Obraz a słowo
Literacki opis dzieła malarskiego
Laureaci XVII edycji konkursu Wacław Borowski Nad wodą
Obraz a słowo Literacki opis dzieła malarskiego
Laureaci XVII edycji konkursu Wacław Borowski Nad wodą
Słowo od wydawcy | 7
Joanna Brzenczka Obraz tworzy dusza, i oko, i ręka – i trzeba je stopić w jedność | 11 Karolina Wójcik Kolaż refleksji | 51 Alicja Wojnarowska Sztuka na tysiąc sposobów | 59 Zuzanna Deć Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach… | 67 Agnieszka Trajder Wyjątkowy | 73 Julia Ćwiąkała Zimny wieczór pełen rudej pleśni | 83 Marcelina Wawrzyńczyk Dzieło „uwikłane” w historię sztuki Analiza formalna obrazu autorstwa Wacława Borowskiego Nad wodą | 89 Mikołaj Ubych Sielanka | 97 Gabriela Grzegrzółka Nad brzegiem pamięci | 103 Patryk Gonciarz Odkryć nieodkryte – wizualna opowieść Nad wodą Wacława Borowskiego | 107 Werdykt XVII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego | 112
Słowo od wydawcy Już po raz siedemnasty oddajemy w Państwa ręce publikację prezentującą prace laureatów kolejnej edycji konkursu „Obraz a słowo. Literacki opis dzieła malarskiego”. Tym razem młodzież z całej Polski stawiła czoła bardzo trudnemu wyzwaniu i opisywała obraz Wacława Borowskiego Nad wodą. Nie ukrywam, że w obliczu szerzącej się pandemii, nauczania zdalnego, okresowo zamykanych bibliotek i placówek kultury obawialiśmy się o losy tegorocznej edycji konkursu. Z tym większą radością przyjęliśmy fakt, że spłynęła do nas rekordowa liczba prac, których poziom znacznie przewyższał ten z lat ubiegłych. Zaskakująca jest w tym kontekście determinacja młodych ludzi w poszukiwaniach materiałów źródłowych, które w dużej mierze ułatwiają interpretację dzieła malarskiego, a do których dostęp w bieżącym roku był utrudniony. Sama umiejętność sprawnego opisywania plastycznych elementów obrazu, dostrzegania niuansów, budowania skojarzeń jest ważna, ale bez podbudowy w postaci lektury związanej z tematem trudno nabrać odpowiedniego dystansu, który gwarantuje obiektywizm i tworzy lekką, spójną wypowiedź.
7
Obraz a słowo
Drugim pozytywnym zaskoczeniem tegorocznej edycji była duża liczba prac prezentujących bardzo wysoki pod względem merytorycznym i językowym poziom. Spośród 214 literackich opisów wyłonienie finałowej dziesiątki stało się niezmiernie trudne. Poza werdyktem znalazło się wiele opisów, które zdumiewają jakością i wiedzą ich autorów. W ostatecznym werdykcie tym razem pominięte zostały wiersze – to wynik niezmiernie wysokiego poziomu opowiadań, które zdominowały kategorię literacką. Co ważne, ich autorzy pokusili się o bardzo dokładne odtworzenie realiów czasu powstawania obrazu Nad wodą, a także rzetelnie przestudiowali założenia programowe członków ugrupowania „Rytm”, do którego należał Borowski. Przy tak wielopoziomowo skonstruowanych wypowiedziach drobne prace liryczne musiały oddać pierwszeństwo. Wiele zaskoczeń przyniósł również wynik konkursu w kategorii formalnej. Nad wodą Wacława Borowskiego jest obrazem, który pod względem analizy plastycznych elementów mógł sprawić młodym ludziom wiele trudności. Łatwo w tym przypadku o nieścisłości w wypowiedzi i nadinterpretację. Niemniej udało się spośród bardzo rozbudowanych i wielopłaszczyznowych prac wybrać te bezbłędne. W grupie tej znaleźli się również, co nas bardzo cieszy, najmłodsi uczestnicy. W konkursie brała udział młodzież w wieku od dziesiątego do dziewiętnastego roku życia. Co ważne, prace najmłodszych często wygrywały lub przynajmniej mocno konkurowały z tekstami tych najbardziej doświadczonych uczestników. Daje nam to pewność, że umiejętność wnikliwego odbierania i analizowania dzieł sztuki ma przed sobą przyszłość i powinna być rozwijana w każdym wieku. Dziękujemy uczniom, dziękujemy nauczycielom – dzięki waszej pracy twórczość kolejnego polskiego artysty została na nowo odkryta dla młodego pokolenia. Kto wie, może spotkanie to stanie się przyczyną kolejnych, już indywidualnych odkryć w dziedzinie
8
sztuki i zaowocuje większą publikacją, dzięki której dzieła z bytomskiej Galerii Malarstwa Polskiego głębiej zaistnieją w świadomości całego społeczeństwa. Życzę wszystkim kolejnych, udanych spotkań ze sztuką. Iwona Mohl Dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu
9
KATEGORIA LITERACKA – I nagroda – Gęsie Pióro
Joanna Brzenczka I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza w Raciborzu Nauczyciele prowadzący: Joanna Gizowska-Kurek, Roman Szczasny
Obraz tworzy dusza, i oko, i ręka – i trzeba je stopić w jedność Delikatny czerwcowy wietrzyk poruszał liśćmi drzew. Prawie bezchmurne niebo, na którym dopiero co przed kilkoma godzinami wzeszło słońce, było zwiastunem pogodnego dnia – i chwała Bogu za to, gdyż dwaj starzy przyjaciele podróżowali otwartym benzem 39/100 i jeszcze tylko deszczu im brakowało! Na szczęście jakiekolwiek ulewy były niezwykle rzadko spotykane w tych stronach, bo któż to słyszał o deszczu we Włoszech i to w lecie. A wracając do drzew – to w zasięgu wzroku rosło ich co najmniej kilkanaście. Wzdłuż drogi stały, niczym greckie kolumny, tyczkowate cyprysy, a nieco dalej, gdzie było więcej wolnej przestrzeni, rozrastały się rozłożyste dęby korkowe, które w upalne dni były tym, czym jest oaza na pustyni – miejscem zielonym i, co ważniejsze, zacienionym. Jeszcze dalej można było dostrzec kilka drzewek oliwnych, mających już w pełni dojrzałe owoce, wprost tylko wypatrujące nadchodzącego dnia zerwania. Wszystkie te gatunki miały różnorodne liście, lecz wszystkie, pomimo dzielących je różnic i odległości, harmonijnie
11
Obraz a słowo
unosiły się w jednym kierunku, tańczyły, usłyszawszy zmysłowy szept natury. Wacław przyglądał się temu zjawisku z nieukrywanym zainteresowaniem. On, tak wrażliwy na wszystko, co go otacza, z łatwością dostrzegał te drobne niuanse, ot takie nic nieznaczące drobnostki (jak określiłaby je większość społeczeństwa), których przecież tak wiele jest na tym świecie. Widział tam błysk promieni słonecznych na wodzie, gwałtowny, prawie nieuchwytny; dostrzegał tam uśmiech, lekki, niczym grymas, a jednak tak wiele znaczący; słyszał rozmowę cykad – dla większości prawie nieistniejącą, gdyż zakłócaną przez gwar miasta i intensywne życie, a dla niego była to przesiąknięta słodyczą melodia, tak oczywista jak mieszanie farb na palecie. – Przypomnij mi, jak zdobyłeś ten samochód? – zapytał Wacław z filuternym uśmiechem. – Lepiej nie pytaj… – odpowiedział Eugeniusz. Jego usta i spojrzenie nabrały takiego wyrazu, jakby miał co najwyżej dwadzieścia lat, a nie ponad czterdzieści. – Psotnik – mruknął w odpowiedzi jego towarzysz, ale nie drążył więcej tego tematu. – Spójrz na tę rozległą przestrzeń… Teraz z łatwością mogę uwierzyć w nieskończoność… Eugeniusz wpatrywał się z zachwytem w odległy horyzont. Chłonął ten widok, jakby chciał zapisać go w pamięci, a ten poddawał się namiętnemu spojrzeniu, stając się bardziej plastyczny, żywszy i, jeśli to tylko możliwe, piękniejszy. – Zatrzymaj się! – krzyknął nagle Wacław. Opony zatrzymały się z piskiem, pozostawiając znaczące wgłębienie na żwirowatej szosie. – Co się stało?! – Jak moglibyśmy przejechać obojętnie obok takiego widoku? Jak moglibyśmy…
12
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
Wacław wysiadł z samochodu, podszedł aż do krawędzi urwiska, niebezpiecznie blisko przepaści, i jakby zawiesił się na skraju tego krajobrazu. Oczarowany, nie zważał na nic, nawet na słowa Eugeniusza, który powiedział coś jakby: „Urzekający jest ten bezkres, niczym nieograniczony horyzont… ach! A w Paryżu tylko kamienice i ulice, jedna obok drugiej, jedna obok drugiej…”. Oczywiście on również był zachwycony, tylko że przeżywał swój zachwyt w nieco bardziej racjonalny sposób niż Wacław. Teren był górzysty, nie były to Alpy ani Himalaje, więc tylko niziutkie pagóreczki, ale… za to jakie! Wznosiły się tuż przy samym Morzu Liguryjskim, co tylko potęgowało wrażenie ich wysokości, były bowiem niczym innym jak pochyłą ścianą wyrastającą ze spokojnej tafli srebrzysto-błękitnej wody, a opadały łagodnie, prawie zlewając się z uprawnymi polami już po drugiej stronie. Droga zakręcała tutaj gwałtownie. Biegła tuż przy samej krawędzi, brała niebezpiecznie ostry zakręt w lewo, dzięki któremu wszyscy przejeżdżający przez te okolice byli tak blisko rozwartej przestrzeni, jak to tylko możliwe. Trudno powiedzieć, który element krajobrazu był najbardziej niezwykły. To wręcz nietaktowne wznosić jeden nad innymi – bo czyż Matce Naturze nie byłoby przykro, iż kilkoro jej dzieci nie zostało należycie docenionych? Dlatego też przy dalszym opisie przedrostek „naj-” nigdy nie padnie, właśnie z tego powodu. Nad wodą wielką i czystą nie unosiły się żadne chmury. Półokrągła linia horyzontu była zaledwie o dwa tony ciemniejsza od morza oraz błękitnego nieba – gdyby nie ona, niebo stałoby się jakby częścią tego świata; rozpłynęłoby się, stopiło i przeszło od boskiej sfery do naszej ziemskiej niedoli. A tak, wyraźna granica nadal istniała i nie dała o sobie zapomnieć już przez samą konsystencję wody oraz jej kolor, tak podobny do barwy podniebnego sklepienia. Ileż kropelek ma w sobie jedna garść morza, zabrana gwałtem, nawet nie
13
Obraz a słowo
po zmroku. Jedna kropelka, druga, trzecia… czterdziesta pierwsza, sześćdziesiąta dziewiąta… dwa tysiące dwudziesta pierwsza… czego najpierw zabraknie: liczb czy kropelek do policzenia? A gdyby tak te kropelki nie były wcale kropelkami, tylko czymś zupełnie innym? Gdyby były tym, czym jest ludzkie życie, albo inaczej: gdyby raczej były drogami ludzkimi – tymi na prawo, na lewo, prosto, i jeszcze bardziej na prawo, na lewo i prawie że na prosto – to czego najpierw zabraknie: dróg czy kropelek do policzenia? Cóż więc się dziwić, że wobec tego, co niepojęte ludzkim rozumem, serce zaczyna bić szybciej, instynkt przejmuje kontrolę nad racjonalnym myśleniem, a dusza zaczyna unosić się w przestworza, szybuje i jakby staje się częścią wody, jest gdzieś pomiędzy dwa tysiące dwudziestą pierwszą kropelką a dwa tysiące dwudziestą drugą. Na środku wody jaśniała wyróżniająca się złota łuna. Promienie słońca sunęły po tafli morza, jakby przywłaszczając sobie na chwilę ten obszar. W pewnym miejscu urywały się gwałtownie, tam woda przybierała barwę jasnego błękitu i rozchodziła się jeszcze dalej i dalej. Sięgała aż do brzegu mieszczącego się po lewej stronie, gdzie niewątpliwie coś było, może zalążki cywilizacji, ale z takiej odległości trudno było to stwierdzić. Bliżej Wacława kropelki miały ciemny, wręcz granatowy odcień. Tam niewątpliwie była morska głębina, mająca… może i dziesięć metrów głębokości. Nieprzenikniona przepaść kryła w sobie więcej niż płytki basen z łatwo dostrzegalnym dnem. Cóż mogło być na tych dziesięciu metrach? Odpowiedź jest bardzo prosta: wszystko! Zatopiony statek; piracki kufer pełen złota; części samolotu, który rozbił się tutaj podczas drugiej wojny światowej; szczelnie zamknięta butelka, a w niej list od… dawnego kochanka?; i jeszcze kilka marzeń, utopijnych, choć szczytnych idei oraz jeden skromny uśmiech, tak na dokładkę. I to wszystko jest tutaj, schowane tuż pod stopami, zakopane pod domem, schowane na dnie serca – j e s t , to pewne, dlatego że
14
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
nigdy nie będzie nam dane zostać nurkami i zestawić prawdziwej myśli z prawdą. Bo właśnie cała magia polega na tym, że t o jest tak ukryte; że t o artysta nieświadomie może schować, właśnie w takiej dziesięciometrowej głębinie jak ta. A pytanie „Czy my to dostrzegamy?” powinno być zadawane w parze wraz z tym: „A czy dostrzegasz te srebrne kropelki, nawet jeśli czasem ich nie ma?”. Jeżeli na oba pytania odpowiedź brzmi „tak”, to można powiedzieć tylko jedno: „witaj w klubie”. *** Wacław i Eugeniusz jechali do niewielkiego miasteczka położonego na wybrzeżu niedaleko Florencji. Tam „Rytm” rozpoczynał skromne tournée połączone z odczytami o sztuce współczesnej i jedną, specjalnie przygotowaną na tę okazję, wystawą. Ze stowarzyszenia przyjechać mogło tylko kilku przedstawicieli: Wacław Borowski (prezes), Eugeniusz Zak (wpływowy i popularny malarz), Maja Berezowska (przedstawicielka płci pięknej, mająca wstęp do damskich salonów) oraz Stanisław Szreniawa-Rzecki (komisarz wystawy). W takim niewielkim gronie towarzystwo miało spędzić cały tydzień, podróżując od miasta do miasta w poszukiwaniu piękna, inspiracji, a nade wszystko pokazując swoje prace zainteresowanej publiczności. Nie był to ich pierwszy zagraniczny wyjazd, nie będzie to też ich ostatnia wystawa. O, taka wycieczka, wyrwana z samego środka ich życiorysu, z pozoru nie może nam powiedzieć zbyt wiele, bo nie wydarzyło się na niej nic ani nadzwyczajnego, ani skandalicznego, a jednak mimo to jest niezwykle interesująca, właśnie dlatego, że taka zwyczajna i prozaiczna – bo, jak się okazuje, w tej prostocie tkwi najwięcej treści. – Tutaj niemal każdy krajobraz został opisany, czy to piórem, czy pędzlem; oto skarbnica piękna, sztuki i pierwowzór sielanki. Czy można powiedzieć coś więcej o tym kraju, o tym cyprysie
15
Obraz a słowo
rosnącym przy drodze, o tym niebywałym błękicie Adriatyku? Wciąż tak. Zasób pomysłów i możliwości jeszcze się nie skończył. Nie wszystkie formy zostały dotąd wykorzystane, a sztuka będzie trwała właśnie dopóty, dopóki starczy tych nowych form. Wciąż coraz to nowi artyści przyjeżdżają tutaj w poszukiwaniu oryginalnych rozwiązań. Przyjechaliśmy i my, jakoby powracając do naszych korzeni – bo czyż nie tu, we Włoszech, na wzorcach antycznych narodził się renesans, a czyż później z renesansu nie powstał klasycyzm, a z niego neoklasycyzm – może i my odkryjemy tutaj coś, co wniesie co nieco nowego, niekoniecznie dużo, ale przynajmniej „coś”… – powiedział rozmarzonym głosem Eugeniusz niby to do Wacława, niby to do siebie. Stowarzyszenie zatrzymało się w niewielkim domeczku położonym na przedmieściach miasta. Maja i Stanisław czekali w nim na swoich przyjaciół, przybyli na miejsce wcześniej, już dwa dni temu. Ich domeczek nie wyróżniał się niczym szczególnym, wręcz idealnie wpasowywał się w toskański krajobraz, jakby stał się jego nieodłączną częścią – krajobraz i domeczek nie mogły istnieć osobno, harmonię tworzyły dopiero razem, po przyjacielsku trzymając się za ręce. Prowadziła do niego wąska droga, po prawej i lewej stronie otoczona polami słoneczników, jeszcze nierozkwitniętych, dopiero co wyrastających i formujących się. Na horyzoncie majaczyły górskie szczyty, z tej odległości odcień miały prawie ciemnoniebieski, przez to niemalże zlewały się z niebem, w szczególności w mgliste dni, kiedy puchowa chmura przesłaniała ich wierzchołki. Domek miał jedno piętro, dach spadzisty, a ściany, niby to z kamienia, w kolorze popielatej bieli. Do frontowych drzwi prowadziło pięć wąskich schodków, które stawały się tym mniejsze, im wyżej się na nich stało. Okien było tam nieproporcjonalnie dużo, w każdym pokoju znajdowały się co najmniej dwa, co jest aż zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę pozorną wiekowość budynku. Ach, i jeszcze każde okno
16
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
miało zieloną okiennicę, taką zamykaną i otwieraną z pokrętłem w środku – chroniły one przed upalnymi promieniami, ale… czy tylko? Jeszcze jedna rzecz, dość charakterystyczna, otóż z lewej strony stromy dach podpierał jeden słup, jakby kolumna, choć nie do końca, bo pozbawiona powabu i swojej delikatności. Może budynek potrzebował swoistej podpory – czy bez niej wszystko by runęło, a więc strzeliło sobie w łeb i koniec? Któż wie… – A czy wiecie, że, jak donosi „Kurier Polski”, od tygodnia mamy wojnę celną z Niemcami? – spytał Stanisław, który akurat siedział na kanapie w salonie z wyciągniętą przed nosem gazetą. Wówczas Eugeniusz i Wacław porządkowali swoje rzeczy, a Maja przebywała w swoim osobnym pokoju, robiąc tam Bóg wie co. – Tak? – odparł Eugeniusz, ale z nikłym zainteresowaniem, nawet nie podniósłszy wzroku znad otwartej walizki. – A… no… Chociaż wy… Cóż, kolejna wojna by się rozpoczęła albo jeszcze lepiej: Piłsudski zostałby prezydentem, a wy dowiedzielibyście się o tym dopiero kilka tygodni później, jeżeli i nie miesięcy! – powiedział Stanisław z rozbawieniem, gładząc się po lekko wysuniętej brodzie, na której już zaczął rosnąć zarost barwy czarnej, takiej samej jak niegdyś jego włosy, teraz nieco szpakowate. Czynił tak machinalnie, kiedy za każdym razem popadał w zadumę i zaczynał się nad czymś poważnie zastanawiać. Czyżby rozważał, jaka byłaby Polska pod rządami Piłsudskiego? Czyżby większa, czyżby lepsza? Można śmiało stwierdzić, że z całego stowarzyszenia to Stanisław najbardziej interesował się polityką. Trudno powiedzieć, skąd wzięło się w nim to umiłowanie, faktem jest, iż nie osłabło ani odrobinę z upływem lat, a wręcz jakby zwiększało się i postępowało. On doskonale zdawał sobie sprawę, jak cenna może być wiedza o obecnym świecie, tym bardziej w tak niepewnych czasach. Stanisław nie był naiwny, wiedział, że zanim kraj na dobre stanie na nogi, to minie jeszcze parę lat (jak nie więcej), i że potrzeba będzie
17
Obraz a słowo
do tego jeszcze co najmniej dwóch takich Piłsudskich, bo z takimi wyzwaniami jeden by nie podołał. – A czymże nas jeszcze możesz zaskoczyć, Stasiu? Zdaje się, że wszystkim, bo my o polityce nic a nic… – zagadnął Wacław najwidoczniej w dobrym humorze i skory do pogawędki, bodajże i o tej polityce. – Wiele się w ostatnim czasie dzieje… – otrząsnął się z zadumy Staś. – Na początku maja była strzelanina w gimnazjum w Wilnie, ale o tym już zapewne słyszeliście, to sprawa sprzed miesiąca, a jaka głośna! Nie…? Nic a nic? O masz ci los! Faktycznie siedzicie pod kamieniem, choćby i w tym waszym Paryżu. Tam z pewnością można znaleźć mnóstwo polskich gazet, ale żeby je dostać, trzeba, oczywiście, najpierw wykazać jakiekolwiek chęci… Lecz już wam wszystko opowiadam. Afera była niezła, zamieszanie ogromne, pięciu zabitych, dziewięciu rannych… – Stanisław opowiedział ze szczegółami o straszliwym zdarzeniu z szóstego maja. Przyjaciele słuchali go głównie z grzeczności i szacunku, przerywając swoje wcześniejsze zajęcie, ale… któż wie?… czy w ich sercach nie zrodziła się pewna ciekawość, w końcu to nie polityka, a wydarzenie wagi życia i śmierci. – I tak to właśnie się skończyło… – zakończył swój długi monolog Staś. – Jeszcze, jeszcze na początku czerwca przyjechała do nas nasza dwukrotna noblistka, pani Maria… – I tutaj znowu nastąpiła opowieść. Opowieść bardzo barwna, rzęsista, obrazowa, miejscami przypominała nawet gawędę, kiedy bowiem Staś na dobre rozkręcił się w swojej gadaninie, to zaraz zaczynał prawić niemal jak szlachcic z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku, tyle że, rzecz jasna, posługując się językiem współczesnym. A to naprawdę dziwne, bo Stanisław na ogół był spokojną osobą, nawet cichą, rzadko co odzywającą się w większym towarzystwie (zwłaszcza jeśli było to towarzystwo dla niego obce). Mówił tylko, kiedy trzeba, nawet wtedy
18
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
posługując się tylko półsłówkami. Natomiast zawsze zachodziła w nim jakaś zadziwiająca przemiana, kiedy zaczynał królować temat, który go zaciekawił, bądź też taki, którym się żywo interesował. Wówczas wchodził na scenę, zwaną życiem, inny Staś, zajmując na chwilę miejsce tego starego. Zaczynał mówić nieco głośniej, z większym ożywieniem i energią. Naraz, oczywiście z ekscytacji, robił się cały czerwony na twarzy, a kropelki potu zaczynały mu spływać po czole. Tak działo się do momentu, aż temat się wyczerpał, wtedy nowy Staś mówił Addio! i wracał stary Staś, ten prawie mrukliwy, nic niemówiący… – I tak to właśnie było… – zakończył swój drugi wykład. – Ale zaraz, zaraz, myśmy mieli mówić o polityce, a nie o strzelaninie w gimnazjum czy wizycie noblistki. Posłuchajcie, a wam opowiem o działaniach Wojciechowskiego… – I oczywiście Stanisław wszystko, co wiedział, to opowiedział, a jakże! A kiedy już trzecia jego wypowiedź się skończyła, zapytał: – Prawda, że ciekawe? Może zmienicie zdanie o polityce? – To bardzo wątpliwe… Ale dziękujemy za szereg przeróżnych informacji, teraz choć do ramion wyciągnąłeś nas spod kamienia… – powiedział Wacław trochę niepewny, czy nie uraził tym przyjaciela. – My to takie typy, że zawsze musimy podnosić głowy wysoko do góry w poszukiwaniu ideału. Wszak dobrze, że mamy ciebie, który wraz z nami skaczesz po obłokach, ale i też sprowadzasz nas na ziemię, bo czy nie tu, w świecie rzeczywistym, w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym, właśnie żyjemy? – dodał Eugeniusz z uśmiechem. – Tak, tak… – szepnął Stanisław, na powrót ściszając głos i chowając się za swoim „Kurierem Polskim”, prawdopodobnie jeszcze przywiezionym z kraju. Ani trochę nie miał żalu do swoich przyjaciół, naprawdę ani trochę. Po dłuższej chwili milczenia Wacław, nagle spragniony świeżego powietrza, zapytał Stasia:
19
Obraz a słowo
– Czy w okolicy są jakieś interesujące ścieżki spacerowe? – Tak, nawet kilka. Na dzisiaj proponuję ci trasę przez okoliczne pola lawendy. Jest akurat jedna dróżka, która prowadzi tuż obok tych przyciągających wzrok roślin – powiedział i szczegółowo wyjaśnił, jak trafić na wskazaną ścieżkę. Wacław serdecznie podziękował swojemu przyjacielowi za wskazówkę, był niebywale szczęśliwy, że może wybrać się sam na popołudniową przechadzkę. A Stanisław dobrze wiedział, że jego kolega po fachu w takich chwilach najbardziej potrzebuje samotności, możliwości indywidualnego delektowania się nowym miejscem, każdym skrawkiem nieba, każdym elementem krajobrazu – wszystko to mogło być kiedyś przeniesione na płótno, nawet nieświadomie, bo nie ukrywajmy: zawsze wraz z dziełem poznajemy autora, całkowita bezosobowość nie jest możliwa ani nawet pożądana. Staś właśnie tak dobrze znał Wacława! Panowie (charakterami) byli do siebie nawet podobni, przez co doskonale się rozumieli. Wacław szedł wąską polną dróżką udeptaną przez tysiące ludzkich stóp i chociaż w ogólnym rozrachunku był szczęśliwy, to jednak kotłowało się w nim wiele emocji, tak różnorodnych i kontrastowych. Niebywałe piękno i wręcz sielski nastrój okolicy napełniały go radością – w jego duszę wstępował spokój toskańskich pól, który rozlewał po jego wnętrzu przyjemne ciepło. „O! W takim otoczeniu nawet największe zrzędy czy pesymiści muszą choć raz uśmiechnąć się serdecznie ze szczerą życzliwością, bo nie sposób przejść obojętnie wobec takich wspaniałości natury, nie podziwiając jej i nie przesiąkając jej atmosferą” – pomyślał, a wobec tej myśli poczuł się jeszcze szczęśliwszy niż wcześniej, gdyż tutaj znalazł nieomal raj na ziemi. Lecz z drugiej strony znużenie oraz ogólne fizyczne zmęczenie kilkunastogodzinną podróżą dawały mu się we znaki. Jego mięśnie zastygły, przyzwyczajając się do niewygodnej pozycji
20
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
w samochodzie i teraz, już na wolności, nie mogły przywyknąć do tak nagle odzyskanej swobody. Co więcej – upał, co prawda już o tej porze znacznie słabszy niż wcześniej, jednak nadal dotkliwy. Słońce, prawie w pełni swojej mocy, świeciło na niebie, owszem do zachodu pozostało jeszcze kilka godzin, ale zapowiadało się, że promienie będą ogrzewały ziemię z tą samą intensywnością aż do ostatnich chwil kończących dzień. Na dodatek ogarnęła go pewna melancholia. Szczęście i melancholia – czy mogły istnieć razem, jakby w symbiozie? Trudno powiedzieć, czy u wszystkich z tym samym rezultatem, ale z pewnością u Wacława takie nietypowe połączenie funkcjonowało, wręcz nieustannie i ciągle. Szczęście nie byłoby dla niego pełnym uczuciem, gdyby nie towarzyszyła mu również pewna zaduma – nad czym, nad tymże szczęściem? Pewnie tak, ale tylko między innymi, bo Wacław ani na moment nie łudził się, że istnieje wyższa wartość niż szczęście osobiste, mianowicie: szczęście ogółu bądź też idea. Jeśli nachodzą nas jakieś wątpliwości, czy natura ludzka może być tak sprzeczna, to wystarczy rozejrzeć się wokół, spojrzeć to w prawo, to w lewo, to w głąb siebie – wniosek jest jeden: taki jest świat, sprzeczny, zagadkowy, a niejednokrotnie i dziwny. „I cóż ja tu robię?” – pytał sam siebie Wacław, idąc niespiesznym krokiem przez pola lawendy. Nie do końca miał na myśli to konkretne miejsce, bardziej swojej życie. Miał już lat niespełna czterdzieści, wiele zobaczył, przeżył, doświadczył i mimo to nadal nie odpowiedział na podstawowe pytania, które niestrudzenie od wieków zadaje sobie ludzkość: „Po co to wszystko?”. Zdarzały się dni, kiedy go to martwiło – żył prawie ot tak, czasem bez poczucia sensu… Ale w zasadzie to nic nadzwyczajnego, tylko powszechne egzystencjalne drobnostki. Pośrodku pola rosło drzewo. Trudno powiedzieć, jakiego konkretnie było gatunku (Wacław nie był szczególnym znawcą roślin), ale faktem jest, że miało liście rosnące gęsto i jakby kępami. Kształtu
21
Obraz a słowo
ciekawego – było lekko przechylone na prawą stronę i najbardziej interesujące było w nim to, że w pewnym momencie rozgałęziało się prawie na dwa osobne drzewa. Gdzieś tak na wysokości dwóch metrów trzon zaczynał rosnąć w dwóch różnych kierunkach. Grubsza gałąź wznosiła się ku górze na prawo, a nieco cieńsza na lewo i odrobinę do tyłu. Dwie osobne gałęzie ani trochę sobie nie przeszkadzały, ba, wręcz się uzupełniały, tworząc harmonijną całość. Liście tak gęsto porastały koronę drzewa, że nie sposób było przyjrzeć się im dokładniej; jeszcze maluteńki wietrzyk delikatnie nimi poruszał, utrudniając obserwacje. A owe listeczki, o dziwo, były różnego koloru – pewnie to tylko gra światła albo złudzenie, albo też celowe działanie Stwórcy… Tak więc na prawo rosły jaśniejsze okazy z domieszką ciepłych barw, a na lewo nieco ciemniejsze, jednakże z jasnymi przebłyskami. Sama kora przyjmowała kolor ciemnego brązu, a może wręcz szarości… Ciekawe to było drzewo, takie zwykłe-niezwykłe. Wzbudziło zainteresowanie (nie, nie zachwyt, wszakże nie był to widok bezkresnego morza ze skraju przepaści) Wacława tak, że aż zatrzymał się na chwilkę i… wpatrywał się w nie intensywnie. Dokładnie studiował wzrokiem, penetrował od korzeni po sam czubek. W końcu poszedł dalej, ale, tak!, drzewo zostało zapisane w studni pamięci. Ostatecznie Wacław schronił się w cieniu interesującego drzewa, niedaleko kilku skał, takich ciemnoszarych o ostrych i płaskich końcach. Oparł plecy o szorstką korę i dumał przez dłuższy czas, wpatrując się w głównej mierze w niebo i w płynące po nim obłoki. A atmosferę do zadumy miał taką: Panowała niemalże błoga, jednostajna cisza. W powietrzu unosił się jedynie dźwięk owadów, głównie pszczół, które pracowały wytrwale, spełniając swój obowiązek. Te małe stworzonka nie przeszkadzały Wacławowi, nie żądliły, nie brzęczały obok ucha, tylko nieprzerwanie zapylały kwiaty. Skoncentrowane na jednej
22
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
czynności, zdawały się w ogóle nie zauważać, że są obserwowane. Wacław, zafascynowany, śledził każdy ich krok i zastanawiał się, dlaczego społeczeństwo ludzi nie może być tak harmonijnie poukładane jak społeczeństwo pszczół. „Nie może i… basta! Chociaż… ludzie też latają z kwiatka na kwiatek…” – pomyślał, dziwnie uspokojony tą refleksją. Oczywiście owady były tylko malutkim elementem tego krajobrazu, jakby orkiestrą grającą w tle w ekskluzywnej restauracji, gdzie konsumenci bardziej zajęci są rozmową niż muzyką. Główną rolę w tym widoku odgrywała lawenda. Wznosiła się wysoko po prawej i lewej stronie Wacława, tak że siedząc pod drzewem, nie mógł dostrzec, co znajduje się za nią. „Lawenda jest wszędzie… Tutaj lawenda panuje, jest wszystkim” – przemknęło przez myśl malarzowi, właśnie „przemknęło”, bo już po chwili wymknęło się i pociągnęło za sobą sznur podobnych zdań: „Jest niewielka, tyczkowata, ma drobne fioletowe kwiatki, są to jakby maleńkie dzwoneczki skupione wokół siebie w większe gromady; sama gałązka nic nie znaczy, kołysze się bezradnie, jak wiatr zawieje, tak i ona się przechyli, ale w grupie jest silna – wtedy tworzy morze i chociaż jest w nim zaledwie jedną kropelką, nie pozostaje bez znaczenia. Ma słodkawy zapach, a w nadmiernych ilościach bywa wręcz uciążliwa; nadaje się do wysuszenia, słowem: do zachowania na potem. Jednakże… – oto decydujące »jednakże« – nie wpada do studni pamięci. Dlaczego? Niby taka piękna, niby taka słodka, a jednak… Czyżby nieoryginalna? Czyżby niemająca tego czegoś? Jeśli nawet z pozoru nic nieznaczące drzewo, które rozgałęzia się na wysokości dwóch metrów, jest bardziej interesujące od niej, to… nic w tym dziwnego. Bo kiedy myślimy o raju, cóż najpierw przyjdzie nam do głowy: pole lawendy czy sad pełen drzew? Najwyraźniej pierwotne formy są nam bliższe, a finezyjne, nawet pomimo nęcącej fizycznej twarzy, dalsze. Tak więc oto nadrzędność klasyki
23
Obraz a słowo
nad bardziej skomplikowanymi formami. Klasyka nam wystarcza – tak, i to w zupełności. Oto niebo, oto chmury, oto ziemia, oto woda, oto drzewo, oto ludzie, oto skały, oto trawa, oto pusty domek, oto jesteśmy i my sami, którzy spoglądamy na ten świat. Dziwnie to proste. A my co, a jakże!, komplikujemy wszystko. Nie tylko same formy, lecz naprawdę w s z y s t k o. Lecz dobrze, to proste, jasne. Ale, cóż ja tu robię? Nadal to samo pytanie-zagadka pozostaje bez odpowiedzi…”. Wacław spojrzał przed siebie. A tam, niby ta sama wąska dróżka biegła prościuteńko aż za sam horyzont. Po prawej i lewej stronie rosła lawenda, ale prosto… tam dopiero zaczynał się świat. Jedną stronę nieba przesłaniały chmury, druga, tam, gdzie świeciło słońce, pozostała czysta, a była tak samo błękitna jak jeszcze przed południem. Wacław skupił się na tej zapełnionej części, gdyż zwyczajnie z jednobarwnego błękitu nie można zbyt wiele wyczytać. To właśnie chmury nadają niebu niepowtarzalny wyraz. Są jakby płótnem, na którym białe obłoki malują obraz. Płyną po sklepieniu z różną prędkością, przybierają przeróżne fantastyczne kształty, słowem: są nieskończonym źródłem inspiracji – a najlepsze w nich jest to, że każdemu pokazują się w nieco inny sposób. „Ja mogę na niebie widzieć słonia – ty statek z rozłożonymi skrzydłami; ja pędzel – a ty wieczne pióro. Oto proszę, wszystko, jak zawsze, zależy od wyobraźni” – pomyślał Wacław. Białe chmury były jaśniejsze z góry, a ciemniejsze z dołu. Unosiły się niby to za samym horyzontem; wystarczyło tylko przekroczyć bladoniebieską linię, by przekonać się, czy rzeczywiście obłoki mają konsystencję waty cukrowej. Jedna chmura nachodziła na drugą. Dwa różne odcienie bieli (nawet barwa dwóch chmur nie jest identyczna) zazębiały się ze sobą, tworząc jeszcze inny odcień. Kształt miały (ach, to przecież zależy od wyobraźni!), tak na oko, nieco bajkowy – tudzież przerysowany. Na niebie nie latały słonie ani
24
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
podniebne statki czy też pędzle i wieczne pióra. Na niebie płynęły chmury, jakby prosto wyjęte z rysunku pięciolatka. Cóż za brak finezyjności! Ale, ale oto właśnie klasyka – a mówiąc językiem Platona: idea „chmury”. Najpiękniejsze jest w tym to, że za tą podstawą może kryć się wszystko, gdyż podstawa to tylko punkt wyjścia – tabliczka z napisem „START” dla naszej wyobraźni. A to dlatego, iż postrzegamy ten świat głębiej, niż go widzimy. Oglądając obraz w galerii, jesteśmy w stanie znaleźć się tam, pomiędzy namalowanymi postaciami; albo stworzyć jego szerszy kontekst. Tak samo jest, kiedy siedzimy pod interesującym drzewem i wpatrujemy się w odległy horyzont, a ten horyzont – choć odległy – jest na wyciągnięcie ręki, wręcz potrafimy sięgnąć dalej i dalej… „Tyle piękna, tyle refleksji, tyle wniosków, a pytanie nadal to samo: co ja tu robię?” – Wacław gwałtownie wrócił do swoich wcześniejszych rozmyślań. „I oto przyszedł w końcu czas na odpowiedź… a przynajmniej na wielkie poszukiwanie odpowiedzi; nie muszę jej znaleźć teraz, w tym raju spędzę jeszcze tydzień”. Zmienił pozycję. Teraz siedział ze zgiętymi nogami, podpierając się prawą ręką, która spoczywała na ziemi. Głowę miał spuszczoną, wpatrzoną niby to beznamiętnie w kępkę ciemnozielonej trawy; tak właśnie zamknął oczy na świat zewnętrzny, a otworzył je na swoją duszę. „Jestem malarzem i przyjechałem tutaj zaprezentować swoje prace. Ależ to marne!” – skarcił sam siebie. „Cóż ze mnie za malarz?! Ani sławny, ani jakoś specjalnie doceniany… Maluję bardziej dla idei i pracy nad sobą niż dla ziemskiej chwały, której, już wiem, że nigdy nie osiągnę. Tak więc tworzę coś w poszukiwaniu… nowych-starych form, czyżby najodpowiedniejszych dla sztuki?… Zwiedzam, odkrywam, by ostatecznie to wszystko zniekształcić i uwiecznić. Moje obrazy często nie przedstawiają tego świata, są w pewien sposób od niego oderwane, choć na pewno mają kilka ważnych punktów
25
Obraz a słowo
wspólnych. Czasami tworzę raj, jakby taki jak ten, gdzie wszystko harmonijnie się ze sobą łączy; gdzie panuje pewna odmiana melancholii, refleksji, tak potrzebnej do osiągnięcia pełni szczęścia. Więc, więc… chyba właśnie żyję po to, by tworzyć takie rzeczy. Jak wielki ma to sens? Jeśli wierzyć w przeznaczenie, a bardziej w »celowość« tego świata – istnienie tzw. Bożego planu – to przecież wszystko ma jakiś cel, nawet te idylliczne rzeczywistości, które tworzę. Nie ukrywam, że to bardzo pokrzepiające. I niby dlaczego miałabym z tego rezygnować? Na rzecz realizmu? Albo jakiejś nowej awangardy, która ma więcej wspólnego z obecnymi czasami? Ale po cóż mi wiedzieć, że w strzelaninie w gimnazjum w Wilnie zmarło kilka osób? Chyba tylko po to, żeby za nie odmówić Wieczne odpoczywanie… Cóż, to jeszcze nie polityka, no tak… Ale z tą wojną celną? Ach! To wydaje się takie marne! Mnie przyszło tutaj tylko płynąć, płynąć i płynąć… Nie żyję wiecznie, jak te obłoki, jakby zatrzymane na niebie na niekończącą się chwilę… Mam już prawie czterdzieści lat, któż wie, ile jeszcze wiosen przede mną… Zajmuję się tym, co trwałe, chociaż nie zawsze aktualne i drukowane na pierwszej stronie »Kuriera Polskiego«. Oto, w skrócie, po co żyję”. Słońce już prawie chowało się za horyzontem, kiedy Wacław wracał do niewielkiego domku. Tak jeden dzień minął, czas teraźniejszy zmienił się w przeszły, a studnia pamięci zyskała kilka dodatkowych wrażeń. *** Stół był tak mały i wąski, że kolana biesiadujących stykały się pod nim. Z zamkniętymi oczami, już po samej ich strukturze, można było odgadnąć, jaka osoba się za nimi kryje. Najbardziej kościste należały do Wacława, a najbardziej „przy kości” do Mai. Kolana Stanisława i Eugeniusza były do siebie podobne, z tą różnicą, że ten drugi miał na prawym kolanie lekką opuchliznę – była to pamiątka
26
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
po niedawnym drobnym wypadku… Ciekawe, że tak prozaiczne rzeczy jak ułożenie kolan pod stołem mogą tak wiele znaczyć, jeśli tylko ubierze się ten obraz w odpowiednie znaki. A więc… Twarde kości stykały się ze sobą, wyraźnie się ocierały pomimo warstwy cienkiego ubrania. Dalej łydki zazwyczaj całkiem przypadkiem przytulały się jedna do drugiej. Krew pulsująca w ciele chciała sprawdzić, jaki puls ma drugie ciało. Liczyła… Wynik tego badania był zaskakujący: wszyscy mieli identyczny puls. Jak to możliwe, że żyły pompujące krew do (co bardzo istotne!) serca robiły to z tą samą intensywnością? A jednak warunki wewnętrzne czy prawa natury nie mają zbyt wiele do powiedzenia, gdy do głosu dochodzi nasze serce. Tak więc w duszy funkcjonowali w jednym r y t m i e, ale nie znaczy to, że byli całkowicie pozbawieni różnic. Przecież jeszcze niedawno na kolanach Stanisława spoczywała gazeta, a na parapecie leżał list Mai, zakończony tymi oto słowami: „Całuję Cię, Katociku, w astralną i cielesną powłokę po wiele razy, a tak czule i gorąco myślę o Tobie, że powinieneś go odczuć niby puchową kołderkę, która Ci ogrzewa wszystkie nieogrzane zakamarki Twojej umiłowanej postaci”. Przecież kolana same w sobie zawierały indywidualne cechy, bo czy po ich budowie nie można było odróżnić jednego od drugiego? Wacław kościste, Maja „przy kości”, Stanisław „w normie”, a Eugeniusz „po przejściach”. Oto cała prawda na temat tego stowarzyszenia… – Komu należy podziękować za ten pyszny posiłek? – zapytał Wacław z życzliwym uśmiechem wypisanym na twarzy. – Stereotypy nadal dominują na tym świecie – westchnęła Maja. Wacław zmieszał się i mruknął tylko: – No tak… – Eghm… – odchrząknął Eugeniusz, jak zawsze taktownie zmieniając temat. – Powiedz mi, Stasiu, czy odpowiada ci rozmieszczenie twoich plakatów na naszej wystawie?
27
Obraz a słowo
– Cóż… ach… no… w porządku. – A może lepiej będzie przenieść okładkę „Pani” bardziej do przodu? – Nie… Zresztą… no… kto będzie chciał zobaczyć wystawę, to zobaczy ją całą, więc… nie ma to wielkiego znaczenia – z wyraźnym trudem wydukał Stanisław. – Ależ nie krępuj się, Stasiu, nie umniejszyłbyś tym moim bohomazom takich oto romansików-erotyków – powiedziała żartobliwie Maja, to właśnie jej prace zostały bowiem ustawione na dziedzińcu i w głównym korytarzu. Wybór ten już od samego początku był prosty i oczywisty: twórczość Mai cieszyła się dużym zainteresowaniem, zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Może nawet jej obrazki zyskały największą popularność – inni twórcy stowarzyszenia nie byli tak bardzo znani, a co ważniejsze: cenieni. Sukces zawdzięczała pewnym wpasowaniem się w zachcianki, oczekiwania publiczności. Nie zabiegała o to specjalnie, po prostu trafiła i to w samiuteńki środek okrągłej tarczy. Jej twórczość była oryginalna, taka z pazurem; wówczas nieco kontrowersyjna – przez co jeszcze ciekawsza! W tym wypadku postać Mai – cały jej charakter, osobowość – idealnie uzupełniała się z jej dziełami. Sama, niczym heroiny z jej obrazków, była kokietką, często romansowała z mężczyznami, a ponadto miała dowcip, inteligencję i rzecz jasna talent. Oto artystka tamtych czasów z prawdziwego zdarzenia! Wacław przysłuchiwał się z boku przekomarzaniu Mai i Stanisława. Ona z łatwością serwowała mu cięte uwagi, a on bronił się nieco bezradnie, ale za to najlepiej, jak potrafił. Temat rozmowy dotyczył oczywiście ich twórczości. Bo przecież, gdy przebywa się w towarzystwie artystów, nie można mówić o niczym innym. Tak jakoś się składa, że sztuka wypełnia całą przestrzeń rozmowy, panoszy się, kroczy, dumna, niczym paw z rozłożonymi piórami, i oczekuje,
28
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
że w każdej chwili będzie się ją adorowało. A twórcy – bo cóż oni mogą? – poddają się temu żądaniu, przychodzi im to z łatwością, gdyż już we własnej duszy adorują to, co piękne. Eugeniusz posłał swojemu przyjacielowi znaczące spojrzenie. Tylko oni byli jakby poza tą burzą, która targała obecnie wodami morza – tak, właśnie rozpoczęła się kłótnia. W tym towarzystwie idealnym, absolutnie równym przeciwnikiem Mai był Eugeniusz. On również posiadał cierpki humor, miał towarzyskie usposobienie, przyjemne obejście… no, nie był skory do romansów (chociaż miał ku temu wszelkie możliwości, bo kobiety za nim przepadały), ale to przecież w tym wypadku nie było wcale potrzebne. To zadziwiające, że nigdy za towarzyszy życia – czy to w przyjaźni, czy to w miłości – nie wybieramy sobie osób lustrzanopodobnych do nas. Zawsze jest to odbicie w nieco przekrzywionym zwierciadle, inne, często wręcz kontrastujące. Bo, jak się okazuje, tylko przeciwieństwa mogą połączyć się w całość. Przecież nie złączymy dwóch identyczny puzzli… A natura? Nieskończona woda występuje obok skończonych liści. Niewielki domek, wybudowany rękami człowieka, idealnie komponuje się z zielenią, kilkudziesięcioletnimi drzewami o rozłożystych koronach i korzeniach. I w końcu skały w odcieniu szarości, o ostrych i płaskich brzegach leżą spokojnie na małej trawce, delikatnej, wręcz puchowej. Jeszcze… jeszcze chmury i niebo, błękit podkreślają śnieżne obłoki, niezwykle powabne w swej strukturze, a sklepienie, no… ono nie ma kantów i zaokrągleń, istnieje i nie istnieje jak podniebny sufit, który nigdy się nie kończy… Jak widać, trwamy w różnych formach, stworzonych jednak do współżycia ze sobą. Właśnie dzięki temu istnieje arkadia. *** Słońce leniwymi promieniami popołudnia oświetlało rynek miasteczka. Towarzystwo cały poranek spędziło w pobliskim mieście,
29
Obraz a słowo
prezentując wystawę oraz wygłaszając dwa odczyty o sztuce współczesnej. Teraz wrócili do miejscowości i razem udali się do centrum, by podziwiać piękno wąskich uliczek i maleńkich sklepików. W końcu, zmęczeni, usiedli w pobliskiej kawiarni, a tak się złożyło, że znajdowali się właśnie tam, gdzie ruch był największy. – Jutro dzień sądu – powiedział Stanisław wyraźnie ożywiony. – A to dlaczego? Zbliża się koniec świata? – zapytał Eugeniusz. – Kto wie… Słyszałem, że na naszej wystawie we Florencji pojawią się Husarski i Treter. – No ale… przecież nie mamy się czego obawiać – odparła sugestywnie Maja. – Ja bym się obawiał dziury w sercu… – mruknął Wacław, lecz żartobliwie, z lekkim uśmiechem na twarzy. – Ale dobrze wiedzieć, że możemy się spodziewać co najmniej dwóch gości – podsumował Eugeniusz. – Przecież ciebie jutro najbardziej interesuje wycieczka śladami Botticellego, a więc podróż do quattrocenta. Wobec tego jacyś krytycy nie mają dla ciebie większego znaczenia – powiedziała Maja, a jakieś żywe iskierki zapłonęły w jej ciemnych oczach. – Właśnie! Na co mi oni! – roześmiał się Eugeniusz i całe towarzystwo opanowała wesołość. Na kilka chwil znikła z ich serc obawa, a dzień jutrzejszy jakoś rozciągnął się w czasie, tak że jeszcze było do niego bardzo daleko. Wacław machinalnie wycofał się z rozmowy ze swoimi przyjaciółmi. Często w większym gronie popadał w swego rodzaju zadumę, podczas której jakby wychodził poza siebie i zaczynał przypatrywać się wszystkiemu niemal obiektywnie. Na początku zwracał uwagę na to, co najbliżej, ale z upływem czasu jego perspektywa rozszerzała się, sięgała głębiej, a nierzadko nabierała również metafizycznego charakteru. Działo się tak dlatego, że dusza Wacława potrzebowała poić się aforyzmami, które zaspokajały jej pragnienie poznawania
30
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
sensu życia. Bo z każdą kolejną obserwacją artysta pogłębiał swoją samoświadomość – a im większa była jego samoświadomość, tym lepsze stawały się egzystencjonalne wnioski, które wysnuwał. Nie miał w sobie zbyt dużej potrzeby rozmowy z drugim człowiekiem. Ważniejsze były dla niego osobiste obserwacje, a co więcej – eksplorowanie tego świata w poszukiwaniu odwiecznych stałych prawd. A jego myśli biegły właśnie takim torem: „Kiedy Eugeniusz się śmieje, śmieje się również jego dusza. Poznaję to po oczach, radosnych nawet w najdalszym punkcie źrenic. Ale, ale nastrój Eugeniusza może się zmienić z chwili na chwilę. W mgnieniu oka, kiedy tylko kąciki ust opadają ponownie do swojej poziomej pozycji, jego oczy nabierają powagi, a co za tym idzie, również dusza wpada w nastrój pełen patosu. Z kolei gdy ogarnia go melancholia – stać to się może ot tak, kiedy ktoś lub coś przykuje jego uwagę i poruszy sumienie – na ciemnobrązowe oczy nachodzi mgła, która też okrywa całą jego duszę. Słowem: Eugeniusz żyje całym sobą. Odczuwa każde drgnienie z tą samą intensywnością zarówno w ciele, jak i w duszy. Niebywałe, jakże pod tym względem różni się od Stanisława! On prowadzi bardziej rozwinięte życie duchowe. To, co pokazuje na zewnątrz, to zaledwie drobny wycinek. W jego przypadku ciało jest pewną przeszkodą, jakby buntującą się przeciwko doskonalszemu duchowi. Często słowa, nawet sam język i struny głosowe nie układają się, nie płyną takim rytmem i z takim powabem, jakby on tego chciał. Właśnie tak, zanurzony w sobie, tworzy jakże piękne rzeczy! Oto, proszę, wystarczy tylko zobaczyć jego pracę, aby naprawdę poznać się na nim. A Maja? Ach, kochana Maja, największa zagadka… Wydaje się szczera, spontaniczna, uwolniona od wszelkich konwenansów, a więc naturalna, a jednak… czy to naprawdę ona? Zdaje mi się, że czasem dostrzegam coś, tak, tak, znowu w oczach, coś mogłoby być pewną namiastką rozwiniętego życia duchowego. Jej dusza jest…
31
Obraz a słowo
skomplikowana? Tak, tak, z pewnością ma w sobie wiele zakrętów, rozstajów dróg, a przede wszystkim kontrastów. Ale mimo to jej wnętrze wydaje się inne, bo bardziej… emocjonalne. Ona namacalnie odczuwa prawie wszystko, a do tego jest taka wrażliwa, że… że czasem myślę, czy aby na zewnątrz nie jest po prostu tylko dobrą aktorką. Maja przykuwa uwagę. Zatrzymuje na sobie spojrzenia, pomimo pewnej niedoskonałości fizycznej. Jej figura nie przypomina ciała Wenus z Milo. Ale to nie szkodzi, bo jej »wada« nie ma znaczenia, a wręcz zamienia się w zaletę – jest tak ściśle z nią samą złączona, że bez niej nie byłaby już tą samą osobą. Tak, to, jak wyglądamy, ma wpływ na to, kim jesteśmy. Nie znaczy to, że kolor naszych włosów określa naszą duszę, lecz już fakt, czy uważamy się za osobę piękną bądź brzydką, niejednokrotnie wpływa na naszą samoocenę – a samoocena w pewien sposób warunkuje nasze zachowanie. Zadziwia mnie różnorodność kobiet. Żadna nie wydaje się taka sama, a wszystkie są inne na swój sposób. Już w tłumie, który niespiesznie przechadza się po wybrukowanym rynku, można znaleźć wiele przedstawicielek płci pięknej o różnym wyglądzie, a zwłaszcza usposobieniu. Niejednokrotnie bogata Włoszka wystrojona błyszczącą biżuterią stoi przy fontannie tuż obok skromnie ubranej młodej dziewczyny. Fizycznie dzieli je zaledwie jeden krok, lecz mentalnie… cóż, cały wąwóz, przepaść bądź nawet ocean. Jestem zdania, że każda kobieta jest piękna na swój sposób. Ba!, że każdy ma w sobie piękno – zwłaszcza duchowe. Ale tutaj, w małym miasteczku, gdzie atrakcyjne Włoszki zapełniają jakby więcej przestrzeni, mimowolnie skupiam się bardziej na kobietach, bo to one skuteczniej przyciągają mój wzrok, niekiedy nawet zmuszając do marzeń… Rzuciła mi przelotne spojrzenie. Przez dwie sekundy patrzyliśmy sobie w oczy, po czym to ona odwróciła wzrok, wyraźnie niezainteresowana. Ja nie byłem wart ani jednego zalotnego uśmiechu,
32
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
najwyraźniej zlewałem się jakby z otoczeniem, a to naprawdę nic w porównaniu z zainteresowaniem, jakim cieszy się Eugeniusz. Kobieta obserwowała go chwilę, patrzyła, jak gestykuluje, opowiadając z ożywieniem o Botticellim, nawet z ekscytacji zarumienił się nieco, a w jego oczach pojawiły się żywe iskierki. On nie zwracał na nią uwagi, szczerze mówiąc, nie zauważył jej wcale; w ogóle przestał zwracać uwagę na kobiety w t a k i sposób, kiedy się ożenił – chyba że jakaś romantyczna heroina zainteresowała go w artystycznym słowa tego znaczeniu. Ale jaka ona była, ta kobieta? Otóż miała figurę modelki, a twarz aktorki. Zmysłowe oczy w kolorze ciemnego brązu podkreślone były czarną kreską, która dobrze komponowała się z jej ciemnymi, obciętymi »na bobra« włosami. Na sobie miała… spodnie! Prawdziwa aktorka! Obszerne spodnie były wykonane z cienkiego, przewiewnego materiału i przy odpowiednim ułożeniu nóg nawet przypominały długą spódnicę, ale, ale niezaprzeczalnie były to spodnie, więc… to był prawie skandal. Jej ubiór prowokował. Łamał powszechnie przyjęte normy, społeczne konwenanse. Postawa tej kobiety – odwaga i bezkompromisowość – dla wielu przekraczała zasady dobrego smaku. W ten sposób, jakby jej wnętrze zostało pokazane światu. Serce i dusza wzywały: »Patrzcie na mnie, jestem nowoczesną kobietą!«, a spojrzenie posyłane spod lekko przymrużonych powiek potwierdzało to pragnienie. Niby harmonia. Wnętrze i zewnętrze scaliły się w jedno… Chociaż nie! Wręcz przeciwnie – to dysharmonia! Bo w harmonii wszystkie elementy, często przeciwne, się równoważą. Burzliwa dusza idealnie komponuje się ze spokojnym usposobieniem. Rozum i serce współgrają ze sobą, nie są takie same, one tylko się uzupełniają. Oto prawdziwy człowiek, który kryje w sobie wiele tajemnic, nie jest jak otwarta księga, już do końca pozostaje niezgłębionym obiektem badań. Oczywiście, tamta kobieta nie musiała być taka, jak mi się tylko wydawało. Oczywiście, oczywiście… Tylko że… chyba niedokładnie
33
Obraz a słowo
o to chodzi, ale… ale straciliśmy kobietę. Zdaje się, że już nie istnieje pierwotna Ewa, a tylko romantyczna heroina: kobieta opakowana, prawie schematyczna. Może dochodzę do takich wniosków, gdyż tak bardzo skupiam się na wyglądzie. Jako artysta postrzegam wszystko w sposób wizualny, za pomocą oka. Nie jestem znawcą ludzkich dusz. Nie jestem pewien, czy dobrze potrafię wyrazić moje emocje, czy w ogóle można się dobrze wyrazić, w pełni? Lecz tak naprawdę ona wcale nie jest pierwszą aktorką o burzliwym wyglądzie. Kiedyś po tym wybrukowanym ryneczku spacerowały zapewne kobiety w obszernych sukniach ze stelażami, a co ważne, z wybujałymi fryzurami, upiętymi w przeróżne kształty. Taka dama, stojąc obok prostej dziewczyny z nizin społecznych, wyglądała po prostu… śmiesznie. Dla nas barokowe toalety są jedną wielką przesadą. Czy obszerne spodnie przypominające spódnicę również tak skończą? Ach… któż wie. Zmierzam do sformułowania mojego ideału kobiety. Ideału, który nie jest wyzywający, może na pierwszy rzut oka nie przyciąga spojrzenia, ale za to jest naturalny. Istnieje jakby poza czasem i jest właściwy dla każdej istoty płci pięknej. Wzór, który powstał w mojej głowie, jest… formą podstawową, najprostszą z możliwych, a jednak nieprzemijalną. Więc, kiedy myślę o klasycznym wzorcu, widzę kobietę ubraną w proste ubrania, bez żadnej ornamentyki, i z białą chustką na głowie. Ma rozkloszowaną spódnicę w kolorze, dajmy na to, różowym, a jej prawa ręka spoczywa na sercu – bo one wszystkie wiele odczuwają, są wrażliwsze, łagodniejsze i zdają się mieć głęboko rozwinięty świat wewnętrzny. I jeszcze jedno, zawsze szczegóły »idei« są zamazane, gdyż dzięki temu dopasowują się do każdego przypadku. Tak więc oto kobieta, w najczystszej z możliwych form. Co zrobisz z nią dalej? Jak ją przekształcisz według swoich wyobrażeń, zgodnych z twoim archetypem? Ja mówię tylko jedno słowo, ktoś inny musi dopowiedzieć za mnie dwa kolejne”.
34
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
– Wacław? – Hmmm… – Dobrze się czujesz? – Eugeniusz skutecznie przywołał do rzeczywistości swojego przyjaciela. – Tak, oczywiście. Dlaczego pytasz? – Wydajesz się taki nadnaturalnie czerwony i przez chwilę patrzyłeś na rynek… Miałeś taki rozbiegany, nieobecny wzrok… zupełnie jak wariat – wyjaśnił. Wydawał się naprawdę zaniepokojony. – Nic mi nie jest, po prostu się zamyśliłem. – Widziałeś tę kobietę ubraną w spodnie? – zapytał Wacław chwilę później Eugeniusza. – Jaką kobietę w spodniach? To była tutaj jakaś niewiasta w spodniach?… A więc nie tylko w Paryżu zdarzają się takie aktoreczki! – Zapewniam cię, że „takie aktoreczki” są wszędzie – powiedziała z przekąsem Maja. – Hmm… cóż… – zmieszał się Eugeniusz. – A może ty… widziałeś takiego mężczyznę o fizjonomii dżentelmena, który ubrał się bardzo, ale to bardzo nieelegancko, i nie, wcale nie był w ubraniu sportowym?! – Aamm… Szczerze mówiąc, nie. Najwyraźniej zupełnie nie zwróciłem na niego uwagi. – Doprawdy nie wiem, od kiedy zaczęliście się interesować modą – westchnęła Maja. – Najwyraźniej wolą ją od polityki – mruknął Stanisław. *** Chłodny poranny wietrzyk wlatywał niespostrzeżenie przez otwarte drzwi do ogrodu i unosił rogi prac, ustawionych swobodnie na sztalugach. Leciutko podnosiły się zazwyczaj prace Mai, wykonane były bowiem na najcieńszym materiale. I tak jak wietrzyk poruszał
35
Obraz a słowo
dziełami kochliwej artystki, tak one naprawdę ożywały, unoszone tym razem przez kilkadziesiąt pochlebnych spojrzeń i komentarzy. Bardzo słusznie postąpił Eugeniusz, ustawiając prace Mai na samym przodzie. Wacław uważał wręcz, że właśnie dzięki temu wystawa we Florencji cieszyła się takim zainteresowaniem. „Ludzie, jak tylko u wejścia zobaczą znane im rysunki z gazet, które jeszcze cieszą się ogólnym uznaniem, to na pewno nie przejdą obojętnie wobec takiej galerii prac” – myślał, obserwując przechodniów, którzy, zaciekawieni erotycznymi obrazkami, postanowili zakosztować nieco polskiego malarstwa. Wystawa stowarzyszenia mieściła się w budynku ze średniej wielkości ogrodem tuż przy samym florenckim rynku. Było to popularne miejsce, w którym często odbywały się różne kulturalne wydarzenia; oto przyjeżdżał mały teatrzyk i grał dramat dla kameralnej widowni; oto swoje serenady wyśpiewywała znana śpiewaczka operowa, podobno nawet sama Giannina Arangi-Lombardi (jeszcze przed rolami Aidy) przechadzała się tymi korytarzami i zbierała gromkie brawa; w końcu artystyczne i naukowe odczyty, a także wystawy. Byli tutaj: Andrea Appiani, Stefano Ussi, Eugene de Blaas, Francesco Hayez, Umberto Boccioni… i wielu, wielu innych… A pośród nich było również Stowarzyszenie Artystyczne „Rytm”. „Jak się tak popatrzy na historię malarstwa, to można dojść do wniosku, że nie jest się niczym ponad jedną kroplę w oceanie wielkich nazwisk i geniuszu” – pomyślał Wacław. To zdanie zaprowadziło go na tory długiej refleksji na temat jego miejsca w świecie i życia w ogóle. Nieopodal słychać było rozmowę: – Myślę, że tak jak zwykle nie znajdziemy tutaj żadnego motywu przewodniego. Owszem, na pewno niektóre prace będą współgrały ze sobą bądź też kontrastowały… – Tym lepiej! Uważam to za nader szczęśliwy zbieg okoliczności,
36
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
za dobry prognostyk. Wszak inaczej wystawy „Rytmu” stałyby się zabójczo nudne. – No tak. Ale z drugiej strony motyw przewodni wcale nie musi sprawiać, że obrazy będą do siebie podobne, mogą ukazywać dany temat z różnych perspektyw – co jest niezwykle interesujące. A wracając do „Rytmu”, to oboje byliśmy już na ich kilku wystawach i doskonale wiemy, czego możemy się spodziewać. Skoro wynajęli galerię z ogrodem, to właśnie na zewnątrz będą prezentowane w głównej mierze prace Zaka i Borowskiego, w środku, gdzieś prawie pokątnie, przeważać będą dzieła Rzeckiego-Szreniawy, a tutaj na pierwszym planie już widzimy pracę pani Berezowskiej – podsumował Wacław Husarski. – Oczywiście zgadzam się z tobą, mój drogi, tylko patrzę na to stowarzyszenie odrobinę inaczej. Prawdą jest, że poszczególni członkowie stowarzyszenia więcej się od siebie różnią, aniżeli są sobie pokrewni lub do siebie podobni, że nawet w zakresie jednej i tej samej gałęzi sztuki różną posługują się techniką i do różnych zmierzają celów, lecz dla mnie ten indywidualizm, który ostatecznie musi jedne prace stawiać w większym świetle, a drugie w nieco mniejszym, jest wyłącznie wartością dodaną – powiedział Mieczysław Treter. Krytycy uważnie przyglądali się dziełom-wizytówkom Mai ustawionym jeszcze na samym dziedzińcu. Dwaj panowie od wielu lat znali się bardzo dobrze i mieli względem siebie przyjazne nastawienie pomimo różnych poglądów. Z niewielkiego dziedzińca, o tej porze dnia dobrze oświetlonego przez muskające go promienie słońca, przechodziło się głównym korytarzem do obszernego półokrągłego pomieszczenia. Na jego końcu znajdowało się drewniane podwyższenie, a na środku ustawione były rzędy kilkudziesięciu krzeseł. Po prawej stronie mieściły się otwarte drzwi do ogrodu, natomiast po lewej biała ściana układała
37
Obraz a słowo
się w łagodny łuk. Właśnie na tym łuku była ustawiona większość prac. Stały tam rzeźby i wisiały grafiki Stanisława, najlepsze obrazy innych członków stowarzyszenia, którzy nie mogli osobiście pojawić się na wystawie, oraz kilka prac Eugeniusza i Wacława. Rysunki Mai w całości zostały umieszczone w głównym korytarzu, dokładnie tak jak od samego początku zaplanował to Eugeniusz. Trzeba przyznać, że przypuszczenia Husarskiego co do rozmieszczenia dzieł były jak najbardziej słuszne. Rzeczywiście obrazy Wacława i Eugeniusza zostały ustawione na sztalugach na świeżym powietrzu. Zabieg ten był jak najbardziej celowy, a to z tego względu, iż sielanki tych artystów, w ogóle pastelowa kolorystyka, świetnie prezentowały się w ogrodzie, w szczególności w t a k i m ogrodzie. Ach! Czego w nim nie było! Rosły tam jabłonie, drzewa cyprysowe, dęby korkowe, winogrona, kiwi, odrobina lawendy, skwer aksamitek, nachyłków, dzielżanów, rudbekii i rzecz jasna róż. Oto całe Włochy w pigułce, bioróżnorodność na najwyższym poziomie. Ludzi zainteresowanych wystawą zebrał się spory tłumek. Najwięcej było turystów z różnych części świata, choć i okolicznych mieszkańców było niemało. Kobiety przechadzały się w luźnych letnich sukienkach, nierzadko z kapeluszem cloche dopasowanym do… krótkich włosów. Tak, takich fryzur aktoreczek było można zaobserwować w galerii mnóstwo – w końcu zleciała się tam prawie cała śmietanka towarzyska, a owa śmietaneczka jest zawsze jak nie awangardowa, to przynajmniej na czasie. Z kolei mężczyźni… no, no, sami eleganci w spodniach typu Oxford bags (oczywiście było kilku w pumpach czy w czymś podobnym, ale wyraźnie były to tylko nieliczne jednostki, które najwidoczniej nie planowały tego dnia zobaczyć wystawy) i z nienagannymi manierami. Publiczność wyraźnie skupiła się wokół dwóch punktów: ogrodu oraz głównego korytarza. „Tak oto dokonał się podział na to, co wybitne, oraz to, co zaledwie dobre” – pomyślał Wacław.
38
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
Prace Wacława znalazły się w tej „gorszej” kategorii. Stał w cieniu (co prawda nie sam, bo ze Stanisławem) Eugeniusza i Mai, ale w głównej mierze Eugeniusza, bo on miał podobną estetykę co jego przyjaciel; dlatego tym dotkliwszy odczuwał ból, kiedy pochwały omijały Wacława, a krytyka uderzała w sam środek wrażliwego serca. Z kolei Stasiowi nie przeszkadzało granie roli drugo- albo nawet i trzecioplanowej. Czuł się doskonale tam, gdzie akurat przyszło mu stanąć, a czy było to bliżej szczytu czy trochę dalej, to już nie miało znaczenia. Od otwarcia wystawy aż do pierwszego odczytu Staś opowiadał zainteresowanej publiczności (zazwyczaj nie było to więcej niż pięć osób) o swoich pracach. Mówił to z właściwym dla siebie ożywieniem, bo ten temat, jak można byłoby przypuszczać, niezwykle go zajmował. Również Maja i Eugeniusz zabawiali towarzystwo różnymi anegdotkami o swoich obrazach; szło im to doskonale, wszyscy, łącznie z dwoma krytykami, słuchali ich z zainteresowaniem, jakby na znak zamierali, robili zdziwione miny czy też śmiali się do rozpuku. „Czasami społeczeństwo przypomina dobrze nakręconą zabawkę – zawsze wiadomo, jaki będzie jej następny ruch” – pomyślał Wacław, obserwując trzy skupione wokół siebie grupki. On sam stał poza gwarem rozmów, krytycznych uwag, zachwytów delikatną pastelową barwą… był tam prawie niezauważalnym obserwatorem, czającym się gdzieś w kącie i w ogóle nierzucającym się w oczy. Wacław sam absolutnie dobrowolnie wybrał taki, a nie inny sposób bycia. Można powiedzieć, że ubrał się w samotność, tak jak ubiera się fartuch, zanim wyciągnie się farby i zacznie malować. To ubranie dawało mu pewną ochronę, możliwość większego obiektywizmu… Z czasem stało się jego drugą skórą. – Nie mam pochlebnej opinii na temat tego obrazu Borowskiego – powiedział Husarski, a Wacław akurat stał tak blisko krytyka, że usłyszał jego uwagę.
39
Obraz a słowo
– Tym razem wprost nie mogę się z tobą nie zgodzić. Oboje wiemy, czego tu nie ma… – westchnął Treter. – A nie ma… – D u s z y – szepnął drugi krytyk i oboje przesunęli się kilka kroków w prawo, by tym razem skomentować obraz Eugeniusza. Husarski i Treter tworzyli specyficzny duet znawców sztuki. Czasami aż trudno było się nie zgodzić z ich spostrzeżeniami – nawet Wacław musiał to przyznać przed samym sobą – ale zdarzały się również takie opinie, które godziły w samo serce artysty, a które na pewno zawierały choć trochę prawdy – Wacław i to musiał przyznać przed samym sobą. „Skoro ani nie błyszczę na szczycie, ani na samym dole nie jestem pomiatany wśród najgorszych podmiotów i wyzwisk, a moje miejsce plasuje się gdzieś w środku, to czy warto w ogóle tworzyć, będąc zaledwie średnim artystą?”– zapytał sam siebie. – Proszę państwa, proszę powoli o zajmowanie miejsc. Za kilka minut zostanie wygłoszony odczyt o sztuce współczesnej, a mianowicie „O malarstwie i jego przemianach na początku XX wieku oczami Stowarzyszenia Artystycznego »Rytm«”– zapowiedział Eugeniusz. Wacław zajął jedno z najdalszych miejsc, prawie na samym końcu. Wpadł w dziwny rodzaj otępienia, czuł się jak po spożyciu jakiegoś narkotyku. Jego świadomość rozszerzyła się, myśli stały się przejrzystsze, a cały świat rzeczywisty bardziej odległy; im głębiej zatapiał się w sobie, tym bardziej oddalał od tego, co prawdziwe. Różne dźwięki, takie jak szuranie przesuwanych krzeseł, szmer rozmów toczonych półgłosem, dochodziły do niego z oddali. Z kolei słyszał doskonale umiarkowane bicie swojego serca oraz wydychane powietrze z płuc. Czasami doświadczał również takiego dziwnego szumu w uszach jakby pisku; nie martwił się wcale tymi rzeczami, gdyż wówczas był ponad nimi.
40
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
– Proszę państwa, proszę już o ciszę i o uwagę. – Eugeniusz stał na drewnianym podwyższeniu przy mównicy. Publiczność ucichła. Zapanowała względna cisza; atmosfera pełna uwagi i zaciekawienia. Eugeniusz przebiegł wzrokiem po długim tekście, który miał do przeczytania, w końcu odchrząknął, rozpoczął. Mówił łamaną włoszczyzną i francuszczyzną, czasem dorzucając także kilka słów polskich. Był absolutnie pewien treści, którą wygłaszał. Jego głos nie zadrżał, nie zawahał się ani razu. *** – Czym jest malarstwo? Dla nas artystów jest to jedno z najbardziej osobistych pytań, my bowiem nie tyle tworzymy je, co nim żyjemy. A czy wolno mówić głośno o sposobie, w którym się żyje? Czy wolno zdradzać wszystko, czy w ogóle da się to zrobić?… Malarstwo jest ukazaniem sobie i innym tego obrazu, który w nas się tworzy; przyczyna jest dla artysty obojętną, ale ważną dla teoretyka, dla psychologa sztuki. Maluj, przenoś myśli i czucie na drogi nerwowe, które prowadzą do konieczności tworzenia. Tak o malarstwie pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz. I dzisiaj chciałbym, aby ten teoretyk sztuki, który tak bardzo ukochał sobie podhalański folklor, towarzyszył nam w naszych rozważaniach… Wacław przyglądał się obrazom wiszącym na ścianie. Niektóre należały do niego. To on swoją ręką stworzył w nich każdy ślad, nadał kształt każdej formie, pokrył barwą to, co w rzeczywistości bezbarwne… Naraz przypomniał sobie, jak wcześniej rozłożyło się zainteresowanie publiczności: jedni w ogrodzie podziwiali sielanki Zaka, drudzy na przodzie zachwycali się erotycznymi rysunkami Mai. „Oto cała prawda o przyszłości: pokolenie naszych dzieci napisze o Mai książkę, Eugeniuszowi poświęci pięć stron w jakimś artykule o sztuce nowego klasycyzmu, Stasiowi już tylko siedem akapitów,
41
Obraz a słowo
a mi zaledwie sześć… Wszystko przepadnie! Żadna myśl po mnie nie zostanie, bo nie jestem wybitnym pisarzem. A obrazy… cóż mi po nich, skoro są niedoceniane?” – zastanawiał się Wacław. – …Trzeba, już na samym początku, zaznaczyć jedną kwestię: Sztuka jest czynem, nie kontemplacją. Nie trzeba pytać, co z tego będzie, trzeba czynić z całą pasją (…) a będzie dzieło sztuki… „Z całą pasją, z całą pasją” – myślał gorączkowo Wacław. „Kiedy ja, zdaje się, robię wszystko właśnie dokładnie tak, a dalej… A jeśli dzieło sztuki, żeby naprawdę nim było, wcale niekoniecznie musi być wznoszone na piedestale?… Jeśli samo tworzenie może wystarczać?… Cóż ja tu robię? Jakie jest moje miejsce?” …Przy malowaniu dąż tylko do bezwzględnego oddania tego obrazu, który masz w myśli. Czy jest on powtórzeniem czegoś widzianego w naturze, czy czystą koncepcją twego talentu – to wszystko jedno. Byleby to, co jest na płótnie, było w zupełnej zgodzie z tem, co widzisz w otchłani duszy… „Oto i dusza, której szukali. Jest w otchłani, tylko… nie na płótnie… Jestem tutaj po to, żeby dusza tu zaistniała – żeby zaistniała w swoim braku… Najwyraźniej malowałem przeciwko sobie. Najwyraźniej me wnętrze nie odczuło dogłębnie tych kresek, form, barw, które chciałem przekazać; więc zbuntowało się. A wybitni krytycy dostrzegli ten brak harmonii i nie omieszkali o nim nie wspomnieć… Ale czymże więc jest owa harmonia? Czy tym, ażeby żyć w zgodzie z samym sobą, a może inaczej, pogodzonym ze światem i ze swoim miejscem w nim? To byłaby harmonia nas ze światem; nas z naszym życiem… A harmonia prowadzi do… szczęścia? Złoty środek płynie samym złotem… Więc aby być szczęśliwym, wystarczy po prostu to… zaakceptować? Ale to chyba nie odpowiedź na pytanie, po co się żyje – chyba że żyje się po to, aby być szczęśliwym…” …Może człowiek nie spełniać żadnych czynów w machinie społecznej i nie wybierać, i nie być wybranym, nie radzić ani nie chodzić ze sztandarem, ale nie może i nie powinien wyzbywać się świadomości wielkich idej
42
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
cywilizacyjnych, nie może i nie powinien tracić z oczu dalekiego zapewne ideału harmonji stosunków ludzkich, harmonji, której najistotniejszym cementem jest miłość… „Ależ ja kocham to, co robię! Ja wręcz inaczej żyć nie mogę! I miałbym nie malować, bo… po co? Bo nie osiągam sukcesów? Bo następne pokolenie nie napisze o mnie książki ani porządnego artykułu? Może jestem tylko cieniem, ale cień również ma uczucia… Może zniknę kiedyś i nic już po mnie nie pozostanie, tak jak zniknęli ci, po których już teraz nic nie ma, ale cóż…? Piękno życia tkwi w przemijaniu…” – …Ale tego, co państwo tutaj mogą zobaczyć, nie nauczyliśmy się z książek czy od wielkich mistrzów. Nie, my sami wybieramy sobie drogi przez ciągłe poszukiwanie odwiecznych form, syntezy chwili, życia… w końcu harmonii. W pewien sposób płótno nas ogranicza. Wymaga użycia odpowiednich pędzli, farb, kolorów… Trudno nam przekuć nasze wizje w artystyczne dzieło godne uwagi… Ale jednak od kogoś możemy się uczyć, jednak coś dostarcza nam wiarygodnych informacji. Witkacy twierdził, że nic tak nie uczy harmonji barw, jak kwiaty, ptaki, konchy i motyle… Wacław dostrzegł małego ptaszka, który przysiadł na drzewie w ogrodzie. Był maleńki, nie większy od dłoni. W obliczu wszystkich innych ptaków, w ogóle zwierząt, wydawał się prawie niezauważalny, a jednak… był tam żywy. Jego obecność przyciągnęła uwagę artysty, więc… nie był istotą bez znaczenia. Patrzył maleńkimi czarnymi oczkami na Wacława, a Wacław przyglądał mu się swoimi brązowymi oczami, zwykle gdzieś uciekającymi i drgającymi ze wzruszenia. Ptaszek lekko przekrzywił główkę w prawo, jakby rzucając mu wyzwanie, pytając, czy da radę… Wacław w odpowiedzi uśmiechnął się, a ptaszek rozpostarł skrzydła i… odleciał. W tym momencie Wacław był pewien, że potrafiłby zrobić to samo.
43
Obraz a słowo
…Żeby ludzie raz zrozumieli, że sztuka to wyraz duszy – toby sztukę robili tak, jak ptak śpiewa. Przestałaby ona być tą zmorą i nie trzeba by było tyle o niej gadać. Ale ludziom ciągle się zdaje, że sztuka to jest coś z zewnątrz nas, do czego trzeba przewracać oczami, do czego trzeba dążyć, czemu się poświęcać, lub z powodu czego trzeba ryczeć, upijać się i udawać rozpustnych, idealno-cynicznych modernistów. A tu trzeba żyć i być szczerym… Jakaś łza zakręciła mu się w oku. Dlaczego się tam pojawiła? Hmm… Ważne, że w końcu spłynęła w dół… do serca. I wszystko już było jasne. I nagle… przyszedł spokój, chociaż Wacław nie odpowiedział jeszcze na podstawowe pytanie. Wówczas nadał nowy kształt swojemu pędzlowi; najwyraźniej odnalazł to, czego szukał. Wszystko się nie wyjaśniło – i nie musiało. Ciągle w jego duszy kłębiły się cienie, ale, co ważne, było też światło. Teraz zyskał już pewność, że t o ma sens. Jaki?… Najważniejsze jest to, że uświadomił sobie, że wystarczy mu samo ż y c i e i samo t w o r z e n i e, oczywiście ze wszystkimi celami, marzeniami… A przemijanie? To już go nie martwiło. Tak, Wacław w końcu był absolutnie spokojny. – …A ponad wszystko trzeba pamiętać, że tylko ten będzie malarzem, obejmującym wielki i bogaty zakres świata, kto od pierwszego drgnienia brzasku do najciemniejszej północy będzie przeżywał wszystko sam… „Więc trzeba samotnie przeżywać wschód słońca, spiekotę południa i…” – Nagle, ale tak nagle, że jak grom z nieba, przyszedł do Wacława Pomysł. Wizyta to była niespodziewana, ot taka po prostu. „Jaki Pomysł?” – zapytał, zdezorientowany. Na co on szeptem przekazał kilka słów na ucho. Wacław nie wiedział, jak na niego zareagować, był zaskoczony. Ale tak… tak! …Ideałem byłoby, żeby sztuka stawała się sama, jako czysta emanacja procesu psychicznego. Ale tak nie jest. Obraz tworzy dusza, i oko, i ręka – i trzeba je stopić w jedność. To się otrzymuje tylko przez ciągłe tworzenie, przez ciągłe łączenie dróg nerwowych…
44
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
„Obraz tworzy dusza, i oko, i ręka… trzeba je stopić w jedność” – myślał Wacław, a tymczasem Pomysł zaczął powoli znikać i… zniknął. Na razie. *** Z wieży katedry Santa Maria del Fiore rozpościerał się widok na panoramę miasta oraz okoliczne szczyty górskie. Niebo miało odcień czerwono-różowy. Słońce właśnie zachodziło. – Staś mówił mi, że podejrzał notatki krytyków o naszej wystawie – powiedział Wacław do Eugeniusza. – Było tam coś, że nasza sztuka polega na „uproszczeniu formy nieco geometrycznym, silnej rytmice kompozycyjnej, dla której osiągnięcia sztuka ta nie cofa się przed deformacją, oraz na zamkniętym jednoplanowym układzie. Częstokroć dołącza się do tego mniej lub bardziej wyraźna prymitywizacja. W tej dopiero formie, zyskując coraz większe rozpowszechnienie, sztuka ta staje się istotnym i wyraźnym neoklasycyzmem”… Albo też: „świat bezindywidualny, symbole bez nazwy, ucieleśnienie marzenia o jakimś życiu wegetacyjnym, którego jednym mianownikiem jest wszechobejmująca harmonia”… – Cóż… Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko… – Wzruszyć na to ramionami – zgodził się z przyjacielem Wacław. – Ach… – westchnął Eugeniusz. – Czasem myślę sobie, że już niedługo dane mi będzie oglądać ten świat; że może to mój ostatni florencki zachód słońca – powiedział z obawą, a jego obawa była uzasadniona… – „Życie jest cieniem ruchomym jedynie, nędznym aktorem, który przez godzinę pyszni i miota się po scenie, aby umilknąć później na zawsze”. Eugeniusz uśmiechnął się, lecz był to smutny uśmiech. – Kiedyś wszyscy znajdziemy się za kulisami – oznajmił Wacław po chwili wymownego milczenia. – Dołączymy do Masaccia, Piera della Francesca i innych twórców quattrocenta.
45
Obraz a słowo
– To faktycznie jakieś pocieszenie. Przyjaciele zapatrzyli się w ognistą kulę, która chowała się za horyzontem. Każdy z nich myślał o czymś innym i był jakby w swoim świecie, chociaż stali tuż obok siebie, ramię przy ramieniu. Wacław gdzieś pomiędzy czerwoną a różową barwą spotkał ponownie Pomysł. Tym razem nic go nie rozproszyło, tak że ów Pomysł mógł zagnieździć się w jego umyśle i zostać tam na dłużej. Zaczęła ogarniać go ekscytacja, palce otwierały się i zamykały, jakby w poszukiwaniu pędzla. Szukał odpowiednich kształtów, barw… tej siły wyrazu, która kształtuje charakter dzieła. Łowił różne wspomnienia ze studni pamięci, aż… tak, stworzył pewien zarys, szkic zaledwie, ale to już wystarczyło, by wszystkie elementy znalazły swoje właściwe miejsce. – Jutro nie pojadę z wami na kolejną wystawę. Wy doskonale poradzicie sobie beze mnie, ja zamknę się w pokoju o białych ścianach z pastelami i kartką papieru – powiedział Wacław. – Cieszę się, że nie każde słońce zachodzi – odpowiedział Eugeniusz, tak bowiem dobrze go rozumiał. *** Poranek był ciepły, chociaż nieupalny. W pokoju o białych ścianach nie znajdowało się nic oprócz przyrządów malarskich. Wacław już wcześniej wyniósł z niego wszystkie przedmioty; potrzebował pustki, by ją zapełnić. Ustawił sztalugę tak, by stać tyłem do dwóch okien, które znajdowały się w tym pokoiku. Jedno okno zamknął i szczelnie zasłonił zieloną okiennicą. Drugie z kolei pozostawił otwarte. „Te okiennice są bardzo przydatne, chronią przed rozproszeniami” – pomyślał Wacław, spoglądając na stworzony fragment zamkniętego świata. Miał niezwykle dobry humor, tak prawdziwie dobrego nastroju nie miał już od dawna.
46
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
Kiedy już wszystko było przygotowane, Wacław stanął naprzeciw białej kartki, wziął do ręki niebieski pastel i… zawahał się. Przez chwilę trwał tak z prawą ręką zawieszoną w powietrzu, po czym wykonał pierwszą kreskę. Potem poszło mu już łatwiej, pojawiły się kolejne kreski, a po nich kolejne, kolejne i… kolejne. W tym samym czasie na dworze rozpoczął się koncert cykad. Wacław przejeżdżał pastelem po chropowatej powierzchni, a cykady… cyt, cyt… Wacław zamyślił się, przygryzł wargę, a cykady… cyt, cyt… Wacław w wielkim skupieniu, lekko mrużąc oczy, malował drobne szczegóły, a cykady… cyt, cyt… Tak właśnie sztuka mieszała się z życiem. Z każdą mijającą godziną kartka papieru coraz bardziej się zapełniała. Znalazło się na niej wiele elementów, były to jednak elementy połączone ze sobą, którym lepiej było żyć razem niż osobno. Tak powstały góry, a właściwie tylko niziutkie pagóreczki. Wznosiły się łagodnie tuż przy samym wybrzeżu. Tak powstało morze składające się z nieskończonej ilości kropel. Na wodzie lśniła srebrna poświata, a pod nią znajdowała się głębina zbudowana z marzeń i domysłów. Tak powstały schody. Składały się z pięciu wąskich schodków, które stawały się tym mniejsze, im wyżej pięły się ku górze. Tak powstał domek z podporą – czy bez niej wszystko by runęło, a więc strzeliło sobie w łeb i koniec? Któż wie… Chyba był pusty w środku, bo w jego wnętrzu kłębiła się ciemność. Tak powstało zwykłe-niezwykłe drzewo, które rozgałęziało się gdzieś na wysokości dwóch metrów. Grubsza gałąź rosła w prawo, a cieńsza w lewo i jakby odrobinę do tyłu. Tak powstały skały. Były takie ciemnoszare o ostrych i płaskich zakończeniach. Tak powstały chmury – nieskończone źródło inspiracji. Były jaśniejsze z góry, a ciemniejsze z dołu i unosiły się niby to za samym horyzontem. Tak powstał mężczyzna, który siedział ze zgiętymi nogami, podpierając się prawą ręką o kamień. Głowę miał spuszczoną, oczy zamknięte,
47
Obraz a słowo
ale za to duszę otwartą. Tak powstała kępka ciemnozielonej trawy (i drobne krzaki nieco jaśniejsze). To taka trawa, w którą można wpatrywać się beznamiętnie. Tak powstała kobieta w najczystszej z możliwych form. Miała prawą rękę złożoną na sercu – na sercu, które drgało pod wpływem różnorodnych emocji. Tak powstały ubrania, rozkloszowana spódnica kobiety w kolorze, dajmy na to, różowym. One przykryły nagie ciała Adama i Ewy, lecz nie nadały im żadnej nowej formy czy wyrazu. Ale to były tylko zewnętrzne elementy i to takie, które można było dostrzec na pierwszy rzut oka. Natomiast to, co niewidoczne, a właściwe dla tego, co t u t a j, wydało się równie interesujące. Liczne plamy zawierały w sobie ślad zachwytu, gwałtownego, przygniatającego, takiego, którego można doświadczyć tylko nad przepaścią. Jasne barwy były jasne dlatego, że oświetlało je toskańskie słońce – to, które piecze, i to, które zachodzi. Z kolei ciemne barwy miały w sobie coś melancholijnego, jakby pytanie „Po co to wszystko?”. Rysy twarzy, których nie było, oto wyraz idei. Pusty dom – nieunikniona droga za kulisy. Natomiast stateczne formy nie były niczym innym jak wyrazem spokoju wnętrza. A brak trupów z wileńskiego gimnazjum świadczył o preferencji tego, co odwieczne – z czasem z ciał nie pozostanie nawet popiół. Za strzępkami radości kryły się prawdziwe uśmiechy, a za smutkiem prawdziwe przygnębienie czy też wariactwo. W końcu białe punkty na drzewie były wspólnym, jakże zgodnym wzruszeniem ramion. Wszystko to tylko razem tworzyło całość. Nic nie można było odciąć od źródła. I aby dobrze zrozumieć każdy element, trzeba spojrzeć na niego w perspektywie gotowego dzieła – trzeba go stopić w nierozerwalną jedność. Tak, obraz był prawie skończony. Pozostało tylko jedno… Wacław drobnymi literami podpisał się w prawym dolnym rogu, a cykady… cyt, cyt…
48
Inspiracje S. Witkiewicz, Myśli, Warszawa 1923. A. Zabiegałowska-Sitek, Warszawskie Stowarzyszenie Artystów Polskich Rytm: prace rytmistów w zbiorach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, „Almanach Muzealny” 2013, t. 7, s. 146–191.
Opinia jurora Tekst obszerny, ale niezwykle interesujący i, co ważne – zwłaszcza jeśli chodzi o konkursy dla młodzieży – wartościowy edukacyjnie. Podjęcie literackiej próby opracowania/przybliżenia dzieła malarskiego wydawać się może młodym ludziom łatwiejsze niż bardziej suchy i wymagający konkretnych kompetencji opis formalny. Takie przekonanie nie jest słuszne. Prace „beletryzujące” utwór i kontekst jego powstania wymagają nie tylko – zgodnie z etymologią (beletrystyka to przecież ‘literatura piękna’) – zwrócenia uwagi na sposób wypowiedzi, ale także trzymania w ryzach wyobraźni. Musi być ona podporządkowywana w i e d z y o ludziach, zjawiskach i procesach. To niełatwe nie tylko dla młodzieży, ale także dla tych, którzy (z racji wieku) mają lub powinni mieć bogatsze doświadczenie. Joannie Brzenczce udało się napisać pracę, w której rekonstrukcja nie lekceważy wiedzy, a jednocześnie pokazać miejsca, wydarzenia i postaci historyczne w taki sposób, który potrafi zainteresować czytelnika. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
49
KATEGORIA LITERACKA – II nagroda
Karolina Wójcik Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach Nauczyciel prowadzący: Monika Przybyło
Kolaż refleksji Trzeba mi wielkiej wody, tej dobrej i tej złej (…) oceanów mrukliwych i strumieni życzliwych1. Francuski filozof Jean Chavalier twierdził, że „żyjemy w świecie symboli, a świat symboli żyje w nas”2. Czy woda jest symbolem? Oczywiście. I to symbolem o bardzo szerokim znaczeniu3. Pojawia się w muzyce dawnej i współczesnej (wystarczy wspomnieć wzruszającą Rzekę Anity Lipnickiej), w filozofii Heraklita z Efezu czy Talesa z Miletu, w religii, literaturze i malarstwie. Woda to złowieszcza, groźna siła, przed którą ratują się Deukalion i Pyrra oraz Noe z rodziną4. Żywioł, którego niszczycielską moc przedstawiali Gustave
1
A. Osiecka, Wielka woda, [w:] taż, Najpiękniejsze wiersze i piosenki, Warszawa 2010, s. 250.
2 W. Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 1991, s. 7. 3 Por. Żywioły. Motyw wody w literaturze, kulturze i sztuce, red. I. Hubicka, S. Pavlenko, K. Arciszewska-Tomczak, Gdańsk 2020, s. 7. Irena Hubicka we wstępie zwraca uwagę, że woda to symbol o rozbudowanym potencjale interpretacyjnym, m.in. fons et origo, źródło i warunek istnienia, praprzyczyna życia, pramateria. 4 J. Parandowski, Mitologia, Londyn 1992, s. 48–49; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań 1991, s. 29 (Rdz 7, 6–24).
51
Obraz a słowo
Doré, Francis Danby czy Hokusai Katsushika5. Coś, pod czym znikną, jak śpiewa Lao Che, drogi, mosty, urzędy skarbowe, gospodarstwa domowe i utopie6. Czy jednak zawsze budzi lęk, prowadzi do krainy zmarłych – jak Styks i Lete, wiąże się ze śmiercią – jak na płótnie Ofelia prerafaelity Millais’a? Przecież symbolizuje także delikatność, łagodność, odrodzenie, witalność, piękno – taką wodę widzę u Botticellego (Narodziny Wenus), Fałata (Śnieg), Borowskiego (Nad wodą). Woda na obrazie Borowskiego wprowadza nastrój spokoju i nostalgii. Jej barwa jest delikatna, bliżej widza niemal biała, dalej jasnoniebieska, wreszcie ultramarynowa. Wplecione są w nią brązowe muśnięcia. Woda „wielka, czysta i przejrzysta”, chciałoby się zacytować Mickiewicza7. Niebo nad horyzontem wypełniają duże, białe obłoki. Podążając tropem wieszcza, można powiedzieć, że nad taflą, w tle, po prawej stronie „stoją rzędami opoki”, pagórki i wzgórza o barwach zielono-brązowych. Zielone akcenty stanowią kępy traw, krzewy między głazami i dwa drzewa. Gęsta, liściasta korona jednego z nich zamyka obraz w lewym górnym rogu, za budynkiem, tworząc kompozycję kulisową. Po prawej stronie obrazu można zobaczyć drugie drzewo. Kobieta, znana z pastelu Idylla8, opiera się plecami o rozdzielający się na dwa konary pień, jakby malarz chciał podkreślić zespolenie człowieka z naturą. Ten układ drzew, ład i harmonia, zrównoważona kompozycja, nutka melancholii każą zestawić Nad wodą z obrazami francuskiego malarza epoki klasycyzmu – Nicolasa Poussina, np. z dziełem Krajobraz ze spokojem. Już Wacław Husarski, krytyk i znawca sztuki, pisząc o klasycyzmie
5 Por. obrazy Potop Dorégo i Danby’ego oraz Wielka fala w Kanagawie Hokusaia. 6 Lao Che, Hydropiekłowstąpienie, https://www.tekstowo.pl/piosenka,lao_ che,hydropieklowstapienie.html (dostęp: 5.02.2021). 7 A. Mickiewicz, Nad wodą wielką i czystą, [w:] tenże, Poezje, Poznań 2009, s. 210. 8 W. Borowski, Idylla, https://artinfo.pl/dzielo/idylla-06 (dostęp: 5.02.2021).
52
Kategoria literacka – II nagroda
Borowskiego, zwracał uwagę na podobieństwo jego stylu do „spokojnej i jasnej twórczości Poussina”9. Dom mój stoi bez drzwi i okien (…) Dom mój płynie bez drzwi i bez okien. Dom mój płynie do ostatniej stacji. Znowu czekasz na mnie jak przed rokiem. Dom się wali. I tylko zostają ciała nasze pewne jak heksametr10. Dom – azyl, miejsce schronienia, radości, bezpieczeństwa, ciepła rodzinnego i miłości, symbol trwania i zakorzenienia, który w kulturze może zyskiwać wymiar metafizyczny, wręcz sakralny. Jak w tym kontekście jawi się budynek przedstawiony na obrazie Borowskiego? Niby zwyczajna beżowa konstrukcja przytłoczona skałami. Ale może zamiast ograniczać odczytanie obrazu do sfery formalno-przedmiotowej, należałoby, posiłkując się metodą historyka sztuki i eseisty Erwina Panofsky’ego, skupić się także na sferze znaczeń umownych. Widoczny po lewej stronie dom zdaje się opuszczony. Jak zauważa Katarzyna Nowakowska-Sito, opuszczone budowle to elementy związane z ideą przemijania, które przepajają idylle Borowskiego (i jego przyjaciela Eugeniusza Zaka) gorzkim klimatem i melancholią11. Budynek nie posiada okien, co może sugerować, że kobietę i mężczyznę ogarnęło moralne zaślepienie. Dwuspadowy dach podtrzymuje belka, która być może symbolizuje nadzieję na 9 A. Zabiegałowska-Sitek, Warszawskie Stowarzyszenie Artystów Polskich Rytm: prace rytmistów w zbiorach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, „Almanach Muzealny” 2013, t. 7, s. 151. 10 E. Lipska, Dom, [w:] taż, Wakacje mizantropa. Utwory wybrane, Kraków 1993, s. 52. 11 K. Nowakowska-Sito, W poszukiwaniu stylu Rytmu, [w:] taż, Stowarzyszenie Artystów Polskich RYTM 1922–1932. Koncepcja wystawy i katalogu, Warszawa 2001, s. 60, 62.
53
Obraz a słowo
podtrzymanie więzi między bohaterami, na bliskość, naprawienie popełnionych błędów. O trudnej drodze do zgody i wspólnego szczęśliwego życia mogą świadczyć prowadzące do wejścia kamienne schody o stopniach różnej wielkości i wysokości. Ich diagonalna linia dodaje kompozycji dynamiki, a zarazem odzwierciedla drogę, jaką muszą pokonać przedstawione postacie, aby odnaleźć szczęście. Schody zdają się być jednym z ulubionych (obok pór roku) motywów Borowskiego, często pojawiają się na jego obrazach: Za stołem (Wieczerza), Zwierzenia, U wróżki, Praca, Rodzina. Czy wejście do budynku, mające nietypowy kształt łuku triumfalnego, daje nadzieję na pozytywne zakończenie historii kobiety i towarzyszącego jej mężczyzny? Czy bohaterowie przekroczą próg opuszczonego domu i rozpoczną nowy, lepszy etap życia? Potępi nas świętoszek, rozpustnik wyśmieje, Że chociaż samotnemi otoczeni ściany, Chociaż ona tak młoda, ja tak zakochany, Przecież ja oczy spuszczam, a ona łzy leje. (…) Nie wiemy sami, co się w sercach naszych dzieje12. Kim są postacie z obrazu Nad wodą i co się między nimi wydarzyło? Wyglądają na mieszkańców wsi. On może jest pasterzem, rolnikiem, rybakiem lub myśliwym, a ona jego kochanką. Przypominają mi nieco bohaterów antycznych idylli Teokryta i Wergiliusza, ale ich kreacja jest też bliska sentymentalnym, oświeceniowym sielankom. Artysta, malując kobietę, ujął ją w pozycji en pied. Ubrał ją w pomarańczową bluzkę z długimi rękawami i spódnicę w odcieniu fuksji, o długości poniżej kolan, marszczącą się z przodu w niewielkie fałdy. Biała
12 A. Mickiewicz, Potępi nas świętoszek, [w:] tenże, Wybór poezji, t. 2, Wrocław 1986, s. 54.
54
Kategoria literacka – II nagroda
chusta na jej głowie kojarzy mi się ze żniwiarką widoczną na panneau dekoracyjnym Lato namalowanym przez Borowskiego w 1927 roku w górnej sali kawiarni „Mała Ziemiańska” przy Mazowieckiej 12 w Warszawie13. Z drugiej strony chusty z identycznymi węzłami mają na głowach dwie kobiety pojawiające się na Piecie Borowskiego. Bohaterka, stojąc, opiera się o drzewo, prawą dłonią wskazuje serce – niczym Widmo z II części Dziadów14 – lewą zaś opuszcza wzdłuż ciała. Czy jest „tylko” zmęczona niczym ceglarka u Kobzdeja, czy może zrezygnowana, rozgoryczona, załamana? Drzewo staje się dla niej swego rodzaju podporą. Oczy ma przymknięte, twarz, której rysy są zredukowane, skierowaną ku dołowi, wygląda, jakby rozmawiała sama ze sobą, ze swoim wnętrzem. Gdyby miała coś powiedzieć, może powiedziałaby: „Spokojna jestem w ciszy, nie chcę myśleć więcej – co mną jest gdzieś odeszło w jakimś tajnym celu”15. Tuż obok kobiety znajduje się siedzący na głazie mężczyzna, ubrany w niebieską koszulę i nieco ciemniejsze spodnie. Dłonie opiera na skale, a wzrok wbija w ziemię. Pomiędzy bohaterami nie ma ani kontaktu fizycznego, ani wzrokowego, nie wykonują gwałtownych ruchów, ale daje się wyczuć między nimi jakieś lekko niepokojące napięcie. Ta scena ma charakter podobny do literatury sentymentalnej, w której preferowano przedstawianie uczuć łagodnych, spokojnych (ale związanych z sytuacjami dramatycznymi, np. 13 O dziele tym wspomina pasjonatka sztuki Sylwia Zientek w swoim artykule Mała Ziemiańska – kultowa kawiarnia literacka i miejsce spotkań skamandrytów, choć dzieło nazywa „muralem” – https://niezlasztuka.net/o-sztuce/mala-ziemianska -kultowa-kawiarnia-literacka-i-miejsce-spotkan-skamandrytow/ (dostęp: 5.02.2021). 14 A. Mickiewicz, Dziady, Kraków 2003, s. 25. Prowadzący obrzęd Guślarz tak komentuje pojawienie się tajemniczej zjawy: „Pokazał ręką serce, lecz nic nie mówi pasterce”. 15 M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Cisza, https://polska-poezja.com/pawlikowska-jasnorzewska-maria/cisza-2/ (dostęp: 5.02.2021).
55
Obraz a słowo
nieodwzajemnioną miłością, rozstaniem, oddaleniem), takich jak: tęsknota, żal, smutek, rozpamiętywanie w melancholijnej kontemplacji16. Emocje tutaj są obecne, tylko nieco zaszyfrowane. Bohaterowie nie okazują ich demonstracyjnie. Kochankowie ukazani na tle natury to już lejtmotyw. Pod jaworem spotykali się Laura i Filon z sielanki Franciszka Karpińskiego, pod leszczyną – bohaterowie Bajki Ewy Lipskiej. Czy dla bezimiennych bohaterów Borowskiego ten zaciszny zakątek nad wodą będzie swoistym locus amoenus? Może to miała być Arkadia? Ale jak w Arkadii Poussina pojawia się Śmierć tak tutaj zajrzała Zdrada? Może bohaterowie nie są wcale jak Laura i Filon Karpińskiego, tylko jak Laura i Filon Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i przyszli tu „w proch się rozsypać”17. Czy mają konkretną tożsamość, czy są raczej archetypami? Dla mnie, w tym momencie, mężczyzna staje się alter ego Borowskiego, a kobieta alter ego Ireny Pokrzywnickiej, która „w małżeństwie upatrywała cel życia i przez kilka lat tworzyła z Wacławem Borowskim artystyczną parę (…) a została porzucona przez męża dla młodej studentki”18. Mowa oczywiście o Wandzie z Greniewskich. Borowski, w trakcie pobytu Ireny w Paryżu, zakochał się w Wandzie i zapragnął ją poślubić, „zażądał od Ireny szybkiego rozwodu, w zamian obiecując miesięczną pensję, której artystka nigdy nie dostała”19. Cóż… 16 Słownik literatury polskiego oświecenia, red. T. Kostkiewiczowa, Wrocław 2002, s. 572 (hasło: sentymentalizm). 17 M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Laura i Filon, [w:] Poezja polska okresu międzywojennego. Antologia, wyb. i wstęp M. Głowiński, J. Sławiński, t. 1, Wrocław 1987, s. 225. 18 J. Sosnowska, Zofia Stryjeńska i inne rytmistki, [w:] W kręgu Rytmu. Sztuka polska lat dwudziestych, red. K. Nowakowska-Sito, Warszawa 2006, s. 46. 19 Historię tę przytacza Małgorzata Dec w artykule Irena Pokrzywnicka – życie i twórczość (s. 302), tam także o ciekawych poglądach Pokrzywnickiej na temat mężczyzn i małżeństwa – https://digi.ub.uni-heidelberg.de/diglit/bhs2007/0305 (dostęp: 5.02.2021).
56
Mam poczucie, że da się namalować życie, że miłość i nienawiść, euforia i smutek, zachwyt i obrzydzenie mogą towarzyszyć nie tylko postaciom na obrazach, ale i odbiorcom sztuki. Dzieła malarzy poruszają, wywołują emocje i skojarzenia, inspirują, oddają uniwersalne prawdy o naszej egzystencji i kruchości relacji międzyludzkich. Obraz i słowo są ze sobą ściśle związane, tworzą integralną całość, a opis obrazu Nad wodą Borowskiego stał się dla mnie, jak pisał Zagajewski, „nadzwyczaj zajmujący”20 i poruszył w mojej duszy struny, o istnienie których bym siebie nawet nie podejrzewała.
Opinia jurora Esej Karoliny Wójcik nie tylko udowadnia, że „obraz i słowo są ze sobą ściśle związane”, ale również pokazuje, jak dalece za pomocą słowa można oddać głębię dzieła sztuki. Mamy nieodparte wrażenie, że Autorka „maluje” słowem obraz Nad wodą Wacława Borowskiego: zaczyna od drugiego planu, by stopniowo zbliżać się ku temu, co najistotniejsze, umiejętnie wplatając w swoją wypowiedź skojarzenia i nawiązania do adekwatnych cytatów z literatury przedmiotu. Nie narzuca swojego sposobu widzenia dzieła, wskazuje jedynie tropy, za którymi czytelnik chętnie podąża. Kompozycja pracy – podział na strefę wody, domu i postaci – nadaje pracy lekkość i bardzo liryczny charakter (pomimo aspiracji stricte naukowych), w którym ukryta jest zgrabnie cała analiza dzieła malarskiego. Anna Rak
20 A. Zagajewski, Opisy obrazów, [w:] M. Tomczyk-Maryon, Trener. Jak czytać wiersze i oglądać obrazy?, Warszawa 2010, s. 5.
57
KATEGORIA LITERACKA – III nagroda
Alicja Wojnarowska Liceum Ogólnokształcące nr XIV im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu
Sztuka na tysiąc sposobów Sala muzealna. Na białej ścianie wisi obraz „Nad wodą” W. Borowskiego. Przez otwarte drzwi przechodzą śpiesznym krokiem różni ludzie: wysocy, niscy, grubi, chudzi, starzy i młodzi. Czasem słychać w tle urywki rozmów o zbliżającym się obiedzie, o nudzie, o oglądanym obrazie (w tejże właśnie kolejności). Oczom widza ukazuje się Elka – zdecydowanie już niemłoda gospodyni domowa z małej miejscowości, namiętnie rozczytująca się w magazynie „Twój Styl”. Towarzyszy jej mąż Andrzej. Razem przystają przy obrazie. ELKA: Patrz, schody do kościoła, a jakie niewymyte! ANDRZEJ: A gdzie ty tu kościół widzisz? Jak tu zwykła wiejska chata stoi. ELKA: Takie wejście nie może przecież prowadzić do domu! I ten otwór – jak do jakiejś otchłani… Coś takiego to widuje się tylko w kościołach. ANDRZEJ: Kobieto! Jak tu nawet krzyża nie widać! Jak już idziemy tropem tych twoich wydumanych fantazji, to równie dobrze może tam się kryć supermarket albo galeria handlowa.
59
Obraz a słowo
ELKA: Andrzejku, ty to się nic nie znasz na obrazach, na sztuce! Obraz trzeba odbierać me-ta-fo-ry-cznie! Zamknąć oczy i wsłuchać się w to, co sztuka do ciebie mówi… A nie – myśleć tak przyziemnie – tu jest niebo, tu jest ziemia, tu jest baba, tu jest chłop, jak ty to masz w zwyczaju. O, już ci tłumaczę, co się dzieje na tym obrazie… Na ławce zasiadł jakiś miejscowy biedak i ta dziewczyna się nad nim rozczuliła! Tak… tylko pod kościołem takie historie mogą mieć miejsce. ANDRZEJ: A ty znowu z tym kościołem, no normalnie gadał dziad do obrazu! Mówię ci, to jest zwykły dom! (przybiera pozy charakterystyczne dla osób prezentujących w telewizji pogodę) O, patrz, tu ściana, tu ściana, tu drewniany dach. Dom – zwykły, wiejski dom! A tutaj rodzeństwo wyszło na dwór, zachwycić się nad naturą. (z egzaltacją, mówi w sposób przerysowany) Chyba szykuje się zachód słońca, tak się jezioro skrzy, jakby na różowo. Dziewczyna może sobie myśli o jakimś tam swoim ukochanym, a braciszek się nudzi i patrzy w ziemię. ELKA (nie dając za wygraną): A żebyś wiedział, że to jest kościół! Dziewczyna właśnie z niego wyszła, zobaczyła biedaka na ławce i aż za serce się chwyciła! Takie ma dobre serduszko. ANDRZEJ: On, biedak? Wcale na takiego nie wygląda. Patrz na koszulę, patrz na but. No po prostu coś sobie wydumałaś. ELKA: Ty to zawsze byś się kłócił. Jak nie o to, kto umyje naczynia, jak nie o to, kto odkurzy salon, to o obraz! No dobrze, dobrze, niech będzie już, może faktycznie to jest dom. Może i masz rację. Ale co jak co, ci ludzie na obrazie na pewno nie są rodzeństwem! ANDRZEJ: Nie są rodzeństwem?! Zostawiamy ich samych. Andrzej i Elka dalej gorączkowo dysputują – jak nie o naturze relacji bohaterów na obrazie, to o tym, czy niebo nań ma kolor niebieski czy błękitny. …………………………………………………………………………………………………
60
Kategoria literacka – III nagroda
Do sali wchodzi para młodych ludzi trzymających się za ręce. DZIEWCZYNA (wskazując palcem): Patrz, jak oni się kochają! Pewnie randka, wystroiła się w pomarańczową bluzkę z falbanką, a on nawet tego nie zauważył. (z ironią) Zupełnie jak my. CHŁOPAK (nie puszczając wciąż ręki Dziewczyny): Jak my? My się przecież nie sprzeczamy. DZIEWCZYNA: Co ty! Ja nie widzę na tym obrazie żadnej sprzeczki! Mam na myśli coś całkiem innego… Zobacz, ten chłopak jest taki nieśmiały. Patrz, o tu, na ręce – one mówią o wszystkim. To nie są ręce osoby pewnej siebie, osoby, która wie, co robić w takich, no wiesz, (rumieniąc się) uczuciowych sytuacjach. A teraz spójrz na nią, o tu, w tej pozie. Może to pierwsza miłość? Może to właśnie ona tak bardzo go onieśmiela? CHŁOPAK: Ale… jakby był naprawdę zakochany, to miałby odwagę spojrzeć dziewczynie w oczy, a nie na trawę, na buty, no nie wiadomo gdzie. To zwykłe tchórzostwo. (patrząc Dziewczynie w oczy) Wiem, co mówię. (po chwili namysłu) Czekaj, czekaj, a co, jeśli ona go porzuciła? Pewnie dlatego tak chwyta się za serce, jakby na znak poczucia winy. Albo nie, chwila, wiem! Ona właśnie ma wypowiedzieć te ostanie raniące słowa, coś w stylu „to koniec”, a złośliwy malarz ją już na zawsze zostawił w tym zawieszeniu. Między powiedzieć a nie powiedzieć. DZIEWCZYNA: A tam! A ja jednak myślę, że się kochają. Idą dalej. ………………………………………………………………………………………………… Przed obrazem staje dwoje ludzi wyraźnie się śpieszących. Osoby te muszą wszak koniecznie zobaczyć każdy eksponat w muzeum. W dłoniach dzierżą dwa atrybuty – aparat z przepełnioną kartą pamięci i przewodnik muzealny. TURYSTA 1 (literując nazwisko na tabliczce): B-O-R-O-W-S-K-I? To jakiś nieznany! Chodź, chodź, idziemy dalej! Mieliśmy jeszcze zobaczyć obrazy Malczewskiego.
61
Obraz a słowo
TURYSTA 2: Ale czekaj! Patrz, tu, między nimi jest jakaś tajemnica! Zobacz, on nawet nie patrzy jej w oczy! I co, do cholery, może się kryć w tym domku?! TURYSTA 1: Chodź, chodź, jeszcze musimy zaliczyć inne sale. Nie ma czasu na jakiegoś Borowskiego… Do sali wchodzi Mężczyzna – postać iście tajemnicza i enigmatyczna, rzadko uchwytna w takowej lokacji, jaką jest muzeum. Mężczyzna ów zerka przelotem na obraz, omiata wzrokiem przedstawionych na nim bohaterów. W duchu stwierdza: „Matejko to lepiej umiał malować”, i nie dostrzegając w obrazie nic ciekawego czy godnego, we własnym mniemaniu, uwagi, wychodzi. ………………………………………………………………………………………………… Przed obrazem staje Fotograf, dokładnie uwieczniający na zdjęciach każdy jego fragment. Zwraca to uwagę Ochroniarza. OCHRONIARZ: Nie widział pan tabliczek? Nie wolno używać aparatu w muzeum! FOTOGRAF: Tak, tak, już chowam do plecaka. Przepraszam najmocniej, ale sam pan rozumie – to dla mojej córki. OCHRONIARZ: Dla córki? A co tak pańską córkę przyciągnęło do tego obrazu? FOTOGRAF: A wie pan, ona chce napisać pracę na jakiś konkurs! Męczy i mówi, że na każdym monitorze kolory tego obrazu są całkiem odmienne. Powtarza ciągle, że raz to jezioro wydaje się jej błękitne, raz seledynowe, a raz jeszcze inne. Albo że dziewczyna raz ma spódnicę czerwoną, a raz różową. No to przyjechałem, żeby zrobić zdjęcie i raz na zawsze pozbyć się wątpliwości. Córka myśli, że to obraz o miłości, ale dla mnie te całe „miłosne” interpretacje nie są słuszne. Ludzie lubią takie rzewne historyjki. A pan? (z ironią) Co szanowny pan ochroniarz tutaj widzi? OCHRONIARZ: Ja? Ja tu nic nie widzę. Ja tu tylko pilnuję. …………………………………………………………………………………………………
62
Kategoria literacka – III nagroda
Przed obrazem staje przewodnik wraz z grupą wycieczkową. PRZEWODNIK: Proszę państwa, zatrzymujemy się teraz przy obrazie Nad wodą. Pani w kapeluszu zasłania innym. Proszę się odsunąć trochę do tyłu! PANI Z PRZODU: Chciałam tylko zobaczyć, czym to jest namalowane. To kredka? PRZEWODNIK: Pastel. (zaczyna opowiadać – w charakterystyczny dla swego zawodu sposób) A więc, proszę państwa, kiedy patrzymy na drzewo na tym obrazie, to nie wygląda ono jak to, które mogą państwo zobaczyć o tam, za oknem, prawda? (wskazuje na lipę za oknem) Tu, na obrazie kora jest gładka, nie ma na niej żadnych chropowatości. Co więcej, zobaczcie państwo, jak światło się odbija na tej korze – tak tęczowo, prawda? Całkiem inaczej niż na drzewie za oknem. Albo trawa. Czy ktoś z państwa widział kiedyś trawę dokładnie w takim kolorze? KTOŚ Z TŁUMU: Nie. PRZEWODNIK: A może ktoś z państwa widział takie niebo, takie chmury? KTOŚ Z TŁUMU (drwiąco): Chyba w snach! PRZEWODNIK: A widział ktoś tak spokojną wodę? I te kolory… Cisza. PRZEWODNIK: No właśnie! Drodzy państwo, na tym właśnie polega ziemska idylla! Świat, w którym kolory są bardziej nasycone, żywsze, piękniejsze. Gdzie człowiek i natura żyją w harmonii, w przyjacielskiej niemal zgodzie. Właśnie o to chodziło Borowskiemu! No, popatrzcie też na fałdy ubrań – lekko zgeometryzowane, na uproszczone figury – to jest właśnie styl tego autora. MĘŻCZYZNA: Ale o co chodzi z tymi ludźmi na obrazie? Kim oni w ogóle dla siebie są? PRZEWODNIK: Kim oni dla siebie są?… Wydaje mi się, że nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Co więcej! Nawet sam Borowski
63
Obraz a słowo
nie mógłby tego dokonać. Nie to, że sam malując te postacie, nie miał na myśli na przykład zakochanych albo rodzeństwa, nie… Chodzi o to, że dla każdego z nas – dla tej pani w kapeluszu, dla tych tam zakochanych, dla mnie czy dla pana – obraz ten może przedstawiać coś całkiem innego. I to jest w tym wszystkim najlepsze! W zależności od tego, czy przyjedziemy tu latem, wiosną, jesienią czy zimą, czy będziemy samotni, czy z kimś u boku, czy będziemy mieć lat dziesięć, czy sto dziesięć, to zobaczymy tu młodych przeżywających swą pierwszą miłość, bliskich sobie przyjaciół, dwoje całkowicie nieznanych sobie ludzi (przypadkowo uchwyconych na jednym płótnie) albo coś całkiem innego. Powiem panu tak, to, co widzimy na obrazie, jest obrazem nas samych. Na tym polega cała zabawa. Bo tak naprawdę można zobaczyć jeden, jedyny obraz na sto… co ja mówię, na tysiąc różnych sposobów! POST SCRIPTUM Ludzie się rozchodzą. Z grupy wycieczkowej pozostaje jedynie dwóch chłopców. CHŁOPIEC: Wiesz co, Stary, jak patrzę na tą scenkę, to widzę moją matkę, jak załamuje ręce i narzeka po tym, jak dostałem pałę z matmy. A ja siedzę i udaję, że się przejmuję.
64
Opinia jurora Dobry pomysł! Autorzy większości prac konkursowych na narratorów, a rzadziej na wybranych bohaterów, cedują obowiązek opisu dzieła. Mimo to to piszący, a nie wypowiadający się w tekście jest oceniany za spostrzegawczość, wnikliwość i precyzję opisu, to autora, choć ukrywa się za narratorem lub bohaterem, oskarżyć możemy o „niedopatrzenia”. Alicja Wojnarowska postanowiła ominąć to niebezpieczeństwo i poszła innym szlakiem – podważyła zasadność przyglądania się dziełu z jednej tylko perspektywy. Jej spojrzenie nie zostało skierowane na obraz Borowskiego, lecz na wyobrażonych patrzących. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
65
KATEGORIA LITERACKA – I wyróżnienie
Zuzanna Deć Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach Nauczyciel prowadzący: Monika Przybyło
Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach… Był piękny, słoneczny dzień 1910 roku. Ledwie dwudziestoletnia1 Irena Pokrzywnicka wzięła ślub z Karolem Waltzem. Młodzi małżonkowie zamieszkali w Warszawie przy ulicy Polnej. Następnego roku jesienią powitali na świecie syna. Mimo że mały Zygmuś dawał popalić, Irenie udawało się godzić obowiązki matki z zaspokajaniem ambicji artystycznych, z udziałem w zajęciach w Szkole Sztuk Pięknych, z prezentowaniem swoich prac w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. W tym samym mniej więcej czasie pochodzący z Łodzi malarz Wacław Borowski kopiował obrazy dawnych mistrzów w Paryżu, podróżował po Włoszech
1
Wielokrotnie błędnie podawano rok 1897 jako datę urodzenia artystki. Pokrzywnicka nie chciała ujawniać tej daty, twierdząc, że „kobieta, która powie swoje lata, nie jest kobietą i taka może już powiedzieć wszystko” – M. Dec, Irena Pokrzywnicka – życie i tworczość, s. 283, https://digi.ub.uni-heidelberg.de/diglit/ bhs2007/0291 (dostęp: 5.02.2021).
67
Obraz a słowo
(Siena, Ferrara, Padwa, Asyż, Perugia, Piza), by wreszcie na kilka lat osiąść w Szwajcarii2. Początkowo idealne życie małżonków zaczęło nabierać ponurych barw, coś zaczęło się psuć i nim minęła dekada zdążyli się rozwieść. W 1921 roku Irena Pokrzywnicka była już żoną Wacława Borowskiego3. Drugi mąż, wspólnie z przyjaciółmi Eugeniuszem Zakiem, Henrykiem Kuną i Tadeuszem Pruszkowskim, utworzył zalążek Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”. Dołączyli do nich m.in. Rzecki (i nie był to wcale Ignacy Rzecki z Lalki, tylko Stanisław Rzecki), Skoczylas, Pokrzywnicka, Stryjeńska. Rok ich pierwszej wspólnej wystawy (1922) uznaje się za oficjalną datę powstania grupy. Końcem kwietnia 1925 roku pracownia Wacława i Ireny przeżywała istne oblężenie. Tego wieczoru wpadli przyjaciele: Majka Berezowska, która za kilka lat miała zasłynąć jako autorka bezpruderyjnych ilustracji Dekamerona Boccaccia, Tadek Gronowski, Heniu Kuna, Tymek Niesiołowski, Staszek Rzecki, Slendziński i Zośka Stryjeńska. Przekrzykiwali się od progu, bo każdy miał dużo do powiedzenia. – Jestem przekonany, że twoje prace zrobią furorę w polskim pawilonie w Paryżu – zwrócił się Henryk do Zofii, mając na myśli Międzynarodową Wystawę Sztuki Dekoracyjnej. – Twoja rzeźba Rytm też jest niczego sobie4 – odpowiedziała komplementem na komplement. 2 K. Nowakowska-Sito, Stowarzyszenie Artystów Polskich RYTM 1922–1932. Koncepcja wystawy i katalogu, Warszawa 2001, s. 102. 3 M. Dec, dz. cyt., s. 285. 4 Zarówno Kuna, jak i Stryjeńska zostali docenieni w 1925 roku na wystawie, o której mowa. Rzeźba Rytm przyniosła Kunie Grand Prix, natomiast Stryjeńska za panneau Pory Roku otrzymała wiele odznaczeń i Krzyż Komandorski Legii Honorowej – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 166, 249.
68
Kategoria literacka – I wyróżnienie
– Ja teraz pracuję nad Trzema Gracjami – poinformował Tymon, mimo że nikt go o to nie pytał5. – A ja się zastanawiam nad wykorzystaniem miłosnej historii dwójki pastuszków Chloe i Dafnisa – wtrącił Ludomir, wzbudzając zainteresowanie Wacława6. – Co wy tak ciągle z tymi motywami mitologicznymi, z tym antykiem? – zaperzyła się Irena, stawiając na stoliku filiżanki z mocną, aromatyczną herbatą. Rozmowy o sztuce przeciągnęły się do północy, Staszek, Wacek i Irena umówili się na rajd samochodowy za dwa tygodnie7 i wreszcie rozbawione towarzystwo opuściło gościnne progi. *** Pewnego ciepłego popołudnia 1928 roku Borowscy, którzy spędzali urlop we wsi kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, wybrali się na spacer brzegiem pobliskiego jeziorka. Podczas tej urokliwej przechadzki rozmawiali o Powszechnej Wystawie Krajowej, która miała odbyć się w przyszłym roku w Poznaniu. – Sztuce będzie poświęcony pawilon 26 na terenie B. Nasz „Rytm” będzie reprezentowało kilkunastu artystów – powiedział Wacław, który brał czynny udział w przygotowaniach do tej imprezy wystawienniczej. – Jak idą prace przy dekoracji? – zapytała żona jakby nieco podejrzliwie. 5 Reprodukcja tego obrazu Tymona Niesiołowskiego z 1925 roku – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 190. Informacje o dziele także na platformie: https://epodreczniki. pl/a/przedstawiciele-grupy-rytm/D153mZtn0 (dostęp: 5.02.2021). 6 Obraz Ludomira Slendzińskiego Dafnis i Chloe powstał w roku 1926, reprodukcja – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 243. 7 Por. fotografia Odpoczynek podczas rajdu samochodowego w maju 1925 – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 23.
69
Obraz a słowo
– Prace postępują bardzo dobrze i dosyć szybko, ale to duża zasługa Wandy Greniewskiej8. Gdyby nie ona, pewnie bym nie zdążył ze wszystkim. – Ach tak, Wandy… Czy aby nie zapominasz, że w Instytucie ty jesteś wykładowcą, a ona studentką? Nie wydaje ci się, że ją nieco faworyzujesz? – Tak myślisz? – Tak. Tak właśnie myślę. Wspólna praca was do siebie zbliżyła. Ona jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek, flirtuje z tobą, a ty lecisz do niej jak ćma do światła! – coraz głośniej rzucała oskarżenia. – Ale o czym ty mówisz? – Chciał złapać Irenę za rękę, lecz żona wyrwała mu się. – Mówię o tym, o czym słyszę od świadków tych waszych „prac”. Nic tylko prawicie sobie komplementy, a ja już tak dawno nie usłyszałam od ciebie nic miłego. Kiedy pochwaliłeś moje obrazy, rysunki, felietony, projekty wnętrz? Pozwalasz jej zniszczyć nasze małżeństwo. – Ostatnie zdanie wypowiedziała niemal szeptem, oparła się o gruby pień pobliskiego drzewa i prawą ręką dotknęła serca, jakby nagle miała dostać zawału. – Tak mi przykro… Nie chciałem cię zranić. Tak, zakochałem się w niej. – Usiadł na kamieniu i spuścił wzrok. – Nie mamy o czym rozmawiać, nie daruję ci tego. Jutro wyjeżdżam do Paryża. W „Pani” prowadziłam dział mody damskiej i zobaczysz, że dostanę posadę w firmie Jeanne Lanvin!9 – powiedziała z taką pewnością siebie, że aż go przeraziła. W tym momencie była
8 M. Nowakowska, Chłodny klasyk Wacław Borowski, „Spotkania z Zabytkami” 2012, nr 3–4, s. 40. 9 A.A. Szablowska, Ugrupowanie Rytm a grafika użytkowa na przykładzie twórczości Tadeusza Gronowskiego, [w:] W kręgu Rytmu. Sztuka polska lat dwudziestych, red. K. Nowakowska-Sito, Warszawa 2006, s. 82.
70
Kategoria literacka – I wyróżnienie
przeciwieństwem spokojnej i delikatnej toni wody. Miała raczej moc głazu, który może zniszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze. – Nie kontaktuj się ze mną nigdy więcej!!! – To były jej ostatnie słowa, a wypowiedziała je z takim impetem, że miał wrażenie, iż biała chusta osłaniająca jej głowę przed upałem upadnie na trawę. Odeszła w stronę wsi i jeszcze tego samego dnia wróciła do Warszawy. Borowski, siedząc jeszcze dłuższą chwilę na kamieniu nad brzegiem jeziora, rozmyślał o tym, co się właśnie wydarzyło. Właściwie to poczuł ulgę. W głowie miał obraz. To nie będzie typowa, sielankowa fêtes champêtres. Wyobraźnia podsuwała mu ciekawy krajobraz: w centrum jezioro przypominające Leman lub Como (to by było echo jego wypraw do Szwajcarii i Włoch), po prawej góry i pagórki muśnięte brązem, na przeciwległym brzegu ślepa chata miażdżona przez zwały skał, z prowadzącymi do wejścia kamiennymi schodami w uproszczonej, zgeometryzowanej formie. A na pierwszym planie dwójka zakłopotanych i lekko przygnębionych postaci. Para, której wspólne życie właśnie legło w gruzach, rozsypało się i miało już nigdy nie wrócić. Bosa kobieta, choć wygląda na wieśniaczkę, pasterkę, nosi strój o intensywnych barwach oddających jej ognisty temperament. Jest smutna, opiera się plecami o drzewo, tak jak chwilę temu zrobiła to Irena, nie chce patrzeć na mężczyznę, bo jej wzrok musiałby wyrażać wyrzuty i pretensje. Gdyby żyła w innej epoce i znała Kabaret Starszych Panów, może by krzyknęła: „Ratunku! Ratunku! Na pomoc ginącej miłości”. Obok niej, na najmniejszym z kamieni, przysiadł mężczyzna, który ze spuszczoną głową myśli, jak bardzo ją zranił. Dotąd wiedli pogodne, beztroskie życie na łonie natury, do tej pory ich niebo było niebem bez burzowych chmur, wichury nie łamały drzew, pod którymi chronili się przed gorącem, a woda jeziora nie występowała z brzegów. Ale Borowski nie zamierzał tworzyć Sielanki w stylu Witolda Pruszkowskiego, bliższa jest mu
71
Idylla Zaka z kochankami pod rachitycznym drzewem i pierzastymi skałami, idylla melancholijna10. Kobieta i mężczyzna zastygli, nie wiedząc, co mają powiedzieć. Ale Borowski wiedział, że Sztuka musi oddawać miłość i nienawiść, cnotę i występek, radość i smutek, wierność i zdradę, słowo i milczenie, awers i rewers egzystencji.
Opinia jurora Zwarte, zgrabnie napisane – z wykorzystaniem opracowań naukowych i popularnonaukowych – opowiadanie o wyraźnie nakreślonej osi fabularnej, łączącej kolejne fazy relacji (małżeństwo, wspólna praca, rozpad związku) Ireny Pokrzywnickiej z Wacławem Borowskim. Autorka losy bohaterów zamyka obrazem Nad wodą, a właściwie dopiero powstającym, pod wpływem przeżyć, projektem dzieła. Dzięki takiemu zabiegowi świat przedstawiony malowidłem zyskuje oczywistą wykładnię, krystalizuje się jako wyraz afektu. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
10 Reprodukcja tego obrazu Eugeniusza Zaka – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 289.
Kategoria literacka – I wyróżnienie
KATEGORIA LITERACKA – II wyróżnienie
Agnieszka Trajder Szkoła Podstawowa nr 22 im. Janusza Korczaka we Włocławku
Wyjątkowy – Wstawaj, szybko, bo nie zdążymy na wystawę w muzeum! – słyszysz krzyk dobiegający gdzieś zza drzwi Twojego pokoju. Przecierasz oczy, mamrocząc coś o dziewięciu godzinach snu, wstajesz i podchodzisz do szafy. Szybko się ubierasz, stajesz przed lustrem, rozczesujesz włosy, zgarniasz aparat fotograficzny ze stolika nocnego i wolnym krokiem wychodzisz z oazy spokoju. Po dłuższej chwili poszukiwań kluczy jedziesz wraz z rodzicami samochodem przez zatłoczone uliczki Bytomia i już po kilku minutach stajesz przed drzwiami budynku, na którym widnieje napis „MUZEUM GÓRNOŚLĄSKIE”. Podążasz za rodzicami do wnętrza budowli. Podchodzicie do grupki ludzi, która głośno o czymś dyskutuje. Stojąca pośrodku kobieta, nagle klaszcze i ucisza tłum podniesieniem ręki. Mówi, że jest przewodniczką i oprowadzi Was po muzeum. Po pewnym czasie słyszysz, że znajdujecie się w Galerii Malarstwa Polskiego. Pomieszczenie ma intensywnie niebieskie ściany i tak samo wyróżniające się jaskrawo żółte fotele. Po drodze do tego miejsca zauważasz jeszcze jakąś rzeźbę głowy i wzdrygasz się na samą myśl: „Kto w ogóle chce oglądać takie… coś”.
73
Obraz a słowo
Obserwujesz obrazy znajdujące się na ścianach… jakaś kobieta z dzieckiem na rękach… aha, fajnie… zwiędłe kwiaty w wazonie… patrzysz na nie z pogardą, każdy umiałby narysować rośliny… jakieś żaglówki na przystani… nic nadzwyczajnego, podsumowując: sama nuda! Chcesz już zawrócić i wyjść z sali pod pretekstem udania się do toalety, gdy nagle Twoją uwagę przykuwa jeden obraz, prawie na końcu sali. Nie wiesz dlaczego, ale postanawiasz się mu bliżej przyjrzeć. Oprawiony w złotą cienką ramkę, w porównaniu z innymi obrazami w tej sali wygląda skromniej. Czytasz napis obok niego: „Wacław Borowski, Nad wodą”. Podnosisz głowę i mrużysz oczy, jakby to miało Ci pomóc przypomnieć sobie, skąd kojarzysz to nazwisko. Borowski, Borowski… Hmmm… „Reprezentant klasycyzmu lat 20. i 30. XX wieku”. Przypomina Ci się głos Twojej nauczycielki od plastyki. Dziwisz się, jak bardzo Cię ucieszyło, że pamiętasz taki szczegół o tym malarzu. Znowu spoglądasz na obraz. Całą uwagę skupiasz na jego barwach i stylu. Sposób jego wykonania sprawia wrażenie bardzo dokładnego, a jednocześnie widać, że autor nie chciał skupiać się tutaj na szczegółach, takich jak: odrębne liście, dach domu czy wygląd trawy. Widzisz dom, ludzi i rzekę. Na pierwszy rzut oka tak przedstawia się dla Ciebie to malowidło. Po raz kolejny przypomina Ci się, co mówiła Wasza nauczycielka malarstwa: „Częstym motywem dzieł Borowskiego są zakochani biesiadujący w rokokowych ogrodach, pasterze. Lekka geometryzacja paralelnie biegnących fałdów szat, uproszczonych brył architektonicznych i umownie traktowanego listowia tworzy kompozycyjną dyscyplinę”. Wow, zastanawiasz się, jakim cudem udało Ci się zapamiętać to wszystko, i do tego jeszcze co to znaczy „paralelnie”? Cieszysz się, że Twoim spostrzeżeniem była flora, która nie jest tutaj w szczegółowy sposób namalowana. Postanawiasz uporządkować sobie informacje na temat dzieła. Jak się domyślasz, zostało ono wykonane w technice pastelowej. Powstało
74
Kategoria literacka – II wyróżnienie
najprawdopodobniej w dwudziestoleciu międzywojennym. Delikatnie przechylasz głowę, aby przyjrzeć się mu z boku. Tematyką tej pracy jest para ludzi, pasterzy, mieszkających w chałupie nad wodą, to już wiesz. A teraz próbujesz przyjrzeć się „oczyma” autora-malarza. Od razu zauważasz, że nie ma dokładnie określonego punktu centralnego czy żadnej postaci, którą można byłoby za taki uznać. Na pierwszym planie, który jest widocznie uwypuklony i pokazany, widzisz kobietę – prawdopodobnie wieśniaczkę, na co wskazuje jej skromny ubiór: biała, przewiązana przez głowę chustka podtrzymuje jej włosy, bluzka koloru dojrzałej pomarańczy, zakrywająca jej ramiona, i długa spódnica, mająca odcień brudnego różu, sięgająca do połowy łydki, może wskazywać na swojskość, ale zarazem nieśmiałość kobiety. Jednocześnie spoglądasz na swój strój, jak Ty wyglądasz. Zupełnie inaczej. Powracasz wzrokiem na obraz. Postać stoi boso, co tylko potwierdza Twoje domysły na temat tego, że znajduje się na wsi. Dziewczyna opiera się o pień drzewa, a prawą rękę trzyma na sercu, najprawdopodobniej w przypływie zaskoczenia lub smutku. W tym samym momencie Ty też dotykasz miejsca, w którym znajduje się Twoje serce, i czujesz jego miarowe bicie… puk, puk, puk. Naraz wyobrażasz sobie, że postać z malowidła ożywia je delikatnie poprzez ten gest. Głowę ma skierowaną na siedzącego na kamieniu obok niej mężczyznę. Domyślasz się, że jest jej mężem, może narzeczonym, który razem z nią dzieli ubogi i skromny los. Mężczyzna ubrany jest w czarne spodnie, dużą, lekko przybrudzoną, białą koszulę i szare buty. Ma krótko przystrzyżone blond włosy i wydaje się, że gdyby wstał, byłby wyższy od dziewczyny. Zastanawiasz się, czy przewyższałby także i Ciebie. Ach, to niedorzeczne, potrząsasz głową. Chłopak siedzi, a z mowy jego ciała można wyczytać, że jest zamyślony. Ręce oparł na kamieniu, nie podnosi wzroku na swoją wybrankę. Wydaje Ci się, że ten właśnie głaz jest jednocześnie takim jakby murem czy barierą oddzielającą
75
Obraz a słowo
stopnie schodów prowadzących do domu od wody. Widać, że chałupa jest skromna, prawdopodobnie posiada tylko jedną izbę, a spadzisty dach od strony rzeki podpiera wzmacniająca belka. Nie wiesz dlaczego, ale myślisz o swoim dużym mieszkaniu. Masz własny pokój, Twoi rodzice mają osobny, sypialnię, salon, kuchnię, łazienkę i przedpokój… Nie jeden jedyny pokój, odczuwasz współczucie dla postaci z obrazu. Straszne, że ludzie musieli kiedyś żyć w takich warunkach. Dom nie posiada okien od widocznej strony, ma tylko małe klaustrofobiczne (tak uważasz) wejście chyba bez drzwi. Ściany chałupy mają klasyczny beżowy kolor, natomiast dach zrobiony jest prawdopodobnie z desek dębowych. Po dokładnym przyjrzeniu się od razu zauważasz stertę… nie, to góra kamieni, wręcz opierająca się o dom. Nad kamieniami widać liście ogromnego drzewa. Na dalszym planie naszego dzieła widzisz taflę wody, fragment zalesionego drugiego brzegu i pełne białych chmur niebo. Po chwili zastanawiasz się, jakim cudem udało Ci się każdą część obrazu tak skrupulatnie przeanalizować i możliwe, że nawet odgadnąć zamierzenie autora. Dlaczego gdy na lekcji trzeba było opisać dzieło malarskie, nie szło Ci to tak dobrze? Widocznie zobaczenie „na żywo” obrazu jest doświadczeniem, które wyzwala pokłady kreatywności, i dzięki temu przypominasz sobie, jak można go dokładnie opisać. Kręcisz głową, orientując się, jak bardzo zaabsorbowało Cię analizowanie wyglądu zamalowanego płótna. Nawet nie zauważasz, kiedy cała grupa z przewodnikiem wychodzi z sali. Co się z Tobą dzieje? Nie, to niemożliwe. Podoba Ci się ten obraz. Postanawiasz się przejść, za chwilę jednak znowu lądujesz przed obrazem Nad wodą. Pomyślmy, technicznie masz opracowany wygląd obrazu, delikatne kolory, świetnie wykreowane cienie i atmosfera zachodu słońca, a także jasna woda: u brzegu prawie przeźroczysta, w głębi ziejąca czarną otchłanią, została pięknie podkreślona pastelowymi odcieniami, przez co wszystko tworzy swoistą idealną całość. Ale
76
Kategoria literacka – II wyróżnienie
chyba nie wiesz jeszcze, co ten obraz chce przekazać. Jaką historię opowiada? Podpierasz się ręką o podbródek, jakby to miało Ci pomóc. Kobieta, mężczyzna, biedny domek, a cała scena położona nad wodą… – Wszystko dobrze? Co „wszystko dobrze”? Orientujesz się po chwili, że ktoś do Ciebie mówi i potrząsa lekko Twoim ramieniem, wyrywając Cię z głębokich przemyśleń i świata fantazji. Otrząsasz się i widzisz, że obok Ciebie stoi wysoki chłopak chyba w Twoim wieku. – Pytam, czy dobrze się czujesz? – mówi znów z uśmiechem. – Tak, tak, jest okej – udaje Ci się wydukać. Brunet widzi zmieszanie na Twojej twarzy, więc mówi dalej: – Obserwuję Cię już od dziesięciu minut, a Ty wciąż stoisz przed tym obrazem. Też Ci się podoba? – Prawdę mówiąc, widzę go po raz pierwszy, ale jakoś mnie zainspirował, niby niczym się nie wyróżnia, ale dla mnie jest jakiś wyjątkowy. Nie wiem, jak to powiedzieć… – Gestykulujesz w dziwny sposób, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – Ha, ha, ha… rozumiem – odpowiada chłopak. – Zawsze przychodziłem do tego muzeum z rodziną i uwielbiałem patrzeć na ten obraz, i wyobrażać sobie, jaką ma w sobie historię. – Wymownie spogląda na Ciebie. Czyta Ci w myślach. – No tak – odpowiadasz. – Na przykład dzisiaj, gdy na niego patrzę, tworzy mi się przed oczami taka historia… I chłopak zaczyna opowiadać, a Ty znów spoglądasz na obraz… – Na początku zamknij oczy – mówi cicho. Spoglądasz na niego z dezorientacją wypisaną na twarzy. – Spokojnie… skup się na tym, jak wygląda obraz, i wyobraź go sobie. Zaufaj mi. Zamykasz oczy i znowu słyszysz jak mówi:
77
Obraz a słowo
– W oddali słychać śpiew ptaków, odgłos poruszanych przez wiatr gałęzi drzew i szum pobliskiej wody. Wszystkie te dźwięki wpływają na Ciebie kojąco i czujesz, jak Cię uspokajają. Gdzieś w oddali słychać radosny śmiech dzieci, pobrzękujące talerze i wrzawę jakiejś biesiady. Przed Tobą maluje się rzeka, przy brzegu jej przejrzysta błękitna toń łagodnie faluje, co przypomina Ci delikatne warstwy błękitnego tiulu. – Chłopak przerywa na chwilę i wpatruje się w Ciebie niepewnym wzrokiem. – Mów dalej. – Patrzysz na niego i kiwasz zdecydowanie głową, na co on uśmiecha się nieśmiało. – Stoisz więc przed tą szeroką rzeką, w oddali widzisz głębinę, która przypomina smołę zmieszaną z jakąś dziwną migoczącą cieczą. Nagle czujesz… jak podmuch wiatru popycha Cię lekko, aż masz gęsią skórkę na całym ciele. Jesteś na brzegu, a po drugiej stronie wody dostrzegasz las, ale nic więcej, bo unosi się delikatna mgła, która ciągnie się aż po samą zatokę. Na horyzoncie tańczą rozbłyski zachodzącego już słońca, podnosisz rękę do przymrużonych oczu, żeby dojrzeć coś więcej, ale nic innego nie dostrzegasz… Zrezygnowanym ruchem opuszczasz dłoń i wzdychasz, jednocześnie oddalając się od brzegu. Kątem oka widzisz jakiś ruch za skałami, które znajdują się prawie na krawędzi niskiego klifu. Powoli skradasz się do głazów, wychylasz się delikatnie, żeby zobaczyć, co się tam znajduje, i zamierasz… Zakrywasz dłonią usta, żeby nie wydać okrzyku zaskoczenia, bo oto za tajemniczym murem znajduje się stara zniszczona chałupa. Wygląda na niezamieszkałą, to tylko jakiś schowek czy coś podobnego – mówi chłopak. Otwierasz jedno oko i spoglądasz na bruneta. Twoje wyobrażenia na temat domu były zupełnie odmienne niż nieznajomego. Zastanawiasz się, czy nie powiedzieć czegoś… jednak w porę uświadamiasz sobie, że jego historia jest inna, ale to nie znaczy, że gorsza. On, patrząc na ten obraz, ma całkowicie różne od Twoich odczucia
78
Kategoria literacka – II wyróżnienie
i emocje, tak samo mógłby skrytykować Twoje domysły. Uśmiechasz się do siebie: „Jak pięknie jest się różnić” – powiedział znany filozof i miał rację. Potrząsasz głową i dalej słuchasz opowieści. – …żeby dostać się do drzwi domu, musisz wejść po długich stromych schodach wykutych w kamieniu. Zaglądasz do środka i czujesz dziwny zaduch, bo wewnątrz nie ma żadnych okien. W pomieszczeniu jest ciemno i pusto, podnosisz głowę i spostrzegasz, że sklepienie jest wypełnione pajęczynami. Wzdrygasz się i wychodzisz na zewnątrz, i w momencie, w którym się odwracasz, nad rzeką pojawiają się potężne drzewa liściaste. Myślisz: „Co tu się dzieje?”. Dopiero po chwili zastanowienia rozumiesz. Jesteś w czasie malowania obrazu, kolejne przedmioty i rośliny nagle się pojawiają. Pogoda też się zmieniła. Gdy się tu zjawiłeś, wydawało się, jakby była wiosna, teraz jednak barwy są bardziej jesienne. Mimo iż liście na drzewach są jeszcze zielone, w powietrzu czujesz zimny powiew przesilenia jesiennego, który Cię otula. Bierzesz głęboki oddech i czujesz zapach wody, świeżo ściętej trawy i jagód z pobliskich krzaków. Twoje wszystkie zmysły pracują na najwyższych obrotach: Wzrok – próbujesz najlepiej wyobrazić sobie wszystkie szczegóły obrazu. Mózg – za każdym razem wydaje Ci się, że jesteś w innym miejscu. Słuch – dźwięki, które można by usłyszeć w obrazie. Węch – czujesz zapach tego miejsca i roślin, które się tam znajdują. Dotyk – wszystkie powierzchnie mają inną fakturę, delikatne źdźbła trawy, twarde, zimne kamienie, szeleszczące liście, wilgotna woda i sypki piasek na ziemi. Serce – czujesz ciekawość, podekscytowanie, radość… Wystarczył tylko jeden obraz, żeby poczuć te wszystkie emocje. Czujesz je? Wstrzymujesz oddech. Tak, czujesz.
79
Obraz a słowo
– Mrugasz, a przed domem pojawiają się ludzie, ta kobieta, którą widziałaś, wydaje się młoda, a mężczyzna wygląda bardziej jak chłopak. On siedzi, zmęczony po całym dniu pracy, na szarym głazie, prawdopodobnie jednym z tych, które opierają się o dom. Ona, oparta o drzewo, uśmiecha się delikatnie, prawdopodobnie jest szlachcianką… Ty cały czas zaciskasz powieki, ale gdy chłopak przestaje mówić, obraz zamazuje się i znika. – Czemu przestałeś opowiadać? – pytasz go. – Bo tę historię musisz stworzyć sama, ja opowiedziałem Ci tylko wstęp do niej, czyli to, co jest na obrazie, a Ty musisz dowiedzieć się, co będzie dalej. Czyli wszystko to, co podpowiada Ci wyobraźnia. – Masz rację – mówisz zdecydowanie. – Dziękuje Ci, za… – zastanawiasz się chwilę – …za tę opowieść. – Zmieniłem Twoje spojrzenie na sztukę czy sztuka sama przekonała Cię do siebie? – Chyba to i to. Naprawdę, nim tu przyszliśmy, winą było moje nieodpowiednie nastawienie. Nie rozumiałam sensu stworzenia tych dzieł. – Patrzysz na obrazy, które wcześniej były poddane Twojej krytyce. Nawet na tę rzeźbę, która budzi teraz bardziej Twoje zaciekawienie niż zniesmaczenie. – Muszę to opisać. – Wskazujesz na obraz. – Od samego patrzenia mam mnóstwo pomysłów. Uwielbiam pisać, a dodatkowo będzie to supertemat pracy. – Nie sądzisz, że obrazy są dla nas oczywistą rzeczą. – Chłopak w zamyśleniu spojrzał ponownie na dzieło. – To znaczy zawsze wiemy, że będą wisiały w muzeum, że są arcydziełami. Ale nigdy tak naprawdę nie myślimy, jaką niosą ze sobą historię, przesłanie. Że chcą nas poruszyć, żeby zaszła w nas jakaś istotna zmiana. Jednak im dłużej myślę, tym więcej wydaje mi się, że obrazy niby są podobne do zdjęć, ale pokazują coś innego niż wydruki z aparatu. Emocje? Ruch? Głębię? A może dają aurę tajemniczości. Powstają
80
Kategoria literacka – II wyróżnienie
pod pędzlem malarza tak jak ten. Czemu obraz Nad wodą zawsze tak mnie porusza? Może są to tylko moje własne odczucia, ale on niesie za sobą jakąś historię. Dla mnie tylko jedno zdanie idealnie go opisuje, powiedział je kiedyś mój tata: „Ten obraz pokazuje, jak natura, jednocześnie tak zbliżona, a tak odległa od ludzi, łączy się harmonijnie z postaciami jednocześnie ukrytymi i widocznymi – coś, co na pierwszy rzut oka nie jest kontrastem, po głębszym zastanowieniu nim się staje”. Jejku, mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem? – Nie, no co Ty. Po prostu uważam tak samo jak Ty i myślę, że… – …spójrz na ten obraz, niby nie ma jakichś cech szczególnych, ostrych krawędzi albo żywych kolorów, ale mimo wszystko zastanawiamy się już nad nim tyle czasu. Myślę, że wyjątkowość nie polega tylko na wyglądaniu inaczej, ale na osobistym przekazie każdej osoby. Na przykład podszedłem do Ciebie, choć niczym tak naprawdę się nie wyróżniałaś… Chcesz mu przerwać, ale nie daje Ci dojść do słowa. – …ale coś powiedziało mi, że się dogadamy. – Uśmiecha się niepewnie. – Tak samo jest z tym obrazem, z ludźmi i wieloma rzeczami na świecie: książkami, filmami, dla jednych będą one wyjątkowe, dla innych nie. A uważam, że najbardziej zauważalne są rzeczy, których prawie nie widać. Ty odwzajemniasz jego uśmiech i wiesz, że ma rację. – Hej! – Słyszysz głos z tyłu i widzisz, jak Twoja mama macha do Ciebie z końca sali i uśmiecha się radośnie. – Idziemy, już! – To ja ten, muszę się zbierać. – Pokazujesz na rodziców, a chłopak się uśmiecha. – To nie wiem, może się zdzwonimy? – pytasz, jednocześnie wyjmując komórkę… – A może zróbmy tak, pojutrze spotykamy się tutaj, przy tym obrazie, co? Bez telefonów, a najwyżej później wymienimy się numerami. – Uniósł brwi.
81
– No dobrze. – Śmiejesz się radośnie. – Malarstwo i obrazy łączą ludzi. – I odbiegasz w stronę rodziców. – Nowy znajomy? – pyta Twój tata. – Tak, poznaliśmy się w muzeum i zagadaliśmy się na temat obrazu Nad wodą. – A mówiłam, że spodoba Ci się tutaj – mówi mama. – Miałaś rację – odpowiadasz, jednocześnie myśląc o zbliżającym się wkrótce spotkaniu z tym chłopakiem oraz o opowiadaniu do napisania, do którego usiądziesz, gdy tylko znajdziesz się w domu. Radosny uśmiech rozjaśnia Twoją twarz, gdy wychodzisz z muzeum.
Opinia jurora Tekst Agnieszki Trajder, przedstawiający wizytę w muzeum umiarkowanego miłośnika kulturalnych eskapad i próbę zmierzenia się z przykuwającym nasz wzrok obrazem, to nie pierwsze opowiadanie oparte na takim pomyśle, jakie pojawia się w naszym konkursie, ale pierwsze, które tak doskonale się broni. Autorce udało się uniknąć pewnej dozy infantylizmu, który czai się na wszystkich sięgających po ten typ narracji. Bo wbrew pozorom opowiedzieć prostą historię nie jest łatwo! Trzeba zdobyć się na dystans i pewną dawkę poczucia humoru. Ciekawą częścią opowiadania jest również próba odpowiedzi na pytania, dlaczego obraz (ten, a nie inny) mnie porusza, co stanowi o jego wyjątkowości i czy koniecznie muszę o nim opowiadać bardzo skomplikowanymi słowami… Anna Rak
KATEGORIA FORMALNA – I nagroda – Gęsie Pióro
Julia Ćwiąkała I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze Nauczyciel prowadzący: Katarzyna Dobrzańska
Zimny wieczór pełen rudej pleśni Nagle ten zimny wieczór, pełen rudej pleśni, Zatoka ta ramieniem skał nagich zamknięta I morze to czerwone i potężna góra, Wszystko brzmi jak wydana nagle tajemnica, Że ziemia jest tak samo planetą jak Uran I że jest siostrą Marsa i matką Księżyca. Antoni Słonimski, Ziemia
Dokładny rok, w którym Wacław Borowski namalował dzieło Nad wodą, jest nieznany. Możemy jednak wnioskować, że powstało ono w dwudziestoleciu międzywojennym, w którym to ukształtował się charakterystyczny styl artysty – współtwórcy warszawskiego Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”. Dzieło, wyraźnie nawiązujące do klasycznych, renesansowych metod ujęcia, jest wykonane techniką pasteli na papierze stanowiącym prostokątno-poziome pole malarskie.
83
Obraz a słowo
Kompozycja pracy Borowskiego jest zamknięta, horyzontalna, statyczna. Układ przedstawionych elementów jest asymetryczny. Dominantę kompozycyjną, która decyduje o asymetryczności układu dzieła, stanowi kamienny domek, umiejscowiony w lewej części obrazu. Elementy umieszczone po prawej stronie – drzewo oraz para – równoważą kompozycję, odciążają ją. O owym „odciążeniu” decydować mogą także dalsze plany perspektywiczne, których nie ma w lewej partii płótna, zdominowanej przez budynek. Pierwszy, delikatnie zarysowany, najbliższy odbiorcy plan wyznaczony jest przez kamienie i wzniesienie terenu. Ten zabieg wywołuje wrażenie, jakbyśmy obserwowali scenę z odległości, nie mogli usłyszeć, o czym rozmawia para. Horyzont jest wyraźnie podwyższony, jakby odcinał młodych ludzi od reszty świata – tego za górą lub za morzem – jak pisał poeta: „Zatoka ta ramieniem skał nagich zamknięta”. Obrazując scenę rozgrywającą się Nad wodą, Borowski zastosował kombinację perspektywy geometrycznej z perspektywą barwną: dalszy obiekt – góra na drugim końcu zatoki – ukazana została w pomniejszeniu. Ciemniejsze, brązowo-zielone barwy skoncentrowane są na pierwszym planie, podkreślając wrażenie cienia, w którym stoi para, natomiast dalszy plan utrzymany jest w kolorach jaśniejszych – błękitach, nawiązujących jednak do brunatnej części dzieła liryczną „rudą pleśnią”, odbijającą się w tafli wodnej. Bogata jest gradacja walorów kolorystycznych. Zdecydowaną dominację wprowadzają odcienie błękitu przemieszanego z szarością. Kolory są złamane, stonowane, pastelowe. Ciepła kolorystyka utrwalona jest wspomnianymi już rudobrązowymi przebłyskami. Artysta wykorzystuje głównie barwy lokalne, niekiedy są one jednak przełamane odcieniami fioletu. Kolorystyka obrazu jest spójna, harmonijna, powtarzalne są motywy kolorystyczne, np. wrzosowy róż spódnicy dziewczyny nawiązuje do barwy, jaka wykorzystana
84
Kategoria formalna – I nagroda – Gęsie Pióro
została do ukazania cienia na schodach, szarości kamieni korespondują z korą drzewa, o które opiera się młoda kobieta. Źródło światła znajduje się poza obrazem. Jest nim prawdopodobnie zakryte chmurami popołudniowe słońce. Jego promienie padają na scenę, której jesteśmy świadkami, z lewego górnego rogu dzieła, ponad dachem kamiennej chatki. Rozkład światła jest równomierny, miękko modeluje sylwetki postaci, nie buduje wyrazistych kontrastów świetlnych. W dziele Nad wodą wyraźny jest prymat walorów rysunkowych nad pastelową kolorystyką. Dla Wacława Borowskiego główne źródło inspiracji stanowiły dzieła mistrzów quattrocenta, którzy to za Masacciem poszukiwali praw prawidłowej perspektywy i geometrii. Stąd w dziele Borowskiego, który spędził poza Polską kilka lat, kopiując dzieła mistrzów renesansu, wyraźne tendencje geometryzujące, wręcz kubizujące (choć to wynika już prawdopodobnie z wpływów równoległych w dwudziestoleciu międzywojennym nurtów artystycznych, nawiązujących do sztuki Picassa), sprowadzające się do rytmizacji linii konturowych. Krajobraz, którego integralną częścią są ludzie – nie dominujący, lecz harmonijnie współżyjący z naturą – sprawia wrażenie idyllicznego, sielankowego. Jest w nim jednak pewien niepokój, nerwowe poruszenie pomiędzy parą młodych ludzi. Rysy ich twarzy są przedstawione w sposób syntetyczny, lecz to nie sprawia, że nie możemy wyczytać emocji, wymownie wyrażonych poprzez układy ich ciał. Chłopak siedzący na kamieniu pochyla głowę, nie patrzy w oczy dziewczyny. Dziewczyna opiera się o drzewo. Z jej pozy emanuje zmęczenie, bezsilność, jakby za moment miała bezwładnie osunąć się na ziemię. Ciała pary wciąż zwrócone są ku sobie, odnosimy jednak wrażenie, że jesteśmy świadkami ostatniej wspólnej chwili, ostatniego połączenia. Gest rąk kobiety jest jakby obronny, niechętny. Postawa
85
Obraz a słowo
mężczyzny także jest zamknięta, zwiastuje zupełne odwrócenie od partnerki. Zaraz się rozstaną, bez ostatniego spojrzenia w oczy, zapadnie zmrok i… Już nigdy nie będzie, jak zeszłego lata. Noc przyjdzie księżycowa i w twoim ogrodzie Na srebrnej trawie cienie ułoży ogromnie. A później będzie koła rysować na wodzie, Gdy będziesz szła ogrodem nie ze mną, nie do mnie – jak pisał Jan Lechoń1, który mógł nie widzieć obrazu Nad wodą, znał jednak jego autora, malarza fresku w kawiarni Ziemiańskiej, rysownika współpracującego z czasopismem „Skamander” i „Wiadomościami Literackimi”. Przeplatały się ich artystyczne drogi – obaj klasycyzowali. I chociaż Lechoń był poetą, a Borowski malarzem, to ich światy łączy wspólna wrażliwość. Kluczowym, choć pozostawionym przeze mnie na koniec, jest symboliczny tytuł pracy Wacława Borowskiego. Wskazuje on główny temat dzieła, przywołując znany od wieków w literaturze i sztuce motyw wody. Wody, która jest symbolem przemijania, melancholii, ulotności relacji, kruchości życia. Niestałości i niepewności. Nie wiemy, co kryje się za „morzem czerwonym i potężną górą”…
1
86
J. Lechoń, [Na niebo wpływają białych chmurek żagle], [w:] tenże, Poezje, Warszawa 1987.
Źródła Wacław Borowski, https://culture.pl/pl/tworca/waclaw-borowski (dostęp: 4.02.2021). A. Słonimski, Poezje zebrane, Warszawa 1970. J. Lechoń, Poezje, Warszawa 1987.
Opinia jurora Jestem pod wrażeniem nie tylko bardzo dobrej pracy zdobywczyni głównej nagrody w zeszłorocznym konkursie, lecz także jej dążenia do doskonalenia merytorycznego warsztatu. Poza godną uznania dogłębną analizą wartości malarskich, ujmującą całość elementów budujących obraz (która była także atutem zaprezentowanego rok temu opracowania), zwraca uwagę interpretacja warstwy znaczeniowej dzieła z nawiązaniem do poezji skamandrytów. W pełni zasłużone kolejne zwycięstwo! Iwona Mohl
87
KATEGORIA FORMALNA – II nagroda
Marcelina Wawrzyńczyk Szkoła Podstawowa nr 38 im. Ludwika Zamenhofa w Częstochowie Nauczyciel prowadzący: Aneta Dulbińska
Dzieło „uwikłane” w historię sztuki Analiza formalna obrazu autorstwa Wacława Borowskiego Nad wodą Obraz Wacława Borowskiego pt. Nad wodą powstał najprawdopodobniej w pierwszej połowie XX wieku (dokładne datowanie nieznane) w technice pastel na papierze. Pole obrazowe o zwrocie horyzontalnym ma format 73,5 × 91 cm1. Dzieło znajduje się w zbiorach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu i jest to ważny reprezentant twórczości tego artysty, która to stanowi próbę połączenia tradycji malarstwa klasycystycznego z renesansową stylistyką przy jednoczesnej deformacji i uproszczeniu przedstawianych form, co może przywodzić na myśl tendencje kubizujące.
1
Informacje uzyskane drogą mailową od Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
89
Obraz a słowo
Kompozycja obrazu jest złożona, otwarta, asymetryczna, zderytmizowana, rozproszona, horyzontalna, wieloplanowa oraz statyczna. Zawiera wiele elementów krajobrazu naturalnego, takich jak drzewo, pod którym stoją dwie postacie, skały, zbiornik wodny czy góry, ale również elementy kultury materialnej: dom, schody. Na obrazie można zaobserwować naturalny, rozproszony światłocień, którego źródło znajduje się na wprost od strony widza. Można przypuszczać, że scena oświetlana jest przez promienie słoneczne zachodzącego słońca. Sugeruje nam to cień na skałach, budynku, drzewach i postaciach oraz ciepła tonacja: zakres kolorystyczny niezbyt intensywnego światła. Oświetlenie jest równomiernie rozłożone, przez co trudno określić, gdzie znajduje się jego największe skupienie. Nie pojawiają się wyraźne kontrasty świetlne. Wacław Borowski, tworząc ten obraz, użył zimnych, jasnych, pastelowych barw, które są nierealistyczne – nie występują w przyrodzie. Kolory nakładał plamami bezpośrednio na papier, który w niektórych miejscach prześwituje. Można to zaobserwować na kamieniach i schodach domu. Artysta zastosował w tej kompozycji barwy, takie jak: antracytowy, beżowy, brązowy, feldgrau, szary, grafitowy, marengo, popielate szarości, fiolety czy ciemną zieleń. Dominują przede wszystkim różne odcienie niebieskiego. Można je dostrzec na skałach, drzewach, budynku, schodach, zbiorniku wody, chmurach, niebie oraz na ubraniach dwóch postaci. Należy wskazać, że na obrazie da się zaobserwować kolor lokalny, co oznacza barwy niezależne od wpływu światła i cienia lub refleksów innych kolorów – pozostające takimi samymi. Na podstawie analizy zastosowanej palety barwnej można wnioskować, że W. Borowski malował przedstawioną scenę wczesnym wieczorem: prawdopodobnie podczas zachodu słońca. Kompozycja obrazu Nad wodą podzielona jest na dwa plany: pierwszy z przedstawieniem pary postaci, krzewów i drzew oraz
90
Kategoria formalna – II nagroda
drugi, stanowiący pejzaż z widokiem na jezioro. Na pierwszym planie – z perspektywy widza po lewej stronie obrazu – na całej wysokości pola obrazowego znajdują się krzewy i skały, które zamykają kompozycję w tej części dzieła. Kamienie zostały namalowane w pastelowych odcieniach niebieskiego, szarego oraz małych ilościach bordowego, co barwnie odróżnia je od roślin, które są w intensywnych odcieniach zielonego. Taki rozkład barwny skutkuje wykreowaniem kontrastu kolorystycznego, który jest charakterystyczny dla całej kompozycji. Po prawej stronie skał i krzewów został namalowany dom z wysokimi schodami, których pierwszy stopień rozpoczyna się na wysokości ⅕ całej kompozycji, a ich szerokość rozpościera się od głazów aż do symetrycznej osi kompozycji. Dwuspadowy dach budowli jest wysokości kamieni po lewej stronie z punktu widzenia odbiorcy. Budynek został przedstawiony w perspektywie zbieżnej, w związku z czym jego dach widoczny jest pod skosem. Dom nie ma okien i innych zdobień. Jedynie na osi dzieła, przy krawędzi budynku, została przedstawiona niebieska kolumna podpierająca dach, prawdopodobnie rozpostarty nad małym tarasem. Światło padające na budowlę ma ciepły, żółty odcień, co widoczne jest w górnych partiach budowli. Dolna część domu osłonięta jest przez fioletowo-niebieski cień padający od strony skał. Najważniejszym elementem kompozycji zdają się być dwie sylwetki ludzkie, które znajdują się na prawo od symetrycznego środka pola obrazowego z perspektywy widza. U podnóża schodów domu przedstawiony został mężczyzna siedzący na kamieniu i wpatrujący się w podłoże. Jest on ubrany w błękitną koszulę oraz granatowe spodnie. Na podstawie pozycji, w jakiej ustawione jest jego ciało, można przypuszczać, że jest znużony lub zawstydzony. Obok mężczyzny – bliżej prawej krawędzi kompozycji – znajduje się postać kobieca, opierająca się o szeroki pień drzewa:
91
Obraz a słowo
prawdopodobnie dębu szypułkowego. Nieco ponad głową kobiety widoczne jest rozgałęzienie pnia na dwa konary, które sięgają do górnego prawego rogu dzieła z ujęcia widza. Dąb jest jednym z największych elementów kompozycji: zajmuje około ¼ wysokości obrazu, a konary wraz z liśćmi ½ szerokości. Jego liście są w kolorach różnych odcieni zieleni z przebłyskami białego oraz turkusu. Stojąca w bezruchu kobieta jest ubrana w pomarańczowy sweter oraz bordowo-różową spódnicę, a na głowie ma zawiniętą błękitną chustę. Po jej pozie można wywnioskować, że jest spokojna. Dzięki temu wpisuje się w atmosferę całej kompozycji. Postać ma lekko zgiętą nogę, co przywodzi na myśl ułożenie ciała o charakterze kontrapostu. Kobieta trzyma swobodnie swoją prawą rękę na sercu. Po jej pozie można konstatować, że sylwetka siedząca koło niej jest jej bliska i przy niej czuje się spokojnie i beztrosko. Ubogi ubiór postaci oraz skromny dom sugerują nam, że jest to rodzina chłopska. Można postawić hipotezę, że przedstawione postacie są młodym małżeństwem mieszkającym w przedstawionym domu. Ukazana scena wygląda nawet jak zaloty, gdzie kobieta zerka w stronę partnera, on zaś jest zawstydzony czy speszony. Drugi plan, a zarazem tło kompozycji znajduje się po prawej stronie obrazu: rozpościera się między domem a drzewem, o które opiera się kobieta. Przedstawiono na nim krajobraz gór oraz zbiornika wodnego. Wzniesienie nad jeziorem składa się z dwóch górek podobnej wielkości, które położone są po prawej stronie na ⅘ wysokości obrazu. Zostały przedstawione z zastosowaniem różnorodnych barw: m.in. zielonej, szarej, brązowej oraz kremowej. Zza nich wyłaniają się szaro-żółte, zacienione odcieniami fioletu chmury, które przysłaniają prawie całe niebo. Pod nimi można zobaczyć spokojną, nieporuszoną taflę wody, w której odbijają się góry. Najprawdopodobniej jest to jezioro lub zatoka. Woda została przedstawiona w odcieniach błękitu z żółtymi rozbłyskami. Najciemniejsze barwy
92
Kategoria formalna – II nagroda
artysta zastosował u podnóża gór, najbliżej postaci użył zaś jasnego błękitu, który optycznie odznacza sylwetki ludzkie od reszty przedstawionych elementów. Tak jak wspominałam wcześniej: kompozycja jest statyczna oraz nie jest żywiołowa. Ruch na obrazie jest praktycznie niewidoczny. Pozy postaci są spokojne, a nawet wyglądają na znużone. Najprawdopodobniej odpoczywają. Na obrazie nie został przedstawiony wiatr, który poruszałby drzewami. Wskazuje na to tafla wody, na której występują małe, prawie niewidoczne fale. Taki rozkład elementów na kompozycji może wywoływać u odbiorcy poczucie spokoju oraz nadać „powolny” klimat temu dziełu. Obraz Nad wodą jest przykładem typowej dla Wacława Borowskiego kompozycji i podjętej narracji. Najczęściej tematami prac artysty były idylliczne sceny rodzajowe przedstawiane w ogrodach oraz różnorodne portrety, czego przykładem są dzieła, takie jak Idylla lub Idylla z parą pasterzy. Kompozycje tego twórcy były statyczne oraz miały wywoływać u odbiorcy spokój. Artysta stosował w nich przede wszystkim spokojne, miękkie linie, które przyczyniają się do odbioru jego dzieł jako oddających „beztroski klimat” życia blisko natury. Z uwagi na brak programowego określenia się artysty i łączenie w swoich pracach cech różnych nurtów jego klasyfikacja nie jest prosta. W. Borowski w swoich dziełach wykorzystywał cechy tradycyjnego malarstwa klasycystycznego i renesansowego, deformując i upraszczając przedstawienie formy, co przywodzi na myśl stylistykę kubizmu. Oświetlenie jest jednak bliższe stylistyce klasycyzmu, a zastosowana paleta barwna – daleka od kolorów występujących w naturze – wydaje się charakterystyczna dla wielu nurtów malarstwa nowoczesnego. Artysta łączył więc stylistykę mu współczesną z cechami, które prawdopodobnie dostrzegał na podstawie własnych studiów historycznosztucznych w dziełach
93
Obraz a słowo
dawnych mistrzów. Taki wniosek mógłby być potwierdzony m.in. przez identyfikację pozy kobiety jako kontrapostu, ale także przez analizę biografii W. Borowskiego. Malarz po dołączeniu do ugrupowania artystycznego „Rytm” rozpoczął przyjaźń z innym artystą Eugeniuszem Zakiem2. Obaj twórcy inspirowali się sztuką renesansu, a swoje dzieła malowali z wyobraźni. Przykładem podobieństw w ich twórczości jest obraz E. Zaka pt. Rybak z 1914 roku. Dzieła te mają podobną kolorystykę oraz oświetlenie, a sposób nakładania barw na kartkę za pomocą plam niewiele się różni. Obie prace przedstawiają zachód słońca, a kompozycje od lewej strony z perspektywy widza są zamknięte poprzez przedstawienie roślinności. Wielość wspólnych cech może wskazywać na podobne źródła stylistyczne. Należy jednak podkreślić, że między kompozycjami są także różnice: w pracy E. Zaka widać całe górne niebo w przeciwieństwie do obrazu W. Borowskiego. Te dwa dzieła różnią się również techniką wykonania – praca Rybak jest namalowana olejem na płótnie. Ważnym aspektem jest spostrzeżenie, że W. Borowski często w swoich dziełach używał motywu ze zbiornikiem wody w tle. Przykładów jest niezwykle dużo, a zaliczyć do nich można obrazy, takie jak: Idylla, Odyseusz i nimfa Kalipso czy Odyseusz prosi Nauzykę o pomoc. Wszystkie z nich zawierają w sobie ten charakterystyczny dla jego twórczości element. Jedną z różnic pomiędzy dziełami, które wcześniej wymieniłam, jest kolorystyka, która pomimo pastelowych odcieni na obrazie Nad wodą W. Borowskiego jest żywsza oraz ciemniejsza. W innych dziełach autor nie zawsze zamyka kompozycję u góry roślinnością: często całość nieboskłonu jest w pełni widoczna. Z powyżej wymienionych kompozycji Idylla jest najbardziej 2 Eugeniusz (Eugene) Zak, https://culture.pl/pl/tworca/eugeniusz-eugene-zak (dostęp: 3.02.2021).
94
Kategoria formalna – II nagroda
podobna do obrazu pt. Nad wodą. Wymienione dzieła łączy swobodna i niezbyt szczegółowa pod względem nakładania środków plastycznych kreska. Tematy tych prac również są do siebie zbliżone. Co więcej, oba obrazy przywodzą na myśl tematykę podejmowaną w ramach malarstwa impresjonizmu, gdzie spędzanie czasu na świeżym powietrzu (m.in. śniadania na trawie) było częstym tematem malarskim. Z tym nurtem kompozycje W. Borowskiego łączy więc podjęta narracja, ale znacząco odróżnia je typ zastosowanego światłocienia oraz stopień realizmu. Należy wskazać, że większość dzieł z obrazem Nad wodą W. Borowskiego łączy zastosowana technika wykonania oraz subtelny światłocień, który nadaje przestrzenności jego pracom. Wśród innych dzieł namalowanych suchym pastelem na papierze wymienić można wcześniej wspomniane kompozycje, takie jak: Idylla, Odyseusz i nimfa Kalipso, Odyseusz prosi Nauzykę o pomoc. Każdy z tych obrazów posiada również bogatą gradację walorów, która dopełnia opisową funkcję linii oraz konturów. Większość postaci widniejących na dziełach W. Borowskiego nie posiada widocznie wyrysowanych elementów twarzy. Są one przeważnie zaznaczone wyłącznie cieniami, co wskazuje na znaczące przemiany malarstwa nowoczesnego na początku wieku XX. Dzieło to powstało w niezwykłym czasie dynamicznych przemian w środowisku artystycznym i można stwierdzić, że „uwikłane” jest w szeroki kontekst historii sztuki, biografii twórcy, a także stylistyki klasycyzmu, kubizmu czy renesansu.
95
Opinia jurora Odkryciem tegorocznej edycji konkursu jest dla mnie jego najmłodsza laureatka (dwanaście lat). Zagłębiając się w każdy detal tkanki malarskiej, przeprowadziła niezwykle precyzyjną analizę formalną dzieła, zachowując przy tym przejrzystość i logikę struktury wypowiedzi. Całość dopełnia trafnie nakreślona charakterystyka twórczości artysty z ukazaniem nurtów, które wywarły wpływ na jej ostateczne ukształtowanie: malarstwo dawnych mistrzów oraz sztuka mu współczesna. Autorzy wielu nadesłanych prac zwracają uwagę na wspólne inspiracje i formalną bliskość twórczości Wacława Borowskiego i Eugeniusza Zaka. Moje uznanie dla Marceliny Wawrzyńczyk, która jako jedyna dokonała analizy porównawczej prac obu artystów, a ponadto zaprezentowała obraz Nad wodą na tle innych dzieł Borowskiego. Iwona Mohl
KATEGORIA FORMALNA – III nagroda
Mikołaj Ubych I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze Nauczyciel prowadzący: Katarzyna Dobrzańska
Sielanka Czym jest szczęście? To pytanie dręczy ludzkość od zarania dziejów. Nad odpowiedzią na nie zastanawiają się zarówno filozofowie, jak i ludzie najprostsi, osoby biedne, jak i bogate, introwertycy i ekstrawertycy, ludzie szczęśliwi i ci, którym nie udało się doznać szczęścia. Skąd mamy wiedzieć, że nie może nam być lepiej? A jeśli zdarzy nam się, że osiągniemy pełnię szczęścia, to czy będzie to stan spokoju, ukojenia, „jakby nic więcej nam nie było trzeba”, czy też uczucie rozpierające piersi i przyprawiające nas o przysłowiowe „motylki w brzuchu”, wymuszające okrzyk radości? Od dawna proponowane są różne definicje tego stanu, dla niektórych jest on równoznaczny z bogactwem i potęgą, inni natomiast cenią sobie bardziej umiar i wiedzę. Wśród poszukiwaczy definicji szczęścia znalazł się Wacław Borowski – autor obrazu Nad wodą. Wspomniany artysta był współzałożycielem i członkiem Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”, powstałego w okresie dwudziestolecia międzywojennego w Warszawie. Jedno z założeń ugrupowania to łączenie tradycji z nowoczesnością – nic więc dziwnego, że organizacja ta była usytuowana w centrum polskiej sceny
97
Obraz a słowo
artystycznej, między konserwatywnym Towarzystwem Zachęty Sztuk Pięknych a awangardowymi konstruktywistami. W wielu pracach artystów „Rytmu” dało się zaobserwować nawiązania do tradycji sztuki ludowej, szczególnie związanej z Podhalem. Być może było to właśnie źródłem inspiracji Borowskiego, kiedy malował Nad wodą. Scena ukazana na płótnie nie rozgrywa się wprawdzie w górach, lecz nad jeziorem, ale przedstawiona przez artystę natura ma charakter tak świeży i surowy, że skojarzenie z górskim pejzażem wydaje się czymś naturalnym. Działalność człowieka nie narusza jej, a uzupełnia; świat przyrody wchodzi w symbiozę ze światem ludzkim. Wydaje się, że czujemy powietrze, którym oddychają osoby ulokowane pod drzewem – jest ono czyste, rześkie jak w Tatrach. Kolejnym elementem ukazanym przez artystę jest niewielka, skromna chatka, być może nawiązująca swym kształtem do tradycyjnych wiejskich domków. Kompozycja obrazu pozostaje zamknięta, dzieło przybiera kształt zbliżony do kwadratu, co jest jednym z czynników nadających mu harmonię i rytm – jak przystało na artystę grupy „Rytm”. Mamy wrażenie, że czas na chwilę się zatrzymał, panuje spokój, wszystko współgra, żaden element nie przytłacza i nie zdominował kompozycji. Wydaje się, że krajobraz jest całością nie do rozerwania. Wacław Borowski zastosował perspektywę kulisową i barwną. Linia horyzontu jest podwyższona, co optycznie pomniejsza ludzi, jednocześnie zwracając nam uwagę na ich uległość wobec natury. Barwy położone są płasko, dominują odcienie zimne, ale intensywne – połyskujące, zielone rośliny i krystalicznie czysta, turkusowo-granatowa tafla wody to elementy przedstawione w kolorach nienaturalnych, ale popisowo pięknych. Światło wskazuje, że jest mniej więcej środek dnia, rozkłada się naturalnie, równomiernie, pada z lewej strony. Pomimo jego naturalnego źródła (w domyśle jest to słońce) i poprawnego technicznie rozkładu mamy wrażenie, że jest
98
Kategoria formalna – III nagroda
nienaturalne, dziwne, przychodzi na myśl – nieziemskie. Wpływają na to specyficzne kolory – w końcu to dzięki światłu w ogóle je rozróżniamy, więc skoro one są niecodzienne, to oświetlenie też nie będzie sprawiało wrażenia zwyczajnego. Modelunek światłocieniowy pozostaje miękki. Obraz Nad wodą jest fascynującym połączeniem klasycznego tematu z nowoczesnym jego opracowaniem. Stajemy się świadkami sentymentalnej sielanki. Odpoczywający w cieniu drzewa ludzie przywodzą na myśl Laurę i Filona, znanych nam z utworu Franciszka Karpińskiego, a nastrój obrazu kojarzy się z tym z Huśtawki Auguste’a Renoira. Intryguje sposób wykonania dzieła – swoisty kontrast między tematem a techniką. Krajobraz i ludzie ulegają znacznej geometryzacji i uproszczeniu, ogólny styl przywodzi na myśl mieszankę kubizmu i impresjonizmu, szczególną rolę odgrywa plama barwna. Pominięte zostają szczegóły, twarze ludzi stają się uniwersalne. Nie jest to nikt konkretny – wiadomo tylko, że to mężczyzna i kobieta, prawdopodobnie kochający się nawzajem. Uwagę zwraca także sposób przedstawienia chatki – jest ona ustawiona pod złym kątem w stosunku do schodów, mamy wrażenie, że gdybyśmy dali czasowi popłynąć, zjechałaby do wody. Czas jednak stoi w miejscu. To dobry moment, żeby powrócić do postawionego na początku pytania – czym jest szczęście? Twierdzę, że Nad wodą przemówi w tej kwestii głównie do osób o charakterze bardziej melancholijnym, sentymentalnym. Odpowiedzi nie znajdą tu natomiast ludzie poszukujący w swoim życiu wrażeń, którzy do szczęścia potrzebują wiecznego ruchu i nowych doznań. Ja sam zaliczam się raczej do tej pierwszej kategorii, dzięki czemu – a przynajmniej takie mam wrażenie – mogę z Borowskim nawiązać, nawet po jego śmierci, pewne emocjonalne porozumienie czy raczej to on może nawiązać je ze mną, tak samo jak i z każdym człowiekiem o charakterze idącym w kierunku refleksyjnym i nostalgicznym.
99
Obraz a słowo
Według artysty kluczem do szczęścia jest zatrzymanie w czasie najważniejszych dla nas rzeczy, takich jak nasz prawdziwy dom czy kochani przez nas ludzie. Popatrzmy na parę z obrazu – przestaje mieć znaczenie, czy jest biedna czy bogata, sławna czy zapomniana. Przestają mieć znaczenie cielesna namiętność czy umiejętność podtrzymania między sobą rozmowy, jeden i drugi biegun naszego życia znacząco spowalniają i tracą na znaczeniu. Jedyne, co liczy się dla tych ludzi, to fakt, że udało im się zatrzymać w czasie – kobiecie udało się zatrzymać na zawsze mężczyznę, a mężczyźnie kobietę. Zatrzymują oni wspólnie dom, a dom trzyma ich w sobie. Odnoszę wrażenie, że wszystko osadziło się we właściwym miejscu, które potrzebuje do kompletu tego domu i tych ludzi, tak jak ten dom i ci ludzie potrzebują tego właśnie miejsca. Podkreślona zostaje także harmonia między człowiekiem a naturą – w końcu dlaczego szczęśliwi ludzie mieliby mieć ochotę krzywdzić przyrodę? Szczęśliwi ludzie z pewnością przejawią chęć pomocy otaczającemu ich światu, za co on na pewno im się odwdzięczy, w końcu wobec nas jest dużo potężniejszy, ale tak samo jak szczęśliwy człowiek szczęśliwy świat użyje swojej potęgi w dobrym celu. Każdy element ukazany na płótnie jest u swojego źródła szczęścia, a źródeł tych nie ma zbyt dużo – policzmy – łącznie można wyróżnić trzy, a mianowicie: miłość, dom i naturę. Jak się okazuje, niczego więcej nie trzeba szukać, nie ma potrzeby gonić szczęścia przez całe życie, można je wybudować od podstaw, samodzielnie. Kiedy osiągniemy je raz, osiągniemy je już na stałe i nic nam go nie odbierze – nie pozwoli na to zatrzymany specjalnie dla nas czas, nowy strażnik ludzkiej radości. Dzieło Nad wodą Wacława Borowskiego zdecydowanie przemówi do wszystkich łagodnych dusz żyjących na tym świecie, które czują się przynajmniej w pewnym stopniu związane z naturą. Artysta w fenomenalny sposób ukazuje, czego tak naprawdę potrzebujemy, by czerpać z naszego życia garściami, promując przy tym
100
skromność i szacunek wobec otaczającego nas świata. Jeśli tylko nauczymy się cieszyć z niewielkich rzeczy, szczęście przyjdzie do nas błyskawicznie, zanim zdążymy mrugnąć.
Opinia jurora Zrównoważona kompozycja eseju umiejętnie łącząca świetną wielopłaszczyznową analizę formalną obrazu z nastrojową, melancholijną interpretacją treści pozamalarskich dzieła sytuuje Autora w gronie zwycięzców. Iwona Mohl
101
KATEGORIA FORMALNA – I wyróżnienie
Gabriela Grzegrzółka Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach Nauczyciel prowadzący: Joanna Wójcik
Nad brzegiem pamięci Letni podmuch chłodnego powietrza, niosącego ze sobą słoną woń morza, szmer pozornie zastanej wody, kwaśny posmak traw. Wspomnienia odosobnione, pozostawione gdzieś w głębi, w zakamarkach naszej pamięci po to, aby co jakiś czas zmaterializować się w oczach wyobraźni na moment czy dwa. Wspomnienia, których nie jesteśmy pewni, wspomnienia bajkowe. Dzieło Wacława Borowskiego Nad wodą zdaje się być refleksją na temat takich ulotnych chwil. Pejzaż, widok naturalnego krajobrazu rozciąga się w tle nad spokojnym, nasłonecznionym morzem. Tak przerażająca dla Caspara Davida Friedricha siła natury tu staje po stronie człowieka. Nie ujmując z jej romantycznej potęgi oraz klasycznej fascynacji pięknem, malarz udowadnia nam, że jest ona łaskawa, chętnie oferuje nam swoje dobra, kojąc swoją obecnością. Dalszy plan napawa spokojem, artysta podkreśla, że potęga ta jest dla człowieka niegroźna, jest z nami za pan brat. Delikatny modelunek światłocieniowy przenosi nas do owej idylli, światło spływa z gór, czule odbija się w wodzie. Dominuje uczucie szczęścia, ale i pewnej tajemnicy.
103
Obraz a słowo
Obłoki chowające się za horyzontem opatulają swoją puchową formą, dodając otuchy. Chmury, które w swoim życiu widział prawie każdy, pobudzają naszą pamięć do obrazów dawno zapomnianych, obrazów miłych. Dwa wzgórza w prawym, górnym rogu obrazu leniwie górują nad całością kompozycji. Pierwszy plan zdaje się być postawioną widzowi zagadką. Po lewej wzniesienie, kamienny pagórek, pośrodku którego znajduje się budynek o nieznanym przeznaczeniu. Światło padające z lewej strony, światło słoneczne, już zachodzące, przyjaźnie przykrywa obiekt, wydobywając walor kolorystyczny. Ciemne wejście nie zdradza swojego wnętrza, ukrywa się. Pozostaje pewnego rodzaju zapomnianym, może i nawet wypartym, wspomnieniem. Borowski pogrywa z widzem, pobudza jego wyobraźnię, stawiając pytania. Co kryje się za ową warstwą mroku? Czy ta idylla jest tylko grą pozorów? Światem niebezpiecznym, pozbawionym schronienia? Malarz nie narzuca nam odpowiedzi, nakłania do własnych wniosków i refleksji. Posuwając się na prawo, schodząc po rytmicznych, pastelowo harmonijnych schodach, napotykamy dwie postacie. Syntetycznie uchwycone sylwetki wypoczywające na łonie natury, ubrane w wiejskie stroje nasuwające nam na myśl fête champêtre, mogłyby pełnić tutaj rolę sztafażu. Nie odciągając widza od niesamowitego krajobrazu, bajkowego klimatu, niby dopełnienie, spoczywają w cieniu. Warto jednak poświęcić im dłuższą chwilę uwagi. Odczłowieczeni, pozbawieni ekspresji, w swobodnych, jednakże syntetycznie ukazanych pozach – w porównaniu z bujną florą – zdają się być najbardziej nietrwałym elementem obrazu. Autor, podkreślając rolę pejzażu, wydobył w tych postaciach swego rodzaju egzystencjalny kryzys, walkę z przemijaniem, utraconymi obrazami pamięci. Mimo tak pesymistycznej wizji przedstawiona para posiada i pozytywny wydźwięk. Spędzając czas na łonie natury, bohaterowie
104
Kategoria formalna – I wyróżnienie
czują się swobodnie, niczym nieskrępowani, wypoczywają. Emanują swego rodzaju ciepłem, wprowadzając w komfortowy nastrój. Dualizm podejścia do upływu czasu jednostki uchwycony został za pomocą prostych, ale i precyzyjnych środków. Kompozycja pozostaje zamknięta, niczym kadr filmowy, zdjęcie, reporterska notatka z wydarzeń, które może i nigdy nawet nie miały miejsca, mimo tak znajomego wydźwięku. Jest delikatna, wyidealizowana, przedstawiona z pewnym stopniem uproszczenia, dekoracyjności rodem z doktryn Maurice’a Denis’a. Plany harmonijnie, łagodnie nakładają się na siebie, tworząc pejzaż doskonały. Brak oczywistej perspektywy linearnej wprowadza inny rodzaj iluzji głębi, przynoszący na myśl dzieła Paula Cézanne’a. Niczym tak jak na obrazie Georges’a Seurata Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte, urzeczeni jesteśmy przestudiowanym kolorem, kolorem pastelowym, delikatnym, zgaszonym. Królewskie błękity, pocieszne, naturalne zielenie, fiolety tam, gdzie światło nie dociera w pełni swojej mocy, oddają nastrój miłych, słonecznych dni oraz odpoczynku. Stanowią ucztę dla oka. Nieliczne kontrasty w postaci ciemnych granatów, szmaragdowych przebłysków potęgują w nas spokój. Artysta, ślizgając pastelem po kartonie, zacierając kontury, podkreślił ich ulotny, miękki charakter. Wybór suchego pastelu pozwolił uchwycić ten błogi, odrealniony stan duszy podróżującej gdzieś daleko, duszy zamyślonej. Wydobycie naturalnej faktury podłoża, szybkie, puchate pociągnięcia, przeplatające się z gładko zaznaczonymi powierzchniami koloru, zgrabne opanowanie linii pionowych i poziomych zgodnym z harmonijną kompozycją – świadczą o najwyższym kunszcie, wprawiają w zachwyt. Jest to dzieło nowoczesne, mistrzowsko opracowane. Obraz, mimo skomplikowanego wydźwięku, jest kreacją jedyną w swoim rodzaju. Budzi we mnie podziw, napawa swego rodzaju fowistycznym, Matisse’owskim szczęściem, daje mi chęć zatrzymania
105
się na chwilę, przemyślenia pewnych spraw, o których dawno już przestałam myśleć. Przenosi mnie do wspomnień radosnych, prawie zapomnianych. Żadne dzieło nie jest takie, jakie na pierwszy rzut oka może nam się wydawać, każde płótno, mimo najbanalniejszych tematów, skrywa historię oraz głębię. Nad wodą to mistrzowskie malarstwo, które, mimo swego przesłania o ulotnym i kruchym charakterze ludzkiego życia, pozostanie na długo w mojej pamięci.
Opinia jurora Z „letnim podmuchem chłodnego powietrza”, w otoczeniu wspomnień i obrazów ukrytych w zakamarkach pamięci Gabriela Grzegrzółka wprowadza nas w opis formalnych elementów dzieła sztuki. Tym, co ewidentnie zwraca uwagę w tej pracy, jest umiejętność łączenia elementów opisu dzieła sztuki, z natury bardzo technicznych informacji, z płynną i osobistą narracją. Autorka nie przeładowuje informacjami swojej pracy, ale poszczególne skojarzenia zdradzają jej dużą erudycję i wrażliwość. Anna Rak
KATEGORIA FORMALNA – II wyróżnienie
Patryk Gonciarz Publiczna Szkoła Podstawowa im. Polskich Olimpijczyków w Krasnej Nauczyciel prowadzący: Aleksandra Stachera
Odkryć nieodkryte – wizualna opowieść Nad wodą Wacława Borowskiego Nad wodą to obraz Wacława Borowskiego, łódzkiego malarza, reprezentanta nowego klasycyzmu, z lat 20. i 30. XX wieku, ucznia Józefa Mehoffera1. Dzieło można podziwiać w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. Zostało wykonane pastelami na papierze. Nie jest jednakże jedynym tego rodzaju malowidłem stworzonym przez artystę. Innymi pastelami utrzymanymi w tej samej konwencji, przedstawiającymi sceny rodzajowe z identycznymi bądź podobnymi bohaterami, są Sielanka2 i Idylla3. Każdy z tych obrazów stanowi odrębną, wizualną narrację ukazującą dwoje ludzi – kobietę i mężczyznę,
1
Wacław Borowski, https://culture.pl/pl/tworca/waclaw-borowski (dostęp: 4.02.2021).
2 W. Borowski, Sielanka, https://sztuka.agraart.pl/autor/licytacje/28/waclaw-borowski (dostęp: 4.02.2021). 3 Tenże, Idylla, https://artinfo.pl/dzielo/idylla-06 (dostęp: 4.02.2021).
Obraz a słowo
wtopionych w naturę. Gdyby je ze sobą zestawić, powstałby cykl stanowiący opowieść o ludzkim losie, nierozerwalnych związkach człowieka z przyrodą oraz relacjach międzyludzkich, ujawniających się w codziennych scenach z życia, ukazujących jego naturalny bieg. W analizowanym dziele po lewej stronie uwagę przykuwają masywne, zimne skały i przytulony do nich dom, muśnięty z jednej strony promieniami słonecznymi, z drugiej zaś zacieniony rosnącym nieopodal rozłożystym drzewem. Nie posiada on drzwi, a jedynie ciemne, tajemnicze, łukowate wejście, do którego prowadzą gładkie schodki, jak gdyby wykute w kamieniu. Solidność budowli przywodzi na myśl biblijny dom zbudowany na skale, trwały i bezpieczny. Na pierwszym planie widać kobietę i mężczyznę. Zamknięta postawa wizualnego bohatera, jego spuszczona głowa, nieznaczne odchylenie się od kobiety świadczyć mogą o jego wstydliwej naturze, chęci odseparowania się, zakłopotania, a może skruchy czy też poczuciu winy. Jedynym bezpiecznym punktem zdaje się być dla niego zimny głaz, na którym siedzi i podpiera się rękoma. Artysta przypisał tej postaci zimne barwy skłaniające do refleksji, wyciszające, a jednocześnie ukazujące chłód. Obserwując tę osobę, można zauważyć smutek, zwątpienie, przygnębienie, zmieszanie. Kobieta z kolei przyjęła inną pozycję, opiera się plecami o bezpieczne, gościnne, żywe, głęboko wrośnięte korzeniami w ziemię, stabilne drzewo. Wzrok utkwiła w siedzącym mężczyźnie, jak gdyby w oczekiwaniu na jego ruch, reakcję. Mimo że stara się nawiązać kontakt wzrokowy, podobnie jak jej towarzysz prezentuje poniekąd postawę zamkniętą, co ujawnia się poprzez odchylenie części tułowia. Wygląda także na przejętą i bezbronną – prawą rękę przyciska do piersi, zasłania się nią. Z kolei jej zakłopotanie jest niemalże namacalne – lewą ręką skubie rosnące tuż obok trawy. Artysta ubrał tę postać w barwy sygnalizujące kobiece ciepło, energię, emocje.
108
Kategoria formalna – II wyróżnienie
Postacie te są jak dwa żywioły – ogień i woda, co Borowski osiągnął, zestawiając barwy ciepłe z zimnymi. Obok delikatnych światłocieni ślizgających się po tej plastycznej przestrzeni rozproszonymi świetlistymi drobinkami artysta wprowadza niekiedy mocne światło słoneczne, które dostrzec można choćby w soczystej zieleni rosnących tu i ówdzie traw czy w liściach drzewa. Stanowiąca centrum obrazu woda obok wspomnianych postaci jest bez wątpienia bohaterem tego obrazu, a jednocześnie niemym świadkiem spotkania dwojga ludzi. Pozostaje w ruchu, widać delikatne, białawe, ledwo zarysowane, leniwie zmierzające do brzegu fale. Odbija się w niej łososiowe, rozedrgane światło zachodzącego słońca oraz chmury i cienie gór. Płycizna jest naznaczona jasnym błękitem, głębię toni zaś oddaje granatowo-szary kolor. W tle rozciągają się białe, pierzaste chmury, mocno odcinające się od dachu domu, soczyste korony drzew, wśród których tańczą promienie słońca, liście zaznaczone odważną kreską, gdzieniegdzie rozmytą, sygnalizującą ich ledwie zauważalne kołysanie. Mimo że na pierwszy rzut oka obraz wydaje się statyczny, to wnikliwie się w niego wpatrując, można odnaleźć pewną dynamikę, chociażby poprzez zastosowanie śmiałych ciemnych linii, wprowadzających spódnicę kobiety w ruch, czy ułożenie jej ręki w trawie, którą zdaje się skubać. Poza tymi zabiegami można także dostrzec pewnego rodzaju wygładzenie powierzchni, choćby w przypadku schodów, a nade wszystko ujawnia się to w sposobie uchwycenia pnia drzewa, którego nie otula znana, chropowata kora. Skałom i domowi z kolei artysta nadał geometryczne, ostre kształty. Dzieło to skłania do refleksji i zadumy. Im dłużej się je obserwuje, zestawia z innymi tekstami kultury, tym więcej sensów pozwala odkryć. Wymaga ono patrzenia z różnej perspektywy. Okazało się wielowymiarowe, wielopłaszczyznowe, to obraz, który trzeba „samemu odkryć”. Z jednej strony ma melancholijny i spokojny
109
charakter, jednak po wnikliwej analizie można dostrzec emocje przedstawionych postaci, którym towarzyszy niezmiennie od zarania dziejów piękno otaczającej przyrody. Artysta rzuca więc światło na człowieka, utrwala chwile, które przeżywa, i zamyka je w swoich obrazach, a wszystko to dzieje się na łonie Matki Ziemi.
Opinia jurora Oceniając prace konkursowe w kategorii formalnej, jako jurorzy w pierwszej kolejności kładziemy nacisk na poprawną analizę wszystkich elementów budujących obraz: kompozycji, kolorystyki, użytych środków malarskich, relacji pomiędzy nimi. Z zadaniem tym, wydawałoby się, przerastającym możliwości trzynastoletniego obserwatora, Patryk Gonciarz poradził sobie bardzo dobrze. Mało tego, praca zawiera kilka ciekawych spostrzeżeń wskazujących na dużą wrażliwość Autora na sztukę. Anna Rak
Obraz a słowo Literacki opis dzieła malarskiego Werdykt XVII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Jury w składzie: Iwona Mohl – przewodnicząca jury, dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ – Zakład Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego, Anna Rak – kierownik Działu Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, po przeczytaniu 214 prac, podkreślając bardzo wysoki poziom tegorocznej edycji, zdecydowało przyznać następujące nagrody i wyróżnienia. Kategoria literacka: I nagroda – Gęsie Pióro – Joanna Brzenczka z I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Raciborzu, II nagroda – Karolina Wójcik z Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach, III nagroda – Alicja Wojnarowska z Liceum Ogólnokształcącego nr XIV im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu, I wyróżnienie – Zuzanna Deć z Zespołu Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach, II wyróżnienie – Agnieszka Trajder ze Szkoły Podstawowej nr 22 im. Janusza Korczaka we Włocławku. Kategoria formalna: I nagroda – Gęsie Pióro – Julia Ćwiąkała z I Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze,
112
II nagroda – Marcelina Wawrzyńczyk ze Szkoły Podstawowej nr 38 im. Ludwika Zamenhofa w Częstochowie, III nagroda – Mikołaj Ubych z I Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze, I wyróżnienie – Gabriela Grzegrzółka z Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach, II wyróżnienie – Patryk Gonciarz z Publicznej Szkoły Podstawowej im. Polskich Olimpijczyków w Krasnej. Ponadto ze względu na bardzo wysoki poziom konkursu i fakt, że poza tekstami finałowej dziesiątki laureatów dostrzegliśmy wiele prac godnych uznania, jury postanowiło kilka z nich uhonorować. Wyróżnienia honorowe otrzymują: Malwina Frasik z Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Ignacego Jana Paderewskiego w Krakowie, Dominika Warchulska z Zespołu Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora w Koszalinie, Aleksandra Kaptur z I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kasprowicza w Raciborzu, Maja Mleczko ze Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 4 im. Erazma Józefa Jerzmanowskiego w Wieliczce. Jurorzy i organizatorzy konkursu pragną w szczególny sposób podziękować wszystkim uczestnikom konkursu i zaakcentować, że poza pracami ujętymi w werdykcie znalazło się wiele bezbłędnych i ciekawych literacko opisów. Składamy również podziękowania nauczycielom, którzy zachęcili młodzież do odkrywania tajemnic ukrytych w obrazie.
113
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu pl. Jana III Sobieskiego 2 | 41-902 Bytom www.muzeumgornoslaskie.pl Dyrektor i Redaktor Naczelna Wydawnictw Iwona Mohl Organizacja i prowadzenie konkursu Anna Rak i Marek Ryś Opracowanie redakcyjne i korekta Anna Matuszewska-Zator Projekt graficzny i skład Adrian Hajda Druk Mazowieckie Centrum Poligrafii, Marki Złożono krojem Skolar Wydawca Muzeum Górnośląskie w Bytomiu © Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, 2021 ISBN 978-83-65786-58-6
Mecenat
Organizator
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego.
Partner
Prezydent Miasta Bytomia Mariusz Wołosz
Patronat honorowy
ISBN 978-83-65786-58-6