2B STYLE No# 13

Page 1

Jedyny taki magazyn lifestylowy

ale numer! 4[13!] 2014 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 wrzesien - listopad 2014 www.2bstyle.pl

grzegorz

MIKSA

z wolą walki trzeba się urodzić MARIA LACHOWICZ-BOGUNIA Ubierałabym kobiety w jedwabie AGNIESZKA SIKORSKA Śląskie, to wyzwanie VIKTOR MOKWA Ino z tych bydom ludzie... DIANA ŁAPIN Fotografka w wielkim mieście BASTEK CZERNEK, DIANA BŁAŻKÓW, DILIGENT, KARINA CZERNEK MIREK DREWNIAK Życie jest smaczne APARTAMENTY PARKOWE sous vide w Szczyrku

1


OPEN SUSHI BAR

2

CODZIENNIE 15:00-18:00 59 zł / 1 os.

Open Sushi Bar to inaczej „Jesz sushi ile chcesz” czyli jesz dowolną ilość sushi z pływającego baru za jedyne 59 zł/os.

„Hinata Sushi” to w tłumaczeniu „Sushi opromienione słońcem” i tak jak słońce jest ozdobą każdego dnia, tak my chcemy ozdobić naszym sushi każdą okazję, która Państwa spotyka. Hinata Sushi to miejsce, które dostarcza ludziom chwile pełne niezapomnianych przeżyć, prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni. Największą wagę przywiązujemy zarówno do smaku jak i do wyglądu podawanych potraw. Kompozycja i kolorystyka dań jest nieoderwalnym połączeniem japońskiej kuchni, dzięki czemu pobudza zmysł nawet najbardziej wymagających klientów. Bazujemy na tradycyjnych przepisach, co daje nam możliwość przeniesienia Państwa w egzotyczną podróż po niesamowitych smakach. Naszym głównym atrybutem jest zespół doświadczonych i ambitnych ludzi, którzy chętnie podzielą się swoja wiedzą. Wykwalifikowana kadra to podstawa. Drugą rzeczą jest miejsce, lokal Hinata Sushi to kameralna, dwupoziomowa restauracja, której wnętrza wypełnia niepowtarzalny klimat. Sala z pływającym barem, znajdująca się przy wejściu, idealnie nadaje się na szybki lunch. Poza sushi można również zjeść coś z dań głównych, napić się japońskich win oraz piw. Mamy możliwość dowozu do domu oraz pokazów sushi na przyjęciach, gdzie nasi najlepsi kucharze demonstrują swoje umiejętności, łącząc to z degustacją oraz dużą bazą informacji na temat kultury Japonii.

Hinata Sushi

ul. Cechowa 12/3 43-300 Bielsko-Biała

Godziny otwarcia restauracji: • od poniedziałku do czwartku od 12:00 do 22:00 • piątek od 12:00 do 23:00 • sobota od 13:00 do 23:00 • niedziela od 13:00 do 21:00 Telefon: +48 727 596 991 e-mail: biuro@hinatasushi.pl


3


Na okładce: Grzegorz Miksa „bez znieczulenia” w obiektywie Jacka Szabli

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 2, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Monika Gaj (foto & tekst), Roman Kolano (tekst), Andrzej Bruell (tekst), Robert Kowal (tekst) Beata Bojda (uroda) Łukasz Kitliński (foto), Adrian Lach (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Marcin Nikiel (sport), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT) Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia Printimus, ul. Bernardyńska 1, 41-902 Bytom www.printimus.pl Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.

2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej. Materiały promocyjne na stronach: 22, 29, 61, 64, 74 QR Reklamy na stronach: 2, 3, 5, 6, 7, 9,CODE 11, 17, 23, 55, 75, 76 Wygenerowano na www.qr-online.pl Artykuły sponsorowane na stronach: 54, 56, 58, 63

JESTEŚMY NA

I TU PARTNER MEDIALNY:

4

TRZYNASTKA Nie lubię TRZYNASTKI, bo choć przesądna nie jestem, to ten numer (13) 2B STYLE wyjątkowo trudno nam się tworzył. Ale, gdy wertuję gotowe do druku pliki, to widzę całkiem ciekawy materiał. Jak choćby ten o Browarze Obywatelskim w Tychach, a właściwie o człowieku, który nie pozwolił temu miejscu zniszczeć, zamienił go w coś magicznego, o Viktorze Mokwie. Każdy, kto znajdzie się tam po raz pierwszy poczuje oddech magii. Naprawdę. Dlatego gorąco polecam Waszej uwadze reportaż „Ino z tych bedom ludzie co se dajom pedzieć”. Żeby zrozumieć pasję innego mojego rozmówcy, dałam się namówić na niezwykle szybki przejazd rajdowym Subaru przez pełen zakrętów Przegibek. I choć nie powiedziałam z wrażenia przez całą drogę ani słowa, to już zawsze będę z szacunkiem i podziwem kibicować kierowcom rajdowym. Ale takim prawdziwym, nie tym, którym wydaje się, że nimi są. Takim prawdziwym kierowcą rajdowym jest Grzegorz Miksa, a przekonacie się o tym czytając moją z nim rozmowę „Z wolą walki trzeba się urodzić”. Jest jeszcze jeden niezwykły materiał, do obejrzenia którego szczególnie Was namawiam. To sesja zdjęciowa kolekcji Dilligent autorstwa Szymona Mrózka, zdjęciami Adriana Lacha i przepięknymi makijażami Beaty Bojdy. Ciemnoskóra modelka hipnotyzuje i nie pozwala o sobie zapomnieć, o czym sami się przekonacie. Mam nadzieję, że ta TRZYNASTKA będzie się Wam podobać. Na szczęście kolejnych TRZYNASTEK nie będzie.

FOTO: Anita Szymańska, makijaż Beata Bojda, sukienka Jacpot/Cottonfield

na wstępie

Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera

6-11 10 12-13 14-16 18-19 20-23 24-27 28 30-33 34-37 38-39 40-43 44-49 50-53 54 56-57 58-59 60-61 62 63 64-65 68-71 72-73

OKOLICZNOŚCI SZYBKO OSTRZEGA PRZED BURZĄ BITCOIN ŚLĄSKIE TO WYZWANIE. AGNIESZKA SIKORSKA NOBILE ZNACZY SZLACHETNY FOTOGRAFKA W WIELKIM MIEŚCIE. DIANA ŁAPIN UBIERAŁABYM KOBIETY W JEDWABIE. MARIA LACHOWICZ-BOGUNIA TEGO NIE KUPISZ W APTECE INO Z TYCH BYDOM LUDZIE CO SE DAJOM PEDZIEĆ. VIKTOR MOKWA Z WOLĄ WALKI TRZEBA SIĘ URODZIĆ. GRZEGORZ MIKSA. BASTEK CZERNEK DIANA BŁAŻKÓW DILLIGENT. SZYMON MRÓZEK KARINA CZERNEK JESIENNA ODNOWA POD ZNAKIEM ŁABĘDZIA ŻYCIE JEST SMACZNE SOUS VIDE W SZCZYRKU DRZEWKO ZA SUROWCE MAJA MA TALENT BADMINTON POZYTYWNIE ŁADUJE WIEDEŃ BEZ PRZEWODNIKA Z KOLOROWEJ GLINY LEPIONE. KOLOROWYM PĘDZLEM MUŚNIĘTE PO CO NAM TEN DIZAJN?


Chianti to pierwsze w Polsce studio visualu proponujące tak szeroką ofertę kompleksowej obsługi z zakresu stylizacji indywidualnej, kreacji, personal shoppingu oraz pielęgnacji, skierowaną do najbardziej wymagających klientów, ceniących najwyższą jakość, wykwintny styl, luksusową obsługę, jak również niezwykle przyjazną atmosferę.

Zapraszam!Bogunia z c i w o h c a L Maria

Chianti Studio to doskonały gust, niezwykłe poczucie estetyki i piękna, z jednej strony klasyczny styl, z drugiej zaś fantazja i nuta szaleństwa. Wiedza teoretyczna połączona z wieloletnim doświadczeniem z zakresu kreacji wizerunku to główna cecha stylistek tego prestiżowego studia w Bielsku-Białej. ul. Frycza Modrzewskiego 20 43-300 Bielsko-Biała Telefon: 512 290 106 E-mail biuro@chianti-studio.pl www.chianti-studio.pl

5


okoliczności

WYDARZENIA Historia z Tokio w tle

Festiwal, który łączy kilka sztuk W Galerii Bielskiej BWA odbył się Festiwal Sztuk Wizualnych. W ciągu dwóch miesięcy mogliśmy podziwiać prace 164 artystów związanych z południem Polski. Warto dodać, że wydarzenie, które rozpoczęło się 28 czerwca a zakończyło 24 sierpnia stanowi kontynuację dawnych wystaw bielskiego środowiska plastycznego. Bielski Festiwal Sztuk Wizualnych ma charakter interdyscyplinarny. Obejmuje 13 kategorii z różnych obszarów sztuki wizualnej: malarstwo, rysunek, grafikę, plakat, fotografię, rzeźbę, obiekt, instalację, ceramikę, tkaninę, film, wideo i performans. – Sztuki wizualne to pojęcie, które w szerszym użyciu pojawiło się pod koniec XX wieku, zastępując dotychczasowe plastyka. Już nie tylko malarstwo, rzeźba, rysunek i grafika są domeną dzisiejszych artystów; coraz bardziej popularne są tzw. nowe media: fotografia, wideo, instalacja i performans. To nowe pojęcie obejmuje więc szerszy zakres aktywności twórczej współczesnych artystów – podkreśla Agata Smalcerz, kurator festiwalu. Pierwsza odsłona wydarzenia miała miejsce w 2007 roku. Tegoroczna edycja – trzecia – zgromadziła wielu artystów. Także tych, którzy nie posiadają dyplomu Akademii Sztuk Pięknych. Poziom prac wystawionych w tym roku był wysoki. Autorzy najciekawszych prac zostali nagrodzeni. Teresa Gołda-Sowicka otrzymała Nagrodę Główną Prezydenta Miasta Bielska-Białej Jacka Krywulta za najnowsze obrazy olejne pt. „Chmurzysko” i „Zmienność”; Tamara Berdowska za dwa malarskie reliefy „Bez tytułu” z 2014 roku otrzymała Nagrodę Sponsora AQUA SA. Przyznane zostały cztery Nagrody Specjalne Festiwalu w postaci zaproszenia do wystaw indywidualnych: dyrektor Galerii Bielskiej BWA uhonorowała bielską artystkę Karinę Czernek „za oryginalną technikę, dzięki której osiąga efekt przenikania płaszczyzn, łącząc subtelną ingerencję malarską z niezwykłym wyczuciem koloru”. Organizatorem festiwalu jest Galeria Bielska BWA, współorganizatorami byli: Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej, Galeria Fotografii B&B i Fundacja Centrum Fotografii oraz Zarząd Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków. | www.galeriabielsko.pl

Hair revolution 2014 to już kolejna edycja konkursu dla stylistów włosów współpracujących z największą w Polsce siecią salonów fryzjerskich Trendy Hair Fashion oraz Mc Hair. Nagrodą główną w tej rywalizacji jest niezmiennie udział w konkursie United Danks Contest w Japonii, w ramach której organizator pokrywa koszty przelotu zwycięskiego teamu: fryzjera i jego modelki. Głównym kryterium oceny w Hair revolution jest oryginalna praca fryzjera wykonana w oparciu o najnowsze trendy w modzie fryzjerskiej i przy użyciu wyłącznie profesjonalnych produktów firmy Schwarzkopf Professional oraz Indola. Ważne jest także uwzględnienie hasła przewodniego, które tym razem brzmi: Tokyo Story. Uroczysta gala finałowa Hair revolution odbędzie się 4 października w F4 Studio w Krakowie, będącym jednym z największych i najnowocześniejszych studiów fotograficzno-filmowych w Polsce. Wydarzenie połączone będzie z pokazem fryzjerskiego show THF „Bubble Dream”, wystawą prac finalistów oraz wspomnianej sesji „Japan Chic”. Galę uświetni obecność znanych osób, m.in. najpopularniejszej trenerki fitness w Polsce – Ewy Chodakowskiej. 2B STYLE objęło patronat medialny nad wydarzeniem.

Sztuka doskonała Wyjątkowi artyści, znakomici projektanci, aukcja charytatywna, z której całkowity dochód zostanie przekazany na rzecz fundacji Omenaa Foundation. Goście Jazz Art Fashion Festiwal w Hotel&Spa Młyn Jacka w Wadowicach przekonali się, że sztuka w różnych odsłonach stanowi doskonałą pożywkę dla ciała, a przede wszystkim dla ducha. Tegoroczny Jazz Art Fashion Festiwal uświetniły międzynarodowe gwiazdy estrady. Charyzmatyczna Urszula Dudziak, która w trakcie koncertu wyznała publiczności, że pochodzi z małej wioski i wciąż powraca do niej myślami. Dziś Straconka stanowi nieodłączną część Bielska-Białej, a wokalistka jest wyjątkową wizytówką stolicy Podbeskidzia w kraju, jak również poza jego granicami. Na scenie pojawiła się także Candy Dulfer. Na tym jednak nie koniec atrakcji. W galerii Hotelu „Młyn Jacka”, inicjatora przedsięwzięcia, odbył się wernisaż wystawy niezależnych malarzy, a także Fashion Show, czyli prezentacja kolekcji najlepszych polskich projektantów: Łukasza Jemioła, Katarzyny Kmiecik, Michała Starosta oraz Kamila Sobczyka. K U P O N R A B AT O W Y

6


DrIrenaEris.com

Moda bez granic 26 września w klimatycznych wnętrzach Dworek New Restaurant odbył się wyjątkowy pokaz. W roli modelek wystąpiły podopieczne Fundacji Drachma, a towarzyszyły im dziewczęta i chłopcy z agencji Grabowska Models. Pokaz mody „Bez granic” zgromadził liczną publiczność. Swoje kolekcje zaprezentowały Marta Lelek z Pracowni Twórczego Niepokoju, Kasia Hajduk, Natalia Bubiak oraz znakomita projektantka Anna Drabczyńska. Panie stworzyły również kreacje specjalnie z myślą o osobach z niepełnosprawnością. – To wyjątkowe wydarzenie. Ponad podziałami. Powiem więcej takie pokazy powinny stać się normą. Przecież żyjemy na co dzień koło siebie, mijamy na ulicy, czasami obojętnie. Tego typu inicjatywy przyzwyczajają nas do tego, co jest. Onieśmielenie, to w jaki sposób się zachować przy osobie poruszającej się na wózku, mija, a pozostaje normalna relacja. Wszyscy jesteśmy sobie równi – mówił jeden z gości pokazu. Modelki znakomicie poradziły sobie z wyzwaniem, na ich twarzach do dziś gości uśmiech – na samo wspomnienie czarującego wieczoru, który był także ich udziałem.

Luksus odkrywania piękna • medycyna estetyczna • innowacyjne zabiegi na twarz i ciało • sklep firmowy Dr Irena Eris

Polecamy!

• LACTI & GLICO 38% peel formula – zabieg złuszczający: twarz, szyja, dekolt – 190 zł twarz lub dekolt – 170 zł • SEBU CONTROL LACTI & GLICO – zabieg złuszczająco-normalizujący z oczyszczaniem – 240 zł • Mikrodermabrazja w zabiegu – 150 zł Oferta ważna do 15 listopada 2014 r.

Zapraszamy: Bielsko – Biała, Galeria Sfera, ul. Mostowa 5 tel. (33) 483 31 44

REKLAMA

Jedna ze stylizacji Anny Drabczyńskiej

7


okoliczności

POLECAMY

Proscenion zaprasza Nie ustają w poszukiwaniach talentów. Po sukcesie spektaklu „Skarb” nie osiadają na laurach. Działają wspólnie: dzieci, młodzież oraz aktorzy związani z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej. Uczestnicy warsztatów pierwszej edycji, a równocześnie aktorzy spektaklu muzycznego „Skarb”, który był prezentowany gościnnie na Dużej Scenie Teatru Polskiego w czerwcu i we wrześniu tego roku, jak również otworzy Międzynarodowy Festiwal Teatrów dla Dzieci we Wrocławiu kontynuują swoją przygodę z teatrem. Centrum Artystyczno-Edukacyjne Prosceniom to inicjatywa bielskich artystów, którzy chcą dzielić się swoim doświadczeniem i pasją z młodymi ludźmi. To możliwość rozwinięcia u dzieci i młodzieży twórczych uzdolnień poprzez kontakt z różnymi dziedzinami sztuki: teatrem, muzyką, tańcem, sztukami plastycznymi. To szansa dla młodych ludzi na zaprezentowanie w profesjonalnym anturażu swoich artystycznych umiejętności. Warsztaty prowadzą twórcy Centrum Artystyczno-Edukacyjnego PROSCENION, Rafał Sawicki i Katarzyna Zielonka, aktorzy Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Współpracują z nimi inni artyści związani z miastem: Marta Gzowska-Sawicka, Sławomir Miska, Agnieszka Sobas, Aleksandra Stępień, Krzysztof Maciejowski. 2B STYLE objęło patronat medialny nad wydarzeniami związanymi z Proscenionem. | www.proscenion.pl

Spotkania Podróżników w Grawitacji Pierwsze Spotkanie Podróżników odbyło się w styczniu 2007r. – Razem z różnymi podróżnikami zwiedziliśmy wiele krajów Europy, posmakowaliśmy egzotyki Indii, Nepalu czy Meksyku, galopowaliśmy stepami Mongolii, zdobywaliśmy Mount Blanc, lataliśmy paralotniami i robiliśmy wiele innych szalonych rzeczy! Gościliśmy zarówno wybitnych alpinistów, wytrawnych globtroterów jak i zwykłych „śmiertelników” – zachęcaja organizatorzy spotkań. Spotkania są otwarte dla każdego i bezpłatne. Odbywają się w każdy poniedziałek o godz. 20.00, miejsce spotkań to Grawitacja Caffe, ul.Wzgórze 3/5 w Bielsku-Białej.

8

Klinika Weterynaryjna „Trzech Diamentów” Posiadanie zwierzęcia nakłada na jego właściciela obowiązek utrzymania go w zdrowiu i dobrej kondycji. Podopiecznego należy regularnie zabezpieczać przed pasożytami oraz szczepić, a minimum raz do roku dokładnie badać klinicznie co pozwoli odpowiednio wcześnie wykryć ewentualne choroby i daje szansę na wyzdrowienie. W Klinice Weterynaryjnej „Trzech Diamentów” pracują lekarze z pasją i z sercem podchodzący do swoich pacjentów. | Bielsko-Biała, ul. Trzech Diamentów 13 (os. Polskich Skrzydeł) www.klinika-weterynaryjna.bielsko.pl

Teatr na wyciągnięcie ręki Wystarczy wyjść z domu i przyjść do teatru – to hasło, które zainicjowało właśnie rozpoczęcie 125 sezonu w historii bielskiej sceny dramatycznej. 2B Style objął patronat medialny nad teatralnymi wydarzeniami. Czego zatem możemy się spodziewać? Witold Mazurkiewicz – dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej zapowiada cztery premiery, które zostaną uwieńczone pierwszym międzynarodowym festiwalem teatrów ulicznych w sierpniu 2015 roku. Widzowie zatem już w listopadzie zobaczą „Królową Margot” w reżyserii Wojciecha Farugi. W roli tytułowej wystąpi związana z Teatrem Polskim w Bydgoszczy Magdalena Łaska. W noc sylwestrową będziemy podziwiać „Koguta w rosole” Samuela Jokica w reżyserii Marek Gierszała. W przyszłym roku wystawiona zostanie „Lalka” Bolesława Prusa w adaptacji bielskiego dramaturga Artura Pałygi, który przygotowuje ją dla reżyserki młodego pokolenia Anety Groszyńskiej. Widzowie zobaczą także „Romea i Julię” Williama Shakespeare`a. Na bielskiej scenie prawdopodobnie zagości także reżyser Michał Zadara. Dyrektor zapowiedział również międzynarodowy festiwal teatrów ulicznych i street-artu pod nazwą „Bielsko-Blisko 2015”. Już w sierpniu bielskie place, parki i podwórka zmienią się w scenę teatralną, a mieszkańcy i turyści zostaną zaproszeni do udziału w spektaklach. W jubileuszowym sezonie wprowadzony zostanie także cykl koncertów „Music Exklusiv”. Kontynuacji doczeka się cykl „Primus Inter Pares. | www.teatr.bielsko.biala.pl


POLECAMY

Wpływ diety na skórę Warsztaty „Projektu Ja” 11 października w Czechowicach-Dziedzicach odbędą się ciekawe warsztaty. Goście, którzy pojawią się w inspirujących wnętrzach Przestrzeni Kreatywnej K6 dowiedzą się, jaki wpływ na skórę ma dieta. Zajęcia zainicjują nowy cykl warsztatów, z których każdy zostanie poświęcony innej tematyce. Wszystkie zaś mieszczą się w granicach „Projektu Ja” sygnowany przez Golden Spa w Bielsku-Białej. Myślą przewodnią akcji jest poznawanie siebie na nowo, pozytywne zmiany oraz podjęcie wyzwań, które czekają na każdego z nas. Najbliższe warsztaty odbędą się pod znakiem diety i profilaktyki przeciwstarzeniowej. W programie znajdziemy między innymi: kuchnię młodości, wykład kosmetologiczny oraz spotkanie z trenerem rozwoju osobistego, a także konkursy z nagrodami. Uczestnicy ponadto otrzymają skrypt z przepisami potraw, które zostaną przygotowane w trakcie zajęć. Więcej informacji można odnaleźć na stronie w w w. p ro j e k t j a . p l. 2B STYLE objął patronat medialny nad wydarzeniem. Partnerzy merytoryczni: Ak ademia Kulinarna”Kulinare”, gotujzdrowo.com, Golden Spa, Kotulińskiego 6, Naturioska, Przystanek Zdrowia i Urody, Edyta Nowak-Żółty, Projekt Ja.

Marzysz o karierze modelki?

REKLAMA

Jesli marzy Ci się kariera modelki, wyślij swoje zgłoszenie do końca października na adres: amprestige @o2.pl (jedno zdjęcie oraz wymiary, wzrost, wiek, ), informacje pod numerem telefonu: 0 600 077 609. Wybrane dziewczyny zostaną zaproszone do konkursów: Miss Polonia 2015 i The Look of The Year 2015 oraz do współpracy z AMPRESTIGE Edyta Dwornik. Do wygrania: Udział w finale TLOTY POLSKA 2015 i w Światowym finale TLOTY 2015, dział w finale MISS Polonia 2015, alka o kontrakt z agencją mody w Mediolanie, a także sesje zdjęciowe, wizaż oraz udział w pokazach mody znanych projektantów.

9


technologie

Szybko ostrzega przed burzą Pod koniec sierpnia br. na terenie portu przy zaporze goczałkowickiej został uruchomiony pierwszy w Polsce innowacyjny system ostrzegania żeglarzy przed gwałtownym załamaniem pogody. System może służyć turystom odwiedzającym cały region. Anomalie pogodowe zdarzają się coraz częściej. Potężne burze z wyładowaniami atmosferycznymi i dużymi opadami nawiedzają szczególnie często tereny górskie i podgórskie.

tekst: Robert Kowal, bielsko.biala.pl System jest kolejnym elementem budowy mechanizmu ostrzegania i prognoz w oparciu o radar pasma X oraz detektor burzy zainstalowany w Goczałkowicach-Zdroju. Detektor wyładowań obserwuje komórki burzowe w promieniu do 300 km. Wykrywa zarówno wyładowania w chmurach, jak i doziemne. Potrafi także identyfikować „tarcia” w atmosferze, które zwiastują rozpoczęcie burzy. Unikatowa technologia Dane z detektora są wysyłane poprzez system GSM/GPRS do układu kontroli lampy stroboskopowej umieszczonej na słupie przy wejściu do portu. Jeżeli detektor wykryje zbliżającą się do zbiornika intensywną burzę, automat uruchomi lampę, która zacznie migać z określoną częstotliwością. Będzie to sygnał dla żeglarzy, że trzeba wracać do przystani. Lampę można rozbudować o syrenę dla zwiększenia efektu ostrzegawczego. Cały proces odbywa się automatycznie bez ingerencji człowieka i posiada tę przewagę nad innymi rozwiązaniami, że nie występuje efekt

10

opóźnienia spowodowany długą drogą komunikatu od służb meteo do administratorów zbiorników. System jest w pełni dostosowany do rozbudpwy. Można go także używać w górach, nad morzem czy w miejscach imprez masowych. Podobne urządzenia instalowane są np. na polach golfowych w USA, ale technologia wykorzystywana w polskim systemie jest unikatowa. Tak precyzyjnymi detektorami burz nie dysponuje nawet Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Lampa ostrzegawcza zainstalowana obecnie nad zbiornikiem jest w fazie testów i kontroli technicznej, ale spełnia już swoje podstawowe zadanie. – W minioną niedzielę po południu mieliśmy w Goczałkowicach burzę. Nasza aparatura w pełni się sprawdziła – podkreśla Adam Skowroński ze spółki Ecoclima, która obok firmy Ekoenergia z Katowic i Uniwersytetu Śląskiego należy do konsorcjum, w ramach którego powstał system. W przyszłości wokół zbiornika pojawi się więcej lamp o większej mocy, co zwiększy bezpieczeństwo terenów sąsiadujących z akwenem.

Miasto słabo chronione Rozwiązanie jest na tyle innowacyjne, że powinny zainteresować się nim inne regiony Polski, szczególnie te, które są licznie odwiedzane przez turystów. Lampy (każda kosztuje kilka tysięcy złotych) działające w oparciu o komunikaty otrzymywane z nowoczesnego detektora burz w Goczałkowicach mogą być zainstalowane np. na Klimczoku czy Szyndzielni. Migający sygnał świetlny będzie widoczny z odległości kilku kilometrów, ostrzegając turystów przed nawałnicą. – Bielsko-Biała jest słabo „chronione” przed anomaliami pogodowymi – podkreśla nasz rozmówca, który w meteorologii pracuje od 18 lat. – IMGW posiada wprawdzie radar w Ramży, ale jest on obecnie zakłócany miejskimi sieciami WiFi, których nie przewidziano w 1997 roku, gdy budowano to urządzenie. Jeszcze gorzej jest z detektorem IMGW w okolicach Częstochowy. Sprzęt ma już 12 lat, a co to znaczy w technice, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Szczegółowe informacje o systemie oraz aktualne mapy burz znaleźć można na stronie www.stacjameteo.pl.


POLECAMY Jacek Kachel Bitwa Nad Białą Dzień 28 czerwca 1914 roku przeszedł do światowej historii jako symboliczny początek I wojny światowej. Wtedy to, z rąk serbskich nacjonalistów, zginął następca tronu arcyksiążę Ferdynand. – Jednak dla osób z terenów granicznych Śląska Austriackiego i Galicji inne wydarzenie zwane dzisiaj „Bitwą nad Białą” było w tym czasie równie ważne. Z czasem, w obliczu wielkiej wojny, wydarzenia europejskie przyćmiły całkiem wypadki bielskie. Jednak dla ludzi zamieszkujących teren Podbeskidzia, miały one bardzo ważne znaczenie, tym bardziej, że ich charakter, zasięg oraz doniosłość mogła ostatecznie w sposób znaczny przyczynić się do wcześniejszego rozpadu Austro-Węgier. Książeczka ukazała się w serii Małych Form realizowanych przez Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne.

Anna Kacperska Co na to Bridget? Czy odkrycie zdrady, rozwód i brak pracy to koniec? A może to początek nowego życia? Wiki, bohaterka powieści Anny Kacperskiej, ma trzech synów, męża i czuje się całkiem szczęśliwa. Do czasu, gdy dowiaduje się, że nie jest tą jedyną... Po rozstaniu z szukającym wrażeń mężem, niczym Bridget Jones, z nieporadnością, ale i odwagą rozpoczyna życie na nowo. Co na to Bridget?... to dowcipna i lekko napisana historia, przy której nie sposób powstrzymać się od łez. I śmiechu i wzruszenia.

Alice Clayton Nie dajesz mi spać

REKLAMA

Zabawna, pikantna i romantyczna historia pewnej znajomości. Caroline, właścicielka kota i projektantka wnętrz, właśnie wprowadziła się do fantastycznego mieszkania w San Francisco. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie Simon – jej nowy sąsiad – i jego nocne zwyczaje... Kiedy erotyczne przygody Simona kolejny raz wyrwały Caroline ze snu, miarka się przebrała. Dziewczyna zaczęła szczerze nie cierpieć mężczyzny zza ściany, a zabójczo przystojny sąsiad nic sobie z tego nie robił. Gdy przypadkiem się spotykają, dla dobra wspólnych znajomych zawierają pokój. Ale czy uda im się go utrzymać? Czy w końcu zauważą, że między nimi aż iskrzy?

11


technologie

BITCOIN cyfrowa waluta dotarła już do nas! tekst: Andrzej Bruell, redaktor www.bitcoin.pl Bitcoin to internetowy system płatności, wirtualny pieniądz, cyfrowy system monetarny. Pojawił się on w styczniu 2009 roku jako opensource’owy projekt przedstawiony na kryptograficznym forum Cypherpunks przez nieznanego informatyka o pseudonimie Satoshi Nakamoto. Miejsce, w jakim projekt bitcoina został zaprezentowany, nie było przypadkowe. Forum Cypherpunks stworzyła grupa informatyków, matematyków skupionych wokół problemów skutecznego szyfrowania informacji i zachowania prywatności w świecie coraz bardziej poddanym potężnej inwigilacji ze strony tak rządów, jak i korporacji. Właśnie na forum Cypherpunks spotykali się ludzie, dzięki którym szyfrowanie asymetryczne i w pełni bezpieczna komunikacja współczesnego internetu są w ogóle możliwe. W zasadzie bez ich prac i walki sądowej z rządem USA w latach 70. XX w. nie mielibyśmy internetu, jaki znamy dzisiaj. Całe kryptograficzne bezpieczeństwo przesyłania danych w sieci zawdzięczamy właśnie im. W listopadzie 2008 roku Nakamoto przedstawił dokument „Peer to peer

12

electronic cash system”, w którym zawarł założenia internetowej waluty. System ruszył 3 stycznia 2009 roku. Bitcoin to całkowicie nowatorskie rozwiązanie, oparte na zupełnie odmiennych założeniach w porównaniu do powszechnie znanych systemów monetarnych. Przede wszystkim bitcoin nie posiada centralnego emitenta, organu zarządzającego i kontrolującego. Bitcoina tworzy rozproszona sieć komputerów, która funkcjonuje według ściśle określonego programu, algorytmu. Można powiedzieć, że nad wszystkim czuwa coś bardzo prostego, ale jednocześnie niepodważalnego. Matematyka. Matematyka, kryptografia i założenia rozproszonej, zdecentralizowanej sieci peer to peer. Wszystko oparte jest na otwartoźródłowym kodzie, który każdy mający odpowiednią wiedzę może sam sprawdzić i ocenić jego przydatność. Niezależność bitcoina opiera się na trzech fundamentach: Pierwszy to kreacja pieniądza. Tworzyć nowe monety może każdy, wystarczy darmowy program i zakupienie odpowiedniego sprzętu lub mocy obliczeniowej na zewnętrznych

serwerach. Za podłączenie się do sieci, wzmocnienie jej swoim komputerem otrzymuje się nagrodę w postaci nowo wyemitowanych bitmonet. Drugi fundament to sposób przesyłania pieniędzy. Od odbiorcy do nadawcy. Bezpośrednio. Nie jest potrzebna tak zwana trzecia strona. Żaden bank, instytucja płatnicza w rodzaju PayPala czy Visy. Pieniądz, jak plik cyfrowy, w czasie około 10 minut jest przesyłany od jednej osoby do drugiej. Niezależnie od pory dnia, weekendów czy świąt. Przypomina to mail, z tą różnicą, że poczta elektroniczna potrzebuje jakiegoś dostawcy, jednego serwera. Tu wszystko odbywa się tylko między dwiema stronami. I trzeci filar to przechowywanie. Nie jesteśmy zdani na bank czy fundusz powierniczy. Nasze pieniądze możemy trzymać jako plik w komputerze, telefonie, pendrivie. W tak zwanej chmurze, czyli dyskach zewnętrznych, takich jak oferowane przez Google czy Amazon. Wszystko może być zaszyfrowane tylko nam znanym hasłem. Dla bezpieczeństwa możemy mieć dowolną liczbę kopii. Ale nie tylko plik cyfrowy może być naszym bankiem. Bitcoina


można wydrukować jako dokument tekstowy złożony w bezpiecznym i tylko nam znanym miejscu. Bitcoina można przechowywać także w... głowie. Jest to wtedy tak zwany brain wallet. Rozwiązań jest mnóstwo, a wszystkie stanowią konkurencję i swego rodzaju opozycję dla systemów monetarnych opartych na dowolnej kreacji pustego pieniądza papierowego. Żeby ten system pieniężny miał w ogóle sens, musi on przyciągnąć potencjalnych użytkowników jakimiś specjalnymi cechami, korzyściami dającymi przewagę nad złotym, euro czy dolarem. Pierwsza rzecz to szybkość przelewów. Przesłanie każdej kwoty trwa około 10 minut i kosztuje średnio kilkanaście groszy. Sieć bitcoina w przeciwieństwie do bankowych działa non stop. Znikomy koszt jest ogromnym plusem w porównaniu do PayPala czy kart płatniczych. Nikt również nie jest w stanie zablokować nam przelewu z tylko sobie znanych powodów. Kolejną ważną cechą jest z góry określona baza monetarna. Docelowo będzie 21 mln btc i wielkość ta zostanie osiągnięta w roku 2140. Wcześniej jednak, bo już za 19 lat, liczba wszystkich bitcoinów sięgnie 99% założonego stanu. Czyli upraszczając nieco, można powiedzieć, że w 2033 roku będą w obiegu praktycznie wszystkie bitmonety. Stała baza monetarna jest kwintesencją tej sieci. Stoi ona w całkowitej opozycji do obowiązującego obecnie systemu fiat money, w którym na przykład bank centralny USA przez ostatnie lata wrzucał na rynek 85 mld dolarów. Co miesiąc. Zmniejszając przy okazji wartość pieniędzy swych obywateli. Bitcoin to z jednej strony system monetarny oparty na całkowicie odmiennym paradygmacie logicznym i ekonomicznym w porównaniu do obowiązujących na świecie zasad finansowych, a z drugiej – po prostu cyfrowy, wirtualny żeton. Tani i szybki. I te dwie cechy są w coraz większym stopniu dostrzegane i doceniane przez firmy i organizacje tak globalne, jak i działające na lokalnych rynkach. Bitcoina zaakceptowały dwa duże internetowe sklepy amerykańskie Overstock i Newegg, oba notowane na Wall Street z rocznymi obrotami sięgającymi kilku miliardów dolarów. Za btc można kupować komputery w Dellu, megakorporacji amerykańskiej. A informacją ostatnich dni jest przyjęcie bitcoina przez PayPala, który poprzez

swoją spółkę Braintree obsługuje internetowych klientów biznesowych na całym świecie. Bardzo ciekawą sprawą jest komunikat, jaki wystosował IBM: iż projekt tak zwanego internetu rzeczy, czyli komunikacji i zarządzania przedmiotami podłączonymi do sieci, może funkcjonować w oparciu o blockchain, system tworzący sieć bitcoina. Prócz implementacji cyfrowej waluty w rozwiązaniach czysto komercyjnych bitcoin bardzo dobrze sprawdza się jako pieniądz dla instytucji i organizacji społecznych, pozarządowych. Przelewy są szybkie, tanie, nie generują dodatkowych kosztów organizacyjnych. Z bitcoina korzysta na przykład Seashephard (organizacja ratująca wieloryby) czy Anti-Poaching Foundation (afrykańska organizacja zwalczająca kłusowników). Do najbardziej znanych fundacji, które zaczęły przyjmować dotacje w btc, jest Wikipedia. Po trzech latach rozważań w końcu zgodziła się na cyfrową walutę i już w pierwszym tygodniu otrzymała btc o wartości ponad 140 tysięcy dolarów. Bitcoin jest szansą na obniżenie kosztów i zdobycie nowych klientów, poszerzenie działalności: biznesowej czy charytatywnej. Także w Polsce, także w Bielsku-Białej. Pierwszy raz bitcoin zagościł w naszym regionie jesienią ubiegłego roku za sprawą szybowników z góry Żar. Mistrz świata Sebastian Kawa organizował wyprawę w Himalaje, lot na Mount Everestem i jednym ze wspierających była światowa społeczność bitcoina. Udało się wówczas zebrać ponad 10 btc, które stanowiły kilka procent kosztów wyprawy. Dziś do grona polskich organizacji przyjmu-

jących dotacje w bitcoinie należy bielska Vegeinicjatywa, fundacja promującą wegański styl życia i dbająca o dobro zwierząt. Pierwszy bielski biznes, który zaczyna spoglądać na cyfrową walutę to kawiarnia Aquarium w BWA. Na razie „nieśmiało”, tylko jako forma napiwków. Ale pierwsze koty za płoty. W Polsce jest około 200 miejsc, w których można skorzystać z bitcoina. Od klasycznych serwisów internetowych, hostingowych, chmurowych po sklepy, hotele, knajpki aż po kancelarie prawnicze. Bitcoin to prawdopodobnie przyszłość światowych finansów. Nawet jeśli nie jako podstawa systemu monetarnego, to przynajmniej w charakterze środka transferowego. Prawie darmowego, bardzo szybkiego i niezawodnego cyfrowego żetonu przenoszącego wartość pieniężną.

Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz już wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)

Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC

13


ŚLĄSKIE TO WYZWANIE

foto: A. Szymańska

ludzie

Z Agnieszką Sikorską, dyrektorem biura Śląskiej Organizacji Turystycznej, spotykamy się na 18 piętrze jednego z najwyższych budynków w Katowicach. Stąd rozpościera się widok sięgający niemal po kres Jury Krakowsko-Częstochowskiej z jednej strony i beskidzkie szczyty z drugiej. Wspaniała perspektywa na region!

rozmawiały: Agnieszka Ściera, Anita Szymańska

14


Czy Pani jest od początku w organizacji? Agnieszka Sikorska: Można tak powiedzieć. Organizacja została zarejestrowana w 2004 roku, a ja przyszłam w czerwcu 2005 roku. Jak Pani się tu znalazła? AS: Przez przypadek. Skończyłam studia zupełnie inne niż branża, w której pracuję, a więc prawo na Uniwersytecie Śląskim. Byłam na praktykach w sądzie i od razu wiedziałam, że atmosfera pracy w sądzie mnie nie pociąga, choć sam kierunek był bardzo ciekawy i z mojego wykształcenia korzystam na co dzień. Po studiach wyjechałam podszlifować swój angielski... do Australii. Byłam tam półtora roku. Cudowny kraj i cudowne doświadczenie życiowe. Wróciłam w 1999 roku. Przez przypadek dowiedziałam się o możliwości pracy w ośrodku wypoczynkowym, w którym odpowiadałam za całą organizację pracy ośrodka. Potem kolejna praca w innym ośrodku turystycznym. A następnie krótka przerwa na macierzyństwo i konkurs na stanowisko dyrektora biura w Śląskiej Organizacji Turystycznej, który udało mi się wygrać. I jestem tu już od 9 lat. Czy Polacy są turystami? AS: Regionalne organizacje turystyczne to model przeniesiony z Europy. W wielu krajach turystyka traktowana jest jak część gospodarki, w Polsce tak niestety nie jest. W świadomości przeciętnego Polaka turystyka to stereotypowe wycieczki w góry i wakacyjny wypoczynek latem. Dla znacznej części turystyka to wypoczynek wakacyjny w jakimś egzotycznym kraju. O turystyce w Polsce mówi się tylko wtedy, gdy plajtuje jakieś biuro podróży. U nas to ciągle jakaś fanaberia, nie do końca zrozumiała, ta turystyka w Polsce. I jeszcze mamy niektóre miasta, które odwiedza się turystycznie – Kraków, Wrocław, Gdańsk, Warszawa (głównie z wycieczkami szkolnymi). A co ciekawe, województwo śląskie jest drugim co do wielkości, jeśli chodzi o zatrudnienie w turystyce w Polsce, po Mazowszu. Sama turystyka podlegała kiedyś pod Ministerstwo Gospodarki. Teraz jest Ministerstwo Sportu i Turystyki, choć zwykle pamięta się w nim tylko o sporcie. Nas z kolei, jako regionalną organizację turystyczną, interesuje tzw. turystyka krajowa, czyli to, co mamy w Polsce, i jeszcze dokładniej – w województwie śląskim. Co można promować w województwie śląskim? Po co turysta ma tu w ogóle przyjechać? AS: W 2007 robiliśmy duże badania, pokazujące, kto i po co do nas przyjeżdża. To pokazało konkretne liczby, przekładające się na dochody regionu z turystyki. Jeśli mówimy, że w naszym regionie turyści pozostawiają 4,5 miliarda złotych, to mówimy o pieniądzach, jakie przy okazji wyjazdu są przeznaczone nie tylko na noclegi czy jedzenie, ale też na wstępy lub pamiątki czy chociażby benzynę na podróż. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak wiele dziedzin życia ma wpływ na turystykę i vice versa. Ale zaczęłam od modelu przeniesionego z Europy i nie skończyłam. Tam turystyką nie zajmują się urzędy, mam na myśli wzorce przeniesione na przykład z Austrii. W 2000 roku również w Polsce wprowadzono tzw. trójstopniowy system promocji turystycznej kraju. Od tego czasu mogły powstawać regionalne i lokalne organizacje turystyczne, które jako stowarzyszenia mieszane mogły zrzeszać praktycznie wszystkich zainteresowanych rozwojem turystyki na danym obszarze, po-

cząwszy od samorządów, przez przedsiębiorców i inne stowarzyszenia, po osoby fizyczne. Chodziło o to, aby nie zajmowali się tym urzędnicy, których rolą nie jest do końca tworzenie i promowanie produktów turystycznych. Śląska Organizacja Turystyczna powstała w 2004 roku. Powstanie organizacji w naszym regionie zajęło więc aż cztery lata. Powstała też Polska Organizacja Turystyczna (agenda rządowa), zajmująca się promocją turystyki poza granicami kraju. Organizacje regionalne ściśle z nią współpracują w promocji Polski i swoich regionów za granicą, ale nie jest to struktura pionowa z systemem wzajemnej podległości czy finansowania. W tym zakresie musimy w regionach radzić sobie sami. To, co Państwo robią, jeśli chodzi o promocję turystyki, skierowane jest i na zewnątrz, i do środka, czyli do samych Ślązaków? AS: Tak, nasze badania pokazały, że jesteśmy bardzo dobrym „rynkiem zbytu” sami dla siebie. Mamy na tyle różnorodne krajobrazowo i kulturowo województwo, że jest ono również atrakcyjne dla nas samych. Według definicji turysta to osoba, która nocuje poza swoim miejscem zamieszkania przynajmniej jedną noc. Jeżdżąc na jednodniowe wycieczki, jesteśmy osobami odwiedzającymi. Ale jednak – zwiedzamy! Ruch stricte turystyczny generowany przez mieszkańców naszego regionu to przynajmniej 1,53 mln osób spośród 4,2 mln turystów w ogóle. Taki wynik plasuje nas na 4-6 pozycji w skali kraju (w zależności od roku). W roku 2010 byliśmy liderem w Polsce, jeśli chodzi o tzw. turystykę weekendową, czyli krótkie wyjazdy turystyczne. Czy różnorodność województwa jest pomocna, czy też raczej jest przeszkodą w promocji? AS: Jedno i drugie. Początkowo znalezienie wspólnego mianownika dla całego tak różnorodnego regionu nie było ułatwieniem w komunikacji i promocji naszego regionu. Odpowiedzią na to było stworzenie, wspólnie z Urzędem Marszałkowskim, Szlaku Zabytków Techniki – to produkt łączący wszystkie subregiony naszego województwa, a jednocześnie pokazujący w sposób autentyczny jego industrialną kulturę, siłą rzeczy skupioną jednocześnie w centralnej części województwa. Ślązacy lubią jeździć, odwiedzać, zwiedzać. Przyjeżdża tu też wiele osób spoza województwa. Ruch turystyczny jest bardzo wyrównany w ciągu roku. I nie mam tu na myśli tylko turystów śpiących w hotelach, ale też odwiedzających swoich krewnych lub znajomych. Uważamy, że najlepszymi ambasadorami naszego województwa są jego mieszkańcy. To oni powinni wiedzieć jak najwięcej, żeby móc z kolei swoich gości gdzieś zabrać, coś im ciekawego pokazać. Dlatego na początku działania promocyjne były kierowane do mieszkańców regionu. Lepsze rezultaty przynosi bowiem zasada małych kroków. Trudno promować coś na zewnątrz, jeśli sami mieszkańcy nie są tego świadomi lub do tego przekonani. Myślę, że po 10 latach działalności Śląskiej Organizacji Turystycznej akurat z naszymi mieszkańcami nie mamy już tego problemu. Są oni doskonałymi ambasadorami regionu, sami wiedzą o nim coraz więcej i coraz bardziej się nim interesują. Mają Państwo kilka swoich produktów, jak Śląskie Smaki czy Szlak Zabytków Techniki. Jak narodziły się pomysły na te projekty? AS: Jedne powstały świadomie, inne przez przypadek. Szlak Zabytków Techniki, jak już wspomniałam, powstał zupełnie

15


ludzie

Uważam, że tu jest jeszcze wiele do zrobienia, bo jesteśmy jednym z ciekawszych regionów. I nie chciałabym promować żadnego innego.

www.slaskiesmaki.pl, www.zabytkitechniki.pl świadomie, z premedytacją. Pokazanie naszego industrialnego bogactwa, które siłą rzeczy zaczęło przechodzić raczej do historii, było próbą, myślę, że udaną, przekucia dotychczasowego negatywnego stereotypu na wielki atut i wyróżnik regionu. W tej dziedzinie jesteśmy niekwestionowanymi liderami. Kiedyś zwiedzanie miejsc industrialnych było uznawane za niszowe, tylko dla pasjonatów. Dziś turystyka industrialna jest zaliczana po prostu do turystyki kulturowej. Obiekty przemysłowe zwiedza się dziś na równi z takimi zabytkami, jak kościoły, muzea czy pałace. Drugim produktem, który z kolei powstał przez przypadek, są Śląskie Smaki. W 2006 roku zorganizowaliśmy pierwszy festiwal kuchni. Jeszcze wtedy nie mieliśmy pogłębionych badań ani nawet świadomości, z jak bogatą materią mamy do czynienia. Ten pierwszy festiwal pokazał, że nasze województwo jest również różnorodne w tej dziedzinie, czyli w kulinariach. I obok jednej z najbardziej rozpoznawalnych w kraju kuchni regionalnych, czyli kuchni śląskiej, istnieje w granicach naszego obecnego województwa także kuchnia góralska (beskidzka) czy kuchnia Jury Krakowsko-Częstochowskiej, zgoła odmienna od pozostałych. Obecnie Śląskie Smaki to restauracje na Szlaku Kulinarnym, wydawnictwa, festiwal, promocja regionalnych potraw i – równie różnorodnego jak krajobrazy w naszym regionie – kulinarnego dziedzictwa regionu. Stworzyli Państwo innowacyjny system informacji turystycznej. Co różni go od innych systemów? AS: To, że byliśmy w tym pierwsi. Pierwsi wpadliśmy na to, aby punkty informacji turystycznej funkcjonujące w różnych miejscach naszego regionu i prowadzone przez różne instytucje (samorządy, organizacje pozarządowe) spiąć w jedną sieć, zarówno tę informatyczną, jak i sieć wymiany wiedzy oraz obsługi wg określonych, w miarę ujednoliconych standardów. Tak powstał pierwszy w Polsce model zarządzania informacją turystyczną w regionie. W końcu bez informacji

16

nie ma promocji... Najważniejsze było dla nas to, że jednolity standard został wypracowany z samymi punktami informacji turystycznej, czyli nie był jakimś standardem z góry narzuconym, tym bardziej że nie było i nie ma żadnych innych uregulowań dotyczących funkcjonowania informacji turystycznej w Polsce. Bieżące kontakty z pracownikami informacji turystycznej (w sieci Śląskiego Systemu Informacji Turystycznej jest obecnie 70 punktów informacji turystycznej – to największa sieć w Polsce) ułatwiają nam również budowanie wizerunku naszego regionu oraz dają wiedzę o ciągle zmieniającej się ofercie turystycznej województwa. Dają możliwość mówienie jednym głosem, choć kanały tego przekazu są różne. Po pewnym czasie okazało się, że mamy wielu naśladowców w innych regionach. Jakie są Pani plany na przyszłość? Gdzie będzie Pani za 10 lat? AS: Pamiętam z czasów szkolnych pytanie naszego wychowawcy, kim chcielibyśmy być za 10 lat. Ja wtedy pomyślałam sobie, powiem nieskromnie, że chciałabym być dyrektorem, mieć taki notes i ładne, czarne wieczne pióro. I te marzenia mi się spełniły. Mogę to czarne pióro nawet pokazać, dostałam je od klienta i mam je do dzisiaj. Praca tutaj jest na tyle ciekawa, że nawet nie męczy. Po prostu lubię to, co robię. Mam to, czego chciałam, tak więc chciałabym tu być jeszcze przez jakiś czas, bo uważam, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Jesteśmy jednym z ciekawszych regionów. I nie chciałabym promować żadnego innego. Nie sztuką jest bowiem robić coś, co jest już prawie gotowe albo sprzedaje się samo. Sztuką na pewno będzie zrobić z województwa śląskiego region turystyczny albo przynajmniej region, w którym turystyka będzie ważną gałęzią gospodarki. Choć w społecznej świadomości na pewno jeszcze przez długie lata będzie pokutować stereotypowe postrzeganie naszego regionu. W końcu pracowaliśmy na to równie długo... Od czasów rewolucji przemysłowej. Ale liczby, o których wspomniałam powyżej, mówią same za siebie i ewidentnie takiej opinii przeczą.


RADOŚĆ ZAKUPÓW! ŻYWIEC

Zeskanuj kod i kliknij lubię to

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER

Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:

www.

.pl

17


Nobile znaczy szlachetny

Made in Bielsko-Biała Z fabryki w Bielsku-Białej wyjeżdżają produkty zamawiane przez klientów takich jak Zag, Faction, Powderequipment, Whitedot, Majesty, Burton czy Rough. Wykorzystując nowoczesne materiały i technologie, Nobile tworzy na podstawie własnych patentów najwyższej klasy produkty z najlepszych gatunków polskiego i egzotycznego drewna. Produkty pod marką Nobile powstają według założeń human concept, co oznacza optymalne projektowanie parametrów nart, snowboardów i desek do kitesurfingu, tak by uwzględniały ludzkie możliwości i ograniczenia w celu maksymalizacji komfortu i bezpieczeństwa. To rozwiązanie unikatowe na skalę światową. – Zbudowaliśmy naszą firmę na sumienności, jasnych zasadach etycznych i szacunku dla naszych dostawców, dystrybutorów i klientów. Jakość produktów Nobile stawiamy zawsze na pierwszym miejscu – z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych – mówi Dariusz Rosiak, założyciel i właściciel Nobile.

18

Innowacje cenione na świecie Nobile słynie z innowacji. Dariusz Rosiak i jego team R&D co roku wprowadza nowości i udoskonala stosowane rozwiązania. Najnowszym jest opatentowany system W-Connection, który polega na łatwym i trwałym łączeniu deski kiteboardowej z dwóch części. W-Connection to mniejsze opłaty za dodatkowy bagaż i radość z uprawiania kiteboardingu w każdym zakątku świata. Nobile rozwinęło ten pomysł i opatentowało najlepszy sposób na złożenie deski: szybki, łatwy w obsłudze, wytrzymały oraz – co ważne – stosowany w seryjnej produkcji. Najcenniejszym systemem w produktach Nobile jest opatentowany APS Core Technology (Added Pre Stress by Nano Technology). Podczas formowania deski w prasie stosowana jest innowacyjna technologia wprowadzenia naprężenia wstępnego. W trakcie procesu włókna klina drewnianego zostają trwale rozciągnięte w pofalowaną formę, a tym samym magazynują energię w rdzeniu deski. Daje to efekt komfortowego, a zarazem dynamicznego produktu o optymalnie dopasowanej sztywności. Zastosowanie tej technologii pozwala na użycie mniejszej ilości materiałów, dzięki czemu deski są lżejsze od standardowych konstrukcji. Dzięki human concept parametry desek są optymalnie dopasowane do ludzkich możliwości i ograniczeń, zapewniając maksymalny komfort i bezpieczeństwo. Każdy produkt jest opatrzony informacją „Made with Polish Hands”, ponieważ każdy jest tworzony ręcznie i pod okiem wybitnych fachowców. 20 lat ciężkiej pracy Marzenie rodziny Rosiaków o tworzeniu innowacyjnych produktów najwyższej jakości, dających maksimum satysfakcji stało się rzeczywistością. Firma nie ustaje w poszukiwaniu nowych rozwiązań technologicznych, z których

Nobile świętuje w tym roku dwudziestolecie. Polski producent sprzętu do kiteboardingu, snowboardów, nart i desek do wake’a należy do ścisłej światowej elity sportowych marek. Ta rodzinna firma, założona przez Dariusza Rosiaka, nieustannie poszukuje nowych rozwiązań, wyznacza trendy i kierunki rozwoju wielu dyscyplin sportu. Kilkanaście patentów i rozwiązań Nobile stosują najbardziej renomowane i cenione marki sportowe na świecie.

większość będzie zapewne stosowana przez znane i cenione na całym świecie marki, tak jak to było do tej pory. W 2014 roku Nobile podbija świat. W styczniu otrzymało prestiżową nagrodę ISPO za najlepszy snowkite, czyli deskę z latawcem przeznaczoną do jazdy po śniegu – RC2000. Trwa Nobile Tour – objazd z prezentacją rozwiązań od kiteboardingu po wake, który odwiedził już zachodnie wybrzeże USA, Francję, Wielką Brytanię, Irlandię, Belgię, Danię i Niemcy. W Polsce Nobile aktywnie wspiera ciekawe imprezy i wydarzenia sportowe. Twarzami marki w kiteboardingu są: mistrzyni Polski Katarzyna Lange, 6 zawodnik na świecie Brazylijczyk Eudazio da Silva oraz Maciek „Magic” Lewandowski, który zadziwia świat w czołówce wakeboardingu. Snowboardowym


foto: Nobile Sport

ambasadorem jest wielokrotny mistrz Polski, mistrz świata i olimpijczyk Łukasz Starowicz. Na nartach Nobile jeździli m.in. Marc Girardelli, Marcin Szafrański i najlepsi ze Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Narciarstwa w Polsce. Firma jest doceniana również za design. Katalog narciarski Nobile trafił do finału w konkursie Szpalty Roku. Kolekcja snowboardowa na nowy sezon powstała z udziałem czołowych agencji reklamowych w Polsce, a nową kolekcję kiteboardingową na 2015 rok zaprojektowała światowa agencja Grey Group. Jesienią Nobile będzie partnerem wielkiej imprezy Virgin Armada Kiteboading z udziałem sir Richarda Bransona, podczas której Dariusz Rosiak wraz ze słynnym brytyjskim biznesmenem będą bić rekord Guinnessa.

Cudze chwalicie, swego nie znacie Nobile rozdaje koszulki z nazwą firmy i napisem „Bielsko-Biała”. Z dumą noszą je młodzi i starsi, nie tylko w Bielsku-Białej, ale i na świecie. – Jesteśmy rodzinną firmą i taką tworzymy atmosferę. Kochamy to, co robimy. Wielu z nas uprawia sport. Wszyscy w Nobile chcemy, aby tworzone przez nas produkty były, tak jak do tej pory, lubiane i cenione na całym świecie. Pracujemy nad tym każdego dnia – mówi Dariusz Rosiak.

Dariusz Rosiak, założyciel i właściciel Nobile, miłośnik lotnictwa, aktywnie uprawiający kitesurfing, snowboarding, narciarstwo i kolarstwo górskie. Nie ustaje w poszukiwaniach nowych, lepszych rozwiązań technologicznych, z których większość jest stosowana przez znane i cenione na całym świecie marki. Jego córka Małgorzata Rosiak-Brawańska, prezes Nobile, jest wielokrotną medalistką mistrzostw Polski, Pucharu Europy i Świata w snowboardzie, wicemistrzynią świata juniorów i olimpijką.

19


ludzie

FOTOGRAFKA FOTOGRAFKA W WIELKIM W WIELKIM MIEŚCIE MIEŚCIE

tekst: Katarzyna Górna-Oremus

SPAKOWANA WALIZKA, DWA APARATY FOTOGRAFICZNE, STATYW. TU NIE MA PRZYPADKU. WSZYSTKO JEST ZAPIĘTE NA OSTATNI GUZIK. JUTRO RANO POBUDKA. PUNKTUALNIE O GODZINIE 5.32 ODJEŻDŻA POCIĄG Z DWORCA GŁÓWNEGO W MEDIOLANIE DO TURYNU. TAM ODBĘDZIE SIĘ KOLEJNA SESJA ZDJĘCIOWA, KTÓRA POWSTAŁA W UMYŚLE DIANY ŁAPIN, BIELSZCZANKI, UTALENTOWANEJ FOTOGRAFKI, KTÓRA DZIĘKI SWOJEJ PRACY I WYTRWAŁOŚCI SPEŁNIA MARZENIA I DOTARŁA TAM, GDZIE OBECNIE SIĘ ZNAJDUJE – U PODNÓŻA ŚWIATOWEJ KARIERY.

Uśmiechnięta, zamyślona, czasami wkurzona, w pracy i prywatnie. W ciągu kilku dni udało nam się podpatrzeć, jak wygląda typowy dzień pracy bielszczanki w stolicy mody. Dzięki tej barwnej, nietuzinkowej, a już na pewno charyzmatycznej postaci poznaliśmy blaski i cienie pracy fotografa mody. W ciągu zaledwie kilku dni przemierzyliśmy wzdłuż i wszerz Mediolan, chodziliśmy ulicami Genui, którymi wcześniej podążał Krzysztof Kolumb, i przemokliśmy do suchej nitki w deszczowym Turynie. To było szaleństwo. Dla nas, zwykłych zjadaczy chleba. Nie dla Diany, dla której sesje, zlecenia od uznanych projektantów, to codzienność.

20

U podnóża światowej kariery Pobudka o 4.00 rano. Nie ma zmiłuj się. To nie jest praca dla leniwych. Tu trzeba konsekwencji. Jasno określonych celów. Takich, które założyła sobie Diana, kiedy postanowiła wziąć urlop od studiów w Polsce i przyjechać do Włoch. Postawiła wszystko na jedną kartę i wygrała. Kilka lat, które spędziła w Genui, to był zaledwie początek jej drogi. Dziś mieszka w Mediolanie i zdobywa zaufanie coraz większej klienteli, współpracuje z agencjami mody, przygotowuje profesjonalne sesje zdjęciowe, publikuje w prestiżowych


A

magazynach mody. Nie osiada jednak na laurach. Droga do szczytu ma wiele schodów. Turyn w deszczu Diana nie ma problemów z ogarnięciem całej masy spraw związanych z sesją. Najważniejsza jest koncepcja. Bierze wszystko pod pachę i zjeżdża windą cztery piętra w dół kamienicy, w której mieszka. Okolica spokojna i przyjemna. Tylko dwa przystanki autobusowe do metra. Później pięć postojów, zanim dojedzie się do dworca ko-

lejowego w Mediolanie. Szybka kolejka po bilet i można spokojnie czekać na pociąg. Czy przyjedzie na czas? Trudno powiedzieć. Włoska kolej działa podobnie jak ta polska. Tym razem jednak wszystko idzie zgodnie z planem. Kierunek – Turyn, który wita nas deszczem. Jest początek lipca, tymczasem leje jak z cebra. Bez parasola, za to z wielkim bagażem, biegniemy do celu naszej wędrówki. Serce Turynu – Circolo dei Lettori, piękny zabytkowy budynek. Po drodze spotykamy jednego z najlepszych włoskich tancerzy i choreografów breakdance’u i hip-hopu, który posługuje się pseudonimem Sparta Double Struggle.

21


ludzie osiadła na stałe. Jest wspaniała, ciepła, radosna. Zgodziła się nas ugościć, mając świadomość, że następnego dnia zapewne nie zdąży do pracy. Rozmawiamy do białego rana. W głowach narodziły się kolejne pomysły. Między przystankami

Artysta zgodził się pozować do sesji dla Thiam. Włoska marka, która szyje ubrania łączące dwa style na pozór odległe: sportowy i wizytowy. Tylko Diana jest w stanie poruszyć jego marsowe oblicze. Po chwili tancerz wykonuje akrobacje godne prawdziwego mistrza, nie bacząc na kałuże i ulewę. To chwila, gdy piesi przystają i z zapartym tchem podziwiają bielszczankę z aparatem w ręku i włoskiego artystę z początku XXI wieku. Wspólnie kreują dzieło. Kolejna sesja – tym razem w klasycznej scenerii. Bajkowa z nutą nowoczesności. Kolejna inicjatywa zakończona sukcesem. Zmęczone, mokre, ale za to z pozytywną energią, i głowami pełnymi pomysłów powracamy do Mediolanu. Pociąg-metro-autobus-winda. Na progu mieszkania witają nas dwa koty, które mruczą z zadowolenia, że ich właścicielka w końcu do nich wróciła. Choćby na chwilę. Genua, która stoi w miejscu Czwarta rano, po zaledwie trzech godzinach snu czeka nas kolejna podróż. Tym razem do miasta, w którym żył Krzysztof Kolumb. Odkrywca nowego świata. Genua – miasto niegdyś tętniące życiem – stanęła w miejscu. Zapanowała tu pewnego rodzaju stagnacja. Młodzi wyjeżdżają za pracą. Diana jest oficjalnym fotografem Porto Antico di Genowa. Jest odpowiedzialna za rejestrację zdjęciową wszystkich wydarzeń, które odbywają się w porcie. Przystani, z której wielki odkrywca wyruszył na podbój świata. Genua jest piękna. To miasto pokryte patyną czasu, gdzie w dawnych budynkach sakralnych można zakupić wszystko za jedno euro. W samo południe wychodzi na chwile słońce. Spacerujemy główną ulicą. Nie ma chwili spokoju. Co drugi przechodzień zaczepia Dianę albo ona jego. Gestykulują, uśmiechają się, wymieniają uwagami. Iście włoska atmosfera. Na moment wytchnienia przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Już po koncercie, który Diana obsłużyła, idziemy do Polki, która od lat mieszka w Genui. Dorota urodziła się w Milanówku, zakochała się jednak we Włoszech i tam

22

Diana cały czas rozmawia. Nie tylko z nami. A trzeba przy tym dodać, że jest świetną obserwatorką i słuchaczką. Wciąż toczy dyskusje z przechodniami, ktoś wciąż do niej dzwoni albo ona do kogoś. Pracuje na 100 procent. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Bielszczanka ogarnia dosłownie wszystkie zamówienia. Obrabia zdjęcia, przygotowuje kolejne projekty, wysyła propozycje sesji dla kolejnych klientów, prowadzi negocjacje. Ta kobieta to wulkan energii, człowiek renesansu. Zaczyna tworzyć sieć kontaktów i współpracowników. Czwarta rano – znów pobudka. Musimy zdążyć na sesję ekskluzywnej marki kapeluszy Panama Hatters. Pomiędzy tym wszystkim mamy jeszcze trzy inne spotkania oraz dwie próbne sesje. Ten dzień mija nam w rozjaz-


REKLAMA

dach. Metro-autobus-tramwaj. Walizka-plecak-stojaki. Wszystko w obrębie jednego miasta – Mediolanu. To lepsze niż niejedna siłownia. W końcu witamy się z Marco Tibilettim, właścicielem luksusowego butiku, gdzie najtańsze obuwie można zakupić za zaledwie trzy tysiące euro. Jest wygadany, wie, czego chce, ma zaufanie do Diany. To ona realizuje większość jego projektów. Tym razem wielkie wyzwanie – kapelusze gwiazd. Bielszczanka na gorąco tłumaczy Markowi, że jego pomysł jest do udoskonalenia. Po kilku minutach dyskusji Diana wygrywa bitwę. Potrafi przekonać każdego do swoich racji. Zwykle podróżuje sama. Na miejscu czeka już na nią ekipa – makijażystka, wizażysta, stylista. Darzy ich szacunkiem. Pracuje równie ciężko jak oni sami. Rozkłada sprzęt i podejmuje działanie. Po całym dniu biegania w szpilkach po wielkim mieście szukamy wolnego miejsca. W naszych umysłach kołacze się jedna myśl: kawa! W końcu, na nic nie bacząc, siadamy na krawężniku w cieniu wielkiej katedry i zamawiamy lody. Obserwujemy ludzi, którzy spieszą się do pracy, na spotkania, tych o smutnych obliczach, jak również tych, którym się tego dnia powiodło. To czas dla nas. Spokój, cisza, wytchnienie... Jeszcze wszystko przed nami.

23


ludzie

Ubierałabym kobiety w jedwabie Z Marią Lachowicz-Bogunią rozmawia Agnieszka Ściera

24


Znajdujemy się w pięknie odnowionym budynku – starej willi. Wygląda imponująco i elegancko. Jest to efekt Pani wieloletniej, ciężkiej pracy. Jakie były Wasze początki? Maria Bogunia: Może zacznę od budynku. Świetnie opisała go

Magda Kaczyńska w naszej e-gazetce, którą prezentujemy na stronie internetowej. Okazuje się, że w latach trzydziestych ubiegłego wieku mieścił się tutaj ekskluzywny salon sprzedażowy sukien i ubrań. Na dole znajdował się sklep z tkaninami, na kolejnym piętrze właśnie ów salon, a na samej górze mieszkanie.

A więc miejsce nieprzypadkowe. M.L.-B.: Nieprzypadkowe. Jestem tą wiadomością bardzo pod-

ekscytowana. Czekam z niecierpliwością na opowieści pani (mamy jednej z moich klientek) na stałe mieszkającej w USA, która pamięta te czasy.

Kupując ten budynek, nie znała Pani jego historii? M.L.-B.: Nie. Ale czułam taką pozytywną aurę, wchodząc do niego. Poczułam, że działo się tutaj coś bardzo dobrego. Tutejsze elegantki schodziły się na ploteczki, kawkę. Tutaj przymierzało się kapelusze, stroje itd. Z remontem tego budynku wiąże się też ciekawa historia. Zaginął nam wówczas aparat fotograficzny. Jednak wczoraj się odnalazł jakimś cudem. Święty Antoni dopomógł. Były tam utrwalone zdjęcia zrobione w starym biurze jeszcze przed przeprowadzką. To piękne zdjęcia, ale dopiero teraz dostrzegłam, jaką wielką metamorfozę przeszła nasza firma. To jest trzecia siedziba i moim zdaniem miejsce idealne.

Ale wróćmy do początków. M.L.-B.: Powiem szczerze, że tak do końca nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam wyglądać inaczej niż inni. Wyróżniać się. Chciałam wyglądać atrakcyjnie. Niestety moja postura na to nie pozwalała, kiedyś byłam bardzo otyłą osobą. Ale zawsze dążyłam do tego, aby wyglądać świetnie. Czyli bardzo kobieco i seksownie. Dostosowywać się do sytuacji w ciągu dnia. Tu spotkania biznesowe, za chwilę wydawanie dyspozycji ludziom pracującym na zewnątrz fizycznie, wieczorem znów biznesowy raut. Taki tryb pracy powodował, że zawsze miałam problem, jak się ubrać, żeby wszystkim dogodzić i do tego wyglądać przez cały dzień świetnie. Przecież nie będę wozić ze sobą walizki ubrań. Znalezienie złotego środka było bardzo trudne, żeby w tak różnych sytuacjach w ciągu dnia wyglądać dobrze i stosownie do sytuacji i wywierać swoim wizerunkiem dobry wpływ na różne środowiska, począwszy od osób sprzątających, skończywszy na szejkach, którzy przyjeżdżali do Hotelu Polonia, w którym wówczas pracowałam.

Czyli na samym początku nie zajmowała się Pani stylizacją innych. M.L.-B.: Czas, o którym wspominam, to okres, w którym byłam

tzw. personal shopper dla osób, które przyjeżdżały do Hotelu Polonia. Moim dziełem jest także wystrój wnętrz w tym hotelu. Już cztery lata wcześniej stylizowałam znane osoby.

Z wykształcenia jest Pani... M.L.-B.: Jestem teologiem. Czy pracowała Pani w zawodzie? M.L.-B.: Jako magister teologii w zawodzie nigdy nie pracowałam. Ale okres studiów, nota bene w Innsbrucku, bardzo mile

Maria Bogunia, stylistka, bizneswoman, matka, właścicielka firmy Chianti Luxury & Harmony.

wspominam. Byłam jedyną kobietą na roku. I to w dodatku blondynką. To było wyzwanie odnaleźć się pośród 36 czarnoskórych kolegów, z których każdy marzył o kapłaństwie. Wtedy już przeżyłam epizod z ubieraniem, ubierałam właśnie swoich kolegów z roku. Ponieważ musiałam się sama utrzymać, to w Austrii pracowałam w SPA, gdzie dane mi było ubierać Austriaczki. Robiłam to praktycznie przez cały dzień, godząc pracę z zajęciami na uczelni.

Skoro już wtedy wykazywała Pani predyspozycje do pomagania innym poprzez ubiór, to dlaczego studiowała Pani teologię? M.L.-B.: Przyjechałam wtedy na studia, nie znając dobrze języka,

a wcześniej przez rok byłam w zakonie w Laskach koło Warszawy. Miałam już zaliczony pierwszy rok teologii w Polsce. Zdrowie nie pozwoliło mi jednak na pracę z osobami niewidomymi. Dlatego postanowiłam, że pojadę pracować do Austrii. Ale myślałam też, że dobrze byłoby oprócz pracy kontynuować naukę. I tak dzięki szeregowi przypadków wylądowałam na Uniwersytecie w Innsbrucku. Dziekan stwierdził, że skoro mam rok teologii w Polsce, to skieruje mnie na teologię. Przez słabą znajomość języka nie zrozumiałam go i tak przez przypadek się tam znalazłam.

Zakon to też ciekawe doświadczenie. Trudno mi sobie teraz Panią wyobrazić w habicie. M.L.-B.: Tak, byłam przez rok w nowicjacie. Piękna sprawa. Świetnie się tam czułam. Tylko chyba mi przeszkadzał właśnie ten habit. Natomiast bardzo kreatywnie tam działałam.

25


ludzie

Czy zawsze te zdolności Pani towarzyszyły, czy odkryła je Pani z czasem? M.L.-B.: Mam bardzo artystyczną rodzinę. Moja mama jest

tkaczem artystycznym, tata jest rzeźbiarzem i przędzie wełnę. Rodzice wybudowali w Nowym Targu szkołę dla dzieci upośledzonych i do dzisiaj prowadzą tam zajęcia. Dzieła mamy są znane w całym świecie, mniej u nas. Nawet powstały o moich rodzicach książki, których tematem są zanikające zawody. Ja nie wykazywałam takich zdolności plastycznych. Natomiast wszystko od razu widziałam. Czy dotyczyło to wnętrz, czy osób. Od razu widziałam efekt końcowy, wiedziałam, jak osoba, wnętrze powinni wyglądać. Tę umiejętność mam do tej pory.

Mieć wizję a potrafić ją zmaterializować to są dwa odległe bieguny. M.L.-B.: Umiem przygotować, zorganizować wszystko dla realizacji

dla męża ubrania. Aczkolwiek on już sam świetnie potrafi to robić i w zasadzie nie potrzebuje mojej pomocy. Dzieci także bardzo fajnie się ubierają i wiem, że lubią pracować ze mną. Czasem córka pomaga mi się ubrać. To jest też fajne, że mamy wspólny interesujący nas temat, i to cała rodzina: Julka i Michał, i mąż. Przy posiłkach dużo rozmawiamy o tym, jak być pięknym, także wewnętrznie. Poza tym jesteśmy bardzo aktywną rodziną, ja spędzam sporo czasu na siłowni, mąż uprawia triatlon. Łączą nas pasja i konsekwencja w dążeniu do celu. Zarówno dla mnie, jak i dla męża, który prowadzi firmę Simplex, klient jest na pierwszym miejscu.

Z jaką klientką najbardziej lubi Pani pracować? M.L.-B.: Ja lubię wyzwania. Cieszę się z każdej osoby, która do

danego tematu. Nie potrafię sama czegoś uszyć, ale wiem, jak pokierować krawcową. Spędzam z nią wiele czasu na omawianiu pomysłu. Lubię to robić, sprawia mi to radość. Albo jak jadę na zakupy, to dotykam materiałów, sprawdzam fakturę, sprawdzam z metką, czy to naprawdę bawełna, czy jedwab. Czy nie jest to chińszczyzna, podróbka. Zresztą gdybym miała taką możliwość, ubierałabym wszystkie kobiety w jedwabie od stóp do głów, i to przez cały rok.

mnie przychodzi, choćby na kawę. Klientka uparta, z przyzwyczajeniami, to jednak jest wyzwanie. I lubię to, bo wiem, że ja i tak, poprzez moją cierpliwość, konsekwencję i systematyczność, osiągnę swój cel. A jeśli klientka da sobie pomóc, wtedy jest ogromna satysfakcja. Dzisiaj kobiety mają zbyt duży wybór i nie wiedzą, co ze sobą połączyć. Z radością im w tym pomagam.

Czy idąc ulicą, ma Pani ochotę ubierać mijane osoby? M.L.-B.: Tak. To jest niesamowite. Muszę się czasem pilnować,

Co Pani najbardziej przeszkadza w kontaktach z klientkami? M.L.-B.: Ograniczenia. Kobiety toną w stereotypach. Boją się

żeby nie powiedzieć obcesowo: „Dzień dobry, nazywam się Maria Bogunia, zapraszam do siebie”.

26

Czy w życiu prywatnym praca zawodowa się przewija? M.L.-B.: Wszyscy są tym zarażeni. Nie ukrywam, że przygotowuję

opinii otoczenia, męża, bliskich. Często są też przeświadczone o swojej nieomylności.


Ale przychodzą przecież do Pani w konkretnym celu. M.L.-B.: : Ja to akceptuję. Szanuję.

albo organizuję wycieczki, albo idę w góry. Spędzam z mężem niemal cały wolny czas, mamy mnóstwo pomysłów.

Chianti to firma, która daje Pani finansowe możliwości pomocy innym, szczególnie dzieciom. M.L.-B.: Jestem wrażliwa na smutek innych, szczególnie dzie-

Gdzie Pani będzie za 10 lat? M.L.-B.: Będę chciała stworzyć fundację. Będę mnóstwo czasu

ci. Dlatego że dzieci są naszą największą wartością. Jeżeli je pięknie poprowadzimy, to będzie nam się piękniej żyło. Kiedy poznałam swojego męża, on nie do końca interesował się tym tematem. Ale akceptował moją potrzebę pomocy dzieciom. Teraz robimy to wspólnie. Choć jestem krytykowana za to, że mówię o tym, że pomagam dzieciom, to mam szczere intencje. Nie robię tego dla publiki. Jednak to pomaga mi znajdować partnerów do przedsięwzięć, w których celem jest pomoc dzieciom. To miłe: patrzeć jak zahukane, niewierzące w siebie dziewczątko z domu dziecka staje się piękną, pełną wiary w przyszłość młodą kobietą.

spędzać z mężem, którego kocham nad życie. A ponieważ jesteśmy bardzo kreatywni, na pewno nie będziemy się nudzić.

Nie ma Pani obaw, że bez Pani firma straci swoją lokomotywę? M.L.-B.: Nie boję się. Mam świetny zespół. Trzeba dać ludziom

także samodzielność. I co jest ważne, robię to także w innych naszych spółkach: pozwalam ludziom czuć, że to jest także ich firma. Daję im absolutnie wolną rękę i swobodę. I działają tak samo dobrze jak ja. Chciałabym w sposób szczególny podziękować Dorocie Papież, dyrektorowi kreatywnemu d.s klienta kluczowego oraz całemu zespołowi. Dziękuję, jesteście dla mnie bardzo ważne!

Pani nie pochodzi z Bielska-Białej. Jak to się stało, że Pani tu zamieszkała? M.L.-B.: Mój mąż pochodzi z Andrychowa i powiedział mi, że

Trzy najważniejsze rzeczy w Pani życiu. M.L.-B.: Miłość jest najważniejsza. Zdrowie. I szacunek do siebie.

Jak spędza Pani czas wolny? M.L.-B.: Uwielbiam ten czas. Albo na siłowni, albo z mężem,

ul. Frycza-Modrzewskiego 20, bielsko-Biała, www.chianti-studio.pl

Bielsko-Biała jest najpiękniejszym miastem, a ja mu uwierzyłam. Chociaż przez pierwsze dwa dni po przyjeździe tutaj pod koniec 2009 roku ryczałam w poduszkę, to znalazłam tu swoje klimaty. I nie żałuję tej decyzji.

Dziękuję za rozmowę.

27


na kolanie

NIE KUPISZ TEGO W APTECE Roman Kolano W wolnych chwilach dba o klimat i nie zanieczyszcza powietrza.

Taka mnie nostalgia naszła, że jesień już przyszła. Zaduma taka. Skąd się to wzięło, że taka zaduma jesienią przychodzi? Chyba od zadymiania. Niegdyś zadymiano ekologicznie chrustem, pozostałościami po wykopkach a ostatnio zgniłymi liśćmi, śmieciami, pojedynczymi zużytymi elementami gumowego obuwia. Od wdychania tego bądź co bądź toksycznego dymu, takie sine myśli nachodzą człowieka. Ponure, pochmurne. Ja tam lubię oglądać, jak pogoda jest ładna. Czasami jest ładna, a czasami Zubilewicz. Jak prowadząca przepowiada pogodę w krótkiej spódniczce i w szpilkach, chciałoby się, żeby prognoza była jak najdłuższa. Lubię patrzeć jak podnosi się ten słupek rtęci i zapowiada gorącą końcówkę tygodnia. Ja nie mam nic przeciwko prezentacji zimnej pogody przez gorące pogodynki. Trochę to podnosi temperaturę, a jeszcze jak potrafi tańczyć z gwiazdami... Prognozy czyli takie przepowiednie. Nieraz bliżej meteorologicznej prawdy jest wróżbita Maciej. Najpewniej sprawdzić wieczorem, jaka była pogoda. Choć i w tej kwestii zdania bywają podzielone. Jednym leje, drugim siąpi, trzecim kropi, czwartym leje jak z cebra. A propos, przypomniało mi się mało śmieszne powiedzonko: „kto rano wstaje, ten leje jak z cebra.” Jesień zamienia poranną bryzę na poranną bryndzę i nie mam tu na myśli regionalnego sera we wzorki z góralskich skarpetek. A skarpetki koniecznie na jesienne dni, wieczory, a nawet noce. Norwegowie powiadają, że nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. Sorry Wikingowie – taki macie klimat. Mamy cztery pory w roku. Zimą grube z dodatkiem kalesonów, w lecie krótkie, wiosną mogą być wyprane te z jesieni. Jesień to jest taki czas w roku, kiedy trzeba zapobiegać przemoczeniu organów. W tym celu należy zakładać gumy na końcówki organizmu. Popularnie zwane kaloszami lub gumiakami, zapobiegają w stu procentach, pod warunkiem, że włożymy je przed wyjściem, a nie po wyjściu, lub co gorsza po zajściu.

28

Jesień zawinie nam na szyi wełnianą pętelkę z frędzlami. Napadnie nas wieczorem w ciemnym zaułku. Najpierw zbrudzi nam płaszcz błotem, a później będzie chciała go wyszarpać albo przynajmniej potargać, albo złośliwie zmoczy nam kurtę. Nie dziwię się, że kibice piłkarscy są tacy agresywni. Jakbym przez cały rok szalik nosił też bym się gdzieś wyładować musiał. Słońce, upał, lato, lipiec a oni w szalikach, a niektórzy nawet w kominiarkach. Ciekawe, że do mnie zawsze kominiarz przychodzi w kapeluszu, albo w takiej pirackiej chustce. Twarz ma czarną, ale rozpoznawalną. Jeszcze nigdy nie widziałem kominiarza w kominiarce, ale jakbym go w niej zobaczył, z taką metalową najeżoną kulą na grubym drucie, nabrałbym podejrzeń, że nie chodzi tylko o czyszczenie komina. A jakby to jeszcze było o 5 rano i gdyby wszedł bez pukania przez zamknięte drzwi z kolegami w kamizelkach kuloodpornych... Na wszelki wypadek spalę te roślinki, które przywiozłem z Tajlandii. W moim przypadku jesień zawsze równa się katar, oczywiście katar przez małe „k”. Gdybym napisał przez duże, ktoś mógłby dojść do fałszywych wniosków, że profilaktycznie wybieram się na jakąś egzotyczną wycieczkę. Aczkolwiek zastanawia mnie fakt, że Katarczycy noszą chustki na głowie a jeszcze nie widziałem, żeby ktoś do nich smarkał. Na głowie noszą, bo w tych prześcieradłach nie mają kieszeni. Oni chyba nie kichają. U nas każdemu wolno kichać, wszędzie i na wszystko, tak samo jak pluć. Jak co roku amerykańscy uczeni przepowiadają reszcie świata zimę stulecia, bo u nich spadł śnieg. Twierdzą, że zima będzie ostra, no nic tylko się pociąć. Jeżeli dopadnie nas już depresja to zawsze możemy się pocieszyć tym, że inni mają cieplej. W tej chwili w słonecznej Barcelonie jest 21, a w pochmurnym Bielsku-Białej 12 stopni Celsjusza. Gdyby to nie pomogło, jest jeszcze jeden, pozytywny „medykament”. Tylko w Polsce, tylko w tym jednym, jedynym miejscu na świecie możemy się cieszyć Złotą Polską Jesienią. Jestem przekonany, że jest cieplej niż w Brazylii.


Intensywne warsztaty makijażu

trwają zapisy! Intensywne trzymiesięczne (60 h) szkolenie z zakresu analizy kolorystycznej i makijażu Termin: październik - grudzień 2014 W programie:

Make Up Artist Beata Bojda Makijażystka z 17-letnią praktyką. Autorka tekstów o tajnikach makijażu dla „LNE” i „Make-Up Trendy.” Jurorka w międzynarodowych konkursach makijażu w Polsce i za granicą. Współpracuje z wieloma agencjami i projektantami mody, tworząc dla nich makijaże sesyjne i wybiegowe. Jako charakteryzator filmowy pracowała między innymi z Anną Guzik, Anną Cieślak, Jagodą Kołeczek, Andrzejem Chyrą, Piotrem Machalicą, Janem Nowickim. Dwa razy w roku prowadzi wykłady na Międzynarodowych Targach Kosmetycznych w Krakowie. | www.pachnidlo.com

makijaż korekcyjny w oparciu o budowę morfologiczną twarzy, techniki kamuflażu, praca z korektorami (kolory dopełniające), analiza kolorystyczna (praca z chustami kolorystycznymi, określenie typu urody), teoria barw (kolory podstawowe i pochodne, ciepłe i zimne), makijaż dzienny oraz „nude”, makijaż ślubny, makijaż osoby dojrzałej, rodzaje makijażu fotograficznego, makijaż „fashion”, narzędzia, kosmetyki i produkty niezbędne w pracy makijażysty, techniki aplikacji produktów specjalnych, takich jak: brokaty, pigmenty, sztuczne rzęsy, kępki, koronki i inne. Warsztaty prowadzi Make Up Artist Beata Bojda szczegóły oraz zapisy: pachnidlo@pachnidlo.com tel. 502 275 360

29


ludzie

Ino z tych bydom ludzie, co se dajom pedzieć

30


Tekst: Anita Szymańska, foto: 2B STYLE, Mokwa Group, fotopolska.eu

I – Antek, podej mi ino tyn majzlik, bo musza klupnąć w ta wajcha, kiero sie złonaczyła – powiedział do swojego pomocnika majster Ewald, który dbał o stan techniczny urządzeń w Browarze Obywatelskim w Tychach. Ewald wyjrzał z okna na trzeciej kondygnacji budynku w którym mieściła się produkcja. Spoglądał na plac browarniany, na który właśnie podjechał transport pszenicy do produkcji słodu. Niczego nie był tak pewien, jak tego, że właśnie jest czwartek, 1 grudnia 1898 roku, w Browarze Obywatelskim niedawno rozpoczęła się produkcja piwa, a złoty trunek będzie się tu lał już zawsze. Bo jakżeby miało być inaczej? Ewald nie był w stanie wyobrazić sobie niczego innego. Pracował przy powstaniu browaru, który miał być konkurencją dla Browarów Książęcych, i całe swoje serce wkładał w to, żeby maszyneria chodziła jak należy. Cieszyły go nowiutkie maszyny, które sprawdzał tysiące razy przed uruchomieniem linii produkcyjnej. Cieszył go zapach smaru, którym nacierał części, żeby służyły pokoleniom. A nade wszystko jego serce przepełniała duma z tego miejsca, w którym urodził się i pracował. To były Tychy jego ojca i teraz on, tu, w tym browarze, przykłada rękę do czegoś nowego...

II Kiedy wracałyśmy z Agnieszką Ścierą (redaktor naczelna 2B STYLE) z Katowic, namówiłam ją na sprawdzenie miejsca, do którego od dawna chciałam zajrzeć. W Tychach znałam niemal każdy zakątek, ale Browar Obywatelski zawsze był miejscem nieznanym, tajemnicą widzianą z okna pociągu jedynie przez konary drzew. Browar sąsiaduje z główną stacją kolejową w Tychach, a mnie przez lata dane było odjeżdżać z niej do szkoły w Bielsku. Przyciągane ciekawością, zjechałyśmy z trasy, i trochę klucząc, przejechałyśmy pod wiaduktem kolejowym, wprost w szpaler brzóz, otulających teren browaru. Po przejechaniu bramy z napisem „Browar Obywatelski” naszym oczom ukazały się robiące wrażenie, stare, ceglane budynki, które jeden po drugim, jak grzyby po deszczu, wyrastały z rozległej przestrzeni. Zatrzymałam samochód obok restauracji. Weszłyśmy do środka. Było wczesne przedpołudnie. Przy stole siedział jeden tylko człowiek. Krótka wymiana zdań i okazało się, że za niezwykłym dotknięciem losu spotkałyśmy samego właściciela tego miejsca. Pierwsza rozmowa przeciągnęła się do niemal dwóch godzin. Nigdy w życiu nie zapomnę smaku ciasta agrestowego, zaserwowanego nam przy tej okazji...

III Viktor nie miał ochoty czytać książek, bo zawarte w nich obrazy przeszkadzały mu w chłonięciu wrażeń rzeczywistego świata. Od dziecka uwielbia dwie rzeczy – śląskie jedzenie i ludzi. I te dwie pasje stały się motorem jego działań w późniejszych latach. Urodził się w Wyrach koło Tychów, tu wychował, stąd pochodzi jego rodzina. W domu, jak w każdej śląskiej familii, już od rana rozmawiało się o jedzeniu, a każde spotkanie towarzyskie okraszone było opowieściami o recepturach, pochodzeniu produktów, tajnikach kuchni. Później, kiedy wyjechał z Polski, żeby z perspektywy Niemiec sprowadzać z rodzinnego kraju tekstylia, to właśnie kuchnia i ludzie pchały go w świat, w poszukiwaniu tego, co warto zakosztować, poznać, nauczyć się. Z ogromną wiedzą wrócił do kraju, gdzie w 1989 roku – mimo tego, że niektórzy pukali się w głowę – założył własną działalność. Początkowo firma zajmowała się wyłącznie szyciem pościeli dla niemieckich odbiorców. Dziś GRUPA MOKWA jest potężną grupą firm należących do Viktora Mokwy. Człowieka o nie kończących się pomysłach, których nie waha się realizować.

31


ludzie

Viktor Mokwa

– Ale z rozsądkiem i umiarem – mówi nasz rozmówca, podkreślając, że w biznesie potrzebny jest spokój. – Jak mówi śląskie porzekadło: „Ino z tych bydom ludzie, co se dajom pedzieć”, i ja też staram się mieć oczy otwarte i słuchać mądrzejszych ode mnie. Dlatego też otaczam się ludźmi, którzy znają się na swojej pracy i wykonują ją najlepiej na świecie – mówi Viktor Mokwa. Mokwa Group to między innymi firmy zajmujące się od 27 lat produkcją luksusowej pościeli na niemiecki rynek, zaopatrujące firmy Joop i Elegante. Dziś produkcja Mokwy stanowi około 50% niemieckiego rynku. Firma daje zatrudnienie około 130 osobom i jest też wyłącznym przedstawicielem Joop i Elegante na Polskę. – Polki zaczynają doceniać nie tylko dobre jakościowo ubrania, sprzęt czy meble, ale chcą też, żeby ich sypialnia była piękna, zgodna z obecnymi trendami. Wzory przychodzą do nas od niemieckich dizajnerów, którzy są na bieżąco ze światowym wzornictwem, a my przez lata dopracowaliśmy się najwyższej jakości. Nie

32

mamy reklamacji, wszystko pracuje jak należy – dowiadujemy się od właściciela firmy. Mokwa prowadzi też działalność związaną z nieruchomościami, dzierżawą powierzchni i logistyką, jak na przykład obiekt DHL w Czechowicach-Dziedzicach czy centrum handlowe w Rudzie Śląskiej. A także teren dawnego Browaru Obywatelskiego w Tychach. Kiedy w 2000 roku Kompania Piwowarska postanowiła sprzedać obiekty Browaru Obywatelskiego, będące dla niej zbędnym balastem, Viktor Mokwa od razu dostrzegł potencjał tego miejsca. – Produkcja piwa trwała tu do 1997 roku, ale już wówczas budynki były w fatalnym stanie technicznym. Co prawda konstrukcja była zdrowa, cegły nienaruszone, bo nawet działania wojenne oszczędziły to miejsce, ale brak dobrego zarządzania i dbałości sprawił, że miejsce bez dobrego gospodarza skazane było na ruinę – opowiada Viktor Mokwa, pokazując nam pomieszczenia po dawnej rozlewni. – Jako dzieci nigdy nie zapuszcza-

liśmy się w tamtą okolicę – przypomina sobie mieszkanka Starych Tychów, Eugenia Pysz. – Po pierwsze, tam była produkcja piwa, czyli zakład pracy, na teren którego wstęp był zakazany. Po drugie, przy wielkości Browarów Książęcych tamtym nikt się tak naprawdę nie interesował. Pewnie wielu Tyszan nie ma o nim do dziś pojęcia – dodaje. W końcówce XX wieku Mokwa przyjechał tu po raz pierwszy. Postanowił kupić budynki wraz z rozległym terenem i w 2001 roku stał się właścicielem czegoś, co posiadało niezwykłą aurę i kompletny brak planów na przyszłość. Plany pojawiły się razem z rozwojem firm i wejściem Polski do Unii Europejskiej. – Postanowiłem, że w jednym z budynków, w którym kiedyś była słodownia, zrobimy park IT. Teraz trwa tam remont, nie możemy wejść, choć bardzo chciałbym już móc pokazać to miejsce. Adaptujemy go na nowoczesne powierzchnie biurowe oraz laboratoria o powierzchni ponad 8 000 m2, urządzone w stylu loft. Będzie to jeden z 15 parków IT na terenie Śląska. Ale nasz ma być wyjątkowy – opisuje Viktor Mokwa. – Nie urządzamy jedynie biur pod wynajem, ale myślimy o tym miejscu całościowo. Nowoczesne wnętrza w starej architekturze, najnowsze technologie w klimatycznym otoczeniu. Z dala od centrum, ale z bardzo dobrym dojazdem od strony Mikołowa, Katowic, Tychów. Będzie to idealne miejsce do rozwoju firm IT, telekomunikacyjnych, multimediów. Obok mamy restaurację, klub. Planujemy, nie wykluczam tego, nawet otwarcie żłobka czy przedszkola. Druk 3D, zajmujemy się mappingiem... – wylicza jednym tchem nasz rozmówca i widać, że tworzenie sprawia mu prawdziwą przyjemność. Już teraz na terenie Browaru funkcjonuje restauracja Con Amore, serwująca wyśmienite dania, do których receptury Viktor Mokwa przywoził z całego świata. Karta nie jest obszerna, dzięki czemu potrawy są dopracowane, jak mistrzowski stek na kamieniu (którego fragmenty dosmażamy samodzielnie, bo kamień ma temperaturę ponad 400oC) czy oszałamiające krewetki po iberyjsku.


Stek na kamieniu

Krewetki po iberyjsku

Zupa minestrone

Genialnie skomponowana zupa minestrone! Ciasto agrestowe to rodzinny przepis, pieczołowicie przekazywany z pokolenia na pokolenie. Z każdym kęsem chce się jeść więcej i więcej. – Szkoda mi było nie wykorzystać tych wiadomości. Życie składa się z prostych rzeczy, po co eksperymentować, kiedy to, co sprawdzone, jest najlepsze. Taka też powinna być kuchnia. Trudno było mi się zdecydować na pomieszanie kuchni śląskiej, którą uwielbiam, z recepturami z całego świata, przywożonymi przeze mnie z podróży. Dlatego w Mikołowie funkcjonuje typowo śląska restauracja Ratuszowa, gdzie dziewczyny „godajom po ślonsku”, a tutaj (w Con Amore – przyp. red.) z miłości do jedzenia podajemy wykwintne dania z całego świata – emocjonuje się właściciel restauracji. Browar Obywatelski staje się miejscem z charakterem i stylem. Mają tu miejsce takie wydarzenia, jak Festiwal Mappingu, czyli projekcji na elewa-

cjach budynków. Tu odbywają się zloty Old Timers Garage, a stare samochody w otoczeniu ceglanych budynków prezentują się jeszcze bardziej stylowo. Browar Obywatelski jest jednym z miejsc Industriady, czyli festiwalu techniki i nauki promującego śląski Szlak Zabytków Techniki. Viktor Mokwa jest założycielem Tyskiej Fundacji Promocji Kultury i Turystyki „Browar Obywatelski”, wspierającej wydarzenia tego typu na terenie miasta. Właściciel terenu oprowadza nas po starych budynkach, które czekają na remont. Planuje przeznaczyć je na rozszerzenie parku IT. Przed każdym z nich tabliczka, opisująca obiekt. Spoglądamy w górę... – To najstarszy zegar w mieście – odgaduje nasze myśli intrygujący rozmówca. Wchodzimy po starych schodach, zaglądamy do opuszczonych fabrycznych hal. W wielu z nich pozostały stare maszyny, konserwowane zapewne przez majstra Ewalda. Oczami wyobraźni widzimy, jak przestrzenie zabudowują się nowoczesnymi meblami, ściany porastają najnowszą technologią, pojawiają się w nich ludzie, dla których rozwój i praca są pasją, tak jak dla Viktora Mokwy. Nie możemy oprzeć się pytaniu, co będzie robił za 10-15 lat. – Będę na emeryturze. Będę jeździł po świecie i przywoził najlepsze receptury. To będzie zabawa! – dodaje z uśmiechem człowiek, który ma odwagę realizować własne pomysły.

Browar Obywatelski powstał w 1897 roku, kiedy to wybudowała go spółka akcyjna Brieger Aktien-Brauerei-Gesellschaft. Produkcję piwa rozpoczęto w nim w 1898 roku i nowy browar szybko stał się konkurencją dla Browaru Książęcego. W 1899 roku zostało zawarte pomiędzy obydwoma browarami porozumienie dotycząca jednolitych cen piwa. W 1918 roku „Browar Książęcy” wykupił ponad 90 proc. akcji „Obywatelskiego” co zakończyło rywalizację. W 1936 roku Browar Obywatelski przeszedł w dzierżawę zarządcy przymusowego dóbr księcia pszczyńskiego, a 1 lutego 1939 wraz z Browarem Książęcym wszedł w skład nowo powstałej spółki akcyjnej „Książęce Browary S.A. w Tychach”. Roczna produkcja piwa w Browarze Obywatelskim w okresie międzywojennym wynosiła od 40 do 50 tys. hl. Browar został upaństwowiony 1 lutego 1945. Do 1949 podlegał Browarowi Książęcemu, a następnie do 1950 działał jako samodzielne przedsiębiorstwo podlegające Państwowemu Zjednoczeniu Przemysłu Piwowarskiego w Zabrzu. Po okresie przynależności do Tyskich Zakładów Piwowarskich od 1951 do 1975, Browar Obywatelski podlegał Górnośląskim Zakładom Piwowarskim. 1 stycznia 1980 roku stał się częścią Zakładów Piwowarskich w Tychach.

Ciasto agrestowe

33


ludzie

Grzegorz Miksa. Kierowca rajdowy. Licencję rajdową posiada od 2008 roku. Na swoim koncie ma blisko 50 startów. Największe sukcesy: 2010 – II Wicemistrz Polski w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski, 2011 – II miejsce w Klasie N2 w Rajdowym Pucharze Polski, 2012 – II Wicemistrz klasy N9 w Rajdowym Pucharze Polski, 2013 – I miejsce w Rajdzie Wisły w klasie N9 i II miejsce w grupie N. Absolwent AWF. Poza rajdami pasjonują go odrestaurowywanie starych samochodów, sporty motorowe, kolarstwo, żeglarstwo i snowboard.

34


Z Grzegorzem Miksą rozmawia Agnieszka Ściera

Z wola walki trzeba sie urodzic Kiedy odkryłeś w sobie zainteresowanie rajdami samochodowymi? Grzegorz Miksa: Jakieś 15 lat temu pojechałem jako kibic na Rajd

Wisły. Rozgrywany był wówczas w okolicy Wisły i Ustronia. To była moja pierwsza styczność z tym sportem. Od tego momentu zacząłem się interesować tematyką rajdową. Pierwszym moim idolem był Janusz Kulig, świetny kierowca, którego też w późniejszych latach podglądałem na Rajdach Wisły czy Barbórki Cieszyńskiej.

Od momentu, gdy młody chłopak podziwia rajdowe samochody, do chwili, gdy zasiada za kierownicą jednego z nich, mija trochę czasu... GM: Wiadomo, że to się nie dzieje od razu, lecz krok po kroku.

Pierwsze treningi, potem pierwsze starty i pierwszy samochód, w którym startowałem w imprezach amatorskich. To był mój prywatny samochód, przerobiony na sportowy, ale używany też na co dzień. Poznałem wielokrotnego mistrza Polski, pana Wiesława Cygana, który zaraził mnie pasją do rajdów i przekazał mi sporo swojej wiedzy oraz pokazał mi, jak można tak naprawdę jeździć. Był moim nauczycielem, mentorem rajdowym. Z tej wiedzy do dzisiaj korzystam. I gdy byłem już w środowisku rajdowym, zaczęły pojawiać się różne cele do osiągnięcia. Cele realizowałem, co sprawiło, że w ten wymarzony świat rajdów wszedłem pełną parą. Mogłem już jeździć samochodem stricte rajdowym. Ale nie dzieje się to wszystko od razu i wiąże się z całą masą wyrzeczeń czasowych i finansowych. Warto zaznaczyć, w jakim momencie kariery obecnie jestem. Uważam, że wiele osiągnąłem, ale jednocześnie jest jeszcze sporo celów, które sobie stawiam. Nie mam w tym momencie pewności, że uda mi się to osiągnąć, bo zależy to w dużej mierze od partnerów i finansów. Nadal przyszły sezon startów, w 2015 roku, stoi pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od tego, czy uda się znaleźć partnera, który będzie wspierał mój zespół. Celem na rok 2015 są starty w mistrzostwach Polski.

Czy w Polsce trudno jest zostać kierowcą rajdowym? GM: Wydaje mi się, że trudno, ale pod tym względem, że po

pierwsze, rajdy są dyscypliną bardzo drogą, która od zawsze taka była. Po drugie, za granicą być może jest nieco łatwiej dzię-

ki innej relacji zarobków do kosztów, zwłaszcza tych bardzo drogich rzeczy przeznaczonych stricte do uprawiania sportu motorowego. Jednak na pewno we wszystkich krajach jest to sport elitarny i bardzo drogi.

Czyli żeby rozpocząć uprawianie rajdów samochodowych, trzeba mieć zamożnych rodziców? GM: W moim przypadku jest troszeczkę inaczej. Aczkolwiek

pomoc rodziców, ich wsparcie, to, że mi pomagają, niekoniecznie pod względem finansowym, jest na pewno bardzo istotne. Natomiast nie ukrywam, że w większości na początku były to moje środki, które po prostu zarobiłem. A w późniejszym etapie, gdy zacząłem osiągać znaczące wyniki sportowe, pojawili się sponsorzy, bez których moja dalsza kariera, dalsze starty, zmiana samochodu w sezonie na Subaru Imprezę, nie byłyby możliwe. Własnymi środkami, jak pokazuje mój przykład, można jednak dojść do pewnego momentu. Później staje się przed taką przysłowiową ścianą i bez wsparcia z zewnątrz trudno przez tę ścianę przejść. Wiele razy wydawało mi się, że nie zbiorę budżetu na kolejny sezon, i teraz też pewności nie mam. Poprzeczkę stawiam sobie coraz wyżej, w 2015 roku celem są mistrzostwa Polski.

Poszukiwanie sponsorów to trudne i czasochłonne zadanie. Jak Ci się to udaje? Czy sponsorzy chętnie wydają pieniądze na młodego sportowca, stojącego dopiero u progu kariery? GM: Jak do tej pory udaje mi się realizować założone cele, które są skrojone na miarę moich możliwości. Mam już na koncie tytuł mistrza Polski z wyścigów górskich. To jest dobrą kartą przetargową w rozmowach z potencjalnymi sponsorami. Ale to prawda, że znalezienie partnera, sponsora nie jest łatwe.

Kto jest teraz Twoim głównym sponsorem? GM: Głównym sponsorem mojego zespołu jest sieć kin HELIOS,

ale też wspierają mnie inni lokalni partnerzy, m.in. pan Marcin Walczak prowadzący firmę „Usuwanie wgnieceń bez lakierowania”, Zakłady Tłuszczowe Bielmar, Radio Bielsko, Radio Express, portal BB365.info, bez pomocy których trudno byłoby się rozwijać. Cieszy mnie, że lokalni partnerzy widzą potencjał reklamowy w naszej współpracy. Do wszystkich swoich sponsorów podchodzę profesjonalnie, przygotowuję informacje prasowe,

35


klipy po każdym starcie, zdjęcia, krótko mówiąc: daję narzędzia, które mogą wykorzystać do promocji swoich marek. W Polsce jednak pokutuje przeświadczenie, że sponsoring to tylko dawanie pieniędzy zawodnikowi. Moim zdanie to transakcja wiązana, w której obie strony czerpią zyski. Osób przychylnych, które mi pomogły na przestrzeni kilku lat, jest naprawdę bardzo, bardzo wiele. Z różnymi firmami współpracowaliśmy. Czasem jest to współpraca wieloletnia, czasami tylko współpraca okazjonalna, na jeden rajd. Uczciwie powiem, że nie doszedłem jeszcze do sytuacji, w której byłbym w stanie pokryć 100% kosztów z pozyskanych od sponsorów środków.

Czyli możemy dzisiaj mówić, że rajdy są Twoją pasją, a nie sposobem na życie? GM: Na ten moment jeszcze tak. W moim przypadku cały czas

trzeba ratować budżet rajdowy prywatnymi środkami. Natomiast funkcjonuje takie przekonanie, że tylko osoby z bardzo zamożnych rodzin mogą w tym sporcie jeździć. Ja chciałbym ten stereotyp burzyć i pokazać, że przy dużej determinacji, sile walki i chęci robienia czegoś można też inaczej.

Dzięki pasji można góry przenosić. GM: Właśnie. W życiu nauczyłem się już jednego: że jak człowiek bardzo chce coś osiągnąć, to jest w stanie to zrobić, nawet jeśli na początku ten cel wydaje się bardzo odległy. Mój przykład pokazuje, że takie rzeczy się po prostu dzieją.

36

Jakie cechy musi posiadać kierowca rajdowy? Czy można się tego nauczyć? GM: Wiele cech i umiejętności można nabyć, aczkolwiek wydaje

mi się, że nie wszystkie. Zawsze, zwłaszcza w sporcie wyczynowym, potrzebna jest odrobina talentu. Oczywiście wiele rzeczy wymaga treningu i można się pewnych umiejętności nauczyć. Nie każdy o tym wie, ale w samochodach rajdowych jest bardzo ciepło z dwóch powodów. Po pierwsze, wnętrze nagrzewa się od układu wydechowego i silnika, po drugie, auto jest pozbawione wszelakich wygłuszeń. Jeżeli więc jest słoneczna pogoda, to panują warunki niemal jak w saunie. Temperatura bez trudu dochodzi do 60°C. Więc jeżeli w takich warunkach trzeba spędzić przy maksymalnej koncentracji i skupieniu kilka godzin, to nie wyobrażam sobie zawodnika, który nie miałby dobrej kondycji fizycznej. Dobra kondycja fizyczna pomaga wyjść bez większych opresji z wypadków rajdowych, które są ryzykiem tego sportu, ważny jest tu trening pływacki, który wzmacnia mięśnie kręgosłupa.

O jakich kontuzjach mówimy? GM: Samochód rajdowy dość mocno „trzepie” zawodników. To

jest jeden aspekt. To są cięcia zakrętów, dziury, na których raczej nie zwalniamy (śmiech). Drugi aspekt to są wszelkiego rodzaje wypadki. Czasami zdarza się nam opuścić drogę, wylądować w rowie albo coś poważniejszego się stanie, co może wpłynąć bezpośrednio na nasze zdrowie. Dlatego sprawa dobrej kondycji


fizycznej jest niezwykle ważna. Ja skończyłem AWF, a wcześniej ścigałem się na rowerach, więc pewnie jest mi trochę łatwiej. Oprócz tego, że jestem ogólnie sprawny fizycznie, mam też zakodowany element rywalizacji i walki. To jest ta cecha, którą trzeba w sobie mieć. Bo techniki jazdy można się nauczyć. Ale z wolą i chęcią walki trzeba się już urodzić.

Jak wyglądają treningi? GM: Samych treningów jest kilka rodzajów. Od wspomnianych

ćwiczeń, które także są elementem treningu, po trening związany z opisem trasy, który robię razem ze swoim pilotem na dowolnie wybranym odcinku drogi. Wtedy jeździmy z normalnymi prędkościami, skupiamy się na zupełnie innych aspektach nawigacyjnych i technicznych. Robimy notatki, które pozwolą nam przejechać dany odcinek specjalny. Po trening, który odbywa się zwykłym samochodem, w zwykłym ruchu ulicznym, bo do nabierania pewnych nawyków wcale nie potrzeba jeździć szybko. Można to robić w życiu codziennym, podczas codziennej jazdy, którą wykonujemy po mieście, do pracy, z pracy, jakkolwiek. No i ten ostatni element treningu, czyli trening w samochodzie rajdowym. Często na zamkniętych odcinkach drogi. Tu też warto zaznaczyć, że ten trening wcale nie jest łątwo zorganizować, bo ludzi, którzy chcą w tym pomóc, jest stosunkowo niewielu.

Ile czasu trzeba poświęcić na takie treningi, ile czasu, aby przygotować się do zawodów? GM: Jak wcześniej wspomniałem, wiele z tych rzeczy musi być

wykonywanych na bieżąco. Natomiast intensywność pewnych działań narasta wraz ze zbliżaniem się terminu imprezy, na której chcemy wystartować. Wiadomo, że pod kątem treningu fizycznego, opisu trasy czy takiego zwykłego treningu można robić to na co dzień. Natomiast trening na zamkniętym odcinku drogi rozpoczyna się na tydzień, dwa przed startem. Wtedy też wzmagamy treningi, jeżeli chodzi o opis trasy. One trwają różnie. Oczywiście im dłużej, tym lepiej. W zależności od tego, jak czas pozwala. Dwie, trzy godziny, jeśli mamy zamknięty odcinek drogi, to staramy się go wykorzystać maksymalnie. Jak mamy 6 godzin, to jeździmy te 6 godzin (śmiech).

Kim jest pilot? Jak się poznaliście? Jak w ogóle spotykają się pilot i kierowca? I jak długo trwa docieranie się? GM: Jeżeli chodzi o pilota, to jest nim Michał Lipowiecki. Z Mi-

chałem poznaliśmy się poprzez rajdy i wspólnych znajomych. Zaproponowałem mu wspólne treningi. Wtedy zobaczyłem, że bardzo dobrze się komunikujemy, ta współpraca jest na wysokim poziomie i Michał bardzo tego też chciał, zawsze marzył o roli pilota. Bardzo naturalnie to wyszło, że zaczęliśmy razem startować. Mija czwarty rok wspólnej jazdy, więc można powiedzieć, że znamy się bardzo dobrze i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. A to jest niezmiernie ważne, ponieważ jadąc na rajdzie, musimy mieć do siebie zaufanie. Ja do Michała i Michał do mnie. Można powiedzieć, że nasze role są porównywalnie ważne w samochodzie. Ja bez Michała nie dałbym rady i odwrotnie. Jesteśmy po prostu załogą rajdową, która musi wszystkie zadania wykonywać wspólnie najlepiej jak potrafi. Gdybyśmy się nie dogadywali, byłaby między nami nieprzyjemna atmosfera, zdarzałyby się błędy i pomyłki, to powiem szczerze, że nie wyobrażam sobie takiego ścigania. Na rajdzie czasami spędzamy 3 dni praktycznie non stop razem, robimy mnóstwo kilometrów w samochodzie, dochodzi do tego rywalizacja i jeżeli człowiek miałby się jeszcze angażować w jakieś niuanse, które nie działają albo nam przeszkadzają, to ciężko by było. Generalnie znaleźć

dobrego pilota nie jest łatwo. Wielu kierowców poszukuje, ma z tym problem, często zmienia pilotów. Ja mam to szczęście, że jeżdżę z Michałem. I na razie nie chcę go zmieniać, szukać kogoś innego, bo naprawdę dobrze się nam współpracuje. Pilot musi być osobą niezmiernie opanowaną. Musi wiedzieć, co ma robić. Ważne jest zaufanie do siebie. Bo jeżeli Michał mi dyktuje bardzo szybki zakręt, w naszej nomenklaturze lewy 5 albo lewy 6, jeżeli jest to tzw. zakręt ślepy i nie widać wyjścia z zakrętu, to ja taki zakręt tak jadę. Jeżeli on się pomyli, to obaj mamy problem. A jeżeli ja nie będę go słuchał i będę jechał „na to, co widzę”, nie osiągniemy dobrego wyniku.

Czy pozostaje Ci jeszcze czas na cokolwiek innego? GM: Jest ciężko (śmiech), bo dodatkowo zajmuję się nadzorowaniem całego zespołu, przygotowaniem samochodu, mechanikami, całą logistyką na rajd. Tak naprawdę wszystkim dookoła. Szukanie sponsorów to też moje zajęcie. To wszystko jest na mojej głowie. Oprócz tego normalnie pracuję.

Jaki zawód wykonujesz? GM: Jestem handlowcem, umiejętności negocjacji i rozmowy pomagają mi przy rozmowach z partnerami, bez których nie osiągnąłbym swoich celów. To wszystko, co robię wokół rajdu, to jest jak druga praca, która pochłania gigantyczną ilość czasu. Jak jest sezon startów, to bardzo często trudno czas na cokolwiek innego wygospodarować. W okresie zimowym jest nieco lepiej pod tym względem, bo rajdów jest mniej, jednak pogodzenie tego wszystkiego nie jest prostym zadaniem.

Jak na to wszystko zapatruje się rodzina? Czy nie wyrzucają Ci, że nie ma Cię na niedzielnym obiedzie? GM: Bez wsparcia rodziny byłoby ciężko. Już o tym wspomi-

nałem, że wsparcie od rodziców mam ogromne. Z mamą na początku był problem, bo martwiła się, bała itd. Ale myślę, że już trochę się przyzwyczaiła do tego, że co któryś weekend jestem na rajdzie. To jest kwestia pokazania pewnych rzeczy, jak się je robi, że to jest przemyślane, że jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni, że to jest wszystko robione z głową, a nie jest to jakaś sobie partyzantka i robienie gdzieś tam nie wiadomo czego.

Jakie masz najbliższe plany związane z rajdami? GM: Kolejnym startem będzie Rajd Jastrzębski w początkach października. A myślami, tak jak wspominałem wcześniej, jestem w sezonie 2015.

Twoje największe rajdowe marzenie? GM: Mam dwa marzenia. Udział w kultowym rajdzie Monte

Carlo, to jest moje gigantyczne marzenie rajdowe. W przyszłym roku będzie to runda mistrzostw świata, co prawda moja licencja upoważnia mnie do udziału w tego typu imprezach, ale nie wiem, czy uda się to marzenie w przyszłym roku spełnić. A drugie marzenie jest związane ze słynną rajdową ulicą Karową w Warszawie, na której co roku jest rozgrywany Rajd Barbórki Warszawskiej.

Trzy najważniejsze rzeczy w Twoim życiu. GM: Na pewno rodzina. Na pewno lojalność szeroko rozumiana.

A trzecia, powiem wprost, to jest miłość. Relacje z ludźmi są dla mnie ważne, ale moja pasja ma dla mnie ogromne znaczenie.

Dziękuję za przemiłą rozmowę.

37


foto

bastek

CZERNEK Młody i bardzo ambitny fotograf, który marzy o karierze w branży modowej. Od dawna interesują go dwie dziedziny, jakimi są fotografia oraz moda. Ukończył Technikum Informatyczne w Bielsku-Białej. Od 2012 roku szkolił się w Szkole Kreatywnej Fotografii w Krakowie. Doświadczenie zdobywał na wielu kursach i warsztatach. Miał okazję także asystować przy sesji dla słynnego „Vogue’a” u jednego z najlepszych polskich fotografów mody, Marcina Tyszki. Od dwóch lat jest stałym bywalcem polskiego tygodnia mody Fashionphilosophy Fashion Week Poland w Łodzi. Na koncie ma już kilka wyróżnień i publikacji, między innymi w magazynie „2B STYLE”, „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Krakowskiej” czy na portalu modowym VU Mag.

Paprocki&Brzozowski

38

Łucja Wojtala

Ania Protas-Rachwalska


Monika Nemeth & Kasia Stypulska

Pat Guzik

Natasha Pavluchenko

DESIGNERS Prace nad tym projektem dyplomowym rozpoczęły się w 2013 roku. Najpierw był pomysł, później stopniowa realizacja. Chciał zrobić „zwykłe” zdjęcia ludziom, którzy projektują dla nas ubrania, czasem bardzo drogie, na wielką galę, a czasem po prostu praktyczne, do chodzenia na co dzień. Uznał, że należy pokazać, iż to nie są obdarzeni nadprzyrodzonymi mocami superbohaterzy, lecz normalnie pracujący, sympatyczni ludzie, tylko bardzo zapracowani. Promotorem pracy byla mgr sztuki Marzena Kolarz.

Elena Ciuprina

Dawid Woliński

Gosia Baczyńska

39


foto

diana

BŁAŻKÓW Pasjonatka fotografii artystycznej, projektantka. Wykreowany przez wyobraźnię obraz przenosi w wymiar rzeczywisty, zaczynając już na etapie stworzenia kostiumów, dodatków, odpowiedniej scenografii. Dzięki rozwijanym umiejętnościom manualnym potrafi zrobić coś z niczego. W swoich pracach lubi ukazywać piękno kobiet w niebanalny, często alternatywny sposób, budząc emocje. Inspiruje ją baśniowy świat, pełen magii i feerii barw, choć, jak sama mówi, wena również dopada ją w niepozornych, mało atrakcyjnych okolicznościach czy miejscach. Zarówno w życiu, jak i fotografii stawia na samorealizację, cały czas poszukuje siebie, nowych bodźców. Świetnie odnajduje się także w fotografii rodzinnej, dziecięcej czy ślubnej.

40


41


42


43


fashion

szymon

MRÓZEK

Marka Diligent została założona w 2013 roku. Przeznaczona jest dla współczesnej kobiety. Główną ideą marki jest odświeżenie i stworzenie zmodernizowanych, powszechnie znanych fasonów. Najważniejsze dla projektanta jest to, aby moda była powszechna, oparta na tradycji, ale i kontrowersyjna, odważna i pouczająca. photo: Adrian Lach model: Uju Nwankwo make-up: Beata Bojda hair: Robert Niemczyk

44


45


46


47


48


49


sztuka

karina

CZERNEK Karina Czernek ukończyła UŚ w Katowicach Filia w Cieszynie. Dyplom z wyróżnieniem otrzymała w pracowni malarstwa prof. Jerzego Wrońskiego (1988). Zajmuje się malarstwem i tkactwem artystycznym, robi ilustracje do książek dla dzieci oraz prowadzi zajęcia artystyczne dla dzieci i młodzieży. Jest autorką 4 wystaw indywidualnych, brała udział w 8 wystawach zbiorowych. Dwukrotnie zakwalifikowała się do Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” ( 2005, 2011) w Galerii Bielskiej BWA. W trakcie tegorocznej trzeciej edycji Festiwalu Sztuk Wizualnych w Galerii Bielskiej BWA otrzymała Nagrodę Specjalną Festiwalu w postaci zaproszenia do wystawy indywidualnej, która będzie miała miejsce w przyszłym roku w Galerii Bielskiej BWA. Dyrektor Galerii Bielskiej BWA uhonorowała ją „za oryginalną technikę, dzięki której osiąga efekt przenikania płaszczyzn, łącząc subtelną ingerencję malarską z niezwykłym wyczuciem koloru”. Lubi bawić się różnymi technikami, ale te jej poszukiwania najczęściej nie wykraczają poza obszar malarstwa i szeroko pojętej tkaniny. Od kilku lat wykonuje prace w specjalnej technice własnej, łączącej właśnie malarstwo i tkaninę. Dzięki zastosowaniu w swoich obrazach nakładanych na siebie półprzeźroczystych tkanin uzyskuje efekt bliski miękkości i dekoracyjności tkaniny. Początkowo stosowała w tym celu głównie poliamidowe rajtuzy pończochowe. Ich nakładanie się i przenikanie, a także zabawa formą i fakturą to jej sposób na pogodzenie dwóch obszarów zainteresowań, malarstwem i tkaniną, na płaszczyźnie jednego obrazu. Od jakiegoś czasu dodatkowo wykorzystuje w swoich pracach fragmenty chust i odzieży o folkowych deseniach. Poprzez nakładanie na siebie kilku warstw tkanin, które poddaje „obróbce malarskiej”, uzyskuje efekt przenikania, celowego niedopowiedzenia. Tworzy swoje obrazy, bo uwielbia to robić i lubi czas tworzenia, bo jest to „jej czas” – czas na bycie sam na sam z własnymi myślami i marzeniami. Duży wpływ na to, co robi,

50

na kształtowanie jej osobowości i wrażliwości, mają kadry z filmów i dźwięki, które nosi w sobie latami. Bardzo ważny jest dla niej kolor, a pewne zestawienia kolorów sprawiają, że ma gęsią skórkę na całym ciele. Lubi sztukę ludową w jej różnych przejawach. W jej mieszkaniu ważnymi elementami wystroju wnętrza są ludowe stare skrzynie, kredensy i ludowe bibeloty, a jej szafa jest pełna sukienek i płaszczy haftowanych w folkowe wzory. Idąc do bielskiego Liceum Sztuk Plastycznych, marzyła o tym, żeby w przyszłości zostać projektantką mody, i wybrała kierunek tkactwo artystyczne. W ramach licealnych praktyk poznała technologię wytwarzania tkanin przemysłowych w bielskich zakładach włókienniczych. Na studiach na wydziale pedagogiczno-artystycznym UŚ w rodzinnym Cieszynie była w pracowni malarstwa prof. Jerzego Wrońskiego i Adama Molendy, ale przez cały czas zajmowała się również tkactwem artystycznym. Dla niej „tkactwo to malowanie przędzą”. Miała obronę otwartą połączoną z wernisażem wystawy w Galerii Uniwersyteckiej. Na dyplomie zaprezentowała zarówno obrazy, jak i tkaniny oraz tzw. włókniny, które tworzyła w jednym z bielskich zakładów włókienniczych. Jej najbliższe plany artystyczne związane są głównie z przygotowaniem prac, które zaprezentuje na swoich wystawach indywidualnych. We wrześniu wernisaż wystawy jej malarstwa towarzyszył VI Konferencji Wenusjanek w Krakowie, która odbyła się w ApartHotel Miodosytnia. Do przyszłorocznej wystawy indywidualnej w Galerii Bielskiej BWA chce przygotować więcej prac o dużych gabarytach, które będą kontynuacją cykli, nad którymi pracuje od lat, m.in. cyklu „Folk jest trendy”, „Akty koronkowe”, „Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?”. Już teraz do obejrzenia tych wystaw serdecznie wszystkich zaprasza. Dla bielskiego wydawnictwa robi ilustracje do książek dla dzieci, a w wolnych chwilach tworzy w swej technice własnej ilustracje do autorskiej książeczki „Ukryte zwierzaki”, którą ma nadzieję w przyszłym roku opublikować.


51


52


53


uroda & zdrowie

JESIENNA ODNOWA POD ZNAKIEM ŁABĘDZIA

PO LECIE NASZA SKÓRA WYMAGA ODPOWIEDNIEGO NAWILŻENIA ORAZ REWITALIZACJI. TRZECIA PORA ROKU TO DOSKONAŁY CZAS NA PIELĘGNACJĘ, KTÓRA SPRAWI, ŻE CERA NABIERZE BLASKU, A MY SAME BĘDZIEMY WYGLĄDAĆ MŁODZIEJ. I TO BEZ SKALPELA. „DOTYK URODY” OFERUJE TERAPIĘ ŁĄCZONĄ, KTÓRA DAJE SPEKTAKULARNE EFEKTY. Dotyk Urody, ul. Wapienicka 68, Jaworze, tel 668 68 70 70.

Ekskluzywne Centrum Kosmetyki Estetycznej „Dotyk Urody” w Jaworzu zainicjowało swoją działalność kilkanaście miesięcy temu, a już podbiło serca klientek. Nic dziwnego, to miejsce, gdzie każdy poczuje się, jak u siebie w domu. Założycielką salonu jest Marta Wawrzyczek, kosmetyczka z 11-letnim doświadczeniem, które nabywała w salonach cieszących się estymą wśród klientek. – To było moje wielkie marzenie. Chciałam stworzyć takie miejsce, w którym każdy będzie czuł się dobrze. Mam nadzieję, że udało mi się tego dokonać – mówi pani Marta. Klientki, które odwiedziły nowe miejsce w Jaworzu, są bardzo zadowolone. – Nie spodziewałam się tak pięknego gabinetu – mówi jedna z nich. Salon jest wyjątkowy. Posiada cztery gabinety. Każdy urządzony z dużym smakiem i klasą. Po przekroczeniu progu towarzyszy nam na każdym kroku zapach lawendy, który w połączeniu z estetyką miejsca, przywodzi nam na myśl Prowansję. Do niewątpliwych atutów „Dotyku Urody” należą luksusowe zabiegi, z których do tej pory mogły korzystać pacjentki prestiżo-

54

wych klinik estetycznych na całym świecie. – W ramach jesiennej odnowy proponujemy paniom intensywną terapię łączoną, która stanowi doskonałą profilaktykę w starzeniu się skóry. Polega on na zastosowaniu w pierwszej kolejności kwasu glikolowego Glykopeel firmy Filorga – marki cenionej przez lekarzy, chirurgów estetycznych, dermatologów na całym świecie, która może poszczycić się bogatą historią. Laboratorium FILORGA to pionier w komórkowej terapii przeciwstarzeniowej – oraz mezoterapii (mikroigłowej lub igłowej) z wykorzystaniem ampułek dostosowanych do potrzeb skóry – tłumaczy Marta Wawrzyczek. – Dodatkową zaletą zabiegu jest jego natychmiastowy efekt. Przywrócenie skórze odpowiedniego nawilżenia, kolorytu, gęstości. Klientki zaś nie muszą następnego dnia pozostawać w domu, brać urlopów. Nie ma takiej potrzeby. Twarz wygląda olśniewająco. Warto zdecydować się na cykl zabiegów. Cztery pierwsze – co dwa tygodnie, kolejne dwa – co miesiąc i przypominający za kwartał. Taka terapia wystarczy na cały rok. Warto także dobrać indywidualny pakiet kosmetyków pielęgnacyjnych do domu – dodaje właścicielka salonu.

Aby skutecznie zapobiegać starzeniu się skóry, do jej regeneracji należy podchodzić w sposób całościowy. Z jednej strony wpływać na odnowę komórkową poprzez złuszczanie i biostymulować za pomocą mezoterapii. Zaletą mezoterapii z wykorzystaniem gamy NCTF® F Filorga jest fakt, że jest to terapia w pełni biologiczna, która dostarcza komórkom naturalnych składników odżywczych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Skóra jest bardziej nawilżona i napięta. Glykopeel® to dermatologiczny piling anti-aging który nie powoduje efektów ubocznych w postaci nadmiernego podrażnienia. W widoczny sposób poprawia kondycję cery i podkreśla jej piękno. Oferta „Dotyku Urody” jest bardzo bogata. Każdy znajdzie coś dla siebie. Nie brakuje zatem zabiegów na twarz i ciało z wykorzystaniem najbardziej nowoczesnego sprzętu oraz najlepszej jakości kosmetyków. Zainteresowani mogą wejść na stronę www.dotykurody.pl, aby zapoznać się z ofertą salonu, który wciąż się rozwija i dba o najwyższy standard, wysoką jakość. Starania te zostały zauważone i docenione. Od października gabinet zyska miano Instytutu SkinCeuticals.


Aleja Armii Krajowej 193 43-309 Bielsko-Biała tel. (33) 815 15 15 kom. 697 15 15 15 www.polmedico.com mail: info@polmedico.com

Piękny uśmiech to powód do radości 14 znakomitych lekarzy 11 klimatyzowanych gabinetów stomatologicznych super nowoczesna diagnostyka – tomograf 3D 7 stanowisk ortodontycznych łatwy dojazd i wygodny parking

P PR ROOMMOOCCJ A JA

PROMOCJA

55


kulinaria

Życie jest smaczne Z Mirkiem Drewniakiem rozmawia Anita Szymańska

Nie ma Pan już czasami dosyć rozmów o jedzeniu? Mirek Drewniak: Czy ja wiem? Chyba nie. W tym się czuję dobrze. A czy ma Pan jakąś pasję poza gotowaniem? MD: Historia i geografia. Ale to się łączy z jedzeniem. Bardzo lubię też motoryzację. Praktycznie? MD: Tak, to się wszystko łączy. Bo samochód jest potrzebny do przemieszczania się. Jak to jest z tymi połączeniami? MD: Historii i geografii? Dlaczego kuchnia w różnych regionach Europy jest różna? Ludzie są wszędzie tacy sami. Ale klimat ma bardzo duży wpływ na to, co jemy. Inne są metody przechowywania żywności, inne produkty, zwierzęta... Współcześnie te kuchnie się mieszają, próbujemy. MD: Tak, to prawda, ale kuchnia nie ma granic. Dawno temu dostałem od znanego w Niemczech kucharza, pana Schumachera, maleńką książeczkę o kuchni Zagłębia Ruhry, ale tak naprawdę była to kuchnia śląska. Czyli górnicza? MD: Tak. Ciężka kuchnia. Były tam zrazy zawijane, podobne jak rolady. Kluski, modra kapusta. Region to geografia... We Włoszech są popularne makarony, pasty. Sam makaron jest prosty, najważniejsze są sosy. Na przykład sos carbonara – od carbon, czyli węgiel. Znów górnicy. Taki makaron z sosem ma wszystko, jest kaloryczny i odżywczy. Lubi Pan odkrywać kuchnie regionów? MD: Bardzo lubię. Jako młody człowiek zjeździłem ówczesny Związek Radziecki. Ich kuchnia jest podobna do naszej, a to wtedy wynikało z biedy. U nas był problem z surowcami, a tam z produktami i ceną. To, co mnie ujęło, to ich gościnność. Nie ma takiej otwartości w krajach Europy Zachodniej.

Mirek Drewniak. Szef kuchni w Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej. Mistrz kuchni, autor i publicysta tematyki gastronomicznej w prasie ogólnodostępnej i branżowej, autor wielu książek kulinarnych. Uznany juror i współprowadzący w konkursach kulinarnych organizowanych w całej Polsce. Organizator i wykonawca Dni Kuchni Polskiej za granicą. Występował wielokrotnie w programach telewizyjnych takich jak „Kawa czy herbata” oraz „Pytanie na śniadanie”, „Kulinarne podróże Roberta Makłowicza”. Uczestnik programu „Druga twarz”, a w pierwszej edycji „MasterChefa” konsultant kulinarny. Członek kapituły elitarnego Klubu Szefów Kuchni, prezes i współzałożyciel Śląskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, członek i wspólzałożyciel Fundacji Klubu Szefów Kuchni.

56

Z tą kuchnią polską i zagraniczną jest Pan na co dzień. Czy coś Pana jeszcze zaskakuje w kuchniach innych kultur? MD: Każde nowe zjawisko próbuję sobie wyjaśnić. Na przykład na Sycylii zobaczyłem na targu pieczone na grillu baranie jelita. Taka tam jest tradycja. A parę metrów dalej facet grillował krewety z sosami. Maksymalnie ten regionalizm mnie interesuje. To widać też we Francji, nie tylko na talerzu. Na przykład czarny łupek, którym są kryte dachy w całym regionie. Podobnie jedzenie, we Francji wołowina. Mnóstwo krów rasy Charolaise, stoją sobie majestatycznie na polach. Te krowy tam są spożywane, nikt nie szuka, nie kombinuje. To dlaczego my szukamy? MD: Bo próbujemy ich dogonić. Wyskoczyliśmy jak króliki z kapelusza, zamiast doskonalić to, co mamy. Od lat jeździłem do pewnego miasteczka na południu Francji. Tam je się latem np. mnóstwo raków, u nas trochę zapomnianych, są one dostępne żywe. I tam nikt nie protestuje, że po podaniu musi je obierać palcami z pancerzy. Ten sposób jedzenia jest elementem kultury regionu. W jednym małym miasteczku są trzy restauracje, w których podawane są raki, świeżo rano złowione, czy górskie pstrągi, ale wszędzie przyrządzane w inny sposób.(Jeden z kucharzy wychodzi na zewnątrz, zrywa coś z rabaty). O, widzi pani, tu na dole mamy zioła, świeże dodajemy do potraw. Ale wracając


do pstrągów... Mamy świetnego dostawcę. W karcie widnieje kilka pozycji z udziałem pstrąga źródlanego. Jest to coś niepowtarzalnego. Ale żeby nie było, że ja tu uprawiam jakiś populizm internacjonalny i chwalę to, co obce. Na przykład Włosi niech się nie pchają w produkcję wódki, bo się na tym nie znają. Mają swoje wina, owoce, pomidory, cytrusy – to mają świetne. O ile Hiszpanie czy Grecy produkują świetne oliwki czy winogrona, to warzywa tzw. okopowe u nich po prostu nie urosną tak jak u nas, za gorący i suchy klimat. Ostatnio odkryłam kuchnię węgierską. MD: Rewelacja! To jest kuchnia, która się broni przed wpływami! To, co zrobili Węgrzy z papryką, z deserami, to jest mistrzostwo świata! Ale to znów historia – to Turcy im przywieźli paprykę, kawę, słodkości. Bardzo lubię tę kuchnię. Mam starą książkę po węgiersku, którą mi kolega przetłumaczył. Kucharską, gdzie sporo jest przepisów z ciężką, tłustą śmietaną. Otóż Węgrzy to grupa ugrofińska, część poszła na północ, część na południe, ale ta tradycja spożywania śmietany pochodzącej z mleka reniferów – bardzo tłustej – przechowała się w przepisach węgierskich. Kuchnia regionalna to jest historia miejsca. Nie da się jej zmienić na siłę. Teraz jest mnóstwo programów kulinarnych, restauracji, książek, blogów. Jak w tym się odnaleźć? MD: Byłem konsultantem w programie „MasterChef” w pierwszej części. Teraz jestem już w trzeciej edycji konkursu dla blogerów kulinarnych. Postrzegam restauracje nie tylko przez pryzmat gotowania. Bo kucharzem się jest, a szefem kuchni się bywa. Dobrze, że jest moda na gotowanie. Ona przyszła z zachodu, z tych krajów, gdzie od lat gotowanie jest modne, my byliśmy takim trochę zaściankiem. Nie było kiedyś takiej dostępności produktów. MD: No właśnie. Restauracja jest rodzajem teatru, sztuki kulinarnej, to jest rodzaj misterium. Po co ja mam przychodzić do restauracji, jeśli mam zjeść to, co jem w domu? Ja mam doznać czegoś innego. O, proszę skosztować, to są nasze dojrzewające wędliny z lutego (na stole pojawia się talerz wędlin z oliwą i parmezanem). Oczywiście te programy są produktem medialnym, ale robią też wiele dobrego. Jak rozpoznać dobrą restaurację? W tej całej ich masie jest mnóstwo miernych restauracji. Jedzenie jest po prostu niesmaczne. MD: W ogóle wolałbym się na temat wielu restauracji nie wypowiadać. Jedzenie często jest robione ze złych surowców, przez ludzi, którzy się na tym nie znają. Prowadzenie restauracji to nie tylko jedzenie, ale sposób obsługi, szacunek dla gościa. A w Państwa restauracji co najbardziej smakuje gościom? MD: Latem goście najbardziej lubią ryby. To są pstrągi prosto z hodowli w wodzie źródlanej. Ta ryba jest po prostu świeża. Ten pstrąg jest w karcie pod kilkoma postaciami. To jest produkt lokalny. Nasze jesienne menu jest z kolei oparte na warzywach sezonowych, jest trochę grzybów. Lubi Pan czasem sprawdzić, co podaje konkurencja w regionie? MD: Nie, bo to mi zakłóca spojrzenie. Wolę skupić się na doskonaleniu naszych dań. Mówi się, że zbyt szeroka karta kiepsko świadczy o restauracji. MD: To prawda, ale gdzie jest ta granica?

A czy w Dworku można zjeść coś spoza karty? MD: Wyjątkowo można, ale nie wszyscy mogą o tym decydować. Są dopracowane receptury. Karta jest tak skomponowana, że każdy znajdzie coś dla siebie. Są dania wegetariańskie, są propozycje na różne okazje. Wprowadzając coś nowego, jak długo pracuje się nad recepturą? MD: Czasem jest to strzał od razu w dziesiątkę, a czasem proces dochodzenia do zadowalającego efektu. Jest on zawsze wynikiem współpracy mojej z kucharzami. Często oni proponują coś nowego. Często mają dobre pomysły, lubią to, co robią. Ale najcenniejsze są uwagi gości. To jest właśnie sukces tego miejsca, że coś się dzieje cały czas. To kuchnia bliska ludziom. Znam kuchnię molekularną, znam kuchnię fusion. W Polsce moim zdaniem jest dwóch kucharzy, którzy odnajdują się w kuchni molekularnej. Jeden z nich to Belg, Jean Bos, jest mistrzem kuchni molekularnej. Oczywiście jest paru Polaków, którzy się kuchnią molekularną zajmują, ale ja nie znam restauracji w Polsce nastawionej tylko na kuchnię molekularną. Akcentów używa Wojtek Amaro, ale tylko paru. On robi kuchnię artystyczną i chwała mu za to, bo zdobył jako jedyny Polak gwiazdkę Michelin. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że wkrótce już nie będzie sam. A czym zajmuje się fundacja Klubu Szefów Kuchni, której jest Pan jednym z założycieli? MD: Założycieli jest 15, a około 30 członków. Jest to organizacja ludzi dbających o najwyższą jakość kuchni w Polsce. Zajmuje się szeroko pojmowaną gastronomią, szkoleniami kulinarnymi, nauką młodszych kucharzy, którzy chcą się czegoś dowiedzieć. W Polsce brakuje dobrej edukacji gastronomicznej, ale też brakuje edukacji w społeczeństwie. To się dzieje, ale bardzo powoli. Przaśne knajpy i przydrożne karczmy tworzą kulinarny obraz Polski. Kultura kulinarna się tworzy, Polacy są bardzo tradycyjni i zmiany następują powoli. Dlatego trzeba edukować i może tu właśnie jest pozytywna rola kulinariów w mediach. Dziękuję za rozmowę.

ul. Żywiecka 193, 43-300 Bielsko-Biała tel. 33 817 83 40

57


kulinaria

Apartamenty Parkowe Resort & SPA

SOUS VIDE wegański duet pomidorowo-brokułowy z prażonymi pestkami dyni i słonecznika

W SZCZYRKU

testowały:

Anita Szymańska

Szczyrk kojarzy się kulinarnie z dużą ilością karczm, barów i przydrożnych kramów. Gdyby zapytać miejscowych, gdzie można dobrze zjeść, z trudem wskazaliby jakieś miejsce. My do takiego trafiłyśmy i spróbujemy pokazać, że warto się tam zatrzymać i zakosztować tego, co oferuje. Apartamenty Parkowe Resort & SPA położone są przy głównym trakcie, niemal w centrum miasta. Są wczesne godziny popołudniowe, środek tygodnia, mimo to kilka stolików jest zajętych. Na początek szef kuchni częstuje nas foccacią z pesto. Zajadając włoski smakołyk, wdajemy się w pogawędkę z panią Kasią Mrowiec, która nas tu zaprosiła. Całe wnętrze budynku zostało odrestaurowane zaledwie rok temu. Restauracja CYNAMON w swoich jasnych i ciepłych kolorach jest nie tylko elegancka, ale i bardzo przytulna.

58

carpaccio z polędwiczki wieprzowej w ziołach podane z sosem kaparowo-truflowym

pierogi z cynamonowymi jabłkami i sosem śmietanowym

foto. A. Szymańska

Agnieszka Ściera


torcik bezowy z bitą śmietaną, owocami i musem malinowym

Starterek odszedł już w zapomnienie, a na stolik wędruje przystawka: carpaccio z polędwiczki wieprzowej w ziołach podane z sosem kaparowo-truflowym. Anita po raz pierwszy w życiu ma okazję spróbować mięsa przyrządzonego metodą sous-vide – żeby przyrządzić smaczne polędwiczki, trzeba bardzo uważać, aby ich nie dusić zbyt długo, bo będą za twarde, lub zbyt krótko, bo będą surowe. Te polędwiczki są mięciutkie, kruche, wręcz rozpływają się w ustach. Potrawa prosta i smaczna, mój apetyt na dalsze dania rośnie... Zatem czas na zupę. Pani Kasia poleca swoją ulubioną: wegański duet pomidorowo-brokułowy z prażonymi pestkami dyni i słonecznika. O, to coś dla mnie. Najpierw czerwone, potem zielone, znów czerwone i zielone... Aksamitna konsystencja kremu i dwa smaki: lekko kwaskowaty pomidorowy na przemian z łagodnym brokułowym, dzięki temu zupa krem nie może się znudzić. Żal, że widać już dno talerza. Z głośnika sączy się relaksująca muzyka, za oknem pada. Nie musimy wychodzić, najlepsze jeszcze przed nami. Kolejne danie wyprzedza zapach, którego z początku nie potrafię zidentyfikować. Zamykam oczy – święta, wigilia, grzane wino przy

kominku...No tak – śliwka i cynamon. – Ummm, takie jesienne danie – mówi Anita, połykając pierwszy kęs cynamonowej polędwiczki wieprzowej w sosie śliwkowym na bazie czerwonego wina podanej z ziemniakami purée oraz świeżymi liśćmi szpinaku z sosem vinaigrette. Mięsko rozpływa się w ustach, śliwka i cynamon, niemal jak czekolada, świetnie podkreślają aksamit polędwiczki. Gdy Anita smakuje polędwiczki, ja kosztuję pierogów z cynamonowymi jabłkami i sosem śmietanowym. Są takie, jak lubię najbardziej. Z solidnym, ale delikatnym ciastem, ręcznie lepione, z wyczuwalnymi kawałkami jabłek otulonych cynamonowo-śmietanowym aromatem. Smakują jak domowe, niczego im nie brakuje, niczego bym nie dodała. Są takie, jak powinny być. Powoli zbliżamy się do końca kulinarnej wyprawy. Jeszcze tylko małe co nieco na pożegnanie. Małe okazuje się sporym torcikiem bezowym z bitą śmietaną, owocami i musem malinowym. To przyjemne zakończenie posiłku. Wszystkie dania były smaczne, ale duet pomidorowo-brokułowy jest moim faworytem. Będę tu zaglądać w drodze powrotnej z nart, aby nasycić się jego smakiem.

polędwiczka wieprzowa w sosie śliwkowym na bazie czerwonego wina podana z ziemniakami purée oraz świeżymi liśćmi szpinaku z sosem vinaigrette

Restauracja CYNAMON jest pierwszym miejscem w Szczyrku, w którym możecie skosztować dań przyrządzonych metodą sous-vide (czyt. suwi), znajdziecie tu również kilka propozycji wegetariańskich i wegańskich, które bardzo pozytywnie Was zaskoczą. Sous-vide to niezwykły sposób na obróbkę termiczną bez kontaktu z wodą, tłuszczem, a nawet powietrzem. Wszystko dzieje się w stałej temperaturze i z dostosowaniem czasu do rodzaju przyrządzanego mięsa, ryby czy warzywa. Sous-vide wydobywa z potrawy cały smak aromat, zachowując przy tym pełnię jej wartości odżywczych. Ponadto wszystkie mięsa i ryby stają się niezwykle kruche i soczyste – zwykły filet z kurczaka jest delikatny jak polędwiczka, a łosoś dosłownie rozpływa się w ustach. Trudno wyobrazić sobie zdrowszy i smaczniejszy sposób gotowania. Apartamenty Parkowe Resort & SPA 43-370 Szczyrk, ul. Myśliwska 5 tel. (+48) 33 817 86 56 recepcja@apartamentyparkowe.pl www.apartamentyparkowe.pl

59


ekologia

DRZEWKO za SUROWCE

„Drzewko za surowce” to akcja Fundacji Ekologicznej „Arka”, zdobywająca z roku na rok coraz większą liczbę entuzjastów. Bielszczanie chętnie uczestniczą w zbiórce surowców, otrzymując w zamian roślinki do posadzenia w przydomowych ogródkach. Akcja Arki prowadzona jest już od siedmiu lat, dwa razy w roku – wiosną i jesienią, kiedy okres wegetatywny roślin sprzyja ich sadzeniu. Na parkingu Centrum Handlowego Sarni Stok w Bielsku-Białej rozdawane są sadzonki drzew i kwiatów wszystkim, którzy w wyznaczonym dniu przyniosą surowce wtórne. – Po co wyrzucać papier czy makulaturę, jeśli można w ten sposób przyjemnie je zagospodarować – przekonuje inicjator akcji, prezes Arki, Wojciech Owczarz. Arka pozyskała do współpracy Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Katowicach, które za darmo przekazują liczne sadzonki drzewek takich jak daglezja, buk, modrzew, sosna, dąb jodła, świerk. Ponieważ zainteresowanie akcją

60

foto: ARKA

EKO trendy

jest ogromne, warto się pospieszyć, aby móc wybrać sadzonki spośród tysięcy dostępnych roślin. Do Sarniego Stoku przyjeżdżają wówczas mieszkańcy całego Bielska-Białej jak i okolicznych miejscowości. Tradycyjnie za każde 10 kg makulatury, 20 butelek PET, szklanych albo puszek aluminiowych można wrócić

do domu z prawdziwym drzewem... co prawda na razie kilkunastocentymetrowym, ale z ogromnym potencjałem. Jeśli więc komuś marzy się własny las, lepiej segregować, odłożyć surowce i zawieźć je na akcję, niż wrzucać do przydomowych kubłów. – Akcja jest tak popularna, że pod koniec dnia brakuje nam miejsca w kon-


foto: ARKA foto: ARKA REKLAMA

tenerach do składowania surowców a czasem musimy dowozić drzewka albo robić na nie... zapisy! – mówi Wojciech Owczarz. – Bardzo dziękuję Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach za pomoc w postaci roślin, w każdym sezonie rozdajemy po kilka tysięcy drzewek i kwiatów. – dodaje Owczarz. Co daje dzieje się z otrzymaną makulaturą czy puszkami? – Tak pozyskany materiał sprzedajemy, a uzyskane w ten sposób fundusze przeznaczamy dla potrzebujących dzieci. W tym roku dochód chcielibyśmy przekazać na warsztaty ekologiczno-artystyczne dla dzieci i młodzieży w świetlicach środowiskowych z Bielska-Białej – opowiada prezes Arki. – Wzbogaceniem naszych działań są warsztaty ekologiczne, które organizujemy w czasie zbiórki surowców. Dzieci, które przychodzą z rodzicami oddać surowce nie tylko widzą, jaki sens ma ich selektywne gromadzenie, ale dowiadują się też, jak ważna jest zieleń w naszym życiu i jaką pełni ona rolę, jak należy dbać o środowisko, w którym żyjemy żeby służyło pokoleniom. To one potem kolejny raz namawiają rodziców na gromadzenie surowców i pilnują, żeby zostały przywiezione w odpowiednim terminie na Sarni Stok. No i mają z tego frajdę, kiedy dostaną za nie coś konkretnego, na przykład piękny świerk, który potem dumnie razem z tatą mogą posadzić w ogrodzie. To drzewko będzie im przypominać o tym, że zrobiły coś dobrego dla naszej planety – opowiada Wojciech Owczarz. W tym roku akcja odbyła się w weekend 27 – 28 września i tradycyjnie zgromadziła tłumy coraz bardziej świadomych ekologicznie bielszczan. Fundacja Ekologiczna Arka za akcję „Drzewko za surowce” znalazła się wśród nagrodzonych laureatów KONKURSU STOWARZYSZENIA ZDROWYCH MIAST POLSKICH „GRANTY – 2014”. (ASZ)

61


sport

MAJA MA TALENT NIE UKOŃCZYŁA JESZCZE 13 LAT, O UPRAWIANEJ PRZEZ SIEBIE DYSCYPLINIE SPORTU MÓWI, ŻE JEST DLA NIEJ.. SZCZĘŚCIEM. MARZY, BY GRAĆ, JAK MARIA SZARAPOWA I WYGRAĆ TURNIEJ NA KORTACH ROLANDA GARROSA. MAJA CHWALIŃSKA, PODOPIECZNA KLUBU BKT ADVANTAGE BIELSKO-BIAŁA, TO TENISOWY TALENT CZYSTEJ WODY. tekst: Marcin Nikiel, foto: BKT Advantage

Przygoda Mai Chwalińskiej z tenisem rozpoczęła się w wieku kilku lat. Opowiada o tym chętnie młoda tenisistka, która mieszka i trenuje na co dzień w Dąbrowie Górniczej. – Mój trener chodził po szkołach w Dąbrowie Górniczej i namawiał dzieci do udziału w pikniku sportowym. Zdecydowałam się pójść. Wybierano 20 najlepszych zawodniczek i zawodników do uprawiania tenisa – mówi dąbrowianka, podopieczna trenera Pawła Kałuży. Talent Mai dostrzeżony został bardzo szybko. W ślad za rozpoczęciem profesjonalnych treningów przyszły pierwsze wygrane mecze, później turnieje, w których młoda zawodniczka pokonywała nie tylko rówieśniczki, ale i tenisistki starsze od siebie. W grze na korcie ma wiele atutów. – Jest przede wszystkim wszechstronna i kreatywna. Ma dobre czucie piłki i geometrii kortu, potrafi zmieniać tempo gry. Filigranowe warunki fizyczne nadrabia świetnym poruszaniem się po korcie. Dodatkowy atut to fakt, że jest leworęcz-

62

na, a dla wielu rywalek to niewygodne – wyjaśnia Piotr Szczypka, szkoleniowiec w klubie BKT Advantage, barw którego w oficjalnych rozgrywkach broni Maja Chwalińska. W swojej kategorii wiekowej jest w Polsce bezkonkurencyjna. Potwierdzenia daleko szukać nie trzeba. W tym roku Maja wygrała krajowe zmagania najlepszych tenisistek do lat 13, premiujące udziałem w turnieju Longines Future Tennis Aces U-13 w Paryżu. Zawody te rozgrywane były równolegle do wielkoszlemowego French Open, na specjalnie przygotowanym korcie w centrum stolicy Francji. Wcześniej w tych prestiżowych rozgrywkach z udziałem 16 czołowych tenisistek na świecie, żadnej Polce nie udało się wygrać nawet jednego meczu! Maja wygrała aż dwa pojedynki! Lepsza okazała się od Chinki Jiaqi Wang oraz rosłej Australijki Oliwii Gadecki. Uległa dopiero późniejszej mistrzyni, Włoszce Federice Rossi. – Może w kolejnej edycji

Największe sukcesy Mai Chwalińskiej (ranga ogólnopolska i międzynarodowa): Halowe Drużynowe Mistrzostwo Polski Skrzatek z BKT Advantage B-B (Puszczykowo 4-6.01.2013) Letnie Drużynowe Mistrzostwo Polski Skrzatek z BKT Advantage B-B (Bytom 20-22.09.2013) Mistrzostwo Polski w grze podwójnej młodziczek (Warszawa, sierpień 2014) Drużynowe Wicemistrzostwo Europy Skrzatek (Ajaccio 8-11.08.2013) III miejsce w turnieju Roland Garros – Longines Future Tennis Aces (Paryż 2014) – nieoficjalne Mistrzostwa Świata do lat 13 I miejsce w Letnim Supermasters do lat 12 (Sopot 2013) I miejsce w Halowym Supermasters do lat 13 (Pabianice 2014) III miejsce w turnieju Tennis Europe (Austria 2014) III miejsce w grze podwójnej w turniejach Tennis Europe (Austria 2014, Czechy 2014)

podobnych zawodów pójdzie mi lepiej – skromnie tłumaczy 13-latka z Dąbrowy Górniczej. Tenis dla niej to? – Szczęście! Kocham grać w tenisa i polecam to wszystkim – mówi Maja z zadowoleniem. Nawet, jeśli musi poddawać się treningom cztery razy w tygodniu i wstawać wcześnie rano bez względu na porę roku. Z konsekwencją dąży do realizacji swoich marzeń. – Moim tenisowym wzorem jest Maria Szarapowa. Jestem pod wrażeniem jej agresywności w grze i charakteru. Nigdy nie odpuszcza, walczy do końca. Też chciałabym zostać tenisistką zawodową i wygrać na mączce podczas Rolanda Garrosa – zauważa sympatyczna zawodniczka, która na turnieje podróżuje również gdy to możliwe z rodzicami – mamą Marcelą i tatą Tomaszem. Treningi tenisowe łączy z nauką w gimnazjum w Dąbrowie Górniczej. Edukacji nie zaniedbuje osiągając bardzo dobre wyniki, co tylko potwierdza inteligencję naszej tenisowej nadziei.


NOWY ROK SZKOLNY ROZPOCZĄŁ SIĘ JUŻ NA DOBRE. ZA OKNEM CORAZ WIĘCEJ SZARYCH I DESZCZOWYCH DNI. WIĘKSZOŚĆ PEWNIE ZASTANAWIA SIĘ JAK NAJDŁUŻEJ ZATRZYMAĆ WAKACYJNĄ KONDYCJĘ, ŁADNĄ SYLWETKĘ I DOBRY HUMOR PODCZAS JESIENNEJ I ZIMOWEJ SZARUGI?! ŚWIETNYM ROZWIĄZANIEM BĘDĄ ZAJĘCIA BADMINTONA, NA KTÓRE ZAPRASZA OŚRODEK SPORTÓW RAKIETOWYCH RACKETLON CLUB W MAZAŃCOWICACH.

BADMINTON POZYTYWNIE ŁADUJE! TENIS ZIEMNY | BADMINTON | TENIS STOŁOWY innym w danej chwili (np. czy mam na jutro przygotowany obiad), dlatego badminton jest dobrą metodą na oderwanie się od codziennych spraw. Można by wymieniać jeszcze wiele zalet, ale najlepiej samemu przekonać się na własnej skórze czym jest badminton.

Badminton jesienią i zimą? Dlaczego nie!

Chyba nie ma takiej osoby, która nigdy nie grała w badmintona lub w popularną odmianę podwórkową tego sportu zwaną kometką. Ale czy ta, wydawałoby się, dziecięca zabawa może stać się pasją i odskocznią od codzienności? Oczywiście, że tak!

Racketlon Club oferuje zajęcia badmintona dla każdego, od najmłodszych dzieci (6lat), po młodzież, dorosłych i nieco starszych. Świetną okazją do spędzenia czasu w gronie koleżanek (a dzieci pozostawienie pod opieką tatusiów) są zajęcia badmintona tylko dla kobiet. Podczas wszystkich zajęć można nauczyć się podstaw gry w badmintona, zasad, przepisów, ciekawostek, a także (i chyba najważniejsze!) poruszać się, spalić zbędne kilogramy, naładować się pozytywnymi endorfinami i oderwać się od codziennych obowiązków. Wszelkich informacji o zajęciach, terminach udziela Recepcja Racketlon Club pod numerem telefonu 33 815 63 93

W badmintonie kształtowane są wszystkie partie mięśniowe, nie trzeba godzinami „wyciskać” na siłowni każdą część ciała osobno. Podczas gry spala się naprawdę sporo kalorii a przede wszystkim kształtuje się wydolność organizmu – wysiłek jest zmienny (interwałowy), od długich wymian lotki, po szybkie zrywy i przyspieszenia podczas ataku. Prędkość lotki wymusza maksymalną koncentrację, przez co nie można myśleć o niczym

Zajęcia badmintona tylko dla kobiet

Racketlon Club

Szkółki badmintona dla dzieci i młodzieży

Halentówka 884, 43-391 Mazańcowice k/ Bielska-Białej tel. 33 815 63 93, kom. 693 240 300 godziny otwarcia: pn-pt 07.00-23.00 so 07.00-20.00 nd 07.00-15.00 www.4rakiety.pl

63


podróże WITAJ, WIEDNIU, ZNOWU TU JESTEŚMY. TYM RAZEM CHCEMY ZOBACZYĆ WIEDEŃ OCZAMI WIEDEŃCZYKA. POWŁÓCZYĆ SIĘ PO MIEJSCACH ZNANYCH I TYCH, KTÓRYCH NIE ZNAJDZIE SIĘ W PRZEWODNIKU. ZATRZYMUJEMY SIĘ U GOŚCINNEGO SŁAWKA WIERZBOWSKIEGO, WŁAŚCICIELA PENSION ABRIGO, KTÓRY POKAŻE NAM KILKA SWOICH ULUBIONYCH MIEJSC.

WIEDEŃ BEZ PRZEWODNIKA tekst: Agnieszka Ściera foto: 2B STYLE Przemierzamy najdroższą ulicę miasta i sycimy oczy pięknymi witrynami sklepowymi, zaglądamy do delikatesów Juliusa Meinla po paczkę kawy i białą czekoladę z charakterystycznym logo JM.

Wpadamy na kanapkę do kultowego Trześniewskiego. W czasie wielkiego kryzysu emigrant z Polski chciał, aby wszystkich było stać na kanapki, więc zrobił je malutkie – i takie do dzisiaj są oferowane. Niestety cena już nie jest „kryzysowa”. 1 kanapka = 2 €.

Zaglądamy do Pałacu Schönbrunn. Ostatnio byliśmy tu zimą na jarmarku świątecznym, teraz jawi się w pełnej krasie kwiatów i zieleni. Pałac oglądany z perspektywy ogrodu wydaje się ogromny. Po raz kolejny nachodzi mnie refleksja: jacyż budowniczowie go budowali, z jakim rozmachem! Zaglądamy do pałacowego ogrodu zoologicznego, nagrodzonego zaszczytnym mianem najlepszego europejskiego zoo.

Zaglądamy na pchli targ prowadzony przez Caritas. Można tu znaleźć wśród bibelotów i mało wartościowych przedmiotów naprawdę piękne cacka, meble, ubrania w absolutnie niskich cenach.

64

Letnie koncerty pod wiedeńskim Ratuszem to miejsce spotkań wiedeńczyków i turystów. Ogromny ekran, wielka widownia na wolnym powietrzu, mnóstwo kramów, budek ze smakowitymi mięsami, kanapkami, ciastami, napojami. Mnóstwo ludzi, a mimo to można swobodnie porozmawiać. Nagłośnienie jest fantastyczne!


Podążamy śladami Roberta Makłowicza i zatrzymujemy się w Café Museum. To piękne miejsce, w którym czuć austro-węgierskiego ducha. Tu zamawiamy, a jakże: torcik Sachera i kawę Wiener Melange.

Oceanarium powstało w budowli, która podczas II Wojny Światowej była podstawą ogromnego działa przeciwlotniczego. Na kilku piętrach oceanarium można podziwiać morskie zwierzęta ze wszystkich zakątków świata. Są tam też gady, płazy, ptaki oraz małpki, które usiłują ukraść zwiedzającym jedzenie.

Po oceanarium czas na klasyczną wiedeńską kawiarnię, czyli Café Sperl, założoną w 1880 roku. W czym tkwi sekret wiedeńskich kaw? W wodzie, która z Alp płynie bez użycia pomp, w większości akweduktami. „Podróż” wody trwa 36 godzin i jest ona dostępna w każdym wiedeńskim kranie.

REKLAMA

Zaglądamy na kolorowy Naschmarkt. Niestety większa jego część jest obecnie remontowana, więc możemy sobie tylko wyobrazić, jak wiele niesamowitych rzeczy można tu nabyć. Nasza podróż do stolicy Austrii dobiega końca, czas wracać do domu...

65


podróże

TANIEC W WIOSCE KROKODYLI PARK NARODOWY JEZIORA MALAWI tekst i foto: Jerzy Pawleta

Malawi. Afryka Centralna. Kilkugodzinna podróż ze stolicy kraju Blantyre w stronę wielkiego, ok. 500 km długości, Jeziora Malawi (dawniej Niasa) przebiegła w typowy dla tej części Afryki sposób. Najpierw jedna zapchana do granic wytrzymałości murzyńska taksówka, czyli sterany życiem i tutejszymi drogami minibus. Potem druga jeszcze pełniejsza, przesiadka do pickupa, który według

66

Jerzy Pawleta – podróżnik i niezależny fotograf, filmowiec i dziennikarz. Publikuje we wszystkich najważniejszych polskich magazynach turystycznych i podróżniczych. Swoje zdjęcia pokazuje na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Autorskie filmy (głównie podróżnicze) emitowane są w polskiej telewizji. Na stałe współpracuje z Polską Agencją Fotografów FORUM. Więcej informacji a także zdjęcia, artykuły i filmy można znaleźć na www.jerzypawleta.pl, www.jerzypawleta.blog.pl czy http://www.youtube.com/user/jpawleta

zapewnień naganiaczy i samego kierowcy jedzie natychmiast do Monkey Bay nad brzegiem jeziora a potem dalej do turystycznej, usytuowanej na malowniczym cyplu południowego krańca jeziora wioski Cape Maclear, mojego celu na kilka najbliższych dni. Rusza od razu, okrąża targowisko w poszukiwaniu klientów i staje na rogatkach mieścinki, by wypełnić pakę tubylcami i towarem. A to


trwa i trwa. Jako pierwszy klient miałem zaszczyt siedzieć z moimi plecakami oraz Murzynką z tobołami i dzieckiem w szoferce. Co przy ulewie która nas złapała po drodze nie było bez znaczenia. Wieczorem docieramy do Monkey Bay, gdzie kierowca stwierdza, że nie ma klientów do Cape Maclear i dalej nie jedzie. – Jak to? Przecież umówiliśmy się na przejazd do Cape... – usiłuję wywalczyć swoje, chociaż wiem, że to sytuacja beznadziejna. – Jeżeli mi zapłacisz za benzynę i przejazd, czyli 1500 MK (normalna cena to 150 MK) mogę cię zawieźć, ale za pół godziny jedzie ciężarówka do Cape, możesz się nią zabrać. Pół godziny trwa półtorej, ale w końcu jest. Pełna towaru i ludzi na pace. Dopychają jeszcze mnie i ruszamy w ciemności burzowej nocy. Siedząc na stercie jakichś towarów wklejony między tubylców z łokciem w żebrach podskakuję co rusz na niezliczonych wybojach górskiej, co nieco jedynie utwardzonej drogi, w połowie której łapie nas ulewa połączona z widowiskowymi wyładowaniami atmosferycznymi. Załoga auta naciąga na nas wszystkich wielką dziurawą ceratopodobną brudną płachtę. Pomaga niewiele, więc opatulam się moją własną peleryną, co nie jest takie proste w czasie ekstremalnej jazdy. Po około godzinie docieramy do wioski, gdzie wysadzamy większość ludzi i towar, i po chwili do mojego upatrzonego miejsca, hostelu na plaży, czyli Fat Monkeys. Szkopuł jest w tym, że nieoczekiwanie, akurat dzisiaj (jest przecież po sezonie), nie ma wolnych pokoi. Najbliższe inne miejsce o podobnym standardzie kilkaset metrów stąd. A dookoła ciemno, że oko wykol. Na szczęście, jak zwykle zresztą w Afryce, stoi koło mnie poznany w ciężarówce tubylec, który oferuje swoje usługi od tragarza po przewodnika. Ma farta, jest klient. Bierze mój wielki plecak i maszerujemy w ciemność. Drepczę za nim potykając się co rusz o dziury i korzenie na ścieżce prowadzącej do wioski. Pierwsze z miejsc zamknięte jest na głucho. Nikogo, ciemno. Drugie, ”Stevens” od nazwiska czarnoskórego właściciela przechodzi już powoli do historii, ale jest czynne. Nocleg to 1000 MK za marny pokoik z jeszcze marniejszą łazienką w usytuowanym na samej plaży pensjonacie. Na późną kolację idę z moim przewodnikiem do lokalnej restauracji i piwiarni Thomas’s Grocery, gdzie życie toczy się na całego przy głośnej murzyńskiej muzyce i tańcach na klepisku. Na ławie opodal mnie siedzi jedyny biały w tym towarzystwie wyglądający na człowieka, który gdzieś tu w odległej Afryce zatracił przyświecające mu wcześniej cele. Świeża ryba z frytkami kosztuje 350 MK, piwo 100 MK. Bardzo przyzwoicie. Stawiam kolację mojemu afrykańskiemu przyjacielowi Mosesowi i umawiamy się na jutro. Rano wracam do Fat Monkeys. Nocleg to 1.400 MK w sympatycznym pokoiku z zimą wodą pod prysznicem (ale ciepłą w jeziorze). Piwo w tutejszym wychodzącym na piaszczystą plażę barku kosztuje 150 MK, pizza Hawai 650, Margarita 550. Można stołować się również na plaży siedząc na piasku, gdzie tubylcy oferują rybę

z grilla z ryżem za 450 MK lub naleśniki za 200-250 MK. Inni w tym samym czasie zasypują cię koralikami, naszyjnikami, bransoletkami czy rzeźbionymi w drewnie breloczkami – zwierzętami, na których wyryją imię twojej ukochanej osoby. Ceny zdecydowanie do negocjacji. U kucharzy również. Podstawowe zakupy, bo tylko takie są tu możliwe, robię w murzyńskim sklepiku. – Jest herbata? – Jest. Pokazuje instant. – Nie, nie, w saszetkach – Jest. Pokazuje opakowanie. – Ile jest torebek w środku? – Dziesięć. OK., niech będzie. Po otwarciu – jest herbata. Sypka. (...)

mało? cały artykuł przeczytaj na: www.2bstyle.pl

67


nie zza firanki

Na szafie obraz pt. Słonie Obraz z niebieskim aniołem pt. Ola Obaz z samolotem pt. Fokker

tekst i stylizacja wnętrza: Gaba Kliś www.gabaklis.pl foto: Łukasz Kitliński

Z KOLOROWEJ GLINY ULEPIONE. KOLOROWYM PĘDZLEM MUŚNIĘTE. 68

Obraz pt. Ola i bandoneon

Nalewam herbatę z pomarańczowego czajniczka. Jeszcze parę dni temu Ola toczyła go na kole, był wtedy kleistą, bezkształtną masą, jeszcze bez docelowego przeznaczenia. Dzisiaj dumnie zdobi wnętrze kredensu, w którym Ola przechowuje swoje cudeńka. Magia. Ola, z wykształcenia filmoznawca, zakochana w ceramice użytkowej i jej tworzeniu mówi, że to jej największa pasja w życiu. I nie musi mnie o tym przekonywać – jej dom po brzegi wypełniają efekty tej pasji. Mieszkanie nie jest duże, znajduje się w centrum Bielska-Białej, w pięknej kamienicy z zaglądającym do okien starodrzewem. Do mieszkania prowadzą stare, drewniane, solidne schody, pamiętające czasy świetności budynku. Są zapowiedzią tego, czego u Oli spodziewać się można. Ich kontynuacją jest piękna, oryginalna i równie solidna podłoga, na której czas już zaznaczył swoją obecność, dodając tym samym uroku całemu wnętrzu. Pierwszy raz w życiu wchodząc do mieszkania zwracam uwagę na dodatki, a nie na bazę, jak to mam w zwyczaju. Skanuję oczyma


69


Nad komodą obraz pt. Targ w Kadyksie

Na szafce obraz pt. Owoce dla Moniki

wszystko dokładnie, ale mnogość otaczających mnie przedmiotów wyklucza możliwość zapamiętania tego, co dzieje się wkoło mnie. Feeria kolorów, barw, odcieni, faktur, materiałów wprawia mnie w zakłopotanie i zaczynam analizować otoczenie poprzez pryzmat wrodzonego minimalizmu. Co więcej, zaczynam wątpić w to, czy faktycznie jest wrodzony czy nabyty lub spowodowany trendami mody. Daje mi to do myślenia. Niewielkie mieszkanie musi pomieścić trzy niezależne twórczo żywioły. Partner Oli, Wojtek, maluje piękne obrazy, których w mieszkaniu jest ogrom. Jego dzieła zdobią ściany, półki, komody, rotacyjnie zmieniają swoje miejsca, nadając tym samym klimat artystycznemu wnętrzu. Tematyka obrazów jest różna. Z jednego nawet uśmiecha się do nas Ola grająca na bandoneonie. Syn Oli i Wojtka, Tymon, to miłośnik jazzu i uczeń bielskiej szkoły muzycznej. Jego pasja też zaznacza się w przestrzeni mieszkania, jest pianino, werbel i trąbka i bynajmniej nie są to jedynie gadżety dekoracyjne. – Uwielbiam otwieranie szafy wypełnionej moimi garami i dokonywanie wyboru: z której miski dzisiaj zjemy sałatę albo z której filiżanki wypiję poranną kawę – mówi Ola. I trudno się z nią nie zgodzić. Przecież to ona daje życie swoim „garom”, jak sama żartobliwie mówi o ceramicznych naczyniach. – Gdy odwiedzam przyjaciół, widzę zrobione przeze mnie miski, pojemniki, wazony i myślę sobie, że w każdym z tych naczyń podarowałam im kawałek siebie – dodaje Ola. Wszystko, czego dotykam, ma swoją małą historię, przedmioty żyją swoim życiem, nie ma tutaj zabudowy na wymiar, nie ma telewizora, nie ma designerskich mebli, jest przypadkowo, nieoczywiście, klimatycznie i z duszą. W mieszkaniu nie ma regularności, nie ma podporządkowania zasadom, za to jest wolność, pasja i dobra energia, którą Ola chętnie dzieli się z innymi, tworząc takie cudeńka. Marzeniem Oli jest otwarcie pracowni wraz z galerią, w której znalazłoby się miejsce na malarstwo i na ceramikę, prace jej, jej partnera, a także ich przyjaciół. Trzymam za to mocno kciuki, bo uwielbiam takie artystyczne Bielsko. www.malegorki.pl FB: Studio ceramiki Aleksandra Chmiel tel. 880 079 170

70


71


architektura i design

PO CO NAM TEN DIZAJN? tekst: Anita Szymańska foto: arch. Zamek Cieszyn

NIEWIELU Z NAS ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, JAKIE ZNACZENIE W CODZIENNYM ŻYCIU MAJĄ DOBRZE ZAPROJEKTOWANE PRZEDMIOTY UŻYTKOWE, GRAFIKA CZY USŁUGI. POCHŁONIĘCI CODZIENNOŚCIĄ NIE ZASTANAWIAMY SIĘ NAD TYM, KTO JEST AUTOREM BIUROWEGO FOTELA, DZIECIĘCEGO WÓZKA CZY IDENTYFIKACJI WIZUALNEJ URZĘDU, W KTÓRYM ZAŁATWIAMY SPRAWĘ. DOPIERO KIEDY ŹLE ZAPROJEKTOWANY OTWIERACZ DO KONSERW UTRUDNIA NAM DOSTANIE SIĘ DO PUSZKI Z ULUBIONYMI POMIDORAMI, NA GŁOS MÓWIMY „CIEKAWE, KTO WYMYŚLIŁ TAKIE...”.

No właśnie, kto to wymyślił?

Promocją dobrze zaprojektowanych przedmiotów, grafiki i usług już od dziewięciu lat zajmuje się Zamek Cieszyn, ustanawiając konkurs „Śląska Rzecz”. To konkurs dla firm, instytucji i projektantów promujący dobre realizacje i rzetelną pracę projektową a następnie realizację. – My jesteśmy z tego konkursu naprawdę dumni – mówi Ewa Gołębiowska, dyrektor Zamku Cieszyn. – Pojawiają się nowi projektanci, firmy, instytucje i samorządy, które dzięki temu, że współpracują z dobrymi projektantami, robią naprawdę znaczny postęp. Zmiana jakościowa jest nieprawdopobna i – co najważniejsze – doceniana przez klientów. Jednym z tegorocznych przykładów zmian i pozytywnych rozwiązań jest wyróżnienie „Śląska Rzecz” dla Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, za cykl „Spektakle bez barier” dla osób niewidomych i niesłyszących. W projekt zaangażowani są Artur Szczęsny, Sabina Muras, Maciej Pilecki (tłumacz języka migowego), Izabela Künstler (audiodeskrypcja) Stefan Knothe (lektor) oraz Hubert Tereszkiewicz (identyfikacja wizualna). – Cieszy nas, że do teatru przychodzą osoby, które nigdy wcześniej w nim nie bywały, a przecież o to chodzi w projektach społecznych – podsumowuje Sabina Muras, zastępca dyrektora Teatru Polskiego. Ciekawą realizacją był zgłoszony do konkursu system komunikacji wizualnej na Jasnej Górze. To projekt firmy Dandelion. – Powstały znaki czytelne dla wszystkich. Przed projektantami otworzyło się nowe pole do działań – design wszedł do sfery sacrum. Mam nadzieję, że Jasna Góra będzie przodownikiem – mówił o. Mirosław Górkiewicz z Jasnogórskiego Centrum Informacji podczas gali wręczenia nagród. Za projekt i realizację systemu jury przyznało Nagrodę Specjalną.

Zmieniać życie na lepsze

Pajak z Bielska-Białej: śpiwór radical custom

72

Dzięki konkursowi w praktyce zmienia się na lepsze życie mieszkańców Śląska, konkurs adresowany jest bowiem do firm i projektantów działających na jego terenie. Granice województwa są bardzo rozległe, jego tożsamość nie jest jednorodna, ale swoje siedziby ma tutaj wiele innowacyjnych firm i znaczących firm projektowych. Nie bez znaczenia jest również fakt, że to właśnie spod skrzydeł działającej w Katowicach Akademii Sztuk Pięknych wychodzą absolwenci wydziałów wzornictwa i projektowania graficznego, zdobywający wiedzę u uznanych projektantów-praktyków. Na


terenie województwa śląskiego znaleźć można zarówno światowe trendy we wzornictwie, jak i dizajn czerpiący z lokalnych tradycji. – Patrząc na laureatów „Śląskiej Rzeczy” warto pamiętać, że współpracę z projektantem zaczynają nowe firmy, jak i „stare” marki. Bo dizajn może pomóc rozwijać się długoletnim firmom, ale bywa też świetnym narzędziem dla nowo powstających, nawet mikro firm. Cieszy, że coraz częściej samorządy i instytucje publiczne poszukują nowych metod działania i dobrego wzornictwa. W województwie śląskim jako regionalne centrum dizaju działamy już od 10 lat, budując świadomość, czym jest dobre projektowanie, a także, czym ...nie jest. Bo nie jest jedynie estetyką czy „modną” stylizacją! Dzięki temu ta świadomość na Śląsku jest znacznie wyższa, niż w innych województwach. I może przynosić widzialne efekty – mówi Ewa Gołębiowska. – Nie do przecenienia jest fakt współpracy samorządów, radnych czy urzędników z projektantami. Większość wie, jak ważna jest dobra, dobrze zaplanowana – odpowiadająca na realne potrzeby – i dobrze wykonana robota – podkreśla Ewa Gołębiowska.

Teatr Polski w Bielsku-Białej: spektakle bez barier

Dizajn od rana do wieczora

Promowane przez Zamek Cieszyn przykłady dobrych rozwiązań otaczają Ślązaków na co dzień. Są to chociażby funkcjonujące systemy identyfikacji wizualnej, przedmioty codziennego użytku, jak na przykład śpiwory bielskiej firmy Pajak, od lat znajdującej uznanie w oczach jury „Śląskiej Rzeczy”. Nowoczesne meble, oświetlenie uliczne, samochody przeciwpożarowe, kasy fiskalne czy nosidełka dla dzieci – to śląskie realizacje wyróżniane w konkursie. Wiele z tych firm otrzymuje także inne, ogólnopolskie czy zagraniczne nagrody. To pokazuje, że śląski dizajn jest na wysokim poziomie. Nie brakuje w nim też miejsca na „śląskość” w lokalnym wydaniu, czego świetnym przykładem są wykorzystujące regionalne akcenty produkty i opakowania spożywcze pszczyńskiej firmy Visa Bell, czy czechowickiej firmy CDK. Przysłowiowy Kowalski niejednokrotnie nie będzie miał jednak pojęcia o tym, że otacza go dizajn. – Szczerze mówiąc, najfajniejszy jest dizajn, którego się nie widzi. Przedmiot czy usługa dobrze spełniające swoją funkcję użytkową, nowoczesne, ergonomiczne, a przy tym dobrze wyglądające. Dobry dizajn nie jest ekstrawagancki, liczy się po prostu dobra robota, która zresztą w tradycji śląskiej jest mocno zakorzeniona i ceniona. Dla nas niezwykle istotne są też miejscowe, młode grupy projektowe, wywodzące się najczęściej z katowickiej ASP, jak choćby Wzorro, Gryfnie czy broKat – wymienia Ewa Gołębiowska.

Marbet Style z Bielska-Białej: sofy i fotele „Fin”

Szukamy tej jednej rzeczy

Jury konkursu patrzy na produkty pod kątem ich innowacyjności połączonej z funkcjonalnością. Za każdym razem dokładnie jest sprawdzane „jak to działa”, ale i „jak to jest zrobione” – zarówno w produktach, jak projektach graficznych czy usługach. Ważne jest to, czy projekty zostały rzeczywiście wdrożone. Najmłodszą dziedziną jest projektowanie usług. Tu rygorystycznie traktowany jest sam proces projektowania, na ile realnie odpowiada on na oczekiwania użytkownika. Zamek Cieszyn prowadzi też działalność szkoleniową dla przedsiębiorców, wskazując, jak ważna jest rola projektanta w procesie powstawania nowego produktu. – Już teraz rozglądamy się na rynku w poszukiwaniu interesujących tegorocznych wdrożeń, które mogłyby startować w konkursie „Śląska Rzecz 2014”. Zachęcam zarówno projektantów, producentów, samorządy, instytucje publiczne i organizacje pozarządowe do zainteresowania się konkursem. Przyszłoroczna edycja będzie wyjątkowa, wyłonimy jubileuszową „Śląską Rzecz” i wkroczymy w kolejne dziesięciolecie. Gorąco zapraszam do zgłaszania swoich realizacji – podsumowuje Ewa Gołębiowska.

Jasna Góra w Częstochowie: system identyfikacji wizualnej

73


© Izabela Masłowska *Photography

© Izabela Masłowska *Photography

era drukarnia

Haus wspi

ienie w Bigel

Śl¹skie brzm

s.pl Śląski e brzmi @printimu drukarnia enie ·w BigelH .pl aus wspie .printimus ra druka rnia ! · www Printi

Printimus

mus!

·

www.p rintim

us.pl

·

druka rnia@

printi mus.p

l D R U K A R N I A

Śl¹skie brzmienie w BigelHaus wspiera drukarnia Printimus! · www.printimus.pl · drukarnia@printimus.pl

live with passion... if U want D R U K A R N I A

74

MKC Print Sp. z o.o. 41-902 Bytom | Bernardyńska 1 +48 32 243 50 35 | +48 607 378 585 drukarnia@printimus.pl | www.printimus.pl

2B Style


AUTO SALONsalon SP. Zi serwis O.O. WEKTOR UL. WIEJSKA 5, 10-200 WARSZAWA

www.wektor.pl

TEL. 022 542 44 56, FAKS 022 542 44 56

75


www.LOYD-vod.pl 76

Kupuj herbaty i oglądaj filmy ZA DARMO!

Ponad 500 filmowych przebojów!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.