Numer 22 (luty 1998)

Page 1




Wrzaskliwa cisza wyborcza Wybory samorządowe w 1994 roku były ostatnimi, które przeszły bez echa i w trakcie których kandydaci nie musieli robić wokół siebie wrzawy, aby dostać się do Samorządu. Mała liczba kandydatów na poszczególnych latach i niewielkie zainteresowanie ze strony wyborców sprawiały, że wystarczyło wtedy przyciągnąć do urny zaledwie kilkudziesięciu znajomych i już można było się cieszyć z wygranej. Sytuacja zmieniła się diametralnie w 1995 roku, na co wpływ miało wiele czynników, ale przede wszystkim skrajnie niepochlebna opinia o składzie ówczesnego Samorządu Studentów i jego Fundacji, która zarządzała akademikami. Wśród studentów krążyły plotki o ogromnych sumach, jakimi obracał Samorząd i jakie "kradzione były" przez Fundację, o imprezach, na których bawili się członkowie Samorządu, o ich darmowych wyjazdach zagranicznych, ·itd., itp. Opinie te potęgowała arogancja, jaką serwowano studentom w obskumym wówczas i wypełnio­ nym dymem papierosowym pokoju Samorządu. Wybory w 1995 roku były więc batalią wymierzoną przeciwko "klice" samorządowców. Większość ludzi, którzy wówczas startowali w opozycji do "rzą­ dzącego" Samorządu, stanowiły osoby nie związane wcześniej z tą organizacją, a więc nieskażone panują­ cą w niej ignorancją dla spraw studenckich. Podsumowując można powiedzieć, że była to krucjata śro­ dowiska studenckiego SGH przeciwko Samorządowi i jego Fundacji. Bronią w tej walce stała się bardzo

ry z nazwiskami kandydatów. Wtedy robiło to naprawdę ogromne wrażenie na studentach, którzy do tej pory w ogóle nie byli informowani o jakiejkol-

Tak bawiono się na imprezie zorganizowanej przez "Koalicję dla Studentów SGH" w klubie "Proxima"... wiek działalności Samorządu. Jak się później okazało, wyborcy pozytywnie zareagowali na tę akcję i tłumnie przybyli do urny. W każdych wyborach chyba najłatwiej jest manipulować niezorientowanymi studentami I roku. Po-

...A tak w klubie" Tango" na imprezie zorganizowanej tego samego wieczoru przez "Koalicję dla SGH" dobrze zorganizowana i perfekcyjnie prowadzona akcja wyborcza kładąca nacisk przede wszystkim na "uświadamianie" studentów o sytuacji panującej w Samorządzie. Po raz pierwszy na taką skalę Szkoła została obklejona plakatami i zarzucona ulotkami, zaś ściany Auli Spadochronowej pokryły wielkie banne-

tym bardziej nic nie mówiły mu slogany w stylu "Fundacja kradnie twoje pieniądze z Funduszu Pomocy Materialnej". Aby przyciągnąć studentów do urny, trzeba było ich czymś omamić . W ten sposób narodziła się legendarna już "afera mydlana", którą rozpętała "Koalicja dla SGH". Członkowie tego bloku, startujący z I roku przeciwko ówczesnej ekipie,

nieważ ciężko dotrzeć do ich świadomości ze standardowymi hasłami typu "Samorząd nie funkcjonuje tak, jak powinien", pierwszoroczni kandydaci zmuszeni są wynajdywać zupełnie inne formy zachęty. Tak samo było w 1995 roku. Przeciętnego pierwszaka w ogóle nie interesowała jakaś tam Fundacja, a

W tym roku frekwencja w czasie wyborów osiągnęła rekordową wielkość i to zarówno na studiach dziennych, jak i na studiach zaocznych, które do tej pory wykazywały znikome zainteresowanie studencką samorządnością.

przeprowadzili swoją kampanię pod hasłem "Czyste i widelce". Kandydaci ci obiecali, że wyborcy, którzy oddadzą na nich swoje głosy, otrzymają mydełka. Zabawna na pierwszy rzut oka akcja przerodziła się w nachalną agitację. Student otrzymywał mydełko, ale dopiero wtedy, kiedy pokazał kandydatom ich nazwiska zakreślone na karcie do głosowania. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że studenci nie zszargali swojej godności i nie zwrócili uwagi na "mydlaną" ofertę. Było wręcz przeciwnie. Mydełka "schodziły" jak świeże bułeczki, a osoby, które je rozdawały, otrzymały ogromną liczbę głosów, nieID półmiernie większą ni~1,ich konkurenci. Ta forma ~gitacji zaowocowała jeddak licznymi protestami ze strony pozostałych kandydatów. Do Biura Rektorskiego wpłynęła skarga, której autorzy zarzucali "Koalicji dla SGH" złamanie tajności wyborów i żądali unieważnienia ich wyników na I roku. Rozważania na ten temat ciągnęły się długo, a ich konkluzją było stwierdzenie, że jest sprawą każdego studenta to, czy pozwolił sobie zajrzeć w kartę do głosowania, czy nie. Decyzja Władz Uczelni odrzucająca skargę stała się precedensem, który kandydaci wykorzystali w kolejnych latach, rozbudowując do maximum agitację w dniu wyborów. Jak można było oczekiwać, wybory w 1995 roku wygrała opozycja. Mimo to nie uzyskała ona w Samorządzie liczby osób stanowiącej quorum niezbędne do powołania Przewodniczącego, szefów komisji i delegatów do Senatu. ręce

ciąg

dalszy na

następnej

stronie


Wrzaskliwa ... Ponieważ podziału tych stanowisk chciano dokonać bez udziału pozostałych członków Samorządu, ci drudzy skutecznie utrudniali zgromadzenie quorum na kolejnych zebraniach. W efekcie Samorząd nie mógł ukonstytuować się_ przez kilka tygodni, czego wynikiem jest to, że obecnie wybory odbywają się_ w styczniu (kadencja Samorządu zaczyna się_ bowiem od momentu jego ukonstytuowania się_).

"Playboy" jest już tradycyjnym sponsorem kampanii wyborczej w SGH. W tym roku wspierał kandydatów z I roku. Batalia 1995 roku

została zakończona,

c.d. ubrania(!). W akademikach z kolei rozpoczęło się_ nachodzenie wyborców w ich pokojach. W dniach wyborów opadły ostatnie złudzenia. Cisza wyborcza stała się_ ogłuszająca. Wyjście z kartą do głosowania poza linię_ wytyczoną przy urnie groziło byciem napadniętym przez bandę_ kandydatów, próbujących wcisnąć swoje ulotki wraz z jakimś drobiazgiem "na zachę_tę_". Na telebimie nad wejściem do budynku puszczano profesjanalnie zrealizowaną reklamę_. Członkowie jednego

Jedną

z atrakcji imprezy w "Tangu" Wojtek Miller z Koalicji dla SGH wrę­ konkurs tańca przy drążku. Na- cza w "Tangu" nagrodę zwyciężczyni prawdę było na co popatrzeć... ! konkursu tańca przy drążku. z bloków zachęcali przez - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - mikrofon do wzię_cia udziastudentów łu w licznych konkursach, w których można było wy·do oddania na nich głosów. Pokazywali przy tym cagrać m.in. książki, kursy językowe i kubeczki. Z kołe garście upominków, zachęcając wyborców do lei inni rozdawali kiełbasę_, egzemplarze "Playboya", wyjścia poza nieszczęsną linię_. Kiedy ktoś uczynił ten krok, zostawał szybko otoczony przez grupę_ kandydatów, z których każdy próbował przelicytować konkurenta oferowaną liczbą gadżetów. Znamienne jest to, iż nie wszyscy kandydaci od razu przystąpili do łaman ia ciszy wyborczej. Wielu zdecydowało się_ na ten krok dopiero na widok swoich konkurentów nachalnie agitujących w Auli Spadochronowej. Efekt musiał być taki, że pod koniec wybory przeistoczyły się_ w jarmark i tylko odpustu nie można było dostać w żadnym straganie. był

a zwystanowisk w nowym Samorządzie. Ponieważ w ciągu rocznej kadencji, członko­ wie organizacji wypełnili znaczną czę_ść swych obietnic, w kolejnych wyborach nie można już było uży­ wać haseł odnoszących się_ do złej i nieefektywnej działalności Samorządu. Powielono wię_c schemat wykorzystany przez pierwszoroczniaków - poszukano sponsorów, a wyborcom zaoferowano liczne upominki i imprezy w klubach studenckich. Programy wyborcze stały się_ już tylko zwyczajowym dodatkiem do gadżetów. Apogeum sponsorowanej kampanii wyborczej zostało osiągnięte w tegorocznych wyborach samorządowych. Z dotychczasowych kilku firm przekazuj ących pieniądze lub upominki na cele propagandowe kandydatów zrobiło się_ kilkadziesiąt. Już na kilka tygodni przed wyborami Aula Spadochronowa zamieniła się_ w galerię_ "sztuki" i to nie tylko wyborczej, ale i reklamowej. Na licznych plakatach, zamiast haseł i obietnic, znalazły się_ loga firm sponsorujących kampanię_. Odnosiło się_ wrażenie, iż kandydaci konkurowali ze sobą nie programem czy pomysłami na konkretne działania, lecz nazwą firmy i tym, co może ona zaoferować wyborcom. Wkrótce kandydaci przystąpi li do spraszania studentów na liczne imprezy, obiecując im góry nagród, darmowe piwo, kiełbaski, no i wspaniałą zabawę_. Jeden z bloków zorganizował w przeddzień wyborów losowanie nagród, wśród których znajdowały się_ m.in.

breloki, książeczki rabatowe, batoniki i wiele innych gadżetów. Kiedy Komisja Wyborcza zakreśliła wokół urny linię_ wyznaczającą obszar obję_ty zakazem agitacj i, kandydaci stanę_li na schodach i z góry nawoływali

Ogromny banner przypominał bawiącym się w "Proximie", że imprezę zorganizowała "Koalicja dla Studentów SGH".

W "Proximie" bawił się m.in. Adam Bielan (czwarty od prawej) - student SGH a zarazem poseł poseł na Sejm RP.

cięzcy przejęli większość

Tak przeważnie Spadochronowej.

wyglądała

agitacja w Auli

długopisy,

PROGRAM WYBORCZY BLOKU DLA ROKU *****

W jaki sposób należy ocenić tegoroczne wybory samorządowe i czy w ogóle ktoś powinien dokonywać jakiejś ogólnej oceny tego wydarzenia. Z całą pewnością każda opinia bę_dzie subiektywna, o czym świadczą wypowiedzi uczestników wyborów zebrane przez Redakcję_ "MAGLA" ("Jak Ci się to podoba?", str.... ). Na ich podstawie cię_żko jest wyciągnąć jednoznaczny wniosek, czy studenci potępiają tego typu agitację_, czy w ogóle im ona nie przeszkadza. Jeżeli potraktujemy wybory do Samorządu j ako sympatyczną zabawę_, w której uczestniczy grupa młodych ludzi, to możemy uznać tegoroczne ich wydanie za "fajowy" wygłup. Jeżeli jednak poważnie myślimy o samorządności studenckiej i porównujemy wybory samorządowe z jakimikolwiek podobnymi wydarzeniami ze świata polityki, to musimy niestety stwierdzić, że to, co zobaczyli śmy w tym roku, było widowiskiem co najmniej żenującym.

Jacek Polkowski zdjęcia: Rafał Kamecki


Fenomen zaocznych Prawdziwym sukcesem tegorocznych wyborów frekwencja na studiach zaocznych. Do urn przyszło bowiem 388 studentów. Przy ogólnej liczbie około 4800 osób uprawnionych do głosowania nie jest to z pewnością imponujący odsetek, lecz należy pamiętać, jak nikłe zainteresowanie wyborami przejawiali studenci zaoczni w poprzednich latach. Wtedy to frekwencja nigdy nie przekraczała 20 osób, które przez przypadek, czy też ze zwykłej ciekawości podeszły do stolika Komisji Wyborczej i już przy okazji wypełniły karty. Szczytem ignorancji ze strony studentów zaocznych były wybory samorządowe w styczniu 1996 roku. Wtedy to swoje głosy oddały... trzy osoby. Sytuacja przedstawi się nam jeszcze tragiczniej, jeżeli uwzględnimy pewien drobny szczegół. Otóż student, który pierwszy wrzucił kartę do urny, zrobił to na "prośbę członków Komisji. Dzięki temu szlachetnemu czynowi zniknęła groźba nieważności wyborów i na dobrą sprawę pozostałe dwa głosy były już niepotrzebne ... Być może ten rażący brak zainteresowania wynikał z faktu, że o dwa możliwe do obsadzenia miejsca w Samorządzie ubiegało się akurat dwóch studentów. Tak więc, z punktu widzenia każdego myślącego człowieka tamte wybory faktycznie nie miały sensu. Z drugiej strony, stosunek samych kandydatów do wyborów także wołał o pomstę do Nieba. Jeden z nich w ogóle nie pofatygował się, aby przyjść i zagło­ sować, a to dlatego, iż dzień wcześniej hucznie zabalował i gdy przy umie ważyły się jego losy, on w dosamorządowych była

mu leczył kaca. W kolejnych dwóch latach sytuacja uległa nieznacznej poprawie. Przybyło nam kandydatów, a i frekwencja wzrosła osiągając w 1997 roku zawrotną liczbę II osób ... Nikt wtedy nie mógł jeszcze przypuszczać, że bezsilni i nieinteresujący się sprawami Uczelni studenci zaoczni wkrótce zostaną zmuszeni do stoczenia wielkiej batalii o swoje prawa. Stało się to pod koniec kwietnia, kiedy Uczelnię obiegła informacja o decyzji Rektora podwyższającej wysokość czesnego z 1300 na 1900 pln. W maju wybuchł istny "konflikt zbrojny": ankiety, zbieranie podpisów, spotkania studentów z Władzami Uczelni, skarga przesła­ na do biura Rzecznika Praw Obywatelskich... Wszystko na nic. Ignorowani przez resztę Samorządu studenci zaoczni od samego początku skazani byli na przegraną. Szkoła nie obniżyła czesnego, a widząc zupełne osamotnienie przeciwnej strony, wycofała się ze wszystkich obietnic, m.in. z udzielania l 0% zniżki tym, którzy zapłacą całą kwotę w terminie. Na pewnym polu odniesiono jednak ogromne zwycięstwo - niewspółmiernie wzrosło bowiem zainteresowanie studentów zaocznych ich udziałem w pracach Samorządu, Senatu i innych organów uczelnianych. Najlepszym dowodem na to była frekwencja w tegorocznych wyborach do Zebrania Samorzą­ du. W ciągu dwóch dni do urn dotarło, jak już wspomniałem, 388 osób, czyli ... 3527% więcej studentów niż wzięło udział w wyborach w zeszłym roku!

"Statystyki kłamią", więc i ta statystyka jest mylna. Gdyby przyjąć liczbę osób upoważnionych do wzięcia udziału w wyborach na studiach zaocznych jako "około" 4800, to frekwencja procentowa osiąg­ nęłaby poziom nieznacznie wyższy niż 8%. Nie jest to jednak prawdą. W rzeczywistości frekwencja była dwa razy wyższa, a to za sprawą przeprowadzenia wyborów w trakcie trwania jednego z dwóch "zjazdów". Studia zaoczne w SGH podzielone są na dwie tury: "Zjazd A" i "Zjazd B". Zajęcia na obu zjazdach odbywają się naprzemiennie, tzn. ,,Zjazd A" w jeden weekend, "Zjazd B" w następny, "Zjazd A" w kolejny, itd. Wybory samorządowe dotyczyły w takim razie tylko i wyłącznie jednego zjazdu, a więc objęły zaledwie połowę uprawnionych do głosowania. Czy to nazywamy "powszechnością wyborów"? W Zebraniu Samorządu Studentów SGH kadencji 1998 studentów zaocznych reprezentować będą Tomasz Bilmin oraz Maciej Bednarczyk. Zaledwie po kilku tygodniach od momentu zakończenia wyborów możemy już powiedzieć, że studenci zaoczni odnieśli sukces. Jest nim niewątpliwie posiadanie włas­ nego przedstawiciela w Senacie SGH. Do tej pory studenci dzienni skutecznie przywłaszczali sobie wszystkie sześć miejsc, jakie Statut Uczelni gwarantuje Samorządowi. Teraz każdy rok studiów dziennych, a także ogół studentów zaocznych posiada swojego reprezentanta w tym najważniejszym organie decyzyjnym Uczelni. Studentem zaocznym w Senacie jest Tomasz Bilmin i nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko życzyć mu powodzenia w walce o interesy środowiska studentów zaocznych.

Jacek Połkowski

Wyniki wyborów członków Zebrania Samorządu Studentów SGH Na I roku z 1342 uprawnionych do głosowania w wyborach wzięło 776 osób. Oddanych gło­ sów było 764, co świadczy o tym, że 12 wyborców wzięło karty albo po to, żeby od razu wyrzucić je do śmietnika, albo zachować potomnym na pamiatkę. W tych 764 oddanych głosach było aż 10 głosów nieważnych, tzn. takich kart, na których zakreślono wię­ cej niż pięciu kandydatów lub dokonano jakiegokolwiek innego wygłupu niezgodnego z Ordynacją Wyborczą. Największą liczbę głosów otrzymał Jakub Leonkiewicz (404), na kolejnych miejscach uplasowali się: Leszek Stypułkowski (358), Sła­ womir Sklinda (335), Jacek Kida (326) i Wojciech Jakoniuk (322). Na II roku na 1156 uprawnionych do gło­ sowania karty odebrały 574 osoby. W tym przypadku jedynie 2 karty nie zostały wrzucone do urny, a pośród tych, które tam trafiły znalazły się 4 głosy nieważne. Do Samorządu weszli: Agata Łukaszewska (275), Daniel Kosiński (268), Marcin Kowalczyk s. Ryszarda (264), Jakub Charaszkiewicz (229) oraz Michał Olszewski (223). Na III roku było 929 osób uprawnionych do głoso­ wania, wydano zaś 432 karty. I tutaj, podobnie jak na II roku, dwaj wyborcy zatrzymali swoje karty. 3 głosy były nieważne, a do Samorządu dostali się: Krzysztof Belcarz (227), Łukasz lniarski (221), Michał Nowakiewicz (190), Tomasz Marczuk (178) i Marcin Sieczyk ( 162). Na IV roku na 926 uprawnionych do głosowania karty odebrały 343 osoby. Tym razem zaginęły 3 karty, a w pozostałych 340 znalazł się l głos nieważny. W Saudział

morządzie nowej kadencji znaleźli się: Michał Wigurski (203), Marcin Studniarek ( 171 ), Karolina Kukiełska (170), Wojciech Miller (167) oraz Piotr Biernacki (141). Na V roku mieliśmy 911 uprawnionych do pobrania karty. W głosowaniu wzięły udział 182 osoby, zaś do urny wrzucono 177 kart. Wszystkie oddane głosy by-

l rok

H rok

III rot IV rok Rok.cudl6w

Legendll: [ ły ważne

• 1997

Y rok

łZ

• 1998

(potwierdza to jednak teorię naszych rodziców, że z wiekiem ludzie dojrzewają i mądrzeją, a przynajmniej potrafią prawidłowo postawić krzyżyk przy odpowiednim nazwisku). Przedstawicielami V roku w nowym Samorządzie będą: Ireneusz Dąb­ rowski (86), Tomasz Gibas (80), Krzysztof Zajkowski (71), Jaromir Wojciechowski (66) i Adam Skłodowski (64). Na studiach zaocznych jest około 4800 osób uprawnionych do głosowania. Komisja Wyborcza wydala 388 kart, z czego 5 nie zostało wrzuconych do urny.

Jeden głos uznano za nieważny. Studentów Zaocznych w Samorządzie kadencji '98 reprezentować bę­ dą panowie Tomasz Biłmin (29 l) oraz Maciej Bednarczyk (181).

WHO is WHO ... ? Poniżej prezentujemy skład osobowo-stanowiskowy nowego Zebrania Samorządu Studentów (w porządku alfabetycznym): Bednarczyk Maciej (SZ), Belcarz Krzysztof (III rok), Biernacki Piotr (IV rok) - Przewodniczący Komisji Stypendialnej, Bilmin Tomasz (SZ) - członek Senatu SGH, Charaszkiewicz Jakub (II rok) - członek Senatu SGH, Dąbrowski Ireneusz (V rok) - członek Senatu SGH, Gibas Tomasz (V rok), lniarski Łukasz (III rok) - Przewodniczący Komisji Rewizyjnej i członek Senatu SGH, Jakoniuk Wojciech (I rok), Kida Jacek (I rok), Kosiński Daniel (II rok) - Przewodniczący Komisji Odwoławczej, Kowalczyk Marcin (II rok), Kukiełska Karolina (IV rok), Leonkiewicz Jakub (I rok) - Przewodniczący Komisji ds. Kultury, Łukaszewska Agata (II rok)Przewodnicząca Komisji ds. Współpracy z Zagranicą, Marczuk Tomasz (III rok) - Przewodniczący Komisji ds. Akande~ików, Miller Wojciech (IV rok), Nowakiewicz Michał (III rok)- Przewodniczą­ cy Komisji Informacyjnej, Olszewski Michał (II rok), Sieczyk Marcin (III rok), Sklinda Sławomir (I rok) - Przewodniczący Komisji ds. Spopsoringu, Skłodowski Adam (V rok), Studniarek Marcin (IV rok), Stypułkowski Leszek (I rok) - członek Senatu SGH, Wigurski Michał (IV rok) - Przewodniczący Zarządu Samorządu Studentów SGH i członek Senatu SGH, Wojciechowski Jaromir (V rok), Zajkowski Krzysztof (V rok).


Piwo, czyli

kiełbasa

wyborcza

Zakończone "igrzyska",

które w nomenklaturze prawnej określa się jako wybory członków Zebrania Samorządu Studentów SGH, powinny skłaniać do refleksji nie tylko najbardziej zainteresowanych - studentów, lecz takie ich nauczycieli i wychowawców. W żadnym przypadku nie uzurpując sobie prawa do przemawiania w imieniu wielowymiarowej, skomplikowanej i zróżnicowanej światopoglądowo rzeszy nauczycieli akademickich naszej Uczelni, chciałbym na gorąco sformułować kilka zdecydowanie subiektywnych, a więc niekoniecznie słusznych, opinii i ocen. Czuję się do tego uprawniony, bowiem obserwowałem zmagania wyborcze do róż­ nych instytucji i na różnych szczeblach w ponad 20 państwach Europy, w niektórych wielokrotnie. Nie ukrywam, ie potajemnie doradzałem takie "swoim" kandydatom wSGH.

Cechą charakterystyczną tych wyborów był przerost formy nad treścią. Z ogromnych plakatów w Auli Spadochronowej biły w oczy przeważnie trzy informacje: nazwa grupy kandydatów (przeważały koalicje), nazwiska i imiona chętnych (czasami z pseudo) oraz data i miejsce balangi z darmowym piwem (Hades, Park czy Tango do wyboru). Niemal wszyscy kandydaci - nie biorąc przykładu ze świata wielkiej polityki - uznali, że te informacje są najważniejsze. A w tamtym świecie przy nazwiskach wszystkich wielkich kandydatów zawsze występowało wiodące hasło kampanii. Jakość tych haseł często była "cienka" i nieprzemyślana, samo jednak ich istnienie należy oceniać pozytywnie z punktu widzenia marketingu politycznego. Też możnlJI się było pokusić o pewne hasełka, np. intemautystyczne: Bez Internetu dla SGH zguba - głosuj na Charaszkiewicza Jakuba, albo mitologiczne: Nec "Ogórek" contra plures, co w dowolnym raczej przekładzie oznacza: l Ogórek dupa, kiedy innych kupa, albo ludyczne: Zabawowa koleżanko, kolego - głosuj na (K)osińskie­ go. Dodałoby to pełnokrwistości kampanii wyborczej, a zarazem usunęło wątpliwości, że do obfitej kasy Samorządu zbliża się grupa aniołków (bo przecież tak nie jest), którzy nie chcieliby nikogo dotknąć, ani urazić. Nawet w niesławnym okresie komuny i SGPiS-u, dziewczęta z Handlu Zagranicznego (HZ), chcąc utrącić kandydata na szefa organizacji młodzieżowej z wydziału Ekonomiki Produkcji (EP), wymyśliły slogan: Chłopakom z EP ińteres się gnie! I przepadł bidula, a klawo było jak cholera. Wybory charakteryzowały się znaczną liczbą osób kandydujących, co uznać należy z kolei za przybliżanie się do świata wielkiej polityki. Tam prawidłowością jest, że z wyborów na wybory liczba kandydatów (często bubli) wzrasta, za to frekwencja wyborcza maleje. Przy utrzymaniu obecnej tendencji w wyborach do naszego parlamentu w 2009 r. liczba kandydatów na posłów przewyższy znacznie liczbę osób biorących udział w głosowaniu. Jest to, w moim odczuciu, tendencja niezwykle pozytywna, świadczą­ ca bowiem o wysokiej sarnoocenie kandydatów i rosnącym optymizmie społecznym spowodowanym dłu­ gotrwałymi rządami koalicji. Na tym tle w SGH nie musimy się wstydzić. Na 27 miejsc mieliśmy 105 kandydatów, a frekwencja jaka była, każdy widział. W kontekście tak dużej liczby chętnych do mrówczej pracy w Samorządzie, znów zdecydowanie zabrakło haseł wyróżniających poszczególnych kandydatów. Bo przecież wszyscy proponowali piwo, więk­ szy dostęp do Internetu, usprawnienie pracy dziekanatów, poprawę standardu akademików, zwiększenie kasy na stypendia, jawność różnych przejawów życia studenckiego (szczególnie tych finansowych) i imprezki do białego rana. Jedno hasło: Tomasz Bilmin Bądźmy silni, wiosny nie czyni. A było się z czego nauczyć, aby wspomnieć tylko, niewinne: Stan Tymiński - wariant chiński, motoryzacyjne: Chcesz mieć merca dużego- głosuj na A. Kwaśniewskiego, urologiczne: Pierwszy musi być Bartoszcze - każdy inny wynik oszczę, podróżnicze: Pawlak do gleby, Wałęsa do kleru a tylko Lepper do Belwederu, czy antyrnotoryzacyjne: Głosuj na Moczulskiego, bę-

fi.. ta małego. Mam nadzieję, że w przywszyscy ci, którzy pozytywnie myślą o sobie i których wysoka sarnoocena skłoni do ubiegania się o wybieralne godności, wezmą pod uwagę powyższe propozycje przedstawione przecież nie przez byle kogo, ale polskie elity polityczne. Autorytatywnie mogę stwierdzić, iż żaden z kandydatów w wyborach w SGH nie rozwikłał jeszcze magicznej formuły P-P-P-P (tzw.four P), gwarantującej sukces wyborczy. Jednakże odgadnięcie przez wszystkich pierwszego członu, a także dochodzące mnie słuchy o nieśmiałym stosowaniu nacisków, nie tylko słownych czy skła­ daniu propozycji nie do odrzucenia, skłaniają do rozszyfrowania czarodziejskiego klucza do raju, nazywanego z obca self-government. Nie chcę, aby podczas następnych wyborów co bystrzejsi pretendenci sarni na nią wpadli, co niewąt­ pliwie obniżyłoby mój autorytet i prestiż, jako nauczyciela akademickiego SGH i specjalisty m.in. od zachowań i kampanii wyborczych. Nie chciałbym dziesz

miał

szłości

również narażać przyszłych kandydatów na popełnia­ nie błędów, co zgodne jest z maksymą, że mimo tło­ ku lepiej uczyć się "na" SGH, niż na własnych błę­ dach. Ułożenie kampanii wyborczej według formuły: Piwo - Program - Panienki - Pistolet, zdaniem wielu uczonych anglosaskich, ale także rosyjskich, daje niemal 100% pewności ostatecznego sukcesu. Zaznaczyć oczywiście należy, iż drugi z elementów umieszczony został jedynie pro forma, ze względu na jego powtarzalność i identyczność (to jasne, że wszyscy kandydaci chcą, abyśmy byli piękni, mąd­ rzy, bogaci i zdrowi). Wskazane jest, aby pozostałe te same trzy elementy nie były używane i wykorzystywane przez większą liczbę lub wszystkich kandydatów w tym samym miejscu i czasie. W amerykańskiej postmodernistycznej literaturze przedmiotu, zupełnie bez uzasadnienia moim zdaniem, zwraca się uwagę na dodatkowy element wspomnianej formuły, wystę­ pujący fakultatywnie z tendencją do obligatoryjności, który określa się jako: #P#. W naszychjednak warunkach Środkowej Europy nie należy przywiązywać doń zbyt dużej wagi. Dla bardziej dociekliwych czytelników mogę termin ten rozszyfrować: #Prison#. Życzę wszystkim nowo wybranym członkom elity samorządowej poczucia humoru (i honoru) oraz dystansu do otaczającej ich rzeczywistości, a przede wszystkim siebie samych. To pomaga, wiem to po sobie.

Joachim Osiński

Wybory pierwszego roku czyli jak przeżyliśmy naszą

pierwszą SGH-owską próbę

demokracji.

Wybory: trzy niezwykłe dni w towarzystwie biało-czerwonych urn na Auli Spadochronowej i już po wszystkim... Dla wielu z nas był to "ten pierwszy raz", ale gorączka wyborcza nie udzieliła się wszystkim w równym stopniu. Tak samo widoczni byli aktywni przedstawiciele pierwszego roku, stojący zaraz przy linii z napisem "zakaz agitacji przy urnie wyborczej" i głośno domagający się poparcia, jak też znakomicie niewidoczni ci, którzy zdecydowali się wybrać samotne przygotowania do pierwszej w i,yciu sesji. Tych ostatnich zresztą wybory obeszły tyle, co zeszłoroczny śnieg i po prostu do urn nie poszli... za co nie można ich winić, mamy przecież wolność i demokrację w naszym pięknym kraju. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy i jak pierwszy rok ustosunkował się do wyborów? Co sądzą o kampanii sami studenci? Wasz bohaterski reporter z narażeniem życia zapytał kilku przedstawicieli znakornitego rocznika '78, co sądzi o wyborach. Oto efekty: Ela: "Do wyborów wcale nie pójdę, nie jestem absolutnie zainteresowana tym, kto będzie w Samorzą­ dzie. Przecież i tak wiadomo, że te hasła, które są gło­ szone, to nic innego, jak jedna wielka rnistyftkacja. Żadna koalicja czy porozumienie nie wspomniało o tym, jak będzie realizować swoje szczytne zamierzenia, i w ogóle nikt prawie nic nie mówił o konsolidacji pierwszego roku ... A ja nie jestem z Warszawy i naprawdę na razie nie czuję głębszych więzi ani z tą Szkołą, ani z żadną grupą... Szkoda, że nikt nie próbuje tego zmienić, bo takich osób jak ja chyba jest więcej".

Marek: "Tak, znam większość koalicji i ugrupowań, choć trudno się czasami zorientować, kto jest kim, bo mają bardzo podobne nazwy. Super jest to, że poszczególne ugrupowania organizują imprezy z piwem za darmo, że chcą przyciągnąć ludzi nie tylko obietnicami, ale także konkretnymi działaniami i pokazują, co naprawdę potrafią. Ja na pewno zagłosuję na

tych, którzy najaktywniej prowadzili kampanię, zaoferowali mi najwięcej. Mam pewność, że sprawdzą się w Sarnorządzie jako moi przedstawiciele". Ania: "Będę głosowała na pewno, ale nie mam jeszcze określonego kandydata ani kandydatki. Wiem co nieco o tych, którzy organizowali imprezy w "Parku" ; piwo za darmo i konkursy były bardzo dobrymi pomysłami ... Mimo tego nie znam dokładnie programów wyborczych żadnego z ugrupowań". Jacek: "Uważam, że wybory w takiej postaci, w jakiej je widzę, to po prostu żenada. Masa kandydatów, programy wyborcze przypominające zbiór poboż­ nych życzeń i konkursy w Auli Spadochronowej przypominające bardziej próbę przekupstwa ludzi niż zachęcenie ich do faktycznego poparcia - to wszystko kojarzy mi się z jednym słowem : paranoja. Wybory w SGH przypominają bardziej brudną grę polityczną, niż dobrze pojętą naukę samorządności i samodzielności . Coś, co wydarzy się w dniach 7-9 stycznia, wydarzy się na pewno bez mojego udziału." ciąg

dalszy na następnej stronie


Co zyskaliśmy wyborom? Pięć długopisów plus dwa nie piszące, szesnaś­ cie ulotek, jedną kiełbaskę, kilka zaproszeń na imprezy, dużą dawkę nadziei na lepsze i wstręt do brunatnego papieru plakatów. To są przeciętne łupy wyborcze studenta SGH, który znalazł się w Auli Spadochronowej między środą (7.01) a piątkiem (9.01). Rzadko kiedy rozgrywa się u nas taki "meksyk", więc warto było popatrzeć. Szeregi energicznych kandydatów w garniturach wciskały wszystkim opracowaną uprzednio lub wyżebraną od sponsorów "kiełbasę wyborczą". Wprawdzie komisja rozdająca karty do głosowania szeroko oblepiła się taśmą zaznaczając teren neutralny z zakazem jakiejkolwiek agitacji, to . gadżety sypały się z każdej strony. W trakcie wyborów poprosiliśmy niektórych głosujących, aby wyrazili swoją opinię na temat całej imprezy (wyniki na stronie 9) I chyba mało kogo zdziwi fakt, że nikt z ankietowanych nie przyznał się do głosowania na program wyborczy. Z udzielonych nam wypowiedzi wyciągnęliśmy wniosek, że wyborcy głosowali przede wszystkim na swoich znajomych. W wielu przypadkach nie wynikało to z czystej do nich sympatii, lecz z chęci posiadania w Samorządzie znajomego, który będzie mógł dla partykularnego MNIE (z franc. moi) coś zrobić. Wydaje się, że studenci nie wierzą, iż Samorząd może dużo zdziałać, więc nie traktują żadnych pro-

dzięki gramów koalicyjnych poważ­ nie. Dzieje się tak dlatego, że albo nie interesują się tym, co dzieje się w Szkole, albo rzeczywiście

Samorząd

według

nich nie wywiązuje się ze swoich zadań. W organizacji tej jest aż 27 osób. Gdyby każda z nich zaraz po wygraniu wyborów i objęciu w posiadanie jakiegoś stołka (czy taboretu) zabrała się energicznie do realizacji swoich postulatów, już dawno ich następcom zabrakło­ by koncepcji na nowe obietnice. Mimo wszystko, nawet gdyby Samorząd specjalnie wysłał delegację do Jurka: . "Słu­ chaj, mamy dla ciebie dwie darmowe imprezy, osobisty komputer podłączony do sieci, stypendium krajoznawcze dookoła świata i mieszkanie w super akademiku dla wybrańców", to i tak Jurek nie byłby dostatecznie zadowolony- "A co z zajęciami do późnych godzin i z brakiem papieru w toaletach?''.

r--------------------------,

-No proazAI, zagłosuj na mnie, a dostanlesz kilo kaazany, ptto kletbasy krakowaklej l kabanosa... l

Jedna z L---------------------------~ Wniosek na przyszłość - nie warto ładować pieosób powiedziała, że "te wybory stanoniędzy w drukowanie ulotek i obmyślanie profesjonawią w pewnym stopniu odzwierciedlnych programów wyborczych. Im więcej znajomych lenie naszej sytuacji politycznej". Rzenamówisz, tym więcej głosów otrzymasz. Ulotek i czywiście jest chyba tak, jak z naszym plakatów jest tyle, co kandydatów i nikt nie zwraca rządem. Jest na kogo ponarzekać i każ­ na nie szczególnej uwagi. Liczy się to, czy kogoś znady dobrze wie, ile to w Samorządzie my, czy nie. można się "nachapać". Mamy pretensję

)

do tych, którzy siedzą tam "na górze" i na pewno zarabiają na tym miliardy, a nam rzucają ochłapy w postaci jakichś marnych imprez. Dlaczego jednak większość nie oddała głosu obiektywnie, na kogoś "obcego", ale proponują­ cego rozsądne postulaty, tylko na kolegów i koleżanki? Taki znajomy w Samorządzie jest na wagę złota.

Wybory pierwszego ... Marta: "Uważam, że wybory są nam bardzo potrzebne. Studenci pierwszego roku też przecież muszą mieć swoją reprezentację w najwyższej władzy studenckiej na tej Uczelni i choć nie wiem wiele o kandydatach, bo nie interesowałam się specjalnie tymi sprawami, to do głosowania pójdę na pewno. Poza tym sądzę, że sposób, w jaki była prowadzona kampania wyborcza, jest bardzo fajny. Konkursy, piwo, imprezy i różne inne pomysły na przyciągnięcie ludzi do swojego ugrupowania były ekstra". Ala: "Problem mnie nie dotyczy, a poza tym spieszę się na matmę na kolokwium i w ogóle nie mam czasu z tobą gadać, sorry". Michał:

"Nie mam zdania co do wyborów... jakoś nigdy nie miałem czasu tak dobrze się przyjrzeć tym wszystkim kandydatom i wybrać któregokolwiek z nich. Nie wiem nic o programach wyborczych, nie będę głosował, bo nie wiem na kogo, a nie chciałbym

c.d.

' na wariata' skreślać przypadkowych osób. Zresztą, ja mam do zaliczenia tyle kosmicznych i nieziemskich przedmiotów, że nie mam czasu na nic innego jak tylko na naukę. Do urny riie pójdę na pewczłowieku,

no". Kasia: "0 wyborach wiem tylko tyle, że są, ale nie wiem dokładnie kiedy. Nie mam specjalnych kandydatów, zastanowię się dopiero przy umie. Ale zagło­ suję na pewno w myśl zasady: nie zagłosujesz - nie będziesz mógł narzekać".

Marcin i Staszek: "Jasne, że zagłosujemy i nawet wiemy dokładnie na kogo: nasz kolega startuje, na pewno na niego. Znamy się z liceum ... A poza tym to w całej kampanii najlepsze było piwo, piwo i jeszcze raz piwo". Jak był

więc

znakomicie widać, stosunek do wyborów bardzo różny: od superentuzjastycznego patrio-

Joanna Antczak P.S. Naczelny w ramach eksperymentu wyborczego wziął karton plastykowych widelców, które zostały nam po imprezie urodzinowej i podawał się za kandydata, namawiając na oddanie na niego głosu. Nikt się nie dał nabrać, chociaż parę widelców się rozeszło.

tyzmu poprzez umiarkowany entuzjazm aż do ohydnej dekadencji, trącącej w niektórych momentach nihilistycznym nastawieniem do tak poważnej sprawy, jaką przecież są wybory. Niestety, ograniczenie obję­ tościowe nie pozwala na przytoczenie większej liczby tak przecież interesujących opinii... Wnioski z wyborczego szaleństwa wyciągnijmy sami: może faktycznie na zdrowie wyszłoby niektórym krytyczne spojrzenie na metody prowadzenia akcji wyborczych? Czy nie były zbyt nachalne i czy przypadkiem hasła nie trąciły czasem demagogią? Jakikolwiek jednak jest wynik wyborów, niech nie zapomną ci co wyszli z nich tak z tarczą, jak i na tarczy: spisane zostały już obietnice, którymi tak hojnie przez ostatnie miesiące nas zarzucano. A Społecz­ ność Studencka Pierwszego Roku z niecierpliwością wygląda ich rychłej realizacji ... I nie zapomni o nich tak szybko. Natomiast powodzenia w urzeczywistnianiu programów życzy Maciek, czyli mkuzmi@sgh.waw.pl


Ankieta wyborcza

"Jak Ci

się

to podoba?"

I rok, Dorota: W dniu wyborów absolutnie nie powinno być agitacji. Po za tym, natłok ogłoszeń powoduje, że trudno się zorientować, kto jest w jakiej koalicji. Zagłosowałam głównie na znajomych. Jeżeli ktoś próbował mnie agitować, to mu się nie udało. I rok, Jacek- kandydat: Kampanię prowadzimy podobnie do konkurencji, nikt nie chce być gorszy. Agitują wszyscy. Rozmawiamy z ludźmi, przedstawiamy nasz program, przypominamy o nas znajomym. Owszem, szukaliśmy sponsorów. Są jednak takie partie, które miały poparcie i pomoc organizacji szkolnej. Mogły korzystać z ksero, komputerów, gablot. To już nie jest w porządku w stosunku do innych startujących, zwłaszcza tych z pierwszego roku, którzy nie mają takich możliwości.

bardzo zbliżone, nie byłoby możliwe więc zdecydować na ich podstawie, kto jest bardziej czy mniej kompetentny i może więcej zdziałać.

Programy

IV rok, Marcin: Nie mam nic przeciwko agitacji to jest chyba odzwierciedlenie naszej sytuacji politycznej - coraz bardziej nachalne są wybory prezydenckie. Kontrowersyjne mogą być bezpośrednie namowy, ale wydaje mi się to naturalne. Cisza byłaby niemożliwa, bo trzeba by było zabronić komuś przyjść do Szkoły. Owszem, znajomi przypominali mi, że są na listach. Szczerze mówiąc nie wiem, jakie kto ma programy.

II rok, Lukasz: Wszyscy walcząjak mogą. Widać, że

I rok obiecuje wszystko, aby tylko się dostać. II rok jest już stonowany - głównie organizuje imprezy, pozostali ograniczają się już tylko do plakatów i rozmów wiedzą, że Samorząd nie może dużo zdziałać i liczy się uczciwość. Cisza przedwyborcza powinna być, ale nie traktuję tej kampanii tak poważnie, że­ by brak tej ciszy miał mi bardzo przeszkadzać. Głosowałem na znajomych. Czytałem programy, ale są to raczej czcze obietnice. W zeszłym roku także obiecywali komputery i niewiele się w sumie zmieniło. Ja walczyłbym chyba o otwarcie tylnych drzwi, żeby łatwiej można było dostać się do czytelni.

I rok, Andrzej: Do tej pory nie dostałem jeszcze żadnych gadżetów, nie czuję się z tego względu zbytnio agitowany, a głosowałem głównie na znajomych. IV rok, Michał - kandydat: Przypominamy tylko ludziom, aby zagłosowali. Każdy już wie, komu postawi krzyżyk. Taka forma wyborów jest przydatna przede wszystkim pierwszorocznym kandydatom, którzy muszą w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę. Może rzeczywiście wygląda to jak jarmark, ale dzięki temu będziemy mieli przyzwoitą frekwencję.

III rok, Monika: Zbytnio nie zwrana przyjaciół, próbowano mnie przekonać, abym zmieniła swoją decyzję. Czytałam program Koalicji dla SGH - bardzo profesjonalny, ale to są ludzie z Samorządu, którzy według mnie nie zasłużyli na wiele pochwał - dlatego na nich nie głoso­

cam uwagi na

przed

chwilą

wałam .

I rok, Bogusia: Uważam, że kampania nie jest tak bardzo nachalna - zależy od partii. Są oczywiście tacy, którzy ciągną za rękaw i obiecują gwiazdki z nie-

. Opinie zebrali: Joanna Aatczałi i Jacek Połkowski

KOALICJA DLA STUDENTÓW SGH Podziękowania

Członkowie

Koalicji dla Studentów SGH pragną gowyborcom za udzielony mandat zaufania oraz głosy, które pozwoliły wielu z nas zakwalifikować się do Zebrania Samorządu Studentów. Z tej okazji chcielibyśmy ponownie podkreślić, że podejmiemy maksymalny. wysiłek, aby uzdrowić sytuację na naszej Uczelni. Działania naszych przedstawicieli w Zebraniu Samorządu Studentów będą ukierunkowane przede wszystkim na tealizację WASZEGO programu. Mamy nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. Dziękujemyl rąco podziękować

KONKRETNI. DAJEMY ROCZNĄ GWARANCJĘ.

Sprostowanie: Drodzy czytelnicy! My, tzn. trzej członkowie "Twojego Kongresu": Jakub Chararszkiewicz, Jacek Byrt, Michał Olszewski chcielibyśmy niniejszym oświadczyć, że zostaliśmy wpisani na listę wyborczą "Koalicji dla studentów SGH" bez naszej wiedz)' na ten temat (posiadamy pisemne poświadzczenie Twórców Koalicji). Uważamy takie postępowanie za krz~dzące, gdyż jak jako reprezentanci "Twojego Kongresu" deklarowaliśmy niezależność.

Takie działanie, mające na celu skompletowanie "Koalicji dla Studentów SGH", możemy próbować zdefiniować, jako dopasowywanie ludzi na siłę oraz jako działanie mające na celu rozbicie zgranej grupy przyjaciół i zarazem współpracowników, jakimi są człon­ kowie "Twojego Kongresu": Agata Łukaszewska, Jacek Byrt, Jakub Charaszkiewicz, Daniel Kosiński Michał Olszewski. Dzięku]erriy wyborcom za nieule~ ganie tego typu grze "politycznej". I jeszcze raz deklarujemy własną niezależność.

II rok, Karol: W dniu wyborów na pewno nie powinno być agitacji, ale nie da się tego uniknąć . Dzisiaj nikt mnie jednak nie próbował jeszcze namawiać. Głosowałem tylko i wyłącz­ nie na kolegów. Najpierw były imprezy, potem dopiero obejrzałem programy wyborcze, które i tak nie mają większego znaczenia.

I rok, Aga: Zdecydowanie wybieram znajomych.

II rok, Gosia i Paweł: Wybraliśmy tych, których znamy - na tych mniej groźnych, którzy nie będą przede wszystkim szukali korzyści dla siebie, ale mają ambicje, aby coś konkretnego zrobić. To, co dzieje się w Auli Spadochronowej, zupełnie na nas nie wpływa. Przepływ informacji między kandydatami a głosującymi jest fatalny, w"cc każdy robi co może, aby zjednać sobie jak największą liczbę studentów. Trudno mieć o to do nich_pretensję.

kampanię, głosowałam

chociaż właśnie

V rok, Agnieszka: Prawdę mówiąc, wybory w ogóle mnie nie obchodzą, biorę w nich udział tylko i wyłącznie ze względu na kolegę, który obiecał mi coś załatwić. Nigdy w życiu nie głosowałam i zdarza mi się to po raz pierwszy.

IV rok, Gośka: Taki cyrkjest bardzo nie na miejscu. Po za tym nie można się dostać do stołu z kartami, ponieważ dwie osoby obsługują równocześnie dwa lata - trzeci i czwarty. Czytałam programy wyborcze, chociaż oczywiście głosowałam na przyjaciół. Niektóre postulaty są nierealne - Samorząd nie ma wpły­ wu na większość tych spraw, dlatego nie kierowałam się partiami i koalicjami. Nikt mnie nie agitował, kiedy brałam kartę.

wyborach. Głosuję ~ięc na nich bardziej jako na kolegów, niż ze względu na ich obietnice. Przyznaję, że przed chwilą wygrałem o'd nich kubek.

Podziękowanie: ba. Ja jednak głosowałam na kolegów. Michał: Zdecydowanie jestem przeciwny wyborom, bo jest to zaspokajanie ambicji jednostek kosztem studentów. Co do dzisiejszej kampanii, to jest to skandal. Nie podoba mi się ten jarmark. Programy nawet czytałem, ale z góry wiedziałem, na kogo będę głosować.

II rok,

I rok, Przemek: Chodziłem na imprezy przedwyborcze i tam poznałem ludzi, którzy dzisiaj startują w

Agata Łukaszewska, Daniel Kosiński, Jakub Charaszkiewicz, Marcin Kowalczyk (syn Ryszarda), Michał Olszewski dziękują swoim wyborcom za zaufanie, a wszystkim głosującym za liczny udział w wyborach. Przy okazji chc'ielibyśmy podziękować Jackowi Byrtowi za nieocenioną pomoc i wsparcie w zmaganiach przedwyborc:eych. · Dołożymy w tym roku·wszelkiego rodzaju starań, aby nasze obietnice wyborcze w tej kadencji zrealizować, oraz obiecujemy, że może_cie liczyć na naszą pomoc przez cały rok.


.

'

'

''

"

~~

1

Prof. A. Nacja No i

stało się!

Niniejszym w dniu dzisiejszym mamy przyjemnosc Wam nasz najnowszy PRODŻEKT, któremu nadaliśmy szczytną nazwę PROF. A. NACJA. Założeniem tego przełomowego wyłomu jest pokazanie Wam wszystkiego, co dotyczy wybranego przez nas pracownika dydaktyki, a co zupełnie nie wiąże się z wykonywaną przez niego w SGH pracą. "No to jest już jakaś profanacja!!!" - zakrzykną tłumy dewot i hipokrytów. A nam właśnie o to chodzi!!! Zobaczycie, jak wyglądali Wasi wykładowcy zanim wyłysieli i przeszli te wszystkie operacje plastyczne. Zajrzymy w ich indeksy i wytkniemy każdą Ten John Lennon po lewej i Franz Kajka z prawej to dwóję błyszczącą na firmamencie trój. Dobierzemy się do wszelakiej ich nikt inny, jak nasz profesor Rocki widziany oczyma twórczości, zainteresowań i upodobań; zaprezentujemy zdjęcia, od których własnej duszy... " To są autoportrety w technice linooślepniecie; a jak i tego będzie za mało, wtargniemy z aparatem do ich rytu" . podpowiada sam artysta. mieszkań, inwentaryzując dobytek i terroryzując rodzinę... Oczywiście wychodzimy z założenia, że wszystko to odbywać się będzie dobrowolnie i bez wyraźnego sprzeciwu ze strony upatrzonej ofiary. Zresztą, milczą ci, którzy zakneblowani ... W dzisiejszym PANELU, może jeszcze nieco skromnie, wgryźliśmy się w życie prof. Marka Rockiego, znanego w pewnych kręgach jako Dziekan Studium Dyplomowego... zaprezentować

Rektor Rektorowi wilkiem.... jedyna dwója w indeksie prof Rockiego jest autorstwa jeszcze wtedy dr. hab. A. Mul/era, późniejszego Rektora SGH, za którego kadencji nasz bohater pełniłfunkcję Prorektora ds. Dydaktyki i Studentów. Co za ironia losu! Dwójajest z Ekonomiki obrony. " W tym samym semestrze dostałem kolejną dwóję z przedmiotu u Pani Koźmiewskiej. Na szczęście juź mi jej nie wpisano... " - chwali się prof Rocki. Fakt jednak pozostaje faktem: przyszłemu Dziekanowi wlepiono dwie dwóje... Co to byłby za Dziekan bez dwóji...?

Jak wygląda indeks Dziekana?

"Gniazdo os w ręku Dziekana" gipsowy (autojodlew ręki wykonany przez psora Rockiego zdobi biurko w gabinecie dziekańskim.

" ZHP zorganizował coś takiego, co się nazywało 'Operacja 1001 - Frombork', a polegało to na tym, że młodzi ludzie uczestniczyli w porządkowaniu Fromborka. Specjalnie dla tej operacji stworzono gazetę studencką 'Na przełaj przez Frombork', którą wydawał Klub Młodych Autorów... "- opowiada prof Rocki. Na powyższym zdjęciu zaś, oprócz profesora (ten ze spuszczoną głową), widzimy m.in. Wojciecha Reszczyńskiego z Radio WAWa (trzeci od lewej). Zdjęcie po lewej pochodzi z rejsu "Zawiszą Czarnym", który został zorganizowany w 1971 roku dla Klubu Młodych Autorów. Prof Rocki zaznaczony jest strzałką.

tyka" (a do premiery "Gwiezdnych wojen" jeszcze "Zaliczono semestr III". I następna stroniczka. "Ekonomia polityczna trzy lata!) - cztery, egzamin z niemieckiego - trzy, socjalizmu" - trzy i pół (oj, coraz "Podstawy nauk politycznych" - cztery i doszliśmy gorzej z tą ekonomią), "Statystyka wreszcie do tej nieszczęsnej "Ekonomiki obrony". Intrygująco ... Zaczyna się od "Ćwiczeń bimatematyczna" - trzy, "Filozofia Bania! Lufa! Dwója! Lacz! No to spotkamy się na pobliotecznych" - "zaliczone". Kolejna jest marksistowska" (ojojoj!) - cztery i prawce (a swoją drogą, dlaczego ten Dziekan tak usil,,Analiza matematyczna". Ćwiczenia z tego pół, egzamin z rosyjskiego - trzy, nie nie chciał bronić naszej socjalistycznej Ojczyzprzedmiotu są "zaliczone", ale z wykładu nie"Programowanie matematyczne" ny?). "Metody numeryczne" - trzy i pól, zaliczone stety... trója. Czyżby przyszły ekonometryk "Sterowanie optymalne" i "Seminarium magistermiał problemy z matematyką? Nie całkiem. trzy, niemiecki - cztery, "Informaskie", trója z "Wykładu do seminarium" i znowu natyka" -pięć, "Programowanie komOto bowiem pojawia się czwórka z "Algebry putera" - pięć, W-F - pięć. Znów sza ulubiona "Ekonomika obrony". Tym razem trzy. liniowej". A teraz czas na znienawidzony ka,,Zaliczono semestr siódmy". A na ósmym: "Ekonobadania okresowe i "zaliczono sepitalizm (przypominamy, że jest to styczeń Zdjęcie w indeksie... mestr czwarty". Rok trzeci. "Metomia polityczna" - cztery, "Teoria prognozy" (pogo1973 roku). Z ćwiczeń z "Ekonomii polityczdy?) - z wykładu i z ćwiczeń po czwórce. To samo nej kapitalizmu" aż cztery i pół. Dalej "Język rosyj- da reprezentacyjna" - "plus trzy", a z ćwiczeń trója, "Metody numeryczne". Zaliski" i kolejny zgrzyt - ledwie trója, a niemiecki po "Pianowanie gospodarki narodowej" - dobry czone "Seminarium magisterplus, "Statystyka społeczno-ekonomiczna" prostu "zaliczony". To samo "Wychowanie fizyczne" skie", z "Projektowania systei już można przewracać na kolejną stronę, a tu ... Pust- cztery, "Demografia" - pięć minus, "Ekonomów informatycznych" dostamika i organizacja przedsiębiorstwa" - cztery ki, chociaż nie ... Jest duży stempel: "Badania okresoteczny z plusem i już jesteśmy we 72/73"... "zaliczone" (!?) i trochę mniejsza pie- i, uwaga!, "Ekonometria" - zaledwie cztery. na piątym roku. Tutaj zaś małe Zaliczone "Podstawy nauk politycznych" i cząteczka: "zaliczono semestr l". Kolejna strona, nozaskoczenie - jedynie dwa wy semestr. "Ekonomia polityczna kapitalizmu - wy- "Seminarium kursowe". Niemiecki - cztery przedmioty, oba na zaliczenie, minus, W-F - pięć, "Szkolenie wojskowe" kład" - cztery i pół, ćwiczenia - pięć z minusem, i brak semestru dziesiątego. ,,Analiza matematyczna" - znowu trója!, "Elementy cztery. ,,Zaliczono semestr V". Kolejne badaPrzeglądamy kartki indeksu i teorii podejmowania decyzji" - pięć, "Matematyczne nia okresowe i zaczynamy semestr szósty. na ostatnich stronach odnajdumodele równowagi"- trója (Jezus! Maria!), rosyjski- "Rozwój myśli ekonomicznej" - cztery, "Ekonometria" - cztery, a z ćwiczeń trzy i pół, trzy, niemiecki - trzy, wychowanie fizyczne - pięć. jemy informację: "Marek Darek Rocki przedstawił pracę ,,Zaliczono semestr II". Pójdźmy dalej. Drugi rok, "Podstawy nauk politycznych" - trzy, "Eleczyli nasz bohater nie jest już "kotem". "Rachunek menty planowania - wykład do wyboru" - A tym rysunkiem z okazji 8 magisterską na temat - 'O poprawdopodobieństwa" - trzy, "Podstawy rachunko"4=" (czyli cztery na szynach), "Seminarium marca prof Rocki zabłysnął równaniu wybranych metod magisterskie" zaliczone, niemiecki trzy i pól. w trzecim numerze MAGLA doboru zmiennych objaśniająwości" - cztery, "Statystyka opisowa" - cztery, "Ekocych do modelu ekonometnomia polityczna socjalizmu"- cztery, "Programowa- I tu małe rozczarowanie. Nasz profesor opuśrycznego' ocenioną jako - promotor (5); recenzent nie matematyczne" (ciekawe na czym? na Mazowii?) cił się w "Szkoleniu wojskowym" i dostał tym razem (5)". Data- 6 kwietnia 1977 r. Dalej: ,,złożył egzamin -zaliczone. "Wstęp do informatyki"- "4 112", "Filo- czwórkę. Za to z W-F jak zawsze pięć. "Zaliczono .semagisterski (dobr.ze, że nie 'rozłożył ') z wynikiem mestr szósty". Ufffi Jesteśmy na czwartym roku. zofia" - zaliczona, rosyjski - trzy, podobnie niemiecki, choć z egzaminu już czwórka, W-F zaliczony. "Matematyczne modele wzrostu" - cztery, "Cybeme- bardzo dobrym". Gratulujemy!


Teraz czas na twórczość poetycką... Mając 9 lat, z okazji Dnia Dziecka, mały Marek Rocki napisał "drakę w 6 scenach ", która nosiła tytuł "O królewiczu Janku i córce heroda ". Sztuka ukazała się na łamach pisma studenckiego "ITD ", gdzie jej tekst upiększył rysunek 6-/etniej Krysi Wojnar. Dziś, po latach, na łamach "MAGLA" wznowienie tego wspaniałego dzieła literackiego...

O królewiczu Janku i córce Herolda Osoby: l. Król. 2. Królowa. 3. Poseł. 4. Królewicz. 5. Anna córka Herolda. 6. Paź.

Scena l.

Król - Synu mój chcemy cię ożenić. Będziesz moim następcą. Książę- Ojcze mój drogi, kiedy będzie ślub? Powiedz mi, jaką księżniczkę bę­ dę miał za żonę? Król - Jutro rano wyślemy posła do króla Henryka III, jego to córka będzie

Po przerwie. Scena 2. Król - Paziu, idź do księcia i powiedz, żeby tu przyszedł. Paź wychodzi. Po chwili wbiega i krzyczy- Królu! Panie! Księcia nie ma! Król - Paziu, powiedz, żeby wszyscy dworzanie szukali księcia Janka, mego następcę po całym dworze. Po krótkiej chwili wpada paź- Królu! córki herolda Franciszka nie ma także.

Scena 3. Między gałęziami przedziera się książę

i córka herolda Anna. nas szukają po zamku. Anna - O mój Janku, gdzie my się pobierzemy. Ani tu ludzi, ani tu zwieKsiążę- Myślę, że

rząt.

wychodzi. Wchodzi królowa. Król- Starzeję się, trzeba naszego syna ożenić.

Królowa- Tak, tak masz rację, mój mę­ w nocy rozmyślałam jaką księżniczkę dać mu za żonę I wiesz, co

żu. Dziś

wymyśliłam?

Król - No mów. Co? Królowa - Znasz Króla Henryka III? Król- Znam. No i co? Królowa - Jego córka jest akurat dla naszego syna. Król - Masz rację. Wchodzi książę, za nim paź. Książe - Jestem, ojcze.

Zimna Coca-Co/a orzeźwia, piwko tym bardziej... - rysunek prof Rockiego (nr l 3 magazynu studenckiego ITD z I 8 marca 1973 roku).

~~ :...:;__::::

--- --

-==---=---==----

~~~

Przerwa.

W czasie małej przerwy jeden z przedstawiających wychodzi i mówi: Przez kilka dni odbywały się przygotoKłania się. Król - ldż zobacz, czy królewicz si(( · wania do ślubu. Książę dowiaduje się, że jego przyszła żona to księżniczka o obudził. Jeśli tak, przyprowadź go. złym sercu, chciwa, a co do urody jest cała piegowata.

Paź

~..;..:...;'::.:=:.:

§:._.•::~ ~-===

twoją żoną.

Na scenie Król siedzi na tronie. Król woła - Paziu! Wbiega paź - Jestem królu.

Marek Rocki na okładce "Na przełaj" z 5 marca 1972 roku.

.. O KROLEWICZU JAN KU l CORCE HEROLDA

Janek - O tak, bór nieprzebyty. O jedno się boję, w tym borze mogą być zbóje, a ja nie wziąłem nawet sztyletu. Anna - Nie mów, Jasiu, o tych zbójach, bo się boję. Janek- Może tych zbójów nie ma wcale. Anna - Skąd możemy wiedzieć Janek - Trzeba budować szałas.

Scena 4. Między gałęziami

stoi szałas. Z szalasu wychodzi Janek. Janek- Wstawaj już słońce wschodzi, za dwie godziny pójdziemy do zamku. Zdjęcie z prawej strony pochodzi z Akademickich Mistrzostw w Pływaniu, które . odbyły się w 1973 roku we Wrocławiu. " Tatuńcio zdobywa medale! (2 złote) ku chwale przyszłych pokoleń " - głosi podpis na odwrocie ljego autorem jest oczywiście córka). Okazuje się więc, że nasz Dziekan oprócz zdolności artystycznych przejawiał także talent do wyczynów sportowych i odnosił na tym polu pewne sukcesy. A tak na marginesie, który student to Marek Rocki... ? Kto już wie, niech zamej/uje na nasz adres, czyli: magie/@sgh. waw.pl, a być może wygra fajną nagrodę...

Anna - Pójdę po jagody. Janek - Nie idź. Anna -Dlaczego Jasiu, przecież jesteś­ my głodni. Janek - Już idziemy do zamku. Anna - Do zamku? Jasiu. Dlaczego? Janek - Musimy, ojciec i matka się martwią. Może w zamku się pobierzemy. Anna - Dobrze. Janek - Chodź, już czas.

Scena 5. W sali tronowej król siedzi na tronie. Po komnacie chodzi królowa bardzo zmartwiona. Do sali wchodzi paź. Paź - Królu, poseł od króla zamorskiego przyjechał. Król - Niech wejdzie. Królowa podchodzi do króla. Paź wprowadza posła. Paź- Oto poseł! Król - Witamy w naszym zamku. Z jaką to sprawą przysyła cię Twój król, pokojową, czy wojenną? Pose/ - Panie, król mój dowiedział się, że Wasz syn chce się żenić z córką króla Henryka III. Czy to prawda? Król - Tak, to prawda. Poseł - Syn króla naszego też chce za żonę córkę króla Henryka ... Król - Syn mój uciekł, a jego przyszła

Okładka "Na Przełaj" z 20 września 1970 r. ukazuje część redakcji "Na Przełaj przez Frombork"; pierwszy od prawej w dolnym rzędzie - Marek Rocki, obok Wojciech Reszczyński.

jest u nas w zamku. - Panie! Za królewnę tę damy 1000 talarów! W złocie! Jeśli nie, to wtargniemy do zamku, wszystkich weźmiemy do niewoli!! Król- Jeśli tak, to daj l 000 talarów zaraz, ale przysięgnij , że Twój król nigdy nie napadnie na nasz kraj . Poseł - Dobrze. Spiszmy umowę. Poseł powoli wylicza pieniądze. żona

Poseł

Scena 6. Król - Co to będzie, syn nasz wróci, a tu narzeczonej nie ma. Do sali wbiega królewicz Janek i Anna. Królewicz - Ojcze, oto jestem. Król - Narzeczonej twojej nie ma. Królewicz - Jak to, ojcze, a Anna, córka naszego herolda? Ona będzie moją żoną.

chcesz, żeby ona była twoto jutro ślub. Królewicz i Anna razem - Jak to dobrze. Król-

Jeśli

ją żoną,

Napisał

Marek Rocki Oat 9)


.

'

'

'

..

Y

'

.

' >

.

.~

.... '

Europejskie Forum Studenckie AEGEE

Dobrosąsiedztwo

w Europie

W dniach od 8 do 11 stycznia 1998 roku odbyła się konferencja AEGEE-Warszawa, która podsumowała międzynarodowy projekt "Neighbourhood in Europe" (Dobrosąsiedztwo w Europie). Wzięło w niej udział około 120 studentów z kilkunastu krajów Europy.

Trzeci sektor w Polsce ciągle

słaby

W pierwszym dniu konferencji tematem dyskusji były m.in. problemy granic tożsamości narodowej i kulturowej Europejczyków oraz problematyka sektora non-profit. " Trzeci sektor w Polsce jest j eszcze bardzo słaby, jeśli go porównać z sytuacją w Niemczech " - podkreślał Roland Freudenstein, reprezentujący

Oficjalne otwarcie konferencji odbyło się w klubie profesorskim "Jajko". Od prawej: Prof. dr hab. Adam Noga - Prorektor ds. Dydaktyki i Studentów, Łukasz Stebelski - Przewodniczący AEGEE-Warszawa, Dorota Zimnoch - Koordynator Projektu Fundację im. K. Adenauera. Według prelegenta organizacje pozarządowe w Polsce nadal znajdują się w fazie rozwoju i minie jeszcze wiele czasu zanim nastąpi trwała stabilizacja. W porównaniu z Niemcami warunki dla działalności tzw. NGO's w Polsce nie są jeszcze najlepsze - ciągle pojawia się problem płace-

nałość

ustawodawstwa odnoszącego się do działal­ sektora oraz słaba infrastruktura, zwłaszcza gdy chodzi o organizacje lokalne, poza dużymi miastami. ności

W Europie chwilowo bezpiecznie W sobotę lO stycznia głównym tematem konferencji kwestia bezpieczeństwa europejskiego. W dyskusji poświęconej głównym źródłom zagrożenia wzięli udział m.in. Andrzej Jonas (Warsaw Voice), Marek Ostrowski (Polityka), oraz radcy ambasad: Jeff Goldstein (USA), Siergiej Kajukow (Rosja) oraz Hans Jiirgen Heimsoeth (Niemcy). " W chwili obecnej głównym potencjalnym zagrożeniem jest tworzenie nowych linii podziału w Europie. Należy tego unikać " - podkreślał Kajukow, argumentując, że nie jest wskazana polityka izolacji lub wywieranie zdecydowanej presji odnośnie tzw. "nowych demokracji" (nie wylączając Białorusi) . " Rozszerzenie NATO nie wywołuje dziś w Rosji takich sprzeciwów, jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu, chociaż j est oceniane j ako zagrożenie j ej bezpieczeń­ stwa " - przekonywał. Uczestnicy konferencji dyskutowali także nad rolą OBWE w systemie bezpieczeństwa europejskiego. OBWE wypracowała oryginalny sposób zapobiegania konfliktom etnicznym i likwidowania ich skutków, opierający się m.in na oddziaływaniu poprzez media na lokalne władze i organizacje społeczne. Misje OBWE, m.in w Bośni i Albanii, uwidaczniają potrzebę tworzenia tzw. ludzkiego wymiaru instytucji demokratycznych w sytuacjach pokonfliktowych i potrzebę stałej pomocy i nadzoru w utrzymywaniu i budowaniu "dobrego sąsiedztwa" w Europie. była

Mass media - społeczeństwo w krzywym zwierciadle? Ostatni dzień poświęcony był mediom i ich roli w budowie społeczeństw demokratycznych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. "W społeczeństwie koń­ ca XX wieku trzy funkcje odgrywają najważniejszą rolę w mediach: informacyjna, wyjaśniająca i integracyjna " - podkreślał Rafał Ziemkiewicz, jeden z

Od prawej: Roland Freudenstein z Fundacji Adenauera i Łukasz Stebelski. nia podatków przez stowarzyszenia i fundacje, występuje dość powszechny niedobór środków finansowych na działalność sektora, nie zawsze jasne są też kryteria przydziału wsparcia finansowego. Czynnikami wstrzymującymi rozwój są poza tym: ogólny brak doświadczenia kierujących organizacjami, niedosko-

i w Niemczech, prelegent zauważył, że na naszym rynku telewizja nie jest jeszcze konkurentem dla polskiej prasy, tak jak to dzieje się już za Odrą. Dyskusja toczyła się także nad rosnącą rolą multimediów. Fenomen Internetu może poważnie podważyć pozycję tradycyjnych mediów już w niedługim czasie.

zaproszonych dziennikarzy. Według prelegenta zwłaszcza ta ostatnia nabiera teraz znaczenia, ponieważ buduje związki pomiędzy narodami i grupami etnicznymi oparte na demokracji i poszanowaniu wzajemnych praw. Klaus Bachman, korespondent Frankfurter Allgemeiner, dokonał przeglądu zmian występujących obecnie w polskiej prasie. "Trzy głów­ ne tendencje to wzrastający wpływ kapitału zagranicznego, rozwój 'szarej strefY' polskiej prasy oraz wyraźniej rysującej się sceny według głównych kierunków politycznych reprezentowanych w polskich partiach" - stwierdził. Porównując sytuację w Polsce

,,Ale czy korzystając z Internetu będziemy bardziej samodzielnie myślący, czy też - wręcz przeciwnie - bę­ dziemy społeczeństwem rządzonym p rzez niekoniecznie wiarygodnych anonimowych nadawców? " - zastanawiał się prof. Kazimierz Krzysztofek z Instytutu Kultury PAN.

Projekt "Neighbourhood in Europe" jest realizowany od wiosny 1997. Udział w nim biorą studenci, młodzież i członkowie organizacji pozarządowych Czech, Węgier, Ukrainy, Mołdawii oraz Polski. Ogółem odbyło się osiem konferencji i kilkanaście seminariów naukowych poświęconych problematyce społeczeństwa obywatelskiego w Europie Środkowej i Wschodniej. Celem strategicznym programujest demokratyczna edukacja młodych ludzi jako przyszłych opiniodawców i liderów, którzy dzięki swym zdolnościom i zdobytemu doświadczeniu będą w przyszłości w stanie rozwiązać pojawiające się w ich krajach problemy. Honorowego patronatu udzieliła konferencji Jej Magnificencja Rektor SGH, prof. Janina Jóźwiak, a także m.in. premier Tadeusz Mazowiecki i Rektor College ofEurope p. Jacek Saryusz-Wolski, zaś patronatu prasowego "Rzeczpospolita" i tygodnik "Polityka". Konferencja jest sponsorowana m.in przez Fundusz PHARE oraz Fundację Współ­ pracy Polsko-Niemieckiej.

Magdalena Sendor & Marcin Polak Wszystkich zainteresowanych prosimy o kontakt: AEGEE-WARSZAWA ul Nowowiejska 15/19, pok. 122A teł.: 022-660 76 00, fax: 022-25 19 84 e-mail: aegee@elka.pw.edu.pl lista regionalna: aegee-reg@elka.pw.edu.pl


Zrzeszenie Studentów Polskich

'RESE - Research into European System of Education' Najdroższa

(nie bierzcie tego

dosłownie)

Braci

Studencka! Już niedługo, po udanie zaliczonej sesji, będzie­ cie mieli szansę wzięcia udziału w jednym z najwięk­ szych wydarzeń Wiosny 1998. Od marca do maja trwać bowiem będzie realizacja projektu RESE- programu jednocześnie naukowego, edukacyjnego oraz kulturalno-artystycznego. Będziecie mogli wyjechać na tydzień, aby osobiście poznać najznakomitsze uczelnie ekonomiczne Europy! Ale po kolei ... Oceniając położenie każdego kraju bierzemy pod uwagęjego gospodarkę. Ona bezpośrednio wpły­ wa na nasze życie, a podstawowe jej rozumienie decyduje o naszej postawie jako obywateli. Rządy ciąg­ le podejmują decyzje związane z ekonomią. Dlatego też każdy kraj powinien być zainteresowany zapewnieniem optymalnych warunków dla własnej edukacji ekonomicznej. Jak różne są metody służące kształ­ ceniu nowych kadr ekonomistów? Które są najlepsze? Podstawowym celem projektu jest obiektywna ocena i próba weryfikacji poglądów na temat studiowania poza granicami Polski. Coraz więcej jest moż­ liwości uzyskania stypendium w obcej uczelni, różne też towarzyszą temu opinie. Wszystko to, co słyszy­ my jako studenci, to ustne przekazy "tych, którzy tam byli". Formuła programu pozwoli również ułatwić

ZA GRANICĘ? -tylko z

legitymacją

lSIC International Student ldentity CardMiędzynarodowa

Legitymacja Studencka do nabycia: ZSP SGH pok 61 c3 te/49-54-71 e-mail: ZSP@sgh. waw.pl temat: Legitymacja /SIC

przepływ informacji i współpracę w środowisku studenckim Europy. Aby to osiągnąć, w ramach projektu zorganizowanych zostanie około czterdziestu wymian z zagra-

nicznymi uczelniami, które współpracują bądź mogą współpracować z SGH. Wymiany trwać będą jeden tydzień, a w każdej uczestniczyć będzie po czworo studentów SGH oraz z kraju partnera. W ten sposób nasi zagraniczni goście poznają SGH, Warszawę i Polskę, natomiast Wy -jako reprezentanci naszej Uczelni - bezpośrednio na miejscu ocenicie warunki studiowania (nauka, zakwaterowanie, żywność i wszystko inne, co mogłoby Was zainteresować) na danym uniwersytecie. Dane muszą rzetelnie odzwierciedlać rzeczywistość - uwieńczeniem projektu będzie wydanie opracowania dotyczącego poruszanej problematyki. Osiągniemy zatem wiarygodny obraz tego, jak uczą się studenci w pozostałej części Europy w porównaniu do edukacji w SGH. Dokładne dane dotyczące projektu znajdziecie na plakatach i ulotkach na naszej Uczelni. Zapraszamy wszystkich chętnych do wzię­ cia udziału w RESE!

Marcin Niewolski Koordynator RESE

lnfo: Komisja Zagraniczna RU ZSP SGH http://akson.sgh. waw.p/1-zsp

Czym jest ISIC? Międzynarodowa

Legitymacja studencka ISIC (International Student Ideotity Card) powstała w 1968 roku i do chwili obecnej jest jedynym uznawanym na całym świecie dokumentem potwierdzającym status studenta (lub szkoły ucznia średniej).*

Studenci (uczniowie) niemal na całym

świecie

stanowią grupę,

która traktowana jest w sposób szczególnie uprzywilejowany, dlatego zniżki na bilety wstępu do obiektów kulturalnych i sportowych, w zakresie transportu, zakwaterowania i inne, są bardzo znaczące i sięga­ ją nierzadko 50%. W trakcie pobytu za granicą identyfikacja poprzez legitymację ISIC niemal automatycznie stwarza jej posiadaczowi możliwość korzystania ze zniżek przeznaczonych dla studentów (uczniów) w całym kraju. W Polsce studenci uczelni (szkół zagranicznych) - posiadacze ISIC - traktowani są na równi z polskimi studentami, np. w muzeach państwowych, przy zakupie biletów lotniczych i promowych, przy korzystaniu z transportu publicznego w Warszawie.

W chwili obecnej legitymacja ISIC uprawnia do około 15 000 zniżek w ponad 90 krajach świata. W roku 1996 skorzystało z nich ponad 2 miliony posiadaczy legitymacji ISIC na świecie, w tej liczbie około 60 000 osób to studenci i uczniowie z Polski. Ponad 5 000 biur na całym świecie należą­ cych do organizacji ISIC, specjalizujących się w turystyce studenckiej, rozumie Twoje potrzeby i służy Ci pomocą nawet w bardzo nietypowych sytuacjach. Jeżeli mimo tego, gdzieś za granicą nie możesz znaleźć biura oznaczonego nalepką ISIC, pomocą służy Ci bezpłatna linia telefoniczna- ISIC HELP LINE. Dla podkreślenia roli, jaką spełnia legitymacja ISIC, oraz w uznaniu jej znaczenia, patronat nad legitymacją objęło UNESCO. Aby otrzymać legitymację, przynieś: --19 PLN- cena legitymacji w Polsce, --zdjęcie paszportowe, --ważną legitymację szkolną lub studencką. • Jeżeli

pragniesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat legitymacji ISIC, skontaktuj się z ZSP SGH, pokój 61c3 w budynku Głównym (obok kiosku), numer telefonu: 49-54-71 lub 49-12-51 wew. 755, e-mail: zsp@sgh.waw.pl -temat legitymacja ISIC Sprzedaż

w godzinach:

Poniedziałek:

11:40- 13:20 (Kasia Domagała) Wtorek: 9:50- 13:20 (Norbert Chwesiuk) Środa: 9:50 - !l :30 (Kasia Domagała) 13:30- 16:30 (Arek Kempczyński) Czwartek: 9:50- 13:20 (Marta Kondej) Piątek: 13:30- 15: lO (Sebastian Kasprzak)

* Legitymacja wydawana tylko studentom i uczniom szkół średnich uczącym się

w trybie dziennym.


KROK PO KROKU czyli rzecz o pierwszym roku (2) ... druga

część przygód

dzielnego studenta I roku

Przez pierwsze dwa miesiące Nasz Bohater nabardzo dużo i był z siebie bardzo dumny. Zdążył się dowiedzieć, co jest tutaj warte uwagi, a co najważniej sze - zapoznał się z częścią swojego rocznika (dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że wszystkich i tak nie pozna). Nie musi więc przesiadywać (a raczej przestawać, bo i tak ma małe szanse na dorwanie wolnego stolika) samotnie w Hadesie nad kolejną kawą. Teraz robi to już w gronie pierwszych znajomych. Jednak w takich warunkach jakakolwiek ważna rozmowa nie ma racji bytu. A poza tym trudno mu tu odnaleźć samego siebie. Wpada więc na ·bardzo genialny pomysł: może by tak wstąpić do jakiejś organizacji studenckiej. Pomysł bardzo dobry, tylko jak wybrać tę (a może tą?) właściwą??? NZS, Soli Deo, Tramp, ZSP, a może jakieś koło naukowe (tych nie wymienię, bo i tak wszystkich nie znam). Wybór jest trudny, więc sprytny student postanawia odwiedzić każdą organizację z osobna. I od razu spotyka go naprawdę WIELKI ZAWÓD. Akurat nie ma szefa tego "interesu", a nikt inny nie jest w stanie powiedzieć, co tu się tak naprawdę robi (to chyba nie wymaga komentarza!). Jedyne, co usłyszał, to: "no wiesz stary, mamy tu sieć" lub ewentualnie "robimy imprezy, organizujemy Sylwestra w górach, itp.". To jednak niewiele mówi naszemu studentowi, więc najuczył się już

częściej rezygnuje z przyłączania się do czegokolwiek, albo też wybiera na chybił trafił. Sam nie wiem, co jest gorsze. Postanowił więc zapoznać się z resztą swojego roku. Zaczął imprezować, co spowodowało, że grupa znajomych nagle niesamowicie się rozrosła. Tylko nie może sobie przypomnieć, jak się oni nazywają, ale to przecież nie jest takie ważne. Nareszcie czuł się na swej Ukochanej (już zdążył się w niej zakochać) Uczelni jak u siebie w domu. Spędza tu znaczną część dnia, nocy zresztą też. Ostatnio nawet myślał, czy nie przynieść sobie tutaj śpiwora i nie kimać gdzieś w kąciku, przecież nie opłaca sięjechać do domu. Jego niezmącony spokój zostaje jednak szybko przerwany, bo oto rozpoczęła się kampania wyborcza. I tu pojawia się kolejny problem. Czy zagłoso­ wać? A jeżeli tak, to na kogo? Po długim namyśle postanawia spełnić swój obowiązek. Tylko kogo poprzeć? Postanawia dokonać wyboru na podstawie programów poszczególnych koalicji, ponieważ żadnego z kandydatów nie zna osobiście. I tu pojawia się problem - wszyscy obiecują to samo, a mianowicie: więcej telefonów na Uczelni i w akademikach, zwiększenie liczby komputerów na korytarzach, mniej kolejek i tego typu bzdury. Największym atu-

Nowe akademiki w październiku!

już

Większości studentów S GH, szczególnie tym spoza Warszawy, doskonale znane jest między­ uczelniane miasteczko akademickie "Jelonki". Niewielu jednak wie, iż na terenie osiedla rozpoczęto budowę nowych akademików, z których pierwszy ma zostać oddany do uzytku w roku akademickim 1998199. Na rozmowę na temat powyższej inwestycji zgodził się umówić ze mną Dyrektor Naczelny Osiedla Mieszkaniowego "Przyjaźń"- pan Mariusz Początek.

Spotkanie rozpoczęliśmy od rozmowy na temat lat 50-tych, kiedy to stworzono osiedle mieszkaniowe dla budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Prowizoryczne mieszkania miały służyć lokatorom jedynie 5 lat, czyli do czasu ukończenia inwestycji w centrum stolicy. Okazało się, że zgodnie z zasadą, najdłużej przetrwała prowizorka. Tak więc, kilka lat temu obchodzone było 40-lecie istnienia Osiedla Przyjaźń. Jednakże -jak poinformował mnie dyrektor Początek -już w latach 70-tych powstały pierwsze plany budowy nowego osiedla studenckiego, które- zdaniem mojego rozmówcy - byłoby wówczas znacznie łatwiej zrealizować niż w obecnych czasach. Do projektów tych powrócono w latach 80-tych, w związku z czym wyburzono 20 poradzieckich domków znajdujących się w kwadracie ulic: Konarskiego, Górczewskiej i Powstańców Śląskich. Powstała też wizja nowego osiedla, niestety funduszy wystarczyło jedynie na uzbrojenie terenu. Tymczasowo zrezygnowano więc z realizacji tej inwestycji. Do pomysłu powrócono w latach 93/94, po podpisaniu porozumienia pomiędzy MEN a Wyższą Szkołą Perlagogiki Specjalnej. Dotyczyło ono wznowienia budowy. Jako, że osiedle "Przyjaźń" nie posiada osobowości prawnej, która pozwalałaby mu zostać inwestorem budowlanym, inwestycję prowadzi WSPS. Oczywiście nie oznacza to, że miejsca w akademikach będąprzyznane tylko i wyłącznie studentom tej uczelni. Przy podziale zachowany zostanie dotychczasowy parytet, a WSPS otrzyma 1/4 miejsc w kaźdym z akademików.

SZCZEGÓŁY

Pierwotne plany zakładały oddanie 6 domów studenckich (co roku jeden) począwszy od roku akademickiego 1998/99. Obecnie w budowie są dwa akademiki w sumie na około 520 miejsc. Pierwszy z nich zostanie oddany do użytku zgodnie z planem. W uczelni słyszałam już głosy o nieziemskim wręcz standardzie nowych DS-ów. A jak wygląda to naprawdę? Otóż dyrektor Początek wypowiadając osobistą opinię stwierdził, iż projekt nie odzwierciedla standardu nowoczesnych domów studenckich. Pragnąłby on, aby pokoje były 2-osobowe, z łazienkami i aneksem kuchennym. Tymczasem budowane są segmenty: 2 pokoje 2-osobowe plus 2 pokoje 3-osobowe, czyli l O osób na jedną łazienkę i kuchnię w segmencie (chociaż w porównaniu z obecnymi warunkami w DS-ach SGH to i tak luksus). Taki układ pokoi wynika z faktu, iż - jak powiedział dyrektor Początek wykorzystano stare projekty, na które naniesiono jedynie niewielkie poprawki kosmetyczne, aby przyspieszyć rozpoczęcie budowy. Faktem godnym odnotowaniajest to, iż pokoje na parterze zostanąprzezna­ czone dla studentów niepełnosprawnych (głównie z WSPS) i będą dostosowane do ich potrzeb. W piwnicach akademików planuje się wybudowanie sauny oraz kawiarni lub klubu studenckiego. Chęć otrzymania miejsca w pierwszym oddawanym do użytku akademiku wyraził też Parlament Studentów RP orazjedna z warszawskich szkółjęzyków obcych. Nowymi DS-ami w dalszym ciągu zarządzać

tern wyborczym każdej koalicji jest liczba zorganizowanych imprez (oczywiście bezpłatnych dla swego roku), ale największy wyścig toczy się przy ilości DARMOWEGO BROWARU (a elektorat to bardzo lubi ...). Oczywiście rodzajów kiełbas wyborczych jest cała masa, np. kiełbaski (bardzo dobre, tylko trochę ostre), jabłka, banany, kupony do hamburgerolandu i inne tego typu gadżety. Student nie jest głupi , więc bierze wszystko od wszystkich. Jak dają, to czemu nie brać? W taki sposób oszczędza swoje cenne pieniążki, które później przeznaczy na browar czy innego typu używki. Na imprezach bawi się znakomicie, tylko często nie wie, którą wybrać. A tak a propos, czy ONI nie mogą się jakoś ze sobą porozumieć i ustalić wspólny kalendarz imprez...? Biedny student dalej jednak nie wie, jak głoso­ wać. Nie pomagają nawet konkursy. Dochodzi w końcu do wniosku, że najchętniej zagłosowałby na siebie. Bo czy On gorszy od reszty towarzystwa? Okazuje się, że już nie może zgłosić swej kandydatury, bo termin zgłoszeń minął miesiąc temu. Postanawia kandydować w przyszłym roku. A na razie wstrzymuje się od głosu, bo i tak nie wie, w czym wybiera. Stawia się w wygodnej sytuacji, bo gdyby nowy Samorząd zrobił coś złego, to przecież on na niego nie głosował. Martwi go tylko jeden fakt: kampania wyborcza się zaraz kończy i nie będzie więcej gadżetów, imprez i darmowego piwa (tego żałuje najbardziej!!!). Już teraz zaczyna odliczać czas do następnych wyborów.... Głos zabrał jeden z przedstawicieli tego piękne­ go rocznika:

KROKODYL akował4@sgh. waw.pł

będą władze osiedla "Przyjaźń". Niewykluczone też, że patronat nad każdym akademikiem obejmie konkretna uczelnia.

PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ Przede wszystkim dokończe­ nie pierwszego etapu inwestycji, czyli wybudowanie jeszcze 4 akademików, klubu oraz ośrodka sportowego z kortami i boiskiem piłkarskim. Dotychczas istniejąca stara część osiedla będzie nadal wykorzystywana ze względu na duże potrzeby mieszkaniowe studentów. W tym miejscu warto podkreślić, iż pomimo tego, że warunki lokalowe na osiedlu "Przyjaźń" są przez wielu krytykowane, to dla osób spoza Warszawy, rozpoczynających pracę w stołecznych uczelniach i placówkach oświa­ towych, jest to szansa na pierwsze lokum w stolicy. Na początek dobre i to, zważywszy na ceny mieszkań w Warszawie. O przyszłości dyrektor Początek mówi, tak jak wszyscy: są plany, projekty, gorzej z funduszami. Wiadomo jednak, że budowa dalszych akademików będzie kontynuowana, tym bardziej, że teren, na którym stoi osiedle, jest w zarządzie MEN, co znacznie obniża koszty inwestycji (nie trzeba płacić za grunt, którego ceny w tym rejonie stolicy wynoszą około 100 USD/m'). Obszarem osiedla zainteresowana jest także gmina Warszawa-Bemowo, chcąca skomunalizować te tereny. Dyrektor Początek cieszy się jednakże, iż udało się rozpocząć tę inwestycję, a przy okazji wybito z rąk adwersarzy argumenty, iż MEN nie robi nic, by poprawić warunki mieszkaniowe studentów. Na koniec akcent bardzo optymistyczny. Wkrótce zostanie uruchomiona procedura przetargowa na wyposażenie pierwszego z DS-ów, w którym będziecie mogli zamieszkać już w październiku 1998 roku. Edyta Ożarowska


KILKA SŁÓW O RIGHTSIZINGU W SGH Poniższy

tekst nie ma na celu oczerniać ani dobrego imienia naszej Uczelni, ani tym bardziej opluwać sztandaru SGH. Został napisany w trosce o byt i przyszłość Szkoły.

szkalować

Prof. dr hab. Tomasz Szapiro o reformie w SGH (1993 rok): .. Wszystko to nie może odbyć się bez konfliktów i nie odbić się na codzienności każdego członka uczelnianej wspólnoty. JfYszliśmy z epoki dekretowania rzeczywistości i zagłaskiwania problemów. Konflikty mogą występować z całą ostrością sytuacji, kiedy istnieją różnorodne grupy o rozmaitych interesach, kiedy wreszcie istnieją dramatyczne bariery lokalowe i budżetowe. " W grudniowym numerze "MAGLA" możemy znaleźć wiele artykułów krytykujących obecną kondycję SGH (wywiad z Darkiem Jaworskim, ankieta "Studenci o SGH", artykuły "Krok po kroku", "Pierwsze wrażenia", "Niekorzyści skali"). Wszyscy mówią tu jednym głosem - do SGH przyjmuje się zbyt wielu studentów. Nawet Michał Wigurski stwierdza: .. chciałbym, aby przyjmowanie zbyt wielu studentów nie obniżało poziomu nauczania i nie utrudniało zdobywania wiedzy". No cóż, jako Przewodniczący Samorządu Studenckiego, wedle mego stanu wiedzy, nie dokonał niczego w tym kierunku i dlatego czas najwyższy na zmianę kadrową w tej instytucji. W tymże samym "MAGLU" na stronie 14 znajdujemy "Dziewięć pytań do ... prof. dr. hab. Adama Nogi". I od tego, co tam można przeczytać, aż włos jeży się na głowie. Ale spokojnie, najpierw przejdźmy do historii najnowszej naszej Uczelni. SGPiS za czasów komuny nie była elitamą uczelnią, z wyjątkiem wydziału Handlu Zagranicznego. Po przełomie 1989 roku na rynku pracy pojawił się ogromny popyt na ekonomistów. Szkoła bardzo dobrze wykorzystała tę koniunkturę i w 1991 roku przeprowadziła mistrzowską reformę, która wyniosła SGH na szczyty rankingów elitarności. Oczywiście, nowy system nie był bez wad. Przypomnę tu choćby słynne wykłady promocyjne*, których przed kilku laty sam byłem uczestnikiem (pewien pracownik naukowo-dydaktyczny nazwał je wówczas "intelektualnym oszustwem"). Inną wielką pomyłką był system tutorski. Niektórzy tutorzy wręcz porażali swą niewiedzą na temat studiowania w SGH. Z czasem zrażeni studenci przychodzili do tutora tylko po to, by dostać podpis w rubryczce "akceptuję" (tym, którym nie chciało się fatygować na Ili piętro budynku głównego, sami sobie składali takie podpisy!). Na szczęście cały system tutorski umiera śmiercią naturalną. Choć jednym z celów reformy było stworzenie z SGH największej uczelni ekonomicznej w Polsce, to warunki nie pozwalały na przyjęcie zbyt wielu studentów. O ile jeszcze w roku akademickim 1990/91 na I roku studiowało 1235 studentów, o tyle w roku 1991/92 (początek nowego systemu) przyjęto 877 osób. Cyfra ta wynikała głównie z braku sal wykłado­ wych. Należy pamiętać, że w owych czasach pewne aule i sale były przypisane poszczególnym wydziałom. Wraz z odzyskiwaniem kolejnych pomieszczeń od wydziałów oraz od administracji (to te małe sale na III piętrze w gmachu głównym) można było myś­ leć o zwiększaniu liczby studentów. W latach 19921995 liczba osób przyjętych wahała się w granicach 895-995. Nagły wzrost przyjęć nastąpił w 1996 roku (na rok 1997/98 przyjęto aż 1350 studentów, czyli rekord dziesięciolecia!). Co na to wpłynęło? Czy tylko fakt, że we wrześniu 1995 roku odszedł z SGH ostatni rocznik studiujący według starego systemu i że rozwiązano tym samym wydziały? Przecież mimo tego

liczba sal wykładowych już nie wzrosła, przyrost kadry naukowej również był niewielki. Tymczasem Prorektor stwierdza spokojnie, że " do SGH nie przyjmuje się coraz większej liczby studentów - SGH 'odrabia ' straty, aby osiągnąć liczbę studentów, która była przed reformą przeprowadzoną w latach 90-tych. " I znów przyjrzyjmy się liczbom. W SGPiS w roku akademickim 1987/88 studiowało (łącznie z zaocznymi i podyplomowymi) 6776 studentów. Tuż przed reformą ( 1990/91) - 9005. Zaś według stanu z grudnia 1995 roku mieliśmy - 11682 studentów! Jeśli idzie o liczbę tylko studentów dziennych, to dla roku 1990/91 mamy 5982, a dla roku 1995/96 - 5342 (największy przyrost nastąpił wśród studentów zaocznych w 1990/91- 1351, w 1995/96- 3424). Teoretycznie więc, aby "odrobić straty" czyli przejść rightsizing, należało już na rok akademicki 1996/97 przyjąć o 600 studentów dziennych więcej (czyli jakieś 1500 osób). Nie jest to jednak tak prosty rachunekjakby się wydawało. Trzeba pamiętać, że w starym systemie studenci wybierali przy zdawaniu egzaminów wstępnych jedynie wydział, po dwóch, trzech latach- specjalizację, a na koniec studiów - seminarium magisterskie. Po reformie studenci Studium Podstawowego wybierają tylko wykładowców, ale za to w Studium Dyplomowym wybierają już wszystkie przedmioty. W efekcie tego studenci róż­ nych lat przemieszani są na różnych wykładach i jakiekolwiek metody zarządzania taką masą ludzką w tym systemie nie przyniosą żadnych rezultatów. Wniosek stąd płynie taki, że im więcej studiujących w SD, tym większy bałagan . Jeżeli więc Prorektor Adam Noga twierdzi, że nasza Uczelnia przechodzi tzw. rightsizing, to ja się pytam gdzie? Na jakim odcinku? Jakoś tego dostrzec nie mogę. No bo co ja widzę? Ogromne kolejki do dziekanatów po odbiór indexu, czy po podstemplowanie legitymacji, ogromne kolejki do komputerów, by móc skorzystać z Internetu, tłoczących się studentów pierwszych lat na przepełnionych wykładach, coraz częstsze limitowanie przyjmowania studentów na wykłady poprzez średnią ocen (która to w Studium Dyplomowym nie odzwierciedla niczego, bo można sobie ułożyć na danym semestrze ścieżkę złożoną z tzw. "luzackich" przedmiotów i wyciągnąć średnią 5,0). Prorektor Adam Noga twierdzi, że również CNJO przechodzi ... rightsizing. "Od ponad dwóch lat z ogromną przyjemnością obserwuję bardzo pozytywne zmiany w metodyce i strukturze merytorycznej nauczaniajęzyków obcych w SGH". Szkoda, że studenci nie podzielają tej "ogromnej przyjemności". Ze względu na przyjmowanie coraz większej liczby studentów i braki kadrowe lektorów, szczególnie języka angielskiego, grupy są masowo rozwiązywane. Np.: na moim V roku, na początku tego semestru rozwią­ zano 16 angielskich grup językowych z 24 istnieją­ cych. Przez cały październik studenci błąkali się po ocalałych grupach i błagali lektorów o przyjęcie. Wielu studentów I roku zaczyna naukę języka angielskiego dopiero od lutego! Zaś niektóre grupy na II i III roku ma lektoraty w godzinach 19:00-20:40 (wspaniała pora na naukę, jeżeli tego samego dnia trzeba było wstać o szóstej rano, by przebić się przez korki na Łazienkowskiej i dotrzeć na ósmą na wykład).

W Regulaminie Studiów jest napisane, że nauczanie języka "A" w SGH trwa lO semestrów, tymczasem skrócono go już do 8! A jak dobrze pójdzie, to w SGH zniesie się lektoraty w ogóle. Na pytanie o 600-osobowe wykłady Prorektor Adam Noga odpowiada, że są to "turbulencje giełdo-

we", ale że przyczyniają się one do narodzin "supergwiazd". Zgodzę się, że rzeczywiście wyrosło na tej Uczelni kilka "supergwiazd", na wykłady których zapisuje się po 500-600 osób (choć i supergwiazdom na tej Uczelni bywa ciężko; wystarczy przypomnieć, jakie kłopoty spotkały prof. J. Nowakowskiego prowadzącego w semestrze 1993/94 550-osobowy wykład z matematyki). Jednakże w większości przypadków te ogromne wykłady są albo wynikiem tego, że u danego wykładowcy łatwo się zalicza w odróżnieniu od konkurencji, albo niezrozumiałych do końca trudności kadrowych (słynne przedmioty z III poziomu polityka pieniężna czy prawo międzynarodowe). Jeszcze ciekawszym przykładem jest przedmiot kierunkowy z ZIM II - prawo finansowe przedsię­ biorstw, prowadzony przez prof. Alinę Majchrzycką­ Guzowską. Ponieważ nikt inny tego wykładu nie prowadzi, a otwierany jest on tylko w sesji letniej, więc co roku zapisuje się kilkaset osób chętnych. Dostają sięjednak tylko ci z najlepszą średnią, bo limit wprowadzony przez wykładowcę wynosi 120 osób. Prorektor Adam Noga twierdzi, że "aby naprawdę docenić SGH. należałoby zobaczyć i porównać wiele uczelni krajowych i zagranicznych ". A dalej: "ci, którym nadarza się taka okazja, szybko in plus zmieniają zdanie o SGH". Przypomina mi to satysfakcję chorego w szpitalu, że jest zdrowszy niż inni pacjenci. A więc radujmy się, że SGH nie ma oczu (którymi nie dostrzega nadciągającej burzy), skoro inne uczelnie nie maj ą ani oczu, ani pleców (tzn. swoich absolwentów w rządzie czy bogatych sponsorów).

Adam A. Pszczólkowski P.S. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że w 1998 roku SGH przyjmie 1100 nowych studentów (nie licząc obcokrajowców i SHP). Jest to nareszcie krok w dobrym kierunku, choć nadal jest to zbyt wielka liczba.

* przed dokonaniem wyboru osoby prowadzącej przedmiot student mógł wziąć udział w kilku wykła­ dach promocyjnych u różnych wykładowców, a następnie zadecydować, który pracownik dydaktyczny najbardziej mu odpowiada.

UWAGA! Zarząd Studenckiego Koła Naukowego Ekologii zaprasza wszystkich studentów SGH ~nteresujących się ekonomicznymi i społecznymi aspektami ochrony środo­ wiska do współpracy w ramach działal­ ności naszego Koła. SKNE prowadzi działalność przy Katedrze Ekologii (bud. W). Szczegółowe informacje moż­ na uzyskać u członków Zarządu: -Marek Goleń, e-mail: mgolen@sgh.waw.pl -Izabela Najda, e-mail: inajda@SGH.waw.pl -Piotr Paklerski, e-mail: ppakłe@sgh.waw.pl lub u Pani mgr Małgorzaty Kościk, która jest Opiekunem Naukowym Koła -w czwartki o godz. 12.00 w Katedrze Ekologii.

Informacje dostępne są także w katalogu ORGANIZACJE.SKNE na NOTICEBOARD. Marek J. Goleń


Inteligencja,

chęci

i pokora

Rozmowa z kierownikiem ds. personalnych "Peugeot" Polska Dorotą Kropiewnicką.

Czym zajmuje się kierownik ds. personalnych? Odpowiada za całokształt spraw związanych z zarzą­ dzaniem zasobami ludzkimi, tzn. z rekrutacją nowych pracowników, planowaniem zatrudnienia i rozwojem pracowników, czyli jak najlepszym wykorzystaniem ich umiejętności. W zakres jego kompetencji wchodzi również współtworzenie polityki płacowej. Musi on orientować się, jakie są płace na rynku i na jakim poziomie chce się plasować firma. Jak wygląda droga, którą musi przebyć kandydat, zanim zostanie zatrudniony? Na samym początku zostaje określona potrzeba stworzenia nowego stanowiska. Wtedy przeprowadzamy tzw. rekrutację wewnętrzną, czyli sprawdzamy, czy na innym stanowisku w firmie nie ma osoby, która nadałaby się na poszukiwaną przez nas pozycję. Dopiero, kiedy zdecydujemy, że potrzebna jest nowa osoba, przeprowadzamy rekrutację zewnętrzną. Wtedy określamy zakres obowiązków takiej osoby i opis umiejętności, które powinna posiadać. Czasami więc potrzebna jest osoba z konkretnym doświadczeniem zawodowym, a czasami młoda osoba po studiach, która będzie się chętnie i szybko uczyła, ale również będzie posiadała pewne określone umiejętności analityczne, znajomość języka, słowem umiejętności, które daje szkoła. Istotne są też pewne predyspozycje osobowe, ponieważ człowiek, który przyjdzie, będzie pracował w grupie ludzi. Kiedy już określimy profil kandydata, zaczynamy poszukiwania. Czasem korzystamy z usług firm doradztwa personalnego. Czasami nasi pracownicy polecają znane im osoby, które spełniają nasze wymagania, ale najczęściej piszemy ogłoszenie prasowe. Potem przychodzą oferty. W zależności od tego, jak precyzyjnie sformułujemy ogłoszenie i jak atrakcyjne jest stanowisko, otrzymujemy od kilku do kilkuset życiorysów. Wtedy następuje wstępna selekcja. A więc pierwszym etapem z udziałem kandydata, chociaż jedynie pośrednim, jest czytanie jego zyciorysu. Jak ważne jest dobrze napisane CV? Bardzo ważne i to pod wieloma względami. Bierze się pod uwagę różne rzeczy, na przykład sposób przygotowania CV. Jeśli ktoś przysyła życiorys na wyrwanej z zeszytu kartce, to sprawia on zupełnie inne wrażenie, niż bezbłędnie napisany, staranny, wydrukowany życiorys. Taki życiorys pokazuje motywację danej osoby. Wiadomo, że nie każdy ma dostęp do komputera i drukarki, ale sam fakt, że zadał sobie trud, aby się do nich dostać, pokazuje, że ta osoba przemyślała swoją decyzję i na poważnie szuka pracy. Ważna jest pewna staranność. To oczywiste, że osoba po raz pierwszy szukająca pracy wysyła swój życiorys do wielu firm, ale jeśli ktoś powiela życio­ rys przez kalkę, zmieniając tylko nazwy firmy, to o czymś to świadczy. Czasem kandydaci pozostawiają w przesyłanych do nas życiorysach nazwy innych firm, nierzadko konkurencyjnych. Po wyselekcjonowaniu odpowiednich zyciorysów przychodzi pora na rozmowy... Tak, wtedy zapraszamy kandydata na rozmowę z przedstawicielem działu personalnego. Następnie kandydat rozmawia z przyszłym przełożonym, ewentualnie z dyrektorem całego działu, który jest cudzoziemcem. Jak przebiega rozmowa z kandydatem? Rozmowa pozwala poszerzyć informacje zawarte w curriculum vitae. Pytamy o doświadczenia szkolne, jeśli jest to absolwent uczelni, zawodowe, jeśli takie doświadczenia kandydat posiada. Chcemy się zorientować, jakie są aspiracje tej osoby. Bardzo istotna jest motywacja kandydata do podjęcia pracy. Wiele osób tego nie docenia. Jeśli mamy dwóch kandydatów o podobnym przygotowaniu merytorycznym, to wybierzemy tego, który przekona

nas, że jest to praca, o jakiej marzy. Czasami motywacja może być dla nas bardziej istotna niż doświad­ czenie zawodowe. Dlaczego? Podam przykład. Przychodzi do nas chłopak, który pracuje od miesiąca w innej firmie. Nie potrafi jednak uzasadnić, dlaczego chce u nas pracować. Nie ma problemów w swojej dotychczasowej pracy, a na pytanie dlaczego szuka pracy u nas, odpowiada, że wszyscy szukają pracy. O czym to świadczy? Na pewno o niedojrzałości. Jest to sygnał, że pracując u nas będzie nadal szukał pracy i po miesiącu lub dwóch odejdzie do innego przedsiębiorstwa. Nie wydaje się on być osobą, która chciałaby wiązać się z firmą. A nam zależy na ludziach, którzy chcieliby się rozwijać, wiążąc swoją przyszłość z naszą firmą, a nie na krótkotrwałych przygodach. Co jeszcze zostaje poruszone podczas rozmowy z kandydatem? Przedstawiamy tej osobie jej przyszłe stanowisko. Zapoznajemy ją dokładniej z tym, co będzie robić. Wtedy okazuje się, czy proponowana przez nas praca pokrywa się z oczekiwaniami kandydata. Często bowiem okazuje się, że kandydat miał zupełnie inne wyobrażenie o swojej przyszłej pracy. Czy po rozmowie z kandydatem jesteś w stanie stwierdzić, jakim będzie pracownikiem? Po wielu przeprowadzonych rozmowach nabywa się umiejętności oceny kandydata. Poza tym, system rekrutacji jest taki, że z każdym kandydatem rozmawiają niezależnie od siebie trzy osoby: pracownik działu personalnego, bezpośredni przełożony i dyrektor danego działu. Po tych rozmowach konfrontujemy swoje wrażenia i wspólnie decydujemy, czy osoba jest odpowiednia na dane stanowisko. Również kandydat ma okazję zorientować się, jakie są stawiane przed nim zadania, jaka jest atmosfera w pracy, z kim bę­ dzie pracował i czy mu to odpowiada. Czy istnieją jakieś ogólne cechy, które preferuje się przy przyjmowaniu do pracy nowych osób? To zależy od potrzeb poszczególnych działów. Ale, jeślibym miała podać kilka ogólnych cech, które powinny charakteryzować dobrego pracownika, były­ by to: inteligencja, zaangażowanie i odpowiedzialność za to, co się robi. W pewnym momencie rozmów wstępnych wchodzimy na temat pieniędzy. W którym momencie kandydat powinien poruszyć tę kwestię? Nie jest dobrze zaczynać od pieniędzy. Zdarza się nawet tak, że kandydat zaczyna rozmowę telefoniczną od wymagań finansowych - brzmi to jak ultimatum i jest to najgorszy z możliwych sposób rozpoczęcia rozmów o pracy. Jak ustalić kwotę, która ma stanowić pensję? Najpierw dobrze jest wyliczyć koszty utrzymania: czynsz, rachunki, jedzenie, życie ... Wtedy otrzymamy kwotę, poniżej której na pewno nie możemy zejść. Początkujący pracownik powinien też kierować się regułą, że na starcie lepiej jest przyjąć mniejszą pensję w firmie z przyszłością, niż l 00 zło­ tych więcej w nieznanej firmie. Pierwsza praca jest bardzo ważna - pozwala ona na poznanie zasad funkcjonowania firmy, panujących w niej zasad. Jeśli odpowiadamy na ogłoszenie prasowe, powinniś­ my określić, w jakim stopniu spełniamy postawione w nim warunki. Wiadomo, że czym więcej mamy atutów, tym łatwiej jest negocjować wyższe wynagrodzenie. Przydatna jest orientacja, ile kto płaci na rynku pracy. Pornocą mogą służyć starsi koledzy lub specjalistyczne pubiikacje. Przestrzegam przed stawianiem sztywnych wymagań finansowych opartych wyłącznie na informacjach prasowych lub plotkach. Bo jeśli nasze żądania znacznie przekraczają możli-

absolwentka Państwo­ wego Moskiewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych,

Uniwersytetu Paris VII oraz Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości w Warszawie. Od czterech lat w Peugeot Polska. wości

firmy, automatycznie skazujemy naszą kandyna odrzucenie. Wielokrotnie spotykamy się z zupełnie absurdalnymi wymaganiami płacowymi . Biorą się one z plotek, z niedoinformowania lub złej interpretacji faktów. Ktoś się dowie, że handlowiec zarabia tyle i tyle. Dobrze, ale sama nazwa "handlowiec" może określać kilka różnych stanowisk. Dlatego w sprawach finansowych doradzam rozsądek. Szczególnie, jeśli jest to nasza pierwsza praca i brak nam doświadczenia. Warto skupić się przede wszystkim na jak najlepszym zaprezentowaniu siebie. Wcześniej , czy póżniej pracodawca sam poruszy kwestię finansową, a zaproponowana płaca będzie w znacznym stopniu uzależnio­ na od wrażenia, jakie zrobiliśmy. Co poradziłabyś absolwentom uczelni szukającym pracy bezpośrednio po studiach? Najważniejsze to podejść do sprawy z optymizmem. Stwierdzić, co się umie i co chciałoby się robić, co jest bardzo istotne w dalszym życiu. Jeśli uświadomi­ my sobie, co naprawdę chcemy robić w życiu, nasza aktywność będzie skierowana na rozwijanie niezbęd­ nych do wykonywania tego umiejętności, efektem czego łatwiej przyjdzie nam zdobyć upragnioną pracę w przyszłości . W tym miejscu chcę zachęcić do podejmowania pracy w czasie studiów. Nawet, jeśli na początku jest to prosta praca, typu kserowanie lub wysyłanie korespondencji, pozwala ona zorientować się, jak firma funkcjonuje, bo to nie jest zupełnie to samo, czego uczymy się na zajęciach teoretycznych. Poza tym jest to zawsze szansa. Ponieważ jaka by to nie była praca, jeśli wykonujemy ją sumiennie, z zaangażowaniem, mamy większe szanse na dostanie kolejnej pracy. Często stykasz się z osobami szukającymi pracy bezpośrednio po studiach. Jak myślisz, czy te osoby potrafią się "sprzedać"? Czy studia przygotowały ich do tego w jakiś sposób? Oceniając według uczelni, uważam, że uczelnie ekonomiczne, w tym SGH, przygotowuj ą w tej chwili najlepiej do autoprezentacji. Niektórzy dochodzą aż do przesady w "sprzedawaniu się". Chcąc sięjak najlepiej zaprezentować, uderzają w wysokie tony prezentując strategię typu: "zatrudnijcie mnie, bo jest tu dużo do zrobienia i właśnie ja to zrobię". Moim zdaniem, najgorzej pod tym względem są przygotowani absolwenci Politechniki. Będąc często znakomicie przygotowani merytorycznie, są mało elastyczni. Specjalizując się w jednej rzeczy, ciężko im odważyć się na robienie czegoś innego. Brak im też wiary w siebie. Co Peugeot ma do zaoferowania swoim pracownikom? Oczywiście dobre zarobki. Nikt przecież nie pracuje wyłącznie dla idei. Ale mamy także inne atrakcje. Inwestujemy w rozwój naszych pracowników. Organizujemy szkolenia zawodowe, naukę francuskiego oraz angielskiego. Pracownicy korzystają z abonamentu do opery, bezpłatnej opieki medycznej w prywatnej klinice. Po pracy mogą uprawiać sport. W przeszłości był basen, koszykówka, obecnie wynajmujemy kort tenisowy. Część pracowników posiada służbowe samochody, a wszyscy pozostali mają możliwość korzystania z nich. daturę

Rozmawiał:

Marcin

Wyrwał


SGH

się

buduje ... (2)

W przyszłości, u zbiegu AL Niepodległości i uL Madafińskiego stanie nowoczesny, 9-kondygnacyjny budynek, którego właścicielem będzie SGH. Wszystkie powierzchnie usługowe budynku wyniosą ogółem 615 m', zaś powierzchnie konferencyjno-biurowe - 3820 m'. Liczba pracowników, którzy będą mogli znaleźć zatrudnienie w budynku, wyniesie szacunkowo 540 osób.

Jak już pisałem w poprzednim numerze, przez pierwsze lata Szkoła będzie korzystała z sal nowego budynku w niewielkim zakresie. Wynika to ze skromnych środków finansowych, jakie Uczelnia może przeznaczyć na realizację tej inwestycji. W chwili obecnej gotowe sąjuż założenia inwestycyjne i przygotowywany jest biznes plan całego przedsięwzięcia. Szkoła prowadzi też rozmowy z firmami i inwestorami, którzy mogliby wesprzeć finansowo budowę lub nawet przejąć cały proces inwestycyjny. SGH w porównaniu z uczelniami niepublicznymi jest w o wiele gorszej sytuacji, jeżeli chodzi o możliwości pozyskiwania i wydzielania środków na tego typu przedIII piętro sięwzięcia. ., Kiedy rozmawiamy z bankami na tematfinansowania inwestycji, one wskazują na to, że powinniśmy zwiększyć naszą wiarygodność kredytową " mówi dr Zbigniew Dworzecki, Prorektor ds. Zarządzania- ., Wjaki sposób to zrobić? Przede wszystkim trzeba mieć pieniądze, które można by pozyskać także z bieżących przychodów. J est to jednak bardzo trudne, ponieważ obecnie prawie 75% budżetu Uczelni pochłaniają place pracowników wraz z narzutami ". SGH musi więc szukać sojuszników, którym może być na przykład Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jak poinformował mnie Rektor Dworzecki, Szkoła od pewnego czasu zabiega w Ministerstwie o wsparcie inwestycji . ., Minister Handke wie o naszych potrzebach. Sądzę, że w rozmowach na ten temat bę­ dziemy mogli wesprzeć nasze starania argumentem, że Uczelnia nie tylko ma rzeczywiste potrzeby w tej dziedzinie, ale od wielu lat nie otrzymywała z MEN żadnych środków na inwestycje. Jesteśmy pod tym względem jednym z wyjątków na mapie edukacyjnej Polski " - wyjaśnia Rektor Dworzecki. Aby pozyskać pieniądze na sfinansowanie inwestycji u zbiegu Al. Niepodległości i ulicy Madaliń­ skiego, można by dokonać obrotu nieruchomościami, którymi SGH dysponuje . .,Posiadamy niewykorzystane tereny przy ulicy Jłyścigowej oraz ulicy K/obuckiej. Możemy je albo zastawić, albo sprzedać"- informuje mnie Rektor Dworzecki. Są to jednak decyzje dotyczące spraw własnościowych, a te w uczelni publicznej są bardzo trudne do rozwiązania . ., Mam nadzieję, że Senat SGH, kiedy przedstawimy mu propozycję sprzedaży gruntu, zajmie konkretne stanowisko, tzn. wyrazi swoją opinię na temat tego, co chce dalej robić. Czasami bowiem odnoszę wrażenie, że chciałoby się mieć jak najszybciej efekty w postaci budynku na własność, tylko nie bardzo wiadomo, kto miałby sfinansować tego typu przedsięwzięcie". Co na temat koncepcji wykorzystania budynku, mówi Rektor Dworzecki? ., Gdybyśmy mieli pienią­ dze, albo gdyby udało nam się otrzymać wsparcie finansowe z MEN, nie zachodzilaby w ogóle potrzeba wynajmowania nowego budynku firmom. Od samego początku moglibyśmy go mieć tylko i wyłącznie dla potrzeb SGH. Niemniej jednak tego typu inwestycja wydaje się być po pierwsze - niezwykle kosztowna, a po drugie - dosyć rozłożona w czasie. Nam z kolei zależy na tym, aby skrócić ten proces. Pojawia się więc pytanie: może należałoby skorzystać z kredytu? Taki kredyt moglibyśmy uzyskać, jak sądzę, na bardzo dob-

rych warunkach. Niestety banki, z którymi na ten temat rozmawiamy, przypominają nam o tym, że jeżeli chcemy mieć jak najszybciej możliwość pozyskania calego budynku dla siebie, musimy w pierwszej kolejności myśleć o szybkiej spłacie kredytu. Im dłuższy będzie ten okres, tym więcej będzie nas to kosztowało i tym później będziemy mogli dysponować całym budynkiem. Z drugiej strony, aby jak najszybciej spłacić kredyt, bę­ dziemy musieli wynajmować część lub calość powierzchni. Na początku nie myśleliśmy o tym, że wynajmiemy całość. Sądzę, że oczekiwanie społeczności akademickiej Szkoły jest takie, aby w wyniku inwestycji można było w stosunkowo krótkim czasie poprawić warunki lokalowe dla potrzeb dydaktycznych. Koncepcja wykorzystania budynku jest taka, żeby podzielić go na cztery części. Pierwsza mialaby charakter usługowo-handlowy, druga byłaby częścią biurową, trzecią przeznaczylibyś­

my na różnego rodzaju dydaktyczne przedsięwzięcia przychodowe, to znaczy takie, które przynosiłyby pieniądze na spłatę kredytu. Byłyby to jednak pomieszczenia już do dyspozycji Uczelni. Czwarta część, obejmująca 18 pokoi dwuosobowych, byłaby częścią hotelową z własnym zapleczem gastronomicznym. Dzięki niej moglibyśmy dać lepsze warunki zakwaterowania osobom, które przyjeżdżają do SGH w ramach programów międzynarodowych, czy z innych uczelni z Polski. Obecnie musimy dla nich wynajmować bardzo drogie hotele. W podziemiach budynku przewidziano 212 miejsc parkingowych dla samochodów osobowych. Oczywiście pojawiają się też inne koncepcje finansowania inwestycji, ale także one wymagają opi-

AIESEC

~

nii i decyzji Senatu. Zgłaszają się do nasfirmy developerskie, które proponują nam na własność tylko część budynku, ale za to gwarantująjego wybudowanie. J ednak, kiedy rozmawiam z wieloma pracownikami naszej Uczelni, dochodzę do wniosku, że ta koncepcjajest mało popularna. Nie sądzę więc, żeby Senat ją zaakceptował. Chcemy mieć cały budynek na własność, a to oznacza wynajmowanie powierzchni firmom i instytucjom". Koncepcja, o której opowiedział Rektor Oworzecki, oznacza, że Szkoła będzie musiała wynająć część powierzchni nowego budynku. Jak duża będzie to część? Odpowiedź na to pytanie poznamy już wkrótce, a udzieli nam jej tworzony obecnie biznes plan. ., Sądzę, że w chwili obecnej mamy bardzo dobry klimat do rozmów na temat nowego budynku " - o przyszłości tego projektu mówi Rektor Oworzecki ., Zarówno współdziałanie SGH z instytucjami finansowymi, jak i pełne zrozumienie naszych potrzeb inwestycyjnych przez nowe kierownictwo MEN, pozwoli nam na przyspieszenie tego procesu".

Jacek Polkowski

Pamiętniki

Dziekana

Już

w następnym numerze rozpoczynamy publikację cyklu "Z pamiętnika Dziekana". Czytajcie, a dowiecie s ię o "kawałku" najnowszej historii SGH, konkretnie przełomu SGPiS i SGH, opowiedzianej z punktu widzenia byłego Prorektora, a dzisiaj Dziekana SD - prof. dr hab. Marka Rockiego. Rok l 990 to rejs z rozwiniętymi żaglami. Zmiana sposobu studiowania, zmiany w organizacji Uczelni, zmiany w mentalności studentów, kadry i administracji . ., Dzisiaj, gdy o tym myślę, jestem szczęśliwy, że moglem w tym wszystkim uczestniczyć. Swoje wspomnienia dedykuję przede wszystkim Rektorowi Miillerowi. Moż­ na bowiem powiedzieć, że to On pozwoli/ mi byćjed­ nym ze sterników naszej fregaty". Czytaj "Z pamiętnika Dziekana", a dowiesz się, jak to się stało, że możesz dzisiaj tworzyć sam swoją ścieżkę studiów. Myśl o tym i pamiętaj, że wolność nie jest dana raz na zawsze.

fA

Case Study Weekend Komitet Lokalny AIESEC SGH już od pewnego czasu organizuje niepowtarzalny w swojej formie i treści program edukacyjny pod kryptonimem CASE STUDY WEEKEND. Przypomnę, że jest on skiero-

W kanciapie AIESEC'u...

wany do studentów IV i V roku. Do współpracy udało nam się zaprosić takie firmy, jak ABN AMRO Bank, Andersen Consulting, Citibank, Ernst&Young Audit i Unilever. Myślą przewodnią CSW jest danie młodym i energicznym ludziom szansy wykazania się swą wie-

dzą

i umiejętnośc iami podczas rozwiązywania praktycznych problemów (case'ów). Zostały one przygotowane przez wiodące na rynku firmy. Są to do wyboru: Integrated crossborder financing "Export Finance" przygotowany przez ABN AMRO Bank, The Change Programme at National P&C Insurance Company ułożony przez Andersen Consulting, Sposoby Zarządzan ia Spółką Wiełonarodową - Technika Wdrażania napisany przez Emst&Young oraz po jednym dotyczącym bankowości detalicznej za sprawą Citibanku oraz działal­ ności sektora FMCG, co jest wymyślone przez Unilevera.. Do rozwiązywania każdego z powyższych case'ów każda firma wybierze 30 osób spośród grona tych, które do 15 stycznia I 998 roku wysłały swoje aplikacje. W projekcie weźmie udział w sumie 150 studentów. W ramach każdej z firm uczestnicy podzieleni będą na kilkuosobowe, współzawodniczące ze sobą zespoły. Następnie na podstawie wyników pracy jury każda firma wybierze najlepsze rozwiązanie i jego autorzy zostaną uhonorowani na zamykającym projekt spotkaniu. Uczestnicy otrzymają pamiątkowe certyfikaty, a zwycięzcy wyróżnienia.

Mariusz Budzik Góralczyk


Od Rzecznika Prasowego SGH Wielokrotnie już informowałem Państwa o koncepcji uruchomienia Telegazety SGH. Najwyższa już zatem pora przejść od słów do czynów. Przypomni(, że Telegazeta bl(dzie codziennym serwisem informacyjnym prezentowanym na ekranie znajdującym sil( w Auli Spadochronowej nad wejściem do budynku głównego SGH. Zainstalowany tam ekran pozwala na projekcji( obrazu za pomocą specjalnego rzutnika. Z pewnością mieli już Państwo okazji( zobaczyć funkcjonowanie tego ekranu, albowiem sporadycznie były tam wyświetlane rozmaite informacje. Uważam, że taka Telegazeta bl(dzie nowoczesnym i skutecznym środkiem przekazu informacji w Szkole. Jak dowodzą nasze badania, codziennie w Auli Spadochronowej przebywa co najmniej 2 tys. osób. Emitowane na ekranie informacje mają zatem szanse dotarcia do zdecydowanie wil(kszego grona odbiorców, aniżeli wszelkie ogłoszenia lub plakaty. · Ponadto, informacje zamieszczane w Telegazecie mają tl( przewagi( nad "MAGLEM" lub "Gazetą SGH", że mogą być prezentowane na bieżąco, dosłownie w ciągu kilkudziesil(ciu minut, podczas gdy cykl wydawniczy "Gazety" trwa 2 tygodnie, a "MAGLA" - miesiąc. Dzil(ki Telegazecie środowisko akademickie SGH zyskuje wil(c możliwość odbioru aktualnych, czy wrl(cz "newsowych" informacji. Istnieje zatem szansa na stworzenie w SGH uczelnianego "Teleexpresu", który informowałby na bieżąco o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w życiu Szkoły, i to nie post factum! Przewidujemy, że w Telegazecie znajdą sil( relacje z obrad Senatu, informacje o najważniejszych decyzjach Władz Rektorskich, o odbywających sil( w SGH konferencjach naukowych, seminariach, spotkaniach. W Telegazecie nie może zabraknąć także informacji o wszelkich imprezach organizowanych przez Samorząd, organizacje studenckie, koła naukowe. Sądzi(, że tego typu forma prezentacji działalności studenckiej bl(dzie również dla wszystkich wymienionych organizacji doskonałą możliwością aktywizowania studentów i pozyskiwania zainteresowanych współpracą. Moje sondaże przeprowadzone wśród pracowników i studentów Szkoły wskazują, iż niemal wszys-

POKRÓTCE Informatyczny bum Rok 1997 był okresem natężonej informatyzacji Szkoły. Taki wniosek można wyciągnąć na podstawie analizy sprawozdania, jakie przedstawił na ostatnim posiedzeniu Senatu w dniu 15 stycznia Dyrektor Centrum Informatycznego SGH, mgr inż. Marek Komarnicki. W dokumencie tym, oprócz podsumowania początkowego stadium budowy sieci w SGH oraz nakreślenia planujej rozwoju na lata 1998-2000, znalazło się zestawienie inwestycji w dziedzinie informatyzacji zrealizowanych w ubiegłym roku. Najważniejszymi dokonaniami w tym zakresie były następujące przedsięwzil(cia: podłączenie światłowodem

kampusu budynków przy ulicy Wiśniowej i ulicy Batorego; okablowanie i dzięki temu uruchomienie dodatkowych 456 punktów umożliwiających dostęp do sieci w budynku Biblioteki oraz w budynkach głów­ nym, A i W; zakupienie 99 komputerów i serwerów, akcesoriów i rozszerzeń komputerowych, urządzeń aktywnych do sieci szkieletowej oraz oprogramowania. Wymienione inwestycje i zakupy kosztowały w · sumie l 306 062 płn. W obecnej chwili mamy w SGH 665 komputerów podłączonych do sieci, 7000 jej użytkowników oraz 21000 kont w trzech systemach sieciowych, tzn. Unix, Novell i WIN NT. Dla ciekawostki można podać, iż w budynkach naszej Uczelni położone zostały

cy uważają uruchomienie Telegazety za bardzo dobry pomysł i oczekują, że spełni ona określone wyżej oczekiwania. Niewątpliwą zaletą takiej elektronicznej gazety jest oczywiście jej dostępność. Telegazetę można będzie przeczytać niejako mimochodem, podczas przerwy w zajl(ciach i bez specjalnego wysiłku. Skuteczność Telegazety polega również na tym, iż będzie ona sama "rzucać się w oczy". Jak dowodzą badania analityczne wszelkich nośników informacji,

o wiele łatwiej zwraca się uwagę na ekran, na którym "wyświetlaj ą" się informacje, także w postaci filmowej, wzbogacone dyskretną, cichą muzyką, ani żeli czyta się informacje "pisane". Dlatego właśnie telewizja jest najpotężniejszym i najskuteczniejszym środkiem przekazu. Myślę, że SGH może w przyszłości stworzyć własną, uczelnianą telewizję, natomiast Telegazeta byłaby jej pierwszą namiastką. Pierwsza próbna emisja telegazety miała miejsce 30 stycznia br. Na razie był to tylko test pozwalający zweryfikować nasze zamierzenia i oczekiwania, a przede wszystkim sprawdzić i ocenić możliwości posiadanego sprzętu elektronicznego. Do obsługi technicznej Telegazety oddelegowany został specjalista, który będzie zatrudniony w Biurze Promocji i Informacji SGH. Po dokonaniu analizy pracy Telegazety będziemy rozszerzać jej możliwości w oparciu o sprzl(t pozyskany od sponsorów lub zakupiony przez Szkołę. Jedyną obawą, jaką zgłaszali ankietowani przeze mnie pracownicy i studenci SGH, była wątpliwość, czy Telegazedotychczas 84 km kabli, zaś kampus budynków SGH połączony jest 3,5 km linii światłowodowych. O planach rozwoju sieci w najbliższych latach napiszemy w kolejnym numerze.

Wkrótce na kasetach video ... Już niedługo na kasetach wideo ukaże się film promocyjny prezentujący Szkołę Główną Handlową. Producentem filmu jest Rzecznik Prasowy SGH i Pełnomocnik Rektora ds. Promocji i Informacji, pan Jerzy Bitner. Film trwa 28 minut i traktuje zarówno o historii Uczelni, o jej obecnej strukturze organizacyjnej, programach dydaktycznych, współpracy między­ narodowej, ale także o organizacjach studenckich i życiu studenckim w ogóle. Jednym słowem, kaseta ta stanowi "pigułkę'' podstawowej wiedzy o naszej Szkole. Produkcja filmu, czyli m.in. wynajęcie kamer, ekipy filmowej, oświetlenie, montaż, zakup kaset i powielenie filmu, kosztowała blisko 30 000 płn. Jest to raczej niski koszt, zważywszy na to, iż za zamówienie podobnego filmu u producenta zewnl(trznego należałoby zapłacić co najmniej 50 000 płn. Kaseta powielona zostanie w około l 000 egzemplarzy. Będzie można ją nabyć już pod koniec lute-

w stanie przyciągnąć na dłuższy czas uwaodbiorcy, czy jej Czytelnik zdąży przeczytać interesującą go informację. Sądzi(, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste: w Telegazecie mogą być emitowane tylko krótkie, zwięzłe informacje, które będą cyklicznie się zmieniać. Przewiduj!(, że każda ze stron Telegazety nie może być emitowana dłużej niż 15-20 sekund. Cały cykl nie może trwać dłużej niż l O minut. Parametry techniczne pozwalają także na emitowanie filmów video, a zatem wszyscy zainteresowani będą mogli nagrać swoje wystąpienie, informację i bezpośrednio z ekranu przekazać wiadomość. Telegazeta stwarza możliwość projekcji reklam i płatnych ogłoszeń. Pozyskane tą drogą środki pozwalałyby na finansowanie dalszych zakupów sprzl(tu i podnoszenia jej atrakcyjnośc i . Ufam, że Telegazeta będzie także dobrą wizytówką Uczelni i ważnym czynnikiem jej codziennej, regularnej promocji. Aby jednak to wszystko, o czym piszę, udało się, musi być spełniony jeden zasadniczy warunek. Jest nim bieżący i szybki przepływ informacji ze wszystkich jednostek Uczelni do naszego Biura. Ten apel kieruję już teraz do wszystkich Dziekanów, kierowników katedr, jednostek uczelnianych i szefów organizacji studenckich, itd. Jeśli uznają Państwo, że warto przekazać środowisku akademickiemu SGH informacje o Waszej pracy, działalności, decyzji, organizowanej imprezie czy spotkaniu, wystarczy dostarczyć ją do naszego Biura. Ukaże się ona w Telegazecie tego samego dnia! Innymi słowy, bez informacj i od Państwa działanie Telegazety nie ma szans powodzenia. Redakcja Telegazety (tak jak każda inna redakcja) bl(dzie miała oczywiście prawo do skracania i adiustacji dostarczonych tekstów zgodnie z możl iwościami emisyjnymi. Wraz z uruchomieniem Telegazety uporządko­ wana zostanie zarazem kwestia dysponowania ekranem w Auli Spadochronowej. Emisja wszelkich informacji , filmów, etc. bl(dzie mogła odbywać się wyłącznie za wiedzą i zgodą Biura Promocji i Informacji SGH. Uruchomienie Telegazety jest z pewnością trudnym i odpowiedzialnym zadaniem, prosimy więc z góry o wyrozumiałość, o pomoc i współprac!(.

ta

będzie

Jerzy Bitner, Rzecznik Prasowy SGH go w ksil(gami SGH i być może w kiosku w budynku G za cenę około 30 płn. Nasłuch sieci Na jednym z komputerów Samorządu Studentów pracownicy Centrum Informatycznego odkryli dniu 22 stycznia program służący do nasłuchu danych w sieci, tzw. sniffer do pakietów ethernetowych. Znaleziono też efekt użycia tego programu z dnia 17 stycznia z godzin 19:04:17 do 19:05:41. Ponadto, na dysku umieszczony był też pakiet netwatch służący do monitorowania sieci. Każda osoba, która ma dostęp do wspomnianych programów, ma możliwość czytania cudzej poczty, przechwytywania haseł, a nawet oglądania na bieżą­ co czyjejś sesji IRC. Komputer, na którym znajdowało sil( oprogramowanie, zatrzymany został na jakiś czas w Centrum Informatycznym. Dodatkowo zawartość dysku została dla bezpieczeństwa przegrana na inny dysk. Powiadomiono także Dyrektora CI, który wydał decyzję odłą­ czenia Samorządu od sieci Internet oraz poinformował o zdarzeniu Prorektora ds. Dydaktyki i Studentów. Czy jednak Sarnorząd powinien ponosić konsekwencje tego, iż ktoś z jego członków zabawiał sil( w "szpiegostwo internetowe"? Czy Przewodniczący tej organizacji nie powinien starać się ustalić, kto podsłuchiwał sieć, i wyciągnąć wobec tej osoby konsekwencje w ramach organizacji lub poprzez uczelnianą Komisję Dyscyplinarną?


"Moskwa - Pietuszki" czyli wyprawa do wewnątrz Bez wątpienia, Wieniedikt Jerofiejew nie zalicza się do grupy podziwianych rosyjskich pisarzy. Jako twórca nie jest tak szeroko znany jak nieśmiertel­ ny Dostojewski, a żadne z jego dzieł nie zostało wpisane do kanonu lektur szkolnych na stałe. Nic dziwnego: "Moskwa-Pietuszki" jest uważane za jedno z najbardziej ekscentrycznych i kontrowersyjnych dokonań powojennej literatury radzieckiej. "Powieść ta ma swych zaprzysięgłych czytelników" ,tak głosi notatka sporządzona przez wydawcę na załączonym do każdego egzemplarza karteluszku informacyjnym. I wydawca bez wątpienia ma rację: niezbyt wiele osób czytało "Moskwę-Pietuszki", lecz ci, którzy mieli taką okazję są jej zaprzysięgłymi zwolennikami i kochają tą książkę. Za co? Fabuła jest przecież z pozoru bardzo prosta, wręcz nieprzyzwoicie nieskomplikowana. Kogóż może zainteresować podróż pocią­ giem osobowym z dworca Kurskiego w Moskwie do bliżej nieznanych i nieokreślonych Pietuszek ? Tym bardziej : kogo zainteresuje podróż nałogowego alkoholika pociągiem z Moskwy do Pietuszek ? A jednak... interesuje, a nawet fascynuje miłośników literatury pięknej, a zarazem nietypowej od dobrych kilkunastu lat. Jest kilka powodów, dla których kolejne pokolenia sięgają po "Moskwę-Pietuszki", po tak niezwykły poemat prozą. Przede wszystkim: język powieści, który został tak wspaniale oddany w przekładzie przez Andrzeja Drawicza. Potoczny, niezwykle soczysty i najeżony najwymyślniejszymi przekleństwa­ mi jakie tylko Jerofiejew potrafił w rosyjskiej mowie znaleźć. To język podmiejskiego proletariatu Związ-

ku Radzieckiego, język rubasznego, ale nie pozbawionego finezji dowcipu, rosyjskiego poczucia humoru: gwara moskwian nazywana mat'. To za jego pomocą wspaniale oddana jest atmosfera pociągu

"Moskwa przez dziurkę od klucza" - zdjęcie autorstwa Marka Ubysza, złożone na Letni Konkurs Fotograficzny "MAGLA"

podmiejskiego,

jadącego

z Moskwy do Pietuszek i ludzi socjalizmu. Wśród nich odnajdziemy naszego dzielnego, zmagającego się z monumentalnym kacem, wątpliwościami egzystenpełnego zmęczonych

O Bukowskim bez picu Charles Bukowski- dlajednych postać kultowa, dla innych wywrotowiec. Nikt, kto przeczytał choćby jedną książkę "Buka", nie pozostał wobec niego obojętny. Reakcje są różne - od skrajnego uwielbienia do zgorszenia i obrzydzenia. Bukowski wywodzi się z tego samego buntowniczego pokolenia, co Ginsberg czy Borroughs. Żaden z nich jednak nie szokował swoją twórczością tak jak on. "Najpiękniejsza dziewczyna w mieście" to ósma pozycja tego autora, która znalazła się na polskim rynku i trzeci po "Na południe od nigdzie" i "Zapiskach starego świntucha" zbiór opowiadań i felietonów. Tematyka tej książki nie różni się ani na jotę od poprzednich. Alkohol (to przede wszystkim), seks (we wszelkich możliwych odmianach, nie wyłą­ czając nekrofilii czy pedofilii), wyścigi konne - oto główne zainteresowania pisarza. Nie brakuje też przemocy, a nawet polityki. Wszystko opisane prawdziwie rynsztokowym ję­ zykiem, jedynym, jaki sprawdza się w tych okolicznościach. Takie

realia społecznego marginesu opisuje w swojej książ­ ce Charles Bukowski, człowiek, który urodził się, tworzył i zmarł w rynsztoku. Skąd wzięła się tak wielka populamość tego pisarza i poety? Ano stąd, że nikt tak jak on nie potrafił pokazać życia ludzi, obok których żyjemy, lecz o których nie mamy zielonego pojęcia. Nikt tak jak Bukowski nie potrafił pokazać ich tak prawdziwie. Wiele historii, z którymi mamy tu do czynienia, jest mniej lub bardziej autentycznymi ,..........,..,..,.,.,...,,., zdarzeniami z życia autora. .. Życie w teksańskiej kurwiorni" to epizod z pobytu Bukowskiego w Teksasie, gdzie przez pewien czas mieszkał ze spadkobierczynią dużej fortuny. ,.Życie i śmierć na oddziale dla ubogich " jest relacją z pobytu pisarza w szpitalu, do którego trafił po kolejnym przedawkowaniu alkoholu (mimo ostrzeżenia lekarzy, że następny kieliszek będzie jego ostatnim, Sukowski żył jeszcze przez ponad czterdzieści lat, z czego większość czasu pod wpły­ wem alkoholu). ,.Narodziny, żywot i upadek gazety podziemnej" to historia gazety do której Bukowski pisywał swoje słynne felietony z serii .. Zapiski starego świntucha".

Pisarz nie stroni również od ofantastycznych. Taka jest .. Odmóżdżarka" opisująca zakład, w którym wyżyma się z ludzi mózg, aby lepiej ich przystosować do społeczeństwa i jego zasad. Inne opowiadanie - .. Ruchadło " traktuje o automatycznej lalce powiadań

cjalnymi i konduktorem Wieniczkę (zdrobnienie od Wieniedikta). Wieniczka to nasz bohater. Gdy mu źle i trafi się nieszczęście - musi uleczyć chorą duszę ćwiarteczką czystej moskiewskiej; gdy jest szczęśli­ wy - musi to uczcić, a na kaca ma tylko jedno lekarstwo... Aktualnie jedzie do Pietuszek, jego ziemi obiecanej, do rodziny - z wielkiej, okrutnej i zimnej Moskwy. Tam, w Pietuszkach jego ratunek. Czy dotrze do mitycznej miejscowości, o której opowiada współtowarzyszom podróży? Pytanie to jest tylko do pewnego momentu retoryczne ... Do chwili, gdy czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, iż trasa MoskwaPietuszki i alkohol to tylko metafory, tylko preteksty do ukazania czegoś więcej . Ukazania takiego oblicza człowieka, z którym budzi się on za każdym razem po przepiciu, na schodach obcego domu, ze świado­ mością samotności i opuszczenia. Nie wiadomo nawet, czy Wieniczce uda się dotrzeć do Pietuszek, i dokąd jedzie pociąg ... W rzeczywistości, "Moskwę­ Pietuszki" można odczytać na co najmniej dwa sposoby: szczęśliwy, śmiejąc się razem z Wienią Jerofiejewem z absurdu tego świata do rozpuku oraz ten drugi, bardziej prawdziwy - i trochę mniej powierzchowny. Każdy odbierze to po swojemu, każdy znajdzie coś innego w podróży pociągiem ze stolicy ZSRR do podłej podmiejskiej miej scowości, która w rzeczywistości -jest podróżą do wewnątrz... Podróż z alkoholikiem, ale nie pijakiem, jazda do Pietuszek ale w rzeczywistości nie wiadomo dokąd, czy na pewno pociągiem? Jedno można o książce Jerofiejewa na pewno powiedzieć: powinno sie po nią przynajmniej raz sięgnać.

Maciek mkuzmi@sgh.waw.pl Wieniedikt Jerofiejew "Moskwa-Pietuszki. Poemat. ", Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, Rok wydania 1994 do uprawiania miłości, która zakochuje się w jednym z klientów. Mimo nierealnych sytuacji nakreślanych przez autora, wszystkie teksty mająjasne odniesienie do rzeczywistości. .. Zabójstwo Ramona Vasqueza " to nawiązanie do fascynacji autora twórczością Alberta Camusa. Tak jak w jego .. Obcym ", również w opowiadaniu Bukowskiego zostaje dokonane zabójstwo bez wyraźnych motywów. Z tą różnicą, że tym razem - co charakterystyczne dla twórczości Bukowskiego - zabójcy uchodzą bezkarnie. ,. O koniach bez picu " i ,.Jeszcze raz o koniach " są felietonami poświęconymi jednemu z najwięk­ szych zainteresowań Bukowskiego - wyścigom konnym. Będąc specjalistą w tej dziedzinie, Buk udziela czytelnikom wskazówek, jak obstawiać i ostrzega przed machinacjami, jakich dopuszczają się organizatorzy gonitw. Zdecydowana większość opowiadań koncentruje się na życiu codziennym ulicy, tej w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Godziny spędzane w obskurnych knajpach, przypadkowy seks z kobietami dość pijanymi, aby iść do łóżka z byle kim (nie znajdziecie u Buka ani słowa o AIDS - nie to pokolenie), nocne popijawy i poranne kace, oto chleb powszedni ulicy. Tytułowe opowiadanie mówi o związku autora z piękną dziewczyną, która z braku akceptacji i niemożności odnalezienia sobie miejsca w społeczeń­ stwie popełnia samobójstwo. ,.Nalej mi jeszcze " - mówi narrator do barmana na wiadomość o jej śmierci. I pije aż do zamknięcia baru, wiedząc, że to jedyne antidotum na rozpacz i ból, na które może sobie pozwolić taki jak on.

Marcin Wyrwal Charles Bukowski, "Najpiękniejsza dziewczyna w mieście", Noir Sur Blanc, 1997.


Fótó

MAGIP.

Fotografia portretowa nie dla opornych Fotografia od początku swojego istnienia nierozerwalnie związana była z pojęciem portretu. Nie ulega wątpliwości, że pierwsze amatorskie zdjęcia przedstawiały właśnie portrety osób. Począwszy od zdjęć studyjnych, po wszelkie dokumentacje życia codziennego, zawsze mamy do czynienia z fotografią ludzi. W niniejszym wydaniu działu foto, postaram

można kreować wręcz ;~~upelnie

brazy, mimo tyw.

że

fotografuje

się

odmienne oten sam mo-

Sprawę oświetlenia możemy rozbić na dwa przypadki. Po pierwsze, fotografia przy świe­ tle zastanym; po drugie - przy użyciu sztucznych źródeł (np. lampa błyskowa). Wielu fotografów preferuje wylącz­ nie światło zastane, czyli świa­ tło dzienne, naturalne. Wynika to często z obawy przed uży­ ciem lampy błyskowej, a podyktowane jest to brakiem doświadczenia w fotografowaniu z lampą i niepewnością co do końcowych efektów jej użycia. Parnięlać jednak należy o tym, że w zaciemnionych pomieszczeniach lub w wieczornych porach dnia, często nie możemy uzyskać pożądanego efektu bez zastosowania sztucznego oświetlenia. Dotyczy to zarówno zdjęć portretowych, jak również każdych inSpontaniczność i emocje na twarzy poprawiają nastrój portretu. nych. Fotografia przy słabym oświetleniu narzuca wymóg się przekazać Wam kilka uwag dotyczących tej wspastosowania statywu w celu uniknięcia porunialej techniki zdjęciowej . szenia na skutek długich czasów otwarcia mil . Przede wszystkim należy dokładnie obserwować gawki. Ponadto, słabe światło spowoduje, że twarz osoby fotografowanej . Zauważyć jej charaktezdjęcie będzie ciemne i kolory, zamiast wyrarystyczne elementy i zdecydować, które z nich chciezistych i soczystych, będą wyb lakłe i pełne szarej dominanty. Przy wykonywaniu portre- Uchwycenie osoby przy pracy pozwala na uzyskanie naturallibyśmy wyeksponować. tów dopiero sztuczne światło pozwala osią- nego, niepozowanego ujęcia. 2. Kwestia używania odpowiedniego rodzaju sprzętu jest również bardzo istotna. Parnięlać należy, aby nie gnąć zamierzone efekty. Fotografia studyjna, - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - robić zdjęć portretowych wykorzystując obiektywy która w przeważającej części zajmuje się fo~ godne zdjęcia, oddające prawdziwy obraz osoby porszerokokątne (28mm) lub rybie oka (16mm), gdyż tografią portretową, oparta jest wyłącznie na świetle trelowanej. zostaną zniekształcone proporcje portretowanej ososztucznym. 6. Rekwizyty dla wielu fotografów zajmujących się by. Najlepsze efekty otrzymujemy poprzez stosowaPozostając w temacie lamp błyskowych, należy zaprofesjonalnie robieniem portretów są również nienie obiektywów z serii tele, w zakresie od 80 do 200 znaczyć, że w fotografii portretowej raczej unika się zbędnym elementem. Umiejętność zajęcia osoby fomm. cieni, zwłaszcza tych padających za osobę fotografotografowanej wykonywaniem jakiejś czyJmości lub 3. Istotny wpływ na kompozycję zdjęcia ma także kąt waną. Z takim zjawiskiem mamy do czynienia wówpracy pozwala na uchwycenie jej emocji i zainteresowidzenia. Aparat oczywiście możemy ustawiać doczas, gdy światło lampy pada bezpośrednio na wprost wania. Dlatego też bardzo ciekawie wychodząportre­ wolnie. Jednak najczęściej ~-..--...-- - osoby fotografowaty i, ogólnie, zdjęcia robione ludziom przy pracy. portrety wykonuje się .trzynej. Dodatkowo Osoby pochłonięte swoją pracą nie zwracają uwagi mając aparat na wysokości omoże wystąpić ena aparat fotograficzny i dzięki temu w końcowym eczu osoby fotografowanej. fekt czerwonych ofekcie niezauważalne jest to, że zdjęcie było pozowaIstnieje także bardzo popularczu, tzn. na skutek ne. na technika trzech czwartych, ostrego światła pa7. Parnięlać należy także o kompozycji zdjęcia. Jest która zakłada pozycję aparatu dającego prosto na to oczywiście już sprawą indywidualną, chociaż jeśli nieco wyższą od poziomu otwarz osoby fotomożna dorzucić parę uwag, to przede wszystkim nie czu. W ten sposób unika się grafowanej, światło należy się bać robić zdjęć z bliska. Wszystkie zbliże­ sztuczności i efektu pozowaprzechodzi przez nia twarzy osoby portretowanej są jak najbardziej nia, otrzymując naturalne uźrenicę i oświetla wskazanie. Oprócz samego wykadrowania zdjęcia, łożenie wszystkich elemensiatkówkę, co na powinno się także zwrócić uwagę na tło. Mimo, że w tów twarzy. Stosując niską zdjęciu powoduje fotografii portretowej stosuje się małe wartości przepozycję aparatu, czyli robiąc wystąpienie czersłony, dzięki czemu uzyskuje się płytką głębię ostrozdjęcie z aparatem skierowawonych oczu. śc i i tło jest zamazane, to jednak kwestia tego, co nym do góry, otrzymujemy 5. Równie ważną znajduje się na drugim planie, nie może być obojętna. bardzo silne zarysowanie rzeczą jak światło Nie należy dobierać tła bardzo jasnego. Przykładowo, podbródka i szyi. Natomiast jest ustawienie osona zdjęciu wykonanym w sytuacji, gdy w tle znajduprzy wysokiej pozycji aparaby portretowanej je się ostro świecące słońce, osoba fotografowana bę­ tu, poprzez spojrzenie na oraz uchwycenie dzie miała na twarzy cień i w efekcie otrzymamy zbyt twarz z góry, na zdjęciu uwyodpowiedniego ciemne zdjęcie. W takiej sytuacji pomóc może tylko puklamy głównie czoło. W wyrazu jej twarzy. zbalansowany dopełniający błysk lampy, który rozjaobu przypadkach zostają jedNiezastąpiona jest śni pierwszy plan. nak zatracone proporcje gło­ zawsze rozmowa z Na zakończenie nie pozostaje mi nic innego, jak tylwy, co nie zawsze jest wskamodelem, dzięki ko życzyć Wam udanych sesji zdjęciowych, no i ozane i pożądane . czemu czuje się on czywiście prześwietlonego filmu w aparacie, co jest 4. Nie można także zapomizrelaksowany i nie podstawą. W następnym numerze porozmawiamy sonać o oświetleniu, które najkoncentruje się tylbie o aktach, najciekawszej kwestii w temacie portremocniej wpływa na końcowy ko na aparacie fototów. Na pewno będzie też parę zdjęć ... efekt. Zmieniając kąt padania W ujęciu portretowym najważniejsza jest spontanicz- graficznym. Dzięki ność i brak sztucznego pozowania. Najłatwiej osiągnąć Rafał Kamecki światła oraz decydując, z któtemu można uzysrej strony będzie ono padało, to fotografując dzieci. kać naturalne, ła-

...,--.-.a


SESYJNEIMPRESJE'98

Sesja tuż tuż .... I jak to często bywa, dzień przed pierwszym egzaminem student wpada w panikę. Nagłe przypomina sobie, że nie ma indeksu, karty egzaminacyjnej lub po prostu nie pamięta, na jakie przedmioty się zapisał, czy w ogóle się zapisał, czy jest na dziennych, czy też na zaocznych i po której stronie Aleji Niepodległości studiuje ... Na szczęście centra rozwiązywania podobnych problemów ulokowane są w Dziekanatach, gdzie pracownicy w tym okresie mają naprawdę ogromny problem z domknięciem okienek i to wcale nie z powodu zardzewiałych zawiasów...

t Jeszcze się bronią... studenci zeszłorocz­ nego piątego roku, oczywiście. Ten stos "to zaledwie jedna trzecia prac z jesieni" - wyjaśnia Pani Barbara Kraszewska, Kierownik Dziekanatu SD.

t

IUedy cichacze w akademiku zapchane są na maxa, a i w czytelni przyzwoity czło­ wiek nie znajdzie wolnego kąta, pozostaje już jedynie nauka w pokoju. A kiedy jeszcze trafi się imprezka za plecami, sumienny student zatyka uszy stoperami, ewentualnie palcami lub ...

t

Sesja to nie tylko okres ciężkiej nauki. Podczas kiedy jedni wnikliwie studiują podręczniki z przedmiotów ścisłych (tzn. ściskających wątrobę), drudzy z nie mniejszym zapałem studiują chemię mniej ścisłą, ale za to wysokoprocentową. Ciekawe, jak to procentuje w przyszłości ... ?

t

t ..

przyciska dłonie do płatów usznych, względnie popełnia samobójstwo (tu już nie udało się zrobić fotki, bo kolega po wyskoczeniu za okno zbyt szybko dosięgnął chodnika).

Sesja jeszcze się nie zaczęła, a Pani Kierownik Dziekanatu SD wraz ze swoją zastępczyniąjuż mę­ czą się nad planem zajęć na przyszły semestr. To właśnie na tej ogromnej planszy ważą się losy Waszych okienek.

skazanym na tzw. naukę np. na łóżku (także z partnerem), fotelu, podłodze, na parapecie, w toalecie i w wielu innych miejscach, które stwarzająjakąkolwiek okazję do nieuczenia się.

t

Jak

się

t

nie ma stolika w pokoju, jest

się

nakolannikową, którą można uprawiać

Filozofia- wiadomo- przedmiot nudny i wycięczający, a co gorsze - trudno obejmowalny umysłem (szczególnie tak młodym i nieskażonym, jak u pierwszoroczniaka). Kiedy więc Kanta mamy już z głowy, a od dyskusji na jego temat zaschło nam w gardziołku, obowiązkowo należy czymś zapić tę wiedzę i naj lepiej, kiedy będzie to jakiś "utrwalacz" ...


ROZSTRZYGNIĘCIE

KONKURSU FOTOGRAFICZNEGO

FOTOGRAFIAWAKACYJNA Jak to zwykle bywa, na Uczelni w trakcie ferii nie działo się nic ciekawego, a przynajmniej nic, na temat czego można byłoby się rozpisywać . Studenci w tym okresie zajęci byli albo zdawaniem ostatnich egzaminów, albo organizowaniem wypadów w góry, w związku z czym ostatnią rzeczą, j aką chcieliby robić, było pisanie artykułów. Dlatego właśnie mogliśmy w tym numerze wygospodarować trochę powierzchni na zamieszczenie zwycięskich zdjęć ze zorganizowanego przez naszą Redakcj ę konkursu na fotografię z wakacji. Tegoroczny letni konkurs fotograficzny " MAGLA" pod względem liczby zgłoszonych na niego prac pobił zarówno swoje wydanie z 1996 roku, jak i konkurs zimowy zorganizowany po zeszło­ rocznych feriach. Dostarczyliście nam blisko 200 zdjęć. Ponieważ posiadaliśmy tylko i wyłączni e jedną nagrodę główną, postanowiliśmy nie dzielić prac na kategorie. Podobnie jak w poprzednich konkursach zdecydowaliśmy się nagradzać nie najlepsze serie zdjęć i ich autorów, ale pojedyncze prace. Przyjęli­ śmy przy tym zasadę, że w ostatecznej klasyfikacji może brać udział tylko jedno zdjęcia danego autora (aby uniknąć takiej sytuacji, że jakieś zdjęcie studenta Iks ińskiego zajęło np. drugie miejsce, zaś inne zdjęcie tego samego autora zajęło miejsce piąte).

Dziewięcioosobowe jury (w którym znalazł się m.in. pan Maciej Górski - nasz uczelniany fotograf) spoś­ ród wszystkich prac wybrało 30 najlepszych. Następ­ nie każdy członek jury przydzielał punkty wybranym przez siebie zdjęciom . Na koniec podliczyliśmy punktację i wyłoniliśmy zwycięzców. Wyniki konkursu są więc następujące:

l miejsce: Mikołaj Ovcaric, l rok SGH 11 miejsce: Bartlorniej Szolajski, // rok SGH III miejsce: Marek Ryfka, V rok SGH IV miejsce: Marta Kluk, V rok SGH V miejsce: Łukasz Karpiesiu k. 11 rok SGH VI miejsce: Michał Treliński, V rok SGH VII miejsce: Jan Rakszezanin VIII miejsce: Robert Ziem ba IX miejsce ex aequo: Zbigniew Kominek, II! rok SGH Adam Tatarynowicz Firma ETC-Dystrybucja, generalny dystrybutor piwa EB, wyróżniła ponadto zdj ęcie Emiliana Snarskiego z III roku Akademii Medycznej. Cenne nagrody zostały wręczone w trakcie obchodów II rocznicy powstania "MAGLA" w Auli Spadochronowej SGH w dniu 12 grudnia zeszłego

roku. W uroczystości tej wzięli udział prof. dr hab. Adam Noga - Prorektor ds. Dydaktyki i Studentów oraz prof. dr hab. Marek Rocki - Dziekan Studium Dyplomowego. Przy okazji panowie Jerzy Bitner oraz Maciej Górski wręczyli nagrody laureatom konkursu fotograficznego "Z życi a Szkoły" - Aleksandrze Lazar oraz Markowi Ubyszowi. Zarówno zwycięski e zdjęcia, jak i inne ciekawe prace nadesłane na nasz konkurs, wywieszone są w gablocie ogłoszeniowej "MAGLA" naprzeciwko portierni w budynku głównym. Fotografie powiszą tam jeszcze do końca lutego, więc ci, którzy jeszcze nie zdążyli obejrzeć tej wystawy, niech się pospieszą. Zapraszamy! Jednocześnie pragniemy przeprosić te osoby, których prace nie zostały wywieszone. Niestety, aby zaprezentować wszystkie zdjęcia, mus ielibyś­ my mieć do dyspozycj i kilka takich tablic. Na koniec pragniemy podziękować sponsorom nagród: Samorządowi Studentów SGH, który ufundował nagrodę główną, Rzecznikowi Prasowemu SGH oraz firmom Colgate-Palmolive Poland, ETC-Dystrybucja i laboratorium fotograficznemu Foto-Relax.

Redakcja

Podpisy do

zdjęć:

l . Mikołaj Ovcaric, I miejsce, bez tytułu 2.

zdj ęcie

Bartłomiej

zdjęcie

Szolajski, 11 miejsce, bez tytułu

3. Marek Ryfka, III miejsce, .. Słońce, plaża i ... pogoda "

tytuł:

tytuł:

.. Ach,

4. Marta Kluk, IV miejsce, te chorwackie góry! "

5. Łukasz Karpiesiuk, V miejsce, .. Dobry jak chleb" 6.

Michał Treliński,

VI miejsce,

tytuł:

tytuł:

,. Łąki pełne miłości"

7. Emilian Snarski, wyróżnienie ETCDystrybucja, tytuł: .. Piwomania '97" 8. Robert Ziemba, VIII miejsce, .. Wizje o obranych ziemniakach "

tytuł:

9. Adam Tatarynowicz, IX miejsce ex aequo, tytuł: .,Autoportret" l O. Jan Bakszczanin, VII miejsce, tytuł: .,Jezioro Bajkał" 11. Zbigniew Kominek, IX miejsce ex aequo, tytuł: .. Kathmandu - Festiwal Ku-

2


)

6

J

8

Nagrody w letnim konkursie fotograficznym Redakcji "MAGLA" w 1997 roku ufundowali:

<tti~ Samorząd Studentów SGH

.. i

~ ~~~śif:~"i

e;t

Rzecznik Prasowy SGH COLGATE-PALMOLIVE POLAND

ETC-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

REJ.AXFOiO Laboratorium fotograficzne, ul. Złota 8, przy kinie Rełax


MAGIEL'owe Urodzinki -fotoreportaż

z obchodów II rocznicy powstania "MAGLA"; Aula Spadochronowa i klub profesorski "Jajko", 12 grudnia 1997 r.

Festyn w Auli Spadochronowej pr<Jiciągnąl tłumy studentów. Były liczne konkursy, ankieta "Co MAGLU?", prezentacje sponsorów gazety, sampling, no i oczywiście...

sądzisz

o

... ogromny,

Prodziekan SD - dr Tomasz Dolęgowski wraz z prof. Joachimem Osińskim ukryli się przed szturmują­ cym tort tłumem i otoczeni okładkami "MAGLI" pałaszowali zdobyczne kawalki ciasta.

W trakcie f estynu Redaktorzy Kalendarza Akademickiego SGH, czyli Rzecznik Prasowy SGH, pan Jerzy Bitner, oraz pan Maciej Górski, wręczyli nagrody laureatom konkursu foto "Z życia Szkoły".

W trakcie uroczystego bankietu w klubie profesorskim "Jajko" na salę wjechał drugi tego dnia tort urodzinowy.

Wielu redaktorów było chętnych do zdmuchnięcia dwóch świeczek. Plotka głosi, że Tomek zaczął dmuchać zanim dano sygnał...

mogło się oczywiście obyć

dziesięciu

4

-+

Rodzina patistwa Omarowiczów by/a reprezentowana w każdym konkursie. Na zdjęciu pani Dziekan zmaga się z silną konkurencją w potyczce p.t. "Kto szybciej opróżni WARPA?".

tort urodzinowy, który

burza"...

Przy ogłaszaniu wyników letniego konkursu fotograficznego Tomkowi dzielnie asystowali: Prorektor ds. Studentów -prof. Adam Noga oraz Dziekan SD -prof. Marek Rocki.

Nie

W "Jajku" były także konkursy. Jeden z nich polegał na <jedzeniu jabłka, które pływało w misce pełnej wody. Konkurs przerodził się w zmagania przedwyborcze kandydatów do Samorządu - Darka Jaworskiego i Michała Wigurskiego. Obaj walczyli jak lwy; ponieważjednak łyse­ mu łatwiej zanurzyć głowę pod wodę, wynik był z góry przesądzony...

"trzypiętrowy"

rozszedł się "jak

szampanów.

bez toastu... z kilku-


Skyclad "Oui Avant-Garde A Chance" 1$;-o pąę (lub

1$

Q

F

dla niefana)

Przedostatnia studyjna płyta najlepszego wedmnie zespołu lat dziewięćdziesiątych dotarła do mnie ze zwykłym, czyli ponad półrocznym opóźnie­ niem. Czekanie oczywiście (w końcu to Skyclad!) opłaciło się. Dostałem śliczną wkładkę, odrobinę plastyku i krążek, zwykły srebrny krążek. Na nim siedem nowych utworów, dwa przypomnienia z lrrational Anthems, jedna wersja instrumentalna, a raczej instru-mentalna, i dwie cudze kompozycje. Umiesz dodawać? To oczywiście dwanaście utworów, ponad pięć~ziesiąt minut folkowej, metalowej i po prostu rockowej muzyki. Cudownej muzyki, takiej, jaką najbardziej lubię, inteligentnie skomponowanej, zaaranżowanej i zagranej. Martin nie byłby sobą, gdyby nie uraczył mnie kolejną dawką swoich przemyśleń i obserwacji, jest więc kilka słów wbijających się w paług

mięć.

Opowiem teraz, co sądzę o poszczególnych utworach. Najlepiej nie zachowam żadnej kolejności, tak będzie ciekawiej, przynajmniej dla mnie. Jak pewnie widać, nie oceniłem zbyt wysoko tej płyty, chodzi mi o ocenę dla szarego słuchacza. Przyczyna? Oui Avant-Garde A Chance jest nierówna. Chciał­ bym się dowiedzieć, co spowodowało nagranie Come On Eileen z repertuaru Dexy s Midnight Runners. Nie znam oryginału, wersja Skyclad sugeruje, że jest papowym przebojem, nieco zbyt słodkim i... przebojowymjak dla mnie. Chwilę później zespół udowadnia, że można wspaniale wykonać cudzy utwór, mam na myśli kompozycję New Model Army zatytułowaną Master Race. Doskonale pasuje muzycznie i tekstowo do twórczości Skyclad. Zbliżone gitary, więcej skrzypiec, głos zachrypnięty bardziej niż u Justina, to moje uwagi. Warto posłuchać oryginału (możesz go znaleźć na The Ghost Of Cain), warto też zapoznać się ze Skycladową interpretacją. Jest jeszcze jeden utwór nieco niższych lotów. Tym razem zespół zabrał się za ulepszanie własnej twórczości - powstała nowa wersja History Lessens, nazwana Egzaminem Końcowym. Nie mogę powiedzieć, że to brzydka piosenka, tyle że oryginał z Irrational Anthems robi na mnie większe wrażenie, jest w pełni elektryczny, nie ma charakterystycznych akustycznych smaczków, ale ma za to jedną niepodważalną zaletę: ma w sobie więcej magii i tak zwanego czadu. Skyclad potrafi zinterpretować swój utwór na nowo i to całkiem ładnie. Dowód mamy na końcu płyty w postaci Penny Dreadful (Fuli Shilling Mix). Może nie jest to wersja specjalnie odkrywcza, ale na pewno bogatsza dźwiękowo i co najmniej nie gorsza od oryginalnej. Pora na kilka słów o premierach. Płytę otwiera ostre /f I Die Laughing, lt'll Be A n A et OJ God, kolejny przyczynek do rozważań Martina na temat wiary, dlaczego Bóg dopuszcza istnienie bólu? Jeśli kiedyś znajdę w twórczości Skyclad sensowną odpowiedź na podstawowe pytania egzystencjonalne, sensowną dla mnie oczywiście, moje zdziwienie nie bę­ dzie miało granic. Dlaczego miałbym szukać takich odpowiedzi w twórczośc i zespołu? Po prostu Walkyier ciągle przypomina, ciągle drąży te tematy, sprawia wrażenie zagubionego i jak zwykle dzieli się

pozbawione tekstu i znacznie łagodniejsze, Bombed Out (lnstru-Mental) jest kolejnym folkowym utworem na Oui Avant-Garde A Chance. Nie mogę usiedzieć, kiedy słyszę A Badtime Story, nosi mnie, całe ciało samo skacze. Po chwili uspokojenie, skrzypce, głos i refren, przy którym cały tańczę. Jeden z najjaśniejszych momentów płyty, może raczej naj mroczniejszych, jeśli wziąć pod uwagę o czym traktuje. N ieważne, piosenka jest piękna . Wkładka nie zawiera całego tekstu, komuś skład nie wyszedł, a szkoda. Fragmenty, które słychać i m ożna przeczytać, nie należą do optymistycznych, ale któż spodziewa się optymizmu w utworze o takim tytule, z tekstem napisanym przez Martina? A Badt/me Story to nie ostatnia piosenka, ale kolejne opisałem wcześniej , żeby utrudnić orientację. Zwykle recenzje kończy się podsumowaniem, radami na temat kupowania albo niekupowania. Chcesz czegoś podobnego? Jeśli lubisz folkowe granie, posłu­ chaj, jeśli preferujesz ostrzejsze klimaty i chcesz zapoznać się z twórczośc i ą zespołu, polecam poprzednie płyty.

Oui Avant-Garde A Chance: lf 1 Die Laughing, lt'll Be An Act OJ Gad; Great B law For Day Job; eonstance Eterna/; Postcard Form Planet Earth; Jumping My Shadow; Bombjour!; History Lessans (The Finał Examination); A Badtime Story; eome On Eileen; Master Race; Bombed Out (JnstruMenta/); Penny Dreadfu/ (Fuli Shilling Mix) Rysiek Raszplewicz (rick@obta.uw.edu.pl) swoimi przemyśleniami . Akustyczne Great Blow For Day Job brzmi wspaniale, jeżeli Skyclad ma podobnie grać w przyszłości, będę dozgonnym fanem. Nawetjeśli teksty zawsze traktować będą (zupełnie żartobliwie, takie odnoszę wrażenie) o sprzedawaniu duszy diabłu i swoistym rozdwojeniu jaźni, które przeżywa podmiot liryczny - dusza się nie zgadza, ale libido krzyczy "yes, please!". Nie wiem, kim była eonstance Holmes, na pewno sporo znaczyła dla Martina, na pewno też żyła dłu­ go i prawdopodobnie zginęła w katastrofie lotniczej. · Wydarzenie to stało się inspiracja Constance Eterna/, zgrabnej, wręcz ślicznej, ballady, roztańczonej i pełnej akustycznych smaczków. Troszkę prądu pojawia się w kolejnym utworze, swoistym raporcie dla bliżej niezidentyfikowanych obcych. Refren dobrze oddaje sens utworu, pocztówki z planety Ziemia (Postcard From Planet Earth): ,.Planet Earth is great to visit, great to visit (But you wouldn ~want to /ive there)." (dla niewtajemniczonych: "P/aneta Ziemiajest wspaniałym miejscem do odwiedzenia, ale nie chcielibyście tam mieszkać"). Znowu spokojnie, znowu akustycznie i ładnie. Jumping My Shadow traktuje o braku miłośc i . Czyż­ by ostatnie reminescencje rozpadu związku Martina? Nie wiem. Śliczny wstęp i śliczne skrzypce chwilę później i cała reszta, do tego tytuł utworu: Bombjour! (An Ode To Jnsanity). "Oda do niepoczytalności" ... Jeszcze jeden maleńki cytat: .. The obvious drawback in bu/ding a bomb, is then needing somewhere (ar sameonej to test it on. " (dla niewtajemniczonych: .. Oczywistą konsekwencją zbudowania bomby jest konieczność znalezienia miejsca (lub kogoś) do jej przetestowania. ") Powstaje więc niewypowiedziane bezpośrednio pytanie: po jaką cholerę budować bomby? Przecież nie ma to nic wspólnego z pokojem, jak lubią mówić politycy. Pan Jacques Chirac wyraźnie podpadł zespoło­ wi, Francja ma krzykliwego wroga - mogła nie przeprowadzać tych próbnych wybuchów, prawda? Tutaj wspomnę o przedostatnim utworze - to "Bombjour!"

Limbonic Art "In Abhorrence Dementia" 14 J ~ (lub

14 J3 fi?)

styl: symfoniczny black metal obiektywnie: to nie jest już muzyka subiektywnie: cholemie mi się to podoba

In Abhorrence Dementia:

In Abhorrence Dementia, A demonoid virtue, A venomous kiss of profane grace, When mind and flesh depart, Deathtrip to a mirage Asylum, Under burdensof life s holocaust, Behind the mask obscure, Misanthropic Spectrum. P.S. Jak doniósł zaprzyjaźniony futrzak, Limbonic do ujrzenia na żywo już w marcu w klubie RivieraRemont (wraz ze szwajcarskim supportem Sadness). Barbara Bielska (vampire@sgh.waw.pl)


PŁYTOMANIAK

c.d.

Pearl Jam Yield ~ Atrocity "Werk 80" Bardzo długo oczekiwana przez fanów grunge' u pły­ ta promowana jest w eterze piosenką Given to jly. Natomiast 2 lutego pełnometrażówka Pearl będzie mieć swoją europejską premierę (w Stanach 3 lutego). Album otwiera dynamiczny utwór Brain of J, od

razu rzucający się przez ucho do gardła słuchającego. Po takim aperitifie następuje niestety seria monotonnych (głodnych?) kawałków. Smakujemy zatem dżem powoli próbując delektować się przestrzeniami grania, ale czy nasz apetyt zostanie do końca zaspokojony, tego jeszcze nie wiemy. Przeleciał Faithful, No way, znany już z radia Given to jly. Dzięki uży­ ciu saroplerów i inszych technik zapada gdzieś w podniebieniu Do the evolution. Dla smakoszy kuchni ludowej polecam Law light, pobrzmiewający z lekka folkiem. Całkiem przyjemnie łechcze balladka /n hiding, ciekawa jest też "pogadanka" Push me pull me. Na deser dostajemy A/l those yesterdays i wszystko znika w czeluściach naszego ciała. Jedzenie dość smaczne, tylko tempo ciut za wolne. No i brak przypraw. Czyżby kolejna płytka płytka z cyklu "żeby się nie wybić z cyklu wydawniczego" ?

Yield: Brain of J. Faithful, No way, Given to fly, Wish list, Pilate, Do the evolution, ... , MFC, Law light, In hiding, Push me pull me, Al/ those yesterdays

·~ o ~Ol z pewnością postacią niemieckiej sceny muzycznej. Każdy kolejny album pokazuje nieustający progres zespołu i ich wędrówkę po muzycznych drogach, ale to, na co się porwali w swoim ostatnim wydawnictwie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Rzeczywiście trzeba być otwartym na nielada zaskakiwki ze strony niemiaszków. Oczywiście nie można oceniać tego albumu w konwencji lepszy-gorszy od poprzedniego. Tych, którzy spodziewają się kontynuacji Willenskraft ostrzegam lojalnie, żeby nie nastawiali się na ciężkie granie Atrocity. Werk 80 są to bowiem covery niektórych najbardziej znanych hitów lat 80tych. I czegóż tu nie ma ? Choćby brany ostatnio często na tapetę dorobek Depeche Mode (Shout), czy bardziej liryczny O.M.D. (Maid ofOr/eans). Jest i przerobiony David Bowie (Let's dance) i przebój dyskotek Send me an ange/. Oczywiście wszystkie utwory są nasiąknięte "atrocitowością", choćby rytmiczny marsz rodem z songu Die Liebe, pojawiający się w Let 's Dance. Dla fanów sopranu pani Liv Kristine (Theatre oftragedy) warty wspomnienia jest fakt, że blondwłosa norweżka użyczyła swego głosu na kilku utworach. Alex

Kroił jest

nietuzinkową

Werk 80: Shout, Rage hard, Wi/d boys, The great commandment, Send me an angel, Tainted /ove, Der mussolini, Being boiled, Don' go, Let 's dance, Maid of Orleans, Die Deutschmaschine Barbara Bielska (vampire@sgh.waw.pl)

Barbara Bielska (vampire@sgh.waw.pl)

Zdrowa woda W grudniu 1997 Woda nagrała materiał na swoją najnowszą płytę. Album będzie się nazywał Nie bój się miłości, a jego premiera przewidziana jest na przełom lutego i marca. Nowy materiał w pewnym sensie nawiązuje do poprzedniej stylistyki zespołu. Mimo, że często pobrzmiewa tu nuta bluesa czy boogie, to sprawia wrażenie bardziej rockowego. Muzyka Zdrowej Wody nawiązuje w pewien sposób do wykonawców i brzmień lat 70. Jest jednak bardziej oddaniem hołdu tamtym czasom niż czerpaniem z ich tradycji. Materiał niesie ze sobą sporą dawkę energii i siły a zarazem uczucia i subtelności. Ciekawostką na płycie są zaproszeni goście w osobach Pawła Bergera (Dżem),Siawka Wierzcholskiego (Nocna Zmiana Bluesa), Tomka Kamińskiego. Kto to są ci Zdrowa Woda ? Otóż zespół powstał w 1988 r. i już w tym samym roku wystąpił w katowickim Spodku jako laureat festiwalu Rawa Blues. W 1989 wystąpił na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki, gdzie został zakwalifikowany do "Złotej Dziesiąt­ ki" polskich zespołów młodzieżowych oraz wziął udział w koncercie finałowym Festiwalu Opole '89.

Kolejne lata to m.in. występy na finałach Rawy, koncerty finałowe w Jarocinie, Olsztyńskie Noce Bluesowe, Fama '93, Mokotowska Jesień Muzyczna. Wspólnie z Jerzym Owsiakiem grupa zainicjowała akcję Wielka Orkiestra Świątecznej Pornocy , z którą utożsamia się do dziś. Od stycznia 1997 Zdrowa Woda występuje w nowym składzie, do zespołu dołączył trzeci gitarzysta, Partyzant, który jeszcze do niedawna grał w Dżem. I tak skład ZW wygląda następująco : Marek Modrzejewski (wokal, gitara, texty, muzyka), Sławek Małecki (gitara prowadząca, muzyka, texty), Sławek Jagas (bas), Mariusz Taranowski (perkusja), Piotr F. Krajniak (harmonijka).

Nie bój się miłości: Bractwo, Dom, Co ja mam, Nie bój się miłości, Kolarze, Żyć jak człowiek, Lo/a, Gdy jest dobrze, Okolica, Kiedy bylem małym chłopcem, Nie mów mi że mnie kochasz, Szansa (oprac. Sony Musie Polska) Zwykły człowiek,

Wystarczy

Jaki

podać odpowiedź

tytuł

nosi

płytka

na pytanie

Piotra Bukartyka?

aby stać się szczęśliwym posiadaczem singla CD, na którym PB nie tylko śpiewa, ale też opowiada o swoich kompozycjach. Piszta na adres:

music@sgh.waw.pl lub

odwiedźcie

pływa

nas w Redakcji, pokój 66A. Czas uwraz z dniem 28 łutego A.D.1998.

Platynki i złotka '97 Sony Musie Polska Potrójna platyna -Tytus Wojnowicz "Tytus" Podwójna platyna- Celine Dion "Falling into you" - Fugees "The Score" Platyna - Celine Dion "Let's talk about love" - Michael Jackson " HIStory" - O.N.A. "Modlishka" - O.N.A. "Bzzz... " - Celine Dion "D'Eux" Złoto - Aerosmith "Nine Lives" - Oasis "Be here now" - Jean Michael Jarre "Oxygene 7-13" - Mariah Carey " Butterfly" - Michael Jackson "Biood on the dance floor" - Apollo Fou Forty "Eiectro gilde in blue" - Pearl Jam "No code" - Deep Forest "Boheme" - Soundtrack "lmmortal beloved" - Rage against the mach ine "Evil empire" - Oasis " (What's the story)morning glory"


Nr2 (22)

Muzyka

Newsland dżemiku 2 lutego br. odbędzie się_ oficjalna premiera najnowszego wydawnictwa grupy Pearl Jam. Słoik przetworów nazywa się_ "Yield", a więcej o samym materiale

Jeszcze raz o

możecie przeczytać w Płytomaniaku. Zaraz po wydaniu płytki chłopaki wyruszają na trasę_ promocyjną, która obejmie Hawaje, Australię_, Nową Zelandię_ i oczywiście rodzinny juesej. Chodzą słuchy, że jesienią dotrą i do Europy.

Staruszek Jackson Jak się_ powiedzie, to w sierpniu Otwock przeżyje istne piekło, a to za sprawą urodzinowego party, jakie Król Popu postanowił wydać z okazji swoich 40-tych urodzin. W tym celu wysłał swego speca od interesów na rozmowy z Biurem Prezydenta RP, do którego należy barokowy pałacyk w Otwocku właśnie. Jackson z prędkością światła pragnie wyremontować pałacyk i powiększyć tym swój stan posiadania. A jeśli już przy Jacksonie jesteśmy, to dodam, że jego "Blood on the dance floor" osiągnął w Polsce status Złotej Płyty już w pierwszym dniu sprzedaży!

Leśne

pohukiwania

20 stycznia kolejna premiera, tym razem będzie to nowa płyta Deep Forest zatytułowana "Comparsa", co w języku hi szpańskim oznacza "partnerzy". I nie dziwi ten tytuł, kiedy spogl ądamy, kto udzielał się przy produkcji. Owi partnerzy pochodzą bowiem z różnych zakątków świata - z Meksyku, Kuby, Madagaskaru. Inspiracją były - jak to w przypadku Deep Forest bywa - etniczne dźwięki , które zawarte zostały w hymnach radości i gniewu, modlitwach, pieśni nadziei i rozpaczy.

odbędzie

się_ najtechno-party w Polsce - New Alcatraz Techno Carnaval party. Trzy wielkie areny i na każdej wielka impreza, a gwiazdą, większe

wrę_cz

supernową,

będzie

Josh Wink, niespełna 26-letni Amerykanin, mistrz nowoczesnej, elektronicznej muzyki eksperymentalnej znakomicie nadającej się_ do tańca. Uwaga! Wstę_p na imprezę_ od 16 lat, czyli już się_ łapiemy...

Czeka nas w najbliższym czasie: Jimmy Ray "Jimmy Ray"; 3T "This one's for you"; Bad Religion; Des'Ree?; Joe Satriani; Fugees; Babyface; Jeff Back; Gloria Estefan; Ghostface Killah; Ginuwine; Groove Theory; Jean Michael Jarre; Keb'Mo; Leftfield; Soul Asylum; Stabbing Westward; Josh Wink; Culture Beat. Urodziny Upiora na Broadwayu ... Grammy nadchodzą 25 lutego 40 nagród Graromy zostanie wręczonych w Radio City Musie Hall. Wśród nominowanych odnotowujemy m.in. Panterę za najlepsze metalowe wykonanie" Cementery Gates", B usta Rhymes "When disaster strikes... " i Missy Elliott "The rain (Supa Dupa jly)" za najlepsze rapowe wykonanie, Paula Cole- album" Thisjire" nominowana aż w 7 kategoriach (m.in. album, nagranie, najlepszy nowy artysta i producent), Fleetwood Mac jako najlepsze popowe wykonanie, najlepsze rockowe wykonanie i najlepszy popowy album roku. Tekno tekno!!! Skoro od dat zaczynam, wię_c niech tradycji stanie się_ i... 6 lutego w łódzk iej hali sportowej

zadość

26 stycznia obchodzono hucznie l O rocznicę zawitania na deksach nowojorskiego Broadwayu musicalu Andrew Lloyd Webbera "Phantom of the Opera". Musical , którego scenariusz oparty został na powieś­ ci "Le Fantorne de T'Opera" Gastona Leroux, miał premierę_ 9 października 1986 roku w Her Majesty's Theatre w Londynie. Do tej pory na całym świecie zrealizowano 13 produkcji tego musicalu i szacuje się_, że obejrzało go ponad 52 mln ludzi. Musical uhonorowany został m.in. nagrodą Laurence'a Oliviera, nagrodą Evening Standard oraz siedmioma Tony Awards. Do chwili obecnej w Londynie nie było przypadku, aby jakiekolwiek miejsce na przedstawienie "Phantoma" nie zostało wykupione. Ciekawe, kiedy Polacy pokuszą s ię_ o zrealizowanie tego najsłynniejszego na świecie musicalu?

Muzyczne reminiscencje czyli "ale to już było i nie wróci więcej... "

październiku pojawił się_

Dickinson z

zespołem,

na koncercie Bruce niestety nie z Iron Maiden.

W kwietniu zjawiła s ię_ legenda pod da, czyli grupa Camel. W maju ucieszył The Bad Seeds. W sierpniu na jedy· ....... -...,.. nym koncercie w tania), Moonspell Polsce zagrał irlan(Portugalia), Samael (Szwajcaria). dzki kwartet U2. Koncert ściagnąl nie tylko krajowych fanów, wdepnęli również sąsiedzi zza Odry, Buga i Tatr. Maj '97 upłynął pod znakiem XII edycj i Metalmanii, na której wystąpiły m.in. takie gwiazdy jak: Moonlight (Polska), Tiamat (Wlk. Bry-

postacią wielbłą­

swoją obecnością

W dużą trasę_ po naszej Legendary Pink Dots. Również

w maju zai zagrał bom in the usa Bruce Springsteen. śpiewał

Charyzmatyczny Robert Smith zagościł wraz z The C u re. Dla grunge'owców koncertowal Faith no more.

Nick Cave &

Ojczyźnie wyruszył

The


Turcja (2):

Istambuł

i okolice

W Kłodzka

wieku, zapomnij! "Musisz mieć ten piękny dywan, grudniowym "MAGLU" opisałem podróż z tylko l 000$" lub "Piękna skóra, 800$. Hej mister! No do Istambułu. Podróż zajęła nam 3 dobra, sprzedam ci za 550$, niech stracę! Nie? Dobra dni i 3 noce. Przyjeżdżając tam, wysiada się na dworcu Sirkeci (znajduje się on jeszcze w europejdaj 400$ i dodam tą piękną fajkę z pianki morskiej. skiej części miasta). Zaraz po Nie? No to może samą fajkę? wyjściu z pociągu dopadł nas ko- Pisanle o wspaniałościach mecze- Tylko 100$!!". Oczywiście leś, który piękną polszczyzną za- tów, pałaców czy Krytego Bazaru handlarze mówią we wszystoferował pobyt w ponoć tanim i mija się z celem. Rzecz w tym, kich językach i jest to wspaładnym hotelu. Mimo, że wcale że trzeba to zobaczyć. l tyle. Koniec. niały kraj dla typowego Polanie zależało nam na wygodach, Kropka. ka, któremu nie chce się uchcieliśmy wreszcie złożyć nasze czyć innych języków. Tak klamoty. Cena nie była zbyt optymistyczna (8$ za więc czas upływał nam na zwiedzaniu, jedzeniu noc), lecz, cóż, zmęczenie dało się nam we znaki. przekomarzaniu się ze sprzedawcami. Byliśmy tak twardzi, że Wyruszyliśmy w teren. No tak ... I tu wpadliśmy. Byliśmy tak wszystkim zachwyceni, że chodziliśmy po 2 dniach targowaliśmy się po mieście jak oszołomy. Z minaretów słychać było nawet o wodę mineralną. nawoływanie do modlitwy. Nie wiadomo dokąd iść i Trzeciego dnia po wyproco robić. Zewsząd atakują nasze zmysły kolory, zapawadzce z hotelu próbowaliśmy zakupić bilety na wieczorny auchy, wszechobecny hałas oraz naciągacze wszelkiej maści . Cóż można polecić w Istambule? Przede tobus do Kapadocji . Okazało się, że graniczy to z cudem i dowszystkim należy pójść do tureckiego Iokantasi i piero po 3 godzinach znaleźli­ wsunąć kebab adana. Nic lepszego nie istnieje. Pierwsze spostrzeżenia : prawie brak kobiet z zaśmy miejsca na autobus. Tak więc, planując wyjazd z Istamkrytymi twarzami, wymiękaliśmy podziwiając miejbułu, przydaloby się zakupić biscowe piękności. Totalna europeizacja (z tym spotkamy się jeszcze w Izmirze). Po całodziennej wędrów­ lety o dzień wcześniej. Nawiasem mówiąc, na Sultanahmet ce po zatłoczonych uliczkach nie pozostało nam nic innego, jak zakupić flaszkę wina i wypić ją na tarasie (główna ulica, na której znajdują się biura podróży) można kupić bilety po niewiarygodnie niskich cenach hotelu (mieliśmy wspaniały widok na Bosfor i azjatycką część miasta). ------"'"':!:~':":""~":"ll (samolot Istambuł - Paryż tylko 75$, Na drugi dzień wybraa samoloty do Niemiec jeszcze tań­ liśmy się na sześciogodzin­ sze). ny rejs po całym Bosforze Radek stał się zagorzałym fa(4$ na łeb), aż do Morza nem jogurtów tureckich (aryan). W Czarnego. Polecam. Szczegruncie rzeczy są bardzo słone . gólnie twierdzę i fortyfikaChyba dlatego tak często tkwił w cje u brzegów Morza Czarróżnego rodzaju wychodkach miejnego. Potem małe zwiedzaskich (aż dziw bierze, że jakiejś malanie Błękitnego Meczetu rii nie załapał). Pewnego razu wrócił (najpiękniejszy w Istamburoztrzęsiony i rzekł: "Słuchajcie, tutaj nie używa się papieru toaletowego!". le). Pisanie o wspaniało­ ściach meczetów, pałaców Tak spodobał mu się zwyczaj podmyczy Krytego Bazaru (wewania wodą (skądinąd bardzo higieniczny), że po powrocie do domu podług mnie straszny kicz i naciąganie turystów, szczególstanowił kupić bidet. nie tych, którzy lubią wszelAutobus mile nas zaskoczył (mercedes, klima, rozkładane siedzekiego rodzaju bazarowe świecidełka) mija się z cenia + wliczone śniadanie). Aż się nam głupio zrobiło.. . Rano znaleźliśmy lem. Rzecz w tym, że naprawdę trzeba to zobaczyć. się w Giireme, które uważa się za stoKoniec. Kropka. licę Kaparlocji (może się wydać dziwne, ale nazwa Kaparlocja nie funkcjonuje jako oficjalny termin geoKiedy przemierzałem małe uliczki, co chwilę graficzny). Można by użyć wielu pięknych słów dla nagabywał mnie jakiś handlarz, próbując wcisnąć mi coś, czego nigdy w życiu bym nie użył. A on? Człoopisania owej krainy. Lecz żaden z nas nie był w sta-

"Jesteśmy

45 zł. UWAGA: każdy bilet kupujemy oddzielnie u konduktorów, by uniknąć taryfy

chińskiej

międzynarodowej.

Budapeszt w Budapeszcie, leje strasznie. Siedzimy w knajpce i jemy ryż. Spotkaliśmy Amerykanów z Kalifornii. Nick ma rodzinę w Chorwacji, po której ze swoją dziewczyną podróżowal przez miesiąc. Po nocnej wędrówce po Budapeszcie w poszukiwaniu noclegu, dotarliśmy wreszcie na camping. 6 DM za noc. Nie mając mydła, wymyliśmy się pastą do zębów. Przemek nigdy nie myl sobie tyłka pastą dozę­ bów. Ja zresztą też. " fragment z nieopublikowanej jeszcze, bo powstającej książki o autostopie Dojazd: najtaniej autostopem, lecz może to trochę potrwać (2 dni?); polecamy pociąg na trasie Katowice - Petrovice (Czechy) - Zilina (Słowacja) - Budapeszt, całkowity koszt w jedną stronę (bilet PKP Katowice - granica, bilet czeski + słowacki + węgierski)

Nocleg: l. serdecznie polecamy kemping położony na wzgórzach Budy (dojazd niebieską linią autobusową 25 do końca), cena 6DM 2. schronisko mło­ dzieżowe "Lotus" (w samym centrum, bardzo blisko dworca Keleti i gmachu parlamentu), wspaniała międzynarodowa atmosfera, schludne po-

nie tego dokonać. W upale, zlani potem, ale z radoś­ cią w sercach, chodziliśmy po dolinie Giireme. Koś­ cioły wykute w skałach zna każdy, my dotarliśmy również do dziwnego miejsca. Była to dolinka niewielkich rozmiarów. Gdy zeszliśmy w dół, dotarło do nas, że jest to pewnego rodzaju ogród, sad, czy coś w tym stylu. Rosły tu śliwy, melony, etc. W wysokich skałach wykute były schrony czy też pomieszczenia chroniące przed słońcem (do takiego doszedłem wniosku). Żywego ducha. Zmęczeni słońcem znaleźliśmy basen, w którym złożyliśmy nasze spalone ciała. Spędziliśmy pierwszą noc pod gołym niebem. Leżąc tak pośród krzewów winogron, mając u swych stóp całe miasteczko, oglądając zachód słońca, słuchaliśmy nawoływania muezinów. Na drugi dzień dotarliśmy do Derinkuyu - "underground city". W przeszłości było to miasto dla 30 tys. ludzi, położone na 8 kondygnacjach pod ziemią. Szkoda jedynie, że było tam tak wielu turystów. Wręcz nie dało się chodzić. Następnie pojechaliśmy do Mersin. Autobus wlókł się na wysokości ponad 2000 m. Niespodziewanie zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Niektórzy pasażerowie nie wytrzymali tego. Wymioty, krzyki. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się. Jakiemuś "totalnemu" dziadkowi zrobiło się niedobrze. Na miejscu byliśmy wieczorem. Na tamtejszym dworcu dowiedzieliśmy się, że promy na Cypr kursują z Tasucu. U cinkciarzy wymieniliśmy dolary na liry. Zrzuciliśmy swoje graty na dworcu i czekaliśmy na transport. Podszedł gliniarz i zabrał nas do kanciapy, gdzie siedział inny glina (szef). Miętolił w rękach koraliki i nie patrząc na nas pytał wciąż o to samo: o autobus, bilet, etc. W końcu, skwaszony, pozwolił nam odejść. Nie wiem, jaki był cel tego przesłucha­ nia. Pewnie chodziło o nasze bezpieczeństwo. Pewnie... Jesteśmy na promie. Ukrop straszny (w środku nocy). Aby zakupić bilety, trzeba je zarezerwować, kupić w innym biurze podróży, uiścić opłatę za sprzedaż biletu, potem przy kontroli portowej należy nabyć pozwolenie na dotarcie do biura policji (!! !), i na samym końcu uiścić opłatę za wbicie pieczątki . Wszystko ok. 20 bucksów. Paranoja. Leżymy na dużej sali. Siedzenia jak w polskich pociągach. Przemek: " Kolumb lepszym Amerykę odkrywał". Oprócz sztormu w nocy nic godnego uwagi się nie zdarzyło. Po 8 godzinach znaleźliśmy się na Północnym Cyprze. cdn. tekst i foto Bartek ·Pogoda pogoda@friko.onet.pl moja www: friko.onet.pl!wb/pogoda/

koje ośmioosobowe, łazienka na piętrze, cena (z kartą PTSM) 6,5$ za noc. Sam tam spałem i było extra. Telefon do schroniska to: (00-36) I- I 3 I 9896, służę dodatkowymi informacjami (Tomek). ODWAŻNI : zostawcie plecaki w przechowalni dworcowej i śpijcie na Wzgórzu Gelerta. Komunikacja: całkiem OK (3 linie metra i autobusy), nie warto próbować na gapę, najlepiej zwiedzać miasto na piechotę. Co zobaczyć? Wzgórze Gelerta, Parlament, wszystkie mosty (zwłaszcza nocą), pałac w Budzie i wiele więcej. Budapeszt jest uważany za stolicę życia nocnego w Europie Śr. -Wsch., miło jest powłó­ czyć się bez celu, zahaczając o knajpki i dyskoteki. I oczywiście pikantna kuchnia wę­ gierska, mniam, rnniam. tekst i foto: Bartek Pogoda, Tomek KJuk


Hiszpańskie w fotelu i zapalił fajkę. Tytoniowa jego ciało, a on sam sięgnął do głęboko ukrytej szuflady. Żachnął się. Odwrócił wzrok i oddając się lekturze najnowszego "National Geographic", na zmianę z "Co jest grane?", usiło­ wał sobie przypomnieć, gdzie do cholery polazyl ten... Odwiedzić miał go przyjaciel. Przed laty wspólnie wpadli na genialny pomysł. Przy trzeciej butelce wódki dopijanej nad ranem wszystko wyglądało prosto: pojechać do Czech, zakupić parę kilogramów "am.JY", przewieźć przez zieloną granicę, sprzedać w Wiedniu, i do końca życia opalać się na Wyspach

J

ohn

usiadł

woń opętała

Kanaryjskich. Tak było. l aż trudno uwierzyć, że rzeczywiście poszło jak po maśle. Przynajmniej na początku. Dzięki butom, które pozostawiały specyficzne ślady (powstawało wrażenie, że idziemy w drugą stronę), udało im się zmylić czechosłowackie siły ochrony pogranicza i bogatsi o 2 miliony dolców rozrabiali na Praterze. Najbliższym samolotem mieli się udać do Barcelony, pospacerować główną ulicą Ramb/as - w stronę portu, by tam oddać hołd Kolumbowi, bohaterowi ich dziecinnych zabaw w piaskownicy, w Indian i w "strze/aka"... ojechać

do Barcelony

można

autostopem oodstrasza jedynie cena (pseudotani bilet Wasteels ostatniego lata kosztował 380 zł w jedną stronę). Zakładam, że nie przemycacie benzedryny, ergo samolotem nie latacie na tak krótkich dystansach. Nocleg: absolutnie odradzam spanie na plaży, w jakimkolwiek parku, na przystani etc. W miastach jest to pozbawione sensu, zostaniesz prawdopodobnie okradziony. Jeżeli mimo to zdecydujesz się spać pod chmurką, to przynajmniej

D

czywiście. Można też pociągiem,

neuronów i synaps jego mózg z perwerto jedno jedyne zdanie. "Choćbyś znał wszystkie drogi, i tak nigdy nie dojedziesz do Kordoby"... A dlaczego niby? Poczucie pustki w hotelu pogłębiło jego bunt przeciw kategowe, nieodparcie kojarzące się z Legią Cudzoziemską. ryczności tych słów. Wtedy postanowił być WinkelTransport: absolutnie wystarcza metro, ale (UWAriedem, nonkonformistą, złamać konwenans, zdoGA) jest ono nieczynne w niedziele i święta. Doskobyć się na gest niezgonałą zabawą było dla mnie kupienie bidy ze światem i pojeletu całodziennego i jeżdżenie bez celu chać do Kordoby... po Barcelonie autobusami, z losowymi jeśli masz czas żeby paplać

impresje ...

bagaż

w przechowalni i weź tylko śpiwór. kempingi są zlokalizowane parę kilometrów od centrum, więc może lepiej znaleźć jakąś tanią kwaterę w mieście. UWAGA: w sezonie prawie wszystkie adresy z "Let's go" czy "Lonely Planet" tracą swoją przydatność w tym sensie, że miejsca tam są zazwyczaj zajęte. W samym centrum Ram b las jest Placa Reial, bardzo malowniczy, z palmami i kruż­ gankami, a w otaczających go budynkach jest wiele pensjonatów (w granicach 10$ z pościelą za noc). Niektóre z nich oferują sale sześcio- lub ośmioosoboBarcełońskie

syjną dokładnością zakodował

oludnie Półwys­ przesiadkami oczywi ście. Fascynacja czytaj książki pu Iberyjskiego Cortazarem? Raczej package tour, jak jeśli masz czas na czytanie do końca XV w. znajpodpowiada kolega. Co zobaczyć? idź w góry na pustynię dowało się pod panoMiasto ma wiele twarzy. Z jednej strony nad ocean waniem Arabów. KaliBarri Gotic, w której z łatwością można jeśli masz czas się przechadzać fat Kordabański naleodnaleźć nieodwiedzane przez innych śpiewaj pieśni i tańcz żał podówczas do najzakątki, Park Giiell - arcydzieło archi- jeśli masz czas na śpiew i taniec lepiej rozwiniętych cytektoniczne zaprojektowane przez Gau- usiądź w spokoju Ty szczęśliwy wilizacyjnie obszarów, diego (przez pewien czas artysta tam idioto Nanao Sakaki kwitły filozofia, sztumieszkał). Z drugiej - wtapiające się w ka, a życie było warotoczenie nowoczesne obiekty sportotością samą w sobie, którą starano się pielęgnować. we, na których odbywała się pamiętna dla wszystkich Stanowiło to wyraźny kontrast w stosunku do feudalkibiców futbolu olimpiada. Najlepiej chodzi się po nej Europy, w której należało raczej "pamiętać, że Barcelonie piechotą, choć wymaga to pewnej konsię umrze". Andaluzja jest miejscem, gdzie uważny dycji (miasto jest dość górzyste). obserwator na każdym kroku napotkać może ślady niegdysiejszej supremacji. Kordoba to zabytki kultury arabskiej, żydowskiej i chrześcijańskiej, które na przestrzeni wieków stworzyły niepowtarzalny koloryt miasta. Turysta z łatwością daje się wciągn~ do labiryntu wąskich uliczek. Mijając stoiska sprzedawców pamiątek dochodzi wreszcie do bram najwięk­ szego na półwyspie meczetu. Budowli o tak solidnej konstrukcji, że po zakończeniu rekonkwisty nie wiadomo było za bardzo, jak go zburzyć (!). Najlepiej być tam wcześnie; o lO rano wszędobylscy packagetourowcy pozbawiają C ię intymności zwiedzania. Po kilku godzinach masz na tyle dość agresywnego tłu­ mu, że chcesz stamtąd uciec, dokądkolwiek. Polecam ohn planowal w duchu pojechać potem do Se-

P

J

miasto górach działał, Robert Jordan, gorąco­ krwisty Amerykanin, a/ter ego H emingwaya. W dalekiej młodości John tak mocno i prawdziwie przeży­ wał losy odległego bohatera, że zaczytawszy się nie postedl na kolokwium z ekonometrii. Piwo i karuzela, a raczej różne jej rodzaje, wprowadziły go w specyficzny trans: nie było przedtem, potem, istniało tylko "wtedy", odbierane bodźce, pisk świętujących swe nastoletnie urodziny zakochanych. Niedawna szarość codzienności poszła w zapomnienie, perspektywa corridy, tapas, cieplego morza i wykwintnego wina zawojowała go bezpowrotnie. Hiszpania jest kulturowym spływem wielu rzek. "Dzieckiem w kolebce", pogrywając w Centuriona na archaicznej Amidze 500, wcielając się w rolę wirtualnego stratega, mial okazję już ucztować w Segowii... gowii. W

otaczających

kochał, walczył

i

umierał

on omnis moriar. Czyli akwedukt w Segowii. Świadectwo ponadczasowości Imperium Rzymskiego - imponujących rozmiarów akwedukt do niedawna służył jeszcze miastu, wymieniono jedynie ołowiane rury wodociągowe. Tuż obok znajduje się biuro turystyczne, w którym miła Hiszpanka wyraziła zgodę na zostawienie plecaków. Ogólna rada dla oszczędnych włóczęgów: jeśli przeszkadzają Wam plecaki, a nie chcecie wydawać pieniędzy na przechowalnię, wchodźcie do supermarketu "lngles Cortez". Obsługa działu spożywczego poinformuje Was, że bagaż trzeba zostawić w tamtejszej przechowalni. Zostawiacie go więc, robicie (lub nie) zakupy i wychodzicie. Wieczorem, tuż przed zamknięciem sklepu, odbieracie bagaż i tyle. Rada podstawowa: w tym samym sklepie zostawiacie bagaż tylko raz, ale to nie problem, bo "Ingles Cortez" to podobnie do McDonald'sa bardzo powszechnie występująca w Hiszpanii instytucja.

N

zostaw

plątaninie

yniczny John. Z biegiem lat pamiętał coraz mniej, coraz mniej pisarzy hiszpańskiego "zło­ tego wieku" miało jakiekolwiek znaczenie. Gdzieś w

C

Granadę, ostatnią twierdzę

oporu Maurów przed siKrólów Katolickich. Oczekują Cię mury Albambry, miejsca o niepowtarzalnej i nieopisywalnej zarazem atmosferze. Jest tam dużo osłoniętych miejsc do spania "na dziko", w fontannie można się spokojnie umyć, chłonąc zapachy wszechotaczającej zieleni i kwiatów. Nad miastem górują najwyższe w Hiszpanii Sierra Nevada, raj dla "włóczęgów Dharmy" i rowerzystów: z miasta wychodzi asfaltowa dwupasmówka, która dochodzi do 3300 m. Granada jest dla mnie kwintesencją Hiszpanii, naj smakowitszym j ej kęsem. łami

Wkurzony był, że tak łatwo oddał nostalgii. "Moje marzenia zastawiłem kiedyś w więziennym lombardzie i nie wiedziałem, jak je stamtąd wydostać". Słowa te zabrzmiały niepokojąco prawdziwie. Z poczuciem przegranego ży­ cia powrócił do porzuconej lektury. Antonio Banderas nie pociągał go raczej, mimo to przejrzał repertuar kin i z kawałkiem stali w kieszeni postanowił wyjść. Nie wiedzieć czemu spodziewal się, że film produkcji hiszpańskiej przywoła wdzięk ukochanego, nigdy nie odwiedzonego kraju. Po raz ostatni miał jakiekolwiek złudzenia...

O

cknąl się.

się

TomekKluk


Miasto wielu

światów

Przypomnę, że poprzedni odcinek maglowego przewodnika zaprowadził Was na lwowski Rynek. Jest to niewątpliwie centralny punkt miasta - godny odwiedzenia z wielu względów. Plac o kształcie zbliżonym do kwadratu otacza zwarta zabudowa kamienic wzniesionych po 1527 roku, kiedy to Lwów nawiedził potężny pożar, który zniszczył niemal w całości gotycką zabudowę. Na środku w początkach XIX w. Austriacy zbudowali o-

że

(3)

negocjacje były długie i uciążliwe? Niedługo potem zagościł w mieście sam Karol XII ("o wilku mowa"); nie negocjował jednak z nikim, tylko zniszczył warownie i fortyfikacje miasta. Był to faktycznie pierwszy najeźdźca, który zdobył Lwów. Środkowa kamienica ściany wschodniej Rynku nazywana jest Królewską, a to z tego powodu, że często przebywał w niej Jan Sobieski zanim jeszcze został królem Janem Trzecim. W 1686 roku w jednym z pomieszczeń, nazywanym Komnatą Grzymułtowską, podpisano pokój wieczysty między Rosją i Połską, na mocy którego Rzeczpospolita pożegnała się na zawsze z częścią Ukrainy. Budynek, gruntownie przebudowany pod koniec XVII wieku, został nazwany "Małym Wawelem" ze względu na jego arkadowy, trzykondygnacyjny dziedziniec. Kamienica nr 14 ściany południowej była natomiast własnością jedynego w historii Rzeczypospolitej konsula weneckiego, Antonio de Massaro. Dziś o powiązaniach handlowych z Republiką Wenecką przypomina płaskorzeźba uskrzydlonego lwa na fasadzie. Północną ścianę Rynku wyzKopula kościola Dominikanów i wieża cerkwi Wołoskiej - aby zrobić nacza ulica Dominikańska. Idąc w prato zdjęcie, Michał musiał wzlecieć ponad dachy domów - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - wą stronę dotrzecie do kościoła Dominikanów. Wieńczy go ogromna kopukazały Ratusz. Jego 70-metrową (!) wieżę (ponoć ła, która o dziwo, nie jest okrągła, a owalna, o czym można na nią wejść, ale nie zdążyliśmy sprawdzić przekonać się można dopiero wewnątrz. Sprawia ona pole do popisu dla Was) zdobi zegar sprowadzony wrażenie nieproporcjonalności - wydaje się zbyt duża w stosunku do całości. Świątynia robi niesamowispecjalnie z Wiednia. Budynek w założeniach miał przypominać ratusz we Florencji i uczynić Lwów jete wrażenie . Ten, kto zna trochę Wiedeń, natychmiast odnajdzie podobieństwo z kościołem Karola Boroszcze bardziej światowym, lecz mieszkańcy miasta meusza. W środku człowiek wydaje się taaaaaki madługo nie mogli oswoić się z jego surowymi formami nie pasującymi do reszty renesansowej zabudowy. lutki. Jednym z elementów barokowego wystroju jest Przez długi czas odnoszono się do niego tak, jak w opłaskorzeźba Thorvaldsena po lewej stronie ołtarza becnych czasach Warszawiacy postrzegają PKiN głównego (duński rzeźbiarz- ten sam, który "wydłu­ ("wrogi element" w samym centrum). W czterech narożnikach Rynku znajdują się bał" Księcia Poniatowskiego i Mikołaja Kopernika w Warszawie). Obecnie kościół należy do wiemych obstudnie z posągami Neptuna oraz Amfitryty, mał­ żonki Posejdona, symbolizujące związki miasta z rządku unickiego. Obok znajduje się budynek klasztoru Dominimorzami Czarnym i Bałtyckim oraz Adonisa - boga kanów (wejście z wnętrza kościoła), w którym w czasach komunizmu zorganizowano przedziwne muzeum - Religii i Ateizmu. Zgromadzono tam wszelkie rekwizyty i dzieła, które miały świadczyć o tym, że Boga nie ma, a religia to źródło zła i zacofania. W samym kościele zamiast żyrando­ la ze szczytu kopuły zwisało wahadło Foucault mające symbolizować przewagę naukowego poznania świata nad wiarą. W dobie wielkich przemian lat 90-tych wyrzucono z nazwy muzeum słowo "Ateizm", a z pomieszczeń wiele "niewygodnych" eksponatów i tak powstało czynne obecnie Muzeum Religii. W kilku salach zgromadzono obrazy, dewocjonalia, przedmioty liFragment murów miejskich; z tyłu kościół św. Andrzeja turgiczne i szaty kapłanów najważniejszych religii świata. Za kościołem Dominikanów mieści się niewielwegetacji i Diany- bogini łowów. ki placyk, na którym wzniesiono pomnik człowieko­ W architekturze kamieniczek dominuje styl rewi, który wydrukował pierwszą książkę napisaną cynesansowy, lecz są także elementy barokowe, klasycystyczne i secesyjne. W drugiej od strony Katedry rylicą - Fiodorowowi. Nie jest to pomnik wielkiego kunsztu artystycznego, zwłaszcza, źe atletyczna poŁacińskiej kamienicy ściany zachodniej (nr 24) przez około dwa miesiące mieszkał sam car Rosji Piotr stać Drukarza bardziej przypomina socjalistycznego hutnika niż średniowiecznego rzemieślnika. Nie moWielki, który wybrał Lwów na miejsce negocjacji z głem się jednak powstrzymać przed napisaniem o Polakami. Miały one dotyczyć wspólnej kampanii przeciw Szwedom w Wojnie Północnej . Widać póź­ nim, ponieważ gdziekolwiek się nie wybraliśmy, niejszy pogromca Karola XII spod Połtawy upodobał zawsze z niewyjaśnionych przyczyn trafialiśmy w to sobie Lwów, skoro został w nim aż tak długo. A mowłaśnie miejsce.

Niedaleko znajduje się Cerkiew Wołoska. Widoczna jest w wielu punktach miasta dzięki swojej wysokiej dzwonnicy. Nazwę zawdzięcza fundatorowi - hospodarowi wołoskiemu. Faktycznie największy wkład finansowy pochodził od kupca o greckich korzeniach- najbogatszego w historii Lwowa. Mieliśmy okazję przyjrzeć się tam prawosławnej ceremonii zaślubin.

Idąc dalej ulicą mijamy fragmenty odrestaurowanych średniowiecznych murów obronnych miasta. Na wysokości ul. Łyczakowskiej znajduje się brama, po przejściu której dojdziecie do kościoła Św. Andrzeja (obecnie cerkiew unicka), gdzie zawsze w niedzielę można posłuchać profesjonalnego chóru śpiewającego greko-katolickie pieśni religijne. UlicaŁyczakowska prowadzi do drugiego obok

Barrock live - kościół Dominikanów Katedry Łacińskiej kościoła (Św. Antoniego), w którym nabożeństwa odbywają się w języku polskim. Idąc dalej tą ulicą, dotrzecie w okolice Parku im. Szewczenki. Jeszcze tylko kilkaset metrów marszu krętą drogą i trafiacie do bram największego skansenu na terenie Ukrainy. Słowo "skansen" nie wszystkim może kojarzyć się z czymś, na co warto poświę­ cać czas. Niemniej jednak gorąco zachęcam do odwiedzenia tego miejsca. Na stosunkowo dużYm obszarze zgromadzono przykłady architektury wsi z terenów łemkowskich, huculskich, bojkowskich i innych. Drewniane chaty, stodoły i inne zabudowania gospodarskie są pięknie usytuowane w pagórkowatym, zadrzewionym terenie. Drewniane cerkwie wywołują z pamięci klimaty Beskidu Niskiego. Całość sprawia wrażenie dużej autentyczności, zwłasz­ cza, że przed chatami, w słońcu na ławeczkach, siedzą babuszki z kwiecistymi chustami na głowach, pilnujące, aby nikt nic nie zbroił. Wyglądająjak gosposie, które na chwilę zrobiły sobie przerwę w pracy. W skansenie można obejrzeć nawet wiatrak (wiatrak to po ukraińsku "wydma") i młyn. Najciekawsze są charakterystyczne huculskie gospodarstwa (Huculi zamieszkiwali pasmo Czarnohory i jego okolice), gdzie wszystkie zabudowania ułożone są w kształt czworoboku z wewnętrznym dziedzińcem. Wynika to z faktu, że w górskich warunkach podobny układ zapewnia skuteczną ochronę od wiatru i pozwala na bardziej efektywne ogrzanie. ciąg

dalszy na

następnej

stronie


Miasto wielu

światów

c.d.

Polacy, nieraz w bardzo podeszłym wieku. Skarżą się na ciągłe utrudnienia ze strony miejscowych władz. Pomstują na urzędników. Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy ostatnio prezydenci Kwaśniewski i Kuczma dogadali się, ucinaj ąc, mam nadzieję, raz na zawsze pol sko-ukraińskie waśnie. Na mocy porozumienia Cmentarz Orląt ma zostać odrestaurowany w swoim przedwojennym kształcie do początku listopada tego roku.

polskiej, Artura Grottgera. Skręcając z ul. Łyczakowskiej w ul. Marczenki, Im dalej w głąb, tym cmentarz wygląda coraz traficie do najsłynniejszej (po wileńskim cmentarzu . bardziej nietypowo. Groby są niesłychanie przemiena Rossie i warszawskich Powązkach) polskiej neszane; między katolickimi i prawosławnymi znajdują kropolii. Cmentarz Łyczakowski składa się ze starej się nagrobki ateistyczne - mini-obeliski z jaskrawoczęści, oddzielnych kwater żołnierzy austriackich i czerwoną gwiazdą. Różnorodność nazwisk to jeszcze radzieckich oraz miejsca, o którym ostatnio bardzo wiele się mówi - Cmentarza Orląt Lwowskich. jeden dowód wieionarodowości Lwowa. Tam, gdzie Cmentarz Łyczakowski się ., kończy, na miejscu cmentarzyka ofiar obrony Lwowa z Jat 1918-20 znajduje się Mauzoleum Obrońców Lwowa nazywane Cmentarzem Orląt. W 1921 roku rozpisano konkurs na projekt Mauzoleum. Wygrał student wydziału architektury Politechniki Lwowskiej, który sam również uczestniczył w walkach o miasto w listopadzie 1918 roku. Obecnie cały teren przypomina starożytną ruinę. Elementem Mauzoleum była półokrągła kolurnnada z łukowatą bramą w centralnej czę- Tutaj, na Cmentarzu Orląt Lwowskich, stała kiedyś monuści. Towarzysz Chruszczow rozkazał zburzyć mentalna kolumnada Fragment Cmentarza Orląt Lwowskich - stan ją; ponoć przy pomocy czołgów (!). Zachował - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - degradacji (maj '97) się tylko masywny łuk, któremu, jak się okazaTo na razie byłoby wszystko. W ostatnim odcinło, nawet krzepkie T-34 nie dały rady. Cudem ocalał ku przeczytacie o imponującej galerii obrazów, doStara część cmentarza to przede wszystkim pię­ na nim łaciński napis "Mortui sunt ut li beri vivamus" wiecie się, gdzie przebiega dział zlewisk dwóch mórz ("Umarli byśmy wolni żyli"). Część położonych w kne nagrobki pochodzące przeważnie z XIX i począt­ i gdzie próbowano dokonać zamachu na Marszałka tylnej części mogił zasypano warstwą ziemi, a pod arków XX wieku znanych mieszkańców Lwowa i okoPiłsudskiego. lic nie tylko narodowości polskiej. Jeśli już traficie na kadami katakumb urządzono zakład kamieniarski. Sebastian Urłik . Cmentarz przecięła asfaltowana droga. Łyczaków, to koniecznie musicie odwiedzić groby Przy odbudowie cmentarza pracują społecznie znanych ziomków- Marii Konopnickiej , Gabrieli Za-

"Po raz pierwszy spotkałem Deana niedługo po tym, jak rozeszliśmy się, ja i moja żona. [...] Wraz z pojawieniem się Deana rozpoczął się okres w moim zyciu, który mógłbyś nazwać zyciem w drodze. Dean jest właściwym gościem, by wyruszyć w drogę, ponieważ tak naprawdę urodził się w drodze, gdy jego rodzice przekraczali Missisipi. Ja od zawsze myśla­ łem o tym, żeby jechać na Zachód, ale nigdy przedtem tak naprawdę nie wyjechałem... " W poprzednich trzech odcinkach omówiłem w pewnym skrócie, jak dojechać z granicy polsko-niemieckiej do Francji. Wczepiliśmy się więc w grunt "żabo­ jadów". I co dalej? Jak dojechać do celu, czyli do Barcelony? Najtrudniejszy jest pierwszy fragment trasy: Mulhouse - Besancon - Dijon. Pod żadnym pozorem nie wjeżdżaj ani nie daj się wwieźć do Mulhouse: naprawdę nic tam nie ma do zwiedzenia, za to bardzo trudno jest wyjechać (stałem na wylocie z miasta jakieś 6 godzin). W pobliżu nie ma żadnej stacji benzynowej. Ogólna reguła we Francji jest następująca: jeździsz autostradami, a ewentualne postoje robisz albo na dużych stacjach benzynowych (zwanych "aire"), albo na tzw. "peage'ach" (są to bramki na autostradzie, gdzie kierowcy płacą za przejazd lub pobierają kartkę z zaznaczonym punktem wjazdu). Jeżeli chodzi o te drugie: staraj się zwrócić na siebie uwagę, a najlepiej stój koło automatu wydającego karteczki i podawaj je kierowcom, jednocześnie pytając, dokąd jadą. Patent własny, działa znakomicie. Bez problemów jedziesz dalej, nic się większego nie dzieje. Rzuć okiem na atlas: poniżej Dijonjest rozwidlenie autostrad, przed którym parę kilometrów wcześniej jest duży "aire" (czyli odpowiednik niemieckiego Rasthofu): tam musisz się zdecydować, czy może nie chcesz uderzyć do Paryża? Jeśli nie, to jedziesz dalej w kierunku Lyonu. Kilometr za kilometrem, co raz to inny krajobraz. Mijasz Macon. Do Lyonu sto kilkadziesiąt kilometrów. Zmieniasz samochody, każdy z kierowców ma ci do opowiedzeniajakąś historię. Często słyszysz, że oni też kiedyś jeździ­ li stopem, dlatego cię wzięli. Często zabierają cię róż­ ne ciemne typki, szaleńcy, ale najciekawiej jest, gdy

Autostop dla początkujących część

czwarta

~--

oo((li;.; ...

znajdziesz się w samochodzie faceta lubiącego docisnąć pedał gazu, na dodatek oszczędzającego na opła­ tach za autostrady. Pędzisz wtedy bocznymi drogami z tak niewiarygodną prędkością, że aż strach zagaić rozmowę. Lyon to ogromne miasto, ośrodek przemysłu ciężkiego i przetwórczego. Już parę kilometrów przed nim wyczuwalny jest zapach ropy naftowej z tamtejszych, bardzo licznych rafinerii. Aby nie zrobić błędu, który może cię kosztować nawet jeden dzień straty, pamiętaj, że interesująca cię autostrada biegnie przez miasto kilkukilometrowym tunelem. Musisz więc złapać kogoś, kto jedzie dalej na połud­ nie. Albo wysiądź na dużej stacji benzynowej przed Lyonem i poczekaj na kogoś zmierzającego np. do Marsylii. Wjechanie do Lyonu to dyskwalifikacja. Załóżmy, że szczęśliwie poradziłeś sobie i z tą drobnostką. Od tej pory masz coraz więcej dylematów. Możesz na przykład wstąpić do Awinionu (by zobaczyć "tańczących na moście panów i panie"): prze-

śpisz się gdzieś na peryferiach miasta, pamiętaj o zostawieniu dokumentów, pieniędzy i bagażu na noc w przechowalni. Z mapy wyczytasz, jak dotrzeć następ­ nego dnia do odpowiedniej wylotówki na południe. Credo autostopowicza? Nigdzie mu się nie spieszy, do celu na pewno dojedzie. Swoją drogą, bardzo ciekawy jest pomysł zawodów w autostopie. Wyrusza dwóch gości z Polski, żegnają się na granicy i jadą na przykład do Barcelony. Umawiają się gdzieś w mieście za 2 lub 3 dni, a ten, który się spóźni na spotkanie, stawia obiad w tubylczej knajpie. Czekam na krytyczne uwagi co do cyklu i do zobaczenia za miesiąc! TomekKluk Foto: Bartek Pogoda


Ziemia gliny W 1977 roku film ,,Roclcy" zdobył Oskara jako najlepszy film roku. Był to dzień triumfu kolejnego chłopaka znikąd - znanego bardziej jako "Włoski ogier" - Sylwka Stallone. Napisał scenariusz, z wyczuciem zagrał główną rolę, nadzorował też produkcję. Przez kolejne 20 lat grał mięśniaków myślących inaczej. Ostatnio jednak walił baniakiem o ścianę ze złości, bo kolejne filmy lądowały w koszach amerykańskich kin. "Judge Dredd" zarobił w USA 35 mln, " Zabójcy" zaledwie 30, " Tunel" o 3 więcej (za to w Europie 4 razy więcej). A wszystkie one kosztowały tyle, że uszy stają dęba. Stallone poszedł zatem po rozum do wspomnianego baniaka. l oto właśnie wrócił. "Copland'' to film niskobudżetowy. Lata 90-te, Garrison, małe miasteczko zamieszkałe głównie przez policjantów pracujących w pobliskim Szczęśli­ wym Nowym Jorku. Pracuje tu szeryf Hetlin (oczy. wiste odniesienie do "W samo południe"). Jest samotnym, zmęczonym życiem człowiekiem, niszczonym przez miłość do kobiety, której kiedyś uratował życie, tracąc przy tym słuch na jedno ucho. Tym samym stracił szansę na bycie prawdziwym gliną i na pracę w NJ. Jego ukochana zaś ma go jedynie za miłego

człowieka.

Hetlin prowadzi więc nudne życie, wozi drzewami, z którego trzeba ściągnąć koty, a ulicami miasta, które codziennie patroluje pilnując, by nikt nie podrzucał śmieci sąsia­ dom. Częściej też używa szybkościornetra niż pistoletu. A na dodatek ma lekką nadwagę. Słowem- przegrana sprawa, chrzanić takiego niedojdę, idziemy do domu, Cobretti, wróć!

swój

tyłek pomiędzy

Zaczyna się jednak coś dziać. Policjant (Michael Rapaport) na służbie zabija dwójkę młodzień­ ców, którzy trochę sobie popili i zaczęli rozrabiać gablotą po Jorku. Jego wuj (Harvey Keitel} postanawia

Cyberpolicjanci i

go kryć. Chłopa](niby skacze z mostu, ginie, a tak naW miasteczku wiedzą o tym wszyscy. Prowadzący śledztwo w tej sprawie detektyw (Robert de Niro) uważa, że chłopak żyje. Prosi szeryfa Heflina o pomoc, mówiąc mu, że to jedyna szansa, by coś zrobił. Ten odmawia, czując solidarność z sąsiadami i kolegami po fachu. Zna ich w końcu od lat. Z czasem zaczyna dostrzegać smród i zgniliznę otaczającego go świata. Lecz śledztwo już jest zamknięte. Kto oczekuje strzelanin i niesamowitych scen akcji, srodze się zawiedzie. Ten film to znakomicie zagrany dramat obyczajowy, pozbawiony napięcia, ale potrafiący zainteresować. Niestety, nie wróżę mu u nas wielkiego sukcesu. Masa ludzi zrazi się pozorną nudą & bezruchem .panującym na ekranie i odradzi znajomym wypad na ten film. Ja jednak uważam, że warto wybulić te 12 (!!!)złotych dla Stallone'a, a także dla sceny końcowej strzelaniny (a bo będzie taka). I zastanowić się nad własną moralnością i nad ludźmi, którym los zdaje się nie dawać nawet jednej, jedynej szansy. A Stallone to powinien zagrać Frankensteina. prawdę. ukrywa s i~ w Garrison.

Michał

Zacharzewski

(mzacha@sgh.waw.pl)

Technozłodzieje

Po licznych ekranizacjach amerykańskich komiksów i ich kolejnych sequelach, na. wprowadzenie na duzy ekran rodzimego komiksu zdecydowali się również Francuzi. Rezyser Jan Kounen wybrał do swojego projektu awangardowy komiks "Dobermann ". Tytułowy Dobermann (Vincent Cassel} to szalony młody rabuś czerpiący radość życia z napadów na banki, konwoje z pieniędzmi i inne pachnące nimi miejsca. Dobermann ma swoją bandę, złożoną z samych półgłówków, ale jak sam przyznaje "z takimi jest właśnie najlepiej". Jak na porządnego bandytę przystało, w napadach towarzyszy mu piękna niemo-

wa o imieniu Nat (Monica BeUucci). Są też policjanci, którzy ogólnie są do niczego, a najwredniejszym z nich jest Christini LaHayene (Tcheky Karyo). " ff:Yglądają na ćpunów. Rewolwery i igły - szał ostatnich czasów. Ja bym już ich wykończył" - mówi niedobry Christini i przechodzi od słów do czynów. Bardzo się daje we znaki bandzie Dobermanna - jednemu z

Świat Przypraw Pewno sobie myślicie, że znowu komuś coś odi zrobił ,,Mikrokosmos" wśród pnączy pieprzu, którego jajowate, ostro zakończone liście wyciągają się do słońca, a owoce służą do produkcji przypraw niedojrzałe pieprzu czarnego, dojrzałe białego. Niestety, w tym miejscu musze Was zawieść, a raczej wywieść z błędu. ,,Spiceworld'' nie jest historią roś­ linki zmagającej się z deszczem, kurzem i poddziobywującymi ją kurami . Nie jest to nawet film dokumentalny. To komedia muzyczna przedstawiająca 5 dni z życia zespołu "Spice Girls", który wszyscy znają i zapewne kochają. Pięć dni wydaje się mało. I właśnie pięć dni dzieli Spice Girls od pierwszego koncertu na żywo w londyńskim Royal Albert Hall. Trema zżera wszystko i wszystkich. A czas płynie, jakby grał w ,,Speedzie". Jest więc autobus, którym dziewczyny krążą pomiędzy występami w programach TV, nocnymi klubami, setkami prób tanecznych i sesji fotograficznych. Towarzyszy im też reży­ ser-dokumentalista Piers pragnący nakręcić film ukazujący ich talent, niestety, działający z szybkością zamarzniętego wodospadu. Takie jest życie, gdy jest się na topie. W ciągu tych pięciu dni dziewczyny przeży­ ją jednak fantastyczne przygody, lecz także chwile przerażenia, załamania, a nawet rozpaczy. Zewsząd biło

otaczać je będą tłumy paparazzich, rozkochanych fanów i gwiazd muzyki. Spotkają też kosmitów, a ich przyjaciółka urodzi dziecko. Prócz pięciu spajsowych dziewczyn występują: Roger Moore (czyli sam agent 007), Richard E. Grant (grywał i u Altmana, i u Campion, i u Copolli), Meatloaf (podany do stołu w ,,Racicy Picture Horror Show", ciekaw jestem, czym go przyprawili), Claire Rushbrook (wielki sukces odniosła w "Sekretach i kłamstwach") i Alan Cumming (,,Emma", "Goldeneye"). Pojawiają się też grający

samych siebie Elton John, Bob Geldorf, Bob Hoskins i Neil Fox. Myślę,

że

żaden

fan czy fanka nie opuści tego filmu. Ale jak zachęcić innych? Można powiedzieć, że jest to film brytyjski, że będzie miał miliony widzów na całym świecie. Że piosenki nie będą dominować nad akcją tak bardzo, jak to miało miejsce w musicalach oglądanych przez naszych ojców i dziadków. Ale można też: Panie i Panowie, Spice Girls! Na kolana! Michał

Zacharzewski

(mzacha@sgh.waw.pl)

chłopców odstrzeli nawet to, z czego większość męż­ czyzn jest, a przynajmniej powinna być dumna - ale, jak to w komiksach bywa, wszystko zmierza ku happy endowi, a zły policjant kończy z głową wtartą w asfalt. Kiedy ostatni raz polski widz miał okazję oglą­ dać film z limitem wiekowym 21 lat? Nie pamiętam . Ale w pełni zgadzam się z dystrybutorem ,,Dobermanna"- Best Film 'em, który zdecydował się na ten zabieg. Jest to film brutalny, na który w żadnym razie nie powinniście ciągnąć swych spragnionych roman-

tycznych chwil sympatii. Można oczywiście znależć w ,,Dobermannie" pewien ładunek romantyzmu, ale szczerze wątpię, czy będzie pasował on do wyobrażeń waszych dziewczyn. Toczący się w obłędnym tempie film (zastosowano w nim aż 25,000 pojedynczych obrazów!) przyozdobiony (?)jest muzyką niejakiego Schyzomaniaka, którą określiłbym mianem psychodelicznego techno. Polecam ,,Dobermanna" (wszedł do kin 30 stycznia) zwolennikom szybkiej jazdy bez ulgowej taryfy, miłośnikom fantastycznych komiksów oraz "Urodzonych Morderców".

Marcin Wyrwal (ama72@plearn.edu.pl) ,,Dobermann"; Francja 1997; Jan Kounen; Wyst. Vincent Cassel, Tcheky Karyo, Monica Bellucci; 103 min.

Reż.


RIPLEY nie umiera nigdy... Dwa pierwsze filmy z serii "Obcych" odniosły wielki sukces na całym świecie, przynosząc producentom olbrzymie walizki dolarów, a Sigourney Weaver (z ang. tkacz), grająca El/en Ripley, dostała się dzięki nim na szczyry Hollywoodzkiego Cechu Tkaczy. Powstały w 1993 roku trzeci odcinek cyklu okazał się być bueee!!! mimo zastosowania przez producentów magnesu specjalnego - łysiny na czaszce bohaterki. Zrozpaczona tą klęską (i stratą owłosienia) bidula rzuciła się więc w płonącą otchłań na jednej z odległych planet. Śmierć na miejscu. Przynajmniej kremować nie było trzeba. Szefowie Foxa postanowili dać Ripley jeszcze Atutów w garści mieli sporo. Po pierwsze - zombie są i będą w modzie, po drugie - zagrać zgodziła się Winona Ryder, a reżyserować JeanPierre Jennet (Delicatessen), a po trzecie- szefowie Foxa mają zawsze jakieś atuty w ręku. Zapowiadał się więc nie lada wybój. Tymczasem ... Mamy do czynienia z najsłabszą częścią cyklu. Od razu dodam, że jest to film dobry - czaruje efektami specjalnymi (to już jednak norma), a i czasem potrafi przestraszyć. Niestety, znacznie dłuższa jest liczba "-". Przede wszystkim zdecydowano się na wprowadzenie elementów komediowych w... horrorze! Zdarza się więc, że nie wiadomo, czy kwiczeć, czy drżeć. Poza tym Ripley została sklonowana (nacią­ gnięcie), lecz zachowała pamięć (większe naciągnię­ cie), a na dodatek zawiera w sobie elementy obcego (supernaciągnięcie), przez co pała matczyną miłością do "wroga" (takie naciągnięcie, że wszystko pęka i jest kupa). Nie wiadomo, czy mamy ją lubić, czy nie. Winona Ryder gra zaś jakby była z kosmosu. Pasuje

jedną szansę.

Pozdrowienia z Bangkoku

do tego filmu jak "Autostrada do nieba" do Adolfa Hitlera. Co gorsza okazuje się, że takie było zamierzenie scenarzystów - W. R. ma być bardzo ludzka, bo jest robotem (!). Gra tu też Ron Perlmao - czło­ wiek, który mógłby zagrać bez charakteryzacji małpę (i grał- w "Walce o ogień", zmutowany braciszek z ,)mienia róży" to też on). Zarzucić też można, że potwory są w kiepskiej formie i że film kończy się jak przedwojenny melodramat dla mniejszości rasowych w stanie Zacbodnia Wirginia. I na koniec: krwi, krwi, ja chcę krwi! Albo chociaż kwasu! Eh ... Niestety, możni tego świata nas nie rozumieją. Karmią nas czymś, co ma smak cukierka, ale odrobinę szkodzi. Zatem - oglądanie albo zdrowie - wybór należy do Ciebie - minister Michał Zacharzewski i opieka specjalna.

STATEK MARZEŃ "Zostawcie Titanica, nie wyciągajcie go! Tam ciągle gra muzyka, a oni tańczyć chcą" Czasami jest tak, że wszyscy oczekują klęski . Szydercze uśmiechy za plecami, pełne zazdrości szepty. ., Jłjldał ryle, to będzie miał, utonie jak ntanic, drań j eden" - myślała, a później pisała cała amerykańska prasa. Jedynie nieliczni wierzyli, że James Carneron ·. znowu zwycieży, że 280-milionowy budżet i brak najjaśniejszych hollywoodzkich gwiazd nie wciągnie go pod wodę na wieki.

Do polskich kin wszedł właśnie osiemnasry bondowski film "Jutro nie umiera nigdy" w reżyserii Rogera Spottiswoode'a. W roli głównej wystąpił pierwszy przystojniak Hollywood- Pierce Brosnan, a jego partnerką była niegdysiejsza Miss Malezji- Michelle Yeoh. W rolę złego, którym jest dążący do światowego konfliktu prasowy magnat, wcielił się Jonathan Pryce (Peron z "Eviry''). Rozwalenie w pojedynkę kilkudziesięciu wypow najnowszą broń terrorystów i gwizdnię­ cie im samolotu z pierwszej klasy rakietami to drobnostka. Zrobi to pierwszy lepszy Ram bo, Terminator, czy Amerykański Wojownik. Ale żaden z nich nie wykona tego z takim wdziękiem i gracją, jak agent 007 - James Bond. Prosto z łóżka nauczycielki duń­ skiego, gdzie przyswajał duńskie nazewnictwo poszczególnych części kobiecego ciała, James rzuca się w wir walki rozkładając na rozgrzewkę ze dwudziestu rzezimieszków złego magnata prasowego. Właści­ we zadanie czeka go jednak w Bangkoku. W drodze do Azji zatrzymuje się w Hamburgu, gdzie uwodzi żonę magnata oraz kasuje kolejny zastęp osiłków. W przerwach między rozdawanymi ciosami popija drinki i bawi towarzystwo błyskotliwym dowcipem. Potem jest jeszcze goręcej. Normalka - tak wygląda zwykły dzień agenta 007. Fani poprzednich filmów z brytyjskim agentem klasy co najmniej naszego kapitana Klossa i tym razem się nie zawiodą. ,,Jutro nie umiera nigdy" to po "GołdenEye" drugi występ Pierca Brosnana w roli sławnego Bonda. Daleko mu wprawdzie do swojego rodaka z Irlandii Seana Connery, pierwszego i najlepszego dosażonych

tychczas Banda, ale na tle pozostałej trójki - George'a Lazenby, Timothy Daltona, a nawet Rogera Moore'a - prezentuje się bardzo przyzwoicie. Jego partnerka Michelle Yeoh gra również agenta wywiadu, ale chińskiego. Jak sama przyznaje, zawsze chciała być Bondem i prawdę mówiąc, łatwiej wyobrazić ją sobie w tej roli, aniżeli jako Miss Malezji. Znakomicie spisał się najbardziej doświadczony aktor w filmie, Jonathan Pryce, grający ze świetnym skutkiem krańcowo odmienne postacie. Jeszcze niedawno mieliśmy okazję podziwiać go w roli wrażliwego gayowskiego poety w dramacie "Carrington". Teraz zagrał kogoś zupełnie odmiennego - bezwzględnego szefa gazety, posuwającego się do najgorszych zbrodni dla zwiększenia jej nakładu. Filmy z Jamesem Bondem stanowią najbardziej dochodową serię w historii światowego kina. Nic więc dziwnego, że lgną do niego rozmaici sponsorzy reklamujący swoje produkty na ekranie. Nawet na chwilę nie rozstaje się 007 ze swoją komórką Ericssona. Jak jeździć to tylko BMW (tak samochodem, jak i motocyklem), nawet jeśli podróż ma się zakończyć w oknie wystawowym wypożyczalni samochodów Avis. Tradycyjnym drinkiem Banda jest Martini z wódką (obowiązkowo Smirnofl), ale nie pogardzi też buteleczką piwa Heineken lub szampanem Bołłinger. Jak każdy rasowy agent, nosi na nadgarstku Omegę Seamaster. Nikt tylko nie wyjaśnił, czy używa pojawiające się kilkakrotnie na ekranie kosmetyki do włosów L'Oreal Bond Colours.

Marcin Wyrwał ,,Jutro nie umiera nigdy"; UKfUSA 1997; Roger Spottiswoode; Wyst. Pierce Brosnan, Michelle Yeob, Jonathan Pryce; 128 min. Reż.

sławny amerykański reżyser

niczym korek z opresji. A wraz z nim młode pokolenie wybitnych aktorów - Leonardo DiCaprio ("Co gryzie Gilberta Grape 'a ".,, Romeo i Julia "), Kate Winsłet (;,Rozważna i romanryczna") oraz Billy Zane, wspierani przez Kathy Bates (,,Misery") i Bernarda Hilla. Na ekranie zobaczyliśmy bowiem historię miłości dwojga młodych ludzi. Miłość ich trwać będzie wiecznie, niezależnie od tego, czy wokoło ludzie bawią się, czy walczą o życie z lodowatą wodą. Tworzy A jednak

wypłynął

się

z niej naprawdę niezwykłe widowisko nie zostamiejsca na rozglądanie się po kinie. Frów pod sufitem! Film po 5 tygodniach wyświetlania zgarnął prawie 250 mln, schwytał kilka Złotych Globów i został okrzyczany sensacją '97. Kto nie widział (i nie zobaczy), ten kiep i Mściwój. A Oskary to są murowane.

wiające

Michał

Zacharzewsld vel Joel


Stąpając

po cienkiej czerwonej linii Słuchając co radykalniejszych polityków lub niektórych audycji radia "Maryja" można odnieść wrażenie, że wszelkie spiskowe teorie dawno zostały opatentowane przez naszych rodaków. Lecz już po pierwszych kilku minutach filmu "Teoria Spisku" przekonujemy się, że rodzimi autorzy sensacyjnych historyjek to neptki w porównaniu z pewnym nowojorskim taksówkarzem. Fletcher (Me! Gibson) zasypuje swoich pasażerów rewelacjami, od których można dostać zawrotu głowy. I tak: Olivier Stane to tajny rzecznik rządu rozpowszechniający zafałszowany obraz rzeczywistości, Grateful Dead są brytyjskimi szpiegami, a wszyscy laureaci Nagrody Nobla są zmuszani przez władze do oddawania spermy, która jest przechowywana pod jednym z nowojorskich lodowisk- ,.nie chciałbym tam się znaleźć podczas odwilży"- komentuje Fletcher. Fletcher wydaje też biuletyn dla pięciu czytelników oraz nachodzi piękną panią prokurator (Julia Roberts), którą obdarza swoimi teoriami błagając o interwencję, na przykład w sprawie ostrzeżenia prezydenta USA przed wizytą w Turcji, gdzie mają go dopaść spiskowcy za pomocą sterowanego trzęsienia ziemi. A że to film amerykański, nie może się obyć bez miłosnego iskrzenia między

wspomnianą dwójką.

Gwiazda reżysera "Teorii Spisku", Richarda Donnera, rozbłysła na dobre już w 1978 roku, kiedy urzekł światową publiczność słodką bajeczką ,,Superman". Od tamtego czasu Donner przeszedł długą drogę, kierując się ku mocnej sensacji (,,Zabójcy"), a nawet horrorowi ("Opowieści z krypty", te z 1989 roku). Dla swojego ulubieńca Mela Gibsona zarezerwował jednak oddzielny gatunek, który nazwałbym sensacją z szerszym (,,Maverick:') bądź węższym (wszystkie trzy części ,,Zabójczej brom"') uśmieszkiem.

Marcin Wyrwał

Pewnego dnia okazuje się, że jedna z teorii Fletchera trafiła zbyt blisko prawdy. Z niegroźnego pleciugi Fletcher przeistacza się w grubego zwierza w samym środku sezonu łowieckiego.

W "Teorii Spisku" uśmieszek jest zdecydowanie węższy. Chociaż teorie Fletchera śmieszą, jest on człowiekiem nieustannie balansującym na "cienkiej czerwonej linii" -jak to trafnie ujął James Jones rysujący w swoich książkach postacie zbliżone do tej z

Kra! Gra!

Kamasutra

.. Zazdrościlem grającym żądzy pełnej grzechu bezzębnym zalotnicomfałszywego uśmiechu,

A wszystkim spokojności, z jaką kupców wzorem frymarczyli urodą_ sercem i honorem " Gra Charles Baudelaire Mogłam uwierzyć w to, że można uciec spod gradu sypiących kalaszy, że można z łatwością wydobyć się z zamkniętego autka na głębokości kilkunastu metrów pod wodą, ale że można spaść mordą z wysokości - powiedzmy - 20 metrów na szkło z cukru i nie porysować sobie ryja, to już graniczy z sci-fi. A nie

filmu -po przejściu której spada się w ciemną otchłań szaleństwa. Wielowarstwowość głównej postaci filmu uczyniła z niej jedno z największych chyba wyzwań, z jakimi przyszło się zmierzyć Gibsonowi w jego aktorskiej karierze. Swoją grą potwierdził jeszcze raz, że w przeciwieństwie do wyglancowanych Barbie i Kenów, jakich pełno w Hollywood, jest on aktorem z krwi i kości. Już dla samego Mela Gibsona warto iść na ten film. A jest jeszcze Julia Roberts. Ta jest jak wino im starsza, tym lepsza. Gra nie najgorzej i piękna jest, że dech zapiera. Przy mistrzu Gibsonie trzeba się bardzo starać, aby wypaść lepiej, niż przeciętnie, ale to właśnie na widok Julii uśmiechają się nasze twarze i to jedna łezka na jej boskim licu powoduje u nas wię­ ksze wzruszenie, niż trzy rany postrzałowe w klatce piersiowej Mela. Zwolennicy ,,Star Treka" ucieszą się na widok Patricka Stewarta, który w "Teorii Spisku"- podobnie jak w Enterprise -jest szefem, tym razem niezbyt chwalebnej organizacji. I choć ze 135 minut filmu można bez żadnego uszczerbku dla jego wartości wyciąć co najmniej kwadrans, a zastosowany przez twórców efekt stroboskopowy prędzej spowoduje mdłości, niżjakiekol­ wiek wrażenie estetyczne, to polecam "Teorię spisku" tak zwolennikom kina akcji, jak i inteligentnych, zabawnych dialogów, o co ostatnimi czasy jakby trudniej.

Jakie to szczęście, że świat na Hollywood się nie Prócz nich mamy jeszcze Indie. Bajecznie kolorowe, pełne starożytnych świątyń, tajemniczych obrzędów i wspaniałych filmów. Jednym z nich jest właśnie ,,Kamasutra". Dla zmęczonych "zabijankami" made in USA będzie to lekarstwo, które usunie ból z głowy, a oczy pociągnie za sobą w odmęty mistycznych barw i zapachów. kończy.

(ama72@plearn.edu.pl) "Teoria spisku", 1997, USA. Reż. Richard Donner. Wyst. Me! Gibson, Julia Roberts, Patrick Stewart. 135 min. Warner.

szczęśliwe.

Jej ukochany nie będzie w stanie zapoo tajemniczej nieznajomej, zaniedbując przy tym Tarę, a także swe królestwo. Lecz linie życia naszych bohaterów przetną się jeszcze raz ... Warto zobaczyć, jak potoczą się dalsze losy Mayi i Tary. Czy znajomość Kamasutry wystarczy, by osiągnąć szczęście, czy też miłość okaże się siłą niszczącą królestwa, odbierającą sens życiu? I tylko pozostaje żal, że na 800 filmów produkowanych co roku w Indiach do nas docierają tylko nieliczne. Choć z drugiej strony... cieszmy się, że w ogóle docierają. mnieć

Michał

"Joel" Zacharzewski

Drżący

Almodovar ma to być film fantastyczny, tylko kolejne amerykań­ skie umoralnianie, jak to z milionera można zrobić człowieka (najlepiej w kilka dni). Wystarczy bowiem wykupić małą gierkę w kampanii CRS zajmującej się aranżowaniem dość wyczerpujących epizodów i już specjaliści zajmą się tym, żeby nasz obdarowany stał się facetem z jajami (lub babskim odpowiednikiem tegoż). Poważnie rzecz biorąc, całkiem niezła akcja, ale zbyt rozciągnięta w czasie. No i co zaskakujące - nie ma tu "momentów". Nie proponuję tej gry.

Barbara Bielska Gra, reż. David Fincher, w rolach głównych : Michael Douglas, Deborah Unger, Sean Penn

Sam tytuł jest dość iluzoryczny. ,,Kamasutra" to przecież podręcznik miłości. W naszej części Europy kojarzy się z niezdrowym zachowaniem grzeszników, których dusze będą gnić w piekle aż po czasy Sądu. Po prostu dla wielu stanowi ona temat tabu. Film na szczęście daleki jest od taniej sensacji i krzykliwego erotyzmu dzieł Paula Verhoevena (Nagi Instynkt, Showgirls). Mamy tu baśniowe widoki, cudowne pałace, złoto subtelnie wkomponowane w kamienne komnaty, jedwabiste, prześwitujące szaty, które powodują, że przenosimy się do XVI wieku, na dwory książęce, gdzie dorastają dwie młode i piękne dziewczyny - księżniczka Tara i jej służąca Maya. Z przyjaciółek staną się wkrótce przeciwniczkami. Zazdrosna Maya spędzi bowiem noc z przyszłym mężem Tary, królem Raj Singh, za co zostanie wygnana z pałacu. Wkrótce później pozna przystojnego rzeźbiarza, zakocha się. Małżeństwo księżniczki będzie zaś nie-

W jadącym przez Madryt pojeździe kobieta rodzi dziecko ... Tak zaczyna się i... kończy nowy film Pedro Almodovara. Pomiędzy te ramy wpakował Almodovar miłosne figury geometryczne: od trójkąta do pięciokąta. Konsekwencją przypadkowego seksu jest przypadkowy strzał, który rykoszetuje w życiu pięciu głównych bohaterów filmu. Po kilku latach spotkają się one ponownie aby: a) zemścić się (4X), b) zdradzić (2X), c) odpokutować winę (2X) oraz ponieść karę (3X). W rezultacie mamy, skomplikowany i celowo mocno zagmatwany czarny kryminał + thriller połączony z melodramatem o pięciu namiętnościach. Choć Almodovar zachowuje swój dawny styl, miejscami miałem wrażenie jakbym oglądał dobrą, brazylijską operę mydlaną w pastylce ...

Piotr BuJak "Drtące ciało",

Prod.: Hiszpania/Francja 1997, Czas: 99 min., Scen. i Reż.: Pedro Almodovar, Grają: L. Raba!, F. Neri, A. Molina, P. Sancho.


MZAJAWKI

NADCHODZI NOWE! Jest taki czas, gdy temperatura umysłów wzrasta o kilka stopni. W czytelniach brakuje wtedy miejsc, a wskaźnik przeciętnej liczby otworzonych książek wzrasta kilkusetkrotnie. Tak, to sesja, okres masakry, epoka wielu zgonów. Od czasu do czasu warto się jednak odpręzyć i pójść do kina. Zwłaszcza po sesji - wtedy to już jest obowiązek mas uczących się. Obiecuję Wam, że będzie co oglądać. Na początek coś dla przeżywających zdziecinnienie starcze - ,,Anastalja". Film jest animowany, szerokoekranowy i nie pochodzi od Disney 'a, co warto podkreślić. W czasie rewolucji 1917 r. wnuczce ce· sarzowej Marii udaje się uciec z pałacu. Ma wyjechać do Paryża, niestety, na dworcu gubi się w tłumie. Dziesięć lat później pozna· jemy postawną 18-latkę An· n<(, która właśnie opuszcza sierociniec. Spotyka Dymi· tra, który szuka zaginionej Anastazji. Reszta oczywista jak kolokwium z obkutego materiału. Czas na nasz kraj. Po sukcesie ,,Ki/era", którego remake mają ochotę zrobić Amerykanie, kolejne filmy zdają się szturmować pozycję wielkiego przeboju. Sukcesem na pewno będą ,,Młode wilki 112". Tytuł beznadziejny - sugeruje parodię. Tymczasem jest to po prostu opis zdarzeń, jakie miałby miejsce przed czasami "Młodych wilków". Realizatorzy chwalą się sporym budżetem (2 razy Kiler) i bombowymi wybuchami. Ja zwróciłbym uwagę na ścieżkę dżwiękową- po raz pierwszy w historii polskiego kina pojawiają się tam także zachodnie gwiaz· dy. ,,Spona" to ekranizacja powieści "Sposób na Alcybiadesa" Edmunda Niziurskiego. Kto czytał, ten wie. Nauczyciele - uczniowie, wzajemne konfli· kty, rozgrywki intelektualne i te klimaty. Pojawią się Łukasz Lewandowski, Krzysztof Kowalewski, Władysław Kowalski i Jarosław Jakimowicz. Nie pogniewajcie się, ale teraz parę słów o "Gniewie" Marcina Ziębińskiego z Arturem Żmijewskim i Renatą Dancewicz. To historia dwóch braci, którzy - rozdzieleni w dzieciństwie po śmierci rodziców - spotykają się w odziedziczonym domu. Jeden z nich jest człowiekiem sukcesu, drugi zbuntowanym mieszkańcem poprawczaka. Im dłużej są ze sobą, tym bardziej się nienawidzą. Problem w tym, źe będą musieli działać wspólnie. Film jest thrillerem i został zgnieciony przez żądną krwi krytykę na festi· walu w Gdyni w zeszłym roku. Dla maniaków akcji jest ,,Szakaf' (The Jacka/) z Brucem Wiłlisem i Richardem Gere. Źródłem in· spiracji była oczywiście powieść Forsytha. Szakal to groźny terrorysta, który dostaje 70 mln zielców od ruskiej mafii za zabicie jakiegoś ważniaka w USA. Setki ludzi będą starały się mu w tym przeszkodzić. A Willisowi w to graj, będzie się mógł poprzebierać raz za latynoamericano-macho-super-kojota, raz za blondynka-intelektualistę, później za twardziela lub leszcza barowego. Słowem - "Święty" powrócił. "G.J. Jane" - łysa Demi Moore. Łysa, bo jest żołnierzem . Ridley Scott ("Obcy - decydujące starcie", ,,Łowca androidów", "The/ma i Louise") zdecydował się tym filmem wziąć udział w społecznej dyskusji o przydatności płci przeciwnej w woju. On jest za, wojo przeciw, i dlatego armia odmówiła mu pomocy w czasie kręcenia. A Demi? Gra (podo-

bno dobrze) pierwsząkobietę w NAVY Seals, elitamej jednostce do zadań specjalnych. Zaś wielka pani Senator DeHaven (Anne Bancroft) wyrabia sobie fanów, walcząc w ten sposób o równouprawnienie kobiet. Tak więc Demi jest pionkiem ... Łysym. "187'' to numer paragrafu za morderstwo w amerykańskim kodeksie prawnym. A film porusza problem przemocy w szkołach . Pewien nauczyciel oblewa chłopaczka na egzaminie, naturalne jest więc, że trafia do szpitala ciężko poraniony. Gdy wraca do zdrowia, wyjeżdża do LA i chce zacząć wszystko od początku. Znajduje zatrudnienie w szkole. Ale i tam króluje przemoc. Nauczyciela gra Samuel L. Jackson (,,Pulp Fiction"), a reżyseruje Kevin Reynolds (,,Robin Hood· Książe złodziei", "Waterworld"). Lubiący się bać na pewno wybiorą się na ,,Kolekcjonera" (Kiss The Girls). Morgan Freeman gra psychologa szukającego swej kuzynki, która mogła się stać ofiarą seryjnego mordercy. Pornaga mu młoda lekarka. Film porównywano do ,,Milczenia owiec", choć obawiam się, że ten seryjny morderca nie zjadł kuzynki Freemana, a nawet nie spróbował jej wątroby. Also, fliegen wir weiter. ,,Koszmar minionego lata" (I Know What You Did Las t Summer) odniósł w Stanach niespodziewany sukces. Wypadek samochodowy, ktoś ginie. Ciało zostaje zatopione, gdyż przybycie policji oznaczałoby dla pijanego towarzystwa koniec marzeń o dalszej karierze. Rok później pojawia się ktoś, kto zna prawdę. To bardzo dobry thriller wykorzystujący zasadę niezrównoważonego nieznajomego, który wie za dużo. Są teź komedie. Na ten przykład "Flubber" z Robinem Williamsem, powtórka filmu Disneya z lat 60-tych, zatytułowanego ,,Latający profesor". Proszę sięjednak nie obawiać- profesor nie lata do wychodka. Lata mu guma. W ogóle to bardzo dziwna substancja. Jest zielonkawa i sprężysta, wytwarza energię, tańczy. Zyski z amerykańskich kin -prawie 100 mln $ - oznaczają, że i u nas masy wybiorą się do różnych wychod ... , przepraszam, przybytków kultury. "Career Girls" został wyreżyserowany przez Mike Leigh'a, autora ,,Sekretów i kłamstw". Jest to przepełniona goryczą historia spotkania po latach trzech przyjaciółek. Oczywiście spotkanie spotkaniem, ploteczki, gadki szmatki, bajerki rowerki, ale jest to j ednocześnie okazja do podsumowania ich dotychczasowego życia. Bilans nie wychodzi najlepiej. ' ,,Starzy przyjaciele" (O/d Friends- As Good as it Gets) przynosi nam kolejną wspaniałą rolę Jacka Nicholsona, tutaj podstarzałego pisarza z sukcesami, który prowadził

dość bujne i rozwiązłe życie . Teraz jednak się zakochuje i to w zwykłej kelnerce (Helen Hunt). Na koniec film, który często się wymienia jako najpewniejszy kandydat do Oskara. ,,Amistatf" to dzieło Stevena Spielberga. Zero dinozaurów. Za to Antbony Hopkins i Morgan Freeman. Historia buntu niewolników z połowy XIX wieku na tytułowym statku. Po dwóch miesiącach docierają oni do brzegów Ameryki, gdzie czeka na nich ... proces. Na szczęście wielu wpły­ wowych ludzi wstawia się za nimi, wśród nich jest były prezydent John Quincy Adams. Zdjęcia: Janusz Kamiński. Wszystkie te filmy pojawią się u nas w lutym. Kto zaliczył sesję już w styczniu, odbierze grzecznie stypendium i z pewnoś­ cią będzie wesoło hulać po kinach. Reszta niech nie skąpi czasu ni grosiwa i też sobie połazi. Choć z drugiej strony marzec zapowiada się również ekscytują­ co.

Michał

Zacharzewsk.i

W pogoni za mózgiem Kevin Smith, twórca " Clerks" powraca komediodramatem (brzmi groźn ie) "W pogoni za Amy". Jest to historia dwóch przyjaciół, Holdena i Blanky'ego, tworzących populamy komiks "Błuntman & Chronic". Na konwencie autorów historyjek obrazkowych poznają śliczną Atyssę Jones. Jeden z nich się zakochuje. Niestety, Alyssa jest lesbijką. Oferuje mu jednak przyjaźń, która z czasem zdaje się przeradzać w prawdziwe uczucie. Drugi z przyjaciół jest wyraźnie zazdrosny... o niego, a nie o nią. Wydawać by się mogło, że będzie to łzawy melodramat z pieprzykiem, ale nic z tego. Jeśli już ktoś bę­ dzie płakał, to raczej ze śmiechu. Ze zwykłych, co-

dziennych rozmów bohaterów tryska bowiem codzienny-niecodzienny humor, pozbawiony politycznej poprawności i nierzeczywistych sytuacji. Niejako przy okazji widz stanie przed szansą głębszego zrozumienia świata. Być może dzięki temu nie popełni takich błędów jak Holden. Film kosztował 250 tysięcy zielonych, czyli niewiele. A jednak potrafił przyciągnąć setki widzów do kin w Europie Zachodniej. Wydaje mi się, że i u nas przyciągnię "ambitnych p rzedstawicieli Generacji X'', do których jest podobno generowany. Pytanie tylko, kto poczuwa się do przynależności do tej formaej i społecznej . Michał

Zacharzewsk.i

W pogoni za Amy, USA 1996, czas: 113 minut, Ben Affleck, Joey Lauren Adams, Jason Lee, Kevin Smith, Reżyseria: Kevin Smith

Występują:


BARDZO BOLESNE OBSERWACJE Nie ma to jak pojechać gdzieś za granicę i oddać się obserwacjom. Podglądać, podpatrywać, śledzić to co dziwne, inne, niespotykane w kraju ojczystym. A później oczywiście porównać wszystko do domowych realiów i ... napiętnować. No właśnie, ale kogo i za co?! Gdzie dobrze, a gdzie ile? Cudze chwalicie, swego nie znacie? Ano zobaczymy. Reporter MAGLA w poszukiwaniu wrażeń zawędrował do ojczyzny Hamleta (Danii- dla tych, co już dawno po maturze). Z uwagą śledził charakterystykę tamtejszego podejścia do uprawiania kultury fizycznej. Poniżej niektóre z ważniejszych spostrzeżeń...

ROWER Bezwarunkowe pierwszeństwo na tej niwie należy się narodowemu szaleństwu Duńczyków, czyli kolarstwu. Doprawdy, to co człowiek z zewnątrz tutaj dojrzy, budzi nie lada zdumienie. Otóż, bez mała co drugi potomek Wikingów śmiga do pracy/szkoły na swym rowerze. Rzeczą powszechnie spotykaną jest peleton rowerzystów kłębiących się przed skrzyżo­ waniem. Często-gęsto lideruje im młody biznesmen w nienagannie skrojonym garniturze, który to przyodziewek bynajmniej nie przeszkadza mu w energicz. nym pedałowaniu. A trzeba przyznać że mają gdzie Duńczycy jeździć - władze zadbały o wytyczenie odpowiednich tras - specjalnie dla amatorów dwóch kółek. Więcej nawet, aby ułatwić życie tym mniej spostrzegawczym - na niektórych przeznaczonych dla rowerzystów odcinkach dróg asfalt pomalowany jest na niebiesko. Większe miasta, jak np. Kopenhaga, oferują specjalne rowery do publicznego użytku. Zasada jest prosta, jak- nie przymierzając - w supermarkecie: wrzucasz monetę, odczepiasz bicykl, gdy skończysz przejażdżkę, odstawiasz go na dowolny parking (jest ich mnóstwo) i odbierasz swą kaucję. Prawda, jakie miłe? Choć z powodu natężenia dwukołowego ruchu znaleźć miejsce do parkowania jest czasem wyjątkowo trudno- nie zniechęca to ludzi urodzonych dla kolarstwa (natura! bom bikers). Pedałują w dzień i w nocy, w spiekotę i podczas deszczu, nie straszna im burza, huragan czy inne diabelne siły przyrody. Oni kochają kolarstwo i swoje wysłużone damki. W takim układzie, jakże mogłoby być inaczej, kradzież roweru uważana jest w Danii za największe przestępstwo. Mając na uwadze całe to rowerowe szaleństwo nie dziwi estyma, jaką cieszy się duński kolarz zawodowy Bjame Riis. Nazwisko ubiegło­ rocznego zwycięzcy Tour de France znane jest każde­ mu Duńczykowi i co więcej, wszyscy wypowiadają się o nim jak o bohaterze narodowym. PIŁKA Jak to w każdej społeczności bywa, i w Danii zdarzają się jednostki wybitnie utalentowane. Tym nie wystarcza ,,kręcenie". Oni, ubrawszy uprzednio strój futbolowy, wskakują na swe błyszczące maszyny i gnają w stronę najbliższego boiska, by pokopać piłkę. Znalezienie takiego miejsca nie stanowi najmniejszego problemu. Kraj Wikingów dosłownie tonie w powodzi zieleni piłkarskich (pełnowymiarowych!) boisk. Trawkajest tak zadbana, tak wypielęgnowana, iż grzechem byłoby nie wystroić się w koszulkę Brondby czy też FC Kopenhaga i nie wybiec na murawę. Co ważne, boiska są totalnie dostępne dla gawiedzi, wyposażone w bramki, siatki, linie - więcej do szczę­ ścia już chyba nie potrzeba... Dodać trzeba, że kultura futbolowa wszczepiana jest najmłodszym od wieRu szczenięcego. Trzeba było widzieć minę reportera MAGLA, gdy pewnego wrześniowego dnia, w poszukiwaniu biletów na szlagier Dania - Chorwacja,

zapędził się w okolice największego kopenhaskiego stadionu Parken. Cóż tam zobaczył? Oto wyobraźcie sobie rozpościerający się jak okiem sięgnął obraz ogromnego obszaru zieleni. Gigantyczna ta przestrzeń podzielona jest na szereg malutkich futbolowych boisk, po których za piłką ganiają tysiące (sic!) pięcio­ ośmioletnich szkrabów. Każdy Ż młodocianych adeptów futbolu ubrany jest w sprzęt, o którym krótko powiada się - rewelacja. Jak sobie pewno wyobrażacie, wrzawa panowała tam niemiłosierna, bowiem nie tylko szalenie ambitni ( i nieźle już wyszkoleni!) mało­ łaci głośno dawali upust swym emocjom, ale swoje pięć groszy dokładały też ... marny graczy, które gremialnie stawiły się, by dopingować swych ulubieńców. Doprawdy tego rodzaju widok może powalić na kolana człowieka, który pochodzi z kraju, gdzie znalezienie wolnego skrawka boiskowej zieleni, by pokopać piłkę, już nie graniczy z cudem, ale de facto tym cudem jest. Wnioski nasuwają się same. To, że Duńczycy mają tak brylantowych piłkarzy, jak choćby bracia Laudrup, a nam przychodzi radować się z reprezentacyjnych popisów rodzimych gwiazd typu Kowalczyk Wojciech, nie jest dziełem przypadku. Porlobnie jak sprawą przypadku nie wydaje się fakt, iż podczas gdy w Polsce na wyścigi zamyka się kolejne stadiony z powodu wybryków skretyniałych kibiców (?), fani rodem z Danii, nie bez kozery zwani "Rooligans", jak świat długi i szeroki słyną z przyjaznego usposobienia i zdrowego podejścia do sportu. Ci ludzie potrafią docenić wysiłek zawodnika, potrafią także uszanować cudze, odmienne sympatie. Chciał­ bym dożyć kiedyś czasów, gdy powracający z derbów kibice Legii i Polonii (Widzewa i ŁKS; Górnika i Ruchu, itp.) wsiądą do tego samego tramwaju i w spokoju rozjadą się do domów. Póki co chętnych do oglądania tego typu słodkich obrazków ani chybi czeka podróż do Danii.

WIOSŁA Jednakże nie samym rowerem i piłką żyją potomkowie Wikingów. Ci, którzy pomieszkują w pobliżu większych akwenów wodnych - a nie jest to specjalnie trudna sztuka - z zamiłowaniem uprawiają wioślarstwo. Należy podkreślić, że choć tamtejsze podejście do wiosłowania jest typowo rekreacyjno-zdrowotnościowe, to mimo wszystko charakter tej dyscypliny wymaga dużej dozy samokontroli i odpowiedzialności. Zważywszy, iż wielbiciele wioseł grupują się przeważnie w kilkuosobowe drużyny, absencja któregokolwiek z nich powoduje pewien problem. Gdy dodamy, że rejs odbywa się zawsze wczesnym rankiem przed pracą ("na śniadanie") tj. w godzinach 6.00 -7.00, okaże się, że ci ludzie naprawdcc oddani są sprawie - poświęcają przecież swój drogocenny sen. Czasami, gdy pogoda sprzyja, wioślarze zrzucają swój ekwipunek i tak, jak ich natura stworzyła, wskakują do wody, by przeistoczyć się w pływaków. Ponoć nie można doznać większej przyjemności. Wypada w to wierzyć, zwłaszcza, że opinię tę zaczerpną­ łem od człowieka już dojrzałego, który praktykuje ten rodzaj rekreacji codziennie od lat ... piętnastu.

DOBRE BUTY Raz do roku, w październiku, całą Danię ogarnia szał biegania. Ludzie rzucają w kąt rowery, wszelakich kształtów piłki , odstawiają wiosła i ze wszech stron pędzą w kierunku kopenhaskiego parku o dźwięcz­ nym imieniu Eremitage, w którym niegdysiejsi królowie duńscy zasadzali się na grubego zwierza. Teraz park ów, poprzecinany nitkami spacerowych alejek, ozdobiony malowniczymi pałacykami mieniącymi się w taflach uroczych, malutkich stawów, rokrocznie (od 29 lat) gromadzi wszystkich tych, którzy czują się na siłach, by pokonać biegiem trzynastokilometrową trasę. Zatem spotykamy tam przedstawicieli obu płci (szokująco dużo niewiast) ludzi przeróżnych maści, w różnym wieku. Jedynym ograniczeniem jawi się liczba 20000. Tylko tylu bowiem chętnych może uczestniczyć w biegu - powody są jak najbardziej organizacyjne. Zainteresowanie społeczne kilkakrotnie przewyższa wymienioną magiczną liczbę. Aby zabukować sobie numer startowy, trzeba działać z pół­ rocznym wyprzedzeniem. Jeśli już uda się załapać do grona szczęśliwców - zabawa jest przednia. Zgoda, nie jest łatwo przebiec 13 km w miarę rozsądnym czasie (a propos, ciekawe ilu studenciaków SGH dokonałoby tego "wyczynu"?), ale samo uczestnictwo w tak wielkim wydarzeniu zdecydowanie pomnaża siły - przyczyniają się do tego również tłumy kibiców nie żałujących oklasków dla biegaczy na całej długo­ ści trasy. Fakt, iż telewizja publiczna prowadzi bezpośrednią relację z zawodów, również nie jest bez znaczenia. A nuż uda się komuś dojrzeć wykrzywioną grymasem wysiłku twarz przyjaciela?! W każdym razie coroczny Eremitagelobet (tak brzmi pełna nazwa) jest kolosalną imprezą, cieszącą się uwagą dosłownie całego społeczeństwa. Postronnemu obserwatorowi wydawać by się mogło, że oto jest świad­ kiem jakiegoś bez mała podniosłego narodowego święta. Istotnie, to właśnie narodowe święto biegania ...

TERAZ POLSKA Jako że reporter MAGLA reprezentował (w pewnym sensie) swój kraj za granicą, postawił sobie cel tyleż ambitny, co irracjonalny. Rzeczony reporter wymyś­ lił sobie, że udowodni następującą tezę: my, Polacy również mamy swą "sportową kulturę" ! Pokażę, że sroce spod ogona to żeśmy nie wypadli i z wielką przyjemnością oddajemy się wz!Tiożonemu fizycznemu wysiłkowi! Zabrał się zatem żwawo do roboty skombinował sobie rower, załapał się do osady wioślarskiej, przebiegł Eremitagelobet w niezłym czasie xxx (tego nie podamy do publicznej wiadomości ciekawych zapraszam osobiście GR). Niestety, po chwilowej satysfakcji z pokonania własnych słaboś­ ci, coraz częściej nachodziły go momenty zadumy nad stanem naszego polskiego sportowego piekiełka. Żałosny stan sportowych obiektów i praktycznie nie istniejąca kultura fizyczna naszego społeczeństwa nie wróży najlepszej przyszłości. Jak tak dalej pójdzie, to liczba krzywych polskich kręgosłupów pobije świa­ towe rekordy, a z sukcesów naszych sportsmenów bę­ dziemy się cieszyć z równą częstotliwością, jak obywatele Liechtensteinu. Dobrze, że przynajmniej duch walki w narodzie nie ginie - zawsze można liczyć na kilku zapaśników i judoków. A później liczyć ich olimpijskie medale, fałszywie konkludując, że jeszcze nie jest z nami tak źle ...

Radziej


Wielki Michael -jaki jest

naprawdę!

Na temat największego i najpopularniejszego zawodowego sportowca naszych czasów, a koszykarza wszechczasów - Michaela Jordana -powiedziano i napisano już bardzo wiele. Zdecydowana większość tych informacji skupia się na zawodowym zyciu i karierze latającego Michaela. Jego dotychczasowe osiągnięcia w pełni uzasadniają ten kierunek zainteresowań, jednak w moim przekonaniu mogą nieco zniekształcać prawdziwy wizerunek Air 23. Michael Jordan w wywiadach rzadko mówi o swoim prywatnym życiu, czasami tylko uchyla rąbka tajemnicy i wspomina wydarzenia ze swojego dzieciństwa. Przyczyn takiego postępowania można upatrywać z jednej strony w tym, iż gwiazda NBAjest na tyle osobą publiczną i tak popularną, że na prywatne i normalne życie nie ma w jego harmonogramie miejsca, lecz również w tym, iż może chce uchronić przed prasą resztki swojej prywatności . Dlatego też w pierwszym artykule w nowym 1998 roku postaram się przedstawić Wam Michaela Jordana od tej mniej znanej strony , takiego, jakim jest na co dzień, jakim chciałby być, jakie ma obawy co do przyszłości. Michael jest jednym z pięciorga dzieci Jamesa i Deloris Jordan. Jego brat James Ronald jest majorem w armii Stanów Zjednoczonych, siostra Delores i brat Larry są pośrednikami w handlu nieruchomościami, natomiast druga siostra Roslyn (w polskich artykułach możecie się spotkać z informacją, że jest to brat - ale naprawdę nie wiem, na jakiej podstawie; zalecam w takim wypadku przestudiowanie amerykań­ skiego słownika imion) jest pisarką. Sam M.J. przyznaje się do tego, że często zastanawia się nad tym, co by było, gdyby nie był Michaelem Jordanem, czy też, gdyby nim był, ale jako zwykła, przeciętna osoba, która ma rodzinę i wykonuje wszystkie czynności z nią związane. A jak w takich okolicznościach wyglądałby jego perfect day? Wstałbym rano i wraz z żoną i dziećmi poszedłbym do pancake house na śniadanie. Jeśli byłoby to lato, zabrałbym wszystkich do Great America (nazwa lunaparku- przyp. red.). Nie byłem tam od kiedy skończyłem 12 czy 13 lat. Nie mogę tam pójść, to znaczy mogę, ale nie chcę ze wzglę­ du na całe to zamieszanie, jakie wywołuje moje pojawienie się w miejscach publicznych. To nie jest w porządku w stosunku do dzieci, które chcą się bawić wraz z rówieśni­ kami, a nie być otoczonymi przez ochroniarzy. Więc zabrałbym ich do wesołego miasteczka, potem poszlibyśmy całą rodziną na lunch do McDonald's lub do Hardee's. Później wybralibyśmy się na przejażdżkę rowerami po okolicy bez nikogo podążającego za nami samochodem lub biegnącego obok. Natomiast wieczorem wybrałbym się na spacer. Spacer tylko z żoną i dziećmi. A potem ... może do kina?! Tak wyglądałby mój dzień. Mój perfect day! Zdaję sobie sprawę, że całe to zamieszanie wokół mojej osoby jest bardzo ciężkie dla mojej rodziny, a zwłaszcza dla dzieci. Dlatego staram się jak mogę, aby zagwarantować im w miarę normalne życie. Niestety nie zawsze mi się to udaje, nie mogę chodzić na treningi Małej Ligi, nie mogę pomagać im w odrabianiu lekcji. W tym czasie nie ma mnie w domu, chociaż chciałbym to robić - ale nie jestem supermanem. Tak naprawdę moim jedynym kontaktem z dziećmi jest moja żona Juanita. To ona zabiera je do dentysty, lekarza czy szkoły. Ja o niczym nie wiem, dopóki ona mi nie powie. To również na niej spoczywa odpowiedzialność, aby nauczyć je odróżniać dobro od zła. Gdy jestem w domu, chłopcy zawsze wołają - tato, chodź pogramy w kosza albo w baseball. Wtedy to robimy, a ja w tym czasie staram się ich nauczyć wielu ważnych rzeczy. Tego, jakimi ludźmi powinni być, gdy dorosną. Niestety, takich chwil nie ma dużo. Dlatego uważam, że naprawdę bardzo wiele tracę. Umyka mi dzieciństwo moich dzieci, a ja nic na to nie mogę poradzić. Nawet ponad roczna przerwa w koszykówce tego nie zmieniła. Może ja po prostu nie potrafię już

inaczej żyć ? Starsi chłopcy- Jaffrey i Marcus -są już w tym wieku, że rozumieją, iż ich tata jest kimś wyją­ tkowym. Dzieje się tak za sprawą ich szkolnych kolegów, którzy im mówią, że ich tata jest gwiazdą, że gra w Bul/s itd. Natomiast moja córeczka Jasmine jest w takim wieku, żeją naprawdę nie obchodzi, kim jestem i co robię. Ja jestem po prostu jej tatą. Michael Jordan zdaje sobie sprawę, że jego sła­ wa w sporcie może mieć wpływ na dalsze losy jego rodziny. Zapytany, co zrobi, gdy jego chłopcy zechcą pójść w jego ślady i grać w koszykówkę, odpowiedział: To dobrze, choć wolałbym, gdyby wybrali inny sport, lecz jeśli będą tego chcieli, to będę ich z całej siły wspierał. Nie zamierzam nimi kierować lub odradzać czegoś, czego bardzo pragną. Ja miałem możli­ wość swobodnego wyboru i chcę, aby oni mieli ją również. Oni musząpodejmować własne decyzje, a ja mam ich tylko wspierać. Oczywiście mam wiele obaw, gdyż zdaję sobie sprawę, jak trudno jest być synem wielkiej gwiazdy sportu. Oczekiwania i wymagania wobec nich będą inne niż w stosunku do pozostałych, i to nie tylko na płaszczyźnie sportu. Będzie się oczekiwało, że będą mieli ładne i modne ubrania, że na 16 urodziny dostaną Porsche. Na pewno nie będzie to dla nich łatwe.

Leniwy Michael Jordan -prace domowe i majsterkowanie - Cóż, muszę się przyznać, że jako dziecko byłem w tej materii bardzo leniwy. Natomiast mój ojciec był nieprawdopodobny. Potrafił sam wszystko naprawić i bardzo często majsterkował w garażu. Obaj moi bracia, Larry i Ronnie, zarazili się tą jego pasją, natomiast ojciec cierpliwie czekał na mnie. Ciągle mnie wołał, abym mu pomagał przy majsterkowaniu w garażu. Jednak pewnego dnia nie wytrzymał. Poprosił mnie, abym podał mu klucz 9/16. Ja natomiast zapytałem go, co to jest takiego klucz 9/16. To go naprawdę rozzłościło. Uświadomił sobie, że majster ze mnie będzie do niczego. l taka j est prawda, gdy się coś zepsuje, samochód czy coś innego, wtedy wzywam kogo trzeba i jest po krzyku. Ale tego dnia doprowadziłem mojego tatę do rozpaczy. Kazał mi iść do kobiet i nauczyć się, jak się zmywa naczynia. Ja na to odpowiedziałem, że chętnie i wcale mi to nie przeszkadza. Przynajmniej nie pobrudzę sobie paznokci, a poza tym nic nie wiem o kluczach 9/16, natomiast naczynia mogę zmywać. Ostatecznie wiem, jak to robić. M.J. i małżeństwo - Ja naprawdę cieszę się z małżeństwa. Jednak gdy wraz z Juanitą zdecydowaliśmy się pobrać, byłem bardzo rozdarty wewnętrznie. Wszyscy chcieli, abym był dorosły, dojrzały i odpowiedzialny, w czasie gdy ja miałem zaledwie 24-25 lat i cieszyłem się dużą swobodą i wolnością. Wtedy sam do końca nie rozumiałem samego siebie i nie wiedziałem, kim jestem. Juan i ta j est o 4 lata ode mnie star-

sza i w trudnych chwilach, mając już własne rozterki za sobą, pomogła mi uporać się z moimi. Dzięki niej stałem się bardziej dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem. Dała mi możliwość korzystania z innego życia niż koszykówka. Michael Jordan wielkim sportowcem jest, jednak nie potrafi pływać - Ha, moje dzieci kochają wodę, ja natomiast nie. W swoim życiu miałem zbyt wiele złych doświadczeń z wodą. Gdy miałem 7 lat, bawiłem się na brzegu oceanu wraz z przyjaciółmi niedaleko Wiłminglon NC., gdzie dorastałem. Nie potrafiłem pływać, podobnie jak moi koledzy, więc w strojach surjingowców łapaliśmy dla zabawy fale. Nagle nadeszła olbrzymia fala i porwała nas w głąb oceanu. W zasadzie był to ustęp. Ja miałem dużo szczęścia i udało mi się dostać do brzegu, natomiast mój kolega utonął. Do tej pory pamiętam jego rozpaczliwy wzrok, żebym mu pomógł, lecz ja nie mogłem nic zrobić, bo sam nie potrafiłem pływać i naprawdę nie wiem, jak udało mi się uratować. Nie był to jednakjedyny incydent. Gdy miałem 12 lat znowu mało co nie utonąłem. Wraz z kolegami wygraliśmy mistrzostwa miasta w baseballu i świętowaliśmy to zwycięstwo na basenie w King s Mountain, N C. Wszyscy wskakiwali z dużym pluskiem do wody i pływali. Ja też chciałem z nimi świętować, więc wziąłem plażową piłkę i wszedłem do basenu. Gdy próbowałem z nią pływać, j eden z kolegów wskoczył do basenu jak torpeda wywołując aplauz innych. Niestety piłka, na której leżałem, została wymyta przez fale, a ja zacząłem się topić. Kilka razy wypływałem na powierzchnię i ponownie się zanurzałem, myślałem, że już po mnie, kiedy jeden z kolegów z drużyny zobaczył co się dzie-• je i w ostatniej chwili wyciągnął mnie na brzeg. Póź­ niej, już na Uniwersytecie North Carolina, miałem dziewczynę. Cóż, na Memoriał Day Weekend pojechała ona do domu, a w tym czasie w Wiłminglon był straszny sztorm z ulewnym deszczem. I gdy szła w wodzie po kolana, nagle przewrócił ją silny prąd wody. Wszystko działo się tak szybko, a prąd był tak silny, że nie mogła się podnieść, i woda porwała ją do oceanu i utonęła. W wodzie po kolana! Jeśli to nie wystarczy, to proszę bardzo coś jeszcze. Na Uniwersytecie N C. obowiązuje zasada, że nie można otrzymać dyplomu bez zaliczenia pływackiego testu. Więc nie patrząc na to, że nie umiem pływać, podszedłem do tego testu. Miałem wskoczyć do wody, popłynąć w głąb basenu, dotknąć dna, wypłynąć na powierzchnię i jak najwyżej wyskoczyć z wody. Więc wskoczyłem, dopłynąłem do dna - jeśli w ogóle moz na było to nazwać pływa­ niem - i w czasie, gdy wypływałem na powierzchnię, dwukrotnie opadałem na dno. W ostatniej chwili podali mi ten specjalny drąg do wyciągania. Tej chwili również nie zapomnę, człowiek nic nie widzi poza tym kijem. Ja naprawdę boję się wody i wcale się tego nie wstydzę. Każdy czegoś się boi. Więc błagam, nie proś­ cie mnie, abym przebywał w pobliżu jakiejś wody. Synowie Jordana bardzo się między sobą róż­ nią. Jeffrey jest bardzo otwarty, przyjazny, potrafi usiąść i z każdym rozmawiać. Można z nim się bawić, żartować, robić cokolwiek. Marcusjest natomiast zupełnie inny, bardzo niezależny i uwielbia całować kobiety. Zdaniem M.J. obaj zostaną sportowcami, a dodatkowo Marcus ma zadatki na playboya. Jeffrey ma wiele atrybutów, aby być koszykarzem lub baseballlistą. Ma duże ręce i niesamowitą koordynację wzrokowo-ruchową. Marcusjest natomiast bardzo agresywny i szybki czyli idealny do gry w football amerykański. A kim naprawclą zostaną, tego nikt nie wie, nawet ich wielki Michael Air Jordan.

I.Z.


Kurs HaTeeMela (1) Aby móc napisać jakikolwiek dokument w języku HTML, musimy wejść do edytora tekstu. Najlepiej jest pracować w specjalnie przeznaczonych do tego programach, takich jak np. HTML Assistant (dostępny w sieci SGH), HoTMetaiPro, czy HotDog. Do tworzenia plików HaTeeMeLowskich wykorzystamy program HTML Assistant 1.0. Po zalogowaniu się na Elpisa i uruchomieniu Windowsów, wchodzimy do grupy Internet, gdzie znajduje się ikonkatego programu (taki mały ołówek). Po dwukrotnym kliknięciu na niej wyświetli się okno informacyjne programu HTML Assistant. Po kliknięciu na przycisku 'OK' pojawi się główne okno edytora. Możemy teraz otworzyć gotowy już dokument, albo stworzyć cał­ kiem nowy. Interesuje nas to drugie. Z menu FILE wybieramy więc opcję NEW. W oknie głównym wyświetli się mniejsze okno zawierające dokument nażwany standardowo Unti tled. Możemy już zacząć "wklepywać" naszą stronę.

.

.

'

~.

'

"

'

l

~

1

Kn*llt-.nBaT~ t.a:tt piawsaCo.-.c, poc:zawuyodtqo..,....,.

DmitaUK be&:iany- .'-dlllAm..\ ~ odtda K - łb'fttłrlJ!La

Rys. 1

<POLECENIE>

Przeglądarka wyświetli

pusty ekran, bez nagłówka i Do wydzielenia nagłówka służy para znaczników <HEAD> i </HEAD>. Jednak ich użycie nadal nie zmienia wyglądu strony. Aby w pasku przeglądarki, w którym wyświetla się tytuł, pojawiła się nazwa naszej strony, musimy zastosować kolejną parę znaczników, a mianowicie <TITLE> i </TITLE> (umieszczamy je pomiędzy parą znaczników z poleceniem HEAD). Teraz może­ my nadać tytuł naszej stronie. Niech to będzie Kurs HaTeeMeLa. W tym celu zdanie tytułowe wpisujemy pomiędzy znaczniki tytułowe z poleceniem T I TLE, jak poniżej : <HTML> <HEAD> <TITLE>Kurs HaTeeMeLa</TITLE> </HEAD> </HTML> treści .

Efekt w przeglądarce jest taki, że w pasku tytułowym pojawiła się nazwa naszej strony, nadal jednak głów­ ne okno jest puste. Musimy dodać do naszego dokumentu ciało, czyli BODY, bo tak dosłownie brzmi kolejne polecenie. Pomiędzy znacznikami <BODY> i </BODY> umieszczamy całą "treść" strony WWW, czyli tło, tekst, ramki, grafikę itd. Wszystko, co pojawi się w oknie głównym przeglądarki, musi zostać

-

znaczników występuje w dwóch wersjach - ,. otwierającej", która umieszczana jest przed tekstem, oraz ,.zamykającej", znajdującej się po tym tekście. Co to oznacza? Weźmy na przykład polecenie B (l!.old). Postawienie tego polecenia przed tekstem spowoduje, że zostanie on pogrubiony. Ale po kolei. Znacznikiem "otwierającym" jest <B>, zaś zamykającym </B>. Jeden od drugiemu różni się znaczkiem ' /' (slash). Wersja "zamykająca" powoduje zaprzestanie wykonywania polecenia umieszczonego w znaczniku "otwierającym". l tak, jeżeli np. w zdaniu: Kurs HaTeeMeLa chcemy wygrubić słowo ' Kurs' , to w dokumencie HTML musimy napisać: <B>Kurs</B> HaTeeMeLa Gdybyśmy

nie postawili znacznika </B>, wtedy pogrubiony zostałby nie tylko wyraz 'Kurs ', ale każdy inny tekst, jaki się po nim pojawi. Trzeba więc pamiętać, aby zawsze kończyć polecenia, które tego wymagają.

polecenia, których nie trzeba kończyć. Do nich należy np. IMG (im.a/l.e), które wstawia obrazek o podanych parametrach (samo <IMG> nie znaczy nic i wymaga dalszych parametrów). Tak więc nie stosuje się znacznika kończącego </IMG>. Pójdźmy dalej. Podstawowym znacznikiem, który musi obowiązkowo rozpoczynać każdy dokument HTML, jest <HTML>. Wersją "zamykającą" jest znacznik </HTML>, który umieszczamy jako ostatni, zawsze na końcu dokumentu. "Szkielet" strony powinien wyglądać tak:

<HTML> <HEAD> <TITLE>Kurs HaTeeMeLa</TITLE> </HEAD> <BODY> <Hl>Krotki kurs HaTeeMeLa</Hl> <I>czesc pierwsza</I><BR><P>Co miesiac, poezawszy od tego numeru, zamieszczac bedziemy na lamach <B>MAGLA</B> kolejne odcinki <B>Kursu HaTeeMeLa . </B><BR><P> <U>Zapraszamy do nauki!</U><BR> </BODY> </HTML> wyświetli się

w Netscape tak, jak to ilustruje rys. 2. "Rodzina" poleceń H (skrót od h.eading) służy do pogrubiania i zmieniania wielkości czcionki. Poleceń tych używa się w formie par znaczników <Hl> i </Hl>, <H2> i </H2>,... , <H6> i </H6>. Umieszczenie tekstu pomiędzy znacznikami <H6> i </H6> podziała odwrotnie niż użycie <Hl> i </Hl>, tzn. l ;--1

"

r

-~- ~

~}

--- - - - -

.l

•• ,

: ~·

-•

---l ,

~!:.l

Kun HaTeeMeLa

. --

Kvrs HaTeeMeLa ~

'

' '

'

~ "·Krotld· ~ Kun HaTeeMeLa Co~.~w-. .......... ~~-~MAOU

k<łl.ioł •-~U.JMNt!A.

- to jest znacznik

Większość

Są jednak

<HTML> </HTML>

i-.

HTML, podobnie jak każdy inny język programowania, posiada swoje polecenia. Są one odczytywane i interpretowane przez przeglądarkę, która na tej podstawie wyświetli taki, a nie inny, obraz strony WWW. Każde polecenie języka HTML musi być obowiązko­ wo · umieszczone pomiędzy znakami nierówności, tzn. '<' i'>' i nazywa się ono wtedy znacznikiem. Wygląda to mniej więcej tak:

go powoduje nie tylko rozpoczęcie nowego wiersza, ale także utworzenie jednej pustej linijki. Użycie dwóch znaczników <P> nie daje takiego efektu. Z kolei zastosowanie kombinacji <BR><P> jest praktycznie równoznaczne użyciu .dwóch znaczników <BR>. Dokument postaci:

Rys. 2 zdefiniowane pomiędzy tymi dwoma znacznikami. Po postawieniu znacznika <BODY> możemy napisać jakiś tekst i zamknąć ciało dokumentu znacznikiem </BODY>, jak poniżej: <HTML> <HEAD> <TITLE>Kurs HaTeeMeLa</TITLE> </HEAD> <BODY> Krotki kurs HaTeeMeLa czesc pierwsza Co miesiac, poezawszy od tego numeru, zamieszczac bedziemy na lamach MAGLA kolejne odcinki Kursu HaTeeMeLa. </BODY> </HTML> W przeglądarce wygląda to marnie (rys.l)- takie niczym nie wyróżniające się zdanie i do tego ,jednym ciurkiem". Możemy jednak powiększyć rozmiar czcionki znacznikami <Hl> i </Hl> (o których poniżej), pogrubić (<B> i </B>), podkreślić (<U> i </U> - skrót od H.nderline) lub pochylić (<I> i </I>- skrót od [talie) niektóre partie. Trzebajeszcze porozdzielać wersy, a robi to się za pomocą znacznika <BR>, który działa podobnie jak naciśniecie en ter. Możemy też zastosować znacznik <P>, który także powoduje przejście do nowej linijki (akapitu). Podstawowa różnica pomiędzy <BR> a <P> polega na tym, że np. dwukrotne użycie tego pierwsze-

&..HaT-.IA

-·........ -·Rys.3 zmniejszy go w największym stopniu. Używając poleceń H nie musimy stosować polecenia B, aby pogrubić tekst, ponieważ jest on automatycznie wytłusz­ czany. Stosowanie polecenia H nie wymaga używania ani znacznika końca wersu <BR>, ani znacznika nowego akapitu <P>. Po postawieniu znacznika "zamykającego", np. </H2>, tekst zostaje automatycznie "złamany", a jednocześnie tworzony jest odstęp pomiędzy wersami. Na rysunku 3 pokazane jest okno Netscape z wyś­ wietlonym poniższym plikiem HTML. Przykład ten obrazuje działanie poleceń H. <HTML> <HEAD> <TITLE>Kurs HaTeeMeLa</TITLE> </HEAD> <BODY> <Hl>Kurs HaTeeMeLa</Hl> <H2>Kurs HaTeeMeLa</H2> <H3>Kurs HaTeeMeLa</H3> <H4>Kurs HaTeeMeLa</H4> <HS>Kurs HaTeeMeLa</HS> <H6>Kurs HaTeeMeLa</H6> </BODY> </HTML> To tyle na dziś. Musimy j eszcze zachować nasz plik. W tym celu z menu FILE wybieramy SAVE AS. Nadajemy plikowi jakąś nazwę, np. index. htm. Jeże­ li będziesz chciał poeksperymentować, warto, żebyś wiedział, jak oglądać pliki w Netscape. Po prostu z IN menu FILE wybierz opcję OPEN FILE BROWSER, a następnie wskaż plik i zatwierdź wybór. Powodzenia! (j.p.)


Podstawy tina L Co to jest tin? - tin jest programem umożliwiają­ cym czytanie newsów znajdujących się w sieci. 2. Jak skorzystać z tina? - wystarczy posiadać konto uczelniane na serwerze AKSON (UNIX). 3. Jak uruchomić tina? - należy wpisać po prostu tin po zalogowaniu się na aksona. NIEKTÓRE SERWERY NEWSOWE: news.sgh . waw.pl news.nask.pl news.tpnet.pl news.apk . net news.uio . pl

serwer zmienia się komendą: export NNTPSERVER nazwa . serwera (shell bash pod Unixem) setnv NNTPSERVER nazwa.serwera (shell tcsh i csh pod Unixem) przed wejściem do tin-a.

4. Jak zaprenumerować sobie grupę newsową? - należy po uruchomieniu tina wcisnąć S (jak Subscribe), a następnie wpi sać nazwę interesującej nas grupy newsowej. 5. Jak wypisać się z grupy newsowej? - tak samo, j ak zapisujemy s ię do niej, tylko zamiast S należy użyć U (jak l,!nsubscribe). Warto wiedzieć, iż za pomocą s i U możemy zapisywać się do i wypisywać się z wielu grup, podając jedynie wzorzec (pattem), do którego pasują nazwy grup newsowych (np. poprzez wpisanie pl. * po użyciu S zaprenumerujemy wszystkie gru-

py o pierwszym członie nazwy p l . ). Jeśli chcemy wszystkie dostępne grupy newsowe, wystarczy wpisać y (jak yank). Gdy jakaś grupa się nam spodoba i chcemy ją zaprenumerować, wpisujemy tym razem s (małe!) . Do "naszych" (czyli tylko zaprenumerowanych grup) przechodzimy powtórnie,

- po wejściu do menu grupy, trzeba użyć a (l!uthor search) i wpisać szukane wyrażenie. Jeśli interesuje nas np. tytuł, postępujemy analogicznie, zamiast a

wpisujący.

nąć f

zobaczyć

6. Jak przeczytać

artykuły z wybranej grupy? - po jej zaprenumerowaniu, należy najechać kursorem na j ej nazwę oraz wcisnąć po prostu enter. Aby przeczytać wszystkie artykuły, najłat­ wiej zacząć od pierwszego (enter), a potem czytać kolejne, naciskając po każdym przeczytanym artykule n (jak next). Jeśli chcemy wrócić do poprzedniego artykułu, naciskamy p (jak J!.revious). Często artykuł nie mieści się na jednej stronie - wtedy przechodzimy do następnej strony za pomocą spacji, a wracamy do poprzedniej, naci skając " . Jeśli chcemy wyjść do głównego menu grupy, należy wcisnąć q (jak guit). 7. Jak znaleźć artykuł o żądanym autorze lub tytule?

wcześniejszym

NIEKTÓRE SKRÓTY W NAZWACH GRUP DYSKUSYJNYCH sci - naukowcy i naukomaniacy comp - wszystko o komputerach os - systemy operacyjne news - o newsach rec - zainteresowania wszelakie al t - alternatywne bin - dla plików w postaci binarnej misc - różności nie mieszczące się w innych grupach soc - tematy społeczne pl - polskojęzyczne

WWW-SZPERACZ MAGIEL

CHIP

http://akson.sgh.waw.pl/-magiel/ Internetowe wydanie naszego miesięcznika. A w nim: artykuły z numerów archiwalnych, strony poś­ więcone konkursom, muzyce, filmowi i ... Czyli to, co naj lepsze na papierze, w coraz to lepszej i pełniejszej formie. Dla nowych użytkowników sieci szczególnie cenny będzie nurner Internetowy MAGLA, przygotowany przez Centrum Informatyczne SGH. Jeśli jeszcze nie widziałeś naszej strony - szybko nadrób zaległości.

http : //www . chip . pl/ Stronajednej z ciekawszych gazet komputerowych. Z rzeczy wartych uwagi znajduje się tam Netoskop, czyli polski odpowiednik Altavisty - wyszukiwarka, która .ma w swej bazie danych wszystkie polskoję­ zyczne strony. Oprócz tego można tam znaleźć profesjonalnie przygotowany NewsRoorn i zawsze ciekawą Wolną Paginę. Wszystko wzbogacone jedną z najlepszych szat graficznych na polskich site'ach.

CIEMNOGRÓD http://www.ciemnogrod.net/ "Wirtualna stolica Polskiej Kołtunerii , centrum zoologicznego antykomunizmu, oś­ rodek fanatyzmu religijnego oraz agentura Odrażającego Patriotyzmu". Znajdziesz tam definicję ciernnogrodzianina, zapoznasz się z deklaracją programową zatwardziałych ciernnogrodzian, dowiesz się, jakie właściwie są różnice między Lewicą a Prawicą, oraz wielu innych fascynujących rzeczy.

TOMORROW NEVER DIES http : //www.tomorrowneverdies . com/ Strona najnowszej części przygód niezniszczalnego agenta Jamesa Banda. Można się na niej przekonać, że Pierce Brosnan nadal wygląda z broniąjak ołowia­ ny żołnierzyk, a nowa dziewczyna Banda nie sięga Izabelli Scorupco nawet do pięt. Mnóstwo zdjęć, informacji z planu oraz od producenta, plakat, a także krótkie filmy, do których obejrzenia konieczny jest odpowiedni plugin. Wszystko oczywiście w lengły­ dżu.

wpisując/ .

8. Jak odpisać na artykuł w grupie?- po wyświetle­ (patrz punkt 6), należy wcis(jak followup). Wówczas, za pomocą ustawionego edytora systemowego vi·, możemy odpowiedzieć na artykuł. Po wyjściu z niego, należy wybrać opcję p (jak JłOSt) i nasza odpowiedź zostanie wysła­ na. Jeśli chcemy wysłać odpowiedź tylko do autora, zamiast f nal eży użyć r (jak reply). 9. Jak napisać nowy artykuł do grupy? - po wejściu do menu głównego danej grupy (patrz punkt 6), należy wcisnąć w. Dalsze postępowanie jest analogiczne do tego z punktu 8. l O. Jak wyjść z tina? - naciskając q (jak guit), przechodzimy do coraz wyższego menu programu. Po użyciu q w menu głównym , tin zapyta się nas o potwierdzenie chęci wyjścia i po wpisaniu y (jak yes), wyjdziemy z tina. niu

żądanego artykułu

11. Czy są jakieś dobre rady dla

użytkowników tina?

- tak, np. wskazane jest studiowanie i testowanie zestawu komend wyświetlanych w menu tina (najlepiej nadaje si ę do tego celu grupa pl.test) Ponadto polecam zawartość man tin na aksonie.

Tomasz Kacprzyk, lech@sgh.waw.pl *jeśli nie podoba się nam edytor vi, należy zmienić zmienne EDITOR i VISUAL w pliku .proflile (shell bash) lub . tcshrc (shell csh lub tcsh) w katalogu domowym za pomocą odpowiednio export lub setenv.

przez komputery po muzykę, a także te dla dorosłych ki ientów. Wszystko opatrzone ładną grafiką. N iestety cały efekt ginie, gdy nie mamy przeglądarki, która wczytuje ramki. Cóż, nikt nie jest idealny.

DISCO POLO http://www . acalta . eom . pl/discopolo/ "Ta strona jest piękna jak Shazza o poranku, ambitna jak teksty Bajerfula, wyrafinowana jak ropa do traktora oraz oczywiście utrzymana w klimacie discopo-

ZAKUPin http://zakupy.supermedia.pl/ Następny serwis firmy Supermedia. Tym razem jest to baza danych wirtualnych sklepów, coraz po-pularniejszej formy robienia zakupów. Znajdziemy tu odnośniki do przeróżnych działów, od auto-rnoto, po-

__....___

WITA.! NA NAJŚM IESZNlF..JSZIW W POLSCF.

STRO lE DISKO ....................... .., POLO ..,..,. ......................... ....................... ~

~,...

_ _,__ • .,......corca.o••WII

lo

do bólu". z niej

Można się

dowiedzieć,

kto

chciał

dla Shazzy z krzywej wieży w Pizzie Hut, dlaczego kobiety mogą dłużej wytrzymać bez powietrza pod wodą i jak im to pomaga w śpiewani u, jakie listy piszą wielbiciele zespołu Alias Lamera.

wykonać one-way-bandżidżamping

Wyszperała:

ATENA

Zapraszam do współpracy wsystkich maniaków www. Propozycje ciekawych stron przesyłajcie na magiel@sgh.waw.pl.


"GRASZ O STAż" W FIRMIE COLGATE-PALMOLIVE Niniejszy artykuł jest kontynuacją podsumowania programu praktyk studenckich, który funkcjonuje w firmie Colgate-Palmolive już drugi rok. Ten odcinek chciałabym poświęcić finalistom konkursu "GRASZ O STAŻ". Organizatorami konkursu są: firma Coopers & Lybrand, "Gazeta Wyborcza" i Program III PR. Do tej pory konkurs miał 2 edycje, w 1996 i 1997 roku. W 1996 roku do Colgate-Palmolive trafiło 2 finalistów konkursu: Anna Smuga, studentka Akademii Ekonomicznej w Katowicach, która odbywała swoją praktykę w dziale finansów oraz Olaf Kacperski, wówczas student V roku Zarzą­ dzania i Marketingu oraz Bankowości na Uniwersytecie Łódzkim, który pracował w dziale maga. zynowania i w tymże dziale został zatrudniony. W roku bieżącym wybraliśmy na praktykę fmansową Marzennę Derdzińską, studentkę V roku Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu w Białymstoku. Wybór okazał się bardzo trafny. Marzenna wykazała się dużą wiedzą z zakresu ekonomii oraz obowiązkowością, chęcią uczenia się, komunikatywnością i umiejętnością pracy w zespole. Zachęcam do przeczytania tego, co Olaf i Marzenna napisali o sobie i swojej pracy w firmie Colgate- Palmolive.

"Wiosną 1996 roku wykonkurs Gazety Wyborczej "Grasz o staż", a moją nagrodą była praktyka wakacyjna w fabryce Colgate-Palmolive w Halinowie. Pierwszą rzeczą, która mnie ucieszyła, było to, że poświęcono mi dużo czasu i uwagi umożliwiając poznanie zasad funkcjonowania firmy. Najwyraź­ niej okazałem się pojętnym uczniem, gdyż już po kilku tygodniach zaproponowano mi stałą pracę na stanowisku Warehouse Coordinator.

Olaf Kacperski:

grałem

Do moich obowiązków należała organizacja dystrybucji krajowej, logistyczna współpraca z kontraktorami zewnętrznymi oraz dbałość o właści­ we funkcjonowanie magazynów. Było to samodzielne stanowisko kierownicze, zaś swój czas dzieliłem pomiędzy trzy główne obszary działań. Pierwszym z nich była kontrola operacyjnej działalności logistycznej firmy , drugim zarządzanie kilkunastoosobowym zespołem ludzkim. Trzecim, przyznam, że początkowo niedocenianym przeze mnie, było tworzenie nowych oraz dostosowywanie obowiązujących procedur do przepisów polskiego prawa oraz zasad Colgate-Palmolive Company. Dopiero z czasem doceniłem wagę istnienia spójnego systemu procedur. Powoduje on standaryzację poczynań, określa kompetencje i obowiązki, co ułatwia operacyjne działania i zwiększa ich przewidywalność. W rezultacie klient otrzymuje produkt o powtarzalnej, bardzo wysokiej jakości. Po roku pracy zostałem promowany na nowe stanowisko - Promotion Logistics Coordinator, przenosząc się tym samym do działu planowania produkcji. Zmiana ta, z kilku względów, bardzo mnie

ucieszyła. Po pierwsze, stanowisko to było nowe w strukturze firmy. Po drugie, czułem się po częś­ ci jego ojcem, gdyż sam, kilka miesięcy wcześ­ niej, przy okazji przygotowywania dla kierownictwa prezentacji dotyczącej logistyki w firmie, wskazałem na potrzebę utworzenia takiego stanowiska. Po trzecie, potwierdziło się moje przekonanie o tym, że opinie pracowników są brane pod uwagę przy planowaniu rozwoju organizacji. Do moich obecnych obowiązków należy planowanie, organizacja i kontrola logistycznego przygotowania projektów promocyjnych. Podoba mi się to, że mam swobodę w organizowaniu całego procesu, zaś dla mojego szefa istotny jest przede wszystkim rezultat - czyli dostarczenie na czas produktu o określonej jakości. Dużo satysfakcji sprawia mi doskonalenie procesu i poszukiwanie nowych, efektywniejszych metod jego przeprowadzenia. ·

W firmie

cenię

wiele rzeczy. Po pierwsze ludzi, realizujących się w swojej pracy i tworzących zgrany zespół, który w przypadku powstania problemu nie szuka winnych, a raczej próbuje problem rozwiązać . Po drugie, nowoczesny wspomagający zarządzanie zintegrowany system informatyczny, obejmujący całość działań przedsiębiorstwa. Po trzecie, komfortowe warunki pracy i narzędzia pozwalające każdemu zająć się efektywnie zagadnieniami, którymi powinien się zajmować. Nie chcę stworzyć wrażenia, że Colgate-Palmolive jest firmą idealną, ale na pewno dynamicznie się rozwijając, zapewnia swoim pracownikom duże możliwości rozwoju oraz oferuje ciekawą i nierutynową pracę."

Derdzińska: "Koniec czwartego roku studiów to czas, kiedy trzeba zacząć podejmować decyzje dotyczące swojej dalszej przyszłości - zapoznać się z rynkiem pracy, istniejącymi możliwościami zatrudnienia, potrzebami pracodawców. To także czas na podsumowanie swoich dotychczasowych osiągnięć, umiejętności, pragnień. Wydawało mi się, że dla zrealizowania tych zamierzeń i sprawdzenia swoich możliwości najlepsza byłaby praktyka w renomowanej firmie, która pozwoliłaby nie tylko na ocenę swojej osoby, ale także na zastosowanie w praktyce dotychczas uzyskanej wiedzy.

Marzeona

Jakby w odpowiedzi na moje potrzeby, na uczelni i w "Gazecie Wyborczej" pojawiły się informacje o mającym się wkrótce rozpocząć konkursie "Grasz o staż". Szczególnie moją uwagę przyciągnęła informacja, iż fundatorami praktyk było 80 znanych na polskim rynku firm. Renoma organizatorów, czyli "Gazety Wyborczej", firmy Coopers & Lybrand, Programu 3 PR wydawała się świadczyć sama za siebie, a wypowiedzi uczestników poprzedniej edycji konkursu były bardzo pozytywne. Kilka osób podpisało również umowy o pracę. To spowodowało, że zdecydowałam się na udział w tym konkursie, odpowiedziałam na wybrany

przeze mnie zestaw pytań (ekonomia i finanse), dołączyłam CV, list motywacyjny, zamieszczoną ankietę i czekałam na wyniki. Jak się okazało, moje odpowiedzi i informacje zostały zaakceptowane i stałam się jedną z 224 szczęśliwych osób, które przeszły do finału . Finał oznaczał rozmowę kwalifikacyjną w jednej z firm-fundatorów praktyk. Firma Coopers & Lybrand, która dokonywała wstępnej oceny, przesłała moją kandydaturę do Colgate-Palmolive Poland, od której otrzymałam zaproszenie na rozmowę. Podobno człowiek wyrabia sobie opinię o osobach i rzeczach w ciągu 7 sekund, a moja opinia była bardzo pozytywna. Rozmowa dotyczyła głównie moich dotychczasowych osiągnięć, wykształcenia, wiedzy praktycznej. Nie była więc stresująca.

Po rozmowie

pozostało

oczekiwanie na werdykt. bardzo, gdy na uroczystym spotkaniu powiadomiono mnie, iż będę odbywała w czasie wakacji staż w ColgatePalmolive. Moja praktyka rozpoczęła się 7 lipca i początkowo miała trwać 2 tygodnie. Był to, moż­ na powiedzieć, "okres próbny", podczas którego ja mogłam się zapoznać z firmą, a firma ze mną. Po upływie dwóch tygodni moje wcześniejsze wrażenie o panującej w firmie koleżeńskiej atmosferze potwierdziło się, gdyż pomimo tak krótkiego pobytu zostałam włączona w pracę zespołu i nie czułam sięjak "nowa". Przypuszczam, że moja osoba została również pozytywnie oceniona, gdyż przedłużono mój staż początkowo do 31 sierpnia, a następnie do 19 września. Muszę przyznać, że ucieszyłam się

Od samego początku postanowiłam swój pobyt w firmie wykorzystać jak najlepiej i dowiedzieć się jak najwięcej . Muszę przyznać, że w miarę możli­ wości pozwolono mi na to. Poza konkretnymi zadaniami wykonywanymi dla zespołu, którego byłam członkiem, mogłam zapoznać się z pracą i zadaniami innych osób. Dzięki temu poznałam nie tylko niektóre szczegółowe rozwiązania stosowane w firmie, ale także ogólną zasadę funkcjonowania firmy w Polsce oraz obraz Colgate-Palmolive jako firmy międzynarodowej . Uzyskiwane przeze mnie wiadomości nie dotyczyły więc tylko spraw finansowo-księgowych (zgodnych z .kierunkiem mojego stażu), ale także marketingu, sprzedaży, administracji, itp. Uważam więc, że

minione wakacje wykorzystanajlepiej jak mogłam, głównie dzięki otwartości osób pracujących w firmie Colgate-Palmolive. Jednak ponieważ byłam jedyną osobą, którą firma przyjęła na staż z konkursu, brakowało mi osób, które razem ze mną odbywałyby podobną praktykę, z którymi mogłabym dzielić się opiniami i wiedzą. Sądzę, że w ten sposób jeszcze wię­ cej zyskałabym ja, jak też firma, zgodnie z zasadą 'co dwie głowy to nie jedna'." łam

Zebrała:

Małgorzata

Chojecka


PRACA!!!

Wakacje w USA dla każdego!

Firma zatrudni na umowę-zlecenie lub na umowę o z terenu Warszawy z peńekcyjną znajomością programu CORELDraw.

dzieło osobę

Jeżeli. .. -Chcesz opanować świetnie angielski raz na zawsze (to nieoceniony kapitał!); -Chcesz spędzić niezapomniane, naprawdę pełne przygód wakacje; -Chcesz nie wydać fortuny ale się dobrze bawić; -Odwiedzić w Stanach wszystkich znajomych i poznać wielu nowych; -Posiadasz jakąkolwiek umiejętność (sportową, artystyczną, itd.) i chcesz jej uczyć na obozie; -Chcesz odnależć się w roli babysitlerki (to dla dziewcząt), mieszkając z amerykańską rodziną; -Nie cierpisz dzieci, ale za to nie boisz się pracy fizycznej; -Nie widzisz nic przeciwko i chętnie się dowiesz szczegółów, bez zobowiązań;

Praca na sprzęcie firmowym lub własnym. Informacje po godzinie 18:00 pod numerem telefonu 44 59 48

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••• Ośrodek Promocji Absolwentów informuje

BERTELSMAN MEDIA renomowana firma wydawnicza poszukuje absolwenta lub studenta Finansów i Bankowości do pracy w pełnym wymiarze czasu na stanowisku:

ASYSTENTA PREZESA

Pójdż

w ślady kilkudziesięciu już osób z naszej uczelni i w studenckim programie kulturalnym "Camp America" w Stanach Zjednoczonych!

Jeśli

weż udział

* * * *

Informacje: -Dział Współpracy

jesteś osobą dyspozycyjną

zadzwoń

z Zagranicą SGH (l piętro, bud. "G")

-Tel. 649 83 58 -Tel. 0602 644 789 -E-mail: agrabo@sgh.waw.pl

znasz biegle język niemiecki nie boisz się liczb potrafisz świetnie zorganizować pracę i ją koordynować

•• ••

(645-81-05) lub prześlij CV i list motywacyjny pod adresem:

Berteismao Media Sp. z o.o. ul. Rosola l O 02-786 Warszawa fax. 648-82-03

•• • •• ••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

K6NKURS PRICE WATERHC)USE Regulamin konkursu na

najlepszą pracę napisaną

na temat:

"PODATKI A WZROST GOSPODARCZY NA PRZYKŁADZIE GOSPODARKI POLSKIEJ W OSTATNICH LATACH" Zagadnienia ogólne l . Konkurs ma formę otwartą. Kierowany jest do studentów Szkoły Głównej Handlowej. 2. Celem przeprowadzenia konkursu jest wyróżnienie najlepszych prac z dziedziny finansów publicznych, bankowości i rachunkowości finansowej, a jednocześnie pobudzenie zainteresowania studentów SGH tematyką polityki fiskalnej i systemów podatkowych. 3. Organizatorami konkursu są: --Price Waterhouse Polska Sp. z o.o., Dział Usług Podatkowych i Prawnych, --Ośrodek Promocji Absolwentów SGH. 4. Fundatorem nagród jest Price Waterhouse Polska Sp. z o.o. 5. Adresem biura konkursu, na który przesyłane powinny być prace jest: Szkoła Główna Handlowa Ośrodek Promocji Absolwentów ul. Rakowiecka 24 02-521 Warszawa 6. Nagrodę przyznaje Komisja Konkursowa, składająca się z profesorów wykładających w Szkole Głównej Handlowej i pracowników PW.

Procedura przystąpienia do konkursu: l. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest złożenie przez kandydata dwóch egzemplarzy pracy na podany temat. 2. Zgłoszona do konkursu praca nie może być pracą wcześniej publikowaną. Objętość pracy nie powinna przekraczać obj ętości I artykułu wydawniczego (21 stron maszynopisu). 4. Praca składana jest w formie wydruku komputerowego. 5. Złożenie pracy konkursowej powinno nastąpić do 30 kwietnia 1998 roku. 6. Do momentu ogłoszenia wyników konkursu główny sponsor zapewnia ochronę treści prac przez udostępnienie ich wyłącznie członkom Komisji Konkursowej.

3.

Ocena prac l . Prace uczestników podłegają ocenie Komisji Konkursowej (nazwanej dalej Komisją) powołaną przez organizatorów. 2. Kryterium oceny prac jest ich walor poznawczy, tzn. oryginalność treści pracy oraz stopień głębokoś-

ci analizy podj ętej przez uczestnika. 3. Podstawą do sformułowania werdyktu jest zapoznanie się przez każdego członka Komisji z poziomem prac konkursowych. 4. Ostateczny werdykt zostanie ustalony w drodze wspólnej dyskusji członków Komisji. 5. W przypadku równego podziału głosów w Komisji, rozstrzygającym jest głos przewodniczącego. Ogłoszenie

wyników i przyznanie nagród l . Ogłoszenie wyników i przyznanie nagród 15 czerwca 1998 roku.

nastąpi

2. Pula nagród wynosi 5.000 PLN i może sposób dowolny podzielona przez Komisję.

być

w

HARMONOGRAM KONKURSU 30 kwietnia 1998 r. - ostateczny termin składania prac konkursowych 30 kwietnia - 31 maja 1998 r. - analiza prac przez członków Komisji Konkursowej 15 czerwiec 1998 r. - ogłoszenie wyników i wręcze­ nie nagród



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.