Niezależny Miesięcznik Studentów
Numer 188 Maj–czerwiec 2020 ISSN 1505-1714
www.magiel.waw.pl
s.7/Uczelnia
s.22/Polityka i Gospodarka
Rektor wspólnej SGH
Vox Populi z Instagrama
s.12 / Temat numeru
Karą jest zbrodnia Tortury w więzieniach i na komisariatach
spis treści / 28.06.2020 r. – Robert Makłowicz ogłasza się cesarzem.
17
27
58
62
Amerykańska demokracja w praktyce
Nie tylko Fontanna di Trevi
Na wyspie bogów
Ostatni Irlandczyk
a Uczelnia
e Film*
t Człowiek z Pasją
o Sport
06 07 08 10
26 27 28
Click to join R e k t o r w s p ó l n ej S G H Czym są wartości uczelni? Z a w ó d: k o r e p e t y t o r
d Muzyka*
8 Temat Numeru 12
K a r ą je s t z b r o d n i a
c Polityka i Gospodarka 17
18 19 21 22 24
C e n z u r a w a n i m a c ji N i e t y l k o F o n t a n n a d i Tr e v i St r z a ł y, o g i e ń , w a l k a o w ł a d z ę
A m e r y k a ń s k a d e m o k r a c ja w p r a k t yc e Wróg publiczny Korona nam z g ł ów nie spadnie (P o)Życ z m i p o w o d z e n i a Vox P o p u l i z I n s t a g r a m a J e s t e m l a i k i e m i n we s t o w a n i a , więc tracę
30 32 33 34 35
Zbyszek Ś l a d a m i a lg o r y t m u Ciemna strona fandomu M u z yc z n e a n t i d o t u m Sekret mrocznego r&b
f Książka* 38 40 41 42
Ś r o d k i h i g i e n y n i e m y t e j d us z y N e k r o l o g i – d e b i u t y l a t 9 0. Nietzsche – sam przeciwko wszystkim N i e t y l k o d l a o b ł ą k a n yc h
Redaktor Naczelny:
Prezes Zarządu:
Laura Starzomska l.starzomska1@gmail.com Adres Redakcji i Wydawcy:
al. Niepodległości 162, pok. 64 02-554 Warszawa magiel.redakcja@gmail.com
i Felieton 51
# w y jd ź z d o m u
j Warszawa 52
Tr z a s k w a r s z a w s k i ej m a s e c z k i
p Czarno na Białym 54 56 58
Dziennik zakrapiany oliwą Lokalne korespondencyjne g łosowanie globalne Na wyspie bogów
Jan Kroszka
Urszula Szurko, Katarzyna Kowalewska Redaktor Prowadząca: Natalia Jakoniuk Patronaty: Martyna Matusiewicz Uczelnia: Aleksandra Sojka Polityka i Gospodarka: Kajetan Korszeń Człowiek z Pasją: Michalina Kobus Felieton: Zuzanna Łubińska Film: Tomasz Dwojak, Aleksandra Marszałek Muzyka: Marek Kawka Książka: Aleksandra Dobieszewska Sztuka: Natalia Jakoniuk Warszawa: Michał Rajs Sport: Michał Jóźwiak Technologie: Dominika Hamulczuk Czarno na Białym: Tymoteusz Nowak Reportaż: Urszula Szurko Gry: Michał Goszczyński 3po3: Julia Kieczka Kto Jest Kim: Paulina Wojtal
62 64 66
Ostatni Irlandczyk Gr ać czy nie gr ać P andemiczny niezbędnik Jóź wiak & Smokowski
2 Kto jest Kim? 67
d r To m a s z G i g o l / J u l i a n n a G ig o l
k Gry 68
Recenzje
v Do Góry Nogami 69
Do Góry Nogami
t 3po3 60
Pamiętniki z koronaferii
Czł owiek orkiestra S c e n o g r a f i a n a k r y z y s o we c z a s y
Zastępczynie Redaktora Naczelnego:
Stowarzyszenie Akademickie Magpress
Magia aktywności spo łecznej
g Sztuka 44 46
Wydawca:
48
* w d z i a ł a c h k u l t u r a l n yc h z n a j d u j ą s i ę t a k ż e R e c e n z j e – s t r. 2 9 , 3 6 , 43
Korekta: Joanna Stocka, Mateusz Klipo
Aleksandra Jakubowicz, Grażyna Jakubowska, Zuzanna
Stokłosa, Jan Stusio, Alicja Surmiak, Marcjanna Szczepaniak,
Dział Foto: Aleksander Jura
Jankowska, Klaudia Januszewska, Julia Januszyk, Jadwiga
Mikołaj Szpunar, Jakub Szydelski, Anna Ślęzak, Oliwia
Jarosz, Joanna Jas, Maria Jaworska, Rafał Jutrznia, Nina
Świątek, Patrycja Świętonowska, Mateusz Tchórzewski,
Kaczanowska, Maja Kaczyńska, Maria Kadłuczko, Joanna
Dominik Tracz, Antek Trybus, Laura Urraca-Makuch, Julia
Kaniewska, Marta Kasprzyk, Arkadiusz Klej, Aleksandra
Uszyńska, Tamara Wachal, Mateusz Wantuła, Klaudia
Kłos, Paulina Kocińska, Wiktoria Kolinko, Izabela Kołakowska,
Waruszewska, Zofia Wereśniak, Paulina Winiatowska,
Maciej Kondraciuk, Lena Kossobudzka, Jędrzej Koszyka,
Agata Wiśniewska, Michał Włosowicz, Adam Woźniak,
Weronika Kościelewska, Mateusz Kozdrak, Alek Kozłowski,
Alicja Woźnica, Jacek Wnorowski, Jędrek Wołochowski,
Dział IT: Paweł Pawłucki
Łukasz Kozłowski, Karolina Kręcioch, Kacper Kruszyński,
Wiktoria Wójcik, Dominika Wójcik, Marta Więsyk, Maria
Dział PR: Ewa Czerżyńska, Zuzanna Dwojak,
Łukasz Kryska, Patryk Kukla, Natalia Lewandowska, Anna
Wróbel, Marek Wrzos, Michał Wrzosek, Paweł Zacharewicz,
Marta Olesińska, Natalia Piwko
Lewicka, Aleksandra Łukaszewicz, Faustyna Maciejczuk,
Olga Załęska, Klaudia Zawada, Krzysztof Zegar, Roman Ziruk
Współpraca: Klaudia Abucewicz, Sarah Bomba, Martyna
Michalczuk, Kazik Michalik, Rafał Michalski, Kamil Mientus,
Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania
Milena Mindykowska, Sebastian Muraszewski, Marta
i
Musidłowska, Natalia Nieróbca, Magdalena Oskiera, Michał
niezamówiony może nie zostać opublikowany
Orlicki, Aleksandra Orzeszek, Bartłomiej Pacho, Marta
na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi
Dział Grafika: Mateusz Nita Dyrektor Artystyczna: Zuzanna Nyc Wiceprezes ds. Finansów: Julianna Gigol Wiceprezes ds. Partnerów: Janina Stefaniak Pełnomocnik ds. Projektów: Monika Pasicka
Borodziuk, Maciej Buńkowski, Filip Brzostowski, Klaudia Cieślewicz, Maciej Cierniak, Piotr Chęciński, Tomasz Chmielewski, Ewa Chojnacka, Kacper Chojnacki, Joanna Chołołowicz, Justyna Ciszek, Karol Czarnecki, Katarzyna Czech, Aleksandra Czerwonka, Paweł Domitrz, Ewa Enfer, Julia Faleńczyk, Mateusz Fiedosiuk, Zuzanna Figura, Katarzyna Gałązkiewicz, Anna Gierman, Julianna Gigol, Wiktoria Godlewska, Wojciech Godlewski, Cezary Gołębski, Anna Gondecka, Karolina Gos, Hanna Górczyńska, Oliwia Górecka, Urszula Grabarska, Marta Grunwald, Michał Hajdan, Piotr Holeniewski, Adam Hugues, Kacper Maria Jakubiec,
Alex Makowski, Maciej Markowski, Julia Medoń, Marlena skracania
niezamówionych
tekstów.
Tekst
Pashuk, Marta Pawłowska, Wiktoria Pietruszyńska,
odpowiedzialności za treści zamieszczonych reklam
Agnieszka Pietrzak, Izabela Pietrzyk, Paweł Pinkosz,
i artykułów sponsorowanych.
Wojciech Piotrowski, Jakub Pomykalski, Zuza Powaga,
Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania
Alicja Prokopiuk, Anna Raczyk, Karolina Roman, Maria
październikowego prosimy przesyłać e-mailem lub
Rybarczyk, Weronika Rzońca, Natalia Sawala, Aneta
dostarczyć do siedziby redakcji do 10 września
Sawicka, Mateusz Skóra, Marta Smejda, Zofia Smoleń,
Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamodawcy
Hanna Sokolska, Mikołaj Stachera, Adam Stelmaszczyk,
Okładka: Aleksander Jura
Katarzyna Stępień, Rafał Stępień, Paweł Stępniak, Bartłomiej
Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka
maj–czerwiec 2020
Słowo od naczelnego / wstępniak kurde jakby nie mógł trochę wcześniej
Nadzieja z mroku JA N K R o s z ka R E DA K TO R N A C Z E L N Y wa miesiące. Tyle czasu minęło już od początku kwarantanny. Dwa miesiące ograniczania kontaktów społecznych, mało produktywnego home office i wykładów sprzed ekranu laptopa. Kilka (naście?) tygodni pełnych zdarzeń, które jeszcze na początku roku byłyby traktowane co najwyżej jak absurdalny i przerysowany, ponury żart. Kilkadziesiąt(set?) dni tak podobnych, że całkowicie zlewających się ze sobą. Jak w licznych wywiadach alarmują psychologowie, pandemia odciśnie trwałe piętno na kondycji psychicznej Polaków. To zjawisko – którego skala będzie się stale zwiększać – dotyczy także studentów. Nie może to dziwić, pomimo tego, że większość z nas nie jest bezpośrednio dotknięta tragedią choroby lub jej gospodarczymi konsekwencjami. W raczej bezpiecznej i hermetycznej rzeczywistości młodych mieszkańców bogatszej części świata pojawiła się niepewność, której dotychczas nie znaliśmy. Ubrana w liczby i codzienne komunikaty śmierć stała się odrobinę bardziej realna. Po dwóch miesiącach kwarantanny może także zanikać nadzieja na poprawę. Przeraża już nie tylko nowe, nieznane, ale też to, że owo nowe nie ma końca. Rano pojechaliśmy nad Marnę. Dzień ciepły i słoneczny – nad Marną ruch jak na promenadzie w Cannes. […] Śmiechy, śpiewy, pokrzykiwania. Jak za dawnych dobrych czasów – pisał w genialnych Szkicach piórkiem Andrzej Bobkowski. Te słowa zanotował 10 maja 1942 r. Trwała najtragiczniejsza z wojen; jej walki toczyły się daleko, jednak widmo śmierci unosiło się nad całą Europą, cały czas było tuż obok. Mimo to majowa pogoda sprawiła, że tłumy paryżan wyszły nad Marnę i do Lasku Bulońskiego; pozwoliła im choć na chwilę zapomnieć o strasznej rzeczywistości i wierzyć w powrót dawnych dobrych czasów. Przypominam sobie słowa Bobkowskiego, kiedy w słoneczne popołudnie wjeżdżam na rowerze do Parku Skaryszewskiego. Po tygodniach izolacji miasto zaskakująco tętni życiem. Gdyby nie maseczki, skutecznie ukrywające mimikę mijanych osób, gdyby nie puste stoliki przed zamkniętymi kawiarnia-
D
Budząca się przyroda wyzwala w ludziach nadzieję, pozwala wierzyć, że „jeszcze będzie normalnie” i szukać tej normalności tu i teraz.
04–05
mi, można by zapomnieć o tym, że trwa jakakolwiek epidemia. Współczesnej Warszawy i Paryża z początku lat 40. – ze względu na skalę i specyfikę zagrożenia – nie można porównywać, ale reakcja ich mieszkańców jest podobna. Budząca się przyroda wyzwala w ludziach nadzieję, pozwala wierzyć, że jeszcze będzie normalnie i szukać tej normalności tu i teraz (oczywiście przy zachowaniu zaleceń sanitarnych). Życie znów wygrywa ze śmiercią. *** Chcielibyśmy, żeby ten Magiel również zachęcił do oderwania od bieżących problemów. Można powiedzieć, że zamknięcie w domach nam posłużyło – to „najdłuższy” numer od ponad pięciu lat. W coraz obszerniejszych działach kulturalnych znajdziecie m.in. sylwetki znanych polskich artystów (Namysłowski, Witkacy, Kantor). Dział Czarno na Białym przeniesie Was na greckie i indonezyjskie wyspy oraz do Australii. W Polityce i Gospodarce z kolei piszemy także o tym, co czeka świat po pandemii, choć bez wspominania o jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich tygodni, które ostatecznie się nie odbyło (uważny czytelnik znajdzie jednak w Maglu nawiązania do niego). Po kilkumiesięcznej przerwie wraca także jeden z dwóch najśmieszniejszych działów – 3po3 – a w nim niepublikowane dotychczas pamiętniki z kwarantanny. Tematem okładkowym tego numeru są tortury w więzieniach oraz na komisariatach. Ten potrzebny, choć bolesny, tekst zostaje w pamięci długo po jego lekturze. Opisuje historie zza krat i pokazuje, że tam, gdzie pojawia się relacja strażnik–więzień, przestają obowiązywać powszechnie przyjęte prawa oraz normy etyczne. Majowy numer to także ostatni numer przed wakacjami – z tego też powodu jest tak obszerny. Kolejny ukaże się już po rozpoczęciu nowego roku akademickiego, w październiku. Mamy nadzieję, że będzie na Was czekał na uczelnianych stojakach w dobrze znanej, papierowej wersji. Jak za dawnych dobrych czasów. 0
Polecamy: 7 Uczelnia Rektor wspólnej SGH
Wywiad z profesorem Piotrem Wachowiakiem
12 Temat numeru Kara jest zbrodnią Rzeczywistość za kratami
22 PIG Vox Populi z Intagrama
fot. Agata Wiśniewska
Jak influencerzy wpływają na politykę?
maj–czerwiec 2020
UCZELNIA
/ SGH zdalnie
Click to join Obecna sytuacja sprawiła, że szkolnictwo znalazło się w zupełnie innej rzeczywistości. Kluczowe jest pytanie, czy funkcjonowanie uniwersytetów po zakończeniu kwarantanny zmieni się już na zawsze. T E K S T:
a nn a r ac z y k
g r a f ika :
m a r t y n a b o r o dz i u k
a pozór wolna od wirusa SARS-CoV-2, Polska przyglądała się rosnącej liczbie zgonów we Włoszech. Ludzie jakby z niecierpliwością czekali na pacjenta zero, a zaraz po oficjalnym komunikacie odetchnęli z ulgą i z pełną świadomością ruszyli na podbój supermarketów. Okazuje się, że czas poświęcony tworzeniu kilometrowych list zakupów można było wykorzystać na gruntowne przygotowanie do pracy zdalnej oraz zaplanowanie ewentualnej izolacji. Dzisiaj, po wielu tygodniach, warto poddać wstępnej ocenie pracę szkół oraz uczelni wyższych w tym okresie.
N
Wykłady, Netflix & chill Obecnie zajęcia prowadzone są zdalnie. Wystarczy dołączyć do konferencji i domowe zacisze zmienia się w salę wykładową. Często trudno oddzielić domowy zgiełk od codziennych obowiązków. Tym bardziej, że nagle zamiast kontynuować uczelnianą rutynę we własnych czterech kątach, trzeba zrobić skok do przeszłości i ponownie dzielić przestrzeń z rodzicami oraz rodzeństwem. Taki układ przez pierw-
06–07
sze tygodnie dla niektórych jest zabawny, ale w dłuższej perspektywie nie sprzyja rozwojowi i nauce. Utrata kontaktu twarzą w twarz z innymi studentami ma negatywny wpływ na funkcjonowanie większości osób. Odpuszczają one sobie poranne wstawanie, szykowanie, nie wspominając o aktywności fizycznej. Paradoksalnie na wszystko jest mniej czasu, motywacja znika i powstaje spirala zaległości. Dobrym rozwiązaniem byłoby przeanalizowanie swojego rytmu dnia i przygotowanie dokładnego planu działania. Zamiana dresów na typowy strój uczelniany, a po wykonaniu wszystkich zadań upragniony czas wolny. W tym trudnym okresie należy oszukać umysł i stworzyć iluzję normalności.
Szybka adaptacja Przeniesienie całej społeczności uczelnianej do Internetu jest nie lada wyzwaniem logistycznym i technologicznym. Do tej pory e-learning nie był masowo wykorzystywany przez nauczycieli akademickich naszej uczelni. Wynikało to zarówno z tradycji akademickich, jak i z ograniczeń prawnych – nie więcej niż pewna liczba punktów ECTS mogła być realizowana online, egzaminy koniecznie musiały odbywać się w siedzibie uczelni – wspomina Rektor Marek Rocki. Zapoznanie się z obsługą programów do prowadzenia zajęć zdalnych wymaga czasu. W tym przypadku kadra musiała przejść kurs przyspieszony. Okres do 26 marca wykładowcy spędzili na szkoleniu z obsługi MS Teams. Poza tym mają oni stały kontakt z działem informatycznym, który służy pomocą również studentom. Zdaniem Bogdana Marka, wiceprzewodniczącego Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej oraz absolwenta SGH, wzrośnie pozycja młodszej kadry naukowej i dydaktycznej, która z reguły ma większą łatwość odnalezienia się w cyfrowej rzeczywistości. Rektor dodaje: Od dawna mówi się, że wykłady w dużych aulach są
przeżytkiem w dobie internetu. Dlatego zresztą w nowo projektowanych budynkach SGH takich nie ma: dominują sale seminaryjno-ćwiczeniowe. Zdania na temat jakości zajęć online są podzielone. Na podstawie wiadomości wysłanych na czacie z rektorem można stwierdzić, że większość studentów oczekiwała prowadzenia zajęć poprzez MS Teams. Zamiast tego, część wykładowców zamieszcza materiały w e-niezbędniku. Wielu studentów jest jednak pozytywnie zaskoczonych sprawnym dostosowaniem się pracowników uczelni do obecnej sytuacji. Grono wykładowców wdrożyło ciekawe rozwiązania wzbogacające umiejętności i wiedzę studentów.
Wirtualna biblioteka Ważnym elementem jest również działanie biblioteki, która w czasie kwarantanny mierzy się z ogromem pracy. Dostęp do wiedzy został w pewnym stopniu ograniczony, a nie wszystkie podręczniki mają swoją wersję elektroniczną. Obecnie każdy student i pracownik uczelni ma prawo otrzymać skan pięćdziesięciu stron literatury tygodniowo. Oprócz tego można skorzystać z baz dostarczających niezliczone ilości artykułów, danych czy analiz. Co ciekawe, większość społeczności akademickiej jest zaskoczona istnieniem takich narzędzi, pomimo że ich działanie jest możliwe już od lat 90. Istotną kwestie podkreśla mgr Maciej Bednarczyk, pracownik biblioteki. Ważna będzie umiejętność korzystania z narzędzi do wyszukiwania materiałów, oceny ich jakości (np. poprzez analizę cytowań), zawężania listy wyników itp. Wkrótce stanie się to łatwiejsze, ponieważ w Bibliotece SGH zostanie wdrożone narzędzie Primo, które zintegruje wyszukiwanie w katalogu bibliotecznym z wyszukiwaniem e-źródeł we wszystkich bazach danych jednocześnie. Osoby, które wypożyczyły książki nie muszą martwić się nadchodzącymi terminami zwrotu, ponieważ zostały one przedłużone.
Nowe możliwości Podczas pandemii na pewno zostanie przyspieszony proces modernizacji administracji oraz zostaną wdrożone nowe rozwiązania, które nie tylko pomogą usprawnić działanie Alma Mater w czasie izolacji, ale również ułatwią pracę po powrocie do normalnego trybu. Przewod-
SGH zdalnie /
nicząca Samorządu Studentów SGH Justyna Witkowska dodaje: W sferze administracyjnej zaczną pojawiać się zmiany bardziej przewidywalne, jak rozszerzenie katalogu dokumentów w obiegu elektronicznym. Miejmy nadzieję, że skutkiem tych zmian będzie stopniowe zmniejszanie się kolejek do dziekanatu. (…) Wzrosnąć może również znaczenie mLegitymacji. Przewodnicząca podkreśla dodatkowo potrzebę zmian w postrzeganiu kształcenia zdalnego. Mam nadzieję, że doprowadzi to do zmiany regulacji prawnych i możliwości realizacji zajęć z zagranicznymi wykładowcami bez konieczności ich przyjazdu do Warszawy. Studenci mieliby wtedy możliwość uczęszczania na zajęcia z profesorami z całego świata, niezależnie od ich aktualnego miejsca pobytu. Potrzeba digitalizacji jest coraz bardziej widoczna i nie chodzi już tylko o zastąpienie papierowej biurokracji elektronicznymi dokumentami. Coraz więcej uczelni na całym świecie zaczyna stosować sztuczną inteligencję jako narzędzie do zapewnienia spersonalizowanej ścieżki studiów oraz mierzenia wyników studentów, co dostarcza również informacji dydaktykom. Cieszące się dobrą renomą uczelnie implementują takie rozwiązania,
gdyż widzą, że przyszłość zmierza właśnie w tym kierunku, a im wcześniej takie metody zostaną wdrożone, tym szybciej będzie można z nich efektywnie korzystać.
We’re all in this together Nie można zapomnieć, że jako student jest się częścią uczelni, a nie tylko biernym obserwatorem. W tych trudnych chwilach w szczególności należy okazać empatię innym osobom. Podczas wdrażania nowych rozwiązań mogą zdarzyć się niedociągnięcia, ale pomimo tego uważa się, że pod tym względem SGH wypada lepiej niż inne uczelnie. Okazuje się, że system organizacji bez wydziałów, który SGH obrała już wiele lat temu, krytykowany przez większość środowiska akademickiego, teraz zdaje egzamin. Decyzje są podejmowane szybciej bez pośredników – przez rektora i prorektorów. Wykładowcy do 10 maja mieli czas na przedstawienie warunków zaliczenia przedmiotu w nowej formule. Wprowadzono system obron oraz zdawania egzaminów doktoranckich online. Bogdan Marek zauważa: Teraz albo obok regulaminów i prawa zadziałają takie instytucje jak zaufanie, empatia i będziemy w ramach wspól-
UCZELNIA
noty (studenci i samorządy, studenckie władze uczelni) iść na wzajemne ustępstwa, by poradzić sobie z tą sytuacją. Albo będziemy wzajemnie się obwiniać za chaos i czekać na wytyczne z zewnątrz, które nigdy nie będą w stanie rozwiązać wszystkich naszych problemów. Ważnym apelem podzieliła się przewodnicząca Samorządu SGH: Potrzeba cierpliwości i wyrozumiałości, dlatego jako studenci powinniśmy sygnalizować wykładowcom nasze potrzeby i aktywnie uczestniczyć w procesie, zamiast stawać się wymagającymi klientami przyglądającymi się z boku, do których ma zostać dostarczony końcowy produkt w postaci wiedzy i umiejętności. Teraz wyjątkowo istotny jest dialog pomiędzy studentami a pracownikami uczelni. Pytań i wątpliwości jest wiele, jednak wspólnie można wypracować sprawną i efektywną komunikację. Warto zauważyć, że izolacja jedynie przyspieszyła procesy technologiczne zachodzące na uczelniach wyższych. Niektóre działania i tak zostałyby podjęte. Niejedna wojna czy klęska przynosiła nowe rozwiązania, które w późniejszym czasie nadały szybsze tempo rozwojowi technologicznemu. Prawdopodobnie i tym razem tak będzie. 0
Rektor wspólnej SGH Spotkania, debaty w aulach, ulotki i plakaty – te elementy miały charakteryzować kampanie kandydatów przed wyborami na stanowisko rektora. Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. O tym, a także o zadaniach i wyzwaniach, jakie czekają go na stanowisku Rektora SGH, opowiada dr hab. Piotr Wachowiak.. roz m aw i a ł a :
a l e k s a n d r a s oj k a
g r a f ika :
m i l e n a m i n dy kows k a
MAGIEL: Czy, zdaniem profesora, kampania wyborcza ze względu na obecną sytuację była trudniej-
sza, czy łatwiejsza?
p i o t r wa c how i a k : Była na pewno trudniejsza, ponieważ w krótkim czasie na-
leżało się przystosować się do nowej rzeczywistości. Nie byłem na to przygotowany. Nie sądziłem, że całą kampanię będę musiał przeprowadzić online. Dodatkowo jestem zdecydowanie zwolennikiem kontaktów bezpośrednich, których brakowało. Zostało mi ponad 300 ulotek, dodatkowo niewiele osób widziało mój plakat wyborczy. Z drugiej strony było to na pewno ciekawe doświadczenie. Kampania przeniosła się do mediów społecznościowych takich jak Facebook, LinkedIn. Była też prowadzona na mojej stronie internetowej: wspólnasgh.pl, którą odwiedziło wiele osób. Za pośrednictwem strony można było zadać pytania. Pozytywnie oceniam spotkanie online ze studentami, w którym brało udział ponad 300 słuchaczy. Debata również cieszyła się bardzo dużą popularnością, widziało ją ponad 600 widzów. W trakcie spotkania oraz debaty słuchacze mogli zadać pytania. Oprócz tego odbyłem zespołowe oraz indywidualne spotkania online łącznie z ponad 250 osobami, odpowiedziałem na ponad 200 pytań. Te liczby świadczą o zaintereso-
waniu kampanią, więc mimo trudności, o których wspomniałem wcześniej, miała ona dużo zalet i zaangażowała całą społeczność akademicką SGH, za co bardzo dziękuję. Moim zdaniem była bardzo efektywna. Chciałbym w tym miejscu podziękować prof. dr hab. Marzennie Weresie za ważną dyskusję o przyszłości SGH.
Jaka będzie pierwsza sprawa, jaką chce się profesor zająć po objęciu stanowiska? Przede wszystkim będą to kwestie związane z dydaktyką, które znajdują się w polu zainteresowania studentów. Jestem wdzięczny społeczności studenckiej za liczne spotkania, a także za to, że elektorzy studenci poparli moją kandydaturę. Nie chcę zawieść ich zaufania. Uważam, że dydaktyka, której poświęciłem dużo uwagi w swoim programie powinna być na europejskim poziomie. Według mnie jakość dydaktyki na naszej uczelni jest dobra, ale oczywiście zawsze może być jeszcze lepsza. Na początku kadencji zachodzi konieczność przeanalizowania, co należałoby zmienić w obszarze kształcenia – w tym celu chciałbym zorganizować okrągły stół z udziałem wszystkich interesariuszy. Chcę także poprosić rady kierunków o dokonanie przeglądu programów kierunków i udoskonalenie ich, a także form nauczania. 1
maj–czerwiec 2020
UCZELNIA
/ wybory w SGH
Kolejna ważna sprawą, której chciałbym poświęcić uwagę, to pozyskanie akredytacji AACSB i EQUIS. Potwierdzają one wysoką jakość dydaktyki danej uczelni w środowisku międzynarodowym. W procesie uzyskania akredytacji EQUIS w kwietniu miała odbyć się wizyta oceniająca zespołu akredytującego. Ze względu na pandemię przyjazd komisji został przełożony na jesień. Do tej wizyty musimy być bardzo dobrze przygotowani.
Jakie są największe wyzwania, z którymi będzie się musiał profesor zmierzyć jako Rektor SGH? Pierwsze wyzwanie to funkcjonowanie uczelni po pandemii. Nie jestem w stanie oszacować, ile będzie ona trwała i jakie będą jej konsekwencje, a oczywiście zależy mi na tym, żeby uczelnia jak najszybciej wróciła do normalnego trybu pracy. Kolejną sprawą będzie jeszcze większa cyfryzacja SGH, której różnorodne narzędzia już obecnie wspomagają funkcjonowanie uczelni. Trzecim wyzwaniem jest parametryzacja (ocena uczelni), która wprawdzie zostanie przesunięta o jeden rok, ale musimy się do niej bardzo dobrze przygotować. Uzyskanie wysokich ocen jest istotne zarówno z punktu widzenia prestiżu uczelni, jak od strony finansowej. Inna kwestia, którą chcę się zająć, to umiędzynarodowienie badań naukowych. Ważne wyzwanie stanowi również realizacja inwestycji przy ul. Batorego i remont budynków kampusu.
Jakie wartości SGH uważa profesor za najważniejsze? Dla mnie najważniejsze są wartości zawarte w kodeksie etyki pracowników SGH: profesjonalizm, współpraca, uczciwość, szacunek i prawda. Nimi będę się kierować w swoim postępowaniu, bo tak postępuje osoba odpowiedzialna i wrażliwa społecznie. Cenienie tych wartości gwarantuje również sukces dla całej uczelni. Oprócz nich chciałbym również zwrócić uwagę na takie, które wyróżniają SGH, jak potencjał naukowy i dydaktyczny, czyli na wspaniałych nauczycieli akademickich, którym jako uczelnia powinniśmy ułatwiać rozwój. W SGH są także bardzo dobrzy studenci i doktoranci. Ich kompetencje są na wysokim poziomie. Są bardzo zaangażowani w działalność kół naukowych, organizacji czy w realizację projektów. Należy wykorzystać ich zapał. Trzecią taką wartością jest indywidualizacja kształcenia, która jest wysoko ceniona przez studentów i pracodawców. Równie ważna jest wartość dyplomu SGH, o którą cały czas należy dbać. 0
Jakie rady dotyczące dostosowania się do zmieniającego się obecnie rynku pracy dałby profesor studentom? Na dzień dzisiejszy specjaliści od rynku pracy nie są w stanie przewidzieć, jakie zmiany pociągnie za sobą pandemia. Może ona spowodować, że bezrobocie znacznie wzrośnie. Moim zdaniem SGH dobrze przygotowuje studentów do wejścia na rynek pracy. Zawdzięczamy to połączeniu kształcenia specjalistycznego i ogólnego. Różne rankingi dowodzą, że absolwenci SGH nie mają problemu ze znalezieniem pracy, bo wyróżniają się swoimi kompetencjami zawodowymi. Chodzi mi przede wszystkim o umiejętności analitycznego myślenia i formułowania wniosków, jak i o umiejętności miękkie, takie jak zdolność do pracy w zespole i umiejętność negocjacji. Jedną z moich rad jest szukanie w trakcie studiów swoich mocnych stron, które warto ciągle rozwijać. Równie ważne jest pielęgnowanie zainteresowań, dzięki którym osoby są otwarte na zmiany dynamiczne, nastawione na osiąganie celów, a te cechy obecnie bardzo cenią pracodawcy. Nie można także zapomnieć o równowadze między życiem zawodowym a prywatnym.
Dr hab. Piotr Wachowiak, Prof. SGH Prorektor ds. nauki i zarządzania, w kwietniu wybrany na Rektora SGH na kadencję 2020–2024. Jest członkiem Komitetu Organizacji i Zarządzania Polskiej Akademii Nauk, przewodniczy Radzie ds. Przedsiębiorczości przy Prezydencie RP oraz Kapitule Polskiej Wystawy Gospodarczej.
Czym są wartości uczelni? O tym, jakie uczelnia ma wartości, możemy przekonać się poznając tworzących ją ludzi i reprezentowane przez nich poglądy na tę kwestię. Rządząca rynkiem chęć zysku nierzadko kłóci się z bazującym na emocjach i relacjach kompasem moralnym. Co o wartościach uczelni sądzi przewodnicząca samorządu Justyna Witkowska? roz m aw i a ł :
arkadiusz klej
g r a f ika :
m at e u s z n i ta
MAGIEL: Studia to okres, w trakcie którego bardzo zmienia się nasze postrzeganie świata. Co powiedziałabyś sobie, gdybyś to dzisiaj rozpoczynała naukę w SGH? j u s t y n a w i t kowsk a : Zapisz się od razu do interesującego cię koła na-
ukowego, żebyś szybciej mogła sprecyzować swoje zainteresowania naukowe. Gdybym wcześniej do tego doszła, bardzo by mi to teraz pomogło. Na początku zajęłam się sprawami Samorządu, trochę później dołączyłam do CEMS Club Warsaw, który jest organizacją studencką, a nie kołem naukowym. Bardzo dużo się tam nauczyłam, jednak z perspektywy czasu dostrzegam, jak ważny był proces wyboru kierunku naukowego, w którym chciałabym się dalej rozwijać.
08–09
Co przez trzy lata twojej nauki w SGH zmieniło się na uczelni? Ciągle zmienia się podejście do studiowania w SGH. Moim zdaniem nie jest to kierunek, w którym uczelnia powinna podążać. Dlatego pokładałam duże nadzieje w wyborach rektorskich, które były dla nas okazją do intensyfikacji debaty na ten temat. Wszyscy musimy bardziej angażować się w dydaktykę i pozyskiwanie wiedzy, czyli w to, czym naprawdę jest uczelnia. Postulaty społeczności studenckiej skierowane do kandydatów opierają się właśnie na dydaktyce, na przywróceniu wartości zajęciom w SGH, wymaganiu więcej zarówno od studentów, jak i wykładowców.
Samorząd SGH /
Podczas tych trzech lat najbardziej zauważalnie dla studentów i kandydatów zmieniły się wymogi rekrutacyjne – pojawił się test przedsiębiorczości przy kwalifikacji do SGH. Zmieniał się też egzamin magisterski. W tej kwestii wciąż szukamy optymalnego rozwiązania, aby komfort studentów połączyć z zapewnieniem jakości i wartości dyplomu.
UCZELNIA
Obecna kadencja zbliża się do końca. Komu, w skali uczelni, chciałabyś najbardziej podziękować za wszystko, czego się nauczyłaś?
Uczelnia musi mieć swoje wartości i dbać o nie, aby mogła je przekazywać studentom. To bardzo trudna i wymagająca funkcja. Zwłaszcza ze względu na to, że rozpoczynając studia kończymy swoje młodzieńcze lata i często wydaje nam się, że wiemy już wszystko, a kończymy je jako dorośli ludzie. To czas autorefleksji i przemian. Zmienia się nasze postrzeganie świata i relacji. Uczelnia jest miejscem, które kształtuje nasz charakter. Dlatego tak ważne jest określenie jej misji i wizji. Kluczowe jest również, aby przejawiały się one w codziennym działaniu – wykładowców, pracowników uczelni i jej władz. Widać to w bezpośrednich relacjach i atmosferze, która panuje w szkole wyższej, ale też po tym, w jaki sposób uczelnia podejmuje decyzje i projektuje procesy wewnętrzne, między innymi czy zawierają one element konsultacji z członkami społeczności akademickiej, czy włączają interesariuszy z różnych środowisk na uczelni. Każda uczelnia musi mieć wartości i, jak widać, jest to bardzo trudne, aby przekuwać je w codzienność.
To bardzo trudne pytanie. Jest naprawdę wiele osób, które chciałabym docenić za ich ciężką pracę w tym roku. Jednak najwięcej zawdzięczam mojej dwójce wiceprzewodniczących – Olivii Klimczak i Karolowi Czarneckiemu – oraz Rzeczniczce Praw Studenta Oli Pepłowskiej. To właśnie z tą trójką pracuję najbliżej, wspieramy się od samego początku i uczymy się najwięcej właśnie od siebie nawzajem. Cieszę się, że pracuję z osobami, które są w stosunku do mnie wymagające, ale też z którymi wzajemnie sobie ufamy, jest to ogromny komfort. Cały czas pamiętam, że swoje funkcje wykonują poniekąd na moje zaproszenie. Jestem im niezmiernie wdzięczna, że podjęli się tego zadania. Oprócz pojedynczych osób najlepszym nauczycielem jest „opinia społeczności”, vox populi. Nigdy nie możesz spodziewać się tego, jaki komentarz pojawi się pod postem na fanpage’u Samorządu, jakie pytania (ale też odpowiedzi) pojawią się na Serwisie Rektora SGH. To opinia publiczna wymaga od ciebie niesamowitej precyzji oraz profesjonalizmu. Społeczność dała ci mandat, i potem go ostro egzekwuje. Wywiera presję, ale też motywuje. Daje cenną informację, zaznaczając czego powinniśmy bardziej pilnować. To wszystko uczy zachowania spokoju, zwłaszcza, że niektóre komentarze potrafią być niesprawiedliwe. To wszystko sprawia jednak, że niewiele spraw może mnie teraz mocno zdenerwować, czego nie mogłam stwierdzić o sobie rok temu. Ciągłe podleganie opinii publicznej nauczyło mnie lepiej panować nad emocjami przez wykształcenie odporności. Nawet koronawirus nie dobił nas tak bardzo. Przyjęliśmy to i zaczęliśmy szybko działać, a lista była długa, rozpoczynając od komunikacji dot. zapomóg oraz odroczeń opłat, kończąc na możliwości otrzymania skanów książek z Biblioteki SGH. Taka praca przyzwyczaja do przeszkód. To była ważna lekcja, z której bardzo dużo wyniosłam. Dlatego wypada podziękować całej społeczności studenckiej – najpierw za wybór, a potem za wymaganie od nas działania na jak najwyższym poziomie.
W praktyce to nie sama uczelnia ma wartości, tylko tworząca ją społeczność. Czy ty, jako studentka SGH, wiesz, jakie wartości reprezentują wykładowcy?
Uczelnia to olbrzymi organizm. Aby jeden wykład się odbył, swoją pracę musi wykonać kilkanaście osób. Czyja praca powinna być bardziej dostrzegana przez społeczność uczelni?
To zależy. Ja starałam się wybierać wykładowców cieszących się dobrą renomą, ale też wymagających. Istnieje możliwość „pójścia na łatwiznę”. Ja starałam się „utrudniać sobie życie”, czego czasem żałowałam, zwłaszcza w okresie sesji. Jednak jestem zadowolona z finalnego efektu. Nie mogę powiedzieć, że przekazywanie wartości uczelni lub jakichkolwiek wartości przez wykładowców jest regułą. Jednak są wykładowcy, którzy przeszli całą ścieżkę na tej uczelni i reprezentują sobą jej „ducha”. I zazwyczaj to właśnie ci z opinią bardziej wymagających, przekazali mi pewne wartości. Są też osoby z tzw. doskoku, ale nie można zaprzeczyć, że istnieje „rdzeń” kadry akademickiej, dla którego studenci są bardzo ważni, zarówno w kontekście przekazywania wiedzy, jak i kształtowania charakteru. Z całego serca zachęcam, aby zapisywać się do takich wykładowców.
Przewodniczącej Samorządu [śmiech]. Oczywiście są wśród wykładowców osoby które bardzo ciężko pracują i inspirują wielu studentów, ale oprócz nich zawsze bardzo szanowałam osoby z naszej straży akademickiej. Osoby, które widzę, gdy o 22 oddaję klucz. Są wyrozumiałe i naprawdę dobrze się z nimi współpracuje. Wspominam o nich z sympatią, ale też ze świadomością, że są one trochę pominięte. Osoby pełniące ważne funkcje na uczelni na koniec kadencji dostają podziękowania czy bukiet kwiatów... Oni od lat trwają na stanowisku – wszyscy studenci powinni im podziękować za codzienną pomoc. 0
Wszystkie wielkie decyzje sprowadzają się do popierania pewnej drogi, przyznania pierwszeństwa jakimś wartościom. Czy według ciebie uczelnia może mieć wartości?
Uczelnie na całym świecie starają się być coraz bardziej inkluzywne – tu panuje zgodność. Ale niektóre uniwersytety drogę rozwoju widzą we współzawodnictwie, inne na pierwszy plan wysuwają współpracę. Czy dla uczelni priorytetem powinno być budowanie atmosfery rywalizacji czy kooperacji? Moim zdaniem powinno się budować atmosferę kooperacji. Nie trzeba w nas już pielęgnować zdolności do rywalizacji, chyba, że chodzi o naukę zdrowego podejścia do niej. Rywalizacja obecna jest wszędzie, stykamy się z nią od dzieciństwa, ważniejsze jest więc, abyśmy nauczyli się ze sobą współpracować. Samodzielna jednostka według mnie do niczego wielkiego nie dojdzie – oczywiście poza pojedynczymi, znanymi wyjątkami. Grupa ma większe szanse osiągnąć swoje cele i coś zmienić. Według mnie atmosfera kooperacji jest bardziej wymagająca i trudniejsza do wykreowania, ale zdecydowanie wygrywa z atmosferą rywalizacji.
Justyna Witkowska Przewodnicząca Samorządu Studentów SGH na kadencję 2019/2020, studentka kierunku finanse i rachunkowość,
maj–czerwiec 2020
UCZELNIA
/ praca studentów
Zawód: korepetytor System edukacji w Polsce, pomimo licznych reform, wciąż pozostawia wiele do życzenia. Dowodem na to jest nieustanny wzrost zapotrzebowania na korepetycje i rozwój działalności nie-pedagogów w branży edukacyjnej. T E K S T:
M a r i a Jawo r s k a
grafika:
osnące zainteresowanie dodatkowymi zajęciami można odnotować zarówno wśród uczniów szkół podstawowych i średnich, jak i studentów. Dla tych ostatnich korepetycje stanowią również jedną z najbardziej popularnych form zarobku. Uczniowie często wybierają korepetytora, który jeszcze studiuje, ze względu na niższą cenę usługi niż w przypadku profesjonalisty z pełnym wykształceniem. Okazuje się, że często to nie dyplom czy staż zawodowy korepetytora decydują o satysfakcji z zajęć i efektach nauczania. Coraz bardziej liczy się dobry kontakt, jaki młoda osoba potrafi nawiązać z uczniem oraz fakt, że sama, będąc niedawno na jego miejscu, może lepiej zrozumieć stawiane przed nim wymagania.
niższych zaś w Rzeszowie – kosztują około 38 zł. Jeśli chodzi o ceny lekcji z poszczególnych przedmiotów, ich rozpiętość bywa znaczna i również zależy od regionu. Najwięcej trzeba zapłacić za korepetycje z matematyki wyższej – ceny dochodzą nawet do 90 zł. Za godzinę prywatnych zajęć z informatyki można zarobić nawet do 70 zł, a za lekcję muzyki lub geografii – ponad 60.
Na rodzimym rynku
Dlaczego i po co?
Wartość rynku korepetycji w Polsce jest niezwykle trudna do ustalenia. Ostatniej takiej próby dokonało w 2016 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej, które oszacowało jego wartość na 4 mld zł. W tym celu przeanalizowano dane z raportu CBOS-u, z którego wynika, że płatne lekcje pobierało 17 proc. uczniów, oraz założono, że każdy z nich korzystał dwa razy w tygodniu z usługi wartej średnio 60 zł. Trudno określić, w jakim stopniu wynik ten był miarodajny, pozwolił jednak na pewne wyobrażenie skali działań na rynku korepetycji. Dynamika zmienia się jednak w zawrotnym tempie. Komunikat CBOS-u Wydatki rodziców na edukację dzieci w roku szkolnym 2018/2019 podaje, że do 2018 r. liczba korzystających z korepetycji i kursów przygotowawczych wzrosła prawie dwukrotnie. Wśród 4,6 mln uczniów w Polsce 32 proc. zadeklarowało korzystanie z dodatkowych zajęć. Trudno jednak o dane dotyczące skali tego zjawiska wśród studentów, co jest głównym czynnikiem podważającym statystyki. Oprócz tego należy pamiętać, że korepetycje to w dużej mierze szary rynek. Portal e-korepetycje.net w swoim raporcie z 2018 r. podaje dane dotyczące przeciętnych cen korepetycji, obliczonych na podstawie ofert zamieszczanych przez swoich użytkowników, z uwzględnieniem podziału na lokalizację oraz obszary nauczania. Wynika z niego, że najwyższych cen można spodziewać się w Warszawie – osiągają one średni poziom powyżej 50 zł, naj-
Istnieje wiele opinii mówiących, że tak duże zainteresowanie korepetycjami świadczy negatywnie o systemie edukacji. Uczniowie muszą mimowolnie uczęszczać na dodatkowe zajęcia, aby nadrobić zaległości w nauce. Jednak niekoniecznie jest to najważniejszy czynnik determinujący to zjawisko. Coraz częściej oczekuje się, że korepetycje mają nie tylko nadrabiać zaległości, lecz także rozwijać zainteresowania i przygotowywać do dalszej ścieżki edukacyjnej. Okazuje się, że ważnym czynnikiem społecznym jest wykształcenie rodziców. W roku szkolnym 2018/2019 aż 91 proc. tych z wyższym wykształceniem opłacało swoim pociechom zajęcia dodatkowe, podczas gdy, biorąc pod uwagę ogół rodziców, chęć wysłania na nie co najmniej jednego dziecka wyraziło dwie trzecie z nich. O wiele częściej z korepetycji korzystają dzieci i młodzież z dużych miast niż te z mniejszych miejscowości. Bez względu na motywację zainteresowanie ciągle wzrasta. Nie ulega wątpliwości, że na zwiększenie skłonności do inwestycji w pozaszkolną edukację dzieci wpłynęły w dużej mierze programy socjalne, takie jak 500+, a także rosnąca świadomość istoty edukacji.
R
10–11
Wśród 4,6 mln uczniów w Polsce 32 proc. zadeklarowało korzystanie z dodatkowych zajęć.
Praca i regulacje prawne Dla studentów ważna jest przede wszystkim elastyczność wykonywanej pracy. Zajęcia na uczelni, udzielanie się w kołach nauko-
M at e u s z Tc h ó r z e w s k i
wych, rozwijanie pasji i nowych znajomości – te wszystkie aktywności wymagają dużego zaangażowania. Pomimo to młodzi ludzie starają się znaleźć czas na dodatkową pracę. Udzielanie korepetycji daje możliwość nie tylko wybrania najkorzystniejszej pory i miejsca zajęć, lecz także swobodnego wyboru formy działania oraz indywidualnego określenia stawki. Osoby decydujące się na pracę korepetytora, wiążąc z nią większe ambicje, stawiają sobie pytanie, jak ten rodzaj pracy został uregulowany prawnie. Najczęściej praca tego typu jest uznawana za dorywczą lub jako źródło dodatkowego dochodu. Jeśli nie jest wykonywana w sposób ciągły i zorganizowany, może być traktowana jako działalność wykonywana osobiście. W teorii oznacza to, że należy odprowadzić od niej podatek dochodowy od osób fizycznych. Na szczęście fakt, że w takiej sytuacji nie jest konieczne rejestrowanie działalności gospodarczej oszczędza utrudnień, takich jak prowadzenie ksiąg podatkowych czy opłacanie składek.
Z firmą łatwiej? Podjęcie pracy może być prostsze, jeśli zrobimy to za pośrednictwem firmy korepetytorskiej. Nie każdy jest przekonany do zatrudnienia się w takiej formie ze względu na brak wpływu na wysokość własnych dochodów. Pomimo to takie rozwiązanie niesie za sobą wiele korzyści. Najważniejsze z nich dotyczą zapewnienia odpowiednio przystosowanego miejsca pracy i pomocy naukowych. Nie trzeba się też martwić o pozyskiwanie klientów i jak najkorzystniejsze układanie grafików, co nie zawsze jest możliwe w przypadku samodzielnego korepetytora, który, aby pracować, nierzadko musi dojeżdżać do ucznia. W wielu przypadkach pracownicy takich przedsiębiorstw mogą liczyć na szkolenia podnoszące kwalifikacje i umiejętności, wsparcie merytoryczne oraz wymianę doświadczenia z kolegami z branży. W ten sposób praca może stać się zajęciem, które nie tylko generuje zyski, lecz także rozwija i przynosi wiele satysfakcji zarówno z efektów, jak i samego procesu nauczania. W Polsce powstaje coraz więcej nowych przedsiębiorstw prywatnych działających w obszarze edukacji. Zapotrzebowanie na usługi tego typu nieustannie rośnie. Powodów jest wiele. Przede
praca studentów /
wszystkim, klasyczne lekcje w szkołach bardzo często nie spełniają oczekiwań uczniów. Można tu wymieniać wiele przyczyn – przestarzały, odgórnie narzucany program nauczania czy nieefektywne metody prowadzenia lekcji. Jednak w wielu przypadkach tym, czego najbardziej potrzebuje uczeń, jest indywidualne podejście dostosowane do jego konkretnych potrzeb. Ważna jest też kreatywność w sposobie prowadzenia zajęć. Innym czynnikiem jest osobista chęć rozwoju i nabywania nowych umiejętności, także w mniej popularnych dziedzinach. Przedsiębiorstwa specjalizujące się w korepetycjach wychodzą naprzeciw tym oczekiwaniom, oferując zajęcia indywidualne lub w różnej wielkości grupach, dostosowane do potrzeb i kieszeni klientów.
Pasja i biznes O tym, jak udzielanie prywatnych lekcji może stać się pasją i sposobem na życie, wiedzą Łukasz i Karol – właściciele AleMatmy. Ich firma, specjalizująca się w nauczaniu matematyki uczniów szkół podstawowych i średnich, cieszy się dużą renomą w swoim regionie. Obaj zaczynali swoją przygodę z korepetycjami podczas studiów na Politechnice Warszawskiej, dorabiając w ten sposób po zajęciach. Dziś ich działające od ponad trzech lat przedsiębiorstwo zatrudniające dziewięć osób ma dziesiątki klientów, wciąż się rozwija. Karol zaczął udzielać korepetycji na pierwszym roku studiów. Praca ta sprawdziła się ze względu na swoją elastyczność. Docenił to zajęcie, bo oprócz generowania pewnych dochodów sprawiało mu wiele satysfakcji, wypływającej z zadowolenia uczniów i rozwijania własnych uzdolnień w tym kierunku.
Łukasz wspomina, że podczas studiów powoli odkrywał, jak bardzo podoba mu się to, że może pomóc komuś zrozumieć materiał i poszerzyć jego wiedzę. Zawsze ważne było dla mnie działanie. Chciałem robić coś dodatkowego i być niezależnym. Po trzech latach studiowania i pracy w różnych miejscach pojawił się pomysł, aby założyć własną działalność i robić to, co przez ostatnie lata coraz lepiej mi wychodziło – mówi Łukasz. Zebrany przez kilka lat bagaż doświadczeń, pomysły na zmiany, dostrzeżenie niedociągnięć w nauczaniu szkolnym i odpowiedź na potrzeby uczniów – to wszystko okazało się krokiem w kierunku sukcesu.
Doświadczonym okiem Obaj przedsiębiorcy są zdania, że działalność tego typu ma ogromny potencjał w Polsce. Edukacja jest branżą, która wciąż się rozwija, a różnorodność metod nauczania daje ogromne pole do popisu. Jednak, jak uważa Karol, nie da się jej prowadzić nie posiadając wiedzy wewnętrznej. Konieczne jest, abyś znał się na tym, co robisz. Doświadczenie pracy jako korepetytorzy z okresu studiów pomogło nam w poznawaniu tej branży od wewnątrz – dodaje. Wciąż wzrasta zainteresowanie nie tylko posiadaniem pożądanych na rynku matematycznych zdolności, lecz także wieloma innymi obszarami edukacji. Łukasz wskazuje na ogromną potrzebę zmian w edukacji. Według niego dotyczy ona poprawy w relacjach, w sposobie przekazywania wiedzy oraz podejściu do uczniów. Dlatego jego firma zatrudnia młody zespół, składający się ze studentów. Pamiętają oni dokładnie swoje własne zmagania ze szkolną rzeczywistością, dlatego potrafią zrozumieć
UCZELNIA
problemy uczniów. Z drugiej strony, są w stanie docenić ciężką pracę nauczycieli, których wyzwaniem jest podołanie większej liczbie uczniów w tym samym czasie.
Pandemia to nie przeszkoda W aktualnej sytuacji, kiedy pandemia koronawirusa zmusiła wszystkich do pozostania w domach, spotkanie twarzą w twarz stało się niemożliwe. Na szczęście istnieje wiele opcji, aby udzielać korepetycji online. Podobnie jak zajęcia w szkołach czy na uczelniach, również korepetycje są prowadzone za pomocą Skype’a, Google Meets czy innych platform. Na początku trudno jest przyzwyczaić się do zmiany trybu pracy, co przekłada się w oczywisty sposób na jakość zajęć. Jednak w dalszej perspektywie zarówno wielu korepetytorów, jak i uczniów docenia komfort pracy wykonywanej w domu oraz większą elastyczność zajęć. Korepetycje mogą być nie tylko pracą zarobkową, lecz także pomocą w postaci wolontariatu. Doskonałym tego przykładem jest popularna na Facebooku akcja Studenci Uczniom, która ma na celu pomóc uczniom szkół podstawowych i średnich w nauce i powtórkach do egzaminów. Uczestnicy akcji to przede wszystkim studenci, którzy w ramach nieodpłatnej pomocy dzielą się swoimi umiejętnościami za pośrednictwem internetu z młodszymi koleżankami i kolegami. Okazuje się, że zajęcie korepetytora, oprócz korzyści finansowych, daje mnóstwo satysfakcji i możliwości rozwoju. Niezależnie od opinii na temat zasadności jego istnienia, zapotrzebowanie na usługi edukacyjne stale się zwiększa, co może być korzystne, w szczególności dla zarabiających w ten sposób studentów. 0
maj-czerwiec 2020
/ tortury w więzieniach i na komisariatach
Karą jest zbrodnia Wsadzili mnie do celi tak małej, że mogłem tylko stać. Trzymali mnie tam, żebym robił pod siebie. Stałem we własnych odchodach. Jednej nocy wyciągnęli mnie z celi i zabrali na pustynię, żebym wykopał swój własny grób. Wsadzili mnie do trumny i zakopali żywcem. Straciłem przytomność i myślałem, że umarłem. T e k s t:
z u z a n n a łu b i ń s k a
z dj ę c i a :
yzbyty z emocji młody chłopak właśnie snuje swoją opowieść o poczynaniach hiszpańskiego wywiadu. Zgromadzeni w prowizorycznym centrum dowodzenia policjanci wymieniają zdziwione spojrzenia, przysłuchując się słowom dwudziestoletniego Anibala Corteza. Chłopak twierdzi, że przetrzymywano go od 20 stycznia do 4 kwietnia w okolicach Maghrebu, gdzie był poddawany torturom. Wszyscy przeszywają postać głównego dowódcy pytającym wzrokiem, oczekując wyjaśnień. Torturowaliście go?! Tak, torturowali. Hiszpańscy agenci przyznali się do tego w siódmym odcinku czwartego sezonu Domu z papieru. Całe szczęście to tylko serial. W prawdziwym świecie obowiązują przecież konwencje, deklaracje, pakty… W prawdziwym świecie tortur teoretycznie nie ma.
W
Oczekiwania... Tortur zabrania większość organizacji międzynarodowych, zarówno na poziomie europejskim, jak i światowym. Akty prawne zawierające bezwzględny zakaz tortur tworzą dość długą listę, zaczynającą się od Powszechnej deklaracji praw człowieka z 1948 r., przez Europejską konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, uchwaloną dwa lata później, aż po Amerykańską konwencję praw człowieka z 1969 r. czy Afrykańską kartę praw człowieka i ludów z początku lat osiemdziesiątych. Wszystkie powyższe dokumenty zakazują stosowania niehumanitarnych praktyk. Jednak czym rzeczywiście są tortury, świat dowiedział się dopiero z Konwencji o zakazie ich stosowania przyjętej przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1984 r. W pierwszym artykule konwencji, ratyfikowanej przez 169 państw, została podana normatywna definicja: określenie "tortury" oznacza każde działanie, którym jakiejkolwiek osobie umyślnie zadaje się ostry ból lub cierpienie, fizyczne bądź psychiczne, w celu uzyskania od niej lub od osoby trzeciej informacji lub wyznania (…). Przytoczona definicja zakłada przede wszystkim, że torturowanie opiera się na zada-
12–13
aleksander jura
waniu bólu. Bardzo często jednak granica pomiędzy tym, co stanowi torturę, a co nie, jest niewyraźna. Z powodu wolności interpretacyjnej niejednokrotnie bicie pałką w pięty, rażenie paralizatorem, także w okolicach miejsc intymnych, czy zakładanie worka foliowego na głowę i duszenie elegancko nazywa się nadużyciem uprawnień służbowych.
...a rzeczywistość Nie inaczej było w przypadku sprawy Igora Stachowiaka – dwudziestopięciolatka z Wrocławia, który został omyłkowo zatrzymany przez policję za posiadanie narkotyków. Wrocławscy funkcjonariusze uznali, że jest podobny do zbiegłego dwa dni wcześniej skazańca. Kilkanaście centymetrów wyższy, ale nadal podobny. Igor został więc przewieziony na komisariat. W zamkniętej łazience policjanci kilkukrotnie razili paralizatorem skutego kajdankami, nagiego mężczyznę. Przestali dopiero, kiedy zorientowali się, że Igor już nie oddycha. Zgarnięty z wrocławskiego rynku po sobotniej imprezie, bezbronny i niewinny Igor zmarł na komisariacie policji. W styczniu tego roku zapadł prawomocny wyrok w sprawie Igora. Policjanci zostali skazani za przekroczenie uprawnień w zakresie realizacji swoich zadań ustawowych oraz za znęcanie się fizyczne i psychiczne nad pozbawionym wolności Stachowiakiem. Sąd nie dopatrzył się w zachowaniu skazanych znamion okrucieństwa, mimo tego przyznał, że całokształt zachowania wobec pokrzywdzonego, w tym użycie tasera, wyczerpuje pojęcie tortury. Dlaczego więc nie zostali skazani za torturowanie niewinnego człowieka? Proste – w polskim prawie karnym brakuje na to paragrafu. O ile w artykule 40. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej możemy przeczytać o zakazie poddawania torturom i nieludzkiego traktowania, o tyle Kodeks karny niestety nadal milczy w tej kwestii. Za tortury można skazać funkcjonariusza jedynie w przypadku, gdy stosowane są wobec jeńców wojennych (art. 246. kk). Jednak to wcale nie ich dotyczą najczęściej. Rzecznik Praw Oby-
watelskich Adam Bodnar napisał we wniosku z kwietnia 2017 r. skierowanym do Ministra Sprawiedliwości, że tortury w Polsce dotykają najsłabszych i najuboższych, tych, którzy nie poradzą sobie sami z systemem prawa. Niedające się zdefiniować działania, podejmowane właśnie wobec takich osób, są później kwalifikowane jako cele edukacyjne czy wzmocnione metody przesłuchań.
Człowiek człowiekowi katem Nietrudno domyślić się, że opisywane łamigłówki słowne określają głównie tortury praktykowane na komisariatach czy w więzieniach. Właśnie w takich miejscach pracownicy dostają swego rodzaju kredyt zaufania – władzę, której z zasady nie powinni wykorzystywać w bezprawny sposób. Nie można jednak zapomnieć, że władzę nad osobami podejrzanymi, oskarżonymi czy więźniami otrzymują po prostu inni ludzie. A, jak mawiał Kazimierz Moczarski, autor książki Rozmowy z katem, ludzie z natury są słabi. Pewnie z tego powodu mają tendencje do nadużywania silniejszej pozycji gwarantowanej przez sprawowaną funkcję. W latach 70. profesor psychologii Philip Zimbardo przeprowadził szeroko komentowany eksperyment. Projekt badawczy miał na celu analizę zachowań więźniów oraz strażników więziennych. Całe przedsięwzięcie odbywało się w piwnicach Uniwersytetu Stanforda, gdzie zorganizowany został prowizoryczny zakład karny. Profesor szukał ochotników do swojego eksperymentu, ogłaszając nabór w lokalnej gazecie. Proponował chętnym po 15 dolarów za każdy dzień spędzony w uczelnianych piwnicach. Do właściwej części eksperymentu wytypowano 18 studentów, z których połowa już niedługo miała na własne życzenie stać się więźniami. Zatrzymanie przebiegło w sposób możliwie najbardziej zbliżony do amerykańskich standardów. Odczytanie praw, kajdanki i przewiezienie na komisariat policji z uprzednio zawiązanymi oczami. Tam spisanie danych i pobranie odbitek linii papilarnych. Później już tylko transport do piwnic uniwersytetu, 1
tortury w więzieniach i na komisariatach /
maj–czerwiec 2020
/ tortury w więzieniach i na komisariatach
odwszawianie, przydzielenie numeru identyfikacyjnego w zestawie z białą koszulą oraz łańcuchem na kostkę. Strażnicy z kolei wyposażeni zostali w pałki i okulary przeciwsłoneczne. Przebrania miały na celu spotęgowanie przepaści, jaka na czas eksperymentu dzieliła te dwie grupy. Początkowo uczestnicy nie podchodzili poważnie do odgrywanych ról, jednak z czasem wszystko zaczęło przybierać inny obrót. Już drugiego dnia w więzieniu wybuchł bunt. Znudzeni więźniowie zaczęli drwić ze strażników, którzy w konsekwencji zamknęli inicjatora buntu w karcerze, a uczestnikom odmówili posiłków i poduszek. Trzeciego dnia słynny więzień numer 8612 zaczął zachowywać się niepokojąco. Płakał, krzyczał, przeklinał. Podczas następnego odliczania rozpowszechnił plotkę, że z więzienia nie da się wyjść, a przerwanie eksperymentu jest niemożliwe. Warto nadmienić, że jeszcze przed początkiem badania profesor polecił użyć specjalnie ustalonego zwrotu w razie chęci rezygnacji, wyjście na wolność było więc jak najbardziej możliwe. Jednak po słowach więźnia numer 8612, reszta zaczęła wątpić w istnienie jakiegokolwiek badania naukowego. Piwnice Uniwersytetu Stanforda stały się dla nich prawdziwym więzieniem. Zachowanie strażników z dnia na dzień przybierało na intensywności. Wyjście z celi do toalety zaczęło być zależne od humoru strażnika, a więźniów zmuszano do robienia pompek czy nawet do symulowania aktów homoseksualnych. Innymi słowy – strażnicy zaczęli odnajdywać się w nowej rzeczywistości. Dlaczego jednak zachowywali się tak względem więźniów, wiedząc, że ci wyłącznie odgrywają przypisane im role? Czy po prostu lubili sprawiać ból? Profesor wytłumaczył to istnieniem efektu Lucyfera. Według niego zjawisko przemiany charakteru człowieka z dobrego na zły może wystąpić jedynie z powodu środowiska, w jakim dana osoba obecnie się znajduje. W opisanym eksperymencie strażnicy musieli przestrzegać tylko jednej zasady – zero kar cielesnych. Nie mogli tknąć więźnia nawet palcem. Mimo tego eksperyment przewidziany na 14 dni zakończył się już po upływie sześciu. Jako powód wskazano zgubny wpływ na psychikę więźniów. Narzeczona profesora Zimbardo jako pierwsza powiedziała, że symulacja jest po prostu niemoralna. Współcześnie eksperymentowi zarzucana bywa gra aktorska najbardziej agresywnych strażników czy symulacje więźniów. Nie zmienia to jednak faktu, że, jak powiedział Doug Korpi – czyli więzień nr 8612, warunki w więzieniu Stanford były o wiele łagodniejsze niż w prawdziwym, ale i tak sprawiały, że strażnicy stawali się sadystyczni. Warunki w naszym więzieniu były łagodne, a i tak
14–15
wywoływały patologie prawdziwego więzienia. Pytanie więc, jakie patologie dzieją się w prawdziwych więzieniach.
Polska patologia Nikt nie pozna prawdziwie narodu, póki nie zobaczy jego więzień. To słowa Nelsona Mandeli, zamkniętego na 27 lat w więzieniu za walkę o prawa człowieka. Zgodnie z myślą afrykańskiego laureata Nagrody Nobla, odwiedźmy najpierw typowy rodzimy zakład karny. Każda historia związana z tym miejscem zaczyna się identycznie. Za więźniem zamykają się drzwi, potem musi on oddać wszystkie rzeczy osobiste, zostawiając za sobą resztki prywatności. W zamian otrzymuje więzienny uniform, podstawowe środki higieniczne i plastikowe naczynia. Tak przynajmniej jest w przypadku zakładu karnego typu zamkniętego w Kaliszu. Metalowych przedmiotów skazani nie mogą posiadać. Drobnym wyjątkiem pozostaje jednorazowa maszynka do golenia – główne narzędzie samookaleczeń. Jednak golić się trzeba. Co więcej – więźniowie mają nawet gdzie.
Więzień może wziąć prysznic raz w tygodniu, a jego dzienne wyżywienie to koszt około 4 zł. Każda cela wyposażona jest w kącik sanitarny – umywalkę oraz sedes, w niektórych znajdujący się w odległości około metra od piętrowego łóżka. Brak prywatności? Owszem, więźniowie czasem na to narzekają. Minimalny standard europejski przypadający na jednego osadzonego wynosi 4 m 2. W naszym kraju przeciętny więzień ma poniżej 3 m 2 przestrzeni życiowej. Hanna Machińska, od 2017 r. zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, zapytana w wywiadzie o te statystyki dodała tylko: znam przykłady, gdzie 18-osobowa cela ma jedną toaletę. Albo gdy na pięć metrów kwadratowych spacerniaka naraz wychodzi 35 osób. Kontynuując wyliczanie niepokojących danych: więzień może wziąć prysznic raz w tygodniu, a jego dzienne wyżywienie to koszt około 4 zł. Europejski Komitet ds. Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu albo Karaniu (CPT) w swoim raporcie sporządzonym po wizycie w Polsce w 2017 r., oprócz niezachowania unijnych standardów dotyczących powierzchni celi, zwrócił też uwagę na niedostateczną opiekę medyczną czy przypadki pobić w polskich więzieniach.
tortury w więzieniach i na komisariatach /
Odnosząc się do braku prawidłowo świadczonej opieki zdrowotnej, Hanna Machińska przytacza przykład historii z Gębarzewa: 80-letniego mężczyznę przetrzymywano w bardzo złych warunkach. Był ciężko chory, cierpiał na łuszczycę, nie dostawał antybiotyków, więc smarował nogi margaryną. A konwojenci skuwają mu nogi, ręce i mówią do niego: „Dziadek, skacz jak żabka”. Teraz z pewnością do listy miejsc, w których nikt nie chce się znaleźć, można dodać polskie więzienia. Ale czy zasługują chociaż na podium? U nas głównie biją, a jak wiadomo, z człowiekiem można robić gorsze rzeczy.
19,900812°N 75,099835°W Współrzędne geograficzne miejsca na pewien czas wyłączonego spod obowiązywania art. 3. Konwencji Genewskich. Więzienia, do którego nie odnosi się zakaz stosowania tortur oraz poniżającego i upokarzającego traktowania. Zakładu, w którym więźniom nie jest gwarantowane żadne prawo do uczciwego procesu. Współrzędne obozu w Guantanamo, do którego trafić można nawet z ulicy. Wystarczy podejrzenie o terroryzm.
Rekordzistę poddano tej praktyce 83 razy. Dokładnie tyle razy wydawało mu się, że umiera. W dzierżawionej przez Amerykanów bazie wojskowej przetrzymywano co najmniej 773 osoby, głównie obywateli krajów arabskich. Do dziś więźniów jest ponad 40, spośród których większość spędziła tam już ponad dekadę. Dziesięć lat, w trakcie których Amerykanie prowadzący wojnę z terroryzmem stosowali wobec nich tak zwane wzmocnione techniki przesłuchań, zawierające m.in. podduszanie, elektrowstrząsy czy popularny waterboarding – symulację uczucia topienia się. Skrępowanego więźnia przywiązuje się do ławki przechylonej pod kątem 10–20 stopni. Jego głowę umieszcza się poniżej poziomu stóp, twarz przykrywa szmatą, którą następnie przesłuchujący polewa wodą. Więzień zaczyna się dławić i kopać. Poddany tej torturze odnosi wrażenie, że tonie i dusi się. Utonięcie jednak nie następuje. Przechylona ławka gwarantuje, że woda pozostaje cały czas w gardle, ustach i zatokach, nie dostając się do płuc. Rekordzistę poddano tej praktyce 83 razy. Dokładnie tyle razy wydawało mu się, że umiera. Ale nadal był, według przesłuchujących – gotowy na kolejne próby wody.
W 2009 r. amerykański dziennikarz Mancow Muller, kwestionujący jakoby waterboarding był torturą, postanowił sprawdzić na własnej skórze jej działanie. Wytrzymał zaledwie kilka sekund. Później opisywał tę metodę jako prawdziwą torturę. Innym śmiałkiem był Christopher Hitchens, brytyjski pisarz, który zwrócił się do SERE (Survival Evasion Resistance and Escape, amerykańskiego programu szkoleniowego mającego hartować żołnierzy i przygotowywać ich do znoszenia tortur) o przeprowadzenie na nim słynnego waterboarding'u. Całość trwała bardzo krótko, ponieważ Hitchens użył ustalonego wcześniej gestu, oznaczającego, że nie może już wytrzymać. On mógł gestem zakończyć eksperyment, więźniowie w Guantanamo – nie. Waterboarding miał skłonić aresztantów do wydania sekretów Al-Ka’idy i innych organizacji terrorystycznych. Warto mieć jednak na uwadze to, że informacje wyjawiane przez przeżywających własną śmierć więźniów są zazwyczaj bezużyteczne.
Rosyjska edukacja Większość naukowców zgadza się, że tortury nie są skuteczne. Mózg ludzki reaguje na ból w bardzo specyficzny sposób – zamazuje wspomnienia. Lawrence Hinkle, neurolog, który współpracował z CIA, powiedział, że pamięć pod wpływem bólu staje się mniej dokładna. Co więcej tortury mogą też zintensyfikować opór więźnia – wszystko dlatego, że człowiek zaczyna przyzwyczajać się do bólu, a gdy tortury stają się nie do zniesienia, organizm po prostu się wyłącza – torturowany traci przytomność albo umiera. Warto wspomnieć, że śmierć torturowanego jest dla przesłuchującego porażką zawodową. Mimo swojej nieskuteczności tortury nadal są stosowane w niektórych zakątkach globu. Po wpisaniu tej frazy w Google, oprócz hasła w Wikipedii, znajdziemy również mnóstwo artykułów i filmików z rankingami najbardziej drastycznych metod torturowania ludzi. Mało komu z łatwością przychodzi oglądanie, jak człowiek traktowany jest gorzej od zwierzęcia. Pomimo tego czasami warto zdjąć różowe okulary i spojrzeć na świat, który niestety rzeczywiście nas otacza. W 2018 r. do sieci wyciekł dziesięciominutowy filmik z rosyjskiej kolonii karnej. Oglądając go, można odnieść wrażenie, że zawędrowało się w odległe odmęty dark webu. Tymczasem to tylko „cela edukacyjna” w rosyjskim Jarosławiu. A w niej Jewgienij Makarow – leżący na stole, przytrzymywany solidnie przez strażników za nogi i ręce tak, żeby reszta obecnych mogła bez problemu trafiać pałkami w jego nagie kostki. Dlaczego akurat w stopy? Z uwagi na małą ilość późniejszych śladów. A przecież wszystkim zależy na dyskrecji. Gdyby nie nagranie opu- 1
maj–czerwiec 2020
/ tortury w więzieniach i na komisariatach
blikowane przez rosyjską gazetę, nikt nie usłyszałby, jak bardzo strażników dziwi, a zarazem śmieszy, fakt puchnięcia nóg katowanego więźnia. Albo tego, jak narzekają, że nie mają siły dalej bić, bo bolą ich ręce. Świat nie ujrzałby również, jak oblewają jego głowę zimną wodą tylko po to, żeby odzyskał przytomność. Bicie nieświadomego w ich mniemaniu nie spełnia swojej funkcji. Zastanawiać może tylko kwestia tego, jaką właściwie funkcję spełnia bicie człowieka aż do utraty przytomności.
Współczesne średniowiecze Prawo karne w swoich najbardziej podstawowych założeniach wymienia trzy główne funkcje, które powinny być spełnione, aby mówić o jego skuteczności. W tym katalogu można wyróżnić funkcję ochronną, mającą na celu ochronę dóbr prawnych, które tworzą pewien społeczny porządek. Dodatkowo zakłada też element prewencji – zarówno indywidualnej, jak i generalnej. Widząc, jak przestępca zostaje skazany na jakąkolwiek karę, innym, kolokwialnie mówiąc, odechce się popełniania jego błędów. Ponadto sam skazany, przynajmniej w założeniu, więcej tego błędu nie popełni. Żeby uniknąć niepewności i niejasności definicji błędu – czyli popełnienia tego, co zakazane – prawo karne pełni też funkcję gwarancyjną. To znaczy wyraźnie określa, co stanowi przestępstwo, a co nie, zgodnie z zasadą nullum crimen sine lege. Jednak historycznie pierwotną jest funkcja sprawiedliwościowa, zaspokajająca poczucie sprawiedliwości osoby pokrzywdzonej przestępstwem, jej rodziny i bliskich. Jak to sformułował Juliusz Makarewicz, kara pojawiła się w społeczeństwach pierwotnych jako instynktowna reakcja na przestępstwo. Odpłata za czyn, zemsta, prymitywny odwet – jak zwał, tak zwał. Chodzi o to, żeby zniwelować poczucie pokrzywdzenia i frustracji występujące u reszty społeczeństwa. Dawniej pożądany stan psychicznego spokoju osiągany był w myśl prawa talionu – oko za oko, ząb za ząb albo – śmierć za śmierć. Ewentualnie za bycie czarownicą, osobą o innym kolorze skóry, innego wyznania, popieranie niewłaściwej opcji politycznej… Powody skazywania ludzi na karę śmierci można by mnożyć zapewne w nieskończoność, jednak w XVIII w. myśliciele oświecenia zaczęli postulować przestrzeganie zasad humanitaryzmu w prawie karnym. Doszli do wniosku, że jako ludzie nie mamy kompetencji do decydowania o cudzej śmierci. Słuszna uwaga, jednak co z decydowaniem o cudzym życiu? Jak pisał Cesare Beccaria, autor książki O przestępstwach i karach z 1764 r., najbardziej znaczącego dzieła z zakresu humanitaryzacji
16–17
prawa karnego, należy dobierać tylko takie kary i takie metody ich stosowania, które wywierałyby najskuteczniejsze i najbardziej trwałe na dusze ludzkie wrażenie, a zarazem najmniej udręczałyby ciało przestępcy. Od napisania tych słów minęło ponad 250 lat. W tym czasie świat doświadczył kilkudziesięciu rewolucji, kilku wojen oraz kilku milionów ofiar nazistowskich zbrodni. Pomimo
tego nadal nie wszyscy rozumieją sens humanitaryzmu. Żyjemy w XXI w. Wieku, o którym ludzie mieli niesamowite wyobrażenia. Jawił im się on jako obietnica nowego, lepszego świata. Tymczasem na ulicach wciąż brak latających samochodów, a w zakładach karnych przestrzegania praw człowieka. Mając świadomość praktyk w więzieniach, może jednak to kara śmierci byłaby bardziej humanitarna? 0
krótka historia prawyborów /
POLITYKA I GOSPODARKA
In case of an investigation by any federal entity or similar, I do not have any involvement with this group or with the people in it, I do not know how I am here, probably added by a third party, I do not support any actions by members of this group.
Amerykańska demokracja w praktyce W zakończonych już prawyborach w USA wzięło udział łącznie 34 kandydatów. Odbyło się tysiące spotkań, wydano na kampanię łącznie około 800 mln dolarów. Jaka jest geneza tego przedsięwzięcia? I dlaczego tak rzadko się o niej mówi? T E K S T:
R a fa ł M i c h a l s k i
rzepisy w Stanach Zjednoczonych bardzo skąpo regulują działanie partii – i na poziomie federalnym, i stanowym. Nie jest to bynajmniej wynik wielce liberalnego podejścia rządu w tym temacie, wręcz przeciwnie. Poczet Ojców Założycieli bardzo niechętnie podchodził do koncepcji funkcjonowania ugrupowań politycznych. Warto przytoczyć tu The Federalist Papers – cykl 85 esejów autorstwa A. Hamiltona, J. Madisona i J. Jaya – pierwszy komentarz do konstytucji USA, w którym wprost pisano o zagrożeniach związanych z funkcjonowaniem krajowych frakcji politycznych. Stąd na mechanizm prawyborów nie było miejsca, nie uregulowano tego. Natura jednak nie lubi próżni; najpierw powstały partie polityczne (ironicznie, założone przez wspomnianych wyżej polityków), a następnie mechanizmy wyłaniania kandydata na prezydenta. Kolegium Elektorskie (w skład którego wchodzili przedstawiciele frakcji w kongresach stanowych) wybierało na tzw. King Caucus (czyli oficjalnych spotkaniach; nazwa wywodzi się z tekstów J. Adamsa, i można byłoby ją tłumaczyć jako Kluby Decydujące) jedno z listy przedstawionych przez elity nazwisk. Naciski były często tak duże, że rola elektorów ograniczała się do zatwierdzania wcześniejszych ustaleń. Nie było też żadnych konsultacji z politykami niższego szczebla, otoczenie Ojców Założycieli było w tym względzie silnie autorytarne, a niesubordynację karało. Zarówno u Federatów, jak i Demokratycznych Republikanów, wyglądało to dokładnie tak samo.
P
Ameryka nigdy nie była idealnym przykładem (A. Jackson) System ten nie mógł długo przetrwać – choćby przez zwykły konflikt interesów. Polityk na szczeblu federalnym myśli w innych kategoriach,
niż ten w pojedynczym stanie. Całość funkcjonowała sprawnie (trudno przecież sprzeciwiać się takim ikonom jak J. Adams czy G. Waszyngton), a w międzyczasie wykształciła się cała „kultura” prawyborów. Ot, np. pierwsza (zamknięta oczywiście) Konwencja, w tym wypadku Partii Demokratycznych-Republikanów. To podczas niej władze wybrały Thomasa Jeffersona, ale przede wszystkim przygotowały, jeśli wierzyć relacjom, niesamowitą oprawę. Ozdoby, ogromna hala, orkiestra (oficjalnie miał być to kolejny środek promocji; lecz rzeczywistą intencją było to, by donośna muzyka ironicznie przypominała, iż jego kontrkandydat, Charles Cotesworth Pinckney, był głuchoniemy). Kryzys jednak nastąpił podczas wyborów w 1824 r. Republikanin James Monroe od ośmiu lat był prezydentem, Federaliści, po miażdżącej przegranej Rufusa Kinga, zniknęli z mapy politycznej, a władze Partii myślały jedynie, jak mogłaby umocnić swoją pozycję. Już w 1821 r. William Crawford usłyszał, że dostanie nominację (co równało się wtedy z prezydenturą z powodu braku konkurencji). Jednak w ugrupowaniu było wielu, którzy mieli bardzo podobne ambicje, i którym perspektywa poddania się woli liderów nie odpowiadała. John Quincy Adams, Andrew Jackson i ponad piętnastu „z drugiego szeregu”. Wszyscy zaczęli prowadzić kampanie lokalnie – objeżdżać Stany z nadzieją, że w ten sposób wpłyną na decyzję King Caucus; organizowali wiece i przeprowadzali spotkania (przy okazji pokazując, bardzo bezpośrednio, swoją pogardę wobec partii). Oddolny protest był na tyle silny, że dochodziło nawet do różnorakich manifestacji. Warto choćby wspomnieć Davy Crocketta – wystawionego do wyścigu przez Republikanów
z Tennesse analfabetę i ogromnego konesera napojów alkoholowych. Oficjalna konwencja się odbyła, ale nikogo nie zainteresowała. Podzielone Kolegium Elektorów wybrało Adamsa, a potem sama partia rozpadła się. Trzeba było ratować ustrój, więc od 1832 r. obowiązywał nowy system – kandydata wybierano na frakcyjnych Conventions. Głosowali tam delegaci wybrani na konwencjach stanowych, wcześniej wyłonieni z wyborów na poziomie dystryktów (wiele z pomysłów podpatrzono przy tym od Partii Antymasońskiej – bardzo kontrowersyjnego rodzynka, zbierającego wszelkiej maści zwolenników teorii spiskowych).
Prawybory to ciągle najzwyklejsze mydlenie oczu (H. Truman) Wspomniane wybory stanowe stały się teatrem lobbingu i fałszerstw. Podrabiano karty z danymi na temat liczby delegatów głosujących na danego kandydata, ich samych zamykano lub przekupywano. Najbardziej kuriozalny obraz całość przybrała w 1920 r., gdy na Konwencji nominację uzyskał Warren Harding, który wziął udział w prawyborach tylko w swoim rodzimym stanie, a nie zwycięzca w dwudziestu innych – Hiram Johnson. Tłumaczono, że to dla dobra partii, że szalenie inteligentny Harding ma większe szanse niż przeciętny w tym względzie Johnson. Realnie była to tajna umowa między delegaturami stanów, przeciwnymi realnemu zwycięzcy. Przełomem okazała się, dość nieoczekiwanie, Konwencja w 1968 r., na której Partia Demokratyczna postanowiła dać nominację Hubertowi Humphreyowi, chociaż ten nie wystartował w prawyborach. Tutaj oburzyła się prasa, a następnie opinia publiczna. Rozmiar krytyki zmusił władze do zorganizowania Komisji McGoverna–Frasera, by zbadała źródło problemów i patologii oraz zbudowała nową reformę systemu prawyborów. Reforma objęła też Republikanów, chociaż w ich wypadku był to sposób na ocieplenie wizerunku. Diagnoza komisji była prosta i słuszna – zbyt duża władza partyjnych władz lokalnych. Bardzo mocno uproszczono więc procedury, a delegaci mogli być wybierani tylko z legalnie przeprowadzonych primaries lub caucus.
It’s morning again in America (R. Reagan) Reszta jest już współczesnością. Prawybory od tego momentu się zmieniły. Są transparentne, a nieczyste zagrywki ,,zza kulis” przeniosły się na samą scenę. Bardzo brutalne kampanie, dziesiątki ujawnionych skandali obyczajowych i setki gorzkich anegdot do przytaczania. System mógł się zmienić, ale politycy pozostali tacy sami. Więc czy jest lepiej? Na to odpowiedzieć nie potrafię. 0
maj–czerwiec 2020
POLITYKA I GOSPODARKA
/ podczas i po pandemii
Wróg publiczny Marzec 2020 roku. Zamknięte są szkoły, uniwersytety, przedszkola, placówki nieoferujące usług pierwszej potrzeby, a władze zakazują wychodzenia z domu poza najbardziej palącymi potrzebami. Jak w tej sytuacji zmienia się rola transportu zbiorowego? T E K S T:
M ACI E J CI E R N I AK
edług portalu rynek-kolejowy.pl, liczba sprzedanych biletów na przejazdy oferowane przez PKP spadła w marcu o średnio 91 proc. w stosunku do przeciętnych wartości. Spowodowało to, że dyrekcja państwowych linii kolejowych podjęła decyzję o stopniowym zawieszaniu połączeń, których ostateczna liczba wyniosła dwieście osiemdziesiąt jeden (stan na 1 kwietnia, przewoźnik stale monitoruje sytuację w razie konieczności dalszych zmian). W tej liczbie zawierają się również pociągi międzynarodowe, zawieszone 15 marca, wraz z zamknięciem granic. Oprócz ucinania relacji zostały zmienione zasady sprzedaży biletów, między innymi zniesiono 15 proc. odstępnego w przypadku ich zwrotu. Trzeba również wspomnieć o losie pasażerskiego transportu lotniczego, który już od dłuższego czasu kulał przez restrykcje nakładane na loty z poszczególnych krajów – najpierw z Chin, potem z Iranu, następnie z Włoch, aż w końcu zawieszony został praktycznie całkowicie. Aktualnie na Okęciu stoi bezczynnie prawie cała flota LOT-u, z nielicznymi tylko maszynami przywożącymi Polaków z całego świata w ramach akcji Lot do domu, notabene będącej swego rodzaju pakietem ochronnym dla narodowego przewoźnika, gwarantującym mu minimalną płynność finansową.
W
Cierpi miasto Większość pracowników biurowych przeniosło się już na home office, a rozmowy biznesowe prowadzone są przez Skype’a w górze od garnituru i dole od piżamy. Studenci i uczniowie śledzą lekcje i wykłady z ekranu komputera, często już po powrocie do rodziny, setki kilometrów od uczelni. Także pracownicy fabryk zostali tymczasowo odesłani do domu, a wielu straciło pracę. Siłą rzeczy również komunikacja miejska, na co dzień dowożąca ludzi do mniej lub bardziej ciasno zasiedlonych
18–19
pomieszczeń biura czy zakładu, mocno ucierpiała z powodu niższej frekwencji. Warszawskie metro raz za razem zalicza rekordowo niskie liczby pasażerów. Jak donosi portal transport-publiczny.pl, już 19 marca, a więc niespełna pięć dni po odwołaniu zajęć w szkołach i uczelniach, dzienne przewozy wyniosły niewiele ponad 100 tys. osób, czyli około 15 proc. swojej przeciętnej wartości. Natomiast dziesięć dni później spadła ona o kolejne ponad 70 proc., osiągając poziom 27 tys. pasażerów. Jednak, jak donosi tvn24.pl, po poluzowaniu restrykcji dotyczcych poruszania się ludzi w przedostatnim tygodniu marca, średnia liczba pasażerów wyniosła znów ponad 100 tys. Nie robi to jednak wrażenia, kiedy spojrzy się na średnie wartości z „czasów pokoju”, sięgające 800 tys. przewożonych, szczególnie, że w międzyczasie otwarto trzy nowe stacje wolskiego odcinka drugiej linii metra. Także działanie innych form transportu publicznego zostało ograniczone, nie tylko w Warszawie. W wielu innych miastach rozkład jazdy zmieniono na sobotni, a na przykład w Częstochowie na wakacyjny. Decyzje te wywołały wiele kontrowersji, wprowadzono bowiem ogólnokrajowy nakaz oddzielania pasażerów w pojazdach poprzez odgradzanie co drugiego miejsca. Wielu komentatorów zastanawia się, co mają zrobić osoby, które muszą być fizycznie w pracy, a nie mają możliwości skorzystania z innych środków transportu, gdy połowa miejsc jest niedostępna, połączenia ograniczone, a kontroler lub kierowca decyduje, ile osób można wpuścić na danym przystanku.
Poza Polską Pandemia nie oszczędziła także systemów transportu za granicą. Dla przykładu, jak podaje serwis sortiraparis.com, dzienna liczba pasażerów paryskiego metra i RER – francuskiego odpowiednika SKM (Szybkiej Kolei Miejskiej), spadła
z powodu jeszcze ostrzejszych niż w Polsce restrykcji o ponad 90 proc. – z przeszło 5 mln. do niewiele więcej niż 500 tys. Godziny pracy kolei podziemnej zostały ograniczone od 6 do 22, a zarówno ona, jak i regionalna RER doświadczyły zmniejszenia liczby połączeń o 50–70 proc. Podobne cięcia, jak podaje BBC, wystąpiły także w brytyjskich sieciach. Pojawiają się również doniesienia o dyrektorach zarządów komunikacji, wręcz błagających o pomoc finansową ze strony państwa. 3 kwietnia rząd Zjednoczonego Królestwa ogłosił powstanie funduszu w wysokości 167 mln funtów, przeznaczonego jedynie na to, by przewoźnicy autobusowi nie zamykali tras. W Moskwie, jak w wielu innych miastach, tymczasowo zniesiono bilety ulgowe, by zniechęcić uczniów i studentów, a więc najbardziej mobilne grupy społeczne, do odbywania zbędnych podróży.
Zyskać jak najwięcej Z tej sytuacji skorzysta jednak wiele zarządów sieci transportu, a w dalszej perspektywie również mieszkańcy obsługiwanych miast. Liczne projekty i budowy zostały przyspieszone dzięki znacznemu zmniejszeniu ruchu zarówno wewnątrz na co dzień zatłoczonych pojazdów, jak i w otaczającej je przestrzeni publicznej. Miejski Zarząd Dróg i Transportu w Częstochowie postanowił skorzystać z faktu, że przeznaczonymi dla dwustu, a nawet trzystu osób, tramwajami jeździ ich kilkanaście. Na większości trasy zastąpił te pojazdy autobusami, by przyspieszyć oczekiwany od dawna remont torowiska. Remont, który niektórzy określają jako kładzenie całkowicie nowego torowiska w śladzie starego. Tramwaje Śląskie, po pokonaniu początkowych trudności, wznowiły odbiory prosto spod igły poznańskiego Modertransu nowych wagonów, które już w środę 16 kwietnia rozpoczęły jazdy próbne poza zajezdnią. Podobny scenariusz
podczas i po pandemii /
rozegrał się w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie po trzech latach generalnego remontu torów pierwsze tramwaje wyjechały na jazdy testowe. W tym świeżo dostarczone z Bydgoszczy wagony PESA Twist.
Czas pokaże Co jednak, jeśli ludzie jeszcze przez długi czas po pokonaniu pandemii koronawirusa nie odzyskają zaufania do komunikacji zbiorowej? Co, jeśli uznają, że duże zagęszczenie pasażerów na małej przestrzeni autobusu, tramwaju czy pocią-
POLITYKA I GOSPODARKA
gu, sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób groźniejszych od grypy z Wuhan? Ekonomia ani socjologia nie są naukami ścisłymi i nie potrafią przewidzieć długoterminowych zmian w mentalności ludzi, spowodowanych traumatycznym przeżyciem, jakim bez wątpienia jest długotrwałe zamknięcie w domach i odcięcie od rodziny i przyjaciół. Może wszyscy będziemy chcieli wrócić do normalności, strząsnąć z siebie doświadczenia czasów pandemii? Rosną obawy, że perswadowany wszystkim wstręt do zgromadzeń publicznych zostanie
nam w głowach na długo po tym, jak wynaleziona zostanie szczepionka na dziesiątkującą wiele krajów chorobę, a restrykcje zniesione. Zaprzepaściłoby to lata starań ekspertów, dziennikarzy i planistów miejskich o to, by mieszkańcy miast przesiedli się z samochodów na autobusy, tramwaje i pociągi, a inwestycje poczynione w zakresie transportu publicznego poszłyby na marne. Wszystko to pozostaje w sferze niewiadomych. Należy jednak mieć nadzieję, że życie i jego codzienny tok jak najszybciej wrócą do normy, także jeśli chodzi o komunikację. 0
Przejazd testowy nowego Twista (fot. UM Gorzów Wielkopolski)
Korona nam z głów nie spadnie Pokolenie naszych dziadków żyło w czasach głębokiego komunizmu, a naszych rodziców doświadczyła brutalność stanu wojennego. Gdy wydawało się, że nadeszły czasy globalnej wioski i Europy otwartych granic, milenialsi otrzymali od losu koronawirusa. T E K S T:
R A FA Ł J U T R Z N I A
lga Tokarczuk w swoim felietonie dla dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” opisuje rzeczywistość panującą na świecie pogrążonym w pandemii. Według noblistki jest to miejsce, w którym znaleźliśmy czas na przeżywanie natury oraz odczuwanie przyjemności z codziennych czynności. W opinii Tokarczuk to rzeczywistość, w której w końcu jest normalnie. Czy na pewno dla każdego ten świat przybrał takie same kolory?
O
Slow life dla wybranych Wirus dobitnie pokazał to, co wiemy już od dawna – nie jesteśmy równi. W każdej sytuacji znajdą się tacy, którzy będą ją przeżywać lepiej lub gorzej. Jedni są zamknięci przez wiele tygodni w czterech ścianach mieszkania. Inni, ko-
rzystając z odgrodzonych podwórek, spędzają więcej czasu na świeżym powietrzu, niż miało to miejsce dotychczas. W końcu jest ku temu okazja.Z gorszej pozycji startują wszyscy ci, którzy ze względu na obowiązki zawodowe zmuszeni są do spędzenia dnia przy ekranie laptopa, wykonując sprawozdania czy telefony do klientów. Studenci, których wykładowcy – mimo szeroko ogłaszanego sukcesu nauczania zdalnego – nie są skłonni organizować zajęć online, walczą z ciągle rosnącą liczbą esejów. Nie cieszą się naturą, nie rozwijają swoich zainteresowań, bo nie mają na to czasu. Zmiana trybu życia na zdalny nie dla wszystkich okazała się być wymuszonymi wakacjami. Proponowany przez Tokarczuk slow life w czasach zarazy nie dla każdego jest czymś oczywistym.
Viva la revolución! W latach 90. światowa polityka i gospodarka porzuciły wyścig zbrojeń na rzecz wyścigu szczurów. Liberalizm w odróżnieniu od socjalizmu miał skupiać się na jednostce. Szybko okazało się, że w połączeniu z konsumpcjonizmem i dzikim kapitalizmem nastawiony jest głównie na zysk. Wielu współczesnych myślicieli dostrzega w pandemii zalążek swoistej rewolucji społeczną, której przedświt widać już dziś. Odrzuci ona bieg za pieniądzem i słupkami sprzedaży. Choć ta wizja przykrywa brutalność epidemii, to wydaje się być jedynie gdybaniem nad losem ludzkości i społeczeństwa. Imperia powstają i upadają, lecz nie wydaje się, aby w najbliższym czasie nastąpiły daleko idące zmiany społeczne, które doprowadziłyby do upadku kapitalizmu. 1
maj–czerwiec 2020
POLITYKA I GOSPODARKA Współczesny świat to nie PRL, który upadł przez ograniczony dostęp do podstawowych dóbr. Chociaż historia lubi się powtarzać to – jak twierdzi prof. Daniel Przastek z Uniwersytetu Warszawskiego – okres Polski Ludowej z gospodarką planową i współczesność zdominowana przez rynek globalny to zupełnie dwa inne światy. Zmiany, które mogą zajść, będą spowodowane zupełnie innymi motywacjami niż te, które zaszły w przeszłości. Kryzys, który czaił się już od dawna, będzie trwał latami. Prędzej czy później dotknie każdego z nas. Tych, którzy w obawie przed zakażeniem pozostają zamknięci w czterech ścianach i wychodzą jedynie po najważniejsze zakupy. Tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na izolację z racji wykonywanego zawodu, nie każdy może przecież pracować w systemie pracy zdalnej. Ceny rosną już teraz, choć do końca epidemii jeszcze daleko. Wiele firm upadnie, a bezrobocie i brak zabezpieczenia osób pracujących na umowach zlecenie może doprowadzić do wzrostu poparcia ugrupowań kładących nacisk na kwestie socjalne, sprzeciwiających się neoliberalizmowi. Łatwo wyobrazić sobie postulaty partii politycznych, które w perspektywie najbliższych lat mogą zdobyć największe uznanie elektoratu: Koronawirus pokazał, że nasz system opieki zdrowotnej potrzebuje gruntownych zmian. Zajmiemy się nim. Czy sytuacja ta doprowadzi do wzrostu szacunku dla medyków, a co za tym idzie, podwyżek, o które ta grupa walczyła od dawna? To zależy od tego, w jakim kierunku pójdzie świat po koronawirusie. Wbrew wypowiedziom Olgi Tokarczuk i prof. Marcina Króla, którzy wieszczą koniec starego świata, powinniśmy zastanowić się, czy w społeczeństwie rzeczywiście tak wiele się zmieni.
/ podczas i po pandemii
Realna przemiana, która zachodzi na naszych oczach, dotyczy demokracji.
Korporacje, które przetrwają, będą próbowały odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Gdy to zrobią, najprawdopodobniej dalej będą ślepo dążyły do zysku. Prawdziwa przemiana, która zachodzi na naszych oczach, dotyczy demokracji. Nie tylko naszej, polskiej. Politolodzy od dawna zwracają uwagę na to, że zagrożenie sprzyja zrzeszaniu się społeczeństwa wokół silnego ośrodka władzy. Stajemy więc przed realnym zagrożeniem ze strony autorytaryzmu. Początek kwietnia to rosnące poparcie dla obecnej władzy, które zostało odnotowane przez wszystkie pracownie sondażowe w Polsce i bynajmniej nie jest to spowodowane czystą sympatią obywateli dla rządu. Z tak silną legitymizacją rządzący mogą zrobić o wiele więcej niż przed epidemią. Jesteśmy młodą demokracją. Uczącą się innego systemu niż ten, który panował przez lata. Możemy sobie z tym nie poradzić.
Quo Vadis, demokracjo? Pod koniec marca węgierskie Zgromadzenie Narodowe, złożone w znacznej większości z członków partii Fidesz, przegłosowało ustawę skupiającą władzę w rękach premiera Viktora Orbana. W Polsce partia rządząca łamie przepisy konstytucyjne. Zmienia Kodeks Wyborczy po to, by nie wprowadzić stanu nad-
Mieszkańcy Hong Kongu podczas pandemii COVID-19 (fot. Studio Incendo)
20–21
zwyczajnego i przeprowadzić wybory, dopóki polityczna koniunktura na rynku wyborczym daje szanse na wygraną. Czy oznacza to koniec demokracji liberalnej opartej na zasadach państwa prawa? Prof. Tomasz Słomka, konstytucjonalista, stawia jednoznaczną hipotezę – po pandemii nastąpi kolejne ograniczenie liberalnego charakteru demokracji. Kolejne, ponieważ ustrój ten przeżywa kryzys od dawna. Tendencje do przekraczania ram demokracji konstytucyjnej widoczne były już przed wystąpieniem epidemii. Sprzyjał temu szereg czynników: kryzys gospodarczy po 2008 r., kryzys migracyjny czy Brexit. Pandemia jest kolejną zachętą do totalizacji demokracji. W sytuacji zagrożenia ludzie liczą na jedyną silną strukturę, czyli państwo. Władza z kolei wykorzystuje stan zagrożenia do konsekwentnej redukcji wolności. Jest to szczególnie groźne tam, gdzie nie ma utrwalonej demokratycznej, obywatelskiej kultury politycznej – mówi prof. Słomka. Coraz częściej przytaczane są także głosy eurosceptyków, które bez pardonu zwiastują koniec Unii Europejskiej w kształcie, w jakim ją znamy. Jako pierwsze po Wielkiej Brytanii, wspólnotę opuścić mają Włochy. Do głosu dochodzą ci, którzy będą chcieli odbudować swoją potęgę w ramach idei państwa narodowego, ponieważ Europa ich zawiodła. Czy jednak w dłuższej perspektywie dojdzie do odwrotu od Europy zjednoczonej pod berłem Unii Europejskiej? Dr Anna Materska-Sosnowska, politolożka, twierdzi, że aktywność Rosji czy Chin oraz słabość USA dokładnie pokazują, że tylko wspólna i silna UE ma rację bytu i może być szansą na przyszłość. Państwa oczekują pomocy i pieniędzy, a to może im dać jedność – nie tylko w chwili zagrożenia. 0
długi, ale w imię czego? /
POLITYKA I GOSPODARKA
(Po)Życz mi powodzenia Za każdym razem, kiedy pożyczasz pieniądze, okradasz swoją przyszłość. Dziś słowa Nathana W. Morrisa są trafne jak nigdy dotąd. Kredyty oraz pożyczki zaciągane przez państwa zaciskają pętle na naszych szyjach. Do czego nas to zaprowadzi? T E K S T:
ŁU K A S Z KOZ ŁOW SKI
GRAFIKA:
hciałbym Ciebie, mój drogi Czytelniku, przenieść na chwilę w miejsce, które sam możesz dobrze znać. Do domu, gdzie mieszka kochająca się rodzina. Rodzina ta żyje w dostatku, rodzice dobrze zarabiają. Ty masz wszystko, czego najbardziej potrzebujesz. Twoja mama zarządza budżetem domowym i jest w tym niezwykle rozważna. Pilnuje każdego dnia, by wydawać tylko tyle, ile ona i jej mąż przyniosą do domu. Czasem uda jej się coś zaoszczędzić. Co sądzisz o takim postępowaniu? Wzorowe, prawda? Ale pewnego dnia mama idzie na zakupy i pozwala sobie zaszaleć. Kupuje najdroższe ubrania. Nie dość, że wydaje wszystkie oszczędności, to jeszcze bierze debet na karcie, by spełnić wszystkie swoje zachcianki. Co sądzisz o takim zachowaniu? Ponadto, po kolejnych rozmowach z nią, nie zgadza się zmienić swojego stylu życia i nie dość, że robi jeszcze większe zakupy, to bierze kredyty, by opłacić podstawowe rachunki za wasz dom. Potem spłaca długi, biorąc kolejne kredyty. Co sądzisz o takim zachowaniu mamy? Czy nie uważasz, że grozi ono twojej rodzinie katastrofą finansową? Przerażające, prawda? A co, jeśli powiedziałbym ci, że nasze państwo działa właśnie w taki sposób? Jak nieodpowiedzialna mama, która wydaje wszystkie pieniądze i zapożycza się by spłacać kolejne długi?
PAU LI N A KO CI Ń SK A
Wielki kolos na glinianych nogach
C
To wszystko wina złych kredytów Kryzys w 2008 r. ujawnił wiele patologii w naszym systemie finansowym. Ale pokazał też, że zazwyczaj nie uczymy się niczego z popełnionych przez nas błędów. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wybuchł on z powodu kredytów. Kredytów wydawanych osobom, które nigdy nie powinny ich dostać. Z tego powodu, że gdy w pewnym momencie ludzie przestali móc spłacać owe kredyty, banki zaczęły tracić płynność finansową. To otworzyło drogę do prawdziwego kryzysu, który dotknął nie tylko Amerykę Północną, ale i nas samych, ponieważ sprawne instytucje finansowe deponujące nasze fundusze są podstawą współczesnej gospodarki. Ludzie zaczęli masowo wypłacać ze swoich kont pieniądze, co spowodowało, że banki miały jeszcze mniej pieniędzy. Nastąpiła panika.
Słowo klucz tego artykułu. Panika potrafi z potencjalnie małego problemu zrobić katastrofę, która dotknie wszystkich. Tak było w 2008 r. Niestety jednak, nikt nie wyciągnął nauki z tej sytuacji.Gorzej. Państwa, jakby na złość wszystkim (na pewno nie bankierom), zaczęły jeszcze bardziej się zapożyczać. Jakie efekty nam to przyniesie?
Eksperyment, który nie mógł się udać Japonia była pierwsza. W 1991 r. zmieniła swoją doktrynę gospodarczą. Ciągły wzrost od niemal II Wojny Światowej kazał szukać kolejnego paliwa, które napędzałoby rozwój za wszelką cenę. Bank Narodowy Japonii zdecydował, że zacznie dodrukowywać pieniądze, by go sfinansować. Żeby mieć co rzucić na żer głodnej finansjerze, która potrzebuje ciągłego napływu instrumentów finansowych. Japoński Bank Centralny, w celu powstrzymania spadków na giełdzie za wydrukowane pieniądze kupował akcje firm. W efekcie, zwykły obywatel za swoją pensję mógł kupić coraz mniej, a wartość pieniądza spadała. Wzrost gospodarczy na papierze odnotowano, ale nie był on oparty na solidnych podstawach i nie wynikał z realnego rozwoju gospodarki, tylko ze zwiększonej ilości pieniądza, który można było wydawać. Ciągły wzrost, na dodatek tak jałowy, wyniszcza państwo.
To najpotężniejsze państwo świata wiedzie prym w „patologizacji” całego systemu finansowego. Można powiedzieć, że podkłada sobie miny i liczy na to, że nie wybuchną, kiedy się na nie nastąpi. Stany Zjednoczone za swoje wydrukowane pieniądze skupują swój własny dług, by ten miał mniejszą rentowność, co spowoduje, że rząd będzie musiał oddawać mniej własnym wierzycielom, czyli podmiotom, u których się zapożyczył. Zmniejszając dług, tak naprawdę go zwiększamy. Dziś, obligacje USA, ale także Niemiec, Szwajcarii i kilku „zaufanych państw” mają ujemne oprocentowanie. Co to oznacza? Tyle, że ten, kto kupuje obligacje państwowe, będzie musiał jeszcze dopłacić w momencie, gdy państwo zwróci mu sumę pożyczoną, czyli dostanie mniej niż pożyczył państwu. Kto chciałby pożyczać komuś pieniądze, wiedząc, że dostanie w zamian mniej niż pożyczył? Znajdują się tacy śmiałkowie. Cały świat finansów składa się z takich osób. Efekt? W ciągu ostatniego roku, wartość tego typu obligacji wzrosła trzykrotnie. Powstające teraz Tarcze Antykryzysowe, mające na celu pomoc firmom podczas pandemii koronawirusa to kolejne długi, z tym, że teraz o jawnie gargantuicznych rozmiarach. Państwa otwarcie mówią: nie mamy pieniędzy na pomoc i zaciągamy długi, jakich jeszcze nigdy wcześniej nie mieliśmy. Za cichym przyzwoleniem wszystkich.
Ratuj się, kto może System oparty na ciągłych kredytach, zaciąganych by spłacać te obecne, musi kiedyś upaść. Państwa starają się tylko odsunąć to w czasie. Wartość wszystkich długów jest 3,5 razy większa niż wartość gospodarek na świecie! Nikt ich nie spłaci, lecz każdy ma nadzieję, że jakoś to będzie. Co może się stać, kiedy dojdzie do upadku systemu? Nadejdzie nowa era kryptowalut. Kryptowalut, których nie można ciągle dodrukowywać. Ich ilość jest skończona. Ale będzie się to wiązać z upadkiem walut narodowych i spadkiem wszystkich naszych oszczędności, które w nich mamy ulokowane. Straszne? Dlatego naciskajmy na nasz rząd, by zmienił teraz swoje postępowanie. Bądźmy mądrzy przed szkodą! 0
maj–czerwiec 2020
POLITYKA I GOSPODARKA
/ social media a demokracja
Vox Populi z Instagrama Październik 2019 r. zaskoczył wszystkich pluralizmem nowego parlamentu. Po 28 latach weteran polskiej skrajnej prawicy, Janusz Korwin-Mikke, wszedł ponownie do Sejmu, a Lewica po niepowodzeniu z 2015 r. zebrała oszałamiające 12 proc. Wszystko wskazuje na to, że Polacy znudzili się głosowaniem na PO, żeby PiS nie wygrał. Co nas skłoniło do głosu na partie skazane na niepowodzenie? Dlaczego uwierzyliśmy w możliwości przeskoczenia progu wyborczego przez te dotychczas niszowe? T E K S T:
łosowanie na PO, żeby PiS nie wygrał ma swoje merytoryczne podstawy. Głos na partię, która nie przekroczy progu, jest w praktyce oddaniem głosu na zwycięzców. Z tego powodu partie niszowe zwykle dostają mniej głosów, niż mają zwolenników, tracąc miejsca w Sejmie. Ich potencjalni wyborcy ostatecznie, nie chcąc ryzykować, głosują na mniejsze zło . Najważniejszym elementem kampanii każdego niszowego stronnictwa jest zatem wpojenie zaufania i pewności siebie swoim potencjalnym wyborcom. Zaskakująco pozytywny wpływ na wzrost zaufania zwolenników mogą wywrzeć media społecznościowe. Algorytmy Facebooka, Twittera i każdej innej dobrze działającej platformy pokazują nam tylko to, co chcielibyśmy zobaczyć. W ten sposób fan i fanka Janusza Korwina-Mikkego natkną się na swoich tablicach na posty i komentarze podobnych sobie użytkowników. Podobnie osoba popierająca Lewicę na swojej tablicy znajdzie posty Partii Razem, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk i mnóstwo feminatywów. Pod nimi dowód na popularność poglądów – polubienia i komentarze. Radykalne poglądy zyskują teraz więcej uwa-
G
Zo f i a Smo l eń
gi, niż zapewniały im telewizja, radio i prasa. Okazało się też, że wcale nie są takie radykalne. Dzięki mediom społecznościowym przedstawicielki i przedstawiciele niepopularnych światopoglądów mogą się przekonać, że nie są sami i zaryzykować głosem na odpowiadające im partie. W niepamięć odchodzi samospełniająca się przepowiednia, że i tak nie wejdą do sejmu.
Zawód: Influencerka polityczna Liczba followersów Adriana Zandberga, Janusza Korwina-Mikkego i osób związanych z polityką niezawodowo, jak Ewa Bujacz – działająca pod pseudonimem @lewogram, uzasadnia sens oddania głosu na, uważaną dotychczas za niepopularną, koncepcję polityczną. Udowadnia, że ktoś oprócz nas ma takie same poglądy. Ba! Setki tysięcy! Media społecznościowe stworzyły influencerki i influencerów politycznych. Takie profile instagramowe jak wspomniana @lewogram (Ewa Bujacz), @milioniooliwka (Oliwia Trybus) czy @kayaszu (Kaja Szulczewska), od ostatniego roku zebrały dziesiątki tysięcy followersów. Ich działalność nie zatrzymuje się na zwiększaniu świadomości politycznej społeczeństwa. Okazuje się, że są też w stanie promować konkretne osoby z list
Wybrane relacje z Instagrama z okresu kampanii wyborczej do parlamentu
22-23
wyborczych, tak jak kiedyś Lech Wałęsa przed pierwszymi wolnymi wyborami. Szczególną rolę podczas kampanii parlamentarnych z października 2019 r. odegrała @lewogram, której biogram na Instagramie brzmi: Socjalistka, rezydentka psychiatrii dzieci i młodzieży, matka czwórki, feministka, twórczyni #weganizmdlabiednychileniwych. Przed wyborami 2019 promowała listę Lewica Razem, ale to Magda Biejat – kandydatka na 4. miejscu listy warszawskiej otrzymała honorowe miejsce na instagramowych relacjach i w postach Ewy. Nieznana wcześniej wyborcom członkini Partii Razem, wbrew zasadzie spadku ilości głosów wraz z wzrostem miejsca na liście, weszła do Sejmu za trójkę – Annę Tarczyńską, uzyskując ponad 2 tys. więcej głosów od niej. 50 tys. followersów Ewy nie wystarczyłoby jednej partii na wejście do parlamentu (choć bez wątpienia w pewnym stopniu pomogło Lewicy Razem), ale samej Magdzie Biejat już tak. Nie jej jednej. W wyróżnionej relacji na Instagramie pod nazwą Posłanki mieści się prezentacja wybranych przez Ewę posłanek Lewicy z wielu okręgów – większość z nich weszła do parlamentu. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z ostatniego miej-
social media a demokracja/
sca we Wrocławiu, Daria Gosek-Popiołek będąca dwójką w Krakowie czy, wyjątkowo z listy KO, Franek Sterczewski to osoby, których sukces częściowo należy do Ewy Bujacz. Zjeżdżając wzrokiem w dół listy warszawskiej, na trzynastym miejscu napotykamy Joannę Wichę z 0,21 proc. głosów w okręgu. Jej poprzedniczka otrzymała zaledwie 0,05 proc. Skąd ta anomalia? Joanna jest członkinią Grupy Programowej Lewicy, ale wyborcom dała się poznać dzięki częstej współpracy z bardziej rozpoznawalnymi twarzami tej listy i… instagramowej relacji Ewy Bujacz.
Internauci w sejmie Oczywiście nie tylko Ewa angażowała się w promocję Lewicy Razem, sama zresztą nie wywołałaby tak spektakularnego sukcesu listy. Te trzy posłanki i jeden poseł nie udowadniają wpływu mediów społecznościowych na wybory parlamentarne, jednak analizując przypadki, w których osoba znajdująca się niżej na liście zdobyła więcej głosów niż poprzednie, można znaleźć trzy powtarzalne reguły: wcześniejsze, samorządowe sukcesy polityczne (np. rola prezydentki lub prezydenta miasta), własna strona internetowa i aktywność w mediach społecznościowych. Dwie ostatnie przyczyny wciąż są przewagą konkurencyjną, gdyż nieliczne kandydatki i kandydaci do parlamentu posiadają własną społeczność internetową. Kandydaci dużych partii z dolnych miejsc poprzestają zwykle na wywieszeniu na płocie plakatów ze swoją twarzą, nazwiskiem i logiem partii. W jaki sposób miałoby to zachęcić kogokolwiek do głosu? Najmniej specjalistyczne podręczniki marketingu podkreślają rolę kreacji własnej marki. Niestety, wiedza ta wciąż jest tajemną w polityce. Na temat kandydatek i kandydatów często nie ma żadnej informacji w internecie – tylko Lewica dla każdej startującej w wyborach osoby umieściła na swojej stronie biogram. Głosowanie na konkretne osoby może podnieść poziom kultury politycznej. Zwiększa to prawdopodobieństwo wybrania osób faktycznie zaangażowanych, z odpowiednim doświadczeniem i wykształceniem. W warunkach całkowitego braku informacji o kandydatkach i kandyda-
POLITYKA I GOSPODARKA
tach niestety jest to nieosiągalne. W ten sposób osoby, o których wiadomo cokolwiek, zbijają kokosy. W niższych częściach list to osoby posiadające swoje strony internetowe i działające w mediach społecznościowych zdobywały głosy. W ten sposób do sejmu weszła między innymi Aleksandra Gajewska, której fanpage polubiło 11 tys. osób, Marta Wcisło, posiadająca swoją stronę internetową oraz Klaudia Jachira – vlogerka i satyryczka z YouTube’a. Debiutanci, rozpoznawalni politycznie zaledwie od niedawna. Uwagę zwraca też Łukasz Litewka – Jude Law sosnowieckiego samorządu. Zabrakło mu marginalnych 415 głosów do mandatu, ale startując z 5. miejsca na liście Lewicy wyprzedził trzy osoby. Choć nie jest nawet posłem, jego fanpage na Facebooku jest obserwowany przez ponad 20 tys. osób. Tradycyjne media nigdy nie dostarczą tyle czasu antenowego mało znanej w polityce osobie, co potencjalnie Facebook, Instagram, czy Twitter. Aby zdobyć obserwujących, wystarczy wykazać się własną inicjatywą, bez ograniczeń sieci układów wewnątrzpartyjnych. Dzięki temu kandydatka lub kandydat nie musi oddawać swojego losu w ręce prezeski lub prezesa partii podczas rozlokowywania miejsc na liście. Niezależnie od miejsca, które dostanie, jest w stanie choć trochę wyłamać się z reguły niższe miejsce, gorszy wynik .
Tradycyjne media nigdy nie dostarczą tyle czasu antenowego mało znanej w polityce osobie, co potencjalnie Facebook, Instagram, czy Twitter. Kozak w necie Groźnym skutkiem ubocznym tej personalizacji mediów jest call-out, czyli nowoczesny rodzaj linczu. Jego celem stała się już marka Cisowianka, R Kelly i Walter Palmer – dentysta i zabójca słynnego lwa Cecil z Zimbabwe. Model
mediów społecznościowych tak sprzyjający aktywizmowi potrafi też zesłać olbrzymią falę nienawiści na mniej lub bardziej winną osobę. Są jednak i pozytywy kultury call-out. Dzięki mobilizacji dużej grupy ofiar poprzez media społecznościowe udało się zebrać dowody w niejednym postępowaniu sądowym. To Instagram i Twitter posłużyły ofiarom Harveya Weinsteina jako mównica. Gwyneth Paltrow, Rosie McGovan, Cara Delevigne i wiele innych wybrały tę formę dlatego, że daje ona szansę opowiedzenia swoimi słowami własnej wersji wydarzeń. Bez błędnych interpretacji telewizji i gazet. Poza tym, publikacja na swoim koncie trafia w pierwszej kolejności do własnych fanów lub znajomych, dlatego w reakcjach nad victim-blamingiem przeważa wsparcie. Odwaga, jaką dają media społecznościowe od 2010 roku, sprzyja zmianom społecznym. Ruchy takie jak #MeToo, Free The Nipple, czy Strajk Kobiet rosły jak grzyby po deszczu wraz z liczbą obserwujących na Facebooku i Instagramie. Zeszłoroczne protesty w Katalonii i Hong Kongu były koordynowane poprzez, specjalnie w tym celu stworzone, aplikacje społecznościowe. Algorytmy kreujące bańkę informacyjną zbierają członków nawet młodym i nieznanym ruchom. Gdyby nie media społecznościowe, ruch Fridays4Future prawdopodobnie nigdy nie wyszedłby za granice Szwecji i nikt nie jadłby bananów pod Muzeum Narodowym w Warszawie ostatniego lata. Czy media społecznościowe przesuwają opinię publiczną w lewo lub w prawo? Tego nie wiemy. Jednak jedno jest pewne – czynią ją nieprzewidywalną i nieposłuszną. Nadzorują rząd, który nie może już sobie pozwolić na nagłe wprowadzanie radykalnych ustaw. Gdy spróbuje – krzyk krzywdzonych odbija się szerokim echem w czeluściach internetu. Rozciągają również zakres debaty publicznej. Głos otrzymują nie tylko ekonomistki i politolodzy, ale też członkowie i członkinie Jak będzie w akapie oraz Zbigniew Stonoga. Tworzą influencerów politycznych i kontrolują działania polityczek i polityków. Przez 24 godziny na dobę raportują jak serwis wiadomości – tak wyczerpujący, że służy już jako źródła mediom tradycyjnym. Przekazują zwykłym obywatelkom i obywatelom namiastkę władzy. 0
maj–czerwiec 2020
POLITYKA I GOSPODARKA
/ krótki poradnik inwestowania
Jestem laikiem inwestowania, więc tracę W obecnych czasach, szczególnie w dobie niskich stóp procentowych, trudno pomnażać swój kapitał. Zacznijmy jednak od tego, jak nie tracić tego, co już zaoszczędziliśmy. Wiele osób, nawet tych świadomych, codziennie ponosi straty z powodu pogłębiającej się inflacji. Najczęściej słyszaną wymówką jest: Mam za mało, żeby inwestować. Może zamiast wymówek warto po prostu zacząć. T E K S T:
Z U Z A N N A JA N KOW SK A
GRAFIKA:
laczego tak naprawdę tracimy? Obecna stopa inflacji (3,5 proc. w skali roku) w ostatnich latach ciągle wzrasta. Dlatego można śmiało stwierdzić, że siła nabywcza pieniędzy, które bezczynnie leżą, stale maleje. Dzieje się tak również przez niskie stopy procentowe, arbitralnie ustalane przez RPP (Radę Polityki Pieniężnej). Co to oznacza dla przysłowiowego Kowalskiego? Lokaty bankowe są nisko oprocentowane, a my tracimy dużo więcej niż myślimy.
D
Popularne, aczkolwiek ryzykowne Pierwszym, co przychodzi na myśl, jest zarabianie na kursach walut, czyli dobrze znany Forex (ang. Foreign Exchange). Zacznijmy od zalet tego popularnego rynku. Nie trzeba tam wiele inwestować, dlatego można się uczyć, niewiele tracąc. Po drugie, program do inwestycji jest prosty w obsłudze – zrozumienie go zajmie ci kilka minut. Inwestowanie na Forexie przypomina jednak grę w ruletkę. Możemy bardzo dobrze znać się na gospodarce, lecz trudno będzie nam trafnie przewidywać wahania walut. Co więcej, nasze zwycięstwa i porażki będą oparte na iluzji znajomości rynku międzynarodowego.
24–25
M IL E N A M I N DY KOW SK A
Kolejnym ryzykownym i nieprzynoszącym zbyt dużych korzyści narzędziem są fundusze inwestycyjne. Ich niska rentowność wynika z tego, że przy małych kwotach prowizja pobierana za zarządzanie naszym kapitałem oraz podatek pochłaniają dużą część wypracowanego przez fundusz zysku. Banki proponują klientom popularne spółki (np. obecnie CD Projekt S.A.). Inwestując, nie warto sugerować się tym, co robi większość, bo tak naprawdę najwięcej zarobili ci, którzy przeciwstawili się trendom.
Od czego zacząć? Niezbędną czynnością rozpoczynającą cały proces jest planowanie. Warto postawić sobie cel inwestycyjny – może nim być zarabianie lub po prostu chęć uniknięcia straty. Następnie trzeba sobie zadać pytanie, ile czasu jesteśmy w stanie poświęcić na naukę działania poszczególnych instrumentów inwestycyjnych i śledzenie światowej gospodarki. Kolejnym krokiem powinna być dywersyfikacja portfela (inwestycja w różne aktywa), ponieważ inwestowanie w jeden instrument jest ryzykowne i sprawi, że nabierzemy złych na-
wyków. Natomiast różnicując skład aktywów, będziemy bardziej odporni na straty, ponieważ inne źródła mogą nam to rekompensować. Moja rada to inwestycja w odwrotnie skorelowane aktywa. Przykładowo przy rosnącej inflacji istotnie tracą lokaty i obligacje, dlatego warto mieć pewien procent swoich oszczędności ulokowany w kruszcach, które wtedy zyskują. Ważna jest także odpowiednia ocena swojej skłonności do ryzyka. Istnieją instrumenty, które stają się opłacalne dopiero po dłuższym czasie. Z tego względu osobom o słabych nerwach (szczególnie początkującym) odradzałabym dalszy horyzont inwestycyjny, który może wiązać się z większą zmiennością cen i sprzedażą w nieodpowiednim momencie – jedynie z powodu stresu. Z drugiej strony, mogą one nauczyć nas cierpliwości, co w przyszłości wyjdzie naszemu portfelowi na pewno na plus. Nie warto sugerować się „tłumem”, ale nie warto również uważać się za najmądrzejszego inwestora. Lepiej przeanalizować sytuację, niż ulegać emocjom. Na koniec trzeba przemyśleć cały proces i nie opierać się na doświadczeniu innych na zasadzie: on na tym zyskał, ja też zainwestuję. Powinna być to nasza przemyślana decyzja – uzależniona od zdobytej wiedzy, a nie przeczytanego w internecie artykułu czy poleceń znajomych.
Wiedza to potęgi klucz Skąd czerpać tę wiedzę? Najlepiej zacząć od artykułów na stronach takich jak np. dnarynkow.pl czy nawet platformy YouTube – mowa tutaj o kanale Marcina Iwucia lub VETO. Kiedy złapiemy już bakcyla inwestycyjnego, warto zagłębić się w tematykę dzięki książce Inteligentny Inwestor autorstwa Benjamina Grahama albo innym dziełom poświęconym tematyce inwestowania. Mając podstawy, można wreszcie przejść do praktyki. Nie warto jednak uczyć się na błędach, ryzykując przy tym własne pieniądze. Tu z pomocą przychodzi gragieldowa.pl – symulacja dla młodych inwestorów. Po takiej lekcji życia śmiało można zacząć zarządzać swoim kapitałem. 0
kultura /
Trochę kultury Polecamy: 33 MUZYKA Ciemna strona fandomu
Czy gwiazdy koreańskiego popu boją się swoich fanów? Poetycki zawrót głowy, przewodnik po polskiej poezji współczesnej
46 sztuka Scenografia na kryzyzowe czasy
Jak scenografia i rekwizyty w filmach sprawiają, że czujemy się lepiej?
fot. Agata Wiśniewska
40 KSIĄŻKA Nekrologi – debiuty lat 90
BRAK Aleksandra Orzeszek aj 2020 r. – dzwoni telefon. W słuchawce słyszę ciche: – Zgadnij, gdzie jestem. – W szpitalu – udzielam trafionej odpowiedzi. Dzień później dowiaduję się, że pielęgniarka jednego z polskich zakładów psychiatrycznych, paradoksalnie dość renomowanego, mówi do mojej rozmówczyni: ludzie nie chcą oglądać blizn, to obrzydliwe. Coś we mnie pęka i z chaosu myśli wyłania się fragment Listu do pozostałych Edwarda Stachury: bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest bo to wszystko wygląda, że absurdem jest Trwa pustka i poczucie ciągłego niezrozumienia, nieumiejętnego usiłowania naprawy status quo przez społeczeństwo. Słyszy się sformułowania: inni mają gorzej, weź się w garść, nie przesadzaj. Wiązanka frazesów jest znacznie dłuższa i wcale nie pomaga osiągnąć wymarzonego celu – poczucia się lepiej. Bez doświadczenia samobójczych szeptów czy wypełniającej ciało dziury smutku drugi człowiek będzie z uśmiechem prowadził własną narrację. Tak jak zgwałconej kobiecie mówi się: trzeba
M
Powiedzmy szczerze, najbardziej wyniszczające wojny są w nas samych.
było nie iść do hotelu, nosić się mniej wyzywająco, tak osoba z depresją słyszy pogłębiające poczucie winy zdania – skoro inni mają gorzej, to mój ból jest nieważny. Kafkowska sytuacja, bo skala kataklizmu nie powinna być wyznaczana przez osobę postronną. Fakt, że rany będą ukryte, nie spowoduje, że cierpiący poczuje ulgę – ktoś inny jej doświadczy, jego poczucie komfortu będzie zaspokojone. To nie blizny są obrzydliwe, lecz los, który powodował kolejne tragedie. Powiedzmy szczerze, najbardziej wyniszczające wojny są w nas samych. Przytoczony fragment to liryczny list samobójczy z 1979 r., niedokończony, pisany tuż przed autodestrukcyjną śmiercią poety. Autor zostawił tam wszystkie odczucia i, jak powiedziałaby wspomniana na początku pacjentka, przeciął nić – odszedł. Ale wielu wciąż walczy i nosi ślady wyrażające lęk, ból oraz wiele więcej. Telefon zaufania ciągle dzwoni. Nie proszę o zrozumienie, bo wiem, że to walka z wiatrakami emocji. Wystarczy słuchać, otworzyć oczy i pamiętać słowa Stachury – są ludzie, którzy powoli umierają za brak, który czują każdą cząstką ciała i każdą cząstką duszy. 0
maj–czerwiec 2020
FILM
/ *ocenzurowano*
Chciałbym po raz ostatni pozdrowić wszystkich redaktorów i redaktorki, przyjaciół, memiarzy, crushów, czytelników (wszystkich trzech), zawodników MMA, zawodniczki MDMA, Tytusa Szyluka i Tylera The Creatora; I love movies / You made my earth quake
Cenz ura w animacji Deprawujące treści w filmach zawsze były poddawane cenzurze. Do takich zabiegów dochodziło między innymi w XX w., kiedy twórczość służyła m.in. celom propagandowym. Mimo że minęło wiele lat i aktualnie film wiąże się głównie z przyjemnością, a wizja reżysera nie jest ograniczana, to nadal zdarzają się przypadki cenzurowania niektórych dzieł. T E K S T:
ażdy z nas zapewne dobrze wie, czym jest cenzura oraz jaką pełni funkcję. Warto jednak przytoczyć najwęższą definicję: Cenzura to kontrola publicznego przekazywania informacji, ograniczająca wolność wyrażania myśli i przekonań, weryfikowana przez organy państwowe pod względem prawnym, politycznym i obronnym. O pierwszej potrzebie cenzury dowiadujemy się już z Państwa Platona (ok. 360 r. p.n.e.), we wzmiance dotyczącej mitów i poezji.
K
„Półkowniki” Czasy PRL-u to okres w historii polskiego filmu, w którym cenzura była najwyraźniej widoczna i uniemożliwiała ujrzenie ma-
graf. Tomasz Dwojak na podst Wikipedia Commons
26–27
FAU S T Y N A M AC I E J C Z U K
teriału wprost od reżyserów. Urząd cenzury cieszył się wtedy opinią wszechwładzy, a system kontroli był silnie rozbudowany. Treści budzące wątpliwości czy uznawane za niebezpieczne eliminowano już na etapie zatwierdzania scenariusza. Zanim obraz trafił na ekrany, przechodził przez sito kilkustopniowych kolaudacji: od zespołu filmowego, w którym został zrealizowany, poczynając, poprzez dyrekcję wytwórni, aż do Ministerstwa Kultury. Ostateczna decyzja należała do […] Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. Jeżeli twórca lekceważył sugestie cenzorów, jego dzieło zasilało szeregi półkowników (Wiesław Chełminiak, Tęsknota za nożycami, „Koncept” nr 17). W tej grupie znalazły się również filmy animowane, choć najczęściej to właśnie ten gatunek skutecznie unikał cenzury. Wynikało to z młodego wieku publiczności, do której zwykle był kierowany, lub jego metaforyczności, która nie budziła podejrzeń. W 1949 r. zadania filmu animowanego zostały precyzyjnie sformułowane przez polskie władze. Miał być skierowany wyłącznie do dzieci oraz stanowić narzędzie kształtowania ich społecznych i moralnych poglądów. Powinien uczyć i bawić, przy czym funkcje dydaktyczne zdecydowanie dominowały nad rozrywkowymi. Uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć się – mawiał Lenin, który uważał film za najważniejszą ze sztuk ze względu na możliwości propagandowe, których ewentualnym skutkiem ubocznym była zabawa.
Odwrócenie tego porządku nastąpiło dopiero w 1956 r. Animacje od zawsze miały ożywiać, zachęcać do działania, dodawać odwagi, więc stały się dobrym narzędziem twórczej aktywności jednostek czy grup. I właśnie z tego względu pod satyrycznym określeniem „półkowników” znalazło się również kilka animacji niedopuszczonych do dystrybucji.
Naprzód, ale nie za daleko Filmy rysunkowe, które miały bawić, były produkowane przez lata z olbrzymim powodzeniem przez mistrza dziecięcej animacji – Walta Disneya. Obecnie wytwórnie Walt Disney Pictures i Pixar Animation Studio odpowiadają za produkcję ponadczasowych, przepięknych filmów animowanych, dominując na światowym rynku. W marcu 2020 r. do kin weszła nowa animacja Disneya i Pixara Naprzód, w której pojawiła się pierwsza w historii studia postać nieheteronormatywna. Cenzura! Otóż to. Na Bliskim Wschodzie zakazano emisji tej animacji, a w polskiej wersji problematyczna kwestia homoseksualnej postaci została ocenzurowana. Zmiana dotyczy wypowiedzi policjantki Spectre, która w rozmowie z głównym bohaterem wspomina o córce swojej dziewczyny. W polskiej wersji dowiadujemy się jednak, że chodzi o córkę kuzynki. Disney z dumą ogłosił, że w najnowszej produkcji Pixara pojawiła się wreszcie postać LGBT, ale przedstawiciele polskiego rynku dystrybucji uznali, że lepiej będzie, gdy oszczędzi się tej informacji najmłodszym. Przekształcenie dialogu umożliwiło naniesienie zmiany tak, aby rzeczywiście była ona niezauważalna. Cenzura z pewnością jest zabiegiem, który budzi kontrowersje. Czy może czasem jednak ma swoje dobre strony? A może subiektywna wizja dobra wcale nie prowadzi do korzyści ogółu? 0
rzymianin z Neapolu /
FILM
Nie t ylko Fontanna di Trevi R z ymska opowieść Paolo Sorrentino Stolica Włoch to nie tylko Rzymskie Wakacje, ale miasto na cały rok, całe życie i całą karierę artystyczną. Lepiej, niż ktokolwiek inny, wie o tym Paolo Sorrentino. T E K S T:
iovanni Lorenzo Bernini, Michelangelo Merisi da Caravaggio, Francesco Borromini. Może ich drogi ostatecznie nie zawsze prowadziły do Rzymu, ale bez wątpienia przebiegały w pewnym momencie przez Wieczne Miasto, czyniąc je wówczas stolicą barokowej Europy. Później jednak Rzym na długie lata popadł w zapomnienie. Ponownie zaistniał, rzecz jasna, przy okazji powstania niepodległych Włoch czy niemal sto lat później, gdy dumnie wypinał pierś w dniu podpisania Traktatów Rzymskich. Tak naprawdę na nowo został jednak odkryty dopiero przez kolejnego twórcę, aspirującego do zaszczytnego miejsca w panteonie barokowych mistrzów – Paolo Sorrentino.
G
Barokowe piętno rozkładu Jego kadry to nie barok Berniniego. Niewiele mają także wspólnego z (nieco przemilczanym przez historię) XIX-wiecznym flirtem europejskiej architektury z neobarokiem. Mamy tu co prawda dynamizm, ale jest to dynamizm tak refleksyjny, że niemal gubiący gdzieś w tym wszystkim swą istotę. Mamy monumentalizm i mistycyzm. Wreszcie, mamy także głęboką świadomość postępującego rozkładu. A zatem – zdawałoby się – wszystkie elementy, które definiują współczesny Rzym. Nie dziwi więc fakt, że przeważająca większość ujęć Wielkiego Piękna albo Młodego Papieża osadzona jest właśnie w ogrodach i na placach Wiecznego Miasta. Wciąż tylko kadry i ujęcia, ujęcia i kadry. A przecież Wielkie Piękno, Oni, Młody Papież czy nieco mniej znany Boski to konkretne, wyważone, świetnie skonstruowane opowieści. Opowieści, a może raczej jedna opowieść, którą włoski reżyser kontynuuje od czasów O jednego więcej. Sorrentino w swojej hi-
N ATA L I A N I E R Ó B C A
storii porusza się bardzo sprawnie, rozwiązania fabularne są nieoczywiste, a czasami nawet – o co w czasach, gdy „wszystko już było” niełatwo – zaskakujące. Coś takiego jest możliwe tylko wtedy, gdy twórca doskonale zna swoją historię. Można się zatem domyślać, że przez niemal 20 lat zdążył poznać tę opowieść całkiem nieźle.
Legenda o tym, co jest PO Podstawowym czynnikiem, łączącym wszystkie te obrazy, są bez wątpienia trzej kluczowi bohaterowie. Bohater główny – mężczyzna balansujący na granicy dojrzałości i starości, od lat odcinający kupony od dawnego sukcesu. Bohater najważniejszy (choć drugoplanowy) – Rzym, do którego, mimo kilku eksperymentów osadzonych w alpejskich sceneriach, konsekwentnie powraca reżyser. Wreszcie, bohater cichy – melancholia, która przez szpary w drzwiach wkrada się nawet do pilnie strzeżonej willi Berlusconiego na Sardynii. Wszyscy wspólnie tworzą opowieść, która za każdym razem nieco przybliża
sconiego. Zwrócili uwagę na rażące wręcz podobieństwo nowej produkcji do Boskiego z 2008 r. Film ten opowiada historię premiera Giulio Andreottiego – stojącego na czele siedmiu włoskich gabinetów i uznawanego za jedną z najważniejszych postaci tamtejszej sceny politycznej od zakończenia drugiej wojny światowej aż do początku lat 90. Na tym przykładzie najlepiej widać ewolucję barokowych zapędów Sorrentino. Już w Boskim kadry są dopracowane, choć pompatyczne akcenty pozostają… no właśnie, akcentami. A im dalej w las, tym więcej ekstrawagancji, nagości, tym więcej iluzji, choć – czy aby na pewno więcej magii?
Przełom epok
Wyuzdane zakonnice w czołówce Nowego Papieża być może zwiastują schyłkowy okres pewnej epoki, której szczytowym momentem jest romantyczny, nocny spacer Jepa Gamberdelli – bohatera Wielkiego Piękna – po papieskich ogrodach Watykanu. Historia pozostaje więc ta sama, lecz czy sposób, w jaki jest ona opowiadana, na pewno nie ulega – jak Rzym, jak życie PO – powolnej, barokowej erozji? To właśnie zdaje się być kluczem do zrozumienia wyjątkowej, pełnej czułości relacji reżysera z Wiecznym Miastem – obopólne doświadczenie rozpadu. Wiele wskazuje jednak na to, że Sorrentino nie powiedział jeszcze ostatniego słoWielkie piękno reż. Paolo Sorrentino wa. Być może to właśnie film Mob Girl z Jennifer Lawrence, którego premierę przewidziano nas do odpowiedzi na pytanie: co jest PO? PO na drugą połowę 2020 r., okaże się owym wysukcesie, PO władzy, PO szczytowym momencie czekiwanym przez publiczność gwałtownym życia. zwrotem. Ku drodze, która niekoniecznie proCzasami te zbieżności fabularne idą jednak wadzi do Rzymu, bo tam na Sorrentino włazdecydowanie dalej, co zauważyli krytycy przy ściwie nic już nie czeka. 0 okazji premiery filmowego portretu Silvia Berlu-
maj–czerwiec 2020
FILM
/ wojenni chłopcy i rządzące dziewczyny
Strzał y, ogień, wa l ka o wład zę Cz yli co gości na ekranach ostatnich lat? Niektórzy twierdzą, że filmy niczego nie uczą i są stratą czasu, jednocześnie upatrując moc poznawczą jedynie w książkach. Postrzegają produkcje kinowe jako największe zło i twierdzą, że działa ono na szkodę ludzi, nie przyczyniając się do ich samorozwoju. Co w takim razie z uwielbianymi przez wielu filmami historycznymi? T E K S T:
obecnych czasach każdy się gdzieś spieszy. W wyniku tej nieustającej gonitwy nie mamy nawet chwili, by zatrzymać się i obejrzeć, ale właśnie – w którym kierunku? Mamy do wyboru teraźniejszość, przyszłość i… przeszłość. Poddajmy się ref leksji nad tą ostatnią i zadajmy pytanie – jak świat funkcjonował kiedyś? Teoretycznie wiemy to z podręczników szkolnych, wykładów, ale czy to wystarcza? Może potrzebujemy innego źródła poznawczego? Taką alternatywą może być nasza bliska przyjaciółka – kinematografia. Z dodatkiem jednego słowa – historyczna. W ostatnich latach powstaje bowiem wiele filmów, które ukazują godne uwagi dzieje przeszłe.
W
Mężczyźni na frontach II Wojny Światowej Przyglądając się dorobkowi kina historycznego można dojść do wniosku, że tematem chętnie podejmowanym przez twórców, czy to polskich, czy zagranicznych, jest II Wojna Światowa. Autorzy chcą wniknąć w ten okres i ukazać go ze swojej perspektywy. W Polsce uczynił to chociażby Władysław Pasikowski w swoim filmie Kurier z 2019 r. Fabuła tej produkcji oparta jest na autentycznej misji Jana Nowaka-Jeziorańskiego – słynnego kuriera z Warszawy, który otrzymuje zadanie przedostania się z Londynu do Polski. Ma dotrzeć do generała Tadeusza Bora-Komorowskiego i dostarczyć mu tajne informacje dotyczące powstania warszawskiego. Od powodzenia jego misji zależy istnienie tysięcy ludzi oraz dalsze losy wojny. Wśród opinii na temat filmu pojawiają się głosy, że brakuje mu emocji czy napięcia. Produkcja broni się jednak bezapelacyjnie kostiumami oraz dobrze dobraną obsadą. Protagonista, Jan Nowak-Jeziorański, w którego wciela się Philippe Tłokiński, to mężczyzna łączący w sobie cechy bohatera i zwykłego człowieka. Dzięki wprowadzeniu scen ukazujących jego problemy ze spadochronem czy rowerem postać staje się bliska widzowi. Jej czyny stanowią
28–29
M I C H A Ł W ŁO S OW I C Z
dowód, że każdy, mimo pewnych niedoskonałości, może stać się bohaterem. Inny film przedstawiający wydarzenia z czasów II wojny, oparty na autentycznej operacji Dynamo z maja 1940 r., to produkcja z 2017 r. – Dunkierka w reżyserii Christophera Nolana. Wojska niemieckie zmuszają siły francusko-brytyjskie do ewakuacji w miasteczku Dunkierka. Rząd brytyjski chce wydostać swoich żołnierzy. W tym celu nakazuje załogom wszystkich łodzi płynąć na ratunek rodakom. W międzyczasie walka toczy się także w powietrzu. Widz może w pełni skupić się na rozgrywającej się operacji wojskowej, postawionej na pierwszym planie, co osiągnięto m.in. poprzez odpowiednią kreację postaci. Bohaterowie odzywają się bowiem zdawkowo – nie zależy im na nawiązywaniu nowych znajomości z pozostałymi towarzyszami broni. Walczą z okrutnym wrogiem, ceniąc sobie takie wartości jak życie i wolność, których za nic nie chcą utracić. To mężczyźni – żołnierze, którzy uczynią wszystko, aby przetrwać. Ich postawa uczy odwagi, determinacji, ale też szacunku do ziemi rodzinnej, której nie chcą stracić.
Przecież historii nie tworzą tylko mężczyźni! Poza przybliżaniem widzom trudnych czasów II wojny światowej twórcy czerpią jednak również z innych epok, interesując się konkretnymi postaciami historycznymi. Intrygujące życiorysy np. królowych Marii i Anny Stuart przyczyniły się do nakręcenia poświęconych im filmów. Historię Marii ukazuje film z 2018 r. w reżyserii Josie Rourke Maria, królowa Szkotów. Główna bohaterka to niezwykle ambitna, silna kobieta, która musi liczyć się z wieloma przeciwnościami losu, takimi jak wczesne wdowieństwo czy wrogość części społeczeństwa. Sąsiedztwo drugiej charyzmatycznej władczyni – Elżbiety I Tudor również nie sprzyja interesom Marii. Film ten nie stanowi jedynie obra-
zu panowania niezwykłej władczyni w XVI-wiecznej Szkocji. Można tu dostrzec także walkę kobiet o samodzielność i życie na własnych zasadach. Wiele wspólnego z Marią, królową Szkotów ma film z 2018 r. w reżyserii Jorgosa Lantimosa – Faworyta. Produkcja ukazuje rządy schorowanej królowej Anny, dla której wsparcie stanowi lady Sarah, faktycznie rządząca państwem. W międzyczasie na dwór królewski przybywa nowa służąca – Abigail. Ta wykorzystuje zaangażowanie Sary w sprawy kraju i postanawia zająć jej miejsce u boku królowej. Film nie stanowi jedynie obrazu walki o pozycję i wpływy – zawiera też wątek miłosny. Widz może dostrzec w królowej sylwetkę kobiety nieszczęśliwej, szukającej ciepła i wsparcia. Doskwiera jej bowiem samotność i pragnie ona uczucia ze strony drugiego człowieka. Jednocześnie jej nastrój ulega częstym wahaniom. Olivia Colman, wcielająca się w monarchinię, czyni to doskonale – za rolę królowej Anny została uhonorowana m.in. Oskarem, Złotym Globem czy nagrodą BAFTA. Poprzez graną postać ukazuje ludzkie oblicze władców i problemy kobiety, która mimo dzierżenia władzy nad światowym imperium, nie jest szczęśliwa. Obecnie można zauważyć, że liczba produkcji filmowych o tematyce historycznej stale rośnie. Filmy te cieszą się zainteresowaniem społeczeństwa oraz uznaniem krytyków. Można podać wiele przyczyn tego zjawiska – począwszy od zwykłej ciekawości przeszłymi dziejami, a skończywszy na chęci ukazania ciekawych osobowości ze światowej historii, z którymi widzowie mogą się utożsamiać. Filmy historyczne należą do wytworów kultury, pełniących równocześnie wiele funkcji. Poprzez przedstawiane wydarzenia i postaci z minionych epok, edukują, przybliżają widzom przeszłość. Ponadto mogą być świetną alternatywą pod kątem rozrywkowym i stanowią poważną konkurencję dla takich pozycji jak książki czy muzyka. 0
recenzje /
Ślepnąc od diamentów
FILM
*kliknięcie na obrazek przekieruje Cię na stronę Netflixa Dzieło braci Safdie to obraz bardzo szarpany i wycieńczający. Twórcy idealnie oddają specyficzną mieszankę pobudzenia, niepokoju i pośpiechu, jaka przez cały film towarzyszy głównemu bohaterowi. Nieoszlifowane diamenty są pełne bliskich ujęć kręconych z ręki, które mogą przyprawiać widzów o ból głowy. Dyskomfort potęguje również inwazyjna synthowa muzyka. Z kolei podkręcony kontrast zdjęć i słabe, często neonowe światło tworzą na ekranie charakterystyczne szumy niczym z kaset VHS. Spośród obsady najbardziej błyszczy odtwórca głównej roli – Adam Sandler. Aktor znany przede wszystkim z dość przaśnych komedii po raz kolejny udowadnia, że sprawdza się także w ambitniejszych produkcjach. Sandler kreuje tutaj bardzo wyrazistą postać – pełną cwaniactwa, ale tchórzliwą. Antypatyczną, także fizycznie – co chwilę na zbliżeniach widzimy nieogoloną i pełną zmarszczek twarz Howarda z uśmie-
fot. materiały prasowe
chem jak u hieny, aczkolwiek w swojej antypatii komiczną (w polskiej wersji główny
Nieoszlifowane diamenty (reż. Benny Safdie, Josh Safdie) Premiera: 31.01.2020 (Netflix)
bohater prawdopodobnie sprowadzałby samochody z Niemiec) i w pewnych momentach pokazującą także poruszającą bezradność. Nieoczywistym wyborem było również obsadzenie Kevina Garnetta. Rola byłego zawodnika NBA, w przeciwieństwie do innej pozafilmowej gwiazdy Nieoszlifowanych dia-
mentów – piosenkarza The Weeknd – nie jest wyłącznie epizodyczna. Koszykarz pojawia się w wielu scenach, a jego postać wypada zaskakująco przekonująco. Bracia Safdie wyrastają na kolejnych mistrzów neonowo-noirowych kryminałów. Amerykańscy twórcy w swoich dziełach ciekawie łączą archetypiczne wątki ze współ-
Trudne jest życie Howarda, jubilera z nowojorskiego Diamond District. Właśnie roz-
czesną eklektyczną stylistyką. A ich ostatni film to idealny obraz obecnych czasów
wodzi się z żoną, a jego zakład co chwilę nawiedzają szemrane osiłki domagające się
pełnych niepokoju i pośpiechu.
T O M A S Z D W OJ A K
spłaty długu. Howardowi nie pomaga także to, że wszelkie zarobione pieniądze zanosi od razu do bukmachera. Zbawieniem mogą się okazać sprowadzony z Etiopii opal i zaocena:
fascynowany jego błyszczącą tajemniczością koszykarz.
Bum, bum, ciao po raz czwarty
88889 *kliknięcie na obrazek przekieruje Cię na stronę Netflixa
epizodem napięcie wzrasta. Nagromadzenie clif f hangerów bywa niestety momentami męczące i zamiast przyczyniać się do rozwoju fabuły nieco nachalnie próbuje podsycać emocje. Chwile wytchnienia można odnaleźć we wplecionych retrospekcjach – spokojniejszych, sielskich obrazkach z życia bohaterów, dzięki którym możemy cieszyć się obecnością na ekranie także tych, którzy odeszli w poprzednich częściach (tak, mowa tu m.in. o Berlinie). Sporo uwagi poświęcono również wątkom zgłębiającym prof ile charakterologiczne i prywatnym historiom z życia postaci, dzięki czemu widz bardziej sympatyzuje się z przestępcami. Serial nie jest więc tylko relacją z napadu, ale posiada także elementy thrillera psychologicznego. Twórcy nie ograniczyli się też do jednego protagonisty, a zaprezentowali szeroki wachlarz zróżnicowanych bohaterów fot. materiały prasowe
pierwszoplanowych. Nie jest to jednak pozycja dla osób ceniących sobie wierne odwzorowywanie rzeczywistości. Przeprowadzanie operacji chirurgicznych czy skomplikowanych technicznie akcji przez laików w zaledwie kilka godzin jest tu bowiem na porządku dziennym. Fascynującym pozostaje jednak, że skomplikowana strategia i przebieg napadu musiały zostać przemyślane nie tylko przez genialne-
Dom z papieru (sezon 4.) Premiera: 03.04.2020 (Netflix)
go, f ikcyjnego Profesora, lecz także przez scenarzystów. Czwarty sezon nie wyróżnia się specjalnie na tle poprzednich, ale jednocześnie nie pozostaje w tyle. Mimo nadziei na rozwiązanie fabuły po ostatnim od-
A kcja najnowszego sezonu Domu z papieru rozpoczyna się w tym samym
cinku, widz znów jest pozostawiony z licznymi pytaniami, na które odpowiedzi,
miejscu, w którym pozostawiono widza wygłodniałego rozwiązania wątków
zakładając optymistyczny scenariusz, otrzyma najszybciej za kilka miesięcy,
f inału trzeciego sezonu – gang znajduje się w niezwykle trudnym po łożeniu
jako że Netf lix nie zapowiedział jeszcze daty premiery kolejnego sezonu.
i walczy o życie Nairobi. Jeśli tęskniliście za dynamiką serialu, to nie zawiedzie-
ALEKSANDRA ŁUKASZEWICZ
cie się – już od pierwszych sekund nie brakuje wybuchów, strzałów, gorączkowej bieganiny czy bliskości śmierci.
Dom z papieru ogląda się raczej jak bardzo długi f ilm akcji, a nie serial. Po włączeniu pierwszego odcinka trudno się oderwać, jako że z każdym kolejnym
ocena:
88897 maj–czerwiec 2020
/ o żywej legendzie
Zbyszek
panie i panowie, unosimy się w przestrzeni kosmicznej
Jedna z najbarwniejszych postaci polskiej sceny jazzowej. Autor utworów przeplatający humor z niekonwencjonalnymi pomysłami. Kompozytor czerpiący zarówno z twórczości amerykańskich mistrzów, jak i niebanalnych struktur rodzimego folkloru. T E K S T:
ALEKSANDRA MARSZAŁEK
ziewiąty września 1939 r. Gdzieś pod Warszawą, wewnątrz śpieszącego się pociągu i pod ostrzałem niemieckich bomb, na świat przychodzi mały Zbyszek Namysłowski. Dzieciństwo spędza najpierw w Wilnie, a potem już w Krakowie, gdzie pozostaje pod opieką słynnej babci Żeromskiej, o której w przyszłości środowisko jazzowe wiedzieć będzie nie mniej niż o samym Zbyszku. Osierocony chłopiec oprócz miłości otrzymuje od babci solidną dawkę motywacji i garść życiowych porad – w przyszłości także w zakresie kierunku swojej muzycznej kariery. Za jej namową rozpoczyna naukę w klasie fortepianu krakowskiej Państwowej Szkoły Muzycznej. W 1954 r. babcia i wnuczek powracają do stolicy, gdzie uzdolniony młody muzyk kontynuuje naukę – tym razem w klasie wiolonczeli.
D
techniki. Pod koniec lat 50. muzyczną ścieżkę ubarwia współpraca z Dudusiem Matuszkiewiczem – najpierw w The Traditional Jazz Makers, potem już z Hot Club Melomanami, u boku muzyków takich jak Andrzej Trzaskowski czy Krzysztof Komeda. Ten ostatni próbuje w tym okresie coś niecoś wydobyć ze swojego saksofonu altowego. Korzystając z okazji, w czasie wspólnej podróży do Wrocławia, Zbigniew pożycza od kolegi instrument. Usadawia się w osobnym przedziale i tam przez całą drogę
Cudowne dziecko W ciągu roku od przeprowadzki, Zbyszek debiutuje jako pianista na koncercie w studenckim klubie Hybrydy. Podczas pierwszej edycji festiwalu jazzowego w Sopocie wdrapuje się na okienko w pawilonie, aby choć przez chwilę móc zobaczyć i posłuchać młodych polskich jazzmanów. Zafascynowany dzikim graniem, Zbyszek „kombinuje” skądś puzon i, zdeterminowany, rozpoczyna karierę samouka. Ten puzon to przepustka do jazzu – tradycyjnego rzecz jasna, bo to ta odmiana gatunku przeważa (jeszcze!) w tym czasie na krajowej scenie jazzowej. Chłopak z „dęciakiem” występuje wtedy w amatorskim zespole Mieczysława Wadeckiego – w przyszłości lidera grupy New Orleans Stompers. Następie przenosi się do formacji Hot Club Hybrydy. Tam Zbyszek realizuje się zarówno w sekcji tradycyjnej, jak i nowoczesnej. Nie jest tajemnicą, że to właśnie nowoczesna odmiana jazzu pociąga nastolatka najbardziej. Drugą edycję sopockiego festiwalu Namysłowski ogląda już ze sceny wraz z zespołem Modern Combo. Występ młodziutkiego puzonisty skwitowany zostanie mianem dobrych pomysłów, słabszej
30–31
„zaprzyjaźnia się” z altem. To będzie przyjaźń na lata. W 1960 r. dołącza do zespołu Trzaskowskiego The Wreckers, gdzie przez kilka następnych lat gra już głównie jako saksofonista. Z Wreckersami występuje na swoim pierwszym Jazz Jamboree. O tym zachwycającym, wszechstronnym muzyku mówi się wtedy cudowne dziecko. Babcia, obecna na każdym koncercie w kraju, z pewnością pęka z dumy.
Piękna Lola, Kwiat Północy Na początku dekady Zbyszek formuje swoją własną grupę – Jazz Rockers, związaną ewidentnie z nowoczesną odmianą jazzu – z którą w 1961 r. gości na kolejnej edycji warszawskiego festiwalu Jazz Jamboree. Występ zespołu zostaje zarejestrowany i wy-
dany jako siedmiocalowy krążek – Jazz Jamboree 1961 nr 3. Z Rockersami nagrywa też zachwycającą EP Holiday Moods. Płyta fascynuje pod każdym względem – począwszy od znakomitego projektu okładki autorstwa Rosława Szayby (w wersji eksportowej), skończywszy zaś na prawdziwie innowacyjnych kompozycjach. W międzyczasie pojawia się na (głównie kameralnych) występach grupy o nieco paradoksalnej nazwie – Modern Dixielanders. W 1962 r. ma szansę wyjechać z Wreckersami do Stanów Zjednoczonych. Zespół Trzaskowskiego ma tam reprezentować skromny jeszcze dorobek polskiego jazzu. Muzycy występują na festiwalach w Newport i Waszyngtonie, aby później koncertować w kilku amerykańskich klubach. W 1963 r. Zbigniew pojawia się jako lider kwartetu na kolejnym Jazz Jamboree. Tam po raz pierwszy prezentuje onieśmielonej publiczności prototyp Pięknej Loli, Kwiatu Północy. Tytułowa Lola to bohaterka filmu Ewa chce spać (reż. Tadeusz Chmielewski), prostytutka, której przezwisku będzie zawdzięczać tytuł jedna z najbardziej zachwycających kompozycji w twórczości Zbigniewa Namysłowskiego. Oprócz Loli, uczestnicy festiwalu mają też okazję posłuchać Piątawki – utworu silnie inspirowanego polską ludowością, granego w metrum 5/4. Muzyk w trakcie swojej kariery niejednokrotnie eksperymentować będzie z nieregularnym metrum. Z kolei, jak później stwierdzi, inspiracja folklorem (nie tylko tym polskim!) przychodzić będzie zupełnie naturalnie. Te oraz inne utwory pojawią się na nagraniach z występu jako dziesięciocalowe Jazz Jamboree 63 vol 3. Dziennikarze pytają wtedy, czy Zbigniew interesuje się czymś poza jazzem. Nie – odpowiada – Jazz wypełnia całe moje życie. Jest dla mnie wszystkim.
Zbyszek, nie Zbigniew W 1964 r. kwartet zza żelaznej kurtyny wyrusza w trasę po Wielkiej Brytanii. Skromni chłopcy w pastelowych sweterkach zwracają uwagę kultowej wytwórni płytowej Decca. W sierpniu tego
graf. autor nieznany, obwoluta stosowana dla płyt siedmiocalowych wydawanych przez Polskie Nagrania „Muza” we wczesnych latach 60. XX w.
samego roku Modern Jazz Quartet Zbigniewa Namysłowskiego nagrywa pierwszy oficjalnie wydany za granicą longplay – Lolę. Tę wyjątkową płytę poznać mogą nie tylko Brytyjczycy – pojawia się również jej nowozelandzkie wydanie, różniące się nieznacznie od brytyjskiego odpowiednika kolorem etykiety. Na Loli goszczą znane już z Jazz Jamboree kompozycje Piękna Lola i Piątawka. Oprócz tego, posłuchać można np. intrygujących: Tkotkonitkotko czy Woźnego – Najważniejszego. Utwory te są niebanalne i zagadkowe, podobnie jak ich tytuły. Geneza nazw pozostaje nieznana. Artysta wróci do Anglii w kolejnym roku. Jak wówczas wspomina, nasza (polska – przyp. aut.) publiczność czeka tylko na potknięcie muzyka. Jeszcze w 1964 r. Zbyszek akompaniuje Fryderyce Elkanie na wątpliwego sukcesu EP-ce z etykietą Pronitu. W ciągu nadchodzącego roku Zbigniew i Fryderyka kontynuują współpracę, a jej owocem staje się wydana przez Polskie Nagrania wybitna, choć całkowicie niedoceniona, siedmiocalowa płyta zawierająca m.in. Barmana, będącego polską interpretacją standardu Softly As In A Morning Sunrise. W kolejnym roku pojawia się na piątej pozycji z serii Polish Jazz – Astigmatic sekstetu Krzysztofa Komedy, chyba najbardziej rozpoznawalnym albumie z cyklu. Na okładce widzimy wyraźnie, że na saksofonie altowym przygrywa nam nie kto inny, ale właśnie Zbyszek Namysłowski. W tym roku pojawia się także w Berlinie, gdzie koncertuje z niemieckim pianistą Joachimem Kühnem.
padł do gustu muzykom, a ponadto był tak nieprzyjemny dla ucha, iż pianista, Adam Makowicz, uznał, że jest to prawdziwie straszna franca. Ponieważ określenie „franca” było w tym czasie nieakceptowalne, postanowiliśmy dać kompozycji tytuł „Straszna Franka” – komentuje Zbigniew. Jest też trochę spokojniejszy Chrząszcz brzmi w trzcinie oraz Moja Dominika (w 1965 r., na koncercie z Joachimem Kühnem, zwana również Balbiną). Pojawia się także Szafa – pięćdziesiąt lat później sprzedawcy znanego warszawskiego komisu płytowego będą skarżyć się, że dynamiczny i głośny utwór męczy ich we śnie. Album kończy się figlarną Lolą pijącą miód.
Nieusatysfakcjonowany W 1970 r. Zbigniew Namysłowski występuje gościnnie na Enigmatic Czesława Niemena,
Szafa
Lola, Franka, Dominika i Balbina Szósta pozycja ze wspomnianej serii należy już całkowicie do kwartetu Zbigniewa, choć z nieco zmienionym personelem. Wydany w 1966 r. album bez tytułu (po prostu Polish Jazz vol. 6) otwiera Siódmawka – ta z kolei grana w metrum 7/4. Nietrudno domyślić się ludowych wpływów na tym utworze. Później mamy Rozpacz (utwór pojawił się już wcześniej na Loli) o tytule bardzo adekwatnym do zawartości. Przychodzi wreszcie czas na Straszną Frankę. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to najbardziej awangardowy utwór na płycie, choć zaczyna się właściwie całkiem niepozornie. Straszna Franka… czy Franka to jakaś wredna sąsiadka, postrach młodych jazzmanów? Otóż nie. Zapytany ponad 50 lat po wydaniu albumu Zbigniew Namysłowski wyjaśnia, że utwór ten zupełnie nie przy-
gości wtedy na debiutanckim albumie zespołu Maanam. Saksofonista ma w tym czasie na koncie mnóstwo mniej lub bardziej udanych nagrań. Współpracuje z wieloma artystami zarówno ze sceny polskiej, jak i spoza granic kraju. Koncertuje w wielu miejscach świata. Podczas nagrań muzyk jako lider zespołu jest bardzo stanowczy i chce robić wszystko według własnego uznania. Na nic zdają się sugestie kolegów. Istnieje nawet legenda, że podczas nagrań którejś z płyt dochodzi do sprzeczki między Namysłowskim a Tomaszem Szukalskim, zakończonej „fangą” w nos ze strony zirytowanego już „Szakala”. Pomimo szerokiego uznania kilku pokoleń słuchaczy do dziś krążą pogłoski, jakoby Zbigniew nigdy nie był w pełni usatysfakcjonowany swoją dyskografią. Jak donoszą niektórzy, Zbyszek najchętniej nauczyłby się grać na wszystkich niezbędnych instrumentach i nagrał dotychczas wydane płyty na nowo – po swojemu.
a w roku 1971 na jego słynnym czerwonym albumie. Dwa lata później ze swoim kwintetem nagrywa powszechnie znany i lubiany krążek Winobranie. Z kolei w połowie lat 70. pojawia się kolejna długogrająca płyta – chyba najsłynniejsza w karierze muzyka – Kujaviak Goes Funky. Tutaj nikt nie ma wątpliwości co do ludowych wpływów w twórczości artysty. Pod koniec dekady saksofonista ma okazję muzykować razem z wybitnym włoskim pianistą – Guidem Manusardim. Po tym czasie wraz z Michałem Urbaniakiem i Urszulą Dudziak wyjeżdża na jakiś czas do Stanów Zjednoczonych. Początek kolejnego dziesięciolecia zapowiada się całkiem produktywnie. Namysłowski
Rok 2018, nowa siedziba kultowego klubu jazzowego Akwarium. Na scenie 79-letni wówczas Zbigniew Namysłowski, jego syn Jacek – znakomity puzonista, a także pianista oraz sekcja rytmiczna. Widownia składa się ze słuchaczy w każdym wieku. Ludzi, którzy byli świadkami ewolucji polskiego jazzu na przestrzeni lat. Tych, którzy załapali się już na dojrzalszą jego fazę. A także tych, którzy z jazzem zapoznali się niedawno – osób najmłodszych, które twórczość Namysłowskiego poznali dopiero z płyt. Wszystkich obecnych łączy jedno – oni ten jazz rozumieją naprawdę. Podczas koncertu saksofonista raczy zgromadzonych głównie nowszymi kompozycjami – szczególnie utworami z wydanej dwa lata wcześniej płyty Polish Jazz – Yes!, czyli swoistego powrotu do muzycznych korzeni. Wszystkie przeplatane są figlarnym komentarzem. Występ właściwie się kończy. Muzycy schodzą ze sceny. Publiczność jest zachwycona. Po chwili artyści wracają. Z saksofonu zaczynają wydobywać się niezidentyfikowane dźwięki. Robi się zamieszanie, jednak każdy bardzo szybko rozpoznaje w harmidrze ten jeden wyjątkowy utwór. Po koncercie w głowach słuchaczy rozbrzmiewa już tylko jedna kompozycja – Szafa. 0
maj–czerwiec 2020
gdzie nas prowadzi YouTube?
Codziennie zadajemy sobie wiele pytań. Są wśród nich takie o sens istnienia, nasze obiadowe preferencje, społeczną odpowiedzialność jednostki czy istotę porannego wstawania z łóżka. Jednak może być tak, że ktoś po dłuższym posiedzeniu na YouTubie oderwał na chwilę wzrok od komputera i pomyślał: Kim do licha są Clairo, Boy Pablo i Rex Orange County i dlaczego „wujek Google” każe mi ich słuchać akurat po mojej dwugodzinnej składance japońskiego no wave? 0:00 / 13:12
Śladami algorytmu 301 wyświetleń · 15 maj 2020
Jacek Wnorowski
88 tys. subskrypcji
e współczesnej rzeczywistości streamingowej algorytmy odgrywają niebagatelną, jeśli wręcz nie najważniejszą, rolę. Chociaż najwięcej słyszy się o tych opracowywanych przez Spotify, równie wiele wspólnego z tą dziedziną mają choćby Netflix czy YouTube. Jednak o ile Spotify w miarę na bieżąco dzieli się informacjami o swoich samouczących się zabawkach, YouTube podchodzi do sprawy znacznie bardziej enigmatycznie, rzucając zainteresowanym jedynie szczątki informacji i, na ich podstawie, każąc wpasowywać się twórcom treści w obowiązujące trendy. Na muzycznym podwórku sprawa również jest skomplikowana. Chyba nawet bardziej, bo w domyśle żaden artysta nie szykuje muzyki „pod YouTube” – tak jak mogą robić to „letsplayerzy” albo vlogerzy, którzy budują treść specjalnie pod wyświetlenia. Dla muzyka platforma jest jedynie sposobem na dotarcie do słuchacza, utwór musi tam wylądować, ale zarówno jego źródło, jak i dalsza droga są już sprawami innego rodzaju. Skąd więc biorą się YouTube’owe „polecajki” i wyrosły dookoła nich mikrokosmos?
W
Rozległa sieć powiązań Sam Google, mimo niechęci do podawania szczegółów działania swojego tajnego algorytmu zdradza, że jego podstawą są kolektywne działania widzów. Głównym czynnikiem decydującym o obecności na liście polecanych jest parametr, który można nazwać „kooglądalnością” (ang. co–views), a więc relacjami między filmikami. Jeśli dużo osób ogląda film X od razu po filmie Y, to wedle algorytmu są one ze sobą ściśle powiązane. Mimowolnie, największą rolę odgrywają więc kreatorzy treści. Nie chodzi tu o samych artystów, a o twórców publicznych playlist, użytkowników prowadzących kanały z muzyką czy wytwórnie albo agencje koncertowe zarządzające działaniami promocyjnymi – wszyscy oni mają wpływ na wzorce oglądania u widzów. Znacznie mniejszą rolę odgrywają tagi, tytuły czy kategorie – one mają jedynie zmniejszać liczbę błędów głównego składnika algorytmu. Między innymi z tej siatki powiązań biorą się „pew-
32–33
niaki”, czyli utwory, na które można natknąć się statystycznie znacznie częściej niż na inne. Wsiąkły w tkankę YouTube’a i są powiązane z tyloma innymi klipami, że prędzej czy później muszą się gdzieś pojawić.
W pogoni za nieznanym Skoro nie wiemy dużo więcej o samej mechanice, trzeba dać się jej poprowadzić. Tak właśnie zrobili autorzy artykułu Follow the algorithm: An exploratory investigation of music on YouTube. Puścili algorytm „w ruch” i podążyli za nim, „czołgając” się po liście proponowanych oraz zbierając po drodze najciekawsze informacje. Zbudowali bazę ponad 20 tys. unikatowych filmików, których parametry i tytuły poddali odpowiedniej analizie statystycznej, uzyskując przy tym interesujące efekty i zauważając istotne tendencje. Badanie dostarcza ciekawych wniosków związanych z relacjami pomiędzy filmikami. Do skutecznego prześledzenia ścieżek użytkowników i skupisk powiązanych utworów naukowcy użyli narzędzi analizy sieciowej. To badanie stosunków między elementami sieci (którymi w tym przypadku były filmiki) oparte na teorii sieci wywodzącej się z nauk społecznych. W ten sposób można skupić się m. in. na gęstości i sile powiązań, a także przyjrzeć się zależnościom między względnie jednorodnymi grupami filmików. Tych badacze wyróżnili pięćdziesiąt, za kryteria podziału przyjmując słowa występujące w tytułach – nazwy artystów, nastrój (słowa jak sen, relaks, spokój), otoczenie (geograficzne, kulturalne i społeczne aspekty, określenia jak muzyka sudańska czy irlandzki folklor), gatunek (rock, pop), terminy związane z muzyką (live, remix) czy z muzycznym środowiskiem (nazwy stacji radiowych, wytwórni).
Przecieranie ścieżki Najliczniejszą grupą okazały się filmiki ochrzczone przez naukowców jako teen pop – w tym worku wylądowali zarówno popularni artyści pop, jak i akustyczne covery zalewające platformę. Licznymi grupami okazały się też: ta zawierająca soundtracki i muzykę
epicką oraz ta z muzyką relaksacyjną. W obu przypadkach filmikiem będącym centrum grupy, czyli mającym najwięcej powiązań z innymi, była kompilacja o tytule w stylu background music instrumentals. Jeśli zaś chodzi o najwyższą średnią odtworzeń, bezkonkurencyjne były popowe przeboje, latin pop i rockowe hity z lat 80. i 90. Co ciekawe, w czołówce jest też kategoria teen pop fandom, w której skład wchodzą m.in. kompilacje śmiesznych zachowań członków zespołu One Direction. Tutaj też warto zaznaczyć, że badanie było prowadzone w okolicach roku 2016, kiedy to muzyczny krajobraz mógł być nieco inny niż teraz. A jednak, jedna rzecz pozostała z pewnością niezmienna – wysoka średnia odtworzeń i liczba filmików w grupie disco polo. Ponownie jednak jej centrum stanowi typowa losowa kompilacja.
Odkrywanie śladów W kwestii interakcji między klastrami nie ma zaskoczeń – soundtrack łączy się z muzyką relaksacyjną, a indie z popem, podobnie jak country czy rock. Można się jedynie pokusić o obserwację, że pewne gatunki muzyczne mają bardzo silne powiązanie z ich rolą funkcjonalną – lounge czy muzyka klasyczna mają relaksować, a muzyka liturgiczna czy chóralna wprawiać w uniesienie. Wykorzystanie psychologicznej wiedzy o słuchaniu funkcjonalnym i sytuacyjnym jest konikiem Spotify, które układa użytkownikom specjalne playlisty do pracy, do biegania albo do nauki.
Raport z badań Wyniki badania europejskich uczonych dają kilka istotnych odpowiedzi. Tłumaczą częste przewijanie się tych samych filmików w polecanych, rolę oglądających i udostępniających w budowaniu sieci powiązań między filmami oraz rozkład wyświetleń w wydzielonych grupach. Nie dają jednak odpowiedzi na jedno, wręcz filozoficzne pytanie: czy podczas wycieczki ścieżkami YouTube’a to legendarne algorytmy kierują naszą podróżą, czy tak naprawdę stąpamy ciągle po śladach innych użytkowników? 0
źródło: M. Airoldi, D. Beraldo i A. Gandini, Follow the algorithm: An exploratory investigation of music on YouTube, Poetics, nr 57, 2016
k-popowe szaleństwo /
T E K S T:
ZUZANNA FIGURA
-pop wyróżnia niesamowity synkretyzm popularnych gatunków muzycznych, takich jak indie pop, hip-hop czy awangardowa elektronika. Nietypowa, nowa estetyka i wysoki standard wykonania teledysków zdobywają miliony wyświetleń na YouTubie. Poza wspólną nazwą spoiwem wszystkich stylów jest specyficzny dla Koreańczyków estetyczny kanon urody wykonawców: określony kształt twarzy, pociągająca uroda, idealne proporcje ciała. Ekstrawaganckie koncepty wizualne dopełniają kolorowe, bogate stroje podporządkowane współczesnej modzie i pełny makijaż zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Koreański pop z każdą nową piosenką powoli dociera zachodni rynek i przyciąga fanów w różnym wieku, a trasy koncertowe oraz występy w telewizji cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Bariera językowa nie stanowi żadnej przeszkody. Za fenomen koreańskiej muzyki pop odpowiada społeczność fanów rozsiana po całym świecie oraz przemyślana strategia promocyjna wytwórni płytowych. Niezależnie od tematycznych comebacków, pojawiających się kilka razy w roku, dla publiki organizowane są różne atrakcje: spotkania z fanami, występy w muzycznych show z udziałem widzów, imprezy rozrywkowe na żywo. Debiuty zapowiadane są lata przedtem, dzięki czemu nowy zespół wchodzi na rynek jako gotowy produkt kultury azjatyckiej. Koreańczykom udało się osiągnąć sukces, który wydawał się nieosiągalny dla innej niż anglojęzycznej branży muzycznej. Przełamali wiele różnic kulturowych. Fani k-popu królują w mediach społecznościowych, gdzie w sposób bardzo emocjonalny komunikują się z artystami. Już nieraz udowodnili, że potrafią walczyć w słusznej sprawie. To dzięki nim polska telewizja przeprosiła za znieważenie członków najpopularniejszego z boysbandów – BTS, dziś stawianego na równi z zespołem-legendą The Beatles. Fani koreańskiego popu szybko odkryli, że wspólnymi siłami można wiele osiągnąć i tak zaczęli budować swoje małe imperium. Fandomy, zrzeszające ich w zwarte grupy, wspierają ulubionych wykonawców, uczestniczą w imprezach charytatywnych i zbiórkach pieniędzy. W 2017 r. ARMY, fandom BTS, wraz z zespołem zaangażował się w kampanię UNICEF „Love Myself”, która skupia się na przeciwdziałaniu przemocy wśród dzieci. To zaledwie jedno z wielu działań dobro-
K
Koreańskie hity już od kilku lat wdzierają się na najbardziej prestiżowe listy przebojów. Bez wątpienia największe owacje należą się fanom. To dzięki ich gorliwości i czasem niezrozumiałemu poświęceniu przy każdej promocji materiału k-pop bije nowe rekordu sprzedaży i popularności. Niestety tzw. k-poperzy potrafią też zacięcie walczyć na dwa fronty. Lepiej z nimi nie zadzierać… czynnych. K-poperzy nazywają się tolerancyjnymi, wspierają środowisko LGBT i działają na rzecz organizacji humanitarnych w corocznych zbiórkach ryżu dla krajów najuboższych. Inicjatywy poszczególnych fandomów są wspierane przez fanów innych zespołów. Nawoływanie do samoakceptacji ma się jednak nijak do preferowanego wizerunku gwiazd k-popu.
Kiedy kochasz za bardzo Wśród fanów nie brakuje tych o agresywnych zachowaniach, łamiących podstawowe zasady kultury osobistej. Nazywają się oni sasaeng – to zbitka koreańskich słów oznaczających „prywatny” i „życie”. Obsesyjni prześladowcy reprezentują niemoralne postawy, naruszające wszelkie granice dobrego smaku. To coś więcej niż stalking. Bardzo łatwo przekroczyć cienką granicę, wynikającą z zainteresowania życiem celebrytów i stać się zaborczym wielbicielem, który manifestuje swoją miłość poprzez samookaleczenia, skandaliczne wpisy w mediach społecznościowych, namawianie członków innych zespołów do samobójstwa. Wśród członków fandomów dominuje zaborcza postawa chęci posiadania idola na własność, co z biegiem czasu przeradza się w fanatyczne skłonności. Koreańskie piosenki opowiadają przede wszystkim o miłości, jednakże tylko w nich artyści mają prawo wypowiadać się na ten temat, gdyż wytwórnie narzucają im zakaz randkowania. Artyści muszą w stu procentach poświęcić się fanom i sprawiać wrażenie dostępnych, co jest wodą na młyn dla sasaengów. Znane są próby włamania do mieszkań i samochodów, golenie włosów i przebieranie się za mężczyzn, aby wejść do męskiej łazienki, a najbardziej powszechne przejawy fanatyzmu zdarzają się na lotniskach. Fani w skandaliczny sposób próbują znaleźć się jak najbliżej swoich idoli: przepychają się z telefonami i aparatami fotograficznymi, nie zachowują granic przestrzeni osobistej, dochodzi też do bójek z ochroniarzami. Towarzyszy temu chęć zwrócenia na siebie uwagi, zyskania uznania idoli czy potrzeba bycia zauważonym wśród tłumu innych wielbicieli. Ci, którzy uważają się za prawdziwych fanów jednego zespołu, dla drugiego mogą stanowić poważne zagrożenie. Należy jednak rozgraniczyć fanów – sasaengów i antyfanów, którzy w swojej zawziętości potrafią posunąć się o krok za daleko. Pierwsi antyfa-
ni pojawili się wraz z powstaniem gatunku, czyli już na początku lat 90. XX w. Publicznie przyznają się oni do nienawiści wobec wybranych artystów. Kieruje nimi chęć wyśmiania i doprowadzenia do porażki znienawidzonego zespołu. Bardzo często zrzeszają się w zorganizowane grupy, aby doprowadzić do perturbacji na koncertach. Głośne są przypadki terroryzowania muzyków poprzez wysłanie pogróżek, fałszywe alarmy bombowe na koncertach czy nawet napaści z użyciem ostrych narzędzi.
Człowiek człowiekowi wilkiem Artyści dla sławy decydują się na mordercze treningi oraz restrykcyjne diety. Nieludzkie kontrakty i warunki pracy wpływają na zdrowie psychiczne celebrytów. Nie mogą pozwolić sobie na wpadki wizerunkowe – ich reputacja musi pozostać niezachwiana. Idol jest wzorem cnót nieosiągalnych dla zwykłego człowieka. Powoduje to znacznie większe zainteresowanie jego osobą niż przeciętnym muzykiem z zagranicy. Idole mogą być bożyszczami tłumu, z drugiej strony będąc traktowanymi przedmiotowo. Odchodzenie od standardów jest krytykowane i nagminnie zwalczane. Artyści muszą przepraszać za każdy błąd, aby nie zdenerwować słuchaczy, od których są całkowicie zależni. Swoje niezadowolenie członkowie fandomów pokazują w Internecie: tworzą negatywne konta na Instagramie,używają obraźliwych hasztagównaTwitterze. 1
Sulli
fot. Getty Images
Ciemna strona fandomu
Przygotowana przez autorkę playlista prezentująca uwory k-popowych idoli znajduje się pod adresem: tiny.cc/magiel-fandom
maj–czerwiec 2020
/ muzyka łagodzi lęki
Potrafią być największą zmorą w życiu muzyków. Na koncertach powszechny jest tzw. black ocean, czyli wyłączanie lightsticków, które tworzą świetlne show na całym stadionie. Lightsticki to nieodłączny element każdego k-popowego koncertu. Przypominają świecące lampiony, jednak różnią się kształtem w zależności od artysty. Na ogół wyrażają zadowolenie, dlatego wyłączanie ich w trakcie koncertów stało się nowym trendem wyrażającym brak wsparcia i szacunku. Black ocean może być również próbą zakłócenia występu przez fandomy innych zespołów. Najbardziej drastyczną formą manifestacji uczuć jest jednak życzenie artystom śmierci i wymuszanie na wytwórniach wyrzucenia poszczególnych członków z zespołu. Znaczna część takich sytuacji niestety kończy się tragicznie: samobójstwem, depresją czy chorobami psychicznymi. Sulli, była członkini
girlsbandu f(x), zmarła w 2019 r. W trakcie swojej kariery zmagała się z falą negatywnych komentarzy, które spowodowały u niej problemy zdrowotne i psychiczne, a w efekcie doprowadziły do samobójstwa. Zmiana wizerunku na bardziej prowokujący nie spodobała się wielu zagorzałym fanom. Oskarżano ją o niemoralne zachowanie, gdy przyłączyła się do akcji „Bez Stanika”, krytykowano jej związek z nielubianym hip-hopowcem oraz posądzano o zażywanie nielegalnych substancji. Sulli została całkowicie odrzucona przez społeczeństwo. Kolejnym przykładem wrogości jest sytuacja z 2020 r., kiedy to Chen, członek EXO, ogłosił, że bierze ślub i spodziewa się dziecka. Spotkał się z ogromną nienawiścią. Odbył się protest przed budynkiem wytwórni, a na Twitterze dominowały hasztagi, których celem było zmuszenie go do odejścia z branży muzycz-
nej. Wściekli fani EXO udostępniali również swoje zdjęcia ze zniszczonymi gadżetami z wizerunkiem artysty. W 2018 r. przyczynili się również do opuszczenia Cube Entertainment przez E’Dawna i Hyunę, tuż po ogłoszeniu ich związku. Zawieranie przez idoli związków partnerskich jest skutecznie karane przez fanów. Każdy artysta, który przestaje być ulubieńcem, zostaje momentalnie skreślony w branży muzycznej. Dwie skrajne postawy: szokujące próby zwrócenia na siebie uwagi i fanatyczne działania, kontra nieocenione wsparcie i walka w obronie skrzywdzonych idoli. Potęga fandomów jest przerażającym fenomenem. Można zatem powiedzieć, że fani k-popu są nie tylko w stanie wywołać chwilową burzę, ale także drastycznie zmienić biznes muzyczny. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. 0 fot. Ashish Bogawat/Pixabay
Muzyczne antidotum
...czyli jak dźwięk leczy duszę
Lecznicze właściwości muzyki znane są nam już od starożytności, jednak dopiero w ostatnich latach jesteśmy świadkami rozwoju odrębnej dziedziny medycyny temu poświęconej. Muzyka wywiera pozytywny wpływ na psychikę, łagodzi stany lękowe i depresyjne oraz pomaga osobom cierpiącym na bezsenność. T E K S T:
J U L I A FA L E Ń C Z Y K
uzyka, poza przynoszeniem nam radości i przyjemności, może mieć także ogromny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Szczególnie dziś, gdy żyjemy pod ciągłą presją i w stresie, a liczba osób cierpiących na schorzenia natury psychicznej rośnie z dnia na dzień, muzyka może okazać się bezcennym lekiem. Jej siłę dostrzegli sami lekarze, którzy coraz chętniej wykorzystują tę dziedzinę sztuki w niekonwencjonalny sposób, próbując pomóc swoim pacjentom.
M
Muzyka okiem medyka Muzyka stosowana jest obecnie jako samodzielna metoda terapii, nazywana muzykoterapią. Ta forma leczenia wykorzystuje wpływ ułożonych w sekwencje dźwięków na psychiczną i somatyczną sferę organizmu człowieka. Badania wykazują, że muzyka wywiera silny efekt na różnorodne sieci neuronalne w mózgu, zwiększa jego plastyczność i wspiera odbudowę połączeń między jego regionami. Słuchanie muzyki powoduje wydzielanie się organicznego związku chemicznego – dopaminy, inaczej zwanej hormonem szczęścia. Jak dowodzą badania naukowców z Drexel University, muzyka pozwala również skutecznie łagodzić ataki paniki oraz zwalczać bezsenność.
34–35
Według dr. Krzysztofa Stachyry, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Muzykoterapeutów, skuteczna muzykoterapia opiera się na serii sesji wymagających zaangażowania uczestnika. Najczęściej przyjmuje formę aktywną, np. kiedy pacjenci śpiewają, grają na instrumentach czy poruszają się w akompaniamencie leczniczej melodii. Istnieje także forma receptywna, która opiera się głównie na słuchaniu muzyki, często wraz z relaksacją albo wizualizacją. W stanie odprężenia, przy odpowiednio dobranej muzyce, można wydobyć, a następnie przepracować nawet głęboko ukryte problemy, które zostały wcześniej wyparte do podświadomości.
Domowa terapia muzyką Możemy skorzystać z metod muzykoterapii także na własną rękę. Aktualna sytuacja – zamknięcie w domu, nagła zmiana trybu życia, wiele wolnego czasu sprzyjającego intensywnemu pogrążaniu się w myślach, a także lęk przed chorobą oraz niepewną przyszłością – ma ogromny wpływ na samopoczucie każdego z nas. Dla osób cierpiących na depresję, nerwicę czy zaburzenia lękowe czas kwarantanny jest wyjątkowo trudny. Izolacja może pogorszyć ich
stan psychiczny. Dlatego, poza sesją terapeutyczną, pomocne mogą okazać się również „domowe” sposoby na złagodzenie stanów lękowych. Terapię muzyką możemy stosować zarówno objawowo – w momencie, gdy odczuwamy silne i negatywne emocje, panikę – ale także profilaktycznie, aby utrzymywać nasz komfort psychiczny. Ważne, by muzyka budziła w nas pozytywne uczucia i skojarzenia oraz pozwalała poczuć się lepiej. Szukając muzyki relaksacyjnej dla siebie, warto sprecyzować swoje preferencje. Co nas uspokaja? Co łatwo denerwuje? Który instrument koi nasze nerwy? Który napełnia energią? Czy preferujemy dźwięki natury, żywe instrumenty czy elektroniczne pejzaże? Dobierając naszą muzykę na każdy dzień, powinniśmy pamiętać, aby wybrać utwory, które emocjonalnie pasują do naszego obecnego stanu. Dlatego odczuwając, np. zdenerwowanie czy wzburzenie, nie powinniśmy zaczynać od relaksującej i wyciszającej muzyki. Warto postąpić na odwrót – na początku włączmy muzykę adekwatną do tego, co odczuwamy w danym momencie. Dopiero gdy poczujemy, że odreagowaliśmy pierwsze napięcia, możemy zmienić tło muzyczne na spokojniejsze. Podobny schemat postępowania powinniśmy zastosować, gdy naszym celem będzie pobudzenie. 0
portret kanadyjskiego trendsettera /
Sekret mrocznego r&b Ciemne brzmienia R&B miały swój początek w Toronto. Na początku były zaledwie cichym szeptem w chórze mainstreamowych wokali popu, dzisiaj zdaje się, że ich mrok zdołał pochłonąć scenę w całości, okrywając miliony słuchaczy na całym świecie. T E K S T:
T Y M O T E U S Z N OWA K
szystko zaczęło się w Toronto w 2011 r., dzięki mixtape’owi House of Balloons, którego nasycone mroczną elektroniką utwory i okładka wyrwana rodem z grafik Tumblra wprawiły internet w osłupienie. Lata 10. XXI w. były czasem dużych zmian dla muzyki. Klasyczna alternatywa ostatni raz podbiła wtedy listy przebojów, a Justin Bieber wraz ze swoją cudowną, dziecięcą grzywką ukazał się światu, debiutując w notowaniach z Baby.
W
We are happy here House of Balloons było za to czymś zupełnie świeżym, odmiennym na rynku. Społeczność muzyczna, która od dawna pożądała czegoś nowego, w końcu to uzyskała. Jednak, co kluczowe, nikt nie wiedział, kto jest odpowiedzialny za produkcję, a jedyną informacją pozostawał pseudonim artystyczny muzyka i powiązania z Drake’em, który już wtedy posiadał status lokalnej gwiazdy. W szybkim tempie anonimowość i nieuchwytność, które trwały prawie dwa lata, stały się głównymi atrybutami artysty, a internet jak wrzał, tak wrzał – tym razem przy akompaniamencie „muzyki z ciemnego klubu nocnego”. Wokalista utrzymywał jednak kontakt z fanami za pomocą Twittera, a wszyscy jednogłośnie zastanawiali się: kim jest The Weeknd?
In a happy house Abel Tesfaye urodził się w 1990 r., na obrzeżach Toronto, w dzielnicy Scarborough. Był jedynym dzieckiem etiopskich imigrantów, którzy zamieszkali w Kanadzie we wczesnych latach 80. Od małego uczył się tradycyjnego etiopskiego języka od babci oraz mamy, po tym jak ojciec pewnego dnia wyszedł i już nie wrócił. W 2016 r. podczas wywiadu z The Guardianem powiedział: Nie miałem w domu postaci ojca (...). W pobliżu nie było chłopców. Tylko ja i moja mama. Mimo trudnej sytuacji w domu rodzinnym, nigdy nie zarzucał ojcu niczego złego: Jestem pewien, że jest świetnym facetem. Nigdy go nie oceniałem. Nie był wulgarny, nie był alkoholikiem, nie był dupkiem. Po prostu go nie było. Tesfaye uczęszczał w sumie do dwóch lokalnych gimnazjów, z których koniec końców nie uzyskał dyplomów i tym samym zakończył swoją
fot. XO
edukację w 2007 r. To wtedy doszło do pierwszych, wielkich zmian w jego życiu, które rozpoczęły historię rozwoju muzycznego obecnego zwycięzcy trzech nagród Grammy. Jeszcze w tym samym roku siedemnastoletni Abel zdecydował się na ucieczkę z domu. Zamieszkał wówczas w jednopokojowym mieszkaniu z bliskim znajomym. Po szybkiej przeprowadzce dwójka oddawała się niekończącym imprezom oraz wielokrotnie okradała lokalne supermarkety, prowadząc młodzieńcze życie bez większych pieniędzy, za to w towarzystwie alkoholu oraz innych, „ciekawszych” specyfików. Wtedy też zaczęły się pierwsze prace nad przyszłymi projektami muzycznymi Kanadyjczyka. W 2010 r. poznał Jeremy’ego Rose’a, który został jego pierwszym, prawdziwym wspólnikiem. Rose był współodpowiedzialny za produkcję trzech pierwszych anonimowych numerów należących do Tesfaye, które tajemniczo zostały wrzucone do sieci, pojawiając się na YouTubie oraz na stronie Drake’a. W skład ich wchodziło między innymi The Morning, które można było usłyszeć w zeszłorocznym filmie Uncut Gems braci Safdie. Tak świat po raz pierwszy usłyszał pseudonim The Weeknd.
High for this Chwilę później już całe House of Balloons ujrzało światło dzienne. Tym razem za produkcję odpowiedzialni byli głównie Doc McKinney, który już wcześniej pracował m.in. z Maroon 5, a niedługo pózniej z Drake’em (Take Care) oraz Illangelo, który towarzyszy Kanadyjczykowi aż do dzisiaj (After Hours), a swój wkład miał także m.in. w I Fall Apart Post Malone’a. Media takie jak Pitchfork, VIBE czy The New York Times prześcigały się w prawieniu komplementów na temat mixtape’u, a krytycy głowili się, do jakiego gatunku zaliczyć muzykę, w której delikatne indie przechodzi w gwałtowną muzykę elektroniczną. Produkcja wybiegła zdecydowanie w przyszłość i futurystyczne dźwięki, zaproponowane przez The Weeknda, teraz są już chlebem powszednim dla całej branży muzycznej.
It’s like poetry, it rhymes A więc jak brzmiała ta muzyka? Były to tajemnicze, kontrowersyjne dźwięki R&B, których wizualizacją mogłaby na pewno zostać nietrzeźwa domówka, z amerykańskimi kubeczkami i tytułowymi balonami w tle. Wszystkie utwory również pasowały do siebie tematyką – w słowach utworów przewijają się „dziwne” poranne 1
maj–czerwiec 2020
/ recenzje
Legacy
stylizowany wizerunek kota używany w promocji albumu Kiss Land
Po wydaniu dwóch kolejnych mixtape’ów w tej samej formule na przełomie 2011 i 2012 r. (Thursday oraz Echoes of Silence), w 2012 r. Tesfaye zdecydował się wydać album kompilacyjny – Trilogy. Co ciekawe, album ten składał się ze wszystkich poprzedzających mixtape’ów, których utwory zostały ponownie zremasterowane, a dodane zostały trzy nowe kompozycje: Twenty Eight, Valerie oraz Till Dawn. Krytycy przyjęli album ciepło, oceny były podobne do wcześniejszych, debiut zaliczył odpowiednio piątą i czwartą pozycję na listach przebojów w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, a wrap up wydawnictwa stanowiła trasa koncerto-
W maju 2013 r. premierę miał tytułowy utwór z jego debiutanckiego albumu, Kiss Land, który zdołał osiągnąć drugie miejsce na amerykańskich czartach. Jak zaznaczył w wywiadzie Tesfaye, odsłuchując Kiss Land, powinniśmy czuć się jak w horrorze: Kiss Land symbolizuje życie w trasie, ale to świat, który stworzyłem w swojej głowie. (...) Kiedy myślę o Kiss Land, myślę o przerażającym miejscu. To miejsce, w którym nigdy nie byłem, które jest dla mnie obce. (...) Kiss Land jest jak horror.
Groza w japońskim stylu
Ta piosenka sprawia, że chcę jechać późną nocą do da-
kojących kawałków, także ze względu na instrumentalne
lekiej, losowej lokalizacji, Nie wiem jak Wy, ale odczuwam
przerwy, które sprawiają, że chciałoby się przykryć kołdrą
tutaj klimaty GTA – (tłum. autorskie). Tak brzmią najwyżej
i nigdy nie wychodzić z domu. Podobne motywy dostrzec
oceniane komentarze na YouTubie do utworu Blinding Li-
można w Alone Again, które zawiera elementy przypomi-
ghts, który ujrzał światło dzienne w listopadzie 2019 r.,
nające te z intro serialu Stranger Things, a w którym pod-
zanim jeszcze mogliśmy posłuchać płyty After Hours. Bez
miot upomina się o swoje „ja”, skrywane pod maską.
wątpienia już wtedy dało się wyczuć nostalgiczną aurę,
Na płycie znajdziemy także utwory, które tętnią noc-
jaką zamierza stworzyć na nowym albumie Abel Tesfaye.
nym, klubowym życiem i idealnie wpasują się w gusta
Piosenka rozpoczyna się charakterystycznym dla lat 80.
studentów, chcących odpocząć od nauki. Escape From LA,
riffem na elektronicznych klawiszach, co budzi skojarzenia
Heartless, In Your Eyes, Save Your Tears – właśnie te pozy-
z takimi zespołami jak A-ha czy Modern Talking. Połącze-
cje pozwolą Wam wrócić do nostalgicznych lat 80. Właśnie
nie tej sekwencji dźwięków z kojącym wokalem daje nam
tutaj będziecie mogli przyznać rację autorom komentarzy
efekt, o którym wspomina większość internautów – iluzji
do Blinding Lights i zapomnieć o stresie dni codziennych.
powrotu do ostatnich dwóch dekad XX w., 8-bitowych gier
Całe After Hours kreuje obraz Abela przepełnionego
komputerowych oraz samotnych, nocnych przejażdżek
tęsknotą, goryczą i pustką. Jest to z pewnością inna
autem z grającą w tle muzyką z kaset.
persona od tej, którą odnajdziemy w Starboy. Widać tutaj
Cały album The Weeknda konsekwentnie podtrzymuje
drogę, którą przechodzi znaczna większość muzyków –
poczucie izolacji i chęć ucieczki w oniryczny świat. Najbar-
zaczynają od prób stworzenia wizerunku, przechodzą
dziej odczuwalne jest to w tytułowym After Hours, gdzie
przez fascynację wzrastającą popularnością, kończą na
podmiot uzewnętrznia swoje zmęczenie otaczającym
zmęczeniu światem zewnętrznym, zagubieniu i finalnej
go światem i próbuje się od niego oderwać, chowając się
ucieczce do nieosiągalnego, przez narkotyki i sen.
w marzeniach sennych. Jest to jeden z najbardziej niepo-
36–37
The Weeknd zawsze inspirował się wszechobecną popkulturą i w tym wypadku nie było inaczej, jako że, co sam przyznał w wywiadzie, pełen grozy motyw albumu zaczerpnięty został z produkcji filmowych Davida Cronenberga czy Ridleya Scotta. Co więcej, udostępnione w internecie grafiki zapowiadające Kiss Land, jak również teledyski i wreszcie scenografia trasy koncertowej promującej album, były utrzymane w dalekowschodniej estetyce. Japońskie litery, neonowe światła i stylizowany wizerunek kota do dziś są wspominane przez fanów jako jedna z najlepszych identyfikacji wizualnych albumów.
WIKTORIA KOLINKO
Późniejsze wydawnictwa Kanadyjczyka, Beauty Behind the Madness oraz Starboy, a także My Dear Melancholy, zapewniły mu sławę oraz dużą ilość nagród, a w tym m.in. trzy statuetki Grammy. Co jest jednak najważniejsze, Tesfaye swoimi brzmieniami wpłynął znacząco na kierunek rozwoju rynku muzycznego. Siła dark R&B nigdy nie była większa, a impakt stylistyki oraz muzyki popularnego House of Balloons widać po dzień dzisiejszy, co potwierdzają największe magazyny muzyczne. W momencie pisania tego tekstu, Abel po raz kolejny stoi na czele The Hot 100 Billboardu, a jego najnowszy album, After Hours, nadal pozostaje na pierwszej pozycji najczęściej słuchanych albumów. Również singiel Blinding Lights zajmuje pierwsze miejsce w kategorii pojedynczych utworów. XO till we overdose! 0
xxxxz
Saint trilogy
wa pomiędzy wrześniem a listopadem tego samego roku, w ramach której The Weeknd wystąpił m.in. na popularnym festiwalu Coachella. Wydawcą albumu zostało amerykańskie Republic Records, z którymi Weeknd podpisał chwilę wcześniej pierwszy profesjonalny kontrakt, a prace nad jego własnym labelem XO zostały rozpoczęte. Później było już tylko lepiej.
ocena:
opowieści o pożądaniu czy zranieniu, które w całość łączy mistyczna, czasem przygnębiająca muzyka. Słowa poszczególnych utworów również pozostają po dziś dzień wielkim atrybutem House Of Balloons. Smutne, melancholijne sentencje i historie, z którymi każdy z nas może się utożsamić, nadały mixtape’owi prawdziwą, ciemną duszę. Do tego wszystkiego dodać trzeba czarującą, niepokojącą anonimowość autora. Trudno stwierdzić bowiem czy fantazje snute przez niego są wyjęte z prawdziwego życia, czy może pozostają jedynie wyobrażeniami – przecież go nie znamy. Cała składanka tak naprawdę nie pozostawiła innego wyboru niż zanurzenie się w odmętach wersów Abela Tesfaye. To wszystko sprawiało, że znudzone mainstreamowymi popowymi brzmieniami społeczeństwo obrało nowy kurs, a na jego czele znaleźli się m.in. pierwotni hipsterzy czy fascynaci muzyki alternatywnej.
The Weeknd After Hours XO/Republic
stywania w muzyce popularnej nostalgii za latami 80. ubiegłego
i przesyt ówczesnej estetyki w dzisiejszym popie, album zdecy-
wieku, osiąga właśnie swe apogeum. Kilka pierwszych przykładów
dowanie bardziej wyróżnia się w kontekście całej twórczości The
z brzegu – na scenie mainstreamowej królują ostatnio The Weeknd,
Strokes niż dzisiejszego rynku nowych wydawnictw.
Dua Lipa czy Tame Impala, których nowe wydawnictwa przesiąknięte
Jest to w zasadzie jedyne, co mogę zarzucić The New Abnormal.
są estetyką nawiązującą do tego okresu. Teraz przyszła kolej na The
Płyty słucha się naprawdę dobrze, choć zawiedzeni mogą być ci, któ-
Strokes wraz z ich albumem The New Abnormal.
rzy oczekiwali od niej energetycznych, gitarowych bangerów. Oprócz
Choć nowojorskiej grupie nieobcy jest „revival” (w końcu na
synthrockowego Brooklyn Bridge to Chorus oraz pożyczającego me-
swoich wczesnych płytach przywracali do życia garage rock), po
lodię od Billy’ego Idola Bad Decisions, piosenki są stosunkowo spokoj-
raz pierwszy weszli tak mocno w stylistykę do tej pory obecną je-
ne i powolne, a teksty często refleksyjne. Najciekawszym utworem
dynie w pojedynczych utworach ich autorstwa. W przypadku nie-
jest At the Door, do którego został ponadto nakręcony interesujący
których piosenek można odnieść wrażenie, że obcuje się z twór-
kreskówkowy teledysk. Warto również zwrócić uwagę na powta-
czością innych projektów Juliana Casablancasa – Eternal Summer
rzający się motyw drzwi, ładne partie gitarowe oraz kilkukrotnie
brzmi jak młodszy brat Instant Crush nagrany z Daft Punk, a At the
użyty przez Casablancasa falset. Choć po pierwszym przesłuchaniu
Door przywołuje solowe dokonania wokalisty. Zaraz potem zespół
skłaniałem się ku ocenie albumu na cztery magle, dam mu jednak
przypomina nam jednak o swoim sygnaturowym brzmieniu – nie-
bardziej zachowawcze trzy i pół – niech tę notę zweryfikuje czas.
Kiedy trzy lata temu Dua Lipa zadebiutowała swoim imiennym
w którym fenomenalnym rozwiązaniem okazało się wykorzy-
krążkiem, nawet w najmniejszym stopniu nie przypuszczałam,
stanie sampli z Your Woman grupy White Town. Jednym z naj-
że jego następca będzie jedną z najbardziej wyczekiwanych
mocniejszych punktów jest też oszczędne, ale bardzo udane,
przeze mnie popowych pozycji 2020 r. Tymczasem każdy ko-
basowe Pretty Please. Broni się także energiczne, ale surowe,
lejny singiel zapowiadający ten album sprawiał, że należało
oparte na jednolitym bicie Hallucinate i nieprzekombinowane
odrzucić wcześniejsze uprzedzenia. Zaczynając od funkującego
Cool. Dwie ostatnie pozycje niestety odstają od innych utworów.
Don’t Start Now, poprzez zadziorne, tytułowe Future Nostalgia
Good In Bed utrzymano w retro-aranżacji, ale całość, choć przy-
i proste, lecz porywające Physical, kończąc na wracającym do
jemna, nie przedstawia się szczególnie oryginalnie. Wciąż jednak
funkowych klimatów Break My Heart – ciekawość, czy artystka
wypada lepiej, niż zamykająca tę płytę, patetyczna ballada Boys
rzeczywiście będzie w stanie utrzymać taki poziom na całej pły-
Will Be Boys, będąca w moim odczuciu najmniej wyrazistym mo-
cie, rosła. Gdyby tak się nie stało, zawód byłby ogromny. Jednak
mentem krążka. Nie zmienia to jednak faktu, że Future Nostalgia
Future Nostalgia rzeczywiście okazuje się tym, co zapowiadały
jako całość zupełnie nie jest powodem do wstydu – Dua Lipa na-
single – taneczną, kosmiczną podróżą do przełomu lat 80. i 90.
daje nową jakość temu, co najlepsze z minionych dekad, umiejęt-
Te inspiracje poprzednimi dekadami najbardziej wyraźne są
nie łączy to z możliwościami współczesnej muzyki i ostatecznie
w syntezatorowym Levitating, wykorzystującym pewne ele-
daje dowód na to, że dance pop może być przyzwoity.
menty charakterystyczne dla space popu, oraz Love Again,
ALICJA SURMIAK
xxxxz
ocena:
Nie wiadomo jak Yves Tumor nazywa się tak naprawdę – podobno
Warp
Dua Lipa Future Nostalgia Warner
to najszczersze zwierzenie. What are you running from?
Sean Bowie, skąd pochodzi – podobno z Tennessee, ani ile ma lat –
Brak odpowiedzi kończy się poczuciem zmęczenia, dlatego
podobno 28. I można w to wszystko wierzyć – podobno. Jednak ja
od Romanticist/Dream Palette tragiczna koncepcja świata Yvesa
nie wierzę ani w to, ani w jakiekolwiek porównania jego muzykalności
unicestwia się w fajerwerkach, wyznaczających granicę pomiędzy
do tej Deana Blunta, jego liryki do tej Davida Bowiego albo jego wokalu
przeszłością, a tym co teraz. Czarne niebo pełne rozbłyskujących
do tego Prince’a. W geście odrzucenia wszelkich porównań kręcę no-
komet, ściana huczących planet, chaos gitarowy floating through
sem, bo z wiarą mi zwyczajnie nie po drodze i powiem tylko tyle: nie
what feels like/A declaration of love. Im jestem starsza, tym mniej
mogłam się doczekać Heaven to a Tortured Mind.
potrafię sobie wyobrazić, jak wielki jest kosmos; analogicznie, im
Czas sprawia, że stajemy się więźniami własnych oczekiwań,
Yves Tumor Heaven to a Tortured Mind
MICHA Ł WRZOSEK
stety wykorzystanym w tych mniej zapadających w pamięć pio-
x x x yz
Cult Records/RCA
senkach. Przez tę przytłaczającą, niezbyt odkrywczą “ejtisowość”
ocena:
x x x yz
ocena:
The Strokes The New Abnormal
Zdawać by się mogło, że trwający od kilku lat trend wykorzy-
więcej myślę, tym rzadziej wybieram skomplikowane rozwiązania,
więc w dzień premiery albumu przyglądałam się jedynie, jak Yves
dlatego tak – nie oponuję kiczowatym wyznaniom miłości typu Girl,
wymazuje mi z głowy wszelkie wyobrażenia. W ich miejsce zaczął
when I’m with you, it’s like superstars, tak – zachwycam się nie-
malować swoją wizję końca świata rodem z Apokalipsy św. Jana,
wyszukaną linią melodyczną elektrycznych riffów, tak – wtóruję
którą ugruntował gdy okazało się, że miłość jednak nie jest łaska-
wynurzającym się z nich wokalom i tak, przyznaję – łatwo przyjąć
wą, a unosi się gniewem jak przerywane dęcie diabolicznego rogu
czyjeś urojenia za swoje, gdy wieczory od środy do piątku przypo-
i wcale nie współweseli się z prawdą jak zbawienne chórki gospelo-
minają wszystkie wtorki i poniedziałki. Wychodzę jednak z zało-
we. Siedem głów perkusyjnych odciętych gilotyną i sześćset zębów
żenia, że były takie dni wiosny, lata, zimy, jesieni, które pamiętam
gitary basowej, pakt z szatańskim klarnetem i wymiana tożsamości
dostatecznie dobrze i naprawdę nie wiem, co takiego jest w tych
z jeziorem ognistych werbli, tylko po to żeby móc przyjrzeć się swojej
ostatnich trzech utworach: czy to mdlejący głos Julii Cumming czy
duszy. Drastyczna ekspresja albo czułostkowy liryzm, czasem oba.
gwiezdny pył tamburynowy w Strawberry Privilege, czy bluesowe
Glam rockowy pasaż dźwiękowy, niewysłuchane wokale falsetowe
smugi zagubionych asteroid, czy może mgławica pianin elektrycz-
Tumora: I need kerosene i odpowiedź balladowa Diany Gordon: I can
nych w A Greater Love, ale na myśl o tym mikrokosmosie wspo-
be anything you need, przesadnie nic nieznacząca. Dla niektórych
mnień beztroskich, nie dzisiejszych, I’m heavy, I begin to slumber.
ucieczka to manewr wymijający, dla innych szczyt odwagi, a dla mnie
Z U Z A P O WAG A
maj–czerwiec 2020
KSIĄŻKA
/ narkotyki Witkacego
myju, myju, bo koronaświrus
Środki higieny niemytej duszy Myjcie ręce, nie pijcie, nie palcie, nie wciągajcie kokainy, nie zaciągajcie się eterem. Ewentualnie spróbujcie peyotlu i golcie się według mojej recepty. Oto, co radzi Witkacy, aby poradzić sobie ze swoim wewnętrznym węzłowiskiem i brudną duszą. T E K S T:
Aleksandra Dobieszewska
G r a f ik a :
julia Medoń
Idzie fala przemian, która zmiecie, zniweluje wszystko, i inni ludzie, tak, inni, jakby z innej planety, wypłyną na wierzch i będą tworzyć nowe życie jakościowo niepodobne do naszego. (Fragment Pożegnania jesieni)
39–40
narkotyki Witkacego /
opełnił samobójstwo dzień po wkroczeniu do Polski wojsk radzieckich w 1939 r. Przewidywał całkowity upadek sztuki i filozofii, krytykował wynalazek radia, mówiąc o jego naiwnych słuchaczach, że są Klanem wyjącego psa. Można jedynie przypuszczać, jak wypowiadałby się na temat współczesnej telewizji i internetu. Czesław Miłosz w Traktatach moralnych pisał o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu: Umysł drapieżny. Jego książek nie czytać – prawie obowiązek… Witkacy budził wiele kontrowersji. Sam uważał, że spowodowane jest to między innymi tym, że ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojego wewnętrznego bałaganu – utajonego węzłowiska upośledzenia oraz kompleksu niższości, które w codziennych rozmowach pogrobowiec Młodej Polski starał się ujawniać. W Narkotykach. Niemytych duszach, wspierając się teoriami Freuda i Kretschmera, przedstawia zalecenia, w jaki sposób można sobie z nimi poradzić. Syntetycznie radzi, czego się wyzbyć i jak wydobyć na światło dzienne to, co siedzi głęboko skryte w ludzkiej podświadomości. W Narkotykach zamieszcza rozdziały napisane także przez innych autorów. Obrazuje i potwierdza w ten sposób swoje poglądy na temat różnego rodzaju używek i mówi, jak rozsądnie się nimi posługiwać oraz których wyzbyć się całkowicie. Jest to dla niego recepta na uzdrowienie całej ludzkości i opóźnienie nadchodzącej apokalipsy.
P
C2H5OH (etanol) Lepiej parę razy w ciągu roku upić się do nieprzytomności i przeżywać później katzenjammer (tym słowem, pochodzącym z języka niemieckiego, Witkacy określa kaca) niż popijać nieznaczne ilości alkoholu z dużo większą częstotliwością. Jedynie piwo, pite nie dłużej niż przez parę tygodni w postaci od dwóch do ośmiu „bomb” dziennie, może być korzystne. Takie postępowanie pozwoli uzupełnić potrzebne witaminy oraz jest pomocne w twórczym rozjaśnianiu umysłu. Podobnie działa herbata.
Eter Jeden z najpopularniejszych narkotyków w XX w., chętnie zażywany przez artystyczną
bohemę, powodował nadpobudliwość, a później narkotyczny sen. Na Śląsku nieraz wyprowadzano z lekcji odurzonych nim uczniów. Tańszy od wódki, stale obecny w apteczce każdej perfekcyjnej pani domu, służył jako lek na każdą dolegliwość. Matki podawały go dzieciom, a górnicy dolewali do kawy lub soku. Nasączona eterem chusteczka powodowała zanik świadomości, swego rodzaju przyjemny panteizm, który opisywał Dezydery Prokopowicz w Narkotykach, wspominając czasy, kiedy miał czternaście lat.
Nikotyna Ponoć Lew Tołstoj uważał, że ktoś, kto nie zapalił w życiu papierosa, nie jest zdolny do prawdziwej zbrodni. Jego opinię podziela Witkacy i krytykuje tę, pozornie wartościową dla intelektu, używkę. Wewnętrzne nienasycenie i pustka często zaspokajane są tym cuchnącym i nic nie dającym dymem. Jego zdaniem palacz staje się przez niego jedynie więźniem, skrępowanym łańcuchem uzależnienia.
KSIĄŻKA
Morfina Bohdan Filipowski, autor rozdziału o tym alkaloidzie, pisze, że część jego działania, wartość psychicznego anestheticum pewnych jadów, trudno wyrazić słowami. Jednak potworna cena zdrowia psychicznego i fizycznego często oznacza dla odurzonego wręcz życiowe bankructwo. Docelowe działanie morfiny można odczuć w pełni w trakcie czwartej iniekcji.
Zło zniknęło (...) okrucieństwo świata (...) rozpłynęło się, stopniało jak cukier w ukropie w ciepłej, miłej, przyjaznej atmosferze – i to tym razem bez żadnych przenośni. W przypadku uzależnienia od papierosów i alkoholu walczyć trzeba głównie z samą chęcią powrotu. Brak morfiny można porównać do przeżywania na jawie najgorszych koszmarów. Zszokowany organizm ma przestawione wszystkie tryby, krew faluje we wszystkich naczyniach krwionośnych. Panuje wewnętrzny i zewnętrzny chaos totalny.
Peyotl
Harmonijny rozwój osobowości
Ho, ho, więc to tak: z deszczu pod rynnę – tak pewnie pomyślałaby większość – że jest to kolejny krok ku narkotycznemu zatraceniu, następna trucizna. Tymczasem substancja, zawarta w tych meksykańskich kaktusach, pomogła Witkacemu wyrwać się z nałogu alkoholowego na ok. półtora roku. Powoduje niesamowite surrealistyczne wizje, otwiera umysł i wyostrza zmysły, a przy tym nie uzależnia. Są jedynie nieliczne przypadki zdegenerowanych indywiduów, wyrzutków z ginącej już niestety czerwonej rasy, które żują non stop i bez umiaru kawałki tego suszonego kaktusa zwane mescal-buttons.
Witkacy wyznaczył pewną ścieżkę. Jego zdaniem niepuszenie się, chodzenie do łaźni, poddawanie się psychoanalizie, ubieranie się stosownie do pogody, umiarkowane pudrowanie się i niesłuchanie radia doprowadziłyby do dobrobytu nie tylko jednostki, lecz także całej ludzkości. Uważał, że pomocna byłaby także całkowita prohibicja alkoholu i ograniczenie zażywania narkotyków do minimum. Witkacy, parafrazując słowa piosenki Kaczmarskiego, bardziej niż inni krztusił się nimi i dusił, aż w końcu odebrał siebie światu.
Kokaina Witkacy o przyjemnych skutkach zażywania tzw. białego obłędu, który nie wypełnia danych obietnic, bardziej szczegółowo pisze w Pożegnaniu jesieni. W Narkotykach ostrzega, że w 95 proc. przypadków długie znieczulanie się kokainą kończy się szaleństwem, męczącymi wizjami, kompletną ruiną i samobójstwem. W przeciwieństwie do morfiny wywołuje myśli, którymi później się pogardza.
Więc tylko trochę mniej oporu, Słuchajcie, ach, o kotki me. Lepiej niech wszystko będzie według wzoru, Niż żeby miało być tak bardzo „fe”
Edit. Tylko czy to wszystko nie było już przerostem formy nad treścią, a Witkacy nie był napuszonym fanfaronem? Jeśli uważał się za lepszego, powinien robić coś, aby wyciągać gorszych w górę. Zamiast tego, siedząc w domu pod wpływem twardych narkotyków, produkował elaboraty na temat różnego rodzaju kup. Każdy powinien sam
maj–czerwiec 2020
KSIĄŻKA
/ rzut okiem na kondycję współczesnej poezji
Nekrologi - debiuty lat 90. Współczesna poezja polska to nekrologi. Mrowie nekrologów. Wśród nich te mocno uderzające w istotę naszej natury. Świeże, witalne, ukazujące inną perspektywę tego, na co palce nestorów poezji wskazywały od wieków. T E K S T:
a n t e k t ry b u s
spółczesny polski poeta jak powietrza potrzebuje czytelnika. Obecni (może poza Świetlickim) giną w cieniach dawnych mistrzów. Człowiek głodny poezji, mogąc wybierać między Leśmianem, Tuwimem, Miłoszem, a Bogumiłą-Kielar, Pułką, Siwczykiem, zadaje pytanie: Kim są właściwie, do cholery, ci drudzy? To nie jest tak, że współczesnym twórcom brak talentu. Przyszło im po prostu pisać w zupełnie innych warunkach, zdecydowanie mniej sprzyjających recepcji liryki. Obecna polska rzeczywistość poetycka jest niesamowicie rozedrgana. Stoi przed nią najwięcej przeszkód i wyzwań. W porównaniu do tego cenzura z czasów zaborów czy PRL-u jest niewinną igraszką. Przyczyny trudno dopatrywać w złowieszczych mocach, lecz w samym środowisku poetyckim, rozdętym wręcz do bełkotliwych rozmiarów. Potencjalny odbiorca postawiony przed tak nieczytelnym bałaganem, który w żadnym razie nie jest dla niego intuicyjny, woli wrócić do poetyckiej strefy komfortu, aniżeli zadać sobie trud przekopania się przez niego. Wchodząc na jakikolwiek z internetowych magazynów twórczości, trudno nie dostać zawrotu głowy niczym na odpuście parafialnym. Przychodzą na myśl słowa Różewicza – pisanie wierszy nie jest jednoznaczne z byciem poetą. Będąc porażonym feerią tak różnorakich perspektyw, trudno nie odnieść wrażenia, że cenzusy poetyckie praktycznie zanikły. Dziś dochodzimy więc do pewnego rodzaju nielogiczności. Trudno ten stan rzeczy określić jako wyłącznie negatywny, jednak jeszcze daleka droga przed badaczami, by wskazać przodujących twórców, którzy z perspektywy czasu odcisną wymierne piętno na polskiej literaturze. By w pewnym stopniu ułatwić zainteresowanemu czytelnikowi poruszanie się po gąszczu polskiej poezji współczesnej, powstał ten skromny wybór poetów, mających swoje debiuty w latach 90.
W
Marzanna Bogumiła-Kielar Rzeczywistość pośmiertna to jeden z kluczowych elementów naszej egzystencji. Liczba związanych z nią teorii jest wręcz onieśmielająca. Wyjątkowo zbliża nas do niej poezja Marzanny Bogumiły-Kielar. Jest ona niczym podniesienie do rąk grudki ziemi i uświadomienie sobie, że owa materia kiedyś oddychała, odczuwała cierpienie, jak i przyjemność. Praktycznie nie różniła się od nas. Ta per-
40–41
G r a f ik a :
spektywa, aż nazbyt rzeczywista, pozwala nam dostrzec nas samych. Śmierć w owej liryce jest jednym z najczęściej pojawiających się motywów. To ona rysuje się jako góry lodowe, przez które przeciska się szpitalne łóżko ciężko chorego, to ona jest naszymi palcami gotowymi, by zmiażdżyć mrówkę; jesteśmy nią spowici. Gdy uświadomimy to sobie podczas lektury, nie poczujemy przygnębienia, a zgoła coś odwrotnego, nieśmiertelność nas jako cząstek i ich wieczną wędrówkę. Fenomen Marzanny Bogumiły-Kielar polega na tym, że w zwięzłe zdania i formy potrafi zamknąć zapach lasu, zachodzące słońce czy mazurskie jeziora, nad którymi się wychowywała. W połączeniu z głębokimi relacjami rodzinnymi miały one nieoceniony wpływ na kształtowanie się jej wrażliwości poetyckiej. Liryka poetki jest nasycona obrazami przyrody, staje się odbiciem człowieka. Trudno nie mówić tu o unikatowości co najmniej na skalę kraju. Zachwyt nad artystką znajduje potwierdzenie w licznych tłumaczeniach i nagrodach przyznanych jej zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju. Są to jednak tylko formalności, gdyż wielkość tej poezji tkwi w ponadczasowej kontemplacji natury.
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki Filary twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego tworzą swoistą triadę, na którą składają się śmierć, cielesność oraz codzienność prowincjonalna. Pierwszy z elementów kreślony jest w ciemnych, gnilnych barwach, szczególnie gdy w utworach zostaje poruszony temat choroby zarówno fizycznej, jak i psychicznej u bliskich członków rodziny. Powolne odchodzenie z tego świata matki poety pozbawione jest jakiejkolwiek godności. Umieranie krzyżuje się na stronach książek poetyckich Tkaczyszyna-Dyckiego z poszukiwaniem identyfikacji seksualnej syna, miłości, pożądliwości wobec ciał – męskich, żeńskich. Ucieczka od predestynacji kończy się jej pukaniem do drzwi, narodzinami nowej śmierci, płaczącej w powijakach. Wszystko to osadzone jakby w realiach prowincji, która ulepiła takiego poetę. Nazwiska osób dawno już zmarłych, niegdyś zamieszkujących Ziemię Lubaczowską, kształtują jej odmienny wymiar. Pod Gąśniewskimi, Dzieduszyckimi, dalszymi ciotkami i stryjami skrywają się dzieje wsi z polsko-ukraińskiego pogranicza.
M a r t y n a B o r o dz i u k
Jedyna w swoim rodzaju poetyka Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego polega na świadomym czerpaniu z barokowej tradycji. Szczególnie dotyczy to operowania symboliką, tj. trumnami, czaszkami, gnijącym ciałem – frenezją romantyczną. Ujęty w wypracowanym przez lata języku poety człowiek sprawia wrażenie kruchego, słabowitego, a przede wszystkim idealnie nadającego się do gnicia.
Krzysztof Siwczyk Debiutujący w 1995 r. tomikiem Dzikie Dzieci osiemnastoletni poeta z Gliwic przyprawił o zawrót głowy polskie środowisko, z marszu zgarniając Główną Nagrodę I Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina. Od początku nie było wątpliwości, że mamy do czynienia z niemałym potencjałem. W debiutanckiej książce Siwczyk przedstawia kwestie zaprzątające głowy młodzieńców wchodzących w dorosłość – Boga oraz seksualność. Do ich opisu używa dojrzałego języka poetyckiego, rzadkiego nawet u poetów debiutujących we względnie starszym wieku. Sytuacje liryczne kipią, w dobrym tego słowa znaczeniu, szczeniactwem. Jeden z wierszy opisuje posypywanie piaskiem chodnika, podczas gdy ludzie wraz z dziećmi zmierzają do kościoła. Jednak podmiot liryczny po skończonej pracy zamiast nawiedzić świątynię, woli poznać się bliżej z sympatią czekającą na niego w mieszkaniu. W pewnym sensie będzie to intymniejsze obcowanie z Bogiem. Właśnie te momenty składają się na tomik Dzikie dzieci. Jest on swoistym dziennikiem dojrzewania, zapisem pierwszych kontaktów seksualnych, procesem zyskiwania umiejętności obserwowania Boga w swym otoczeniu. Krzysztof Siwczyk znany jest również z roli Rafała Wojaczka z filmu Lecha Majewskiego, opowiadającego o ostatnich dniach wybitnego powojennego poety. Jest on ściśle związany z dziedzictwem Tego, który był, a jako pracownik Instytutu Mikołowskiego przekuwa Rafała Wojaczka w tego, który jest, czyniąc spuściznę po nim wciąż żywą i istotną w polskiej kulturze. Ostatnio nakładem wydawnictwa a5 ukazała się jego nowa książka poetycka Osobnikt. Przedstawieni autorzy to jedynie fragmencik czubka góry lodowej współczesnej polskiej poezji, której poznawanie jest intrygującą wyprawą w nieodkryty jeszcze teren. To droga ku odsłonięciu jakby drugiej przestrzeni polskich serc – nekrologów, różnych bardziej niż kiedykolwiek. 0
filozofia na dziś /
KSIĄŻKA
Nietzsche - sam przeciwko wszystkim Filozofia wolności, myśl zbudowana przez Nietzschego, księcia boleści, adresowana do elit nieznanych w środowisku akademickim. Czy obecnie ma w sobie coś aktualnego, a może jej przesłanie to jedynie kreseczka na osi czasu historii? s a r ah b o m b a
iektórzy twierdzą, że myśl nietzscheańska to źle wykorzystany potencjał wybitnej jednostki, która swoje rozważania poświęciła pesymistycznej wizji natury ludzkiej, zabarwiając rzeczywistość ponurymi kolorami egzystencji. Nie zostały one jednak właściwie zrozumiane, również przez twórców ideologii nazistowskiej. Nietzsche budzi kontrowersje w prawie wszystkich umysłach, począwszy od profesorów, a skończywszy na liberałach. Krytyka dzieł, które wyszły spod jego pióra, dotyczyła każdej grupy społecznej i zmieniła ludzkie wyobrażenia, dotyczące porządku świata, życia czy kwestii zasad etyki. Moralność nietzscheańska znacznie różni się od powszechnie rozumianego znaczenia tego słowa. Oddałem, jak słuszna, Bogu cześć i uczyniłem go ojcem zła. Jego rozważania, smutki i boleści w głównej mierze wynikają z jednego pytania, na które szukają odpowiedzi wszystkie istoty ludzkie: jakie jest wytłumaczenie zła w pozornie dobrym świecie? Zło ukrywa się w każdym: Człowiek jest najokrutniejszym ze wszystkich zwierząt. Poprzez uczestniczenie w tragediach, walkach byków i ukrzyżowaniach poczuł się najswobodniej na Ziemi i kiedy wymyślił piekło znalazł swoje niebo na ziemi. Pesymistyczny obraz ludzkiej egzystencji nieustannie towarzyszył Nietzschemu. Ten wielki indywidualista zarzucał teologom hipokryzję i głoszenie utopijnych zamiarów, nieadekwatnych do ponurego światła rzeczywistości. Według niego wyznawane przez nich wartości okazują się sprzeczne z ludzkim postępem, gdyż nie są zbudowane na miłości, lecz na nienawiści i fanatyzmie, które składają się na chrześcijańską moralność. Człowiek rodzi się w cierpieniu i także w nim umiera. Jego życie to pasmo bólu, nato-
N
miast wszystkie skrzywienia umysłowe wynikają z wiecznego niezaspokojenia, któremu stawia czoła istota ludzka.
źródło graf.: Wikipedia.pl
T E K S T:
Pieniądz jako obiekt ludzkich pożądań Człowiek jest istotą wiecznie nienasyconą. Krytyka nietzscheańska dotyka także liberałów, ponieważ dla tej konkretnej grupy najważniejsze jest to, z czego jej członkowie mogą czerpać korzyści – różnego rodzaju wyzwania, które mogą wzmocnić jednostkę, bardzo często kosztem bliźnich. Nietzsche w Genealogii moralności wyróżnia moralność Pana – liberała, skupiającego się na samym sobie i na swoim mikrokosmosie oraz moralność niewolnika, obciążonego tak ciężkim jarzmem egzystencji, że największą jego boleścią staje się przymus do życia. Te rozważania prowadzą ku jednej refleksji: dobro i szczęście wspomnianego Pana mają swoje źródła w rodzinie, która zwalcza jego nudę i samotność oraz w bliskich i przyjaciołach, którzy służą jedynie rozrywce… Nadzieje niewolnika na lepszy los nie mają zaś głębszego sensu – zostały uśmiercone. Niewolnik dodatkowo buntuje się wewnętrznie przeciwko wszystkim różniącym się od niego. Uważa ich za wrogów, gdyż sam jest ofiarą dobrobytu Panów.
sad i życia grupy. Dodatkowo wspomniana idea, w rozumieniu Nietzschego, zakłada tak rozległy poziom władzy w państwie, jakiego despotyzm nigdy nie osiągnął. Tym samym formalnie unicestwia jednostkę, która musi wtopić się w szarość bezbarwnych mas. Lecz czy socjalizm nie jest jedynie fascynacją, która szczytnymi ideami przyciąga masę wiernych, posłusznych baranków szukających drogi?
Przeznaczenie istoty ludzkiej Człowiek zagubił się we wszystkich koncepcjach, które zdołał wytworzyć. Niejednokrotnie zachwycał się ideami, później od nich odchodził, aby ulec następnym, wpadając ze skrajności w skrajność. Fryderyk Nietzsche stawia na indywidualizm, na przekraczanie granic ludzkiego pojmowania rzeczywistości. Tak właśnie rodzi się mityczny nadczłowiek, istota transcendentna, sytuująca się ponad wspomnianymi grupami, o której można przeczytać w Tako rzecze Zaratustra. W niniejszym rozumieniu rzeczy, Nietzsche jako filozof plasuje się ponad doczesnym porządkiem, walcząc samotnie przeciwko wszystkim. Każdy może zatem utożsamiać się z jego postacią, gdyż będąc wewnętrznym buntownikiem, okazuje się toczyć walkę z innymi. 0
Człowiek jest najokrutniejszym ze wszystkich zwierząt. Poprzez uczestnicze-
nie w tragediach, walkach byków i ukrzyżowaniach poczuł się najswobodniej na Ziemi i kiedy wymyślił piekło znalazł swoje niebo na ziemi. Kolejnym wrogiem wydaje się ideologia mająca na celu ustanowienie ładu społecznego na zasadach gospodarczej wspólnoty. Nietzsche pisze: Socjalizm jest fanatycznym młodszym bratem despotyzmu, po którym pragnie przejąć dziedzictwo. Obydwa nurty łączy tendencja do bezwzględnego postępowania oraz naginania do swojej woli powszechnie przyjętych za-
maj–czerwiec 2020
KSIĄŻKA
/ z serii książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią
Nie tylko dla obłąkanych Uwaga: autor ostrzega czytelnika przed zawartością! To powieść-tajemnica, powieść-introspekcja, powieść-sen. Czy tylko szaleńcy mają prawo wstępu, by poznać traktat? T E K S T:
Aleksandra Orzeszek
dyby okładkę Wilka stepowego, jak w Teatrze Magicznym, uznać za prolog książki, niepotrzebne byłyby dalsze wyjaśnienia lub opracowanie Volkera Michelsa. Wyjący wilk z tyłu głowy – oto co widzi (a może słyszy?) czytelnik, sięgając po powieść z niebieskim grzbietem, przywodzącym na myśl niebo nad stepami i melancholię głównego bohatera. Wznowienie powieści Hermanna Hessego (niech będą dzięki wydawnictwu Media Rodzina!) zachęca do obdarzenia większą uwagą autora nagrodzonego Noblem za szlachetnie podniosłą i różnorodną poezję, która zawsze wyróżniała się świeżością natchnienia i rzadko spotykaną czystością ducha.
G
g r a f ik a :
Przekuć myśl o samobójstwie Harry Haller przemierza ulice miasta, które mogłoby być każdą większą aglomeracją, walczy z rozbiciem tożsamości i szuka „zakotwiczenia”. To brzmi jak bildungsroman, lecz czytelnik ma wrażenie, że życie głównego bohatera zaczyna się dopiero
Habent sua fata libelli Opuszczając wersy liryki, warto powiedzieć, że Hesse wspomnianym powiewem inspiracji i spirytualizmem zaraża również na kartach Wilka. I to jakże skutecznie! Na początku rodzi się pytanie o odbiorcę tej opowieści. Inicjały protagonisty (HH) i jego alter ego każą sądzić, że powstała dla samego autora. Autobiografizm ginie jednak pod powierzchnią wątków surrealistycznych. To one wkraczają na pierwszy plan (oczywiście poza delikatnie wspomnianym smutkiem i autodestrukcją). Warto pokusić się o stwierdzenie, że to książka dla filozofów kultury, marzycieli czy miłośników jazzu, rozbrzmiewającego często w czasie dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to szwajcarski wydawca zdecydował się na publikację historii. Choć to Niemcy, czy raczej Rzesza Niemiecka, były ojczyzną pisarza, pacyfizm zmusił go do emigracji. Szwajcaria, najbardziej neutralny militarnie kraj, jawiła się jako oczywisty wybór. Do Polski Wilk dotarł już dwa lata po premierze, lecz większy rozgłos zyskał dopiero w latach 60., dzięki popularności w hipisowskich kręgach. Muzyka, opiaty powodujące senne wizje, wolność miłości i pokój – oto czym zachwycały się dzieci kwiaty. Czy tylko?
42–43
M a r t y n a b o r o dz i u k
Przez problemy natury psychicznej, z jakimi zmaga się Harry, książka przypadnie do gustu także kontynuatorom czy miłośnikom nauki Wilhelma Wundta. Jednak spłycenie osobowości bohatera do schizofrenii, jak zostało pokazane w ekranizacji Freda Hainesa z 1974 r., jest zbytnim ograniczeniem. Autor, zafascynowany myślą Wschodu, zdaje się mówić, że człowieka nie należy upraszczać i zamykać w ramach jednej tożsamości: W rzeczywistości żadne „ja”, nawet najbardziej naiwne, nie jest jednością, lecz bardzo zróżnicowanym światem, małym gwiaździstym niebem, chaosem form, stopni i stanów, dziedzicznych obciążeń i możliwości. Każda jednostka dąży do uznania tego chaosu za jedność i mówi o swoim „ja”. To dość śmiałe i odważne, ale jakże fascynujące i zachęcające do sięgnięcia po lekturę!
Fantastyki nigdy za wiele
w wieku średnim – wtedy poznaje tę postać. Odpowiedź jest prosta: gdy ktoś wybiera samobójstwo w pięćdziesiąte urodziny, jest otwarty na nowe doświadczenia, bo nie ma niczego do stracenia i liczy na cud, który go zatrzyma. Stąd niezwykła fabuła. Jak walczyć z bólem egzystencjalnym lub wszechogarniającą samotnością, rodzącą poczucie pustki? Hesse spieszy z wyjaśnieniem: Całe życie jest takie, mój mały, i musimy je takim pozostawić, a jeśli nie jesteśmy głupcami, to musimy się z tego śmiać. Czytelnik znajdzie jednak na ostatnich kartach powieści rodzaj pocieszenia i wskazówki (niech te pozostaną tajemnicą).
Na początku tekstu został wspomniany Teatr Magiczny, który jest miejscem, gdzie akcja powieści osiąga punkt kulminacyjny, a granica między rzeczywistością a fikcją, życiem a snem (rodem z dramatu Calderóna de la Barki), prawdą a iluzją rozmywa się do tego stopnia, że czytelnik przestaje wierzyć temu, co widzi główny bohater. Pobyt w niezwykłych pomieszczeniach, gdzie Harry krąży jak po labiryncie i zostaje poddany próbom, czy jego kontakt z dziwną substancją psychodeliczną – to momenty, na które warto czekać do ostatnich stron. Zbrodnią byłoby pominąć wzmiankę o konstrukcji szkatułkowej Wilka. Powieść w powieści o opowieści – to dość enigmatyczne, ale uzasadnione określenie. Po pierwszoplanowym bohaterze zostają notatki, w których pojawia się Traktat o wilku stepowym (najbardziej refleksyjny moment dzieła Hessego), gdzie mężczyzna, dziwnym trafem, czyta o samym sobie. Budowa utworu jest niejednoznaczna jak umysł samego bohatera i potęguje efekt wielości, rozbicia – doktryny concordia discors, która napędza całą powieść. Nie szkoda niczego, co minęło. Szkoda tylko tego, co jest teraz i dzisiaj, szkoda tych wszystkich godzin i dni, które traciłem, które tylko cierpliwie znosiłem, które nie przynosiły ani darów, ani wstrząsów. A ta lektura jest daleko od mitrężenia czasu – nawet dla tych „nieobłąkanych”. 0
recenzje /
KSIĄŻKA
Psychodeliczny przełom* W Szwajcarii LSD oraz MDMA są używane
Czytelnik ma ponadto okazję zapoznać się z kontrowersyjną historią psychodelików w kul-
w praktykach terapeutycznych, w tym w terapiach
turze zachodniej oraz z bardzo śmiałymi hipotezami niektórych specjalistów, wypowiadających
grupowych. W Stanach Zjednoczonych bada się
się na temat potencjalnego wpływu halucynogenów na ewolucję człowieka. Dodatkowo zacie-
wpływ psylocybiny na osoby chore na raka, a przy
kawić mogą informacje o znanych i cenionych osobach, które publicznie przyznawały się do
Imperial College w Londynie działa Centrum na rzecz
swoich eksperymentów z LSD – takich jak John Lennon, Francis Crick (laureat nagrody Nobla)
Badań Psychodelicznych. Co kryje się za nową falą
czy Steve Jobs. Interesujące są także najnowsze doniesienia na temat obecności DMT, sub-
zainteresowania psychodelikami na Zachodzie?
stancji nielegalnej niemal na całym świecie, w organizmach zwierząt oraz spekulacje na temat
źródło: materiały prasowe
Maciej Lorenc w książce Czy psychodeliki
występowania tego związku w ludzkim ciele.
uratują świat? próbuje przedstawić wiary-
Książka może wzbudzać zdrowy sceptycyzm ze względu na swój jednostronny wydźwięk,
godne informacje dotyczące substancji psy-
gdyż zarówno autor, jak i jego rozmówcy, wydają się być przekonani o pozytywnym wpływie
chodelicznych i jednocześnie wyjaśnić zja-
omawianych substancji na funkcjonowanie człowieka.
Adam woźniak
wisko „psychodelicznego renesansu”, które nabiera coraz większego znaczenia w krajach zachodnich. Przeprowadza w tym celu serię wywiadów z badaczami, lekarzami,
Czy psychodeliki uratują świat?
psychologami i kulturoznawcami, którzy od lat zajmują się tematem halucynogenów.
Maciej Lorenc
Jest to jedna z pierwszych pozycji w Polsce o takiej tematyce, co może czynić lekturę
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
szczególnie interesującą. Niewątpliwą zaletą książki jest możliwość zapoznania się
Warszawa 2019
z rozmaitymi refleksjami osób pochodzących z odmiennych kręgów kulturowych i społecznych. Autor prezentuje także poglądy naukowców pogłębiających aktualny stan
ocena:
88887
wiedzy o substancjach psychoaktywnych. Są wśród nich psycholog James Fadiman, zajmujący się wpływem LSD na kreatywność od lat 60. ubiegłego wieku, oraz antropolog Michael Winkelman, opisujący użycie halucynogenów wśród rdzennych mieszkańców Brazylii. Na szczególną uwagę zasługuje psychofarmakolog Roland Griffiths, jeden
*Cytat z książki:
Maciej Lorenc: Czego współcześni mieszkańcy świata zachodniego mogą nauczyć się z doświadczeń psychodelicznych?
z prekursorów współczesnych badań nad psychodelikami, który obecnie zajmuje się
James Fadiman: Gdyby to pytanie zadała osoba bez jakiejkolwiek wiedzy na temat psycho-
wpływem psylocybiny (substancji czynnej grzybów halucynogennych) na funkcjono-
delików, mógłbym odpowiedzieć, że to trochę tak, jakby niepiśmienny człowiek zapytał biblio-
wanie ludzkiego umysłu.
tekarza, czego może się nauczyć w bibliotece.
źródło: materiały prasowe
Niemy krzyk* Historia nietypowej pacjentki szpitala
thriller” – jak zapewnia okładka – wprowadza czytelnika w świat mrocznych tajemnic,
psychiatrycznego zyskała międzynarodo-
szokujących wydarzeń, których nikt nie powinien być świadkiem, i zapewnia dreszcz
we uznanie, a na Bestsellerach Empiku 2019
emocji trzymający w napięciu do ostatniego słowa.
nagrodę za najlepszy thriller psychologicz-
Alex Michaelides swoje najnowsze dzieło opiera na wiedzy zdobywanej przez lata – studio-
ny. Czy najnowsze dzieło Alexa Michaelidesa
wał psychoterapię na Cambridge, a następnie pracował jako opiekun psychiatryczny dla mło-
jest warte uwagi?
dzieży. Niezaprzeczalnym atutem Pacjentki jest więc wiarygodne przedstawienie psychologii
Pozornie idealny świat popularnej malarki
postaci, związane z wykształceniem autora. Twórcy można zarzucić jednak mniej odpowia-
legł w gruzach, gdy oddała pięć strzałów pro-
dający rzeczywistości obraz środowiska medycznego. Ponadto nadmiar istotnych wydarzeń
sto w twarz męża. Od tego momentu wpada
powoduje u czytelnika konsternację i dysonans w śledzeniu losów poszczególnych bohaterów.
ona w spiralę milczenia i zostaje umieszczona
Mimo swoich wad historia Alicii Berenson gwarantuje pełnię wrażeń – wnikliwie zagląda
w zakładzie psychiatrycznym o zaostrzonym
w meandry ludzkiej psychiki i skłania do refleksji, dobitnie obrazując postawę człowieka wo-
rygorze. Młody terapeuta Theo jest zaintry-
bec traumy. Przeraża, uzmysławiając, że żadne emocje nie mogą zostać pogrzebane, a milczenie
gowany historią pacjentki. Z czasem zacieka-
często jest wyrazem błagalnego wołania o pomoc. Pacjentka zadowoli zarówno fanów psycho-
wienie przeradza się w fascynację i Faber po-
logii, jak i emocjonalnego rollercoastera.
Anna Gondecka
dejmuje walkę o każde słowo Alicii. Poznając kobietę, lekarz nieoczekiwanie odnajduje łączące ich cechy. Terapeuta musi uporać się nie tylko z emocjami podopiecznej, ale
Pacjentka
także rozpocząć podróż w głąb własnej psychiki.
Alex Michaelides
Alicia Berenson miała 33 lata, gdy zabiła męża – to pierwsze zdanie, które z impetem wprowadza w historię kobiety obraz Theo Fabera. Czytelnik z zapartym tchem po-
Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2019
znaje ukryte zakamarki psychiki nie tylko pacjentki, ale również terapeuty, a pytanie
dlaczego Alicia dokonała morderstwa? z każdą przeczytaną stroną traci na znaczeniu wobec dużo ciekawszych rozwiązań fabularnych. Główną siłą Pacjentki jest podwójna
ocena:
88887
narracja – historia przedstawiona oczami Theo i zapiski z pamiętnika Alicii ukazują pełne spektrum emocji bohaterów. Dzieło Michaelidesa czyta się z łatwością, na co wpływa porywająca fabuła i zaskakujące zwroty akcji, przez które niemożliwe wydaje się
* Cytat z książki:
porzucenie podróży w zewnętrzy i wewnętrzny świat bohaterów. Ten „wyrafinowany
Wierzę, że wszyscy jesteśmy wariatami, tylko w różny sposób.
maj–czerwiec 2020
SZTUKA
/ Tadeusz Kantor
Nie można być ciągle na fali – trzeba być falą; nie należy się przejmować, że „odpływa” – fale wracają.
Człowiek orkiestra Wyobraźnia artysty nie jest ograniczona rzeczywistością, lecz w niej się obraca. Historia człowieka, który musiał stworzyć instrument, żeby na nim zagrać. T E K S T:
mar i a W r ó b el
nieważ jego działania przenikały się
kle głośną premierą była Umarła klasa, która zapoczątkowała ostatni nurt w twórczości Kantora – teatr śmierci. W 1980 r. napisał o tej idei: Teatr jest miejscem odsłaniającym, jak jakieś tajne rzeczne brody, ślady „przejścia” z „tamtej strony” do naszego życia. Przed oczyma widzów staje AKTOR, przyjmując kondycję UMARŁEGO. Spektakl, zbliżony w swym charakterze do obrzędu i ceremonii, staje się operacją wstrząsu. Nazywam go chętnie metafizycznym. Umarła klasa, po raz pierwszy przeniesiona na scenę 15 listopada 1975 r., przyniosła autorowi ogromną sławę. Była grana przez kolejnych 11 lat, a łącznie została wystawiona 1500 razy. Na podstawie autorskich scenariuszy (nazywanych przez Kantora partyturami) powstały także spektakle Wielopole, Wielopole, Niech sczezną artyści, Nigdy już tu nie powrócę oraz Dziś są moje urodziny. Ostatnią produkcję aktorzy musieli dokończyć samodzielnie. Mimo swojego słynnego powiedzenia: Nie wolno umierać przed premierą! Kantor zmarł w trakcie prób. Miał także zwyczaj uczestniczenia w spektaklach jako „mistrz ceremonii”. Przyglądał się, niekiedy także interweniował. W sztuce Dziś są moje urodziny grało jedynie puste krzesło. Kantor jednak wciąż był symbolicznie obecny – z offu leciało nagranie jego głosu, rozpoczynające się słowami: I znowu jestem na scenie. Voila. Chyba nigdy tego zwyczaju jasno nie wytłumaczę ani państwu, ani sobie.
i zazębiały, układając się w jednolity
MALARSTWO
adeusz Kantor urodził się w Wielopolu Skrzyńskim w 1915 r. Był synem Mariana Kantora i Heleny z Bergerów. Gdy wybuchła wojna jego ojciec wyjechał na front i nie powrócił już do rodziny. Tadeusz uczył się na początku w rodzimej miejscowości, później uczęszczał do gimnazjum w Tarnowie. W latach 1934–1939 studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie rozwijał się pod okiem m.in. Karola Frycza. Świat czekał na kolejną ikonę sztuki.
T
TEATR W teatrze zadebiutował już jako student, inscenizując wraz z kolegami Śmierć Tintagilesa Maeterlincka. Podczas okupacji założył konspiracyjny Teatr Niezależny, który grał w prywatnych mieszkaniach. Wystawił tam m.in. Balladynę Juliusza Słowackiego i Powrót Odysa Stanisława Wyspiańskiego. Później, w 1956 r., powstał słynny Cricot 2, w którym Kantor realizował swoje najsłynniejsze sztuki. Pierwszą z nich była Mątwa, dla której inspirację stanowił tekst Stanisława Ignacego Witkiewicza. Kolejne spektakle były manifestami coraz to nowszych idei, przez które Kantor przedzierał się w poszukiwaniu artystycznego „ja”. Przedstawienie pod tytułem W małym dworku wyrażało ideę teatru informel (mechanicznego, automatycznego), sztuka Wariat i zakonnica realizowała ideę teatru zerowego (akcja sprowadzona do zera), Kurka wodna to teatr happeningowy (sprzeciwiający się iluzji), a spektakl Nadobnisie i koczkodany reprezentował teatr niemożliwy (kryzys konwencjonalnego miejsca teatralnego, który spowodowała neoawangarda oraz przeistoczenie aktorów w bio-obiekty). Ten ostatni typ spektaklu był wystawiany w specjalnie skonstruowanej szatni (czyli w miejscu najniższej rangi), a widzowie stali przed wejściem na salę, z którego wyłaniali się aktorzy, wypowiadający fragmenty dramatu Witkacego. Oprócz nich w spektaklu pojawiły się bio-obiekty, takie jak Człowiek z deską
44–45
źródło: Wikimedia Commons
w plecach czy Księżniczka Kremlińska zamykana w kurniku. Grzegorz Niziołek dostrzegł w tym spektaklu nawiązanie do Holocaustu. Bezwzględni szatniarze odzierali widzów z ubrań, a później odbywała się selekcja – wydzielano grupę widzów mającą odegrać Mandelbaumów, wręczano im żydowskie ubrania
Morze twórczości Kantora nie daje się włożyć w żadne szufladki, po-
proces twórczy. i brody, a następnie zamykano w oddzielnym sektorze. W ówczesnych recenzjach nie wspominano jednak o tej interpretacji, co Niziołek szerzej określa jako zjawisko marginalizowania wątku Zagłady. W końcu Kantor zaczął wystawiać w Cricot 2 autorskie spektakle. Pierwszą i niezwy-
Chociaż Tadeusz Kantor jest uznanym człowiekiem teatru, wiele osób kojarzy tę postać z malarstwem. W trakcie drugiej wojny światowej odsunął tę pasję na dalszy plan, by zajmować się teatrem, jednak po 1945 r. powrócił do swojej fascynacji sztukami plastycznymi. Z początku obrazy nasycone były tematyką społeczną – pierwsze powojenne, z lekka kubistyczne prace przedstawiały praczki, piekarzy – portrety zwykłych ludzi. Wróciwszy z Paryża (po 1947 r.), tworzył kolejne dzieła, inspirowane surrealizmem, na których przez zdeformowane, od-
Tadeusz Kantor /
Umarła klasa kształcone ludzkie sylwetki prześwitywał powojenny lęk i trauma. W 1948 r. zorganizował Wystawę Polskiej Sztuki Nowoczesnej w krakowskim Pałacu Sztuki, na której dzieła wystawiali artyści z wielu zakątków Polski. Przez kilka lat Kantor nie był aktywny artystycznie, jednak już w połowie lat 50. powrócił w tematyce informelu. Owocami tego okresu były abstrakcyjne, swobodne obrazy będące kompozycjami barwnych linii, plam i kleksów, ze znacznym udziałem czerni. Przez sztukę ambalażu (działalność w sztuce współczesnej związana z zasłanianiem, opakowywaniem) dobrnął w końcu do stylu bardzo bliskiego stylistyce teatru, który uprawiał u schyłku swojego życia. W dziełach nawiązywał do dzieciństwa, przeszłości. Nostalgiczne, refleksyjne obrazy wypełniała ponura, chłodna kolorystyka.
HAPPENING Poza malarstwem i teatrem Tadeusz Kantor zajmował się także happeningiem. Ta forma artystycznego wyrazu polega na występie o zaplanowanym początku, ale nieznanym końcu. Happening można porównać do teatru bez granicy między widownią a sceną, bez biletów, bez dzwonków sygnalizujących koniec przerwy między aktami. Kantor tworzył wy-
powiedzi na pograniczu sztuk plastycznych oraz teatru, mające charakter częściowo zaplanowanego publicznego wydarzenia, otwartego na improwizację oraz interakcję z odbiorcami. Jednym z nich był List . 29 stycznia 1967 r. siedmiu zawodowych listonoszy przeniosło do Galerii Foksal długi na czternaście i wysoki na dwa metry list z Poczty Głównej na Ordynackiej. Kantor ustawił także sprawozdawców, którzy niczym spikerzy na meczu piłki nożnej relacjonowali pokonywaną przez listonoszy drogę. Już od 1963 r. na jego wystawach formę ambalażu przyjmowały paczki i koperty. Poczta była dla Kantora miejscem, gdzie przedmiot „wymyka się swemu losowi”, znajduje się w stanie przejściowym, w próżni między nadawcą a odbiorcą. Najsłynniejszym happeningiem Kantora jest Panoramiczny happening morski nazywany także Koncertem fal . Ubrany we frak malarz Edward Krasiński stał zwrócony ku horyzontowi na podeście zanurzonym w wodzie i dyrygował falom. Jedyną dokumentacją tego dzieła jest fotografia Eustachego Kossakowskiego. Koncert fal był źródłem inspiracji między innymi dla włoskiego zespołu Nothing for Breakfast. W teledysku do piosenki Castle Falls postaci o różnych historiach nio-
SZTUKA
źródło: Wikipedia
są pod pachami leżaki i idą w kierunku plaży. Biała płachta rozdziera się, odsłaniając przed nimi morze, a chwilę później nadchodzi dyrygent z drabiną, również pod pachą, i rozpoczyna koncert. Zdjęcie Koncertu fal doskonale oddaje także osobowość artystyczną Kantora. Każda fala była inna, niepowtarzalna, przynosiła ze sobą coś zaskakującego, posłusznie poddając się batucie dyrygenta. Podobnie jego dzieła – powstawały wraz z przypływem inspiracji i przemieniały znaną do tej pory rzeczywistość w rzeczy, o których nikomu by się nawet nie śniło. Morze twórczości Kantora nie daje się włożyć w żadne szufladki, ponieważ jego działania przenikały się i zazębiały, układając się w jednolity proces twórczy. Swój malarski talent i wykształcenie namiętnie wykorzystywał w teatrze – nie tylko był wybitnym scenografem, lecz także tworzył szkice aktorów zespolonych z obiektami, a jego spektakle cechowała niezwykła estetyka. Happeningi łączyły w sobie elementy malarstwa, sztuk wizualnych oraz teatru. To one dały Kantorowi pole manewru do zniesienia podziału scena-widownia. Te trzy dziedziny (i wiele innych), którymi się zajmował, stworzyły symfonię, która zrewolucjonizowała sztukę XX w. 0
maj–czerwiec 2020
SZTUKA
/ niezawodne filmy
Scenografia na kryzysowe czasy Co sprawia, że istnieją niezawodne filmy, po które sięgamy, gdy chcemy poczuć się lepiej? Co ogrzeje nas od środka, kiedy pada deszcz za oknem, a my marzymy tylko o położeniu się pod ciepłym kocem na kanapie, z kubkiem ulubionej herbaty w dłoni i obejrzeniu czegoś przyjemnego? T E K S T:
mar i a ry b arc z y k
astanawiające jest to, że mimo ogromnej różnorodności gatunków, stylów i gustów, nasze listy „filmów na pocieszenie” są pod względem wizualnym zaskakująco podobne. Ośmielę się postawić tezę, że mniej ma to wspólnego z akcją, scenariuszem, z tym, czy reżyser dostał Oscara, lub czy główni bohaterowie są atrakcyjni. Według mnie ważny jest sposób, w jaki dany film został nakręcony, jego ogólny wizualny styl. W tekście przeanalizuję niektóre z moich ulubionych wyborów filmowych na kryzysowy dzień pod kątem scenografii i stylu realizacji, oraz spróbuję odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę sprawia, że te filmy „ogrzewają”. Lista jest subiektywna, ale podejrzewam, że w obecnej sytuacji, kiedy wiele z nas zapewne dłużej przebywa z Netflixem niż z innymi ludźmi, może mieć jeszcze więcej wspólnego z waszymi wyborami niż zazwyczaj.
Z
Kolor vs. światło Najbardziej oczywistą cechą, która może do nas przemawiać w tych filmach jest ciepła, tętniąca życiem kolorystyka ujęć. Widać to wyraźnie w jednej z najsławniejszych francuskich komedii romantycznych, Amelii. Sposób nakręcenia produkcji sprawia, że widz czuje się, jakby oglądał sen albo bajkę, co zostało osiągnięte w dużej mierze dzięki podkręconej, nienaturalnie ciepłej kolorystyce, w której przeważają czerwienie i zielenie. Ponadto, przy obróbce materiału użyto filtru 81EF, który dodaje barwom intensywności i nasycenia. Ten zabieg, w połączeniu z prawie całkowitym brakiem ciemnych scen, skutkuje tym, że w każdym ujęciu obecne jest ciepłe, letnie światło słoneczne. Innym przykładem na to, jak ważną rolę może odgrywać barwa oświetlenia, jest film Woody’ego Allena O północy w Paryżu, którego scenografka Anne Seibel szukała specjalnych żarówek niemieckiej produkcji, aby światło latarni ulicznych miało odpowiedni odcień.
46–47
Oczywiście ciepła kolorystyka to nie wszystko. Produkcje takie jak Mad Max albo American Hustle są kręcone w ciepłych barwach, a jednak dla większości z nas nie są to filmy na spokojne popołudnie. Dlatego kolejną cechą, na którą chcę zwrócić uwagę, jest równomierność oświetlenia, brak dużych kontrastów. Dzięki temu sceny mają w sobie mniej dramatyzmu, wprowadzają mniej napięcia. Warto spojrzeć na filmy, takie jak Tamte dni, tamte noce, Czekolada albo 500 dni miłości, aby dostrzec efekty tej techniki. Mimo że w tych produkcjach pojawiają się, czę-
uspokajające. Jednak paradoksalnie to właśnie natłok przedmiotów lub nawet lekki rozgardiasz często wywołuje wrażenie przytulności, spokoju i zadomowienia. To właśnie dlatego o konsultacje na temat scenografii do Ratatouille poproszono szefa kuchni Toma Kellera, który dopilnował by każdy, najdrobniejszy nawet, szczegół wyposażenia kuchni w restauracji Gusteau sprawiał, żeby wyglądała autentycznie. Jednym z charakterystycznych detali, o które zadbał, były miedziane rondle, nieczęsto spotykane już w profesjonalnych kuchniach ze względu na ich cenę, jednak będące jego ulubionym narzędziem do gotowania. Urocza animacja jest wypełniona niemal namacalnymi detalami – w kwestii wystroju mieszkania, architektury Paryża, a nawet wnętrza kosza na śmieci. Pozwalają nam one wejść w ten ciepły świat z fantastyczną łatwością. Twórczość Wesa Andersona również jest pełna dopracowanych z wręcz obsesyjną dokładnością detali, co doskonale widać w jednym z moich ulubionych filmów – Grand Budapest Hotel. Nie tylko każdy rekwizyt wykończono idealnie, ale cała scenografia, ujęcie po ujęciu, jest perfekcyjna. Film został nakręcony w niestandardowym źródło: Wikimedia Commons formacie 1.3:1, podobnie jak w Amesto pełne napięcia, sceny nocne, nie został tam lii użyto także względnie szerokokątnych obiekużyty głęboki kontrast, dzięki czemu widz nadal tywów. Dzięki temu ostry pozostaje zarówno ma wrażenie, że ogląda film familijny a nie kino pierwszy, jak i drugi (czasem nawet i trzeci) plan, akcji czy thriller. co podkreśla perfekcyjnie wykonaną scenografię i wszystkie jej filigranowe detale. Oczywiście lista moich przykładów jest Wielkie znaczenie drobiazgów skrajnie nieobiektywna, być może jednak skłoLista dodających otuchy filmów nie może być ni was do dostrzeżenia magii oświetlenia, kokompletna bez wspomnienia o magii rekwizylorystyki i scenografii w waszych ulubionych tów i detali w scenografii. Może się to wydakanapowych filmach. A nawet jeśli produkcje, wać banalne, jednak ilość przedmiotów w poo których wspominam, nie są pierwszymi wyszczególnych scenach wpływa na nasze poczucie borami większości z was, niestety zapowiada komfortu. Ujęcia przedstawiające proste, spokojsię, że w ciągu najbliższych kilku tygodni bęne, minimalistyczne tła, tak jak w Blade Runner dziemy mieć wystarczająco dużo wolnego czaczy w niektórych scenach ze Skyfall, oczywiście su, żebyście mogli się do nich przekonać. 0 potrafią być wizualnie zachwycające czy nawet
lifestyle /
Styl życia Polecamy: 48 CZŁOWIEK Z PASJĄ Magia aktywności społecznej
Wywiad z Aleksandrą Chudaś, członkinią zespołu Zwolnionych z Teorii
54 CZARNO NA BIAŁYM Dziennik zakrapiany oliwą Wakacje w Grecji
58 CZARNO NA BIAŁYM Na wyspie bogów fot. Agata Wiśniewska
Podróż na Bali
Free(dom) A n n a G o n de ck a agle pstryk. Niczym pękająca bańka mydlana, nasza wyidealizowana rzeczywistość znika. Rozpada się na części. Rok 2020 z impetem zaburzył i ograniczył naszą niezależność, a dom stał się chroniącą nas twierdzą. Życie bez wątpienia uległo zmianie. Jednak dla naszych dziadków, którzy już dawno zaznajomili się z licznymi ograniczeniami, ten nowy, dziwny świat jest trwającą od lat rzeczywistością. Ostatnio w wyniku nadmiaru wolnego czasu, przypadkowo (chociaż w życiu ponoć przypadki się nie zdarzają) trafiłam na Rozmowy z mistrzami Justyny Dąbrowskiej – zbiór wywiadów z wybitnymi osobami, których „podróż” powoli dobiega końca. Dąbrowska prozaiczną rozmową zobrazowała to, czego większość z nas może nie dostrzegać. Osoby będące u zmierzchu życia, skrępowane chorobą, pozornie pozbawione witalności, z biegiem lat są bogatsze o własną, wewnętrzną autentyczność. Przejawia się ona w szczerości wobec siebie, pogodzeniu ze światem i życiu według własnych zasad. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach bardzo nam brakuje normalności. W pogoni za sukcesem zapominamy o prozie życia. Boimy się niepewności, utraty tożsamości i poczucia własnej wartości.
N
W dzisiejszych czasach bardzo nam brakuje normalności. W pogoni za sukcesem zapominamy o prozie życia.
Żyjemy tylko dla sprawy, idei, surowo oceniając innych. Osoby starsze nie znajdują się w spirali ciągłego zadowalania. Doceniają każdą chwilę radości. Widzą najcenniejsze wartości w trywialnych chwilach dnia codziennego, doceniają każde spotkanie, każdy promyk słońca. Są wolne od osądów, od potrzeby uznania, aprobaty, od wywyższania się. Wolne od liczenia polubień i serduszek w mediach społecznościowych, od ślepego dążenia do perfekcjonizmu. Jak mówiła wybitna neurolog – Irena Hausmanowa-Petrusewicz: Życie powinno się zaczynać od końca, bo gdybym mogła teraz żyć od nowa, to umiałabym korzystać z życia. Dostaliśmy więc od losu „szansę” – ograniczono nam wolność, rozumianą jako możliwość robienia tego, na co mamy ochotę. Jednak oprócz wolności oznaczającej nieskrępowany wybór, istnieje druga, silnie wykorzystywana przez osoby starsze – wolność od... obsesyjnego myślenia o sobie, kompulsywnej potrzeby robienia zakupów, krytyki i ciągłego zadowalania innych. W tym dziwnym czasie nauczmy się od naszych dziadków być autentyczni, prawdziwi, życzliwi; żyjmy pełnią życia. Każdy dzień należy traktować jak ten ostatni, czego Wam i sobie życzę. 0
maj–czerwiec 2020
CZŁOWIEK Z PASJĄ
/ Zwolnieni z Teorii
miłego czytania
Magia aktywności społecznej Co motywuje młodych ludzi do angażowania się w działania społeczne i dokonywania realnych zmian w otaczającym ich świecie? Jakie korzyści możemy dzięki temu osiągnąć? O wyjątkowości pomocy innym opowiada Aleksandra Chudaś, członkini zespołu Zwolnionych z Teorii. r o z m aw i a ł a :
m ag da l e n A o s k i e r a
M A G I E L : Czy pamiętasz swój pierwszy projekt społeczny, wolontariat lub działanie społeczne? A l e k s a n d r a C h u d a ś : Moje pierwsze większe działanie miało miejsce
już w czasach licealnych, kiedy zorganizowałam dwa przedsięwzięcia w ramach warszawskiego programu, który później przeistoczył się w Zwolnionych z Teorii. Pierwszy projekt robiłam w drugiej klasie, i to nie było nic wielkiego. Usłyszałam o tym programie i postanowiłam wziąć w nim udział – można było dostać certyfikat z zarządzania projektami, poznać fajnych ludzi i zrobić coś pożytecznego. Na początku odbywały się weekendowe spotkania dla 30 osób, podczas których braliśmy udział w szkoleniach z tworzenia własnych projektów. Znalazłam się w losowym zespole osób, których zupełnie nie znałam, które uczęszczały do różnych szkół. Mieliśmy wymyślić własny projekt, ale każdy z nas miał inne pomysły i pasje. Z połączenia tego wszystkiego powstała gra terenowa. Zrobiliśmy ją w Warszawie dla naszych znajomych. Mieli możliwość wejścia za darmo do wielu miejsc kultury, ciekawego spędzenia czasu i odwiedzenia naszej stacji, którą przygotowaliśmy w kawiarni Karma przy Placu Zbawiciela. Za udokumentowanie tego zdjęciem dostawali od nas darmowe bilety do kina. Aby zorganizować grę, musieliśmy wspólnie stworzyć pomysł, nawiązać współpracę z kinami studyjnymi, wymyślić nagrody za najciekawsze fotorelacje. W grze wzięło udział dużo więcej osób, niż zakładaliśmy. Mój drugi projekt był już bliższy mojemu sercu. Kilka miesięcy przed maturą zaczęłam przygotowywać własną inicjatywę. To było w 2014 r., czyli w roku poprzednich wyborów do parlamentu europejskiego. Chciałam zachęcić do głosowania moich rówieśników, dla których były to pierwsze wybory z możliwością oddania głosu. Wybory europejskie nie cieszą się popularnością, a młodzi ludzie są grupą, która odznacza się najniższą frekwencją. Zorganizowałam wydarzenie o nazwie Eurotargi wyborcze. Podczas jego trwania prezentowały się młodzieżówki wszystkich partii, które miały swoich przedstawicieli na listach. Każdy młody wyborca mógł przyjść, porozmawiać z politykami w swoim wieku i dowiedzieć się, na czym polegają ich postulaty. Debaty z najmłodszymi kandydatami miały przekonać młodych ludzi, że są potrzebni w polityce.
kling śmieci. Pierwszym etapem jest zarejestrowanie swojej drużyny na stronie internetowej zwolnienizteorii.pl, która prowadzi następnie krok po kroku przez kolejne etapy tworzenia projektu. Wszystkie wskazówki zostały opracowane zgodnie z międzynarodową metodyką zarządzania projektami. Każdy, kto ukończy swój projekt, otrzymuje międzynarodowy certyfikat sygnowany przez Project Management Institute R.E.P. Udział w olimpiadzie jest połączeniem pracy dla innych ze zdobywaniem doświadczenia dla siebie. Przedsiębiorczość, umiejętności pracy w zespole, komunikacji, kreatywnego rozwiązywania problemów czy adaptacji do nowych sytuacji są coraz cenniejsze dla pracodawców. Nie nauczymy się tego w trakcie wykładu czy czytania książki. Zwolnieni z Teorii powstali na bazie warszawskiego programu szkoleń dla 30 licealistów rocznie, który sam w sobie był lokalnym projektem społecznym. Zawsze było dużo chętnych, a miejsc za mało. W Warszawie mieliśmy wtedy około stu alumnów, w tym mnie, i wszyscy byliśmy bardzo zgrani. Gdy pewnego dnia założyciele ZzT postanowili porzucić pracę zawodową i założyć fundację, to cała społeczność zebrała się, żeby pomóc lub zostać mentorami dla powstających zespołów. Byłam wtedy jedną z najbardziej zaangażowanych osób. Z lokalnego projektu społecznego staliśmy się największym tego typu programem dla młodych w Polsce.
Odpowiedzialność społeczna nie jest łatwa, bo wiąże się z odejściem od swojego interesu na rzecz interesu wspólnego.
Czym jest olimpiada Zwolnieni z Teorii i jaka była twoja rola na etapie powstawania tego przedsięwzięcia? Olimpiada polega na zorganizowaniu własnego projektu społecznego. To może być działanie o dowolnej tematyce, w dowolnej formie, jedyny warunek to taki, że nie czerpie się z niego korzyści finansowych. Mogą to być takie akcje jak: turnieje sportowe, koncerty charytatywne, warsztaty z udzielania pierwszej pomocy dla przedszkolaków czy reklama społeczna, która promuje prawidłowy recy-
48–49
Na początku zajmowałaś się komunikacją i mentoringiem, aktualnie jesteś kierownikiem. Czy planujesz dalej pracować w Zwolnionych? Praca w małym, rozwijającym się zespole, czy to w fundacji, czy w start-upie, daje nieporównywalną okazję do rozwoju. Gdy przedsięwzięcie dopiero powstaje, każdy po trochu zajmuje się wszystkim, jest obecny przy każdej decyzji. W Zwolnionych szybko rośniemy i rozwijamy się. Zaczynaliśmy od uczniów szkół średnich, potem otworzyliśmy się też na studentów, następnie dołączyli nauczyciele i wykładowcy. Chcemy, aby jak najwięcej młodych ludzi robiło swoje projekty. Mamy bardzo start-upowe podejście. Wprowadzamy wiele innowacyjnych metod zarządzania, nie jesteśmy skostniałą instytucją. To coś, co nas wyróżnia, bo często fundacje są prowadzone przez fantastycznych ludzi z wielkim sercem, ale nie zawsze z biznesowym podejściem. Moim zdaniem jest to kluczowe połączenie. Żeby misja społeczna mogła być zrealizowana, musi istnieć nastawienie na cele i wprowadzenie realnych efektów, jak w biznesie. Wybór Zwolnionych nie był przypadkowy, choć jestem z nimi związana niemal od początku mojej ścieżki zawodowej. Miałam epizody, podczas których pracowałam w redakcji, w instytucji publicznej i w największym banku w Polsce, więc mam porównanie w pracy w trzech różnych sektorach. Natomiast tutaj robię coś, co rzeczywiście zmienia życie ludzi. To uzależnia. Z perspektywy czasu decydujesz się na trochę niższą pensję, ale pomimo tego chcesz wstawać do pracy i satysfakcjonuje cię to, co robisz.
Zwolnieni z Teorii /
W Zwolnionych promujecie ,,metodę prawdziwych projektów”. Czym jest ta metodyka? Nasi uczestnicy prowadzą projekt społeczny, dokładnie w taki sam sposób, w jaki prowadzi się projekt w biznesie. Praca w dużej firmie opiera się na tej samej strukturze – jest zespół projektowy i różne etapy przygotowania projektu, które nazywają się tak samo na naszej platformie. Każdy projekt ma swój początek i koniec, ma konkretny efekt, w naszym przypadku efekt społeczny. Taki projekt ma niesamowity walor edukacyjny. Gdy ktoś chce zdobyć umiejętności menedżerskie, to zwykle musi przepracować w jakiejś firmie wiele lat, zanim otrzyma szansę zarządzania jakimś obszarem i podejmowania samodzielnych decyzji. W projekcie społecznym wszystkie decyzje podejmowane są przez cały zespół, więc doświadczenie menedżerskie można zdobyć już na początku kariery. Podczas projektu nie tylko robi się coś dobrego, ale jest też dużo łatwiej zrealizować swoje plany. Na przykład jedna z grup organizuje warsztat z obsługi komputera dla seniorów. Lokalny dom kultury udostępnia im miejsce za darmo, serwis sprzętu komputerowego wypożycza komputery, dzięki czemu ten serwis również zdobędzie rozgłos. Ludzie ich wspierają i media chcą o nich pisać. Gdyby od razu chcieli założyć swój start-up i zorganizować płatny kurs dla seniorów, to trudniej byłoby pozyskać ludzi i przebić się z pomysłem. To właśnie projekt może być dobrym wstępem do przyszłej pracy w biznesie.
Czym jest odpowiedzialność społeczna? Żyjemy w trudnych czasach, w których różnice społeczne są największe i wciąż rosną dysproporcje między najbogatszymi, a najbiedniejszymi. Powstają na tym tle różne konflikty, a ludzie zaczynają żywić do siebie nienawiść. Wyniki gospodarcze są ważnym wskaźnikiem dla rozwoju społeczeństw, ale nie mogą być jedynym. Bez uwzględnienia odpowiedzialności, nie rozwiążemy kluczowych globalnych kryzysów, jak chociażby kryzysu klimatycznego. Odpowiedzialność społeczna nie jest łatwa, bo wiąże się ona z odejściem od swojego interesu na rzecz interesu wspólnego, a także nie jest dla nas naturalna ze względu na to, jak jeste-
CZŁOWIEK Z PASJĄ
śmy wychowywani. W szkole rywalizujemy między sobą o oceny. Mało mówi się o współpracy, jesteśmy motywowani do tego, by być lepszymi od innych. Ponadto działanie społeczne nie cieszy się dobrą opinią wśród młodych ludzi. Mówi się, że ludzie, którzy działają społecznie, wolontariusze, są wykorzystywani. Dlaczego robią coś zupełnie za darmo, bez żadnych korzyści? Musimy z tym walczyć. Dlatego jednym z najważniejszych argumentów przemawiającym za wzięciem udziału w Zwolnionych z Teorii jest szansa na poprawę swojej pozycji na rynku pracy. To dość egoistyczna pobudka, ale każdy z nas chce mieć dobrą pracę i wykorzystać swój potencjał. Jednak po ukończeniu projektu w ramach Zwolnionych uczestnicy mówią nam co innego – to nie certyfikat był najlepszym doświadczeniem z udziału, ale moment, gdy zobaczyli pozytywny wpływ swojego projektu. Nazywamy to „magicznym momentem”. Takie efekty były dla nich największą satysfakcją, na przykład wtedy, gdy ujrzeli starszą osobę, która zamówiła dzięki nim zakupy przez internet, albo kiedy ich koncert młodych talentów przyciągnął wielu ludzi. To jest szczepionka, którą potajemnie wstrzykujemy w młodych. Żeby poczuć się odpowiedzialnym za innych, trzeba poznać ich potrzeby. Gdy pamiętamy ludzi z najbliższej społeczności, znamy te starsze osoby czy dzieciaki w przedszkolu, to odwraca się cała perspektywa. Wszyscy w fundacji wierzymy, że przyszłość przede wszystkim zależy od naszych decyzji. Młody człowiek, który zrobi coś dla innych, zdefiniuje problem społeczny w swojej okolicy i wymyśli jego rozwiązanie; będzie miał trudności, aby w przyszłości podejmować negatywne decyzje, na przykład o wyrzuceniu śmieci do rzeki.
Czy praca dla innych wywołuje w tobie jakieś szczególne emocje? Tak. Najbardziej motywują mnie historie ludzi, którzy uwierzyli w siebie. Poznaję dużo naszych uczestników i widzę, jak się zmieniają. Wychodzą z etapu edukacji, kiedy wszyscy byli oceniani jedną miarą – matury, testu, szkolnych ocen. Nagle odkrywają w sobie niesamowite zdolności. Pamiętam historię chłopaka z Olsztyna, któremu rodzice 1
fot. Dominika Strzelecka
maj–czerwiec 2020
CZŁOWIEK Z PASJĄ
/ zwolnieni z teorii
mówili, że w najlepszym wypadku zostanie mechanikiem i nie musi skupiać się na nauce. Nie chcieli finansować jego edukacji. Po doświadczeniu w Zwolnionych, gdy jego zespół stworzył jeden z najciekawszych projektów, zaczął wierzyć w siebie. Sam zorganizował sobie wyjazd na studia i teraz zwiedza świat. To zupełnie zmieniło jego życie. Myślę, że gdyby każdy z nas miał okazję zajrzeć w głąb siebie i zobaczyć, w czym jest dobry, to świat byłby lepszy. Gdyby ludzie byli wewnętrznie szczęśliwi i żyli w zgodzie ze sobą, to nie czyniliby złych rzeczy. Złe decyzje i krzywdzenie innych są wyrazem frustracji, zawiści i zazdrości. Chciałabym, żeby każdy z nas odnalazł spokój ducha i wiarę w siebie. Jestem przekonana, że bez zadbania o siebie i o swoje uczucia, nie jesteśmy w stanie zatroszczyć się o innych. Nikt nas nie uczy wiary we własne możliwości.
Czym według ciebie powinna charakteryzować się efektywna praca w grupie? Wielu ludzi po ukończeniu edukacji jest zszokowanych, jak w niemal każdym zawodzie niezbędna jest praca w zespole, z innymi ludźmi. Wiele by zmieniło, gdybyśmy już w szkole byli oceniani grupowo, a nie indywidualnie. Nie możemy grać tylko dla siebie. Działanie w grupie jest bardzo trudne. W Zwolnionych rzeczą, która najczęściej wstrzymuje uczestników w dokończeniu ich projektu, są właśnie konflikty w zespole. To nie są sytuacje, gdy nie mają partnerów czy pieniędzy, ale kiedy nie potrafią się między sobą dogadać. Najważniejsza jest umiejętność powiedzenia sobie szczerze różnych rzeczy, a z drugiej strony przyjęcie tych opinii. Przykładowo, gdy jeden członek zespołu mówi do drugiego, że coś miało być zrobione w zeszłym tygodniu, a jeszcze nie zostało wykonane. Ważne jest, żeby osoba, do której są skierowane takie uwagi, nie odebrała tego jako krytykę siebie, ale jako rozmowę o sytuacji, która się wydarzyła. Wszyscy chcemy osiągać lepsze rezultaty. Powinniśmy dawać sobie rady i je przyjmować. Chcemy wiedzieć, co nawzajem myślimy i czujemy, wymieniać się tym. Praca w zespole jest sztuką, której ja też cały czas się uczę. Najważniejsza rzecz to starać się być szczerym, empatycznym i zawsze myśleć dobrze o czyichś intencjach. Kiedy wydaje się, że ktoś czegoś nie robi, albo myślimy, że robi nam na złość, to w większości przypadków okazuje się, że to był losowy splot okoliczności, ktoś o czymś nie wiedział, zapomniał, lub coś mu wypadło. Wyrozumiałość wobec drugiej osoby zawsze się opłaca i pomaga we współpracy.
Miałaś plany zawodowe związane z twoim zainteresowaniem polityką europejską? Rozważałam przez długi czas zostanie politykiem albo urzędnikiem w ministerstwie. Chciałam podejmować duże i ważne decyzje. Praca w Zwolnionych bardzo zmieniła moje podejście. Myślę, że to co my zrobiliśmy jako organizacja pozarządowa jest absolutnie niemożliwe do zrobienia w MEN-ie. Jesteśmy teraz w co piątej szkole średniej w Polsce i na wielu wydziałach uczelnianych.
Promowanie nowoczesnego podejścia do edukacji byłoby bardzo trudne z powodu całej struktury, którą mamy w polityce. W sektorze publicznym miałabym dużo mniejszą sprawność, niż działając oddolnie. Decyzje mojego zespołu musiałyby przechodzić bardzo długą drogę, która niekoniecznie służyłaby dobru. Musiałaby to być decyzja odpowiednia politycznie, ale niekoniecznie rozważna.
Jakie problemy współczesnego świata najbardziej Cię drażnią? W jakiej dziedzinie chciałabyś dokonać największych zmian? Wszystko zaczyna się od dobrej edukacji, która jest inna w różnych miejscach na świecie. W Europie żyje nam się raczej dostatnio i zdecydowana większość z nas nie musi martwić się o to, czy będzie miała gdzie spać i co jeść. Potrzebujemy edukacji, która pozwoli nam podzielić się tym, co mamy, z innymi, która zakłada nie tylko zdobywanie wiedzy o świecie, lecz także rozwija empatię oraz zdolność do własnych przemyśleń zamiast myślenia schematami. Najbardziej dotykają mnie ogromne nierówności, które ciężko jest przezwyciężyć. Wszyscy chcielibyśmy, aby w Afryce nie było głodu, ale z drugiej strony ciężko nam zainwestować w poprawę tamtejszej sytuacji kosztem, przykładowo, inwestycji w nasz system ochrony zdrowia. I nie ma tu jednego dobrego rozwiązania, nie da się porównać, który cel jest ważniejszy. Frustruje mnie wiele rzeczy związanych z utrudnionym dostępem do wody, czy skrajny nacisk na wyniki gospodarcze kosztem długofalowych skutków konsumpcjonizmu. Mamy tyle jedzenia, żeby wykarmić każdego człowieka na Ziemi, ale ze względów ekonomicznych karmione są nim krowy, z których robimy luksusowe steki dla konsumentów z krajów „pierwszego świata”. To nie jest dobra droga. Kiedyś chodziło o to, żeby się dorobić i żeby nasza rodzina mogła żyć na dobrym poziomie.Teraz wielu z nas żyje na odpowiednim poziomie i nie musimy dbać tylko o siebie.
Czy młodzi ludzie, którzy angażują się w Zwolnionych z Teorii też myślą coraz bardziej globalnie? Myślę, że tak. Starsi ludzie często narzekają na pokolenie Z, że jest roszczeniowe i ciągle chce więcej. A mi właśnie to się podoba i nie lubię takiego krytykowania młodych. Cieszy mnie, kiedy mówią, że nie chcą pracować więcej niż osiem godzin dziennie, chcą mieć więcej wolnego czasu i uprawiać jogę. Potrafią powiedzieć nie, wiedzą czego chcą. Nie patrzą tylko na cenę czegoś, ale też rozważają, czy to jest fair, czy to jest eko. Niektórzy się z tego śmieją, ale my jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może zmienić ten świat, bo nie musimy się tak bardzo martwić o podstawowe potrzeby. Dla naszych rodziców najważniejszym było, żeby stać ich było na mieszkanie czy studia dla dziecka. Teraz, gdy dla wielu z nas jest o to łatwiej, możemy myśleć o czymś więcej. Mam nadzieję, że wyśmiewanie nas z tego powodu nie podetnie nam skrzydeł. Powinniśmy wciąż działać, aby codziennie czynić świat odrobinę lepszym. 0
Aleksandra Chudaś Managing Director w start-upie społecznym Zwolnieni z Teorii – platformie do tworzenia własnych projektów społecznych. Aktywistka obywatelska, której pasją jest polityka, zarządzanie projektami oraz działalność na rzecz innych. Absolwentka prawa. Odbyła staże w PKO Banku Polskim, Reprezentacji Komisji Europejskiej w Polsce oraz w redakcji „Polityka Insight”.
50–51
piekło to inni /
#wyjdźzdomu asło #zostańwdomu dotarło ostatnio do niemal każdego. Głosy nawołujące do wylogowania się do życia ucichły, ponieważ nasza codzienność przeniosła się do sieci. To już nie osoby siedzące w domu doświadczają niechęci społeczeństwa, ale te, które swoje mieszkania opuszczają bez dobrze uzasadnionego powodu. No bo jak to tak spotykać się ze znajomymi?! Przecież to niebezpieczne i można zarazić się wirusem! Takie podejście jest zrozumiałe, ponieważ zagrożenie istnieje, na co dowodem są relacje z Polski i świata. Trzeba flatten the curve i nie pozwolić na przeciążenie systemu ochrony zdrowia. Jednak osoby, wyrażające wątpliwości co do tak drastycznych obostrzeń, też mogą mieć trochę racji. Zakaz wychodzenia z domu to uciążliwe ograniczenie, przypominające wręcz więzienie. Ludzie na całym świecie poświęcali życie za wolność, wielu stawia tę wartość na szczycie swojej hierarchii. Nie lubimy być pozbawiani swobody działania, a wręcz jest ona naszym podstawowym prawem. Głosu osób o takim podejściu do sprawy nie słyszymy jednak wyraźnie. Dzieje się tak, ponieważ większość społeczeństwa nie toleruje tego poglądu, a część ma na niego alergiczną reakcję. Jednakże nie wszędzie tak jest. Szwecja nie wprowadziła restrykcyjnych ograniczeń – ludzie nie postrzegają tam wychodzenia na spacery czy do restauracji w tak negatywny sposób, mimo że ich sytuacja epidemiologiczna nie odbiega aż tak bardzo od naszej. Więc jak to jest z tym wychodzeniem, zasługuje na jedoznaczne potępienie czy może jednak niekoniecznie? Tutaj odpowiedzi nie dostaniecie. Natomiast warto zwrócić uwagę na to, jak bardzo nasze przekonania zależą od poglądów całego społeczeństwa. Niestety często bywamy leniwymi stworzeniami i nie rozkładamy naszych poglądów na czynniki pierwsze. Nie zastanawiamy się, dlaczego utrzymujemy jakąś konkretną opinię lub uważamy twierdzenie za prawdziwe. Co prawda, w niektórych przypadkach tak robimy i przychodzi nam to naturalnie, jak na przykład w kontekście religii, ekonomii czy moralnej oceny aborcji. O sytuacjach mniej spornych już tak często nie myślimy, bo ile razy zastanawialiście się nad tym, czy powinniśmy ustępować miejsca kobiecie w ciąży? Albo czy wspieranie organizacji charytatywnych ma sens? Albo czy część ludzi jest predestynowana do bycia niewolnikami? Dobra, to ostatnie mamy przemyślane… ale nie zawsze tak było. Kiedyś ten pogląd był powszechnie utrzymywany i naturalny. Obecnie może trudno nam to pojąć, ale na-
H
wet największe umysły w historii padały ofiarą wiary opartej na niewłaściwych przesłankach. Myślę, że każdy kojarzy Arystotelesa, który wymyślił logikę, stworzył podwaliny biologii i do spółki z Platonem zdominował dyskurs filozoficzny na ponad tysiąc lat. Jednak w Polityce o niewolnictwie wypowiadał się tak: Człowiek, który z natury nie należy do siebie, lecz do drugiego, jest z natury niewolnikiem. W czasach starożytnej Grecji system niewolniczy stanowił część życia codziennego. Obserwując świat, Arystoteles zauważył wyraźną różnicę między wykształconymi obywatelami a ich niewolnikami. Każdy jest w stanie sobie wyobrazić, jak odmienne mogą wydawać się osoby, z których jedna odebrała porządną edukację, a druga zaznała w życiu tylko ciężkiej, fizycznej pracy. To praktycznie dwa różne gatunki! Dużo, dużo później św. Tomasz z Akwinu też wysuwał argumenty za słusznością niewolnictwa, zauważając, że wszystko ma jakąś hierarchię – przecież w niebie nie wszyscy aniołowie są sobie równi, dzielą się na silniejszych i słabszych. Wśród zwierząt hierarchia może być przedstawiona poprzez łańcuch pokarmowy… więc czy to takie dziwne, żeby u ludzi też zastosować taką zasadę? Jak twierdził ten chrześcijański filozof, osoby o wyższym ilorazie inteligencji z natury powinny rządzić, natomiast ci obdarzeni wybitną fizycznością lepiej sprawdzą się pracując. Czytając o takich ideach, łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że to było kiedyś, dawno temu, że to już historia. Teraz jako społeczeństwo jesteśmy lepsi i nie popełniamy takich błędów. Jednakże, jak zauważa m.in. Michel Foucault, my również jesteśmy częścią historii. Właściwie to Foucault nie lubił słowa „historia” ponieważ uważał, że to określenie odcina nas od faktu, że wciąż żyjemy w społeczeństwie, które jeszcze nie rozwiązało wszystkich swoich problemów. To, że niewolnictwo jest złe, wypunktował już Jean-Jacques Rousseau w XVIII w., a jednak w wielu krajach było ono legalne aż do połowy XIX w. Wśród przekonań współczesnego człowieka wciąż mogą ukrywać się równie szkodliwe poglądy. Niektóre problemy są już przedmiotem debaty, jak np. czy jedzenie zwierząt jest moralnie usprawiedliwione. O wielu kwestiach nikt jeszcze nie pomyślał lub nie są one wystarczająco nagłośnione. 0
Paweł Pawłucki Żyjąc na słoikach stara się nie utonąć na otwartych wodach Warszawy. W międzyczasie promuje racjonalne poglądy i emocjonuje się golami padającymi na drugim końcu Europy.
maj–czerwiec 2020
WARSZAWA
/ Tak jak w Dunwall City?
https://soundcloud.com/fajnyziom3000/peja-wzial-pigulke-xd
Trzask warszawskiej maseczki T E K S T:
Michał Rajs
Niestety, na drodze Trzaskowskiego do wyższych politycznych szczepewnością myli się ten, kto uważa, że uzyskanie przez Rafała bli stanął – dość nieudolnie – przedstawiciel rodziny Coronavirinae, szeTrzaskowskiego 54 proc. głosów w pierwszej turze nie było zarzej znany jako Covid-19. I gdyby tylko Warszawa nie była wizytówką Polskoczeniem. Owszem, sondaże nie kłamały, i owszem, zrobiły na ski, gdyby tylko nie opłacało się przeznaczać na nią absurdalnych pieniędzy, złość logice. Nie chodzi wyłącznie o rzekomy brak konkurencji w wyścigu albo gdyby tylko poprzednicy Trzaskowskiego owe pieniądze palili, darli, po fotel prezydenta ani nawet o spadek po Hannie Gronkiewicz-Waltz wraz byleby ich nie wykorzystać, w konsekwencji uszczuplając budżet – można z pokaźną kolekcją większych lub mniejszych przekrętów i niedomówień. by było powiedzieć, że na tej drodze wyrosły ciernie. Rządzący bowiem nie Nie, tutaj swoistym problemem stał się bardziej kokpit współczesnego proczuliby potrzeby wspierania stolicy, a Trzaskowski, z powodu przynależnogramu do zarządzania miastem pozbawiony przycisków takich jak „dobro ści do konkretnego stronnictwa, nie zdołałby ich ubłagać. Z bezrobotnymi społeczne” albo „szacunek wobec natury”. Co więcej, trudno sądzić, że wywłaścicielami restauracji albo małych pubów, które przed pandemią zarabór władcy i pomazańca ulicy Marszałkowskiej się obronił. „Czajka”, konbiały dzięki korzystnym kredytom, ogólnemu ruchowi w branży i nadchosekwentne nieobniżanie stawek parkingowych przy ogólnokrajowym zakadzącej wiośnie, nie poszłoby tak prosto, jak ze śmieciami z „Czajki”. Przezie zbędnego przemieszczania się, wydatki na niepotrzebne w dobie kryzysu pełniona pierwsza linia metra nie opustoszałaby dlatego, że otworzono kilka projekty oraz wiele innych „osiągnięć” – choćby obecność na memach gornowych stacji – swoją drogą, całkiem klimatycznych i zasadszych wyłącznie od tych z Andrzejem Dudą – okazały się odniczo przywołujących na myśl mieszaninę wczesnego bijać od reputacji prezydenta Warszawy tak, jak plasticyberpunku oraz szklanej oszczędności. Dzieci kowe kulki odbijałyby się od sierści mamuta. A nie zapłakały za obiecanymi, ale nigdy niepoparcie i zadowolenie z działań Trzaskowdostarczonymi wyprawkami, ponieważ skiego nie spadło. Wzrosło. teraz i tak nie ma to żadnego znaczeInteresujące wydaje się zatem – nia, a szkolny system edukacji istw tle gra Akcent – jak do tego donieje gdzieś pomiędzy Brykiem szło. Jakim cudem część popua zapytaj.onet.pl. Nic się jedlacji Warszawy utożsamiająca nak nie stało. Warszawiasię z prądami ekologicznymi cy pokazali solidarność i loprzełknęła okrutny dla śrojalność wobec prezydenta i dowiska mariaż Wisły z rzenadal darzą go zaufaniem. pompownią ścieków? DlaZupełnie jak gdyby nie czego połowę większych czuli, że z powodu długów polskich miast stać było na i nieco zaburzonej płynnoparkingowe udogodnienia ści finansowej ratusz zdezachęcające ludzi do pozocydował się „zniechęcić” stawania w domach, i była to posiadaczy samochodów dobra decyzja, lecz ta sama dedo wypełnienia pozostałych cyzja podjęta w stolicy okazałamiejsc parkingowych. Tłumaby się już zła? czenie było takie jak zwykle – Oczywiście, nikt nie będzie naumiejscowienie jednej grupy sporzekał na wodę w kranie koloru błota. łecznej w rzadkiej sytuacji, okazanie Ludzie nie zapłaczą nad rybami pływalitości. Tym razem trafiło na starszych lującymi do góry brzuchem, bo tuńczyk, któdzi, którzy nie będą mogli zatrzymać się przed rego jedzą, ma dwa lata i pochodzi z przetermiszpitalem. O tym, że w sytuacji zagrożenia życia nowanych, odmrożonych rezerw na wypadek wojny wzywana jest karetka, najwyraźniej zapomniano. Podobz Chinami. Konieczność zapłacenia za miejsce parkingowe oraz odbycia dwugodzinnego spaceru do miejsca zamieszkania w desz- fot.: unsplash.com, Kamil Gliwiński nie jak o odgórnych zaleceniach ograniczenia ruchu samochodowego. Innym ciekawym przypadkiem było napomknięcie o zatajaniu zgonów czu zostanie zrekompensowana wciąż wysoką pensją, praktycznie zerowym spowodowanych koronawirusem. Odkładając na bok żarty z niewiedzy – bezrobociem oraz owocowymi czwartkami. I dobrze – oto demokracja w najnie jest przecież celem prezydenta jakiegokolwiek miasta zapoznawanie się czystszej postaci, wola większości nielegitymizowana niczym poza abstrakcyjze statystykami dotyczącymi zarządzanego obszaru ani ze sposobem ich nym pojęciem korzyści społecznej, a zatem – chcąc nie chcąc – wypadkową gromadzenia oraz analizy – trzeba przyznać, że ciekawą strategią wydaje korzyści osobistych. W takim układzie stabilizacja i ciągłość następujących się przyznawanie się do większej liczby ofiar śmiertelnych przy jednoczepo sobie wydarzeń zawsze wygrają z efemerycznie nudnym projektowaniem snym ataku na obóz rządzący. To, że Ministerstwo Zdrowia się z tego wylepszej, ale niechcianej przyszłości. Po dwóch latach i tak nikt już nie pamiętłumaczyło, a Trzaskowski wyszedł na kogoś, kto nie wie, jak gromadzone ta, że kontrkandydat Trzaskowskiego nie miał na nazwisko Nijaki, a obecny i segregowane są dane, nie miało i nie będzie miało wpływu na nic. Żeby prezydent Warszawy obiecał tyle rzeczy, że zwyczajnie nie może ich spełnić, się o tym przekonać, można przeczytać internetowe komentarze. Ze świeponieważ po obu stronach wąskiej ścieżki, którą kroczy, zakopane są miny lecą szukać zwolenników Trzaskowskiego, którzy zastanowią się nad tym, wicowych i prawicowych ekstremistów. Najlepszą opcją jest więc zamknięcie czy faktycznie wypowiedź dotycząca zgonów miała sens. oczu i doszywanie nowych łat.
Z
52–53
WARSZAWA
fot.: pixabay.com
Tak jak w Dunwall City? /
Och, okrutny losie, gdyby to było wszystko, istniałaby możliwość obwinienia organizacyjnego miszmaszu, pomyłki, problemów zdrowotnych albo małżeńskich. Ale nie tym razem. Maslow co prawda nie przewraca się w grobie – sytuację tę śmiało można zakwalifikować jako konflikt między potrzebami samorealizacji i akceptacji – ale nietrudno wyobrazić sobie, że jego duch unosi się nad Warszawą, nie marszcząc brwi i nie przeklinając cicho. Jasne, że stolica to miasto, w którym ludziom częściej brakuje spokoju niż jedzenia, a znakomita większość mieszkańców posiada swój komputer oraz dostęp do internetu. Jasne, że w czasie epidemii dzieci przyswoją zdecydowanie mniejszy zakres materiału, a szeroko pojęty poziom nauczania drastycznie spadnie. Jednak mimo tego można śmiało założyć, że znajdą się ludzie, którzy skorzystaliby z dotacji na komputery, tablety czy jakiekolwiek inne pomoce naukowe. Nie skorzystają, bo w przededniu wybuchu zarazy prezydent Warszawy zdecydował się podpisać kilkanaście projektowych umów (m.in. ze Stowarzyszeniem Grupą Artystyczną TERAZ POLIŻ ). Co wniosą te projekty – dokładnie nie wiadomo. Jednak na pewno nie wniosą do szkół kilkuset laptopów ani nie wspomogą domów dziecka. I żeby nie było – realizacja zadania „Co katecheta* ma w słoiku” byłaby podobnie bezsensowna jak jego odpowiednik spod znaku LGBT. Na nieszczęście Trzaskowskiego – o tym akurat nie można powiedzieć, że „Błaszczak też podpisywał”. Żeby w pełni docenić obraz nakreślony tymi niezbyt medialnymi aferami warto przyjrzeć się radośnie innemu wybitnemu Polakowi. Remigiusz Mróz, bo o nim mowa, to elementarny przykład prawdziwości powiedzenia diabeł tkwi w szczegółach. Powieści się sprzedają, grono czytelników poszerza, Chyłkę tłumaczy się na inne języki, a zazdrośni
pisarze porównują Mroza do maszyny wystukującej tysiąc znaków na minutę. Sukces, o którym marzy każdy. Czy wynika z tego coś więcej poza numerkami na koncie? Nie. Nie wynika z tego nic. Ludzie nie widzą więcej ani nie patrzą dalej po przeczytaniu Immunitetu, a ich życie nie staje się głębsze dzięki lekturze Umorzenia. Mróz po prostu jest; nie kąsa, nie sprawia, że człowiek tęskni za latem ani nie zachęca do odkurzenia powieści polskiej agentki 007. Trzaskowski wydaje się podążać tymi samymi torami. Niezła prezencja, trupy prędzej zabetonowane w ścianach niż schowane w szafie. Konsekwencje podejrzanych poczynań poprzedników i rządu, będące głównymi przyczynami pasma jego porażek, czynią z niego bardziej poczciwca niż wulgarnie wręcz spokojnego oszusta, którego pomyłkom bliżej do bycia stylizowanymi niż eksperymentalnymi. Wypowiedzi pokroju tych negujących ingerencje państw w budowę gazociągu Nord Stream przeplata głodnymi kawałkami bliźniaczo podobnymi do rzucanych z prawej strony tekstów o ważnych dla ichniego elektoratu pojęciach. I w zasadzie polityczne rozgrywki zawsze tak wyglądały i zawsze tak wyglądać będą. Zmieniło się co innego. Największym niebezpieczeństwem nie jest niewydanie kolejnej książki albo konieczność odwołania Marszu Niepodległości. Kryzys zagraża zdrowiu i życiu ludzi. I chociaż w Polsce wcale nie jest tak źle, a obywatele powoli przestają się bać, trudno wyobrażać sobie, że bez kosmicznych dotacji z budżetu państwa Trzaskowskiemu uda się wyrównać deficyt spowodowany maksymalnym cięciem kosztów tam, gdzie ciąć ich nie trzeba oraz wydawaniem lekką ręką pieniędzy na mniej potrzebne cele. I chyba dlatego tak bardzo rozczarowujące jest, że nigdy nie usłyszy się wyroku „winny, winny jak ocet” z ust społeczeństwa. 0
Jednak mimo
tego można śmiało
założyć, że znajdą się ludzie,
którzy skorzystaliby z dotacji na komputery, tablety czy inne pomoce naukowe.
maj–czerwiec 2020
CZARNO NA BIAŁYM
/ greckie wakacje
Dziennik zakrapiany oliwą Grecja – oblany śródziemnomorskim słońcem kraj oliwek i antycznych filozofów, kraina tysiąca wysp i gór. Jednocześnie region wart zanurzenia się w jego mniej znane zakamarki, których urok postaram się pokazać. T E K S T i z dj ęc i a : A n e ta saw i c k a
Lefkada leży na Morzu Jońskim i jest jedyną grecką wyspą połączoną mostem ze stałym lądem, a w jej północnej części znajduje się jedna z piękniejszych plaż, jakie widziałam w Grecji.
54–55
Paleos Panteleimonas to niemal opuszczone miasteczko o nietypowej baśniowej scenerii zaszyte między wzgórzami Masywu Olimpijskiego. Utrudniony dostęp i malownicze położenie na zielonym zboczu potęgują tę lekko tajemniczą aurę.
greckie wakacje /
CZARNO NA BIAŁYM
Południe Peloponezu to przede wszystkim ojczyzna najlepszych czarnych oliwek, ale i doskonałe miejsce dla turystów szukających oddechu od przeludnionych głównych atrakcji. Ta bugenwilla rośnie w Koroni, mieście pełnym kolorowych domków i wąskich uliczek.
Półwysep Mani jest najdzikszym ze znanych mi miejsc w Grecji. Sucha i uboga roślinność w połączeniu z bladoszarymi kamieniami domostw nadają krajobrazowi niezwykle surowy, niepowtarzalny wygląd. Dodatkowo smaczku przydaje burzliwa historia tego regionu, którego zwaśnione rody przez stulecia toczyły zaciekłe wojny. Pozostałością po tym są warowne zabudowania domów – zdają się one wyjątkowo adekwatne w tym surowym otoczeniu dzikiej przyrody.
maj–czerwiec 2020
CZARNO NA BIAŁYM
/ australijska wymiana Wojtka
Lokalne korespondencyjne głosowanie globalne T E K S T i z dj ęc i a : Woj t e k p i ot row s ki
56–57
australijska wymiana Wojtka /
Makro plany podróżnicze związane z semestrem na wymianie w Australii zmieniły się w mikro spacery i wycieczki rowerowe. Może to dobrze? Moje oczy kierują się na to, co bliżej, a też zasługuje na uwagę. Na przykład skrzynki na listy (obecnie na czasie!) w dzielnicy Yarraville w Melbourne, gdzie mieszkam.
CZARNO NA BIAŁYM
Na skalę australijską nie wyróżniają się absolutnie niczym i nie ma z nimi związanej żadnej ciekawszej historii. Mimo to autentycznie jestem nimi zainteresowany – są kolorowe, różnorodne, intrygujące i urocze. Czy napisałbym tak samo w rzeczywistości, w której pandemia to tylko zły sen, a o wyborach korespondencyjnych nikt nawet nie dyskutuje?
maj–czerwiec 2020
CZARNO NA BIAŁYM / Bali – Indonezja
Jako że Indonezja jest krajem z największą liczbą aktywnych wulkanów, popularną atrakcją jest podziwianie wschodów słońca z ich szczytów. Najpierw jednak trzeba na szczyt dotrzeć… o własnych siłach, piechotą. Wyprawy rozpoczynają się w środku nocy, gdy głównym źródłem światła pozostaje nasza latarka, dzięki czemu, poza wschodem słońca, można podziwiać także rozgwieżdżone niebo.
Na wyspie bogów T E K S T i z djęc i a : a le k sa n d r a łu k a s z e w i c z
Bali, najbardziej znaną indonezyjską wyspę, można podsumować w kilku słowach: raj dla surferów i plażowiczów, spa w relatywnie niskich cenach, niezawodna pogoda i dzika przyroda. Także poza sezonem odwiedzają ją tłumy turystów, a mimo to nie utraciła swojej uduchowionej, harmonijnej atmosfery.
58–59
Bali – Indonezja /
CZARNO NA BIAŁYM
Tarasy ryżowe, mimo ich gospodarczej funkcji, zachwycają swoim pięknem oraz przyciągają wielu turystów.
Na azjatyckich ulicach małpy występują równie powszechnie jak gołębie w Europie, zaś jeśli ma się trochę szczęścia, to podczas kąpieli w oceanie można cieszyć się towarzystwem żółwi.
maj–czerwiec 2020
3PO3
/ z przymrużeniem oka
dział 3po3 w Maglu to taki oddział Dunder Mifflin w Scranton z The Office, a ja jestem Michaelem Scottem
Pamiętniki z koronaferii Kilka miesięcy temu nie uwierzylibyśmy, że świat może wyglądać tak, jak wygląda dzisiaj. Kto wie, może za parę lat równie niespodziewanie staniesz się sławny i ktoś będzie chciał napisać Twoją biografię. A skąd miałby wziąć lepsze źródło informacji o Twoim życiu, jeśli nie od Ciebie z przeszłości? Dzień 1 Zamknęli uniw ersytety. Wresz cie będzie możn tygodnia bez ża a wyjść ze znajo dnych konsekwe mymi w środku ncji. Picka zamó proseczka. wiona. Wypijemy ca łe wiadro Dzień 2 Chyba umier am . Gł owa mnie bo li. Obudził em się nadmierna potli ca ły spocony. wość to objaw Czy ból gł owy y wirusa? O ku katar. Kurde, ku i rde, chyba tak. rde, kurde. Mogł I jeszcze drob em nie ny wychodzić. Dzień 3 Ok, najwyr aźnie j zatrucie alkoh olowe ma te sa Dzień 5 me objawy co wi rus. Uff. Odwo łali wszy stkie imprezy. Ec h, a ta k nie mogł em się pójścia na zaba wę w piątek po doczekać, żeby d byle pretekst odmówić Dzień 7 em. Pamiętacie, jak w styczniu pr awie wybuch ła czasy. III wojna świat owa? Ha! To by ły Dzień 10 Panie władzo, gapienie się w gwieździste nie nocy to napr aw bo na ławce pr dę moja „niezbę zed blokiem o dna potrzeba ży 3w Dzień 12 ciowa”. Podobno Newt on w czasie kw ar antanny wy planuję zrobić myśli ł rachunek najwspanialsz różniczkowy. Ja ą wieżę z maka wież z makaro ronu. Pr awdziw nu. e Burj Dubai wś ród Dzień 15 O nie, odwo łali koncer t Tyler a na OW F. A już pr Cartiego z Earfq awie nauczy łem uake na pamięć się ca łej zwrotk . Dzień 20 i Od teraz możn a wychodzić ty lko po zakupy. jomego po… a no No w sumie idę tak, nieważne. do znajomego To jednak zost znaanę w domu.
m ło dy k w a r a n ta n n ow
icz
K wa r a n ta nnop o l i ta ńczy
uje s tę p iu za ońcu n p o Wk m st 2020 są ewny lodówce. ietnia i, ale w p w s ze w w a k k iu Z n ie n a. e jc le z a d ie w N X+Y+ z e je i p n a ć. te m uje m leziona n ospr ząta s k ry je a ó r B ie ik, kt zna ie p ale n y w an ak pleśń kładn kiszone, d dn i w t o y ją a d a b i d k il m ię gru ę. Wyglą as ją – chyba ez k s z r ze . z ł c r ają le y P a z z m t i . piz ma m t wo r ó r ki i górk er k ę nki i 20 ody u rdzo ma łą ma łe og am t uc h u te o ia 20 daję keln szkla r w s m n a i i, t p , f n k e k ie a h z b X kw na b rki? O ier zc ładam cej naniu u różne ku wykłe ó k o w a z g t a o k o s z p z ie , ą ies Na t ak się a cia ajwię dz a ć r o sn hi W m jak n so s zk a pomin Dlaczego ach? Jak ierają miec p r ze pr z y rając ! cia, ś c h zb i i te ż rk o y ie ie ja t u ż b n o i it z y z k n ziem m c s r i, y o po a a yr a ł a t m n g n g e w la y d a ap m eb mi o r o s t u . A p o te m z ac z lce n ą p o y ż z k o d łu p e g dy r o s ię os t leż ą st w czór. uję m undtrack a wie gruntowe za dzieciń ieszne. o . lawir i film n o o kna ak o s śm C k J r . a a . ó ie z h n ń c g i z k czy PS O z ak a st ta wo ś c ludzi na kr ow y sobo dlowy i to je ą o m i w n z s ó się a o c o r k osie k ow e łnia bie r 20 zwis y z ap ni i to a nau s na ia 20 iadom na a łam jako d n a n G t z ją . c ie a ia d w n st ąs kiś ow 2020 y pra ją kolejne tylko X+Y k oim s co ja ser w tó r ym ietnia y pomoc łam m , co zaob wychodzi zdku”, k , że mija T kw z ą ię e r + k s ż Z p r o N a da i , + ó ia że g a Y m te “gn X+ ó łk r za wiem Wydaje m le mo z czw nia tawie Pani Jask a swoim odmie ubrania, . nia, a zina a s a m d k a ro k e o z p o ds z a r n n . s łu C k e oring gim s łynu do p rowa iar y z mie ch (4 r udn kuc a ej ma oje it b y c la łu n z o d a ię r o P n t p w y p m i f a. już ię. M i). Ps kos z ie jes ieczn jest pach ros a a pu ię, że że to rob 5 0 tu t k o n a c zu ć z a odop ępapie ła beżow m ów , liną ( i liczbą p s z ys ale b iadką n ię o ie w s ż s p b a ą u o o o s m n m je s m d o , u ą ra im r o z ie n ie t oa n ł a i n t d k w io z jest k n i a ia m ją lub na ja dm ajne odzie jeść, ale o ię św mam i, pse kur u oją u dy a obia adzwycz ylę. C ieci s z n ie. M e dziec iwko kon ig m w y z ż n ś d ły , d ię o j n a o ia ie s r b r ze c k t ó re i p o c z u c dą m y wuacje go lubić, da m w og t t ę u ) k y b ie i napr 5 a s n a 9 u m ( nu y nie s na ę dą a pa ć i i t ui daje a s am z apa i nigd ak i b oże s zabaw”, n psy) ieszk cnych, co dziec mieli jego ra m nie m g o sm c o , ó ia je t n la ja k ln p ją k y a t a, odzin a, tak ja sny „ a zjeżdża dziem edy pozn pr zejad ł. ię ych g n . Ża ł o tó r nie p óźn aje s ro w t kę, k ię ciemno na, smut d ię z y s ie s p w y im o rz amot cą zjazd, obi s śniej ó re g r s tow a t e k z y o c d z lk w ty iają ię, g łka, ro ożliw nia s kłada się o do nas t s uniem cjonalneg uśtawkę y ą r ó m t ś o H k ta o em ości. iona zn eg y r ad oplec wiec y ż yn ą w r o a f n . meta na wejść s a ma oż obie nie m ewniam s ap jów z
kowi
anec
zka
60–61
Dzień 22 Pamiętacie tę sc enę z Obcego, gdy Meursault zekucję wśród mówi o tym, jak nienawidząceg będzie szed ł na o go tłumu? Do egbiedronki z jed kładnie tak się ną butelką wina czuł em, wychod . ząc z Dzień 25 To bardzo zaba wne, że najpopu larniejszym me gr abar zami tańc mem jest obec zącymi z trumn nie ten z cztere ą. ma Ludzie podcza s pandemii w 13 50 : robią święte palą czarownic obrazki, chodzą e. sobie po mieście Ludzie podcza , s pandemii w 20 20: robią memy Dzień 29 , siedzą w domu , boją się petard . Może rzeczy wi ście coś jest z tym 5G, hmm… Dzień 34 Nudzi mi się ta k, że zacząłem malować obrazy Mondriana. na Endomondo. Na razie zacznę Dzień 38 od WOLNY KURDYS TA N! Dzień 41 Siedzę z 25-m a znajomymi na Teamsie. Magla kwar antannie! idzie dostać. Trz ymajcie się na Dzień 46 tej Pr zez długi czas kładłem się sp ać wcześnie. Te nie. Dzień mies raz kładę się sp za się z dniem ać trzy razy dz . Sekundy pr ze ienPowoli tracę ra chodzą w minu chubę. Czy kiedy ty, minuty w go ś to się skończ dziny. y? Widzę świat ło... Pójdę spra wdzić.
varia /
fot. Agata Wieśniewska
Varia Polecamy: 64 SPORT Grać czy nie grać
Rywalizacja w dobie koronawirusa
66 sport Pandemiczny niezbędnik - Jóźwiak & Smokowski Sport w roli głównej – co warto czytać i oglądać
67 kto jest kim W rodzinie siła dr Tomasz Gigol/Julianna Gigol
Cynicy idealiści M ac i e j C i e r n i a k akiś czas temu, zanim świat stanął w miejscu, wybrałem się do innego sklepu niż zwykle po moje ulubione orzeszki w panierce paprykowej. Według mapy w telefonie droga nie powinna stanowić problemu. Niestety zamknięte osiedle, strzeżone wysokim płotem, zamkami cyfrowymi i fioletowymi tabliczkami z nazwą firmy ochroniarskiej, okazało się przeszkodą w dotarciu do celu. Musiałem więc wybrać drogę naokoło, nadkładając kilkaset metrów. Wróciwszy do domu, zajadałem się orzeszkami i zastanawiałem się skąd właściwie taka chęć zamykania się na osiedlach – kiszenia się wyłącznie we własnym sosie. Babcia powiedziałaby, że dzisiejsi ludzie w ogóle nie myślą o innych – tylko kasa, kasa, kasa. Siostra stwierdziłaby, że chcą się odizolować od patologii z zewnątrz, a tata upierałby się, że to jeden z symptomów upadku społeczeństwa. Tak naprawdę każde z nich miałoby trochę racji. Babcia w tym, że coraz mniej wagi przywiązujemy do relacji międzyludzkich, a więcej do mitycznego świętego spokoju. Siostra z pewnością przedstawia dobry argument, dotyczący strachu ludzi przed przestępczością i chęci ochrony swojej rodziny. Z tatą zaś niechętnie się zgodzę, że zamknięte osiedla są objawem zmiany myślenia. Z kategorii my, społeczeństwo przeszliśmy na ja, człowiek. Z każdym rokiem obracamy się w coraz to ciaśniejszym kręgu rodziny i przyjaciół.
J
Z każdym rokiem obracamy się w coraz to ciaśniejszym kręgu rodziny i przyjaciół.
Kiedy o tym myślę, biją się we mnie cynizm z idealizmem. Z jednej strony wierzę, że ludzie powinni żyć w jak największej komitywie: wymieniać się doświadczeniami, poglądami i pomysłami, w końcu tym od wieków stały miasta. Nie powinniśmy więc pozwolić, by sprzedawano nam przeciwny styl życia. Z drugiej strony mój wewnętrzny Don Draper podpowiada mi, że sami sprowadzamy na siebie los wyrzutków, co z sukcesem udaje się wykorzystywać deweloperom oraz korporacjom. Łatwo można by z tego wywnioskować, że w każdym z nas siedzą cynik i idealista, którzy niczym mały diabełek i aniołek szepczą nam do ucha wzajemnie wykluczające się pomysły. Dbamy o środowisko naturalne w skali globalnej, segregując śmieci i wybierając tramwaj zamiast auta. Nie martwi nas jednak stopniowe zanikanie środowiska społecznego w skali mikro, w postaci naszych relacji z otoczeniem. Karmmy więc idealistę, a nie cynika. Spróbujmy poznać naszych sąsiadów, kiedy już będzie można rozmawiać z ludźmi na żywo. Oczywiście nie mamy gwarancji, że nie uznają nas za dzikusów, którzy od półtora miesiąca się nie golili, pracowali na home office i żywili się zupkami chińskimi, kupionymi w ilościach hurtowych, zanim ktokolwiek usłyszał o pandemii. Ale może jest jednak szansa, że dostrzegą kogoś wartościowego w tym sobowtórze Toma Hanksa z Castaway. I vice versa0
maj–czerwiec 2020
SPORT
/ UFC, Peaky Blinders i irlandzki temperament
In Poland we don’t say: “sorry, we lost a very important game”. We say: “no zgadza się, no jesteśmy dziadami”. And I think it’s beautiful.
Ostatni Irlandczyk Widowiskowy styl walki, oparty na nokautującym ciosie. Poza oktagonem charakterystyczny chełpliwy wizerunek. Conor McGregor to bez wątpienia najbardziej wyrazisty i najpopularniejszy zawodnik MMA w historii. T E K S T:
Jeden cios
onor McGregor urodził się 14 lipca 1988 r. w Dublinie, w dzielnicy Crumlin. Jak wspomina w jednym z wywiadów: tam, skąd pochodzę, gdzie się wychowałem, trzeba być czujnym, zdolnym do obronienie siebie. Z początku Irlandczyk trenował boks, później przerzucił się na MMA. W międzyczasie dorabiał jako hydraulik. W wieku 18 lat stoczył pierwszą zawodową walkę. Szybko stał się postrachem przeciwników i lokalną gwiazdą. Po zawodnika zgłosiła się największa federacja MMA na świecie – Ultimate Fighting Championship (UFC).
C
Walka o pas była jedynie kwestią czasu. Aby zostać mistrzem UFC w kategorii piórkowej McGregor musiał wygrać z José Aldo. Brazylijczyk był niepokonany od dziesięciu lat. Mistrzowski pas UFC posiadał od pięciu. Do tej pory musiał go bronić siedem razy. Każdego z pretendentów odprawiał z kwitkiem. Walkę Aldo z McGregorem zaplanowano na galę UFC 189. Niestety Brazylijczyk doznał kontuzji. Władze federacji znalazły dla Irlandczyka nowego przeciwnika. Był nim Amerykanin Chad Mendes. Zwycięzca pojedynku miał otrzymać tytuł tymczasowego mistrza, a potem zmierzyć się z Aldo w walce unifikacyjnej. Ze starcia z tarczą wyszedł McGregor. Choć nie bez problemów. Amerykanin obalił Irlandczyka kilka razy i celnym ciosem łokciem rozbił mu łuk brwiowy. Mendes był jednak bezradny wobec siły ciosów McGregora i na kilka sekund przed końcem drugiej rundy dał się znokautować. Irlandczyk miał skrzyżować rękawice z Aldo na gali UFC 194. McGregor rozpoczął gierki już przed walką. Wywiady i inne wydarzenia promocyjne, w których zawodnicy okazują sobie „szczerą nienawiść” nie są oczywiście czymś nadzwyczajnym we współczesnym, skrajnie skomercjalizowanym świecie sportów walki. McGregor swoją charyzmą i arogancją wyniósł jednak utarczki przed starciem na wyższy poziom. Szczytem okazała się konferencja prasowa w jego rodzinnym Dublinie,
62–63
fot.: wikipedia commons
Od zera do dżentelmena Już w pierwszej walce dla UFC „The Notorious” dał pokaz umiejętności i zwyciężył przed czasem, nokautując Marcusa Brimage’a po 67 sekundach. Następny pojedynek wygrał już na punkty przez jednogłośną decyzję. A potem trzy kolejne starcia, trzy nokauty i trzy nagrody za Występ Wieczoru. Walki Irlandczyka gwarantowały emocje i widowiskowe akcje. W zawodowej karierze spośród 22 zwycięstw 20 odniósł przed czasem, w tym 19 przez nokaut. McGregor szybko wyrósł na gwiazdę federacji. Zaczął pojawiać się na głównych galach, jego nazwiskiem reklamowano kolejne wydarzenia. Zmieniał się także jego pozaringowy wizerunek. Do oktagonu zaczął wychodzić przy dźwiękach Foggy Dew, pieśni irlandzkich powstańców, płynnie przechodzącej w Hypnotize, eastcoastowy klasyk autorstwa amerykańskiego rapera Notoriousa B.I.G., z którym Irlandczyk dzielił pseudonim. Łysinę jak u futbolowego chuligana zastąpiła bujna, zazwyczaj zaczesana czupryna i przystrzyżona broda. Na klatce piersiowej Irlandczyk sprawił sobie potężny, sięgający aż po szyję, ekspresyjny tatuaż przedstawiający głowę goryla w koronie pożerającego serce. Na konferencjach prasowych pokazywał się zaś często w gustownych retrogarniturach, niczym postać z serialu Peaky Blinders. McGregor stworzył wizerunek pyszałkowatego gangstera-inteligenta wywodzącego się z klasy robotniczej, który oprócz tego, że umie się modnie ubrać potrafi także mocno przywalić. Być może stąd niesamowita popularność Irlandczyka. McGregor łączy etos pracy i dumę, wręcz arogancję (białej) klasy robotniczej z wyszukanym wizerunkiem brytyjskiego dżentelmena. Archetyp, którego cechy coraz częściej zaczyna się kwestionować.
TO M A S Z DWOJA K która bardziej niż medialne wydarzenie przypominała pyskówkę w barze. McGregor oczywiście miał za sobą publiczność, reagującą dzikim aplauzem na wszelkie zaczepki i inwektywy rzucane w stronę Aldo. Szef UFC – Dana White skrzętnie wykorzystał wizerunek irlandzkiego zawodnika do promowania pojedynku. Gala UFC 194 stała się wówczas drugim najchętniej oglądanym wydarzeniem w historii federacji. Rozbrzmiewa gong rozpoczynający walkę. Przez pierwsze kilka sekund zawodnicy wyprowadzają zachowawcze ciosy, nie chcą ryzykować na początku. Nagle Aldo postanawia przełamać impas i agresywniej zaatakować. I nadziewa się na kontrę McGregora. Pada jak rażony piorunem. Koniec walki. Wszystko trwało trzynaście sekund. Aldo, który na porażkę musiał czekać ponad dekadę, leży teraz przerażony na macie, przytrzymywany przez sędziego. A McGregor podekscytowany skacze po oktagonie i samemu dziwi się, że trwało to tak krótko. Walka szybko stała się viralem – w końcu starcie trwało tyle, że można było je nagrać na Snapchacie, a potem udostępniać, pokazywać znajomym w szkole czy w pracy.
Mistrz nad mistrzami „The Notorious” nie zatrzymywał się. Postanowił zostać pierwszym w historii mistrzem UFC w dwóch kategoriach jednocześnie. Zdobył już pas w wadze piórkowej, teraz połakomił się na mi-
UFC, Peaky Blinders i irlandzki temperament /
“The Money Fight” McGregor był, bez wątpienia, najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem MMA. Sytuacja podobnie przedstawiała się w boksie, gdzie najjaśniej świeciła gwiazda Floyda Mayweathera. To, czy Amerykanin jest najlepszym pięściarzem w historii, to kwestia dyskusyjna. Bez wątpienia jest jednak najbogatszym i najbardziej przedsiębiorczym wśród bokserów. Przydomek „Money” nie wziął się znikąd. Amerykanin za wszystkie mistrzowskie walki otrzymywał astronomiczne sumy. Największą wypłatę dostał po pojedynku z Mannym Pacquiao. Mayweather miał zagwarantowane 120 mln dolarów, podobno zarobił ok. 180. Dla porównania, kontrakty McGregora w jego najbardziej dochodowych walkach – z Alvarezem i rewanżowej z Diazem – gwarantowały mu jedynie 3 mln. Mayweather wydawał się pięściarzem spełnionym. Miał już 40 lat, nie musiał się martwić o finanse, a jego pięściarską ścieżkę wypełniało wiele wygra-
nych mistrzowskich pojedynków. Jeśli była jednak jedna rzecz, która mogła zmotywować Mayweathera do kolejnej walki, był to, oprócz ogromnych pieniędzy, legendarny wyczyn Rocky’ego Marciano. W trakcie swojej kariery wygrał on 49 walk, ani razu przy tym nie przegrywając. Żaden z pojedynków nie zakończył się również remisem. . Mayweather wyrównał jego rekord i potrzebował już tylko jednego zwycięstwa, aby go przebić. McGregor wydawał się idealnym kandydatem. Walka z Irlandczykiem wywołałaby ogromny szum medialny, a co za tym idzie, ogromne pieniądze dla obu zawodników. Ponadto dla Mayweathera byłoby to jedno z łatwiejszych starć w całej karierze. Mimo że McGregor dysponował silnym ciosem, to brakowało mu ringowego doświadczenia. Nigdy nie stoczył zawodowego pojedynku na zasadach bokserskich. I tak zawodnicy, jak i ich specjaliści od marketingu, wprowadzili w ruch potężną komercyjną machinę. O samej walce nie warto się rozpisywać. McGregor pokazał się z dobrej strony w pierwszych rundach, jednak doświadczony Mayweather szybko przejął inicjatywę i do końca pojedynku kontrolował jego przebieg. Sędzia ringowy przerwał walkę w 10 rundzie, po tym jak Irlandczyk przestał odpowiadać na ciosy Amerykanina. Po walce wszyscy mogli czuć się zadowoleni. Mayweather pobił rekord Marciano i otrzymał najwyższą wypłatę nie tylko w karierze, ale w całej historii sportu – ok. 275 mln dolarów. McGregor, mimo zerowego doświadczenia na zawodowych ringach, otrzymał za swój debiutancki pojedynek ok. 100 mln. Pieniądze o jakich w MMA mógł tylko pomarzyć. McGregor postanowił odpocząć od sportu i skupić się na życiu prywatnym. Został ojcem, a jego konta na portalach społecznościowych zaczęły zapełniać rodzinne zdjęcia. W międzyczasie założył również własną markę irlandzkiej whiskey – Proper No. Twelve.
Chabib vs McGregor Przerwa McGregora od sportu trwała ponad rok, od MMA niecałe dwa. Jego rywalem na gali UFC 229 miał być nowy król MMA, niepokonany dotąd Chabib Nurmagomiedow. W przeciwieństwie do „The Notoriousa” specjalista od zapasów, i przy okazji równie barwna postać – pokorny, religijny muzułmanin, prywatnie dobry znajomy Ramzana Kadyrowa, popieranego przez Putina przywódcy Czeczenii. Do oktagonu zazwyczaj wychodzi ubrany w papachę – tradycyjne kaukaskie nakrycie głowy. Starcie nie potrzebowało większej promocji, choć McGregor i tak zadbał o medialny rozgłos. Po konferencji prasowej przed galą, na której Rosjanin miał zawalczyć z Alem Iaquintą, McGregor wraz ze swoją bandą zaatakował busa wiozącego zawodników. Irlandczyk rzucił w kierunku pojazdu metalowy wózek, rozbijając szybę w drobny mak. Do końca nie wiadomo czy było to wyreżyserowa-
ne. Z późniejszych wydarzeń wynika, że raczej nie. Z powodu obrażeń od potłuczonego szkła z gali musiało wycofać się dwóch zawodników – Micheal Chiesa i Ray Borg. Nic dziwnego, że po takich mniej lub bardziej planowanych akcjach promocyjnych i oczywiście dzięki sportowym umiejętnościom McGregora i Nurmagomiedowa gala UFC 229 była najchętniej oglądaną w historii federacji.
fot.: wikipedia commons
strzostwo wagi lekkiej. O ten tytuł miał zawalczyć z Rafaelem dos Anjosem. Niestety jego przeciwnik doznał kontuzji, co ponownie uniemożliwiło mu pojedynek z mistrzem. Walka o pas w wadze lekkiej musiała poczekać. Władze UFC na kilkanaście dni przed galą zakontraktowały McGregorowi nowego przeciwnika – Nate’a Diaza. Problem w tym, że pojedynek miał się odbyć nie w wadze lekkiej – i tak zresztą za wysokiej dla Irlandczyka – a w półśredniej. Mimo to bukmacherzy stawiali na jego zwycięstwo. McGregor niespodziewanie doznał pierwszej porażki w UFC. Irlandczyk zdawał się mieć pojedynek pod kontrolą, jednak w drugiej rundzie Diaz wyprowadził cios, który kompletnie zmienił dynamikę walki. Przejął inicjatywę, by ostatecznie pokonać Irlandczyka przez duszenie zza pleców. Nieoczekiwany obrót walki, zakończony porażką ulubieńca publiczności, aż prosił się o rewanż. Nie trzeba było długo czekać. Panowie starli się ponownie po pięciu miesiącach od pierwszego starcia. Pięć rund morderczego pojedynku (McGregor do tej pory tylko raz walczył dłużej niż dwie) przyniosło zwycięstwo Irlandczyka na punkty. Po wyrównaniu rachunków z Diazem, McGregor mógł skupić się na głównym celu – mistrzostwie w dwóch kategoriach wagowych. W międzyczasie, pas w kategorii lekkiej zmienił właściciela. Znajdował się on teraz w rękach Eddiego Alvareza, pokonał on bowiem wcześniej dos Anjosa. Alvarez nie miał w pojedynku z Irlandczykiem nic do powiedzenia. McGregor kontrolował walkę przez cały jej przebieg, kończąc ją w drugiej rundzie, a jakże by inaczej, efektowną kombinacją ciosów. Irlandczyk dokonał historycznego wyczynu. Po zdobyciu kolejnego pasa stał się większy niż UFC. Sportowo i finansowo MMA nie miało mu już nic do zaoferowania
SPORT
W walce Chabib skutecznie obnażył zapaśnicze braki Irlandczyka. Rosjanin umiejętnie zneutralizował bokserskie umiejętności McGregora, co chwilę sprowadzając pojedynek do parteru, gdzie konsekwentnie obijał przeciwnika. Ostatecznie Chabib wygrał przez poddanie w czwartej rundzie. Po zakończeniu walki wywiązała się regularna bójka. Rosjanin nie wytrzymał ksenofobicznych prowokacji, które Irlandczyk i jego narożnik uskuteczniali już na długo przed starciem. Wyskoczył z oktagonu i ruszył w stronę trenera McGregora. Obydwaj zawodnicy zostali później ukarani finansowo. Niesmak pozostał. Kilka miesięcy po walce McGregor ogłosił zakończenie kariery. Irlandczyk wrócił jednak ze sportowej emerytury i w styczniu tego roku skrzyżował rękawice z doświadczonym Donaldem „Cowboyem” Cerrone. McGregor pokonał Amerykanina w swoim stylu, już po 40 sekundach. Irlandczyk ma dopiero 31 lat, przed nim 5-10 lat sportowej kariery. Być może doczekamy się rewanżu z Chabibem? W końcu panowie mają „niewyrównane rachunki”. Sport, a szczególnie MMA, to poszukiwanie realności i prawdziwych emocji w czasach, gdy wszystko jest produktem albo materiałem sponsorowanym. W końcu gdy leje się krew albo ktoś pada półprzytomny po nokautującym ciosie, to dzieje się to naprawdę. Nawet jeśli zawodnicy otrzymali za walkę po kilka milionów. W czasach, w których coraz częściej mówi się o toksycznej męskości, jednym z niewielu względnie akceptowalnych miejsc, gdzie można realizować atawistyczne popędy, stają się gale MMA. A to wszystko w jakości HD, za jedyne 65 dolarów. 0
maj–czerwiec 2020
SPORT
/ kiedy wrócą rozgrywki?
Grać czy nie grać? Z powodu pandemii koronawirusa ucierpiały niemal wszystkie branże współczesnego świata. Nie inaczej jest ze sportem. Pojawia się pytanie: kiedy rozgrywki na żywo powrócą? I czy jest tego sens? T E K S T:
ockdown nastąpił gwałtownie i gruntownie. Amatorskie zawody biegowe, Premier League czy pierwsze Grand Prix w nowym sezonie Formuły 1 – w drugim tygodniu marca wiadomości o przełożeniu, zawieszeniu lub odwołaniu różnorakich imprez dochodziły z różnych części kuli ziemskiej. Ramówki stacji sportowych wypełniły się programami publicystycznymi bądź powtórkami starych spotkań, a kibice zastanawiają się nad perspektywami powrotu zawodów na żywo.
L
Centra zakażeń Jednego nie da się ukryć. Wydarzenia sportowe były czynnikiem, który przyczynił się do rozwoju pandemii. Według WHO mecz Ligi Mistrzów Atalanta Bergamo–Valencia rozgrywany 19 lutego w Mediolanie sprawił, że wirus rozprzestrzenił się po całej Lombardii oraz dotarł do Hiszpanii. 35 proc. pracowników zespołu gości zachorowało w późniejszym czasie na koronawirusa. W sytuacji, kiedy wiadomo było, że pandemia jest poważnym zagrożeniem dla Europy, rozegrano spotkanie Liverpool–Atletico Madryt z udziałem kibiców na trybunach. Beztroskie podejście brytyjskich władz symbolizują zawody jeździeckie w Cheltenham. Podczas gdy na całym świecie zamykano szkoły i miejsca rozrywki, takie jak kina czy teatry, na torze pojawiło się około 70 tys. widzów. Wielu znalazło się później w szpitalach. Na świecie uchowało się trochę miejsc, gdzie cały czas, jak gdyby nigdy nic, sportowa karuzela się kręci. Najbardziej znanym z nich jest Białoruś. Prezydent tego kraju, Alaksander Łukaszenka, ma, delikatnie mówiąc, nietypowe podejście do pandemii. Rozgrywki pierwszej ligi piłkarskiej, czyli Wyszejszajej Lihi w sezonie 2020 rozpoczęły się 19 marca. W zasadzie zmieniła się jedna rzecz – mecze zaczęły cieszyć się znacznie większym zainteresowaniem, także firm bukmacherskich, które w obliczu zmniejszenia się liczby oferowanych przez nie zakładów o 80–90 proc. zaczęły mocno promować obstawianie tych spotkań. W grę zaczęły wchodzić ogromne
64–65
SEBASTIAN MURASZEWSKI
kwoty, co stało się problemem również dla amatorskich klubów ze Szwecji, które w marcu i w kwietniu rozgrywały między sobą sparingi. Piłkarze zaczęli otrzymywać pogróżki od hazardzistów, a presja nałożona na zawodników, którzy chcieli hobbystycznie pokopać piłkę, była zbyt wielka. Ostatecznie zdecydowano się na rezygnację z tych spotkań.
Centrum izolacji Pomysły na kontynuację rozgrywek Ekstraklasy pojawiły się tuż po ich przerwaniu. Z odważną inicjatywą jako pierwszy wyszedł Michał Świerczewski, właściciel Rakowa Częstochowa. Plan miał składać się z trzech faz. Pierwsza polegałaby na izolacji członków klubu przez dwa tygodnie. Kolejne dwa tygodnie trwałaby faza druga, z tym że drużyny zostałyby ulokowane w odizolowanych hotelach. Trzecia to dogranie sezonu na czterech-pięciu stadionach, oczywiście bez publiczności. Koszty? Mniej niż 25 mln złotych. Potencjalny zysk – ponad cztery razy tyle. Brzmi dobrze? Pewnie, tylko ryzyko jest spore. Wystarczy, że zachoruje choć jedna osoba biorąca udział w projekcie i wszystko idzie do kosza. Niezbędni do gry są nie tylko piłkarze i sędziowie. Nie można zapominać o sztabach szkoleniowych, operatorach kamer, kierowcach autokarów, obsłudze hotelowej i tak dalej. Każde zakażenie, powstałe w wyniku rozgrywania ligi, byłoby skandalem i rysą na jej wizerunku. Metodami zapobiegawczymi miały być izolacja i wykonywanie ogromnej liczby testów każdego dnia. Problem w tym, że testów nie jest za dużo – pokazuje to odrzucenie ustawy o cotygodniowym profilaktycznym badaniu pracowników służby zdrowia. Niepotrzebne wykonywanie testów w sytuacji, gdy społeczeństwo boryka się z ich niedoborem, nie byłoby dobrze postrzegane przez opinię publiczną. Jednakże, pomysł być może stanie się podstawą do wznowienia sezonu na przełomie maja i czerwca. Wygląda na to, że ryzyko podejmą wcześniej niemieckie władze. Politycy z Bawarii i Nadrenii Północnej-Westfalii zgodzili się na powrót Bundesligi od 16 maja. 36 klubów naj-
wyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech i jej zaplecza koniecznie chce dokończyć sezon. Kilku zespołom grozi bankructwo, jeśli nie uzyskają pieniędzy z ostatniej transzy za prawa transmisyjne do rozgrywek. Strategia? Izolacja, wykonywanie trzech tys. testów dziennie i rozgrywanie spotkań bez publiczności. Drużyny zza Odry i Nysy Łużyckiej rozpoczęły już treningi. Z dylematami borykają się również w Anglii. Sezon Premier League miałby się skończyć albo na Wembley albo w Chinach. We Włoszech i w Hiszpanii, ze względu na poważną sytuację epidemiczną, nie ogłasza się jeszcze szczegółów powrotu lig narodowych. System izolacyjny jest już wdrożony na Tajwanie, gdzie w poprzednim miesiącu rozpoczął się nowy sezon lig popularnych w azjatyckich państwach baseballa oraz piłki nożnej. Niestety nie wszędzie się to udaje. Wznowienie chińskiej ligi koszykówki przeniesiono na czerwiec, a część japońskich meczów siatkówki zostało przerwanych ze względu na stwierdzenie u graczy gorączki bądź kaszlu. Podobne plany mają za oceanem. Do przerwania rozgrywek NBA doszło w kuriozalny sposób – decyzja została podjęta po otrzymaniu informacji o zakażeniu jednego z graczy Utah Jazz, Rudy’ego Goberta. Gobert kilka dni wcześniej kpił z choroby, dotykając mikrofonów wszystkich dziennikarzy na sali. Oprócz Francuza zachorowało jeszcze kilku graczy, w tym Kevin Durant z Brooklyn Nets. Rozgrywki przerwano w decydującym momencie sezonu zasadniczego, a władze ligi chcą dokończyć je w Las Vegas, gdzie od 2004 r. jest organizowana liga letnia. Teraz koszykarze mieliby dograć tam play-offy. Pierwsza runda do trzech wygranych, półfinały i finały konferencji w formie pojedynczych spotkań, a ostateczna rozgrywka również do trzech wygranych meczów. NBA dopiero planuje, podczas gdy Euroliga już rozpisała dokładny terminarz. Sezon zasadniczy ma zostać dokończony, a faza finałowa odbędzie się według zasady „przegrywający odpada”. Jedna hala, mecze od 4 do 26 lipca. Jedni głowią się nad tym, o ile opóźnią się rozstrzygnięcia w ich ligach, z kolei inni starają się je przy-
kiedy wrócą rozgrywki? /
spieszyć. Liga BIG3 funkcjonuje od 2017 r. i stawia głównie na widowisko. Drużyny składają się z trzech koszykarzy, rywalizujących na połowie boiska, mecz toczy się do zdobycia 50 punktów przez jedną z nich. Turnieje w tym roku mają odbyć się miesiąc wcześniej niż było to pierwotnie zaplanowane, a dodatkowo każdy krok koszykarzy ma być rejestrowany przez kamery. Jak w Big Brotherze.
Centrum gier
z pismem, które towarzyszyło im przez wiele lat, a inicjatywę wspierało wielu aktorów, polityków i sław polskiego sportu.
Centrum Emocji Kiedyś sportowcy wrócą na areny. Ale nie będą to te same zmagania co przed pandemią. Część klubów upadnie, część lig i rozgrywek będzie borykało się z problemami. Dla niektórych okażą się one śmiertelne, jak dla ligi XFL. Miliarder Vince McMahon, przewodniczący World Wrestling Federation, po raz drugi postanowił zainwestować w futbol amerykański. Przed dziewiętnastoma laty zbyt luźne podejście i parodystyczne wręcz zarządzanie organizacją sprawiło, że XFL zostało zamknięte zaledwie po jednym sezonie. Tym razem było inaczej. Rozgrywki były poważniejsze, oglądalność na stadionach i przed telewizorami spora. Amerykanie łyknęli wizję rozgrywek futbolowych organizowanych wiosną. Z wiadomych względów skończyło się na pięciu kolejkach. Liga została zamknięta, a XFL ogłosiło bankructwo. Tak samo jak osiem klubów, które zatrudniały setki pracowników. Nawet po wznowieniu gry na boiskach i halach sytuacja nie wróci do normy. 71 proc. Amerykanów stwierdziło, że nie pojawi się na trybunach, dopóki nie będzie dostępna szczepionka przeciwko COVID-19. Trzeba na nowo przemyśleć modele biznesowe, sposoby prowadzenia transmisji i sprzedawania do nich dostępu. Pozostało tylko marzyć o tym, że sport wróci. Będziemy się nim cieszyć najpierw przed telewizorami, a potem, kiedy koronawirus pozostanie wyłącznie wspomnieniem, na wyciągnięcie ręki na licznych arenach. Jedno jest najważniejsze: oby wszyscy byli w dobrym zdrowiu. 0
fot.: wikipedia commons
Jedynymi arenami, na których może bezpiecznie toczyć się jakakolwiek rywalizacja, są te wirtualne. Oprócz typowych rozgrywek e-sportowych, zaczęto organizować również zmagania gwiazd znanych z realnych imprez. Premier League, Ekstraklasa, NBA, Bundesliga, La Liga porozumiały się nawet z telewizjami w sprawie ich transmisji. Najbardziej jednak zyskała ta dyscyplina, która wymagała najmniej uproszczeń – czyli sporty motorowe. Dzięki odpowiednim symulatorom, jak Assetto Corsa Competizione, iRacing czy rFactor 2 oraz możliwości zainstalowania odpowiedniego sprzętu, czyli kierownic i skrzyń biegów, wirtualne tory wypełniły się kierowcami. Simracing, bo tak nazywa się ta dziedzina gier, wciągnął między innymi Maxa Verstappena, Lando Norrisa, George’a Russela czy Charlesa Leclerca. Ten pierwszy nie wystartował jednak w zawodach organizowanych przez Formułę 1, czyli Wirtualnych Grand Prix, tłumacząc swoją decyzję tym, że oficjalna gra serii, czyli F1 2019 nie jest wierną symulacją. Do rozrywki skory był Norris, jednak zabawę utrudniła mu sama gra, wyłączając się podczas każdego wyścigu. W najlepsze toczą się również zakłady bukmacherskie. Poszczególne firmy pozwalają na
obstawianie meczów, których wynik ustala algorytm. Można się tylko domyślać, co odpowiada za poszczególne wyniki. Ci niechętni na śledzenie wirtualnych sportów mogą obstawiać pogodę. Tak, pogodę. Temperatura, zachmurzenie, ciśnienie atmosferyczne czy wilgotność powietrza – wszystkie te wartości można przewidywać i typować. Praktyka ta jest szczególnie popularne w Stanach Zjednoczonych. A jak sobie radzą media sportowe? Wszak wydarzenia na żywo są ich sednem – nie można sobie wyobrazić weekendowych pustek na kanałach sportowych bądź poniedziałkowych gazet bez wyników ligowych. Media zmuszone były sięgnąć do ogromnej skarbnicy archiwów. Tak, przypomnienie sobie najważniejszych meczów, imprez z czasów dzieciństwa bądź zobaczenie niepokazywanych od dawna spotkań może sprawić, że na krótki czas oderwiemy się od smutnej rzeczywistości. Idea pokazywania filmów dokumentalnych o sporcie szczególnie teraz zasługuje na uznanie; powinny stać się one częścią ramówek telewizyjnych również po ustąpieniu pandemii. Jednak historia jest skończona, a jej wyniki znane. Sport oglądamy w końcu dla emocji i jego nieprzewidywalności. Dla urozmaicenia ramówki pojawiły się więc również programy z udziałem widzów, którzy mogli dzwonić na antenę i zadawać pytania dziennikarzom bądź sportowcom. Każda forma kontaktu z kibicami pozwala na utrzymanie ich więzi ze sportem. Z jeszcze większymi niż dotychczas problemami boryka się również prasa sportowa. „Przegląd Sportowy” obniżył cenę cyfrowej prenumeraty, a w mediach społecznościowych pojawiła się inicjatywa #PSChallenge. W ramach akcji czytelnicy wstawiali swoje zdjęcia
SPORT
maj–czerwiec 2020
SPORT
/ jak przetrwać pandemię i nie oszaleć?
Pandemiczny Niezbędnik Jóźwiak & Smokowski
Nie jest łatwo żyć w ciekawych czasach. Sztuka łagodzi jednak nie tylko obyczaje, ale i narastającą frustrację. Oto kilka propozycji, które pozwolą Wam przezwyciężyć chandrę. T E K S T:
Diego Bardzo się cieszę, że o futbolu zaczyna powstawać coraz więcej niejednowymiarowych filmów. Takich, które ukazują złożoność ludzkiej psychiki, przedstawiają sportowca również, a może właśnie przede wszystkim, jako człowieka. Maradona doświadczył bowiem w swojej karierze niemalże wszystkiego. Od dziecięcej wręcz radości z gry na argentyńskich boiskach, przez gloryfikację oraz, co nie jest w żadnym wypadku przesadą, status boga w Neapolu, aż po falę krytyki, a wręcz nienawiści, po wyeliminowaniu w rzutach karnych gospodarzy mundialu organizowanego we Włoszech. Będąc u szczytu sławy, stał się ikoną popkultury, symbolem geniuszu. Lata później – przykrym memem oraz symbolem upadku. Jego życiorys jest niewątpliwie jedną z najlepszych kampanii antydopingowych, jaką mogło napisać życie. Diego to gratka nie tylko dla fanów piłki nożnej. Jest to świetny dokument, który pokochają miłośnicy historii o ludziach wyjątkowych czy biografii, które pozwalają lepiej zrozumieć otaczający nas świat.
M I C H A Ł J ÓŹ W I A K
typ nieskalanego cierpieniem piłkarskiego raju. Znakomita lektura dla osób zafascynowanych ludzkim umysłem, wzruszający hołd oddany golkiperowi, który za własną wrażliwość zapłacił najwyższą cenę. Chwyta za gardło.
The Last Dance – Ostatni Taniec Nie było i prawdopodobnie nie będzie już sportowca, który miałby większy wpływ na światową popkulturę niż Michael Jordan. The Last Dance to jednak znacznie więcej niż sztampowa gloryfikacja wybitnego koszykarza. To historia o drużynie, o niezwykle splątanym kłębku skrajnie różnych charakterów. Opowieść o Ameryce lat 90., o eksplozji popularności Nike’a, o fenomenie społecznym na miarę Adama Małysza (sic!). Intrygująca gra czasem i miejscem akcji, perfekcyjnie wiązane ze sobą wątki oraz unikalne, niepublikowane dotąd nagrania z kamer podążających krok w krok za sportowcami z Chicago składają się na wybitny serial dokumentalny, który stanie się, moim zdaniem, pozycją obowiązkową dla każdego fana koszykówki i nie tylko.
Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk
Escobar i Escobar
Tragiczna historia jednego z najlepszych niemieckich bramkarzy pierwszej dekady XXI w. Książka dobitnie ukazuje najciemniejsze zakątki umysłu profesjonalnego piłkarza, przedstawia przekleństwo odniesionego sukcesu, zmusza czytelnika do rewizji własnego spojrzenia na proklamowane wartości oraz owiany mistycyzmem świat futbolu. Brutalnie obnaża stereo-
Nazwisko Escobar nie jest zapewne obce znakomitej większości osób czytających ten tekst, niewielu skojarzy je jednak z byłym kapitanem kolumbijskiej reprezentacji piłkarskiej. Narkotykowy baron o tym samym nazwisku jest przecież również głównym bohaterem serialu Narcos. Dwa wspomniane wyżej światy mają ze sobą więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. Na
przełomie lat 80. i 90. w Kolumbii piłka nie mogła istnieć bez mafii. Mafia była zaś żądna piłki. Wiele zależności i powiązań między tymi dwoma dziedzinami zostało zresztą przedstawionych w owym dokumencie. Film ukazuje także sylwetkę wspomnianego uprzednio Pablo Escobara z różnych perspektyw, z głębokim kontekstem historycznym oraz kulturowym. Podobnie postać sportowca, Andrésa, została poddana głębokiej analizie. Piłkarz u szczytu swojej kariery odpokutował za grzechy całego narodu, ponosząc straszliwą karę z rąk pozbawionej dowódcy kolumbijskiej mafii. Escobar i Escobar to znakomity dokument, ilustrujący pełne strachu oraz kokainy Medellín lat 90.
Le Mans ‘66 Zdobywca dwóch nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, nominowany również w prestiżowej kategorii Najlepszy Film. Świetna historia, okraszona szczyptą hollywoodzkiej fantazji, rykiem pięknych samochodów oraz znakomitą grą aktorską. Fabuła, mimo iż względnie przewidywalna, nie pozwala oderwać oczu od ekranu przez niemalże pełne trzy godziny. Na kanwach barwnych lat 60. i usilnych starań Forda, dążącego do efektownego wejścia w świat wyścigów samochodowych, powstała produkcja ukazująca brutalne zderzenie nieokiełznanego talentu i pasji ze zbiurokratyzowanym światem wielkich korporacji. Gwiazdorski duet Bale– Damon również nie zawodzi, co pozwala mi z czystym sumieniem polecić ów tytuł.
Niezbędnik uzupełniają rekomendacje Tomasza Smokowskiego. Nie samym sportem bowiem człowiek żyje. Płyta Sprawdziłem że w trzech ostatnich latach najczęściej słuchałem płyty Tomka Makowieckiego „Moizm”. Moim zdaniem album tak znakomity, jak niedoceniony w Polsce. Nad czym bardzo boleję, bo Tomek to w moich oczach wrażliwy, mający wiele do powiedzenia artysta. Od lat polecam tę płytę komu tylko mogę i stwierdzam, że mało kto o niej słyszał... Tomek tworzy piękną muzykę, ale albo nie trafił w swój czas, albo nie ma szczęścia do promotorów i dystrybutorów swoich dźwięków. W każdym razie niecierpliwie czekam na nowy album.
66–67
Film „Dawno temu w Ameryce”. Film idealny na czas izolacji, bo trwa i trwa i trwa. Ale w tej długiej opowieści nie ma ani chwili nudy.
Tomasz Smokowski Polski dziennikarz i komentator sportowy. Współzałożyciel „Kanału Sportowego”. Przedtem związany z Polsatem oraz Canal+. Współprowadzący Misji Futbol. Wrażliwy odbiorca sztuki, w szerokim tego słowa znaczeniu. Prywatnie sympatyk „The Reds”.
Książka Niccolo Ammaniti „Jak Bóg przykazał”. Za tandetną okładką kryje się świetna treść. W zasadzie gotowy, filmowy scenariusz w sam raz na nowy film Iñárritu, gdyby tylko chciał się tego podjąć.
dr Tomasz Gigol / Julianna Gigol / ***** ***
Kto jest Kim? dr Tomasz Gigol
Adiunkt w Zakładzie Strategii Personalnych
Julianna Gigol
Członek Zarządu Magpress ds. Finansów
Miejsce urodzenia: Zambrów Prowadzone przedmioty: zarządzanie, przywództwo strategiczne i
Miejsce urodzenia: Warszawa Kierunek i rok studiów: Finanse i Rachunkowość II SL Spirit animal: Surykatka, ewentualnie fretka (ale taka tańcząca z TikToka) Keczup czy musztarda? Keczup, ale dobrze przyprawiony Kawa czy herbata? Kawa, czarna, bez mleka i cukru Wygrywasz w Lotto, co robisz? Patrząc na sytuację młodych ludzi, pewnie
operacyjne, restrukturyzacja, zarządzanie strategiczne (ćwiczenia)
Według studentów SGH jestem: zabawny i mocno łączę wykłady z praktyką Studenci SGH są według mnie: bystrzy i zaangażowani Gdyby moja córka wygrała w lotto, doradziłbym jej: żeby starała się żyć normalnie, jak do tej pory i poczyniła pasywne inwestycje typu nieruchomości, a 10 proc. wpłaciła na Caritas. Obu synom doradziłbym to samo.
kupiłabym mieszkanie, dużą część zaoszczędziła, a resztę wydała na podróże.
Cenię sobie: szczerość, lojalność i piękno Życiowe motto: bez Boga życie nie ma sensu Ulubiony film: Duma i uprzedzenie z Keirą Knightley Hobby: strzelectwo sportowe Największy idol z dzieciństwa: Wilfred z Ivanhoe Pierwsze, co zrobię po zakończeniu kwarantanny, to: pójdę do opery
Kim chciałaś zostać, jak byłaś mała? Czarownicą, dalej czekam na list z Hogwartu.
Pierwsza rzecz, którą zrobisz po zakończeniu pandemii? Na pewno spotkam się z przyjaciółmi i pewnie nie będziemy się mogli zdecydować, do którego z naszych ulubionych miejsc pójdziemy.
w
Dlaczego zdecydował się pan zostać wykładowcą? Pierwszy motyw to głód wiedzy. Od dziecka chciałem wiedzieć jak najwięcej na każdy interesujący mnie temat. Nie wiedziałem jednak, że oznacza to predyspozycje do bycia naukowcem, bo nie przykładałem się do nauki szkolnej i miałem słabe stopnie. Moja kariera związana była z biznesem. Pracę naukową zacząłem od studiów doktoranckich po wielu latach bycia top menedżerem. Przede wszystkim chciałem zostać naukowcem, wykładanie jest na drugim miejscu. Najbardziej interesuje mnie zgłębianie nowych zjawisk i dzielenie się tym z innymi. Drugim motywem jest prestiż.
Czy pamięta pan jakąś zabawną historię z życia na uczelni? Czasem sam tworzę takie historyjki. Moja córka powiedziała mi kiedyś, że nie odpowiedziałem jej koleżance, kiedy mi się ukłoniła. W odpowiedzi wyszukałem jej profil na Facebook’u i napisałem jej dzień dobry.
Jaka jest według pana najmocniejsza strona SGH?
Masz trzy minuty, aby opowiedzieć o swoim życiu. Co powiesz od razu, a co pominiesz? Moje życie kręci się wokół magla, więc od niego bym zaczęła. Z rzeczy, które bym pominęła, to pewnie moje imię, i tak wszyscy mówią do mnie po nazwisku.
Mało osób kojarzy studentów angażujących się w życie uczelni. Jak myślisz, dlaczego? Wbrew pozorom nie tak dużo studentów jest w jakiejś organizacji, może bali się tych wszystkich 5-etapowych rekrutacji (mnie samą też przerażały na pierwszym semestrze). Szkoda, moim zdaniem działalność studencka to największa zaleta tej uczelni. Jak dostałaś się do Zarządu MAGLA? Polecasz konkretnie jakiś projekt? Byłam w różnych projektach, więc wyszło to raczej naturalnie. Oczywiście najbardziej polecam najważniejszy projekt magla – Maglówkę, czyli wyjazd integracyjny w maju. Niestety tegoroczna edycja została przesunięta.
Gdybyś mogła wdrożyć na naszej uczelni jakąś innowację lub inicjatywę, która nie wymagałaby zbędnych formalności, co by to było i dlaczego?
Ma bardzo dobrych, bystrych i ambitnych studentów. SGH to silna marka dla pracodawców. Nasza uczelnia jest rozpoznawalna w całej Europie. Cenię sobie również jej wewnętrzny pluralizm.
Postawiłabym wielki basen z kulkami na spado ze zjeżdżalnią z trzeciego piętra.
Jaką radę ma pan dla obecnych studentów?
Jaki jest twój stosunek do nowego logo uczelni?
Nie zaczynajcie za wcześnie pracy, jeśli nie musicie. Skoncentrujcie się na studiowaniu, poznawaniu samych siebie, kulturze i życiu towarzyskim.
Nie mogę ukryć, że tęsknię za statkiem i butelkową zielenią…
Jakie pytanie powinno paść w tym wywiadzie, a go nie było? Którą literkę w słowie magiel lubisz najbardziej? I. Przeprowadziliśmy ankietę wśród maglowiczów – najrzadziej ją wybierają, więc potrzebuje miłości.
maj–czerwiec 2020
GRY
/ recenzje
#zostańwdomuigrajwjapońskiegry
Midgar 23 lata później OCENA:
88888 Final Fantasy VII Remake fot. materiały prasowe
PRODUCENT: Square Enix WYDAWCA PL: Cenega PLATFORMA: PlayStation 4 (recenzowana platforma)
P R E M I E R A : 1 0 K W I E T N I A 2 02 0
Final Fantasy VII to jeden z najgłośniejszych tytułów RPG w historii elektronicznej roz-
postaciami, które znamy z FF VII, przyjdzie nam mierzyć się z wieloma przeciwnikami.
rywki. Oryginał na PlayStation z 1997 r. sprzedał się w liczbie ponad 10 mln egzemplarzy.
Walka jest dość dynamiczna i łączy wykonywanie normalnych ataków z wykorzystaniem
Nie jest więc zaskakujące, że już pierwsze informacje na temat remake’u ogłoszone przez
umiejętności i magii z ikonicznych już Materii. Zdecydowanie bardziej odpowiada dzisiej-
producenta wywołały niemałe emocje u miłośników gier tego typu. Początkowo jedynie
szym standardom niż turowa walka z oryginału.
jako demo techniczne, ukazujące jak mogłaby wyglądać reinterpretacja fabuły orygina-
Graficznie to z pewnością jeden z najlepiej wykonanych tytułów na PlayStation 4.
łu na sprzęcie bieżącej generacji, a teraz już jako pełnoprawny tytuł – Final Fantasy VII
Mimo że tłem naszych wydarzeń jest industrialne miasto, jego ukazanie to prawdziwy
Remake.
majstersztyk. Naszej przygodzie towarzyszy oryginalny soundtrack, który opiera się na
Warto zaznaczyć, że nadal mamy jednak do czynienia z koncepcją, która przybliża
utworach z pierwowzoru z 1997 r., jednak w zupełnie nowych aranżacjach i z udziałem
jedynie fragment oryginału. Final Fantasy VII Remake prezentuje nam pierwsze miasto
nowych kompozytorów, a nie wyłącznie mistrza Nobuo Uematsu, znanego z większości
z FF VII, które w pierwowzorze ukończyć można było w ok. 7–8 godzin. Tutaj dostajemy
odsłon serii Final Fantasy.
jednak pełną, ok. 35-godzinną rozgrywkę poszerzającą, wyjaśniającą i reinterpretującą
Final Fantasy VII Remake to z pewnością jeden z najważniejszych tytułów tego półro-
wątki z oryginalnej gry. Zaczynamy więc od ataku na reaktor Mako przeprowadzonego
cza na PlayStation 4. Fani oryginału lub całej serii zdecydowanie powinni zainteresować
przez grupę Avalanche, wspieraną przez najemnika Clouda. Partyzanci chcą uszkodzić
się tym, jak wypadł – podobnie wielbiciele gatunku RPG. Warto pamiętać, że to dopiero
maszynę, by przestała wykorzystywać energię z wnętrza ziemi, której brak powoli zabija
pierwszy fragment większej historii Clouda i jego kompanów. Z następnymi przyjdzie
planetę. Jak się okazuje, to dopiero początek ich walki.
nam się zapoznać zapewne już na konsolach nowej generacji.
Nie samą fabułą jednak gra stoi. Wraz z członkami Avalanche i innymi napotykanymi
MICHAŁ GOSZCZYŃSKI
Nowe przygody Luffy’ego OCENA:
88889 One Piece: Pirate Warriors 4 fot. materiały prasowe
PRODUCENT: Omega Force/Bandai Namco WYDAWCA PL: Cenega PLATFORMA: PlayStation 4 (recenzowana platforma), PC, Xbox One, Nintendo Switch
P R E M I E R A : 27 M A R C A 2 02 0
One Piece: Pirate Warriors 4 jest kolejną odsłoną cyklu gier autorstwa Omega Force,
wszystko, co gra ma nam do zaoferowania, to spędzimy przy niej z pewnością setki go-
która łączy mechanikę rozgrywki znaną z serii Dynasty Warriors z przygodami w świecie
dzin. Rozbudowany scenariusz fabularny czy dodatkowe tryby, np. umożliwiające nam
Monkey’ego D. Luffy’ego. Luffy – beztroski przywódca piratów spod znaku Słomkowego
rozegranie danego scenariusza dowolną z odblokowanych postaci, dadzą fanom One Piece
Kapelusza to główny bohater niezwykle popularnej serii mang, wydawanych również
dużo frajdy.
w Polsce, autorstwa Eiichirou Ody.
Jako następca udanego Pirate Warriors 3, obecna odsłona radzi sobie nieźle z roz-
Podobnie jak manga, gra ukazuje losy bohaterów, dla których celem jest zdobycie
winięciem technicznej strony swojego poprzednika. Grafika jest bardzo dopracowana,
legendarnego skarbu, który pozwoli Luffy’emu ogłosić się Królem Piratów. Fabuła gry
wykorzystuje możliwości PlayStation 4 Pro, dzięki czemu nawet przy setkach postaci
umieszcza nas mniej więcej w momencie rozpoczęcia się 18. tomu mangi. Luffy wraz ze
obecnych na ekranie animacja utrzymuje stabilny poziom. Muzyka to mieszanka utwo-
swoją załogą docierają do pustynnej krainy Alabasty, by pomóc jej mieszkańcom wydo-
rów, jakie znamy z anime One Piece dostępnych jako DLC oraz specjalnie przygotowanych
stać się spod władzy podstępnego Mistera 0.
przez Omega Force, a pasujących do przyjętej konwencji rozgrywki.
Rozgrywka czerpie garściami z doświadczeń Dynasty Warriors. Kierujemy więc jednym
Dla fanów One Piece lub serii Dynasty Warriors to tytuł, którego nie powinni odpuścić.
z potężnych wojowników, obserwując świat gry z perspektywy trzeciej osoby. Naszym
Dostaną dopracowaną i ciekawą grę, która zapewni im długą zabawę. Oczywiście, jeśli
bohaterem przebijamy się przez setki czy nawet tysiące słabych przeciwników, by co ja-
zaakceptujemy oczywistą w takich tytułach powtarzalność pewnych schematów. Jest
kiś czas zmierzyć się z wrogim oficerem lub kapitanem w trudniejszym pojedynku. Każda
to jednak z pewnością jedna z lepszych gier osadzonych w uniwersum Eiichirou Ody, jakie
z map, w tym cele, jakie musimy osiągnąć, odpowiada fragmentowi znanemu z mang.
wyszły w ostatnim czasie.
Jak to zwykle w przypadku tytułów z „Warriors” w nazwie – jeśli chcemy osiągnąć
68–69
MICHAŁ GOSZCZYŃSKI
GRY
recenzje /
Powrót do przeszłości taktycznych jRPG OCENA:
88887 Langrisser I & II fot. materiały prasowe
PRODUCENT: Chara-Ani Corporation WYDAWCA PL: NIS America PLATFORMA: PlayStation 4 (recenzowana platforma), PC, Nintendo Switch
P R E M I E R A : 1 0 M A R C A 2 02 0
Langrisser I & II to zestaw remake’ów flagowych tytułów z serii zapoczątkowanej
scu, zostają wplątani w wydarzenia związane z imperium Rayguard. Fabularnie nie jest to
w 1991 r. na konsoli Sega Mega Drive. Jest to mieszanka strategii turowej z elementami,
więc motyw zbyt innowacyjny. Nie można jednak zapomnieć, że scenariusze powstawały
które znamy z japońskich gier RPG. Po raz pierwszy taka kompilacja trafiła na PlayStation
na początku lat 90., kiedy połowa japońskich producentów gier miała na swoim koncie
w 1997 r., a teraz już jako pełnoprawny remake gości na m.in. PlayStation 4.
podobne produkcje.
Rozgrywka w obu grach toczy się na mapach podzielonych na kwadratowe pola. Nasi
Graficznie gra wygląda świetnie. Przy projektach postaci widać rękę Satoshiego Uru-
bohaterowie stają do walki z przeciwnikami, mając do dyspozycji oddziały najemników,
shihary – znanego mangaki, którego tytuły są na półkach w Polsce od 20 lat. Ale miłym
których liczba zależy od naszych zdolności oszczędzania zdobywanych w grze pieniędzy.
akcentem jest możliwość grania w trybie oryginalnym. Podobnie jest z oprawą dźwięko-
Kierujemy wszystkimi jednostkami, starając się najlepiej, jak to możliwe, wykorzystywać
wą. Możemy grać i słuchać nowych aranżacji utworów lub przywrócić muzykę z oryginału.
teren i umiejętności głównych bohaterów.
To bardzo miły gest ze strony twórców w kierunku wielbicieli gier retro.
Pierwsza z gier rozpoczyna się, gdy imperium Dalsis próbuje przejąć władzę nad tytu-
Pakiet Langrisser to na pewno interesująca pozycja, wpisująca się w ostatnią falę re-
łowym mieczem Langrisser, który według legend może dać nieograniczoną moc temu, kto
make’ów i remasterów. Grając w trybie bez dodatkowych bonusów na start będzie wyma-
będzie miał go przy boku. Wcielamy się w księcia Ledina, który próbuje odzyskać stracony
gała wiele od gracza i trafi do miłośników wymagających strategii. Dla fanów tego typu
skarb i pokonać imperium. Langrisser II opowiada za to historię kilkaset lat po wydarze-
gier jest to zapewne ciekawa propozycja ze strony NIS America.
niach z części pierwszej. Trzy osoby, które przez przypadek znalazły się w jednym miej-
MICHAŁ GOSZCZYŃSKI
Walki z demonami ciąg dalszy OCENA:
88889 NiOh 2 fot. materiały prasowe
PRODUCENT: Team Ninja/Koei Tecmo WYDAWCA PL: Sony Interactive Entertainment Polska PLATFORMA: PlayStation 4 (recenzowana platforma)
P R E M I E R A : 1 3 M A R C A 2 02 0
NiOh 2 to druga część niezwykle ciepło przyjętego w 2017 r. NiOh, który wykorzy-
brania zgromadzonych punktów doświadczenia. O ile nie zginiemy po raz kolejny..
stywał pewne mechaniki znane z serii Dark Souls. Oryginał łączył elementy wymagającej
Walka jest dość rozbudowana. Mamy kilka demonicznych form do wykorzystania
rozgrywki z alternatywnym światem odpowiadającym okresowi Sengoku w historii Ja-
w starciach, do tego obowiązkowe kontry, bez których dość często przyjdzie nam wczy-
ponii, w którym poza feudalnym ustrojem państwa wszędobylskie były yokai – demony
tywać grę ponownie. Trochę czasu zajmie z pewnością przystosowanie się do tego syste-
nawiązujące wyglądem i posiadanymi mocami do japońskiej mitologii.
mu, ale kiedy już go dobrze poznamy, to dużo frajdy będzie nam sprawiało posługiwanie
Tym razem twórcy umieszczają nas przed wydarzeniami z pierwszej części. Wcielamy
się wybranymi rodzajami broni z aż dziewięciu typów.
się w pół człowieka, pół yokai. Rozbudowany kreator postaci pozwala nam nie tylko na
Graficznie jest świetnie. Podobnie jak w pierwowzorze mamy dwa tryby gry – filmowy
dowolną zmianę wyglądu postaci, ale także na wybór demonicznych form i ulubionego
i akcji. W pierwszym z nich priorytetem jest rozdzielczość, a szybkość animacji będzie
zestawu broni.. Wszystko utrzymane jest w formie samouczka, który pozwala nam prze-
ograniczona do 30 klatek na sekundę. Drugi stawia na szybkość i 60 klatek na sekundę
testować większość rozwiązań przed rozpoczęciem wątku fabularnego.
przy niższej rozdzielczości. Zależnie od wybranego trybu rozgrywka może się oczywiście
Kiedy już wybierzemy nasz wygląd i ekwipunek, od razu rzuceni jesteśmy na głęboką
różnić w swoim dynamizmie.
wodę wymagającej gry action RPG, gdziej walka z kolejnymi demonami to głównie próba
NiOh 2 to gra niezwykle ciekawa. Wysoki poziom trudności sprawia, że nie trafi do
przebicia się z jednego punktu kontrolnego do następnego. Każdy najmniejszy błąd może
wszystkich wielbicieli action RPG. Ale jeśli nie straszne nam są tytuły podobne do Dark
skończyć się zgonem i koniecznością wczytania ostatniego punktu zapisu. Podobnie jak
Souls, i lubimy klimat feudalnej Japonii, to mamy świetny wybór, zanim ukaże się Ghost
w serii Dark Souls mamy wtedy możliwość dotarcia do miejsca, w którym polegliśmy, i ze-
of Tsushima.
MICHAŁ GOSZCZYŃSKI
maj–czerwiec 2020
gami Do Góry lnyNpoo yb ora ch raz ko lej ny nie na pis ze o w
od po wi ed zia wa żn ych , W tym nu me rze Re da kto r Nie y. W od róż nie niu od tyc h nie głb mó e ści wi zy oc że o, teg wi e? Mo że rek tor sk ich . Mim o no wy rek tor, a w Po lsc e – kto as U n ły. by od się t we na uc ze lni an e wy bo ry na go v.p l. tyt uc yjn ej ba zu jąc ej na FA Q do cze ka my mo na rch ii ko ns PR ZY GO TO WA Ł:
LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA
Nowy rekmiany, zmiany, zmiany. Polityk a i. tor – nowe możliwośc ym czaw t o A c ita. kw uczelniana roz przyszli , ani nteresow sie robią studenci nią zai żeby się, ują tow ygo prz wybawcy narodu? Otóż oodp Nie tor ? Redak stworzyć coś razem. Co żonga zaa co, i Pók a. ęci wiedzialny nie ma poj itykę Różowej Piramiwa ni w zaściankową pol iają zdjęcia w tle na ien dy jakby nałogowo zm coś tworzą, ale doFacebooku. W założeniu ieszonego Windowzaw tychczas zrobili screen licę innym studentom. sa i za spa mowa li tym tab nasz Bia ły Dom. Rói Różowa Piramida to tak y tolerancyjni, a pirażowa, bo przecież jesteśm elni domem nie naucz mida dlatego, że nikt tej tant dachu miał tego zwie. Chyba nawet projek świadomość. się do gór y szystko dookoła wy wraca wyjątkoN nogami (tylko ten DG ia inne. jęc Za e. inn iny wo nie). Eg zam iedzają zw ie upulatn Niektórzy wykładowcy skr j na isia Dz . ach ms Tea na cał y katalog z tłami wie, kto … tro , a ju przykład niemieck a wioska Reą. mk ale z p ajl okt i k dlaczego by nie pla ża l ma nie nak jed jest daktor Nieodpowiedzia lny akademick a praść zno pewny, że cała społec ostała niezmienna. Co gnie, aby jedna rzecz poz – Ser wis Rektora. Jen tak iego? Ostatni bastio e, gdzie można zapydyne miejsce w interneci a poratuje szlugiem ncj fice tać, czy Jego Magni TikTok a – portal słodalbo czy pla nuje założyć h randomów i osób, cyc kich piesków, tańczą z Twitterem. które chyba pomylił y go ile życia spękoro i tak najlepsze chw go by więc cze dla , cie rne dza my w inte owej na lom nie obronić pracy dyp
Z
W
S
666
iałkom już się to udaTea msach? Pierwszym śm pkach zawisły zdjęgru ło, a na esgiehow ych absolwentów ubranych cia świeżo upieczonych ym trendem. Kolekzgodnie z now ym modow a – trzyczęściow y garcja home office 2020: gór ki z moty wem wa kaden nitur, dół – krótkie spo dzi jednak jeszcze cho wy H SG to. cyjnym. Zło iom studentów gan ma bardziej naprzeciw wy a pod Budynęci zdj ego ow iątk żądnym pam ała Alma Mater ani wsp kiem G. Od tera z nasza rem za nami. Ah te filmoże już zawsze stać mu tor Nieodpowiedzia ldak try na Instagramie. Re y z now ym rektorem. ny tylko czeka na jak iś fajn dłoni, brudersza ft – isk Wręczenie dyplomu, uśc wszystko mile widzia ne. owe studia eby jednak skończyć prestiż poś więcić się eba trz w SGH cza sem a naukoani i przeprowadzić jak ieś bad stwarzać iają aw tan pos ci we. Niektórzy studen przedych bullshitow pozory, że na typowo icznom eko ich ą suj ere miotach równie ż int zaczy nie dza oszczę ne konwenanse, tak ie jak i Inn . ych osł dor ch ody mł robki wśród polskich ekw się ąć zaj awiają wręcz przeciwnie – postan anowicie zbadać, a mi stią znacznie ciekawszą, rność śmiesznej aplijak przedstawia się popula wo i lewo. Redakpra na kacji do swipe’owania jednak wątpliwości, tor Nieodpowiedzia lny ma ycznego wycieku ret teo co w przy pad ku czysto wcale nie dzieje się io atn ost (co t kie danych z an oka załoby się barh) iac na wa rszawskich uczeln borze przyszłego partdziej przydatne przy wy ne kwoty z w ypłaty dza czę nera: miesięcznie osz ych przy przesuwaw BIG4 czy hierarchia dan SGH powinniśmy ci den niu w prawo. Jako stu dec ydujące będą zazachować poziom – niech a na Tinderze. 0 ęci zdj wsze pieniądze, a nie
Ż
Zapraszamy do zapisywania się na najlepszy newsletter z wieściami ze świata, jaki aktualnie można znaleźć w Internecie. Formularz zapisu znajdziesz na stronie na facebooku:
MAGIEL go global .
Trwają również zapisy do teamu naszego newslettera. Jeśli lubisz wyszukiwać ciekawe artykuły w obcym języku, u nas poczujesz się jak ryba w wodzie! Kontakt: magielgoglobal@gmail.com