Numer 184 (UW) (grudzień)

Page 1

Numer 184 Grudzień 2019 ISSN 1505-1714

www.magiel.waw.pl

s.16 /Polityka i Gospodarka

Chiny: imperium kontroli s.40 /Wywiad z Rafałem Zawieruchą

Pewnego razu... u Tarantino

s.22 / Temat numeru

Wychowani przez Disneya O zmieniających się rolach płci w społeczeństwie


w


spis treści / more, more, siaba-daba-ba, amore

06

40

51

59

Kiedy elf stanie na drodze

Pewnego razu... u Tarantino

Zimą do lata

Marokańskie przebiśniegi

q Uczelnia

8 Temat Numeru

j Warszawa

t Człowiek z Pasją

06 08 10

Kiedy elf stanie na drodze A ltruiści żyją dłużej Cenne doświadczenie

b Patronaty 12

K a l e n d a r z w yd a r z e ń

c Polityka i Gospodarka 13 14 16 19

Partia wł oska Kaszmirskie ziemie sporne Chiny: imperium kontroli Kruchy ład

22

W yc h o w a n i p r z e z D i s n e y a

W yc h o w a n i e d o ż yc i a w m u z yc e Cząstki elementarne A lbumy dekady Recenzje

46

48 50

Horoskop G dzie ł ą c z ą się dynamit i liter atur a Recenzje Konkurs literacki

51

59

Zimą do lata

Marokańskie pr zebiśniegi, czyli subiekty wnie o muzu ł mańskiej kobiecości

k Technologie 62 64

To t y l k o s e k s Recenzje

v Do Góry Nogami

n Idą Święta 54

Rymarz, co go diabli nie wzięli

q W Subiektywie

„ P o d c i ę t e” s k r z yd ł a e u r o p ejs k i e g o futbolu V iva Barcelona! W ielki nieobecny

p Czarno na Białym

f Książka 31 32 33 34

56

Te a t r y n i e o d d z i s i a j

o Sport

d Muzyka 26 27 28 30

44

66

Niezliczone świąteczne serca

Do Góry Nogami

e Film 36 38 39

Maglowy top ostatnich dziesięciu lat Pierwsza czarodziejka polskiego kina Recenzje

g Sztuka 40

Redaktor Naczelna:

Pewnego razu... u Tarantino Weronika Kościelewska

Zastępcy Redaktor Naczelnej:

Wydawca:

Stowarzyszenie Akademickie Magpress

Prezes Zarządu:

Dawid Dybuk dybukdawid@gmail.com Adres Redakcji i Wydawcy:

al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com

Tomasz Dwojak, Aleksandra Łukaszewicz Redaktor Prowadząca: Joanna Alberska Patronaty: Martyna Matusiewicz Uczelnia: Katarzyna Branowska Polityka i Gospodarka: Mateusz Skóra Felieton: Joanna Alberska Film: Tomasz Dwojak Muzyka: Marek Kawka Książka: Aleksandra Dobieszewska Sztuka: Natalia Jakoniuk Warszawa: Katarzyna Kowalewska Sport: Jan Kroszka Technologie: Dominika Hamulczuk W Subiektywie: Urszula Szurko Kto Jest Kim: Katarzyna Gałązkiewicz Człowiek z Pasją: Aleksandra Jakubowicz Korekta: Joanna Stocka Dział foto: Aleksander Jura Dział Grafika: Mateusz Nita

Dyrektor artystyczna: Zuzanna Nyc

Karolina Kręcioch, Dagmara Król, Kacper Kruszyński,

Dominik Tracz, Antoni Trybus, Julia Uszyńska, Tamara

Wiceprezes Zarządu: Marta Bolinska

Angelika Kubicka, Paweł Kucharski, Michał Kurowski,

Wachal,

Zuzanna Laskowska, Natalia Lewandowska, Anna

Klaudia Waruszewska, Artur Warzecha, Bogusław

Lewicka, Filip Lubiński, Zuzanna Łubińska, Alex

Waszkiewicz, Joanna Wąsowicz, Michał Wieczorkowski,

Makowski, Kinga Marcinkiewicz, Maciej Markowski,

Marta Więsyk, Alicja Woźnica, Dominika Wójcik,

Karolina Mazurek, Wiktoria Motas, Marlena Michalczuk,

Jacek Wnorowski, Roman Ziruk, Marcin Żebrowski

Kazik Michalik, Joanna Mitka, Monika Moczulska,

Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania

Skarbnik Zarządu: Lidia Żurańska Dział IT: Paweł Pawłucki Dział PR: Laura Starzomska

Współpraca: Klaudia Abucewicz, Jan Adamski, Natalia

Krzysztof

Wanecki,

Mateusz

Wantuła,

Aleksandra Morańda, Sebastian Muraszewski, Marta

Andrejuk, Paulina Bala, Natalia Bartman, Magdalena

i

Musidłowska, Magda Niedźwiedzka, Magda Nowaczyk,

Bednarska, Paulina Błaziak, Martyna Borodziuk,

niezamówiony może nie zostać opublikowany

Tymoteusz Nowak, Julia Nowakowska, Marta Olesińska,

Paweł Bryk, Kacper Chojnacki, Joanna Chołołowicz,

na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi

Zofia Olsztyńska, Michał Orlicki, Ernestyna Pachała,

Nikol Chulba, Maciej Cierniak, Justyna Ciszek, Julia

odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam

Bartłomiej Pacho, Marta Pashuk, Hubert Pauliński,

Coganianu, Katarzyna Czech, Aleksandra Czerwonka,

i artykułów sponsorowanych.

Jarosław

Aleksandra Daniluk, Antonina Dybała, Joanna Dyrwal,

Pawłowska, Agnieszka Pietrzak, Izabela Pietrzyk,

Marta Dziedzicka, Kamil Dzięgielewski, Patrycja Gajda,

Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania

Paweł Pinkosz, Wojciech Piotrowski, Natalia Piwko,

Katarzyna Gałązkiewicz, Wiktoria Godlewska, Wojciech

grudniowego prosimy przesyłać e-mailem lub

Jakub Pomykalski, Zuzanna Powaga, Sara Przerwa,

Godlewski, Jakub Gołdas, Cezary Gołębski, Michał

dostarczyć do siedziby redakcji do 10 grudnia.

Iwona Przybysz, Anna Raczyk, Michał Rajs, Mateusz

Goszczyński, Oliwia Górecka, Hanna Górczyńska, Anna

Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamodawcy.

Piotr Riabow, Anna Roczniak, Karolina Roman, Weronika

Grzanecka, Piotr Holeniewski, Sebastian Jagła, Kacper

Roszkowska, Weronika Rzońca Agnieszka Salamon,

Maria Jakubiec, Robert Janowski, Julia Januszyk,

Natalia Sawala, Katarzyna Skokowska, Marta Smejda,

Jadwiga Jarosz, Joanna Jas, Michał Jóźwiak, Rafał

Dominika Sojka, Hanna Sokolska, Daria Sokołowska,

Jutrznia, Maja Kaczyńska, Maria Kadłuczko, Oliwia

Mikołaj Stachera, Rafał Stępień, Paweł Stępniak,

Kapturkiewicz, Marta Kasprzyk, Maciej Kierkla, Maciej

Bartłomiej Stokłosa, Mikołaj Szpunar, Anna Ślęzak, Oliwia

Kieruzal, Michał Klimiuk, Mateusz Klipo, Katarzyna

Świątek, Patrycja Świętonowska, Palina Tamkovich,

Paszek,

Małgorzata

Pawińska,

skracania

niezamówionych

tekstów.

Tekst

Marta

Okładka: Zuzanna Nyc Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka

Klonowska, Izabela Kołakowska, Magdalena Kosewska,

grudzień 2019


SŁOWO OD NACZELNEJ

/ wstępniak

“Obrałam pół grejpfruta i zjadłam pół grejpfruta... Wydało mi się to dziwne” - Ola

The End. W E R O N I K A KO Ś C I E L E W S K A R E DA K TO R N A C Z E L N A ywają numery mocno dające do myślenia wszystkim piszącym, redagującym i składającym. Z pozoru niezwiązane ze sobą tematy wywołują falę ref leksji, która tym bardziej zaskakuje, że udało jej się przebić do naszej świadomości przez wir pracy. Zaczęło się od przeczytania reportażu o sytuacji kobiet w Maroku. Następnie przeszłam do działu Polityka i Gospodarka, gdzie przyjrzeć się można poziomowi inwigilacji w Chinach oraz podobieństwom między historią Polaków i Kurdów. Pozornie każdy wie, co dzieje się na świecie, ale w momencie, gdy jednego dnia czyta się kilka tekstów komentujących współczesne problemy, to trudno o zachowanie nawet przeciętnego poziomu optymizmu. Na szczęście są w tym numerze również teksty, które niosą ze sobą trochę więcej nadziei. W artykule okładkowym przeczytać możemy o zmianach w postrzeganiu ról płciowych na przestrzeni ostatnich stu lat. Analiza dokonywana jest na podstawie filmów Disneya i pokazuje, że świat chociaż w niektórych kwestiach zmienia się na lepsze. Dodatkowo artykuł idealnie zbiegł się z niedawną premierą Krainy lodu II, więc można powiedzieć, że okres mamy iście bajkowy.

B

...są w tym numerze teksty, które niosą ze sobą trochę więcej nadziei.

Według wielu bajkowe są również święta i okres im towarzyszący. Czuć to również w naszym miesięczniku. W Czarno na Białym znajdują się zdjęcia ze świąt na Florydzie, a w wersji Magla na UW oraz na naszej stronie magiel.waw.pl przeczytać można o świętach na Islandii. Nie mogło też zabraknąć zapowiedzi Świątecznego Koncertu SGH. Jednak najwięcej ciepła w moim sercu wywołał artykuł w dziale Człowiek z Pasją, który ze świętami nie ma nic wspólnego. Nie chcę zdradzać Wam jego fabuły. Po prostu tam zajrzyjcie… To ostatni numer w tym roku. Pamiętajcie w tym okresie o swoich bliskich – rodzinie i przyjaciołach. Zawsze mówi się, by nie zapominać o osobach bezdomnych i samotnych, ale niestety czasami najdalej od nas są ci, którzy siedzą najbliżej. Może warto już w tym momencie pomyśleć o prezentach i małych gestach, które możemy zrobić, by zmniejszyć ten dystans. To wydanie to również ostatnie wydanie w mojej kadencji. Bardzo Wam dziękuję za ten rok wspólnej maglowej przygody. To wszystko nie miałoby sensu gdyby nie Wy, drodzy Czytelnicy. A w nadchodzącym nowym roku życzę Wam wszystkiego, co najlepsze! 0

graf. Milena Mindykowska

Jak to

wszystkie zaliczenia ćwiczeń są tuż przed świętami?!

p ow a ć będę ku nią Zn ow u at s y na o t prezent dążę pomóc z nie chwilę i omu… wd

Proszę państwa! Pamiętajcie, że w tym roku…

… mamy wolne od 21.12 do 6.01! Czyli jednak mam wrócić wcześniej i sprzątać

04–05


Polecamy: 10 UCZELNIA Cenne doświadczenie Studenckie praktyki

13 PIG Partia włoska

Zawirowania polityczne we Włoszech

16 PIG Chiny: imperium kontroli

fot. Aleksander Jura

Inwigilicja obywateli w Państwie Środka

grudzień 2019


UCZELNIA

/ elfie psikusy

mam problem z mężczyznami

Kiedy elf stanie na drodze W kraju, gdzie internet jest dostępny nawet na lodowcu, a ze stacji benzynowej nie skorzystamy bez karty płatniczej, sąd zakazał budowy drogi z powodu... elfów. Witamy na Islandii! T E K S T I Z DJ Ę C I A :

edług badań ponad połowa Islandczyków wierzy w elfy lub nie zaprzecza ich istnieniu. Wszyscy, nawet sceptycy, starają się respektować ich prawa i przywileje. W 2013 r. sąd krajowy doprowadził do odwołania budowy autostrady, ponieważ przechodziła przez obszar, który mógłby być zajmowany przez elfy. Droga miała prowadzić przez Hafnarfjörður, czyli miejsce uważane za „kwaterę główną” tych magicznych stworzeń. Główną obawę władz stanowiła możliwość natrafienia na tzw. elf rock, czyli naturalny dom elfów. Wiercenie w takiej skale mogłoby je rozzłościć i doprowadzić do znacznego podwyższenia kosztów budowy. Znane są opowieści o tym, jak robotnicy postanowili przesunąć elfi kamień leżący na trasie planowanej drogi. Każda z tych historii kończyła się popsutymi maszynami, problemami zdrowotnymi pracowników i utrudnieniami budowlanymi. Historia zna też przypadki, kiedy państwo musiało zatrudnić ekspertów do spraw elfów, aby przeprowadzili negocjacje z niewidzialnymi istotami. Rozsia-

W

06–07

ne po całej wyspie kamienie tworzą sieć, której człowiek nie powinien przerywać. Skały nie są specjalnie oznakowane, niemniej wszyscy Islandczycy wiedzą, który kamień trzeba zostawić w spokoju. Wiedza ta przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.

Mistyka dnia codziennego Miliony ludzi na świecie wierzą w coś, czego nie mogą zobaczyć. W przypadku większości narodów jest to bóg (zależnie od religii przedstawiany w postaciach Trójcy Świętej czy Allaha). Istnieje jednak wyspa w Europie, gdzie większą popularnością od bóstw cieszą się elfy! Żeby dobrze zrozumieć ten stan rzeczy i sposób myślenia Islandczyków, trzeba spróbować na chwilę postawić się na ich miejscu. Na Islandii nic nie jest pewne. Wstając rano, można spodziewać się zarówno pięknego słońca, jak i pyłu wulkanicznego na przydomowym trawniku. Według Islandczyków, jeśli nie podoba nam się pogoda, wystarczy poczekać 15 minut na jej zmianę. Opcji nie jest jednak wiele.

IZABELA PIETRZYK

Do wyboru zazwyczaj pozostają: wiatr, silny wiatr lub wyjątkowo silny wiatr w połączeniu z deszczem, śniegiem, mgłą i prześwitami słońca. Surowemu klimatowi towarzyszy magiczne otoczenie: wielkie skały w kształcie trolli, rozległe pola świętego mchu i ogromne bezdrzewne obszary. Wspomniany mech prezentuje się tu wyjątkowo spektakularnie, ale jest też bardzo podatny na zniszczenia. Trzeba mieć na uwadze, że depcząc go, możemy narazić się nie tylko na dezaprobatę lokalnych mieszkańców, lecz także na wyjątkowo dotkliwe kary finansowe. Wystarczy opuścić Reykjavik, aby poczuć się jak w innym, mistycznym świecie. Mieszkańcy wyspy zdają sobie sprawę z tego, że gorąca magma kipi pod ich domami. Nie próbują jednak racjonalizować wszystkich zjawisk i szukać logicznych wyjaśnień. Niektóre zdarzenia czy też elementy przyrody uznają za pewne i niepodważalne. Dla nich piach zawsze był czarny i taki pozostanie. Za tak samo niezaprzeczalne zjawisko uważają występowanie elfów, które od wieków pojawiały się w islandzkiej trady-


elfie psikusy /

cji. Wiara w nie rozkwitła w czasie szczególnie trudnym dla Islandii. Król Danii, wprowadzając monopol handlowy, odizolował ją od innych państw, co doprowadziło do klęski głodu na wyspie. Co więcej, nasiliły się katastrofy naturalne. W 1783 r. wybuchł wulkan Laki, a erupcja zniszczyła 75 proc. upraw i doprowadziła do śmierci 1/5 populacji wyspy. Te wydarzenia miały ogromny wpływ na wiarę Islandczyków i sposób postrzegania przez nich świata. Z czasem tradycja i folklor ewoluowały pod wpływem coraz bliższych kontaktów z Europą kontynentalną. Wyspa została nawet schrystianizowana, ale nigdy do takiego stopnia, żeby istnienie Maryi Dziewicy w ciąży było uważane za bardziej prawdopodobne niż tajemny żywot elfów.

Turystyczny boom Poza tym, że elfy stanowią część tradycji Islandczyków, mają one też drugie, równie ważne oblicze – są źródłem ekonomicznego przychodu. Turyści chętnie wydają pieniądze, aby poznać tradycje. Na wyspie znajdziemy wiele elfich szkół, kościołów i sklepików oferujących pamiątki takie jak elfia herbata, składany domek dla elfów czy też rzeźby z ich podobiznami. Rozpowszechniane przez media wydarzeń, takich jak wstrzymanie budowy drogi, tylko zachęcają dodatkowo potencjalnych odwiedzających. Było to szczególnie ważne dla Islandii po kryzysie w 2008 r. – dzięki turystyce odbudowano dobrostan pieniężny kraju. Od 2010 do 2017 r. liczba turystów przybywających corocznie na

wyspę wzrosła pięciokrotnie Obecnie każdego roku przyjeżdża około siedem razy więcej osób niż wynosi liczba jej stałych mieszkańców.

To, co zostało przede mną ukryte, niech

pozostanie

ukryte

na

zawsze – powiedział Bóg, czyniąc elfy niewidzialnymi ludźmi. „Nowe” Boże Narodzenie Do kulturalnych fenomenów Islandii należy wiara chrześcijańska, doprawiona szczyptą magii i pogaństwa. Nawet najpopularniejsza historia o pochodzeniu elfów wydaje się dość kontrowersyjna – uznawane są one za dzieci Adama i Ewy. Kiedy Bóg postanowił odwiedzić Ewę, ta ukryła część swoich dzieci. Przed boskimi oczami nic jednak nie można zataić. To, co zostało przede mną ukryte, niech pozostanie ukryte na zawsze – powiedział Bóg, czyniąc elfy niewidzialnymi ludźmi. Wśród Islandczyków tylko 31 proc. deklaruje, że wierzy w Boga. Pomimo tego wszyscy ochoczo obchodzą „ulepszone” święta chrześcijańskie. W grudniu śpiewają kolędy, a w Wigilię rodzinnie idą do kościoła, aby uczcić narodziny Jezusa. Różnica polega na tym, że dzieci, zamiast otwierać kalendarzyk adwentowy, czekają

UCZELNIA

na prezenty od trzynastu wrednych Yuli. Przez trzynaście dni poprzedzających Boże Narodzenie trzynastu chłopców, dzień po dniu, zostawia w butach upominki grzecznym dzieciom, a niegrzecznym – ziemniaka. Yule mieszkają ze swoimi rodzinami w jaskiniach, w okolicach Dimmuborgir. Według legendy w tym miejscu z nieba spadł anioł, dziś nazywany szatanem. Matka Yuli, Gryla, ma zdolność wykrywania niegrzecznych dzieci. W Boże Narodzenie opuszcza swoją jaskinię w górach, aby szukać posiłku w pobliskich miastach. Poluje na niesforne maluchy, następnie niesie je w wielkim worku, by przyrządzić z nich swoje ulubione danie, czyli gulasz. Wydaje się, że nikt w XXI w. nie uwierzyłby w tę historię. Jednak islandzkie dzieci są straszone przez rodziców obrzydliwą Grylą od lat, a jej figury i rzeźby możemy zobaczyć w miastach podczas świąt. Legenda z XVII-wiecznego poematu na stałe wpisała się w tradycje mieszkańców. Obyczaje Islandczyków są wyraźnie oderwane od rzeczywistości, do jakiej przyzwyczaił nas współczesny świat. Nawet w czasach daleko idącej globalizacji kategoria absurdu znaczy coś innego dla każdego narodu. Jedni sądzą, że po śmierci odrodzą się w nowym wcieleniu, inni doszukują się jedynego lub wielu bogów w przyrodzie, a kolejni uznają obecność elfów. Każdy ma swoje przekonania, tradycje i obyczaje – pozostaje je tylko uszanować. 0

grudzień 2019


UCZELNIA

/ altruiści

Altruiści żyją dłużej Można przeczytać setki książek naukowych i obejrzeć dziesiątki filmów o pomaganiu. Nic nie uczy jednak tyle o byciu altruistą, ile praca polegająca na robieniu dobra. T E K S T:

K A R O L I N A B A Ł DYG A

euroekonomista William Harbaugh, wraz z kolegami z Uniwersytetu Stanu Oregon, rozdał ochotnikom po 100 dol. na wirtualnym koncie bankowym i rozpoczął monitorowanie pracy ich mózgów za pomocą tomografu. Uczestnicy eksperymentu zobaczyli, jak część ich pieniędzy zostaje przekazana w postaci obowiązkowego datku na rzecz fundacji charytatywnej. Później zapytano ich, czy chcą podarować jakąś część pozostałej kwoty także na inny, wybrany przez nich cel dobroczynny. Badania tomograficzne ujawniły, że podczas gdy badani widzieli, jak ich pieniądze przekazywane są potrzebującym, dwa ewolucyjnie stare obszary mózgu – jądro ogoniaste i jądro półleżące – były szczególnie aktywne. Sygnał wyraźnie wzrastał, gdy badani przekazywali pieniądze dobrowolnie. Te dwa rejony mózgu aktywizują się, gdy zaspokajamy nasze podstawowe potrzeby: jemy coś smacznego albo słyszymy komplement. Sugeruje to istnienie bezpośredniego neurologicznego związku między pomaganiem innym a odczuwaniem szczęścia. Nie każdy jednak ma możliwość finansowego wsparcia różnych organizacji dobroczynnych. Szczególnie młodzi ludzie, studiujący i rozpo-

N

08–09

czynający dopiero karierę zawodową, mogą nie być w stanie regularnie dzielić się częścią swoich zarobków. Rozwiązanie to wolontariat. Co prawda wymaga dużo większego poświęcenia i zaangażowania, ale są one nieporównywalne z późniejszą satysfakcją.

Dobre uczynki – gwarancją szczęścia? Niezbity dowód na dobroczynny wpływ pomagania na pomagającego stanowi badanie, które przeprowadziła Sonja Lyubomirsky wraz z zespołem. Poprosiła grupę badanych, by przez sześć tygodni spełniali po pięć dobrych uczynków tygodniowo. Chodziło o proste rzeczy, takie jak napisanie listu z podziękowaniami, honorowe oddanie krwi albo pomoc komuś bliskiemu. Niektórzy uczestnicy robili po jednej dobrej rzeczy dziennie, inni spełniali wszystkie pięć uczynków jednego dnia. Pierwsi okazywali na koniec tylko nieco większą radość, za to drudzy, którzy dokonywali pięciu dobrych rzeczy naraz, byli szczęśliwsi aż o 40 proc. Najbardziej zapadła mi w pamięć reakcja pewnej starszej pani, która prosiła o pralkę. To były moje pierwsze święta, podczas których pomagałam w Szlachetnej Paczce. Na początku ciężko było mi uwierzyć, o co

proszą ci ludzie. Artykuły gospodarstwa domowego, bez których nie wyobrażam sobie funkcjonowania, detergenty, kosmetyki, codzienne rzeczy, o których nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym się bez nich obyć, dla niektórych były luksusem, który chcieli dostać chociaż raz w roku. Kiedy weszłam do domu tej pani, zrozumiałam, dlaczego o to proszą. Zobaczyłam prawdziwą biedę, taką, którą rzadko można ujrzeć chociażby w telewizji. Pomieszczenie bardziej przypominało zimną piwniczkę niż miejsce, w którym ktokolwiek może funkcjonować, a już na pewno nie 78-letnia staruszka. Kiedy wnieśliśmy jej pralkę oraz paczki, w których były ciepłe ubrania, kosmetyki i jedzenie, po jej policzkach płynęły łzy. Rzeczami, nad których wartością nigdy się nie zastanawiałam, odmieniliśmy tej kobiecie święta – mówi Zosia, studentka UW i wolontariuszka Szlachetnej Paczki. Do decyzji o podjęciu wolontariatu w Hospicjum dla Dzieci dojrzewałem parę lat. Bałem się tego. Myślałem, że nie poradzę sobie z emocjami, odchodzeniem, pożegnaniami, które są nieodłączną częścią pracy w tym miejscu. Nie są to sceny pożegnań, które przeżywa się, gdy ktoś wyjeżdża do innego miasta. Żegnamy się,


altruiści /

Kolęda warszawska Wigilia z Powstańcami Warszawskimi – nie sądziłam nigdy, że będę częścią takiego wydarzenia. Muzeum Powstania Warszawskiego dało mi tę możliwość. Wolontariat łączę ze studiami i pracą i tak, o dziwo, wystarcza mi czasu na wszystko! – śmieje się Luiza. Święta to szcze-

[...] Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy

wśród innych gwiazd, ale nie tutaj, nie w najsmutniejszym ze wszystkich miast. gólny czas. Powstańcy przyjeżdżają często z najdalszych zakątków Polski tylko po to, aby móc podzielić się opłatkiem ze swoimi towarzyszami broni. W czasie wojny połączyła ich więź na całe życie, której nie da się w żaden sposób zerwać. My, wolontariusze, również zajmujemy szczególne miejsce w ich sercach i Powstańcy często to podkreślają. Kiedyś będę opowiadać swoim dzieciom o tym, jak wyglądały święta z bohaterami. Jak po policzkach płynęły łzy, kiedy śpiewaliśmy razem z nimi kolędę warszawską i słowa: „O, Matko, odłóż Dzień Narodzenia na inny czas, niechaj nie widzą oczy Stworzenia jak gnębią nas. Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy wśród innych gwiazd, ale nie tutaj, nie w najsmutniejszym ze wszystkich miast”– dodaje, nie ukrywając wzruszenia, które towarzyszy temu wspomnieniu. Doświadczenia Zosi, Krystiana i Luizy to tylko przykłady tego, jaki rodzaj wolontaria-

tu można wybrać. Każdy powinien dostosować wybór do swojej osobowości, zainteresowań i możliwości – to trzeba czuć i rozumieć. Normalne jest to, że nie wszyscy młodzi ludzie, działając w fundacjach zapewniających pomoc materialną, będą w stanie poradzić sobie z naznaczoną cierpieniem codziennością w Hospicjum lub patrzeniem na skrajną biedę. Jest wiele organizacji, w których można czynić i szerzyć dobro. Czasami działają one bliżej niż myślimy, na przykład na naszej uczelni!

Tego nie nauczysz się na żadnym wykładzie Studia to etap w życiu, podczas którego podejmujemy najwięcej decyzji związanych z naszą przyszłością. Powoli ją kształtujemy, rozwijamy się. To, czy skupimy się tylko na sobie, czy postanowimy dać trochę swojego czasu innym, może mieć ogromny wpływ na to, jakimi będziemy ludźmi. Patrząc na historie studentów-wolontariuszy, można zobaczyć, że pomoc innym daje im coś, czego nie nauczyliby się w żadnej szkole. Pozwala odkrywać siebie, wyzwala w nich radość i poczucie satysfakcji. Dokładnie tak, jak potwierdzają to naukowcy swoimi eksperymentami. Altruiści żyją dłużej, a na pewno pełniej! 0

graf. freepik.com

mając w perspektywie spotykanie się jedynie w myślach i wspomnieniach. Po czasie czuję, że dzięki tej pracy całkowicie zmieniło się moje patrzenie na świat i moją przyszłość. Przestałem się o wszystko tak bardzo martwić i niepokoić. Przykładam się do moich studiów, ale towarzyszy mi myśl, że kariera zawodowa to będzie tylko dodatek do całości życia. Najważniejsze są relacje z ludźmi i to, czy przeżyję swój czas wśród nich czy obok, skupiony na samorealizacji i własnym dorobku – opowiada Krystian, który od trzech lat jest wolontariuszem w Hospicjum dla Dzieci. Zosia i Krystian, zapytani o to, czy zgodnie z wynikami eksperymentu Sonji Lyubomirsky czują się szczęśliwsi dzięki temu, co robią, przyznali, że satysfakcja jest ogromna, a oni sami zyskują nie tylko poczucie szczęścia, lecz także nieporównywalnie istotniejszy od własnej satysfakcji bagaż wartościowych, życiowych doświadczeń.

UCZELNIA

grudzień 2019


UCZELNIA

/ ile płacę?

Cenne doświadczenie

W czasach, kiedy zdobycie tytułu magistra nie jest wielkim wyzwaniem, tylko odbycie co najmniej kilku praktyk lub staży może poprawić pozycję kandydata na rynku pracy. Większość ofert jest bezpłatna, ale sytuacja zaczyna się komplikować, kiedy za doświadczenia trzeba zapłacić – i to niemało. T E K S T:

K ATA R Z Y N A B R A N OW S K A

tudia to najlepszy czas nie tylko na przyswajanie wiedzy teoretycznej, lecz także rozwijanie umiejętności praktycznych w dziedzinie, w której ma się zamiar pracować w przyszłości. Nic nie sprzyja trwałemu magazynowaniu wiedzy tak dobrze, jak wykorzystanie jej w pracy. Od tego są właśnie praktyki i staże – pod okiem bardziej doświadczonych w branży dostaje się szansę na uzupełnienie i utrwalenie informacji zdobytych na wykładach i seminariach. Wiele uczelni, jako jeden z warunków ukończenia studiów, wymaga odbycia co najmniej kilkudziesięciu godzin praktyk związanych z kierunkiem kształcenia. Studentom kierunków medycznych stawia się w tym obszarze zdecydowanie większe wymagania – w każde wakacje muszą poświęcić co najmniej miesiąc na obowiązkowe praktyki zawodowe. Część uczelni wyższych pomaga swoim studentom w znalezieniu odpowiednich miejsc i dopełnieniu wszelkich kwestii formalnych. W wielu jednak odpowiedzialność za uzyskanie zgody na odbywanie praktyk w odpowiednim miejscu, a także zadbanie o umowy i inne dokumenty, leży po stronie studenta. Nie zawsze jest to łatwe – część firm czy instytucji niechętnie przyjmuje do siebie osoby, które dopiero uczą się zawodu. Wraz z wydłużaniem się czasu poświęcanego na szukanie odpowiedniej placówki, coraz bardziej maleją oczekiwania. Przestaje się szukać

Staż płatny (przez studenta) Problem staży, za które trzeba płacić nie dotyczy wszystkich. Studenci wielu kierunków mogą liczyć na zapłatę za pracę wykonywaną podczas praktyk, a nierzadko, po trzech miesiącach przyuczania się do zawodu, nawet na umowę o pracę. Kandydatów starających się o przyjęcie jest wprawdzie wielu, ale jednocześnie nietrudno znaleźć inną, równie korzystną ofertę. Dotyczy to przede wszystkim kierunków związanych z administracją, ekonomią czy finansami. Taki stan rzeczy wydaje się im naturalny i ze zdziwieniem przyjmują informacje od kolegów z innych kierunków na temat ich problemów na rynku praktyk. Absolwenci i studenci studiów humanistycznych i społecznych w większości mogą liczyć jedynie na staże bezpłatne, po których nie dostaje się gwarancji zatrudnienia. W ciągu ostatnich lat poprawiła się również jakość oferowanych praktyk i to do tego stopnia, że świeżo przyjęty student nie zajmuje się tylko parzeniem kawy i kserowaniem dokumentów. Nie brakuje jednak ofert na warunkach wolontariatu lub takich, które nie niosą za sobą zbyt wielu okazji do rozwoju. Najbardziej zadziwiającym i coraz

bardziej powszechnym zjawiskiem stały się natomiast praktyki, za które osoba chcąca nauczyć się funkcjonowania swojej branży, musi zapłacić. Nie chodzi o szkolenia, warsztaty czy kursy. Praktykant pokrywa koszty swojego przebywania i wykonywania powierzonych mu obowiązków w potencjalnym miejscu pracy. Oczywiście obecność niedoświadczonej osoby w biurze czy na oddziale szpitalnym, przynajmniej na początkowych etapach, zmienia organizację zadań, może generować koszty związane z większym zużyciem materiałów czy wydłużonym czasem wykonywania obowiązków. Zazwyczaj jest jednak tak, że praktykantowi przydzielany jest jeden opiekun, którego zadaniem jest wdrożenie podopiecznego, wytłumaczenie mu, co właściwie powinien robić na danym stanowisku i czuwanie nad jakością wykonywanych czynności. Zakłada się, że po kilku dniach dodatkowa osoba przestaje być obciążeniem, a staje się kolejną, cenną parą rąk do pracy. Za wykonywane przez niego zadania w warunkach typowego zatrudnienia pracownik otrzymywałby zapłatę. Nikt nie jest przecież od początku biegły w swoich obowiązkach, a praktykant, ze swoją wiedzą i umiejętnościami, zazwyczaj nie różni się od typowego, nowo przyjętego pracownika. Nie zdarza się jednak, żeby ktokolwiek musiał opłacać swoje szkolenia pracownicze bądź zamiast otrzymywać pensję za pierwsze dni swojej pracy, dopłacał za to, że może uczyć się wykonywania swoich obowiązków.

graf. freepik.com

S

ogłoszeń oferujących praktykantom wynagrodzenie, zaczyna się celować w mniej prestiżowe instytucje. Niektórym zdarza się sięgnąć po ostateczne, najmniej korzystne dla studenta rozwiązane – opłacanie praktyk z własnej kieszeni.

10–11


ile płacę? /

Pobieranie opłat za odbywanie stażu czy praktyki nie jest prawnie zakazane, tak jak nie ma żadnego przepisu nakazującego płacenie praktykantowi za pracę. Nierzadko przyznawanie takiej osobie wynagrodzenia to nawet kwestia kontrowersyjna – jest to przecież pracownik, który nie ma doświadczenia, nic nie wie o swoich obowiązkach i dopiero uczy się, jak poprawnie wykonywać pracę. Biorąc pod uwagę fakt, że student często odciąża personel i bierze na siebie część obowiązków, uczciwszym rozwiązaniem od pobierania opłat za odbywanie praktyk byłby wolontariat. Jest wielu studentów, którzy chętnie poświęcą swój czas i energię na naukę przyszłego zawodu za darmo, okazują zaangażowanie i oferują pomoc w zamian za cenne doświadczenie.

Stażyści poszukiwani – ostatnie miejsca! Grupy studentów najczęściej dotknięte tym problemem to te, które w przyszłości będą pracować na rzecz społeczeństwa – lekarze, farmaceuci, psychologowie. Przegląd ogłoszeń zamieszczanych na jednej z uczelnianych grup studentów psychologii pokazuje, jak powszechne jest to zjawisko. To, co pierwsze przykuwa wzrok, to kuszące nagłówki: Płatny staż! Ostatnia szansa na zapisanie się na staż w klinice psychologiczno-psychiatrycznej! Trwa nabór na praktyki zawodowe dla studentów i absolwentów psychologii! Nie zwlekaj i zapisz się już dziś! W zdecydowanej większości ogłoszeń dopiero na końcu znajduje się wzmianka, że owszem, staż jest płatny. Przez studenta. A jego koszt to jedynie trochę ponad trzy tysiące złotych. Tę ważną (w sytuacji kiedy jest się młodą, studiującą osobą, starającą utrzymać się za własne pieniądze) informację poprzedzają bogate opisy zalet danej placówki i umiejętności, jakie można zobyć tylko dzięki stażowi właśnie w tym miejscu. Nie brakuje formułek odwołujących się do ambicji i potrzeb osób przeglądających oferty: Jesteś studentem psychologii i wiążesz swoją przyszłość z pracą z dziećmi? Zdobywaj doświadczenie w pracy z grupą pod okiem doświadczonych specjalistów! Łącznie aż 55 godzin zajęć! Koszt tych niecałych 60 godzin nauki i pracy wynosi tysiąc złotych. Tym samym plasuje się w dolnej granicy kwot, jakie przyszli psychologowie mogą (ale oczywiście nie muszą) poświęcić na odbycie praktyk w wymiarze godzin, który pozwoli na zdobycie realnej wiedzy. Staż w innej placówce oferującej analogiczny program to już koszt rzędu ponad trzech tysięcy złotych. Można również znaleźć miejsca pobierające opłaty od jednorazowego uczestnictwa w poszczególnych grupach stażowych. Koszt takiego stażu to około 30 zł za możliwość trzygodzinnego obserwowania psychoterapeuty w pracy oraz sporządzania protokołu sesji. W pakiecie

jest również omawianie zajęć z osobami, które je prowadziły. Wydaje się jednak, że w tej sytuacji nakład pracy studenta sporządzającego notatki i terapeuty, który będzie z nich korzystał, jest wyrównany. Stażysta jest tu tylko biernym obserwatorem, którego nie trzeba zbytnio przygotowywać do wykonywanego zadania. Uczciwsza w tej sytuacji byłaby oferta zakładająca całkowity brak opłat – student zyskuje coś dzięki przyglądaniu się pracy bardziej doświadczonej osoby, ale jednocześnie jego obecność w żaden sposób nie wpływa na rytm pracy. Nauka przyszłych obowiązków przebiega sprawniej, kiedy na własnej skórze możemy się przekonać, jak to jest wykonywać daną czynność. Daje to możliwość wypracowania własnych technik radzenia sobie w sytuacjach trudnych czy wymagających szybkiego przełożenia wiedzy teoretycznej na praktykę. Zrozumiałe jest, że nie wszystkie obowiązki można poświęcić stażyście – prowadzenie specjalistycznej grupy terapeutycznej byłoby ponad jego siły. Jednak żądanie niemal półtora tysiąca za możliwość obserwowania terapii również nie wydaje się dobrym i uczciwym rozwiązaniem.

Pobieranie opłat za odbywanie stażu nie jest prawnie zakazane, tak jak nie ma żadnego przepisu nakazującego płacenie praktykantowi za pracę. Działalność niecharytatywna Przedstawione oferty dotyczą głównie prywatnych placówek. Sytuacja wygląda inaczej, kiedy pod lupę weźmie się staże proponowane przez publiczne szpitale i przychodnie. Nie tylko stawki za odbywanie praktyk stają się mniejsze, ale skraca się też czas ich trwania. Jeden z warszawskich oddziałów psychiatrycznych proponuje studentom dwumiesięczny staż wakacyjny – koszt to jedynie 110 złotych za miesiąc. Obowiązkiem stażysty jest stawienie się w szpitalu dwa razy w tygodniu na pięć godzin, co daje łącznie tylko około 80 godzin stażu. Inny oddział o podobnej specjalizacji proponuje praktyki trwające całe 10 miesięcy. Problem w tym, że osoba je odbywająca może pojawić się tam tylko raz w tygodniu, a w zależności od tego czy jest studentem, czy już w pełni wykształconym psychologiem, płaci za tę możliwość 14 lub 17 złotych za godzinę. Swoje decyzje w stosunku do pobierania opłat za praktyki od studentów medycyny czy farmacji, szpitale argumentują wydatkami, które generuje sam pobyt praktykanta na oddziale. Opłata

UCZELNIA

w wymiarze 10 złotych dziennie ma pokrywać koszty odzieży ochronnej, płynów dezynfekujących, papieru i ręczników. W rozmowie z serwisem internetowym cozadzien.pl, Luiza Staszewska, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu stwierdziła, że nie widzi powodu, dla którego szpital miałby sponsorować studentom praktyki zawodowe. Według niej szpital nie jest instytucją charytatywną. Przecież praktykant korzysta z wyposażenia szpitala, które kosztuje. Pieniądze z praktyk uznajemy jako dochód szpitala i wykorzystujemy go do regulowania różnych opłat, kupujemy za nie choćby rękawiczki jednorazowe, fartuchy, waciki.

Najlepsze rozwiązanie Najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji byłoby ignorowanie ofert placówek żądających opłat za odbywane stażu i wybieranie tylko tych miejsc, w których nauka zawodu przebiega bezpłatnie. Nietrudno znaleźć osoby, które w imię solidarności studenckiej nawołują do bojkotu tego typu ofert, zakładając, że brak popytu wyeliminuje podobne propozycje z rynku pracy. Nie zawsze jednak możliwe jest zrezygnowanie z odbywania praktyk w takim miejscu – wielu studentów decyduje się na taką formę pracy ze względu na brak miejsc w innych instytucjach. Zdobywanie doświadczenia w branży często okazuje się dla nich ważniejsze niż uczciwość proponowanych warunków. Stosowanie takich rozwiązań znacznie wpływa na dostępność staży i praktyk. Zwiększa się wprawdzie limit dostępnych miejsc, ale wielu studentów nie może pozwolić sobie na taki wydatek. Duża część z nich woli podjąć pracę nawet niezwiązaną z kierunkiem kształcenia, ale za to umożliwiającą samodzielne utrzymanie się w miejscu zamieszkania. Niektórzy nie mogą natomiast zrezygnować z pracy w innym miejscu ze względu na trudną sytuację finansową i brak innych możliwości zdobywania pieniędzy na życie. Pogodzenie jednoczesnego studiowania, pracy na przynajmniej część etatu i odbywania praktyk nie zawsze jest możliwe. Wiele zależy od uczelni i jej metod rozwiązywania takich sytuacji oraz elastyczności planu zajęć i grafiku. Pensja, którą uzyskuje się za niepełny wymiar godzin, także nie pozwoli raczej na mieszkanie w godnych warunkach, uniknięcie śmierci głodowej i jednoczesne przeznaczenie kilkuset złotych miesięcznie na staż. Duża liczba odbytych praktyk i staży zwiększa przyszłe szanse na znalezienie pracy w wymarzonym zawodzie. Ich realizowanie nie powinno jednak wiązać się z ogromnymi, jak na kieszeń młodych ludzi, wydatkami i rezygnacją z upragnionej niezależności. 0

grudzień 2019


PATRONATY

/ kalendarz wydarzeń

home is where your dog is

Kalendarz wydarzeń Gdy Akwizytor puka do drzwi... Magiel objął patronatem krótkometrażowy film Akwizytorzy. Opowiada on historię młodego domokrążcy, próbującego zarobić trochę grosza w starych kamienicach legendarnych łódzkich Bałut. Gdy akwizytor puka do drzwi, nie wie, czy zastanie za nimi okazję, czy zagrożenie. Zmagania artystów z produkcją filmu można obserwować na Facebooku, na stronie „Akwizytorzy”. Możliwe jest również dołożenie własnej cegiełki do projektu, za pośrednictwem serwisu https://zrzutka.pl/7e36zc.

Maturalnie z NZS Maturalnie z NZS to projekt, którego misją jest wsparcie maturzystów w przygotowaniach do egzaminu dojrzałości. Naszym zadaniem jest organizacja cyklu eventów, które będą miały formę prelekcji lub warsztatów. Zaprosimy znane osoby ze świata nauki, by podzieliły się swoją wiedzą i radami. Wiele osób słowo „matura” kojarzy z trudnymi, pracowitymi przygotowaniami i stresem. Chcemy pokazać, że wcale tak być nie musi! Chcesz pomagać innym, jednocześnie zdobywając nowe umiejętności? Dołącz do nas!

Tydzień Uśmiechu 7–13 grudnia W dniach 7–13 grudnia na Auli Spadochronowej SGH organizowany jest kiermasz podarunków przekazanych przez partnerów akcji! Za połowę ceny rynkowej wszyscy zainteresowani będą mogli nabyć produkty wszelkiego rodzaju: od kosmetyków i książek, przez vouchery do restauracji, po karnety na lekcje tańca, kursy językowe czy kulinarne! Celem akcji jest niesienie pomocy i radości podopiecznym fundacji Warszawskie Hospicjum dla Dzieci, na rzecz której zostanie przekazany całkowity dochód z kiermaszu.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30

Debata ekonomiczna WNE UW 13 grudnia 5 proc. rocznego wzrostu gospodarczego dla Polski w perspektywie do 2030 r. – taką tezę postulują doradcy strategiczni McKinsey. W tym celu, konieczna jest poprawa produktywności, więcej kapitału, większa innowacyjność, większa (i lepsza) siła robocza, poprawa usług publicznych i ochrona środowiska. Zapraszamy 13 grudnia do auli C WNE UW, gdzie przodowi eksperci w dziedzinie wzrostu zmierzą swoje siły żeby odpowiedzieć na pytanie, czy jest to tylko miraż. A jeśli nie, jak to osiągnąć?

Wampiriada 2–5 grudnia Święta coraz bliżej, a to oznacza tylko jedno: chęć niesienia pomocy odzywa się silniej w naszych sercach. Każdy student Wielkiej Różowej od 2 do 5 grudnia będzie miał szansę oddać krew w ramach projektu Wampiriada. Jest to już kolejna edycja projektu orgaznizowanego przez Niezależne Zrzeszenie Studentów SGH. Warto przyjść i wspomóc coroczną akcję honorowego krwiodawstwa. Dla każdego krwiodawcy przewidziane nagrody. Serdecznie zapraszamy!

Zostań Dawcą Szpiku na Uniwersytecie Warszawskim! 2–7 grudnia W dniach 2–7 grudnia Samorząd Studentów UW wraz z Fundacją DKMS organizuje na Uniwersytecie Warszawskim rejestrację potencjalnych Dawców szpiku, by pomóc Pacjentom chorym na nowotwory krwi. Akcja Zostań Dawcą Szpiku na Uniwersytecie Warszawskim organizowana jest w ramach XI edycji Projektu Studenckiego Helpers’ Generation na większości wydziałów i jednostek na wszystkich trzech kampusach UW oraz trzykrotnie w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie (w dniach: 2, 6, 7.12 godz. 11.00–20.00).

Informacja dla organizacji Organizujesz interesującą konferencję? Koordynujesz nowy, ciekawy projekt? Możemy Ci pomóc dotrzeć do społeczności studenckiej SGH i UW. Zapytaj o Patronat Medialny Niezależnego Miesięcznika Studentów MAGIEL, pisząc na: magiel.patronaty@gmail.com. Deadline na zgłoszenia do numeru styczeń-luty 2020: 18.12.2019.

12–13


czy Conte-bis uratuje Włochy? /

POLITYKA I GOSPODARKA Nie wchodzę w żadne unie, żeby później nie czekać na Brexit

Partia włoska Gorący wrześniowy wieczór w Rzymie. Pary przechadzają się po bulwarach nad Tybrem. Hindusi zamykają swoje stoiska warzywne na Campo de’ Fiori. Strażnicy wpuszczają ostatnią grupę turystów do Bazyliki św. Piotra, a w okolicy Fontanny Najad na Piazza della Repubblica bogacze wypijają już pierwsze mocniejsze drinki. Kilkaset metrów dalej ważą się losy całego kraju. Próbuje się rozwiązać nierozwiązywalne, pogodzić niezgodnych i zażegnać niezażegnywalne. T E K S T:

M AC I E J C I E R N I AK

N

Pat

Białe i czarne pola

Włochy są jednym z krajów o najgorszej sytuacji fiskalnej na świecie. Szalone wręcz wydatki socjalne kolejnych rządów w latach 80. i 90. poprzedzonych boomem gospodarczym na niespotykaną dotąd skalę spowodowały stopniowe narastanie włoskiego długu publicznego, którego obsługa w czasie kryzysu światowego z 2008 r. zawisła na włosku. Spowodowana kryzysem obniżona działalność gospodarcza skutkowała zmniejszonymi wpływami budżetowymi, co, przy braku cięć wydatków, prowadziło do eskalacji zadłużenia. Dziś sięga ono 130 proc. PKB i ciągle rośnie. Zdecydowana większość tego długu, przekraczającego czterokrotność PKB Polski, należy do wielkich banków, między innymi UniCredit, Santander czy BNP Paribas. Banki te funkcjonują na całym świecie, udzielając kredytów zwykłym obywatelom, jak również finansując deficyty różnych państw poprzez wykup obligacji. Potencjalna niewypłacalność włoskiego rządu generuje olbrzymie ryzyko systemowe dla rynku finansowego, zwłaszcza w kręgu europejskim – dlatego sytuacja polityczna w tym kraju powinna interesować również Polskę.

Podział Włoch wyraża się też poprzez preferencje wyborcze mieszkańców poszczególnych regionów. Północ dużo chętniej głosuje na federalistyczne, antyimigranckie partie, podczas gdy Południe wybiera raczej opcje lewicowe i populistyczne. Chociażby w zeszłorocznych wyborach (marzec 2018 r.) gdzie ponad 30 proc. głosów otrzymały centroprawicowa Liga Północna (kolor ciemnoszary) i populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd (kolor jasnoszary), podczas gdy zwyciężczyni poprzednich wyborów, Partia Demokratyczna (kolor czarny), musiała się zadowolić jedynie 22 proc. Rozkład głosów na regiony i podregiony widać na mapach (z lewej do niższej Izby Deputowanych, z prawej do Senatu). Wyrównany wynik wyborów spowodował konieczność utworzenia koalicji. Żadna z partii deklarujących się jako antysystemowe nie chciała współpracować z utożsamianą z wielkim biznesem i korupcją Partią Demokratyczną, więc dopiero po ponad trzech miesiącach negocjacji utworzyły ze sobą toksyczny związek. Różnice programowe między nimi najlepiej oddają ich slogany: dla R5G to Partecipa. Scegli. Cambia (Uczestnicz. Wybieraj. Zmieniaj), 1

graf. Nick.mon CC BY-SA 4.0

ajważniejszym z problemów, które dręczą obecnie Włochy, jest tzw. Questione meridionale (kwestia Południa). Il Mezzogiorno (Południe) składa się z sześciu regionów o najniższych wskaźnikach rozwoju gospodarczego i społecznego w kraju. Przeciętny Południowiec odprowadza do budżetu państwa średnio dwa razy mniej pieniędzy z podatków niż mieszkaniec Północy. Bezrobocie, ubóstwo i korupcja w tym regionie są tak powszechne, że przestały być sensacją nawet w zagranicznych mediach. Istnieje wiele teorii, które próbują wyjaśnić, skąd wzięła się linia podziału przebiegająca gdzieś pomiędzy Rzymem a Neapolem. Najpopularniejszy pogląd głosi, że decydującym czynnikiem jest korupcja, za którą z kolei odpowiedzialność ponosi mafia. Arche całej sytuacji jawi się zaś szczątkowa państwowość w czasach przed zjednoczeniem Włoch w drugiej połowie XIX w. Brak centralnej władzy zmuszał mieszkańców do organizowania się w kliki, które w późniejszym okresie przekształciły się w znane wszystkim organizacje przestępcze – neapolitańską Camorrę, sycylijską Cosa Nostrę czy najpotężniejszą obecnie kalabryjską 'Ndranghetę. Ta ostatnia zbudowała swoją dzisiejszą siłę na ograniczaniu struktur do biologicznej rodziny, co ogromnie zniechęcało do zdrady. Dziś istnieją całe wsie pracujące wyłącznie dla 'Ndranghety, jak choćby Africo w Kalabrii, gdzie nie ma żadnego sklepu, stacji kolejowej, poczty ani szkoły, a bezrobocie sięga 40 proc., ale, jak twierdzi dziennikarz „Newsweeka” Antonio Condorelli, wielu nastolatków chodzi tam z nowymi iPhone'ami: Wszyscy chłopcy mają drogie telefony i włosy „na Jamesa Deana”. Żaden z nich nie kupuje w barze. Włosi w ogóle dużo nie piją, a ci szczególnie, z braku pieniędzy. Więc ile gotówki macie teraz w kieszeniach, pytam. Nic, mówią, choć jeden z najmłodszych, który nie może mieć więcej niż 14 lat, wyciąga rolkę banknotów z kieszeni (może w sumie 100 euro). Jakim cudem? „Jego ojciec to imprenditore (biznesmen)” – wyjaśnia reszta. Szacuje się, że przez kontrolowany przez ‘Ndraghetę port w Gioia Tauro w Kalabrii przepływa ponad połowa kokainy sprowadzanej do Europy.

grudzień 2019


POLITYKA I GOSPODARKA podczas gdy dla Ligi Prima gli italiani (Po pierwsze Włosi). Z kolei mainstreamowość nieuczestniczących w koalicji Demokratów aż wyziera z ich hasła Avanti, insieme (Razem, naprzód). Bon mot przyświecający największemu przegranemu tej kampanii, Silvio Berlusconiemu i jego Forzy, w kontekście wielu ekscesów lidera może budzić zaś jedynie śmiech – Onestà, esperienza, saggezza (Szczerość, doświadczenie, mądrość).

Hetman

Szach Gdzieś w tle czai się jednak cały czas Salvini, pracując nad poparciem do wyborów parlamentarnych, w razie gdyby dziwny mariaż Demokratów z Gwiaździstymi nie wypalił. Koalicjanci będą próbowali pogodzić roszczenia socjalne Południowców z interesem wielkiego biznesu i stabilnością fiskalną całego kraju. Z boku stoi również, pozbawiony za afery korupcyjne praw do sprawowania urzędów, śmiejący się swoimi lśniącymi zębami Silvio Berlusconi, czekając na swoje kolejne pięć minut. Najbliższe lata, a nawet miesiące, będą emocjonujące nie tylko dla 60 mln Włochów, lecz także dla całego świata. Nowy rząd będzie musiał udowodnić własnemu narodowi, jak i inwestorom, że hojną politykę socjalną można łączyć z fiskalną stabilnością. Z kolei mieszkańcy słonecznej Italii, niby zwykłe pionki, które najbardziej cierpią przez niepewną sytuację polityczną w kraju, spróbują dowieść, że potrafią ze sobą żyć. 0

14–15

Kaszmirskie ziemie sporne

Od ponad siedemdziesięciu lat Kaszmir pozostaje terytorium, o które toczy się spór nierzadko prowadzący do starć militarnych. Czy Kaszmir jest obecnie bardziej indyjski, czy może pakistański?

fot. flickr / Jelle Visser (DSC_0073)

Przez długi czas nadzieją włoskiego narodu był Giuseppe Conte, człowiek wielkiej ogłady i wysokiego wykształcenia, przewodzący jako premier koalicji Ligi Północnej z Ruchem Pięciu Gwiazd. Ten dziwny polityczny „mariaż” ultraprawicy z populistami nie miał prawa przetrwać długo. Kiedy więc Liga w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego pokonała Pięć Gwiazd, lider tego pierwszego ugrupowania, Matteo Salvini, wezwał swoich partyjnych kolegów do poparca wotum nieufności w nadziei na utworzenie samodzielnego rządu po powtórzonych wyborach. Conte jednak rozwiązał sytuację w inny sposób, prosząc prezydenta Republiki, Sergio Matarellę, o kilka dni na dogadanie się z szefami Partii Demokratycznej i Ruchu Pięciu Gwiazd oraz uzyskanie aprobaty społeczeństwa na taką koalicję. Zgodę na zwłokę dostał, tak samo aprobatę ludu (wyrażoną poprzez nawiązującą do znanego filozofa, głoszącego postulaty umowy społecznej, formułę „Rousseau”, w formie głosowania przez internet) i utworzył nowy rząd, nazwany przez włoskie gazety „Conte-bis”.

/ czyj Kaszmir?

T E K S T:

I G A B I E L AW S K A, I N S T Y T U T B OY M A

ok 1947. Imperium brytyjskie utraciło swoje wpływy na subkontynencie indyjskim. Ostatni wicekról Indii Brytyjskich, lord Louis Mountbatten, wydał decyzję o utworzeniu dwóch oddzielnych krajów – Indii i Pakistanu. Prawdopodobnie na jego decyzję wpłynęły groźby wybuchu zamieszek między wyznawcami hinduizmu oraz islamu, a także intensywne działania Ligii Muzułmańskiej. To wyjątkowe ugrupowanie religijno-polityczne, powstałe jako odpowiedź na powołanie Indyjskiego Kongresu Narodowego w 1885 r., było silnie wspierane przez muzułmańskie elity literackie. Do dziś uznaje się, że jeden z ówczesnych poetów, niejaki Choudra Ali, stworzył nazwę Pakistan, wykorzystując w tym celu pierwsze litery kolejnych prowincji – Pendżab, Afgan, Kaszmir i Sind – a także ostatnie trzy litery z nazwy Beludżystan. Po uzgodnieniu wstępnych granic Indii i Pakistanu ustalono, że niektóre władze regionów będą mogły same zdecydować o swojej przynależności.

R

Przynależeć do Indii czy do Pakistanu? Kwestia decydowania o swojej przynależności była problematyczna na obszarach, w których wyznawana przez rządzących religia nie pokry-

wała się z wyznaniem większości mieszkańców. Tak było m.in. w przypadku Hajdarabadu, gdzie rządzący wyznawał islam, podczas gdy osoby zamieszkujące to księstwo były hindusami. Mając na uwadze przewagę wyznawców hinduizmu zadecydowano o włączeniu Hajdarabadu do terytorium kształtujących się Indii. Taka decyzja spotkała się oczywiście z ogromną krytyką pakistańskich władz, niemniej środowisko międzynarodowe pozostało niewzruszone na ich protesty. Sytuacja przynależności Kaszmiru pod względem wyznawanej religii prezentowała się zupełnie inaczej. Jego ówczesny władca, maharadża Hari Singh z dynastii Dogra, który zasłynął m.in. ze zniesienia zakazu ponownego zamążpójścia wdów, był wyznawcą hinduizmu, a ludność kaszmirską stanowili w zdecydowanej większości muzułmanie. Głównym celem maharadży było zapewnienie księstwu suwerenności, zarówno od wpływów indyjskich, jak i pakistańskich. W tym celu zaproponował on dwóm zainteresowanym stronom ugodę, którą podpisał jedynie Pakistan. W październiku 1947 r. władze pakistańskie naruszyły jednak zasady porozumienia i zastosowały blokadę ekonomiczną. W ślad za nią na terytorium północnego Kaszmiru wtar-


czyj Kaszmir?/

gnęły plemiona pasztuńskie. Wówczas maharadża poprosił stronę indyjską o wsparcie, w wyniku czego podpisał akt przyłączenia do Indii. Dopiero wtedy wojska wkroczyły na tereny zajmowane przez Pasztunów. Tym samym Hari Singh już nigdy nie odzyskał pełnej autonomii na terenie Kaszmiru, a Pakistan do dziś nie uznaje prawomocności aktu przyłączenia do Indii.

Próby mediacji Sytuacja w Kaszmirze stawała się coraz bardziej napięta. Dlatego Organizacja Narodów Zjednoczonych w 1948 r. zaproponowała podział Kaszmiru na północną – pakistańską, oraz południową – indyjską strefę wpływów. Zastosowanie takiego podziału wiązało się z koniecznością przeprowadzenia plebiscytów wśród ludności zamieszkującej sporny teren. Strona indyjska nie zgodziła się na takie działanie, obawiając się głosów w większości muzułmańskich mieszkańców Kaszmiru. Oficjalnie głoszono jednak, że taki podział nie może być uznany ze względu na obecność wojsk pakistańskich, które stale stacjonowały na tym terenie. Od tamtego czasu niewiele uległo poprawie. Do konfliktu dołączyła Chińska Republika Ludowa, która w 1962 r. zajęła i do dziś okupuje część Wyżyny Tybetańskiej zwaną Aksai Chin i położoną na wschód od gór Karakorum. Następne lata przynosiły kolejne formy eskalacji konfliktu o ziemie Kaszmiru. Jedną z nich było m.in. zorganizowanie anty-indyjskiego powstania z ramienia dywersyjnych grup pakistańskich.

Konflikt indyjsko-pakistański w XXI w. Bardzo szeroko komentowanym przejawem konfliktu o terytorium Kaszmiru na arenie międzynarodowej było wydanie dekretu prezydenckiego przez Rama Natha Gowinda na początku sierpnia 2019 r. Akt uchyla m.in. gwarancję specjalnych praw przyznawanych mniejszości religijnej muzułmanów oraz prawo do własnej konstytucji i autonomicznego stanowienia prawa (z wyjątkiem kwestii związanych z obronnością czy kształtowaniem spraw zagranicznych). Ponadto strona indyjska wysłała dodatkowe oddziały wojska, które stacjonują na spornym terenie. Wprowadzono także godzinę policyjną oraz znacząco ograniczono dostęp do Internetu i sieci telefonicznych. Dziennikarze podlegający administracji indyjskiej w Kaszmirze zorganizowali protest przeciwko ograniczaniu komunikacji w spornym regionie, opisując blokadę Internetu i usług telefonii komórkowej jako wybitnie nietrafiony żart rządu indyjskiego. W obecnej sytuacji zaledwie 250 akredytowanych dziennikarzy z tego regionu może korzystać z rządowego centrum me-

POLITYKA I GOSPODARKA

dialnego w mieście Śrinagar, gdzie często czekają godzinami na użycie jednego z 10 komputerów przez maksymalnie 15 minut. Głos w tej sprawie zabrała także amerykańska kongresmenka z ramienia Demokratów, Alexandria Ocasio-Cortez. Wyraziła swoją solidarność z mieszkańcami administrowanego przez Indie Kaszmiru oraz domagała się usunięcia blokady sieci telefonicznych i Internetu. Prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, także wyraził w ostatnich miesiącach gotowość do bycia mediatorem między Indiami a Pakistanem w sprawie spornego terytorium Kaszmiru.

Postawa indyjskiego premiera Premier Narendra Modi słynie z dosadnych przemów. Udowodnił to w czasie ostatniego dorocznego Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Podczas swojego wystąpienia przed światowymi przywódcami wyraźnie potępił terroryzm, odnosząc się pośrednio do kwestii Pakistanu i konf liktu o tereny sporne. W przemowie odwołał się do pokojowej tradycji buddyjskiej, którą – w opozycji do wojny – ofiarował światu naród indyjski.

Kwestia spornych terenów Kaszmiru oraz zdecydowane kroki premiera Modiego stały się przedmiotem debaty na arenie międzynarodowej. Pakistan również nie pracuje nad polepszeniem i ociepleniem relacji z Indiami. Minister Spraw Zagranicznych Pakistanu, Shah Mahmud Qureszi, w oficjalnym oświadczeniu odmówił wykorzystania pakistańskiej przestrzeni powietrznej podczas lotu premiera Modiego do Niemiec. W swojej decyzji powołał się na trwający ucisk, tyranię i łamanie praw w regionie przez stronę indyjską. Kwestia spornych terenów Kaszmiru oraz zdecydowane kroki premiera Modiego stały się przedmiotem debaty na arenie międzynarodowej nie tylko wśród polityków. Indyjska pisarka i zdobywczyni Nagrody Bookera – Arundhati Roy – udzieliła wywiadu amerykańskiemu portalowi The Intercept, w którym przyznała, że Kaszmirczycy pragną, aby prawo do samostanowienia było niezależne, by mogli wpływać na swój własny los i kształtować swoją tradycję i kulturę.

„Mały Londyn” Spór o tereny Kaszmiru odbija się nie tylko na ludności zamieszkującej tamtejsze tereny, ale także negatywnie wpływa na lokalną go-

spodarkę. Targ w mieście Sapore, położonym w północnej części Kaszmiru, zwykło określać się mianem „Małego Londynu” ze względu na bujne sady pełne jabłek i ogólną zamożność mieszkańców tego miasta. W ostatnim czasie nie przypomina on miejsca, w którym do niedawna tętniło życie i kwitła sprzedaż tych owoców. Obecnie targ w Sapore jest opuszczony i zamknięty. Cierpi na tym przede wszystkim gospodarka kaszmirska, ponieważ jej siłę napędową stanowi właśnie sprzedaż jabłek. Warto zauważyć, że około połowa mieszkańców tego terytorium jest silnie zaangażowana w szeroko rozumiane sadownictwo. Ze względu na obecność wojsk na terenach spornych mieszkańcy unikają dużych skupisk ludzi i boją się o życie swoich rodzin.

Z kamerą w Kaszmirze Północnoindyjski przemysł filmowy, zwany Bollywood, jest znany na całym świecie. Codziennie w Indiach powstają filmy, które trafiają do tysięcy zagranicznych odbiorców. Na początku poprzedniej dekady indyjscy twórcy filmowi zainspirowali się sytuacją spornych terenów w Kaszmirze i nakręcili film zatytułowany Yahān. Opowiada on historię zakazanej miłości indyjskiego oficera Amana (w tej roli Jimmy Shergill) i Ady – siostry kaszmirskiego terrorysty (Minissha Lamba). Film doczekał się pozytywnych recenzji krytyków i został bardzo dobrze przyjęty przez indyjską publiczność. W przypadku premiera Modiego sposób kreowania polityki wewnętrznej w kraju jest silnie nacjonalistyczny. Nie dziwi zatem fakt, że Kaszmir, od ponad siedemdziesięciu lat, pozostaje terenem spornym między Indiami i Pakistanem. Niestety, nic nie wskazuje na to, by sytuacja w tamtym obszarze miałaby ulec zmianie. Prowadzone działania najbardziej wpływają na mieszkańców, bez względu na to, czy są wyznania hinduistycznego, czy muzułmańskiego. Obecnie trudno odpowiedzieć na pytanie czy Kaszmir jest bardziej indyjski, czy pakistański. Wiadomo jedynie, że kwestia terenów spornych coraz częściej staje się przedmiotem dyskusji na arenie międzynarodowej. 0

Instytut Boyma Instytut Boyma to niezależny think tank zrzeszający analityków zajmujących się polityką, gospodarką i innowacjami w krajach rozwijających się, ze szczególnym naciskiem na Azję. Serdecznie zapraszamy do współpracy wszystkich, którzy chcieliby tworzyć z nami projekty przybliżające polskiemu i europejskiemu odbiorcy Azję, wpisując się tym w misję zapoczątkowaną przez Michała Boyma.

grudzień 2019


POLITYKA I GOSPODARKA

/ chińska pernamentna inwigilacja

Chiny: imperium kontroli Chińska Republika Ludowa stworzyła niemalże idealny system kontroli obywatela. Państwo ogranicza tradycyjnie pojmowane wolności człowieka już na etapie szkoły i nie opuszcza go nawet w Internecie. T E K S T:

osnący od trzech dekad globalny prestiż Państwa Środka budzi podziw i nadzieje w politykach Komunistycznej Partii, korporacjach wkraczających na chiński rynek oraz państwach inwestujących w rozwój projektów handlowych. Przestaje się już myśleć o Chińskiej Republice Ludowej (ChRL) jako o cieniu dawnego imperium, a zamiast tego na powrót staje się ona światową hegemonią, mającą predyspozycje do zmiany dotychczasowego międzynarodowego ładu: gospodarczego i politycznego. Za majestatyczną fasadą Czerwonego Smoka kryje się jednak ponura rzeczywistość mechanicznego społeczeństwa, kontrolowanego twardą ręką państwa partyjnego, które nie waha się przed manipulacją medialną, przekraczaniem granic prywatności oraz łamaniem praw człowieka.

R

Nowy wspaniały świat Socjopolityczna kultura, z której wywodzi się Komunistyczna Partia, zawsze stawiała na konfucjańską lojalność i spójność ponad prawdę. Współczesna historia dostarczała partii wciąż tę samą lekcję – wartości demokratyczne, a szczególnie wolność słowa, zagrażają władzy autorytarnej. Aby chronić stabilność autokratycznej władzy w Chinach, partia skonstruowała wewnątrz kraju bezpieczną przestrzeń z wprowadzoną prorządową narracją, gdzie partia staje się nierozłączna z państwem, a jakakolwiek jej krytyka zagraża narodowi. Z godnością obywatela przestają wiązać się wolność jednostki i jej prawa, a w zamian Chińczycy mają czerpać dumę

16–17

A L I C JA WOŹ N I C A

O P R AWA G R AF I C Z N A:

E WA E N F E R

z bycia małą częścią prosperującego i zgodnego społeczeństwa, osiągalnego jedynie pod troskliwą ręką partii. Podczas gdy debata publiczna stanowi filar demokratycznego społeczeństwa, w Chinach podstawą jest konsensus polityczno-społeczny. Treści niezgodne z przekazem partii są tematami tabu. Rzadko zdarza się, aby któryś z 1,3 mld Chińczyków – w tym elita intelektualna – zakwestionował to, że ofiary zamieszek na Tiananmen były „kontrrewolucjonistami” albo, że Tybet czy Tajwan są integralną częścią terytorium ChRL. Rząd wychodzi z założenia, że zdolność uciszania innych i monopolizacji poglądów to ważna umiejętność konstruowania prawdy. Jedynie głęboka restrukturyzacja polityczno-kulturalno-społeczna będzie w stanie ochronić naród przed dysydentami oraz sprawić, że bezpieczna przestrzeń stanie się samowystarczalna, aby móc wychować potulne politycznie społeczeństwo.

Chiński sen Wszelkie działania komunikacyjne agencji rządowych i aktywistów „społeczeństwa obywatelskiego” są koordynowane przez przekaz płynący z Centralnego Biura Propagandowego. Mówców może być wielu, mogą nawet imitować zróżnicowane głosy wolnego społeczeństwa, ale sens jest ten sam. Corocznie Partia aktualizuje i rozsyła do wszystkich chińskich mediów dokument mówiący o tym, jak serwisy informacyjne powinny informować o określonym zakresie tematów – na przykład przedstawianie demonstrantów w Hongkongu jako „bandę przestępców”, muzułmanów

z mniejszości Ujgurów jako „terrorystów odmawiających asymilacji” albo zakaz nazywania prezydenta Tajwanu tym tytułem. Chiny dysponują ogromną liczbą wyćwiczonych ekspertów ds. mediów i komunikacji, z których wielu pobierało naukę i pracowało na Zachodzie. Każda organizacja, instytucja czy stowarzyszenie muszą być dodatkowo pod pieczą partyjnego komitetu. Przez centralizację formowania przekazu i oplatanie partyjnymi mackami wszystkich organizacji rządowych oraz „prywatnych” partia jest w stanie zapewnić, że działania nadzorujące wspierają formułowanie się politycznej narracji oraz kultu jednostki przewodniczącego Xi Jinpinga. W szkołach naukę krytycznego myślenia zastąpiono wpajaniem norm społecznych faworyzujących lojalność w stosunku do państwa partyjnego. Dzieci i młodzież muszą opanować wszechobecne w bezpiecznej przestrzeni treści patriotyczne oraz „dwanaście filarów socjalizmu”, zawierających puste koncepty liberalne, takie jak wolność czy demokratyczne wybory. Profesorowie krytykujący politykę rządu padają ofiarami represji – zadaniem elity intelektualnej jest jedynie parafraza przekazu. Po Tiananmen uniwersytety przeżyły czystki rekonstrukcyjne, mające na celu uformować system wytwarzający biernych politycznie absolwentów, co sprawia, że rzeczywiście krytycznie myślący intelektualiści stają się powoli gatunkiem wymarłym w Państwie Środka. Młodzi ludzie coraz częściej będą powtarzać, że Chiny już mają demokrację, wolność i obiecany im niegdyś przez przewodniczącego Xi „chiński sen”, czyli spokojne, stabilne życie w „umiarkowanie prosperującym społeczeństwie”.


chińska pernamentna inwigilacja /

POLITYKA I GOSPODARKA

Jak poskromić wolność?

Po raz utraconym zaufaniu...

Nietrudno zatem się dziwić, że przy kurczącej się przestrzeni do wyrażania własnego zdania internet stał się ostatnim resortem swobody ekspresji dla Chińczyków. Trudno jest przecież kontrolować rozległą sieć połączeń, kontaktów i wymiany zdań, szczególnie jeżeli w tym procesie uczestniczy ponad miliard obywateli. Media społecznościowe we „właściwych” rękach to jednak doskonałe narzędzie do kontroli ze względu na zbieranie ogromnych ilości informacji. Wszechobecne platformy komunikacyjne, takie jak WeChat (chiński odpowiednik WhatsAppa, produkcji firmy Tencent, z ponad 850 mln aktywnych kont) czy Weibo (chiński Twitter), również uczestniczą w cenzurze i udostępniają rządowi bazę użytkowników wraz z danymi na ich temat. Zakładanie anonimowych kont w chińskich mediach społecznościowych jest bowiem niemożliwe; dzięki temu ułatwiono kwestię identyfikacji dysydentów, a pośrednio również kontrolę nad przepływem informacji. Publiczne posty i prywatne wiadomości zawierające słowa z czarnej listy są wyciszane – w niektórych przypadkach za przesyłanie wywrotowych treści może grozić areszt. Tłumi się dyskusje na temat imigracji, cen na rynku nieruchomości, ruchu #MeToo czy pozornie apolityczne tematy, takie jak ogniska epidemii AIDS, lokalne zanieczyszczenia środowiska lub wypadki komunikacyjne – są one odbierane jako akty mikroagresji w stronę partii. Największe restrykcje grożą za nawoływanie do protestów – nawet prorządowych. Partia wynajmuje też niezliczoną rzeszę trolli internetowych znaną jako 50 Cent Army. W późnych latach 90. ustawiono tzw. The Great Firewall, czyli krajowy system filtrujący treści w internecie. Jego zadaniem stało się blokowanie tych zagranicznych stron internetowych, które rząd uznał za potencjalnie zagrażające bezpiecznej przestrzeni i wewnętrznemu ładu społecznemu, m.in. Google, Facebook, Wikipedia i media informacyjne. The Great Firewall izoluje chiński internet od reszty świata, uniemożliwiając transgraniczny przepływ informacji.

Owoce dynamicznego rozwoju technologii są energicznie wdrażane przez państwo partyjne w codzienne życie obywateli. Nie tylko internet jest poskromiony. Dane zebrane przez spółki Tencent i Alibaba będą wykorzystywane do przeliczania punktów w Social Credit System, który zostanie obligatoryjnie wprowadzony w 2020 r. Zakłada on przyznawanie bądź zabieranie przywilejów w oparciu o liczbę zdobytych punktów. Będzie to miało wpływ na ścieżkę edukacyjną, karierę zawodową czy też wstęp do środków transportu publicznego milionów Chińczyków. Na algorytmy systemu i średnią punktów jednostki będzie miała wpływ również aktywność jej bliskich co jest wygodnym narzędziem do społecznego izolowania dysydentów politycznych [więcej: MAGIEL 174 – Czarne Lustro Chin].

Chiny nie wahają się przed stosowaniem represji, używaniem siły i łamaniem praw człowieka. Social Credit System zostanie wsparty przez wszechobecny system inwigilacji. Według raportu Human Rights Watch, w 2018 r. rząd chiński pobierał na masową skalę dane biometryczne, wprowadzając je do rejestru. Jak wynika z szacunków organizacji IHS Markit, do 2020 r. liczba kamer w Chinach ma wzrosnąć do 450 mln. Według firmy badawczej CompariTech, prognozuje się obecność jednej publicznej kamery monitorującej na dwoje ludzi. System nagrywający ludzi jest wyposażony również w najnowocześniejszą technologię rozpoznawania twarzy i dopasowywania jej do rejestru. W myśl Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, które wezwało w 2015 r. do stworzenia wszechobecnej, połączonej, zawsze aktywnej i możliwej do kontrolowania narodowej sieci monitoringu, system tego typu przysłuży się do wyłapywania przestępców. W niektórych regionach, jeżeli ktoś zostanie przyłapany na przekroczeniu ulicy na czerwonym świetle, na telebimach pojawi się jego twarz – podkreślone zostanie również, że taka osoba jest recydywistą. System wykorzystuje publiczne zawstydzanie do korekty zachowań, pośrednio wpływając na samokontrolę społeczną. Mimo przerażającej perspektywy oczu „Wielkiego Brata” patrzących na każdym rogu, pomysł ten zyskał aprobatę większości chińskiego społeczeństwa. Kryzys zaufania jest tam tak wielki, że świadomość kontroli potencjalnych zagrożeń zwiększa poczucie bezpieczeństwa i zaufanie dla państwa.

...kara nastąpi wszędzie Chiny nie wahają się przed stosowaniem represji, używaniem siły i łamaniem praw człowieka. Nie powstrzymuje ich status społeczny dysydenta, reakcje społeczności międzynarodowej czy nawet naoczni świadkowie. Każdy może zostać pewnego dnia aresztowany, poddany torturom, a nawet zniknąć, a to wszystko w celu ochrony bezpiecznej przestrzeni. W interesie państwa partyjnego jest brak debat i różnic poglądów, wynikający z propagandy oraz nacisków i uciszenia. Tak jest przecież lepiej dla wszystkich. Aktywiści i obrońcy praw człowieka są aresztowani, przechodzą farsowe procesy i są skazywani na długie wyroki w więzieniu bądź obozie pracy. Opozycjoniści polityczni i dysydenci są porywani z ulic i ślad po nich ginie. Za krytykę partii w internecie znikają z przestrzeni publicznej i umieszcza się ich w szpitalach psychiatrycznych. Za obronę praw człowieka grozi długie przetrzymywanie i tortury w areszcie, a za rysowanie karykatur politycznych aż sześć i pół roku w więzieniu. Nie pomoże nawet podwójne obywatelstwo czy ucieczka do sąsiedniego kraju. Nawet stamtąd każdy, niezależnie od pozycji i majątku, może zostać deportowany na rozkaz władz chińskich. Jedną z grup najbardziej zagrożonych przez działania państwa socjalistycznego są mniejszości religijne. Komunistyczna Partia ograniczyła liczbę religii do pięciu oficjalnie uznawanych – jakiekolwiek wyznanie wykraczające poza nią jest automatycznie klasyfikowane jako „niemoralny kult”. Władze nasiliły prześladowania grup religijnych, wliczając w to policyjny nadzór nad muzułmanami z mniejszości Hui w rejonie Ningxia, prześladowania chrześcijan w Henan i aktywnie prowadzone ludobójstwo popełniane na mniejszości etnicznej pochodzenia tureckiego w Xinjiang. W ramach „walki z terroryzmem” Ujgurom zabrania się praktykowania swojej religii, przymusza ich się do małżeństw z Chińczykami z grupy Han, odbiera się im dzieci i umieszcza je w chińskich sierocińcach, sterylizuje się Ujgurki oraz z premedytacją niszczy ich cmentarze. Niemiecki badacz Adrian Zenz w oparciu o zdjęcia satelitarne oszacował, że w tzw. obozach re-edukacyjnych mogło przebywać lub wciąż jeszcze jest półtora mln Ujgurów. W tych placówkach przymusza się więźniów z różnych grup wiekowych do wyzbycia się swojej religii, nauki języka chińskiego oraz śpiewania pieśni na część Partii i przewodniczącego Xi przy jednoczesnym 1

grudzień 2019


POLITYKA I GOSPODARKA stosowaniu na nich ciężkich kar, eksperymentów medycznych oraz poddawania ich gwałtom i torturom. We wrześniu tego roku społecznością międzynarodową wstrząsnęło nagranie dziesiątek wygolonych ujgurskich więźniów z opaskami na oczach, siedzących w grupie na słońcu podczas transferu kolejowego, którzy następnie byli w ciszy odprowadzani przez strażników więziennych. Mimo dowodów i aktów potępienia ze strony niektórych państw Chiny wciąż zaprzeczają, jakoby miało dochodzić w tym miejscu do łamania praw człowieka.

Wykraczając poza horyzont Czerwony Smok ma bezgraniczną kontrolę nad swoim społeczeństwem, ułatwioną przez sieć inwigilacyjną, bezpieczną przestrzeń i wychowywanie biernych politycznie obywateli. Surowa ręka Partii nie może jednak sięgać za granicę. W obliczu braku środków bezpośredniej represji Chiny korzystają z dyplomacji i własnego rosnącego znaczenia, by rozszerzać swoją narrację. Przejmują globalne media i organizacje międzynarodowe, próbują mieć wpływ na chińską diasporę i politykę państw demokratycznych. Pomaga im w tym wielki projekt Jedwabnego Szlaku, który przyciąga wielu inwestorów, zachęconych wizją ogromnych zysków – w tym wiele muzułmańskich krajów. Perspektywa nadchodzącego bogactwa kupuje ich milczenie w sprawie brutalnego traktowania Ujgurów. W lipcu 2019 r. list potępiający łamanie praw człowieka w Xinjiang do Rady Praw Człowieka ONZ od ambasadorów 22 krajów spotkał się z reakcją w formie listu wsparcia dla Chin i ich walki z ekstremizmem, podpisanego przez reprezentantów 37 innych państw, w tym Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Kataru, Kuwejtu i Pakistanu. Z Organizacji Współpracy Islamskiej jedynie Turcja, pragnąca rozszerzyć swoje wpływy w Azji Środkowej, potępiła prześladowania Ujgurów. ChRL blokuje swoich krytyków w ONZ, gdzie ma duże znaczenie ze względu na stałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa oraz możliwość weta uchwał, które mogłyby obciążyć państwo konsekwencjami. Chiny próbują też oddziaływać na politykę innych krajów poprzez naciski polityczne i sprzeciwy wobec uznawania Tybetu czy Tajwanu za oddzielne państwa czy też wobec wspierania protestów w Hongkongu. Partia wywiera również wpływ na zagraniczne uczelnie poprzez znaczne dofinansowywania i wysyłanie na rekrutację wzorowych chińskich studentów. Są oni na miejscu stale monitorowani. Sprawdza się, czy bronią dobrego imienia państwa – często takie sytuacje zdarzają się na australijskich uczelniach, gdzie chińscy studenci są zdecydowaną większością. Chińczyków przed pełnym zachłyśnięciem się wolnością powstrzymuje rodzina, która zostaje w kraju – tak samo

18–19

/ chińska pernamentna inwigilacja

jest również w przypadku chińskich diaspor. Od 2004 r. rząd Państwa Środka finansuje powstawanie Instytutów Konfucjusza, które nauczają według wytycznych ministerstwa edukacji. Oferują one naukę języka i kultury chińskiej – a przy tym oficjalnej, reżimowej wersji historii oraz blokują w środowisku akademickim nieprzyjemne tematy dla Chin: praw człowieka, protestów na placu Tiananmen, Tybetu i Tajwanu. Te dwa ostatnie są przedstawiane jako terytoria bezdyskusyjnie chińskie. Znaczna większość światowych uczelni nie sprzeciwia się tym praktykom, obawiając się o utratę źródła finansowania. Prezes organizacji macierzystej Instytutów Hanban ma posadę w Radzie Państwa – instytucja ta wpływała też na marginalizację tajwańskich uczonych na sponsorowanych przez nią konferencjach. Według oficjalnej strony Hanban od 2004 r. założono na całym świecie ponad 530 takich instytucji, z czego sześć w Polsce – w tym nowo otwarty oddział na Politechnice Warszawskiej.

Złoty cielec kapitalizmu Chiny są bardzo atrakcyjne dla wielu korporacji ze względu na ogromny rynek ponad miliarda chińskich konsumentów. Firmy często współpracują z Chińską Republiką Ludową w celu zdobycia dużych zysków, nawet pomimo spowodo-

wanych tym kontrowersji. Rząd przymusza je do wspierania ich stanowiska, współpracy z urzędem cenzury lub przymykania oczu na wiążącą się z tym krytykę. Firma Apple, bardzo znana również z wykorzystywania w nieetyczny sposób taniej siły roboczej w Chinach, wycofała z AppStore aplikację z usługą VPN, dzięki której chińscy internauci mogli obchodzić The Great Firewall. Amerykańskie wytwórnie filmowe pozwalają chińskim cenzorom na ingerencje w produkcje swoich blockbusterów. Producent gier Blizzard aktywnie uciszał graczy wspierających demokratyczne protesty w Hongkongu – napisał też oświadczenie z przeprosinami dla chińskich graczy na Weibo, zapewniające, że będą wszelkim kosztem bronić dobrego imienia Chin. NBA zastosowała reprymendę dla Daryla Moreya, menedżera jednej z drużyn za tweeta, w którym poparł protesty w Hongkongu. Firmy Zara i Marriott przeprosiły Chiny za klasyfikację Tajwanu jako oddzielnego kraju. Facebook i Google są zablokowane w Chinach przez The Great Firewall, ale ze względu na ogromne zyski z reklam rozważają stworzenie oddzielnych wersji stron, dostosowanych do lokalnej cenzury i ukrywających treści o charakterze liberalnym. Wiele korporacji dostarcza Chinom najnowocześniejszej technologii, która pozwala państwu na śledzenie użytkowników i zaciskanie kontroli na społeczeństwie, zezwalając tym samym na dalsze rozrastanie się macek władzy autokratycznej w kraju.

Powrót czerwonego świtu Wynika z tego, że tak jak kiedyś Stany Zjednoczone używały dyplomatycznych nacisków do szerzenia wartości demokratycznych i liberalnych, tak teraz Chiny nauczyły się korzystać z tej samej taktyki soft power, aby osłabiać znaczenie tych samych wartości, zarówno w społeczeństwie chińskim, które ma być zgodne i patriotyczne, jak i w społeczeństwie globalnym. Pomocny okazuje się w tym celu dorobek technologiczny i intelektualny nie tylko ChRL-u, lecz także społeczeństw zachodnich. Mieszkańcy Chin, w przeciwieństwie do obywateli krajów demokratycznych, nie są chronieni przed państwem partyjnym przez żadne prawa – bo przecież i prawo stanowi jedynie ekspresję woli rządu. Ledwie widziany zza kurtyny rozwój mrocznego orwellowskiego scenariusza bezpiecznej przestrzeni wraz z funkcjonującą wewnątrz narracją jest niebezpieczny nie tylko dla ludzi mieszkających wewnątrz niej. Rosnący w siłę ukryty smok zwiastuje też czarne chmury dla społeczności międzynarodowej oraz wagi i uniwersalności wartości przez nią wyznawanych – wolności, praworządności i praw człowieka. 0


POLITYKA I GOSPODARKA

fot. flickr / Kurdishstruggle CC BY 2.0

życie w Rożawie /

Kruchy ład

Dzieje kurdyjskie nie są zbyt rozpowszechnionym tematem w Polsce, co może dziwić, bo między naszym narodami jest wiele podobieństw. Swoje pięć minut Kurdowie mieli ostatnio w związku z wycofaniem wojsk amerykańskich z Rożawy, co pozwoliło na interwencję wojsk tureckich i rozlew krwi. O co jednak chodzi z Rożawą? T E K S T:

utonomiczna Administracja Północnej i Wschodniej Syrii jest (lub może była) realizacją fragmentu marzeń o Kurdystanie. Rożawa to region zarządzany w sposób bardzo liberalny, na którym jeszcze jakiś czas temu panował względny spokój.

A

Jak to się zaczęło? Kurdowie byli obecni w Rożawie jeszcze zanim w Europie zapanowała moda na wyprawy krzyżowe – ich historia sięga aż starożytności. Jest to mniejszość etniczna, która od dawien dawna walczy o możliwość samostanowienia. Ich obecność została znacząco zwiększona na terenach dzisiejszej Syrii w okresie Imperium Osmańskiego, kiedy to grupy Kurdów albo dobrowolnie się tam osiedlały, albo zostały na siłę przetransportowane. Od 1926 r. do Rożawy przybywały kolejne fale Kurdów uciekających z Turcji po nieudanej próbie buntu szejka Saida. Otrzymywali oni obywatelstwo od francuskich włodarzy tego terytorium. Wkrótce Rożawa przeszła jednak z rąk francuskich do syryjskich, co było dla Kurdów dużą zmianą.

W arabskiej Syrii Co łączy Kurdów syryjskich w trakcie rządów partii Baas i kobiety w konserwatywnych społecznościach arabskich? Bardzo wie-

WOJ C I EC H G O D L E W S K I

le czynników, które skrótowo można nazwać: dyskryminacja. W Syryjskiej Republice Arabskiej Kurdowie byli i są wykluczani pod wieloma względami. W życie weszło dużo przepisów, które traktowały Kurdów niesprawiedliwie w takich sferach, jak własność nieruchomości, prowadzenie pojazdów, swoboda zatrudnienia czy tworzenie partii politycznych. Konfiskata nieruchomości przez rząd, zakaz nauczania języka ojczystego, zmiany nazw miejscowości z języka narodowego na państwowy. Brzmi znajomo? Jak Polska pod zaborami? Tak, a jeśli dodamy do tego cięcia budżetowe na szpitale kurdyjskie otrzymamy sytuację Kurdów pod rządami Baasu. Oczywiście kwestia dyskryminacji Kurdów była poruszana na arenie międzynarodowej wielokrotnie. Chociażby podczas dwunastej sesji Rady Praw Człowieka ONZ Wysoki Komisarz do spraw Praw Człowieka stwierdził, że Kurdowie są w różnych aspektach wykluczani z życia politycznego, społecznego i gospodarczego przez nacjonalistyczny rząd. Dwa przypadki nadużyć do dziś szczególnie bolą ludność kurdyjską w Rożawie. Pierwsza sytuacja sięga 1962 r., kiedy władze syryjskie urządziły powszechny spis ludności. Jego celem było de facto pozbawienie Kurdów obywatelstwa. Z dnia na dzień w Syrii znalazło

się 120 tys. kurdyjskich apatrydów, a liczba ta rosła, ponieważ dla rządu centralnego status „bezpaństwowca” był dziedziczny. Drugi przypadek zdarzył się w roku 1973, kiedy władze syryjskie skonfiskowały 750 km 2 żyznych gruntów, które były kurdyjską własnością. Tereny przekazano rodzinom arabskim przesiedlonym do Rożawy z innych prowincji. Ruch powtórzono w roku 2007, kiedy to 600 km 2 ziem Rożawy przekazano arabskim Syryjczykom. Tym razem kurdyjskich mieszkańców pobliskich wiosek eksmitowano.

Vive l’autonomie! Marzec 2011 r. W Syrii wybuchła wojna domowa, na której wieść cały świat zamarł. To ta wojna przyniosła powstanie tak zwanego Państwa Islamskiego czy fali uchodźców, z którą do tej pory Europa nie wie co zrobić. Bardzo szybko po wybuchu wojny przedstawiciele Partii Unii Demokratycznej, czyli PYD, obwieścili rozpoczęcie walki o wyzwolenie narodowe oraz budowę społeczeństwa w oparciu o ideę demokratycznego konfederalizmu na terenach północno-wschodniej Syrii. Powszechne Jednostki Obrony, czyli w skrócie YPG – tak nazywają się bojówki PYD, 1

grudzień 2019


POLITYKA I GOSPODARKA / życie w Rożawie prowadzące działania wojenne na terenie Rożawy. W trakcie wojny, w październiku 2011 r., powstała partia o nazwie Kurdyjska Rada Narodowa, która wspólnie z PYD powołała w lipcu kolejnego roku Najwyższy Kurdyjski Komitet. To właśnie on pełnił w Rożawie funkcję egzekutywy. Niemniej Kurdowie nikogo nie dyskryminowali i równolegle powołali Radę Ludową Zachodniego Kurdystanu, która była organizacją ochronną dla różnych grup etnicznych, politycznych i religijnych z terenów kontrolowanych przez YPG. To właśnie ona stała się areną swobodnej wymiany myśli i nieskrępowanej partycypacji politycznej. Już od listopada następnego roku działania PYD, YPG i Kurdyjskiej Rady Najwyższej przyniosły wymierny efekt – Rożawa stała się faktyczną autonomią, proklamowano ją oficjalnie 9 stycznia 2014 r.

Zachód na wschodzie Społeczność Rożawy oparta jest na zasadach bezpośredniej oraz partycypacyjnej demokracji, równości płci i poszanowania praw mniejszości deklarowanych w imieniu zamieszkujących ten obszar Kurdów, Arabów, Syryjczyków, Turkmenów, Ormian i Czeczenów. Kurdowie od zawsze byli postępowi, świadczy o tym chociażby to, że już od lat 80. ubiegłego stulecia Partia Pracujących Kurdystanu walczyła o równouprawnienie kobiet i mężczyzn. W 2005 r. w Rożawie powstał Kongres Star (Kongreya Star). Było to zrzeszenie organizacji kobiecych z Syrii, które organizowało gminy kobiece pomagające obywatelkom rozwijać się ekonomicznie oraz podnosić umiejętności samoobrony. Na obszarze Rożawy w każdej instytucji obowiązuje parytet reprezentacji kobiet, która nie może wynosić mniej niż 40 proc. Przypomnijmy, że w Polsce taka zasada obowiązuje dopiero od 2011 r. i tylko przy układaniu list do sejmu i do europarlamentu, gdzie udział kobiet na jednej liście nie może być mniejszy niż 35 proc. W DFNS istnieje również zasada „dwuprzywództwa”, która mówi, że każda funkcja przywódcza, w tym głowy regionu, powierzana jest dwóm osobom – kobiecie i mężczyźnie. Umowa społeczna, bo tak Kurdowie nazywają swoją konstytucję, przewiduje również zakaz poligamii, swobodę wyznania, równość wszystkich grup etnicznych oraz zakaz tortur i kary śmierci. Wspomniane zasady realizuje powołana pod koniec 2015 r. Syryjska Rada Demokratyczna (SDC), która pełni funkcję federacyjnego organu legislacyjnego oraz przedstawiciela Rożawy na arenie międzynarodowej. Instytucja ta składa się z 101 osób, będących reprezentantami praktycznie wszystkich grup etnicznych, religijnych, politycznych czy ekonomicznych zamieszkujących Rożawę. Na współprzewodniczących wybra-

20–21

no Haytham Manna – mężczyznę, oraz Îlham Ehmed – kobietę, zgodnie z zasadą dwuprzywództwa. SDC powołuje Radę Wykonawczą, której obszar zainteresowań stanowią zarówno gospodarka, rolnictwo, zasoby naturalne, jak i sprawy zagraniczne. Rada w momencie powołania składała się z dwudziestu „ministerstw”. Wybory parlamentarne zaplanowane na 2014 i 2018 r. musiały zostać odroczone ze względu na walki toczące się na terenie Syrii. Tym, co jednak udało się zrealizować, było urzeczywistnienie parytetu płci.

Życie w Rożawie… Od początku uzyskania autonomii administracja Rożawy zdecydowanie szła w stronę polepszenia warunków bytowych obywateli na tyle, na ile było to możliwe w trakcie wojny. Kładzie ona bardzo duży nacisk na promocję bibliotek i placówek edukacyjnych oraz upowszechnianie dostępu do oświaty, czego dowodzą założone odpowiednio w 2015 i 2016 r. Centrum Rozwoju Talentów Dziecięcych Nahawand w Amuda oraz Biblioteka Rod Rod û Perwîn w Kobanî. Również szkolnictwo wyższe nie uciekło uwadze władz Rożawy. Zaznaczyć trzeba, że na początku syryjskiej wojny domowej nie było w tym rejonie praktycznie żadnej znaczącej uczelni wyższej. Zmieniło się to od czasu uzyskania autonomii przez region; od tamtej pory demokratycznie rządzący włodarze Rożawy otwierali i dofinansowywali kolejne instytucje edukacji wyższej. Rożawa stanowi jeden z niewielu regionów Syrii, gdzie dziennikarze mogą cieszyć się swobodą po-

Społeczność Rożawy oparta jest na zasadach bezpośredniej oraz uczestniczącej demokracji ruszania, co umożliwia im regulare relacjonowanie wydarzeń z regionu. Największym problemem w kwestii wolności mediów są tutaj… powolne połączenia internetowe! Wynikają z prozaicznej przyczyny: braku odpowiedniej infrastruktury.

… brutalnie przerwane Wszystko, co zostało napisane powyżej, łączy się z jeszcze jednym czynnikiem: obecnością wojsk amerykańskich w Rożawie. Dzięki Amerykanom Kurdowie czuli się w swojej autonomii bezpiecznie. Donald Trump uznał jednak, że skoro Kurdowie nie pomagali Ameryce, to Stany Zjednoczone nie muszą pomagać Kurdom. I tak z dnia na dzień prezydent Stanów Zjednoczonych odwołał swoje wojska z regionu. Jak tylko żołnierze amerykańscy rozpoczęli wycofywanie się, na Rożawę padł grad pocisków ze strony turec-

kiej. Było to dokładnie to, na co czekał Recep Tayyip Erdoğan, prezydent Turcji. Erdoğan jest postacią wielce zniesławioną wśród Kurdów, a teraz tylko zwiększa ich niechęć do siebie. I to w bardzo krwawy sposób. Już w trakcie wymiany ognia zawarto porozumienie, które w praktyce mówi, że Kurdowie mają odejść od granicy na 32 km, czyli opuścić swoje domy, które zajmą Turcy. Erdoğan zasłania się chęcią stworzenia „strefy bezpieczeństwa” na granicy. Trzeba podkreślić, że porozumienie zostało zawarte bez jakichkolwiek konsultacji ze stroną kurdyjską, która mimo wielu zasług w zwalczaniu ISIS została potraktowana jak powietrze.

Cisi zwycięzcy Świat bardzo szybko zauważył głośny triumf Erdoğana, który w końcu mógł wkroczyć na kurdyjskie tereny; dziwaczne piruety Trumpa, który po zostawieniu Turcji zielonego światła na atak zaczął mówić, że zniszczy ją gospodarczo; czy też tragedię Kurdów – z dnia na dzień stracili w najlepszym wypadku pewność egzystencji, w najgorszym – życie. Są jednak tacy, którzy cieszą się z takiego stanu rzeczy. Największym wygranym amerykańskiego odwrotu i tureckiej ofensywy jest ekstremizm islamski objawiający się w formie terroryzmu. ISIS zostało pokonane wyłącznie terytorialnie – nikt nie przezwyciężył jego sposobu myślenia. Teraz, kiedy najspokojniejsze dotychczas terytorium wojny, znów stanie w chaosie, ISIS będzie miało niczym nieskrępowane pole do popisu.

Pogranicza w ogniu „Niech Kurdów broni Rosja, Chiny albo Napoleon Bonaparte, jesteśmy na dystans 7 tys. mil.” Tego tweeta prezydenta Trumpa powinni sobie wydrukować i powiesić na ścianie ministrowie obrony i spraw zagranicznych wszystkich krajów sojuszniczych USA, z krajami NATO na czele – uważa Konstanty Gebert, od 2011 r. dyrektor biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych. Trudno się z nim nie zgodzić. Wielu z nas jest pewnych, że w razie inwazji amerykańskie wojska stacjonujące w Polsce pomogą nam odeprzeć napastników. Kurdowie też byli pewni. Wielu z nas nie wyobraża sobie, że Amerykanie mogliby ot tak nagle z Polski zniknąć. Kurdowie też sobie nie wyobrażali. Stany Zjednoczone zacieśniają więzi z Rosją, Erdoğan triumfuje, ekstremizm islamski przeżywa swój renesans, Kurdom zawalił się świat, jaki przez lata zbudowali. Gdzie w tym wszystkim jest nasze miejsce? Zamyka się ono w zdaniu, że historia magistra vitae est. Nawet historia najnowsza, a może właśnie zwłaszcza ona. 0


Trochę kultury

kultura /

Polecamy: 32 KSIĄŻKA Gdzie łączy się dynamit i literatura Autorytet noblistów zakodowany w narodzie

36 FILM Maglowy top ostatnich dziesięciu lat Najlepsze filmy lat 10. XXI wieku

40 SZTUKA Pewnego razu... w Tarantino fot. Julia Januszyk

Rafał Zawierucha w Mieście Aniołów

Szablony są passé? K ATA R Z Y N A KOWA L E W S K A to ona. Liderka rynku pracy. Pożądana i rozchwytywana. Wymagana od (niemal) każdego – biletera, kelnera, taksówkarza, dziennikarza. Główna kompetencja przyszłości, atut pozwalający pokonać roboty. Busola, dzięki której można wydobyć się z meandrów szarości, by prostą drogą kroczyć do sukcesu. Upragniona, niezastąpiona gwiazda korporacyjnych wybiegów – kreatywność. Popyt na nią spowodował efekt domina – na rynku rozkwitły kursy kreatywności, pobudzania wyobraźni i stymulacji twórczego myślenia, jeszcze nasilając boom na creative thinking, creative writing, creative acting, creative living. Doprowadziło to do sytuacji, w której czasem bardziej opłaca się skłamać i powiedzieć, że efekt naszej kilkutygodniowej wytężonej pracy to rezultat jednonocnej erupcji kreatywności, bo przecież ciężka sumienna czasochłonna praca jest dla frajerów. #kreatywność – chwyta za mordę i jest pro. Ów topprodukt, opakowany i ometkowany, bardzo ładnie prezentuje się na półce sklepowej działu curriculum vitae. Jednak w wielu przypadkach za świecącymi warstwami lateksu kryje się mieszanka wiedzy oraz banału doprawiona szczyptą sprytu. I właśnie to zestawienie jest… bardziej pożądane niż rzeczywisty żywioł kreatywności. Bo przecież pracownik musi mieścić się w schematach

O

#kreatywność – chwyta za mordę i jest pro.

przyzwyczajeń swoich przełożonych, w szponach przepisów, ustaw, statutów, a także w kleszczach tego, co przyjmowalne. W skrócie, szeregowy pracownik powinien być przewidywalny, by można było na nim polegać; w zabarykadowanych korpokaftanach bezpieczeństwa nie ma miejsca na prawdziwą kreatywność oraz spontaniczność. Tymczasem zalateksowana podróbka kreatywności jest znacznie łatwiejsza nie tylko do zaakceptowania, ale także do zaprezentowania hic et nunc. W takich momentach częściej niż talent przydaje się stara (podobno już dziś przereklamowana) wiedza na temat nowoczesnych tendencji, które mogą sprawiać pozory oryginalności i naszego indywidualnego nowatorstwa, a w rzeczywistości idealnie wpisują się w obecne trendy (czyli nurt masowy będący przeciwieństwem twórczej alternatywy). Co z tego wynika? Jeśli nie jesteś kreatywny, nie martw się. Poczytaj o tym, co modne, i wpisz do rubryki atutów kreatywność. W 9 na 10 przypadków okaże się, że masz właśnie to, czego oczekuje od ciebie instytucjonalny pracodawca. Szczególną ostrożność zachowaj przy aplikowaniu do placówek edukacyjnych. Wtedy zarówno prawdziwą kreatywność, jak i banałokreatywność zachowaj dla siebie w oczekiwaniu na walkę z oświatową gilotyną przycinającą wszystko i wszystkich do określonego szablonu. 0

grudzień 2019


/ o zmieniających się rolach płci Muminki z 1d tu były

Wychowani przez Disneya W czasach aktywności ruchów na rzecz równości płci rola kobiety i mężczyzny w społeczeństwie ewoluowała, a wraz z nią bohaterowie bajek. Piękne i wrażliwe księżniczki czekające na swojego wybawiciela ustąpiły miejsca wojowniczkom, które nie boją się brać spraw we własne ręce; męskość zaś – kojarzona z siłą czy odwagą – przestała gryźć się z cechami takimi jak empatia i wrażliwość. T E K S T:

A L E K S A N D R A ŁU K A S Z E W I C Z, T Y M O T E U S Z N OWA K

wykle półki w dziecięcych pokoikach uginają się pod ciężarem książek, na długo zanim maluchy nauczą się czytać. W pokoleniu Z nikogo nie dziwi też widok rocznego dziecka oglądającego bajki na smartfonie rodzica. Tymczasem dopiero w wieku ok. dwóch–trzech lat jesteśmy w stanie określić czy jesteśmy chłopcem czy dziewczynką, identyfikując się z podobnymi osobnikami, a nasza tożsamość płciowa zostaje w pełni ukształtowana dopiero w wieku siedmiu lat Podczas tego kluczowego dla rozwoju okresu dużą część codzienności małego człowieka stanowią bajkowe postaci, które często charakteryzują się cechami stereotypowymi dla danej płci. Nie można za-

Z

22-23

GRAFIKI:

M AT E U S Z N I TA

przeczyć, że oddziałują one na to, jakie cechy uznajemy za żeńskie czy męskie.

Uratujcie mnie Od wieków bajkowe bohaterki ucieleśniały patriarchalne wzorce zachowań. W efekcie każda z młodszych dziewcząt dorastała w przekonaniu, że musi być miłą, czarującą i piękną kobietą, a przybycie księcia na białym koniu to tylko kwestia czasu. Wszystko zaczęło się od adaptacji powieści braci Grimm, czyli Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków (1937). Erę księżniczek na wielkim ekranie zapoczątkowało klasyczne love story, które musiało zostać dostosowane do ówczesnych stereotypów. Nie bez znaczenia pozostawała również wizja samego Walta Disneya, którego konserwatywne podejście miało odbicie w pierwszych produkcjach. Postacie księżniczek były bowiem postrzegane głównie przez pryzmat męskiego protagonisty, który był odpowiedzialny za ich ratunek. Charakterystycznymi cechami bohaterek były uroda, wrażliwość oraz uprzejmość. Właśnie taka była Śnieżka. Miała wąską talię, długie nogi, a do dzisiaj jest uważana za jedną z najurodziwszych księżniczek wytwórni. Jej atrybutami były również stereotypowe, kobiece umiejętności jak gotowanie, sprzątanie czy szycie. Model prosty i mówiący wiele o postrzeganiu ról, jakie powinny reprezentować obie płci w połowie XX w. Przecież do lat 60. według Biura Statystyki Pracy tylko 39 proc. (!) kobiet w Stanach Zjednoczonych pracowało zawodowo, a większość z nich odpowiadało właśnie za zajmowanie się domem. Nie inaczej sprawa wyglądała w przypadku kolejnych, wiodących postaci w animacjach Disneya. Kopciuszek, zniewolony przez swoją macochę i przyrodnie siostry, opisywany był głównie przez pryzmat swojej urody i ciężkiej pracy w domowych pieleszach. Z kolei Śpiąca Królewna, również nieziemsko piękna, została ograniczona do roli nieprzytomnego ciała czekającego na ratunek. Tytułowe bohaterki były definiowane przez mężczyznę, który miał je uratować albo poślubić, by żyć długo i szczęśliwie. Stopniowo zaczęły powstawać spory na ten temat. Ograni-

Z DJ Ę C I A :

Z U Z A N N A N YC

czenie roli bohaterek do bycia ofiarami losu wielokrotnie wywoływało negatywne emocje pośród aktywistów na rzecz praw kobiet. Bajki powstały w okresie po tzw. pierwszej fali feminizmu (first-wave feminism), którego zwieńczeniem było przyznanie praw wyborczych kobietom w Stanach Zjednoczonych w 1920 r.

Vive le changement! Pewnego rodzaju przełomem okazały się kolejne tytuły. Występowały w nich bohaterki wyłamujące się zza krat stereotypów, które były tak popularne w latach 50. Pierwszą z uciekinierek Disneyowskiej bańki została Mała Syrenka (1989). Historia Ariel to nie marzenie o lepszym świecie w zastoju, a już bezpośrednia walka o niego i swój niezależny byt. Główna bohaterka jako pierwsza otwarcie sprzeciwiła się swojemu przeznaczeniu i zdecydowała podążyć inną ścieżką, aniżeli tą, która była dla niej zaplanowana. Trzeba wspomnieć, że nadal jej motywacją była… miłość do śmiertelnika. Aby osiągnąć swój cel musiała wyrzec się swojej natury i całkowicie zmienić życie. Twórcy nie pozostali obojętni na ambicje bohaterki i wyposażyli syrenkę w uparty charakter, który wskazywał na pierwszą indywidualistkę w bajkowym świecie. Faza druga cały czas ewoluowała. Na scenie zaczęły pojawiać się bohaterki takich tytułów jak Mulan (1998) czy Pocahontas (1995), które zdecydowanie zmieniły wizerunek damskich bohaterek. Co istotne, obie nie były księżniczkami oraz charakteryzowały się odmiennością rasową i kulturową od poprzednich białoskórych księżniczek. Walczyły z przeciwnościami losu i w tym celu zostały nawet wyposażone w broń! Pocahontas udało się uratować swoją wioskę. Jednocześnie nie podążyła ona za męskim protagonistą, decydując się zostać ze swoim ludem. Mulan za to, dołaczywszy do armii, przez pewien czas kryła się pod przebraniem młodego mężczyzny! Bieg zdarzeń w bajkach zazwyczaj stanowił odbicie świata rzeczywistego. To właśnie na przełomie lat 90. XX w. mieliśmy do czynienia z narodzinami trzeciej fali feminizmu (third-


o zmieniających się rolach płci /

-wave feminism), która trwała do około 2010 r. Charakteryzowała się rosnącą świadomością znaczenia koloru skóry, etniczności, wyznania religijnego czy podziałów ekonomicznych dla równouprawnienia kobiet. Amerykańska autorka Gloria Jean Watkins trafnie dostrzegła, że dotychczas (czyt. przed feminizmem trzeciej fali) feminizm był ruchem pochodzących z klasy średniej białych kobiet z Zachodu, które wypowiadały się w imieniu kobiet „w ogóle” i nie dostrzegały problemu różnorodności. W konsekwencji powstało wiele nowych nurtów takich jak czarny czy latynoski feminizm. Przemysł filmowy świetnie ukazał te zmiany. Zaczęto patrzeć szerzej – na inne rasy, pochodzenie czy klasy społeczne. Łączyło się to również z zachowaniami bohaterek – rozwój ich charakteru miał związek z rosnącą świadomością kobiet na całym świecie. Na ekranach pojawiły się zatem odmienne, młode bohaterki, które same decydowały o swoim losie i podejmowały ryzyko, ratując nie tylko siebie, lecz także całe społeczności. Zaczęto je podziwiać za to, kim i jakie są, a nie z powodu przystojnych panów, którzy przychodzą im z pomocą.

Każda z dziewcząt dorastała w przekonaniu, że musi być czarującą kobietą, a przybycie księcia na białym koniu to tylko kwestia czasu. Nowoczesne aniołki Disneya Postmodernistyczne bajki cechują się najbardziej niejednorodnymi bohaterkami. Pierwszą pozycją, która w istocie zadrwiła z „image’u” kobiet w bajkach z lat 50., jest Merida Waleczna (2012). Przypisano jej odwrotność wszystkich cech, które miały bohaterki pierwszych animacji. Merida jest zatem księżniczką, której brakuje taktu. Zamiast szyć, woli strzelać z łuku, a jej uroda wynika z naturalnego, nieokiełznanego piękna. Jest krnąbrna i uparta, a jej niezależność pochodzi z siły jej osobowości. W tym wypadku poznajemy zupełnie nowy motyw główny całej powieści – to więź matki i córki stanowi punkt centralny filmu. Ostatnią fazę puentuje Kraina Lodu (2013). Głównymi bohaterkami filmu są dwie siostry. Elsa – obdarzona magiczną mocą, nad którą nie potrafi zapanować; wciąż wyrządza szkody i rani swoich najbliższych. Anna – niezgrabna i emocjonalna, mierzy się z odrzuceniem ze stro-

ny siostry i aby uratować ich relację musi znaleźć siłę przede wszystkim w sobie. George Bizer, psycholog z Union College, próbując zrozumieć fenomen Krainy Lodu, doszedł w swoich badaniach do wniosku, że siła bajki polega na tym, że każdy może odnieść tę historię bezpośrednio do siebie. W niektórych przypadkach chodzi o akceptację społeczną, w innych o postrzeganie ról płci czy nawet depresję. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Kraina Lodu, w odróżnieniu od wcześniejszych filmów Disneya, osiąga wysoki wynik w teście Bechdela będącym wskaźnikiem aktywnej obecności kobiet w tekstach kultury. Aby zaliczyć test film musi spełniać trzy warunki. Po pierwsze: muszą pojawić się w nim co najmniej dwie, posiadające imię, damskie bohaterki. Po drugie: mają prowadzić ze sobą rozmowę, która (po trzecie) dotyczy czegoś innego niż mężczyzn. Fakt faktem – Kraina Lodu zwraca uwagę, że jest o wiele więcej wartości, o które można walczyć niż ponowne rozprawianie o romantycznej miłości. Po prostu – there is more.

Amerykańscy naukowcy nie kłamią! Badania potwierdzają, że XXI w. jest istotnie czasem zmian dla damskich bohaterek. Jak wynika z badań Polygraphu oraz WAPO.ST, które zastosowano do analizy najbardziej dochodowych bajek i filmów animowanych, ich role znacznie ewoluowały. W badaniu porównano procentowy udział płci w dialogach. I tak produkcje, które zostały wypuszczone w latach 90., charakteryzują się znaczną dominacją płci męskiej, jeżeli chodzi o procentowy udział w skumulowanej liczbie dialogów. W Aladynie bowiem damskie postacie wzięły udział w około 13 proc. rozmów. W przypadku Mulan i Pocahontas jest to oszałamiające 25 i 24 proc. Zmiany widać gołym okiem, jeżeli wziąć pod uwagę ekranizacje, których największym fanem jest pokolenie milenialsów. W Meridzie Walecznej – damska płeć osiągnęła pułap aż 75 proc. dialogów. Nie odstępują jej kroku takie pozycje jak Alicja w Krainie Czarów czy Zaplątani z wynikami odpowiednio 65 i 55 proc. Filmy animowane takie jak Kraina Lodu i Tarzan obijają się o medianę. Rola kobiet w bajkach nigdy nie była tak zaakcentowana jak w ostatnich latach, i stanowi niebywały kontrast w stosunku do pierwszych bajek, których fabuły skupiały się wokół kobiet, lecz nigdy nie dawano im wystarczająco silnej roli, by mogły zmienić bieg zdarzeń. Taki sam rozwój panuje w świecie rzeczywistym, który jest odbiciem tego, co się dzieję w najnowszych animacjach. Kobiety, zarówno w filmach jak i naszym świecie, to „postacie”, które nie tylko są już pierwszoplanowymi bohaterkami, lecz walczą także o zupełnie inne wartości!

W pogoni za damą serca O ile często podkreślany jest wpływ wizerunku księżniczek na postrzeganie kobiecych atutów przez społeczeństwo, o tyle rzadziej dyskusja dotyczy oddziaływania męskich postaci na chłopców. Pierwsi Disneyowscy książęta charakteryzowali się stereotypowymi cechami. Byli silni i pewni siebie, niekiedy wręcz aroganccy. Ich rola polegała na pokonaniu zła i zdobyciu serca, zazwyczaj biernej, księżniczki, co miało być dla nich rodzajem nagrody. We wczesnych bajkach książęta stanowili tło dla ról kobiecych – pierwszy z nich, bohater Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków (1937), nie zasłużył nawet na własne imię, a jego zadanie sprowadzało się do zakochania się w Śnieżce i uratowania jej. Podobnie działania księcia Filipa ze Śpiącej królewny (1959) przez cały film były motywowane chęcią wybudzenia Aurory, ponieważ zakochał się w niej na podstawie… jej wyglądu. Główny męski bohater Kopciuszka (1950), którego strzała amora trafiła od pierwszego wejrzenia, tak bardzo pragnął odnaleźć właścicielkę pantofelka, że postanowił przeszukać całą wioskę. Z bajek płynie do chłopców jasny przekaz – atrybutami męskości są wysoki status społeczny i przystojny wygląd, a ich działania powinny być motywowane chęcią znalezienia partnerki, 1

grudzień 2019


/ o zmieniających się rolach płci

w ­której wyborze najważniejszym kryterium jest uroda. Przecież panowie z pierwszej połowy XX w. – pokolenia naszych dziadków – mieli wiele innych zadań poza uganianiem się za kobietami, a ich marzenia wybiegały znacznie dalej. Tymczasem męscy bohaterowie ówczesnych bajek nie odznaczali się chęcią samorealizacji, nie ukazywano też ich potrzeb czy aspiracji, przez co zostali niejako uprzedmiotowieni. Dopiero w latach 90. wytwórnia Disney podjęła małe kroki w kierunku przełamywania stereotypów dotyczących wyglądu i pozycji społecznej bohaterów. Niestety działo się to kosztem ich cech charakteru. Jednym z pierwszych Disneyowskich filmów, w którym główną rolę poświęcono mężczyźnie, był Aladyn (1992). W przeciwieństwie do swoich poprzedników z wytwórni był on biedakiem. Jednakże księżniczka Jasmina, w której był zakochany, mogła wyjść tylko za księcia. Aladyn z pomocą Dżina pragnie więc zamienić się w arystokratę, by móc

poślubić ukochaną. I to by było na tyle z przełamania konwenansu dotyczącego statusu społecznego. Bohater standardowo musiał pokonać czarny charakter i rozkochać w sobie dziewczynę, którą na dodatek większość filmu okłamywał odnośnie swojego pochodzenia. Rok wcześniej powstała ekranizacja francuskiej baśni ludowej o Pięknej i Bestii. Disney po raz pierwszy ukazał obraz mężczyzny, który nie musi być atrakcyjny fizycznie, aby zasłużyć na miłość. Jednak od jego wyglądu dużo bardziej odrzucający był egoizm i próżność. Mimo że więził Bellę, bohaterka dostrzegła w nim ludzki pierwiastek i pokochała go, dzięki czemu z powrotem zamienił się w przystojnego księcia. Trudno postrzegać Bestię jako wzór godny naśladowania, ale w miarę rozwoju fabuły zaczyna przechodzić przemianę, szukając balansu między nieokrzesanym charakterem wynikającym w dużej mierze z izolacji, a swoją wrażliwością, którą zawsze ukrywał. Istotnym wyłamaniem Pięknej i Bestii ze sche-

matu jest także to, że nareszcie kobieta ratuje mężczyznę, a nie odwrotnie, jak miało to miejsce dotychczas. Stopniowo zaczęto dawać przyzwolenie na słabość nie tylko u płci pięknej.

Prawdziwy mężczyzna = toksyczny mężczyzna Do końca XX w. męscy bohaterowie w znacznym stopniu odzwierciedlali wizerunek „toksycznej męskości” – pod tym terminem nauki społeczne rozumieją sposób, w jaki typowe wzorce męskości oddziałują krzywdząco na społeczeństwo. Przyczyniają się one do popierania dominacji mężczyzn i dewaluacji kobiet, homofobii czy przemocy. Przykładem może być nieraz słyszane przez każdego z nas zdanie: nie płacz, chłopaki nie płaczą, które zamiast pokrzepiać, nie daje chłopcom przyzwolenia do wyrażania uczuć. Michael Kimmel, amerykański socjolog specjalizujący się w gender studies, podczas swojego gościnnego wykładu w Akademii Wojskowej Stanów Zjednoczonych w West Point zadał kadetom pytanie co to znaczy być dobrym mężczyzną? W odpowiedzi padły cechy takie jak honor, uczciwość, gotowość do poświęceń, życzliwość, odpowiedzialność, stawanie w obronie słabszych, bycie opiekunem i żywicielem rodziny. Następnie zapytał, co oznacza bycie prawdziwym mężczyzną? Kadeci podkreślili, że to zupełnie co innego, i w przypadku tego hasła wymieniali: siłę, wytrzymałość, nieokazywanie swoich słabości, rywalizację, zdobywanie kobiet oraz bycie bogatym. Brzmi znajomo? Na tej podstawie Kimmel wyciągnął wniosek, że dobry mężczyzna był utożsamiany z po prostu dobrym człowiekiem, podczas gdy bycie prawdziwym mężczyzną polegało na udowadnianiu i podkreślaniu swojej męskości bez względu na cenę. Skupianie się na tym może dawać poczucie siły, ale pozbawia wrażliwości. Uczenie chłopców od najmłodszych lat, że ich potrzeby i uczucia są nieważne, a ich celem ma być nieustanne udowadnianie swojej niezłomności, może prowadzić do frustracji.

Książę na białym koniu jest passé W ostatnich latach dużą wagę przykładano do uczenia dziewczynek girls power – rozumianej jako niezależność i pewność siebie – do tego stopnia, że kobiece postaci często przyćmiewały męskie. Disney skupił się na budowaniu wartości dziewczynek, pomijając jednak chłopców. Dopiero od niedawna możemy obserwować znacznie śmielsze próby przełamywania wzorca toksycznej męskości w bajkach, bohaterowie coraz częściej odsłaniają swoją wrażliwą stronę, osiągają cele czy pokonują zło nie tylko za pomocą siły ale także sprytu i dobroci. Świat przedstawiony w filmie Jak wytresować smoka (2010) jest krainą wikingów, którzy cenią sobie siłę i nie-

24-25


o zmieniających się rolach płci /

złomność, a przemoc jest częścią ich codzienności – w ramach plemiennej inicjacji chłopcy muszą schwytać i zabić smoka. Główny bohater, Czkawka, jest chudy i wątły, cechuje się też znacznie większą empatią niż przeciętny wiking, przez co nie pasuje do społeczności. Bardziej od walczenia ze smokami interesuje go projektowanie wynalazków. Czuje się odrzucony, ale zamiast dostosować się do panujących standardów męskości wykorzystuje jako swój atut to, co uważane jest za jego słabość – wrażliwość nie pozwala mu zabić smoka Szczerbatka, więc postanawia go wytresować. Między bohaterami rodzi się przyjaźń, uczą się współpracować, a w ślad za Czkawką w dalszych częściach trylogii idzie całe plemię. Bohater nie dość, że nie jest wyposażony w stereotypowo męskie cechy, to jeszcze pokazuje ogrom korzyści, które niesie ze sobą wyłamanie się z konwenansu tradycyjnie rozumianej męskości. Czkawka staje się zupełnie nowym wzorcem dla chłopców, którego brakowało w dotychczasowych produkcjach Disneya. Niedługo potem wytwórnia poszła krok dalej, obalając następne stereotypy w filmie Kraina Lodu (2013). Pierwszoplanowymi bohaterkami są wprawdzie kobiety, ale duże znaczenie odgrywają męskie postaci – książę Hans i sprzedawca lodu Kristoff. Widz niemal automatycznie utożsamia Hansa z główną męską postacią ze względu na jego status i wygląd. Jest on typowym księciem Disneya, podczas gdy indywidualista Kristoff, który woli być wycofany niż błyszczeć w towarzystwie, zdaje się postacią raczej drugoplanową. Jednak Hans okazuje się być czarnym charakterem, a serce księżniczki Anny

zdobywa drugi z mężczyzn, mimo że posiada mniej cech utożsamianych z męskością. Zestawienie tych dwóch bohaterów w jednej historii wydaje się celowym podkreśleniem przez producentów tego, jak bardzo zmieniły się wzorce męskości w bajkowych produkcjach. Przemiany w mentalności i sposobie przypisywania danych cech kobietom, a innych mężczyznom są długotrwałym procesem, który odbywa się na naszych oczach. Ewolucja bohaterów odzwierciedla zmieniającą się rolę mężczyzn w społeczeństwie, jednakże sytuacja jest jeszcze daleka od ideału. Obecnie funkcjonujemy w świecie

Prawdziwy

mężczyzna?

wytrzymałość,

Siła,

nieokazywanie

słabości, rywalizacja, zdobywanie kobiet i bycie bogatym. na styku dwóch nurtów – toksycznej męskości i próby jej zwalczania – przez co pozostaje wiele miejsca na niejasności i dezorientację. Jak wynika z VI fali badań Ethnomedia VI Nie taki mężczyzna jak go media malują (przeprowadzonego przez dom mediowy Lowe Media w 2014 r.) wielu mężczyzn odczuwa dysonans związany z rolą przypisaną ich płci – definiowany jako kryzys adaptacyjny, a nie kryzys tożsamości. Zgodnie z wynikami badania kryteria męskości nadal są bardzo jasno określone, a ich rdzeń

(zarówno według chłopców, mężczyzn jak i kobiet) stanowią: siła, odpowiedzialność za innych oraz władza. Jednak ze względu na znaczącą zmianę w warunkach, w jakich funkcjonujemy we współczesnym świecie coraz mniej jest okazji, w których mężczyźni mogą wykazać się tradycyjnie przypisywanymi im cechami. Wpływają na to nie tylko czynniki społeczne, lecz także ekonomiczne – kobiety same zarabiają na siebie, co więcej częściej niż przed laty zatrudniane są na stanowiskach kierowniczych, a w obliczu automatyzacji znaczenie siły fizycznej maleje. W przemyśle filmowym zmiany dotyczące bajkowych postaci nie były szybkie, a feminizm w jego wydaniu zawsze był lekko niedoskonały. Jednak aby dotrzeć do dzisiejszego stanu księżniczki i książęta musieli przetrzeć nowe szlaki. Bezpośrednie przejście od Śnieżki do Meridy nie byłoby możliwe – to tak samo jak zmuszenie sufrażystki z lat 20. aby nagle przeniosła się w czasie i zaczęła żyć w naszych realiach. Po drodze musieli pojawić się Śpiąca Królewna z księciem Filipem czy Bella w towarzystwie Bestii, a także Pocahontas i John Smith. Jeżeli chodzi o rzeczywistość, jest dosłownie tak samo – od pierwszych walk ze stereotypami dotyczącymi m.in. podziałów rasowych w Stanach Zjednoczonych, po kolejne etapy jak przyznawanie praw wyborczych kobietom, aż do teraz, kiedy dane cechy nie są już tak mocno skorelowane z płcią. Jak pokazują aktualne wydarzenia na świecie, proces ten będzie trwał jeszcze długo, a jego trzy dotychczasowe fazy to dopiero prolog do powieści, której autorem tym razem nie będzie wytwórnia Disneya. 0

grudzień 2019


/ w klubie na YouTubie Amica ma sami wiecie co, na sami wiecie czym

Wychowanie do życia w muzyce Jeśli na pytanie o swojego ulubionego DJ-a techno odpowiadasz: David Guetta, a po usłyszeniu słowa klub do głowy przychodzi ci ulica Mazowiecka, to znak, że czas na zmiany. Najwyższa pora ruszyć swoje cztery litery sprzed komputera i uzupełnić braki. Chociaż czy to pierwsze rzeczywiście jest konieczne? T E K S T:

M AC I E J M A R KOW S K I

zrost zainteresowania wśród młodych ludzi nowo powstającymi gatunkami muzycznymi dał podwaliny pod to, co obecnie znane jest jako clubbing. Lata 80. XX w. to czas, kiedy swoje narodziny miały organizowane w opuszczonych budynkach czy halach magazynowych nielegalne imprezy, opatrzone nazwą rave. Obrazek oglądany przez nas dzisiaj nie ma wiele wspólnego z tym, co działo się na archaicznych już spotkaniach. Muzyka elektroniczna wraz z jej sympatykami już dawno opuściła podziemie i choć obecnie na scenie królują dziesiątki festiwali, to powstają przedsięwzięcia, które wychodzą naprzeciw oczekiwaniom nawet najbardziej wymagających miłośników elektronicznych brzmień.

W

Łączymy style, mieszamy gatunki Pionierskim formatem trafiającym do koneserskiego gustu stał się niewątpliwie utworzony w 2010 r. brytyjski Boiler Room. Internetowa platforma gromadząca materiały wideo, gdzie zarówno artyści elektroniczni, jak i DJ-e, raperzy czy jazzmani prezentują swój kunszt na żywo, dociera miesięcznie do ponad 72 mln fanów na całym świecie. BR wyróżnia niepospolity wybór miejsc, w których odbywają się imprezy, oraz scena w postaci wyspy, gdzie muzyk otoczony jest przez tańczących uczestników. Przełamana zostaje wówczas bariera pomiędzy artystą a publicznością, co chwilami prowadzi do uciążliwych dla wykonawcy sytuacji, kiedy wręcz ociera się o rozentuzjazmowanych fanów. Zakres gatunkowy muzyki, którą zajmuje się BR, stale się rozwija. Na początku ograniczał się do londyńskiego undergroundu, tamtejszych DJ-ów oraz kultury MC (Master of Ceremony, swego rodzaju wodzirej). Wraz ze wzrostem popularności platforma zaczęła zajmować się innymi gatunkami oraz rozszerzyła swoją działalność na nowe kraje. BR nie powiela utartych ścieżek i nie skupia się na konkretnych stylach. Występy mają kameralny charakter – większość publiki nie znajduje się na parkiecie, lecz śledzi transmisję w czasie rzeczywistym przed ekranem komputera. Wyjątkowość projektu spra-

26–27

wia, że zaproszenie do udziału w BR jest dla muzyków nie tylko nieszablonową nobilitacją, lecz także unikalnym przeżyciem.

często nie biorą w nim udziału bezpośrednio, lecz wchodzą w interakcję z artystą z poziomu własnego komputera.

Łuk Triumfalny, ślimaki et rendez-vous

Polacy nie gęsi

Jest kwietniowy wieczór 2016 r. W jednym z paryskich mieszkań założyciel Cercle, ­Derek Barbolla, wychodząc z pomysłem transmitowania na żywo swoich przyjaciół grających DJ-skie sety, daje początek idei wprowadzającej świeży powiew do muzyki elektronicznej. Nie spotyka się to z uznaniem sąsiadów, dlatego pierwsze imprezy z cyklu Cercle zostają przeniesione w inne lokalizacje na terenie miasta miłości: mała piwnica, klub, łódka na Sekwanie… W październiku 2016 r. następuje jednak przełom – Cercle, wraz z ­DJ­-em Møme, organizuje swój pierwszy potężny set 280 m nad ziemią, na wysokiej kondygnacji wieży Eiffla. Od tego momentu francuska inicjatywa nieustannie dostarcza wysokiej jakości treści trafiającym do entuzjastów elektroniki na całym świecie. Transmisje występów czołowych przedstawicieli muzyki elektronicznej organizowane w starannie wyselekcjonowanych, nietypowych miejscach spotkały się z ogromnym uznaniem. Obecnie Cercle jest obserwowane w mediach społecznościowych przez ponad milion sympatyków, a najbardziej popularne sety zostały wyświetlone nawet kilkadziesiąt milionów razy. Boris Brejcha oraz rezydencja królewska w Fontainebleau, Solomun i teatr rzymski w Orange czy multiinstrumentalista FKJ grający na Salar de Uyuni (boliwijskiej pustyni solnej znajdującej się na wysokości 3653 m n.p.m.) to tylko kilka z kombinacji, jakie proponuje nam Cercle. Postęp technologiczny umożliwił jakościową zmianę w muzycznym światku – uczestnicy widowiska

Pełne co weekend kluby oraz mnożące się festiwale potwierdzają, że w Polsce istnieje spore zainteresowanie muzyką elektroniczną. Od kilku lat na polskiej scenie klubowej odbywają się imprezy na bardzo wysokim poziomie, prezentujące szerokie spektrum muzyczne oraz całą paletę artystów, również polskich – tłumaczy Katarzyna Nowicka, związana ze sceną klubową wokalistka oraz dziennikarka, występująca pod pseudonimem artystycznym Novika. Festiwal Audioriver mocno przyczynił się do edukacji odbiorców elektroniki, stawiając wysoko poprzeczkę. Agencja Follow The Step, idąc tym tropem, organizuje świetnie wyprodukowaną warszawską imprezę Undercity, a latem zlokalizowany w magicznej przestrzeni minifestiwal Wisłoujście. Uważam więc, że organizatorom nie brakuje inwencji i funduszy, żeby dostarczać odbiorcom muzyki klubowej niezapomnianych wrażeń. W ciągu ostatnich kilku lat w Polsce odbyło się parę wydarzeń z cyklu Boiler Room, lecz czy jest to marka nie do zastąpienia? Nie wiem do końca, czy Boiler jest nam aż tak potrzebny – kontynuuje Novika. Być może konieczność organizacji przy współpracy z oryginalnym BR zniechęca naszych organizatorów, skoro już tak świetnie sobie radzą. Z imprez powstają coraz lepsze wideorelacje, obserwowanie DJ-a za konsoletą nie jest już domeną jedynie takich projektów. Co ciekawe, – scena True Music na Audioriver, gdzie graliśmy z ­­­Mr Lex, była zaprojektowana na wzór BR, czyli ludzie tańczyli dookoła. Jest to więc obecne w różnych wymiarach, ale chyba nie musi się już odbywać pod tym szyldem. Niestety, rozwój sceny klubowej to domena dużych miast, która nie ma przełożenia na mniejsze miasteczka, gdzie wciąż królują dyskoteki. Czy powinno się jednak z tym walczyć? Przecież zadaniem muzyki jest jednoczenie ludzi, niezależnie od tego, czy są stałymi bywalcami festiwalu Burning Man, czy też najlepiej bawią się na wiejskich potańcówkach. 0

fot. Cercle


o pewnym duecie /

Cząstki elementarne

Z cząstek elementarnych zbudowane są wszystkie inne cząstki fizyczne. Z 32 liter polskiego alfabetu ­zbudowane są wszystkie znane nam polskie słowa. A z tych słów i z tych cząstek zbudowany jest debiut ­LITOST, który kusi żeby założyć kaptur na głowę i wybrać się w samotny rejs po stolicy. T E K S T:

Z U Z A N N A P OWAG A

dążyłam mrugnąć oczyma dwa razy przed nadejściem zimy, rządzącej się przecież własnym rozumem, który nocami bezwiednie generuje niechcianą relację pomiędzy pamięcią emocjonalną a pamięcią mięśniową. Nie chcę w to wierzyć i trzęsę się z zimna, krew jak na złość nie dociera do końcówek palców. LITOST przedstawia swój self-titled, czyli najsmutniejszą płytę tego lata, a ja patrzę na spękaną skórę dłoni i wtrącam: tej zimy również. Od pierwszej ­sekundy zakochuję się w tym rapowym tworku. Słysząc, że mężczyźnie i kobiecie, kiedy się zobaczą, wystarczy tylko dziesięć minut flirtu, by wiedzieli, czy chcą iść ze sobą do łóżka stanowczo stwierdzam, że zależność ta działa również w przypadku muzyki i jej adresatów. Chłopcy z LITOST nie zmarnowali ani minuty. Autorzy to duet: Olszak i Nikaragua Guacamole. Pierwszy powiązany m.in. z Grill-Funk Records, natomiast drugi kojarzony z projektem UNDADASEA, w którym, tak jak w przypadku tego wydania, zajmuje się stroną produkcyjną. Panowie poznali się w 2015 r. Zamieszkali razem po dwóch tygodniach od uściśnięcia sobie dłoni po raz pierwszy. Właściwie już wtedy zaczęła się praca nad płytą, jednak dopiero po czterech latach koncept doczekał się faktycznej realizacji. Czerwiec roku 2019 okazał się odpowiednim momentem na ucieleśnienie amalgamatu wycyzelowanych bitów Guacamoli i cutów Ćmy Zygadły oraz Struktury kryształu Zanussiego, starannie wymieszanych z lirykami Olszaka – dosadnie werbalizowanymi refleksjami o mieście, które pachnie jak ptasie kupy i złamane serce. Oto LITOST – pojęcie, które Kundera w Księdze śmiechu i zapomnienia zdefiniował jako bolesny stan spowodowany przez nagłe odkrycie własnej nędzy. Piątki na mieście są takie same wszędzie – trudno się z tym nie zgodzić. Zakładam słuchawki i wlepiając wzrok w nieoceniające nikogo płyty chodnikowe, ostatkiem sił wciskam play: zwalniam na chwilę i trzeźwo na to patrzę. Stacja: Polska B – tu zapętlone brzdąkanie gitary basowej nie jest w stanie wyznaczyć granicy rdzewiejącego kosmosu. Nawet znienawidzony przeze mnie autotune nie podważa tego, że LITOST to faktycznie jedyni w Polsce, co mają taki lot, a hybryda zwolnionego wokalu i przyspieszonych werbli sprawia, że lecę z nimi jako pasażer na gapę. Wkrótce okazuje się, że koniec świa-

Z

ta jest na placu Defilad, bądź wtedy, gdy wers: lubię ludzi, ale jestem bardziej separre nie jest stwierdzeniem obcym. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy small talk ma sens, gdy płatki śniegu spadają ci na rzęsy, a wiatr nie pozwala odpalić papierosa, nie jesteś jedyny: mijamy się przypadkiem, rozmawiamy mimochodem. Trudno jest oddać się jakiejkolwiek konwersacji, mając w głowie odbijający się groove Kantora, miarowo przeistaczający się w syntezę interwałowych uderzeń palca w klawisz, stuknięć pałeczką o perkusję, mrocznego echa nigdy już tu nie powrócę i przytłumionego szumu fal.

Przejścia pomiędzy utworami na tej płycie są tak płynne i niezauważalne, jak zdecydowanie się na wypicie kolejnego szota, mającego sprawić, że poczujesz się lepiej. Wbrew pierwotnemu założeniu wódka raczej tego zamiaru nie spełni, ale E.Tolle już tak. Utwór rozpoczyna się onirycznym klarnetem i rytmicznie dudniącym basem, w tle pojawia się odległe zaciągnięcie mglistego saksofonu. Warto myśleć, zanim się zrobi, nie na odwrót; warto kwestionować, zostawiać otwarte drzwi i zapraszać znaki zapytania, warto odcinać się szybko i doraźnie, żeby potem móc witać dzień z uśmiechem. Podczas gdy przebiśniegi wydostają się spod puchowej kurtki, ty zaakceptuj siebie i całkowicie się zmień, aby Wiosna jak co roku mogła zaskoczyć przyzwyczajające się do rażącej bieli oczy. Znów mój ulubiony zabieg na tej płycie: zwolnione słowa i przyspieszony bit, tym razem w akompaniamencie arabeskowego nucenia. Czy masz trochę odwagi? Nadchodzi najbardziej doceniany i najbardziej rozpoznawalny utwór z całego albumu. Może mam tylko 19 lat i jeszcze nie w pełni wykształconą własną osobowość, ale przysięgam:

każdy wers To tu pardon imponuje mi do tego stopnia, że nieraz zdarzało mi się cytować fragmenty utworu w nieprzypadkowych rozmowach z nieprzypadkowymi rozmówcami, kiedy owe cytaty urastały do rangi intymnych wyznań i mimowolnie przywoływały widmo miejsc odległych i czasów minionych. To był pierwszy utwór, jaki usłyszałam, zanim zabrałam się za całą płytę. Jeśli jeszcze nie czujesz się zachęcony do przesłuchania całego wydania, daj szansę chociaż tej pozycji. Satra to niemalże trzyminutowy przerywnik, powoli zbliżający nas do puenty albumu. Interludium złożone z radiowego sampla i wycinka filmowych rozmów, które przeżyliśmy i których powtarzać nie chcemy. Transfokacja na dwóch bohaterów bezsilnych wobec podjętych niegdyś decyzji. W szkłach dla dalekowidzów stają się do siebie podobni, siedzą w ciszy. Jeśli byłabym zmuszona wytypować najsłabszy punkt produkcji, to wskazałabym Karras, który jest jak próba ratowania czegoś po raz czwarty, zapomniawszy o zasadzie „do trzech razy sztuka”. Od tego momentu płyta zwalnia tempo i zaczyna tonąć, czego dowodem jest 2192. Potem jednak odbija się od dna i wypływa raz jeszcze na powierzchnię Wisły, kończąc swoją opowieść Snem – sumą mięsistych bitów, klubokawiarnianych pogwizdywań, bezsennych dzwoneczków i orkiestrowych wybić instrumentów dętych blaszanych. W tym roku Żabson postanowił się pochwalić (pożalić), że ma dziesięć tysięcy w portfelu w pięciogwiazdkowym hotelu; dowiedzieliśmy się, że Taco Hemingway w piątki leży w wannie, a Pezet przyznał, że od przygodnego seksu ze swoją eks bardziej wolałby wiedzieć, jak to jest w końcu mieć dom. Można wybrać te utwory. Można do nich poruszać głową w rytm albo bez sensu, można słuchać o bolącym od wciągania nosie i lubować się w uprzedmiotawianiu kobiet, można podjąć się interpretacji wypowiedzi podmiotów lirycznych albo machnąć na to wszystko ręką. Ale można też odtworzyć finezyjną płytę twórców, którym nie zależy na żadnej dywergencji, którzy podczas nieprzespanych nocy tłumaczą się Dostojewskim, którzy uwodzą poza czasem i ruchem cząstek elementarnych, zaznaczając że pomiędzy nagim recytowaniem poezji, a kobiecością do kwadratu postawiony jest znak równości. I najlepiej zrobić to, zanim na YouTubie wybije im 19 tys.W wyświetleń. 0

grudzień 2019


/ płyty lat dziesiątych

Albumy dekady Tego sylwestra ­pożegnamy się z latami 10. XXI w. Z tej okazji redaktorzy i przyjaciele działu Muzyka postanowili przedstawić swoją listę najlepszych, najważniejszych i ­najciekawszych albumów ­mijającej dekady. Odkurzcie więc fidget spinnery i otrzyjcie łzy, dabując – oto 11 płyt, które sprawią, że wasze wnuki będą narzekać, że urodziły się w złym pokoleniu.

Sufjan Stevens The Age of Adz (2010)

Beach House Bloom (2012)

Nie sposób opisać słowami, ile dobrego dzieje się na tym albumie. Spektakularna muzyczna epopeja będąca celebracją fizyczności, w której naprzemiennie słowa dopełniają warstwę instrumentalną i na odwrót. Sufjan rzeźbi w kanciastej, chropowatej i nieelastycznej dźwiękowej materii, jakby obcował z mięciutką gliną, bez większego problemu panując nad muzyczną kakofonią i komponując progresywne utwory z orkiestrowych fragmentów, pociętych syntezatorów, chórków i gitar. To rzadki przykład albumu, który jak kameleon nastrojem dopasowuje się do odbiorcy – w momentach smutku pociesza, a przy nadmiernej radości studzi emocje. The Age of Adz można skwitować krótko: Sufjan, zrobiłeś potworny bałagan. Piękny bałagan.

Tytuł albumu nagranego przez duet z Baltimore jest adekwatny z dwóch powodów. Po pierwsze, symbolizuje on pewien rozkwit zespołu. To etap, w którym Beach House powoli odchodzi od nienachalności i spokoju, prezentowanych od początku dyskografii aż po Teen Dream (choć później powrócą one na Thank You Lucky Stars) i wskazuje na przyszły kierunek dźwiękowy: przebojowe i pompatyczne brzmienie Depression Cherry czy 7. Drugim z powodów jest delikatny klimat płyty, przywołujący na myśl ciepły, deszczowy, wiosenny wieczór, do którego pasuje skoczne Myth, ale i melancholijne On The Sea. Bloom jest albumem niezwykle wyważonym, potrafiącym wprowadzić słuchacza w błogi spokój, jak i być towarzyszem skrajnych emocji.

J AC E K W N O R O W S K I

SZYMON ZAPERT

David Bowie Blackstar (2016)

James Ferraro Far Side Virtual (2011)

Kendrick Lamar good kid, m.A.A.d city (2012)

Rok 2016 stał wielkimi powrotami zwiastującymi pożegnania. Oto w marcu Iggy Pop ze wsparciem Josha Homme wydał solowe Post Pop Depression, a w październiku tego samego roku nowym materiałem uraczył nas Leonard ­Cohen. W swoisty tryptyk pożegnań wpisał się wtedy także David Bowie, robiąc to jednak na swój sposób. Bowie po raz kolejny wymyślił od nowa samego siebie, a z własnej śmierci postanowił uczynić performance. I być może wyszło to nierówno – po odsłuchu całego albumu w pamięć zapadają jedynie tytułowy Blackstar, jak i wydany niecały miesiąc przed premierą albumu singiel Lazarus. Blackstar raczej nie należy do najlepszych płyt Bowiego, jest natomiast płytą większą od samej siebie – ostatecznym pożegnaniem człowieka, który ukształtował znaczną część drugiej połowy XX w.

James Ferraro prezentuje na albumie fascynację latami90. i wczesnymi 2000., którą równie dobrze można nazwać retromanią raczkującego internetu. Nostalgia wylewa się tutaj z każdej strony, chociażby za pośrednictwem taniego midi, które brzmi czasem jak dźwięk zamykania Windows XP czy lekko kiczowatych wstawek, takich jak dźwięk otrzymanej wiadomości na Skypie. Instrumentale, które w innym kontekście bez większych problemów dostałyby łatkę muzaka, tutaj stają się ciekawym komentarzem do kultury konsumpcyjnej pokazanej przez pryzmat internetowych artefaktów. Właściwie trudno opisywać Far Side Virtual w kategorii albumu, bo Ferraro stworzył proto-vaporwave’owy kolaż dźwięków, który byłby równie interesujący jako wystawa w muzeum sztuki. I z takim nastawieniem warto podejść do tej płyty.

Rok zanim Beyoncé przywróciła do mainstreamowych łask audiowizualne albumy, Kendrick Lamar sam wydał iście filmowy krążek – tylko bez obrazu. ­Na good kid, m.A.A.d city raper usadawia słuchacza w pierwszym rzędzie sali kinowej, w której odbywa się seans autobiograficznego dzieła. Lamar zabiera nas w soniczną podróż do słonecznego Compton w Kalifornii, gdzie wychował się w samym środku konfliktu gangów Bloods i Crips. Próba odnalezienia własnego „ja” tam, gdzie morderstwa, napaści i dostęp do używek są na porządku dziennym, nie należy do łatwych, a K-Dot opowiada o tym we wciągający sposób, bez pominięcia najmniejszych szczegółów. Od strony czysto muzycznej, to także wycieczka po najbardziej charakterystycznych westcoastowych brzmieniach – od hardcorowego gangsta rapu po g-funk. To co, popcorn w dłoń?

M AT E U S Z S K Ó R A

A LEX MA KOWSKI

M AC I E J K O N D R AC I U K

28–29


JASSS Weightless (2017)

Low Double Negative (2018)

Kanye West The Life of Pablo (2016)

Gęsty od atmosfery longplay leży na granicy wielu gatunków – industrialu, drone’u, ambientu i techno. Oddalenie od stricte klubowych brzmień było genialnym i nieoczywistym posunięciem. Rzadko zdarza się, by elektroniczny album był tak zróżnicowany. Kinowy sound design i bogata paleta dźwiękowa sprawia, że wartych zapamiętania momentów jest wiele. Od plemiennej perkusji przeplatanej siarczystymi dronami w Every Single Fish In The Pond, poprzez jazzowy ukłon do swoich rodziców w Cottons For Lunch, aż do mrocznego i drżącego Theo Goes Away. Debiut hiszpańskiej producentki (zajmującej się muzyką zaledwie od dwóch lat!) zapisuje się jako jeden z najbardziej imponujących dokonań muzyki industrialnej mijającej dekady.

Ciche legendy Low wydały płytę inną, a jednocześnie podobną. Znamy ich z minimalistycznych, melancholijnych kompozycji rozpisanych na duet gitara-perkusja. Double Negative już od początku wrzuca nas do wnętrza zepsutego głośnika. Oto świat pełen szumów, dysonansowych pisków, niemalże industrialnych uderzeń, przesterów, wokali zanieczyszczonych tak wieloma efektami, że trudno je rozpoznać. Jednak niektóre rzeczy nie zmieniają się: zabawy dynamiką pozostają podstawowym narzędziem w songwriterskiej skrzynce Sparhawka i Parker. Prostota jest kluczem do muzyki Low. Dotyczy to też tekstów, mówiących o rzeczach najważniejszych: miłości, smutku, wierze, sensie istnienia. Mamy do czynienia z płytą-paradoksem, rodzynkiem w dyskografii zespołu z Duluth. Nawet jeśli w powietrzu czuć zapach przegrzanego plastiku, to bije od niej ciepło – w środku tej maszyny pulsuje żywe, gorące serce.

Raper, producent, samozwańczy bóg – Kanye West – w 2015 r. zapowiedział swój siódmy album. Wziął do ręki notatnik, na kartce zapisał roboczy tytuł, zalogował się na Twittera, a media i fani nie byli gotowi na to, co działo się potem. Każdy autograf w notatniku był komentowany; każda zmiana nazwy albumu wywoływała dyskusje. Obserwując życie tego albumu, miałam wrażenie, że Kanye przed premierą wprowadza nowe standardy muzycznego marketingu, a po premierze pokazuje nowe, do tej pory technologicznie niemożliwe, podejście do dzieła. Kolejne zmiany w The Life of Pablo sugerowały, że album już na zawsze pozostanie w stanie „bycia tworzonym”. Na każdym jednak etapie swojego rozwoju wprowadzał trochę sacrum do wszystkich naszych licealnych imprez i jest częścią najważniejszych wspomnień tej dekady.

M AC I E J B U Ń K O W S K I

M AR E K K AW K A

M A R C J A N N A S Z C Z E PA N I A K

Daft Punk Random Access Memories (2013)

Deathspell Omega Paracletus (2010)

SOPHIE OIL OF EVERY PEARL’S UN-INSIDES (2018)

Gatunek disco w mijającej dekadzie jest synonimiczny z płytą Random Access Memories. Daft Punk podarowało piękną laurkę swoim inspiracjom z lat 70. i 80. Trudno o większe uznanie,niż album, który łączy przyszłość z przeszłością. Silne zanurzenie w tradycjach muzycznych „ejtisów”, wraz futurystycznym spojrzeniem na nie stanowi zwieńczenie pięćdziesięciu lat ewolucji disco. Idealnie rezonuje to ze znajdującym się na płycie monologiem Giorgio Morodera. Zawsze wzrusza tak samo. Włącz Giorgio by Moroder, udaj się autem na klimatyczną ulicę w środku nocy, jedź, jak muzyka cię poprowadzi. Z kolei uczucie przywoływane przez Instant Crush z subtelnym Julianem Casablancasem jest syntezą intymności i podniecenia, niczym przebywanie sam na sam ze swoim (tytułowym) crushem. Random Access Memories to czyste emocje – właśnie to ujmuje w tej płycie najbardziej. Nie musisz wymieniać się komentarzami ze znajomymi podczas wspólnego odsłuchu, po prostu uśmiechacie się do siebie nawzajem.

Ten enigmatyczny francuski projekt obrósł kultem wokół fanów black metalu. Gdy wydawało się, że w tym gatunku już nic nowego nie da się wymyślić, wtedy Deathspell Omega zaczęła wydawać trylogię, której zwieńczeniem jest właśnie Paracletus . Zespół wprowadził zupełnie nowe środki ekspresji w tego typu muzyce – wszechobecna progresja, silne dysonanse w riffach, które momentami bardziej przywodzą na myśl jazz niż Mayhem. Paracletus to pewna forma „duchowego ataku” na słuchacza – jest chaotyczny i paranoiczny bardziej od swoich poprzedników. W tej całej otoczce tkwi jednak wyważony i wrażliwy album, który doskonale wie, kiedy zwolnić, przyspieszyć czy zmienić motyw. Arcydzieło w blackmetalowej niszy i niedościgniony wzór dla wielu zespołów tej dekady.

Zeszłoroczny debiut brytyjskiej producentki SOPHIE dotyka wielu płaszczyzn istotnych dla drugiej dekady XXI w., zarówno pod względem artystycznym, jak i społecznym. Autorka łączy na tym albumie wiele gatunków, od radiowego popu, przez eksperymentalny ambient, aż po charakterystyczne dla niezależnej sceny elektronicznej ostatnich lat nurty bubblegum bass czy deconstructed club. W niezwykle spójny i uniwersalny sposób odpowiada na najświeższe trendy, jednocześnie wybiegając w przyszłość, przedstawiając nową wizję muzyki i otwierając drzwi do jej dalszego rozwoju. Ponadto, artystka podejmuje ważne kwestie związane z funkcjonowaniem w obecnej rzeczywistości. Porusza temat własnej tożsamości oraz seksualności w cyfrowym świecie, a także ocenia rolę nowoczesnej technologii w emocjonalnych sferach codziennego życia. Wielowymiarowy album, będący muzycznie i społecznie niejako zwieńczeniem całej dekady oraz odważną zapowiedzią kolejnych dziesięciu lat.

A NTONI TRYBUS

R A FA Ł S T Ę P I E Ń

PIOTR CHĘCIŃSKI

grudzień 2019


xxxxz

ocena:

/ recenzje

Opeth In Cauda Venenum

Nuclear Blast

Kiedy Opeth wróci do trv metalu, który grali kiedyś? – to

harmoniami z falsetem Mikaela Åkerfeldta (słuchacze już

pytanie typowego kuca, który właśnie przypomniał sobie

chyba na dobre mogą pożegnać się z growlem w repertu-

o istnieniu szwedzkich mistrzów. Najprawdopodobniej

arze Opeth). Te dwa zabiegi definiują krążek – spotkamy je

nigdy. Przy okazji wydania In Cauda Venenum mokry sen

m. in. w Next of Kin/De närmast sörjande, Universal Truth/

prawdziwych fanów ekstremalnego, metalowego łoje-

Ingen sanning är allas czy także w All Things Will Pass/All-

nia nie spełni się. Grupa pozostaje przy stylizacji znanej

ting tar slut, melancholijnym utworze, który kończy album

z przełomowego Heritage, przebojowego Pale Communion

i jest jednym z jego mocniejszych momentów, a którego

i tajemniczego Sorceress, czyli artystycznego heavy-prog

melodia często powraca w myślach przy myciu naczyń.

rocka, choć w nieco odmienionej formie. Jest bardziej se-

Czy zatem In Cauda Venenum ma słabsze momenty? Nie,

lektywnie i ciężko. Nie tak płasko (i swoją drogą nie tak

ma tylko dziwne. Eksperymenty z prog-djentem w Charla-

klimatycznie) jak na Sorceress.

tan czy z dark jazzem w Garroter/Banemannen są intere-

Nowością jest dwujęzyczność płyty. Napisana po

sujące, ale lepiej słuchać ich osobno niż w ciągu albumu.

szwedzku, nagrana po szwedzku i angielsku jest swo-

Przy tak intensywnej kompozycyjnie muzyce trudno wy-

istym powrotem do korzeni, nie muzycznych, lecz dziejo-

trzymać ponad godzinę w pełnym skupieniu.

wych. Czuć w tej płycie, nie tylko dzięki okładce, dziecięcą

Po przesłuchaniu pozostaje jednak pewna pustka

delikatność i baśniowość – tak, dzieci odzywają się na

w sercu i pytanie, czy tytuł tego albumu ma znaczenie.

tej płycie bardzo często w akompaniamencie baśniowych

Po łacinie In Cauda Venenum oznacza trucizna jest w ogo-

dzwonków. Ale nie dajmy się zwieść – tak jak na okładko-

nie  – w przenośni chodzi o złośliwość zawartą w zakoń-

wym malowidle, robi się ciemno i niepokojąco.

czeniu niewinnie rozpoczynającego się listu. Co jeśli trzy-

I tak właśnie zaczyna się ten album. Garden of Earthly

nasty (dla przezornych nieszczęśliwy) krążek to właśnie

Delights/Livets trädgård to nietypowe jak na Opeth intro,

ta ciętość na zakończenie kariery Opeth? Miejmy nadzieję,

które wprowadza słuchacza w dziwny trans. Ockniemy się

że nie. I że przywołane na początku tekstu złośliwości

wraz z hucznym rozpoczęciem Dignity/Svekets prins – jed-

słuchaczy to tylko droczenie się ze szwedzką kapelą.

nego z ciekawszych utworów na albumie, przeplatanego

JĘDRZEJ KOSZYKA

kami za(ekhem) pralki (relatable) przechodzimy do poezji w rodzaju: Poznań-Wilda/Ej, kto tutaj drze

muzyka, producenta, rapera, dostawcy primeshitu.

ryja, ej, ej, ej, ej/Orlen stacja/whoop whoop whoop/

Ci co go nie lubią, mówią: pretensjonalne to takie,

Kierunek Franowo . Senny singiel Dobre duchy uwodzi

i popłuczyny po Bąkowskim, no weź. Płyty wydane

partiami saksofonu, strategicznymi wyciszeniami

z producentem 1988, solowe albumy i gościnne wy-

i częstą współpracowniczką Piernikowskiego, Kachą

stępy Piernikowskiego łączy jednak nie tylko wokalna

Kowalczyk z zespołu Coals, tutaj przyjmującą ma-

maniera, lecz także pewne wspólne uniwersum; świat

nierę piernikowszczyzny. Białas chciałby i Być jak to

wartości i pojęć; białasowska ontologia.

w zasadzie ten sam utwór, tylko że za drugim razem

Enter the getto , wita nas białas na blokach. Dzwo-

gitarę i obramowany autotune’em falset Adama Re-

ny tu biją, dymi dym, organy grają, grzmocą pioruny,

puchy zastępuje robotyczna deklamacja Piernikow-

płaczą dzieci – zaczyna się f ilmowo. I sennie, ale

skiego. Przez buddyjski spoken word Abhajamudra

trzeba wstawać – budzi nas dzwonek iPhone’a. Prze-

przechodzimy do utworu zamykającego album. To

chodzimy do opartej na amigowym midi Salki . Udana

obsesyjnie powtarzający frazę, będącą tytułem jego

gościnna zwrotka Hadesa kontrastuje tu z partiami

i zarazem całego albumu, bujacz nawiązujący do west

gospodarza, na których mamy przynajmniej okazję

coastu i jego nadwiślańskich interpretacji ze szczę-

poznać jednego z mieszkańców getta – znudzony

śliwie minionych lat 90. Dobre dwie minuty odgłosów

swoim MC mikrofon. Miękkie, zadymione syntezatory

natury pozwalają nam na zasłużoną chwilę relaksu –

instrumentalnego White sage umieszczają nas gdzieś

poznaliśmy już getto Roberta, jego najlepsze części

pomiędzy soundtrackiem do Krainy grzybów a An-

i najciekawszych mieszkańców. Śpiew ptaków odbija

gelo Badalamentim. Na Horyzoncie widać już Brodkę

się jednak dystopijnym echem – ej, czyżby z getta nie

osadzoną na nerwowym, grime’owym bicie – to jeden

było ucieczki?

z lepszych utworów na płycie. Trudno powiedzieć, o co chodzi w Drive by – zaczynamy od wyznania lojalności białasowi, przez wspomnienie chustecz-

30–31

M AR E K K AW K A

x x x yz

Ding ding, digi dong – ej, oto nowa płyta Roberta Piernikowskiego, króla białasów, połowy duetu Syny,

ocena:

akustycznymi wstawkami i wyjątkowo dysonansowymi

Piernikowski The best of moje getto Asfalt Records


wróżby /

KSIĄŻKA tego nie wymyśliłby nawet wróżbita Maciej

STRZELEC (22 XI-21 XII) Na grudzień ostrzeżenie wysyła Jane Austen, która z autopsji wie, jak przeżywać swój miesiąc pod złotym znakiem. Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości [...]. W tym miesiącu lepiej więc schować swoją Dumę i uprzedzenie i spojrzeć na ludzi z pewnym dystansem i nieufnością.

HOROSKOP KOZIOROŻEC (22 XII-19 I) Na Koziorożcach suchej nitki nie pozostawia Lukianos z Samosat – Jeżeli myślisz, że broda

oznacza mądrość, to kozioł byłby już dawno prawdziwym Platonem… Pomysły i propozycje innych ludzi okażą się dla ciebie prawdziwym zbawieniem, szczególnie jeżeli chodzi o sprawy zawodowe.

RYBY (19 II-19 III)

W Wielkim Gatsbym, książce o grubych rybach lat 20. Fitzgerald pisze: Nie można przeżyć na nowo czasu, który się już raz przeżyło oraz, że życie zaczyna się dopiero jesienią, kiedy robi się chłodniej. Zatem w grudniu nie oglądaj się za siebie – to dobry czas na zamknięcie starych rozdziałów. Czeka cię wiele niespodzianek i nowych romansów.

BARAN (21 III-19 IV)

W grudniu daj sobie czas i przestań wyrabiać nadgodziny w pracy, bo jak mądrze w Myślach nieuczesanych pisał Stanisław Jerzy Lec, owca co złote runo miała nie była bogata. Wyglądająca z portfela złota skóra barana Chrysomallosa, tym razem będzie zwiastować więcej nieszczęścia niż urodzaju.

Wokulski twierdził: We mnie jest dwu ludzi – jeden zupełnie rozsądny, drugi wariat. Który zaś zwycięży?... Ach, o to się już nie troszczę, więc w Lalce wziął byka za rogi i wyzwał na pojedynek barona Krzeszowskiego, gdy ten obraził Izabelę Łęcką. Pójście na żywioł bez myślenia o konsekwencjach okaże się w tym miesiącu bardzo owocne.

LEW (23 VII-23 VIII) RAK (22 VI-22 VII)

W grudniu spotkasz paru negatywnych ludzi na swojej drodze, ale nie przejmuj się tym, ponieważ zgodnie z wypowiedzią Oscara z powieści Schmitta: Jeżeli będziesz zajmował się tym, co myślą głupcy, nie będziesz miał czasu na to, o czym myślą ludzie inteligentni. Pamiętaj, że ty znasz siebie najlepiej.

PANNA (24 VIII-23 IX)

Poznasz paru nowych ludzi – uważaj na nich, szczególnie na tych spotkanych podczas podróży, ponieważ odmienią twoje życie, niekoniecznie na dobre. Warto na moment ograniczyć używki, bo według Lolity, tytułowej nieletniej panny z powieści Nabokova: Zmiana otoczenia to tradycyjne złudzenie, którego czepiają się zarówno beznadziejnie przegrane miłości, jak i beznadziejnie chore płuca .

Tadeusz Dołęga-Mostowicz z racji swego bliskiego spotkania z wodą (prawie utonął po bójce z bojówką marszałka Piłsudskiego) radzi, że należy w sobie szukać i praw, i busoli. [...] Robić to, co sumienie nam nakazuje. Być w zgodzie ze sobą. W tym miesiącu twoje podejrzenia okażą się uzasadnione, ale wyjdzie ci to tylko na dobre.

BYK (20 IV-20 V)

BLIŹNIĘTA (21 V-21 VI)

W grudniu będziesz zmuszony do poważnego zastanowienia się nad swoją przyszłością. Pewne sytuacje uświadomią ci, że idąc dalej drogą bliźniaków Jacka i Placka z książki O dwóch takich co ukradli księżyc Kornela Makuszyńskiego, nie będziesz mieszkać w domach ze złota i sypiać w złotych łóżkach, pod złotą pościelą.

WODNIK (20 I-18 II)

W grudniu żyj spokojnie, nie wymagaj zbyt wiele od swojego obecnego związku. Nie szukaj miłości, ponieważ, jeśli takie jest twoje przeznaczenie, sama cię odnajdzie. Lew Tołstoj pisał: Może dlatego wydaję ci się szczęśliwy, ponieważ cieszę się tym, co mam, a nie tęsknię za tym, czego nie mam. Warto wziąć sobie do serca słowa rosyjskiego pisarza.

SKORPION (23 X-21 XI) WAGA (23 IX-22 X)

W grudniu przyjdzie czas na poważne decyzje. Bądź ostrożny. Niczym przy sądzie Ozyrysa twoje niecne uczynki mogą przechylić szalę, powodując wiele nieszczęść. W miłości czeka cię próba wyrozumiałości. Przeanalizuj, czy warto się angażować, żeby nie skończyć jak Ziembiewicz, który wykorzystując zakochaną w nim kobietę, przekroczył ostatnią Granicę.

W strachu nogi biegną szybciej od myśli. Uważaj, żeby nie dosięgła cię biała ślepota, jak w powieści José Saramago spod znaku Skorpiona. Ktoś w tym miesiącu cię zdradzi – dopilnuj, żeby nie stworzył ognistego pierścienia wokół ciebie, bo tylko w takiej sytuacji skorpiony potrafią same się użądlić.

T E K S T: KLAUDIA JANUSZEWSKA ALEKSANDRA DOBIESZEWSKA G R A F I K I : M A R T Y N A B O R O DZ I U K

grudzień 2019


KSIĄŻKA

/ Olga Tokarczuk

bum bum

Gdzie łączą się dynamit i literatura Tej jesieni w wielu parkach szmer liści połączył się z szelestem kartek. 10 października w Polsce w trakcie kulminacji kampanii wyborczej zamiast o polityce w niemal wszystkich kręgach towarzyskich zaczęto rozmawiać o literaturze, a z półek księgarni masowo znikały książki. T E K S T:

M I KO Ł A J S TAC H E R A

eśli mielibyśmy szukać nagrody, która od dwóch wieków miała dla naszego narodu ogromne, jeśli nie największe znaczenie, byłaby nią z pewnością Literacka Nagroda Nobla. Dlaczego tak się dzieje? Z jednej strony dlatego, że jej mit wyrósł na fundamentach walki o utrzymanie polskości w czasie zaborów, z drugiej zaś do dziś każdy z polskich noblistów cieszy się powszechną rozpoznawalnością. Oczywiście nie każdy z sentymentem wspomina lekturę Chłopów ani nie zachwyca się w domowym zaciszu poezją Miłosza czy Szymborskiej. Prawdą jest jednak, że autorytet noblistów został zakodowany w naszym narodzie, zarówno za sprawą popkultury, jak i systemu edukacji. Dziś czytanie książek Olgi Tokarczuk stało się modne – oczywiście tendencja ta, jak każda, z czasem przeminie. Może jednak skłoni nieczytających i niemających w domu książek do refleksji nad tym, czy ich antyliteracka postawa nie stanowi społecznego faux pas.

J

Osiem bogiń Nike Olga Tokarczuk zaczęła pisać, gdy jako piętnastolatka przeczytała dzieła Freuda i zdała sobie sprawę, że rzeczywistość nie jest czymś danym i opisanym od początku do końca, ale wymaga ciągłej interpretacji. Zadebiutowała w 1979 r. na łamach harcerskiego pisma „Na przełaj”, gdzie pod pseudonimem „Natasza Borodin” publikowała swoje wczesne opowiadania. W 1993 r. wydała pierwszą powieść Podróż ludzi Księgi, jeszcze w tym samym roku uhonorowaną nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Trzy lata później została laureatką Paszportu „Polityki”. W następnym roku zdobyła pierwszą z dotychczas przyznanych ośmiu literackich nagród Nike. Istotnym przełomem, który wielu krytyków literackich uważa za jaskółkę zwiastującą Literacką Nagrodę Nobla, było zdobycie przez pisarkę zeszłorocznego The Man Booker International Prize za powieść Bieguni i tegoroczna nominacja do Bookera za książkę Prowadź swój pług przez kości umarłych.

Willa, las, baner i podatek Na informację o nowej polskiej noblistce jako pierwszy zareagował Wrocław, miasto, z którym

32–33

związanych było aż dziesięciu laureatów tej nagrody. Decyzją prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka, od piątku do niedzieli (11–13 października br.) osoby podróżujące komunikacją miejską z książką Honorowej Obywatelki Wrocławia zostały zwolnione z obowiązku posiadania biletu. Na kolejne gesty dawnej europejskiej stolicy kultury nie trzeba było długo czekać. Już 20 października w czasie spotkania podczas Narodowego Forum Muzyki Tokarczuk otrzymała od władz miasta dwa symboliczne klucze do jego bram oraz do willi Marii i Tymoteusza Karpowiczów. Budynek wkrótce stanie się siedzibą fundacji pisarki. W wilii mają spotykać się autorzy i tłumacze z całego globu, by rozmawiać o zdolności literatury do diagnozowania świata. Fundacja ma także organizować programy edukacyjne oraz przyznawać stypendia i rezydentury mniej znanym, ale bardzo zdolnym pisarzom. W Krakowie natomiast władze miasta na cześć noblistki postanowiły zasadzić las Prawiek, w którym będzie rosło 25 tys. drzew. Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji, ponieważ na lokalizację Prawieku wybrano mało prestiżowy obszar w niedalekim sąsiedztwie oczyszczalni ścieków i składowiska odpadów. Najskromniej wypadła Warszawa, która uhonorowała autorkę banerem Pani Olgo, gratulujemy Nobla. Krótka treść okazała się dyskusyjna. Twórcom hasła zwracającym się do pisarki po imieniu zarzucano brak szacunku. Argumentowano, że baner z napisem: Panie Czesławie, gratulujemy Nobla raczej by nie powstał. Oczywiście to temat do długiej dyskusji, ale jedno jest pewne: język polski przechodzi coraz bardziej na „ty”. Poza nawiasem rozważań na ten temat pozostaje pytanie, czy stolica kraju, w którym studiowała Tokarczuk, nie zareagowała zbyt skromnie? Zdecydowanie hojniej postąpił natomiast minister finansów, który postanowił zwolnić pisarkę z podatku od nagrody i zaproponował wprowadzenie tej zasady na stałe. Należy wspomnieć, że z podatku od Nagrody Nobla zwolniono już wcześniej Wisławę Szymborską. Również to wywołało falę nieprzychylnych komentarzy, będących głównie wynikiem niezrozumienia strategii promocji literatury i kultury polskiej na arenie międzynarodowej.

Przeciwwagę dla nieprzychylnych komentarzy stanowią tłumy w każdym miejscu, gdzie zjawia się pisarka. W Krakowie kolejka po autograf autorki była długa na ponad 300 m!

Bałkański dynamit Polskie media znacznie mniej uwagi poświęcają drugiemu nobliście, Austriakowi Peterowi Handkemu, chociaż sama jego nominacja wywołała ambiwalentne emocje, szczególnie w krajach dawnej Jugosławii. Kontrowersje wokół pisarza wynikają z tego, że Handke neguje to, że Serbowie dopuścili się ludobójstwa muzułmanów. Sytuacja ta niczym noblowski dynamit na nowo otwiera rany wojenne dawnej Jugosławii, w której wciąż widać skutki niedawnych walk, choćby w postaci nierozbrojonych pól minowych. Przez Serbów pisarz nazywany jest wielkim przyjacielem. Przez władze oraz dziennikarzy Albanii, Kosowa, Bośni i Hercegowiny negatorem zbrodni serbskich, w tym masakry w Srebrenicy, i miłośnikiem serbskiego nacjonalisty Slobodana Miloševicia, oskarżonego przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym o współudział w zbrodniach wojennych. Sam pisarz jednak nie przejmuje się słodko-gorzkim szumem medialnym, a nawet zdaje się z niego zadowolony. Jak oznajmił w wywiadzie dla belgradzkiego dziennika „Večernje novosti”: Miło mi, że Serbowie cieszą się z mojego Nobla. Ponadto, jak cytują serbskie portale: Czuję się szczęśliwy i zachwycony, ale i wyczerpany, jak po ciężkiej i długiej bitwie, w której zwyciężyła literatura. Obrońcy decyzji Akademii twierdzą, że poglądy Handkego należy oddzielić od wartości jego pisarstwa oraz wkładu w literaturę. Niektórzy dodają, że austriackiemu pisarzowi zawsze chodziło o prowokację i że jego niekonwencjonalne przekonania polityczne należy traktować jako próbę wyrwania myśli politycznej ze zbyt ciasnego gorsetu oraz sprowokowanie otwierającej debaty. Nieco inne spojrzenie na noblistę ma pisarz i krytyk literacki Hari Kunzru, który powiedział: Handke to niezły pisarz, który łączy głębokie spojrzenie z szokującą ślepotą etyczną. Warto


recenzje /

dodać, że Handke wzywał do zniesienia Literackiej Nagrody Nobla, nazywając ją fałszywą kanonizacją autora, która nic nie przynosi czytelnikowi. Jednak po otrzymaniu informacji o zostaniu laureatem powiedział dziennikarzom, że dziś nie myśli już w ten sposób. Tu także nasuwa się pytanie: czy da się oddzielić etykę i moralność artysty od jego twórczości? Nie tak dawno podobna debata pojawiła się po premie-

rze dokumentu Leaving Neverland, kiedy zaczęto bojkotować utwory króla popu w radiu. Kwestia odrębności wartości dzieła od poglądów autora pozostaje otwarta, ale niewątpliwie Komitetowi Noblowskiemu (po rocznej przerwie wywołanej seksaferą) laureat posypujący solą rany ludności bałkańskiej nie pomaga w odbudowie reputacji. Bez względu na medialny szum warto sięgnąć po książki obu noblistów i samodzielnie zbadać wy-

KSIĄŻKA

jątkowość literackch formuł obu pisarzy. U Tokarczuk składają się na nią wyobraźnia narracyjna wraz encyklopedyczną pasją przekraczającą granice, a u Handkego językowa pomysłowość badająca peryferie i specyfikę ludzkiego doświadczenia. Dopiero doświadczywszy specyfiki wykreowanych w ten sposób powieściowych światów, można potwierdzić lub podważyć słuszność tegorocznych decyzji Komitetu Noblowskiego. 0

źródło: materiały prasowe

Duchowe igraszki Erny Eltzner Początek XX w. – w modzie jest spędzanie

odprawia magiczne rytuały i knuje intrygi. Zatapia się w osobistych rozmyślaniach pani

wieczorów na seansach spirytystycznych i czy-

Eltzner i skrupulatnie notuje z Schatzmanem wszystkie wydarzenia z seansów z udziałem

tanie pierwszych prac zapowiadających świet-

badanej dziewczynki.

ność psychoanalizy Zygmunta Freuda. W tym

Wielogłos pozwala spojrzeć na wydarzenia oczami różnych osób, jednak nie pomaga w od-

czasie, w zwyczajnym wielodzietnym domu, do-

powiedzi na najważniejsze pytanie: czy Erna rzeczywiście jest medium? W toku wydarzeń

rasta Erna Eltzner, która późnej w pracy doktor-

przestaje to być takie jasne jak na początku, a zakończenie pozostawia czytelnika bez rozwią-

skiej Artura Schatzmana staje się E.E.

zania zagadki. Rzeczywistość splata się z tym, co pozaziemskie: trudno odróżnić prawdziwe

Do pewnego wieczoru nikt nie spodzie-

wydarzenia od fantazji bohaterów. Tokarczuk buduje klimat XX-wiecznego Wrocławia za po-

wał się, że w bladej, anemicznej dziewczynie

mocą drobnych szczegółów. Dzięki temu na pierwszym planie powieści pozostają duchowe pe-

może tkwić coś, co pozwoli jej zostać obiek-

rypetie Erny, a nie historyczna rekonstrukcja dawnych czasów. Surowy, minimalistyczny język

tem badań naukowych. Kiedy jednak Erna

tylko pozornie nie pozostawia miejsca dla wyobraźni. Wydaje się, że wszystko przekazywane

podczas zwyczajnej kolacji spostrzega nagle

jest wprost i należy to odczytywać bez większego zastanowienia, jednak w toku narracji obok

ducha swojego dziadka, jej sytuacja się zmie-

rzeczywistości subtelnie wyłania się inny wymiar.

nia. Matka, dostrzegłszy w niesamowitym

E.E. zapowiada to, co później stanie się cechami charakterystycznymi twórczości Olgi To-

darze córki możliwość awansu społecznego,

karczuk: magię przeplecioną z realizmem, precyzję w doborze słów i metafor, wieloznaczność

kilka razy w tygodniu organizuje wieczorki towarzyskie. Podczas spotkań każdy chętny

rozkwitającą na każdej kolejnej stronie.

K ATA R Z Y N A B R A N O W S K A

może porozmawiać ze zmarłym bliskim za pośrednictwem nastoletniego medium. Walter Frommer – przyjaciel rodziny, od lat zafascynowany magią i duchami – postanawia wy-

E.E.

korzystać Ernę nie tylko do potwierdzenia swojej wiary w zjawiska nadprzyrodzone, lecz

Olga Tokarczuk

także do tego, by zbliżyć się do jej matki. Pojawia się również Artur Schatzman – początko-

Państwowy Instytut Wydawniczy

wo sceptyczny wobec talentu dziewczynki, w końcu zajmuje się badaniem jej przypadku.

Rok premiery: 1995

W E.E., jednej z pierwszych powieści Olgi Tokarczuk, występuje wielu bohaterów. Postać, wokół której rozgrywa się akcja i o której wszyscy ciągle rozmawiają, to Erna. Jej

ocena:

88887

historia opowiadana jest z wielu perspektyw i większość osób przedstawia swój punkt widzenia w kilku odrębnych akapitach. Czytelnik razem z bliźniaczkami, siostrami Erny,

źródło: materiały prasowe

Powieść o tym, co czai się w ludziach Olga Tokarczuk napisała książkę nie-

Ta nowatorskość, polegająca na narracji patchworkowej i syntezie wniosków, sprawia,

zwykłą i wieloznaczną, opowiedzianą mię-

że lektura odkrywa przed czytelnikiem wiele aspektów nakłaniających do przemyśleń.

dzy jawą a snem, między konkretem a mi-

Stąd też bierze się tytuł książki. Dom dzienny reprezentuje to, co świadome, realne, zwy-

tem – stwierdził Mariusz Cieślik o Domu

kłe, a dom nocny to, co nieracjonalne, nieświadome, skryte. Tytuł stanowi preludium do

dziennym, domu nocnym w „Polityce”.

treści, która płytkie zamienia w głębokie, a ukryte wydobywa na światło dzienne.

Jego słowa dobrze oddają przedmiot tej

Niepowtarzalności dodają lekturze przesunięcia w chronologii, powiązane z fragmen-

recenzji – powieść rozbudowaną, wielo-

tarycznością tekstu i bogatą problematyką utworu oraz połączone z jego poetyckością

wątkową, tajemniczą, trochę przerażają-

i oniryzmem. Wszystko to sprawia, że Dom dzienny, dom nocny jest wyzwaniem intelek-

cą, dążącą do odkrycia prawdy.

tualnym, skarbnicą przemyśleń Olgi Tokarczuk, zbiorem wniosków, które warto zgłębić.

Dom dzienny, dom nocny postrzegany

JULIA USZYŃSKA

jest jako projekt epistemologiczny autorki, która powraca i bada swoją małą ojczyznę.

Dom dzienny, dom nocny

Sprawdza, jaki wpływ na teraźniejszość ma

Olga Tokarczuk

przeszłość i jakie zmiany zachodzą między

Bertelsmann

tymi dwoma materiami oraz zgłębia ich

Rok premiery: 1998

znaczenie w życiu człowieka. Na dzieje Nowej Rudy składa się historia zapisana w krajobrazie, ludziach i miejscach. Przez jej pryzmat autorka przygląda się mieszkańcom i szu-

ocena:

88888

ka odpowiedzi na pytanie o sens życia.

grudzień 2019


KSIĄŻKA

/ twórczość studencka

na górze róże na dole pjeski one po wierszach uleczą łezki

KONKURS Nie zostanę z Tobą Na Pigalle Ściana z płaczu Poruszam się we mgle. Biegnę tak przed siebie Nie wiem już jak długo. Ścianę spotykam. Mur mocny z tego co leży na duszy. Podchodzę wolno, palcami dotykam. Czuję wypustki, chropowate dziurki A szare to wszystko, brzydkie i brudne. Patrzę do góry, chcę znać odpowiedzi, Odgadnąć znaczenie tych cegieł trudne. Nie widzę podpory dla dłoni ni stóp Więc nie przeskoczę obaw, cierpienia, I nie zrozumiem swych prawdziwych pragnień. Bez resztek pożrą mnie smutne zwątpienia. Lecz może zapukam w tę ścianę cichą? I może ktoś z drugiej strony odpuka? Wtedy istniałaby dla mnie nadzieja, Że inny zgubiony też siebie szuka.

J U L I A WAR DA KOW S K A

Mówiła, spotkamy się gdy zakwitną przy placu kasztany Ona jak zwykle nie przyszła o czasie Bo to taka dziewczęca zabawa Przychodzi gdy jej się nie chce Przychodzi gdy nią gardzisz myślą i czynem Bo to taka chłopięca zabawa Tylko szkoda jej kasztanowego warkocza Twoich wodzących za jej plecami kasztanowych oczu Spogląda na nich pilot bombowca Po chwili rozmyślań, myśl przeradza w czyn, zrzuca bombę, Kasztanowe ludziki, kasztanowej miłości Ich kończyny niczym wykałaczki miotają się po placu Czyja jest która, tylko pilot jeden wie Kto czytał ten bomba!

M I KO Ł A J S TAC H E R A

boisz się? ciągle to słyszę. zwariowałaś? dziewczyna sama… boisz się? boję się. bardzo i zawsze. boję się, że w łóżku udając, że śpię, będę leżała bezwładnie, a jutro będę musiała zrobić to samo. boję się, że nie zrozumiem… a gwiazdy nie mają w sobie wszystkich odpowiedzi. zrobię wszystko - skoczę, bo boję się nie przeżyć. zrobię wszystko tylko dla uczucia, nawet dla strachu. zrobię wszystko, a Ty nie zrobisz nic. złapię auto po drodze, może jakiś żółty autobus i dojadę dorożką na koniec świata, a Ty… Ty zostaniesz.

I Z A B E L A KO Ł A KOW S K A

GRABARZ-BALETNICA Tego ranka moja kabina prysznicowa postanowiła zostać hipisem i zapuściła włosy. Wyhodowała kruczoczarne i długie na około 5 cm kłaki w swoim odpływie. W skali obrzydliwości to zjawisko, w Rankingu Wymiototwórczych Rzeczy Jakie Widziałam, uplasowało się na trzecim miejscu, zaraz po filecie z kurczaka, którego to przez około tydzień rozmrażał mój współlokator. Włosy w odpływie też były osobliwą pamiątką po jednym z kolegów z akademika, aspirującego chyba do zostania fryzjerem. Czułam, że obowiązek zlikwidowania zakłaczonego odpływu spoczywa na mnie, więc z miną Marii Antoniny idącej na szafot odkręciłam wodę. Nie miałam zamiaru dotykać tej obrzydliwej pamiątki po współlokatorze i liczyłam na nagłe zniknięcie całej czarnej kępki w czeluściach rur. Niestety, przez mój genialny pomysł zapchałam odpływ i jedyne, co mi pozostało, to w panice zakręcać kurek, żeby tylko woda nie zaczęła wypływać poza brodzik. Myślałam, że włosy będą najobrzydliwszym znaleziskiem tego ranka i po prysznicu w drugiej kabinie, w której przeciekał sufit, byłam pełna nadziei na nawet miły dzień. Myliłam się. W kuchni śmierdziało tak, jakby coś w niej zdechło. Ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście tak się stało. W dużym, czerwonym wiaderku leżał zanurzony w wodzie zdechły karp. Nie, przesadziłam. Zanurzony to on całkiem nie był. Ledwo mieścił się w wiaderku i pod wodą był tylko jego ogon. Po wystającej ponad wodę głowie spacerowała mucha. – Musimy pochować Pompona – usłyszałam zza moich pleców głos współlokatorki. [Frgment opowiadania. Całość dostępna na stronie internetowej Magla.]

MARTYNA ZIĘBA

34–35


twórczość studencka /

KSIĄŻKA

LITERACKI ***

Jedna myśl

Leżymy na łóżku Ona naga i ja nagi. Głaszcze mnie po udzie, zimną ręką. Drugą dotyka, tam gdzie boli. Namalowane na ścianie ptaki siedzą na cieniu pobliskiego drzewa, a ona jak to ona: wybucha spada skacze znika wraca gryzie płacze wrzeszczy w niebogłosy. Daj już spokój Nie bawi mnie to. A ona znowu: łapie tam gdzie lubię, gdy nie lubię. Patrzy spode łba pustymi oczami pełnymi przyszłości i zaśpiewać mi zostaję dysforio moja, dysforio.

SZYMON KARPIŃSKI

Niebo z pełną jasnością chmury szare bieli tęcza Nadal ciemny zachód walczy o światło Cisza nieziemska, wciąż obserwowana Sarnie oczy wielkie szarość w polach, drzewach spokojny kolor wschodu, jak opisać piękno tak wielkie? Poziom ziemi – zimny, ciemny cisza rośnie godnie w niebo poziom gór – czerń lasów wielka i pozorna Mgła? Pewności nie mam. Cisza przecięta życiem, trzepotem drobnych skrzydeł szarość nocy z dniem zmieszana pusta droga zajęta zimnym powietrzem wszystko widzę w zadumie, zachwycie chwili złote zboże leżące bez ruchu, nie śmie zakłócać spokoju czwartej godziny nawet wiatr ucichł poziom nieba – przez chmury ciemne widać złoto, biel, pomarańcz, fiolet, róż – boskie kolory blaknące w miarę rośnięcia odwrócone schody do nieba krótkie słowa naprzeciw wielkiej przestrzeni czy to koniec? Nie to dopiero początek dnia bo noc odeszła ale powróci, a z nią cisza i chłód A potem znowu będzie czwarta i wróci spokój i delikatność wstającego nieba ciche kroki szelest liści nigdy nie myślałam że spotkam Boga dopiero teraz widzę, promienie słońca odbite od siebie niebo już pełne kolorów i blasku unosi się nad ziemią Z wdziękiem otwiera się na życie kolejne skrzydła, jest ich coraz więcej słońce pali drzewa, czerwienią przecina je w pół, a one wdzięcznie rzucają długie cienie, ale to tylko Czwarta nad ranem już mija i wszystko się kończy W słońcu skąpane to wszystko tak dalekie a jednak sercu bliskie.

O L I W I A Ś W I ĄT E K

Konkurs literacki Jeśli chcesz podzielić się swoją twórczością, przenieś ją z szuflady na stronę największego czasopisma studenckiego w Polsce. Wyślij swój wiersz lub fragment prozy do 10 stycznia 2019 na adres: konkurs.literacki@magiel.waw.pl Wyniki następnych edycji ukażą się w kolejnych numerach.

grudzień 2019


FILM

/ najlepsze filmy

Leżę na prowadzeniu w kanciapie z 25-ma redaktorami okładkowy leci 10-cio s. Jebla idzie dostać Trzymajcie się w tym Maglu !!!

Maglowy top ostatnich dziesięciu lat 10 redaktorek i redaktorów. Ponad 60 różnych dzieł. Przed Wami najlepsze filmy lat 2010–2019 według Magla. wiat się zmienia – można by powiedzieć, na widok zwycięzcy naszego rankingu. Wybór filmu o miłości człowieka do sztucznej inteligencji wspaniale zresztą dopełnia tekst o wpływie technologii na ludzki umysł, który ukazał się na łamach Magla w poprzednim numerze [iManiacs/ Magiel 183]. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że artyści wciąż krążą wokół tych samych motywów – nostalgii i miłości, często jednocześnie. Na liście znajduje się zarówno kilka uniwersalnych historii, jak i parę fabuł silnie osadzonych w obecnych czasach i mierzących się z aktualnymi problemami. Nasza topka to idealny przewodnik po wszelkich zbiorowych lękach, pragnieniach i problemach ostatnich dziesięciu lat.

Ś

1. Ona (32 pkt.) Smutek, samotność i nietuzinkowa miłość. Czy zakochać się można tylko w człowieku? Film Ona zmusza do zajrzenia w głąb siebie, przeanalizowania naszego id, tego, co czyni nas ludźmi, zatrzymania się na chwilę i spojrzenia w przyszłość. Dzieło Spike’a ­Jonze’a rozrywa serce, jednocześnie dając nadzieję na to, że miłość, choć często bolesna,

zawsze jest wartościowa i piękna. Należący do nikogo, a jednak uwodzący głos Scarlett Johansson, wąs Joaquina Phoenixa, przypominający dotykające się noskami pieski, tworzą w akompaniamencie delikatnego pianina Arcade Fire realistyczno-magiczny klimat niczym z powieści Murakamiego i niezwykłą perełkę filmową, której nie sposób się oprzeć.

2. Whiplash (30 pkt.) Pełnometrażowy debiut Damiena Chazelle’a, powstały na bazie jego shorta o tym samym tytule, błyskawicznie wdarł się na filmowe listy przebojów. Niezwykle dynamiczna relacja pomiędzy jednym z utalentowanych studentów a nauczycielskim tyranem co rusz przekracza kolejne ekstrema. Wymierzony co do klatki montaż ujęć potrafi uderzyć zarówno trzema cięciami na sekundę, jak i minutowym, nieruchomym mastershotem. Whiplash niesie za sobą niepowtarzalną muzyczną energię, opowiadając o ambicji i pytając, w którym momencie staje się ona chora i destrukcyjna. Całości obrazu dopełniają doskonałe aktorskie kreacje Milesa Tellera i amerykańskiego Janusza Chabiora, czyli J.K. Simmonsa. Film obowiązkowy nie tylko dla miłośników jazzu.

Ona, reż Spike Jonze: Joaquin Phoenix Zasady punktacji: 1. miejsce – 10 pkt. ... 10. miejsce – 1 pkt.

ALEKSANDRA DOBIESZEWSKA

1. Początek 2. Whiplash 3. Ona 4. Interstellar 5. Nędznicy 6. Django 7. Koneser 8. Tylko kochankowie przeżyją 9. Bohemian Rhapsody 10. Twój Vincent

36–37

T O M A S Z D W OJ A K

1. Życie Adeli – Rozdział 1 i 2 2. Roma 3. Moonlight 4. Wielkie Piękno 5. Drive 6. Tamte dni, tamte noce 7. The Florida Project 8. Lobster 9. Wszystkie nieprzespane noce 10. Dzicy chłopcy

ANNA GIERMAN

1. Ona 2. Tamte dni, tamte noce 3. Portret kobiety w ogniu 4. Toni Erdmann 5. Parasite 6. Niemiłość 7. Pewnego razu... w Hollywood 8. Dziewczyna 9. Dzicy chłopcy 10. Lady Bird

3. Ghost Story (28 pkt.) Duch jest pojęciem niemalże tak starym jak sama kultura. Te pozamaterialne ludzkie istoty często miały objawiać się w miejscach związanych z ich życiem doczesnym, buszować po opuszczonych budynkach i karać ludzi, którzy odważyli się naruszyć ich spokój. David Lowery zwraca jednak uwagę na jeden szczególny aspekt tych wierzeń – ducha zawsze coś u nas trzyma. To proste założenie stanowi silną podstawę, na której stoi Ghost Story, piorunujący film, którego gatunek można określić mianem horroru metafizycznego. Duch u Lowery’ego nie jest potężną siłą nadprzyrodzoną. To zagubiony upiorek, który błądzi po świecie, nieustannie szukając tego, co już minęło. Przez większość czasu tej podróży nie towarzyszy żadne słowo – o śmierci powiedziano już wiele, czy wszystko jednak pokazano?

4. Wielkie piękno (24 pkt.) Wielkie piękno to film o nostalgii za dawno minionymi latami świetności autora popularnej powieści Jepa Gambardelli, a także jego miasta – Rzymu. Paradoksalnie, większość widzów kojarzy tę produkcję głównie ze scenami dekadenckich imprez, na których do rana zabawiają się rzymskie elity. Jep, choć jest zawsze w centrum towarzystwa, cynicznie obnaża jego wszechobecne zakłamanie i próżność. Film Sorrentino czerpie nawet nie tyle z Felliniego (często recenzenci porównują dzieło do Słodkiego życia), ile z Prousta – pojawienie się nieznajomego, który informuje Jepa o śmierci jego ukochanej z czasów młodości, wywołuje w nim dawno już zapomniane odczucia i przywraca wenę. Akcja jednak toczy się niespiesznie od jednego przyjęcia do drugiego, a dominującym nastrojem jest melancholia. Oglądając nagrodzone Oscarem dzieło Sorrentino, dosłownie obcujemy z wielkim pięknem kinematografii.

KLAUDIA JANUSZEWSKA

1. Twój Vincent 2. Joker 3. Ona 4. Manchester by the Sea 5. Django 6. Pewnego razu w… Hollywood 7. Incepcja 8. Whiplash 9. Tamte dni, tamte noce 10. Bohemian Rhapsody

JULIA KIECZKA

1. Paterson 2. Miłość 3. Lobster 4. Midsommar 5. Whiplash 6. Wszystkie nieprzespane noce 7. Ona 8. Czarny łabędź 9. Zimna wojna 10. Suspiria


najlepsze filmy /

FILM

5. Wszystkie nieprzespane noce (22 pkt.) To nie jest moralizatorski film o życiu. To nostalgiczny film o zabawie. Chociaż nie brakuje w nim przeintelektualizowanych, improwizowanych dialogów, to linearny bieg wydarzeń ustępuje miejsca nieuporządkowanej kolekcji wspomnień w stylu „dziesięć najlepszych pocztówek z młodości”. Choćby z tego powodu dzieło Michała Marczaka to nie film, który należy zrozumieć i przetrawić, ale obraz, który powinno się poczuć i dać się w niego wciągnąć przez podążanie za świetnie pracującą kamerą i obserwowanie zachowujących się aż nadto naturalnie bohaterów. Tylko wtedy istnieje szansa, że sami zadamy sobie pytanie: czy to właśnie nie przez zabawę osiągamy pełnię życia?

5. Tamte dni, tamte noce (22 pkt.) Ciepłe lato 1983 r., gdzieś w północnych Włoszech. Elio (Timothée Chalamet) spędza wakacje w cieniu morelowych sadów, czytając książki i przepisując nuty. Dni płyną wolno i monotonnie, do czasu aż do willi rodziców chłopca przyjeżdża wyjątkowo charyzmatyczny i inteligentny student. Mimo początkowej niechęci Elia do pewnego siebie Olivera (Armie Hammer), chłopak powoli zaczyna doceniać czas spędzany z Amerykaninem. Wycieczki rowerowe wzdłuż zabytkowych uliczek, długie śniadania na tarasie, kąpiele w basenie i urywane rozmowy. W Elio rodzi się zupełnie nieznane uczucie do starszego o siedem lat mężczyzny, który również okazuje się darzyć chłopca sympatią.

7. Lobster (21 pkt.) Świat w utworze Jorgosa Lantimosa jest utopijną wizją przyszłości, w której panują zasady niepokojące współczesnego widza przyzwyczajonego do swobody zawierania związków. Tutaj samotność jest zakazana, a cała idea miłości zostaje poddana deformacji. Główny bohater, grany przez Colina Farrella, po rozstaniu z żoną musi udać się do hotelu, w którym w ciągu 45 dni ma za zadanie znaleźć nową partnerkę. W przypadku niepowodzenia zostanie zmieniony w wybrane przez siebie MICHAŁ KUROWSKI

1. Polowanie 2. Ghost Story 3. Ex Machina 4. Baby Driver 5. Nietykalni 6. Whiplash 7. Honorowy obywatel 8. Syn Szawła 9. Manchester by the Sea 10. Niemiłość

W OJ C I E C H P I O T R O W S K I

Tamte dni, tamte noce, reż Luca Guadanino: Timothée Chalamet, Armie Hammer zwierzę. Surowość, formalność i chłód filmu wyolbrzymiają zawarty w nim absurd, a jednocześnie w odbiorcy pojawia się myśl, że nie wszystkie elementy tego konceptu są zupełnie nieprawdopodobne.

8. Parasite (20 pkt.) Im mniej wiecie o Parasite przed seansem, tym lepiej. Każdy opis fabuły czy zwiastun zdradzi zbyt wiele. Mimo to wcale nie jest to film efekciarski, którego jakość sprowadza się jedynie do dostarczania widzowi kolejnych zaskoczeń. Koreański reżyser Bong Joon-ho stworzył kino satysfakcjonujące pod każdym względem. Parasite uwodzi wielobarwnym humorem, znakomicie napisanymi i zagranymi postaciami, umiejętnym budowaniem kontrastujących ze sobą obrazów (co ma znaczenie zarówno dla poruszanej w filmie tematyki, jak i sfery wizualnej) oraz wartką akcją, której dalszych segmentów nie sposób przewidzieć.

9. Grand Budapest Hotel (19 pkt.) Filmy Wesa Andersona da się rozpoznać już po kilkusekundowym urywku. Perfekcyjnie symetryczne kadry, prostopadłe ruchy kamerą i wymuskana kolorowa scenografia. Precyzyjny styl można pokochać albo nie. Natomiast wszyscy zgodzą się co do jego wpływu na świat designu i mody w ostatniej dekadzie. Grand Budapest Hotel to uczta dla widza. Kry-

1. Grand Budapest Hotel 2. Parasite 3. Czarna Pantera 4. Wielkie piękno 5. Roma 6. Nienawistna ósemka 7. Zjawa 8. Kraina lodu 9. Incepcja 10. Czarne lustro: Bandersnatch

HANNA SOKOLSKA

1. Wielkie piękno 2. Grand Budapest Hotel 3. Koneser 4. Whiplash 5. Tamte dni, tamte noce 6. Parasite 7. Madeline i Madeline 8. Tylko kochankowie przeżyją 9. Lobster 10. Birdman

minalno-komediowa historia konsjerża słynnego hotelu i jego młodego adepta oczarowuje zjawiskową scenografią, błyskotliwymi dialogami i oscarową muzyką Alexandre’a Desplata. Piękna dekoracja skrywa hipnotyzującą i groteskową historię, która choć może wydawać się tylko ciągiem nieco absurdalnych scen, w przenikliwy sposób opowiada o nostalgii, miłości i dorastaniu.

10. Roma (15 pkt.) Meksykański twórca Alfonso Cuarón powraca w Romie do kraju lat dziecinnych. Co ciekawe, protagonistką utworu czyni gospodynię domową – Cleo. Sam film skrywa wiele osobistych dramatów, pozbawionych jednak egzaltacji niczym główna bohaterka, niejako wpisujących się w prozę życia i dopełniających ją. Dramatów często niedopowiedzianych. W końcu mama zwykle zamykała przed nami drzwi, gdy chciała powiedzieć coś ważnego tacie. W Romie Cuarónowi udało się oddać specyficzny rodzaj nostalgii, odczuwanej niemal fizycznie. Naturalistyczne dźwięki otoczenia – szczekających psów czy szumiących samochodów – i wyostrzone, panoramiczne kadry, często z oślepiającym światłem słonecznym przysłaniającym częściowo pole widzenia sprawiają, że bardzo łatwo zanurzyć się we wspomnieniach reżysera. 0

M AT E U S Z S K Ó R A

1. Ghost Story 2. Syn Szawła 3. Lobster 4. Wszystkie nieprzespane noce 5. Dzika grusza 6. Sieranevada 7. Mad Max: Na drodze gniewu 8. Tajemnice Silver Lake 9. Ona 10. Kochankowie z Księżyca

JACEK WNOROWSKI

1. Siedzący słoń 2. Ghost Story 3. Wszystkie nieprzespane noce 4. La La Land 5. Moonlight 6. The Florida Project 7. Tak piękny dzień 8. Sekrety morza 9. Blade Runner 2049 10. Drive

grudzień 2019


fot. Monument, reż. Jagoda Szelc

FILM

/ Jagoda Szelc

Pierwsza czarodziejka polskiego kina

T E K S T:

Z U Z A N N A P OWAG A

Zapraszam was jako świadka moich wzruszeń – to parafraza Gombrowicza, którą Jagoda Szelc wypowiada niemalże w każdym swoim wywiadzie i zarazem myśl, która przewodzi jej w każdym filmowym projekcie. rodzona 10 lutego 1984 r. Jagoda Szelc to wrocławska reżyserka (bądź reżyserzyca albo reżysamica, bo choć reżyserka to poprawna forma żeńska, jej kojarzy się z pomieszczeniem) i scenarzystka filmowa, należąca do wciąż kształtującego się pokolenia, tzw. polskiej awangardy kina poszukującego. Nurt ten charakteryzuje się osobliwą postawą artystyczną tj. ciągłym kwestionowaniem własnej twórczości i budowaniem historii, bazując na przyszłości, bez spoglądania wstecz.

U

Pędzle, farby i kamera Szelc nie od początku wiązała swoją karierę z kinematografią. Jest absolwentką Wydziału Grafiki i Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Jednakże, jak sama wspomina, nie została stworzona do kształcenia się w tym kierunku i cały okres studiów przesiedziała w pracowni malarskiej. Gdy zdawała na prestiżowe Royal College of Art w Londynie, rozmowa rekrutacyjna zboczyła na filmowe tory i zapytana o to, dlaczego nie podąża w tę stronę, nie potrafiła zebrać myśli i zgrabnie udzielić racjonalnej odpowiedzi. To jedno pytanie, oraz podniesienie opłaty za studia na brytyjskiej uczelni, skłoniło ją do tego poruszenia swojego życiowego pionka w inną stronę na planszy i zaaplikowania na Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną im. Leona Schillera w Łodzi (PWSFTViT). Do łódzkiej „filmówki” trafiła bez żadnego doświadczenia, w przeciwieństwie do znajomych z roku, którzy najczęściej kończyli Przedszkole Filmowe w Szkole Wajdy. Na pierwszym roku postanowiła, że będzie brała udział we wszystkich możliwych realizowanych na uczelni produkcjach i łapała się każdej pracy, która jakkolwiek przyczyniała się do produkcji filmu – od noszenia kawy po bycie drugim reżyserem. Podkreśla, że żadnej z nich się nie wstydzi. Dyplom ukończenia studiów na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej otrzymała w 2018 r., mając na koncie wiele etiud szkolnych i jeden film pełnometrażowy.

38–39

Sukces na start Pierwszy pełny metraż Szelc Wieża. Jasny dzień. zdobył nagrodę za najlepszy debiut reżyserski oraz za najlepszy scenariusz na Festiwalu Filmowym w Gdyni w 2017 r., a także Paszport „Polityki” w kategorii Film. Opisy na różnych portalach filmowych czy stronach internetowych mówią sucho, że jest to historia rodziny, przygotowującej się do uroczystości pierwszej komunii świętej córki jednej z głównych bohaterek. Czyżby znów rozwiązywanie ciągnących się latami rodzinnych scysji i Polska katolicka, modląca się na kolanach? Nic bardziej mylnego. Ten film to znacznie więcej, głębiej – świecąca bielą alba, drewniany krzyż i sielski krajobraz Kotliny Kłodzkiej to tylko utkany złudzeniem baldachim narzucony na mroczne sekrety bohaterów. Za polnymi kwiatami czai się groza, świeże powietrze zaczyna dusić, śpiew ptaków przestaje być kojący. Niemniej to kompozycja jest tym elementem, który intryguje. Wieża. Jasny dzień. to utwór podlegający zmianom, nieustannie się przepoczwarzający, aczkolwiek wciąż bardzo naturalistyczny – hybryda kina autorskiego i gatunkowego – początkowo dzieło psychologiczne, a finalnie kino filozoficzne, zakrawające o thriller. To niekonwencjonalne, innowacyjne podejście do ruchomego obrazu sprawiło, że rektor uczelni Mariusz Grzegorzek powtarzał: Jagoda, to jest film dla sześćdziesięciu pięciu widzów, z czego trzech wyjdzie. Takie podejście ukształtowało w niej przejrzystą i dojrzałą postawę artystyczną, opierającą się na założeniu, że widz jest autonomiczny i nie należy go patronizować, a raczej pozwolić mu na pełną hermeneutykę danego tworu .

Wolność jest bezcenna

Pozytywny odbiór debiutu sprawił, że pani Jagoda zignorowała przesąd o „klątwie drugiego filmu” i jej kolejne dzieło Monument wyszło już w 2018 r Jest to jednak bardziej eksperyment albo odpowiednik krańcowego bieguna dla kina autorskiego; coś, co jedynie przyjęło nazywać się filmem. Monument to projekt powstały na potrze-

by zakończenia roku dla studentów aktorstwa na PWSFTViT – rytuał zamknięcia dla dwudziestu początkujących aktorów, ograniczony jedynie ich umiejętnościami i dwudziesto-tysięcznym „nanobudżetem”. Dzieło Szelc to doświadczenie z pokroju tych przeszywających, po których mózg staje w poprzek i nie jest w stanie zwerbalizować ani jednej odczuwalnej po wyjściu z kina emocji. Przed projekcją na ekranie pokazywane jest zaledwie jednominutowe zaproszenie pani Jagody, w którym mówi: nie opierajcie się, nie wszystko zrozumiecie od razu. Nie dajcie sobie wmówić, że z kina wychodzi się z jakąś konkretną interpretacją, do której należy przekonywać innych. Liczy się tylko wasza. Urodziliście się jako ludzie wolni i proszę was, pozostańcie nimi w czasie seansu. Do sukcesu „filmu”, tj. wygranej na festiwalu OFF CAMERA w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych w 2019 r. w głównej mierze przyczynił się rzemieślniczy warsztat pani Jagody, w którym higiena pracy stanowi priorytet. Reżyserka wychodzi naprzeciw piramidalnej strukturze pracy na planie i podchodzi do aktora jako do współtwórcy, a nie jako do kukiełki mechanicznie produkującej to, co jest zapisane w scenariuszu. Swój zawód opisuje nie jako tworzenie filmu, a jako praktykowanie robienia filmu, uzasadniając, że za każdym razem pracuje z innym zespołem, a co za tym idzie, opracowuje inne metody pracy. Jagoda Szelc to niezwykłe objawienie na patriarchalnej scenie reżyserskiej, powiew świeżości i niespodziewana, obiecująca wolta w polskim kinie. Wrażliwa na słowo i szanująca wolność, traktuje film jako niekończące się źródło poszerzenia horyzontów. Jako kreatorka symbolicznej kompozycji wizualnej nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, o czym jest film, woli wiedzieć, jakie myśli i uczucia generuje. W swoich utworach stawia na odkrycie nowych synaptycznych połączeń, na włosy stające dęba w innym kierunku niż dotychczas i na oczy skierowane nie tylko na niebo i ziemię, nie tylko w cztery strony świata. 0


recenzje/

FILM

Portret fundamentalisty w wieku młodzieńczym W f ilmie braci Dardenne nie znajdziemy taniego sentymentalizmu ani monumentalnej opowieści o odkupieniu. Swojego bohatera przedstawiają z niemal dokumentalistycznym dystansem. Wszystko dzieje się w mikroskali – podglądamy Ahmeda w domu, w szkole, w ośrodku. Jednocześnie nie czujemy z nim zupełnie żadnej bliskości. Jego obsesyjność i fundamentalizm oddzielają go grubym murem nie tylko od osób towarzyszących mu na ekranie, lecz także od widzów. Ahmed na zewnątrz pozostaje zupełnie beznamiętny, dlatego patrząc na jego pobyt w ośrodku, mamy wrażenie, jakbyśmy towarzyszyli w nieudanym eksperymencie, a nie w wewnętrznej przemianie bohatera, w którą nie wierzymy ani przez chwilę. Bo kiedy Ahmed mówi o przebaczeniu, jednocześnie ostrzy w pokoju szczotecz-

fot. materiały prasowe

kę. A kiedy zaczyna podrywać go dziewczyna, u której rodziców pracuje w ramach

Młody Ahmed (Jean-Pierre i Luc Dardenne) Premiera: 06.12.2019

resocjalizacji, prosi ją, żeby przeszła na islam – wtedy grzech będzie mniejszy. Nie oznacza to, że Młody Ahmed pozostaje historią przypadku beznadziejnego. Jest raczej opowieścią o fundamentalizmie kiełkującym na łonie liberalnej Europy i o braku wzajemnego zrozumienia. Racje Ahmeda są dla nas równie abstrakcyjne, co dla niego te wykładane przez matkę, nauczycielkę i pracowników ośrodka. Pojawia się jednak scena, która daje nadzieję na odejście Ahmeda od religijnego zaślepienia i dostrzeżenie w innych ludziach odbicia własnej kruchości. I tak jak

Ahmed, trzynastolatek z Belgii, do pewnego czasu przypominał wszystkich swoich ró-

A hmed to młody chłopak zaślepiony wielką ideą, tak f ilm braci Dardenne pozostaje

wieśników. Wychowany w liberalnej muzułmańskiej rodzinie na ścianach wieszał popularne

małą opowieścią o wielkich sprawach.

plakaty, a w wolnych chwilach grał z bratem na PlayStation. Jednak ten Ahmed pozostaje

URSZULA SZURKO

poza zasięgiem naszego wzroku. W momencie rozpoczęcia filmu chłopak już od miesiąca zamiast rówieśników wybiera spotkania z miejscowym imamem. Ten uczy go o słuszności dżihadu i nienawiści do wrogów islamu. Ich uosobieniem staje się dla nastolatka jego nauczycielka, którą atakuje nożem, za co trafia do ośrodka resocjalizacyjnego.

ocena:

88877

Żyjemy w cyrku innych. Tym samym sezon piąty był rodzajem samokrytyki, czy aby na pewno BoJack

Horseman nie wywołuje negatywnej reakcji wśród własnych widzów. Szósty sezon kontynuuje koncepcję krytyki, a jednocześnie jest wspaniałym początkiem trudnego i długiego końca. W kultowym odcinku piątego sezonu Free Churro, tytułowy bohater mówi: Nie da się mieć szczęśliwych zakończeń w sitcomie, nie do

końca, ponieważ jeśli wszyscy są szczęśliwi, to serial musiałby się skończyć . Poprzez światełko w tunelu, które jawi się przed BoJackiem, można zauważyć nieubłagalny koniec serialu. Te osiem odcinków ukazuje, w jaki sposób pełen zawiści BoJack nie tylko walczy z uzależnieniem, lecz także poszukuje zrozumienia i rozważa kwestię swojej osobistej przemiany. I choć animacji zawsze daleko było do klasycznych sitcomów, to w pierwszej połowie szóstego sezonu twórcy zdają się paradoksalnie dążyć właśnie

fot. materiały prasowe

do szczęśliwego zakończenia.

BoJack Horseman (sezon 6, cz. 1) Premiera: 04.10.2019 (Netflix)

Można odnieść wrażenie, że serial wciąż opiera się na pytaniu, które BoJack zadał Diane na samym początku: Czy jestem dobrą osobą?. Finalne odcinki pokazują, że jeszcze nie jest za późno, a trwała zmiana w postępowaniu okazuje się osiągalna. Ale trudno powiedzieć, żeby historia BoJacka nagle stała się wesołym show, w którym wszystko, co złe, zostanie zapomniane, a główny bohater bezkompromisowo uzyska odkupienie. Mimo tego, że odcinki są wielowątkowe, z pewnością możemy w nich wyróżnić główny temat – BoJack się stara i faktycznie przystępuje do działania. Widzimy jego historię przewi-

Podczas pięciu sezonów BoJacka Horsemana serial zawarł w swojej fabule nie-

jającą się przez życie innych postaci, dokonującą zmiany w ich nastawieniu do siebie, świata

zliczoną liczbę mrocznych problemów społeczeństwa – depresja, uzależnienia czy

i samego BoJacka. Przy okazji nowe odcinki starają się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób

głęboka chęć bliskości z drugim człowiekiem – a barwny świat Hollywoo (sic) stał

po tylu latach da się jeszcze naprawić zniszczone relacje, skoro nawet BoJack stwierdza, że

się satyrą na korupcję show-biznesu. W trakcie rozwoju serii, jej twórca, Raphael

w tym momencie jego przeprosiny prawdopodobnie nic nie znaczą. Nie można więc na razie

Bob-Waksberg, zwrócił uwagę na to, w jaki sposób sitcom wpływa na odbiorców.

mówić o triumfie bohatera, szczególnie że wspomnienia jego niechlubnej przeszłości wracają,

Podczas gdy BoJack (Will Arnett) wcielał się w piątym sezonie w rolę antybohatera,

a ostatni odcinek zapowiada finał, który zapewne będzie dla BoJacka największą próbą.

detektywa Philberta, Diane kwestionowała to, czy czarne, pozbawione moralności

IZABELA KOŁAKOWSKA

charaktery sprowadzają odbiorców na złą drogę. Tym samym poddała krytyce słowa BoJacka: Wszyscy jesteśmy okropni, więc wszyscy jesteśmy w porządku. A przecież nie powinno się normalizować swojego okrucieństwa poprzez porównywanie się do

ocena:

88887 grudzień 2019


SZTUKA

/ Pewnego razu... w Hollywood

„Granica między fantazją a rzeczywistością była u mnie zawsze beznadziejnie zamazana.”

Pewnego razu... u Tarantino Nagroda Palm Dog, 367 mln dol. przychodu z biletów, Miasto Aniołów, Quentin Tarantino i… spełnione marzenia. Rafał Zawierucha w filmie Pewnego razu w Hollywood wcielił się w rolę Romana Polańskiego i tym samym wszedł na salony w towarzystwie największych gwiazd XXI w. Schodzić z podium na razie nie zamierza, wręcz przeciwnie, szczególnie że cały świat stoi dla niego otworem. R O Z M AW I A Ł A :

K L AU D I A JA N U S Z E W S K A

MAGIEL: Pewnie się pan domyśla, że rozmawiać będziemy o Pewnego razu w Hollywood. R AFAŁ Z AW I E R U C H A : Tak, chociaż ostatnio też rozmawiam

o tym, że nasz polski tytuł powinien raczej brzmieć Dawno temu w Hollywood , bo u nas tak zaczynają się bajki. A to pewnego rodzaju sugestia, że to jest baśń, że wszystko mogło potoczyć się właśnie tak jak w filmie.

Pan był w Hollywood, i to całkiem niedawno. I co, idzie się tymi ulicami i faktycznie czuć, że to Miasto Aniołów? Różnych aniołów. Zarówno aniołów, które upadły, jak i tych, które istnieją w świadomości artystycznej – aniołów aktorskich, aniołów sztuki. Na pewno czuć, że jest to świat filmowy. Każdy zaułek, każda ulica, knajpa – to wygląda dokładnie tak, jak w produkcjach amerykańskich. Wczoraj znowu obejrzałem Wściekłego byka z Robertem De Niro i naprawdę są tam te wszystkie ikony architektury. Tak właśnie jest w Los Angeles. To samo Aleja Gwiazd, która przyciąga turystów z całego świata.

Czy tam jest taka hierarchizacja, że albo są ludzie z wyższych sfer, albo z tych najniższych? Aż tak nie wiem, nie umiem tego ocenić, natomiast pewne jest, że każdego traktuje się jak człowieka.

Spotkał pan ludzi, których my odbieramy jako nierealnych. Widzimy ich w telewizji i idealizujemy. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żebym mogła spotkać Leonarda DiCaprio albo Brada Pitta, oni są dla mnie wyimaginowani, jak postacie z kreskówki. Nie, to normalni ludzie, którzy są równocześnie bohaterami z ekranu.

Ale czuć coś takiego, że jak się z nimi spotyka, to istnieje przepaść? Że to jest jednak ktoś… Może ta przepaść polega na tym, że po prostu to są najlepsi aktorzy, z najwyższej półki. Nam się często wydaje, że to ludzie nie z tej ziemi. Nie miałem takiego po-

40–41


Pewnego razu... w Hollywood /

SZTUKA

czucia, oni też nie dali mi tego odczuć. Po prostu razem pracowaliśmy. Oczywiście mieli swoją przestrzeń, campery, i nie było tak, że siedzieliśmy razem w namiocie, czekając na scenę. Ale kiedy byliśmy już razem na planie, to mogliśmy sobie pogadać.

Miał pan dość niecodzienną sytuację, będąc otoczonym przez same sławy. Może porównywał się pan do innych albo zastanawiał się, co pomyślą o pańskiej grze. Czy nie wybijało to z roli?

Pewnego razu... w Hollywood, reż. Quentin Tarantino: Leonardo diCaprio, Brad Pitt

Miałem zaufanie do reżysera i robiłem to, czego on ode mnie oczekiwał. Nie patrzyłem na to, jak mnie ktoś inny ocenia. Chciałem zagrać jak najlepiej. Jestem aktorem, który lubi „wtoczyć się” w postać tak, żebym to w sumie nie był ja. Oddzielam bohatera od siebie i jednocześnie używam siebie jako instrumentu do nałożenia innego charakteru, sposobu bycia. W Pewnego razu... moim głównym zadaniem było stworzenie postaci Romana Polańskiego. On pojawia się tam przecież na chwilę, nie jest jednym z głównych bohaterów akcji filmu. A jednak o nim się mówi.

A samo stworzenie postaci Polańskiego? Tak jak pan mówi, jego osoba pojawia się tylko w kilku scenach. Miał pan tylko moment żeby pokazać, że to bohater wart uwagi. Więc jak pan do tego podszedł? Tak, jak mnie uczyli w szkole, czyli wyobraziłem sobie postać i jej charakter. W przypadku tej roli miałem o tyle łatwiej, że mogłem obejrzeć wywiady z Romanem Polańskim z tamtego okresu i podpatrzeć jego sposób bycia, mówienia, zachowywania się, poruszania.

Pamięta pan pierwszy dzień w Hollywood? Jedzie pan na pierwsze spotkanie ze wszystkimi ludźmi, z realizatorami. Pamięta pan swoją pierwszą myśl? Co to w ogóle będzie?

razie mam mnóstwo pomysłów do realizacji. Teraz bardzo chcę zwrócić uwagę na ochronę Ziemi, planety. Dużo ludzi o tym mówi, ale ja chcę to robić realnie. Dzisiaj wpadłem na pomysł, żeby odezwać się do mniejszych szkół pod Warszawą i zaproponować, żeby np. na godzinie wychowawczej albo w jakiś weekend po prostu sprzątać Ziemię z dzieciakami.

Nie myślałem: „co to będzie”, bo gdyby tak było, w ogóle bym tam nie poleciał. Podszedłem do tego raczej na zasadzie, że okej, jestem tam, mam zadanie do zrobienia i chcę to zrobić jak najlepiej, a kogo spotkam, to spotkam. Ten świat Hollywood jest niesamowity, bo tam trafiasz na wszystkich. Możesz spotkać każdego dnia zupełnie innych ludzi, którzy mogą za chwilę chcieć z tobą pracować. Tam nie ma ściemy. W Hollywood bardzo szybko wyczują czy udajesz, czy nie, czy nadajesz się, czy nie. Oczywiście, nie powiedzą ci, że cię nie chcą, po prostu wezmą innych. Jednak nagle może okazać się, że po dwudziestu, trzydziestu latach się do czegoś nadajesz. Tak rozpoczynały się kariery wielu znanych aktorów, np. Robert De Niro przez wiele lat łapał się różnych robót, a dopiero później wypłynął jako genialny aktor.

Abstrahując od aktorstwa?

I pan też planuje taką karierę w Hollywood? Tak?

Wracając do głównego wątku naszej rozmowy, czyli pańskiej współpracy z Tarantino – mówił pan o pisaniu pamiętnika podczas kręcenia filmu. Czy zapisywał pan emocje i doświadczenia, czy bardziej rzeczy, które mogą się panu przydać w przyszłości, jako aktorowi?

Nie jest tak, że planuję. Po prostu chcę tam być, a co przyniesie życie, zobaczymy. Ja generalnie lubię być tu i teraz, po co tak planować? Na

I to, i to. W pamiętniku zapisałem dużo pomysłów, które do mnie przylatywały, gdy chodziłem po ulicach Hollywood. Lubię tam wra-

No. (śmiech)

Jako aktor też. To również jest moje zadanie. Tak jak powiedział na koncercie Dawid Podsiadło – jesteśmy medialnymi osobami i mamy większe przełożenie na rzeczywistość, więc powinniśmy robić takie rzeczy. Nie tylko mówić, ale brać w tym czynny udział i to nie tylko w internecie.

Za to w którymś wywiadzie wspominał pan o tym, że stara się stronić od polityki. Mówił pan, że gdy był pan w Hollywood, często postrzegano tam Polskę przez ten pryzmat, a pan odpowiadał – jestem Polakiem, ale jednocześnie obywatelem świata. Polityka się zmienia i ja nawet o niej nie rozmawiam, bo mam w życiu dużo innych ciekawszych spraw.

grudzień 2019


SZTUKA

/ Pewnego razu... w Hollywood

cać, lubię to powietrze, bo w LA zupełnie inaczej się oddycha…

W Polsce na kogoś, kto mówi o planach, marzeniach, kto ma szerokie horyzonty, patrzy się z dystansem. W Hollywood czegoś takiego nie ma. Tam nie ma czasu na to, żeby się nie wychylać, raczej trzeba to robić, bo świat pędzi zupełnie inaczej. To kompletnie inny rytm. Wszędzie spotykasz ludzi, którzy cię zaczepiają, rozmawiają, i to jest fajne, mimo że czasami wydaje się sztuczne. Ktoś cię pyta, jak się masz albo co słychać, mimo że cię nie zna. To pozwala poczuć, że jesteś jednym z nich. Bo Hollywood jest stworzone z przyjezdnych. Oczywiście jest tam dużo ściemniaczy, ludzi, którzy coś proponują, albo obiecują i oczywiście nic z tego nie wynika. Trzeba mieć intuicję do takich osób. Natomiast ludzie, z którymi ja się spotykałem i z którymi nawiązałem jakiś kontakt, istnieją w branży i działają.

A to wszystko w jakiś sposób zmieniło pana jako człowieka? Mniej się boję mówić o tym, co uważam i co chcę robić.

Pewność siebie więc jednak wzrosła? Nie tyle pewność siebie, ile pewność w wyrażaniu swoich marzeń.

Teraz wierzy pan, że marzenia faktycznie mogą się spełniać? Zawsze w to wierzyłem. Od momentu, kiedy zdawałem do szkoły teatralnej. Wiedziałem, co chcę robić, nawet jeśli miałem zamiatać chodnik przed teatrem, to zawsze mówiłem, że to będzie przed teatrem i się śmiałem. Zdałem do szkoły teatralnej za trzecim razem. Dzięki wyjazdowi do Hollywood uświadomiłem sobie też, ile jeszcze nie wiem i co muszę rozwinąć, dokształcić w swoim warsztacie aktorskim. To bardzo pokrywa się z tym, czego uczyli mnie moi profesorowie − Maja Komorowska, Zbigniew Zapasiewicz, Wojciech Pszoniak czy Bożena Suchocka. Tadeusz Łomnicki mówił, że w życiu aktora istnieją trzy etapy – najpierw, jak ci mówią inni, że jesteś dobry, później, jak sam widzisz, że jesteś dobry, a na końcu, jak uwierzysz w to, że jesteś dobry. To jest najgorszy etap, najtrudniejszy – jak uwierzysz w to, że jesteś dobry.

Pan uwierzył? Nie umiem siebie tak oceniać, tylko ciągle chcę iść do góry, mierzyć się z rolami, różnymi charakterami. Bardzo lubię znajdować w postaciach cechy, które są zupełnie inne niż moje. Może teraz dobra by była dla mnie rola jakiegoś superbohatera albo mordercy czy psychopaty?

42–43

źródło: www.goodfreephotos.com

Inny świat?

Nie wyobrażam sobie pana w roli psychopaty. No i dobrze, bo tym większa praca jest do wykonania. Dlaczego nie wyobraża sobie mnie pani w roli psychopaty?

Nie chcę klasyfikować, bo pewnie największym wyzwaniem dla aktora jest wychodzenie ze swojej strefy komfortu, ale bardzo sympatycznie pan wygląda. Jest charakteryzacja. Zrobią mi na przykład bliznę.

Ale oczy jednak pozostają te same. Są szkła kontaktowe.

To prawda. No np. Heath Ledger jako Joker. No właśnie.

Tak na koniec, abstrahując od tego, że gra pan w Pewnego razu w Hollywood podobał się panu film? Tak. Lubię ten film.

A najlepszy element? Kiedy na koniec otwiera się brama i Rick wchodzi do domu Sharon Tate i Romana Polańskiego. Tak, to było najlepsze.0

Rafał Zawierucha Ur. 12 października 1986 w Krakowie. Polski aktor teatralny, telewizyjny, filmowy i radiowy. Ukończył studia na Akademii Teatralnej w Warszawie. Zagrał między innymi w filmach: Jack Strong, Bogowie, Obywatel, Miasto 44. W 2012r. nominowany do Złotej Kaczki za rolę w filmie Księstwo. W sierpniu 2018 otrzymał angaż w filmie Quentina Tarantino Pewnego razu w Hollywood, gdzie zagrał Romana Polańskiego.


lifestyle /

Styl życia Polecamy: 44 WARSZAWA Teatry nie od dzisiaj Warszawska oferta teatralna

46 SPORT „Podcięte” skrzydła europejskiego futbolu fot.Julia Januszyk

Piłkarskie projekty Red Bulla

51 CZARNO NA BIAŁYM Zimą do lata Boże Narodzenie na Florydzie

Zabierz samego siebie na randkę! N ATA L I A P I W KO am ≠ samotny. Telefon i powerbank to moje niezbędniki. Ostatnio jednak zapomniałam naładować telefon przed snem, a że zaspałam na zajęcia, w pośpiechu nie zabrałam ze sobą ładowarki. I tak oto, w połowie dnia, zostało mi 5 proc. baterii, o które wiedziałam, że muszę dbać jak o własne dziecko. Bowiem na wypadek, gdybym się zgubiła, potrzebuję pomocy Google Maps (uroki bycia słoikiem). Zajęcia skończyłam o 16.00, jednak nie mogłam wrócić do domu – byłam umówiona na rozmowę rekrutacyjną na 18.00. Zdecydowałam, że wybiorę się wcześniej na miejsce spotkania, by tam przeczekać te dwie godziny. Będąc tam zupełnie sama, bez żadnej książki, stwierdziłam, że pójdę się przejść – bez słuchawek i bez celu. Miałam świadomość, że muszę wymyślić temat tego oto felietonu i wtedy zobaczyłam naklejkę Loesje – Dziś jestem zajęta. Umówiłam się z czasem wolnym. Kiedy ostatnio Ty, Czytelniku, umówiłeś się z czasem wolnym? Nie mam na myśli tylko braku technologii, ale też ludzi i obowiązków. Taki czas, kiedy jesteśmy sam na sam z własnymi myślami, może być bardzo oczyszczający, a także pozwala wzbudzić w nas kreatywne myślenie. Oczywiście w niektórych sytuacjach burza mózgów czy pomoc internetu są nieocenione, ale czasami warto wsłuchać się w samego siebie i w swoją intuicję. Pozwala to naprawdę polubić siebie!

S

Kiedy ostatnio Ty, Czytelniku, umówiłeś się z czasem wolnym?

Cały czas trzymamy rękę na pulsie. Nawet jeżeli pozornie jest to nasz wolny czas, to w kieszeni czeka telefon, a wszyscy reagujemy na każdy jego dźwięk, bo przecież to może być coś ważnego! Jednym z największych lęków naszego pokolenia jest właśnie FOMO (Fear of missing out). Zespół naukowców z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW, Wydziału Psychologii UW wraz z analitykami z panelu badawczego Ariadna udowodnili w swoich badaniach, że 16 proc. polskich internautów powyżej 15 roku życia przejawia objawy tego syndromu. To aż 4 mln osób! Każdy z nas powinien pozwolić sobie na zdrowo egoistyczny czas dla siebie. Pójście do kina w samotności, gdy nikt ze znajomych nie jest zainteresowany wybranym filmem lub samotne wyjście do teatru, bo zostały już tylko pojedyncze miejsca, to świetne doświadczenie. W końcu to Ty jesteś jedyną osobą, z którą na pewno zostaniesz do końca życia: musisz lubić siebie oraz spędzanie czasu we własnym towarzystwie. Oczywiście, aby osiągnąć harmonię, nie należy całkowicie odcinać się od ludzi i od technologii! Ważny jest krótki reset z częstotliwością zależną od potrzeb. Jeżeli czujesz się przytłoczony, spróbuj. To zupełnie zmienia perspektywę. Jak śpiewała Kasia Nosowska z zespołem HEY: Lubię ten stan, rozkoszne sam na sam, cisza i ja, cisza, ja i czas. Pokochaj swoje cudowne sam na sam. 0

grudzień 2019


WARSZAWA

/Maglowicze opowiadają historie swoich ulubionych teatrów

Teatr gwiazd Teatr Ateneum na stałe wrósł w krajobraz Powiśla.

(gdzie od zawsze swoją siedzibę ma Ateneum) stawia-

Słowo „wrósł” nie jest tutaj przypadkowe – mało sto-

no m.in. przy wtórach sztuk Aleksandra Fredry, poema-

łecznych scen może poszczycić się bowiem tak długą

tów Cypriana Norwida i Juliusza Słowackiego. Odejście od

historią. Wszystko zaczęło się 5 października 1927 r.

szablonowości widać głównie w sposobie wyrazu dzieł.

I tak, jak się zaczęło, tak trwa aż do dzisiaj – w tym sa-

To, co nietypowe, w tym miejscu było ważne zwłaszcza

mym miejscu, z tym samym rozgłosem, z tak samo gło-

za czasów dyrekcji Janusza Warmińskiego. Z jego inicja-

śnymi nazwiskami na pokładzie (a tych jest dużo, bo

tywy w 1974 r. doszło do otwarcia sceny Ateneum-Atelier.

określenie „teatr gwiazd” nie wzięło się znikąd). Chy-

O charakterze tej sceny dużo mówi już pierwszy odegra-

ba właśnie dzięki nazwiskom, a także zaangażowaniu

ny na niej spektakl, czyli próba przeniesienia na deski te-

całej ekipy teatralnej, miejsce tak fascynuje. Nie bez

atru jednego rozdziału Ulissesa Jamesa Joyce’a przez Je-

znaczenia pozostaje fakt, że wśród pierwszych dy-

rzego Grzegorzewskiego (pod tytułem Bloomusalem).

rektorów Teatru był Stefan Jaracz – jeden z najwybit-

Tego typu teatr eksperymentalny nie przypadł do gustu

niejszych aktorów swoich czasów. Równie głośno było

publiczności, dlatego tak szybko jak ucichło echo po pre-

o teatrze za jego epoki – już pod koniec lat 30. Ate-

mierowym spektaklu, porzucono projekt Atelier.

neum uznawano za główną scenę Warszawy, która szybko stała się znana w całej Polsce.

Fot. Karolina Gos

Guys, chodźcie do Nowego i do Komuny!

Jednak do dziś w repertuarze Ateneum nie brakuje pozycji odkrywczych, nowych i świeżych. Na afiszach

Ale przecież to nie długa tradycja stanowi gwaran-

możemy zobaczyć klasyki, takie jak Antygona Sofokle-

cję sukcesu, choć w tym przypadku słowo „tradycja” jest

sa czy Cesarz Kapuścińskiego. Warto na własnej skórze

nietrafione, bo już od czasów Jaracza powiślański te-

przekonać się o tym, że w Teatrze Ateneum z tych zna-

atr próbuje ją przełamywać. Niektórych może to dziwić;

nych utworów wydobywa się to, co nieznane.

pierwsze kroki w Domu Związku Zawodowego Kolejarzy

K L AU D I A A B U C E W I C Z

Synteza pokoleń Wizyta na placu Teatralnym to istna podróż w czasie.

rego imieniem nazwano największą scenę TN . Dzięki jego

ty (również dzięki jego następcy – Janowi Englertowi) ob-

Mający tam swoją siedzibę Teatr Narodowy (TN) jest naj-

zaangażowaniu w rozwój teatru, dziś na Sali Bogusław-

serwujemy po dziś dzień.

starszą funkcjonującą do dziś instytucją tego typu w Pol-

skiego może dziać się magia, a dzieje się nieustannie już od

Na przełomie tysiącleci repertuar zaczął balansować

sce chociaż nie zawsze funkcjonował w tym miejscu i pod

paru stuleci. Nie strawił jej nawet płomień, który w latach

na granicy między teatrem tradycyjnym a teatrem jutra.

taką nazwą.

80. minionego wieku doszczętnie zniszczył wnętrze gma-

Nie brakowało w nim inscenizacji dzieł Wyspiańskiego czy

chu teatru. Jednak póki są ludzie, którzy wierzą w zbawczą

Gombrowicza, a gdy mijający czas zdawał się zabliźniać

Jego początki sięgają XVII w., kiedy Stanisław Poniatow-

rany po ocenzurowanej końcówce XX w.,

nieistniającą Operalnię. To z inicjatywy władcy

coraz częściej wystawiano współczesne

w listopadzie 1765 r. na deskach przy ul. Królewskiej wystawiono premierowe przedstawienie Natrętów Józefa Bielawskiego. Po zaled-

Fot. Karolina Gos

ski założył protoplastę instytucji, czyli dziś już

teksty zachodnie. I tak, zerkając w repertuar na najbliższy miesiąc, z pełnym przekonaniem oraz pew-

wie dwóch latach zespół, pod wpływem sytuacji

ną dozą sentymentu stwierdzam – Naro-

politycznej i społecznych niepokojów, przerwał

dowy jak wino. Znajdziemy tu i autorską

działalność. Wznowił ją dopiero w 1774 r. w Pa-

wersję Kordiana w reż. Englerta z zachwy-

łacu Radziwiłłowskim (budynek Operalni wtedy

cającą Danutą Stenką i Mariuszem Bona-

rozebrano ze względu na zły stan techniczny).

szewskim, trudne i wielopoziomowe dzie-

Mniej więcej w tym samym czasie wprowadzo-

ło Eimuntasa Nekrošiusa, który trzy lata

no do repertuaru dzieła rodzimych twórców

temu podjął próbę wystawienia Mickiewiczowskich Dziadów na własnych zasadach

(m.in. Adama Czartoryskiego). Niewątpliwym przełomem w historii Teatru Narodo-

moc sztuki – teatr nie umrze. Takim człowiekiem był z pew-

czy prawdziwą perłę wśród długiej listy zeszłorocznych pre-

wego było przeniesienie jego siedziby do budynku przy pl.

nością Jerzy Grzegorzewski, który w latach 1997–2003 jako

mier – debiut reżyserski Grzegorza Małeckiego – rozpisany

Krasińskich. To z nim związany jest „ojciec polskiego te-

dyrektor pomógł Narodowemu po raz kolejny zrodzić się

na aktorski duet, poruszające i elektryzujące Tchnienie.

atru” – Wojciech Bogusławski (aktor, pisarz, reżyser), któ-

z popiołów i nadał mu nowy kierunek rozwoju, czego efek-

44–45

ALEKSANDRA BŁASZCZYK


/ Maglowicze opowiadają historie, swoich ulubionych teatrów i opery/

WARSZAWA

W Komunie reżyseruje Szczawińska, którą trzeba zobaczyć. A Nowy to Nowy i ma super klimat.

Teatr do wtrącania Teatr Powszechny znany jest szerszej opinii publicznej m.in. z kontrowersji wokół sztuki Klątwa. To właśnie jej w 2017 r. środowiska katolickie zarzucały obrażanie swoich uczuć religijnych (zwracano zwłaszcza uwagę na „zbeszczeczenie” krzyża oraz sceny seksu z figurą polskiego papieża, za: dorzeczy.pl). Warto jednak zaznaczyć, że początki tej instytucji wyglądały zgoła odmiennie, a teatr początkowo uchodził za tradycyjny. Powszechny rozpoczął swoją działalność w 1944 r. w tym samym budynku, w którym znajdziemy go dzisiaj – na rogu alei Zielenieckiej i ulicy Zamoyskiego. Przejął sierozrywki mieszkańcom niewarszawskiej jeszcze Pragi. Na początku funkcjonował pod nazwą Teatr Popularny, ale w następnym roku przyjął swoją obecną nazwę.

Fot. Zuzanna Nyc

dzibę po dawnym Kinie Bomba przez lata dostarczającym

Pomysłodawcą i pierwszym dyrektorem Powszechnego był Jan Mroziński. W lutym 1945 r. teatr zainicjował swoją działalność realizacją Moralności Pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej.

Kucówną czy Adamem Hanuszkiewiczem, który później stał

Do lat 50. stanowił siedzibę Miejskich Teatrów Dramatycznych

się dyrektorem teatru przy alei Zielenieckiej.

Po śmierci Hübnera, już w latach 90., w hołdzie dla wybitnego artysty instytucja przyjęła go za swego patrona. Po-

w Warszawie, czyli pierwszej powojennej organizacji zrzesza-

W 1974 r. rolę dyrektora przejął Zygmunt Hübner. Rozpo-

wszechny do dziś działa wedle słynnej formuły, która widnie-

jącej wszystkie teatry warszawskie, powstałej z inicjatywy

czął kadencję Sprawą Dantona w reżyserii Andrzeja Wajdy,

je koło szyldu z nazwą teatru. Zespół artystyczny nie boi się

Mrozińskiego. Dalsze dziesięciolecie trwania teatru przynio-

która stała się jednym z najsłynniejszym spektakli w dorob-

poruszać niewygodnych tematów, a deski Teatru Powszechne-

sło wzrost jego rangi w stolicy m.in. dzięki spektaklom Woj-

ku Teatru Powszechnego. Hübner budował swój teatr we-

go sprzyjają wymianie poglądów i intelektualnym dyskusjom.

na i Pokój w reżyserii Ireny Babel czy Eurydyka zrealizowana

dług dewizy „teatr, który się wtrąca”. Polegała ona na da-

Zaś przylegającym do teatru Stole Powszechnym organizowa-

przez Jacka Szczęka. Powszechny współpracował z aktorski-

waniu ujścia wolności artystycznej oraz na odważnym

ne są warsztaty, projekcje filmowe oraz tematyczne spotkania.

mi gwiazdami tamtych czasów: Tadeuszem Janczarem, Zofią

poruszaniu niekoniecznie wygodnych tematów.

E WA C H OJ N A C K A

Pod wodz Apollina Teatr Wielki Opera Narodowa to miejsce obowiązko-

Piękno architektury wraz z magią wnętrza Teatru

we), co również stanowi gwarancję doświadczenia sztu-

we do odwiedzenia nie tylko przez każdego melomana,

Wielkiego Opery Narodowej przetrwały do dziś. Wielbi-

ki na najwyższym poziomie. Niestety opera jest bardzo

lecz także miłośnika historii oraz architektury.

cielom opery i baletu nie trzeba zachwalać walorów ar-

słabo zaplanowana akustycznie: nad sceną znajduje się

Budowę górującego nad placem Teatralnym gmachu

tystycznych sceny, która oferuje zarówno kanoniczne

pusta przestrzeń, do której wpada dźwięk i nie kieru-

rozpoczęto w 1825 r. Prace zostały nieomal przerwa-

opery, jak i współczesne przedstawienia. Działalnością

je się w stronę widowni. Tylko dobre, wyraziste głosy

ne, gdy po upadku powstania listopadowego władze

artystyczną Teatru kierują takie osobistości jak Mariusz

mogą przedrzeć się przez orkiestrę do publiczności.

rosyjskie rozważały przekształcenie budynku w cer-

Treliński (znany z otwierania opery na współczesność)

Mało komu z polskich śpiewaków się to udaje.

kiew. Na szczęście do tej zmiany nie doszło i w 1833 r.

czy Krzysztof Pastor (doceniany za choreografie baleto-

K L A U D I A Z AWA DA

ukończono prace. Pierwszy sezon teatralny rozpoczęto Cyrulikiem se-

wilskim Rossiniego. Przez ponad wiek budynek przekształcano i dobudowywano różne elementy, a po odzyskaniu niepodległości planowano jego przebudowę. Niestety te wizje zostały zmiażdżone przez bomby zrzucone we wrześniu 1939 r. Z majestatycznej budowli pozostały jedynie mury oraz żelbetowe konstrukcje, wewnątrz przypominające antyczne ruiny. Po II wojnie światowej budynek odbudowano z zachowaniem sal redutowych, które przetrwały bombardowanie. Ponowne otwarcie Teatru Wielkiego nastąpiło dopiero w 1965 r. Dziś najbardziej charakterystyczny element gmachu stanowi Kwadryga Apollina, czyli powóz antycznego bożka na dachu budynku. Symbolizuje ona różne dziedziny go. Mimo że postument przygotowany specjalnie dla tej rzeźby istnieje od 1827 r., to sam monument został wykonany i zamontowany dopiero w 2002 r.

Fot. Zuzanna Nyc

sztuki zaangażowane do jednego wydarzenia sceniczne-

grudzień 2019


SPORT

/ czerwone byki na boiskach

Łukaaaaaaaaaaaaaaasz Piszczeeeeeeeeek!

„Podcięte” skrzydła europejskiego futbolu Wielkie pieniądze, jeszcze większe kontrowersje. Sukces projektu Red Bulla nie przeszedł bez echa, prowokując do stawiania pytań na temat przyszłości piłki nożnej. T E K S T:

iedy 5 maja 2017 r. RB Lipsk przypieczętował zdobycie wicemistrzostwa Niemiec efektownym zwycięstwem nad Herthą Berlin, w środowisku futbolowym rozgorzała dyskusja na temat wpływu wielkich korporacji na współczesną piłkę nożną. Zespół prowadzony przez kompanię Red Bull zdołał bowiem wspiąć się niemalże na sam szczyt niemieckiej piłki w przeciągu ośmiu lat od jego założenia. Czy działania austriackiego koncernu nieodwracalnie zmieniają sposób, w jaki postrzegamy futbol?

K

46–47

M I C H A Ł J ÓŹ W I A K

GRAFIKA:

M AT E U S Z N I TA

Narodziny giganta Aby wprowadzić nowo powstały zespół w piłkarskie struktury, nie zaczynając przy tym od zera, należy wykupić licencję jednej z drużyn rywalizujących w interesujących nas rozgrywkach i liczyć się z protestami jej sympatyków. Warto przy tym pamiętać, że dużo łatwiej przeprowadzić taką operację z mniejszym klubem, z niższej klasy rozgrywkowej. W 2005 r. Red Bull wkroczył do piłkarskiego świata, wprowadzając do austriackiej Bundesligi swojego przedstawiciela,

drużynę Red Bull Salzburg. Poprzez wykupienie 100 proc. akcji Austrii Salzburg stał się kontynuatorem jej tradycji i historii – przynajmniej teoretycznie. W praktyce klub całkowicie odciął się od przeszłości, datując swoje powstanie na rok 2005, a nie 1933 (informacja ta widniała na oficjalnej stronie internetowej zespołu do momentu interwencji austriackiego związku piłki nożnej). Zmienione zostały również barwy klubowe oraz herb – z fioletowych na charakterystyczne dla koncernu czerwono-białe. Decyzja ta wiązała się oczywiście z wieloma protestami najwierniejszych kibiców Austrii, którzy niespełna rok później utworzyli klub reaktywujący tradycje i wartości zespołu. Drużyna „czerwonych byków” absolutnie zdominowała ligę austriacką, zdobywając w ciągu czternastu sezonów dziesięć mistrzostw oraz cztery wicemistrzostwa kraju. Wprowadziła w świat wielkiego futbolu Sadio Mané, który wraz z Mohamedem Salahem oraz Roberto Firmino stanowi siłę jednej z najpotężniejszych ofensyw ostatniej dekady. Aktualnie zespół zaczyna zyskiwać realne znaczenie nie tylko na rodzimym gruncie. Norweski napastnik, syn byłego zawodnika Leeds czy Manchesteru City, Alf-Inge Hålanda – Erling – jest obecnie jednym z najgorętszych nazwisk na piłkarskiej karuzeli transferowej. Nic zresztą dziwnego – przewodzi tabeli strzelców Ligi Mistrzów, z siedmioma trafieniami po zaledwie czterech meczach [stan na 22.11.2019 – przyp. red.]. Błyszczy również Dominik Szoboszlai, a to przecież dopiero pierwsze poważne kroki drużyny z Austrii na europejskim gruncie. Należy podkreślić, że obaj zawodnicy są wciąż nastolatkami! Niecały rok po utworzeniu klubu w Salzburgu Red Bull postanowił wykupić kolejny zespół – tym razem na niezwykle chłonnym i szybko rozwijającym się rynku amerykańskim. Ze względu na specyfikę ligi, jaką jest MLS (Major League Soccer – amerykańska liga


czerwone byki na boiskach /

SPORT a tymczasem Słoweńcy

piłkarska), w artykule przedstawiony zostanie jedynie rynek europejski, a pominięte brazylijskie oraz ghańskie eksperymenty potentata na rynku napojów energetycznych.

Rewolucja Tu dochodzimy więc do punktu kulminacyjnego, którym jest utworzenie największego klubu z konsorcjum Red Bulla – niemieckiego Rasenballsport Leipzig, czyli RB Lipsk. Nazwa – w wolnym tłumaczeniu: „trawiasty sport Lipsk” – została niejako wymuszona przez regulacje istniejące w niemieckim futbolu, które zakazują umieszczania znaków towarowych w nazwach klubów. Wyjątkiem jest Bayer Leverkusen, który ze względu na ponadstuletnią tradycję oraz liczne zasługi dla niemieckiego futbolu nie musi wyzbywać się swoich powiązań z lokalnym potentatem farmaceutycznym. Nauczeni doświadczeniem, włodarze firmy zdecydowali się wykupić prawa do gry w piątej lidze niemieckiej od SSV Markranstadt. Dzięki uzyskanym funduszom klub z małej miejscowości pod Lipskiem w krótkim czasie powrócił do regularnej gry na tym poziomie, startując od zera na nowej licencji. Była to więc sytuacja, w której, na swój sposób, oba zespoły zyskały. Wybór Lipska nie był zresztą przypadkowy. Ponadpółmilionowe miasto, leżące na istnej piłkarskiej pustyni, z opustoszałym Zentralstadion (pozostałością po organizowanych przez Niemcy w 2006 r. mistrzostwach świata) stanowiło łakomy kąsek i oferowało odpowiednie warunki do rozwoju marki. W przeciągu siedmiu sezonów klub znalazł się w najwyższej klasie rozgrywkowej, co jest wydarzeniem bezprecedensowym. Swój debiutancki sezon w Bundeslidze zakończył zaś na drugim miejscu, zaskakując nawet najwierniejszych sympatyków. Jest to najlepszy rezultat debiutanta od sezonu 1997/98, w którym mistrzostwo Niemiec, jako beniaminek, zdobyło Kaiserslautern. Pozostaje zastanawiać się, czy za 20 lat skład drużyny z Lipska będzie wspominany z równą nostalgią...

Ewenement W samej lidze niemieckiej funkcjonują dwa kluby oparte na potężnych przedsiębiorstwach: VFL Wolfsburg, kontrolowany przez lokalny koncern Volkswagen, oraz Bayer Leverkusen, związany ściśle z wpisaną w nazwę zespołu firmą farmaceutyczną. Dlaczego więc Red Bull został tak niechętnie przyjęty w środowisku niemieckiego futbolu? Powody są dwa – kapitał nie napłynął z lokalnej firmy, jak w przypadku dwóch

wspomnianych wyżej zespołów, ponadto klub posiada jedynie dziesięcioletnią tradycję. Podobnie postrzegane byłoby również TSG Hoffenheim, lecz pieniądze trafiły do popularnych „wieśniaków” z firmy założonej przez lokalnego przedsiębiorcę – Dietmara Hoppa. Działania Red Bulla świadczą jednak o dużej dojrzałości przedsięwzięcia. Red Bull sprzedaje każdego roku ponad 6 mld puszek swojego napoju, generując przy tym zysk w wysokości ponad 500 mln euro. RB Lipsk w ciągu dziesięciu lat swojej działalności zanotowało jedynie 35 mln euro straty na rynku transferowym, kreując przy tym wartość klubu szacowaną na 544 mln euro. Klub z Salzburga wytworzył zaś na rynku transferowym zysk wynoszący 52 mln euro. Dla porównania – bilans Manchesteru City na rynku transferowym w ciągu ostatnich dziesięciu lat to ponad miliard euro straty. Kolosalna różnica. Co więcej, zarząd drużyny z Lipska wydaje na zarobki piłkarzy znacznie mniej od drużyn konkurujących w lidze z „czerwonymi bykami” (plasuje się w tej klasyfikacji na szóstym miejscu, przeznaczając na pensje niemal cztery razy mniej niż Bayern Monachium i dwa razy mniej od Borussii Dortmund).

Wybór Lipska nie był przypadkowy. Ponadpółmilionowe miasto stanowiło łakomy kąsek i oferowało odpowie– dnie warunki do rozwoju marki. Najważniejszym elementem zarządzania całą operacją jest ujednolicenie systemu szkolenia młodzieży, przekazywanie cennej wiedzy między klubami partnerskimi oraz świetnie rozwinięta sieć skautów. Wystarczy spojrzeć na najbardziej wartościowych graczy ekipy z Salzburga – sprowadzeni z Norwegii, Węgier, Japonii, Korei Południowej, Mali, Kamerunu czy Zambii zawodnicy tworzą jedną z najbardziej unikalnych mieszanek na świecie. Zespół ściśle współpracuje z Frédérikiem Kanouté, byłym zawodnikiem West Hamu oraz Sevilli, który posiada renomę jednego z największych specjalistów na rynku afrykańskim. Każdy transfer dokonywany na tym rynku jest pieczołowicie dopracowywany. Przedstawiciele klubu osobiście udają się do ojczyzny sprowadzanego zawodnika, aby poznać jego rodzinę oraz zobaczyć jego grę na żywo. Nowi gracze wprowadzani są do europejskiego futbolu poprzez bufor, jakim jest drugoligowe FC Liefering – klub partnerski zespołu z Salzburga. To wszystko

składa się na wzorcowy wręcz system skautingu, który rok w rok dostarcza do giganta z Lipska niezwykle utalentowanych graczy. Aktualnie Dayot Upamecano, Amadou Haidara, Tyler Adams czy Peter Gulacsi, byli zawodnicy austriackiego potentata, świadczą o sile lipskich Die Bullen. RB Lipsk, wspinając się po kolejnych szczeblach rozgrywek, prowadziło równie udaną politykę transferową – inwestowało fundusze w młodych graczy, którzy wzrastali razem z klubem. Przykładów znajdziemy mnóstwo. Od Yussufa Poulsena – kupionego w 2013 r. za 1,55 mln euro, po Lukasa Klostermanna – nabytego rok później za kwotę miliona euro. Obaj panowie są aktualnie warci łącznie 65 mln euro [wszystkie dane liczbowe opierają się na wycenach serwisu transfermarkt.com z dnia 22.11.2019 – przyp. red.].

Przyszłość Od rozpoczęcia bieżącego sezonu drużynę z Lipska prowadzi Julian Nagelsmann – bez wątpienia jeden z najlepszych i najbardziej rewolucyjnych trenerów młodej generacji. Potrafi doskonale zarządzać zespołem, wprowadzając swoich podopiecznych na znacznie wyższy poziom, co udowodnił, prowadząc TSG Hoffenheim. Możliwe, że projekt będzie potrzebował nieco czasu, aby wskoczyć na właściwe tory, ale z potencjałem drużyny ze wschodnich Niemiec oraz warsztatem szkoleniowca możemy spodziewać się fajerwerków. I to jeszcze przed następnym sylwestrem. W czasach, gdy stery zespołów obejmują już nie milionerzy, a miliarderzy, tacy jak Khaldoon Kalifa Al Mubarak, Roman Abramowicz czy Malcolm Glazer, musimy spodziewać się zmian struktur klubowych. O ile proces transformacji klubu z Salzburga mógł wzbudzić spore kontrowersje ze względu na usunięcie z piłkarskiej mapy utytułowanej Austrii Salzburg, o tyle utworzenie zespołu w Lipsku nastąpiło w naprawdę profesjonalny sposób. Wspinaczka po kolejnych szczeblach rozgrywek wydaje się bardzo uczciwą formą wejścia na futbolowe salony. Wizja rozwoju młodych, utalentowanych zawodników sprawia, że cały projekt przemawia do niejednego fana piłki nożnej. Trzeba więc mieć nadzieję, że Red Bull nadal będzie podążał utartą już przez siebie ścieżką i wprowadzi do światowego futbolu wielu zawodników, którzy będą cieszyć nasze oczy przez następne dekady. Trudno jednak przewidzieć, jak potoczą się losy „czerwonych byków” i chyba to w tym wszystkim jest aktualnie najbardziej ekscytujące. Pozostaje trzymać kciuki. Za futbol. 0

grudzień 2019


SPORT

/ Igrzyska w Barcelonie ’92

Viva Barcelona! Słoneczne plaże, najlepsza drużyna w historii sportu i sukcesy rodzimych piłkarzy – czego chcieć więcej od igrzysk?

T E K S T I Z DJ Ę C I A :

o latach bojkotów i politycznych przepychanek igrzyska w Barcelonie miały być pierwszymi od dawna, w których najważniejszy będzie duch sportowej rywalizacji. Stolica Katalonii, za którą wciąż ciągnęły się demony frankistowskiej dyktatury, była idealnym miejscem do zerwania z trudną przeszłością i wkroczenia w nową epokę. Do Barcelony zjechali najlepsi sportowcy z całego świata, na czele z gwiazdami NBA, z nadzieją na zdobycie olimpijskich laurów. Po cichu na medal liczyli także polscy piłkarze.

P

Orły Wójcika Turniej olimpijski w piłce nożnej z 1992 r. był pierwszym rozgrywanym w nowym formacie zakładającym udział wyłącznie zawodników do 23. roku życia (obecnie reprezentacje mają możliwość powołania trzech starszych graczy). Ze Starego Kontynentu zakwalifikowały się do niego cztery drużyny, na podstawie wyników młodzieżowych mistrzostw Europy. Polacy swój udział w nich zakończyli na ćwierćfinale, mimo to nadal pozostawali w grze o igrzyska. We wszystkich piłkarskich rozgrywkach zawodnicy czterech krajów Zjednoczonego Królestwa występują oddzielnie. Wyjątkiem są igrzyska, gdzie muszą startować jako reprezentacja Wielkiej Brytanii. W mistrzostwach Europy taka drużyna nie występuje, dlatego w przypadku wysokiej lokaty któregoś z brytyjskich zespołów awans przechodzi na reprezenentację, która zajęła następne miejsce. Ostatnią deską ratunku dla Polaków wydawał się więc dobry rezultat reprezentacji Szkocji. Problem w tym, że

48–49

TO M A S Z DWOJA K

GRAFIKA:

M AJA K AC Z Y Ń S K A

Szkoci na 20 minut przed końcem ćwierćfinałowego dwumeczu z Niemcami potrzebowali do awansu strzelenia trzech goli. Ostatecznie im się to udało, a decydującą bramkę na 4 : 3 zdobył wprowadzony z ławki Alex Rae. Polska, jako najlepsza drużyna spośród tych, które odpadły w ćwierćfinałach, awansowała na igrzyska. W trakcie turnieju Polacy udowodnili, że awans uzyskali zasłużenie. Już w fazie grupowej sprawili niespodziankę, gromiąc Włochów 3 : 0. Pewnie awansowali z pierwszego miejsca do ćwierćfinału, w którym pokonali reprezentację Kataru. W półfinale na Biało-Czerwonych czekali Australijczycy, jedna z większych sensacji turnieju. W kadrze na igrzyska znajdowało się wielu zawodników, którzy później zrobili wielkie kariery czy zapisali się w historii polskiej piłki. Poczynając od Andrzeja Juskowiaka, króla strzelców turnieju olimpijskiego, przez Wojciecha Kowalczyka – późniejszego zawodnika Betisu, którego można obecnie oglądać w siódmej lidze w barwach KTS Weszło, gdzie jest grającym trenerem, kończąc na aktualnym selekcjonerze seniorskiej reprezentacji Polski, Jerzeym Brzęczku. Jednak najbardziej wyrazista postać reprezentacji to bez wątpienia trener Janusz Wójcik. Wójcik znany był ze specyficznych mów motywacyjnych i wręcz podwórkowego podejścia do piłki. Najsłynniejszym cytatem trenera pozostaje kiełbasy do góry i golimy frajerów, wraz ze wszystkimi jego wariacjami. Pierwsza minuta; pokazujemy, kto tu rządzi; jedziemy równo z murawą; wślizg, wślizg, wślizg; opierdalamy ich; niech pamiętają ten dzień do

końca życia – takimi słowami miał zagrzewać do boju Polaków przed meczem z Włochami. Nie możecie przegrać z gośćmi, którzy na co dzień kopią się z kangurami – to z kolei fragment mowy przed meczem półfinałowym. Polacy (którzy na co dzień zapewne kopali się z żubrami) najwyraźniej wzięli sobie do serca słowa trenera i pokonali graczy z Antypodów aż 6 : 1. W drugim półfinale Hiszpanie okazali się lepsi od Ghańczyków. Reprezentacja Wójcika miała zatem zmierzyć się w finale z gospodarzami. Legendarny stadion Camp Nou w Barcelonie. 95 tys. widzów na trybunach. To musiało robić wrażenie. Pomimo presji Polacy weszli w mecz bez kompleksów, a na przerwę schodzili z jednobramkową zaliczką. Gola na 1 : 0 zdobył w 44. minucie Kowalczyk. Hiszpanie po przerwie odrobili jednak straty, a w doliczonym czasie gry przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę, ustalając wynik spotkania na 3 : 2. Po powrocie do Polski Kowalczyk wypowiedział słynne słowa zmieniamy szyld i jedziemy dalej. Młodzi piłkarze mieli stać się kluczowymi zawodnikami seniorskiej reprezentacji, a posadę selekcjonera miał objąć Wójcik. Niestety tak się nie stało, a lata 90. okazały się jednym z najgorszych okresów w historii polskiej piłki reprezentacyjnej. Polacy musieli czekać na udział na następnym wielkim turnieju aż do 2002 r. (mundial w Korei i Japonii), a z grupy wyszli dopiero w 2016 (Euro we Francji), po raz pierwszy od mistrzostw świata w Meksyku w 1986 r. Srebro z Barcelony pozostaje do dziś ostatnim olimpijskim medalem Polaków w sportach zespołowych.


Igrzyska w Barcelonie ’92 /

Dream Team Gdy Hiszpanie cieszyli się ze złota, w położonej na przedmieściach Barcelony hali Palau Municipal d’Esports de Badalona rozpoczynał się właśnie finał turnieju koszykarskiego mężczyzn rozgrywany między Chorwacją a Stanami Zjednoczonymi. Na igrzyskach w Barcelonie po raz pierwszy do rywalizacji dopuszczeni zostali zawodowcy grający w NBA. Poprzedni system zakładał udział wyłącznie zawodników mających status amatora zgodnie z ideą barona de Coubertina, pomysłodawcy igrzysk. Na skutek komercjalizacji sportu przepis ten stał się jednak anachroniczny. W czasach zimnej wojny reguły te wyraźnie promowały państwa Bloku Wschodniego, w których każdy de facto zawodowy sportowiec był zatrudniony na fikcyjnym etacie w kopalni, wojsku czy na kolei – w zależności od „opiekuna” klubu. Od początku lat 70. przepisy liberalizowano, a apogeum tego procesu stały się właśnie igrzyska w Barcelonie i drużyna koszykarzy z USA złożona nie tylko z najlepszych, lecz także zapewne najbogatszych sportowców na świecie. Co ciekawe, amerykańskie drużyny złożone z amatorskich graczy – czyli przede wszystkim zawodników z college’ów – również radziły sobie bardzo dobrze. Do igrzysk w Barcelonie USA zwyciężyło w 9 na 12 turniejów. Teraz Amerykanie mogli wysłać swoich najlepszych zawodników. Tak powstał pierwszy „Dream Team”. Do Barcelony pojechała drużyna złożona z zawodników grających w dwóch koszykarskich epokach. Właśnie kończyła się era Larry’ego Birda i Magica Johnsona, gwiazd Boston Celtics i Los Angeles Lakers. Bird zakończył karierę po turnieju olimpijskim, a Johnson znajdował się na sportowej emeryturze już od roku, po tym jak zdiagnozowano u niego AIDS. Jednocześnie nadchodziły czasy Chicago Bulls i Michaela Jordana. Zawodnicy z Chicago, w których barwach występował

także inny członek Dream Teamu – Scottie Pippen – byli świeżo po zdobyciu drugiego mistrzostwa NBA. W finałach pokonali Portland Trail Blazers, prowadzonych przez Clyde’a Drexlera – również powołanego na igrzyska. W kadrze znaleźli się także Karl Malone i John Stockton – zawodnicy Utah Jazz, z którymi Jordan i spółka będą toczyć legendarne boje w drugiej połowie lat 90. W swoim pierwszym meczu Amerykanie podejmowali reprezentację Angoli. Jeżeli niektórzy wątpili, czy taki zbiór gwiazd będzie w stanie ze sobą współpracować, to mecz z drużyną z Afryki musiał rozwiać wszelkie wątpliwości. Amerykanie pokonali Angolczyków 116 : 48, prowadząc po pierwszej połowie 64 : 16. Dream Team był niczym walec rozjeżdżający kolejnych przeciwników. W drodze do finału Amerykanie wygrywali średnio 44 punktami. Podczas gdy w pierwszym półfinale Chorwaci męczyli się z reprezentacją Wspólnoty Niepodległych Państw, wygrywając tylko jednym punktem – 75 : 74, Amerykanie w drugim rzucili o 51 więcej oczek od Litwinów, a mecz zakończył się wynikiem 127 : 76. W finale nie było niespodzianki – reprezentacja USA pewnie pokonała Chorwację 117 : 85. Dream Team narobił sporo szumu wokół igrzysk. Każdy ich mecz przyciągał tłumy nie tylko na arenach, lecz także przed telewizorami. Chyba nie było w olimpijskiej historii bardziej medialnej grupy sportowców.

Efekt igrzysk W poprzednim numerze MAGLA można było przeczytać o negatywnym wpływie igrzysk na ekonomię ich organizatora [Piłka parzy, MAGIEL 183]. Barcelona jest w tym przypadku chlubnym wyjątkiem. Organizacja igrzysk skłoniła władze, a także prywatne firmy do ogromnych inwestycji. I to nie tylko w infrastrukturę olimpijską.

SPORT

Prawie połowa środków została przeznaczona na transport i hotele. A położone na przedmieściach lotnisko Barcelona-El Prat zyskało nowy terminal, gotowy na przyjęcie kolejnych turystów. Barcelona stała się jedną z najpopularniejszych wakacyjnych destynacji. Między 1990 a 2007 r. lotnisko El Prat zanotowało wzrost rocznej liczby pasażerów z ok. 9 mln do ok. 33 mln. Barcelońskie ulice zapełniły się turystami. Jedną z ciekawszych atrakcji stolicy Katalonii stał się także sam kompleks olimpijski położony na wzgórzu Montjuïc niedaleko placu Hiszpańskiego. Jego najważniejszym punktem jest Stadion Olimpijski im. Lluísa Companysa zbudowany na Wystawę Światową w 1929 r. Arena posiada wyjątkowo ozdobną jak na obiekt sportowy fasadę pełną modernistycznych łuków i kolumn. Charakterystycznym punktem kompleksu jest także potężna, 136-metrowa wieża telekomunikacyjna, kształtem przypominająca znicz olimpijski. Barcelona doświadczyła tak ogromnego boomu turystycznego, że obecnie odbija on się miastu czkawką. Barcelończycy narzekają na wzrost cen mieszkań czy zaśmiecanie ulic Igrzyska z 1992 r. obfitowały w wiele historycznych i symbolicznych zdarzeń, ważnych pod względem społeczno-politycznym. Były to pierwsze igrzyska po rozpadzie Jugosławii i Związku Radzieckiego, a także zjednoczeniu Niemiec. Ponadto, po raz pierwszy od 1960 r. w zawodach wzięła udział reprezentacja RPA, wykluczona wcześniej za stosowanie rasistowskiej polityki apartheidu. Igrzyska miały także wiele widowiskowych momentów – podczas ceremonii otwarcia ogień olimpijski został zapalony strzałem z łuku, a kibiców rozgrzewali amerykańscy koszykarze z Dream Teamu. Takie wydarzenia zbudowały legendę igrzysk z 1992 r. Olimpiada ta zmieniała nie tylko świat sportu, lecz także samą Barcelonę. 0

fot.: wikipedia.commons (1), Tomasz Dwojak (2), (3)

grudzień 2019


SPORT

/ koniec kariery mistrza alpejskich tras

Wielki nieobecny Tegoroczna edycja Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim z pewnością dostarczy wielu emocji. Duża część kibiców, szczególnie tych pochodzących z Austrii, będzie jednak oglądać zmagania alpejczyków z niedosytem, we wrześniu zakończyła się bowiem pewna era. Era Marcela Hirschera. T E K S T:

A DA M H U G U E S

port to zdrowie, słyszało nierzadko wielu z nas. Trzeba jednak wiedzieć, że sentencja ta, jakże prawdziwa i mądra, nie dotyczy sportu zawodowego. Osiągnięcie wieku trzydziestu lat każdemu profesjonalnemu sportowcowi każe zastanawiać się nad podjęciem decyzji o przejściu na emeryturę. Oczywiście znane są przypadki, gdy atleci kontynuują swoje kariery przez większą część życia, jak np. 41-letni bramkarz Gianluigi Buffon czy pochodzący z Kraju Kwitnącej Wiśni skoczek narciarski Noriaki Kasai (rocznik 1972), niemniej niektóre dyscypliny, ze względu na swoją specyfikę, są bardziej kontuzjogenne. I to właśnie kwestia zdrowotna była jednym z powodów decyzji, jaką najlepszy austriacki narciarz alpejski ogłosił 4 września br. podczas konferencji prasowej.

S

go z Austrii zawodnika do przejścia na sportową emeryturę. Kiedy ponownie rozpocząłem treningi po letniej przerwie zauważyłem, że pracuję bez zapału. Nie jestem już gotów płacić ceny, jakiej wymaga ode mnie przygotowanie i przetrwanie całego cyklu przygotowawczego i startowego – podkreślił. Nigdy nie opuściłem zawodów z powodów zdrowotnych. Kończę, będąc na szczycie i w pełni sił. Nie jestem sportowym inwalidą i mogę bez bólu pojeździć motocyklem, wspiąć się na górę czy pograć w piłkę z synkiem. To bardzo wiele – dodał w trakcie konferencji, którą transmitowała austriacka telewizja publiczna.

My body is my temple Miejmy to już za sobą. To koniec. Zdecydowałem się zakończyć moją narciarską karierę. Nie chcę przedłużać tego momentu [wszystkie cytaty podane w tłumaczeniu serwisu ntn.pl – przyp. red.] – tymi słowami Marcel Hirscher potwierdził to, o czym sportowe media spekulowały od zakończenia minionego sezonu. Otoczony trofeami, spośród których najbardziej błyszczało osiem kryształowych kul otrzymanych za wygranie klasyfikacji Pucharu Świata, przed widownią składającą się z ponad setki dziennikarzy z całego globu, Hirscher oznajmił światu, że zawiesza buty narciarskie na kołku. Warto podkreślić, że podjął tę decyzję w najlepszym momencie swojej kariery. Dzierży bowiem tytuły aktualnego mistrza świata w slalomie, mistrza olimpijskiego w gigancie, zwycięzcy klasyfikacji Pucharu Świata w tych dyscyplinach oraz klasyfikacji generalnej PŚ, za wygranie której w minionym sezonie otrzymał ósmą z rzędu Wielką Kryształową Kulę. Nie będzie więc przesadą powiedzenie, że w Austrii posiada on status sportowca wszech czasów. Właściwy moment kariery oraz zmiany w życiu prywatnym przekonały pochodzące-

50–51

specyfika owego białego towarzysza alpejskiego sportu różni się nie tylko w zależności od temperatury, lecz także szeregu czynników klimatycznych. Z tego właśnie powodu Marcel Hirscher podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich w Pjongczangu zdecydował o zabraniu na konkurs kontenera z 92 parami nart skonstruowanych zgodnie z preferencjami Austriaka, aby w jak najlepszy sposób dopasować sprzęt do koreańskiego śniegu. Owa precyzja, w połączeniu z ogromnym talentem i tytaniczną pracą, zaowocowała dwoma złotymi medalami zdobytymi w Korei. Jak sam wielokrotnie podkreślał, igrzyska olimpijskie nie były dla niego zawodami, na których się szczególnie skupiał. Nie może więc dziwić, że – zapytany, czy cieszy się z medali olimpijskich – odrzekł, nieco ironicznie: Jasne, że się cieszę. Ale najbardziej z tego, że przestaniecie mnie już pytać o to [olimpijskie – przyp. red.] złoto.

Śladami Małysza

Diabeł tkwi w szczegółach Mimo że narciarstwo dla zewnętrznego obserwatora może wydawać się sportem indywidualnym, na sukces alpejczyka pracował cały sztab ludzi. Niejednokrotnie podkreślał to sam Hirscher, mówiąc, że bez wsparcia zespołu nic by nie osiągnął. Trenerzy, fizjoterapeuci, serwisanci, dietetycy – oni wszyscy byli ogromnym wsparciem w karierze Austriaka. Sam Hirscher znany jest ze swojej precyzyjności w treningach i doborze sprzętu. Dość powiedzieć, że zapytany w jednym z wywiadów, co jest tajemnicą jego sukcesów, odpowiedział: milimetrowe zmiany ustawienia buta. Od najmłodszych lat, prowadzony przez swojego ojca Ferdynanda, pasjonata narciarstwa, obcował ze śniegiem, co zaowocowało jedynym w swoim rodzaju „czuciem śniegu”. Warto wiedzieć, że

O swoich planach na przyszłość Hirscher mówi przez pryzmat swojej innej pasji – motoryzacji. Nie mam jeszcze konkretnych planów, ale prawdopodobnie spróbuję sił w sporcie motorowym. Wiem, że nie będę w nim odgrywał takiej roli, jak w narciarstwie, ale jestem zawodowym sportowcem i pogoń za ułamkami sekund mam we krwi – powiedział dziennikarzom Austriak. Nie bez znaczenia jest tu jego długoletnia znajomość z Matthiasem Walknerem, pierwszym pochodzącym z Austrii zwycięzcą rajdu Dakar na motocyklu. Poza rywalizacją sportową, Hirscher na emeryturze planuje korzystać z tego, co udało mu się zachować przez całą karierę: zdrowia. W odróżnieniu od np. Lindsey Vonn, amerykańskiej alpejki, która również zakończyła niedawno zawodowe ściganie, Marcelowi udało się przejść do historii, nie poświęcając przy tym więzadeł w kolanach, co jest niezwykle rzadkie u zawodowych narciarzy alpejskich. Poza rozwijaniem zainteresowań, Austriak z dużym prawdopodobieństwem zajmie się pracą trenerską, ucząc kolejne pokolenia narciarzy. Miejmy nadzieję, że także jego wychowankowie będą cieszyć fanów narciarstwa alpejskiego. Danke, Marcel! 0


CZARNO NA BIAŁYM

Zimą do lata T E K S T I Z DJ ĘC I A : W E RO N I K A R ZO Ń C A Grudzień to dla większości czas Świąt Bożego Narodzenia, które kojarzą się z choinką, ciepłymi swetrami i śniegiem. Jeżeli ktoś nie przepada za zimnem lub ma go dość, to idealnym rozwiązaniem jest słoneczna Floryda. Będąc na Florydzie, nie można ominąć Przylądka Canaveral. To legendarne miejsce największych dokonań człowieka w dziedzinie podboju kosmosu i badań kosmicznych. W Kennedy Space Center przy dźwiękach kolęd można poznać osiągnięcia amerykańskiego przemysłu kosmicznego i obudzić w sobie astronautę. W parku można przetestować niektóre zabawki, ale niestety nie można ich zabrać ze sobą do domu.

Bez wątpienia jednym z najważniejszych eksponatów Kennedy Space Center jest rakieta typu Saturn V, największa z rodziny Saturnów. Rakiety te mierzyły 110,6 m, miały 10,1 m średnicy, a ich masa w ynosiła 3 038 500 kg. Saturny były wykorzystywane w lotach załogowych, między innymi w programie Apollo. To właśnie ta rakieta w yniosła w przestrzeń kosmiczną statek kosmiczny Apollo 11 z załogą Neila Armstronga, która w ylądowała na Księżycu.

grudzień 2019


CZARNO NA BIAŁYM

Po tej ekscytującej wycieczce czas na relaks lub przejażdżkę samochodem po plaży w Daytona Beach. Miasto słynie z toru wyścigowego Daytona International Speedway. Na plaży jednak obowiązuje ograniczenie prędkości do 10 mil na godzinę.

Na południe od półwyspu znajduje się łańcuch wysp połączonych drogą i siedmiomilowym mostem. Droga prowadzi do Key West – uroczego, szalonego miasteczka. Wyjątkowo ładnie prezentuje się przyozdobione świątecznymi dekoracjami. To tam mieszkał też Ernest Hemingway. W jego domu, oprócz kupienia pamiątek, można pogłaskać sześciopalczaste koty, tak bardzo kochane przez pisarza, że zostały spadkobiercami tego miejsca. Miasteczko nazywane jest domem zachodzącego słońca i dlatego codziennie na Mallory Square świętuje się koniec dnia.

Prawie 113 km na zachód od Key West znajdują się maleńkie, piaszczyste i niewiele wystające ponad powierzchnię oceanu wysepki Dry Tortugas. Na drugiej co do wielkości z nich powstał jeden z największych fortów, jakie kiedykolwiek wybudowano w Stanach – Fort Jefferson. Został stworzony do obrony przed piratami. Jego lata świetności przypadły na okres wojny secesyjnej, kiedy to służył jako więzienie dla dezerterów z Unii. Najbardziej znanymi więźniami byli czterej spiskowcy uczestniczący w zamachu na prezydenta Abrahama Lincolna. Jak na monumentalne budowle przystało fort nigdy nie został ukończony. Mimo to robi wrażenie. Wysepki otacza krystaliczna woda i przepiękne plaże.

52–53


Jeżeli podczas podróży ktoś zatęskni za wielkomiejskim gwarem, polecam odwiedzić Miami. Najbogatsze w Stanach Zjednoczonych miasto to jedno z najważniejszych centrów światowych finansów i handlu międzynarodowego, wielkich korporacji, kultury, mediów, rozrywki i sztuki. Banki oraz duże firmy mają swoje siedziby we wschodniej części miasta, tzw. Downtown.

Na terenie Florydy mieszka ponad 21 mln ludzi i 1 mln aligatorów.

CZARNO NA BIAŁYM

Życzę wszystkim ciepłych, spokojnych i rodzinnych świąt!

grudzień 2019


IDĄ ŚWIĘTA

/ zapowiedź Świątecznego Koncertu SGH

Niezliczone świąteczne serca Święta już tuż-tuż. Można to wyczuć, patrząc na pierwsze internetowe grafiki, ukazujące liczbę wyświetleń słynnego utworu Wham!, czyli Last Christmas, już zaczynają iść w górę. Jednak dla studentów Szkoły Głównej Handlowej jest jeszcze jedno ważne, grudniowe święto... AUTOR:

T Y M O T E U S Z N OWA K

wiąteczny Koncert SGH odbywa się od 13 lat, a wszystko dzięki studentom Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz Uniwersytetu Warszawskiego. Koncert to obecnie największe i najbardziej rozpoznawalne wydarzenie charytatywne, organizowane przez środowisko akademickie w Polsce. Cała inicjatywa odbywa się rokrocznie dzięki Stowarzyszeniu Akademickiemu MagPress, wydawcy Niezależnego Miesięcznika Studenckiego Magiel. Co roku Koncert gromadzi prawie 3000 gości, a przez wszystkie edycje zebrał już ponad 250 000 złotych! Wszystkie zebrane środki zostają przekazane na wybrane fundacje.

Ś

Terapia śmiechem Fundacja Dr Clown to tegoroczny beneficjent uroczystości. Za główny cel przyjmuje się wywoływanie uśmiechu na twarzach chorych i niepełnosprawnych. Jest ona pierwszą organizacją, która wprowadziła na polski grunt terapię śmiechem. Jak wygląda taka pomoc? Przeszkoleni wolontariusze – „Doktorzy Clowni” – zaopatrzeni w fantazyjne stroje i kolorowe noski, niosą uśmiech i wsparcie, sięgając po klaunadę, iluzję, żonglerkę, zabawy interaktywne czy techniki relaksacyjne, po to, by podopieczni choć na chwilę zapomnieli o chorobie i trudnościach. W swojej pracy wolontariusze bazują na naukowo udowodnionym wpływie uśmiechu i ciepłego kontaktu z drugą osobą na zdrowie fizyczne i psychiczne. Motto Fundacji brzmi „Uśmiech leczy!”. W tym roku XIII edycja Koncertu odbędzie się 17 grudnia w klubie Palladium, jednak nie zawsze tak było. Początki tego projektu sięgają

54–55

2007 r., kiedy uroczystość odbywała się w Auli Spadochronowej Szkoły Głównej Handlowej. Także nazwa wydarzenia była wówczas inna – “Świąteczny Koncert Talentów”. Pierwsze trzy odsłony koordynowali Krzysztof Rzyman oraz Marek Rogala. Jednak remont Auli zmusił ambitnych studentów do znalezienia nowego miejsca – klubu Palladium. Organizatorom koncertu wyszło to jednak na dobre – po zakończonym remoncie Auli koncert nie zmienił już miejsca. Do dzisiaj cieszy się ogromnym zainteresowaniem zarówno studentów, jak i wykładowców czy pracowników uczelni.

Elfickie starania Żeby wielki finał doszedł do skutku, werbowane są zespoły elfów-wolontariuszy, które poświęcają dzień i noc dla wielkiej idei, jaką reprezentuje świąteczny projekt. Zespoły starają się, aby koncertowe licytacje, loterie i kolacje wyszły perfekcyjnie. Loteria ma prostą formułę – wrzucasz 5 zł, otrzymujesz… No właśnie, co? W puli nagród można znaleźć przeróżne fanty – zaczynając od biletów do teatru, po płyty ulubionych artystów, kończąc na koszulce z autografem sportowca. Niejednemu licytacja oszczędziła stania w kolejce w sklepie po prezent dwa dni przed Wigilią. Dzięki kolacjom możesz spotkać swojego idola, i to w cztery oczy! Co więcej, masz okazję zjeść z nim posiłek i zapytać o co chcesz. Spotkania odbywają się w restauracjach, które zadeklarowały udział w tej niezwykłej inicjatywie poprzez ufundowanie kolacji. Koncert nie mógłby się jednak odbyć bez wsparcia BNP Paribas Securities Services, które nie po raz pierwszy pomaga przy tej warto-

ściowej inicjatywie. Firma ta jest częścią grupy BNP Paribas i specjalizuje się w obsłudze operacji na papierach wartościowych oraz funduszach inwestycyjnych dla inwestorów instytucjonalnych oraz instytucji finansowych. Ich działania w zakresie CSR (z ang. Corporate Social Responsibility, czyli Społeczna Odpowiedzialność Biznesu) nie ograniczają się jednak tylko do wsparcia koncertu. Od lat organizują biegi charytatywne, wspierają ośrodki społeczne, kupują dzieciom plecaki i wyposażenie potrzebne do szkoły, organizują choinki z prezentami dla najuboższych rodzin, a tegoroczny program „To się liczy” zorganizowany i przeprowadzony przez wolontariuszy firmy objął swoim zasięgiem 6 szkół podstawowych na terenie całego kraju.

Świąteczne odliczanie Wszystkie drogi prowadzą nie do Rzymu, a do wspomnianego Palladium. Finał koncertu jest zawsze wyjątkowym dniem. Drużyny elfów obserwują efekty swojej pracy, a goście czarują niebanalnym ubiorem, szerokim uśmiechem i pozytywną energią. W tym czasie na scenie występują znakomici artyści – zarówno ci mniej znani, jak i głośne nazwiska sceny muzycznej. Usłyszeć można takie hity jak Last Christmas, ekscytujący December czy wzruszające What The World Needs Now Is Love. Końca zabawy, wspólnych śpiewów oraz tańca nie widać. Wszelkie źródła donoszą, że w tym rokukoncert znów odniesie sukces. Jeżeli chcecie się przekonać, czy rzeczywiście tak będzie, rezerwujcie w kalendarzach datę 17 grudnia! 0


varia /

Varia Polecamy: 56 CZŁOWIEK Z PASJĄ Rymarz, co go diabli nie wzięli Zawód przyszłości w czasach PRL-u

59 W SUBIEKTYWIE Marokańskie przebiśniegi

Świeżość pośród restrykcji

fot. Julia Januszyk

62 TECHNOLOGIE To tylko seks

Co o nas mówi Tinder

Memento memoriae WOJ C I EC H G O D L E W S K I ardzo interesującym zjawiskiem jest proces tworzenia się wspomnień w naszej świadomości, a przede wszystkim jego ciągłe oddziaływanie na nas w połączeniu z nieokreślonością, a także wielkim subiektywizmem jej obrazu. Weźmy na przykład stwierdzenie: Mam dobrą pamięć. Co ma na myśli osoba, która to mówi? Że daje sobie radę na lektoratach z niemieckiego? Że zaliczyła sesję w pierwszym terminie? Że z żadnego przedmiotu nie ma oceny niższej niż dobra? A może, że raz powiedziany fakt zostaje w jej głowie na zawsze? Ale w jaki sposób on się w jej umyśle zadomawia? Zdanie: Mam dobrą pamięć o kimś, jakkolwiek mniej lub bardziej poprawne, funkcjonuje już w języku potocznym. Najczęściej w sytuacjach nieprzyjemnych i bardzo emocjonalnych. Aczkolwiek nabiera wtedy znaczenia innego niż wcześniej wymieniona umiejętność zapamiętywania dat, haseł, pojęć – jest ono obrazem. Pamięć to ilustracja, w której za płótno służą nasze przeżycia. Widzicie daną sytuację. Patrzycie na ten tekst i czytacie go z mniejszym lub większym zaciekawieniem. Z sekundy na sekundę suniecie po literkach, a każda już przeczytana odchodzi do archiwum waszych wspomnień. Wszyscy jednak wiemy, że samotne płótno nie wystarczy – żeby obraz powstał, potrzeba również malarza. Malarzem staje się nasz umysł. Czytacie to, oczy dostarczają obraz, impuls biegnie przez synapsy i dociera do waszego mózgu, a tam już rozum gra

B

Wszyscy jednak wiemy, że samotne płótno nie wystarczy – żeby obraz powstał, potrzeba również malarza.

pierwsze skrzypce. To wasza głowa decyduje, jak zapisze się w niej dane wspomnienie. W efekcie każdy z was odbierze ten tekst inaczej, a spytany: Jak wspominasz felieton otwierający dział Varia? nie odpowie: Felieton zawierał 389 słów, był wydrukowany w odcieniach szarości., tylko: Felieton był wielce interesujący! albo: Czytałem ciekawsze… – czyli tutaj jedno wspomnienie wysuwa się przed inne, mimo że mniej odległe! Mamy płótno i malarza, potrzebujemy też farb. Jakich farb używa nasz umysł? Czyż nie są nimi emocje? Wspomnienia, które najczęściej przychodzą ludziom na myśl jawią się niczym obrazy namalowane farbami o bardzo gorących kolorach, gdyż niosą za sobą duży ładunek emocjonalny. Co innego suche pojęcia, daty, słówka na lektoraty – tutaj malarzowi została tylko czarna barwa pozwalająca stworzyć kwadrat na białym płótnie… W tym miejscu dochodzimy do najciekawszego aspektu tego zjawiska – tylko jeden z trzech czynników potrzebnych do narysowania obrazu jest obiektywny. Płótno – obiektywna sytuacja. Malarz – czynnik wewnętrzny. Farby – subiektywne odczucia. Dlatego już dzień po przeczytaniu tekstu każdy z was zapytany o to wydanie Magla odpowie innymi słowami. Za miesiąc te obrazy będą się jeszcze bardziej różniły, a z uplywem czasu różnice staną się coraz bardziej widoczne. Pomyślcie o tym, kiedy następnym razem dojdzie do sprzeczki ze znajomymi na temat tego, co rzeczywiście zdarzyło się w przeszłości. 0

grudzień 2019


CZŁOWIEK Z PASJĄ

/ narzędzia w dłoń

piszę to po ciemku, bo współlokatorka zgasiła światło

Rymarz, co go diabli nie wzięli O tym, na czym polega zawód rymarza i jak wyglądało w czasach PRL-u zakładanie własnej firmy, której udało się przetrwać do dziś, rozmawiamy z Tadeuszem Kowalskim, właścicielem zakładu rymarsko-kaletniczego przy Wołoskiej 74. W Y W I A D I Z DJ Ę C I A :

J U L I A JA N U S Z Y K

TA D E U S Z KOWA L S K I : Ja będę robił swoje, a jednocześnie będziemy rozmawiać. Nie będzie to pani przeszkadzać?

M AG I E L : Nie, skądże. Podobno mówiono kiedyś, że rymarz to zawód przyszłości? No tak! Mówili nam, że rymarz to jest ktoś. W samej Warszawie pracowało wtedy w tym zawodzie tysiąc osób. Obecnie zostało już tylko kilka zakładów, ale kiedyś to były trochę inne czasy. Wie pani, dużo zamówień składało wtedy wojsko, chętniej korzystano z koni, a w przemyśle też częściej używano skór. Popularne było jeździectwo. Na samym Nowym Świecie pracowało w tym rzemiośle około 70 osób, dużo tego było, a teraz...

ka kupiła je u mnie 30 lat temu. Zepsuło się już trochę ze starości. Teraz produkuje się siodła inaczej, jest ich na rynku mnóstwo, ale ta pani poprosiła mnie, żebym odnowił jej właśnie to. Mówiła, że nigdzie nie ma już rzeczy takiej jakości. Bo to wszystko teraz z Chin idzie.

Jak zaczęła się pana kariera w zawodzie rymarza?

Słyszałam, że na Hożej wciąż istnieje taki punkt.

Przez przypadek. Blisko domu miałem dwuletnią zawodówkę, w której kształcili właśnie w tym kierunku. Nie było wtedy wielkiego wyboru. Dostać się do takiej szkoły, chociażby się bardzo chciało, nie było tak prosto. Dlatego kiedy mi się udało, nie zastanawiałem się dwa razy. Nie istniało wtedy tyle szkół zawodowych co teraz, to były trudne czasy, po 1952 r., tuż po wojnie. Dla pani to pewnie brzmi jak średniowiecze.

Ale to chyba bardziej punkt serwisowy. Ja jestem rymarzem. Chociaż właściwie jaki ze mnie rymarz, skoro, jak pani widzi, torby naprawiam?

Dla mnie to czasy, o których uczy się na historii.

To na czym dokładnie polega ten zawód? Tam leży prawdziwa rymarska robota [pan Tadeusz wskazuje specyficzne kanciaste skórzane kufry]. Jak pani widzi, to są futerały do przechowywania konkretnej aparatury. Wykonane są z twardej skóry, z takiej, z jakiej powstają siodła czy uprzęże. Kiedyś takich robót rymarskich było bardzo dużo, co chwilę trzeba było robić coś ze skóry. Chociaż kaletnictwo jest bliskie rymarstwu, to już mimo wszystko trochę inny fach. Działa się na miększej skórze, robi przeszycia toreb, pasków czy teczek. To praca o charakterze bardziej usługowym.

Czyli kwintesencją rymarstwa jest jeździectwo? Widzi pani, siodlarstwo to jedna z wielu specjalizacji rymarskich. Kiedy ten przemysł miał swoje najlepsze lata, nawet w tej dość wąskiej dziedzinie były jeszcze podgrupy – na przykład siodłami sportowymi zajmował się siodlarz, ale siodła wojskowe, tak zwane kulbaki, robił już ktoś inny.

Widzę, że nawet ma tu pan jedno siodło. Tamto siodło? To tak zwana gapa do nauki jazdy na kucyku. Klient-

56–57

Wtedy trzeba było szybko zdobyć pracę. Świeżo po szkole, mając szesnaście lat, zostałem przyjęty do dużego zakładu rymarskiego na Nowym Świecie. Wychodziło się stamtąd już jako fachowiec.

Czyli od razu po szkole zaczął pan pracować w zawodzie? Tak. Choć zdarzyło się też kilka przerw. Po skończeniu zawodówki miałem jeszcze potrzebę uczenia się, więc zapisałem się do technikum ekonomicznego. Dzięki tej wiedzy po kilku latach awansowałem na posadę kierownika. Musiałem być jeszcze bardziej odpowiedzialny, w moich rękach leżały kwestie finansowe. Później co prawda stwierdziłem, że po diabła mi to wszystko było, przedtem miałem przecież spokojną pracę. Nie wyglądało to wtedy tak jak teraz, że kierownik zarabia trzy razy tyle co szeregowy pracownik. Pracownik na akord dostawał tyle, ile wyrobił, a kierownik miał stałą pensję. Więc paradoksalnie, będąc kierownikiem, zarabiałem mniej niż w warsztacie. Wymyślne czasy. Kiedyś takich dziwnych rzeczy było dużo.

To pewnie zmotywowało pana do założenia własnego warsztatu? Tak, tęskniłem za spokojem. Jednak nie wypadało mi zrezygnować z pozycji kierownika i zatrudnić się w warsztacie. Los dał mi wtedy wyjazd do Szwecji. Pomyślałem sobie później, że jak mam usiąść na tym koniku rymarskim, to niech to będzie mój konik.

Wyjazd za granicę w tym czasie to musiała być nie lada przygoda. Tak, byłem tam pół roku. Kiedy jeszcze pracowałem na stanowisku kierownika, przyjechał do naszego zakładu pewien Szwed, dla którego robiliśmy siodła i zapytał, czy nie mamy pracownika, który mógłby im pomóc na miejscu. Odpowiedziałem, że owszem, mamy i że właśnie przed nim stoi. Szwed się zdziwił, powiedział, że potrzebuje fachowca, a nie kogoś, kto siedzi za biurkiem. Wkrótce przekonał się, że nie było czego się obawiać.


narzędzia w dłoń /

CZŁOWIEK Z PASJĄ

I wziął pana? Tak. W Szwecji odczułem ogromną różnicę jakości życia. U nas telefon był tylko na poczcie, tam czymś normalnym była budka telefoniczna, stojąca na ulicy. Wystarczyło wrzucić koronę i już można było dzwonić. Któregoś razu chciałem zobaczyć Sztokholm – w kiosku ruchu raz dwa wyrobili mi kartę miejską, potrzebne było jedynie zdjęcie. Nie pytali się, kim jestem, kogo odwiedzam, co tam robię. Ich to nie obchodziło. Płacisz, to masz. Jak budowano tam mieszkanie, to nie oddawano go do użytku bez podłączonych wszystkich mediów. U nas czekało się na telefon 20 lat. To była przepaść. Kiedy stamtąd wróciłem, powiedziałem: koniec, szukam swego. I to mnie jakoś tak zmotywowało.

Założył pan własny zakład? Tak, byłem już zdecydowany. Jakoś udało mi się znaleźć lokal, co w tamtych czasach nie było takie proste, ale poszczęściło mi się. Miałem klientów od samego początku. No i wszystkie zakłady, w których kiedyś pracowałem, diabli wzięli. Dawno upadły, a moja firma działa...

W tamtych czasach prowadzenie prywatnej działalności nie było chyba zbyt mile widziane. Takich ludzi nazywało się wtedy prywaciarzami. Faktycznie, państwo nie patrzyło na nich zbyt przychylnie. Nie mieli wielu praw ani żadnych ulg, na przykład nie mogli sobie kupić biletu miesięcznego. Karty miejskie obowiązywały tylko pracowników zakładów pracy i uczniów szkół. Były rarytasem. Nie było mowy o tym, żeby ktoś kupił taki bilet prywatnie.

Jakie są zalety bycia na swoim? Nie żałuje pan takiej decyzji? Wszystko zależy od punktu widzenia. Duży zakład ma inne możliwości. Nie wszystkie prace muszą być w nim wykonywane ręcznie. Ja, nawet gdybym kupił duże maszyny, to nie wykorzystywałbym ich w pełni. Jest na rynku jednak pewna nisza, w którą trafia mały zakład. Potrzebne jest miejsce, gdzie można chociażby naprawić coś od ręki. Jak pani widzi, duży zakład takich zleceń nie przyjmie. Tu jest miejsce na działalność usługową, jest bliższy kontakt z klientem. Kiedy pracowałem jako typowy rymarz, to torebek nie potrafiłem naprawiać, teraz trzeba robić to, co jest.

Jest to pewnie bardziej różnorodna praca... Zlecenia potrafią nieraz zaskoczyć. Ja zresztą nigdy nie mogłem wykonywać tylko jednej czynności. Pracowałem w ten sposób jedynie pół roku, więcej nie dałem rady. To wykańcza. U mnie w warsztacie robi się wszystko. Będą kręcić film o Pileckim i dlatego wczoraj robiłem takie specjalne esesmańskie pejcze dla psów, w stylu z epoki. Mam tu też wzór do wykonania kabury na pistolet.

Czyli zajmuje się pan też rekonstrukcją? Tak, pomagam przy bardzo wielu rekonstrukcjach do filmów. Tworzę szkielety, makiety. Działam we współpracy z innymi fachowcami. To są najciekawsze zlecenia. Zostałem na przykład poproszony o wykonanie szablonów do czapek napoleońskich z 1812 r. Teraz będę robić ładownicę, najpierw jako szablon z tektury, a dopiero potem ze skóry. Szkoda, że zabrali katalog, tobym pani pokazał. O! Spod mojej ręki wyszły też na przykład torby, w których żołnierze nosili meldunki, takie z wyszywanym orłem.

ostatnich kilkunastu lat powstały naprawdę niesamowite wynalazki. Na przykład, kiedy robiłem kabury do filmu, dostarczono mi pistolety jak z epoki, które zostały wydrukowane w drukarkach 3D.

Takie hafty też pan robił?

Niecodzienne smaczki, takie rekonstrukcje. Musi się to idealnie łączyć z pana pasją do historii.

Nie, teraz takie rzeczy robi się komputerowo. To są bardzo specyficzne wzory. Kiedyś trzeba było poświęcić bardzo dużo czasu i wysiłku na zrobienie ich ręcznie, teraz wystarczy nastawić komputer. W ciągu

Wyglądało to realistycznie? Bardzo, wszystkie detale były idealnie zachowane. Taką rzecz to jeszcze jakoś wiadomo, można sobie wyobrazić, ale słyszałem, że ktoś w ten sposób wydrukował ludzkie serce. To ci dopiero!

Tak, historia interesowała mnie właściwie od zawsze. Jak czytałem książkę, to za każdym razem musiałem na mapie poszukać miejsca, w którym toczyła

grudzień 2019


CZŁOWIEK Z PASJĄ

/ narzędzia w dłoń

się akcja. Po prostu musiałem to sobie wyobrazić. Jeśli gdzieś było napisane, że zabrzmiało ileś armat, to myślałem sobie: zaraz, zaraz, ktoś te armaty musiał zrobić, prawda? Jestem wszystkiego ciekaw, taką mam naturę.

Ma pan zastępcę? Chciałbym, ale nikogo takiego nie ma na horyzoncie.

A czy istnieją jeszcze szkoły czy kursy dla osób, które chciałyby podjąć się pracy w tym rzemiośle? Prawdziwego zawodu uczy się w praktyce. Powiem pani, że przychodził tu do mnie kiedyś taki chłopak, był moim uczniem. Trafił do mnie, bo wcześniej robił torby w firmie, która zbankrutowała. W którymś momencie stwierdziłem, że jestem w stanie mu ten zakład przekazać. Chłopakowi zabrakło jednak wyobraźni, w poprzedniej placówce pracował wręcz mechanicznie, wykonywał wciąż tę samą czynność. A tu jest potrzebny duży wachlarz umiejętności i przede wszystkim chęć nauki. Czasem jest tak, że ktoś przynosi rysunek i trzeba na jego podstawie coś stworzyć, a czasem tylko naprawić pasek od torebki. Jemu to najwidoczniej nie pasowało. Przestał przychodzić.

Ucznia przerosła ilość pracy. Tak, chociaż tego nie jest tak dużo. Po prostu czasem robi się rzeczy bardzo niespotykane, ma się rozmaitych klientów. Trzeba chcieć się tego podjąć. Ja właściwie cały czas uczę się tu czegoś nowego. Naprawiając jakiś przedmiot, nieraz odkrywam, jak pięknie jest on zrobiony.

Zostawić taki zakład z historią to byłaby wielka szkoda. Wie pani, co roku mówię, że to już ostatni rok. Ale jakoś tak, jestem tu nadal. Nie chcę patrzeć bezczynnie w telewizor. Lubię to, co robię, lubię być czymś zajęty. Nie mam zastępcy. Nie narzekam też na brak pracy.

Popyt jest. Powiedziałbym, że czasem nawet za duży. 0

Zakład na Wołoskiej 74 Nie ukrywam, pan Tadeusz mnie zaskoczył. Nastawiając się na tekst o tym, jak zawód rymarza odchodzi w niepamięć, natraf iłam na warsztat, w którym kipiało życiem. Co jakiś czas ktoś przerywał nam rozmowę, wchodząc i prosząc o naprawę torby lub paska od spodni. Pan Tadeusz śmiał się, że akurat wyjątkowo tyle osób musi dzisiaj przychodzić i nam przeszkadzać, ale w moich oczach oni nie przeszkadzali, ubarwiali tylko zakład rymarski, który, mimo że mały, był ciepły i otwarty dla każdego w potrzebie.

58–59


marokańska kobiecość/

W SUBIEKTYWIE bardzo śmieszny piątek, miałam być w hydrow

Marokańskie przebiśniegi, czyli subiektywnie o muzułmańskiej kobiecości

Choć kobietom w Maroku odmawia się pełnej wolności w wyrażaniu siebie, to znajdują sposoby aby przemycić do świata zewnętrznego to, co zwyczajowo pozostaje ukryte. TEKST I ZDJĘCIA:

MARTA M U S I D ŁOW S K A

rzygryzanie krwistoczerwonych warg, szeptanie do ucha ciepłym, lekko zachrypniętym głosem, zarzucanie włosami na prawo i lewo, kołysanie biodrami. Posyłanie niewinnych, głodnych spojrzeń spod wy(re)tuszowanych rzęs, zakładanie nogi na nogę, stukanie o podłogę obcasem wygiętym w nienaturalnym (czyżby?) kształcie. Koszulka opadająca nonszalancko poniżej linii obojczyków i odsłonięte kostki. O, tutaj proszę się zatrzymać. To jest już za dużo na delikatne, męskie sumienie i proszę natychmiast się zakryć. Ale już.

P

Pod przykryciem Tak więc muzułmanki w Maroku posłusznie się zakrywają. Zadziwiające, jaką kreatywnością można się wykazać, gdy ma się do dyspozycji jedynie długie do kostek szaty, nierzadko o workowatym, mało finezyjnym kształcie. A jednak, kobiecość, gdyby była kwiatem, z całą pewnością byłaby przebiśniegiem i bez względu na wszystko, znalazłaby odpowiednie dla siebie ujście, by tylko ujrzeć światło dzienne. A że to, co stłumione, uderza ze zdwojoną siłą, niech drżą wszyscy mężczyźni, którzy chcieli schować za zasłoną nieciekawego ubrania to, co urzeka najbardziej. Ich sprytowi umknęła jednak pewna prawda uniwersalna, że to, czego nie widać, pozostawia jeszcze odrobinę miejsca na wyobraźnię, która z kolei zobaczyć może absolutnie wszystko. Tymi hidżabami więc, drodzy panowie, to sobie po prostu strzeliliście w kolano.

Twarz kobiecości W Maroku nie wszystkie kobiety noszą hidżaby, al amiry, chimary czy czadory. Niektóre z nich zakrywają włosy, uszy, szyję oraz piersi. Inne ponadto zasłaniają ramiona i górną partię ciała. Rzadko jednak kobiety w Maroku zakrywają twarz. Według Koranu, muzułmanki

są zobowiązane do noszenia chust przykrywających pewne części ciała po osiągnięciu relatywnie określonej, kobiecej dojrzałości i jedynie przebywając wśród dorosłych mężczyzn. W obecności kobiet innego wyznania czy rodziny, hidżabu zakładać nie muszą. Zasada ta nie jest jednak ściśle przestrzegana, ponieważ wszystko zależy od panującego w danej rodzinie zwyczaju, a więc od decyzji ojca albo męża. Wymaganie by zakrywały się tylko kobiety dojrzałe może być przez głowę rodziny zaostrzone lub nawet zupełnie zniesione. I dlatego, choć w Maroku obowiązują szkolne mundurki, niektóre dziewczynki zakrywają włosy chustami, a inne nie. Te pierwsze posyłają wówczas zazdrosne spojrzenia swoim wyzwolonym koleżankom, którym rozpuszczone włosy mogą beztrosko powiewać na wietrze. Na mnie też patrzyły z nieukrywaną zazdrością, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów (ze szczególnym uwzględnieniem spojrzenia na stopy, bo kobiety mojego wzrostu, a więc powyżej 180 cm, to tam prawdziwa egzotyka). Zastanawiałam się, jaki jest sens noszenia mundurków, gdy i tak równości w prawdziwym życiu te dzieci nie uświadczą. Mimo szczerych chęci i ustalania zasad, w rzeczywistości nic nie jest takie, jakie miało być zgodnie z pierwotnym założeniem. Chociaż na kobiecość niemal całkowicie spuszczono zasłonę milczenia, to pod tę warstwę restrykcji dociera jeszcze gdzieniegdzie trochę świeżego powietrza. Nigdy wcześniej nie widziałam, by ktoś z taką starannością dobierał dodatki – od butów po biżuterię, wszystko w tym samym, miedzianozłotym odcieniu. Nigdy wcześniej nie widziałam też tak niezwykłych haftów i wzorów materiałów sprzedawanych do uszycia sukni w najrozmaitszych kolorach – oczywiście z wyjątkowym upodobaniem wszelkich odcieni niebieskiego. Całość przyozdabia z reguły

misternie wykonany makijaż, ze szczególnym uwzględnieniem oczu, które tak często są jedynym aktywnym środkiem wyrazu zainteresowania płcią przeciwną.

Im więcej, tym lepiej Mówię płcią przeciwną, bo na otwartą rozmowę o relacjach homoseksualnych kultura ta zdecydowanie nie jest jeszcze gotowa. Zgodnie z marokańskim prawem kontakty homoseksualne są nielegalne i podlegają karze do trzech lat pozbawienia wolności, co i tak jest jednym z lżejszych wymiarów kary za tego typu czyn na kontynencie afrykańskim. Choć na jednopłciowe monogamiczne związki islam nie przyzwala, nie ma nic przeciwko poligamii, a konkretniej – „poliżonii”. Żeby jednak nie było za dobrze, Marokańczyk zgodnie z Mudawaną, czyli tutejszym kodeksem prawa rodzinnego, żony może mieć tylko dwie i tylko w ściśle określonych warunkach. Decyzja w tej kwestii zależy od sędziego, który może zezwolić na zawarcie związku w ramach poligamii, jeśli zweryfikuje on zdolność męża do zagwarantowania równości z pierwszą żoną i jej dziećmi we wszystkich dziedzinach życia, i jeśli zostanie potwierdzony obiektywny i wyjątkowy powód uzasadniający poligamię w konkretnym przypadku. Ponadto kobieta zawierająca związek małżeński ma prawo zastrzec warunek, zgodnie z którym jej mąż powstrzyma się od wzięcia kolejnej żony. Jednak w przypadku braku takiego warunku, pierwsza żona zostaje wezwana w celu udzielenia zgody, a druga musi również zostać powiadomiona i zaakceptować fakt, że jej przyszły mąż jest już żonaty z inną kobietą. Ponadto pierwsza małżonka ma prawo złożyć wniosek o rozwód z powodu poniesionej szkody. Choć od przybytku głowa podobno nie boli, to od dwóch żon pod jednym dachem już na pewno może. Emocje nie mają w zwyczaju 1

grudzień 2019


W SUBIEKTYWIE

/ marokańska kobiecość

przystosowywać się do panującego porządku społecznego, co często znajduje swoje ujście w ich spektakularnej eksplozji w najmniej odpowiednim momencie. Sama bylam świadkiem takiej sytuacji podczas podróży autobusem. Trasa wiodła z północy na południe, od zmierzchu do świtu, przez głęboko czarną, afrykańską noc. Klima działała na pełnych obrotach, z głośników sączyła się wieczorna modlitwa. Działając niemal hipnotyzująco, zdołała uśpić połowę pasażerów autobusu już na początku podróży. Niestety, nawet najprzyjemniejsze dla ucha dźwięki nie byłyby w stanie ukoić moich zszarganych w tamtym czasie nerwów. Czułam się jak ludzkie origami, próbując ułożyć się do snu na fotelach wbijających się w każdą możliwą część mojego ciała. Na próżno. Telefon rozładowany, gazeta przeczytana, więc jedyne, co można było robić, to oddać się rozkoszy nicnierobienia i obserwowania. Obserwowałam podróżnych, wchodzących do autobusu i wysiadających na kolejnych przystankach wzdłuż marokańskiego wybrzeża. Beznamiętne zawieszanie uwagi na kolejnych osobach przerwały nagłe, głośne wrzaski. To kobieta, cała na biało, wdrapała się po schodach do busa i krzyczała na swojego (prawdopodobnie) męża. On, zmieszany, też cały na biało i z workiem śmierdzących ryb, nie reagował specjalnie, tylko rozglądał się na boki w poszukiwaniu miejsca do odłożenia bagażu. Ona nakręcała się dalej, a że język arabski przez swoją twardość brzmi niezwykle groźnie, zaczęłam współczuć facetowi, z którym przyszła. Coś jej odbąknął cicho, usiadł za mną, a ona na drugim końcu autobusu. Kilka godzin później, gdy autobus zaczął się znacznie wypełniać nowymi podróżnymi, kobieta odpuściła i, niczym córka marnotrawna, przesiadła się do swojego męża. Od tamtej pory byli już cicho. Biała pani od czasu do czasu tylko pochlipywała.

Gdzie one są? Takich obrazków jednak nie pooglądamy zbyt często. Poza oniryczną rzeczywistością autobusową, miejsca dla kobiet w przestrzeni publicznej jest niewiele. Nie siedzą przy stolikach na kawie czy herbacie, rzadko też ją podają. Nie widać ich przy piecach z tagine – tradycyjną marokańską potrawą przygotowywaną w specjalnym naczyniu z gliny przeznaczonym do gotowania nad rozżarzonym węglem lub drewnem. Nie ma też dla nich specjalnie wydzielonych przestrzeni do modlitwy, które dla mężczyzn znajdują się praktycznie wszędzie – od dworców autobusowych, przez stacje benzynowe, po niewielkie restauracje w małych miasteczkach po drodze na pustynię. Na pustyni też ich nie ma – być może dlatego turystki robią tam taką furorę, że nomadzi chcą sobie

60–61

z nimi robić zdjęcia, zaparzać miętową herbatę na bolące gardło, a gdy trzeci dzbanek nie przynosi ukojenia, proponować masaż ciała na gardło (przykład z autopsji). Gdzie zatem możemy zobaczyć muzułmanki? Najczęściej chyba na suku, czyli żyjącym własnym życiem bazarze marokańskim, gdzie najrozmaitsze smaki i zapachy rozchodzą się w ciasno utkanej przestrzeni, rozbijając się o głosy targujących się handlarzy i kupców. Tam kobiety mogą robić praktycznie wszystko – handlować, piec khobzy (tradycyjne marokańskie pieczywo serwowane do każdego rodzaju potraw), mielić ziarna owoców drzewa arganowego na oleistą pastę, z której potem produkuje się drogocenny olejek arganowy i wiele innych. Jeśli chodzi o handel, najczęściej możemy je spotkać przy stoiskach z ubraniami.

Wiatr z Zachodu Moda w krajach arabskich żyje swoim życiem i należy do chyba najbardziej eklektycznego rodzaju sztuki, jakiej można uświadczyć. Z jednej strony krój sukienki ma zachowywać pozory konserwatywnego podejścia do stroju, z drugiej bogate marokańskie wzornictwo ma cieszyć znudzone codziennością oko. Już dawno jednak namiastka zachodniego, kapitalistycznego świata w postaci nadwyżek tekstyliów dotarła także do Maroka. Największą rozrywką suku w Agadirze był bowiem wielki second hand. Muzułmański lumpeks przerósł wszelkie moje oczeki-

wania (a raczej ich zupełny brak) – góry ubrań na długich, prowizorycznych stołach zdawały się rosnąć wraz z przerzucaniem kolejnych stosów. Ich jakość i cena zahipnotyzowały mnie do reszty, podobnie jak wiele innych turystek, które nie mogły wyjść ze zdumienia, że to co jeszcze przed chwilą znajdowało się na półkach sklepowych, teraz trafiło na drugi koniec świata. Wśród bladych twarzy przyjezdnych kręciły się dwie młode muzułmanki. Przykładały do siebie kuse sukienki i bluzki z odkrytym brzuchem. Po chwili jednak je odłożyły. Niech pani to przymierzy. Pani to będzie pasować – usłyszałam ciche słowa dziewczynek na pożegnanie. Bluzek nie kupiły. Jadąc do Maroka jako wysoka, biała turystka, wolałam specjalnie się nie wyróżniać. Nosiłam sukienki do kostek, a ramiona przykrywałam chustą kupioną w jednym z lokalnych sklepików. Nie wszystkie przyjezdne kobiety decydują się na wpasowanie w realia kultury muzułmańskiej. Kierując się wygodą, noszą krótkie spodenki i bluzki na ramiączkach, a włosów nie związują. Wśród starszej części społeczeństwa taki strój może siać zgorszenie i być wyrazem braku szacunku dla ich tradycji, jednak na młodych, przyzwyczajonych do nadciągających z całego świata turystów (zwłaszcza surferów) takie roznegliżowanie nie robi specjalnego wrażenia. Nieustanna rotacja przyjezdnych sprawia, że nie ma sensu poświęcać temu większej uwagi. Ten wiatr z Zachodu wie-


marokańska kobiecość/

je tak już od dobrych kilku lat i coraz częściej dociera w najdalsze zakątki Maroka. Kilka lat temu przywiał do Auriru, małej nadmorskiej miejscowości koło Agadiru, pewną Czeszkę, która zakochawszy się w ludziach i kulturze Maroka, postanowiła zamieszkać tam na stałe. Wraz z koleżanką z czasów studenckich założyła hostel, z którego dachu rozpościera się przepiękny widok na ocean. Prowadzi go niemal samodzielnie od A do Z – odbiera gości z lotniska, sprząta

pokoje, przygotowuje śniadania i doradza, co warto zobaczyć. Jej pozytywna energia i smykałka do biznesu przyciągnęły… wielu młodych, lokalnych mężczyzn, którzy nie tylko współtworzą z nią to miejsce, ale przede wszystkim spełniają jej wszelkie prośby i traktują z należytym szacunkiem jako swoją szefową. Pomimo stałego zamieszkiwania w Aurirze nie zamieniła krótkich spodenek i japonek na hidżab. Wręcz przeciwnie, to do niej zaczęli przystosowywać się okoliczni

W SUBIEKTYWIE

mieszkańcy. Pan z pobliskiego sklepu specjalnie dla niej sprowadza jej ulubione mleko ryżowokokosowe.Nie wszystkie kobiety mają tyle szczęścia, co Czeszka z Auriru. Milczą, bo nie są słuchane, a swoimi wymyślnymi strojami próbują zwrócić na siebie uwagę. Jedno spojrzenie wystarczy, by odkryć to, co szczelnie schowane pod warstwą ciężkiego materiału. Gdzieś spomiędzy chust i warstwy makijażu nieśmiało i subtelnie próbuje się wydostać tłamszona od wieków kobiecość. 0

grudzień 2019


TECHNOLOGIE

/ co o nas mówi Tinder

Zimno w tej Szwecji

To tylko seks Tinder jest obecnie 45. najpopularniejszą aplikacją w App Store. Według statystyk z 2014 r. przeciętny użytkownik aplikacji loguje się 11 razy dziennie, a pojedyncza sesja trwa od siedmiu do dziewięciu minut. Przez te 32120 minut rocznie chyba każdy choć raz postawił sobie pytania: kim na co dzień są osoby po drugiej stronie i ile sama aplikacja o mnie wie?. M A R TA O L E S I Ń S K A

ukces Tindera wynika między innymi z jego prostoty. Po szybkim stworzeniu konta, które można połączyć z innymi portalami społecznościowymi, wyświetlają nam się profile osób mieszczących się w wybranym przedziale wiekowym i geograficznym. Jeżeli ktoś nam się ­podoba, przesuwamy profil w prawo, jeśli nie – w lewo. Gdy obie osoby wyrażają zainteresowanie, otwiera się możliwość chatu. Choć same mechanizmy użyte w aplikacji są proste, to sterujące nią algorytmy oraz pewne zachowania i ich efekty, dające się zaobserwować w prywatnych wiadomościach, postach lub podczas przeglądania profili, nie są już tak oczywiste.

S

Jak cię widzą, tak cię klikną Stwierdzenie, że zarówno ludzie, jak i ich pobudki do korzystania z Tindera są różne, byłoby truizmem. Niemniej zagadnienie to postanowiły zbadać Elisabeth Timmermans z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie i Elien De Caluwé z Uniwersytetu z Tilburgu. Sprawdzały korelację między cechami wielkiej piątki osobowości a motywami korzystania z Tindera. Model wielkiej piątki osobowości określa nasze predyspozycje do pewnych zachowań na pięciu płaszczyznach osobowości: ekstrawersji, otwartości na doświadczenia, uległości, sumienności i neurotyczności. Każdy człowiek posiada wszystkie te cechy, ale rozwinięte w różnym stopniu. Mimo że ich nazwy mogą wydawać się wartościujące, same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Mogą natomiast przyczyniać się do zachowań mających mniej lub bardziej pozytywne skutki. Badaczki przyjęły hipotezę, że motywacje przypisane do danej cechy będą zbieżne z typowymi dla niej zachowaniami. Dla przykładu ekstrawertycy i neurotycy powinni kierować się chęcią przelotnego romansu, natomiast dla osób sumiennych istotne będzie znaczenie presji społecznej. W założeniu otwartość na doświadczenia występowała w parze z ciekawością, a osoby sumienne rzadko miały być motywowane chęcią zabicia czasu.

fot. NASA

Nie oceniaj motywu po cechach Badania Timmermans i De Caluwé pokazały, że użytkownicy Tindera z reguły wykazują się większą ekstrawersją i otwartością na

62–63

doświadczenia niż osoby, które nigdy nie korzystały z portali randkowych. Istnieją jednak również analizy, z których wynika, że to introwertycy częściej sięgają po portale randkowe, ponieważ w ten sposób łatwiej im się otworzyć. Osoby o wysokim poziomie sumienności będą bardziej sceptycznie nastawione do nowych mediów dających natychmiastowe poczucie gratyfikacji, ponieważ nie jest to uczucie przez nich pożądane. Na podstawie najczęściej powtarzających się odpowiedzi respondentów, holenderskie uczone wyróżniły trzynaście głównych motywów korzystania z aplikacji randkowych. Były to: aprobata społeczna, zabicie nudy, podróżowanie, doświadczenia seksualne, zapomnienie byłego partnera lub partnerki, poczucie przynależności, szukanie związku, rozwinięcie umiejętności społecznych czy sztuki flirtu, orientacja seksualna, pragnienie socjalizacji, presja społeczna, chęć odwrócenia uwagi i ciekawość. Dla przykładu użytkownicy o dużej neurotyczności często wspominali chęć zapomnienia o byłym/byłej i poszukiwanie aprobaty społecznej. Jednocześnie, wbrew początkowej hipotezie, nie deklarowali częściej niż reszta ba-

danych poszukiwania nowych doświadczeń seksualnych, podobnie jak osoby cechujące się wysoką ekstrawersją. Im wyższy poziom ekstrawersji, tym badani niżej określali swoją potrzebę znalezienia długotrwałego partnera czy rozwinięcia umiejętności flirtu. Często natomiast wymieniali jako główny motyw chęć zabicia czasu. Hipoteza początkowa nie znalazła też potwierdzenia w przypadku osób otwartych na doświadczenia, ponieważ nie było znaczącego powiązania pomiędzy tą cechą a ciekawością czy chęcią socjalizacji. Regularnie pojawiał się natomiast motyw podróży. Badanie wykazało również wiele ujemnych korelacji (im wyższy poziom cechy, tym mniej ważna dla danej osoby jest określona motywacja). W przypadku ugodowości zaobserwowano negatywną korelację z szukaniem doświadczeń seksualnych. Sumienność natomiast nie wiąże się z chęcią zabicia czasu, ale można zauważyć powiązanie tej cechy z poszukiwaniem związku. Bez względu na profil osobowości, użytkownicy Tindera najrzadziej wskazywali jako powód poczucie przynależności. Podobnie niezwiązana z żadną cechą, za to dużo częściej wymieniana przez badanych, była potrzeba socjalizacji. We-

fot. Freepik.com, CC

T E K S T:


co o nas mówi Tinder /

dług autorek prawdopodobnie to ona stanowi niezbędną motywację do korzystania z mediów społecznościowych. Inne badanie, o którym warto wspomnieć, zostało przeprowadzone przez Barısa Seviego. Miało ono pokazać korelację między korzystaniem z Tindera a ciemną triadą osobowości, czyli trzema cechami, które bardzo często występują razem: makiawelizmem, narcyzmem i psychopatią. Makiawelizm łączy się z manipulacją i bezwzględnym dążeniem do celu, narcyzm z dominacją i stawianiem się wyżej od innych, a psychopatia z brakiem empatii. Ten ciemny trójkąt osobowości często utożsamiany jest z krótkotrwałymi relacjami i przelotnym seksem. Użytkownicy aplikacji wykazali wyższy poziom tych cech od osób, które z niej nie korzystały. Warto jednak wspomnieć, że wyniku badania nie udało się powtórzyć.

ONS, FWB i inne oferty Tinder wydaje się jedną z tych aplikacji, przed którymi przestrzegali nas rodzice, mówiąc: nie rozmawiaj z nieznajomymi i nie podawaj swoich danych personalnych w internecie. Na jakie niebezpieczeństwo narażają się jej użytkownicy? Jin Lee przeanalizowała kulturę powstałą wokół Tindera. Jako materiał badawczy wykorzystała wypowiedzi użytkowników portalu Reddit. W swojej pracy porusza między innymi problemy mizoginii, seksizmu i znieczulenia na intymność. W tym kontekście aplikacja i narosła wokół niej kultura stanowią zagrożenie nie tylko dla samych użytkowników, lecz także dla osób w ich otoczeniu, przez to, w jak dużym stopniu kreują ich rzeczywistość i relacje międzyludzkie. Reddit korzysta z systemu karmowego: wypowiedzi najwyżej oceniane wyświetlają się u góry strony. Jednocześnie, aby się wypowiedzieć, nie trzeba zakładać nawet pełnego profilu na portalu. Może to dawać użytkownikom duże poczucie bezkarności pomimo obecności moderatorów na forum. Podczas trzymiesięcznej obserwacji Jin Lee znalazła i przeczytała 45 tematów dotyczcych Tindera i łącznie 1562 odpowiedzi na nie. Jedną z pierwszych rzeczy wspominanych przez autorkę jest przypominający designem grę interfejs aplikacji. Łatwość „przesuwania” partnerów, wesoła melodyjka po znalezieniu pary i wyskakujące okienko niczym przy zdobyciu osiągnięcia w grze wideo to elementy zabijające intymność relacji. Ponadto prowadzą do bardzo szybkich osądów, bazujących na wyglądzie (przyczynia się do tego również limit znaków w opisie i wielkość zdjęcia profilowego w stosunku do reszty informacji), ale i sprawiają, że użytkownik będzie oczekiwał od aplikacji rozrywki. Ludyczne nastawienie może prowadzić do wzmocnienia się kultury schadzek (ang. hookup

culture), narosłej wokół samego Tindera i jego redditowej społeczności. Wbrew temu, co może sugerować nazwa, kultura ta nie wiąże się z przyzwoleniem na otwartość na kontakty seksualne obu stron. Jest ona opisywana jako patriarchalna fantazja, która przyczyniła się do przedmiotowego traktowania zarówno kobiet, jak i samego seksu, pod płaszczykiem wyzwolenia seksualnego, o ile wpisuje się ono w wyobrażenia mężczyzn. Utrwala też postawę fajnej dziewczyny (ang. cool girl figure), która idealnie balansuje cechy stereotypowo męskie – jak zdystansowanie emocjonalne, zainteresowanie grami i komiksami – z kanonicznym wzorcem kobiecego piękna. Gdy zachowanie kobiety wskazuje na zachwianie tej „idealnej” równowagi, męskie środowisko Tindera najczęściej odbiera to negatywnie. Prowadzi to do dewaluacji przestawicielki pci przeciwnej, ktra nie zachowuje się zgodnie z ich oczekiwaniami i jest w ich mniemaniu albo zbyt wrażliwa, albo zbyt męska. Wartość rozrywkowa odgrywa tak ważną rolę w tym środowisku, że wszystkie działania prowadzące do budowania intymności czy awersja do luźnych kontaktów seksualnych spotykają się z dużą krytyką oraz kwestionowaniem sensu posiadania profilu przez osoby o innych motywacjach. Inną ważną dla tej społeczności wartość stanowi zdystansowanie (po angielsku określane jako being cool). Oczekuje się go zarówno od kobiet, jak i od mężczyzn. Kobietom trudniej je osiągnąć, ponieważ majż naturalną skłonność do większego zaangaowania emocjonalnego w relacje seksualne. Do kolejnych problemów społeczności Tindera zebranej na Reddicie zaliczają się: usprawiedliwianie toksycznej męskości i gwałtów, a także osądzanie kobiet po ich aktywności seksualnej. Wśród użytkowników można znaleźć wypowiedzi, które kwestionują to, czy przedstawicielki płci przeciwnej niedeklarujące się jako zainteresowane seksem faktycznie miałyby coś przeciwko, gdyby do niego doszło. Utrwala się przekonanie, że kobiece nie oznacza tak, które jest społecznie wysoce niebezpieczne.

Powiedz mi, gdzie mieszkasz Choć liczba wymienionych zagrożeń może wydać się przytłaczająca, nie są to jedyne niebezpieczeństwa czyhające na użytkownika. Judith Duportail w swoim artykule opisuje, czego dowiedziała się, gdy poprosiła Tinder Inc. o swoje dane. Na mocy prawa Unii Europejskiej o ochronie danych osobowych może to zrobić każdy użytkownik. W dostarczonym skrypcie można odnaleźć wszystkie informacje z połączonych profili (nawet po ich usunięciu), edukację i zakres wiekowy interesujących nas osób, nasze lokalizacje, gust muzyczny, liczbę par czy przebieg rozmów. Luke Stark, zajmujący się socjologią mediów digitalowych, zwraca uwagę, że aplikacje pokroju Tindera korzystają z tego, że

TECHNOLOGIE

dane nie są czymś namacalnym i użytkownik z reguły nie czuje, ile informacji już udostępnił. Z kolei Alessandro Acquisti, profesor technologii informacyjnych, zaznacza, że Tinder wie, jak często i kiedy się logujemy, zna procent par z osobami białoskórymi, czarnoskórymi i azjatyckiego pochodzenia (co

Łatwość w przesuwaniu partnerów, wesoła melodyjka po znalezieniu pary i wyskakujące okienko [..] to elementy zabijające intymność może wskazywać na nasze poglądy), typ interesujących nas ludzi czy najczęściej używane przez nas słowa. Acquisti określa nasze dane jako paliwo dla ekonomii. Polityka prywatności Tindera jasno mówi, że dostarczone przez nas dane mogą być później wykorzystane w celu targetowanego marketingu. Jest to jednak coś, na co każdy użytkownik dobrowolnie wyraża zgodę, zakładając profil, i w dobie dzisiejszego postępu technologicznego takie zachowanie firm jest normą.

Prawda czy półprawda? Wyżej wspomniane badania są badaniami korelacyjnymi, co oznacza, że choć dwa efekty mogą występować koło siebie, niekoniecznie są od siebie zależne i nie mówią o łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Dodatkowo są to badania samoopisowe, które łatwo przekłamać i które są obciążone aprobatą społeczną. Można też kwestionować, czy analizowanie osób, które same zgłaszają się do badania, jest miarodajne. Mając to wszystko z tyłu głowy, można zadać sobie pytanie, po co w takim razie je przeprowadzać. Chociaż nie oddają w 100 proc. wiernie naszej rzeczywistości, są niewątpliwie dobrym punktem wyjściowym do dyskusji i inspiracją do kolejnych analiz. Tinder jest już częścią współczesnego świata, spełniającą potrzeby w sposób dostosowany do tempa życia współczesnego człowieka. To takie łatwe: wybrać z puli chcących kogoś poznać osób, gdzie potencjalni partnerzy nierzadko są bardzo bezpośredni w wyrażaniu swoich potrzeb, a to, czy druga strona jest zainteresowana kontaktem, wiadomo od razu. Można dyskutować o tym, czy w ten sposób da się znaleźć miłość czy zbudować intymność albo jakie długofalowe skutki będzie mieć uzależnianie swojego poczucia atrakcyjności od przesunięcia naszego profilu przez drugą osobę w prawo czy w lewo. Warto też rozważyć, czy zagrożenia wynikające z korzystania z Tindera nie przerastają płynących z tego zysków. Trudno jednak zaprzeczyć, że wizja chociaż chwilowego połechtania swojego ego w tak prosty sposób jest dla nas na tyle kusząca, że Tinder może być używką na miarę XXI w. 0

grudzień 2019


TECHNOLOGIE

/ historia podboju kosmosu

Miks jakich mało OCENA:

88877 Tom Clancy’s Ghost Recon: Breakpoint fot. maeriały prasowe

W Y DAW N I C T W O : U B I S O F T P L AT F O R M A: P C , P S 4, X B OX O N E

P R E M I E R A : 4 PA Ź DZ I E R N I K A 2019

Tom Clancy’s Ghost Recon: Breakpoint to najnowsza gra w modelu otwartego świata

na wyspę opanowaną przez nieznane siły, skończy się dla nas wczytaniem save’a. Nie

zaserwowana przez Ubisoft, który już od lat specjalizuje się w pozycjach tego typu. I jest

ma więc o czym mówić w przypadku misji, gdzie musimy dostać się do strzeżonej bazy

to chyba zarazem największa wada tego produktu.

zajętej przez blisko 50 przeciwników.

Gdy spojrzy się na poszczególne elementy gry wydaje się, że mamy pewnego zwycięz-

Fabuła jest bardzo zatomizowana – wiele wątków porozbijano w taki sposób, by ładnie

ce nagrody gry roku. Koktajl złożony z najlepszych doświadczeń z serii Assassin’s Creed,

prezentowały się na odpowiednim ekranie menu. Interface ma przynosić skojarzenia z fil-

Far Cry oraz The Division lekko doprawiony pierwszym Ghost Recon w nowej formule –

mami akcji osadzanymi w podobnych realiach – pojawiają się więc zdjęcia osób mających

Wildlands z wisienką w postaci gwiazdy Jona Bernthala nie może przecież nie wypalić!

związek z daną sprawą lub miejsc, do których mamy się udać. I o ile pomysł nie jest zły, to

Niestety już na samym początku tytuł może do siebie mocno zniechęcić osoby, które nie przepadają za rozgrywką w sieci lub nie mają kompana do gry, a liczyły na ukończenie

jego wykonanie, a przede wszystkim liczba realizowanych równocześnie wątków, potrafi dość szybko przytłoczyć.

jej w pojedynkę. Mamy do czynienia ze strzelanką z widokiem z perspektywy trzeciej

Z pewnością nie jest to gra źle wykonana. Przerywniki filmowe graficznie (przynaj-

osoby, jednak sama sprawność w posługiwaniu się bronią nie wystarczy. Potrzebujemy

mniej na Xbox One X) nie odstają od dzisiejszych standardów. Błędy, poza grą w Multi,

albo wsparcia od jednego do trzech kompanów, albo musimy zadbać o poziom naszego

która potrafi czasem zerwać połączenie, nie przeszkadzały w grze.

ekwipunku pozyskiwanego od pokonanych wrogów.

Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z grą zaczyna ona trochę zyskiwać, szcze-

Dla pojedynczego gracza rozgrywka zaczyna nabierać sensu dopiero w okolicy poziomu 75, na co poświęcić trzeba dobre kilka(naście) godzin i to najlepiej ze zgraną paczką

gólnie gdy lepiej pozna się jej mechanikę i ma się odpowiednią dozę cierpliwości lub wyjątkową sympatię do tematów sił specjalnych i ich działań.

znajomych. W innym wypadku nawet pojedynczy patrol napotkany w lasach Auroa, gdzie

MICHAŁ GOSZCZYŃSKI

staramy się przeżyć jako jeden z nielicznych komandosów zdziesiątkowanych w drodze

Polacy otwierają tawernę OCENA:

88897 fot. maeriały prasowe

Crossroads Inn

W Y DAW N I C T W O : K R A K E N U N L E A S H E D / K L A B AT E R P L AT F O R M A: P C

P R E M I E R A : 23 PA Ź DZ I E R N I K A 2019 Crossroads Inn to autorski debiut warszawskiego wydawcy gier – Klabater. Spółka została stworzona przez weteranów pionu wydawniczego CD Projekt. Tym razem za ste-

janiu tawerny w nieskończoność. Wraz z kolejnymi dodatkami pojawią się scenariusze dedykowane takiemu trybowi rozrywki.

rami produkcji stanęło ich wewnętrzne studio Kraken Unleashed, co wraz z zapowiedzią

O ile założenia i system gry są całkiem interesujące, o tyle z jej wykonaniem nie było

gry ujawniono niewiele ponad rok temu. Dziś już każdy chętny może otworzyć własną

na początku najlepiej. W teorii gra powinna uruchamiać się nawet na laptopach, ale przez

tawernę na komputerze osobistym.

ograniczenia wykorzystywanego silnika wymuszała czasem korzystanie ze słabszego

Crossroads Inn w podstawowym trybie fabularnym jest mieszanką kilku gatunków

procesora graficznego lub po prostu uciekała po błędzie do pulpitu. Twórcy nie schowali

gier najsilniej związanych z PC. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z simem w rzucie

głowy w piasek i w pierwszych dniach po premierze wprowadzili liczne i konieczne po-

izometrycznym, w którym zarządzamy własną karczmą. Za zarobione na sprzedaży trun-

prawki, zapowiadając dalsze wspieranie i dopieszczanie produktu. Nie można mieć jednak

ków i jadła pieniądze możemy zatrudniać pracowników, kupować lepsze wyposażenie,

zastrzeżeń do oprawy muzycznej, którą zaopiekował się Marcin Przybyłowicz, kompozy-

poszerzać naszą salę lub dobudować piętro. Możliwości jest naprawdę dużo.

tor odpowiedzialny za muzykę w m.in. Cyberpunk 2077 i Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Dopiero jak zaczniemy zagłębiać się w fabułę snutą w krainie Delcrys, w której na sa-

Nie jest to gra dla wszystkich, ale cierpliwi wielbiciele symulatorów powinni być zado-

mym środku tytułowego rozstaju dróg stoi nasza karczma, zauważamy, że nie jest to

woleni. A jeśli na dodatek lubią gry RPG, to mogą być wyjątkowo uradowani, gdyż twórcy

„tylko” sim. Historia rozwijana jest poprzez zadania w sposób znany raczej z gier typu

starali się dotrzeć właśnie do tej grupy odbiorców, a w szczególności do tych, którzy

RPG. Napotykamy też bohaterów niezależnych, z którymi możemy wchodzić w interakcje,

pamiętają tytuły RPG, z których CD Projekt słynęło jeszcze przed erą Wiedźmina.

a niektóre z naszych reakcji testowane są, bazując na rzutach kością. W ręce graczy oddano również tryb sandbox, który opiera się na zarządzaniu i rozwi-

64–65

MICHAŁ GOSZCZYŃSKI



Do Góry Nogami

, którzy swoje nie będzie narzekał na studentów ale wc lny zia ied ow odp Nie or akt W tym numerze Red i, żeby napić się na bifora (o ile są na tyle sprytn lub ach lub w k l oho alk na ą daj ostatnie pieniądze wy ... przed wyjściem na imprezę). Wcale PR ZY GO TO WA Ł:

LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA

się sez onem biegły miesiąc oka zał inowych na zęs otr z pre im wielkich impre z inby jak Uniwersy tecie (ta k co du żo ają rcz sta wy już o był teg rac yjnych nie ry saczo wie e dow w tym cza sie). W listopa ałów gromadzidzi wy h kic morządy wsz yst h tłu my studentów, ły w warszaw skich klubac ęli ost atnie piecisn wy sze z których jak zaw ch ony osz czę dności. niądze z cięż ko zgromadz cze jeden dod atkojesz na ić A mogli je zostaw kiej stołówce. Za to wy obiad w uniwersy tec lny spę dzi ł już wiezia ied ow Redak tor Nieodp tym, gdzie jest róż nic a le noc y, głowiąc się nad wykłą , cyk liczną ima z mi ina pom ięd zy otr zęs pre zą wydziałową . a Mater (ta k, a nas zej wspani ałej Alm n otr zęsin. lio mi t jes ) UW o cho dzi że odbyć, nie om Wa rto jed nak wsp w naałó dzi wy ku kil za pre ła się wsp óln a im uk ład y ow los iś jak to raz . Nie wia domo, czy wy m oko ebo fac y prz w ótó skr (ponie wa ż cią g po eod Ni a tor dak Re wydar zen iu prz ypr aw ia x WB W „FU : wy gło y rot aw wie dzi alnego o z Do daj Kolejne Lo x WPed x MSOŚ x Tutaj wydzi ały ze Śró dże mo czy sowe Litery ”), egów z innych jedmieśc ia poż ałowa ły kol eżd żać na Oc hot ę. doj szą mu nos tek, którzy ba jedyny m poz yty wTrz eba prz yzn ać, że chy ięw zię cia był a niż sza eds prz o nym efe ktem teg ów nan iu do otr zęsin cen a wejśc iówek w por edy ncz e wydzi ały. poj ez prz org ani zow anych czy na zw ykłej ch, Zre szt ą, czy na otr zęsina dny student bie dy każ , nej impre zie cyk licz i ta k mu si pła cić .

U

N

666

jes zcz e dotudenc i pierw szoroc zni ich nar ząswo i brz e nie wy lec zyl nyc h paź licz po ch zny ętr dów we wn mi nęło aż oci (ch ach dziern ikowych integr acj sta ć ze rzy sko i siel mu ż a ju ), tak du żo cza su… Cuba i o piw na cji zw alając ych z nóg promo sze. Ter az tyl ko zaw jak się Libre. Skończ yło by i cz eka ć na kolejny lek ko pod ratow ać wątro będ ą otr zęsiny, tyl ko nie em raz . Kolejnym raz ałowa (choci aż i tak pospol ita impre za wydzi zie siąt domówek, kad kil nie po dro dze wy pad ną om o kolo sie odbyna któryc h studenci zap dn ia). o neg wając ym się nas tęp ęci a dzień iad omo, że por anne zaj go żad en cze , coś po otr zęs ina ch to om inie. nie t den stu się y sza nując y był raz le wie y aln Re dak tor Nieod powie dzi zau wa y ysc wsz eż eci Prz to? pyt any : Ale jak rez y prz ez mó j out żą, że jest em pro sto z i mp lni ku , nik t teg o yte Cz ogi fit. Ot óż nie , Dr e poj aw ia się zar ównie zau wa ży. Dr ess cod a każ dej innej imi n jak ch, no na otr zęs ina do nie go nie sto suje. pre zie , ale nik t się i ta k ie się kil ka osó b, jdz zna sze Oc zyw iśc ie zaw ą ięc sw oje cen ne wie które boh ate rsk o po św e wy bit nyc h str ojów ani tow czory na prz ygo pre z, mowa wła śnie (or gan iza tor zy tyc h im to, ale 99 pro c. stu za im o w as!). I c hw ała każ deg o klu bu i ta k dentów w c iem no ści ach em aty ki wydar zea t ć, zie wid nie będ zie nic To tyl ko kolejn a im nia nik t nie zap am ięt a. j naz wa na. 0 nie ład pre za, tym raz em

S

W


Wystartuj ze swoją karierą

w BNP Paribas Securities Services Polska! Interesuje Cię świat finansów? Szukasz płatnego stażu pełnego ciekawych wyzwań? Stawiasz na dobrą atmosferę, wygodny dojazd i elastyczne godziny pracy? Nie czekaj do wakacji – rekrutujemy przez cały rok! świetna oferta innowacyjne kluby atmosfera szkoleniowa podejście sportowe



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.