Poezja: olśnienia alfabetyczne

Page 1

1 MAREK OKTAWIAN BULANOWSKI OLŚNIENIA ALFABETYCZNE Kraków 2008


2 SPIS TREŚCI Ż JAK RZYG RZYG Ź: JA CZYLI ZIĄB Z ZWIERZA SIĘ ZE SWOICH NOCY Y: YYY… CO MI TAM W: WZDYCHAM NIEADEKWATNIE U: URODZIŁAM SYNA T: TRAFIŁAM DO TRUPIARNI Ś: ŚLIMACZĘ SIĘ ŚLIMAKIEM S: SPRAWIAM BÓL R: RÓŻNIĘ SIĘ OD SAMEJ SIEBIE P: POLITYKOM NIE PRZESZKADZAĆ Ó: ÓSEMKA WARIATÓW O ODKLEJA TWARZ Ń: ŃIESTETY ŃIE MA ŃIC N: NA PEWNO CZYMŚ NAKAPIĘ M CZYLI DO MARKA Ł DAJE DO MYŚLENIA L PODDAJE SIĘ LUSTRACJI K NIE PRZEKLINA J ZASTANAWIA SIĘ I MYŚLI O FILOZOFII H JEST KIMŚ INNYM G GLĘDZI O SWOIM PRZEZNACZENIU F: FLIRTUJĘ Z MARKIEM NA MANOWCACH WZRUSZEŃ Ę PRAGNIE WYPOWIEDZIEĆ NIEMOŻLIWOŚĆ E: ZAKOCHAŁAM SIĘ W Ę D: DOBRE JAK DOM NA DŁUGIEJ Ć: ĆWIERKAM ZAPALENIEM PŁUC C: JA-GÓRNE JAK NUTKA ALFABETU B CZYLI BÓG WE ŚNIE Ą: O(Ą)PALAM SIĘ PRZED STWORZENIEM ŚWIATA A: A MOŻE NA WOJNĘ Z AL-KAIDĄ


3 Ż JAK RZYG RZYG Ż Jest poetką Dlatego pluje krwią Liter Dlatego jest ślepa Na uroki trzmieli Na życie posiwiałe Od nadmiaru uczuć Ż nie śni żadnego Spazmu On przychodzi jak Zapomniany werset Znienacka Ż Sztywnieje na chwilę Krótką jak wieczność W katatonii znaków Powraca do życia W oczekiwaniu na kolejne Użądlenie


4 Ź CZYLI ŹIĄB Ź Źiębi nocą Jak żar wyśnionego Zmartwychwstania Nie patrzy w przyszłość Bo żyje w niepamięci O początku O inicjacji Z pewnością O tym czego nikt Nie złoży w ofierze Na powitanie Śmierci Ź Jest samotna Wewnętrznym pragnieniem Rosy Modlitwą do zakazanych Przez rozum Poranków Ź Przekłuwa Swą Źrenicę By przejrzeć się W podstawie własnego Ź


5 Z ZWIERZA SIĘ ZE SWOICH NOCY Z nie pojawia się w łóżku na zasadzie Drobnomieszczańskich Pragnień Po odbyciu wiadomo czego Na Z Spadają sny O stworzeniu nasturcji O rajskich uśmiechach Czasem Podczas nocnych burz Śni o przechodzeniu Na drugą stronę Z przebywała tam dość długo By nie pomylić Miejsca na Ziemi Z pulsującą kroplą Absolutu Trzeźwa jak poranny deszcz Nie podejrzewa o mistycyzm Neuronów Wypalających wizje Jakie widziało jej nieobecne Oko Z nikomu nie mówi o snach Którymi karmi ją mózg Z po prostu żyje W obwodzie innego Z


6

Y: CZYLI YYY… CO MI TAM Y Okazuje lekceważenie Dla logiki Dobrego wychowania Bogactwa metafor Y Żyje w braku Powietrza Dźwięku zabijanych Braci i sióstr W niedostatku pragnień Którym żywi się Y Odzywa się jej Mały zakątek Szczęścia Y Rzuciła go kapryśnie Jak przejrzałą Truskawkę Y Poległa Milcząc W zapaleniu bieli


7 W: WZDYCHAM NIEADEKWATNIE Wyciągam szyję prostą jak mrok zarzynanych Liści Nie odpowiem na pytania bogów Których pochowałam w milczeniu Których pochowałam w dźwięku struny Napiętej po brzegi żył Nie widzę nic Co by powiedziało paznokciom Wyrastającym u końca spojrzeń Po prostu milczę Po prostu mówię swoją bladą śmiercią Jak strzelisty akt pulsującej wanilii I wrzeszczę swoją nicość Jak odzierane ze skóry słońce


8 U…RODZIŁAM SYNA Otrzyj twarz cierpką od grzechu gałek ocznych Bo już nie oczu co wyglądają zmarłych widoków Z pogrzebu słabej jak życie matki Niewyglądany synu którego nie zapomnę Nie dałam ci wyboru pomiędzy charkotem Pieśni a szeptem zadumy Nad tym co się już nigdy nie zdarzy Niezapisanej w księgach kłębiastych od zakoli marzeń O filozofii pisania O filozofii liczenia martwych podmuchów O filozofii po prostu A nie ukąszeń liter Bez ustanku przerzynających zielonych marzeń struny By przetrwać na przekór ślepym farby drukarskiej zapachom


9 T: TRAFIŁAM DO TRUPIARNI A tam skamieniałe w deskach leżące rzędem Marzenia O miłości pięknej jak zakamarek kosmosu Nigdy nie odwiedzany lecz zapamiętany o świcie Który śni wilgotnym snem o pocałunku O spotkaniu pomiędzy rozstaniami na całe życie Które pamięta gorące spojrzenie wpadających W obłoki ramion i oddziela żart alfabetu zadający cios Fioletem zmyślonych uczuć Od drgań mokrych jak rosa powitań O tym co niepowiedziane lecz domaga się słów Lekkich i ulatującym dźwiękiem wystrzału Prosto w gardło Po prostu o tym co było, lecz nigdy nie zostało zapisane Bebechami które by ożywiły martwe już rzężenie Pijaczka Poety Kogokolwiek Ze skórą jak klawiatura Ciepłą od uderzeń serca lecz bezlitosną Jak ciało przebitego powietrzem gladiatora


10 Ś: ŚLIMACZĘ SIĘ PISZĄC O ŻYCIU ŚLIMAKA Ślimak w klasycznej pozie Jaką przyjął od przodków Zmierza do czerwieni Zakrytej Księgą Nie peszy go wolne tempo obrotów sfer Ani marsz Gotowych na wszystko dni Pewny losu jaki przyjął od tych Którzy zostali wydani na stracenie Ślimak po prostu ślimaczy Filozofując w walce na śmierć I życie o pokonanie kolejnego milimetra Swojej historii Wierzy w legendę o narodzinach prapraszczura który wyruszył niczym zdobywca Promieni odbitych W lustrze namiętności Na podbój zatartych przez pamięć Chwil


11 S: SPRAWIAM BÓL Sporządź listę spraw które kipią Alfabetem cierpienia Przekłuj oczy blaskiem słów By lepiej widzieć swój los Nie nie rób tego bo poznasz Co zakazane Zabrzęczysz cierpieniem niezasłużonym Jak chmura co zapadła się W niebie i zapomniała matki Sporządź tylko rachunek sumienia I wystaw go na sprzedaż Z ropuchą której zabrakło Natchnienia by przemówić Wzniośle Ona przyniesie ci ulgę i sprawi Że nie polegniesz w potokach Rzężących świstem białym Od kul


12 R: RÓŻNIĘ SIĘ OD SAMEJ SIEBIE Raczej nie spojrzę na koniec Niby przejrzysta jętka Jak osa posiwiała po stracie Pieśni Pożegnam się z samą sobą Z brzękiem dni które niosłam na plecach Cierpliwie i nie skarżąc się na ich ciemność I z mężem Dawszy mu rechot klawiatury na pożegnanie I z córkami Które poniosą w żalu wilgotną perłę Bez… I czerwień mych spojrzeń Które im ofiarowałam Kliknięciem myszki Na końcu powiem swym ustom By milczały Nie odpowiadały na pytania much Ani srok Które podczas mej wędrówki skrzeczały wiernie Modlitwę za mnie mamę i tatę Oraz utraconą wiarę Że wypowiadanie świętych słów Może przynieść nadzieję


13 P: POLITYKOM NIE PRZESZKADZAĆ Przeszkadzać politykom w czytaniu Poezji Nie wolno Bo wiadomo czym to się kończy Potężną bowiem słowa są armią Na usługach przywódców narodu I mogą sprawić nam potężne lanie Nie wolno przeszkadzać politykom w okazywaniu Miłosierdzia Albowiem wiedzą co czynią Politycy są pełni szlachetnych uczuć Są skromni Lubią chore dzieci I samotne matki Musimy być wdzięczni politykom Niosą na plecach bagaż naszych snów Nasze marzenia by dzieciom było lepiej Dlatego nie skreślajmy ich z list wyborczych By najeść się nadzieją Zróbmy coś Dajmy im szansę Po prostu


14

Ó: ÓSEMKA WARIATÓW Ósemka jest liczbą mistyczną Ponosi konsekwencje karkołomnej Logiki z powodu zauroczenia magią Znaczenia liczby osiem Ósemka jest kobietą dostojną Która posiada tylko osiem córek Co doprowadza ją do szału Bo nie może stworzyć żeńskiej Drużyny piłkarskiej Ósemka czyli osiem pojedynczych Istnień zawieszonych na szubienicy Metaforycznej bo gdzie Szukać poszczególnej śmierci Rodziła się osiem razy I tyle samo razy umierała Przeżywała szczęście po ośmiokroć I osiem razy zaliczała studia Oczywiście na ośmiu kierunkach Ósemka widzi ośmioma parami oczu I ma ośmiokrotnie bardziej wydajną Ostrość widzenia Ósemka po prostu zawierzyła samej sobie Nie lubi pozostałych liczb bo niosą Na zatracenie wszystkie jej znaczenia Pętli się własną ósemkowatością Którą pożera osiem razy Mimo to jest lubiana ale nie analogicznie Dlatego jest samotna Żyjąc samotnością pojedynczą jak liczba osiem Tylko na zasadzie contradictio in adiecto Teraz kończę po raz ósmy rozważania O istnieniu przekłutym cierpieniem Spoza realu Bo naprawdę nigdy nie potrafiłam Zacząć


15 O ODKLEJA OBLICZE O Ma twarz błękitu Co rósł jak garb wyniośle Bez przyzwolenia na Kołysanie życiem W prawo W lewo Prosto w nieprzejrzystość Zmęczona rozdartą Istnieniem maską Postanowiła Wysłać ją do wszystkich Ran które pielęgnowała Pod skórą Tak bardzo chciała się wyleczyć Nie udało się O stała się fioletowa Później purpurowa czerwona Wreszcie samym spojrzeniem Jak jej pragnienia czystym O zmarła nie przeżywszy Nadziei


16 Ń: ŃIESTETY ŃIE MA ŃIC Ńiestety ńie dla ń ten świat Który pije jej samotność ńiosąc w darze Spełńione łzy Ń wygląda dobrze Ńie widać po ńiej raka czasu Który podstępnie wypełńia jej życie Choć zmarszczki ciepło wypieściły Jej uśmiech przecież ona ńie dla świata Nadal brzęczy łaciną W cieple swojskiej mowy Ń czuje tę obcość jak brak krwi A za to trzeba płacić Nadmiarem siwych już kształtów Zawsze pismem ńiezdolnym do podania Oddechu Choćby kropli miłości Ń ńie pogodzi się z naddatkiem Wyprostowanej czerńi I pozostańie własnym cieńiem Starszej siostry


17 N: NA PEWNO CZYMŚ NAKAPIĘ Na zawsze Marku odejdziesz w las Białych zapachów wzruszeń Poznasz gdzie rośnie Wnętrze powietrza Kolor sensu Zapach powrotu Zdrowie jak wiśniowy smak lipca Nie myśl że to wszystko bajka Która wykluwa się tylko w snach Kiedyś nadejdzie to Co nie było wymysłem Klawiatury Co czuje harmonię sylab Pogodną jak deszcz po upalnym dniu Marku w bajki należy wierzyć Po to się je opowiada Ćwiczą wyobraźnię dzieci Dają naukę młodzieży A tobie pozostanie tylko Skrzypienie myśli Klikanie wierszy I szloch słowiańskich Słów


18 M CZYLI DO MARKA Nie pielęgnujesz Marku Świata Zaglądając mu pod podszewkę Tam tylko kawałek oddechu Który pulsuje wzrokiem Barbarzyńcy Nie podołasz Marku Jasności Ona całkiem nieprzejrzysta Ona jak tykanie podejrzanych Słów Nie powiem ci Marku Co kryje się za zasłoną wzroku To zbyt niebezpieczne Bo nie kwitniesz już nadzieją Dlatego nie będzie ci dane Przejrzeć Ani usłyszeć Szeptu M


19 Ł DAJE DO MYŚLENIA Ł Filozofuje Lecz nie w składni łaciny czy greki Wrzeszczy bebechami słów Które wyrzekły się harmonii Zgodności podmiotu z orzeczeniem Ł Złamana w przygodności Znaczenia w połowie Kręgosłupa Przekształca się W charkot myśli W krew pulsującą na ścieżkach Wyobraźni Ł Nie zna kompromisów Nie zna też swego Rodowodu Dlatego obca jej jest siwizna Tradycji Melancholii tętniącej grymasem Ironii Ł Pozostanie na skrzyżowaniu Łaciny i słowiańskiego Bełkotu Ł Pozostanie w niezgodzie Z własnym spojrzeniem


20 L PODDAJE SIĘ LUSTRACJI Lustracja L To oczyszczenie Pieśni Jak rytuał pogańskich przodków Czystość plami Sumienie L I rany zadane lustrem W tym wszystkim gówno przebrane W diament Bo każdy bez grzechu L Także wtedy żyła popełniając Niegodziwość Teraz śmierdzi Zarażona sceną Zarażona brakiem iluzji Potem codziennej walki by przeżyć chwile Krótkiego jak rozpacz Uśmiechu Pytam gdzie była L Gdy sprawiedliwi Jak zawsze mieli rację Pytam gdzie się podziała L Która wtedy była W nieświadomości marzeń O wolności Ale tylko much jak dni beztroskich O nadziei Ale tylko pszczół ciągnących za sobą Woń nicości


21 K NIE PRZEKLINA K Nie przeklina Ani ciemnością dni Ani zielenią K Ani rozchyleniem Ramion Wie że życie Toczy się W majestacie bezprawia Obrzucania się Całkiem powszednimi Przydawkami Lecz jej to nie odpowiada K Chce być czystą Zielenią uczuć I pozostać w swoim K


22 J ZASTANAWIA SIĘ J Myśli Sercem Nie pociąga za sznur Rozważań o pierwszej przyczynie Nie wierzy słowom Pachnącym czerwienią J stawia pytanie fundamentalne Czy serce może znieść Dźwięk czarny Jak życie Po tym pytaniu J Uśmiecha się Patrzy drwiąco Na samą siebie Jakby ucięła sobie Drugą połowę J-estestwa


23 I MYŚLI O FILOZOFII I Nie wierzy W pociechę filozofii Filozofia nie jest po to By koić Płonące myśli Lub gasić pragnienie Mózgu Neuronów przewodzących Gorączkę rozpalonych Metafor I Nie wierzy Grekom Bo I Poznała życie Liter Od wewnętrznej strony Cienia I Rzęzi wszystkimi kolorami Znaków alfabetu I To jest jej filozofia


24 H JEST KIMŚ INNYM H Jak rechot W zakątkach mózgu H Stamtąd czerpie Natchnienie By żyć W zapomnieniu Znaków przestankowych H Nie pozwoli Na światło H Roześmieje się Plwocinami serca Bo nie zabraknie jej Jadu By obudzić Swoje ja By zabić Samą siebie


25 G GLĘDZI O SWOIM PRZEZNACZENIU G Żyje na peryferiach Zbiorowych wysiłków Odnalezienia Piękna G Żywi się Odchodami Smrodem życia Jego mięsem Z żyłami nabrzmiałymi Nadzieją na przetrwanie G Pozostaje W chłodzie Myśli Zadając znienacka Ironiczny Cios


26 F: FLIRTUJĘ Z MARKIEM NA MANOWCACH WZRUSZEŃ Fruwam Marku W twej łacinie Wzruszeń A ty pogrążony W ćwierkaniu Obcej mowy A ty milczysz Ukradzionym Alfabetem I umierasz tak Jakbyś zapomniał Dostojeństwa Wypieszczonych Sercem Liter


27 Ę PRAGNIE WYPOWIEDZIEĆ NIEMOŻLIWOŚĆ Ę Czuje swój brak Jak zapomniany Początek Którym próbuje wypowiedzieć Świat Ę Nie wie kiedy się Urodziła Pewna tylko końca W brzmieniu Ostrym jak Przecięcie kości Bez znieczulenia Ę Czuje przymus Śpiewania swego rozedrganego eeĘĘeeĘĘeeĘĘeeĘĘ…


28 E: ZAKOCHAŁAM SIĘ W Ę E Mruży ramiona Z zachwytu Nieobecnego Jak zapisane uczucia Bo E Nie kocha sercem Lecz swymi odwłokami Nabrzmiałymi Sinym latem E Doskonale zdaje sobie sprawę Że Ę Nie dla niej Przecież dzieli ich Przepaść łaciny Przecież ona dla Świata a nie dla zapomnienia O dumnym Wykończeniu


29 D: DOBRE JAK DOM NA DŁUGIEJ Nie mieszkam na Długiej Nawet o tym nie marzę Podziwiam zachody sufitu Rozłożony na łóżku Bladym z niewyspania Tuż przy Kapelance To miejsce bardziej Nadaje się do ogrzania Oczu błękitem Rozżarzonym od ironii


30 Ć: ĆWIERKAM ZAPALENIEM PŁUC Ćwir ćwir Na dzień dobry Melancholia jak atrament Rozlała się Po kaszlu ciężkim jak zmęczenie Nocy Kiedy nie mogłam zasnąć To jednak nie zapalenie płuc Lecz spojrzenie które zapadło Na metaforę


31 C: JA-GÓRNE JAK NUTKA ALFABETU Pragnę wyśpiewać półksiężyc Bo leży w diapazonie znaczeń Dlatego milczę w zachwycie I żegnam się fortissimo Bez nadziei że będzie to życie


32 B CZYLI BÓG WE ŚNIE B Nie śpi B Przychodzi by przypomnieć Zachody pytań Czerń wątpliwości Niepokój szczery Jak troska o początek To wspomnienia śniącego mózgu To zamknięcia jawy Nie ma pytań Wszystko jest jasne Tylko po to By odrzucić Blask By przyjąć Żądło nocy I migotliwe ukąszenia Snu


33 Ą: O(Ą)PALAM SIĘ PRZED STWORZENIEM ŚWIATA Czerń klawiatury taka Gorąca A ja po prostu umieram Ze śmiechu Przed śmiercią na papierze W deszczu słów Które bledną Zapaleniem Mojej Ą


34 A: A MOŻE NA WOJNĘ Z AL-KAIDĄ W dobrej sprawie zapewne Lecz któż to wie Być może napiszę Reportaż jak zarżnęłam Arabskie Dziecko i oskarżę prasę O kłamstwo wojenne A Później Może Pójdę na piwo z Ż


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.