9 minute read

JOANNA JANOWICZ Zarina Zaradna

Miasto i ludzie

Zarina Zaradna

Advertisement

MIASTO I LUDZIE. O sztuce życia

rozmawia: Joanna Janowicz, malarka i trenerka Rezyliencji i Vedic Art

Spotykam fascynujących ludzi, którzy potraktowali życie jak dzieło sztuki. Na co dzień z misją, skupieni na innych. Tu pozwalają mi zajrzeć w prywatność i otwierają duszę, a ja wsłuchuję się w to, co między słowami i wyławiam perły. Oto ich obraz.

Na książkach jej taty widniał znaczek liry wykonany przez dziadka. Miały się nie gubić, gdy pożyczał je kolegom. Kto mógł wtedy pomyśleć, że za jakiś czas, jego córka zwróci uwagę samego Placido Domingo, zagra 40 koncertów i wystąpi na scenie razem z Węgierską Orkiestrą Radiową pod batutą Janosa Kovacs’a. Zanim skończyła 11 lat brała udział w konkursach m.in. w Kanadzie, Chinach, Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii, Finlandii, Serbii, Estonii, Grecji, Hiszpanii, Włoszech i w Polsce. Zdobyła 3 nagrody Grand-Prix i 23 – I miejsca. Śmieje się i mówi bez przerwy, a radością jej życia jest gra na harfie.

zdjęcia: archiwum Zariny Zaradnej

Jak to się zaczęło? ZARINA ZARADNA: Mama opowiadała mi, że kiedy miałam 4 i pół roku biegałam do pokoju brata i udawałam, że gram i śpiewam na elektrycznym pianinie, które tam stało. Strasznie       chciałam uczyć się gry, więc zaczęłam ćwiczyć z moją     nauczycielką. Kiedy wypełnialiśmy formularz do szkoły muzycznej, to był czas, gdy ze 100 chętnych przechodziło 50, a wśród tych 50 było tylko 1 miejsce

na harfę. A to już wtedy stawało się moim marzeniem i okazało się, że nie tylko dostałam się do szkoły, ale właśnie na harfę.

Ile miałaś lat?

Wtedy 6.

Kto jest dla Ciebie wzorem, kogo podziwiasz?

Taką osobą jest dla mnie moja nauczycielka, pani profesor Anna Sikorzak-Olek. Ona jest super wspaniałą harfistką i lubię, kiedy mnie uczy. Jest bardzo miła i fajna. Podziwiam też ludzi, którzy osiągają na scenie sukces. Byłam tam i wiem, jaka to jest ogromna praca i odpowiedzialność. Po prostu lubię zachwycać się utalentowanymi osobami i uczyć od nich.

Podróżujesz i tylko w tym roku odwiedziłaś Budapeszt, Londyn, Pragę, Monachium, Kopenhagę, Brukselę, Stuttgart i grałaś wiele koncertów w Polsce, który z koncertów był dla Ciebie szczególnie wyjątkowy?

To jest bardzo trudne pytanie, bo dzięki każdemu koncertowi ja się po prostu uśmiecham i jestem szczęśliwa. Na pewno bardzo się cieszę z konkursu w Estonii, gdzie w mojej kategorii zgłosiły się 747 osoby, do drugiego etapu przeszło 31 muzyków z Chin i jedna ja… I zdobyłam pierwsze miejsce.

Kiedy miałam 8 lat wygrałam moje pierwsze Grand Prix, było to w Serbii i spośród 78 konkursantów-harfistek aż do 18 lat, wygrałam w mojej kategorii i w całym konkursie. Takie chwile pamięta się bardzo, ponieważ jest to ogromne wzruszenie…

I chyba najbardziej wzruszyłam się podczas konkursu w Charkowie – to jest miasto, w którym się urodziłam. Miałam tam być pierwszy raz po 7 latach, bo opuściliśmy Ukrainę, gdy miałam roczek. Z powodu pandemii jednak konkurs odbył się on-line i było bardzo dużo emocji: właśnie tam jest jedna z najlepszych nauczycielek na Ukrainie, która wystawiła 10 konkursantów. Ten dzień był jednak szczęśliwy dla mnie. Czasami jest też tak, że niektóre koncerty są wyjątkowo wesołe (śmiech) i ostatnio, gdy wracaliśmy z koncertu w Brukseli, okazało się, że nie ma busa, który nas podwiezie, a harfa jest wielka, ma 180 cm i nie wszędzie się zmieści, więc razem z rodzicami szliśmy pieszo z tą harfą, strojami i krzesłem do gry. Było ciężko, ale też strasznie śmiesznie i dołączyli do nas przyjaciele z koncertu, żeby pomóc. Bruksela na pewno będzie pamiętać ten nasz obrazek na środku La Grand Place. (śmiech)

Słyszałam o sytuacji, gdy ambasador Węgier podszedł do Ciebie po koncercie w Brukseli i powiedział: „Cześć Zarina! Bardzo mi się podobało, co u Ciebie?” Jak reagujesz w takich sytuacjach?

Gra na harfie przynosi wiele niespodzianek i to było bardzo zaskakujące, bo akurat na Węgrzech brałam udział w konkursie, telewizyjnym show „Wirtuozi V4+”, który był dla mnie taką trampoliną do sukcesu i właśnie też z tego powodu ludzie bardziej zaczęli mnie zapamiętywać. Z Polski do „Wirtuozów” spośród muzyków do 18 lat, którzy grają na różnych instrumentach, wybrano trzech

chłopców starszych ode mnie, no i mnie. Tam przeszłam do super finału, gdzie oceniał mnie pan Placido Domingo.

Wtedy miałam tylko 9 lat, było to niesamowite, choć dziś może bym się bardziej denerwowała. Poznałam też jurora konkursu – wnuka Siergieja Prokofjewa – pana Gabriela Prokofjewa.

Bardzo kochana jest dla mnie pani Alicja Węgorzewska, która mnie wspiera. Bardzo poruszają mnie też wszystkie nowe przyjaźnie z koleżankami i kolegami z Polski i z Europy, których poznaję podczas konkursów. Mam nadzieję, że są to przyjaźnie na zawsze. Miasto i ludzie

Miasto i ludzie

Kto wybiera bajeczne sukienki?

Mamusia.

Jak Ty przygotowujesz się do koncertów?

Bardzo dużo gram, bo bardzo to kocham. I staram się myśleć pozytywnie, że wszystko się uda. Czasami przed wyjściem coś czuję takiego, chyba stres, ale uspokajam się, bo chcę tam pójść i zagrać, żeby ktoś mógł posłuchać. Pierwszy raz byłam na scenie, gdy miałam 7 lat, ale wtedy nie rozumiałam jeszcze odpowiedzialności. Poszłam, zagrałam i fajnie.

A jaka to jest odpowiedzialność?

Chciałabym zagrać dobrze, żeby ludziom się podobało. A czasem palce bolą od ćwiczeń i chcę też wygrać dla siebie.

Mówiłaś, że masz jakieś swoje specjalne sposoby, by swobodnie wyjść na scenę. O czym wtedy myślisz?

Hmmm… o głupotach, (śmiech) ostatnio o prince polo. Czasami, gdy jestem na scenie, to myślę sobie: dobra Zarina, już jesteś w połowie, fajnie zagrałaś, teraz tylko tego nie zepsuj. No mam tak, że wchodzę na scenę i uśmiech, ukłon, przysunąć harfę, przełączyć pedały, łokcie, kciuki i gram…

Czy Ty Zarinka zarabiasz na graniu na harfie?

Już zarabiam, ale to jest dla mnie najpierw pasja. Nie gram, bo muszę, tylko ja to naprawdę kocham i sprawia mi przyjemność. Chcę to robić i chcę być zawodową harfistką, grać na koncertach, uczestniczyć w konkursach.

A póki co, wciąż chodzisz do szkoły. I codziennie po kilka godzin grasz. Jak to łączysz? Masz czas na wolne?

Mam i wtedy bardzo lubię zajmować się sportem. Ja w sumie nawet nie liczę ile gram, bo lubię. Ale mnie ciekawi też balet i taniec. I akrobatyka, tylko wiadomo, że tu można zrobić sobie krzywdę na przykład w dłonie. Uwielbiam też pływanie. Mama mówi, że jestem jak ryba. I kocham spacery i świeże powietrze, i naturę. A rano po prostu wstaję, ogarniam się, jem śniadanie, gram od rana, gdy nie ma szkoły, potem mam przerwę, jem. Mama mówi, że też strasznie dużo gadam (śmiech) i czasem już się sama śmieje z tego i patrzy tylko na mnie i na zegarek. Wtedy wracam do gry. Lubię szkołę i czasami jestem zdziwiona, jak kogoś poznaję i widzę, że nic go w życiu nie interesuje. Nie lubi sportu, nie śpiewa, nie rysuje i chociaż ma dużo czasu na naukę, dostaje złe oceny na klasówkach. Chciałabym, żeby dzieci widziały swoje prawdziwe talenty i żeby miały takich rodziców, którzy ich wspierają.

A co Ty sobie myślisz w takim dniu, gdy miałaś dużo rzeczy od rana i nadchodzi wieczór?

Ale to był fajny dzień! Jestem tak fajnie zmęczona i chcę sobie zasnąć!

A jest coś, co Cię denerwuje?

Nie.

Czy kiedy występujesz, widzisz, że publiczność wzrusza się?

Mam taką ukraińską piosenkę, przy której bardzo się rozluźniam i patrzę po całej sali, bo ja zawsze szukam, gdzie siedzą moi rodzice. I kiedyś właśnie patrzyłam na pierwsze rzędy i zauważyłam pana, który płacze, zdejmuje okulary i przeciera oczy. I jak podszedł później do nas to pomyślałam: To ten sam pan, który płakał… i poczułam takie szczęście, że ludziom się to podoba. To był właśnie pan ambasador. Kiedy gram, to czuję radość z tego, co robię. Uważam, że świat jest cudowny i nie ma się czego wstydzić i bać. I fajnie, że mogę robić to, co chcę. I właśnie, kiedy grałam ten utwór, to też miałam tak raz na scenie, że nie mogłam złapać oddechu ze wzruszenia, bo myślałam, że u nas w Polsce jest spokój i mogę grać.

A na Ukrainie jest moja rodzina i wojna, i teraz też zaraz się chyba rozpłaczę.

To jest ten utwór, którym otwierałaś każdy koncert na trasie koncertowej?

Tak, i ja nie tylko go gram, ale też śpiewam, więc dla mnie on też jest bardzo wyjątkowy.

A gdybyś nie grała na harfie to, co byś robiła?

To bym się zajmowała akrobatyką.

A co powiedziałabyś swoim rówieśnikom?

Żeby uśmiechali się. Żeby byli nastawieni dobrze i robili to, co chcą w dobrym sensie. (śmiech)

A Ty kogo słuchasz?

Sanah.

Kto najbardziej Cię wspiera i bez kogo nie byłabyś tu, gdzie jesteś?

Rodzice (spojrzenie na mamę). Wszystko to, co od nich mam, to mi bardzo dużo daje. To jest taka motywacja i chęć, jeszcze większa, ciągle większa. Też pani nauczycielka Ania, która mnie bardzo mocno wspiera. I zgodziła się mnie uczyć, więc jeżdżę do Warszawy. I gdyby nie jej zaangażowanie i praca, żeby przez dwa tygodnie wakacji codziennie uczyć taką Zarinkę, to nie byłabym na „Wirtuozach”. Miałam grać z orkiestrą, więc dopasowałyśmy ich utwory na harfę. Jestem jej bardzo wdzięczna, że poświęciła swój wakacyjny czas, i otworzyła swoje serce i duszę dla mnie. Miasto i ludzie

Masz Instagram?

Mam i czasem dzielę się moimi emocjami z koncertów. Żeby kogoś wzruszyć trzeba chcieć zagrać dobrze. Trzeba utwór lubić, rozumieć go, trochę wiedzieć, jakie to były czasy, co ten kompozytor przeżył. Chopin był na emigracji w Paryżu. Tam ciężko zachorował. Bardzo tęsknił za Polską, ale już do niej nie wrócił. Na emigracji zmarł. Zawsze, gdy gram Noctrun cis-moll op 20., mam takie miejsce i ja to czuję, i wiem, że mam tam uderzyć mocno, żeby inni też mogli tę historię poczuć.

Wielu nastolatków dziś cierpi na samotność, brakuje im wiary w siebie, nie znają swoich pasji. Co powiedziałabyś tym rówieśnikom, którzy dziś nie uśmiechają się tak bardzo i jest im w życiu smutno?

To jest trudne, bo można powiedzieć, żeby starali się uśmiechać, ale na pewno nie jest im łatwo tak po prostu to zrobić. Ja bym jednak chciała im powiedzieć, żeby myśleli pozytywnie i moja Mama zawsze powtarza, żeby w każdej sytuacji szukać plusów, a nie minusów. Niektóre dzieci dziś starają się wszystkim chwalić, może, bo chcą być tacy wow super, może lepsi? I innym wtedy jest przykro. A ja myślę sobie, po co tak robić? Łatwiej pomyśleć, dlaczego jestem fajny i co kocham robić i to robić? I jeszcze komuś pomóc.

Czego sobie życzysz, co byś chciała na teraz?

Jestem szczęśliwa – chcę rozwijać się dalej. Jestem wdzięczna za wszystko, ogólnie za życie.

Dziękuję Zarinka, to była cudowna rozmowa z Tobą.

Dziękuję, dziękuję, ja się chyba teraz popłaczę.

No ja też…

Z Zariną była Mama, Olena Zaradna i korzystając z okazji też zadałam jej pytanie:

Płaczesz na koncertach?

OLENA ZARADNA: Ja nawet nie policzę, ile razy. To może Zarina powiedzieć, że ja zawsze płaczę, kiedy ona dobrze zagra. Wiesz ona bierze taką strzałę i zapuszcza mi prosto w serce. (śmiech) Bardzo się z mężem wzruszamy, kiedy jesteśmy na koncertach. Mamy jeszcze wspaniałego syna, więc staramy się być dla naszych dzieci „po równo”, nic nie przegapić z ich talentów i być w tym wszystkim spełnieni. No i to jest tak, że to nie tylko ja płaczę, mąż też. Przeżywamy z mężem.

Wiesz, widzisz ludzi wokół siebie, którzy wstają, klaszczą i też płaczą, to jak takie chwile opisać? I jak tak sobie patrzymy na Zarinę na koncertach, to myślimy: To jest nasza Zarina! Nasza Zarina!

Jak ona była jeszcze w brzuszku, to ja mówiłam do niej „Złotko”. I potem szukaliśmy z mężem, jakie imię dać córeczce. Znaczenie imienia Zarina najbardziej nam odpowiadało. ZARINA: Pamiętam jeden koncert, jak tata i mama stali na balkonie i tata zaczął się tak strasznie wariacko cieszyć i ja na nich patrzyłam i myślałam: Boże, jacy oni są kochani…

This article is from: