3 minute read
RECENZJA MARTY SZOSTAK Natura kompozycji, czyli o brzmieniu pejzaży
Muzyka NATURA KOMPOZYCJI, czyli o brzmieniu pejzaży
tekst: Marta Szostak
Advertisement
Dzień dobry w jeden z ostatnich dni sierpnia. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że sierpień jest dla lata tym, czym niedziela dla weekendu – smutną zapowiedzią końca błogostanu i zwiastunem nieuchronnie zbliżającego się mroku. Muszę przyznać, że to dość dramatyczna wizja, zwłaszcza dla mnie, od zawsze kochającej wczesną jesień. Czas, w którym słońce, przyjemnie grzejąc, nie znika za horyzontem późnym
popołudniem. Kiedy poranki pachną rześkością, a wieczory aż proszą o to, by wejść w lekki, miękki sweter… Czujecie to? Proszę, powiedzcie, że tak!
Kilka dni temu, chcąc uciec przed nieznośnym upałem w coś innego, niż drzemkę w zaciemnieniu, wybrałam się do kina. Nie pamiętam, kiedy ostatnio złamałam swój zwyczaj „Najpierw książka, później film”, ale z całą pewnością na długo zapamiętam wrażenie, jakie ów film na mnie wywarł. I choć daleko mu było do ideału (głównie przez – nomen omen – zbytnie wyidealizowanie), w tamtym momencie był dokładnie tym, czego potrzebowałam, i cieszy mnie obecność wielu recenzji, których autorki i autorzy poczuli podobnie.
Gdzie śpiewają raki (ang. Where The Crawdads Sing) to film, który powstał na podstawie wydanej przed czterema laty książki Delii Owens o tym samym tytule. W Polsce gło-
śno zrobiło się o niej całkiem niedawno, kiedy w połowie lipca jej powieść wydana została ponownie. Miesiąc później, do kin wszedł film w reżyserii Olivii Newman i ze scenariuszem autorstwa Lucy Alibar. W rolę głównej bohaterki o imieniu Kya, wcieliła się Daisy Edgar-Jones. Osobą, do której prowadzi ten (przyznaję, nieco przydługi) wstęp jest jednak Mychael Danna, autor ścieżki dźwiękowej, kanadyjski kompozytor muzyki filmowej i zdobywca Złotego Globu i Oscara za najlepszą oryginalną muzykę do licznie nagrodzonego filmu Życie Pi z 2012 roku w reżyserii Anga Lee. Jasne, nie
sposób nie wspomnieć, że film promowany jest (bardzo przyjemnym i klimatycznym) singlem samej Taylor Swift, niemniej jednak ja chciałabym w kilku słowach przybliżyć Wam to, co działo się zanim utwór „Carolina” zwieńczył całą opowieść, prezentując się na napisach końcowych.
, materiały promocyjne (portret autorki) Michał Kordula :
zdjęcia
Zapowiedź ścieżki dźwiękowej filmu Gdzie śpiewają raki
Historia rozgrywa się w połowie XX wieku w Karolinie Północnej. Porzucona przez swoją rodzinę Kya, samotnie dorasta na oddalonych od cywilizacji mokradłach. Mieszkańcy Barkley Cove, najbliższego miasteczka, uważają ją za niezrównoważoną dzikuskę. Z łatwością przychodzi im oskarżenie jej o morderstwo swojego byłego chłopaka. I choć fabuła ta brzmi dość sztampowo, a pewne aspekty jej ekranizacji (jak wspomniałam na początku) zupełnie niepotrzebnie pokryte zostały grubą warstwą lukru, całość tworzy opowieść, w której się zatraca. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie fenomenalna praca Danna, którego kompozycje nie tyle uzupełniają zapierające dech w piersiach kadry, co je współtworzą. Nie lada to wyzwanie, stworzyć muzykę, której towarzyszyć będą zdjęcia przyrody, tak bardzo zachwycającej swoją głębią, pięknem i pewnego rodzaju… surową czułością. Przedstawione w filmie mokradła, jeziora, czy nawet plaża – to są miejsca, o których się śni. I nie ma w tym cienia egzaltacji.
Mając za sobą kilka dobrych dni zapętlonego soundtracku, z każdym kolejnym odsłuchem odnajduję w nim coraz więcej. Więcej sposobów na to, jak przy pomocy rozbudowanej sekcji smyczkowej, przeszkadzajek i unoszącej się nad nią, niemalże mistycznej wokalizy opowiedzieć wschód słońca („Out Yonder Where The Crawdads
Sing”), więcej ciekawości wypływającej z tego, jak wykorzystując ciepłe i głębokie brzmienie duetu skrzypiec i banjo, rozświetlone kilka chwil później przez subtelny flet, można przedstawić główną bohaterkę („They Called Me Kya”) i więcej wzruszenia spowodowanego rozpisanym na fortepian, minimalistycznym tematem, zawierającym w sobie mądrość i miłość wspólnych dekad życia, zmierzających do nieuchronnego końca („I Am Every Shell Washed Upon The Shore”).
Kompozycje filmowe często mają to do siebie, że są zbiorem kilkunastu lub kilkudziesięciu krótkich utworów: ocen, momentów, myśli. Jeśli nie słuchaliście do tej pory soundtracków inaczej, niż przy okazji, początkowo może być to trochę niewygodne, ale zapewniam Was, kiedy już oswoicie się z formą, treść, z którą się spotkacie – zwłaszcza w przypadku twórczości Danna – wszystko Wam wynagrodzi. Pięknej przygody. Odkryjcie więcej.