spis treści /
marzec 2016
SĹ‚owo od naczelnej
04-05
aktualności /
/ jakość kształcenia
fot. Amir Yalon CC
SGH - dobra marka? Najlepsza uczelnia ekonomiczna w kraju, jedna z czołowych w Europie, a może nawet na świecie — na taką chce się kreować Szkoła Główna Handlowa. O wartości dyplomu łatwiej przekonać własne podwórko niż światowych ekspertów. A ci często wydają się zapominać o naszej Alma Mater. t e k s t:
Justyna ciszek
GH chlubi się mianem najlepszej ekonomicznej uczelni w Polsce, jednak w świecie Wielka Różowa nie wygląda tak różowo. W European Business School Ranking 2015 publikowanym przez „Financial Times” zajmujemy dopiero 82. miejsce, a w poprzednich latach nawet nie byliśmy notowani. O wiele lepiej prezentuje się Akademia Leona Koźmińskiego, która w ostatnim zestawieniu uplasowała się na 45. pozycji, a w poprzednich latach na jeszcze wyższych.
S
Pasmo niepowodzeń W dorocznej klasyfikacji „Financial Times” brane są pod uwagę kategorie ujęte w pojedynczych rankingach programów MBA, Executive MBA oraz Executive Education, w których SGH nie zdobyła żadnych punktów, chociaż we współpracy z Université du Québec à Montréal prowadzone są tu studia MBA-CEMBA. Ponadto pod nazwą MBA-SGH ukryte są podyplomowe studia Executive Education, które również nie zostały odnotowane w rankingu. Jest to co najmniej zastanawiające. Ważnym elementem klasyfikacji są również opinie absolwentów. Jak zauważa prof. Marek Rocki, były przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej, o takie kontakty trzeba dbać – nie tylko w sprawie MBA. Uczelnia została wzięta pod uwagę w klasyfikacji Masters in Management oraz Faculty, które miały znaczenie w rankingu „Financial Times”. W tej pierwszej wzięto pod uwagę absolwentów z zakresu zarządzania oraz ich zarobki w trzyletnim okresie po graduacji. Wyniosły one 41104 dolarów mierzonych według parytetu siły nabywczej. W rankingu nie zostali wypunktowani absolwenci programu CEMS MIM, który został uznany za program magisterski niezwią-
08-09
zany bezpośrednio z Uczelnią. W ostatniej kategorii skupiono się na skali feminizacji kadry uniwersyteckiej (44 proc.), poziomie wykształcenia wykładowców (96 proc. z nich ma co najmniej stopień doktora) oraz udziale prowadzących z zagranicy (1 proc). Niska pozycja SGH oznacza, że nasza Alma Mater nie jest konkurencyjna w stosunku do europejskich szkół biznesowych. I chociaż wydawać by się mogło, że prestiż SGH na rynku międzynarodowym wzrasta, to Uczelnia wciąż nie jest szczególnie atrakcyjna dla obcokrajowców. Przyciągamy studentów głównie zza wschodniej granicy, w Unii Europejskiej się nie liczymy.
Polska niedoceniana Nie jest to problem tylko Wielkiej Różowej. Uniwersytet Warszawski oraz Jagielloński plasują się w czwartej setce. W klasyfikacji kluczowym elementem są międzynarodowe sukcesy naukowe, a także absolwenci, którzy otrzymali prestiżowe wyróżnienia, takie jak Medal Fieldsa czy Nagrodę Nobla. Ważna jest też liczba publikacji w czasopismach „Nature” i „Science”, jak również cytowania. Webometrics to kolejny ranking, w którym SGH poległa. Uzyskała… 2135. lokatę na świecie, a 46. w Polsce. Wyprzedził nas nawet Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny w Szczecinie czy Uniwersytet HumanistycznoPrzyrodniczy Jana Kochanowskiego w Kielcach. Przynajmniej nad Politechniką Radomską możemy jeszcze górować. O kolejności decyduje tu wskaźnik dotyczący ilości treści internetowych oraz widoczność i wpływ internetowych publikacji według liczby linków zewnętrznych. Z klasyfikacji wynika, że Uczelnia w małym stopniu promuje otwarty dostęp do publikacji wyników
naukowych. Niejeden student miał problemy ze zdobyciem potrzebnych materiałów do poszerzenia wiedzy, a dostęp do książki jedynie w czytelni uczelnianej biblioteki wydaje się śmieszny w drugiej dekadzie XXI wieku.
Jak tu się wyróżnić? Oczywistym jest, że celem Uczelni nie może być jedynie dostosowanie się do kryteriów rankingowych, bo te są często dość specyficzne i nie zawsze odzwierciedlają rzeczywistą kondycję szkoły wyższej. Z drugiej strony - to właśnie one zwracają uwagę na problemy uniwersytetów oraz kierunki, w których należy podążać, by dotrzymać kroku tym najlepszym. Na Uczelni funkcjonują jednostki odpowiedzialne za jakość kształcenia – są to komisje działające w ramach Samorządu Studentów oraz Senatu SGH. Poza strukturami Uczelni nad poziomem kształcenia ma czuwać Polska Komisja Akredytacyjna, która regularnie wizytuje polskie uczelnie i ocenia programy oraz instytucje. Teoretycznie celem hospitacji jest ocena realnej sytuacji – w praktyce oceniający widzą zajęcia przeprowadzone na pokaz. Wizytacje Komisji są zapowiadane z wyprzedzeniem, wykładowca wie, kiedy wizytatorzy się pojawią i może się odpowiednio przygotować. Tymczasem wnioski PKA mają wpływ na ocenę dydaktyków i ich losy w przyszłości. Na Uczelni zostały również wprowadzone wewnętrzne hospitacje.
Studenci nie ryby Studenci także nie są pozbawieni głosu – przynajmniej teoretycznie. O możliwości oceny wykładowcy przypominamy sobie tuż przed sesją egzaminacyjną w cosemestralnym rytuale walki na refleks (i szybkość łącza interneto-
jakość kształcenia / ochrona przeciwpożarowa /
wego) o miejsca u najlepszych profesorów. Rezultaty ankiet nie są ogólnodostępne, a studenci również chcą się dowiedzieć, w jaki sposób są prowadzone zajęcia albo co zauważyli inni słuchacze w czasie wykładów. A nie zawsze obiektywną opinię można znaleźć w sieci. Z tym problemem próbuje sobie poradzić aplikacja SGH Daily, która wprowadziła opcję ocenienia dydaktyków pod względem trudności, „prostudenckości” prowadzącego oraz ciekawości zajęć. Czoła wyzwaniu próbuje też stawić SKN Statystyki, który hucznie ogłasza tworzenie Niezbędnika Wyboru Wykładowców. Tworzone przez nich ankiety internetowe ruszyły z początkiem bieżącego semestru. Koło oferuje nagrody dla wypełniających, licząc na zaangażowanie ze strony studentów. Ważną informacją jest to, że wyniki zostaną udostępnione studentom – mają być przydatne dla nas i kolejnych roczników.
Dokąd zmierzamy? Wszystko sprowadza się do dyskusji nad jakością kształcenia w SGH. Jako jedna z niewielu uczelni oferuje praktycznie swobodny
dobór zajęć. Oferta dydaktyczna nie jest jednak tak elastyczna, jak się wydaje. Są przedmioty, które należy zdać, chociaż niewiele mają wspólnego z kierunkiem, na który się decydujemy. Co więcej, jak nadmienia student czwartego roku, wiedza, jaką musimy opanować na poziomie studiów licencjackich, magisterskich czy nawet doktoranckich się powtarza. Wiele przedmiotów, zwłaszcza tych z obowiązkowego zestawu dla magisterki, to powtórka z licencjatu – na przykład ekonomia menedżerska to jeszcze raz mikro. Inna studentka dodaje: mam przedmioty o tym samych nazwach co na licencjacie, np. etyka w biznesie czy marketing międzynarodowy, z tymi samymi dydaktykami i z tymi samymi sylabusami. I nie mogę przepisywać ocen, chociaż drugi raz kropka w kropkę wszystko się powtarza. Na drugim stopniu pojawiają się studenci, którzy studiowali wcześniej kierunki niezwiązane z ekonomią, a radzą sobie nie najgorzej. Na dzienne studia licencjackie dostać się nie jest łatwo, ale na kolejnym etapie edukacji często nie wymaga to większego wysiłku ze strony aplikujących.
Tymczasem monitorowanie poziomu dydaktyki jest podstawowym elementem, który pozwala na efektywne funkcjonowanie uczelni wyższych i wpływa na jej postrzeganie w środowisku naukowym. Prof. Rocki zaznacza: Należy na bieżąco doskonalić programy i metody kształcenia, obserwować trendy światowe i wyprzedzać konkurencję, a także mieć coś, co jest wyjątkowe, co wyróżnia na tle konkurentów. Łatwo mówić, trudniej tego dokonać. Jako studenci możemy oddziaływać głównie poprzez ankiety, które nieraz – z powodu zbyt niskiej frekwencji – są pomijane w ocenie jakości kształcenia. Jeśli udział w ankietach weźmie 5 z 30 słuchaczy, to wynik nie jest w żaden sposób miarodajny – zauważa Michał Radek, wiceprzewodniczący Komisji ds. Jakości Kształcenia Samorządu Studentów. W ten sposób studencki wkład w podwyższanie poziomu zajęć może iść na marne. Zarazem Uczelnia powinna dbać o podwyższanie poziomu, nie tylko poprzez zachęcenie studentów do wypełniania kwestionariuszy, lecz także poprzez monitorowanie i ulepszanie systemu kształcenia. 0
Kampus w ogniu Zapomnijcie o długopisach i krówkach na Auli Spadochronowej, pożegnajcie się z kanciapami i zajęciami w budynku G. Od przyszłego miesiąca ćwiczenia będą się odbywać w budynku M, a wykłady – w wynajętych aulach na Natolinie. t e k s t:
ANNA lewicka
aki pesymistyczny scenariusz to na razie tylko wizja, jednak całkowite wyłączenie z użytku Gmachu Głównego jest bardziej realne, niż byśmy tego chcieli. Podobnie wygląda sytuacja budynków A oraz B (gmachu Biblioteki) – a wszystko z powodu niespełniania norm przeciwpożarowych przez zabudowania kampusu.
T
Kiedy pali się grunt pod nogami Problem nie jest czymś nowym. Już na listopadowym posiedzeniu Senatu SGH zostało przedstawione pismo dotyczące niedostatecznych zabezpieczeń przeciwpożarowych. Znacznie wcześniej wystąpiono z wnioskami inwestycyjnymi do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Niestety nie doczekały się one pozytywnych odpowiedzi. Tymczasem problem narasta – tak samo jak kary naliczane Uczelni. W tej sytuacji jedyną alternatywą pozostaje przeprowadzenie przynajmniej tych działań, które nie wymagają dużych nakładów finansowych. Ostatnie zmiany były dość łatwe do zaobserwo-
wania – to normy przeciwpożarowe doprowadziły do likwidacji części komputerów z Wirtualnego Dziekanatu na parterze (rozczarowanym studentom pozostaje alternatywa w postaci sali 226 i komputerów na III piętrze) oraz umieszczenia kartek z napisem „wyjście ewakuacyjne” na drzwiach prowadzących z Jajka na patio. Można polemizować, na ile to ostatnie faktycznie przyczynia się do większego bezpieczeństwa, jednak najwyraźniej zaspokaja oczekiwania osób przeprowadzających kontrolę.
SGH czeka na inwestycje To nie koniec zmian. W planach dotyczących budynku G zapisano również zmniejszenie liczby miejsc dla słuchaczy w kilku salach, instalację zamknięć przeciwpanicznych oraz przepustów ogniochronnych i gazoszczelnych, a także usunięcie drewnopodobnych płyt, na których znajduje się osprzęt instalacji elektrycznych. Pozostałe przewidziane
działania wymagają wykonania projektów i uzyskania pozwoleń budowlanych – co może być utrudnione ze względu na zabytkowy charakter kampusu. Niebagatelne znaczenie mają również koszty. Tu można mówić o częściowym sukcesie – w wyniku przesunięć w budżecie udało się wygospodarować kilka milionów złotych na dodatkową ochronę przeciwpożarową. Ta suma to jednak kropla w morzu potrzeb – w praktyce pozwoli jedynie na częściową modernizację przeprowadzoną w Gmachu Głównym. Pytanie o los pozostałych budynków pozostaje otwarte. Czy przyjdzie nam pożegnać się wkrótce z Wielką Różową? 0
marzec 2016
/ SGH dawniej
Od koncertów do kawy Związany jest z uczelnią od chwili wybudowania budynku G, w którym się znajduje. Nie, nie jest to dziekanat, ale znacznie mniej stresujące miejsce – znajdujący się w podziemiu Hades. basia pudlarz
ielu ludzi nie wyobraża sobie dnia bez kawy. Tym bardziej, gdy dzień ten związany jest z wysiłkiem intelektualnym. W okresie kolokwiów i egzaminów odsetek ludzi napędzanych kofeiną wzrasta. Korzystają na tym głównie kawiarnie w okolicach uczelni.
W
Porcja codzienności Jednym z takich miejsc jest Hades. Dla wielu studentów pierwszego roku jego wygląd na początku zeszłego semestru nie był czymś niesamowitym czy też nowym – w całej Warszawie znajdują się setki podobnie umeblowanych kawiarni. Jedyną różnicą między nimi a pomieszczeniem w podziemiu SGH jest cena kawy. Patrząc z perspektywy SGH-owego bywalca Hadesu ze stażem dłuższym niż rok, można mieć różne zdanie na temat nowej aranżacji wnętrza. Część studentów starszych lat twierdzi, że obecny wystrój jest strzałem w dziesiątkę. Różnice zdań zaczynają się przy cenach. Jedni narzekają, inni nie zauważają wielkiej różnicy.
Herbata i muzyka na żywo Jak funkcjonował Hades za „starych, dobrych czasów”? Dawniej uznawany był za jedno z cen-
10-11
trów rozrywkowych studenckiej Warszawy. Za dnia pełnił rolę bufetu, wieczorem przekształcał się w salę wypełnioną dźwiękami gitar i śpiewu wielu zespołów. W soboty Hades przyciągał tłumy swoim imprezowym charakterem. Na zapleczu częsty widok stanowiły puste butelki po alkoholu. Schodki, które obecnie przystosowane są do siedzenia, były stworzone jako scena, na której prezentowała się między innymi polska grupa heavy-metalowa TSA w latach 80. Pomieszczenie w podziemiach budynku G uważano raczej za miejsce spotkań towarzyskich aniżeli stołówkę. Hades był zarezerwowany dla studentów. Wykładowcy z reguły się tam nie pojawiali, czas spędzali głównie w Jajku, do którego studenci nie mieli wstępu. Ci ostatni najczęściej jadali posiłki na antresoli w miejscu, w którym obecnie znajduje się biuro Samorządu Studentów. W latach 70. i 80. do Hadesu szło się na herbatę. Pierwsze moje skojarzenie dotyczące tego klubu to mrok i dym papierosowy – wspomina dr Maria Wieczorek. Ławki w Hadesie ustawione były tak, by w pomieszczeniu zmieścił się również parkiet,
a w późniejszych latach także stół do gry w piłkarzyki i bilard. Piłkarzyki zniknęły dopiero w te wakacje – prawdopodobnie studenci spędzali przy nich za mało czasu, by pozostawienie ich w podziemiach miało sens. Do niedawna w Hadesie znajdowało się przejście do Apple Store. Obecnie na jego miejscu znajduje się ściana z półkami na książki, a sam sklep zniknął z podziemi.
Co by było, gdyby? Hades to miejsce, które z jednej strony jest nam wszystkim znane, a z drugiej owiane nutką tajemnicy i zaliczające się do kanonu tzw. urban legends. Lubimy słuchać historii o miejscach, które kiedyś funkcjonowały zupełnie inaczej. Wyobrażamy sobie, co by było, gdyby w Hadesie znów odbywały się imprezy i można było palić papierosy. Bez względu na to, czy Hades za kilka lat będzie miał obecny wystrój, czy zmieni kolor ścian na ciemnoczerwony, prawdopodobnie będzie nadal przeżywał oblężenie głodnych i spragnionych kawy studentów, którzy będą próbowali, zapewne nieskutecznie, zamienić swoją krew na kofeinę. 0
fot. jgbarah CC
t e k s t:
studia dla wybitnychl /
Wybitni nie chcą na Harvard Co roku sto najzdolniejszych młodych Polaków miało studiować na najlepszych uczelniach na świecie. W 2016 roku ministerstwo przeznaczyło 18,5 mln złotych na pokrycie wydatków w ramach pierwszej edycji programu „Studia dla Wybitnych”. Jednak nabór wniosków został wstrzymany z powodu braku chętnych. t e k s t:
s y lw i a b a r to l i
inisterstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło nabór do programu na początku listopada 2015 roku, a już pod koniec grudnia zawieszono przyjmowanie wniosków. Z informacji biura prasowego MNiSW wynika, że do końca roku nie wpłynął ani jeden wniosek, za to odebrano bardzo dużą liczbę pytań oraz wątpliwości.
M
Pierwsze założenia Ideą programu „Studia dla Wybitnych” było danie szansy najzdolniejszym, najambitniejszym studentom, którzy chcieliby wyjechać za granicę, ale często ich po prostu na to nie stać. Ich wiedzę, zdolności i umiejętności trzeba jednak potem wykorzystać dla polskiej gospodarki – mówiła ówczesna minister nauki, prof. Lena Kolarska-Bobińska. Program był skierowany do absolwentów studiów licencjackich lub studentów kończących III rok jednolitych studiów magisterskich, którzy pozytywnie przeszli rekrutację na zagranicznej uczelni. W pilotażowym 2016 roku studenci mieliby możliwość uczyć się na uczelniach z czołówki tzw. listy szanghajskiej, w której znajdują się takie uczelnie jak Columbia University, Harvard University, Massachusetts Institute of Technology (MIT), University of Cambridge czy Yale University. W ramach programu studenci otrzymaliby pieniądze na pokrycie kosztów czesnego, zakwaterowania, utrzymania, przejazdów i ubezpieczeń. Z założenia stypendyści powinni wykorzystać zdobytą wiedzę w Polsce, co przyczyniłoby się do rozwoju krajowej nauki i innowacyjności w gospodarce. Dlatego warunkiem skorzystania z pomocy bez zwracania pieniędzy ministerstwu byłoby podjęcie studiów doktoranckich w Polsce lub odprowadzanie w ojczyźnie składek na ubezpieczenia społeczne oraz zdrowotne przez 5 lat w ciągu 10 lat od ukończenia studiów zagranicznych.
Pod obstrzałem zastrzeżeń Pomimo starań resortu program został skrytykowany przez studentów i rektorów uczelni. Dobrze się stało, że ministerstwo wstrzymuje nabór do tego programu. Opinia KRASP dla tego projektu była od początku negatywna – stwierdził przewodniczący Konferencji Rektorów Akade-
mickich Szkół Polskich, prof. Wiesław Banyś. Zanim uruchomiono program, rektorzy naciskali na władze ministerstwa, by nie wdrażać tego pomysłu w życie. Według prof. Banysia warto byłoby w większym stopniu finansować szkolnictwo wyższe w Polsce – wybitni polscy studenci i tak mają możliwość uzyskiwania stypendiów zagranicznych. Parlament Studentów RP zgłosił zastrzeżenie, że rządowy program powinien także pomagać osobom, które nie są w stanie pokryć kosztów procesu rekrutacji. Obecnie pomoc skierowana jest tylko do studentów, którzy już pozytywnie przeszli selekcję. Samo rozpatrywanie wniosku także poddano surowej ocenie – studenci domagają się pełnego ujawnienia punktacji za poszczególne jego elementy. Umożliwiłoby to porównywanie przyznanych sum punktowych i faktycznych wartości przedstawionych we wniosku osiągnięć.
I najważniejsze pytanie: czy student po prestiżowej zagranicznej uczelni chciałby doktoryzować się w Polsce? Parlament krytykuje samo „odpracowanie” pomocy. Odprowadzenie wyłącznie składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne w obecnej formie to za mało, by uznać, że spełniono obowiązek odpracowania świadczeń. Dlatego też Parlament Studentów RP proponuje dookreślenie stanowiące szczegółowe ustalenie wysokości składki na poziomie mogącym zbilansować koszty udzielonej pomocy, do zwrotu której zostaliby zobowiązani beneficjenci programu. Osoby, które wróciłyby do Polski, powinny zatem podlegać częściowemu umorzeniu kwoty (Parlament wskazuje ulgę w wysokości minimum 50 proc). W przypadku kontynuacji pobytu za granicą stypendysta zobowiązany byłby zwrócić całą przyznaną mu kwotę pomocy finansowej. Oprócz tego Parlament proponuje także inne sposoby „odpracowania” pomocy. Są to m.in. bezpłatny staż lub wolontariat w instytucjach kultury, na polskich uczelniach, w jednostkach
sektora finansów publicznych, czy też prowadzenie działalności gospodarczej lub zawodowej, której jednym z założeń powinien być wzrost konkurencyjności polskiej gospodarki oraz tworzenie nowych miejsc pracy. Warto się również zastanowić nad alternatywnym wymogiem „odpracowania” czasu studiów za granicą w formie studiów doktoranckich. Czy wyższe uczelnie w Polsce przyjęłyby z otwartymi ramionami studentów, którzy kształcili się za granicą i doświadczyli innego sposobu nauczania niż tego przyjętego powszechnie w kraju? W przypadku wyjazdu po studiach licencjackich kontakt z profesorami zwykle się urywa, jak zatem znaleźć potencjalnego promotora na doktorat? I najważniejsze pytanie: czy student po prestiżowej zagranicznej uczelni chciałby doktoryzować się w Polsce?
Co dalej? Aktualnie trwają prace nad zmianami w programie. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin obawia się, że obecne regulacje, które mają zachęcić studentów do powrotu do kraju, są niewystarczające. „Odpracowanie” w postaci składek stwarza też pewien problem. Po pierwsze obowiązek pracy jest niezgodny z prawem UE. Po drugie można łatwo go obejść, zakładając działalność gospodarczą w Polsce, w praktyce pracując w innym kraju – wyjaśnia szef resortu. Rozważa się również ograniczenie pomocy tylko dla doktorantów, a nie – jak teraz – dla studentów zainteresowanych studiami magisterskimi. Resort zastanawia się też nad wprowadzeniem listy priorytetowych kierunków. W tym przypadku tylko studenci wybierający preferowane przez władze specjalności mogliby liczyć na wsparcie państwa. Z tymi dwoma pomysłami nie zgadza się przewodniczący Parlamentu Studentów RP Mateusz Mrozek, który uważa, że nie taka była idea programu i ta zmiana byłaby nieporozumieniem. W związku z planowanymi poprawkami w programie ministerstwo jest otwarte na sugestie ze strony wszystkich zainteresowanych podmiotów i na początku stycznia 2016 roku wydało komunikat o konsultacjach środowiskowych. Oby wybitni studenci tym razem nie zawiedli i zabrali głos w tej sprawie. Harvard czeka. 0
marzec 2016
/ zagraniczne studia
Studia za granicą - lepszy start?
Mnogość programów międzynarodowych zachęca do mobilności na większą skalę na przykład do nauki za granicą przez cały okres studiów licencjackich, inżynierskich bądź magisterskich. Skłaniają do tego chociażby popularne rankingi uczelni wyższych, w których Polska wypada, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. t e k s t:
justyna andrulewicz
raz ze wzrostem popularności studiów za granicą rośnie liczba instytucji wspierających tzw. globalnych studentów. Są to głównie fundacje i stowarzyszenia oferujące pomoc stypendialną, ale także pośrednicy, tacy jak Elab Education Laboratory. Ta instytucja pomaga studentom odnaleźć odpowiedni kierunek, dostać się na wybraną uczelnię oraz „postawić pierwsze kroki” w nowym mieście. Elab pomaga przede wszystkim przyszłym studentom uczelni brytyjskich lub duńskich, ale wesprze także kandydatów na studia w USA czy Chinach. Wśród studentów i absolwentów łatwo znaleźć takich, którzy studiują, studiowali bądź planują studiować za granicą. Trójka studentów – Martyna, Tomek i Michał – jako powody swojej decyzji podaje brak satysfakcji ze studiów na polskiej uczelni lub chęć intensywniejszego rozwoju w interesującej ich dziedzinie.
W
Więcej pracy
12-13
fot. CollegeDegrees360 CC
Martyna, obecnie studentka II roku studiów we Francji, zdecydowała się na kierunek łączący różne nauki społeczne: elementy ekonomii, prawa, socjologii, politologii, europeistyki i filozofii. Dwa lata jej studiów stanowi nauka teorii, kolejny to wymiana zagraniczna bądź staż. Martyna studiuje według programu dla studentów o dobrej znajomości jęz. angielskiego i średniozaawansowanej (B1) – francuskiego, co w praktyce oznacza „ta-
ryfę ulgową” w czasie pierwszego semestru. Martyna, porównując francuską Sciences Po do SGH, mówi: Nie ukrywam, że studia są ekstremalnie intensywne. Egzaminy stanowią tylko 30 proc. oceny końcowej, reszta to oddawane na bieżąco wypracowania i wystąpienia. Przedmioty początkowo mogą wydawać się przeszacowane – najważniejsze są warte 9 ECTS-ów, ale nakład wymaganej pracy własnej szybko przekracza normalną intensywność. Za najważniejsze zalety swojego kierunku studentka uważa dużą liczbę godzin zajęć w tygodniu, dwuletni cykl studiów oraz gwarancję miejsca na studiach magisterskich po ukończeniu licencjatu. Z perspektywy polskiego studenta wadą Sciences Po jest mała rozpoznawalność uczelni wśród polskich pracodawców – z tego powodu Martyna planuje pozostać we Francji, przynajmniej na początku zawodowej kariery. Jak dostać się na Sciences Po? Ponieważ uczelnia jest jedną z publiczno-prywatnych Grandes Écoles, proces rekrutacji różni się od wymogów w innych placówkach edukacyjnych. Studenci międzynarodowi muszą złożyć obszerną aplikację oraz odbyć rozmowę kwalifikacyjną, odbywającą się we francuskiej ambasadzie. Studia są płatne – czesne zależy od kryterium dochodowego rodziny studenta.
Wyższy poziom Michał planuje swoje studia magisterskie odbyć w Holandii. Uczelnię wybierze spośród trzech uniwersytetów: w Rotterdamie, Tilburgu i Amsterdamie. Jego wybór podyktowany jest zainteresowaniem ekonometrią, która w Holandii nauczana jest na wysokim poziomie. Michał ceni także to, że studia magisterskie trwają tam rok. Są płatne, ale ich koszt jest relatywnie niski – czesne za rok studiów to ok. 2 tys. euro. W ofercie uczelni znajdują się kursy prowadzone w jęz. angielskim, którego znajomość potwierdza certyfikat językowy. Michał spodziewa się, że nie będzie miał problemów z dostaniem się na holenderską uczelnię z dyplomem MIESI. Rekrutacja będzie odbywała się na zasadzie indywidualnej oceny każdego kandydata. Student nie wyklucza żadnej możliwości, jeśli chodzi o czas po ukończeniu studiów – być może podejmie w Holandii pracę bądź studia doktoranckie.
Różnorodne korzyści Decyzję Michała pochwaliłby na pewno Tomek, absolwent SGH oraz Uniwersytetu w Maastricht. Wybrał tę uczelnię ze względu na dobre opinie o poziomie studiów, ich niski koszt oraz czas trwania. Na uczelnię dostał się na podstawie testu GMAT oraz ocen z licencjatu w SGH – jak sam przyznaje, wysoki wynik testu pozwolił mu dostać się na magisterkę mimo kiepskich ocen. Nie wymagano od niego żadnego certyfikatu językowego, choć na niektórych uczelniach TOEFL lub IELTS to konieczność. Same studia wspomina jako znacznie różniące się od warszawskiego licencjatu: Studiowanie różni się zasadniczo, bo – w odróżnieniu od SGH – trzeba się uczyć. Semestr jest podzielony na dwa bloki zawierające po dwa przedmioty: przez kilka tygodni studenci uczą się intensywnie tylko 2-3 przedmiotów. Jest bardzo dużo zadań grupowych i prezentacji. Prawie nie korzystaliśmy z podręczników, większość zajęć opierała się o artykuły. Poza studiami Tomek poleca udzielanie się w różnorodnych Student Unions: od naukowych przez imprezowe po sportowe. Sam w Maastricht zaraził się pasją – wioślarstwem – którą rozwija w Warszawie. Jeśli chodzi o wpływ studiów na karierę zawodową w Polsce, Tomek zauważa, że ważniejsze od dyplomu jest to, co można firmie zaoferować – a jedną z takich cech jest obycie, „skutek uboczny” zmiany środowiska. Jego zdaniem, wyjazd w celu „poprawy” CV jest bezzasadny: warto jechać, aby zmądrzeć, popatrzeć na dobre standardy i implementować jeszcze lepsze. Jego polscy znajomi wrócili z Holandii do kraju, gdzie pomyślnie rozwijają swoje kariery – trudno jednak określić, w jakim stopniu pomogły im zagraniczne studia. Dla osób chcących pozostać w Holandii atutem jest znajomość języka. Studia za granicą mogą być ekscytującym doświadczeniem. Istotne jest jednak wlaściwe zaplanowanie swojej studenckiej ścieżki – określenie kierunku rozwoju zawodowego, dobra orientacja w kosztach studiów i utrzymania. Równie ważne jest odpowiednie nastawienie. Na zagraniczne studia nie powinno się wyjeżdżać tylko z myślą o wysokich zarobkach, „bogatszym” CV. Co najmniej tak samo ważna jest zmiana otoczenia, poznanie nowych ludzi i kawałka świata. 0
kalendarz wydarzeń /
patronaty
Kalendarz wydarzeń marzec 2016
OFF_Riders 1 marca
1
Mosty Ekonomiczne 2016 3-6 marca
OFF_Riders – „Z polotem przez Lofoty”. Poszukując czegoś więcej, czegoś innego niż wszystko, co do tej pory zrobili, zdecydowali zapakować samych siebie oraz odrobinę sprzętu w dwa nie najmłodsze Land Rovery i ruszyć w połowie lipca na północ, by zatoczyć pętlę wokół Bałtyku. By tego dokonać potrzebują Waszego wsparcia – z początkiem marca rusza kampania crowdfundingowa na www.polakpotrafi.pl – każda złotówka robi różnicę. Śledźcie ich przygotowania oraz samą podróż na FB i Instagramie (@OFF_Riders).
2
Samorząd Studentów SGH powraca z kolejną edycją Mostów Ekonomicznych! Po raz dwunasty witamy w progach naszej szkoły studentów z najlepszych uczelni ekonomicznych w kraju. Wydarzeniu towarzyszą warsztaty i panel dyskusyjny, na który zapraszamy wszystkich chętnych. Jest to okazja do dyskusji na temat wizji Polski w 2030 roku oraz wysłuchania opinii osób cieszących się autorytetem w świecie ekonomii. Więcej informacji wkrótce na www.mostyekonomiczne.pl.
Projekt Sowi Lot 7-11 marca Czy kiedykolwiek spotkała zabrakło dla ciebie w Bibliotece podręczników do przedmiotów obowiązkowych? Z pewnością. Sowi Lot wychodzi temu naprzeciw! Pomóż nam zebrać środki na wsparcie naszej Biblioteki. Od 7 do 11 marca przyjdź na Aulę Spadochronową i oddaj nieużywane już książki na kiermaszu bądź kup torbęcegiełkę i dorzuć się do zakupu nowych. Dzięki Twojemu wsparciu oraz hojności wydawnictw, kilkadziesiąt dodatkowych podręczników zasili księgozbiór jeszcze przed kwietniowymi kolokwiami! Sowa Helga czeka na Ciebie na Spado!
Discover Europe 14 marca Erasmus Student Network zaprasza na XIII edycję największego konkursu fotografii studenckiej w Europie Discover Europe. W ramach konkursu studenci mogą nadsyłać zdjęcia własnego autorstwa, które przedstawiają rozmaite oblicza Europy. Na zgłoszenia czekamy od 14 marca do 24 kwietnia na www. discovereurope.esn.pl. W tym roku są 3 kategorie: Citizen of Europe; My Europe, my Home; Surprise me Europe! Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody.
Inspiring Solution 16-18 marca 16-18 marca Inspiring Solutions powraca z dziewiątą edycją! W świecie, w którym biznes opiera się na rozwoju technicznym, uczestnicząc w jednej konferencji możesz uzyskać dostęp do specjalistycznej wiedzy z dziedziny IT, wysłuchać właścicieli inspirujących start-upów i wziąć udział w rozwijających warsztatach prowadzonych przez największe firmy z branży. Poznaj technologie jutra, biorąc udział w największej studenckiej konferencji w Polsce! Więcej na: www.FB.com/InspiringSolutions
3 4 5 6 7
International Conference on Comparative Law 11-12 marca Konferencja organizowana przez Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa ELSA Warszawa odbędzie się 11 i 12 marca w Warszawie. Będzie to niepowtarzalna okazja do poznania kwestii związanych z systemami prawnymi różnych państw. Pierwszego dnia konferencji poruszone zostaną zagadnienia z zakresu prawa kontraktów, natomiast drugi dzień konferencji poświęcony będzie prawu karnemu. Więcej informacji: www.iccl.elsa.warszawa.pl
8 9 10 11 12 13 14 15
Prawnicze Targi Praktyk i Pracy 15-16 marca 15-16 marca w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie po raz kolejny zaprezentują się prestiżowe polskie i międzynarodowe kancelarie oraz firmy związane z branżą prawną. Dla studentów i absolwentów prawa będzie to niepowtarzalna okazja do uzyskania z pierwszej ręki informacji na temat aktualnych ofert pracy, praktyk i staży. Organizatorzy przygotowali również cykl szkoleń i warsztatów tematycznych. Więcej informacji: www.targiprawnicze.pl, www.facebook.com/targiprawnicze
Dni Kariery 22 marca 22 marca w Pałacu Kultury i Nauki odbędzie się kolejna edycja największych targów pracy, praktyk i staży Dni Kariery. Będzie tam na Ciebie czekać szeroki wybór ofert pracy przygotowany przez prestiżowe firmy, m.in. PwC, KGHM, EY, Nestlé, Lidl oraz strefa doradztwa zawodowego, gdzie zweryfikujesz swoje dokumenty rekrutacyjne. Przygotowaliśmy również szereg atrakcji i konkursy z nagrodami. Nie zapomnij o bezpłatnym bilecie, możesz go pobrać z naszej strony www.dnikariery.pl Do zobaczenia!
marzec 2016
Informacja dla organizacji
domy dawniej i dziś / Więcej niż jedno zwierzę w klepsydrze pełnej tynku
W polskim domu Chyba nic nie odzwierciedla człowieka tak dobrze, jak własne cztery kąty. Domowe skarby niczym odciski palców zachowują w sobie duszę i historię właścicieli. Wspomnienia, które mogą być zniszczone lub zachowane za sprawą błysku flesza. T e k s t:
A l e k s a n d r a g o l ec k a , m a rc i n c z a r n ec k i
z dj ę c i a : skład:
barbara pudlarz
d o m i n i k a wój c i k
1
marzec 2016
marzec 2016
/ domy dawniej i dziĹ›
18-19
hiszpańskie konflikty /
Trudne porozumienie Ponad dwa miesiące po wyborach parlamentarnych Hiszpania pozostaje bez rządu. Nowy układ sił na scenie politycznej mocno skomplikował negocjacje, w których niechęć do ustępstw uniemożliwiała jak dotąd osiągnięcie konsensusu. t e k s t:
Ja r o s ł aw Pa s z e k
dyby potraktować demokrację jako grę strategiczną, rezultaty z końca grudnia ub. roku oznaczałyby wkroczenie na najwyższy poziom trudności. Żadnej partii nie udało się nawet zbliżyć do minimalnej, 176-osobowej większości w Kongresie (odpowiedniku polskiego Sejmu). Ponadto wybory miały wymiar symboliczny - przyniosły bowiem kres trwającej przez niemal trzy dekady dominacji konserwatywnej Partii Ludowej (PP) i socjaldemokratycznej (PSOE). Te dwa ugrupowania cieszyły się zwykle łącznym poparciem rzędu 75-85 proc. Tym razem przekroczyło ono ledwie 50 proc.
G
Podemos, czyli możemy Choć gospodarka Hiszpanii wyszła z recesji w 2014 r., stopa bezrobocia ciągle wynosi 21 proc., a wśród osób młodych nawet 46 proc. Kryzys finansowy doprowadził do krachu na rynku nieruchomości, w wyniku którego setki tysięcy Hiszpanów zostało wyeksmitowanych ze swoich domów i mieszkań. Trudna sytuacja społeczno-ekonomiczna wywołała masowe demonstracje tzw. Oburzonych – heterogenicznego ruchu obywatelskiego protestującego przeciwko rosnącym nierównościom, cięciom budżetowym, korupcji i nadużyciom finansjery. W następstwie tych wydarzeń powstało stronnictwo Podemos (hiszp. możemy), kładące nacisk na egalitaryzm, walkę z biedą i przywrócenie godności społecznej. Na jego czele stanął charyzmatyczny profesor politologii z madryckiego uniwersytetu Complutense, Pablo Iglesias. W długofalowej perspektywie nowa partia pragnęła zwiększenia udziału obywateli w życiu politycznogospodarczym, co miałoby się odbyć dzięki zwiększonej liczbie referendów czy tworzeniu lokalnych spółdzielni rolno-spożywczych. Istotna część elektoratu obdarzyła Podemos kredytem zaufania, co w wyborach pozwoliło na znalezienie się tuż za plecami PP i PSOE. Drugim ugrupowaniem, które równie spektakularnie zaakcentowało swoją obecność na scenie politycznej, jest Ciudadanos (hiszp. obywatele). Jego początki mają źródło w manifeście ogłoszonym w 2006 r. przez garstkę barcelońskich intelektu-
alistów sceptycznych wobec katalońskiego nacjonalizmu. O ile Podemos nawołuje do gruntownej transformacji systemu rządzenia, o tyle Ciudadanos chciałoby raczej przeprowadzenia reform w obowiązujących ramach. Lider partii - Alberto Rivera - podczas wystąpień często nawiązuje do modelu anglosaskiego z nadrzędną rolą przedsiębiorczości, stosunkowo niskimi podatkami oraz elastycznym rynkiem pracy. Liberalne nastawienie można dostrzec także w takich kwestiach jak poparcie legalizacji prostytucji i marihuany. Dzięki głosom umiarkowanego elektoratu oczekującego zasadniczych, lecz nie radykalnych zmian, Ciudadanos stało się czwartą siłą w Kongresie.
O tym, jak skomplikowane będzie to zadanie, niech świadczy to, że w języku hiszpańskim nie występuje termin kompromis. Pyrrusowe zwycięstwo Paradoksalnie pomimo zdobycia największej liczby mandatów Partia Ludowa premiera Mariano Rajoya może okazać się głównym przegranym grudniowych wyborów. Przyzwoity bilans gospodarczy czterech lat rządów PP został przyćmiony przez skandale korupcyjne. Dotyczy to zwłaszcza tzw. afery Barceñasa, związanej z tuszowaniem wpływu nielegalnych dotacji przez byłego skarbnika, które później - w formie bonusów - wypłacano partyjnym dygnitarzom. Zszargana reputacja wraz z polityką oszczędnościową sprawiły, że PP praktycznie utraciła zdolność koalicyjną – tylko Ciudadanos wykazali wolę współpracy, co i tak nie wystarczałoby do sformowania rządu większościowego. Rajoy zrezygnował więc z podjęcia się misji utworzenia gabinetu powierzonej mu przez króla Filipa, który w konsekwencji przekazał ją Pedrowi Sánchezowi, przewodniczącemu socjaldemokratów. Najbardziej prawdopodobnymi scenariuszami wydają się koalicja PSOE, Po-
demos i Ciudadanos albo sojusz PSOE, Podemos i kilku małych ugrupowań regionalnych. Druga opcja wymagałaby jednak ustępstw na rzecz autonomicznych obszarów, na co Sánchez nie chce wyrazić zgody. Ta kwestia pozostaje zresztą kością niezgody między PSOE a Podemos, które mocno obstaje za przyznaniem Katalonii prawa do zorganizowania referendum niepodległościowego.
Słownikowe braki Tymczasem niepewność polityczna wywołuje zaniepokojenie na rynkach finansowych. Madrycki indeks giełdowy IBEX 35 od daty wyborów stracił na wartości więcej niż inne wskaźniki europejskie, a rentowność hiszpańskich obligacji nieco wzrosła. Z kolei Goldman Sachs i agencja ratingowa Fitch podkreśliły, że obecna sytuacja będzie skutkować spowolnieniem we wdrażaniu niezbędnych reform. Szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, również zaapelował o możliwie szybkie utworzenie stabilnego rządu. Zasugerował jednocześnie, że przedłużające się negocjacje mogą negatywnie oddziaływać na gospodarkę strefy euro. Rezultaty z grudnia pokazały, że niemały odsetek społeczeństwa czuje się znużony ofertą proponowaną przez tradycyjne stronnictwa. Hiszpania opowiedziała się za większym pluralizmem, który był zauważalny gołym okiem już podczas pierwszej sesji nowego parlamentu. Poprzez przyjście na złożenie przysięgi w zwyczajnych strojach deputowani Podemos zaznaczyli, że nie zamierzają podporządkowywać się konwenansom. Jednakże zarówno oni, jak i członkowie Ciudadanos powinni wziąć pod uwagę sondaże, według których ok. 70 proc. obywateli oczekuje od polityków zawarcia porozumienia. O tym, jak bardzo skomplikowane będzie to zadanie, niech świadczy to, że w języku hiszpańskim nie występuje termin „kompromis”. Jest to prawdopodobnie konsekwencja uwarunkowań historycznych – niemal 800-letniego panowania Maurów, a następnie centralnej roli Kościoła katolickiego. Oprócz ustalenia składu gabinetu i pracy na rzecz społeczeństwa partie mogą zatem przyczynić się do wzbogacenia hiszpańskiego słownictwa. 0
marzec 2016
fot. Nathan Rupert, flickr.com/CC
Moją ambicją jest, żeby Maglowi zrobić dobrze.
/ Bliski Wschód pod ostrzałem
Ajatollah kontra król Ponad trzydziestoletnia rywalizacja dwóch bliskowschodnich potęg - Iranu i Arabii Saudyjskiej - cały czas rozpala Bliski Wschód. Dzisiaj konflikt ten wszedł w fazę otwartej wrogości. Jednak zgodnie z kilkudziesięcioletnią tradycją walka jest prowadzona przede wszystkim rękami innych graczy. ja k u b c i c h u ta
rugiego stycznia w Arabii Saudyjskiej przeprowadzono egzekucję 47 osób, z których większość była powiązana z organizacjami terrorystycznymi. Wśród nich był przywódca szyickiej mniejszości w Arabii Saudyjskiej Nimr al-Nimr, głośny krytyk rządzącej dynastii Saudów. Jego egzekucję potępiły USA i Unia Europejska, ale najostrzej zareagował Iran – przywódca szyickiego świata – gdzie tłumnie zaatakowano saudyjską ambasadę. Następnego dnia Arabia Saudyjska zerwała stosunki dyplomatyczne z Iranem, a po stronie królestwa opowiedziały się inne sunnickie kraje takie jak Bahrajn, Katar, Jordania, Somalia czy Dżibuti.
D
Zbyt silne i różne Około trzydziestomilionowa Arabia Saudyjska to dwudziesta gospodarka świata i lider rynku naftowego. Sprowadzając najnowocześniejszą broń z krajów zachodnich, zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem wydatków zbrojeniowych. Szczególne miejsce w świecie islamu zawdzięcza panowaniu nad najświętszymi miejscami tej religii – Mekką i Medyną. Ta ultrakonserwatywna monarchia absolutna jest najważniejszym (obok Izraela) sojusznikiem USA w regionie. Po przeciwnej stronie Zatoki Perskiej leży ponad osiemdziesięciomilionowy Iran. W przeciwieństwie do królestwa Saudów jest republiką, w której demokratyczne mechanizmy są obecne wyraźniej niż w jakimkolwiek innym kraju regionu arabskiego.
20-21
Pragną rozprzestrzeniać swoją rewolucję, która w 1979 roku obaliła absolutnego władcę. Takiego scenariusza panicznie boją się arabscy monarchowie, dlatego próbują maksymalnie pogłębiać podziały sunnicko-szyickie. Iran jest krajem prawie całkowicie szyickim i uważa się za protektora rozproszonych po Bliskim Wschodzie szyitów. Budząca respekt ponad półmilionowa armia korzysta z przestarzałego sprzętu. Ponadto kraj jest sojusznikiem Rosji i Chin.
Nowe konflikty Od lipcowego porozumienia światowych mocarstw z Iranem, w którym wyrzekł się on dążenia do wykorzystania broni atomowej, Arabia Saudyjska stanęła przed perspektywą wzmocnienia się swojego największego wroga. Odmrożono aktywa irańskie (około 100 mld dolarów), w styczniu zniesione zostały sankcje gospodarcze. Iran podpisał już kontrakty z Rosją na 40 mld dolarów, przywódca irański złożył wizytę w Europie oraz odwiedził go prezydent Chin. Przed perską republiką otwierają się możliwości rozwoju. Dlatego roponośna monarchia zaczęła działać bardziej agresywnie. Arabskie królestwo de facto prowadzi wojny z Iranem na dwóch frontach: w Syrii i Jemenie. Odkąd w 2011 roku wybuchła w Syrii wojna domowa, Iran jednoznacznie zaangażował się po stronie dotychczasowego przywódcy kraju, Baszara Al-Asada. Przesyła mu broń, opłaca milicje z Iraku, Iranu, Afganistanu, a armię szkolą irańscy wojskowi. Natomiast Arabia Saudyjska - chcąc uzyskać wpływy i ustanowić w Syrii bardziej przyjazną jej władzę - wspierała sunnickie organizacje walczące z rządem. Z tego powodu jest oskarżana o przyczynienie się do powstania i rozwoju działalności radykalnych sunnickich grup takich jak Front Al-Nusra oraz Daesh. Obecnie syryjski dyktator wydaje się zyskiwać przewagę w konflikcie. Dzięki wsparciu Rosji i Iranu zdobywa-
ne są kolejne bastiony rebeliantów. Z tego powodu Arabia Saudyjska zaproponowała lądową ofensywę przeciwko Daesh. Łatwo sobie wyobrazić, że wojska Arabii Saudyjskiej - poza walką z islamistami chciałyby również usunąć z Syrii irańskie wpływy reprezentowane przez Asada. Druga wojna w regionie - w Jemenie - również nie idzie po myśli arabskiej monarchii. Na początku zeszłego roku wydawało się, że szyicka rebelia (wspierana hojnie przez Iran) obali sunnickiego prezydenta. Wtedy Arabia Saudyjska i inne kraje arabskie rozpoczęły naloty na pozycje rebeliantów. Dzięki temu frakcja prezydencka przejęła inicjatywę. Jednakże wojna wydaje się daleka od zakończenia. Ponadto Human Rights Watch i Amnesty International oskarżają Arabię o ataki na ludność cywilną.
Bezpośredniej wojny nie będzie Z powodu ogromnych potencjałów obu państw konflikt byłby starciem, które groziłoby rozprzestrzenieniem się na cały region, a poprzez sieć sojuszu i wpływów mógłby zaangażować supermocarstwa. Wydaje się jednak, że wojny nie chce żadna ze stron. Iran dopiero co zawarł z Zachodem porozumienie i pragnie je wykorzystać do rozwoju i zwiększenia wpływów w regionie, a Arabia Saudyjska chce chronić gospodarkę opartą na stałym eksporcie ropy. Wojna to bardzo droga gra. Iran nie ma w tej chwili obfitych środków finansowych, które nie przydałyby się w innych celach państwa. Natomiast saudyjski budżet cierpi z powodu niskich cen surowca. Ponadto kraj musi sobie poradzić z napiętą sytuacją wewnętrzną: mniejszość szyicka, która nie chce być dalej dyskryminowana, zakonserwowany system monarchii absolutnej, walka o prawa kobiet. Wynik konfliktu byłby trudny do przewidzenia, żadna ze stron nie ma bezpiecznej przewagi. Z kolei wchodzenie w nią bez przekonania o zwycięstwie jest bardzo ryzykowne. Tym bardziej, że Arabia Saudyjska powinna pamiętać konflikt irackoirański, w którym finansowana przez nią armia iracka uderzyła na wydawałoby się osłabiony Iran, a po ośmiu latach krwawych walk doszło do powrotu do stanu sprzed wojny. 0 fot. Flickr.com, CC,
t e k s t:
zmiany w Ameryce Południowej /
Na zakręcie Marzyły o naprawieniu świata, ale ich działania nie były walką z wiatrakami. Latynoamerykańskie rządy lewicowe jeszcze niedawno cieszyły się dużym poparciem społeczeństw. Teraz zmagają się z szeregiem problemów. Aleksandra Gładka
progu lat 60., z powodu gwałtownie malejącego eksportu, gospodarka wielu krajów Ameryki Południowej znalazły się w ruinie. Radykalne pogłębianie majątkowych różnic społeczeństwa przerodziło się w falę ubóstwa. Ta z kolei pchnęła wiele zdesperowanych osób do działania i wstępowania do ugrupowań partyzanckich. Jednocześnie świat z czasów zimnej wojny przypominał szachownicę, nad którą pochylały się dwa dominujące mocarstwa – USA i ZSRR. Ameryka Południowa stanowiła wówczas jedną z krytycznych przestrzeni starcia. Konflikt ten stanowił pretekst do osadzania kolejnych junt wspieranych przez Waszyngton. Ich głównym celem była eliminacja ugrupowań lewicowych, potencjalnego zarodku komunizmu w regionie.
U
Upadek i skręt Napady na jednostki wojskowe, porwania dla okupu i morderstwa polityków zderzyły się z krwawą dyktaturą lat 70. Nastał terror, walka z lewicą. Niewygodne osoby „znikały” Trudno współcześnie oszacować liczbę ofiar junty. Obalenie junt i przywrócenie demokracji okazało się niedostatecznym rozwiązaniem. Każdy lewicowy skręt w krajach Ameryki Południowej był inny – miał swoją własną dynamikę i inne zabarwienie. Ale oczywiście możemy mówić o pewnych ogólnych trendach – w końcu nie przez przypadek w tylu państwach do głosu doszły lewicowe rządy — powiedział w rozmowie z maglem Adam Traczyk, prezes Fundacji Global.Lab. Neoliberalne transformacje gospodarcze zamiast gwarantować powszechny dobrobyt, doprowadziły do ponownego, pogłębiania dysproporcji majątkowych. Tym razem nieskrępowana lewica po raz pierwszy doszła oficjalnie do głosu. Lokalna sytuacja zbiegła się w czasie ze wzrostem cen surowców naturalnych na rynkach międzynarodowych. Latynoamerykańskie kraje, jako ich eksporterzy, zachłysnęły się przypływem gotówki - szczególnie tym ze sprzedaży ropy. Napęczniałe budżety sprawiły, że świeżo wybrana lewica mogła realizować szeroko
zakrojoną politykę społeczną. Tak stało się również w przypadku Urugwaju, gdy w 2005 roku prezydentem został po raz pierwszy przedstawiciel lewicy - Tabere Vazquez z Szerokiego Frontu.
Burza Konsekwentnie, pewne ogólnoregionalne trendy sprawiają, że lewica w wielu latynoamerykańskich państwach przechodzi obecnie kryzys — dodaje Traczyk. Jedną z fundamentalnych przyczyn tego załamania są zmiany zachodzące w światowej gospodarce. Nie restrukturyzując i nie dywersyfikując swojego eksportu, państwa pozostają silnie zależne od cen surowców. Te były niegdyś kluczem do ich sukcesu. Obecnie prowadzą do radykalnego spadku dochodów, a co za tym idzie – zacieśniania wydatków budżetowych. Ograniczanie kolejnych programów społecz-
Urugwaj stał się pretendentem do miana socjaldemokratycznego państwa dobrobytu. nych, afery korupcyjne, spowolnienie tempa rozwoju gospodarczego – wszystko to sprawia, że lewicowe rządy zmuszone są pragmatycznych działań. Chcąc utrzymać się u steru, muszą iść na kompromis z bardziej wpływowymi i bogatszymi warstwami społeczeństwa. To z kolei stanowi pułapkę – zamiast poprawiać ich sytuację sprawia, że tracą wiarygodność wśród swojego elektoratu. Ten z kolei naturalnie się kurczy.
W prawo Rządy lewicowe w Ameryce Łacińskiej wyciągnęły z biedy miliony, upolityczniły dotychczas marginalizowane i politycznie upośledzone warstwy społeczeństwa. Wyzwoliły jednak nieuchronny mechanizm, który może stać się ich gwoździem do trumny. Biedni głosują na lewicę i dzięki niej awansują do kla-
sy średniej. Wydaje im się wówczas, że są już bogaci i głosują na prawicę, która znowu spycha ich w ubóstwo — tłumaczy Traczyk. Nie doszło jeszcze jednak do finalnego etapu – prawica wciąż zbiera swoje żniwo. Dodaje, że szukając źródeł kryzysu poparcia dla lewicowych rządów, należy pamiętać o roli mediów. Największe koncerny mediowe utrzymują sympatie z czasów junt. Oligarchowie prowadzą, w wielu przypadkach, otwartą wojnę z lewicowymi rządami. Nasz lament, że Polska jest w ruinie, jest niczym w porównaniu do tamtejszego przekazu. Jednak taka narracja w połączeniu z nawet niewielkim spowolnieniem gospodarczym wpływa na decyzje wielu wyborców. Zjawisko to jest tym bardziej paradoksalne, że obserwujemy właśnie jeden z najlepszych okresów w historii Ameryki Łacińskiej, zarówno pod względem gospodarczym, jak i społecznym.
Na przekór Przypadek Urugwaju jest bardziej znamienny. Kilkukrotny spadek średniego poziomu ubóstwa, największy udział klasy średniej w społeczeństwie, rozbudowane świadczenia socjalne – to tylko niektóre sukcesy rządu. Jego przedstawiciele twierdzili, że wzrost gospodarczy nie musi występować kosztem kompleksowe polityki społecznej. Nietypowa kombinacja wydaje się działać. Z jednej strony dochód brutto na jednego Urugwajczyka jest wysoki, a krajowe instytucje finansowe są stabilne. Z drugiej – Urugwaj stał się pretendentem do miana socjaldemokratycznego państwa dobrobytu. Spornym jest, czy inne kraje Ameryki Południowej mogą inspirować się modelem małego Urugwaju. Odmienna specyfika, olbrzymie terytoria i gigantyczna ludność, a co za tym idzie efekt skali - to wszystko zdaje się negować taką możliwość. Na pewno nie uda im się powtórzyć tak zgranego rozwoju gospodarczego i szeroko zakrojonych projektów polityki społecznej. 0 fot. Wikimedia Commons/CC
t e k s t:
marzec 2016
WE WSPÓŁPRACY Z NZB
Znów możesz wygrać do 10 000 zł na działania lokalne uż po raz czwarty Banki Spółdzielcze Spółdzielczej Grupy Bankowej zapraszają wszystkich społeczników i osoby, które czują potrzebę zintegrowania się z sąsiadami, do wzięcia udziału w konkursie na inicjatywy lokalne. Jeśli masz pomysł, co fajnego możesz zrobić w swojej okolicy, to koniecznie zajrzyj na stronę www.spolecznik20.pl do zakładki Spółdzielnia pomysłów! Aby wziąć udział w konkursie zgłoś projekt przez formularz na stronie, a następnie zbieraj głosy publiczności. Jeśli wejdzie do finałowej trzydziestki, to trafi pod obrady jury. Autorzy trzech projektów, które zdaniem jurorów najlepiej spełniają założenia konkursu zostaną zaproszeni do podpisania umowy sponsorskiej na kwotę do 10 000 zł brutto. Grupa
J
24-25
chętnych do pracy osób, które mogą dysponować takimi środkami, jest w stanie zrealizować naprawdę fajne projekty. Udowodnili to laureaci trzech poprzednich edycji, którzy organizowali warsztaty pieczenia chleba, sadzili tulipany na wspólnym skwerze, tworzyli świetlice i miejsca spotkań na świeżym powietrzu, a nawet budowali dom! Dołącz do grona Społeczników 2.0, inspiruj się i działaj. O tym, czy będzie nam się dobrze mieszkać w danym miejscu, decyduje jego wygląd i relacje z ludźmi – a na to mamy ogromny wpływ, wystarczy zacząć robić coś dobrego. Spółdzielcza Grupa Bankowa jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”. Moduł ma
na celu prezentację podstawowych zagadnień dotyczących banków spółdzielczych w Polsce, specyfiki ich funkcjonowania oraz szczególnej pozycji na rynku bankowym. Słuchacze modułu mogą dowiedzieć się jakie są różnice pomiędzy bankami spółdzielczymi a innymi uczestnikami rynku bankowego – bankami komercyjnymi i SKOK-ami. Społeczna odpowiedzialność biznesu, wspieranie społeczności lokalnych i wspólnotowy charakter działania to główne idee przyświecające bankowości spółdzielczej. W ramach modułu uczestnicy zapoznają się z tematyką prowadzenia biznesu bankowego w oparciu o te idee, jak i z wyzwaniami, które stoją przed branżą w najbliższych latach. Więcej na www.nzb.pl 0
kultura /
Sprzedajmy naszą historię Polskie filmy historyczne kojarzą się najczęściej z masowymi szkolnymi wycieczkami do kin lub z okropną rolą Nataszy Urbańskiej w 1920 Bitwie Warszawskiej. Jest to dość bolesne, szczególnie gdy pomyśli się o tym, jak ciekawa jest nasza przeszłość. Jakie powinny być polskie filmy historyczne? T E K S T:
JA K U B W I EC H
siądźcie wygodnie w cichym pokoju. Wyobraźcie sobie początkowy kadr filmu: zimowe późne popołudnie, kamera sunie nad iglastym lasem obsypanym śniegiem. U dołu pojawia się napis ,,Ziemia kielecka, grudzień 1863”. Zmiana ujęcia. Widzimy biegnących przez las powstańców. Pędzą, ciężko dysząc, potykają się co rusz o korzenie. Co chwilę oglądają się za siebie z widocznym przerażeniem w oczach. Tak mógłby zaczynać się pierwszy polski horror historyczny – niesamowicie atrakcyjny towar eksportowy w dzisiejszych czasach. Niestety polscy filmowcy nie mają ochoty tworzyć produkcji, które w niesztampowy sposób bazowałyby na dziejach ich ojczyzny.
U
Historia pisze najlepsze scenariusze Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie wymaga uprzedniego przeanalizowania zjawiska ,,sprzedawania historii”. Nie jest to rzecz nowa – ludzie zajmowali się tym już od starożytności, kiedy to Homer ubrał losy wojny trojańskiej w zwiewne szatki poematu. W średniowieczu bardowie, trubadurzy i minstrele sławili wielkie czyny szlachetnych rycerzy. Z kolei nowożytni władcy chętnie zapełniali galerie malarskimi świadectwami swych zwycięstw. Jednakże dopiero współcześnie proceder ten nabrał tak komercyjnego charakteru, głównie dzięki kinematografii
26-27
i możliwościom, które niesie ze sobą. Niemniej nawet takie zmerkantylizowanie historii nie wymazało walorów polityczno-propagandowych, ale i edukacyjnych w tego typu projektach. Od kilkudziesięciu lat prym w sprzedaży swojej historii wiodą Amerykanie. I trzeba przyznać,
Budowa odpowiedniej opinii na temat historii kraju dokonywana za sprawą nowoczesnych środków przekazu, takich jak filmy, powoli staje się koniecznością w nowoczesnych, zinformatyzowanych społeczeństwach. że wychodzi im to świetnie. Któż bowiem nie patrzył na plażę Omaha oczyma Toma Hanksa albo nie przemierzał wietnamskiej dżungli ramię w ramię z Melem Gibsonem, czy też nie osłaniał miejsca upadku Black Hawka w Mogadiszu wraz z Ericiem Baną? Te przykłady kasowych produkcji to nie tylko niezłe kino doceniane przez krytyków i obsypywane nagrodami, lecz także zręczne próby przedstawienia świato-
wej widowni odpowiednio skonstruowanej lekcji historii. Tak tworzy się pewne mity, które z czasem przechodzą do powszechnej świadomości jako fakty. Mechanizm ten wkrótce odkryły i inne nacje. Warto zwrócić uwagę na produkcje z Chin, takie jak Dom latających sztyletów czy Przyczajony tygrys, ukryty smok. Filmy te, czerpiące garściami z tradycji i dziejów Państwa Środka, zdobyły uznanie na całym świecie i pomogły w budowaniu nowoczesnego wizerunku tego kraju. Podobna sytuacja ma obecnie miejsce w Bollywood.
Pierwsze próby Na tym tle polskie osiągnięcia w zakresie kinematograficznego eksportu historii wypadają dość mizernie. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że dopiero od niedawna filmowcy zmienili nastawienie do tych tematów, odchodząc od założenia, że dzieło traktujące o wielkich momentach narodu ma być przede wszystkim sztuką. Ograniczało to widownię, zawężając ją do hermetycznego grona osób bardziej zorientowanych w danej tematyce, posiadających jednocześnie wysublimowany gust. Przykłady takich filmów to większość dzieł Andrzeja Wajdy (np. Kanał, Krajobraz po bitwie, Popiół i Diament). Ten wyraźny hamulec przed kręceniem bardziej przystępnych obrazów widoczny jest
fot. materiały prasowe
/ polskie kino historyczne
polskie kino historyczne /
Powiew świeżości Nową nadzieją są jednak produkcje z ostatnich lat. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na film Miasto 44 Jana Komasy. Ta zrealizowana z dużym rozmachem produkcja zawiera w sobie wszystko, co potrzebne jest, by stać się wizytówką polskiej kinematografii i historii. Jest to opowieść o powstaniu warszawskim nakręcona bez zbędnego patosu, snuta przez młodych ludzi, z silnie podkreślonym wątkiem uczuciowym i niesamowitymi efektami specjalnymi. Dopełniona bardzo dobrą muzyką i ciekawymi zabiegami reżyserskimi – oto, czego potrzeba, by zapisać się w pamięci zagranicznego wi-
Niewypały Dwa kolejne obrazy mające szanse na rozsławienie polskiej historii w świecie zajmują kolejno 2. i 4. miejsce na liście najdroższych filmów nakręconych nad Wisłą. Są to produkcje batalistyczne: Bitwa pod Wiedniem (koszt: 50 mln zł) i 1920 Bitwa Warszawska (27 mln zł). Przyczyny ich klęski są niestety bardziej prozaiczne. Oba dzieła stoją bowiem na bardzo niskim poziomie zarówno scenariuszowym, jak i aktorskim. Stanowią dowód na to, że wysoki budżet nie musi od razu przekładać się na sukces. Opowieści o wielkich wiktoriach oręża polskiego mogły oczarować światową publiczność, rozsławić imię Sobieskiego i Piłsudskiego, ukształtować pozytywny wizerunek Polaków jako strażników Europy. Niestety oba filmy spotkały się z krytyką nawet rodzimych odbiorców, którzy wytknęli im całą listę mankamentów.
Jednakże produkcja ta w dość kontrowersyjny sposób opowiedziała polską historię. O ile obraz Polaków zawarty w tym dziele to temat na osobny artykuł, o tyle warto zaznaczyć, że największe światowe laury zdobywa film, który sprowokował poważną dyskusję ideologiczno-polityczną. Odebrać to trzeba z jednej strony jako ostrzeżenie, z drugiej zaś jako bodziec do tworzenia produkcji, które nie dadzą się interpretować w sposób szkodzący wizerunkowi Polski.
Potencjał na przyszłość Budowa odpowiedniej opinii na temat historii kraju dokonywana za sprawą nowoczesnych środków przekazu, takich jak filmy, powoli staje się koniecznością w nowoczesnych, zinformatyzowanych społeczeństwach. Uświadamiają to sobie coraz to nowe kraje, w tym sąsiedzi Polski. Nakręcony w 2001 roku czeski film Ciemnoniebieski świat opowiadający historie lotników walczących w bitwie o Anglię został bardzo ciepło przyjęty przez krytyków. Podobne produkcje kręci się też w Rosji (np. Rok 1612). Cienka linia oddziela ten proceder od propagandy, jednak są to wysiłki, które muszą być podejmowane, nie tylko ze względów politycznych. Odpowiednio zobrazowane walory danego kraju przekładają się na gospodarkę, zwłaszcza na turystykę. Dlatego też miasta Europy toczą ze sobą zaciekłą walkę o możliwość wystąpienia jako miejsce akcji nowego filmu Woody’ego Allena. Produkcje tworzone przez tego reżysera działają bowiem lepiej niż jakakolwiek reklama w przewodnikach. Polska historia zawiera dostatecznie dużo fascynujących opowieści, by na ich podstawie nakręcić całe mnóstwo pasjonujących filmów. Kto bowiem nie chciałby zobaczyć swoistej Gry o tron, której bohaterami byliby Piastowie? Czy film o bohaterstwie Polaków pod wodzą Napoleona nie mógłby porwać tłumów? Ileż motywów kryją w sobie dzieje narodowych powstań! Wszystkie te przykłady to jedynie promil możliwości, jakie oferują twórcom znad Wisły dzieje ich ojczyzny. Pozostaje jedynie liczyć, że maksymalnie wykorzystają oni ten wielki potencjał. 0 fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
wśród twórców do dziś. Reżyserzy poruszający tematy historyczne czują potrzebę sięgnięcia do największej głębi, nawet kosztem zamknięcia filmowi dróg do szerszej publiczności. Istnieją na szczęście wyjątki. Wyraźna zmiana narracji nastąpiła w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy to powstało Ogniem i mieczem Jerzego Hoffmana aspirujące do miana superprodukcji. Ekranizacja części Sienkiewiczowskiej trylogii pochłonęła rekordową jak na te czasy kwotę 8 mln dolarów, zdjęcia trwały prawie rok, a przy efektach specjalnych pracowała firma Machine Shop, znana m.in. ze współtworzenia Terminatora 2. Film spodobał się w kraju, jednak za granicą sukcesu nie odniósł. Trudno się dziwić, odpowiedni marketing, niezbędny przy tego rodzaju przedsięwzięciach, wymaga pewnej wprawy. Podobny los spotkał Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy. Dzieło to, choć bardzo ciepło przyjęte w Polsce, odbierane jako kompendium tradycji i pełne chwytającego za serce uroku, okazało się zbyt trudne dla zagranicznej widowni. Utwór Mickiewicza będący budulcem scenariusza był niezrozumiały, zbyt górnolotny, by stać się hitem eksportowym.
dza. O potencjale filmu może świadczyć to, że wkrótce po premierze prawa do jego emisji wykupiła niemiecka telewizja publiczna ZDF. Pochwała należy się też Władysławowi Pasikowskiemu, który w 2014 roku za pomocą produkcji Jack Strong przedstawił światu historię Ryszarda Kuklińskiego. Ten bardzo przyzwoity dreszczowiec zebrał pochlebne recenzje za oceanem m.in. dzięki zaangażowaniu w produkcję Patricka Wilsona, aktora znanego z Obecności czy Watchmen: Strażnicy. Analizując polskie dokonania kinematograficzne na tym polu, nie sposób nie wspomnieć o największym hicie ostatnich lat, który wyszedł spod rąk twórców znad Wisły. Mowa oczywiście o Idzie Pawła Pawlikowskiego, która zdobyła Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, jak również szereg innych nagród.
marzec 2016
/ wywiad z Wiktorią Gorodecką
fot. unsplash.com
Wschodnie korzenie na polskiej scenie
Uważajcie, bo taka dziewczyna przyszła, że nie wiem, nie wiem – tak skomentował jej występ na egzaminie Piotr Cieplak. Mówi, że może myśleć tylko w jednym języku, a litewski zamieniła na polski. Aktorka Teatru Narodowego w Warszawie – Wiktoria Gorodeckaja – opowiada o swojej przygodzie z teatrem. T E K S T:
J ul i a H ava
MAGIEL: Przyjechałaś do Warszawy jako dwudziestolatka, zaraz po maturze. Na Litwie grałaś na skrzypcach, tańczyłaś. Jak to się stało, że wybrałaś aktorstwo? WIKTORIA GORODECKAJA: Na Litwie ukończyłam szkołę muzyczną II stopnia. Tutaj przyjechałam do mamy na wakacje. Kiedy zdecydowałam się zostać, nie wiedziałam jeszcze, co będę tutaj robić. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że był to trochę szalony pomysł. Bardzo mi się spodobało w Polsce, więc chciałam rozpocząć tutaj studia. Myślałam, że może pójdę na rusycystykę. Spotkałam ciepłych, serdecznych i wspaniałych ludzi, którzy jako alternatywę podpowiedzieli mi Szkołę Aktorską Machulskich.
Kiedy byłaś na Litwie, nie myślałaś o aktorstwie? Jaki jest tamtejszy teatr? Na Litwie aktorstwo nawet nie przeszło mi przez myśl. Musiałam wyruszyć z domu w podróż (i to dosłownie), aby odnaleźć teatr. Sceną litewską zainteresowałam się dopiero, gdy zostałam aktorką. Zaczęłam jeździć do Wilna oglądać spektakle Koršunovasa, Nekrošiusa. Na pewno teatr na Litwie nie jest taką wielką machiną, jaką jest tutaj Teatr Narodowy. To coś zdecydowanie bardziej kameralnego. Zdumiało mnie u Koršunovasa, że aktorzy od pierwszej próby bardzo dużo sami proponują reżyserowi. U niego jest też tak, że to są ludzie, którzy chcą z nim pracować, ekipa sama do niego przychodzi. Cały czas cały zespół jest obecny na próbach, o scenach dyskutują wszyscy razem.
że teatr powinien pokazywać wielkich ludzi. Przypomina mi się Waldemar Raźniak, obecny prodziekan w AT, który wtedy był jeszcze na studiach reżyserskich. Wspaniale reżyserował kobiece role. Mówił nam, że jeśli masz kobiecą rolę, to musi być niezwykła kobieta – nie może być „jakaś tam”, bo to nikogo nie będzie interesować. Po drugie, kto nie chciałby stworzyć kogoś wyjątkowego?
Podjęłaś współpracę z wieloma uznanymi reżyserami. Jak ją dziś oceniasz? Jak ci się z poszczególnymi z nich pracowało ? Moim debiutem w Teatrze Narodowym była rola Kawalera w spektaklu Umowa reżyserowanym przez Jacque’a Lassalle’a. Była to naprawdę trudna współpraca. Lassalle miał wszystko wymyślone, każdy najmniejszy ruch. Wywierał też ogromną presję. Mówił, że bez Kawalera nie będzie Umowy. Miałam wtedy ogromne wątpliwości. Obok mnie byli doświadczeni już aktorzy czy wręcz sławy, jak Jerzy Radziwiłowicz. Choć wszyscy bardzo mnie wspierali, ciągle zastanawiałam się, czy się do tego nadaję. Z Mają Kleczewską to była praca zespołowa. Ona jest inna. Nie lubi nijakości, tego, że ciebie to nic nie kosztuje. Uwielbia emocje ostateczne, skrajne obrazy, tematy. Wydaje mi się, że udało nam się znaleźć wspólny język. Doceniam to, że czasem ma się większe role, a czasem mniejsze. Duże role wymagają wielkiego zaangażowania, są największymi wyzwaniami, ale to dzięki tym małym można nabrać dystansu do całości. Potem była Balladyna z Arturem Tyszkiewiczem. To niezwykle spokojny i inteligentny człowiek. Miał pomysł na tę postać. Balladyna też była dla mnie wyczerpująca, ale Lassalle już tak mnie wyćwiczył, że łatwiej przystosowałam się do tego wysiłku.
Na początku buntowałam się wewnętrznie. Dlaczego mam grać kogoś, kto istnieje?
Jak to jest, że obsadzają cię w tak wyrazistych rolach? Już twój debiut to była główna rola w Umowie. Potem byłaś Balladyną, Małgorzatą w Królowej Margot, Amalią w Zbójcach. Moim zdaniem rola w momencie, gdy reżyser decyduje o obsadzie, nie jest wyrazista. To do aktora należy wykreowanie postaci. Wydaje mi się,
30-31
wywiad z Wiktorią Gorodecką /
Z Michałem Zadarą pierwszą okazją do współpracy był Aktor Norwida. Akcja pierwszego aktu rozgrywa się w kawiarni. Michał postanowił, że kawiarnię aktorską Antrakt obok Teatru Narodowego przeniesie, jeden do jednego, na scenę. Takie same stoliki, lampy, zastawa. W tej kawiarni pracowała wtedy słynna kelnerka Ania i Zadara chciał, aby Felcia w sztuce była Anią z Antraktu. Zrobili mi identyczną perukę, chodziłam do Antraktu podglądać, jak Ania pracuje. Na początku buntowałam się wewnętrznie. Dlaczego mam grać kogoś, kto istnieje? Teraz myślę, że to było świetne. Obserwować i spróbować przenieść na scenę żywą osobę jest trudno. Jest to duża odpowiedzialność, dużo większa niż stworzyć kogoś od zera, lub zagrać kogoś, kto już nie żyje. Ania żyła i miałam obawę, że przyjdzie i skrytykuje to, jak ją zagrałam. W trakcie spektaklu śmiała się, więc chyba wyszło dobrze. Michał daje bardzo dużo wolności, osadza aktora w temacie, ale nie ustawia. Dużo jest pracy na skojarzeniach. Daje inspirację i pole manewru.
Grałaś też w Studiu Koło na terenie Soho Factory. To dobre wspomnienia? Tak, trafiłam do Igora Gorzkowskiego, on robi to, co mówiłam o Koršunovasie – zbiera ludzi, którzy tego chcą. Ma bardzo fajną wrażliwość, wybiera świetną literaturę, a do tego umie dobierać aktorów do ról. Starucha w Studiu Koło to było coś zupełnie innego niż scena Teatru Narodowego i jego „wielkie plakaty”. Ten spektakl nauczył mnie, że najważniejsze jest spotkanie. Do tej pory wydawało mi się, że to efekt jest najważniejszy. Oczywiście, że widz jest ważny, ale też nie musi być tak, że każdy przeżyje katharsis. Ważne jest to, żeby komuś to coś dało, każdemu coś innego, ale coś. +
Dla aktora lepsza jest swoboda?
Myślę, że większość aktorów woli swobodę. Jest też druga możliwość – reżyser powinien być tak inteligentny i tak kierować pracą, by aktor myślał, że ma tę wolność, a reżyser uzyskiwał upragniony efekt. Moim zdaniem dobra jest nie krytyka, ale motywacja. Jeśli masz bardzo dobry kontakt z reżyserem, żartujecie i krytyka jest ciągłym podnoszeniem poprzeczki, jest to wyjątek. Taka też jest różnica między kształceniem aktorów w Stanach i u nas. Tutaj mówią ci: Słuchaj, masz za duży nos, za długie
nogi – musisz coś z tym zrobić. W Stanach jest odwrotnie. Przekonują, że jesteś jedyny w swoim rodzaju, co nie znaczy, że najlepszy, ale wszystko, co robisz, jest twoje. W Polsce profesorowie często ustawiają. Tu podnieś rękę, tu stań, teraz to powiedz. To nigdy nie jest tak kreatywne, choć dobrze się tego nauczyć. Podobno pan Jarocki (z którym nie miałam okazji pracować) ustawiał wszystko, nawet każde słowo. Bywa to przydatne, ale problem jest taki, że uczysz się intonacji, ruchów, ale na pytanie „po co to robię?” musisz sobie sam odpowiedzieć i często tej odpowiedzi nie znajdujesz. Taki był mój problem u Lassalle’a, gdzie nie myślałam nawet o tym, co robi mój partner, ale jaki ruch w danej chwili mam zrobić. Przyjemność z grania tego spektaklu miałam dopiero po roku, gdy zaczęłam pracować z innymi reżyserami.
Obecnie pracujesz z Litwinem Eimuntasem Nekrošiusem. Wspólnie szykujemy się do premiery Dziadów w Teatrze Narodowym. Często ludzie odnoszą wrażenie, że ten sześćdziesięcioletni Litwin to ponury człowiek. Faktycznie, jego spektakle są raczej w ciemnych barwach, ale on sam ma w sobie poczucie humoru. On też przy pracy wykorzystuje skojarzenia, ale inne niż u Zadary. Bardziej metafizyczne. Był moment, w którym dana postać „pęka” i wychodzą z niej wszystkie rzeczy, które zdarzyły się w przeszłości. On wtedy powiedział, że to jest jak bagno – no bo wiesz, na bagnie jest wszystko: jest błoto, są gałązki, są kamienie, ale są i jagódki.
Jest ktoś, u kogo bardzo byś chciała zagrać? O, tak! Teraz jest to Agata Duda-Gracz. Fascynuje mnie to, że oprócz reżyserii tworzy też scenografię i kostiumy do swoich spektakli. Może też w charakterze mamy coś wspólnego, poszukiwanie absolutnego. 0
Wiktoria Gorodeckaja Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie (2009). Od roku 2009 pracuje w zespole w Teatru Narodowego w Warszawie. Współpracowała także z innymi teatrami warszawskimi: Żydowskim, Współczesnym, Ochoty, Ateneum, Studiem Teatralnym KOŁO. Laureatka m.in. nagrody „Feliks WarszawskI”
fot. unsplash.com
A jak układała się praca z Michałem Zadarą?
marzec 2016
Czy wolno pisać dziennik za życia i młodu?
/ Iggy Pop / recenzje
34-35
/ magiel muzyka znów tweetuje
@KanyeWest Po trzech latach oczekiwania, wielokrotnym przekładaniu premiery oraz niezliczonej ilości tweetów, Kanye wydał następcę Yeezusa – The Life Of Pablo. Ale czy faktycznie można ją postawić w szergu z najlepszymi płytami na świecie? T E K S T : @ke r tua,
@M a rcin Ka nye ck i, @J e re m i_ D o b, @A lex M a k 0
#start 36-37
marzec 2016
all-star week / polscy sportowcy w niepolskich barwach /
42-43
fot. Wikimedia Commons/CC
/ polscy sportowcy w niepolskich barwach
marzec 2016
Warszawa / reprywatyzacja
Gdy budynek przechodzi w ręce prywatne, jego lokatorzy zdani są na łaskę nowego właściciela.
Właściciele często używają mało wyrafinowanych metod do usunięcia lokatorów z budynku.
44-45 magiel
varia /
marzec 2015
CZŁOWIEK Z PASJĄ
/ Krzysztof Miller
Krzysztof Miller Podziękowania Wywiad powstał dzięki uprzejmości Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie. Niezależny Miesięcznik Studentów MAGIEL nagrał spotkanie z panem Millerem, w ramach cyklu prelekcji na temat współczesnej polskiej fotografii wojennej.
50-51
Fotoreporter wojenny, laureat wielu nagród. W 2000 roku był jurorem najbardziej prestiżowego konkursu fotograficznego World Press Photo. Robił zdjęcia m.in. w Afganistanie, Czeczenii, Afryce, fotografował przewrót w Rumunii, wojny w Gruzji i Bośni, trzęsienie ziemi w Iranie, Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji. Wyznaje zasadę słynnego fotografa Roberta Capy: jeśli zdjęcie jest nieudane, to pewnie nie podeszło się wystarczająco blisko.
World Press Photo 2016 /
World Press Photo of the Year 2016 Hope for a New Life Warren Richardson, Australia 28 sierpnia 2015 granica węgiersko-serbska, Röszke, Węgry
World Press Photo T E K S T:
S y lw i a G i e r m a kow s k a
f o t o g r a f i e dz i ę k i u p r z e j m o ś c i w o r l d p r e s s p h o t o f o u n d at i o n
orld Press Photo to najbardziej prestiżowy konkurs fotografii prasowej. W tym roku odbyła się 59. edycja, w której udział wzięło 5775 fotografów ze 128 krajów, a 41 z nich zostało nagrodzonych. Łącznie zgłoszono ponad 82 000 zdjęć w kategoriach: Contemporary Issues, Daily Life, General News, Nature, People, Sports, Spot News. W każdej z nich wybrano 3 zwycięzców z pojedynczymi fotografiami oraz 3 w kategorii: Long-Term Projects.
W
Hope for New Life Najważniejszy tytuł został przyznany Australijczykowi Warrenowi Richardsonowi za czarno-białe zdjęcie Hope for New Life. Przedstawia mężczyznę podającego przez ogrodzenie z drutu kolczastego swoje dziecko. Ujęcie wykonano na granicy węgiersko-serbskiej, w miejscowości Roeszke nocą 28 sierpnia 2015. Fotograf towarzyszył uchodźcom, był świadkiem przekraczania granicy przez blisko 200 osób. Zdjęcie wykonane zostało w ekstremalne trudnych warunkach. Jak przyznaje autor, nie mógł użyć lampy błyskowej z obawy, że w ten spo-
sób zdradzi policji miejsce, przez które przedostają się uciekinierzy. Zostało mu tylko światło księżyca. Mimo niesprzyjających okoliczności udało się wykonać fotografię oddającą tragizm sytuacji. Zdjęcie Warrena Richardsona nie jest jedynym nagrodzonym, które porusza problem uchodźców. W kategorii People, Contemporary Issues oraz General News pojawiły się obrazy również przedstawiające podobne realia. Na szczególną uwagę zasługuje zdjęcie Matica Zormana. Przedstawia dziecko czekające na swoją kolej do rejestracji w obozie dla uchodźców w Serbii. Fotografia ta otrzymała pierwsze miejsce w kategorii People.
Dyskusja o smogu Innym ważnym tematem poruszanym przez tegorocznych zwycięzców okazała się nadmierna emisja CO2 w Chinach. Aż w dwóch kategoriach wygrały fotografie obrazujące zanieczyszczenia produkowane przez azjatycką gospodarkę. Należą do nich zdjęcia wykonane przez Kevina Frayera (Daily Life) oraz Zhang Lei (Contemporary Issues).
Long-Term Projects Szczególną kategorią, istniejącą zaledwie od roku, są projekty długoterminowe. Ich istotą jest spójność zdjęć oraz zaangażowanie fotografa w projekt, który musiał trwać przynajmniej trzy lata. W tym roku pierwsze miejsce w tej kategorii zdobyła Mary F. Clavert. Wykonała serię portretów kobiet, które podczas służby w amerykańskim wojsku były wykorzystywane seksualnie. Nagrodzeni zostali również Nancy Borowick oraz David Guttenfelde. Ta pierwsza otrzymała nagrodę za poruszający cykl fotografii opowiadający o jej rodzicach chorych na raka. Jak twierdzi autorka, jest to reportaż przede wszystkim o ich sile i wzajemnej miłości w ostatnich wspólnie spędzonych chwilach. Natomiast David Guttenfelder otrzymał nagrodę za serię zdjęć dokumentujących codzienne życie w Korei Północnej, według autora najbardziej odizolowanym i najmniej rozumianym kraju na świecie.0 Wyniki konkursu można znaleźć na stronie: www.worldpressphoto.org
marzec 2016
/ World Press Photo 2016
2nd prize stories - Long-Term Projects A Life in Death Nancy Borowick, USA 13 stycznia 2013 .
1st prize stories - Long-Term Projects Sexual Assault in America’s Military Mary F. Calvert, USA 21 marca 2014
52-53
World Press Photo 2016/ 1st prize - singles People Waiting to Register Matic Zorman, Slovenia 7 października 2015 Preševo, Serbia.
2nd prize singles - Contemporary Issues The Forgotten Mountains of Sudan Adriane Ohanesian, USA 27 lutego 2015 Darfur, Sudan
marzec 2016
/ World Press Photo 2016
54-55
wielki krok naprz贸d /
marzec 2016
56-57
z przymrużeniem oka /
Do Góry Nogami
kładowca został arowym kampusu ani o tym, że wy poż niu oże agr o z y em isz nap nie W tym numerze o studenckiego ego o SGH, nie ujawnimy żadneg now o zeg nic też y em isz nap Nie szefem CWFiS. ji. Ale za to damy sensowności uczelnianej biurokrac bez my aży obn i nie i odn tyg ch tni przekrętu z osta u lamentowi. narodowej czynności, czyli pustem nej bio ulu się y dam i od zy pac wyraz naszej roz PR ZY GO TO WA Ł:
LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA
opa ki słułuchajcie dziewczyny, chł Co jeszcze ła! ryp chajcie, sprawa się nie otrzeć y żeb , GH o S isać nap można tu od absię roi Że się o bana ł i nie skłamać? o prostuow jątk wy to Że . mo surdów? Wiado Bzdura. zie? ejd prz ko denckie miejsce i wszyst nomiczeko ia eln ucz sza lep naj A może, że to -Wschodniej? Banał na w Europie Środkowo m. aze i kłamstwo zar
S
w kolejnej turze wybowykształcenie. Niestet y, ści naszą dek larację, czy tem sys ru przedmiotów patrywać nasze podaa dzieka nat zdaje się roz tra fiamy jeszcze na em Pot i. fett nia metodą con h wynik to rezulryc trzy, cztery egzaminy, któ Na szczęście jest lu. xce w E m tat funkcji Ra ndo omu, że żał unik y Era zmus. Tylko nie mówm Hiszpanii, niech w cy esię mi jemy tych sześciu iliśmy i nie złapalimyślą, że świetnie się baw śmy opr yszczk i.
my się, że a domiar złego dowiaduje ach fejsram w N ES nasi koledzy z ują fotow ygo prz tów żar ych bukow edstaprz ie oln row dob tomontaże, na których szczonej zni tle na w istó naz o wiają siebie jak ręce. Trochę lepiej Wa rszaw y. Opadają nam tam zdjęcia kotów bo ni, zel Uc jest na fanpejdżu rzecznik SGH to wy z ich wykładowcami. No tor Nieodpowiedak Re rb. ska najprawdziwszy . ieje dzialny cieszy się, że istn dopiero, kieadzieja umiera jednak gisterskiej zady na obronie pracy ma wykazujemy LM ISpytani o model ziei. Tyle ej wiedzy, nad arn ni ent peł elem dia m stu kie bra my m aczyna się kompletny omł atulacje! dla Gr ia rą. eln ucz dob to nę słyszeliśmy, że a i tak otrzymujemy oce ku pradego. Jeryn każ bój dla , pod icją na mb z a zyć zi rus lud y dych Teraz możem na t we em kół, (na osi h dzę nyc wie ycz być mit za dwa lata wpadnie śli chcemy, możemy zdo cy, nic kla sy ow do bud podstawy przyna leż ący tak ich przedmiotach jak a nasi rodzice (na ogó ł ni. ści, tno dum ieję et um naw iej że mo jmn twa), jeśli nie - to przyna średniej) będą zadowoleni, denckim. stu i. jom ośc zac żliw ani mo org ich ym tak dzięki roz wojow Oni nie mieli nością ogromny hajs. No i hajs, czeka nas z pew jest nie em u Redaktora gim języki rudno powiedzieć, skąd Nawet jeśli naszym dru ieątp zw pochmurny ada tak dop go o lne deg Nieodpowiedzia niemieck i, w końcu każ yucz i ole z k tego, że SGH edmiocie nastrój. Być może to dla nie. Kiedy na piątym prz esią dzi raz em już chypo raz dy m kie i ty mes spadło z rowerka my się dyskontowania lub Me y żeb to, po ko wszyst Redaktor E tylko ty poznajemy wzór na RO albo z zaawa nsoba na dobre. Jednak mimo w końcu przekręnta się ere potem na zajęciach u B wciąż ma nadzieję, że coś ć się, że zupełnie niedy na SGH zmieni się wa nej literatury dowiedzie ci, że doż yje tego dnia, kie awp edy Wt . łzy ez anizacji i regulamin prz org więcej niż siedziby potrzebnie, śmiejemy się coś się my czy i u Sukcesu będziemy potrzebowadamy na Tydzień Kobiet sty pendia lny. Kiedy nie ku kil i ięk Dz iej. ie stacji metra, by lep się y umieszczać „SGH” w nazw tańca na rurze, czujem li uda em cud h któryc dobrym wykładowcom, do poczuć się lepiej. ujemy wia rę w nasze ysk odz , isać zap się nam ło
e obfitowały tyczeń i lut y jak zw ykl nne lekcje i ce ie tor his w niest worzone odpowieNie a tor dak Re tak I życia. ystkim wsz ny zna że , dzialnego doszły słuchy cze niedawjesz H, SG t den Stu Najgorliwszy wid łow y przebieg egno tak zatroskany o pra dopuścił się aktu niesam go, we zaminu języko Jedni mówią, że to uczciwości akademick iej. ie i nieprawda. Reien ów pom karma, inni że nie dociek ał, bo nadaktor Nieodpowiedzia lny gą bawić i sł użyć mo ie tor his e wet nieprawdziw y się więc i w yciągaj„ku przestrodze”. Śmiejm su. cza my wnioski zaw
S
Z
N
N
T
666