3 minute read
RADEK TOMASIK Gdzie jest dzicz? – Gdzie śpiewają raki
tekst: Radek Tomasik / z wykształcenia filmoznawca, z wyboru przedsiębiorca, edukator filmowy, marketingowiec. Współwłaściciel Ferment Kolektiv – firmy specjalizującej się w działaniach na styku kultury filmowej, biznesu i edukacji oraz Kina Ferment. Autor wielu programów dotyczących wykorzystania filmu w komunikacji marketingowej realizowanych dla takich marek jak: Orange, Mastercard, Multikino, Renault, ING, Disney, Santander Bank, British Council i in.
GDZIE JEST DZICZ?
Advertisement
„Gdzie śpiewają raki” to solidnie zrealizowane kino środka z literacką proweniencją i ambicjami. Substancją filmu są rozważania o istocie człowieczeństwa, zaś szkieletem – opowieść o rozpadzie związków międzyludzkich. Dwie godziny w kinie będą dobrze zainwestowanym czasem.
materiały prasowe, archiwum prywatne autora :
zdjęcia K ya mieszka sama w lesie, w otoczeniu dzikiej natury, wśród słonych nadmorskich mokradeł Karoliny Północnej. W dramatycznych okolicznościach opuścili ją wszyscy najbliżsi, jeszcze gdy była dzieckiem. Najpierw ukochana matka, maltretowana fizycznie i psychicznie przez ojca, zapijaczonego brutala z traumą wojenną. Potem kilkoro rodzeństwa, każde poszło w swoją stronę. Ostatecznie została sama jak palec, w lichym domku na 175 hektarach odziedziczonych bagiennych nieużytków, bez środków do życia, za to z pasją do eksplorowania i opisywania przyrody, najpierw pędzlem i ołówkiem, potem również słowami. Gdy na bagnach zginie młody człowiek, oczy całej społeczności skierują się na dziewczynę z bagien, która z miejsca stanie się główną podejrzaną.
Film powstał na podstawie bestsellerowej książki Delii Owens, która na całym świecie sprzedała się w 12 mln egzemplarzy.
Autorka, czerpiąc z własnych wątków autobiograficznych, stworzyła opowieść o kolejnej tragedii dotykającej mikrospołeczności amerykańskiego Południa, w której łatwiej oskarżyć niewinną osobę niż wyzbyć się krzywdzących uprzedzeń. Odnajdziemy tu wiele nawiązań do literatury i filmów, które dobrze znamy, a jednak nie można odmówić filmowi pewnej oryginalności. Może to kobietocentryczność tej opowieści, może przewrotny morał, może wrażliwość i czułość, z jaką portretuje się bohaterkę – wszystko to sprawia, że wierzę w tę niewiarygodną opowieść o kobiecie wychowanej przez wiatr, wodę i spadające liście, której bliżej do księżniczki w wysokiej wieży niż do nieokrzesanego
Mowgliego.
Kya, jak każda Inna, staje się papierkiem lakmusowym kondycji moralnej społeczności, na skraju której funkcjonuje. Gdy staje przed ludźmi osoba tak wrażliwa, tak niewinna, tak czysta, że prawie przeźroczysta, może stać się naszym lustrem i szkłem powiększającym, może sprawić, że w kontekście jej obecności wszystkie nasze cechy ulegną wyolbrzymieniu, jak mikroorganizmy oglądane pod lupą. Skojarzenia biblijne wcale nie muszą być przesadzone. Tylko dobre, empatyczne osoby mogą czuć się w jej towarzystwie komfortowo i bezpiecznie: czarna sklepikarka, emerytowany prawnik, stary rybak – inne, zwłaszcza lokalny establishment będą miały poczucie niewyrażonego zagrożenia.
Jak w wielu podobnych opowieściach, mamy tu do czynienia z symptomatycznym kontrastem: dzicz, mroczne bagienne uroczyska, meandry nadmorskich rozlewisk czyniące trasy wodne prawdziwymi labiryntami grozy oraz nieprzebyte puszczańskie lasy – są przedstawione jako ostoja równowagi, w której wszystko ma swoje miejsce i która jest estetyzowana pięknymi zdjęciami i zapierającymi dech widokami. Zaś skupiska ludzkie, których symbolem jest małe miasteczko w przededniu rewolucji obyczajowej lat siedemdziesiątych, to istne pole minowe: miejsce, gdzie mordercze instynkty zostają skanalizowane w sieć intryg i wszechobecnej hipokryzji lub legitymizowane mniej lub bardziej umownymi „regułami życia społecznego”. W takie społeczności rzadkie skoki dopaminowe, gdy tylko pojawia się jakaś sensacja, są wyżej cenione niż szeroko pojęty dobrostan ludzki.
Doceniam też wplatane tu i ówdzie sygnały, próbujące diagnozować ten opłakany stan człowieczeństwa, w którym częściej przemoc doświadczona przeradza się w agresję oddaną innym niż wrażliwość bywa cnotą. Mimo to empatia i troska okazują się kapitałem, który pomaga iść przez życie bez oglądania się na chwilowe przypływy i odpływy. Powiedzieć, że karma wraca byłoby jednak tanim banałem.
Chodzi o coś zdecydowanie więcej, o postawę i przekonania pewnej frakcji ludzi (będącej niestety w mniejszości), którzy w człowieku doceniają dobro i pytają o przyczyny zła – zamiast stawiać się w roli samozwańczych oskarżycieli. Mam smutne przeczucie, że ten humanistyczny mindset dziś jest jeszcze bardziej unikalny niż w zapyziałych latach sześćdziesiątych.
Gdzie śpiewają raki
reż. Olivia Newman