SZKOLlilA DLA lNSmtiCJl
'fr 622 2058/59, 622 2475 http://www.tfls.com.pl e路mail: tfls@optimus.waw.pl
CO w1' W
'~"'>
MAGLU '
???
[
ł
łifł(GIEL]
sną?_=:] Co w trawie piszczy nie każdy wie, ale co się dzieje w naszej Szkole ... Oto przedstawiamy Wam relację z działalności władz studenckich z pierwszej ręki. Po raz kolejny poruszony zostaje temat SHP oraz wyborów elektorskich i rektorskich., czyli spraw jak najbardziej bieżących, budzą cych emocje, nieco kontrowersyjnych ... a to wszytko już na stronach 6 i 7. Zapraszamy do lektury :)
Koło
Marketingu i
Koło
Reklamy zorna temat kampani wyborczej do obecnego Parlamentu. Czy podano skuteczna receptę na sukces wyborczy? Jakie sa tajniki prezencji kandydata? Jak oczarować elektorat wyborczy? A może interesuje Was fenomen kampanii Samoobrony i manipulacji Piotra Tymochowicza? Ach, ta polityka ... na stronie 14. ganizowało
krótką serię wykładów
Wyjątkowo
umieszczamy recenzję w dziale "Uczelnia" (s. 17). Jest to jednak wyjątek, spowodowany tym, że owego podręcznika używa każdy student Studium ?odstawowego. Autor najwyraźniej nie jest pod wrażeniem , a przynajmniej tym pozytywnym, po okresie sesyjnego romansu z tą publikacją, za którą w dodatku przyszło mu zapłacić 59 PLN. Cena, sami przyznajemy, niemała. Romans sam w sobie bardzo romantyczny nie był, ponieważ ograniczał się do wiemego poznania treści owej "ukochanej za 59 PLN", co niezbędne było do poprawnego zaliczenia egzaminu z przedmiotu pod wielce obiecującą nazwą "Informatyka". Dlaczego romans jest niezbędny? Czyżby na wykłady nikt nie chodził??? Odpowiedź na str. 17. książki
mteszczamy wywiad ze znanym w branży reżyserem filmów reklamowych - Lourensem van Rensburgiem, który ostatnio w Polsce pracował przy ~•liioci•._, spocie dla jednej z firm piwowarskich. Wszyscy, którzy też myślą o tym zawodzie, niech nie przejmują się faktem, że Lourens pochodzi z RPA. Polacy też podobno mają szansę. O tajnikach zawodu przeczytacie na stronach 12-13
Spotkania w gronie międzynarodowym na pewno do jednych z ciekawszych doświadczeń w trakcie studenckiego żywota, a jeśli są do tego ciekawie zorganizowane i niejako kształcące to już szczyt marzeń - połączenie przyjemnego z poży tecznym Taką przygodę w Pradze przeżył jeden z esgiehowskich studenciaków. "Wspaniałe wspomnienia i wspaniali przyjaciele warte są więcej niż wszelkie dobra materialne" przekonuje autor na stronie 15. Zapraszamy do lektury. należą
... swojej rzeczywistości. Co prawda nie posiadasz Pierścienia, który pozwala rządzić wszystkimi ... ale możesz wpływać na niektóre elementy otaczającego Cię świata. Teraz Drużyna MAGLA czeka na Twój głos w sprawie odnalezienia Najlepszego Bohatera naszej uczelnianej sagi. Zerknij na stronę 5 i pozwól się wciągnąć Inspirującemu Konkursowi... Przygoda i bilety do kina czekają...
l~ _Q...
ć:!J
-''
~, ....
c:O
~ , ·r.. ~łr,•::!:"!1 • ·-~~·
./'}
~·~ ~
d ~~ .~
t-.... ,
,,~1'
~~ :~
.
/\
o
~L/. 1 ·'· -:.
d""'~g"·(ń_
Harry Potter (nie
mylić
z Porterem od ostatni bastion, ponieważ dwie dziewuchy z Mulholland Drive prześladowały go bez zmiłowania, wierząc, że są znerwicowanymi matkami innych dzieci mieszkającymi w wiktoriań skich dworach. Harry'emu tabletki od bólu głowy nie pomogły, więc umówił się na rozmowę z Tomaszem Katzem, na drugim piętrze swojego bastionu. W rzeczywistoś ci pogaduchy przekształciły się wnet w igraszki losu oparte na chorych pomysłach Davida Lyncha, który - jak głosi gminna wieść - wyrwał się niedawno z Tworek. Przy takim obrocie sprawy Porte ... tfu, Porterowi nie wypadało zrobić nic innego niż zabrać swój kamień filozoficzny i iść do zupełnie innej piaskownicy, w której pewnie i tak odniesie poważny sukces komercyjny. Wniosek (dla ZIM): monopol na kamienie filozoficzne powinien być zniesiony, a wolna konkurencja w ostatnim bastionie to najlepsza forma rynku, pozwalająca na efektywne gospodarowanie zasobami innych. zarządzania)
zbudował
Wniosek 2 (dla MSGiP): Potwory być oddzielone od spółki, żeby Bu mogła spokojnie spać za linią wroga, nic bojąc się ingerencji wrogich Afgałlców, goniących za nielegalnymi uchodźcami , zmykają cymi z Blondynkolandii Patrz str. 27-30
WAGA! Z JliiYl' 1yn technicznych i innych tegorol"ln ohchody Urodzin MAGLA zostały IU'Il' unięte na dzień 22 kwietnia. Juk lwykle zaprosimy Was na Bal, macic 1111 111 dużo czasu by przygotować sią do 1111111 w konkursie na najciekawszy strój . (N 1 l~·pnc zdanie wykreślono po stwicull 11111 nowej RN "po moim trupi •"l n,·cb:le tort, hulanki i Nazgule PARK li, da.:ujący Froda.
MAGIEL •
Niezależny Miesięcznik
W$1'1lYPf~~;; :::·,.~~:
::J t::::...
................. ...................... 3
Co w eSGieHu piszczy? .................................. .4 Ścieżki, dróżki, specjalności.. .......................... 5 Ja/; się zastanawia .......................... ............... ... 5 Sp. z o. nieodpowiedzialnością ................ ..... 6-7 Grudniowy Senat............................................. 8 Maratończycy, do boju/ ................................... 8 Ścigany............................................................. 9 Zwycięzcy wyłonieni ........... ............................. 9 ?odróbka czy oryginał? ................................ 10 Dzień niemieckojęzycznych .......... .............. .... 1O Narkotyki precz (cz.2) .................................... 11 Znowu Grasz .......................................... ........ 11 Między młotem a kowadłem ..................... 12-I3 Ach, tapolityka .............................................. I4 Praska międzynarodówka ............................. . 15 Kochaj i powiedz to .................................. ..... 16 Pt."lnformatyka " ........................................... 17
lloołfolllfs--,.::J No comments ................................................. 18 lłj!wiad ze Sfenem ....................... ......... ........ . 18 Ten pierwszy raz ..... .. ........ ... .. ........................ 19 Już nie student :((.......................................... 19
U
~<!;QJ:t~::
&
:J
Pasta alle verdure .. ........................................ 20 The Joys of Cornbread.... .. .... ....................... .20 Pasta Carbonara .... ....................................... 20
• ·;z•;.u:.t;,;.,;,:u;i'lm]'p~
m
::
)
Na rozstajach ........... :..................................... 2I Teraz Polska .............. ... ............................ 21-22 160 znaków... ............. .................... ... .............22 Dresiarzy nie wpuszczamy/ ........................... 23 Kryzys Sylwestra ....................................... ..... 24 Nocne graffiti................................................ .24
--~~Jł=_:::
_ _,.,. ",
O w rogu ów/................................................. 29 Kraina bez nadziei...................................... ... 30 Stuq Puq ........................................................ 30 Ładna i wcale nie głupia .................... ........... 30
c:;.;;;;::.lfUz~tw
,... =:: )
W Teatrze Marzeń ........................ .................. 31 Czy przestrzeń można słyszeć? ...................... 31 Muzyka a hambugsy. .. .... ............ ................... 32 Z.a.m.r.o.c.z.o.n.a ................................... ..... .. 32 Wj;dmuchana praca II... .......................... ....... 33 Muzyka żyje .. ............................................ ..... 33 Powrót zombie ....... ........................................ 33 Festiwal Ognia ........................ ...................... 34
" Lietus" znaczy deszcz ................................. 25 Nie zostanie kamień na kamieniu ................ .25 On nie jest cham ......................................... ... 25 Cały świat w jednej szujladzie ...................... 26 Gaby 007................. :..................................... 26 Odmieniona ............................ ....................... 26
i"'"" rot1mJO\'~PQ.Q~
'iW>#k%(M®WWft'tfłkł&JWi~wm m
Klub METRO ............ ................... okładka PricewaterhouseCoopers ............ okładka Bank PKO BP. ............ ......... .... .... wkładka Students Adventure...................... wkładka
tr
=: :: l
Było, minęło? ................................................. 27
Podobni inaczej. ......................................... ... 28 Dwie strony ekranu ........................... ............ 28 Zady Lyncha i walety też.. ............................. 28 Komunikat................................................... ... 29
Wstępniak ostatni
Idę
Studentów SGH • Nr 58 • Luty 2002.
sobie...
Początki są zawsze bardzo trudne, ale moim skromnym zdaniem zakończenia są dużo trudniejsze. Bo na koniec wszystko już wiadomo, nie pozostają żadne wątpliwości czy nadzieje. Oto nasze dokonania są już ocenione, podsumowane - nic nie możemy zmienić ani poprawić. Żegnam się właśnie z funkcjąRedNacza MAGLA, a moment ten jest zaskakująco nieodległy od chwili, gdy ją obejmowałem. T choć powód mojej rezygnacji mnie cieszy to jej fakt - smuci. Czuję, że w pewien sposób opuszczam już miejsce, z którym wiąże się to, co najlepsze w czasie moich studiów na SGH. To właśnie tu spotkałem ludzi, z którymi nawiązałem znajomości, a w kilku przypadkach nawet przyjaźń na, mam nadzieje, resztę życia. Bez MAGLA życie na studiach byłoby dużo bledsze i nudniejsze. Bo gazeta to tylko pretekst, pewien element, który zgromadził w jednym miejscu i nadal przyciąga tak wielu niesamowitych ludzi. Mam nadzieję, że choć w małym zakresie spełniłem związane ze mną oczekiwania. Bycie RN to jak praca na wysuniętej placówce dyplomatycznej. Stąd moja nadzieja, że udało mi się nie powiększyć zastępów moich wrogów, a może nawet - zyskać kilku przyjaciół. Z Anią będzie MAGLOWI i Wam dobrze. W końcu ręce kobiety to coś zupełnie innego, nowa jakość. A ja wreszcie będę miał czas napisać artykuły, których i tak nikt nie przeczyta ...
U
Co w trawie piszczy.... .. .... ............................. 35 Perspektywy................................................... 35
NiSI,~9P:4Wcl? Klub PARK...................... ............. okładka str. 2
str. 3 str. 4 str. l str. 2 TFLS.......................................................... str. l Klub HOLIDAY... .................. ................... str. II Raks .................................................... ..... str. 17 Ksero "Zielona Gęś" .... ........................... str. 36
Wstępniak pierwszy
Won1en's world Kiedyś
miałam piękny
z nimi
sen...
Poznałam wspaniałych
ludzi, Kiedy przejęłam dział Felieton i zaczęły się prawdziwe redakcyjne zadania zrozumiałam, że to jednak nie jest sen. Nadal było równie pięknie, ale liczne obowiązki skutecznie przypominały mi, że to jednak rzeczywistość. Gdy już zaczęło mi się wydawać, że wszystko jest pod kontrolą i mogę znowu zacząć śnić, zostałam Redaktorem Naczelnym. Taka widać ostatnio tendencja w naszej szkole, że ważne stanowiska w organizacjach studenckich trafiają w damskie ręce. Mam nadzieję że przerwanie męskiego panowania w MAGLU będzie jedyną radykalną zmianą w tym czasopiśmie. Obiecuję, że nie będzie żadnych przymusowych kwiatów doniczkowych w redakcji i porad o makijażu w gazecie tylko dlatego, że Redaktorem Naczelnym została kobieta. Magiel ma swój styl i mimo, że cenię i szanuję zieleń i nie mam nic przeciwko upiększaniu natury, nie będę próbowała zmieniać wizerunku tej gazety. Poza tym MAGIEL tworzy cała grupa osób i to jaki jest jej kształt i treść zależy tak naprawdę od nich, a nie tylko od Redaktora Naczelnego. Ta nominacja jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem, ale postaram się nie zawieść tych, którzy stworzyli tę gazetę, tych, którzy kultywują tradycję założycieli i tych, którzy tę tworzyłam
gazetę, pisałam artykuły.
gazetę czytają.
MAGIEL pozostanie więc Niezależnym Miesięcznikiem Studentów SGH otwartym na nowe pomysły i nowych ludzi. A ja nadal będę wierzyć, że choć znowu przybyło mi trochę obowiązków, to jednak wciąż będzie równie pięknie jak w moim "śnie".
Co w eSGieHu piszczy? [..,. . .;
r::. :~:::) mdf~:J
V!.miejscu dawnego,
O. lutego 2002 roku o godZ.nie 9.0 naszej Szkole miało miejsce ~n ~da!Zenle. Odbyły stę mianowicie * ory nowego Rektora. Punkt 9.0a' przed Ąulą Główną. miejscem wyborów, zebrała się długa kolejka elektorów, pragnących oddać swdj os•. Przybywająpych witała, . sied?-ą~ za wyściełanym zielonym suknem w barwach SGH stołem, Komisja
· . ·t:łz·ająca
moś .. 1
przybywających rutacyjna, sp·r· ·a · w elektorów toz··sa· i konfrontująca ją z danymi umieszczonymi na Uścle~ · UprawniOnych do glosoWania było 199 osób. Już w :kilka got:łzin po głosowaniu znane były wyniki. Oddano 183 głosy, a więc frekwencja wyniosła prawie 92 %. Ważnych głosów ?dda~o 180. Wwyborach startował tYlko Jeden kandydat, któcy do zwycięstwa potrze~ał
pądz co bądź
pechowego, "Chle\Yika" p()Ja'IViła się ~awiarenka internetowa naeywana CyberiCaf&. Dostęp do. tn.tern~tu Jest bezpłatny, choć czas dkupowania komputera wynos!25 ·minUt..Za to c~ęś6 konsumpcyjna bynajmriłej " be~płatna niejest Uwaga: nie m.ożna oglądać "stron zawierających. treści powsz&chflie uwaianych ~. niemoralne (np. pornograflozne)", zwłaszcza zakąszając ciachami popijanymi. kawą;)) (dla mRośnlków mocnych p!Zetyć,. są teź kanapki). Nlewską~l'le jest równieź głośne słuchanie mu.zyki lub oglądanie filmów. P!Zez takądziałalność mozemy się narazić na zwrócenie
~ita !k~ęmiłf w
::]
Nieda'IVOo odremontowano część pokojow w ąaszych akademikach. ~oszt remontu jednego pokoju wypiósł " Według Łukasza trzaski i Samo;rządu Studentów ok. 7000 PLN. Składają się na.to zarówno nowe meble, jak i koszt malowania itp. W obawie przea rosnącym wancłalizmem studentów SGH (preypadek prawdopoqobnego poąpalenia pokoju w "Sabłnkach") wprowadi<lno kaucję w wysokości 200 PL.N -od osoby. Z tej kwoty pokrywane t.>ędą ewentualne szkody wyrządzone P~Zez mieszkańców Ich ukochanym pokojom. Jeśli zaś nie można ustalić! kto dokładnie szkodę wy~Ządził, koszty naprawy ponosić będą solidamie wszyscy mieszkańcy pokoju.
uwagi p~ez QbsłUgę, Brr:..
bezwzględnej Większości głOsów
co
P!Zełiczając dawało łiczbę 91.
(50% + 1),
pa głosy
W wyniku głosowania Komisja Skrutacyjna stwierdziła, iz Rektorem SGH w kadencji 2002•2005 bęCłzie obecny Rektor Ucz,elni - prof. dr l;lab•..Marek .Rookl. który otrzyrpał 1'5 głosów. ' Gratulujemy 'i"Z:yczymy sukcesów.!!! (kp~
Pamiętnej
nocy z. (.)oniadziałku na wtorek (11/12.02),
około godziqy 00:30, mleakał)cyal<ademika.. ..Sąbinlą" obudzili się z powodu giQCłn~~nej ,,zadymy·~. t-Ja korytat.zact} wszystkich ~lęter pojawili się rozespani studenci,
którzy nie wiedzler!, co się dzięje.
Yteź n~e wiemy. ,, kto był sprawcą zamieszania! Jednak wiele dobrze poinfotrrtO'IVanycl;l
~
twlerdzł~. że było to poqpalenle! Sprawajest w toku.
Redaktorzy Naczelni
MAGIEL Niezależny Miesięcznik
Studentów SGH
Przemek Golębiewski , e-mail: pgolebie@sgh.waw.pl Anna Raczyńska, e-mail:ar20670@sgh.waw.pl Dział Paweł
Informacii Uczelnianvch
Wydymus, e-mail: pwydym@sgh.waw.pl
Małgorzata
Zys, e-mail: mz26465@sgh.waw.pl
Felieton Anna
Raczyńska,
WYDAWCA:
Stowarzyszenie Akademickie
MagPress Adres Redakcji i Wydawcy: Aleje Niepodległości 162, pokój 66a 02-554 Warszawa telefon centr. (O 22) 848 50 61 , 849 12 51 wew. 757 fax centr. (O 22) 849 53 12 e-mail: magiel@sgh.waw.pl Strona WWW http://magiel.sgh.waw.pl/
e-mail: ar20670@sgh.waw.pl
Dział
Kulturalny Film
Roman Kocemba, e-mail: rk23368@sgh.waw.pl Zacharzewski, e-mail: mzacha@sgh.waw.pl
Michał
Muzyka Kamil Bono Brzózka, e-mail: domkam@qdnet.pl Tomasz Synowiec, e-mail : ts23 840@sgh.waw.pl Tomasz Grynkiewicz, e-mail: tg20192@sgh.waw.pl
Teatr: Artur Palowski, e-mail: ap26088@sgh.waw.pl Dział
Polityka i Gospodarka
Monika Nowak, e-mail: mnowak2@sgh.waw.pl Tomasz Żelichowski, e-mail: tzl903l @sgh.waw. pl Dział Promocji
i Reklamy
Magdalena Drąg, e-mail: md24132@sgh.waw.pl Lukasz Garbowski, e-mail: garbus@go2.pl Joanna Pupkowska, e-mail: jp20666@sgh.waw.pl
Grafika i Rysunki: Aleksandra Siwczuk, e-mail: as23787@sgh.waw.pl
Korekta Magdalena Wanot, e-mail: mw26356@sgh.waw.pl Tomasz Grynkiewicz, e-mail: tg20192@sgh. waw.pl
Strona WWW: Marcin Trusz, e-mail: mtrusz@sgh.waw.pl Lu kasz Nogowczyk, e-mail: nogul@tenbit.pl Współpraca:
mgr Kasia Cuniewicz, e-mail : kkunie@sgh.waw.pl Dorota Hury, e-mail : dhury@sgh.waw. pl Artur Sadurski, e-mail: as23758@sgh.waw.pl Paweł Tyneł, e-mail : ptynel@sgh.waw.pl Anna Barbara Wróbel, e-mail : awrobel@sgh.waw.pl Redakcja zastrzega sobie prawo przeredagowywania i skracania nie zamówionych tekstów. Redakcja nie ponosi odpowiedzia ln ości za treść zamieszczanych reklam. Artykuły, ogłoszenia i inne ma teria ły do wydania marcowego prosimy dosta rczać na dyskietkach lub e-mailem do siedz iby Redakcji do 6 marca 2002 roku. Okładka:
Ola Siwczuk. Makieta gazety: Hubert Sali k.
Druk gazety pokry wają w całości sponsorzy i reklamodawcy. Nakład:
3000 egzemplarzy
'l
Marzec .2001
u,
OJ
U(ZEINJA
Dyplomowego na wniosek studenta. Można więc po prostu napisać pracę magisterską z danego kierunku, bez wyboru żadnej ze specjalności, ale:
Przydatne rzeczy
Scieżki, dróżki, specjalności Prace magisterskie ze wszystkich ścieżek nie są już wymagane! Oznacza to mniej więcej tyle, że można już robić dowolną ilość ścieżek (czyli realizować określone zestawy przedmiotów) i dostawać piękne certyfikaty, nie będąc jednocześnie zobligowanym do pisania z nich prac magisterskich. I szczerze mówiąc, o to właśnie chodziło, gdyż perspektywa pisania dwóch prac magisterskich na V roku (kiedy myśli się raczej o pracy zawodowej) zamykała de facto możliwość ich realizacji (a przynajmniej uzyskania certyfikatu ukończenia ścież ki). Gwoli jasności pozwolę sobie przytoczyć słowa pana Rektora, prof. dr. hab. Marka Rockiego (informacje z jego strony internetowej):
natomiast jest skonkretyzowaniem wiedzy i umiejętności w ramach danego kierunku studiów. Na dyplomie ukończenia studiów wpisywany jest kierunek i "zakres". Specjalność jest właśnie sprecyzowaniem w ramach kierunku( ... )".
kowości).
Konkretne propozycje ścieżek i specjalności w nowym "Informatorze 2002/ 2003", który jest już prawie gotowy. O niektórych "nowościach" postaram się poinformować na łamach MAGLA, a na wszelkie pytania chętnie odpowiem pod adresem: znajdą się
"Ścieżki i specjalności to dwa odrębne spoporządkowania
toku studiów. Tak zwane certyfikatami, mają (zgodnie z ideą, jaka była podstawą ich utworzenia) wskazywać na wiedzę i umiejętności inne niż opisane dyplomem ukończenia studiów. Oznacza to, że ścieżki powinny być mię dzykierunkowe lub powinny być ofertą zestawu wykładów z danego kierunku dla studentów kończących inny kierunek. Specjalność
soby
ścieżki,
u
kończące
się
Oczywiście dla chętnych możliwość pisania prac magisterskich ze ścieżek ciągle istnieje, ale nie jest to już obowiązkowe. Porlobnie jest w przypadku specjalności: decyzja o realizacji specjalności w ramach danego kierunku jest dobrowolna, a wpis do dyplomu o jej ukończe niu dokonywany jest przez Dziekana Studium
Przestrogi studenckie
Jaś się
- tworzone są coraz to nowe specjalności, tak że każdy powinien znaleźć coś, co go interesuje (m.in. więcej ich będzie z FiBa, Gospodarki Publicznej i ZIM-u); - zawsze miło jest mieć na dyplomie dodatkowy wpis potwierdzający, że oprócz posiadania wiedzy ogólnej jesteśmy w czymś specjalistami; - wpisanie pewnych specjalności do dyplomu znacząco podwyższa jego wartość, gdyż daje uprawnienia zawodowe (np. w rachun-
zastanawia...
.~
"Czym jest nauka? Odpowiedź pierwsza: Nie mam czasu ani ochoty. Jestem im potrzebprzymusem... Również lepszą przyszłością... ny tylko do pożyczania notatek. Poza tym wkrótce zacznę pracować i czasu będę mieć Pasją? Nie, tak daleko nie sięgam. Jestem jeszcze mniej, więc po co angażować się w coś częstym gościem czytelni, ale tylko w czasie sesji. W sumie po co się przemęczać? Nie lubię bez perspektyw?" kilku kujonów z ćwiczeń. Oni zawsze się " ... przepraszam, nie mam czasu na myślewymądrzają. Czy z nimi rozmawiam? A po co? nie ... " Jak myślisz, po co jest uczelnia? Powinna Co oni mogą wiedzieć o życiu? Pewnie nawet zachęcać do zdobywania wiedzy, samodoskonocują w bibliotece ... Nie lubię też kilku wynalenia i rozwoju? Wykładowcy powinni zabiekładowców. Cisną niesamowicie i nie pogać o Twoją uwagę? Przyswajanie wiedzy zwa lają ściągać na egzaminie. Ci nudni nie są groźni: mam gazetę do poczytania na wywśród tak szacownych murów powinno być kładzie, a na egzamin zrobię gotowca ... W sulekkie i przyjemne? ...jest inaczej ? Wykładowca jest nudny? A co Ty robisz, mie to ta szkółka mnie nudzi. Może gdyby ktoś nagle objawił się przede mną z jakąś inspiracją, żeby nie stać się kimś podobnym do niego? Co to może ... O, właśnie! Idziemy do "Gęsi" oble- ostatnio czytałeś/aś bez obowiązku "obrycia" na egzamin? Co ciekawego widziałeś/aś i nad wać kolokwium ... " "Czym jest dla mnie nauka? Niezłą ha- czym ostatnio się zastanawiałeś/aś? A co TY rówką. Muszę się uczyć całymi dniami, bo możesz zrobić, aby zmienić swoją rzeczywimateriału jest potwornie dużo i w dodatku stość? ... nic? O, leniuchu jeden, na łatwiznę ćwiczeniowcy nieźle dają nam w kość . Nie idziesz ... Masz tyle milionów szarych komórek, a nie chce Ci się ruszyć nawet kilku z nich? kładę się spać przed pierwszą, mimo że muszę Niech Ci będzie ... A co fascynuje Cię w innych wstać o szóstej, żeby zdążyć na poranne wykłady. Nie wiem, jakim cudem na nich nie · ludziach? Szczególnie tu, na uczelni. Optyzasypiam. Ale myśl o pracy w najlepszych frr- mizm? Kompetencje? Uśmiech? Ciekawy mach wynagradza mi to wszystko. Przyjaciele? sposób przekazywania wiadomości? Dyskusje?
kb23059@sgh . waw .pl. Krzysztof Borawski PS. Rada Samorządu powołała mnie do senackiej Komisji Programowej. Dziękuj za zaufanie. Aktualnie rozmawiamy o sprawach prac magisterskich ze ścieżek i specjalności, ale to już temat na oddzielny artykuł... Jeśli już wiesz, co to jest, to odpowiedz sobie na pytanie, w jaki sposób możesz być do tego kogoś podobny/a. Jestem pewna, że sposobów jest wiele ... Bo przecież żaden z ludzi, których cenisz, nie posiada nadprzyrodzonych zdolności . Większość pożądanych cech jest "ogólnodostępna" i z pewnością Ty je posiadasz. Warto się nad tym chwilę zastanowić ... W sumie to TY jesteś jedynym elementem wszechświata, który możesz dowolnie modyfikować. Czy warto? Nie wiem ... Nikt nie przekona się, jeśli nie spróbuje na własnej skórze. Nie będę pytać, czym jest Twoja nauka i czy masz czas na myślenie. Sarn/a wies:~; najlepiej. Chcę za to spytać, czy spotkałeś/aś na swojej uczelnianej drodze pasję lub inspirację w dowolnej postaci: ciekawego wykładow cę? ..., interesującego człowieka, który wie, co mówi, i w dodatku robi to tak, że chce się go słuchać? ... , kogoś, kto Ci pomógł lub doradził, kiedy miałeś(aś) problemy? ... A może to ktoś, kto w jakiś inny sposób wyróżnia się na tle wykładowców, których spotkałeś/aś do tej pory? Pomyśl przez chwilę i... przeczytaj warunki konkursu!
Katarzyna Kuniewicz
KONKURS, KONKURS, KONKURS !!! Konkurs na inspirację roku, czyli na najlepszego wykładowcę roku 2001/2002 W konkursie mogą brać udział wszyscy studenci SGH. Jeśli uważasz się za takowego, wyślij na adres: kkunie@sgh. waw. p l nazwisko najbardziej inspirującego wykładowcy wraz z krótkim uzasadnieniem wyboru (2-4 zdania). Na twój głos czekam do 15 kwietnia. Czeka również pięć podwójnych wejściówek do kina "Muranów", prowadzonego przez Gutek Film. Masz własne zdanie? Napisz, bo jak nie, to dostaniesz lanie!
u
Samorząd studentów
Kto nie ujawnia, ten kabluje?
Sp.zo.meodpowiedri~ością ... Nie jest moją intencją wywodzenie faktów biograficznych bohaterów niniejszego opowiadania ... Chciałbym jedynie pokazać pewne mechanizmy i zagrożenia, które, widziane z bliska, rzucają inne światło na zakamarki uczelnianego życia. Polecam przeczytanie całości. Chronologia wydarzeń jest odwrotna do spodziewanej, ale mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać.
Prolog To dziwne, ale nie wszyscy z nas zauważyli, że w tym roku wybieramy rektora. Szczególne zdumienie budzi to wśród starszych roczników, które doskonale pamiętają, jak wiele emocji wywoływały kwietniowe wybory przed trzema laty. Czy spowodowane to jest tylko jedną kandydaturą na rektora, czy może czegoś nie wiemy? Zaczęło się
niewinnie. Dostali się na SHP (o tym, w jaki sposób, przeczytacie niebawem) i po małych przesunięciach pracowali w Rektoracie. Nic w tym dziwnego, w końcu tam też się pracuje. Jednak już po roku zgłosili swoje kandydatury do wyborów do Samorządu i Senatu. Po "błyskotliwym" zwycięstwie (tylko jeden kontrkandydat na roku) zaczęli "działać" ... Uwaga, zmieniam zdanie! Na czyje zawołanie?
Na początek mały epizod z życia Senatu SGH (najważniejszej przecież instytucji w naszej szkole). Listopadowy wtorek, późne popołudnie. Rektor zaprasza senatorów studenckich na spotkanie. Chce zdobyć poparcie dla projektu, który stanie na posiedzeniu ... w dniu następ nym. Kwestiąjest zmiana statutu SGH, tak aby (pośrednio) wybory władz akademickich mogły odbyć się wcześniej. Dużo wcześniej, nawet w grudniu, a nie jak to miało miejsce dotychczas, np. w kwietniu ... Szybko wyliczyliśmy sobie, że wszelkie procedury wyborcze zaczną się pewnie tuż przed sesją, a skończą krótko po. W gronie studenckim ustaliliśmy zatem, że takie rozwią zanie nie otrzyma naszego poparcia, gdyż nie
jest korzystne dla studentów. Kto z Was ma w trakcie sesji czas i ochotę na analizowanie programów wyborczych? Komu może najbardziej zależeć na takim przyspieszaniu i dlaczego? Środa, dzień następny, sala Senatu. Uświa domiliśmy
sobie, że studencki głos sprzeciwu ma szansę doprowadzić do upadku proponowanych zmian. Ma szansę, jeżeli tylko zachowamy się jak zgrany zespół. Jeżeli... Dosłownie na trzydzieści sekund przed rozpoczęciem głosowa nia w naszej historii pojawi się pierwsze nazwisko. Ówczesny senator pierwszego roku, a były eshapowski pracownik Rektoratu, Paweł Karbownik, zabiera głos i ku wielkiemu zdziwieniu senatorów (nie tylko studenckich) oznajmia, że "Studenci są podzieleni!" ... Przyspieszone wybory władz akademickich przeszły jednym głosem! Głosem Pawła Karbownika! Nie spotkałem jeszcze studenta, który z zadowoleniem przyjął wcześ niejszy termin wyborów. Nie dziwota, że frekwencja była tak żenująco niska. Jak można oczekiwać pełnego zainteresowania wyborami władz akademickich pośród studentów, kiedy przynajmniej trzy z czterech tur głosowania odbyły się w sesji?! Dobrze, że nie w trakcie ferii. Po drugie, z całkowitym niezrozumieniem i zdziwieniem przyjęli reakcję Karbownika niektórzy profesorowie: "Nigdy jeszcze czegoś takiego nie sły
A teraz o innym epizodzie ... Na początek credo. Samorząd Studentów jest niezależnym przedstawicielstwem wszystkich studentów. Inaczej nie miałoby to sensu. Niestety, nie wszyscy pamiętają o niezależności. A może nie chcą lub nie mogą? małe
W ostatnich tygodniach dosyć burzliwie omawiana była kwestia Studenckiego Hufca Pracy (SHP). Budziła ona bardzo dużo emocji i kontrowersji, z pewnością nie tylko ostatnio (np. decyzja Rektora w sprawie dopuszczenia SHP do głosowania w wyborach samorzą dowych na pierwszym roku). Dlatego niejako zobowiązani do reakcji, poprosiliśmy Rektora o spotkanie w tej sprawie, żeby móc przedstawić nasze postulaty poprawienia istniejącej sytuacji. Dyskusja na ten temat prowadzona była na wewnętrznej liście Samorządu Studentów (ss-l@sgh.waw.pl). Nie bez powodu piszę "wewnętrznej", bo zapisani są na nią samorządowcy, senatorowie studenccy i osoby pracujące w Samorządzie. wcześniej
Dyskusja
była emocjonująca, padały różne
rozwiązania,
czasem nawet dosyć drastyczne. Jak może niektórzy z Was wiedzą, SHP to grupa osób, które przystąpiły do rekrutacji na studia i nie otrzymały wymaganej liczby punktów. Osoby te, przyjęte przez Rektora, pracują w różnych miejscach szkoły, a po roku zostają studentami pierwszego roku. Aby rozwiać choć część wątpliwości co do kryteriów merytorycznych w dostawaniu się do SHP, postulowaliśmy następujące zmiany: l) limit, od którego przyjmowane będą osoby na hufiec, powinien być sztywno ustalony; 2) listy osób, które zozakwalifikowane do SHP, powinny być jawne;
stały
szałam", "Może
3) rekrutacja do SHP nawet nie winna być dokonywana lubić, ale osła przez organ kolegialny. bianie stanowisZwróćcie uwagę, że rozka studenckiego wiązania te komplikują niew taki sposób jest co sytuację potencjalnego niedopuszczalne f" eshapowca. Ale w tym wyi tak dalej... To padku to chyba dobrze? Pofakt, możemy się nieważ w Samorządzie jest nie zgadzać, naaż trójka byłych eshapowwet nie lubić, ale ców, uznaliśmy za słuszne nie do tego poprzeprowadzenie autolustrawołani są studenci cji. Zaczęliśmy od siebie w Senacie! Je- - - · · · - - - - i okazało się, że dwójce steśmy odpowiez nich (w tym mojej skromdzialni za 13 tysięcy studentów, którzy z pew- nej osobie) zabrakło po dwa punkty. Natomiast nością chcą mieć swój udział w życiu uczelni. nasz kolega, kolejny były eshapowski praSzkoda, Pawle, że nie zapytałeś ich o zdanie. cownik Rektoratu, Kacper Gąsienica-Byrcyn Ale jeszcze nic straconego! Piszcie do Pawła K. (II rok), upiera się, że jest to jego prywatna mai/e i pytajcie ... , czym Rektor Rocki, jego sprawa. To tylko zwiększyło naszą ciekawość były pracodawca, przekonał go do tak nielojali kontrowersje wokół SHP. Uważam, że szczenego zachowania i zaprzedania interesów stu- gólnie w przypadku prowadzenia działalności denckich: pk21 009@sgh. waw .p l. publicznej informacje tego rodzaju winny być znane. Zacznijmy od siebie! cie
się
(ciąg dalszy na
nastl;pnej stronie)
1
u
OJ
MAGLOWANIE
Samorząd Studentów
umiejętność
Sp.zo.meodpowiedri~ością (dokończenie
z poprzedniej strony)
A teraz pozbierajmy dwa poprzednie wątki. Mamy kontrowersje eshapowe, mamy dwóch byłych pracowników Rektoratu i, niestety, ... kolejne zamieszanie. Jeszcze przed spotkaniem z Rektorem okazało się, że nasz Kacper na bieżąco informował Rektora o tym, co inni członkowie Samorządu myślą na temat SHP. Po prostu ... przesyłał maile z listy dyskusyjnej Samorządu do Rektoratu. Osoby piszące na wewnętrzną listę myślały, że mogą pisać otwarcie. A tu taka "uczynność" ... Tylko tyle? To by było zbyt proste! Otóż okazało się, że nie tylko Kacper informował Rektorat o tym, co się dzieje. W sposób nieuprawniony, łamiąc regulamin sieci, brał w tym udział także ... Paweł Karbownik. Co dziwne, panowie złamali dokładnie ten sam punkt regulaminu sieci, wokół którego jeszcze dwa miesiące temu rozwijali sprawę wręcz kryminalną (laska12). Wtedy Rzecznik SGH skomentował to tak: "Niedawno (..)jeden z człon ków poprzedniego Samorządu zafundował nam w 'Stołecznej' serię artykułów o nieuczciwej kampanii wyborczej w SGH, ponieważ miał żal do zwycięskiej ekipy, szukał jakiejś formy zemsty, no i zwierzył się wścibskiemu dziennikarzowi, który zrobił z całej tej, w sumie błahej, sprawy 'powieść kryminalną w odcinkach '" (MAGIEL nr 57, grudzień 2001). Ja za moje głupie zabawy już poniosłem odpowiedzialność. A panowie? Na spotkaniu z Rektorem wszystko już było jasne. My wiedzieliśmy, co chcemy powiedzieć, a Rektor wiedział, co zaraz usłyszy . Po co się zatem spotykać? Nic dziwnego, że "eshapowi pośrednicy" nie byli obecni ... Rektor Rocki zaakceptował pierwszy z dwóch naszych postulatów. W toku rozmów ustaliliśmy także, że osoby spoza Warszawy nie bę dą gorzej traktowane przy kwalifikacji ich do hufca. Teraz czekamy na dwie rzeczy. Pierwsza to efekty naszych ustaleń z Rektorem (następna rekrutacja na studia), a druga to autalustracja Kacpra. W działalności publicznej nie powinno być takich tajemnic. Tego na razie nie zdołaliśmy się dowiedzieć, ale może Wam się uda? Ile punktów dostał Kacper Gąsienica -Byrcyn na egzaminie wstępnym i jak z taką liczbą punktów znalazł się w SGH? W końcu to Wy wybieracie swoich przedstawicieli do Samorządu i Senatu. Pytajcie ich więc, jak się dostali na studia, co pożytecznego dla Was zro-
bili. Nie dajcie się nabrać dosłownie ocierao Was kandydatom, którzy przekonują, że im można zaufać. Pytajcie! Mail do Kacpra to: kgasie@sgh.waw.pl, chociaż po ostatnim buszowaniu chłopaków w sieci może być jeszcze zablokowany ... jącym się
się z ich sprzedaży. wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w sprawie nieprawidłowości finansowych wobec odpowiedzialnego za to Marcina K. Ciekawe, czy Paweł i Kacper nadal uważają go za dobrego kandydata na przewodniczącego?
Do Rektora
rozliczenia
wpłynął już
Epilog Gratuluję, jeśli udało
Ci się dobrnąć do Mnie też się udało, niech więc będzie nieco bardziej optymisty-
końca artykułu.
Los Kleszczos W moim przekonaniu kolejne samorzą dowe credo to: praca ta winna być pracą społeczną. Uważam, że dopóki większość człon ków Samorządu tak myśli, warto poświęcać swój czas na działanie w tej organizacji i kandydować w kolejnych wyborach. Startuje się zaś w grupie osób, które nawzajem sobie ufają, a nie na siebie donoszą... W ostatnich wyborach nasi koledzy zbudowali własną grupę na bazie ... SHP (aż 11 na 32 kandydatów było po hufcu). Istny Blok SHP! I zaczęli "wojować". Do dnia dzisiejszego wynotowaliśmy około trzydziestu kłamstw, które wmawiali sobie nawzajem, a także Wam i nam. Listę otwiera uchylanie ciszy wyborczej (sic!), finansowanie kampanii z funduszy szkolnych. Za tym idą przekupstwa, grożenie pracownikom szkoły zwolnieniem z pracy, wysyłanie do rodziców anonimowych listów o narkotyzowaniu się ich kandydujących do Samorządu dzieci, mai/e o dziwnej treści pochodzące z anonimowych kont i tak dalej ... Nie twierdzę oczywiście, że w działalności sarnorządowej nie popełnia się błędów. Trzeba jednak umieć ponieść za nie odpowiedzialność. Te zaś zarzuty nie były błędami. To były kłam stwa! A jak wiadomo, każde kłamstwo powtórzone tysiąc razy... Pierwsze zebranie Rady Samorządu. Dwoje kandydatów na szefa: Maja Sontag i Marcin Kleszcz, który nieoczekiwanie (a może wcale nie) zmienił barwy klubowe i, mając poparcie Bloku SHP, kandyduje na przewodniczącego.
Dziwić
może
zdecydowane poparcie, jakiego grupa ta udzieliła Marcinowi. Nie wnikajmy już w interesy jej animatorów. Marcin Kleszcz przegrał. Ale teraz naprawdę trzeba zacząć
pracować,
gdyż
otrzęsiny tuż-tuż ...
Dobrze się stało, żew pracę przy otrzęsi nach zaangażowało się wiele nowych osób z pierwszego roku. Zabawa się udała, a różowy gmach ciągle jeszcze stoi. Sielankowy nastrój zepsuła tylko dobrowolna wewnętrzna kontrola. Niestety, w tym całym zamieszaniu niektóre osoby "troszeczkę" zmieniły proporcje między korzyścią własną a interesami ogółu. Kontrola wykazała fałszowanie biletów i nie-
zakończenie
czne.
W ostatniej, czwartej turze wyborów na drugim roku sam ze sobą zmagał się Kacper. Przy 16 głosach "za" i 15 "przeciw" został elektorem! Czy to jest dla studentów SGH ideał demokratycznego podejmowania decyzji? Na przeszło tysiąc osób z roku kandydaturę Kacpra pozytywnie oceniło aż szesnaście! Trzy lata temu, aby zostać elektorem z drugiego roku, potrzebne było ponad sześĆset głosów! A co w tym wszystkim optymistycznego? Przede wszystkim to, że Samorząd Studentów pracuje mimo tego, że ambicje niektórych indywidualności nie zostały zaspokojone. Na szczęście próby wprowadzenia sztucznych podziałów nie przeszkodziły we wspólnej pracy (np. niezależnie od grup startujących w wyborach szerokie poparcie zyskał nowy regulamin Funduszu Pornocy Materialnej). ... wybory są środkiem, a nie celem działal ności samorządowca.
Marcin Roszkowski mroszko@sgh. waw.pl Wiceprzewodniczący SamarLądu
Studentów SGH (1ys. Wojciech Roszkowski) Prezentowane w tym artykule poglądy są opinią jedynie autora, nie Redak.gi Miesięcznika. W następnym nurnerze przedstawimy ripostę Rektora SGH, prof. Marka Rock.iego.
u
Wieści z Senatu
Grudniowy Senat Obrady rozpoczęły się przyjęciem poobrad oraz protokołu z obrad poprzedniego Senatu. Następnie J.M. Rektor, prof. dr hab. Marek Rocki, przedstawił sprawozdanie za rok akademicki 2000/2001. Dyskusja wywiązała się po przedstawieniu przez Prorektora ds. Nauki i Zarządzania, prof. dr. hab. Edwarda Golachowskiego, informacji o wykonaniu pensum dydaktycznego w roku akademickim 2000/2001. Gwoli ścisłości: pensum to określo na liczba godzin zajęć dydaktycznych i naukowych, do wypracowania których zobowiązani są pracownicy uczelni (nasi profesorowie). Okazało się, że 79 osób wykonanie pensum ma zerowe, zaś dalsze 94 osoby mają pensum nie przekraczające 30 godzin w roku. Interesujący jest tu fakt, że, generalnie rzecz biorąc, liczba nadgodzin realizowanych w kolegiach odpowiada liczbie godzin pensum niewykonanego, co może świadczyć o pewnych błędach strukturalnych (ciekawostką jest, że rekordzista miał 3600% pensum, czyli pracował za 36 osób!). Podsumowując, prof. Golachowski stwierdził, że propozycji działań "naprawczych" należy tutaj oczekiwać głównie od dziekanów studiów, a także od kierowników katedr i dziekanów kolegiów, w tym także składania wniosków dotyczących zwłaszcza polityki zatrudnienia. Burzliwą dyskusję wywołała też sprawa ankiet, oceny zajęć dydaktycznych przez studentów. Niektóre pomysły były po prostu niesamowite, stąd poczuliśmy się zobligowani do wzięcia w niej aktywnego udziału. Gorąco popierając samą ideę ankiet, musieliśmy jednak zaprotestować przeciwko następującym rozrządku
wiązaniom:
- wprowadzeniu obowiązku wypełniania przez studentów ankiet w formie elektronicznej, grożąc im jednocześnie zablokowaniem
u
możliwości logowania się do Wirtualnego Dziekanatu (argumenty: w czasie sesji student ma dużo ważniejsze sprawy niż wypełnianie ankiet - np. egzaminy; pomijamy fakt, że pod koniec terminu wyborów wykładowców sieć praktycznie stanęła, ponadto nie wszyscy mają dostęp do Internetu); - przeprowadzaniu ankietowania przez profesorów (dotychczas robili to pracownicy administracji lub studenci SHP-u); - uwzględnianiu średniej z ostatniego semestru jako czynnika decydującego o wadze waż ności ankiety (nie może być podziału na równych i równiejszych; zamiast tego jako wagę proponujemy pytanie: "Jak często Uczestniczyłeś/aś w zajęciach z przedmiotu, który oceniasz?"); Dyskusja zakończyła się przesłaniem prac nad ankietami do specjalnej komisji, w której studenckie interesy reprezentować będą Konrad Bojarski (senator ze studiów zaocznych) oraz Janek Stypułkowski (senator z I roku). Senat powołał też członków komisji senackich i uczelnianych, w tym naszych, czyli studenckich, przedstawicieli: - Komisja Rekrutacyjna dla Studiów Dziennych: Marcin Okoński; - Komisja Rekrutacyjna dla Studiów Zaocznych: Jędrek Kawecki; - Komisja Odwoławcza: Olga Krasicka; - Senacka Komisja Statutowa: Tomek Karpiński;
- Senacka Komisja Programowa: Krzysztof Borawski; - Senacka Komisja Budżetu i Finansów: Maja Sontag; - Senacka Komisja ds. Współpracy z Zagranicą i Absolwentami: Tomek Rusek; - Rada Biblioteczna: Michał Bąk;
SKN Konsumngu
Maratończycy,
do boju/
W środowy poranek, dwudziestego marca, nie zobaczymy wprawdzie greckiego żołnie rza w pełnej zbroi, przynoszącego wieści o zwycięstwie i padającego na środku Auli Spadochronowej z wyczerpania po czterdziestodwukilometrowym biegu. Jednakże nie mniejszą atrakcją okaże się z pewnością piąty już Maraton Firm Konsultingowych, corocznie organizowany przez Studenckie Koło Naukowe Konsultingu działające przy SGH. Jaki jest cel imprezy? Przede wszystkim taki, by coraz to młodszym rzeszom przyszłych "rekinów biznesu" przybliżyć ideę konsultingu, zapoznać ich z trybem pracy i zadaniami spoczywającymi na konsultantach, zaprezentować firmy obecnie działające na rynku. Dzięki przewidzianym podczas Maratonu warsztatom, dyskusjom panelowym i wykładom uczestnicy imprezy będą mogli bez-
pośrednio zetknąć się
z pracownikami najwięk szych firm konsultingowych i skorzystać z ich praktycznego doświadczenia w zakresie szeroko pojętego doradztwa. Podobnie jak w latach ubiegłych, także podczas tegorocznego Maratonu nie zabraknie cieszących się ogromną populamością case studies, podczas których uczestnicy będą mieli okazję wczuć się w role prawdziwych konsultantów. Choć - jak na maratońskie zmagania przystało -nie przyjdzie im zmierzyć się z groźnymi Persami, organizatorzy z pewnością postarają się, by emocji i motywacji do case'owych zmagań nie zabrakło nikomu. Warto wspomnieć, że Maraton, organizowany niezmiennie przez SKN Konsultingu, jest jedynym tego rodzaju przedsięwzięciem w Polsce. Przyciąga on nie tylko studentów SGH, ale także tych z innych uczelni pań-
- Uczelniana Komisja Wyborcza: Łukasz Trzaska. Prorektor ds. Nauki i Zarządzania, prof. dr hab. Edward Golachowski, poinformował też o wydelegowaniu przez Samorząd Studentów przedstawicieli studenckich do Rad Naukowych kolegiów. Senat uchwalił regulamin przyjęć kandydatów na I rok studiów w SGH, przy czym my, senatorowie studenccy, wstrzymaliśmy się od głosu, gdyż w naszym rozumieniu niezbyt precyzyjnie wyjaśniał on sprawy związane ze Studenckim Hufcem Pracy. Jest to szczególnie ważne ze względu na kontrowersje i mity, które wokół niego narosły (m.in. że jest to "tylna furtka" na SGH dla dzieci profesorów naszej uczelni, że są w SHP ludzie, którzy na wstęp nym mieli po dwadzieścia kilka punktów, i inne). Wątpliwości nasze rozwiały się po specjalnie w tym celu zorganizowanym spotkaniu Samorządu Studentów i senatorów studenckich z panem Rektorem, prof. dr. hab. Markiem Rockim, który obiecał/zadeklarował, że: - wywieszana będzie imienna lista przyję tych do SHP wraz z liczbą punktów otrzymanych na egzaminie wstępnym (czyli tak jak w przypadku pozostałych studentów studiów dziennych); - nie będzie dyskryminacji kandydatów do SHP ze względu na odległość od Warszawy ich miejsca zamieszkania (czterdzieści godzin pracy w tygodniu de facto wymaga od nich zamieszkania w Warszawie na stałe); -ustanowione zostanąpewne sztywne limity, poprzeczka, która pozwala na wystąpienie z wnioskiem o przyjęcie do SHP, w stosunku do progu przyjmowanych z egzaminów wstępnych (np. wniosek taki mogliby złożyć tylko ci, którym zabrakło nie więcej niż trzy punkty). Działania te, wraz z uznaniem pełni praw studenckich studentów z SHP, przyczynią się naszym zdaniem - do zwalczania mitów i umacniania więzi na naszej uczelni.
Krzysztof Borawski stwowych i prywatnych. W ubiegłym roku losowanie nagród w konkursie "widokówek" zgromadziło w Auli Spadochronowej rekordową liczbę 250 uczestników. Jak będzie tym razem? Jeszcze lepiej! Taką przynajmniej mamy nadzieję! Tym bardziej że zamiast ubiegłorocznej niespodzianki, "case 'a giganta", przewidziane są wcale nie mniejsze atrakcje. Cóż jeszcze dodać? Po prostu: bądźcie z nami już 20 marca, najlepiej od 9.00 do 17.30 (żeby naprawdę niczego nie przegapić!). Tego dnia wszystkie drogi prowadzą przecież do Wioski Konsultingowej, gdzie pośród standów z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. A poza tym... Skoro zwycięstwo pod Maratonem stworzyło podwaliny potęgi Aten, to co Wy na to, żeby uczestnictwo w naszym Maratonie, mniej więcej dwa i pół tysiąca lat później, stworzyło podwaliny potęgi ... Waszej kariery?
SKN Konsultingu
u
Z poradnika wuja Dobra Rada
Ścigany Lewe
łegitki
Każdy
z nas może posiadać legitymację studencką. Żeby taniej przejechać się koleją, trzeba ją co jakiś czas podbijać . Zdarzają się przypadki, że zniżek zapragnie absolwent i podrabia pieczęć uczelni, przedłużając w ten sposób ważność legitymacji. Jest to oczywiście nielegalne, jednak można zrozumieć motywy dzia-. łania : nie miał innej możliwości, jak podrobić pieczątkę. W SGH miała miejsce inna sytuacja i w tym przypadku za nic nie mogę pojąć motywów działania bohaterów zdarzeń. Otóż niektóre osoby, będąc jeszcze studentami, podrabiały sobie pieczątki w legitymacjach. Będąc na liś cie studentów, mając pełnię praw studenckich, zamiast przejść się do dziekanatu po pieczątkę, podrobili ją sobie. Sprawa mocno się skomplikowała, gdy legitymacjom tym przyjrzeli się konduktorzy. O ile dawniej takie przypadki trafiały do kolegium do spraw wykroczeń, o tyle w myśl obecnego prawa zajmuje się nimi prokuratura. Właśnie stamtąd o wszystkim dowiadują się władze rektorskie; legitymacja studencka wydawana jest przecież przez uczelnię, a więc to szkoła jest tutaj stroną poszkodowaną. Bez szans Do tej pory w każdym przypadku uczelnia wnosiła o umorzenie sprawy i delikwentom wszystko uchodziło na sucho. Wiele wskazuje na to, że w przypadkach podrabiania legitymacji wprowadzony będzie przyspieszony tryb prowadzenia sprawy. Co to oznacza? Jeśli tak się
u
Wykładowca
chciał mieć z nimi nic wspóltaki, że cała czwórka dostała dwóję dziekańską, warunek, musieli powtarzać semestr, płacąc za to, oraz dobrać sobie dodatkowy przedmiot. Wśród tych osób była stypendystka rządu RP z jednego z krajów WNP. Dla niej powtarzanie semestru oznaczało koniec stypendium i poważne kłopoty finansowe. Dwóch innych plagiatorów korzystało z preferencyjnych kredytów studenckich, jednak powtórka oznaczała wstrzymanie wypłat i obowiązek zwrotu pobranej dotychczas sumy wraz z odpowiednimi odsetkami. Czym jest "dyscyplinarka"? Przeciwko żadnej z powyższych osób nie zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne, a jest to coś naprawdę bardzo nieprzyjemnego. Przypomina ono proces sądowy. Uczelniana Komisja Dyscyplinarna działa jak normalny sąd, który wydaje wyroki. Komisja informuje o swoich wyrokach wszystkie uczelnie państwowe, a więc "skazany" ma w praktyce szlaban na darmowe studia. Nawet jeżeli student, przeciwko któremu wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zrezygnuje ze studiów, sprawa zostaje przekazana odpowiedniej prokuraturze. Liczba toczących się spraw jest zatrważająca, a wynikająca z niewiedzy beztroska stu- _ _ dentów w fałszowaniu dokumentów i przepisywaniu prac budzi obawy, że będzie jeszcze gorzej. Nikomu nie życzę, aby stanął przed Komisją Dyscyplinarną. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, już odpowiadam: Nie warto!
nego.
stanie, uczelnia dowie się o wszystkim już po rozprawie. Otrzyma jedynie wyrok, nie będzie więc żadnej możliwości interwencji w obronie studenta - zostanie on skazany. Dorobienie sobie pieczątki w legitymacji wydaje się błahostką, jest to jednak przestęp stwo przeciwko dokumentom. Mając coś takiego na koncie, można już zapomnieć o karierze w bankowości, audycie, ubezpieczeniach, o zawodzie maklera czy doradcy finansowego. Nawet jeśli sprawca zostanie uniewinniony, w jego papierach na długie lata pozostanie nieprzyjemny swąd. Niezręczne plagiaty Pisząc prace magisterskie, semestralne i zaliczeniowe, niektórzy dosyć nieroztropnie korzystają z dorobku innych osób. Na naszej uczelni zostały ostatnio ujawnione dwa tego typu przypadki. Praca magisterska jednej ze studentek kierunku MISI była w 75 procentach przepisana z innej pracy. Odkrył to promotor. Dziewczyna miała naprawdę dużo szczęścia. Dostała pół
roku na napisanie nowej pracy, jednak za dodatkowy semestr studiów będzie musiała zapłacić. Gdyby nie życzliwy promotor i przyznanie się do winy, sprawą zajęłaby się prokuratura. Radosne korzystanie z cudzej twórczości podczas zaliczania pracy semestralnej może być fatalne w skutkach. Na jednym z wykładów zarzut plagiatu postawiono czterem osobom.
Konkursy dla studentów
Zwycięzcy wyłonieni Rozstrzygnięta została trzecia edycja konkurwoleni z poziomu zainteresowania wśród stusu Internet Case Study, organizowanego przez dentów? A.J.: Program oceniamy bardzo dobrze, zakoncern Unilever. 11 stycznia bieżącego roku równo liczbę, jak i jakość nadsyłanych rozodbyło się spotkanie laureatów z autorami studiów przypadku oraz z pracownikami działu wiązań wskazuje na to, że studentom zależy na HR. Zwycięzcy otrzymali dyplomy, nagrody, sprawdzeniu swojej wiedzy i rozwiązywaniu mogli także omówić swoje rozwiązania z mene- problemów, z jakimi spotykali się pracownicy dżerami Unilevera. Unilevera. Trzy lata temu, kiedy wystartowaliZwyczajowo nasza uczelnia jest silnie repre- śmy z pomysłem Unileversity Internet Case Stuzentowana w tego typu przedsięwzięciach, nic dies, nie spodziewaliśmy się, że konkurs będzie cieszył się takim zainteresowaniem wśród stuwięc dziwnego, że i tym razem troje laureatów pochodziło właśnie z SGH. Studenci naszej dentów z całej Polski. Z roku na rok zainteresouczelni otrzymali w tegorocznej edycji pierwsze wanie wzrasta i naprawdę bardzo nas to cieszy. Czy nadsyłane przez studentów prace są miejsce za case "Brand Management" oraz dwa wyróżnienia w dziedzinie "Media Marketing". coraz lepsze, czy raczej poziom jest podobny do Osobiście uważam za bardzo interesujący fakt, poprzednich edycji? A.J.: W ciągu trzech program lat uległ zmiaże zdobyte przez nas nagrody dotyczyły marketingu. W końcu, jak wszyscy wiecie, SGH sły nie. W pierwszej edycji studenci mieli do nie z tego, że rokrocznie największa liczba ab- wyboru dwa case studies o tematyce ogólnobizsolwentów składa prace magisterskie z kierunku nesowej. Ostatnie dwa lata to większa liczba Finanse i Bankowość. Być może zatem w kolej- · case'ów o zróżnicowanej tematyce, do wyboru. nej edycji również "fibowcy" wykażą większe Studenci mogą wybierać wedle własnych zainzainteresowanie konkursem i będą bronić hono- teresowań z takich tematów jak: Media Markeru tego najpopularniejszego w SGH kierunku ting, Zarządzanie Marką, Zarządzanie Zasobami studiów. Ludzkimi, Finanse czy Logistyka. To powoduje, że poziom rozwiązań jest coraz wyższy. SpoPoniżej zamieszczamy krótki wywiad z panią Agatą Jach, specjalistą ds. rekrutacji w Unilever strzeżenie pozostaje natomiast jedno: są studenPolska S.A. Mamy nadzieję, że pozwoli to Wam ci, którzy bardzo poważnie podchodzą do temalepiej zrozumieć, jakie są oczekiwania autorów tu, wykorzystując swoją wiedzę oraz kreatywkonkursu odnośnie nadsyłanych ro:zWiązań. ność. Ich prace są naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Takich prac jest coraz więcej. Ale są Dobiegła końca trzecia edycja programu Unileversity Internet Case Study. Jak państwo również studenci zbytnio posiłkujący się wiedzą oceniacie ten program? Czy jesteście zado- i tekstami prosto z literatury fachowej. Niestety,
nie
Finał był
Michal Bąk pracom tym wiele brakuje, ale na szczęście jest ich coraz mniej. Które z dziedzin cieszą się największym zainteresowaniem? A.J.: Można śmiało powiedzieć, że dwa ostatnie lata to lata marketingu. Zarówno z dziedziny Media Marketing, jak i z Zarządzania Marką przyszło w tym roku około 40-45% wszystkich rozwiązań. W dalszej kolejności studenci zainteresowani są Zarządzaniem Zasobami Ludzkimi i szeroko pojętą Logistyką. Czy liczba rozwiązań nadsyłanych przez studentów SGH jest wysoka? A.J.: Studenci SGH co roku poświęcają dużo uwagi Unileverowi. Widać to zarówno w liczbie aplikacji nadsyłanych na Program Praktyk Letnich czy Program, jak i na Unileversity Internet Case Studies. W przypadku case studies liczba rozwiązań nadsyłanych przez studentów SGH to około 25-30% wszystkich prac nadsyłanych z Polski! Czy laureaci Unilevęrsity Internet Case Study mogą liczyć na jakieś szczególne względy w procesie rekrutacji do Unilevera? A.J.: Oczywiście. W ramach nagród każdy z uczestników będzie brał udział tylko w ostatnim etapie procesu selekcji na praktyki, a w przypadku ubiegania się o pracę w ramach Programu Management Trainee - w dwóch ostatnich. Kiedy odbędzie się kolejna edycja konkursu? A.J.: Kolejna edycja, czwarta już z kolei, odbędzie się w październiku 2002 roku. Serdecznie dziękujemy za wywiad.
RozmawiaJ: Marcin Winkler
u
Szkolne osobliwości
Podróbka czy ozyginalP Takie pytanie nasuwa się nie tylko podczas zakupów na Stadionie Dziesięciolecia. Problemu ochrony praw własności przemysłowej nie mogło zabraknąć podczas pilotażowego cyklu seminariów "Bezpieczeństwo w Biznesie", zorganizowanego przez Brytyjsko-Polską Izbę Handlową (BPCC) oraz Biuro Koordynacji Służby Prewencyjnej Komendy Głównej Policji. Podziękowania składam pani Dorocie Kierbiedź z BPCC oraz panu podkomisarzowi Krzysztofowi Jaskólskiemu ze służb prewencji KGP, dzięki uprzejmości których mogłem po raz kolejny uczestniczyć w wielce interesującym seminarium. Problem "podróbek" przedstawił pan podinspektor Jan Hajdukiewicz, wybitny specjalista w tej dziedzinie, kierownik zespołu ds. zwalczania przestępczo ści komputerowej i intelektualnej w KGP. Pan podinspektor przestrzegł, że piractwo przemysłowe jest dużym zagroże niem dla naszej gospodarki. Szacuje się, że podaż niektórych produktów podrobionych wynosi aż 25%. Podrabianie artykułów oznacza straty w wysokości miliardów złotych dla naszego budżetu (nieściągnięte podatki, rozwój szarej strefy), spore zyski grup przestępczych i związany z nimi proceder "prania brudnych pieniędzy" (przemysł fonograficzny i kinematograficzny jest często używany jako "pralnia pieniędzy"). 80-90% funduszy na działalność terrorystyczną takich grup jak IRA czy ETA jest pozyskiwane właśnie ze sprzedaży i produkcji podrobionych towarów. Polscy konsumenci cierpią też restrykcje gospodarcze ze strony dużych międzynaro dowych koncernów czy też innych państw, a opinia RP narażona jest na arenie między narodowej.
u
-
~
~~- ""'
Asortyment wyrobów "oferowanych" przez fałszerzy jest szeroki, oryginalne w 100% sąjedynie nowe samochody. Policjanci z zespołu podinspektora Hajdukiewicza mieli do czynienia nie tylko z fałszywymi dżinsami i obuwiem sportowym (najczęściej podrabiane wyroby), kosmetykami, zabawkami, garniturami, kawą (zwracajmy uwagę na datę ważności; jeśli jest drukowana, prawdopodobnie mamy do czynienia z podróbką, w oryginalnych produktach data waż ności jest zazwyczaj tłoczona), proszkami do prania, książkami (drukowanymi na Wschodzie), ale również z "tanimi piwami", wodą mineralną, lekarstwami, nawozami i środkami ochrony roślin. To z pewnością jest sporym zagrożeniem dla naszego zdrowia, podobnie jak podrabiane części samochodowe, które, niestety, możemy spotkać w autoryzowanych stacjach obsługi i w serwisach. Ciekawy przypadek miał miejsce na początku lat 90., kiedy to nasz przedsiębiorczy rodak podrabiał olej samochodowy znanych marek, zmieniając jedynie etykiety na opakowaniach. Wpadł, gdy zaoferował kupno oleju oficjalnemu przedstawicielowi koncernu. Inne interesujące zdarzenie miało miejsce w pewnym dużym mieście, gdzie w garażu dobrze prosperowało nielegalne kino. Jednak firmy nie zawsze są zainteresowane ściganiem osób podrabiających ich wyroby. W polskim prawie piractwo przemysłowe jest ścigane z powództwa poszkodowanego, czyli wytwórcy towarów lub jego przedstawiciela na polskim rynku. Przykładem jest brak działania ze strony pewnej firmy produkującej luksusowe kosmetyki, która nie przejęła się faktem, że na bazarach
Szkolne osobliwości
Dzień niemieckojęzycznych Piąty grudnia 2001 roku w Szkole Głównej Handlowej upłynął pod znakiem kultury germańskiej. Studenckie Koło Naukowe Polsko-Niemieckich Stosunków Gospodarczych, we współpracy z SKN Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych, zorganizowało projekt pt. "Dzień krajów niemieckojęzycznych w SGH". Impreza miała charakter kulturalno-naukowy i rozgrywała się na dwóch płasz czyznach. Plakaty w gablotach uczelni, "centralny" poster w Auli Spadochronowej oraz ulotki rozdawane na tydzień przed imprezą informowały o bloku wykładowym. Pierwsze spotkanie (o godzinie 11 :40) w Auli Głównej poprowadził prof. Klaus Ziemter z Instytutu Historycznego. Wykład w języku niemieckim samym tytułem: "Wzajemne postrzeganie się Polaków i Niemców", przyciągnął wielu studentów, a jego treść zainteresowała nawet tych słuchaczy, którzy przypadkowo znaleźli się w sali wykładowej. Doskonale zorientowany w zagadnieniu profesor w sposób niezwykle
ciekawy zaprezentował historię stosunków polsko-niemieckich oraz jej wpływ na wzajemne relacje obu narodów. Kolejnym punktem programu merytorycznego była prelekcja na temat możliwości podjęcia pracy w Niemczech w charakterze wolontariusza. Wykład (o godzinie 15:20) poprowadził przedstawiciel Fundacji Schumanna. Druga płaszczyzna imprezy to część informacyjno-rozrywkowa. W godzinach 10:0015:30 na Auli Spadochronowej przy standach firmowanych przez koła naukowe (SKN PNSG oraz MSG) organizatorzy projektu informowali o planie imprezy i rozdawali nagrody: prezenty mikołajkowe ufundowane przez sponsorów. Pośrednio na Auli obecne były ambasady państw niemieckojęzycznych. Na stolikach organizatorów znalazły się udostępnione przez Ambasady Austrii i Szwajcarii przeróżne foldery, mapy oraz prospekty informacyjne, promujące te piękne i atrakcyjne pod względem
są dostępne podróbki perfum kilkunastokrotnie tańsze od oryginałów. Przedstawiciel tej firmy słusznie stwierdził, że w żadnej mierze "tańsza konkurencja" nie zmniejszy sprzedaży, gdyż osoby kupujące perfumy na bazarze nie zaopatrzą się w oryginały za kilkaset złotych, nawet jeśli podróbki znikną z rynku. W Polsce toczy się coraz więcej postę powań związanych z przestępstwami gospodarczymi, wynikającymi z naruszenia włas ności przemysłowej. W roku 2000 było ich 3960, a w 2001 liczba spraw przekroczy 4000. Jednak w naszym kraju istnieje społeczne przyzwolenie na ten rodzaj przestępstw. Inaczej traktuje się, na przykład, złodzieja roweru, a inaczej przemytnika. Na koniec przedstawiciele stowarzyszenia "Pro-Marka" zaprezentowali grupę tzw. produktów podobnych, czyli wyrobów naśladu jących produkty markowe. Skala problemu jest rzeczywiście olbrzymia i dotyczy nas wszystkich, klientów, którzy często ryzykują zdrowiem, konsumując produkty wykonane metodą "chałupniczą" czy też myjąc włosy szamponem, który pierwotnie przeznaczony był dla czworonogów. Jako że nasze koło nie ustaje w działa niach mających na celu poprawę wspólnego spokoju, zajęliśmy się kwestią bezpieczeń stwa naszych mieszkań i już niedługo przedstawimy Wam wyniki naszych badań. Zainteresowanych działalnością naszego koła zapraszamy do współpracy: przestepca@ egroups.com. Gwarantujemy udział w ciekawych i oryginalnych przedsięwzięciach.
Damian Druzga SKN Badań nad Przestępczością i Bezpieczeństwa w Biznesie
Gospodarczą
turystycznym kraje. Zainteresowani mogli bezpłatnie zaopatrzyć się m.in. w przewodnik górski po Austrii czy w informator po trasach widokowych Szwajcarii. Przez cały dzień studenci brali również udział w konkursie wypełniając ankietę z pytaniami odwołującymi się do elementarnej wiedzy na temat krajów niemieckojęzycznych. Rozstrzygnięcie konkursu, którego zwycięzcy otrzymali podwójne zaproszenia na Festiwal Młodego Kina Niemieckiego, podsumowało Dzień Krajów Niemieckojęzycznych w SGH. SKN PNSG zaprasza wszystkich zainteresowanych na spotkania koła w każdy wtorek w budynku "A". W planie działalności koła na najbliższe dwa semestry mamy: zorganizowanie wymiany studenckiej, konferencji wyjazdowej oraz szereg innych ciekawych projektów realizowanych we współpracy z innymi organizacjami studenckimi.
Barbara Szylberg (bszylberg@hotmail.com) lł'iceprezes
SKN PNSG
OD
u
Akcje zwalczające
Narkotyki precz (cz. 2) Już póhora miesiąca minęło od rozpoczęcia tej jednej z największych i najtrudniejszych akcji wśród społeczności akademickiej. Trudno na razie ocenić jej wyniki, lecz początki napawają optymizmem. Jesteśmy pierwszą uczelnią w kraju, która rozpoczęła działalność w ramach tego programu. Patronuje mu pani minister Barbara Labuda. Bardzo wzruszająca okazała się postawa studentów Szkoły Głównej Handlowej, w tym przede wszystkim przedstawicieli I roku i studentów Hufca Pracy. Dzięki pomocy i koordynacji Dziekanatu Studium Podstawowego udało nam się zebrać ponad 1000 maskotek i przekazać je Centrum Pornocy Bliźniemu przy ulicy Marywilskiej w Warszawie. Wizyta w tym ośrodku okazała się być tak dla studentów SGH, jak i uczniów liceum niepublicznego przy SGH, niezwykłym przeżyciem. Trudno sobie wyobrazić ten świat bólu, zniszczenia, upadku, ale także - albo nawet przede wszystkim - walki, walki z własnym charakterem, która stanowi jedyną drogę ucieczki od zguby. Dopiero widok tych dotkniętych przez los ludzi wyzwala w nas prawdziwie ludzkie odczucia. Czy zdarzyło Wam się wstawać codziennie,
u
mając tylko jeden cel w życiu i mając minimalne szanse na jego osiągnięcie? Okazuje się, że najmniejsza choćby pomoc pozwala nie tylko poczuć nieszczęścia innych, ale i odwrócić uwagę tych biednych ludzi od szarości dnia powszedniego. Drugim ważnym wydarzeniem był wykład pana Marka Kotańskiego. Odbył się on 13 grudnia 2001 w Auli A. Spotkał nas kolejny powód do dumy. Aula była pełna, a wśród sześ ciuset entuzjastycznie nastawionych słuchaczy znaleźli się studenci wszystkich lat i - co najważniejsze -uczniowie naszego liceum. Pan Kotański z przykrością stwierdził, że obecnie trudno zdobyć czyjąś bezinteresowną pomoc. Jedyną szansą jesteśmy my, inteligentni, energiczni młodzi ludzie, którzy nie tylko mają ciekawe idee, ale na drodze ku ich realizacji potrafią pokonać wszelkie przeszkody. Pornysłów jest wiele. Organizowanie wielkiego akademickiego Domu Czystych Serc, koncertów potępiających zażywanie narkotyków itp. pomoże odwieść młodzież od próby zniszczenia sobie życia. Choć nie jesteśmy w stanie pomóc samym chorym, nie oznacza to, że nie możemy pomóc w działaniach profilaktycz-
Wygraj pierwsze miejsce
Znowu Grasz Czym jest dla studenta możliwość odbycia praktyki zawodowej i zdobycia doświadczenia zawodowego, tłumaczyć nikomu nie trzeba. Siedem lat temu, z myślą wyjścia naprzeciw potrzebom młodych ambitnych ludzi, powstał projekt "Grasz o staż". W tegorocznej, siódmej już edycji konkursu organizowanego przez PricewaterhouseCoopers i "Gazetę Wyborczą" studenci III, IV i V roku oraz absolwenci do 35 roku życia mogą wygrać płatne letnie praktyki w kilkudziesięciu renomowanych polskich i międzynarodowych firmach. Justyna Górak, studentka IV roku Finansów i Bankowości SGH, która wygrała praktykę w firmie Johnson&Johnson Poland Sp. z o.o., tak podsumowuje swój udział w konkursie: "Sporo się nauczyłam i myślę, że dzięki prestiżowi konkursu łatwiej mi będzie znaleźć kolejną pracę. Poznałam charakter i środowi sko pracy w dużej firmie, sprawdziłam swoją wiedzę i możliwości, co pomoże mi lepiej dostosować się do wymogów pracodawcy. Zorientowałam się, jakich umiejętnościjeszcze mi brakuje, aby w przyszłości móc stać się lepszym pracownikiem. Konkurs składa się z dwóch etapów. W pierwszym każdy uczestnik rozwiązuje dwa spośród kilkunastu zadań. Zadania ogłoszone zostaną 4 marca 2002 r. na stronie konkursu: www. grasz. p l. Do wyboru będą m.in. tematy z bankowości, e-biznesu, finapsów i księ gowości, zarządzania i z innych dziedzin. Do 17 kwietnia 2002 r. należy wypełnić formularz zgłoszeniowy dostępny na stronie konkurso-
wej, dołączyć do niego dwa rozwiązane zadania i wysłać drogą elektroniczną (zgłoszenia do konkursu przyjmowane będą wyłącznie przez Internet). Drugi etap polegać będzie na rozmowach z przedstawicielami firm fundujących praktyki. Lista laureatów zostanie ogłoszona 24 czerwca 2002 r. w "Gazecie Wyborczej" w dodatku "Praca". Oprócz samych praktyk w konkursie moż na również wygrać szkolenia. Wszyscy !au-
nych. Seminarium prowadzone przez pana Kotańskiego wywołało falę pytań i tematów do dyskusji. Okazało się, że studenci są świadomi problemu i z wielkim zainteresowaniem wysłuchali naszego gościa. Efektem powstałej w ten sposób dyskusji był pomysł organizowania wyjazdów seminaryjnych do wspomnianego na początku artykułu Centrum Pornocy Bliźniemu. Listy chętnych szybko się zapeł niają, a zapisy prowadzi pani Kasia Wójcicka, opiekunka pierwszego roku w Studium Podstawowym. Bardzo przyjemnym akcentem było wystąpienie pana Marka Kotańskiego w Radiu Dla Ciebie. Miała tam również przyjemność być jedna z naszych studentek. Nasza działalność została zauważona i myślę, że pomoże to w przygotowywaniu kolejnych akcji. Jako przedstawiciel Zarządu Głównego Akademickiego Związku Sportowego w Komisji ds. Społecznych przy Kancelarii Prezydenta RP, osobiście podjąłem się przewodniczenia tej akcji na naszej uczelni i koordynowania działań pomiędzy organizacjami studenckimi SGH, Dziekanatem Studium Podstawowego a Monarem. Niezwykłe jest to, że to właśnie my, studenci, możemy ratować tysiące istnień.
Tomasz Husak reaci wezmą udział w dwudniowym szkoleniu z zakresu planowania rozwoju osobistego i ścieżki kariery, przeprowadzone przez PricewaterhouseCoopers. Ponadto przez kilka najbliższych miesięcy będą mieli dostęp do specjalnej strony internetowej i forum, przeznaczonych dla laureatów, gdzie będą oni mogli wymieniać doświadczenia z praktyk czy też urnawiać się na wspólne spotkania. Natomiast laureaci drugiego etapu konkursu odbędą szkolenie "Jak być atrakcyjnym na rynku pracy". Informacje na temat konkursu "Grasz o staż" można przeczytać na stronie: www. grasz .pl.
Organizatorzy
UCZELNIA t-4
u
Maglowanie
Między mlote111 Reżyser
reklamowy to zawód barwny i dochodowy, ale wymagający jednocześnie sprytu i dyplomacji. Przekonaj się o tym, zagłębiając w lekturę rozmowy z Lourensem van Rensburgiem, znanym w branży reżyserem, pracującym ostatnio w Polsce przy produkcji filmu reklamowego "Karczma" dla jednego z polskich piw. Na reklamę tę trafiłeś z pewnością, oglądając telewizję po 23 :00, kiedy po trudach przedsesyjnego wkuwania zrobiłeś sobie przerywnik na małe telewizyjne co nieco. Jest to tzw. "pasmo piwne", czyli jedyny dopuszczony obecnie przez polski parlament czas na reklamę złocistego napoju. Jak filmowiec poradził sobie z nakręceniem reklamy, której treść - według obowiązującego w Polsce od września 2001 roku drakońskiego prawa - nie może się kojarzyć m.in. z relaksem, przyjemnością, sukcesem życiowym, sportem? Jak stałeś się reżyserem reklamowym? Czym w swoim dotychczasowym dorobku możesz się pochwalić?
L.V.R.: Filmy reklamowe reżyseruję już od lat . W tym czasie nakręciłem już około dwustu reklam, przeciętnie dwie lub trzy w miesiącu . Pracowałem już m.in. dla Mercedesa, Fiata, Coca-Coli, Nike, Virgin Atlantic, South African Airways, Nestle, Audi, Epson. Wkrótce rozpocznę pracę nad filmem reklamowym Opla, przeznaczonym na rynek niemiecki. Jakie miałeś przygotowanie reżyserskie, zarówno praktyczne jak i teoretyczne, zanim zacząłeś samodzielnie krę cić reklamy? L.V.R.: To się zaczęło bardzo dawno temu. Odpięciu
kąd pamiętam, miałem
tak naprawdę tylko dwa marzenia: albo zostać reżyserem filmowym, albo kierowcą wyścigowym. Dorastałem przeciętnej południowoafrykańskiej
w bardzo rodzinie,
w małej miejscowości. Mój ojciec pracował w hucie, a matka była gospodynią domową. Szybko przekonałem się, że zostanie kierowcą wyścigowym nie jest realne, postanowiłem więc skupić się na moim drugim marzeniu. Kiedy byłem dzieckiem, zacząłem fotografować ludzi starym aparatem mojego ojca. Zawsze chciałem kierować dziećmi na podwórku, reżyserując różne sceny. Zawsze przysparzało mi to wielu kłopotów. Potem w szkole średniej kupiłem sobie kamerę wideo i filmowałem wydarzenia sportowe: mecze piłki nożnej, tenisa, krykieta. Dostałem się do szkoły filmowej, gdzie studiowałem przez trzy lata. Po studiach zacząłem pracować w branży, ale zupełnie na dole drabiny. Byłem gońcem, który robił herbatę, obwoził pracowników planu itp., słowem : takim typowym "przynieś-wynieś -pozamiataj". Był to wymarzony początek,
a kowadłem ponieważ udało
mi się podpatrzeć wiele aspektów pracy reżyserskiej . Gdy miałem trochę wolnego czasu, kręciłem krótkie filmy do obejrzenia w gronie przyjaciół. W międzyczasie wybrałem się do USA, gdzie przez pół roku pracowałem za darmo przy produkcjach filmowych . Było to znakomite doświadcze nie. Po powrocie do RPA dużo podróżowałem. Byłem np. w ekipie tworzącej film dokumentalny z podróży lą dowej przez całą Afrykę : od Cape Town do Kairu. Z podobną
ekipą
odwiedziłem
również Amazonię.
W jakich okolicznościach samodzielnym reży serem? L.V.R.: Pięć lat temu uznałem, że nadszedł sprzyjający czas, aby zacząć samodzielnie reży serować reklamowe spoty telewizyjne. Wraz z dwójką przyjaciół założyliśmy własną firmę. Obecnie jesteśmy drugim pod względem wielkości domem produkcyjnym w RPA, dla którego, oprócz mnie, pracuje jeszcze sześciu innych reżyserów i około czterdziestu pracowników. Powiodło nam się. Zdobyliśmy uznanie za kreatywność, wygraliśmy kilka nagród w branży reklamowej. W tym roku jeden z naszych kolegów znalazł się w światowym rankingu firmy Saatchi&Saatchi dla najlepszych młodych reżyserów reklamowych. Filmowcy branży reklamowej powinni dobrze dawać sobie radę przede wszystkim pod względem kreatywności , ponieważ tylko w ten sposób można zostać dostrzeżonym. Na podstawie tego kryterium zespoły kreatywne agencji reklamowych dobierają reżyserów. Szukają ludzi, którzy potrafią we wciągający sposób opowiedzieć historię filmem. Jeśli chodzi o mnie, uważam, że znalazłem dla siebie pewną niszę na rynku reklamowym. Dotyczyła ona zastosowania humoru w reklamie, a także sposóbu pracowania z ludź mi. Sądzę, że bierze się to z prostoty środo wiska, w którym dorastałem. Nie uczęszczałem do elitamych prywatnych szkół, pochodzę z rodziny z klasy robotniczej. Pewnie dlatego umiem łatwo znaleźć z ludźmi wspólny język. Zawsze pamiętam o tym, że reklama jest właśnie dla zwykłych ludzi. Nie możesz im opowiadać historii, która jest zbyt artystyczna lub zbyt wyszukana. Nie będą nią zainteresowani. Zapamiętalem słowa, które wypowiedzialeś w czasie przedprodukcyjnego spotkania z brand menedżerami. Powiedziałeś wtedy, że reżyserując reklamę, nie jesteś lojalny wobec zostałeś
klienta ani agencji, ale przede wszystkim wobec publiczności. To bardzo sprytne stwierdzenie, ponieważ tak długo, jak jesteś lojalny wobec publiczności, zachowujesz także lojalność wobec klienta. Z kolei usatysfakcjonowany klient to zadowolona agencja. Z drugiej strony, agencje reklamowe często zainteresowane są tym, aby "ich" reklamy przede wszystkim wygrywały nagrody na prestiżowych festiwalach reklamowych. L.V.R.: Dokładnie tak. To bardzo specyficzne dla naszej branży, to jest jak miecz o dwóch ostrzach. Zawsze masz do czynienia z klientem, który nie chce wygrywać nagród, ale przede wszystkim sprzedawać swoje produkty i za to właśnie płaci agencji. Z drugiej strony agencję, jeśli jest dobra, motywują nagrody na festiwalach i konkursach. Innymi słowy : chcą zrobić kreatywną reklamę, ale najlepiej, żeby jej emisja doprowadziła równocześnie do zwiększenia sprzedaży produktu. Połączenie tych dwóch rzeczy jest niezmiernie trudne. Teraz widzisz, że reżyser to taki ktoś, kto jest skazany na pracę między młotem a kowadłem. Dostajesz zlecenia, jeśli robisz reklamy kreatywne, ale jednocześnie muszą one w wymierny sposób wypromować produkt. Z mojej strony koncentracja na widzach jest bezpieczna, ponieważ to do agencji zazwyczaj należy dostarczenie kreatywnego rozwiązania, a ja muszę je ująć w ramy, które przełożą się na zachowania rynkowe. Ogólnie w świecie można zaobserwować zwrot w stronę reklamy, która jest mniej wyszukana koncepcyjnie, ale bardziej efektywna rynkowo. Wyobraźmy sobie taką sytuację: zobaczyłeś już scenariusz, wiesz, dla jakiego produktu ma być kręcona reklama. Czy zdarza Ci się, że ze względów etycznych, prestiżowych lub innych odmawiasz współpracy? L.V.R.: Na szczęście mnie takie sytuacje zdarzają się niezmierne rzadko. Twórcy reklam
i firmy zachowują się w obecnych czasach dubardziej odpowiedzialnie niż kiedyś . W tygodniu dostaję przeciętnie dziesięć scenariuszy reklam, spośród których mogę wybierać . Mój wybór opiera się w pierwszej kolejności na tym, jak interesujący jest materiał, czy reklama żo
(ciąg dalszy na
nastx:pnej stronie)
r u
Maglowanie
Między mlotein (dokończenie
z poprzedniej strony)
ma w sobie jakiś pomysł i czy najważniejszą częścią tego pomysłu są ludzie. Nie zajmuję się raczej rzeczami, które mająprzedstawiać tylko i wyłącznie piękno i elegancję. Zawsze musi być w tym jakaś mała historia, którą można zabawić widza. Musisz zawsze pamiętać, że widzowie to normalni, na co dzień pracujący ludzie. Ostatnią rzeczą, jaką chcieliby robić po ciężkim dniu i powrocie do rodziny, jest oglą danie nudy w telewizji. Wymagasz od nich kilkunastu lub kilkudziesięciu sekund uwagi i zobowiązany jesteś dać im coś w zamian: sprawić, że się wzruszą, rozweselą, zastanowią.
Dostajesz
scenariuszy tygodniowo, kręcisz średnio 2-3 reklamy w miesiącu. Czy nie obawiasz się, że, przy tak intensywnej pracy w pewnym momencie zakradnie się do Twojego życia rutyna? dziesięć
L.V.R.: Kiedy zacząłem pracować jako samodzielny reżyser, powiedziałem sobie, że w dniu, kiedy moje zajęcie stanie się tylko zawodem i nie będzie się już wiązało z pasją i przyjemnością, przerzucę się na coś innego. Reżyserowanie nie powinno zmienić się w rutynę. Rzeczywiście, zaobserwowałem ostatnio, że po pięciu latach ciągłej pracy czuję się zmę czony i wypalony. W najbliższym czasie mam zamiar zrobić sobie dwumiesięczną przerwę i nie zajmować się wtedy niczym, co choć trochę związane by było z reżyserią. Zamierzamy wraz z przyjacielem na motocyklach przejechać Afrykę trasą z Cape Town w RPA do Kairu w Egipcie. Oczywiście całą odległość pokonamy drogą lądową. Telefon komórkowy i faks zostawiam w domu. Nie biorę nawet aparatu ani wideo. Nie
zamierzam nic filmować, robić żadnych zdjęć, a jedynie gromadzić w pamięci doświadczenia i wrócić ze świeżym umysłem, z nowymi siłami do pracy. Obecnie reżyserb)' dostają za swoją pracę ogromne pieniądze. Czasem nie mogę się nadziwić, ile zarabiamy. A jeśli ktoś płaci tak dużo, jednocześnie bardzo wiele
a kowadlein wymaga. Oczekiwane jest sto dziesięć procent twojej uwagi i zaangażowania. Jeśli płacę budowniczemu za to, by zbudował mój dom, to w grę wchodzi tu coś bardzo istotnego, mój dom. Nie chcę, żeby budowniczy był zmę czony, znudzony, by myślał o innych projektach i planach. Chcę, aby wykonał swoją robotę jak najlepiej, i wymagam jego pełnej uwagi. Klienci i agencje w podobny sposób podchodzą do reżysera. On z kolei, zabierając się do pracy, powinien m1ec świeży i wypoczęty umysł, a także być pełen zaangażowania, które najłat wiej jest osiągnąć, jeśli z pracy na planie czerpie się przyjemność.
Co - oprócz, jak sam przyznajesz, dużych - motywuje Cię najbardziej do reżyserowania filmów reklamowych?
pieniędzy
telewizyjnych. Skończy się to wynalezieniem przez producentów nowych kanałów komunikacji z konsumentem, o jakich nikomu się jeszcze nie śniło. Ten proces powoli już postępuje. Nie jest to może pomyślna perspektywa dla telewizji, ale otworzy ona nowe drzwi prowadzące na nieznane dotychczas obszary. Czy pracowaleś kiedykolwiek w warunkach ograniczeń
prawnych reklamy?
L.V.R.: Jedyne ograniczenia, z jakimi musiałem się zmierzyć, dotyczyły pokazywania nagości i atrakcyjności seksualnej w reklamie. Praca w Polsce nad nowym spotem piwem była dla mnie zatem dobrym ćwiczeniem, po raz pierwszy stanąłem oko w oko z tak restrykcyjnym prawem. Wyreżyserowałem już w swoim życiu kilka reklam samochodów. Tam pojawił się dodatkowy problem. Kiedyś w tego typu reklamach mogliśmy robić wszystko. Można było pokazywać naprawdę niebezpieczny i ryzykowny styl jazdy, ruszanie z piskiem opon, efektowne stłuczki, z których oczywiście bohater wychodzi cało . Teraz podchodzi się do tego bardziej odpowiedzialnie: w reklamach promowany jest bezpieczny i odpowiedzialny styl jazdy. I tu otwiera się ogromne pole dla rozwiązań kreatywnych. Nie musisz pokazywać samochodu pędzącego po wąskiej
L.V.R.: Zawsze najbardziej zawsze fascymnie to, że jako reżyser muszę opowiedzieć pewną konkretną historię w bardzo krótkim czasie: trzydziestu, a w najlepszym wypadku czterdziestu sekund. Przy tym musi być ona czytelna dla widza. Jest na to najczęś ciej przeznaczony porządny budżet oraz wystarczająco dużo czasu. Muszę podróżować i spotykam wielu interesujących ludzi. To nowało
właśnie lubię.
Czy praca w warunkach poważnych prawnych stawianych reklamie piwa, tak jak ma to miejsce w Polsce, jest dla Ciebie wyzwaniem, czy wręcz przeciwnie ograniczeń
męczarnią?
L.V.R.: Nie da się tego jednoznacznie W nowej reklamie mamy do czynienia z kumplami, którzy przychodzą do pubu napić się piwa. Myślę, że powodem, dla którego ludzie po pracy, po ciężkim dniu chodzą do pubu, jest to, żeby się zrelaksować, zapomnieć o stresie i trudach życia. To, że według znowelizowanego we wrześniu 2001 roku polskiego prawodawstwa treść reklamy piwa nie może kojarzyć się m.in. z relaksem, sukcesem życiowym, atrakcyjnością seksualną, sportem, jest jakimś całkowitym nieporozumieniem i absurdem. To jest dla nas duże wyzwanie: jak podejść do tej kwestii, jak przekonująco pokazać w pubie bohaterów, którym nie wolno jest się śmiać. Tutaj punkt ciężkości całego przekazu musi leżeć gdzie indziej. Zadanie jest karkołomne, ale zawsze upewniamy się, czy podchodzimy do całości w sposób bezpieczny, czy wykorzystujemy wszelkie opcje, by mieć pewność, że reklama zostanie wyemitowana. Interesujące jest obserwowanie kierunku, w jakim podąża reklama papierosów i alkoholu. Sądzę, że, niestety, reklamy tych produktów już niedługo wszędzie na świecie znikną z anten określić .
drodze z
prędkością
dwustu kilometrów na jedynie kierowcę wychodzącego z samochodu z włosami sterczącymi na wszystkie strony. W taki sposób może nawet skuteczniej uświadamiasz ludziom, że reklamowany samochód jest naprawdę szybki. Prawo wymusza na agencjach kreatywne podejście do problemu. No właśnie, czym jest dla Ciebie kreatywgodzinę. Można pokazać
ność?
L.V.R.: Ludzie mają błędne przekonanie o tym, że kreatywność nierozerwalnie wiąże się z artyzmem. To nie jest do końca tak. Sądzę, że Michael Schumacher jest kreatywny, ponieważ wie, jak prowadzić samochód szybciej od swoich rywali. Mamy w tym wypadku do czynienia z kreatywnym kierowcą. To samo dotyczy księ gowego. Sposób, w jaki sprawniej niż inni księ gowi ewidencjonuje pieniądze w firmie, może być uznany za kreatywny. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu jest kreatywny i każdy z nas wykorzystuje tę kreatywność w różnych obszarach życia.
Bardzo dziękuję za wielu sukcesów.
rozmowę
i
życzę
jeszcze
RozmawiaJ: Sebastian Urlik
UCZELNIA
u
Marketing polityczny
Ach, ta polityka... W ramach projektu odbyły się trzy wykłady na temat kampanii wyborczej do parlamentu 200 l, zorganizowane wspólnie przez Koło Marketingu i Koło Reklamy: l. 8 listopada: "Jak osiągnąć sukces wyborczy?", prezentacja p. Macieja Grabowskiego, szefa kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej. 2. 21 listopada: "Polityk - produkt wyborczy", wykład p. Piotra Tymochowicza, koordynatora kampanii wyborczej Samoobrony. 3. 6 grudnia: "Jak skutecznie wykreować polityka?", "Kulisy porozumienia SLD i SD", wykład p. Jana Klimka, lidera Stronnictwa Demokratycznego, i p. Sabiny Klimek, prowadzą cej kampanię wyborczą Jana Klimka. Wykłady te znacznie różniły się od siebie, co wskazuje, że nie istnieje jedna sprawdzona recepta na udaną kampanię. Najistotniejszym wnioskiem wydaje się fakt, że marketing polityczny jest dziedziną nieodłącznie związaną z polityką i aby zajmować się nim profesjonalnie, należy czynnie uczestniczyć w życiu politycznym. Żadna partia nie powierzy prowadzenia swojej kampanii osobie lub firmie zupełnie z nią niezwiązanej.
Kampania wyborcza PO opierała się na profesjonalnych analizach rynku, przygotowanych przez United PR pod okiem pana Macieja Grabowskiego. Sztab wyborczy uformował się w połowie lutego 2001 i na ten okres przypada nieformalny start kampanii. Elektorat zbadano pod kątem marzeń (sprowadzających się do "małej stabilizacji" na miarę III RP, tzn. spokojnego, bezpiecznego, przewidywalnego życia, mieszkania i rodziny jako podstawy) i problemów (bezrobocie, bezpieczeństwo w państwie, korupcja, zbyt wysokie podatki). Kampanię zaplanowano na podstawie porównania rozwiązań tychże aspektów, proponowanych SLD, AWS i UW. Grupa docelowa składała się z dwóch grup: l) elektorat twardy (stały) i część elektoratu miękkiego (zmiennego), deklarujące gotowość głosowania na PO, czyli stan posiadania PO, którego trzeba było bronić; 2) część miękkiego elektoratu PO, deklarująca gotowość głosowania na inne partie, czyli głównie
część, którą należało
zdobyć (najważniejsza
grupa, ok. 1,8 mln wyborców, znajdowała się pomiędzy PO a SLD). Szczególnie ważnym spostrzeżeniem był fakt, że Polacy lubią partie zwarte, nie skłócone wewnętrznie (plus dla SLD, minus dla AWS). Strategia kampanii oparła się na następującym wyróżniku: jednolitym, wyraźnym wizerunku trójki liderów, będącym swoistym antidotum na postać Leszka Millera. Nienaruszalnym wymogiem była całkowita zgodność w grupie liderów PO. Na główny element programu wyborczego wybrano podatek lini o wy. Tytuł wykładu brzmiał dwuznacznie: "Jak osiągnąć sukces wyborczy?" Dwuznacznie, ponieważ niektórzy wyborcy uważali wynik osiągnięty przez PO za porażkę. Z audytorium również padło pytanie, czy kampanię PO należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu. W świetle celów kampanii okazało się, że tak. Priorytety brzmiały następująco:
l) budowa struktur terenowych w okręgach; 2) PO drugim pod względem wielkości klubem w Sejmie (ostatecznie, wobec rewelacyjnej kampanii Samoobrony, PO zajmuje trzecie miejsce); 3) UW i AWS znajdują się poza parlamentem. Muszę przyznać, że zarówno kampania, jak i sama jej prezentacja (przygotowana zgodnie z wizerunkiem PO), były przykładem czystego profesjonalizmu. Nowość w atrakcyjnym opakowaniu sprzedała się z zyskiem. Fenomen kampanii Samoobrony opierał się na postaci Andrzeja Leppera, wykreowanego przez mistrza manipulacji, Piotra Tymochowicza. Obaj panowie, znani z kontrowersyjnych poglądów, doskonale wykorzystali nadarzającą się okazję wejścia na rynek polityczny, choć ten drugi, jak na razie, oficjalnie nie angażuje się w politykę. Kampania była prowadzona przez ICCE Greenpol i to było w zasadzie wszystko, czego się o niej dowiedzieliśmy. Pan Tymochowicz nie odpowiedział na praktycznie żadne z zadanych mu pytań dotyczących szczegółów kampanii Samoobrony. Mimo to wykład nie należał do nudnych, wręcz przeciwnie: był prawdziwym pokazem technik manipulacji, której staliśmy się obiektem. Paradoksalne wyjście od wzoru E=mc2 (pan Tymochowicz jest z wykształcenia fizykiem) skutecznie wzbudziło zainteresowanie audytorium i znalazło swoje uzasadnienie w koncepcji udanej kampanii wyborczej. Brzmi to co najmniej niewiarygodnie... Tymczasem porządek we wszechświecie musi być zachowany i założenia o przyciąganiu i odpychaniu się cząsteczek, sprawdzają się w odniesieniu do wszystkich obiektów (włączając w to nas samych). Prowadzący udowodnił również, że w teorii człowiek (tu: polityk), jest niczym innym jak tylko produktem wyborczym. Ukoronowaniem wywodu był wniosek, że dysponując odpowiednimi narzędziami, prawie każdego można wypromować na prezydenta... Tak więc, Koleżanki i Koledzy, nic nie jest niemożliwe! Nie sam produkt jest najważniejszy, ale jego otoczka. Nie sprzedajemy wyborcom programu (bo i tak prawie nikt go nie czyta), tylko, podstępnie wkraczając na terytorium ich podświa domości i emocji, oferujemy korzyści, a przede wszystkim satysfakcję! Doskonały popis mowy ciała, modulacji głosu, podtrzymywania uwagi audytorium, kreowania się jednocześnie na specjalistę w swojej dziedzinie i człowieka skromnego (cyt. "moja skromna osoba"), kontrowersyjność (popularność outsiderów już dawno minęła), wyćwi czony "atak" uśmiechem i kilkakrotne wprowadzenie elementu zaskoczenia były idealnym przykładem na to, jak można zrobić z siebie produkt na sprzedaż. Zainteresowanym - jako bonus - polecam świetny artykuł Piotra Tymochowicza pt. "Manowce marketingu. Nie tylko politycznego", który ukazał się we wrześniowym numerze magazynu ,,Brief". SD jest partią znaną, o uksztahowanym wizerunku, być może przestarzałym i dlatego nie
tak atrakcyjnym (wykład nie przyciągnął tylu słuchaczy, co poprzednie). Kampania SD, jak przedstawił nam to jej przewodniczący, dr nauk ekonomicznych Jan Klimek, opierała się głównie na programie politycznym. Ogólna analiza czynników pozycjonujących partie polityczne w Polsce okazała się niewystarczająca. SD poniosło porażkę w wyborach do Sejmu. Na produkt, będący w fazie spadku, zmalał popyt wyborców. Natomiast kampanię wyborczą samego dr. Klimka, prowadzoną przez jego córkę, panią Sabinę Klimek (obecnie na trzecim roku Akademii Ekonomicznej w Katowicach, działaczki młodzieżówki SD), można zaliczyć do udanych. Marketingowe podejście pani Klimek zaowocowało jasną strukturą kampanii, której cele przedstawiały się następująco: l) wygrać wybory; 2) wprowadzić paru kandydatów do Sejmu; 3) powiększyć ilość mandatów; 4) zareklamować partię, nazwisko. Zdefiniowanie strategii poprzedziły badania opinii publicznej i analiza SWOT. W organizacji kampanii wyróżniono trzy punkty ciężkości: l) strukturę sztabu (podział zadań, koordynacja, planowanie, weryfikacja, kontrola); 2) pozyskanie wolontariuszy (rodzina, znajomi, przychylne organizacje, członkowie partii, studenci); 3) zasady współpracy z ludźmi: -nagradzaj ; - postaraj się o dobre warunki pracy; - nie pozwól nikomu czuć się niepotrzebnym; - pomyśl o nich zanim będą potrzebni. Źródła komunikacji z wyborcami obejmowały spotkania, listy, plakaty, ulotki, telefon i mass media (Internet, telewizja, prasa). Osobną, równie ważną pozycję zajmowała komunikacja z dziennikarzami. Istotną funkcję stanowiło utrzymywanie kontaktów po wyborach poprzez: l) podziękowania; 2) regulowanie należności; 3) przyjęcia. Zamachy terrorystyczne na Stany Zjednoczone 11 września spowodowały chwilowe przerwanie i późniejsze złagodzenie kampanii wyborczych. Sztaby odwoływały przyjęcia i happeningi, media skracały czas emisji informacji wyborczych na rzecz faktów o sytuacji za Oceanem. W ogólnej ocenie dzień 11 września nie wpłynął na uksztahowanie się preferencji wyborczych Polaków. Podsumowując, w marketingu politycznym nie obowiązują jasne reguły. Po pierwsze, uprawianie czystego marketingu politycznego jest niemożliwe bezjednoczesnego zaangażowa nia się w politykę. Po drugie, każdy sztab wyborczy, w zależności od preferencji kierujących nim ludzi (i od budżetu), zwraca uwagę na inne aspekty i ma inną, własną receptę na sukces wyborczy. Niemniej jednak umiejętne zastosowanie dorobku marketingu i technik manipulacji może doprowadzić do spektakularnego sukcesu politycznego, takjak to się stało w przypadku Samoobrony.
joanna CzeiWonka Koordynator projektu w SNK Marketingu
t1CZELNIA"' t·.
..
'
1
Studenckie podróże
Praska międzynarodówka International Youth Leadership Conference to impreza organizowana przez praską Civic Concepts International. Jak nazwa wydaje się wskazywać, z zamierzenia jest to konferencja dla studentów kierunków bardziej "umiędzyna rodowionych", choć nie był to żaden wiążący wymóg. A skąd wziął się w ogóle u mnie pomysł wyjazdu do Pragi, gdzie wszystko się odbywało? Pewnego październikowego dnia pomyślałem sobie, że może warto gdzieś wyjechać i doświadczyć czegoś ciekawego. Moją uwagę przyciągnęło hasełko reklamujące pewną stronę
ziemny oraz wielkie ławice ryb. N;t ich nieszczęście, dookoła położone są kraje, które wzajemnie oskarżają się o nietolerowanie historycznego prawa do tych wysp lub też o pogwałcenie granic wyłącznej strefY ekonomicznej. Pewnego pięknego dnia stało się: filipiński samolot wojskowy zaatakował australijską platformę wiertniczą na wyspie należącej do Wietnamu ... Wybucha konflikt, w który zaangażowa nych jest w sumie szesnaście stron. Przypadło mi być Specjalnym Przedstawicielem ONZ ds. Regionu. Moim zadaniem było współpracować z Sekretarzem, Szefem Sił Pokojowych ONZ oraz z przedstawicielem ASEAN w celu możliwie rozsądnego rozwiąza nia konfliktu. I to się nam udało, gdyż po dosyć burzliwej dyskusji, przede wszystkim pomiędzy dyplomatą wietnamskim i filipińskim, doszło do pokojowego porozumienia.
internetową, będącą obszernym zbiorem konferencji i seminariów o zasięgu międzynarodo wym. Co więcej, był na tej stronie całkiem logiczny (ze studenckiego punktu widzenia) podział na konferencje bezpłatne oraz te, na które trzeba wydać ciężko zarobione w wakacje pieniążki. Oczywiście kursor myszki padł na tę pierwszą możliwość. Z obfitego zbioru IYLC była chyba jedyną, która jeszcze się nie odbyła. O przyję ciu do grona uczestników dowiedziałem się l listopada. Dopiero od tego czasu zacząłem się dokładniej wczytywać w to, co zostało zamieszczone na stronach internetowych konferencji. I wtedy przeżyłem szok: opłata konferencyjna w wysokości 540 dolarów! I to ma być konferencja bezpłatna!? Na szczęście, dzięki strumieniowi grantów przyznawanych przez organizatorów uczestnikom z krajów rozwijających się, do których mamy szczęście Tego dnia program był wypełniony wizytasię zaliczać, oraz dzięki pomocy Samorządu mi w ambasadach Słowacji, Holandii, Wielkiej Studentów SGH, a w szczególności Tomka Brytanii i Austrii. Mieliśmy możliwość poznać Ruska, odpowiedzialnego za program dofinan- zasady pracy ambasady, porozmawiać z przedsowywania wyjazdów na konferencje zagrani- stawicielami obcych państw i oczywiście zrobić czne, udało się zgromadzić niezbędne fundusze sobie pamiątkowe zdjęcia. Podobnie było kilka i wyjazd okazał się być w zasięgu ręki. godzin później w Ministerstwie Spraw ZagraniPo półtoramiesięcznym okresie obfitej kore- cznych Republiki Czeskiej. spondencji nadszedł kolejny piękny dzień. Był Wtorek to dzień kolejnej symulacji. Tym to 15 grudnia, kiedy mogłem wreszcie spakować razem jest to proces przed Międzynarodowym walizki i zająć wygodne miejsce w pociągu. Trybunałem Karnym. I chyba właśnie to ćwicze Przy powitaniu na Dworcu Głównym w Pradze nie wyszło nam naj ciekawiej. Zresztą samo pookazało się, że podróżowałem wraz z jednym dłoże było bardzo interesujące. Dotyczyło z uczestników konferencji, Sergeiem z Moskwy. oskarżenia Henry' ego Kissingera, byłego SekreBył to mój pierwszy konferencyjny kolega. Stał tarza Stanu USA, o zbrodnie wojenne i zbrodnie się on również moim towarzyszem z pokoju, do przeciwko ludzkości. Trafiłem do grupy obroń którego dokooptowano nam następnie Yavora ców, a dokładniej: byłem świadkiem. Zwałem z Bułgarii. Takie wschodnioeuropejskie towa- się Wolf Elitzer i byłem szefem południowo rzystwo, więc nic dziwnego, że początek konfe- amerykańskiej komórki CIA. Co jednak najzarencji był dla mnie powtórką ze znajomości ję bawniejsze, zbieg okoliczności sprawił, że zyka rosyjskiego ... oskarżyciele powołali na świadka samego PinoOczywiście do Pragi przyjechali studenci ze cheta, a jednym z naszych świadków była jego znacznie większej liczby krajów. Poznałem siostrzenica, świadcząca o niepoczytalności ponad siedemdziesiąt osób z Nowej Zelandii, wujka i jego okrutnym charakterze ... Już na saAustralii, Indii, Meksyku, Kirgistanu, Tanzanii, . mym początku wywołało to salwy śmiechu. a nawet mieszkańca Mauritiusa, wokół którego Szczyt wesołości przypadł jednak na kontrpytakrążyło najwięcej osób z nadzieją, że nowo poznia. Wyobraźcie sobie więc rumieniec na twarzy nany przyjaciel zaprosi ich kiedyś na swoją przepytywanej Katji po usłyszeniu przez nią: wyspę... "Did you have a sex with Mr Pinochet? "... Nie Po krótkim zapoznaniu się z ofertą hotelu będę wgłębiał się w szczegóły procesu, ale najoraz z częścią międzynarodowego towarzystwa ważniejsze jest to, że jednak wygraliśmy, pomiwieczorem przystąpiliśmy do przygotowań do mo potencjalnego braku argumentów świadczą symulacji obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ, cych o niewinności Kissingera! która miała się odbyć dnia następnego. Sprawa "Nadejszła wiekopomna chwila" Uak zwykł dotyczyła kryzysu na Morzu Południowo mawiać sąsiad Kargula), czyli środa. Ciężko prachińskim. Rozrzucone są tam skaliste Wyspy cowaliśmy nad przygotowaniem do głównego Spratly, zasobne jednak w ropę naftową, gaz przedsięwzięcia konferencyjnego, jakim był
model parlamentu. Tym razem organizatorzy zafundowali nam prawdziwy nawał pracy. Jak poprzednio, zostaliśmy podzieleni na małe grupki, jednak tym razem te miały ze sobą ściśle współ pracować. A sprawa polegała na opracowaniu ustawy o nielegalnych imigrantach. Oczywiście, aby nie było za łatwo, nasz modelowy parlament składał się z sześciu różniących się od siebie partii i każda z nich miała za zadanie opracować własną wersję poprawek do zaproponowanej treści ustawy. Nad pracami czuwali przywódcy dwóch koalicji: Minority Leadership (z moim skromnym udziałem) i opozycyjna w stosunku do nas Majority Leadership. Oj, pracy było mnóstwo, a zakończyliśmy ją godzinę po pół nocy. Jak się okazało, czwartek był dniem naszego zwycięstwa! Na taki rezultat liczył również obóz przeciwników, ale to my mieliśmy Matta z jego fantastyczną przemową o soczystych jabłkach atakowanych przez robactwo, czarnoskórego Nishana z Mauritiusa, reprezentującego Front Narodowy, z jego niezapomnianym wykrzyczanym na cały głos hasłem: "White Christian Europe!" Wyobraźcie sobie te salwy śmiechu ... Wszyscy zresztą nacjonaliści z Frontu perfekcyjnie podeszli do swojego zadania, ubierając żółte koszule z wywiniętymi do góry kołnierzykami, rozpiętymi marynarkami i żółtymi krawatami zawiązanymi na lewym ramieniu ... Fantastyczny widok! Kolejny powód do zabawy to nasz Ame z Niemiec i jego mowa końcowa. A szczególnie hasełko: "nie możemy przyjąć tych waszych fantazji seksualnych jako obowiązującego prawa w naszym wielkim państwie!". Na koniec szanowny kolega nieco się zapędził i, wspomagając się tekstem napisanym dzień wcześniej, oświadczył z całym przekonaniem, że sejm powinien głosować przeciw poprawionej ustawie! Ależ był szum w naszych szeregach ... Połowa sali poderwała się z miejsc krzycząc: "za! za!"
Wieczorem przyszedł czas na pożegnalny obiad, podczas którego każdy otrzymał pamiąt kowy dyplom uczestnictwa wraz z opisem dokonań. O 21.00 odbyliśmy bardzo ciekawy rejs po Wełtawie. Praga nocą podobała się wszystkim. Za naszą międzynarodową piosenkę, zaśpie waną w kilkunastu językach, zebraliśmy olbrzymią porcję braw od całego statku, a nasz występ podsumował Priscuse z Tanzanii, ucząc wszystkich swojego wschodnioafrykańskiego śpiewu i tańca. O ile piosenka była w miarę prosta i wszyscy starali się ją powtórzyć, to taniec wyszedł tylko chińskiej . Australijce z Hongkongu, która chybajuż kiedyś uczyła się takich dziwów. Smutny piątkowy poranek to ostatnie wspólne śniadanie i oczekiwanie na autobus odwożący przyjaciół na lotnisko albo dworzec kolejowy. Rozstawaliśmy sięjak starzy znajomi, spędzają cy razem parę dni po wielu latach rozłąki. To było moje pierwsze tego typu przeżycie i bardzo żałuję, że tak późno tego doświadczyłem. Zachęcam wszystkich do takich przedsięwzięć. Naprawdę warto, bo wspaniałe wspomnienia i wspaniali przyjaciele są warte więcej niż wszelkie dobra materialne.
Cniewomir Kuciapski pgucia@sgh waw.pl
u
SoliDeo
Kochaj i powiedz to ... "Kochaj i powiedz to swoim życiem". Taki nosi List z Taize 2002. Brat Roger napisał go dla nas na Europejskie Spotkanie Młodych (kolejny etap pielgrzymki zaufania przez Ziemię), które odbyło się w Budapeszcie, i na cały rok 2002. Dla mnie było to trzecie Spotkanie, w którym miałem okazję uczestniczyć. Do Spotkania przygotowywaliśmy się poprzez wspólną modlitwęjuż na dwa miesiące przed wyjazdem (tutaj się pochwalę, że grupa wyjeż dżająca z Dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego z ulicy Freta liczyła sobie ponad trzysta osób i była największą grupą z Polski; z SGH było w niej ponad dwudziestu studentów). Podróż, w porównaniu z zeszłoroczną (blisko czterdzieści godzin do Barcelony) była dość krótka, ale równie integrująca i ekscytująca. Wszyscy trwali w oczekiwaniu i radości, zwłaszcza my, którzy już wcześniej w tym uczestniczyliśmy i wiedzieliśmy, po co jedziemy. W Budapeszcie podjechaliśmy pod samo miejsce modlitwy, Hungexpo. Nasza grupa dostała przydział do parafii w miasteczku Monor. Monor liczy sobie około dwudziestu tysięcy mieszkańców i cztery kościoły, wszystkie w centrum, przy głównej ulicy. Tylko jeden z nich jest katolicki i posługuje w nim tylko jeden ksiądz. Mieszkańcy przywitali nas bardzo gorąco. Na plebanii, w punkcie przyjęcia, zastaliśmy ciepłą herbatę i świeże bułeczki (a tego dnia było dość zimno). Mnie jednak bardziej ucieszyło coś innego. Razem z księdzem przywitała nas gromadka młodych Węgrów. Było ich około dwudziestu, jednak dwoili się i troili, a byli przy tym tak uśmiechnięci i szalenie uprzejmi, że miałem wrażenie, że jest ich dużo więcej. Każdy miał identyfikator z napisem "Welcorne ", zdrobnionym imieniem i uśmiechniętą buźką. Zaskoczyło ich tylko, że już pierwszym pociągiem do Monom przyjechała ponad setka pielgrzymów. Nas trzech przygarnęła przemiła rodzina, młode małżeństwo z dwójką małych dzieci. Niestety, napotkaliśmy barierę językową. Chociaż każdy z nas mówił po angielsku (poza tym znaliśmy jeszcze hiszpański, francuski i włoski), to nasi gospodarze poza węgierskim znali tylko kilka podstawowych słów po niemiecku. Na szczęście z pomocą przyszły nam rozmówki węgiersko-niemieckie i słowniki "hungaro-angolo" i "angolo-hungaro ". Wydaje mi się, że najważniejszymi słowami były "Essen" i "Zuriick" (,Jedzenie" i "z powrotem"), "jó" i" igen" ("dobrze" i "tak") oraz "kosonorn", czyli tytuł
"dziękuję".
Program Spotkania nie uległ zmianie. Rano modlitwa lub msza święta, potem grupki dzielenia i dyskusji, następnie wyjazd na miejsce modlitwy i pierwszy posiłek. Po posiłku do wyboru: modlitwa popołudniowa i/lub spotkania w grupach tematycznych. Następnie powrót na drugi posiłek i modlitwę wieczorną. Wreszcie późnym wieczorem - powrót do parafii, do swoich szkół i rodzin. W czasie Spotkania większość pielgrzymów nocowała na "przedmieściach" i do Hungexpo lub Budapesztu dojeżdżała kolejką podmiejską. Monor był ostatnią stacją w kierunku południowo-wschodnim.
Bardzo waźna była codzienna, wspólna poranna modlitwa w parafii. Skupienie w ciszy dodawało nam sił i uwagi, śpiew napełniał nasze
serca radością. Modlitwę "Ojcze Nasz" odmawialiśmy zawsze razem, trzymając się za ręce. Wspólnie zaczynaliśmy i w tym samym momencie kończyliśmy, a mówiliśmy po węgiersku, polsku, rumuńsku, słowacku, włosku i ukraińsku. To dawało nam poczucie jedności i tworzyło atmosferę wspólnoty, rodziny. Kiedy odkrywaliśmy, że dla Boga jesteśmy równi, że On kocha każdego i jego miłość jest w każdym, nasze serca otwierały się na innych. Ożywieni i napełnieni wiarą i radością spotykaliśmy się w grupkach dzielenia i dyskusji. W naszej grupce byli Włosi, Polacy, Rumuni i Słowacy. Pierwszego dnia tematem porannych spotkań było hasło: "Torować drogi zaufania". Na początku przedstawiliśmy się i opowiadaliśmy, dlaczego przyjechaliśmy do Budapesztu, czego chcielibyśmy poszukiwać i co znaleźć. Wspólnie szukaliśmy odpowiedzi na wiele pytań. Gdzie potrzeba zaufania? Gdzie widzimy już "utorowane drogi zaufania"? Do każdego tematu dołączony był fragment Pisma Świętego (wtedy Jeremiasz 29,11-14a). Przytoczę część: "Bę dziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie" Proste, prawda? Wszyscy słyszeliśmy to już nieraz. Proponuję zastanowić się chwilkę i odpowiedzieć sobie na pytanie: jak mogę szukać? Bardzo przepraszam, że nie daję gotowych odpowiedzi, jeśli jednak kogokolwiek z Was one interesują, proszę o kontakt. Temat kolejnego spotkania brzmiał: "Ewangelia budzi w nas współczującą miłość i nieskończoną dobroć serca". Aby się nieco wtajemniczyć, warto przeczytać Łukasza 10,25-37 i Kolosan 3,13, a następnie powiedzieć sobie, kogo uznajemy za swojego bliźniego (wskazówka: ang. neighbour). Zalecam też poznanie lub odkurzenie i wpisanie do swojego słowniczka dwóch pojęć: współczucia i przebaczenia. Zwłaszcza przebaczenia, które, przyjęte czy ofiarowane, upraszcza nasze serca. W Sylwestra rozważaliśmy pogodną radość, komunię z Bogiem. Odpowiedni czas, odpowiednie miejsce, odpowiedni temat. Dla zainteresowanych: Jan 15,9-12; Kolosan 3,16b; Filipian 4,4-5. W ramach spotkań tematycznych pierwszego dnia wybraliśmy wykład i dyskusję pt. "Polityka służbą (świadectwo i dzielenie się doświadcze niami)". Swoimi refleksjami dzielił się z nami węgierski polityk, jeśli dobrze zrozumiałem, z ministerstwa opieki społecznej i zdrowia, z wykształcenia ekonomista :). Był to typowy polityk, mówił dużo, ładnie i ogólnikowo, nawet na pytania odpowiadał wybiórczo. Jednak dwie rzeczy zapamiętam: odpowiedzialność i wierność. Polityk odpowiedzialny jest za cały okres, w czasie którego był u władzy. Można zauważyć w wyznaniu wiary, że Jezus Chrystus został ukrzyżowany pod Poncjuszem Piłatem, czyli nie przez niego, ale za jego jUrysdykcji. Wiemość to inaczej stałość w poglądach i w wierze. Szczególnie my, młodzi, powinniśmy pozostawać wiemi sobie i wierze. Często niestety zdarza się tak, że młodzi mający świetne pomysły, propozycje nowych rozwiązań, doszedłszy do władzy, robią coś innego: to, z czym chcieli walczyć. Następnego dnia poszliśmy na koncert pra-
wosławnych śpiewów liturgicznych w wykonaniu chóru młodzieżowego z Nowego Sadu. Nic o tym nie napiszę. Śpiewy były krasne, ale tego trzeba posłuchać i doświadczyć osobiście. Na uwagę zasługuje też trafny dobór miejsc tych spotkań, kolejno: gmach Sądu Najwyższego i piękna stara świątynia z genialną akustyką. Słowo o posiłkach. Jak zwykle kolejki, "lejki" do bramek i ścieźki z reklamówkami Bułki ciepłe konserwy, woda, owoce, wędlina, ~opion; ser, jajka na twardo, jogurty, słodycze i herbata. Być może nie brzmi to zbyt wyszukanie, ale nie dojadać nie musieliśmy (dziękujemy serdecznie naszym koleżankom). Turyści. Kochani, w zeszłym roku chyba bardziej mi przeszkadzało, że niektórzy "spryciarze" pojechali jedynie ze względu na tani wyjazd, żeby zwiedzić atrakcyjne miejsce. Zamęczali potem innych opowieściami, gdzie to oni nie byli i czego nie robili, i że Taize jest w dechę (z reklamowym przymrużeniem oka). W tym roku zrozumiałem, że to mało istotne. Do Budapesztu przyjechało razem ok. 54 tysięcy młodych, w tym ok. 27 tysięcy Polaków. Zatem nawet jeśli ponad 10 tysięcy tych Polaków to turyści, to pozostałych kilkanaście tysięcy młodych z Polski przyjechało na Europejskie Spotkanie Młodych, aby modlić się o pokój i radując się, świętować początek nowego roku wspólnie z młodymi z całego świata. Kilkanaście tysięcy to olbrzymia siła i ta siła, zdolna pokornie służyć i głosić potęgę miłości, jest najważniej sza. Sylwester rozpoczął się tradycyjnie: czuwaniem i modlitwą o pokój na Ziemi. O północy dwanaście razy zadzwoniono małym dzwoneczkiem. Zwykle podczas Mszy świętej na jego dźwięk nie zwraca się uwagi, ale wtedy zagrał jakby godnie, podniośle. Skupieni w ciszy daliśmy się przeszyć tym dźwiękiem. Potem, zgodnie z węgierską tradycją, każda grupa odśpiewała swój narodowy hymn. Kiedy setka Polaków śpie wała refren, kościół drgał w rytm (ponieważ niewielu z nas znało kolejne zwrotki "Mazurka... ", poprzestaliśmy tylko na trzech). Przepięknie zachowali się Słowacy, którzy po wykonaniu swojego hymnu zaśpiewali wraz z jedynym Czechem hymn czeski. Potem rozpoczęły się radosne okrzyki i składanie życzeń w wielu językach oraz międzynarodowe pocałunki i uściski. Następnie przeszliśmy do szkoły, w której p~gotowano część rozrywkową, noszącą nazwę
"Swięta
Narodów". Polega to na tym, że każda w krótkim programie artystycznym prezentuje swoją kulturę, popularne piosenki, tań ce. W tym celu przygotowana została nawet specjalna scena. Usłyszeliśmy wiele piosenek i pieśni, zobaczyliśmy tańce i dziewczynkę grającą na flecie nosem. Chyba najlepiej wypadli tym razem Włosi, którzy porwali całą salę do wspólnego tań ca i śpiewania takich piosenek jak: Se Bastasse Una Canzone, Lasciate Mi Cantare czy La Barnba. Aha, jeszcze jedna węgierska tradycja: na sylwestrowym przyjęciu nie może zabraknąć gotowanych parówek! Tamten wieczór był dla nas długi, a noc krótka. O dziewiątej rano mieliśmy pierwszą Mszę świętą w 2002 roku. Na koniec chciałbym powiedzieć coś wszystkim, którzy nie przeczytalijeszcze Listu z Taize 2002. Pamiętajcie, że Bóg nie może dawać niczego innego jak tylko Swoją Miłość. Następny etap pielgrzymki zaufania przez Ziemięjuż 28 grudnia 2002. Pokój. narodowość
Artur Sadurski as23758@sgh. waw.pl
UCZELNIA
u
załóżmy
Bestsellery SGH
Pt "Informatyka" Chciałbym
wyrzec tutaj kilka gorzkich na temat informatyki w Studium Podstawowym. Właściwie powinienem się cieszyć, że mam ją już za sobą i zapomnieć. Byłoby to odruchem wielce uzasadnionym, jednak myślę, że należy rozpocząć dyskusję, w wyniku której kolejne roczniki będąprzechodziły przez ten przedmiot w nieco "zdrowszy" sposób. Po pierwsze, książka. Kazano nam na nią czekać dosyć długo, gdyż pojawiła się ona dopiero jakoś na przełomie listopada i grudnia. Nie to, żebym od dawna pałał żądzą przeczytania jej, ale są ludzie którzy lubią sobie rozłożyć naukę w czasie, zważywszy na objętość tego podręcznika. Następnym faktem, który mocno dziwi, jest jej jakość. Jak na tak długo i pieczołowicie przygotowywaną pozycję, pod względem technicznym jest ona bowiem zaskakująco niska. Wygląda jakby była skła dana w wielkim pośpiechu i nieważny był jej wygląd. Wystarczy chyba wspomnieć szarobure ramki i tabelki, nieczytelne diagramy i wykresy (np. str. 398 czy str. 403), elementarne błędy techniczne na rysunkach (np. str. 305) czy ich wygląd (np. prześliczne strzałki na rysunku ze str. 198). Odnoszę wrażenie, że więk szość studentów odnosiła większe sukcesy z diagramami na ćwiczeniach. Książka daje zatem słów
·-
poziomie 59 zł i jest zbliżona do cen niektórych tłumaczeń podręczników zachodnich ( chociażby podręcznika do mikroekonomii Variana), których jakość bez długiego przyglądania się można ocenić na wyższą. Cała "przyjemność" okazała się więc dosyć droga (to się wła śnie nazywa bezpłatne nauczanie). Do zdania egzaminu konieczne było (nie licząc w czepku urodzonych oraz posiadających elementy wcześniej szej informatycznej wiedzy absolutnej) wkucie podręcz nika na pamięć (wyjątkowo twórcze), ponieważ częsc pytań była z niego żywcem wycięta. A ulubione pytania układających test dotyczyły znajomości wszelkich skrótów (polskich, stworzonych chyba przez twórców podręcznika, angielskich, przynajmniej tych powszechnie używanych, czasem niemieckich, itd., a czasem ... wszystkich możliwych jednocześnie). Więc teraz po usłyszeniu dowcipów o studentach SGH i książce telefonicznej czy rozkładzie jazdy można się chyba tylko zapaść pod ziemię. Nie czuję się kompetentny do komentowania merytorycznej zawartości książki, ale momentami
wspaniały przykład
odnosiłem
tworzenia wykresów, diagramów czy rysunków. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie cena tego podręcznika do wykładu z informatyki (żeby nie powiedzieć skryptu), która okazała się szokiem dla studenckiej kieszeni. A bez książki nie ma przecież szans na rozsądne zdanie tego jakże ważnego przedmiotu. Otóż cena naszego skryptu została ustalona (mały monopolik!) na
przeważa
wrażenie,
że
w niej teoretyczna funkcja teorii, ze szczególnym naciskiem na informacyjną funkcję informacji, choć oczywiście nie brak w niej przydatnych zagadnień i cen-
nej wiedzy. Wydaje mi się, iż dobrym przykładem nieprzystosowania programu oraz formy wykładu (z całą pewnością nie dotyczy to wszystkich wykładowców) jest gigantyczna absencja na wykładach z informatyki, ponieważ gdy na
trzysta (lub więcej) osób zapisanych na pojedynczy wykład uczęszcza dwadzieścia osób, to chyba o czymś świadczy. Niektóre wykłady były po prostu nudne (dotyczy to przede wszystkim sposobu ich prowadzenia, ale także programu). Można oczywiście powiedzieć, że wykładowców się wybiera lub chodzi się na wykłady do kogokolwiek bądż lub że nudnych rzeczy też się trzeba uczyć.Byłaby to jednak najprostsza odpowiedż i ucieczka od zasadniczego problemu. Co więcej, na niektórych, podkreślam:
niektórych zaję ciach włączenie komputera było rzeczą zakazaną. Czyli uczymy się o komputerze bez komputera, o rodzajach i zastosowaniach sprzętu bez sprzętu, o budowaniu baz danych bez budowania baz danych. Wszystko odbywa się na papierze, mimo że przed oczami stoi komputer gotowy do służenia za ilustrację omawianych zagadnień, ale na niego można popatrzeć jak na eksponat w muzeum i przypadkiem nie dotykać! Jego używanie wydaje się stanowić wyższy stopień wtajemniczenia. Zastanawiam się, ile jest warta taka nauka oraz ile z niej zostaje w głowach studentów. Wypowiadanie się na temat informatyki nie leży w moim interesie, gdyż, jak już wspomniałem, mam ją już za sobą. Wydaje mi się, że coś tu trzeba zmienić, aby przynosiła więcej korzyści (m.in. praktycznych) studentom, ponieważ, jak by nie patrzeć, w dzisiejszej oraz jutrzejszej rzeczywistości jest to dziedzina niezmiernie ważna, a wiedza i umiejętności z jej zakresu niezbędna i niezastąpiona dla każdego, a w szczególności dla ekonomisty. Paweł Dębski
pd23135@sgh. waw.pl
fi n anse i księgowość kadry i płace środki trwałe
gospodarka magazynowa kasa i bank , księga przychodów i rozchodów
MSM Sp. zo.o. 03-916 Warszawa, ul. Walecznych 8, tel. (22) 616 20 20
'(lm
Humor sieciowy
No coiiliilents My, dziennikarze kraju z upadku niektórych Niemców się cieszącego, zarówno wierzący w zwycięstwo ? olskich Orełów Johna Igloo, jak i niewierzący, przysięgamy. Po pierwsze, mówić primo. Po drugie, pisać secundo. Po trzecie, humane errarum est. "Mogliśmy spokojnie prowadzić już cztery do dwóch, nie mówiąc o pięciu" - Zydorowicz. "Czechosłowak, sądząc po sylwetce, lubi sobie wypić pi/s nerka" - Olszewski. "Jęk zawodu na trybunach, zupełnie jakby torreador nie trafił w byka" - Szaranowicz. "W 56. minucie goście na wszelki wypadek podwyższają na 3:1"- Szpakowski. "Laureat Blanc dostojnym krokiem pędzi w kierunku bramki" - Laskowski. "To bardzo szybki zawodnik, który ma przydomek szybki" - Banasikowski. "Dostałem sygnał z Warszawy, że mająjuż
'(li\l
Państwo
więc możemy spokojnie we mecz" - Szpakowski. "Widać, że w drużynie Szkocji panuje moda na blondynów" - Zydorowicz. "Ten sędzia liniowy to jakiś gapcio"- Laskowski. "Mihajlovic nie wejdzie już chyba na boisko, to wielka strata dla drużyny Jugosławii, dotychczas jedna bramka w turnieju, co prawda samobójcza, ale to było przypadkiem" - Banasikowski. "Niemcy opierają swoje szanse na iluzorycznych argumentach, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie" - Zydorowicz. "Te upały przypominają człowiekowi, w jakiej części składa się z wody" - Szaranowicz. "Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka"- Szpakowski. "Na stadionie wrzawa, nikt nie stoi, nikt nie siedzi, wszyscy stoją!" - Zydorowicz.
MAGIEL gada
Wywiad ze Sfenem Jedyny oryginalny wywiad ze SJenem Hamawaldem, przeprowadzony podczas turnieju na skoczni w Odkopanem przez specjalnego wysłannika MAGLA, Krzysztospora Fikasa. Fikas: Rozmawiam ze Sfenem Jamawaldem, reprezentantem skoczków pustynnych, zwycięzcą Turnieju 4 Stoczni. SJen: Dupa. Nie moja wina, że Lechu już ma dość skakania w Stoczniach. Chciałem, to wygrałem, chociaż
nie
myśla ...
musiaA skoro już jesteśmy przy uprzejmościach, to informuję - rozmawiam z byłym kontestatorem moich wielkich wyczynów, Kazimierzem Sikasem. Gikas: Miło mi. SJen: Dupa. Kikas: Powiedz, Sfen, jak się czujesz po świętach. Najedzony? Bo wiesz, u nas to jest taka Tradycja (córka Ochódzkiego), że jak z nią do baletu siądziesz, to przez trzy dni z wyra nie wstajesz. SJen: Dupa. Miałem ją. Fakt, niezła dupa, ale nie to, co typowe aryjskie Helgi. Rikas: Nie zmieniaj, kuma, tematu. Ja się pytam, czy żarełko Ci przypadkiem nie pomogło. Ja nie chcę nic sugerować, ale ptaszki ćwierkają, że wy tam ze Szmattern to się po kątach dotykacie, a jak ostatnio wyszedłeś z baraku, to żeś kostium miał nie dopięty czy co??? łem .
obraz,
dwójkę oglądać
"Przy piłce Czereszewski, jeden wzwód, drugi wzwód ... " - Zimoch. "Przepraszam za spóźnienie, ale był traffic na highwayu" - Szaranowicz. "Tsemsadze trafił swojego partnera w Kecbaję!" - Zydorowicz. "Powiem coś, jak będzie warte komentarza" - Laskowski. "Po przerwie mróz nie zelżał, wręcz przeciwnie, wiatr nie osłabł" - Szpakowski. "Obrońca wybił piłkę na tak zwany, przysłowiowy oślep" - Zydorowicz. "1 usiadł, jak to mówią piłkarze, na tyłku" - Tomaszewski. "Jest mi przykro, żegnac się z państwem przy dotkliwej porażce naszej reprezentacji, siedząc w źle usytuowanej kabinie, mając przed sobą czarno-biały telewizor i brudną szybę" - Zydorowicz. " ... i tak jak wszyscy komentatorzy, przepraszam za wszystkie błędy, jakie popełniłem, ale taka jest piłka." - Tomaszewski. "Nikt na świecie nie bedzie przecież pracował za trzy tysiące złotych" - Szaranowicz.
zebral roman skoczka. A mogliśmy mieć Batmana. Sake'la (przelatując): Żopa! Do tego do kieszeni Sfena podrzuciliśmy słonia. W czasie skoków ściągał go ku ziemi. Niniejszyn1 chciałem podziękować państwu Gucwińskim i całemu kominternowi wyborczemu LSD za wy-
SJen: Dupa. Tikas: Ci wystawała? pożyczenie zwierzęcia. SJen: Dupa. Amatorze, przedskoczku dla Sikas: Inna sprawa, że wiele zależy od przedskoczków. Szmatta po prostu problemy właściwie przepracowanego okresu przygoprzeżywa, foremka mu się złamała i nie chciała towawczego. Polski trener trzyma szczegóły stawa... prostować, to mu pomagam czasem ... swoich metod wychowawczych w największej Pikas: Milusi jesteś ... Ale do rzeczy. PoTajemnicy (siostra Tradycji, córki Ochódzwiedz, Sfen, jak ci się podobała atmosfera kiego) i nie puszcza ich nawet, gdy idzie do w czasie turnieju w Przytoalety. Podobno lekko cuchną z tego powodu, kopanem? Sfen: Dupa! W tym ale to nie zmienia faktu, że są rewelacyjne. A jak wygląda wasz okres przygotowawczy, wygwizdowie nawet ptaki Sfenie Kamawalcie? zawracały, by na mnie zaSJen: Dupa, a nie okres przygotowawczy gwizdać . Inna sprawa, że zafundował nam nasz wódz i trener. Otóż ten * dieta zalecona przez niebubek, ten kozi bobek z mleka niedopieszczomieckich trenerów nie ponej jałówki, ta uszata świnia zaproponowała służyła mi. Mam już po nam treningi na skoczni! Wyobraź sobie, Wiprostu dość bananów kas, mnie, Sfena, trenującego! Czy ja mam na i bułek, barszczów "Winiato czas? ry" i czekolad alpejskich. Xikas: Znowu miałem rację! Przychodzi Mam też dość obmacywania taki na skocznie,bez kwalifikacji, bez treningu, komórek Idei i ślinienia znacz"!!!"_"V_"""',__.,....,.....,.._ świeżość aż wali od ków pocztowych! niego na kilometr; nie Likas: Tak jak podejrzedziwota, że daleko wałem, jedziesz na tych skacze. Gdyby tak, samych koksach co Mafisz, nierób jeden, anoreka mnie przez to z publicznej tyk jak nasz Małysz wylali na chodnik. popracował... Tu reSJen: Dupa. Wylali cię, bo klamówka, tu wywiadupek jesteś. Przegrałeś, a to dzik, tam parę skodlatego, że Magisz się zalecał. ków na pocztę, po baA zalecał się, bo zawiało go nana do sklepu, po parę chwil wcześniej. Dobra, dwukrotnie destybułeczkę ... Koszmar. W każdym razie dziękuję lowana... czterdziestoprocentówka. panu za szczerą rozmowę. To był dla mnie Magisz (z boku): Arschloch! Mafisz nie zaszczyt porozmawiać z tak utalentowanym pije. On nie je, nie pije, a chodzi i skacze. Taką skoczkiem narciarskim... Fagas! ma naturę. Urodził się ze skrzydłami chłopak. Potem mu je wycięli, jak doszli do wniosku, że Drink TimTM za bardzo nietoperza przypomina. No i mamy
noga c No to mamy nowy rok szkolny i akademicki. Szkoła szkołą,
myślisz
ale nie
samą nauką człowiek żyje .
pewnością
Z
o swoich finansach. Szukasz banku, który rozumie rozwiązania
Twoje potrzeby i który proponuje studencką kieszeń.
na
własnych
na
Banku, który pomaga stanąć
nogach.
doskonale rozumie,
PKO Bank Polski
że młodość rządzi się
swoimi prawami, i dlatego proponuje Ci superwygodne SUPERKONTO STUDENT lub nowoczesne e-SUPERKONTO. Po co narażać studencką kieszeń
wydatki
i
wprowadzać
na dodatkowe bezsensowne
ograniczenia? Dlatego otwarcie Twojego SUPERKONTA STUDENT nic kosztuje.
Bezpłatnie również
kartę bankomatową
minimalnej kwoty, na konto.
Cię
otrzymujesz
VISA Electron. Nie ma
którą Jeśli
musisz
wpłacać
nie chcesz
nie
też
co
miesiąc
tracić
czasu
na przychodzenie do banku, nie ma sprawy! Dzięki
rachunkowi e-SUPERKONTO masz
bank na wyciągnięcie
ręki.
•
POWSZECHNA KASA OSZCZĘDNOŚCI BANK POLSKI SA Internet: www.pkobp.pl Linia bezplatna: 0-800 120 139
11
PKO BP Blisko Ciebie
R
E
K
L
A
M
A
Dlaczego warto wyjeżdżać ze STUDENT ADVENTURE? potrzebę podszlifować
Drodzy czytelnicy! Czy kojarzycie Student Adventure Society? Jeśli nie- to jest to najlepszy moment byście zapoznali się z profilem naszej organizacji. Dlaczego warto? Jesteśmy studencką organizacją- która stawia sobie za cel przełamanie barier miedzy kulturowych. Jak to robimy? To proste- dajemy Wam możliwość poznania innych krajów i ich specyfiki po przez udział w różnego rodzaju programach wymiany. W ramach naszej dotychczasowej działal ności wysłaliśmy ponad l 000 studentów na Program Work .._ & Travel do Stanów Zjednoczonych. To są fakty. Czy różnimy się od konkurencji? Oczywiście! Po pierwsze- jesteśmy profesjonalistami. Każdy z nas "tam" był i dzięki temu zwracamy baczną uwagę na zrozumienie waszych potrzeb. Jest to szczególnie ważne dla tych z Was- którzy pierwszy raz będą mieli okazje złożyć wizytę w USA. Po drugie- nasi studenci nie muszą martwić się o pracę. Dlaczego? To my ją Wam załatwiamy! Po trzecie- to Wy macie wpływ na wybór pracy- dzięki bezpośredniej rekrutacji jaką przeprowadzamy. Co to znaczy? Tym z Was- którzy dotychczas zdecydowali się nam zaufać- oferujemy możliwość udziału w targach pracy. Są one połączone z prezentacją Waszego wakacyjnego pracodawcy druga co do wielkości sieć kasyn w Stanach- Harras. Targi trwają od 19 do 24 lutego br. Odbywają się w trzech miastach: Katowice- Wrocław i Warszawa. Co mogą dać Wam targi pracy? Przede wszystkim poznajecie pracodawcę i specyfikę zajęć wykonywanych w ramach oferowanego Wam stanowiska. Same oferty pracy są bardzo atrakcyjne! Nie marzyliście nigdy o tym by zostać krupierem albo kelnerem w znanym kasynie? Jeśli tak- to możemy spełnić Wasze marzenia! Dla pozostałych oferujemy szeroką gamę stanowisk- w sumie ponad 600 miejsc zostanie rozdanych podczas targów. Imponująca jest też liczba lokalizacji: Reno i Lake Tahoe w Nevedzie- Tunica w Mississippi i w końcu centrum rozrywki na wschodzie: Atlantic City!
__
Mam świetną wiadomość dla tych z Was- którym się nie udało załapać na targi. Prowadzimy nadal zapisy na Work & Travel w naszym biurze. Macie nadal szanse wyjechać do Stanów i podjąć atrakcyjną pracę w kasynach. Parniętajcie decyduje kolejność zgłoszeń!
A może jednak szukacie czegoś innego? Chcecie odbyć praktyki w swojej specjalności i nie możecie tego zrobić w kraju? Macie
swój bussines english? Pragniecie nawiązać nowe kontakty międzynarodowe? Jeśli słyszę TAK to nasze nowe programy praktyk zagranicznych mogą stać się panaceum na Wasze problemy! Co konkretnie oferujemy? Ostatnio pojawiły się w naszej ofercie trzy nowe programy. Pierwszy z nich to program praktyk w mieście Bournemouth na południu Anglii. Oferujemy 2 tygodniowy kurs języka biznesu przygotowujący studenta do płatnych praktyk- które trwają 12 tygodni . Drogi czytelniku masz dużą szanse- że program praktyk trafi w twoje potrzeby- gdyż jest on przeznaczony dla wszystkich kierunków ekonomicznych- jak i medycznych- turystyczno-hotelarskich oraz informatycznych. W naszej ofercie pojawiła się opcja Irlandia. Program zawiera w sobie element pracy i daje możliwość przygotowania się do swobodnego operowania w anglojęzycznym środowisku podczas specjalistycznych kursów. Oferta jest szeroka. Dajemy Wam możliwość odbycia praktyk od 4 do 6 miesięcy w sektorze hotelarskim (zbliżone w założeniach do Work&Travel)- w biurze lub tzw. praktyk specjalistycznych. Ostatnią propozycją w naszej ofercie jest program praktyk w Nowej Zelandii- który obejmuje sobą prawie wszystkie dostę pne specjalności. Jest pod tym względem najbogatszy. Jest to program płatnych praktyk zawodowych adresowany do tych z Was- którzy są zainteresowani poznaniem zupełnie odmiennej kultury i mających odwagę polecieć na Antypody. Trwa 6 miesięcy z możliwością przedłużenia do roku.Dobra wiadomość jest taka drogi czytelniku- że wszystkie trzy praktyki mają charakter on-going. Co to znaczy? To znaczy- że możesz w dowolnym momencie roku wstąpić do naszego_ biura i zapisać się na program do czego zachęcam. Smutna wiadomość to taka- że nie jestem w stanie przekazać Ci w tym artykule więcej szczegółów. Jeśli jednak zadasz sobie trudu odpowiem z chęcią na wszystkie twoje pytania. MichałAmbor
+48608084838 Zapraszamy Was drodzy czytelnicy do naszego biura w Warszawie: Student Adventure Society- Budynek Biblioteki Uniwe~syteckiej- Ul. Dobra 56/66 (poziom -l-wejście od Lipowej)- Tel.552-74-03; 552-74-17- a także na nasząstronę internetową: www.studentadventure.pl- e-mail: info@studentadventure.pl .
sponsor
KONKURS! Studencki Klub Górski UW ogłasza otwarty konkurs fotograficzny. Jeśli uwieczniłeś na kliszy coś zaskakującego, niebanaln iwnego rach i wydarz to masz ć ciekawe książki od a MUZA S.A.. Najlepsza na grodzo ~~wielkie g
patronat
MAGIEL~
połyka?
Humor sieciowy
On: Zależy od upodobania. Można połknąć jak się chce. Ona: Spróbuję. .. Hmmmrn.... PYCHAAA ... Sam spróbuj! Possij chwilę. On: Hmm, no, niegłupie . Ona: (ssie) Hmmmmmmmm ... NIE PODDAWAJ SIĘ ..• Ona:--On: No i co? On: Popatrz teraz na mnie. Ona: Słonawy w smaku. Spróbuję wyciągnąć to różo On: No, to chyba dobrze, nie? we palcami. Ona: Nawet niegłupie. I co teraz? Ona: Ooooo? On: Teraz rozsuwasz nóżki. On: Czasem są małe probleOna: CO, co ty powiedziałeś??? my. Można sobie wtedy poOn: Rozsuwasz nogi. móc ustami. Ona: Tak miałeś na myśli? Ona: Hmmrnmmmmm ... On: Tak, tylko musisz bardziej odOn: Można też trochę possać, giąć nogi bo to czasami pomaga. będzie ciężko doOna: (ssie) Hmmmmmmm ... trzeć . Pokażę ci. On: Aaa ... Teraz poszło. Ona: A, rozuOna: Taaak, czułam. miem. On: Właśnie. I znowu bie- On: I jak? Smaczne było? Ona: Muszę się przyznać, że niegłupie. rzesz go w rączkę. On: Chcesz więcej? Ona: Hmmrn ... On: Jak go już wyciągniesz, Ona: Tak, chętnie. Powiedz mi tylko, czy to musi być tak cholernie skomplikoto wsadzasz do buzi. wane??? Ona: Taaak. On: No, kochanie, ja ci na to nic nie poraOn: Ooo, właśnie tak. Ona: A co zrobić z tym żółtawym? To też się dzę. Tak się je raki.
Ten pieJWszy raz On: No to zacznijmy, kochanie. Najpierw usiądźmy sobie wygodnie. Ona: Dobrze. A teraz powiedz mi, jak to się robi? Tyle o tym słyszałam od koleżanek. On: Najpierw weź go do ręki. Ona: ALE OBLEŚNE. On: Zapewniam cię, nie ma w tym nic obleś nego. Chwyć go za główkę jedną ręką. Ona: Tak? I co dalej? On: Tak. A później pociągnij drugą ręką. Ona: Ach tak!? On: No właśnie, widzisz, jak dobrze idzie? Ona: I co teraz? On: Teraz possij. Ona: NO ty chyba żartujesz??? On: Nie, nie żartuję. Zacznij ssać .
Ona: Obleśne. Naprawdę ludzie tak robią??? On: Tak. Ona: Jesteś pewien? On: Tak, mówiłem ci, że jestem doświadczony. Dla mnie to nie pierwszy raz. Uwierz mi.
zebral roman ~m
Humor sieciowy
już nie Po czym poznać,
że
student:((
nie jesteś już studentem?
l . Szósta rano - wstajesz, a nie
kładziesz się
spać.
2. Seks w pojedynczym sprawia Ci trudności techniczne. 3. W lodówce trzymasz więcej jedzenia niż picia. 4. Twoje fantazje o seksie z trzema kobietami o skłonnościach lesbijskich zostały naraz zastą pione przez fantazje o seksie z kimkolwiek. 5. Nie zgłaszasz sięjuż na ochotnika do testów nowych leków. 6. Znasz każdego ze śpiących w twoim domu. 7. Swoją ulubioną melodię słyszysz w windzie w budynku, w którym pracujesz. 8. Nie dostajesz już listów z pogróżkami z banku . 9. Nosisz ze sobąparasoL lO. Siedmiodniowe popijawy się już nie zdałóżku
wyżej
26. l 7. Dżinsy i pulower nie są już eleganckim strojem. 18. Dzwonisz na policję, bo te cholerne dzieciaki z mieszkania obok nie chcą ściszyć muzyki. 19. Wstajesz rano, nawet jeśli pada. 20. Mycie się nie jest nudnym rytuałem. 21. Nie masz pojęcia, o której zamykają najbliższą budkę z hamburgerami 22. Starsi krewni nie krępują się, opowiadając przy tobie kawały o podtekście seksualnym. 23. Ubezpieczenie samochodu jest coraz tańsze, a koszty utrzymania coraz wyższe .
24. Pornysłów na drinki nie czerpiesz . z doświadczenia lokalnych włó
rzają.
częgów.
II . Nie chodzisz do supermarketu ze wszystkimi przyjaciółmi. 12. Korzystasz ze stałych zleceń i kredytu w rachunku bieżącym . 13. W domu działa ogrzewanie. 14. Twoi przyjaciele zawierają związki małżeń skie i rozwodzą się, zamiast się po ,Prostu spotykać i rozstawać . 15. Co rok płacisz rządowi tysiące złotych . 16. Zamiast 130 dni wakacji masz ich naj-
25 . Nie odkładasz niedojedzonej pizzy do lodówki na później. 26. Nie spędzasz połowy dnia na strategicznym planowaniu trasy wieczornej eskapady do knajpek. 27. Nienawidzisz· "cholernych studentów-pasożytów".
28. Gdy jesteś pijany, nie czujesz już tego dziwnego pociągu do znaków drogowych. 29, Nie przystoi Ci już spać w poczekalni
dworcowej . 30. Nie potrafisz już przekonać mieszkających z Tobą do "picia aż do rana". 31. Gdy się budzisz, zawsze wiesz, gdzie jesteś. 32. Nie zdarzają Ci sięjuż drzemki od południa do 18.00. 33. Ogień w kuchni nie jest już powodem do dobrej zabawy. 34. Do apteki chodzisz po panadol i coś na wrzody, a nie po prezerwatywy i testy ciążowe. 35 . Parniętasz imię osoby, obok której się budzisz. Co więcej, nosisz obrączkę! 36. Śniadania jesz rankiem, a obiady w pracy. 37. W twojej kuchni nie mieszkają myszy ani szczury. 38. Lista zakupów jest dłuższa niż tylko zupka z kubka i sześciopak piwa. 39. Masz odkurzacz i używasz go do odkurzania. 40. Łamanie prawa oznacza przekroczenie dozwolonej prędkości o l O km/h. 41. Zamiast mówić : "Już nigdy tyle nie wypiję", mówisz: "Nie potrafię już pić tyle co kiedyś".
42. Ponad 90% czasu, jaki spę dzasz przed komputerem, to zwykła praca 43. Nie eksperymentujesz już z zakazanymi substancjami. 44. Już nie pijesz w domu przed WYJSCJem do knajpy, żeby tam zaoszczędzić .
zebral roman
COOLINARNY Mężczyźni
w kuchni
Pasta alle verdure W prehistorycznych przekazach widnieją homo culinarius. Podobno zwłaszcza samce tego gatunku wykazywały się wyjątkowo wyostrzonym zmysłem smaku oraz talentem w zakresie komponowania diety. Im to zapewne zawdzięczamy odkrycie wielu jadalnych roślin, eksperymenty z różnymi rodzajami mięsa zwierzęcego oraz pierwotne mieszanki różnego pochodzenia składników, dziś spożywane w formie mocno udoskonalonej. Gatunek ten ponoć nie wymarł, lecz uległ dominacji homo sapiens (siedzi w domu na kanapie i sapie). Niemniej jednak wciąż, w niektórych zakątkach świata można spotkać osobniki, które widocznie przejęły geny homo culinarius i wyróżniają się nadzwyczajnymi zdolnościami kulinarnymi. Niestety, współczesne badania wskazują, że osobniki te rzadko występują na terenie Polski . Tymczasem pod pozorem wyjazdu na stypendium zagraniczne udałam się ze specjalną misją do Belgii, gdzie udało mi się kilku takich osobników wysublimować . Po poddaniu ich wnikliwej obserwacji, byłam w stanie z wysokim prawdopodobieństwem stwierdzić, że są potomkami homo culinarius. Okazało się,
że większe skupiska tych unikalnych mężczyzn (nie bójmy się tego słowa) występują we Włoszech, południowych Stanach Zjednoczonych oraz w Holandii. Specjalnie dla Was Francesco, Andrew oraz Martijn uchylają rąbka tajemnicy*.
ślady wzmożonej aktywności
Ten rodzaj makaronu jest bardzo łatwy do przygotowania. Potrawa nie wymaga ani specjalnych składników, ani narzędzi . Tymczasem z pewnością jest świetnym sposobem na urozmaicenie posiłku . Składniki:
60-100 g makaronu na osobę (najlepsze będzie penne łub rigatoni, o ile uda się je znaleźć)
[ MAGIEL 500-600 g obranych pomidorów 2 oberżyny 2 courgette (małe, dyniowate ... ) po 2 średnie papryki - żóhe i czerwone 1-2 ząbki czosnku 2 cebule sól oliwa parmezan (a najlepiej : parmigiano reggiano) Przygotowanie: l. W garnku nastawiamy wodę na makaron. 2. Z drobno posiekanych cebuli i czosnku z oliwą należy przygotować zasmażkę. 3. Warzywa tniemy na małe kawałki, oberżyny i courgette posypujemy solą. 4. Podsmażamy w głębokiej patelni na złoty kolor. Należy zacząć od papryki, a następnie smażyć pozostałe warzywa. 5. Warzywka dokładnie mieszamy, następnie dodajemy pomidory, solimy i gotujemy na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając. 6. Kiedy woda, którą gotujemy na makaron, zacznie wrzeć, solimy ją. Gdy ponownie się zagotuje, wrzucamy makaron. 7. Gdy makaron jest gotowy, odlewamy wodę i dodajemy sos. Potrawę należy dobrze wymieszać i do smaku posypać serem. Nareszcie! MSożna podawać. Życzę wszystkim powodzenia i smacznego!
Francesco Orsi
----~---/Cf~~~il/-vv~l/(;i1-ri/----------------------------------------------------------4:Po-vvoflaoda}en1isuc1e-skłaJnJU~I5okłaanre
x
The]oys ofCornbread Na amerykańskim Południu prostota stanowi istotę bytu. Jako że Południe w swej historii było biednym, rolniczym obszarem, żywność stanowiły tanie, łatwe do znalezienia i przygotowania składniki: kurczaki, wieprzowina, zielone warzywa i fasola. Wszystko przyprawione dowolną ilością pieprzu i tłuszczu wieprzowego. Fundamentalnym dziełem Południa, było od zawsze pieczywo kukurydziane, standardowe źródło skrobi . Oto łatwa w przygotowaniu potrawa z kukurydzy, występujaca w postaci zbitego, wypełniającego chlebka, który może stanowić dodatek do każdej potrawy lub - w razie potrzeby - wystąpić solo.
Składniki
(na 12 osób) : l ,5 szklanki mąki kukurydzianej l ,5 szklanki mąki pszennej 2,5 łyżeczki proszku do pieczenia 3/4 łyżeczki soli 1/2 łyżeczki sody szklanka maślanki 1/2 szklanki oleju roślinnego 2 duże jaja Przygotowanie: l. Nagrzewamy piekarnik. Okrągłą formę do ciast smarujemy masłem. 2. W misce mieszamy pierwsze pięć składników. 3. W większej misce mieszamy maślankę, olej oraz jaja.
---------------------------------------------------------------------------------------~
Mężczyźni
w kuchni
Pasta Carbonara Jak zaimponować współczesnej kobiecie? W nowym milenium zaimponować kobiecie mężczyzna praktycznie nie jest w stanie. Stały się one bardzo niezależne i samowystarczalne (finansowo przede wszystkim). To one zmienają zasady gry. By się jakoś do tej sytuacji dostosować i żeby pokazać, że samce nie pozostaną w tyle, możemy coś kobietom ugotować. Przepis na pasta carbonara ("posiłek górników") jest bardzo prosty, niezbyt czasochłonny i pozwala zadziwić wszystkich zaproszonych gości, a już na pewno tę jedyną... Przepis świetnie sprawdza się we Włoszech i we Francji, ale i w Holandii odnosi spodziewane rezultaty. Składniki (na 4 osoby) : 2 ząbki czosnku
150 g bekonu lub boczku 2-3 jaja 0.2 l śmietanki 100 g świeżego parmezanu (drobno pokrojony) 500 g makaronu (najlepsze jest penne rigate) oliwa z oliwek, pieprz, sól Przygotowanie: l. Czosnek i bekon drobno kroimy. 2. Smażymy czosnek na odrobinie oliwy z oliwek (na małym ogniu). 3. Po dwóch minutach dodajemy bekon i zwięk szamy płomień . 4. Makaron przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu. 5. W misce dokładnie mieszamy śmietanę, jaja oraz ser.
mieszamy. Jeśli chcemy, by ciasto było słodkie, dodajemy 2-3 łyżki cukru. 5. Masę przekładamy do formy. Pieczemy około 25 minut na złoty kolor. Enjoy, Y'All!
Andrew Varhenkamp
6. Gdy makaron jest gotowy, odlewamy wodę i dodajemy do niego bekon i czosnek. Mieszamy dokładnie przez około minutę, gotując na małym ogniu. ?.Dodajemy sos i od razu podajemy na stół. Do smaku dodajemy świeżo mielony pieprz. Serwujemy z sałatką z pomidorów w sosie vinaigret. Działa magicznie!
Martijn Venema * Chciałabym przy tym zaprzeczyć jakimkolwiek tendencjom dyskryminacyjnym. Redakcja jest otwarta na wszelkiego rodzaju dowody istnienia osobników homo culinarius w Polsce. Redaktor Paweł Tynel donosi, iż najnowsze badania przeprowadzone w Holandii (w Polsce nadal brak odpowiedniego sprzętu) na wybranych osobnikach płci męskiej umieszczonych w warunkach laboratoryjnych wskazują, że i polscy mężczyżni umieją gotować . Na przykład pierogi. Anna Barbara Woo
l.uty2001 i:)
1
~ETONl~----------------~[!]-~~
Klatka schodowa
Na rozstajach Wbrew wszelkim pozorom to nie kolejna recenzja filmu "Quo vadis". drogą, chętnie poznałabym odpowiedź
pytanie. Jeszcze dwa tygodnie temu w innej bajce. Jeszcze. Teraz koniec. Z powrotem. W domu. W Polsce. W domu? Podobno dom jest tam, gdzie my. Z per- • spektywy czasu nie czuję s ię dziwnie, nazywając moje belgijskie lokum domem. Ostatni semestr był
niekończącym
Swoją
na to byłam
się
snem. Przez cały czas czekałam na uszczypnię cie, które oznajmiłoby mi powrót do rzeczywistości. Wielu studentów skończyło semestr przed świętami, inni wyjechali tuż po egzaminach. Każdy pytał, dlaczego ja ciągle siedzę w Louvain-la-Neuve? Otóż ... chciałam się po prostu odczarować . Gdybym wyjechała od razu, kojarzyłabym to miejsce z ciężką pracą i niesamowitą zabawą. Wciąż marzyłabym o powrocie do tego małego studenckiego miasteczka jakieś trzydzieści kilometrów od Brukseli. Teraz już wiem, że magia polegała na (niemalże) antycznej jedności czasu, miejsca
i:)
~ '\
będzie
Swego nie znacle
Teraz Polska Jean Monnet powiedział u schyłku życia: " Gdybym jeszcze raz miał zaczynać budowę zjednoczonej Europy, zacząłbym od kultury". Integracja polityczna, gospodarcza i społeczna prowadzi do powstania wspólnego europejskiego rynku. Tymczasem sens zjednoczonej Europy leży w tworzeniu wspólnoty wartości, kultury i cywilizacji. Integracja zmienia oblicze Europy i Europejczyków. Jednocześnie dąży się do utrzymania zasady jedności w różnorod ności . Kultura europejska to przestrzeń nie poddająca się podobno politycznym ekonomicznym ograniczeniom. Stąd obok działań prawnych i administracyjnych w ramach przygotowań do wstąpienia do Unii, trwa dialog, wzajemne poznawanie się społe czeństw. Przecież Polska od wieków wpisuje się w krąg cywilizacji europejskiej. Tu tkwią nasze korzenie. Polsko-belgijskie kontakty sięgają ponoć XI wieku, kiedy to belgijscy rzemieślnicy wyruszyli do Polski o ironio! - w poszukiwaniu pracy. W XVI wieku Belgię odwiedzali polscy humaniści; stykali się tu m.in. z Erazmem z Rotterdamu. Europalia 2001, w ramach których prezen-
.
i akcji. Te kilkadziesiąt dni. Te zadeptane uliczki. Ci ludzie. Bez nich Louvain nie jest już takie samo. Przekonałam się o tym podczas ostatniego tygodnia mojego pobytu w Belgii.
Co dalej? Nie wiem już nic. Zawsze wydawało mi się, że nie wpadnę w schemat studenta czwartego roku. Z absolutorium w kieszeni i wielkim znakiem zapytania w miejscu, gdzie powinna być praca magisterska. Mam wrażenie, że potrzebuję specjalnego programu repatriacyjnego.Właśnie przeżywam
odwrotny szok kulturowy. Stoję na ogromnym skrzyżowaniu . Koszmar kursanta Nauki Jazdy. Światła,znaki i policjant z drogówki machający rękoma niby grzybiarz w sezonie komarowym. Z impetem na to skrzyżowanie wpadłam, ale nie mam pojęcia, gdzie powinnam skręcić ani jak z niego wyjechać . Każda opcja jest kusząca. Na każdej ze ścieżek czekają przygody i wyzwania. Potem zaś kolejne rozstaje. Tymczasem na paranoidalnym skrzyżowaniu gdzie nie spojrzeć: czerwone światła. Wszystko mówi mi: czekaj cierpliwie.
ca .~
~~
towana była Polska, to już 17. edycja festiwalu organizowanego od 1969 roku przez Między narodową Fundację Europalia pod patronatem ich Wysokości Króla i Królowej Belgów. Fundacja zaprasza kolejne kraje europejskie do prezentowania tego, co w ich kulturze najlepsze. Nadszedł czas na państwa Europy Środko wej, ubiegające się o członkostwo w Unii Europejskiej. W organizację Europaliów 2001 włączyło się kilka miast we Francji, Luksemburgu i Holandii, co dało Polsce sposobność tym szerszej prezentacji dorobku naszej kultury. Komisarzem generalnym strony polskiej był pan Robert Kostro, strony belgijskiej - baron Georges Jacobs. W skład Komitetu Honorowego weszli m.in.: premier Jerzy Buzek, Władysław Bartoszewski, Jan Kuła kowski, Jan Englert, Krzysztof Zanussi. Program Europaliów był niezwykle różnorodny i odzwierciedlał wielość wpływów, pod jakimi znajdowała się Polska. Kulturalne bogactwo Polski ilustrowało 140 koncertów muzyki klasycznej i współczesnej, 11 wystaw polskiej sztuki, przegląd polskiej kinematografii obejmujący ponad l 00 filmów, polski teatr, taniec ludowy. Odbywały się też konferencje poświęcone polskiej literaturze, sztuce i histońi. Skoncentrowano się na sztuce ostatniego stulecia.
Od kilku dni podpadam pod paragraf 22, więc pozwolę sobie z perspektywy wieku stwierdzić, że życie nie polega na przebieganiu przez skrzyżowania. Na rozpamiętywaniu tego, co wczoraj, i bujaniu w obłokach nad tym, co jutro. Nie można ulegać złudzeniu, że za zakrętem droga już zawsze będzie prosta. Ktoś napisał kiedyś, że "życie ludzkie biega między wspomnieniem a nadzieją". To jak pęd przed siebie z głową zwróconą w przeszłość . By uniknąć chwili teraźniejszej . Nie widzieć pięk na krajobrazu, piękna ludzi dokoła . Piękna własnych emocji przeżywanych tu i teraz. Nie, nie należy ani rezygnować z marzeń, ani zapominać o życiowym bagażu. Skrupulatnie pakując do walizek czwartą parę butów, dobrze byłoby po prostu pamiętać, ile się w nich przeszło. Wyglądając zaś przez okno w pochmurny dzień, pomyśleć o tym, że wkrótce zaświeci słońce. Taka jest siła przeszłości i przyszłości. Siła, która ma nas dziś zatrzymać w pół drogi, na skrzyżowaniu. Na rozstajach, a może u zbiegu wielu ścieżek. Będę się więc pławiła
we własnej niecierna rozstajach dróg. I będę śmiała się w twarz filozofom klasycznym. "Carpe diem ",bo "Panta rhei ". Kim jestem? Dokąd idę? Jeszcze tyle mogę się nauczyć . Tylko na jakich zajęciach wykładają życie? I u kogo najłatwiej zaliczyć? pliwości. Będę stała
Anna vVróbel Wystawa "Przedwiośnie", główna ekspozycja Europaliów 2001 w brukselskim Palais des BeauxArts (Pałac Sztuk Pięk nych, zaprojektowany przez słynne go secesyjnego architekta Wiktora Hortę) prezentowała
polskie malarstwo przełomu XIX i XX wieku. Wystawiano patriotyczne dzieła Matejki i Grottgera, wizje Wyspiańskiego, symboliczne malarstwo Malczewskiego, groteskę Witkacego. Obraz Dziwny ogród" Józefa Mehoffera służył jako logo wystawy. Tygodnik "Wprost" podał niedawno, że "Przedwiośnie" wzbudziło w Belgii spore zainteresowanie: ekspozycję odwiedziło 30 tysięcy osób. Wystawę uboższą o kilka obrazów można teraz oglądać w warszawskiej "Zachęcie". Naprawdę warto! "Przedwiośnie" stanowiło wstęp do panoramy polskiej kultury. Zobaczyć można było grafikę polską 1900-2000, grafiki Brunona Schulza, rzeźby Magdaleny Abakanowicz, (ciąg dalszy na nastt:pnej stronie)
Pl!łłiłETON ~
~ Rzeczy
Swego nie znacle
160 znaków ~~
Teraz Polska (c.d.) polskie Art Deco, krakowskie plakaty Art Nouveau, obrazy Edwarda Dwumika czy Tadeusza Kantora. Znakomici dyrygenci (Kazimierz Kord, Antoni Wit, Jerzy Maksymiuk, Agnieszka Duczmal) wykonywali klasykę europejską oraz muzykę polską: utwory Chopina, Szymanowskiego, Lutosławskiego, Pendereckiego, Góreckiego. Występowały słynne orkiestry, między innymi: Sinfonia Varsovia, Warszawska Orkiestra Filharmonii Narodowej, a także soliś ci, tj.: Stanisław Drzewiecki, Piotr Paleczny. Odbyły się też występy chórów, koncerty jazzowe i folkowe. Na scenach teatralnych Brukseli i Antwerpii gościły przedstawienia Krystiana Lupy, Jerzego Grzegorzewskiego i Andrzeja Seweryna, który zaprezentował oryginalną interpretację "Dziadów" Mickiewicza. Na wyremontowanym dziedzińcu zabytkowej kamienicy, na czas zimy przykrytym szklanym dachem, urzą dzono scenę i kameralną widownię teatru "Maison Bellone". Zazwyczaj odbywają się tu nastrojowe wieczory poetyckie, a także awangardowe przedstawienia. Tym razem listopadowy mrok rozświetliło ciepłe światło świec. Na widowni licznie zasiedli przedstawiciele polskich instytucji w Belgii, polscy uczniowie belgijskich szkół, ale też ciekawi polskiego dzieła Belgowie. "Dziady" pokazano w formie dramatu poetyckiego. Grano dźwiękiem i świa tłem. Prosta scenografia: klepisko zamiast desek sceny, krzyż i obraz Matki Boskiej na ceglanym murze, w tle dźwięki litewskich pieśni oraz poruszająca ilustracja muzyczna. Przede wszystkim zaś głosy aktorów, którzy musieli się zmierzyć z wybranymi fragmentami dzieła w tłumaczeniu na język francuski. Grali nie tyle postaci, co przypadkowych wróżbitów przekazujących głosy dawno zapomnianych duchów. Seweryn pokazał istotę Mickiewiczowskiego dramatu. Nigdy jeszcze "Dziady" tak bardzo mnie nie poruszyły, a przecież pamiętać trzeba o barierze językowej. Inne sztuki, na które zaproszono Beneluks to "Wymazywanie" Thomasa Bemharda reżyserowane przez Lupę, "Bachantki" Eurypidesa w reżyserii Warlikowskiego i Gombrowiczowska "Operetka" przygotowana przez Grzegorzewskiego. Podczas przeglądu polskiego kina prezentowano nie tylko filmy znanych reżyserów, tj.: Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Kawalerowicza, Kazimierza Kutza, ale też znakomite filmy animowane i eksperymentalne, m.in. Piotra Dumały (np. "Zbrodnia
a <f-
i kara", "Łagodna") oraz mało znane krótkomefilmy Krzysztofa Kieślowskiego. Z elementarza polskiego kina lat 60., 70., 80. i 90. pokazano m.in.: "Nóż w wodzie" Polań skiego, "Sanatorium pod klepsydrą" Hasa, "Aktorów prowincjonalnych" Rolland, "Przesłuchanie" Bugajskiego, "Ucieczkę z kina 'Wolność'" Marczewskiego czy "Jańcia Wodnika" Kolskiego. Pokazy odbywały się w 14 kinach w całym kraju. Także w Louvain-la-Neuve polskiej kinematografii poświęcono cały tydzień. Filmy prezentowało kino studyjne "Agora". W niedzielny wieczór zaciągnęłam kilku znajomych na "Popiół i diament" Wajdy. Oprócz problemów z francuskimi i flamandzkimi napisami, które skutecznie utrudniały cudzoziemcom odbiór filmów, zdziwiła mnie jedynie nieobecność reżyserów na zapowiadanych spotkaniach po seansach ich wybranych dzieł. Szkoda też, że najciekawsze seanse odbywały się w weekend, gdy w Louvain nie zostaje zbyt wielu studentów. Poza tym w zaimprowizowanej w Palais des Beaux-Arts kawiarni literackiej (Jama Michalika) odbywały się spotkania z pisarzami i wieczory autorskie (m.in.: Andrzej Sapkowski, Marek Bieńczyk, Antoni Libera, Julia Hartwig, Ewa Kuryluk). Trzeba przyznać, że Europalia to wyjątko wo przygotowany festiwal kultury. Szczególnie podobała mi się jego wszechstronność oraz fakt, że postawiono na jakość. Przy tym w krótkim czasie zmobilizowano ogromną siłę polskiej kultury. Dodatkowym atutem były przystępne ceny wstępów na poszczególne imprezy (bilety studenckie na sztuki teatralne - ok. 30 PLN, filmy - ok. 12 PLN). Chciała bym, by podobne wydarzenie miało kiedyś miejsce w kraju. Być może uświadomiłoby to nam, z czym dąży my do Unii ... Cudze chwalimy, swego nie znamy. Dopóki nie znajdziemy własnej tożsamości, nie poznamy wartości własnej kultury, będziemy musieli obawiać się o jej los. Tyle że to nie atak obcych kultur stanowi zagrożenie, a nasza ignorancja i niedouczenie. Nasz strach o polskie dziedzictwo kulturowe jest w pełni uzasadniony. Drżyjmy na myśl o własnym analfabetyzmie. Podziwiam sposób, w jaki kaganek kultury niesie się w Beneluksie do małych miejscowoś ci. Europalia dotarły bowiem tam, gdzie korzenie kultury, do małych miejscowości, jednostek uniwersyteckich. Ciekawe, czy Polaków stać będzie kiedyś na podobne przedsięwzięcie. Chciałabym zobaczyć irlandzką sztukę teatralną wystawianą w remizie któregoś z powiatowych miasteczek. W ferworze negocjacji akcesyjnych chciałabym mimo wszystko, by obszar "Kultura" pozostawał otwarty. trażowe
Belgijski Jącznik
·-
Historia prawdziwa: dostałem sms-a o treści: "Marto, fajnie było wczoraj w kinie. Mam nadzieję, że bawiłaś się równie dobrze. Całuski." Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że nie mam na imię Marta. Co więcej, mam na imię Maciek i nigdy nikt nie mówił do mnie: "Marto". "Zwyczajna pomył ka" - stwierdzi znakomita większość użyt kowników telefonów komórkowych. Jasne, że pomyłka. Ale to pomyłka z rodzaju kosztownych. Jeżeli Marta nigdy nie dostała wiadomości,
która była dla niej przeznaczona, jeżeli nadawca wiadomości nie zorientował się do kogo naprawdę wysłał sms-a, jeżeli ... To mógł być piękny koniec historii, która tak ładnie się zapowiadała.
Jeżeli
w dodatku tajemniczy nadawca zabrał Martę na film w rodzaju "Amelii", tragedia gotowa: Marty po wyjściu z takich filmów niezachwianie wierzą w los, przeznaczenie i, oczywiście, nadają wydarzeniom takim jak brak sms-a o wiele większe znaczenie niż powinny. Krótkie wiadomości tekstowe to groźna broń. Czasami śmiertelnie groźna. Kilkadziesiąt znaków może zdziałać zadziwiająco wiele: wywołać zaraźliwie radosny śmiech, zaprowadzić na imprezę, uspokoić znerwicowanych podczas sesji. Są też sms-y specjalne: takie, których nie dostaje się codziennie, ale kiedy już nadejdą, telefon wypada z dłoni, a dłoń nie trzymająca już niczego, nerwowo szuka papierosa. Henry Kissinger, długoletni szef amedyplomacji, twierdził, że największą władzę dają mu nie kompetencje i biurko w Waszyngtonie, ale właśnie telefon, który stoi na biurku. W epoce telefonów komórkowych to stwierdzenie nabiera szerszego znaczenia. Krąg posiadaczy przenośnych zestawów telefonicznych, za pomocą których można siać zamęt, rozszerza się w zastraszającym tempie. Tak samo szybko zwiększa się pole rażenia krótkich wiadomości tekstowych. Warto się więc zastanowić nad tym, co wysyłamy, nie wspominając już o tym, co mówimy do słuchawki. A jeżeli nie ma czasu na zastanowienie się - bo i tak bywa - czasami po prostu chcemy jak najszybciej odbić piłeczkę i odpowiedzieć, warto ostrożnie naciskać klawisze telefonu. A potem już tylko mieć nadzieję, że nasz sms dotrze do właściwej Marty. rykańskiej
Kuźmicz
~
Historia z chmury
"Lietus" znaczy deszcz Z Litwą nigdy nie wiadomo. Niby Polska, niby nie-Polska. Wprawdzie to nasi najbliżsi sąs iedzi i w dodatku ojcowizna Mickiewicza, ale litewskiej literatury nie znamy prawie wcale. Przynajmniej ja nazwiska żadnego nie pomnę.
Jest w ich książkach coś słowiańskiego, bardzo nam bliskiego. Romantyczność - nie do usunięcia nawet w dwudziestym pierwszym wieku. Litwini też chyba ciągle wę drują, poszukują. Wnioskuję powyższe po odbyciu dziwnej podróży z "Historią z chmury". Marius Ivaskevićius stworzył powieść drogi, powieść o podwójnym dnie, niejako dwa dziełka (trochę mi w tym przypomina naszego Pawła Huelle; trudno się zresztą dziwić - to równolatkowie). Ta książka jest specjalna. Na początku wydawała mi się niesamowicie trudna, nawet do samego czytania. Nie potrafiłam stwierdzić, o czym jest ani czym mógł kiero-
wać się
autor. Babcia jego opowiadała w dziebajki, które nie miały zakończenia. Kiedy odeszła, wnuk jej był już został (w polskim tłumaczeniu też używają takiego cudownego plusquam perfectum ... ) dziennikarzem i literatem i teraz w profesji swojej - w jak najbardziej realnym życiu- usilnie próbuje odnaleźć dokończenie historii. Wąskiemu gronu osób, na przykład emerytowanemu prokuratorowi, agentowi nieruchomości czy dawnym kochankom, proponuje narrator wykupienie własnego imienia w powieści i - o dziwo wszyscy się na to godzą. To, co następnie wychodzi spod jego pióra, jest lunatykowaniem po krainie legend, symboli ciństwie
~ Upadek
Nie zostanie kamień na kamieniu Czwarta klasa. "Dżuma". "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika... " Taaa ... Ten sam tom Camusa zawierał też drugą jego powieść. Tu po prostu ścięło mnie z nóg. Długo, długo nie mogłam zebrać myśli. I tak jest za każdym razem, kiedy po nią sięgam. Naprawdę rzadko s ię zdarza, żeby jedna książka równocześnie ujmowała za serce, chwytała za gardło i dawała niezłego kuksańca w bok. "Upadek" sprawia, że człowiek dojrzewa szybciej. Nie, nie będę pisać w imieniu ogółu. Replay. "Upadek" sprawił, że to ja szybciej dojrzałam. Książka jest napisana w taki sposób, że każdy może ją odnieść do siebie, bez wzglę du na to, w którego z bohaterów się wcieli. Zatem po kolei. To jest rozmowa. Nie. To jest pozorna rozmowa, monolog sędziego -pokutnika, paryskiego adwokata Clamence'a. W portowej kantynie w Amsterdamie sędzia-
-pokutnik odprawia przed przygodnie napotkanymi w barze ludźmi spowiedź życia. Na tym polega jego zajęcie . Upadł kiedyś, a poprzez swoje wyznania wciąż usiłuje podnieść się z klęczek. To trochę jak "Mit Syzyfa" (też Camusa!) w powiększeniu. Clamence nie daje czytelnikowi dojść do to i dobrze? Konieczne jest za to maksymalne skupienie uwagi. Przydaje się nie tylko przez szacunek wobec rozmówcy... słowa. Może
Nigdy nie byłam prawnikiem. Nigdy nie w Paryżu, a z miast kraju tulipanów zwiedziłam tylko Rotterdam. A jednak niemal wszystkie słowa sędziego tak dobrze pasują do mojego życia. Co ciekawe, nie tylko ja odnoszę takie wrażenie. Camus bezwzględnie obnaża konformizm i - jak zwykłam to określać - sumienie jak ocean, w którego głębi wszystko jest dopuszczalne, na wszystko znajdzie się usprabyłam
~Cham
On nie jest cham Słysząc
nazwisko Orzeszkowej, przypomizwykle "Nad Niemnem" i jego przydługie opisy przyrody. A poza tym, kto jeszcze czyta pozytywistyczne tomiszcza sprzed dwóch wieków? Przecież i tak większość sfilmowano. na
się
"Cham" to coś zupełnie innego. Love story znad Niemna. I nie trąci harlequinem. Chociaż może ja się nie znam. Historia jest w sumie dosyć konwencjonalna, ale aż chce sięjązgłębiać, bo to jeszcze jeden dowód na to, że Wergiliusz miał rację: miłość zwycięża wszystko: Lejtmotyw Ordonki też by tu nieźle pasował. Paweł
Kobycki,
człowiek
cierpliwy i
łago-
i mitów litewskich, jest podróżą w czasie i w przestrzeni, tam i z powrotem, w górę i w dół: na przeklęte łąki i do przeklętych miast, przez wiek trzynasty i osiemnasty. A nosiciele imion ciągle szukają Wilna. Według fantastycznej etymologii Litwinów nazwa ich kraju, Lieutva, pochodzi od słowa lietus, czyli "deszcz". To jest klucz do powieś ci. Jaćwingowie wierzyli, że można zgadywać imiona chmur. Jeśli ktoś, patrząc w niebo, zdołał odgadnąć imię chmury, ta spadała na ziemię, zamieniając się w jezioro. Chmury to medium pomiędzy światem żywych i krainą umarłych. Dla bohaterów stanowią środek lokomocji, który najlepiej potrafi przebijać się przez wąskie drzwi stuleci i bramy mileniów. Ponoć dla każdego, kto patrzy na świat oczyma duszy, chmury na Litwie są inne niż wszystkie pozostałe. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź, która płynie niczym owe chmury, podsuwa powieść Ivaskevićiusa.
Magda Lena Wanot Historia z chmury (Jstorija nuo debesies, 2001) Marius lvaskevicius wiedliwienie. A to jest dzisiaj takie powszechne ... Smutno mi się zrobiło, kiedy uświadomi łam sobie, jaka subtelna granica dzieli prawdziwą pokorę od dewocyjnej skromności i efektownego figuranctwa. Na zewnątrz tak rzadko przecież widać różnicę. A czy można czynić dobro z premedytacją? To nawet nie brzmi dobrze. Kiedy zaś przychodzi do prawdziwych sprawdzianów cywilnej odwagi, nie ma się odwagi. Takjak to było w jego przypadku. Wyrzuty sumienia nie usprawiedliwią. Mleko rozlane. Po takiej lekturze moralne zasady zyskują bardziej dzisiejszą wymowę. Pół wieku stanowi w tym przypadku najmniejszy problem. A przenicowanie osobowości i uło żenie na nowo tych najtrudniejszych n-elementowych puzzli bardzo się przydaje. Nawet gdyby powieść nie była niczym więcej ponad dobrą sztuczkę Camusa-filozofa. nową, może
Upadły Anioł
Upadek (La chute, 1958) Albert Camus zmagania się z samymi sobą. Wszystko dzieje się szybko, klocki domina przewracają się bez ustanku, aż do smutnego końca. A potem pozostaje niedosyt, co dalej. Nie tak przecież musiało się stać. Gdybyż tylko wtedy...
dny, ukochał Frankę, co była niby kurz a wiater. Pojął za żonę.Oj, ciężki to był dlań krzyż. Franka zniszczyła siebie, służąc u państwa w mieście. Żeby jej pomóc, Paweł chciał poruszyć niebo i ziemię. Pokornie znosił fochy, szaleństwa i dziwactwa. Dogryzała mu na każdym kroku. Ale też nauczyła go czytać. Ale dała mu dziecko. Ale chwilami żałowała i postanawiała poprawę. Oto femme Jata/e, która za całe dobro, jakiego zaznała, chciała uśmiercić człowieka, co zawsze stał po jej stronie ...
"Cham". Tak nazywała Pawła Franka, bo wszak ona przybyła z miasta i to ona łaskawie zniżyła się do wiejskiej prymitywności . A chamska Kultura i tak wzięła górę. Nie trzeba umieć czytać i pisać, by się nauczyć kochać . Kto patrzy sercem, wzniesie się ponad. A Wergiliusz to mądry facet. Miłość zwycięży wszystko. Szkoda tylko, że niektórzy zbyt późno się o tym przekonują.
Tym razem najlepiej smakują tu głębokie analizy psychologiczne bohaterów, etapy ich
Cham ( 1889), Eliza Orzeszkowa
Magda znad
Wisły
MAGIEL ~
dróż
Prawlek /Inne czasy
Caly świat w jednej szufladzie "Prawiek": cóż by to słowo mogło oznaczać, z czym kojarzyć osobie, która słyszy ów tytuł po raz pierwszy? Pytanie takie zadałam niedawno Komuś Bardzo Mądremu. I odpowiedź też była bardzo mądra. Historiozofia. Czas. Historia. lpse dixit. Większość czytelników zwiąże chyba ten tytuł z czasem, zahaczając o jakąś bliżej nieokreśloną starożytność. Niespodzianka! Prawiek to niewielka wieś, która przycupnęła gdzieś pod Kielcami i która leży w środku wszechświata. Losy jej mieszkańców: rodzin Niebieskich, Boskich, Cherubinów, Serafinów, tworzą małą historię dwudziestego wieku, dziejącą się gdzieś obok tej dużej, waż nej, podręcznikowej. I chociaż bohaterowie rodzą się pod bardzo "niebiańskimi" nazwiskami, wcale nie gwarantuje im to usłanej różami drogi przez świat. No właśnie. W Prawieku mieszkają oni. Na równi z nimi żyją swoim życiem lipy, topielec, grzybnia, wreszcie - ma swój czas,
~
skończony
i zdefiniowany planszowej, Bóg.
Na pozór mamy tu do czynienia ze zwyczajną, bardzo zwyczajną rzeczywistością. A jednakjest w prozie Tokarczuk coś, czego do tej pory nigdy w literaturze, przynajmniej polskiej, nie było. Chodzi o swego rodzaju eteryczność, nieuchwytność, ot, kamforę. Podoba mi się określenie: "proza korzenna". Bo przecież miesza się tu poszukiwanie własnych korzeni z intrygująco egzotycznymi zapachami... A czasy i - inne czasy? Każdy rozdział to po prostu czas czegoś: "Czas Prawieku", "Czas Fłorentynki", "Czas młynka do kawy". Między okładkami książki żyje zamknięty niewidzialnymi granicami świat, poza który nie jest się w stanie wykroczyć . Istnieją wprawdzie Kielce, a jeszcze dalej Rosja, ale poksiążki
wyszło że "nagrodą" będzie książka. Wśród gąszczu półek pojawiła się
ONA (no, no! ONA ale na wybór wpływ miała okładka (a przecież nie okładka zdobi książkę). W ręce wpadł mi "Raport Gabriela" Jeana d'Ormessona. Czyżby nazwisko niewiele Wam mówiło? Mnie wtedy nie powiedziało zupełnie nic. Wprawdzie autor jest mało znany w Polsce, za to we Francji jego książki są bestsellerami. Jeśli chodzi o okładkę, która tak bardzo przykuła mój wzrok, wydanie owo ozdabiał długowłosy anioł ... to
książka). Aż
wstyd
przyznać,
"Nie pierwszy to raz ludzie wyprowadzili Boga z równowagi. Historia stosunków Bosko-ludzkich, obfitująca w tyle namiętności i burz, to jedno długie pasmo kłótni i pojednań. Bóg kocha ludzi; zdradzają go; karze ich; okazują skruchę; wybacza im; sławią Jego imię. A potem, kierowani pychą i pragnieniem czegoś innego, znów zaczynają swoje". Tak zaczyna się opowieść o nas goniących za karierą, niejednokrotnie egoistycznie podchodzących do życia. Nie jest to jednakjedna z tych "powieści umoralniających", gromiących czy piętnujących konkretne zachowania. Jak informuje notka na okładce, książka stanowi pretekst do zastanowienia się nad motywami naszych poczynań, nad czasem, wiecznoś cią. A przecież tak często nie w głowie nam tego typu kontemplacje. Oto Bóg decyduje się wysłać na Ziemię swojego ulubionego Archanioła zanim w ramach kary na zawsze zgasi Słońce ... Na Ziemię trafia Gaby 007, czyli Archanioł Gabriel we własnej
Swego czasu było mi dane spotkać się z pisarką. Jak powiedziała, "Prawiek ... " jest dla niej książką o ciągłych, choć nie zawsze udanych próbach wyjścia człowieka poza to, co jest mu dane. Szukane wieczności w rzeczach przemijających - oto coś, co jest tak widoczne w jej prozie i emanuje z samej jej osobowości . Z kolei dla mnie "Prawiek. .. " jest odskocznią świata pełnego przyziemności do innego życia, do innego czasu. Można czytać raz, można trzy albo trzydzieści - zawsze tak samo fascynuje. Czemu? Nie wiem. od
Magdalena Prawiek i inne czasy ( 1996), Olga Tokarczuk
Promocja
Odmieniona. ..
Gaby007 Zakończyła się sesja, moja pierwsza. Uff... Ale grunt, że wszystko mam już za sobą. Postanowiłam to jakoś uczcić, a że nogi poniosły mnie do jednej z większych warszawskich księgami,
"Prawiek i inne czasy" to trzecia powieść Olgi Tokarczuk. Jej ulubiona. Podszyta mitem. Bardzo nadrealistyczna, bo wszystkie istnienia, nieważne: odmienica Kłoska, przydrożny kamień czy szuflada pełna zapomnianych drobiazgów, mają równe prawa, istnieją w ten sam sposób. Torują im drogę przesądy, magia i Boże przykazania.
~
Raport Gabriela
tam oznacza jedynie zapadanie w sen.
osobie (?). Przybywa, żeby podsumować ludzkie poczynania i - być może - znaleźć coś, co usprawiedliwi ich postępki. Modelowym obywatelem, który miał się stać "obiektem badań" anioła okazał się być sam Jean d'Ormesson. On to właśnie miał się przyczynić do uratowania ludzkości (całkiem skromnie, prawda?). Napisana w formie dialogu z wysłannikiem niebios (a momentami "bardzo skromnego" monologu bohatera), książka pełnajest anegdotek z życia autora i jego zawodowej kariery. Zagłębia się on m.in. w kulisy prowadzenia francuskiego dziennika "Le Figaro", dotyka też tematów politycznych (w roku 1999 wybuchł skandal, gdyż autor pokusił się w "Raporcie ... " o krytykę nieżyjącego już wówczas prezydenta Francji, Franvoisa Mitterranda). Do pewnego stopnia "Raport Gabriela" stanowi podsumowanie pracy i twórczości Jeana d'Ormessona (nieco wątków autobiograficznych). Nie zabrakło też wątku miłosnego , gdzieś tam w tle zarysowuje się postać bliżej nieokreś lonej muzy, utraconej miłości, która też jest swego rodzaju bodźcem do snucia ogólnych refleksji o życiu. Książka ta z pewnością zajmie godne miejsce na regale z ulubionymi pozycjami. Naprawdę polecam, szczególnie że ostatnio tak mało mówi się o współczesnej literaturze francuskiej, nie mówiąc już o jej czytaniu.
Malgorata Zys Raport Gabriela (200 l), Jean d'Ormesson
... "Wiedza i Życie" to najstarszy popularnonaukowy miesięcznik w Połsce (ukazuje się od 1926 r.), który zmienia się wraz z pokoleniami swoich czytelników. Jest
Od blisko 80 lat redakcja prowadzi czytelników przez rozległe obszary wiedzy. Chce być z tymi, których interesuje poznawanie tajemnic natury i ludzkich osiągnięć. Porusza problemy ważkie, nie unikając też tematów trudnych i kontrowersyj"Wiedza nych. i Życie" nie jest jednak pismem nudnym. W każ dym numerze znajdzie czytelnik sporą dawkę humoru ciekawostek, dzięki którym bę dzie mógł zabłys nąć w towarzystwie. Od lutego pismo pojawia się w zmienionej formie. W rozszerzonym dziale humanistycznym więcej uwagi poświę cone będzie psychologii człowieka. "Wiedza i Życie" to pismo dla każdego, kto zainteresowany jest własnym rozwojem. Co najważniejsze, czytelnik ma gwarancję, że każda przeczytana w miesięczniku informacja zawsze jest sprawdzona, informacje są rzetelne i prawdziwe - oczywiście w ramach obecnego stanu naszej wiedzy...
llii
Wściekły kontratak małych
recenzji
Było, minęloP Numer MAGLA. który właśnie trzymasz w ręku, drogi Czytelniku, nie jest do końca świeży... Bez obawy, nie musisz od razu robić takiej miny.. . Jako że to wydanie podwójne, dwumiesięczne, na lllcy przynosimy recenzje wszelakie: oto kilka filmów starszych, kilka mniej starych, zaś reszta jest już niemal zupełnie nowiutka. Wszystkie je łączy cudowny opis, a także pełna ekspresji i polotu ocena dokonana przez naszych specjalnych wysłanników. Jeżeli i Ty jesteś wielbicielem i smakoszem dziesiątej muzy, masz ochotę dołączyć do elitarnego grona Jej umiłowanych synów (i córek), jeśli pragniesz zasmakować w dziennikarskiej pracy i opinią swoją wpływać na gusta rzesz czytelników, czym prędzej napisz na adres: r k233 68@sgh.waw.pl. MAGIEL czeka na Ciebie!
Pfeśni z
drugiego piętra
Umiłowany,
któzy...
Można przebrnąć
przez knigę życia, nie nawet uwagi na niektóre ze stronic. Części z nich nie zrozumiemy, część jedynie przekartkujemy, a część zachowa się, jak na zło ś liwość rzeczy martwych przystało - zlepi s i ę ze sobą, a my nawet tego nie spostrzeżemy. Lektura jest wypełniona aż po ostatnie półki świ adectwami poniżenia, bólu, żalu i kruchości ludzkiego żywota, które giną gdzieś w codziennym nurcie. Pieśni z drugiego piętra są tego swoistą parabolą. A właściwie nie tyle parabolą, co głębszym nurem pod wszechobecną pozwracając
wierzchowność
i próbą znalezienia drogi do drugiego człowieka, próbą namacalnego kontaktu z bliźnim . Obraz, który kreśli Anderssan w "Pieśniach ... , można śmiało porównać z "Krzykiem" Muncha. Obraz to w swej wymowie p rzerażający, choć jeśli się ktoś wybierze do kina w weekend (jak większość miłośników Nagiej broni i Hot Shotsów), to pewnie uśmieje się do łez. Szwedzki geniusz kina pewną ręką szkicuje kolejną misterną opowieść, pozornie nie mającą związku z poprzednią (ktoś skrupulatnie o bliczył, że jest ich 46). "Umiłowany ten, który siada". Usiądźcie więc. "Umiłowany ten, który wtyka palec między drzwi". Wetknijcie więc palec między drzwi z tą przedziwną nadzieją, że może go Wam przytną.
Igraszkilosu
Milusi film On: sam nie wie, czego chce od życia, ma ale łatwo o niej zapomina. Ona: też trochę zagubiona i zwariowana, wierzy w przeznaczenie, fatum i takie tam .. . Spotkają się przypadkowo na przedświątecznych zakupach w Nowym Jorku. Pokłócą się o ostatnią parę czarnych rękawiczek . Mimo że się nie znają, to coś między nimi zaiskrzy. Cały wieczór spędzą razem, doskonale się przy tym bawiąc. Gdy On zasugeruje, że powinni wymienić chociaż numery telefonów, Ona odmówi . Zostawia mu jednak nikłą nadzieję na spotkanie: każe mu zapisać swoje imię i numer telefonu na pięciodolarówce . Banknot zaraz wydaje w kiosku dodając , że jeśli kiedyś do niej wróci, będzie to znak, że są sobie przeznaczeni. Rozstają się, nic o sobie nie wiedząc, ale przez najbliższe kilka lat wspomnienie tego wieczoru będzie powracać jak bumerang. Ona będzie dokładnie oglądać każdą pięciodolarówkę, On przez te wszystkie lata bę dzie trzymał w szafie tę pamiętną parę rękawi czek. Tak zaczyna się ów film. Dodam jeszcze, że Oną, czyli Sarę, gra Kate Beckinsale, a Onego, Jonathana - John Cusack. Cała fabuła opiera się na zbiegach okoliczności , igraszkach losu czy - jak kto woli - na prawdopodobieństwie warunkowym. Tę opowieść ogląda się lekko, łatwo i przyjemnie, bez żadnych problemów związanych z trawieniem skomplikowanych treści. Nawet nie poczujecie, jak zleci Wam czas. RAQ kochającą narzeczoną,
Igraszki losu: USA 2001, reż. : Peter Chelso, wyst.: Kate Beckinsale, John Cusack, JeremyPiven
Ostatni Basffon
Czemu padł ten bastion?
Film Ostatni bastion pojawił się w polskich kinach w okolicy Gwiazdki i zniknął z nich, zanim jeszcze Święty Mikołaj do Laponii wrócił, żeby sadzić drzewa (popyt na rózgi wciąż rośnie) . Z jednej strony trochę go Tomek Grynkiewicz szkoda. W kilku scenach Robert Redford i James Gandolfini Pieśni z drugiego piętra: Szwecja/Fran- _ zwłaszcza, dają popis znakomitej gry •cja/Dania/Norwegia 2000, reż.: !Wy Anders- aktorskiej, której próżno wypatrywać w san, 110'St.: Lars Nordh, Stefan Larsson, Tommy królującej w telewizji tandecie, kręconej przez Johansson, Bengt C. W. Carlsson, Sten Anders- mydłków i dla mydłków. Z drugiej strony zaś, san Ostatniego bastionu zupełnie mi nie żal.
Obraz ów niesie z sobą zabójczą dawkę nudnego filmowego patosu, dobijającą zwłaszcza podczas kulminacyjnej sceny wciągania na maszt amerykańskiej flagi. Co więcej, główne założenia scenariusza są całkowicie debilne, do tego ograne niczym zespół Ich Troje. Szlachetność generała lrwina sprawia, że olewa on rozkazy dowództwa i, narażając życie swych podwładnych, ratuje ludność cywilną od niechybnej śmierci. Sąd wojskowy skazuje go na kilka lat odsiadki. W pozbawionym nadzoru (!) więzieniu trafia mu się sadystyczny dyrektor. Dochodzi oczywiście do pojedynku między władzą a honorem, czyli między chęcią utrzymania porządku w więzieniu a pomnikową uczciwością. Wtórne i słabe.
joeJus Patetus Ostatni bastion: USA 2001, reż. : Rod Lurie, 110'St. : Robert Redford, James Gandolfini, M ark Ruffalo Dziewięć żywotów
Tomasa Katza
Dwa bilety na kaca, bittel Z kanału w pobliżu londyńskiej obwodnicy M25, która - jak miłośnikom twórczości Pratchetta wiadomo - przypomina swym kształtem pismo Czarnych Księży z pewnego starożyt nego królestwa i znaczy tyle, co: "Bądź pozdrowion, o Bestio, Pożeraczu świata", wychodzi On, Tornas Katz. Od tej chwili wszelkie zasady przyczynowości można z czystym sumieniem oddać do lamusa. Obdarzony niezwykłą mocą Katz zamienia się tożsamością z napotkanymi osobami: taksówkarzem, ministrem rybołówstwa czy kierownikiem ruchu metra, "spełniając" ich ukryte marzenia. I chyba nieźle się przy tym bawi. Świat dostaje hopla z przerzutką (co jest zresztą żadną nowiną); nawet znana z trzeź wego myślenia i kompletnego braku poczucia humoru londyńska policja daje się wciągnąć w tryby opętania. Jedynie niewidomy inspektor i herbaciarki zdają się być w stanie powstrzymać nadchodzący koniec świata . Zegar jednak tyka nieubłaganie ... dziecię astralne, źródło wszelkiego żywota, powoli umiera.. . eleven seconds to the eclipse... Dziewięć żywotów... to absurdalna aż do granic definicji wizja końca świata. Podana w konwencji czarnej komedii i thrillera psychologicznego ... Coś w stylu: Czterej jeźdźcy Apokalipsy w poszukiwaniu Świętego Graala i Taniego Noclegu. Na dobrą sprawę każdy, kto wszystko, co trzeba (oprócz głowy), ma na swoim miejscu, mógłby taki film nakręcić . Chwała Hopkinsowi, bo sam przez chwilę w to uwierzyłem .
Tomek Grynkiewicz Dziewięć żywotów Tomasa Katza: Wielka Brytania/Niemcy 2000, reż.: Ben Hopkins, wyst. : Thomas Fisher, Jan McNeice, Tim Barlow, Tony Maudsley, William Keen
FILM lii Inni
~
Podobni inaczej Ech, biedna jest ta Nicole (Kidman)! Jeszcze niedawno ubrana w cekinowe wdzianko czarowała swoim wdziękiem gości Moulin Rouge. Teraz jest zupełnie INNA, ale znów cały film na jej barkach. W Innych gra Grace, miłą, choć znerwicowaną matkę dwójki dzieci. Mieszkają samotnie w wielkim wiktoriańskim dworze. Jak zwykle bywa w takich dworach, dzieją się tam tzw. "dziwne rzeczy". Pewnego dnia służba ucieka z domu bez słowa pożegnania, córeczka Grace widzi nawiedzające dom obce postaci, a nawet sama bohaterka
zaczyna słyszeć tajemnicze odgłosy. Ponieważ w duchy nie wierzy, jest przekonana, że te złu dzenia są wynikiem migreny. Cóż, dużo nie zdradzęjeśli napiszę, że problemjest bardziej skomplikowany i tabletki od bólu głowy dużo tu nie pomogą. Dzielna Grace musi sama radzić sobie z duchami, ponieważ jej mąż wyjechał na wojnę. Mimo całej beznadziejności sytuacji (maluchy cierpią na fotofobię, czyli uczulenie na światło) jak lwica walczy w obronie swych pociech. Zasłony w oknach domu muszą być zawsze zasłonięte, co sprawia wiele trudności, zwłaszcza, że na te zasłony uwzięły się duchy.
lii Harry Potter l kamleń filozoficzny
Dwie strony ekranu Po trzykroć siadałem do pisania niniejszej recenzji i po trzykroć odchodziłem od komputera pokonany. Wiedziałem bowiem, że ten egzemplarz MAGLA dostaniecie do rąk w drugiej połowie lutego, niemal miesiąc po premierze Harry'ego Pottera .... Wówczas to chłopak ów będzie opisany na wszystkie możliwe sposoby, w ubranku, bez ubranka, z dodatkiem uszczypliwości, jak i w polewie czekoladowej. Pisząc podobnie, powtarzałbym te same banały... Pisząc inaczej, naraziłbym się na posądzenia o snobizm i pozerstwo. Tymczasem nie ma wątpliwości, że Harry Potter i Kamień Filozoficzny to jeden z najważniejszych filmów roku 2002. Co prawda nie ma szans na Oskary (za wyjątkiem efektów specjalnych czy charakteryzacji), jednak pieniędzy zarobi masę. Już dziś mówi się, że
pod względem finansowym zdystansuje Druży nę pierścienia i Atak Klonów, tym bardziej że po pierwszym tygodniu w polskich kinach padły rekordy otwarcia Quo vadis i W pustyni i w puszczy. Obraz ważny jest również dlatego, że stanowi ekranizację powieści otoczonej kultem - i to zarówno wśród gimnazjalistów, jak studentów SGH. W jakościowej ocenie filmu zgadzam się, o dziwo, z recenzentami "Gazety Wyborczej". Przyznali mu cztery gwiazdki, chwaląc wierność literackiemu pierwowzorowi oraz techniczną perfekcję realizatorów. Mnie jednak Harry Potter i Kamień Filozoficzny pozwolił zrozumieć coś innego. Podpowiedział, którą stronę ekranu powinien reżyserować reżyser. W Polsce odpowiedź na to pytanie wcale nie
lii Mulholland Drlve
Zady Lyncha i walety też\ Dwie i pół godziny w kinie. Zaleta: Hurra! Lynch znowu w formie, niech żyją zakręty. Wada: Kuma, Lynch znowu w formie, jak ten czas wolno leci. Pomieszanie gatunkowe. Zaleta: On jest mistrzem, tak swobodnie bawić się konwencjami potrafią tylko najlepsi. Wada: Facet, weź ty się zdecyduj, jak bę dziesz chciał za duźo naraz, to ci nic nie wyjdzie! Gra aktorska. Zaleta: Ojejku, już prawie nie wiem, która jest która; jak one to robią? Wada: Oj, sztuczne jesteśta, sztuczne. Nic dziwnego, jak się po dwóch latach wraca do jakiejś tam postaci z serialu ... Fabuła. Zaleta: Kino żyje. Muszę to jeszcze raz zobaczyć. Lynch, jesteś magiem kina. Tył-
ko ja wiem, co wydarzyło się na Mułhotland Drive! Wada: No tak, wszystko jasne, tyś się, koleś, z Tworek wyrwał. Serial nie wyszedł, to co, robimy hard core'a! "Tu się dokręci, tam się walnie jakieś mylne tropy i niech się wiara podnieca, niech główkuje". Czemu jesteś taki odtwórczy?? Dawno już nie miałem takich problemów z napisaniem recenzji. Po pierwsze, trzymacie ją nie do końca świeżą i prawdopodobnie już dawno jesteście po obejrzeniu filmu. Po drugie, ja nie wiem nawet czy Mułholland Drive mi się
W mglistej, tajemniczej i mrocznej (no bo te okna wciąż zasłonięte ... ) scenerii rozgrywa się horror. Nie zobaczycie tu przelewających się hektolitrów sztucznej krwi, ale jest się czego bać . Narastające napięcie prowadzi do zaskakującego finału. No, ale o zakończeniu już ani mru-mru. Nie powiem Wam nawet, jaki inny film ono przypomina i dlaczego posądza ne jest o brak oryginalności. Innych polecam chociażby dlatego, żeby zobaczyć wystraszoną Nico/e. Aha! Jeszcze jedno. Jak już obejrzycie film i poznacie zakończenie, to nie psujcie zabawy i nie opowiadajcie go INNYM ... Len sam RAQ Inni: USA 2001, reż.: Alejandra Amenabar, wyst.: Nicole Kidman, Fionnula Flanagan, Elaine Cassidy, Christopher Eccleston
jest taka oczywista. Wystarczy obejrzeć co drugi rodzimy film, by przekonać się, że niektórzy producenci w ogóle nie dostrzegają potrzeby zatrudniania reżysera. Na ekranie panuje chaos, dystrybutorzy szczękają zębami, zaś widzowie nie wiedzą: śmiać się czy płakać. W Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym reżyser był, i to uznany. Chris Columbus wsławił się już bowiem Kevinem samym w domu i Panią Doubtjire. Perfekcyjnie zapanował nad tym, co działo się na planie. Zapomniał o publiczności. Nie zagrał na naszych emocjach, nie wyreżyserował w nas strachu, zaskoczenia czy chociażby niepokoju. Bo to o nas dbać powinien. To, co dzieje się po tamtej stronie ekranu, jest tylko ścieżką wiodącą do naszych serc.
jony Ellter Harry Potter i Kamień Filozoficzny: USA 2001, reż.: Chris Columbus, wyst.: Daniel Radclife, Richard Charris, Warwiek Davies, John Hurt
gdy nudziłem się jak, nie przymierzając, szpak, a niektóre elementy strasznie mnie drażniły (m.in. "komedia pomyłek", na skutek której giną trzy osoby, pewna wtórność w stosunku do Zagubionej Autostrady... ). Lynch z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Wymaga on od widza specyficznej wrażliwości, czujności (każdy drobiazg może być kluczem do rozwikłania zagadki), wyłą czenia na pewien czas logicznej części mózgu i natychmiastowego włączeniajej po opuszczeniu sali kinowej. Bez wątpienia jest to obraz, który powinien znaleźć się "w dorobku" kinomana. Jest ciekawy, jest intrygujący, zagadkowy, czasem można nawet podyskutować na jego temat, pobawić się w interpretację pt. "0 co tam chodziło?", ale ... czy cokolwiek więcej?
Dr Betty i Mr Romano
podobał...
Momentami siedziałem w kinie jak urzeczony, dawałem się uwieść intrydze, po prostu podziwiałem, z drugiej strony bywały chwile,
Mulholland Drive: USA 2001, reż.: David Lynch, wyst.: Naomi Watts, Laura Harring, Juslin Theroux, Ann Miller
[
l.uty.2001
FILM
li Potwory l spółka
Komunikat My, Dział Filmowy MAGLA, chcielibypublicznie poruszyć tematjakże często zaniedbywany i lekceważony przez ogół społe czeństwa. Temat jest poważny i wstydliwy zarazem, zapewne dlatego większość z nas udaje, że go nie dostrzega. Takie postawy należy pięt nować! I to niniejszym staramy się czynić. A teraz do rzeczy. Temat jest prosty: napastowanie potworów w pracy. Tak, tak, droga zytelniczko/drogi Czytelniku, proszę, nie odwracaj wzroku, nie rezygnuj z czytania tego tekstu (nawet gdyby pozostałe na tej stronie były równie ciekawe), ponieważ ucieczka od problemu nie rozwiąże go. Do naszej redakcji dotarł ostatnio pełen rozpaczy list potworów z miasta Monstropolis. Doniesienia w nim zawarte nie pozwa lają nam obojętnie przejść obok tego problemu. Bezpieczeństwo i higiena pracy tych rniłych kreatur leżą nam szczególnie na sercu. Grają one w końcu główne role w wielu wspaniałych filmach (że wspomnimy tu tylko kilka: śmy
mianowicie: Godzi/la, King Kong, Gulczas ... ). Apelujemy więc: dzieci, nie straszcie potworów! Od wieków panuje fałszywe przekonanie, że gdy zapada noc, gaśnie światło i dzieciaki zostają same w łóżeczkach, z ciemnych zakamarków wyłażą potwory i jakoby straszą dzieci, chcąc je porwać. Nic bardziej mylnego! Potwory wykonują jedynie swoją pracę. Ich domem jest miasto Monstropolis, a energię czerpią z dziecięcych krzyków (co takiego? nie wiedzieliście o tym?). Co noc potwory wyruszają przez specjalne drzwi-portale i przenoszą się do dziecięcych sypialni. Tam straszą maluchy i napełniają specjalne puszki ich krzykiem, ale staje się to coraz trudniejsze. Dzieci nie chcą współpracować, nie boją się, czasem są nawet agresywne i napastują biedne kreatury. Dla potworów jest to sytuacja szczególnie stresująca, ponieważ pracują w ekstremalnie wrogich warunkach. Dzieci są dla nich bowiem
li Za /In/q wroga
O wrogu ów/ Tak to już bywa na tym świecie, że konflikty nieustannie nam towarzyszą. Są te malusie, przy których nieraz zbije sięjakieś naczynie lub trzasną drzwi od roweru, są jednak też i te dużusie, w czasie których decydują się losy świa ta, życie "tysięcy bezimiennych" ... Bywa też i tak, że te niezgody i problemy intrygują prawie wszystkich: od głów państwa poczynając, przez naukowców i artystów, na nas (nie urażając niczyjej dumy), szaraczkach, kończąc. Tak to też się stało, że fabryka snów od lat dostarcza nam miłą i przyjemną interpretację tychże konfliktów. Tak to też i jest, że od lat nic się w niej nie zmienia. Co najwyżej źli robią się jeszcze gorsi, dobrzy coraz bardziej amerykań scy, a patos jeszcze bardziej żałosny. Tym przydługim wstępem mógłbym wła ściwie zakończyć ......--....recenzowa nie nowej produkcji wojennej. Za linią wroga bowiem oglądał już każdy z Was, drodzy Czytelnicy, nie raz i nie trzy, tyle że pod innym tytułem. Jak zawsze mamy przystojnego blondasa, choć nazwali go Burnnet (Wilson), jak zawsze jest on świetnie wyszkolonym spe-
cem (nawigatorem) i jak prawie zawsze wpada w jakieś tam tarapaty. Jak zawsze mamy twardego admirała (Hackman) z chlubną przeszłością, który prędzej czy później musi sprzeciwić się przełożonym i wysłać swych chłopców (ang. boys), żeby ratowali jego dzieciaka (ang. kid). Jak zawsze źli mówią w niezrozumiałym dla więk szości Amerykańców języ
ku,
są
brutalni i
mają tłuste,
nażelowane włosy.
Jak nie zawsze - i na szczęście pojawia się jedno ale .... Otóż ten film byłby kolejnym niesamowitym gniotem ze sztampową, Boże uchowaj , "fabułą" i średnimi kreacjami aktorskimi, gdyby nie perfekcyjna otoczka realizacyjna. Co zasługuje na szczególne wyróżnienie, to znakomite zdjęcia, w dodatku debiutanta, Brendana Galvina, ciekawy montaż Paula Martina Smitha oraz muzyka i dźwięk. Tworzą one naprawdę ciekawy klimat, odpowiednio wzmacniając lub studząc elementy napięcia czy nawet grozy. Do gustu przypadła mi szczególnie prawiepię ciominutowa dynamiczna scena, ataku rakie-
toksyczne i niebezpieczne (co? o tym też nie wiedzieliście?!). Mała dziecięca skarpetka może doprowadzić do groźnego skażenia całego miasta, wyobraźcie sobie więc, co by się stało, gdyby na przykład taki ośmioletni berbeć przedostał sięjakimś cudem przez portal... Albo nie musicie sobie tego wyobrażać. Potwory już zadbały, aby jasno i wyraźnie przedstawić
swoje
ciężkie
położenie,
i wyprodukokrótki propagandowy filmik, Potwory i spółka. Nie pozostaje Wam więc nic innego jak zabrać do kina młodszegolą brata/siostrę oraz każdego dzieciaka napotkanego po drodze i pokazać im, jak to w rzeczywistości jest, a sami będziecie się przy tym nieźle bawić! wały
potwomyRAQ Potwory i spółka: USA 2001, reż.: Pete Docter, wyst.: (w polskiej wersji językowej) Wojciech Paszkowski, Paweł Sanakiewicz, Weronika Zakrzewska, Małgorzata Kożucho wska
towego na myśliwiec F-18. Bombowa. Tylko dzięki tym elementom byłem w stanie przełknąć kolejną scenę Brygady RR, ratującej rzycie (pośladki kolegi, ang. pal s butt), te same co zawsze punkty przełomowe i całą resztę wymienionych wyżej bzdur. Podczas oglądania Za linią wroga nasunęła mi się pewna refleksja. Gdyby zamiast wojennej kanonady urzą dzić tu dramat moralny, gdyby pokazać
przeży
cia bohatera już po całej przygodzie, jego wewnętrzne rozdarcie, jego ból wywołany doświad
czonym i zaobserwowanym w Serbii i Bośni cierpieniem, jego głoszenie prawdy o okrucieństwie wojny, jego bierny - czy niech już nawet będzie czynny - bunt przeciwko złu ... Tylko kto by na to poszedł do kina ...
roman zza komputera Za linią wroga: USA 2001, reż.: John Moore, wyst.: Owen Wilson, Gene Hackman, Gabriel Macht
NAGIELl
FILM ~
Kandahar
Kraina bez nadziei... Jeśli
wydaje Ci się, że jest Ci źle, że nie ma z sytuacji, w której obecnie się znajdujesz, że tak wiele rzeczy i sytuacji Cię ogranicza ... , polecam obejrzeć film Kandahar. Jest to opowieść o kobiecie przemierzającej pustynne tereny Afganistanu w poszukiwaniu swojej siostry. Nafasjest mieszkającą w Kanadzie dziennikarką, która jako dziecko wyemigrowała z Afganistanu. Tym, co sprowadza ją do kraju dzieciństwa jest nie sentyment czy miłość do ojczyzny, lecz list wyjścia
~
od siostry, która mieszka w Kandaharze, a która chce popełnić samobójstwo podczas najbliższe go zaćmienia słońca. Nafas pragnie dotrzeć do niej i przekonać ją, że jednak warto żyć. Czy jednak naprawdę warto żyć w kraju ogarniętym lękiem i przemocą, gdzie kobiety nie mogą pokazywać twarzy, nie mają prawa się uczyć , a ich wartość okreś la przynależność do mężczy zny? Czy warto żyć, kiedy, będąc dzieckiem, straciło się obie nogi w czasie wybuchu miny
Casia Kandahar, Iran/Francja Mohsen Makhmalbaf (85 min)
2001,
reż:.
także zasługuje
Vldocq
Stuą Puą Paryska legenda Alchemika przekazywana jest z ust do ust od wielu już pokoleń. Każdy, kto ujrzy jego pustą twarz, ginie. Alchemik potrzebuje bowiem do życia dusz innych istot. Paryska legenda Vidocqa jest znacznie młodsza, choć równie barwna. Wielokrotny bobater gazetowych okładek, stawał się przedmiotem plotek zarówno jako więzień, zbieg, szef paryskiej policji, jak i obecnie- będąc prywatnym detektywem. Nic dziwnego, że starcie tych dwóch osobowości musiało się- w najlepszym wypadku - skończyć śmiercią jednego z nich. Gdy paryskie gazety po raz ostatni umieś ciły informację o Vidocqu, tym razem jednak o śmierci detektywa, do miasta przybywa jego oficjalny biograf, Etienne. Chce on pomścić swego mistrza i idola. Na końcu biografii Vidocqa zamierza podać imię mordercy. Nieco naiwny młodzieniec przemierza całe miasto w poszukiwaniu zbrodniarza, odwiedza ludzi, którzy jako ostatni widzieli Vidocqa, m.in. luksusową kurtyzanę Preah (Sastre). Podążając
coraz dalej, odkrywa naJCiemnieJsze strony miasta, najohydniejsze strony ludzkiej psychiki, największe wynaturzenia ... Ten film powinien zrobić karierę. Przede wszystkim po raz pierwszy powstał obraz całkowicie w technice cyfrowej. Reżyser Pitof otrzymał wręcz nieograniczone możliwości dla realizacji swojej wizji filmu. Stworzył sugestywny, naturalistyczny obraz Paryża, miasta o wielu twarzach, a także jego mieszkańców. Postaci w Vidocq są zdeformowane, czasami odrażające, a pokazywanie ich pod najdziwkątami niejszymi jeszcze wzmaga wrażenie brzydoty. Aktorzy w Vidocq, mając tego świadomość, wpasowali swe kreacje w klimat opowieści. Muzyka zaś, będąca połączeniem klasyki z rytmami techno,
i wcale nie głupia!!!
Jeżeli macie zły nastrój, za oknem jest szaro i smutno, wybierzcie się do kina na Legalną blondynkę a burnory z pewnością Wam się polepszą. Ta lekka łatwa i przyjemna komedia bawi, relaksuje i jednocześnie wypowiada wojnę dobrze znanemu stereotypowi dotyczącemu blondynek. Tym razem, ku powszechnemu zdziwieniu, to brunetka udaje się do kąta, gdy jej zimno! Głów na bohaterka, Elle Woods, to śliczna studentka prawa. Jest ambitną blondynką, która postanawia udowodnić wszystkim, że chodzenie do kosmetyczki, fryzjera, salonów mody i posiadanie własnego cukierkowego stylu nie
na pochwałę. Jednak ten film nie zrobi kariery. Przede wszystkim, gdy jako widz oswoiłem się z atakującym mnie obrazem i dźwiękiem, okazało się, że historia, choć zgrabnie opowiadana Uak za rączkę prowadzeni jesteśmy wraz z Etienne'em z miejsca na miejsce) nie zachwyca. Fabuła, mimo swej pozomej głębi, posiada dziury porównywalne z tą spędzającą sen z powiek ministrowi Belce. Poza tym Vidocq trafił na zły okres: w kinie niepodzielnie rządzą Harry Gulczyński
i
nadchodzące
pierścienie.
Mimo wszystko warto jednak w ramach odpoczynku od głupot serwowanych przez Wuja Sama wesprzeć francuskie kino.
aqq romq aqq Vidocq: Francja 2001, reż.: Pitof, wyst.: Gerard Depardieu, Guillame Canet, 1nes Sastre Andre Dussolier też odnaleźć wiarę
Legalna Blondynka
Ładna
przeciwpiechotnej? Czy warto żyć, kiedy brakuje jedzenia, a woda jest skażona? Nie ma łatwych odpowiedzi na trudne pytania ... Nafas, mimo przeciwności losu, uparcie zdąża do celu. Nagrywa na taśmie magnetofonowej wszystko, co może przemawiać za tym, że jednak warto próbować, że świat ma do zaoferowania swoje piękno, przyjaźń i nadzieję. Czy uda jej się wypełnić swoją misję? Czy zdą ży na czas? Odpowiedzi trzeba szukać w kinie ... Przy okazji można również znaleźć odpowiedzi na własne pytania. Albo ze zdziwieniem dojść do wniosku, że w naszym kraju nie jest znowu tak źle ...
przeszkadza w poszerzaniu prawniczej wiedzy i w błyskotliwym jej wykorzystywaniu. Powód podjęcia walki o statut intelektualistki był bardzo prozaiczny. Po prostu ukochany odszedł do mądrej brunetki! Trzeba go więc odzyskać! Pokazać, co się potrafi, wygrać walkę o stypendium i utrzeć niektórym zadarte nosy. Jak każde początki, te też były trudne, ale Elle wykazuje się godną podziwu odwagą i determinacją. Charakteryzuje ją niesamowita wiara we własne siły, dzięki czemu nie daje się pokonać żadnemu niepowodzeniu. Elle pozwala
w siebie tym, którym jej brakuje, między innymi swojej manikiurzystce. Z biegiem czasu celem przestaje być odzyskanie byłego, a staje się nim naukowy sukces i satysfakcja zeń płynąca. Nasza blondynka, wbrew wszelkim trudnościom, dała sobie radę. Świat nie mógł w to uwierzyć, aż w końcu - po całej serii zabawnych wydarzeń, których świadkami jesteśmy - po prostu musiał. Więc głowa do góry, blondwłose damy! Nie dajcie zwyciężyć stereotypom. Nie chowajcie do szaf ładnych ciuszków i kosmetyków, przeobrażając się w szare studenciary, bo przecież to jasne, że można być jednocześnie ładną i mądrą, prawda?
Brunetka Legalna Blondynka: USA 2001, reż.: Robert Luketic, wyst.: Reese Witherspoon, Luke Wilson, Selma Blair
~
Dream Theater
W Teatrze Marzeń... Taki album trafia się raz na dziesięciolecie. l>ream Theater, najlepszy progmetalowy zespół świata, po raz kolejny popełnił zbrodnię przeciw portfelom melomanów. Tym razem przestępstwo jest wyjątkowo perfidne, gdyż suma rzędu stu złotych, niezbędna na zakup t ejże płyty, a dokładniej rzecz biorąc, trzech ptyt, to tygodniowa racja żywnościowa dla przeciętnie
wymagającego
studenta (w tym dla mnie). Przez kilka miesięcy modlił e m się więc do stojących na półce w "Empiku" srebrzystych krążków, powątpiewa jąc, czy kiedykolwiek trafią one w moje spragnione ręce. Na szczęście z pomocą przyszli przyjaciele (you know w ho you a re ... ), którzy na okoliczność kolejnej rocznicy mego życia na ziemskim padole ofiarowali mi możliwość rozkoszowania s ię tą cudowną muzyką.
Live Scenes From New York, jak nazwa wskazuje, jest po pierwsze albumem koncertowym, po drugie nagranym podczas występu w Wielkim Jabłku. Pierwotna wersja okładki, przedstawiająca Manhattan w językach ognia (na ostatecznej znalazły się koncertowe zdjęcia muzyków), wywołała- w związku z atakami na WTC - małą aferę, zwłaszcza że część nakładu trafiła do sklepów właśnie 11 września. Plotka głosi, że John Petrucci (gitarzysta zespołu) biegał w dniu tragedii po sklepach, by wykupić jak największą ilość feralnych egzemplarzy. Ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności nie zmienił faktu, że zawartość artystyczna tej koncer~
tówki to prawdziwy majstersztyk. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z twórczością Teatru Marzeń, wie, że opisanie ich muzyki nie jest łatwe. To, co wyprawia ze swymi instrumentami amerykańska ekipa, trudno przedstawić za pomocą słów. Wspomnianego wcześniej Petrucciego stawia się w jednym rzędzie z takimi tuzami gitary jak Steve Vai czy Joe Satriani (został on nawet zaproszony przez obu tych dżentelmenów do wzięcia udziału w projekcie G3), basista John Myung udowadnia, że dodatkowe dwie struny w jego basie są nieodzowne (dla niewtajemniczonych - zwykła gitara basowa ma ich cztery), perkusista Mike Portnoy atakuje swój zestaw z nadświetlną pręd kością, klawiszowiec Jordan Rudess rzeźbi na swym "parapecie" iście magiczne dźwięki, a wokalista James LaBrie śpiewa jeszcze czyściej niż brzmią gitary Petrucciego (sygnowane przez niego instrumenty są powszechnie znane ze swego krystalicznie czystego soundu). Jedynie żenująco zabawne chórki Portnoya i Petrucciego zakłócają doskonałość przekazu, ale to chyba bolączka wszystkich koncertów, w czasie których zazwyczaj milczący człon kowie zespołu chcą pokazać swe wspaniałe możliwości wokalne. Pierwsza i część drugiej płyty zawierająca łość materiału z albumu Metropolis Pt.2: Scenes from mernory (recenzja w jednym z poprzednich numerów MAGLA) z uwzględnie-
z Nizin Gościniec innymi do tradycji śpiewu wielogłosowego a capella, występującej na terenach wschodniosłowiański ch. Taki śpiew, jeś li dobrze się go wykona, potrafi zastą pić z powodzeniem cały akompaniament, a efekt jest naprawdę niesamowity, sami posłuchajcie.
Sancha Live From Wa1:5aw
Drearn Theater, Scenes NewY Elektra 2001
OJ*,
Live
From
nieco inna linia melodyczna jednego inaczej wykonany zaśpiew lub też dodane kolejne głosy. Dzięki temu stają się ciekawsze, bardzo dobrym przykładem jest białoruska kolęda Na waszym dwarie. z
Czy przestrzeń można słyszeć? Płyta zespołu Goście
Polecam ten album wyłącznie zapalonym fanom muzyki progresywnej. Dla innych bowiem pierwszą barierą będzie zaporowa cena, a drugą fakt, że dźwięki te wymagają od słu chacza ogromnego skoncentrowania i poświę cenia grubo ponad trzech godzin wolnego czasu. Jeśli już jednak ktoś zdecyduje się pokonać te przeszkody, dostanie w swe ręce kawał naprawdę cudownej, wartej niejednego grzechu muzyki.
namikę:
to} da na na - rypclum pypciurn 11!
nawiązuje między
niem budujących teatralny nastrój kwestii hipnoterapeuty. Ci, którzy znają to wydawnictwo, będą jednak bardzo mile zaskoczeni, jako że nie są to jedynie wiernie odegrane numery. Każdy z nich jest znacznie bardziej rozbudowany i zakręcony niż jego studyjny pierwowzór, dzięki czemu instrumentaliści mogą zaprezentować swe nieziemskie improwizacje. Szczególnie intrygujący jest moment, w którym Jordan Rudess zaczyna grać w stylu żywcem wyjętym z lat dwudziestych naszego stulecia, a w chwilę później ten sam motyw powtarza za nim Petrucci. Dalsza część to już przejażdżka do starszych dokonań zespołu, znanych z takich płyt jak WordsAnd Images, A Change OJ Seasons czy Fal/in' Into lnfinity. Jest też jeden cover, choć nie wiem, czy to właściwe słowo, gdyż Liquid Tension Experiment, odpowiedzialny za nagranie utworu Acid Rain, jest po prostu ubocznym projektem Rudessa, Petrucciego i Portnoya. Album urozmaicają ponadto gościnnie udzielający się saksofonista Jay Beckenstein i wokalistka Theresa Thomason (szczególnie ciekawie wypadająca w wokalno-gitarowym pojedynku z Petruccim). Dodatkową atrakcją są dwa teledyski dostępne dla posiadaczy komputerów osobistych.
i przetrzymane, jednak po chwili spaja się z przestrzenią dźwięku i trwaniem. Owo trwanie jest potrzebne, aby rozwinąć dźwięk i aby poczuć, jak doskonale on brzmi. Bardziej dynamiczne utwory, jak Duje Witer (łemkowski) - z bardzo ładną melodią, zwalniającą i przyspieszającą (jak w czardaszu) - czy Oj na riczci na Jordani
Oj hilia husońki, pieśń ukraińska, oraz Oj żurawko i Oj u po/i dwi topoli z ukraińskiego Polesia, są tego dobrym przykładem. W tych utworach czuje się (ukraiński) tracą może naprawdę ogromną przestrzeń: czy są nieco tę przestrzeń to ukraińskie połoniny, czy równiny głosów. Jednak towarzyPodlasia - tam głos się niesie daleko, "L......_..._ szący im akompaniazaś wielość głosów buduje potęgę jak ment, zwłaszcza sopiłka, skała. Bardzo efektowny jest zaśpiew, gdy nadaje im klimat i dodaje skoczności, przez co jeden głos wiodący łączy się bardzo przyjemnie się ich słucha i łatwo wpaz wieloma innymi jak ogromna rzeka. W pier- dają w ucho. Jeśli ktoś dłużej posłucha płyty, wszej chwili człowiekowi przyzwyczajonemu zauważy, kolejne zwrotki nie są takie same, do pędu i tłoku mogą się one wydać zbyt wolne większość utworów ma swoją wewnętrzną dy-
głosów bądź
Nie sposób nie wspomnieć o utworach instrumentalnych, które są świetnie zagrane, zwłaszcza Kujawiak i Oberek z Kujaw - interesujące połączenie różnych brzmień, bardzo rytmiczny i melodyjny kawałek, z ciekawymi wejściami skrzypiec, no i ten klarnet - strzał w dziesiątkę! Jego ciepłe brzmienie jest niesamowicie intrygujące, nadaje trochę takiego orientalnie uwodzącego charakteru. Ternowacka Polka z Ukrainy z kolei zachwyca skocznością i fantastyczną wręcz sopiłką. Płyta
na pewno spodoba się osobom, które folklorem i kulturą wschodniej Polski, Ukrainy, Łemkowszczyzny i ogólnie pogranicza polsko-wschodniosłowiańskiego. Polecam ją także wszystkim, którzy lubią śpiewać i grać, a także słuchać, gdy ktoś ładnie śpiewa i gra. interesują się
Agnieszka Kulik
MUZ'YKA ~
DeMono
Muzyka a hambugsy Słowo "deluxe" kojarzyło mi się dotychczas z bambugsami w Burger Kingu. Ów "luxe" polegał na tym, że oprócz bułki i kotleta w kanapce mieliśmy napakowane trochę warzywek i podwójnąporcję majonezu. Burger w Polsce jednak splajtował, a w dawnych miejscach "luxeusu" sprzedają teraz kurczaki. I nic już nie jest takie jak dawniej ... Niektóre rzeczy jednak pozostają zawsze takie same, jak mawiają radzieccy szachiści. Dajmy na to, taki zespół De Mono. Grali wtedy, grają i dziś. Także dziś, kupując ich nową płytę, nie mamy prawa być niczym zaskoczeni. Praktycznie wszystkie piosenki tego zespołu są utrzymane w tym samym klimacie lekkiego rocka przemieszanego z popem. Andrzej K. śpiewa o miłości, kamieniu, aksamicie, nieszczęśliwych związkach, o życiu, mieście nocą, statkach na niebie i innych niesamowitych zjawiskach. Najnowsza płyta Krzywego zespołu (zespołu Krzywego) nazywa się tak samo jak wspominane z nostalgią hambugsy. Na Deluxe znajdziemy jedenaście utworów oraz informację o tym, jaka firma ubiera zespół. Z całym szacunkiem, ale to już jest dla mnie żenada. Nie mogę
pojechać
z playbacku - spoks, Krzywy i reszta na dach i na niepodłączonych gitarach dawali z siebie wszystko, chociaż na zewnątrz było minus piętnaście stopni. Piosenka, którą wtedy "wykonywali", dziś jest już wielkim hitem. "Żyj, by każdy twój dzień ... "- kto z nas nie obgryzał paznokci, śledząc zawiłe losy dwunastki bohaterów zamkniętych w klatce? Któż z nas nie pił ziółek uspokajających, neroczekując na nominacje? wowo Deluxe rozpoczyna się piosenką Niewinna, w której Andrzej wykazuje się męskością i "winę bierze na siebie sam". Już po chwili wokalista przeradza się w istnego twardziela, śpiewając song Bez Przebaczenia, opowiadający o smutnej sytuacji, wobec której można tylko, niestety, zająć postawę, o której mowa w tytule. Jednak już w następnym utworze następuje zwrot o 180 stopni i przy lekkich dźwiękach słyszymy najnowszy singiel zespołu, w którym to chłopaki zachęcają nas by "mieć więcej odwagi, by czegoś nie stracić" i takie tam. Jest to jednak pestką w porównaniu z tym, co dzieje się w utworze numer cztery. .. Szip szip szibiri łap się doczekać następnej płyty, może l;;tJII.łiiillllflll. szułap ", któremu mamy okazję napiszą, jakiego używają mydła albo przysłuchać się na początku, jakiej firmy noszą nachy. De Mono zawsze skłania do natychmiastowej wycieczki do klosłynęło z maksymalnej komercjalizacji swoich zetu. A co gorsza, wokalista śpiewa: "a wiem, działań i nie było dla nich zadań nie do zaakże mże być jeszcze tylko gorzej". Wyluzuj, ceptowania. Ale są pewne granice! Trzeba było Andrzej, nie może być. I na szczęście nie jest. poudawać dobrą zabawę w jakimś teleturnieju Jedno Ma Imię to typowa dla zespołu ballada, zespół był na miejscu w komplecie, trzeba było łatwo wpadająca w ucho, ze zwrotką przy ~
wleźli
O.N.A.
Z.a.m.r.o.c.z.o.n.a. Ostatnimi czasy dosyć często rzuca mi się w oczy pewne przekłamanie polskiego (choć pewnie nie tylko) światka muzycznego. Rzecz w tym, że przemierzając nasz wesolutki kraj wszerz i wzdłuż, głównie celem spotkania się ze starymi dobrymi przyjaciółmi i znajomymi, niemal za każdym razem doznaję uczucia, że prawdziwa Muzyka rodzi się w prowincjonalnych małych miastach, podczas gdy w rozgłośniach radiowych szit szita szitem pogania. I czasem aż prosi się, by porozstawiać po kątach tych wszystkich wykonawców, którzy dzięki wsparciu mediów i wytwórni fonograficznych spokojnie kasują cał kiem pokaźne sumki, zajmując miejsce tym, którzy naprawdę mają coś do przekazania. Wszystko powyższe to, rzec~ jasna, świadoma generalizacja i pod pewnym względem prowokacja. Co to ma jednak wspólnego z płytą Mrok? W zasadzie to nic, ale jakoś trzeba było · zacząć.
Lepiej przyznam się od razu. Przysiadłem do pisania tej "recenzji" z sadystyczną myślą,
by nie pozostawić suchej nitki i pozawieszać wszelkie możliwe psy (od pinczerka w sweterku po rottweilera o dźwięcznym imieniu Adolf) na skądinąd uznanym zespole O.N.A. I nie chodzi bynajmniej o to, że co do pewnych obszarów muzyki mam podejście na wskroś tradycyjne. Po prostu pierwsza piosenka, jaka wyłoniła się z Mroku, Szpetot, wywołała u mnie tak histeryczny napad śmiechu - nie posiadam, niestety, kompilatora tekstów Agnieszki Ch. na język dla mnie przyswajalny - że wiele wody musiało w Wiśle upłynąć, nim po raz drugi po nią sięgnąłem (tym razem kaftan był już przygotowany, a koledzy poinstruowani). W międzyczasie w radiu pojawiła się Niekochana i... nie, nie to, żeby mnie od razu powaliła na kolana, ale przynajmniej zmusiła do ponownej próby, by wgryźć się w Mrok. Meritum. To nie jest zła płyta. Ba, powiem więcej: to jest płyta dobra, tyle że ... w połowie.
r MAliiEL] spokojnej perkusji oraz pojedynczych dźwię kach basu i gitary, przechodzących w refren śpiewany w dwugłosie w towarzystwie wyraźniejszych dźwięków. Interesująco zaczyna się również Za Słowa, głównie za sprawą ciekawego, wibrującego brzmienia gitary. Jedyne, czego brakuje temu kawałkowi, to dobry refren, ale trzeba przyznać, że tego nagrania De Mono nie musi się wstydzić. Niestety, później następuje obniżka formy. W Po Stronie Deszczu uwagę zwraca jedynie głos odbijający się echem, bo piosenka ta jest niesamowicie nudna. Tekst miał być głęboki, ale nie do końca wyszło. Słuchanie tego nie boli, ale troszkę usypia. Ożywia natomiast Żyj Tylko Chwilą, ale warstwa muzyczna tego utworu rozczula mnie jak porwanie Smerfów przez Gargamela. Żyję tylko chwilą, Andrzeju, i wiem, że tak trzeba, ale proszę Cię, nie nagrywaj już hitów podchodzących pod disco! Natomiast ostatni utwór na płycie zasługuje na szacunek. Pojawia się w nim fortepian, a tekstjest pożegnaniem i wspomnieniem osób, których już z nami nie ma. W efekcie, po bigbraderowej radości, na koniec robi się smutno. Wieloletni fani De Mono nie będą rozczarowani, bo przez lata przyzwyczaili się zapewne do stylu tej kapeli. Nie rozczarują się, ale również przesadnie nie podniecą. A ci, którzy De Mono nie lubią, mogąrównież wrzucić tę płytkę w magnet, usiąść, westchnąć i w wielkiej zadumie pomarzyć o karierze Moniki Sewioło. Albo żeby przynajmniej Klaudiusz zrobił swoją wielką niespodziankę ... Szukasz swego miejsca, bo nie jesteś sammm.
Kamil Bono Brzózka De Mono, De luxe, BMG Poland, 200 l Bo ta płyta jest tylko w połowie taka, jaka powinna być płyta O.N.A. Mocne, aczkolwiek nie pozbawione pewnej finezji riffy - niskie ukłony w stronę, bądź co bądź, wirtuoza rockowego wiosła, Grzesia Skawińskiego. Mocne, aczkolwiek nie pozbawione pewnego sensu teksty - Chylińska najwyraźniej minęła się z powołaniem, a tak Nike powędrowała do Pilcha. Mój cichy faworyt: "nie mogę pić, nie mogęjeść l chcę wejść w te spodnie... l O Jezu! Nie mam siły l O Boże! Spasiona świnia /". .. Interpretacja chyba zbyteczna ... I tak się tylko zastanawiam: gdzie się podziało to stare dobre Kombi? Gdzie się podziało Nasze rendez-vous, gdzie ci niezapomniani Królowie życia, nawet jeśli li i jedynie w kolorze Black& White? Jeśli jednak poszukujecie niecodziennych wrażeń, niezrażeni mymi słowy, sięgnijcie po tę płytę, tylko nie zapomnijcie założyć słuchawek - nie wszyscy będą w stanie zmierzyć się z warstwą tekstową. Co to, to nie.
Tomek Grynkiewicz O.N.A., Mrok, Sony Musie Polska, 2001
l.uty2001
0
MUZYKA samotność,
Muzyka Filmowa
Wydmuchana praca II Po raz drugi przyszło mi zmierzyć się z najnowszym dziełem obrazoburcy Smitha. Ty m razem ze ścieżką dźwiękową do recenzowanego wcześniej filmu Jay i cichy Bob kontratakują. Właściwie powinna to być n aj łatwiejsza recenzja w moim skromnym ży ciu. Wystarczy tylko cytować umieszczoną na okładce historię jej powstania autorstwa reży sera. Przede wszystkim zaś fragmenty : ".. . if you bought this disc hoping to get into some guy s or gir/ spants, /et me be the first to break the news to you ... This is not a really great soundtrack. " Już sobie wyobrażam zasmucone minki, tych, którzy zbierali się, by w tym właśnie celu nabyć krążek. Kurna, to po kiego mi taka płyta? Spieszę zdementować . Może od razu składanka Smitha nie poskutkuje, ale jakby tak się na dłuższą metę przyjrzeć ... Jay & Silent Bob Strike BackOSTnadaje się jak ul(ał) na zorga-
0
nizowaną przez
Ciebie,
naprawdę sympatyczną
potańcówko-imprezkę.
A co już później mój drogi Czytelniku,
wyniknie, zależy, tylko od Ciebie ... Możesz na ten przykład próbować podrywu, podrygując nóżkami w rytm . ostrogitarowego Kick Some Ass Stroke 9 czy najnowszego kawałka Gang, Jackass (cóż za przypadkowa zbieżność tytułów... ). Możesz hardcore 'owo kiwać główką przy Run-D.M.C. (na początku byłem przekonany, że to Beastie Boys) lub bardziej elektronicznie przy Thomasie Rosiaku. Możesz też szaleć przy znanym z finałowej sceny filmu Jung/e Love Morris Day & The Time, a próbować tańczyć w parkach przy spokojniejszych Bullets Boba Schneidera i ciekawym wokalnie Tube OJ Wonderful Davida Prinera. Jeśli to nie pomoże i wciąż doskwiera Ci
Nlckelback
Muzyka żyje!!! W dzisiejszych czasach, kochani radio możemy być pewni, iż spotka nas tam wiele p rzyjemności . Henrique chce być naszym Hirol, Britni niewolnicą, Kajli chce robić "na, na, na", Stachursky być niepokorny, a Sępy Miłości świętują "szampan tuż przed i papieros tuż po, stosunek w dzień" i coś tam jeszcze. I człowiek słucha tej sieki, słucha namiętnie i marzy, żeby z głośników popłynęło w końcu coś normalnego. Siedziałem więc jak cała gawiedź i marzyłem, aż w końcu usłysza łem pewną piosnkę, co się Ho w You Remind Me zwie. I byłem w szoku, kiedy wspomniane " platynowe plastikowe gwiazdy" rozdzielił utwór, w którym słychać było przesterowane gitary. Stanowi on genialne połączenie melodyjnego śpiewu, dość mocnego brzmienia "wiosła" oraz smutnego, lecz prawdziwego tekPaństwo, włączając
0
Przyszła
stu. Wśród całego radiowego shitu , dawno już nic nie zakręciło mnie tak jak ten kawałek. Pobiegłem więc rą czo, niczym łoś do klępy, aby zapoznać się z twórczością kanadyjskiego kwartetu Nickelback. To, co usłyszałem , pozwoliło mi znowu uwierzyć, że oprócz zespołów, które od lat stanowią muzyczną wartość, na rynek udaje się również przebić nowym kapelom, chcącym udowodnić, że prawdziwa muzyka jednak żyje . Na Silver Side Up znajdziemy dziesięć utworów, które przypominają człowiekowi o twórczości takich grup, jak Nirvana, Pearl Jam czy Soundgarden. Kiedy słucha się otwierającego płytę Never Again, opowiadają cego o kobiecie, która jest bita przez jednego fleta i pewnego dnia postanawia chwycić za pistolet, aby sprawdzić, jaki jest twardy, utwór,
pora na hard core'a
Powrót zombie... Czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek spotna jawie z postacią ze swojego najgorszego koszmaru? Zapewne nic, ale gwarantuję, że jeśli taka sytuacja sią przydarzy, to postać ta będzie miała twarz Roba Zombie. Nie ma w tym wiele przesady, gdyż aparycja naszego bohatera (długie 7118 do pasa niebieskie dredy i gąsta broda w tym samym kolorze) jest bliższa ostatniemu Czernianowi (potocznie zwanemu Lobo) niż statystycznej jednostce ludzkiej . Ten osobliwy wizerunek doskonale współ gra z muzyką zawartą na jego najnowszej kał się
to na deser pozostaw sobie dwie z tej płytki. Pierwsza to kawałek Bad Medicine w wykonaniu Bon Jovi, czysta rozkosz dla uszu. Druga zaś to już od dawna królujący na specyficznych imprezach Afromao Bo jestem wysoko. Przez całą piosenkę słychać, jaką radość sprawia temu panu śpiewanie, dlatego przy dość ubogiej dźwiękowej utwór ten broni rewelacyjnym tekstem! • Reasumując: otrzymujemy naprawdę sympatyczną składankę w dużej ierze rockową, która nie powinna leżeć na żadnej imprezie.A tak na zakończenie (dla fanów filmu nie lada gratka) - każdy utwór poprzedzony jest fragmentem filmu, oczywiście głów nie autorstwa Jaya. Oprócz jego ambitnego rapu na mojej małej liście niepodzielnie rządzi "what the fu .... ck is the Internet?!? l " perły
The Sinister Urge. Mamy tu do czynienia z industrialnym szaleństwem, przy którym Marylin Manson może co najpobrzdąkać sobie garażu . Zawiera ona w so-
płycie zatytułowanej
dawkę
i energii, któtak odczuwalnie brakue wyrastającym jak grzyby deszczu zespołom indosi newmetalowym. Ponadto, jak stwierdzam z ogromną przyjemnością, zajmujący stanowisko gitarzysty Riggs
AFroman Jay And Sileni Bob Strike Back OST, Universal 2001 w którym gitara prowadzi prawdziwy dialog z głosem Chada Kroegera, ma się wrażenie , że Kurt Cobain nadal żyje . Kiedy wczujemy się w Just For, to nie płaczemy, że Bartek Wrona odszedł z Just 5, tylko mamy wrażenie, że E. Vedder postanowił nagrać kolejną wersję Even Flow. Z kolei płynąc wraz z elektroniczną zwrotką Money Bought, w której mocno przesterowany bas stopniowo nakręca tempo osią gające kulminacje w refrenie, mamy o osiem lat mniej , nosimy wytarte sztruksy i kraciaste koszule. Krążka tego słucha się z ogromną przyjemnością. I choć kilka kawałków jest do siebie bardzo podobnych, to płyta stanowi piękną całość z duża dawką dwugłosów i wielką porcją energii. Polecam ją każdemu, kto choć trochę tęskni za nieco mocniejszym brzmieniem i kto woli czerstwy chleb ze smalcem od "najlepszego miksu przebojów".
Kamil Bono Brzózka Nickelback, Silver Side Up, Metal Mind Records 200 l wie, do czego służą naJClensze struny jego instrumentu, co procentuje ciekawymi motywami melodycznymi i solówkami w jego wykonaniu (przerastającymi umiejętności wspomnianych wcześniej bandów). Zachęcająco prezentuje się też lista gości, wśród których znaleźli się wielcy Ozzy Osbourne i Kerry King, a także DJ Lethal i Tommy Lee (podobno ·znowu z Pam ... ). Nic dodać nic ująć. Portfele w dłoń! Pieniądze na stół i do sklepu!
San ch o Rob Zombie, The Sinister Urge, Geffenl Universal 2001
MAGIEL"""'
MUZYKA
e;
widziałem,
RAMMSTEIN LIVE
Festiwal Ognia Od czasu, gdy zobaczyłem na wideo koncert Rammsteina z '98 roku z Berlina, nie mogłem się wprost doczekać, kiedy chłopaki zawitają do Polski. Moje marzenie spełniło się 13 listopada: Rammstein przyjechał do Katowic. Po krótkiej rozgrzewce zafundowanej przez i przełączeniu sprzętu zgasło światło i - zaczęło się. Pierwszy na scenę wyszedł Fłake. Podszedł do stojących pod wielką lampą klawiszy, skonstruowanych na kształt stołu operacyjnego poruszającego się w dół i w górę i zaczął grać intro. To, co ten człowiek potrafi wydobyć z syntezatora, zasługuje na najwyższe uznanie. W dużej mierze dzięki niemu muzyka Rammsteina ma tak niesamowite brzmienie. Do Flake' a zaczęli stopniowo dołączać : perkusista Christoph, grający na basie Oliver oraz gitarzyści Pauł i Richard, wszyscy przebrani w maski przypominające twarz niemowlęcia z okładki najnowszej płyty Mutter. Cławfingera
Po
ciężkim
wstępie
na scenie pojawił się Till, w srebrnych ogrodniczkach i z irokezem na głowie . Na początek utwór otwierający
nową
czyli Mein Herz Brennt, i - lekka niespodzianka- dlaczego rozpoczynają wolnym kawałkiem? To był jednak tylko wstęp, podczas którego wokalista najpierw biegał z płonącą pochodnią, a następ nie wbił ją sobie w serce. Zaraz potem z głoś ników poleciało Links 2,3,4 i Spodek zaczął się trząść . A kiedy usłyszeliśmy charakterystyczny początek Sehnsucht, ludzie oszaleli. A muzycy założyli na głowy maski gazowe z miotaczami ognia, stanęli naprzeciw siebie i pluli w siebie ogniem. Zrobiło się ciepło, a Ramrustein nie zamierzał zwalniać . Przez kolejne kilkadziesiąt minut na płycie panował taki chaos i młyn, że autentycznie nie pamiętam, co kiedy grali. W młynie znajdowało kilku gości, którzy żywcem przypominali mi wikingów, normalnie rzeźnicy. Byłem na wielu koncertach, widziałem wielu "przodowników pogo", ale ci byli nie do przebicia. Do moich uszu dobiegła tylko masa dźwięków, a oczy mrużyły się przy świetnych efektach świetlnych (!) i prawdziwej burzy stroboskopów. płytę,
trzydziestu minutach musiałem ale mój odpoczynek trwał niewiele ponad minutę. Przy Asche zu Asche, znowu wróciłem pod samą scenę, na której , podobnie jak w czasie koncertów poprzedniej trasy, mogliśmy obserwować płonące mikroPo
około
chwilę odsapnąć,
fony, do których śpiewali gitarzyści, oraz monstrualny, paralityczny wręcz taniec chudego jak szczapa (szczególnie na tle pozostałych pięciu muzyków) klawiszowca. Od tego czasu postanowiłem zapamiętywać
piosenki. Starym sprawdzonym sposobem w głowie zostało mi ADBE, RSI, S. Po Asche poziom decybeli w Spodku osiągnął chyba rekordowy poziom. Do dają cego czadu Rammsteina dołączyło kilka tysięcy osób wyręczając Tilla w wykonaniu jednej z ich najbardziej znanych piosenek Du Hast. Ściany autentycznie drżały, w kierunku siedzącej publiczności zostały wystrzelone dwie rakiety, które wybuchły dosłownie przed twarzami ludzi. Na twarzach zebranych na płycie z każdą chwilą widać było coraz większy odjazd. Muzyka Rammsteina ma w sobie taką siłę i agresję, że powoduje, iż człowiek, znajdując się wśród tłu
na kompletnie inną Twarze publiczności przypominają członków jakiejś sekty, potrafiących iść ślepo za przywódcą. W tamtym momencie Tilł i spółka mieli w ręku całą zgromadzoną w Katowicach rzeszę. mu,
odjeżdża
planetę.
A potem nastąpiła prawdziwa perwa. Zespół zagrał piosenkę Buck Dich ("Pochyl się", dla nie znających niemieckiego). Nie wiedziałem, dlaczego nie było jej na kasecie wideo z poprzedniej trasy koncertowej . Teraz już wiem. Na początku wokalista przypiął grającemu na klawiszach, będącemu w samych gaciach Flake'owi metalową obrożę z łańcuchem. W połowie utworu podbiegł do niego i zaczął prowadzać po scenie jak psa. Następnie, wprowadził go na podwyższenie, odpiął mu majtki, a następnie rozporek i wyjął z niego to, powinno tam się mieścić każdego faceta, wykonując , jazdę na ręcznym", lar~;zc:zentie freda" czy, jak kto "kapanie dzidy", a potem, bara bara in doggy style. pewnym momencie z "freda" wielki strumień, się kilku metrów, którym wokalista naJpierw "poczęstował" innych członków zespołu, potem siebie, a na koniec publiczność. Oczywiście cały "sprzęt" Tilla był z gumy, widać to było szczególnie z pierwszych rzędów na płycie, ale początek akcji szokował niesamowicie. Siedzący na trybunach nie mogli widzieć, co tak naprawdę dzieje się na scenie. Różne numery na koncertach
ale takiej akcji chyba jeszcze nie.
A po Buck Dich chłopcy z Rammsteina postanowili chyba usmażyć na grillu parę osób. Przy dźwiękach Engel ze sceny co chwilę buchały sięgające pod sam sufit płomienie . Stałem bardzo blisko sceny i przy każdym takim wybuchu z mojej twarzy po prostu się lało. A na scenie odbywał się prawdziwy festiwal ognia. Jego kontynuacja nastąpiła podczas bisów. W trakcie piosenki Rammstein wokalista, śpiewając , płonął, dopasowując się do tekstu (Rammstein, ein Mensch brennt). Wyszedł w płaszczu i przez cały utwór palił się; wrażenie niesamowite. Przy Sonne po raz kolejny płomienie sięgnęły sufitu, tym razem w zdwojonej ilości. A na koniec bisów Rammstein zagrał Ich Will, najnowszy singel, którym udowodnił, iż jest zespołem klasy światowej . Nie sposób opisać, co działo się wtedy w Spodku. Ludzie byli w kompletnym amoku, zespół przechodził samego siebie, a na zdania śpie wane przez Tilla w refrenie publiczność odpowiadała rykiem " ich will". Kompletny odjazd! Po tej piosence Rammstein znowu zszedł ze sceny, a większość ludzi i tak skakało . Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak naładowa ny energią. Po kilku minutach Niemcy wrócili jeszcze na scenę z przerobionym kawałkiem Depeche Mode Stripped. Cover jest to genialny, taka sama była więc zabawa. W połowie utworu ochrona oddzielająca tłum od sceny podniosła do góry ponton, do którego wskoczył Flake, a następnie wypchnęła go na ręce publiczności . Tym samym klawiszowiec znalazł się wśród nas. Na pontonie, którym "pływał" widniał napis "KURSK". Flake bardzo chciał przepły nąć przez całą płytę, jednak ludzie tak się podniecili obecnością muzyka, że każdy szarpał w swoją stronę, a ponton poruszał się powoli. W pewnym momencie muzyk stracił równowagę i wypadł ze swojej łodzi, wprost w tłum. Działo się to blisko sceny, więc niemalże natychmiast został wyciągnięty przez ochronę (duże uznanie w ich kierunku grzeczni, mili, robili swoje, nie psując nikomu zabawy - to na polskich koncertach rzadkość). Tak zakończył się trwający półtorej godziny wielki show. Koncert był niesamowity, kto nie był, niech Jedyne, czego żałowałem, to fakt, iż grali tylko 90 minut i nie zagrali moich dwóch ulubionych piosenek: Heirate Mich iDu riechst sa gul. Ale i tak był to jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem. Tschuss! żałuje.
Kamil Bono Brzózka
Podsumowanle
Co w trawie piszczy Minęło pierwsze sto dni rządów premiera i jego ekipy. Przyzwyc zailiśmy się do nowej sytuacji, chociaż trudno powiedzieć , że stabilizacja przyniosła nudę. Szczęśliwie zażegnano grożącą budżetowi wi zję bankructwa. Odbyło s ię to, niestety, najprostszą metodą, czyli zwięk szeniem obciążeń podatnika, podnoszeniem VAT-u, podniesieniem kosztów akcyzy (np. na prąd), wprowadzaniem nowych podatków (od lokat) i wreszcie zabieraniem ulg studentom. Jednym słowem, kolejny raz podniesiono poziom tzw. fiskalizmu państwa . Chociaż, jak wiadomo, mniejszy fiskalizm to więcej pieniędzy w obrocie, większy popyt i więcej wpływów z podatków pośrednich (najprostszych do pobrania). Coraz więcej pieniędzy jest redystrybuowanych przez państwo, chociaż wiadomo: im więcej "pośredników" (agencji, runduszy celowych, programów, komisji czy wreszcie "komercyjnie" zatrudnianych ekspertów), tym mniej dociera do finalnego odbiorcy. 'oraz więk sza rzesza ludzi zorientowała się, że polityka to wspaniałe zajęcie , szczególnie pod względem wymogów dotyczących odpowiedzialności za swoje czyny. Polityka natomiast ostatnio nas nie nudzi. Ciągle powraca problem Rady Polityki Pieniężnej. Koalicja rządząca grozi zmianą ustawy o NBP i ograniczeniem niezależności RPP. Projekt nowej ustawy przygotowywany jest już
11
nawet przez fachowców z PSL. Autorytety, analitycy, wreszcie wszyscy orientujący się w polityce pieniężnej biją na alarm! Ograniczenie niezależności NBP groziłoby nie tylko poważnymi konsekwencjami na arenie między narodowej, ale przede wszystkim mogłoby oznaczać sterowanie (o zgrozo!) polityką pieniężną przez polityków! W tej sytuacji, kto wie, może NBP, podobnie jak w XVII wieku, znowu będzie mogło udzielać kredytów rządowi? Albo, jak proponował poseł Lepper, nie będzie utrzymywał rezerw dewizowych (bo i po co, jak mówi poseł Lepper). Zastanawiam się, czy rząd do końca przemyślał, że RPP w obecnej formule jest przecież idealnym "winnym". Znienawidzeni przez społeczeństwo, zarabiający bajońskie sumy członkowie są przecież winni drogiemu kredytowi, recesji w kraju, deficytowi finansów publicznych i "w ogóle wszystkiemu". Rząd nie zostawia nas jednak samych w obliczu recesji. W ostatnich dniach ogłosił nawet program służący pobudzeniu gospodarki, a mający sprzyjać małej i średniej przedsiębior czości. Poza zbiorem pobożnych życzeń, z którym zgodziłby się absolutnie każdy obywatel, znajduje się tam również przezabawna sugestia sięganiu do kieszeni przedsiębiorcy w realizowaniu ww. programu. Prześladowania małego i średniego przedsiębiorcy przebiegały dotych-
Perspektywy
stość.
Studenci SGH od pierwszego roku studiów o karierze. Trudno nam uwierzyć, że na 90% uczelni w Polsce słowo to prawie w ogóle się nie pojawia. Obie koncepcje mają swoje dobre i złe strony. Osobiście myślę, że więcej złych (ale to już temat na zupełnie inny tekst). Studia w SGH na pewno przygotowują do życia w coraz bardziej konkurencyjnej rzeczywistości . Chodzi tutaj nie tylko o kwestie merytoryczne, w końcu studia nie są po to żeby pamiętać wszystko z wszystkich wykładów. Chodzi przede wszystkim o pewną atmosferę "wypełniania CV'. uczą się myśleć
Monika Nowak kupić
Refleksyjnie
Obserwacja otaczającej nas rzeczywistości nieustannie dostarcza powodów do refleksji. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy wspaniali, jak o sobie myślimy, czy problemy nas nie dotyczą, jaka będzie nasza przyszłość? Niestety, coraz więcej w naszym życiu wiąże się nieodzownie lub sprowadza do ekonomii . Chyba wszyscy zgodzą się, że współczynnik poczucia szczęścia spada dramatycznie wraz ze spadkiem warunków życia. Tym bardziej że w Polsce, mówiąc o przyszłości, nie zastanawiamy się, jaką marką samochodu będziemy jeżdzić, ale czy w ogóle uda nam się samodzielnie utrzymać . Nawet najbardziej zatwardziali humaniści muszą się liczyć z ekonomią, taka jest nasza rzeczywi-
czas dwutorowo. Tor pierwszy: obciążenia fiskalne i te związane z systemem ubezpieczeń społecznych. Tor drugi: niezliczona ilość formalności, wymagana od niego na każdym kroku (pod rygorem bardzo poważnych kar). System musi być przecież jak najbardziej skomplikowany - to się najwyrażniej komuś opłaca. Wygląda jednak na to, że rząd przygotował kolejny tor prześladowania: program pobudzenia gospodarki. Wszystko to przyjmuję oczywiście z przymrużeniem oka, po prostu trudno uwierzyć, że można jeszcze wpaść na pomysł sięgnięcia do kieszeni przedsiębiorcy. Przypominam tylko, że mała i średnia przedsiębior czość jest najbardziej pracochłonna (w rozumieniu pracy potrzebnej dla efektów). W kraju o blisko trzymilionowym bezrobociu wypadałoby zwrócić na to uwagę. Cóż kiedy nie tylko nie sprzyja się przedsiębiorczości, ale rzuca jej pod nogi kłody, ponadto wszelkimi możliwymi obciążeniami obniża się rentowność . Czasem aż dziw bierze, że tzw. przedsiębiorcy mają siłę, żeby się po prostu nie załamać i zasilić trzymilionowej armii. Minęły cztery miesiące rządów nowej ekipy. Wszystko wskazuje na to, że koalicja trzyma się dobrze, na żadne rewolucyjne zmiany się nie zanosi. Najważniejsze, że ciągle są przynajmniej trzy powody, na które można zwalać wszelkie niepowodzenia. Podpowiem, chociaż te akurat argumenty rządzący pamiętają doskonale: recesja na świecie, pozostałości po poprzedniej ekipie i oczywiście nieposłuchanic RPP.
Otoczenie (paradoksalnie bardziej niż wywywiera presję i nakręca nas w kierunku myślenia o przyszłości. Skutek jest taki, że nakręcamy sobie i przyszłym pracodawcom spiralę wymagań. Czy to jednak wystarczy? Aż strach dotknąć tego tematu, ale na pewno wszyscy się zastanawiamy, czy studentom SGH grozi bezrobocie i jaka przyszłość ich czeka? Statystyki bezlitośnie mówią, że bezrobocie dotknie szczególnie grupy młodych, wchodzących w życie ludzi. Prawdopodobnie każdy z nas ma przynajmniej kilku "znajomych", którzy po skończeniu naszej uczelni mieli problemy ze znalezieniem pracy. Jak to jest możliwe, że najlepiej wykształceni ludzie, bardzo często mający za sobą pierwsze zawodowe doświadczenie, znający języki, systematycznie rozwijający tzw. miękkie zdolności, przy najlepszych staraniach i chęciach nie mają żadnej pewności co do swojej przyszłości? Daleka jestem od grupowego zadzierania nosa i mówienia o doskonałości absolwentów SGH (bo przecież nikt lepiej od nas nie wie, że mają też ogromne wady) myślę jednak, że coś jest nie w porządku. Jak żyć w kraju w którym nikt nie może być pewien swojej przyszłości; w kraju w którym młody człowiek musi pracować lata, żeby móc kładowcy)
przyzwoity samochód; w kraju, w którym zakupienie własnego, najmniejszego nawet mieszkania graniczy z cudem, a bez pomocy rodziców jest praktycznie niemożliwe? Nie jest moim celem sianie defetyzmu, bardzo daleka jestem od narzekania. Widzę jednak wokół siebie coraz większe poczucie beznadziei. Widzę ludzi robiących wszystko dla swojej przyszłości i przyszłość, która wcale nie chce otworzyć przed nimi ramion. Trudno nie dotknąć przy tych rozważaniach polityki. Prześladowania fiskalne pracodawców, obciążenia stosunku pracy, utrudniający stosunki pracy kodeks z pewnością nie sprzyjają polepszeniu sytuacji absolwenta. Stale ograniczany popyt powoduje spadek obrotów, a więc i mniejsze zapotrzebowanie na pracownika. Rząd z jednej strony dobija przedsiębiorczość, a z drugiej dziwi się rosnącemu bezrobociu. Aż chciałoby się powiedzieć: "gdzie jest sens, gdzie tu logika?". Poszukuję pozytywnej puenty wszystkich tych rozważań, ale te poszukiwania nie idą mi dobrze. Miejmy więc nadzieję, że zaradność i niezniszczalność nadal pozostaną naszą narodową cechą, że nie tylko się przyzwyczaimy, ale i nauczymy radzić sobie jakoś, lepiej lub gorzej. Wszystkim poszukującym pracy szczerze życzę powodzenia, a tym, którzy już ją mają, sukcesów i wytrwałości. Nie dajmy się!
Monika Nowak
NASZ ADRES:
r. ZA!<ŁAD
Oferujemy rownież usługi poligraficzne:
POLIGRAFICZNY
~ Ingraf •teltli S:C·
AL. NIEPODLEGŁOSCI
1 77 ·
o2-s55 WARszAwA
TE L. B 2 5-3 4-B c FAx. B 2 5-6 7- o 1 0
Go oz. PRAcY 7° -1
s
00
~nadru~, na koperty,,
, ,
(]drukwizytowek,l1stowmkow, ~folderów,posterów, ulotek re~amowych ~oraz dru~ tanich książek ponadto wydru~ wielkoformatowe
tylko ANGIELSKI 555 zł ! JĘZYK
Także
Niemiecki
KURS SEMESTRALNY- 555 zł 54 godziny w semestrze KONWERSACJE - 355 zł 11
Oddział- Mokotów ul. Pufawek 4
(róg Dwork w J) (22) 848- O
teł
Nt!niższe ceny dll nt JLI bezpłatne testy kwellflke yJne
grupy 6-8 i 6-9 oeobowe wyeoko wykwellflkowenl l ktorzy profesjonlina pnygotowenl do egzaminów FC , CA
REKRUTACJA tel. 660-9888
SZKOLlilA DLA lNSmtiCJl
'fr 622 2058/59, 622 2475 http://www.tfls.com.pl e路mail: tfls@optimus.waw.pl
CO w1' W
'~"'>
MAGLU '
???
[
ł
łifł(GIEL]
sną?_=:] Co w trawie piszczy nie każdy wie, ale co się dzieje w naszej Szkole ... Oto przedstawiamy Wam relację z działalności władz studenckich z pierwszej ręki. Po raz kolejny poruszony zostaje temat SHP oraz wyborów elektorskich i rektorskich., czyli spraw jak najbardziej bieżących, budzą cych emocje, nieco kontrowersyjnych ... a to wszytko już na stronach 6 i 7. Zapraszamy do lektury :)
Koło
Marketingu i
Koło
Reklamy zorna temat kampani wyborczej do obecnego Parlamentu. Czy podano skuteczna receptę na sukces wyborczy? Jakie sa tajniki prezencji kandydata? Jak oczarować elektorat wyborczy? A może interesuje Was fenomen kampanii Samoobrony i manipulacji Piotra Tymochowicza? Ach, ta polityka ... na stronie 14. ganizowało
krótką serię wykładów
Wyjątkowo
umieszczamy recenzję w dziale "Uczelnia" (s. 17). Jest to jednak wyjątek, spowodowany tym, że owego podręcznika używa każdy student Studium ?odstawowego. Autor najwyraźniej nie jest pod wrażeniem , a przynajmniej tym pozytywnym, po okresie sesyjnego romansu z tą publikacją, za którą w dodatku przyszło mu zapłacić 59 PLN. Cena, sami przyznajemy, niemała. Romans sam w sobie bardzo romantyczny nie był, ponieważ ograniczał się do wiemego poznania treści owej "ukochanej za 59 PLN", co niezbędne było do poprawnego zaliczenia egzaminu z przedmiotu pod wielce obiecującą nazwą "Informatyka". Dlaczego romans jest niezbędny? Czyżby na wykłady nikt nie chodził??? Odpowiedź na str. 17. książki
mteszczamy wywiad ze znanym w branży reżyserem filmów reklamowych - Lourensem van Rensburgiem, który ostatnio w Polsce pracował przy ~•liioci•._, spocie dla jednej z firm piwowarskich. Wszyscy, którzy też myślą o tym zawodzie, niech nie przejmują się faktem, że Lourens pochodzi z RPA. Polacy też podobno mają szansę. O tajnikach zawodu przeczytacie na stronach 12-13
Spotkania w gronie międzynarodowym na pewno do jednych z ciekawszych doświadczeń w trakcie studenckiego żywota, a jeśli są do tego ciekawie zorganizowane i niejako kształcące to już szczyt marzeń - połączenie przyjemnego z poży tecznym Taką przygodę w Pradze przeżył jeden z esgiehowskich studenciaków. "Wspaniałe wspomnienia i wspaniali przyjaciele warte są więcej niż wszelkie dobra materialne" przekonuje autor na stronie 15. Zapraszamy do lektury. należą
... swojej rzeczywistości. Co prawda nie posiadasz Pierścienia, który pozwala rządzić wszystkimi ... ale możesz wpływać na niektóre elementy otaczającego Cię świata. Teraz Drużyna MAGLA czeka na Twój głos w sprawie odnalezienia Najlepszego Bohatera naszej uczelnianej sagi. Zerknij na stronę 5 i pozwól się wciągnąć Inspirującemu Konkursowi... Przygoda i bilety do kina czekają...
l~ _Q...
ć:!J
-''
~, ....
c:O
~ , ·r.. ~łr,•::!:"!1 • ·-~~·
./'}
~·~ ~
d ~~ .~
t-.... ,
,,~1'
~~ :~
.
/\
o
~L/. 1 ·'· -:.
d""'~g"·(ń_
Harry Potter (nie
mylić
z Porterem od ostatni bastion, ponieważ dwie dziewuchy z Mulholland Drive prześladowały go bez zmiłowania, wierząc, że są znerwicowanymi matkami innych dzieci mieszkającymi w wiktoriań skich dworach. Harry'emu tabletki od bólu głowy nie pomogły, więc umówił się na rozmowę z Tomaszem Katzem, na drugim piętrze swojego bastionu. W rzeczywistoś ci pogaduchy przekształciły się wnet w igraszki losu oparte na chorych pomysłach Davida Lyncha, który - jak głosi gminna wieść - wyrwał się niedawno z Tworek. Przy takim obrocie sprawy Porte ... tfu, Porterowi nie wypadało zrobić nic innego niż zabrać swój kamień filozoficzny i iść do zupełnie innej piaskownicy, w której pewnie i tak odniesie poważny sukces komercyjny. Wniosek (dla ZIM): monopol na kamienie filozoficzne powinien być zniesiony, a wolna konkurencja w ostatnim bastionie to najlepsza forma rynku, pozwalająca na efektywne gospodarowanie zasobami innych. zarządzania)
zbudował
Wniosek 2 (dla MSGiP): Potwory być oddzielone od spółki, żeby Bu mogła spokojnie spać za linią wroga, nic bojąc się ingerencji wrogich Afgałlców, goniących za nielegalnymi uchodźcami , zmykają cymi z Blondynkolandii Patrz str. 27-30
WAGA! Z JliiYl' 1yn technicznych i innych tegorol"ln ohchody Urodzin MAGLA zostały IU'Il' unięte na dzień 22 kwietnia. Juk lwykle zaprosimy Was na Bal, macic 1111 111 dużo czasu by przygotować sią do 1111111 w konkursie na najciekawszy strój . (N 1 l~·pnc zdanie wykreślono po stwicull 11111 nowej RN "po moim trupi •"l n,·cb:le tort, hulanki i Nazgule PARK li, da.:ujący Froda.
MAGIEL •
Niezależny Miesięcznik
W$1'1lYPf~~;; :::·,.~~:
::J t::::...
................. ...................... 3
Co w eSGieHu piszczy? .................................. .4 Ścieżki, dróżki, specjalności.. .......................... 5 Ja/; się zastanawia .......................... ............... ... 5 Sp. z o. nieodpowiedzialnością ................ ..... 6-7 Grudniowy Senat............................................. 8 Maratończycy, do boju/ ................................... 8 Ścigany............................................................. 9 Zwycięzcy wyłonieni ........... ............................. 9 ?odróbka czy oryginał? ................................ 10 Dzień niemieckojęzycznych .......... .............. .... 1O Narkotyki precz (cz.2) .................................... 11 Znowu Grasz .......................................... ........ 11 Między młotem a kowadłem ..................... 12-I3 Ach, tapolityka .............................................. I4 Praska międzynarodówka ............................. . 15 Kochaj i powiedz to .................................. ..... 16 Pt."lnformatyka " ........................................... 17
lloołfolllfs--,.::J No comments ................................................. 18 lłj!wiad ze Sfenem ....................... ......... ........ . 18 Ten pierwszy raz ..... .. ........ ... .. ........................ 19 Już nie student :((.......................................... 19
U
~<!;QJ:t~::
&
:J
Pasta alle verdure .. ........................................ 20 The Joys of Cornbread.... .. .... ....................... .20 Pasta Carbonara .... ....................................... 20
• ·;z•;.u:.t;,;.,;,:u;i'lm]'p~
m
::
)
Na rozstajach ........... :..................................... 2I Teraz Polska .............. ... ............................ 21-22 160 znaków... ............. .................... ... .............22 Dresiarzy nie wpuszczamy/ ........................... 23 Kryzys Sylwestra ....................................... ..... 24 Nocne graffiti................................................ .24
--~~Jł=_:::
_ _,.,. ",
O w rogu ów/................................................. 29 Kraina bez nadziei...................................... ... 30 Stuq Puq ........................................................ 30 Ładna i wcale nie głupia .................... ........... 30
c:;.;;;;::.lfUz~tw
,... =:: )
W Teatrze Marzeń ........................ .................. 31 Czy przestrzeń można słyszeć? ...................... 31 Muzyka a hambugsy. .. .... ............ ................... 32 Z.a.m.r.o.c.z.o.n.a ................................... ..... .. 32 Wj;dmuchana praca II... .......................... ....... 33 Muzyka żyje .. ............................................ ..... 33 Powrót zombie ....... ........................................ 33 Festiwal Ognia ........................ ...................... 34
" Lietus" znaczy deszcz ................................. 25 Nie zostanie kamień na kamieniu ................ .25 On nie jest cham ......................................... ... 25 Cały świat w jednej szujladzie ...................... 26 Gaby 007................. :..................................... 26 Odmieniona ............................ ....................... 26
i"'"" rot1mJO\'~PQ.Q~
'iW>#k%(M®WWft'tfłkł&JWi~wm m
Klub METRO ............ ................... okładka PricewaterhouseCoopers ............ okładka Bank PKO BP. ............ ......... .... .... wkładka Students Adventure...................... wkładka
tr
=: :: l
Było, minęło? ................................................. 27
Podobni inaczej. ......................................... ... 28 Dwie strony ekranu ........................... ............ 28 Zady Lyncha i walety też.. ............................. 28 Komunikat................................................... ... 29
Wstępniak ostatni
Idę
Studentów SGH • Nr 58 • Luty 2002.
sobie...
Początki są zawsze bardzo trudne, ale moim skromnym zdaniem zakończenia są dużo trudniejsze. Bo na koniec wszystko już wiadomo, nie pozostają żadne wątpliwości czy nadzieje. Oto nasze dokonania są już ocenione, podsumowane - nic nie możemy zmienić ani poprawić. Żegnam się właśnie z funkcjąRedNacza MAGLA, a moment ten jest zaskakująco nieodległy od chwili, gdy ją obejmowałem. T choć powód mojej rezygnacji mnie cieszy to jej fakt - smuci. Czuję, że w pewien sposób opuszczam już miejsce, z którym wiąże się to, co najlepsze w czasie moich studiów na SGH. To właśnie tu spotkałem ludzi, z którymi nawiązałem znajomości, a w kilku przypadkach nawet przyjaźń na, mam nadzieje, resztę życia. Bez MAGLA życie na studiach byłoby dużo bledsze i nudniejsze. Bo gazeta to tylko pretekst, pewien element, który zgromadził w jednym miejscu i nadal przyciąga tak wielu niesamowitych ludzi. Mam nadzieję, że choć w małym zakresie spełniłem związane ze mną oczekiwania. Bycie RN to jak praca na wysuniętej placówce dyplomatycznej. Stąd moja nadzieja, że udało mi się nie powiększyć zastępów moich wrogów, a może nawet - zyskać kilku przyjaciół. Z Anią będzie MAGLOWI i Wam dobrze. W końcu ręce kobiety to coś zupełnie innego, nowa jakość. A ja wreszcie będę miał czas napisać artykuły, których i tak nikt nie przeczyta ...
U
Co w trawie piszczy.... .. .... ............................. 35 Perspektywy................................................... 35
NiSI,~9P:4Wcl? Klub PARK...................... ............. okładka str. 2
str. 3 str. 4 str. l str. 2 TFLS.......................................................... str. l Klub HOLIDAY... .................. ................... str. II Raks .................................................... ..... str. 17 Ksero "Zielona Gęś" .... ........................... str. 36
Wstępniak pierwszy
Won1en's world Kiedyś
miałam piękny
z nimi
sen...
Poznałam wspaniałych
ludzi, Kiedy przejęłam dział Felieton i zaczęły się prawdziwe redakcyjne zadania zrozumiałam, że to jednak nie jest sen. Nadal było równie pięknie, ale liczne obowiązki skutecznie przypominały mi, że to jednak rzeczywistość. Gdy już zaczęło mi się wydawać, że wszystko jest pod kontrolą i mogę znowu zacząć śnić, zostałam Redaktorem Naczelnym. Taka widać ostatnio tendencja w naszej szkole, że ważne stanowiska w organizacjach studenckich trafiają w damskie ręce. Mam nadzieję że przerwanie męskiego panowania w MAGLU będzie jedyną radykalną zmianą w tym czasopiśmie. Obiecuję, że nie będzie żadnych przymusowych kwiatów doniczkowych w redakcji i porad o makijażu w gazecie tylko dlatego, że Redaktorem Naczelnym została kobieta. Magiel ma swój styl i mimo, że cenię i szanuję zieleń i nie mam nic przeciwko upiększaniu natury, nie będę próbowała zmieniać wizerunku tej gazety. Poza tym MAGIEL tworzy cała grupa osób i to jaki jest jej kształt i treść zależy tak naprawdę od nich, a nie tylko od Redaktora Naczelnego. Ta nominacja jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem, ale postaram się nie zawieść tych, którzy stworzyli tę gazetę, tych, którzy kultywują tradycję założycieli i tych, którzy tę tworzyłam
gazetę, pisałam artykuły.
gazetę czytają.
MAGIEL pozostanie więc Niezależnym Miesięcznikiem Studentów SGH otwartym na nowe pomysły i nowych ludzi. A ja nadal będę wierzyć, że choć znowu przybyło mi trochę obowiązków, to jednak wciąż będzie równie pięknie jak w moim "śnie".
Co w eSGieHu piszczy? [..,. . .;
r::. :~:::) mdf~:J
V!.miejscu dawnego,
O. lutego 2002 roku o godZ.nie 9.0 naszej Szkole miało miejsce ~n ~da!Zenle. Odbyły stę mianowicie * ory nowego Rektora. Punkt 9.0a' przed Ąulą Główną. miejscem wyborów, zebrała się długa kolejka elektorów, pragnących oddać swdj os•. Przybywająpych witała, . sied?-ą~ za wyściełanym zielonym suknem w barwach SGH stołem, Komisja
· . ·t:łz·ająca
moś .. 1
przybywających rutacyjna, sp·r· ·a · w elektorów toz··sa· i konfrontująca ją z danymi umieszczonymi na Uścle~ · UprawniOnych do glosoWania było 199 osób. Już w :kilka got:łzin po głosowaniu znane były wyniki. Oddano 183 głosy, a więc frekwencja wyniosła prawie 92 %. Ważnych głosów ?dda~o 180. Wwyborach startował tYlko Jeden kandydat, któcy do zwycięstwa potrze~ał
pądz co bądź
pechowego, "Chle\Yika" p()Ja'IViła się ~awiarenka internetowa naeywana CyberiCaf&. Dostęp do. tn.tern~tu Jest bezpłatny, choć czas dkupowania komputera wynos!25 ·minUt..Za to c~ęś6 konsumpcyjna bynajmriłej " be~płatna niejest Uwaga: nie m.ożna oglądać "stron zawierających. treści powsz&chflie uwaianych ~. niemoralne (np. pornograflozne)", zwłaszcza zakąszając ciachami popijanymi. kawą;)) (dla mRośnlków mocnych p!Zetyć,. są teź kanapki). Nlewską~l'le jest równieź głośne słuchanie mu.zyki lub oglądanie filmów. P!Zez takądziałalność mozemy się narazić na zwrócenie
~ita !k~ęmiłf w
::]
Nieda'IVOo odremontowano część pokojow w ąaszych akademikach. ~oszt remontu jednego pokoju wypiósł " Według Łukasza trzaski i Samo;rządu Studentów ok. 7000 PLN. Składają się na.to zarówno nowe meble, jak i koszt malowania itp. W obawie przea rosnącym wancłalizmem studentów SGH (preypadek prawdopoqobnego poąpalenia pokoju w "Sabłnkach") wprowadi<lno kaucję w wysokości 200 PL.N -od osoby. Z tej kwoty pokrywane t.>ędą ewentualne szkody wyrządzone P~Zez mieszkańców Ich ukochanym pokojom. Jeśli zaś nie można ustalić! kto dokładnie szkodę wy~Ządził, koszty naprawy ponosić będą solidamie wszyscy mieszkańcy pokoju.
uwagi p~ez QbsłUgę, Brr:..
bezwzględnej Większości głOsów
co
P!Zełiczając dawało łiczbę 91.
(50% + 1),
pa głosy
W wyniku głosowania Komisja Skrutacyjna stwierdziła, iz Rektorem SGH w kadencji 2002•2005 bęCłzie obecny Rektor Ucz,elni - prof. dr l;lab•..Marek .Rookl. który otrzyrpał 1'5 głosów. ' Gratulujemy 'i"Z:yczymy sukcesów.!!! (kp~
Pamiętnej
nocy z. (.)oniadziałku na wtorek (11/12.02),
około godziqy 00:30, mleakał)cyal<ademika.. ..Sąbinlą" obudzili się z powodu giQCłn~~nej ,,zadymy·~. t-Ja korytat.zact} wszystkich ~lęter pojawili się rozespani studenci,
którzy nie wiedzler!, co się dzięje.
Yteź n~e wiemy. ,, kto był sprawcą zamieszania! Jednak wiele dobrze poinfotrrtO'IVanycl;l
~
twlerdzł~. że było to poqpalenle! Sprawajest w toku.
Redaktorzy Naczelni
MAGIEL Niezależny Miesięcznik
Studentów SGH
Przemek Golębiewski , e-mail: pgolebie@sgh.waw.pl Anna Raczyńska, e-mail:ar20670@sgh.waw.pl Dział Paweł
Informacii Uczelnianvch
Wydymus, e-mail: pwydym@sgh.waw.pl
Małgorzata
Zys, e-mail: mz26465@sgh.waw.pl
Felieton Anna
Raczyńska,
WYDAWCA:
Stowarzyszenie Akademickie
MagPress Adres Redakcji i Wydawcy: Aleje Niepodległości 162, pokój 66a 02-554 Warszawa telefon centr. (O 22) 848 50 61 , 849 12 51 wew. 757 fax centr. (O 22) 849 53 12 e-mail: magiel@sgh.waw.pl Strona WWW http://magiel.sgh.waw.pl/
e-mail: ar20670@sgh.waw.pl
Dział
Kulturalny Film
Roman Kocemba, e-mail: rk23368@sgh.waw.pl Zacharzewski, e-mail: mzacha@sgh.waw.pl
Michał
Muzyka Kamil Bono Brzózka, e-mail: domkam@qdnet.pl Tomasz Synowiec, e-mail : ts23 840@sgh.waw.pl Tomasz Grynkiewicz, e-mail: tg20192@sgh.waw.pl
Teatr: Artur Palowski, e-mail: ap26088@sgh.waw.pl Dział
Polityka i Gospodarka
Monika Nowak, e-mail: mnowak2@sgh.waw.pl Tomasz Żelichowski, e-mail: tzl903l @sgh.waw. pl Dział Promocji
i Reklamy
Magdalena Drąg, e-mail: md24132@sgh.waw.pl Lukasz Garbowski, e-mail: garbus@go2.pl Joanna Pupkowska, e-mail: jp20666@sgh.waw.pl
Grafika i Rysunki: Aleksandra Siwczuk, e-mail: as23787@sgh.waw.pl
Korekta Magdalena Wanot, e-mail: mw26356@sgh.waw.pl Tomasz Grynkiewicz, e-mail: tg20192@sgh. waw.pl
Strona WWW: Marcin Trusz, e-mail: mtrusz@sgh.waw.pl Lu kasz Nogowczyk, e-mail: nogul@tenbit.pl Współpraca:
mgr Kasia Cuniewicz, e-mail : kkunie@sgh.waw.pl Dorota Hury, e-mail : dhury@sgh.waw. pl Artur Sadurski, e-mail: as23758@sgh.waw.pl Paweł Tyneł, e-mail : ptynel@sgh.waw.pl Anna Barbara Wróbel, e-mail : awrobel@sgh.waw.pl Redakcja zastrzega sobie prawo przeredagowywania i skracania nie zamówionych tekstów. Redakcja nie ponosi odpowiedzia ln ości za treść zamieszczanych reklam. Artykuły, ogłoszenia i inne ma teria ły do wydania marcowego prosimy dosta rczać na dyskietkach lub e-mailem do siedz iby Redakcji do 6 marca 2002 roku. Okładka:
Ola Siwczuk. Makieta gazety: Hubert Sali k.
Druk gazety pokry wają w całości sponsorzy i reklamodawcy. Nakład:
3000 egzemplarzy
'l
Marzec .2001
u,
OJ
U(ZEINJA
Dyplomowego na wniosek studenta. Można więc po prostu napisać pracę magisterską z danego kierunku, bez wyboru żadnej ze specjalności, ale:
Przydatne rzeczy
Scieżki, dróżki, specjalności Prace magisterskie ze wszystkich ścieżek nie są już wymagane! Oznacza to mniej więcej tyle, że można już robić dowolną ilość ścieżek (czyli realizować określone zestawy przedmiotów) i dostawać piękne certyfikaty, nie będąc jednocześnie zobligowanym do pisania z nich prac magisterskich. I szczerze mówiąc, o to właśnie chodziło, gdyż perspektywa pisania dwóch prac magisterskich na V roku (kiedy myśli się raczej o pracy zawodowej) zamykała de facto możliwość ich realizacji (a przynajmniej uzyskania certyfikatu ukończenia ścież ki). Gwoli jasności pozwolę sobie przytoczyć słowa pana Rektora, prof. dr. hab. Marka Rockiego (informacje z jego strony internetowej):
natomiast jest skonkretyzowaniem wiedzy i umiejętności w ramach danego kierunku studiów. Na dyplomie ukończenia studiów wpisywany jest kierunek i "zakres". Specjalność jest właśnie sprecyzowaniem w ramach kierunku( ... )".
kowości).
Konkretne propozycje ścieżek i specjalności w nowym "Informatorze 2002/ 2003", który jest już prawie gotowy. O niektórych "nowościach" postaram się poinformować na łamach MAGLA, a na wszelkie pytania chętnie odpowiem pod adresem: znajdą się
"Ścieżki i specjalności to dwa odrębne spoporządkowania
toku studiów. Tak zwane certyfikatami, mają (zgodnie z ideą, jaka była podstawą ich utworzenia) wskazywać na wiedzę i umiejętności inne niż opisane dyplomem ukończenia studiów. Oznacza to, że ścieżki powinny być mię dzykierunkowe lub powinny być ofertą zestawu wykładów z danego kierunku dla studentów kończących inny kierunek. Specjalność
soby
ścieżki,
u
kończące
się
Oczywiście dla chętnych możliwość pisania prac magisterskich ze ścieżek ciągle istnieje, ale nie jest to już obowiązkowe. Porlobnie jest w przypadku specjalności: decyzja o realizacji specjalności w ramach danego kierunku jest dobrowolna, a wpis do dyplomu o jej ukończe niu dokonywany jest przez Dziekana Studium
Przestrogi studenckie
Jaś się
- tworzone są coraz to nowe specjalności, tak że każdy powinien znaleźć coś, co go interesuje (m.in. więcej ich będzie z FiBa, Gospodarki Publicznej i ZIM-u); - zawsze miło jest mieć na dyplomie dodatkowy wpis potwierdzający, że oprócz posiadania wiedzy ogólnej jesteśmy w czymś specjalistami; - wpisanie pewnych specjalności do dyplomu znacząco podwyższa jego wartość, gdyż daje uprawnienia zawodowe (np. w rachun-
zastanawia...
.~
"Czym jest nauka? Odpowiedź pierwsza: Nie mam czasu ani ochoty. Jestem im potrzebprzymusem... Również lepszą przyszłością... ny tylko do pożyczania notatek. Poza tym wkrótce zacznę pracować i czasu będę mieć Pasją? Nie, tak daleko nie sięgam. Jestem jeszcze mniej, więc po co angażować się w coś częstym gościem czytelni, ale tylko w czasie sesji. W sumie po co się przemęczać? Nie lubię bez perspektyw?" kilku kujonów z ćwiczeń. Oni zawsze się " ... przepraszam, nie mam czasu na myślewymądrzają. Czy z nimi rozmawiam? A po co? nie ... " Jak myślisz, po co jest uczelnia? Powinna Co oni mogą wiedzieć o życiu? Pewnie nawet zachęcać do zdobywania wiedzy, samodoskonocują w bibliotece ... Nie lubię też kilku wynalenia i rozwoju? Wykładowcy powinni zabiekładowców. Cisną niesamowicie i nie pogać o Twoją uwagę? Przyswajanie wiedzy zwa lają ściągać na egzaminie. Ci nudni nie są groźni: mam gazetę do poczytania na wywśród tak szacownych murów powinno być kładzie, a na egzamin zrobię gotowca ... W sulekkie i przyjemne? ...jest inaczej ? Wykładowca jest nudny? A co Ty robisz, mie to ta szkółka mnie nudzi. Może gdyby ktoś nagle objawił się przede mną z jakąś inspiracją, żeby nie stać się kimś podobnym do niego? Co to może ... O, właśnie! Idziemy do "Gęsi" oble- ostatnio czytałeś/aś bez obowiązku "obrycia" na egzamin? Co ciekawego widziałeś/aś i nad wać kolokwium ... " "Czym jest dla mnie nauka? Niezłą ha- czym ostatnio się zastanawiałeś/aś? A co TY rówką. Muszę się uczyć całymi dniami, bo możesz zrobić, aby zmienić swoją rzeczywimateriału jest potwornie dużo i w dodatku stość? ... nic? O, leniuchu jeden, na łatwiznę ćwiczeniowcy nieźle dają nam w kość . Nie idziesz ... Masz tyle milionów szarych komórek, a nie chce Ci się ruszyć nawet kilku z nich? kładę się spać przed pierwszą, mimo że muszę Niech Ci będzie ... A co fascynuje Cię w innych wstać o szóstej, żeby zdążyć na poranne wykłady. Nie wiem, jakim cudem na nich nie · ludziach? Szczególnie tu, na uczelni. Optyzasypiam. Ale myśl o pracy w najlepszych frr- mizm? Kompetencje? Uśmiech? Ciekawy mach wynagradza mi to wszystko. Przyjaciele? sposób przekazywania wiadomości? Dyskusje?
kb23059@sgh . waw .pl. Krzysztof Borawski PS. Rada Samorządu powołała mnie do senackiej Komisji Programowej. Dziękuj za zaufanie. Aktualnie rozmawiamy o sprawach prac magisterskich ze ścieżek i specjalności, ale to już temat na oddzielny artykuł... Jeśli już wiesz, co to jest, to odpowiedz sobie na pytanie, w jaki sposób możesz być do tego kogoś podobny/a. Jestem pewna, że sposobów jest wiele ... Bo przecież żaden z ludzi, których cenisz, nie posiada nadprzyrodzonych zdolności . Większość pożądanych cech jest "ogólnodostępna" i z pewnością Ty je posiadasz. Warto się nad tym chwilę zastanowić ... W sumie to TY jesteś jedynym elementem wszechświata, który możesz dowolnie modyfikować. Czy warto? Nie wiem ... Nikt nie przekona się, jeśli nie spróbuje na własnej skórze. Nie będę pytać, czym jest Twoja nauka i czy masz czas na myślenie. Sarn/a wies:~; najlepiej. Chcę za to spytać, czy spotkałeś/aś na swojej uczelnianej drodze pasję lub inspirację w dowolnej postaci: ciekawego wykładow cę? ..., interesującego człowieka, który wie, co mówi, i w dodatku robi to tak, że chce się go słuchać? ... , kogoś, kto Ci pomógł lub doradził, kiedy miałeś(aś) problemy? ... A może to ktoś, kto w jakiś inny sposób wyróżnia się na tle wykładowców, których spotkałeś/aś do tej pory? Pomyśl przez chwilę i... przeczytaj warunki konkursu!
Katarzyna Kuniewicz
KONKURS, KONKURS, KONKURS !!! Konkurs na inspirację roku, czyli na najlepszego wykładowcę roku 2001/2002 W konkursie mogą brać udział wszyscy studenci SGH. Jeśli uważasz się za takowego, wyślij na adres: kkunie@sgh. waw. p l nazwisko najbardziej inspirującego wykładowcy wraz z krótkim uzasadnieniem wyboru (2-4 zdania). Na twój głos czekam do 15 kwietnia. Czeka również pięć podwójnych wejściówek do kina "Muranów", prowadzonego przez Gutek Film. Masz własne zdanie? Napisz, bo jak nie, to dostaniesz lanie!
u
Samorząd studentów
Kto nie ujawnia, ten kabluje?
Sp.zo.meodpowiedri~ością ... Nie jest moją intencją wywodzenie faktów biograficznych bohaterów niniejszego opowiadania ... Chciałbym jedynie pokazać pewne mechanizmy i zagrożenia, które, widziane z bliska, rzucają inne światło na zakamarki uczelnianego życia. Polecam przeczytanie całości. Chronologia wydarzeń jest odwrotna do spodziewanej, ale mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać.
Prolog To dziwne, ale nie wszyscy z nas zauważyli, że w tym roku wybieramy rektora. Szczególne zdumienie budzi to wśród starszych roczników, które doskonale pamiętają, jak wiele emocji wywoływały kwietniowe wybory przed trzema laty. Czy spowodowane to jest tylko jedną kandydaturą na rektora, czy może czegoś nie wiemy? Zaczęło się
niewinnie. Dostali się na SHP (o tym, w jaki sposób, przeczytacie niebawem) i po małych przesunięciach pracowali w Rektoracie. Nic w tym dziwnego, w końcu tam też się pracuje. Jednak już po roku zgłosili swoje kandydatury do wyborów do Samorządu i Senatu. Po "błyskotliwym" zwycięstwie (tylko jeden kontrkandydat na roku) zaczęli "działać" ... Uwaga, zmieniam zdanie! Na czyje zawołanie?
Na początek mały epizod z życia Senatu SGH (najważniejszej przecież instytucji w naszej szkole). Listopadowy wtorek, późne popołudnie. Rektor zaprasza senatorów studenckich na spotkanie. Chce zdobyć poparcie dla projektu, który stanie na posiedzeniu ... w dniu następ nym. Kwestiąjest zmiana statutu SGH, tak aby (pośrednio) wybory władz akademickich mogły odbyć się wcześniej. Dużo wcześniej, nawet w grudniu, a nie jak to miało miejsce dotychczas, np. w kwietniu ... Szybko wyliczyliśmy sobie, że wszelkie procedury wyborcze zaczną się pewnie tuż przed sesją, a skończą krótko po. W gronie studenckim ustaliliśmy zatem, że takie rozwią zanie nie otrzyma naszego poparcia, gdyż nie
jest korzystne dla studentów. Kto z Was ma w trakcie sesji czas i ochotę na analizowanie programów wyborczych? Komu może najbardziej zależeć na takim przyspieszaniu i dlaczego? Środa, dzień następny, sala Senatu. Uświa domiliśmy
sobie, że studencki głos sprzeciwu ma szansę doprowadzić do upadku proponowanych zmian. Ma szansę, jeżeli tylko zachowamy się jak zgrany zespół. Jeżeli... Dosłownie na trzydzieści sekund przed rozpoczęciem głosowa nia w naszej historii pojawi się pierwsze nazwisko. Ówczesny senator pierwszego roku, a były eshapowski pracownik Rektoratu, Paweł Karbownik, zabiera głos i ku wielkiemu zdziwieniu senatorów (nie tylko studenckich) oznajmia, że "Studenci są podzieleni!" ... Przyspieszone wybory władz akademickich przeszły jednym głosem! Głosem Pawła Karbownika! Nie spotkałem jeszcze studenta, który z zadowoleniem przyjął wcześ niejszy termin wyborów. Nie dziwota, że frekwencja była tak żenująco niska. Jak można oczekiwać pełnego zainteresowania wyborami władz akademickich pośród studentów, kiedy przynajmniej trzy z czterech tur głosowania odbyły się w sesji?! Dobrze, że nie w trakcie ferii. Po drugie, z całkowitym niezrozumieniem i zdziwieniem przyjęli reakcję Karbownika niektórzy profesorowie: "Nigdy jeszcze czegoś takiego nie sły
A teraz o innym epizodzie ... Na początek credo. Samorząd Studentów jest niezależnym przedstawicielstwem wszystkich studentów. Inaczej nie miałoby to sensu. Niestety, nie wszyscy pamiętają o niezależności. A może nie chcą lub nie mogą? małe
W ostatnich tygodniach dosyć burzliwie omawiana była kwestia Studenckiego Hufca Pracy (SHP). Budziła ona bardzo dużo emocji i kontrowersji, z pewnością nie tylko ostatnio (np. decyzja Rektora w sprawie dopuszczenia SHP do głosowania w wyborach samorzą dowych na pierwszym roku). Dlatego niejako zobowiązani do reakcji, poprosiliśmy Rektora o spotkanie w tej sprawie, żeby móc przedstawić nasze postulaty poprawienia istniejącej sytuacji. Dyskusja na ten temat prowadzona była na wewnętrznej liście Samorządu Studentów (ss-l@sgh.waw.pl). Nie bez powodu piszę "wewnętrznej", bo zapisani są na nią samorządowcy, senatorowie studenccy i osoby pracujące w Samorządzie. wcześniej
Dyskusja
była emocjonująca, padały różne
rozwiązania,
czasem nawet dosyć drastyczne. Jak może niektórzy z Was wiedzą, SHP to grupa osób, które przystąpiły do rekrutacji na studia i nie otrzymały wymaganej liczby punktów. Osoby te, przyjęte przez Rektora, pracują w różnych miejscach szkoły, a po roku zostają studentami pierwszego roku. Aby rozwiać choć część wątpliwości co do kryteriów merytorycznych w dostawaniu się do SHP, postulowaliśmy następujące zmiany: l) limit, od którego przyjmowane będą osoby na hufiec, powinien być sztywno ustalony; 2) listy osób, które zozakwalifikowane do SHP, powinny być jawne;
stały
szałam", "Może
3) rekrutacja do SHP nawet nie winna być dokonywana lubić, ale osła przez organ kolegialny. bianie stanowisZwróćcie uwagę, że rozka studenckiego wiązania te komplikują niew taki sposób jest co sytuację potencjalnego niedopuszczalne f" eshapowca. Ale w tym wyi tak dalej... To padku to chyba dobrze? Pofakt, możemy się nieważ w Samorządzie jest nie zgadzać, naaż trójka byłych eshapowwet nie lubić, ale ców, uznaliśmy za słuszne nie do tego poprzeprowadzenie autolustrawołani są studenci cji. Zaczęliśmy od siebie w Senacie! Je- - - · · · - - - - i okazało się, że dwójce steśmy odpowiez nich (w tym mojej skromdzialni za 13 tysięcy studentów, którzy z pew- nej osobie) zabrakło po dwa punkty. Natomiast nością chcą mieć swój udział w życiu uczelni. nasz kolega, kolejny były eshapowski praSzkoda, Pawle, że nie zapytałeś ich o zdanie. cownik Rektoratu, Kacper Gąsienica-Byrcyn Ale jeszcze nic straconego! Piszcie do Pawła K. (II rok), upiera się, że jest to jego prywatna mai/e i pytajcie ... , czym Rektor Rocki, jego sprawa. To tylko zwiększyło naszą ciekawość były pracodawca, przekonał go do tak nielojali kontrowersje wokół SHP. Uważam, że szczenego zachowania i zaprzedania interesów stu- gólnie w przypadku prowadzenia działalności denckich: pk21 009@sgh. waw .p l. publicznej informacje tego rodzaju winny być znane. Zacznijmy od siebie! cie
się
(ciąg dalszy na
nastl;pnej stronie)
1
u
OJ
MAGLOWANIE
Samorząd Studentów
umiejętność
Sp.zo.meodpowiedri~ością (dokończenie
z poprzedniej strony)
A teraz pozbierajmy dwa poprzednie wątki. Mamy kontrowersje eshapowe, mamy dwóch byłych pracowników Rektoratu i, niestety, ... kolejne zamieszanie. Jeszcze przed spotkaniem z Rektorem okazało się, że nasz Kacper na bieżąco informował Rektora o tym, co inni członkowie Samorządu myślą na temat SHP. Po prostu ... przesyłał maile z listy dyskusyjnej Samorządu do Rektoratu. Osoby piszące na wewnętrzną listę myślały, że mogą pisać otwarcie. A tu taka "uczynność" ... Tylko tyle? To by było zbyt proste! Otóż okazało się, że nie tylko Kacper informował Rektorat o tym, co się dzieje. W sposób nieuprawniony, łamiąc regulamin sieci, brał w tym udział także ... Paweł Karbownik. Co dziwne, panowie złamali dokładnie ten sam punkt regulaminu sieci, wokół którego jeszcze dwa miesiące temu rozwijali sprawę wręcz kryminalną (laska12). Wtedy Rzecznik SGH skomentował to tak: "Niedawno (..)jeden z człon ków poprzedniego Samorządu zafundował nam w 'Stołecznej' serię artykułów o nieuczciwej kampanii wyborczej w SGH, ponieważ miał żal do zwycięskiej ekipy, szukał jakiejś formy zemsty, no i zwierzył się wścibskiemu dziennikarzowi, który zrobił z całej tej, w sumie błahej, sprawy 'powieść kryminalną w odcinkach '" (MAGIEL nr 57, grudzień 2001). Ja za moje głupie zabawy już poniosłem odpowiedzialność. A panowie? Na spotkaniu z Rektorem wszystko już było jasne. My wiedzieliśmy, co chcemy powiedzieć, a Rektor wiedział, co zaraz usłyszy . Po co się zatem spotykać? Nic dziwnego, że "eshapowi pośrednicy" nie byli obecni ... Rektor Rocki zaakceptował pierwszy z dwóch naszych postulatów. W toku rozmów ustaliliśmy także, że osoby spoza Warszawy nie bę dą gorzej traktowane przy kwalifikacji ich do hufca. Teraz czekamy na dwie rzeczy. Pierwsza to efekty naszych ustaleń z Rektorem (następna rekrutacja na studia), a druga to autalustracja Kacpra. W działalności publicznej nie powinno być takich tajemnic. Tego na razie nie zdołaliśmy się dowiedzieć, ale może Wam się uda? Ile punktów dostał Kacper Gąsienica -Byrcyn na egzaminie wstępnym i jak z taką liczbą punktów znalazł się w SGH? W końcu to Wy wybieracie swoich przedstawicieli do Samorządu i Senatu. Pytajcie ich więc, jak się dostali na studia, co pożytecznego dla Was zro-
bili. Nie dajcie się nabrać dosłownie ocierao Was kandydatom, którzy przekonują, że im można zaufać. Pytajcie! Mail do Kacpra to: kgasie@sgh.waw.pl, chociaż po ostatnim buszowaniu chłopaków w sieci może być jeszcze zablokowany ... jącym się
się z ich sprzedaży. wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w sprawie nieprawidłowości finansowych wobec odpowiedzialnego za to Marcina K. Ciekawe, czy Paweł i Kacper nadal uważają go za dobrego kandydata na przewodniczącego?
Do Rektora
rozliczenia
wpłynął już
Epilog Gratuluję, jeśli udało
Ci się dobrnąć do Mnie też się udało, niech więc będzie nieco bardziej optymisty-
końca artykułu.
Los Kleszczos W moim przekonaniu kolejne samorzą dowe credo to: praca ta winna być pracą społeczną. Uważam, że dopóki większość człon ków Samorządu tak myśli, warto poświęcać swój czas na działanie w tej organizacji i kandydować w kolejnych wyborach. Startuje się zaś w grupie osób, które nawzajem sobie ufają, a nie na siebie donoszą... W ostatnich wyborach nasi koledzy zbudowali własną grupę na bazie ... SHP (aż 11 na 32 kandydatów było po hufcu). Istny Blok SHP! I zaczęli "wojować". Do dnia dzisiejszego wynotowaliśmy około trzydziestu kłamstw, które wmawiali sobie nawzajem, a także Wam i nam. Listę otwiera uchylanie ciszy wyborczej (sic!), finansowanie kampanii z funduszy szkolnych. Za tym idą przekupstwa, grożenie pracownikom szkoły zwolnieniem z pracy, wysyłanie do rodziców anonimowych listów o narkotyzowaniu się ich kandydujących do Samorządu dzieci, mai/e o dziwnej treści pochodzące z anonimowych kont i tak dalej ... Nie twierdzę oczywiście, że w działalności sarnorządowej nie popełnia się błędów. Trzeba jednak umieć ponieść za nie odpowiedzialność. Te zaś zarzuty nie były błędami. To były kłam stwa! A jak wiadomo, każde kłamstwo powtórzone tysiąc razy... Pierwsze zebranie Rady Samorządu. Dwoje kandydatów na szefa: Maja Sontag i Marcin Kleszcz, który nieoczekiwanie (a może wcale nie) zmienił barwy klubowe i, mając poparcie Bloku SHP, kandyduje na przewodniczącego.
Dziwić
może
zdecydowane poparcie, jakiego grupa ta udzieliła Marcinowi. Nie wnikajmy już w interesy jej animatorów. Marcin Kleszcz przegrał. Ale teraz naprawdę trzeba zacząć
pracować,
gdyż
otrzęsiny tuż-tuż ...
Dobrze się stało, żew pracę przy otrzęsi nach zaangażowało się wiele nowych osób z pierwszego roku. Zabawa się udała, a różowy gmach ciągle jeszcze stoi. Sielankowy nastrój zepsuła tylko dobrowolna wewnętrzna kontrola. Niestety, w tym całym zamieszaniu niektóre osoby "troszeczkę" zmieniły proporcje między korzyścią własną a interesami ogółu. Kontrola wykazała fałszowanie biletów i nie-
zakończenie
czne.
W ostatniej, czwartej turze wyborów na drugim roku sam ze sobą zmagał się Kacper. Przy 16 głosach "za" i 15 "przeciw" został elektorem! Czy to jest dla studentów SGH ideał demokratycznego podejmowania decyzji? Na przeszło tysiąc osób z roku kandydaturę Kacpra pozytywnie oceniło aż szesnaście! Trzy lata temu, aby zostać elektorem z drugiego roku, potrzebne było ponad sześĆset głosów! A co w tym wszystkim optymistycznego? Przede wszystkim to, że Samorząd Studentów pracuje mimo tego, że ambicje niektórych indywidualności nie zostały zaspokojone. Na szczęście próby wprowadzenia sztucznych podziałów nie przeszkodziły we wspólnej pracy (np. niezależnie od grup startujących w wyborach szerokie poparcie zyskał nowy regulamin Funduszu Pornocy Materialnej). ... wybory są środkiem, a nie celem działal ności samorządowca.
Marcin Roszkowski mroszko@sgh. waw.pl Wiceprzewodniczący SamarLądu
Studentów SGH (1ys. Wojciech Roszkowski) Prezentowane w tym artykule poglądy są opinią jedynie autora, nie Redak.gi Miesięcznika. W następnym nurnerze przedstawimy ripostę Rektora SGH, prof. Marka Rock.iego.
u
Wieści z Senatu
Grudniowy Senat Obrady rozpoczęły się przyjęciem poobrad oraz protokołu z obrad poprzedniego Senatu. Następnie J.M. Rektor, prof. dr hab. Marek Rocki, przedstawił sprawozdanie za rok akademicki 2000/2001. Dyskusja wywiązała się po przedstawieniu przez Prorektora ds. Nauki i Zarządzania, prof. dr. hab. Edwarda Golachowskiego, informacji o wykonaniu pensum dydaktycznego w roku akademickim 2000/2001. Gwoli ścisłości: pensum to określo na liczba godzin zajęć dydaktycznych i naukowych, do wypracowania których zobowiązani są pracownicy uczelni (nasi profesorowie). Okazało się, że 79 osób wykonanie pensum ma zerowe, zaś dalsze 94 osoby mają pensum nie przekraczające 30 godzin w roku. Interesujący jest tu fakt, że, generalnie rzecz biorąc, liczba nadgodzin realizowanych w kolegiach odpowiada liczbie godzin pensum niewykonanego, co może świadczyć o pewnych błędach strukturalnych (ciekawostką jest, że rekordzista miał 3600% pensum, czyli pracował za 36 osób!). Podsumowując, prof. Golachowski stwierdził, że propozycji działań "naprawczych" należy tutaj oczekiwać głównie od dziekanów studiów, a także od kierowników katedr i dziekanów kolegiów, w tym także składania wniosków dotyczących zwłaszcza polityki zatrudnienia. Burzliwą dyskusję wywołała też sprawa ankiet, oceny zajęć dydaktycznych przez studentów. Niektóre pomysły były po prostu niesamowite, stąd poczuliśmy się zobligowani do wzięcia w niej aktywnego udziału. Gorąco popierając samą ideę ankiet, musieliśmy jednak zaprotestować przeciwko następującym rozrządku
wiązaniom:
- wprowadzeniu obowiązku wypełniania przez studentów ankiet w formie elektronicznej, grożąc im jednocześnie zablokowaniem
u
możliwości logowania się do Wirtualnego Dziekanatu (argumenty: w czasie sesji student ma dużo ważniejsze sprawy niż wypełnianie ankiet - np. egzaminy; pomijamy fakt, że pod koniec terminu wyborów wykładowców sieć praktycznie stanęła, ponadto nie wszyscy mają dostęp do Internetu); - przeprowadzaniu ankietowania przez profesorów (dotychczas robili to pracownicy administracji lub studenci SHP-u); - uwzględnianiu średniej z ostatniego semestru jako czynnika decydującego o wadze waż ności ankiety (nie może być podziału na równych i równiejszych; zamiast tego jako wagę proponujemy pytanie: "Jak często Uczestniczyłeś/aś w zajęciach z przedmiotu, który oceniasz?"); Dyskusja zakończyła się przesłaniem prac nad ankietami do specjalnej komisji, w której studenckie interesy reprezentować będą Konrad Bojarski (senator ze studiów zaocznych) oraz Janek Stypułkowski (senator z I roku). Senat powołał też członków komisji senackich i uczelnianych, w tym naszych, czyli studenckich, przedstawicieli: - Komisja Rekrutacyjna dla Studiów Dziennych: Marcin Okoński; - Komisja Rekrutacyjna dla Studiów Zaocznych: Jędrek Kawecki; - Komisja Odwoławcza: Olga Krasicka; - Senacka Komisja Statutowa: Tomek Karpiński;
- Senacka Komisja Programowa: Krzysztof Borawski; - Senacka Komisja Budżetu i Finansów: Maja Sontag; - Senacka Komisja ds. Współpracy z Zagranicą i Absolwentami: Tomek Rusek; - Rada Biblioteczna: Michał Bąk;
SKN Konsumngu
Maratończycy,
do boju/
W środowy poranek, dwudziestego marca, nie zobaczymy wprawdzie greckiego żołnie rza w pełnej zbroi, przynoszącego wieści o zwycięstwie i padającego na środku Auli Spadochronowej z wyczerpania po czterdziestodwukilometrowym biegu. Jednakże nie mniejszą atrakcją okaże się z pewnością piąty już Maraton Firm Konsultingowych, corocznie organizowany przez Studenckie Koło Naukowe Konsultingu działające przy SGH. Jaki jest cel imprezy? Przede wszystkim taki, by coraz to młodszym rzeszom przyszłych "rekinów biznesu" przybliżyć ideę konsultingu, zapoznać ich z trybem pracy i zadaniami spoczywającymi na konsultantach, zaprezentować firmy obecnie działające na rynku. Dzięki przewidzianym podczas Maratonu warsztatom, dyskusjom panelowym i wykładom uczestnicy imprezy będą mogli bez-
pośrednio zetknąć się
z pracownikami najwięk szych firm konsultingowych i skorzystać z ich praktycznego doświadczenia w zakresie szeroko pojętego doradztwa. Podobnie jak w latach ubiegłych, także podczas tegorocznego Maratonu nie zabraknie cieszących się ogromną populamością case studies, podczas których uczestnicy będą mieli okazję wczuć się w role prawdziwych konsultantów. Choć - jak na maratońskie zmagania przystało -nie przyjdzie im zmierzyć się z groźnymi Persami, organizatorzy z pewnością postarają się, by emocji i motywacji do case'owych zmagań nie zabrakło nikomu. Warto wspomnieć, że Maraton, organizowany niezmiennie przez SKN Konsultingu, jest jedynym tego rodzaju przedsięwzięciem w Polsce. Przyciąga on nie tylko studentów SGH, ale także tych z innych uczelni pań-
- Uczelniana Komisja Wyborcza: Łukasz Trzaska. Prorektor ds. Nauki i Zarządzania, prof. dr hab. Edward Golachowski, poinformował też o wydelegowaniu przez Samorząd Studentów przedstawicieli studenckich do Rad Naukowych kolegiów. Senat uchwalił regulamin przyjęć kandydatów na I rok studiów w SGH, przy czym my, senatorowie studenccy, wstrzymaliśmy się od głosu, gdyż w naszym rozumieniu niezbyt precyzyjnie wyjaśniał on sprawy związane ze Studenckim Hufcem Pracy. Jest to szczególnie ważne ze względu na kontrowersje i mity, które wokół niego narosły (m.in. że jest to "tylna furtka" na SGH dla dzieci profesorów naszej uczelni, że są w SHP ludzie, którzy na wstęp nym mieli po dwadzieścia kilka punktów, i inne). Wątpliwości nasze rozwiały się po specjalnie w tym celu zorganizowanym spotkaniu Samorządu Studentów i senatorów studenckich z panem Rektorem, prof. dr. hab. Markiem Rockim, który obiecał/zadeklarował, że: - wywieszana będzie imienna lista przyję tych do SHP wraz z liczbą punktów otrzymanych na egzaminie wstępnym (czyli tak jak w przypadku pozostałych studentów studiów dziennych); - nie będzie dyskryminacji kandydatów do SHP ze względu na odległość od Warszawy ich miejsca zamieszkania (czterdzieści godzin pracy w tygodniu de facto wymaga od nich zamieszkania w Warszawie na stałe); -ustanowione zostanąpewne sztywne limity, poprzeczka, która pozwala na wystąpienie z wnioskiem o przyjęcie do SHP, w stosunku do progu przyjmowanych z egzaminów wstępnych (np. wniosek taki mogliby złożyć tylko ci, którym zabrakło nie więcej niż trzy punkty). Działania te, wraz z uznaniem pełni praw studenckich studentów z SHP, przyczynią się naszym zdaniem - do zwalczania mitów i umacniania więzi na naszej uczelni.
Krzysztof Borawski stwowych i prywatnych. W ubiegłym roku losowanie nagród w konkursie "widokówek" zgromadziło w Auli Spadochronowej rekordową liczbę 250 uczestników. Jak będzie tym razem? Jeszcze lepiej! Taką przynajmniej mamy nadzieję! Tym bardziej że zamiast ubiegłorocznej niespodzianki, "case 'a giganta", przewidziane są wcale nie mniejsze atrakcje. Cóż jeszcze dodać? Po prostu: bądźcie z nami już 20 marca, najlepiej od 9.00 do 17.30 (żeby naprawdę niczego nie przegapić!). Tego dnia wszystkie drogi prowadzą przecież do Wioski Konsultingowej, gdzie pośród standów z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. A poza tym... Skoro zwycięstwo pod Maratonem stworzyło podwaliny potęgi Aten, to co Wy na to, żeby uczestnictwo w naszym Maratonie, mniej więcej dwa i pół tysiąca lat później, stworzyło podwaliny potęgi ... Waszej kariery?
SKN Konsultingu
u
Z poradnika wuja Dobra Rada
Ścigany Lewe
łegitki
Każdy
z nas może posiadać legitymację studencką. Żeby taniej przejechać się koleją, trzeba ją co jakiś czas podbijać . Zdarzają się przypadki, że zniżek zapragnie absolwent i podrabia pieczęć uczelni, przedłużając w ten sposób ważność legitymacji. Jest to oczywiście nielegalne, jednak można zrozumieć motywy dzia-. łania : nie miał innej możliwości, jak podrobić pieczątkę. W SGH miała miejsce inna sytuacja i w tym przypadku za nic nie mogę pojąć motywów działania bohaterów zdarzeń. Otóż niektóre osoby, będąc jeszcze studentami, podrabiały sobie pieczątki w legitymacjach. Będąc na liś cie studentów, mając pełnię praw studenckich, zamiast przejść się do dziekanatu po pieczątkę, podrobili ją sobie. Sprawa mocno się skomplikowała, gdy legitymacjom tym przyjrzeli się konduktorzy. O ile dawniej takie przypadki trafiały do kolegium do spraw wykroczeń, o tyle w myśl obecnego prawa zajmuje się nimi prokuratura. Właśnie stamtąd o wszystkim dowiadują się władze rektorskie; legitymacja studencka wydawana jest przecież przez uczelnię, a więc to szkoła jest tutaj stroną poszkodowaną. Bez szans Do tej pory w każdym przypadku uczelnia wnosiła o umorzenie sprawy i delikwentom wszystko uchodziło na sucho. Wiele wskazuje na to, że w przypadkach podrabiania legitymacji wprowadzony będzie przyspieszony tryb prowadzenia sprawy. Co to oznacza? Jeśli tak się
u
Wykładowca
chciał mieć z nimi nic wspóltaki, że cała czwórka dostała dwóję dziekańską, warunek, musieli powtarzać semestr, płacąc za to, oraz dobrać sobie dodatkowy przedmiot. Wśród tych osób była stypendystka rządu RP z jednego z krajów WNP. Dla niej powtarzanie semestru oznaczało koniec stypendium i poważne kłopoty finansowe. Dwóch innych plagiatorów korzystało z preferencyjnych kredytów studenckich, jednak powtórka oznaczała wstrzymanie wypłat i obowiązek zwrotu pobranej dotychczas sumy wraz z odpowiednimi odsetkami. Czym jest "dyscyplinarka"? Przeciwko żadnej z powyższych osób nie zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne, a jest to coś naprawdę bardzo nieprzyjemnego. Przypomina ono proces sądowy. Uczelniana Komisja Dyscyplinarna działa jak normalny sąd, który wydaje wyroki. Komisja informuje o swoich wyrokach wszystkie uczelnie państwowe, a więc "skazany" ma w praktyce szlaban na darmowe studia. Nawet jeżeli student, przeciwko któremu wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zrezygnuje ze studiów, sprawa zostaje przekazana odpowiedniej prokuraturze. Liczba toczących się spraw jest zatrważająca, a wynikająca z niewiedzy beztroska stu- _ _ dentów w fałszowaniu dokumentów i przepisywaniu prac budzi obawy, że będzie jeszcze gorzej. Nikomu nie życzę, aby stanął przed Komisją Dyscyplinarną. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, już odpowiadam: Nie warto!
nego.
stanie, uczelnia dowie się o wszystkim już po rozprawie. Otrzyma jedynie wyrok, nie będzie więc żadnej możliwości interwencji w obronie studenta - zostanie on skazany. Dorobienie sobie pieczątki w legitymacji wydaje się błahostką, jest to jednak przestęp stwo przeciwko dokumentom. Mając coś takiego na koncie, można już zapomnieć o karierze w bankowości, audycie, ubezpieczeniach, o zawodzie maklera czy doradcy finansowego. Nawet jeśli sprawca zostanie uniewinniony, w jego papierach na długie lata pozostanie nieprzyjemny swąd. Niezręczne plagiaty Pisząc prace magisterskie, semestralne i zaliczeniowe, niektórzy dosyć nieroztropnie korzystają z dorobku innych osób. Na naszej uczelni zostały ostatnio ujawnione dwa tego typu przypadki. Praca magisterska jednej ze studentek kierunku MISI była w 75 procentach przepisana z innej pracy. Odkrył to promotor. Dziewczyna miała naprawdę dużo szczęścia. Dostała pół
roku na napisanie nowej pracy, jednak za dodatkowy semestr studiów będzie musiała zapłacić. Gdyby nie życzliwy promotor i przyznanie się do winy, sprawą zajęłaby się prokuratura. Radosne korzystanie z cudzej twórczości podczas zaliczania pracy semestralnej może być fatalne w skutkach. Na jednym z wykładów zarzut plagiatu postawiono czterem osobom.
Konkursy dla studentów
Zwycięzcy wyłonieni Rozstrzygnięta została trzecia edycja konkurwoleni z poziomu zainteresowania wśród stusu Internet Case Study, organizowanego przez dentów? A.J.: Program oceniamy bardzo dobrze, zakoncern Unilever. 11 stycznia bieżącego roku równo liczbę, jak i jakość nadsyłanych rozodbyło się spotkanie laureatów z autorami studiów przypadku oraz z pracownikami działu wiązań wskazuje na to, że studentom zależy na HR. Zwycięzcy otrzymali dyplomy, nagrody, sprawdzeniu swojej wiedzy i rozwiązywaniu mogli także omówić swoje rozwiązania z mene- problemów, z jakimi spotykali się pracownicy dżerami Unilevera. Unilevera. Trzy lata temu, kiedy wystartowaliZwyczajowo nasza uczelnia jest silnie repre- śmy z pomysłem Unileversity Internet Case Stuzentowana w tego typu przedsięwzięciach, nic dies, nie spodziewaliśmy się, że konkurs będzie cieszył się takim zainteresowaniem wśród stuwięc dziwnego, że i tym razem troje laureatów pochodziło właśnie z SGH. Studenci naszej dentów z całej Polski. Z roku na rok zainteresouczelni otrzymali w tegorocznej edycji pierwsze wanie wzrasta i naprawdę bardzo nas to cieszy. Czy nadsyłane przez studentów prace są miejsce za case "Brand Management" oraz dwa wyróżnienia w dziedzinie "Media Marketing". coraz lepsze, czy raczej poziom jest podobny do Osobiście uważam za bardzo interesujący fakt, poprzednich edycji? A.J.: W ciągu trzech program lat uległ zmiaże zdobyte przez nas nagrody dotyczyły marketingu. W końcu, jak wszyscy wiecie, SGH sły nie. W pierwszej edycji studenci mieli do nie z tego, że rokrocznie największa liczba ab- wyboru dwa case studies o tematyce ogólnobizsolwentów składa prace magisterskie z kierunku nesowej. Ostatnie dwa lata to większa liczba Finanse i Bankowość. Być może zatem w kolej- · case'ów o zróżnicowanej tematyce, do wyboru. nej edycji również "fibowcy" wykażą większe Studenci mogą wybierać wedle własnych zainzainteresowanie konkursem i będą bronić hono- teresowań z takich tematów jak: Media Markeru tego najpopularniejszego w SGH kierunku ting, Zarządzanie Marką, Zarządzanie Zasobami studiów. Ludzkimi, Finanse czy Logistyka. To powoduje, że poziom rozwiązań jest coraz wyższy. SpoPoniżej zamieszczamy krótki wywiad z panią Agatą Jach, specjalistą ds. rekrutacji w Unilever strzeżenie pozostaje natomiast jedno: są studenPolska S.A. Mamy nadzieję, że pozwoli to Wam ci, którzy bardzo poważnie podchodzą do temalepiej zrozumieć, jakie są oczekiwania autorów tu, wykorzystując swoją wiedzę oraz kreatywkonkursu odnośnie nadsyłanych ro:zWiązań. ność. Ich prace są naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Takich prac jest coraz więcej. Ale są Dobiegła końca trzecia edycja programu Unileversity Internet Case Study. Jak państwo również studenci zbytnio posiłkujący się wiedzą oceniacie ten program? Czy jesteście zado- i tekstami prosto z literatury fachowej. Niestety,
nie
Finał był
Michal Bąk pracom tym wiele brakuje, ale na szczęście jest ich coraz mniej. Które z dziedzin cieszą się największym zainteresowaniem? A.J.: Można śmiało powiedzieć, że dwa ostatnie lata to lata marketingu. Zarówno z dziedziny Media Marketing, jak i z Zarządzania Marką przyszło w tym roku około 40-45% wszystkich rozwiązań. W dalszej kolejności studenci zainteresowani są Zarządzaniem Zasobami Ludzkimi i szeroko pojętą Logistyką. Czy liczba rozwiązań nadsyłanych przez studentów SGH jest wysoka? A.J.: Studenci SGH co roku poświęcają dużo uwagi Unileverowi. Widać to zarówno w liczbie aplikacji nadsyłanych na Program Praktyk Letnich czy Program, jak i na Unileversity Internet Case Studies. W przypadku case studies liczba rozwiązań nadsyłanych przez studentów SGH to około 25-30% wszystkich prac nadsyłanych z Polski! Czy laureaci Unilevęrsity Internet Case Study mogą liczyć na jakieś szczególne względy w procesie rekrutacji do Unilevera? A.J.: Oczywiście. W ramach nagród każdy z uczestników będzie brał udział tylko w ostatnim etapie procesu selekcji na praktyki, a w przypadku ubiegania się o pracę w ramach Programu Management Trainee - w dwóch ostatnich. Kiedy odbędzie się kolejna edycja konkursu? A.J.: Kolejna edycja, czwarta już z kolei, odbędzie się w październiku 2002 roku. Serdecznie dziękujemy za wywiad.
RozmawiaJ: Marcin Winkler
u
Szkolne osobliwości
Podróbka czy ozyginalP Takie pytanie nasuwa się nie tylko podczas zakupów na Stadionie Dziesięciolecia. Problemu ochrony praw własności przemysłowej nie mogło zabraknąć podczas pilotażowego cyklu seminariów "Bezpieczeństwo w Biznesie", zorganizowanego przez Brytyjsko-Polską Izbę Handlową (BPCC) oraz Biuro Koordynacji Służby Prewencyjnej Komendy Głównej Policji. Podziękowania składam pani Dorocie Kierbiedź z BPCC oraz panu podkomisarzowi Krzysztofowi Jaskólskiemu ze służb prewencji KGP, dzięki uprzejmości których mogłem po raz kolejny uczestniczyć w wielce interesującym seminarium. Problem "podróbek" przedstawił pan podinspektor Jan Hajdukiewicz, wybitny specjalista w tej dziedzinie, kierownik zespołu ds. zwalczania przestępczo ści komputerowej i intelektualnej w KGP. Pan podinspektor przestrzegł, że piractwo przemysłowe jest dużym zagroże niem dla naszej gospodarki. Szacuje się, że podaż niektórych produktów podrobionych wynosi aż 25%. Podrabianie artykułów oznacza straty w wysokości miliardów złotych dla naszego budżetu (nieściągnięte podatki, rozwój szarej strefy), spore zyski grup przestępczych i związany z nimi proceder "prania brudnych pieniędzy" (przemysł fonograficzny i kinematograficzny jest często używany jako "pralnia pieniędzy"). 80-90% funduszy na działalność terrorystyczną takich grup jak IRA czy ETA jest pozyskiwane właśnie ze sprzedaży i produkcji podrobionych towarów. Polscy konsumenci cierpią też restrykcje gospodarcze ze strony dużych międzynaro dowych koncernów czy też innych państw, a opinia RP narażona jest na arenie między narodowej.
u
-
~
~~- ""'
Asortyment wyrobów "oferowanych" przez fałszerzy jest szeroki, oryginalne w 100% sąjedynie nowe samochody. Policjanci z zespołu podinspektora Hajdukiewicza mieli do czynienia nie tylko z fałszywymi dżinsami i obuwiem sportowym (najczęściej podrabiane wyroby), kosmetykami, zabawkami, garniturami, kawą (zwracajmy uwagę na datę ważności; jeśli jest drukowana, prawdopodobnie mamy do czynienia z podróbką, w oryginalnych produktach data waż ności jest zazwyczaj tłoczona), proszkami do prania, książkami (drukowanymi na Wschodzie), ale również z "tanimi piwami", wodą mineralną, lekarstwami, nawozami i środkami ochrony roślin. To z pewnością jest sporym zagrożeniem dla naszego zdrowia, podobnie jak podrabiane części samochodowe, które, niestety, możemy spotkać w autoryzowanych stacjach obsługi i w serwisach. Ciekawy przypadek miał miejsce na początku lat 90., kiedy to nasz przedsiębiorczy rodak podrabiał olej samochodowy znanych marek, zmieniając jedynie etykiety na opakowaniach. Wpadł, gdy zaoferował kupno oleju oficjalnemu przedstawicielowi koncernu. Inne interesujące zdarzenie miało miejsce w pewnym dużym mieście, gdzie w garażu dobrze prosperowało nielegalne kino. Jednak firmy nie zawsze są zainteresowane ściganiem osób podrabiających ich wyroby. W polskim prawie piractwo przemysłowe jest ścigane z powództwa poszkodowanego, czyli wytwórcy towarów lub jego przedstawiciela na polskim rynku. Przykładem jest brak działania ze strony pewnej firmy produkującej luksusowe kosmetyki, która nie przejęła się faktem, że na bazarach
Szkolne osobliwości
Dzień niemieckojęzycznych Piąty grudnia 2001 roku w Szkole Głównej Handlowej upłynął pod znakiem kultury germańskiej. Studenckie Koło Naukowe Polsko-Niemieckich Stosunków Gospodarczych, we współpracy z SKN Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych, zorganizowało projekt pt. "Dzień krajów niemieckojęzycznych w SGH". Impreza miała charakter kulturalno-naukowy i rozgrywała się na dwóch płasz czyznach. Plakaty w gablotach uczelni, "centralny" poster w Auli Spadochronowej oraz ulotki rozdawane na tydzień przed imprezą informowały o bloku wykładowym. Pierwsze spotkanie (o godzinie 11 :40) w Auli Głównej poprowadził prof. Klaus Ziemter z Instytutu Historycznego. Wykład w języku niemieckim samym tytułem: "Wzajemne postrzeganie się Polaków i Niemców", przyciągnął wielu studentów, a jego treść zainteresowała nawet tych słuchaczy, którzy przypadkowo znaleźli się w sali wykładowej. Doskonale zorientowany w zagadnieniu profesor w sposób niezwykle
ciekawy zaprezentował historię stosunków polsko-niemieckich oraz jej wpływ na wzajemne relacje obu narodów. Kolejnym punktem programu merytorycznego była prelekcja na temat możliwości podjęcia pracy w Niemczech w charakterze wolontariusza. Wykład (o godzinie 15:20) poprowadził przedstawiciel Fundacji Schumanna. Druga płaszczyzna imprezy to część informacyjno-rozrywkowa. W godzinach 10:0015:30 na Auli Spadochronowej przy standach firmowanych przez koła naukowe (SKN PNSG oraz MSG) organizatorzy projektu informowali o planie imprezy i rozdawali nagrody: prezenty mikołajkowe ufundowane przez sponsorów. Pośrednio na Auli obecne były ambasady państw niemieckojęzycznych. Na stolikach organizatorów znalazły się udostępnione przez Ambasady Austrii i Szwajcarii przeróżne foldery, mapy oraz prospekty informacyjne, promujące te piękne i atrakcyjne pod względem
są dostępne podróbki perfum kilkunastokrotnie tańsze od oryginałów. Przedstawiciel tej firmy słusznie stwierdził, że w żadnej mierze "tańsza konkurencja" nie zmniejszy sprzedaży, gdyż osoby kupujące perfumy na bazarze nie zaopatrzą się w oryginały za kilkaset złotych, nawet jeśli podróbki znikną z rynku. W Polsce toczy się coraz więcej postę powań związanych z przestępstwami gospodarczymi, wynikającymi z naruszenia włas ności przemysłowej. W roku 2000 było ich 3960, a w 2001 liczba spraw przekroczy 4000. Jednak w naszym kraju istnieje społeczne przyzwolenie na ten rodzaj przestępstw. Inaczej traktuje się, na przykład, złodzieja roweru, a inaczej przemytnika. Na koniec przedstawiciele stowarzyszenia "Pro-Marka" zaprezentowali grupę tzw. produktów podobnych, czyli wyrobów naśladu jących produkty markowe. Skala problemu jest rzeczywiście olbrzymia i dotyczy nas wszystkich, klientów, którzy często ryzykują zdrowiem, konsumując produkty wykonane metodą "chałupniczą" czy też myjąc włosy szamponem, który pierwotnie przeznaczony był dla czworonogów. Jako że nasze koło nie ustaje w działa niach mających na celu poprawę wspólnego spokoju, zajęliśmy się kwestią bezpieczeń stwa naszych mieszkań i już niedługo przedstawimy Wam wyniki naszych badań. Zainteresowanych działalnością naszego koła zapraszamy do współpracy: przestepca@ egroups.com. Gwarantujemy udział w ciekawych i oryginalnych przedsięwzięciach.
Damian Druzga SKN Badań nad Przestępczością i Bezpieczeństwa w Biznesie
Gospodarczą
turystycznym kraje. Zainteresowani mogli bezpłatnie zaopatrzyć się m.in. w przewodnik górski po Austrii czy w informator po trasach widokowych Szwajcarii. Przez cały dzień studenci brali również udział w konkursie wypełniając ankietę z pytaniami odwołującymi się do elementarnej wiedzy na temat krajów niemieckojęzycznych. Rozstrzygnięcie konkursu, którego zwycięzcy otrzymali podwójne zaproszenia na Festiwal Młodego Kina Niemieckiego, podsumowało Dzień Krajów Niemieckojęzycznych w SGH. SKN PNSG zaprasza wszystkich zainteresowanych na spotkania koła w każdy wtorek w budynku "A". W planie działalności koła na najbliższe dwa semestry mamy: zorganizowanie wymiany studenckiej, konferencji wyjazdowej oraz szereg innych ciekawych projektów realizowanych we współpracy z innymi organizacjami studenckimi.
Barbara Szylberg (bszylberg@hotmail.com) lł'iceprezes
SKN PNSG
OD
u
Akcje zwalczające
Narkotyki precz (cz. 2) Już póhora miesiąca minęło od rozpoczęcia tej jednej z największych i najtrudniejszych akcji wśród społeczności akademickiej. Trudno na razie ocenić jej wyniki, lecz początki napawają optymizmem. Jesteśmy pierwszą uczelnią w kraju, która rozpoczęła działalność w ramach tego programu. Patronuje mu pani minister Barbara Labuda. Bardzo wzruszająca okazała się postawa studentów Szkoły Głównej Handlowej, w tym przede wszystkim przedstawicieli I roku i studentów Hufca Pracy. Dzięki pomocy i koordynacji Dziekanatu Studium Podstawowego udało nam się zebrać ponad 1000 maskotek i przekazać je Centrum Pornocy Bliźniemu przy ulicy Marywilskiej w Warszawie. Wizyta w tym ośrodku okazała się być tak dla studentów SGH, jak i uczniów liceum niepublicznego przy SGH, niezwykłym przeżyciem. Trudno sobie wyobrazić ten świat bólu, zniszczenia, upadku, ale także - albo nawet przede wszystkim - walki, walki z własnym charakterem, która stanowi jedyną drogę ucieczki od zguby. Dopiero widok tych dotkniętych przez los ludzi wyzwala w nas prawdziwie ludzkie odczucia. Czy zdarzyło Wam się wstawać codziennie,
u
mając tylko jeden cel w życiu i mając minimalne szanse na jego osiągnięcie? Okazuje się, że najmniejsza choćby pomoc pozwala nie tylko poczuć nieszczęścia innych, ale i odwrócić uwagę tych biednych ludzi od szarości dnia powszedniego. Drugim ważnym wydarzeniem był wykład pana Marka Kotańskiego. Odbył się on 13 grudnia 2001 w Auli A. Spotkał nas kolejny powód do dumy. Aula była pełna, a wśród sześ ciuset entuzjastycznie nastawionych słuchaczy znaleźli się studenci wszystkich lat i - co najważniejsze -uczniowie naszego liceum. Pan Kotański z przykrością stwierdził, że obecnie trudno zdobyć czyjąś bezinteresowną pomoc. Jedyną szansą jesteśmy my, inteligentni, energiczni młodzi ludzie, którzy nie tylko mają ciekawe idee, ale na drodze ku ich realizacji potrafią pokonać wszelkie przeszkody. Pornysłów jest wiele. Organizowanie wielkiego akademickiego Domu Czystych Serc, koncertów potępiających zażywanie narkotyków itp. pomoże odwieść młodzież od próby zniszczenia sobie życia. Choć nie jesteśmy w stanie pomóc samym chorym, nie oznacza to, że nie możemy pomóc w działaniach profilaktycz-
Wygraj pierwsze miejsce
Znowu Grasz Czym jest dla studenta możliwość odbycia praktyki zawodowej i zdobycia doświadczenia zawodowego, tłumaczyć nikomu nie trzeba. Siedem lat temu, z myślą wyjścia naprzeciw potrzebom młodych ambitnych ludzi, powstał projekt "Grasz o staż". W tegorocznej, siódmej już edycji konkursu organizowanego przez PricewaterhouseCoopers i "Gazetę Wyborczą" studenci III, IV i V roku oraz absolwenci do 35 roku życia mogą wygrać płatne letnie praktyki w kilkudziesięciu renomowanych polskich i międzynarodowych firmach. Justyna Górak, studentka IV roku Finansów i Bankowości SGH, która wygrała praktykę w firmie Johnson&Johnson Poland Sp. z o.o., tak podsumowuje swój udział w konkursie: "Sporo się nauczyłam i myślę, że dzięki prestiżowi konkursu łatwiej mi będzie znaleźć kolejną pracę. Poznałam charakter i środowi sko pracy w dużej firmie, sprawdziłam swoją wiedzę i możliwości, co pomoże mi lepiej dostosować się do wymogów pracodawcy. Zorientowałam się, jakich umiejętnościjeszcze mi brakuje, aby w przyszłości móc stać się lepszym pracownikiem. Konkurs składa się z dwóch etapów. W pierwszym każdy uczestnik rozwiązuje dwa spośród kilkunastu zadań. Zadania ogłoszone zostaną 4 marca 2002 r. na stronie konkursu: www. grasz. p l. Do wyboru będą m.in. tematy z bankowości, e-biznesu, finapsów i księ gowości, zarządzania i z innych dziedzin. Do 17 kwietnia 2002 r. należy wypełnić formularz zgłoszeniowy dostępny na stronie konkurso-
wej, dołączyć do niego dwa rozwiązane zadania i wysłać drogą elektroniczną (zgłoszenia do konkursu przyjmowane będą wyłącznie przez Internet). Drugi etap polegać będzie na rozmowach z przedstawicielami firm fundujących praktyki. Lista laureatów zostanie ogłoszona 24 czerwca 2002 r. w "Gazecie Wyborczej" w dodatku "Praca". Oprócz samych praktyk w konkursie moż na również wygrać szkolenia. Wszyscy !au-
nych. Seminarium prowadzone przez pana Kotańskiego wywołało falę pytań i tematów do dyskusji. Okazało się, że studenci są świadomi problemu i z wielkim zainteresowaniem wysłuchali naszego gościa. Efektem powstałej w ten sposób dyskusji był pomysł organizowania wyjazdów seminaryjnych do wspomnianego na początku artykułu Centrum Pornocy Bliźniemu. Listy chętnych szybko się zapeł niają, a zapisy prowadzi pani Kasia Wójcicka, opiekunka pierwszego roku w Studium Podstawowym. Bardzo przyjemnym akcentem było wystąpienie pana Marka Kotańskiego w Radiu Dla Ciebie. Miała tam również przyjemność być jedna z naszych studentek. Nasza działalność została zauważona i myślę, że pomoże to w przygotowywaniu kolejnych akcji. Jako przedstawiciel Zarządu Głównego Akademickiego Związku Sportowego w Komisji ds. Społecznych przy Kancelarii Prezydenta RP, osobiście podjąłem się przewodniczenia tej akcji na naszej uczelni i koordynowania działań pomiędzy organizacjami studenckimi SGH, Dziekanatem Studium Podstawowego a Monarem. Niezwykłe jest to, że to właśnie my, studenci, możemy ratować tysiące istnień.
Tomasz Husak reaci wezmą udział w dwudniowym szkoleniu z zakresu planowania rozwoju osobistego i ścieżki kariery, przeprowadzone przez PricewaterhouseCoopers. Ponadto przez kilka najbliższych miesięcy będą mieli dostęp do specjalnej strony internetowej i forum, przeznaczonych dla laureatów, gdzie będą oni mogli wymieniać doświadczenia z praktyk czy też urnawiać się na wspólne spotkania. Natomiast laureaci drugiego etapu konkursu odbędą szkolenie "Jak być atrakcyjnym na rynku pracy". Informacje na temat konkursu "Grasz o staż" można przeczytać na stronie: www. grasz .pl.
Organizatorzy
UCZELNIA t-4
u
Maglowanie
Między mlote111 Reżyser
reklamowy to zawód barwny i dochodowy, ale wymagający jednocześnie sprytu i dyplomacji. Przekonaj się o tym, zagłębiając w lekturę rozmowy z Lourensem van Rensburgiem, znanym w branży reżyserem, pracującym ostatnio w Polsce przy produkcji filmu reklamowego "Karczma" dla jednego z polskich piw. Na reklamę tę trafiłeś z pewnością, oglądając telewizję po 23 :00, kiedy po trudach przedsesyjnego wkuwania zrobiłeś sobie przerywnik na małe telewizyjne co nieco. Jest to tzw. "pasmo piwne", czyli jedyny dopuszczony obecnie przez polski parlament czas na reklamę złocistego napoju. Jak filmowiec poradził sobie z nakręceniem reklamy, której treść - według obowiązującego w Polsce od września 2001 roku drakońskiego prawa - nie może się kojarzyć m.in. z relaksem, przyjemnością, sukcesem życiowym, sportem? Jak stałeś się reżyserem reklamowym? Czym w swoim dotychczasowym dorobku możesz się pochwalić?
L.V.R.: Filmy reklamowe reżyseruję już od lat . W tym czasie nakręciłem już około dwustu reklam, przeciętnie dwie lub trzy w miesiącu . Pracowałem już m.in. dla Mercedesa, Fiata, Coca-Coli, Nike, Virgin Atlantic, South African Airways, Nestle, Audi, Epson. Wkrótce rozpocznę pracę nad filmem reklamowym Opla, przeznaczonym na rynek niemiecki. Jakie miałeś przygotowanie reżyserskie, zarówno praktyczne jak i teoretyczne, zanim zacząłeś samodzielnie krę cić reklamy? L.V.R.: To się zaczęło bardzo dawno temu. Odpięciu
kąd pamiętam, miałem
tak naprawdę tylko dwa marzenia: albo zostać reżyserem filmowym, albo kierowcą wyścigowym. Dorastałem przeciętnej południowoafrykańskiej
w bardzo rodzinie,
w małej miejscowości. Mój ojciec pracował w hucie, a matka była gospodynią domową. Szybko przekonałem się, że zostanie kierowcą wyścigowym nie jest realne, postanowiłem więc skupić się na moim drugim marzeniu. Kiedy byłem dzieckiem, zacząłem fotografować ludzi starym aparatem mojego ojca. Zawsze chciałem kierować dziećmi na podwórku, reżyserując różne sceny. Zawsze przysparzało mi to wielu kłopotów. Potem w szkole średniej kupiłem sobie kamerę wideo i filmowałem wydarzenia sportowe: mecze piłki nożnej, tenisa, krykieta. Dostałem się do szkoły filmowej, gdzie studiowałem przez trzy lata. Po studiach zacząłem pracować w branży, ale zupełnie na dole drabiny. Byłem gońcem, który robił herbatę, obwoził pracowników planu itp., słowem : takim typowym "przynieś-wynieś -pozamiataj". Był to wymarzony początek,
a kowadłem ponieważ udało
mi się podpatrzeć wiele aspektów pracy reżyserskiej . Gdy miałem trochę wolnego czasu, kręciłem krótkie filmy do obejrzenia w gronie przyjaciół. W międzyczasie wybrałem się do USA, gdzie przez pół roku pracowałem za darmo przy produkcjach filmowych . Było to znakomite doświadcze nie. Po powrocie do RPA dużo podróżowałem. Byłem np. w ekipie tworzącej film dokumentalny z podróży lą dowej przez całą Afrykę : od Cape Town do Kairu. Z podobną
ekipą
odwiedziłem
również Amazonię.
W jakich okolicznościach samodzielnym reży serem? L.V.R.: Pięć lat temu uznałem, że nadszedł sprzyjający czas, aby zacząć samodzielnie reży serować reklamowe spoty telewizyjne. Wraz z dwójką przyjaciół założyliśmy własną firmę. Obecnie jesteśmy drugim pod względem wielkości domem produkcyjnym w RPA, dla którego, oprócz mnie, pracuje jeszcze sześciu innych reżyserów i około czterdziestu pracowników. Powiodło nam się. Zdobyliśmy uznanie za kreatywność, wygraliśmy kilka nagród w branży reklamowej. W tym roku jeden z naszych kolegów znalazł się w światowym rankingu firmy Saatchi&Saatchi dla najlepszych młodych reżyserów reklamowych. Filmowcy branży reklamowej powinni dobrze dawać sobie radę przede wszystkim pod względem kreatywności , ponieważ tylko w ten sposób można zostać dostrzeżonym. Na podstawie tego kryterium zespoły kreatywne agencji reklamowych dobierają reżyserów. Szukają ludzi, którzy potrafią we wciągający sposób opowiedzieć historię filmem. Jeśli chodzi o mnie, uważam, że znalazłem dla siebie pewną niszę na rynku reklamowym. Dotyczyła ona zastosowania humoru w reklamie, a także sposóbu pracowania z ludź mi. Sądzę, że bierze się to z prostoty środo wiska, w którym dorastałem. Nie uczęszczałem do elitamych prywatnych szkół, pochodzę z rodziny z klasy robotniczej. Pewnie dlatego umiem łatwo znaleźć z ludźmi wspólny język. Zawsze pamiętam o tym, że reklama jest właśnie dla zwykłych ludzi. Nie możesz im opowiadać historii, która jest zbyt artystyczna lub zbyt wyszukana. Nie będą nią zainteresowani. Zapamiętalem słowa, które wypowiedzialeś w czasie przedprodukcyjnego spotkania z brand menedżerami. Powiedziałeś wtedy, że reżyserując reklamę, nie jesteś lojalny wobec zostałeś
klienta ani agencji, ale przede wszystkim wobec publiczności. To bardzo sprytne stwierdzenie, ponieważ tak długo, jak jesteś lojalny wobec publiczności, zachowujesz także lojalność wobec klienta. Z kolei usatysfakcjonowany klient to zadowolona agencja. Z drugiej strony, agencje reklamowe często zainteresowane są tym, aby "ich" reklamy przede wszystkim wygrywały nagrody na prestiżowych festiwalach reklamowych. L.V.R.: Dokładnie tak. To bardzo specyficzne dla naszej branży, to jest jak miecz o dwóch ostrzach. Zawsze masz do czynienia z klientem, który nie chce wygrywać nagród, ale przede wszystkim sprzedawać swoje produkty i za to właśnie płaci agencji. Z drugiej strony agencję, jeśli jest dobra, motywują nagrody na festiwalach i konkursach. Innymi słowy : chcą zrobić kreatywną reklamę, ale najlepiej, żeby jej emisja doprowadziła równocześnie do zwiększenia sprzedaży produktu. Połączenie tych dwóch rzeczy jest niezmiernie trudne. Teraz widzisz, że reżyser to taki ktoś, kto jest skazany na pracę między młotem a kowadłem. Dostajesz zlecenia, jeśli robisz reklamy kreatywne, ale jednocześnie muszą one w wymierny sposób wypromować produkt. Z mojej strony koncentracja na widzach jest bezpieczna, ponieważ to do agencji zazwyczaj należy dostarczenie kreatywnego rozwiązania, a ja muszę je ująć w ramy, które przełożą się na zachowania rynkowe. Ogólnie w świecie można zaobserwować zwrot w stronę reklamy, która jest mniej wyszukana koncepcyjnie, ale bardziej efektywna rynkowo. Wyobraźmy sobie taką sytuację: zobaczyłeś już scenariusz, wiesz, dla jakiego produktu ma być kręcona reklama. Czy zdarza Ci się, że ze względów etycznych, prestiżowych lub innych odmawiasz współpracy? L.V.R.: Na szczęście mnie takie sytuacje zdarzają się niezmierne rzadko. Twórcy reklam
i firmy zachowują się w obecnych czasach dubardziej odpowiedzialnie niż kiedyś . W tygodniu dostaję przeciętnie dziesięć scenariuszy reklam, spośród których mogę wybierać . Mój wybór opiera się w pierwszej kolejności na tym, jak interesujący jest materiał, czy reklama żo
(ciąg dalszy na
nastx:pnej stronie)
r u
Maglowanie
Między mlotein (dokończenie
z poprzedniej strony)
ma w sobie jakiś pomysł i czy najważniejszą częścią tego pomysłu są ludzie. Nie zajmuję się raczej rzeczami, które mająprzedstawiać tylko i wyłącznie piękno i elegancję. Zawsze musi być w tym jakaś mała historia, którą można zabawić widza. Musisz zawsze pamiętać, że widzowie to normalni, na co dzień pracujący ludzie. Ostatnią rzeczą, jaką chcieliby robić po ciężkim dniu i powrocie do rodziny, jest oglą danie nudy w telewizji. Wymagasz od nich kilkunastu lub kilkudziesięciu sekund uwagi i zobowiązany jesteś dać im coś w zamian: sprawić, że się wzruszą, rozweselą, zastanowią.
Dostajesz
scenariuszy tygodniowo, kręcisz średnio 2-3 reklamy w miesiącu. Czy nie obawiasz się, że, przy tak intensywnej pracy w pewnym momencie zakradnie się do Twojego życia rutyna? dziesięć
L.V.R.: Kiedy zacząłem pracować jako samodzielny reżyser, powiedziałem sobie, że w dniu, kiedy moje zajęcie stanie się tylko zawodem i nie będzie się już wiązało z pasją i przyjemnością, przerzucę się na coś innego. Reżyserowanie nie powinno zmienić się w rutynę. Rzeczywiście, zaobserwowałem ostatnio, że po pięciu latach ciągłej pracy czuję się zmę czony i wypalony. W najbliższym czasie mam zamiar zrobić sobie dwumiesięczną przerwę i nie zajmować się wtedy niczym, co choć trochę związane by było z reżyserią. Zamierzamy wraz z przyjacielem na motocyklach przejechać Afrykę trasą z Cape Town w RPA do Kairu w Egipcie. Oczywiście całą odległość pokonamy drogą lądową. Telefon komórkowy i faks zostawiam w domu. Nie biorę nawet aparatu ani wideo. Nie
zamierzam nic filmować, robić żadnych zdjęć, a jedynie gromadzić w pamięci doświadczenia i wrócić ze świeżym umysłem, z nowymi siłami do pracy. Obecnie reżyserb)' dostają za swoją pracę ogromne pieniądze. Czasem nie mogę się nadziwić, ile zarabiamy. A jeśli ktoś płaci tak dużo, jednocześnie bardzo wiele
a kowadlein wymaga. Oczekiwane jest sto dziesięć procent twojej uwagi i zaangażowania. Jeśli płacę budowniczemu za to, by zbudował mój dom, to w grę wchodzi tu coś bardzo istotnego, mój dom. Nie chcę, żeby budowniczy był zmę czony, znudzony, by myślał o innych projektach i planach. Chcę, aby wykonał swoją robotę jak najlepiej, i wymagam jego pełnej uwagi. Klienci i agencje w podobny sposób podchodzą do reżysera. On z kolei, zabierając się do pracy, powinien m1ec świeży i wypoczęty umysł, a także być pełen zaangażowania, które najłat wiej jest osiągnąć, jeśli z pracy na planie czerpie się przyjemność.
Co - oprócz, jak sam przyznajesz, dużych - motywuje Cię najbardziej do reżyserowania filmów reklamowych?
pieniędzy
telewizyjnych. Skończy się to wynalezieniem przez producentów nowych kanałów komunikacji z konsumentem, o jakich nikomu się jeszcze nie śniło. Ten proces powoli już postępuje. Nie jest to może pomyślna perspektywa dla telewizji, ale otworzy ona nowe drzwi prowadzące na nieznane dotychczas obszary. Czy pracowaleś kiedykolwiek w warunkach ograniczeń
prawnych reklamy?
L.V.R.: Jedyne ograniczenia, z jakimi musiałem się zmierzyć, dotyczyły pokazywania nagości i atrakcyjności seksualnej w reklamie. Praca w Polsce nad nowym spotem piwem była dla mnie zatem dobrym ćwiczeniem, po raz pierwszy stanąłem oko w oko z tak restrykcyjnym prawem. Wyreżyserowałem już w swoim życiu kilka reklam samochodów. Tam pojawił się dodatkowy problem. Kiedyś w tego typu reklamach mogliśmy robić wszystko. Można było pokazywać naprawdę niebezpieczny i ryzykowny styl jazdy, ruszanie z piskiem opon, efektowne stłuczki, z których oczywiście bohater wychodzi cało . Teraz podchodzi się do tego bardziej odpowiedzialnie: w reklamach promowany jest bezpieczny i odpowiedzialny styl jazdy. I tu otwiera się ogromne pole dla rozwiązań kreatywnych. Nie musisz pokazywać samochodu pędzącego po wąskiej
L.V.R.: Zawsze najbardziej zawsze fascymnie to, że jako reżyser muszę opowiedzieć pewną konkretną historię w bardzo krótkim czasie: trzydziestu, a w najlepszym wypadku czterdziestu sekund. Przy tym musi być ona czytelna dla widza. Jest na to najczęś ciej przeznaczony porządny budżet oraz wystarczająco dużo czasu. Muszę podróżować i spotykam wielu interesujących ludzi. To nowało
właśnie lubię.
Czy praca w warunkach poważnych prawnych stawianych reklamie piwa, tak jak ma to miejsce w Polsce, jest dla Ciebie wyzwaniem, czy wręcz przeciwnie ograniczeń
męczarnią?
L.V.R.: Nie da się tego jednoznacznie W nowej reklamie mamy do czynienia z kumplami, którzy przychodzą do pubu napić się piwa. Myślę, że powodem, dla którego ludzie po pracy, po ciężkim dniu chodzą do pubu, jest to, żeby się zrelaksować, zapomnieć o stresie i trudach życia. To, że według znowelizowanego we wrześniu 2001 roku polskiego prawodawstwa treść reklamy piwa nie może kojarzyć się m.in. z relaksem, sukcesem życiowym, atrakcyjnością seksualną, sportem, jest jakimś całkowitym nieporozumieniem i absurdem. To jest dla nas duże wyzwanie: jak podejść do tej kwestii, jak przekonująco pokazać w pubie bohaterów, którym nie wolno jest się śmiać. Tutaj punkt ciężkości całego przekazu musi leżeć gdzie indziej. Zadanie jest karkołomne, ale zawsze upewniamy się, czy podchodzimy do całości w sposób bezpieczny, czy wykorzystujemy wszelkie opcje, by mieć pewność, że reklama zostanie wyemitowana. Interesujące jest obserwowanie kierunku, w jakim podąża reklama papierosów i alkoholu. Sądzę, że, niestety, reklamy tych produktów już niedługo wszędzie na świecie znikną z anten określić .
drodze z
prędkością
dwustu kilometrów na jedynie kierowcę wychodzącego z samochodu z włosami sterczącymi na wszystkie strony. W taki sposób może nawet skuteczniej uświadamiasz ludziom, że reklamowany samochód jest naprawdę szybki. Prawo wymusza na agencjach kreatywne podejście do problemu. No właśnie, czym jest dla Ciebie kreatywgodzinę. Można pokazać
ność?
L.V.R.: Ludzie mają błędne przekonanie o tym, że kreatywność nierozerwalnie wiąże się z artyzmem. To nie jest do końca tak. Sądzę, że Michael Schumacher jest kreatywny, ponieważ wie, jak prowadzić samochód szybciej od swoich rywali. Mamy w tym wypadku do czynienia z kreatywnym kierowcą. To samo dotyczy księ gowego. Sposób, w jaki sprawniej niż inni księ gowi ewidencjonuje pieniądze w firmie, może być uznany za kreatywny. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu jest kreatywny i każdy z nas wykorzystuje tę kreatywność w różnych obszarach życia.
Bardzo dziękuję za wielu sukcesów.
rozmowę
i
życzę
jeszcze
RozmawiaJ: Sebastian Urlik
UCZELNIA
u
Marketing polityczny
Ach, ta polityka... W ramach projektu odbyły się trzy wykłady na temat kampanii wyborczej do parlamentu 200 l, zorganizowane wspólnie przez Koło Marketingu i Koło Reklamy: l. 8 listopada: "Jak osiągnąć sukces wyborczy?", prezentacja p. Macieja Grabowskiego, szefa kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej. 2. 21 listopada: "Polityk - produkt wyborczy", wykład p. Piotra Tymochowicza, koordynatora kampanii wyborczej Samoobrony. 3. 6 grudnia: "Jak skutecznie wykreować polityka?", "Kulisy porozumienia SLD i SD", wykład p. Jana Klimka, lidera Stronnictwa Demokratycznego, i p. Sabiny Klimek, prowadzą cej kampanię wyborczą Jana Klimka. Wykłady te znacznie różniły się od siebie, co wskazuje, że nie istnieje jedna sprawdzona recepta na udaną kampanię. Najistotniejszym wnioskiem wydaje się fakt, że marketing polityczny jest dziedziną nieodłącznie związaną z polityką i aby zajmować się nim profesjonalnie, należy czynnie uczestniczyć w życiu politycznym. Żadna partia nie powierzy prowadzenia swojej kampanii osobie lub firmie zupełnie z nią niezwiązanej.
Kampania wyborcza PO opierała się na profesjonalnych analizach rynku, przygotowanych przez United PR pod okiem pana Macieja Grabowskiego. Sztab wyborczy uformował się w połowie lutego 2001 i na ten okres przypada nieformalny start kampanii. Elektorat zbadano pod kątem marzeń (sprowadzających się do "małej stabilizacji" na miarę III RP, tzn. spokojnego, bezpiecznego, przewidywalnego życia, mieszkania i rodziny jako podstawy) i problemów (bezrobocie, bezpieczeństwo w państwie, korupcja, zbyt wysokie podatki). Kampanię zaplanowano na podstawie porównania rozwiązań tychże aspektów, proponowanych SLD, AWS i UW. Grupa docelowa składała się z dwóch grup: l) elektorat twardy (stały) i część elektoratu miękkiego (zmiennego), deklarujące gotowość głosowania na PO, czyli stan posiadania PO, którego trzeba było bronić; 2) część miękkiego elektoratu PO, deklarująca gotowość głosowania na inne partie, czyli głównie
część, którą należało
zdobyć (najważniejsza
grupa, ok. 1,8 mln wyborców, znajdowała się pomiędzy PO a SLD). Szczególnie ważnym spostrzeżeniem był fakt, że Polacy lubią partie zwarte, nie skłócone wewnętrznie (plus dla SLD, minus dla AWS). Strategia kampanii oparła się na następującym wyróżniku: jednolitym, wyraźnym wizerunku trójki liderów, będącym swoistym antidotum na postać Leszka Millera. Nienaruszalnym wymogiem była całkowita zgodność w grupie liderów PO. Na główny element programu wyborczego wybrano podatek lini o wy. Tytuł wykładu brzmiał dwuznacznie: "Jak osiągnąć sukces wyborczy?" Dwuznacznie, ponieważ niektórzy wyborcy uważali wynik osiągnięty przez PO za porażkę. Z audytorium również padło pytanie, czy kampanię PO należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu. W świetle celów kampanii okazało się, że tak. Priorytety brzmiały następująco:
l) budowa struktur terenowych w okręgach; 2) PO drugim pod względem wielkości klubem w Sejmie (ostatecznie, wobec rewelacyjnej kampanii Samoobrony, PO zajmuje trzecie miejsce); 3) UW i AWS znajdują się poza parlamentem. Muszę przyznać, że zarówno kampania, jak i sama jej prezentacja (przygotowana zgodnie z wizerunkiem PO), były przykładem czystego profesjonalizmu. Nowość w atrakcyjnym opakowaniu sprzedała się z zyskiem. Fenomen kampanii Samoobrony opierał się na postaci Andrzeja Leppera, wykreowanego przez mistrza manipulacji, Piotra Tymochowicza. Obaj panowie, znani z kontrowersyjnych poglądów, doskonale wykorzystali nadarzającą się okazję wejścia na rynek polityczny, choć ten drugi, jak na razie, oficjalnie nie angażuje się w politykę. Kampania była prowadzona przez ICCE Greenpol i to było w zasadzie wszystko, czego się o niej dowiedzieliśmy. Pan Tymochowicz nie odpowiedział na praktycznie żadne z zadanych mu pytań dotyczących szczegółów kampanii Samoobrony. Mimo to wykład nie należał do nudnych, wręcz przeciwnie: był prawdziwym pokazem technik manipulacji, której staliśmy się obiektem. Paradoksalne wyjście od wzoru E=mc2 (pan Tymochowicz jest z wykształcenia fizykiem) skutecznie wzbudziło zainteresowanie audytorium i znalazło swoje uzasadnienie w koncepcji udanej kampanii wyborczej. Brzmi to co najmniej niewiarygodnie... Tymczasem porządek we wszechświecie musi być zachowany i założenia o przyciąganiu i odpychaniu się cząsteczek, sprawdzają się w odniesieniu do wszystkich obiektów (włączając w to nas samych). Prowadzący udowodnił również, że w teorii człowiek (tu: polityk), jest niczym innym jak tylko produktem wyborczym. Ukoronowaniem wywodu był wniosek, że dysponując odpowiednimi narzędziami, prawie każdego można wypromować na prezydenta... Tak więc, Koleżanki i Koledzy, nic nie jest niemożliwe! Nie sam produkt jest najważniejszy, ale jego otoczka. Nie sprzedajemy wyborcom programu (bo i tak prawie nikt go nie czyta), tylko, podstępnie wkraczając na terytorium ich podświa domości i emocji, oferujemy korzyści, a przede wszystkim satysfakcję! Doskonały popis mowy ciała, modulacji głosu, podtrzymywania uwagi audytorium, kreowania się jednocześnie na specjalistę w swojej dziedzinie i człowieka skromnego (cyt. "moja skromna osoba"), kontrowersyjność (popularność outsiderów już dawno minęła), wyćwi czony "atak" uśmiechem i kilkakrotne wprowadzenie elementu zaskoczenia były idealnym przykładem na to, jak można zrobić z siebie produkt na sprzedaż. Zainteresowanym - jako bonus - polecam świetny artykuł Piotra Tymochowicza pt. "Manowce marketingu. Nie tylko politycznego", który ukazał się we wrześniowym numerze magazynu ,,Brief". SD jest partią znaną, o uksztahowanym wizerunku, być może przestarzałym i dlatego nie
tak atrakcyjnym (wykład nie przyciągnął tylu słuchaczy, co poprzednie). Kampania SD, jak przedstawił nam to jej przewodniczący, dr nauk ekonomicznych Jan Klimek, opierała się głównie na programie politycznym. Ogólna analiza czynników pozycjonujących partie polityczne w Polsce okazała się niewystarczająca. SD poniosło porażkę w wyborach do Sejmu. Na produkt, będący w fazie spadku, zmalał popyt wyborców. Natomiast kampanię wyborczą samego dr. Klimka, prowadzoną przez jego córkę, panią Sabinę Klimek (obecnie na trzecim roku Akademii Ekonomicznej w Katowicach, działaczki młodzieżówki SD), można zaliczyć do udanych. Marketingowe podejście pani Klimek zaowocowało jasną strukturą kampanii, której cele przedstawiały się następująco: l) wygrać wybory; 2) wprowadzić paru kandydatów do Sejmu; 3) powiększyć ilość mandatów; 4) zareklamować partię, nazwisko. Zdefiniowanie strategii poprzedziły badania opinii publicznej i analiza SWOT. W organizacji kampanii wyróżniono trzy punkty ciężkości: l) strukturę sztabu (podział zadań, koordynacja, planowanie, weryfikacja, kontrola); 2) pozyskanie wolontariuszy (rodzina, znajomi, przychylne organizacje, członkowie partii, studenci); 3) zasady współpracy z ludźmi: -nagradzaj ; - postaraj się o dobre warunki pracy; - nie pozwól nikomu czuć się niepotrzebnym; - pomyśl o nich zanim będą potrzebni. Źródła komunikacji z wyborcami obejmowały spotkania, listy, plakaty, ulotki, telefon i mass media (Internet, telewizja, prasa). Osobną, równie ważną pozycję zajmowała komunikacja z dziennikarzami. Istotną funkcję stanowiło utrzymywanie kontaktów po wyborach poprzez: l) podziękowania; 2) regulowanie należności; 3) przyjęcia. Zamachy terrorystyczne na Stany Zjednoczone 11 września spowodowały chwilowe przerwanie i późniejsze złagodzenie kampanii wyborczych. Sztaby odwoływały przyjęcia i happeningi, media skracały czas emisji informacji wyborczych na rzecz faktów o sytuacji za Oceanem. W ogólnej ocenie dzień 11 września nie wpłynął na uksztahowanie się preferencji wyborczych Polaków. Podsumowując, w marketingu politycznym nie obowiązują jasne reguły. Po pierwsze, uprawianie czystego marketingu politycznego jest niemożliwe bezjednoczesnego zaangażowa nia się w politykę. Po drugie, każdy sztab wyborczy, w zależności od preferencji kierujących nim ludzi (i od budżetu), zwraca uwagę na inne aspekty i ma inną, własną receptę na sukces wyborczy. Niemniej jednak umiejętne zastosowanie dorobku marketingu i technik manipulacji może doprowadzić do spektakularnego sukcesu politycznego, takjak to się stało w przypadku Samoobrony.
joanna CzeiWonka Koordynator projektu w SNK Marketingu
t1CZELNIA"' t·.
..
'
1
Studenckie podróże
Praska międzynarodówka International Youth Leadership Conference to impreza organizowana przez praską Civic Concepts International. Jak nazwa wydaje się wskazywać, z zamierzenia jest to konferencja dla studentów kierunków bardziej "umiędzyna rodowionych", choć nie był to żaden wiążący wymóg. A skąd wziął się w ogóle u mnie pomysł wyjazdu do Pragi, gdzie wszystko się odbywało? Pewnego październikowego dnia pomyślałem sobie, że może warto gdzieś wyjechać i doświadczyć czegoś ciekawego. Moją uwagę przyciągnęło hasełko reklamujące pewną stronę
ziemny oraz wielkie ławice ryb. N;t ich nieszczęście, dookoła położone są kraje, które wzajemnie oskarżają się o nietolerowanie historycznego prawa do tych wysp lub też o pogwałcenie granic wyłącznej strefY ekonomicznej. Pewnego pięknego dnia stało się: filipiński samolot wojskowy zaatakował australijską platformę wiertniczą na wyspie należącej do Wietnamu ... Wybucha konflikt, w który zaangażowa nych jest w sumie szesnaście stron. Przypadło mi być Specjalnym Przedstawicielem ONZ ds. Regionu. Moim zadaniem było współpracować z Sekretarzem, Szefem Sił Pokojowych ONZ oraz z przedstawicielem ASEAN w celu możliwie rozsądnego rozwiąza nia konfliktu. I to się nam udało, gdyż po dosyć burzliwej dyskusji, przede wszystkim pomiędzy dyplomatą wietnamskim i filipińskim, doszło do pokojowego porozumienia.
internetową, będącą obszernym zbiorem konferencji i seminariów o zasięgu międzynarodo wym. Co więcej, był na tej stronie całkiem logiczny (ze studenckiego punktu widzenia) podział na konferencje bezpłatne oraz te, na które trzeba wydać ciężko zarobione w wakacje pieniążki. Oczywiście kursor myszki padł na tę pierwszą możliwość. Z obfitego zbioru IYLC była chyba jedyną, która jeszcze się nie odbyła. O przyję ciu do grona uczestników dowiedziałem się l listopada. Dopiero od tego czasu zacząłem się dokładniej wczytywać w to, co zostało zamieszczone na stronach internetowych konferencji. I wtedy przeżyłem szok: opłata konferencyjna w wysokości 540 dolarów! I to ma być konferencja bezpłatna!? Na szczęście, dzięki strumieniowi grantów przyznawanych przez organizatorów uczestnikom z krajów rozwijających się, do których mamy szczęście Tego dnia program był wypełniony wizytasię zaliczać, oraz dzięki pomocy Samorządu mi w ambasadach Słowacji, Holandii, Wielkiej Studentów SGH, a w szczególności Tomka Brytanii i Austrii. Mieliśmy możliwość poznać Ruska, odpowiedzialnego za program dofinan- zasady pracy ambasady, porozmawiać z przedsowywania wyjazdów na konferencje zagrani- stawicielami obcych państw i oczywiście zrobić czne, udało się zgromadzić niezbędne fundusze sobie pamiątkowe zdjęcia. Podobnie było kilka i wyjazd okazał się być w zasięgu ręki. godzin później w Ministerstwie Spraw ZagraniPo półtoramiesięcznym okresie obfitej kore- cznych Republiki Czeskiej. spondencji nadszedł kolejny piękny dzień. Był Wtorek to dzień kolejnej symulacji. Tym to 15 grudnia, kiedy mogłem wreszcie spakować razem jest to proces przed Międzynarodowym walizki i zająć wygodne miejsce w pociągu. Trybunałem Karnym. I chyba właśnie to ćwicze Przy powitaniu na Dworcu Głównym w Pradze nie wyszło nam naj ciekawiej. Zresztą samo pookazało się, że podróżowałem wraz z jednym dłoże było bardzo interesujące. Dotyczyło z uczestników konferencji, Sergeiem z Moskwy. oskarżenia Henry' ego Kissingera, byłego SekreBył to mój pierwszy konferencyjny kolega. Stał tarza Stanu USA, o zbrodnie wojenne i zbrodnie się on również moim towarzyszem z pokoju, do przeciwko ludzkości. Trafiłem do grupy obroń którego dokooptowano nam następnie Yavora ców, a dokładniej: byłem świadkiem. Zwałem z Bułgarii. Takie wschodnioeuropejskie towa- się Wolf Elitzer i byłem szefem południowo rzystwo, więc nic dziwnego, że początek konfe- amerykańskiej komórki CIA. Co jednak najzarencji był dla mnie powtórką ze znajomości ję bawniejsze, zbieg okoliczności sprawił, że zyka rosyjskiego ... oskarżyciele powołali na świadka samego PinoOczywiście do Pragi przyjechali studenci ze cheta, a jednym z naszych świadków była jego znacznie większej liczby krajów. Poznałem siostrzenica, świadcząca o niepoczytalności ponad siedemdziesiąt osób z Nowej Zelandii, wujka i jego okrutnym charakterze ... Już na saAustralii, Indii, Meksyku, Kirgistanu, Tanzanii, . mym początku wywołało to salwy śmiechu. a nawet mieszkańca Mauritiusa, wokół którego Szczyt wesołości przypadł jednak na kontrpytakrążyło najwięcej osób z nadzieją, że nowo poznia. Wyobraźcie sobie więc rumieniec na twarzy nany przyjaciel zaprosi ich kiedyś na swoją przepytywanej Katji po usłyszeniu przez nią: wyspę... "Did you have a sex with Mr Pinochet? "... Nie Po krótkim zapoznaniu się z ofertą hotelu będę wgłębiał się w szczegóły procesu, ale najoraz z częścią międzynarodowego towarzystwa ważniejsze jest to, że jednak wygraliśmy, pomiwieczorem przystąpiliśmy do przygotowań do mo potencjalnego braku argumentów świadczą symulacji obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ, cych o niewinności Kissingera! która miała się odbyć dnia następnego. Sprawa "Nadejszła wiekopomna chwila" Uak zwykł dotyczyła kryzysu na Morzu Południowo mawiać sąsiad Kargula), czyli środa. Ciężko prachińskim. Rozrzucone są tam skaliste Wyspy cowaliśmy nad przygotowaniem do głównego Spratly, zasobne jednak w ropę naftową, gaz przedsięwzięcia konferencyjnego, jakim był
model parlamentu. Tym razem organizatorzy zafundowali nam prawdziwy nawał pracy. Jak poprzednio, zostaliśmy podzieleni na małe grupki, jednak tym razem te miały ze sobą ściśle współ pracować. A sprawa polegała na opracowaniu ustawy o nielegalnych imigrantach. Oczywiście, aby nie było za łatwo, nasz modelowy parlament składał się z sześciu różniących się od siebie partii i każda z nich miała za zadanie opracować własną wersję poprawek do zaproponowanej treści ustawy. Nad pracami czuwali przywódcy dwóch koalicji: Minority Leadership (z moim skromnym udziałem) i opozycyjna w stosunku do nas Majority Leadership. Oj, pracy było mnóstwo, a zakończyliśmy ją godzinę po pół nocy. Jak się okazało, czwartek był dniem naszego zwycięstwa! Na taki rezultat liczył również obóz przeciwników, ale to my mieliśmy Matta z jego fantastyczną przemową o soczystych jabłkach atakowanych przez robactwo, czarnoskórego Nishana z Mauritiusa, reprezentującego Front Narodowy, z jego niezapomnianym wykrzyczanym na cały głos hasłem: "White Christian Europe!" Wyobraźcie sobie te salwy śmiechu ... Wszyscy zresztą nacjonaliści z Frontu perfekcyjnie podeszli do swojego zadania, ubierając żółte koszule z wywiniętymi do góry kołnierzykami, rozpiętymi marynarkami i żółtymi krawatami zawiązanymi na lewym ramieniu ... Fantastyczny widok! Kolejny powód do zabawy to nasz Ame z Niemiec i jego mowa końcowa. A szczególnie hasełko: "nie możemy przyjąć tych waszych fantazji seksualnych jako obowiązującego prawa w naszym wielkim państwie!". Na koniec szanowny kolega nieco się zapędził i, wspomagając się tekstem napisanym dzień wcześniej, oświadczył z całym przekonaniem, że sejm powinien głosować przeciw poprawionej ustawie! Ależ był szum w naszych szeregach ... Połowa sali poderwała się z miejsc krzycząc: "za! za!"
Wieczorem przyszedł czas na pożegnalny obiad, podczas którego każdy otrzymał pamiąt kowy dyplom uczestnictwa wraz z opisem dokonań. O 21.00 odbyliśmy bardzo ciekawy rejs po Wełtawie. Praga nocą podobała się wszystkim. Za naszą międzynarodową piosenkę, zaśpie waną w kilkunastu językach, zebraliśmy olbrzymią porcję braw od całego statku, a nasz występ podsumował Priscuse z Tanzanii, ucząc wszystkich swojego wschodnioafrykańskiego śpiewu i tańca. O ile piosenka była w miarę prosta i wszyscy starali się ją powtórzyć, to taniec wyszedł tylko chińskiej . Australijce z Hongkongu, która chybajuż kiedyś uczyła się takich dziwów. Smutny piątkowy poranek to ostatnie wspólne śniadanie i oczekiwanie na autobus odwożący przyjaciół na lotnisko albo dworzec kolejowy. Rozstawaliśmy sięjak starzy znajomi, spędzają cy razem parę dni po wielu latach rozłąki. To było moje pierwsze tego typu przeżycie i bardzo żałuję, że tak późno tego doświadczyłem. Zachęcam wszystkich do takich przedsięwzięć. Naprawdę warto, bo wspaniałe wspomnienia i wspaniali przyjaciele są warte więcej niż wszelkie dobra materialne.
Cniewomir Kuciapski pgucia@sgh waw.pl
u
SoliDeo
Kochaj i powiedz to ... "Kochaj i powiedz to swoim życiem". Taki nosi List z Taize 2002. Brat Roger napisał go dla nas na Europejskie Spotkanie Młodych (kolejny etap pielgrzymki zaufania przez Ziemię), które odbyło się w Budapeszcie, i na cały rok 2002. Dla mnie było to trzecie Spotkanie, w którym miałem okazję uczestniczyć. Do Spotkania przygotowywaliśmy się poprzez wspólną modlitwęjuż na dwa miesiące przed wyjazdem (tutaj się pochwalę, że grupa wyjeż dżająca z Dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego z ulicy Freta liczyła sobie ponad trzysta osób i była największą grupą z Polski; z SGH było w niej ponad dwudziestu studentów). Podróż, w porównaniu z zeszłoroczną (blisko czterdzieści godzin do Barcelony) była dość krótka, ale równie integrująca i ekscytująca. Wszyscy trwali w oczekiwaniu i radości, zwłaszcza my, którzy już wcześniej w tym uczestniczyliśmy i wiedzieliśmy, po co jedziemy. W Budapeszcie podjechaliśmy pod samo miejsce modlitwy, Hungexpo. Nasza grupa dostała przydział do parafii w miasteczku Monor. Monor liczy sobie około dwudziestu tysięcy mieszkańców i cztery kościoły, wszystkie w centrum, przy głównej ulicy. Tylko jeden z nich jest katolicki i posługuje w nim tylko jeden ksiądz. Mieszkańcy przywitali nas bardzo gorąco. Na plebanii, w punkcie przyjęcia, zastaliśmy ciepłą herbatę i świeże bułeczki (a tego dnia było dość zimno). Mnie jednak bardziej ucieszyło coś innego. Razem z księdzem przywitała nas gromadka młodych Węgrów. Było ich około dwudziestu, jednak dwoili się i troili, a byli przy tym tak uśmiechnięci i szalenie uprzejmi, że miałem wrażenie, że jest ich dużo więcej. Każdy miał identyfikator z napisem "Welcorne ", zdrobnionym imieniem i uśmiechniętą buźką. Zaskoczyło ich tylko, że już pierwszym pociągiem do Monom przyjechała ponad setka pielgrzymów. Nas trzech przygarnęła przemiła rodzina, młode małżeństwo z dwójką małych dzieci. Niestety, napotkaliśmy barierę językową. Chociaż każdy z nas mówił po angielsku (poza tym znaliśmy jeszcze hiszpański, francuski i włoski), to nasi gospodarze poza węgierskim znali tylko kilka podstawowych słów po niemiecku. Na szczęście z pomocą przyszły nam rozmówki węgiersko-niemieckie i słowniki "hungaro-angolo" i "angolo-hungaro ". Wydaje mi się, że najważniejszymi słowami były "Essen" i "Zuriick" (,Jedzenie" i "z powrotem"), "jó" i" igen" ("dobrze" i "tak") oraz "kosonorn", czyli tytuł
"dziękuję".
Program Spotkania nie uległ zmianie. Rano modlitwa lub msza święta, potem grupki dzielenia i dyskusji, następnie wyjazd na miejsce modlitwy i pierwszy posiłek. Po posiłku do wyboru: modlitwa popołudniowa i/lub spotkania w grupach tematycznych. Następnie powrót na drugi posiłek i modlitwę wieczorną. Wreszcie późnym wieczorem - powrót do parafii, do swoich szkół i rodzin. W czasie Spotkania większość pielgrzymów nocowała na "przedmieściach" i do Hungexpo lub Budapesztu dojeżdżała kolejką podmiejską. Monor był ostatnią stacją w kierunku południowo-wschodnim.
Bardzo waźna była codzienna, wspólna poranna modlitwa w parafii. Skupienie w ciszy dodawało nam sił i uwagi, śpiew napełniał nasze
serca radością. Modlitwę "Ojcze Nasz" odmawialiśmy zawsze razem, trzymając się za ręce. Wspólnie zaczynaliśmy i w tym samym momencie kończyliśmy, a mówiliśmy po węgiersku, polsku, rumuńsku, słowacku, włosku i ukraińsku. To dawało nam poczucie jedności i tworzyło atmosferę wspólnoty, rodziny. Kiedy odkrywaliśmy, że dla Boga jesteśmy równi, że On kocha każdego i jego miłość jest w każdym, nasze serca otwierały się na innych. Ożywieni i napełnieni wiarą i radością spotykaliśmy się w grupkach dzielenia i dyskusji. W naszej grupce byli Włosi, Polacy, Rumuni i Słowacy. Pierwszego dnia tematem porannych spotkań było hasło: "Torować drogi zaufania". Na początku przedstawiliśmy się i opowiadaliśmy, dlaczego przyjechaliśmy do Budapesztu, czego chcielibyśmy poszukiwać i co znaleźć. Wspólnie szukaliśmy odpowiedzi na wiele pytań. Gdzie potrzeba zaufania? Gdzie widzimy już "utorowane drogi zaufania"? Do każdego tematu dołączony był fragment Pisma Świętego (wtedy Jeremiasz 29,11-14a). Przytoczę część: "Bę dziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie" Proste, prawda? Wszyscy słyszeliśmy to już nieraz. Proponuję zastanowić się chwilkę i odpowiedzieć sobie na pytanie: jak mogę szukać? Bardzo przepraszam, że nie daję gotowych odpowiedzi, jeśli jednak kogokolwiek z Was one interesują, proszę o kontakt. Temat kolejnego spotkania brzmiał: "Ewangelia budzi w nas współczującą miłość i nieskończoną dobroć serca". Aby się nieco wtajemniczyć, warto przeczytać Łukasza 10,25-37 i Kolosan 3,13, a następnie powiedzieć sobie, kogo uznajemy za swojego bliźniego (wskazówka: ang. neighbour). Zalecam też poznanie lub odkurzenie i wpisanie do swojego słowniczka dwóch pojęć: współczucia i przebaczenia. Zwłaszcza przebaczenia, które, przyjęte czy ofiarowane, upraszcza nasze serca. W Sylwestra rozważaliśmy pogodną radość, komunię z Bogiem. Odpowiedni czas, odpowiednie miejsce, odpowiedni temat. Dla zainteresowanych: Jan 15,9-12; Kolosan 3,16b; Filipian 4,4-5. W ramach spotkań tematycznych pierwszego dnia wybraliśmy wykład i dyskusję pt. "Polityka służbą (świadectwo i dzielenie się doświadcze niami)". Swoimi refleksjami dzielił się z nami węgierski polityk, jeśli dobrze zrozumiałem, z ministerstwa opieki społecznej i zdrowia, z wykształcenia ekonomista :). Był to typowy polityk, mówił dużo, ładnie i ogólnikowo, nawet na pytania odpowiadał wybiórczo. Jednak dwie rzeczy zapamiętam: odpowiedzialność i wierność. Polityk odpowiedzialny jest za cały okres, w czasie którego był u władzy. Można zauważyć w wyznaniu wiary, że Jezus Chrystus został ukrzyżowany pod Poncjuszem Piłatem, czyli nie przez niego, ale za jego jUrysdykcji. Wiemość to inaczej stałość w poglądach i w wierze. Szczególnie my, młodzi, powinniśmy pozostawać wiemi sobie i wierze. Często niestety zdarza się tak, że młodzi mający świetne pomysły, propozycje nowych rozwiązań, doszedłszy do władzy, robią coś innego: to, z czym chcieli walczyć. Następnego dnia poszliśmy na koncert pra-
wosławnych śpiewów liturgicznych w wykonaniu chóru młodzieżowego z Nowego Sadu. Nic o tym nie napiszę. Śpiewy były krasne, ale tego trzeba posłuchać i doświadczyć osobiście. Na uwagę zasługuje też trafny dobór miejsc tych spotkań, kolejno: gmach Sądu Najwyższego i piękna stara świątynia z genialną akustyką. Słowo o posiłkach. Jak zwykle kolejki, "lejki" do bramek i ścieźki z reklamówkami Bułki ciepłe konserwy, woda, owoce, wędlina, ~opion; ser, jajka na twardo, jogurty, słodycze i herbata. Być może nie brzmi to zbyt wyszukanie, ale nie dojadać nie musieliśmy (dziękujemy serdecznie naszym koleżankom). Turyści. Kochani, w zeszłym roku chyba bardziej mi przeszkadzało, że niektórzy "spryciarze" pojechali jedynie ze względu na tani wyjazd, żeby zwiedzić atrakcyjne miejsce. Zamęczali potem innych opowieściami, gdzie to oni nie byli i czego nie robili, i że Taize jest w dechę (z reklamowym przymrużeniem oka). W tym roku zrozumiałem, że to mało istotne. Do Budapesztu przyjechało razem ok. 54 tysięcy młodych, w tym ok. 27 tysięcy Polaków. Zatem nawet jeśli ponad 10 tysięcy tych Polaków to turyści, to pozostałych kilkanaście tysięcy młodych z Polski przyjechało na Europejskie Spotkanie Młodych, aby modlić się o pokój i radując się, świętować początek nowego roku wspólnie z młodymi z całego świata. Kilkanaście tysięcy to olbrzymia siła i ta siła, zdolna pokornie służyć i głosić potęgę miłości, jest najważniej sza. Sylwester rozpoczął się tradycyjnie: czuwaniem i modlitwą o pokój na Ziemi. O północy dwanaście razy zadzwoniono małym dzwoneczkiem. Zwykle podczas Mszy świętej na jego dźwięk nie zwraca się uwagi, ale wtedy zagrał jakby godnie, podniośle. Skupieni w ciszy daliśmy się przeszyć tym dźwiękiem. Potem, zgodnie z węgierską tradycją, każda grupa odśpiewała swój narodowy hymn. Kiedy setka Polaków śpie wała refren, kościół drgał w rytm (ponieważ niewielu z nas znało kolejne zwrotki "Mazurka... ", poprzestaliśmy tylko na trzech). Przepięknie zachowali się Słowacy, którzy po wykonaniu swojego hymnu zaśpiewali wraz z jedynym Czechem hymn czeski. Potem rozpoczęły się radosne okrzyki i składanie życzeń w wielu językach oraz międzynarodowe pocałunki i uściski. Następnie przeszliśmy do szkoły, w której p~gotowano część rozrywkową, noszącą nazwę
"Swięta
Narodów". Polega to na tym, że każda w krótkim programie artystycznym prezentuje swoją kulturę, popularne piosenki, tań ce. W tym celu przygotowana została nawet specjalna scena. Usłyszeliśmy wiele piosenek i pieśni, zobaczyliśmy tańce i dziewczynkę grającą na flecie nosem. Chyba najlepiej wypadli tym razem Włosi, którzy porwali całą salę do wspólnego tań ca i śpiewania takich piosenek jak: Se Bastasse Una Canzone, Lasciate Mi Cantare czy La Barnba. Aha, jeszcze jedna węgierska tradycja: na sylwestrowym przyjęciu nie może zabraknąć gotowanych parówek! Tamten wieczór był dla nas długi, a noc krótka. O dziewiątej rano mieliśmy pierwszą Mszę świętą w 2002 roku. Na koniec chciałbym powiedzieć coś wszystkim, którzy nie przeczytalijeszcze Listu z Taize 2002. Pamiętajcie, że Bóg nie może dawać niczego innego jak tylko Swoją Miłość. Następny etap pielgrzymki zaufania przez Ziemięjuż 28 grudnia 2002. Pokój. narodowość
Artur Sadurski as23758@sgh. waw.pl
UCZELNIA
u
załóżmy
Bestsellery SGH
Pt "Informatyka" Chciałbym
wyrzec tutaj kilka gorzkich na temat informatyki w Studium Podstawowym. Właściwie powinienem się cieszyć, że mam ją już za sobą i zapomnieć. Byłoby to odruchem wielce uzasadnionym, jednak myślę, że należy rozpocząć dyskusję, w wyniku której kolejne roczniki będąprzechodziły przez ten przedmiot w nieco "zdrowszy" sposób. Po pierwsze, książka. Kazano nam na nią czekać dosyć długo, gdyż pojawiła się ona dopiero jakoś na przełomie listopada i grudnia. Nie to, żebym od dawna pałał żądzą przeczytania jej, ale są ludzie którzy lubią sobie rozłożyć naukę w czasie, zważywszy na objętość tego podręcznika. Następnym faktem, który mocno dziwi, jest jej jakość. Jak na tak długo i pieczołowicie przygotowywaną pozycję, pod względem technicznym jest ona bowiem zaskakująco niska. Wygląda jakby była skła dana w wielkim pośpiechu i nieważny był jej wygląd. Wystarczy chyba wspomnieć szarobure ramki i tabelki, nieczytelne diagramy i wykresy (np. str. 398 czy str. 403), elementarne błędy techniczne na rysunkach (np. str. 305) czy ich wygląd (np. prześliczne strzałki na rysunku ze str. 198). Odnoszę wrażenie, że więk szość studentów odnosiła większe sukcesy z diagramami na ćwiczeniach. Książka daje zatem słów
·-
poziomie 59 zł i jest zbliżona do cen niektórych tłumaczeń podręczników zachodnich ( chociażby podręcznika do mikroekonomii Variana), których jakość bez długiego przyglądania się można ocenić na wyższą. Cała "przyjemność" okazała się więc dosyć droga (to się wła śnie nazywa bezpłatne nauczanie). Do zdania egzaminu konieczne było (nie licząc w czepku urodzonych oraz posiadających elementy wcześniej szej informatycznej wiedzy absolutnej) wkucie podręcz nika na pamięć (wyjątkowo twórcze), ponieważ częsc pytań była z niego żywcem wycięta. A ulubione pytania układających test dotyczyły znajomości wszelkich skrótów (polskich, stworzonych chyba przez twórców podręcznika, angielskich, przynajmniej tych powszechnie używanych, czasem niemieckich, itd., a czasem ... wszystkich możliwych jednocześnie). Więc teraz po usłyszeniu dowcipów o studentach SGH i książce telefonicznej czy rozkładzie jazdy można się chyba tylko zapaść pod ziemię. Nie czuję się kompetentny do komentowania merytorycznej zawartości książki, ale momentami
wspaniały przykład
odnosiłem
tworzenia wykresów, diagramów czy rysunków. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie cena tego podręcznika do wykładu z informatyki (żeby nie powiedzieć skryptu), która okazała się szokiem dla studenckiej kieszeni. A bez książki nie ma przecież szans na rozsądne zdanie tego jakże ważnego przedmiotu. Otóż cena naszego skryptu została ustalona (mały monopolik!) na
przeważa
wrażenie,
że
w niej teoretyczna funkcja teorii, ze szczególnym naciskiem na informacyjną funkcję informacji, choć oczywiście nie brak w niej przydatnych zagadnień i cen-
nej wiedzy. Wydaje mi się, iż dobrym przykładem nieprzystosowania programu oraz formy wykładu (z całą pewnością nie dotyczy to wszystkich wykładowców) jest gigantyczna absencja na wykładach z informatyki, ponieważ gdy na
trzysta (lub więcej) osób zapisanych na pojedynczy wykład uczęszcza dwadzieścia osób, to chyba o czymś świadczy. Niektóre wykłady były po prostu nudne (dotyczy to przede wszystkim sposobu ich prowadzenia, ale także programu). Można oczywiście powiedzieć, że wykładowców się wybiera lub chodzi się na wykłady do kogokolwiek bądż lub że nudnych rzeczy też się trzeba uczyć.Byłaby to jednak najprostsza odpowiedż i ucieczka od zasadniczego problemu. Co więcej, na niektórych, podkreślam:
niektórych zaję ciach włączenie komputera było rzeczą zakazaną. Czyli uczymy się o komputerze bez komputera, o rodzajach i zastosowaniach sprzętu bez sprzętu, o budowaniu baz danych bez budowania baz danych. Wszystko odbywa się na papierze, mimo że przed oczami stoi komputer gotowy do służenia za ilustrację omawianych zagadnień, ale na niego można popatrzeć jak na eksponat w muzeum i przypadkiem nie dotykać! Jego używanie wydaje się stanowić wyższy stopień wtajemniczenia. Zastanawiam się, ile jest warta taka nauka oraz ile z niej zostaje w głowach studentów. Wypowiadanie się na temat informatyki nie leży w moim interesie, gdyż, jak już wspomniałem, mam ją już za sobą. Wydaje mi się, że coś tu trzeba zmienić, aby przynosiła więcej korzyści (m.in. praktycznych) studentom, ponieważ, jak by nie patrzeć, w dzisiejszej oraz jutrzejszej rzeczywistości jest to dziedzina niezmiernie ważna, a wiedza i umiejętności z jej zakresu niezbędna i niezastąpiona dla każdego, a w szczególności dla ekonomisty. Paweł Dębski
pd23135@sgh. waw.pl
fi n anse i księgowość kadry i płace środki trwałe
gospodarka magazynowa kasa i bank , księga przychodów i rozchodów
MSM Sp. zo.o. 03-916 Warszawa, ul. Walecznych 8, tel. (22) 616 20 20
'(lm
Humor sieciowy
No coiiliilents My, dziennikarze kraju z upadku niektórych Niemców się cieszącego, zarówno wierzący w zwycięstwo ? olskich Orełów Johna Igloo, jak i niewierzący, przysięgamy. Po pierwsze, mówić primo. Po drugie, pisać secundo. Po trzecie, humane errarum est. "Mogliśmy spokojnie prowadzić już cztery do dwóch, nie mówiąc o pięciu" - Zydorowicz. "Czechosłowak, sądząc po sylwetce, lubi sobie wypić pi/s nerka" - Olszewski. "Jęk zawodu na trybunach, zupełnie jakby torreador nie trafił w byka" - Szaranowicz. "W 56. minucie goście na wszelki wypadek podwyższają na 3:1"- Szpakowski. "Laureat Blanc dostojnym krokiem pędzi w kierunku bramki" - Laskowski. "To bardzo szybki zawodnik, który ma przydomek szybki" - Banasikowski. "Dostałem sygnał z Warszawy, że mająjuż
'(li\l
Państwo
więc możemy spokojnie we mecz" - Szpakowski. "Widać, że w drużynie Szkocji panuje moda na blondynów" - Zydorowicz. "Ten sędzia liniowy to jakiś gapcio"- Laskowski. "Mihajlovic nie wejdzie już chyba na boisko, to wielka strata dla drużyny Jugosławii, dotychczas jedna bramka w turnieju, co prawda samobójcza, ale to było przypadkiem" - Banasikowski. "Niemcy opierają swoje szanse na iluzorycznych argumentach, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie" - Zydorowicz. "Te upały przypominają człowiekowi, w jakiej części składa się z wody" - Szaranowicz. "Włodek Smolarek krąży jak elektron koło jądra Zbyszka Bońka"- Szpakowski. "Na stadionie wrzawa, nikt nie stoi, nikt nie siedzi, wszyscy stoją!" - Zydorowicz.
MAGIEL gada
Wywiad ze Sfenem Jedyny oryginalny wywiad ze SJenem Hamawaldem, przeprowadzony podczas turnieju na skoczni w Odkopanem przez specjalnego wysłannika MAGLA, Krzysztospora Fikasa. Fikas: Rozmawiam ze Sfenem Jamawaldem, reprezentantem skoczków pustynnych, zwycięzcą Turnieju 4 Stoczni. SJen: Dupa. Nie moja wina, że Lechu już ma dość skakania w Stoczniach. Chciałem, to wygrałem, chociaż
nie
myśla ...
musiaA skoro już jesteśmy przy uprzejmościach, to informuję - rozmawiam z byłym kontestatorem moich wielkich wyczynów, Kazimierzem Sikasem. Gikas: Miło mi. SJen: Dupa. Kikas: Powiedz, Sfen, jak się czujesz po świętach. Najedzony? Bo wiesz, u nas to jest taka Tradycja (córka Ochódzkiego), że jak z nią do baletu siądziesz, to przez trzy dni z wyra nie wstajesz. SJen: Dupa. Miałem ją. Fakt, niezła dupa, ale nie to, co typowe aryjskie Helgi. Rikas: Nie zmieniaj, kuma, tematu. Ja się pytam, czy żarełko Ci przypadkiem nie pomogło. Ja nie chcę nic sugerować, ale ptaszki ćwierkają, że wy tam ze Szmattern to się po kątach dotykacie, a jak ostatnio wyszedłeś z baraku, to żeś kostium miał nie dopięty czy co??? łem .
obraz,
dwójkę oglądać
"Przy piłce Czereszewski, jeden wzwód, drugi wzwód ... " - Zimoch. "Przepraszam za spóźnienie, ale był traffic na highwayu" - Szaranowicz. "Tsemsadze trafił swojego partnera w Kecbaję!" - Zydorowicz. "Powiem coś, jak będzie warte komentarza" - Laskowski. "Po przerwie mróz nie zelżał, wręcz przeciwnie, wiatr nie osłabł" - Szpakowski. "Obrońca wybił piłkę na tak zwany, przysłowiowy oślep" - Zydorowicz. "1 usiadł, jak to mówią piłkarze, na tyłku" - Tomaszewski. "Jest mi przykro, żegnac się z państwem przy dotkliwej porażce naszej reprezentacji, siedząc w źle usytuowanej kabinie, mając przed sobą czarno-biały telewizor i brudną szybę" - Zydorowicz. " ... i tak jak wszyscy komentatorzy, przepraszam za wszystkie błędy, jakie popełniłem, ale taka jest piłka." - Tomaszewski. "Nikt na świecie nie bedzie przecież pracował za trzy tysiące złotych" - Szaranowicz.
zebral roman skoczka. A mogliśmy mieć Batmana. Sake'la (przelatując): Żopa! Do tego do kieszeni Sfena podrzuciliśmy słonia. W czasie skoków ściągał go ku ziemi. Niniejszyn1 chciałem podziękować państwu Gucwińskim i całemu kominternowi wyborczemu LSD za wy-
SJen: Dupa. Tikas: Ci wystawała? pożyczenie zwierzęcia. SJen: Dupa. Amatorze, przedskoczku dla Sikas: Inna sprawa, że wiele zależy od przedskoczków. Szmatta po prostu problemy właściwie przepracowanego okresu przygoprzeżywa, foremka mu się złamała i nie chciała towawczego. Polski trener trzyma szczegóły stawa... prostować, to mu pomagam czasem ... swoich metod wychowawczych w największej Pikas: Milusi jesteś ... Ale do rzeczy. PoTajemnicy (siostra Tradycji, córki Ochódzwiedz, Sfen, jak ci się podobała atmosfera kiego) i nie puszcza ich nawet, gdy idzie do w czasie turnieju w Przytoalety. Podobno lekko cuchną z tego powodu, kopanem? Sfen: Dupa! W tym ale to nie zmienia faktu, że są rewelacyjne. A jak wygląda wasz okres przygotowawczy, wygwizdowie nawet ptaki Sfenie Kamawalcie? zawracały, by na mnie zaSJen: Dupa, a nie okres przygotowawczy gwizdać . Inna sprawa, że zafundował nam nasz wódz i trener. Otóż ten * dieta zalecona przez niebubek, ten kozi bobek z mleka niedopieszczomieckich trenerów nie ponej jałówki, ta uszata świnia zaproponowała służyła mi. Mam już po nam treningi na skoczni! Wyobraź sobie, Wiprostu dość bananów kas, mnie, Sfena, trenującego! Czy ja mam na i bułek, barszczów "Winiato czas? ry" i czekolad alpejskich. Xikas: Znowu miałem rację! Przychodzi Mam też dość obmacywania taki na skocznie,bez kwalifikacji, bez treningu, komórek Idei i ślinienia znacz"!!!"_"V_"""',__.,....,.....,.._ świeżość aż wali od ków pocztowych! niego na kilometr; nie Likas: Tak jak podejrzedziwota, że daleko wałem, jedziesz na tych skacze. Gdyby tak, samych koksach co Mafisz, nierób jeden, anoreka mnie przez to z publicznej tyk jak nasz Małysz wylali na chodnik. popracował... Tu reSJen: Dupa. Wylali cię, bo klamówka, tu wywiadupek jesteś. Przegrałeś, a to dzik, tam parę skodlatego, że Magisz się zalecał. ków na pocztę, po baA zalecał się, bo zawiało go nana do sklepu, po parę chwil wcześniej. Dobra, dwukrotnie destybułeczkę ... Koszmar. W każdym razie dziękuję lowana... czterdziestoprocentówka. panu za szczerą rozmowę. To był dla mnie Magisz (z boku): Arschloch! Mafisz nie zaszczyt porozmawiać z tak utalentowanym pije. On nie je, nie pije, a chodzi i skacze. Taką skoczkiem narciarskim... Fagas! ma naturę. Urodził się ze skrzydłami chłopak. Potem mu je wycięli, jak doszli do wniosku, że Drink TimTM za bardzo nietoperza przypomina. No i mamy
noga c No to mamy nowy rok szkolny i akademicki. Szkoła szkołą,
myślisz
ale nie
samą nauką człowiek żyje .
pewnością
Z
o swoich finansach. Szukasz banku, który rozumie rozwiązania
Twoje potrzeby i który proponuje studencką kieszeń.
na
własnych
na
Banku, który pomaga stanąć
nogach.
doskonale rozumie,
PKO Bank Polski
że młodość rządzi się
swoimi prawami, i dlatego proponuje Ci superwygodne SUPERKONTO STUDENT lub nowoczesne e-SUPERKONTO. Po co narażać studencką kieszeń
wydatki
i
wprowadzać
na dodatkowe bezsensowne
ograniczenia? Dlatego otwarcie Twojego SUPERKONTA STUDENT nic kosztuje.
Bezpłatnie również
kartę bankomatową
minimalnej kwoty, na konto.
Cię
otrzymujesz
VISA Electron. Nie ma
którą Jeśli
musisz
wpłacać
nie chcesz
nie
też
co
miesiąc
tracić
czasu
na przychodzenie do banku, nie ma sprawy! Dzięki
rachunkowi e-SUPERKONTO masz
bank na wyciągnięcie
ręki.
•
POWSZECHNA KASA OSZCZĘDNOŚCI BANK POLSKI SA Internet: www.pkobp.pl Linia bezplatna: 0-800 120 139
11
PKO BP Blisko Ciebie
R
E
K
L
A
M
A
Dlaczego warto wyjeżdżać ze STUDENT ADVENTURE? potrzebę podszlifować
Drodzy czytelnicy! Czy kojarzycie Student Adventure Society? Jeśli nie- to jest to najlepszy moment byście zapoznali się z profilem naszej organizacji. Dlaczego warto? Jesteśmy studencką organizacją- która stawia sobie za cel przełamanie barier miedzy kulturowych. Jak to robimy? To proste- dajemy Wam możliwość poznania innych krajów i ich specyfiki po przez udział w różnego rodzaju programach wymiany. W ramach naszej dotychczasowej działal ności wysłaliśmy ponad l 000 studentów na Program Work .._ & Travel do Stanów Zjednoczonych. To są fakty. Czy różnimy się od konkurencji? Oczywiście! Po pierwsze- jesteśmy profesjonalistami. Każdy z nas "tam" był i dzięki temu zwracamy baczną uwagę na zrozumienie waszych potrzeb. Jest to szczególnie ważne dla tych z Was- którzy pierwszy raz będą mieli okazje złożyć wizytę w USA. Po drugie- nasi studenci nie muszą martwić się o pracę. Dlaczego? To my ją Wam załatwiamy! Po trzecie- to Wy macie wpływ na wybór pracy- dzięki bezpośredniej rekrutacji jaką przeprowadzamy. Co to znaczy? Tym z Was- którzy dotychczas zdecydowali się nam zaufać- oferujemy możliwość udziału w targach pracy. Są one połączone z prezentacją Waszego wakacyjnego pracodawcy druga co do wielkości sieć kasyn w Stanach- Harras. Targi trwają od 19 do 24 lutego br. Odbywają się w trzech miastach: Katowice- Wrocław i Warszawa. Co mogą dać Wam targi pracy? Przede wszystkim poznajecie pracodawcę i specyfikę zajęć wykonywanych w ramach oferowanego Wam stanowiska. Same oferty pracy są bardzo atrakcyjne! Nie marzyliście nigdy o tym by zostać krupierem albo kelnerem w znanym kasynie? Jeśli tak- to możemy spełnić Wasze marzenia! Dla pozostałych oferujemy szeroką gamę stanowisk- w sumie ponad 600 miejsc zostanie rozdanych podczas targów. Imponująca jest też liczba lokalizacji: Reno i Lake Tahoe w Nevedzie- Tunica w Mississippi i w końcu centrum rozrywki na wschodzie: Atlantic City!
__
Mam świetną wiadomość dla tych z Was- którym się nie udało załapać na targi. Prowadzimy nadal zapisy na Work & Travel w naszym biurze. Macie nadal szanse wyjechać do Stanów i podjąć atrakcyjną pracę w kasynach. Parniętajcie decyduje kolejność zgłoszeń!
A może jednak szukacie czegoś innego? Chcecie odbyć praktyki w swojej specjalności i nie możecie tego zrobić w kraju? Macie
swój bussines english? Pragniecie nawiązać nowe kontakty międzynarodowe? Jeśli słyszę TAK to nasze nowe programy praktyk zagranicznych mogą stać się panaceum na Wasze problemy! Co konkretnie oferujemy? Ostatnio pojawiły się w naszej ofercie trzy nowe programy. Pierwszy z nich to program praktyk w mieście Bournemouth na południu Anglii. Oferujemy 2 tygodniowy kurs języka biznesu przygotowujący studenta do płatnych praktyk- które trwają 12 tygodni . Drogi czytelniku masz dużą szanse- że program praktyk trafi w twoje potrzeby- gdyż jest on przeznaczony dla wszystkich kierunków ekonomicznych- jak i medycznych- turystyczno-hotelarskich oraz informatycznych. W naszej ofercie pojawiła się opcja Irlandia. Program zawiera w sobie element pracy i daje możliwość przygotowania się do swobodnego operowania w anglojęzycznym środowisku podczas specjalistycznych kursów. Oferta jest szeroka. Dajemy Wam możliwość odbycia praktyk od 4 do 6 miesięcy w sektorze hotelarskim (zbliżone w założeniach do Work&Travel)- w biurze lub tzw. praktyk specjalistycznych. Ostatnią propozycją w naszej ofercie jest program praktyk w Nowej Zelandii- który obejmuje sobą prawie wszystkie dostę pne specjalności. Jest pod tym względem najbogatszy. Jest to program płatnych praktyk zawodowych adresowany do tych z Was- którzy są zainteresowani poznaniem zupełnie odmiennej kultury i mających odwagę polecieć na Antypody. Trwa 6 miesięcy z możliwością przedłużenia do roku.Dobra wiadomość jest taka drogi czytelniku- że wszystkie trzy praktyki mają charakter on-going. Co to znaczy? To znaczy- że możesz w dowolnym momencie roku wstąpić do naszego_ biura i zapisać się na program do czego zachęcam. Smutna wiadomość to taka- że nie jestem w stanie przekazać Ci w tym artykule więcej szczegółów. Jeśli jednak zadasz sobie trudu odpowiem z chęcią na wszystkie twoje pytania. MichałAmbor
+48608084838 Zapraszamy Was drodzy czytelnicy do naszego biura w Warszawie: Student Adventure Society- Budynek Biblioteki Uniwe~syteckiej- Ul. Dobra 56/66 (poziom -l-wejście od Lipowej)- Tel.552-74-03; 552-74-17- a także na nasząstronę internetową: www.studentadventure.pl- e-mail: info@studentadventure.pl .
sponsor
KONKURS! Studencki Klub Górski UW ogłasza otwarty konkurs fotograficzny. Jeśli uwieczniłeś na kliszy coś zaskakującego, niebanaln iwnego rach i wydarz to masz ć ciekawe książki od a MUZA S.A.. Najlepsza na grodzo ~~wielkie g
patronat
MAGIEL~
połyka?
Humor sieciowy
On: Zależy od upodobania. Można połknąć jak się chce. Ona: Spróbuję. .. Hmmmrn.... PYCHAAA ... Sam spróbuj! Possij chwilę. On: Hmm, no, niegłupie . Ona: (ssie) Hmmmmmmmm ... NIE PODDAWAJ SIĘ ..• Ona:--On: No i co? On: Popatrz teraz na mnie. Ona: Słonawy w smaku. Spróbuję wyciągnąć to różo On: No, to chyba dobrze, nie? we palcami. Ona: Nawet niegłupie. I co teraz? Ona: Ooooo? On: Teraz rozsuwasz nóżki. On: Czasem są małe probleOna: CO, co ty powiedziałeś??? my. Można sobie wtedy poOn: Rozsuwasz nogi. móc ustami. Ona: Tak miałeś na myśli? Ona: Hmmrnmmmmm ... On: Tak, tylko musisz bardziej odOn: Można też trochę possać, giąć nogi bo to czasami pomaga. będzie ciężko doOna: (ssie) Hmmmmmmm ... trzeć . Pokażę ci. On: Aaa ... Teraz poszło. Ona: A, rozuOna: Taaak, czułam. miem. On: Właśnie. I znowu bie- On: I jak? Smaczne było? Ona: Muszę się przyznać, że niegłupie. rzesz go w rączkę. On: Chcesz więcej? Ona: Hmmrn ... On: Jak go już wyciągniesz, Ona: Tak, chętnie. Powiedz mi tylko, czy to musi być tak cholernie skomplikoto wsadzasz do buzi. wane??? Ona: Taaak. On: No, kochanie, ja ci na to nic nie poraOn: Ooo, właśnie tak. Ona: A co zrobić z tym żółtawym? To też się dzę. Tak się je raki.
Ten pieJWszy raz On: No to zacznijmy, kochanie. Najpierw usiądźmy sobie wygodnie. Ona: Dobrze. A teraz powiedz mi, jak to się robi? Tyle o tym słyszałam od koleżanek. On: Najpierw weź go do ręki. Ona: ALE OBLEŚNE. On: Zapewniam cię, nie ma w tym nic obleś nego. Chwyć go za główkę jedną ręką. Ona: Tak? I co dalej? On: Tak. A później pociągnij drugą ręką. Ona: Ach tak!? On: No właśnie, widzisz, jak dobrze idzie? Ona: I co teraz? On: Teraz possij. Ona: NO ty chyba żartujesz??? On: Nie, nie żartuję. Zacznij ssać .
Ona: Obleśne. Naprawdę ludzie tak robią??? On: Tak. Ona: Jesteś pewien? On: Tak, mówiłem ci, że jestem doświadczony. Dla mnie to nie pierwszy raz. Uwierz mi.
zebral roman ~m
Humor sieciowy
już nie Po czym poznać,
że
student:((
nie jesteś już studentem?
l . Szósta rano - wstajesz, a nie
kładziesz się
spać.
2. Seks w pojedynczym sprawia Ci trudności techniczne. 3. W lodówce trzymasz więcej jedzenia niż picia. 4. Twoje fantazje o seksie z trzema kobietami o skłonnościach lesbijskich zostały naraz zastą pione przez fantazje o seksie z kimkolwiek. 5. Nie zgłaszasz sięjuż na ochotnika do testów nowych leków. 6. Znasz każdego ze śpiących w twoim domu. 7. Swoją ulubioną melodię słyszysz w windzie w budynku, w którym pracujesz. 8. Nie dostajesz już listów z pogróżkami z banku . 9. Nosisz ze sobąparasoL lO. Siedmiodniowe popijawy się już nie zdałóżku
wyżej
26. l 7. Dżinsy i pulower nie są już eleganckim strojem. 18. Dzwonisz na policję, bo te cholerne dzieciaki z mieszkania obok nie chcą ściszyć muzyki. 19. Wstajesz rano, nawet jeśli pada. 20. Mycie się nie jest nudnym rytuałem. 21. Nie masz pojęcia, o której zamykają najbliższą budkę z hamburgerami 22. Starsi krewni nie krępują się, opowiadając przy tobie kawały o podtekście seksualnym. 23. Ubezpieczenie samochodu jest coraz tańsze, a koszty utrzymania coraz wyższe .
24. Pornysłów na drinki nie czerpiesz . z doświadczenia lokalnych włó
rzają.
częgów.
II . Nie chodzisz do supermarketu ze wszystkimi przyjaciółmi. 12. Korzystasz ze stałych zleceń i kredytu w rachunku bieżącym . 13. W domu działa ogrzewanie. 14. Twoi przyjaciele zawierają związki małżeń skie i rozwodzą się, zamiast się po ,Prostu spotykać i rozstawać . 15. Co rok płacisz rządowi tysiące złotych . 16. Zamiast 130 dni wakacji masz ich naj-
25 . Nie odkładasz niedojedzonej pizzy do lodówki na później. 26. Nie spędzasz połowy dnia na strategicznym planowaniu trasy wieczornej eskapady do knajpek. 27. Nienawidzisz· "cholernych studentów-pasożytów".
28. Gdy jesteś pijany, nie czujesz już tego dziwnego pociągu do znaków drogowych. 29, Nie przystoi Ci już spać w poczekalni
dworcowej . 30. Nie potrafisz już przekonać mieszkających z Tobą do "picia aż do rana". 31. Gdy się budzisz, zawsze wiesz, gdzie jesteś. 32. Nie zdarzają Ci sięjuż drzemki od południa do 18.00. 33. Ogień w kuchni nie jest już powodem do dobrej zabawy. 34. Do apteki chodzisz po panadol i coś na wrzody, a nie po prezerwatywy i testy ciążowe. 35 . Parniętasz imię osoby, obok której się budzisz. Co więcej, nosisz obrączkę! 36. Śniadania jesz rankiem, a obiady w pracy. 37. W twojej kuchni nie mieszkają myszy ani szczury. 38. Lista zakupów jest dłuższa niż tylko zupka z kubka i sześciopak piwa. 39. Masz odkurzacz i używasz go do odkurzania. 40. Łamanie prawa oznacza przekroczenie dozwolonej prędkości o l O km/h. 41. Zamiast mówić : "Już nigdy tyle nie wypiję", mówisz: "Nie potrafię już pić tyle co kiedyś".
42. Ponad 90% czasu, jaki spę dzasz przed komputerem, to zwykła praca 43. Nie eksperymentujesz już z zakazanymi substancjami. 44. Już nie pijesz w domu przed WYJSCJem do knajpy, żeby tam zaoszczędzić .
zebral roman
COOLINARNY Mężczyźni
w kuchni
Pasta alle verdure W prehistorycznych przekazach widnieją homo culinarius. Podobno zwłaszcza samce tego gatunku wykazywały się wyjątkowo wyostrzonym zmysłem smaku oraz talentem w zakresie komponowania diety. Im to zapewne zawdzięczamy odkrycie wielu jadalnych roślin, eksperymenty z różnymi rodzajami mięsa zwierzęcego oraz pierwotne mieszanki różnego pochodzenia składników, dziś spożywane w formie mocno udoskonalonej. Gatunek ten ponoć nie wymarł, lecz uległ dominacji homo sapiens (siedzi w domu na kanapie i sapie). Niemniej jednak wciąż, w niektórych zakątkach świata można spotkać osobniki, które widocznie przejęły geny homo culinarius i wyróżniają się nadzwyczajnymi zdolnościami kulinarnymi. Niestety, współczesne badania wskazują, że osobniki te rzadko występują na terenie Polski . Tymczasem pod pozorem wyjazdu na stypendium zagraniczne udałam się ze specjalną misją do Belgii, gdzie udało mi się kilku takich osobników wysublimować . Po poddaniu ich wnikliwej obserwacji, byłam w stanie z wysokim prawdopodobieństwem stwierdzić, że są potomkami homo culinarius. Okazało się,
że większe skupiska tych unikalnych mężczyzn (nie bójmy się tego słowa) występują we Włoszech, południowych Stanach Zjednoczonych oraz w Holandii. Specjalnie dla Was Francesco, Andrew oraz Martijn uchylają rąbka tajemnicy*.
ślady wzmożonej aktywności
Ten rodzaj makaronu jest bardzo łatwy do przygotowania. Potrawa nie wymaga ani specjalnych składników, ani narzędzi . Tymczasem z pewnością jest świetnym sposobem na urozmaicenie posiłku . Składniki:
60-100 g makaronu na osobę (najlepsze będzie penne łub rigatoni, o ile uda się je znaleźć)
[ MAGIEL 500-600 g obranych pomidorów 2 oberżyny 2 courgette (małe, dyniowate ... ) po 2 średnie papryki - żóhe i czerwone 1-2 ząbki czosnku 2 cebule sól oliwa parmezan (a najlepiej : parmigiano reggiano) Przygotowanie: l. W garnku nastawiamy wodę na makaron. 2. Z drobno posiekanych cebuli i czosnku z oliwą należy przygotować zasmażkę. 3. Warzywa tniemy na małe kawałki, oberżyny i courgette posypujemy solą. 4. Podsmażamy w głębokiej patelni na złoty kolor. Należy zacząć od papryki, a następnie smażyć pozostałe warzywa. 5. Warzywka dokładnie mieszamy, następnie dodajemy pomidory, solimy i gotujemy na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając. 6. Kiedy woda, którą gotujemy na makaron, zacznie wrzeć, solimy ją. Gdy ponownie się zagotuje, wrzucamy makaron. 7. Gdy makaron jest gotowy, odlewamy wodę i dodajemy sos. Potrawę należy dobrze wymieszać i do smaku posypać serem. Nareszcie! MSożna podawać. Życzę wszystkim powodzenia i smacznego!
Francesco Orsi
----~---/Cf~~~il/-vv~l/(;i1-ri/----------------------------------------------------------4:Po-vvoflaoda}en1isuc1e-skłaJnJU~I5okłaanre
x
The]oys ofCornbread Na amerykańskim Południu prostota stanowi istotę bytu. Jako że Południe w swej historii było biednym, rolniczym obszarem, żywność stanowiły tanie, łatwe do znalezienia i przygotowania składniki: kurczaki, wieprzowina, zielone warzywa i fasola. Wszystko przyprawione dowolną ilością pieprzu i tłuszczu wieprzowego. Fundamentalnym dziełem Południa, było od zawsze pieczywo kukurydziane, standardowe źródło skrobi . Oto łatwa w przygotowaniu potrawa z kukurydzy, występujaca w postaci zbitego, wypełniającego chlebka, który może stanowić dodatek do każdej potrawy lub - w razie potrzeby - wystąpić solo.
Składniki
(na 12 osób) : l ,5 szklanki mąki kukurydzianej l ,5 szklanki mąki pszennej 2,5 łyżeczki proszku do pieczenia 3/4 łyżeczki soli 1/2 łyżeczki sody szklanka maślanki 1/2 szklanki oleju roślinnego 2 duże jaja Przygotowanie: l. Nagrzewamy piekarnik. Okrągłą formę do ciast smarujemy masłem. 2. W misce mieszamy pierwsze pięć składników. 3. W większej misce mieszamy maślankę, olej oraz jaja.
---------------------------------------------------------------------------------------~
Mężczyźni
w kuchni
Pasta Carbonara Jak zaimponować współczesnej kobiecie? W nowym milenium zaimponować kobiecie mężczyzna praktycznie nie jest w stanie. Stały się one bardzo niezależne i samowystarczalne (finansowo przede wszystkim). To one zmienają zasady gry. By się jakoś do tej sytuacji dostosować i żeby pokazać, że samce nie pozostaną w tyle, możemy coś kobietom ugotować. Przepis na pasta carbonara ("posiłek górników") jest bardzo prosty, niezbyt czasochłonny i pozwala zadziwić wszystkich zaproszonych gości, a już na pewno tę jedyną... Przepis świetnie sprawdza się we Włoszech i we Francji, ale i w Holandii odnosi spodziewane rezultaty. Składniki (na 4 osoby) : 2 ząbki czosnku
150 g bekonu lub boczku 2-3 jaja 0.2 l śmietanki 100 g świeżego parmezanu (drobno pokrojony) 500 g makaronu (najlepsze jest penne rigate) oliwa z oliwek, pieprz, sól Przygotowanie: l. Czosnek i bekon drobno kroimy. 2. Smażymy czosnek na odrobinie oliwy z oliwek (na małym ogniu). 3. Po dwóch minutach dodajemy bekon i zwięk szamy płomień . 4. Makaron przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu. 5. W misce dokładnie mieszamy śmietanę, jaja oraz ser.
mieszamy. Jeśli chcemy, by ciasto było słodkie, dodajemy 2-3 łyżki cukru. 5. Masę przekładamy do formy. Pieczemy około 25 minut na złoty kolor. Enjoy, Y'All!
Andrew Varhenkamp
6. Gdy makaron jest gotowy, odlewamy wodę i dodajemy do niego bekon i czosnek. Mieszamy dokładnie przez około minutę, gotując na małym ogniu. ?.Dodajemy sos i od razu podajemy na stół. Do smaku dodajemy świeżo mielony pieprz. Serwujemy z sałatką z pomidorów w sosie vinaigret. Działa magicznie!
Martijn Venema * Chciałabym przy tym zaprzeczyć jakimkolwiek tendencjom dyskryminacyjnym. Redakcja jest otwarta na wszelkiego rodzaju dowody istnienia osobników homo culinarius w Polsce. Redaktor Paweł Tynel donosi, iż najnowsze badania przeprowadzone w Holandii (w Polsce nadal brak odpowiedniego sprzętu) na wybranych osobnikach płci męskiej umieszczonych w warunkach laboratoryjnych wskazują, że i polscy mężczyżni umieją gotować . Na przykład pierogi. Anna Barbara Woo
l.uty2001 i:)
1
~ETONl~----------------~[!]-~~
Klatka schodowa
Na rozstajach Wbrew wszelkim pozorom to nie kolejna recenzja filmu "Quo vadis". drogą, chętnie poznałabym odpowiedź
pytanie. Jeszcze dwa tygodnie temu w innej bajce. Jeszcze. Teraz koniec. Z powrotem. W domu. W Polsce. W domu? Podobno dom jest tam, gdzie my. Z per- • spektywy czasu nie czuję s ię dziwnie, nazywając moje belgijskie lokum domem. Ostatni semestr był
niekończącym
Swoją
na to byłam
się
snem. Przez cały czas czekałam na uszczypnię cie, które oznajmiłoby mi powrót do rzeczywistości. Wielu studentów skończyło semestr przed świętami, inni wyjechali tuż po egzaminach. Każdy pytał, dlaczego ja ciągle siedzę w Louvain-la-Neuve? Otóż ... chciałam się po prostu odczarować . Gdybym wyjechała od razu, kojarzyłabym to miejsce z ciężką pracą i niesamowitą zabawą. Wciąż marzyłabym o powrocie do tego małego studenckiego miasteczka jakieś trzydzieści kilometrów od Brukseli. Teraz już wiem, że magia polegała na (niemalże) antycznej jedności czasu, miejsca
i:)
~ '\
będzie
Swego nie znacle
Teraz Polska Jean Monnet powiedział u schyłku życia: " Gdybym jeszcze raz miał zaczynać budowę zjednoczonej Europy, zacząłbym od kultury". Integracja polityczna, gospodarcza i społeczna prowadzi do powstania wspólnego europejskiego rynku. Tymczasem sens zjednoczonej Europy leży w tworzeniu wspólnoty wartości, kultury i cywilizacji. Integracja zmienia oblicze Europy i Europejczyków. Jednocześnie dąży się do utrzymania zasady jedności w różnorod ności . Kultura europejska to przestrzeń nie poddająca się podobno politycznym ekonomicznym ograniczeniom. Stąd obok działań prawnych i administracyjnych w ramach przygotowań do wstąpienia do Unii, trwa dialog, wzajemne poznawanie się społe czeństw. Przecież Polska od wieków wpisuje się w krąg cywilizacji europejskiej. Tu tkwią nasze korzenie. Polsko-belgijskie kontakty sięgają ponoć XI wieku, kiedy to belgijscy rzemieślnicy wyruszyli do Polski o ironio! - w poszukiwaniu pracy. W XVI wieku Belgię odwiedzali polscy humaniści; stykali się tu m.in. z Erazmem z Rotterdamu. Europalia 2001, w ramach których prezen-
.
i akcji. Te kilkadziesiąt dni. Te zadeptane uliczki. Ci ludzie. Bez nich Louvain nie jest już takie samo. Przekonałam się o tym podczas ostatniego tygodnia mojego pobytu w Belgii.
Co dalej? Nie wiem już nic. Zawsze wydawało mi się, że nie wpadnę w schemat studenta czwartego roku. Z absolutorium w kieszeni i wielkim znakiem zapytania w miejscu, gdzie powinna być praca magisterska. Mam wrażenie, że potrzebuję specjalnego programu repatriacyjnego.Właśnie przeżywam
odwrotny szok kulturowy. Stoję na ogromnym skrzyżowaniu . Koszmar kursanta Nauki Jazdy. Światła,znaki i policjant z drogówki machający rękoma niby grzybiarz w sezonie komarowym. Z impetem na to skrzyżowanie wpadłam, ale nie mam pojęcia, gdzie powinnam skręcić ani jak z niego wyjechać . Każda opcja jest kusząca. Na każdej ze ścieżek czekają przygody i wyzwania. Potem zaś kolejne rozstaje. Tymczasem na paranoidalnym skrzyżowaniu gdzie nie spojrzeć: czerwone światła. Wszystko mówi mi: czekaj cierpliwie.
ca .~
~~
towana była Polska, to już 17. edycja festiwalu organizowanego od 1969 roku przez Między narodową Fundację Europalia pod patronatem ich Wysokości Króla i Królowej Belgów. Fundacja zaprasza kolejne kraje europejskie do prezentowania tego, co w ich kulturze najlepsze. Nadszedł czas na państwa Europy Środko wej, ubiegające się o członkostwo w Unii Europejskiej. W organizację Europaliów 2001 włączyło się kilka miast we Francji, Luksemburgu i Holandii, co dało Polsce sposobność tym szerszej prezentacji dorobku naszej kultury. Komisarzem generalnym strony polskiej był pan Robert Kostro, strony belgijskiej - baron Georges Jacobs. W skład Komitetu Honorowego weszli m.in.: premier Jerzy Buzek, Władysław Bartoszewski, Jan Kuła kowski, Jan Englert, Krzysztof Zanussi. Program Europaliów był niezwykle różnorodny i odzwierciedlał wielość wpływów, pod jakimi znajdowała się Polska. Kulturalne bogactwo Polski ilustrowało 140 koncertów muzyki klasycznej i współczesnej, 11 wystaw polskiej sztuki, przegląd polskiej kinematografii obejmujący ponad l 00 filmów, polski teatr, taniec ludowy. Odbywały się też konferencje poświęcone polskiej literaturze, sztuce i histońi. Skoncentrowano się na sztuce ostatniego stulecia.
Od kilku dni podpadam pod paragraf 22, więc pozwolę sobie z perspektywy wieku stwierdzić, że życie nie polega na przebieganiu przez skrzyżowania. Na rozpamiętywaniu tego, co wczoraj, i bujaniu w obłokach nad tym, co jutro. Nie można ulegać złudzeniu, że za zakrętem droga już zawsze będzie prosta. Ktoś napisał kiedyś, że "życie ludzkie biega między wspomnieniem a nadzieją". To jak pęd przed siebie z głową zwróconą w przeszłość . By uniknąć chwili teraźniejszej . Nie widzieć pięk na krajobrazu, piękna ludzi dokoła . Piękna własnych emocji przeżywanych tu i teraz. Nie, nie należy ani rezygnować z marzeń, ani zapominać o życiowym bagażu. Skrupulatnie pakując do walizek czwartą parę butów, dobrze byłoby po prostu pamiętać, ile się w nich przeszło. Wyglądając zaś przez okno w pochmurny dzień, pomyśleć o tym, że wkrótce zaświeci słońce. Taka jest siła przeszłości i przyszłości. Siła, która ma nas dziś zatrzymać w pół drogi, na skrzyżowaniu. Na rozstajach, a może u zbiegu wielu ścieżek. Będę się więc pławiła
we własnej niecierna rozstajach dróg. I będę śmiała się w twarz filozofom klasycznym. "Carpe diem ",bo "Panta rhei ". Kim jestem? Dokąd idę? Jeszcze tyle mogę się nauczyć . Tylko na jakich zajęciach wykładają życie? I u kogo najłatwiej zaliczyć? pliwości. Będę stała
Anna vVróbel Wystawa "Przedwiośnie", główna ekspozycja Europaliów 2001 w brukselskim Palais des BeauxArts (Pałac Sztuk Pięk nych, zaprojektowany przez słynne go secesyjnego architekta Wiktora Hortę) prezentowała
polskie malarstwo przełomu XIX i XX wieku. Wystawiano patriotyczne dzieła Matejki i Grottgera, wizje Wyspiańskiego, symboliczne malarstwo Malczewskiego, groteskę Witkacego. Obraz Dziwny ogród" Józefa Mehoffera służył jako logo wystawy. Tygodnik "Wprost" podał niedawno, że "Przedwiośnie" wzbudziło w Belgii spore zainteresowanie: ekspozycję odwiedziło 30 tysięcy osób. Wystawę uboższą o kilka obrazów można teraz oglądać w warszawskiej "Zachęcie". Naprawdę warto! "Przedwiośnie" stanowiło wstęp do panoramy polskiej kultury. Zobaczyć można było grafikę polską 1900-2000, grafiki Brunona Schulza, rzeźby Magdaleny Abakanowicz, (ciąg dalszy na nastt:pnej stronie)
Pl!łłiłETON ~
~ Rzeczy
Swego nie znacle
160 znaków ~~
Teraz Polska (c.d.) polskie Art Deco, krakowskie plakaty Art Nouveau, obrazy Edwarda Dwumika czy Tadeusza Kantora. Znakomici dyrygenci (Kazimierz Kord, Antoni Wit, Jerzy Maksymiuk, Agnieszka Duczmal) wykonywali klasykę europejską oraz muzykę polską: utwory Chopina, Szymanowskiego, Lutosławskiego, Pendereckiego, Góreckiego. Występowały słynne orkiestry, między innymi: Sinfonia Varsovia, Warszawska Orkiestra Filharmonii Narodowej, a także soliś ci, tj.: Stanisław Drzewiecki, Piotr Paleczny. Odbyły się też występy chórów, koncerty jazzowe i folkowe. Na scenach teatralnych Brukseli i Antwerpii gościły przedstawienia Krystiana Lupy, Jerzego Grzegorzewskiego i Andrzeja Seweryna, który zaprezentował oryginalną interpretację "Dziadów" Mickiewicza. Na wyremontowanym dziedzińcu zabytkowej kamienicy, na czas zimy przykrytym szklanym dachem, urzą dzono scenę i kameralną widownię teatru "Maison Bellone". Zazwyczaj odbywają się tu nastrojowe wieczory poetyckie, a także awangardowe przedstawienia. Tym razem listopadowy mrok rozświetliło ciepłe światło świec. Na widowni licznie zasiedli przedstawiciele polskich instytucji w Belgii, polscy uczniowie belgijskich szkół, ale też ciekawi polskiego dzieła Belgowie. "Dziady" pokazano w formie dramatu poetyckiego. Grano dźwiękiem i świa tłem. Prosta scenografia: klepisko zamiast desek sceny, krzyż i obraz Matki Boskiej na ceglanym murze, w tle dźwięki litewskich pieśni oraz poruszająca ilustracja muzyczna. Przede wszystkim zaś głosy aktorów, którzy musieli się zmierzyć z wybranymi fragmentami dzieła w tłumaczeniu na język francuski. Grali nie tyle postaci, co przypadkowych wróżbitów przekazujących głosy dawno zapomnianych duchów. Seweryn pokazał istotę Mickiewiczowskiego dramatu. Nigdy jeszcze "Dziady" tak bardzo mnie nie poruszyły, a przecież pamiętać trzeba o barierze językowej. Inne sztuki, na które zaproszono Beneluks to "Wymazywanie" Thomasa Bemharda reżyserowane przez Lupę, "Bachantki" Eurypidesa w reżyserii Warlikowskiego i Gombrowiczowska "Operetka" przygotowana przez Grzegorzewskiego. Podczas przeglądu polskiego kina prezentowano nie tylko filmy znanych reżyserów, tj.: Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Kawalerowicza, Kazimierza Kutza, ale też znakomite filmy animowane i eksperymentalne, m.in. Piotra Dumały (np. "Zbrodnia
a <f-
i kara", "Łagodna") oraz mało znane krótkomefilmy Krzysztofa Kieślowskiego. Z elementarza polskiego kina lat 60., 70., 80. i 90. pokazano m.in.: "Nóż w wodzie" Polań skiego, "Sanatorium pod klepsydrą" Hasa, "Aktorów prowincjonalnych" Rolland, "Przesłuchanie" Bugajskiego, "Ucieczkę z kina 'Wolność'" Marczewskiego czy "Jańcia Wodnika" Kolskiego. Pokazy odbywały się w 14 kinach w całym kraju. Także w Louvain-la-Neuve polskiej kinematografii poświęcono cały tydzień. Filmy prezentowało kino studyjne "Agora". W niedzielny wieczór zaciągnęłam kilku znajomych na "Popiół i diament" Wajdy. Oprócz problemów z francuskimi i flamandzkimi napisami, które skutecznie utrudniały cudzoziemcom odbiór filmów, zdziwiła mnie jedynie nieobecność reżyserów na zapowiadanych spotkaniach po seansach ich wybranych dzieł. Szkoda też, że najciekawsze seanse odbywały się w weekend, gdy w Louvain nie zostaje zbyt wielu studentów. Poza tym w zaimprowizowanej w Palais des Beaux-Arts kawiarni literackiej (Jama Michalika) odbywały się spotkania z pisarzami i wieczory autorskie (m.in.: Andrzej Sapkowski, Marek Bieńczyk, Antoni Libera, Julia Hartwig, Ewa Kuryluk). Trzeba przyznać, że Europalia to wyjątko wo przygotowany festiwal kultury. Szczególnie podobała mi się jego wszechstronność oraz fakt, że postawiono na jakość. Przy tym w krótkim czasie zmobilizowano ogromną siłę polskiej kultury. Dodatkowym atutem były przystępne ceny wstępów na poszczególne imprezy (bilety studenckie na sztuki teatralne - ok. 30 PLN, filmy - ok. 12 PLN). Chciała bym, by podobne wydarzenie miało kiedyś miejsce w kraju. Być może uświadomiłoby to nam, z czym dąży my do Unii ... Cudze chwalimy, swego nie znamy. Dopóki nie znajdziemy własnej tożsamości, nie poznamy wartości własnej kultury, będziemy musieli obawiać się o jej los. Tyle że to nie atak obcych kultur stanowi zagrożenie, a nasza ignorancja i niedouczenie. Nasz strach o polskie dziedzictwo kulturowe jest w pełni uzasadniony. Drżyjmy na myśl o własnym analfabetyzmie. Podziwiam sposób, w jaki kaganek kultury niesie się w Beneluksie do małych miejscowoś ci. Europalia dotarły bowiem tam, gdzie korzenie kultury, do małych miejscowości, jednostek uniwersyteckich. Ciekawe, czy Polaków stać będzie kiedyś na podobne przedsięwzięcie. Chciałabym zobaczyć irlandzką sztukę teatralną wystawianą w remizie któregoś z powiatowych miasteczek. W ferworze negocjacji akcesyjnych chciałabym mimo wszystko, by obszar "Kultura" pozostawał otwarty. trażowe
Belgijski Jącznik
·-
Historia prawdziwa: dostałem sms-a o treści: "Marto, fajnie było wczoraj w kinie. Mam nadzieję, że bawiłaś się równie dobrze. Całuski." Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że nie mam na imię Marta. Co więcej, mam na imię Maciek i nigdy nikt nie mówił do mnie: "Marto". "Zwyczajna pomył ka" - stwierdzi znakomita większość użyt kowników telefonów komórkowych. Jasne, że pomyłka. Ale to pomyłka z rodzaju kosztownych. Jeżeli Marta nigdy nie dostała wiadomości,
która była dla niej przeznaczona, jeżeli nadawca wiadomości nie zorientował się do kogo naprawdę wysłał sms-a, jeżeli ... To mógł być piękny koniec historii, która tak ładnie się zapowiadała.
Jeżeli
w dodatku tajemniczy nadawca zabrał Martę na film w rodzaju "Amelii", tragedia gotowa: Marty po wyjściu z takich filmów niezachwianie wierzą w los, przeznaczenie i, oczywiście, nadają wydarzeniom takim jak brak sms-a o wiele większe znaczenie niż powinny. Krótkie wiadomości tekstowe to groźna broń. Czasami śmiertelnie groźna. Kilkadziesiąt znaków może zdziałać zadziwiająco wiele: wywołać zaraźliwie radosny śmiech, zaprowadzić na imprezę, uspokoić znerwicowanych podczas sesji. Są też sms-y specjalne: takie, których nie dostaje się codziennie, ale kiedy już nadejdą, telefon wypada z dłoni, a dłoń nie trzymająca już niczego, nerwowo szuka papierosa. Henry Kissinger, długoletni szef amedyplomacji, twierdził, że największą władzę dają mu nie kompetencje i biurko w Waszyngtonie, ale właśnie telefon, który stoi na biurku. W epoce telefonów komórkowych to stwierdzenie nabiera szerszego znaczenia. Krąg posiadaczy przenośnych zestawów telefonicznych, za pomocą których można siać zamęt, rozszerza się w zastraszającym tempie. Tak samo szybko zwiększa się pole rażenia krótkich wiadomości tekstowych. Warto się więc zastanowić nad tym, co wysyłamy, nie wspominając już o tym, co mówimy do słuchawki. A jeżeli nie ma czasu na zastanowienie się - bo i tak bywa - czasami po prostu chcemy jak najszybciej odbić piłeczkę i odpowiedzieć, warto ostrożnie naciskać klawisze telefonu. A potem już tylko mieć nadzieję, że nasz sms dotrze do właściwej Marty. rykańskiej
Kuźmicz
~
Historia z chmury
"Lietus" znaczy deszcz Z Litwą nigdy nie wiadomo. Niby Polska, niby nie-Polska. Wprawdzie to nasi najbliżsi sąs iedzi i w dodatku ojcowizna Mickiewicza, ale litewskiej literatury nie znamy prawie wcale. Przynajmniej ja nazwiska żadnego nie pomnę.
Jest w ich książkach coś słowiańskiego, bardzo nam bliskiego. Romantyczność - nie do usunięcia nawet w dwudziestym pierwszym wieku. Litwini też chyba ciągle wę drują, poszukują. Wnioskuję powyższe po odbyciu dziwnej podróży z "Historią z chmury". Marius Ivaskevićius stworzył powieść drogi, powieść o podwójnym dnie, niejako dwa dziełka (trochę mi w tym przypomina naszego Pawła Huelle; trudno się zresztą dziwić - to równolatkowie). Ta książka jest specjalna. Na początku wydawała mi się niesamowicie trudna, nawet do samego czytania. Nie potrafiłam stwierdzić, o czym jest ani czym mógł kiero-
wać się
autor. Babcia jego opowiadała w dziebajki, które nie miały zakończenia. Kiedy odeszła, wnuk jej był już został (w polskim tłumaczeniu też używają takiego cudownego plusquam perfectum ... ) dziennikarzem i literatem i teraz w profesji swojej - w jak najbardziej realnym życiu- usilnie próbuje odnaleźć dokończenie historii. Wąskiemu gronu osób, na przykład emerytowanemu prokuratorowi, agentowi nieruchomości czy dawnym kochankom, proponuje narrator wykupienie własnego imienia w powieści i - o dziwo wszyscy się na to godzą. To, co następnie wychodzi spod jego pióra, jest lunatykowaniem po krainie legend, symboli ciństwie
~ Upadek
Nie zostanie kamień na kamieniu Czwarta klasa. "Dżuma". "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika... " Taaa ... Ten sam tom Camusa zawierał też drugą jego powieść. Tu po prostu ścięło mnie z nóg. Długo, długo nie mogłam zebrać myśli. I tak jest za każdym razem, kiedy po nią sięgam. Naprawdę rzadko s ię zdarza, żeby jedna książka równocześnie ujmowała za serce, chwytała za gardło i dawała niezłego kuksańca w bok. "Upadek" sprawia, że człowiek dojrzewa szybciej. Nie, nie będę pisać w imieniu ogółu. Replay. "Upadek" sprawił, że to ja szybciej dojrzałam. Książka jest napisana w taki sposób, że każdy może ją odnieść do siebie, bez wzglę du na to, w którego z bohaterów się wcieli. Zatem po kolei. To jest rozmowa. Nie. To jest pozorna rozmowa, monolog sędziego -pokutnika, paryskiego adwokata Clamence'a. W portowej kantynie w Amsterdamie sędzia-
-pokutnik odprawia przed przygodnie napotkanymi w barze ludźmi spowiedź życia. Na tym polega jego zajęcie . Upadł kiedyś, a poprzez swoje wyznania wciąż usiłuje podnieść się z klęczek. To trochę jak "Mit Syzyfa" (też Camusa!) w powiększeniu. Clamence nie daje czytelnikowi dojść do to i dobrze? Konieczne jest za to maksymalne skupienie uwagi. Przydaje się nie tylko przez szacunek wobec rozmówcy... słowa. Może
Nigdy nie byłam prawnikiem. Nigdy nie w Paryżu, a z miast kraju tulipanów zwiedziłam tylko Rotterdam. A jednak niemal wszystkie słowa sędziego tak dobrze pasują do mojego życia. Co ciekawe, nie tylko ja odnoszę takie wrażenie. Camus bezwzględnie obnaża konformizm i - jak zwykłam to określać - sumienie jak ocean, w którego głębi wszystko jest dopuszczalne, na wszystko znajdzie się usprabyłam
~Cham
On nie jest cham Słysząc
nazwisko Orzeszkowej, przypomizwykle "Nad Niemnem" i jego przydługie opisy przyrody. A poza tym, kto jeszcze czyta pozytywistyczne tomiszcza sprzed dwóch wieków? Przecież i tak większość sfilmowano. na
się
"Cham" to coś zupełnie innego. Love story znad Niemna. I nie trąci harlequinem. Chociaż może ja się nie znam. Historia jest w sumie dosyć konwencjonalna, ale aż chce sięjązgłębiać, bo to jeszcze jeden dowód na to, że Wergiliusz miał rację: miłość zwycięża wszystko: Lejtmotyw Ordonki też by tu nieźle pasował. Paweł
Kobycki,
człowiek
cierpliwy i
łago-
i mitów litewskich, jest podróżą w czasie i w przestrzeni, tam i z powrotem, w górę i w dół: na przeklęte łąki i do przeklętych miast, przez wiek trzynasty i osiemnasty. A nosiciele imion ciągle szukają Wilna. Według fantastycznej etymologii Litwinów nazwa ich kraju, Lieutva, pochodzi od słowa lietus, czyli "deszcz". To jest klucz do powieś ci. Jaćwingowie wierzyli, że można zgadywać imiona chmur. Jeśli ktoś, patrząc w niebo, zdołał odgadnąć imię chmury, ta spadała na ziemię, zamieniając się w jezioro. Chmury to medium pomiędzy światem żywych i krainą umarłych. Dla bohaterów stanowią środek lokomocji, który najlepiej potrafi przebijać się przez wąskie drzwi stuleci i bramy mileniów. Ponoć dla każdego, kto patrzy na świat oczyma duszy, chmury na Litwie są inne niż wszystkie pozostałe. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź, która płynie niczym owe chmury, podsuwa powieść Ivaskevićiusa.
Magda Lena Wanot Historia z chmury (Jstorija nuo debesies, 2001) Marius lvaskevicius wiedliwienie. A to jest dzisiaj takie powszechne ... Smutno mi się zrobiło, kiedy uświadomi łam sobie, jaka subtelna granica dzieli prawdziwą pokorę od dewocyjnej skromności i efektownego figuranctwa. Na zewnątrz tak rzadko przecież widać różnicę. A czy można czynić dobro z premedytacją? To nawet nie brzmi dobrze. Kiedy zaś przychodzi do prawdziwych sprawdzianów cywilnej odwagi, nie ma się odwagi. Takjak to było w jego przypadku. Wyrzuty sumienia nie usprawiedliwią. Mleko rozlane. Po takiej lekturze moralne zasady zyskują bardziej dzisiejszą wymowę. Pół wieku stanowi w tym przypadku najmniejszy problem. A przenicowanie osobowości i uło żenie na nowo tych najtrudniejszych n-elementowych puzzli bardzo się przydaje. Nawet gdyby powieść nie była niczym więcej ponad dobrą sztuczkę Camusa-filozofa. nową, może
Upadły Anioł
Upadek (La chute, 1958) Albert Camus zmagania się z samymi sobą. Wszystko dzieje się szybko, klocki domina przewracają się bez ustanku, aż do smutnego końca. A potem pozostaje niedosyt, co dalej. Nie tak przecież musiało się stać. Gdybyż tylko wtedy...
dny, ukochał Frankę, co była niby kurz a wiater. Pojął za żonę.Oj, ciężki to był dlań krzyż. Franka zniszczyła siebie, służąc u państwa w mieście. Żeby jej pomóc, Paweł chciał poruszyć niebo i ziemię. Pokornie znosił fochy, szaleństwa i dziwactwa. Dogryzała mu na każdym kroku. Ale też nauczyła go czytać. Ale dała mu dziecko. Ale chwilami żałowała i postanawiała poprawę. Oto femme Jata/e, która za całe dobro, jakiego zaznała, chciała uśmiercić człowieka, co zawsze stał po jej stronie ...
"Cham". Tak nazywała Pawła Franka, bo wszak ona przybyła z miasta i to ona łaskawie zniżyła się do wiejskiej prymitywności . A chamska Kultura i tak wzięła górę. Nie trzeba umieć czytać i pisać, by się nauczyć kochać . Kto patrzy sercem, wzniesie się ponad. A Wergiliusz to mądry facet. Miłość zwycięży wszystko. Szkoda tylko, że niektórzy zbyt późno się o tym przekonują.
Tym razem najlepiej smakują tu głębokie analizy psychologiczne bohaterów, etapy ich
Cham ( 1889), Eliza Orzeszkowa
Magda znad
Wisły
MAGIEL ~
dróż
Prawlek /Inne czasy
Caly świat w jednej szufladzie "Prawiek": cóż by to słowo mogło oznaczać, z czym kojarzyć osobie, która słyszy ów tytuł po raz pierwszy? Pytanie takie zadałam niedawno Komuś Bardzo Mądremu. I odpowiedź też była bardzo mądra. Historiozofia. Czas. Historia. lpse dixit. Większość czytelników zwiąże chyba ten tytuł z czasem, zahaczając o jakąś bliżej nieokreśloną starożytność. Niespodzianka! Prawiek to niewielka wieś, która przycupnęła gdzieś pod Kielcami i która leży w środku wszechświata. Losy jej mieszkańców: rodzin Niebieskich, Boskich, Cherubinów, Serafinów, tworzą małą historię dwudziestego wieku, dziejącą się gdzieś obok tej dużej, waż nej, podręcznikowej. I chociaż bohaterowie rodzą się pod bardzo "niebiańskimi" nazwiskami, wcale nie gwarantuje im to usłanej różami drogi przez świat. No właśnie. W Prawieku mieszkają oni. Na równi z nimi żyją swoim życiem lipy, topielec, grzybnia, wreszcie - ma swój czas,
~
skończony
i zdefiniowany planszowej, Bóg.
Na pozór mamy tu do czynienia ze zwyczajną, bardzo zwyczajną rzeczywistością. A jednakjest w prozie Tokarczuk coś, czego do tej pory nigdy w literaturze, przynajmniej polskiej, nie było. Chodzi o swego rodzaju eteryczność, nieuchwytność, ot, kamforę. Podoba mi się określenie: "proza korzenna". Bo przecież miesza się tu poszukiwanie własnych korzeni z intrygująco egzotycznymi zapachami... A czasy i - inne czasy? Każdy rozdział to po prostu czas czegoś: "Czas Prawieku", "Czas Fłorentynki", "Czas młynka do kawy". Między okładkami książki żyje zamknięty niewidzialnymi granicami świat, poza który nie jest się w stanie wykroczyć . Istnieją wprawdzie Kielce, a jeszcze dalej Rosja, ale poksiążki
wyszło że "nagrodą" będzie książka. Wśród gąszczu półek pojawiła się
ONA (no, no! ONA ale na wybór wpływ miała okładka (a przecież nie okładka zdobi książkę). W ręce wpadł mi "Raport Gabriela" Jeana d'Ormessona. Czyżby nazwisko niewiele Wam mówiło? Mnie wtedy nie powiedziało zupełnie nic. Wprawdzie autor jest mało znany w Polsce, za to we Francji jego książki są bestsellerami. Jeśli chodzi o okładkę, która tak bardzo przykuła mój wzrok, wydanie owo ozdabiał długowłosy anioł ... to
książka). Aż
wstyd
przyznać,
"Nie pierwszy to raz ludzie wyprowadzili Boga z równowagi. Historia stosunków Bosko-ludzkich, obfitująca w tyle namiętności i burz, to jedno długie pasmo kłótni i pojednań. Bóg kocha ludzi; zdradzają go; karze ich; okazują skruchę; wybacza im; sławią Jego imię. A potem, kierowani pychą i pragnieniem czegoś innego, znów zaczynają swoje". Tak zaczyna się opowieść o nas goniących za karierą, niejednokrotnie egoistycznie podchodzących do życia. Nie jest to jednakjedna z tych "powieści umoralniających", gromiących czy piętnujących konkretne zachowania. Jak informuje notka na okładce, książka stanowi pretekst do zastanowienia się nad motywami naszych poczynań, nad czasem, wiecznoś cią. A przecież tak często nie w głowie nam tego typu kontemplacje. Oto Bóg decyduje się wysłać na Ziemię swojego ulubionego Archanioła zanim w ramach kary na zawsze zgasi Słońce ... Na Ziemię trafia Gaby 007, czyli Archanioł Gabriel we własnej
Swego czasu było mi dane spotkać się z pisarką. Jak powiedziała, "Prawiek ... " jest dla niej książką o ciągłych, choć nie zawsze udanych próbach wyjścia człowieka poza to, co jest mu dane. Szukane wieczności w rzeczach przemijających - oto coś, co jest tak widoczne w jej prozie i emanuje z samej jej osobowości . Z kolei dla mnie "Prawiek. .. " jest odskocznią świata pełnego przyziemności do innego życia, do innego czasu. Można czytać raz, można trzy albo trzydzieści - zawsze tak samo fascynuje. Czemu? Nie wiem. od
Magdalena Prawiek i inne czasy ( 1996), Olga Tokarczuk
Promocja
Odmieniona. ..
Gaby007 Zakończyła się sesja, moja pierwsza. Uff... Ale grunt, że wszystko mam już za sobą. Postanowiłam to jakoś uczcić, a że nogi poniosły mnie do jednej z większych warszawskich księgami,
"Prawiek i inne czasy" to trzecia powieść Olgi Tokarczuk. Jej ulubiona. Podszyta mitem. Bardzo nadrealistyczna, bo wszystkie istnienia, nieważne: odmienica Kłoska, przydrożny kamień czy szuflada pełna zapomnianych drobiazgów, mają równe prawa, istnieją w ten sam sposób. Torują im drogę przesądy, magia i Boże przykazania.
~
Raport Gabriela
tam oznacza jedynie zapadanie w sen.
osobie (?). Przybywa, żeby podsumować ludzkie poczynania i - być może - znaleźć coś, co usprawiedliwi ich postępki. Modelowym obywatelem, który miał się stać "obiektem badań" anioła okazał się być sam Jean d'Ormesson. On to właśnie miał się przyczynić do uratowania ludzkości (całkiem skromnie, prawda?). Napisana w formie dialogu z wysłannikiem niebios (a momentami "bardzo skromnego" monologu bohatera), książka pełnajest anegdotek z życia autora i jego zawodowej kariery. Zagłębia się on m.in. w kulisy prowadzenia francuskiego dziennika "Le Figaro", dotyka też tematów politycznych (w roku 1999 wybuchł skandal, gdyż autor pokusił się w "Raporcie ... " o krytykę nieżyjącego już wówczas prezydenta Francji, Franvoisa Mitterranda). Do pewnego stopnia "Raport Gabriela" stanowi podsumowanie pracy i twórczości Jeana d'Ormessona (nieco wątków autobiograficznych). Nie zabrakło też wątku miłosnego , gdzieś tam w tle zarysowuje się postać bliżej nieokreś lonej muzy, utraconej miłości, która też jest swego rodzaju bodźcem do snucia ogólnych refleksji o życiu. Książka ta z pewnością zajmie godne miejsce na regale z ulubionymi pozycjami. Naprawdę polecam, szczególnie że ostatnio tak mało mówi się o współczesnej literaturze francuskiej, nie mówiąc już o jej czytaniu.
Malgorata Zys Raport Gabriela (200 l), Jean d'Ormesson
... "Wiedza i Życie" to najstarszy popularnonaukowy miesięcznik w Połsce (ukazuje się od 1926 r.), który zmienia się wraz z pokoleniami swoich czytelników. Jest
Od blisko 80 lat redakcja prowadzi czytelników przez rozległe obszary wiedzy. Chce być z tymi, których interesuje poznawanie tajemnic natury i ludzkich osiągnięć. Porusza problemy ważkie, nie unikając też tematów trudnych i kontrowersyj"Wiedza nych. i Życie" nie jest jednak pismem nudnym. W każ dym numerze znajdzie czytelnik sporą dawkę humoru ciekawostek, dzięki którym bę dzie mógł zabłys nąć w towarzystwie. Od lutego pismo pojawia się w zmienionej formie. W rozszerzonym dziale humanistycznym więcej uwagi poświę cone będzie psychologii człowieka. "Wiedza i Życie" to pismo dla każdego, kto zainteresowany jest własnym rozwojem. Co najważniejsze, czytelnik ma gwarancję, że każda przeczytana w miesięczniku informacja zawsze jest sprawdzona, informacje są rzetelne i prawdziwe - oczywiście w ramach obecnego stanu naszej wiedzy...
llii
Wściekły kontratak małych
recenzji
Było, minęloP Numer MAGLA. który właśnie trzymasz w ręku, drogi Czytelniku, nie jest do końca świeży... Bez obawy, nie musisz od razu robić takiej miny.. . Jako że to wydanie podwójne, dwumiesięczne, na lllcy przynosimy recenzje wszelakie: oto kilka filmów starszych, kilka mniej starych, zaś reszta jest już niemal zupełnie nowiutka. Wszystkie je łączy cudowny opis, a także pełna ekspresji i polotu ocena dokonana przez naszych specjalnych wysłanników. Jeżeli i Ty jesteś wielbicielem i smakoszem dziesiątej muzy, masz ochotę dołączyć do elitarnego grona Jej umiłowanych synów (i córek), jeśli pragniesz zasmakować w dziennikarskiej pracy i opinią swoją wpływać na gusta rzesz czytelników, czym prędzej napisz na adres: r k233 68@sgh.waw.pl. MAGIEL czeka na Ciebie!
Pfeśni z
drugiego piętra
Umiłowany,
któzy...
Można przebrnąć
przez knigę życia, nie nawet uwagi na niektóre ze stronic. Części z nich nie zrozumiemy, część jedynie przekartkujemy, a część zachowa się, jak na zło ś liwość rzeczy martwych przystało - zlepi s i ę ze sobą, a my nawet tego nie spostrzeżemy. Lektura jest wypełniona aż po ostatnie półki świ adectwami poniżenia, bólu, żalu i kruchości ludzkiego żywota, które giną gdzieś w codziennym nurcie. Pieśni z drugiego piętra są tego swoistą parabolą. A właściwie nie tyle parabolą, co głębszym nurem pod wszechobecną pozwracając
wierzchowność
i próbą znalezienia drogi do drugiego człowieka, próbą namacalnego kontaktu z bliźnim . Obraz, który kreśli Anderssan w "Pieśniach ... , można śmiało porównać z "Krzykiem" Muncha. Obraz to w swej wymowie p rzerażający, choć jeśli się ktoś wybierze do kina w weekend (jak większość miłośników Nagiej broni i Hot Shotsów), to pewnie uśmieje się do łez. Szwedzki geniusz kina pewną ręką szkicuje kolejną misterną opowieść, pozornie nie mającą związku z poprzednią (ktoś skrupulatnie o bliczył, że jest ich 46). "Umiłowany ten, który siada". Usiądźcie więc. "Umiłowany ten, który wtyka palec między drzwi". Wetknijcie więc palec między drzwi z tą przedziwną nadzieją, że może go Wam przytną.
Igraszkilosu
Milusi film On: sam nie wie, czego chce od życia, ma ale łatwo o niej zapomina. Ona: też trochę zagubiona i zwariowana, wierzy w przeznaczenie, fatum i takie tam .. . Spotkają się przypadkowo na przedświątecznych zakupach w Nowym Jorku. Pokłócą się o ostatnią parę czarnych rękawiczek . Mimo że się nie znają, to coś między nimi zaiskrzy. Cały wieczór spędzą razem, doskonale się przy tym bawiąc. Gdy On zasugeruje, że powinni wymienić chociaż numery telefonów, Ona odmówi . Zostawia mu jednak nikłą nadzieję na spotkanie: każe mu zapisać swoje imię i numer telefonu na pięciodolarówce . Banknot zaraz wydaje w kiosku dodając , że jeśli kiedyś do niej wróci, będzie to znak, że są sobie przeznaczeni. Rozstają się, nic o sobie nie wiedząc, ale przez najbliższe kilka lat wspomnienie tego wieczoru będzie powracać jak bumerang. Ona będzie dokładnie oglądać każdą pięciodolarówkę, On przez te wszystkie lata bę dzie trzymał w szafie tę pamiętną parę rękawi czek. Tak zaczyna się ów film. Dodam jeszcze, że Oną, czyli Sarę, gra Kate Beckinsale, a Onego, Jonathana - John Cusack. Cała fabuła opiera się na zbiegach okoliczności , igraszkach losu czy - jak kto woli - na prawdopodobieństwie warunkowym. Tę opowieść ogląda się lekko, łatwo i przyjemnie, bez żadnych problemów związanych z trawieniem skomplikowanych treści. Nawet nie poczujecie, jak zleci Wam czas. RAQ kochającą narzeczoną,
Igraszki losu: USA 2001, reż. : Peter Chelso, wyst.: Kate Beckinsale, John Cusack, JeremyPiven
Ostatni Basffon
Czemu padł ten bastion?
Film Ostatni bastion pojawił się w polskich kinach w okolicy Gwiazdki i zniknął z nich, zanim jeszcze Święty Mikołaj do Laponii wrócił, żeby sadzić drzewa (popyt na rózgi wciąż rośnie) . Z jednej strony trochę go Tomek Grynkiewicz szkoda. W kilku scenach Robert Redford i James Gandolfini Pieśni z drugiego piętra: Szwecja/Fran- _ zwłaszcza, dają popis znakomitej gry •cja/Dania/Norwegia 2000, reż.: !Wy Anders- aktorskiej, której próżno wypatrywać w san, 110'St.: Lars Nordh, Stefan Larsson, Tommy królującej w telewizji tandecie, kręconej przez Johansson, Bengt C. W. Carlsson, Sten Anders- mydłków i dla mydłków. Z drugiej strony zaś, san Ostatniego bastionu zupełnie mi nie żal.
Obraz ów niesie z sobą zabójczą dawkę nudnego filmowego patosu, dobijającą zwłaszcza podczas kulminacyjnej sceny wciągania na maszt amerykańskiej flagi. Co więcej, główne założenia scenariusza są całkowicie debilne, do tego ograne niczym zespół Ich Troje. Szlachetność generała lrwina sprawia, że olewa on rozkazy dowództwa i, narażając życie swych podwładnych, ratuje ludność cywilną od niechybnej śmierci. Sąd wojskowy skazuje go na kilka lat odsiadki. W pozbawionym nadzoru (!) więzieniu trafia mu się sadystyczny dyrektor. Dochodzi oczywiście do pojedynku między władzą a honorem, czyli między chęcią utrzymania porządku w więzieniu a pomnikową uczciwością. Wtórne i słabe.
joeJus Patetus Ostatni bastion: USA 2001, reż. : Rod Lurie, 110'St. : Robert Redford, James Gandolfini, M ark Ruffalo Dziewięć żywotów
Tomasa Katza
Dwa bilety na kaca, bittel Z kanału w pobliżu londyńskiej obwodnicy M25, która - jak miłośnikom twórczości Pratchetta wiadomo - przypomina swym kształtem pismo Czarnych Księży z pewnego starożyt nego królestwa i znaczy tyle, co: "Bądź pozdrowion, o Bestio, Pożeraczu świata", wychodzi On, Tornas Katz. Od tej chwili wszelkie zasady przyczynowości można z czystym sumieniem oddać do lamusa. Obdarzony niezwykłą mocą Katz zamienia się tożsamością z napotkanymi osobami: taksówkarzem, ministrem rybołówstwa czy kierownikiem ruchu metra, "spełniając" ich ukryte marzenia. I chyba nieźle się przy tym bawi. Świat dostaje hopla z przerzutką (co jest zresztą żadną nowiną); nawet znana z trzeź wego myślenia i kompletnego braku poczucia humoru londyńska policja daje się wciągnąć w tryby opętania. Jedynie niewidomy inspektor i herbaciarki zdają się być w stanie powstrzymać nadchodzący koniec świata . Zegar jednak tyka nieubłaganie ... dziecię astralne, źródło wszelkiego żywota, powoli umiera.. . eleven seconds to the eclipse... Dziewięć żywotów... to absurdalna aż do granic definicji wizja końca świata. Podana w konwencji czarnej komedii i thrillera psychologicznego ... Coś w stylu: Czterej jeźdźcy Apokalipsy w poszukiwaniu Świętego Graala i Taniego Noclegu. Na dobrą sprawę każdy, kto wszystko, co trzeba (oprócz głowy), ma na swoim miejscu, mógłby taki film nakręcić . Chwała Hopkinsowi, bo sam przez chwilę w to uwierzyłem .
Tomek Grynkiewicz Dziewięć żywotów Tomasa Katza: Wielka Brytania/Niemcy 2000, reż.: Ben Hopkins, wyst. : Thomas Fisher, Jan McNeice, Tim Barlow, Tony Maudsley, William Keen
FILM lii Inni
~
Podobni inaczej Ech, biedna jest ta Nicole (Kidman)! Jeszcze niedawno ubrana w cekinowe wdzianko czarowała swoim wdziękiem gości Moulin Rouge. Teraz jest zupełnie INNA, ale znów cały film na jej barkach. W Innych gra Grace, miłą, choć znerwicowaną matkę dwójki dzieci. Mieszkają samotnie w wielkim wiktoriańskim dworze. Jak zwykle bywa w takich dworach, dzieją się tam tzw. "dziwne rzeczy". Pewnego dnia służba ucieka z domu bez słowa pożegnania, córeczka Grace widzi nawiedzające dom obce postaci, a nawet sama bohaterka
zaczyna słyszeć tajemnicze odgłosy. Ponieważ w duchy nie wierzy, jest przekonana, że te złu dzenia są wynikiem migreny. Cóż, dużo nie zdradzęjeśli napiszę, że problemjest bardziej skomplikowany i tabletki od bólu głowy dużo tu nie pomogą. Dzielna Grace musi sama radzić sobie z duchami, ponieważ jej mąż wyjechał na wojnę. Mimo całej beznadziejności sytuacji (maluchy cierpią na fotofobię, czyli uczulenie na światło) jak lwica walczy w obronie swych pociech. Zasłony w oknach domu muszą być zawsze zasłonięte, co sprawia wiele trudności, zwłaszcza, że na te zasłony uwzięły się duchy.
lii Harry Potter l kamleń filozoficzny
Dwie strony ekranu Po trzykroć siadałem do pisania niniejszej recenzji i po trzykroć odchodziłem od komputera pokonany. Wiedziałem bowiem, że ten egzemplarz MAGLA dostaniecie do rąk w drugiej połowie lutego, niemal miesiąc po premierze Harry'ego Pottera .... Wówczas to chłopak ów będzie opisany na wszystkie możliwe sposoby, w ubranku, bez ubranka, z dodatkiem uszczypliwości, jak i w polewie czekoladowej. Pisząc podobnie, powtarzałbym te same banały... Pisząc inaczej, naraziłbym się na posądzenia o snobizm i pozerstwo. Tymczasem nie ma wątpliwości, że Harry Potter i Kamień Filozoficzny to jeden z najważniejszych filmów roku 2002. Co prawda nie ma szans na Oskary (za wyjątkiem efektów specjalnych czy charakteryzacji), jednak pieniędzy zarobi masę. Już dziś mówi się, że
pod względem finansowym zdystansuje Druży nę pierścienia i Atak Klonów, tym bardziej że po pierwszym tygodniu w polskich kinach padły rekordy otwarcia Quo vadis i W pustyni i w puszczy. Obraz ważny jest również dlatego, że stanowi ekranizację powieści otoczonej kultem - i to zarówno wśród gimnazjalistów, jak studentów SGH. W jakościowej ocenie filmu zgadzam się, o dziwo, z recenzentami "Gazety Wyborczej". Przyznali mu cztery gwiazdki, chwaląc wierność literackiemu pierwowzorowi oraz techniczną perfekcję realizatorów. Mnie jednak Harry Potter i Kamień Filozoficzny pozwolił zrozumieć coś innego. Podpowiedział, którą stronę ekranu powinien reżyserować reżyser. W Polsce odpowiedź na to pytanie wcale nie
lii Mulholland Drlve
Zady Lyncha i walety też\ Dwie i pół godziny w kinie. Zaleta: Hurra! Lynch znowu w formie, niech żyją zakręty. Wada: Kuma, Lynch znowu w formie, jak ten czas wolno leci. Pomieszanie gatunkowe. Zaleta: On jest mistrzem, tak swobodnie bawić się konwencjami potrafią tylko najlepsi. Wada: Facet, weź ty się zdecyduj, jak bę dziesz chciał za duźo naraz, to ci nic nie wyjdzie! Gra aktorska. Zaleta: Ojejku, już prawie nie wiem, która jest która; jak one to robią? Wada: Oj, sztuczne jesteśta, sztuczne. Nic dziwnego, jak się po dwóch latach wraca do jakiejś tam postaci z serialu ... Fabuła. Zaleta: Kino żyje. Muszę to jeszcze raz zobaczyć. Lynch, jesteś magiem kina. Tył-
ko ja wiem, co wydarzyło się na Mułhotland Drive! Wada: No tak, wszystko jasne, tyś się, koleś, z Tworek wyrwał. Serial nie wyszedł, to co, robimy hard core'a! "Tu się dokręci, tam się walnie jakieś mylne tropy i niech się wiara podnieca, niech główkuje". Czemu jesteś taki odtwórczy?? Dawno już nie miałem takich problemów z napisaniem recenzji. Po pierwsze, trzymacie ją nie do końca świeżą i prawdopodobnie już dawno jesteście po obejrzeniu filmu. Po drugie, ja nie wiem nawet czy Mułholland Drive mi się
W mglistej, tajemniczej i mrocznej (no bo te okna wciąż zasłonięte ... ) scenerii rozgrywa się horror. Nie zobaczycie tu przelewających się hektolitrów sztucznej krwi, ale jest się czego bać . Narastające napięcie prowadzi do zaskakującego finału. No, ale o zakończeniu już ani mru-mru. Nie powiem Wam nawet, jaki inny film ono przypomina i dlaczego posądza ne jest o brak oryginalności. Innych polecam chociażby dlatego, żeby zobaczyć wystraszoną Nico/e. Aha! Jeszcze jedno. Jak już obejrzycie film i poznacie zakończenie, to nie psujcie zabawy i nie opowiadajcie go INNYM ... Len sam RAQ Inni: USA 2001, reż.: Alejandra Amenabar, wyst.: Nicole Kidman, Fionnula Flanagan, Elaine Cassidy, Christopher Eccleston
jest taka oczywista. Wystarczy obejrzeć co drugi rodzimy film, by przekonać się, że niektórzy producenci w ogóle nie dostrzegają potrzeby zatrudniania reżysera. Na ekranie panuje chaos, dystrybutorzy szczękają zębami, zaś widzowie nie wiedzą: śmiać się czy płakać. W Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym reżyser był, i to uznany. Chris Columbus wsławił się już bowiem Kevinem samym w domu i Panią Doubtjire. Perfekcyjnie zapanował nad tym, co działo się na planie. Zapomniał o publiczności. Nie zagrał na naszych emocjach, nie wyreżyserował w nas strachu, zaskoczenia czy chociażby niepokoju. Bo to o nas dbać powinien. To, co dzieje się po tamtej stronie ekranu, jest tylko ścieżką wiodącą do naszych serc.
jony Ellter Harry Potter i Kamień Filozoficzny: USA 2001, reż.: Chris Columbus, wyst.: Daniel Radclife, Richard Charris, Warwiek Davies, John Hurt
gdy nudziłem się jak, nie przymierzając, szpak, a niektóre elementy strasznie mnie drażniły (m.in. "komedia pomyłek", na skutek której giną trzy osoby, pewna wtórność w stosunku do Zagubionej Autostrady... ). Lynch z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Wymaga on od widza specyficznej wrażliwości, czujności (każdy drobiazg może być kluczem do rozwikłania zagadki), wyłą czenia na pewien czas logicznej części mózgu i natychmiastowego włączeniajej po opuszczeniu sali kinowej. Bez wątpienia jest to obraz, który powinien znaleźć się "w dorobku" kinomana. Jest ciekawy, jest intrygujący, zagadkowy, czasem można nawet podyskutować na jego temat, pobawić się w interpretację pt. "0 co tam chodziło?", ale ... czy cokolwiek więcej?
Dr Betty i Mr Romano
podobał...
Momentami siedziałem w kinie jak urzeczony, dawałem się uwieść intrydze, po prostu podziwiałem, z drugiej strony bywały chwile,
Mulholland Drive: USA 2001, reż.: David Lynch, wyst.: Naomi Watts, Laura Harring, Juslin Theroux, Ann Miller
[
l.uty.2001
FILM
li Potwory l spółka
Komunikat My, Dział Filmowy MAGLA, chcielibypublicznie poruszyć tematjakże często zaniedbywany i lekceważony przez ogół społe czeństwa. Temat jest poważny i wstydliwy zarazem, zapewne dlatego większość z nas udaje, że go nie dostrzega. Takie postawy należy pięt nować! I to niniejszym staramy się czynić. A teraz do rzeczy. Temat jest prosty: napastowanie potworów w pracy. Tak, tak, droga zytelniczko/drogi Czytelniku, proszę, nie odwracaj wzroku, nie rezygnuj z czytania tego tekstu (nawet gdyby pozostałe na tej stronie były równie ciekawe), ponieważ ucieczka od problemu nie rozwiąże go. Do naszej redakcji dotarł ostatnio pełen rozpaczy list potworów z miasta Monstropolis. Doniesienia w nim zawarte nie pozwa lają nam obojętnie przejść obok tego problemu. Bezpieczeństwo i higiena pracy tych rniłych kreatur leżą nam szczególnie na sercu. Grają one w końcu główne role w wielu wspaniałych filmach (że wspomnimy tu tylko kilka: śmy
mianowicie: Godzi/la, King Kong, Gulczas ... ). Apelujemy więc: dzieci, nie straszcie potworów! Od wieków panuje fałszywe przekonanie, że gdy zapada noc, gaśnie światło i dzieciaki zostają same w łóżeczkach, z ciemnych zakamarków wyłażą potwory i jakoby straszą dzieci, chcąc je porwać. Nic bardziej mylnego! Potwory wykonują jedynie swoją pracę. Ich domem jest miasto Monstropolis, a energię czerpią z dziecięcych krzyków (co takiego? nie wiedzieliście o tym?). Co noc potwory wyruszają przez specjalne drzwi-portale i przenoszą się do dziecięcych sypialni. Tam straszą maluchy i napełniają specjalne puszki ich krzykiem, ale staje się to coraz trudniejsze. Dzieci nie chcą współpracować, nie boją się, czasem są nawet agresywne i napastują biedne kreatury. Dla potworów jest to sytuacja szczególnie stresująca, ponieważ pracują w ekstremalnie wrogich warunkach. Dzieci są dla nich bowiem
li Za /In/q wroga
O wrogu ów/ Tak to już bywa na tym świecie, że konflikty nieustannie nam towarzyszą. Są te malusie, przy których nieraz zbije sięjakieś naczynie lub trzasną drzwi od roweru, są jednak też i te dużusie, w czasie których decydują się losy świa ta, życie "tysięcy bezimiennych" ... Bywa też i tak, że te niezgody i problemy intrygują prawie wszystkich: od głów państwa poczynając, przez naukowców i artystów, na nas (nie urażając niczyjej dumy), szaraczkach, kończąc. Tak to też się stało, że fabryka snów od lat dostarcza nam miłą i przyjemną interpretację tychże konfliktów. Tak to też i jest, że od lat nic się w niej nie zmienia. Co najwyżej źli robią się jeszcze gorsi, dobrzy coraz bardziej amerykań scy, a patos jeszcze bardziej żałosny. Tym przydługim wstępem mógłbym wła ściwie zakończyć ......--....recenzowa nie nowej produkcji wojennej. Za linią wroga bowiem oglądał już każdy z Was, drodzy Czytelnicy, nie raz i nie trzy, tyle że pod innym tytułem. Jak zawsze mamy przystojnego blondasa, choć nazwali go Burnnet (Wilson), jak zawsze jest on świetnie wyszkolonym spe-
cem (nawigatorem) i jak prawie zawsze wpada w jakieś tam tarapaty. Jak zawsze mamy twardego admirała (Hackman) z chlubną przeszłością, który prędzej czy później musi sprzeciwić się przełożonym i wysłać swych chłopców (ang. boys), żeby ratowali jego dzieciaka (ang. kid). Jak zawsze źli mówią w niezrozumiałym dla więk szości Amerykańców języ
ku,
są
brutalni i
mają tłuste,
nażelowane włosy.
Jak nie zawsze - i na szczęście pojawia się jedno ale .... Otóż ten film byłby kolejnym niesamowitym gniotem ze sztampową, Boże uchowaj , "fabułą" i średnimi kreacjami aktorskimi, gdyby nie perfekcyjna otoczka realizacyjna. Co zasługuje na szczególne wyróżnienie, to znakomite zdjęcia, w dodatku debiutanta, Brendana Galvina, ciekawy montaż Paula Martina Smitha oraz muzyka i dźwięk. Tworzą one naprawdę ciekawy klimat, odpowiednio wzmacniając lub studząc elementy napięcia czy nawet grozy. Do gustu przypadła mi szczególnie prawiepię ciominutowa dynamiczna scena, ataku rakie-
toksyczne i niebezpieczne (co? o tym też nie wiedzieliście?!). Mała dziecięca skarpetka może doprowadzić do groźnego skażenia całego miasta, wyobraźcie sobie więc, co by się stało, gdyby na przykład taki ośmioletni berbeć przedostał sięjakimś cudem przez portal... Albo nie musicie sobie tego wyobrażać. Potwory już zadbały, aby jasno i wyraźnie przedstawić
swoje
ciężkie
położenie,
i wyprodukokrótki propagandowy filmik, Potwory i spółka. Nie pozostaje Wam więc nic innego jak zabrać do kina młodszegolą brata/siostrę oraz każdego dzieciaka napotkanego po drodze i pokazać im, jak to w rzeczywistości jest, a sami będziecie się przy tym nieźle bawić! wały
potwomyRAQ Potwory i spółka: USA 2001, reż.: Pete Docter, wyst.: (w polskiej wersji językowej) Wojciech Paszkowski, Paweł Sanakiewicz, Weronika Zakrzewska, Małgorzata Kożucho wska
towego na myśliwiec F-18. Bombowa. Tylko dzięki tym elementom byłem w stanie przełknąć kolejną scenę Brygady RR, ratującej rzycie (pośladki kolegi, ang. pal s butt), te same co zawsze punkty przełomowe i całą resztę wymienionych wyżej bzdur. Podczas oglądania Za linią wroga nasunęła mi się pewna refleksja. Gdyby zamiast wojennej kanonady urzą dzić tu dramat moralny, gdyby pokazać
przeży
cia bohatera już po całej przygodzie, jego wewnętrzne rozdarcie, jego ból wywołany doświad
czonym i zaobserwowanym w Serbii i Bośni cierpieniem, jego głoszenie prawdy o okrucieństwie wojny, jego bierny - czy niech już nawet będzie czynny - bunt przeciwko złu ... Tylko kto by na to poszedł do kina ...
roman zza komputera Za linią wroga: USA 2001, reż.: John Moore, wyst.: Owen Wilson, Gene Hackman, Gabriel Macht
NAGIELl
FILM ~
Kandahar
Kraina bez nadziei... Jeśli
wydaje Ci się, że jest Ci źle, że nie ma z sytuacji, w której obecnie się znajdujesz, że tak wiele rzeczy i sytuacji Cię ogranicza ... , polecam obejrzeć film Kandahar. Jest to opowieść o kobiecie przemierzającej pustynne tereny Afganistanu w poszukiwaniu swojej siostry. Nafasjest mieszkającą w Kanadzie dziennikarką, która jako dziecko wyemigrowała z Afganistanu. Tym, co sprowadza ją do kraju dzieciństwa jest nie sentyment czy miłość do ojczyzny, lecz list wyjścia
~
od siostry, która mieszka w Kandaharze, a która chce popełnić samobójstwo podczas najbliższe go zaćmienia słońca. Nafas pragnie dotrzeć do niej i przekonać ją, że jednak warto żyć. Czy jednak naprawdę warto żyć w kraju ogarniętym lękiem i przemocą, gdzie kobiety nie mogą pokazywać twarzy, nie mają prawa się uczyć , a ich wartość okreś la przynależność do mężczy zny? Czy warto żyć, kiedy, będąc dzieckiem, straciło się obie nogi w czasie wybuchu miny
Casia Kandahar, Iran/Francja Mohsen Makhmalbaf (85 min)
2001,
reż:.
także zasługuje
Vldocq
Stuą Puą Paryska legenda Alchemika przekazywana jest z ust do ust od wielu już pokoleń. Każdy, kto ujrzy jego pustą twarz, ginie. Alchemik potrzebuje bowiem do życia dusz innych istot. Paryska legenda Vidocqa jest znacznie młodsza, choć równie barwna. Wielokrotny bobater gazetowych okładek, stawał się przedmiotem plotek zarówno jako więzień, zbieg, szef paryskiej policji, jak i obecnie- będąc prywatnym detektywem. Nic dziwnego, że starcie tych dwóch osobowości musiało się- w najlepszym wypadku - skończyć śmiercią jednego z nich. Gdy paryskie gazety po raz ostatni umieś ciły informację o Vidocqu, tym razem jednak o śmierci detektywa, do miasta przybywa jego oficjalny biograf, Etienne. Chce on pomścić swego mistrza i idola. Na końcu biografii Vidocqa zamierza podać imię mordercy. Nieco naiwny młodzieniec przemierza całe miasto w poszukiwaniu zbrodniarza, odwiedza ludzi, którzy jako ostatni widzieli Vidocqa, m.in. luksusową kurtyzanę Preah (Sastre). Podążając
coraz dalej, odkrywa naJCiemnieJsze strony miasta, najohydniejsze strony ludzkiej psychiki, największe wynaturzenia ... Ten film powinien zrobić karierę. Przede wszystkim po raz pierwszy powstał obraz całkowicie w technice cyfrowej. Reżyser Pitof otrzymał wręcz nieograniczone możliwości dla realizacji swojej wizji filmu. Stworzył sugestywny, naturalistyczny obraz Paryża, miasta o wielu twarzach, a także jego mieszkańców. Postaci w Vidocq są zdeformowane, czasami odrażające, a pokazywanie ich pod najdziwkątami niejszymi jeszcze wzmaga wrażenie brzydoty. Aktorzy w Vidocq, mając tego świadomość, wpasowali swe kreacje w klimat opowieści. Muzyka zaś, będąca połączeniem klasyki z rytmami techno,
i wcale nie głupia!!!
Jeżeli macie zły nastrój, za oknem jest szaro i smutno, wybierzcie się do kina na Legalną blondynkę a burnory z pewnością Wam się polepszą. Ta lekka łatwa i przyjemna komedia bawi, relaksuje i jednocześnie wypowiada wojnę dobrze znanemu stereotypowi dotyczącemu blondynek. Tym razem, ku powszechnemu zdziwieniu, to brunetka udaje się do kąta, gdy jej zimno! Głów na bohaterka, Elle Woods, to śliczna studentka prawa. Jest ambitną blondynką, która postanawia udowodnić wszystkim, że chodzenie do kosmetyczki, fryzjera, salonów mody i posiadanie własnego cukierkowego stylu nie
na pochwałę. Jednak ten film nie zrobi kariery. Przede wszystkim, gdy jako widz oswoiłem się z atakującym mnie obrazem i dźwiękiem, okazało się, że historia, choć zgrabnie opowiadana Uak za rączkę prowadzeni jesteśmy wraz z Etienne'em z miejsca na miejsce) nie zachwyca. Fabuła, mimo swej pozomej głębi, posiada dziury porównywalne z tą spędzającą sen z powiek ministrowi Belce. Poza tym Vidocq trafił na zły okres: w kinie niepodzielnie rządzą Harry Gulczyński
i
nadchodzące
pierścienie.
Mimo wszystko warto jednak w ramach odpoczynku od głupot serwowanych przez Wuja Sama wesprzeć francuskie kino.
aqq romq aqq Vidocq: Francja 2001, reż.: Pitof, wyst.: Gerard Depardieu, Guillame Canet, 1nes Sastre Andre Dussolier też odnaleźć wiarę
Legalna Blondynka
Ładna
przeciwpiechotnej? Czy warto żyć, kiedy brakuje jedzenia, a woda jest skażona? Nie ma łatwych odpowiedzi na trudne pytania ... Nafas, mimo przeciwności losu, uparcie zdąża do celu. Nagrywa na taśmie magnetofonowej wszystko, co może przemawiać za tym, że jednak warto próbować, że świat ma do zaoferowania swoje piękno, przyjaźń i nadzieję. Czy uda jej się wypełnić swoją misję? Czy zdą ży na czas? Odpowiedzi trzeba szukać w kinie ... Przy okazji można również znaleźć odpowiedzi na własne pytania. Albo ze zdziwieniem dojść do wniosku, że w naszym kraju nie jest znowu tak źle ...
przeszkadza w poszerzaniu prawniczej wiedzy i w błyskotliwym jej wykorzystywaniu. Powód podjęcia walki o statut intelektualistki był bardzo prozaiczny. Po prostu ukochany odszedł do mądrej brunetki! Trzeba go więc odzyskać! Pokazać, co się potrafi, wygrać walkę o stypendium i utrzeć niektórym zadarte nosy. Jak każde początki, te też były trudne, ale Elle wykazuje się godną podziwu odwagą i determinacją. Charakteryzuje ją niesamowita wiara we własne siły, dzięki czemu nie daje się pokonać żadnemu niepowodzeniu. Elle pozwala
w siebie tym, którym jej brakuje, między innymi swojej manikiurzystce. Z biegiem czasu celem przestaje być odzyskanie byłego, a staje się nim naukowy sukces i satysfakcja zeń płynąca. Nasza blondynka, wbrew wszelkim trudnościom, dała sobie radę. Świat nie mógł w to uwierzyć, aż w końcu - po całej serii zabawnych wydarzeń, których świadkami jesteśmy - po prostu musiał. Więc głowa do góry, blondwłose damy! Nie dajcie zwyciężyć stereotypom. Nie chowajcie do szaf ładnych ciuszków i kosmetyków, przeobrażając się w szare studenciary, bo przecież to jasne, że można być jednocześnie ładną i mądrą, prawda?
Brunetka Legalna Blondynka: USA 2001, reż.: Robert Luketic, wyst.: Reese Witherspoon, Luke Wilson, Selma Blair
~
Dream Theater
W Teatrze Marzeń... Taki album trafia się raz na dziesięciolecie. l>ream Theater, najlepszy progmetalowy zespół świata, po raz kolejny popełnił zbrodnię przeciw portfelom melomanów. Tym razem przestępstwo jest wyjątkowo perfidne, gdyż suma rzędu stu złotych, niezbędna na zakup t ejże płyty, a dokładniej rzecz biorąc, trzech ptyt, to tygodniowa racja żywnościowa dla przeciętnie
wymagającego
studenta (w tym dla mnie). Przez kilka miesięcy modlił e m się więc do stojących na półce w "Empiku" srebrzystych krążków, powątpiewa jąc, czy kiedykolwiek trafią one w moje spragnione ręce. Na szczęście z pomocą przyszli przyjaciele (you know w ho you a re ... ), którzy na okoliczność kolejnej rocznicy mego życia na ziemskim padole ofiarowali mi możliwość rozkoszowania s ię tą cudowną muzyką.
Live Scenes From New York, jak nazwa wskazuje, jest po pierwsze albumem koncertowym, po drugie nagranym podczas występu w Wielkim Jabłku. Pierwotna wersja okładki, przedstawiająca Manhattan w językach ognia (na ostatecznej znalazły się koncertowe zdjęcia muzyków), wywołała- w związku z atakami na WTC - małą aferę, zwłaszcza że część nakładu trafiła do sklepów właśnie 11 września. Plotka głosi, że John Petrucci (gitarzysta zespołu) biegał w dniu tragedii po sklepach, by wykupić jak największą ilość feralnych egzemplarzy. Ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności nie zmienił faktu, że zawartość artystyczna tej koncer~
tówki to prawdziwy majstersztyk. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z twórczością Teatru Marzeń, wie, że opisanie ich muzyki nie jest łatwe. To, co wyprawia ze swymi instrumentami amerykańska ekipa, trudno przedstawić za pomocą słów. Wspomnianego wcześniej Petrucciego stawia się w jednym rzędzie z takimi tuzami gitary jak Steve Vai czy Joe Satriani (został on nawet zaproszony przez obu tych dżentelmenów do wzięcia udziału w projekcie G3), basista John Myung udowadnia, że dodatkowe dwie struny w jego basie są nieodzowne (dla niewtajemniczonych - zwykła gitara basowa ma ich cztery), perkusista Mike Portnoy atakuje swój zestaw z nadświetlną pręd kością, klawiszowiec Jordan Rudess rzeźbi na swym "parapecie" iście magiczne dźwięki, a wokalista James LaBrie śpiewa jeszcze czyściej niż brzmią gitary Petrucciego (sygnowane przez niego instrumenty są powszechnie znane ze swego krystalicznie czystego soundu). Jedynie żenująco zabawne chórki Portnoya i Petrucciego zakłócają doskonałość przekazu, ale to chyba bolączka wszystkich koncertów, w czasie których zazwyczaj milczący człon kowie zespołu chcą pokazać swe wspaniałe możliwości wokalne. Pierwsza i część drugiej płyty zawierająca łość materiału z albumu Metropolis Pt.2: Scenes from mernory (recenzja w jednym z poprzednich numerów MAGLA) z uwzględnie-
z Nizin Gościniec innymi do tradycji śpiewu wielogłosowego a capella, występującej na terenach wschodniosłowiański ch. Taki śpiew, jeś li dobrze się go wykona, potrafi zastą pić z powodzeniem cały akompaniament, a efekt jest naprawdę niesamowity, sami posłuchajcie.
Sancha Live From Wa1:5aw
Drearn Theater, Scenes NewY Elektra 2001
OJ*,
Live
From
nieco inna linia melodyczna jednego inaczej wykonany zaśpiew lub też dodane kolejne głosy. Dzięki temu stają się ciekawsze, bardzo dobrym przykładem jest białoruska kolęda Na waszym dwarie. z
Czy przestrzeń można słyszeć? Płyta zespołu Goście
Polecam ten album wyłącznie zapalonym fanom muzyki progresywnej. Dla innych bowiem pierwszą barierą będzie zaporowa cena, a drugą fakt, że dźwięki te wymagają od słu chacza ogromnego skoncentrowania i poświę cenia grubo ponad trzech godzin wolnego czasu. Jeśli już jednak ktoś zdecyduje się pokonać te przeszkody, dostanie w swe ręce kawał naprawdę cudownej, wartej niejednego grzechu muzyki.
namikę:
to} da na na - rypclum pypciurn 11!
nawiązuje między
niem budujących teatralny nastrój kwestii hipnoterapeuty. Ci, którzy znają to wydawnictwo, będą jednak bardzo mile zaskoczeni, jako że nie są to jedynie wiernie odegrane numery. Każdy z nich jest znacznie bardziej rozbudowany i zakręcony niż jego studyjny pierwowzór, dzięki czemu instrumentaliści mogą zaprezentować swe nieziemskie improwizacje. Szczególnie intrygujący jest moment, w którym Jordan Rudess zaczyna grać w stylu żywcem wyjętym z lat dwudziestych naszego stulecia, a w chwilę później ten sam motyw powtarza za nim Petrucci. Dalsza część to już przejażdżka do starszych dokonań zespołu, znanych z takich płyt jak WordsAnd Images, A Change OJ Seasons czy Fal/in' Into lnfinity. Jest też jeden cover, choć nie wiem, czy to właściwe słowo, gdyż Liquid Tension Experiment, odpowiedzialny za nagranie utworu Acid Rain, jest po prostu ubocznym projektem Rudessa, Petrucciego i Portnoya. Album urozmaicają ponadto gościnnie udzielający się saksofonista Jay Beckenstein i wokalistka Theresa Thomason (szczególnie ciekawie wypadająca w wokalno-gitarowym pojedynku z Petruccim). Dodatkową atrakcją są dwa teledyski dostępne dla posiadaczy komputerów osobistych.
i przetrzymane, jednak po chwili spaja się z przestrzenią dźwięku i trwaniem. Owo trwanie jest potrzebne, aby rozwinąć dźwięk i aby poczuć, jak doskonale on brzmi. Bardziej dynamiczne utwory, jak Duje Witer (łemkowski) - z bardzo ładną melodią, zwalniającą i przyspieszającą (jak w czardaszu) - czy Oj na riczci na Jordani
Oj hilia husońki, pieśń ukraińska, oraz Oj żurawko i Oj u po/i dwi topoli z ukraińskiego Polesia, są tego dobrym przykładem. W tych utworach czuje się (ukraiński) tracą może naprawdę ogromną przestrzeń: czy są nieco tę przestrzeń to ukraińskie połoniny, czy równiny głosów. Jednak towarzyPodlasia - tam głos się niesie daleko, "L......_..._ szący im akompaniazaś wielość głosów buduje potęgę jak ment, zwłaszcza sopiłka, skała. Bardzo efektowny jest zaśpiew, gdy nadaje im klimat i dodaje skoczności, przez co jeden głos wiodący łączy się bardzo przyjemnie się ich słucha i łatwo wpaz wieloma innymi jak ogromna rzeka. W pier- dają w ucho. Jeśli ktoś dłużej posłucha płyty, wszej chwili człowiekowi przyzwyczajonemu zauważy, kolejne zwrotki nie są takie same, do pędu i tłoku mogą się one wydać zbyt wolne większość utworów ma swoją wewnętrzną dy-
głosów bądź
Nie sposób nie wspomnieć o utworach instrumentalnych, które są świetnie zagrane, zwłaszcza Kujawiak i Oberek z Kujaw - interesujące połączenie różnych brzmień, bardzo rytmiczny i melodyjny kawałek, z ciekawymi wejściami skrzypiec, no i ten klarnet - strzał w dziesiątkę! Jego ciepłe brzmienie jest niesamowicie intrygujące, nadaje trochę takiego orientalnie uwodzącego charakteru. Ternowacka Polka z Ukrainy z kolei zachwyca skocznością i fantastyczną wręcz sopiłką. Płyta
na pewno spodoba się osobom, które folklorem i kulturą wschodniej Polski, Ukrainy, Łemkowszczyzny i ogólnie pogranicza polsko-wschodniosłowiańskiego. Polecam ją także wszystkim, którzy lubią śpiewać i grać, a także słuchać, gdy ktoś ładnie śpiewa i gra. interesują się
Agnieszka Kulik
MUZ'YKA ~
DeMono
Muzyka a hambugsy Słowo "deluxe" kojarzyło mi się dotychczas z bambugsami w Burger Kingu. Ów "luxe" polegał na tym, że oprócz bułki i kotleta w kanapce mieliśmy napakowane trochę warzywek i podwójnąporcję majonezu. Burger w Polsce jednak splajtował, a w dawnych miejscach "luxeusu" sprzedają teraz kurczaki. I nic już nie jest takie jak dawniej ... Niektóre rzeczy jednak pozostają zawsze takie same, jak mawiają radzieccy szachiści. Dajmy na to, taki zespół De Mono. Grali wtedy, grają i dziś. Także dziś, kupując ich nową płytę, nie mamy prawa być niczym zaskoczeni. Praktycznie wszystkie piosenki tego zespołu są utrzymane w tym samym klimacie lekkiego rocka przemieszanego z popem. Andrzej K. śpiewa o miłości, kamieniu, aksamicie, nieszczęśliwych związkach, o życiu, mieście nocą, statkach na niebie i innych niesamowitych zjawiskach. Najnowsza płyta Krzywego zespołu (zespołu Krzywego) nazywa się tak samo jak wspominane z nostalgią hambugsy. Na Deluxe znajdziemy jedenaście utworów oraz informację o tym, jaka firma ubiera zespół. Z całym szacunkiem, ale to już jest dla mnie żenada. Nie mogę
pojechać
z playbacku - spoks, Krzywy i reszta na dach i na niepodłączonych gitarach dawali z siebie wszystko, chociaż na zewnątrz było minus piętnaście stopni. Piosenka, którą wtedy "wykonywali", dziś jest już wielkim hitem. "Żyj, by każdy twój dzień ... "- kto z nas nie obgryzał paznokci, śledząc zawiłe losy dwunastki bohaterów zamkniętych w klatce? Któż z nas nie pił ziółek uspokajających, neroczekując na nominacje? wowo Deluxe rozpoczyna się piosenką Niewinna, w której Andrzej wykazuje się męskością i "winę bierze na siebie sam". Już po chwili wokalista przeradza się w istnego twardziela, śpiewając song Bez Przebaczenia, opowiadający o smutnej sytuacji, wobec której można tylko, niestety, zająć postawę, o której mowa w tytule. Jednak już w następnym utworze następuje zwrot o 180 stopni i przy lekkich dźwiękach słyszymy najnowszy singiel zespołu, w którym to chłopaki zachęcają nas by "mieć więcej odwagi, by czegoś nie stracić" i takie tam. Jest to jednak pestką w porównaniu z tym, co dzieje się w utworze numer cztery. .. Szip szip szibiri łap się doczekać następnej płyty, może l;;tJII.łiiillllflll. szułap ", któremu mamy okazję napiszą, jakiego używają mydła albo przysłuchać się na początku, jakiej firmy noszą nachy. De Mono zawsze skłania do natychmiastowej wycieczki do klosłynęło z maksymalnej komercjalizacji swoich zetu. A co gorsza, wokalista śpiewa: "a wiem, działań i nie było dla nich zadań nie do zaakże mże być jeszcze tylko gorzej". Wyluzuj, ceptowania. Ale są pewne granice! Trzeba było Andrzej, nie może być. I na szczęście nie jest. poudawać dobrą zabawę w jakimś teleturnieju Jedno Ma Imię to typowa dla zespołu ballada, zespół był na miejscu w komplecie, trzeba było łatwo wpadająca w ucho, ze zwrotką przy ~
wleźli
O.N.A.
Z.a.m.r.o.c.z.o.n.a. Ostatnimi czasy dosyć często rzuca mi się w oczy pewne przekłamanie polskiego (choć pewnie nie tylko) światka muzycznego. Rzecz w tym, że przemierzając nasz wesolutki kraj wszerz i wzdłuż, głównie celem spotkania się ze starymi dobrymi przyjaciółmi i znajomymi, niemal za każdym razem doznaję uczucia, że prawdziwa Muzyka rodzi się w prowincjonalnych małych miastach, podczas gdy w rozgłośniach radiowych szit szita szitem pogania. I czasem aż prosi się, by porozstawiać po kątach tych wszystkich wykonawców, którzy dzięki wsparciu mediów i wytwórni fonograficznych spokojnie kasują cał kiem pokaźne sumki, zajmując miejsce tym, którzy naprawdę mają coś do przekazania. Wszystko powyższe to, rzec~ jasna, świadoma generalizacja i pod pewnym względem prowokacja. Co to ma jednak wspólnego z płytą Mrok? W zasadzie to nic, ale jakoś trzeba było · zacząć.
Lepiej przyznam się od razu. Przysiadłem do pisania tej "recenzji" z sadystyczną myślą,
by nie pozostawić suchej nitki i pozawieszać wszelkie możliwe psy (od pinczerka w sweterku po rottweilera o dźwięcznym imieniu Adolf) na skądinąd uznanym zespole O.N.A. I nie chodzi bynajmniej o to, że co do pewnych obszarów muzyki mam podejście na wskroś tradycyjne. Po prostu pierwsza piosenka, jaka wyłoniła się z Mroku, Szpetot, wywołała u mnie tak histeryczny napad śmiechu - nie posiadam, niestety, kompilatora tekstów Agnieszki Ch. na język dla mnie przyswajalny - że wiele wody musiało w Wiśle upłynąć, nim po raz drugi po nią sięgnąłem (tym razem kaftan był już przygotowany, a koledzy poinstruowani). W międzyczasie w radiu pojawiła się Niekochana i... nie, nie to, żeby mnie od razu powaliła na kolana, ale przynajmniej zmusiła do ponownej próby, by wgryźć się w Mrok. Meritum. To nie jest zła płyta. Ba, powiem więcej: to jest płyta dobra, tyle że ... w połowie.
r MAliiEL] spokojnej perkusji oraz pojedynczych dźwię kach basu i gitary, przechodzących w refren śpiewany w dwugłosie w towarzystwie wyraźniejszych dźwięków. Interesująco zaczyna się również Za Słowa, głównie za sprawą ciekawego, wibrującego brzmienia gitary. Jedyne, czego brakuje temu kawałkowi, to dobry refren, ale trzeba przyznać, że tego nagrania De Mono nie musi się wstydzić. Niestety, później następuje obniżka formy. W Po Stronie Deszczu uwagę zwraca jedynie głos odbijający się echem, bo piosenka ta jest niesamowicie nudna. Tekst miał być głęboki, ale nie do końca wyszło. Słuchanie tego nie boli, ale troszkę usypia. Ożywia natomiast Żyj Tylko Chwilą, ale warstwa muzyczna tego utworu rozczula mnie jak porwanie Smerfów przez Gargamela. Żyję tylko chwilą, Andrzeju, i wiem, że tak trzeba, ale proszę Cię, nie nagrywaj już hitów podchodzących pod disco! Natomiast ostatni utwór na płycie zasługuje na szacunek. Pojawia się w nim fortepian, a tekstjest pożegnaniem i wspomnieniem osób, których już z nami nie ma. W efekcie, po bigbraderowej radości, na koniec robi się smutno. Wieloletni fani De Mono nie będą rozczarowani, bo przez lata przyzwyczaili się zapewne do stylu tej kapeli. Nie rozczarują się, ale również przesadnie nie podniecą. A ci, którzy De Mono nie lubią, mogąrównież wrzucić tę płytkę w magnet, usiąść, westchnąć i w wielkiej zadumie pomarzyć o karierze Moniki Sewioło. Albo żeby przynajmniej Klaudiusz zrobił swoją wielką niespodziankę ... Szukasz swego miejsca, bo nie jesteś sammm.
Kamil Bono Brzózka De Mono, De luxe, BMG Poland, 200 l Bo ta płyta jest tylko w połowie taka, jaka powinna być płyta O.N.A. Mocne, aczkolwiek nie pozbawione pewnej finezji riffy - niskie ukłony w stronę, bądź co bądź, wirtuoza rockowego wiosła, Grzesia Skawińskiego. Mocne, aczkolwiek nie pozbawione pewnego sensu teksty - Chylińska najwyraźniej minęła się z powołaniem, a tak Nike powędrowała do Pilcha. Mój cichy faworyt: "nie mogę pić, nie mogęjeść l chcę wejść w te spodnie... l O Jezu! Nie mam siły l O Boże! Spasiona świnia /". .. Interpretacja chyba zbyteczna ... I tak się tylko zastanawiam: gdzie się podziało to stare dobre Kombi? Gdzie się podziało Nasze rendez-vous, gdzie ci niezapomniani Królowie życia, nawet jeśli li i jedynie w kolorze Black& White? Jeśli jednak poszukujecie niecodziennych wrażeń, niezrażeni mymi słowy, sięgnijcie po tę płytę, tylko nie zapomnijcie założyć słuchawek - nie wszyscy będą w stanie zmierzyć się z warstwą tekstową. Co to, to nie.
Tomek Grynkiewicz O.N.A., Mrok, Sony Musie Polska, 2001
l.uty2001
0
MUZYKA samotność,
Muzyka Filmowa
Wydmuchana praca II Po raz drugi przyszło mi zmierzyć się z najnowszym dziełem obrazoburcy Smitha. Ty m razem ze ścieżką dźwiękową do recenzowanego wcześniej filmu Jay i cichy Bob kontratakują. Właściwie powinna to być n aj łatwiejsza recenzja w moim skromnym ży ciu. Wystarczy tylko cytować umieszczoną na okładce historię jej powstania autorstwa reży sera. Przede wszystkim zaś fragmenty : ".. . if you bought this disc hoping to get into some guy s or gir/ spants, /et me be the first to break the news to you ... This is not a really great soundtrack. " Już sobie wyobrażam zasmucone minki, tych, którzy zbierali się, by w tym właśnie celu nabyć krążek. Kurna, to po kiego mi taka płyta? Spieszę zdementować . Może od razu składanka Smitha nie poskutkuje, ale jakby tak się na dłuższą metę przyjrzeć ... Jay & Silent Bob Strike BackOSTnadaje się jak ul(ał) na zorga-
0
nizowaną przez
Ciebie,
naprawdę sympatyczną
potańcówko-imprezkę.
A co już później mój drogi Czytelniku,
wyniknie, zależy, tylko od Ciebie ... Możesz na ten przykład próbować podrywu, podrygując nóżkami w rytm . ostrogitarowego Kick Some Ass Stroke 9 czy najnowszego kawałka Gang, Jackass (cóż za przypadkowa zbieżność tytułów... ). Możesz hardcore 'owo kiwać główką przy Run-D.M.C. (na początku byłem przekonany, że to Beastie Boys) lub bardziej elektronicznie przy Thomasie Rosiaku. Możesz też szaleć przy znanym z finałowej sceny filmu Jung/e Love Morris Day & The Time, a próbować tańczyć w parkach przy spokojniejszych Bullets Boba Schneidera i ciekawym wokalnie Tube OJ Wonderful Davida Prinera. Jeśli to nie pomoże i wciąż doskwiera Ci
Nlckelback
Muzyka żyje!!! W dzisiejszych czasach, kochani radio możemy być pewni, iż spotka nas tam wiele p rzyjemności . Henrique chce być naszym Hirol, Britni niewolnicą, Kajli chce robić "na, na, na", Stachursky być niepokorny, a Sępy Miłości świętują "szampan tuż przed i papieros tuż po, stosunek w dzień" i coś tam jeszcze. I człowiek słucha tej sieki, słucha namiętnie i marzy, żeby z głośników popłynęło w końcu coś normalnego. Siedziałem więc jak cała gawiedź i marzyłem, aż w końcu usłysza łem pewną piosnkę, co się Ho w You Remind Me zwie. I byłem w szoku, kiedy wspomniane " platynowe plastikowe gwiazdy" rozdzielił utwór, w którym słychać było przesterowane gitary. Stanowi on genialne połączenie melodyjnego śpiewu, dość mocnego brzmienia "wiosła" oraz smutnego, lecz prawdziwego tekPaństwo, włączając
0
Przyszła
stu. Wśród całego radiowego shitu , dawno już nic nie zakręciło mnie tak jak ten kawałek. Pobiegłem więc rą czo, niczym łoś do klępy, aby zapoznać się z twórczością kanadyjskiego kwartetu Nickelback. To, co usłyszałem , pozwoliło mi znowu uwierzyć, że oprócz zespołów, które od lat stanowią muzyczną wartość, na rynek udaje się również przebić nowym kapelom, chcącym udowodnić, że prawdziwa muzyka jednak żyje . Na Silver Side Up znajdziemy dziesięć utworów, które przypominają człowiekowi o twórczości takich grup, jak Nirvana, Pearl Jam czy Soundgarden. Kiedy słucha się otwierającego płytę Never Again, opowiadają cego o kobiecie, która jest bita przez jednego fleta i pewnego dnia postanawia chwycić za pistolet, aby sprawdzić, jaki jest twardy, utwór,
pora na hard core'a
Powrót zombie... Czy ktokolwiek z Was kiedykolwiek spotna jawie z postacią ze swojego najgorszego koszmaru? Zapewne nic, ale gwarantuję, że jeśli taka sytuacja sią przydarzy, to postać ta będzie miała twarz Roba Zombie. Nie ma w tym wiele przesady, gdyż aparycja naszego bohatera (długie 7118 do pasa niebieskie dredy i gąsta broda w tym samym kolorze) jest bliższa ostatniemu Czernianowi (potocznie zwanemu Lobo) niż statystycznej jednostce ludzkiej . Ten osobliwy wizerunek doskonale współ gra z muzyką zawartą na jego najnowszej kał się
to na deser pozostaw sobie dwie z tej płytki. Pierwsza to kawałek Bad Medicine w wykonaniu Bon Jovi, czysta rozkosz dla uszu. Druga zaś to już od dawna królujący na specyficznych imprezach Afromao Bo jestem wysoko. Przez całą piosenkę słychać, jaką radość sprawia temu panu śpiewanie, dlatego przy dość ubogiej dźwiękowej utwór ten broni rewelacyjnym tekstem! • Reasumując: otrzymujemy naprawdę sympatyczną składankę w dużej ierze rockową, która nie powinna leżeć na żadnej imprezie.A tak na zakończenie (dla fanów filmu nie lada gratka) - każdy utwór poprzedzony jest fragmentem filmu, oczywiście głów nie autorstwa Jaya. Oprócz jego ambitnego rapu na mojej małej liście niepodzielnie rządzi "what the fu .... ck is the Internet?!? l " perły
The Sinister Urge. Mamy tu do czynienia z industrialnym szaleństwem, przy którym Marylin Manson może co najpobrzdąkać sobie garażu . Zawiera ona w so-
płycie zatytułowanej
dawkę
i energii, któtak odczuwalnie brakue wyrastającym jak grzyby deszczu zespołom indosi newmetalowym. Ponadto, jak stwierdzam z ogromną przyjemnością, zajmujący stanowisko gitarzysty Riggs
AFroman Jay And Sileni Bob Strike Back OST, Universal 2001 w którym gitara prowadzi prawdziwy dialog z głosem Chada Kroegera, ma się wrażenie , że Kurt Cobain nadal żyje . Kiedy wczujemy się w Just For, to nie płaczemy, że Bartek Wrona odszedł z Just 5, tylko mamy wrażenie, że E. Vedder postanowił nagrać kolejną wersję Even Flow. Z kolei płynąc wraz z elektroniczną zwrotką Money Bought, w której mocno przesterowany bas stopniowo nakręca tempo osią gające kulminacje w refrenie, mamy o osiem lat mniej , nosimy wytarte sztruksy i kraciaste koszule. Krążka tego słucha się z ogromną przyjemnością. I choć kilka kawałków jest do siebie bardzo podobnych, to płyta stanowi piękną całość z duża dawką dwugłosów i wielką porcją energii. Polecam ją każdemu, kto choć trochę tęskni za nieco mocniejszym brzmieniem i kto woli czerstwy chleb ze smalcem od "najlepszego miksu przebojów".
Kamil Bono Brzózka Nickelback, Silver Side Up, Metal Mind Records 200 l wie, do czego służą naJClensze struny jego instrumentu, co procentuje ciekawymi motywami melodycznymi i solówkami w jego wykonaniu (przerastającymi umiejętności wspomnianych wcześniej bandów). Zachęcająco prezentuje się też lista gości, wśród których znaleźli się wielcy Ozzy Osbourne i Kerry King, a także DJ Lethal i Tommy Lee (podobno ·znowu z Pam ... ). Nic dodać nic ująć. Portfele w dłoń! Pieniądze na stół i do sklepu!
San ch o Rob Zombie, The Sinister Urge, Geffenl Universal 2001
MAGIEL"""'
MUZYKA
e;
widziałem,
RAMMSTEIN LIVE
Festiwal Ognia Od czasu, gdy zobaczyłem na wideo koncert Rammsteina z '98 roku z Berlina, nie mogłem się wprost doczekać, kiedy chłopaki zawitają do Polski. Moje marzenie spełniło się 13 listopada: Rammstein przyjechał do Katowic. Po krótkiej rozgrzewce zafundowanej przez i przełączeniu sprzętu zgasło światło i - zaczęło się. Pierwszy na scenę wyszedł Fłake. Podszedł do stojących pod wielką lampą klawiszy, skonstruowanych na kształt stołu operacyjnego poruszającego się w dół i w górę i zaczął grać intro. To, co ten człowiek potrafi wydobyć z syntezatora, zasługuje na najwyższe uznanie. W dużej mierze dzięki niemu muzyka Rammsteina ma tak niesamowite brzmienie. Do Flake' a zaczęli stopniowo dołączać : perkusista Christoph, grający na basie Oliver oraz gitarzyści Pauł i Richard, wszyscy przebrani w maski przypominające twarz niemowlęcia z okładki najnowszej płyty Mutter. Cławfingera
Po
ciężkim
wstępie
na scenie pojawił się Till, w srebrnych ogrodniczkach i z irokezem na głowie . Na początek utwór otwierający
nową
czyli Mein Herz Brennt, i - lekka niespodzianka- dlaczego rozpoczynają wolnym kawałkiem? To był jednak tylko wstęp, podczas którego wokalista najpierw biegał z płonącą pochodnią, a następ nie wbił ją sobie w serce. Zaraz potem z głoś ników poleciało Links 2,3,4 i Spodek zaczął się trząść . A kiedy usłyszeliśmy charakterystyczny początek Sehnsucht, ludzie oszaleli. A muzycy założyli na głowy maski gazowe z miotaczami ognia, stanęli naprzeciw siebie i pluli w siebie ogniem. Zrobiło się ciepło, a Ramrustein nie zamierzał zwalniać . Przez kolejne kilkadziesiąt minut na płycie panował taki chaos i młyn, że autentycznie nie pamiętam, co kiedy grali. W młynie znajdowało kilku gości, którzy żywcem przypominali mi wikingów, normalnie rzeźnicy. Byłem na wielu koncertach, widziałem wielu "przodowników pogo", ale ci byli nie do przebicia. Do moich uszu dobiegła tylko masa dźwięków, a oczy mrużyły się przy świetnych efektach świetlnych (!) i prawdziwej burzy stroboskopów. płytę,
trzydziestu minutach musiałem ale mój odpoczynek trwał niewiele ponad minutę. Przy Asche zu Asche, znowu wróciłem pod samą scenę, na której , podobnie jak w czasie koncertów poprzedniej trasy, mogliśmy obserwować płonące mikroPo
około
chwilę odsapnąć,
fony, do których śpiewali gitarzyści, oraz monstrualny, paralityczny wręcz taniec chudego jak szczapa (szczególnie na tle pozostałych pięciu muzyków) klawiszowca. Od tego czasu postanowiłem zapamiętywać
piosenki. Starym sprawdzonym sposobem w głowie zostało mi ADBE, RSI, S. Po Asche poziom decybeli w Spodku osiągnął chyba rekordowy poziom. Do dają cego czadu Rammsteina dołączyło kilka tysięcy osób wyręczając Tilla w wykonaniu jednej z ich najbardziej znanych piosenek Du Hast. Ściany autentycznie drżały, w kierunku siedzącej publiczności zostały wystrzelone dwie rakiety, które wybuchły dosłownie przed twarzami ludzi. Na twarzach zebranych na płycie z każdą chwilą widać było coraz większy odjazd. Muzyka Rammsteina ma w sobie taką siłę i agresję, że powoduje, iż człowiek, znajdując się wśród tłu
na kompletnie inną Twarze publiczności przypominają członków jakiejś sekty, potrafiących iść ślepo za przywódcą. W tamtym momencie Tilł i spółka mieli w ręku całą zgromadzoną w Katowicach rzeszę. mu,
odjeżdża
planetę.
A potem nastąpiła prawdziwa perwa. Zespół zagrał piosenkę Buck Dich ("Pochyl się", dla nie znających niemieckiego). Nie wiedziałem, dlaczego nie było jej na kasecie wideo z poprzedniej trasy koncertowej . Teraz już wiem. Na początku wokalista przypiął grającemu na klawiszach, będącemu w samych gaciach Flake'owi metalową obrożę z łańcuchem. W połowie utworu podbiegł do niego i zaczął prowadzać po scenie jak psa. Następnie, wprowadził go na podwyższenie, odpiął mu majtki, a następnie rozporek i wyjął z niego to, powinno tam się mieścić każdego faceta, wykonując , jazdę na ręcznym", lar~;zc:zentie freda" czy, jak kto "kapanie dzidy", a potem, bara bara in doggy style. pewnym momencie z "freda" wielki strumień, się kilku metrów, którym wokalista naJpierw "poczęstował" innych członków zespołu, potem siebie, a na koniec publiczność. Oczywiście cały "sprzęt" Tilla był z gumy, widać to było szczególnie z pierwszych rzędów na płycie, ale początek akcji szokował niesamowicie. Siedzący na trybunach nie mogli widzieć, co tak naprawdę dzieje się na scenie. Różne numery na koncertach
ale takiej akcji chyba jeszcze nie.
A po Buck Dich chłopcy z Rammsteina postanowili chyba usmażyć na grillu parę osób. Przy dźwiękach Engel ze sceny co chwilę buchały sięgające pod sam sufit płomienie . Stałem bardzo blisko sceny i przy każdym takim wybuchu z mojej twarzy po prostu się lało. A na scenie odbywał się prawdziwy festiwal ognia. Jego kontynuacja nastąpiła podczas bisów. W trakcie piosenki Rammstein wokalista, śpiewając , płonął, dopasowując się do tekstu (Rammstein, ein Mensch brennt). Wyszedł w płaszczu i przez cały utwór palił się; wrażenie niesamowite. Przy Sonne po raz kolejny płomienie sięgnęły sufitu, tym razem w zdwojonej ilości. A na koniec bisów Rammstein zagrał Ich Will, najnowszy singel, którym udowodnił, iż jest zespołem klasy światowej . Nie sposób opisać, co działo się wtedy w Spodku. Ludzie byli w kompletnym amoku, zespół przechodził samego siebie, a na zdania śpie wane przez Tilla w refrenie publiczność odpowiadała rykiem " ich will". Kompletny odjazd! Po tej piosence Rammstein znowu zszedł ze sceny, a większość ludzi i tak skakało . Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem tak naładowa ny energią. Po kilku minutach Niemcy wrócili jeszcze na scenę z przerobionym kawałkiem Depeche Mode Stripped. Cover jest to genialny, taka sama była więc zabawa. W połowie utworu ochrona oddzielająca tłum od sceny podniosła do góry ponton, do którego wskoczył Flake, a następnie wypchnęła go na ręce publiczności . Tym samym klawiszowiec znalazł się wśród nas. Na pontonie, którym "pływał" widniał napis "KURSK". Flake bardzo chciał przepły nąć przez całą płytę, jednak ludzie tak się podniecili obecnością muzyka, że każdy szarpał w swoją stronę, a ponton poruszał się powoli. W pewnym momencie muzyk stracił równowagę i wypadł ze swojej łodzi, wprost w tłum. Działo się to blisko sceny, więc niemalże natychmiast został wyciągnięty przez ochronę (duże uznanie w ich kierunku grzeczni, mili, robili swoje, nie psując nikomu zabawy - to na polskich koncertach rzadkość). Tak zakończył się trwający półtorej godziny wielki show. Koncert był niesamowity, kto nie był, niech Jedyne, czego żałowałem, to fakt, iż grali tylko 90 minut i nie zagrali moich dwóch ulubionych piosenek: Heirate Mich iDu riechst sa gul. Ale i tak był to jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem. Tschuss! żałuje.
Kamil Bono Brzózka
Podsumowanle
Co w trawie piszczy Minęło pierwsze sto dni rządów premiera i jego ekipy. Przyzwyc zailiśmy się do nowej sytuacji, chociaż trudno powiedzieć , że stabilizacja przyniosła nudę. Szczęśliwie zażegnano grożącą budżetowi wi zję bankructwa. Odbyło s ię to, niestety, najprostszą metodą, czyli zwięk szeniem obciążeń podatnika, podnoszeniem VAT-u, podniesieniem kosztów akcyzy (np. na prąd), wprowadzaniem nowych podatków (od lokat) i wreszcie zabieraniem ulg studentom. Jednym słowem, kolejny raz podniesiono poziom tzw. fiskalizmu państwa . Chociaż, jak wiadomo, mniejszy fiskalizm to więcej pieniędzy w obrocie, większy popyt i więcej wpływów z podatków pośrednich (najprostszych do pobrania). Coraz więcej pieniędzy jest redystrybuowanych przez państwo, chociaż wiadomo: im więcej "pośredników" (agencji, runduszy celowych, programów, komisji czy wreszcie "komercyjnie" zatrudnianych ekspertów), tym mniej dociera do finalnego odbiorcy. 'oraz więk sza rzesza ludzi zorientowała się, że polityka to wspaniałe zajęcie , szczególnie pod względem wymogów dotyczących odpowiedzialności za swoje czyny. Polityka natomiast ostatnio nas nie nudzi. Ciągle powraca problem Rady Polityki Pieniężnej. Koalicja rządząca grozi zmianą ustawy o NBP i ograniczeniem niezależności RPP. Projekt nowej ustawy przygotowywany jest już
11
nawet przez fachowców z PSL. Autorytety, analitycy, wreszcie wszyscy orientujący się w polityce pieniężnej biją na alarm! Ograniczenie niezależności NBP groziłoby nie tylko poważnymi konsekwencjami na arenie między narodowej, ale przede wszystkim mogłoby oznaczać sterowanie (o zgrozo!) polityką pieniężną przez polityków! W tej sytuacji, kto wie, może NBP, podobnie jak w XVII wieku, znowu będzie mogło udzielać kredytów rządowi? Albo, jak proponował poseł Lepper, nie będzie utrzymywał rezerw dewizowych (bo i po co, jak mówi poseł Lepper). Zastanawiam się, czy rząd do końca przemyślał, że RPP w obecnej formule jest przecież idealnym "winnym". Znienawidzeni przez społeczeństwo, zarabiający bajońskie sumy członkowie są przecież winni drogiemu kredytowi, recesji w kraju, deficytowi finansów publicznych i "w ogóle wszystkiemu". Rząd nie zostawia nas jednak samych w obliczu recesji. W ostatnich dniach ogłosił nawet program służący pobudzeniu gospodarki, a mający sprzyjać małej i średniej przedsiębior czości. Poza zbiorem pobożnych życzeń, z którym zgodziłby się absolutnie każdy obywatel, znajduje się tam również przezabawna sugestia sięganiu do kieszeni przedsiębiorcy w realizowaniu ww. programu. Prześladowania małego i średniego przedsiębiorcy przebiegały dotych-
Perspektywy
stość.
Studenci SGH od pierwszego roku studiów o karierze. Trudno nam uwierzyć, że na 90% uczelni w Polsce słowo to prawie w ogóle się nie pojawia. Obie koncepcje mają swoje dobre i złe strony. Osobiście myślę, że więcej złych (ale to już temat na zupełnie inny tekst). Studia w SGH na pewno przygotowują do życia w coraz bardziej konkurencyjnej rzeczywistości . Chodzi tutaj nie tylko o kwestie merytoryczne, w końcu studia nie są po to żeby pamiętać wszystko z wszystkich wykładów. Chodzi przede wszystkim o pewną atmosferę "wypełniania CV'. uczą się myśleć
Monika Nowak kupić
Refleksyjnie
Obserwacja otaczającej nas rzeczywistości nieustannie dostarcza powodów do refleksji. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy wspaniali, jak o sobie myślimy, czy problemy nas nie dotyczą, jaka będzie nasza przyszłość? Niestety, coraz więcej w naszym życiu wiąże się nieodzownie lub sprowadza do ekonomii . Chyba wszyscy zgodzą się, że współczynnik poczucia szczęścia spada dramatycznie wraz ze spadkiem warunków życia. Tym bardziej że w Polsce, mówiąc o przyszłości, nie zastanawiamy się, jaką marką samochodu będziemy jeżdzić, ale czy w ogóle uda nam się samodzielnie utrzymać . Nawet najbardziej zatwardziali humaniści muszą się liczyć z ekonomią, taka jest nasza rzeczywi-
czas dwutorowo. Tor pierwszy: obciążenia fiskalne i te związane z systemem ubezpieczeń społecznych. Tor drugi: niezliczona ilość formalności, wymagana od niego na każdym kroku (pod rygorem bardzo poważnych kar). System musi być przecież jak najbardziej skomplikowany - to się najwyrażniej komuś opłaca. Wygląda jednak na to, że rząd przygotował kolejny tor prześladowania: program pobudzenia gospodarki. Wszystko to przyjmuję oczywiście z przymrużeniem oka, po prostu trudno uwierzyć, że można jeszcze wpaść na pomysł sięgnięcia do kieszeni przedsiębiorcy. Przypominam tylko, że mała i średnia przedsiębior czość jest najbardziej pracochłonna (w rozumieniu pracy potrzebnej dla efektów). W kraju o blisko trzymilionowym bezrobociu wypadałoby zwrócić na to uwagę. Cóż kiedy nie tylko nie sprzyja się przedsiębiorczości, ale rzuca jej pod nogi kłody, ponadto wszelkimi możliwymi obciążeniami obniża się rentowność . Czasem aż dziw bierze, że tzw. przedsiębiorcy mają siłę, żeby się po prostu nie załamać i zasilić trzymilionowej armii. Minęły cztery miesiące rządów nowej ekipy. Wszystko wskazuje na to, że koalicja trzyma się dobrze, na żadne rewolucyjne zmiany się nie zanosi. Najważniejsze, że ciągle są przynajmniej trzy powody, na które można zwalać wszelkie niepowodzenia. Podpowiem, chociaż te akurat argumenty rządzący pamiętają doskonale: recesja na świecie, pozostałości po poprzedniej ekipie i oczywiście nieposłuchanic RPP.
Otoczenie (paradoksalnie bardziej niż wywywiera presję i nakręca nas w kierunku myślenia o przyszłości. Skutek jest taki, że nakręcamy sobie i przyszłym pracodawcom spiralę wymagań. Czy to jednak wystarczy? Aż strach dotknąć tego tematu, ale na pewno wszyscy się zastanawiamy, czy studentom SGH grozi bezrobocie i jaka przyszłość ich czeka? Statystyki bezlitośnie mówią, że bezrobocie dotknie szczególnie grupy młodych, wchodzących w życie ludzi. Prawdopodobnie każdy z nas ma przynajmniej kilku "znajomych", którzy po skończeniu naszej uczelni mieli problemy ze znalezieniem pracy. Jak to jest możliwe, że najlepiej wykształceni ludzie, bardzo często mający za sobą pierwsze zawodowe doświadczenie, znający języki, systematycznie rozwijający tzw. miękkie zdolności, przy najlepszych staraniach i chęciach nie mają żadnej pewności co do swojej przyszłości? Daleka jestem od grupowego zadzierania nosa i mówienia o doskonałości absolwentów SGH (bo przecież nikt lepiej od nas nie wie, że mają też ogromne wady) myślę jednak, że coś jest nie w porządku. Jak żyć w kraju w którym nikt nie może być pewien swojej przyszłości; w kraju w którym młody człowiek musi pracować lata, żeby móc kładowcy)
przyzwoity samochód; w kraju, w którym zakupienie własnego, najmniejszego nawet mieszkania graniczy z cudem, a bez pomocy rodziców jest praktycznie niemożliwe? Nie jest moim celem sianie defetyzmu, bardzo daleka jestem od narzekania. Widzę jednak wokół siebie coraz większe poczucie beznadziei. Widzę ludzi robiących wszystko dla swojej przyszłości i przyszłość, która wcale nie chce otworzyć przed nimi ramion. Trudno nie dotknąć przy tych rozważaniach polityki. Prześladowania fiskalne pracodawców, obciążenia stosunku pracy, utrudniający stosunki pracy kodeks z pewnością nie sprzyjają polepszeniu sytuacji absolwenta. Stale ograniczany popyt powoduje spadek obrotów, a więc i mniejsze zapotrzebowanie na pracownika. Rząd z jednej strony dobija przedsiębiorczość, a z drugiej dziwi się rosnącemu bezrobociu. Aż chciałoby się powiedzieć: "gdzie jest sens, gdzie tu logika?". Poszukuję pozytywnej puenty wszystkich tych rozważań, ale te poszukiwania nie idą mi dobrze. Miejmy więc nadzieję, że zaradność i niezniszczalność nadal pozostaną naszą narodową cechą, że nie tylko się przyzwyczaimy, ale i nauczymy radzić sobie jakoś, lepiej lub gorzej. Wszystkim poszukującym pracy szczerze życzę powodzenia, a tym, którzy już ją mają, sukcesów i wytrwałości. Nie dajmy się!
Monika Nowak
NASZ ADRES:
r. ZA!<ŁAD
Oferujemy rownież usługi poligraficzne:
POLIGRAFICZNY
~ Ingraf •teltli S:C·
AL. NIEPODLEGŁOSCI
1 77 ·
o2-s55 WARszAwA
TE L. B 2 5-3 4-B c FAx. B 2 5-6 7- o 1 0
Go oz. PRAcY 7° -1
s
00
~nadru~, na koperty,,
, ,
(]drukwizytowek,l1stowmkow, ~folderów,posterów, ulotek re~amowych ~oraz dru~ tanich książek ponadto wydru~ wielkoformatowe
tylko ANGIELSKI 555 zł ! JĘZYK
Także
Niemiecki
KURS SEMESTRALNY- 555 zł 54 godziny w semestrze KONWERSACJE - 355 zł 11
Oddział- Mokotów ul. Pufawek 4
(róg Dwork w J) (22) 848- O
teł
Nt!niższe ceny dll nt JLI bezpłatne testy kwellflke yJne
grupy 6-8 i 6-9 oeobowe wyeoko wykwellflkowenl l ktorzy profesjonlina pnygotowenl do egzaminów FC , CA
REKRUTACJA tel. 660-9888