczenia tego typu inwestycji mieszkaniowych w Warszawie podjął się niemiecki socjolog, Henrik Werth [1]. Badanie przeprowadził niemal 15 lat temu i już wtedy w Warszawie znalazł ponad 200 przypadków tego typu zabudowy. Największe zagęszczenie grodzonych osiedli Werth zaobserwował na Białołęce; sporym udziałem w ich ogólnej liczbie cieszyły się również Ursynów oraz Ursus. Zaledwie część z badanych osiedli została wybudowana przed 1999 r. – w przypadku zabudowy zamkniętej zdecydowanie przeważały nowo wybudowane osiedla. Jednak również w przypadku starszych budynków zaczęły pojawiać się tendencje do wtórnego grodzenia – nieraz w reakcji na pojawienie się nowego zamkniętego osiedla w bezpośrednim sąsiedztwie.
50–51
Strach niejedno ma imię Trudno rozpatrywać grodzone osiedla jedynie jako zjawisko urbanistyczne. Istotny jest przede wszystkim proces psychologiczny, który doprowadza mieszkańców do takiego a nie innego wyboru. To zresztą sami kupujący często wywierają nacisk na dewelopera, który nie zawsze zakłada w pierwotnym projekcie ogrodzenia osiedla. Najczęstszym argumentem przemawiającym za płotem jest oczywiście chęć zabezpieczenia się przed szeroko rozumianym „obcym”. Z raportu opublikowanego w 2011 r. przez Dominika Owczarka z Instytutu Spraw Publicznych wynika, że mieszkańcy grodzonych osiedli czuli się zdecydowanie bezpieczniej w porównaniu z grupą osób zamieszkujących w otwartej zabudowie. Badane poczucie wolności od zagrożeń charakteryzowało się również dość niskim odchyleniem standardowym, co oznacza, że ankietowani odpowiadali podobnie. Można się jednak zastanawiać, jak w rzeczywistości grodzenie wpływa na bezpieczeństwo. W rejestrze przestępstw prowadzonym przez polską policję nie wyróżnia się zbrodni i występków ze względu na rodzaj zabudowy, co umożliwiłoby jednoznaczną odpowiedź na postawione pytanie. Podczas rozmowy telefonicznej z Komendą Stołeczną Policji usłyszeliśmy, że przestępczość w Warszawie spada. Trudno jednak wnioskować, że to z powodu grodzenia osiedli. Zjawisko to może natomiast napędzać fragmentację miasta na zamknięte społeczności. Ze wspomnianego wyżej raportu z 2011 r. wynika również, że mieszkańcy grodzonych osiedli odznaczali się mniejszą aktywnością społeczną oraz czuli się mniej związani z miastem w porównaniu z mieszkańcami otwartych osiedli.
Korona z głowy Od 2015 r. samorządy gminne mogą posługiwać się tak zwanymi uchwałami krajobrazowymi. Są to akty prawa miejscowego, którymi rada (w przypadku Warszawy – rada miasta) może ustalać ogólne zasady obowiązujące w przestrzeni miejskiej. Do zakresu kompetencji gminy należy także właśnie regulowanie grodzeń. W momencie pisania tekstu projekt uchwały krajobrazowej dla Warszawy przewiduje jedynie dwa ogólne przypadki, w których zamykanie osiedli ma zostać zakazane. Płotem nie można ograniczyć dostępu do ciągu pieszego (czyli m.in. ogólnodostępnych ścieżek), jak i terenu o łącznej powierzchni dwóch hektarów. Projekt uchwały ogranicza również możliwość wtórnego grodzenia osiedli, które pierwotnie zostały wybudowane jako otwarte. Na stronie Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy można nawet zapoznać się z mapą, która wyszczególnia tereny objęte całkowitym zakazem odgrodzenia. Czy taki zakaz pozbawi warszawiaków tak pożądanego przez nich bezpieczeństwa – można wątpić. Ogrodzenie wysyła bowiem dość jednoznaczny sygnał dla złodzieja: chcę coś przed tobą ukryć. A o sforsowanie takiego osiedla często nie jest trudno, zwłaszcza gdy wspólnota mieszkaniowa postanowi zrezygnować z usług firmy ochroniarskiej albo jeżeli sami mieszkańcy nie zamykają za sobą furtek. Bez faktycznej troski o bezpieczeństwo płot staje się tylko elementem krajobrazu; niekoniecznie estetycznym, osłabiającym poczucie wspólnotowości, a w dodatku wiążącym się z wydatkami. 0 [1] H. Werth, Transformation zur geschlossenen Stadt? [...], ,,Europa Regionalna” 2005, nr 13, s. 155–161.
fot. pixabay.com
T EKS T:
varia /
Varia Polecamy: 52 Człowiek z pasją Czas czy pieniądz? Czego potrzeba żeby zmienić świat
56 felieton Chocholi taniec edukacji System edukacji
fot. pixabay.com
57 3po3 Listy od czytelników (Nie)poważne porady
Skrypt, etrapez i kofeina K ac p e r c h oj n ac k i ESJA. Słowo, które wywołuje ciarki u niejednego studenta – zarówno aktualnego, jak i byłego. Jest uosobieniem bariery, którą trzeba pokonać w celu przejścia na wyższy poziom. Jest to sito, które już od pierwszego semestru przesiewa świeżaków oraz tych, którzy enty raz starają się poprawić błędy przeszłości. Sesja jest jednocześnie zmorą oraz szczęściem – mędrcem karcącym ucznia oraz głosem oznajmiającym: Dotarłeś do celu. Nie ukrywam, że nie tak sobie wyobrażałem pierwsze starcie z tym mitycznym potworem. Nie wiem, czy było to spowodowane bagatelizowaniem jego istoty, czy też brakiem przyzwyczajenia do nowego systemu nauki (czytaj: niepozwalającego na stosowanie metody „semestr w czterdzieści osiem godzin”). Zaskoczyła mnie, niemniej dzięki temu wzbogaciła zarówno moją wiedzę, jak i osobę per se. Chcesz zapytać czytelniku, co odkryłem? Już Ci mówię. Pierwszym składnikiem potrzebnym do stworzenia magicznej mieszanki, pozwalającej na wygraną przez nokaut w pierwszej rundzie, jest stres. To nieodłączna część sukcesu – pomaga skutecznie zarywać kolejne noce oraz wchłaniać informacje, które w niemałej części były widziane najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu. Kiedy stres nie wystarcza, warto
S
Sesja jest jednocześnie zmorą oraz szczęściem.
zasięgnąć po kofeinę. Ta substancja chemiczna, używana przez ludzkość od setek lat, została wymyślona właśnie z myślą o nas – studentach. Jest swoistym dopełnieniem poprzedniego składnika, lecz działa również bardzo dobrze samodzielnie, a z osobistego doświadczenia podpowiem, że tzw. cold-brew zawiera więcej C8H10N4O2 niż tradycyjna kawa parzona! Ostatnią, jednak nie mniej istotną, ingrediencją jest heroiczny spokój. On objawia się jako finalne spoiwo, łączące te wszystkie elementy w logiczną całość. Stres nie istniałby bez spokoju, a gdy tego drugiego zabraknie w istotnym momencie, to będziemy mogli nie zaznać harmonii przez długi czas. Wszakże osobiście nie miałem problemów z pozbyciem się stresu. Chyba po prostu musiałem wpaść do kociołka gdy byłem dzieckiem. Po sesji nareszcie nadchodzi relaks. W końcu nastał czas na odstawienie Netflixa oraz pobrudzenie mieszkania, które z ogromną pieczołowitością i namiętnością sprzątaliśmy w trakcie egzaminów. Nacieszmy się sobą jeszcze bardziej, pochodźmy trochę na imprezy bez wyrzutów sumienia spowodowanych świadomością, że i tak klikniemy „drzemkę” w budziku. Odpocznijmy trochę, aby za kilka miesięcy znów móc się w spokoju postresować. 0
marzec 2019
CZŁOWIEK Z PASJĄ
/ czego potrzeba, żeby zmienić świat
subskrybujcie dodie i orlę gartland!!
Czas czy pieniądz?
fot. Andrea Pucci
Jej motto to: zostawić świat trochę lepszym, niż go zastaliśmy. O swoim sposobie na życie, inspirowaniu i motywowaniu innych opowiada Anna Książek. R o z m aw i a ł a :
J oa n n a K a n i e w s ka
Światozmieniacze, czyli kto? A n n a K s i ą ż e k : Czyli ludzie, którzy robią coś dobrego dla swojej społeczMagiel:
ności albo środowiska, starają się zmienić świat na lepsze. Nazwa nawiązuje do angielskiego słowa changemaker, które nie ma dobrego polskiego tłumaczenia.
Razem z partnerem, Andreą, zdecydowaliście się na podróż dookoła świata, porzuciliście swoją dotychczasową pracę. Jakie były kulisy tego wyboru? W którymś momencie pojawił się pomysł, żeby wybrać się w podróż dookoła świata. W tamtym czasie, prawie cztery lata temu, wydawało się to praktycznie nieosiągalne. Ja pracowałam w sektorze społecznym, w organizacjach pozarządowych, Andrea był pracownikiem naukowym, a nie jest tajemnicą, że w tych branżach nie zarabia się fortuny. Na początku była to tylko luźna myśl: pewnego dnia pojedziemy dookoła świata. Z każdym dniem wizja stawała się coraz bardziej pociągająca – pół roku później zostawiliśmy wszystko i wyjechaliśmy.
Co okazało się najtrudniejsze?
Wyróżniliście w swojej podróży trzy etapy. Co skłoniło was do akurat takiego podziału? Powstał on post factum, nie był zaplanowany. W ogóle nie planowaliśmy za dużo – po prostu kupiliśmy bilet do Bangkoku w jedną stronę i tak zaczęła się nasza przygoda. Podobnie wyglądała reszta naszej podróży. W Azji doświadczyliśmy upragnionego wyrwania z racjonalności i spojrzenia w głąb siebie – dużo medytowaliśmy, znacznie lepiej poznaliśmy buddyzm. Jest tam zresztą bardzo bezpiecznie, tanio, mają dobrą infrastrukturę – wiele osób podróżujących po świecie zaczyna właśnie od niej. Kraje islamu okazały się najbardziej gościnnymi, jakie mieliśmy okazję odwiedzić. Europejska część wyprawy miała już znacznie bardziej społeczno-polityczny charakter. Trafiliśmy do Turcji akurat na czas wyborów prezydenckich, które jeszcze bardziej umocniły przy władzy Erdoğana. Później odwiedzi-
W ogóle nie planowaliśmy za dużo – po prostu kupiliśmy bilet do Bangkoku w jedną stronę i tak zaczęła się nasza przygoda
Opowiadanie o naszym przedsięwzięciu ludziom – odpowiadanie na pojawiające się wątpliwości, raczej innych niż nasze własne. Cała reszta była pracą na poziomie mentalnym: na poziomie przekonań, ograniczeń i lęków. Ostatnie dwa tygodnie przed podróżą byłam naprawdę przerażona i tylko czekałam, żeby wsiąść do samolotu i nie musieć się już
52–53
nad tym dłużej zastanawiać. To nie jest tak, że istnieje jakiś idealny moment na rzucenie wszystkiego. Pół roku przed podjęciem decyzji o wyjeździe dostałam propozycję wymarzonej pracy. W przypadku każdej trudniejszej decyzji w życiu obecne są dwie siły – te, które będą nas powstrzymywać, i te, które będą nas pchać w kierunku zmiany. Myślę, że wytrwanie w decyzji pomimo pojawiających się trudności było największym wyzwaniem.
czego potrzeba, żeby zmienić świat /
Jak kontaktowaliście się z ludźmi z miejsc, w których nie ma elektryczności? Na ogół jest w takim miejscu osoba, najczęściej mówiąca po angielsku, która utrzymuje kontakt ze światem zewnętrznym, i to właśnie ona pomaga turystom i wolontariuszom. W Peru był to pan, który obsługiwał stronę Workaway i telefonicznie (o ile tylko był sygnał) udzielał instrukcji, jak dojechać do wioski, dawał też znać gospodarzom o przyjeździe gości. W naszym przypadku zasięgu zabrakło, ale kiedy wysiedliśmy, okazało się, że i tak bardzo rzucamy się w oczy. Tubylcy powiedzieli: w tym domu możecie zamieszkać i tym sposobem zostaliśmy u wskazanej rodziny przez kolejne dwa tygodnie. Mężczyzna, który miał nas skontaktować, mieszkał w pobliskim mieście, cztery godziny drogi stamtąd. Samochód z napędem na cztery koła (wioska leżała w górach), który był jedynym sposobem dostania się do miasta, przyjeżdżał raz dziennie, ale zdarzały się też dni, kiedy nie pojawiał się w ogóle.
Czym podróżowaliście? Całe Bałkany, Turcję i Kaukaz przejechaliśmy stopem, jeśli chodzi o Azję – zależy od kraju. Warto pamiętać, że jazda autostopem zajmuje znacznie więcej czasu, szczególnie w miejscach, w których ma się do pokonania tysiące kilometrów. Amerykę Południową – Brazylię, Urugwaj, Argentynę i część Chile – również pokonaliśmy autostopem, lecz w Boliwii z powodu ogromnego zmęczenia przerzuciliśmy się na autobus… Tam zresztą autostop nie jest zbyt popularną metodą podróży – wynika to z uwarunkowań kulturalnych. Później już do końca jeździliśmy autobusami.
W swoich wyprawach opieracie się na modelach takich jak gift economy czy pay what you want. Czy faktycznie da się przemierzyć świat, polegając głównie na nich? Tak. Podczas podróży korzystamy z różnych portali, które bazują na tej filozofii, takich jak Couchsurfing czy Workaway. W zeszłym roku przez całoroczną podróż zapłaciliśmy może za dziesięć noclegów. Oczywiście nie jest tak, że nie wydajemy żadnych pieniędzy, ale przeznaczamy na życie
dużo mniej niż np. w Warszawie. Taki sposób podróżowania wymaga jednak znacznie więcej czasu i wysiłku. Tam, gdzie jest to możliwe, pomagają nam znajomi znajomych – dajemy im znać, że gdzieś jedziemy, a oni podają nam kontakt do zaprzyjaźnionych ludzi. Działamy tak głównie w Europie, trochę też w Ameryce Południowej. Najwięcej kombinowania jest w Azji. Na szczęście wspomniane wcześniej portale działają wszędzie i to jest niesamowite nie tylko z punktu widzenia finansowego.
W ramach podróży braliście udział w 31 projektach wolontariackich. Czy któryś z nich wspominasz najlepiej? To trudne pytanie, bo projekty są bardzo różne. Największym przywilejem podróżnika jest to, że może doświadczyć czyjejś rutyny, czyjegoś życia. Kiedy przez dwa tygodnie mieszkamy w małej wiosce farmerów kawy i możemy żyć ich życiem, nie jesteśmy ich klientami czy turystami, tylko stajemy się częścią społeczności. Zbieramy z nimi kawę, uczymy ich angielskiego – jest to zupełnie inne doświadczenie niż podczas tradycyjnego podróżowania. Trzeba jednak mieć na to czas: takie miejsca znajdują się często pośrodku niczego. Andrea uważa, że ludzie mają albo czas, albo pieniądze – myślę, że coś w tym jest. My na przykład nie mamy pieniędzy, ale mamy czas, między innymi na to, żeby rozmawiać z ludźmi, jeździć autostopem i brać udział w projektach wolontariackich. Interakcja z gospodarzami jest zresztą założeniem couchsurfingu; podczas dwu-, trzytygodniowych wakacji priorytety są całkiem inne.
Jakie najważniejsze wnioski wyciągnęłaś z dotychczasowych podróży? Ludzkość nie może istnieć w oderwaniu od przyrody – niszcząc przyrodę, niszczymy siebie. Podstawą funkcjonowania każdego z nas powinny być głębokie relacje z innymi ludźmi przy jednoczesnym zachowaniu bliskiego związku z naturą. W tym celu potrzeba osób, które będą małymi krokami wprowadzać zmiany. Nie trzeba od razu zwalniać się z pracy – można np. zrobić coś w ramach wolontariatu albo stać się bardziej przyjaznym dla środowiska. Do zmieniania świata najbardziej potrzebna jest chęć, ale ona musi się w nas najpierw obudzić. Bardzo ważną rolę odgrywa edukacja – cały proces zmian zaczyna się w szkołach. Niezbędny jest też czas na zatrzymanie się, zastano-
fot. Andrea Pucci
liśmy wszystkie kraje Kaukazu – trudno przekracza się tam granice, bo wszędzie trwa wojna. Następna była Ameryka Południowa. Można powiedzieć, że stopniowaliśmy trudność podróżowania.
CZŁOWIEK Z PASJĄ
marzec 2019
CZŁOWIEK Z PASJĄ
/ czego potrzeba, żeby zmienić świat
wienie nad życiem tu i teraz, nad tym po co tu jestem i czy to, co robię teraz, ma jakiś sens. Dopiero wtedy rodzi się motywacja i zrozumienie na głębszym poziomie.
Czyli czego potrzeba, żeby zmienić świat? Gdybym miała powiedzieć, co najczęściej odpowiadali na to pytanie ludzie, których spotykaliśmy, byłyby to empatia, cierpliwość i wytrwałość, a także umiejętność komunikacji, budowania relacji, pracy w grupie. Tego nie da się zrobić samemu.
Prowadzicie z Andreą program (Ex)change the world. Jaki cel mu przyświeca? Staramy się kierować formułą Create your story, change your world – twórz swoją historię, zmieniaj świat. Chcemy poprzez własny przykład (prowadzenie warsztatów, przybliżanie doświadczeń innych ludzi) pokazać, że każdy jest twórcą swojej historii. To oczywiście nie znaczy, że wszyscy powinni rzucić swoje dotychczasowe życie i wyjechać w podróż, bo podróżowanie nie jest uniwersalną pasją. Wierzę w to, że każdy ma swoje marzenia, wartości i mocne strony, o których często nie ma czasu pomyśleć. Naszym pierwszym zadaniem jest znalezienie odpowiedzi na pytania: po co jestem na tym świecie? co mnie kręci? czego chcę?, a następnie wykorzystanie tego do zmieniania świata wokół siebie. Niekoniecznie całego, ale przynajmniej tego obok, zaczynając od nas samych i naszych znajomych.
Miałam okazję uczestniczyć w pierwszym kursie Światozmieniaczy. Organizowaliście takie spotkania w wielu miejscach – czy podejście ludzi do globalnych problemów różni się w zależności od tego, gdzie się znajdują?
W swoim wystąpieniu w ramach TEDx dałaś ludziom kilka pomysłów na zmianę siebie. Które z nich poleciłabyś szczególnie naszym czytelnikom? To mogą być drobne decyzje, np. dotyczące tego, gdzie kupujemy jedzenie i ubrania albo jak traktujemy drugiego człowieka. Zmiana zaczyna się w rozpracowaniu rzeczy, które nas ograniczają. Pomaganie jest sposobem na rozwijanie własnych umiejętności. Wszystko zależy od tego, co kogo interesuje, każda umiejętność, którą mamy, na pewno komuś się przyda. Można zacząć od istniejącej już struktury, nie trzeba tworzyć własnego projektu, organizacji – wystarczy pójść i powiedzieć: mam takie umiejętności – jak mogę wam pomóc?. Czasem znalezienie odpowiedniej organizacji wymaga wysiłku – w takiej sytuacji można się ze mną skontaktować, chętnie coś podpowiem. Dla mnie najważniejsze są małe, ale regularne kroczki.
Czy to już koniec podróży? Na pewno nie. Cały najbliższy rok zamierzam spędzić w Europie, co szczerze mówiąc trochę mnie przeraża. Traktuję to jednak jako europejską część podróży, zdałam sobie bowiem sprawę, że poznałam wiele dalekich krajów, a o swoim rodzimym kontynencie wciąż na dobrą sprawę mało wiem. Co będzie dalej – przekonamy się. Została nam jeszcze do zobaczenia spora część Ameryki Południowej – północna Brazylia, Paragwaj, może Wenezuela, jeśli zmienią się w niej warunki ekonomiczno-polityczne. Czas nas nie ogranicza, choć rok na ten kontynent to bardzo mało. Sama Brazylia i Argentyna są przecież wielkości Europy. Kiedy patrzę z perspektywy czasu na miejsca, które odwiedzaliśmy, okazuje się, że na przemian podróżowaliśmy do tych bliskich i do tych dalekich – skoro teraz w planach mamy Europę, potem pewnie przyjdzie czas na daleko. Zobaczymy. 0
Anna Książek Trenerka, coach, aktywistka, poszukiwaczka przygód, nauczycielka języków obcych, autorka książek, światozmieniaczka, od 2015 r. w nieustającej podróży po świecie.
fot. Andrea Pucci
fot. Andrea Pucci
Wydaje mi się, że nie – gdy się temu bliżej przyjrzeć, wartości są wszędzie podobne. Przestrzeganie praw człowieka, zwalczanie biedy, zapewnianie dostępu do zasobów, powszechna edukacja – rozwiązania różnią się od siebie, ale widać, że rodzi się ruch ludzi, którzy widzą, że na świecie jest jeszcze dużo do poprawy. W ramach projektu byliśmy w 32 krajach i w każdym z nich dostrzegam budzącą się świadomość konieczności zmian. Ludzie często nie znają sytuacji w innych krajach, a mimo to myślą i postrzegają rzeczywistość bardzo podobnie. Ważny jest oczywiście kontekst społeczno-polityczny – inny będzie w Kolumbii, w któ-
rej przed chwilą skończyła się wojna, inny we Francji, a inny w Indonezji, lecz ostatecznie ich spojrzenie ma mnóstwo podobieństw. Przy tym jednak w każdym z tych krajów jest nadal wiele ignorancji i patrzenia w ograniczonej perspektywie czasu.
54–55
trumnogroteskowość /
Trumna, lodówka i niepodległy Guślarz iedy usłyszałam, że grafik Andrzej Pągowski nazwał ławeczki niepodległości trumnami niepodległości, uświadomiłam sobie: tak, to jest to!. Diagnoza polskiej współczesności, pod którą mogłoby się podpisać większość moich znajomych. Pomyślałam także: tak często wygląda opowiadanie polskiej historii i w związku z tym chciałabym stworzyć nową kategorię estetyczną. Nazwałabym ją trumnogroteskowością. Trumnogroteskowość nie jest zbyt lubiana i dlatego chętnie opakowuje się ją warstwami zasłaniającymi. W przypadku ławeczek są nimi niezbyt fortunnie dobrane współczesne trendy: quasi-white cube, minimalizm, beton najwyższej jakości etc. Finalnie, mimo starań autora, wychodzi z tego kicz i aura katafalku z groteskowej scenografii Tanga Stanisława Mrożka, czyli główne przejawy trumnogroteskowości. Ona stanowi problem niechętnie przeze mnie wspominanych szkolnych akademii przypominających szopki. Może zresztą ławeczki niepodległości przydałyby się w edukacji wczesnoszkolnej. Dzięki nim dzieci od najmłodszych lat mogłyby się wprawiać w przysiadaniu nad trumną i rozmyślaniu o Wielkiej Polskiej Przeszłości. Chcąc sprawdzić prowokacyjno -refleksyjne działanie ławeczki, przespacerowałam się nawet do warszawskich Łazienek. Dość długo kluczyłam zaśnieżonymi ścieżkami w poszukiwaniu miejsca docelowego (nie chodzę do Łazienek często, a najwyraźniej multifunkcyjna ławeczka nie dorównała jeszcze rangą Pałacowi na Wodzie, skoro nie poświęcono jej ani jednego drogowskazu). Upragniony widok w końcu ukazał się moim oczom. A właściwie... niezupełnie – całą konstrukcję przysłaniała bowiem warstwa świeżego śniegu. Prześwitujące przez biel blaszane siedzisko absolutnie nie sprawiało wrażenia przysiadalnego. Tym bardziej przypominało trumno-lodówkę, na której mogłaby położyć się Babka z Tanga Mrożka – w sukni z długim trenem, czapką dżokejką i trampkami na nogach. Połączenie nowego i starego, postępu z historią, doniosłości z kiczem, który nawet nie aspiruje do campu. Biała puszka pandory w kształcie prostopadłościanu zdawała się skrywać widma i demony przeszłości, które czekają na Wyspiańskiego młodego pokolenia, by je opisać i wystawić na scenie. Niektóre z nich zostały wywołane – między innymi przez Annę Augustynowicz, która w Teatrze Polskim postanowiła wystawić Wyzwolenie, bynajmniej nie optymistyczne, a za to mocno (i w przeciwieństwie do projektantki ławeczek – świadomie oraz prześmiewczo) korzystające z kategorii trumnogroteskowości. Jedyny kolorowy element scenografii – zwycięski wieniec – znika w ciągu przedstawienia, a zamiast niego pojawiają się czarne korony cierniowe,
K
mężczyzna wymachujący złożoną szarą flagą, ksiądz z wodą święconą w wiadrze i kropidłem oraz kobieta wijąca się wokół figury anioła. Tak mniej więcej, według reżyserskiej wizji, wygląda „wyzwolona” Polska, której patronuje... zapakowany w celofan i czarne okulary Adam Mickiewicz. W moim odczuciu idealnie łączy się to z interpretacją Pągowskiego, który użytkowo-estetycznej katastrofie nadał sens metaforyczny. Zestawienie tych dwóch projektów (Augustynowicz i Rosiak) o odmiennych intencjach autorskich, wynikających z różnych poglądów politycznych, ujawnia pewien ważny problem. Mam tu na myśli jakąś nieumiejętność w prowadzeniu dyskusji o wolności i niepodległości. Jak o tym mówić? Jeśli na poważnie – to zaraz nasuwają się na myśl obrazy Zbigniewa M. Dowgiałły. Miały być na poważnie i nawiązywać do klasycznych form, a jednocześnie (gdyby nie znać poglądów autora) można by je zinterpretować jako parodię. Jeśli ironicznie – to w rezultacie ściana śmiechu odgradza adresatów od sedna. Augustynowicz chciała stworzyć wizję depresyjną, ale patrząc na reakcję publiczności, można się zastanawiać, czy widzom nie zapadły bardziej w pamięć akcenty humorystyczne (wypowiedzi Konrada żądającego obrony dziewcząt polskich przed obcymi i domagającego się wprowadzenia narodowej cenzury zostały powitane salwą śmiechu). Odnoszę wrażenie, że z zagadnieniem niepodległości nie bardzo wiadomo, co zrobić. Zwłaszcza w środowiskach, które dystansują się od odpalania rac, noszenia dżinsów z orłem na tylnej kieszeni i żołniersko-chóralnych interpretacji piosenek patriotycznych a capella. Trudno nawet ustalić, czy w końcu jesteśmy niepodlegli, czy nie. I czy ten temat nie zamyka się w znacznej mierze w trumnach historii. Bo jeśli tak, to przy betonowych konstrukcjach Rosiak należałoby postawić Guślarza i dobrać mu jakiś przekonujący chór śpiewający w rockowo-popowych klimatach. A także znaleźć kogoś, kto potrafiłby zapanować nad widmem nieposłusznym, co i milczy, i nie przepada […] jak kamień pośród cmentarza. Wtedy ławeczki niepodległości stałyby się całkiem udanym projektem, historyczno-edukacyjno-wyzwoleńczym, a nie tylko bryłą o enigmatycznym statusie ontologicznym z imitacją pisma Piłsudskiego. 0
Katarzyna Kowalewska Marzy o lepszym, piękniejszym świecie, w którym doba ma więcej niż 24 godziny, a zjedzenie ciastka nie wyklucza jego posiadania. Chętnie przyjmie wskazówki, jak to pragnienie zrealizować.
marzec 2019
/ Tryptyk Chochoła - Lament Niebiański
Chocholi taniec edukacji wiat byłby o wiele lepszym miejscem, gdybyśmy potrafili jaśniej komunikować nasze myśli. Cały proces edukacji wymaga od nas formułowania wniosków – chociażby przez sztukę rozprawki rozprawy. Tylko czy ktokolwiek to jeszcze pamięta? Studia powinny być miejscem, gdzie zdolność trafnego formułowania twierdzeń rozkwita z każdym semestrem. Nasza uczelniana codzienność pokazuje coś zupełnie innego. Często wpadamy w pułapkę i uznajemy, że oszczędnością czasu będzie pośpieszna notatka. Problem takiego pseudosprytu zrozumiemy, gdy zauważymy, że każde większe zadanie w naszym życiu związane jest z pisaniem wniosków, listów, planów… To samo dzieje się, gdy próbujemy kogoś przekonywać, lecz słabo formułujemy myśli. To, co miało być oszczędzaniem czasu okazuje się trwonieniem okazji do nauki. Dopiero gdy dostrzegamy ten błąd, możemy świadomie szukać krytyki. Aby dobrze ją przyjąć, trzeba bardzo pokornie podchodzić do swojej pracy. Kolejnym krokiem może być samokrytyka, dopiero gdy nauczymy się patrzeć na swoje błędy jak nieodzowny element życia, będziemy mogli pomagać w tym innym. Najskuteczniejszym sposobem długofalowego wymagania jest dawanie przykładu. Sprawdzenie dobrego eseju to żaden problem. Dobre sprawdzenie złego eseju to kilka godzin wspólnego omawiania. W naszym systemie niewielu już zostało dydaktyków, którzy pracują w taki sposób. Dziś szerzy się ogólna zmowa milczenia. Studenci udają, że umieją. Wykładowcy udają, że nauczyli. Po wielu latach takiego samosabotażu spadek jakości przekracza masę krytyczną i cały system traci sens. Wszystko jeszcze jest, lecz nikt już w nic nie wierzy. To, co miało być miejscem rozwoju, staje się miejscem produkcji mierności. Wygoda całego systemu sprawia, że nikt nie czuje się w obowiązku go naprawiać. Gorzej – są akademicy, którzy dokładają starań, aby takie patrzenie na sprawę było na cenzurowanym. Konformiści wybierają krótkowzroczne patrzenie na problemy. Nie rozumieją, że każda niesłusznie wystawiona trójka to niszczenie wartości całego systemu. Jaki sens ma status profesora, gdy sam wykładowca nie szanuje procesu jego zdobywania? Tylko że sprawa jednak nie jest taka prosta.
Ś
W obecnym systemie wiele uczelni boryka się z problemami finansowymi. Mniejszych ośrodków nie stać na wymaganie jakości. Jeśli prowadzący nie przepuści, kierunek zostanie zamknięty. Niezależnie od dobrych chęci, obie strony stopniowo zrażają się do siebie. Antidotum na ten chocholi taniec nie jest ani łatwe, ani proste, ani przyjemne. Trzeba wymagać od siebie i prosić swoje otoczenie o pomoc w tym procesie. Warto tłumaczyć ludziom, że praca niskiej jakości to branie kredytu od rzeczywistości. To, co dziś jest sprytem, za kilka lat okaże się powodem braku awansu. Tylko jak sprawić, abyśmy już dziś myśleli w tych kategoriach? Podstawą jest brak narzędzi. Jeśli nie znamy naszych nawyków, nie możemy ich zmienić. Warto pochylić się nad swoją codziennością, np. przez tydzień zapisując wszystkie sprawy, którym zajmowaliśmy się danego dnia. Tak stworzonego excela można następnie ocenić przez pryzmat zgodności ze sprawami, które są dla nas ważne. Priorytety w życiu są zmienne, dlatego warto regularnie patrzeć na swoją codzienność w lustrze czasu. Wielką zaletą systemu samokrytyki jest to, że łatwo znaleźć osoby, które robią coś lepiej od nas. Aby dobrze przyjmować informację zwrotną należy zadawać odpowiednie pytania: zamiast Co jest źle? lepiej pytać Co w TYM złego?. Później warto sprawdzić Jak można lepiej?. Jeśli sami chcemy dawać dobrą informację zwrotną należy ją formułować bardzo klarownie: Uważam, że ten akapit jest niezrozumiały, ponieważ słowa /z dania są wieloznaczne, przez co nie mogę zrozumieć przekazu autora. Sztuka formułowania myśli jest bardzo trudna i wiele osób zostanie na jej podstawowym poziomie. Aby dobrze wykorzystać edukację, trzeba działać odpowiedzialnie. Studia mogą ale nie muszą być okresem rozwoju, który zaowocuje w przyszłości, a o niej zadecyduje to, ile będziesz wymagać… od siebie. 0
Sprawdzenie dobrego eseju to żaden
problem. Dobre sprawdzenie złego eseju to
kilka godzin wspólnego omawiania.
56–57
Arkadiusz Klej Ma zamiar dorosnąć, i będzie to planował do końca życia. Liczy na to że przejdzie na emeryturę w wieku 25 lat. Wykłada i studiuje.
z przymrużeniem oka /
3PO3 no ja was nie moge
Listy od Czytelników Odkąd MAGIEL stał się głównym medium w społeczności studenckiej, zalewacie nas, drodzy Czytelnicy, swoimi mailami. Zwierzacie się ze swoich najgłębszych lęków, pragnień i trudnych spraw. Ruszamy Wam z (wątpliwą) pomocą! Droga Redakcjo, rodzice właśnie oznajmili, że nie dost anę od nich więcej słoików z jedzeniem. Panikuję – mieszkam w Warszawie tylk trzech lat i jedyne, co potrafię zrobić o od w kuchni, to bałagan. Słoiki z jedzeni em nauczyłam się odk ręcać sama (obe kilka tutoriali na YouTubie, to nie było jrza łam aż tak trudne), ale mik rofa lę nastawia za mnie współlokator. Odk ąd podpali kuchnię, mam zaka z korzystania ze sprz łam ętów elektronicznych. Co robić? Jeżd żę do domu co dwa tygodnie, a według netu nie przeżyję tak długo bez jedzenia inter. Pomocy! A.
jętnościami kuliej ze swoimi umie tować, ale w ypi le się a uł cz po ja go iście nauczyć się iła, że ca ła reda kc ch pora żek spraw i opt ymizmem. Mog łabyś oczy w Droga A, oi Tw ia or ist H t. em n lis dziękujemy za te ciąż żyjesz, napawa nas zdumieni e próbuj. przypomnij im ć w nich litości, w ni zi że ej ud , pi kt zb rale w c Fa ię i. się w i ym a, C rn ni na ocze nie uda wo, a emer ytur y zagrożenie dla ot im sy tuację. Jeśli dziesz mog ła wspierać ich finanso , w których moz ac m łu yt i w ra źnie stanowisz i ojnie z rodzicam z z g łodu, nie bę rzystanie z miejsc ż mia żd życę. Porozmawiaj spok er ytalnych. Przecież jeśli umrzes domu Cię nie przerasta – jest ko pekt ywie te em w yjście z ie, w dłuższej pers ile en o dz – je ą o perspekt ywach cj ie op an i t gą e yż sze. Dru erują szybki czej nie będą najw siłek. Na przykład fast foody of po da kcja. y re w ła to ca icuje Ci ib żesz kupić go K . ło sz po i C k ać, ja Koniecznie daj zn
Droga Redakcjo! Mam 26 lat i jestem na I roku magister ki. Wszystko w życiu układało się po mojej myśli, aż rodzice nie kaza li mi wreszcie jakiejś prac y. Nawet mi się to znaleźć uda ło – zostałem Senior Creative Mov ing Appliances Managerem. I tutaj właś zaczyna się mój problem. Sam do koń ca nie wiem, co to oznacza, a rodzina nie już od miesiąca wypytuje mnie, jakie nie jest moje stanowisko i co tak naprawd dok ładę tam robię. Co mam im powiedzieć? Wierny czytelnik Marcello sypostaw się w ich rdzo trudne, ale mi ba ta st ek je oj z pr es e uj ni jm pu zarządza adnie się za ty kł do h” ac ym nk et cz , w ru Drogi Marcello! ie na om maczenie rodzic szczególnie na „k freelancerem czy ze Wiemy, że w ytłu na późniejszych latach studiów, do ta k ha ńbiących prac ja k bycie pr go te pie. A i się zez gardło) start-u pr zi tuacji. Wiele ludz strzeni informac yjnych, ucieka od ch ze pr to prze ś (a ż ciężko nam czy architektura tingów na ja k praca w ja kim swojego dziecka! , ci oś jn ra sk Warunków Mee e ą ki cj a ja dl oc y eg ab en ał wpada w ta R ci ch ne spoalna rodzina nie języka – nie mów, że zajmujesz się szefowi do terminarza umówio Recież żadna norm sz h je go yc su te w pi uż ywaj pros wiedz, że w nątrzzak łado Przede wszystk im dline’ów na Ważne Task i, tylko po agają Zachować Integrację Wew zzę, żeby zespół sieea Pom onisz po pi Temat Zmiany D w ykonujesz Ważne Calle Które , że co piątek dzw uj ik un m że , ko ów za m o lk tkania. Nie iow ych, ty kawę i w suPlanów Pięciodn efowi), to parzysz sz się z es uj lacji i Wykonanie ie chciał hajsu za nadgodziny. iz dl po i n k akurat nie dzia ł do północ y iedz im prawdę – że genera lnie (ja w po tu A lbo po pros kretarką. mie to zostałeś se . Informacja Trzymamy kciuki Masz problem i chcesz, żeby został rozwiązany przez amatorów? Pisz na itakciniepomozemy@gmail.com! Redakcja Magla nie ponosi odpowiedzialności za straty fizyczne i psychiczne powstałe na skutek powyższych i przyszłych wpisów.
marzec 2019
Do Góry Nogami
e stało się pisanie że na uczelni ostatnio modn , tym o y em isz nap nie rze W tym nume ewodniczącemu uniemożliwić zabranie głosu prz ąc chc , tor Rek JM że e, ani kol egzaminów na zacja funkcjonuje stu je zamknął oraz że standary pro po , atu Sen iu zen ied pos Samorządu na ie rektora. zystkim przeczytacie w serwis na uczelni od lat 90. O tym ws PR ZY GO TO WA Ł:
LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA
lny pragnie eda ktor Nieodpowiedzia że w ostat, żyć ze smutk iem zauwa dze uczelwła h cac esią mi óch nich dw sta ło się ie ien istn jego ni robią wszystko, żeby elnia– ucz ii lin na cja ika un zby teczne i ca ła kom . Reem NDG m lki student sta ła się jednym wie spokojnak jed jest lny zia ied daktor Nieodpow iałą tezę, że materiału ny o swój los i w ysuwa śm zie pod dostatkiem. będ go dłu na notki bardzo ecież jeszcze nigdy nie Samorz ąd Studentów prz ń. wa zawiód ł jego oczeki
R
ieś we sele , eśl i chc esz iść na jak ny w kotęp nas ie a w twojej rod zin się na bko szy c wię ty, teś lejc e jes ofe tów den Stu ąd nie nie zanosi, to Samorz wz ięc ia ud zia łu ość żliw mo ruje nie samow itą mie jak co rok u, kaw B alu SGH. W progra ie dis co polo, gry ytm w r y ląs pel a we sel na i p lem i królow ą balu i zabaw y zw iąz ane z kró do open bar u. Jei ejk kol e ora z kilometrow ian ą jes t wz ros t zm a dyn ą wa rtą od notow ani etów premium, bil e eni adz ceny ora z wprow ez prz internet – bez które mo żna było kupić Nieodpow ied zia ltor dak Re . sta nia w kolejce rok u zrobić biym szł ny sug eruje, żeby w przy y posiad acz ołyb wa nto ara gw let y VI P, które wa dn iany. roz zie wi, że jeg o alkohol nie będ
J
lny czuje się edaktor Nieodpowiedzia ać, że 11 luow rm nfo poi ku iąz w obow ie uznała jaln ofic ia tego nasza ucz eln ład nie dok e, śni wła edy Wt u. istnienie Bre xit miawy na i acj rut rek 21 dni po zakońc zeniu u z prośMCP od il ma ali zym ny, studenci otr ncji wszystkich brytyjbą o usunięcie z prefere jak na SGH przystało, ie, aln tur skich uczelni. Na rowadzić w internezmian tych nie należy wp tylko przesłać man, mia wy ie tow ym system po to, żeby panie e ilem w Excelu. Oczywiści ręcznie wprowaj nie póź je gły z centrum mo lny nie jest pezia ied dzić. Redaktor Nieodpow h, że publikaiac ośc w k je czu ale wien dlaczego, opóźnieniu. u em czn cja przydziałów ulegnie zna
R
666
pro dzi eka yśl eliś cie , że wy bo ry Ni c barie? zen dar wy żne nó w to wa atn ich ost as dcz dzi ej my lne go! Po kw osię o rał zeb nie ans prz ez ponad kw adr wa eki ocz ym inu tow rum . Po kil ku nas tom ponad den (je rów kto ele 106 niu pojaw iło się a licz ba stu dentów wy ma gan e mi nimum), b z 41 up raw nio osó 10 ne osi ągn ęła zaw rot rzą c na zai nte res onyc h do gło sow ani a. Pat dak tor Ni eod po Re i, ram wa nie tym i wy bo , ien czy jes t w o gól e wie dzi aln y nie jes t pew bra ny. Po zos taj e mu wy tał sen s pis ać, kto zos zie ję, że no wi pro wię c tyl ko wy raz ić nad ere sowali się kweint ej dzi dzieka ni będ ą bar denci ich wyborem. stia mi studenckimi niż stu idz ie z du tał o się . SG H wr esz cie uru cha mi a rcu ma w i su che m cza aka dem ię – e ow stu dia po dyp lom ie już zaow ach Co . cha coa pro fes jon aln ego lom ach dyp na H SG cie raj ą ręc e – no we log o pew no na tów ine gab ich zdo bią cyc h ści any wie po eod Ni tor dak prz yci ągn ie tłu my. Re tu cel ów ić eśc str nie sta w t dzi aln y nie jes stu dió w, gdy ż sam i po żąd any ch efe któ w lek tur ze syl abu sów y prz ale ich nie roz um ie, j od mi eni ać sło wo nau czy ł się prz yn ajm nie prz ypa dk i. e tki zys ws ez „co ach ing ” prz
M
S
ski ej to dla brona pra cy ma gis ter cow y eta p koń wie lu stu dentów Wi ęks zoś ć dy. ygo prz ej yjn edu kac brz e prz ydo ntu me chc e się wię c do teg o mo dyn kie m bu ed prz ja ses ich got ow ać, tak aby Jed nak ie. ram tag Ins G zro bił a fur orę na ma gich ina am egz w y ian teg oro czn e zm ej za aln dzi wie po od ste rsk ich , bra k oso by tec hmy ble pro i on obr w nó ust ala nie ter mi pią tom den stu ny nic zne po psu ły nie co pla li ma gis trz y są ysz prz aż oci teg o rok u. Ch lud źm i, adm ini str ajuż rac zej po wa żny mi dal eko. Inf orm ow ao teg do cji SG H wc iąż obr on ie na wie czó r nie zai nte res ow any ch o 0 . nie prz ed? Dl acz ego
O
NOWOŚĆ
MY CLARINS MOJA ODŻYWCZA I OCZYSZCZAJĄCA PIELĘGNACJA
clarins.pl
EY (Ernst & Young) TOP IN INDUSTRY POLAND
2018
Financial Services by preferred industry for Business Students
EY (Ernst & Young)
EY (Ernst & Young)
TOP IN INDUSTRY POLAND
2018
2018
by preferred industry for Business Students
TOP IN INDUSTRY POLAND
2018
by preferred industry for Business Students
2018
Auditing and Accounting by preferred industry for Business Students
POLAND
2018
Najlepsze Miejsca Pracy â„¢
2018
by preferred industry for Business Students
POLSKA
EY (Ernst & Young) TOP IN INDUSTRY POLAND
2018
Auditing and Accounting by preferred industry for Business Students
2018
by preferred industry for Business Students
TOP IN INDUSTRY
TOP IN INDUSTRY
Management and Strategy Consulting
Management and Strategy Consulting
EY (Ernst & Young)
EY (Ernst & Young) POLAND
by preferred industry for Business Students
TOP IN INDUSTRY
TOP IN INDUSTRY POLAND
Financial Services
Financial Services
EY (Ernst & Young)
EY (Ernst & Young)
EY (Ernst & Young) TOP IN INDUSTRY POLAND
Management and Strategy Consulting
POLAND
2018
Auditing and Accounting by preferred industry for Business Students