3 minute read
RADEK TOMASIK Warto rozmawiać – Ostatni pojedynek
materiały prasowe, archiwum prywatne autora : N ajnowszy film Ridleya Scotta opowiada o ostatnim usankcjonowanym przez króla pojedynku sądowym średniowiecznej Francji, który odbył się 29 grudnia 1386. Na ubitej ziemi stanęli Jacques Le
Gris oraz jego dawny przyjaciel Jean de Carrouges. Co poróżniło tych dwóch mężczyzn tak bardzo, że sam sąd boży miał wydać wyrok śmierci na jednego z nich?
Advertisement
Otóż de Carrouges oskarżył byłego druha o gwałt na swojej żonie, Marguerite. Nie miejmy złudzeń, brutalne feudalne czasy pełne były napaści na kobiety – w tym jednak przypadku chodziło przede wszystkim o obronę godności rycerza. To przede wszystkim honor doznał uszczerbku. Historia mężczyzn jest historią, w której kobiety są statystkami, ale Ridley Scott proponuje rozwiązanie fabularne, które spowoduje, że Marguerite, ofiara bestialskiej zbrodni, doczeka się prawa głosu.
Jak to się stanie? Scott opowiada historie z trzech perspektyw: najpierw z perspektywy Jeana de Carrouges.
W tej narracji oglądamy prawdziwy wzór średniowiecznego rycerza, pełnego męskich cnót i czułego na cnoty niewieście, niczym z kart literatury parenetycznej. Jest to dodatkowo rozumny gospodarz i troskliwy opiekun swoich poddanych. Walczy szlachetnie, miłuje wiernie, wierzy szczerze, głęboko i gotów na ostateczne poświęcenia.
Narracja Le Grisa jest nieco inna – niby nie zgadzają się tylko niuanse, ale zaczyna robić się ciekawie. Okazuje się, że de Carrouges to zakompleksiony przemocowiec, który niedostatki intelektu, wykształcenia, ogłady i empatii rekompensuje agresją i małostkowością. Jest to wszystko fantastycznie oddane w warstwie inscenizacyjnej i grze aktorskiej: wprawdzie widzieliśmy te same wydarzenia w poprzedniej „wersji”, a jednak teraz nabierają zupełnie innej wymowy.
Jednak fundamenty naszych przekonań zatrzęsą się dopiero wtedy, gdy przyjrzymy się zdarzeniom z punktu widzenia Marguerite. Historia nie była dla kobiet łaskawa, dlatego od niedawna najbardziej waleczne z nich upominają się o zapomniane i wyparte ze zbiorowej pamięci herstorie: opowieści o wyzysku, wykorzystywaniu, ale też zasługach kobiet, heroicznie walczących o prawa i o postęp. Marguerite niewątpliwie jest jedną z tych kobiet – bohaterek postawionych wielokrotnie w sytuacji fatalnej. Fatalnej w czystym, mitologicznym znaczeniu tego słowa, ponieważ każdy jej wybór prowadzi do tragedii.
Ale skupmy się na naszych wrażenia, doznaniach widza, który z wiadrem popcornu obserwuje oddany z wielką pieczołowitością świat feudalnych zależności i pogardy dla praw człowieka.
Otóż moje wrażenia były mocno ambiwalentne. Żeby było jasne – nie chodzi o to, że odmawiam filmowi statusu arcydzieła. Nie, uważam, że to film wybitny. Dysonans dotyczy naszego własnego psychicznego komfortu. Przymuszeni do dokonania oceniających sądów, jesteśmy jednocześnie popchnięci do tego, by zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami, z własnymi projekcjami. Przyznam, że ten seans był dla mnie seansem niemal terapeutycznym: dlaczego z taką chęcią wybieliłbym człowieka, którego polubiłem, który ujął mnie swoją inteligencją, humorem, czułością wobec przyjaciela, a jednak dopuścił się bestialskiej napaści? Dlaczego mam ochotę usprawiedliwiać jego czyny? Dlaczego też, z drugiej strony – przekonany w końcu o jego winie, nie daję mu możliwości wyartykułowania swoich racji?
Okazuje się, że moimi sądami nie rządzi sprawiedliwość, czy jakiś wewnętrzny imperatyw uczciwości, tylko światopogląd, upodobania, projekcje wyobraźni.
A teraz przełóżmy tę świadomość na wszystkie nasze codzienne relacje: z przyjaciółmi, z sąsiadami, z nerwowym taksówkarzem, z upierdliwym szefem, z wymagającym partnerem i narzekającą na wszystko matką / ojcem / żoną / mężem / podstaw kogokolwiek. Czy to oni są rzeczywiście tacy „trudni”? A może po prostu nie spełniają naszych wygórowanych oczekiwań, a nam nie wystarcza empatii, by wydobyć na światło dzienne ich motywacje i po ludzku starać się je zrozumieć? Jak jest ukryta prawda o nas samych? Że inni zawsze są winni? Czy może taka, że nie rozumiejąc innych, musimy za wszelką cenę udowodnić, że nasze musi być na wierzchu? Poprzez perswazję, kłótnię, eskalację, wojnę. Czy nie lepiej po prostu – świadomie rozmawiać?
Ostatni pojedynek
reż. Ridley Scott