7 minute read

Alicja Wojnarowska Sztuka na tysiąc sposobów

KATEGORIA LITERACKA – III nagroda

Alicja Wojnarowska

Advertisement

Liceum Ogólnokształcące nr XIV im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu

Sztuka na tysiąc sposobów

Sala muzealna. Na białej ścianie wisi obraz „Nad wodą” W. Borowskiego. Przez otwarte drzwi przechodzą śpiesznym krokiem różni ludzie: wysocy, niscy, grubi, chudzi, starzy i młodzi. Czasem słychać w tle urywki rozmów o zbliżającym się obiedzie, o nudzie, o oglądanym obrazie (w tejże właśnie kolejności).

Oczom widza ukazuje się Elka – zdecydowanie już niemłoda gospodyni domowa z małej miejscowości, namiętnie rozczytująca się w magazynie „Twój Styl”. Towarzyszy jej mąż Andrzej. Razem przystają przy obrazie. ELKA: Patrz, schody do kościoła, a jakie niewymyte! ANDRZEJ: A gdzie ty tu kościół widzisz? Jak tu zwykła wiejska chata stoi. ELKA: Takie wejście nie może przecież prowadzić do domu! I ten otwór – jak do jakiejś otchłani… Coś takiego to widuje się tylko w kościołach. ANDRZEJ: Kobieto! Jak tu nawet krzyża nie widać! Jak już idziemy tropem tych twoich wydumanych fantazji, to równie dobrze może tam się kryć supermarket albo galeria handlowa.

59

ELKA: Andrzejku, ty to się nic nie znasz na obrazach, na sztuce!

Obraz trzeba odbierać me-ta-fo-ry-cznie! Zamknąć oczy i wsłuchać się w to, co sztuka do ciebie mówi… A nie – myśleć tak przyziemnie – tu jest niebo, tu jest ziemia, tu jest baba, tu jest chłop, jak ty to masz w zwyczaju. O, już ci tłumaczę, co się dzieje na tym obrazie… Na ławce zasiadł jakiś miejscowy biedak i ta dziewczyna się nad nim rozczuliła! Tak… tylko pod kościołem takie historie mogą mieć miejsce. ANDRZEJ: A ty znowu z tym kościołem, no normalnie gadał dziad do obrazu! Mówię ci, to jest zwykły dom! (przybiera pozy charakterystyczne dla osób prezentujących w telewizji pogodę) O, patrz, tu ściana, tu ściana, tu drewniany dach. Dom – zwykły, wiejski dom! A tutaj rodzeństwo wyszło na dwór, zachwycić się nad naturą. (z egzaltacją, mówi w sposób przerysowany) Chyba szykuje się zachód słońca, tak się jezioro skrzy, jakby na różowo.

Dziewczyna może sobie myśli o jakimś tam swoim ukochanym, a braciszek się nudzi i patrzy w ziemię. ELKA (nie dając za wygraną): A żebyś wiedział, że to jest kościół!

Dziewczyna właśnie z niego wyszła, zobaczyła biedaka na ławce i aż za serce się chwyciła! Takie ma dobre serduszko. ANDRZEJ: On, biedak? Wcale na takiego nie wygląda. Patrz na koszulę, patrz na but. No po prostu coś sobie wydumałaś. ELKA: Ty to zawsze byś się kłócił. Jak nie o to, kto umyje naczynia, jak nie o to, kto odkurzy salon, to o obraz! No dobrze, dobrze, niech będzie już, może faktycznie to jest dom. Może i masz rację.

Ale co jak co, ci ludzie na obrazie na pewno nie są rodzeństwem! ANDRZEJ: Nie są rodzeństwem?! Zostawiamy ich samych. Andrzej i Elka dalej gorączkowo dysputują – jak nie o naturze relacji bohaterów na obrazie, to o tym, czy niebo nań ma kolor niebieski czy błękitny. …………………………………………………………………………………………………

60

Do sali wchodzi para młodych ludzi trzymających się za ręce. DZIEWCZYNA (wskazując palcem): Patrz, jak oni się kochają! Pewnie randka, wystroiła się w pomarańczową bluzkę z falbanką, a on nawet tego nie zauważył. (z ironią) Zupełnie jak my. CHŁOPAK (nie puszczając wciąż ręki Dziewczyny): Jak my? My się przecież nie sprzeczamy. DZIEWCZYNA: Co ty! Ja nie widzę na tym obrazie żadnej sprzeczki!

Mam na myśli coś całkiem innego… Zobacz, ten chłopak jest taki nieśmiały. Patrz, o tu, na ręce – one mówią o wszystkim. To nie są ręce osoby pewnej siebie, osoby, która wie, co robić w takich, no wiesz, (rumieniąc się) uczuciowych sytuacjach. A teraz spójrz na nią, o tu, w tej pozie. Może to pierwsza miłość? Może to właśnie ona tak bardzo go onieśmiela? CHŁOPAK: Ale… jakby był naprawdę zakochany, to miałby odwagę spojrzeć dziewczynie w oczy, a nie na trawę, na buty, no nie wiadomo gdzie. To zwykłe tchórzostwo. (patrząc Dziewczynie w oczy)

Wiem, co mówię. (po chwili namysłu) Czekaj, czekaj, a co, jeśli ona go porzuciła? Pewnie dlatego tak chwyta się za serce, jakby na znak poczucia winy. Albo nie, chwila, wiem! Ona właśnie ma wypowiedzieć te ostanie raniące słowa, coś w stylu „to koniec”, a złośliwy malarz ją już na zawsze zostawił w tym zawieszeniu.

Między powiedzieć a nie powiedzieć. DZIEWCZYNA: A tam! A ja jednak myślę, że się kochają. Idą dalej. …………………………………………………………………………………………………

Przed obrazem staje dwoje ludzi wyraźnie się śpieszących. Osoby te muszą wszak koniecznie zobaczyć każdy eksponat w muzeum. W dłoniach dzierżą dwa atrybuty – aparat z przepełnioną kartą pamięci i przewodnik muzealny. TURYSTA 1 (literując nazwisko na tabliczce): B-O-R-O-W-S-K-I? To jakiś nieznany! Chodź, chodź, idziemy dalej! Mieliśmy jeszcze zobaczyć obrazy Malczewskiego.

61

TURYSTA 2: Ale czekaj! Patrz, tu, między nimi jest jakaś tajemnica!

Zobacz, on nawet nie patrzy jej w oczy! I co, do cholery, może się kryć w tym domku?! TURYSTA 1: Chodź, chodź, jeszcze musimy zaliczyć inne sale. Nie ma czasu na jakiegoś Borowskiego… Do sali wchodzi Mężczyzna – postać iście tajemnicza i enigmatyczna, rzadko uchwytna w takowej lokacji, jaką jest muzeum. Mężczyzna ów zerka przelotem na obraz, omiata wzrokiem przedstawionych na nim bohaterów. W duchu stwierdza: „Matejko to lepiej umiał malować”, i nie dostrzegając w obrazie nic ciekawego czy godnego, we własnym mniemaniu, uwagi, wychodzi. …………………………………………………………………………………………………

Przed obrazem staje Fotograf, dokładnie uwieczniający na zdjęciach każdy jego fragment. Zwraca to uwagę Ochroniarza.

OCHRONIARZ: Nie widział pan tabliczek? Nie wolno używać aparatu w muzeum!

FOTOGRAF: Tak, tak, już chowam do plecaka. Przepraszam najmocniej, ale sam pan rozumie – to dla mojej córki.

OCHRONIARZ: Dla córki? A co tak pańską córkę przyciągnęło do tego obrazu?

FOTOGRAF: A wie pan, ona chce napisać pracę na jakiś konkurs!

Męczy i mówi, że na każdym monitorze kolory tego obrazu są całkiem odmienne. Powtarza ciągle, że raz to jezioro wydaje się jej błękitne, raz seledynowe, a raz jeszcze inne. Albo że dziewczyna raz ma spódnicę czerwoną, a raz różową. No to przyjechałem, żeby zrobić zdjęcie i raz na zawsze pozbyć się wątpliwości.

Córka myśli, że to obraz o miłości, ale dla mnie te całe „miłosne” interpretacje nie są słuszne. Ludzie lubią takie rzewne historyjki.

A pan? (z ironią) Co szanowny pan ochroniarz tutaj widzi?

OCHRONIARZ: Ja? Ja tu nic nie widzę. Ja tu tylko pilnuję. …………………………………………………………………………………………………

62

Przed obrazem staje przewodnik wraz z grupą wycieczkową. PRZEWODNIK: Proszę państwa, zatrzymujemy się teraz przy obrazie Nad wodą. Pani w kapeluszu zasłania innym. Proszę się odsunąć trochę do tyłu! PANI Z PRZODU: Chciałam tylko zobaczyć, czym to jest namalowane.

To kredka? PRZEWODNIK: Pastel. (zaczyna opowiadać – w charakterystyczny dla swego zawodu sposób) A więc, proszę państwa, kiedy patrzymy na drzewo na tym obrazie, to nie wygląda ono jak to, które mogą państwo zobaczyć o tam, za oknem, prawda? (wskazuje na lipę za oknem) Tu, na obrazie kora jest gładka, nie ma na niej żadnych chropowatości. Co więcej, zobaczcie państwo, jak światło się odbija na tej korze – tak tęczowo, prawda? Całkiem inaczej niż na drzewie za oknem. Albo trawa. Czy ktoś z państwa widział kiedyś trawę dokładnie w takim kolorze? KTOŚ Z TŁUMU: Nie. PRZEWODNIK: A może ktoś z państwa widział takie niebo, takie chmury? KTOŚ Z TŁUMU (drwiąco): Chyba w snach! PRZEWODNIK: A widział ktoś tak spokojną wodę? I te kolory… Cisza. PRZEWODNIK: No właśnie! Drodzy państwo, na tym właśnie polega ziemska idylla! Świat, w którym kolory są bardziej nasycone, żywsze, piękniejsze. Gdzie człowiek i natura żyją w harmonii, w przyjacielskiej niemal zgodzie. Właśnie o to chodziło Borowskiemu! No, popatrzcie też na fałdy ubrań – lekko zgeometryzowane, na uproszczone figury – to jest właśnie styl tego autora. MĘŻCZYZNA: Ale o co chodzi z tymi ludźmi na obrazie? Kim oni w ogóle dla siebie są? PRZEWODNIK: Kim oni dla siebie są?… Wydaje mi się, że nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Co więcej! Nawet sam Borowski

63

nie mógłby tego dokonać. Nie to, że sam malując te postacie, nie miał na myśli na przykład zakochanych albo rodzeństwa, nie… Chodzi o to, że dla każdego z nas – dla tej pani w kapeluszu, dla tych tam zakochanych, dla mnie czy dla pana – obraz ten może przedstawiać coś całkiem innego. I to jest w tym wszystkim najlepsze! W zależności od tego, czy przyjedziemy tu latem, wiosną, jesienią czy zimą, czy będziemy samotni, czy z kimś u boku, czy będziemy mieć lat dziesięć, czy sto dziesięć, to zobaczymy tu młodych przeżywających swą pierwszą miłość, bliskich sobie przyjaciół, dwoje całkowicie nieznanych sobie ludzi (przypadkowo uchwyconych na jednym płótnie) albo coś całkiem innego. Powiem panu tak, to, co widzimy na obrazie, jest obrazem nas samych. Na tym polega cała zabawa. Bo tak naprawdę można zobaczyć jeden, jedyny obraz na sto… co ja mówię, na tysiąc różnych sposobów!

POST SCRIPTUM Ludzie się rozchodzą. Z grupy wycieczkowej pozostaje jedynie dwóch chłopców. CHŁOPIEC: Wiesz co, Stary, jak patrzę na tą scenkę, to widzę moją matkę, jak załamuje ręce i narzeka po tym, jak dostałem pałę z matmy. A ja siedzę i udaję, że się przejmuję.

64

Opinia jurora

Dobry pomysł! Autorzy większości prac konkursowych na narratorów, a rzadziej na wybranych bohaterów, cedują obowiązek opisu dzieła. Mimo to to piszący, a nie wypowiadający się w tekście jest oceniany za spostrzegawczość, wnikliwość i precyzję opisu, to autora, choć ukrywa się za narratorem lub bohaterem, oskarżyć możemy o „niedopatrzenia”. Alicja Wojnarowska postanowiła ominąć to niebezpieczeństwo i poszła innym szlakiem – podważyła zasadność przyglądania się dziełu z jednej tylko perspektywy. Jej spojrzenie nie zostało skierowane na obraz Borowskiego, lecz na wyobrażonych patrzących.

dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ

65

This article is from: