20 minute read

Zuzanna Deć Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach

Next Article
Sielanka

Sielanka

KATEGORIA LITERACKA – I wyróżnienie

Zuzanna Deć

Advertisement

Zespół Szkół Ekonomicznych im. Jana Pawła II w Gorlicach Nauczyciel prowadzący: Monika Przybyło

Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach…

Był piękny, słoneczny dzień 1910 roku. Ledwie dwudziestoletnia1 Irena Pokrzywnicka wzięła ślub z Karolem Waltzem. Młodzi małżonkowie zamieszkali w Warszawie przy ulicy Polnej. Następnego roku jesienią powitali na świecie syna. Mimo że mały Zygmuś dawał popalić, Irenie udawało się godzić obowiązki matki z zaspokajaniem ambicji artystycznych, z udziałem w zajęciach w Szkole Sztuk Pięknych, z prezentowaniem swoich prac w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. W tym samym mniej więcej czasie pochodzący z Łodzi malarz Wacław Borowski kopiował obrazy dawnych mistrzów w Paryżu, podróżował po Włoszech

1 Wielokrotnie błędnie podawano rok 1897 jako datę urodzenia artystki. Pokrzyw- nicka nie chciała ujawniać tej daty, twierdząc, że „kobieta, która powie swoje lata, nie jest kobietą i taka może już powiedzieć wszystko” – M. Dec, Irena

Pokrzywnicka – życie i tworczość, s. 283, https://digi.ub.uni-heidelberg.de/diglit/ bhs2007/0291 (dostęp: 5.02.2021).

67

(Siena, Ferrara, Padwa, Asyż, Perugia, Piza), by wreszcie na kilka lat osiąść w Szwajcarii2. Początkowo idealne życie małżonków zaczęło nabierać ponurych barw, coś zaczęło się psuć i nim minęła dekada zdążyli się rozwieść.

W 1921 roku Irena Pokrzywnicka była już żoną Wacława Borowskiego3. Drugi mąż, wspólnie z przyjaciółmi Eugeniuszem Zakiem, Henrykiem Kuną i Tadeuszem Pruszkowskim, utworzył zalążek Stowarzyszenia Artystów Polskich „Rytm”. Dołączyli do nich m.in. Rzecki (i nie był to wcale Ignacy Rzecki z Lalki, tylko Stanisław Rzecki), Skoczylas, Pokrzywnicka, Stryjeńska. Rok ich pierwszej wspólnej wystawy (1922) uznaje się za oficjalną datę powstania grupy.

Końcem kwietnia 1925 roku pracownia Wacława i Ireny przeżywała istne oblężenie. Tego wieczoru wpadli przyjaciele: Majka Berezowska, która za kilka lat miała zasłynąć jako autorka bezpruderyjnych ilustracji Dekamerona Boccaccia, Tadek Gronowski, Heniu Kuna, Tymek Niesiołowski, Staszek Rzecki, Slendziński i Zośka Stryjeńska. Przekrzykiwali się od progu, bo każdy miał dużo do powiedzenia. – Jestem przekonany, że twoje prace zrobią furorę w polskim pawilonie w Paryżu – zwrócił się Henryk do Zofii, mając na myśli Międzynarodową Wystawę Sztuki Dekoracyjnej. – Twoja rzeźba Rytm też jest niczego sobie4 – odpowiedziała komplementem na komplement.

2 K. Nowakowska-Sito, Stowarzyszenie Artystów Polskich RYTM 1922–1932. Koncepcja wystawy i katalogu, Warszawa 2001, s. 102. 3 M. Dec, dz. cyt., s. 285. 4 Zarówno Kuna, jak i Stryjeńska zostali docenieni w 1925 roku na wystawie, o której mowa. Rzeźba Rytm przyniosła Kunie Grand Prix, natomiast Stryjeńska za panneau Pory Roku otrzymała wiele odznaczeń i Krzyż Komandorski Legii

Honorowej – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 166, 249.

68

– Ja teraz pracuję nad Trzema Gracjami – poinformował Tymon, mimo że nikt go o to nie pytał5 . – A ja się zastanawiam nad wykorzystaniem miłosnej historii dwójki pastuszków Chloe i Dafnisa – wtrącił Ludomir, wzbudzając zainteresowanie Wacława6 . – Co wy tak ciągle z tymi motywami mitologicznymi, z tym antykiem? – zaperzyła się Irena, stawiając na stoliku filiżanki z mocną, aromatyczną herbatą.

Rozmowy o sztuce przeciągnęły się do północy, Staszek, Wacek i Irena umówili się na rajd samochodowy za dwa tygodnie7 i wreszcie rozbawione towarzystwo opuściło gościnne progi.

Pewnego ciepłego popołudnia 1928 roku Borowscy, którzy spędzali urlop we wsi kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, wybrali się na spacer brzegiem pobliskiego jeziorka. Podczas tej urokliwej przechadzki rozmawiali o Powszechnej Wystawie Krajowej, która miała odbyć się w przyszłym roku w Poznaniu. – Sztuce będzie poświęcony pawilon 26 na terenie B. Nasz „Rytm” będzie reprezentowało kilkunastu artystów – powiedział Wacław, który brał czynny udział w przygotowaniach do tej imprezy wystawienniczej. – Jak idą prace przy dekoracji? – zapytała żona jakby nieco podejrzliwie.

5 Reprodukcja tego obrazu Tymona Niesiołowskiego z 1925 roku – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 190. Informacje o dziele także na platformie: https://epodreczniki. pl/a/przedstawiciele-grupy-rytm/D153mZtn0 (dostęp: 5.02.2021). 6 Obraz Ludomira Slendzińskiego Dafnis i Chloe powstał w roku 1926, reprodukcja –

K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 243. 7 Por. fotografia Odpoczynek podczas rajdu samochodowego w maju 1925 – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 23.

69

– Prace postępują bardzo dobrze i dosyć szybko, ale to duża zasługa Wandy Greniewskiej8. Gdyby nie ona, pewnie bym nie zdążył ze wszystkim. – Ach tak, Wandy… Czy aby nie zapominasz, że w Instytucie ty jesteś wykładowcą, a ona studentką? Nie wydaje ci się, że ją nieco faworyzujesz? – Tak myślisz? – Tak. Tak właśnie myślę. Wspólna praca was do siebie zbliżyła. Ona jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek, flirtuje z tobą, a ty lecisz do niej jak ćma do światła! – coraz głośniej rzucała oskarżenia. – Ale o czym ty mówisz? – Chciał złapać Irenę za rękę, lecz żona wyrwała mu się. – Mówię o tym, o czym słyszę od świadków tych waszych „prac”. Nic tylko prawicie sobie komplementy, a ja już tak dawno nie usłyszałam od ciebie nic miłego. Kiedy pochwaliłeś moje obrazy, rysunki, felietony, projekty wnętrz? Pozwalasz jej zniszczyć nasze małżeństwo. – Ostatnie zdanie wypowiedziała niemal szeptem, oparła się o gruby pień pobliskiego drzewa i prawą ręką dotknęła serca, jakby nagle miała dostać zawału. – Tak mi przykro… Nie chciałem cię zranić. Tak, zakochałem się w niej. – Usiadł na kamieniu i spuścił wzrok. – Nie mamy o czym rozmawiać, nie daruję ci tego. Jutro wyjeżdżam do Paryża. W „Pani” prowadziłam dział mody damskiej i zobaczysz, że dostanę posadę w firmie Jeanne Lanvin!9 – powiedziała z taką pewnością siebie, że aż go przeraziła. W tym momencie była

8 M. Nowakowska, Chłodny klasyk Wacław Borowski, „Spotkania z Zabytkami” 2012, nr 3–4, s. 40. 9 A.A. Szablowska, Ugrupowanie Rytm a grafika użytkowa na przykładzie twórczości

Tadeusza Gronowskiego, [w:] W kręgu Rytmu. Sztuka polska lat dwudziestych, red.

K. Nowakowska-Sito, Warszawa 2006, s. 82.

70

przeciwieństwem spokojnej i delikatnej toni wody. Miała raczej moc głazu, który może zniszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze. – Nie kontaktuj się ze mną nigdy więcej!!! – To były jej ostatnie słowa, a wypowiedziała je z takim impetem, że miał wrażenie, iż biała chusta osłaniająca jej głowę przed upałem upadnie na trawę.

Odeszła w stronę wsi i jeszcze tego samego dnia wróciła do Warszawy.

Borowski, siedząc jeszcze dłuższą chwilę na kamieniu nad brzegiem jeziora, rozmyślał o tym, co się właśnie wydarzyło. Właściwie to poczuł ulgę. W głowie miał obraz. To nie będzie typowa, sielankowa fêtes champêtres. Wyobraźnia podsuwała mu ciekawy krajobraz: w centrum jezioro przypominające Leman lub Como (to by było echo jego wypraw do Szwajcarii i Włoch), po prawej góry i pagórki muśnięte brązem, na przeciwległym brzegu ślepa chata miażdżona przez zwały skał, z prowadzącymi do wejścia kamiennymi schodami w uproszczonej, zgeometryzowanej formie. A na pierwszym planie dwójka zakłopotanych i lekko przygnębionych postaci. Para, której wspólne życie właśnie legło w gruzach, rozsypało się i miało już nigdy nie wrócić. Bosa kobieta, choć wygląda na wieśniaczkę, pasterkę, nosi strój o intensywnych barwach oddających jej ognisty temperament. Jest smutna, opiera się plecami o drzewo, tak jak chwilę temu zrobiła to Irena, nie chce patrzeć na mężczyznę, bo jej wzrok musiałby wyrażać wyrzuty i pretensje. Gdyby żyła w innej epoce i znała Kabaret Starszych Panów, może by krzyknęła: „Ratunku! Ratunku! Na pomoc ginącej miłości”. Obok niej, na najmniejszym z kamieni, przysiadł mężczyzna, który ze spuszczoną głową myśli, jak bardzo ją zranił. Dotąd wiedli pogodne, beztroskie życie na łonie natury, do tej pory ich niebo było niebem bez burzowych chmur, wichury nie łamały drzew, pod którymi chronili się przed gorącem, a woda jeziora nie występowała z brzegów. Ale Borowski nie zamierzał tworzyć Sielanki w stylu Witolda Pruszkowskiego, bliższa jest mu

71

Idylla Zaka z kochankami pod rachitycznym drzewem i pierzastymi skałami, idylla melancholijna10. Kobieta i mężczyzna zastygli, nie wiedząc, co mają powiedzieć. Ale Borowski wiedział, że Sztuka musi oddawać miłość i nienawiść, cnotę i występek, radość i smutek, wierność i zdradę, słowo i milczenie, awers i rewers egzystencji.

Opinia jurora

Zwarte, zgrabnie napisane – z wykorzystaniem opracowań naukowych i popularnonaukowych – opowiadanie o wyraźnie nakreślonej osi fabularnej, łączącej kolejne fazy relacji (małżeństwo, wspólna praca, rozpad związku) Ireny Pokrzywnickiej z Wacławem Borowskim. Autorka losy bohaterów zamyka obrazem Nad wodą, a właściwie dopiero powstającym, pod wpływem przeżyć, projektem dzieła. Dzięki takiemu zabiegowi świat przedstawiony malowidłem zyskuje oczywistą wykładnię, krystalizuje się jako wyraz afektu.

dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ

10 Reprodukcja tego obrazu Eugeniusza Zaka – K. Nowakowska-Sito, dz. cyt., s. 289.

KATEGORIA LITERACKA – II wyróżnienie

Agnieszka Trajder

Szkoła Podstawowa nr 22 im. Janusza Korczaka we Włocławku

Wyjątkowy

– Wstawaj, szybko, bo nie zdążymy na wystawę w muzeum! – słyszysz krzyk dobiegający gdzieś zza drzwi Twojego pokoju. Przecierasz oczy, mamrocząc coś o dziewięciu godzinach snu, wstajesz i podchodzisz do szafy. Szybko się ubierasz, stajesz przed lustrem, rozczesujesz włosy, zgarniasz aparat fotograficzny ze stolika nocnego i wolnym krokiem wychodzisz z oazy spokoju. Po dłuższej chwili poszukiwań kluczy jedziesz wraz z rodzicami samochodem przez zatłoczone uliczki Bytomia i już po kilku minutach stajesz przed drzwiami budynku, na którym widnieje napis „MUZEUM GÓRNOŚLĄSKIE”.

Podążasz za rodzicami do wnętrza budowli. Podchodzicie do grupki ludzi, która głośno o czymś dyskutuje. Stojąca pośrodku kobieta, nagle klaszcze i ucisza tłum podniesieniem ręki. Mówi, że jest przewodniczką i oprowadzi Was po muzeum.

Po pewnym czasie słyszysz, że znajdujecie się w Galerii Malarstwa Polskiego. Pomieszczenie ma intensywnie niebieskie ściany i tak samo wyróżniające się jaskrawo żółte fotele. Po drodze do tego miejsca zauważasz jeszcze jakąś rzeźbę głowy i wzdrygasz się na samą myśl: „Kto w ogóle chce oglądać takie… coś”.

73

Obserwujesz obrazy znajdujące się na ścianach… jakaś kobieta z dzieckiem na rękach… aha, fajnie… zwiędłe kwiaty w wazonie… patrzysz na nie z pogardą, każdy umiałby narysować rośliny… jakieś żaglówki na przystani… nic nadzwyczajnego, podsumowując: sama nuda! Chcesz już zawrócić i wyjść z sali pod pretekstem udania się do toalety, gdy nagle Twoją uwagę przykuwa jeden obraz, prawie na końcu sali. Nie wiesz dlaczego, ale postanawiasz się mu bliżej przyjrzeć. Oprawiony w złotą cienką ramkę, w porównaniu z innymi obrazami w tej sali wygląda skromniej.

Czytasz napis obok niego: „Wacław Borowski, Nad wodą”.

Podnosisz głowę i mrużysz oczy, jakby to miało Ci pomóc przypomnieć sobie, skąd kojarzysz to nazwisko. Borowski, Borowski… Hmmm… „Reprezentant klasycyzmu lat 20. i 30. XX wieku”. Przypomina Ci się głos Twojej nauczycielki od plastyki. Dziwisz się, jak bardzo Cię ucieszyło, że pamiętasz taki szczegół o tym malarzu. Znowu spoglądasz na obraz. Całą uwagę skupiasz na jego barwach i stylu. Sposób jego wykonania sprawia wrażenie bardzo dokładnego, a jednocześnie widać, że autor nie chciał skupiać się tutaj na szczegółach, takich jak: odrębne liście, dach domu czy wygląd trawy. Widzisz dom, ludzi i rzekę. Na pierwszy rzut oka tak przedstawia się dla Ciebie to malowidło. Po raz kolejny przypomina Ci się, co mówiła Wasza nauczycielka malarstwa: „Częstym motywem dzieł Borowskiego są zakochani biesiadujący w rokokowych ogrodach, pasterze. Lekka geometryzacja paralelnie biegnących fałdów szat, uproszczonych brył architektonicznych i umownie traktowanego listowia tworzy kompozycyjną dyscyplinę”. Wow, zastanawiasz się, jakim cudem udało Ci się zapamiętać to wszystko, i do tego jeszcze co to znaczy „paralelnie”? Cieszysz się, że Twoim spostrzeżeniem była flora, która nie jest tutaj w szczegółowy sposób namalowana. Postanawiasz uporządkować sobie informacje na temat dzieła. Jak się domyślasz, zostało ono wykonane w technice pastelowej. Powstało

74

najprawdopodobniej w dwudziestoleciu międzywojennym. Delikatnie przechylasz głowę, aby przyjrzeć się mu z boku. Tematyką tej pracy jest para ludzi, pasterzy, mieszkających w chałupie nad wodą, to już wiesz. A teraz próbujesz przyjrzeć się „oczyma” autora-malarza. Od razu zauważasz, że nie ma dokładnie określonego punktu centralnego czy żadnej postaci, którą można byłoby za taki uznać.

Na pierwszym planie, który jest widocznie uwypuklony i pokazany, widzisz kobietę – prawdopodobnie wieśniaczkę, na co wskazuje jej skromny ubiór: biała, przewiązana przez głowę chustka podtrzymuje jej włosy, bluzka koloru dojrzałej pomarańczy, zakrywająca jej ramiona, i długa spódnica, mająca odcień brudnego różu, sięgająca do połowy łydki, może wskazywać na swojskość, ale zarazem nieśmiałość kobiety. Jednocześnie spoglądasz na swój strój, jak Ty wyglądasz. Zupełnie inaczej. Powracasz wzrokiem na obraz. Postać stoi boso, co tylko potwierdza Twoje domysły na temat tego, że znajduje się na wsi. Dziewczyna opiera się o pień drzewa, a prawą rękę trzyma na sercu, najprawdopodobniej w przypływie zaskoczenia lub smutku. W tym samym momencie Ty też dotykasz miejsca, w którym znajduje się Twoje serce, i czujesz jego miarowe bicie… puk, puk, puk. Naraz wyobrażasz sobie, że postać z malowidła ożywia je delikatnie poprzez ten gest. Głowę ma skierowaną na siedzącego na kamieniu obok niej mężczyznę. Domyślasz się, że jest jej mężem, może narzeczonym, który razem z nią dzieli ubogi i skromny los. Mężczyzna ubrany jest w czarne spodnie, dużą, lekko przybrudzoną, białą koszulę i szare buty. Ma krótko przystrzyżone blond włosy i wydaje się, że gdyby wstał, byłby wyższy od dziewczyny. Zastanawiasz się, czy przewyższałby także i Ciebie. Ach, to niedorzeczne, potrząsasz głową. Chłopak siedzi, a z mowy jego ciała można wyczytać, że jest zamyślony. Ręce oparł na kamieniu, nie podnosi wzroku na swoją wybrankę. Wydaje Ci się, że ten właśnie głaz jest jednocześnie takim jakby murem czy barierą oddzielającą

75

stopnie schodów prowadzących do domu od wody. Widać, że chałupa jest skromna, prawdopodobnie posiada tylko jedną izbę, a spadzisty dach od strony rzeki podpiera wzmacniająca belka. Nie wiesz dlaczego, ale myślisz o swoim dużym mieszkaniu. Masz własny pokój, Twoi rodzice mają osobny, sypialnię, salon, kuchnię, łazienkę i przedpokój… Nie jeden jedyny pokój, odczuwasz współczucie dla postaci z obrazu. Straszne, że ludzie musieli kiedyś żyć w takich warunkach. Dom nie posiada okien od widocznej strony, ma tylko małe klaustrofobiczne (tak uważasz) wejście chyba bez drzwi. Ściany chałupy mają klasyczny beżowy kolor, natomiast dach zrobiony jest prawdopodobnie z desek dębowych. Po dokładnym przyjrzeniu się od razu zauważasz stertę… nie, to góra kamieni, wręcz opierająca się o dom. Nad kamieniami widać liście ogromnego drzewa.

Na dalszym planie naszego dzieła widzisz taflę wody, fragment zalesionego drugiego brzegu i pełne białych chmur niebo. Po chwili zastanawiasz się, jakim cudem udało Ci się każdą część obrazu tak skrupulatnie przeanalizować i możliwe, że nawet odgadnąć zamierzenie autora. Dlaczego gdy na lekcji trzeba było opisać dzieło malarskie, nie szło Ci to tak dobrze? Widocznie zobaczenie „na żywo” obrazu jest doświadczeniem, które wyzwala pokłady kreatywności, i dzięki temu przypominasz sobie, jak można go dokładnie opisać. Kręcisz głową, orientując się, jak bardzo zaabsorbowało Cię analizowanie wyglądu zamalowanego płótna. Nawet nie zauważasz, kiedy cała grupa z przewodnikiem wychodzi z sali. Co się z Tobą dzieje? Nie, to niemożliwe. Podoba Ci się ten obraz. Postanawiasz się przejść, za chwilę jednak znowu lądujesz przed obrazem Nad wodą. Pomyślmy, technicznie masz opracowany wygląd obrazu, delikatne kolory, świetnie wykreowane cienie i atmosfera zachodu słońca, a także jasna woda: u brzegu prawie przeźroczysta, w głębi ziejąca czarną otchłanią, została pięknie podkreślona pastelowymi odcieniami, przez co wszystko tworzy swoistą idealną całość. Ale

76

chyba nie wiesz jeszcze, co ten obraz chce przekazać. Jaką historię opowiada? Podpierasz się ręką o podbródek, jakby to miało Ci pomóc.

Kobieta, mężczyzna, biedny domek, a cała scena położona nad wodą… – Wszystko dobrze?

Co „wszystko dobrze”? Orientujesz się po chwili, że ktoś do Ciebie mówi i potrząsa lekko Twoim ramieniem, wyrywając Cię z głębokich przemyśleń i świata fantazji. Otrząsasz się i widzisz, że obok Ciebie stoi wysoki chłopak chyba w Twoim wieku. – Pytam, czy dobrze się czujesz? – mówi znów z uśmiechem. – Tak, tak, jest okej – udaje Ci się wydukać.

Brunet widzi zmieszanie na Twojej twarzy, więc mówi dalej: – Obserwuję Cię już od dziesięciu minut, a Ty wciąż stoisz przed tym obrazem. Też Ci się podoba? – Prawdę mówiąc, widzę go po raz pierwszy, ale jakoś mnie zainspirował, niby niczym się nie wyróżnia, ale dla mnie jest jakiś wyjątkowy. Nie wiem, jak to powiedzieć… – Gestykulujesz w dziwny sposób, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – Ha, ha, ha… rozumiem – odpowiada chłopak. – Zawsze przychodziłem do tego muzeum z rodziną i uwielbiałem patrzeć na ten obraz, i wyobrażać sobie, jaką ma w sobie historię. – Wymownie spogląda na Ciebie. Czyta Ci w myślach. – No tak – odpowiadasz. – Na przykład dzisiaj, gdy na niego patrzę, tworzy mi się przed oczami taka historia…

I chłopak zaczyna opowiadać, a Ty znów spoglądasz na obraz… – Na początku zamknij oczy – mówi cicho.

Spoglądasz na niego z dezorientacją wypisaną na twarzy. – Spokojnie… skup się na tym, jak wygląda obraz, i wyobraź go sobie. Zaufaj mi.

Zamykasz oczy i znowu słyszysz jak mówi:

77

– W oddali słychać śpiew ptaków, odgłos poruszanych przez wiatr gałęzi drzew i szum pobliskiej wody. Wszystkie te dźwięki wpływają na Ciebie kojąco i czujesz, jak Cię uspokajają. Gdzieś w oddali słychać radosny śmiech dzieci, pobrzękujące talerze i wrzawę jakiejś biesiady. Przed Tobą maluje się rzeka, przy brzegu jej przejrzysta błękitna toń łagodnie faluje, co przypomina Ci delikatne warstwy błękitnego tiulu. – Chłopak przerywa na chwilę i wpatruje się w Ciebie niepewnym wzrokiem. – Mów dalej. – Patrzysz na niego i kiwasz zdecydowanie głową, na co on uśmiecha się nieśmiało. – Stoisz więc przed tą szeroką rzeką, w oddali widzisz głębinę, która przypomina smołę zmieszaną z jakąś dziwną migoczącą cieczą. Nagle czujesz… jak podmuch wiatru popycha Cię lekko, aż masz gęsią skórkę na całym ciele. Jesteś na brzegu, a po drugiej stronie wody dostrzegasz las, ale nic więcej, bo unosi się delikatna mgła, która ciągnie się aż po samą zatokę. Na horyzoncie tańczą rozbłyski zachodzącego już słońca, podnosisz rękę do przymrużonych oczu, żeby dojrzeć coś więcej, ale nic innego nie dostrzegasz… Zrezygnowanym ruchem opuszczasz dłoń i wzdychasz, jednocześnie oddalając się od brzegu. Kątem oka widzisz jakiś ruch za skałami, które znajdują się prawie na krawędzi niskiego klifu. Powoli skradasz się do głazów, wychylasz się delikatnie, żeby zobaczyć, co się tam znajduje, i zamierasz… Zakrywasz dłonią usta, żeby nie wydać okrzyku zaskoczenia, bo oto za tajemniczym murem znajduje się stara zniszczona chałupa. Wygląda na niezamieszkałą, to tylko jakiś schowek czy coś podobnego – mówi chłopak.

Otwierasz jedno oko i spoglądasz na bruneta. Twoje wyobrażenia na temat domu były zupełnie odmienne niż nieznajomego. Zastanawiasz się, czy nie powiedzieć czegoś… jednak w porę uświadamiasz sobie, że jego historia jest inna, ale to nie znaczy, że gorsza. On, patrząc na ten obraz, ma całkowicie różne od Twoich odczucia

78

i emocje, tak samo mógłby skrytykować Twoje domysły. Uśmiechasz się do siebie: „Jak pięknie jest się różnić” – powiedział znany filozof i miał rację. Potrząsasz głową i dalej słuchasz opowieści. – …żeby dostać się do drzwi domu, musisz wejść po długich stromych schodach wykutych w kamieniu. Zaglądasz do środka i czujesz dziwny zaduch, bo wewnątrz nie ma żadnych okien. W pomieszczeniu jest ciemno i pusto, podnosisz głowę i spostrzegasz, że sklepienie jest wypełnione pajęczynami. Wzdrygasz się i wychodzisz na zewnątrz, i w momencie, w którym się odwracasz, nad rzeką pojawiają się potężne drzewa liściaste. Myślisz: „Co tu się dzieje?”. Dopiero po chwili zastanowienia rozumiesz. Jesteś w czasie malowania obrazu, kolejne przedmioty i rośliny nagle się pojawiają. Pogoda też się zmieniła. Gdy się tu zjawiłeś, wydawało się, jakby była wiosna, teraz jednak barwy są bardziej jesienne. Mimo iż liście na drzewach są jeszcze zielone, w powietrzu czujesz zimny powiew przesilenia jesiennego, który Cię otula. Bierzesz głęboki oddech i czujesz zapach wody, świeżo ściętej trawy i jagód z pobliskich krzaków. Twoje wszystkie zmysły pracują na najwyższych obrotach: Wzrok – próbujesz najlepiej wyobrazić sobie wszystkie szczegóły obrazu. Mózg – za każdym razem wydaje Ci się, że jesteś w innym miejscu. Słuch – dźwięki, które można by usłyszeć w obrazie. Węch – czujesz zapach tego miejsca i roślin, które się tam znajdują. Dotyk – wszystkie powierzchnie mają inną fakturę, delikatne źdźbła trawy, twarde, zimne kamienie, szeleszczące liście, wilgotna woda i sypki piasek na ziemi. Serce – czujesz ciekawość, podekscytowanie, radość… Wystarczył tylko jeden obraz, żeby poczuć te wszystkie emocje. Czujesz je?

Wstrzymujesz oddech. Tak, czujesz.

79

– Mrugasz, a przed domem pojawiają się ludzie, ta kobieta, którą widziałaś, wydaje się młoda, a mężczyzna wygląda bardziej jak chłopak. On siedzi, zmęczony po całym dniu pracy, na szarym głazie, prawdopodobnie jednym z tych, które opierają się o dom. Ona, oparta o drzewo, uśmiecha się delikatnie, prawdopodobnie jest szlachcianką…

Ty cały czas zaciskasz powieki, ale gdy chłopak przestaje mówić, obraz zamazuje się i znika. – Czemu przestałeś opowiadać? – pytasz go. – Bo tę historię musisz stworzyć sama, ja opowiedziałem Ci tylko wstęp do niej, czyli to, co jest na obrazie, a Ty musisz dowiedzieć się, co będzie dalej. Czyli wszystko to, co podpowiada Ci wyobraźnia. – Masz rację – mówisz zdecydowanie. – Dziękuje Ci, za… – zastanawiasz się chwilę – …za tę opowieść. – Zmieniłem Twoje spojrzenie na sztukę czy sztuka sama przekonała Cię do siebie? – Chyba to i to. Naprawdę, nim tu przyszliśmy, winą było moje nieodpowiednie nastawienie. Nie rozumiałam sensu stworzenia tych dzieł. – Patrzysz na obrazy, które wcześniej były poddane Twojej krytyce. Nawet na tę rzeźbę, która budzi teraz bardziej Twoje zaciekawienie niż zniesmaczenie. – Muszę to opisać. – Wskazujesz na obraz. – Od samego patrzenia mam mnóstwo pomysłów. Uwielbiam pisać, a dodatkowo będzie to supertemat pracy. – Nie sądzisz, że obrazy są dla nas oczywistą rzeczą. – Chłopak w zamyśleniu spojrzał ponownie na dzieło. – To znaczy zawsze wiemy, że będą wisiały w muzeum, że są arcydziełami. Ale nigdy tak naprawdę nie myślimy, jaką niosą ze sobą historię, przesłanie. Że chcą nas poruszyć, żeby zaszła w nas jakaś istotna zmiana. Jednak im dłużej myślę, tym więcej wydaje mi się, że obrazy niby są podobne do zdjęć, ale pokazują coś innego niż wydruki z aparatu. Emocje? Ruch? Głębię? A może dają aurę tajemniczości. Powstają

80

pod pędzlem malarza tak jak ten. Czemu obraz Nad wodą zawsze tak mnie porusza? Może są to tylko moje własne odczucia, ale on niesie za sobą jakąś historię. Dla mnie tylko jedno zdanie idealnie go opisuje, powiedział je kiedyś mój tata: „Ten obraz pokazuje, jak natura, jednocześnie tak zbliżona, a tak odległa od ludzi, łączy się harmonijnie z postaciami jednocześnie ukrytymi i widocznymi – coś, co na pierwszy rzut oka nie jest kontrastem, po głębszym zastanowieniu nim się staje”. Jejku, mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem? – Nie, no co Ty. Po prostu uważam tak samo jak Ty i myślę, że… – …spójrz na ten obraz, niby nie ma jakichś cech szczególnych, ostrych krawędzi albo żywych kolorów, ale mimo wszystko zastanawiamy się już nad nim tyle czasu. Myślę, że wyjątkowość nie polega tylko na wyglądaniu inaczej, ale na osobistym przekazie każdej osoby. Na przykład podszedłem do Ciebie, choć niczym tak naprawdę się nie wyróżniałaś…

Chcesz mu przerwać, ale nie daje Ci dojść do słowa. – …ale coś powiedziało mi, że się dogadamy. – Uśmiecha się niepewnie. – Tak samo jest z tym obrazem, z ludźmi i wieloma rzeczami na świecie: książkami, filmami, dla jednych będą one wyjątkowe, dla innych nie. A uważam, że najbardziej zauważalne są rzeczy, których prawie nie widać.

Ty odwzajemniasz jego uśmiech i wiesz, że ma rację. – Hej! – Słyszysz głos z tyłu i widzisz, jak Twoja mama macha do Ciebie z końca sali i uśmiecha się radośnie. – Idziemy, już! – To ja ten, muszę się zbierać. – Pokazujesz na rodziców, a chłopak się uśmiecha. – To nie wiem, może się zdzwonimy? – pytasz, jednocześnie wyjmując komórkę… – A może zróbmy tak, pojutrze spotykamy się tutaj, przy tym obrazie, co? Bez telefonów, a najwyżej później wymienimy się numerami. – Uniósł brwi.

81

– No dobrze. – Śmiejesz się radośnie. – Malarstwo i obrazy łączą ludzi. – I odbiegasz w stronę rodziców. – Nowy znajomy? – pyta Twój tata. – Tak, poznaliśmy się w muzeum i zagadaliśmy się na temat obrazu Nad wodą. – A mówiłam, że spodoba Ci się tutaj – mówi mama. – Miałaś rację – odpowiadasz, jednocześnie myśląc o zbliżającym się wkrótce spotkaniu z tym chłopakiem oraz o opowiadaniu do napisania, do którego usiądziesz, gdy tylko znajdziesz się w domu. Radosny uśmiech rozjaśnia Twoją twarz, gdy wychodzisz z muzeum.

Opinia jurora

Tekst Agnieszki Trajder, przedstawiający wizytę w muzeum umiarkowanego miłośnika kulturalnych eskapad i próbę zmierzenia się z przykuwającym nasz wzrok obrazem, to nie pierwsze opowiadanie oparte na takim pomyśle, jakie pojawia się w naszym konkursie, ale pierwsze, które tak doskonale się broni. Autorce udało się uniknąć pewnej dozy infantylizmu, który czai się na wszystkich sięgających po ten typ narracji. Bo wbrew pozorom opowiedzieć prostą historię nie jest łatwo! Trzeba zdobyć się na dystans i pewną dawkę poczucia humoru. Ciekawą częścią opowiadania jest również próba odpowiedzi na pytania, dlaczego obraz (ten, a nie inny) mnie porusza, co stanowi o jego wyjątkowości i czy koniecznie muszę o nim opowiadać bardzo skomplikowanymi słowami…

Anna Rak

This article is from: