31 55 36 16
a Uczelnia 06 Na własnych warunkach – pokolenie Z wchodzi do gry 5 Polityka i Gospodarka 07 Eksplozje na Bałtyku 09 Siła anglosasów 16 Chiński rząd dusz
8 Temat
Numeru
11 Typowy nie oznacza lepszy
Wydawca: Stowarzyszenie Akademickie Magpress
Prezes Zarządu: Natalia Młodzianowska natalia.mlodzianowska@magiel.waw.pl Redaktor Naczelna:
Zastępcy Redaktor Naczelnej: Jacek Wnorowski, Patryk Kukla, Michał Wrzosek
Adres Redakcji i Wydawcy: al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com
f
Książka
18 Święto ognia 19 Recenzje 20 Mleko i zawód
e Film
21 Brendan Fraser wychodzi z jaskini, już nie jako zagubiony neandertalczyk 22 W trójkącie rozczarowań 24 Bo przecież chodzi o piękno 25 Dziennik Snydera, 3 listopada 2017 r. 26 Trzy na dziesięć
d Muzyka
27 Recenzje 28 Szwedzki po[to]p 30 Recenzje
g
Sztuka
31 Śpiew syren 32 Łukaszowcy, czyli powrót historii w siedmiu aktach
o
Sport
36 Katarski riff 38 Jak nie pozbyć się Kataru w tydzień? 42 Katarskie czarne konie
t
Technologia i Społeczeństwo
44 Dlaczego samochód? O symbolicznym znaczeniu aut 46 Gdzie są kobiety
t Człowiek z Pasją
47 Pasja kwestią przypadku?
j Warszawa
50 Marzenia o metrze 51 Korona Warszawy
q Reportaż
52 Zmienione zmysły
p Czarno na Białym
55 Fotonotatnik
k Gry
60 Recenzje 62 Co łączy granie i naukę do późna?
q Felieton
64 Dieta cud
c Kto jest kim?
57 Filip Pieniak / Ewa Gałecka-Burdziak
Redaktor Prowadzący: Michał Orzołek
Patronaty: Natalia Młodzianowska
Uczelnia: Anna Raczyk
Polityka Gospodarka: Michał Orzołek
Człowiek z Pasją: Alicja Utrata
Felieton: Szymon Podemski
Film: Rafał Michalski
Muzyka: Jacek Wnorowski
Książka: Julia Jurkowska
Sztuka: Katarzyna Gawryluk-Zawadzka
Warszawa: Mateusz Tobiasz Wolny
Sport: Mateusz Kozdrak
Technologia i Społeczeństwo: Aleksandra Sojka
Czarno na Białym: Jakub Boryk
Reportaż: Julia Zapiórkowska
Gry: Michał Goszczyński
Kto Jest Kim: Paulina Wojtal
Dział Foto: Nicola Kulesza
Dział Grafika: Anna Balcerak
Dyrektor Artystyczna: Karolina Gos
Wiceprezes ds. Finansów: Urszula Grabarska
Wiceprezes ds. Partnerów: Joanna Góraj
Pełnomocnik ds. Projektów: Emilia Matrejek
Pełnomocnik ds. UW: Maria Król
Dział IT: Paweł Pawłucki
Dział PR: Julia Białowąs
Korekta: Piotr Holeniewski oraz Kacper Rzeńca, Alek sandra Sowa, Piotr Szumski, Lena Kossobudzka, Arka diusz Paweł Bujak, Agnieszka Traczyk, Anna Sośnicka
Współpraca: Agata Ciara, Agata Cybulska, Agata Zapora, Agnieszka Chilimoniuk, Agnieszka Traczyk, Aleksanda Pałęga, Aleksander Jura, Aleksandra Bańka, Aleksandra Gawlik, Aleksandra Golecka, Aleksandra Grodzka, Alek sandra Gątarczyk, Aleksandra Hyrycz, Aleksandra Jarosz, Aleksandra Kalicińska, Aleksandra Orzeszek, Aleksandra Panasiuk, Aleksandra Pytel, Aleksandra Sojka, Aleksandra Sowa, Aleksandra Trendak, Aleksandra Wilczak, Aleksandra Bieniek, Aleksandra Ślubowska, Alicja Paszkiewicz, Alicja Utrata, Amelia Łeszyk, Aneta Sawicka, Angelika Grabowska, Angelika Kuch, Aniela Markowska, Anna Dobieszewska, Anna Dziubany, Anna Halewska, Anna Raczyk, Anna Rutkiewicz, Antek Trybus, Arkadiusz Bujak, Arkadiusz Klej, Bartosz Mar szał, Bartłomiej Pacho, Basia Iwanicka, Basia Przychodzeń, Dawid Dybuk, Dorian Dymek, Dorota Dyra, Emilia Kubicz, Emilia Matrejek, Ewa Jędrszczyk, Filip Wieczorek, Gabriela Fernan dez, Gabriela Libudzka, Gabriela Mościszko, Hanna Sokolska, Hanna Żukowska, Helena Wnorowska, Hubert Pauliński, Iga Kowalska, Igor Osiński, Iwona Oskiera, Iza Pawlik, Iza Zięba, Jacek Wnorowski, Jagoda Brzozowska, Jagoda Koperska, Jakub Białas, Jakub Boryk, Jakub Krajewski, Jakub Kulak, Jan Kroszka, Jan Ogonowski, Jan Stusio, Janina Stefaniak, Joanna Chołołowicz, Joanna Góraj, Joanna Jas, Julia Błaziak, Julia Białowąs, Julia Gapys, Julia Jurkowska, Julia Kieczka, Julia Krasuska, Julia Mosińska, Julia Pierścionek, Julia Ratus, Julia Wilemska, Julia Wiśniewska, Julia Zapiórkowska, Julianna
Gigol, Julianna Sęk, Kacper Badura, Kacper Maria Jakubiec, Kacper Rzeńca, Kajetan Korszeń, Kamil Węgliński, Kamila Fraid, Karol Jurasz, Karol Truś, Karolina Chojnacka, Karolina Kołodziej, Karolina Owczarek, Karolina Przygodzka, Karolina Tymińska, Kasia Jaśkiewicz, Katarzyna Gawryluk-Zawadzka, Katarzyna Kowalewska, Katarzyna Orchowska, Katarzyna Stępień, Ka tarzyna Lesiak, Kinga Boćkowska, Kinga Nitka, Kinga Nowak, Kinga Włodarczyk, Kinga Zwolska, Klaudia Kiersznicka, Klaudia Waruszewska, Klaudia Łęczycka, Krystyna Citak, Krzysztof Król, Krzysztof Zegar, Krzysztof Zybura, Kuba Kołodziej, Laura Królewska, Laura Starzomska, Maciej Bystroń-Kwiatkowski, Maciej Cierniak, Magdalena Cebo, Magdalena Oskiera, Maja Kamińska, Mania Rytlewska, Marcin Gzylewski, Marek Wrzos, Maria Król, Maria Nowociel, Maria Opiłowska, Maria Stefaniak, Mariusz Celmer, Marta Kołodziejczyk, Marta Myszko, Marta So biechowska, Martyna Borodziuk, Martyna Krzysztoń, Mateusz Fornowski, Mateusz Klipo, Mateusz Kozdrak, Mateusz Mar ciniewicz, Mateusz Nita, Mateusz Tobiasz Wolny, Maximilian Seifert, Małgorzata Bocian, Małgorzata Kobyszewska, Micha lina Czerwińska, Michalina Kobus, Michał Flis, Michał Hryciuk, Michał Orzołek, Michał Wrzosek, Mikołaj Łebkowski, Milena Kowalczyk, Miłosz Borkowski, Monika Pasicka, Natalia Czapla, Natalia Jakubowska, Natalia Korzonek, Natalia Machnacka, Natalia Morawska, Natalia Młodzianowska, Natalia Olchowska, Natalia Sawala, Natalia Sobotka, Natalia Zalewska, Natalia Ło puszyńska, Natalia Gańko, Nicola Kulesza, Ola Marszałek, Ola Łukaszewicz, Oliwia Witkowska, Patrycja Świętonowska, Pa trycja Ciupak, Patryk Kukla, Paulina Bartczuk, Paulina Borczak, Paulina Jasionowska, Paulina Mańko, Paulina Wojtal, Paulina Li niewicz, Paweł Mironiak, Paweł Pawłucki, Paweł Pinkosz, Piotr
Grodzki, Piotr Niewiadomski, Piotr Szumski, Piotr Prusik, Rafał Michalski, Rafał Wyszyński, Roksana Guzik, Róża Francheteau, Sabina Doroszczyk, Sara Lament, Simon Fongang, Stanisław Marczuk, Szymon Kubica, Szymon Podemski, Teresa Franc, To masz Dwojak, Urszula Grabarska, Weronika Kopacz, Weronika Rzońca, Weronika Zych, Wiktoria Domańska, Wiktoria Jaku bowska, Wiktoria Kolinko, Wiktoria Konarska, Wiktoria Latar ska, Wiktoria Musiał, Wiktoria Nastałek, Wojciech Godlewski, Zofia Zygier, Zuzanna Dwojak, Zuzanna Karlicka, Zuzanna Kowalska, Zuzanna Witczak, Zuzia Łubińska, Łukasz Kryska
Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania i skracania niezamówionych tekstów. Tekst niezamówiony może nie zostać opublikowany na łamach NMS M agiel . Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam i artykułów sponsorowanych.
Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania majowego prosimy przesyłać e-mailem lub dostarczyć do siedziby redakcji do 20 listopada.
Okładka: Karolina Gos Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka
Chiński rząd dusz Śpiew syren Jak nie pozbyć się Kataru w tydzień? FotonotatnikTo,conapawamnienajwiększądumą, totekstymoichkoleżanekikolegów–jakzwyklenajwyższejklasy.
Wyjątkowość
JULIA JURKOWSKA REDAKTOR NACZELNAByć może niektórzy z Was zauważy li, że tegoroczny rok akademicki rozpoczął się bez fizycznego wyda nia Magla . Tym razem nasz miesięcznik nie przywitał nowych studentów, leżąc gdzieś na stoliku czy parapecie lub dumnie spo czywając na jednym z dedykowanych stoja ków. Niestety – inflacja dosięgnęła również nas. Ceny papieru, podobnie jak wszystkie go, bez przerwy szybują w górę. Na usta ci sną się słowa żalu, bo choć – jak co miesiąc –Magla można było przeczytać również w in ternecie, to brak papierowego numeru paź dziernikowego dotkliwie pokazał Redakcji, jaka rzeczywistość nas otacza. Jesienią szczególnie potrzeba optymizmu, dlatego lubię myśleć o tym wydaniu jako o numerze specjalnym. Cieszę się, że dane nam było wrócić na papier, ale to co napawa mnie największą dumą, to teksty moich kole żanek i kolegów – jak zwykle najwyższej kla sy. Choć ciemność za oknami i mokre liście przyklejające się do butów mogą skłaniać do układania w głowie negatywnego domina, re daktorzy Magla znaleźli sposób na przemy cenie pozytywnych wibracji. Piszemy – oczy wiście – o mundialu (dział Sport, s. 36–43), który raz na cztery lata rozpala serca kibiców i maicznie przywraca wiarę w reprezentację na rodową. Zdajemy relację z festiwali filmowych (W trójkącie rozczarowań, s. 22), rozważamy symboliczne podejście do środków transportu
(Dlaczego samochód?, s. 44), a nawet zagląda my do telefonu jednego z wielu uzdolnionych maglowych fotografów ( Foto notatnik, s. 55). Picząc ten tekst, gdy całe wydanie jest już zło żone, nie mogę przestać zachwycać się nad tym, jakim jest ono wspaniałym owocem pracy ki lunastu osób. Chciałabym powiedzieć, że jest to numer wyjątkowy – w końcu wszystko na to wskazuje. A jednak, choć piękny, a w moim za kochanym w papierze umyśle nawet specjalny, jest tak samo udany jak wszystkie poprzednie. Czy bardzo? Oczywiście, ale jednocześnie wy jątkowość jest przez to wykluczana.
Nad podobnymi dywagacjami nad języ kiem i nazewnictwem można pochylić się po przeczytaniu tekstu okładkowego Typowy nie oznacza lepszy (s. 11). Poruszono w nim kwe stię osób z zaburzeniami neurorozwojowy mi, do których należą m.in. autyzm, ADHD oraz dysleksja. Grono to powszechnie nazywa my neuroróżnorodnym, w przeciwieństwie do osób neurotypowych, które nie wykazują okre ślonych różnic neurologicznych. Zachęcam wszystkich do poświęcenia kilku minut w celu zapoznania się z tym tekstem. Być może dzię ki niemu część osób zacznie stosować popraw ne określenia na ten rodzaj zaburzeń (bo nie są to zaburzenia psychiczne!), co z kolei – miej my nadzieję – sprawi, że neuroróżnorodość sta nie się mniej „inna”, a bardziej „typowa”. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy jesteśmy jak kolejne numery Magla – wyjątkowi. 0
Na własnych warunkachpokolenie Z wchodzi do gry
Boomerzy, milenialsi, pokolenie X, Y, Z – plakietki kategoryzujące społeczeństwo, by poróżnić dane grupy wiekowe w celach marketingowych czy politycznych. Jest to znana opinia i możliwe, że w jakimś stopniu prawdziwa. Jednak niezaprzeczalnym jest, że różnice pomiędzy pokoleniami istnieją i mają wpływ na kształtowanie rzeczywistości, nie tylko w życiu społecznym, lecz także na rynku pracy czy usług. Nadszedł moment, w którym kilka pokoleń, zróżnicowanych pod względem dostępności świata cyfrowego w okresie dorastania, spotyka się i musi współpracować biurko w biurko. Z jakimi wyzwaniami muszą się mierzyć?
TEKST: ANNA RACZYKStudenci obecnie kończący swoją edu kację na studiach magisterskich i licen cjackich należą do pokolenia Z – osób urodzonych od końca lat 90. XX wieku do koń ca pierwszej dekady XXI wieku. Jest to pierwsze pokolenie dorastające w świecie w pełni zdigitali zowanym. To, co wyróżnia tę grupę, to pełne do stosowanie do rzeczywistości VUCA – czyli ta kiej, którą charakteryzują volatility (zmienność), uncertainty (niepewność), complexity (złożo ność) i ambiguity (niejednoznaczność). Co wię cej, taki świat napędza pokolenie Z do działania, jest dla nich jak woda na młyn.
They’re10/10but…
Generacja Z jest zaprzeczeniem tego, jacy są ich rodzice. Praca rozumiana jest jako śro dek do osiągania zadowolenia, jednak nie jest celem samym w sobie. Poświęcenie ży cia – a w głównej mierze zdrowia psychiczne go – pracy w korporacji jest dla generacji Z po myłką starszych pokoleń. Z analiz Inkubatora Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że aż 90 proc. badanych boi się o stabilność finan sową, a 86 proc. martwi wizja tego, jak będzie wyglądać świat w przyszłości. Pokolenie Z sta ra się podejmować racjonalne decyzje konsu menckie, choć ciężko w to uwierzyć w miarę szerzącego się trendu Tik Tok made me buy it. Dla pracodawców te osoby potrafią stworzyć nie lada wyzwanie, gdyż są gotowe zmieniać pracę co dwa lata, w myśl stawiania zadowo lenia i satysfakcji z pracy na pierwszym miej scu. Nie wspominając o tym, że dla nich praca powinna być realizacją pasji. Słabym punktem pokolenia Z są problemy z decyzyjnością i od pornością psychiczną. Te cechy badani wska zywali jako najsłabsze w swoich osobowo ściach. Dlatego pracownicy z tej generacji nie
chcą zasiadać na stanowiskach, w które wpi sana jest duża odpowiedzialność i zarządzanie ludźmi, choć empatii im nie brakuje.
Skrócenie dystansu i partnerstwo
To, co nie ulega zmianie, to potrzeba posiadania wykształcenia wyższego. Nowe pokolenie nie chce jednak spędzać kilku lat na uczelni „dla papierka”. Liczy się jakość i wiedza, których nie są w stanie posiąść sami. Wymagania co do wykładowców na uczelniach zmieniły się, obecnie studenci są wysoce świadomi swoich możliwości i kompetencji. Wie dzą, że sporą część informacji wykładanych pod czas zajęć są w stanie znaleźć w internecie, w do datku przedstawioną w bardziej przystępny i jasny sposób. Aby sprostać wymaganiom, wykładow cy powinni zastanowić się, jaką wiedzę eksperc ką przekazać, by była ona po pierwsze atrakcyjna i wyjątkowa, a po drugie przydatna na rynku pra cy. Według badania Inkubatora UW, przełożenie wiedzy na praktykę to najważniejsze oczekiwanie, jakie mają obecni studenci z pokolenia Z. Potrze bują wykładowców, którzy posiadają doświad czenie w danej dziedzinie, są pasjonatami swo ich przedmiotów i chcą przedstawić coś więcej niż oklepaną prezentację, przygotowaną przed kilko ma laty. Kluczowym jest również sposób komuni kacji ze studentami. Przestarzały model napędzany strachem i poczuciem nieomylności wykładowcy odchodzi do lamusa. Generacja Z wysuwa propo zycje skrócenia dystansu i zbudowania relacji part nerskiej z prowadzącym. Celem ma być zdobycie wiedzy bez niepotrzebnego patosu. Sposób oceny studentów powinien być natomiast mocno nasta wiony na docenianie wszelkich aktywności i wi doczne podkreślanie zachowań wykraczających poza utarte schematy myślenia i wykonywania za dań. Istotne są otwartość na wypowiadanie wła snych opinii i stworzenie bezpiecznej przestrzeni,
pozbawionej szyderstwa i wyższości ze strony wy kładowcy. Powinien być on liderem napędzającym zespół do zgłębiania wiedzy.
Owocowe czwartki to nie wszystko
Przedstawiciele pokolenia Z cenią sobie indywi dualizm i niezależność. Przyszli pracodawcy po winni liczyć się z wachlarzem oczekiwań, przed stawianych przez studentów. Co zaskakujące, nie są to tylko wysokie zarobki, a raczej warto ści, jakimi się kierują. Pracownik nowego poko lenia poszukuje firm zgodnych z jego poglądami, najczęściej jest to stosunek przedsiębiorstwa do zrównoważonego rozwoju, etyki pracy czy rów ności płac. W dodatku wspomniany wcześniej in dywidualizm studenta ma wiele twarzy. Z jednej strony młodzi ludzie często decydują się na wła sną działalność, wymaga ona jednak dużej odpo wiedzialności. Dlatego reszta wybiera pewną, sta bilną pozycję, pracując na umowę o pracę, ale na własnych warunkach. Zależy im na rozwoju i sa modoskonaleniu. Firmy, które nie będą spełniały tych oczekiwań, pozostaną kolejnym myślnikiem w CV, trwającym nie dłużej niż dwa lata. Reali zacja celów i eksplorowanie własnego „ja” to zaję cie, któremu pokolenie Z poświęca zdecydowaną większość czasu. Dlatego natłok pracy i zostawa nie po godzinach jest dla nich passé
Wyniki badania mogą niektórych przytłoczyć, jednak zamiast przerażać się zmieniającą się rze czywistością należy szybko odpowiedzieć na jej potrzeby i efektywnie wykorzystywać pojawiają ce się możliwości. Jedno jest pewne – pokolenie Z, nauczone doświadczeniami z pandemii i prze rażającymi informacjami z frontu na Ukrainie, wie, jak ulotne może być poczucie bezpieczeń stwa. Dlatego chce czerpać z każdej chwili jak najwięcej, dbając o swoje zdrowie i rozwój. 0
Eksplozje na Bałtyku
Wojna w Ukrainie nabiera nowego tempa. Postępująca ukraińska ofensywa napawa optymizmem, jednak Rosjanie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Jak w kontekście wydarzeń na wschodzie rozumieć zniszczenie gazociągów Nord Stream?
TEKST: MICHAŁ ORZOŁEKNa początek garść informacji. Obec nie na dnie Bałtyku znajdują się dwa gazociągi łączące Niemcy z Rosją – Nord Stream 1 oraz Nord Stream 2, każdy z nich składający się z dwóch niezależ nych nitek. Początek NS1 znajduje się w Wy borgu, a NS2 w Ust-Łudze. Oba gazocią gi leżą względnie blisko siebie, mijają wyspę Bornholm od południowej strony i krzyżują się z gazociągiem Baltic Pipe, by zakończyć swój bieg w Greifswaldzie, pięćdziesięcio tysięcznym mieście na Pomorzu Przednim. W dniu eksplozji żaden z gazociągów nie pracował – NS1 został czasowo zamknię ty w sierpniu, rzekomo w celach konserwa cyjnych, a NS2 nigdy nie rozpoczął działal ności ze względu na odmowę odbioru gazu przez Niemców. Jednak przed wojną znacze nie tej infrastruktury dla niemieckiej (i ro syjskiej) gospodarki było ogromne. Według danych spółki zarządzającej bliźniaczymi ga zociągami, maksymalna przepustowość każ dego z nich to ok. 55 mld metrów sześcien nych gazu rocznie. Gdyby NS2 udało się uruchomić, każdego roku po dnie Bałtyku płynąłby ekwiwalent sześciokrotnego roczne go zużycia gazu przez Polskę – 110 mld me trów sześciennych. W świetle tych liczb nasz Baltic Pipe prezentuje się dość słabo, bo jego maksymalna przepustowość wynosi zaledwie 10 mld metrów sześciennych, czyli nie więcej niż połowa naszego zapotrzebowania na gaz. Na domiar złego, polsko-duński gazociąg wykorzystywany jest jedynie w 30 proc., ale przynajmniej wciąż jest cały.
Zdrowy rozsądek podpowiada, że struk tura o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeń stwa energetycznego państwa powinna być bardzo wytrzymała, zarówno ze względu na potencjalne ataki terrorystyczne, jak i po to, by zabezpieczyć się przed czysto losowymi zdarzeniami. I faktycznie, konstrukcja Nord Stream jest bardzo solidna, rurociąg składa się bowiem z wielu warstw stali zwieńczo nych kilkoma centymetrami betonu. W zało żeniu miało to wystarczyć, by drogocenny gaz mógł płynąć bez żadnych komplikacji, nawet w przypadku detonacji niewielkiego ładun ku wybuchowego w bezpośredniej bliskości.
GRAFIKA: ANNA BALCERAKZ tego względu, gdy 26 września doszło do eksplozji na wszystkich czterech nitkach, nikt nie miał złudzeń, że było to celowe działa nie sił specjalnych któregoś z państw – tylko aparat państwowy dysponuje odpowiednimi zasobami, aby móc dokonać sabotażu Nord Stream. Politycy zachodnich państw skiero wali wzrok na Rosję, ale czy słusznie?
Winny jest lokaj
Wszystkie dowody wskazują, że tak. Na pierwszy rzut oka Rosjanom powinno za leżeć na czerpaniu zysków z przesyłania gazu do Europy i zdobywaniu niezbędnej dla utrzy mania stabilności swojej gospodarki walutę, jednak w polityce na wschodzie nic nie jest oczywiste. Po pierwsze, problemy z przesyłem gazu przez NS1 zaczęły się już wcześniej, rze komo z powodu niedziałającej turbiny, która została wysłana do Kanady w celu dokonania niezbędnych napraw. Rosjanie mnożyli jednak problemy, na przykład przy odprawie celnej, aby jak najbardziej spowolnić całą operację. Do dnia eksplozji przesył gazu w pierwszym gazociągu nie został wznowiony.
Dlaunijnychdyplomatównajwiększą trudnością jest to, jak poprawnie zareagowaćnatakdalekoposunięty szantaż energetyczny.
Po wielce błyskotliwym twitterowym wpisie Radosława Sikorskiego przez moment głów nymi podejrzanymi zostali Amerykanie. Wer sja o bezpośrednim zaangażowaniu naszych sojuszników zza oceanu w sabotaż gazociągów była też intensywnie forsowana przez rosyj skich dyplomatów na forum międzynarodo wym. Dowodem przemawiającym za hipotezą zbrojnej interwencji Jankesów miała być wy powiedź Joego Bidena jeszcze sprzed wybuchu wojny, który groził Rosji wyłączeniem Nord Stream w przypadku jej inwazji na Ukra inę. Na pytanie dziennikarza, jak dokładnie USA planuje tego dokonać, odpowiedział tyl
ko zwięzłym: zaufaj mi, jesteśmy w stanie to zrobić. Brzmi to cokolwiek podejrzanie, jed nak taka narracja pomija istotny szczegół –odcięcie gazu nie opłaca się ani Europie, ani Ameryce, a przynajmniej nie w tym momen cie. Bezpieczeństwo energetyczne Starego Kontynentu jest obecnie kluczowe dla całego Sojuszu Północnoatlantyckiego, bo niedobór surowców energetycznych powoduje ryzyko znacznego spadku europejskiej aktywności gospodarczej, a to rykoszetem uderza także w gospodarkę światową. Z perspektywy za chodu wysadzenie Nord Stream miałoby sens, ale tylko po całkowitym uniezależnieniu się Europejczyków od rosyjskiego gazu. Historię o amerykańskiej łodzi podwodnej dokonującej sabotażu można włożyć między bajki – rów nież dlatego, że żadnej aktywności wojskowej w okolicy Nord Stream w dniu eksplozji nie zarejestrowano. Nie było to bynajmniej prze oczenie, gdyż Bałtyk, jako najpłytsze morze świata (średnia głębokość wynosi nieco ponad 50 metrów), jest jednym z najlepiej monitoro wanych akwenów. Niektórzy eksperci uważa ją, że ładunki wybuchowe zostały podłożone jeszcze na etapie budowy gazociągów. Gdyby udało się potwierdzić tę hipotezę, wina Ro sjan byłaby bezsprzeczna. Istnieje jednak inny powód, dla którego większość polityków jest przekonanych, że to rosyjska dłoń nacisnęła guzik detonatora. Rosjanie, blokując dostawy gazu, mogą zwyczajnie wiele ugrać – jest więc motyw. Atak ten można interpretować jako ostrzeżenie z ich strony, albo, paradoksalnie, zaproszenie do rozmów.
Najpierw strzelamy, potem rozmawiamy
Rozważmy najpierw koncepcję sabotażu jako ostrzeżenia. Nord Stream krzyżuje się z gazocią giem Baltic Pipe w okolicach Bornholmu, a to wła śnie tam miały miejsce eksplozje. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by Rosjanie w następnym kroku swojej politycznej gry posunęli się jeszcze dalej, dokonując sabotażu naszego gazociągu lub innego kluczowego elementu infrastruktury ener getycznej któregoś z zachodnich państw. Niszcząc Nord Stream, wysyłają jasny komunikat: Nie cof niemy się przed niczym. Jesteśmy w stanie zlikwi dować nawet własną inwestycję 1
Z drugiej jednak strony, taki atak może być okazaniem gotowości do rozmów o wa runkach zakończenia woj ny w Ukrainie. Zachód ma nad Rosją zasadniczą prze wagę – czas. Wprowadzone przez kraje Europy sankcje są dla rosyjskiej gospodarki, wbrew powszechnemu mito wi, bardzo dotkliwe, a wraz z upływem czasu przybierają one na sile. Co więcej, ewen tualny koniec wojny nieko niecznie oznacza zniesienie tych sankcji, a przynajmniej obecny klimat polityczny na to nie wskazuje. W przypad ku skutecznej obrony Ukra iny, Rosjanie, słabnąc z każ dym dniem, będą zmuszeni do wycofania się ze swoich pozycji i zakończenia kon fliktu, nie otrzymując nic w zamian. Taki rezultat na paści jest dla Kremla nie do zaakceptowania. Nic więc dziwnego, że Rosja zaczy na panikować i starać się znaleźć wyjście z tej sytu acji za wszelką cenę. Decy zja o wysadzeniu Nord Stre am musiała zapaść szybko, bo z każdym dniem Europa coraz bardziej uniezależnia się od rosyjskich surowców energetycznych, ustanawiając alternatyw ne łańcuchy dostaw z Ameryki czy Bliskie go Wschodu. Niszcząc jedno z kluczowych dla Europy źródeł gazu, Rosjanie liczą na postawienie Starego Kontynentu pod ścianą w krótkim okresie, by przeforsować chociaż by zniesienie sankcji po wycofaniu się rosyj skich wojsk z Ukrainy, lub zaakceptowania części rosyjskich roszczeń terytorialnych. To z kolei może oznaczać szybki powrót do bu siness as usual na europejskim rynku surow cowym. Ale w co tak naprawdę grają Rosja nie, wiedzą tylko ci, którzy prowadzą z nimi kuluarowe rozmowy.
Katastrofa ekologiczna
Fakt wycieku gazu rodzi wiele pytań w kon tekście znaczenia tego zdarzenia dla środowi ska. Mimo że żaden z gazociągów nie działał w momencie eksplozji, to obie rury były pod ciśnieniem, ponieważ NS1 jeszcze do niedaw na pracował, a NS2 został napełniony kilka miesięcy temu w celu przetestowania szczel ności i uzyskania niezbędnych certyfikatów
bezpieczeństwa. Całe szczęście wielkość tego wycieku nie jest duża, więc ślad węglowy tej katastrofy jest marginalny, a gaz nie stano wi bezpośredniego zagrożenia dla środowi ska ani dla ludności zamieszkałej w pobliżu wybrzeża Morza Bałtyckiego. Morska fauna i flora może więc spać spokojnie.
Istnieje jednak inne ryzyko związane z eks plozjami. Na dnie Bałtyku znajdują się po zostałości po niemieckim arsenale broni che micznej jeszcze z czasów II wojny światowej. Są to różnej maści bomby, zabójcze środki chemiczne takie jak iperyt czy tabun – w su mie ponad 32 tys. ton toksycznych odpa dów. Broń ta, porzucona przez Rosjan, zalega w najgłębszych częściach Morza Bałtyckiego, między innymi w Głębi Bornholmskiej, czy li w pobliżu miejsc eksplozji gazociągu Nord Stream. Gdyby taka eksplozja naruszyła to, co znajduje się w tej głębinie, konsekwen cje dla środowiska byłyby opłakane. Rozsz czelnienie jednej bomby z tabunem spowo dowałoby całkowitą zagładę życia morskiego na powierzchni 100 kilometrów kwadrato wych. Na szczęście dla nas, nic takiego się nie wydarzyło, jednak ryzyko negatywnych
efektów dla środowiska wciąż jest niezerowe. Na łamach czasopisma „Nature” ukazał się artykuł, w którym eksper ci argumentują, że nie mamy jeszcze pełnego obrazu na stępstw eksplozji Nord Stre am. Zwracają uwagę przede wszystkim na osady z dna, które zostały wzburzone po przez ogromną siłę eksplo zji, a które mogą być zanie czyszczone, co potencjalnie stwarza zagrożenie dla życia w Bałtyku. Miejsca wybu chów wybrane były nieprzy padkowo – ewidentnie jest to próba szantażu i międzyna rodowej gry w tchórza. Jak na ten fakt powinna odpowie dzieć Europa?
Wszystko na jedną kartę
Rosjanie postanowili wy korzystać jeden z mocniej szych instrumentów w ich arsenale, jakim jest gazociąg Nord Stream, niejako stawia jąc wszystko na jedną kartę. Jeżeli Europa przeszła już fazę bezwzględnej zależności od rosyjskiego gazu, eksplozja ta nie osiągnie nic poza wywo łaniem oburzenia zachodnich polityków i po gorszeniem relacji z Europą (które już teraz są w opłakanym stanie). Ostatnie spadki cen gazu na rynkach międzynarodowych sugeru ją, że zachód faktycznie znajduje się lepszym położeniu niż przewidywano jeszcze tego lata. Mało prawdopodobne jest, że perma nentne wyłączenie Nord Stream poprawi po zycję negocjacyjną Rosji. Obecnie największą trudnością dla unijnych dyplomatów jest to, jak poprawnie zareagować na tak daleko po sunięty szantaż energetyczny. Jedyna sensow na odpowiedź Europy musi być stanowcza, aby Rosjanie nie bagatelizowali naszej siły, ale również wyważona, aby pozwolić Rosji wyjść z twarzą. Znoszenie sankcji, jeżeli w ogóle jest rozważane, powinno być stopniowe i propor cjonalne do ustępstw, na jakie zdecydują się Rosjanie. Ich pokłady surowców energetycz nych prawdopodobnie jeszcze wiele lat będą zasilać europejskie elektrownie, choć z pol skiej perspektywy wydawać się to może kary godne. Ważne jest to, aby Zachód wyciągnął wnioski na przyszłość i nie oddawał całej nie zależności energetycznej w ręce nieprzewidy walnych partnerów biznesowych. 0
Siła anglosasów
W obliczu radykalnej eskalacji wojny ukraińsko-rosyjskiej w 2022 r., dr Nassim Nicholas Taleb w wywiadzie dla francuskiego l’Express dokonał syntezy tego, co stanowi główną siłę Zachodu.
MARTYNA BORODZIUKAntifragility czyli „antykruchość” Okcydentu bierze się przede wszyst kim z decentralizacji oraz handlowej natury społeczeństw Zachodu, oryginalnie zaczerpniętej z modus vivendi fenickich ko lonii, kontynuowanego i rozwijanego później przede wszystkim przez Anglosasów. Dopre cyzowując myśli wybitnego autora koncepcji czarnych łabędzi, Zachód, a szczególnie An glosasi (wystarczy spytać Brytyjczyka o jego percepcje na temat Francji, widzianej jako byt bardziej top-down niż Polacy patrzą na Ro sję), wygrywał jak dotąd w historii dzięki zde centralizowanej oraz rywalizującej ze sobą na wzajem klasie zarządczej, nie skupiającej się w biurokracjach państwowych a w firmach usprawniających procesy gospodarowania. Ford może i mógł dominować w USA przez parędziesiąt lat jako jedna z największych sił w całym systemie ekonomicznym, lecz po ja kimś czasie IBM, a później Microsoft i Ama zon potrafiły wykazać się lepszą zdolnością produkowania i zaspokajania potrzeb gospo darki. To zaś, powiązane z faktem, że polityka amerykańska jest wysoce zależna od kapita łu a nie odwrotnie jak w systemach wschod nich (Chiny, Rosja i inne dyktatury byłego ZSRS), powoduje zwiększenie się efektywno ści decyzji, o które zabiega władza względem decyzji podejmowanych tylko przez tyranów, którzy selekcjonują swoją kadrę zarządczą przede wszystkim podług jej lojalności wo bec władzy. Gdy zaś w systemie top-down, ta kim jak w Rosji, selekcja nie jest dokonywana po wcześniej zadanych wartościach, dochodzi do przejęć władzy przez graczy, którzy trzy mają się pryncypiów dyktatu jednostki – dla tego relatywnie liberalnego Jelcyna zastąpił zgodny z systemem rosyjskim tyran Władimir Putin a po zdecentralizowanym, jak na Chi ny, systemie zbiorowego cesarza Denga Xia opinga (którego ostatnim przedstawicielem był Hu Jintao) przyszedł Xi.
Dyktat po angielsku
W kontraście do najbardziej dosadnych przykładów ze wschodu warto postawić sys tem anglosaski i polski. Dlaczego historycznie Anglicy i Amerykanie byli w stanie przejmo wać elity obcych państw, ustawicznie rozsze
rzając swoją wspólną strefę wpływów, zaś pol ski model kontroli wyczerpał swoje zdolności przyciągania obcych na asymilacji elit ruskich w XVIII w.? Po odpowiedź musimy sięgnąć do Księcia Machiavellego. Według rozumo wania autora, aby rządzić arystokracją jako autokrata, potrzebne jest zdobycie wsparcia klasy bezpośrednio poniżej niej – dlatego też w celu obalania kapitalistów Lenin zabie gał o względy klasy pracującej a do obalania kułaków potrzebował zazdrosnych o ich po wodzenie, biedniejszych chłopów. System Polski, prócz zdecentralizowania i zdolno ści przepływu władzy z jednego stronnictwa magnackiego do drugiego, upadł z racji braku przepływności elit – nieefektywny i mało in teligentny szlachcic zawsze miał praw więcej niż zdolny reprezentant stanu chłopskiego. Przez to alokacja kapitału ludzkiego w Pol sce była podatna na rozgrywanie najwięk szych graczy polskiej polityki graczami niż szymi (liberum veto). Dlaczego w takim razie w Ameryce takie sytuacje z zasady nie zacho dzą? Rozegranie nawet amerykańskich robot ników na niekorzyść systemu amerykańskie go jest, a przynajmniej w przeszłości była, niemożliwa. Każdy mały sklepikarz w USA, wierzący w amerykański sen, jest przekonany, że w przyszłości założy sieć pięciu sklepów, a jego dzieci będą baronami handlowymi po siadającymi nowego Walmarta.
Mimo że mobilność socjoekonomiczna w USA nie jest zbyt duża, to 73 proc. Ame rykanów spędza przynajmniej rok w górnych 20 proc. zarabiających, a 56 proc. ludności przez przynajmniej rok swojego życia w górnych 10 proc. zarabiających. To wystarcza do pod trzymania iluzji o wymienialności elit, gwaran tując znaczący poziom stabilności procesowi politycznemu w USA.
Stale postępujące procesy emancypacyjne w świecie anglosaskim wtłaczają do swojej gospodarki rosnące proporcje mas ludzkich. Na początku istnienia państwa w decyzjach podejmowanych chociażby w USA, wszystko zależało tylko od bogatych, protestanckich, białych mężczyzn pochodzenia angielskie go. Z czasem jednak emancypowano róż ne mniejszości – czy to katolików w 1829 r. w Zjednoczonym Królestwie, kobiety na po
czątku XX w., czy też czarnoskórych w USA na przełomie 1963 i 1964 r. Oczywiście moż ność utraty statusu z racji przepływu elit ekonomicznych i emancypacji (właściciele niewolników, amerykańscy producenci prze noszący się do Chin w latach 90. XX w.), sta nowią stały element odśrodkowy. Zasadniczo, organami decydującymi o tym jak długoter minowo rozwiązywać spory w stronę korzyst ną dla Anglosasów, są bezimienni reprezen tanci tzw. old money – starego bogactwa oraz członkowie przemysłu medialno-uniwersy teckiego. Old money, zgrabnie kryjący swo je wpływy – nikt z rodziny Rockefellerów od pokoleń nie przyznaje się do tego jaką suma rycznie posiadają oni fortunę, ani tego jak dokładnie jest ona rozdystrybuowana – po informowane przez światowej klasy akademię anglosaską może przesuwać swój kapitał na najbardziej rozwiniętych na świecie rynkach finansowych tak, aby móc stale utrzymywać swoje wpływy. Wbrew pozorom, to właśnie brak odgórnych instytucji państwowych, za zdrosnych o majątki old money zapewnia lo jalność tych drugich wobec systemu który do brze znają i w którym umieją funkcjonować od pokoleń – o ile część przemysłu amerykań skiego może czuć się wygodniej w Chinach, to realni możnowładcy kontrolujący USA, UK itd. będą zawsze lojalni wobec swojej, de facto, własności.
Soft power
Jedną z podstawowych przyczyn, dla których język angielski może szerzyć się jako lingua fran ca, jest fakt że, podobnie jak kapitał, język ten jest poddawany selekcji przez procesy rynkowe, bę dąc modyfikowanym lokalnie. Świadczyć o tym może chociażby mnogość dialektów (w samym Londynie aktywnie używanych jest przynaj mniej pięć) oraz akcentów angielskiego, których według badań może być nawet 160 na świecie. Dzięki niskiemu poziomowi regulacji, język an gielski organicznie staje się adaptowany przez lu dzi na całym świecie, który przejmuje słownic two angielskie niekiedy etapowo. Trudno mówić zresztą o jego czystości językowej, bo ta de facto nie występuje. Awersji do zapożyczeń z zasady nie ma – co najwyżej występuje ona w kwestii kierunku pochodzenia słów, jako że klasy wyż
TEKST: DAVID BEDNARCZYK GRAFIKA:sze z zasady częściej pożyczają słowa z Europy a klasy niższe, z wyższą zawartością populacji obcego pochodzenia, biorą swoje zapożyczenia między innymi z byłych kolonii brytyjskich. Oprócz tego między krajami używającymi ję zyka angielskiego różni się jego ortografia, co pozwala na większy poziom autonomii w decy dowaniu o tym, która forma jest lepsza – więcej
malnie językiem narodowym w Stanach Zjed noczonych. Wygrywa konkurencję na równych zasadach i to nadaje mu siłę – siłę tworzenia wpływów kulturowych napędzających sie bie swą atrakcyjnością a nie przmusem, jak w przypadku chociażby Francji. O ile Francu zi mają większą kontrolę nad swoimi regiona mi dzięki temu, że Akademia Francuska może
poprawnych opcji, to mniejsza liczba błędów możliwych do popełnienia. W rozbieżności wobec systemu angielskiego stoją systemy kon tynentalne, bowiem akademie państw europej skich regularnie regulują to, jak powinno się ich narodowych języków używać, określając jednocześnie, z jaką częstotliwością używa się języków obcych w mediach. Mimo że w ostat nich latach w kampaniach wyborczych w USA politycy często używają języka hiszpańskiego w celach politycznych, to nie występują żadne oskarżenia o brak patriotyzmu z tego powodu – co ciekawe, język angielski nie jest nawet for
narzucać ujednolicone normy językowe (wpły wając bezpośrednio na oświatę swoich byłych kolonii), to ich wpływy muszą być podtrzymy wane siłą wojsk francuskich, interweniujących w zastępach państw afrykańskich.
Działania ukryte
Dlaczego Amerykanie nie tworzą własnych, finansowanych przez Waszyngton organizacji, równoległych takim tworom jak Instytuty Kon fucjusza (oskarżane o szpiegostwo na rzecz Ko munistycznej Partii Chin), służących w jasny i klarowny sposób na rzecz własnych interesów?
Poprzez całkowite podporządkowanie swojego kraju wolności słowa, system amerykański jest największym parkietem dla dysput ideologicz nych i światopoglądowych, tak od strony in tersekcjonalnego feminizmu, libertarianizmu, jak i etnonacjonalizmu. Wolność i aktywność dyskusji umożliwia przyjmowanie amerykań skiego punktu widzenia w całej debacie pu blicznej. Wyżej wymieniony kompleks uniwer sytecko-medialny, moderowany w kwestiach strategicznych przez służby, stale uzasadnia nie chęć do wszelkich systemów państw wrogich wobec USA, chociażby w kwestii muzułmanów w Chinach, których traktowanie przez Chińską Republikę Ludową nie przeszkadzało nikomu na Zachodzie aż do strategicznej decyzji o wro gości ChRL – wówczas wyszło na jaw, że Uj gurowie są represjonowani. Obecnie Chiny są traktowane przez konserwatystów w dużej części świata jako znienawidzeni, parszywi niszczycie le tradycyjnej kultury, zaś przez liberałów i lewi cowców są uważani za faszystów, totalitarnych nacjonalistów, a libertarianie traktują ich jako przede wszystkim wrogich przedsiębiorczości komunistów. Z tego też powodu, Ameryka two rzy opinie, szerzone w większości nieświadomie przez ideologie. Te zaś, jako bezosobowe nośni ki, finalnie infiltrują w sposób niewyobrażalnie sprawny wszystkie społeczeństwa podpięte pod międzynarodowy system amerykański. Trump jest autorytetem dla wielu reprezentantów skraj nej prawicy w Europie a najważniejsze dla ró żowych kapitalistów na całym świecie są pra wa mniejszości uznawanych za represjonowane przez USA. Jak śpiewał niemiecki zespół metalo wy Rammstein w swoim hicie Amerika: Przy tańcu ja chcę prowadzić/ nawet gdy tańczy cie sami/ dajcie się troszeczkę kontrolować/ poka żęwam,jaktosiępoprawnierobi(...)Wolnośćgra na wszystkich skrzypcach/ zaś muzyka pochodzi z Białego Domu (...) Przyjeżdża Santa do Afryki/ I przed Paryżem stoi Myszka Miki (...) We’re all living in Amerika/ Coca-Cola, sometimes war! Ameryka dominuje właśnie dlatego, że używa siły tylko tam gdzie autentycznie chce siać chaos, bowiem realnie destabilizacja Azji Środkowej to szerzenie radykalizmu zaraz przy granicy rosyjskiej. Gdyby w Afganistanie nie doszło do przejęcia wła dzy przez Talibów, to Rosja byłaby obecnie mniej zagrożona. Lecz tam, gdzie Ameryka chce porząd ku, wprowadza go poprzez swój soft power oraz idee, którym nadaje swoje narodowe barwy. Pamię tajmy o tym, że każda idea, której używamy do in terpretacji świata, mogła przybrać jej obecną treść, lub też formę ekspresji po to, aby służyć pewnemu mocarstwu. Znamkroki,któresięwamprzydadzą/ będę was chronił przed tymi niepoprawnym/ kto nie chce tańczyć, ostatecznie i tak nie musi/ nie wie jeszcze, że się tańczyć zmusi! 0
Typowy nie oznacza lepszy
Szacuje się, że 1 proc. społeczeństwa jest w spektrum autyzmu. Według Światowej
Organizacji Zdrowia w 2013 r. na całym świecie żyło 39 mln osób dotkniętych ADHD. Średnio w każdej polskiej klasie znajduje się 3–4 dzieci z dysleksją. Osoby z zaburzeniami neurorozwojowymi spotykamy na każdym kroku – ale co o nich wiemy?
Jak sama nazwa wskazuje, zaburze nia neurorozwojowe zaczynają się objawiać zazwyczaj na samym po czątku życia. Zgodnie z najnowszymi wytycz nymi pochodzącymi z klasyfikacji zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-V, obejmują one sze rokie spektrum przypadłości, jednak do naj częściej wymienianych należą: zaburzenia ze spektrum autyzmu, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) oraz specyficzne zaburzenia uczenia się (w tym dysleksja rozwojowa, dysortografia, dysgrafia, dyskalkulia). Pojęcie o tych zabu rzeniach w Polsce jest wciąż niewystarczają co duże – rzadko słyszymy o akcjach uświa damiających, na czym one polegają. Ciągnie to za sobą szereg konsekwencji: począwszy od mylnego postrzegania osób zmagających się
z nimi, poprzez niedopasowane metody na uczania, kończąc na braku przygotowania ro dziców, że może to spotkać także ich dziecko.
Jak cię widzą, tak cię piszą
Zaburzenia neurorozwojowe zazwyczaj obja wiają się w wieku przedszkolnym bądź wcze snoszkolnym. Wydawać by się mogło, że są one proste do zdiagnozowania – przede wszystkim przez rodziców, którzy spędzają z dzieckiem najwięcej czasu, ale również przez nauczycie li obserwujących jego rozwój. Choć trudno nie zgodzić się, że kształcenie pedagogów w tym kierunku jest niezbędne do poprawienia sytu acji osób z zaburzeniami neurorozwojowymi, zadanie rozgryzienia specyficznego zachowania swojej pociechy dla osób niezwiązanych z psy chologią może być problematyczne. Wbrew ste reotypowym przekonaniom nie każde dziecko
w spektrum autyzmu siedzi w kącie i nie od zywa się do nikogo, układając klocki w specy ficznej, jemu tylko zrozumiałej, konfiguracji. Podobnie nie zawsze ADHD objawia się uwa gami przynoszonymi ze szkoły i trudnościa mi z usiedzeniem w jednym miejscu, a dyslek sja nie oznacza, że dziecko nigdy nie nauczy się dobrze czytać. Jednak prawdą jest też, że rodzi ce są mistrzami w tłumaczeniu objawów, któ re powinny budzić choć cień niepokoju. Auty styczne dziecko wydaje się po prostu nieśmiałe, rozproszony i ruchliwy malec z ADHD ma zbyt dużo energii, a niechcący czytać dyslektyk jest leniwy i brak mu ambicji. Niestety zabu rzenia neurorozwojowe często są diagnozowa ne dopiero, gdy na pierwszy plan wychodzą ich skutki – lęk, trudności w nawiązywaniu rela cji społecznych, szkolne niepowodzenia czy na wet pierwsze epizody depresyjne. Rodzice,
TEKST: JULIA JURKOWSKA ZDJĘCIA: KAROLINA GOSktórzy tego nie zbagatelizują, obarczając winą chociażby okres dojrzewania czy zmianę środo wiska, zaczynają szukać pomocy i, jeśli trafią na wykwalifikowanego specjalistę, odkrywa ją prawdziwą przyczynę problemu. Niektórym otwierają się oczy, a inni stają twarzą w twarz ze wszystkimi usłyszanymi stereotypami.
Co myślimy o autyzmie
Według badania Społeczny obraz autyzmu przeprowadzonego w 2021 r. przez Fundację CBOS dla Fundacji JiM, 96 proc. dorosłych Po laków słyszało wcześniej o autyzmie, przy czym czynnikiem relatywnie najsilniej wpływającym na deklarację jest wykształcenie. Na przestrze ni czterecgh lat, które upłynęły od poprzednie go badania, wynik ten wzrósł o cztery punkty
procentowe. Najczęstszym źródłem informacji na temat tego zaburzenia nie jest jednak bezpo średni kontakt z osobą ze spektrum autyzmu –co deklaruje 37 proc. ankietowanych – a pro gramy telewizyjne, filmy i seriale, z których wstępną świadomość czerpie 60 proc. dorosłych Polaków. Prawie połowa z nich nie zna ani nie widuje osób z autyzmem, co być może wpływa na społeczny obraz tego zaburzenia. Chociaż ponad 90 proc. ankietowanych poproszonych o wybranie określeń, które kojarzą im się z au tystami, wskazało neutralne, a przynajmniej nie negatywne pod względem podejścia do innej osoby cechy typu nietypowość i powtarzalność zachowań, trudności w nawiązywaniu kontak tu oraz problemy z komunikacją, niepokojący jest fakt, że ponad połowa zaznaczyła również
agresywne zachowania (59 proc.) oraz upośle dzenie umysłowe (58 proc.). W obu przypad kach odsetek osób skłaniających się w stronę tych określeń wzrósł w ciągu ostatnich czterech lat o ponad połowę. Badania te – a właściwie odpowiedzi Polaków – są pełne sprzeczności. Z jednej strony wskazują na zwiększenie oby cia z zagadnieniem autyzmu, co więcej – dorośli obywatele przychylnie wypowiadają się o oso bach ze spektrum. Postrzegają je jako przyjazne osoby o ponadprzeciętnych zdolnościach, które są w stanie znaleźć pracę i założyć rodzinę. Jed nocześnie zupełnie inaczej kreuje się obraz dzie ci z tym zaburzeniem, które według ankietowa nych nie są w stanie poradzić sobie w szkole.
Usiądź spokojnie
Choć w odniesieniu do przytoczonych wy ników zabrzmi to dość nieprawdopodobnie, to właśnie autyzm jest najbardziej „spopularyzowa nym” zaburzeniem neurorozwojowym. W spek trum byli Wolfgang Amadeusz Mozart i Isaac Newton, Alfred Hitchcock i Andy Warhol, a z postaci znanych młodszym pokoleniom –Lionel Messi. Wszystkich z nich postrzega się jako geniuszy w swoich dziedzinach. Bez trudu można znaleźć także sławne osobistości mają ce ADHD – wśród nich jest wielokrotny mistrz olimpijski Michael Phelps, gwiazda popu Justin Timberlake oraz filmowa Hermiona – Emma Watson. Jednak powszechniejszym obrazem, który widzi się w głowie po pomyśleniu o oso bie z zespołem nadpobudliwości psychorucho wej z deficytem uwagi jest nieposłuszne i nie grzeczne dziecko z przysłowiowymi „owsikami w tyłku”. W rzeczywistości lepszym określe niem byłoby „roztargnione”, ponieważ faktycz nie osobom z ADHD trudniej jest skupić my śli na czymś dla nich nieciekawym – a takich bodźców w otoczeniu mamy mnóstwo. Pozor ną rekompensatą tego zachowania jest zjawisko określane w literaturze jako hyperfocus, niema jące na razie polskiego odpowiednika. Opisuje ono stan wyjątkowego skupienia na danej czyn ności bądź tematyce, często skutkujące utra tą poczucia czasu i zapominaniem o podstawo wych potrzebach, np. o konieczności spożycia posiłku. Osoby, które tego doświadczają, cza sem opisują hyperfocus jako coś pozytywnego –szczególnie w porównaniu do najczęściej towa rzyszącego im rozproszenia. W rzeczywistości jednak ma on swoje wady i nie jest dobrym do stosowaniem do życia w czasach tak szybkiego życia wymagającego wielozadaniowości.
Literacką alegorią dziecka z ADHD jest Pa wełek Wiercipięta – jeden z bohaterów zbioru wierszy Heinricha Hoffmanna Złota różdżka: czytajcie dzieci, uczcie się jak to niegrzecznym bywa źle. Trzeba przyznać, że już sam tytuł tego
XIX-wiecznego tomiku z rymowankami napa wa niepokojem. Problemem Pawełka Wiercipię ty jest to, że nie potrafi spokojnie siedzieć przy stole podczas obiadu. Chłopiec macha noga mi i wierci się na krześle, a swojego zachowania nie zmienia nawet po surowych reprymendach ojca, ze słów którego można wywnioskować, że nie jest to pierwszy raz, gdy syn denerwuje go swoim postępowaniem i nie spodziewał się po nim żadnej zmiany (Czy ci się chodź raz powie dzie / siedzieć grzecznie przy obiedzie?). Pawe łek rodzinny obiad kończy przerażony pod sto łem, przykryty obrusem i otoczony kawałkami tego, co było kiedyś obiadem. Ostatnie linijki wiersza nakreślają obraz surowej kary wymie rzonej chłopcu: I ukarał ojciec syna / aż trzesz czała dyscyplina / a mamunia w strachu cała / tylko z boku na Pawełka / spoglądała przez dwa szkiełka. Zachowanie chłopca wpisuje się w dzisiejsze kryteria diagnostyczne ADHD: ma często nerwowe ruchy rąk lub stóp bądź nie jest w stanie usiedzieć w miejscu (DSM-V). Przy kładem obrazującym inny objaw brany pod uwagę podczas orzekania zaburzenia – często łatwo rozprasza się pod wpływem zewnętrz nych bodźców – jest zachowanie bohatera in nego wierszyka pod tytułem Jędruś Gap, znaj dującego się w tym samym zbiorze. Chłopiec chodzi zapatrzony w niebo – liczy gwiazdy, pta ki, ogląda dachy, a przy tym nie zwraca uwagi na znajdującą się przed nim drogę. Jędruś swo ją wycieczkę kończy w rzece, gdzie z jego ga piostwa śmieją się rybki, którym rację przyzna je osoba opowiadająca tę historię.
Oczywiście zespołu nadpobudliwości psy choruchowej nie określa się po obecności jed nego objawu. Zalecenia z Kryterium diagno stycznych zaburzeń psychicznych DSM-V wspominają o obecności co najmniej sześciu ob jawów utrzymujących się przez pół roku. To, czy Heinrich Hoffmann opisywał niegrzeczne dzieci, czy ich niepokojące zachowania pozo stanie prawdopodobnie tajemnicą. Warto jed nak wspomnieć, że autor – z zawodu psychia tra – siedem lat po napisaniu Złotej różdżki został dyrektorem miejskiego szpitala psychia trycznego we Frankfurcie i jest uważany za pio niera psychiatrii dzieci i młodzieży.
Specyficzne zaburzenia w uczeniu się
Za specyficznymi zaburzeniami w uczeniu się również stoi niechlubna wizja społeczeństwa ob winiająca dziecko za bycie zbyt leniwym i mało ambitnym, by się dobrze uczyć. Nie pomagają też głośne dyskusje na temat istnienia dyslek sji, która jest najbardziej znaną ich podkatego rią. Dla przykładu, w 2009 r. jeden z członków brytyjskiego parlamentu nazwał ją „czystą fik cją”, za ogół trudności obwiniając system edu
kacji. Wszystkie naukowe dowody zręcznie omi nął również prof. Bronisław Rocławski – autor Klocków LEGO do nauki czytania, pisania, or tografii i matematyki, a także publikacji Badanie tempa i techniki czytania. Teoria i praktyka –który na początku 2013 r. na swoim blogu opu blikował wpis Dyslektyczna zaraza, w którym krytykuje nieuctwo dziennikarzy posługujących się terminem dysleksja, po czym z całą odpowie dzialnością stwierdza, że przyczyna niepowo dzeń dzieci w czytaniu i pisaniu tkwi w braku elementarnej wiedzy nauczycieli
We wszystkim kryje się ziarenko prawdy i fak tem jest, że dla niedowiarków siłą napędową ich kontrargumentów są długie kolejki w porad niach orzekających specyficzne zaburzenia ucze nia się w okresie zgłaszania dostosowań w prze prowadzaniu egzaminów. Sami pedagodzy, wypowiadając się na temat tego zjawiska, wspo minają, że częstym pytaniem w gabinetach jest: dlaczego dopiero teraz? To trafne pytanie zamy ka błędne koło pisane przez lekceważenie czę sto bardzo widocznych objawów, ze względu na przekonanie o niewystarczającym zaanga żowaniu dziecka w naukę czytania czy pisania. Dowody na to zdecydowanie łatwiej jest zauwa żyć, pomijając przy tym ich możliwe drugie dno. Dzieci mają tendencję do niechętnego wykony wania czynności, które im nie wychodzą. Mały dyslektyk szybko znudzi się próbą składania gło sek w wyrazy, a zmuszony do tego będzie próbo wał zgadywać je na podstawie pierwszych kilku znaków, z różnym efektem. Zdając sobie spra wę ze swoich nieumiejętności, może próbować obrócić to w żart. Najgorszym, a jednocześnie bardzo często wykonywanym krokiem jest za akceptowanie, że dziecko nigdy się tego nie na
uczy i odgórne zakładanie, że po kolejnej pró bie nie będzie postępów. Nic tak nie podcina skrzydeł jak negatywne oczekiwania i brak za chęty. W bardzo przystępny sposób mówi o tym na swoim youtube’owym kanale Pedagog Mi chalina – pedagog, diagnosta i terapeuta peda gogiczny – która w swojej codziennej pracy pró buje wykorzystywać nowe technologie, takie jak rozszerzona i wirtualna rzeczywistość.
Co na to biologia?
Ucięciem dyskusji na temat istnienia za burzeń neurorozwojowych byłyby badania naukowe pokazujące ich biologiczne czyn niki. Na razie ich diagnoza opiera się na ba daniu behawioralnym, które może być po datne na czynniki indywidualne zarówno ze strony osoby badanej, jak i badającej. O wie le łatwiej jest podważyć zdanie jednej osoby niż wyniki badań naukowych potwierdzają ce jej słowa. Między innymi dlatego naukow cy zajmują się poszukiwaniem biologicznych podstaw zaburzeń neurorozwojowych. Dzięki postępującej technice pojawia się coraz więcej możliwości, które jeszcze kilkanaście lat temu były nie do pomyślenia. Biomarkerów – czyli obiektywnych i mierzalnych wskaźników bio logicznych – poszukuje się najczęściej w dzia łalności mózgu, wykorzystując do tego meto dy neuroobrazowania takie jak funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) lub elektroen cefalografia (EEG).
Jednym z naukowców zajmujących się poszu kiwaniem biomarkerów autyzmu jest prof. James C. McPartland z Yale School of Medicine, któ rego zainteresowanie tą tematyką wywodzi się z czasów jego stażu jako zastępcy nauczycie
la wspomagającego. Jak sam mówi, jego zespół znalazł wielu kandydatów na oczekiwany wskaź nik biologiczny, jednak brak im jeszcze dogłęb nego ich zrozumienia. Dotychczas największym osiągnięciem jest znalezienie opóźnienia odpo wiedzi elektrofizjologicznej u osób ze spektrum autyzmu w obszarze mózgu odpowiadającym za przetwarzanie w porównaniu z grupą neuroty pową. W swoich badaniach zespół prof. McPar tlanda wykorzystuje nieinwazyjne metody EEG (rejestrowanie czynnościowych prądów mózgu) oraz okulografię (śledzenie punktu skupienia wzroku, ruchów gałki ocznej i rozmiaru źrenic). Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku badań nad ADHD. Opublikowany w 2012 r. artykuł, według którego potencjalny biomarker powinien cechować się czułością oraz swoisto ścią na poziomie ponad 80 proc., nie wyróżnił żadnego wskaźnika biologicznego, zaznaczając przy tym, że istnieją kandydaci dający nadzie ję na uzyskanie takiego miana. Przez ostatnie 10 lat trwały badania próbujące opisać podsta wy tego zaburzenia czy zjawisk z nim współwy stępujących. Biomarkery ADHD poszukiwane są w zachowaniu kory słuchowej, a także na po
ziomie neuroprzekaźników, głównie dopaminy.
Popularne hipotezy wiążą się również z uwa runkowaniami genetycznymi. Przykładem może być tutaj teoria genu dysleksji, będąca jed ną z najpopularniejszych hipotez dotyczących specyficznych zaburzeń uczenia się. Uzasadnio nym powodem do prowadzenia badań w tym kierunku są wyniki dotyczące dziedziczności poszczególnych zaburzeń neurorozwojowych. Współczynnik dziedziczenia ADHD wynosi 0,7 (badania z 1997 r.), dysleksji – 0,6 (2006 r.), na tomiast cech autystycznych 0,57 (2007 r.).
Co tam w Polsce?
Wyjaśnienia pochodzenia zaburzeń neuroro zwojowych nie szukał natomiast Jacek Hołub, autor reportażu Niegrzeczne. Historie dzie ci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera, opisującym rzeczywistość rodzin, dla których są one codziennością. Skupienie na przedsta wieniu historii tych osób zaowocowało przej mującym tekstem o problemach, postrzeganiu przez społeczeństwo oraz trudnościach rodzi cielstwa, ale również jego radościach. Reportaż zwraca uwagę na krzywdzące ocenianie i przy
klejanie łatek zarówno dzieciom (niegrzecz ne, agresywne, dziwne), jak i ich rodzicom (zła matka/ zły ojciec, którzy nie potrafią wy chować potomka). Reportaż opisuje momen ty zderzenia się ze ścianą w postaci instytucji publicznych czy nieprzychylnych osób – nawet członków rodziny, jak w przypadku dziadków chcących zajmować się jedynie dwójką neuroty powych dzieci, trzeciego wnuczka pozostawia jąc bez opieki. Wreszcie przedstawia sytuację dzieci, które nie wiedzą, jak to jest żyć inaczej, oraz, a wręcz przede wszystkim, zagubionych rodziców niewiedzących co robić, nieprzygoto wanych i nieprzypuszczających, że coś takiego mogło się przytrafić właśnie im. I wbrew pozo rom nie jest to wina ich ignorancji, ale istnie nia tematu tabu – zwłaszcza wśród osób, któ re mają realny wpływ na wprowadzanie zmian. Według przytoczonych wcześniej badań Społeczny obraz autyzmu przeprowadzonych przez CBOS, 34 proc. dorosłych Polaków uwa ża, że dzieci z autyzmem mogą liczyć na dużą pomoc ze strony państwa, co jest wynikiem niższym o pięć punktów procentowych w po równaniu do 2017 r. Z tego grona jedynie co
czwarty ankietowany określiłby swoją odpo wiedź jako zdecydowaną. Jeszcze mniej, bo za ledwie 24 proc., osób stwierdziło, że na taką pomoc mogą liczyć osoby dorosłe z autyzmem (w tym 5 proc., które wybrało odpowiedź „zde cydowanie tak”). Z badania wynika również, że ponad połowa dorosłych Polaków uważa, że rodziny dzieci z autyzmem napotykają w co dziennym funkcjonowaniu na duży problem z: brakiem profesjonalnej pomocy w opiece nad dzieckiem z autyzmem (72 proc.), dyskrymi nacją i wykluczeniem społecznym (67 proc.), brakiem wsparcia emocjonalnego (66 proc.), brakiem informacji i wiedzy na temat auty zmu (65 proc.) oraz brakiem środków na życie (60 proc.). Wszystkie z tych zagadnień można bez problemu odnaleźć w reportażu Jacka Ho łuba, który opisał historie pisane przez życie.
Pomoc? Mile widziana
Omawiając sytuację dzieci z zaburzenia mi neurorozwojowymi oraz ich rodzin, trzeba wspomnieć o zaangażowaniu państwa w nie sienie pomocy. Pierwszym niepokojącym ob jawem są przytoczone w poprzednim akapicie liczby, jednoznacznie wyrażające opinię więk szości dorosłych Polaków na ten temat. Po twierdzają to również wypowiedzi rodziców przytaczane przez Jacka Hołuba w reportażu Niegrzeczne. Autor podczas pracy nad książ ką rozmawiał również z tzw. nauczycielami wspomagającymi, których rola została zde finiowana w rozporządzeniu dotyczącym or ganizowania kształcenia, wychowania i opie ki dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym. Zgodne z ar tykułem 7. tego dokumentu w szkołach po winno zatrudniać się nauczycieli z wykształ ceniem w zakresie pedagogiki specjalnej. Takiej osobie posiadającej kwalifikacje odpo wiednie do niepełnosprawności ucznia (nie zdefiniowane przez rozporządzenie, ocenia je dyrektor placówki) zostaje powierzone prowa dzenie zajęć rewalidacyjnych dostosowanych do aktualnych potrzeb. W jakim wymia rze godzin? Odpowiedzi na to pytanie rów nież nie znajdziemy w rozporządzeniu. De cyzja, po raz kolejny, zostaje przeniesiona na dysponujących ograniczonymi środkami pie niężnymi dyrektorów szkół. Inną kwestią fi nansową jest poziom zarobków nauczycieli wspomagających, który doskonale wpasowu je się w polskie, bardzo niskie realia – według badań przeprowadzonych przez portal Job ted.pl ci z większym doświadczeniem mogą liczyć na 4 tys. zł netto miesięcznie, nato miast początkujący jedynie na 2,5 tys. zł net to miesięcznie. Przy okazji warto wspomnieć,
że takie uprawnienia nie przysługują każde mu dziecku ze zdiagnozowanym zaburzeniem neurorozwojowym. Wytyczne z rozporządze nia dotyczą jedynie dzieci niepełnosprawnych intelektualnie (co według najnowszych kryte riów również jest zaliczane do grupy zaburzeń neurorozwojowych) oraz tych z objawami au tyzmu lub zespołu Aspergera.
Zgodnie z obecnym stanem prawnym dzieci z ADHD nie otrzymują orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego, a jedynie opinię po radni psychologiczno-pedagogicznej. Podob nie jak uczniowie ze specyficznymi zaburze niami uczenia się są oni włożeni do woreczka osób „ze specjalnymi potrzebami edukacyj nymi”, co oznacza, że mają one trudności ze spełnieniem wymagań programowych, ale ze względu na specyfikację swojego zachowania, nie natomiast z powodu niepełnosprawności. Co ciekawe, w tej samej kategorii znajdują się dzieci emigrantów czy pochodzące z rodzin niewydolnych wychowawczo, a także wybit nie zdolne. W teorii szkoły publiczne są zo bowiązane do udzielania pomocy takim oso bom. Wśród propozycji form wspomagania pojawiają się dodatkowe zajęcia kompensu jące dostosowane do potrzeb ucznia, a nawet specjalne traktowanie podczas normalnych lekcji – specjalne miejsce w klasie, kontrolo wanie notatek lub pilnowanie, by ważne in formacje były zapisane w zeszycie. Już na tym etapie realizacja tych założeń w polskiej szko le – z przepełnionymi klasami, niewystarcza jącą liczbą sal lekcyjnych i zatrważająco niską pensją nauczyciela – jest trudna do wyobra żenia. Później już tylko absurd goni absurd. Nauczyciel ma starać się zwracać szczegól ną uwagę na rzeczy ważne (czego normalnie przecież nie robi) i prowadzić lekcje w sposób ciekawy – tak jakby na co dzień celowo pro wadził je nudnie, a wszyscy uczniowie za inte resujące uważali te same zagadnienia.
Zaszufladkowanie do konkretnej kategorii przez polskie prawo oświatowe ma też swoje konsekwencje na testach kończących poszcze gólne etapy edukacyjne. Dzieci w spektrum autyzmu mają prawo do wydłużenia czasu za równo na egzaminie ósmoklasisty, jak i na ma turze. Wiele kontrowersji i oburzenia, zwłasz cza wśród pedagogów, budzi sytuacja uczniów ze specyficznymi zaburzeniami uczenia się, którzy na dostosowania mogą liczyć jedy nie na końcu szkoły podstawowej, tak jak by ich trudności wyparowywały wraz z doj rzewaniem. W najgorszej sytuacji są dzieci i młodzież z ADHD – oni podczas weryfika cji wiedzy są traktowani na równi z uczniami neurotypowymi. Chciałoby się powiedzieć, że na szczęście zespołowi nadpobudliwości psy
choruchowej z deficytem uwagi często towa rzyszy dysleksja, ale sami zainteresowani ra czej z tego faktu zadowoleni nie są.
Opinia społeczna
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto ni gdy nie nazwał osoby zachowującej się w specy ficzny sposób dziwną czy inną. Ze świecą szu kać tych, którzy zmęczeni codziennym życiem i obowiązkami nie spojrzeli krzywo na rodziców dziecka buntującego się w przestrzeni publicz nej. Aż prosi się o przywołanie tumblerowego obrazka z początków drugiej dekady XXI w. –nie oceniaj mnie, znasz moje imię, a nie moją historię. Chociaż przez wielu zapewne przeszedł teraz dreszcz zniesmaczenia czy też wstydu za swoje postępowanie w tym czasie, cytat ten bar dzo dobrze opisuje sytuację społeczną osób z za burzeniami neurorozwojowymi. Ich zachowanie faktycznie może być nietypowe (częściej bądź rzadziej), co nie oznacza jednak, że są oni oso bami nie funkcjonującymi poprawnie w społe czeństwie. Spora część osób zmagająca się z tymi trudnościami nie potrzebuje zbyt wiele dodat kowej pomocy, ponieważ ich zachowania – być może wypracowywane przez lata – w pełni wpa sowują się w „kanon normalnego społeczeń stwa”. Na najważniejsze konieczne zmiany nie mamy wpływu, potrzebna jest reforma edukacji w lepszym stopniu odpowiadająca na potrzeby różnych mniejszości. Kolejnym rozległym pro blemem, nieporuszonym w tym artykule, jest sytuacja dorosłych z zaburzeniami neurorozwo jowymi – często diagnozowanymi już po osią gnięciu pełnoletności, kiedy to na pomoc szkol ną jest zdecydowanie za późno. Tym osobom niejednokrotnie pozostaje jedynie połączenie kropek i zrozumienie swoich zachowań z dzie ciństwa, często krytykowanych przez rodziców i nauczycieli. W życiu dorosłym mało kto zwra ca uwagę na orzeczenia inne niż to o niepełno sprawności, które gwarantuje pracodawcom do datkowe zyski. Czy słusznie? Osobie ze złamaną nogą nikt nie każe na niej stawać.
To, co może zrobić każdy z nas, to posze rzenie swojej wiedzy na temat tego rodza ju zaburzeń. Niepoprawne jest nazywanie ich chorobami psychicznymi, głupotą, niedoro zwinięciem (określenie częściowo słuszne jedy nie w przypadku niepełnosprawności intelek tualnej objawiającej się znacznym obniżeniem IQ, co jest kryterium wykluczającym w przy padku diagnozowania dysleksji rozwojowej) czy nawet lenistwem. Posiadanie orzeczenia z poradni psychologiczno-pedagogicznej nie jest ani wymysłem, ani powodem do wstydu. Większość społeczeństwa, jako osoby neuroty powe, powinna to co najmniej tolerować i ak ceptować, a najlepiej – wspierać. 0
Chiński rząd dusz
Po 10 latach przywództwa Xi Jinping buduje jednolite, nacjonalistycznie nastawione Chiny. Stawia monolit złożony z miliarda ludzi o oficjalnie tym samym pochodzeniu.
Ggyby ktoś dzisiaj spytał – jak Czepiec w Weselu Wyspiańskiego – Cóz tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?, należałoby stwierdzić, że jest jeden obywa tel Chińskiej Republiki Ludowej, który trzyma się szczególnie mocno. I jednocześnie jeszcze mocniej, mocniej niż kiedykolwiek, trzyma w garści gru bo ponad miliard mieszkańców kraju. W dniach 16–22 października odbył się 20. Zjazd Krajowy Komunistycznej Partii Chin, podczas którego na trzecią z rzędu kadencję na stanowisku Sekretarza Generalnego Komitetu Centralnego został wybra ny Xi Jinping. Tym samym przerwano dotychcza sową tradycję, zgodnie z którą jego poprzednicy utrzymywali się na tej pozycji przez maksymalnie 10 lat, czyli przez dwie kadencje.
Jedyna wspólna historia
W nie tak odległej historii ludzkość spotka ła się już z przywódcami patrzącymi daleko w przód, chcących budowy np. tysiącletniego państwa. Xi Jinping natomiast patrzy w tył i pod kreśla doniosłość 5 tys. lat dziejów państwa chiń skiego – kreśli historię, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością. Ma ona za zadanie udowod nić wszystkim mieszkańcom Państwa Środka, że tworzą jednolitą grupę ze wspólnym dzie dzictwem. Reprezentanci władzy z Pekinu nio są ten oficjalny przekaz w odległe zakątki kraju, by przekonać wszystkie mniejszości etniczne, że zasadniczo kulturowo nie różnią się one od do minującej tam populacji Chińczyków Han. Tym samym według Xi zaakceptowanie (oficjalnie dobrowolne) tej agendy przez m.in. Ujgurów czy Tybetańczyków ma ich uchronić przed wpływem niebezpiecznego Zachodu.
Przed samym propagowaniem spisanej przez Xi historii Chin członkowie mniejszości etnicznych mogliby się jeszcze uchronić. Działania komuni stycznych władz nie ograniczają się jednak tylko do zwykłych działań edukacyjnych. W Tybecie nauczyciele mają coraz mniejsze możliwości na uczania dzieci języka tybetańskiego – najmłodsi uczniowie i uczennice są wysyłani do szkół odle głych od domu, gdzie wszystkie przedmioty są pro wadzone obowiązkowo w języku chińskim. Jeszcze większe represje spotykają Ujgurów – grupę liczącą 11 mln osób – zamieszkujących najbardziej wysu nięty na zachód region Sinciang. Fakt, że posługują się oni językiem turkijskim i wyznają islam, uwy datnia ich odrębność od wizji społeczeństwa two rzonej w Pekinie, a przez to motywuje przedstawi cieli władzy do najbardziej drastycznych metod. Ujgurzy stawiający większy opór tym praktykom najczęściej umieszczani są w tzw. obozach eduka cyjnych, będących niczym innym, jak obozami koncentracyjnymi. Dodając do tego m.in. ograni czanie możliwości praktykowania islamu czy przy musowe aborcje, Xi Jinping stworzył w tym regio nie stuprocentowo autorytarny rygor.
Nowe szaty cesarza
Przeglądając zdjęcia z otwarcia Igrzysk Olim pijskich w Pekinie w 2008 r., można zauważyć, że ówczesny przywódca Chin Hu Jintao ubra ny był w garnitur nieodstający wizualnie od jego zachodnich odpowiedników. Wówczas Chi ny coraz bardziej zdawały się zbliżać kulturo wo do drogi szeroko pojętego Zachodu i nieja ko aspirować do roli równego partnera. 14 lat później, gdy Xi Jinping na wielu wydarzeniach publicznych pojawia się w stroju znanym po
wszechnie jako Mundurek Mao, pokazuje on, że chińska historia zawsze szła i będzie szła oddziel ną drogą. I że idee tej drogi stoją dużo wyżej niż te niesione przez zgniły Zachód.
Tak jak Władimir Putin widziany jest w roli nowego cara Rosji, tak i Xi Jinpingowi można przypisać przejęcie roli heroistycznych przywód ców Chin. Nie mowa tu jednak o Mao Zedongu, jak mogłoby się wydawać, ale o Cesarzach Chin – z tzw. Żółtym Cesarzem (czyli Huan giem Di) na czele. W ostatnich latach w Chiń skiej Republice Ludowej pod ideowym i, oczy wiście, finansowym patronatem uruchomiona została wielka machina kultu legendarnego pro toplasty Chińczyków. Pomimo oczywistej prze wodniej roli idei marksistowskiej w rządach Komunistycznej Partii Chin, kult Żółtego Ce sarza, zakazany wraz z innymi praktykami reli gijnymi w okresie maoistowskim, stał się środ kiem budowy postawy nacjonalistycznej przez Xi Jinpinga. Wspólny przodek ma przekonać wszystkich mieszkańców Chin, jak i Tajwanu oraz tych, którzy uciekli spod buta komuni stycznego reżimu, do idei posiadania wspólnej krwi, a tym samym legitymizować absolutną władzę jednego człowieka – Xi Jinpinga, nowe go Cesarza wszystkich Chińczyków.
Ludności Han z łatwością wpajana jest nowa prawda o ostatnich 5 tys. lat. Wspomagają to blokady dostępu do zachodnich mediów czy stron internetowych (np. Google’a i Wikipe dii). Wszechobecny nacjonalizm i strach przed zewnętrznym wpływem pozwolił władzy udo wodnić słuszność nawet najbardziej autorytar nych działań, a dla Xi Jinpinga stał się osta tecznym środkiem pozyskania rządu dusz. 0
TEKST I GRAFIKA:: KAJETAN KORSZEŃTrochę kultury
Godziny 9.00–17.00 już przyjęły się jako standardowy czas pracy biuro wej. Czas przepełniony korpomową. W erze post-covidowej niektórzy wciąż mają luksus pracy zdalnej, która dla wielu zwiększa komfort życia poprzez możliwość łatwiejszego godzenia codziennych obowiązków z zadania mi służbowymi. Inni skazani są na codzienne poranne wstawanie i kierat jazdy do biura oraz (zwykle już) powrotny po ciemku zmęczonym do domu. Towarzyszami dojazdów są inne znu żone twarze oraz tygiel dźwięków między ko lejnymi przystankami pokonywanymi w żółto -czerwonym busiku przedzierającym się przez zakorkowane ulice. Zwykle człowiekowi towa rzyszą wtedy pustka w głowie, niechęć do ko lejnego dźwięku budzika o 7.00 rano i ciche odliczanie do kolejnego piątku. Jeśli akurat nie ma nadgodzin, zostaje coś z wieczora do wła snej dyspozycji, jednak często i ten czas po święca się na przygotowanie do kolejnego dnia przed biurkiem. I po co to wszystko?
Dla wielu celem pracy i zarobków jest kolejna impreza. Nie tylko w klasycznym rozumieniu: 50 zł za wstęp na Smolną lub do lokalu na Ma zowieckiej czy też opłacone kartą zbliżeniową ko lejki shotów zwieńczone powrotem Uberem do domu. Zarabiamy także by wyprawić wesele – im prezę świętującą zaślubiny małżonków. Musi być Finlandia na stole, DJ i wynajęte pole golfowe.
Nie można przecież stworzyć wrażenia biednych, jako że ta impreza jest okazją do pokazania ca łej rodzinie, że organizatorom (i ich rodzicom) dobrze się wiedzie, dorobili się i są ludźmi suk cesu. Często właśnie tymi managerami średnie go szczebla w korpo, czyli w zasadzie elementa mi średnio naoliwionej maszyny, choć zdarzają się także przedstawiciele kreatywnych zawodów, którzy jednak stworzyli coś wyróżniającego ich z grona bywalców szklanych biurowców. A je śli pod uwagę weźmiemy jeszcze koszt pięknej sukni czy ręcznie szytego garnituru, cena tej jed nej nocy, zwykle w mediach społecznościowych okraszonej mianem „najpiękniejszego dnia życia”, rośnie do horrendalnych kwot, wymagających długiego oszczędzania bądź zapożyczania się.
Pieniądze zarabia się, by móc wyprawić świetne urodziny, wynająć lokal na wyłącz ność, opłacić alkohol dla gości – 25. urodzi ny potrafią pochłonąć znaczny procent za robków. Podobna sprawa ma się z galami i celebracjami – długie przygotowania, duże wydatki dla jednego wieczoru świętującego dane wydarzenie, będące zwieńczeniem ca łorocznej pracy i okazją do rozdania nagród. Wydatek zarówno dla organizatorów, jak i dla uczestników, również cel przepracowanych godzin – by móc pozwolić sobie na oddanie się socjalizacji sponsorowanej przez pyszne koreczki z pesto i bąbelki
Święto ognia
TEKST: KLAUDIA SMĘTEKKsiążka Jakuba Małeckiego Święto ognia opowiada o przekraczaniu swo ich granic, przeszłości, która powraca jak bumerang, stracie i radzeniu sobie z nią każ dego dnia, a także o pasji, która potrafi budo wać, ale też niszczyć. Wszystko to utrzymane jest w kameralnym klimacie oraz opisane z nie zwykłą wrażliwością i uważnością.
Bohaterowie żyją razem, ale obok siebie
Fabuła książki Święto ognia opiera się na historii trzyosobowej rodziny Łabendo wiczów: Anastazji, Łucji i ich ojca – Pold ka. Żyją oni jednak bardziej obok siebie niż ze sobą. Każdy radzi sobie na swój sposób z przeszłością, bólem i słabością.
Nastka jest najbardziej pogodną bohaterką Święta ognia. Urodziła się z porażeniem mó zgowym. Obserwuje świat głównie przez okno w pokoju, a komunikuje się za pomocą opro gramowania komputerowego. Mimo niepełno sprawności nie opuszczają jej poczucie humoru i optymizm. Cieszy się z małych rzeczy, takich jak gorąca czekolada, ulubiony koc Stefan czy nowy komiks. Dzięki swojej wnikliwości potra fi dostrzec piękno codzienności lepiej niż więk szość społeczeństwa. Obdarzona jest szczegól ną wyobraźnią – zdarza jej się wcielać w innych ludzi. W życiu kolejnej członkini rodziny – Łu cji – istotną rolę odgrywa taniec. Jest ona jedną z artystek w Polskim Balecie Narodowym. Stara się o rolę solistki w przedstawieniu Święto ognia W tym celu chodzi na salę prób, gdzie wylewa siódme poty, aby stawać się coraz lepszą i tym sa mym przekroczyć granicę własnych możliwości. Mordercze treningi i nieustanne dążenie do per fekcji odbijają się na jej zdrowiu. Poldek, najstar szy członek rodziny, samotnie wychowuje obie córki, zmagając się z poczuciem winy ze wzglę du na dopuszczenie do śmierci ojca w pożarze
i tęsknotą za zmarłą żoną. Każdego wieczoru wy myka się z domu do jedynego miejsca, które daje mu ukojenie i w którym czuje, że żyje naprawdę. Bohaterowie zyskują sympatię czytelników, przede wszystkim dlatego, że są ludzcy. Każdy z nich toczy wewnętrzną walkę i jest pewnego rodzaju więźniem – swojego ciała, tańca bądź wspomnień. Narracja jest prowadzona przez każdego z osobna, dzięki czemu można lepiej zrozumieć ich emocje i zachowania oraz bardziej wniknąć w historię kryjącą się za postaciami.
Siostrzana więź godna pozazdroszczenia
W książce pięknie opisana jest silna więź między siostrami. Ich relacja jest pełna bezwa runkowej miłości, zaufania i oparcia. Spędza ją one ze sobą dużo czasu. Są zupełnie różne, a mimo to akceptują siebie w pełni i świet nie się dogadują – tylko Łucja potrafi zrozu mieć Nastkę. To ona rozmawia z ojcem o ma turze siostry, zawozi ją na egzamin i wspiera na miejscu. Od każdej z dziewczyn czytelnik może się czegoś nauczyć. Od Łucji – determi nacji i wytrwałości w dążeniu do obranego so bie celu, natomiast od Nastki – uważności, ra dości z drobnostek codzienności i życia zgodnie z mottem jak marzyć, to na całego.
Uwrażliwia, porusza i wzrusza
Klimat Święta ognia różni się od poprzednich książek Jakuba Małeckiego, takich jak Rdza czy Dygot. Nadal obecne są jednak wrażliwość i prostota, opisane w niezwykły sposób.
Święto ognia to książka ciepła, a zarazem no stalgiczna i tajemnicza. Uczy uważnego słucha nia i jeszcze uważniejszego patrzenia. Jest to opowieść o pasji, która potrafi budować, ale też niszczyć, o walce podczas dążenia do sukcesu, przezwyciężaniu swoich słabości, a także o stra cie i życiu z nią każdego dnia. Pokazuje też, jak
słowa usłyszane w przeszłości potrafią powta rzać się w głowie jak refren, tym samym odci skając piętno na teraźniejszości.
Powieść na miarę nagrody literackiej
O wyjątkowości powieści świadczy również fakt, że autor dostał za nią Nagrodę im. Cy priana Kamila Norwida. Na dodatek książka ma być zekranizowana. Prawa do niej zostały kupione w jeden dzień przez wytwórnię Opus Film, która ma na koncie dzieła takie jak Ida czy Zimna wojna. Reżyserką oraz autorką sce nariusza jest Kinga Dębska. Zdjęcia do filmu rozpoczęły się na początku października. 0 Świętoognia
Jakub Małecki Wydawnictwo SQN Kraków, 2021
Czy można wyrwać się rozpaczy?
Wydana w 2019 r. Serotonina to przedostatnia powieść francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Historia umiejscowiona jest we Francji w czasach współczesnych – autor podaje bardzo konkretne miejsca i daty, przywołuje faktyczne wydarzenia z hi storii najnowszej i z dużą dokładnością opisuje na stroje społeczno-polityczne w państwie.
Narratorem, a zarazem głównym bohaterem po wieści, jest Florent-Claude Labrouste, 46-letni agro nom zatrudniony w Ministerstwie Rolnictwa. Jego głównym obszarem działalności jest mleczarstwo, w szczególności tradycyjna produkcja francuskiego sera. Widząc, że nie jest w stanie uratować przemysłu mleczarskiego przed upadkiem spo wodowanym masowym importem, popada w coraz większą depresję. Pod wpływem obej rzanego programu telewizyjnego o ludziach, którzy postanawiają zniknąć ze swojego życia, z dnia na dzień porzuca swoją dziewczynę, pracę i dom, by wyruszyć w tułaczkę po Francji.
Depresja Florenta pogłębia się, co skłania go do wizyty u psychiatry. Ten przepisuje mu captorix, lek przeciwdepresyjny zwiększający stężenie serotoniny w mózgu i po siadający trzy działania niepożądane: mdłości, utratę libido i impotencję. Skutki ubocz ne leku dają się głównemu bohaterowi mocno we znaki, jako że seksualność jest naj ważniejszą częścią jego tożsamości i życia. Mimo tego, a może właśnie dlatego, Florent powraca wspomnieniami do swoich dawnych kochanek i wyrusza do miejsc, w których rozgrywały się ich romanse. Odwiedza także swojego starego przyjaciela arystokratę, który dobrowolnie przyjął na siebie los zwykłego rolnika i, tak jak inni francuscy mlecza rze, cierpi z powodu kryzysu w przemyśle tradycyjnego wyrobu sera.
Serotonina to powieść dwuwątkowa. Pierwszymi omawianymi tematami są losy fran cuskich rolników w latach 2018–2019, walczących o przetrwanie w obliczu globalizacji, agrobiznesu i polityki Unii Europejskiej, ruch żółtych kamizelek oraz współczesne nastroje społeczno-polityczne we Francji. Druga tematyka to życie i przemyślenia pogrążającego się w depresji Florenta. Książka przesycona jest czarnym humorem i lubieżnymi, porno graficznymi opisami. Porusza temat pedofilii i zoofilii, a także przedstawia cyniczne, bezli tosne, pozbawione nadziei i złudzeń spojrzenie na otaczający świat.
Houllebecq opowiada o moralnym upadku człowieka i społeczeństwa Zachodu. Autor przedstawia nasz współczesny świat jako siedlisko zła i bezwstydu, a głównego boha tera jako jednoczesnego kreatora i ofiarę tego świata. Książka jest zarazem subtelnym studium depresji, powolnego pogrążania się w rozpaczy i bezsensie istnienia. Próbuje od powiedzieć na pytanie, na ile ta choroba jest kwestią wyboru człowieka, a na ile jest to siła narzucona mu z zewnątrz? A jeżeli pochodzi nie z ludzkiego wnętrza, ale ze świata, to czy można się z niej uleczyć? Czy można wyrwać się rozpaczy? Przeczytajcie.
Serotonina MIchel Houllebeq Wydawnictwo W.A.B. Warszawa, 2019 ocena: 88887
Jak wynika z raportu Polskiej Akademii Nauk, prawie połowie spośród 255 średnich miast w Pol sce grozi społeczno-ekonomiczna zapaść. Na pod stawie tego opracowania Marek Szymaniak napisał zbiór reportaży, których motywem przewodnim jest właśnie to zjawisko w miastach liczących po wyżej 15 tys. mieszkańców. Aby unaocznić skalę problemu autor odwiedził blisko 30 miejscowości, gdzie rozmawiał z mieszkańcami o problemach, z którymi muszą borykać się na co dzień. W swojej poprzedniej książce Urobieni Szymaniak poruszał już temat nierówności polskiego rynku pracy. Także w Zapaści stara się pokazać, jak trudny bywa dostęp do źródła godziwego zarobku, w szczególności dla mieszkańców mniejszych miast. Ustami bohaterów udaje mu się w pełni przedstawić skalę problemu. Pisze o ludziach, którzy utracili pracę w wyniku upadku wielkich zakładów przemysłowych, a w nowej kapitalistycznej rzeczywistości nie potrafili znaleźć własnego miejsca. O tych, którzy za chlebem wyemigrowali za granicę czy do większych ośrodków miejskich. Przede wszystkim skupia się jednak na tych, którzy, z różnym skutkiem, próbowali dostoso wać się do warunków lokalnego rynku pracy. Autor nie unika przy tym tematów kon trowersyjnych, jak choćby funkcjonowanie szarej strefy bądź przedstawianie historii ludzi, którzy przez wiele lat trudnili się przemytem.
Mimo że spora część książki poświęcona jest zagadnieniom oscylującym wokół sy tuacji materialnej bohaterów, autor poruszył także inne kwestie mające niebagatelny wpływ na życie ludności małych miast. Niedobory na rynku mieszkaniowym, utrudniony dostęp do ochrony zdrowia, wyludnienie, zanieczyszczenie powietrza, kontrowersyjne decyzje planistyczne, ograniczony dostęp do kultury czy uwikłana w układy admini stracja samorządowa to tylko niektóre problemy opisane w książce.
W rezultacie otrzymujemy zbiór reportaży, które bardzo szczegółowo opisują realia ży cia małomiasteczkowej Polski. Mimo że książka została wydana zaledwie rok temu, można zauważyć, że niektóre poruszane w niej kwestie częściowo się zdezaktualizowały. W wy niku bieżących wydarzeń znacząco ograniczyła się np. skala przemytu na granicy polsko -rosyjskiej. Poza tym jednak wydaje się ona aktualna i skutecznie wskazująca kluczowe problemy trawiące (bardzo często nie tylko w przenośni) małe miasta.
Warto zwrócić uwagę na rzetelność, z jaką przygotowany został ten zbiór reportaży. Z każdej ze stron bije dokładność, którą autor przykładał do zbadania tematu. Każdy z tekstów poparty jest dużą ilością danych statystycznych i wyczerpującą bibliografią pochodzącą z różnych źródeł. Co więcej, przeprowadzony z mieszkańcami wywiad środowiskowy został sporządzony bardzo dogłębnie, przez co historie bohaterów są przedstawione w sposób niezwykle wiarygodny.
Niestety, czytając książkę, można odnieść wrażenie nierówności wyrażonej tym, że niektóre tematy zostały potraktowane dużo bardziej powierzchownie niż inne. Ponad to, mimo opisania wielu miast, badanej próbie brakuje reprezentatywności – nie znaj dziemy tu chociażby historii mieszkańców województwa lubuskiego czy zachodniopo morskiego. Niestety, w całym morzu negatywów podkreślanych przez autora zabrakło chociaż jednego przykładu miasta, które – w odróżnieniu do przywoływanych – roz winęło się. Niemniej jednak zbiór reportaży Marka Szymaniaka jest bardzo aktualnym
ROKSANA GUZIKMleko i zawód
Zaburzenia odżywiania, religijność, mommy issues i homoseksualność – wszystkie z tych tematów uwzględnione zostały w powieści Mleko i głód. Czasem jednak co za dużo, to nie zdrowo.
TEKST: JULIA JURKOWSKAWydawnictwo Czarne – znane raczej z publikowania reportaży – w ostat nim czasie do swojej kolekcji dość często dokłada powieści, zarówno polskie, jak i zagraniczne. Widać przy tym staranność wy boru pozycji, ponieważ czytelnikom często ofia rowane są książki zdobywające znane nagrody. W czerwcu swoją polską premierę miała powieść Obietnica (Nagroda Bookera 2021), a we wrze śniu Dolina Kwiatów (Nagroda Rady Nordyc kiej 2021). W międzyczasie ukazała się odważna pozycja autorstwa laureatki Nagrody Pushcart, Melissy Broder – Mleko i głód.
Nadmuchany do granic możliwości balonik...
Stworzona przez autorkę bohaterka – Ra chel – to młoda homoseksualna kobieta zmaga jąca się z anoreksją. Dziewczyna jest niewierzącą w Boga Żydówką i chociaż ma mieszkanie oraz pracę, nie może oderwać się od wpływu mamy, która wychowywała ją po odejściu ojca. Relacja z rodzicielką jest dla niej męcząca, można po wiedzieć, że nawet toksyczna. Dzięki opisom spotkań z terapeutką, w której umiejętności Rachel raczej powątpiewa, czytelnik odkrywa tło choroby dziewczyny z będącą na pierwszym planie wiecznie niezadowoloną matką. Historia opisana w powieści ma miejsce podczas 90 dni detoksu od jakiegokolwiek kontaktu z rodziciel ką, co w przypadku bohaterki jest zdarzeniem porównywalnym z odstawieniem niemowląt od piersi czy też wyjazdem z rodzinnego domu na studia i usamodzielnianiu się.
Rachel ma dokładnie zaplanowany każ dy dzień. Trudno powiedzieć, czy generalnie jest osobą zorganizowaną, z pewnością jednak jej życie kręci się wokół liczenia kalorii. Bo haterka dokładnie wie, co i o której godzinie powinna zjeść, aby nie przekroczyć swojego –oczywiście zaniżonego – zapotrzebowania. Przerwa lunchowa codziennie wygląda tak samo: najpierw sałatka (bez sosu) w jedynym miejscu znajdującym się w pobliżu biura, któ re udostępnia kaloryczność swoich dań, a na stępnie mała porcja mrożonego jogurtu (do granic opakowania) bez dodatków. Jej mo tonne życie przerywa pojawienie się w lokalu nowej sprzedawczyni, która nie stosuje się do próśb Rachel i do przepełnionego jogurtem pudełka dodaje posypki i polewy – słowem wszystko, przed czym anorektyczka ucieka.
...pękł
Melissa Broder w swojej powieści porusza bar dzo wiele budzących emocje wątków, ale, niestety, w 335 stronach powieści nie zagłębia się w żaden z nich. Historia będącej narratorem opowieści Ra chel niosła ze sobą ogromny potencjał. Bohaterka, którą czytelnik poznaje na samym początku powie ści, jest niezwykle skomplikowaną osobistością. Jej przeszłość, pochodzenie, ale również obecne po czyniania czy zaburzenia otwierały wiele drzwi do pouczających i wartościowych opowieści. Można jednak odnieść wrażenie, że autorka, stojąc na roz drożu, nie wiedziała, którą z nich wybrać, więc próbowała każdej po trochu. W efekcie trzymamy w rękach dość typową opowieść o ukrywanej wiel kiej, momentami nieszczęśliwej, miłości, będącej rozwiązaniem wszelkiego zła, a jednocześniej ranią cej tych, którzy są w nią najbardziej zaangażowani.
Niesmak pozostał
Najbardziej zawodzi rozwinięcie tematu zabu rzeń odżywiania. Po poznaniu Miriam, która niemal zmusza główną bohaterkę do pochłaniania ogrom nych porcji jogurtu, dziewczyna wpada w drugą skrajność, czyli obżarstwo. Rachel zakochana w do kładnym przeciwieństwie siebie – otyłej ortodok syjnej Żydówce z kochającą się rodziną – po prostu zaczyna jeść. Posiłki, które kiedyś budziły w niej lęk i obrzydzenie, nagle stają się pysznym obiadem czy przekąską na owianej tajemnicą randce. Klimat ro mantycznej komedii, w której jeden z zakochanych całkowicie zmienia swoje życie w wyniku zalewa jącej go miłości, psuje fakt, że czytelnikowi trudno stwierdzić, że uczucie między Rachel i Miriam jest prawdziwe – zwłaszcza ze strony głównej bohaterki. Powieść Mleko i głód jest przepełniona erotyzmem. Fascynacja Rachel ekspedientką lokalu z mrożonym jogurtem zaczyna się od uwielbienia jej wyglądu pod względem czysto seksualnym. Czytając powieść, czytelnik nie dowiaduje się, jakie uczucia towarzyszą dziewczynom podczas ich skomplikowanej relacji ukrywanej przed rodzicami i wypełnionej wątpliwo ściami o podłożu religijnym. Otrzymuje za to bardzo dokładne opisy aktów seksualnych, które, mimo że opisywane przez autorkę w sposób mogący dorastać oczekiwaniom, przytłaczają swoją częstotliwością. W pewnym momencie skutkuje to pewnym obrzy dzeniem, a główna bohaterka, inicjująca zdecydo waną większość zbliżeń, w gwałtowny sposób traci w oczach, tworząc swoim zachowaniem obraz osoby nie szanującej granic innych i po prostu egoistycznej.
Nic nie jest czarno-białe
Zapewne wiele zachowań Rachel jest skutkiem toksycznej relacji z matką, do której jest ściśle przy wiązana, pomimo krzywd przez nią wyrządzonych. Bohaterka z jednej strony poszukuje opieki i sza cunku starszych kobiet (jednocześnie snując o nich fantazje seksualne, co może generować uzasadniony niesmak czytelników), a z drugiej powiela egoistycz ne zachowania rodzicielki. Jest to zjawisko ciekawe pod kątem psychologicznym, ale w żaden sposób nierozwinięte w powieści. Podobnie nierozwiązana pozostaje kwestia religijności pochodzącej z ortodok syjnej rodziny Miriam, która, pod wpływem apo dyktycznej Rachel, stopniowo łamie swoje zasady.
Książce Mlekoi głód nie można odjąć cierpkiego humoru, który jest jedną z przyczyn powodujących, że czyta się ją po prostu przyjemnie. Mimo tematy ki, z początku wydającej się skomplikowaną, nie jest to powieść wpływająca negatywnie na samopoczu cie. Czytelnik chcący się odprężyć z pewnością do ceni styl pisania Melissy Broder i pochłonie książkę w ciągu kilku dni. Osoba szukająca przemyśleń i za głębiania się w umysł osoby reprezentującej tak wiele mniejszości prawdopodobnie pozostanie z uzasad nionym uczuciem zawodu, ale mimo to przeczyta ją w podobnym tempie. Chociaż Mleko i głód ma wiele poważnych niedociągnięć, to jest w niej coś, co sprawia, że nie chce się jej odłożyć na półkę przed przeczytaniem ostatniej strony. 0
Brendan Fraser wychodzi z jaskini, już nie jako zagubiony neandertalczyk
Mogłoby się wydawać, że w latach 90. Brendan Fraser odkrył przed nami już wszystkie twarze. Na ekranie bawił, wzruszał widzów, ale też rozczulał i szokował. Po pierwszej dekadzie XXI wieku zniknął z ekranów, a w 2022 r. jego nazwisko zaczęło podbijać internet dzięki Wielorybowi Darrena Aronofsky’ego. Okazuje się, że wciąż kochamy Frasera, nawet pod tytułową postacią.
Początki kariery Brendana Frasera były równie chaotyczne jak jego dzie ciństwo. Po wielu przeprowadzkach i ukończeniu Cornish College of the Arts zatrzy mał się w Hollywood z nadzieją na rozwój karie ry aktorskiej. Nie musiał długo czekać na pierwsze sukcesy. Encino Man z 1992 r. był pierwszym fil mem, w którym zagrał główną rolę i solidnym za strzykiem motywacji dla młodego aktora. Mówi się, że milczenie jest złotem – i właśnie rola milczą cego jaskiniowca, który potrafił rozbawić publicz ność, przyniosła Fraserowi pierwsze złoto (chodzi tu dosłownie o gotówkę, bo film został określony jako kasowy sukces, zarabiając w sumie 41 mln. dolarów). W tym samym roku mogliśmy się prze konać, że człowiek wykuty z lodu potrafi jednak mówić i robi to bardzo dobrze. School Ties był drugim filmem z Fraserem w roli głównej. Tym razem jednak nie było nam do śmiechu, ponieważ z żalem oglądaliśmy, jak główny bohater mierzy się z wszechobecnym antysemityzmem w katolic kiej szkole i ukrywa swoje żydowskie pochodzenie. Mimo skrywanej tajemnicy, grany przez niego David Greene udowodnił im, że jest najuczciw szym i najczystszym uczniem, za co i tak spotyka go kara. W 1994 r. ukazuje się Airheads, w którym podziwialiśmy natomiast śpiewającego jaskiniow ca. Fraser zapewnił nam solidną mieszankę swoich dwóch twarzy – śmiesznego i głupiego młodzień ca, który jednak uparcie dąży do swojego celu (po dobnie jak w School Ties, kiedy chciał uciec od obłudy) i jest przy tym zdeterminowany, a nawet agresywny. Stosunkowo młody aktor doskona le odnalazł się na ekranie w towarzystwie Steve ’a Buscemiego i Adama Sandlera, których począt ki kariery również przypadły na lata 90.
Wejście do lasu i piramid
Aromatyczną miksturę radości, smutku i współczucia mogliśmy sączyć do końca zeszłego wieku. Do 1999 r. Brendan Fraser karmił nas tym
samym. Mroczne The Passion of Darkly Noon jest zbliżone fabularnie do School Ties – chociaż tym razem główny bohater nie kryje się na ekra nie z religią i wyrzuca z siebie całą smołę, po czym miesza to z ascetyczną krwią. Wciąż jest przy tym jak prymitywny Encino Man, tylko tym razem wychodzi z lasu, a nie z bryły lodu. W Still Bre athing natomiast ezoteryczny Fraser przypomina z wyglądu siebie z początku kariery, ale pokazuje empatyczną i pełną miłości stronę. Podobną rolę widzimy w Mrs. Winterbourne z 1996 r., chociaż aktor w końcu zakłada tam cywilizowany strój. Może właśnie przez podobny wachlarz ról Fraser nie mógł się wybić w Hollywood? Rozpoznawa ny zaczął być dopiero za sprawą kultowej komedii George of the Jungle, a uznawany – za TheMum my z 1999 r., którego kadry bardzo często stają się dziś tłem memów. Zapytany niedawno o porażkę remake’u kultowej serii z Tomem Cruisem (The Mummyz 2017 r.), powiedział, że zabrakło w niej zabawy, która powinna być niezbędnym elemen tem tego filmu przygodowego. Z jego wypowie dzi można wywnioskować, że rola „śmieszka” po prostu była Fraserowi bardzo po drodze. Czuł się w niej dobrze, a jednak nie przyniosła mu wielu sukcesów. Przyniosła natomiast wielu fanów, mi łość widzów i… depresję.
Powrót do jaskini i zmartwychwstanie
Pierwsza dekada XXI w. była dla Brendana Frasera początkiem końca. Egipskie plagi bezlitośnie nawiedziły jego życie prywatne. Śmierć matki, rozwód i molestowa nie przez byłego szefa (ów czesnego prezesa HFPA, największego stowarzysze nia dziennikarzy filmowych w US) doprowadziły akto
ra do depresji, przez co był zmuszony zniknąć z wielkich ekranów. Po kilku latach stęsknieni fani mają jednak w końcu okazję do tworzenia nowych, pełnych szacunku i empatii memów. Brendan Fraser powraca na ekrany, Brendan Fraser chce znowu zagrać w Mumii, Kim jest Brendan Fraser? – internet zahuczał po pre mierze najnowszego filmu The Whale, w któ rym widzimy aktora w roli zupełnie innej niż dotychczasowe. Ważący prawie 300 kg tytu łowy Wieloryb wraca do nas w wielkim stylu. Po wrześniowym pokazie na Międzynarodo wym Festiwalu Filmowym w Wenecji otrzy mał 6-minutową owację na stojąco, co wywo łało wzruszenie nie tylko u niego. Każdy, kto zobaczy nagranie z Palazzo del Cinema, będzie niecierpliwie czekać na polską premierę filmu. Nie tylko po to, żeby ocenić transformację ak tora. Gwarantuję, że nawet w tej roli wzbudzi on sympatię i poruszy tak samo, jak chwytał nas za serca w latach 90. jako nieogarnięty, ale uroczy student. Znów zobaczymy młode go Frasera wychodzącego z jaskini, tylko tym razem jako dojrzałego i świadomego swoich umiejętności mężczyznę. 0
TEKST: WIKTORIA KOLINKOW trójkącie (rozczarowań)
W maju tego roku canneńskie jury nagrodziło Złotą Palmą po raz drugi Rubena Östlunda. Zwróciło to naszą uwagę szczególnie i nie będziemy ukrywać – pełni nadziei czekaliśmy na jego najnowszą projekcję. Pierwszy tytuł Szweda nagrodzony główną nagrodą, TheSquare , zostawił nas ze sporym apetytem, który mieliśmy zaspokoić podczas tegorocznej edycji Festiwalu Nowe Horyzonty. W końcu Östlund to uważny obserwator rzeczywistości. Jest szczery, potrafi bez problemu wytykać wady współczesnego Zachodu, przy tym nie przekraczając ani razu granicy dobrego smaku. Jego filmy absorbują uwagę widza, w niewygodny sposób trzymając za uprzywilejowane sumienie. Jednym słowem – właściwy autor na właściwe czasy.
Niestety, wróciliśmy do Warszawy głodni, rozczarowani, a momentami wręcz oburzeni. Wśród burzy oklasków na dużej sali każdy z nas siedział z niedowierzaniem, które można podsumować jednym zdaniem –co tu się stało? Wiwat publiczności potęgował tą dziwną konsternację, zupełnie jakbyśmy oglądali co innego. Film zawiódł, reżyser zawiódł, aktorów trudno winić, wykonali swoją pracę prawidłowo. Wobec naszych skrajnych uczuć, postanowiliśmy podzielić się z Wami spostrzeżeniami co do W trójkącie. W tym tekście pochylamy się nad istotą problemu, podzieloną na trzy punkty. Każdy z nich jest indywidualną reprezentacją poglądów jednego autora co do zagadnienia. Pod wstępem tym natomiast podpisujemy się wszyscy, których ten film rozczarował, czyli Igor Osiński, Ignacy Michalak i Rafał Michalski.
Serdecznie zapraszamy też na przyszłoroczne Nowe Horyzonty, które ponownie odbędą się we Wrocławiu w dniach 20–30 lipca.
Część I (Tekst: Igor Osiński)
Początek nie zwiastował co prawda katastro fy i warto o nim wspomnieć. Cała pierwsza część W trójkącie, w którym jedyne co się dzie je to kłótnia ładnych ludzi, jest na swój sposób zabawna. Szwed poprowadził tę konwersację w bardzo trafiony sposób. Zaczynając od jed nej głupiej rzeczy, wyciąga na wierzch konkret ne traumy dwójki bohaterów, a z małego pło mienia tworzy się pożar. Dodając wysoki status majątkowy Östlund tylko potęguje tę komedię. Nie musi sięgać po stereotypy, bo majętność nie jest tu główną dźwignią humoru, a dodatkiem. Ważnym, ale dalej – dodatkiem.
Rozbawiony, przeszedłem do części drugiej i trzeciej. I tutaj kończą się moje dobre słowa na ten temat, a zaczyna krytyka. Jednym słowem,
humor jest denny. Przykro wręcz patrzyło się na to wszystko, mając z tyłu głowy udany począ tek. Niesamowitym jest fakt, że wyszedł efekt dokładnie odwrotny niż w części pierwszej. Za miast posiłkować się stereotypami, reżyser rzuca je jako główną oś napędową tego, z czego śmieje się widownia. I to dosłownie – wyciąga wszyst ko, co można typowego wymyślić o bajecznie bogatych tego świata i kładzie niby na rozgrzaną patelnię. A że nie ma na czym smażyć, spala się to na węgiel i zaczyna śmierdzieć. Nie miałbym najmniejszego problemu z przesadą – sam zresz tą lubię, gdy film męczy i wciąga naraz. Brakuje jednak w tym wszystkim kluczowego składni ka – poczucia dobrego smaku. Dzieła Östlun da wyróżniają się inteligencją, polotem i dokład nym zrozumieniem poruszanego problemu. Jak oliwa do smażenia, dobrze współgrała z natural ną odwagą reżysera. Tutaj tego po prostu brak. Co razi szczególnie, to… kupa. W pewnym mo mencie zaczyna się jazda bez trzymanki, wydzie liny ludzkie przelewają się, a nietykalni sprowa dzeni są do zwykłych ludzi. Oczywiście, że żarty o kupie i wymiocinach bawią, tylko od filmu na miarę Złotej Palmy powinno wymagać się wyż szego poziomu niż prymitywny. Dalej mamy powrót do typowych stereotypów, już nie tylko o bogaczach, a o ludziach w ogóle – być może ten brak odkrywczości powoduje, że nie jest za śmiesznie. W pewnym momencie film porzuca swoją nieprzyjemnie wulgarną dzikość, stając się smętnym dramatem o mikrospołeczeństwie, a warstwa humorystyczna blaknie.
Film próbuje się podnieść, ale te próby są za rzadkie i za małe. Przypominają w pewien spo sób coś, czym W trójkącie mogło być, ale przez pychę zostało stracone. Zupełnie jakby reżyser myślał, że może na tym etapie pokazać cokol wiek, a ludzie i tak będą się dobrze bawić. Nie
kupuję zamysłu, że tak ma być. Że chamstwo przejmuje wszelką błyskotliwość i jest sobą. Da się zrobić kino prymitywnie zabawne, a przy tym nie rażące swoją prymitywnością.
Część II (Tekst: Ignacy Michalak)
To czego nie mogę odmówić Östlundowi, to stworzenia naprawdę angażującego widowiska. Szwed nie pozwala nam oderwać oczu od ekra nu, nieustannie bombardując nas kolejnymi gagami. Niestety, gdy na ekranie pojawiają się napisy końcowe, a my wystawiamy nasze gło wy z okopów, to u podstaw W trójkącie oka zuje się powierzchowną i nieudolną satyrą na szego społeczeństwa. Satyrą mającą ambicje do bycia współczesną adaptacją Moby Dicka Melvielle’a. Nie dziwi mnie jednak ciepłe przyję cie filmu przez publikę – na moim seansie został on nagrodzony kilkuminutową owacją ze stro ny publiczności. Jest on łatwostrawną (między innymi dzięki gagom o niestrawności) i prostą w odbiorze komedią. Pisząc o nim nie sposób uniknąć jednak porównań do zeszłorocznego Nie patrz w górę Adama McKaya. Oba dzieła to dobrze pod względem technicznym nakrę cone satyry naszego społeczeństwa. To dzieła wręcz skrojone pod pasywną konsumpcje (trak tując je jako czystą rozrywkę na obu bawiłem się dobrze), po której wyjdziemy z sali śmiejąc się z paradoksów panujących norm społecznych czy hipokryzji i bezmyślności polityków.
Problem w tym, że pod warstwą komedii znajduje się tu jedynie lista wypisanych w punk tach idei, reafirmujacych poglądy widza. Bra kuje w tym jakiejkolwiek, zmuszającej do prze myśleń, głębi. U Östlunda próby dekonstrukcji mikroświata okazują się jednowymiarowe. Kie dy za pomocą kolejnego gagu pokazuje kolejną patologię, my, śmiejąc się, przytakujemy. Przez
chwile pozwala to nam poczuć się mądrymi, by po seansie szybko zapomnieć o tym i wrócić do naszej codziennej rutyny.
Przez fabularną powierzchowność i na pompowaną realizację, Östlund nieświado mie zdradza idee za którymi stoi. Film oka zuje się być eleganckim towarem udającym rewolucyjne arcydzieło, czymś, z czym w za łożeniu reżyser kręcąc ten film, próbował walczyć. Paradoksalnie satyra, która miała oświecać, ostatecznie jedynie otumania.
W trójkącie sprawdza się jako kino rozrywko we. Niestety mimo swojego rozmachu i ambi cji, nie spełnia oczekiwań jako satyra społeczna, okazując się jedynie ładną wydmuszką
Część III (Tekst: Rafał Michalski)
W trójkącie ma naprawdę wiele wspólnego z Jokerem i Parasite. Wszystkie trzy za cel stawia ją sobie diagnozę otaczającej nas rzeczywistości. Każdy z nich korzysta z narzędzi typowych dla kina gatunkowego. A łączy je bardzo katastro ficzna wymowa – rany zadane społeczeństwu są zbyt głębokie i czeka nas nieuchronna rewolu cja. A fakt, że mówimy o filmach nagrodzonych na najważniejszych festiwalach świadczy tylko o tym, że podobne przekonanie dzieli środowi sko filmowe. I gdy Parasite to post-marksistowska baśń, Joker: eksploatacja, tak Östlund postawił sobie najambitniejszy cel: farsę społeczną, w któ rej dekonstruuje mity kapitalizmu i marksizmu. Problem z jego produkcją jest podstawowy i ty czy się samych założeń: on zupełnie nic nie wie na temat każdego pojęcia, które postanawia w toku fabuły przywołać. Koncept fabularny ekskluzyw nego rejsu zbierających najbogatszych i wpły wowych ludzi tegoż świata nie jest rewolucyjny (echa klasyki Swept Away z 1974 r.). Ostrze saty ry wymierzone jest w oczywistym kierunku: eli ta, oderwana od rzeczywistości. Tutaj już rodzi się jednak pierwsza kłopotliwa kwestia: sposób portretowania pracowników znajdujących się na wspomnianym obiekcie.
W prawdopodobnie jednej z najbardziej obraź liwych scen tego roku, załoga zbiera się na pokła dzie by omówić plan działania na najbliższe dni. A sposobem motywacji do dalszej wytężonej pra cy ma być wykrzykiwane hasło: Money! Money! Money! Östlund nigdy nie zadaje pytania, na ile ludzie ci zasługują na całkowite obśmianie. W cza sach niedostępności mieszkań, łamania praw pra cowniczych i związkowych, rosnących cen utrzy mania – pieniądze nie są celem haniebnym czy egoistycznym. To sposób na utrzymanie swo je i rodziny. Reżyser jednak postanowił zrównać wszystkich płynących statkiem. Szczególnie wy raźne wydaje się być to w akcie trzecim (którego przebiegu zdradzać nie chcę), który zobrazować ma (w krzywym zwierciadle?) dyktaturę prole
tariatu. Moment odwrócenia się pozycji społecz nej. Koncepcję władzy robotniczej (opisanej przez Marksa w tekście WalkiKlasoweweFrancji18481850) opartej na terrorze twórca zobrazował po przez ustanowienie niewolnictwa seksualnego. Robotnicy, którzy w momencie uzyskania pełnej władzy skłaniają się ku swym najniższym akcen tom. Historia zatoczyła koło? I jest coś wybitnie niepokojącego w wizji, w której widownia pod kra watami na festiwalu w Cannes nagradza film, któ ry swą satyryczną myśl puentuje: jeżelirobiciecoś źle,totamcizrobilibynawaszymmiejscutosamo Szczególnie, gdy wrócimy do podstaw: myśli mark sistowskiej. Wyróżnienie w człowieku części sta łych i zmiennych. Świadomość jest tym, co wynosi go ponad przyrodę, a praca wprowadza go do życia społecznego. WalkiklasoweweFrancjiopisują klasę społeczną, jako kombinację czynników obiektyw nych i subiektywnych. Kolejno: wspólny stosunek do środków produkcji; i świadomość klasowa (czyli tożsame zainteresowania i wspólny interes). Społe czeństwo porewolucyjne, bezklasowe, charaktery zuje się, i tu cytat z Manifestu Komunistycznego: swobodnymrozwojemkażdego,cojestwarunkiem swobodnego rozwoju wszystkich. Istotą konfliktu klasowego jest fakt, że elita, po akumulacji swego bogactwa, może kształtować rzeczywistość otacza jącą wszystkich. Wpisywanie tutaj wątku wykorzy stywania seksualnego jest absurdalne, nie odnosi się do czegokolwiek związanego z myślą marksizmu: tak skonstruowana władza jest wszakże bliższa ich rozumieniu kapitalizmu.
Symboliczna jest scena wymiany zdań pomię dzy amerykańskim komunistą i rosyjskim kapi talistą (szczyt błyskotliwości Östlunda) – w której obaj wymieniają się nawzajem (popijając znaczne ilości trunków) losowymi cytatami, czy to z Mark sa, czy Friedmana. W teorii, płytkość tej rozmo wy miała pokazywać miałkość debaty politycznej, w praktyce – puentuje cały film. Tak W trójkącie
wygląda – gdy satyra odnosić się musi do danej kwestii, a nie jej powierzchownego wyobrażenia. Jak z tym terrorem – gdy marksizm nie zakładał obowiązkowego udziału przemocy. Rewolucja mogła dokonać się wszakże bezkrwawo. Z tym, że Östlund potrzebował antagonisty.
Na statku płynie małżeństwo, które swój majątek zyskuje na sprzedaży broni na Bliski Wschód. Rozumiemy – biznes robiony na woj nie. Ale czy reżyser rozwija temat? Zastanawia się nad wpływem ich działalności na społeczeń stwo? Nie – to powtarzany kilkukrotnie żart. Podobnie jest z kwestią pieniędzy. Atak na elity opiera się na samym fakcie posiadania przez nich dużego majątku. Stan majątku ma być rekompensatą na polu niepowodzeń na innych polach. Kate Pickett i Richard Wil kinson w książce Duch równości wskazują jednak, że problemem jest oderwanie bogac twa. Nie sam fakt jego istnienia. Że ludzie ci nie wydają na rzeczy, które mogłyby ożywić gospodarkę, a w efekcie wspomóc niższe kla sy społeczne. W tym filmie głównym zarzu tem wobec wszystkich systemów jest pogoń za awansem i wygodą przez człowieka. Tyl ko wracając do przykładu Money! Money! Money!,sytuacja jest bardziej skomplikowana. Max Weber pisał, że klasa społeczna tworzy się na podstawie wspólnego statusu społecz nego. Zwycięzca Cannes 2022 nie przejmuje się tymi niuansami. On nie zajmuje stanowi ska. To film, który strzela dookoła siebie i na oślep. Nie ma żadnej interesującej obserwacji, a na każdą wątpliwość odpowiada litrem fe kaliów. Nie byłem szczególnym fanem tego reżysera wcześniej, uważając że humor w The Square także wycelowany jest w kierunku błędnym, acz tutaj stworzył on najgorszego, pod względem treści i morału, laureata Złotej Palmy tej dekady. 0
Bo przecież chodzi o piękno
TEKST: ADAM PANTAKKrzysztof Kieślowski pytany przez dzien nikarzy w programie 100 pytań do… z 1989 r. o cel swoich filmów, opowia dał, że nie ma żadnego: nie wierzę w mobilizują cą moc filmu (…) filmem nic nie można zmienić Dziennikarze oczywiście nie wierzyli jednemu z najwybitniejszych przedstawicieli kina moral nego niepokoju i zarzucali mu kokieterię: Pan się z nami tylko droczy. Napisałem oczywiście, choć przecież zdumienie dziennikarzy samo w so bie powinno stawiać pod znakiem zapytania ich wrażliwość i kompetencje filmoznawcze. Od kie dy celem sztuki, także kinematograficznej, jest dydaktyka? Zbigniew Herbert w wierszu dedy kowanym profesor Izydorze Dąmbskiej pisze, że w gruncie rzeczy wszystko było sprawą smaku. W sztuce nie chodzi o przesłanie, ale o piękno. W tym miejscu przebiega najjaskrawsza granica między wytworem pracy naukowca i artysty.
Czy nie pobrzmiewają w tym echa głoszone go przez Stanisława Przybyszewskiego i poetów Młodej Polski hasła sztuka dla sztuki? Być może. Czy podobne intencje nie przyświecały Felliniemu przy produkcji uznawanej za arcydzieło historii zagubionego w nieskrystalizowanych fantazjach, mglistych wspomnieniach i skrawkach dusz nej od napięcia rzeczywistości reżysera w 8 i ½? Nagrodzone Oscarem Wielkie piękno albo bi jący rekordy popularności Młody papież innego włoskiego reżysera – Paola Sorrentino, fascynu ją przede wszystkim formą, dopiero później tre ścią. Nie znaczy to bynajmniej tego, że piękna wy dmuszka nie kryje w sobie wartościowego jajka, albo, że chochoł jest w środku pusty (by pozostać wiernym młodopolskiej symbolice). Nawet po święcone nierównościom społecznym i nagrodzo ne Złota Palmą na Festiwalu w Cannes Parasite zachwyca szerokimi kadrami, pokazującymi luk susowy dom i przepełniony spokojem ogród ro dziny Parków. Podobnie zresztą jak uhonorowane w Cannes dwa lata wcześniej The Square, w któ rym sztuka i prezentowany przed galerią tytułowy kwadrat odgrywają niebagatelną rolę.
Czy oznacza to, że w kinie poszukujemy przede wszystkim wartości estetycznych, nie etycznych i społecznych? Nie do końca. Warto przypo mnieć sobie nieco już zapomniane greckie pojęcie
kalokagathia, które wskazywało na związek dobra z pięknem. O ile Arystotelesowi chodziło o klasycz nie rozumiane piękno, o tyle współcześnie można by rozciągnąć znaczenie tego terminu na połączenie formy (estetyki) z etyką. Trudno przecież filmom społecznie potrzebnym i odpowiadającym na po trzebę chwili na stałe wejść do kanonu arcydzieł, jeśli pozostaną toporne i odporne na dotyk piękna.
Na zajęciach z literatury francuskiej do wiedziałem się ostatnio, że XIX-wieczni czy telnicy powieści Chateaubrianda popełnili straszliwy błąd, chcąc naśladować chorują cego na melancholię René, zamiast wsłuchać się w kończące ten krótki utwór przestro gi ojca Suela, zalecającego bohaterowi prze bywanie z ludźmi i czerpanie przyjemności z kontaktów społecznych. To drugie mia łoby odpowiadać zamiarom samego autora.
Litości! Błagam, przestańmy traktować lite raturę jak podręcznik życia, a pisarzy jak jego nauczycieli. To samo tyczy się filmu czy szerzej sztuki. To nie o to w tym chodzi. Artysta po kazuje świat, nie to jak należy go zmienić. To odróżnia go od polityka, aktywisty, demagoga
albo coacha. Nie spotkałem dotąd żadnego re żysera, a wysłuchałem dziesiątki wywiadów z twórcami filmowymi, który by za cel swojej działalności obierał wywołanie zmian na świe cie. Do tego służą inne niż sztuka środki. Nie znaczy to, że rewolucje społeczne nie są nigdy pokłosiem oddziaływania sztuki, bardzo czę sto bywają. Zawsze jest to jednak efekt ubocz ny, nigdy skutek zamierzonych działań.
W latach 40. XX w., gdy dopiero kieł kowała krytyka filmowa, francuski ba dacz André Bazin kadr po kadrze ana lizował klasyczne już dziś filmy, by za pomocą geometrycznych figur i szukania ana logii z arcydziełami malarstwa znaleźć klucz do magnetyzującej siły ruchomych obrazów. Pewna kuratorka muzeum sztuki nowocze snej, która oprowadzała mnie i grupę kil ku innych, niemających ciekawszego zajęcia, osób po rzadko udostępnianym odwiedzają cym magazynie dzieł sztuki powiedziała: siłą sztuki jest jej zdolność do pokazywania tego, co nazwane i wypowiedziane brzmi banalnie, ale oglądane trafia w samo sedno. Podobna umiejęt ność jest właściwa wybitnemu kinu. 0
Dziennik Snydera, 3 listopada 2017r:
Ten film to przedłużenie rynsztoku, a rynsztoki są pełne łez fanów i kiedy portale pokryją się wreszcie złymi recenzjami,całerobactwosiępotopi.Nagromadzonybrudnonsensui nieoryginalnościspieniimsięnawysokości pasa,a wszyscyudziałowcyi producencispojrząw góręi zakrzykną„ocalnas”.A jaspojrzęw dółi odszepnę:...
Tą parafrazą Strażników Alana Mo ore’a można by zastąpić dialog, jaki na przełomie lat 2019 i 2020 od bywał się pomiędzy wytwórnią Warner Bro thers i reżyserem Zackiem Snyderem. Od powiedź, której ten drugi udzielił (w tym wypadku brzmiąca: tak), dała początek jed nej z najgłośniejszych premier ostatnich lat, wpłynęła na percepcję serwisów streamingo wych, a wreszcie spełniła marzenie zdetermi nowanych fanów. Mowa o Lidze Sprawiedli wości Zacka Snydera, która pojawiła się na HBO Max 18 marca 2021 r.. Tego dnia Sny der postawił sobie horacjański pomnik. Reży ser, którego dzieła do tej pory konsekwentnie unikały miana sukcesów (za wyjątkiem słyn nych 300), dla swoich fanów stał się ikoną, a dla kina superbohaterskiego przebłyskiem nadziei, że wciąż może ono podążać ciekawą, bezkompromisową ścieżką. Jak tego dokonał? Czy sukces był zasłużony? I jakie reperkusje przyniósł? Odpowiedzi leżą w historii Zacka Snydera, pełnej wzlotów, upadków i walki. A więc takiej na miarę superbohatera.
Rozdział I: Amerykański Sen
Był rok 1989, gdy Zack skończył studia arty styczne. Jego portfolio rozwijało się. W latach 90. wyreżyserował wiele spotów reklamowych i teledysków oraz kuriozalny dokument o Mi chaelu Jordanie – Playground. Chociaż bar dziej odpowiednimi określeniami byłyby film motywacyjny albo... memoriał żyjącej osoby. Być może gwiazda Zacka Snydera rozbły sła na hollywoodzkim firmamencie dlatego, że potrafił również przejawić nieszablonowe podejście. Jego pierwszym pełnometrażo wym filmem był Świtżywychtrupów z 2004 roku, remake klasyka George’a Romero o tym samym tytule. Horror zawierał większość chwytów stosowanych przez Snydera: dyna miczne sceny akcji, brawurowe slow motion, mieszanie barwnych scen i lokacji z szaro ścią oraz mrokiem. Reżyser sygnował go też swoim przyszłym znakiem firmowym – eks pozycja zawierała się w krótkiej, ale treściwej sekwencji początkowej. Podczas samych napi sów jest on w stanie pokazać apokalipsę zom bie, dramat rodzinny, alternatywną historię
powojennej Ameryki czy narodziny Batmana. Sceny te są hipnotyzujące i malują pełniejszy obraz, niż półgodzinne „rozkręcanie się” fil mu. W Świcie te techniki wprowadzone zo stały nieśmiało. Dopiero w kolejnych produk cjach rozwinął je i uczynił rozpoznawalnymi narzędziami swojego warsztatu.
Rozdział II: To
szaleństwo?
Od tego momentu Snyder wyspecjalizował się w ekranizacjach komiksów. Zaadaptował 300 Franka Millera, oszałamiających war stwą wizualną, Strażników Alana Moore’a, gdzie wykazał się świetnym przedstawieniem bohaterów, aż w końcu Warner Bros, właści ciel praw do bohaterów DC Universe, posta wił na niego jako konia, który miał się ścigać z rozpędzonym rydwanem Marvela. Zanim do tego doszło, Zack tchnął życie w anima cję Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole oraz Sucker Punch – autorski pro jekt żeniący dramat psychologiczny z kinem akcji. Reżyserując szalone sceny walk, które rozgrywały się w wyobraźni bohaterki, po puścił hamulce i uwydatnił do przesady swój styl. Trochę wtedy przedobrzył. Film uwy puklił słabości jego warsztatu: bohaterowie działali nielogicznie, fabuła okazała się pro sta, a dialogi niekiedy brzmiały sztucznie. Krytycy i widzowie zgodnie wystawili mu żółtą kartkę. Jednak on dalej trzymał się swo jego bezkompromisowego stylu.
Rozdział III: Era Bohaterów
Do Warnera wszedł razem z żoną – pro ducentką jego najbardziej udanych filmów, a potem większości dzieł DC. Snyder był sza nowany za adaptacje komiksów, więc otrzy mał zadanie bojowe – miał otworzyć uni wersum pierwszym filmem o Supermanie od 2006 r. Jego Człowiek ze stali (2014) to inte resująca pozycja. Zack w jednym z wywiadów wyłożył swoją filozofię tworzenia produkcji superhero: polega ona na cyklu dekonstrukcji ich mitu, a potem zebrania fragmentów i zło żenia ich w jeszcze bardziej podniosłą całość. Wykorzystał fakt, że Strażnicy taranem roz bili etos nadludzi i poskładał go w Człowie ku ze stali. Tym sposobem Superman, który
mimo bycia półbogiem, broni ludzkiej rasy, wypadł naprawdę heroicznie na tle zobojęt niałego Dr. Manhattana ze Strażników.
Zack kontynuował cykl i ponownie chciał dekonstruować gatunek filmem Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości, czym o mało nie zdekonstruował własnej kariery. Starcie bohaterów rozczarowało. Filmowi za rzucano chaotyczny scenariusz, przerysowa nego antagonistę, a nawet grubego Batmana. Potwierdziły się obawy narosłe wokół twór cy – ambicja przewyższała jego umiejętności. Dramaturgię BvS wystawiono na pośmiewi sko, a WB zwątpiło w twórcę.
Cezurę w tej historii stanowi produkcja Liga Sprawiedliwości. Snyder snuł wielkie plany co do rozbudowy franczyzy DC według własnej wizji, lecz wytwórnia postawiła mu warunek –kolejny film miał nie przekraczać dwóch go dzin. Prace nad Ligą przerwała śmierć jego córki. WB natychmiast zastąpiło go Jame sem Whedonem, reżyserem Avengersów, który spartaczył zlecone mu zadanie. Po premierze w 2017 r. pewien fan zrozumiał, że ogląda wy paczenie oryginalnej wizji reżysera i stworzył na Twitterze hasztag: #ReleaseTheSnyderCut.
Rozdział IV: Armia fanów
Snyder nigdy nie gonił trendów. Miał swój styl, co pozwoliło mu zbudować silny i zżyty fandom. Społeczność ta po premierze Ligi ob siadła fora internetowe, broniąc dzieł swoje go idola i cierpliwie tłumacząc, że uniwersum DC nie jest zgodne z wizją Zacka. Nawoływa ła do wypuszczenia oryginalnej wersji filmu, która, według pogłoski, istniała na laptopie Snydera w lepszej formie. Dzięki wzajemnemu nakręcaniu się i spamowaniu hasztagów grupa zmitologizowała wersję reżyserską filmu, a na krytykę odpowiadała agresją. Zagorzałych fa nów Snydera zaczęto przedrzeźniać mianem snyderbotów. Przez dwa lata ta bojowa atmos fera nie opadła. Jej symbolem stała się zrzut ka na przelot samolotu z banerem Release the Snyder’s Cut nad Comic Conem w 2019 r.
Tymczasem Warner Brothers pogubiło się. Kolejne filmy o superbohaterach miały stano wić jedną sagę, lecz wypuszczano je bez ładu i składu. Nijak miały się do konkurencji,
która zamknęła SagęNieskończoności najbar dziej kasowym tytułem w dziejach. Aby ra tować wizerunek, wytwórnia zadzwoniła do Zacka Snydera z prośbą o udostępnienie nie dokończonego oryginału.
Chciwa korporacja podeszła na kolanach do artysty z prośbą o ratunek – taką scenę mogli wyobrazić sobie fani reżysera. Nie tyl ko nie odmówił, ale zgodził się sfinalizować dzieło mimo braku honorarium. Zebrano sta rą gwardię aktorów i po dokrętkach film uj rzał światło dzienne. Wiele kin tkwiło w lock downie, więc obraz ukazał się na HBO Max. Trwał 4 godziny, lecz bezdyskusyjnie popra wił wersję Whedona. Nie był jednak wolny od wad. Nie należy mu się miano arcydzieła, nie ma też startu do najlepszych filmów gatunku. Otrzymał za to towarzyszącą w tym roku gali Oscarów nagrodę publiczności (nawet pomi mo zaangażowania w podbijanie wyniku armii… botów). Wynagrodziła ona trud twórców i fanów.
Rozdział V: Epilog
Jak Snyder’s Cut wpłynął na środowisko fil mowe? Po pierwsze, rozpoczął modę na wersje reżyserskie. Do teraz fani filmów o superbo haterach próbują przekonywać do wypusz czenia oryginałów tych produkcji. Dzieje się tak z pierwszym Legionem samobójców, ko lejnym ambitnym filmem, któremu WB pod cięło skrzydła. Taikę Waititiego zachęcano do wypuszczenia oryginału najnowszego Tho ra, aż sam reżyser musiał twardo odciąć się od pomysłu. Po drugie: pokazał jak potężne medium stanowi streaming. Nie dość, że Ligę Sprawiedliwości Zacka Snydera obejrzały rze sze osób, to jeszcze było to możliwe w pande mii i w przypadku dzieła za długiego na ki nowe standardy. Razem z Oscarem dla filmu CODA wydarzenie przeniosło środek ciężko ści filmowej rozrywki do sieci. Po trzecie, udo wodnił, że zmobilizowana grupa fanów to po tęga. Fandom Zacka poczuł siłę i wciąż bije
w bramę Warner Bros z prośbą o zatrudnienie swojego idola. Wytwórnia zrobiła w ich stro nę ukłon, przywracając pelerynę Supermana Henry’emu Cavillowi, czyli gwiazdorowi fil mów Snydera. Czy jest to zmyłka i chwyt mar ketingowy, czy rzeczywista oznaka wskrzesza nia Snyderverse? Czas pokaże.
Pytanie, czy Snyder planuje surfować na fali wywołanej przez Ligę. Ostatnio nakrę cił dla Netflixa film o zombie Armia umar łych, a teraz realizuje widowisko sci-fi Rebel Moon. Jego kariera nabiera rozpędu, fan dom przypomina kult, a nazwisko zapisało się w historii kina. Co ciekawe, trudno uczciwie powiedzieć, że jest dobrym reżyserem. Wciąż powiela swoje błędy, zarzuca się mu też prawico we sympatie. Nie przekreśla to jednak jego po tencjału, bo niewykluczone, że najważniejsze rozdziały własnej historii jeszcze napisze. 0
TEKST: BARTŁOMIEJ PACHOTrzy na dziesięć
Na tegorocznej edycji Festiwalu Nowe Horyzonty premierę miał pełnometrażo wy debiut Kamila Krawczyckiego Słoń. Dwa miesiące później zwyciężył w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych na Festiwalu w Gdyni. Ogólna recepcja widzów zapowia da dzieło udane, stworzone z pełnią czułości drzemiącej w twórcy i debiutujących w głównych rolach aktorach. Tymczasem zderzenie z rzeczywistością jest bolesne i co najmniej rozczarowujące.
Historia nie jest przesadnie odkrywcza. Kolejne love story rozgrywające się w trudnej dla tej miłości, konserwatywnej okolicy. Pochwalić można wybór miejsca akcji, bo ujęcia jesiennego Podhala wyszły na najwyższym poziomie. Wszystko za czyna się od przyjazdu Dawida (w tej roli Paweł Tomaszewski), byłego mieszkańca wioski, na pogrzeb ojca, z którym nie utrzymywał kontaktu. Poznaje tam Bart ka (Jan Hrynkiewicz) – prowadzącego gospodarstwo pasjonata koni, marzącego o własnej stadninie. Zaczyna rodzić się między nimi uczucie, które staje się coraz bardziej problematyczne. Presja środowiska, własne ambicje i wątpliwości trzęsą relacją, a oni sami poddani są próbie. I to by było na tyle. Trudno wymagać od tak prostego konceptu innowacji, jednak nie to jest problemem tej historii. Mówiąc wprost, scenariusz jest napisany byle jak. Niektóre tematy potraktowane są zbyt pobieżnie, a, co szokujące, film trwa niespełna półtorej godziny. Dialogi również zostały źle napisane – a to na nich reżyser powinien oprzeć dynamikę relacji. Tam, gdzie powinny wyniośle wybrzmiewać, bawiły absurdem. Skutkiem tego domniema ny koncept został poważnie zredukowany, zahaczając o niechciany komizm. Dziury scenariuszowe postanowiono załatać emocjami, które miały pomóc za nurzyć się widzowi w świat przedstawiony i kierującą nim dynamikę między bo haterami. Tu pojawia się kolejny problem – domniemana szczerość wyparta jest koślawą grą aktorską. Zrozumieć można, że dla obu panów jest to pierwsza główna rola (a dla Jana Hrynkiewicza pierwsza w ogóle), jednak trudno usprawiedliwić tę toporność. Jest to problem do tego stopnia, że zniechęca do zrozumienia i sympa
Słoń(reż:KamilKrawczycki)
Wypada wspomnieć o małym budżecie filmu, który nie stanowił przeszkody w realizacji. Wizualnie jest bardzo dobrze, dźwiękowo przyzwoicie. Nie rekompensuje to jednak mierności w pozostałych aspektach. Pozostaje liczyć, że Krawczycki wyciągnie wnioski przy reżyse rii następnych filmów. I proszę nie spodziewać się głębokiej puenty związanej z tytułowym Słoniem
x y z
Ofelia
8 Warner Music
Ofelia miała nieszczęście zadebiutować w najgorszym możliwym momencie. Jej pierwszy album, zatytułowany po prostu Ofelia, ukazał się pod koniec 2019 roku, nie da jąc artystce szans na jego promocję na żywo. Niestety, bo na tak dobrze przemyślany i świetnie zaaranżowany indie -ambient-pop zawsze jest dobra pora. Jako podsumowa nie tego etapu ukazał się album live, a Ofelia przeszła do kolejnego rozdziału swojej kariery.
Ta rozwijała się jak dotąd bardzo nietypowo. Iga Alek sandra Krefft zadebiutowała bowiem w bardzo młodym wieku, jako aktorka w serialu M jak miłość. Grała w kil ku reklamach, później zanotowała też pomniejsze role w filmach. To jednak nie był jej cel – chciała rozwijać się muzycznie, co zaznaczyła już w dzieciństwie udziałem w Od przedszkola do Opola. W rozwinięciu kariery po mógł jej program Twoja twarz brzmi znajomo, w którym wzięła udział przed wydaniem debiutanckiej płyty. Od tego momentu na dobre zaistniała na polskiej scenie, współpracowała m.in. z Tymkiem czy Klaudią Szafrańską i rozruszała swoje media społecznościowe.
Nauczona niefortunnym momentem premiery pierwszej płyty, Ofelia obrała za drugim razem zupełnie inną promo cyjną strategię. Single promujące Osiem ukazywały się na przestrzeni czternastu miesięcy, odkrywając coraz więcej brzmienia i koncepcji albumu, a zarazem rozbudzając ape tyt na więcej. Zakochana w bicie (Miranda), utwór wydany jeszcze w połowie ubiegłego roku, umiejętnie zarysował ideę nadchodzącej płyty – zbiór ośmiu piosenek odpowia dających osobowościom ośmiu osób, opowiadających osiem
historii. Miranda aż kipi od charakteru, artystka nie boi się używać wokalu na różne sposoby (wyraziste frazy w zwrot kach, zwiewne refreny). Popisuje się również producent pły ty, Kuba Karaś, który wciela w życie ejtisowy styl, wzboga cony harcującym w tle saksofonem. Muzyk, znany z zespołu The Dumplings, na przestrzeni całego albumu udowadnia, że jeśli tylko chce, to potrafi bez problemu stawać w szranki z najlepszymi polskimi producentami (czasem dodaje do kompozycji trochę darkwave, innym razem disco, jeszcze kiedy indziej “pierożkowego” electropopu).
Bolesne kości (Tymoteusz) wyróżnia się quasi-raper skim popisem w mostku, który doskonale wpasowuje się w utwór, a Słony kiss (Lisa) to balansowanie wokalem na gibkim, wyrazistym podkładzie i okraszony chórkami refren o nienagannej popowej motoryce. W końcu Osiem gwiazd (Iga) stanowi energiczny manifest o bardzo melo dyjnej strukturze. Trudno w tych utworach znaleźć jakieś większe wady, może poza zbyt częstymi naiwnymi ryma mi i niepotrzebnymi występami gościnnymi (Natalia Szro eder, Julia Wieniawa), które nie wnoszą do płyty niczego. Osiem, mimo że stanowi zbiór bardzo charakterystycz nych historii, brzmieniowo nie jest wcale tak różnorodne, jak mogłoby się wydawać. Nie jest to jednak wada, w koń cu album potrzebuje spoiwa, żeby nie być tylko kolekcją singli. A o najnowszym materiale Ofelii z pewnością można mówić jako o godnym, pomysłowym i wyjątkowo dobrze zrealizowanym następcy debiutanckiej płyty.
Jacek WnorowskiCo o nowym albumie zespołu The 1975 powiedział jego frontman, Matty Healy? Całkiem sporo i nie sposób wszyst kiego przytoczyć w tak krótkim tekście. Warto jednak wspomnieć m.in. to, że prezentuje on zespół w swoim najmocniejszym dotychczas momencie. Po 20 latach ist nienia – również najdojrzalszym. Rzeczywiście, trudno tej dojrzałości odmówić. Chłopaki wiekiem pomału zbliżają się do 35-tki, gitarzysta Adam Hann ma już dziecko, a Healy heroinę na dobre (i na lepsze) zastąpił siłownią. Trudno odmówić też jakości – ta ujawniała się w przy padku Being Funny in a Foreign Language już od pierwsze go, genialnego pod każdym względem, singla Part of the Band. Każdy kolejny okazywał się trochę inny i również nie zawodził. Podobnie jest z pozostałymi piosenkami z płyty –słabsze momenty można wyliczyć na palcach jednej ręki. Udane kompozycje idą ramię w ramię z udanymi tekstami. Album zaczyna się od eponimicznego utworu, nieco „zrzy nającego” z LCD Soundsystem, którego przesłanie można streścić jako „przerąbane jest być młodym”. Następnie mamy m.in. taneczne Happiness, ejtisowe Oh Caroline, cu kierkowo radosne I’m in Love with You, następnie All I Need to Hear, należące do kategorii piosenek, które spodobają się twoim rodzicom (nota bene, widziałem ostatnio ten numer w poczekalni Listy Przebojów Radia 357), a po nieco mniej zapadającym w pamięć fragmencie, album kończy się klimatycznie zaaranżowanym przez Warrena Ellisa z Nick
Cave & the Bad Seeds About You i przeuroczym When We Are Together. Healy wchodzi w introspekcję, autoironizuje, komentuje postmodernistyczną rzeczywistość i to, jak radzi sobie z nią współczesny człowiek, rozważa też nad swoim siusiakiem. Po raz pierwszy jednak mamy do czy nienia z tak bezpośrednimi, wdzięcznymi i nieprzewrotny mi piosenkami miłosnymi w wykonaniu The 1975.
Zespół po nagraniu Notes on a Conditional Form zmienił nieco podejście do swojej muzyki, a także swój styl (co oprócz brzmień jest widoczne też w czarno-białej war stwie wizualnej oraz noszonych przez nich garniturach). Powołując się na anglojęzyczną Wikipedię – zechciał nam podarować trochę polaroidów zamiast magnum opus. Al bum jest, zgodnie z intencją twórców, bardziej organiczny, nagrany na żywo. W konsekwencji również bardziej kla syczny. Nie jest on w założeniu bardziej „retro” niż inne wydawnictwa The 1975, jednak brakuje mu niestety tego innowatorskiego zacięcia, cechującego częściowo dotych czasową twórczość grupy. Czy Being Funny… to dobra płyta? Jak najbardziej! Czy jest to jednak album na miarę 2022 r.? Tego nie byłbym aż tak pewien. Czy podpisałbym się pod myślą wolę starsze The 1975, która przyszła mi do głowy po pierwszym odsłuchu? Nie, ale mimo wszystko będę trochę tęsknił.
Michał WrzosekSzwedzki po[to]p
DancingQueen ABBY, Lovefool The
Axel F
Froga. Na pierwszy rzut oka wymienione powyżej hity niewiele łączy, poza byciem absolutnymi popowymi bangerami. Okazuje się jednak, że wszystkie one są produktami przemysłu muzycznego jednego kraju, będąc jedną z jego najbardziej rozpoznawalnych marek eksportowych obok m.in. mebli, ubrań czy samochodów. Wiecie już, o jakim państwie mowa?
TEKST: Kacper RzeńcaMuzyka popularna w powszechnej opinii jest zdominowana przez dwa kraje: Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Oczy wiście nie jest trudne zauważenie pewnych trendów, w których dominują przedstawiciele innych kręgów kulturowych: zawsze mocno trzymała się piosenka francuska, światowe listy przebojów chętnie gosz czą przedstawicieli muzyki latynoamerykańskiej, a jednym z dominujących obecnie zjawisk jest inwa zja koreańska. Niemniej większość utworów wywo dzących się z tych kręgów kulturowych odznacza się pewną własną specyfiką, mającą określoną grupę odbiorców – wydaje się jednak, że stery tzw. „mię dzynarodowego popu” twardo trzymają Anglosa si. Jednak obok wspomnianych na wstępie dwóch hegemonów za produkcję ogromnej liczby świato wych hitów jest odpowiedzialny również pewien mały, ledwie kilkumilionowy, naród znad północ nego Bałtyku, czyli Szwedzi.
Zsyłam na ziemię potop
Nie można powiedzieć, że szwedzka scena po powa nie przynosi żadnych skojarzeń przeciętne mu zjadaczowi chleba. W pierwszej kolejności na myśl przychodzi oczywiście ABBA, która totalnie zdominowała muzycznie przełom lat 70. i 80., usta nawiając kilka rekordów i wydając zestaw evergre enów, z których każdy kojarzy przynajmniej kilka. Fenomen tego skandynawskiego kraju nie ograni czył się jednak do kultowego kwartetu, a prawdzi wy szwedzki potop nastąpił dekadę po ich pierw szym sukcesie. Najpierw mocną pozycję na scenie
popularnego w drugiej połowie lat 80. hair metalu zdobył zespół Europe (The Final Countdown, Car rie), zaś w następnych 15 latach mieliśmy do czynie nia z szeregiem wykonawców muzyki pop, których przebojów słuchał cały świat: Roxette (The Look, It Must Have Been Love), Ace of Base (The Sign, All That She Wants), Rednex (Cotton Eye Joe), Ne neh Cherry (Buffalo Stance, 7 Seconds), Dr. Alban (Sing Hallelujah!, It’s My Life) czy The Cardigans (Lovefool, My Favourite Game)
Po 2000 r. frekwencja wokalistów z tego kra ju na światowych listach przebojów uległa pewne mu ograniczeniu, ale wciąż można było odnaleźć ich tam z częstotliwością, której mogłaby im po zazdrościć większość narodów kontynentalnej Eu ropy. Należeli do nich m.in. September (Cry For You), Agnes (Release Me), Mando Diao (Dance With Somebody), Icona Pop (I Love It), Lykke Li (I Follow Rivers), Zara Larsson (Lush Life) oraz Lo reen (Euphoria). Ta ostatnia artystka, podobnie jak pięciu innych reprezentantów Szwecji, ma na swo im koncie wygraną w Eurowizji, co czyni ten kraj drugim – po Irlandii – pod kątem liczby zwycięz ców festiwalu. Okres największej świetności Irland czyków przypadł jednak na lata 1992-1996, kiedy wygrali Eurowizję aż czterokrotnie, aby potem ni gdy nie powtórzyć tego sukcesu – ważnym czynni kiem podtrzymującym ich dominację był zniesiony w 1999 r. przepis regulaminu Eurowizji mówiący, że piosenka musi być wykonywana w języku ojczy stym, co w naturalny sposób faworyzowało kraje an glojęzyczne. Szwecja z kolei trzyma wysoki poziom
od dekad: od pierwszej wygranej ABBY w 1974 roku, przez poprzednie dziesięciolecie, naznaczo ne zwycięstwami wspomnianej Loreen i Månsa Ze lmerlöwa, aż po tegoroczną edycję, w której wyso kie, czwarte miejsce zajęła Cornelia Jakobs.
Inżynieria produkcji
Według raportów szwedzkich instytucji pu blicznych z przełomu wieków, przychody gospo darki tego kraju pochodzące z tantiem muzycz nych były trzecimi największymi na świecie, po USA i Wielkiej Brytanii, zaś pierwszymi per ca pita. Mimo imponującej listy wykonawców wy mienionych powyżej, aby w pełni wyjaśnić ten fenomen, trzeba zajrzeć trochę głębiej – otóż praw da jest taka, że w największym stopniu za sukces szwedzkiego przemysłu muzycznego odpowiedzial ni są tamtejsi producenci. Ogromną rolę odegrało w nim założone w 1992 roku przez Daga Kriste ra Volle (znanego jako Denniz PoP) Cheiron Stu dios. Zatrudnieni w nim producenci w pierw szych latach działalności pomogli wylansować dużą część ówczesnych szwedzkich szlagierów, co zwróciło na nich uwagę artystów z zagrani cy i umożliwiło stopniowe budowanie marki naj większej na świecie fabryki muzycznych hitów. Do sukcesu studia w największym stopniu przyczynił się protegowany Denniza PoPa Karl Martin Sand berg, który przybrał przydomek Max Martin.
W ciągu trwającej do dzisiaj kariery Martin stworzył ogromną liczbę największych przebojów światowej muzyki, których próba wymienienia
mogłaby wyczerpać łamy tego arty kułu. Martin jest trzecim najbardziej utytułowanym twórcą w historii ame rykańskiej listy Billboard Hot 100, po Paulu McCartneyu i Johnie Len nonie, oraz zdobywcą pięciu nagród Grammy (do których łącznie uzyskał aż 22 nominacje)., a w W jego port folio znajdują się największe hity ta kich artystów, jak Backstreet Boys (m.in. I Want It That Way, Everybo dy (Backstreet’s Back)), Britney Spe ars (…Baby One More Time, Lucky), Katy Perry (I Kissed A Girl, więk szość albumu Teenage Dream), Tay lor Swift (płyta 1989, z Shake It Off i Blank Space), Ariana Grande (Pro blem, Into You) czy The Weeknd (Ca n’t Feel My Face, Blinding Lights). Z wybitnych szwedzkich producentów popowych wymienić na leży jeszcze chociażby jego wieloletniego współpra cownika Karla Johana „Schellbacka” Schustera czy Nadira „RedOne” Khayata, współtwórcę m.in. naj większych płytowych sukcesów Lady Gagi, czyli al bumów The Fame Monster i Born This Way.
Bardzo silną reprezentację szwedzką odnajdzie my również wśród twórców EDM. Już w latach 90. kraj ten zaczął słynąć z muzyki dyskotekowej, mocno przyczyniając się do inwazji eurodance’u na światowe listy przebojów. Ze Szwecji wywodzą się takie hity, jak It’s My Life Dr. Albana, Cotton Eye Joe Rednex (oba projekty zresztą ze stajni Cheiron Studios), Crucified Army of Lovers czy Crying at the Discoteque Alcazar. Szczytowym dokonaniem szwedzkiej myśli producenckiej (jak i, nie oszukuj my się, całej światowej muzyki w ogóle) jest jednak oczywiście projekt Crazy Frog, za którym stali Da niel Malmedahl (od strony muzycznej) i Erik Wer nquist (twórca animowanej postaci Szalonej Żaby). W 2003 roku zrzucili na świat bombę zatytułowaną Axel F, czyli cover tematu z filmu Gliniarzz Beverly Hills, który zrobił na świecie absolutną furorę – po czątkowo dzięki udostępnianiu P2P, a potem roz powszechnianiu jako dzwonek telefoniczny. Cra zy Frog rozpoczął kolejną, post-eurodance’ową erę w historii szwedzkiej muzyki klubowej, w której forpoczcie byli również Eric Prydz (Call on Me, Pjanoo) oraz kultowy w wielu kręgach Basshunter (Botten Anna/Now You’re Gone, DotA). Wielkie sukcesy szwedzcy DJe świętowali również w złotym dla EDMu okresie przełomu dekad lat 00. i 10., kie dy u szczytu popularności znaleźli się Swedish Ho use Mafia (One, Don’t You Worry Child) oraz Avi cii (Wake Me Up, Waiting for Love).
Prostota i funkcjonalność
Na pierwszy rzut oka próba opisania źródeł fe nomenu szwedzkiego popu może wydawać się dość karkołomnym zadaniem. W przeciwień
Siatka powiązań Maxa Martina
stwie do wymienionych na wstępie kręgów kultu rowych, ciężko jest wyodrębnić specyficzne cechy, które pomogłyby stworzyć pełną charakterystykę. W odróżnieniu od twórczości Latynosów, szwedz ka muzyka nie jest oparta na odrębnych gatun kach muzycznych, takich jak reggaeton czy salsa; od francuskiej odróżnia ją to, że dominującym języ kiem tekstów jest angielski; nie ma też wyróżniają cych elementów strukturalnych i kompozycyjnych oraz pewnej egzotyki, jakie ma k-pop. Okazuje się, że siła i geniusz szwedzkiej szkoły songwriter skiej tkwią właśnie w jej prostocie, uniwersalności i kosmopolityzmie. Jako pierwsi ten kaganek nie śli oczywiście muzycy z ABBY, których muzyka ni gdy nie miała większych artystycznych pretensji: ich piosenki miały być miłe dla ucha, łatwo zapa dać w pamięć i nie nastręczać trudności dla słucha czy chcących do nich potańczyć lub je pośpiewać.
Do perfekcji doprowadził tę filozofię Max Mar tin. Bardzo emblematyczną piosenką w tej kwestii jest I Want It That Way, w której duża część aspek tów artystycznych została poświęcona na rzecz ryt mu i brzmienia: tekst czytany w oderwaniu od mu zyki jest praktycznie pozbawiony sensu, zaś linia melodyczna ujawnia wykorzystanie najprostszych akordów. Jednak to wszystko poskładane do kupy brzmi po prostu świetnie, tworząc niemalże dosko nałą kompozycję popową, która do dzisiaj zajmu je specjalne miejsce w historii światowej popkultu ry. W świetle tych prostych, a jednocześnie zabójczo skutecznych zasad rządzących utworami Martina, łatwiej też zrozumieć jego gatunkową elastyczność, której spektrum rozciąga się przez ballady Back street Boys i Britney Spears, ocierające się o pop -rock piosenki Katy Perry i Pink, epickie kompozy cje Ariany Grande, po elektroniczne, synthwave’ove przeboje The Weeknd.
Przyjmując ten punkt widzenia, szwedzki pop można określić jako produkt typowy dla tamtej szej gospodarki, której silną podstawą jest eksport dóbr przystępnych i niekontrowersyjnych, a która
stawia na pierwszym miejscu typo we dla Skandynawów wartości, jaki mi są minimalistyczny design i wyso ka funkcjonalność. Można przecież w ten sposób scharakteryzować rów nież inne tak rozpoznawalne szwedz kie marki, jak meble IKEA, ubra nia H&M czy samochody Volvo. Szwedzki pragmatyzm w podejściu do biznesu muzycznego podkreśla też to, że to w tym kraju narodziło się – w postaci Spotify – współcze sne podejście do rozpowszechnia nia muzyki w streamingu. Badacze popkultury wskazują również na sze reg innych czynników socjoekono micznych, składających się na sukces szwedzkiego przemysłu muzycznego. Po pierwsze jest to edukacja, w której bardzo waż ne role odgrywają dotowane przez państwo, po zaszkolne zajęcia muzyczne oraz lektoraty języka angielskiego, którego powszechna znajomość znosi barierę językową. Duże znaczenie mają również ko smopolityzm społeczeństwa szwedzkiego, kultura innowacji i postępu technologicznego oraz publicz ne dotacje dla artystów mających potencjał sukcesu międzynarodowego. Nie bez znaczenia pozostaje so cjaldemokratyczny ustrój państwa, którego bogate zaplecze socjalne umożliwia obywatelom wybór ście żek zawodowych, które w mniejszym stopniu dają gwarancję pewnej posady. Istotny jest wreszcie mały rynek lokalny o dużej konkurencji, motywujący do szukania odbiorców poza nim.
Można jednak postawić tezę, że o ile tak prag matyczne podejście do muzyki pozwala na stwo rzenie z niej doskonałego produktu eksportowego, to z drugiej strony brak osadzenia w specyficz nym kontekście kulturowym ogranicza możli wość budowania przez Szwecję na tym potencja le jej soft power, tak jak robią to chociażby Wielka Brytania czy Korea Południowa. A że taki poten cjał istnieje, pokazują przykłady szwedzkich mu zyków wyłamujących się z opisanego schematu, a również bardzo wpływowych w świecie muzy ki popularnej. Tacy artyści jak The Knife (Heart beats), Robyn (Dancing On My Own) czy Tove Lo (Habits (Stay High)) udowodnili, że moż na zdobyć zarówno uznanie krytyków, jak i sze roką rozpoznawalność nie tylko poprzez wpi sywanie się w międzynarodowe standardy. Zaoferowali oni specyficzne, osadzone w skan dynawskiej kulturze muzycznej brzmienie elec tro-popu, które potrafiło inspirować zarówno twórczość bardziej mainstreamową, jak i indie. Patrząc z tej czy innej strony, wpływ, jaki ten nie wielki ludnościowo naród ma na masowe gusta muzyczne na świecie jest imponujący, a utwo ry szwedzkich twórców niewątpliwie wciąż będą licznie trafiać do powszechnej świadomości. 0
Birds in Row Gris Klein
Red Creek Recordings
Nikt tak pięknie jak Birds in Row nie potrafi wy krzykiwać płuc na temat wrażliwości. W październi ku tercet Francuzów wrócił z trzecim albumem długo grającym, który jest jednocześnie najdłuższym w ich dorobku. Po drodze zespół zdążył przesiąść się z la belu Deathwish Inc. do stosunkowo nowej wytwórni Red Creek Recordings, u której oprócz BiR gości też Cult of Luna. Nowy album jest logicznym przedłuże niem dotychczasowych ekscesów Francuzów, a jed nocześnie stanowi, jeszcze bardziej wyraźne niż do tychczas, odcięcie od stricte hardcore’owej estetyki znanej z You, Me & The Violence poprzez dorzucenie do gara solidnej porcji „post”.
Tak jak We Already Lost The World z 2018 r. sta nowić miało romantyzujący manifest przeciw rosnącej polaryzacji, tak powstające w czasie pandemii Gris Kle in na tapet wzięło zderzenie z zupełnie sypiącym się porządkiem świata. Nie brakuje przy tym stricte per sonalnych wrzutek, tak jak w traktującym o internali zowaniu cudzych marzeń Water Wings (którego echa można się potem dopatrywać w Rodinie), czy też w ło patologicznym Grisaille. Jak na Francuzów przystało, na samym początku posłuchać możemy też jaskrawie antyelitarnego i zgryźliwego Confettis. Kręgosłupa płycie nadaje natomiast eschatologiczny, sześciomi nutowy Noah, którego należy słuchać w koniunkcji z następującym natychmiast po nim Cathedrals Birds in Row posiadają przy tym niebywały talent do pisania niemalże popowych hooków w wybitnie
nieprzystępnym gatunku, jakim jest screamo. Fran cuzi chętnie eksperymentują też z prowadzeniem utworów i czerpią garściami z rozmaitych środków, takich jak niespodziewany breakdown w Trompe L’o leil, uderzające ściany dźwięku w Noah czy gitary ryt miczne zaciągające stylistyką Bloc Party na Confet tis. Również zmiany tempa przychodzą tu naturalnie, a chwile oddechu pozwalają na ponowne uderzenie z wezbraną mocą – tempo na Daltonians przyspiesza do setki w mgnieniu oka. Wokalista BiR jest oczywi ście estetą, stąd tytuły Grisaille oraz Trompe L’oeil odnoszą się do technik malarskich, tytułowy Klein stanowi nawiązanie do odcienia błękitu stworzonego przez Yves’a Kleina, a Rodin jest oczywiście Rodinem. Okładka albumu również została namalowana przez jednego z członków zespołu.
Trzecia płyta Birds in Row jest niezwykle spójna i in tertekstualna, tym niemniej ciężko się oprzeć wraże niu, że przy pierwszym odsłuchu gdzieś po Nympheas traci ona parę, a utwory z Gris Klein zapadają w pamięć o wiele wolniej niż te z poprzedniej płyty. Mimo to ani Rodin, ani Winter, Yet nie ustępują pola pierwszej po łowie, a album zdecydowanie stanowi udany powrót.
Mateusz SkóraNajlepszy produkt eksportowy polskiej branży metalurgicznej wydał swój dwunasty album studyjny Kropka. W tym momencie mógłbym zakończyć recen zję. I to niestety z nienajlepszych powodów – w moim odczuciu ekipa po części spoczęła na laurach.
Behemoth to znany i lubiany zespół. Znany głów nie z kontrowersyjnych wybryków wokalisty, Nerga la, oraz z zamiłowania do litery „V”, a lubiany przede wszystkim za granicą. Ich dwa ostatnie krążki odbiły się szerokim echem w metalowej społeczności i po zwoliły wypłynąć polskiej formacji na szerokie, mię dzynarodowe wody. Wszystko za sprawą umiejęt nego połączenia death i black metalu w kreatywny, wysokobudżetowy sposób – co jak na gatunki z tak wysokim progiem wejścia, pozwoliło wielu ludziom się do nich przekonać.
Opus Contra Natvram w zasadzie powiela to, co wy biło deathmetalową formację ponad resztę zespołów i nie rozbudowuje starych, sprawdzonych schematów. Elementy takie jak perkusyjne blast beats, dynamicz ne, gitarowe riffy oraz mroczna atmosfera stanowią podstawę większości utworów. Na takiej bazie zespół od lat stawiał (i dalej to robi) potężne, 40-minutowe konstrukcje zwane albumami. Na szczęście spełniają ce normy BHP. Rockowe wstawki cieszą ucho, a pate tyczne chórki w refrenach pozwalają poczuć się jak na
(czarnej) mszy. Post-God Nirvana w wyjątkowo dziki, pierwotny sposób wprowadza słuchacza w klimat, a Versus Christus jest świetnym, monumentalnym zwieńczeniem albumu ze swoim mówionym wstępem oraz częstymi zmianami tempa. Niestety jego środek nie prezentuje się tak dobrze, jak początek i koniec. Kilka utworów brzmi po prostu poprawnie, jakby mogły się znaleźć na stronie B poprzednich płyt Behemotha, reszta ma do zaoferowania parę ciekawych momentów. Jednak żaden z kawałków nie został w mojej głowie na dłużej, a szkoda, bo jak na metalowe standardy Opus Contra Natvram jest dobrym projektem. Po prostu ze spół zawiesił poprzeczkę na tyle wysoko, że nie umie jej teraz sam przeskoczyć. Nowemu albumowi brakuje złowrogiej siły The Satanist oraz pomysłowości I Loved You at Your Darkest, a powtarzająca się tematyka nienawiści do religii i krzyczenie Hail Satan nie mają już tej mocy, co kiedyś. Niemniej, jest to wydawnictwo warte przesłuchania – raz czy dwa, a potem sięgnijcie po wcześniejsze dokonania Behemotha.
Jakub Kołodziejz
Behemoth Opus Contra Natvram Nuclear Blast
Śpiew syren, magia opowieści Homera, czyli
sen o
Olimpie
Trudno powiedzieć, że Odyseja jest lekką i przyjemną lekturą do poduszki (chyba że służy za środek usypiający).
Ale co jeśli da się przywrócić tej historii magię, taką jaką miała w ustach Homera? Słyszycie? – to śpiewają Muzy w Olimpie w Collegium Nobilium.
TEKST: ANNA CYBULSKAP
ierwszym, co mnie zaskakuje, jest wycieczka szkolna – no tak, mitolo gia pewnie przydaje się przy pisaniu klasówek na polskim. Jednak, kiedy zauważam, że scena została przerobiona na wielki basen („BASEN OLIMPIJSKI”), a aktorzy (zwłaszcza Odyseusz) wyglądają jak grupa dzieci na balu przebierańców, zaczynam rozumieć, co zna czy „spojrzenie dziecka”, o którym była mowa w opisie sztuki. Ufam Kościelniakowi, odkąd zobaczyłam Przybysza, a w nastolęctwie uwiel białam przecież serię Percy Jackson i bogowie olimpijscy, więc wraz z nutami pierwszej piosen ki Muzą wyśpiewaj coraz bardziej poddaję się tej muzycznej opowieści.
Punkt patrzenia zależy od miejsca siedzenia –wielogłos Odysei
Nie ma co się oszukiwać: wielkie dzieła kultu ry starożytnej rzadko oddają głos kobietom, a je śli już tak się zdarza, to zazwyczaj są to postaci demoniczne i okrutne. Tym bardziej urzeka wie
lość perspektyw w spektaklu Kościelniaka – każ dy z bohaterów (Odys, Penelopa, Kirke, Kalipso, Skylla, Euryloch, Polifem, Ajol) ma swój solo wy występ. Chociaż wszyscy czarują świetnym warsztatem muzycznym i grą aktorską, trudno oprzeć się wrażeniu, że to role kobiece są tymi najbardziej zapadającymi w pamięć. Urok księż niczki Disneya roztaczała Paulina Pytlak jako Kalipso, Katarzyna Garnecka w stroju baletnicy stworzyła niesamowitą i niepokojącą Skyllę, de moniczna, ale niepozbawiona uczuć Ewa Buka ła pokazała skomplikowaną naturę pogromczy ni mężczyzn, czyli Kirke, a cudowna Penelopa (Adrianna Hanslik) swoim mocnym głosem wy śpiewała rozpacz porzuconej żony, ale i siłę mą drej, niepozbawionej sprytu kobiety. Właściwie na tle tych niezależnych bohaterek Odys wyda je się bardzo delikatny, wręcz niepozorny – Ma ciej Marcin Tomaszewski jest bardzo subtelny i poetycki w roli wielkiego herosa. Gdy na koń cu zabija adoratorów swojej żony, w jego oczach na równi ze wściekłością, czai się smutek. Czyż
byśmy mieli do czynienia z Odysem na miarę XXI w., który nie musi być osiłkiem, by wzbu dzać szacunek i miłość?
Syrena w sukni ślubnej, statek z gazety
O nieoczywistych kostiumach podczas spek taklu pewnie można by sporo powiedzieć. Dzie cięce stroje, krótkie spodenki, różowa sukienka z kokardą, Kirke w imprezowej, czerwonej, ceki nowej kreacji, Helios (Mateusz Jakubiec) w su tannie i z błyszczącą stułą na szyi, syreny w suk niach ślubnych i owce w wełnianych swetrach… Tak, już same przebrania to zbiorowisko sym boli, mieszanina komentarzy społecznych, po litycznych i odniesień do nowoczesnych bogiń z Instagrama. Na scenie pojawiają się też rekwi zyty – najważniejsze dla całej opowieści wydają się zwłaszcza włóczka odsyłająca do opieki Pene lopy nad losami jej męża oraz statek Odyseusza (ot, dziecięca zabawka, okręt złożony z gazety), pokonujący kolejne sztormy i śmiertelnie niebez pieczeństwa. Chociaż scenografia jest raczej
prosta, umowna, to nie brakuje jej siły oddziały wania, a w połączeniu ze świetną muzyką rodem z broadwayowskiego hitu i wyrazistą grą aktorów stwarza niesamowitą atmosferę, jaka musiała to warzyszyć słuchaczom pieśni Homera.
Mit – opowieść, która zawsze działa
Baśnie i mity od zawsze urzekają odbiorców i wszystko wskazuje na to, że także dzisiaj po trzebujemy opowieści, w których możemy się zatracić. Historie inicjacyjne, przemiany bo haterów – w gruncie rzeczy znamy to wszystko z netfliksowych seriali. Jednak gdy przychodzi do znajomości źródeł wielkich opowieścci, może się okazać, że nie dla każdego oczywiste jest, kim byli Kirke czy Ajol. Musicalowy Olimp wymaga zatem bazowej wiedzy z zakresu mitologii. Do piero wtedy można wydobyć smaczki spektaklu i cieszyć się jego intertekstualnością (podobnie jest chociażby z popkulturowym Sandmanem
Neila Gaimana). Chociaż twórcy spektaklu, ni czym wytrawni bardowie, splatają wiele wąt ków i uwodzą śpiewem, to przesłanie spektaklu może wielu odbiorcom umknąć… W tym zdaje się kryć magia teatru Kościelniaka – jedni zatoną w nurcie opowieści porwani przez syreny, a inni przykują się do masztu, próbując naprawdę usły szeć i zrozumieć ich pieśń. 0
Łukaszowcy, czyli powrót historii w siedmiu aktach
WERONIKA KAMIEŃSKAPo 84 latach siedem obrazów Bractwa św. Łukasza powróciło na stałe do Polski. Przygotowane na wystawę światową w Nowym Jorku przeczekały zawieruchy II wojny światowej na ścianach Le Moyne College w Syracuse.
Wdwudziestoleciu międzywojennym, a dokładnie w 1925 r., grupa stu dentów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie powołała do życia szczególne sto warzyszenie artystyczne. Dwunastu założycieli, w obliczu nieuchronnie zbliżającego się końca edukacji akademickiej oraz ze względu na niepo kój dotyczący przyszłego rozwoju kariery, zrze szyło się pod wspólną nazwą Bractwa św. Łu kasza. Głównym założeniem łukaszowców były wzajemne wsparcie i pomoc studentom z kręgu pracowni Tadeusza Pruszkowskiego. Sam arty sta przekazał swoim uczniom przede wszystkim zamiłowanie do sztuki dawnej, przybliżył tech niki malarstwa realistycznego i zaznajomił z bo gactwem środków formalnych, co w znacznym stopniu przyczyniło się do zdefiniowania ich późniejszej, dojrzałej sztuki. Dalsze artystyczne poszukiwania łukaszowców postawiły ich w roli reprezentantów polskiej sztuki na wystawach
o międzynarodowej randze. Ich rozpoznawal ność, warsztat oraz polityczne koneksje zagwa rantowały im udział w nowojorskiej wystawie światowej, która miała odbyć się na krótko przed wybuchem II wojny światowej.
Futurystyczne marzenia
Wystawę światową w Nowym Jorku zdomi nowały hasła pełne optymizmu i nadziei na lepszą przyszłość. W architekturze, techno logii i handlu głoszono futurystyczne warto ści. Organizatorów przepełniała szczera chęć przedstawienia świetlanej wizji przyszłości, stojącej w kontrze do szarych realiów dwu dziestolecia międzywojennego. Ze wszystkich optymistycznych idei i dążeń narodziło się ha sło przewodnie – „The World of Tomorrow”. Do udziału w wystawie zaproszono 60 państw, w efekcie postawiono imponującą liczbę 370 budynków użytkowych, z których część sta
TEKST: J.W. Waterhouse Kirkenęła na przekształconym w zielone tereny wy stawowe wysypisku śmieci w Queens. Jednak w nowo wybudowanych pawilonach wysta wiano nie tylko obiekty definiujące przyszłość i innowacyjne, futurystyczne projekty. Pilno wano również, aby wyraźnie podkreślić rozwój i postęp technologiczny teraźniejszości, przy bliżający ludzkość do futurystycznych nadziei. Po raz pierwszy zaprezentowano więc najnow sze amerykańskie osiągnięcia – między innymi kolorowe fotografie i trójwymiarowy film.
Polska w świecie jutra
Polski pawilon został otwarty w nieprzypad kowym dniu, 3 maja – w rocznicę uchwalenia konstytucji. Wybór tej daty nie stanowił jedynie manifestacji świadomości narodowej, nawiązy wał bowiem bezpośrednio do motywu przewod niego polskiej ekspozycji, skupiającego się na znaczącej roli Polski w dziejach Europy. Dzień otwarcia dodatkowo podkreślał demokratycz ny wydźwięk założeń artystycznych pawilonu. Głównym punktem wystawy była Sala Honoro wa, w której umieszczono ekspozycję Przeszłość i przyszłość Polski. Podzielona na trzy części, opowiadała kolejno o przeszłości, teraźniejszości
i przyszłości naszego kraju. Tworząc koncepcję wystawy, starano się podkreślić ciągłość istnie nia państwa w całym kontekście kulturowym z jednoczesnym uwzględnieniem roli tradycji narodowej. To właśnie w Sali Honorowej zawi sło siedem historycznych obrazów łukaszowców. Chrzest Litwy, Unia Lubelska czy Konstytucja 3 Maja to tylko niektóre z tematów podjętych przez artystów, którzy, zestawiając ze sobą kon kretne, chwalebne momenty w historii Polski, wpisali cykl obrazów w założenia programowe ekspozycji. Dodatkowo, nad płótnami umiesz czono dopełniające obraz makaty – dekoracyjne tkaniny o treściach religijnych.
Dalsze losy
Wybuch wojny odmienił oblicze nowojor skiej wystawy. Hasło „Świat jutra” szybko zmieniono na „Pokój i wolność”. Z 60 uczest niczących w wydarzeniu krajów pozostało tylko 49, w tym Polska, która przejęła po wierzchnię ekspozycyjną nieobecnej Rosji. Zmieniona została również sama ekspozy cja, która przybrała charakter propagando wy, potępiający bezprawną napaść na Polskę. W obliczu zagrożenia dzieła łukaszowców nie
mogły wrócić do kraju. Komisarz generalny Stefan Ropp podjął więc decyzję o przecho waniu – wypożyczonych specjalnie na wysta wę – dzieł i sprzedaży pozostałych obiektów. Obrazy łukaszowców wyceniono ostatecz nie na 20 400 USD, jednak nie cieszyły się one dużym zainteresowaniem potencjalnych kupców. W 1958 r. wystosowano propozy cję sprzedaży dzieł do marszandów z Brazylii, jednak i te próby okazały się chybione. Zmu siło to Stefana Roppa do zmiany pierwotnych planów. Chcąc uchronić dzieła przed nie pewnym losem, który niewątpliwie czekał je w Polsce, postanowił przekazać je Le Moyne College w Syracuse, tym samym upewniając się co do tego, że będą bezpieczne.
Teraźniejszość
Po 84 latach pobytu na ścianach Le Moyne College dzieła łukaszowców ponownie zawi tały do Polski. Do 11 listopada można oglądać je w Muzeum Narodowym w Warszawie wraz z czterema makatami z pawilonu polskiego. Jeśli nie zdążycie na ekspozycję – nic straconego. Już niebawem kolekcja zawiśnie na stałe w Muzeum Historii Polski w warszawskiej Cytadeli.
Koniec wymówek
Miejska legenda to pozornie prawdopodobna informacja, która często jest przekazywana pocztą pantoflową.
Ze względu na otoczkę tajemniczości budzi ona u odbiorców silne emocje. Poznajcie nową miejską legendę –Sports Base Warsaw.
TEKST: PAULINA HUBERTOWICZCiemność za oknem o godzinie 16.00, melancholijne playlisty na Spotify, ponura pogoda i ogólna niechęć do robienia czegokolwiek – wszystko przypomina o tym, że mamy już listopad. Dla niektórych naj gorszy miesiąc w roku, dla innych odgórne ze zwolenie na słuchanie świątecznych hitów i szy kowanie się do pieczenia pierniczków. Grudzień na horyzoncie oznacza również nieuchronny ko niec roku, za którym raczej nikt specjalnie nie będzie tęsknił. Huczne rozpoczęcie roku 2023, ponownie przyniesie ze sobą zatracenie w nowo rocznych postanowieniach. Skończę ze śmiecio wym jedzeniem. Będę wcześniej wstawać. Pójdę na siłownię. Brzmi znajomo?
Stary rok, stary ja?
Okazuje się, że wcale nie trzeba czekać do wy strzału fajerwerków, by zacząć budować fomę na lato. Od niedawna w sportowym środowisku krążą plotki o nowym miejscu na mapie Warszawy, któ re nie tylko dostarczy rozrywki zasiedzianym mię śniom pokolenia przyklejonego do ekranu kompu tera, lecz także pozwoli się odprężyć, a nawet wypić szybką kawkę ze znajomymi. Mowa o Sports Base Warsaw, znajdującego się na drugim piętrze skle pu adidas w Domach Towarowych Centrum. Co najważniejsze – zwłaszcza dla studenckiego portfe la próbującego poradzić sobie z oszałamiającą infla cją – treningi, spotkania i warsztaty odbywają się tam bezpłatnie. Koniec z wymówkami – wszyst ko, co musisz zrobić to zapisać się na pierwszy trening i przyjechać pod adres ul. Marszałkow ska 104/122. Nowicjusze mogą liczyć na „dziką kartę”, dzięki której miejsce na pierwszych zaję ciach jest dla nich zagwarantowane.
Sports Base Warsaw ma bogatą ofertę, w któ rej każdy może znaleźć coś dla siebie. Joga podczas lunchu? Bez problemu, przy okazji w trakcie rozciągania możesz pooglądać Pa łac Kultury i Nauki. Atrakcyjne oferty znajdą również fani treningu siłowego, a nawet osoby poszukujące mniej intensywnych treningów, pomocnych podczas poprawiania swojej mobil ności. Grafik zajęć prowadzonych przez team adidas Runners Warsaw obejmuje blisko 30 go
dzin aktywności tygodniowo o różnych porach dnia. By korzystać z oferty, możesz być zarów no rannym ptaszkiem, jak i nocnym markiem. Możliwe jest również wpadanie na treningi w porach lunchowych – w przerwie między za jęciami, podczas chwili odpoczynku od kor poświata albo dwie godziny po późnym śnia daniu. Każdy ma możliwość poprawy swojego stylu życia na zdrowszy i bardziej aktywny.
Biegam, bo lubię
Sports Base Warsaw jest także domem adidas Runners Warsaw – globalnej społecz ności zrzeszającej miłośników sportu, w tym przede wszystkim biegaczy. Największy wpływ na klimat miejsca mają ludzie, niezależnie od liczby kilometrów, które są w stanie przebiec. Dlatego w oferie Sports Base Warsaw znajdzie my zarówno długie dystanse przeznaczone dla ludzi o mocnych płucach, zdolnych do wytrzy mania dwóch godzin biegu po Wawrze, jak i coś dla krótkodystansowców. Wśród szerokiego gro na trenerów są m.in. Dominika Stelmach, zwy ciężczyni Wings For Life Global, oraz Artur Ku ciapski, wielokrotny medalista Mistrzów Polski w biegach średniodystansowych. Dostępne są biegi poranne, popołudniowe, w tygodniu, ale
także w weekendy. Zespół Sports Base Warsaw przechytrzył wszystkie możliwe wymówki – te raz nadają się one tylko do śmieci.
Przyjemne z pożytecznym
Nowego miejsca w Domach Towarowych Wars i Sawa z pewnością nie można nazwać zwykłą siłownią. W Sports Base Warsaw poza treningami odbywają się również ciekawe warsz taty i spotkania ze sportowcami. 0
Sports Base Warsaw
Nowe miejsce na sportowej mapie Warszawy oferujące bezpłatne zajęcia sportowe na różnych poziomach zaawansowania, spotkania, warsztaty i pyszną kawę. Od 1 września zaprasza do swojej siedziby pod adresem ul.Marszałkowska 104/122, na drugim piętrze sklepu adidas. Podobno robi wrażenie.
Studencka młodość... Teoretycznie bez troski i szczęśliwy czas, do którego za 10 lat każdy z nas będzie tęsknie powracał. Często przedstawiana jest jako barw na, szalona i przyjemna, ale czy na pewno tak wy gląda rzeczywistość? Piszę tę opowieść, siedząc w kawiarence speciality. Mijają mnie liczne twa rze, szczęśliwe i smutne. Każdą z nich łączy jedna rzecz – wiek. Mają od 20 do 24 lat, a mnie odro binę przeraża, jak bardzo są zróżnicowani. Z dru giej strony, to przecież pozytyw, czyż nie? W in nym wypadku nie miałabym czego porównywać. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak wygląda wasza młodość? Mogę się założyć, że tak. Pewnie nie raz leżeliście w łóżku i rozmyślaliście, czy nie robicie za dużo lub za mało, czy nie powinniście być teraz w pracy lub na imprezie i czy na pewno tryb życia, który aktualnie prowadzicie, to dobry wybór. Czym było to spowodowane? Najprawdo podobniej życiem otaczających was znajomych, bo jak to jest, że niby jesteśmy w tym samym wieku, a jednak wszystko co robimy tak bardzo się róż ni… Czy istnieje jedna, właściwa droga?
20s – typ pierwszy – beztroskie życie. Pole ga na studiowaniu, imprezowaniu i posiadaniu masy wolnego czasu. Osoby żyjące w tym try bie zazwyczaj nie przejmują się kwestiami finan sowymi, korzystają ze studenckich lat i wycho dzą z założenia, że na pracę będzie czas później. Z jednej strony mają rację, dlaczego mielibyśmy tracić młodość na zdobywanie doświadczenia za
wodowego, przecież studia są od tego, żeby się wykształcić i pomóc dostać nam wymarzoną pracę. Kiedy jechać na Erasmusa, jeśli nie teraz? A szalone romanse? Co z nimi?
20s – typ drugi – pracuś. Totalne przeciwień stwo powyższego opisu. Należą do niego osoby studiujące, pracujące (często w dwóch różnych fir mach) i udzielające się w organizacjach. Wydaje mi się, że przyświeca im jakiś wymarzony scena riusz, niesamowita kariera, a towarzyszy ciągłe po czucie, że może jednak mogli zacząć jeszcze wcze śniej. Oczywiście kręci ich część rzeczy, które robią i stale dostarcza im to poczucia satysfakcji, ale czy warto poświęcać swoją młodość i przedwcześnie wyskakiwać z tego beztroskiego okresu? Ciekawa kwestia. Z drugiej strony, jakim cudem mamy nie rekrutować się do korporacji, jeśli nasza koleżan ka z ćwiczeń przeżyła już dwa awanse i zaszła wy żej niż ¾ osób w jej wieku. Kluczowe pytanie? Czy wspomniana koleżanka przegapiła swoją młodość. Szczerze mówiąc, nie znam odpowiedzi…
Jednak jedno jest pewne – róbcie tak, jak czu jecie, że powinniście i nie unikajcie szczęścia. Je śli coś sprawia wam przyjemność, praktykujcie to. Wyjedźcie na te wymarzone wakacje, zróbcie coś szalonego i podejmijcie to wyzwanie! A gdy dosta niecie szansę, to po prostu z niej skorzystajcie, nie zależnie od tego, co wiecie, a czego nie wiecie – je śli nie wiecie, to się dowiecie. Szanse mają to do siebie, że są wyjątkowe, a czasu nie da się cofnąć. Stwórzcie swój unikatowy przepis na młodość.
Katarski riff
Zbliżające się piłkarskie mistrzostwa świata zawierają w sobie tyle niewiadomych, że niemożliwym jest przewidzieć ich przebieg, zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Ale czy nie jest to cechą wszelkich wydarzeń dziejących się obecnie na globie? Jedno jest pewne – miliardy ludzi na całym świecie będą śledzić tę improwizację.
Jak wyobrażaliście sobie rok 2022 dwanaście lat temu? Zdecydowana większość czytelników tego tekstu była wtedy dziećmi, zatem ich zmartwienia ograniczały się wyłącznie do przyziemnych kwestii, takich jak chociażby numeracja ko lejnej części FIFY, a przyszłość wydawała się jakąś kompletną abstrakcją. Mimo kryzy su z 2008 r. społeczeństwo patrzyło na nią optymistycznie. Rzeczywistość uderzyła nas wszystkich obuchem jak hurtowe nadgodzi ny młodych stażystów pracujących w firmach Wielkiej Czwórki. Wciąż widoczne są następ stwa trwającej pandemii, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, za naszą wschodnią granicą trwa konflikt zbrojny, który może obrać nu klearny bieg, a do tego dochodzą niewidzia ne od lat turbulencje gospodarcze. A, dodajmy jeszcze anomalie klimatyczne.
Japończycy, którzy starali się o organizację mundialu w 2022 r., zapowiadali, że zapewnią holograficzne transmisje meczów na 400 stadio nach na całym świecie. Cóż, nie wiemy, czy da liby radę zrealizować swoje wizje, rzeczywistość pokazuje, że taki typ nadawania to jeszcze od legła perspektywa, ale i tak mamy do czynienia
z możliwościami, które kilkanaście lat temu wy dawały się nam nieosiągalne. Wszystkie mecze będą transmitowane w rozdzielczości 4K. Go dziny rozgrywania spotkań zmuszą wielu kibi ców do śledzenia mistrzostw na urządzeniach mobilnych. Nie ma nic lepszego od oglądania Maroko – Chorwacja w środę o 11.00 na wykła dzie bądź w pracy, prawda?
Bliski sportowi Wschód
W grudniu 2010 ogłoszono, że zaszczy tu goszczenia piłkarskich Mistrzostw Świata w roku 2018 i 2022 dostąpią kolejno Rosja oraz Katar. Były to niespodziewane decyzje, bo za faworytów uważano angielską i amerykańską kandydaturę. Lata później okazało się, że wy bory nie były do końca uczciwe, a w grę wcho dziło wsparcie pieniężne głosujących podmio tów na różnych polach. FIFA oczywiście nie uczyniła w tej sprawie nic.
Milczenie zapadło również w sprawie infra struktury. Katar obiecywał początkowo prze prowadzenie mistrzostw na 12 stadionach. Areny miały być w pełni klimatyzowane, by zapewnić jak najlepsze warunki piłkarzom oraz kibicom podczas panujących w kraju
upałów. Gospodarz mistrzostw po trzech la tach musiał poprosić FIFA o zmniejszenie liczby stadionów do ośmiu, a w 2015 r. ofi cjalnie ogłoszono, że mundial odbędzie się zimą, co oznaczało całkowite przemodelowa nie piłkarskiego kalendarza w Europie.
Budowa obiektów wymagała ogromnych na kładów siły roboczej. Wykorzystano do tego mi grantów, a według śledztw prowadzonych przez zachodnie gazety życie w wyniku przygotowań do mundialu straciło kilka tysięcy z nich. Katar odpiera zarzuty, twierdząc, że zapewnił pracow nikom godne warunki pracy i płacy – przyta czane są rzekome zmiany w krajowym prawie. Dziennikarze próbujący zbadać sprawę często byli zatrzymywani przez lokalną policję, a re porterzy w czasie mistrzostw będą mogli prowa dzić przekaz wyłącznie z wyznaczonych miejsc. Przewidywane są również problemy z siecią in ternetową, a przyjeżdżający muszą nabyć do stęp do jednej z usług VPN, by móc się połączyć z ulubionymi serwisami i komunikatorami.
Przyjazd do Kataru i nocleg w czasie mi strzostw wymagają od kibiców sporych zdolno ści adaptacyjnych oraz grubego portfela. Katar jest najmniejszym państwem w historii, które
TEKST: SEBASTIAN MURASZEWSKIgości piłkarski mundial. Odległości między are nami w porównaniu z poprzednimi turniejami w Brazylii oraz w Rosji są naprawdę minimal ne – dwa najbardziej oddalone od siebie stadiony dzieli 55 kilometrów. Brzmi jak bajka z Tysiąca i jednej nocy, ale niesie to ze sobą spore proble my. Przewiduje się, że do kraju przyjedzie półto ra miliona kibiców z zagranicy – istnieją obawy o wytrzymałość sieci komunikacyjnej, na którą składają się metro, autobusy oraz taksówki. Trudno uwierzyć w to, że FIFA chciała jeszcze bardziej powiększyć turniej. Gianni Infantino trzy lata temu ogłosił pomysł organizacji zma gań z udziałem 48 zespołów. Byłoby to na rękę sąsiadom Kataru, w tym Arabii Saudyjskiej, któ ra prowadziła wówczas izolację państwa – gdyby decyzja weszła w życie, Katar musiałby się po dzielić turniejowymi zaszczytami z wrogimi mu krajami ościennymi. FIFA pod płaszczykiem po koju chciała osiągnąć jeszcze większe zyski, jed nak Katar nie wyraził na to zgody.
Mundial nie jest wydarzeniem wprowadza jącym Katar na światową arenę sportowych imprez, lecz pierwszym aż takiej wagi. W po przedniej dekadzie w tym kraju rywalizo wali między innymi najlepsi światowi szczy piorniści, kolarze i lekkoatleci. Dużo emocji wzbudziły zmagania tych pierwszych. Repre zentacja Kataru składała się w dużej mierze z naturalizowanych zawodników, a jej mecze z Austrią, Niemcami i Polską nie obyły się bez kontrowersji sędziowskich. Gospodarze doszli do finału mistrzostw, a w późniejszych latach ich wyniki również były ponad stan. W ubiegłym roku Katar zorganizował przed mundialowy turniej. Nie był to, jak zwykle przed mistrzostwami świata bywało, Puchar Konfederacji, a przeprowadzony pod szyldem FIFA Puchar Narodów Arabskich.
Inwestycje w sport są ważną częścią strategii Qatar National Vision 2030, która ma wzmoc nić pozycję kraju na arenie międzynarodowej. Podobne wizje i również na rok 2030 stawia sobie Arabia Saudyjska. Saudowie chcą się stać sportową potęgą na każdym możliwym polu, przeznaczając setki miliardów dolarów na or ganizację wyścigów Formuły 1, turniejów gol fowych, kupno drużyn piłkarskich czy e-sport. Przy ciągłej chińskiej polityce zero COVID i izolacji przed resztą świata oraz sankcjach nało żonych na Federację Rosyjską, to Bliski Wschód staje się sportowym centrum globu.
Mundial kontrowersji
Jak świat reaguje na te mistrzostwa? Prze różnie. To międzynarodowe konsorcja stoją za projektami wszelkiej mundialowej infrastruk tury. Jednym z pozytywów jest fakt, że część stadionowych trybun po mundialu ma zostać
rozebrana i posłuży w regionach, gdzie zain teresowanie piłką jest znacznie większe. Przy kładem jest Stadium 974, złożony z takiej licz by kontenerów transportowych. Dwukrotnie zagra na nim reprezentacja Polski, 22 listopa da z Meksykiem i 30 listopada z Argentyną.
Sprzeciw wobec zawodów w Katarze naj głośniej słychać w krajach skandynawskich. Nad bojkotem mundialu długo zastawiano się w Norwegii. Ostatecznie reprezentacja ograni czyła się do gestów na koszulkach – mocniejsze formy protestu zakończyłyby się wieloletnią dys kwalifikacją ze strony FIFA. Norwescy piłkarze nie przeszli ostatecznie przez eliminacje.
Na katarskich stadionach zobaczymy za to Duńczyków. Ich stroje nie będą miały wi docznych emblematów, jak logo sponsora czy herb reprezentacji, a trzeci komplet koszulek, ze względu na żałobę po ofiarach przygoto wań do turnieju, przybierze czarny kolor. Chęci przyjazdu na imprezę nie przejawiają duńscy kibice. Wiele państw rezygnuje z or ganizacji stref kibica w geście protestu prze ciwko okolicznościom rozgrywania turnieju. Prym wiodą francuskie miasta.
Kibice na miejscu będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia. Zasady dotyczące spo żywania alkoholu doczekają się pewnego po luzowania, jednak europejskim kibicom będą wydawać się surowe. Na co dzień spożywanie alkoholu w Katarze jest zakazane. W czasie mistrzostw uczyniony zostanie wyjątek i re strykcje dotyczące spożywania alkoholu zosta ną obluzowane. Stoi za tym jeden ze sponso rów mistrzostw, firma Budweiser.
Niepewni swego bezpieczeństwa mogą być kibice o innej orientacji niż heteroseksualna. Nie wierzą oni zbytnio w pozytywne zapew nienia organizatorów. Kapitanowie ośmiu re prezentacji zadeklarowali ubranie tęczowych opasek w ramach akcji OneLove. Na trzy ty godnie przed startem mistrzostw władze Ka taru podjęły decyzje o złagodzeniu podejścia do publicznego okazywania sobie uczuć przez pary homo- i heteroseksualne.
Mistrzowskie dni
Nietypowy termin wymusza wysokie natężenie spotkań. Piłkarze wyjadą z macierzystych klubów w połowie listopada, by wrócić do nich tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Mundial ma trwać od 20 listopada do 18 grudnia. Zaledwie kilka mie sięcy przed jego startem przesunięto mecz otwarcia o jeden dzień. Gospodarze dokonali zmian w ter minarzu, by ich spotkanie z Ekwadorem było rze czywistym otwarciem mistrzostw.
W fazie grupowej mecze będą rozgrywane o godzinie 11.00, 14.00, 17.00 i 20.00 polskie go czasu. Ostatnia kolejka i faza pucharowa wy
znaczone są na godziny 16.00 i 20.00. Wszystkie zmagania będą transmitowane przez Telewizję Polską. Te o 11.00 pokaże TVP2, a resztę TVP1. Większość meczów zobaczymy też na antenach TVP Sport oraz TVP 4K, kanału w rozdzielczo ści Ultra HD i HDR uruchomionego specjalnie na mistrzostwa. Oczywiście posiadanie telewi zora nie jest konieczne do oglądania mundialu. Chętni znajdą transmisje i dodatkowe materiały na stronie TVP Sport oraz w aplikacji mobilnej.
Już teraz należy się przygotować na to, że mecze potrwają o kilka-kilkanaście minut dłużej niż normalnie. Wynika to z warunków atmosferycznych oraz dyrektyw dla sędziów, którzy mają być bardziej skrupulatni i szczo drzy w doliczaniu minut do podstawowego czasu gry. Mundial to również zmiany tech nologiczne. To na Mistrzostwach Świata po raz pierwszy wprowadzono żółte i czerwone kartki, systemy pozwalające na sprawdzenie, czy piłka przekroczyła linię bramkową bądź słynny VAR. Tym razem światło dzienne ujrzy testowany od kilkunastu miesięcy mechanizm automatycznie wykrywający spalone.
Kto wygra mistrzostwa? Odpowiedź na to pytanie jest trudniejsza niż kiedykolwiek wcze śniej. Nietypowy termin sprawia, że cykl koń cowych przygotowań do turnieju jest nadzwy czaj krótki, a futbol reprezentacyjny cechuje się dużą nieprzewidywalnością. Przykładem tego jest drużyna aktualnych mistrzów Eu ropy. Włochów, którzy triumfowali rok temu na stadionie Wembley, nie ujrzymy w Katarze. Na drodze stanęła im reprezentacja… Mace donii Północnej. Eksperci tradycyjnie stawia ją na kadry już wcześniej odnoszące sukcesy, zatem na Brazylię, Argentynę, Francję, Hisz panię, Anglię oraz Niemcy. Chociaż możemy być pewni, że pojawi się jakaś niespodzianka.
Są jednak elementy, które są nieodzowną częścią ostatnich edycji Mistrzostw Świata. Jednym z nich jest specjalna wersja gry FIFA. Jak to w ostatnich czasach bywa, nie jest to pełnoprawna produkcja zawierająca możliwość rozegrania eliminacji do turnieju, a bezpłatne DLC do FIFA 23. W do datku, który ukaże się w listopadzie, znajdą się wszystkie mundialowe stadiony oraz reprezenta cje, w tym kilkanaście najlepszych z tych, któ re na rzeczywistych arenach w Katarze się nie pojawią. Sednem gry jest oparty na rywalizacji online i mikropłatnościach tryb FIFA Ultimate Team, pozwalający na utworzenie drużyny ma rzeń składającej się z kart piłkarzy. Kart, które można uzyskać, kupując paczki za wirtualną wa lutę bądź prawdziwe pieniądze.
Mówiąc o zbieractwie, nie można zapominać o tradycyjnych albumach z naklejkami firmy Pani ni, które towarzyszą mistrzostwom od 1970 roku. Saszetka z pięcioma naklejkami kosztuje czte
ry złote bez jednego grosza. Kolekcja cieszyła się tak dużym zainteresowaniem w Argentynie, że liczba chętnych znacznie przewyższyła podaż. Rząd poczuł się zmuszony do interwencji, co nie było pierwszą ingerencją organów państwa w piłkarski świat w historii Argentyny.
Przyszłość jest zawiła
To będą ostatnie takie mistrzostwa. Od 2026 r. należy się spodziewać czempionatów organizowa nych przez wiele państw. Wynika to ze zwiększe nia liczby uczestniczących reprezentacji w mundialu z 32 do 48. Zmianie musi też ulec format rozgry wek. FIFA cały czas dywaguje nad jego ostateczną wersją, ale najprawdopodobniej czeka nas szesnaście trzyzespołowych grup, z których do fazy pucharowej awansują po dwie najlepsze drużyny. Budzi to obawy przed możliwością dogadywania się ekip w celu uzy skania korzyści – nie będzie już meczów rozgrywa nych równolegle. Spotkań będzie aż osiemdziesiąt.
Za cztery lata mundialowa rywalizacja rozstrzy gnie się na boiskach Kanady, USA i Meksyku. Trwa już zacięta walka o to, kto zorganizuje mi strzostwa w roku 2030, równo sto lat po pierwszym turnieju o Puchar Świata. Faworytem wydawała się południowoamerykańska kandydatura złożo na z Urugwaju (gdzie właśnie odbywał się pierwszy mundial), Argentyny, Chile i Paragwaju. Państwa te przygotowują się do ubiegania się o mistrzostwa już od początku XXI w. I przez pewien czas były fawo rytem do zwycięstwa wyścigu o mundial w 2030 r. Wtedy pojawiła się kandydatura Arabii Sau dyjskiej, Egiptu i Grecji. Jak wspomniano wyżej, Saudowie inwestują w sport gigantyczne kwoty. Mundial byłby ukoronowaniem ich starań. Wy bór państw z różnych kontynentów ma być spo sobem na zdobycie jak najszerszego poparcia. Nie mówiąc już o wpływach szejków. Mistrzo stwa w przypadku wyboru tych państw po raz kolejny zostałyby przeprowadzone zimą.
Pozostaje jeszcze Półwysep Iberyjski. Mistrzo stwa w Hiszpanii i Portugalii wydawałyby się najatrakcyjniejsze dla polskiego kibica. Według planu organizatorów kilka spotkań miałoby się odbyć na ukraińskich stadionach. Konkretnie w ramach jednej grupy. FIFA podejmie decyzję w sprawie mundialu w 2030 r. za dwa lata.
W czym tkwi magia mundialu? W prostocie roz grywek? W tym, że jeden mecz może zadecydować o bohaterach bądź tych, którzy na wieczność okry ją się wstydem? W tym, że transmisje są ogólnodo stępne? W tym, że są to rozgrywki reprezentacyjne? Niezależnie od powodu, pozostaje życzyć, byśmy zapamiętali listopadowe i grudniowe wydarze nia w Katarze wyłącznie dzięki sportowym wzglę dom. Nie można zapominać o tym, jak do tych mistrzostw doszło, ale należy życzyć, by na samym turnieju nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego. Nie zależnie od okoliczności, to jest piłkarski mundial. Impreza, na którą czekamy cztery lata. 0
Jak nie pozbyć się Kataru w tydzień?
Zmagania piłkarskiej reprezentacji Polski na wielkich imprezach potrafią na 90 minut (lub nawet dwie godziny!) zjednoczyć jakże spolaryzowane na co dzień społeczeństwo. Bezsprzecznie są to chwile wyjątkowe, do których warto godnie się przygotować!
TEKST: MICHAŁ JÓŹWIAKNiezależnie więc czy bacznie śledzicie po czynania Mateusza Wieteski we fran cuskim Clermont Foot, czy z futbolem styczność macie jedynie raz na cztery lata nakłonie ni do obejrzenia meczu kadry podczas domówki u znajomego, poniższy artykuł powinien pomóc Wam lepiej zrozumieć to, co zobaczycie niebawem na ekranach telewizorów.
Zacznijmy od najważniejszego, czyli rozkładu jazdy (tu warto przywołać we własnej wyobraź ni jeden z bardziej kultowych memów adapto wanych przez kibiców reprezentacji Polski przy okazji każdego występu kadry na imprezie ran gi mistrzowskiej), a właściwie terminarza. Do brą informacją jest bez wątpienia to, że wszystkie grupowe mecze biało-czerwonych rozgrywane są poza standardowymi godzinami pracy (8–16) lub w dni weekendowe co oznacza, że większość z Was nie będzie musiało nadmiernie się gimnastykować, aby wkomponować je do swojego grafiku (nawiasem mówiąc, jest to pierwszy Mundial w historii rozgry wany w terminie zimowym – ot tak, ciekawostka). Naszą przygodę rozpoczynamy we wtorek, 22 listopada, o godzinie 17.00. Już na samym starcie podejmujemy głównego rywala w walce o awans z grupy, reprezentację Meksyku. cztery dni później, w sobotę, o godzinie 14.00, zmie
rzymy się zaś ze skazywaną na ostatnie miejsce w pierwszym etapie rozgrywek kadrą Arabii Sau dyjskiej. Domknięciem rozgrywek grupowych będzie pojedynek z Argentyną, umiejscawianą przez czołowe redakcje sportowe świata wśród ścisłego grona faworytów całych mistrzostw. Ry walizacja z południowoamerykańskimi zawodni kami zwieńczy Andrzejki, będzie bowiem miała miejsce 30 listopada (w środę), o godzinie 20.00.
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o polskiej reprezentacji, ale boicie się zapytać
Obecnym trenerem naszej kadry jest Czesław Michniewicz. W przeszłości dwukrotnie wygry wał on rywalizację o Mistrzostwo Polski, prowa dząc kolejno, Zagłębie Lubin oraz Legię Warszawa. Stołeczną drużynę doprowadził także do rozgrywek Ligi Europy, gdzie z sukcesami mierzył się z ekipa mi Leicester czy Spartaka Moskwa. Zakwalifikował się również wraz z młodzieżową reprezentacją Pol ski (U-21) do turnieju finałowego Mistrzostw Eu ropy – ów wyczyn należy uznać za o tyle spektaku larny, że podobnego sukcesu nie udało się przez 25 lat osiągnąć żadnemu innemu polskiemu trenerowi. Co więcej, odbył w przeszłości staże trenerskie w tak renomowanych drużynach jak Schalke, Bayer Le verkusen czy Tottenham.
Znacznie mniej chlubną kartę w życiorysie se lekcjonera stanowią oskarżenia o czynny udział w procederze korupcyjnym. Mimo iż sprawa zo stała przez prokuraturę umorzona z racji na nie wystarczającą liczbę dowodów, to 711 połączeń trenera z „Fryzjerem”, głównodowodzącym pol skiej mafii piłkarskiej, rodzi zarówno wśród ki biców, jak i dziennikarzy, duże wątpliwości od nośnie słuszności wybrania go na stanowisko. Sam Michniewicz bardzo niechętnie odnosi się obecnie do stawianych oskarżeń, starając się te mat, przynajmniej na czas mistrzostw, wyciszyć.
Ciekawostką, dzięki której (niewątpliwie) za błyśniecie przed znajomymi jest fakt, że obecny szkoleniowiec reprezentacji wcale nie przyszedł na świat w Polsce. Urodził się w niewielkiej Brzo zówce, która mimo iż znajdowała się w granicach Rzeczypospolitej w latach 1921–1939, to po napa ści ZSRR została włączona do Białoruskiej SRR.
Przechodząc jednak do meritum – Czesław Michniewicz, podobnie zresztą jak jego po przednik, Paulo Sousa, najchętniej stosuje for mację 3-4-2-1 (przechodzącą niekiedy płynnie w 4-4-2 lub 4-4-3). Dyskusja na temat najwła ściwszego ustawienia kadry to chleb powsze dni dla każdego kibica. Wiele opinii dykto wanych jest nostalgią, której siły sprawczej
potrafimy niekiedy stanowczo nie docenić. Osobiście jestem głęboko przekonany, że ob rane przez Czesława Michniewicza ustawie nie jest stanowczo najbardziej optymalne, o czym więcej nieco później.
Patrząc od tyłu – pozycja bramkarza od za mierzchłych już czasów jest jednym z najpew niejszych punktów polskiej kadry. Niegdyś To maszewski, Młynarczyk czy Boruc, obecnie Wojciech Szczęsny. Golkiper Juventusu uci szył wszelkie głosy krytyki występem w meczu przeciwko Walii, potwierdzając swój status za wodnika absolutnie najwyższej światowej kla sy. Wobec Szczęsnego nie da się przejść obojęt nie – charyzmatyczny, bezpośredni, ironiczny. Potrafi wzbudzić skrajne uczucia. W przeszło ści przyłapany został przez ówczesnego trenera Arsenalu, Arsene’a Wengera, na paleniu papie rosa pod prysznicem, za co spotkał się z niema łym ostracyzmem. Lata później trafił jednak do włoskiego Juventusu Maurizia Sarriego, gdzie ze swoim zamiłowaniem do nikotyny nie musiał się kryć. Sam bowiem Sarri wypala od 60 do 80 papierosów dziennie.
Mimo że skład trzyosobowej linii obrony możemy wytypować z dużą dozą pewności już w październiku (dokładnie rzecz biorąc, w jego drugiej połowie), to ciężko mówić w tym przy padku o monolicie. Jedynym zawodnikiem grającym nie tyle regularnie, co na wysokim poziomie, jest bowiem Jakub Kiwior, występu jący obecnie w Spezii (w której składzie znaj dziemy także dwóch innych potencjalnych re prezentantów, Bartłomieja Drągowskiego oraz Arkadiusza Recę). Kariera świetnie prosperują cego defensora nabrała rozpędu, co nie zdarza się w światowej piłce często, na Słowacji. Ostat nie juniorskie szlify zebrał zaś w Belgii, gdzie re prezentował barwy młodzieżowej drużyny sto łecznego Anderlechtu. W reprezentacji pojawił się do tej pory zaledwie cztery razy – stwierdze nie, że będzie on najmniej doświadczonym na arenie międzynarodowej graczem naszego ze społu nie będzie więc przesadnie ryzykownym. Towarzyszyć będą mu, jeżeli Czesław Michnie wicz nie zaskoczy swoimi wyborami, doświad czeni Kamil Glik oraz Jan Bednarek. Za odrębny byt należy uznać wahadła, które w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy przeszły niebywałą metamorfozę (wracając do punktu dotyczącego formacji – to właśnie ze względu na niebywały potencjał graczy na tych pozycjach, ustawienie obrane przez Czesława Michniewicza jest jednym z najbardziej efektywnych z możli wych). Nieudolne wrzutki Tymoteusza Puchacza oraz Kamila Jóźwiaka podczas Euro 2021 potra fiły doprowadzić widzów do szału, stanowiąc je den z najpoważniejszych mankamentów druży ny prowadzonej przez Paulo Sousę. Żaden z ich
następców nie wychował się co prawda w Polsce (co widać po poziomie wyszkolenia techniczne go), obaj zostali jednak przez sympatyków ro dzimej kadry przywitani niezwykle ciepło. Wy stępujący po prawej stronie boiska Matty Cash, urodzony w angielskim Slough, to obecnie, za raz po Robercie Lewandowskim oraz Piotrze Zielińskim, najbardziej wartościowy (zdaniem renomowanego portalu Transfermarkt) zawod nik naszej reprezentacji (wyceniany na 25 mln euro). Nie można się takim estymacjom dziwić, Cash jest obecnie jednym z najlepszych bocz nych obrońców nie tyle w angielskiej Premier League, co na całym świecie. Występujący po drugiej stronie Nicola Zalewski, wychowany we Włoszech, to zaś talent najczystszej wody, promo wany w Romie przez samego Jose Mourinho; jedy ny Polak znajdujący się w ścisłym gronie 30 graczy nominowanych do nagrody Golden Boy. Kiedy mówimy zaś o środku pola, jedynym pewniakiem wydaje się być Piotr Zieliński, który jest aktualnie w najlepszej formie swojej dotych czasowej kariery, brylując w barwach włoskiego Napoli. Zawodnikiem wartym wyróżnienia jest jednak Krystian Bielik, wychowanek Arsena lu, występujący obecnie na zapleczu angielskiej Premier League - sam trener Birmingham City uważa nawet, że jest to najlepszy pomocnik ligi. Championship potrafi kształtować graczy z naj wyższej półki, o czym najlepiej świadczą kariery Reece’a Jamesa czy Masona Mounta. Najwięk szym mankamentem Krystiana jest kontuzjo genność, która niejednokrotnie zatrzymała już dynamicznie rozwijającą się karierę młodego defensywnego pomocnika. Pozostaje liczenie na to, że w Katarze zamelduje się bez większych problemów zdrowotnych – dynamika jaką może nadać naszej grze jest bowiem jednym z kluczo wych elementów determinujących styl gry kadry na zbliżającym się Mundialu.
Jeśli odważyliście się zerknąć do sekcji sportowej naszego magazynu i dobrnęliście aż do tego frag mentu artykułu, oznacza to, że sylwetka Rober ta Lewandowskiego jest Wam najpewniej dobrze znana. Podobnie i Arkadiusz Milik, który stał się niechlubnym bohaterem licznych memów, cieszy się niemałą popularnością. Za znacznie mniej roz poznawalnych należy uznać Karola Świderskiego oraz Sebastiana Szymańskiego, którzy z napastni kiem Juventusu będą rywalizować o miejsce w wyj ściowej jedenastce. Kariera pierwszego z powyżej wymienionych dowodzi, że w reprezentacji można się zameldować omijając czołowe europejskie ligi szerokim łukiem. Po udanym pobycie w greckim PAOKu Saloniki, Karol otrzymał lukratywną pro pozycję od amerykańskiego Charlotte FC (na mar ginesie - jest to jeden z najmłodszych klubów świa ta – został założony w grudniu 2019 r.), gdzie gra po dziś dzień. W żadnej z pięciu topowych lig
swoich meczów nie miał okazji rozgrywać rów nież Sebastian Szymański, Wydaje się jednak, że jest to tylko i wyłącznie kwestia czasu. Zaled wie kilka miesięcy temu, wybiegając na mura wę w barażowym meczu ze Szwecją, 23-letni za wodnik znajdował się w sytuacji znacznie mniej komfortowej. W obliczu zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę, wciąż obowiązujący go kontrakt ze Spartakiem Moskwa pozostawiał w życiu gra cza problemy znacznie pilniejsze niż piłka noż na. Oliwy do ognia dolewał Mariusz Piekar ski, agent Szymańskiego, którego wypowiedzi (a także, jak się później okaże, czyny – dopro wadził do wewnątrzrosyjskiego transferu Ma cieja Rybusa) należy uznać za co najmniej kon trowersyjne. Zbawieniem dla Sebastiana stało się wypożyczenie (z opcją wykupu, która niemal na pewno zostanie po sezonie aktywowana) do holenderskiego Feyenoordu Rotterdam, gdzie swoją grą potrafi porwać tłumy. Zgadzają się także liczby – Szymański z dużą regularnością notuje bramki oraz asysty (niektóre naprawdę niebanalnej urody, warto zerknąć na YouTubie).
Na miesiąc przed Mundialem możemy być pew ni, że w kadrze zabraknie Jakuba Modera – jest to strata o tyle bolesna, że nie dysponujemy obec nie zawodnikiem środka pola potrafiącym zaofe rować równie dużo zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Jeśli obejdzie się jednak bez kolej nych urazów (co wydaje się, odpukać w niema lowane, skrajnie nieprawdopodobne), będziemy mogli jednak mówić o olbrzymim szczęściu.
Niezły (?) Meksyk
Reprezentacja Meksyku, delikatnie rzecz uj mując, nie jest w najlepszej formie – porażki z Kolumbią, Paragwajem oraz Urugwajem i bez bramkowe remisy z Ekwadorem czy Gwatemalą, nie mogą napawać optymizmem. Mimo że jedy nym pozytywnym rezultatem osiągniętym przez graczy z Ameryki Łacińskiej w ostatnich mie siącach jest jednobramkowe zwycięstwo z Peru, należy jednak pamiętać, że reprezentanci Mek syku, poczynając od Mundialu ‘94, za każdym razem kwalifikowali się do fazy pucharowej (i na tym etapie go również kończyli).
Problemów jest wiele. Za jeden z najpoważ niejszych uznawany jest sam szkoleniowiec ka dry – Gerardo Martino (były trener FC Barce lony), który nie zbiera wśród fanów latynoskiej drużyny najlepszych recenzji. Menedżer nie obecny był na ostatnim treningu przed towa rzyskim meczem z Peru – powodem miało być, zdaniem Michała Matlaka (dziennikarza dobrze obeznanego z meksykańskim futbolem), spotka nie Argentyny, odbywające się w tym samym czasie, które Martino miał oglądać w hotelo wym pokoju. Kolejnym kamyczkiem do ogród ka selekcjonera jest waśń z Javierem
nandezem, znanym większości kibiców pod pseudonimem „Chicharito”. Najlepszy strzelec w historii kadry prawdopodobnie nie pojedzie na mundial, pomimo nie najgorszych wystę pów w barwach LA Galaxy. Na katarskich bo iskach nie zobaczymy także gwiazdora drugiej kalifornijskiej drużyny, LA FC – Carlosa Veli. Taki obrót spraw wynika jednak z personal nych decyzji zawodnika, który zdecydował się zakończyć swoją przygodę z reprezentacją.
Dwóch spośród czterech najwyżej wycenia nych przez Transfermarkt meksykańskich za wodników również może nie zameldować się na listopadowym zgrupowaniu kadry. Raul Ji menez, bezsprzecznie najbardziej renomowa ny napastnik reprezentacji oraz Jesus Manuel Corona (znany również jako Tecatito), mogą cy z powodzeniem odnajdywać się zarówno w formacji ofensywnej, jak i na boku obrony, mierzą się aktualnie z urazami, których może nie udać się wyleczyć do pierwszego gwizdka zbliżających się mistrzostw. Nie rozpędzajmy się jednak przesadnie! Meksyk to wciąż bardzo mocny zespół, pla sujący się na 13. miejscu w rankingu FIFA (stan na 24 października). Trzeba pamię tać także, że ekipy grające piłkę dynamicz ną, opartą na szybkości oraz umiejętnościach technicznych swoich zawodników, nigdy nie były najwygodniejszymi rywalami dla naszej kadry. A tak właśnie scharakteryzować moż na, bez większych wątpliwości, reprezentację Meksyku. W ofensywnym ustawieniu 4-3-3 na szczególną uwagę zasługują: Hirving Lo zano, skrzydłowy, obdarzony umiejętnościa mi sprinterskimi których nie powstydziłby się niejeden biegacz, reprezentujący na co dzień barwy znanego nam dobrze, dzięki występom Piotra Zielińskiego, Napoli oraz niezwykle uniwersalny Edson Alvarez, gracz holender skiego Ajaxu Amsterdam, mogący pełnić za równo rolę środkowego obrońcy, jak i pomoc nika o inklinacjach defensywnych.
Konfrontując preferowaną przez Gerardo Martino formację z ustawieniem stosowanym przeważnie przez Czesława Michniewicza, uwagę należy zwrócić na kilka elementów:
1. Ruchliwi skrzydłowi: Hirving Lozano oraz Alexis Vega (lub Tecatito, jeżeli zdąży wyleczyć kontuzję przed Mundialem) będą próbowali wykorzystać niewielką dynami kę oraz brak rytmu meczowego ustawiane go na półprawej obronie Jana Bednarka, jak i skłonności do mocno ofensywnej gry lewe go wahadłowego reprezentacji Polski, Nicoli Zalewskiego.
2. Ustawiani przeważnie w linii ataku Piotr Zieliński oraz (jeżeli Czesław Michniewicz zdecyduje się na jego wystawienie w pierw szym spotkaniu Mundialu) Sebastian Szy mański odegrają kluczową rolę w zakresie do minacji obsadzonego aż trzema zawodnikami środka pola.
3. Przestrzenie powstające między bocz nymi a środkowymi obrońcami, w wyniku ofensywnej gry naszych wahadłowych, po winny stać się polem rywalizacji Roberta Le wandowskiego z asekurującymi linię defen sywną pomocnikami.
Arabski Merkantylizm
Reprezentacja Arabii Saudyjskiej, w odróżnie niu od przedstawionego powyżej Meksyku, po czynając od Mundialu ‘98, jeżeli w ogóle na mi strzostwa świata się kwalifikuje, to zbiera w ich trakcie niezły oklep. Pomijając debiutancki wy stęp „Zielonych Sokołów” w 1994 r., kiedy za skoczyli cały świat, odnosząc zwycięstwa z Bel gią oraz Marokiem, ich bilans nie prezentuje się najlepiej. Na 12 spotkań, zwycięstwo odnie śli tylko w jednym (z Egiptem), remisując dwa spotkania, pozostałe dziewięć zaś przegrywa jąc. Niekiedy dość spektakularnie – 0:8 w spo tkaniu z reprezentacją Niemiec w 2006 r., to po dziś dzień najwyższa porażka odniesiona przez jakąkolwiek drużynę na Mundialu w XXI w. Podobną kompromitacją było 0:5 z Rosją przed czterema latami. Selekcjoner Arabii Saudyjskiej, Hervé Renard, odnoszący w przeszłości niema łe sukcesy z Zambią oraz Marokiem (z obiema drużynami wygrał prestiżowy Puchar Narodów Afryki – odpowiednik naszego Euro), zapowia da jednak, że na katarskich boiskach jego ekipa nie będzie pełniła już roli outsidera.
Ostatnie rezultaty prowadzonej przez niego drużyny być może nie potwierdzają w stu pro centach obranej przez szkoleniowca retoryki, nie można jednak powiedzieć, że stawiają drużynę z Półwyspu Arabskiego w najgorszym świetle. Na uwagę zasługuje jednobramkowe zwycięstwo z Australią w ostatnim meczu Eliminacji Mi strzostw Świata (które Arabia Saudyjska zakoń czyła na pierwszym miejscu, wyprzedzając fawo ryzowanych Japończyków) oraz bezbramkowy remis z kadrą Stanów Zjednoczonych we wrze śniowym, towarzyskim pojedynku. Za mniej chlubne należy uznać niedawne porażki z Ko lumbią czy Wenezuelą (oba jednak tylko po 0:1).
To co wyróżnia drużynę Hervé Renarda od pozostałych uczestników zimowego mundialu, to ilość czasu, którą mogą, w pełnym składzie osobowym, poświęcić na przygotowania. Nie
znajdziemy w zespole zawodnika spoza rodzimej ligi, terminarz rozgrywek został więc ułożony tak, aby długość owego okresu zmaksymalizo wać, dając szkoleniowcowi możliwość rozegra nia aż sześć meczów kontrolnych (m.in. z Alba nią, Islandią czy Chorwacją).
Z kadry wypadło do tej pory trzech istot nych zawodników – dwóch (Al-Shehri oraz Al-Malki) ze względu na kontuzje, jeden (Al -Muwallad) z powodu dwukrotnego nieprzej ścia testu na obecność narkotyków w orga nizmie. Warto napomnieć, że Al-Muwallad pełnił w zespole rolę kluczową, będąc w prze szłości graczem hiszpańskiego Levante (gdzie wybiegł na murawę jedynie w dwóch me czach), asystując nawet w wygranym na ostat nim Mundialu meczu z Egiptem.
Ustawienie preferowane przez francuskiego szkoleniowca to 4-2-3-1 (przechodzące płynnie w 4-3-3 z dwoma defensywnymi pomocnikami). Za kluczowego piłkarza uznać należy 31-letnie go lewoskrzydłowego, Al-Dawsariego który, po dobnie jak wspomniany wcześniej Al-Muwal lad, zaliczył niegdyś epizod w europejskiej piłce. „Epizod” to zresztą słowo wyjątkowo trafne – na boisko w barwach Villarreal wyszedł jednokrot nie, rozgrywając 33 minuty w ostatnim meczu sezonu przeciwko Realowi Madryt (na margi nesie, ciekawy wpis do CV). Aktualnie repre zentuje barwy Al-Hilal – warto nadmienić, że zawodnicy tego klubu stanowią trzon arabskiej reprezentacji. Środkowy pomocnik Al-Faraj oraz lewy obrońca Al-Shahrani również uważani są za kluczowe elementy układanki Renarda.
Podczas meczu z reprezentacją Polski o koń cowym zwycięstwie mogą więc przeważyć:
1. Nie najlepsze warunki fizyczne arabskich środkowych obrońców, którzy w pojedynkach fizycznych czy główkowych z Robertem Le wandowskim mogą prezentować się nad wyraz nieprzekonująco.
2. Właściwa asekuracja prawej strony boiska przez Matty’ego Casha, pełniącego swoją rolę vis-a-vis gwiazdy arabskiego zespołu, jak i odpo wiednia współpraca z półprawym obrońcą (któ rym najpewniej będzie wspomniany już uprzed nio Jan Bednarek).
3. Dominacja środka pola przez polskich po mocników – rozbijanie głęboko ustawionego bloku defensywnego Arabii Saudyjskiej, szu kanie półprzestrzeni między defensorami czy strzały z dystansu.
Tango Argentino
Dotrzymać kroku Albicelestes nie jest łatwo –w 2022 r. dokonał tego jedynie Ekwador, remisu jąc w pojedynku z trzecią drużyną rankingu FIFA 1:1. Niepokonanymi Argentyńczycy są zaś aż od 34 spotkań (w lipcu 2019 roku ulegli Brazy
lijczykom w półfinale Copa America). Do zna komitej formy wraca Leo Messi, który w wieku 35 lat stał się „10” z krwi i kości. Argentyńska ka dra jest zaś na tyle szeroka, że problematyczna nie powinna być nawet nieobecność Paulo Dybali, który w wyjściowym składzie reprezentacji poten tata pojawił się po raz ostatni w 2019 r. Trudno znaleźć w południowoamerykańskiej układan ce element, który byłby niespójny, nie współ grałby z idyllicznym obrazem drużyny typowa nej jako jeden z faworytów całego turnieju.
Łyżeczką dziegciu okazać się może jedynie zdezorganizowanie rozgrywek ligowych, które przez rodzimy związek piłki nożnej zarządza
szywy pomocnik, którego najlepiej opisać moż na przy pomocy włoskiego terminu mezzala, drugi to rasowy skrzydłowy z wszelkimi inkli nacjami do efektownej, ofensywnej gry. Z tego również powodu możemy oczekiwać, że w za leżności od fazy meczu ustawienie płynnie prze chodzić będzie w 4-3-3 – taka swoboda powinna pomóc uwypuklić wszelkie niedociągnięcia dru żyny stającej z Argentyńczykami w szranki.
Najbardziej problematyczne mogą być dla re prezentacji Polski:
1. Zwięzłe ataki znakomicie dryblującego duetu Martinez–Messi, który będzie starał się wykorzystać brak dynamiki stających prze
ne są w horrendalny sposób (co za tym idzie, w kadrze znajduje się tylko jeden reprezentant ojczystej ligi – 36-letni bramkarz, Franco Ar mani). To nie powinno jednak odegrać elemen tarnej roli w przebiegu katarskiego Mundialu (kłopotliwe może, lecz nie musi, być dopiero za parę lat, kiedy do głosu w kadrze zacznie do chodzić kolejne pokolenie zawodników).
Niepodważalną pozycję w zespole mają dwaj gracze – rzecz jasna, Leo Messi oraz, co już prawdopodobnie mniej oczywiste, Lautaro Martinez, napastnik Interu Mediolan. Mimo iż w klubie duet tworzy z graczem o charakterysty ce całkowicie odmiennej (Romelu Lukaku lub Edin Dżeko), to stał się nieodzownym punktem argentyńskiej ofensywy, pełniąc rolę nieodłącz nego partnera ikony światowej piłki.
Samo ustawienie Albicelestes również nie na leży do typowych. Asymetryczne 4-2-2-2 po zwala Lionelowi Scaloniemu na dużą swobodę taktyczną oraz wykorzystanie w pełni dostęp nych zasobów ludzkich. Poza opisanym już wy żej duetem napastników (żadnego nie powin niśmy jednak definiować jako typowej „9”), w formacji ofensywnej, po przeciwnych stronach boiska, znajdą się najpewniej Giovani Lo Celso oraz Angel Di Maria, obdarzeni dalece odmien ną paletą umiejętności. Pierwszy z nich to fał
ciw nim Kamila Glika oraz Jana Bednarka. Odpowiedzią ze strony Czesława Michniewi cza będzie zapewne bardzo nisko ustawiony blok obrony (która może momentami, po głę bokim wycofaniu się zarówno wahadłowych, jak i pomocników o inklinacjach defensyw nych, stanowić nawet siedem osób).
2. Duża połać przestrzeni na przedpolu, bę dąca skutkiem działania przedstawionego w po wyższym podpunkcie. Jeżeli nie zostanie ona odpowiednio zabezpieczona przez tercet ofen sywny, może być wykorzystywana przez dobrze strzelającego z dystansu Rodrigo de Paula czy cofającego się w głąb boiska Leo Messiego.
3. Pięć zmian do dyspozycji argentyńskiego szkoleniowca. W razie remisu, w decydujących momentach meczu zadecydować może licz ba zawodników z najwyższej światowej półki, którą Scaloni będzie miał do swojej dyspozy cji. Na równie odważną rotację nie będzie mógł pozwolić sobie selekcjoner reprezentacji Polski.
Wiecie już wystarczająco dużo, żeby móc wygodnie rozsiąść się w fotelu i z biało-czerwo nym szalikiem zawieszonym na szyi, w przy pływie emocji o wszystkim zapomnieć. Najle piej w doborowym towarzystwie.
I trzymajcie mocno kciuki! Pozwólmy chwili trwać i niech trwa jak najdłużej. 0
Katarskie czarne konie
Grupa pretendentów do zajęcia najwyższych miejsc na mundialu od dawna pozostaje praktycznie niezmienna. Co cztery lata jako faworyci do zgarnięcia najwyższych laurów typowane jest wąskie grono tych samych drużyn, dysponujących najsilniejszymi kadrami i wyróżniających się równą, wysoką formą. Na szczęście prowadzące na szczyt drzwi, mimo że bardzo wąsko otwarte, nie są całkowicie zamknięte.
TEKST: FILIP WIECZOREKKażde mistrzostwa świata, oprócz nie zbyt trudnych do przewidzenia zna komitych wyników światowych gi gantów, niosą za sobą również historie zespołów, które wdarły się do czołówki o wiele bardziej krętą drogą. Także na katarskich boiskach za grają liczne mogące sprawić niespodziankę re prezentacje. Większość z nich, jak Chorwacja bądź Urugwaj, już przez długi czas stanowi so lidne zaplecze elity, co jakiś czas przebijając się do niej. Zdarzają się jednak również przypadki drużyn osiągających szczyt swoich możliwo ści po latach posuchy. To właśnie takie zespo ły, a nie silne reprezentacje, którym do czołówki brakuje naprawdę niewiele, można określić mia nem prawdziwych czarnych koni.
Serbia
Serbia to dziwna reprezentacja. Trudno wskazać w ciągu ostatnich kilkunastu lat mo ment, w którym wypadłaby z grona dziesięciu najsilniejszych kadrowo zespołów Europy. Po twierdzają to wyniki z eliminacji mistrzostw świata. Beli Orlovi dostali się na trzy z czte rech ostatnich mundiali (w 2006 r. jeszcze jako Serbia i Czarnogóra), mając w kwalifi kacjach na rozkładzie takie tuzy jak Francja i Hiszpania. Problem w tym, że kiedy gra toczy się o coś innego niż zakwalifikowanie się do światowego turnieju, Serbowie zdają się zapo
minać, jak się gra w piłkę. W XXI w. udało im się wygrać zaledwie dwa mundialowe mecze, pozostałe siedem przegrywając. Mistrzostwa Europy? Ostatnio zagrali na nich w 2000 r., kiedy kraj nazywał się jeszcze Jugosławia a jego prezydentem był Slobodan Milošević.
Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Przede wszystkim dlatego, że Serbowie od dłuż szego czasu utrzymują dobrą formę. Po wyjściu z grupy eliminacyjnej z pierwszego miejsca (wy przedzając przy tym Portugalię) udało się im wygrać trudną grupę w dywizji B Ligi Narodów, podczas ostatniej przerwy reprezentacyjnej, pewnie pokonując Szwecję i Norwegię. O siłę serbskiej kadry nie ma co się obawiać. Gwiazda mi zespołu są Dušan Vlahović oraz Sergej Mi linković-Savić, obaj od kilku sezonów będący jednymi z najlepszych zawodników w Serie A. Jest to istotna przewaga nad kluczowym rywa lem Orlova w grupie, niezwykle solidną, ale nie posiadającą w swoim składzie wyróżniających się postaci, Szwajcarią. Co bardzo ważne, Ser bowie nie mają wyraźnych słabych ogniw. Przez lata ich newralgicznym punktem była bramka, obsadzona przez marnego Vladimira Stojko vicia, który zagrał 84 razy w kadrze tylko dla tego, że nie było nikogo lepszego. Obecnie na jego pozycji gra dobry znajomy polskich kibiców Vanja Milinković-Savić, niegdysiejszy bramkarz Lechii, aktualnie broniący barw Torino. Nie jest
to może zawodnik światowej klasy, raczej solid ny wyrobnik, niemniej jego postawa nie powin na spędzać snu z powiek selekcjonera Dragana Stojkovicia. To samo można powiedzieć o trój ce środkowych obrońców, złożonej z graczy re gularnie występujących w europejskich średnia kach. To powinno wystarczyć do tego, aby nie popełniali rażących błędów. Reszta należy do ich kolegów z przednich formacji.
Senegal
Afrykanie nie mają szczęścia do mundiali. Za każdym razem któryś z reprezentantów Czarne go Lądu jest typowany jako jeden z kandydatów do sprawienia niespodzianki. Niestety mają oni niesamowitego pecha do odpadania w drama tycznych okolicznościach. Na mistrzostwach w Rosji żadnemu z reprezentantów Afryki nie udało się wyjść z grupy po tym jak Nigeria stra ciła decydującą bramkę w 86. minucie meczu z Argentyną, a Senegal odpadł, przegrywając z Japonią w klasyfikacji fair play. Najbliżej strefy medalowej była Ghana w 2010 r., jednak prze grała z Urugwajem w ćwierćfinale po jednym z najbardziej emocjonujących meczów w histo rii mistrzostw świata.
Na katarskim mundialu Senegalczycy będą mieli dobrą okazję, aby przerwać afrykańską klątwę. W fazie grupowej jedynym poważ nym zagrożeniem będzie dla nich Holandia, zaś w meczach z przeciętnym Ekwadorem i fatalnym Katarem zaskoczeniem będzie ja kikolwiek inny wynik niż pewne zwycięstwo Lwów Terangi. Dalej może stać się już wszyst ko. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że obec na senegalska generacja to jeden z najlepszych zespołów w historii kontynentu. To nie jest stereotypowa afrykańska drużyna naszpiko wana gwiazdami z przodu, za to w defensywie rozstawiająca przed rywalami czerwony dy wan a w bramce wywieszająca ręcznik. Wręcz przeciwnie, Aliou Cissé ma do dyspozycji nie zwykle zbalansowany zespół. Jego najjaśniej sze punkty stanowią Sadio Mané (chociaż na dzień 10 listopada jego występ nie jest pewny) i Kalidou Koulibaly, kolejno drugi zawodnik w plebiscycie Złotej Piłki oraz podstawowy
obrońca Chelsea. Pozostałe pozycje również obsadzone są przez graczy co najmniej solid nych, regularnie występujących w czołowych europejskich ligach. Do pełni szczęścia bra kuje tylko Edouarda Mendy’ego w dyspozy cji sprzed roku. Bramkarz Chelsea w sezonie 2020/21 zapracował na miano jednego z naj lepszych na swojej pozycji na świecie, jednak ostatnio bardziej niż z genialnych interwencji znany jest raczej z licznych wpadek. Mimo to wciąż mowa o piłkarzu, którego stać na zrobie nie różnicy na boisku. W końcu to on został najlepszym bramkarzem wygranego przez Se negal tegorocznego Pucharu Narodów Afry ki a w ostatniej fazie eliminacji do mundialu obronił decydujący rzut karny.
Stany Zjednoczone
Amerykańska piłka nożna zdaje się wracać na właściwe tory po koszmarnych eliminacjach do Mistrzostw Świata 2018. Brak kwalifikacji na ro syjski mundial był do tego stopnia szokujący, że wywołał w USA poważną dyskusję na temat przy szłości całej dyscypliny. Amerykańscy eksperci zwracali uwagę na niski poziom znacznie prze płaconej MLS, przestarzały system szkolenia,
a przede wszystkim fakt, że futbol nie jest nawet jednym z trzech najpopularniejszych sportów w kraju. Co gorsza, wiele wskazywało na to, że w najbliższej przyszłości mogło być jeszcze go rzej. Kadra starzała się w zastraszającym tempie, jej trzon stanowili zasłużeni, aczkolwiek znajdu jący się już jedną nogą po drugiej stronie rzeki Tim Howard i Clint Dempsey oraz zweryfiko wane przez europejską piłkę niespełnione talen ty w postaci Jozy’ego Altidore’a oraz Michaela Bradleya. Światełkiem w tunelu był wprowadza ny do reprezentacji Christian Pulisic, już wtedy objawiający swój wielki talent. Była to jednak tylko kropla w morzu potrzeb przechodzącego wymianę pokoleniową USMNT (United States Men’s National Soccer Team).
W przededniu mistrzostw świata w Kata rze, sytuacja jest zgoła odwrotna. Amerykań ska reprezentacja będzie jedną z najmłodszych na całym turnieju. Spośród zawodników po wołanych na ostatnie zgrupowanie tylko je den urodził się przed 1992 r., a średnia wieku całej kadry nie przekroczyła 24 lat. Po na zwiskach można stwierdzić że, Amerykanie dysponują lepszą drużyną niż kiedykolwiek. To już nie te czasy, kiedy poza nielicznymi
wyjątkami kluczowymi elementami zespo łu byli zawodnicy anonimowi dla każdego, kto nie śledzi MLS. Dziś najlepsi zawodni cy USMNT występują w czołowych klubach Premier League i Serie A, będąc uznawany mi za jedne z największych talentów na świe cie. Problemem może być to, że nie pełnią oni w swoich zespołach kluczowych ról. Gwiazda reprezentacji, Christian Pulisic, jest w Chelsea tylko zmiennikiem, podobnie Sergiño Dest w Milanie i Giovanni Reyna w Borussii Do rtmund. Z drugiej strony, na regularne wystę py od pierwszej minuty liczyć może Weston McKennie, choć formie jego Juventusu daleko do ideału. Jeszcze większym problemem wy daje się środek obrony. Podstawowi centralni defensorzy mają duże problemy z wyprowa dzeniem piłki a ich słaba gra uznawana była za jedną z głównych przyczyn słabej postawy Amerykanów w przedmundialowych sparin gach. Nadzieją na poprawę tego stanu rzeczy może być świetna postawa Marka McKenzie go, który urósł w tym sezonie do miana jed nego z najlepszych obrońców ligi belgijskiej. Jeżeli Stanom uda się rozwiązać problemy z obroną, mogą zdziałać na turnieju naprawdę wiele. Szczególnie, że ich rywalami grupowy mi oprócz Anglii jest słabnąca z roku na rok Walia i niewyróżniający się kadrowo Iran.
Honorable mentions
Maroko: afrykański odpowiednik repre zentacji Turcji. Ma całkiem silną kadrę, co turniej kwalifikowana jest do grona drużyn, które mogą zaskoczyć, lecz ani na mundialu, ani w Pucharze Narodów Afryki nie osiąga oczekiwanych rezultatów. Może tym razem będzie inaczej, patrząc na same personalia, Lwy Atlasu wcale nie wypadają o wiele gorzej od Senegalu.
Iran: kadrowo jedna z najsłabszych drużyn na mistrzostwach, oprócz Taremiego i Azmo una nie ma w składzie nikogo wyróżniające go się. Jednak to właśnie Irańczycy zdobyli w kwalifikacjach najwięcej punktów ze wszyst kich azjatyckich zespołów, a na ostatnim tur nieju napędzili wiele strachu Portugalii. Jeśli ktoś ma powtórzyć historię Kostaryki z mun dialu w Brazylii, to mogą być właśnie oni.
Meksyk: wieczny czarny koń, od siedmiu mundiali wychodzi z grupy, za każdym razem odpadając już w 1/8 finału. Tym razem nawet o to może być trudno. Obecna meksykańska kadra jest najsłabsza od lat, kluczowi zawod nicy mało grają w klubach a fani nie wierzą w sukces. Chyba, że Ochoa w bramce znowu stanie się nadczłowiekiem a Álvarez i Lozano dadzą coś ekstra z przodu, wtedy znów może zapachnąć pozytywną niespodzianką. 0
Źródło:Dlaczego samochód?
O symbolicznym znaczeniu aut
Wszelkie analizy dotyczące problematyki ograniczenia ruchu samochodowego skupione są wokół ich funkcjonalnych aspektów. W tym wartościowym dyskursie na dalszy plan zdaje się schodzić symboliczne znaczenie aut, które stanowi istotną część zagadnienia. Udowadniają to rozmaite perspektywy czasowe i geograficzne.
TEKST: PIOTR SZUMSKI GRAFIKA: KACPER KRZYSIEKParyż, 7 października 1955 r. W ogól nonarodowym uniesieniu Francu zi podziwiają narodziny bogini. Na Międzynarodowym Salonie Samochodowym zaprezentowano właśnie przygotowywany przez kilkanaście lat model Citroën DS 19. Bogini, po francusku déesse (wyraz wymawia się tak samo jak litery DS), ma postać samochodu. Wzmian ka o narodowym uniesieniu nie jest naduży ciem – już pierwszego dnia po prezentacji pojaz du sprzedano 12 tys. modeli, w ciągu ośmiu dni zamówiono następne 68 tys.. O tej niezwykłej premierze i towarzyszącym jej społecznym entu zjazmie rozpisywał się dwa lata później w Mito logiach francuski filozof Roland Barthes. W jego interpretacji nowy citroën był dla społeczeństwa obiektem ponadnaturalnym, pochodzącym z wyższej sfery, urzeczywistniającym ducha epo ki niczym niegdyś gotyckie katedry.
Mitologie samochodów
Barthes pośrednio ukazał w swoim tekście nie bagatelny fakt: samochód ma potencjał, by być postrzegany w szerokim zakresie jako symbol lub mit, a nie tylko jako środek służący przemiesz czaniu się z jednego miejsca do drugiego. To być może oczywiste spostrzeżenie ma bardzo istotne implikacje. Pozwala ono bowiem spojrzeć na pro blem niezwykle aktualny – kwestię ciągle rosną cej w skali świata produkcji samochodów (trend przerwała na dwa lata pandemia) w nieco innym świetle. W takim ujęciu można spróbować wy tłumaczyć to zjawisko przez pryzmat oddziału jących na ludzi opowieści, nie zaś jedynie czyn ników czysto praktycznych. Taka próba może być jedynie uzupełnieniem szerszego obrazu, nie mniej aspekty symboliczne samochodów z pew nością nie są bez znaczenia dla kształtowania po pytu w branży motoryzacyjnej. W związku z tym jest to bardzo istotna kwestia, m.in. z perspekty wy zmian klimatu. Tym bardziej, że co roku re jestruje się na świecie kilkanaście razy więcej po jazdów niż w czasach premiery słynnej „Déesse”.
Samochód erotyczny
Rozważając w Mitologiach temat citroëna DS 19 Roland Barthes wydaje się daleki od po strzegania towarzyszącego jego premierze fer woru jako niewinnego. Dekonstruuje zachwyt i uważność osób przyglądających się pojazdo wi na wystawie, interpretując je w kategoriach erotycznych. Pisze o „Bogini” jako o przedmio cie „sprostytuowanym, zawłaszczonym”. Auto może być więc przedmiotem pożądania, ale tak że – jak pisała później m.in. feministyczna au torka Lucy Komisar – symbolem statusu męż czyzny, który ma wywołać pożądanie kobiety, wpisując je w pewien schemat przedmiotowej symboliki. Samochód jako przynęta używana przez mężczyznę do zdobycia partnerki seksual nej istotnie jest figurą kulturową sięgającą nie mal początków motoryzacji. Znaczącym tego przykładem jest jeden z pierwszych zachowa nych filmów pornograficznych, A Free Ride da towany na ok. 1915 r. W takiej roli ukazany zo stał w nim model Haynes 50-60 Touring Car. Ponad 100 lat później nietrudno będzie wskazać ogrom tego typu przedstawień w całej kulturze popularnej czy hip-hopowej.
Symbolika w reklamie
Figurę niestroniącej od erotyzmu, roman tycznej damsko-męskiej relacji i auta jako me dium służącego jej stworzeniu odnajdujemy bez pośrednio w licznych współczesnych reklamach samochodowych – weźmy na warsztat choćby kampanię Zakochaj się na nowo z 2021 r., pro mującą model Toyota Corolla GR Sport. Roz poczyna się ona od kadru przedstawiającego ko bietę opuszczającą biuro w szarym, biznesowym stroju, następnie widać oczekującego na nią, ubranego w podobnym stylu mężczyznę opiera jącego się o bok białego sedana. Wszystko dzieje się błyskawicznie – kobieta podchodzi do pojaz du, wymienia z mężczyzną znaczące spojrze nie, przegląda się w lustrze i… dostrzega siebie w makijażu i rozpuszczonych włosach, ubraną
w niebieską sukienkę. Podnosi wzrok i zwinnie obracając się, zrzuca korporacyjny strój, pokazu jąc się w widzianej przed momentem w lustrze eleganckiej sukni. To samo czyni po niej męż czyzna, ubrany odtąd w stylowy garnitur. Obo je wsiadają do samochodu i pędzą przez miasto w rytm hitu Don’t Stop Me Now grupy Queen, podczas przejażdżki obdarzając się zmysłowym dotykiem i spojrzeniami.
Praktycznie niepotrzebny
W tym krótkim filmie panuje dość typowy dla omawianej figury podział ról: mężczyzna-kie rowca jest sprawczy, szarmancki, pewnie panu je nad samochodem. Kobieta-pasażerka, jest ku sząca i kokieteryjna. Samochód, jak widzimy na początku reklamy, należy raczej do niego i jak nietrudno zauważyć – stanowi przynętę. Z kampanii wyłania się więcej interesujących spostrzeżeń. Po pierwsze, autor reklamy nie jako przepisuje samochód jako receptę na sza rą codzienność osób w średnim wieku (męż czyzna i kobieta na końcu reklamy okazują się rodzicami dwójki oczekujących na nich dzie ci, są prawdopodobnie małżeństwem). Auto odmładza parę i wprowadza ją w barwną rze czywistość pełną romantyczności i erotyzmu. Na tym poziomie widać, że jest to naduży cie, oparta o pospolite fantazje manipulacja. Po drugie, praktyczne i funkcjonalne aspek ty użytkowania samochodu nie mają w rekla mie najmniejszego znaczenia. Z filmu promo cyjnego potencjalny klient nie dowiaduje się niczego na temat bezpieczeństwa, ekonomicz ności, wszechstronności czy nawet mocy po jazdu. Nie jest to jednak zaskakujące – prak tyczny punkt widzenia w ogóle nie jest tu potrzebny, jedyną funkcją samochodu ma być możliwość odbycia ekscytującej przejażdżki. Reklamodawca składa jednak fałszywą obiet nicę – ulice wielkiego miasta w godzinach za kończenia pracy, wbrew temu co widzimy na ekranie, nigdy nie są puste.
Samochód jako idea
Spostrzeżenie o promowaniu samochodu jako obietnicy przeżycia danego doświadczenia bądź też odzwierciedlenia pewnej idei, nie zaś jako obiektu o wysokich walorach funkcjonalnych po krywa się zresztą z wnioskami badaczy. Krzysztof Arcimowicz z Uniwersytetu w Białymstoku prze analizował w pracy Znaczenia symboliczne oraz inne funkcje samochodu we współczesnej rodzi nie 139 reklam SUV-ów dostępnych na polskim rynku w 2014 r. Jak się okazuje, najczęściej wystę pującymi hasłami reklamowymi, przypisywany mi autom o teoretycznie rodzinnym charakterze były styl (21 razy), wolność (21), wszechstron ność (19) oraz wyjątkowość (19). Łatwo dostrzec, że spośród powyższych pojęć jedy nie wszechstronność wyraża pewną war tość funkcjonalną. Styl, wolność i wyjąt kowość, nawet gdy by rzeczywiście były obrazowane przez po jazd, nie dają się spro wadzić do żadnych użytkowych kryteriów. Co więcej, jak pisze ba dacz, warstwa wizualna reklam oraz hasła promo cyjne prawie w żadnym wy padku nie odnosiły się do rodzi ny. Czy naprawdę decydując się na zakup, nabywamy więc samochód? Czy raczej decydujemy się na manife stację stylu, erotyczną przynętę, przed miotową namiastkę wolności? A może atrybut, pozwalający wyeksponować nasze społeczne usytuowanie?
Symbol statusu
Prawdopodobnie najbardziej oczywistym, choć z pewnością zniuansowanym powodem zakupu samochodu z pobudek innych niż praktyczne, jest chęć ukazania wysokiego statusu ekonomicz nego nabywcy. Auto znajduje się tu oczywiście wśród innych atrybutów, takich jak miejsce za mieszkania czy odzież, ale ze względu na mobil ność (i przeważnie wielkość), a zarazem szerokie oddziaływanie wizualne na otoczenie, zdaje się zajmować wśród nich wyróżnioną pozycję. We dług amerykańskiego socjologa Davida Gartma na zjawisko to sięga lat 20. XX w., kiedy spółka General Motors zaczęła corocznie produkować nowe, coraz bardziej stylowe modele samocho dów. Firma zwiększyła tym ruchem popyt na no wocześnie wyglądające pojazdy, co było związa ne z faktem, że wyróżniały się one z otoczenia i w ten sposób podkreślały społeczny status ku
pujących. Jak słusznie konkluduje Arcimowicz, fenomen ten z całą pewnością występuje rów nież dzisiaj. Co więcej, nabycie wysokiej klasy auta może być nie tylko wyrazem podkreślenia pozycji opartej na kapitale ekonomicznym, ale może też pełnić funkcję kostiumu społeczne go, podkreślać styl życia i dobry smak zarówno właściciela pojazdu, jak i jego bliskich
Post-socjalistyczne wahadło
Problem ten wydaje się być szczególnie istotny w krajach byłego bloku socjalistycznego w Euro pie Środkowo-Wschodniej. Właśnie w tych pań
doświadcza ogromnych problemów komunika cyjnych, takich jak olbrzymie korki, praktycz ny zanik ruchu rowerowego i znaczne obniżenie bezpieczeństwa pieszych. I niewiele zapowiada zmiany – jak wynika z badania opublikowanego w 2018 r. przez Elonę Pojani, Dorinę Pojani oraz Veronique Van Acker, młodzi tirańczycy ze śro dowisk uniwersyteckich (w dużej większości ko biety, co jest charakterystyczne dla albańskich uczelni) planują w przyszłości posiadanie samo chodu, nawet jeśli są do niego negatywnie nasta wieni. Powód? Według badaczek odpowiedzią jest właśnie fakt, że auto stanowi symbol statusu. Nie musiałoby wcale okazać się błędne przenie tego wniosku na polski grunt.
Napiszmy nowe mity
stwach dynamika wzrostu liczby samochodów, a niekiedy ich ogólna liczba w przeliczeniu na mieszkańca (dobry, choć raczej niechlubny przy kład stanowi Polska) jest wyższa niż w zachodniej części Starego Kontynentu. Gwałtowne okolicz ności transformacji ustrojowej i towarzyszące im naśladowanie zachodniego (amerykańskiego) sty lu konsumpcji pozwoliły na zbudowanie szczegól nie silnej identyfikacji samochodu jako symbolu wolności i awansu społecznego. Państwem o po krewnej do Polski historii transformacji ustrojo wej jest Albania – w okresie socjalistycznym w jej stolicy, Tiranie, posiadanie auta było całkowicie zakazane. Od czasu odblokowania ruchu samo chodowego, nieprzystosowane do niego miasto
Patrząc szeroko na problemy transpor tu, nie sposób lek ceważyć praktycz nych korzyści wynikających z posiada nia prywatne go samochodu. Choćby z powo du złego stanu ko munikacji publicz nej, bądź jej braku, w ogromnej części naszego kraju. Nie mniej wiele wskazuje na to, że w powodującej ogrom ną presję środowiska przestrzeni zakorkowanych metropolii znacz na część odbywających się przejaz dów samochodów jest zwyczajnie niewy dajna. Mieszkańcom tych miast po prostu opłacałoby się zrezygnować z samochodu. Znów jednak oprócz sfery funkcjonalnej istotna jest tu warstwa symboliczna. Poszukując rozwiązań tej kwestii, niewystarczające może okazać się dal sze kreowanie czarnego PR-u samochodów. Z powodu nawyków i symbolicznych przywią zań, ludzie wykazują tendencję do użytkowania aut w miastach, nawet jeśli są do nich negatyw nie nastawieni. Rozwiązaniem tej kwestii może okazać się stworzenie nowej, pozytywnej mito logii zrównoważonego transportu, która sprawi, że ludzie odnajdą w przemieszczaniu się pieszo, jeździe rowerem, przejazdach tramwajami czy pociągami ten rodzaj symbolicznego spełnienia, który dziś towarzyszy użytkowaniu samocho dów. Oprócz podkreślania praktycznych, zdro wotnych i środowiskowych korzyści alternatyw nego transportu potrzebujemy przemawiającej do wyobraźni, dobrej, ekscytującej opowieści. Przysłuży się ona i nam, i planecie. 0
Gdzie są kobiety?
Porównując badania opinii publicznej z 2009 i 2018 r. przeprowadzone w Unii Europejskiej, liczba osób, które zgadzają się, że kobiety nie powinny angażować się w politykę, bo to nie ich rola prawie się podwoiła. Również grupa respondentów twierdząca, że kobiety mają inne obowiązki obywatelskie niż mężczyźni, są mniej obeznane z polityką, która jest dla nich zbyt skomplikowana oraz że kobiety nie interesują się polityką znacznie się zwiększyła.
Wyniki badania podkreślają, że nadal istnieją bariery, z jakimi borykają się kobiety, które chciałyby się zaanga żować politycznie. Należą do nich m.in.: nie przejrzystość procesu tworzenia list wyborczych, ograniczony dostęp polityczek do procesu po dejmowania kluczowych decyzji w partii oraz mniejsza widoczność w mediach. Z historyczne go punktu widzenia, przyczyn niższego odset ka kobiet w polityce upatruje się w późniejszym uzyskaniu przez nie praw wyborczych, a także w funkcjonowaniu stereotypów dotyczących płci, które przekładają się na różne postrzeganie ról społecznych kobiet i mężczyzn.
Invest in women!
Takie opinie Europejczyków zainspirowały Stowarzyszenie Youth Human Impact do zre alizowania projektu – kursu szkoleniowego dla młodych aktywistów politycznych i pracowni ków młodzieżowych pod nazwą Invest in wo men to make them leaders!, który odbył się w sierpniu w Olsztynie. Udział w nim wzięło 24 uczestników i uczestniczek z 8 państw – Buł garii, Grecji, Polski, Gruzji, Estonii, Ukrainy, Białorusi i Armenii. Projekt koncentrował się na tematyce uczestnictwa kobiet w życiu politycz nym, obywatelskim oraz w procesach decyzyj nych, a także na feminizmie i równości płci. Jego celem było wyposażenie uczestników w nowe kompetencje, narzędzia i metody w zakresie pra cy z młodymi kobietami.
Uczestnicy i uczestniczki uczyli się, jak roz wijać się jako liderzy i liderki. Zgłębiali również nowe metody i techniki edukacji pozaformalnej oraz skuteczne strategie komunikacji. Poznali przykłady kobiet-liderek i działań feministycz nych podejmowanych w ich krajach oraz uczyli się, jak sami mogą działać na rzecz wzmacnia nia pozycji kobiet i zwiększania ich widoczno ści w życiu politycznym i społecznym swoich krajów. Projekt miał na celu wyjaśnienie, dla czego promowanie równości płci ma znaczenie dla demokratycznego, nowoczesnego społeczeń
stwa. Dyskutowano też o normach społecznych i stereotypach skierowanych przeciwko kobie tom-przywódczyniom politycznym. Przykłady określonych przez uczestników stereotypów to: miejsce kobiety jest w kuchni, kobiety nie mają czasu na politykę, bo muszą zajmować się dzieć mi, kobiety nie mają wystarczających kompetencji i zrozumienia polityki, aby móc się w nią aktywnie angażować, kobiety są zbyt wrażliwe i emocjonal ne na politykę, polityczki muszą ładnie wyglądać, dbać o siebie i nosić odpowiednie ubrania.
rych kobiety są dyskryminowane. Zaobserwo wali, że w ich państwach kobietom trudno jest przebić się ze swoim programem, ponieważ scena polityczna i partie polityczne na wszel kich poziomach władzy są zdominowane przez mężczyzn. Często mają trudności w kontaktach z przywódcami partii, nie są wysłuchiwane, co nie sprzyja realizowaniu własnych priorytetów politycznych. Uczestnicy, śledząc przekazy me dialne zauważyli, że kobietom w polityce często nie okazuje się także należytego szacunku, np. poprzez zwracanie uwagi na ich wygląd i ubiór zamiast na kompetencje, umniejszanie ich za angażowaniu i wiedzy. Są one również rzadziej zapraszane do mediów jako ekspertki, co powo duje, że są mniej widoczne w przestrzeni medial nej – w Polsce potwierdza to m.in. raport Insty tutu Zamenhofa z 2021 r.
Wspólna sprawa
Prawa kobiet i równość płci to nie tylko sprawa samych kobiet, lecz także całego społeczeństwa. Aby być bardziej widocznymi i aktywnymi w sferze pu blicznej i obywatelskiej, kobiety potrzebują wsparcia mężczyzn i ich działania. Osiągnięcie równości płci polega na kwestionowaniu patriarchalnych przeko nań, praktyk, instytucji i struktur, które napędza ją nierówności między mężczyznami i kobietami. Wymaga to również od mężczyzn działania na rzecz zmian, obalania szkodliwych stereotypów oraz po mocy kobietom w obowiązkach domowych.
Na dwa etaty
Kobiety, jak się jednak okazuje, często wy konują podwójną pracę – są odpowiedzialne za niemal wszystkie obowiązki domowe i równo legle pracują zawodowo. Na drodze kobiet do stanowisk politycznych stoją oczekiwania i nor my społeczno-kulturowe mówiące o tym, że po winny zajmować się one domem i wychowaniem dzieci. Odsetek kobiet wybranych w ostatnich wyborach parlamentarnych w niektórych kra jach uczestniczących w projekcie wynosił mniej niż 30 proc. Ponadto, uczestnicy projektu de finiowali kluczowe problemy i obszary, w któ
Konkluzją projektu było stwierdzenie, że sko ro kobiety stanowią ok. 50 proc. społeczeństwa, to mają prawo do równej reprezentacji w struktu rach władzy. Bez tego ich interesy, postulaty i ko rzystne dla nich rozwiązania prawne nie są na leżycie uwzględniane. Projekt był manifestem feminizmu, siostrzeństwa, aktywności społecznej i orędownictwa na rzecz zmiany. Tego typu dzia łania są niezwykle ważne dla budowania lepszego społeczeństwa europejskiego opartego na warto ściach demokratycznych i równości płci. Inicjatywa została sfinansowana przez Unię Europejską w ra mach programu Erasmus+. 0
Pasja kwestią przypadku?
Otwarcie przyznaje, że kocha wykładać. Prowadzi zajęcia na kilku wydziałach. Na co dzień zajmuje się badaniem pamięci, psychologią uczenia się i węchu. Profesor Ewa Czerniawska opowiada nam o swoim barwnym dzieciństwie
w Afryce, przyjaźni z Philipem Zimbardo i odpowiada na pytanie, dlaczego jej pasją jest psychologia.
ROZMAWIAŁ: ADAM PANTAKM agiel : Robiła pani w swoim życiu wiele różnych rzeczy (zdziwienie na twarzy pani profesor i śmiech): tłumaczyła pani książki z języka francuskiego i angielskiego, była pani Dziekanem Wydziału Psychologii, zajmuje się pani psychologią pamięci i uczenia się, jest pani autorką kilkudziesięciu publikacji.
EWA CZERNIAWSKA: Może zacznę od tego, że ponieważ szanuję lasy, obiecałam sobie, że więcej niż dziesięć książek nie napiszę. Jestem już blisko tej gra nicy. Mam plan, by jako zakończenie swojej pracy albo już na emeryturze napisać Współczesną psychologię węchu. Natomiast jeśli chodzi o arty kuły naukowe i innego typu publikacje, to jest ich znacząco ponad sto.
Dodatkowo prowadzi pani zajęcia na kryminalistyce. Tam mam wykłady ze wstępu do psychologii, tzw. klasyczny michałek, ale oczywiście staram się sprawić, by wykład był jak najbardziej przy datny. Na kryminalistyce są trzy ścieżki: ogólnokryminalistyczna, biolo giczno-genetyczna i chemiczno-fizyczna. Przygotowanie psychologiczne u studiujących jest bardzo różne, całkiem duże grono ze ścieżki ogólno kryminalistycznej miało już do czynienia z psychologią. Początkowo bar dzo mnie zaskakiwało, że część kursantów, którzy mieli zagwarantowa ne zaliczenie na podstawie analogicznego przedmiotu z innego wydziału, mimo to przychodziła na mój wykład. Student, który nie musi chodzić na zajęcia, a jednak na nie chodzi, to rzeczywiście ciekawostka. Od pew nego czasu jestem bardziej zaangażowana w niektóre zajęcia na Artes Liberales. Zaczęło się od współprowadzenia doktoratu jednej z moich studentek. Program doktorski nazywał się Natura i Kultura. Każdy dok torant pisał o czymś innym, wszystkie prace doktorskie były interdyscy plinarne, np. ktoś pisał o grupizmie w kinie japońskim, ktoś inny o wątku niepełnosprawności w literaturze południowo-amerykańskiej, inna osoba o kreowaniu przestrzeni i pomnikach stawianych przez człowieka oraz o pomnikach przyrody. Jak widać od Sasa do Lasa, ale zaznaczam, że było to bardzo rozwijające doświadczenie. Co miesiąc mieliśmy seminarium, przed którym trzeba było dużo czytać, wszyscy musieli, nie tylko dokto ranci, lecz także promotorzy. W zeszłym roku zaczęłam także współpro wadzić seminarium licencjackie na antropozoologii i muszę przyznać, że pierwszy rok był dla mnie trudny. Musiałam dużo czytać, bo na antropo zoologii za bardzo się nie znałam, raczej odpowiadałam za metodologię.
Jeśli chodzi o same początki, kiedy rozpoczęło się pani zainteresowanie nauką? Wiem, że pani tata był profesorem prawa, zapał do nauki wyniosła pani z domu? Skąd wzięło się w pani zainteresowanie nauką, na dodatek tak szeroko rozumianą? Nie, trzeba być przytomnym! Prawdziwych profesorów o szerokich umysłach jest coraz mniej, jest to ginący gatunek. Mam na myśli osoby o rozległej wiedzy z różnych dziedzin, nie tylko z własnej, choć jednocześnie będące ekspertami we własnej specjalności. Zdecydo wanie częściej przychodzą mi do głowy przykłady profesorów nauk humanistycznych lub społecznych, ale można też znaleźć przykła dy profesorów nauk ścisłych, którzy łączą swoje ścisłe zainteresowa nia z głęboką refleksją nad metodologią, historią nauki albo innymi dziedzinami nauki. Nie będę podawać nazwisk, bo nie chciałabym
nikogo pominąć. Miałam szczęście, ponieważ gdy miałam trzy lata, mój ojciec dostał propozycję pracy jako ekspert ONZ w Indone zji. Najpierw poleciał tata, potem ja z mamą. Widocznie się spraw dził, bo dostał kolejne propozycje: trzy lata w Mali i trzy lata w Ni grze. W Mali tata został koordynatorem działań międzynarodowych na terytorium całego kraju, resident representative UNDP, kierował działaniami ONZ, FAO, UNESCO, UNICEF itd. Oczywiście dzię ki temu poznałam różne kraje, różnych ludzi, często bardzo cieka wych. Jedna ze znajomości, która przychodzi mi do głowy, to Wa cław Makowski – jedyny przedwojenny dyrektor LOT-u, wsławił się jako pionier pewnej trasy lotniczej. W czasie II wojny światowej tra fił do Wielkiej Brytanii, do RAF-u, co nie zaskakuje w tej sytuacji. Potem miał szczęście, bo trafił do Kanady, a nie został w Wielkiej Brytanii, gdzie pewnie byłoby gorzej. Po wojnie pracował w IATA, później bił się w piersi, ponieważ nadzorował budowę lotniska w Ka bulu, które posłużyło do działań niekoniecznie pokojowych. Ma kowski był uroczym człowiekiem, gawędziarzem. W 1968 r. od wiedziłam go z rodzicami w Kanadzie. Panowała wtedy wyjątkowo mroźna zima w USA. Mieliśmy lecieć z Hot Springs do Waszyngtonu i dalej do Montrealu. Z powodu śnieżycy małe awionetki nie mogły wystartować, więc zostaliśmy przewiezieni ogromnymi limuzynami, co trwało niesamowicie długo. W Waszyngtonie musieliśmy czekać na jakikolwiek wolny samolot, bo w pierwszej kolejności wypusz czano samoloty z chłopcami do Wietnamu. Nigdy tego nie zapo mnę – młodzi chłopcy, z których wielu nie wróciło, a ci, którzy wró cili – wiemy w jakim stanie. W końcu dotarliśmy do Montrealu. Był środek nocy; rodzice myśleli, że spędzimy noc na lotnisku. Wtedy pojawił się Wacław Makowski. Jestem lotnikiem, mam znajomości. Śledziłem waszą trasę, wiedziałem, kiedy będziecie. To oczywiście czasy, kiedy jeszcze nie było radaru lotnicznego. Poznałam naprawdę wielu ludzi o wyjątkowej historii, za co jestem wdzięczna.
A jeśli chodzi o obcokrajowców? Czyje wspomnienie pozostało w pani pamięci?
Bardzo dobrze wspominam nieliczne, ale jednak, kontakty z U Than tem, sekretarzem generalnym ONZ. W Nigrze sytuacja była bardzo specyficzna, Polska nie miała wtedy stosunków dyplomatycznych z Ni grem, mało który kraj miał. Było to bardzo biedne państwo, do dziś niestety niewiele się zmieniło. Jeśli chodzi o korpus dyplomatyczny to składał się on z trzech grup: przedstawicieli krajów afrykańskich z UJA, ambasadorów Francji i Belgii oraz całej reszty, czyli ambasa dora RFN-u, ambasadora Formozy (czyli, jak mówi się obecnie: Taj wanu), ambasadora Izraela i mojego ojca jako przedstawiciela nie Pol ski, ale oczywiście ONZ. Nawet jak na tamte czasy było to dla mnie bardzo egzotyczne towarzystwo. Dodatkowo zastępcą mojego ojca był z pochodzenia Libańczyk, syn bogatego bankiera i playboy. Proszę so bie wyobrazić tę mieszankę! Ambasador Izraela i libański playboy. Kie dy wybuchła wojna sześciodniowa, zastępca mojego ojca powiedział: jutro już będzie po sprawie, z każdym dniem jego entuzjazm słabł. 1
Po takim barwnym dzieciństwie i młodości wraca pani do Polski i… Do Polski wracałam co wakacje.
Do dziadków?
Nie. Babcia od strony mamy mieszkała w Wilnie, przeniosła się kiedyś do Polski na prawie rok, ale byłam za mała, by to pamiętać. Dziadek zmarł bardzo młodo. Natomiast co do rodziców mojego ojca: dziadek zmarł w wieku 92 lat, kiedy miałam dwa latka. Babcia zmarła, kiedy byliśmy w Mali. Przyjeżdżałam do Polski z mamą, bo rodzice chcieli, żebym zaliczała podwójnie szkołę. Zdradzę tajemnicę: w żadnym sys temie szkolnictwa nie ukończyłam nigdy trzeciej klasy. Pozostałe kla sy od pierwszej do siódmej mam za to zaliczone podwójnie! W Mali byłam przez rok w szkole dla dzieci ekspertów ONZ. Bardzo mi się tam podobało ze względu na małe klasy, w których nie było dwóch osób mówiących tym samym językiem. Zmuszano nas do mówienia po francusku. Po roku zmieniłam szkołę na normalną, od razu z wyż szym rocznikiem, stąd brak trzeciej klasy w moim życiorysie. Jak to było, gdy wróciłam do Polski? Też ciekawie! (śmiech). Mogłam pójść do liceum ze starszym rocznikiem, ale moi rodzice uznali, że powin nam douczyć się polskiego i rosyjskiego oraz chemii. Wcześniej cho dziłam już do drugiej klasy liceum do tzw. classic 1 – mieliśmy dużo francuskiego, łaciny, greki. Przedmiotów ścisłych albo nie było, albo były bardzo okrojone. Profil klasyczny także był kwestią przypadku. Po roku mieszkania w Nigrze skończyłam szkołę podstawową i przy stąpiłam do egzaminu państwowego. Co ciekawe, egzaminu nie prze prowadzano w szkołach, ale w kinach, halach i innych ogromnych jak na nigerskie warunki przestrzeniach. O dziwo – zajęłam miejsce w pierwszej 20 ogólnokrajowej rywalizacji. Było to chyba kwestią przy padku, bo kiedy przyjechałam do Nigru dostawałam same zera z dyk tand, a tu proszę! Taki rewelacyjny wynik po roku. Na podstawie testu zostaliśmy podzieleni: 30 pierwszych miejsc – classic 1, 30 kolejnych –classic 2, 30 kolejnych – modern 1, itd. Kolejne etapy edukacji to ko ledż i dalej na przykład szkoła pielęgniarska. Nikt nikogo nie pytał: kim chcesz być? – o wszystkim decydowały wyniki tego testu. Zu pełnie bez sensu! W Polsce spotkało mnie wiele ciekawych rzeczy. Wszytko może być interesujące i być okazją do nauki. W liceum za częłam łączyć przyszłość z chemią (moja mama co prawda skończyła farmację, ale pracowała jako chemik). Mama zajmowała się chemią organiczną, mnie kręciła bardziej chemia nieorganiczna. Potem my ślałam, że pójdę na prawo.
Dlaczego jednak nie prawo?
Mój ojciec był profesorem prawa, trzykrotnie był dziekanem WPiA. Miał zostać nim po raz czwarty, ale wybrano go na stanowisko rek tora uniwersytetu w Toruniu. Gdybym się nie dostała na prawo, to byłby wstyd dla mojego ojca. Gdybym się dostała, zawsze miałabym z tylu głowy, że nie zawdzięczam tego wyłącznie sobie. Zawsze uwa żałam, że lepiej nie zawdzięczać osiągnięć innym. Później przez chwi lę miałam zupełnie inny plan na życie, chciałam pracować w peace corps w krajach takich jak Niger. Niestety dowiedziałam się wte dy kilku rzeczy. Po pierwsze: wybór tego typu organizacji oznaczał paszport w jedną stronę, co nie bardzo mi się podobało jako pomysł na życie. Po drugie, ktoś bardzo mądry powiedział mi wtedy: słuchaj, jesteś bardzo młoda, niczego jeszcze nie wiesz, najpierw naucz się cze goś, a później będziesz mogła zacząć coś robić. Prawo odpadło, najbli żej prawa była psychologia. Tak się złożyło, że się dostałam.
A psychologia pamięci dlaczego?
Właściwie nie wiem.
Znowu kwestia przypadku?
Chyba tak! Jakby się nad tym zastanowić... (chwila przerwy) Gdyby śmy poszli tym tropem, który czasami ironicznie podejmuję, to skoro każdy z nas psychologów zajmuje się tym, z czym ma największy pro blem, to może ja miałam taki z uczeniem się (śmiech).
Skoro znała pani tyle języków, to chyba nie?
Nie, bez przesady. Powinnam znać ich więcej.
A propos znajomości języków: pomogło to pani jakoś w późniejszej pracy np. w badaniu dwujęzyczności?
Nie, ja nie zajmuję się dwujęzycznością. Natomiast jeden mój student zro bił bardzo ciekawe badania w ramach pracy empirycznej z udziałem osób dwujęzycznych. Mówiąc zupełnie poważnie, uważam, że warto znać języ ki. Znając język miejsca, do którego się jedzie, można zanurzyć się w nor malnym ludzkim życiu, nie takim, jakim go widzimy na ekranie, czy zza szyby, tylko prawdziwym. Rzeczywiście ja bardzo dobrze znam francuski, dlatego, kiedy jadę do kraju frankofońskiego, nie mam żadnych proble mów z porozumiewaniem się. Co najwyżej słyszę pytanie: z której jesteś prowincji?, nie: gdzie się nauczyłaś francuskiego? Chciałabym kiedyś jesz cze raz pojechać do tych miejsc w Afryce, w których byłam tak długo w młodości, ale, jak wiadomo, jest tam teraz bardzo niebezpiecznie. Poza tym nie wiem, czy chciałabym zobaczyć zdewastowane częściowo Tim buktu. Raz, dwa razy w roku jeżdżę z mężem do Tunezji albo do Maroka. Oba państwa są francuskojęzyczne, w obu Sahara, każdy od dziecka uczy się francuskiego. Ostatnio, gdy przylecieliśmy w środku nocy do Tunezji wraz z grupą innych Polaków, recepcjonista hotelu, w którym byliśmy już trzy razy, od razu mnie poznał i ucieszył się, że będzie miał pomoc w komunikowaniu się z osobami, które nie znają francuskiego. Kolejnego dnia bardzo ciepło przywitała mnie szefowa recepcji. Takie drobne ge sty życzliwości są bardzo miłe. Nawet jadąc do kraju, którego języka nie znam, staram się nauczyć podstawowych zwrotów: dziękuję, dzień dobry, do widzenia. Ludziom robi się chyba miło kiedy słyszą kiitos („dziękuję” po fińsku) albo zàijiàn („do widzenia” po chińsku).
Na koniec chciałbym zapytać panią o znajomość z Zimbardo. Phil jest przeuroczym człowiekiem, bardzo ciepłym i serdecznym. Kiedyś wspominałam mu jakoś na marginesie, że kolekcjonuję magnesy. Gdy ko lejny raz się spotkaliśmy, dostałam od niego magnes. Z resztą Phil, kiedy z kimś rozmawia, koncentruje się wyłącznie na tej osobie i zapamiętuje. Pew nego razu byliśmy razem w telewizji, ja jako tłumaczka symultaniczna jego wypowiedzi. Jeden z kamerzystów podszedł do niego i powiedział, że jego żona jest psychologiem i uczyła się z podręcznika Zimbardo. Phil zamienił z nim kilka słów. Po nagraniu podeszłam do kamerzysty i powiedziałam mu, że jeżeli spotkałby się z Philem za pięć lat, ten pamiętałby treść ich rozmowy.
Naprawdę?
Moim zdaniem tak. Powiedziałabym, że w postawie Phila nie ma miejsca na rozproszenie uwagi, ale występuje pełna koncentracja na osobie, nawet jeśli zamienia z nią raptem kilka zdań.
To rzeczywiście rzadka umiejętność. Dziękuję bardzo za rozmowę. 0
Ewa Czerniawska
prof. dr hab. Ewa Czerniawska – w latach 2008–2016 Dziekan Wydziału Psy chologii UW, jeden z czołowych polskich autorytetów w zakresie psychologii pamięci i uczenia się. Tłumaczka z języka francuskiego i angielskiego, w pracy naukowej zajmuje się także psychologią węchu.
Varia
Percepcje: rola religii
DAVID BEDNARCZYKCały nasz świat odbieramy za pośrednic twem ukutych niegdyś w kulturze ste reotypów i przesądów. Jednak mało gdzie mają one taki wpływ na politykę i rozumie nie otaczającej nas rzeczywistości jak w przypad ku błędnych wyobrażeń na temat państw.
O religijności obywateli Federacji Rosyjskiej może też świadczyć fakt, że mniej więcej połowa ciąż kończy siętamaborcją.
Na przestrzeni wieków państwa rosyjskie, w tym Związek Socjalistycznych Republik Ra dzieckich, zawsze posiadały rozbudowane syste my zarządzania percepcją. Sam fakt, że wszyscy dobrze o tym wiemy, jest dowodem na skrajną nieefektywność tego modus operandi. Najlepsza reklama to taka, której nie odbieramy świado mie jako reklamy, Rosja zaś propagandę tworzy ła zawsze... propagandową i karmiła nią, m.in. nas, na siłę. Mimo to przez ostatnie dekady ro syjski aparat propagandowy nabrał nowych kształtów. Państwo moskiewskie, dla korzy ści politycznych, udaje dziś państwo religijne –jednakże warto popatrzeć na liczby. W Rosji w święta Bożego Narodzenia chodzi do cerkwi 1–3 proc. ludności – świątynie są budowane, lecz stoją puste. O religijności obywateli Federa cji Rosyjskiej może też świadczyć fakt, że mniej więcej połowa ciąż kończy się tam aborcją.
W Polsce częstym motywem w wojnach i wo jenkach kulturowych jest domniemany brak sepa racji państwa od Kościoła. Popatrzmy jednakże, jak wygląda ta sytuacja w reszcie Europy. W Zjed noczonym Królestwie intronizacja katolików jest
zakazana, role monarchy i głowy Kościoła angli kańskiego są nierozdzielne, a strach przed katoli cyzmem utrzymuje się już od XVI w. – czy mo żemy sobie wyobrazić obronę wiary katolickiej jako konstytucyjną funkcję prezydenta III RP? Najprawdopodobniej nie. Za to w Grecji prozeli tyzm (aktywne nawracanie) z prawosławia jest za kazany, grecki Kościół prawosławny ma również konstytucyjnie zagwarantowane prawa – półwy sep Atos jest autonomiczną teokracją rządzoną przez mnichów i nie ma tam wstępu żadna ko bieta. Jaka byłaby reakcja obywateli RP na pró bę nadania autonomii klasztorowi na Jasnej Górze w Polsce? A co z progresywnymi Skandynawami? Czwarty artykuł konstytucji Danii głosi: Ewange licki Kościół Luterański jest kościołem państwo wym Danii i jako taki jest wspierany przez pań stwo, a następne artykuły mówią, że król musi być członkiem tego Kościoła. Sprawa ma się podob nie w Norwegii (jeśli chodzi o religię monarchy) oraz Finlandii (gdzie status wyznania narodowego mają prawosławny i luterańsko-ewangelicki Ko ściół Finlandii). Co więcej, w Danii każda śmierć musi zostać zgłoszona do narodowego Kościóła Luterańskiego, który dopiero wydaje zezwolenie na pochówek. Mimo to większość Polaków po strzega wszystkie wyżej wymienione państwa jako mniej związane z religią niż Polska. Uważajmy na niuanse, bo bez nich nie zrozumiemy, jak rzeczy wiście działają poszczególne społeczeństwa!
fot. Aleksandra JasińskaMarzenia o metrze
Warszawa doczekała się pierwszego odcinka metra dopiero w 1995 r., przez długi czas pozostając jednym z największych europejskich miast bez kolei podziemnej. Jego budowa poprzedzona była licznymi nigdy niezrealizowanymi projektami, których część sięga jeszcze czasów przedwojennych.
Zpoczątkiem kwietnia 1995 r. roz poczęła się nowa era w historii war szawskiego transportu publicznego. Po dziesiątkach lat oczekiwań otwarty został pierwszy odcinek stołecznego metra. Zaraz po jego uruchomieniu zapanował istny szał. Miesz kańcy całej Warszawy zjeżdżali się, aby przeje chać się prowadzącą z Politechniki na Kabaty linią, nawet jeśli na co dzień nie było im z jej trasą po drodze. Mało kogo obchodziły wtedy horrendalne opóźnienia przy budowie czy prze starzały już w momencie rozpoczęcia eksplo atacji tabor. Liczyło się, że Warszawa wykonała kolejny krok w kierunku rozwiniętego świata. Brak metra przez lata stanowił wstydliwy pro blem stolicy. Dość powiedzieć, że w momencie oddania pierwszego odcinka jedynymi europej skimi miastami podobnej wielkości bez kolei podziemnej były Sofia i Belgrad, zaś pobliskie Praga i Budapeszt mogły pochwalić się kilko ma liniami. Kiedy mieszkańcy innych środko woeuropejskich stolic mogli cieszyć się metrem, w Warszawie istniało ono wyłącznie na zaku rzonych deskach kreślarskich.
Stracone szanse
Pierwsze plany budowy metra w Warsza wie datowane są na rok 1903. Nie zachowały się żadne szczegółowe informacje na ich temat, zresztą biorąc pod uwagę ówczesny kontekst hi storyczny trudno traktować je inaczej niż jako mało znaczącą ciekawostkę. Podziemna kolej była wówczas technologiczną nowością zarezer wowaną dla najbogatszych miast, do których Warszawy z czasów zaborów zaliczyć się nie da. Inaczej sytuacja wyglądała już po odzyskaniu niepodległości. W międzywojennej Warszawie, podobnie jak całej II Rzeczpospolitej, panował planistyczny boom. Architekci i inżynierowie prześcigali się w tworzeniu mniej lub bardziej realistycznych wizji, mających uczynić z Polski potęgę. Jedną z nich był powstały w 1925 r. pro jekt budowy dwóch linii metra w Warszawie –z Muranowa na Plac Unii Lubelskiej oraz z Pra gi na Wolę. Miasto wykonało wstępne badania geologiczne, powołało odpowiedzialny za bu dowę Referat Kolei Podziemnej oraz rozpoczę ło poszukiwania współfinansującego inwestycję
zagranicznego inwestora. Wielki Kryzys zmusił Warszawę do odłożenia planów budowy metra na później. Te powróciły w roku 1938. Tym ra zem rozmach projektu był o wiele większy, za kładano zbudowanie siedmiu linii w ciągu zale dwie 35 lat. Budowa pierwszej z nich, będącej przedłużonym do Placu Wilsona wariantem trasy północ–południe ze starego projektu, roz począć miała się już w połowie lat 40. Ten am bitny plan został brutalnie storpedowany przez wybuch II wojny światowej.
Metro dla wojska
Nie trzeba było wiele czasu od opadnięcia wo jennego kurzu, aby Warszawa wróciła do marzeń o metrze. Już w 1945 r. powstały pierwsze plany miejskiej kolei dla odbudowującego się miasta. Niemal doszczętne zniszczenie lewobrzeżnej czę ści stolicy umożliwiły jej przeorganizowanie tak, aby większa część sieci przebiegała nad ziemią, co znacząco redukowało potencjalne koszty. Zupeł nie odwrotne plany w tej kwestii miał ZSRR. Mo skwa chciała budowy metra na całej długości prze biegającego około 40 metrów pod ziemią, tak aby w razie wojny stacje można było wykorzystać jako schrony, a po torach mógł odbywać się transport zaopatrzenia dla wojska. Armii podporządkowa ny został również nowy projekt sieci. Planowano, aby miała kształt litery „T”, a za najpilniejszą reali zację uznawano fragment z Targówka do Dworca Gdańskiego. Nie było to podporządkowane by najmniej względami urbanistycznymi, chodziło o zapewnienie awaryjnego połączenia kolejowego między wschodnią a zachodnią Warszawą na wy padek zniszczenia mostów na Wiśle. Mimo nie posiadającego racji bytu z planistycznego punk tu widzenia przebiegu, wizja z lat 50. miała jedną znaczącą przewagę nad jej przedwojennym odpo wiednikiem – udało się zacząć jej realizację. Na Targówku wybudowany został ponad kilome trowy tunel doświadczalny, powstały dokładne projekty poszczególnych stacji, mających swoim stylem przypominać te moskiewskie. Nie przewi dziano jednak, że robotnicy na swojej drodze na potkają podmokłe grunty, wymuszające znaczne zwiększenie kosztów budowy. Okazało się to być przeszkodą nie do pokonania, toteż w 1953 r. bu dowę przerwano, a po czterech latach zaniecha
no jej całkowicie. W późniejszym okresie popu larny stał się mit, jakoby podziemna kolej miała być odrzuconym na rzecz Pałacu Kultury prezen tem od Stalina dla odbudowującej się Warszawy. Jest to zwykła miejska legenda, w dodatku szyta grubymi nićmi, zważywszy na to, że koszty bu dowy sieci metra są nieporównywalnie wyższe niż w przypadku pojedynczego wieżowca. Ostatecz ny cios tej teorii zadaje fakt, że PKiN powstawał w tym samym okresie, co eksperymentalny odci nek na Targówku.
Zakazane m-słowo
Porzucenie budowy metra było dla PRL-u kompromitacją. Projekt był mocno pompowa ny przez propagandę, budowniczych kolei na zywano w prasie bohaterami, a dodatkowo snu to teorie o dalszej rozbudowie sieci i powstaniu w dalszej perspektywie trzeciej linii prowadzą cej na Wolę. Nic dziwnego, że cenzura zaka zała poruszania w mediach niewygodnego dla państwa tematu. Przez pewien okres zabronio ne było pisanie o metrze w ogóle. W pierw szych powojennych dekadach metro przestało być bowiem luksusem, a stało się nieodzow nym elementem infrastruktury największych metropolii. Nowe, rozległe sieci powstały nie tylko w zachodnich miastach takich jak Wie deń, Amsterdam czy Rzym, ale nawet w nie których stolicach krajów bloku wschodniego. Metro udało się zbudować Pradze, o nowe od cinki wzbogacił się Budapeszt, nawet w gospo darczo stojącym gorzej od Warszawy Buka reszcie powstała jedna linia, a przy kolejnych trwały prace konstrukcyjne. Stolica Polski tymczasem została z kilometrowym, zalanym przez wody gruntowe betonowym tunelem na wschodnich przedmieściach. Na początku lat 70. wiadome było, że nigdy nie zostanie on wykorzystany. Opracowany został kolejny pro jekt, tym razem już metra płytkiego. Ustalo no, że kręgosłupem planowanej sieci będzie li nia północ–południe, przebiegająca z fatalnie skomunikowanego z resztą miasta Ursynowa na Bielany. Jak się okazało, była to wizja prze łomowa. W 1982 r. pomimo trudności wywo łanych stanem wojennym i sankcjami, w zie mię wbita została pierwsza łopata. Tym razem,
TEKST: FILIP WIECZOREKpomimo braku dostępu do zachodnich techno logii, zapaści gospodarczej i olbrzymich opóź nień udało się zrealizować projekt.
Zaginione stacje
Mimo że od 2008 r. pierwsza linia warszaw skiego metra otwarta jest na całej swojej pla nowanej długości, w rzeczywistości nie została ona jeszcze dokończona. Na liście wybudowa nych stacji brakuje pozycji o numerach A12 oraz A16. Pierwsza z nich, Plac Konstytucji, powstać miała pomiędzy Politechniką a stacją Centrum,
natomiast druga, Muranów, pod skrzyżowa niem ulic Andersa i Anielewicza. Zrezygnowa no z nich w 1989 r., tłumacząc się względami finansowymi i obiecując ich zbudowanie w lep szych czasach. Kiedy te nadeszły, priorytetem stało się powstanie drugiej linii metra. Powsta nie brakujących stacji wciąż uwzględnione jest w planach zagospodarowania przestrzenne go, w 2019 r. ogłoszono i rozstrzygnięto nawet przetarg na ich zaprojektowanie. Mimo to pro jekt nie powstał do dziś, wykonawcy poprosi li o przedłużenie terminu do 2023 r. Nawet je
śli uda im się go dotrzymać, nie jest pewne, czy nowe stacje w centrum kiedykolwiek powstaną. Pomijając ogromne koszty budowy, wymusza łoby to długotrwałe, powodujące paraliż miasta zmiany organizacji ruchu, zarówno w metrze, jak i na powierzchni. Z drugiej strony, rozwią załoby to występującą na pierwszej linii absur dalną sytuację, gdzie stacje metra w ścisłym cen trum są oddalone od siebie bardziej niż poza nim. Czas pokaże, czy staną się one rzeczywi stością dla mieszkańców Warszawy, czy też po zostaną znaną tylko nielicznym ciekawostką. 0
Korona Warszawy
KopaCwila GórkaKazurka GórkaSzczęśliwickaKopiecMoczydłowskiGnojnaGóraKopiecPowstaniaWarszawskiego
Lekka zadyszka, wiatr we włosach, delikatne rumieńce na twarzy i rozgrzane mięśnie. Już niedaleko, jeszcze kilka metrów… jest! Bierzesz głęboki wdech i z oczami szeroko otwartymi podziwiasz ją, rozciągającą się po horyzont Warszawę.
TEKST: JULIA PIERŚCIONEKWnaturze człowieka leży dziwna chęć zdobywania górskich szczytów, nieważ ne, czy w rzeczywistości są one hima lajskimi ośmiotysięcznikami, czy małymi pagór kami. Przez stulecia drałujemy pod górę w pocie czoła, by stanąć na samym czubku, odetchnąć z ulgą i zachwycić się malującym się przed nami widokiem. Wspaniałe uczucie! A nasze miasto, na wet jeśli jego najwyższe szczyty to te ze szkła i me talu, umożliwia nam przeżywanie go na co dzień. Korona Warszawy to sześć najwyższych wznie sień stolicy. Na pierwszym miejscu Górka Szczę śliwicka (152 m n.p.m.), później Górka Kazurka (również znana jako Wzgórze Trzech Szczytów) na Ursynowie (133,9 m n.p.m.), zaraz za nią Kopiec Moczydłowski na Woli (130,5 m n.p.m.), Kopiec Powstania Warszawskiego (120 m n.p.m.), Kopa Cwila (108 m n.p.m.) oraz Góra Gnojna na Starym Mieście, której wysokość nie jest dokładnie znana.
Dwa z powyższych szczytów znajdują się na terenie mojej ukochanej dzielnicy – Ursynowa. Są to genialne miejsca na spotkania w plenerze i, mimo że już jesień za pasem, to warto je za pamiętać planując nie tylko wiosenne i letnie wieczory, ale i zimowe spacery.
Kopa Cwila
Jest to właściwie brama Ursynowa, bo znajduje się tuż przy granicy z Mokotowem. Po jej wschodnim stoku wdrapiemy się chod
nikiem na szczyt, a tam usiądziemy na ła weczce i będziemy mogli podziwiać widok na całą Dolinkę Służewiecką. Sam szczyt leży w obrębie Parku im. Romana Kozłow skiego, który jest skromnie, ale i dobrze za gospodarowany. U podnóża góry znajdują się dwa place zabaw, siłownia plenerowa, ścież ka rowerowa i ławki parkowe.
W lecie na Kopie odbywają się Dni Ur synowa, kino plenerowe lub organizowa ne są strefy kibica np. podczas mistrzostw. Zimą górka jest oblegana przez saneczkarzy -amatorów, a nawet początkujących narcia rzy. Ciekawostką jest to, że pod koniec lat 80. na Kopie funkcjonował najprawdziwszy wyciąg narciarski typu orczyk! Przetrwał 10 lat, aż nie rozkradziono go i nie zdewastowa no do reszty. By odwiedzić to miejsce, radzę wybrać metro i wysiąść na stacji Ursynów, stamtąd dojdziemy pod Kopę w trzy minu ty. Polecam to miejsce zarówno na roman tyczne przechadzki o każdej porze roku, jak i na spacery z psem, bieganie, jazdę na rowe rze czy też spotkania ze znajomymi.
Górka Kazurka
Podobnie jak Kopa Cwila, Górka Kazur ka wyrasta z ursynowskiego blokowiska. Jest zdecydowanie bardziej dzika (co od jakiegoś czasu jest uporczywie zmieniane – ku mojemu
ubolewaniu) i skrzętniej ukryta w dzielnico wym krajobrazie. Kazurka, czy też jak ktoś woli, Wzgórze Trzech Szczytów, położo na jest w parku im. Cichociemnych Spado chroniarzy AK na Natolinie, nieopodal ulicy Kazury. To wzgórze przez ostatnie lata sta ło się rajem dla rowerzystów górskich i mi łośników sportów ekstremalnych. Na jego stokach został stworzony Bikepark Kazoora, który cieszy się bardzo dużą popularnością. W zimę górka oczywiście zajmowana jest przez dzieciaki szalejące na sankach. U pod nóża Kazurki znajdują się park i plac zabaw dla psów, wiata z miejscem ogniskowym, ru iny folwarku oraz, kawałek dalej, wejście do Lasu Kabackiego, gdzie z kolei rozciągają się piękna łąka i stare tory kolejowe, przy któ rych znajduje się oczko wodne. Samo miej sce jest idealne na swobodne spacery z psa mi, jazdę na rowerze czy pikniki, a ze szczytu Górki uda nam się dostrzec nawet śródmiej skie drapacze chmur!
Jeśli lubicie odkrywać Warszawę z różnych perspektyw lub jeśli po prostu lubicie oglą dać nasze miasto „z góry”, gorąco zachęcam was, drodzy czytelnicy, do zdobycia Korony Warszawy! W następnym numerze Magla będę kontynuowała swoją opowieść o kolej nych dwóch szczytach: Górce Szczęśliwickiej i Kopcu Moczydłowskim. 0
Zmienione zmysły
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby wasze życie, gdyby wasz mózg był stworzony w inny sposób? Mam na myśli drastyczne różnice pod względem jego struktury. Trudno jest to sobie wyobrazić, gdyż takie zmiany oznaczayby, że nasze zmysły działają kompletnie inaczej.
ALICE GUIMARD
Istnieją ludzie, zaliczani do neuro różnorodnych, którzy potrafią od powiedzieć na to pytanie. Ponad to powstają filmy, które dają namiastkę tego, jak mogłoby wyglądać ich życie. Jako ktoś, kto znajduje się w spektrum autyzmu i ma ADHD, widzę i wchłaniam wszystko wokół mnie jak gąbka, aż do całkowitego przytłoczenia. Zde cydowałam się o tym napisać, bo mam dosyć mediów kreujących moją przypadłość jako zło i źródło cierpienia. Owszem, może ona czasa mi utrudniać życie, ale to nie powód, by przed stawiać je tylko w ciemnych barwach. ***
Osoby z autyzmem i ADHD często mają pro blem ze zwróceniem uwagi na to, co dzieje się wokół nich. To sprawia, że może być im trud no wychwycić subtelne zmiany w środowisku, co czasami prowadzi do wypadków. Bądź od wrotnie, zdarza się, że w zwiększonym stopniu odbierają wszystko z otoczenia i jest to dla nich przytłaczające. W moim przypadku jest to ten
drugi rodzaj. Każdy dźwięk, zapach, widok oraz szczegóły dotyczące zachowania ludzi – zauwa żam w nich nawet najdrobniejsze zmiany. Mu szę położyć się na macie z igłami, żeby odpo cząć od ciągłego natłoku informacji, aby mój umysł mógł przetwarzać je w bardziej racjonal ny sposób. Doświadczam tej nadpobudliwości w postaci niepokoju i paranoi. Niektóre osoby z autyzmem lub ADHD mogą mieć trudności z interpretacją różnych bodźców. Niektórzy na przykład mogą mieć problem z percepcją uczu cia dotyku. Lekki dotyk może być odczuwany jak szpilki, ale rzeczywiste szczypanie już nie. Propriocepcja – odczuwanie i świadomość po zycji i ruchu części ciała – również może nie być prawidłowa, co utrudnia osobie ocenę swo jej pozycji w przestrzeni lub prawidłowe poru szanie kończynami. Zaburzenia przetwarza nia sensorycznego to schorzenia neurologiczne, które utrudniają mózgowi przetwarzanie przy chodzących informacji sensorycznych. DSM5 (kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicz nych) stwierdzają, że powyższa przypadłość
nie jest oficjalnie uznana. Jednak niektórzy lu dzie używają terminu parasolowego „zaburze nia przetwarzania sensorycznego" w odniesie niu do różnych czynników, które wpływają na zdolność jednostki do konwersji informacji sen sorycznych. Zaburzenia wizji w spektrum zabu rzeń autystycznych mogą powodować problemy z ostrością widzenia i postrzeganiem kolorów, co prowadzi do trudności w czytaniu i uczeniu się, a także w zabawie. Ten krótki artykuł ma na celu przekazanie informacji na temat proble mów sensorycznych i tego, jak bycie osobą auty styczną wpływa na zmysły. Powody tych zmian są różne, ale głównie wynikają z innego sposo bu, w jaki układ nerwowy przetwarza informa cje. Oto przykłady tego, jak filmy i programy te lewizyjne przedstawiają tę przypadłość.
Wszystko wszędzie naraz
Chaotyczna przygoda sci-fi to ser ce Wszystkiego wszędzie naraz – f ilmu równie wzruszającego, co porywającego. Przedsta wia on losy Evelyn Wang (Michelle Yeoh),
TEKST :która bierze na siebie ciężar uratowania multiwersum. Podczas swojej podróży spo tyka, zwalcza i kocha wiele różnych wersji najbliższych jej osób, pokazując nam, że ro dzina nie jest jednowymiarowa.
Szybko zostajemy wprowadzeni w manię życia Evelyn – jej zniszczone relacje z córką Joy (Stephanie Hsu) i mężem Waymondem (Ke Huy Quan), nie wspominając o stosie ra chunków, które musi skontrolować. Jednak balansowanie między rodziną a biznesem to tylko ułamek chaosu, który ma nadejść. Da niel Kwan i Daniel Scheinert – scenarzyści, reżyserowie i producenci filmu – natychmiast wrzucają widzów w szereg absurdalnych sce nariuszy. Chaos w życiu i umyśle Evelyn re prezentuje zespół nadpobudliwości psy choruchowej z deficytem uwagi (ADHD). Przypadłość, którą zdiagnozowano u Kwa na, gdy był już dorosły. Film ukazuje neuro różnorodność niezwykle szczegółowo, poka zując Evelyn jako kogoś, kto czuje wszystko, wszędzie, naraz. Projekt dźwięków, kolory i zdjęcia do filmu odzwierciedlają wyzwania związane z funkcjami wykonawczymi i róż nice w przetwarzaniu sensorycznym.
Jest to wizualna reprezentacja tych róż nic. Wyobraźcie sobie, że nie czujecie cia ła, a wasz umysł jest podzielony i odczuwa cie różne nastroje w tym samym momencie.
Niezwykła prawniczka Woo
Niezwykła prawniczka Woo zaczyna się od kłótni. Jung Myung-Seok, starszy adwokat z kancelarii Hanbada, sprzeciwia się temu, że prezes firmy, Han Seon-young, przydzie lił do jego zespołu autystyczną prawniczkę. Seon-young szybko go upomina: nie ma zna czenia, że taka jest. Liczy się to, że ukończy ła najbardziej prestiżowy uniwersytet w Korei jako najlepsza w swojej klasie. Bohaterka fil mu jest niezwykle wrażliwa na hałas i z tego powodu zawsze nosi słuchawki. Jako posiłek je tylko gimbap, ponieważ pociesza ją fakt,
że danie jest „niezawodne”, gdyż wszystkie składniki są widoczne na pierwszy rzut oka. Jest również intensywnie zafascynowana wie lorybami i często recytuje wyrwane z kontek stu fakty dotyczące morskich stworzeń. Sce narzysta serialu Moon Ji-won konsultował się z profesorem wczesnej edukacji specjalnej Kim Byung-gun z Korea Nazarene Universi ty przez rok, aby spróbować dokładnie przed stawić objawy autyzmu. Eksperci twierdzą, że dzięki temu będzie się on wydawał bardziej znajomy i niezagrażający społeczeństwu, któ re obecnie nie ma zbyt dużego rozeznania w tym temacie. Urzędnicy z Autism Society of Korea przyznali, że film Niezwykła praw niczka Woo rzeczywiście wywołał zaintere sowanie Koreańczyków autyzmem i jego ob jawami przedstawionymi poprzez dziwaczne zachowanie Woo. Niektórzy wskazują, że je dyną nierealistyczną częścią historii Woo jest jej akceptacja ze strony współpracowników z kancelarii prawnej. Szef kancelarii podarł ostatnią stronę CV Woo, gdzie tłumaczy, że jest w spektrum autyzmu. Scena ta wskazuje, że jej przełożonego interesują tylko referen cje i zdolności Woo wymienione wcześniej. Kiedy Woo zaczyna mówić o wielorybach bez kontekstu lub doświadcza echolalii – objawu, który przejawia się bezsensownym powtarza niem czegoś, co inna osoba mówi, jej szef ze spokojnym tonem stwierdza: No echolalia Koledzy Woo z kancelarii dają jej wskazówki społeczne w sposób, który może łatwo zrozu mieć, ale także traktują ją jako równie kom petentną koleżankę. Dzięki postaciom z kan celarii Hanbada, które rozumieją odmienność Woo i traktują ją jak równą sobie, produkcja zasłużyła sobie na miano „zdrowej K-dramy” i „uzdrawiającej K-dramy”.
Czy jest to dobra reprezentacja?
Powyższe reprezentacje mają swoje wady, ale stanowią dobry początek, by rozbudzić za interesowanie widzów. Ponadto pokazują, jak
rozrastają się sieć wsparcia i pomoc dla ludzi w spektrum autyzmu. Omówione filmy cechują się starannością narracji, dźwięku oraz doboru palety kolorów, a także wspaniałymi zdjęciami. Eksploracja zaburzeń przetwarzania sensorycz nego oczami głównego bohatera pomaga wi dzowi zrozumieć złożone tematy, które mogą być trudne do pojęcia, dopóki nie doświadczy się ich osobiście. Filmy te pokazują, jak owa przypadłość wpływa na głównych bohaterów i jak pokonują oni te przeszkody. Tego typu hi storie sprawiają, że społeczeństwu łatwiej jest postawić się na miejscu takiej osoby i odnieść się do zaburzeń przetwarzania sensorycznego.
Poniżej propozycje książek dla osób chcących bardziej zagłębić się w tematykę:
Aspergirls: Empowering Females with Asper gerSyndrome – Rudy Simone
Nerdy,Shy,andSociallyInappropriate:A User GuidetoanAspergerLife – Cynthia Kim
OddGirlOut:AnAutisticWomanina Neuro typicalWorld – Laura James Książki Tony’ego Attwooda. 0
Foto notatnik
TEKST I ZDJĘCIA: KAMIL WĘGLIŃSKITysiące lat zajęło ludziom stworze nie czarnej skrzynki pozwalającej na stałe zapisać obserwowany kawałek świata. Aparat fotograficzny – pierwotnie do stępny jedynie dla profesjonalistów, techników fotografii, obecnie znajduje się w kieszeni każ dego z nas. Puryści fotografii tradycyjnej uwa żają, że nic poza światłem padającym na kliszę pokrytą srebrem nie jest zgodne ze sztuką tego medium. Mogą oni z powodzeniem ominąć ko lejnych parę bluźnierczych zdań, które zamie rzam teraz popełnić, podobnie jak zdjęcia, tym razem zebrane z galerii mojego telefonu. Szeroko zakrojone rozważania Susan Sontag w prawdopodobnie najbardziej znanym zbiorze esejów poruszających temat fotografii O fotogra fii, dotykają, między innymi, interesującego mnie
tematu „pstrykania” oraz „zbierania fotografii”. Autorka porównuje je do „zbierania świata”. Ko lekcjonerstwo tego typu, jak pisze, nadaje kształ tu przeżyciom: zatrzymać się, zrobić zdjęcie i ru szyć dalej. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie powszechna dostępność urządzeń zapisują cych światło. Dalsze rozważania Sontag, w otwie rającym jej dzieło eseju, mówią właśnie o tym. Wszechobecność aparatów fotograficznych skła nia do wniosku, że czas jest ciągiem ciekawo stek, zdarzeń zasługujących na sfotografowa nie. Słowa te napisane na przełomie lat 70. i 80., w erze pierwszych automatycznych aparatów point-and-shoot nabierają dzisiaj nowego znacze nia. Wspomniane ciekawostki mogą być najróż niejsze, co kto lubi. Świetnie pokazał to Wojtek w 195. numerze Magla – ściągnijcie i sprawdźcie!
Utrwalenie wybranego kawałka świata w przeszłości zajmowało długie minuty, unie możliwiając tym samym uchwycenie na przy kład pełnych życia i energii ludzkich portretów. Zapisanie choćby uśmiechu było praktycznie niewykonalne w czasach dagerotypu. Obecnie skonstruowanie czarnej skrzynki, która pozwo li chwycić chwilę, możliwe jest nawet… w ja mie ustnej (polecam projekt Justina Quinnella Mouthpiece). Jest to ekstremalne podejście, pozwalające docenić moment, nadać mu spe cjalne znaczenie, a zarazem świetne przedsię wzięcie. Jednak dla znacznej większości ludzi wyciągnięcie telefonu, pstryknięcie i uwiecz nienie przykuwającej uwagę chwili będzie wy starczającą celebracją ulotnego mgnienia, do czego zachęcam każdego dnia.
Koniec pewnej epoki
OCENA:
FIFA 23
Producent: EA Sports Wydawca: Electronic Arts Platforma: PC, PlayStation 4, PlayStation 5 (recenzowana platforma), Xbox One, Xbox Series, Nintendo Switch (Legacy Edition)
PREMIERA: 30 WRZEŚNIA 2022 R. fot.
Dla większości wielbicieli elektronicznej piłki nożnej seria FIFA jest na rynku „od za wsze”. Pierwsza edycja, jeszcze pod nazwą „FIFA International Soccer”, zadebiutowała w 1993 r. Następnie, prawie co roku mieliśmy do czynienia z kolejną odsłoną serii przez prawie wszystkie generacje i rodzaje konsol oraz oczywiście na PC. Obecna odsłona pod tytułem „FIFA 23” będzie jednak ostatnią grą na licencji FIFA od Electronic Arts. Kolejna część będzie wydana już jako „EA Sports Football Champions”.
Pod względem zawartości jest to jednak jeden z najważniejszych tytułów dla całej serii. Po raz pierwszy mamy do czynienia z licencjonowanymi drużynami ko biecej piłki nożnej. A jedną z osób udzielających nam rad w trakcie tutorialu jest Sam Kerr, czyli kapitanka kobiecej reprezentacji Australii w piłkę nożną.
Popularne tryby, jak Ultimate Team, przeszły odświeżenie. A pewne standardowe elementy, jak na przykład budowanie drużyny, zostały znacznie zmodyfikowane – che mia między graczami nie jest już aż tak istotna dla zwycięstwa i dobrej gry. Daje to zdecydowanie więcej możliwości na udział w drużynie grupy swoich ulubieńców. Tryb
kariery również uległ pewnym modyfikacjom. Nie wymaga już rozegrania każdego spo tkania od A do Z, a potrafi nas za to wrzucić w jakiś decydujący o wyniku meczu moment, by nasz piłkarski awatar mógł np. uratować drużynę wyrównującą bramką.
Techniczna strona tego tytułu to również dopracowanie graficzne i kolejny krok na przód w odwzorowywaniu fizjonomii licencjonowanych graczy. A tych jest oczywiście cała masa, wraz z klubami i stadionami. Tłum na stadionach to też już nie jest prawie nieruchoma bitmapa, a żyjący i przekazujący emocje zbiór postaci. Świetnie widoczny na powtórkach z akcji bramkowych. Całość składa się na dość kompletne doświadczenie gry w elektroniczną piłkę nożną.
Prawie 30 lat z serią FIFA na stałe zacementowało jej pozycję wśród najważniejszych gier sportowych w historii. „FIFA 23” to godne pożegnanie z marką przez Electronic Arts, a całość wygląda na naprawdę dopracowany tytuł, nie zaś jedynie odświeżenie informacji o aktualnych transferach zawodników czy sponsorów lig krajowych.
MICHAŁ GOSZCZYŃSKIValkyrie Profile to relatywnie mało znana seria japońskich gier RPG. Zapocząt kowana w 1999 r. na PlayStation miała dotychczas zaledwie cztery odsłony, nie licząc portów na inne platformy. Po raz piąty z serią spotkamy się na PlayStation 4 i PlayStation 5 dzięki Valkyrie Elysium. Warto zaznaczyć, że równocześnie z pracą nad nową odsłoną serii twórcy pokusili się o pracę nad remasterem Valkyrie Profi le: Lenneth z PlayStation 2. Początkowo miała wyjść tego samego dnia co Elysium, ale finalnie przesunięto premierę na grudzień 2022 r.
Powoli zbliża się Ragnarok – ostateczna bitwa, która zniszczy świat. Odyn chce ocalić wszystkie królestwa od zagłady, tworzy Valkyrię i daje jej zadanie ocalenia dusz, co ma pomóc w jego celu. Niektóre z napotkanych dusz – Einherjar – do łączą do Valkyrii i będą jej pomagać. Zamiast znanej z poprzednich części walki turowej twórcy postawili na grę akcji. I jest to zmiana wykonana wręcz świetnie. Dynamizm starć, liczba różnych kombosów i kombinacji z czarami daje szeroki wa chlarz możliwości. Do dyspozycji pozostaje też cała gama uzbrojenia różniącego się dość znaczącą i zmieniającego styl walki.
Pomiędzy kolejnymi starciami możemy eksplorować świat i rozwiązywać za dania poboczne dawane nam przez duchy. Świat jest dość ciekawie zbudowany, ale liczba postaci, z jakimi przyjdzie nam się spotkać, nie jest zbyt oszałamiająca. Niemniej zdobywanie przedmiotów niezbędnych do rekrutacji nowych pomocników albo wykonywanie zadań jest całkiem przyjemne.
Technicznie gra prezentuje się bardzo dobrze. Na PlayStation 5 animacja jest płynna i praktycznie nie da się zauważyć znaczących spadków liczby klatek na se kundę. Problemem jest za to kamera, która potrafi nieźle namieszać w trakcie niektórych starć. Jest to na pewno element, który twórcy mogą poprawić w przy szłych łatkach, ale na wersji „day one” bywało to momentami dość męczące.
Z pewnością można docenić powrót do świata Valkyrie Profile. Jest to solidny action RPG z ciekawie zarysowaną, choć przewidywalną, fabułą oraz niezłym systemem walki. Dla wielbicieli nordyckiej mitologii albo japońskich RPG to z pewnością interesujący tytuł, obok którego nie powinni przechodzić obojętnie.
MICHAŁ GOSZCZYŃSKIModa na remastery nie mija
OCENA:
The Legend of Heroes: Trails from Zero
Producent: Nihon Falcom
Wydawca: NIS America
Platforma: PC, PlayStation 4 (recenzowana platforma), Nintendo Switch
PREMIERA: 27 WRZEŚNIA 2022 R.
Wersja na PlayStation 4 to prawie idealny port z PSP z drobnymi modyfikacjami, w tym dodanym trybem przyśpieszenia, dzięki któremu przemieszczanie się po lo kacjach czy rozgrywanie starć jest bliżej dzisiejszych standardów rozgrywki. Jest to również pierwsza oficjalnie przetłumaczona wersja na język angielski. Dzięki czemu gracze spoza Kraju Kwitnącej Wiśni mogą się z nią wreszcie zapoznać.
Nasz bohater – Lloyd Bannings jest świeżo upieczonym detektywem w siłach po licyjnych w Crossbell. Miasto znajduje się na styku dwóch potężnych sił politycznych, które walczą o kontrolę nad nim. Będzie to oczywiście miało niemały wpływ na nasze poczynania i na całą fabułę gry. Wybór profesji Lloyda to bezpośredni wpływ historii jego starszego brata, który również był detektywem i zginął kilka lat wcześniej.
Historia Lloyda jest jedną z głównych osi fabuły gry, ale, jak to bywa w przypadku JRPG, szybko znajdujemy towarzyszy niedoli, którzy również przynoszą ze sobą ciekawą przeszłość, z którą przyjdzie nam się mniej lub bardziej zapoznać. Każdy z nich jest wyposażony w specjalne urządzenie Orbment, które dzięki możliwości wykorzystania zdobytych w walce lub w wyni ku craftingu Quartz umożliwiają odkrycie zaklęć lub umiejętności do wykorzystania w trakcie walk. siedem elementów umożliwia stworzenie dość dużej liczby możliwych kombinacji, dzięki czemu jesteśmy w stanie zbudować drużynę odpowiadającą bieżącej lokacji lub napotykanym przeciwnikom. Graficznie nie widać niestety zbyt dużej różnicy w stosunku do pierwowzoru, i o ile grafika jest dość przyjemna, to tekstury czasem prosiłyby się o ciut wyższą rozdzielczość na potrzeby PlayStation 4.
Mimo pewnych mankamentów to jednak niezwykle ciekawy przedstawiciel swojego gatunku. Kilkadziesiąt godzin gry, świeżość dla zachodniego odbiorcy i możliwość zapoznania się z intere sującym reprezentantem znanej serii przemawiają za rekomendacją zapoznania się z tym tytu łem. Choć sugerowana cena detaliczna mogłaby być lekko obniżona ze względu na to, że jednak mamy do czynienia jedynie z odgrzewanym tytułem, a nie zupełnie nowym dziełem twórców.
MICHAŁ GOSZCZYŃSKIBiomutant
Producent:
Biomutant to debiut szwedzkiego studia Experiment 101, które na PC oraz kon sole poprzedniej generacji wydano w maju 2021 r. Teraz przyszła pora na drobne ulepszenia i udostępnienie gry na bieżącą generację – PlayStation 5 oraz Xbox Se ries. Tutaj warto zauważyć, że dla posiadaczy wersji na odpowiednio PlayStation 4 oraz Xbox One update do nowej generacji jest bezkosztowy. Awatar gracza, czyli tytułowy biomutant, to jedna z sześciu ras nawiązujących luź no do psów i gryzoni. By dodatkowo zwiększyć wybór dla gracza, nasz zwierzomutant może należeć do jednej z pięciu klas postaci różniących się zdolnościami i ogólnym sty lem rozgrywki. Gra jest przedstawicielem popularnego gatunku gier RPG z otwartym światem. Napotkane postaci dają nam kolejne zadania, które mogą pchnąć fabułę do przodu lub być po prostu zapychaczem czasu i powodem do dalszej eksploracji świata.
Fabularnie mamy dość standardowe podejście do ratowania zagrożonego za gładą świata – drzewo, które daje siły resztkom zniszczonych ziem, jest wyko rzystywane przez potężnych bossów. Na swojej drodze napotkamy liczne ple
miona, które nastawione są na konflikt ze sobą i wplątują nas w swoje problemy. Duża część gry to oczywiście walka z wykorzystaniem licznych broni, która jed nak potrafi być lekko frustrująca na początku, ale dość łatwo można się nauczyć różnych mechanik pozwalających łatwiej eliminować przeciwników.
Technicznie wersja na nowe konsole poprawiła wiele mankamentów oryginału. Mamy do dyspozycji tradycyjne już różne tryby wyświetlania w zależności od preferencji gracza – 4K z ograniczeniem do 30 klatek na sekundę, 1440p z 60 klatkami lub 4K z dynamicznym doborem klatek od 40 do 60. Gra wykorzystuje VRR z jednej z nowszych aktualizacji PS5 oraz dobrodziejstwa związane z kontrolerem DualSense w tym haptykę i adaptacyjne triggery, które różnie reagować będą na posiadane przez nas bronie.
Biomutant to dobry przykład tego, jak niewiele wystarczy, by gra z przełomu generacji mogła cieszyć się nowymi funkcjonalnościami znanymi z dedykowanych na PlayStation 5 lub Xbox Series tytułów. Jeśli jeszcze ktoś nie miał okazji zapo znać się z Biomutantem ,to jest to zdecydowanie dobry moment.
MICHAŁ GOSZCZYŃSKICo łączy granie i naukę do późna?
Rynek suplementów diety dla różnych grup odbiorców mocno się powiększa. Ostatnio pojawiły się również specyfiki reklamowane jako odpowied nie dla graczy. Według opisu twórców mają wspomóc wyniki zarówno w esporcie, jak i w zwykłym wieczornym graniu. Stanowić mogą również cenne wsparcie w nauce do sesji. Wywiad z jednym z twórców Gaminate – przykładowego suplementu – pozwoli się trochę więcej o nich dowie
ROZMAWIAŁ: MICHAŁ GOSZCZYŃSKI GRAFIKA: MATERIAŁY PRODUCENTAM agiel : Może zacznijmy od kilku słów nt. waszego „origin story”. Na rynku jesteście od 2020 r., ale pomysł na sam produkt powstał chwilę wcześniej? Możesz przybliżyć skąd wzięła się idea Gaminate? Co was skłoniło do pójścia w tę stronę?
Robert Samaruk : Z branżą spożywczą jesteśmy związani od 20 lat. Zawsze interesowaliśmy się nowymi trendami na rynku spożywczym, a kategoria produktów funcjonalnych była jedną z tych, które budziły nasze największe zainteresowanie.
Obserowaliśmy także branże rozrywkową i to jak się zmienia. Muzy ka, film, książki czy też sport – do tych relatywnie „starych” kategorii dołączył gaming, który obecnie jest jednym z nawiększych podgatun ków rozrywki. Zauważyliśmy, że w USA i później w Europie Zachodniej powstała nowa kategorii produktów dedykowana właśnie gamingowi –tzn. gaming boostery. Sprawdziliśmy ich składy i dostrzegliśmy dużą szansę wynikającą ze średniej jakości instniejących produktów.
Tworząc Gaminate, postawiliśmy sobie za cel stworzenie produktu o najwyższej na świecie jakości. Co niezwykle ważne, w koncepcie Ga minate w samym centrum uwagi jest mózg i jego potrzeby, a dopiero później obszary, w których jest używany – nauka, praca umysłowa, ga ming czy np. jazda samochodem. Jest to kluczowa sprawa – Gaminate i jego skład muszą się obronić w szerokiej grupie zastosowań. Wspólnym mianowinikiem są właśnie mózg i wydolność umysłowa.
Różnego rodzaju produkty wspomagają obecnie proces uczenia się lub pracy umysłowej. Ja bazuję głównie na kawie, czasem na napojach energetycznych, gdy jest już bardzo źle z zasobem energii. Czy w takim razie Gaminate jest dla mnie? Znajdę tu jakąś wartość dodaną? Czy to produkt, który przyda się studentom i student kom albo doktorantom i doktorantkom?
Gdybym miał odpowiedzieć jednym zdaniem powiedziałbym: Tak – Gami nate to naszym zdaniem najlepszy na rynku produkt wspomagający proces uczenia i efektywnego zapamiętywania. Studenci, maturzyści, osoby przy gotowujące się do egzaminów są znaczną częścią naszych klientów. Pytanie czy przydaje się w czasie nauki? jest jednym z najważniejszych pytań, któ re nam zadają. Przydaje się. Temat ten poruszamy jest też na naszym blogu.
Mechanizm prokognitywnego działania Gaminate opiera się na idei wspomożenia naszego mózgu w optymalnych wykorzystaniu jego na turalnych możliwości, które ze względu na szereg czynników (środowi skowe, niewłaściwa dieta, stres itd.) potrafią być mocno przytłumione.
W kategorii produktów, które określamy jako gaming boosters je steśmy otwarci na jakiekolwiek testy porównawcze z każdym podob nym produktem na świecie – może zabrzmi to nieskromnie, ale jeste śmy pewni, że żaden powszechnie dostępny produkt, nie jest w stanie się z nami pod kątem recepturowym równać (USA, UK, Niemcy). A już na pewno nie jest to możliwe w konkurencyjnej do naszej cenie.
Do prawidłowego, optymalnego pod kątem wydajności procesów po znawczych funkcjonowania naszego mózgu niezbędny jest mu właściwy po ziom kluczowych neuroprzekaźników (substancji służących do przenoszenia informacji pomiędzy neuronami) oraz dobra kondycja samych neuronów.
I o to właśnie dba Gaminate – duża część jego składników jest prekursorami najważniejszych dla mózgu neuroprzekaźników, z których nasz organizm w naturalny sposób je sobie wytwarza w optymalnej dla niego ilości, a inne zaś odpowiadają za utrzyma nie neuronów mózgowych w jak najlepszej kondycji.
Patrząc nawet na waszą nazwę widać, że gaming jest dla was bardzo ważnym ele mentem życia. Czy wasz produkt faktycznie pomaga graczom w osiąganiu lep szych wyników? Macie jakieś doświadczenia z zastosowaniem w e-sporcie? Nigdy nie składamy obietnic bez pokrycia. Czy to e-sport, czy sport, czy dla przykładu szachy – lepsze wyniki to zawsze wypadkowa kilkuna stu, jesli nie kilkudziesięciu zmiennych. Do nich oczywiście zalicza się wydolność umysłowa, w której to własnie gra Gaminate. Odpowiada jąc precyzyjnie – nie mamy badań, co do których możemy się precyzyj nie odnieść, ale mamy wiele opinii, w których klienci opowiadają w ja kich okolicznościach używają Gaminate i jak na nich działa. Gaming jest jedną z najczęstych okoliczności spożycia. Co ciekawe najczęstszą jest praca umysłowa. Trzecią w kolejności jest nauka. Wracając do sedna twojego pytania. Zaczynając od najkrótszej per spektywy, czyli rozpatrując czas zaraz po spożyciu Gaminate – wy obraźmy sobie zmęczonego, znużonego mentalnie i również fizycznie gracza, który ma przed sobą wielogodzinną rozgrywkę. Natychmia stowy przypływ kontrolowanej energii na pewno pozwoli mu funk cjonować przez te parę godzin lepiej, a przez to i osiągnąć lepszy wy nik w tej konkretnej rozgrywce.
Patrząc na efekt długofalowy – składniki prokognitywne obecne w re cepturze Gaminate mają za zadanie poprawić funkcjonowanie neuronów w naszym układzie nerwowym oraz usprawniać komunikację pomiędzy nimi. Ma to przełożyć się na ogólne usprawnienie funkcjonowania na szego mózgu, a to z kolei w dłuższej perspektywie poprawić zdolności poznawczych użytkowników. Tak więc – tak, uważamy, że dzięki takiej zmianie gracze będą mogli szybciej poprawiać swoje wyniki.
A prywatnie? W co grają twórcy Gaminate? Konsole czy PC?
Każdy inaczej: i konsole, i PC. Przeróżne gry – od Rocket League, przez NBA, WoT, po gry gatunku RPG i Survivale, po LOL, Wiedź min, The Forrest.
Niedawno nawiązaliście współpracę z Samorządem Studentów Uniwersytetu Warszawskiego. M agiel to czasopismo skierowane głównie do społeczności Szkoły Głównej Handlowej i właśnie Uniwersytetu Warszawskiego. Planujecie nawiązanie współpracy również z innymi samorządami lub uczelniami?
Tak. Jest to dla nas bardzo ciekawy obszar i rozważamy kilka kierun ków, którymi może podążyć Gaminate. Jesteśmy otwarci na każdą dobrą i ciekawą współpracę.
World of Tanks stoi wysoko w rankingu gier, do których lubię wracać od czasu do cza su. Nie mogłem nie zauważyć wypuszczenia limitowanej edycji shakerów brandowanych „czołgami” od Wargamingu. Skąd ten pomysł? Czy za tą edycją limitowaną można się spodziewać kolejnych z innymi znanymi markami?
Bardzo nam miło. Włożyliśmy w ten projekt mnóstwo pracy i serca. Pod pisując umowę licencyjną z firmą Wargaming, postawiliśmy sobie bardzo wysoko poprzeczkę jakościową. Wzór opakowań, pomysły wspierające, jak wymienione przez ciebie sha kery z unikalnymi hasłami czy seria wlepek, które także niosą bardzo ciekawe teksty, to właśnie przykład podejścia 360. W momencie pisania odpowiedzi na twoje pytania startuje konkurs, w którym to fani mogą zgłaszać swoje hasła na wlepki Gaminate i WoT. Powstanie z nich seria 10 tys. wlepek, które trafią w w wiele zakątków naszego kraju. Bedą do łączane do zamówień na stronie gaminate.pro. W nabliższej przyszło ści nie przewidujemy współpracy z innymi markami, ale praktycznie co kilka dni nasi fani zgłaszają nam swoje potrzeby – prosząc o współprace z ulubionymi przez nich tytułami.
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi! Nasi czytelnicy też będą mieli okazję zdoby shake ry z logo World of Tanks dzięki konkursom na mediach społecznościowych Magla 0
Robert Samurak
Robert Samurak – marketer z dwudziestoletnim doświadczeniem w segmen cie produktów spożywczych (segment SNN, napoje energetyzujące, woda mi neralna). Pracuje na rynku polskim oraz Europy Środkowo-Wschodnej (Dy rektor Marketingu bułgarskiego odziału Grupy Maspex). Zarządza takimi markami jak np.: TIGER, Tymbark; czy zagranicznymi: Queen’s, Tedi, Velingrad. W Gaminate odpowiada przede wszystkim za strategię marketingową, sprze daż oraz customer experience.
Prywatnie pasjonat NBA, kina, gamingu oraz psów.
Dieta cud
Jedzenie i ja kumplujemy się odkąd pamiętam. Za wsze głosiłam pogląd, że czekolada nie pyta, a ro zumie, i chętnie przyjmowałam kolejne dokładki potraw na obiadach u babć i cioć. Zainteresowana od pewne go czasu tematami psychiki i żywienia mogę się dziś pokusić o stwierdzenie, że jedzenie pełni w moim życiu funkcję regu latora emocji, co raczej jest relacją niekorzystną, ale nie o tym chcę tu dziś mówić (a właściwie pisać). Od jakiegoś czasu za uważam bowiem dwuwymiarowość swojego, ale też general nie ludzkiego, odżywiania. Co mam przez to na myśli? A otóż to, że równolegle z karmieniem swojego ciała, nieświadomie lub świadomie serwujemy posiłki także swojej głowie.
Jak przystało na studentkę uczelni ekonomiczno-bizneso wej, wytłumaczę to na podstawie case study, czy też polskie go studium przypadku. Na tapet wezmę w nim samą siebie i postaram się być obiektywna, choć sukcesu nie obiecuję.
Śmiało mogę zadeklarować, że znam podstawy zdro wego odżywiania. Wiem, że trzeba dostarczać ciału biał ka, tłuszczu i węglowodanów. Zdaję sobie sprawę z po trzeby nawadniania się oraz spożywania warzyw i owoców każdego dnia. Jestem świadoma tego, że po zbilansowanym posiłku zjedzonym w spokoju będę dłużej najedzona niż po złapanych w biegu frytkach z maka.
Niestety częściej niż rzadziej, przez brak skupienia gubię się w tych zasadach. Tak jak przez roz targnienie można wlać diesla do sa mochodu jeżdżącego na dziewięć dziesiątkę piątkę, tak i mnie zdarza się wrzucić na ząb coś, czego świadomie i przy zdrowych zmysłach bym nie zjadła. I tu właśnie przejdę do mojej teorii o dwutorowo ści odżywiania (tak to nazwałam i sobie przywłaszczyłam, żeby poczuć się jak naukowczyni-innowatorka).
Twierdzę, że tak jak pożywieniem naszego ciała są pro dukty spożywcze, tak w menu naszej psychiki figurują in formacje, emocje, wrażenia, przemyślenia i inne przekazy, które wchłaniamy z otoczenia jak gąbki. Raz bywają one bardziej korzystne, raz mniej, a obserwując, jak reaguje my na konkretne składniki, możemy nauczyć się siebie, swoich smaków, preferencji i tego, czego nie tolerujemy.
Ja na przykład jestem uczulona na sytuacje konfliktowe. Całe ciało swędzi mnie na myśl o potencjalnym zaangażo waniu się w kłótnię. Dostaję słownej wysypki, gdy czuję, że ktoś koniecznie dąży do sporu. Automatycznie wylewa ją się wtedy z moich ust próby stłumienia awantury w za rodku. Kiedy już się z kimś pokłócę i nie pogodzę, to ta sytuacja ciąży mi na żołądku, jak coś ciężkostrawnego zje dzonego późno wieczorem, nie pozwalając mi zasnąć.
Skoro już mowa o wieczorach, to rozwinę temat. Jedną z pięciu najczęściej ignorowanych przeze mnie rekomen dacji żywieniowych jest ta o spożywaniu ostatniego posił
ku najpóźniej na kilka godzin przed snem. Moja głowa nałogowo nakłada sobie na talerz wszelkiej maści do mysły i niepokoje bardzo późną porą, tak jakby rzutem na taśmę przed zaśnięciem. Tematem przewijającym się najczęściej jest to, czy, biegając tego dnia przez alejki codzienności, aby na pewno o czymś nie zapomniałam. Na granicy jawy i snu nigdy do końca sobie nie ufam, więc mój umysł trawi te obawy całym sobą, odkładając w czasie moment udania się do krainy snów.
Mimo że zaczęłam od ciemnej strony jadłospisu mo jej psychiki, to wcale nie twierdzę, że brak w nim miejsca na przyjemności. Jedną z ulubionych zdrowych przekąsek mojej głowy są niebieskie migdały. Karmią mój mózg ma rzeniami o tym, że napiszę książkę, która wejdzie do no wego kanonu lektur, albo że zgodnie z przeczuciami bab ci, wróżącej mi wysokie stanowiska zarządcze, zostanę prezydentką Polski. Chociaż co mi tam, premierką.
Po wrzuceniu na ząb takich myśli pozostaję pełna bez troski i radości aż do czasu objedzenia się kolejnym nie przemyślanym posiłkiem. Trudno jednak przewidzieć, kiedy zaserwuję sobie da nie, które akurat wybije mnie z dobre go rytmu. Rozumiecie, taki strach o przyszłość planety na przykład –raz zjadam go na śniadanie z jaj kami na miękko, a innym razem skubię pomału w przerwach mię dzy zajęciami, kawałek po kawał ku, jak drożdżówkę z serem. Uczono mnie, że po przeanali zowaniu studium przypadku należy napisać podsumowanie i sformułować wnioski. Oto one. Reasumując wszyst kie aspekty kwintesencji tematu, dochodzę do fundamentalnej konkluzji, że warto wypracowywać dobre nawyki żywieniowe. Moje mocne postanowie nie poprawy to suplementowanie witaminy D3 jesie nią i zimą, a dobrych wiadomości i filmików ze słodki mi pieskami – przez cały rok. Postaram się ograniczyć spożycie kwaśnych żelków do połowy paczki na raz, za to dzienną porcję wiary w siebie zwiększę z jednej gar ści do trzech. Trosk się zapewne nie pozbędę, ale spró buję przegryzać je hasłami w stylu carpe diem, hakuna matata albo kokodżambo i do przodu Uniwersalna dieta cud nie istnieje; każdy z nas musi sam odkryć, co mu służy, a co nie. Starajmy się jed nak, żeby było smacznie, nie tylko dla naszego brzusz ka, lecz także dla serduszka. 0
Emilia Kubicz
Karmi psa dobrze zbilansowaną karmą, a siebie – wiarą w ludzi. Uwielbia kwaśne Śmiejżelki.
Kto jest Kim?
Filip Pieniak Wiceprezes SKN Biznesudr hab. Ewa Gałecka-Burdziak prof. ucz. w Katedrze Ekonomii I
MIEJSCE URODZENIA: Pisz
KIERUNEK I ROK STUDIÓW: II SL, Globalny biznes, finanse i zarządzanie
SPIRIT ANIMAL: Tygrys
UTWÓR OPISUJĄCY TWÓJ DZISIEJSZY HUMOR: Kaz Bałagane, O spodenkach krótkich
ULUBIONA KSIĄŻKA: Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi – Dale Carnegie WYGRYWASZ W LOTTO, CO ROBISZ? Inwestuje w nieruchomości, kolejny procent zabezpieczam w złocie, odkładam na wymarzone studia, zabieram rodziców w podróż po Azji, pozostałą część przeznaczam na wsparcie Dom Dziecka nr 2 im. dr Janusza Korczaka w Warszawie oraz Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio
KIM CHCIAŁEŚ ZOSTAĆ, GDY BYŁEŚ MAŁY? Od zawsze byłem wielkim zajawkowiczem dzikiej natury. Wychowując się na programach przyrodniczych urodziła się we mnie wizja bycia zawodowym nurkiem.:
Masz trzy minuty, aby opowiedzieć o swoim życiu. Co powiesz od razu, a co pominiesz?
Z pewnością powiem, że mam cudowną dziewczynę oraz najlepszych rodziców. Posiadam pięciu starszych braci i każdy z nich jest dla mnie źródłem inspiracji. Oczekuję od studiów czegoś wię cej niż dyplomu. Chciałbym tworzyć z ludźmi świetne projekty, które zbliżą nas do siebie, dzię ki czemu będziemy mogli budować relacje na lata. Omijałbym aspekt zawodowy, ponieważ nie chciałbym tworzyć narracji networking’owej w mojej komunikacji.
Mało osób kojarzy studentów angażujących się w życie uczelni. Jak myślisz, dlaczego? Zacząłbym od podzielenia osób aktywnie działających w samorządzie i kołach naukowych. Uważam, że przedstawiciele tej pierwszej grupy cieszą się większą popularnością ze wzglę du na dużo większe zasięgi w social mediach oraz ścisłą współpracę z władzami uczelni. Druga grupa, czyli ta w której ja się udzielam należy do społeczności dosyć zamkniętej. Każda z orga nizacji prowadzi własną rekrutację, dzięki czemu powstaje poczucie przynależności do wybra nej zbiorowości. Przez to studenci najczęściej skupiają się na koła naukowych w których dzia łają. Kolejnym aspektem, który ja dostrzegam, jest duża ilość obowiązków wśród studentów SGH. Wielu z nas już od pierwszego semestru prowadzi intensywny tryb życia, więc ze wzglę du na ograniczony czas nie wszyscy mają przestrzeń do interesowania się kołami naukowymi.
Czego przeciętny student SGH nie wie o Twojej organizacji?
Przeciętny student nie wie, że w SKN Biznesu otaczamy się ludźmi z różnych środo wisk, a nie tylko związanych z jedną niszą. Doświadczenie przebywania z takimi ludź mi, powoduje zwiększoną samoświadomość co do swojej drogi życiowej oraz otwiera drogę na rozwój swojej kariery. Dodatkowo mogę wspomnieć, że nasi alumni pojawia ją się na liście Forbes 30 u 30.
MIEJSCE URODZENIA: Łódź PROWADZONE PRZEDMIOTY: proseminarium z metodyki studiowania, ekonomia przestępczości, ekonomia pracy WEDŁUG STUDENTÓW SGH JESTEM: wymagającym, ale prostudenckim wykładowcą? (bazuję na opiniach z ankiet) STUDENCI SGH SĄ WEDŁUG MNIE: ambitni ŻYCIOWE MOTTO: If your dreams do not scare you, they are not big enough –Ellen Johnson Sirleaf
ULUBIONY FILM: Vanilla Sky HOBBY: podróżowanie, spacery, rower NAJWIĘKSZY IDOL Z DZIECIŃSTWA: Michael Jordan WYMARZONY CEL PODRÓŻY: Vanuatu
Dlaczego zdecydowała si ę Pani zosta ć wykładowczyni ą? Nauka od zawsze mnie pasjonowała. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy, a nauczanie jest wpisane w zawód naukowca. Staram się zainteresować studentów tematem, tak by potem sami go drążyli.
Czego nauczyła si ę Pani pracuj ą c ze studentami? (Nadal się uczę). Pokory i cierpliwości ��
Jaka jest według Pani najmocniejsza strona SGH? Otwartość.
Jak ą rad ę ma Pani dla obecnych studentó w? Nie zawsze najprostsza droga jest tą najlepszą w długiej perspektywie.
Listy do redakcji pozostaną, obok innych, stałym elementem tego działu. 0 redaktor.nieodpowiedzialnySGH@gmail.com
na jeszcze więcej wiadomości w przyszłości.
Dziękujemy za tak intensywnie okazane zainteresowanie kontaktem z nami. Liczymy
Odp: Użytkownik został zablokowany, a jego imię zapomniane.
sami. To by znaczyło, że nikt do was nie napisał,
REDpill: Drogi Redaktorze Nieodpowiedzialny, mam wrażenie, że wiadomości prezentowane w dziale Listy do Redakcji wymyślacie sobie
można się zgłosić, trzeba zostać wybranym.
Odp: Do pracy w dziale Do Góry Nogami nie
robić, by dostąpić tego zaszczytu?
spotkać w agluM. Jednak przez pełną anonimowość, nie wiem, kogo spytać, co należy
MłodaAmbityna pisze: Drodzy, jak zostać redaktorem nieodpowiedzialnym? Nie ukrywam, że praca w tym dziale zawsze wydawała mi się najlepszym, co mnie może
w stanie podnieść wartość niektórych wykładów.
szerszego komentarza, ale pewnie Chopin puszczony na pełen regulator za ścianą byłby
a wy desperacko udajecie, że macie przyjaciół
Odp: Żywcem nas nie weźmiesz…
VahO pisze: Kiedy coś śmiesznego wreszcie napiszecie cwaniaczki?
To my przyjdziemy do Ciebie jeśli okażesz się godna. Mamy oczy i uszy wszędzie. Potwierdzamy, to jest najlepsza praca
Odp: Wiadomość tę pozostawiamy bez
się przyda. Większości więcej niż trochę.
i nagłośnieniem. Trochę kultury wszystkim nam
„kibica” na zbliżający się Konkurs Chopinowski. Do 2026 r. nawet na tej uczelni możliwe jest przygotowane pomieszczenia z właściwą akustyką
Zamiast tego proponuję przygotowanie strefy
jaką jest SGH, promowano tak prostacki sport.
że to bulwersujące, by na prestiżowej uczelni,
czas Mistrzostw Świata w Katarze. Uważam,
że w SGH organizowana jest strefa kibica na
.Magluw
Wolfgang pisze: Droga Redakcjo, w Serwisie Rektora napotkałem informację,
PRZYGOTOWAŁ: REDAKTOR NIEODPOWIEDZIALNY
ostatnia strona szanującego się miesięcznika studenckiego.
naszej społeczności oraz redakcji lub najlepiej oddających ducha, którego powinna posiadać 666
wszystkich. Udało się jednak wybrać kilka dotykających tematów najważniejszych dla
spłynęły w wielkiej obfitości. Nie byliśmy w stanie opublikować ani nawet przeczytać