‚
‚ 2
‚ OBRAZ A
SŁOWO LITERACKI OPIS DZIEŁA MALARSKIEGO
LAUREACI XIII EDYCJI KONKURSU OLGA BOZNAŃSKA DZIEWCZYNKA PRZY OKNIE
Dyrektor i Redaktor Naczelny Wydawnictw Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu Leszek Jodliński Organizacja i prowadzenie konkursu: Anna Rak i Marek Ryś Projekt i skład: Monika Źródłowska
‚ 4
Wydawca: Muzeum Górnośląskie pl. Jana III Sobieskiego 2 41–902 Bytom www.muzeumgornoslaskie.pl Nakład: 150 egz. ISBN : 978–83–88880–92–6
‚ SŁOWO WSTĘPU Niektórzy mierzą upływ czasu liczbą przeżytych urodzin, inni świętami Bożego Narodzenia, które ogarniają pamięcią. Miar podobnych i innych jest wiele… Dla nas, pracowników Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, jedną z owych sekwencji opisujących przemijanie miesięcy i lat, są kolejne edycje Ogólnopolskiego Konkursu Obraz a słowo. Za nami, co niniejszym odnotowuję z radością i satysfakcją, jest już jej XIII edycja. Sceptycy mówią, że w Polsce (i nie tylko u nas) umarła prawdziwa krytyka artystyczna. Inni martwią się, że intymistyczny świat relacji odbiorca – dzieło sztuki, oddala się od nas coraz bardziej, ustępując miejsca liczbie i sprawności urządzeń mobilnych, których używamy, a które oddalają nas pokolenie SMART–fa(o)nów od sztuki, choć technicznie nigdy nie byliśmy niej bliżej… Taki paradoks. Nasz konkurs jest niezwykły, bo w jakimś sensie zadaje kłam większości z przytoczonych powyżej zagrożeń. Nie wiem, czy wyznacza on normę obcowania i osobistego kontaktu ze sztuką (z malarstwem w szczególności), jednak patrząc na wyniki kolejnego konkursu i na geografię miejsc, z którego pochodzą jego uczestnicy oddycham z ulgą i spokojem. Spokój mój i zadowolenie wzrasta, gdy czytam jak dojrzale, ciekawie i oryginalnie jego uczestnicy popatrzyli na tegoroczną bohaterkę naszych zmagań (Dziewczynka przy oknie, Olga Boznańska, 1890).
Wszystkie z prób podjętych i nagrodzonych dowodzą, że sztuka inspiruje i pobudza do poszukiwania tkwiących w malarstwie idei, pomaga w rozwijaniu wrażliwości i budowaniu pokładów wiedzy, które pozwalają osadzić dane dzieło w kontekście historii cywilizacji ludzkiej, narodowej tradycji, dziejów ludzi i miejsca, w jakim powstało. Czyniąc to lepiej lub w widoczny sposób stawiając pierwsze kroki, laureaci konkursu z młodzieńczą pasją podejmują się trudu opisania (dla wskazanego przez nas dzieła) kompromisu, jaki twórca zawiera między własnym odczuwaniem świata i ograniczeniami, które go dotykają. Tylko po to, by zyskały wymiar uniwersalny. Gratulując uczestnikom konkursu, a w szczególności laureatom, ich wysiłków i pracy, którą włożyli w przygotowanie swoich wystąpień, wspólnie z nimi cieszę się ich sukcesem i wyrażam uznanie dla ich odwagi zmierzenia się z materią niełatwego (wie to każdy historyk sztuki) opisu dzieła sztuki i jego interpretacji. Gratuluję ich opiekunom. Dziękuję zespołowi Muzeum Górnośląskiego, wyrażając radość, że szlachetną rywalizację uczestników konkursu swoim honorowym patronatem objęła Minister Edukacji Narodowej RP. Zapraszam do lektury nagrodzonych prac. Leszek Jodliński Dyrektor Muzeum Górnośląskiego
‚ 6
Dziewczynka przy oknie, Olga Boznańska, 1890
‚
‚ 8
Paulina Dadas
Gimnazjum nr 1 im. Jana Pawła II w Chełmie Nauczyciel prowadzący: Magdalena Nowakowska
DZIEWCZĘCA MELANCHOLIA Melancholia Siedzisz w kącie pokoju Z milczeniem pod rękę I smutkiem głaszczącym cię po włosach. Obserwuję cię [...] Jakieś trzy metry dalej. Światło wpadające przez okno Oświetla pokój Oświetla mnie Oświetla ciebie Tonie w moich ciemnych oczach Lśni w łzach płynących po twoich policzkach... 1
Patrzę na siedzącą, odwróconą do mnie tyłem, dziewczynę i czuję się trochę jak intruz, który wdarł się w jej intymny świat. Ale zanim wycofam się zawstydzona, nie mogę oderwać wzroku od pochylonych lekko ramion, splecionych na kolanach smukłych dłoni i łzy spływającej po policzku. Ze wzrokiem wbitym przed siebie i zaciśniętymi ustami wydaje się bezradna i nieszczęśliwa. Mimo wlewającego się przez okno do wnętrza intensywnego, słonecznego światła, czuję jej smutek. Czy to 1
Alice Anna, Melancholia, wiersze.kobieta.pl/melancholia466132
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
‚ 10
melancholia a może tęsknota? O czym myśli w zadumie, kogo wspomina, na kogo czeka z utęsknieniem? A może to poczucie jakiejś straty każe jej ukryć się przed światem, ludźmi, otoczeniem? Widząc jej zatroskaną twarz, odnoszę wrażenie, że domaga się współczucia. Siłą woli powstrzymuję się, by nie podejść do dziewczyny i nie położyć dłoni na jej ramieniu w geście pocieszenia. Czuję się jednak onieśmielona, więc pozostaję w ukryciu. Może dlatego, że mimo tego wyczuwalnego smutku jej postać emanuje jakimś niezwykłym światłem. W słyszalnej, niemal namacalnej ciszy podziwiam jej zgrabną postać. Kształtną głowę z odsłoniętym uchem, osadzoną na smukłej, długiej szyi. Jasną karnację pociągłej twarzy, okolonej gęstymi włosami, ujarzmionymi pod splotami grubego warkocza, spoczywającego na plecach. Wysokie czoło z opadającą na nie prostą grzywką. Wywiązana finezyjnie na czubku głowy, wieńcząca fryzurę, granatowa kokarda, przypomina nieruchomego motyla, który przysiadł na chwilę w swym locie. Skoro już naruszyłam samotność bohaterki, poddaję się nastrojowi chwili. Bezkarnie i bezwstydnie przyglądam się z ciekawością pysznej, zwiewnej, muślinowej sukience, lekkiej, jakby była utkana z mgły albo morskiej piany. Jej biel rozświetla wnętrze i dziwnie, wręcz nieprzyzwoicie, kontrastuje ze stanem ducha dziewczyny. Przezroczyste zwoje materiału mimo obfitych falban pozwalają dostrzec delikatną, smukłą sylwetkę siedzącej. Pod bufiastymi rękawami prześwituje skóra rąk, delikatnie zarysowane, szczupłe, dziewczęce łokcie. Niemal czuję lekkie drżenie ciała pod błękitnobiałym tiulem. Kim jesteś, pytam samą siebie? Dziewczynka przy oknie to dzieło najwybitniejszej polskiej malarki okresu Młodej Polski, Olgi Boznańskiej, pochodzące z monachijskiego okresu artystki (powstało około 1890 roku). Ta niezwykła kobieta urodziła się 15 kwietnia 1865 roku w Krakowie jako pierwsze dziecko Adama Nowina –Boznańskiego, inżyniera kolejowego i francuskiej nauczycielki rysunku, Eugenii Mondant. Brała lekcje u najbardziej znanych krakowskich artystów. Szybko przerosła swoich mistrzów, ale nie mogła studiować w Szkole Sztuk Pięknych, ponieważ była ona wtedy niedostępna dla kobiet. Musiała wyjechać z Polski, by dalej rozwijać swój talent. Tak
trafiła do Monachium pod skrzydła malarza, Józefa Brandta – przyjaciela ojca. Do stolicy Bawarii przyjechała pod koniec 1885 lub na początku 1886 roku i zaczęła naukę u Carla Kricheldorfa i Wilhelma Dürra. Choć tutejsza Akademia Sztuk Pięknych również nie przyjmowała kobiet, okres spędzony w Niemczech był dla Olgi szczególnie ważny. Twierdziła, że malować nauczyła się właśnie w Monachium. To tu także powstał opisywany przeze mnie portret bezimiennej, młodej modelki. Jej osoba stanowi centralny punkt kompozycji. Wypełnia cały obraz a wnętrze pokoju (pracowni malarskiej?), w którym się znajduje, właściwie nie istnieje. Jedynie rozświetlone słonecznymi promieniami okno pozwala dostrzec ten element wystroju. Reszta ginie w rozlanych dokoła brązowych plamach. Dzięki temu postać dziewczyny skupia na sobie całą uwagę widza. Delikatnie impresjonizujące (oj, gniewałaby się na mnie za to porównanie pani Boznańska!) refleksy pastelowych barw nadają portretowi niezwykłą lekkość i świeżość, niemal miękkość. Zachwyca jasna tonacja, żółtozielonkawa poświata, ruchliwa faktura widocznych, delikatnych muśnięć pędzla. Wydaje się, że tematem tego dzieła są kolor i światło. Obrazy moje – mówiła Olga Boznańska – wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe, pańskie, nie ma w nich małostkowości, nie ma maniery, nie ma blagi. Są ciche i żywe, jak gdyby je lekka zasłona od patrzących dzieliła. Są w swojej własnej atmosferze.2 Właśnie ta atmosfera każe mi się zatrzymać przed obrazem Dziewczynka przy oknie, który, mimo niewielkich rozmiarów, przykuwa na dłużej moją uwagę. Portret nieznajomej rzeczywiście jest „pański”. Sposób przedstawienia dziewczynki nie pozostawia wątpliwości co do statusu społecznego modelki. Jej szlachetny wygląd i elegancki strój wskazują na dobre pochodzenie. I choć obraz jest jednym z wielu namalowanych przez Olgę Boznańska portretów, przedstawiających dziewczęta, ten ujął mnie niezwykle właśnie ową melancholijną atmosferą. (Chętnie zawiesiłabym go w swoim pokoju! Może chociaż reprodukcję?!) Boznańska pierwsze kroki stawiała w Krakowie i Monachium, ale od zawsze jej marzeniem był Paryż. Wyjechała tam w 1898 roku, mając 2
Olga Wesołowska, Obrazy malowane smutkiem. Opowieść o Oldze Boznańskiej, artykuł na: niezlasztuka.net
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
‚ 12
33 lata i spędziła resztę swojego życia. To we Francji zyskała prawdziwą popularność, zwłaszcza za sprawą nastrojowych i nostalgicznych portretów. Znana i pokazywana w wielkich galeriach, nagradzana na wystawach, w 1906 roku jako jedyna kobieta zostaje przyjęta w poczet członków paryskiego Societe Nationale des Beaux Arts. Nigdy nie utożsamiała się z nurtem impresjonizmu, z którym często bywa łączona. Zamiast zachwycać sie nowym sposobem widzenia, skupiała się na wnikliwej analizie psychologicznej modela i dążeniu do silnej ekspresji. Nie bez powodu nazywano ją malarką ludzkich dusz. Subtelność, wieloznaczność, enigmatyczność, nastrojowość – to słowa klucze w interpretacji jej twórczości. I jeszcze smutek, melancholia, tęsknota. Krytycy zarzucali Boznańskiej, że jej obrazy są smutne. Cóż ja zrobię, że smutne. – odpowiadała na te zarzuty artystka – Nie mogą być inne, niż jestem, jak podkład smutny, to wszystko, co na nim wyrośnie, smutnym musi być...3 Niemal zawsze tworzyła we własnej pracowni, nie lubiła natomiast malować w plenerze. Dlatego w jej dorobku dominują obrazy, ukazujące wnętrze pracowni lub widoki z okna. Nie lubiła też używać żywych barw, stosując przede wszystkim szarości i czerń, ożywiając je tylko bielą lub stonowanymi kolorami. Dzięki takiej palecie jej obrazy wyglądają jak zasnute mgłą, co potęguje wrażenie tajemniczości. Olga Boznańska zmarła osamotniona w Paryżu 26 października 1940 roku. W 2008 roku w jednym z warszawskich domów aukcyjnych portret jej pędzla Zadumana dziewczynka zostaje sprzedany za rekordową kwotę 1 150 000 złotych. W 2015 roku na wystawy jej prac w Krakowie i Warszawie, upamiętniające 150. rocznicę urodzin, ściągnęły tysiące zwiedzających. Nikomu nie przeszkadza już to, że jej obrazy są smutne. Bo właśnie w atmosferze smutku, melancholii i tajemniczości tkwi ich prawdziwość i nieprzemijalne piękno. Jej sztuka zachwyca każdego, kto się z nią zetknie. Także mnie!
3
Karolina Łopusińska, Olga Boznańska – tajemnicza i poszukiwana, artykuł na: life.forbes.pl
Bibliografia: Maria Rostworowska, Portret za mgłą. Opowieść o Oldze Boznańskiej, wyd. Terra Nova, Warszawa 2003 Artykuły poświęcone Oldze Boznańskiej i jej twórczości: ˗˗ culture.pl ˗˗ www.pinakoteka.zascianek.pl ˗˗ www.obliczakultury.pl ˗˗ niezlasztuka.net ˗˗ life.forbes.pl
OPINIA JURY
Praca Pauliny Dadas urzekła mnie prostotą, dobrym stylem obdarzonym indywidualnym spojrzeniem i rzeczowością wypowiedzi. Czytając tekst miałam wrażenie ogarniającej mnie melancholii – atmosfery idealnie pasującej do obrazu Olgi Boznańskiej. Anna Rak
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
Milena Batko
Gimnazjum nr 6 w Tychach Nauczyciel prowadzący: Krystyna Ptasińska
ŁASKOTKI
‚ 14
Łaskotki. Pierwsze uczucie, jakie zapamiętałam. Dziwne, bardzo dziwne. Tak, jakby ktoś chciał mnie skrzywdzić, ale robił to na tyle delikatnie, że aż doprowadzał mnie do śmiechu. Choć nadal było ciemno, właśnie to uczucie sprawiało, że w ogóle się nie bałam tej ciemności. O, wszystko się rozjaśnia. Zupełnie nagle, jakby ktoś zapalał światło w ciemnym pokoju. Próbuję się rozejrzeć, ale jeszcze nie potrafię. Czuję tylko pewne, szorstkie i łaskoczące pociągnięcia jakiegoś dziwacznego narzędzia. Coraz bardziej mi się podoba. Naprawdę zabawne uczucie. Jeszcze kilkanaście takich pociągnięć, i już mam cokolwiek, dzięki czemu mogę poruszać głową. Lewo, prawo, jeszcze raz w lewo. Widzę! Widzę zgrabną dłoń, i wreszcie to, czym ta dłoń mnie cały czas łaskocze. Drewienko zakończone pęczkiem cieniutkich, miękkich włosków, pozlepianych przez kleistą, brązową maź. Czuję na sobie wnikliwe spojrzenie pary oczu. Trochę się wystraszyłam. Nie chcę, by ktoś mnie tak widział, o nie. Albo przynajmniej ja nie chciałam widzieć tych oczu. Dlatego szybko odwracam głowę w lewo, tak, aby było widać jedynie część mojej twarzy. Tak jest o wiele bezpieczniej. Dłoń pracuje nadal, ciemnym, ciepłym brązem zaplatając w warkocz moje włosy. Och, jakie są śliczne! A jakie długie! To wspaniały prezent, takie włosy. Na dodatek zwieńczyła je ciemnoniebieska kokardą, którą dłoń w nie wpięła kilkoma stanowczymi pociągnięciami. Kolor
zmienił się z granatu na biel, poszarzałą, lecz nadal piękną biel, z pomocą której ubrano mnie w coś cudownego – sukienkę tak fantastyczną, że gdybym tylko potrafiła podnieść się z miejsca, móc na czymkolwiek stanąć, zaraz zatańczyłabym w niej jakiś kunsztowny taniec, jak prawdziwa księżniczka, jaką najwyraźniej zechciała uczynić mnie dobrotliwa ręka. Bufiaste, podwiązane niebieską wstążeczką rękawy sprawiły, że chłód dotykającej mnie co rusz mokrej mazi nie był już tak dotkliwy. Mniej przyjemnie zrobiło mi się, gdy nieco grubsza, bura wstęga obwiązała mnie w pasie. Bardzo mocno. To były sekundy, kilka zamaszystych pociągnięć. Niby nic wielkiego, ale zaskoczyło mnie. Zaskoczyło w dość nieprzyjemny sposób. Dlaczego to zrobiła? Przez moment poczułam się słabo, lecz ciekawość dalszych zamiarów i ruchów tajemniczej dłoni przezwyciężyła natychmiast to powierzchowne, w ogóle przecież nieistotne wobec niej uczucie. Wtem ona zatrzymuje się. Chyba nad czymś myśli. Może coś jej nie pasuje? Ale co? Przecież sukienka jest śliczna, bialutka, niewinna, tak pięknie opada ku dołowi, zaginając się i dodając tym sobie uroczej objętości. Już chcę zerknąć na nią, chcę napawać się jej pięknem, świeżym zapachem tej uroczej bieli. Tak, już nawet do zapachu się przekonałam, choć z początku mnie drażnił. Proszę, daj mi popatrzeć! Nie mogę się poruszyć. Kilka nagłych, brutalnych ruchów zmienia coś w mojej twarzy. Obrysowuję ją w jakiś dziwny sposób. Łaskotki stają się nieprzyjemne, chociaż przed chwilą były takie zabawne. Zostałam odwrócona. Teraz spoglądam w białą, płócienną pustkę. A każdy, kto spojrzy na mnie spoza tej pustki, jest w stanie zobaczyć tylko moje prawe lico, kawałek delikatnego nosa i oka. Nie rozumiem decyzji tej ręki. Przecież wcześniej było wszystko w porządku! Bezmyślna, okrutna ręka ciągle zmienia zdanie, najpierw dała mi piękne włosy, bajkową, pastelowo białą kreację, sprawiła, że poczułam się kochana. Kochana przez nią. A teraz zabiera mi to piękno? Zabiera mi moją twarz. Odwraca ją od świata, od każdego, kto na mnie spojrzy. Nie rozumiem... Nic już nie rozumiem. Więc mogę tylko patrzeć nadal, łypiąc jednym okiem. Może jeszcze coś się zmieni. Może ona wróci jeszcze do swojej wcześniejszej wizji?
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – II NAGRODA
KATEGORIA GIMNAZJALNA – II NAGRODA
‚ 16
Nie wróciła. Była już wyraźnie zmęczona całym tym myśleniem, tak mi się wydaje. Wyraźnie zwolniła, dopieszczając jeszcze tylko falbaniaste fałdy sukienki, nakładając tu i tam refleksy światła bijącego jakby z całej owej płóciennej nicości, bawiąc się zgniłą zielenią, szarością i przygaszonym błękitem. Ostatnim, co dodała, był namalowany grubym pędzlem, zielony czworokąt o rozmazanych krawędziach, na tle mojej głowy, gdzieś dalej, w przestrzeni poza mną. Tylko po to, by nadać jakąś formę światłu, które na mnie pada, by jakkolwiek określić jego źródło. Płaska, pionowa figura zdawała się być otwartym oknem, co prawda namalowanym jakby od niechcenia, czy nawet w pośpiechu, lecz i tak, gdyby dłużej nań popatrzeć, można by dostrzec metaforyczne przedstawienie trawy, łąki. Natury. Wokół skromnego okna jedynie powtarzające się pasma brązu w przeróżnych odcieniach sugerowały, że dłoń zechciała umieścić mnie we wnętrzu jakiegoś pomieszczenia . Byłam przekonana, że doda jeszcze jakieś szczegóły, cokolwiek, by upiększyć tę smutną płaszczyznę z jednym tylko oknem pośrodku. Jednakże to się nie stało. To kolejna dziwaczna decyzja dłoni. Chociaż może jednak wyszła mi na dobre? Skoro tło tak mało znaczy, cała uwaga skupia się na mnie. Na mojej postaci, jak siedzę, myślę, patrzę ni to rozmarzona, ni to stęskniona w nieokreślony punkt gdzieś poza płótnem i... Zaraz, co to ma znaczyć? Byłam przekonana, że ręka już dawno skończyła, bo odłożyła gdzieś pędzel. Przez dłuższą chwilę czułam na sobie tylko spojrzenie. Palące i wnikliwe, sprawiało, że czułam się trochę zawstydzona. Na tyle, że przez moment dziękowałam, że nie mogę odwrócić głowy w jego stronę. A potem... Potem dłoń znowu chwyciła pędzel i tak po prostu zamknęła mi oczy. A raczej to jedno, jedyne widoczne. Naciągnęła kremową powiekę na moje jedyne źródło kontaktu ze światem, odcinając mnie od niego. Zostawiając mnie w całkowitej ciemności. To przecież tak, jakby mnie porzuciła. Jakby... nie chciała mnie? A może to tylko ja? Może tak naprawdę dłoń nie jest aż taka niemądra? Tak, no przecież! Pewnie nie chce zwyczajnie, żebym musiała
OPINIA JURY
W pracy Mileny Batko urzekł mnie koncept. Przecież czasem zastanawiamy się, jak to jest po drugiej stronie lustra, a właściwie w każdym z innych światów, do którego przechodzi się przez bramę ramy. Czy płaska powierzchnia portretu może skrywać czujące odbicie człowieka? Autorka pokazuje, że tak mogłoby być. Nie tyle przeprowadza analizę obrazu Dziewczynka przy oknie Olgi Boznańskiej, ale rekonstruuje proces tworzenia patrząc (a właściwie odbierając go różnymi zmysłami) z perspektywy wizerunku osoby przedstawianej. Efektowi wizualnemu przypisuje ludzkie odczucia i emocje. Ich źródłem jest proces twórczy, a bezpośrednio – ręka malarki. Spojrzenie portretującej na portretowaną może być równocześnie spojrzeniem dzieła na twórcę; czy tak było w tym przypadku? Dr hab. Anna Gomóła Najoryginalniejsza i muszę przyznać zaskakująca wypowiedź literacka, z nawiązaniem niezwykle osobistej relacji z obrazem. Autorka wciela się w podmiot dzieła, umiejętnie przekazując całą paletę pozytywnych emocji towarzyszących przeobrażeniom jakim jest poddawany rodzący się na płótnie (będących jednocześnie swoistą analizą formalną dzieła) w trakcie aktu twórczego wizerunek. Iwona Mohl
‚
się przejmować innymi spojrzeniami. Musiała dostrzec, że mi wtedy nieswojo i nie chce, żebym przez stres traciła wszystko to, co przed chwilą ledwie zostało mi dane... Teraz, gdy już z pewnością skończyła, mogę odetchnąć. Mogę w pełni przyznać, że to, jaka jestem, zupełnie mi odpowiada. Nawet z ciasną wstążką w pasie, z uwierającą kokardą i suknią tak długą i bufiastą, że nigdy w swym cichym obserwowaniu nie dostrzegłam w ogóle, na czym siedzę, nawet z zamkniętymi oczyma. Jestem dumna z siebie.
Wiktoria Goślińska
Społeczne Gimnazjum nr 4 STO im A. Wodziczki w Poznaniu Nauczyciele prowadzący : Ewa Bujak, Anna Zujewska
TĘSKNOTA
‚ 18
Pewnej nocy, w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, przed jednym z wystawianych obrazów, pojawiła się postać. Była to kobieta w długiej ciemnej sukni z wysoko upiętymi włosami, w pewien sposób intrygująca i tajemnicza, wyglądała jak z ubiegłej epoki. Przysiadła na ławeczce, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Patrząc na obraz, zaczęła rozmyślać o tym, jak sztuka może być postrzegana przez różne osoby i czego ludzie szukają, oglądając wystawy malarskie. Świat bardzo się zmienił od czasu, kiedy Cię namalowałam – szepnęła, patrząc na dzieło wiszące na ścianie. Dziewczynka przy oknie, bo na ten obraz patrzyła, przywołał w jej pamięci wiele wspomnień. Czasy młodości spędzone w Krakowie, naukę w Monachium i ukochany Paryż. Dni spędzone w pracowni, bezgraniczne poświęcenie sztuce, poszukiwanie własnej drogi i tożsamości artystycznej, ale też trudne wybory w życiu osobistym. – Czy warto było? Czy moje obrazy mówią jakim artystą, ale też jakim człowiekiem była Olga Boznańska – powiedziała głośniej, jakby oczekując odpowiedzi. W muzeum nie było jednak nikogo, tylko ona, malarka, która powróciła na chwilę z zaświatów, żeby ukoić swoją ciągle niespokojną duszę artysty. Sprawdzić, czy zatrzymane na płótnie nastroje i uczucia ciągle są żywe, nawet po wielu latach. Dzisiaj w muzeum była lekcja na
temat mojej twórczości. Utalentowana plastycznie młodzież uczy się i poznaje dzieła mistrzów. „Z wielu prac do analizy wybrano właśnie mój obraz, przed którym teraz siedzę" – rozmyślała. „Jakie to szczęście mają teraz młode damy, że mogą uczyć się tak samo jak mężczyźni. Ja nie miałam takich możliwości. Tylko dzięki mojemu pochodzeniu i pozycji rodziców mogłam na prywatnych lekcjach uczyć się malarstwa. Niewiele kobiet osiągnęło to co ja.” Artystka zaczęła wspominać przebieg lekcji. Na poszarzałej, chudej twarzy pojawił się delikatny grymas, niby uśmiech. – Portret, rodzaj malarstwa, w którym Olga Boznańska jest niezaprzeczalnym mistrzem – rozpoczął nauczyciel – wymagał od malarki niewątpliwie wielkiego kunsztu i gruntownego przygotowania. Obraz powstał około 1890 roku, kiedy to młoda panna Boznańska mieszkała i kształciła się w Monachium. Portret nieznanej dziewczynki namalowany jest na płótnie. W porównaniu do wcześniej omawianych, bardziej znanych dzieł tej artystki np. Dziewczynki z chryzantemami, Portretu Franciszka Siedleckiego, Portretu malarza Pawła Naumena , obraz ten zawiera mniej elementów, po których moglibyśmy rozpoznać rękę malarki – kontynuował wykładowca. – Na pierwszym planie widzimy bohaterkę obrazu, nieznaną z imienia czy nazwiska, ubraną odświętnie, siedzącą bokiem, skupioną lub zamyśloną. Dziewczynka siedzi najprawdopodobniej blisko okna, o czym może świadczyć widoczna w głębi , po lewej stronie brązowa, drewniana framuga oraz padające światło. Za oknem widać rozmyte plamy w różnych odcieniach zieleni, przypominające kolory wiosennego ogrodu lub parku. Taki dobór barw nie jest typowy dla późniejszej twórczości malarki. Na wspomnienie tych słów, kobieca postać poruszyła się, jej czarna suknia zaszumiała, a czoło zmarszczyło. – To prawda, nie jest to najlepszy portret, który powstał w mojej pracowni. Jestem dumna z wielu moich obrazów, są uczciwe i pańskie, żeby jednak osiągnąć to, czego się poszukuję, należy ciężko pracować. To był czas, kiedy miałam tyle planów, dopiero szukałam swojej drogi, szkoliłam warsztat. Choćby sposób nakładania farb, zmienił się w późniejszym okresie mojej twórczości. Cieszę się, że zauważyli to młodzi adepci sztuki malar-
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – III NAGRODA
‚ 20
skiej. Od razu zapytali nauczyciela, czy ich spostrzeżenia są trafne – mówiła sama do siebie. Malarka wróciła do rozmyślań na temat przebiegu lekcji. – Panie Profesorze, czy kolory, które widzimy na obrazie nie świadczą o fascynacji Pani Boznańskiej impresjonizmem? Takie efekty kolorystyczne otrzymuje się, nakładając farby „mokre na mokre”, nie czekając aż wyschnie poprzednia warstwa , co jest charakterystyczne dla wielu innych prac tej autorki, kiedy to stosowała technikę tzw. malowania na sucho – dociekał jeden z uczniów. – To prawda, barwy tego portretu nie są typowe dla późniejszej twórczości Olgi Boznańskiej. Widz ma wrażenie, że światło wpadające do wnętrza przez okno podkreśla profil dziewczynki, delikatnie pada na szyję i nadaje jakby poświaty jej ubraniu, czyni odzież lekką, powiewną – odpowiedział nauczyciel. – Czy refleksy, jaśniejsze kolory na plecach mogą wskazywać na dodatkowe źródło światła, np. drugie okno? – zapytał kolejny uczestnik lekcji, notujący pilnie wszystkie informacje. Mężczyzna podszedł bliżej do obrazu, wskazał miejsce, którego dotyczyło pytanie i powiedział : – Z pewnością tak jest. A co możecie powiedzieć o kompozycji obrazu? – Dominują kierunki poziome i pionowe, czyli mamy do czynienia z kompozycją statyczną – trafnie zauważył jeden z chłopców. – Postać zajmuje lewy, dolny narożnik obrazu. Siedzi, stąd widzimy tylko część jej sylwetki. Splecione ręce leżą na kolanach. Dłonie stanowiły ważny element portretów, które wychodziły spod pędzla Olgi Boznańskiej. Jak mówiła sama malarka, dłonie oddają temperament, charakter portretowanej osoby. Dziewczynka patrzy w dal. Jej wzrok sięga gdzieś daleko, jakby na niewidoczną linię horyzontu znajdującą się poza ramami obrazu – kontynuował nauczyciel. – Ciekawym środkiem wyrazu jest również faktura tego obrazu. Podkreśla i eksponuje w szczególności strój . Każda fałdka, zakładka czy falbanka wygląda, jakby była widoczna w 3D, tak w przestrzeni – zasugerowała uczennica, opierająca się o ścianę. Olga Boznańska była zaciekawiona przebiegiem lekcji. Nie ze wszystkimi informacjami się zgadzała. Lubiła malować ręce, podkreślać
w nich każdy szczegół. Ważny był również strój, malowanej osoby, ale najważniejszą cechą portretu było uchwycenie duszy portretowanego. Często zdarzało się przecież, że portret był już prawie skończony, ale zły krój ubrania lub kolor kapelusza, nie pasowały do nastroju, charakteru danej osoby i trzeba było zaczynać od nowa. Kobieta wstała, przespacerowała się po sali muzeum. Choć cieszyło ją zainteresowanie jej obrazami, ciągle nie znalazła tego, po co zjawiła się w tym miejscu. Gdy znowu wróciła na miejsce, przypomniała sobie młodą, rudowłosą dziewczynę, która dzisiejszego popołudnia przez dłuższy czas wpatrywała się w obraz. – Patrzyła na dzieło, moimi oczami, zobaczyłam w niej siebie, moją wrażliwość, delikatność – myślała malarka, czując szybsze bicie swego serca. To wspomnienie wywołało dziwne wzruszenie, jakieś targnięcie w sercu i zmianę nastroju postaci w ciemnej sukni. Twarz jej pojaśniała, wydawała się szczęśliwa. Tak naprawdę to była zwykła osóbka, niczym się nie wyróżniała, tylko jej oczy jasne, pełne radości, ale i nostalgii mówiły, że jest wyjątkowa. Przypominała mi moją siostrę Izę, może dlatego zainteresowało mnie to, co pisała w przyniesionym zeszyciku: Najważniejsze nie jest widoczne dla oka, trzeba patrzeć całym sobą, aby zrozumieć te obrazy.
– Słowa te opisywały dokładnie to, co zawsze było widoczne na moich obrazach, psychologiczną charakterystykę malowanej osoby, ale też moje uczucia, które towarzyszyły mi w tamtych dniach – westchnęła radośnie Olga Boznańska. Kolejny wpis w notatniku, również ucieszył kobietę w czarnej sukni. Dotyczył on rozważań rudowłosej panienki na temat sztuki... co pomyślałaby artystka o moich odczuciach dotyczących obrazu Dziewczynka przy oknie. Sfera emocjonalna sprawia, że nie można przejść obok tych obrazów obojętnie i nie zatrzymać się przy nich na dłuższą chwilę. Dziewczynka przy oknie, jak i większość portretów namalowanych przez Boznańską wywołują we mnie burzę różnych uczuć. Patrząc na twarz dziewczynki, odczuwam lekki niepokój, nostalgię i zaczynam tęsknić za wszystkim co jest mi bliskie. Myślę, że gdyby Olga Boznań-
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – III NAGRODA
ska mogła odwiedzać miejsca, w których możemy podziwiać jej sztukę, widząc jak cenimy jej twórczość i co znajdujemy w jej obrazach, znalazłaby szczęście, spełnienie i radość, której poszukiwała w swoim życiu.” Rudowłosa dziewczynka nazwała oglądany obraz Tęsknota wydawało się jej to słowo bardzo odpowiednie do opisu zadumy, melancholii, którą dostrzegła w oczach i wyrazie twarzy bohaterki dzieła. Zastanawiała się, o czym myśli, marzy, rozmyśla namalowana postać. Czy w jej nastroju ukryła się tęsknota po stracie kogoś bliskiego, a może nadzieja na inne, szczęśliwe życie. Niestety, obrazy nie mówią do nas wprost, nie używają słów, dlatego powód tęsknoty dziewczynki z obrazu zostanie nadal owiany tajemnicą. Kiedy nastał ranek, postać kobiety w długiej, czarnej sukni zniknęła z muzeum. Znalazła to, czego tak długo szukała, ukoiła rozdartą duszę. Zobaczyła, że jej sztuka nadal inspiruje, wzrusza i zadziwia. A dla twórcy to największa nagroda, jeśli mimo upływu czasu dzieła nadal wywołują emocje i żyją. ..to moje szczęście, innego nie pragnę na świecie i w chwili, kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam przestać żyć.. O. Boznańska 1896
‚ 22
Bibliografia Sonik L., Wielcy Malarze. Ich życie, inspiracje i dzieło. Olga Boznańska, nr 15, 1998 Rostworowska M., Portret za mgłą. Opowieść o Oldze Boznańskiej, wyd. 2, Kraków, Wydawnictwo Lexis, 2005 Kopszak P., Olga Boznańska, Edipresse Polska S.A., Warszawa, 2006 Bagińska A., U Olgi Boznańskiej. Oblicza pracowni artystki, Mado, 2012 Król A., Olga Boznańska, 2002, W Zwierciadle sztuki, https://www.pinakoteka. zascianek.pl/Boznanska/Boznanska_bio.htm
OPINIA JURY
Nie jest łatwo opisać dzieło sztuki korzystając z literackich form: zwykle cierpi na tym albo opis formalny obrazu, albo język wypowiedzi. W opowiadaniu Wiktorii Goślińskiej mamy do czynienia z idealną proporcją. W fabułę został wpleciony perfekcyjny opis obrazu i czytający nie ma wrażenia, że wypowiedź ta wprowadzona jest na siłę. Dodać należy, że jest to jeden z najdokładniejszych opisów. Autorka zwróciła nawet uwagę na fakt, że ten obraz Boznańskiej nie jest malowany techniką, z której słynęła. Anna Rak
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – III NAGRODA
PIOTR SIELAMOWICZ
Publiczne Gimnazjum im. Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Choroszczy Nauczyciel prowadzący: Ewa Ziejewska
OKNO, PIĘKNE DŁONIE I BRUD
‚ 24
Sztuka oprócz walorów estetycznych powinna dysponować przede wszystkim umiejętnością wzbudzania emocji, zarówno tych pozytywnych jak również tych, które uważa się za ich przeciwieństwo. Tak było zawsze i o ile na wartość estetyczną w innych epokach i nurtach patrzono przez różne pryzmaty, to tym najważniejszym celem większości artystów, było nakłonienie odbiorców do głębszego wejścia w swoją wewnętrzną, niekiedy zamkniętą, „twierdzę uczuć” albo dostarczenie ich duszom wytchnienia. W malarstwie, to pierwsze zadanie nie wymaga zbyt skomplikowanych umiejętności od malarza (zajmują się tym głównie pejzażyści), ale żeby nakłonić odbiorcę do refleksji, ładne pociągnięcia pędzlem i doskonała technika już nie wystarczą. Potrzebna jest również umiejętność przekazania emocji i uczuć, co musi się wiązać z niezwykła wrażliwością malarza. Właśnie dzięki takim zdolnościom portreciści poprzez swoje dzieła dostarczali czasami bardzo niejednoznacznych odczuć. Bez wątpienia jedną z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych polskich mistrzyń w tej właśnie dziedzinie jest Olga Boznańska. Dzieła spod pędzla tej postimpresjonistycznej malarki do dziś zachwycają wielu krytyków, ale też osoby, niepasjonujące się malarstwem, co dobrze pokazują wystawy jej prac, na które schodzą się tłumy. Ona sama zaś jest
uważana za wspaniałą osobę, ponieważ całkowicie potrafiła oddać się pasji, która jednocześnie była jej ciężką pracą. Głównym celem Boznańskiej było nie tylko przelanie na płótno lub karton portretowanej osoby, ale przede wszystkim jej uczuć, emocji i charakteru, co wiązało się licznymi sesjami i długimi godzinami pozowania modeli. Obraz Dziewczynka przy oknie, który opiszę, nie przyniósł jej ogromnej sławy, nie należy on również obecnie do znanych jej dzieł, a mimo to zasługuje na zainteresowanie i uwagę. W początkowej fazie twórczości Olga Boznańska malowała bardzo realistycznie, czego przykładem jest płótno W Wielki Piątek (stworzony w 1890 roku, czyli około w tym samym okresie, co Dziewczynka przy oknie), na którym już jako dwudziestopięciolatka dojrzale oddała perspektywę i światło, a każda linia jest bardzo wyrazista i pociągnięta z ogro – mną pewnością. To samo można powiedzieć o obrazie Ze spaceru (1889), gdzie cała sylwetka kobiety jest wyrazista i pełna detali. W przypadku Dziewczynki przy oknie sprawa lekko się komplikuje – widać te początki indywidualnego i jedynego w swoim rodzaju stylu Boznańskiej, gdzie obraz przykrywa mgławicowa powłoka, której w tym przypadku trudno dostrzec ze względu na dużą ilość światła, plamy zostają rozbite, a całość jest bardziej matowa. Obraz Dziewczynka przy oknie został namalowany na płótnie, olejnymi farbami, najprawdopodobniej w Monachium, gdyż właśnie tam mieszkała Boznańska w latach 1886 –1898, sygnowany w lewym górnym rogu. Możliwe zatem, że portretowana była Niemką. Obecnie dzieło to znajduje się w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Na portrecie ujęta została z profilu perdu (portretowana jest prawie całkowicie odwrócona do patrzącego, a dostrzec można tylko jej policzek nos i oko) kilkunastoletnia dziewczynka i prawdopodobnie jest to pierwszy portret Boznańskiej polegający na ukazaniu modela w takiej pozie. Dziewczyna siedzi lekko zgarbiona i opiera się delikatnie plecami o ścianę za nią. Po jej lewej stronie znajduje się zielono –brązowa powierzchnia namalowana pionowymi pociągnięciami, co nadaje całemu obrazu spokoju i statyczności. Po uważnej obserwacji można stwierdzić, że jest to ściana, a zielonkawy prostokąt, to tak naprawdę duże okno,
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – I WYRÓŻNIENIE
‚ 26
o czym świadczy dosyć dobrze widziana jego drewniana ościeżnica (Boznańska namalowała ją w perspektywie). Nie doświetla ono całej sytuacji mocno jasnym światłem, zaś jasność jaką dostarcza jest stonowana, dzięki czemu nadaje dziełu jego osobliwą chmurną wymowę. Na szybie można dojrzeć liczne smugi i to dzięki im blask słońca jest tak niezwykle rozproszony. Olga nie lubiła malować postaci w jasnym świetle, dlatego też szyby w jej pracowni specjalnie brudziła, przez co niekiedy była postrzegana przez odwiedzających ją za osobę bardzo niechlujną. Jednak rzeczą równie dziwną i kuriozalną jest fakt, że w przypadku tego obrazu można zobaczyć tylko pobłyski wydobywające się z okna, a cały świat widziany z niego jakby nie istniał, jakby został zakryty przez portrecistkę. Warto wspomnieć, że okno jest dość popularnym elementem w twórczości Boznańskiej, a przedstawiane przez nią jest jako „portal” do świata poza jej pracownią. Na wszystkich jej obrazach, gdzie jest ono namalowane, jest przedstawiony za nim jakiś pejzaż. Na przykład w przypadku Kwiaciarek (1889) za oknem rozciąga się zielona równina, na której wznosi się kościół, zaś w przypadku Macierzyństwa (1902) można zauważyć szare kamienice. Co prawda wyżej wspomniane brudne okna w pracowni mogły powodować świat zewnętrzny stonowanym i niewyraźnym, jednak nie mogły całkowicie zasłonić go. Czy artystka celowo zasłoniła widok z jej atelier, bo przedstawiał coś, czego ona nie chciała malować? Możliwe, choć bardziej prawdopodobne jest to, że chciała nadać osobliwą aurę dziełu i skupić uwagę odbiorcy na całej osobie tytułowej dziewczynce, a szczególnie na jej twarzy. Kasztanowo brązowe włosy dziewczynki są mocno splecione w warkocz w stylu holenderskim, który opada jej na plecy i ciągnie się wzdłuż kręgosłupa. Kończy się na długości łopatek. Na czubku głowy ma zawiązana granatową kokardę, która podkreśla jej jeszcze dziecinny charakter. Rumiana buzia bardzo mocno kontrastuje z tłem (światłem z okna), dzięki czemu spoglądający stawiają ją w centrum swojej uwagi. Promienie czynią ją lekko rozświetloną. Można odnieść także wrażenie, że jej twarzyczka jest delikatnie pobrudzona, co jest bardzo paradoksalne do całego jej lśniącego czystością stroju. Ma odkryte prawe ucho. Ciężko stwierdzić, przez pozę ujęcia dziewczyny, czy jest osobą urokliwą. Zapew-
ne jednak miała coś w sobie, co przykuło uwagę Olgi Boznańskiej. Nie koniecznie musiała to być uroda, a raczej rys psychologiczny człowieka był jej niezbędny do namalowania portretu. Spuszczony wzrok dziewczynki i pochylona do przodu szyja sprawiają wrażenie, jakby portretowana była pod uciskiem jakiegoś strasznego utrapienia i niezwykle silnego bólu. Brak uśmiechu nadaję w tej kwestii jeszcze całemu jej obliczu ogromnego uczucia melancholii. Choć kwestią równie możliwą jest fakt, że być może była już wyczerpana licznymi sesjami. Stąd też wyraz małego buntu i znudzenia na jej rysach twarzy. Jednak po długim wpatrywaniu się w jej całą twarz można odnaleźć dziwny spokój. Malarka perfekcyjnie oddała właśnie te negatywne, jak i pierwiastek tych pozytywnych emocji. Tego typu uczucia można dostrzec również na Portrecie chłopca w gimnazjalnym mundurku (1890). Całość sprawia, że można odnieść wrażenie, jakby jej twarz jak i cała sylwetka zastygły, a ona sama jest myślami zatopiona w innym świecie, być może stworzonym przez swoje rozmyślania, których nie chce nikomu mówić. Nie bez przyczyny polski mecenas sztuki, Zygmunt Pusłowski stwierdził o pracach tej polskiej malarki, że są one rejestrowaniem nierzeczywistego, zaś jeden z francuskich krytyków malarstwa o Boznańskiej powiedział: Nie namaluje oczu, lecz spojrzenie; nie namaluje ust, lecz uśmiech. Trzeba przyznać, że te słowa idealnie trafiają we wspaniałe wyczucie psychologiczne, nawet w tych jej początkowych pracach, co można zobaczyć właśnie w twarzy Dziewczynki przy oknie. To właśnie tej części ciała oddawała się najbardziej, nie zapominając przy tym o dłoniach, którym także uwielbiała się poświęcać. Dziewczyna na obrazie swoje delikatne, młodzieńcze dłonie splata na udach. Są bardzo dobrze widoczne na tle ściany o barwie hebanu. Tak podobne ułożenie rąk można zauważyć między innymi na Portrecie pani D. oraz Portrecie Zofii Kirkor –Kiedroniowej. Taki układ rąk dodaje jej dostojności, jak również subtelności. Co ciekawsze można odnieść wrażenie, że to właśnie z dłoni bije najbardziej pozytywna energia z całego obrazu. Przynoszą one ukojenie oku, być może dlatego, że są namalowane bardzo ciepłym kolorem, jakby różu weneckiego, a charakterystyczna technika malowania Boznańskiej sprawiała, nie były one brudnawe. Malarka kładła farbę małym, szybkim pociągnięciem, po czym czekała na
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – I WYRÓŻNIENIE
‚ 28
jej wyschnięcie. Następnie malowała kolejną plamę i tę czynność powtarzała. Było to bardzo pracochłonne, ale efekty bardzo zadowalały samą artystkę jak również krytyków i obserwatorów. Strój dziewczynki charakteryzuje się schludnością i skromnością; nie posiada nadmiaru błyskotek, wstążeczek, koralików… Ubrana jest w zieloną luźną spódnice sięgającą pewnie do kostek bądź połowy łydek (ciężko to stwierdzić, gdyż całe nogi nie są widoczne), która w tym świetle lśni miętowymi, oliwkowymi i jaśminowymi refleksami. Przypuścić można, że została uszyta z jakiegoś połyskującego materiału, chociażby z satyny bądź nawet z samego jedwabiu. Z podobnego rodzaju tkaniny musiała być wykonana biała koszula, która sprawia wrażenie jakby się delikatnie srebrzyła. Drobne ramiona portretowanej prześwitują lekko w cienkich, bufiastych rękawach zakończonymi gdzieś w okolicach przedramion i z grubym ściągaczem w połowie. Lekki kołnierz w formie falbanki nadaje zwiewności. Warto również zwrócić uwagę na pasek w kolorze ciemnej, zgniłej zieleni, który mocno kolorystycznie odbiega od koszuli, zaś idealnie wkomponowuje się w spódnicę. Cała kreacja wydaje się bardzo szykowna. Możliwe jest także to, że dziewczynka ma na sobie jednolitą sukienkę, a widoczna gra świateł powoduje, że widzimy ją, jako dwuczęściowy strój. Obrazem bardzo podobnym do Dziewczynki w oknie, nie licząc oczywiście innych prac autorki, jest Old Man (1883 –1884) spod pędzla amerykańskiego malarza, głownie pejzażysty, Johna Ottisa Adamsa. Porównywanie dzieł twórców o różnych nurtach artystycznych (John był przedstawicielem impresjonizmu) może wydać się dość kontrowersyjne szczególnie, kiedy jedno jest sprzeczne z drugim. Jednakże podobieństwa są zauważalne. Zgarbiona sylwetka, ułożenie rąk i postać ukazana od kolan w górę oraz spuszczony wzrok. Oba mają tajemnicze, a wręcz lekko mroczne nastroje. Zaskakujące jest to, że, mimo iż obojga portretowanych dzieli ogromna różnica wieku, to z ich twarzy możemy odczytać takie same emocje. Przytłacza ich uczucie przygnębienia, słabości i rezygnacji, co wydać się może paradoksalne, że młoda dziewczyna może odczuwać podobnie jak kilkudziesięcioletni mężczyzna. Mimo, że obie pracę dostarczają podobnych odczuć, lecz absurdalne byłoby stwierdzenie, że Boznańska mogłaby się tymże obrazem inspirować.
Fantastyczne jest to, że Boznańska nie przedstawiła dziewczynki, jako rozbawionej i beztrosko się bawiącej, a pokazała całą prawdę o jej ciemniejszych stronach, które może ukrywała przed większością. Artystka nie namalowała jej wśród pięknych kwiatów magnolii czy pośród innych dzieci szalejących wśród parku; nie pokazała uśmiechu jej delikatnych ust, szczęśliwych oczu i rozwianych od zabawy włosów. Pokazała prawdę o jej uczuciach, próbując uświadomić, że dzieci i młodzi też są niekiedy poddani na zmartwienia, też mają problemy i trudności. Niektórym mogło wydawać się i nadal może się wydawać, że to stwierdzenie jest bardzo absurdalne, ale tak nie jest. Dzięki temu, że artystka odrzuciła już na początku swojej twórczości bardzo modne panujące w malarstwie tamtego okresu przedstawianie dzieci w bogato zdobionych szatach, o nieskazitelnie królewskiej urodzie, bawiące się ze zwierzętami w eleganckich wnętrzach… możemy teraz podziwiać prawdziwe odbicie młodziutkiej dziewczyny, bez żadnych „retuszy” radości i piękna. Jednak obraz nie ma na celu wprawienia odbiorcy w melancholijną atmosferę, a wręcz przeciwnie: każdy będący przynajmniej raz w życiu pod ciężarem samotności, przygnębienia i ucisku, odnajdzie w tej dziewczynce przy oknie cząstkę siebie zmagającej się z trudnościami losu (bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie) i będzie chciał „poprosić ją”, tak jak Halina Poświatowska w jednym ze swoich wierszy: podziel się ze mną mojej samotności chlebem powszednim obecnością zapełń nieobecne ściany pozłoć nie istniejące okno bądź drzwiami nade wszystko drzwiami które można otworzyć na oścież
Jak już wspomniałem obraz ten nie należy do największych arcydzieł Olgi Boznańskiej, de facto nie jest to Dziewczynka z chryzantemami (1894), którą zachwycała i wciąż zachwyca całą Europę i inne kontynenty, to zasługuje na moje wielkie uznanie. Wywołał u mnie trudne do określenia uczucia i nakłonił do głębokiego przemyślenia wielu spraw. I chociaż
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – I WYRÓŻNIENIE
interesuję się sztuką XXI wieku, to muszę przyznać, że oglądając tę pracę mam ochotę poszerzyć swoje zafascynowanie malarstwem. Olga Boznańska pokazała mi jeszcze jedno… mianowicie, że w melancholii jest piękno, a smutek potrafi zachwycać.
BIBLIOGRAFIA: https://pl.wikipedia.org/wiki/Olga_Bozna%C5%84ska[dostęp 25 stycznia 2017] https://www.pinakoteka.zascianek.pl/Boznanska/Index.htm [dostęp 28 stycznia 2017] https://www.youtube.com/watch?v=iQNPlCOI_M4 [dostęp 25 stycznia 2017] http://collection.imamuseum.org/artwork/55379/ [dostęp 1 lutego 2017] Halina Poświatowska, Wiersze wybrane. Wyd. 4, , Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975.
OPINIA JURY
Bezbłędna analiza dzieła Olgi Boznańskiej, tym cenniejsza, że umieszczona w odniesieniu do innych dzieł malarki. Anna Rak
‚ 30
Hanna Florek
Gimnazjum nr 1 im. Marii Skłodowskiej–Curie w Białogardzie Nauczyciel prowadzący: Katarzyna Bobrowska–Dudek
PALETA EMOCJI
CZĘŚĆ I
Najłatwiej wypowiedzieć te kłamstwa, które pragniesz, by były prawdziwe. Holly Black
Westchnęłam cicho, kiedy odłożyłam ostatni widelec na w pełni zastawiony stół. Wygładziłam delikatny materiał mojej niebieskiej sukienki, który pogniótł się podczas wykonywania obowiązków domowych. Weszłam do kuchni tryskając radością i powiedziałam mojej matuli, że wszystko jest już gotowe – można zasiadać do stołu. Podziękowała mi skinieniem głowy. Przyjrzałam się dokładnie dostojnej, dobrotliwej kobiecie stojącej naprzeciwko mnie. Wokół oczu i w kącikach ust formowały się zmarszczki, kiereszujące tą piękną twarz. Jednakże, w jej szarych oczach dostrzegłam smutek, który próbowała ukryć za warstwą ciepłego uśmiechu. Chwyciłam matkę za rękę i pogładziłam ją pokrzepiająco. – Nie martw się – powiedziałam, posyłając jej serdeczne spojrzenie. – On wróci. Mówiąc to, chwyciłam w dłonie wazę z gorącą zupą w środku i zaniosłam ją do salonu. Postawiłam naczynie na stole i wróciłam po łyżkę wazową. Włożyłam ją ostrożnie do zupy i przykryłam pokrywką. Zadowolona z siebie, wygładziłam poły materiału sukienki, co powoli wchodziło mi
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – II WYRÓŻNIENIE
w nawyk. Mimo, iż nie była pogięta, nieustannie próbowałam doprowadzić ją do porządku. Wszystko musiało być perfekcyjne. Dla Niego. Stanęłam przed nieco krzywym lustrem, delikatnie porysowanym w prawym górnym rogu. Poprawiłam niebieską kokardę, którą miałam we włosach i uśmiechnęłam się szeroko. Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, usiadłam na taborecie stojącym przy oknie. Wyglądałam przez nie z wyczekiwaniem. W miarę upływu czasu entuzjazm słabł, odsłaniając moje prawdziwe oblicze – wykrzywione w nostalgicznym grymasie. Spuściłam wzrok na splecione dłonie. – Skarbie, twój brat już nie wróci – szepnęła cicho matka, która stanęła za mną i położyła ręce na moich barkach w geście otuchy. – Dołącz do nas przy stole. – Dobrze mamo – odpowiedziałam cicho, otarłam samotną łzę z policzka i po raz ostatni posłałam wytęsknione spojrzenie w stronę leśnej dróżki prowadzącej na nasz ganek.
CZĘŚĆ II Siedziała jak osoba czekająca na kogoś, kto może lada chwila nadejść. Siedziała smutna jak ktoś, kto czeka na tę chwilę od dawna, od samego urodzenia albo i wcześniej; być może nawet wcześniej niż od dnia narodzin oczekiwanej osoby. Gabriel García Márquez
‚ 32
Czytając słowa kolumbijskiego powieściopisarza pierwszym, co nasunęło mi się na myśl był właśnie obraz Olgi Boznańskiej Dziewczynka przy oknie. Spoglądając na niego wyczuwa się tęsknotę postaci. To właśnie jest cudowne w malarstwie Boznańskiej – potrafi przekazać ludzkie emocje, troski, uczucia. Aby lepiej zrozumieć nadzwyczajne zdolności artystki, postanowiłam zapoznać się bliżej z jej biografią. Olga Helena Karolina Boznańska była córką polskiego inżyniera Adama Nowiny Boznańskiego oraz francuskiej rysowniczki, Eugenii Mondan. Urodziła się w 1865 roku, w epoce modernizmu, w Polsce. Pierwsze prace wykonywała pod czujnym okiem matki, natomiast w późniejszych latach jej rozwojem artystycznym/edukacją zajęli się tacy nauczyciele,
jak Kazimierz Pochwalski, Józef Siedlecki, Hipolit Lipiński, czy Antoni Piotrowski. Uczęszczała również na Wyższe Kursy dla Kobiet Adriana Baranieckiego. W celu kontynuacji nauki wyjechała do Monachium, gdzie założyła swoją pierwszą pracownię, następnie przeniosła się na stałe do Paryża w roku 1898. Swoje prace prezentowała na galach w kraju, Europie i Stanach Zjednoczonych. Była wielokrotnie wyróżniana nagrodami oraz należała do wielu stowarzyszeń. Boznańska malowała na zagruntowanych tekturach ze ścieru drzewnego. Używała głównie pędzli szczecinowych, o mocnym włosiu. Szkic wykonywała farbą olejną, a po jej wyschnięciu nakładała kolejne warstwy. Cechą charakterystyczną jej dzieł jest umiejętne rozmycie, zatarcie konturów oraz mocne akcenty. Stosowała również przecierki na zaschniętej warstwie farby. Na sztukę O. Boznańskiej zdecydowanie miało wpływ malarstwo Jamesa McNeill Whistlera i Wilhelma Leibla. Sama malarka utożsamiała się z postimpresjonizmem. Mianem tym określa się kierunek w sztuce występującym głównie we Francji na przełomie XIX i XX wieku. Postimpresjonizm wywodzi się z poprzedzającego go impresjonizmu, jednakże zrywa z jego założeniami. Postimpresjoniści zachowali kolorystyczne zasady nurtu, jednak w zupełnie inny sposób przedstawiali sztukę. Na pierwszy plan wysuwali stan emocjonalny, odzwierciedlali również swoje uczucia w pracach. Ich obrazy miały symbolikę, ukazywały temperament malarza. Do najwybitniejszych przedstawicieli tego kierunku należą Vincent van Gogh i Paul Gauguin. Olga Boznańska wykonywała wielkoformatowe wizerunki ukazujące całą postać. Jej obrazy były utrzymywane w ciemnych tonach, głównie w brązach, zieleniach, szarościach i czerniach. Malowała martwą naturę, studia wnętrz oraz pejzaże, jednakże najbardziej lubowała się w portretach, które zdominowały jej dorobek artystyczny. W obrazach skupiała się na twarzy modeli, ukazując ich emocje w niebywale realistyczny sposób. Przywiązywała bardzo dużą wagę do kształtu dłoni. Portrety były prawdziwą pasją malarki, która nie tylko tworzyła niezwykle proporcjonalne obrazy, odzwierciedlające modela, ale potrafiła odczytać emocje z jego twarzy, wydobyć na wierzch uczucia tłumione
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – II WYRÓŻNIENIE
‚ 34
głęboko w duszy, a ponadto – wszystkie te szczegóły umiejętnie umieszczała na obrazie. Przedstawiane przez nią istoty fascynują wyrazem zamyślenia, czasami lęku bądź nostalgicznym trwaniem. Portrety Boznańskiej spełniają funkcję poznawczą i przekazują sugestywne relacje o ludziach. Jednym z takich dzieł jest obraz Dziewczynka przy oknie z ok. 1890 roku. Został namalowany jeszcze za czasów pobytu Olgi w Monachium. Jest przykładem wczesnej twórczości artystki. To intrygujący portret, malowany farbami olejnymi na płótnie. Boznańska wykonywała pociągnięcia pędzlem w kierunku wertykalnym. Znajduje się on w zbiorach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. Dominującym elementem obrazu, znajdującym się na pierwszym planie, jest dziewczynka siedząca przy oknie. Jej dłonie są złożone na kolanach. Ona zaś ma spuszczony wzrok, a twarz wyraża smutek i zrezygnowanie, jakby czekała na kogoś, kto spóźnia się kolejną godzinę. Rudawe włosy ma uczesane w warkocz, na czubku głowy spoczywa niebieska kokarda. Odziana w niebiesko–białą sukienkę z bufiastymi rękawami. Dzieło ma kompozycję zamkniętą, skupiającą się na postaci dziewczynki, jest statyczne. Tło stanowi okno oraz prawdopodobnie drewniane ściany. Nie posiada wyraźnych konturów; to raczej mieszanina barw, tworząca jakieś kształty, które łączymy i nazywamy w swojej wyobraźni. Widok z okna jest zamglony, możemy się jedynie domyślać, że przedstawia łąkę lub las za dnia, sądząc po intensywności koloru zielonego. W obrazie głębię ukazuje układ kulisowy. Kolorystyka nie jest jednolita. Użyte są barwy podstawowe, czyste i dopełniające. Większą część dzieła stanowią szarości i przybrudzone brązy, akcentowane czystymi odcieniami błękitu, bieli, żółci i zieleni. Ciepłe barwy nadają przytulności wnętrzu, a zimny niebieski kontrastuje z nimi, co powoduje zwrócenie naszej uwagi na postać dziewczyny. Światło jest naturalne, odbite i kierunkowe. Sugeruje to jej rozświetlona twarz. Jednakże, obraz sprawia wrażenie smutnego, a dostęp do słońca wydaje się być ograniczony. Można wnioskować, że odzwierciedla nastrój zarówno modelki, jak i malarki obrazu, potęguje zawarty w nim smutek i tęsknotę.
Koniec XIX wieku w sztuce charakteryzuje się swego rodzaju nostalgią, pesymizmem. Odbija się to na ówczesnych twórcach, którzy w swoich dziełach zawierali kwintesencję fin de siècle'u – schyłku wieku. To charakteryzuje również malarstwo O. Boznańskiej, która swoje dzieła przepełniała niewidocznym na pierwszy rzut oka smutkiem. Należy przyjrzeć się bardzo wyraźnie, aby dostrzec delikatne ekspresje twarzy modeli. To samo tyczy się obrazu Dziewczynka przy oknie; gdy po raz pierwszy spojrzałam na niego, ujrzałam dziewczynkę siedzącą bez emocji. Dopiero wpatrując się uważnie, dostrzegłam snującą się z niego opowieść, w której przemawiał do mnie smutek, bijący z twarzy dziewczyny. Świadczą o nim opuszczone kąciki ust, wzrok spuszczony w dół, ręce przylegające do ciała i splecione ze sobą palce. Kolorystyka obrazu także może powiedzieć nam wiele. Błękit symbolizuje żal i łzy, jednocześnie stanowiąc oznakę przyjaźni. Może być również postrzegany jako przywiązanie do tradycji i kultury, uszanowanie obyczajów. Był symbolem wierności, lecz z czasem stał się znakiem oszukanych i zdradzonych. Warto również wspomnieć o Pablo Picasso, który dostrzegał potencjał tej barwy i wykorzystywał ją często w swoich dziełach. Używał niebieskiego do wyrażenia smutku, depresji i otchłani. Zieleń widoczna zza okna niesie ze sobą nadzieję, uspokaja dziewczynę, przynosi jej ukojenie. Związane jest to z naturą – po zimie, kiedy śnieg się topi, przyroda się odradza, a biel zastępuje zielony kolor traw. To powiązanie może sugerować barwę jako symbol młodości. Dzieło Olgi Boznańskiej jest niewątpliwie piękne i zdecydowanie warte poznania. Obraz przekazuje tak wiele emocji, których nie da się określić słowami. Jest dopracowany w każdym calu, tworzy spójną całość. Zmusza do refleksji, do zatrzymania się i popatrzenia. Postać dziewczynki nasuwa myśl, że w życie każdego z nas wpisane są problemy natury egzystencjalnej, począwszy od złudnej nadziei po lęk i fobie, które towarzyszą nam co dnia. Gdy tylko przystaniemy i dostrzeżemy szczegóły, docenimy barwną paletę emocji, której użyła malarka do stworzenia tego dzieła.
‚
KATEGORIA GIMNAZJALNA – II WYRÓŻNIENIE
Bibliografia http://culture.pl/pl/tworca/olga –boznanska http://voynichgrullo.blogspot.com/2014/12/olga –boznanska –warsztat –malarski.html http://www.magazynsztuki.pl/postimpresjonizm/ http://www.magazynsztuki.pl/category/malarze/postimpresjonisci/ http://www.tessart.pl/smf/index.php?topic=1830.0 Tadeusz Dobrowolski, Malarstwo Polskie ostatnich dwustu lat, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 1976; strony 130 –133, 135, 142 –145, 183.
OPINIA JURY
Oprócz wielopłaszczyznowego, wnikliwego opisu wartości malarskich odnoszącego się do wszystkich elementów tkanki malarskiej, uznanie budzi rzetelna analiza twórczości artystki, z trafnym osadzeniem w szerokim nurcie sztuki współczesnych jej czasów i ukazaniem inspiracji twórczych. Iwona Mohl
‚ 36
Natalia Dziedzic
XXI Liceum Ogólnokształcące im. św. Stanisława Kostki w Lublinie Nauczyciel prowadzący: Zofia Swinarska
EMOCJE ON/OFF. OPOWIEŚĆ Z GRANICY (NIE)ISTNIEJĄCEJ Emocje są jak wiatr poruszający chmurami naszych myśli, z których pada deszcze słów i działań Lew Wygotski
– Spójrz na mnie. Patrzę. – Doprawdy? – rzuca z przekąsem, jakby zazdrosna o myśli, których nie skupiam na niej w pełni. – Bardziej. Głębiej. Skuteczniej – szepcze prawie bezgłośnie. Patrzę. – Patrzysz, ale nie widzisz. Skup się. Odkryj mnie… – mówi dalej, ponaglając. Taka niecierpliwa przypomina trochę pełnego nadziei dorosłego, który wyczekuje reakcji dziecka na prezent. Zamykam oczy i ogarnia mnie ciemność, rozjaśniona światłem przenikającym przez powieki. Tłumione szepty, strzępy rozmów i niespokojny głos zestresowanej przewodniczki dobiegają moich uszu. Zignoruj dźwięki.
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA LICEALNA – I NAGRODA
‚ 38
Rozluźniam mięśnie, prostuję się, powoli oddycham chłodnym powietrzem. Robię krok do przodu, próbuję uspokoić zagubiony umysł. – Ustalmy fakty. Fakty? Stoję przed obrazem Olgi Boznańskiej. Namalowany pod koniec XIX wieku, w okresie monachijskim, gdy jeszcze artystka malowała olejem na płótnie – później zastąpionym tekturą. To Dziewczynka przy oknie. – Zgadza się – mówi wolno, przeciągając sylaby. – Teraz powiedz, co widzisz. Dziewczynkę, która siedzi bokiem w stosunku do mnie. Wypełnia większość kompozycji, jest zwrócona w przestrzeń po prawej stronie obrazu, w tle dostrzegam okno osadzone na ciemnobrązowej ścianie. – To wszystko? – pyta, gdy milczę od dłuższego czasu, a w jej głosie słychać wyraźny zawód. Nie. Ale… chyba nie mogę, to nie dla mnie. – Potrafisz. To jest w tobie – zachęca. – Nie analizujesz artykułu medycznego. Przestań tak beznamiętnie wyrzucać z siebie słowa, pozwól sobie na emocje. Włóż w to serce. – Przygląda mi się w całkowitej ciszy, po czym kontynuuje – Potrafisz. W swoim świecie dopuszczasz do głosu jedynie chłodny racjonalizm, ale spójrz – w rzeczywistości, którą rządzi Boznańska, i ty, i ja gramy na jej zasadach, nie ma miejsca na obojętność. Poza tym stoisz tu – dodaje z psotnym uśmiechem – a to znaczy, że obraz cię zaintrygował, mimo wszystko pojawiły się w tobie odczucia, które cię tu doprowadziły. Potrafię? Raczej kiedyś tak było, dawno temu. Zaciskam zęby i pocieram nerwowo dłonie. – Nie możesz tłumić w sobie uczuć. To nieludzkie. Wiem, że to twój mechanizm obronny, ale może – tylko może – właśnie w mojej przestrzeni wyłączenie go będzie bezpieczne? Tutaj, gdzie hałaśliwy świat, w którym żyjesz na co dzień, nie ma wstępu? Nie sądzisz, że warto przynajmniej spróbować? – Wyczekuje mojej reakcji przez chwilę i uśmiecha się triumfalnie, gdy dostrzega zmianę. – I porzuć prozaiczność, przy Boznańskiej to wręcz profanacja. Powiedz jeszcze raz, co widzisz, ale tym razem dokładniej. Podejdź do tego emocjonalnie.
Chociaż może to jak z jazdą na rowerze? Całą zimę stoi nieużywany, zbiera kurz, ale gdy wsiada się na niego któregoś ciepłego, wiosennego dnia i naciska niepewnie pedały – z początku powoli i z wahaniem, przypominając sobie wyuczone ruchy – aż wreszcie się mknie, czując na twarzy powiew wiatru, zachłystując się radośnie powietrzem… Wzdycham, zbierając się w sobie. Tylko ten jeden raz. Widzę delikatny profil twarzy dziewczynki. W oczy rzuca się prosty nosek oraz schludny, ozdobiony umieszczoną na czubku głowy niebieskawą kokardą warkocz, z którego nie wymknął się żaden niesforny kosmyk. Ma lekko zgarbione plecy i nieznacznie opuszczoną głowę, a złożone dłonie trzyma na kolanach. Przerywam i błądzę wzrokiem po obrazie, szukając kolejnych szczegółów, ale mój wzrok raz za razem przyciąga sylwetka postaci. Mam wrażenie, że ona jest tuż obok… że gdy wyciągnę rękę, dam znać o swojej obecności, ona podskoczy i piśnie z zaskoczenia, dziwiąc się, jak mogła mnie nie dostrzec. Ale zaraz potem wracam spojrzeniem do jej twarzy i wiem, że to iluzja, i nawet gdyby moja dłoń uparcie szukała jakiejś formy fizycznego kontaktu, to poniesie klęskę, zupełnie jakby była częścią niematerialnego bytu, bytu należącego do innego wymiaru, a zabłąkanego w tym pomieszczeniu. Tak bliska, a jednocześnie tak daleka… Skąd… Jak Boznańska uzyskała taki efekt? Patrząc na dominantę kompozycyjną, czyli postać dziewczynki, oraz na w większości pionowe linie, które są tworzone przez ślady pociągnięć pędzlem, można odnieść wrażenie, że obraz jest statyczny. Ale ta myśl pojawia się nagle i równie szybko znika, gdy tylko skieruje się wzrok w inną stronę. Wystarczy spojrzeć nieco w prawo od bohaterki, by dostrzec żywe barwy układające się w plamy, które sugerują ścianę i osadzone w niej okno. Albo przyjrzeć się uważniej ubraniu dziewczynki – koszula niby jest biała, ale ten kredowy kolor przechodzi w radosny błękit, stonowaną ciemną zieleń lub delikatny kremowy odcień skóry, w beżowej spódnicy widać każde zmarszczenie, każde zagłębienie materiału. Gdyby tak przyjrzeć się jeszcze dokładniej, dostrzeże się przebłyski pomarańczo-
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA LICEALNA – I NAGRODA
‚ 40
wego, brązu, a nawet odrobiny szarego oraz ciepłego żółtego. To zaskakujące, ponieważ Boznańską kojarzy się raczej z szarościami i czerniami, które równoważone są jakimiś kontrastowymi jasnościami. Rozbieganym wzrokiem skupiam się na kolejnych fragmentach płótna. Chłonę poetyckie sprzeczności na nim ukryte, nie mogąc się nasycić, zaspokoić zbyt długo zagłuszanej potrzeby piękna. Barwy są bardzo ważne. Wyznaczają kontury, tworzą linie… One igrają z okiem odbiorcy. Dzięki nim dziewczynka wygląda na wyjątkowo nierzeczywistą, ale, i to już paradoks, jednocześnie tak prawdziwą, realistyczną – ta wiarygodność wynika z tego, że możemy towarzyszyć jej w chwili skupienia i doświadczać jej emocji. Rozmyte migotliwe plamy w tle tworzą harmonijną całość, uzupełniają postać, ale nie przeszkadza to w samodzielnym, jakby niedookreślonym, istnieniu. Pełno tu niuansów i kolorystycznych zmian, aluzji i sugestii. Przerywam, by uspokoić oddech. Dotykam chłodnymi palcami zaczerwienionych policzków. Gwałtowne bicie serca zaczyna zagłuszać galopujące myśli. Wypuszczam powietrze ze zniecierpliwieniem i znów skupiam się na obrazie. Ale jest coś, co mi umyka… – Myślę, że wskazówki chętnie podsunie ci sama artystka – stwierdza po prostu. – Boznańska zapisała się w ludzkiej pamięci jako niepospolita kobieta. Myślę, że tylko ona potrafiła być damą wielkiego formatu w starym, znoszonym, poplamionym farbami roboczym ubraniu. W czasie swojej pracy przejawiała ogromną wrażliwość, wychwytując stan duszy portretowanego, utrwalając jego osobowość pod warstwami kładzionych farb. Ale zawsze przemycała tam siebie, można to porównać do wzrostu rośliny – wpływ na jej rozwój będzie miało podłoże. Kiedyś powiedziała „Obrazy moje wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe, pańskie, nie ma w nich małostkowości, nie ma maniery, nie ma blagi. Są ciche i żywe i jak gdyby je lekka zasłona od patrzących dzieliła. Są w swojej własnej atmosferze”. – Przerywa na chwilę, jakby zbierając myśli, i dodaje: – Niezwykła świadomość siebie, nieprawdaż? Siebie i własnego talentu. To, co znawcy rozpisują na setki stron, ona zawarła
w dwóch zdaniach. Bez arogancji, bez nadmiernej dumy, bez napuszenia – szczerze i trafnie. Przysposobiła sobie część impresjonistycznych reguł i dzięki nim odtwarzała psychologię człowieka oraz przelewała ekspresję uczuć na płótno. Spod jej pędzli wychodziły dzieła i wiedziała o tym. Marszczę brwi w niezrozumieniu. W jaki sposób ma mnie to naprowadzić? – Naprawdę cię nie olśniło? […] Jakby je lekka zasłona od patrzących dzieliła. Lekka zasłona. Zasłona oddzielająca obraz – czyli to, co na nim przedstawiono, portretowaną dziewczynkę –od patrzącego, czyli ciebie – powtarza uparcie. – Podświadomie to dostrzegasz, uwierz mi. Czym jest dla ciebie zasłona? To dekoracja. Zapewnia prywatność w pomieszczeniu i zmienia jego wystrój. – Hmm… Właściwie tak. Widzisz ją na obrazie? Od razu powiem: ona nie wisi w oknie, nie bierz tego dosłownie – patrzy wyczekująco, po czym dodaje z westchnieniem. – Spójrz na lewą część obrazu, przyjrzyj jej się dokładnie. Lewa strona obrazu. Tam znajduje się tylko dziewczynka! Spódnica, wpuszczona w nią koszula, warkocz, rumiane policzki, ucho, fragment ściany... Ach… To o to chodziło? Jest niezauważalny. Prawie. Mam to. Wzdłuż całej wysokości ramy ciągnie się brunatny pasek, chyba najciemniejszy ze wszystkich barw. Może to być ściana… albo drzwi… Nieważne, istotne jest, że zmienia to całkowicie relację odbiorcy z przedstawioną postacią. To właśnie przez ten mały szczegół artystka zmusza nas do zaglądania do niej jakby zza drzwi, czyni z nas podglądaczy, intruzów. Ten efekt wzmacniają rozmyte kontury, właściwie całość przywodzi na myśl widok skryty za mgłą, która sama w sobie jest czymś w rodzaju subtelnej zasłony. Stąd bierze się skrępowanie, a nasza pozycja w połączeniu z tak żywymi kolorami, w których skrywa się nietłumiona niczym energia, wibracje, swoista żywotność, wywołuje nawet niepokój. Czy wie, że ją obserwujemy?
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA LICEALNA – I NAGRODA
‚ 42
Czy dostrzega nas kątem oka i zgadza się na naszą milczącą obecność? Wygląda na zamyśloną, może jednak jest zbyt nieobecna duchem, by nas dojrzeć? Może to my nie jesteśmy w stanie dotrzeć do jej świata? Może wszystko naraz jest prawdziwe? Ułożenie jej ciała i sposób, w jaki ją postrzegamy, przypomina mi pewną scenę z filmu Królowa w reżyserii Stephena Frearsa, dokładniej tę, w której Elżbieta II grana przez Helen Mirren, tuż przed spotkaniem z majestatycznym jeleniem daje upust napięciu i targającym nią emocjom. Pozwala sobie na łzy jedynie w samotności, wciąż pozostając dostojną i elegancką. Kamera nie rejestruje nachalnie jej szlochu, lecz dyskretnie zatrzymuje się w oddaleniu właśnie za plecami królowej. W pewnym sensie to ujęcie wypełnia szacunek do jej uczuć. To samo czuję, gdy patrzę na Dziewczynkę przy oknie. Można się jedynie domyślać, co ona przeżywa i dlaczego – wyczuwalne jest napięcie, melancholia i uderzająca dojrzałość, ale szczegółów nie da się określić, pozostaje jedynie snuć przypuszczenia. Bez względu na to, jakie myśli krążą jej w głowie, stoimy przed obrazem jak wspomniana kamera – i akceptujemy w ciszy sytuację bez zbędnych dociekań, bo pozbawiono nas w jakiś sposób do tego prawa i podświadomie zdajemy sobie z tego sprawę. Dziewczynka nie ma imienia, tak naprawdę nie ma też twarzy – profil jest zbyt rozmyty. Myślę, że można powiedzieć, iż malarka stworzyła portret nie tylko anonimowej modelki, ale także samej siebie. Wyraziła się w tych dzikich śladach po pociągnięciach pędzlem, powściągliwości, dumy i trudnym do wytłumaczenia smutku postaci, w każdej utrwalonej emocji, spokojnej, a wciąż nieokiełznanej bardziej niż na innych portretach. Boznańska prawie każdą chwilę spędzała w swojej pracowni. Utrzymywała kontakty z przyjaciółmi i rodziną, gościła u siebie wiele osób, niby była blisko, widać to w jej bystrym spojrzeniu, ale wrażenie, że trwa w innym świecie, pozostawało. – Taka prezentuje się uwieczniona na fotografiach i autoportretach – melancholiczna i dostojna, nieco wyobcowana, jakby nie w pełni należała do ludzi. Ale temu nie należy się dziwić, oddała się w pełni malarstwu, już w młodości zauważyła, że tylko tworząc czuje się szczęśliwa. Wróćmy jeszcze raz do cytatu. Boznańska mówi „oddzielać”. Oddzielać
znaczy tyle, co rozgraniczać, separować, izolować. To zdaje się potwierdzać te domysły, ale to tylko jedna z możliwości i taką pozostanie – milknie, a na jej twarzy rozkwita uśmiech. – Nadszedł już czas. Czas? Na co? – Czas na wyjście stąd. Nie! Jeszcze nie skończyliśmy poznawać tego obrazu. Nie chcę się żegnać. – Nigdy nie da się odkryć czegoś do końca, to niemożliwe. Poza tym nigdy nie powinno się tego robić – rzuca gwałtownie. – Chcesz, by niedopowiedzenia przestały istnieć? Im większe nienasycenie w tobie pozostanie, tym bardziej niezrównane będzie w twoich oczach to dzieło. Gdzie odnajdziesz urok i tajemniczość, gdy wszystko odkryjesz? Możesz dalej błądzić w labiryncie skojarzeń oraz kolejnych odczytań, ale one będą narastać, potęgować się wzajemnie i coraz mniej oddawać istotę Dziewczynki przy oknie, jeśli zechcesz zrobić to wszystko naraz. Ona zawsze będzie taka, jaka jest teraz – milcząca, zachwycająca w swoim smutku, umykająca jednoznacznościom. To ty się zmienisz, inaczej spojrzysz na nią za parę dni, miesięcy, lat. Odkryjesz w niej coś jeszcze, gdy wtedy zamyślisz się, zadumasz, weźmiesz pod uwagę kolejne okoliczności, podobieństwa w twórczości jej i innych malarzy. Narodzą się w tobie nowe myśli – chodzi. I jeszcze jedno: nie ma mowy o pożegnaniach. Ja zawsze jestem gdzieś w pobliżu. Przejdź się do galerii, otwórz tomik poezji, zanurz się w magii słowa, przejdź ulicami miasta, tam mnie znajdziesz. Zawsze jestem gdzieś w pobliżu. Wystarczy czuć.
OPINIA JURY
Uduchowiony wręcz esej zdradza osobowość o dużej wrażliwości plastycznej, obdarzoną darem umiejętności emocjonalnego spojrzenia na dzieło sztuki. Żałuję, że swego talentu autorka nie wykorzystała do końca w analizie środków malarskich, skupiając się głównie na zagadnieniu koloru, co pozostawia pewien niedosyt… Iwona Mohl
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA LICEALNA – I NAGRODA
Aleksandra Boniecka
III LO im. Adama Mickiewicza w Bydgoszczy
ZROZUMIEĆ SZTUKĘ
‚ 44
Twórcza niemoc jest silniejsza od jakiejkolwiek innej bezsilności. Niechlubna nadwrażliwość artystów odbija się echem w każdym zakamarku życia. Wysuwa z dłoni pędzel upadający z łoskotem na zakurzoną podłogę, rwie na strzępy płótna i odbiera kilka prostych, codziennych emocji w zamian nasilając inne. Układam się wówczas w swym łóżku i czekam. Nie wiedząc na co – czekam. Może oczekuję nagłego przypływu błyskotliwości. Wiem przecież, że wszystko z czasem mija. Mija szczęście, mija uśmiech, wena i passa. Mija też niemoc. Są ludzie, którzy są w stanie zrozumieć ten stan. Zwykle to artyści, którzy współczującym okiem spojrzą na marne próby wykrzesania odrobiny weny, przypominając sobie własne niedawne zmagania. Ostatnio moje myśli zaabsorbował francuski pisarz Gustaw Flaubert. Poszukując inspiracji gdzieś wśród sztuki, pomiędzy literaturą Flauberta, a piórami jego papugi znalazłem wybitne zdanie, które pewnego dnia wyrzucił z siebie sfrustrowany: to jest, siedzieć cały dzień z głową w dłoniach, próbując wycisnąć swój nieszczęsny mózg, żeby znaleźć słowo. Nie wiedzą. Widzą pustkę na kartce papieru, pustkę na sztaludze. Widzą to, czego nie robisz, zamiast tego co przeżywasz. Nie zliczę jak często
zastygałem nad płótnem zastanawiając się gdzie i jak postawić pierwszą kreskę. W jakim ma być kolorze, czy to będą długie, czy krótkie pociągnięcia pędzlem, co chcę namalować i właściwie po co? Każda koncepcja wydawała się fatalną i już po pierwszym ruchu pędzlem odrzucałem na pobliski stół paletę i kładłem się znów do łóżka owijając się we własną niemoc. Zaczytywałem się więc w książkach, licząc na to, że czyjeś słowo zaszczepi we mnie wizję obrazu, który zapragnę stworzyć. Chadzałem na spacery, wierząc, że odważę się spróbować oddać piękno natury na płótnie. Zacząłem też maniakalnie odwiedzać galerie sztuki, poszukując wśród obrazów inspiracji. Nie specjalnie miało to sens. Wracałem do mieszkania bardziej poirytowany niż z niego wychodziłem, bo kolejna próba pobudzenia mózgu spełzła na niczym. Dużo czasu zajęło mi zorientowanie się, że najlepsze rozwiązania przychodzą same. Z czasem. Kiedy zaczynałem się chwytać dorywczych prac i zamawiać wieńce pogrzebowe dla własnej kreatywności, przychodziła roześmiana wena i dawała mi pstryczka w nos. Tym razem moim rozwiązaniem na pustkę w głowie okazała się szatynka z dumnie uniesioną brodą i nienaturalnie prostymi plecami. Poznał mnie z nią nasz wspólny znajomy. Tak samo jak ja była malarką i pochodziła z Polski, ale kilka lat temu zamieszkała w Monachium. Najdroższe złoto dla przyjaciół – tak ją nazywali najbliżsi. Ludzie pragnęli z nią przebywać, a ona niemym przyzwoleniem udostępniała im miejsce na krześle w swoim atelier. Czasami gromadka znajomych pod czujnym okiem gospodarnej Boznańskiej piła herbatę rozprawiając na tematy monachijskiej sztuki, a pomiędzy ich nogami przebiegały nietowarzyskie myszy z pobliskiego laboratorium. Nasza kleines Böschen przyklepywała mozolnie upięte włosy i zwinnie posługując się językami opowiadała żarty. Była lubiana nie tylko w polskim środowisku artystycznym. Wśród jej znajomych można było odnaleźć równie wiele Niemców i Amerykanów. Lubiła zabawy i często wychodziła z domu, jednak gdy nadchodził czas pracy odgradzała się niewidzialnym murem, który pozwalał jej na skupienie się wyłącznie na swojej wizji. Wciąż pozostawała miła i gościnna, jednak w czasie pracy jej uprzejmość nie wychodziła poza otwarcie drzwi i mrukliwe odpowiedzi. Pokochałem ją pełnią
‚
KATEGORIA LICEALNA – II NAGRODA
‚ 46
swojego serca, obdarzyłem najczystszą wersją uczucia – miłością platoniczną. W moich uczuciach nie było za grosz seksualności, zmysłowości. Uwielbiałem jednak sposób w jaki odnosiła się do własnej twórczości, z jaką zażartością próbowała ignorować krakowskie opinie na temat jej obrazów, uwielbiałem patrzeć jak wybiera kolory i jak odchodzi do własnego świata. Okazała się dla mnie największą inspiracją i pewnego dnia, za jej zgodą, zacząłem odwiedzać ją w jej atelier niemal codziennie. Nie zależało mi nawet na rozmowie, byłem świadomy stopnia nierozmowności Olgi w czasie pracy. Znacznie przyjemniejsze jednak od bezczynnego tkwienia w domu było przebywanie w pobliżu kobiety, która inspirowała mnie każdym swoim ruchem. Z wszystkich towarzysko – artystycznych rozmów wciąż nie doliczyłem się jak wielu nauczycieli malunku miała Olga. Jej obrazy były tak inne, tak nowe dla mnie, że nie potrafiłem skojarzyć ich z żadnym artystą, którego mi wymieniła. Zastanawiałem się czy jej sztuka jest zbitką wielu rad, które dostawała na przestrzeni lat od mistrzów, czy może jej indywidualność była od zawsze tak silnie rozwinięta, że nie potrafiła zaszczepić w sobie żadnej narzucanej jej nauki. Uczyła ją matka Eugenia, która od najmłodszych lat Olgi dbała o to, żeby dziewczynka miała kontakt z kulturą. Głównie z kulturą. Uczył ją też Kazimierz Pochwalski, który podobnie jak Olga chętnie malował portrety, lecz zupełnie inne – obrazy Olgi były pełne ludzkiej niepewności, z kolei jego obrazy posiadały bardzo precyzyjną kreskę – jakby nie wierzył w nieperfekcyjność tego świata. Uczył ją też Hipolit Lipiński zakochany w ludowości i pejzażach pełnych świeżych kolorów. Kiedy przybyła do Monachium zaczęła pobierać nauki u Karla Kricheldorfa – pracowała u niego ciężko przez dwa lata. Wspominała, że praca u jego boku bynajmniej nie była przyjemna, wręcz ją męczyła, a pot, który spływał wówczas po jej czole wydawał się być bardziej słony niż zwykle. Zdaje mi się, że najlepiej potrafił ją zrozumieć Brandt, który po trzech latach jej studiów z uśmiechem stwierdził, że niepotrzebna jest jej dalsza nauka i powinna czerpać pełnymi garściami ze swojej indywidualności. Boznańska, wiedziała, że to co mówi Brandt jest mądre, więc w 1889 roku zajęła własną pracownię malarską. Dokładnie tę samą w której właśnie siedzę. Tutaj Olga zamknęła całe swoje życie.
Leżałem na kanapie patrząc jak moja muza stoi przed sztalugą i namyśla się nieco nad tym, co dziś namalować. Nie weszła jeszcze w tryb maniakalnej pracy, więc mogłem zamienić z nią jeszcze kilka zdań i zaobserwować, że jak w kalejdoskopie zmienia się wyraz jej twarzy. Strzepała popiół z kolejnego papierosa do doniczki i unosząc brodę trochę wyżej niż zwykle zwróciła się ku mnie. – Świadomość tego, że ktoś znów obserwuje moją pracę trochę mnie stresuje. Mam wrażenie, że zaraz zaczniesz komentować moje błędy. Roześmiałem się w duchu – krytyka własnej muzy wydawała mi się równie nieprawdopodobna, co narysowanie dzisiaj przeze mnie obrazu. Zwyczajnie nie byłem w stanie tego zrobić. Jakkolwiek banalnie to brzmi, Olga była doskonała w swojej niedoskonałości, a ja to uwielbiałem. W atelier panował Chaos. Chaos tworzenia własnego świata. Na ścianach wisiało kilka jej obrazów – większość z nich była malowana na płótnie farbą olejną, ale zdarzały się też pastele. Znalazłem też obrazy na tekturze. Różnorodność. Chaos. Tego ostatniego pomysłu – malowania na tekturze – wciąż nie mogłem pojąć, gdy ją o to pytałem – milczała. Raz tylko wspomniała coś o niewierze w exegi monumentum, o obrazach żyjących dłużej niż autor, o strachu. Swoje atelier zamieniła w dom. Dom powinien oddawać duszę jego mieszkańca, a ja czułem tutaj Boznańską na każdym kroku. O jej osobowości mówiły szare ściany (na szarości najpiękniej prezentują się jej obrazy – zawsze to podkreślała). Mówiły też psy i koty krążące wokół nóg. Te szare nietowarzyskie myszki z fabryki z naprzeciwka też o niej mówiły. Nawet meble brudne od farby potrafiły mi wyszeptać kilka jej sekretów. Czasami na stoliku leżały listy, które namiętnie pisywała do rodziny i przyjaciół. Do mamy po francusku, taty po polsku, siostry po angielsku. Nie lubiła się ograniczać, a jej mózg wiecznie pracował. W zakamarkach mieszkania można było znaleźć wycinki z gazet, które zamawiała za każdym razem, gdy dowiadywała się, że o niej wspominają. Takie wtrącenia ukazywały się coraz częściej i były coraz bardziej szczegółowe. Olga z każdym dniem była lepsza – ludzie ją cenili. Jej obrazy i jej pracowitość. Byłem szczęśliwy, że mogę się przyglądać temu procesowi. – Nie śmiałbym – przyznałem. – Co dzisiaj zamierzasz malować?
‚
KATEGORIA LICEALNA – II NAGRODA
‚ 48
Olga spojrzała na swoją paletę umazaną w szarości. Nigdy nie widziałem, żeby ją czyściła. Często żartowaliśmy z tego powodu, jednak ona nie specjalnie się tym przejmowała. Obracała w palcach pędzel z zaschniętym od trudnej pracy włosiem. To było zabawnie sprzeczne. Jej arystokratyczny wizerunek nie pasował do tak zaniedbanych narzędzi pracy. Dumna dama, która z gracją wsuwa włosy za ucho, poprawiła szlufki naddartego przez psie łapy fartucha i z rozmysłem odpowiedziała : – Chciałabym użyć dzisiaj brązu – choć jeszcze nie wiem jakiego odcienia – i jakiejś jasnej barwy, niewinnej. – Przecież spytałem o coś innego – roześmiałem się. – W Krakowie też tego nie potrafią zrozumieć – zwróciła się do mnie pełna spokoju i powagi – lubię kolor. Mam znacznie więcej talentu do barwy niż do formy. Zrozumiałem wtedy, że dla Olgi najważniejsze nie jest to, co będzie malować, ale to w jaki sposób. Budowę obrazu opierała o kolor i podporządkowywała mu inne środki wyrazu. Tutaj nabrała trochę monachijskiej maniery i coraz więcej rzeczy widziała szaro. Miało to swój urok. W Krakowie po kątach nazywano ją Matką Melancholii. Podobno wyniosła ją z domu. Szanowna pani Mondan w przypływie hojności obdarowała córki częścią swojej nadwrażliwości, próbowała też wpoić im pewne priorytety. Olga nigdzie nie wychodziła, zamknięta w czterech ścianach żaliła się jedynie listownie na swoja samotność przyjaciółce – Julii Gradomskiej. Matka Eugenia ze szczerym uśmiechem trzymała córkę za rękę i długo nie rozluźniała swojego uścisku, święcie wierząc, że to dla niej najlepsze. Czułem się teraz trochę winny – jakbym powinien przeprosić ją za to, że nie zrozumiałem. Chciałem coś powiedzieć, ale mój czas minął, a Olga zdążyła zagłębić się w swój świat. Wprawnym ruchem nakładała farbę na płótno. Rozkładała ją szeroko i bez większego zastanowienia. Przypomniało mi to trochę ruchy łopatą – machinalnie, bez artystycznej pozy i pompatyczności. Przepełniony zawstydzeniem postanowiłem ją na dzisiaj opuścić. Skinęła tylko głową w ramach pożegnania – nie odwracając ku mnie wzroku. Przecież wiedziałem, gdzie są drzwi.
*** Odwiedzałem ją w kolejnych dniach w różnych godzinach, zależnie od tego jak dużo czasu chciałem z nią spędzić na rozmowie i jak bardzo byłem zafascynowany procesem tworzenia. Olga tworzyła od świtu do zmierzchu – pracowała jak maszyna, ale krótkie dni ograniczały jej produktywność. Nie akceptowała sztucznego światła, znała potęgę dziennych blasków i czerpała z nich z pełną świadomością. Miałem wrażenie, że praca nad obrazem rozwija się w zawrotnym tempie. Wiedziałem, że jeden obraz w jej wykonaniu potrafi powstawać przez czterdzieści sesji, a tym razem po tygodniu powstał spory zarys jej idei. Wiele barw i trochę smutku. Z obrazu wyłaniała się dziewczynka. Bardzo młoda, bez wątpienia w wieku szkolnym. Była nieco przygarbiona, a na jej plecach sztywno układał się miedziany warkocz. Miała złożone dłonie – wydawała się przygnieciona Wielkimi Sprawami tego świata. Wielkie Sprawy nie powinny dotyczyć niewinnych dziewczynek w przydużych sukienkach z bufkami. Takie było moje zdanie i zastanawiałem się jakie było Olgi, lecz słońce dopiero zdążyło wdrapać się na czubek nieba – miała dużo pracy przed sobą. Resztę dnia spędziłem w Englischer Garten przyglądając się dzieciom. Przychodziły pod rękę z rodzicami – mimo, iż znacznie poprawniej brzmi, że to rodzice przyprowadzali pociechy do parku, to prawda była zgoła inna. Dziewczynki przywdziane w słodkie sukienki skakały wesoło przy mamach, ciągnąc je za rękę i pospieszając. Z kolei chłopcy, czując władczą moc swojego gatunku, zadziornie wyrywali dłonie z rąk rodzicielek i biegli przed siebie. Byli zwyczajnie beztroscy. Nie reagowali na krzyki ojców udających stanowczość. W oczach tych dzieci widziałem ogniki o których zawsze opowiadali mi rodzice odgarniający włosy z mojego spoconego czoła. Zdałem sobie sprawę, że nie wierzę dziewczynce z obrazu Olgi i strasznie to mną wstrząsnęło. Zacząłem wewnętrznie dygotać, bo moja muza mnie okłamała. Tworzyła świat, którego nie chciałem oglądać. Malowała smutne dzieci – w ugrzecznionych kokardach i warkoczach. Dzieci bez uśmiechu, wewnętrznie skurczone, patrzące gdzieś w dal –
‚
KATEGORIA LICEALNA – II NAGRODA
wyczekująco. Dzieci bez krzyku na ustach, bez ogników w oczach, bez rozbrajająco niewinnej niegrzeczności. Patrzyłem przed siebie i widziałem dzieci klaszczące w dłonie przy zabawnej wyliczance, zamykałem oczy i widziałem obraz Olgi. Widziałem dziewczynkę przy oknie, która ze znienawidzoną pokorą uchyla nisko głowę.
‚ 50
*** Powrót do jej mieszkania zajął mi dużo czasu. Jeszcze długo starałem się zapamiętać wizerunek świata, który kocham. Na przemian opuszczałem powieki i spoglądałem na dzieci chowające się za drzewami. Droga do ukochanego atelier wydawała się z kolei dwukrotnie dłuższa – wciąż potykałem się o własne myśli. Gdy dotarłem było już ciemno i Olga stosunkowo szybko otworzyła mi drzwi. Zostaliśmy w progu. – Nie mam odwagi pytać co pani zrobiła ze sobą, ale cóż z tym dzieckiem? Czemu jest ono tak pełne smutku i powagi? Boznańską wcale to nie zdziwiło. Odpowiedziała mi ze swobodą w głosie, a była przy tym pełna pewności, że jej słowa mają odpowiednią barwę, wagę i ton. Była pewna ich słuszności. – Poważna jest, ponieważ musi. To głupota uznawać, że powaga tyczy się jedynie dorosłych. Jak dziecko ma pozostać dzieckiem będąc wciąż w dorosłym świecie? Milczałem. – A smutek? Nie widzę go tutaj. Smutek jest przeciwieństwem szczęścia, a na moim obrazie jest zbyt wiele niewinności, wiary i nadziei. Zapaliła kolejnego papierosa z nierozumianym przeze mnie wdziękiem. Zbyt wielu rzeczy wciąż nie mogłem pojąć. To mógł być powód do wstydu, lecz ja uśmiechnąłem się z niewinnością, wiarą i nadzieją, bo wiedziałem, że świat przy Oldze ma mi wciąż wiele do opowiedzenia. Byłem też świadomy tego, że mogę czerpać z tego źródła garściami, a ogrom wiedzy będzie wyślizgiwał się złośliwie spomiędzy moich palców. Olga wypuściła dym z wąskich ust prosto w moją stronę. Zapiekły mnie oczy i otrząśnięty z letargu ucałowałem jej dłoń, obiecując, że zjawie się tutaj jutro.
*** Wracałem do monachijskiego atelier codziennie. Pukałem do jej drzwi o świcie i wychodziłem w nocy. Większość czasu milczeliśmy. Otwierała mi z papierosem w ustach i żegnała strzepując popiół do najbliższego naczynia. Wiedziałem, że nie mogę podchodzić do sprawy sztuki tak pobłażliwie jak w ostatnich dniach. Wiedziałem, że jeżeli chcę ją zrozumieć, to nie mogę tylko z nią obcować, muszę ją czuć. Byłem święcie przekonany, że najważniejszy jest pomysł na obraz. Proces tworzenia to po prostu czas pomiędzy jednym pomysłem, a kolejnym. Dlatego najbardziej drążyłem wybór tematu obrazu. Chciałem wiedzieć co inspiruje Olgę i gdzie szuka pomysłów, gdy odczuwa ich brak. Nie byłem w stanie pojąć jak może tworzyć nie poprzez formę, lecz środki wyrazu. O ironio, nie potrafiłem zrozumieć, że dla malarki największą inspiracją jest paleta. Teraz wiem, że to dlatego nie zrozumiałem jej obrazu. Uczę się tego. Staram się zrozumieć sztukę Olgi Boznańskiej. Wychodzę z założenia, że sztuka jest inna w każdym człowieku. Inne są przekonania, nawyki i ulubiony gatunek. Jedni wolą sztukę dla sztuki, inni wolą ją upolityczniać, jedni tworzą słowem, inni pędzlem. Zgłębiam artystyczne teorie swojej muzy w blasku dziennego światła. Zacząłem dostrzegać, że dziewczynka z obrazu istotnie nie musi być smutna. Najważniejsze to zauważyć otaczające ją barwy. Pierwiastek dzieciństwa zachował się tylko w niewinnej bieli sukienki i dumnie sterczącej kokardzie, bo jest w świecie dorosłych – na nic innego nie ma tutaj miejsca. Uchyla się pokornie, przytakuje i wysłuchuje reprymend, by nie wygłupiać się nadto. Uczy się jak powinna zachowywać się prawdziwa dama i co nie przystoi dziewczynce. Otaczają ją ciemne barwy smutnego świata, gdzie brakuje miejsca na spontaniczność i beztroskę. Cztery kąty ponurej dorosłości to nie miejsce, gdzie dziecko unosi wysoko brodę i patrzy z odwagą przed siebie. Powoli wpasowuje się w ramy tego świata, zapominając o sielskości bajek. Poznaje i smakuje gorycz, lecz wierzy. To najbardziej urocza cecha dzieci – są zawsze pełne wiary i nadziei. Widzą przed sobą tą jasność na którą dorośli zamykają oczy. Mała dziewczynka o miedzianych włosach spuszcza głowę, lecz nieśmiało spogląda przed siebie spod przymkniętych powiek.
‚
KATEGORIA LICEALNA – II NAGRODA
Opiera się o framugę okna. Jest w pokoju, w domu... W świecie dorosłych. Jak się tu dostała z dziecięcego podwórka? Zastanawiam się wciąż czy wdrapała się tu o własnych siłach, czy ktoś pomocną dłonią wciągnął ją do tego świata. Przez okno. Z tamtego świata wciąż wpadają blaski nadziei, które rozświetlają jej twarz. Rozgrzewa w ich świetle swoje myśli – wierzy, że świat, który zostawiła za sobą może być też przyszłością. Mruży oczy i wyobraża sobie, że kiedyś zieleń tamtego świata będzie jej teraźniejszością, że pewnego dnia bez pozwolenia rodziców wdrapie się na szczyty wszystkich drzew, że będzie mogła jeździć konno po zielonych łąkach, a trawa będzie jej letnim łóżkiem. Jest nieco zmęczona obowiązkami i zasadami nowego świata, ale ma pewność, że dzięki ciężkiej pracy, o której wciąż mówi jej mama, będzie mogła osiągnąć wszystko, co tylko zechce. A przecież chce tylko jednego.
‚ 52
*** Zapadł zmrok i siedzieliśmy razem przy herbacie. Wśród włosów Olgi zaplątały się drobinki niezaschniętej jeszcze farby. Przed nami jarzył się blask lampy naftowej, a jej promienie padały na obraz. Dziewczynka przy oknie lśniła od mokrych barw i własnego blasku. Świetlne wibracje dodawały jej dystynkcji, a kolorom subtelności – szczególnie przy obserwacji ciepłych i zimnych tonów obrazu. W jednym z wycinków gazet, który znalazłem w boznańskim atelier nazywano Olgę malarką dusz. Tak rzeczywiście było. Dziecko z jej obrazu jest rozmyte, przysłonięte cienką pajęczyną plączących się myśli. Nie była doskonała ani jednoznaczna, bo nic w życiu takie nie jest. – Myślę, że ten obraz jest prawdziwy. Jest piękny, bo jest prawdziwy. Patrzę na niego i widzę więcej niż samą dziewczynkę. Czuję jej emocje – jej smutek i radość, wstyd i nadzieję. To jest niesamowite – wyznałem wierząc, że w końcu jestem w stanie pojąć jej sztukę. Po chwili nieśmiało spytałem – Co Ty widzisz gdy na niego patrzysz? Zapukała palcami w brzeg filiżanki, upiła łyk i przypomniała mi piękne słowa polskiego poety. Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy; Młodości! dodaj mi skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę światem W rajską dziedzinę ułudy: Kędy zapał tworzy cudy, Nowości potrząsa kwiatem I obleka w nadziei złote malowidła. Spojrzałem jeszcze raz na chropowatą powierzchnię obrazu, której powodu trzeba doszukiwać się w gęstej i grubej malarskiej materii. Dopiłem herbatę, podziękowałem i odszedłem swobodnym krokiem, bo nic więcej nie trzeba było dodawać. Wszystko o czym mogliśmy dzisiaj dyskutować było zawarte w tej odzie. Sztuka jest piękna i fascynuje mnie to jak potrafi się dopełniać. *** Dobrze mi było w swoim mieszkaniu, z moimi czystymi paletami i pędzlami, ciszą ścian – nie wychodziłem z niego przez tydzień i za sprawą największej inspiracji bezustannie malowałem. Wiedziałem zresztą, że Olgę miał w tym czasie odwiedzić ojciec, więc nie zamierzałem zakłócać ich wspólnego czasu. Odnalazłem się wśród znajomych kątów i na nowo porozumiałem z własną weną. Tak mi było dobrze. Nie szukałem kontaktu z nikim, lecz w pewnym momencie zrozumiałem, że kontakt z Olgą wciąż jest mi potrzebny. Musiałem spojrzeć czasem na jej pełne emocji obrazy, na sposób w jaki trzyma brudny pędzel i spróbować pojąć jej rozumienie świata. Było południe i prawdopodobnie pracowała, więc wszedłem sam. Nie chciałem jej przeszkadzać, chciałem tylko spojrzeć przez chwilę na jej sztukę. Byłem zdziwiony, gdy zastałem pustą sztalugę i obraz niedbale oparty o ścianę. Tuż przy nim leżał pies pochrapując delikatnie – z każdym oddechem kark psa rytmicznie unosił się i opadał. Olga siedziała na parapecie przy otwartym oknie. Jej zwykle wysoko uniesiona broda opadła nisko. Spoglądała przed siebie. Chłodne powietrze wdzierało się do pomieszczenia i tańczyło z pyłkami kurzu. – Czy coś się stało? – spytałem. Nie wiedziałem czy mam otulić ją kocem, stanowczo zamknąć okno, czy pozwolić jej otworzyć się na świat. – Właściwie to nic wielkiego. Tato powiedział mi po prostu, że ten obraz
‚
KATEGORIA LICEALNA – II NAGRODA
za mało mu mówi, że dziewczynka przy oknie jest nieobecna. Mówi, że takie oddalanie się może okazać się zgubne – odwróciła się w moją stronę poruszona – On po prostu nic nie rozumie. Tak samo jak Kraków, jak ty... Moje obrazy są uczciwe, nie ma w nich maniery, małostkowości, nie ma blagi. Są ciche i żywe, jak gdyby je cicha zasłona od patrzących dzieliła. Są w swojej własnej atmosferze... Ojciec był najwyższym autorytetem. Matka uczyła malować, lecz to on najbardziej interesował się rozwojem artystycznym córki. Starał się kierować ją na najlepsze według niego tory, czasami krytykował, lecz zawsze dbał by było to konstruktywne. Pragnął dla niej jak najlepiej, ale Olga bardzo przeżywała jego niezadowolenie. Od dziewiątego roku życia pobierała naukę rysunku i naprawdę chciała spełniać oczekiwania najbliższych. Mama mówiła, że może osiągnąć naprawdę wszystko, jeśli tylko będzie ciężko pracować. Teraz czuła gorycz wyboru między zadowoleniem własnym, a innych. Nie rozumiał jej ukochany Kraków, bywało, że i ojciec. Stała nad własnymi marzeniami, ideami i musiała zdecydować co jest dla niej naprawdę ważne. Musiała oddzielić świat dorosłych od świata zza okna i zdecydować w którym chce żyć. Wstała i przybrała dobrze mi znaną pozę – wyprostowana i z wysoko uniesioną brodą stanęła przed obrazem. Z dumą złapała go w swoje dłonie i powiesiła samodzielnie na ścianie. To był jej wybór.
OPINIA JURY
‚ 54
Aleksandra Boniecka w swoim opowiadaniu perfekcyjnie wykorzystuje fakty z życia malarki i wplata je w fikcyjną fabułę. Co więcej, autorka podejmuje próbę wykonania analizy psychologicznej Olgi Boznańskiej i robi to bardzo subtelnie, przekonywają. Narratorem opowiadania jest zakochany w malarce mężczyzna – i choć ten pomysł wydawał mi się w pierwszej chwili karkołomny – Aleksandra wychodzi z tej próby obronną ręką. Powstało opowiadanie, które w niezwykły sposób odkrywa przed nami świat Olgi Boznańskiej, osobowości wrażliwej, introwertycznej i skomplikowanej. Do pełnego sukcesu zabrakło jedynie dokładniejszego opisu formy malarskiej Dziewczynki przy oknie. Anna Rak
Eryka Gugnacka
LO im. KEN w Stalowej Woli Nauczyciel prowadzący: Ewa Wierzbicka
SZARA MALARKA CISZY Przemijam, odchodzę, I płacze po mnie tylko wiatr. Przemijam, łzy leję, I tylko wiatr cichnie ze mną. Jakże szare jest życie, Jakże ciężkie godziny Pełne smutku i łez. Ileż marzeń straconych I pragnień nieziszczonych Płacze i przemija razem ze mną. [Autor nieznany, wiersz znaleziono w papierach O. Boznańskiej obecnie znajdujących się w Muzeum Narodowym w Krakowie]
Rok 1933. Jeden z ostatnich pobytów siostry Olgi Boznańskiej (Izy) w klinice doktora Picopus w Paryżu. – Śniła mi się, taka skryta, niedostępna. Zawsze taka była. Siedziała milcząca, zaklęta w obrazie… – Któż taki? – spytał terapeuta. – Ona, dziewczynka przy oknie – odpowiedziała Iza, uśmiechając się na myśl o tajemniczym obrazie swojej siostry – nigdy nie chciała zdradzić jej tożsamości. Odnoszę jednak wrażenie, że w modelce tkwi jej dusza, przeżycia… rozumie pan? – Ta k s ą d z ę . J a k o p i s a ł a b y p a n i t e n o b r a z ?
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 56
– Jestem pewna, że malując go, myślała o dzieciństwie. Świadczą o tym delikatne pociągnięcia pędzlem przy skórze i włosach oraz mocniejsze przy odzieniu. Widziałam tyle jej dzieł, że jestem w stanie rozpoznać ten asumpt. W niby –białym bufiastym rękawie można doszukać się wielu kolorów, tworzących swoistego rodzaju dziurę, która jest na tyle mglista, że można ją porównać do odległego wspomnienia. Na pierwszy rzut oka zdaje się, że tam przy oknie dominuje tonacja zielono–brązowa, lecz tak naprawdę użyto wszystkich znaczących barw, a te, które przedstawiają twarz najbardziej przyciągają wzrok. W tym pełnym poezji malarstwie kolory tańczą ze sobą, nie ma podziału na mniej lub bardziej ważne. – Jak inni reagowali na to dzieło? – Pamiętam, że monachijscy krytycy początkowo bardzo inkryminowali Oleńkę za ten obraz. Zarzucali jej bowiem, że zbytnio chce upodobnić swój pędzel do Eugène’a Carrière’a. Po trosze rozumiem tę całą niechęć ze strony krytyków, bo gdy ten malarz cieszył się już sławą, ona dopiero parę lat później zapracowała sobie na w pełni zasłużony debiut. Kogo wtedy sportretowała? Ach tak… tego Nauena… tak, dobry był z niego człowiek. Zdawało się, że był jej wielbicielem, ale nagle wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, aby się ożenić… A Olusia już wtedy spotykała się z Józefem Czajkowskim i kontynuowała swój związek aż do końca XIX wieku. Niestety poróżniła ich osobowość siostry, Józek miał dosyć ciągłej walki o jej zaufanie. – Zdaje się, że pani równie mocno przeżywa rozterki swojej siostry. Co jeszcze pani chce o niej powiedzieć? – zainteresował się lekarz. – Zdarzało nam się, że kłóciłyśmy się o rzeczy ważne i mniej istotne, ale zawsze o siebie dbałyśmy. Od momentu ich rozstania melancholia Olgi spotęgowała się. Zaczęła nosić stare suknie, które modne były w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i coraz częściej, nie wychodziła ze swojego atelier. Na szczęście sprzed tego zdarzenia pozostały jeszcze takie obrazy, które wręcz biją wigorem jej charakteru, jednym z nich jest właśnie Dziewczynka przy oknie. Myślę, że asocjacyjnie wyraziła w barwach to, co obecnie ją charakteryzowało. Malowała w ciszy, a widoki przenosiła właśnie zza okna. W tym obrazie ono chroni postać przed szarością. Niestety szkło jest tak kruche, że w każdej chwili może się
z łatwością rozbić, a ponura barwa za szybą jest niecierpliwa, jakby coraz bardziej domaga się ofiary, którą jest Olga. Ta kolorowa bańka w postaci pokoju, bezpieczna otoczka wyobraźni, chroni ją, lecz na krótko. Zniknie, kiedy niczym naiwne dziecię wyjrzy z ciekawości poza parapet, aby przekonać się, że wśród obcych ludzi na łonie natury, nie czeka ją nic więcej jak smutek i rozczarowanie. – A więc nie lubiła pracować w plenerze? – Nie cierpiała tam malować i nawet nie próbowała się do tego zmuszać. Na zewnątrz czułaby się nieswojo, pod świdrującym wzrokiem nieznajomych. Wystarczyło jej grono uczniów i znajomych w cichym zakątku artystycznym, którzy zjawiali się codziennie w mniejszych czy większych grupach. Nikogo nie ominęła wyśmienita herbata, którą Olga nauczyła się sporządzać wedle japońskiej receptury. Ponoć najlepsza w całym Paryżu… – Dziękuję za tę ciekawostkę. Czy zechce pani odpowiedzieć, dlaczego tak bardzo symbolika obrazu Dziewczynka przy oknie zachwyca panią? – Pomyślmy… – ten obraz jest wyjątkowy, gdyż przypomina mi młodość. Mając skończone dwadzieścia cztery wiosny, siostra często wierzyła w swoje możliwości i była dumna z własnych dokonań, toteż nic dziwnego, że często podejmowała się rywalizacji z innymi. Dowodzi tego zieleń, która symbolizuje samozaparcie i entuzjazm. Sąsiadująca żółć podkreśla jej intelekt tudzież potencjał. Nieco ciemniejsze odcienie błękitu mają szczególną wartość sentymentalną, obie bowiem nosiłyśmy kokardy w tym kolorze we włosach i zaplatałyśmy sobie warkocze. Wstążki te były jakby zapowiedzią smutku, który towarzyszy nam niczym wierny pies przez całe życie i zdaje się, że nie chce nas opuścić. Użyła także koloru natury – brązu, który sugeruje wrażliwość i głębokie ukorzenienie duchowe. Pośród otaczających dziewczynkę cieni i nadmiaru gwaszu, można dopatrzeć się delikatnego pąsu, który według mnie ujawnia nieśmiałość siostrzyczki… Lico dziewczyny zostało przedstawione z profilu, co pozwala zachować tajemniczość postaci i pomaga podążać oczom za jej myślami, marzeniami… a może miłością. Tak zgaduję, gdyż w tamtym czasie Olguś nie mogła odpędzić się od adoratorów, bawiła się na balach oraz po raz pierwszy w swoim życiu zakochała się na poważnie – w Czajkowskim. Niestety nie dawała po sobie tego poznać. Myślę, że to mroczne nastro-
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
je i przedwczesna dojrzałość powstrzymywały ją przed zanurzeniem się w barwach uczucia. Dodam jeszcze, że właśnie wtedy stała ona na progu ważnej decyzji, która wymagała od niej samodzielności. Wiele prób, przez które przeszła, dodały jej tylko siły i więcej wiary w swoje możliwości. Dzięki uczęszczaniu do prywatnej akademii w Monachium, którą opłacał świętej pamięci tatko, potrafiła udowodnić, że w nauce i umiejętnościach, potrafi dorównać mężczyznom, a nawet ich przewyższyć. Pyta pan, dlaczego postać z obrazu siedzi przy oknie? Mam wrażenie, że jest ono symbolem szklanej tafli, w której odbijały się marzenia Olgi. W tej ramie zamknęła ona zieleń drzew, melancholijność wieczoru i złote pasma jej nieuchwytnych uczuć. To moja siostra… zawsze gdzieś zapatrzona, trochę nieobecna i …malująca… – Wydaje się zatem, że Maria Rostworowska, droga pani, wysnuła po latach bardzo trafne wnioski, dotyczące osobowości malarki. Twierdziła bowiem, że od wczesnej młodości Olga posiadała dar przenikania ludzkich dusz – jej czarne oczy przeszywały człowieka na wskroś. Odkrywała prawdę, ale nie wygłaszała niedyskretnych, krzywdzących osądów, natomiast z jej portretów spoglądają na nas ludzie, o których jeśli dobrze wpatrzyć się w ich fizjonomię, można domyśleć się niejednego. Zdawała sobie sprawę ze swoich parapsychologicznych predyspozycji, które z jednej strony były dla niej dużym ciężarem, z drugiej zaś sprawiały, że portrety malowanych przez nią osób były absolutnie niepowtarzalne.
‚ 58
OPINIA JURY
W opowiadaniu Eryki Gugnackiej obraz Olgi Boznańskiej poznajemy dzięki interpretacji dzieła dokonanej przez siostrę malarki. Jest to ciekawe podejście do tematu. Moje wątpliwości budzi jednak finał opowiadania, które ucięte zostało jakby w pół słowa i zakończone opinią słuszną, ale nie wiążącą się czasowo z główną narracją. Anna Rak
Krzysztof Marek Herman
KL III LO w CKU Bytom Nauczyciel prowadzący: Bożena Miś
DZIEŃ POZA KALENDARZEM Dziewczynka przy oknie, olej na płótnie, ok. 1890 r., Olga Boznańska. Jej twórczość odnajduje się gdzieś na granicy realizmu i postimpresjonizmu. Dużo miejsca pracach dotyczących jej malarstwa poświęca się więc udowadnianiu, że nie była impresjonistką. Portrecistka i malarka trochę zapomniana, a może po prostu należąca do tej grupy artystów, którzy nie przebili się do masowej wyobraźni społeczeństwa czy jakby to nazwać. Może dlatego, że jej obrazy są smutne – no, na pewno nie wesołe. Olga Boznańska urodziła się – bo od tego wypadałoby zacząć – w roku 1865 w Krakowie. Szybko zaczęła uczyć się rysunku i malarstwa. Naukę kontynuowała w Monachium, dokąd wyjechała mając dwadzieścia lat. Ostatecznie odnalazła się dopiero w Paryżu. Urodzić się w Krakowie i żyć w Paryżu to zresztą świetny życiorys dla artysty. A przecież był fin de siècle! I gdzie powinna żyć kobieta, która do końca życia zostaje panną, jest niezależna, wolna życiowo i artystycznie? Pasowała do tej epoki – podtruwając się papierosami i mocną herbatą – o ile nie wyprzedzała swoich czasów. Obrazy Boznańskiej to przede wszystkim portrety, odzwierciedlające osobowość portretowanej osoby. Przenikliwe spojrzenia, hipnotyzujące oczy, wiele mówiące twarze. Są też wnętrza pracowni przelewające
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 60
się słońcem i widoki Paryża – płynące, uchwycone w ruchu. Boznańska używa kontrastujących barw i (wyklętych przez impresjonistów) szarości i czerni. Gdzie jest Dziewczynka przy oknie? Patrząc na obrazy Boznańskiej, łatwo znaleźć ich wspólny mianownik, choć trudno go wyrazić w słowach. Dziewczynka przy oknie właściwie nie wyłamuje się ze stylu Pani Boznańskiej. Warto jednak zwrócić uwagę, że na tym obrazie, nasza bohaterka patrzy w bok i właściwie nie widzimy dobrze jej twarzy. Dziewczynka z chryzantemami patrzy na nas głębokimi oczami i właśnie wokół nich dzieje się obraz. A ta, która siedzi przy oknie nie patrzy w naszym kierunku. Dziewczynka przy oknie nie jest więc charakterystycznym dla malarki portretem, na którym z twarzy postaci można wyczytać wszystko. A przynajmniej nie w pierwszym wrażeniu. To nie oczy dziewczynki i nie jej twarz znaczą najwięcej na tym obrazie, ale ten dzień i to światło, które płynie na nią i na nas przez zielono–żółte szkło. Jest to zapewne wiosna. A ona oczy ma lekko przymknięte i spogląda w dół. Kompozycja jest wertykalna. Zauważa się ją po chwili; we włosach, w rękawach i w tych pociągnięciach pędzla, które stworzyły tło. Barwy są ciepłe, pogodne, lecz tak, jak ciepły i pogodny jest właśnie wieczór wiosenny. Obraz ten jest niewielki jak jego filigranowa bohaterka. O co jest oparta dziewczynka? O deskę okiennej framugi? A może raczej o ścianę? Na czym siedzi? Jest w ganku, gdzie światło z przeciwległego okna pada na jej twarz? Czy może raczej w salonie? Spróbujmy tak: duży dom, może dworek. Otoczony parkiem. Pod drzewami cień, przełamany miejscami promieniami słońca. Wiosna z jasnymi i lekkimi, choć zdecydowanymi barwami. Jest już ciepło, lecz niskie słońce – letnie, toczące kurz i ciężar – nie zmyło jeszcze ostrości zieleni. Dziewczynka siedzi właśnie w ganku, drewnianym, wpuszczonym w park. Oparta jest o ścianę lub brzeg okna. Siedzi na szerokiej drewnianej ławie. Jedno okno jest przed nią i oświetla jej ciepłą buzię, drugie – obok niej – staje się tłem obrazu. Dalej szerokie drzwi do parku. Ten nieregularny kształt obok dziewczynki to zdobienia rogu parapetu. Rzeźbione w drewnie.
Lecz nie musi to być dwór, park i ganek. Niech teraz to będzie salon. Kamienica lub pałac? Szerokie sale, o wysokich oknach. Za tymi oknami są drzewa. Pod oknem komoda, na niej figurka z brązu. Lub nie figurka – zegar. Nie widzimy jego tarczy, a tylko fragment zdobień. Więc jest tu czas tak anonimowy, jak dziewczynka przy oknie. Nasza dama z obrazu jest smutna lub zamyślona. Nie jest to chwila uchwycona podczas zabawy. Ona tu siedzi dłużej. Złożyła ręce; pewnie jest już myślami na zewnątrz. Ma piękne, rude włosy, a z nich zapleciony warkocz. Na głowie granatowa kokarda. Czy góra tej sukni jest błękitna, dół jasnozielony? Zielona jest przepaska w talii? A może jest po prostu biała, a te barwne refleksy – od zieleni, błękitu, po fiolet, to tylko gra światła? Światła, które dla Boznańskiej było obiektem starannych studiów? Sukienka jest z pięknego materiału, gładkiego, błyszczącego, leciutkiego. Oto filigranowa, młoda dama w dobrym domu, składa ręce i odchodzi z towarzystwa, wybiera samotność. Mała dziewczynka pięknie wystrojona, nudzi się w pustych salonach. Może obraz Boznańskiej jest krytyką dworskiego życia? Pewnie jednak nie, bo podobno Olga Boznańska była raczej dumna ze swego pochodzenia. Nie odcinała się od krakowskiej rodziny i od szlacheckiego pochodzenia. Nie jest więc Dziewczynka przy oknie obrazem coś krytykującym lub udowadniającym. Gdy spojrzeć na nią, ma się wrażenie, że sportretowany został przede wszystkim długi, ciepły dzień wiosny z jego zastojem i długimi pasażami światła na zacienionych meblach z ciemnego drewna, na ciężkich zegarach i snujących się zasłonach przy oknach salonów. Lecz nadal jest to portret. Opis tego dnia, jeśli będzie wierny, stanie się też opisem uczuć dziewczynki. Tak jak jesień z dymem wypalanych liści ma coś w sobie z tęsknoty i dekadencji, tak wiosenny wieczór jest spokojną refleksją. Gdy chłoniemy słońce… Bruno Schulz pisał, że są w roku dodatkowe dni, nieliczące się do normalnego kalendarza. Myślę, że istniały one od bardzo dawna i istnieją do dziś. W końcu są one poza czasem. Więc może jeden z tych dni jest za szkłem z obrazu Boznańskiej i przed bezimienną dziewczynką? Wchodzę z ulic Bytomia do hallu Muzeum Górnośląskiego, jestem w galerii, widzę obraz Boznańskiej. Nie rzuca mnie na kolana,
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
nie razi, nie wstrząsa. Raczej powoli do mnie płynie. I długo nie widzę dziewczynki na tym obrazie, malowanym, jakby spływał ku dołowi ramy. Dziewczynka przy wiosennym świetle, przy zamkniętym oknie i jasnym dniu. Ze złożonymi rękami. Pewnie dla niej nic wielkiego się jutro nie stanie. Oto senny dzień i młoda kobietka w lśniącej sukni. W dniu spoza kalendarza. To, że nie da się poznać całkowicie drugiego człowieka, to doprawdy bardzo trafny truizm. W przypadku artysty jeszcze bardziej trafny. Bo co możemy wiedzieć o życiu starej panny (to brzydkie wyrażenie, ale niech będzie), indywidualistki, niezależnej artystki, żyjącej kilkadziesiąt lat temu. Wiedza ludzka jest ograniczona i ograniczona jest zdolność rozumienia. A sądy o sztuce to bardzo często przecież tylko powtarzanie czyjegoś zdania. I tak Szekspir na zawsze będzie największym dramatopisarzem, Mona Lisa najważniejszym obrazem, Chopin największym polskim kompozytorem. Rozumienie sztuki zaczyna się zazwyczaj od powtarzania kogoś i czyichś sądów. Więc co zdecydowana większość ludzi może powiedzieć o Boznańskiej, o Dziewczynce przy oknie? I nawet gdyby najbardziej ceniony historyk sztuki miał się wypowiedzieć, na ile miałby rację? Cała istota sztuki i każdego konkretnego dzieła zawsze będzie do końca niezrozumiała. Więc co się liczy? Wrażenie.
‚ 62
OPINIA JURY
Krzysztof Marek Herman dokonał bardzo dokładnej analizy dzieła Olgi Boznańskiej, wydawać by się mogło, w sposób bardzo klasyczny i przez to dość suchy. Jednak w rzeczowej wypowiedzi co chwila pojawia nam się subiektywne spojrzenie autora. Przez ten fakt mamy wrażenie, że analiza tworzy się na naszych oczach, śledzimy myśl autora i z ciekawością zastanawiamy się, w którą stronę podąży. Anna Rak
Natalia Jakielska
Zespół Szkół w Lubawie Nauczyciel prowadzący: Izabela Kozłowska
ALTER EGO Portret, ten rodzaj pozornie tak skromny, wymaga ogromnej inteligencji. Posłuszeństwo artysty musi być wielkie, ale jego zdolność domyślania musi mu dorównywać. Kiedy widzę dobry portret, odgaduję wszystkie wysiłki artysty, który musiał najpierw dostrzec to, co widoczne, ale także domyślić się tego, co ukryte.
Charles Baudelaire, Najbardziej lubię gdy dnieje. Z mroku nocy wyłania się stopniowo, powoli jej i… mój świat, nasz świat. Z poświaty odchodzącej ciemności rodzą się, jak co dnia, kształty tak znane nam od lat. Wszystko wpisuje się w niebanalny cud świtu, który dzieje się każdego poranka. Niejeden z was posiada przygnębiającą świadomość faktu, że zbyt rzadko kontempluje się piękno brzasku. Często uświadamiacie sobie, że budzicie się w roli spóźnionego świadka?… Kiedy świat jest już zalany jasnym świtem jutrzni? Mnie tego ,,braku” oszczędzono. Na szczęście. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że nikt dotąd z bliskich mi pracujących tu osób, które często mijają mnie co dnia, nie miały ochoty doświadczyć w moim towarzystwie tego cudu. Istnieje przekonanie, że zaświaty budzą się do ponownego życia około północy. Cóż za ignorancja! Gdyby tylko wiedzieli, że w tych budynkach, dziewiętnastowiecznym, eklektycznym i modernistycznym, Muzeum Górnośląskiego dzieją się tak niesamowite rzeczy… Gdy rozpoczyna się ceremonia świtu najpierw bieleją okna, ciemności szarzeją, sala wydobywa się z niejasnej przestrzeni, a blade smugi
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 64
dnia szukają w niej oparcia. I tak kolejno, bez zbytniego pośpiechu dnieją płaszczyzny świtu i ścian. Oddzielają się kształty, jeden od drugiego. Południowa od północnej strony, zachodnia od wschodniej. Świtają odległości między ścianami, nami rzeźbami, nami obrazami. Gaworzą pierwsze błyski na ramie, na klamce oddalonych drzwi, gładkiej podłodze. A teraz chwila najważniejsza. ta pomiędzy narodzinami kształtów, a powracaniem kolorów wraz z odcieniem ich cienia. Nim zaranność zamieni się w poranność. Nim zieleń ścian znowu będzie zielona. I to jest ten moment. Widzę Ją. Znów jest. Idzie ku mnie tym swoim śmiesznym, drobnym krokiem. Co noc, w absolutnej ciszy, w głębokich ciemnościach niecierpliwie czekam tej eterycznej chwili. Szczuplusieńka, rachistyczna postać staje pośrodku nas. Ten sam arcydziwny uśmiech i unikalny błysk w oku, który ciągle odkrywa w nas, zaskakujące nas samych, nowe piękno. Tylko Ona tak potrafi. Jest tylko jedna niewiadoma tej chwili…. który z nas jako pierwszy dozna tego szczęścia, momentu, w którym szybko podbiegnie, delikatnie dotknie dłonią faktury, usiądzie przed nim po turecku i zacznie ten swój uroczy monolog, jakby była pozbawiona świadomości, że jesteśmy z tej samej gliny, że się słyszymy, że nadejdzie czas odpowiedzi. Jej sylwetka przypomina dawną dziewczynę, jaką była, nim czas, delikatna, dobrowolna alienacja, choroba dały się jej we znaki. Jest taka, jaką Ją zapamiętałam, kiedy rodziła się nasza więź – twórcy i dzieła… . nie to stwierdzenie zbyt prymarne i chłodne, nieoddające naszych relacji. Bardziej trafne jest spuentowanie tego dogmatem o więzi między czarodziejką a kunsztowną magią Jej maestrii. Olga. Moja Olga. Idąca z rozgorączkowanym wzrokiem, z tą nieszczęsną fifką z papierosem trzymaną w delikatnych palcach, niemo przywołująca mnie, by powiedzieć o tym, co przed chwilą odkryła, a czego wcześniej nie zauważyła. Przypomina mi teraz tą z autoportretu z 1897 roku. Drobna, ubrana w brązową suknię z bufiastymi rękawami i malarski fartuch. Duże, brązowe oczy i ciemne, kasztanowe gęste włosy, upięte w kok. Patrzy ciepło z nieodgadnionym półuśmiechem. Cała Olga. Tych autoportretów – świadectw pozwalających prześledzić upływ czasu, odciskających jego piętno na jej rysach, namalowała wiele. Czasami byłam świadkiem ich tworzenia. Widziałam je, gdy w międzyczasie nie zasła-
niała mi widoku obrazem postawionym przede mną lub kiedy nie odwracała mojego awersu do ściany. Jaki jest mój ulubiony? Chyba ten z 1906 roku… . jest na nim taka dystyngowana, posągowa w tej białej bluzce. Tylko ona posiada tę znikomą niespotykaną umiejętność malowania nie twarzy, tylko duszy. Nie, nieprawda, potrafi namalować i jedno, i drugie, jako całość. Pamiętam słowa Wyspiańskiego (którego według słów bliskiej znajomej, Getterowej, Olgunia nie cierpiała), recenzującego jej dzieła: Jakże tu malować, kiedy Boznańska robi takie cudne obrazy?. Tak to prawda, Olga tworzyła cuda. Zapłaciła za to wysoką cenę – życie prywatne nie układało się jej tak , jakby tego chciała. Trudne relacje z wymagającą matką Eugenią Mondant z pochodzenia Francuską, jej pierwszą nauczycielką i nieustanną, wymagającą recenzentką. Układały się one jak między surowym nauczycielem a uczniem. To ojciec zapewniał jej czułość. Była jeszcze siostra Iza. Niestety narkomania, alkoholizm, histeria siostry nie pomagały w budowaniu więzi. Wprawdzie zachowały do siebie serdeczne uczucia, ale nie mogły żyć pod jednym dachem. W końcu dziesięcioletni, (zerwany przez niego w mało elegancki sposób) związek z Czajkowskim, którego namalowany przez Olgę portret, towarzyszył jej do końca życia. Ten passus na ironię wzmocnił jej malarską karierę. Za to wyłączne, ale jednak dobrowolne skupienie się na tworzeniu obrazów, artystyczny Paryż zaczął ją doceniać. Wystawiała obrazy i zdobywała kolejne nagrody. Olga lubiła ten okres w swoim życiu i lubiła Paryż. A ja lubię wspominać ten paryski okres w życiu Olgi… O! moja Olga poruszyła się niecierpliwie, zamknęła na chwilę oczy. Skąd ja znam ten wyraz twarzy! Zaciągnęła się papierosem, podniosła wzrok, ruszyła szybko przed siebie, odeszła, tworząc większą odległość między sobą a chwilowo obserwowanym obrazem Brandta. Odwróciła się w moim kierunku i w oparach unoszącego się papierosowego dymu powiedziała, a raczej stwierdziła: – Moja Izuniu, to zachwycające, ile artysta daje z siebie swojemu dziełu! Nazywała mnie Izą, bo tylko na taki nierzeczywisty dialog ze swoją siostrą mogła i miała ochotę się zdobyć. Tylko wtedy mogła zapomnieć o ograniczeniach Izy, udając, że nigdy ich nie było, że między nimi jest tak, jak być powinno między siostrami – pokrewność dusz. Zwracała się do mnie
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 66
w taki sposób, wyłącznie w tych magicznych dla nas chwilach, w których istniałyśmy tylko my i te obrazy, w których nikt postronny, żaden intruz jej nie słyszał, w których mogła wyłącznie oddać się swoim artystycznym uniesieniom. Iza, wspomniana siostra Olgi, również uzdolniona artystycznie, trochę malowała, ale jej prawdziwą pasją stała się gra na fortepianie. Była całkowitym mentalnym przeciwieństwem Olgi. Tylko wtajemniczeni wiedzieli, że wdzięk Izy i żywość usposobienia przykrywały, ujawniające się wcześnie przejawy nerwowego schorzenia, które później przeobraziło się w groźną chorobę. Może to było przyczyną wciąż słabnącej więzi? A może podświadomej zazdrości – o talent, względy matki, przyszłą sławę? Trudno powiedzieć. A może to już taka rodzinna natura? Obie utalentowane i obie szarpiące się z życiem. Olga ciągle się z czymś lub kimś zmagała. Robiła to nawet podświadomie. Nadto określenie jej stylu malarstwa było trudne dla niej samej. Krytycy i znawcy malarstwa byli podzieleni. Jedni widzieli w niej impresjonistkę, inni postimpresjonistkę. A ona ciągle walczyła o swój styl. Romansowała artystycznie z technikami różnych mistrzów. Był okres japonizmu, podglądania Kricheldorfa, Leibla, Carriera, Nauena, ukochanego Velazqeza, Maneta, Whistlera, Vuillarda, jak i wielu innych. Jaki był ten jej artystyczny adres? Często powtarzała pytanie: ,,Ja i impresjonizm?”. Tak, Boznańska to Boznańska. Kropka. Jedno jest pewne. W swym zgłębieniu malarskiego metier Olga dotarła dalej niż profesorowie różnych akademii malarstwa, których nie pozwolono jej skończyć. Kobiety za czasów młodości Boznańskiej nie miały do nich dostępu. Nigdy nie wiedziałam skąd Olga ma pewność, że widzę te wszystkie obrazy, nad którymi się zachwycała. Przecież zdawała sobie sprawę z mojej artystycznej pozy! Sama mi taką wybrała. – Wiesz, jak jestem zazdrosna, gdy jakiś obraz robi na mnie większe wrażenie niż mój!? – zażartowała z przekorą. Choć tak naprawdę nie byłam pewna czy to tylko bufonada, sztuczna maniera, czy kolejna maska, którą zakładała w przypływie nerwowego zagubienia i niepewności. – Spójrz na te pejzaże Fałata, Chełmońskiego, Wyczółkowskiego, Ajdukiewicza, malarstwo sytuacyjne mojego monachijskiego opiekuna i nauczyciela, znajomego ojca – Józefa Brandta… wiesz, jak im zazdroszczę,
że w tak naturalny sposób wykorzystywali umiejętność malowania w plenerze! – westchnęła dziwnie pobudzona. A ja w uszach usłyszałam jej słowa często wypowiadane podczas artystycznej irytacji i niemocy: pejzaż jest strasznie trudny. Krajobrazu nie można posadzić na kanapie i kazać mu przychodzić kilkanaście razy do pracowni… Głos Olgi płynął delikatnie po sali. – Wiesz ile bym dała, żeby można było cofnąć czas… – mówiła mrużąc oczy – może teraz byłabym bardziej odważna, otwarta na świat i innych ludzi. Nie byłabym taka pełna zniecierpliwienia i nieufności wobec innych. Teraz medycyna nazywa to stanem depresyjnym, wie jak to leczyć. Wtedy przyjmowano to jako efekt podkreślenia swej indywidualności artystycznej. A przecież ja tak bardzo chciałam garnąć się do ludzi, ale nie wiedziałam jak… bałam się, że jak tylko wyjdę, znajdę jakieś miejsce do malowania, to od razu zbierze się grupa… i zacznie mnie oceniać. A miałam już dość ciągłych ocen matki, ciągłych sprawozdań z tego jak maluję, co, gdzie wystawiam i czy się podoba.Była taka nazbyt przewrażliwiona, melancholijna, zamknięta w sobie… choć nie brakowało jej czułości. Jednak ten matczyny nalot melancholii i pewien balast przestarzałych konwenansów odegrały zarówno w moim, jak i Izy życiu, destrukcyjną rolę, zwłaszcza w kwestii przygotowania do życia. Zamilkła na chwilę, po jej policzku spłynęła przezroczysta łza. Tak pamiętam, Olga malując, prawie nigdy nie wychodziła w plener. Ale pamiętam też i to, że lęk przed wścibstwem ludzi, to nie jedyny powód tego stanu. Jakby zapomniała o swym stałym atrybucie, okularach przeciwsłonecznych, które chroniły jej wrażliwe oczy przed słońcem. W nazbyt słoneczne dni zakładała je nawet w swojej pracowni albo okna zasłaniała grubymi kotarami tzw. żaglami. Ale co prawda, to prawda, nie lubiła być oceniana. Z zadumy wyrwał mnie jej głos. – Pamiętasz to rosłe, herkulesowe wręcz drzewo na jednej ze stacji paryskiego metra!? Tak bardzo chciałam je namalować… i stchórzyłam. Strach przed nadmiernym zainteresowaniem ludzi, był większy, niż pragnienie
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 68
uwiecznienia tego poematu natury – umilkła. Nagle wybuchnęła śmiechem. Zbyt dobrze ją znałam, żeby nie wiedzieć, o co chodzi. Jej paryskie atelier. Dla niej azyl. Inni widzieli w nim tylko nieporządek, mnóstwo pustych opakowań po papierosach, tytoniu czy bibułkach i… biegające po podłodze myszy. Pamiętam, że i mnie przerażała myśl, że stanę się dla nich śniadaniem, obiadem i kolacją w jednym. Olga cały czas walczyła z wiwisekcją, uskarżała się na sąsiedztwo laboratorium, w którym przeprowadzano eksperymenty na zwierzętach. Z drugiej strony troska i przywiązanie do małych brązowych myszek była swego rodzaju protestem przeciwko takim praktykom. Olga uwielbiała wszystkie zwierzęta! Słyszałam od jednej z pracownic muzeum, że kiedy umarła, znaleziono jakieś siedem zdechłych myszy albo przez nią samą zaduszonych na tym łóżku, gdzie umarła. Nie! przepraszam o tym okresie jej życia nie będę mówić. Przecież Olga jest… tu i teraz. Tylko to się liczy. Ośmieliłam się podjąć z nią tę grę we wspomnienia i odezwałam się. – Xawery Dunikowski nazwał ciebie świętym Franciszkiem. Wtedy odwróciła się w moim kierunku i nareszcie zobaczyłam w pełni jej twarz, pełną tęsknoty i wspomnień. – Droga Izuniu czy mogłam przypuszczać, że to właśnie ty, dziewczynka siedząca przy oknie, z tego niepozornego i niewielkiego gabarytowo obrazu, zostaniesz powiernicą moich myśli – bardziej stwierdziła, niż zapytała. Koniec końców mogłam nareszcie w pełni się odwrócić, a nie ciągle patrzeć na nią kątem oka. Uśmiechnęłyśmy się do siebie znacząco. Gdyby ktoś teraz nas zobaczył… chciałabym widzieć minę pracowników muzeum. Czy w ich wyobraźni było miejsce na takie bliskie spotkanie trzeciego stopnia? Czy zdawali sobie sprawę z tego, co dzieje się w blasku jutrzni w ich muzeum? Każde szanujące się panoptikum ma swego dobrego ducha. Czy mogli przypuszczać, że ich galerią opiekuje się nie byle kto!? Sama Olga Boznańska, portrecistka takich znakomitości, jak – pisarz i noblista Henryk Sienkiewicz, światowej sławy pianista Artur Rubinstein, krytyk, twórca nazwy ,,kubizm” Louis Vauxcelles , poeta Remy de Gourmont i wielu innych. Te portrety zaprzeczają obiegowej opinii. Nie była Olga zamknięta w murach swojej pracowni – zwierzyńca samotnicą, zakonnicą w klasztorze sztuki. Wręcz przeciwnie, była w pełni świadomą
swoich celów. Przeżywała jak wszyscy nadzieje, złudzenia, sprzeczne nastroje, chwile szczęścia, a także rozczarowania i zawody. I wtedy stało się to, na co każdy z nas czekał. Sacrum. Zdrętwiałam z emocji… Olga usiadła po turecku przed obrazem. Tym razem wybór był zaskakujący nawet dla mnie. Niespodziewanie Olga nie odeszła daleko, a właściwie w ogóle nie ruszyła się z miejsca. Siedziała po turecku naprzeciw mnie! Sięgnęła do kieszeni fartucha upstrzonego wszystkimi kolorami tęczy (zawsze wycierała w niego pędzle), wyjęła paczkę ulubionych papierosów, wyciągnęła jednego, umocowała w fifce…a ja jęknęłam ze wstrętem. – Olguniu czemu ty znowu palisz… – Nie wydaje ci się, że w tej sytuacji staje się to mało istotne!? – zaśmiała się sarkastycznie. Odpowiedziałam jej smutnym uśmiechem. Ciepło jej głosu zignorowało moje faux pas, jakby chciało odwrócić uwagę. – Wiesz Izuś, zebrało mi się dzisiaj na wspomnienia. Także te związane z tobą. Rok 1890 zastaje mnie w Monachium, ówczesnej mekki malarstwa. Kontynuuję doskonalenie techniki malarstwa portretowego. Jestem już po namalowaniu W oranżerii. Dlaczego taki temat? Może moda. Monet maluje W cieplarni, Maeterlinck tytułuje zbiór wierszy Cieplarnie, Zola czyni w powieści Odprawa cieplarnię miejscem schadzek finansisty Saccarda. Sądzę, że tkwiło we mnie coś z poezji Maeterlincka, który cieplarnię uznał za metaforę duszy, w której rozkwitają kwiaty niezwykłych uczuć i budzą pragnienia. Tak, ta dziewczyna w oranżerii, jeszcze nie kobieta, wygląda na moim obrazie niczym egzotyczny kwiat niezdolny do życia w normalnych warunkach. Mówili, że jej twarz jest pozbawiona wyrazu… nic bardziej mylnego, ale oni obstawali przy swoim, wciąż nic nie widząc, nic nie rozumiejąc. Może dlatego ciebie namalowałam prawie tyłem do widza? Żeby ich zmusić do jakiejkolwiek refleksji!? Może chciałam, żeby odkryli twoje wnętrze? A może chciałam udowodnić, jak trudno powiedzieć coś pewnego o kimś, gdy w pełni nie widzimy jego twarzy – uśmiechnęła się nostalgicznie. Zawiesiła głos, zaciągnęła się papierosem, przymknęła oczy. Westchnęła, mówiąc:
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 70
– Uwielbiałam, kiedy snuli swe domysły na temat twojego wieku, stanu emocjonalnego, związanego z nim wyrazu twojej twarzy. Byłam dumna z faktu, że zmusiłam ich do odczuwania sztuki. Mojej sztuki. Potraktowania jej jak zawiłej zagadki. Zbliżało mnie to, w mojej pysze, do malarstwa ulubionego Velazqueza. On też intrygował i zaskakiwał. Jakże i ja tak chciałam działać na widzów. Pamiętam, że na pomniku artysty w Sewilli napisano mu dedykację – ,,Malarzowi prawdy”. Jakie to piękne i wzniosłe. Oprócz ułomnego naśladowania mistrza, starałam się o indywidualność. Moją wizytówką staje się technika malarska. U mnie nie ma bezpośrednio farby z tuby czy przypadkowego mieszania farb. Często stosuję abrasion – przecierkę. Kładę farbę na farbę, czekając, aby każda warstwa podeschła. Nie boję się szarości. Ona niekiedy wręcz dominuje na moich obrazach. Choć trzeba przyznać, że u ciebie jest ledwie zauważalna. To jeszcze nie ten okres, kiedy zaczęłam ją wielbić i odkrywać jej wręcz mistyczną, artystyczną różnorodność. Choć z drugiej strony jej dominacja na moich obrazach stała się nieuzasadnionym w praktyce mitem. Paradoksalnie z tego punktu widzenia śmierć ojca wyzwoliła we mnie tak długo poszukiwaną, kolorystyczną indywidualność. Papo, tobie i odkrytym wielorakim możliwościom Bogini Szarości to zawdzięczam, konsekwentne dążenie do celu – bycia artystką. Ja nie poświęciłam życia dla malarstwa. Wybrałam malarstwo, bo było dla mnie prawdziwym spełnieniem. Nagle z mojej pamięci wydobyły się słowa. Jej. Olgi. – …w chwili, kiedy nie będę mogła malować, powinnam przestać żyć – pisała do ojca. – Tak, pamiętam – przerwałam jej nerwowo – potem w 1904 roku Adolf Basler napisał o twojej technice te słowa – …Maluje na sucho i ton obok tonu kładąc, wysubtelnia szorstkość kolorytu, lustrzaną przejrzystość daje brudnym kolorom ziemnym… Dalej pisał tak – Płótna te są jak wytworna materyja. Pańskie to, wykwintne, wyrafinowane. Fizycznie odczuć substancję w tak arystokratyczny sposób, znaczy to przeduchowić zmysły, by stworzyć dzieło sztuki… tonacja szarości to bardzo malarska koncepcja, z którą tylko wielki wirtuoz umie sobie poradzić…. – zamilkłam i w napięciu spojrzałam na Nią. Olga uśmiechnęła się, zadowolona ze stanu mojej pamięci. Wykorzystałam ten nastrój przepełniony sentymentalną przeszłością i poprosiłam.
– Opowiedz o mnie…co ty czujesz, kiedy patrzysz na mnie. – Chcesz, żebym odegrała rolę jednego ze zwiedzających?... Niecodzienny, dość prowokacyjny pomysł. Dobrze zabawmy się. I jak dziecko klasnęła w dłonie. Patrzyła na mnie tymi wielkimi brązowymi, przejmującymi oczami, chwilę milczała, zaciągnęła się papierosem i dmuchając mi dymem prosto w twarz, zaczęła mówić. – Patrzę na niewielkich rozmiarów mój olej Dziewczynka przy oknie. dotykam chropowatej, szorstkiej faktury. Trzeba przyznać Izo, że miejsce wybrano ci dość szczególne, dzięki temu, że wisisz na ścianie blisko otworu okiennego, ta osobliwa empiria sprawia, że zarówno na obrazie, jak i w rzeczywistości, patrzysz w okno. Podwójny efekt. Ciekawe czy zamierzony? Wiesz, tak naprawdę nie potrafię dokładnie przypomnieć sobie konkretnej daty twego powstania, bo jak zapewne pamiętasz, przeważnie nie datowałam swoich obrazów. Znawcy mówią, że około roku 1890. To był okres, w którym coraz więcej uwagi poświęcano okresowi dojrzewania. Miało to swoje odzwierciedlenie w filozofii, malarstwie, literaturze czy rzeźbie. Podziałało to również i na moją wyobraźnię. Dojrzewanie to trudny okres w życiu człowieka. Wiedziałam coś o tym. Moje obrazy z tego okresu, końca XIX w. obracają się wokół tematyki odosobnienia, samotności i introspekcji. No cóż, klimat fin de siecle. Twój portret wyrósł z tych zainteresowań. – zawiesiła głos, strzepnęła popiół z papierosa, zupełnie nie przejmując się, że spada on bezpośrednio na lśniącą od czystości posadzkę. Wypuszczając nosem papierosowy dym, mówiła dalej. – Gdy tak patrzę na ciebie, widzę przede wszystkim siedzącą postać dziewczynki ujętą z prawego profilu. Ubraną w biała suknię, pełną zielono–niebieskich refleksów, stworzonych przez odbijające się w szybie promienie słońca, przebijające się zapewne przez różnorodną w swych odcieniach zieleń, rosnących w pobliżu domu drzew, przepasaną ciemnozieloną szarfą, z bufiastymi rękawami. Pewne, ale subtelne prowadzenie pędzla, które pozwala, by barwne plamy ulegały jakby wibracjom, układa na jej drobnej sylwetce mieniący się materiał sukni. W stroju dziewczynki dominuje tytanowa biel z odrobiną cynowego odcienia, gdzieniegdzie refleksy królewskiego szarawego błękitu z poświatą indygo. Wiesz
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 72
Izo – wtrąca – i tu już widoczne jest moje częściowe uleganie technice impresjonistów. Fryzura – kontynuuje Olga – odpowiednia do młodego wieku, ciemnoblond włosy splecione w długi warkocz opadający na plecy, z przyczepioną na głowie kokardą w kolorze kobaltowego błękitu z ledwie widoczną smugą indygo. Ta obfita, choć z pozoru ograniczona paleta barw, łączy się z czymś dalekim, powściągliwym, niezbyt wyraźnym… należącym tylko do niej. Jej dłonie połączone ze sobą i ułożone na kolanach. Oczy, choć niewidoczne, bo spuszczone, przykuwają najwięcej uwagi widza. Podżegają do podglądania dziewczyny. Nie dają spokoju, działają na wyobraźnię, skłaniają do swoistej imaginacji, kreacyjnych fantazmatów. Ich zadumanie skrywa tajemnicę. Nie wiadomo z czym zmaga się dziewczynka. Skąd ta melancholia malująca się na jej młodym licu? Skąd ta boleść duszy? Rumieniec na twarzy, do którego użyłam czerwonawej żółci neapolitańskiej przełamanej karminem, zdradza skrywane przez niewidoczne oczy, emocje. Jakie? Może uświadomiła sobie, że nadszedł kres sielskiego dzieciństwa, że niedługo wkroczy w dorosłość, brutalną i niespokojną. Gęstwina niepokornych emocji rozsypuje jej pewność siebie i dotychczasową stabilizację, która tak naprawdę już jej nie pociąga. Ten przyszły, nieznany świat kusi ilością doznań i przyciąga jak zniewalające pachnidło. To okno, przy którym siedzi, zaznaczone ramą o kolorze palonej umbry – głębokiego brązu z dodatkiem sieny, to tak naprawdę okno na świat, jej świat. Okno stanowi tło, wnoszące duże ożywienie do obrazu. Jest przepełnione odcieniami zieleni złocistej, oliwkowej czy szmaragdowej oraz żółci w odcieniu średniego i jasnego żółcienia kadmowego, strontowego i ultramaryny. Czasami zauważyć można poświatę ochry złocistej. Poza, jeszcze pełna spokoju, sugeruje gotowość do biegu, którym jest dorosłe życie. Ma się wrażenie, że słychać, to kobiece już westchnienie, ale nie ulgi, lecz zebrania sił, intensyfikacji przyszłych wrażeń... – Olga milknie, by po chwili kontynuować, jednocześnie zapalając kolejnego papierosa. Nie odzywam się. Nie lubi jak się jej przerywa. Zresztą kochałam te jej monologi. Była przy tym taka… nie potrafię dobrać odpowiednich słów…taka realna, niepodrobiona, markowa. Prawdziwa Olga. Prawdziwa Boznańska. Chłonę jej słowa.
– …na razie nie może pozwolić sobie na uśmiech – Olga celebruje każdy wypowiadany wyraz – chce skupić się na tym, co przyniesie jej dorosłe życie… i doprawdy wie, co chce od niego dostać, nawet gdyby miała to wyszarpać. Jest przerażona swoimi kłębiącymi się w głowie myślami. Dlatego spuściła wzrok. Przecież wszyscy podkreślają jej delikatność, niedojrzałość, niedorosłość. Nie znają prawdy o niej lub nie chcą jej przyjąć do wiadomości… Jej dorosłość to czyjaś starość. Przerażająca, choć nieunikniona kolej rzeczy. Czyż można dobrowolnie się na to godzić!? Ona rozumie to, ale nie chce zatrzymać biegu wydarzeń. Teraz dopiero zauważam, droga Izo, że ta niebieska kokarda, którą wpięłam w twoje włosy, już Ci nie pasuje. Nie ma między Wami harmonii. To zaskakujące, droga Izo, ja zawsze podkreślałam, że zabierając się do portretu, artysta winien sobie zdać sprawę z założenia barwnego modela, tak go ubrać, dać mu odpowiednie oświetlenie i tło, by to razem stanowiło harmonię. A ta kokarda przełamuje wszystko, co znajduje się na obrazie, wprowadza nutę czyhającego w pobliżu chaosu. Jest jak spóźnione pożegnanie z czymś lub kimś tracącym dotychczasowe znaczenie. Degrengolada rozpoczęła się na dobre, ale ty jeszcze nie jesteś jej w pełni świadoma. Czekasz, lekko garbiąc plecy od nadmiaru skłębionych myśli i emocji. Za chwilę staniesz się świadkiem narodzin swej kobiecości – Olga zawiesza głos. A ja zyskuję świadomość, że oczy artystki widzą inaczej niż oczy profana. I błogosławię tę chwilę. – Tak, naprawdę teraz dopiero to widzę – powtarza z gorączkową wręcz ekstazą – wszystko: boczna, wertykalna, malarska perspektywa, centralny układ kolorów podporządkowany głównemu elementowi na obrazie, czyli Tobie kochana Izo; wertykalna, statyczna dwuplanowa kompozycja, paleta barw, poza modelu, to wszystko! – Zaciąga się – powtarzam ci, to wszystko posłużyło mi, by zaszyfrować w obrazie wiadomość dla widza, prawdziwy przekaz! – mówiła coraz szybciej i szybciej. – Izo – ściszyła głos – ta dziewczynka na obrazie…to ja. Po prostu ja. Wiem, wiem, nie ma mojej twarzy…, ale ma moją duszę. W tej dziewczynce zawarłam całą swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ten klimat spleenu, fin de siecleu ciągnął się za mną jak cień przez całe życie, by u schyłku całkowicie mnie zdominować – Olga zamarła. Zakryła twarz
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
‚ 74
dłonią. Patrzyłam na nią i wyszeptałam. – Ktoś mądry kiedyś powiedział: Aby oddać twarz, zobaczyć ją i dokonać jej syntezy, trzeba magicznego wejrzenia, gdyż należy odnaleźć twarz ukrytą. Każdy portret bez tego jest tylko smutnym trupem… – To Antonie Bourdelle – słyszę jej ściszony głos. Twarz Olgi miotana emocjami, wydawała się młodnieć. Pozbawiona oznak artretyzmu i miażdżycy, zdawała się nie widzieć nic ponad ten obraz, ponad mnie i siebie. Ponad to, co w końcu zobaczyła, odkryła, odgadła. Trzeba było ją widzieć. Piękna, monumentalna wręcz, pełna pasji, a przy tym taka drobna i taka moja. Taka, jaką chciałam Ją pamiętać i zachować w sercu. – Un nouveau jour se leve, czyli witaj poranku – pomyślałam, pragnąc unieśmiertelnić tą chwilę. W oddali słychać było zduszone kroki. Musiałam to powiedzieć. – Olgo, już czas… . Ze zrozumieniem skinęła głową. Odchodzi. A ja zamknęłam oczy i wciąż widzę Ją, jak przechadza się paryską ulicą, ubrana w zaskakująco nie na czasie długą suknię, szalenie ściśniętą w talii, w kapeluszu jak talerz krzywo nałożonym z różnymi rajerami w środku. Zapewniam was, wszyscy Ją zauważyli. To idzie wielka Boznańska. Mówię cichym głosem za odchodzącą: – Do zobaczenia Olgo, twój czas kończą rodzące się promienie słońca. Ich codzienne narodziny to twoja codzienna śmierć… lecz tylko pozorna. Zawsze tu będziesz. Wśród nas jest twoje miejsce. Na zawsze. Zaskrzypiały delikatnie otwierane drzwi. Szybko przybrałam obrazową pozę. Jednak kątem oka zdążyłam zauważyć malujące się na twarzy pani Ani zdumienie, gdy zobaczyła lekko unoszące się w powietrzu resztki papierosowego dymu… Podeszła kilka kroków w moim kierunku. Schyliła się. Podniosła. Jej dłoń ukryła puste, zmięte opakowanie po papierosach. Usłyszałam szept: wszystko mija i znika, a człowiek jest… . Zaraz, zaraz to przecież słowa Olgi. Skąd?! Czyżby jednak wiedziała? Chapeau bas, Pani Aniu, chapeau bas....
Bibliografia H. Blum, Olga Boznańska. Zarys życia i twórczości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1964. P. Kopszak, Olga Boznańska [1865–1940], Edipresse Polska, Warszawa 2006. Olga Boznańska [1865–1940], Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Narodowe w Warszawie, Kraków 2014.
OPINIA JURY
Alter ego Natalii Jagielskiej to ciekawe, dobrze napisane opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w muzealnej galerii obrazów. Jego narratorką jest Iza, Izunia, czyli postać sportretowana przez Olgę Boznańską. Autorce pracy udało się znakomicie i w sposób niemal niezauważalny wpleść informacje o biografii i twórczości malarki w narrację, a elementy analizy dzieła plastycznego i refleksję nad procesem twórczym w dialogi pomiędzy portrecistką (a właściwie jej „szczupłym i rachitycznym” duchem) a namalowaną Dziewczynką przy oknie. dr hab. Anna Gomóła
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
Natalia Ziaja
Zespół Szkół Artystyczno–Projektowych w Tarnowskich Górach Nauczyciel prowadzący: Paweł Janicki
RETROSPEKCJA
‚ 76
W otwartej kompozycji zamknięta osobowość. W barwnej, szerokiej gamie Jej wąskie źrenice odurzone w żalu pod powiekami. Ciepłe oleje w recitalu zimnych refleksji. Głęboki smutek wędrującej farby okrywa nagą duszę. Perspektywy od lat nie zakrzywia drganie strun głosowych. Pod pozorem statyki synaptyczna walka ambiwalencji. Kontemplacyjna percepcja.
OPINIA JURY
Krótkim wierszem trudno jest szczegółowo opisać dzieło malarskie, ale można syntetycznie uchwycić przekaz, ideę lub oddać nastrój. Dotrzeć do sedna, pomijając detale. Albo też uwypuklić wewnętrzne napięcia i pęknięcia. Wiersz Natalii Ziai budowany jest na przeciwieństwach – w pozornym spokoju pełnego kojących zieleni portretu, Pisząca Retrospekcję dostrzega grę kontrastów (zamknięty/otwarty, wąski/szeroki, ciepły/zimny), połączenia i podziały. Mało, ale i dużo zarazem... Dr hab. Anna Gomóła
‚
KATEGORIA LICEALNA – WYRÓŻNIENIE
Marianna Bursiak
Społeczne Gimnazjum nr 4 STO im. A. Wodziczki w Poznaniu Teachers: Dagmara Tabaka –Wojak, Anna Zujewska
IN THE SNARE OF GROWING UP I just want to know if growing up's worth it. That's all. Forgive Me, Leonard Peacock, Matthew Quick
‚ 78
The picture A Girl by the Window was painted in 1890 on canvas with oil technique. It is assigned among the mainstream of post–impressionist art. The piece of art is currently located in Muzeum Górnośląskie in Bytom. It was painted by Olga Boznańska (1865 –1940) – an eminent Polish painter. Her home town was Kraków where she spent her childhood and grew up. Boznańska demonstrated her artistic interest since she was a child. Therefore her mother Eugenia Mondan, who was also interested in art, unveiled the techniques of drawing to her. Father Adam Nowina Boznański assisted his daughter in developing her painting passion since her early age. He sent Olga to private drawing courses because women weren't allowed to attend Academy of Fine Arts. Those times hardly any women decided to start a painting career because painting for women was only supposed to be a pastime. Boznańska came to the conclusion to start painting although surely it wasn't an easy decision. She learned painting with Antoni Piotrowski and Kazimierz Pochwalski. Later she studied at Adrian Baraniecki’s Higher Artistic Courses for Wo-
men and in Monachium with Karl Kricherdorf and Wilhelm Dürr. The painting A Girl by the Window was painted when she was 25 years old. In her main range of interest was a human being, mostly his dilemmas and secrets. Therefore, generally she used the colours of sorrow because as she said: What can I do that it’s sad? I can’t be a different person from who I am: If the soil is sorrow, everything that grows on it must be sorrow as well... However, as a young artist she was searching for her own characteristic means of expression. Therefore this picture stands out from the later ones with a definitely warmer tone. In the foreground we can see a female sitting form, cropped to the knees, occupying the whole left side of the image. She is sitting in an empty room, with a scarcely visible window frame and looking in the distance. The girl is turned to us with her right profile and she attracts our eyes hexing with grace and a natural pose. She is wearing an elegant dress, girdled with malachite green, velvet sash. The upper part of the dress looks like a gossamer white blouse with puff sleeves, which under the influence of the light falling from the window, softly shines through showing her naked arm. The green colours from behind the window appear on this soft material with silvery tones. By contrast, the bottom part of the dress is in olive shades. On the lit snip we can also catch a glimpse of mint shades and on the back there are noticeable patches of dark green, brown, orange, yellow and turquoise. Glowing strong light brings out a muslin structure of this fabric which this dress is made of. The girl's brown hair along with soft, light, beige strands is braided in a high plait. Right at the top of her hair we can see a cornflower bow which emphasizes the young age of the model and recollects a school uniform. The girl's face is in warm tones of the skin in soft pink orange and massicot colours. On her face we can see a delicate blush which appears maybe surprisingly, probably under the influence of emotions caused by thoughts the girl is presumably occupied with at the moment. In the background, behind the model we can conjecture there is a window. Bright stains, the shades of green, yellow and white, suggest that there is spring outside. Whereas, a wooden window sill is built with shades and partial shades of brown. In the painting we can see two main light sources, which are illuminating
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA OBCOJĘZYCZNA – I MIEJSCE
‚ 80
the figure. The directions they are glowing to interfere the static of the composition. The stronger one is falling from the window straight into the girl’s left profile which makes her blouse even more transparent. At the back of the girl’s neck and on the left side of her head there are shadows shown with different tones of grey. The second, a little weaker light source is placed a bit higher than the other one, it is glowing from behind the girl and it is illuminating the back of her head and her back. Her clasped hands on her laps are also brightened by the light from the window. Because of her stiffly arranged hands she looks uneasy, in some kind of agog, maybe she’s pensive. It can’t be a routine for her. Probably this is the first time when she is posing to a portrait. Certainly she is tired so she is engrossed in thinking. The shades of brown and grey connected with light colours applied with nervous brush strokes may make the observer feel restlessness, resulting from the fact that we do not know what is preoccupying the girl's head. The composition in this painting is static, the figure is sitting pensively, turned with her right profile. Slanting, expressive brush strokes, fresh colours of the background and first of all light that is penetrating everything, bring on movement and interior dynamics of this painting. What dominates the painting are warm colours. We can see lots of shades of the same colours, tones and halftones which are brought out by the vibrating, omnipresent light. The space of this painting is created by the contrast of the brushwork. Boznańska also in this piece of art used pictorial perspective where the girl’s light dress is painted with wide, expressive brush strokes. We can clearly see a few layers of tones, darker are illuminating from under lighter, vigorous stains. In the background there are contrastive, smooth colours. The direction the girl is looking towards leads us to the invisible horizontal line, which is somewhere behind the picture frame. This painting is some sort of a psychological portrait of this character because a human being was always in the main range of Boznańska’s interest and she was always called the painter of souls. The girl’s glance is taking me into her world of dilemmas and doubts and it lets me look at the process of becoming mature. While painting this portrait, Boznańska wanted to include the girl’s spiritual and mental state. Therefore,
we can find here a kind of contrast. On the one hand, fresh and light colours are dominating and the whole composition seems to be optimistic. However, on the other hand the girl in this painting is considering something, experiencing some internal drama, she is a teenager so it must be related to puberty. A Girl by the Window was one of the first works of art created by Olga Boznańska. The artist was 25 years old back then so she was very young and she painted the girl only a few years younger than her. Every single piece of art, every single painting is a window to the artist’s soul. The artist reveals to us the backstage and shows what there is. He allows us to pass through a moment, discover a mystery. In the painting every single moment is stopped forever. We can gaze at the piece of art and look at ourselves. In Boznańska’s paintings we can see that everybody has to experience the process of growing up just like the painter who with subsequent works was growing up emotionally and creatively. It is also advisable to pay attention to the fact that in the piece of art there are two, mentioned earlier, light sources which constitute a beautiful, symbolic way of showing the transformation during adolescence and even make us experience a mystical moment. The light in Boznańska’s paintings brings out not only the soul of the model, but it also shows the connection with nature. The weaker beam of light which is illuminating the girl’s back might be her past, carefree childhood which she must abandon and enter the new phase of her life. The stronger light glowing the girl’s face, can be compared to the future which she will have to face. Behind the window where there is the source of this light we can notice the shades of green, a hidden, ‘mysterious garden’ which might symbolize the girl’s unknown future. Sitting by the window with a vague view on the new life she is wondering what it will look like or what to expect from it, whether she will find friends, maybe love. While growing up she will try to discover her interests, passions and herself, who she really is and with subsequent discoveries she will get to know new areas of ‘the mysterious garden’. It seems to me that the girl does not quite want to stop being a child and she is asking herself if she will have to stop acting like a child and become mature? This question is familiar to
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA OBCOJĘZYCZNA – I NAGRODA
‚ 82
me, because I’m starting to grow up and I wonder how it is to be an adult. I think about myself and my future very often. Sometimes some thoughts come to me out of nowhere and I can think about them for hours only to find out that the answer will be shown with time. So in some way I can equate with the girl in this painting. As a young person I can say that we change the most while growing up, not only physically but also mentally. For teenagers puberty is really shocking because they must alter their attitude to certain matters, they must begin behaving in a more mature way and take more responsibility for themselves. But growing up is inevitable and everyone had or has to come to terms with it. However, on the other hand do adults have to completely get rid of the childish naivety and sincerity? Or maybe they just put on the mask of an adult but sometimes they want to trigger their recesses of a child and for a while live carefreely. Many young people ask themselves whether they will have to put on the mask and start making tough decisions which their future will depend on. Will they have enough courage to be themselves, remember their naivety, sincerity and joy? Probably that's why the girl in the picture recalls her childhood with nostalgia and is a little afraid of adulthood. But she has to bear in mind that she must always be herself because everyone has the right to live their own way. However, isn't it the mark of modern times? This constant gravity, self –control and self –serving? Shouldn’t people be honest with each other, like a child and sensitive to others like an artist? Growing up as a human and growing up as an artist involves getting to know yourself and your individual means of expression. In Olga Boznańska’s paintings this is very visible when we become acquainted with her first paintings, for example A Girl by the Window and successive ones that won numerous awards in competitions and brought her international fame. Boznańska developed her own artistic style her whole life. A few years later after having painted this piece of art, in 1896 she exhibited her paintings in art galleries in Munich, Warsaw, Berlin and in Vienna for the first time. Not only was she gifted but also she was very sociable. She lived very frugally. Her ateliers were single–room flats which functioned as her places of life. Boznańska ate, slept, painted and
lived there. Not only people but also animals such as rats, canaries, a parrot and her dog Kiki were welcomed in her studios. The painter was very fond of helping others. She rarely refused when someone asked her a favor, she was always willing to support everyone. After several years, she started achieving more spectacular successes. She received a gold medal for The Portrait of Painter Paweł Nauen and the award for The Portrait of Miss Mary Breme. What is more, she was offered to study in Kraków at School of Fine Arts. However, she rejected this proposal. Boznańska had a difficult life, because when she was young her mother died and in 1906 her father had a stroke and passed away as a result. Her sister supported her as she could though she struggled with a mental illness which led to her suicide. A string of these unfortunate events made Boznańska throw herself into work even more, she no longer took care of herself and painting became her only passion. She didn’t eat, she was sleep –deprived. In the following years she won silver medals in Pittsburgh and Amsterdam and in 1924 Officer’s Cross of the Order of Polonia Restituta was awarded to her. In 1937 at World’s Fair in Paris she received the Grand Prix, and in 1938 she sold The Portrait of Mrs Dygant to the king of Italy. Her painting style which she worked on for her entire life was characteristic only of her. Also, she painted on cardboards and the characters that appeared in her works of art were blurry, not detailed, they came out of the background with silver light. She used sorrow colours with dark tones because they resulted in a beautifully gleaming light which emphasized the spirit of the portrayed person. Boznańska was an amazing and extraordinary artist who gained recognition and respect from many people across Europe not only as a painter but also as a woman. She died on 26th October 1940 in Paris on the couch in her studio. She left a lot of subtle, enigmatic paintings that tell her story of a wonderful artist but also of a human with a big heart and sensitivity for other people. In this sorrow, melancholic, mysterious atmosphere is the real and imperishable beauty of her art. Boznańska in a similar way presented an internal state of either herself or her models in her paintings. She told their and her story of becoming an adult, she described the process of a mental change with
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
the use of brushstrokes and at the same time she looked for an inner child in each portrayed person. I think that my thoughts concerning Olga Boznańska’s painting ‘A Girl by the Window’ will match the best with a quote from the book written by Robert McCammon Boy's Life: They may look grown–up (...) but it’s a disguise. It’s just the clay of time. Men and women are still children deep in their hearts. They still would like to jump and play, but that heavy clay won’t let them. They’d like to shake off every chain the world’s put on them, take off their watches and neckties and Sunday shoes and return naked to the swimming hole, if just for one day. They’d like to feel free, and know that there’s a momma and daddy at home who’ll take care of things and love them no matter what. Even behind the face of the meanest man in the world is a scared little boy trying to wedge himself into a corner where he can’t be hurt.
References: Bagińska, Agnieszka, U Olgi Boznańskiej. Oblicza pracowni artystki, Toruń: MADO, 2013 Agnieszka Bartków, Olga Boznańska, http://mgb.nazwa.pl/muzeum_mbtmedia/ index.php?option=com_content&view=article&id=1006:olga–boznanska&catid=2:archiwum–aktualnosci&Itemid=124 Irena Kossowska, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Olga Boznańska, http://culture.pl/pl/tworca/olga–boznanska Olga Wesołowska, Obrazy malowane smutkiem. Opowieść o Oldze Boznańskiej, http://niezlasztuka.net/o–sztuce/olga–boznanska–obrazy–malowane–smutkiem/
‚ 84
Olga Boznańska – malowała duszę portretowanego. By Michał Montowski, Polskie Radio, Warszawa. 22 March. 2015. McCammon, Robert R., Boy’s Life, New York, Pocket Books, 1992 Quick, Matthew, Forgive Me, Leonard Peacock, New York, Little, Brown Books for Young Readers, 2013 Tatarkiewicz, Władysław, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2011
OPINIA JURY
Esej Marianny Bursiak koncentruje się na wątku dojrzewania artystycznego Olgi Boznańskiej. Autorka pokazuje, jaki związek z tym procesem miał portret Dziewczynka przy oknie. Odczytanie treści dzieła malarskiego w perspektywie autobiografii jest wzbogacone o wnikliwe przestudiowanie elementów warsztatu artystycznego Boznańskiej. Dr Anna Zaczkowska
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
Marianna Bursiak
Społeczne Gimnazjum nr 4 STO im. A. Wodziczki w Poznaniu Nauczyciele prowadzący: Ewa Bujak, Anna Zujewska
W SIDŁACH DORASTANIA Po prostu chcę wiedzieć, czy warto w ogóle dorastać. To wszystko. Wybacz mi, Leonardzie Matthew Quick
‚ 86
Obraz Dziewczynka przy oknie został namalowany w 1890 roku na płótnie techniką olejną. Jest zaliczany do nurtu postimpresjonistycznego. Obecnie znajduje się w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Jego autorką jest Olga Boznańska (1865 –1940) wybitna polska malarka. Rodzinnym miastem Olgi Boznańskiej był Kraków, w którym spędziła dzieciństwo i dorastała. Od dziecka Boznańska przejawiała artystyczne zainteresowania, dlatego też jej matka, Eugenia Mondan, która również interesowała się sztuką, nauczyła ją rysować. Ojciec,Adam Nowina Boznański, od wczesnej młodości córki pomagał w rozwijaniu jej malarskiej pasji. Wysyłał Olgę na prywatne kursy rysunku, gdyż kobiet nie przyjmowano wtedy do Akademii Sztuk Pięknych. W owych czasach mało która kobieta decydowała się na karierę malarską, gdyż zajmowanie się malarstwem przez kobiety było wtedy traktowane tylko jako forma spędzania przez nie wolnego czasu. Boznańska jednak postanowiła malować, choć nie była to z całą pewnością łatwa decyzja. Malarstwa uczyła się u Antoniego Piotrowskiego i Kazimierza Pochwalskiego. Później studiowała na
Wyższych Kursach Artystycznych dla Kobiet Adriana Baranieckiego oraz w Monachium u Karla Kricherdorfa i Wilhelma Dürra. Obraz Dziewczynka przy oknie namalowała, gdy miała 25 lat. W kręgu jej głównych zainteresowań był przede wszystkim człowiek, jego rozterki, przeżycia, uniesienia. Dla ich wyrażenia z reguły korzystała z ciemnych, smutnych barw, gdyż jak sama mówiła: Cóż ja zrobię, że smutne? Nie mogę być inną, niż jestem, jak podkład smutny, to wszystko, co na nim wyrośnie, smutnym musi być…. Jednak jako młoda malarka poszukiwała jeszcze swoich charakterystycznych środków wyrazu, dlatego Dziewczynka przy oknie wyróżnia się spośród późniejszych zdecydowanie cieplejszą tonacją barw. Na pierwszym planie widzimy dziewczynę, której siedząca postać , skadrowana do kolan, zajmuje całą lewą stronę obrazu. Siedzi ona w pustym pokoju z oknem, ledwie zaznaczonym framugą i patrzy przed siebie. Zwrócona do nas prawym profilem nastoletnia dziewczynka przyciąga nasze spojrzenie, czaruje gracją i niewymuszoną pozą. Ubrała się w elegancką suknię przepasaną malachitową, aksamitną szarfą. Górna część sukni wygląda jak zwiewna, biała bluzka z bufiastymi rękawami, która pod wpływem światła padającego z okna lekko prześwituje, ukazując nagie ramię dziewczyny . Zielone barwy zza okna jawią się na jej delikatnym materiale srebrzystymi tonami. Natomiast dolna część sukni jest w oliwkowych barwach. Na oświetlonym skrawku widać także miętowe odcienie, a z tyłu zauważalne są plamy ciemnej zieleni, brązu, pomarańczy, żółci oraz turkusu. Padające mocne światło wydobywa muślinową strukturę tkaniny, z której uszyta jest suknia. Brązowe włosy dziewczynki wraz z lekkimi, jasnymi, beżowymi pasemkami, są splecione w wysoki warkocz. Tuż na czubku jej głowy zauważyć można chabrową kokardę, która podkreśla bardzo młody wiek modelki, przywodzi na myśl szkolny mundurek. Twarz nastolatki jest w ciepłych tonacjach – delikatne róże, pomarańcze oraz żółcienie. Widzimy na niej łagodny rumieniec, który pojawił się chyba niespodziewanie, być może pod wpływem emocji wywołanych myślami, którymi prawdopodobnie dziewczynka jest w tej chwili pochłonięta. W tle, za modelką możemy domyślać się okna. Jasne plamy odcieni zieleni, żółci oraz bieli, sugerują, iż na zewnątrz panuje wiosna. Natomiast drewniana framuga okna zbudowana została z cieni i pół-
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA OBCOJĘZYCZNA – I MIEJSCE
‚ 88
cieni brązu. Na obrazie można zauważyć dwa główne źródła światła,które oświetlają postać a kierunki ich padania zaburzają statykę kompozycji obrazu. Mocniejsze pada z okna wprost na lewy profil dziewczyny, co sprawia, że jej bluzka jeszcze bardziej prześwituje, a z tyłu jej szyi oraz po lewej stronie głowy pojawiają się cienie, ukazane różnymi tonami szarości. Natomiast drugie, nieco słabsze źródło światła, znajdujące się trochę wyżej niż to pochodzące od okna, pada zza pleców dziewczynki, oświetlając tył jej głowy oraz plecy. Rozjaśnione światłem z okna są również jej splecione, położone na kolanach ręce. Przez trochę sztywne ułożenie splecionych rąk wydaje się nam, że dziewczynka siedzi niespokojnie, w jakimś napięciu, prawdopodobnie przeżywając coś. Najwyraźniej nie jest to dla niej rutynowa sytuacja. Pewnie po raz pierwszy w życiu pozuje do portretu. Z pewnością jest już zmęczona, więc zajęła się swoimi myślami. Odcienie brązu i szarości połączone z jasnymi barwami, naniesione nerwowymi pociągnięciami pędzla sprawiają, iż patrząc na dzieło, można poczuć pewien niepokój, wynikający z faktu, iż nie wiemy, czym zaprzątnięta jest głowa dziewczynki. Kompozycja obrazu jest statyczna, postać siedzi zamyślona, zwrócona prawym profilem. Ukośne, ekspresyjne pociągnięcia pędzla oraz żywe kolory tła i przede wszystkim przenikające przez wszystko światło, wprowadzają ruch i wskazują na dynamikę wewnętrzną dzieła. Na obrazie dominują barwy ciepłe. Można zauważyć różne odcienie tych samych kolorów, tony, półtony, które wydobywa rozedrgane, wszechobecne światło. Przestrzeń obrazu jest zbudowana za pomocą kontrastu faktur. Boznańska zastosowała w tym przedstawieniu także perspektywę malarską, gdzie jasna suknia dziewczyny malowana jest szerokimi, ekspresyjnymi pociągnięciami pędzla. Wyraźnie widać kilka warstw nakładających się na siebie tonów, ciemniejsze prześwitują spod jasnych, energicznych plam. W tle,dla kontrastu, widać gładko położone kolory. Wzrok dziewczyny prowadzi nas także do niewidocznej linii horyzontu, która znajduje się gdzieś za granicami obrazu. To przedstawienie jest pewnego rodzaju portretem psychologicznym postaci, bo przecież człowiek był zawsze w kręgu zainteresowań malarskich Boznańskiej, a ona sama uchodziła za malarkę dusz. Spojrzenie dziewczynki wciąga mnie do świata jej rozterek i zwątpień, pozwa-
la mi zastanowić się nad istotą dorastania. Widać, iż malując ten obraz Boznańska starała się zawrzeć w nim stan duchowy i mentalny modela, dlatego też ma on w sobie pewien kotrast, jest on subtelny, lecz zarazem enigmatyczny. Z jednej strony dominują w nim barwy świeże, młode, wesołe, a cała kompozycja wydaje się być optymistyczna, ale z drugiej dziewczynka przedstawiona na obrazie, myśli nad czymś, przeżywa jakiś dramat wewnętrzny, z racji swojego młodego wieku z pewnością związany z dorastaniem. Był to jeden z pierwszych obrazów namalowanych przez Olgę Boznańską. Artystka miała przecież wtedy 25 lat, sama była młodą osobą i malowała dziewczynkę tylko trochę młodszą od siebie. A przecież każde dzieło sztuki, każdy obraz jest oknem dla duszy artysty. Zatem Boznańska odsłania nam zasłony, ukazuje wnętrze, pozwala przeżyć chwilę, odkryć tajemnicę. A dzięki temu, że na obrazie każda chwila zostaje zatrzymana na dłużej, możemy przyglądać się i przeglądać się w nim jak w lustrze. W pracach Boznańskiej można zauważyć, iż każdy przechodzi drogę dojrzewania, tak jak malarka, która wraz z kolejnymi dziełami dorastała emocjonalnie, jak i twórczo. Należy zwrócić uwagę również na to, iż wspomniane wcześniej dwa źródła światła w przepiękny, symboliczny sposób ukazują przemianę podczas dorastania i skłaniają wręcz do przeżycia mistycznej chwili. Światło w obrazach Boznańskiej wydobywa nie tylko duszę portretowanej dziewczyny, ale także ukazuje łączność ze światem natury. To słabsze, który oświetla plecy dziewczyny, może być jej przeszłością, beztroskim dzieciństwem, które musi porzucić i wkroczyć na nowy etap swojego życia. To silniejsze, padające na twarz postaci, można przyrównać do jej przyszłości, z którą nastolatka będzie musiała się zmierzyć. Za oknem, gdzie jest ich źródło, skąd widać odcienie zieleni, być może znajduje się jakiś ukryty tajemniczy ogród, który może symbolizować nieznaną przyszłość bohaterki obrazu. Siedząc przy tym oknie z niejasnym widokiem na nowe życie, dziewczynka zastanawia się, jak będzie ono wyglądało, czego może się po nim spodziewać, czy odnajdzie przyjaciół, może czeka na nią jakaś miłość. Dorastając będzie próbowała odkryć swoje zainteresowania, pasje oraz siebie, kim tak naprawdę jest, a wraz z kolejnymi odpowiedzia-
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
‚ 90
mi będzie poznawała nowe zakamarki tego tajemniczego ogrodu. Wydaje mi się jednak, że dziewczynka nie do końca chce przestać być dzieckiem i zadaje sobie pytanie, czy będzie musiała przestać zachowywać się jak dziecko i wydorośleć? To pytanie nie jest mi obce, gdyż sama wkraczam w dojrzewanie i wielokrotnie wyobrażam sobie życie z perspektywy dorosłej osoby. Bardzo często biję się z myślami, zastanawiam nad sobą oraz nad moją przyszłością. Czasem niektóre kwestie przychodzą znikąd i potrafię je rozważać godzinami, choć tak naprawdę odpowiedź przyjdzie z czasem. Mogę więc w pewien sposób utożsamić się z dziewczyną przedstawioną na obrazie. Jako młoda osoba mogę powiedzieć, że to właśnie podczas dorastania zmieniamy się najbardziej, nie tylko fizycznie, ale również psychicznie i dla większości nie jest to łatwe. Dla nastolatków rozpoczęcie dorastania to niemały szok. Bowiem zaczynają być świadomymi, a co za tym idzie muszą zmienić nastawienie do niektórych spraw, muszą zacząć inaczej się zachowywać oraz brać za siebie coraz większa odpowiedzialność. Ale przecież dorastanie jest nieuniknione i każdy musiał bądź musi się z nim zmierzyć. Chociaż z drugiej strony, czy dorośli ludzie zupełnie pozbyli się tej dziecięcej naiwności i szczerości? Czy może po prostu nałożyli maskę dorosłego, choć chcieliby czasem wyzwolić uśpione w nich dziecko i choć przez chwilę żyć w beztrosce. Wielu młodych ludzi zadaje sobie pytanie, czy będą musieli nałożyć taką maskę i zacząć podejmować trudne decyzje, od których będzie zależała ich przyszłość. Czy będą mieli wystarczająco odwagi, aby być sobą przez całe życie, pamiętając tę dziecięcą naiwność, szczerość i radość? Prawdopodobnie dlatego dziewczynka z obrazu wspomina swoje dzieciństwo z nostalgią i trochę boi się tej dorosłości. Musi jednak pamiętać, że w życiu zawsze należy być sobą i nie działać wbrew własnej woli. Bo każdy ma prawo żyć po swojemu. Jednak, czy to nie jest też piętno współczesnych czasów? Ta ciągła powaga, opanowanie i wyrachowanie? Czy ludzie nie powinni być szczerzy sami ze sobą, tak jak dzieci i wrażliwi na drugiego człowieka, jak artysta? Dorastanie człowieka i dorastanie artysty to poznawanie siebie i swoich indywidualnych środków wyrazu. U Olgi Boznańskiej szczególnie widoczne jest to, gdy poznajemy jej obrazy począwszy od tych pierw-
‚
szych, np. Dziewczynki przy oknie poprzez te kolejne, które zdobywały liczne nagrody w konkursach i sławę międzynarodową. Boznańska całe swoje życie kształciła swój styl artystyczny. Kilka lat po namalowaniu tego dzieła, w 1896 roku po raz pierwszy wystawiła swoje obrazy w galeriach w Monachium, Warszawie, Berlinie i w Wiedniu. Była nie tylko niezwykle utalentowana, ale również utrzymywała szerokie kontakty z przyjaciółmi. Żyła bardzo skromnie. Jej atelier były jednopokojowe i pełniły również role mieszkania, Boznańska jadła w nich, spała, malowała, po prostu żyła. W jej pracowniach mile widziani byli nie tylko ludzie, ale również zwierzęta, takie jak szczury, kanarki, papuga oraz jej pies Kiki. Malarka bardzo lubiła pomagać innym. Rzadko odmawiała, kiedy ktoś poprosił ją o przysługę, zawsze była chętna, aby kogoś wesprzeć. Po kilku latach zaczęła odnosić coraz większe sukcesy. Otrzymała złoty medal za Portret malarza Pawła Nauena oraz wyróżnienie za Portret miss Mary Breme. Dzięki nim otrzymała propozycję nauki w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, którą jednak odrzuciła. Boznańska nie miała prostego życia, gdyż w młodym wieku zmarła jej matka, a w 1906 również ojciec, który był po wylewie. W miarę swoich sił wspierała ją siostra, chociaż sama zmagała się z chorobą psychiczną ,na skutek której popełniła samobójstwo. Ciąg tych nieszczęśliwych wydarzeń spowodował, iż Boznańska jeszcze bardziej rzuciła się w wir pracy, przestała dbać o siebie, a jej życiem stało się wyłącznie malowanie. Nie jadła, mało spała i żywiła się tylko herbatą. Podczas kolejnych lat zdobyła srebrne medale w Pittsburghu i Amsterdamie, w 1924 roku przyznano jest Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Natomiast w 1937 roku na Wystawie Światowej w Paryżu otrzymała Grand Prix, a na weneckim Bienale w 1938 roku sprzedała Portret pani Dygatowej królowi włoskiemu. Styl malarskie, nad którymi przez całe życie pracowała jest tożsamy tylko dla niej. Malowała także na tekturach, a postacie ukazane na jej obrazach były rozmazane, mało szczegółowe, wynikały z tła wydobywane srebrzystym światłem. Używała kolorów smutnych, o ciemnych tonacjach, gdyż wtedy światło mogło pięknie błyszczeć i podkreślać ducha portretowanej osoby. Boznańska była niezwykłą artystką, która zdobyła uznanie oraz szacunek wielu ludzi w całej Europie, nie tylko jako malarka, ale również jako ko-
bieta. Zmarła 26 października 1940 roku w Paryżu, na kanapie w swojej tamtejszej pracowni. Pozostawiła po sobie wiele obrazów subtelnych, enigmatycznych, nastrojowych, które opowiadają o niej,jako znakomitej artystce, ale również o człowieku wielkiego serca i wrażliwości. Właśnie w tej atmosferze smutku, melancholii i tajemniczości tkwi prawdziwe i nieprzemijalne piękno jej sztuki. Na swoich obrazach Boznańska w podobny sposób przedstawiała stan wewnętrzny swój oraz swoich modeli. Opowiadała zarówno ich jak i swoją historię dorastania, proces kształtowania mentalnego, a jednocześnie szukała w każdym tego wewnętrznego dziecka. Myślę, że moje przemyślenia związane z obrazem Boznańskiej doskonale korespondują ze słowami z książki Roberta McCammona pt.: Magiczne lata: Mogą wyglądać dorośle – mówiła pani Neville – ale to tylko pozory. To glina, która oblepia ich z biegiem czasu. Mężczyźni i kobiety w głębi serca są wciąż dziećmi. Nadal chcieliby się bawić i skakać, ale ciężka glina im na to nie pozwala. Mają ochotę zrzucić kajdany, jakie nałożył im świat, zdjąć zegarki, krawaty i niedzielne buty i chociaż przez jeden dzień potaplać się na golasa w sadzawce. Chcieliby się poczuć wolni, a równocześnie wiedzieć, że w domu są mamusia i tatuś, którzy się wszystkim zajmą i zawsze będą ich kochać. Nawet w najgorszym na świecie człowieku, kryje się mały, przestraszony chłopczyk, który wciska się w kąt, żeby go nikt nie skrzywdził.
‚ 92
Bibliografia: Bagińska Agnieszka, U Olgi Boznańskiej. Oblicza pracowni artystki, MADO, Toruń 2013 http://mgb.nazwa.pl/muzeum_mbtmedia/index.php?option=com_content&view=article&id=1006:olga –boznanska&catid=2:archiwum –aktualnosci&Itemid=124 http://culture.pl/pl/tworca/olga –boznanska http://niezlasztuka.net/o –sztuce/olga –boznanska –obrazy –malowane –smutkiem/ http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1419298,Olga –Boznanska –malowala –dusze –portretowanego McCammon, Robert R., Magiczne lato, Pocket Books, Nowy Jork 1992 Quick, Matthew, Wybacz mi Leonardzie, Little, Brown Books for Young Readers, Nowy Jork 2013 Tatarkiewicz, Władysław, Dzieje sześciu pojęć, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011
‚
GĘSIE PIÓRO KATEGORIA GIMNAZJALNA – I NAGRODA
Filip Dorian Zdaniecki–Drabik
III LO w Płocku Nauczyciel prowadzący: Anita Lewandowska
ДЕВУШКА У ОКНА – ЗАБЫТЫЙ ОБРАЗ КРАСОТЫ Окно в воздушных рамах, судьбы в нас авторах. Тёплые свет на лице с буфами рукава. Где я потерял сердце? Я ,сын солдата!
‚ 94
Фалбаны в бель и свинцовый лазурь я надеюсь, что это не ума придурь в зелено – охровым взлягде руки на коленях покоятся, желто –оливковый рефлекс света на колпаке платья. Ты одна средь несчастий всех какой мне предвидишь успех?
Ночю когда бреду видя твою беду. И нам в существовании –большинство и все ждут от нас невесть чего. Скажи как ты это терпишь? Ты девушка у окна. Скажи, как ты это видишь, помни что ты же не сама… Kак можешь держить такую тишь? Ты, одета в белом стиле раскрасив полдень в яркий цвет. Играет лунный свет в вине Ни звука в мире нет. Горит сияньем пустота. Померкнет жизни свет. И только полная луна подарит мне рассвет. Не сотворим с тобою чуда. С тобой мы разные пути. В ночи я нарисую чувства… Забытый образ красоты…
OPINIA JURY
Poetycka interpretacja opisu portretu Dziewczynka przy oknie jest warta wyróżnienia. Filip Zdaniecki w swoim wierszu opisuje zapomniany wzór piękna i elegancji w kanonie dziewiętnastego wieku. Dr Anna Zaczkowska
‚
KATEGORIA OBCOJĘZYCZNA – WYRÓŻNIENIE
WERDYKT
XIII OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU LITERACKIEGO Z KATEGORIĄ OBCOJĘZYCZNĄ OBRAZ A SŁOWO Literacki opis dzieła malarskiego JURY W SKŁADZIE: Iwona Mohl - przewodnicząca jury, zastępca dyrektora Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu Dr hab. Anna Gomóła - Zakład Teorii i Historii Kultury, Instytut Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego Anna Rak - kierownik Działu Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu Dr Anna Zaczkowska - Zakład Teorii i Historii Kultury, Instytut Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego po przeczytaniu 230 prac, zdecydowało przyznać następujące nagrody i wyróżnienia
‚ 96
KATEGORIA GIMNAZJALNA: I miejsce – nagroda Gęsie Pióro dla Pauliny Dadas z Gimnazjum nr 1 w Chełmie, II miejsce dla Mileny Batko z Gimnazjum nr 6 w Tychach, III miejsce dla Wiktorii Goślińskiej ze Społecznego Gimnazjum nr 4 STO w Poznaniu, I wyróżnienie dla Piotra Sielamowicza z Publicznego Gimnazjum w Choroszczy, II wyróżnienie dla Hanny Florek z Gimnazjum nr 1 w Białogardzie. Ze względu na wysoki poziom prac w tej kategorii przyznano dodatkowo wyróżnienia honorowe.
Wyróżnienia honorowe dla: Natalii Gałązki z Gimnazjum nr 50 w Warszawie Zofii Klocek z 4 Społecznego Gimnazjum STO w Warszawie Beaty Skawińskiej z Gimnazjum w Makowie Podhalańskim Oliwii Rakoczy z ZPSMuz w Krakowie Aleksandry Fitas z Europejskiego Gimnazjum w Zgorzelcu Rozalii Brzegowskiej z Gimnazjum nr 72 w Krakowie Julii Dramińskiej z Gimnazjum w Wolborzu KATEGORIA PONADGIMNAZJALNA: I miejsce – nagroda Gęsie Pióro dla Natalii Dziedzic z XXI LO w Lublinie II miejsce dla Aleksandry Bonieckiej z III LO w Bydgoszczy Wyróżnienie dla: Natalii Jakielskiej z Zespołu Szkół w Lubawie Natalii Ziaja z Zespołu Szkół Artystyczno – Projektowych w Tarnowskich Górach Krzysztofa Marka Hermana z CKU Bytom Eryki Gugnackiej z LO im. KEN w Stalowej Woli KATEGORIA OBCOJĘZYCZNA: I miejsce – Nagroda „Gęsie Pióro” dla Marianny Bursiak ze Społecznego Gimnazjum nr 4 w Poznaniu (praca w języku angielskim). Wyróżnienie: Dla Filipa Doriana Zdanieckiego – Drabika z III LO w Płocku (wiersz w języku rosyjskim). Jurorzy i organizatorzy konkursu pragną w szczególny sposób podziękować wszystkim uczestnikom konkursu. Poziom prac, szczególnie gimnazjalistów, był bardzo wysoki, a poza werdyktem znalazło się wiele bezbłędnych i ciekawych literacko opisów. Składamy również podziękowania nauczycielom, którzy zachęcili młodzież do odkrywania tajemnic, ukrytych w obrazie.
‚
WERDYKT
ORGANIZATOR: Muzeum Górnośląskie w Bytomiu jest instytucją kultury Samorządu
‚ 98
Województwa Śląskiego PATRON HONOROWY:
PATRONI MEDIALNI:
WSPÓŁORGANIZATOR:
‚
‚ 100