Numer 158 (UW) (marzec 2016)

Page 1



spis treści /

marzec 2016


SĹ‚owo od naczelnej

04-05


aktualności /

Polecamy: 08 Uczelnia Mów, studencie mów! Język studentów UW

15 Temat numeru W polskim domu Wspomnienia zaklęte w ścianach

19 POLITYKA I GOSPODARKA Trudne porozumienie

fot.Klaudyna Frey

Hiszpania bez rządu

marzec 2016


/ programy antyplagiatowe na UW A może Słownik języka Maglowiczów?

Antyoszust Napisanie pracy dyplomowej jest nie lada wyzwaniem. W tym celu studenci szukają potrzebnych informacji i danych w różnych źródłach. Niestety nie zawsze ma to dobre skutki. Aby zapobiec nadmiernemu kopiowaniu cudzych prac, uczelnie wdrażają coraz lepsze systemy antyplagiatowe. ag ata c i o m pa ł a

zacuje się, że 20-30 proc. prac dyplomowych to plagiaty. Obowiązkowa weryfikacja ma to zmienić. Dziś systemy antyplagiatowe nie są obowiązkowe. Nie korzysta z nich np. Uniwersytet Śląski ­— informował „Dziennik Zachodni” w 2014 roku.

S

Na złodzieju czapka gore W grudniu ubiegłego roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło, że polskie uczelnie dostaną niemal 35 mln złotych na wdrożenie nowych środków weryfikujących oryginalność prac. Ma to na celu podniesienie jakości kształcenia. Nie rozwiązuje to jednak problemu. Zgodnie z wypowiedzią z 2014 roku rzecznika prasowego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Łukasza Szeleckiego, dla „Dziennika Zachodniego”: Rektorzy uczelni do końca grudnia 2016 roku będą zobowiązani przekazać dane dotyczące prac, których obrona zakończona pozytywnym wynikiem odbyła się po dniu 30 września 2009 roku. Co więcej, 1 października 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Zgodnie z zawartymi w niej artykułami polskie uczelnie są zobowiązane do weryfikowania prac dyplomowych studentów za pomocą systemów antyplagiatowych. Warto dodać, że prawo autorskie nie dotyczy tylko tekstów pisanych. Są to również wszelkiego rodzaju fotografie, prace plastyczne, utwory muzyczne czy też matematyczne zestawienia i tabele.

06-07

Oprócz kary ze strony uczelni za popełnienie plagiatu, istnieje prawdopodobieństwo wymierzenia jej również przez sąd. Zgodnie z Artykułem 115 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych: Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3. To samo dotyczy osób, które rozpowszechniają cudzy utwór bez podania nazwiska bądź pseudonimu autora.

Coraz więcej zabezpieczeń Popularnym wśród polskich uczelni systemem antyplagiatowym jest serwis Plagiat.pl. Za jego pomocą pracownicy szkół wyższych sprawdzają, w jakiej mierze praca dyplomowa jest samodzielna. Co więcej, decydując się na korzystanie z tego serwisu i wprowadzając obronione prace studentów do bazy danych, uczelnie dają im gwarancję, że ich teksty nie zostaną powtórnie wykorzystane. Na dzisiaj serwis Plagiat.pl działa w różnym stopniu w zależności od tego, na co konkretna uczelnia się zdecyduje. Czasem obejmuje wszystkie jednostki, jak w przypadku Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Handlowej czy Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, a na innych tylko wybrane, np. na Uniwersytecie Gdańskim czy Politechnice Łódzkiej. Zgodnie z informacjami podanymi przez „Dziennik Gazetę Prawną” z 2013 roku, 173 uczelnie korzystały wówczas z serwisu Plagiat.pl.

Dziś jest ich już więcej. Według danych zawartych na stronie Internetowego Systemu Antyplagiatowego zarejestrowanych jest ponad 200 szkół wyższych, sprawdzono nim już 3 mln dokumentów, a w bazie porównawczej znajduje się ponad 500 tys. obronionych prac dyplomowych. Na stronie Uniwersytetu Warszawskiego widnieje informacja o podpisaniu przez tę uczelnię umowy z serwisem Plagiat.pl. Do używania tego systemu upoważnieni są dziekani wydziałów, a wykorzystywany może być tylko w odniesieniu do prac studentów UW. W wyniku zastosowania Internetowego Serwisu Antyplagiatowego powstają tzw. raporty podobieństwa. Zawierają one informacje dotyczące tego, jak duża część tekstu (procentowo) jest podobna do tych zamieszczonych już w Internecie oraz tworzone są listy publikacji istniejących, które są tożsame z ocenianą pracą dyplomową.

Dla własnych korzyści Wbrew pozorom stosowanie systemów antyplagiatowych może mieć pozytywne skutki również dla studentów. Wiedząc, co grozi za ten rodzaj kradzieży, którym jest plagiat, mogą się czuć bezpieczniej. Nie każda osoba ma złe zamiary, wykorzystując fragmenty czyichś tekstów w swojej pracy. Każdemu może się zdarzyć pominąć przypis, ale dzięki weryfikacji przez ten system studenci mogą być pewni, że nie zostanie im odebrany tytuł naukowy. Jest to rodzaj gwarancji i możliwość uzyskania dyplomu w uczciwy sposób. 0

fot. AlbertHerring / CC BY 2.0

t e k s t:


współpraca nauki i biznesu /

Niełatwa współpraca Współpraca nauki z biznesem znalazła się wśród priorytetów MNiSW wymienianych przez ministra Jarosława Gowina. Zbliżenie obu środowisk ma służyć zwiększeniu innowacyjności polskiej gospodarki. Tymczasem powodzenie tej inicjatywy pozostaje w dużej mierze w rękach przedsiębiorców. t e k s t:

j u l i a h o rwatt-b oż yc z ko

zesnaście miliardów euro. Tyle z funduszy Unii Europejskiej w latach 20142020 ma otrzymać Polska na innowacje (m.in. w ramach programu Inteligentny Rozwój). Wśród priorytetów polityki innowacyjności, na jaką stawia nie tylko UE, lecz także Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, jest wzmocnienie relacji jednostek naukowych z przedsiębiorstwami. Nadrzędnym celem jest polepszenie dramatycznie niskiego wskaźnika innowacyjności Polski. Obecnie na ten cel w naszym kraju przeznacza się 0,9 proc. PKB, podczas gdy średnia europejska wynosi 2 proc. Ma się to zmienić, jak zapowiada resort, dzięki komercjalizacji badań naukowych przy udziale przedsiębiorstw. Tymczasem raport z działalności Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w 2014 roku wskazuje, że udział polskiego sektora prywatnego w dofinansowaniu innowacyjnych projektów jest wciąż znikomy w porównaniu z funduszami państwowymi.

S

Biznes jest na „nie” Oprócz pieniędzy liczy się nastawienie, a obecnie przedsiębiorcy rzadko wychodzą do naukowców z propozycją współpracy. A jeśli już to robią, to często kieruje nimi chęć uzyskania wyższego dofinansowania w ramach programów wsparcia (wg raportu Deloitte 2015). Podobny problem zauważa specjalistka ds. komunikacji, Lidia Stępińska-Ustasiak z ICM UW: Często jest tak, że duże koncerny mają doskonale działające centra badawczo-rozwojowe, a małe podmioty działają w oparciu o wypracowane przez siebie modele biznesowe i nie szukają nowych rozwiązań. Ten brak otwartości, niechęć do podejmowania ryzyka i strach przed porażką są wpisane w naszą mentalność, jak zauważyła Katarzyna

Walczyk, prezes Stowarzyszenia TOP 500 Innovators, w rozmowie z Polskim Radiem. Zmianie tego podejścia nie sprzyjają skomplikowane, zdaniem przedsiębiorców, procedury uzyskania dotacji. Bariery współpracy między nauką i biznesem od lat pozostają te same. W opinii przedsiębiorców największymi z nich są: brak zachęt ze strony władz publicznych, w tym brak aktów prawnych stymulujących inwestycje w badania – mówi Paulina Zadura-Lichota z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP). Ten problem wkrótce może zniknąć. Do korzystania z naukowych badań mają bowiem zachęcić zapowiadane przez MNiSW ulgi podatkowe dla firm wdrażających nowoczesne rozwiązania. Mają także uczynić prowadzenie prac nad innowacjami opłacalnym dla badaczy. Minister Gowin ogłosił również, że niedługo przedstawi projekt nowelizacji Ustawy o innowacyjności, a docelowo pod koniec roku zaprezentuje jej nową wersję. Ma znieść bariery utrudniające kontakty firm z naukowcami. Czy wpłynie to realnie na wzrost zainteresowania przedsiębiorców współpracą z badaczami? W ciągu ostatniego roku spadła liczba firm współpracujących z innymi podmiotami przy projektach badawczo-rozwojowych. Duże przedsiębiorstwa nie dostrzegają korzyści płynących z oparcia na nich swojego rozwoju. A bez tego do przejścia polskiej gospodarki z ery „imitacji” do ery innowacji pozostaje jeszcze długa droga.

Przedsiębiorczy jak Polak? Skok cywilizacyjny, Polska tygrysem Europy — w ostatnich miesiącach te określenia najczęściej padają w debacie nad wykorzystaniem zasobów nauki dla rozwoju gospodarczego. Idea no-

watorstwa wraz z planem reindustrializacji kraju ma umożliwić Polsce wykorzystanie potencjału i w perspektywie wynieść ją z dolnych miejsc rankingów innowacyjności. Jednak badania pokazują, że polscy przedsiębiorcy nie są w pełni gotowi na inwestowanie w badania, a długofalowego rozwoju nie da się opierać jedynie na funduszach europejskich. Niebagatelną rolę mają tu do odegrania uczelnie kształcące przyszłych ludzi biznesu. Promowanie wśród studentów postawy przedsiębiorczości, otwartości i kreatywności to pierwszy krok do niezbędnych zmian. Istotna jest również działalność różnych organizacji i platform umożliwiających kontakt firm i naukowców. Jest to istotne, gdyż może być bodźcem przełamującym wcześniejszą niechęć do spróbowania „nowego”. Relacje ze środowiskiem biznesowym w widoczny sposób się profesjonalizują. Uczelnie tworzą projekty naukowe o aplikacyjnym charakterze, prowadzone wspólnie z firmami komercyjnymi, powstają uniwersyteckie spółki dla komercjalizacji wyników badań naukowych – podkreśla Stępińska-Ustasiak. Taką rolę spełnia choćby DElab UW. Łączy on naukowców chcących działać na rzecz tworzenia nowych technologii i wspierania rozwoju różnych sektorów gospodarki.

Trudna droga do innowacji W czasach, gdy powstaje coraz więcej inicjatyw wspierających nowoczesne podejście do biznesu, środowisko naukowe nie może dłużej pozostać hermetyczne. Zmiana w sposobie myślenia musi nastąpić po obu stronach barykady. Jeśli zapowiadane przez MNiSW zmiany w przepisach dojdą do skutku, to kolejny ruch należeć będzie do firm i naukowców. 0

marzec 2016


/ dr Monika Kresa

Mów, studencie, mów! Parafrazując słowa Mikołaja Reja, możemy powiedzieć, że studenci nie gęsi, bo swój język mają. Halinarium, reksio czy bananowi chłopcy – co te tajemnicze słowa znaczą we współczesnej studenckiej mowie? O tym, a także o Słowniku języka studentów Uniwersytetu Warszawskiego opowiedziała MAGLOWI jego współtwórczyni, dr Monika Kresa z Wydziału Polonistyki UW. r o z m aw i a ł a :

dominika urbanik

MAGIEL: Czym jest Słownik języka studentów Uniwersytetu Warszawskiego i jaki zakres słownictwa obejmuje? dr monika kresa: Internetowy Słownik języka studentów Uniwersytetu Warszawskiego dostępny na stronie www.studenckamowa.uw.edu.pl jest przedsięwzięciem związanym z dwusetną rocznicą powstania Uniwersytetu Warszawskiego. Celem przyświecającym jego tworzeniu jest zebranie słownictwa charakterystycznego dla współczesnych studentów naszej uczelni. Tego słownictwa, które odróżnia język studentów od języka ogólnego z jednej strony i języka innych grup społecznych z drugiej. Materiał był zbierany przede wszystkim drogą ankietową (ankieta jest dostępna na stronie www.ghjp.uw.edu.pl). Do dziś wypełniło ją ponad 800 osób z różnych wydziałów – studentów dziennych i zaocznych zarówno pierwszego, jak i drugiego stopnia. Najwięcej ankiet przesłali studenci największego wydziału, czyli Wydziału Prawa i Administracji oraz Wydziału Polonistyki, pewnie dlatego, że bliższa ciału koszula. Wśród naszych respondentów są też studenci matematyki, chemii, orientalistyki, więc grupa ta jest dość zróżnicowana. W ankiecie zadano około 70 pytań, które były bardzo szczegółowe, zależało nam bowiem na uzyskaniu bardzo dokładnych i precyzyjnych odpowiedzi, pytaliśmy np. Jak mówisz na system USOS, rektora, dziekana?

A skąd pomysł na podjęcie się takiego zadania? Na początku razem z koleżankami z zespołu projektowego planowałyśmy stworzyć słownik, który będzie gromadził słownictwo słuchaczy

08-09

UW na przestrzeni dziejów, uniemożliwił nam to jednak brak materiałów. Stwierdziłyśmy więc, że gdyby ktoś za dwieście lat chciał zbadać leksykę studentów naszej uczelni, to warto mu to zadanie ułatwić. Słownictwo grup społecznych jest efemeryczne, wciąż się zmienia, ginie i rodzi w innej postaci. Postanowiłyśmy więc uchwycić współczesną rzeczywistość językową, którą będzie można za 10-15 lat porównywać z zupełnie nowym materiałem. Kolejnym powodem do podjęcia się tego zadania było to, że dostrzegłyśmy lukę, tzn. brak słownika, który gromadziłby współczesne słownictwo studentów naszej uczelni. Swój słownik ma Uniwersytet Gdański (Maciej Widawski, Słownik slangu studentów Uniwersytetu Gdańskiego – przyp. red.), powstaje też internetowy słownik studentów poznańskich, a Warszawa takiego słownika nie miała do października 2015 roku, bo wtedy uruchomiłyśmy w sieci jego pierwszą wersję.

Wspominała pani o ankiecie. A czy były jakieś inne przygotowania do tej inicjatywy? Przede wszystkim musiałyśmy trochę poczytać, żeby uświadomić sobie, jakiego materiału możemy się spodziewać. Opracowywanie słownika wymaga też szperania w Internecie, dzięki czemu możemy zweryfikować, czy podawane przez studentów określenia są okazjonalizmami, czy też rzeczywiście funkcjonują w tekstach. O tym, jak tworzyłyśmy słownik, opowiadałyśmy wielokrotnie na antenach różnych stacji radiowych. Można o tym posłuchać i poczytać na stronie www.studenckamowa.uw.edu.pl.


dr Monika Kresa /

Czy zapamiętała pani najciekawsze lub najśmieszniejsze odpowiedzi, które padały? Tak, jest ich sporo. Niekiedy to właśnie ta wielość budzi moje zdziwienie. Ilekroć bowiem przypominam sobie czasy moich studiów, dochodzę do wniosku, że ani ja, ani moi koledzy takich określeń nie używaliśmy. A dziś mamy pewne „smaczki językowe”. Moim ulubieńcem jest niewątpliwie bida-cebula. To określenie na stypendium socjalne, odwołujące się do narodowego warzywa Polaków i ośmieszające wysokość samego stypendium. Bardzo ciekawe są też określenia USOS-a, które (co warto podkreślić) nie są okazjonalizmami, ponieważ w odpowiedziach studentów pojawiają się dość często. To chociażby usoslotek, który sugeruje, jak studenci postrzegają ten system. Co ciekawe, nie zabrakło też zdrobnień, stąd: usosik, czy usosiątko. Do ciekawych określeń należą też te dotyczące dziekanatu i jego pracowników. Panie tam pracujące to halinki, a samo miejsce to halinarium, halinogród. Dziekanat nazywany jest także jaskinią zła i mordorem, budzi więc z jednej strony uczucia pozytywne, z drugiej – negatywne. Ciekawe są też, moim zdaniem, nazwy studentów konkretnych kierunków lub wydziałów. One również pokazują pewną waloryzację, np. studenci MISH-u to misiaczki, miszowcy, michałki, misiałki, a Instytutu Kultury Polskiej – ikapusie.

językiem. Jak to się uwidacznia? Chociażby w tym, że studenci często tworzą tzw. neosemantyzmy, czyli wyrazy, które funkcjonują już w języku, ale w slangu nabierają nowego znaczenia, np. Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki nazywany jest mimem, a stypendium – stypą. Czasami ta zabawa językiem przeczy zasadzie ekonomizacji, np. Wydział Prawa i Administracji to w języku studentów Wydział Paranoi i Absurdu. Na pewno nazwa ta nie jest krótsza niż oryginalna, ujawnia jednak potrzebę ekspresji i zabawy. W porównaniu z przeszłością zanika natomiast w języku współczesnych studentów UW tendencja do nacechowania regionalnego, obecna jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Pojedynczym przejawem takiego lokalnego rysu pozostaje elyta (studenci WPiA) z twardym l, charakterystycznym dla gwary warszawskiej i dialektu mazowieckiego.

Jak zmienił się język studentów w porównaniu np. z początkiem wieku XX? Jeżeli chodzi o ten okres, trudno zbadać samą leksykę, ponieważ, jak wspomniałam, nie mamy źródeł. Jeśli jednak spojrzymy na oficjalne dokumenty pisane przez studentów, łatwo dostrzec ewolucję ich języka. Różnice dotyczą przede wszystkim etykiety językowej i tzw. formuł adresatywnych. Mamy w tych podaniach chociażby „Jaśnie Wielmożnego Pana Rektora”. Dzisiaj taki zwrot mógłby zostać potraktowany jako ironiczny. Sto lat temu studenci prosili o „łaskawe przyjęcie na studia”, „mieli zaszczyt powiadamiać o chorobie”. Współczesne podania nadal mają charakter skonwencjonalizowany, ale jest w nich trochę więcej „luzu językowego”, przez co formuły grzecznościowe też są zupełnie inne.

Są pewne „smaczki językowe”. Moim ulubień-

Jakie słownictwo studentów jeszcze zwróciło pani uwagę?

cem jest bida-cebula. To określenie na stypendium socjalne, odwołujące się do narodowego wa-

Zarejestrowałyśmy też takie określenia, które są uwarunkowane kulturowo i medialnie, które stanowią bardzo ciekawy materiał do badań socjolingwistycznych, ponieważ pokazują, co studenci oglądają, i jak to wpływa na ich język. I tak studenci polonistyki mówią o sobie bracia poloniści, siostry polonistki, oczywiście w nawiązaniu do Dnia świra Marka Koterskiego. Inne określenia nawiązują do rzeczywistości PRL-u – mowa tu o bananowych chłopcach (czyli studentach WPiA). Co ważne, to oni sami siebie bardzo często tak nazywają.

rzywa Polaków.

Co różni Słownik języka studentów UW od innych słowników? Nie ukrywamy, że w naszym materiale znalazły się też wulgaryzmy – jest to taki element rzeczywistości językowej, który ujawnia nastawienie emocjonalne studentów i nie chciałyśmy z niego rezygnować. W SJSUW uwzględniłyśmy zatem takie określenia, które niekoniecznie znalazłyby się w słowniku normatywnym. Celem naszego słownika nie jest jednak normatywność, ale rejestracja.

A jakie określenia pojawiały się najczęściej? Są to te, które nie do końca związane są z życiem uczelnianym, np. nazwy imprez: wiksa, melanż lub balanga. To przede wszystkim te słowa, których studenci z założenia używają nie tylko do porozumiewania się ze swoimi kolegami ze studiów, lecz także poza środowiskiem studenckim. Takie, które łączą ten język z tym potocznym.

Co wobec tego cechuje język studentów w świetle używanej przez nich leksyki? Przede wszystkim tendencja do skrótowości. Stwierdzenie to nie jest jednak odkrywcze, ponieważ tendencja do ekonomizacji języka rządzi socjolektami w ogóle. Chcemy szybko nadać komunikat, dlatego nie mówimy polonistyka, tylko polon, Wydział Artes Liberales, tylko artek, bo to krótsze, a nadal zrozumiałe dla odbiorcy, który posługuje się tym samem kodem, co my. Drugą tendencją, którą badacze podkreślają jako charakterystyczną dla socjolektów w ogóle, jest chęć zabawy

Jak się one zmieniły? Język studentów w kontaktach z nauczycielami akademickimi czy władzami uczelni staje się mniej oficjalny, co zresztą też widać we współczesnych e-mailach. Kiedyś niedopuszczalne byłoby napisanie listu, w którym do wykładowcy zwracano by się po imieniu, dziś formuły typu „Panie Marcinie”, „Witam, Panie Marcinie” czy „Szanowny Panie Marcinie” są na porządku dziennym. Jeżeli chodzi o samo słownictwo, to w zestawieniu z okresem powojennym mamy pewne stałe: jedną z nich są na przykład nazwy ocen. Wystarczy przytoczyć używane dawniej i dziś pały, gały i banie w odniesieniu do oceny najniższej. Na płaszczyźnie samej leksyki więcej jest jednak różnic niż podobieństw – wynikają one z różnych przyczyn. Jedną z nich jest zmiana realiów pozajęzykowych – kiedyś nie było systemu USOS, nie było więc usoslotka, dziś coraz rzadziej korzysta się z indeksów – mała zielona książeczka odchodzi więc do językowego lamusa. 0

dr Monika Kresa Doktor Wydziału Polonistyki UW, gdzie zajmuje się historią języka polskiego. Wśród jej lingwistycznych zainteresowań znalazły się m.in. stylizacja gwarowa w polskim filmie i serialu oraz gwary Mazowsza i Podlasia. Jest koordynatorką projektu Słownika języka studentów Uniwersytetu Warszawskiego, który jest zespołową inicjatywą Diachronicznego Koła Naukowego „Twarde Jery” działającego przy Zakładzie Historii Języka Polskiego i Dialektologii na Wydziale Polonistyki UW.

marzec 2016



studia dla wybitnychl /

Wybitni nie chcą na Harvard Co roku sto najzdolniejszych młodych Polaków miało studiować na najlepszych uczelniach na świecie. W 2016 roku ministerstwo przeznaczyło 18,5 mln złotych na pokrycie wydatków w ramach pierwszej edycji programu „Studia dla Wybitnych”. Jednak nabór wniosków został wstrzymany z powodu braku chętnych. t e k s t:

s y lw i a b a r to l i

inisterstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło nabór do programu na początku listopada 2015 roku, a już pod koniec grudnia zawieszono przyjmowanie wniosków. Z informacji biura prasowego MNiSW wynika, że do końca roku nie wpłynął ani jeden wniosek, za to odebrano bardzo dużą liczbę pytań oraz wątpliwości.

M

Pierwsze założenia Ideą programu „Studia dla Wybitnych” było danie szansy najzdolniejszym, najambitniejszym studentom, którzy chcieliby wyjechać za granicę, ale często ich po prostu na to nie stać. Ich wiedzę, zdolności i umiejętności trzeba jednak potem wykorzystać dla polskiej gospodarki – mówiła ówczesna minister nauki, prof. Lena Kolarska-Bobińska. Program był skierowany do absolwentów studiów licencjackich lub studentów kończących III rok jednolitych studiów magisterskich, którzy pozytywnie przeszli rekrutację na zagranicznej uczelni. W pilotażowym 2016 roku studenci mieliby możliwość uczyć się na uczelniach z czołówki tzw. listy szanghajskiej, w której znajdują się takie uczelnie jak Columbia University, Harvard University, Massachusetts Institute of Technology (MIT), University of Cambridge czy Yale University. W ramach programu studenci otrzymaliby pieniądze na pokrycie kosztów czesnego, zakwaterowania, utrzymania, przejazdów i ubezpieczeń. Z założenia stypendyści powinni wykorzystać zdobytą wiedzę w Polsce, co przyczyniłoby się do rozwoju krajowej nauki i innowacyjności w gospodarce. Dlatego warunkiem skorzystania z pomocy bez zwracania pieniędzy ministerstwu byłoby podjęcie studiów doktoranckich w Polsce lub odprowadzanie w ojczyźnie składek na ubezpieczenia społeczne oraz zdrowotne przez 5 lat w ciągu 10 lat od ukończenia studiów zagranicznych.

Pod obstrzałem zastrzeżeń Pomimo starań resortu program został skrytykowany przez studentów i rektorów uczelni. Dobrze się stało, że ministerstwo wstrzymuje nabór do tego programu. Opinia KRASP dla tego projektu była od początku negatywna – stwierdził przewodniczący Konferencji Rektorów Akade-

mickich Szkół Polskich, prof. Wiesław Banyś. Zanim uruchomiono program, rektorzy naciskali na władze ministerstwa, by nie wdrażać tego pomysłu w życie. Według prof. Banysia warto byłoby w większym stopniu finansować szkolnictwo wyższe w Polsce – wybitni polscy studenci i tak mają możliwość uzyskiwania stypendiów zagranicznych. Parlament Studentów RP zgłosił zastrzeżenie, że rządowy program powinien także pomagać osobom, które nie są w stanie pokryć kosztów procesu rekrutacji. Obecnie pomoc skierowana jest tylko do studentów, którzy już pozytywnie przeszli selekcję. Samo rozpatrywanie wniosku także poddano surowej ocenie – studenci domagają się pełnego ujawnienia punktacji za poszczególne jego elementy. Umożliwiłoby to porównywanie przyznanych sum punktowych i faktycznych wartości przedstawionych we wniosku osiągnięć.

I najważniejsze pytanie: czy student po prestiżowej zagranicznej uczelni chciałby doktoryzować się w Polsce? Parlament krytykuje samo „odpracowanie” pomocy. Odprowadzenie wyłącznie składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne w obecnej formie to za mało, by uznać, że spełniono obowiązek odpracowania świadczeń. Dlatego też Parlament Studentów RP proponuje dookreślenie stanowiące szczegółowe ustalenie wysokości składki na poziomie mogącym zbilansować koszty udzielonej pomocy, do zwrotu której zostaliby zobowiązani beneficjenci programu. Osoby, które wróciłyby do Polski, powinny zatem podlegać częściowemu umorzeniu kwoty (Parlament wskazuje ulgę w wysokości minimum 50 proc). W przypadku kontynuacji pobytu za granicą stypendysta zobowiązany byłby zwrócić całą przyznaną mu kwotę pomocy finansowej. Oprócz tego Parlament proponuje także inne sposoby „odpracowania” pomocy. Są to m.in. bezpłatny staż lub wolontariat w instytucjach kultury, na polskich uczelniach, w jednostkach

sektora finansów publicznych, czy też prowadzenie działalności gospodarczej lub zawodowej, której jednym z założeń powinien być wzrost konkurencyjności polskiej gospodarki oraz tworzenie nowych miejsc pracy. Warto się również zastanowić nad alternatywnym wymogiem „odpracowania” czasu studiów za granicą w formie studiów doktoranckich. Czy wyższe uczelnie w Polsce przyjęłyby z otwartymi ramionami studentów, którzy kształcili się za granicą i doświadczyli innego sposobu nauczania niż tego przyjętego powszechnie w kraju? W przypadku wyjazdu po studiach licencjackich kontakt z profesorami zwykle się urywa, jak zatem znaleźć potencjalnego promotora na doktorat? I najważniejsze pytanie: czy student po prestiżowej zagranicznej uczelni chciałby doktoryzować się w Polsce?

Co dalej? Aktualnie trwają prace nad zmianami w programie. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin obawia się, że obecne regulacje, które mają zachęcić studentów do powrotu do kraju, są niewystarczające. „Odpracowanie” w postaci składek stwarza też pewien problem. Po pierwsze obowiązek pracy jest niezgodny z prawem UE. Po drugie można łatwo go obejść, zakładając działalność gospodarczą w Polsce, w praktyce pracując w innym kraju – wyjaśnia szef resortu. Rozważa się również ograniczenie pomocy tylko dla doktorantów, a nie – jak teraz – dla studentów zainteresowanych studiami magisterskimi. Resort zastanawia się też nad wprowadzeniem listy priorytetowych kierunków. W tym przypadku tylko studenci wybierający preferowane przez władze specjalności mogliby liczyć na wsparcie państwa. Z tymi dwoma pomysłami nie zgadza się przewodniczący Parlamentu Studentów RP Mateusz Mrozek, który uważa, że nie taka była idea programu i ta zmiana byłaby nieporozumieniem. W związku z planowanymi poprawkami w programie ministerstwo jest otwarte na sugestie ze strony wszystkich zainteresowanych podmiotów i na początku stycznia 2016 roku wydało komunikat o konsultacjach środowiskowych. Oby wybitni studenci tym razem nie zawiedli i zabrali głos w tej sprawie. Harvard czeka. 0

marzec 2016


/ zagraniczne studia

Studia za granicą - lepszy start?

Mnogość programów międzynarodowych zachęca do mobilności na większą skalę na przykład do nauki za granicą przez cały okres studiów licencjackich, inżynierskich bądź magisterskich. Skłaniają do tego chociażby popularne rankingi uczelni wyższych, w których Polska wypada, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. t e k s t:

justyna andrulewicz

raz ze wzrostem popularności studiów za granicą rośnie liczba instytucji wspierających tzw. globalnych studentów. Są to głównie fundacje i stowarzyszenia oferujące pomoc stypendialną, ale także pośrednicy, tacy jak Elab Education Laboratory. Ta instytucja pomaga studentom odnaleźć odpowiedni kierunek, dostać się na wybraną uczelnię oraz „postawić pierwsze kroki” w nowym mieście. Elab pomaga przede wszystkim przyszłym studentom uczelni brytyjskich lub duńskich, ale wesprze także kandydatów na studia w USA czy Chinach. Wśród studentów i absolwentów łatwo znaleźć takich, którzy studiują, studiowali bądź planują studiować za granicą. Trójka studentów – Martyna, Tomek i Michał – jako powody swojej decyzji podaje brak satysfakcji ze studiów na polskiej uczelni lub chęć intensywniejszego rozwoju w interesującej ich dziedzinie.

W

Więcej pracy

12-13

fot. CollegeDegrees360 CC

Martyna, obecnie studentka II roku studiów we Francji, zdecydowała się na kierunek łączący różne nauki społeczne: elementy ekonomii, prawa, socjologii, politologii, europeistyki i filozofii. Dwa lata jej studiów stanowi nauka teorii, kolejny to wymiana zagraniczna bądź staż. Martyna studiuje według programu dla studentów o dobrej znajomości jęz. angielskiego i średniozaawansowanej (B1) – francuskiego, co w praktyce oznacza „ta-

ryfę ulgową” w czasie pierwszego semestru. Martyna, porównując francuską Sciences Po do SGH, mówi: Nie ukrywam, że studia są ekstremalnie intensywne. Egzaminy stanowią tylko 30 proc. oceny końcowej, reszta to oddawane na bieżąco wypracowania i wystąpienia. Przedmioty początkowo mogą wydawać się przeszacowane – najważniejsze są warte 9 ECTS-ów, ale nakład wymaganej pracy własnej szybko przekracza normalną intensywność. Za najważniejsze zalety swojego kierunku studentka uważa dużą liczbę godzin zajęć w tygodniu, dwuletni cykl studiów oraz gwarancję miejsca na studiach magisterskich po ukończeniu licencjatu. Z perspektywy polskiego studenta wadą Sciences Po jest mała rozpoznawalność uczelni wśród polskich pracodawców – z tego powodu Martyna planuje pozostać we Francji, przynajmniej na początku zawodowej kariery. Jak dostać się na Sciences Po? Ponieważ uczelnia jest jedną z publiczno-prywatnych Grandes Écoles, proces rekrutacji różni się od wymogów w innych placówkach edukacyjnych. Studenci międzynarodowi muszą złożyć obszerną aplikację oraz odbyć rozmowę kwalifikacyjną, odbywającą się we francuskiej ambasadzie. Studia są płatne – czesne zależy od kryterium dochodowego rodziny studenta.

Wyższy poziom Michał planuje swoje studia magisterskie odbyć w Holandii. Uczelnię wybierze spośród trzech uniwersytetów: w Rotterdamie, Tilburgu i Amsterdamie. Jego wybór podyktowany jest zainteresowaniem ekonometrią, która w Holandii nauczana jest na wysokim poziomie. Michał ceni także to, że studia magisterskie trwają tam rok. Są płatne, ale ich koszt jest relatywnie niski – czesne za rok studiów to ok. 2 tys. euro. W ofercie uczelni znajdują się kursy prowadzone w jęz. angielskim, którego znajomość potwierdza certyfikat językowy. Michał spodziewa się, że nie będzie miał problemów z dostaniem się na holenderską uczelnię z dyplomem MIESI. Rekrutacja będzie odbywała się na zasadzie indywidualnej oceny każdego kandydata. Student nie wyklucza żadnej możliwości, jeśli chodzi o czas po ukończeniu studiów – być może podejmie w Holandii pracę bądź studia doktoranckie.

Różnorodne korzyści Decyzję Michała pochwaliłby na pewno Tomek, absolwent SGH oraz Uniwersytetu w Maastricht. Wybrał tę uczelnię ze względu na dobre opinie o poziomie studiów, ich niski koszt oraz czas trwania. Na uczelnię dostał się na podstawie testu GMAT oraz ocen z licencjatu w SGH – jak sam przyznaje, wysoki wynik testu pozwolił mu dostać się na magisterkę mimo kiepskich ocen. Nie wymagano od niego żadnego certyfikatu językowego, choć na niektórych uczelniach TOEFL lub IELTS to konieczność. Same studia wspomina jako znacznie różniące się od warszawskiego licencjatu: Studiowanie różni się zasadniczo, bo – w odróżnieniu od SGH – trzeba się uczyć. Semestr jest podzielony na dwa bloki zawierające po dwa przedmioty: przez kilka tygodni studenci uczą się intensywnie tylko 2-3 przedmiotów. Jest bardzo dużo zadań grupowych i prezentacji. Prawie nie korzystaliśmy z podręczników, większość zajęć opierała się o artykuły. Poza studiami Tomek poleca udzielanie się w różnorodnych Student Unions: od naukowych przez imprezowe po sportowe. Sam w Maastricht zaraził się pasją – wioślarstwem – którą rozwija w Warszawie. Jeśli chodzi o wpływ studiów na karierę zawodową w Polsce, Tomek zauważa, że ważniejsze od dyplomu jest to, co można firmie zaoferować – a jedną z takich cech jest obycie, „skutek uboczny” zmiany środowiska. Jego zdaniem, wyjazd w celu „poprawy” CV jest bezzasadny: warto jechać, aby zmądrzeć, popatrzeć na dobre standardy i implementować jeszcze lepsze. Jego polscy znajomi wrócili z Holandii do kraju, gdzie pomyślnie rozwijają swoje kariery – trudno jednak określić, w jakim stopniu pomogły im zagraniczne studia. Dla osób chcących pozostać w Holandii atutem jest znajomość języka. Studia za granicą mogą być ekscytującym doświadczeniem. Istotne jest jednak wlaściwe zaplanowanie swojej studenckiej ścieżki – określenie kierunku rozwoju zawodowego, dobra orientacja w kosztach studiów i utrzymania. Równie ważne jest odpowiednie nastawienie. Na zagraniczne studia nie powinno się wyjeżdżać tylko z myślą o wysokich zarobkach, „bogatszym” CV. Co najmniej tak samo ważna jest zmiana otoczenia, poznanie nowych ludzi i kawałka świata. 0


kalendarz wydarzeń /

patronaty

Kalendarz wydarzeń marzec 2016

OFF_Riders 1 marca

1

Mosty Ekonomiczne 2016 3-6 marca

OFF_Riders – „Z polotem przez Lofoty”. Poszukując czegoś więcej, czegoś innego niż wszystko, co do tej pory zrobili, zdecydowali zapakować samych siebie oraz odrobinę sprzętu w dwa nie najmłodsze Land Rovery i ruszyć w połowie lipca na północ, by zatoczyć pętlę wokół Bałtyku. By tego dokonać potrzebują Waszego wsparcia – z początkiem marca rusza kampania crowdfundingowa na www.polakpotrafi.pl – każda złotówka robi różnicę. Śledźcie ich przygotowania oraz samą podróż na FB i Instagramie (@OFF_Riders).

2

Samorząd Studentów SGH powraca z kolejną edycją Mostów Ekonomicznych! Po raz dwunasty witamy w progach naszej szkoły studentów z najlepszych uczelni ekonomicznych w kraju. Wydarzeniu towarzyszą warsztaty i panel dyskusyjny, na który zapraszamy wszystkich chętnych. Jest to okazja do dyskusji na temat wizji Polski w 2030 roku oraz wysłuchania opinii osób cieszących się autorytetem w świecie ekonomii. Więcej informacji wkrótce na www.mostyekonomiczne.pl.

Projekt Sowi Lot 7-11 marca Czy kiedykolwiek spotkała zabrakło dla ciebie w Bibliotece podręczników do przedmiotów obowiązkowych? Z pewnością. Sowi Lot wychodzi temu naprzeciw! Pomóż nam zebrać środki na wsparcie naszej Biblioteki. Od 7 do 11 marca przyjdź na Aulę Spadochronową i oddaj nieużywane już książki na kiermaszu bądź kup torbęcegiełkę i dorzuć się do zakupu nowych. Dzięki Twojemu wsparciu oraz hojności wydawnictw, kilkadziesiąt dodatkowych podręczników zasili księgozbiór jeszcze przed kwietniowymi kolokwiami! Sowa Helga czeka na Ciebie na Spado!

Discover Europe 14 marca Erasmus Student Network zaprasza na XIII edycję największego konkursu fotografii studenckiej w Europie Discover Europe. W ramach konkursu studenci mogą nadsyłać zdjęcia własnego autorstwa, które przedstawiają rozmaite oblicza Europy. Na zgłoszenia czekamy od 14 marca do 24 kwietnia na www. discovereurope.esn.pl. W tym roku są 3 kategorie: Citizen of Europe; My Europe, my Home; Surprise me Europe! Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody.

Inspiring Solution 16-18 marca 16-18 marca Inspiring Solutions powraca z dziewiątą edycją! W świecie, w którym biznes opiera się na rozwoju technicznym, uczestnicząc w jednej konferencji możesz uzyskać dostęp do specjalistycznej wiedzy z dziedziny IT, wysłuchać właścicieli inspirujących start-upów i wziąć udział w rozwijających warsztatach prowadzonych przez największe firmy z branży. Poznaj technologie jutra, biorąc udział w największej studenckiej konferencji w Polsce! Więcej na: www.FB.com/InspiringSolutions

3 4 5 6 7

International Conference on Comparative Law 11-12 marca Konferencja organizowana przez Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa ELSA Warszawa odbędzie się 11 i 12 marca w Warszawie. Będzie to niepowtarzalna okazja do poznania kwestii związanych z systemami prawnymi różnych państw. Pierwszego dnia konferencji poruszone zostaną zagadnienia z zakresu prawa kontraktów, natomiast drugi dzień konferencji poświęcony będzie prawu karnemu. Więcej informacji: www.iccl.elsa.warszawa.pl

8 9 10 11 12 13 14 15

Prawnicze Targi Praktyk i Pracy 15-16 marca 15-16 marca w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie po raz kolejny zaprezentują się prestiżowe polskie i międzynarodowe kancelarie oraz firmy związane z branżą prawną. Dla studentów i absolwentów prawa będzie to niepowtarzalna okazja do uzyskania z pierwszej ręki informacji na temat aktualnych ofert pracy, praktyk i staży. Organizatorzy przygotowali również cykl szkoleń i warsztatów tematycznych. Więcej informacji: www.targiprawnicze.pl, www.facebook.com/targiprawnicze

Dni Kariery 22 marca 22 marca w Pałacu Kultury i Nauki odbędzie się kolejna edycja największych targów pracy, praktyk i staży Dni Kariery. Będzie tam na Ciebie czekać szeroki wybór ofert pracy przygotowany przez prestiżowe firmy, m.in. PwC, KGHM, EY, Nestlé, Lidl oraz strefa doradztwa zawodowego, gdzie zweryfikujesz swoje dokumenty rekrutacyjne. Przygotowaliśmy również szereg atrakcji i konkursy z nagrodami. Nie zapomnij o bezpłatnym bilecie, możesz go pobrać z naszej strony www.dnikariery.pl Do zobaczenia!

marzec 2016


Informacja dla organizacji


domy dawniej i dziś / Więcej niż jedno zwierzę w klepsydrze pełnej tynku

W polskim domu Chyba nic nie odzwierciedla człowieka tak dobrze, jak własne cztery kąty. Domowe skarby niczym odciski palców zachowują w sobie duszę i historię właścicieli. Wspomnienia, które mogą być zniszczone lub zachowane za sprawą błysku flesza. T e k s t:

A l e k s a n d r a g o l ec k a , m a rc i n c z a r n ec k i

z dj ę c i a : skład:

barbara pudlarz

d o m i n i k a wój c i k

1

marzec 2016



marzec 2016


/ domy dawniej i dziĹ›

18-19


hiszpańskie konflikty /

Trudne porozumienie Ponad dwa miesiące po wyborach parlamentarnych Hiszpania pozostaje bez rządu. Nowy układ sił na scenie politycznej mocno skomplikował negocjacje, w których niechęć do ustępstw uniemożliwiała jak dotąd osiągnięcie konsensusu. t e k s t:

Ja r o s ł aw Pa s z e k

dyby potraktować demokrację jako grę strategiczną, rezultaty z końca grudnia ub. roku oznaczałyby wkroczenie na najwyższy poziom trudności. Żadnej partii nie udało się nawet zbliżyć do minimalnej, 176-osobowej większości w Kongresie (odpowiedniku polskiego Sejmu). Ponadto wybory miały wymiar symboliczny - przyniosły bowiem kres trwającej przez niemal trzy dekady dominacji konserwatywnej Partii Ludowej (PP) i socjaldemokratycznej (PSOE). Te dwa ugrupowania cieszyły się zwykle łącznym poparciem rzędu 75-85 proc. Tym razem przekroczyło ono ledwie 50 proc.

G

Podemos, czyli możemy Choć gospodarka Hiszpanii wyszła z recesji w 2014 r., stopa bezrobocia ciągle wynosi 21 proc., a wśród osób młodych nawet 46 proc. Kryzys finansowy doprowadził do krachu na rynku nieruchomości, w wyniku którego setki tysięcy Hiszpanów zostało wyeksmitowanych ze swoich domów i mieszkań. Trudna sytuacja społeczno-ekonomiczna wywołała masowe demonstracje tzw. Oburzonych – heterogenicznego ruchu obywatelskiego protestującego przeciwko rosnącym nierównościom, cięciom budżetowym, korupcji i nadużyciom finansjery. W następstwie tych wydarzeń powstało stronnictwo Podemos (hiszp. możemy), kładące nacisk na egalitaryzm, walkę z biedą i przywrócenie godności społecznej. Na jego czele stanął charyzmatyczny profesor politologii z madryckiego uniwersytetu Complutense, Pablo Iglesias. W długofalowej perspektywie nowa partia pragnęła zwiększenia udziału obywateli w życiu politycznogospodarczym, co miałoby się odbyć dzięki zwiększonej liczbie referendów czy tworzeniu lokalnych spółdzielni rolno-spożywczych. Istotna część elektoratu obdarzyła Podemos kredytem zaufania, co w wyborach pozwoliło na znalezienie się tuż za plecami PP i PSOE. Drugim ugrupowaniem, które równie spektakularnie zaakcentowało swoją obecność na scenie politycznej, jest Ciudadanos (hiszp. obywatele). Jego początki mają źródło w manifeście ogłoszonym w 2006 r. przez garstkę barcelońskich intelektu-

alistów sceptycznych wobec katalońskiego nacjonalizmu. O ile Podemos nawołuje do gruntownej transformacji systemu rządzenia, o tyle Ciudadanos chciałoby raczej przeprowadzenia reform w obowiązujących ramach. Lider partii - Alberto Rivera - podczas wystąpień często nawiązuje do modelu anglosaskiego z nadrzędną rolą przedsiębiorczości, stosunkowo niskimi podatkami oraz elastycznym rynkiem pracy. Liberalne nastawienie można dostrzec także w takich kwestiach jak poparcie legalizacji prostytucji i marihuany. Dzięki głosom umiarkowanego elektoratu oczekującego zasadniczych, lecz nie radykalnych zmian, Ciudadanos stało się czwartą siłą w Kongresie.

O tym, jak skomplikowane będzie to zadanie, niech świadczy to, że w języku hiszpańskim nie występuje termin kompromis. Pyrrusowe zwycięstwo Paradoksalnie pomimo zdobycia największej liczby mandatów Partia Ludowa premiera Mariano Rajoya może okazać się głównym przegranym grudniowych wyborów. Przyzwoity bilans gospodarczy czterech lat rządów PP został przyćmiony przez skandale korupcyjne. Dotyczy to zwłaszcza tzw. afery Barceñasa, związanej z tuszowaniem wpływu nielegalnych dotacji przez byłego skarbnika, które później - w formie bonusów - wypłacano partyjnym dygnitarzom. Zszargana reputacja wraz z polityką oszczędnościową sprawiły, że PP praktycznie utraciła zdolność koalicyjną – tylko Ciudadanos wykazali wolę współpracy, co i tak nie wystarczałoby do sformowania rządu większościowego. Rajoy zrezygnował więc z podjęcia się misji utworzenia gabinetu powierzonej mu przez króla Filipa, który w konsekwencji przekazał ją Pedrowi Sánchezowi, przewodniczącemu socjaldemokratów. Najbardziej prawdopodobnymi scenariuszami wydają się koalicja PSOE, Po-

demos i Ciudadanos albo sojusz PSOE, Podemos i kilku małych ugrupowań regionalnych. Druga opcja wymagałaby jednak ustępstw na rzecz autonomicznych obszarów, na co Sánchez nie chce wyrazić zgody. Ta kwestia pozostaje zresztą kością niezgody między PSOE a Podemos, które mocno obstaje za przyznaniem Katalonii prawa do zorganizowania referendum niepodległościowego.

Słownikowe braki Tymczasem niepewność polityczna wywołuje zaniepokojenie na rynkach finansowych. Madrycki indeks giełdowy IBEX 35 od daty wyborów stracił na wartości więcej niż inne wskaźniki europejskie, a rentowność hiszpańskich obligacji nieco wzrosła. Z kolei Goldman Sachs i agencja ratingowa Fitch podkreśliły, że obecna sytuacja będzie skutkować spowolnieniem we wdrażaniu niezbędnych reform. Szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, również zaapelował o możliwie szybkie utworzenie stabilnego rządu. Zasugerował jednocześnie, że przedłużające się negocjacje mogą negatywnie oddziaływać na gospodarkę strefy euro. Rezultaty z grudnia pokazały, że niemały odsetek społeczeństwa czuje się znużony ofertą proponowaną przez tradycyjne stronnictwa. Hiszpania opowiedziała się za większym pluralizmem, który był zauważalny gołym okiem już podczas pierwszej sesji nowego parlamentu. Poprzez przyjście na złożenie przysięgi w zwyczajnych strojach deputowani Podemos zaznaczyli, że nie zamierzają podporządkowywać się konwenansom. Jednakże zarówno oni, jak i członkowie Ciudadanos powinni wziąć pod uwagę sondaże, według których ok. 70 proc. obywateli oczekuje od polityków zawarcia porozumienia. O tym, jak bardzo skomplikowane będzie to zadanie, niech świadczy to, że w języku hiszpańskim nie występuje termin „kompromis”. Jest to prawdopodobnie konsekwencja uwarunkowań historycznych – niemal 800-letniego panowania Maurów, a następnie centralnej roli Kościoła katolickiego. Oprócz ustalenia składu gabinetu i pracy na rzecz społeczeństwa partie mogą zatem przyczynić się do wzbogacenia hiszpańskiego słownictwa. 0

marzec 2016

fot. Nathan Rupert, flickr.com/CC

Moją ambicją jest, żeby Maglowi zrobić dobrze.


/ Bliski Wschód pod ostrzałem

Ajatollah kontra król Ponad trzydziestoletnia rywalizacja dwóch bliskowschodnich potęg - Iranu i Arabii Saudyjskiej - cały czas rozpala Bliski Wschód. Dzisiaj konflikt ten wszedł w fazę otwartej wrogości. Jednak zgodnie z kilkudziesięcioletnią tradycją walka jest prowadzona przede wszystkim rękami innych graczy. ja k u b c i c h u ta

rugiego stycznia w Arabii Saudyjskiej przeprowadzono egzekucję 47 osób, z których większość była powiązana z organizacjami terrorystycznymi. Wśród nich był przywódca szyickiej mniejszości w Arabii Saudyjskiej Nimr al-Nimr, głośny krytyk rządzącej dynastii Saudów. Jego egzekucję potępiły USA i Unia Europejska, ale najostrzej zareagował Iran – przywódca szyickiego świata – gdzie tłumnie zaatakowano saudyjską ambasadę. Następnego dnia Arabia Saudyjska zerwała stosunki dyplomatyczne z Iranem, a po stronie królestwa opowiedziały się inne sunnickie kraje takie jak Bahrajn, Katar, Jordania, Somalia czy Dżibuti.

D

Zbyt silne i różne Około trzydziestomilionowa Arabia Saudyjska to dwudziesta gospodarka świata i lider rynku naftowego. Sprowadzając najnowocześniejszą broń z krajów zachodnich, zajmuje czwarte miejsce na świecie pod względem wydatków zbrojeniowych. Szczególne miejsce w świecie islamu zawdzięcza panowaniu nad najświętszymi miejscami tej religii – Mekką i Medyną. Ta ultrakonserwatywna monarchia absolutna jest najważniejszym (obok Izraela) sojusznikiem USA w regionie. Po przeciwnej stronie Zatoki Perskiej leży ponad osiemdziesięciomilionowy Iran. W przeciwieństwie do królestwa Saudów jest republiką, w której demokratyczne mechanizmy są obecne wyraźniej niż w jakimkolwiek innym kraju regionu arabskiego.

20-21

Pragną rozprzestrzeniać swoją rewolucję, która w 1979 roku obaliła absolutnego władcę. Takiego scenariusza panicznie boją się arabscy monarchowie, dlatego próbują maksymalnie pogłębiać podziały sunnicko-szyickie. Iran jest krajem prawie całkowicie szyickim i uważa się za protektora rozproszonych po Bliskim Wschodzie szyitów. Budząca respekt ponad półmilionowa armia korzysta z przestarzałego sprzętu. Ponadto kraj jest sojusznikiem Rosji i Chin.

Nowe konflikty Od lipcowego porozumienia światowych mocarstw z Iranem, w którym wyrzekł się on dążenia do wykorzystania broni atomowej, Arabia Saudyjska stanęła przed perspektywą wzmocnienia się swojego największego wroga. Odmrożono aktywa irańskie (około 100 mld dolarów), w styczniu zniesione zostały sankcje gospodarcze. Iran podpisał już kontrakty z Rosją na 40 mld dolarów, przywódca irański złożył wizytę w Europie oraz odwiedził go prezydent Chin. Przed perską republiką otwierają się możliwości rozwoju. Dlatego roponośna monarchia zaczęła działać bardziej agresywnie. Arabskie królestwo de facto prowadzi wojny z Iranem na dwóch frontach: w Syrii i Jemenie. Odkąd w 2011 roku wybuchła w Syrii wojna domowa, Iran jednoznacznie zaangażował się po stronie dotychczasowego przywódcy kraju, Baszara Al-Asada. Przesyła mu broń, opłaca milicje z Iraku, Iranu, Afganistanu, a armię szkolą irańscy wojskowi. Natomiast Arabia Saudyjska - chcąc uzyskać wpływy i ustanowić w Syrii bardziej przyjazną jej władzę - wspierała sunnickie organizacje walczące z rządem. Z tego powodu jest oskarżana o przyczynienie się do powstania i rozwoju działalności radykalnych sunnickich grup takich jak Front Al-Nusra oraz Daesh. Obecnie syryjski dyktator wydaje się zyskiwać przewagę w konflikcie. Dzięki wsparciu Rosji i Iranu zdobywa-

ne są kolejne bastiony rebeliantów. Z tego powodu Arabia Saudyjska zaproponowała lądową ofensywę przeciwko Daesh. Łatwo sobie wyobrazić, że wojska Arabii Saudyjskiej - poza walką z islamistami chciałyby również usunąć z Syrii irańskie wpływy reprezentowane przez Asada. Druga wojna w regionie - w Jemenie - również nie idzie po myśli arabskiej monarchii. Na początku zeszłego roku wydawało się, że szyicka rebelia (wspierana hojnie przez Iran) obali sunnickiego prezydenta. Wtedy Arabia Saudyjska i inne kraje arabskie rozpoczęły naloty na pozycje rebeliantów. Dzięki temu frakcja prezydencka przejęła inicjatywę. Jednakże wojna wydaje się daleka od zakończenia. Ponadto Human Rights Watch i Amnesty International oskarżają Arabię o ataki na ludność cywilną.

Bezpośredniej wojny nie będzie Z powodu ogromnych potencjałów obu państw konflikt byłby starciem, które groziłoby rozprzestrzenieniem się na cały region, a poprzez sieć sojuszu i wpływów mógłby zaangażować supermocarstwa. Wydaje się jednak, że wojny nie chce żadna ze stron. Iran dopiero co zawarł z Zachodem porozumienie i pragnie je wykorzystać do rozwoju i zwiększenia wpływów w regionie, a Arabia Saudyjska chce chronić gospodarkę opartą na stałym eksporcie ropy. Wojna to bardzo droga gra. Iran nie ma w tej chwili obfitych środków finansowych, które nie przydałyby się w innych celach państwa. Natomiast saudyjski budżet cierpi z powodu niskich cen surowca. Ponadto kraj musi sobie poradzić z napiętą sytuacją wewnętrzną: mniejszość szyicka, która nie chce być dalej dyskryminowana, zakonserwowany system monarchii absolutnej, walka o prawa kobiet. Wynik konfliktu byłby trudny do przewidzenia, żadna ze stron nie ma bezpiecznej przewagi. Z kolei wchodzenie w nią bez przekonania o zwycięstwie jest bardzo ryzykowne. Tym bardziej, że Arabia Saudyjska powinna pamiętać konflikt irackoirański, w którym finansowana przez nią armia iracka uderzyła na wydawałoby się osłabiony Iran, a po ośmiu latach krwawych walk doszło do powrotu do stanu sprzed wojny. 0 fot. Flickr.com, CC,

t e k s t:


zmiany w Ameryce Południowej /

Na zakręcie Marzyły o naprawieniu świata, ale ich działania nie były walką z wiatrakami. Latynoamerykańskie rządy lewicowe jeszcze niedawno cieszyły się dużym poparciem społeczeństw. Teraz zmagają się z szeregiem problemów. Aleksandra Gładka

progu lat 60., z powodu gwałtownie malejącego eksportu, gospodarka wielu krajów Ameryki Południowej znalazły się w ruinie. Radykalne pogłębianie majątkowych różnic społeczeństwa przerodziło się w falę ubóstwa. Ta z kolei pchnęła wiele zdesperowanych osób do działania i wstępowania do ugrupowań partyzanckich. Jednocześnie świat z czasów zimnej wojny przypominał szachownicę, nad którą pochylały się dwa dominujące mocarstwa – USA i ZSRR. Ameryka Południowa stanowiła wówczas jedną z krytycznych przestrzeni starcia. Konflikt ten stanowił pretekst do osadzania kolejnych junt wspieranych przez Waszyngton. Ich głównym celem była eliminacja ugrupowań lewicowych, potencjalnego zarodku komunizmu w regionie.

U

Upadek i skręt Napady na jednostki wojskowe, porwania dla okupu i morderstwa polityków zderzyły się z krwawą dyktaturą lat 70. Nastał terror, walka z lewicą. Niewygodne osoby „znikały” Trudno współcześnie oszacować liczbę ofiar junty. Obalenie junt i przywrócenie demokracji okazało się niedostatecznym rozwiązaniem. Każdy lewicowy skręt w krajach Ameryki Południowej był inny – miał swoją własną dynamikę i inne zabarwienie. Ale oczywiście możemy mówić o pewnych ogólnych trendach – w końcu nie przez przypadek w tylu państwach do głosu doszły lewicowe rządy — powiedział w rozmowie z maglem Adam Traczyk, prezes Fundacji Global.Lab. Neoliberalne transformacje gospodarcze zamiast gwarantować powszechny dobrobyt, doprowadziły do ponownego, pogłębiania dysproporcji majątkowych. Tym razem nieskrępowana lewica po raz pierwszy doszła oficjalnie do głosu. Lokalna sytuacja zbiegła się w czasie ze wzrostem cen surowców naturalnych na rynkach międzynarodowych. Latynoamerykańskie kraje, jako ich eksporterzy, zachłysnęły się przypływem gotówki - szczególnie tym ze sprzedaży ropy. Napęczniałe budżety sprawiły, że świeżo wybrana lewica mogła realizować szeroko

zakrojoną politykę społeczną. Tak stało się również w przypadku Urugwaju, gdy w 2005 roku prezydentem został po raz pierwszy przedstawiciel lewicy - Tabere Vazquez z Szerokiego Frontu.

Burza Konsekwentnie, pewne ogólnoregionalne trendy sprawiają, że lewica w wielu latynoamerykańskich państwach przechodzi obecnie kryzys — dodaje Traczyk. Jedną z fundamentalnych przyczyn tego załamania są zmiany zachodzące w światowej gospodarce. Nie restrukturyzując i nie dywersyfikując swojego eksportu, państwa pozostają silnie zależne od cen surowców. Te były niegdyś kluczem do ich sukcesu. Obecnie prowadzą do radykalnego spadku dochodów, a co za tym idzie – zacieśniania wydatków budżetowych. Ograniczanie kolejnych programów społecz-

Urugwaj stał się pretendentem do miana socjaldemokratycznego państwa dobrobytu. nych, afery korupcyjne, spowolnienie tempa rozwoju gospodarczego – wszystko to sprawia, że lewicowe rządy zmuszone są pragmatycznych działań. Chcąc utrzymać się u steru, muszą iść na kompromis z bardziej wpływowymi i bogatszymi warstwami społeczeństwa. To z kolei stanowi pułapkę – zamiast poprawiać ich sytuację sprawia, że tracą wiarygodność wśród swojego elektoratu. Ten z kolei naturalnie się kurczy.

W prawo Rządy lewicowe w Ameryce Łacińskiej wyciągnęły z biedy miliony, upolityczniły dotychczas marginalizowane i politycznie upośledzone warstwy społeczeństwa. Wyzwoliły jednak nieuchronny mechanizm, który może stać się ich gwoździem do trumny. Biedni głosują na lewicę i dzięki niej awansują do kla-

sy średniej. Wydaje im się wówczas, że są już bogaci i głosują na prawicę, która znowu spycha ich w ubóstwo — tłumaczy Traczyk. Nie doszło jeszcze jednak do finalnego etapu – prawica wciąż zbiera swoje żniwo. Dodaje, że szukając źródeł kryzysu poparcia dla lewicowych rządów, należy pamiętać o roli mediów. Największe koncerny mediowe utrzymują sympatie z czasów junt. Oligarchowie prowadzą, w wielu przypadkach, otwartą wojnę z lewicowymi rządami. Nasz lament, że Polska jest w ruinie, jest niczym w porównaniu do tamtejszego przekazu. Jednak taka narracja w połączeniu z nawet niewielkim spowolnieniem gospodarczym wpływa na decyzje wielu wyborców. Zjawisko to jest tym bardziej paradoksalne, że obserwujemy właśnie jeden z najlepszych okresów w historii Ameryki Łacińskiej, zarówno pod względem gospodarczym, jak i społecznym.

Na przekór Przypadek Urugwaju jest bardziej znamienny. Kilkukrotny spadek średniego poziomu ubóstwa, największy udział klasy średniej w społeczeństwie, rozbudowane świadczenia socjalne – to tylko niektóre sukcesy rządu. Jego przedstawiciele twierdzili, że wzrost gospodarczy nie musi występować kosztem kompleksowe polityki społecznej. Nietypowa kombinacja wydaje się działać. Z jednej strony dochód brutto na jednego Urugwajczyka jest wysoki, a krajowe instytucje finansowe są stabilne. Z drugiej – Urugwaj stał się pretendentem do miana socjaldemokratycznego państwa dobrobytu. Spornym jest, czy inne kraje Ameryki Południowej mogą inspirować się modelem małego Urugwaju. Odmienna specyfika, olbrzymie terytoria i gigantyczna ludność, a co za tym idzie efekt skali - to wszystko zdaje się negować taką możliwość. Na pewno nie uda im się powtórzyć tak zgranego rozwoju gospodarczego i szeroko zakrojonych projektów polityki społecznej. 0 fot. Wikimedia Commons/CC

t e k s t:

marzec 2016




WE WSPÓŁPRACY Z NZB

Znów możesz wygrać do 10 000 zł na działania lokalne uż po raz czwarty Banki Spółdzielcze Spółdzielczej Grupy Bankowej zapraszają wszystkich społeczników i osoby, które czują potrzebę zintegrowania się z sąsiadami, do wzięcia udziału w konkursie na inicjatywy lokalne. Jeśli masz pomysł, co fajnego możesz zrobić w swojej okolicy, to koniecznie zajrzyj na stronę www.spolecznik20.pl do zakładki Spółdzielnia pomysłów! Aby wziąć udział w konkursie zgłoś projekt przez formularz na stronie, a następnie zbieraj głosy publiczności. Jeśli wejdzie do finałowej trzydziestki, to trafi pod obrady jury. Autorzy trzech projektów, które zdaniem jurorów najlepiej spełniają założenia konkursu zostaną zaproszeni do podpisania umowy sponsorskiej na kwotę do 10 000 zł brutto. Grupa

J

24-25

chętnych do pracy osób, które mogą dysponować takimi środkami, jest w stanie zrealizować naprawdę fajne projekty. Udowodnili to laureaci trzech poprzednich edycji, którzy organizowali warsztaty pieczenia chleba, sadzili tulipany na wspólnym skwerze, tworzyli świetlice i miejsca spotkań na świeżym powietrzu, a nawet budowali dom! Dołącz do grona Społeczników 2.0, inspiruj się i działaj. O tym, czy będzie nam się dobrze mieszkać w danym miejscu, decyduje jego wygląd i relacje z ludźmi – a na to mamy ogromny wpływ, wystarczy zacząć robić coś dobrego. Spółdzielcza Grupa Bankowa jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”. Moduł ma

na celu prezentację podstawowych zagadnień dotyczących banków spółdzielczych w Polsce, specyfiki ich funkcjonowania oraz szczególnej pozycji na rynku bankowym. Słuchacze modułu mogą dowiedzieć się jakie są różnice pomiędzy bankami spółdzielczymi a innymi uczestnikami rynku bankowego – bankami komercyjnymi i SKOK-ami. Społeczna odpowiedzialność biznesu, wspieranie społeczności lokalnych i wspólnotowy charakter działania to główne idee przyświecające bankowości spółdzielczej. W ramach modułu uczestnicy zapoznają się z tematyką prowadzenia biznesu bankowego w oparciu o te idee, jak i z wyzwaniami, które stoją przed branżą w najbliższych latach. Więcej na www.nzb.pl 0


kultura /


Sprzedajmy naszą historię Polskie filmy historyczne kojarzą się najczęściej z masowymi szkolnymi wycieczkami do kin lub z okropną rolą Nataszy Urbańskiej w 1920 Bitwie Warszawskiej. Jest to dość bolesne, szczególnie gdy pomyśli się o tym, jak ciekawa jest nasza przeszłość. Jakie powinny być polskie filmy historyczne? T E K S T:

JA K U B W I EC H

siądźcie wygodnie w cichym pokoju. Wyobraźcie sobie początkowy kadr filmu: zimowe późne popołudnie, kamera sunie nad iglastym lasem obsypanym śniegiem. U dołu pojawia się napis ,,Ziemia kielecka, grudzień 1863”. Zmiana ujęcia. Widzimy biegnących przez las powstańców. Pędzą, ciężko dysząc, potykają się co rusz o korzenie. Co chwilę oglądają się za siebie z widocznym przerażeniem w oczach. Tak mógłby zaczynać się pierwszy polski horror historyczny – niesamowicie atrakcyjny towar eksportowy w dzisiejszych czasach. Niestety polscy filmowcy nie mają ochoty tworzyć produkcji, które w niesztampowy sposób bazowałyby na dziejach ich ojczyzny.

U

Historia pisze najlepsze scenariusze Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie wymaga uprzedniego przeanalizowania zjawiska ,,sprzedawania historii”. Nie jest to rzecz nowa – ludzie zajmowali się tym już od starożytności, kiedy to Homer ubrał losy wojny trojańskiej w zwiewne szatki poematu. W średniowieczu bardowie, trubadurzy i minstrele sławili wielkie czyny szlachetnych rycerzy. Z kolei nowożytni władcy chętnie zapełniali galerie malarskimi świadectwami swych zwycięstw. Jednakże dopiero współcześnie proceder ten nabrał tak komercyjnego charakteru, głównie dzięki kinematografii

26-27

i możliwościom, które niesie ze sobą. Niemniej nawet takie zmerkantylizowanie historii nie wymazało walorów polityczno-propagandowych, ale i edukacyjnych w tego typu projektach. Od kilkudziesięciu lat prym w sprzedaży swojej historii wiodą Amerykanie. I trzeba przyznać,

Budowa odpowiedniej opinii na temat historii kraju dokonywana za sprawą nowoczesnych środków przekazu, takich jak filmy, powoli staje się koniecznością w nowoczesnych, zinformatyzowanych społeczeństwach. że wychodzi im to świetnie. Któż bowiem nie patrzył na plażę Omaha oczyma Toma Hanksa albo nie przemierzał wietnamskiej dżungli ramię w ramię z Melem Gibsonem, czy też nie osłaniał miejsca upadku Black Hawka w Mogadiszu wraz z Ericiem Baną? Te przykłady kasowych produkcji to nie tylko niezłe kino doceniane przez krytyków i obsypywane nagrodami, lecz także zręczne próby przedstawienia świato-

wej widowni odpowiednio skonstruowanej lekcji historii. Tak tworzy się pewne mity, które z czasem przechodzą do powszechnej świadomości jako fakty. Mechanizm ten wkrótce odkryły i inne nacje. Warto zwrócić uwagę na produkcje z Chin, takie jak Dom latających sztyletów czy Przyczajony tygrys, ukryty smok. Filmy te, czerpiące garściami z tradycji i dziejów Państwa Środka, zdobyły uznanie na całym świecie i pomogły w budowaniu nowoczesnego wizerunku tego kraju. Podobna sytuacja ma obecnie miejsce w Bollywood.

Pierwsze próby Na tym tle polskie osiągnięcia w zakresie kinematograficznego eksportu historii wypadają dość mizernie. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że dopiero od niedawna filmowcy zmienili nastawienie do tych tematów, odchodząc od założenia, że dzieło traktujące o wielkich momentach narodu ma być przede wszystkim sztuką. Ograniczało to widownię, zawężając ją do hermetycznego grona osób bardziej zorientowanych w danej tematyce, posiadających jednocześnie wysublimowany gust. Przykłady takich filmów to większość dzieł Andrzeja Wajdy (np. Kanał, Krajobraz po bitwie, Popiół i Diament). Ten wyraźny hamulec przed kręceniem bardziej przystępnych obrazów widoczny jest

fot. materiały prasowe

/ polskie kino historyczne


polskie kino historyczne /

Powiew świeżości Nową nadzieją są jednak produkcje z ostatnich lat. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na film Miasto 44 Jana Komasy. Ta zrealizowana z dużym rozmachem produkcja zawiera w sobie wszystko, co potrzebne jest, by stać się wizytówką polskiej kinematografii i historii. Jest to opowieść o powstaniu warszawskim nakręcona bez zbędnego patosu, snuta przez młodych ludzi, z silnie podkreślonym wątkiem uczuciowym i niesamowitymi efektami specjalnymi. Dopełniona bardzo dobrą muzyką i ciekawymi zabiegami reżyserskimi – oto, czego potrzeba, by zapisać się w pamięci zagranicznego wi-

Niewypały Dwa kolejne obrazy mające szanse na rozsławienie polskiej historii w świecie zajmują kolejno 2. i 4. miejsce na liście najdroższych filmów nakręconych nad Wisłą. Są to produkcje batalistyczne: Bitwa pod Wiedniem (koszt: 50 mln zł) i 1920 Bitwa Warszawska (27 mln zł). Przyczyny ich klęski są niestety bardziej prozaiczne. Oba dzieła stoją bowiem na bardzo niskim poziomie zarówno scenariuszowym, jak i aktorskim. Stanowią dowód na to, że wysoki budżet nie musi od razu przekładać się na sukces. Opowieści o wielkich wiktoriach oręża polskiego mogły oczarować światową publiczność, rozsławić imię Sobieskiego i Piłsudskiego, ukształtować pozytywny wizerunek Polaków jako strażników Europy. Niestety oba filmy spotkały się z krytyką nawet rodzimych odbiorców, którzy wytknęli im całą listę mankamentów.

Jednakże produkcja ta w dość kontrowersyjny sposób opowiedziała polską historię. O ile obraz Polaków zawarty w tym dziele to temat na osobny artykuł, o tyle warto zaznaczyć, że największe światowe laury zdobywa film, który sprowokował poważną dyskusję ideologiczno-polityczną. Odebrać to trzeba z jednej strony jako ostrzeżenie, z drugiej zaś jako bodziec do tworzenia produkcji, które nie dadzą się interpretować w sposób szkodzący wizerunkowi Polski.

Potencjał na przyszłość Budowa odpowiedniej opinii na temat historii kraju dokonywana za sprawą nowoczesnych środków przekazu, takich jak filmy, powoli staje się koniecznością w nowoczesnych, zinformatyzowanych społeczeństwach. Uświadamiają to sobie coraz to nowe kraje, w tym sąsiedzi Polski. Nakręcony w 2001 roku czeski film Ciemnoniebieski świat opowiadający historie lotników walczących w bitwie o Anglię został bardzo ciepło przyjęty przez krytyków. Podobne produkcje kręci się też w Rosji (np. Rok 1612). Cienka linia oddziela ten proceder od propagandy, jednak są to wysiłki, które muszą być podejmowane, nie tylko ze względów politycznych. Odpowiednio zobrazowane walory danego kraju przekładają się na gospodarkę, zwłaszcza na turystykę. Dlatego też miasta Europy toczą ze sobą zaciekłą walkę o możliwość wystąpienia jako miejsce akcji nowego filmu Woody’ego Allena. Produkcje tworzone przez tego reżysera działają bowiem lepiej niż jakakolwiek reklama w przewodnikach. Polska historia zawiera dostatecznie dużo fascynujących opowieści, by na ich podstawie nakręcić całe mnóstwo pasjonujących filmów. Kto bowiem nie chciałby zobaczyć swoistej Gry o tron, której bohaterami byliby Piastowie? Czy film o bohaterstwie Polaków pod wodzą Napoleona nie mógłby porwać tłumów? Ileż motywów kryją w sobie dzieje narodowych powstań! Wszystkie te przykłady to jedynie promil możliwości, jakie oferują twórcom znad Wisły dzieje ich ojczyzny. Pozostaje jedynie liczyć, że maksymalnie wykorzystają oni ten wielki potencjał. 0 fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

wśród twórców do dziś. Reżyserzy poruszający tematy historyczne czują potrzebę sięgnięcia do największej głębi, nawet kosztem zamknięcia filmowi dróg do szerszej publiczności. Istnieją na szczęście wyjątki. Wyraźna zmiana narracji nastąpiła w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy to powstało Ogniem i mieczem Jerzego Hoffmana aspirujące do miana superprodukcji. Ekranizacja części Sienkiewiczowskiej trylogii pochłonęła rekordową jak na te czasy kwotę 8 mln dolarów, zdjęcia trwały prawie rok, a przy efektach specjalnych pracowała firma Machine Shop, znana m.in. ze współtworzenia Terminatora 2. Film spodobał się w kraju, jednak za granicą sukcesu nie odniósł. Trudno się dziwić, odpowiedni marketing, niezbędny przy tego rodzaju przedsięwzięciach, wymaga pewnej wprawy. Podobny los spotkał Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy. Dzieło to, choć bardzo ciepło przyjęte w Polsce, odbierane jako kompendium tradycji i pełne chwytającego za serce uroku, okazało się zbyt trudne dla zagranicznej widowni. Utwór Mickiewicza będący budulcem scenariusza był niezrozumiały, zbyt górnolotny, by stać się hitem eksportowym.

dza. O potencjale filmu może świadczyć to, że wkrótce po premierze prawa do jego emisji wykupiła niemiecka telewizja publiczna ZDF. Pochwała należy się też Władysławowi Pasikowskiemu, który w 2014 roku za pomocą produkcji Jack Strong przedstawił światu historię Ryszarda Kuklińskiego. Ten bardzo przyzwoity dreszczowiec zebrał pochlebne recenzje za oceanem m.in. dzięki zaangażowaniu w produkcję Patricka Wilsona, aktora znanego z Obecności czy Watchmen: Strażnicy. Analizując polskie dokonania kinematograficzne na tym polu, nie sposób nie wspomnieć o największym hicie ostatnich lat, który wyszedł spod rąk twórców znad Wisły. Mowa oczywiście o Idzie Pawła Pawlikowskiego, która zdobyła Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, jak również szereg innych nagród.

marzec 2016




/ wywiad z Wiktorią Gorodecką

fot. unsplash.com

Wschodnie korzenie na polskiej scenie

Uważajcie, bo taka dziewczyna przyszła, że nie wiem, nie wiem – tak skomentował jej występ na egzaminie Piotr Cieplak. Mówi, że może myśleć tylko w jednym języku, a litewski zamieniła na polski. Aktorka Teatru Narodowego w Warszawie – Wiktoria Gorodeckaja – opowiada o swojej przygodzie z teatrem. T E K S T:

J ul i a H ava

MAGIEL: Przyjechałaś do Warszawy jako dwudziestolatka, zaraz po maturze. Na Litwie grałaś na skrzypcach, tańczyłaś. Jak to się stało, że wybrałaś aktorstwo? WIKTORIA GORODECKAJA: Na Litwie ukończyłam szkołę muzyczną II stopnia. Tutaj przyjechałam do mamy na wakacje. Kiedy zdecydowałam się zostać, nie wiedziałam jeszcze, co będę tutaj robić. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że był to trochę szalony pomysł. Bardzo mi się spodobało w Polsce, więc chciałam rozpocząć tutaj studia. Myślałam, że może pójdę na rusycystykę. Spotkałam ciepłych, serdecznych i wspaniałych ludzi, którzy jako alternatywę podpowiedzieli mi Szkołę Aktorską Machulskich.

Kiedy byłaś na Litwie, nie myślałaś o aktorstwie? Jaki jest tamtejszy teatr? Na Litwie aktorstwo nawet nie przeszło mi przez myśl. Musiałam wyruszyć z domu w podróż (i to dosłownie), aby odnaleźć teatr. Sceną litewską zainteresowałam się dopiero, gdy zostałam aktorką. Zaczęłam jeździć do Wilna oglądać spektakle Koršunovasa, Nekrošiusa. Na pewno teatr na Litwie nie jest taką wielką machiną, jaką jest tutaj Teatr Narodowy. To coś zdecydowanie bardziej kameralnego. Zdumiało mnie u Koršunovasa, że aktorzy od pierwszej próby bardzo dużo sami proponują reżyserowi. U niego jest też tak, że to są ludzie, którzy chcą z nim pracować, ekipa sama do niego przychodzi. Cały czas cały zespół jest obecny na próbach, o scenach dyskutują wszyscy razem.

że teatr powinien pokazywać wielkich ludzi. Przypomina mi się Waldemar Raźniak, obecny prodziekan w AT, który wtedy był jeszcze na studiach reżyserskich. Wspaniale reżyserował kobiece role. Mówił nam, że jeśli masz kobiecą rolę, to musi być niezwykła kobieta – nie może być „jakaś tam”, bo to nikogo nie będzie interesować. Po drugie, kto nie chciałby stworzyć kogoś wyjątkowego?

Podjęłaś współpracę z wieloma uznanymi reżyserami. Jak ją dziś oceniasz? Jak ci się z poszczególnymi z nich pracowało ? Moim debiutem w Teatrze Narodowym była rola Kawalera w spektaklu Umowa reżyserowanym przez Jacque’a Lassalle’a. Była to naprawdę trudna współpraca. Lassalle miał wszystko wymyślone, każdy najmniejszy ruch. Wywierał też ogromną presję. Mówił, że bez Kawalera nie będzie Umowy. Miałam wtedy ogromne wątpliwości. Obok mnie byli doświadczeni już aktorzy czy wręcz sławy, jak Jerzy Radziwiłowicz. Choć wszyscy bardzo mnie wspierali, ciągle zastanawiałam się, czy się do tego nadaję. Z Mają Kleczewską to była praca zespołowa. Ona jest inna. Nie lubi nijakości, tego, że ciebie to nic nie kosztuje. Uwielbia emocje ostateczne, skrajne obrazy, tematy. Wydaje mi się, że udało nam się znaleźć wspólny język. Doceniam to, że czasem ma się większe role, a czasem mniejsze. Duże role wymagają wielkiego zaangażowania, są największymi wyzwaniami, ale to dzięki tym małym można nabrać dystansu do całości. Potem była Balladyna z Arturem Tyszkiewiczem. To niezwykle spokojny i inteligentny człowiek. Miał pomysł na tę postać. Balladyna też była dla mnie wyczerpująca, ale Lassalle już tak mnie wyćwiczył, że łatwiej przystosowałam się do tego wysiłku.

Na początku buntowałam się wewnętrznie. Dlaczego mam grać kogoś, kto istnieje?

Jak to jest, że obsadzają cię w tak wyrazistych rolach? Już twój debiut to była główna rola w Umowie. Potem byłaś Balladyną, Małgorzatą w Królowej Margot, Amalią w Zbójcach. Moim zdaniem rola w momencie, gdy reżyser decyduje o obsadzie, nie jest wyrazista. To do aktora należy wykreowanie postaci. Wydaje mi się,

30-31


wywiad z Wiktorią Gorodecką /

Z Michałem Zadarą pierwszą okazją do współpracy był Aktor Norwida. Akcja pierwszego aktu rozgrywa się w kawiarni. Michał postanowił, że kawiarnię aktorską Antrakt obok Teatru Narodowego przeniesie, jeden do jednego, na scenę. Takie same stoliki, lampy, zastawa. W tej kawiarni pracowała wtedy słynna kelnerka Ania i Zadara chciał, aby Felcia w sztuce była Anią z Antraktu. Zrobili mi identyczną perukę, chodziłam do Antraktu podglądać, jak Ania pracuje. Na początku buntowałam się wewnętrznie. Dlaczego mam grać kogoś, kto istnieje? Teraz myślę, że to było świetne. Obserwować i spróbować przenieść na scenę żywą osobę jest trudno. Jest to duża odpowiedzialność, dużo większa niż stworzyć kogoś od zera, lub zagrać kogoś, kto już nie żyje. Ania żyła i miałam obawę, że przyjdzie i skrytykuje to, jak ją zagrałam. W trakcie spektaklu śmiała się, więc chyba wyszło dobrze. Michał daje bardzo dużo wolności, osadza aktora w temacie, ale nie ustawia. Dużo jest pracy na skojarzeniach. Daje inspirację i pole manewru.

Grałaś też w Studiu Koło na terenie Soho Factory. To dobre wspomnienia? Tak, trafiłam do Igora Gorzkowskiego, on robi to, co mówiłam o Koršunovasie – zbiera ludzi, którzy tego chcą. Ma bardzo fajną wrażliwość, wybiera świetną literaturę, a do tego umie dobierać aktorów do ról. Starucha w Studiu Koło to było coś zupełnie innego niż scena Teatru Narodowego i jego „wielkie plakaty”. Ten spektakl nauczył mnie, że najważniejsze jest spotkanie. Do tej pory wydawało mi się, że to efekt jest najważniejszy. Oczywiście, że widz jest ważny, ale też nie musi być tak, że każdy przeżyje katharsis. Ważne jest to, żeby komuś to coś dało, każdemu coś innego, ale coś. +

Dla aktora lepsza jest swoboda?

Myślę, że większość aktorów woli swobodę. Jest też druga możliwość – reżyser powinien być tak inteligentny i tak kierować pracą, by aktor myślał, że ma tę wolność, a reżyser uzyskiwał upragniony efekt. Moim zdaniem dobra jest nie krytyka, ale motywacja. Jeśli masz bardzo dobry kontakt z reżyserem, żartujecie i krytyka jest ciągłym podnoszeniem poprzeczki, jest to wyjątek. Taka też jest różnica między kształceniem aktorów w Stanach i u nas. Tutaj mówią ci: Słuchaj, masz za duży nos, za długie

nogi – musisz coś z tym zrobić. W Stanach jest odwrotnie. Przekonują, że jesteś jedyny w swoim rodzaju, co nie znaczy, że najlepszy, ale wszystko, co robisz, jest twoje. W Polsce profesorowie często ustawiają. Tu podnieś rękę, tu stań, teraz to powiedz. To nigdy nie jest tak kreatywne, choć dobrze się tego nauczyć. Podobno pan Jarocki (z którym nie miałam okazji pracować) ustawiał wszystko, nawet każde słowo. Bywa to przydatne, ale problem jest taki, że uczysz się intonacji, ruchów, ale na pytanie „po co to robię?” musisz sobie sam odpowiedzieć i często tej odpowiedzi nie znajdujesz. Taki był mój problem u Lassalle’a, gdzie nie myślałam nawet o tym, co robi mój partner, ale jaki ruch w danej chwili mam zrobić. Przyjemność z grania tego spektaklu miałam dopiero po roku, gdy zaczęłam pracować z innymi reżyserami.

Obecnie pracujesz z Litwinem Eimuntasem Nekrošiusem. Wspólnie szykujemy się do premiery Dziadów w Teatrze Narodowym. Często ludzie odnoszą wrażenie, że ten sześćdziesięcioletni Litwin to ponury człowiek. Faktycznie, jego spektakle są raczej w ciemnych barwach, ale on sam ma w sobie poczucie humoru. On też przy pracy wykorzystuje skojarzenia, ale inne niż u Zadary. Bardziej metafizyczne. Był moment, w którym dana postać „pęka” i wychodzą z niej wszystkie rzeczy, które zdarzyły się w przeszłości. On wtedy powiedział, że to jest jak bagno – no bo wiesz, na bagnie jest wszystko: jest błoto, są gałązki, są kamienie, ale są i jagódki.

Jest ktoś, u kogo bardzo byś chciała zagrać? O, tak! Teraz jest to Agata Duda-Gracz. Fascynuje mnie to, że oprócz reżyserii tworzy też scenografię i kostiumy do swoich spektakli. Może też w charakterze mamy coś wspólnego, poszukiwanie absolutnego. 0

Wiktoria Gorodeckaja Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie (2009). Od roku 2009 pracuje w zespole w Teatru Narodowego w Warszawie. Współpracowała także z innymi teatrami warszawskimi: Żydowskim, Współczesnym, Ochoty, Ateneum, Studiem Teatralnym KOŁO. Laureatka m.in. nagrody „Feliks WarszawskI”

fot. unsplash.com

A jak układała się praca z Michałem Zadarą?

marzec 2016


Czy wolno pisać dziennik za życia i młodu?



/ Iggy Pop / recenzje

34-35



/ magiel muzyka znów tweetuje

@KanyeWest Po trzech latach oczekiwania, wielokrotnym przekładaniu premiery oraz niezliczonej ilości tweetów, Kanye wydał następcę Yeezusa – The Life Of Pablo. Ale czy faktycznie można ją postawić w szergu z najlepszymi płytami na świecie? T E K S T : @ke r tua,

@M a rcin Ka nye ck i, @J e re m i_ D o b, @A lex M a k 0

#start 36-37


marzec 2016





all-star week / polscy sportowcy w niepolskich barwach /


42-43

fot. Wikimedia Commons/CC

/ polscy sportowcy w niepolskich barwach


marzec 2016


Warszawa / reprywatyzacja

Gdy budynek przechodzi w ręce prywatne, jego lokatorzy zdani są na łaskę nowego właściciela.

Właściciele często używają mało wyrafinowanych metod do usunięcia lokatorów z budynku.

44-45 magiel




varia /



marzec 2015


CZŁOWIEK Z PASJĄ

/ Krzysztof Miller

Krzysztof Miller Podziękowania Wywiad powstał dzięki uprzejmości Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie. Niezależny Miesięcznik Studentów MAGIEL nagrał spotkanie z panem Millerem, w ramach cyklu prelekcji na temat współczesnej polskiej fotografii wojennej.

50-51

Fotoreporter wojenny, laureat wielu nagród. W 2000 roku był jurorem najbardziej prestiżowego konkursu fotograficznego World Press Photo. Robił zdjęcia m.in. w Afganistanie, Czeczenii, Afryce, fotografował przewrót w Rumunii, wojny w Gruzji i Bośni, trzęsienie ziemi w Iranie, Aksamitną Rewolucję w Czechosłowacji. Wyznaje zasadę słynnego fotografa Roberta Capy: jeśli zdjęcie jest nieudane, to pewnie nie podeszło się wystarczająco blisko.


World Press Photo 2016 /

World Press Photo of the Year 2016 Hope for a New Life Warren Richardson, Australia 28 sierpnia 2015 granica węgiersko-serbska, Röszke, Węgry

World Press Photo T E K S T:

S y lw i a G i e r m a kow s k a

f o t o g r a f i e dz i ę k i u p r z e j m o ś c i w o r l d p r e s s p h o t o f o u n d at i o n

orld Press Photo to najbardziej prestiżowy konkurs fotografii prasowej. W tym roku odbyła się 59. edycja, w której udział wzięło 5775 fotografów ze 128 krajów, a 41 z nich zostało nagrodzonych. Łącznie zgłoszono ponad 82 000 zdjęć w kategoriach: Contemporary Issues, Daily Life, General News, Nature, People, Sports, Spot News. W każdej z nich wybrano 3 zwycięzców z pojedynczymi fotografiami oraz 3 w kategorii: Long-Term Projects.

W

Hope for New Life Najważniejszy tytuł został przyznany Australijczykowi Warrenowi Richardsonowi za czarno-białe zdjęcie Hope for New Life. Przedstawia mężczyznę podającego przez ogrodzenie z drutu kolczastego swoje dziecko. Ujęcie wykonano na granicy węgiersko-serbskiej, w miejscowości Roeszke nocą 28 sierpnia 2015. Fotograf towarzyszył uchodźcom, był świadkiem przekraczania granicy przez blisko 200 osób. Zdjęcie wykonane zostało w ekstremalne trudnych warunkach. Jak przyznaje autor, nie mógł użyć lampy błyskowej z obawy, że w ten spo-

sób zdradzi policji miejsce, przez które przedostają się uciekinierzy. Zostało mu tylko światło księżyca. Mimo niesprzyjających okoliczności udało się wykonać fotografię oddającą tragizm sytuacji. Zdjęcie Warrena Richardsona nie jest jedynym nagrodzonym, które porusza problem uchodźców. W kategorii People, Contemporary Issues oraz General News pojawiły się obrazy również przedstawiające podobne realia. Na szczególną uwagę zasługuje zdjęcie Matica Zormana. Przedstawia dziecko czekające na swoją kolej do rejestracji w obozie dla uchodźców w Serbii. Fotografia ta otrzymała pierwsze miejsce w kategorii People.

Dyskusja o smogu Innym ważnym tematem poruszanym przez tegorocznych zwycięzców okazała się nadmierna emisja CO2 w Chinach. Aż w dwóch kategoriach wygrały fotografie obrazujące zanieczyszczenia produkowane przez azjatycką gospodarkę. Należą do nich zdjęcia wykonane przez Kevina Frayera (Daily Life) oraz Zhang Lei (Contemporary Issues).

Long-Term Projects Szczególną kategorią, istniejącą zaledwie od roku, są projekty długoterminowe. Ich istotą jest spójność zdjęć oraz zaangażowanie fotografa w projekt, który musiał trwać przynajmniej trzy lata. W tym roku pierwsze miejsce w tej kategorii zdobyła Mary F. Clavert. Wykonała serię portretów kobiet, które podczas służby w amerykańskim wojsku były wykorzystywane seksualnie. Nagrodzeni zostali również Nancy Borowick oraz David Guttenfelde. Ta pierwsza otrzymała nagrodę za poruszający cykl fotografii opowiadający o jej rodzicach chorych na raka. Jak twierdzi autorka, jest to reportaż przede wszystkim o ich sile i wzajemnej miłości w ostatnich wspólnie spędzonych chwilach. Natomiast David Guttenfelder otrzymał nagrodę za serię zdjęć dokumentujących codzienne życie w Korei Północnej, według autora najbardziej odizolowanym i najmniej rozumianym kraju na świecie.0 Wyniki konkursu można znaleźć na stronie: www.worldpressphoto.org

marzec 2016


/ World Press Photo 2016

2nd prize stories - Long-Term Projects A Life in Death Nancy Borowick, USA 13 stycznia 2013 .

1st prize stories - Long-Term Projects Sexual Assault in America’s Military Mary F. Calvert, USA 21 marca 2014

52-53


World Press Photo 2016/ 1st prize - singles People Waiting to Register Matic Zorman, Slovenia 7 października 2015 Preševo, Serbia.

2nd prize singles - Contemporary Issues The Forgotten Mountains of Sudan Adriane Ohanesian, USA 27 lutego 2015 Darfur, Sudan

marzec 2016


/ World Press Photo 2016

54-55


wielki krok naprz贸d /

marzec 2016


56-57


z przymrużeniem oka /


666




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.