Numer 183 (SGH) (listopad)

Page 1

Numer 183 Listopad 2019 ISSN 1505-1714

www.magiel.waw.pl

s.13 / Temat numeru

s.36 /Książka

La vie de beatnik

Mózg przeprogramowany

s.51 /Czarno na Białym

W paszczy Wietnamu



spis treści / Ostatnią poetką, która otrzymała Nagrodę Nobla była Boba Dylani

11

26

43

54

Super Mario

Sex, drugs and nihilism

Obraz w obrazie

Kosmiczny sen

a Uczelnia

i Felieton

j Warszawa

q W Subiektywie

06 07 08

23

Na bieżąco Wieczny student Feminizm na barykadzie

e Film 24 26

b Patronaty 10

K a l e n d a r z w yd a r z e ń

28 30 31

Super Mario A rchitekci oświaty N i e z n a n a , l e c z f a s c y n uj ą c a Syg n a ł k o n t r a h a ł a s

32 34

36 38

Delirium bez dachu nad g ł ową Wakacje ze śmiercią

z Artykuł Sponsorowany 40

Q u o v a d is a b s o l we n c i e?

g Sztuka

F e s t i w a l o we l a t o 2 019 Maszyny od hitów Recenzje

f Książka

8 Temat Numeru 18

Recenzje S e x , d r ug s a n d n i h i l i s m

d Muzyka

c Polityka i Gospodarka 11 12 14 16

Wo l n o ś ć i s w o b o d a p o d p r e sj ą

Literatura ko łem się toczy Recenzje

42 43

Kiedy obcy puka do drzwi

k Technologie 54

Kosmiczny sen

r Kto Jest Kim? 57

Piet Mondrian Obraz w obrazie

J us t y n a W i t k o w s k a / M a r t a Nowakowicz

v Do Góry Nogami 58

o Sport 45 47

50

Do Góry Nogami

Mł ode londyński lwy Zmag ania podczas nieobecności bogów

Sieć w sieci

t Wywiad 22

J o a n n a St o c k a – s z e f o w a d z i a ł u Korekta

Redaktor Naczelna:

Weronika Kościelewska

Zastępcy Redaktor Naczelnej:

Wydawca:

Stowarzyszenie Akademickie Magpress

Prezes Zarządu:

Dawid Dybuk dybukdawid@gmail.com Adres Redakcji i Wydawcy:

al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com

Tomasz Dwojak, Aleksandra Łukaszewicz Redaktor Prowadzący: Katarzyna Kowalewska Patronaty: Martyna Matusiewicz Uczelnia: Aleksandra Sojka Polityka i Gospodarka: Wojciech Pypkowski Felieton: Joanna Alberska Film: Tomasz Dwojak Muzyka: Marek Kawka Książka: Aleksandra Dobieszewska Sztuka: Natalia Jakoniuk Warszawa: Katarzyna Kowalewska Sport: Jan Kroszka Technologie: Dominika Hamulczuk W Subiektywie: Marcin Kruk Kto Jest Kim: Paulina Wojtal Do Góry Nogami: Redaktor Nieodpowiedzialny Korekta: Joanna Stocka Dział Foto: Aleksander Jura Dział Grafika: Mateusz Nita

Dyrektor Artystyczna: Zuzanna Nyc

Kręcioch, Dagmara Król, Kacper Kruszyński, Angelika

Palina Tamkovich, Dominik Tracz, Tamara Wachal, Krzysztof

Wiceprezes Zarządu: Marta Bolinska

Kubicka, Paweł Kucharski, Michał Kurowski, Aleksander

Wanecki, Mateusz Wantuła, Klaudia Waruszewska, Artur

Kwiatkowski, Maurycy Landowski, Zuzanna Laskowska,

Warzecha, Bogusław Waszkiewicz, Joanna Wąsowicz,

Natalia Lewandowska, Anna Lewicka, Filip Lubiński,

Michał Wieczorkowski, Agnieszka Wojtukiewicz, Jędrek

Zuzanna Łubińska, Aleksander Łukaszewicz, Kinga

Wołochowski, Wiktoria Wójcik, Aleksander Wójcik,

Marcinkiewicz, Alex Makowski, Martyna Matusiewicz,

Dominika Wójcik, Roman Ziruk, Marcin Żebrowski

Skarbnik Zarządu: Lidia Żurańska Dział IT: Paweł Pawłucki Dział PR: Laura Starzomska

Współpraca: Klaudia Abucewicz, Jan Adamski, Joanna

Karolina Mazurek, Wiktoria Motas, Marlena Michalczuk, Kazik Michalik, Joanna Mitka, Monika Moczulska, Aleksandra

Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania

Alberska, Natalia Andrejuk, Paulina Bala, Natalia Bartman,

Morańda, Sebastian Muraszewski, Magda Niedźwiedzka,

i

Magdalena Bednarska, Paulina Błaziak, Paweł Bryk, Kacper

Magda Nowaczyk, Tymoteusz Nowak, Julia Nowakowska,

niezamówiony może nie zostać opublikowany

Chojnacki, Joanna Chołołowicz, Nikol Chulba, Justyna Ciszek,

Zuza Nyc, Zofia Olsztyńska, Michał Orlicki, Ernestyna

na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi

Julia Coganianu, Marcin Czajkowski, Marcin Czarnecki,

Pachała, Marta Pashuk, Jarosław Paszek, Małgorzata

odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam

Karol Czarnecki, Katarzyna Czech, Aleksandra Czerwonka,

Pawińska, Marta Pawłowska, Paweł Pawłucki, Izabela

Aleksandra Daniluk, Julia Dmowska, Antonina Dybała,

i artykułów sponsorowanych.

Pietrzyk, Paweł Pinkosz, Wojciech Piotrowski, Jakub

Joanna Dyrwal, Marta Dziedzicka, Kamil Dzięgielewski,

Pomykalski, Sara Przerwa, Iwona Przybysz, Wojciech

Mateusz Fiedosiuk, Patrycja Gajda, Katarzyna Gałązkiewicz,

Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania

Pypkowski, Anna Raczyk, Sabina Raczyńska, Michał Rajs,

Aleksandra Gładka, Jakub Gołdas, Cezary Gołębski, Michał

kwietniowego prosimy przesyłać e-mailem lub

Mateusz Piotr Riabow, Anna Roczniak, Karolina Roman,

Goszczyński, Hanna Górczyńska, Anna Grzanecka, Michał

dostarczyć do siedziby redakcji do 10 października.

Weronika Roszkowska, Agnieszka Salamon, Natalia Sawala,

Hajdan, Sebastian Jagła, Natalia Jakoniuk, Kacper Maria

Ewa Skierczyńska, Katarzyna Skokowska, Mateusz Skóra,

Jakubiec, Robert Janowski, Jadwiga Jarosz, Joanna Jas,

Noemi Skwiercz, Marta Smejda, Dominika Sojka, Aleksandra

Rafał Jutrznia, Maria Kadłuczko, Joanna Kaniewska, Oliwia

Sojka, Hanna Sokolska, Daria Sokołowska, Witold Solecki,

Kapturkiewicz, Marta Kasprzyk, Marek Kawka, Maciej

Mikołaj Stachera, Rafał Stępień, Paweł Stępniak, Bartłomiej

Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka

Kierkla, Maciej Kieruzal, Michał Klimiuk, Mateusz Klipo,

Stokłosa, Marta Szerakowska, Mikołaj Szpunar, Urszula

Katarzyna Klonowska, Magdalena Kosewska, Karolina

Współpraca: Maciej Szczygielski

Szurko, Ula Szurko, Anna Ślęzak, Patrycja Świętonowska,

skracania

niezamówionych

tekstów.

Tekst

Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamodawcy.

Okładka: Joanna Chołołowicz

październik 2019


SŁOWO OD NACZELNEJ

/ wstępniak

“Umrzeć w kanciapie byłoby zaszczytem” - AL

Ponad odpowiedzialnością W E R O N I K A KO Ś C I E L E W S K A R E DA K TO R N A C Z E L N A o nie miał być dobry numer. Znaczy się miał być, ale wieki temu. Potem, w trakcie prac, wydawał się mieć niewyczerpywalny potencjał na bycie wielką porażką. Groźba białych kartek z napisem “Tu jest miejsce na twój tekst” wisiała nad nami niczym chmura gradowa. Zdążyłam już nawet wytłumaczyć sobie, że nie muszę przecież mieć w życiu samych sukcesów. Maglowy Titanic płynął prosto na górę lodową, a ja zupełnie nie miałam pomysłów jak ją ominąć. Na zajęciach z zarządzania ryzykiem w zeszłym semestrze dowiedziałam się, że nie zawsze ryzyko oznacza prawdopodobieństwo zrealizowania się zagrożenia, ale czasami i szansy. Tak stało się tym razem. Po pierwsze przyciśnięta do muru przestałam próbować sterować Titaniciem, w zamian zaczęłam planować wysadzenie góry lodowej. Po drugie, podczas spotkania integracyjnego z nowymi członkami redakcji, nawiązała się dyskusja, czy treść zawsze jest ważniejsza od formy. Według komentatorów oczywiście, że tak. Dotarło do mnie jednak, że mam na ten temat zupełnie odmienne zdanie. W rezultacie przed Wami Magiel, w którym nie tylko jest co czytać, ale również co oglądać. Przynajmniej na tyle na ile pozwalają na to czarno-białe strony. Jeśli zdecydujecie się przeglądać Magla w poszukiwaniu wrażeń wizualnych to proponuję zacząć od działu Czarno na Białym, który wyjątkowo ma bardzo dużo koloru. Chyba że lubicie zostawiać najlepsze na koniec, wtedy warto omijać strony 51–55 jak najdłużej. Drugą wizualną perełką jest oczywiście artykuł okładkowy, ale to mogliście już podejrzewać po zobaczeniu samej okładki. Temat zmian w naszym mózgu, spowodowanych przez korzystanie z technologii, został ujęty w bardzo zgrabny sposób. Liczne fakty i badania pomagają zrozumieć działanie naszych umysłów. Wiele zdjęć odnaleźć można również w dziale W Subiektywie, który pokazuje nam świat pasjonatów wspinaczki górskiej. Numer ten zawiera również pewien element nowości. W dziale Książka przeczytać można część utworów nadesłanych do nas w ramach konkursu poetyckiego. Nie spodziewaliśmy się, aż takiego odezwu. Raz do roku wydajemy również dodatek Kulturalna

T

Odpowiedzialność jest pojęciem mocno ograniczanym do tematyki pracy.

04–05

Mapa Warszawy. Zachęcam do zajrzenia do środka numeru i wyrwania plakatu z opisami miejsc, w których warto spędzać wolny czas. Zarówno w dzień, jak i w nocy. Podczas walk nad tym numerem, które zbiegły się w czasie z wyborami, mocno przewałkowany został przeze mnie temat odpowiedzialności. Rozwiązywanie problemów nierozwiązywalnych jest niestety mocno odczuwalne fizycznie. Odniosłam niestety wrażenie, że odpowiedzialność w obecnych czasach jest pojęciem mocno ograniczanym do tematyki pracy. W firmie będę odpowiedzialny, ale na wybory nie pójdę, bo mój głos nic nie znaczy. Wynik frekwencji w grupie wiekowej 18–29 lat mnie osobiście poraził. Osoby w wieku 60+ prześcignęły nas o 20 punktów procentowych, a to przecież my w tym kraju mamy przed sobą całe życie. Taka frekwencja nie zdziwiłaby mnie gdyby grupę zawęzić do wieku 18–20 lat. Początki dorosłości bywają trudne, próby zrozumienia polityki dobijające, a czytanie programów i przekopywanie informacji o kandydatach może przytłoczyć i zdezorientować. Ale frekwencja mniejsza niż 50 proc. dotyczy przedziału do 29 roku życia… O tym jak trudna potrafi być odpowiedzialność przeczytać można w dziale Uczelnia w tekście Sesja, presja i depresja. Ogrom zaburzeń psychicznych wśród studentów chyba przestaje dziwić już ich samych. Dalej jednak ciężko zdecydować, jak najlepiej zachować się wobec znajomego, u którego dostrzegamy objawy choroby. Często na własnym przykładzie wiemy, że może różnie zareagować. Słabe zintegrowanie społeczności akademickiej nie służy otwartości, ale całe szczęście na problem odpowiada uczelnia. Szczegóły znajdziecie we wspomnianym artykule. Może to właśnie odpowiedzialność przytłoczyła młodych obywateli i powstrzymała ich przed głosowaniem? Czemu nie, skoro potrafi prowadzić aż do problemów psychicznych. Jej poczucie niekiedy paraliżuje. Nie warto przed nią uciekać, nie można dać się jej przygnieść, zatem pozostaje być ponad nią. Zepchnąć ją gdzieś w kąt świadomości i po prostu robić swoje, bo samym zamartwianiem się, nikt jeszcze problemu nie rozwiązał. 0


Polecamy: 08 UCZELNIA Specjaliści od wszystkiego Kierunek globalny biznes w SGH

15 TEMAT NUMERU Szlugi i szklane domy

Obraz Warszawy we współczesnej popkulturze

19 PIG Białe plamy Polski

fot Weronika Rzońca

Wykluczenie kominikacyjne

listopad 2019


UCZELNIA

/ z życia SGH

only sędzia Anna Maria Wesołowska can judge me

graf. Julian Żelaznowski

Na bieżąco T E K S T:

A N N A R AC Z Y K

Admin1234

06–07

i zdolnych abiturientów, wyczytując ich osiągnięcia w trakcie uroczystości. Aby zostać w ten sposób oficjalnie docenionym, należy wymienić swoje zasługi w formularzu zgłoszeniowym. Graduacja zakończy się wspólnym poczęstunkiem, wcześniej jednak absolwenci będą mieli możliwość wykonania pamiątkowych zdjęć w togach oraz symbolicznego wyrzucenia biretów w górę. graf. Mateusz Nita

Biznes i technologia to dwie dziedziny, które nieustannie się przeplatają. Jedno napędza drugie, a ich współpraca rodzi niesamowite rozwiązania zmieniające rzeczywistość oraz ułatwiające funkcjonowanie całej populacji. Twórcy konferencji Cyber Academy doskonale zdawali sobie sprawę z tej relacji. W związku z tym, w połowie października odbyła się już czwarta jej edycja, podczas której poruszono tematy cyberbezpieczeństwa oraz sztucznej inteligencji. Cykl wykładów kierowany był nie tylko do osób zainteresowanych IT, lecz także do tych zaintrygowanych zagadnieniami cyberbezpieczeństwa w biznesie. Udział w konferencji umożliwiał spotkanie z ciekawymi ludźmi ze świata biznesu, nauki, NGO i administracji publicznej. Wartością dodaną wydarzenia było również wysłuchanie prelekcji ponad 30 ekspertów oraz okazja do networkingu i wymiany wiedzy z ponad 400 uczestnikami. Wykład otwierający konferencję Społeczeństwo cyberkonsumentów: daleka wizja przyszłości czy rzeczywistość jutra poprowadził prof. dr hab. Bogdan Mróz – wykładowca w SGH. Pierwszego dnia uczestnikom, którzy wybrali część biznesową, zostało przybliżonych wiele zagadnień takich jak na przykład szeroko pojęte płatności, życie bez haseł czy wykorzystanie informacji z portali społecznościowych w kampaniach politycznych. Scena technologiczna obrazowała natomiast praktyczne podejście do cyberbezpieczeństwa. Drugi dzień Cyber Academy organizatorzy poświęcili sztucznej inteligencji, analizując jej szanse oraz zagrożenia. Całość zakończyła się podsumowaniem omawianych problemów, co pozwoliło uczestnikom na usystematyzowanie wiedzy i pewność, że podejmowane przez nich decyzje w obszarze cybertechnologii będą lepsze i bardziej świadome.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy Moment zakończenia studiów jest dla wielu przełomowy. Warto tę chwilę celebrować oraz cieszyć się nią jak najdłużej z rodziną i przyjaciółmi. Rozdanie dyplomów jest szczególnie wyczekiwane przez wszystkich studentów. Oczywistym jest, że będzie to ostatnia szansa na udział w tak oficjalnej uroczystości na uczelni i być może jedyna, by pokazać najbliższym miejsce wielu wspomnień i zmagań, z którymi przyszło się mierzyć przez ostatnich kilka lat. W SGH będzie to możliwe już 16 listopada podczas uroczystego zakończenia studiów licencjackich i magisterskich. W trakcie uroczystości rozdawane będą wyróżnienia oraz listy gratulacyjne. Dyplomy ukończenia studiów odebrać należy jednak w dziekanacie. Aby wziąć udział w tym szczególnym wydarzeniu, studenci powinni wypełnić formularz oraz opłacić koszt udziału, który zależy od liczby zaproszonych przez absolwenta gości. Członkom Klubu Absolwentów SGH przysługuje zniżka w wysokości 30 złotych. Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc na sali absolwent może zaprosić maksymalnie dwóch gości. Kolejność zgłoszeń jest również istotna, dlatego nie należy z tym zwlekać. Uczelnia pragnie wyróżnić zasłużonych

Laboratorium doświadczeń czasu wolnego W środę 20 listopada w SGH odbędzie się Międzynarodowa Konferencja Naukowa, na którą serdecznie zaprasza Dziekan Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie, dr hab. prof. SGH Roman Sobiecki. Czas wolny jako materia ekonomiczna, społeczna i kulturowa. Problemy współczesności to tematy przewodnie zjazdu. Założeniem konferencji jest stworzenie przestrzeni dyskusyjnej pomiędzy psychologami, socjologami, ekonomistami i badaczami rynku. Wymiana spostrzeżeń i wiedzy specjalistów z tych dziedzin pozwoli na sformułowanie wniosków z zakresu upodobań konsumenta, wizji przyszłości oraz pracy nad efektywnością działań społeczeństwa. Organizatorzy zaplanowali trzy panele tematyczne. Pierwszym z nich jest Czas wolny – laboratorium doświadczeń, czyli przedstawienie definicji czasu wolnego z perspektywy różnych dziedzin. Drugi panel dotyczyć będzie bezpośrednio człowieka i jego nastawienia do czasu wolnego oraz cyberkonsumenta; omówiona zostanie również rola nowych mediów takich jak streaming czy VoD w czasie wolnym. Ostatnia część konferencji dotyczyć będzie marketingu oraz czasu wolnego w turystyce. Wyjaśnione zostaną też kwestie dotyczące jej innowacyjnych i kreatywnych elementów. Konferencja dedykowana jest pracownikom uczelni. Aby wziąć w niej udział należy spełniać określone wymogi oraz otrzymać pozytywne recenzje. 0


wolontariat SGH /

UCZELNIA

Dobrowolnie, świadomie i bez wynagrodzenia Dla niektórych praca bez wynagrodzenia jest najgorszym koszmarem, dla innych – nieśmiesznym żartem. A jednak idea wolontariatu znowu staje się popularną formą aktywności – zwłaszcza wśród studentów. KAMIL MIENTUS

stawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie definiuje wolontariusza jako osobę dobrowolnie, bezpłatnie i ochoczo świadczącą pracę na rzecz innych. Kluczowe w definicji jest przede wszystkim to trzecie określenie. Nikogo nie da się zmusić do wolontariatu. Dzięki temu wszyscy, którzy decydują się w niego zaangażować, są entuzjastycznie nastawieni i pełni optymizmu.

U

Start przygody Studenci SGH chętnie korzystają z szerokiej oferty możliwości zaangażowania się w różnego rodzaju projekty. Jednym z ułatwień jest działające od pewnego czasu Centrum Wolontariatu SGH prowadzone przez Centrum Kariery i Relacji z Absolwentami. Jego strona internetowa publikuje oferty dla studentów chcących zaangażować się w działania społeczne. Głównym zadaniem Centrum Wolontariatu jest pośrednictwo pomiędzy organizacjami pozarządowymi a studentami. Można znaleźć tam zarówno spis organizacji, które poszukują wolontariuszy na dłuższy czas, jak i listę wydarzeń, w które można się zaangażować jednorazowo. Interesujące oferty nie pojawiają się jednak regularnie. Znacznie sprawniej w tym zakresie działają organizacje studenckie takie jak AIESEC tworzący program Global Volunteer. Dzięki niemu wolontariusze przyczyniają się do realizacji celów zrównoważonego rozwoju. Taki wyjazd to nie tylko okazja do pomocy innym, lecz także możliwość lepszego poznania siebie i samorozwoju – uważa uczestniczka jednego z programów w Tunezji. Studenci często zapraszani są w roli wolontariusza do udziału w różnego rodzaju konferencjach – zarówno organizowanych przez naszą uczelnię, jak i inne instytucje współpracujące z SGH. Udział w tego typu akcjach stanowi też swojego rodzaju rozrywkę dla studentów, którzy mogą poszerzyć swoje zainteresowania. W ofercie naszej uczelni znaleźć można też wolontariat przy

Uniwersytecie Trzeciego Wieku skierowany do studentów oraz absolwentów SGH.

Zmieniaj świat i siebie Dobry wolontariusz wyróżnia się pracowitością, rzetelnością i zaangażowaniem. Dla niego lepsza, ambitniejsza pozycja na rynku pracy jest na wyciągnięcie ręki. Wolontariat stanowi bardzo atrakcyjny element życiorysu. Widząc go w CV, pracodawca wie, że kandydat jest rzetelny i kompetentny. Osoba, która odbywa wolontariat, w znaczący sposób poprawia swój

w wolontariat wymaga jednak dobrej organizacji czasu i motywacji, zwłaszcza kiedy trzeba go połączyć z innymi obowiązkami w pracy czy na uczelni. Największe możliwości wolontariackiej pracy studenta zapewniają projekty realizowane przez organizacje studenckie naszej uczelni. W tym roku około 200 osób zaangażowało się w wolontariat przy Biegu SGH. Projekt ten łączy wolontariuszy nie tylko z naszej uczelni. Wśród chętnych mieliśmy zarówno grupę seniorów, jak i uczniów podstawówek. Każdy mógł pomagać w miarę swoich możliwości i uczyć się od innych, czasami bardziej doświadczonych wolontariuszy. Bieg SGH jest o tyle wyjątkowy, że po pierwsze skupia się na charytatywnym celu, a poza tym tworzony jest w świetnej atmosferze, która udziela się wszystkim uczestnikom i wolontariuszom. – mówi Maria koordynująca wolontariat przy projekcie.

Ochotnicy ze stolicy

graf. pixabay.com

T E K S T:

wizerunek, ponieważ jest postrzegana jako odpowiedzialna i empatyczna. Zdolności interpersonalne są obecnie poszukiwane i wysoko cenione na rynku pracy. Nie należy jednak traktować wolontariatu jedynie jako przedsionka do dobrze płatnej pracy. Często stanowi on odskocznię od codzienności – w związku z tym osoby, które pracują na pełny etat, równie chętnie angażują się w różnego rodzaju projekty wolontariackie. Robią to przede wszystkim po to, by rozładować stres codzienności. Zaangażowanie

Wolontariat może przybierać różne formy. Coraz więcej chętnych zgłasza się do pomocy w schroniskach dla zwierząt. Studenci angażują się też w różne wydarzenia kulturalne czy sportowe. W Warszawie cały czas coś się dzieje, a jeśli ktoś chce podjąć pracę wolontariusza, ma szerokie pole do popisu – od wydarzeń kulturalnych, po wizyty u chorych w szpitalach. Stanowi to doskonałą odskocznię od uczelnianych obowiązków – uważa Patrycja wielokrotnie zaangażowana w Warszawski Festiwal Filmowy. Dodaje, że traktuje wolontariat przede wszystkim jako dobrą zabawę. Praca przy tego typu wydarzeniach stanowi też świetną okazję do networkingu i poznawania nowych ludzi. Jak widać, angażując się, można oddawać się zarówno swojej pasji, jak i świadczyć pomoc potrzebującym. Warto więc przestawić swoje myślenie o wolontariacie, bo w rzeczywistości pracując za darmo, można zyskać coś ważniejszego niż pieniądze. I potwierdza to wiele studentów SGH, którzy – wbrew powszechnej opinii – nie traktują wysokich zarobków jako nadrzędny cel. 0

listopad 2019


UCZELNIA

/ problemy studentów

Sesja, presja i depresja Brak siły i chęci do działania, lęk, przygnębienie, smutek czy trudności w skupieniu uwagi to objawy problemów psychicznych, z którymi wg badania Health at a Glance: Europe 2018 zmaga się około 15 proc. Polaków. Coraz większy udział w grupie ryzyka mają niestety studenci. Badania potwierdzają, że zgłaszają oni więcej problemów psychicznych niż porównywalna wiekowo próba osób niestudiujących. A L E K S A N D R A S OJ K A

drowie psychiczne jest jednym z trudniejszych wyzwań dla polityki społecznej i zdrowotnej poszczególnych państw. Mimo że kwestie z nim związane są poruszane od dawna, przez wiele lat temat osób cierpiących z powodu problemów psychicznych był spychany na margines i stanowił tabu w społeczeństwie. Na szczęście w ciągu ostatniej dekady można zaobserwować znaczny wzrost zainteresowania zdrowiem psychicznym. Rządy państw coraz częściej inwestują w programy pomocy oraz różnorodne badania zajmujące się tą dziedziną. Ich wyniki nie napawają niestety optymizmem.

Z

Stres – powolny zabójca Największy kryzys dopada młodych ludzi w połowie studiów, ale zlęknione i depresyjne bywają także pierwsze roczniki. Co roku około 500 tys. osób przygotowuje się do zostania studentem. Dla większości jest to nowe, ekscytujące wyzwanie i przygoda. Młodzi ludzie cieszą się, że mogą zacząć kolejny rozdział w życiu, poznać ciekawych ludzi i być mniej zależni od rodziny. Nie da się jednak ukryć, że zmiana szkoły, miejsca zamieszkania i nawyków wiąże się z dużym napięciem. Studenci przybywający do nowego otoczenia znajdują się w fazie samostanowienia, eksploracji i ogólnej niepewności. Według skali stresu Holmesa i Rahe’a, która przypisuje poszczególnym bodźcom odpowiednią wartość umowną jednostek stresu w skali od 0 do 100, zmiana szkoły to 20 punktów, a zmiana dotycząca kontaktów z rodziną przekłada się na 15 punktów. Często przy przeprowadzce można mówić też o zmianie nawyków żywieniowych czy standardów życia – studenci więcej jedzą na mieście, a warunki w przystępnych cenowo mieszkaniach często pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli do tego dochodzą np. problemy rodzinne czy seksualne, można zebrać nawet do 200 czy 300 punktów. Przy takim poziomie stresu prawdopodobieństwo zapadnięcia na poważną chorobę wynosi

08–09

od 51 do 80 proc. Przyjmuje się, że krótkotrwały stres ma najczęściej charakter korzystny. Jednak przewlekła, czyli przedłużająca się lub zbyt nasilona, reakcja stresowa nie ma już charakteru przystosowawczego i zaczyna mieć negatywny wpływ na organizm. Skutkuje to często chorobami serca, bólami głowy, kłopotami z trawieniem czy nawet wrzodami żołądka.

Korzystanie z social media przez dwie godziny dziennie zwiększa ryzyko depresji blisko czterokrotnie Under pressure Oprócz wszelkich przełomowych zmian w życiu istnieje wiele innych przyczyn rosnącej zachorowalności na zaburzenia psychiczne wśród studentów. Naukowcy przywołują przede wszystkim wysokie wymagania i oczekiwania, jakim starają się sprostać młodzi ludzie. Badania wykazują, że studenci czują większą niż kiedykolwiek presję, aby odnieść sukces. Często jest to wina wychowania, towarzystwa,

ale też mediów społecznościowych. Według dr. hab. Pawła Holasa korzystanie z nich już przez dwie godziny dziennie zwiększa ryzyko depresji blisko czterokrotnie. Jest to związane z mechanizmem porównań społecznych – ocenianiem osób obserwowanych na Facebooku czy Instagramie jako lepszych od siebie. To, w dużym uproszczeniu, wywołuje dyskomfort motywujący do doskonalenia własnych talentów i dążenia do ideału. W małej dawce może mieć pozytywne skutki, jednak często prowadzi do zwątpienia w siebie, a w wielu przypadkach także do depresji i nerwicy.

Strach o przyszłość Dodatkową presję stwarzają wyższe koszty studiów oraz coraz większa konkurencja na rynku pracy. Na wiele kierunków, szczególnie humanistycznych, młodzi ludzie przyjmowani są masowo. Przeczuwają, że tytuł magistra niekoniecznie zapewni im dobrą pracę, co potęguje stres. Skarżą się również na wyścig szczurów, chroniczny smutek, poczucie pustki, fobie, ale przede wszystkim lęk przed tym, co ich w życiu czeka. Studenci są zagubieni, co nie jest szokujące w obliczu mało czytelnych zasad i wartości dzisiejszego świata. A tradycyjne przekonanie, że czas po 20. roku życia jest odpowiedni do podjęcia pierwszych stabilnych relacji uczuciowych, wywołuje dużą presję emocjonalną, która jeszcze zwiększa podatność na inne czynniki stresowe. Przyczyn wyjątkowo wysokiej zachorowalności na choroby psychiczne wśród młodych dorosłych należy szukać również w biologii. Naturalne jest, że większość z wymienionych objawów zaburzeń ujawnia się właśnie między 20. a 30. rokiem życia.

Ponadnarodowa niestabilność graf. Joanna Chołołowicz

T E K S T:

Problem ma charakter globalny – podobne wyniki dotyczące chorób psychicznych odnoszą się do większości krajów rozwiniętych. Według raportu Columbia University obecnie 35 proc. studentów ma co najmniej jedno zaburzenie.


UCZELNIA

fot.: pixabay.com

problemy studentów /

W badaniu tym, za pomocą ankiet, oceniano zdrowie psychiczne 14 tys. studentów z 19 uczelni w Australii, Belgii, Niemczech, Meksyku, Irlandii Północnej, RPA, Hiszpanii i USA. W większości przypadków przywoływanym problemem była depresja. W aktualnych rankingach najczęściej występujących chorób plasuje się ona zazwyczaj na 3. miejscu. Według prognoz do 2030 r. będzie to najbardziej powszechna dolegliwość. Oprócz tego typowymi problemami są zaburzenia psychotyczne, lękowe, dysocjacyjne, odżywiania, osobowości oraz nastroju (np. choroba afektywna dwubiegunowa). Według raportu WHO z 2001 r. wymienione choroby są niezależnie od płci czy statusu materialnego, dotykają więc osób mieszkających zarówno na terenach zurbanizowanych, jak i wiejskich – są powszechne, o uniwersalnym charakterze.

Wsparcie na wagę złota Podczas nagłego ujawnienia się trudności psychicznych najważniejsze jest, by otoczenie studenta umiało zareagować w odpowiedni sposób. Środowisko akademickie ma szansę stać się jednym z pierwszych miejsc, w których zauważane są niepokojące zachowania. Mogą one przyjąć formę nagłego i gwałtownego ujawnienia trudności emocjonalnych lub powolnej zmiany sposobu bycia. To dobry czas dla władz uniwersytetów, aby zastanowić się, jak mogą zaspokoić rosnący popyt na usługi związane ze zdrowiem psychicznym. Według niektórych ekspertów powinno ono być priorytetem strategicznym podczas każdych zajęć na uczelni. Przemawia za tym głównie przekonanie, że bez stabilności emocjonalnej i odpowiedniego wsparcia studenci nie są w stanie funkcjonować na pełnych obrotach, przez co osiągają gorsze wyniki. Z tego powodu Parlament

Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP) na początku 2019 r. rozpoczął ogólnopolską kampanię dotyczącą zdrowia psychicznego wśród studentów. Na swojej stronie przedstawiciele organizacji piszą: Przede wszystkim zależy nam na tym, by temat wsparcia psychologicznego dla studentów (i innych członków społeczności akademickiej) był poruszany na uczelniach. Dyskusja o tym, jakie wsparcie jest zapewnione studentom, może przyczynić się do zwiększenia wrażliwości dotyczącej tego tematu. Według PSRP problemem nie jest brak wsparcia psychologicznego – w końcu na większości uczelni można uzyskać bezpłatną pomoc specjalisty. Niemożliwe jest to jedynie w placówkach, w których studiuje mniejsza liczba osób. Często w takim przypadku uczelnie informują o zewnętrznych gabinetach, w których można otrzymać wsparcie. Wciąż jednak można poprawić dostępność informacji na temat psychologów na stronach internetowych oraz w biuletynach, tak aby każdy student miał możliwość otrzymania specjalistycznego wsparcia – można przeczytać na stronie PSRP. Opublikowano tam również mapę punktów wsparcia psychologicznego znajdujących się na uczelniach wyższych.

Pomocna dłoń uczelni Władze poszczególnych placówek są równie zaangażowane w walkę z problemem. W ich ofercie edukacyjnej coraz częściej znaleźć można różnorodne propozycje dla studentów i pracowników uczelni. Wśród nich wymienić należy zajęcia psychoedukacyjne, treningi (np. trening radzenia sobie ze stresem), spotkania ze specjalistami, konsultacje z psychiatrami czy doradcami edukacyjnymi. Realizowane są również długofalowe projekty. Jednym z nich jest SOS Digital – providing support to students in distress − realizowany ze środków progra-

mu Erasmus+ Partnerstwo strategiczne dla szkolnictwa wyższego. Celem projektu jest zbadanie potrzeb oraz stworzenie platformy internetowej dla studentów doświadczających kryzysu psychicznego, gdzie uzyskają wskazówki, jak radzić sobie w trudnych chwilach i gdzie szukać pomocy. Na stronie Uniwersytetu w Trento, który jest jednym z partnerów projektu, przeczytać można: Główne zadanie projektu to, po pierwsze, zdefiniowanie zachowań osób zagrożonych chorobą, identyfikacja zasobów dostępnych dla studentów, którzy wykazują takie zachowania lub są na nie narażeni, oraz określenie procedur sprawozdawczych dla tych, którzy je obserwują. Po drugie należy utworzyć bibliotekę online, która pokaże pracownikom uczelni wyższych, jak skutecznie radzić sobie z tymi studentami, udostępniając filmy symulacyjne z rzeczywistych przypadków. Studenci, oprócz specjalistycznych konsultacji, mają prawo i możliwość dostosowania procesu kształcenia do swojej sytuacji i opracowania indywidualnej ścieżki nauki. Niestety, młodzi często nie zdają sobie sprawy z dostępności różnorodnych rozwiązań, które mogą im pomóc. Poddają się, ignorują pierwsze objawy i uparcie twierdzą, że dadzą sobie radę. Warto zwracać więc uwagę na swoich znajomych, obserwować ich zachowanie i reagować, kiedy jest niepokojące. Profilaktycznie studentom wskazuje się również stosowanie różnorodnych technik relaksacyjnych, takich jak skanowanie ciała, napinanie i rozluźnianie mięśni, wizualizacja czy joga. Mogą się one okazać zaskakująco pomocne w wyjątkowo trudnym okresie życia. 0

Informacja Jeśli Ty lub Twój znajomy potrzebujecie wsparcia psychologicznego, odwiedź http://cpp.uw.edu.pl/ (UW) lub http://student.sgh.waw.pl/pl/pomocpsychologiczna (SGH).

listopad 2019


UCZELNIA

/ kultura

Jutro pójdziemy do teatru Każdy dzień daje nowe możliwości zetknięcia się z kulturą. Kina, teatry, opery i sale koncertowe kuszą repertuarem i zabiegają o widzów, oferując wspaniałą rozrywkę. Jak wielu studentów im ulega i poświęca cenny czas na kulturalne rozrywki? T E K S T:

K ATA R Z Y N A B R A N OW S K A

ostęp do różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych nigdy nie był prostszy. XXI w. umożliwia udział w przedsięwzięciach artystycznych na wszystkie możliwe sposoby. Studentom pochodzącym z mniejszych miejscowości, przeprowadzka do miasta studenckiego stwarza możliwości bycia codziennie widzem spektakli teatralnych, oper i koncertów. Po bilety nie trzeba nigdzie jechać – kupuje się je za pomocą kilku kliknięć w różnego rodzaju serwisach internetowych zajmujących się dystrybucją wejściówek. Można natomiast, bez przeszkód, podróżować wszędzie, gdzie się tylko zapragnie, żeby zobaczyć występ swojego ulubionego zespołu na żywo, interesujący spektakl grany w teatrze kilkaset kilometrów od domu czy wziąć udział w najważniejszym festiwalu filmowym w Polsce. To, czy studenci rzeczywiście biorą udział w oferowanych ze wszystkich stron rozrywkach, postanowiło sprawdzić Niezależne Zrzeszenie Studentów. W 2018 r. członkowie NZS stworzyli raport, który obszernie odpowiada na pytanie: Jak wygląda obecna relacja młodych ludzi i kultury?.

D

okazały się opery i filharmonie. Tylko połowa zapytanych osób przyznaje się do odwiedzania tych miejsc, a zdecydowana większość z nich, tak jak w przypadku teatru, decyduje się na to raz na dwanaście miesięcy. Tym, co najbardziej odstrasza młodych dorosłych od tego typu wydarzeń, są ceny biletów oraz ilość czasu, jaką

Z ankiety przeprowadzonej przez NZS wynika, że tylko 5 proc. studentów deklaruje całkowity brak uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych. Jednocześnie nie oznacza to, że zupełnie rezygnują z kultury – być może jedynie nie mają czasu, ochoty lub funduszy na to, żeby filmy oglądać w kinie, a muzyki słuchać na koncertach. Netflix nie zastąpi przeżyć, które dają występy artystów na żywo, ale pozwala trzymać rękę na pulsie i daje dostęp do ogromnej bazy seriali oraz różnego rodzaju produkcji filmowych. Najchętniej wybieraną formą obcowania z kulturą jest kino – ponad 40 proc. ankietowanych bywa tam co najmniej raz w miesiącu. Statystyki dotyczące teatru prezentują się trochę gorzej. Niemal 20 proc. studentów nigdy nie decyduje się na tę formę spędzania wolnego czasu, a prawie połowa jest tam tylko raz w roku. Najmniej przystępne dla studentów

10–11

graf. freepik.com

W kinie, ale nie w operze

należy poświęcić na jeden spektakl. Część osób wprost stwierdza, że wydarzenia teatralne czy operowe nie są interesujące, a repertuary nie oferują nic, co mogłoby zmienić ich zdanie na ten temat.

Może jakaś zniżka? Przeciętny student jest w stanie wydać około 80 złotych miesięcznie na wydarzenia

kulturalne. Nic więc dziwnego, że to właśnie kino, z najbardziej przystępnymi cenami wejściówek, osiąga przewagę nad innymi instytucjami. Dobrze jednak pamiętać, że posiadanie statusu studenta nierzadko uprawnia do różnego rodzaju zniżek. Teatr Polski oferuje bilety w cenie 15 złotych posiadaczom ważnej legitymacji. Teatr Narodowy przygotowuje na każdy miesiąc specjalny repertuar w ramach akcji Teatr dla studentów, podczas której cena wstępu na spektakl dostosowana jest do zawartości portfela młodych osób. Dodatkową opcją są tzw. wejściówki – bilety sprzedawane pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu, którego widownia nie jest w stu procentach zapełniona. Ich koszt waha się zazwyczaj w granicach 20–30 złotych. Uniwersyteccy miłośnicy koncertów są w zdecydowanie gorszej sytuacji. Bilety na występy polskich i zagranicznych wykonawców to zazwyczaj koszt rzędu kilkuset złotych. Nie obowiązują żadne zniżki, ani ulgi, a cena zależy jedynie od miejsca na trybunach. Studentów najczęściej nie stać na taki wydatek, w związku z czym z żalem oglądają transmisje internetowe z kolejnych wydarzeń, które ich omijają. Zdarzają się oczywiście darmowe występy podczas juwenaliów czy innych lokalnych imprez, jednak nie zawsze są one na tak samo dobrym poziomie, jak podczas koncertów zorganizowanych specjalnie z myślą o fanach konkretnego artysty. Statystyki NZS jasno pokazują, że studenci nie boją się kultury i chętnie biorą udział w różnych wydarzeniach, jeśli tylko pozwalają im na to czas i fundusze. Sytuacja nie jest taka zła, jak często wyobrażają to sobie przedstawiciele starszych pokoleń. Wprawdzie nie każdy chętnie ogląda sztuki teatralne i nie wszyscy są miłośnikami artystycznego kina, ale za to większość próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie kultury. 0

Informacja Pełna wersję raportu Niezależnego Zrzeszenia Studentów można znaleźć na stronie nzs.org.pl.


budżet SGH /

UCZELNIA

Biedny jak student? Ponad połowa studentów ocenia swoją wiedzę o finansach jako małą. Co piąta osoba w wieku 18−24 lat posiada kredyt, a 10 proc. z nich odnotowuje opóźnienia w spłatach zobowiązań. A to dopiero wierzchołek góry lodowej problemów ekonomicznych młodych ludzi. A L E K S A N D R A S OJ K A

a początku kolejnego roku akademickiego Związek Banków Polskich już po raz czwarty poddał analizie budżet przeciętnego studenta i przygotował raport Portfel Studenta. Wnioski nie są zbyt optymistyczne – studenci chętnie się zadłużają, mają kłopoty z terminową obsługą zobowiązań i znikomą wiedzę na temat finansów. Jednak w porównaniu z raportem z 2016 r. eksperci zauważają pozytywne zmiany. Młodzi ludzie są coraz aktywniejsi na rynku pracy, odpowiedzialniej podchodzą do zarządzania swoimi pieniędzmi – chociaż ich wiedza ciągle pozostawia wiele do życzenia.

N

Ja mam dwadzieścia lat, ty masz dwadzieścia lat, przed nami siedem długów Według badania Warszawskiego Instytutu Bankowości studenci najsłabiej oceniają swoje rozeznanie na temat cyberbezpieczeństwa i pożyczek. Jest to niepokojące, biorąc pod uwagę rosnącą tendencję do korzystania z nowoczesnych technologii i duże zainteresowanie kredytami wśród młodych. Nie zdając sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów, są podatni na oszustwa i skłonni do podejmowania ryzykownych decyzji finansowych. Aż 76 proc. studentów korzysta z aplikacji bankowych, a ponad 30 proc. z BLIK-a. Jednocześnie 64 proc. z nich nie ma podstaw wiedzy z zakresu bezpieczeństwa w internecie – nietrudno tu więc o tragedię. Co więcej, według analizy Biura Informacji Kredytowej, ponad 10 proc. młodych Polaków odnotowuje opóźnienia w spłatach kredytów i pożyczek powyżej 90 dni. To częściej niż osoby w starszych grupach wiekowych. Wśród młodych dłużników dominują osoby, które zaciągają pożyczki na zaspokajanie drogich zachcianek, często nie licząc się z własnymi możliwościami finansowymi. Według badania opóźnienia w spłacaniu kredytu to nie tylko efekt młodzieńczej beztroski, lecz przede wszystkim wciąż niewystarczającego poziomu wiedzy z zakresu szeroko rozumianych finansów. Jedną z podstaw świadomości ekonomicznej jest chociażby umiejętność czytania zawieranych umów. Większość młodych ludzi przyznaje jednak, że tego nie robi. Bez wprowadzenia dodatkowych,

obowiązkowych zajęć w szkołach ta sytuacja może nie ulec zmianie – już teraz młodzi czerpią swoją wiedzę głównie z internetu, gdzie informacje są wymieszane i nie zawsze prawdziwe.

Drogo, coraz drożej Poprawa tego stanu rzeczy jest teraz wyjątkowo istotna, szczególnie przez wzgląd na coraz wyższe wydatki młodych ludzi. Według tegorocznego raportu ZBP przeciętne miesięczne koszty życia studenta mogą przekraczać kwotę 2100 zł. Zestawiając to z kwotą wyliczoną w zeszłorocznym raporcie, wydatki wzrosły o 250 zł. W porównaniu z sumą z 2016 r. – jest to 500 zł więcej. Niezmiennie największą część pochłaniają wydatki związane z zakwaterowaniem, a także z wyżywieniem. Raport uwzględnia dodatkowe koszty, takie jak ubrania, kosmetyki, randki czy karnet na siłownie. Trudno byłoby wyobrazić sobie czas młodości bez tego typu urozmaiceń. Analizując wydatki studenta, eksperci z ZBP zauważają także, że młodzi coraz częściej decydują się na gotowanie w domu. Jest to skutkiem zarówno ograniczonego budżetu, wzrostu cen w restauracjach, jak i mody na zdrowe odżywianie.

Grosz do grosza, a będzie kokosza Mimo coraz wyższych kosztów życia oraz niewystarczającej wiedzy na tematy finansowe, młodych Polaków cechuje skłonność do oszczędzania. Według ankiety Parlamentu Studentów RP połowa z badanych oszczędza ponad 100 zł miesięcznie. Wzrasta także zainteresowanie produktami oszczędnościowymi. Dodatkowo z raportu

Milenialsi: postawy życiowe a finanse, przygotowanego przez firmę Vivus Polska wraz z butikiem badawczym Maison & Partners, wynika, że 73 proc. młodych Polaków posiada jakiekolwiek oszczędności, co jest wynikiem lepszym niż wśród ogółu dorosłych. Zadowolenie z tych wniosków nie umniejsza jednak niepokoju związanego z faktem, że jest pewien odsetek osób, które w ogóle nie oszczędzają. Aż 14 proc. deklaruje, że nie ma potrzeby oszczędzać, a 8 proc. uważa, że lepiej żyć chwilą. Taka filozofia jest według ekspertów naiwna, szczególnie w kontekście obecnej sytuacji demograficznej w Polsce. Przyczyn tego stanu doszukuje się po raz kolejny w niewystarczająco dokładnej edukacji ekonomicznej. Wielu młodych ludzi nie wie na przykład, że średnie koszty życia rosną w sposób szybszy od zarobków.

Wiedza to potęga Takiemu stanowi rzeczy winny jest zarówno system edukacyjny, jak i rodzice. Według diagnozy Stan wiedzy i świadomości ekonomicznej Polaków sporządzonej przez NBP w 2015 r. regularne rozmowy o finansach w dzieciństwie w domu miało jedynie 8 proc. ankietowanych. Brak podstaw wiedzy ekonomicznej bardzo negatywnie wpływa na późniejsze decyzje finansowe, które często mają odzwierciedlenie w przyszłym życiu danego człowieka. Najlepszym na to przykładem mogą być kredyty walutowe, przez które wielu Polaków do dziś ma problemy finansowe. Aby tę sytuację zmienić, należy podjąć kroki ułatwiające dostęp do informacji dla młodych ludzi. Wprawdzie w szkołach średnich nauczą się podstaw przedsiębiorczości, ale oprócz wiedzy finansowej zakres przedmiotu obejmuje elementy zarządzania, biznesplanów i działania instytucji biznesowych, więc same finanse osobiste to zaledwie kilka godzin rocznie. To zdecydowanie za mało, żeby nastolatek przyswoił tę wiedzę i umiał ją wykorzystać. Ważne jest więc podejmowanie adekwatnych i systematycznych działań edukacyjnych adresowanych dla tej właśnie grupy wiekowej – w końcu młodych ludzi nazywa się przyszłością narodu. 0 graf. Aleksandra Sojka; Źródło: Związek Banków Polskich

T E K S T:

Jaką kwotę średnio udaje się studenom zaoszczędzić miesięcznie?

listopad 2019


PATRONATY

/ kalendarz wydarzeń

porzućmy plastikowe siatki

Kalendarz wydarzeń Real Estate Academy 2019 5–28 listopada Jak inwestować w nieruchomości? Osiem spotkań z przedstawicielami największych firm z branży nieruchomości i wykładowcami z Katedry Miasta Innowacyjnego SGH pomoże Ci odpowiedzieć na to pytanie. Zarezerwuj wszystkie wtorki i czwartki w listopadzie na spotkania ze specjalistami od inwestycji w nieruchomości komercyjne i mieszkaniowe. Pierwsza prelekcja odbędzie się już we wtorek 5 listopada. Po więcej informacji o wydarzeniu udaj się na fanpage SKN-u Inwestycji i Nieruchomości.

POLMUN 6–8 grudnia POLMUN to najstarsza w Polsce symulacja obrad ONZ adresowana do studentów z całego świata. Tematem przewodnim tegorocznej edycji jest Confronting the crisis of global governance. Wydarzenie daje uczestnikom możliwość dyskusji w języku angielskim na tematy związane ze stosunkami międzynarodowymi, ekonomią i nauką oraz poznania młodych ludzi z całego świata. Konferencja odbędzie się w dniach 6–8 grudnia 2019 r. w Szkole Głównej Handlowej i na Uniwersytecie Warszawskim.

Warsztaty z Pythona październik – styczeń Już od października SKN Statystyki rusza z cyklem warsztatów z języka Python, szeroko używanego nie tylko w branży Big Data! Pod okiem eksperta z wieloletnim doświadczeniem w analizie danych uczestnicy nauczą się m.in. wizualizacji i uczenia maszynowego. Poznają kluczowe biblioteki, techniki przetwarzania danych i stworzą pełnoprawny projekt, bazując na prawdziwym zestawie danych! Zapraszamy na zapisy co niedzielę na Facebooku.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30

Konferencja Metaekonomiczna 21–22 listopada SKN Finansów i Makroekonomii, SKN Badań nad Konkurencyjnością oraz Kolegium Gospodarki Światowej działające w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie zapraszają na Konferencję Metaekonomiczną, która odbędzie się 21–22 listopada 2019 r. w murach tej uczelni. Jest to jedyna taka konferencja naukowa dla studentów i doktorantów poświęcona etyce, filozofii, metodologii i socjologii w ekonomii. W ramach konferencji przewidziano trzy bloki tematyczne, prezentację ok. 15 referatów oraz cztery wykłady.

Konferencja Media Student 16–17 listopada Konferencja Media Student to organizowane przez Magla coroczne wydarzenie, podczas którego doświadczeni dziennikarze oraz ludzie ze świata mediów opowiadają studentom o kulisach tej branży. Tegoroczna XV edycja odbędzie się w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Jej głównym tematem będzie rozwój nowych mediów, jednak zwolennicy tradycyjnych form komunikacji także znajdą coś dla siebie. W planach – obok klasycznych paneli dyskusyjnych – warsztaty oraz pokaz filmu dokumentalnego.

Wielki Studencki Bal Karnawałowy 18 stycznia XVI edycja Wielkiego Studenckiego Balu Karnawałowego Karnavauli odbędzie się 18 stycznia 2020 r. w Gmachu Głównym Politechniki Warszawskiej. Wydarzenie uświetnią liczne atrakcje, muzyka na żywo oraz motyw balu przejawiający się w dekoracjach auli. Tegoroczny motyw „Once Upon a Time” łączy w sobie elementy magicznego lasu oraz baśni. Formularz zgłoszeniowy będzie dostępny od 29 listopada, a sprzedaż biletów odbędzie się 4 grudnia. Po więcej informacji zapraszamy na nasz fanpage oraz Instagram!

Informacja dla organizacji Organizujesz interesującą konferencję? Koordynujesz nowy, ciekawy projekt? Możemy Ci pomóc dotrzeć do społeczności studenckiej SGH i UW. Zapytaj o Patronat Medialny Niezależnego Miesięcznika Studentów MAGIEL, pisząc na: magiel.patronaty@gmail.com. Deadline na zgłoszenia do numeru grudzień 2019: 06.12.2019.

12–13


iManiacs przeprogramowani

Facebook, Instagram, Tinder, Twitter. Nieodłączni towarzysze naszej codzienności. Zamknięci w ekranach telefonów są dla nas dostępni 24/7, dostarczając najświeższych informacji, inspiracji i ciągle nowych rozrywek. Ich obecność jest dla nas tak naturalna, że przestajemy zauważać ogrom czasu, który na nich przeznaczamy. Czy jednak logując się do internetu nie wylogowujemy się równocześnie z własnego życia? T E K S T:

N ATA L I A S AWA L A

Z DJ Ę C I A :

Z U Z A N N A N YC

MODEL:

M I C H A Ł J ÓŹ W I A K


/hera, koka, hasz, iOS

ampa Stadium, Floryda, 22 stycznia 1984 r. XVIII Super Bowl. 73 tys. widzów na trybunach i 77 mln przed telewizorami przygląda się zmaganiom LA Raiders i Washington Redskins w walce o mistrzostwo ligi futbolu amerykańskiego. Faworytami bukmacherów są Redskinsi, którzy w ostatnich miesiącach z łatwością pokonywali swoich przeciwników, zdobywając tytuł najlepszej drużyny sezonu zasadniczego. Tamtego dnia nie potrafią jednak wyjść z boksów, przegrywają 3 : 21 w połowie meczu. Podczas przerwy na ekranach telewizorów i telebimów przewijają się reklamy. Wśród nich pojawi się jedna, która szczególnie zapadnie milionom Amerykanów w pamięć – jest to spot 1984 promujący przełomowy produkt firmy Apple – pierwszy komputer osobisty Macintosh nowej generacji. Reklama, utrzymana w odcieniach szarości, przedstawia orwellowską koncepcję świata jako zunifikowanego, bezrefleksyjnego i poddanego całkowitej, wszechobecnej kontroli. Nagle pojawia się ona – wyróżniająca się z tłumu kobieta ubrana w biały podkoszulek i pomarańczowe spodnie. Uciekając przed służbami trzyma w dłoniach młot, którym rozbija ekran podpowiadający masom, jak funkcjonować. Jednocześnie widzowie otrzymują od narratora komunikat: On January 24th, Apple Computer will introduce Macintosh. And you' ll see why 1984 won't be like „1984” (tłum. 24 stycznia Apple wprowadzi Macintosha. Wtedy zobaczysz, dlaczego 1984 nie będzie jak „1984”). Spot 1984 wywołał wśród tłumów szał, szybko stając się jedną z najczęściej omawianych i emitowanych reklam w kraju. 24 stycznia, w dniu wprowadzenia komputera na rynek, konsumenci zalali sklepy Apple’a, ustawiając się w kolejki po swój sprzęt. Popyt przewyższył podaż i tak trzy miesiące po wprowadzeniu Maca na rynek sprzedaż osiągnęła 50 tys. sztuk, by pod koniec roku dobić do 250 tys. Czym Macintosh różnił się od swoich poprzedników? Uwzględniał potrzeby nie tylko pasjonatów technologii, potrafiących własnoręcznie składać maszyny i pisać długie kody, lecz także „osób z ulicy”. Upraszczając obsługę komputera do prostych komend wyświetlanych na przyjaznym, dołączonym do zestawu ekranie, Apple otworzył rynek dla wszystkich. Wprowadził też przełomowe urządzenie do obsługi oprogramowania – myszkę - oraz na stałe zainstalował w pakiecie programy takie jak MacWrite i MacPaint – protoplastów aplikacji typu ­ Office i Adobe Photoshop, które raz na zawsze zrewolucjonizowały rynek komputerów.

T

14-15

Króliki doświadczalne W miarę upływu lat komputery stawały się coraz mniejsze, tańsze, bardziej wszechstronne oraz łatwiejsze w użyciu. Powoli zaczęły przejmować funkcje innych wynalazków – maszyny do pisania, kalkulatora, zegara, mapy oraz radia i telefonu. Ukradły czytelników bibliotekom i tradycyjnej prasie, a po opanowaniu świata biznesu zaczęły pojawiać się w rękach coraz młodszych użytkowników. Wraz z nadejściem mediów społecznościowych szybko zmieniły się w stałe, a dla wielu jedyne, łącze z rzeczywistością, naszą obsesję. Nic w tym zresztą dziwnego. Miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu i dzień po dniu Internet zmienia swoją formę, adaptując się do naszych potrzeb. Liderem wśród innowatorów jest Google, którego wytrwałość w digitalizowaniu naszego świata jest już legendą. Firma testuje każdy element – od barw podświetlenia linków przez rozmieszczenie obiektów po wygląd paska narzędzi. Cel jest jeden – zaangażować jeszcze

Interaktywny charakter sieci daje nam narzędzia do (...) wyrażania nas samych i łączenia się z ludźmi. Równocześnie

zmienia

nas

w szczury laboratoryjne.

wnętrzną część tworzy kora mózgu zbudowana z istoty szarej. To w niej zlokalizowane są ciała komórek nerwowych, tzw. neuronów, przekazujące poprzez synapsy informacje pomiędzy różnymi obszarami umysłu. W momencie narodzin układ synaps jest zapisany genetycznie, jednak w miarę nabierania nowych doświadczeń potrafi się wzmocnić, osłabić lub zupełnie przeprogramować. Każde, nawet najmniejsze ,zadanie lub doznanie oznacza aktywację zestawu neuronów w mózgu, które jeśli są blisko, łączą się poprzez wymianę neuroprzekaźników takich jak glutamina. Jeśli dane zachowania zaczynają się powtarzać, połączenia wzmacniają się i mnożą, tworząc szlaki umysłu. Umiejętność utrwalania została odkryta stosunkowo niedawno, bo w 1998 r. przez Erica Kandela – noblistę z dziedziny fizjologii i medycyny. Zaprojektował on wtedy badanie na ślimaku, podczas którego dotykał skrzeli zwierzęcia. Początkowo zachowanie to wywoływało cofnięcie mięczaka, jednak gdy badacz zaczął stymulować skrzela raz za razem nie wyrządzając ślimakowi krzywdy, odruch cofania stracił na sile, by następnie zupełnie zniknąć. Tego typu reakcja związana była z osłabieniem połączeń synaptycznych między neuronami czuciowymi (odczucie dotyku) a motorycznymi (reakcja na dotyk). Badacz odkrył, że podczas gdy w normalnych warunkach 90 proc. neuronów czuciowych związanych było z motorycznymi, po eksperymencie drażnienia skrzeli zaledwie 40 razy z rzędu odsetek ten spadł do 10 proc.

Medium absolutne więcej uwagi i czasu użytkownika. Tylko dzięki temu internetowi giganci mogą liczyć na zyski od swoich klientów – reklamodawców. Dla przykładu, w 2018 r. Facebook zarobił dzięki reklamom ponad 5 mld dol., co oznaczało 38-procentowy wzrost zysków w stosunku do 2017 r. W tym wyścigu najbardziej rozgrywani jesteśmy my, konsumenci. Technologia zmienia nasz plan dnia, naszą rutynę, nasze relacje i – wreszcie – diametralnie i niebezpiecznie odmienia strukturę naszego mózgu i naszą osobowość. Żeby zrozumieć, co w nas samych przekształca technologia i dlaczego to robi, musimy zajrzeć w głąb naszego umysłu.

Umysł kameleon Mózg to najważniejszy organ naszego ciała. Stanowi nie tylko ośrodek generowania każdej aktywności życiowej, przechowywania pamięci i doświadczeń, lecz także dzięki wszystkim swoim funkcjom jest podstawą naszej osobowości. Składa się z dwóch półkul, których ze-

Wnioski z badania na ślimaku i jego reakcji na bodźce mają zastosowanie również w przypadku analizy ludzkiego mózgu. Tak jak u mięczaków, nasz umysł ma ogromne możliwości adaptacji (wg badań z 2008 r. w przypadku nadmiernej ekspozycji na technologię zmiany w funkcjonowaniu widać już po sześciu dniach). Niestety w miarę naszych działań nie tylko przystosowujemy mózg do poprawy naszych umiejętności, lecz także do wytworzenia niekorzystnych dla nas samych sztywnych zachowań. Tak więc jeśli rano po przebudzeniu lub bezpośrednio przed pójściem spać zaczniemy przeglądać ulubione social media, nasz umysł sprawi, że stanie się to dla nas rutynowym, impulsywnym działaniem. Zlikwiduje za to inne rzadziej używane połączenia, przez co chęć sięgnięcia po książkę lub porozmawiania ze współlokatorem czy partnerem stanie się dla nas kwestią drugorzędną. Nicholas Carr w książce Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg zauważa: Jedno jest jasne: gdyby – biorąc pod uwagę wszystko to, co wiadomo obecnie o neuroplastyczności mó-


hera, koka, hasz, iOS/

zgu – trzeba było stworzyć medium, które gruntownie i szybko zreorganizuje układ naszych mózgowych obwodów neuronowych, prawdopodobnie powstałoby coś, co wygląda i działa w dużej mierze jak internet. Chodzi tu nie tylko o to, że korzystamy z niego regularnie (i obsesyjnie), ale i o to, że dostarcza nam dokładnie tego rodzaju bodźców sensorycznych i poznawczych – powtarzających się, intensywnych, interaktywnych, uzależniających – które prędko i wyraźnie przekładają się na zmiany w mózgu. Gdy podłączamy się do sieci, momentalnie zalewa nas fala bodźców, która płynie prosto do naszej kory wzrokowej, somatosensorycznej i słuchowej. Część doznań dociera poprzez palce, gdy klikamy, naciskamy i dotykamy pojedyncze ikonki. Nie brakuje również sygnałów dźwiękowych w postaci przychodzących powiadomień, maili czy SMS-ów, które kierują naszą uwagę na zachodzące w tym

momencie zmiany. Istnieje też multum bodźców wzrokowych – przewijające się zdjęcia i materiały wideo, migające reklamy i hiperlinki, formularze pop-up i okna wyskakujące przy wejściu na stronę, które muszą zostać zamknięte lub przeczytane. Internet angażuje wszystkie nasze zmysły – oprócz (na razie) smaku oraz zapachu – i to jednocześnie.

Elektroniczna kokaina Największą zaletą i przekleństwem medium jest jednak system szybkiej odpowiedzi i nagradzania, zachęcający do spędzenia więcej czasu online. Gdy wpisujemy w Google frazę, w mgnieniu oka dostajemy całą listę ciekawych informacji do zweryfikowania. Klikając jeden z linków, otrzymujemy coś nowego do obejrzenia, ocenienia i udostępnienia dalej. Publikując post, momentalnie jesteśmy nagradzani komentarzami i reakcjami innych, a nasza potrzeba

afirmacji jest zaspokajana poprzez nieustanny dopływ dopaminy do mózgu. Interaktywny charakter sieci daje nam narzędzia do nieustannego odnajdywania informacji, wyrażania nas samych i łączenia się z ludźmi. Równocześnie zmienia nas w szczury laboratoryjne, które kompulsywnie pociągają różne dźwignie, aby otrzymać pożądane granulki społecznego i intelektualnego pożywienia. Ciekawym przykładem obrazującym to zjawisko jest fenomen aplikacji Candy Crush Saga. Według firmy twórcy gry, ponad 9 mln ludzi spędza więcej niż trzy godziny dziennie w aplikacji. To więcej niż czterokrotność liczby mieszkańców Warszawy! Tak ogromna popularność jest zaskakująca, biorąc pod uwagę charakter gry – głównym jej zadaniem jest ułożenie cukierków w rzędach lub kolumnach tak, aby stworzyć sekwencję przynajmniej trzech pasujących kolorem słodyczy. Gdy tak się stanie, gracz dostaje punkty, a na planszy pojawiają się nowe obiekty. Ktoś się pewnie uśmiechnie i zapyta: Jak można przeznaczać więcej niż kilka minut w trakcie dnia na tego typu rozrywkę?. Bennett Foddy, autor gier wykładający ich programowanie na NYU Game Center, wyjaśnia, że za sukcesem Candy Crush stoją nie tyle zasady, ile „soczystość” i design gry, które tworzą sensoryczne i samonagradzające tło. Kolorowe cukierki opadają, wydając satysfakcjonujące brzdęknięcia, niski głos zaprasza do dalszej gry i gratuluje użytkownikowi przejścia do kolejnego poziomu, mózg zaś karmi się dopaminą wydzielaną po każdej wygranej średnio co kilka sekund. Gdyby zamiast tego na ekranie pojawiły się kanciaste kształty, które użytkownik mozolnie przesuwałby na inne miejsce oraz gdyby zrezygnowano z fanfar na koniec gry czy możliwości odblokowywania następnych etapów, gra na pewno nie zostałaby ściągnięta ponad 500 mln razy. Jeżeli ktoś uważa ten przykład za przerysowany i myśli, że dotyczy jedynie ułamka prymitywnej części społeczeństwa, powinien spojrzeć na biegaczy w centrach miast. Większość z nich ćwiczy z telefonem, w którym ma zainstalowaną aplikację monitorującą ich postępy. Mamy tu do czynienia z dokładnie tym samym mechanizmem, co w przypadku aplikacji Candy Crush Saga. Biegamy, otrzymując równocześnie nieustanne komendy od wirtualnego trenera, który motywuje nas do cięższej pracy i gratuluje po każdym następnym kilometrze. Gdy ćwiczymy regularnie, szybko odblokowujemy kolejne poziomy, co aplikacja obwieszcza fanfarami i komunikatem: Dobra robota! Oby tak dalej! Jesteś niepokonany!. Gdy tego nie robimy, nasz wirtualny trener martwi się, czy wszystko jest z nami w porządku, pokazuje osiągnięcia znajomych i zaprasza do ­kolejnego ­treningu. My zaś, chcąc znowu czuć, że udaje nam się pokonać samego siebie, sięgamy ponownie po aplikację i po raz kolejny pozwalamy jej śledzić trasę i tempo naszego biegu. 1

listopad 2019


Owładnięci Internet kontroluje naszą uwagę w znacznie większym stopniu niż kiedykolwiek robiło to radio, telewizja czy telefon. Tak naprawdę niezależnie od miejsca i pory dnia wszędzie da się zauważyć osoby przyklejone do ekranów, obojętne na świat wokół. Według Narodowej Rady Bezpieczeństwa każdego roku 1,6 mln wypadków samochodowych w USA jest spowodowanych używaniem telefonów przez kierowców. Ta liczba to 25 proc. wszystkich wypadków w ciągu roku. W 2011 r. w słownikach pojawił się również nowy termin – selficide – który na polski tłumaczy się jako śmierć przez zrobienie selfie. Raport z 2018 r. opublikowany w „Journal of Family Medicine and Primary Care” opisuje, że przez siedem lat w ten sposób zginęło ponad 250 osób. Był to skutek bardziej ryzykownych zachowań użytkowników pragnących uchwycić idealne, jedyne w swoim rodzaju ujęcie oraz pozowania z bronią i przypadkowego pociągnięcia za spust. W związku z tymi wydarzeniami rząd Stanów Zjednoczonych wprowadził tzw. strefy wolne od selfie w miejscach turystycznych takich jak plaże, klify, szczyty górskie i dachy wysokich budynków. To, co wzmacnia efekt obojętności na świat zewnętrzny, to interaktywność sieci. Włączając telefon i otwierając Facebooka dajemy sobie również możliwość nieustannego kontaktu z innymi osobami. W ten sposób realizujemy fundamentalną potrzebę człowieka jako zwierzęcia stadnego – potrzebę socjalizacji. Odcięci od sieci czujemy się jakby wyjęci z własnego życia – szybko pojawia się w nas niepokój, czujemy na własnej skórze syndrom FOMO (fear of missing out – po polsku lęk przed pominięciem) czy fantomowych wibracji, kiedy wydaje nam się, że w kieszeni wibruje telefon, który przecież jest wyłączony i leży na dnie plecaka. Ciekawym zjawiskiem jest więc to, że pomimo zwiększania się czasu spędzonego przed ekranami do średnio siedmiu godzin dziennie, od 2007 r., czyli momentu wprowadzenia smartfonów do powszechnego użytku, odsetek osób w Stanach, które czują się samotne, wzrósł z 21 do 31 proc. (2015 r.).

Pamięć krótkotrwała Internet nie tylko wzmacnia poczucie naszej samotności, redukując czas spędzany z innymi twarzą w twarz, lecz wpływa także na naszą pamięć. Udoskonalany od lat 90. idealnie pozwala odwzorować rzeczywistość. Artykuły na stronach internetowych i ich układ przypominają przecież te same teksty, które można znaleźć w gazecie, wideo na YouTubie to przecież nowy odpowiednik audycji radiowych i profesjonalnych filmów, a notatki w komputerze wyglądają lepiej niż ich analogowe odpowiedniki pokreślone w zeszycie. Niestety, nasz umysł przy kontakcie z wirtualną mimikrą nie daje się zwieść i pracuje zupełnie inaczej niż w rzeczywistych wa-

16-17

runkach. W momencie sięgnięcia po telefon mózg otrzymuje setki bodźców, które angażują wszystkie jego obszary – te związane z językiem, pamięcią i przetwarzaniem bodźców wizualnych, ale również takie, które w przypadku czytania tekstu rzeczywistego nie są aktywne, a więc obszary przedczołowe odpowiedzialne za podejmowanie decyzji i rozwiązywanie problemów. W takim środowisku głęboka lektura i długookresowe zapamiętywanie informacji są niemożliwe. Wszystko za sprawą ograniczonej pojemności pamięci krótkotrwałej, która przenosi wiedzę i doświadczenia do pamięci długotrwałej, czyli banku naszych wspomnień. Pamięć krótkotrwałą można porównać do naparstka, który napełnia wannę (pamięć długotrwałą), zaś wszelkie zewnętrzne bodźce do kranu w umywalce, z którego leje się woda. W momencie czytania książki strumień wody jest równomierny i nieprzerwany, jego intensywność możemy natomiast zmniejszać lub zwiększać za pomocą tempa lektury. Gdy logujemy się do sieci sytuacja się zmienia – pojawiają się dodatkowe krany, a każdy z nich jest odkręcony na maksymalną moc.

Chcąc czerpać z każdego źródła, naparstek zbiera jedynie pojedyncze krople z wybranych punktów, większość informacji rozlewa zaś po drodze. Konsekwencją tych działań jest płytka i pobieżna wiedza z każdej dziedziny, jaką interesujemy się online. Technologia, której używamy sprawia, że nasz umysł przegrzewa się, odczuwając przeciążenie poznawcze – czytamy, nie zapamiętujemy jednak schematów, przez co nie potrafimy połączyć wyczytanych informacji w logiczny sens, przesuwając się jedynie po powierzchni morza słów. Internet wymaga naszego skupienia, niemniej jest ono skierowane nie na rzecz, którą w danym momencie oglądamy, a na urządzenie, które trzymamy przed sobą.

Druga strona medalu Czytając analizy zmian zachodzących w umyśle, zaczynamy odczuwać pesymizm w odniesieniu do nadchodzących czasów. Prawda jest jednak taka, że konsekwencje ekspozycji na nowe technologie nie są wyłącznie negatywne. Jak pokazuje badanie nad grami komputerowymi z 2003 r. pewne zdolności poznawcze nawet się dzięki nim wzmacniają.


Mowa tu przede wszystkim o lepszej koordynacji na linii oko-ręka, szybkim przetwarzaniu i reagowaniu na bodźce wzrokowe czy lepszej identyfikacji przedmiotów w swoim otoczeniu. Jak mówi Gary Small, dyrektor Centrum Badań nad Starzeniem i Pamięcią Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, nasze mózgi uczą się szybkiego koncentrowania uwagi, analizy informacji i niemal natychmiastowej decyzji o dalszych krokach. Im więcej czasu spędzamy online, tym bardziej przystosowujemy naszą sieć neuronową do szybkich i ostrych skoków ukierunkowanej koncentracji. Pozwala to na większą elastyczność i wielozadaniowość – dzięki internetowi potrafimy szybko przejść od jednego zadania do drugiego, jednak traci na tym nasza kreatywność i umiejętność refleksji nad wykonywanymi czynnościami.

Pokolenie nagłówków Co ciekawe, człowiek posiada naturalne predyspozycje do rozproszenia. W prehistorii skłonność ta pozwoliła naszemu gatunkowi przetrwać i ewoluować. Nasi przodkowie nieustannie przenosili

spojrzenie i uwagę z jednego przedmiotu na drugi tak, aby wyczulić zmysły na zmiany w otoczeniu i w porę zauważyć drapieżnika lub pożywienie. Przez wieki czytanie książek było wobec tego nie tylko nienaturalne, ale i niemożliwe ze względu na obowiązek nieprzerwanego utrzymania uwagi na pojedynczym, statycznym obiekcie. Wymagało dodatkowego treningu umysłu, by ten ignorował wszystko, co dzieje się dookoła i przez to stanowiło swoisty akt medytacji, w którym człowiek musiał oderwać swój umysł od rzeczywistych problemów, aby napełnić go tysiącem słów. Czasy szły jednak naprzód, a nasi przodkowie coraz mocniej naginali naturę pod swoją wolę, zaczynając samemu o sobie decydować. Tego typu kontrola pozwoliła na spokojniejszą egzystencję i wykształciła grunt pod nowe umiejętności. Jedną z nich było właśnie czytanie, które umożliwiło naszym przodkom przyswajanie nowych informacji o sobie oraz otaczającym ich świecie i jego historii. Trenowało też ich umysły, które w miarę coraz częstszego czytania przeprogramowywały się i zmieniały usposobienia czytelników.

Jak wykazało badanie przeprowadzone w 2016 r. przez grupę neurobiologów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, głęboka lektura pozwoliła człowiekowi na wejście w buty bohaterów nie tylko w sposób abstrakcyjny, lecz także rzeczywisty. Dowiedziono, że gdy tylko czytelnik otwierał książkę, jego umysł zaczynał działać w taki sposób, jakby nie siedział w fotelu, tylko naprawdę przeżywał daną historię. Dlatego właśnie ciekawa, wciągająca lektura była w stanie wycisnąć z nas łzy, wzbudzać uczucie pożądania czy strachu. Co więcej, dzięki możliwości kontrolowania tempa lektury pamięć nie była obciążona i potrafiła przyswoić większość zewnętrznych informacji i schematów, a także od razu włączyć je do banku wspomnień. Pozwalało to nie tylko na wzbogacenie doświadczenia otaczającego świata, lecz także na zwiększenie zdolności do abstrakcyjnego myślenia i rozwinęło mózg w nowym kierunku – w stronę świata refleksji, kreatywności i nowych pomysłów. Niestety obecnie, poprzez nadmierną ekspozycję na social media, coraz częściej odbiegamy od głębokiego skupienia, skłaniając się raczej ku ciągłemu rozproszeniu. Powoli ponownie zmieniamy się w prehistorycznych zbieraczy. Zamiast jednak wyczulać nasze zmysły na zagrożenie ze strony drapieżników, czyhamy na nowe informacje, plotki i przeceny w ulubionych sklepach internetowych. Przyjmujemy je na pęczki, z kilku źródeł na raz, byle więcej, byle jak. Nie zdajemy sobie często sprawy, że tego typu kompulsywne zachowanie nie przyczynia się do powiększenia naszej wiedzy, a do sytuacji wręcz odwrotnej. Im częściej wykonujemy wiele zadań równocześnie, tym częściej nasz mózg czuje się przemęczony i przytłoczony. Nie potrafimy wtedy odróżnić informacji istotnych od nieważnych, sygnałów od hałasu, przez co jesteśmy bardziej podatni na stereotypizację i poleganie wyłącznie na skrótowych informacjach. Twitter? Facebook? Forum internetowe? Wszędzie można zauważyć jednostki, które komentują posty, zupełnie nie znając ich kontekstu, nie potrafią dyskutować z osobami o odmiennych poglądach i nawet nie chcą wyjść ze swojej strefy komfortu by dowiedzieć się czegoś więcej. Egoistyczni, toksyczni i bezrefleksyjni wypełniają coraz większe przestrzenie internetowych zakątków. Są idealnymi odbiorcami szerokiego strumienia fake newsów tworzonych przez firmy typu Cambridge Analytica. Płytkie umysły to dla takich przedsiębiorstw idealny grunt pod manipulację małym kosztem. Kiedyś by oszukać ludzi trzeba było zatrudnić sztab osób – dziennikarzy, filmowców, specjalistów od psychologii i marketingu. Dziś wystarczy jedynie zmienić nagłówki i wrzucić je na dowolną platformę, by masy niosły je w eter, nie pytając o nic. 0

listopad 2019


WYWIAD

/ dyrektor artystyczna MAGLA

wysiłki nie poszły na marne

W walce o uwagę czytelnika Na grafikę wszyscy zwracają uwagę, jednak niewielu decyduje zająć się nią profesjonalnie. W przypadku czasopisma podjęcie tego zadania jest niczym wyjście na pierwszy front walki o uwagę czytelnika. W rozmowie z Pauliną Hubertowicz, Dyrektor Artystyczna MAGLA – Zuzanna Nyc – odsłania rąbek graficznych tajemnic. R O Z M AW I A Ł A :

PAU L I N A H U B E R TOW I C Z

MAGIEL: Dla wielu może być niejasne, czym dokładnie zajmujesz się w MAGLU. ZUZANNA NYC: Wraz z szefami działów Foto (Aleksander Jura) i Grafika (Mateusz Nita) koordynuję pracę nad wizualną stroną magazynu. Po mojej stronie leży głównie podjęcie decyzji w kwestii tego, co znajdzie się na okładce oraz zapewnienie oprawy graficznej artykułu okładkowego. W tym celu organizuję spotkania okładkowe (spotkanie działu, na którym wymieniamy się pomysłami co do grafik do następnego numeru i omawiamy inne bieżące sprawy) i jestem w stałym kontakcie z grafikiem lub fotografem, który podejmuje się wyzwania wykonania okładki. Jestem też odpowiedzialna za to, by każdy numer Magla był estetycznie spójny i ciekawy.

Zdajesz sobie sprawę, że bez pracy Twojej i innych osób zaangażowanych w działy Foto i Grafika, wysiłki całej Redakcji mogłyby po prostu pójść na marne? Bez dobrej okładki ciężko zachęcić kogokolwiek do wzięcia numeru do ręki. Faktycznie, obrazkiem najłatwiej przykuć czyjąś uwagę. I nie da się ukryć, że oprawa wizualna magazynu musi spełniać też trochę funkcję promocyjną. To trudne, ale jednocześnie fascynujące zadanie – sprawić, żeby magazyn wydał się komuś atrakcyjny na pierwszy rzut oka.

pochłaniało większość mojego wolnego czasu. Dwa lata temu zdecydowałam się zmienić tę pasję w coś praktycznego i nauczyć się od podstaw fotografii. W ten sposób odkryłam, że robienie zdjęć sprawia mi ogromną przyjemność. Grafikami zajmuję się mniej, w zasadzie tylko wtedy, gdy jest taka potrzeba, ale zamierzam wkrótce nauczyć się więcej również w tym kierunku.

Podczas pracy w MAGLU zrobiłaś już wiele grafik. Jakie wyzwania zapadły Ci najbardziej w pamięć? Ten numer był dla mnie dużym wyzwaniem, bo sama zajmowałam się i okładką, i oprawą graficzną artykułu okładkowego. Mam nadzieję, że wyszło dobrze!

W moim odczuciu tak, wyzwań jednak nigdy nie jest za wiele. Jakie masz marzenia i plany na przyszłość? Na pewno chcę dalej fotografować i pomagać w tworzeniu jak najładniejszych numerów Magla. Marzę także o podróży z aparatem w jakieś naprawdę egzotyczne miejsce. 0

Grupa odbiorców MAGLA jest ściśle określona – są to głównie studenci i wykładowcy Szkoły Głównej Handlowej oraz Uniwersytetu Warszawskiego. Jak opisałabyś ich gust? To jest tak różnorodna grupa, że absolutnie nie podejmuję się tego wyzwania! Zauważam jednak jedną charakterystyczną cechę, która wydaje mi się wspólna dla wszystkich naszych czytelników. Są wymagający. Wiele obrazów, fotografii, filmów i komiksów w życiu widzieli, więc coraz ciężej ich zaskoczyć. Na pewno nie można proponować im pomysłów, które są stockowe, czyli powielają utarte od lat wizualne wzorce, bo odbiorą to jako pójście na łatwiznę. Jednocześnie potrafią bardzo docenić nietypowy pomysł i profesjonalne wykonanie.

Na jakie elementy zawsze zwracasz uwagę, aby sprostać temu wyzwaniu?

Grafika jest obecnie dosyć popularnym kierunkiem kształcenia. Dla wielu jest też po prostu pasją. Jednak organizacjom studenckim trudno jest znajdować osoby, które się tej działki podejmą. Jak to się stało, że Ty poszłaś w tym kierunku? Zawsze bardzo interesowało mnie opowiadanie obrazem. W gimnazjum zafascynowałam się filmem i przez długie lata to zainteresowanie

18–19

fot. Wioleta Niedźwiedź.

Przede wszystkim staram się słuchać własnej intuicji i uwag osób współpracujących ze mną, nie tylko tych zajmujących się grafiką. Wierzę, że jeśli jakiś pomysł spodoba się nam, zapali iskierki w oczach i sprawi, że z motywacją podejdziemy do pracy nad kolejnym numerem, to trafi on również w gust przynajmniej części naszych odbiorców. Magiel to dla mnie takie fantastyczne laboratorium, w którym możemy uczyć się na własnych błędach i testować nawet najbardziej szalone pomysły. Chcę, żeby tę kreatywną energię zawsze było widać w numerach, które ostatecznie oddajemy czytelnikom do rąk.


hazard,a polityka /

POLITYKA I GOSPODARKA

Polityki i Gospodarki w formie którą znacie już nie będzie. Śmieszkowanie na belkach pozostawiam mojemu bratu SCZ, który swoją egzystencją udowodnił, że zasłguje na nie.

Polityczna bukmacherka Do hazardu można mieć lepsze bądź gorsze nastawienie, ale niewątpliwie jest on częścią naszego świata. Przynosi zbyt wiele adrenaliny i możliwych zysków, aby ludzie z niego rezygnowali. Nic więc dziwnego, że wciska się we wszystkie emocjonujące dziedziny, w tym politykę. T E K S T:

MICHAŁ ŁESYK

akłady bukmacherskie mają długą historię. Za pierwszego bukmachera uznaje się Harry’ego Ogdena, który w XVIII wieku organizował obstawianie wyników wyścigów konnych w Newmarket. Od tego czasu “bukmacherka” stała się niezwykle intratnym, wielomiliardowym biznesem. Obecnie obstawiać można praktycznie każde wydarzenie sportowe, od finału tenisowego US Open, aż po niszowy mecz portugalskiej ligi futsalu. Potencjalna wygrana jest w stanie uatrakcyjnić nawet najmniej porywające widowisko. Istnieje jeszcze jedna dziedzina życia, która wielu może emocjonować nawet bardziej niż sport – polityka. Społeczeństwa na całym świecie żyją tymi dwoma zagadnieniami. Sport i politykę łączy wiele, m.in. utożsamianie się z konkretnymi organizacjami – drużynami lub partiami. Ma to często wymiar wręcz trybalistyczny i wywołuje gigantyczne emocje. Gdy dodamy do tego możliwość ponadprzeciętnego zarobku, otrzymujemy niezwykle interesujący produkt. O ile pozycja zakładów sportowych jest od pewnego czasu unormowana prawnie w wielu krajach, to pójście do bukmachera, aby obstawić wynik wyborów, okazuje się zabronione w każdym stanie USA. Warto jednak zauważyć, że Stany Zjednoczone charakteryzuje dość rygorystyczne podejście do zakładów bukmacherskich. Jedynie w pięciu stanach legalne jest obstawianie ich online. W wielu krajach Europy, w tym w Polsce, regulacje są bardziej liberalne. Przyjmowane są więc zakłady dotyczące m.in. zwycięzcy wyborów parlamentarnych w Polsce, przyszłorocznych wyborów prezydenckich w USA, czy bardziej szczegółowe np. odnoszące się do daty Brexitu.

Z

Hazardowe tradycje Historia politycznych zakładów sięga początków XVI wieku. Obstawiano wówczas w Watykanie, kto zasiądzie na tronie Piotrowym. Natomiast kilkaset lat później – w XX wieku – w USA, skala tego zjawiska stała się znacząca. Las Vegas dopiero powstawało, a amerykańską stolicą hazardu był Nowy Jork. Jak podaje „The New York Times”, mimo istniejącego wówczas zakazu, suma pieniędzy po-

stawionych na wybory prezydenckie w 1904 roku opiewała na 700 tys. ówczesnych dolarów, których dzisiejsza wartość przekraczałaby 20 mln. Przyjmowaniem zakładów zajmowali się najczęściej bankierzy pracujący na Wall Street, a informacje o kursach na poszczególnych kandydatów zawarte były w nowojorskich dziennikach i pełniły funkcję podobną do dzisiejszych sondaży przedwyborczych. Sytuacja uległa zmianie w 1926 roku, kiedy to aktywista z Bronxu – David Barnett – postanowił zaprotestować przeciwko hazardowi politycznemu argumentując, że może mieć on bezpośredni wpływ na wynik wyborów. Przeciwnicy Barnetta, na czele z prawnikiem Frankiem Silinskim, twierdzili natomiast, że o ile w wyborach lokalnych jest to możliwe, o tyle w skali kraju wpływ na wyborczy wynik byłby znikomy. Jednakże w obawie o potencjalne wypaczenie demokratycznego procesu, zdecydowano się ukrócić proceder politycznej bukmacherki.

Sport i politykę łączy wiele, m.in. utożsamianie się z konkretnymi organizacjami – drużynami lub partiami. W ostatnich latach zaczęło pojawiać się coraz więcej głosów kwestionujących sens takich przepisów. Zwolennicy zalegalizowania tego typu zakładów podkreślają, że wiele osób byłoby zainteresowanych postawieniem pieniędzy na różne wydarzenia polityczne. Skoro istnieje popyt, czemu nie dać takiej możliwości osobom poruszającym się w świecie hazardu. Zwłaszcza, że obawy podnoszone przez Barnetta nie zmaterializowały się w Europie czy Australii. Co więcej, na kontynencie australijskim, odkąd pod koniec X X wieku zalegalizowano zakłady polityczne, tamtejsze wybory stały się trzecim najchętniej obstawianym wydarzeniem zaraz po jeździeckim Melbourne Cup oraz tenisowym Australian Open.

Realia hazardzisty Należy zastanowić się jednak, jakie zagrożenia może nieść za sobą popularyzacja zakładów politycznych. Medialna otoczka związana z 24 godzinnym relacjonowaniem życia politycznego niejednokrotnie spłyca kulturę i przekształca demokrację w konkurs popularności. Dzieje się tak między innymi za sprawą sondaży, które kreują wybory jako wyścig, grę. Ten efekt mógłby zostać uwypuklony w przypadku powszechności politycznego hazardu. Różnica między sportem a polityką jest taka, że nawet najważniejsze wydarzenie sportowe nie niesie za sobą takich konsekwencji, jak proces wyborczy. Nawet jeśli nie zamierzamy brać udziału w politycznych zakładach, warto przyjrzeć się kursom oferowanym przez bukmacherów. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych, kampania prezydencka nabiera rozpędu i widać pewną rozbieżność kursów bukmacherskich oraz dotychczasowych sondaży. Póki co faworytem jest Donald Trump, z kursem wygranej około 2, mimo stosunkowo niskiego poparcia dla jego prezydentury – 45 proc. tzw. approval rating wg sondażu NBC. Do niedawna wydawało się, że były wiceprezydent Joe Biden, ze swoją polityką ciepłej wody w kranie, będzie faworytem wśród Demokratów. Tymczasem w ostatnich miesiącach Elizabeth Warren prowadzi niezwykle skuteczną i ostrą kampanię. Sprzeciwia się wielkim korporacjom i od lat głośno mówi o konieczności wszczęcia procedury impeachmentu wobec Trumpa. Ten przekaz najwidoczniej trafił na podatny grunt. Według bukmacherów, jest ona, obok urzędującego prezydenta, najpoważniejszą kandydatką na fotel prezydenta USA. Za każdą złotówkę postawioną na nią wygrać można około 3,5. Jaka przyszłość czeka polityczne zakłady? Być może rynek ten wciąż będzie niszą, a kursy stanowić będą jedynie ciekawostkę przekazywaną przez media. Jednakże są powody by sądzić, że polityczna bukmacherka będzie dalej istnieć i prężnie się rozwijać na całym świecie. 0

listopad 2019


POLITYKA I GOSPODARKA

/ protesty w Hongkongu

Na ulicach Hongkongu

Od czerwca ulice Hongkong są oblegane przez setki tysięcy protestujących. Choć wszystko zaczęło się od sprzeciwu wobec prób wprowadzenia nowego prawa o ekstradycji, to z każdym tygodniem demonstracja przeradza się w manifestację niezależności od Pekinu. Kiedy trwają zmagania o utrzymanie autonomii byłej brytyjskiej kolonii, przyjrzyjmy się konsekwencjom tych wydarzeń na świecie. T E K S T:

PAT RYC JA P E N D R A KOW S K A , INSTYTUT STUDIÓW AZJATYCKICH I GLOBALNYCH IM. MICHAŁA BOYMA

d 1997 roku Hongkong działa w oparciu o wynegocjowaną w latach 80. formułę: jeden kraj, dwa systemy. Brytyjczycy przekazali władzę nad metropolią Chińskiej Republice Ludowej pod warunkiem zachowania jego autonomii w sprawach wewnętrznych. Co do zasady, funkcjonowanie w ramach tego systemu oznacza podległość Hongkongu wobec Pekinu w kwestii polityki zagranicznej i obronności, natomiast zapewnia względną niezależność w sprawach edukacji, stanowienia i egzekucji prawa, finansów czy polityki walutowej. Hongkończycy obawiają się utraty swobód obywatelskich i domagają się prawdziwych wyborów szefa administracji regionu, a nie jedynie możliwości wskazania kandydata lub

O

20–21

kandydatki spośród uprzednio zaakceptowanych przez Pekin. Poprzednia pokojowa fala protestów z 2014 r., która przeszła do historii jako „rewolucja parasolkowa”, nie przyniosła demokratyzacji, ani nie powstrzymała chińskiego kierownictwa przed zacieśnianiem kontroli. Wielu liderów tego ruchu zostało aresztowanych. Bezpośrednim powodem tegorocznego protestu była zapowiedź wprowadzenia nowego prawa, które umożliwiłoby ekstradycję podejrzanych z Hongkongu do Chin. Mimo wstrzymania prac nad nową legislacją demonstracje trwają nadal. Chodzi im w tej chwili już nie tylko o powstrzymanie zmian prawnych, ale także o utrzymanie swobód obywatelskich.

Z DJ Ę C I A :

M AT E U S Z WAN T U Ł A

Wejdą, nie wejdą Chiny prawdopodobnie nie zaryzykują powtórzenia scenariusza z 1989 r. z Tiananmen, kiedy wojsko spacyfikowało protest studencki. Obecnie rząd chiński będzie za wszelką cenę unikać rozwiązań z wykorzystaniem przemocy na dużą skalę. Tak jak w przypadku wycofania się z wprowadzenia nowego prawa o ekstradycji, Pekin, a formalnie – zależna od niego szefowa administracji, będzie zmuszony zaakceptować część warunków demonstrujących. Przewidywane na połowę tego stulecia zespolenie Hongkongu z Chinami kontynentalnymi może nie być tak łatwe, jak jeszcze niedawno się wydawało. Dla wielu Chińczyków Hongkong i integracja tego specjalnego regionu autonomicznego


protesty w Hongkongu /

POLITYKA I GOSPODARKA

pozostaje sprawą honorową. Po stuleciu upokorzeń w XIX wieku i podpisaniu Traktatu w Nankinie (1842) kończącego pierwszą wojnę opiumową, Hongkong przeszedł pod panowanie Wielkiej Brytanii. Jeszcze dzisiaj chińscy politycy odwiedzający British Museum z żalem spoglądają na eksponaty pochodzące z Chin, interpretując brytyjską politykę jako grabież. Planowany powrót Hongkongu pod całkowitą kontrolę Pekinu przewidywany na 2047 rok na mocy umowy chińsko-brytyjskiej zawartej w 1984, jest więc także kwestią dumy narodowej. Zbiega się to również z asertywną polityką prowadzoną przez Xi Jinpinga, który dąży do urzeczywistnienia zjednoczenia Chin i przyłączenia - według Pekinu - zbuntowanej prowincji Tajwanu.

Międzynarodowy biznes w tle protestów Rozpoczęte w czerwcu br. protesty bacznie powinni obserwować nie tylko politycy i środowisko eksperckie, ale także międzynarodowy biznes. Demonstracje, których uczestnicy domagają się przestrzegania praw obywatelskich i ograniczenia kontroli Pekinu, są niewygodne dla rządów Komunistycznej Partii Chin. Stawiają także partnerów gospodarczych przed trudnymi wyborami. Warto spojrzeć na RFN, dla których Chiny były największym partnerem handlowym w 2018 r. Przedstawiciele niemieckiego biznesu naciskają na rząd federalny, aby powstrzymał się od bezpośredniej krytyki łamania praw człowieka wobec protestujących oraz innych naruszeń Pekinu na tym polu. W parlamencie niemieckim przyjęto wprawdzie jednego z liderów protestów, jednak przedstawiciele rządu nie zdecydowali się na spotkanie. W ocenie międzynarodowego biznesu takie spotkania potencjalnie mogą szkodzić istotnym interesom na terenie Chin. Dlatego unikają ich nie tylko Niemcy, ale także inne kraje Europy i USA. Podobna polityka prowadzona jest jednak wobec innych państw, chociażby Arabii Saudyjskiej. Przypomnijmy morderstwo niezależnego dziennikarza Dżamala Chasodżdżego w konsulacie w Stambule. Nie spotkało się ono z sankcjami czy silną reakcją polityczną. Podobnie wprowadzenie faktycznego stanu wyjątkowego w indyjskim Kaszmirze po sierpniowej likwidacji autonomii regionu.

Etyka i biznes Jak daleko można więc poświęcić interesy gospodarcze w obliczu ostatnich wydarzeń w Hongkongu? To pytanie z pogranicza etyki i ekonomii w tym przypadku nabiera na aktualności i znaczeniu. Hongkong stano-

wi w zasadzie pretekst do rozważań na temat układania relacji handlowych i politycznych z państwami o odmiennym systemie wartości i rządach. Czy świat zachodniego biznesu, w tym Polska, powinien naciskać na własne rządy w celu przyjęcia postawy pragmatycznej i podtrzymywania relacji politycznych i handlowych, przymykając oko na łamanie praw człowieka? Czy może raczej powinno się przyjąć postawę silnie promującą zachodnią wizję swobód obywatelskich kosztem osłabienia relacji z partnerem handlowym? To pytania otwarte, a państwa Zachodu będą musiały wyważyć racje, biorąc pod uwagę własne, a więc ograniczone możliwości wpływu na kontrowersyjne i konf liktowe sytuacje nie tylko w Hongkongu, ale na całym świecie.

Co przyniosą kolejne miesiące? W Hongkongu interesy gospodarcze splatają się z geopolitycznymi. Pochłonięty kwestiami Brexitu Londyn nie poświęca wiele uwagi swojej byłej kolonii, zmagając się z trudną wewnętrzną sytuacją kraju. Za to Stany Zjednoczone zdają się prowadzić bardziej aktywną politykę w tym regionie, a niektóre chińskie źródła uważają wręcz, że Amerykanie podsycają protesty. W Kongresie procedowana jest propozycja legislacyjna (Hong Kong Human Rights and Democracy Act) przewidująca sankcje dla osób zaangażowanych w tłumienie wystąpień. Istnieje możliwość, że Hongkong będzie wykorzystywany w sporach USA-ChRL jako forma ewentualnego rozszerzenia pola

negocjacji przez USA. Celem byłoby osłabienie pozycji Pekinu w konf likcie handlowym, a także postawienie sojuszników w niekomfortowej sytuacji – konieczności opowiedzenia się po jednej ze stron. Wówczas Waszyngton mógłby odwoływać się do trudnej sytuacji w Hongkongu, przekonując, że z przeciwnikami demokracji nie powinno się współpracować. Możliwy jest również alternatywny scenariusz – załamanie negocjacji między Waszyngtonem a Pekinem mogłoby prowadzić do pacyfikacji Hongkongu, który przez kilkadziesiąt lat stanowił dla międzynarodowych instytucji finansowych bramę do Chin kontynentalnych. Jest to jednak obecnie scenariusz mało realny. 0

Instytut Boyma Instytut Boyma to niezależny think tank zrzeszający analityków zajmujących się polityką, gospodarką i innowacjami w krajach rozwijających się, ze szczególnym naciskiem na Azję. Naszą misją jest przybliżenie polskiej opinii publicznej oraz liderom politycznym i biznesowym przemian zachodzących w państwach rozwijających się. Swoją misję realizujemy poprzez publikację raportów, analiz i komentarzy eksperckich, organizację spotkań dyskusyjnych i konferencji oraz aktywność publicystyczną w mediach. Serdecznie zapraszamy do współpracy pracowników naukowych, studentów, dziennikarzy i wszystkich innych, którzy chcieliby tworzyć z nami projekty przybliżające polskiemu i europejskiemu odbiorcy Azję, wpisując się tym w misję zapoczątkowaną przez Michała Boyma.

listopad 2019


POLITYKA I GOSPODARKA

/ wybory 2016

Z archiwum MAGLA (159/kwiecień 2016)

fot. Wikipedia commons

fot. Wikipedia commons

Kampania wyborcza za oceanem powoli nabiera rozpędu. Demokraci już rywalizują w kolejnych debatach, a urzędujący prezydent Donald Trump przygotowuje się do walki z potencjalnymi kandydatami opozycji. Oficjalnie prawybory rozpoczną się 3 lutego w stanie Iowa. O tym, kto będzie przywódcą największego światowego mocarstwa przekonamy się 3 listopada. Zanim kampania wystartuje na dobre, warto przypomnieć poprzednie wybory z 2016 r.

Marsz na Biały Dom Wybory prezydenckie to najwidoczniej dla Amerykanów zbyt mała dawka emocji. Przed każdymi organizują niemal roczne tournée polityków po całym kraju, w którym starają się o samą możliwość startu w tych wyborach. Walka o urząd prezydenta właśnie wkracza w ostateczną fazę. T E K S T:

JA K U B C I C H U TA

urzliwa prezydentura Baracka Obamy kończy się najbardziej nieprzewidywalną kampanią wyborczą od dawna. Przez osiem lat rządów rozpoczętych w szczycie kryzysu finansowego dochodziło do paraliżu całego rządu federalnego, niezwykle ostrych sporów w Waszyngtonie, a za granicą do przemeblowania sytuacji na Bliskim Wschodzie oraz porozumień z największymi wrogami Stanów Zjednoczonych. Idealnym zwieńczeniem wydaje się obecna kampania, w której po prawej stronie celebryta biznesmen walczy z całym partyjnym establishmentem, a po lewej niemająca z kim przegrać faworytka musi uważać na starszego pana, na którego głosuje zdecydowana większość młodych demokratów.

B

Jak zostać prezydentem? Od ponad stu lat w walce o fotel Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki liczą się tylko kandydaci wystawiani przez dwie główne partie: Partię Republikańską i Partię Demokratyczną. Jednak decyzji o wytypowaniu kandydata nie podejmują władze partyjne (które nie są zbyt silne), lecz członkowie i sympatycy danej partii. Same wybory prezydenckie odbywają się za-

22–23

wsze w listopadzie. Wczesnym latem zbierają się konwencje partyjne, na których delegaci wybrani w prawyborach w każdym stanie decydują o tym, kto zostanie kandydatem na prezydenta. Przez prawie pół roku wszyscy marzący o zajęciu Białego Domu jeżdżą od stanu do stanu, z jednych prawyborów na drugie.

Ostra walka Po ponad miesiącu walki, po prawej, republikańskiej stronie, zostały cztery osoby. Liderem wyścigu jest Donald Trump, 70-letni miliarder, deweloper obracający nieruchomościami, 405. na liście najbogatszych ludzi na świecie, a przy okazji telewizyjny celebryta farbujący się na rudo, z młodszą o 24 lata żoną, modelką u boku (na 13 marca uzbierał 460 delegatów, do zdobycia większości na czerwcowej konwencji potrzebuje 1237). Drugi to Ted Cruz, senator z Teksasu, kubańskiego pochodzenia, prawnik, ukończył Princeton i Harvard Law School, od wielu lat związany z polityką na szczeblu federalnym i stanowym. Szczerze znienawidzony przez kolegów kongresmenów z Partii Republikańskiej (370 delegatów). Kolejny współzawodnik kubańskiego pocho-

dzenia to Marco Rubio, senator z Florydy, związany z ruchem Tea Party, który radykalnie sprzeciwia się mieszaniu się państwa do gospodarki. W przeciwieństwie do dwóch wcześniej wspomnianych, establishment partyjny go toleruje (163 delegatów). Ostatnim jest John Kasich, gubernator Ohio, umiarkowany kandydat, jednak z coraz mniejszymi szansami na nominację (54 delegatów). Po lewej stronie od początku liczy się tylko dwójka kandydatów – Hillary Clinton i Bernie Sanders. Pierwszej nie trzeba chyba przedstawiać, ale warto przypomnieć, że jest to żona byłego prezydenta Billa Clintona, który rządził w czasach spokoju i dobrobytu będącego efektem zwycięstwa USA w zimnej wojnie. Był jednym z najpopularniejszych prezydentów, który kończył swoje urzędowanie z prawie 70 proc. poparciem wg badań Roper Center. Hillary uzbierała dotąd 760 delegatów na 2383 potrzebnych. Zaskoczeniem jest jednak Bernie Sanders, 74-letni senator z małego stanu Vermont. W pewnym sensie to demokratyczny Trump – radykalny, nie ma aprobaty przywódców partii, cieszy się poparciem głównie młodych wyborców (546


delegatów). Specyfika wyborów w Partii Demokratycznej oznacza, że dodatkowymi delegatami są ważne osoby w partii. Tak zwanych superdelegatów jest 712, na razie większość z nich popiera Clinton, ale do końca kampanii mogą zmieniać zdanie.

U czerwonych Republikanie rzucili się do prawyborów z ogromną werwą. Wygrali ostatnie wybory do kongresu, mają większość zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie. Dlatego uznali, że wiatr polityczny im sprzyja. Z tego powodu do wyścigu stanęło rekordowa liczba 17 kandydatów. Gdy okno możliwości wydawało się otwarte, ton kampanii zaczął nadawać outsider – Donald Trump. Amerykańska opinia publiczna stara się odpowiedzieć na pytanie, skąd się wzięła popularność magnata budowlanego, w przerwach komentując jego co nowsze i co bardziej kontrowersyjne wypowiedzi. Warto pamiętać, że Donald Trump dla zwykłego Amerykanina jest celebrytą. Dlatego nie musiał budować na początku kampanii swojej marki, rozpoznawalności, przedstawiać się, sprawiać wrażenia bliskiego dla Amerykanów, ponieważ już taki był. Miał swoje programy w telewizji i wiernych fanów. Po drugie, nie jest uznawany za część znienawidzonej waszyngtońskiej śmietanki. Śmiało można go porównać do przedstawiciela polskiej sceny, od niedawna również politycznej, Pawła Kukiza.

To ja, Twój kandydat R. R. Reno w czasopiśmie „First Things” upatrywał przyczyn wzrostu popularności zarówno Trumpa, jak i Sandersa w upadku amerykańskiej białej klasy średniej. Z powodu globalizacji i postępu technologicznego spadło zapotrzebowanie na pracę, którą dotąd wykonywali. Natomiast przez powiększanie się populacji mniejszości etnicznych w stosunku do białych, politycy coraz mniej zwracają uwagę na ich głosy. Trump i Sanders spotykają się z odzewem, kwestionując status quo, obecne reguły gry, porozumienia o wolnym handlu z Azją i Europą, a w wypadku Trumpa również wzywający do ograniczania migracji, która jest postrzegana jako obniżająca płace. Duża grupa Amerykanów jest po prostu wściekła. Trump walczy również językiem. „The Boston Globe” przeanalizował wypowiedzi kandydatów, mierząc, jak trudnym językiem się posługują. W badaniu okazało się, że wypowiedzi Trumpa może zrozumieć ktoś, kto nie ukończył nawet szkoły podstawowej, natomiast do zrozumienia jego konkurentów potrzeba odpowiedników absolwentów naszego gimnazjum i liceum. Jego język jest prosty, zrozumiały, urywki w radiu czy telewizji wystarczą do zrozumienia kontekstu ca-

POLITYKA I GOSPODARKA

łej wypowiedzi. Ponadto Trump widzi swoją broń we wzbudzaniu kontrowersji, nie boi się mówić rzeczy, za które spotka go krytyka. Dlatego jego wypowiedzi wybijają się na tle ostrożnych przemówień innych polityków, którzy mają z tyłu głowy, że ich słowa mogą zostać przemaglowane przez media od Atlantyku po Pacyfik. Najgłośniejszym pomysłem Trumpa była budowa muru na granicy z Meksykiem, aby do Stanów nie dostawali się Meksykanie, którzy według Trumpa są gwałcicielami i przynoszą narkotyki i przestępczość. Drugim był pomysł „tymczasowego” zakazu wjazdu muzułmanów do Stanów Zjednoczonych. Ponadto kandydat uważa, że amerykańskie siły w Europie i Azji to marnowanie narodowych pieniędzy, dlatego np. Korea Południowa powinna płacić za stacjonowanie tam żołnierzy z USA. Izolacjonistyczne podejście Trumpa, jeżeli byłoby konsekwentnie stosowane, groziłoby w ogóle istnieniu NATO oraz sieci amerykańskich sojuszy w Azji.

Wizje przyszłości Jakie są perspektywy dla republikanów? Scenariusze są trzy. W pierwszym, coraz bardziej rozkręcana kampania „anty-Trump” poniesie klęskę, miliarder uzbiera wystarczającą większość delegatów i zostanie kandydatem w wyborach na prezydenta najpotężniejszego mocarstwa na świecie. W drugim, nie uzbiera bezwzględnej większości i partia da nominację komuś innemu, wykorzystując to, że po pierwszym bezskutecznym głosowaniu większość delegatów przestaje być związana decyzją wyborców z prawyborów i wszyscy przeciwni Trumpowi wybiorą któregoś z konkurentów. Byłby to duży cios dla partii; wyborcy wyborcami, ale i tak wygra ten, kogo wybiorą sobie bogaci i wpływowi. Trzecia opcja, to pozostanie na placu boju tylko jednego konkurenta (np. Teda Cruza), co może odebrać Trumpowi prowadzenie. Jednak przepychanki wewnątrz partii są dość duże, co powoduje, że ten scenariusz jest trudny do realizacji.

U niebieskich Demokraci (symbolizowani przez kolor niebieski i osiołka) wydawali się nie mieć żadnych problemów z nominacją, gdyż kandydatka była jedna – Hillary Clinton. Miała zdobyć bez problemu nominację, a następnie niesiona na rękach wygrać w listopadzie wybory prezydenckie jako pierwsza kobieta w historii. Tyle że tak samo miało być osiem lat temu, ale przeszkodził jej senator z Illinois Barack Obama. Tym razem konkurentem jest Bernie Sanders ze stanu Vermont. Podobnie jak Trump jest postrzegany jako walczący ze status quo, jako ktoś, kto może przeprowadzić rewolucję polityczną. W grupie wyborców do 29 roku życia zdecydowanie wygrywa z Hilla-

ry Clinton, stosunkiem 2/3. Paradoksalnie 74-latek najmniej jest popierany przez swoich rówieśników. Ma też problem z przekonaniem do siebie mniejszości, które są bardzo ważnym elementem elektoratu demokratów. Clinton stara się wykorzystać swój ogromny sztab ludzi i zasoby finansowe przekazywane przez sympatyków. Jak analizuje „Washington Post”, w każdym stanie sztab Hillary bada lokalne sprawy, do których Hillary mogłaby się odnieść, aby zyskać jak największe poparcie. Sanders dysponuje zdecydowanie skromniejszymi środkami, więc stara się prezentować perspektywę ogólnokrajowej rewolucji, co może się jednak przekładać na mniejszą liczbę delegatów zdobywaną w poszczególnych stanach. Jednak wadą Clinton jest jej wizerunek. Bogata i wyniosła pierwsza dama, od 23 lat żyjąca pod czujnym okiem prezydenckiej ochrony, członkini waszyngtońskiej elity – nie jest zbyt wiarygodna dla najbardziej rozgoryczonej części amerykańskiego społeczeństwa. W sondażach, np. Washington Post-ABC, tylko 37 proc. uważa ją za uczciwą i godną zaufania. Jej reputację obniżyło używanie swojej prywatnej, niezabezpieczonej skrzynki mailowej do korespondencji z sekretarzem stanu (odpowiednik ministra spraw zagranicznych), tym samym naraziła ważne tajemnice państwowe. Według powyższego sondażu Hillary mogłaby niewiele przegrać z Rubio, minimalnie wygrać z Tedem Cruzem, natomiast miałaby przewagę nad Trumpem.

Jak wyglądają wybory? Wybory prezydenckie odbędą się 8 listopada. Wystartują w nich zwycięzcy partyjnych konwencji i prawdopodobnie kilkoro niezależnych kandydatów zarejestrowanych w pojedynczych stanach. Wybory są de facto osobnym wyścigiem w każdym stanie. Zwycięzca w każdym ze stanów zdobywa wszystkich delegatów do niego przypisanych. To, ilu ich będzie, zależy od liczby ludności. Dlatego kampania prezydencka wymaga skupienia się również na lokalnych problemach. Z powodu ordynacji jest możliwa przegrana w wyborach, mimo zdobycia w sumie w całym kraju większej liczby głosów. Taka sytuacja miała miejsce w 2000 roku, gdy Al Gore przegrał wybory, mimo zdobycia większej liczby głosów niż George W. H. Bush. O wygranej w wyborach przesądziło około 500 głosów przewagi, jakie przesądziły o zwycięstwie Busha na Florydzie. Przeliczając na procenty, o wyniku wyborów w wówczas niemal 300 milionowym kraju przesądziło 0,00017 proc. ludności. Tegoroczny wyścig może okazać się równie ciekawy. 0

listopad 2019

graf. pixnio.com

wybory 2016 /


POLITYKA I GOSPODARKA

/ Trump and the Giant ImPeach

Nowojorski Ojciec Chrzestny Kiedyś, walcząc o reelekcję, zakładano podsłuchy przeciwnikom politycznym w ich sztabach wyborczych. Ponieważ ten numer jest już stary, trzeba wypróbować nowe. Można choćby, z pozycji siły, poprosić przywódcę obcego kraju o nieco wrażliwe dane. R E DA K TO R Z Y DZ I A ŁU P O L I T Y K A I G O S P O DA R K A

łowem definicji na początek: Impeachment jest procedurą oskarżenia i docelowo zdjęcia ze stanowiska urzędnika stanowego lub federalnego w Stanach Zjednoczonych. Może on objąć nawet prezydenta. W sytuacjach, gdy podejmuje się takie próby, zawsze obecne jest polityczne napięcie. Kilkukrotnie w historii pojawiały się zamiary zdjęcia przywódców USA ze stanowiska, ale często spekulowało się także o wszczęciu takiej procedury wobec mniej popularnych polityków.

2019 r., Donald Trump, 45. prezydent USA jest postacią na tyle kontrowersyjną, że głosy wzywające do usunięcia go ze stanowiska nie powinny dziwić. Jednak wygląda na to, że tym razem za słowami pójdzie przynajmniej próba impeachmentu. Według doniesień sygnalistów, przywódca Stanów Zjednoczonych miał wykorzystywać swoją pozycję dla uzyskania od ukraińskiego rządu informacji mogących zapewnić mu prywatne i polityczne korzyści.

Do czterech razy sztuka

Zgodnie z tymi informacjami, Trump doprowadzał do pośredniego udziału obcego państwa w przyszłych wyborach prezydenckich w USA. Naciski miały dotyczyć przede wszystkim poszukiwania informacji mogących pogrążyć Huntera Bidena, czyli syna potencjalnego demokratycznego kontrkandydata Trumpa w kolejnych wyborach. Naciski polegały na zamrożeniu pomocy militarnej dla Ukrainy, niezbędnej w jej sytuacji politycznej. Problemów jest kilka. Po pierwsze, jeśli doniesienia są prawdziwe, faktycznie można oskarżyć prezydenta o naruszenie wiarygodności wyborów. Jednak sam skandal może być trudny do politycznego spieniężenia. Bardziej skomplikowane afery nie dają się łatwo przeło-

S

1868 r., Andrew Jackson, 17. prezydent USA, który objął urząd po zabójstwie Abrahama Lincolna, zdecydował się zdjąć swojego Sekretarza Wojny z urzędu. Ta decyzja doprowadziła wkrótce do pierwszej próby impeachmentu. Jacksona oskarżano o łamanie Tenure of Office Act, który chronił przed odwołaniem przez prezydenta urzędników zaopiniowanych przez Senat. Zwolennicy impeachmentu nie zdołali jednak zebrać dostatecznego poparcia, aby go przeprowadzić i kadencja Jacksona zakończyła się terminowo. 1974 r., Richard Nixon, 37. prezydent USA, przeszedł do historii z powodu skandalu wywołanego aferą podsłuchową Watergate. Celem zapewnienia reelekcji Nixona powiązane z nim osoby popełniły szereg przestępstw, które wyszły na jaw przez próbę zamontowania podsłuchów w sztabie Partii Demokratycznej. Afera Watergate nie doprowadziła jednak do impeachmentu, ponieważ Nixon sam zdecydował się zrezygnować z urzędu. 1999 r., Bill Clinton, 42. prezydent USA również był bliski odwołania z urzędu. Oskarżano go o krzywoprzysięstwo oraz utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości. Clinton nie dość, że był częścią skandalu obyczajowego wywołanego romansem ze swoją pracownicą, to jednocześnie miał wpływać na jej zeznania oraz kłamać we własnych. W tym wypadku, choć Izba Reprezentantów zdecydowanie opowiedziała się za usunięciem Clintona z urzędu Prezydenta, to druga z izb Kongresu – Senat, oczyściła go z oskarżeń i Clinton pozostał na stanowisku do końca kadencji.

24–25

Dziel i rządź

żyć na język przeciętnego wyborcy, niezależnie od tego jak duże jest naruszenie politycznych standardów. Poza tym, proces śledztwa prowadzącego do impeachmentu napotyka na opór wielu urzędników. Nie chodzi nawet o koniecznie nielegalne środki, ale o legalistyczną obstrukcję opóźniającą śledztwo. Wreszcie, przewaga partii republikańskiej w amerykańskim parlamencie może uniemożliwić przeprowadzenie impeachmentu, który wymaga większości dwóch trzecich w głosowaniu, a długi czas konieczny do przeprowadzenia odpowiedniego śledztwa przypuszczalnie sprawi, że cała sprawa rozejdzie się po kościach, tak jak w przypadku wspomnianych prób impeachmentu prezydentów Jacksona i Clintona. Tak czy inaczej, procedury procesu impeachmentu rozpoczęły się formalnie z końcem września b.r.; Trump oskarżony jest o złamanie przysięgi dotyczącej jego urzędu, narażenie bezpieczeństwa USA oraz o zagrożenie niezależności wyborów prezydenckich. Czas pokaże, czy wystarczy to do ewentualnego usunięcia go ze stanowiska, i czy kwestia Ukrainy jest odosobnionym przypadkiem czy regułą. Do tego momentu kwestia impeachmentu będzie jednak rozgrzewała politykę amerykańską i niejasne jest tylko na czyją korzyść. 0

fot. Wikipedia commons

T E K S T:


Trochę kultury

kultura /

Polecamy: 26 FILM Kim jest tegoroczny zdobywca Złotej Palmy? O reżyserze Parasite

36 KSIĄŻKA La vie de beatnik Ruch Beat Generation

38 KSIĄŻKA Konkurs literacki fot. Weronika Rzońca

Poezja studentów

Na granicy katastrofy KAROLINA ROMAN ile prawdziwość równania 2+2=4 nie powinna budzić niczyich wątpliwości, tak już określanie obecnych czasów katastrofą klimatyczną wywołuje wśród nas niemałe dyskusje. Niektórzy czują się znużeni, słysząc kolejną wzmiankę o zastraszającym tempie niszczenia planety. Ponadto istnieją ludzie wierzący, że zmiany klimatu to teorie spiskowe, za którymi stoją naukowcy czerpiący zyski z szumu wokół tej kwestii. Jest jednak coś smutniejszego od słuchania takich opinii (i nie, nie jest to warunek z niemieckiego) – rzeczywistość. Zmiany klimatu to fakt i jako ludzkość stoimy na granicy globalnej katastrofy. Jeśli nie chcemy tej granicy przekroczyć, musimy, jak to się mówi w korpo, ASAP znaleźć i wdrożyć rozwiązanie problemu. Znaczna część społeczeństwa ma tego świadomość. Działania proekologiczne są pozytywnie postrzegane przez społeczeństwo, co przejawia się chociażby w zastępowaniu plastikowych słomek papierowymi. Drobna zmiana na większą skalę stała się poniekąd symbolem rozpowszechniającej się mody na bycie „eko”. Problem coraz częściej zauważają młodzi ludzie uważający, że stanowią ostatnie pokolenie, które może wprowadzić zmiany.

O

Zmiany klimatu to fakt i jako ludzkość stoimy na granicy globalnej katastrofy.

W ostatnim czasie żyliśmy wiadomościami o Młodzieżowym Strajku Klimatycznym, zainicjowanym przez 16-letnią Szwedkę Gretę Thunberg. Zaangażował on 1,5 mln młodych osób z ponad 100 krajów do wyrażenia swojego niepokoju o planetę i zażądania zmian na wyższych szczeblach władzy. Hasłami takimi jak Wy umrzecie ze starości, my przez zmiany klimatu okazano bezradność i swój strach o przyszłość. Na pytania, czemu strajk odbywa się w godzinach lekcji w szkołach, odpowiadano, że edukacja oraz zdobywanie wiedzy nie ma sensu, gdyż młodzież i tak nie będzie miała warunków do życia. Istnieje pewne indiańskie przysłowie, które ponadczasowo pokazuje nasz problem. Tylko wtedy, gdy ostatnie drzewo umrze i ostatnia rzeka zostanie zatruta, i ostatnie ryby zostaną złowione, zdamy sobie sprawę, że nie można jeść pieniędzy. Na przestrzeni lat dążenie ludzkości do rozwoju i zaspokajania własnych potrzeb oraz ambicji okazało się ważniejsze niż zrównoważone korzystanie z zasobów. Z biegiem czasu zmienia się sposób myślenia społeczeństwa, lecz nadal pozostaje wiele do zrobienia, co stanowi wyzwanie między innymi dla rządów. Stawiamy małe kroki, ale jeśli nie podkręcimy tempa skutki problemu klimatycznego zaskoczą nas jak zima kierowców.

listopad 2019


FILM

/ Bong Joon-ho

dostałem message, że trzeba robić massage

Parasite, reż. Bong Joon-ho

Kim jest tegoroczny zdobywca Złotej Palmy? W tym roku ta prestiżowa nagroda została przyznana genialnemu Parasite. Jego reżyser to pochodzący z Korei Południowej Bong Joon-ho, który od lat zadziwia, mieszając style i prezentując uniwersalne problemy w nowy sposób. T E K S T:

tworzone przez Bonga filmy pozornie nie mają ze sobą wiele wspólnego: debiutanckie Szczekające psy nigdy nie gryzą (2000) i Zagadka zbrodni (2003) opowiadają historię kryminalną, The Host: Potwór (2006) blisko do horroru, a Matka (2009) przypomina dramat psychologiczny. Późniejsze produkcje to: blockbuster science-fiction Snowpiercer: Arka Przyszłości (2013), dystrybuowana przez Netflixa Okja (2017) – kino przygodowe z elementami fantasy – oraz najnowszy Parasite (2019) – satyra. Bong reżyserował filmy z różnymi budżetami, w różnych ekipach i różnych językach. Wszystkie łączy jednak całkiem sporo – wyjątkowy sposób prezentacji rzeczywistości oraz podejmowana tematyka.

S

26–27

WOJ C I EC H P I O T R OW S K I

Komedio-dramato-horror Lubimy schematy – pomaga nam to w codziennym funkcjonowaniu. Bong sprytnie to wykorzystuje – zaskakuje, łącząc ze sobą elementy układanki, które w typowym świecie filmu do siebie nie pasują. Tym samym wyprowadza widzów ze strefy komfortu i skłania do zrewidowania poglądów. Scena symbolicznego pogrzebu ofiar w filmie The Host: Potwór, podczas której dochodzi do komediowej sprzeczki pomiędzy członkami rodziny w żałobie, konfunduje. W umyśle widza pojawia się wielki znak zapytania, który zmusza do spojrzenia na przedstawione wydarzenia w innym świetle i zastanowienia się nad ich p r a w d z i w ą naturą. Być może każda, nawet najtragiczniejsza, sytuacja w realnym

życiu ma w sobie pierwiastek komizmu, tylko po prostu go nie dostrzegamy? Być może człowiek naprawdę jest zdolny do strasznych czynów, nawet jeśli na co dzień jest miły i spokojny? Ta gatunkowa mieszanka urozmaica i dynamizuje filmy, jak również pozwala na podkreślenie niektórych wydarzeń lub jednoczesne przedstawienie treści, które w innym środowisku nie mogłyby wspólnie istnieć. Na nikim nie zrobi wrażenia finałowa krwawa sekwencja, gdy od pierwszych scen widzimy brutalne walki. Jeśli zamiast tego film zacznie się ujęciami tańczącej na słonecznej łące kobiety lub komediowymi gagami, wtedy efekt będzie zupełnie inny. Łączenie stylów ma również jeszcze jeden skutek – to od widza zależy, którą scenę uzna za komediową,


Bong Joon-ho /

a którą za poważną. Który fragment wypowiedzi potraktuje jako ironię, a który jako sentencję lub klucz do zrozumienia przekazu filmu. Daje to sporą przestrzeń do własnej interpretacji i wysiłku intelektualnego.

Z rodziną najlepiej wychodzi się z tarapatów Poza eklektyczną formą filmy reżysera łączą również powtarzające się motywy – chociażby skomplikowanych relacji rodzinnych, które pod wpływem ekstremalnych, groźnych sytuacji się umacniają. W Matce przedstawiona jest wielopoziomowa relacja niepełnosprawnego umysłowo dziecka i nadopiekuńczej rodzicielki. Gdy syn zostanie oskarżony o morderstwo, ona zrobi wszystko, żeby udowodnić jego niewinność. Miłość, dodatkowo podsycana wyrzutami sumienia z przeszłości, zupełnie zaślepi jej umysł i skłoni do szaleńczych decyzji. Okja prezentuje natomiast relacje wuja-opiekuna i nastolatki, którzy mówią i myślą językiem innych pokoleń. Mężczyzna traktuje siostrzenicę protekcjonalnie i nie zwraca uwagi na jej głębsze potrzeby. Dopiero gdy nastolatka ucieka z domu, żeby odzyskać Okję – gigantyczną inteligentną świnię, z którą spędziła całe dzieciństwo – wuj dostrzega jej cierpienie. Ostatecznie pomaga dziewczynie dostać się na pokład samolotu do Nowego Jorku, gdzie Okja miała być zaprezentowana na wystawie. Relacje rodzinne (ale też relacje międzyludzkie ogółem) w filmach Bonga mają dwa oblicza. W codziennym życiu ktoś może być czyimś przyjacielem, rodzeństwo może się nie dogadywać, a czyjeś stosunki mogą wydawać się chłodne. Jednak gdy następuje tragedia lub inna ekstremalna sytuacja, w ludziach budzą się instynkty. Najważniejsze staje się własne (szeroko rozumiane) przetrwanie, ale też ocalenie tych, z którymi łączą nas więzy krwi. To właśnie na rodzinę, a nie na sąsiadów czy osoby z tej samej klasy społecznej można liczyć – wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Rodzinna solidarność jest przedstawiona u Bonga jako coś niepodważalnego i niezależnego od przeszłych doświadczeń. Jest czymś bezpośrednio wpisanym w ludzką naturę.

patronizujące ze strony zdrowych na umyśle wobec chorych, są pokazane w szerszym kontekście jedynie jako mały element maszyny zła na świecie, a nie jak typowe zachowanie czarnych charakterów. Skłonni do brutalnych przesłuchań policjanci z Zagadki zbrodni to na co dzień całkiem sympatyczni goście. Reżyser wydaje się usprawiedliwiać ich zachowania – to możliwość popełnienia zła, a jednocześnie brak dostępnych alternatyw są „winne”.

Do czego prowadzi kapitalizm? Co wobec tego jest głównym źródłem zła na świecie? Odpowiedź reżysera wydaje się dość jednoznaczna (chociaż obszerna) – pieniądze, czy szerzej rozumiejąc, kapitalizm i cały system, w którym żyjemy. Padające w Parasite ironiczne zdanie: gdybym była bogata, też byłabym taka miła dotyka natury problemu. Bieda skłania do nieuczciwych zachowań i nienawiści wobec zamożnych. Bogaci nienawidzą biednych ze względu na ich namolność i obawę bycia oszukanym. Żyją w dobrobycie, w środowisku, które pozwala im na kulturalne spędzanie czasu i właśnie „bycie miłym”. Dwie klasy społeczne dzieli tak wiele, że nie są w stanie się porozumieć ani przeniknąć do swoich światów. Koncepcja systemu jako przyczyny zła znajduje swoje odzwierciedlenie również w zakończeniach, które nigdy nie są zupełnie pozytywne ani jednoznaczne. Dają widzowi nadzieję, a jednocześnie go przybijają. Historia bohatera opowiadana w filmie może skończyć się szczęśliwie, ale pozostaną po niej blizny. Natomiast mechanizmy, które były prawdziwą przyczyną bolesnych wydarzeń, pozostają niezmienione.

Rodzinna solidarność jest przedstawiona u Bonga jako coś niepodważalnego i niezależnego od przeszłych doświadczeń.

Uciskani i uciskający

Najbardziej bongowski (do tej pory) film Bonga

Kolejnym tematem, będącym wspólną cechą filmów reżysera, są relacje pomiędzy uprzywilejowanymi i znajdującymi się w mniej korzystnej sytuacji. Do czego skłania naturalna przewaga jednej ze stron interakcji? Bong unika stereotypowego pokazania „złego pana” i „poszkodowanego sługi”. Zachowania pozornie niewinnych, wzbudzających litość bohaterów nie okazują się krystaliczne. Z kolei traktowanie biednych z góry przez zadufanych bogatych czy brutalne i agresywne zachowania policjantów wobec podejrzanych lub

Wciąż grany w kinach Parasite to najlepsza pozycja w filmografii reżysera zarówno zdaniem widzów, jak i krytyków (8,3/10 na Filmwebie i 95/100 na Metacritic). Dlaczego? Wszystkie wcześniejsze produkcje są solidne – oryginalne, błyskotliwe i dynamiczne, z ciekawie zarysowanymi postaciami i zręcznie opowiedzianymi historiami. W interesujący sposób badają wnętrza ludzkich umysłów i pokazują problemy współczesnych społeczeństw. Coś jednak w nich nie gra! Oryginal-

FILM

ność formy i poruszanie poważnych tematów po prostu nie zgrywa się z kinem science-fiction i produkcjami o dzielnych nastolatkach. Natomiast komiczne elementy bardzo trudno przyjąć w zestawieniu ze smutnymi i zupełnie realistycznymi scenami. Efekt takiego połączenia jest niezwykły, ale również dezorientujący.

Lubimy schematy. Bong sprytnie to wykorzystuje – zaskakuje, łącząc ze sobą elementy układanki, które w typowym świecie filmu do siebie nie pasują. Parasite został nakręcony w Korei i z mniejszym budżetem niż poprzednie dwa filmy. Dzięki temu reżyser zyskał większą niezależność i może właśnie dlatego jest to tak udana produkcja. Wszystkie elementy zostały połączone dużo zgrabniej i nie mamy wrażenia, że jakaś część filmu znalazła się w nim przypadkowo. Przeciwnie – każda zaskakująca scena rzutuje na kolejną. Jest to najbardziej bongowski ze wszystkich filmów Bonga. Znajdziemy w nim wszystkie najlepsze chwyty reżysera podane w idealnych proporcjach i kontekście. Mamy tutaj miks gatunków – obraz zaczyna się niewinną komedią i kończy jako heist movie, stopniowo zmieniając swój charakter o 180 stopni. Bong nie zrezygnował też z ulubionych motywów – produkcja opowiada historię dwóch zupełnie różnych rodzin z innych klas społecznych. To właśnie analiza różnic klasowych stanowi główną oś filmu. Z wypiekami na twarzy śledzimy, jak członkowie biednej rodziny sprytnie załatwiają sobie posady u bogatch niezdających sobie sprawy z oszustwa. Następnie podekscytowani i zszokowani obserwujemy rodzący się brutalny konflikt. W tym czasie reżyser przemyca pytania o naturę bycia biednym i bogatym. Pod prostymi metaforami ciągle odkrywamy kolejne, bardziej niewyraźne i mniej dosłowne. Całość domyka błyskotliwe zakończenie, które jednoznacznie oskarża system. Nie ma żadnej drogi dla mieszkańców zalewanych wodą slumsów do życia w położonej na wzgórzu dzielnicy luksusowych apartamentów. Na horyzoncie widać aż dwie nowe produkcje koreańskiego reżysera. Szczegółów na razie brak, ale Bong zdradził, że pracuje nad horrorem kręconym w Korei oraz inspirowanym prawdziwą historią dramatem w języku angielskim. Czekamy z niecierpliwością! 0

listopad 2019


FILM

/ recenzje

Heroizm z ludzką twarzą Stalina. Podróżuje do Moskwy, gdzie natrafia na trop historii bardziej interesującej niż ta, którą może mu opowiedzieć wielki wódz. Ucieka z pociągu, by na własne oczy zobaczyć klęskę głodu na Ukrainie. Po powrocie do kraju jego opowieść jest negowana przez moskiewskiego korespondenta „New York Timesa”, Waltera Duranty’ego (Peter Sarsgaard), nieprzychylna jej publikacji jest także brytyjska władza. Film, zrealizowany rzetelnie i solidnie, opiera się na zasadzie kontrastu – mamy opływających w luksusy obłudnych dziennikarzy i Garetha, którego dążenie do prawdy skazuje na wygnanie. Widzimy tętniące życiem salony moskiewskich elit i ukraińskie wioski, z których życie powoli ucieka. Nawet montaż i kolorystyka zgrabnie wpisują się w ten stylistyczny zabieg – akcja jest dynamiczna, kiedy Gareth gorączkowo i pod presją czasu stara się uzyskać jakieś

fot. materiały prasowe

informacje na temat tego, co wszyscy skrzętnie ukrywają. Wizerunek Moskwy, z jej wszech-

Obywatel Jones (reż. Agnieszka Holland) Premiera: 25.10.2019

obecną purpurą, bezecnymi orgiami i charyzmatycznym Durantym, ma w sobie coś piekielnego. Film wyhamowuje, gdy przenosimy się na Ukrainę. Roztacza się przed nami obraz wszechogarniającej beznadziei. Są to sceny brutalne i wstrząsające w swojej stateczności. Nie ma już krzyku ani walki. Gareth brodzi w śniegu przez powoli konającą wioskę, a wszystko pozostaje szare. Głównymi ofiarami głodu są dzieci – śpiewana przez nie w jednej ze scen piosenka o Stalinie będzie prześladowała Was na długo po seansie. Tak samo jak uczucie, że chociaż film przedstawia wydarzenia historyczne, to porusza kwestie aktualne. Od zalewających nas fake-newsów

Gareth Jones (w tej roli James Norton) pozornie jest uosobieniem wszystkich cnót – przy-

do pytania o społeczną odpowiedzialność dziennikarza. I choć stawia jednoznaczne odpowie-

stojny, empatyczny, odważny i wierny swoim przekonaniom. Łatwo byłoby przedstawić go

dzi, to nie można mu zarzucić moralizowania. Artykuł Jonesa zainspirował George’a Orwella do

jako niedościgniony ideał. Jednak Agnieszce Holland udaje się zachować jego rozczulające czło-

napisania metaforycznego Folwarku zwięrzęcego. Sama historia walijskiego dziennikarza też

wieczeństwo. Gareth więcej ma w sobie z obywatela niż bohatera, a dzieło Holland nie jest

jest warta opowiedzenia. I to opowiedzenia wprost.

URSZULA SZURKO

filmem-pomnikiem.

Obywatel Jones przedstawia autentyczną historię młodego walijskiego dziennikarza, któ-

88887

ry zasłynął z przeprowadzenia wywiadu z Hitlerem. Teraz postanawia uzyskać odpowiedzi od

ocena:

Kandydat snego doświadczenia – pełne są dramatycznych zwrotów akcji, kwiecistych obietnic i debat przy pełnej widowni. Młodemu politykowi towarzyszy nieustannie dwoje przyjaciół zarządzających jego kampanią i równie ambitna, co tytułowy bohater, partnerka. Cała czwórka jest przekonana, że pewnego dnia będzie pracować w Białym Domu. Intrygi w Wyborach... momentami mogłyby konkurować z House of Cards, a elementy komiczne z Wiceprezydentką. Do mistrzowskiego poziomu tych dwóch produkcji serialowi Murphy’ego jest jednak daleko – niektóre odcinki dłużą się, a wątek kandydatki na zastępczynię Paytona momentami nad wyraz irytuje. Również kompletnie nieuzasadnione jest wprowadzenie elementów musicalowych. Murphy nie stroni też od tematów trudnych – główny bohater, choć z bogatego domu, jest adoptowany, w dodatku nieheteronormatywny. Ma w sobie cechy socjopaty niezdol-

fot. materiały prasowe

nego do okazywania jakichkolwiek prawdziwych uczuć. W serialu pojawia się też osoba

Wybory Paytona Hobbarta (sezon 1) Premiera: 27.09.2019 (Netflix)

niebinarna oraz poruszony jest problem depresji wśród nastolatków. Wszystko jednak dzieje się tak szybko, że scenarzysta nie ma czasu się nad tymi problemami pochylić. Serial Murphy’ego może uwieść fanów Wesa Andersona ze względu na wszechobecny absurd i wysokie walory estetyczne – dom rodzinny Paytona jest niezwykle kolorowy. Bohater jeździ starymi, pięknymi samochodami, a w rolę jego matki wciela się znana z Genialnego klanu Gwyneth Paltrow. Zwracając uwagę na stronę wizualną produkcji od razu dostrzegamy więc, że jest to dzieło kampowe, przerysowane i nasycone do granic

W zeszłym roku Ryan Murphy, twórca serialowych hitów takich jak Glee czy American

możliwości, co akurat moim zdaniem działa na jego korzyść. Świetny jest odcinek piąty,

Crime Story, podpisał z Netflixem kontrakt, który był na ustach wszystkich – trzysta

w którym dzień wyborów w szkole przedstawiony został z perspektywy zwyczajnego

milionów dolarów to w końcu nie lada kwota. Wybory Paytona Hobbarta to pierwsza pro-

ucznia, zupełnie niewzruszonego sensacyjną kampanią.

dukcja tego scenarzysty dla platformy streamingowej. Projekt ten jest zresztą ambitny –

Mimo widocznych wad w sposobie prowadzenia fabuły, nie sposób nie zastanawiać się,

w założeniu każdy sezon ma śledzić los kolejnej z kampanii Paytona (w tej roli Ben Platt).

jak w przyszłych sezonach potoczą się kariery Paytona i jego przyjaciół – zwłaszcza że

Gdy poznajemy głównego bohatera, ma on 17 lat, jest bajecznie bogaty, a jego naj-

w finałowym odcinku poznajemy nowych, poważniejszych rywali.

HANNA SOKOLSKA

większe marzenie to zostać prezydentem. W odróżnieniu od innych o podobnych ambicjach Payton ma nie tylko aspiracje, lecz także dokładny plan, który uwzględnia m.in. zostanie przewodniczącym liceum i dostanie się na Harvard. Wybory do samorządu szkolnego w świecie Paytona w niczym nie przypominają tych, które pamiętamy z wła-

28–29

ocena:

88877


recenzje/

FILM

Kapsuła czasu dodatkowej głębi, a widz może jeszcze intensywniej przeżywać przedstawione wydarzenia. Produkcja Jacksona, jak chyba żaden inny dokument czy f ilm wojenny, pozwala stanąć zaraz obok brodzących w błocie i żyjących w okopach żołnierzy i razem z nimi przeżywać tragedię Wielkiej Wojny.

I młodzi pozostaną jest jednym z najdroższych dokumentów w historii. Gdy ogląda się w kinie efekt końcowy, faktycznie dostrzega się ogrom pracy włożonej w projekt. Najmocniejszym elementem f ilmu jest koloryzacja archiwalnej taśmy f ilmowej i zestawienie jej z dźwiękiem z archiwum BBC. Już po kilku pierwszych minutach pokazu czarno-białe, niewyraźne i nieme nagrania zmieniają się w najprawdziwszy cud nowoczesnej kinematograf ii. Widz cofa się w czasie o ponad 100 lat i przenosi się

fot. materiały prasowe

do świata walczących żołnierzy brytyjskich. Dzięki dokumentowi możemy spojrzeć

I młodzi pozostaną (reż. Peter Jackson) Premiera: 25.10.2019

na nich z innej perspektywy, widzimy na przykład ich stosunek do wrogich Niemców, którzy nie tyle byli ich przeciwnikami, ile budzili szacunek, a także współczucie. Film obf ituje w momenty wzruszające, przerażające, ale też humorystyczne, a każdy z nich jest umiejętnie zbalansowany. Tętniący życiem dokument w żaden sposób nie antagonizuje ani nie faworyzuje żołnierzy brytyjskich, pokazuje jednak z ich perspektywy wydarzenia lat wojennych. Dzięki I młodzi pozostaną fani dokumentu odkryją go na nowo, a ci, którzy do kina chodzą dla efektów specjalnych i porywającej

Peter Jackson, reżyser Władcy Pierścieni, w filmie I młodzi pozostaną przedstawił hi-

fabuły, też nie będą rozczarowani.

KAMIL MIENTUS

storię brytyjskich żołnierzy podczas I wojny światowej. Tym razem na ekranie możemy zobaczyć nie epicki film fantasy, ale znakomity dokument historyczny. Człowiek, który w spektakularny sposób przeniósł na ekran historię ze Śródziemia, kolejny raz przesuwa granicę wykorzystania najnowszych technologii komputerowych w świecie kina. Fabuła f ilmu skupia się na codziennym życiu brytyjskich żołnierzy na froncie I wojny światowej. Narratorami są prawdziwi weterani wojenni, co nadaje f ilmowi

ocena:

88889

Żyjemy w cyrku byt. Mimo wszystko seans wywołuje niesamowite wrażenie i stanowi interesującą alternatywę dla utworów prezentujących zupełnie inną historię przeciwnika Batmana, jak np. komiks Alana Moore’a The Killing Joke . Joaquin Phoenix obdarza tytułową postać nieprzeciętnym charakterem i sprawia, że doznajemy tego satysfakcjonującego rodzaju dyskomfortu, gdy czujemy się nieswojo, ale i tak chcemy oglądać dalej. W f ilmie Phillipsa Joker nie jest czarnym charakterem, a Arthurem Fleckiem – mieszkającym z matką amatorskim komikiem z marzeniem, by kiedyś wystąpić w programie swojego idola, Murraya, w którego wciela się Robert De Niro. Wraz z biegiem akcji A rthur (a z nim my) poznaje swoją przeszłość, co napędza wydarzenia, które mają wpływ na jego przyszłość. Nie wiadomo właściwie, czy za jego szaleństwo odpowiedzialny jest jego

fot. materiały prasowe

umysł, czy może jest ono produktem chorego społeczeństwa. Joker Phoenixa

Joker (reż. Todd Phillips) Premiera: 04.10.2019

nie emanuje nadzwyczajną inteligencją ani potęgą, jak to było we wcześniejszych interpretacjach tej postaci. Charakteryzują go niezdarność, kruchość i zagubienie. Żyje w swoim świecie, skazany na samotność. Dotykają go typowe dla współczesności problemy, co zbliża nas do niego i pozwala nam odnaleźć w nim cząstkę nas samych. Wizja świata w Jokerze przygnębia swoim mrokiem, ale jednocześnie pozostawia miejsce na odrobinę życia. Wpływają na to przede wszystkim ciemne

Gotham w klimacie brudnych lat 80. sprawia, że możemy wyobrazić sobie

tonacje kadrów, w których pojawiają się co pewien czas ubrania w jaskrawych

wszechogarniający odór porozrzucanych na ulicach śmieci. Podświadomie czuje-

kolorach. Przeważa również poważny nastrój, przeplatany pojedynczymi humo-

my, że za rogiem złodziej oddala się od swojej of iary, a w ciemnym zaułku płacze

rystycznymi dialogami. Klimatyczna muzyka przenika do przedstawianej rze-

skrzywdzone dziecko. Przestępczość kapie z nieba, a o swoim parasolu zapomniał

czywistości, a zarazem wciąga do głowy A rthura i pozwala przeżywać z nim

z pewnością Todd Phillips, który przy okazji dość bezczelnie okradł kinematogra-

każdy krok stawiany na parkiecie złożonym z frustracji i desperacji.

JULIA KIECZKA

f ię. Nie dzieje się tak przez pojedyncze nawiązania do postaci Batmana – one są całkiem urzekające i dają spojrzenie na historię z tej drugiej strony. Czerpanie elementów z utworów Scorsesego takich jak Taksówkarz czy Król komedii jest trafnym pomysłem, jednak ostateczny rezultat tych działań – tak szeroko zakrojonych – podaje w wątpliwość, czy sam f ilm powinno się oceniać jako niezależny

ocena:

88889 listopad 2019


/ D’Angelo – życie i twórczość piję wodę z wanny

Czarny mesjasz Pionier neo-soulu, członek kolektywu muzycznych geniuszy, a do tego symbol seksu. Mimo zaledwie trzech albumów na koncie – po jednym na dekadę – D’Angelo udowodnił, że z każdym kolejnym wydawnictwem to on zmienia zasady gry. T E K S T:

M AC I E J KO N D R AC I U K

arierę D’Angela można przedstawić w uproszczeniu jako serię wzlotów i upadków. Sukces komercyjny, olbrzymi wpływ kulturowy czy realizacja wizji artystycznych to tylko jedna strona medalu. Po drugiej znajdowały się problemy ze zdobyciem kontraktu, blokada artystyczna, alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, a nawet zatrzymania przez policję. Mimo to D’Angelo wyszedł na prostą, a jego dorobek jest na tyle wybitny, że to właśnie dzięki niemu artysta zapisał się już na kartach historii.

fot. Virgin/UMe

K

Nowy gatunek i Soulquarians Po latach zmagań z poszukiwaniem wytwórni D’Angelo mógł skupić się na debiutanckim krążku. Zainspirowany swoim idolem Princem, objął nad Brown Sugar pełną kontrolę. Nie tylko zajął się tekstami, aranżacją i produkcją (z niewielką pomocą innych muzyków), lecz także zagrał na większości instrumentów, które można usłyszeć na płycie. Powstała w rezultacie muzyka była fuzją dotychczas znanego soulu z elementami R&B, funku i hip hopu. Brown Sugar i wydane niedługo po nim albumy Eryki Badu, Maxwella i Lauryn Hill były kluczowe w dostrzeżeniu w drugiej połowie lat 90. XX w. nowej fali soulu nazwanej później neo-soulem. Kwestią czasu było znalezienie przez D’Angela innych muzyków odbierających na tych samych falach. Wkrótce wraz z kilkoma artystami stworzył nieformalny muzyczny kolektyw skupiający się wokół undergroundowego czarnego brzmienia, głównie hip hopu i neo-soulu. Nazwa Soulquarians nie tylko odnosiła się do muzyki, którą tworzyli, lecz była także związana z innym elementem łączącym założycieli – wspólnym znakiem astrologicznym, Wodnikiem. Oprócz D’Angela do grupy należeli raperzy, wokaliści, producenci i multiinstrumentaliści – między innymi wspomniana Badu, Q-Tip, J Dilla, Questlove, Common czy Mos Def. Soulquarians spędzali razem w studio całe dnie, pracując równolegle nad albumami kilkorga członków kolektywu. Nagrywali kolejne utwory, a także dokładnie studiowali od strony technicznej twórczość artystów uznawanych za najlepszych z najlepszych, których żartobliwie porównywali do Yody. Choć w ciągu pięciu lat stworzyli kilkanaście albu-

30-31

mów, to jednak ­Voodoo, drugi album D’Angela, wyróżniało się na tle reszty. Jeżeli Brown Sugar było nowatorskie, to Voodoo zostało doszlifowane do perfekcji, zarówno zdaniem publiki, krytyków, jak i samego kolektywu. Album zdobył szczyt listy „Billboardu”, dwie nagrody Grammy, a członkowie Soulquarians zdecydowali się na odłożenie własnych projektów na boczny tor, aby pojechać w trasę związaną z krążkiem.

Powrót po latach Wizerunek D’Angela był istotną częścią promocji Voodoo. Muskularne ciało artysty można podziwiać nie tylko na okładce albumu, lecz także w kultowym teledysku do Untitled. Z czasem jednak D’Angelo chciał się odciąć od nowo zdobytego statusu symbolu seksu. Wykończony intensywnym koncertowaniem oraz przytłoczony innymi problemami, w kolejnych latach zatracił się w używkach do tego stopnia, że kilkukrotnie był aresztowany za posiadanie nielegalnych substancji. Odwlekanie wydania albumu spowodowało problemy z wytwórnią, która przestała fi-

nansować jego nagranie. Podobnie jak przy poprzednich płytach, D’Angelo pierwotnie tworzył wszystko samodzielnie, co naturalnie pochłonęło dużo czasu. Spekulacje na temat krążka nasiliły się, kiedy w drugiej połowie pierwszej dekady tego wieku D’Angelo użyczył wokalu do piosenek Snoop Dogga, Commona i ­Q-Tipa. Nowa solowa muzyka artysty miała się jednak ukazać dopiero wiele lat później. Black Messiah zostało skompletowane ponad dekadę po rozpoczęciu nagrań. Wydanie krążka było inspirowane ruchem Black Lives Matter i zbiegło się z kontrowersjami związanymi z zabójstwami na tle rasowym Michaela Browna i Erica Garnera. Obok To Pimp a Butterfly Kendricka Lamara, Black Messiah stało się jednym z najistotniejszych albumów kolejnej generacji poruszających tematykę polityki i rasizmu. Mimo że trzy dekady ciężkiej pracy zaowocowały zaledwie trzema krążkami, to każdy z nich jest równie ważny. D’Angelo nie tylko stworzył gatunek, lecz także każdym następnym albumem prowadził jego ewolucję i definiował go na nowo. Pozostawione przez niego dziedzictwo będzie znaczące przez wiele kolejnych lat. 0


x x x yz

ocena:

recenzje /

Niełatwo jest być DIIV. Od wymęczonego, oku-

wiedzamy krainę czystych gitar i dużych ilości reverbu.

pionego czteroletnimi problemami wydania Is The

Szugejzowy walczyk Lorelei prowadzi nas do świetnego

Is Are, ostatniego albumu zespołu, minęły trzy

post-punkowego Blankenship, który w refrenie zahacza

lata. Przez ten czas dużo zdążyło się wydarzyć

nawet o pustynne riffy Kyuss, pasujące do wizji spustyn-

w życiu

Za-

niałego świata po nadciągającej klimatycznej katastrofie.

chary Cole Smith poszedł na odwyk, a basista De-

Nieco przeciągniętym zamknięciem płyty jest w końcu

vin Ruben Perez wyleciał za rasistowskie wpisy na

ponury, siedmiominutowy Acheron.

brooklyńskiego

kwartetu:

frontman

4chanie. No cóż.

Dopuszczenie świeżej krwi do procesu kreatyw-

Poprzednie płyty DIIV były praktycznie w całości son-

DIIV Deceiver

Captured Tracks

nego zaowocowało płytą trochę cięższą, pozbawioną

gwriterskim i produkcyjnym dziełem Smitha, multiuta-

­

lentowanego control freaka. Tutaj do procesu twórczego

jangle-popowych akcentów z poprzednich albumów. Mamy tu w zasadzie indie rock w miarę równo przykryty

został dopuszczony cały zespół, a do tego zaproszono

szugejzową polewą, wracający do rozmaitych stylów z lat

jeszcze producenta Sonniego Diperriego. Deceiver kształ-

90. Ewolucja stylistyczna pozwala w lepszych momentach

tował się dodatkowo podczas trasy zagranej wspólnie

słuchać ładnych melodii skontrastowanych z hałaśliwym

z Deafhaven, gdzie muzycy grali nienazwane jeszcze kom-

tłem albo docenić zabawę schematami budowy piosenek,

pozycje w poszukiwaniu ich najlepszych wersji.

które bywają tu całkiem rozwinięte, w gorszych zaś za-

Otwierający krążek utwór Horsehead rozpoczyna się

tapia nas w przesterowanej nudzie. Może obecność gości

wspomnieniem grunge’u, który zaskakująco dobrze pasuje

na płycie wniosłaby więcej charakteru? Na razie jednak

do nieco androgynicznego, wycofanego głosu Smitha. Like

wypada życzyć panom Smithowi, Caulfieldowi, Baileyowi

Before You Were Born wykazuje pokrewieństwo z midwest

i Newmanowi zdrowia i smacznej kawusi, jako że paździer-

emo, zanim zanurza się w potężnej ścianie dźwięku. Opa-

nikowa data wydania albumu nie może być przypadkiem:

kowany w chwytliwą melodię singiel Skin Game komentuje

Deceiver to płyta idealnie pasująca do słodko-nostalgicz-

paradoksy Ameryki wpędzającej swoich obywateli w uza-

nego jesieniarstwa.

MAREK KAWKA

leżnienie od opioidów, a potem sprzedającej im antidotum albo wrzucającej ich do więzień. Do Seattle wracamy w Taker, najbardziej nirvanowym utworze na płycie. The

paradygmatów. Nie ma tu próby wywracania hedonistycznego dekalogu muzyki rozrywkowej do góry

Slayer. Niech błogosławieni będą ci, którzy w poszuki-

nogami, co tak umiejętnie potraf ią zrobić Amnesia

waniu informacji o amerykańskich metalowcach traf ili

Scanner czy Charli XCX. Jest raczej zmyślny ekspery-

przypadkiem na Catherine Slater – ich gust muzyczny

ment polegający na podrasowaniu klasycznego podej-

może bowiem czekać poważne przetasowanie. Cho-

ścia do popowych schematów. Pojawiają się wyraziste

ciaż, może nie do końca – Slayyyter jest bowiem ucie-

wiercące basy, miejscami zglitchowana linia melodycz-

leśnieniem tego wszystkiego, co (wedle niektórych)

na, czasem nawet pognieciony trapowy podkład, jak

nie jest „prawdziwą muzyką”: mamy tu autotune,

w wyjątkowo niegrzecznym Daddy AF. Główny motor

cukierkowość, brak żywych instrumentów czy mało

napędowy piosenek pozostaje jednak taki sam, kon-

poetyckie teksty.

strukcja zwrotka-refren w żadnym miejscu się nie

Konwencja, w której porusza się Slayyyter, to czy-

zaburza, a beztroski przekaz utworów jasno def iniu-

sty elektroniczny pop szczyt swojej popularności

je ich cel: zabawę. Bo czy właśnie nie do tego został

świętujący w latach 90. i na początku nowego stule-

stworzony pop?

cia. Sukcesy Britney Spears, TLC, Janet Jackson czy

Chciałoby się powiedzieć, że twórczość Slayyyter

Madonny kształtowały gusta Catherine, a wpływy

to pop przyszłości. Jednak jest zupełnie inaczej. To

wspomnianych artystek słychać na każdym kroku de-

niemal wzorcowy przykład popu teraźniejszości:

biutanckiego mixtape’u Amerykanki. Wywrócenie do

takiego, który nie próbuje wymyślać nowego nurtu,

góry nogami pełnej dramaturgii Spears w Alone , sam-

a raczej remasteruje kawałki sprzed dwudziestu lat.

pel z The Neptunes w Candy, nośny vibe r&b à la TLC

I choć odnowionym wersjom wielkich dzieł zarzuca się

w Cha Ching , robotyczny Devil przywodzący na myśl

często zatracanie ducha oryginału, to czy ten zarzut

„cięte” produkcje Timbalanda czy w końcu tylko sub-

może mieć sens w przypadku komercyjnego popu,

telnie unowocześniony Ur Man , który przy odrobinie

który służy przecież przede wszystkim do rozrywki?

x x x yz

Pierwsze zdanie rzucające się w oczy na angielskiej Wikipedii o Slayyyter brzmi: Not to be confused with

ocena:

Spark odcina się od reszty albumu – przez chwilę od-

Slayyyter Slayyyter

Slayyyter Records

szczęścia mógłby zakamuf lować się w latach 90. Tu ukazuje się najważniejsza zaleta Slayyyter, czyli

JACEK WNOROWSKI

jej zdolność do umiejętnego odświeżania popowych

listopad 2019


SZTUKA

/ warszawski teatr

beka nie umiem w indesigna

Maska dzisiejszego teatru W Warszawie funkcjonuje 25 teatrów. W sezonie 2018/19 odbyło się w nich 95 premier, a liczba zagranych spektakli wyniosła około 7424. Statystyki wyglądają obiecująco, jednak, kiedy przyjrzymy się badaniom, okaże się, że tylko 45% ankietowanych bywa w teatrze kilka razy w roku. Reszta zdecydowanie rzadziej. T E K S T:

Z U Z A N N A ŁU B I Ń S K A

owszechna opinia o teatrze, jako medium kultury, jest raczej pozytywna. Mało kto postrzega spektakle teatralne jako stratę czasu. Na szczęście jesteśmy na to już zbyt dojrzałrzałym społeczeństwem. Częściej w odpowiedziach na pytanie: Czym jest dla Pani/Pana teatr? – pojawiają się głosy o jego oczyszczającej funkcji czy poszerzaniu horyzontów. Sztuka według ankietowanych rozwija wrażliwość i kształtuje osobowość, a kostiumy aktorów oraz niebanalne scenografie pobudzają kreatywność.

P

Bilety czekają w kasie teatru Czemu zatem nie chcemy korzystać z repertuaru warszawskich teatrów? Okazuje się, że zaporowe ceny odstraszają nie tylko studentów. 150 zł za bilet na antresoli, z której ledwo rozpoznamy aktora z serialu telewizyjnego, nie brzmi zachęcająco. Jednak i na ten problem możemy łatwo znaleźć rozwiązanie.

32–33

Wystarczy sięgnąć po telefon, otworzyć Facebooka i zacząć komentować! Manufaktura Kultury ESN SGH, Magiel, Komisja Kultury SS WPIA UW to tylko niektóre z wielu stron organizujących internetowe konkursy, w których nagrodami są bilety do teatru. Zasady są proste, wystarczy w komentarzu udzielić odpowiedzi na pytanie konkursowe, a później czekać na wyniki losowania.

Kiedy sam teatr to za mało W dzisiejszych czasach, kiedy chcemy mieć wszystko pod ręką, mało kogo zadowala powszechna instytucja teatrów. Siedzenie w ciszy przez 3 godziny, bez jedzenia, bez komórki w dłoni – dla niektórych to zbyt staromodne. Na przeciw ludziom rządnym kulturalnej rozrywki, jednak w nieco odświeżonej formie, wychodzi Międzynarodowe Centrum Kultury Nowy Teatr. Przestrzeń zagospodarowana co do centymetra, spektakle dające do

myślenia, różnorodne warsztaty, restauracja, bar, a w dodatku miejsce przyjazne dzieciom i pieskom. Czy właśnie odkryliśmy raj? Więcej informacji o Nowym Teatrze można znaleźć w maglowym dodatku Kulturalna Mapa Warszawy oraz na stronie internetowej http:// magiel.waw.pl/kulturalnamapa/. Tegoroczna Kulturalna Mapa Warszawy przedstawia dwa oblicza stolicy: dzienne i nocne. Spośród 20 starannie wyselekcjonowanych miejsc każdy znajdzie coś dla siebie! 0


Henri Matisse /

SZTUKA

„Nie miałbym nic przeciwko zamienieniu się w cynobrową złotą rybkę”.

Król Król koloru koloru Henri Matisse to francuski malarz znany przede wszystkim ze swoich wielkich fowistycznych obrazów. Pod koniec życia tworzył jednak głównie przy pomocy... nożyczek. T E K S T:

N ATAL I A JAKO N I U K

ok 1940. Henri Matisse, który po wybuchu II wojny światowej przeniósł się z Paryża na południe kraju, dowiedział się właśnie o zajęciu stolicy Francji przez wojska niemieckie. Był zmęczony ucieczką, zrezygnowany i przerażony kapitulacją własnego państwa. Zamiast jednak pogrążyć się w rozpaczy i ukazywać ją w swoich pracach, postanowił zdystansować się od wojny na ile to tylko możliwe. Planowanie przyszłych dzieł przynosiło mu ukojenie. Zaczął przenosić nadzieję na papier, koncentrując się na formie, linii i kolorze.

R

Radość w rozpaczy Poświęcony sztuce francuski magazyn „Verve” wydał kolejny ze swoich numerów w czerwcu 1940 r., a redaktor naczelny, Efstratios Tériade, poprosił Matisse’a o zaprojektowanie jego okładki. Jest ona jedną z pierwszych prac artysty, którą stworzył całkowicie przy użyciu kolorowego papieru. Francuski malarz wycinał z niego kształty, następnie układał je w przeróżne wzory, aż do osiągnięcia satysfakcjonującego go rezultatu. Na okładce widnieje pięć form przypominających liście. Są one rozrzucone po całej jej powierzchni, a ich różnorodna kolorystyka, rozciągająca się od zieleni po błękit i fiolet, kontrastuje z jasnożółtym napisem V-E-R-V-E, znajdującym się na górze. To francuskie słowo oznacza werwę, zacięcie, energię, które są odczuwalne zarówno w wybranym przez Matisse’a motywie, jak i w jaskrawych, czystych kolorach. Malarz przekazał w ten sposób antytezę trwającej wojny, opowiadał o nadziei, wolności, ale również o zapale do walki i sile do przezwyciężania trudności, z którymi mierzył się jego kraj. Zamiast jednak przedstawiać swoje myśli dosłownie, skoncentrował się na kształtach, kolo-

rach i na tym, jakie wywołują one w odbiorcy emocje. Postanowił walczyć na swój własny sposób, wykorzystując do tego papier i nożyczki.

Plastyczność papieru W 1941 r. życie Matisse’a skomplikowało się także ze względu na ciężką operację, w wyniku której musiał przez resztę życia poruszać się na wózku. Z tego powodu porzucił zupełnie malarstwo olejne i całkowicie poświęcił się tworzeniu wycinanek. Pisząc o tworzonych w latach 40. kompozycjach, trzeba wspomnieć o pierwszej z serii wycinanek wykonanych przez Matisse’a. Był to rodzaj artystycznej książki składającej się z kilkunastu stron kolorowych odbitek opatrzonych odręcznymi notatkami artysty. Matisse skupił się w niej głównie na przedstawieniu motywów cyrkowych i ludowych, które tworzył całkowicie spontanicznie, kierując się ulotnymi emocjami odczuwanymi przez niego w danej chwili. W tamtym czasie często porównywał się w związku z tym do żonglera czy akrobaty, a tworzenie wycinanek przypominało mu też spontaniczność i ruch obecne w tańcu i muzyce. Stąd właśnie wziął się tytuł serii – Jazz. Jedna z kart książki to Upadek Ikara, wycinanka stworzona na początku pracy nad Jazzem. Jest ona wyjątkowa, ponieważ jako jedyna w całej serii ukazuje prawie bezpośrednio śmierć. Przedstawiona postać stanowi nawiązanie do mitu o Ikarze, który na zrobionych przez ojca skrzydłach wzniósł się zbyt blisko słońca, topiąc spajający konstrukcję wosk, i zginął, spadając do morza. Wycinanka ma kojarzyć się z nierozsądnymi dążeniami i ambicjami artystów, a także być przykładem i ostrzeżeniem przed zbytnią pewnością siebie. Matisse nawiązuje również do trwającej wojny i związanej z nią agresji – przedstawione

dookoła gwiazdy mogą być interpretowane jako wybuchy artyleryjskie. Ponownie ważną rolę odgrywa tutaj kolor – czarna postać Ikara z rozpostartymi ramionami odcina się od ciemnoniebieskiego tła, w oczy rzuca się także jego zaznaczone na czerwono serce. Dopełnienie pracy stanowią postrzępione, jaskrawożółte kształty przypominające gwiazdy. Matisse mówił, że rysował nożyczkami, wcinał się w kolor tak, jak rzeźbiarz w kamień. Dzięki temu jego prace są głęboko żywiołowe i prawdziwe, otwierają dostęp do przeżyć artysty.

Celebrowanie życia Niezwykle ciekawa w kontekście emocji jest kaplica różańcowa w Vence, do której Matisse zaprojektował wszystko – od części architektonicznej, przez wnętrze, dekoracje aż po szaty dla księży. Mówił o niej jako o ukoronowaniu swojej twórczości – poświęcił się temu projektowi bez reszty, samodzielnie planując między innymi układ witraży, do czego ponownie wykorzystał pomalowany gwaszem papier. Matisse nadał kaplicy wyjątkowy charakter, wykorzystując proste, jasne kolory: niebieski, żółty i zielony. Widać je szczególnie w ogromnych witrażach, przez które przenika światło, ocieplając białe ściany wnętrza. Oprócz intensywnych kolorów królują także proste formy, tym razem odwołujące się do kwiatów i drzew. Artysta po raz kolejny porozumiewa się z widzem za pomocą barwy, z którą łączy linię i w ten sposób tworzy umowny obraz prawdziwego świata. Wycinanki otwierają pole do szerokiej interpretacji medium koloru, przestrzeni, linii i tekstury, nie powinny być jednak odczytywane wyłącznie jako forma. Bez względu na rozmiar stanowią także zapis głębokiej emocjonalności artysty, jego przeżyć i uczuć, którymi dzielił się z widzem w ostatnich latach życia. 0

listopad 2019


SZTUKA

/ Czy memy to sztuka?

Myślę, więc jest mem Widzę, słyszę, czuję – artystyczna pierwsza pomoc dla cyfrowego społeczeństwa. O wartości sztuki (i) memów słów kilka. T E K S T:

PAW E Ł Z AC H AR E W I C Z

dzie jest człowiek – tam jest sztuka – takimi słowami Stanisław Ignacy Witkiewicz, znany jako Witkacy, opisał występującą od zarania dziejów zależność niezbędną zarówno dla ludzi, jak i dla sztuki. Płynąca z tej koegzystencji wartość wzrasta wraz z upływem czasu i niezmiennie stanowi fundament całej istniejącej cywilizacji, utrzymując ją przy życiu oraz będąc świadectwem jej zaawansowania. Na przestrzeni ostatnich tysiącleci powstawały kolejne formy wizualne − klasyczne mozaiki i malarstwo wazowe czy całkiem nowoczesne performancy oraz memy, które na łamach Magla zostały już wpisane w poczet dzieł sztuki. Oczywistym następstwem zdaje się więc nieco szersze omówienie form wizualnych oraz środowisk, w jakich powstają.

G

Homo videns Mówiąc o sztuce wizualnej, a szczególnie o nowej kulturze obrazu cyfrowego, należy przywołać koncepcję Homo videns, czyli człowieka widzącego, która została zaproponowana przez Giovanniego Sartoriego ponad 10 lat temu. Według autora, przemiana z Homo sapiens na Homo videns jest wynikiem rosnącej popularności − wręcz kultu − obrazu, a w szczególności obrazu cyfrowego. Ten „ewolucyjny” proces przyczynia się do zaniku u ludzi umiejętności tworzenia i posługiwania się pojęciami abstrakcyjnymi, co według Sartoriego także jest powodem zmniejszania się możliwości ref leksyjnych oraz spłycania języka, który staje się wyłącz-

34–35

nie narzędziem komunikacji. Ze względu na to wiele słów traci swoje znaczenie i „siłę”, czego doskonałym przykładem jest nadużywane obecnie określenie przyjaciel, wykorzystywane często do nazywania osób, które jedynie znamy i z którymi nie łączy nas głęboka więź.

Kryzys znaku i znaczenia Wypadkową ogółu procesów przemiany w Homo videns jest obserwowany przez ekspertów, już od kilkunastu lat, problem nadprodukcji znaków pozbawionych znaczenia.

Jak wskazuje Jean Baudrillard, jest to ściśle powiązane ze współczesną erą cyfrową oraz rosnącą dominacją internetu, w którym każdy może zamieszczać niemal dowolne treści, a znakomita ich większość nie przedstawia żadnej wartości semiologicznej. Dodatkową składową tego problemu jest, również wskazana w koncepcji Homo videns, nieumiejętność tworzenia symboli. Według definicji zaproponowanej przez M. Wallisa znak jest każdym dostrzegalnym zmysłowo przedmiotem wytworzonym przez człowieka, mającym zdolność wywoływania myśli o przedmiocie innym niż on sam. Można zatem rozpatrywać memy, a przynajmniej ich część, właśnie jako znaki. Są to przede wszystkim memy związane z nauką, a więc na przykład historyczne lub filozoficzne, których istota często bazuje na nikłej aluzji do konkretnego wydarzenia historycznego lub poglądów konkretnego myśliciela. Jeśli zaś chodzi o pozostałą część memów, która pozbawiona jest tak pożądanego signifiés , to niestety nie sposób bronić jej na tym polu. Nie należy jednak zapominać, że inne gałęzie sztuki miały, a czasami wciąż mają podobne problemy z dziełami o niezbyt wysokim poziomie.

Mem Żeby w pełni pojąć istotę memów oraz determinanty ich powstawania, konieczne jest samodzielne zagłębienie się w środowiska tworzące memy


Czy memy to sztuka? /

i dyskutujące o nich. Na potrzeby lektury tego tekstu nie jest to jednak niezbędne, wystarczy bowiem mieć świadomość, że powstają one z kilku głównych powodów. Przede wszystkim z ekspresywnej potrzeby twórcy. Istotna jest także niemal natychmiastowa przynależność autora do grupy będącej adresatem konkretnego mema. Elementem szczególnie je wyróżniającym jest ogromna łatwość ich replikacji oraz stosunkowo krótka żywotność, a więc relatywnie szybka ulotność efektów przez nie wywoływanych. Patrząc nieco szerzej, okazuje się, że memy zaspokajają dwie istotne dla społeczeństwa potrzeby: potrzebę samorealizacji oraz potrzebę przynależności. Podczas gdy pierwsza zdecydowanie bardziej dotyczy twórców, druga jest równie ważna dla odbiorców, a więc dla pewnych zbiorowości. Zagłębiając się w społeczne postrzeganie memów, można zauważyć pewne powtarzalne schematy zachowań powodowane zazwyczaj tematyką mema. Jedne z najczęściej spotykanych to całkowita zgodność odbiorców z treścią memów,dotyczących podstawowych sfer życia lub sytuacji, które bez względu na wiele czynników są powtarzalne. Ta jednomyślność najczęściej znajduje wyraz w komentarzach i udostępnieniach, przy okazji których ludzie bardzo ochoczo potwierdzają, że często spotyka ich to, co zostało ukazane. Te oraz wiele innych reakcji są doskonałym przykładem tego, że codzienne problemy stanowią nie tylko istotny element relacji międzyludzkich, lecz także są wspaniałym tematem dla sztuki. Znajduje to odzwierciedlenie choćby w pracach Jeana-François Milleta, pochodzącego z chłopskiej rodziny francuskiego realisty, przedstawiającego głównie sceny z życia wiejskiego.

Sztuka czy rzemiosło Największe kontrowersje przy nazywaniu memów sztuką budzi ich nadprodukcja, a co za tym idzie − możliwe przejście z pozycji sztuki do pozycji rzemiosła. Podobnie rzecz miała się przede wszystkim w przypadku pop-artu, ale także powstających parafraz czy ko-

pii dawnych tekstów lub obrazów oraz rzeźb. Można spotkać się ze stwierdzeniem, że malowanie tego, co widoczne, jest rzemiosłem. Na przykład malowanie portretów − czyż zazwyczaj nie ograniczało się do jak najwierniejszego i najlepszego przedstawienia modela? Nie wydaje się więc właściwe nazywanie jakiejkolwiek sztuki rzemiosłem, nie liczba stanowi bowiem sztukę, ale sposób, w jaki otoczenie reaguje na dzieło i skutki, jakie wywołuje pojawienie się tegoż.

SZTUKA

sób zyskują oni nie tylko kolejny obiekt westchnień, lecz także szereg społecznych doświadczeń, stanowiących kluczowe elementy piramidy potrzeb.

Społeczny odbiór sztuki Już od najmłodszych lat jesteśmy świadomi istnienia Sztuki, czy to za sprawą rodziców, czy (przed)szkolnych wycieczek, i zyskujemy jej niemal nieskończone zasoby czekające jedynie na to, aż zostaną odkryte. źródło: Wikipedia

Jean-Francois Millet, Kobiety zbierające kłosy, 1857 Internet daje obecnie tak ogromne możliwości w kwestii tworzenia oraz rozpowszechniania sztuki, że przy okazji mówienia o memach ogromnym nietaktem byłoby nie wspomnieć choćby o forach dla poetów-amatorów czy internetowych galeriach i aukcjach prac młodych artystów. Te wszystkie formy aktywności online stanowią bardzo ważny element kulturalnego świata, do którego spiesznym krokiem wkraczają także poważne muzea i galerie. Dzieje się tak, ponieważ sztuka była i wciąż będzie jednym z najważniejszych ogniw spajających społeczeństwo. Pomimo tego, że jest ona pewnego rodzaju formą indywidualizmu płynącego z subiektywnych doznań artysty, to jednak potrafi zachwycić całe rzesze odbiorców. W ten spo-

Każde wyjście do teatru, muzeum, galerii czy nawet kina wiąże się nie tylko z odebraniem ogromnej liczby bodźców, ale przede wszystkim z możliwością interakcji z innymi zwiedzającymi. Zacięta dyskusja przed płótnem Rembrandta na pewno przyciągnie uwagę, a może nawet kilku postronnych słuchaczy, a skrywane rozbawienie przed „odrestaurowanym” Ecce Homo zainteresuje nas tym freskiem. Jeżeli zatem widok uśmiechającego się pod nosem pasażera metra, który zobaczył śmieszny mem nie jest aż tak różny od widoku chichoczących gości zwiedzających Sanktuarium Łaski w hiszpańskiej Borji, gdzie znajduje się „Jeżus”, to bez większych wątpliwości można uznać memy za pełnoprawną formę sztuki. 0

listopad 2019


KSIĄŻKA

/ Charles Bukowski, Lawrence Ferlinghetti, Jack Kerouac, William S. Burroughs

Moja świadomość robi większe WOW

La vie de beatnik Cichy płacz saksofonu, wokół tylko moloch wdzierający się przez czarne okna. Pewien mężczyzna przy barze siorbie szkocką whisky z winem, tzw. spodiodi. Ubrany w strój tak samo jazzowy, jak dobiegająca zewsząd muzyka, rozgląda się bandyckim wzrokiem po sali w poszukiwaniu urozmaicenia swojej mañany. T E K S T:

ALEKSANDRA DOBIESZEWSKA

szystko zaczęło się w latach 50. XX w. w pięknych, przesiąkniętych konsumpcjonizmem Stanach Zjednoczonych. Jack Kerouac, który tak jak wielu w tamtych latach ma dość tego świata, rzuca wszystko i wyrusza w podróż pełną przygód, narkotyków oraz alkoholu spijanego z ciał nagich kobiet. Chodzi niczym po Stendhalowskim gościńcu, chłonąc i obserwując zmiany zachodzące w mentalności amerykańskiego społeczeństwa. Później napisze książkę – manifest beatników – W drodze, która wraz ze Skowytem jego kumpla, Allena Ginsberga i Nagim lunchem Williama S. Burroughsa zapoczątkuje całkowicie nowy, nieoficjalny i nonkonformistyczny ruch – Beat Generation.

W

ezji Rimbauda w kieszeni. Nierzadko także z krążącą w żyłach heroiną (która dla wielu naprawdę była bohaterką). A wszystko to było ucieczką, sprzeciwem wobec konsumpcyjnego społeczeństwa. Allen Ginsberg, zadeklarowany homoseksualista, w Skowycie przedstawia apokaliptyczną wizję: Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodne histeryczne nagie, włóczące się o świcie po murzyńskich dzielnicach w poszukiwaniu wściekłej dawki haszu […] którzy trzęśli się w bieliźnie w niegolonych pokojach, paląc w koszach na śmieci swe pieniądze i nasłuchując Terroru za ścianą.

Fuck. I’m done. I’m beaten Ludzie poszukujący sensu życia w nędznych barach, niesamowitej biedzie i cierpieniu – to właśnie beatnicy. Nie przejmują się niczym poza tym, żeby mieć co wlać do kieliszka, nie udają nikogo. Charles Bukowski, często uznawany za jednego z członków tego ruchu, choć sam się z nim nie utożsamiał, w Kobietach pisze bez blagi: Postanowiłem dosięgnąć

fot. Ola Dobieszewska do osiemdziesiątki. Pomyśleć tylko: w wieku 80 lat rżnąć osiemnastki! Jeśli jest jakiś Ten tomik, pisany często pod kwasowym nasposób oszukania igraszek śmierci, to właśnie na tchnieniem, zainspiruje później hippisów i hiptym on polega. Sam cnotę stracił w wieku dwu- sterów, mimo że ci drudzy z beatnikami niewiele dziestu czterech lat z ważącą ponad sto kilo prostymają wspólnego. Po premierze w 1955 r. Skowyt tutką. Później oskarżył ją o kradzież portfela, któwywołał wiele kontrowersji ze względu na swoją ry ponoć schowała w swojej waginie, tuż po tym obsceniczność. Do tego stopnia, że za jego publijak wyjął z niej swoją „fioletową cebulę”. Co takiekację pisarz Lawrence Ferlinghetti został areszgo było w tym starym, obleśnym świntuchu, że towany. Dopiero dwa lata później sąd zakończył dziś uznajemy go za postać kultową , a kiedyś kopostępowanie w tej sprawie, wycofując zarzuty. biety rozchylały przed nim nogi mimo pryszczy na twarzy i chamstwa? Chyba właśnie ta wolność, ta Strzał w dziesiątkę szczerość, ten luz – to życie z beatem. Allen Ginsberg, Neal Cassady, Jack Kerouac i William S. Burroughs byli najlepszymi kumplaBez trzymanki mi. Część ich pijackich wybryków została opisana Piszą o tym, na czym znają się najlepiej, ich przez Jacka, który ukrył tożsamość kolegów pod styl jest prosty, często przesycony wulgaryzmapseudonimami (co prawda dość niechętnie, pomi, łamią wszystkie obowiązujące dotychczas konnieważ dążył do autentyczności) we wspomniawencje. Obserwują pędzące życie zza szyb samonej książce W drodze. Można powiedzieć, że był chodów, złapanych po wielu godzinach stania ptakiem i ornitologiem, jak uważała Susan Sontag. w deszczu, z osiemnastoma centami i tomikiem poUczestniczył w życiu beatników, ale i tak po każ-

36–37

dej dłuższej eskapadzie wracał do domu, do swojej mamy i pisarskiej samotności, uwieczniając swoje spostrzeżenia w formie zapisu, wystukując tekst na maszynie do pisania. Beatnicy żyli z dnia na dzień, całkowicie bez celu, „bez trzymanki”. Nie wiedzieli, gdzie będą dzisiaj spać i nie przejmowali się tym. Ważna była dobra zabawa, sztuka i jazz. Uważali, że: [...] prawdziwymi ludźmi są szaleńcy ogarnięci

szałem życia, szałem rozmowy, chęcią zbawienia, pragnący wszystkiego naraz, ci, co nigdy nie ziewają, nie plotą banałów, ale płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące niczym pająki na tle gwiazd, aż nagle strzela niebieskie jądro i tłum krzyczy „Oooo!” Na pewno zaskoczone „Oooo!” musiała przy ostatnim tchnieniu wydać żona Burroughsa, gdy ten, próbując trafić stojącą na jej głowie szklankę z tequilą, niechcący ją zastrzelił. Unieście rąbki sukien, drogie panie, wkraczamy do piekieł!, jak to napisał poeta William Carlos Williams.

Beaten or beatific? Nikt tak jak oni nie dążył do samozatracenia i trudno znaleźć tak bardzo kontrkulturowy ruch w dziejach literatury. Truman Capote, znany pisarz, autor dokumentalistycznej powieści Z zimną krwią, powiedział o nich: Ża-

den z tych ludzi nie ma nic ciekawego do powiedzenia i żaden z nich nie potrafi pisać. Nawet pan Kerouac. To nie pisanie. To stukanie w maszynę do pisania. Być może coś w tym jest. Jednakże to stukanie w maszynę do pisania nadaje powieściom Jacka niesamowitej energii, działa jak perkusyjny rytm w jazzowym utworze Oscara Petersona czy Georgea Shearinga, który szczególnie można odczuć, czytając jego dzieła w oryginalnym języku. Maszynopis W drodze Kerouac napisał na jednej rolce papieru o długości 76,2 m, który później w żartach porównywał do boiska futbolowego. Zawierał tylko jeden akapit, niemal wcale marginesów, a znaki przestankowe pojawiały się w tekście z dużą dowolnością. Jedni będą ich kochać, drudzy nienawidzić. To, czego nie można im odmówić, to błysk w oku i to szaleństwo, które na długo zmąciło taflę literatury światowej. 0


Stephen King /

KSIĄŻKA

Ręka Mistrza O Kingu krążą obecnie różne opinie. Jedni uważają, ze prawdziwy Król Horroru umarł wraz z końcem XX wieku, drudzy natomiast cenią go w nowej odsłonie – artysty. Instytut zadziwia obie grupy zwolenników starego opowiadacza z Bangor. T E K S T:

D O M I N I K T R AC Z

tephen King przyzwyczaił swoich fanów do każdego rodzaju grozy, począwszy od wilkołaków, wampirów i zombie, a na przedwiecznym złu z kosmosu skończywszy. Przez lata, starając się zyskać światową sławę, lubował się w historiach o duchach, które miały coś do powiedzenia, jak w Lśnieniu, gdy podejmował rozważania nad obłędem i alkoholizmem udręczonego człowieka. Zazwyczaj górę nad przekazem brały kiczowate stwory i sytuacje, np. Jezus mówiący z telewizora czy biegające żywopłoty. Po latach postanowił jednak zerwać z łatką rzemieślnika i „najstraszniejszego gościa w Ameryce”, jak został określony przez opinię publiczną po zagraniu w reklamie kart kredytowych. Zaczął tworzyć historie, w których groza wynikała nie z samej aparycji potworów, ale i z ich realności . Pierwsze takie zabiegi zastosował już w Cmętarzu zwieżąt. Później, po wypadku, któremu uległ pod koniec dwudziestego wieku, pod pseudonimem Richard Bachman, używał ich na większą skalę. Oczywiście nie zrezygnował z uwielbianych przez siebie sił nadnaturalnych. Im dalej w bibliografię, tym bardziej fanaberie wyobraźni Kinga ustępują miejsca filozoficznym tyradom i skupieniu uwagi na grozie. Wynika ona z ludzkich zachowań, a nie pierwotnego zła ukrytego nie gdzie indziej a w prowincjonalnym miasteczku w stanie Maine. Jak sam wspomniał, z potworami ostatecznie rozprawił się w powieści To.

S

Jednak kto zna Kinga, ten wie, że obietnice twórcy zazwyczaj kończą się tylko na słowach. Nietrudno było przewidzieć, że gawędziarz z Bangor urządzi sobie kilka nostalgicznych skoków w bok ku potworom z kina klasy B, jak w Outsiderze. Ostatecznie autor zmienił kierunek większości powieści i skupił się na ludziach. Na tym, jaka jest ich natura (Pudełko z guzikami Gwendy), czy są ludźmi dla innych (Uniesienie) oraz jakie piekło są w stanie zgotować. Ukochane wątki paranormalne, którymi często okrasza życiowe historie, są tłem i sposobem na podjęcie palących tematów, zamiast stanowić główną oś fabularną. Takie było Dallas ’63, takie było Pod Kopułą i dokładnie taki jest Instytut, czyli najnowszy owoc twórczości „Króla”.

Struktura opowieści jest zaskakująco linearna i konsekwentna, z czym King miewał poważne problemy. Bohaterowie są stworzeni z odpowiednim wyczuciem – nie mają w sobie irytującego przerysowania i szablonów zachowań, tylko naturalne, złożone charaktery. Tak samo ich motywacje nie wyglądają na szybko dopisywane, w celu pchnięcia fabuły do przodu. Odpowiednie wydarzenia wywierają wpływ na bohaterów, uczą ich, charakteryzują i definiują. Budowane od pierwszych stron rozgoryczenie paczki młodych bohaterów narasta w naturalnym tempie, powodowane kolejnymi wydarzeniami, które tworzą zarówno w postaciach, jak i u czytelnika, poczucie nieuniknionej eskalacji.

Instytut

King, będący wspaniałym rzemieślnikiem, w Instytucie daje także pokaz swojej wrażliwości artystycznej i prezentuje przemyślenia o współczesnym stanie świata. Nie szczędzi środków, by dać do zrozumienia, że należy poddać refleksji wszystko to, co jako osoby żyjące w społeczeństwie, jesteśmy w stanie zauważyć i wybudzić się z obłudy serwowanej przez rządzących. Dlatego też w tekście często wypływają lewicowe poglądy Kinga, jego sprzeciw dla ruchu antyszczepionkowców, prześladowań osób LGBT+, szczególna dezaprobata wobec rządów Trumpa. Gdyby dokładnie przeanalizować strukturę powieści, można by wysnuć wniosek, że Instytut jest pretekstem do przeciwstawienia tych „złych”, czyli zwolenników polityki prezydenta USA, tym bezbronnym i uciemiężonym, czyli metaforycznemu narodowi amerykańskiemu i mniejszościom religijnym lub rasowymi. Ten drugi wymiar interpretacyjny czyni z powieści Kinga dzieło szczególne, w którym każdy znajdzie odbicie własnej sytuacji czy poglądów. Dla Polaka może stanowić krytykę rządów PiS, dla ludności Korei Północnej… cóż, tam ta powieść prawdopodobnie nie dotrze. W rezultacie Instytut jest jednym z najbardziej dojrzałych dzieł w pokaźnym dorobku autora i stanowi doskonałą mieszankę dla wszystkich. Zwolennicy Kinga – najstraszniejszego gościa w Ameryce – dostaną najczystszą grozę, jeszcze straszniejszą niż w jego starych powieściach, bo bardzo realną. Natomiast ci, którzy kochają nowego Kinga opowiadacza, artystę i rzemieślnika – szokujący przesłaniem kawał fantastycznej literatury. 0

Fabuła Instytutu przypomina do złudzenia wątki znane z To oraz z Podpalaczki. Gdzieś w lasach Maine ukryty jest kompleks, do którego trafiają „niezwykłe” dzieci z całego kraju. Brutalnie wyrwane rodzinom budzą się w pokojach podobnych do ich własnych, tylko że bez okien. Szybko dowiadują się, że trafiły do miejsca, gdzie prowadzone są badania nad ich nadnaturalnymi zdolnościami, do tzw. Przedniej Połowy. Gdy testy dobiegają końca, dzieci odsyłane są do Tylnej Połowy, skąd nikt już nie wraca. Gdy młody geniusz Luke Ellis trafia do Instytutu wie, że musi zrobić wszystko, by uciec. I oczywiście trzeba się zgodzić z faktem, że cały ten koncept był maglowany przez popkulturę mnóstwo razy. Tajny rządowy projekt widzieliśmy już w Stranger Things, przygody paczki dzieciaków pamiętamy ze Stand by me i To. Instytut zatem nie jawi się jako nowatorska i przełomowa historia, a bardziej jako mrugnięcie okiem w stronę czytelnika i pokazanie mu tego, co już kiedyś pokochał. Powieść, o dziwo, na wtórności nic nie traci, ponieważ sposób, w jaki została napisana i tempo opowiadanej historii wynagradza wszystkie możliwe obiekcje.

Pamiętnik Rzemieślnika King w Instytucie kolejny raz zachwyca gawędziarstwem, które jest dla niego tak znamienne. Świat przedstawiony dzięki soczystym opisom wręcz materializuje się przed oczami czytelnika, a emocje i wątpliwości targające bohaterami nie pozwalają odpuścić przed końcem.

Przebudzenienie

listopad 2019


KSIĄŻKA

/ poezja w Maglu

KONKURS Ulotny

Circa absolut

Hańba

cały problem mój w tym, że próbuję Cię złapać a ty jesteś ulotny psotny gorzki jak liść jesienny cały problem mój w tym, że próbuję Cię kochać a ty chcesz tylko na chwilę przymilić się mi cały problem jest w tym, że jesteś piękny i gładki złocisty i rzadki a już wkrótce… może za miesiąc za tydzień może już dziś opadniesz, zwiędniesz, uschniesz zupełnie jak jesienny liść

Krzyczałeś: circa absolut. A ja, nie rozumiejąc, Wybrałem się nad flamandzkie jezioro. I tam przysiadłem na trzy dni i trzy noce.

Wczoraj wieczorem między komodą a regałem popełniłem wiersz tak by nikt nie widział ani go nigdy nie usłyszał

JULIA USZYŃSKA

Siedziałem cierpliwie W ciszy. W spokoju. W wolnych chwilach Notowałem co widziałem, co słyszałem. Aż napotkał mnie człowiek-fotograf I spytał: czy nie łatwiej byłoby Zrobić zdjęcie i pójść sobie? Przecież mam telefon, skończę szybciej. A ja chciałem skończyć wolniej. Poszedł, nic nie wskórawszy. Wysiliłem oczy. Nie znalazłem jeszcze niczego, Czego nie mogłoby być na zdjęciu. Niebawem przyszedł człowiek-turysta: Spytał o drogę do hotelu. Nie była trudna: tu obejść, Tam w lewo, prosto I już. I dotrze.

Usunąłem ślady intelektualnej walki schowałem narzędzia zbrodni ciało utkane ze słów na dnie szuflady spoczęło Jak dobrze że nikt nie wie, że topiąc grzeszne myśli w lepkim atramencie bywam poetą w wieczory samotne Bo co by było gdyby... sąsiad, żyrant, ojciec, matka, brat i kuzyn się dowiedzieli Co to byłaby za hańba dla rodziny inżynierów!

M I KO Ł A J S TAC H E R A

Rozjaśnił się wyraźnie. Podziękował, odszedł. Wciąż ściskałem ołówek Jakbym to z niego próbował dobyć Brakujących słów, nie z siebie. Mijały trzy dni i trzy noce Nad flamandzkim jeziorem. Przekreśliłem każde słowo. Odłożyłem przybory. I wpatrywałem się w miejsce jeziora By nie zapomnieć, jak się pamięta. Minęły – i odszedłem. Krzyczałeś: circa absolut. Mój przyjacielu, nadal nie wiem, co masz na myśli, Ale już nie wiem z uśmiechem.

M I C H A Ł K U R OW S K I

38–39

Folié a deux Jedno spojrzenie w przepaść bezdenną Kiedy w umarłym sadzie Urzekła mnie kwaśna słodycz twoich warg Najdroższa połówko zepsutego jabłka Stoimy na granicy wszechświata I rodzimy się w czerni

SZAJBA


poezja w Maglu /

KSIĄŻKA

LITERACKI Prometeizm XXI wieku

Goliaci kontemplujący Ziemię

manifestacja pod wezwaniem świętego Franciszka przywiązany do uschłej lipy uprawiam seksting z korposzczurzycą ciąg esemesów przypomina poemat love story w czasach wolnorynkowej zarazy dźwięk policyjnego megafonu statystycznie rzecz biorąc gaz łzawiący działa około kwadransa więc chyba zdążę na kolację przy homarze i świecach

B A R T ŁO M I E J K U P I EC

Epitafium na randce w duchu virtual reality przysłuchujemy się symfonii algorytmów niosącej modlitwę do Nike bez skrzydeł

B A R T ŁO M I E J K U P I EC

Ghosting oczyszczam pokój tanimi perfumami aby zatrzeć zapach lotosu zgubionego podczas nocy dziadów Tinder znów kusi

B A R T ŁO M I E J K U P I EC

— „Bóg”, Gawriił Dierżawin Nad lodonimbem barwnych światów pośród ciał martwych zimnych gwiazd mitycznych planet świetlnych płatów blazarów iglic złotych gniazd gdzieś poza czasem lud Goliatów wpatrzony w nieba jasny pas pośród szkłękitnych fantazmatów ogląda mały mglisty maz labladoryci refleks kuli wężowym cięciem tnie złą noc przez rzeki srebra i lazuli przypominając im swą moc sfinksie feerie prapłomieni pełgając głuchą smugą strun tworzą kosmiczny teatr cieni kreśląc wyryty w próżni run mistyczny skowyt róż kwazarów zaklęty w tańcu dzikich zórz jak pęki mlecznych nenufarów bucha wśród czarnych pustych mórz bijących grozą hydrzych pysków i magnetycznych białych burz tnąc kalejdoskop gwiezdnych błysków jak kryształowy krzywy nóż nadpryzmatyczne tafle mgławic niby szkle fale morskich wód unoszą floty skalnych ławic prowadząc je w bezkresny chłód funerałtycznej hipnosfery pod śmiercionośny mroczny szpon kosmogonicznej Archchimery i jej potworny boski tron

KĄSEK Dawno Pana nie widziałam. A, nie może Pan dzisiaj? Dobrze, poczekam. I będę czekać, Proszę Pana, aż pan zje poranną jajecznicę przyprawioną pocałunkiem żony. aż pan wypije pachnącą śmiechem dzieci kawę. Ja będę, Proszę Pana, czekać. Pan przecież wie… Będę czekać, aż Pan do mnie przyjdzie. Ja, Proszę Pana, nie potrafię zrobić jajecznicy. Nie znam się Na kawie. Ale niech Pan przyjdzie, a nasycę Pana znacznie lepiej niż jajecznica i kawa. Pan jest coraz mniej spragniony, bo wiem, że Pan coraz mniej je jajecznicy. Coraz mniej pije kawy. A coraz więcej mnie.

A M ATO R K WA Ś N YC H JA B Ł E K

F I L I P WO L A N D OW I C Z Ś W I E R C Z Y Ń S K I

Informacja Jeśli chcesz podzielić się swoją twórczością, z szuflady przenieść się na strony największego czasopisma studenckiego w Polsce, wyślij swój wiersz lub fragment prozy na adres: magiel.konkurs.literacki@gmail.com Wyniki następnych edycji konkursu już w kolejnych numerach. Na zgłoszenia czekamy do 12 listopada.

listopad 2019


KSIĄŻKA

/ recenzje i nie tylko

Nike mieszka na Powiślu M I KO Ł A J S TAC H E R A

Pod czterema kolumnami, po raz dwudziesty trzeci stanęło siedmiu pisarzy, a właściwie pięciu z siedmiu, w walce na pióra i papier ku adoracji bogini Nike. Cztery powieści, dwa reportaże, jedna biografia, a nagrody tylko dwie. Parafrazując Zbigniewa Herberta: Nike tym razem się nie wahała, zarówno nagrodę publiczności jak i jury wygrał reportaż egzystencjalny Nie ma Mariusza Szczygła, reportera i felietonisty, laureata Europejskiej Nagrody Literackiej z 2009 roku, autora książek: Gottland, Kaprysik, Damskie historie, Zrób sobie raj, Projekt: prawda. Można zatem powiedzieć, że i lud, i władcy polskiego świata literatury są zgodni, a Nike pod ich decyzją podpisała się dwoma skrzydłami lub, jak kto woli, piórami. Oprócz reportaży Szczygła w finałowej siódemce Nike znalazły się książki: Małgorzaty Rejmer Błoto słodsze niż miód, Aleksandra Kaczorowskiego Ota Pavel. Pod powierzchnią, Marcina Kołodziejczyka Prymityw. Epopeja narodowa, Zyty Rudzkiej Krótka wymiana ognia, Juliusza Strachoty Turysta polski w ZSRR i Szczepana Twardocha Królestwo. Pośród finalistów obecnych na gali zabrakło Szczepana Twardocha i Marcina Kołodziejczyka. Czy znaleźli się wśród pierwszych ofiar żniw jesiennej grypy, a może raczej utknęli w niedzielnym, warszawskim korku? Tego niestety nie wiadomo, a ich przedstawiciele z wydawnictw nie chcieli uchylić rąbka tajemnicy. Decyzja jury zapada w dniu gali, a więc czy byli pewni tego, że w tym roku nie dosięgną kartami swoich powieści gałązek oliwnych bogini?

W wilczej skórze

Jedno jest pewne – ani wino, ani też złote pióra będące nagrodą gwarantowaną dla finalistów, nie skusiły ich do pokazania się na gali i pamiątkowego zdjęcia z jednym z braci Kurskich. Nagroda Literacka Nike przyznawana jest corocznie za najlepszą książkę poprzedniego roku. Do konkursu mogą zostać zgłoszone dzieła reprezentujące wszystkie gatunki literackie. Zwycięzca otrzymuje 100 tys. zł i statuetkę. Fundatorami Nike są „Gazeta Wyborcza” i Fundacja Agory. Laureatami nagrody byli m.in. Wiesław Myśliwski, Czesław Miłosz, Dorota Masłowska, Olga Tokarczuk, Jarosław Marek Rymkiewicz, Jerzy Pilch i Marcin Wicha, który otrzymał Nike 2018 za książkę Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Być może książka, która zostanie laureatką przyszłorocznej nagrody jest już w druku lub na półkach księgarnii i bibliotek. Kogo następnego dotknie swymi skrzydłami Nike? Tego dowiemy się już za rok, warto więc śledzić strony wydawnictw i typować już dziś.

Gala rozdania nagrody Nike – fot. Ola Dobieszewska

T E K S T:

Jak wielka jest ludzka wola życia? Ile wie

podróży. Rozmówca początkowo zdaje się osobą tajemniczą i skrytą, jednak z każdym

o śmierci pięciolatek? Jak wygląda życie oso-

kolejnym dniem spędzanym w towarzystwie Głuchowskiego i Kowalskiego coraz chętniej

by o dwóch sprzecznych tożsamościach? Na te

odsłania fakty ze swojego życia. Reportaż jest zarówno swoistym uzupełnieniem książki

wszystkie pytania odpowiada Aleks Kurzem we

Maskotka napisanej przez syna bohatera Nie trzeba mnie zabijać – Marka Kurzema – jak

wstrząsającym wywiadzie o woli przetrwania

i samodzielnym tekstem, innym ujęciem tej samej opowieści. W książce zawarto wiele

i potrzebie rozliczenia się z przeszłością.

zdjęć, na których czytelnik znajdzie wizerunki umundurowanego Kurzema w towarzy-

Każda z książek o Holokauście jest na swój sposób inna. Wszystkie opowiadają o różnych

stwie jego nazistowskich opiekunów, a także obrazy związane z Holokaustem na ziemiach Litwy, Łotwy i Białorusi.

osobach, odmiennych doświadczeniach i oko-

Autorzy publikacji, prócz opisu biografii Kurzema, podejmują również powiązany z jego

licznościach tragedii. Nie trzeba mnie zabijać

historią wątek kolaboracji Łotyszy, Litwinów i Białorusinów z nazistami. Robią to jednak

to pierwsza wspólna książka duetu reporte-

w sposób niezdarny, przepełniony emocjonalnością i współczesnym osądem moralnym.

rów „Gazety Wyborczej” – Piotra Głuchowskie-

Tym samym reportażyści nie starają się do końca wyjaśnić sytuacji zmuszającej narody,

go i Marcina Kowalskiego – opisująca histo-

które w czasie II wojny światowej znalazły się między młotem a kowadłem, na styku sfery

rię żydowskiego chłopca, który aby przeżyć,

wpływów dwóch totalitarnych państw do kolaboracji. Publicyści popełnili jeszcze jeden

musiał założyć „skórę wilka ”. Z początku jest

błąd – zamiast zabrać rozmówcę w miejsca związane z jego wojennymi przeżyciami na

Nie trzeba mnie zabijać

to opowieść o białoruskiej wsi, której żydow-

Białorusi, Litwie, Łotwie i w Australii, przemierzają z nim Polskę. W pewien sposób wzbo-

Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski

scy mieszkańcy czekają aż ustanie deszcz i ich

gaca to rozmowę ogólnymi refleksjami na temat Holokaustu, z drugiej zaś pozbawia moż-

Agora SA

oprawcy będą mogli dokonać na nich egzekucji.

liwości większego zagłębienia się w zapomniane odmęty pamięci bohatera reportażu.

2008

Jednak przede wszystkim książka skupia się

Mimo tych niedoskonałości reportaż dziennikarzy „Gazety Wyborczej” jest książką,

na pięcioletnim chłopcu, który nie godzi się na

która otwiera czytelnikowi oczy na wiele uniwersalnych kwestii. Ukazuje siłę woli prze-

śmierć, choć dotychczas widział jedynie, jak zabija się kurczaki. Gdy słyszy od matki, że

trwania, jaka od najmłodszych lat drzemie w każdym z nas oraz uzmysławia, jak waż-

jutro musi być bardzo dzielny, bo wszyscy umrą, ucieka do lasu, by tam walczyć z zimą,

na jest dla człowieka jego jednolita tożsamość. W kontekście opowieści o jej zatraceniu

zwierzętami i głodem, ale przede wszystkim – ukrywać się przed swoimi katami. Ci jednak

w wojennych okolicznościach oraz związanej z tym traumie, jej posiadanie jawi się jako

odnajdują go i włączają w swoje szeregi, czyniąc z chłopca maskotkę, gwiazdę hitlerow-

nieoczywisty i niedany każdemu luksus.

M I K O Ł A J S TA C H E R A

skich filmów propagandowych, szumnie nazywanego przez lektorów w niemieckich kinach „najmłodszym nazistą III Rzeszy”.

Nie trzeba mnie zabijać to reportaż opowiadający nieprawdopodobną historię, która wydarzyła się podczas wojennej zawieruchy. Jego forma pozwala nam zajrzeć za kulisy prowadzonego wywiadu. Rozmowy o przeszłości przeplatają się tu z dialogami rozgrywającymi się na stacjach benzynowych, w hotelach i w drodze do następnego punktu

40-41

ocena:

88887


lifestyle /

Styl życia Polecamy: 48 SPORT Piłka parzy

O igrzyskach z perspektywy ekonomicznej

51 CZARNO NA BIAŁYM W paszczy Wietnamu

Fotografie Aleksandra Jury

56 W SUBEKTYWIE Skały i raki

fot. Weronika Rzońca

O miłośnikach wspinaczki

Pić, spać, pić Z U Z A N N A ŁU B I Ń S K A rzmi jak bajka, ale raczej jedna z tych mrocznych, pisanych przez braci Grimm. Ile czasu można nie robić kompletnie nic? Ile alkoholu można wypić w tym czasie? Nie wiem, ale niektórzy z pewnością wypijają sporo. Życie to delikatnie zakrapiana alkoholem bajka. Czy przypadkiem nie pijemy go jednak za dużo? Zbyt często? Podobno w Polsce sprzedaje się tyle „małpek”, że możemy podejrzewać sporą część osób pracujących o chodzenie do roboty na lekkim rauszu. Gorzej, jeżeli do tego grona zaliczają się kierowcy bądź lekarze. Wycięcie wątroby zamiast usunięcia nerki? Albo amputacja nogi zamiast wyrostka robaczkowego? Dość nieciekawy scenariusz. Całe szczęście pijany ekonomista to żaden dramat. Według artykułu Co z tą wódką z lipcowej gazetki Samorządu Województwa Mazowieckiego uzależnionych od alkoholu jest ponad 600 tys. Polaków. W tekście wyróżnione zostały cztery fazy wpadania w nałóg. O ile w pierwszym stadium jest zapewne większość społeczeństwa (picie sprawia przyjemność), o tyle do dalszych, takich jak kradzieże w celu zdobycia trunku czy alkohol jako jedyny cel życia dochodzi na szczęście mniejszy odsetek obywateli.

B

Nieobecny wzrok, szara cera i obskubany lakier na paznokciach ...

Nie rozumiem ludzi, którzy wręcz chwalą się tym, że są już alkoholikami. Po pierwsze nie ma czym się chwalić, a po drugie nie jest trudno osiągnąć taki stan w naszym kraju, gdzie jeden punkt sprzedaży alkoholu przypada na 266 osób. Niechlubnie najlepszy wynik w Europie. Mieszkam na osiedlu, gdzie w bloku obok znajduje się Centrum Terapii Uzależnień, dlatego widok śmierdzących żuli nie jest mi obcy. Codziennie rano mijam „aniołki”, śpiące na przystankowej ławeczce. Kiedy wracam z uczelni okazuje się, że wszystkie zdążyły się już przebudzić i rozkoszują się kolejnym dniem, dzierżąc w dłoni Kustosza Tequilę. Gdy się skończy, idą po więcej do osiedlowej Biedronki, również przesiąkniętej ich zapachem. Starsze panie ustawiają się w kolejce, żeby kupić trzy najtańsze piwa i paczkę herbatników. W ich oczach widać znużenie tym, ze pani zza lady wie, jaką podać im do tego wódkę. Nieobecny wzrok, szara cera i obskubany lakier na paznokciach, chyba tylko dla niepoznaki. Zdrętwiałymi rękoma zabierają zakupy i odchodzą lekko chwiejnym krokiem, żeby wieczorem znowu zasnąć na przystankowej ławce. Czy właśnie tak wygląda wymarzone życie na emeryturze?

listopad 2019


WARSZAWA

/ warszawska reklamoza

reklamoza, reklamoza i hipnoza

Towarzystwo wielkiego formatu Współczesny marketing serwuje nam wyjątkowe oferty. Możemy zamieszkać naprzeciwko Dody, pod czujnym okiem Big Biebera czy cieszyć się kolorowymi elewacjami w firmowych barwach wielkich korporacji. Reklamy wielkoformatowe opanowały przestrzeń publiczną stolicy. T E K S T:

K ATA R Z Y N A KOWA L E W S K A

eklamowa powódź zalewa nas każdego dnia. Do ofert maści przeciwko hemoroidom czy grzybicy w porze śniadaniowej konsumenci już przywykli. Modele reklamujący pizzę znad pisuarów w klubie wciąż wydają się dosyć egzotyczni, ale kto by na to zwracał uwagę. Zagarnianie luster w centrach handlowych także stanowi jeszcze (na polskim gruncie) pewne technologiczne wyzwanie, ale wszystko przed nami. Reklamy wychodzą również na zewnątrz, do przestrzeni wspólnej, publicznej. Zalewają ściany budynków, mury, ogrodzenia, billboardy. Jak to wygląda w Warszawie? Przyjrzyjmy się ostatnim pięciu, sześciu latom.

R

Naprawdę nie zmienia się nic Zanim przejdziemy do wielkiego Biebera wpatrującego się w przechodniów w Alejach Jerozolimskich, cofnijmy się do 2014 r. (z retrospektywnym prologiem w 2013 r.). To właśnie wtedy mija rok od badania Millward Brown, przeprowadzonego dla „Gazety Wyborczej”, z którego wynika, że 63 proc. warszawiaków jest za zakazem wieszania reklam na budynkach, oraz od wniesienia przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ustawy o ochronie krajobrazu, a także od akcji pod hasłem Nie wstydź się zerwać! Stowarzyszenia Miasto Moje a w Nim. Zdegustowani brzydotą warszawskich ulic zalewanych niezliczoną ilością ulotek, nielegalnych ogłoszeń

42–43

Z DJ Ę C I A :

WA R S Z AWA . N A S Z E M I A S TO. P L , P I O T R S M O L I Ń S K I

i reklam postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie! – brzmiał manifest aktywistów, którzy rzeczywiście wzięli nielegalne reklamy w swoje ręce i wrzucali je do kosza. Usuwali ogłoszenia, zdzierali ulotki z przystanków autobusowych, przestawiali tzw. potykacze reklamowe. Mimo mikroskali ich działanie jest i tak znacznie skuteczniejsze niż wejście w życie ustawy czy badania „Gazety Wyborczej”. Mamy bowiem rok 2014, a w kwestii reklamy outdoorowej niewiele się zmienia. Zdarte ulotki i ogłoszenia zostają zastąpione przez nowe, ustawa śpi, a warszawiacy dalej hipotetycznie są za zakazem wieszania reklam w przestrzeni miejskiej. Na forach internetowych wrze; stolicę bulwersują kolejne wielkie billboardy. Zwłaszcza trzy z nich.

Hit nr 1. Zamiast klimatyzacji Warszawska Rotunda zasłonięta przez baner reklamujący bank podbija serca mieszkańców. PKO BP staje się lokalnym faworytem... do tytułu Miastoszpeciciela 2014, konkursu powstałego z inicjatywy Stowarzyszenia Miasto Moje a w Nim we współpracy z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. W 2013 r. pierwszą nagrodę i tytuł Miastoszpeciciela otrzymał oblepiony kolorowym gąszczem banerów i billboardów „okrąglak” z Olsztyna – budynek położony w centralnym punkcie miasta, tuż obok ratusza. W równie kluczowym miejscu znajduje się niechlubna warszawska Rotunda, w której

mieści się siedziba laureata II edycji konkursu, Banku PKO. Komisja uznała, że zasłanianie budynku Rotundy płachtą reklamową stanowi rażący przykład oszpecania przestrzeni miejskiej w jednym z najbardziej ruchliwych, reprezentacyjnych miejsc w mieście – brzmi uzasadnienie. Co na to bank PKO? Wynik konkursu traktujemy przede wszystkim jako dowód ogromnej rozpoznawalności Rotundy i żywego zainteresowania Polaków jej przyszłością – oto fragment oświadczenia opublikowanego w serwisie newsweek.pl. Podkreśla się w nim także, że bank z zasady nie wykorzystuje powierzchni Rotundy do celów komercyjnych, a pojawiające się na budynku siatki pomagają w zachowaniu komfortu pracy i obsługi klientów (sic!) w Rotundzie, w której z uwagi na stan techniczny nie można zainstalować klimatyzacji. W oświadczeniu podkreśla się, że sytuacja ma charakter przejściowy, gdyż według planu rewitalizacji w 2. kwartale 2015 r. powinny ruszyć prace budowlane nowej Rotundy. Część jej powierzchni – zgodnie z wynikiem konsultacji z mieszkańcami Warszawy – zostanie przeznaczona na cele społeczne.

Hit nr 2. Wielki Bieber patrzy Biurowiec Universal przy Alejach Jerozolimskich to jedna z warszawskich ikon PRL-u, głównie jednak ikona kiczu i komercji. Oficjalnie promuje kontakt i wizerunek (sic!) pomiędzy


warszawska reklamoza /

WARSZAWA

Tytuł Fot. warszawa.naszemiasto.pl, Piotr Smoliński

Wkrótce Justina zastępują panie odziane znacznie mniej skąpo, reklamujące ubrania nowych kolekcji mniej prestiżowych marek. W 2016 r., niedługo przed 50. jubileuszowymi urodzinami, z Universalu zostają tylko gruzy. Niewielu za nim tęskni, bo też niewielu pamięta, co przysłaniały wielkie płachty reklamowe.

Hit nr 3. Kształcimy warszawską młodzież Wielu za to wie, co kryje się za reklamą nowego programu TVN-u, która zajmuje niemal całą ścianę starego, mało okazałego budynku Politechniki Warszawskiej. Nie da się ukryć, ściana zyskała powiew świeżości, porażając przechodniów żółto-niebieską kompozycją. Niektórym się to nawet podoba. Moim zdaniem budynek lepiej wygląda z reklamą! Dodatkowo TVN wspiera polską naukę, bo pieniądze idą do Polibudy. Czego tu się czepiać? Moim zdaniem trzeba się czasem zastanowić, żeby nie być śmiesznym...! – pisze jeden z facebookowiczów [za: warszawa.naszemiasto.pl]. Chyba nie dostrzega, że sytuacja, w której polski przybytek nauk ścisłych przemienia się w ogromną reklamę Runaway Project , może być uznana za śmieszną. A także za ośmieszającą i wysoce niepokojącą. Innego zdania jest rzeczniczka Politechniki Warszawskiej. Według niej mieszkańcy pokoi

A było tak pięknie Wróćmy na chwilę do 2015 r. – Universal jeszcze stoi i straszy, Rotundy prawie nie widać, mieszkańców akademika nie chroni jeszcze przed słońcem i hałasem płachta TVN-u. Ustawa krajobrazowa wchodzi w życie i niebawem centrum Warszawy odsłania swoje nowe, mniej komercyjne oblicze. Chaos wizualny zostaje poskromiony; ściany budynków nareszcie są tylko ścianami budynków, wielkie billboardy znikają. Reklama wielkoformatowa ginie zupełnie. Niestety – tylko

Miała być lekiem na całe zło Prześledźmy krótką historię ustawy krajobrazowej, która miała być remedium na ogólnokrajową epidemię „reklamozy”. Dokument ustawy zakładał wyposażenie samorządów w narzędzia do skuteczniejszej ochrony przestrzeni. Projekt przedstawił prezydent RP Bronisław Komorowski, w 2013 r. Sejm przyjął uchwałę, w 2015 r. weszła ona w życie. Upoważniła samorządy do uchwalenia lokalnego kodeksu reklamowego, określającego, jakie reklamy i szyldy mogą wisieć w danym miejscu, oraz wprowadzającego kary za nielegalne banery. Część miast skorzystała z tej szansy, m.in. Ciechanów (jako pierwszy) oraz Wrocław. Warszawa, dając popis rozwagi nad innowacyjnością, działała niespiesznie. W 2017 r. projekt uchwały krajobrazowej został poddany szerokim konsultacjom społecznym [za: architek

na filmowej symulacji wyprodukowanej przez uczniów z liceum im. Klementyny Hoffmanowej w Warszawie. Pięcioosobowy zespół licealistów stworzył projekt Śmieci na wysokości . Dzięki koneksjom rodzinnym udało im się wypożyczyć drona i znaleźć osobę, która nakręciła widok Warszawy. Następnie za pomocą programów graficznych (Photoshop, After Effects i Moch) usunęli z nagrania wszystkie reklamy. Na końcu materiału zamieścili pytanie: Lepiej? oraz loga 15 firm i instytucji, które udało im się przekonać do rezygnacji z wywieszania reklam wielkoformatowych (część z nich to partnerzy projektów sprzeciwiających się reklamie outdoorowej, m. in. Stowarzyszenie Miasto Moje a w Nim, Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie, stowarzyszenie Miasto Jest Nasze). Niewirtualna Warszawa wciąż jest zaśmiecona, a rezultatów uchwały reklamowej nie widać.

tura.um.warszawa.pl]. W 2018 r. zostały one powtórzone i zakończyły się na początku grudnia. Przedstawiany projekt zakładał m.in., że szyldy będzie można umieszczać tylko w strefie parteru tak, by nie przesłaniały cennych detali architektonicznych, a reklama na elewacji podczas remontów może być eksponowana maksymalnie przez dziewięć miesięcy, raz na pięć lat. Kolejne restrykcje za maksymalny format reklamy wolnostojącej uznawały nieprzekraczający powierzchni 18 m 2 . [przerwa na reklamy – przyp. red.] 1

Graf.: pixabay.com

TVN wspiera polską naukę, bo pieniądze idą do Polibudy. Czego tu się czepiać?

zasłoniętych płachtą cieszą się niższymi opłatami za wynajem. Rzeczniczka przekonuje, że materiał wcale nie obniża standardu mieszkania, wręcz przeciwnie – lepiej tłumi hałas uliczny i ogranicza nasłonecznienie, a przez to nadmierne ogrzewanie pomieszczeń. Zupełnie jak gdyby inspirowała się oświadczeniem PKO BP.

Fot. warszawa.naszemiasto.pl

dużymi, średnimi oraz małymi przedsiębiorstwami; mniej oficjalnie, za to bardziej namacalnie – kontakt i wizerunek pomiędzy gigantycznych rozmiarów Justinem Bieberem a każdym przechodniem, kierowcą czy pasażerem, śmiesznie małym w porównaniu do wytatuowanego bożyszcza fanów popu na służbie Calvina Kleina.

listopad 2019


Pod ostrzałem Tyle na temat ustawy krajobrazowej, która nie stała się (i istnieje ryzyko, że nie stanie się) bronią w walce z billboardowymi potworkami. Cofnijmy się z powrotem do 2017 r. Ustawa krajobrazowa (nie) żyje własnym życiem, pokoje akademika znów są słoneczne i wpada do nich hałas, a aktywiści działającego od 2013 r. warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze biorą reklamy pod ostrzał… fleszy. Ruszają z inicjatywą Żegnamy reklamy, w ramach której każdy może przesłać zdjęcie najbrzydszej reklamy w mieście. Fotografie są publikowane na stronie zegnamyreklamy.pl. Akcję promuje krótki spot z hasłem: Wytnijmy reklamy z Warszawy, który ukazuje mężczyznę ścinającego piłą mechaniczną wielką nogę od stojaka z ramą na billboard. Jaki jest rezultat? Mniej więcej taki, że dziś, po ponad dwóch latach, wciąż można podziwiać na żywo niektóre z reklam opublikowanych na stronie. Akcja rusza w kwietniu. Dwa miesiące później serce stolicy bije w rytmie pewnego wielkiego, a raczej wielkoformatowego love story.

Wielkoformatowa miłość Czerwiec 2017 r. Ruszają konsultacje społeczne projektu uchwały krajobrazowej dla Warszawy. Na przeznaczonym do rozbiórki biurowcu u zbiegu ulic

44–45

wania Przestrzennego, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Na profilu facebookowym zaś dodał: Tysiące roboczogodzin samorządowców, ekspertów i aktywistów w Trójmieście, Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Opolu i in. pracujących nad wejściem w życie ustawy krajobrazowej, a następnie przygotowaniem, konsultowaniem, poprawianiem, wykładaniem, uchwalaniem i obroną w sądach gminnych uchwał mają pójść na marne. Cała sytuacja wróci do stanu sprzed 2015 r., i to zanim zdołamy zebrać jakiekolwiek owoce swojej pracy [za: gazetawyborcza.pl].

Świętokrzyskiej i Emilii Plater pojawia się zdjęcie Dody oraz jej życiowa sentencja: Nie inni, a ty sam jesteś granicą swoich możliwości. Przekraczaj ją (cytat pochodzi z przemowy piosenkarki wygłoszonej na Wielkiej Gali Gwiazd Plejady). Na wypadek gdyby ktoś miał wątpliwości co do autorstwa, po sentencji następuje pełny podpis: Dorota „Doda” Rabczewska. Nie, nie odpowiada za to (podobno) bezpośrednio sama piosenkarka, ale jej przyjaciel, z którym pokłóciła się o noszenie torebki. Skruszony mężczyzna postanowił przygotować wielką kartkę na przeprosiny za – bagatela! – niecałe 200 tys. zł. (Najwyraźniej Emil Stępień wziął sobie do serca sentencję o przekraczaniu własnych możliwości. Nie udało się tylko przekroczyć granic budynku, którego potężna bądź co bądź ściana ma swoje gabaryty i wyznacza wielkość kolosalnego billboardu.) Ostatecznie Doda, gdy pierwsze zaskoczenie mija, docenia niespodziankę. Szkoda tylko, że wraz z nią przeprosinowy prezent ocenia cała

stolica. Plotkarskie emocje sięgają zenitu. Czy rzeczywiście kłótnia dotyczyła torebki? Co naprawdę zaszło między Dodą a filmowcem? Ile kosztowało wynajęcie ściany pod reklamę?. Próbom szacowania wartości wielkoformatowego billboardu towarzyszą spory na temat tego, na ile sensowny jest wybrany cytat. I dlaczego – przy podawanej w wątpliwość „głębi” przesłania – musi się z nim zapoznawać całe miasto.

Wizyta aktywistów-anarchistów Październik 2018 r. – za miesiąc ma się odbyć Noc reklamożerców (The Night of the AdEaters). To największe zaraz po Festiwalu w Cannes międzynarodowe święto reklamy, podczas którego odbywa się kilkugodzinny pokaz ponad 400 reklam zmontowanych w jeden film. Sala przekształca się w forum otwartego wyrażania opinii za pomocą gwizdko-tub .

Graf.: pixabay.com

W maju 2019 r. powstał nowy projekt ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Jeden z zapisów każe samorządom wypłacać odszkodowania właścicielowi nieruchomości, któremu ograniczono możliwość wykorzystywania jej na cele reklamowe. Ten zapis radykalnie zniechęca samorządy do porządkowania przestrzeni publicznej i doprowadzi do turborozwoju reklamy wielkoformatowej, bo radni będą się bali ją ograniczać, żeby nie narażać budżetu miasta na straty – podsumował Wojciech Wagner, zastępca dyrektora Biura Architektury i Plano-

Zanim to nastąpi, członkowie londyńskiej ekipy Special Patrol Group odwiedzają Warszawę. Przeprowadzają tu akcję subvertisingową (czyli w ypaczającą oryginalne przesłanie elementu kultury dominującej),


Elementy grafiki: pixabay.com

Sierpień bieżącego roku. Przed pałacem Na Wodzie pływa wielki znak McDonald’s. W internecie krążą jego kolejne zdjęcia i filmiki, a fora internetowe są miejscem emocjonalnych eksplozji. Protesty, hejt, odwołania do tradycji i krytyka komercji zapalają lont po loncie. Po południu znak zostaje usunięty. Wkrótce okazuje się, że McDonald’s jest sponsorem wieczornego pokazu mody Gosi Baczyńskiej, a logo to element wydarzenia. Ostatecznie żółty towarzysz ptactwa wodnego nie asystuje także modelkom . Firma publikuje przeprosiny i wyjaśnienia. Żałujemy, że zaistniała sytuacja miała miejsce. Logo naszej firmy miało być elementem scenogra-

Zahibernowany estetyzm Czy reakcja jest przesadą, czy należnym świętym oburzeniem? W internecie zdaje się przeważać drugie stanowisko, co dobrze świadczy o czujności współczesnych konsumentów w czasach, kiedy marketingowcom wciąż jest mało, a granica między codziennością, sztuką

a komercją zdecydowanie się zaciera. Reklamodawcy posuwają się coraz dalej w poszukiwaniu nowych powierzchni reklamowych, tj. wykorzystują chociażby ludzkie ciało, co świetnie dokumentuje przykład sprzed około roku. 31 sierpnia. Oddział pizzerii Domino’s oferuje 100 pizz rocznie przez 100 lat dla każdego, kto wytatuuje sobie logo firmy w widocznym miejscu i zamieści zdjęcie tatuażu na Instagramie firmy. 4 września. Stan osób, które skorzystały z oferty, to około 350. Licz-

ba znacznie przerasta oczekiwania pomysłodawców. Kampania z ekonomicznego punktu widzenia okazuje się klęską. Domino’s ponosi straty finansowe. Jednocześnie cała sytuacja rodem z prozy Dicka pokazuje, jak mocno konsumenci obojętnieją na wdzieranie się reklam w ich życie. Skoro codziennie noszą buty, koszulki, kurtki, torebki i zegarki z logo znanych firm, skoro i tak są obrandowani od stóp do głów, to dodanie kolejnego logo na nadgarstku czy w okolicy łokcia prawdopodobnie nie wydaje im się szczególnie radykalnym krokiem. Zaangażowanie społecznych aktywistów w odzyskiwanie przestrzeni publicznej Warszawy daje nadzieję na to, że komercja napotyka i będzie napotykała opór konsumenckich mas, a kolorowa powódź krzyczących reklam nie sparaliżowała na trwałe naszego poczucia estetyzmu. Póki jednak miasta nie wykształcą konkretnych narzędzi walki z „turboreklamozą” i nie stanie się ona jednym z priorytetów, instytucje oraz grupy aktywistów bez wsparcia legislacyjnego i powszechnego poparcia społecznego pozostają bezsilne. Zwłaszcza w okresie przedwyborczym, kiedy kolejni politycy walczą nie tylko o władzę, lecz także o przestrzeń, w której mogą być jak najbardziej widoczni. Koszty, zarówno te ekonomiczne, jak i wizualne, schodzą wtedy na drugi plan, a kolejne publiczne persony stają się twarzami budynków, pojazdów oraz ścian przystanków autobusowych. I nie wydaje się, by istotnie wpływało to na wyborczą frekwencję. 0

Elementy grafiki: pixabay.com

Pływanie na letnie upały

fii wieczornego zamkniętego pokazu mody, którego byliśmy partnerem i nie powinno zostać wyeksponowane w godzinach otwarcia parku [opublikowane m.in. w „Gazecie Wyborczej”]. McDonald’s nie wydaje się tracić klientów, a z pałacu Na Wodzie turystów przegoni dopiero ochłodzenie pogody.

Elementy grafiki: pixabay.com

skierowaną przeciwko reklamie outdoorowej. Działacze podmieniają w wiatach przystankowych plakaty znanych marek. Na billboardach umieszczają swój manifest, w którym apelują o wprowadzenie zakazu reklamy outdoorowej. Technice subwersji (wypaczenia przekazu) poddają m.in. billboardy Channel i H&M-u. Atrakcyjną modelkę zastępuje upiorna zniszczona kobieta z buteleczką trucizny i napisem Capitalism. Na plakacie H&M-u, na którym dwie modelki biegną po łące, wszystko staje się na sprzedaż, łącznie z naturą i wartościami emocjonalnymi. Aktywiści obok ceny bluzki dopisują ceny łąki, nieba, a nawet przyjaciółki modelki – wszystkie niższe od wartości ubrania. Działacze zawieszają także plakaty zachęcające do powielania akcji hasłami: Reklama sra do twojej głowy? Weź odwet! otwierając wiatę przystankową takim właśnie kluczem krzyżakowym. Akcję dokumentuje wideo zamieszczone na YouTubie. Podczas gdy zyskuje kolejne odsłony, polskie dzienniki nazywają działaczy anarchistami (wprost.pl, noizz.pl), dystansują się od przedsięwzięcia, a pomysłu pójścia w ślady São Paulo oraz Grenoble i zakazu reklam outdoorowych raczej nie biorą sobie do serca.

listopad 2019


SPORT

mistrzostwa świata w lekkoatletyce

wolny jest tylko rynek

Katarska jesień lekkoatletów

Najszybsi, najsilniejsi oraz najskoczniejsi ludzie spotkali się w nietypowym terminie, klimacie i miejscu. Cel: wieść prym na świecie i przekraczać bariery ludzkiej wytrzymałości. Kto zyskał sławę, a kto zakończył długi sezon z gorzkim poczuciem porażki? ało które zawody wzbudzały tyle emocji i kontrowersji już od samego momentu wyboru gospodarza co tegoroczne mistrzostwa świata w lekkoatletyce. W tej chwili przychodzi na myśl jedynie mundial w roku 2022. Co łączy obie imprezy? Gospodarz i konieczność organizowania zmagań w terminie, który nijak nie wpisuje się w standardowy rytm przygotowań sportowców.

M

Cena chłodu Trzy miasta zgłosiły chęć organizacji tegorocznych lekkoatletycznych mistrzostw świata: katarska Doha, amerykańskie Eugene i hiszpańska Barcelona. Ostatecznie podczas sesji IAAF (International Association of Athletics Federations – przyp. red.) w Monako w 2014 r. zwycięska okazała się ta pierwsza kandydatura, wspierana między innymi przez naszego dyskobola, Piotra Małachowskiego. Mistrzostwa w mieście, które od lat organizuje inauguracyjne mityngi Diamentowej Ligi, miały wesprzeć rozwój sportu na Bliskim Wschodzie. Październikowy termin zmusił część sportowców do rezygnacji z uczestnictwa w sezonie halowym, a także do późniejszego rozpoczęcia przygotowań. Na starcie nie pojawiła się reprezentacja Rosji, nad którą cały czas wiszą zarzuty o zorganizowany doping. Dopuszczeni do startu zawodnicy z tego kraju musieli spełnić surowe wymogi i występować pod neutralną flagą. Największe obawy budziła pogoda. Odczuwalna temperatura w Dosze na przełomie września i października sięga 45 stopni Celsjusza. Konieczne było zainstalowanie klimatyzatorów na stadionie Khalifa, gdzie miała się odbywać większość konkurencji. Poza tym

46–47

T E K S T:

zrezygnowano z rozgrywania sesji porannych. Chłodzenie, którego koszty wynosiły milion euro za godzinę działania, niosło za sobą inne ryzyko – wyziębienia. Tak, przeskok z 45 do 20 stopni Celsjusza nie pozostaje obojętny dla organizmu. W przyzwyczajeniu się do niższej temperatury sportowcom miał pomóc tunel prowadzący ze stadionu rozgrzewkowego na główny. Niestety nie wszyscy mogli liczyć na takie luksusy. Maratończycy i chodziarze musieli poruszać się po ulicach miasta w środku nocy. Mimo późnej pory nie uniknięto omdleń, maratonu kobiet nie ukończyła rekordowa liczba zawodniczek, a pomoc medyczna nie miała nawet chwili wytchnienia.

Rzutnia nadziei Rzuty należą do specjalności polskich lekkoatletów. To w tych konkurencjach nasi zawodnicy zdobywali w ostatnim czasie najwięcej medali. Gwiazda naszej reprezentacji, Anita Włodarczyk, nie zjawiła się w Dosze ze względu na kontuzję kolana. Na szczęście nie tylko Włodarczyk polski młot stoi. Joanna Fiodorow z AZS Poznań pobiła swój rekord życiowy, rzucając na odległość 76,35 m. Wystarczyło to do zdobycia srebrnego medalu, pierwszego dla Polaków na tegorocznych mistrzostwach. Nie zawiódł i ten, który zdobył trzy ostatnie tytuły mistrza świata. Paweł Fajdek po kolejnej wygranej podkreślał, że jego celem są przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. I w Londynie, i w Rio swój udział kończył na eliminacjach. Oby do trzech razy sztuka. Brązowy medal wywalczył Wojciech Nowicki, który po konkursie był przeświadczony, że zajął miejsce tuż za podium. Po sprawdzeniu powtórek okazało się, że

SEBASTIAN MURASZEWSKI

Węgier Bence Halász spalił swój medalowy rzut. Podjęto decyzję o przyznaniu dwóch brązowych medali, tłumacząc ją tym, że zawodnik inaczej podchodziłby do reszty prób, gdyby miał świadomość spalenia rzutu. Zmagania kulomiotów odbywały się na niezwykłych, wręcz kosmicznych odległościach. Trzy najlepsze wyniki to rekordy życiowe i mistrzostw świata wynoszące 22,91, 22,90 i 22,90 m. Podium zmieściło się w zaledwie jednym centymetrze. Zwycięski okazał się Amerykanin Joe Kovacs, który decydujące pchnięcie oddał w ostatniej kolejce zawodów. Konrad Bukowiecki skończył na szóstym miejscu, a jego wynik, o blisko półtora metra krótszy od najlepszych, na poprzednich mistrzostwach świata w Londynie dałby medal. Sam ten fakt wiele mówi o tym, co działo się na stadionie w sobotnią noc.

Essa zapełnia stadion Do głównych problemów organizatorów należała frekwencja. Nawet podczas najbardziej prestiżowych konkurencji, jak bieg na 100 m mężczyzn, wiele krzesełek na stadionie pozostawało pustych. Co prawda wśród najlepszych sprinterów świata nie ujrzeliśmy działającego na wyobraźnię Usaina Bolta, który skończył karierę dwa lata temu, ale wynik Amerykanina Christiana Colemana również robił wrażenie: 100 m w 9,76 s. Tylko jedna osoba mogła skłonić Katarczyków do licznego przybycia na zawody. Człowiek urodzony w mieście organizującym mistrzostwa. Ten, który miał zdobyć tytuł dla Kataru – Mutaz Essa Barshim. Skoczek wzwyż, trenowany przez Stanisława Szczyrbę, obrońca tytułu mistrzowskiego. Konkurs zaczął bez


mistrzostwa świata w lekkoatletyce /

Kolory bieżni Bieżnia również nie była wolna od emocji. Oprócz biegaczy zadbali o to także organizatorzy. Mistrzostwa obfitowały w nowinki technologiczne. Prezentacje przed biegami zostaną zapamiętane na lata. Światła na stadionie były gaszone, na telebimach pojawiały się między innymi symbolizujące zawodników sokoły berberyjskie, używane w Katarze do polowań. Na bieżni wyświetlano flagi państw. Poziom wizualny rodem z amerykańskich lig. Nie wszystkie rozwiązania podobały się zawodnikom. Ewa Swoboda narzekała na kamerę umieszczoną w blokach startowych – uznała to za utratę wszelkiej intymności. Polska sprinterka, mimo zapowiedzi o rezygnacji z udziału w impre-

zie, wystartowała w Dosze, kończąc mistrzostwa na etapie półfinału na 100 m. Złoto przypadło Shelly-Ann Fraser-Pryce, która w każdym biegu startowała w innej, równie jaskrawej fryzurze. Dla Adama Kszczota nie był to łatwy sezon. Liczne przeziębienia oraz zderzenie podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej odbiły się na zdrowiu dwukrotnego wicemistrza świata. W wyniku tych zdarzeń Kszczot odpadł w półfinale biegu na 800 m. Mistrzem został Amerykanin Donavan Brazier z rekordem mistrzostw świata. Wśród polskich średniodystansowców wysoką formę pokazał Marcin Lewandowski – zdobył brązowy medal w biegu na 1500 m, został najlepszym Europejczykiem i pobił rekord Polski. Niecodziennie zakończył się bieg na 110 m przez płotki. Jeden z zawodników, Jamajczyk Omar McLeod, potknął się i przeszkodził Hiszpanowi Orlando Ortedze w utrzymaniu rytmu. Sędziowie uznali protest, co oznaczało, że na trzecim miejscu podium stanęło dwóch biegaczy. W biegu na 400 m przez płotki zwyciężył faworyt, czyli Norweg Karsten Warholm. W tej konkurencji wśród pań najlepsza okazała się Amerykanka Dalilah Muhammad, bijąc przy okazji rekord świata. Na płaskim dystansie po raz pierwszy w historii w finale mieliśmy dwie Polki. Justyna Święty-Ersetic i Iga Baumgart-Witan jako jedyne w finale reprezentowały Europę, zajęły kolejno siódme i ósme miejsce. Zwyciężczynią została Salwa Eid Naser z Bahrajnu z czasem 48,14 s. Lepsze rezultaty na przestrzeni dziejów uzyskały jedynie Marita Koch i Jarmila Kratochvílová, których dopingowa przeszłość cały czas nie jest jasna i najprawdopodobniej już nigdy nie będzie. Jedną z bohaterek mistrzostw była Holenderka Sifan Hassan. Pochodząca z Etiopii zawodniczka wygrała biegi na 1500 i 10000 m. Wygrałaby też na 5000, gdyby nie terminarz zawodów oraz nakładające się na siebie konkurencje. Cichą bohaterką w jej zastępstwie została Niemka Konstanze Klosterhalfen, która jako jedyna Europejka nie

ustępowała biegaczkom z Afryki. 22-latka zdobyła ostatecznie brązowy medal.

Zamieszane sztafety Po raz pierwszy na mistrzostwach świata pojawiła się sztafeta mieszana. Do rytmu zmian mężczyzna-kobieta-kobieta-mężczyzna stosowały się prawie wszystkie reprezentacje. Wszystkie, oprócz Japonii w półfinale i Polski w finale. W świat poszły komiczne obrazki siedmiu mężczyzn goniących jedną kobietę. Polacy ostatecznie zajęli piąte miejsce. W nowej konkurencji najlepsi okazali się Amerykanie. Za to w sztafecie męskiej 4x100 m miała miejsce mała sensacja. Czterokrotni mistrzowie świata z rzędu, Jamajczycy, nie dostali się do finału. Po raz kolejny złoto przypadło USA. Sztafety 4x400 m również padły łupem Amerykanów. Ta kobieca szczególnie zapadnie nam w pamięć. Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic – Polki, które pod wodzą szkoleniowca Aleksandra Matusińskiego dokonały czegoś niesamowitego. Pobiły rekord kraju i zdobyły drugie miejsce. Święty-Ersetic obroniła pozycję na finiszu przed Jamajkami, których medalowa pozycja była niepewna ze względu na złe ustawienie w strefie zmian. Ostatecznie sędziowie zdecydowali się na anulowanie dyskwalifikacji. Dla polskiej zawodniczki był to szósty bieg na tych mistrzostwach – ten najbardziej udany. Klasa!

Amerykańska dominacja Reprezentacja Stanów Zjednoczonych zdobyła 14 złotych, 11 srebrnych i cztery brązowe krążki, wygrywając klasyfikację medalową w cuglach. Polska uplasowała się na 12. miejscu z jednym złotem, dwoma srebrami i trzema brązami. Do wyników z najlepszych jak do tej pory mistrzostw świata w Berlinie sprzed dziesięciu lat trochę brakuje, ale ogólnie można być zadowolonym. Przy odrobinie szczęścia oraz, co najważniejsze – zdrowia – w Tokio może wydarzyć się dużo dobrego. Czego sobie wszyscy życzymy. 0

fot.: wikipedia commons

problemu, później jednak pojawiły się dwie zrzutki na wysokości 2,33 m. Wytrzymał presję i pozostał w grze o medale. Ostatni skok na 2,37 m był pewny, z dużą nadwyżką. Stadion oszalał, niestety na krótko. Na dekorację medalową, gdzie Barshim miał odebrać medale wraz z dwoma Rosjanami, nie został prawie nikt. Ceremonia musiała zostać przełożona z powodu awarii nagłośnienia. Ci wyżej latający również urządzili spektakl. Francuz Renaud Lavillenie, rekordzista świata, co prawda nie awansował do finału, ale na brak emocji nie można było narzekać. Tytuł obronił Amerykanin Sam Kendricks, który okazał się lepszy od Armanda Duplantisa jedynie dzięki mniejszej liczbie zrzutek. Stary-nowy mistrz świata oraz młody Szwed przeskoczyli poprzeczkę na wysokości 5,97 m. O 10 cm gorszy okazał się Piotr Lisek, który ostatecznie był trzeci. Medaliści po konkursie wspólnie wykonali salto w tył, pięknie wieńcząc swoją rywalizację. Skoczkowie w dal również zaliczali fantastyczne loty. Jamajczyk Tajay Gayle skoczył na odległość 8,69 m, bijąc swój rekord życiowy, a Niemka Malaika Mihambo sprostała roli faworytki, lecąc na odległość 7,30 m.

SPORT

listopad 2019


SPORT

/ ekonomiczny wymiar igrzysk

Piłka parzy Po nieudanych staraniach o organizację igrzysk w 2016 r, cztery lata później Tokio zostało wybrane na gospodarza letniej olimpiady. Jest to wielkie wyróżnienie dla tego miasta – ale czy rzeczywiście mieszkańcy mają się z czego cieszyć? T E K S T:

PAW E Ł PAW ŁU C K I

istoria igrzysk olimpijskich sięga nawet drugiego tysiąclecia p.n.e., a pierwsze odnotowane zmagania w Olimpii miały miejsce w 776 r. p.n.e. Trwały wtedy jeden dzień i składały się tylko z jednej konkurencji – biegu na 192,8 m, czyli 600 stóp olimpijskich. W miarę zwiększania liczby dyscyplin czas trwania zawodów wydłużał się najpierw do trzech, a następnie do pięciu dni. Już wtedy Olimpia, jako miejsce organizowania igrzysk, osiągnęła bardzo dużą renomę i w okresie największego rozkwitu była centrum panhelleńskim. Organizacja olimpiady w tamtym mieście odbywała się z jednej strony ze względu na tradycję, a z drugiej – na istniejącą tam infrastrukturę, w której skład wchodziły: stadion (miejsce rozgrywania konkurencji) oraz gimnazjon i palestry (gdzie uczestnicy przygotowywali się do zawodów). Zawody były organizowane aż do 393 r. p.n.e., kiedy cesarz Teodozjusz I Wielki zakazał rozgrywania ich ze względu na ich pogański charakter.

H

Ideały nie umierają Odkąd w 1896 r. igrzyska olimpijskie zostały wznowione, koszty oraz przychody z ich organizacji stale wzrastały. Wpływało to na liczbę chętnych miast do ich organizacji. Początkowo kandydatów było wielu, jednakże z biegiem lat sytuacja się zmieniała, zaczęto bowiem zauważać wyniszczający wpływ

Dane zebrane przez Council on Foreign Relations, graf. Jan Kroszka

48–49

olimpiady na sytuację ekonomiczną jej gospodarzy. Osiągnęło to apogeum przy okazji igrzysk rozgrywanych w 1976 r. w Montrealu. Miasto zadłużyło się na 1,5 mld dol., dług ten spłacało aż do początku kolejnego stulecia. Przypadek Kanadyjczyków zniechęcił wielu potencjalnych kandydatów, o olimpiadę w 1980 r. starały się zaledwie dwa miasta, a o tę w 1984 r. już tylko jedno. Było to Los Angeles, które jako pierwsze od 1932 r. (czyli roku, w którym igrzyska także zawitały do LA) osiągnęło zysk na organizacji całej imprezy – ponad 200 mln dol. Sukces Miasta Aniołów zachęcił innych do starania się o olimpiadę, a dobre wyniki finansowe Seulu w 1988 r. i Barcelony w 1992 r. tylko tę tendencję pogłębiły.

Nie tak kolorowo O organizację igrzysk w 1996 r. starało się sześć miast, tych w 2000 r. – osiem, a o olimpiadę w 2004 r. rywalizowało aż dziesięć metropolii. Organizacja tej ostatniej przypadła Atenom, co spotkało się z dużym entuzjazmem – w końcu sport wracał do domu. Jednakże rzeczywistość była mniej sprzyjająca dla stolicy Grecji – cała impreza przyniosła kilkanaście miliardów dolarów strat, co miało swój wkład w kryzys, który nawiedził kraj niedługo później. Koszty kolejnych olimpiad również były gigantyczne, Londyn wydał ponad 18 mld dol., Pekin 45 mld, a Rio 20.

Natomiast zimowe igrzyska w Soczi stały się najdroższą sportową imprezą w historii – kosztowały Rosję ponad 51 mld dol. Tak wielkie wydatki mogły być równoważone tylko w niewielkim stopniu przez przychody z biletów i praw telewizyjnych. Jak widać, organizacja święta sportu niesie za sobą gigantyczne koszty – skąd miasta biorą na to pieniądze?

Na końcu zawsze płacą podatnicy Gdy spojrzy się na strukturę finansowania igrzysk, widać wyraźnie, że zdecydowana większość kosztów jest pokrywana z budżetu miasta-gospodarza oraz dotacji od rządu. Reszta pochodzi od Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), który swoje zarobki czerpie ze sprzedaży praw do transmisji i materiałów promocyjnych związanych z imprezą. Dla przykładu w przypadku cyklu olimpijskiego od 2009 r. do 2012 r., czyli olimpiad w Vancouver i Londynie, zyski z transmisji wyniosły 3,85 mld dol., z biletów 1,2 mld, a po dodaniu do tego wszystkiego przychodów z umów sponsorskich wychodzi nam kwota rzędu 8,05 mld dol. To zaledwie około 38 proc. kosztów ich zorganizowania. Cała reszta musiała być wyłożona z budżetu miasta, i choć mają one sporo czasu na przygotowanie (zwykle ok. siedmiu lat), to takie koszty odciskają piętno na miejskich finansach. By zrozumieć dlaczego Los Angeles tak dobrze poradziło sobie z organizacją igrzysk, a w tej kwestii zawiodły inne metropolie, należy spojrzeć, na które obszary w większości idą pieniądze przy okazji organizacji olimpiady. A idą one na infrastrukturę – w końcu pomieszczenie setek tysięcy turystów, którzy przyjadą na to wydarzenie, nie jest łatwym zadaniem. Dodatkowo trzeba wyposażyć miasto w potrzebne 35 obiektów do rozgrywania dyscyplin sportowych, wioskę olimpijską, budynki dla mediów i telewizji, wioskę medialną, przestrzeń na ceremonie oraz zorganizowany transport, który umożliwi poruszanie się po mieście i pomiędzy obiektami. Dla Miasta Aniołów nie był to problem, ponieważ większość obiektów już istniała, a z racji bycia „stolicą rozrywki” infrastruk-


ekonomiczny wymiar igrzysk /

SPORT

Nieużywane i niszczejące obiekty olimpijskie w Atenach. fot. Tomasz Dwojak tura transportowa i hotelarska również stała na wysokim poziomie. Natomiast Ateny czy Pekin musiały wiele obiektów wybudować od podstaw. Nie wspominając o Soczi, gdzie całą infrastrukturę potrzebną do olimpiady Rosjanie postawili od zera. Nie tylko koszt samej budowy jest tu problemem, lecz także późniejsze utrzymanie obiektów – rocznie na ten cel trzeba przeznaczyć nawet 30 mln dol. Dodatkowo wiele z nich nie jest używanych na co dzień. Na miejscu często brakuje zespołów z danej dyscypliny, które mogłyby korzystać z nowo wybudowanej infrastruktury sportowej, w wyniku czego te obiekty leżą odłogiem. W Atenach nawet 21 z 22 niedawno powstałych miejsc było nieużywanych zaraz po olimpiadzie. Taki stan rzeczy sprawiał, że wartość tych obiektów znacznie malała.

Co z benefitami? Badania przeprowadzane przez rządy przed igrzyskami często pokazują wiele pozytywnych efektów dla ekonomii gospodarza w postaci utworzonych miejsc pracy, turystów zachęconych do odwiedzania miasta oraz wsparcia ogólnego ekonomicznego wyniku. Jednakże rzeczywistość często okazuje się inna. Przy badaniu wpływu zimowych igrzysk w Salt Lake City w 2002 r. ekonomiści Victor Matheson, Robert Baumann i Bryan Engelhardt wskazują na przyrost miejsc pracy w wysokości 7 tys., co daje tylko 10 proc. prognozowanej liczby. Jak wyjaśnia badanie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, miejsca pracy powstające przy okazji igrzysk olimpijskich są zwykle tymczasowe i powstają w sektorze pracowników budowlanych, którzy zwykle mają już zatrudnienie, więc nie pomaga to osobom trwale bezrobotnym. Tylko 10 proc. z 48 tys. tymczasowych miejsc pracy stworzonych podczas letnich igrzysk olimpijskich w 2012 r. w Londynie trafiło do osób wcześniej niezatrudnionych. W po-

łączeniu z problemami z użytecznym zagospodarowaniem wybudowanych obiektów sportowych po zakończeniu imprezy daje to obraz niewielkich i wątpliwych benefitów dla ekonomii gospodarza.

Bariery wejścia Proces ubiegania się o organizację igrzysk zwykle zaczyna się około dekady przed daną olimpiadą. Sama próba otrzymania imprezy kosztuje miasta zwykle między 50 a 100 mln dol., które są przeznaczane na konsultantów i podróże przedstawicieli miast. Dla przykładu, Tokio wydało 75 mln dol. na swoją udaną próbę zostania organizatorem igrzysk olimpijskich w 2020 r. i aż 150 mln dol. na przegraną walkę z Rio de Janeiro o zawody w 2016 r. Poprzednia stolica Brazylii była gospodarzem wydarzenia w 2016 r., co przyniosło miastu ponad 2 mld dol. strat, które pogłębiły problemy dręczące kraj w tamtym okresie. Igrzyska odbywały się w momencie najgorszej od 1930 r. recesji w Brazylii. Dodatkowo podczas całej imprezy obawiano się o bezpieczeństwo turystów, a także ich zdrowie z powodu domniemanego zagrożenia wirusem Zika. Mocno nadszarpnęło to wizerunek i osłabiło prestiż, jaki wiązał się z organizacją tego święta sportu.

Niechciany zaszczyt Wszystkie te wydarzenia spowodowały, że aż cztery z sześciu miast wycofały się ze starania o organizację igrzysk w latach 2024 i 2028. Boston ustanowił precedens, gdyż jako pierwszy potencjalny gospodarz letnich IO wycofał się, gdy władze miasta wysłuchały argumentów ruchu obywatelskiego No Boston Olympics (cztery dekady wcześniej podobnie uczyniły władze Denver przy okazji zimowej olimpiady). Na placu boju zostały tylko Paryż i Los Angeles, między które oba terminy zostały rozdzielone. Dużym problemem może okazać się znale-

zienie chętnych na organizację imprezy w kolejnych latach, nawet jeśli igrzyska w Mieście Aniołów osiągną sukces – jak wiemy, jest to jedno z najlepiej dostosowanych miast do bycia gospodarzem takiego wydarzenia. Może w tym pomóc lista, którą w 2014 r. zaproponował Thomas Bach – prezydent MKOl. Jest to 40 działań, jakie MKOl może podjąć, by ukształtować przyszłość Ruchu Olimpijskiego. Znajdują się tam takie punkty jak ocenianie miast poprzez oszacowanie możliwości i ryzyka, zmniejszenie kosztów licytacji, zachowanie równowagi we wszystkich aspektach igrzysk olimpijskich. Brzmi to dobrze na papierze, ale czy odniesie zamierzony skutek – dopiero czas pokaże. Olimpiada w Rio z pewnością nie była najlepszym prognostykiem.

Cudowne lekarstwo? Inny pomysł na uratowanie igrzysk ma amerykański ekonomista Andrew Zimbalist. Uważa on, że MKOl powinien zrezygnować z wyboru organizatora i ustanowić jednego stałego gospodarza – na przykład właśnie Los Angeles. Pozwoliłoby to na nienarażanie innych miast na gigantyczne wydatki na nieprzydatną infrastrukturę oraz umożliwiłoby kibicom cieszenie się rywalizacją sportową w komfortowych warunkach. Igrzyska zimowe również mogłyby zyskać na stałym gospodarzu, gdyż z powodu zmian klimatu jest coraz mniej miast, które są w stanie utrzymać odpowiedni poziom śniegu przez cały czas trwania rywalizacji. MKOl oczywiście nie jest zwolennikiem tego pomysłu, ale z powodu ograniczonych opcji może być zmuszone do wdrożenia takiego bądź podobnego rozwiązania. Przyszłość igrzysk olimpijskich nie rysuje się w różowych barwach, natomiast idea sportu i rywalizacji olimpijskiej nie umiera. Dlatego nawet jeśli w nieco zmienionej formie – igrzyska olimpijskie przetrwają i co cztery lata będziemy mogli podziwiać to święto sportu w całej okazałości. 0

listopad 2019


SPORT

/ zapowiedź nowego sezonu NFL

NFL po r az s etny Jubileuszowy setny sezon NFL wystartował. Czy któryś z zespołów będzie w stanie przełamać dominację New England Patriots? T E K S T:

uż od kilku lat mówi się o zmierzchu dynastii Patriots. Co roku wielu ekspertów twierdzi, że następny sezon NFL (National Football League) będzie tym, w którym Pats obniżą formę. I co roku Patriots udowadniają, że pogłoski o ich kryzysie są przesadzone.

J

Wieczni Patrioci Futboliści z Nowej Anglii od 2000 r. zakwalifikowali się do finału ligi (Super Bowl) dziewięć razy, w tym czterokrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat. W międzyczasie z klubu odchodziło wielu zawodników i członków sztabu trenerskiego, jednak od początku XXI w. niezmienny pozostaje duet rozgrywający–trener (Tom Brady–Bill Belichick). Brady skończył w tym roku 42 lata, mimo to nie zamierza odchodzić na emeryturę. Niedawno podpisał kontrakt na kolejne dwa sezony. W tym roku rozgrywający Pats będzie miał trudniejsze zadanie, ponieważ z klubem pożegnał się najbardziej niezawodny odbiorca jego podań – Rob Gronkowski. Futbol ma jednak to do siebie, że często ważniejsze od indywidualnych umiejętności zawodników okazuje się rozplanowanie akcji przez trenerów. Bill Belichick to najlepszy specjalista w lidze, co udowodnił w ostatnim Super Bowl. LA Rams, którzy w sezonie zasadniczym zdobywali średnio 33 punkty na mecz, w decydującym pojedynku musieli zadowolić się jedynie trzema.

Co po Super Bowl? Zwycięstwo Rams nad Patriots w zeszłorocznym Super Bowl miałoby bardzo symboliczny wymiar. Sean McVay, coach Rams, był najmłodszym (32 lata) trenerem, który awansował do finału ligi. Mógł być też najmłodszym, który go wygrał, jednak musiał uznać wyższość ponad dwa razy starszego Belichicka. Teraz Rams będą mierzyli się z posuperbowlowym kacem, postrachem wielu niedoświadczonych drużyn. Po gigantycznym sukcesie kilku kluczowych zawodników zwykle żąda wyższych pensji, których klub nie może zaoferować z uwagi na limity

50–51

TO M A S Z DWOJA K

płacowe. Ponadto trenerzy, którzy do tej pory byli asystentami, otrzymują od innych klubów oferty pracy na wyższych stanowiskach. Większe pieniądze wybrali grający dotychczas w Rams, Lamarcus Joyner i Rodger Saffold, a trener rozgrywających Zac Taylor dostał angaż jako główny szkoleniowiec Cincinnati Bengals. W klubie pozostał za to najlepszy defensor NFL, Aaron Donald i – co najważniejsze – trener Sean McVay. Rams są jednym z faworytów, będą musieli jednak poradzić sobie z rywalami z dywizji – odradzającymi się San Francisco 49ers i zawsze groźnymi Seattle Seahawks.

Run, Seahawks, run Od przegranego w dramatycznych okolicznościach Super Bowl z Patriots w 2015 r. Seahawks nie udało się nawet awansować do półfinału ligi. W międzyczasie z klubem zdążyli się pożegnać wszyscy członkowie „Legion of Boom” – grupy defensorów, która była postrachem wszystkich zespołów. Z kluczowych zawodników w Seattle pozostali tylko Bobby Wagner, najlepszy w ostatnich latach middle linebacker ligi, oraz rozgrywający Russel Wilson ze świeżo podpisanym kontraktem, czyniącym go najlepiej opłacanym graczem NFL. Wysoka pensja dla quarterbacka Seahawks może dziwić na pierwszy rzut oka. Seattle w zeszłym roku w zdobywanie jardów angażowali przede wszystkim biegaczy, drużyna ze stanu Waszyngton miała najniższy odsetek akcji podaniowych w całej lidze. Wilson był jednak jednym z najlepszych zawodników NFL i kilka razy niemalże samodzielnie ratował drużynę. W zeszłym sezonie Seahawks pechowo odpadli w pierwszej rundzie play-off, po tym jak kontuzji w trakcie meczu nabawił się kopacz Seattle, Sebastian Janikowski. W tym roku po obiecującym starcie ligi kibice Seahawks liczą na więcej.

5000 jardów i 50 przyłożeń Zawiedzeni mogli się czuć także fani Kansas City Chiefs. Świetny sezon zagrał Patrick Mahomes. Rozgrywający Chiefs był drugim zawodnikiem w historii, który w jednym roku podał na

co najmniej 5000 jardów i zaliczył 50 przyłożeń. Jeszcze bardziej imponujące jest to, że Mahomes dokonał tego w swoim drugim sezonie (pierwszym jako podstawowy zawodnik). W cuglach zdobył nagrodę dla MVP ligi. Futboliści z Kansas byli jednymi z faworytów. W finale konferencji czekali na nich jednak… Patriots. Wyrównana rywalizacja doprowadziła do dogrywki. Pats wygrali losowanie i jako pierwsi otrzymali piłkę. I nie oddali jej do samego końca. W NFL w dogrywkach obowiązuje zasada „nagłej śmierci” – po zdobyciu pierwszego przyłożenia mecz się kończy. Fani Chiefs mogą tylko zastanawiać się, co by było, gdyby to ich drużyna wygrała losowanie.

You want „Philly Philly”? Nie tylko Chiefs mają coś do udowodnienia w tym sezonie. Chociażby New Orleans Saints – rok temu odpadli z play–offów przez błędy sędziów, a dwa lata temu po meczu, który zyskał przydomek „Minneapolis Miracle”. Sami sprawcy tego cudu – gracze Minnesota Vikings – też na pewno namieszają w lidze. Kluczowa będzie tu współpraca między rozgrywającym – Kirkiem Cousinsem a skrzydłowymi – Adamem Thielenem i Stefonem Diggsem. Groźni mogą być też wspomniani już wcześniej San Francisco 49ers, w składzie z Jimmym Garoppolo, byłym zmiennikiem Toma Brady’ego i Richardem Shermanem, jednym z członków „Legion of Boom”. Nie można zapominać o Green Bay Packers z Aaronem Rodgersem, przez wielu uważanym za największego konkurenta Brady’ego w ostatnich latach. A może futboliści z Filadelfii po raz kolejny zaserwują jedną ze swoich specjalności, jak dwa sezony temu, gdy pokonali Patriots w Super Bowl, a kluczowa dla losów meczu okazała się słynna akcja „Philly Special”. Przed nami rok pełen futbolowych wrażeń. Następne Super Bowl już w lutego na stadionie Miami Dolphins na Florydzie. 0


CZARNO NA BIAŁYM

W paszczy Wietnamu

Wietnam to kraj, który trudno opisać. Słowami, a nawet obrazami, nie da się pokazać choćby promila z tego, jak jest różnorodny i zaskakujący. Zapraszam na przyspieszoną podróż po mojej galerii z ponad miesięcznego pobytu w tym pięknym państwie wschodniej Azji. T EK S T I ZDJĘCI A : A LEKSA N DER J U R A

Hanoi jest bardzo głośne i niebezpieczne z powodu ogromnej liczby skuterów jeżdżących bez ładu i składu. W całym kraju pasy na drodze są raczej dekoracją, aniżeli miejscem, gdzie można przejść przez ulicę. Widok potrąconej osoby kulejącej do hotelu jest niemal codziennością.

Hanoi to miasto miliona kabli, miliarda sklepików i tryliona skuterów. Jeśli kiedykolwiek poczuliście się przytłoczeni przez tłum w Warszawie, to nie radzę pchać się do centrum stolicy Wietnamu.

listopad 2019


CZARNO NA BIAŁYM

Widok kabli to charakterystyczny element krajobrazu Hanoi, gdyż ich sieć, w przeciwieństwie do zachodnich metropolii, jest poprowadzona na słupach. Nieład powoduje, że gdy jakiś kabel się zepsuje, to elektryk montuje kolejny zamiast go wymienić; stąd częsty widok wiszących kabli zanurzonych w kałużach.

52–53


Ha long jest wysuniętą daleko na północ Wietnamu zatoką z gęsto rozsianymi wysepkami. Między ciemnymi, stromymi zboczami przeciskają się tysiące białych statków turystycznych, co ani na chwilę nie pozwala zapomnieć o agresywnej komercjalizacji tego rejonu.

CZARNO NA BIAŁYM

Na parterze każdego budynku w Hanoi znajdują się sklepiki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że każdy wystawca sprzedaje to samo. Częstym widokiem jest 5-6 sklepików obok siebie sprzedających te same nasiona/orzechy/zioła. Oczywiście tych samych marek. Dzieje się tak, ponieważ marzeniem większości Wietnamczyków jest wybudowanie lub kupienie własnego budynku i prowadzenie sklepiku – może się to wydawać nieprawdopodobne, jednak faktycznie Wietnamczycy zapytani o to, co chcą robić w przyszłości, udzielają właśnie takiej odpowiedzi.

listopad 2019


CZARNO NA BIAŁYM

Sa pa to bardzo popularne miasteczko górskie znajdujące się blisko granicy z Chinami. Niesamowity widok pól ryżowych i wodospadów przyciąga tu co roku miliony turystów z całego świata. Sa pa zachwyca licznymi odcieniami zieleni, kolorowymi budynkami i srebrnym wodospadem, z którego woda spływa z hukiem podczas częstych, deszczowych dni.

54–55


CZARNO NA BIAŁYM

Wietnam nie jest krajem dla każdego. Wszechobecny brud i niezbyt przyjemne zapachy potrafią skutecznie spłoszyć niektórych turystów. Po kilku tygodniach spędzonych tutaj nie czujesz się jak po wycieczce turystycznej, a raczej jak po obozie survivalowym – jesteś zmęczony, jednak ciągle z sentymentem i radością obserwujesz wszystkie dziwactwa tego kraju.

listopad 2019


W SUBIEKTYWIE

/ w świecie wspinaczki

marcin jest super/fajny spontan

Skały i raki Rok 2017, szlaki Tatrzańskiego Parku Narodowego odwiedza rekordowa liczba turystów – niemal 4 mln. Większości wystarczyła wędrówka nad Morskie Oko lub wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Wśród mrowia górskich entuzjastów są jeszcze oni – wspinacze – którzy skalnym ścianom poświęcają dni, tygodnie i lata. T E K S T:

K ATA R Z Y N A B R A N OW S K A

ajpierw chodziłem po górach jako turysta, chciałem zostać taternikiem. Ale to było za mało. Poszedłem więc na kurs zimowej wysokogórskiej turystyki kwalifikowanej w Tatrach. Okazało się, że niezwykle mnie to pociąga, tego szukałem – mówi Tomasz Szymula, członek Klubu Wysokogórskiego Warszawa. Podobnie o swoich początkach ze wspinaczką opowiada Wojciech Hellwing – również członek KW Warszawa, a poza tym astrofizyk i kosmolog z Centrum Fizyki Teoretycznej Polskiej Akademii Nauk. Historia jego miłości do gór zaczyna się w Tatrach. Młodzieńcza, romantyczna wizja taternictwa sprawia, że przez kolejne lata odwiedza coraz to nowsze, trudniejsze szlaki. Każdą wolną chwilę spędza w otoczeniu granitu i łupków. Każdego kolejnego roku wybiera góry coraz wyższe i groźniejsze, w końcu przychodzi czas na Alpy i Pireneje. Wtedy dotarło do mnie, że uprawianie turystyki na tak zaawansowanym poziomie bez elementarnego obeznania ze wspinaczką nie jest najmądrzejsze. Postanowiłem wziąć udział w kursach i szkoleniach oferowanych przez bardziej doświadczonych członków Klubu – opowiada Wojciech. Niektórzy już na wczesnym etapie romansu z górami zdają sobie sprawę, że chodzenie po szlakach turystycznych to dla nich za mało. Tak było w przypadku Stanisława Kieniewicza, instruktora wspinaczki skalnej i sportowej. Wspinanie okazało się wybawieniem, gdy byłem dojrzewającym chłopakiem, nie miałem pomysłu na przyszłe życie – mówi. Miał szczęście – jego rodzina od zawsze była blisko gór. Dom w Kościelisku umożliwił małemu Stasiowi oswojenie się ze specyfiką środowiska górskiego o każdej porze roku. Od najmłodszych lat uczył się jazdy na nartach, a latem tata zabierał go na wędrówki po Tatrach. Spali wtedy w schroniskach górskich i pokonywali z czasem coraz bardziej wymagające szlaki. Pewnego razu, w dolinie Pięciu Stawów, zobaczyłem taterników szykujących się do wyjścia. Poprosiłem tatę, żebyśmy poszli za nimi i popatrzyli, jak będą się wspinać. Nigdy tego nie zapomnę. Miałem siedem lat, a kiedy zobaczyłem tych wspinaczy na Zamarłej Turni poczułem, że właśnie to będę robił w życiu.

N

56–57

Z DJ Ę C I A :

S TAN I S Ł AW K I E N I E W I C Z

Niezrozumiałe piękno Ogromna miłość, jaką wspinacze żywią do zimnych, nieprzystępnych skał, nie dla każdego jest zrozumiała. Podawane do wiadomości publicznej informacje o zakończonych sukcesem lub porażką zmaganiach z najniebezpieczniejszymi górami świata budzą w społeczeństwie wiele negatywnych emocji. Kiedy w 2018 r. National Geographic wyemitowało dokument o Aleksie Honnoldzie, podejmującym pierwszą w historii próbę samotnej wspinaczki bez zabezpieczeń na ścianę El Capitan w Parku Narodowym Yosemite, w sieci natychmiast pojawiły się setki niepochlebnych komentarzy. Internauci pisali: gość nie jest do końca zdrowy na głowę. Czysta głupota i nic więcej, miliard rzeczy niezależnych od niego mogło pójść nie tak: osunięcie się skał, atak orła, front burzowy i wilgoć, kontuzja stawu, ścięgien, jadowite pająki w szczelinach i tak dalej, a później inni naśladują i na jednego, któremu się udało przypada kilkadziesiąt, kilkaset śmierci. Całkowity bezsens, żaden pozytywny szaleniec, tylko osoba z nie zdiagnozowanymi zaburzeniami psychicznymi, która potrzebuje pomocy psychiatrycznej a nie pogłębiania jego choroby przez kręcenie dokumentu o nim. O ile opinie anonimowych internautów dla większości osób nie są istotne, o tyle zdanie ich bliskich – już tak. Nie każdy znajduje się w tak dobrej sytuacji, jak Stanisław: Mam to szczęście, że dzielę pasję z najbliższą dla mnie osobą, wspina się też mój młodszy brat. Moje córeczki nie trenują sportowo, ale wspinają się po skałach i dają czadu na ścianie. Najczęściej jest tak, że bliscy osób zakochanych w skałach nie potrafią zrozumieć w imię czego kładą oni na szali swoje zdrowie i, czasami, życie. Dla kogoś kto nigdy się nie wspinał wyglądamy na szaleńców. Przeżyć i emocji, jakie nam towarzyszą podczas pokonywania ścian, nie da się przekazać komuś, kto tego nie robił – stwierdza Wojtek. Dla moich bliskich to hobby wydaje się dosyć ekstremalne. Ale udaje mi się pomału wprowadzać córkę w ten świat.

Ryzykanci Niezrozumienie sensu wspinaczki wiąże się z nieprawdziwymi wyobrażeniami o liczbie

sytuacji niebezpiecznych lub ryzykownych, w jakich znajdują się entuzjaści gór. Nie każde wejście na ścianę kończy się przecież upadkiem lub poważnym urazem. Zarys sytuacji dają statystyki Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W 2018 r. ratownicy interweniowali około 700 razy, a liczba turystów na szlakach oscylowała w granicach 3−4 mln. Do wypadku dochodzi więc podczas jednej na cztery tysiące wypraw w góry. Dotarcie do liczb i statystyk związanych bezpośrednio ze wspinaczką jest trudne – nie każdy wypadek jest zgłaszany, a część z nich nie wymaga interwencji lekarskiej. Obliczenia TOPR nie uwzględniają też rodzaju wypadków – nie wiadomo, ile z nich miało miejsce podczas wspinaczki czy zwykłej wędrówki po szlakach. Można jednak założyć, że w gronie zdobywców ścian górskich do wypadków dochodzi częściej niż w przypadku „zwykłej” górskiej turystyki. Nie bez powodu wspinaczka jest zaliczana do sportów ekstremalnych. Dobrze jednak pamiętać, że każdy sport uprawiany intensywnie wiąże się z wyższym ryzykiem kontuzji i urazu. Osoby myślące o swojej pasji poważnie szkolą się w obsłudze sprzętu, technice i nawigacji, aby zminimalizować ryzyko – mówi Wojtek. Instruktor wspinaczki, Stanisław, zaznacza, że wszyscy kursanci przygotowywani są tak, żeby prawdopodobieństwo utraty zdrowia lub życia było jak najmniejsze. Mimo ogromnych starań, wypadki się zdarzają. Muszę przyznać, że obserwując środowisko wspinaczkowe już od 20 lat, widziałem sporo nieszczęśliwych sytuacji, o wielu też słyszałem. W większości przypadków ludzie jednak wracają do wspinania, nawet po ciężkich urazach – dodaje. Podstawą bezpiecznej wspinaczki jest dobrze dobrany zespół. Asekurant, czyli osoba ubezpieczająca prowadzącego wspinaczkę, musi zachować czujność, prawidłowo i szybko reagować, gdy ktoś odpada od ściany. Na sztucznych ściankach i tzw. obitych drogach skalnych (co kilka centymetrów znajdują się tam metalowe uszy wklejone w skałę) ryzyko jest zdecydowanie mniejsze – mówi Wojtek. Zaznacza też, że


w świecie wspinaczki/

W SUBIEKTYWIE

Stanisław Kieniewicz podczas wspinaczki/archiwum prywatne bohatera

wspinaczka górska nie jest tym samym, co ściankowa. W środowisku naturalnym ryzyko wypadku jest zdecydowanie większe. Należy wziąć pod uwagę zmienną pogodę, brak możliwości szybkiej ewakuacji i groźny teren. Spadające kamienie i kruszące się skały mogą zrobić wspinaczowi krzywdę lub uszkodzić linę. Prędzej czy później każdy wspinacz zaliczy jakiś „lot” (niekontrolowane odpadnięcie od ściany). Czasami kończy się to poważnymi kontuzjami, złamaniami. W taternictwie i alpinizmie, gdzie w grę wchodzą naprawdę duże wysokości, zdarzają się też wypadki śmiertelne – opowiada. Tomek uważa, że sytuacje ryzykowne na obiektach sztucznych właściwie nie mają miejsca. Wspinaczka jest sportem ekstremalnym, ale jak się wie, co się robi, to do wypadków dochodzi rzadko. Podziela również poglądy Wojtka na temat wspinaczki górskiej. Wspinanie się na dużych wysokościach to inna para kaloszy. Trzeba wziąć pod uwagę różne zagrożenia: kruszenie się skał, luźne kamienie, możliwość zgubienia drogi, błędy przy budowaniu stanowisk, odpadnięcia na półki skalne, lawiny i rany od sprzętu (pojawiające się głównie za sprawą czekanów i raków). Jeśli ukończy się jednak kursy i szkolenia, używa głowy, to ryzyko nie jest aż tak duże, jak mogłoby się wydawać – podsumowuje.

Ekstremalne emocje Świadomość ryzyka i odpowiednie przygotowanie nie sprawia, że przestaje się odczu-

wać strach. Na początku przygody ze wspinaniem to uczucie pojawia się niemal od razu. Poruszanie się w pionie nie jest dla człowieka naturalne, a góry budzą grozę swoją surowością. Strach to emocja, którą w naszym sporcie odczuwa się cały czas. Największe obawy związane są z możliwością odpadnięcia od ściany. Nawet wspinacze z długim stażem się z tym mierzą. Ciekawe, że nie wiąże się to wcale ze strachem przed utratą życia, kontuzjami. Częściej chodzi o lęk przed utratą kontroli. Sytuacja, w której nagle nie trzymamy się uchwytów i lecimy w dół, aż zawisamy na linie, jest momentem, w którym nie ma się żadnego wpływu na to, co się dzieje. Ludzie pragną mieć poczucie kontroli, zaspakaja to ich potrzebę bezpieczeństwa. Magia ruchu wspinaczkowego pojawia się wtedy, gdy porzuci się chęć kontroli otoczenia i zaakceptuje ryzyko odpadnięcia – opowiada Stanisław. Strach pojawia się, gdy występują trudności. Nie chodzi tylko o nieprzewidziane zmiany pogody czy kruszące się skały, ale też momenty, gdy droga na ścianie wymaga dużego skupienia i wykorzystania specyficznej sekwencji ruchów. Niezbędne jest też dokładne przemyślenie kolejnych działań i dobra technika. Umiejętności każdego wspinacza są ograniczone i zdarza się, że w trakcie wspinaczki zbliża się on do kresu swoich możliwości. Właśnie wtedy pojawia się obawa, czy na pewno uda się zrealizować cel. Zdaniem Wojtka niektórych lęk paraliżu-

je, mówimy, że się „zapchali”. Sposób radzenia sobie w takich momentach to sprawa bardzo osobista. Przydaje się dobry partner, który podpowie, co należy zrobić. Ważne jest też uspokojenie oddechu. Pokonywanie strachu jest niezbędnym elementem w procesie doskonalenia i nabywania doświadczenia przez wspinacza. Pokonanie trudności daje poczucie dobrze wykonanego zadania, a to nakręca do dalszego wspinania. Wspinaczka górska kojarzy się z niezłomnością, a osoby ją uprawiające muszą cechować się wytrzymałością i odpornością na wszelkie trudy. Zdarza się jednak, że sami wspinacze zaczynają wątpić w sensowność podejmowania ryzyka. Czasami zastanawiam się nad tym, że poświęcam całe swoje życie, energię na coś, co w gruncie rzeczy nie przynosi światu żadnej wartości i jest czysto egoistycznym zajęciem. Mimo to poczucie, że robię coś, co kocham i sposób, w jaki wspinanie kształtuje moje postrzeganie świata sprawiają, że wciąż przy tym trwam. Ostatecznie znajduję w tym jakąś wartość, chociaż sam nie do końca ją rozumiem. Wątpliwości się zdarzają, ale miłość do gór wygrywa – opowiada Stanisław. Według Wojtka rezygnacja z dalszej wędrówki nie jest czymś złym: To bardzo ważne, żeby wspinacze potrafili wycofać się w momencie pogorszenia pogody lub gdy ciało zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Bezrefleksyjne zmierzanie do celu może prowadzić do tragedii. Czymś innym jest według niego motywacja do wyjazdu 1

listopad 2019


W SUBIEKTYWIE

58–59

/ w świecie wspinaczki


w świecie wspinaczki/

W SUBIEKTYWIE

Stanisław Kieniewicz podczas wspinaczki / fot. archiwum własne bohatera

w góry. W środowisku mówimy o tym tzw. spręż. Każdy z nas ma swoje obowiązki i życie prywatne. To hobby wymaga poświęcenia zarówno czasu, jak i środków. Dlatego, bez dobrego „sprężu” nie będzie wspinania – podsumowuje.

Drugi koniec liny Pasjonaci tego sportu uprawiają go dla ogromu pozytywnych doświadczeń, uczucia szczęścia i spełnienia. Poziom satysfakcji, jakiego doświadczają, zdecydowanie przewyższa wszelkie ponoszone koszty emocjonalne. Wspinaczka to również ciągłe pokonywanie siebie i swoich słabości, bliski kontakt z naturą, a w końcu prawdziwe i szczere przyjaźnie, które pojawiają się, gdy dwoje ludzi powierza sobie nawzajem swoje życie. Wspinanie solo należy do rzadkości, większość osób wybiera działanie zespołowe. Dla wspinaczy jest to sport, który skupia ludzi żyjących tą samą pasją, rozumiejących wzajemnie swoje problemy i potrzeby. Tworzą

się grupy, które nie tylko razem trenują i jeżdżą w skały, lecz także stają się przyjaciółmi, którzy mogą liczyć na siebie w każdej sytuacji. Wspinacze łączą się w mniej lub bardziej trwałe pary i zespoły o zbliżonych umiejętnościach. Dzięki temu łatwiej znaleźć wspólne, dostępne dla każdego cele wspinaczkowe. Bardzo często stałym partnerem wspinaczkowym zostaje ukochana osoba. Według Wojtka nie jest to norma, są różne imprezy, obozy wspinaczkowe, podczas których spotykamy się w większym gronie, wymieniamy doświadczeniami i wspinamy z innymi partnerami. Dobór asekuranta jest niezwykle ważny – to on trzyma linę, a w razie odpadnięcia odpowiada za to, żeby wspinającemu nic się nie stało. Ważne jest zaufanie i wiara w umiejętności partnera. Istnieją profile na Facebooku, gdzie ludzie umawiają się na wspinanie, ale ja sobie tego nie wyobrażam. Mogę iść na ściankę z kimś nieznajomym, ale tylko z polecenia kogoś, komu ufam. Nigdy w ciemno – mówi Tomasz.

W górę! Większość wspinaczy ma nie tylko stałych partnerów, lecz także miejsca, do których często wraca i w których wspinanie wychodzi im najlepiej. Wojtek najchętniej wybiera polskie Tatry, szczególnie docenia ich piękno latem, kiedy przyroda jest w pełnym rozkwicie. Najlepszym miejscem dla Stanisława jest Hiszpania, którą uważa za prawdziwy raj dla wspinaczy. Zgodnie przyznają też, że naturalne skały zawsze są lepsze od sztucznych, zbudowanych w hali ścianek. Według Wojtka prawdziwa skalna ściana daje bez porównania ciekawsze i przyjemniejsze doznania niż sztuczna ścianka. Przydaje się ona do regularnych treningów, zwłaszcza w zimie, ale trenuje się po to, aby później w skałach sprawdzić nowe drogi. Dodaje, że najciekawsze i najbardziej wymagające jest wspinanie wysokogórskie w formacjach granitowych i bazaltowych, gdzie odnajdywanie i trzymanie się drogi jest dużym wyzwaniem. 1

listopad 2019


W SUBIEKTYWIE

/ w świecie wspinaczkił

Cena pasji Każdy, kto planuje rozpoczęcie przygody ze skałami, musi liczyć się z pewnymi kosztami. Podstawowy sprzęt, taki jak buty, uprząż i przyrządy do asekuracji, kosztuje około 500 zł. Jest to jednak inwestycja na lata – od-

60–61

powiednia dbałość o posiadane rzeczy pozwoli na wykorzystywanie ich przez kolejne sezony. W miarę wzrostu trudności ścieżek sprzętu potrzeba więcej, a koszty rosną. Intensywne uprawianie sportu wiąże się nie tylko z wydatkami pieniężnymi – wspinaczka wymaga sporo czasu. Według Wojtka o ile nie ograniczamy się tylko do wypadów na sztuczną ściankę w naszym mieście, to wyjazdy w skały i w góry zajmują zazwyczaj minimum kilka dni. Bywa to trudne do pogodzenia z oczekiwaniami bliskich, którzy chcieliby spędzać z nami czas, np. weekendy. Przy dużym zaangażowaniu zdarza się, że wspinacz trenuje na ściance dwa lub więcej razy w tygodniu, a wszystkie wolne weekendy spędza w skałach. Zimą wyjazdy w plener zmieniają się w dodatkowe treningi na sztucznej ścianie. Nierzadko okazuje się, że pasja pochłania coraz więcej czasu, a zdecydowanie mniej zostaje go na inne aktywności. Żeby nie popadać w skrajności, warto mieć autorytet w świecie wspinaczkowym, który wskaże nam drogę i pomoże utrzymać zdrowe relacje z górami. Mogą to być bar-

dziej doświadczone koleżanki i koledzy ze ścianki, ale też sławy polskiej i zagranicznej wspinaczki. Wojciech uważa, że warto mieć kilka takich osób – każdy ma inny styl wspinania i znaczy ono dla niego coś innego. Z tego powodu nie wszystko, co pasuje jednej osobie, będzie pasować nam. Dodaje także: Absolutnie podziwiam Wojtka „Zwierza” Kurtykę. Nie tylko za wspaniałe i wybitne osiągnięcia wspinaczkowe i alpinistyczne, ale też jego podejście do wspinaczki i rozsądek z tym związany. Kurtyka nigdy nie stracił w górach partnera podczas wspólnej wspinaczki. Czego sobie i wszystkim innym wspinaczom życzę. Doświadczenia zebrane przez innych nie powinny być jednak jedynym drogowskazem dla naszego postępowania. Nic nie zastąpi indywidualnego dążenia metodą prób i błędów do odnalezienia własnej drogi i odkrycia, jaki sposób na wspinanie jest dla nas najlepszy. Najważniejsze jest, aby nie stracić zdrowego rozsądku w stawianiu sobie kolejnych wyzwań – wspinaczka, nieważne czy jest się amatorem, czy zawodowcem, ma dawać tylko radość. 0

Stanisław Kiniewicz podczas wspinaczki / fot. archiwum własne bohatera

Od czegoś trzeba jednak zacząć. Zdania co do tego, czy powinna być to sztuczna ścianka, czy skały, są podzielone. Według Tomka najlepszy na początek jest kurs wspinaczki sportowej na ściance. Można tam nauczyć się podstaw poruszania się w pionie oraz asekuracji. Dopiero później należy pojechać na kurs wspinaczki skałkowej w Sokoliki lub Jurę. Wojtek proponuje odwrotną kolejność: Najlepiej zacząć przygodę od zrobienia profesjonalnego kursu wspinaczkowego. Jak ktoś chce się wspinać nie tylko na sztucznej ściance, to takie szkolenie zrobione jak najwcześniej jest bardzo ważne. Często na ściance nabywamy złe nawyki, które w skałach i górach mogą być poważnym utrudnieniem. Kurs wspinaczki skalnej zaopatrzy nas w niezbędną wiedzę i umiejętności, aby bezpiecznie radzić sobie z łatwymi drogami w skałach. Oczywiście, jak ktoś ma ochotę tylko spróbować, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaczął od wizyt na sztucznej ściance. Ale warto pamiętać, że tylko rzetelny kurs da nam niezbędne podstawy do bezpiecznej wspinaczki poza ścianką. Stanisław, instruktor wspinaczki, uważa natomiast, że najważniejsze jest, żeby zaczynać pod okiem doświadczonego, wyspecjalizowanego instruktora. Pierwsze kroki na ścianie wydają się trudne, ale Staś uważa jednak, że początki zazwyczaj są stosunkowo łatwe. Istnieje wielu instruktorów, którzy wprowadzają ludzi w ten świat. Wspinanie ma różne oblicza: może być wspaniałą formą spędzania czasu w ruchu, rekreacyjnie. Z drugiej strony dla niektórych jest morderczą, wymagającą psychicznie i fizycznie sztuką. Każdy znajduje własny sposób na bycie częścią wspinaczkowego świata i nie należy bać się, że nie damy rady – mówi. Nie jest to sport dla wybranych – zacząć może każdy. Potrzebne jest jedynie dobre zdrowie, pomocne może być również przygotowanie ogólnorozwojowe, kondycja i rozciągnięcie. Wtedy postępy we wspinaniu są szybsze i bardziej efektowne. Wspinać mogą się nawet osoby, które nie mają zbyt wielu doświadczeń sportowych. Wtedy staje się to dla nich czynnikiem rozwijającym sprawność, kształtującym ciało i charakter. Mój pierwszy instruktor mówił, że jak ktoś potrafi zrobić 20 przysiadów, to poradzi sobie w zwyczajnej, nieekstremalnej i niesportowej wspinaczce – mówi Wojtek. Jak już się zacznie i to polubi, to zdrowszy styl życia i smukła sylwetka przychodzą naturalnie z czasem.


varia /

Varia

Polecamy: 62 3 po3 Integracje pierwszorocznych Zerówki, lektoraty i dziekanat

63 FELIETON Ilu ludzi, tyle szufladek fot. Weronika Rzońca

O podziale na osobowości

64 FELIETON Za siedmioma górami, za siedmioma wydmami Wrażenia z podróży do Brazylii

Wakacje za 10 ECTS ANNA LEWICKA taż zapowiadał się obiecująco. Fundusz inwestycyjny, branża FMCG i firmy technologiczne, analiza finansowa, wycena, ambitne zadania. Co mogło pójść nie tak? Oczywiście wszystko. Przez pierwsze dwa tygodnie mojego stażu przeczytałam trzy książki, napisałam artykuł, zrobiłam kurs HTML dla początkujących i wybrałam konto oszczędnościowe. Powód? Sezon ogórkowy, od jesieni będzie więcej pracy, później się rozkręci. No i na pocieszenie: dwa lata temu w wakacje było jeszcze mniej do roboty. Choć wizja pracy przez dwie godziny dziennie z wynagrodzeniem za osiem brzmi kusząco, na dłuższą metę takie rozwiązanie okazuje się frustrujące. Myśl, że muszę wstać przed 7.00 i jechać na drugi koniec Warszawy tylko po to, żeby poczytać sobie Nad Niemnem, była przytłaczająca. I to niekoniecznie ze względu na dobór lektury. Znajomi, którzy wiedzieli, że rzuciłam poprzednią, ciekawą i rozwijającą pracę, bo okazała się niewystarczająco „dobra”, by opiekun kierunku zaliczył mi ją jako praktyki, umierali ze śmiechu. Mnie zdecydowanie mniej chciało się śmiać. W mojej niechęci do nicnierobienia nie jestem zresztą odosobniona. Naukowcy z uniwersytetów Harvarda i Virginii przeprowadzili eksperyment,

S

Wizja pracy przez dwie godziny dziennie z wynagrodzeniem za osiem brzmi kusząco..

w którym poprosili grupę badanych, by przez 15 minut siedzieli bezczynnie na krześle w pustym pokoju. Jedyną „atrakcją” przez ten czas była możliwość zaaplikowania sobie elektrowstrząsów. Badanie pokazało, że większość badanych woli zadać sobie ból niż spędzić kilkanaście minut bez żadnego zajęcia. Mimo że mój staż nie wiązał się z fizycznym cierpieniem, przechodziłam lekki kryzys. Jestem przekonana, że niejednego dnia zużywane przeze mnie zasoby (woda, prąd, kawa, owoce) były warte nieporównywalnie więcej niż mój wkład w działalność firmy. Jednocześnie można powiedzieć, że nie miałam powodów do narzekania. Klimatyzowane pomieszczenie podczas upałów, zero stresu i dużo wolnego czasu – a na koniec 10 ECTS za realizację praktyk. Stanowiło to jednak kiepskie pocieszenie w zestawieniu ze zdjęciami znajomych z egzotycznych wakacji czy ich ciekawymi projektami w nowej pracy. Koniec stażu zostawił mnie z poczuciem ulgi, ale i dylematem, co mówić podczas kolejnych rozmów rekrutacyjnych. Nic nie wydaje się najlepszą reakcją, gdy rekruter pyta o zakres obowiązków w poprzedniej pracy. Niefortunny staż mogę jednak zaliczyć do puli odpowiedzi na inne standardowe pytanie: Największy sukces? Nie zwariowałam z nudów.

listopad 2019


z przymrużeniem oka /

3PO3 no ale co ja mam CI powiedzieć;

Integracja pierwszorocznych Pierwszy miesiąc studiów minął jak z bicza strzelił. Zapytaliśmy tegorocznych adeptów Wielkiej Różowej co pomogło im odnaleźć się w akademickich realiach i gdzie nawiązali znajomości. Czerpcie wiedzę z ich doświadczeń!

Lektoraty

Wyjazdy zerówkowe

Kolejka do dziekanatu

OCENA: 88887

OCENA: 87777

Być może dobrym pomysłem dla nowych stu-

Ach, studencki czas. Długie nocki i spanie do

Poza wysokim poziomem nauczania języków

dentów jest skorzystanie z bogatej oferty wy-

południa. Nic z tego – obowiązkowe lektoraty

i namawianiem do sprzedania swojej duszy jed-

jazdów integracyjnych. A może lepiej nazwać je

na ósmą przypomną o wszystkim, za co tak bar-

nej z korporacji średnio dwa razy w tygodniu,

rekrutacyjnymi? Tydzień dobrej zabawy wymie-

dzo nienawidziłeś liceum. Dopiero co wykoszto-

uczelnia oferuje nam powrót do czasów słusz-

niasz na rok czarnej roboty i obstawiania stan-

wałeś się na książki, a już odkładasz na waru-

nie minionych. Jeśli podbiliście już legitymację,

da w Twojej ulubionej organizacji studenckiej.

nek. Przynajmniej zintegruj się ze swoją grupą,

na pewno zrozumiecie. Jeśli nie, lepiej uważaj-

Przynajmniej nie musisz już pamiętać o zjedze-

bo spędzisz z nimi (co najmniej) dwa lata.

cie na kanara.

Rybcia

OCENA: 88888

niu śniadania w domu.

OCENA: 88777

Wyjazdy zerówkowe to super sprawa – od razu zysku-

Udowodniono naukowo, że dźwięki mają zna-

Nie jest tajemnicą, że czekanie na załatwienie spra-

jemy na pęczki serdecznych znajomych uśmiechających

czący

Jeśli

wy w dziekanacie to aktywność dla cierpliwych.

się na nasz widok i czyniących naszą SGH-ową egzy-

słuchamy muzyki klasycznej, prawdopodobnie bę-

Warto jednak potraktować ten sposób spędza-

stencję bardziej kolorową. Nie wolno jednak zapominać,

dziemy spokojniejsi. Muzyka i dźwięki należą do

nia czasu jako sport. Chodzą pogłoski o grupie

że oprócz takich królów życia jak my, po uczelni kręcą

bodźców

pod-

studentów, którzy organizują tajne antywyścigi

się również nieszczęśliwcy, którym na taki wyjazd nie

świadomość. Umysł jest na nie mniej odporny,

do dziekanatu. Anty-, ponieważ wygrywa ten, kto

udało się załapać. Tak, to właśnie o tych przygnębio-

kiedy mamy ograniczoną możliwość chłodnego ro-

dojdzie do niego najpóźniej. Zabrania się oczywi-

nych stojących samotnie na korytarzach duszyczkach

zumowania, jak ma to miejsce o godzinie 8:00. Stąd

ście wyrzucania numerków i dobierania kolejnych,

mowa. Oni też mają prawo do szczęścia. Dlatego oficjal-

wniosek, że język, z którego ma się wtedy zajęcia,

pojawiających się później. Niektórzy sędziowie, z po-

nie 12 listopada zostaje uznany za Dzień Przytulania

może wpływać na osobowość w sposób zależny od

wodu biznesowego charakteru SGH, dopuszczają

Niezintegrowanych. Postarajmy się wtedy przytulić

jego brzmienia. Rankiem starajcie się więc unikać stu-

jednak handlowanie nimi pomiędzy uczestnikami.

chociaż jednego z nich.

dentów chodzących na lektoraty z niemieckiego, a jeśli

Tak więc gotowi, do biegu…

wpływ

silnie

na

nasze

oddziałujących

OCENA: 88877 zachowanie.

na

naszą

Mały, ale wariat

OCENA: 88 8 8 7

już na nich wpadniecie, spróbujcie być dla nich sehr nett.

OCENA: 88877

OCENA: 88888

Wetlina, Czarniecka i wiele innych… Dla wielu ze-

Ponoć Dante ostatnią pieśń Boskiej komedii chciał

Każdy z nas ceni sobie momenty, kiedy może być

rówki to możliwość integracji i wejścia w życie

umieścić w salach CNJO SGH, uznał jednak, że bę-

sam – czasem nie docenia więc okazji do inte-

danej organizacji. Jednak zawsze znajdzie się

dzie to zbyt drastyczne posunięcie. Według badań

gracji. Na szczęście dziekanat SGH nie ustępuje

grupka, która odejdzie z grona swojej matczynej

statystycznych studenci, uczęszczający na lekto-

w staraniach, żeby zapewnić studentom taką

organizacji. Kadra wyjazdu zerowego zastanawia

raty z niemieckiego, zgadzają się z renesansowym

możliwość. Kolejka ciągnąca się na drugi koniec

się wtedy, czy takie osoby zapomniały o tych

twórcą w 120%. Żaden z tych studentów nie po-

Uczelni, ponoć nieraz zakręcająca i okrążająca

wszystkich wspaniałych momentach, których do-

myśli, że to właśnie wspólne zjedzenie beczki soli

cały gmach, z utworzonym komitetem kolejko-

świadczyły na wyjeździe? Odpowiedź sama ciśnie

(lub wypicie rozgrzanej ropy) najbardziej spaja

wym – teraz tego nie doceniamy, jednak w przy-

się na usta: być może rzeczywiście nie…

międzyludzkie relacje powstające podczas wspól-

szłości zrozumiemy, jak bardzo SGH o nas dbała.

Jowak

OCENA: 88887

nego ćwiczenia Passiv Perfekt, co samo w sobie brzmi jak wstęp do Piekła.

listopad 2019


szufladka dla każdego /

Ilu ludzi, tyle szufladek im jestem? Zastanawiałam się nad tym ostatnio przy śniadaniu, a następnie kontynuowałam poszukiwanie odpowiedzi podczas poniedziałkowych lektoratów. Jak często to pytanie przychodzi nam do głowy, po czym irytująco kołacze w niej niczym echo? Chcąc nie chcąc, każdy w końcu dochodzi do tej betonowej, nieprzekraczalnej ściany, po czym zostaje zmuszony się z nią zmierzyć. Teraz, natychmiast. Można próbować walić głową w mur – w przenośni, a nawet dosłownie. Jednak poczucie obowiązku, by doświadczać swojego jedynego życia w najlepszy możliwy sposób i tak wciąż będzie przyciągać nas do zgłębiania tajemnicy samego siebie. Wielu ponad wszystko ceni harmonię i uporządkowanie. Co za tym idzie? Oczywiście potrzeba klasyfikacji. W skrajnych przypadkach nawet dla własnej osobowości potrafimy odnaleźć odpowiednią szufladkę, która – w naiwnym mniemaniu – ulokuje nasz charakter w stałym, niezmiennym miejscu (bo kto by wpadł na to, że może on ulec zmianie!). Jak olbrzymie może być zaskoczenie, gdy pod wpływem czasu porządek, zamiast tworzyć ułożoną z puzzli ilustrację, zaczyna przypominać rozsypującą się Jengę. Za (pozornie) nieszkodliwego moglibyśmy uznać człowieka, który zapewnia sobie poczucie stabilizacji poprzez kolorystyczną segregację skarpetek w komodzie. Lecz czy będzie on w stanie uzasadnić w logiczny sposób włożenie własnej osobowości w identyczne szufladki? A co ważniejsze, czy nie działa to przypadkiem na niekorzyść nie tylko jednostki, lecz także całego społeczeństwa? Bawiąc się w piaskownicy, każdy jest po prostu dzieckiem. Do momentu, gdy w szkole wprowadzony zostaje pierwszy podział: część z nas to introwertycy (o zgrozo, najgorszy typ człowieka – nieśmiały!), a pozostała grupa należy do grona ekstrawertyków. Dlaczego? Prawdopodobnie problem leży w tym, że jedni wolą stawiać babki z piasku we własnym towarzystwie, a pozostali chętniej dzielą się swoją łopatką z innymi. Lekcje przedsiębiorczości w liceum uzmysławiają uczniom (a przynajmniej z takiego założenia wychodzi nieomylna podstawa programowa) istnienie kolejnego egzystencjalnego dylematu: sangwinik, choleryk, flegmatyk czy melancholik? Cztery typy osobowości według teorii Hipokratesa-Galena to fundament klasycznej psychologii. Grecki filozof i lekarz opisał ludzkie zdrowie jako stan, który zależy od czterech podstawowych soków w organizmie. 500 lat później druga ze wspomnianych postaci przyporządkowała im odmiany temperamentu. Zaskakujące, jak z tej lekko absurdalnej historii powstała teoria, tworząca poniekąd nieformalne podziały między ludźmi aż do dzisiaj. Jeszcze bardziej zaskakujące, że mój temperament utrzymuje idealnie wyważony poziom – wyniki internetowego testu wykazały rów-

K

ne 25 proc. każdego typu osobowości. Nigdy wcześniej nie osiągnęłam takiego stanu wiedzy o sobie. Bieg czasu, a przede wszystkim rozwój cywilizacyjny XX w., wymógł na terminologii poczynienie równie diametralnego kroku naprzód. Tym sposobem odkrywcom swojego „ja” został udostępniony test Myers-Briggs (MBTI). W szerszych kręgach znany jest również jako test psychologiczny dopasowujący ludzki charakter do jednego z aż 16 typów osobowości. Identyfikuje się ją poprzez odpowiedzenie na szereg pytań bądź analizę swoich zachowań, posiłkując się rozbudowaną tabelą. Jak to działa? Każdy z 16 typów to akronim słów opisujących daną osobowość. Dla przykładu ISTJ opiera się na wyrazach: Introverted, Sensing, Thinking, Judging (Introwertyk, Percepcjonista, Myśliciel, Sędzia). Ot, charakterologiczny człowiek renesansu. Przywołane, nie bez przyczyny, teorie niosą refleksję: nie ma znaczenia, jaki typ osobowości odkryjemy w sobie za sprawą quizu psychologicznego. Sedno tkwi w tym, że wykorzystanie nawet wszystkich 26 liter łacińskiego alfabetu nie odpowie na to kluczowe pytanie: kim jesteśmy? Chyba że wspomniane litery ułożą się w jedno słowo, będące naszym własnym imieniem. Sangwinik, ISTP czy ekstrawertyk? Z założenia te pokrętnie brzmiące wyrazy powinny skrywać w sobie coś więcej niż definicję, którą za każdym razem dla pewności sprawdzamy w Wikipedii. Teoretycznie próbują one opisywać ludzki charakter. W rzeczywistości, nie oszukujmy się, nigdy nie będą w stanie zrobić tego w całkowicie adekwatny sposób. Niewątpliwie, dzięki pobudzaniu człowieka do zainteresowania się własnym wnętrzem, stanowią prosty kierunkowskaz, stojący na początku naszej pokrętnej drogi do poznania swojej osobowości. Zarazem, mając do wyboru pojedynczy symbol strzałki w prawo albo najnowszą aktualizację Google Maps, mało kto zdecyduje się zaufać wyłącznie znakom drogowym, prawda? Zamiast tracić cenne godziny na mało skuteczne próby włożenia całego siebie do jednej, ciasnej i prawdopodobnie również nieznośnie niewygodnej szufladki, czyż nie lepiej poświęcić ten czas, by z niej wyjść i znaleźć dla siebie nieco więcej miejsca? Poddając analizie swoje zachowania, a następnie interpretując, jakie wartości i sposób myślenia je kształtują, możemy znaleźć odpowiedź na to najważniejsze pytanie dużo szybciej i łatwiej, niż moglibyśmy się spodziewać. A właściwie przyjdzie ona do nas sama, czego nie spodziewa się przeważnie już zupełnie nikt. 0

Joanna Alberska Ambiwertyk, INFP, nieufający pod żadnym pozorem internetowym testom psychologicznym. Największą sympatią obdarza znajomych, którzy nazywają ją po prostu A sią.

listopad 2019


/ Brazylia

Za siedmioma górami, za siedmioma wydmami... pisuję w wyszukiwarce Google hasło: Brazylia przestępczość. Moim oczom ukazuje się natychmiast lista zachęcających tytułów: Brazylia – 175 zabójstw dziennie; Plaga zabójstw i gwałtów – te statystki wstrząsnęły krajem; W Brazylii ginie więcej osób niż w Syrii. Po miesiącu spędzonym w tym połudnowoamerykańskim kraju mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że, oczywiście przy zachowaniu zdrowego rozsądku, jest on bezpieczny. Przed wyjazdem jednak nie byłam o tym przekonana, a do samolotu wsiadałam z wieloma obawami. Próbując utwierdzić się w przekonaniu o słuszności decyzji o podróży, zasięgnęłam opinii znajomych, którzy odwiedzili wcześniej ten sam region. Kilkoro z nich niestety tylko potwierdziło moje obawy. Nie zakładaj sukienek. Nie chodź nigdzie sama, jak już to tylko z kolegą, a zresztą i tak nie byłby cię w stanie obronić. My zrezygnowaliśmy, bo grasuje tam wirus Zika. Tymczasem ja wróciłam cała i zdrowa, ba, nawet więcej: opalona, zrelaksowana i zachwycona krajem, gdzie owszem jest bieda, ale ludzie, których spotkałam, byli niezwykle pomocni i uśmiechnięci. O ile statystyce i krzykliwym nagłówkom mogę wybaczyć przerysowanie i lekkie odbieganie od rzeczywistości, tak osobom, które w Brazylii już były, niekoniecznie. Zastanawiało mnie, dlaczego mój odbiór tego kraju tak bardzo różnił się od obrazków z historii przytoczonych przez niektórych znajomych? Nasz wyjazd był ukierunkowany na pływanie na windsurfingu, a nie na zwiedzanie – z tego względu większość pobytu spędziliśmy w rybackiej miejscowości porównywalnej wielkością do Tczewa. Poza restauracjami i kilkoma supermarketami miasteczko nie miało wiele do zaoferowania. Brudne uliczki, odór padliny z niektórych budynków czy widok sępów żerujących na martwym psie były na porządku dziennym. W końcu czego można spodziewać się po kraju, w którym wskaźnik ubóstwa wynosi 21 proc.? Mimo świadomości, że poziom życia będzie się tu znacząco różnił od europejskiego i raczej mało kto będzie znał angielski, nie mogłam wyjść z szoku, że większość poznanych przez nas osób nie potrafiła nawet czytać. Zawsze byli jednak chętni do nawiązania rozmowy, zrozumienia, co możemy mieć na myśli i udzielenia pomocy. Pod względem uprzejmości wykazywali poziom dużo wyższy od warszawskiego. W ostatnim tygodniu postanowiliśmy wyruszyć w trasę, by popływać w nowych miejscach. Jednym z nich było słynne Jericoacoara – kurort utworzony na wydmach, wybrany przez „The Washington Post” jako miejsce

W

64–65

z jedną z dziesięciu najpiękniejszych plaż na świecie. Aby dostać się do Jeri, trzeba przeprawić się po piachu między wydmami – nie prowadzi tam żadna utwardzona droga dojazdowa. I to właściwie był ostatni dziki, autentyczny element naszego dwudniowego pobytu w tej miejscowości. Samo miasteczko przyrównać można do jarmarku świątecznego w wydaniu surferskim. Przepych, kolorowe światełka, liczne sklepy z ubraniami i pamiątkami, restauracje z europejskimi cenami, muzyka i masa białych, roześmianych turystów korzystająca beztrosko ze swoich egzotycznych wakacji. Przyznam, że atmosfera Jeri była niesamowita: mimo że od wielu lat pływam na windsurfingu, nigdy wcześniej nie byłam w miejscu, które byłoby tak przesycone surfingowym klimatem. Po pierwotnym zachwycie, w głowie zaczęło wybrzmiewać mi jednak bardzo wyraźnie jedno słowo: kłamstwo. Bo co z tego, że jest tu pięknie, kiedy wszystko jest wystylizowane i nie ma nic wspólnego z Brazylią, w której spędziłam dotychczasowe trzy tygodnie. Podczas gdy nieświadomi Europejczycy bawią się tutaj, wydając niemałe sumy na drinki i letnie sukienki, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów dalej toczy się prawdziwe życie. Podejrzewam, że gdyby któryś z poznanych przez nas wcześniej miejscowych znalazł się w Jeri, nie umiałby się odnaleźć, skoro nawet dla mnie, osoby żyjącej na co dzień w warunkach niemal luksusowych w porównaniu z brazylijskimi, kontrast był niewiarygodny. Odzwyczajona już nieco od europejskich standardów poczułam się jak w bańce: wykreowanym, nierealnym wręcz świecie, oddzielonym od rzeczywistości wydmami. Gdybyśmy ułożyli plan naszej podróży inaczej i trzy tygodnie zaplanowali w Jeri, a dopiero pod koniec wyjechali z tej magicznej krainy zobaczyć, co kryje się poza nią, prawdopodobnie podpisałabym się dziś obiema rękami pod nagłówkami artykułów dotyczących bezpieczeństwa w Brazylii. Przez pierwsze dni po przylocie przeżywałam lekki szok kulturowy, ale na moje szczęście miałam dość czasu, by zaaklimatyzować się i, żyjąc wśród lokalnej społeczności, na własne oczy zobaczyć i trochę lepiej poznać prawdziwe oblicze tego kraju. 0

Aleksandra Łukaszewicz Dumna z pochodzenia gdańszczanka, która wierzy, że czas spędzany w wodze przekłada się wprost proporcjonalnie na liczbę endorf in w jej organizmie. Obecnie liczba ta wynosi 2.


dr hab / Andrzej Zawistowski Kacper Chojnacki /

Kto jest Kim? Kacper Chojnacki

dr hab. Andrzej Zawistowski

Prezes Enactus SGH

Profesor Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej

MIEJSCE URODZENIA: Gdańsk PROWADZONE PRZEDMIOTY: historia gospodarcza, historia PRL GDYBYM NIE BYŁ TYM, KIM JESTEM BYŁBYM: konduktorem

MIEJSCE URODZENIA: Płock KIERUNEK I ROK STUDIÓW: globalny biznes, finanse i zarządzanie, II rok SL WEDŁUG ZNAJOMYCH JESTEM: całkiem mądry i cool. GDYBYM NIE BYŁ TYM, KIM JESTEM, BYŁBYM: astrofizykiem lub szefem kuchni. NAJWIĘKSZA ZALETA: pomaganie innym, bycie sobą, czasami jestem śmieszny NAJWIĘKSZA WADA: czasami nie dotrzymuję terminów ULUBIONY FILM: Forrest Gump Roberta Zemeckisa ULUBIONA KSIĄŻKA: Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya ULUBIONA PIOSENKA: każda zaserduszkowana przeze mnie na Spotify,

w pociągach dalekobieżnych.

ULUBIONY FILM: Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy Jerzego Gruzy ULUBIONY ARTYSTA: Jacek Kaczmarski NAJWIĘKSZY SUKCES: Nauczyłem córkę jeździć na rowerze – prowadzący ją lekarze twierdzili, że ta sztuka nigdy się nie uda.

w szczególności God’s Plan Drake’a

Jak ocenia pan studentów SGH? Inteligentni, z szerokimi perspektywami, wiedzą, czego chcą i po co przyszli do SGH. Jednocześnie doceniają fakt, że chce się im pomóc.

Jaka była pana pierwsza praca po studiach? Praca nauczyciela akademickiego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Co zmieniło się w SGH, odkąd zaczął pan tu pracować? Zmieniła się struktura szkoły – kiedy zaczynałem pracę w SGH, mieliśmy jednolite studia magisterskie, obecnie wygląda to już inaczej. Z Auli Spadochronowej zniknęły wielkie, kilkumetrowe banery, które były charakterystyczne dla dawnej SGH, a wcześniej dla SGPiS. Całe życie informacyjne przeniosło się teraz do sieci. Zmieniają się ludzie, zmienia się więc i uczelnia.

Skąd pomysł na karierę nauczyciela akademickiego? Zawsze chciałem być nauczycielem. Kiedy skończyłem studia historyczne o specjalności nauczycielskiej, w Katedrze Historii Gospodarczej i Społecznej SGH odbywał się konkurs. Wystartowałem, wygrałem i zostałem.

Jakie jest pana ulubione wspomnienie z dzieciństwa? Mnie i moim kolegom udało się wykopać kilka naprawdę ciekawych pamiątek z okresu II wojny światowej. Wbrew pozorom wcale nie były to niewybuchy. Odnaleźliśmy hełmy, menażki i opakowania na maski przeciwgazowe, które nam, chłopcom zainteresowanym tematyką wojenną, sprawiły wiele radości.

w

Jak wyglądały twoje początki w Enactusie? Po pierwsze intensywnie – projekt, do którego dołączyłem, był w rozsypce, ale po zmotywowaniu jego członków i bardzo pracowitych dwóch miesiącach udało się nam przekonać kilkuset dyrektorów oraz prezesów zasiadających w jury ogólnopolskiego konkursu, że nasze raczkujące startupy zasługują na 3. miejsce. Po drugie niekomfortowo, ale budująco – musiałem zacząć robić rzeczy, których nie robiłem nigdy wcześniej, takie jak prezentacje przed dużą publicznością, formułowanie otwartej krytyki i przyjmowanie jej, a także spędzanie wielu godzin z dopiero co poznanymi ludźmi. Niemniej pozwoliło mi to przeżyć wiele chwil, których długo nie zapomnę!

Co najbardziej podoba ci się w SGH? Świeżo wyremontowana łazienka przy pokoju 64 i śniadania za 9,90 w Jajku. Oprócz tego jest sporo zajęć godnych polecenia, jednak przede wszystkim najbardziej podobają mi się działania SKN-ów oraz organizacji studenckich! Zwłaszcza Enactusa, którego mam zaszczyt być prezesem, oraz MagPressu, który jest moją ukochaną organizacją-matką.

O Enactusie mało kto wie, że… …jest to bardzo ekscytująca i oryginalna, a przede wszystkim najbardziej niedoceniana organizacja w całej SGH. Nie zawsze cieplutko cię przytuli, tak jak MagPress, ale z pewnością pozwoli rozwinąć biznesowe oraz interpersonalne umiejętności. Dodatkowo daje możliwość poznania wielu przemiłych ludzi z niesamowitymi, rewolucyjnymi pomysłami, którzy dodatkowo są otwarci i pomocni. Enactus umożliwia także wiele wyjazdów za granicę na różne konkursy startupów!

listopad 2019


Do Góry Nogami

u lat yznała, że materiał u z kilk prz io dn śre po nia zel Uc o. Nareszecie do tego doszł przed eg zaminem. Nic więc tuż in dz go 8 e cał nie w zyć wej. studiów jest w stanie nauc acji Szkoły Głównej Lewico wid lik się ją ga ma do a an tuacji. dziwnego, że hejterzy Urb znalezienia plusów tej sy do k na jed nia kła na y Redaktor Nieodpowiedzialn PR ZY GO TO WA Ł:

LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA

ch konferencji quasi SGH liczba organizowany a każdy SKN chce na, naukowych jest ogrom na swój fanpage. Pywstawić zdjęcie pełnej auli wydarzenie na Faceaby ć awi tanie jednak brzmi, jak spr rozgłos? SKN Ekonomii Pobooku zyskało oczekiwany e ź! Okazuje się, że zapraszani litycznej znalazł odpowied i am bor wy ed kład tydzień prz byłych komunistów na wy kiej, rze Go ę. iątk zies w d parlamentarnymi jest strzałem prawicowych dziennikaenie dy wykład wzbudza porusz agają się usunięcia wydarzedom rzy któ , rze itte Tw rzy na i. całej propagandowej uczeln nia, SKNu, a może i nawet ym sow Pra m kie zni zec z R acji Organizatorzy po konsult usunięcie. Konferencji nie SGH zdecydowali się na jego Czy to na pewno SKN tały. ma, lajki na fanpage’u zos Koło Naukowe Robienia Ha ie a n j, Ekonomii Polityczne łasu? aną uczelnię, SGH ak przystało na renomow żliwości pomagać stara się w miarę swoich mo raz kolejny orgapo u rok studentom. W tym z ekonomii przygotowują nizowane jest repetytorium ich. ersk gist ma ch dia stu na ce do egzaminu końcowego godziny i cała wiedza zdobyTrzy spotkania po półtorej jdzie się w małym paluszku. ta w Wielkiej Różowej zna u yznaje się do tego w końc Literally yes. Tym razem prz ki tór pow in term i atn ost , i sama uczelnia. Co ciekawe ed egzaminem dla większowypada dokładnie dzień prz erskich. Czyżby kolejny gist ści kierunków studiów ma ship? przykład love-hate relation

W

J

u? Ni est ety jes zucc i Ga ng na esg ieh ws zys tko zm iecze nie tym raz em , ale erw Łu kas z Jejpi Na ę. on rza w d obr ą str Na da ! Mo że Pra i Vers ace . mi oł, a p óźn iej kto wie lio tebib ej ian eln ucz y ier dro dze no we j ści eżk i kar irso wa ni stu den ci. Ro czn ki stoją jed nak zbu lwe wie ść na ły rza zaw aż oku kow e gru pk i na Fac ebo wo du po kaz u mo dy. Am o jej zam kn ięc iu z po po tra fią nie zie lud zi od mł bit ni i żąd ni wie dzy a ji. Ko lek cja jes ień zim zro zum ieć po wa gi syt uac rod zaju. im wo w s yne jed ie 2019/2 0 to wy dar zen d ucz eln i wię ksz y do chó Jed yne , któ re zao fer uje i. tyk tys sta ze niż kil ka wa run ków cy nag le chc emy poc ząt kiem rok u ws zys j jes t z prac owcze się integrow ać. Nie ina 18 paź dziern iej. żow Ró iej nik am i Wielk na pra cow nigro dla całego ka odbyło się spotka nie ego, gdy by wn dzi nic ym w t ków SGH. Nie byłoby ra pojakto Re nia pow ita w plan ie wie czoru oprócz tak ich impre z dyskodla a wił a się jedynie typ ow na lep sza szkoła ekonom icz tek a. Jed nak prawie naj yziem ne prz tak na ie sob lić wo w k raju nie mo że poz impre zy w ma ilu wsp oroz ryw ki. Or gan izator zy erowych, bla ck jac pok ach mi nają o roz gry wk nie odp ow ied zia lny zas taku i ruletc e. Re dak tor owej ruletk i. Ro syjska ? mą for naw ia się tyl ko nad taSGH nie pot rzebują aż Cz y mo że pra cow nic y 0 y? kiej daw ki adrena lin

G

Z

eniarą Kiedy męczy cię już bycie jesi

666




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.