CZECHOWICE-DZIEDZICE KATOWICE
OŚWIĘCIM
PSZCZYNA
ISSN 2084-4867 www.2bstyle.pl czasopismo bezpłatne
BIELSKO-BIAŁA CIESZYN
SZCZYRK
TYCHY
USTROŃ
WISŁA
ŻYWIEC
MAGAZYN CIEKAWYCH LUDZI
Mirosław Ganobis | Mateusz Pytel | Józef Łysakowski Beata Brańka | Kamila Błaszkiewicz | Łukasz Kałwa | AlaLea Nr 2
(41)
2020
lipiec-sierpień 2020
REKLAMA
2
REKLAMA
3
NA WSTĘPIE
Pandemiczne odkrycie
Na okładce: Mateusz Pytel, foto: Proper Coffee napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl
czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48
Kiedy zaraza wszystkich nas zatrzymała w domach, odkryłam w sobie talent kulinarny. Od A do Z upiekłam chleb, z osobiście wyprodukowanego zaczynu. Tym większy powód do dumy, że pierwszy zaczyn po nieudanej próbie tchnięcia w niego życia, spłynął do miejskiej oczyszczalni. Kolejna, udana tym razem, próba dała początek mojej domowej piekarni. Tak więc, dumna i blada pochwaliłam się tym sukcesem na insta. W końcu to pierwszy chlebowy wypiek w życiu. Radość z nagle poznanej Nowej Ja szybko przygasła. Okazało się, że tym koronawirusowym odkryciem zaraziło się sporo moich instagramowych znajomych. Jak to? Przecież mamy multum kanałów telewizyjnych, internet, komunikatory, które łączą nas z całym światem online. Można spędzić pandemiczny czas nie zaznając nudy. A tu proszę, zamiast serfowania po bezdrożach internetowych informacji, pochłaniania kolejnego serialu, czy spędzania godzin na rozmowach ze znajomymi z Honkgongu, zajęliśmy się czymś tak prozaicznym, jak upieczenie chleba. Przecież czego jak czego, ale chleba nam nie brakuje. Może to atawistyczny strach przed głodem, który przychodzi w chwili niepewności? A może sposób na poczucie się potrzebnym, w końcu karmimy rodzinę, albo nawet sąsiadów. Myślałam, że tylko mnie nuda dopadła. Dobra strona odkrycia jest taka, że przez pewien czas mogłam wejść w skórę przodków, którzy bez prądu, gazu i bieżącej wody zabijali czas piekąc chleb. Choć tu muszę przyznać z zazdrością, mieli nawet pewnego rodzaju przewagę, bo składniki musieli wyprodukować sami, dzięki temu czas szybciej im pędził. Bo kiedy już chlebuś wyjechał z piekarnika, kiedy się wszyscy nim najedliśmy do syta, poczułam chęć do odkrycia kolejnego koronawirusowego talentu w sobie, o czym mieli wkrótce przekonać się domownicy. Zapragnęłam sprawdzić się w roli malarza pokojowego... Zajrzałam na „Insta” – ten wirus jest niepokojący, wszyscy chorują na przemalowywanie, remontowanie, przerabianie itp. Zaczynam się bać – szycia sukienek nie ogarnę :). Kilka pandemicznych przepisów na domowy chleb znajdziecie w środku wydania, niechaj to będzie przyjemnym wspomnieniem tego trudnego czasu.
SPIS TREŚCI
Agnieszka Ściera-Pytel, Redaktor Naczelna
Zakupy. Szybkie i wygodne zakupy w CH Sarni Stok Wydarzenia. 6. urodziny Aquarium
8
Wydarzenia. 4. Wojnowski Festiwal Fotografii
6
10
Ludzie. Strażnik historii przedwojennego Oświęcimia Ludzie. Zaczęło się od starego młynka Sztuka. Bez tytułu
24
21
Ludzie. Projektant wnętrz jest jak psycholog Moda. Lost childhood
30
26
Fotografia. Łukasz Kałwa
36
40 Design. Odważ się patrzeć po swojemu 44 Śląskie poza miastem. W Krainie Górnej Odry 48 Kulinaria. Upiecz sobie chleb 50 Zdrowie i uroda. Magiczna lawenda 54 Psyche. Jak przestać zamartwiać się pracą 56 Architektura i design. O matko z córką! 58 Reportaż. Pamiętnik z czasów nadziei
12
Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl, ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała, e-mail: anita@mediani.pl, tel. 504 98 93 97, Copyright © MEDIANI Anita Szymańska 2B STYLE: ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała, e-mail: redakcja@2bstyle.pl, www.2bstyle.pl, Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera-Pytel, Reklama: tel. 504 98 93 97 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera-Pytel (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst), Jacek Kućka (tekst), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Magdalena Jeż (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), ESCO (IT). Grafika i skład: Anita Szymańska, Mediani | www.mediani.pl, Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.
JESTEŚMY TU:
PORTAL: www.2bstyle.pl
WERSJA DRUKOWANA ON-LINE: www.issuu.com/mediani/
4
PARTNER MEDIALNY:
PIELĘGNACJA TWARZY PIELĘGNACJA CIAŁA TKALNIA FIGURY Najnowocześniejszy sprzęt na Podbeskidziu
OCZYSZCZANIE WODOROWE
Oczyszczanie wodorowe to nowa gwiazda w dziedzinie kosmetologii i medycyny estetycznej. Zabieg jest przeznaczony dla osób w każdym wieku i dla wielu typów cery: trądzikowej, naczynkowej, wrażliwej czy z oznakami starzenia. Zabieg jednocześnie liftinguje i oczyszcza skórę. Już dziś umów się na wizytę!
QR CODE
Wygenerowano na www.qr-online.pl
rezerwacja online na portalu Moment.pl: 5 www.moment.pl/tkalnia-urody-day-spa
REKLAMA
ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 533 463 443 www.tkalniaurody.pl
ZAKUPY
Szybkie i wygodne zakupy w CH Sarni Stok W maju, po półtora miesiąca przerwy, z ogromną przyjemnością przywitało swoich klientów Centrum Handlowe Sarni Stok w Bielsku-Białej. I choć radość ze spotkania była ważna, to wśród sprzedawców i klientów przoduje troska o zdrowie i wzajemne bezpieczeństwo nas wszystkich.
Na początku czerwca CH Sarni Stok wsparło Bielskie Pogotowie Ratunkowe, przekazując ratownikom medycznym 5 000 kombinezonów ochronnych, które służyć będą w codziennej pracy. Kombinezony zostały uszyte specjalnie dla bielskiego pogotowia, spełniają normy ochronne: są jednorazowe i chronią przed kontaktem z wirusem. – Epidemia koronawirusa wpłynęła i nadal wpływa na życie nas wszystkich, a na pierwszej linii walki z tą chorobą stoją lekarze i ratownicy medyczni, wszyscy pracownicy służby zdrowia. Chcieliśmy jako CH Sarni Stok wesprzeć ich w działaniach oraz chronić zdrowie – mówi Anna Waluś, dyrektor centrum handlowego. Kombinezony służyć będą nie tylko ratownikom, ale także mieszkańcom naszego miasta i regionu. – To nasz ukłon i podziękowanie za wysiłek, jaki ratownicy i inni pracownicy służby zdrowia wkładają w codzienną pracę dla nas wszystkich – dodaje Anna Waluś. CH Sarni Stok współpracuje
z Bielskim Pogotowiem Ratunkowym, organizując akcje edukacyjne dotyczące m.in. pierwszej pomocy. Klienci cenią CH Sarni Stok głównie za możliwość zrobienia szybkich i wygodnych zakupów, co w obecnej sytuacji jest szczególnie ważne. Do centrum łatwo dojechać głównymi drogami, dzięki dwóm dużym parkingom łatwo jest zaparkować, a oferta pozwala na załatwienie rozmaitych sprawunków w jednym miejscu. Na klientów czekają takie sklepy jak Carrefour, Jula, Martes, Media Markt czy popularny TK Maxx. Na tych, którzy zmęczyli się zakupami, czeka strefa gastronomiczna wraz z restauracjami i kawiarniami. W Centrum działa także Kartomat, w którym kupimy Kartę Podarunkową Sarni Stok – idealny prezent na wszelkie okazje. Dla większości z nas lato i wakacje będą w tym roku inne, ale wspólnymi siłami możemy dodać mu kolorów i emocji. Wśród letnich okazji, jakie czekają na klientów w salonach CH Sarni Stok, każdy znajdzie dla siebie rzecz, która uzupełni garderobę, poprawi wygląd wnętrza, doda błysku w oku czy po prostu sprawi, że będziemy mieli lepszy humor. Na profilu CH Sarni Stok na FB co czwartek dzieli się swoją wiedzą i doradza w wyborze garderoby stylistka Beata Bojda. To doskonała okazja, by nie wychodząc z domu, skorzystać z jej doświadczenia i usprawnić swoje zakupy, wykorzystując wskazówki z jej filmików. Jesteśmy już razem, dbajmy o siebie nadal i bezpiecznie cieszmy się z czasu wolnego!
Centrum Handlowe Sarni Stok, ul. Sarni Stok 2, Bielsko-Biała, www.sarnistok.pl
6
artykuł sponsorowany
Wydarzenia związane z epidemią i obostrzeniami pokrzyżowały plany nam wszystkim i zmusiły do dostosowania się do zupełnie nowej sytuacji. W CH Sarni Stok priorytetem działań było zapewnienie bezpieczeństwa klientom i pracownikom. Dołożono wszelkich starań, by na bieżąco realizować wytyczne i skutecznie informować na temat bezpieczeństwa i obostrzeń. Jeszcze przed ogłoszeniem pandemii wprowadzono szereg zabezpieczeń sanitarnych, a przy wejściach stanęły automaty do bezdotykowej dezynfekcji rąk, pojawił się także maskomat, a w strefach kolejkowych wyznaczono bezpieczne odległości dla klientów.
REKLAMA
7
WYDARZENIA
6. urodziny aquarium Po 94 dniach przymusowego zamknięcia Klubokawiarnia Aquarium w połowie czerwca ponownie zaprosiła do siebie swoich gości. Długo oczekiwane otwarcie zbiegło się z 6. urodzinami klubokawiarni, świętowanymi w dniach 24-25 czerwca. Fot: Pytlik&Bąk Fotografia (www.pytlikbak.pl)
Jak co roku przygotowano szereg atrakcji. Nie zabrakło tego, co w Aquarium najważniejsze, czyli kawy i kultury. Łukasz Stępniak – główny szkoleniowiec z palarni Java Coffee z Warszawy, poprowadził urodzinowe pogadanki pod tytułem „Co pić latem”. Uczestnicy degustowali orzeźwiające specjały, które Aquarium proponuje w wakacyjnym menu. A 25 czerwca – czyli dokładnie w 6. rocznicę otwarcia kawiarni – Rybki tradycyjnie zaprosiły na pyszny i bardzo efektowny tort urodzinowy. Odbył się także koncert plenerowy przy Galerii Bielskiej BWA, organizowany w ramach projektu „Muzyka na placu”. Na scenie spotkali się: skrzypek Jan Klemens Słowiński, basista Justyn Małodobry w elektronicznej odsłonie, czyli Astral
8
Balloon, oraz znakomita młoda saksofonistka Marta Wajdzik. Tradycyjnie już świętowaniu towarzyszyła urodzinowa akcja fotograficzna z zaprzyjaźnionym duetem Pytlik & Bąk Fotografia. Internetowa galeria gości dostępna jest na Facebooku (www.facebook.pl/klubokawiarnia.aquarium). Podczas urodzin upiększone także zostało wnętrze klubokawiarni. Na jednej ze ścian powstał kolejny mural kredowy, tym razem autorstwa Eweliny Rivillo. Oglądać go można do końca wakacji. Kolejny koncert z cyklu „Muzyka na placu” zaplanowany jest na 27 sierpnia, na godzinę 19:00. Wystąpi duet Yumi Ito & Szymon Mika. Wstęp wolny.
9
WYDARZENIA
4. Wojnowski Festiwal Fotografii 2020 Ponad 400 fotografii autorstwa polskich fotoreporterów ZAWISŁO na płotach mazurskiej wsi Wojnowo. swoje prace prezentował równieŻ ignacy cembrzyński z bielska-białej. co ciekawe, w czasie ograniczonych kontaktów społecznych, prace można oglądać nawet nie wysiadając z samochodu! Tekst: WFF, foto: Ignacy Cembrzyński
Wojnowski Festiwal Fotografii pojawił się pierwszy raz w 2017 roku. Swym pomysłem nawiązuje do francuskiego Festival Photo La Gacilly. Ideą Wojnowskiego Festiwalu Fotografii jest prezentacja dorobku polskich fotoreporterów i fotografów szerokiej publiczności, przez udostępnienie ich w dużym formacie w ogólnodostępnej ulicznej galerii. Prace można obejrzeć nawet nie wysiadając z auta, wystarczy zwolnić przejeżdżając przez Wojnowo. Do tej pory na płotach zaprezentowane zostało prawie 1000 zdjęć. Swoje ekspozycje mieli tu m.in.: Chris Niedenthal – laureat nagrody WPP, Czarek Sokołowski – jedyny polski laureat prestiżowej Nagrody Pulitzera, Jerzy Kośnik, Anna Musiałówna, Zbigniew i Maciej Kosycarzowie i wielu innych utalentowanych i nagradzanych artystów. Zakres tematyczny prezentowanych prac jest dość szeroki – znajdziemy tu klasyczne reportaże z całego świata, zdjęcia sportowe,
10
portrety, zdjęcia podwodne czy pejzaże z ponad 50 lat pracy polskich fotografów. Stałymi elementami WFF są: galeria prac polskich leśników, wystawy pokonkursowe: im.Erazma Ciołka na fotografię społecznie zaangażowaną i im. Eugeniusza Lokajskiego na fotografię o tematyce sportowej oraz retrospekcja Polski lat PRL. W tym roku będzie można podziwiać prace m.in.: Tomasza Tomaszewskiego, Jacka Marczewskiego (Gazeta Wyborcza), Mikołaja Nowackiego (National Geographic), Barta Pogody (reżyser i fotograf), Leszka Fidusiewicza i Kuby Atysa (dwóch wybitnych fotografów sportowych) i kilkunastu laureatów GPP. Wystawa trwa od 27 czerwca do 30 września, zatem jeśli wakacyjne szlaki poniosą Was na Mazury, koniecznie zaglądnijcie do Wojnowa. Wśród prezentowanych tam prac zobaczyć można także zdjęcie bielskiego fotografika, Ignacego Cembrzyńskiego.
POCZUJ LATO #BezpieczneZakupy QR CODE
Wygenerowano na www.qr-online.pl
Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER
Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:
11
REKLAMA
Zeskanuj kod i kliknij
LUDZIE
historii przedwojennego Oświęcimia
12
Z Mirosławem Ganobisem – znanym oświęcimskim kolekcjonerem pamiątek przedwojennego Oświęcimia, właścicielem prywatnego muzeum rozmawia Agnieszka Ściera-Pytel. Foto: Jarosław Fiedor Fotografia
Jest pan znanym w Oświęcimiu kolekcjonerem pamiątek z przedwojennego (i nie tylko) Oświęcimia. Pamięta pan pierwszy znaleziony przedmiot? Nie pamiętam, co dokładnie jako pierwsze znalazło się w moich zbiorach, myślę, że była to etykieta dawnej fabryki wódek i likierów Jakoba Haberfelda, która dała początek bogatej kolekcji. Nawet zatrudniłem się w dawnej fabryce Haberfelda, aby poszperać na strychu i poszukać więcej pamiątek z tamtego okresu. Dzięki temu moja kolekcja się powiększyła nie tylko o etykiety, ale i butelki, jak też sporo dokumentów. Ale zbierane przez pana pamiątki nie dotyczą wyłącznie fabryki Jakoba Haberfelda? Pamiątki z fabryki Jakoba Haberfelda dały jedynie początek mojemu zbieractwu, bo od tego czasu zgromadziłem wiele innych eksponatów związanych z historią Oświęcimia. Moja rodzina ocaliła sporo pamiątek dotyczących naszego miasta. Do najcenniejszych należą obrazy, które niegdyś należały do znanej oświęcimskiej nauczycielki Marii Szpicmiler. Mój dziadek Bogucki był administratorem jej dwóch kamienic. Po śmierci pani Marii cała zawartość jej mieszkania została zapisana dziadkowi. Oprócz obrazów były tam kilimy, srebrne sztućce, zdjęcia oraz sporo książek. Te ostatnie zostały przekazane przez moją rodzinę do szkolnej biblioteki, w której uczyła pani Maria. Odkąd byłem małym chłopcem, mama zabierała mnie w dzień Wszystkich Świętych na grób pani Marii, aby zapalić tam świeczkę. Wciąż, przez tyle lat, chodzę tam rok w rok…
13
LUDZIE
14
Jest pan oświęcimianinem? Tak, rodowitym. Moja rodzina mieszka tutaj od pokoleń. Dzięki mojej babci, mamie i innym członkom rodziny pamięć o przodkach przetrwała. Moi krewni mieszkali przed 1939 rokiem na Starym Mieście w jednej z kamienic czynszowych. Mama została adoptowana przez Boguckich w 1948 roku jako 3-letnia dziewczynka. Babcia Bogucka była przed 1945 rokiem urzędniczką państwową we Lwowie, a dziadek Wilhelm Bogucki był radcą prawnym w Rzeszowie, prezesem banku, pracował też jako prawnik w sądzie, był też radnym naszego miasta.
Już w wieku 10 lat przysłuchiwałem się z ciekawością rozmowom mamy i babci.
Kto zaraził pana miłością do historii Oświęcimia? To trudna historia, biorąc pod uwagę okres II wojny światowej. Moja przygoda z historią zaczęła się dosyć dawano, ponad 35 lat temu. Już w wieku 10 lat przysłuchiwałem się z ciekawością rozmowom mamy i babci. A rozmowy te były o rzeczach dla mnie dziwnych, niepojętych, nieznanych. Jak choćby o studni na Rynku, która zaopatrywała mieszkańców w wodę, czy o stojącym w jego centralnym punkcie przed 1939 rokiem pomniku Nepomucena. Szukałem go później, przemierzając Rynek z mamą, gdy szliśmy na zakupy. Rozglądałem się, gdzie ta studnia, ale wtedy mogłem zobaczyć jedynie pawilon handlowy Tęcza, który został wzniesiony na poniemieckim schronie. Po Nepomucenie nie było już śladu. Nie było też bryczek ani zaprzężonych w konie wozów drabiniastych, które zjeżdżały się na targ co rano, ani handlarek zachwalających jaja, sery czy ciasta. Byłem rozczarowany i zaniepokojony. Czyżby babcia mnie okłamała? „Jak wrócimy, zapytaj babcię, co się z nimi stało. Na pewno ci opowie”, uspokajała mnie mama. Byłem dzieckiem bardzo ciekawym otaczającego mnie świata, a babcia chętnie opowiadała mi różne historie. Niestety wcześnie odeszła i nie zdążyła zaspokoić mojej świeżo rozbudzonej ciekawości historycznej. Mama przejęła pałeczkę po babci, opowiedziała mi to, co usłyszała od starszych w rodzinie. Widząc moje zaangażowanie, w pewnym momencie mama podsunęła mi pomysł, abym odwiedzał starszych mieszkańców naszego miasta, pamiętających czasy przedwojenne. I tak zrobiłem.
15
LUDZIE
w tamtym czasie nie spotkałem się z ich aprobatą. Zostałem wyśmiany i posądzony o zmyślenie historii. Wtedy postanowiłem swoją pierwszą wypłatę przeznaczyć na dyktafon. Nie było go łatwo zdobyć, musiałem go kupić za dolary w Pewexie w Katowicach. Nagrałem więc wywiad na temat historii naszego miasta i odtworzyłem go kolegom. Uwierzyli i stali się moimi wiernymi słuchaczami, zachęcając do kolejnych poszukiwań ciekawych rozmówców.
Tak po prostu pukał pan do drzwi i prosił o rozmowę? Nie było to takie proste. Starsi ludzie z nieufnością podchodzili do dociekliwego młodzieńca. Bo jaki młokos w tym wieku interesuje się historią? Pewnie nie ma czystych intencji. Za radą mamy powoływałem się na pamięć mojego dziadka Boguckiego. Jego nazwisko, jak się okazało, było pamiętane i dzięki temu poznałem tylu wspaniałych ludzi, którzy opowiedzieli mi tak wiele o moim mieście. Byłem dumny ze swojego dziadka i wiem, że gdyby żyła moja babcia, także byłaby dumna ze mnie, że zająłem się ocaleniem starego Oświęcimia od zapomnienia. Jak rówieśnicy podchodzili do pana pasji? Grał pan z nimi w piłkę i rozmawiał, śledząc meandry historii miasta? Pamiętam, że swój pierwszy wywiad, jaki przeprowadziłem, spisałem skrupulatnie na kartce. Pamiętam, jaki byłem dumny z tego faktu, i oczywiście chciałem się pochwalić kolegom, czytając im to, co tam zapisałem. Niestety
16
Czy dziecięca fascynacja historią zaowocowała późniejszymi studiami w tym kierunku? Nie zdecydowałem się na studia historyczne, ale pasjonatem historycznym pozostałem. Z wiekiem coraz bardziej zagorzałym (śmiech). Z zawodu jestem elektromonterem, a od ponad 20 lat działam w branży budowlanej, mam własną firmę, co pozwoliło mi otworzyć niedawno swoje prywatne muzeum, które niestety już pęka w szwach ze względu na liczbę eksponatów.
Ożywia pan historię, bo wziął pan udział w projekcie rekonstrukcji fabryki wódek Jakoba Haberfelda, w której współcześnie produkuje się koszerne wódki na bazie dawnych przepisów. Fabryka Jakoba Haberfelda to przedwojenna duma Oświęcimia i Polski. Warto tę historię pielęgnować. Fabryka powstała w 1804 roku i była to jedna z najsławniejszych, obok Baczewskiego, wytwórni wódki w Polsce. Produkty znad Soły trafiały m.in. do Austrii, Rosji, Czech, Włoch, Francji. Niestety działalność przedsiębiorstwa przerwał wybuch II wojny światowej. Po 1945 roku fabryka została znacjonalizowana i rodzina Haberfeldów nigdy jej już nie odzyskała. Do lat 90. ubiegłego wieku rozlewano tutaj już nie wódki, ale oranżady i piwo. Budynek po fabryce popadł z czasem w ruinę. Na początku kolejnego milenium budynek wraz z fabryką wyburzono, a teren kupili znani oświęcimscy architekci, którzy wznieśli tutaj hotel i apartamenty, zachowując historyczny charakter elementów elewacji. To oni wyszli z inicjatywą, aby uruchomić w tym miejscu muzeum Haberfelda upamiętniające założyciela oraz przypominające tragiczną historię jego rodziny. Zostałem poproszony o udostępnienie swoich eksponatów do muzeum, co uczyniłem bez wahania. I teraz mieszkańcy Oświęcimia oraz turyści mogą podziwiać efekty mojej ponad 35-letniej pasji, przy okazji poznając Oświęcim inny niż ten w przewodnikach i sącząc wyśmienite trunki Jakoba Haberfelda.
Przez wiele lat gromadziłem eksponaty, które dostawałem od mieszkańców, znajdowałem na strychach, w piwnicach, kupowałem na giełdach staroci czy w Internecie.
Nie poprzestaje pan na kolekcjonowaniu pamiątek. Kręci pan filmy o Oświęcimiu, przy okazji odsłaniając intrygujące karty z jego historii. Bo kto jeszcze pamięta, że w Oświęcimiu produkowano samochody! Nakręciłem trzy filmy związane z historią naszego miasta. Pierwszy to „Oświęcim – Auschwitz. Na styku dwóch światów”, drugi, to „Oświęcimski kartel rybny”. Trzeci, który czeka na premierę (została odłożona ze względu na pandemię ), to „Oświęcim-Praga”. Ten ostatni film jest historią przedwojennego samochodu produkowanego w Oświęcimiu na licencji czeskiej. Samochód był znany m.in. za sprawą Kiepury i Kossaka, którzy go posiadali i reklamowali. Pragi zdobywały czołowe miejsca w rajdach samochodowych. W 1931 roku w Rajdzie Monte Carlo samochód Praga znalazł się w czołówce, zostawiając w tyle znane marki. Film opowiada o jego produkcji, ale też pokazuje jak się wtedy żyło w naszym mieście. Można dostrzec różnice klasowe panujące przed wojną. Różnice między bogatymi a biednymi. Bogaci to hrabiowie, właściciele fabryki, a biedota to robotnicy w fabryce, mieszkańcy miasta i okolic, zwykli ludzie. Trwający 90 minut film kręcony był nie tylko w naszym mieście, ale także w czeskiej Pradze, Wygiełzowie, Krynicy oraz podczas rajdów samochodowych na Słowacji, gdzie mieliśmy do dyspozycji aż sześć oryginalnych samochodów Praga. Ma pan swoje prywatne muzeum. Przez wiele lat gromadziłem eksponaty, które dostawałem od mieszkańców, znajdowałem na strychach, w piwnicach, kupowałem na giełdach staroci czy w Internecie. Moje małe muzeum, które mieści się w piwnicy na 35 metrach, ostatnio przeszło gruntowny remont. Zgromadziłem na tej niewielkiej powierzchni około 3000 eksponatów, wśród których znajdują się m.in. meble, dokumenty, rowery i wiele, wiele innych. A wszystko związane z naszym miastem. Robi pan tak wiele dla ocalenia historii Oświęcimia od zapomnienia. Czy spotyka się pan ze zrozumieniem i pomocą ze strony władz miasta? Moim marzeniem jest znalezienie nowego pomieszczenia na eksponaty. Z roku na rok ich przybywa, a nie mam ich już gdzie gromadzić i tu liczę na władze miasta, że docenią to, co robię, i w jakiś sposób pomogą mi w pielęgnowaniu pasji, której efekty zostaną przecież dla przyszłych pokoleń. Dziękuję za rozmowę. Również dziękuję i zapraszam do Oświęcimia, tego mniej znanego, niezwykle ciekawego.
17
HISTORIA
Historia połączenia Białej z Bielskiem Niewielka stosunkowo rzeka Biała przez całe lata poważnie ograniczała kontakt pomiędzy mieszkańcami Bielska i Białej. Z tego powodu co jakiś czas pojawiały się pomysły, jak ułatwić komunikację pomiędzy siostrzanymi miastami. sytuacja zmieniła się pod koniec XIX wieku za sprawą starań magistratu w Białej. Tekst: Jacek Kachel, www.bielsko.biala.pl
Mało kto jednak wie, że budowa przeprawy na ul. Głównej w bardzo ścisły sposób wiązała się z powstaniem drugiego mostu, który jest dzisiaj częścią ul. Mostowej. O potrzebie budowy tego obiektu zadecydowano w 1892. W listopadzie 1893 Ministerstwo Spraw Wewnętrznych przyznało subwencję w wysokości 4767 koron. Jeszcze w grudniu magistrat napisał kolejne pismo o zwiększenie dotacji. Niestety, władze centralne odpisały w maju następnego roku, że więcej pieniędzy dać nie mogą. Jednocześnie pytano, czy magistrat będzie w stanie wybudować most jeszcze w tym roku, gdyż od jasnej i szybkiej deklaracji zależy pozytywna decyzja o budowie mostu rządowego. Gra władz centralnych i magistratu W marcu 1893 w plan sytuacyjny wrysowano dwa nowe mosty dla Okręgu Budowniczego Biała, Sekcji Drogowej Biała – most stały łączący Bielsko z Białą wzdłuż ul. Głównej oraz most Moniera ciągnący się wzdłuż ul. Ludwisarskiej (dzisiejsza ul. Mostowa). Pierwszy był inwestycją rządową realizowaną po zabiegach magistratu w Białej, a drugi miejską. Były to największe inwestycje drogowo-mostowe w XIX wieku na naszym terenie. Żelazny most na Białej Budowę żelaznego mostu o szerokości 8,45 m na ulicy Głównej prowadzono w latach 1896-1897. Władze miasta bardzo szybko doszły do wniosku, że nowa przeprawa powinna być większa i mocniejsza, zatem zbudowana z żelaza. Warto podkreślić, że te starania czyniło miasto Biała u swoich władz krajowych we Lwowie, które wydały zgodę 9 grudnia 1895 roku. Zabezpieczenie finansowe inwestycji nastąpiło 26 sierpnia 1895 na wniosek c.k. Namiestnictwa. Zgoda na rozpoczęcie prac zapadła w Namiestnictwie 7 czerwca 1896, a potwierdziło to 15 czerwca starostwo w Białej. Budowę oddano firmie Karola Korna za sumę 6729 Kr, 43 h. Do dzisiaj zachował się oryginalny dziennik budowy z pierwszym zapisem z 15 czerwca. Możemy z niego odczytać, że wystawiono tablice informacyjne o zamknięciu mostu oraz spisano protokół przekazania terenu. Prace budowlane trwały do 15 października, a później rozpoczęły się roboty monterskie konstrukcji stalowej. Most Moniera jako rezerwowy Prace związane z konstrukcją stalową prowadziła od 14 października do 17 listopada 1896 firma Erzherzogliche Industrial-Verwaltung in Teschen. Od 2 grudnia układano na moście bruk. 5 grudnia zalano go masą asfaltową, a 10 i 11 grudnia dokonano prób obciążeniowych. Na plac budowy robotnicy powrócili w marcu i maju roku następnego, aby poprawić konstrukcję stalową i przyczółki. 6 lipca w ostatnim zapisku z budowy potwierdzono dokonane poprawki brukarskie.
18
Była to swoista gra obu ośrodków władzy. Magistrat starający się o most rządowy przekonywał, że ten drugi jest konieczny, by zapewnić komunikację z Bielskiem w trakcie budowy rządowego mostu i dlatego władze centralne powinny wspomóc inwestycję. Taką wiedzę i taki cel miały również władze centralne, które postanowiły, że przychylą się do wniosku o powstanie mostu rządowego, jeśli wcześniej wykonany zostanie most, który będzie alternatywną przeprawą na czas budowy głównego mostu. Biała postanowiła podjąć działania, aby nie narazić się na opieszałość i brak woli współpracy, od czego zależała ostateczna decyzja o budowie rządowego mostu, ale jednocześnie prowadziła je... powoli. Tym sposobem 19 września przyjęto subwencję krajową. 5 października 1894 roku Rada Miejska w Białej podjęła decyzję o budowie 25 metrowego mostu i przekazała ją do akceptacji krajowym władzom we Lwowie. 10 listopada plan sytuacyjny zatwierdziło Starostwo w Białej. Zanim jednak doszło do budowy pojawił się dylemat – jaki on powinien być. Po długich dyskusjach ustalono, że nie będzie zbudowany z drewna czy żelaza, ale żelbetonu. O swojej decyzji Rada Miejska w Białej powiadomiła władze 20 grudnia 1894. O przygotowanie wstępnego kosztorysu i planu zwrócono się do Gustava Adolfa Wayssa, inżyniera budownictwa lądowego, pioniera żelbetu i betonu zbrojonego, który od 1885 miał prawa do patentu Moniera. Większe koszty musi ponosić Bielsko Pod koniec 1895 spółka z Wiednia przesłała projekt i plan mostu. Władze krajowe we Lwowie pilnie śledziły przygotowania do inwestycji i uzgadniały szczegóły. W styczniu 1896 przedstawiono kosztorys na sumę 26143 koron oraz szczegółowy plan mostu. Prace przy budowie obu przepraw oczywiście nałożyły się w czasie, ale ostatecznie główne zadania wykonano w 1897, a wykończeniowe w 1898. Biała, która wystarała się u władz krajowych o most rządowy, a później praktycznie własnym sumptem wybudowała i utrzymywała most Moniera stwierdziła, że przy następnych tego typu budowach większe koszty musi ponosić Bielsko.
Galanteria Skórzana PUCCINI DH Klimczok, Bielsko-Biała
19
REKLAMA
Salon PUCCINI Galeria SFERA, Bielsko-Biała
LUDZIE
20
Zaczęło się od starego młynka z Mateuszem Pytel, właścicielem kawiarni i palarni kawy Proper Coffee rozmawia Agnieszka Ściera-Pytel, foto: Proper Coffee oraz Marcin Gilarski Photography
www.palarniaproper.pl Palarnia/ kawiarnia: ul. Przekop 10, 43-300 Bielsko-Biała tel. 575934696 Sklep/ mikro kawiarnia: ul. Kolejowa 17, 43-502 Czechowice-Dziedzice
21
LUDZIE
Pamięta pan swoją pierwszą wypitą kawę? Oczywiście, do dziś pamiętam ten smak. Chyba każdemu zdarzyło się kiedyś zakuwać po nocach. I mnie jako wzorowego studenta również to nie ominęło. Pierwszą kawę wypiłem dość późno, podczas pierwszej sesji. Wstyd się przyznać, ale była nią mała bomba chemiczna, czyli popularna wtedy kawa „trzy w jednym”. Kiedy kawa stała się pana miłością i sposobem na życie? Przychodzi taki moment, kiedy człowiek zaczyna poszukiwać życiowej pasji i motywacji do działania, czegoś, co przyniesie mu ogromną radość i w czym będzie mógł się spełniać. Życiowe pasje najczęściej zaczynają się w domowym zaciszu. Nie inaczej było w moim przypadku. Od hobbystycznego zdobywania wiedzy o kawie, wizyt na kawowych spotkaniach i festiwalach, poprzez zaparzanie swoim bliskim kawy w małym ekspresie oraz wielu urządzeniach, aż po ciągłe poszerzanie kawowych horyzontów i odważną decyzję porzucenia wygodnego etatu na rzecz założenia własnej palarni kawy. Tak to się zaczęło… Dlaczego właśnie kawa, a nie np. herbata? Moja historia związana z kawą rozpoczyna się od przypadkowego znalezienia starego młynka do kawy. Czy faktycznie był to przypadek? Nie wiem. Wiem natomiast, że tutaj nie chodzi o żadne wybory pomiędzy kawą a herbatą czy innym napojem. Człowiek po prostu tak zaczyna żyć swoją pasją, tak go to unosi, że nie zastanawia się nad tym, by spróbować czegoś innego. Jeśli czuje się to mocno w sercu i bardzo skupia się na swoim celu, życie nabiera innego wymiaru. Spełnianie pasji poprzez życie zawodowe jest po prostu czymś wspaniałym. Gdzie uczył się pan fachu? Zakupiłem za granicą dużo książek, które potem bardzo dokładnie studiowałem. Odwiedzałem znane mi istniejące już palarnie i próbowałem zdobyć choć odrobinę wiedzy. Konsultowałem
22
pierwsze palenia z najlepszymi specjalistami, odwiedzałem też wiele eventów branżowych. Dziś wiem, że teoria dotycząca samego procesu jest niezmiernie ważna, lecz doświadczenia zdobywane z kolejnymi godzinami – nawet setkami godzin – przy piecu są bezcenne. Kawa nie rośnie w Polsce. Jak trafił pan na odpowiednie ziarno? Poszukiwania odpowiedniego surowca to czasem dość długi i intensywny proces. Obecnie, w epoce globalnego handlu, jesteśmy w stanie nawiązać kontakt bezpośrednio z plantatorem, jak i posiłkować się wyspecjalizowanymi firmami, których pracownicy analizują próbki nowych zbiorów i podejmują decyzję, by kontraktować i sprowadzać dany surowiec do magazynów europejskich portów. Swoją drogą, kontraktowanie surowca kawy z uwzględnieniem warunków giełdowych to dość skomplikowany, ale ciekawy proces… Myślę, że to temat przynajmniej na osobny artykuł.
Pierwsza kawiarnia była w Czechowicach-Dziedzicach, teraz Bielsko-Biała, kolejny krok? Aktualnie jesteśmy w trakcie zakupu kolejnego, bardzo nowoczesnego pieca do palenia kawy jakości specialty. Czynnik ludzki zawsze stoi u nas na pierwszym miejscu, dlatego mocno inwestujemy również w zespół – każdy otrzymuje szansę zdobywania wiedzy na najwyższym poziomie, uczestnicząc m.in. w szkoleniach z międzynarodowymi certyfikatami organizacji Specialty Coffee Asossiation. Członkowie Proper Team to ludzie z ogromną pasją do wykonywania swojego zawodu. Czas najwyższy, by swoją wiedzę i doświadczenia wykorzystali jeszcze bardziej dla dobra całego projektu oraz by szerzyli kawową wiedzę, trenowali i inspirowali odbiorców naszych kaw, gości kawiarni oraz klientów palarni.
23
artykuł sponsorowany
Kawiarnia i palarnia w Bielsku-Białej przy ul. Przekop 10 to miejsce, które stało się kawowym hitem miasta? Zdecydowanie tak. To, w jakim tempie nasza kawiarnia wypełniła się gośćmi, a palarnia zaczęła produkować coraz większe ilości świeżo palonej kawy najwyższej jakości, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Naprawdę jestem wdzięczny za to, że udało mi się zebrać zgrany zespół wspaniałych ludzi z pasją i wspólnie z nimi stworzyć tak piękne, tętniące życiem miejsce.
SZTUKA
Bez tytułu Z Józefem Łysakowskim rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec
Józef Łysakowski ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie na Wydziale Projektowania Graficznego w Katowicach. W swojej pracy twórczej wykorzystuje różne środki wyrazu artystycznego, jak: malarstwo, rysunek, grafika, medalierstwo, grafika komputerowa, projektowanie i wykonywanie mozaik oraz intarsji, plakat, projekty materiałów reklamowych. Artystę fascynują zachodzące w czasie procesy zmian w otaczającym świecie, które utrwala w swoich pracach. Sposób przedstawienia tematów, wyobraźnia artystyczna i precyzja techniczna sprawiają, że jego dzieła cieszą się dużym zainteresowaniem i uznaniem odbiorców. Prace Józefa Łysakowskiego znajdują się w licznych galeriach sztuki współczesnej, w Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz w zbiorach prywatnych w Polsce, Austrii, Niemczech, Szwecji, Belgii, a także USA.
Czy jesteś artystą? Tak, jestem. Ukończyłem akademię sztuk pięknych. A tak na poważnie, to staram się pokazywać w swoich pracach to, co czuję, co mnie poruszyło, co zrobiło na mnie wrażenie, co jest ważne. Skąd czerpiesz inspiracje? To może być wszystko. Jakiś obraz, który zobaczyłem, jakiś film, pejzaż, jakiś fragment rzeczywistości, przyroda. Człowiek. Najważniejsze, żeby utrwalić, zachować to, co przemija. Zależy mi, żeby zatrzymać czas w swoich obrazach. Czyli? Widzę na przykład jakiś fragment rzeczywistości, jakiś stary dom albo piękne drzewa. Maluję je albo rysuję, albo wykonuję pracę inną techniką. Po jakimś czasie dom znika. Został zburzony. Drzewa zostały wycięte. Nie ma ich już, a na obrazach są. Co chcesz przekazać odbiorcom swoją sztuką? Chciałbym dać widzowi duchowy odbiór tego, co stworzyłem, ale zostawiam mu swobodę. Nie narzucam mu, nie sugeruję, co ma zobaczyć, odczuć. Dlatego moje prace najczęściej nie mają tytułu. Staram się dotrzeć do widza przez temat, nie przez tytuł. Po to, żeby dać możliwość osobistego odbioru, a może trochę wymusić refleksję u widza. Ze swoimi pracami chciałbym dotrzeć do szerszego grona odbiorców, do zwykłych ludzi. Jest to o tyle łatwiejsze, że nie tworzysz abstrakcyjnych obrazów. Nie lubię abstrakcji, bo nie lubię sztampy. Dla mnie malarstwo to malarstwo. Uważam, że teraz liczy się prawdziwe malarstwo. Rzetelny warsztat jak u starych mistrzów. Nie da się załatwić ważnych tematów prostymi środkami. Zresztą z tego, co obserwuję, wynika, że obecnie jest coraz większe zainteresowanie malarstwem figuratywnym, a nawet realistycznym.
24
Czy dlatego, że nie lubisz sztampy, sięgasz po różne środki wyrazu, stosujesz różne techniki? Tak, dlatego też, ale ciekawi mnie przede wszystkim, jak można ten sam temat przedstawić w różnych formach. I wtedy okazuje się, że ten sam temat można zupełnie inaczej odebrać. Co czujesz, kiedy skończysz jakieś dzieło? Radość, ulgę. Cieszę się też, kiedy to, co wykonałem, podoba się. Trudno mi jednak rozstawać się z moimi pracami. Nie rajcuje mnie sprzedawanie i są takie prace, których nie sprzedam nikomu. Traktuję swoje prace jak swój dziennik. Czy pozytywne oceny innych, nagrody dają ci satysfakcję? Nie przywiązuję wagi do gloryfikacji. Nie jest mi to potrzebne. Pochwały, nagrody w konkursach – to jest niebezpieczna sprawa. Może prowadzić do pewności siebie, zarozumialstwa i w końcu do rutyny, do sztampy. Poza tym pochwały zawstydzają mnie. Byłeś nauczycielem rysunku, nauczycielem akademickim. Czy uczenie innych tego, co kocha się robić, przeszkadzało, czy pomagało w twórczości? Dobry uczeń to bodziec dla belfra. Lubiłem pracę ze zdolnymi uczniami. Czy sztuka jest potrzebna? Co może dawać? Sztuka jest potrzebna. Artystom daje chleb. Przynajmniej niektórym. Odbiorcom daje możliwość zastanowienia, refleksji. Ale sztuki plastyczne są trudniejsze w odbiorze niż muzyka na przykład. Trudniej dotrzeć z tą sztuką do odbiorcy. Muzyka jest bardziej powszechna, może towarzyszyć ludziom w każdej sytuacji. Pewnie dlatego sale koncertowe są pełne, a na wystawy, wernisaże przychodzi wąskie grono najbardziej zainteresowanych. Czym jest dla ciebie sztuka? Był czas, że pozwalała mi zapomnieć o bólu. Jak się pracuje, nie ma czasu na rozczulanie się nad sobą. Najbliższe plany? W lipcu będzie można zobaczyć moją wystawę w galerii Bielskiego Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków – Bielsko-Biała, Rynek 27. Mam nadzieję niedługo skończyć remont swojej pracowni, żeby była w niej też przestrzeń na moją autorską galerię.
25
LUDZIE
Projektant wnętrz jest jak psycholog
Beatę można spotkać spacerującą z pięknym psem o imieniu Gaudi (imię godne psa architekta), dzięki niemu właśnie się poznałyśmy, a właściwie poznały nas nasze psy. Wysmakowana pracownia znajdująca się w kamienicy na pierwszym piętrze to namacalny dowód niekłamanego talentu mojej rozmówczyni. Ciekawe rozplanowanie wnętrza pozwala Gaudiemu na obieganie mieszkania dookoła. Na dobrą sprawę można by robić sobie tu małe rundki joggingowe. Beata jest na etapie przeprowadzki do Wrocławia, gdzie czeka na nią druga pracownia i plac budowy własnego domu. Jak wrocławianka znalazła się w BielskuBiałej i czy całkiem porzuci to miasto, przekonajcie się sami.
26
Z projektantką wnętrz, m.in. znanej chyba wszystkim bielszczanom Lodomanii, Beatą Brańką rozmawia Agnieszka Ściera-Pytel
Zapytam jak totalny laik, czym różni się architektura od architektury wnętrz. W ogromnym uproszczeniu: architektura obejmuje projekt bryły budynku, konstrukcje, funkcje, instalacje, a architektura wnętrz, jak się już domyślasz, zajmuje się wnętrzami. Studia są te same? Nie, zazwyczaj kierunek architektura jest na politechnice. Natomiast architektura wnętrz najczęściej na akademiach sztuk pięknych. I tu są takie przedmioty jak kompozycje, malarstwo, rzeźba, projektowanie mebli. Jakieś tradycje rodzinne związane z architekturą? Żadnych. To jak zostaje się architektem wnętrz? Zawsze uważałam, że największe szczęście mają te osoby, które wiedzą, co chcą w życiu robić. Ja do nich należę. Od zawsze wie-
działam, że to będę robić. Tak po prostu. W szkole podstawowej robiłam wszystkie plastyczne rzeczy, wszystkie szkolne gazetki ścienne, dekoracje. Z marszu dostałam się do liceum plastycznego. Zaprojektowałam i urządziłam swój pokój, przytargałam jakąś skrzynię i ją przemalowałam. Ten pokój to był odjazd. Rodzice na to pozwalali? Tak, za co im jestem wdzięczna, bo nie hamowali mnie w tym, wręcz przeciwnie. Interesują mnie twoje czasy studenckie. Jak udało ci się studiować w Niemczech? To zdaje się był dopiero początek lat 90. Myślę, że są osoby, które mają taką ciekawość, ja ją zawsze miałam. A przede wszystkim miałam ogromne szczęście, bo nie wiem jak teraz, ale wówczas wcale nie było łatwo się na studia dostać. Gdy ja zdawałam na ASP, przyjęto tylko siedem osób, w tym mnie, na zdających bodajże 50 osób. I to za pierwszym razem. Chociaż
27
LUDZIE
muszę powiedzieć, że nie do końca to był przypadek, bo byłam w liceum w takiej mocnej klasie, z której wszyscy (może poza jedną osobą) dostali się, gdzie chcieli. Oczywiście na różne kierunki.
którego rodzina pochodzi z Buczacza, to jest małe miasteczko koło Tarnopola, gdzie przed wojną 60% mieszkańców stanowiła ludność żydowska.
To taka klasa kujonów. Chcesz powiedzieć, że nigdy nie wagarowałaś? Oczywiście, że wagarowałam, ostro też imprezowałam. Liceum plastyczne to była jazda bez trzymanki.
Skończyliście studiować w Niemczech i wróciłaś do Wrocławia? Nie, do Bielska-Białej.
Mimo to ambitni i zdolni ludzie. Mój profesor Dymitrowicz powiedział, że bywa tak, iż następuje pokolenie niezwykle zdolnych ludzi, potem długo, długo nic znowu wysyp cudownych dzieci. Chyba na nas trafiło (śmiech). W Muzeum Współczesnym we Wrocławiu są wystawiane prace osób, które ze mną w tamtym czasie studiowały. No ale jak znalazłaś się w Niemczech? Witek, mój obecny mąż, już tam był, studiował rysunek w mieście Mainz, położonym ok. 30 km od Frankfurtu. A ja zaraz po skończeniu studiów dojechałam do niego i w pierwszej kolejności ukończyłam półtoraroczny kurs niemieckiego na uniwersytecie, żeby móc podejść do egzaminów na architekturę wnętrz. Śmiałam się, że moim największym osiągnięciem nie jest to, że się dostałam, ale to, że zdałam egzamin po niemiecku. Dostanie się na studia za granicą nie było łatwe. Nie byliśmy jeszcze w Unii Europejskiej. Nie było łatwe. Żeby studiować, musiałaś mieć potwierdzenie, z czego się utrzymujesz. My mieliśmy coś takiego, to zresztą dość zabawna sprawa. Bo pewien znajomy Niemiec u notariusza spisał takie zobowiązanie, że będzie mnie utrzymywał. Zabawne w tym jest to, że ten dokument obowiązuje do dzisiaj (śmiech). Nie jesteś bielszczanką, chociaż mieszkasz tu i pracujesz od ponad 20 lat. Pochodzę z Wrocławia. Nazwisko Brańka? Od mojego męża. Lubisz podróżować? W rodzinie mamy gen podróżnika. To od strony mojego ojca,
28
Dlaczego właśnie tutaj? Za sprawą rodziców mojego męża, którzy stąd pochodzili. Ponieważ mieszkaliśmy w Niemczech w niewielkiej miejscowości, nieco charakterem zbliżonej do Bielska-Białej, to właśnie takiego miejsca szukaliśmy. Nauczyło nas to, że nie trzeba mieszkać w metropolii, żeby móc korzystać z zalet wielkiego miasta, a jednocześnie żyć pracować w spokojniejszej okolicy. Z Bielska-Białej blisko jest do Krakowa, Katowic, Wiednia. Na świecie pojawili się moi synowie, których łatwiej było wychować w takiej przyjemnej miejscowości. Chociaż przyznam, że początki łatwe nie były. Bielsko-Biała, mimo ogromnego potencjału, wówczas wydawało się dość prowincjonalnym miastem. Wspominasz także o trudniejszych chwilach. Jak sobie z tym dałaś radę? Jak każdego człowieka, tak i mnie trochę niechcianych spraw dotknęło. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest zawsze to, jak ludzie pokonują przeszkody. Mój zawód 20 lat temu nie był tak popularny jak teraz. Dlatego moi synowie nieraz pytają: „Mamo, jak ty tego dokonałaś?” (śmiech). Mając 25 lat, wyjechałam do Niemiec praktycznie bez niczego, pracowałam i studiowałam. Nauczyłam się języka i innego postrzegania świata. Mogłam mieszkać i pracować w zasadzie gdzie chciałam, ale wybrałam Polskę i Bielsko-Białą, bo tutaj można było stworzyć coś od nowa. Rynek chłonął niemal wszystko. Twoje pierwsze zlecenie tutaj? Ogłaszałam się jako projektant i tak znalazły mnie dwie panie, które wspólnie prowadziły interes. Jakiś czas dla nich pracowałam. Połączenie miłości do tego zawodu i konieczności utrzymania dwóch synów dodawały mi w tamtym czasie skrzydeł. Potem klienci zaczęli się zgłaszać, wracać – i tak już poszło. Dla kogo projektujesz, projektowałaś?
Miałam sporo szczęścia, poznając ciekawych ludzi na początku swojej kariery. To długa lista. Dzięki poleceniom inwestorów mogłam projektować dla kolejnych zleceniodawców. Zrobiłam m.in. knajpę w Żywcu, której niestety już nie ma, ale ta knajpa spodobała się właścicielom Lodomanii, dla których zaprojektowałam kilka wnętrz znanych lodziarni. Projektowanie zawsze było taką moją drugą skórą. Generalnie wnętrza mają dla mnie duże znaczenie. W pracy, w domu, tam gdzie odpoczywasz. Wnętrza mają służyć temu, aby lepiej funkcjonować.
uaktualniałam swojej strony internetowej, to nie narzekam na brak pracy. To przekonuje mnie, że pracuję dobrze.
Masz coś takiego, że wchodzisz gdzieś, widzisz wnętrze i punktujesz: tu bym zmieniła tak, a tu tak? Ależ oczywiście. Ja wszystko na nieszczęście dostrzegam (śmiech). I sądzę, że dzięki tej spostrzegawczości moja praca przynosi świetne efekty. Bo wchodząc do danego pomieszczenia, wiem, co i jak zmienić. A co chyba najważniejsze, mam odwagę powiedzieć o tym klientowi.
Wracając do przeszłości. Branka Kuchnie to epizod trwający kilka lat. Chyba za długo. To było dla mnie trochę nudne. Wolałam projektować, niż zajmować się sprzedażą kuchni. To jest inny asortyment.
Ale klient wie przecież najlepiej… Wiesz, projektanci wnętrz są jak psycholodzy. Przede wszystkim poznajesz ludzi, poznajesz ich przyzwyczajenia, a potem stawiasz diagnozę i proponujesz rozwiązania. Czy nie istnieje ryzyko, że wnętrze, które proponujesz komuś, nie będzie pasowało do niego samego? To czasem tak jak z niektórymi projektantami, którzy nie ubierają ludzi, lecz ich przebierają. Tego staram się nie robić. Wnętrza odzwierciedlają moich klientów, tzn. wyczuwam, o co im chodzi – należy przede wszystkim słuchać. Czasami manipuluję nimi, ale tylko po to, aby zwrócić uwagę na lepsze rozwiązanie. Bo projekty wychodzą tylko wtedy, gdy klient na to pozwoli. Trudno jest stworzyć coś interesującego, gdy jest się ograniczonym. Ale jak się dobrze uargumentuje, przedstawi wizję, to efekt zazwyczaj jest fantastyczny i klienci są bardzo zadowoleni.
Sukcesy, sukcesy… Zdarzają się porażki? Oczywiście, że tak. Dotyczy to głównie niesolidnych klientów. Parę lat temu dla jednego z nich pracowałam przez niemal pół roku. Wydawał się bardzo dobrym klientem, było sporo zleceń i… nie zapłacił. To był duży cios dla mnie, bo sporo pracy włożyłam w realizację tych zleceń.
Bielsko-Biała nie jest miejscem twojej emerytury? Wiele wskazuje na to, że nie. Moje dzieci studiują obecnie poza Bielskiem-Białą i raczej nie wiążą swojej przyszłości z tym miastem, ciągną mnie gdzie indziej. Zresztą ja je do tego zachęcam, do podróży i pracy za granicą. Co nie oznacza, że któryś z synów kiedyś także tutaj nie powróci. Los różnie nas prowadzi, więc aby być bliżej rodziny, budujemy dom we Wrocławiu. Taki duży, aby był wygodny dla moich synów, gdy będą przyjeżdżać ze swoimi rodzinami. Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem, dlatego takie to dla mnie ważne, aby stworzyć miejsce spotkań. Mówi się, że szewc bez butów chodzi, ale twoja pracownia wygląda interesująco. Tak się mówi, bo zwykle jest coś niedokończone, zwyczajnie, gdy pochłania nas praca, nie ma się na to czasu. Mam jeszcze pracownię we Wrocławiu, która też pięknie jest zrobiona. Miejsca, gdzie pracuję, zawsze były dobrze zrobione, to jest moja wizytówka.
Co najbardziej cieszy cię w twojej pracy? Zadowolenie ludzi. Jak słyszę, że nie chce im się iść do pracy, bo tak fajnie im się przebywa w domu, którego wnętrze projektowałam.
Jesteś w trakcie przeprowadzki do Wrocławia. Owszem, ale pracownia w Bielsku-Białej pozostanie. Nadal będę do dyspozycji moich klientów. Na szczęście wiele tematów można obecnie załatwić online. Ale będę tu zawsze z przyjemnością wracać.
Klienci wracają do ciebie? Tak, i to także mnie ogromnie cieszy. Mimo że od piętnastu lat nie
Dziękuję za rozmowę. Ja również.
29
photographer: Kamila Błaszkiewicz model: Ariadna Syska ModelRoom Agency Julia Ziarnik stylist: Monika Grzegorczyk hair: Katarzyna Kozłowska make up: Teresa Mochocka
30
31
32
33
34
35
FOTOGRAFIA
łukasz KAŁWA fotografia
36
37
FOTOGRAFIA
38
39
REPORTAŻ
Pamiętnik z czasów nadziei Tekst: Anita Szymańska foto: Szyjemy maseczki Bielsko-Biała, Joanna Chudy, Anita Szymańska
Styczeń
Kiedy z Chin zaczynają docierać do Polski pierwsze doniesienia mówiące o pojawieniu się nowego koronawirusa, maseczki kosztują u nas 48 groszy i są ogólnodostępne. Trzy tygodnie później w aptekach i hurtowniach farmaceutycznych próżno ich szukać, a na portalach aukcyjnych ich cena szybuje do 10 złotych. Zapobiegliwi zrobili zapasy hurtowe i sprzedają je po paserskich cenach. Chiny jednak są daleko, może to coś tam zostanie?
Luty
Maseczki są już niemal całkowicie niedostępne, podobnie jak płyny do dezynfekcji. Z rosnącym przerażeniem patrzymy na Chiny, które odizolowały miasto Wuhan od reszty kraju i stawiają szpitale polowe. Końcówka zimy, przygnębiający nastrój niepokoju i nawoływania z chińskich wieżowców: „Wuhan trzymaj się” – ten obraz już zawsze będzie kojarzył mi się z początkiem 2020 roku. Na świecie zaczynają pojawiać się przypadki koronawirusa, choć jeszcze odosobnione. W lutym wybucha bomba w Europie: część włoskich miasteczek opanowuje epidemia nowego wirusa. Ludzie zaczynają poważnie chorować. Regiony zostają odizolowane. Rozmawiam ze znajomymi Polakami mieszkającymi w strefach objętych kordonem sanitarnym, mówią: „Jest ciężko”. Zaczynamy się niepokoić, ale jeszcze mamy nadzieję, że to do nas nie dotrze.
Marzec
W Polsce pojawia się pacjent zero – pierwszy z potwierdzonym zakażeniem. Kilka dni później zostają zamknięte szkoły. Żarty się skończyły. Każdy próbuje zrozumieć to, co się dzieje, i poradzić sobie na swój sposób. Jedni robią gigantyczne zapasy, nagle stając się preppersami. Inni kpią z tego. Zaczynają pojawiać się informacje o tym, że w służbie zdrowia brakuje środków ochrony osobistej. Szpitale i przychodnie, powodo-
40
wane przykładem z Chin i Włoch, starają się przygotować na najgorsze. Tymczasem braki na rynku zaopatrzenia medycznego zaczynają niepokoić. Nie ma masek, nie ma kombinezonów, brakuje płynów do dezynfekcji. Pamiętam, że to był moment, w którym pomyślałam, że dobrze byłoby zorganizować jakieś panie do szycia maseczek. Ludzie zaczynają się organizować w mediach społecznościowych i w świecie realnym. Dwa dni później ktoś dodaje mnie do lokalnej grupy mającej identyfikować potrzeby lokalnych szpitali. Wszystko przyspiesza i już po kilku dniach skupiamy się na szyciu osłon na twarz. W tym czasie wiele firm zawiesza działalność, ludzie lądują w domu „na czas nieokreślony”. Decyzją rządu zostają zawieszone niektóre działalności. Jest przedwiośnie, paskudna aura wzmaga poczucie niepewności, strachu i beznadziei. Nikt nie wie, jak długo to potrwa, co z nami będzie, czy wszyscy poumieramy. Niemal wszyscy emeryci zostają w domach, organizowany jest dla nich dowóz jedzenia. Szpitale zmagają się z pierwszymi przypadkami pacjentów chorych na covid-19. Nie ma jeszcze odpowiednich procedur przesiewających te osoby na wejściu. Dostęp do testów jest bardzo ograniczony. Dramatycznie brakuje środków ochrony. Na Facebooku powstaje grupa „Szyjemy maseczki Bielsko-Biała”.
Kwiecień
Tworzy się trzon koordynujący całą akcję: Marysia, Ewa, Michał, Jadzia i ja. Poznajemy się online. Szybko dzielimy się pracą i odpowiedzialnością za logistykę, organizację, przewóz, kontakty z mediami. Ogłaszamy zapotrzebowanie na tkaniny, do grupy dołącza coraz więcej pań, które mają czas i mogą szyć. Zaczynamy… Szybko okazuje się, że zgłaszają się do nas przychodnie, szpitale, ośrodki zdrowia, domy opieki. Mamy za mało materiałów. Dzięki współpracy z Fundacją Ekologiczną ARKA uruchamiamy zbiórkę pieniędzy na zakup. Ktoś daje znać, że jest możliwość zakupu tkaniny medycznej z Bolesławca. To tka-
nina produkowana w Czechach. Kontaktujemy się ze szpitalem onkologicznym w Bielsku-Białej. Tak, chętnie wezmą i uszyją u siebie. Z zebranych pieniędzy kupujemy 1 belę materiału. Pojawia się problem transportu: bela ma szerokość 320 cm i waży ponad 150 kg. Szybko pojawia się pomoc – właściciel firmy Beskid Group przywozi dla nas tkaninę z Bolesławca. Przekazujemy ją do Szpitala Onkologicznego. Sami nie mamy możliwości z niej szyć. Panie szyją przecież w domach maseczki z bawełny – tej podarowanej, ale też kupionej przez nas. Materiału szukamy po dobrych cenach gdzie się da. Grupa rozrasta się do 600 osób, z czego w akcję zaangażowanych jest ponad 100. Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha” oddaje nam do użytku lokal, w którym możemy składować surowce i uszyte maseczki. Pojawiają się osoby i firmy, które biorą materiał do cięcia, kolejne osoby przewożą go pod wskazane adresy, gdzie w domach słychać stuk maszyn do szycia; 50, 70, 100, 400… 1000, 2000. Osłony zaczynają trafiać w potrzebujące ręce. Ciągle ktoś pisze i dzwoni, funkcjonujemy jak jakieś biuro przekazu informacji. Trzeba spiąć każdego z każdym, ocenić, kto może coś zrobić, podzielić pracę. Z bielskiej hurtowni tapicerskiej MAGNO dostajemy 700 mb tkaniny podobnej do flizeliny. Szybka decyzja: szyjemy ochraniacze na obuwie, które trafiają do szpitala i pogotowia. Szyje się je łatwo, ale potrzebny jest sznurek… Telefon do Bezalinu, bo przecież mamy w Bielsku-Białej firmę, która produkuje sznurki. Prezes, pan Krzysztof Jazowy, od razu zgadza się nam pomóc, dostajemy 4 kilometry sznurka. Nasze życie zostaje kompletnie wywrócone do góry nogami. Od rana do późnej nocy odbieramy setki informacji o tym, kto szyje, kto ma uszyte, skąd materiał, kto go potrzebuje. Koordynujemy odbiory, załatwiamy nowe surowce. Dzięki zbiórce udaje się kupić kolejne bele tkaniny medycznej, jedna trafia ponownie do szpitala onkologicznego, drugą przerzucamy do
Teatru Grodzkiego w Bielsku-Białej. Ale żeby ją wnieść na 2 piętro, potrzebna jest pomoc. Bela waży ponad 150 kg i nie mieści się do windy. Na miejscu pojawiają się niezawodni rycerze z OSP w Komorowicach Śląskich. To chłopaki, na których można zawsze polegać. W międzyczasie zostaje wprowadzony nakaz noszenia maseczek. Robi się naprawdę niewesoło, pojawiają się kolejne zakażone osoby, niektórzy umierają. Nieciekawe informacje zaczynają docierać do nas z domów opieki nad osobami starszymi: tam wirus panoszy się szybko. I bezwzględnie eliminuje najsłabszych.
Maj
Do akcji włącza się coraz więcej osób i firm. Teatr Grodzki w Bielsku-Białej szyje z naszej tkaniny jednorazowe wdzianka medyczne. Koszulka, spodnie, pasek, koszulka, spodnie, pasek... Dziewczyny ustawiają 12 stołów, aby pociąć materiał. Lokalna Organizacja Turystyczna „Beskidy” daje środki na zakup jednej beli tkaniny. Kongres Kobiet Podbeskidzia organizuje pieniądze na zakup kolejnej. Z zebranych przez nas pieniędzy wystarczy na zakup trzeciej. Materiał zamawiamy jeszcze w kwietniu, ale trzeba czekać 3 tygodnie, takie jest zapotrzebowanie. Zaczynają do nas dzwonić przedstawiciele różnych szpitali, którzy dowiedzieli się o akcji, też chcąc zamówić tkaninę. Szybko stajemy się materiałoznawcami, logistykami i „kadrą zarządzającą”. Powstała przecież chyba największa na Podbeskidziu „firmo-organizacja” szyjąca maseczki – w domach, charytatywnie, z potrzeby serca, aby pomóc innym. Na facebookowym profilu pojawiają się zdjęcia personelu medycznego w naszych wyrobach. Te najbardziej kolorowe, te małe – trafiają do szpitala pediatrycznego. Mali pacjenci chętniej pozwalają sobie założyć coś kolorowego. Co kilka dni worki pełne maseczek trafiają do szpitala wojewódzkiego i innych placówek medycznych. Nie pytamy, skąd kto przy-
41
REPORTAŻ
chodzi, przekazujemy maski wszystkim, którzy tego potrzebują. Jeśli ktoś chce pomóc, jest mile przez nas widziany. Interesuje nas człowiek, jego potrzeba. Na szczęście wszędzie spotykamy się z ogromną życzliwością i zrozumieniem. Przygotowujemy instrukcję używania i dezynfekcji maseczek konsultowaną z lekarzami. Dzięki pomocy LOT „Beskidy” i Business Consulting plakaty z instrukcją trafiają do sklepów w Bielsku-Białej i okolicach, do autobusów, na przystanki. Zaczynają pojawiać się pierwsze głosy, że covid to kłamstwo, że manipulacja. My widzimy jednak coś zupełnie coś innego: ludzi, którzy walczą z wirusem, ale też z przepisami, procedurami, ludzką nieświadomością. Rozmawiam z ratownikiem medycznym, który mówi mi wprost: „Anita, jest ciężko”. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Z pozycji Internetu można wykreować dowolną rzeczywistość. Ta prawdziwa jest jednak na SOR-ach, w domach opieki, w szpitalach zakaźnych.
Czerwiec
Rynek nasyca się maseczkami. Nie ma już problemu z zakupem, wiele osób szyje je dla siebie i najbliższych. Ale cały czas szpitale i domy opieki potrzebują odzieży medycznej. Przy zaostrzonych procedurach jednorazowa odzież idzie jak woda. Z jednej beli udaje się dzięki Teatrowi Grodzkiemu uszyć około 700 kompletów. Dziewczyny tną i szyją, codziennie od nowa. Tymczasem przywozimy kolejne 3 bele. Planujemy przeciąć je na pół, co nie jest takie proste. Tkanina podobna do flizeliny topi się pod wpływem ciepła. Po kilku eksperymentach Jan Chmiel z Teatru Grodzkiego dzwoni do mnie, oznajmiając sukces. Cieszę się i natychmiast dzwonię do firm, które obiecały nam wyciąć z materiału wdzianka, jeśli tylko dostarczymy im mniejsze wałki, bo trzymetrowe nie mieszczą się na żadnym stole. Kiedy w słuchawce słyszę: „Przepraszam, nie damy rady, dostaliśmy zlecenia i musimy je zrealizować” – czuję się zawiedziona. Ale rozumiem, firmy wracają do pracy, po blokadzie muszą odrobić straty, trzeba z czegoś żyć. To dotknęło niemal każdego z nas. Spędza mi to sen z powiek. Szukamy dalej, wykonując dziesiątki telefonów. Przecież w Bielsku-Białej i okolicy działa mnóstwo firm odzieżowych. Wszyscy próbują odbić się od dna, na które
42
spadli przez lockdown. Któregoś wieczoru modlę się o pomoc. Bo co innego nam zostało? Następnego dnia rano dostaję telefon: znajoma znajomej może pomóc. Zdzwaniamy się. Tak, wezmą, pokroją. Dzięki Bogu! Ruszamy dalej! Robimy swoje, mimo że świat wokół nas, zdaje się, stanął na głowie. Jakby ktoś wsadził nas na huśtawkę. Nakaz noszenia maseczek – wirus w odwrocie. Wiece przedwyborcze – zamknięte teatry. Staramy się zwracać uwagę na to, gdzie są realne potrzeby. A te jesienią mogą do nas powrócić. Mam świadomość, że najwięcej zrobiły panie siedzące w domach i szyjące po 20-30 sztuk dziennie. To są bohaterki naszych czasów. Ci panowie, którzy kupowali i cięli druciki do masek, prowadzili transport, przenosili tkaninę. To są współcześni rycerze. Podczas całego trwania akcji uszyliśmy ponad 13 tysięcy maseczek. Zebraliśmy około 30 tysięcy złotych, które pozwoliły na zakup tkaniny medycznej i bawełnianej. Z jednej beli materiału można uszyć ponad 700 kompletów odzieży ochronnej. To jest realny świat. Dzięki Bogu za takich ludzi na nim! Podziękowania za pomoc w realizacji akcji przekazuję dla: Pań i panów z grupy „Szyjemy maseczki Bielsko-Biała” Jarosława Klimaszewskiego, Prezydenta Miasta Bielsko-Biała Agnieszki Gorgoń-Komor, lekarz, Senator RP Mirosławy Nykiel, Posłanki na Sejm RP Marii Schodnickiej, Michała Pilcha, Ewy Pupeckiej, Jadwigi Borzler, pana Piotra, Fundacji Ekologicznej „Arka” Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego „Teatr Grodzki” Lokalnej Organizacji Turystycznej „Beskidy” Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha” Organizatora Kongresu Kobiet Podbeskidzia Strażaków z OSP w Komorowicach Śląskich Firm: Business Consulting, Bezalin, Befado, MAGNO, Moker, Bucik Babice, Beskid Group, Complex Cut, PPHU Katarzyna, Doryś, Takoni, TiM S.A. i wszystkich anonimowych darczyńców oraz tych, których nie wymieniłam.
REKLAMA
43
DESIGN
44
ODWAŻ SIĘ PATRZEĆ PO SWOJEMU M a m y s z e r e g d o s t ę p n yc h s p o s o b ó w, ż e by m a n i f e s to wać s w ój c h a r a k t e r i p r z e ko n a n i a . P o c z ąw s z y o d s t y lu n a s z e g o u b i o r u , p r z e z j ę z y k , k tó ry m s i ę w ys ł aw i a m y, n a m o c n yc h tat u a ż ac h s ko ń c z y w s z y.
Tekst: Ula Michałowska Zdjęcia: brańka& kowaleczko-fotografia GiGi Studios model: ona Dakar, on Gordon
A przecież mówi się, że to oczy są zwierciadłem duszy. Jeśli tak, to okulary z pewnością są ramą tego zwierciadła. Wykorzystaj ją mądrze i pokaż innym to, co chcesz, żeby w Tobie widzieli. Z pomocą przyjdzie Ci Artur Rosiewicz – właściciel salonu Rosiewicz Optyka, oraz okulary Gigi Studios (widoczne na zdjęciach) prosto z Barcelony! Dusza odbita w okularach Do lamusa odeszły czasy, gdy bycie okularnikiem było powodem do wstydu i źródłem przezwisk. Trend odwrócił się o 180 stopni. Teraz to noszenie okularów jest w modzie! Osoby bez wad wzroku decydują się na popularne „zerówki” tylko po to, żeby móc założyć coś na nos. Okularnicy są coraz bardziej świadomi. Wiedzą, w czym dobrze wyglądają, mają swoich ulubionych producentów, a co najważniejsze – mają w czym wybierać!
45
DESIGN
spojrzysz w lustro. To na nią zwykle zwracają od razu uwagę inne osoby. I to właśnie ona jest najlepszym narzędziem do zbudowania dobrego pierwszego wrażenia lub stworzenia pożądanego wizerunku. Jak Cię widzą, tak Cię piszą Istnieje mnóstwo sposobów, jakimi Twoja twarz wpływa na pierwsze wrażenie na Twój temat. Możesz przybrać konkretną minę – np. pokazać swojemu rozmówcy uśmiech i wyjść na osobę pogodną i sympatyczną. Możesz unikać kontaktu wzrokowego – przez co sprawisz wrażenie kogoś niepewnego i niewiarygodnego. Możesz zmarszczyć czoło, przewrócić oczami, wykrzywić usta.
Ko m u n i k a c j a n i e w e r b a l n a t o p o d s tawa r o b i e n i a d o b r e g o p i e r w s z e g o w r a ż e n i a . W s z ys t k i e c z y n n o ś c i , o k t ó r y c h p i s z e m y, m o g ą t r w a ć u ł a m k i s e k u n d i n i e z aw s z e j e s t e ś w s ta n i e n a d n i m i z a pa n o wa ć . A szansę na zrobienie dobrego pierws z e g o w r a ż e n i a m a s i ę t y l ko r a z .
Stylistyka oprawek, czyli odpowiedni dobór produktu pod kątem kształtu naszej twarzy i typu urody, to w obecnych czasach codzienność. Jednakże Artur Rosiewicz – właściciel salonu Rosiewicz Optyka, poszedł o krok dalej. Okulary zakupione u niego to nie kolejny gadżet uzupełniający naszą stylizację. Oprawki nie służą jedynie do zatuszowania lub uwypuklenia cech naszej urody. Według Artura Rosiewicza dzięki nim w bardzo łatwy sposób możemy ukazać cechy naszego charakteru. To bardzo przydatne narzędzie, ale trzeba wiedzieć, jak się nim posługiwać. Masz 11 sekund! Tyle czasu potrzeba, by zainteresować się książką po obejrzeniu okładki, pozostać na nieznanej stronie internetowej i zaciekawić się nowo poznanym człowiekiem. Badania pokazują, że już po pierwszych sekundach osoba, która Cię obserwuje, podświadomie oszacuje dwa czynniki budujące waszą relację: to, na ile jesteś sympatyczny, i Twoją wiarygodność. Jasne, że mamy cały wachlarz możliwości manifestowania swojej osobowości. Do tych najpopularniejszych zaliczamy na pewno styl ubrania (albo brak ubrań), język, jakim się wysławiamy, czy naszą postawę. Co odważniejsi decydują się na tatuaże. Ich liczba, wielkość i miejsce wykonania również wiele mówi o człowieku. Jednakże to Twoja twarz, z jej kształtem, rysami i emocjami, jest unikalna. To ją widzisz w pierwszej kolejności, gdy
46
Na co więc postawić, żeby mieć pewność, że nasza twarz opowiada dokładnie tę historię, którą chcemy przekazać? OCZYWIŚCIE NA OKULARY! (I ewentualnie jakiś tatuaż – w wersji dla odważnych). Psychologia okularów – W perfekcyjnym doborze okularów chodzi o to, aby zwrócić uwagę na inny, psychologiczny i wizerunkowy wymiar ich obecności – mówi Artur Rosiewicz, właściciel salonu Rosiewicz Optyka. – Każda ramka to oddzielna opowieść o jej właścicielu, którą świat ma usłyszeć. W odpowiednio dobranych oprawkach możesz odnaleźć to coś, dzięki czemu dobitniej wyrazisz siebie i będziesz wizerunkowo bardziej spójny z wykonywanym zawodem – kontynuuje optyk. – Bardzo lubię producentów, którzy dają mi duże pole manewru. Szukam produktów funkcjonalnych. Czasem potrzebne są zgrabne, delikatne ramki, a czasem mocne oprawki dominujące nad stylizacją. Nie bez znaczenia jest jakość wykonania produktu. Bardzo lubię hiszpańską markę Gigi Studios, która pozwala stworzyć unikalne wrażenie i opowiadać ciekawe historie. Jak myślisz, skąd biorą się określenia: „Te okulary nie są dla mnie”? Lub zupełnie odwrotne: „One są wręcz dla mnie stworzone”? Czy to tylko wynik mistrzowskiego doboru oprawki? Wyobraź sobie kobietę na wysokim stanowisku w korporacji. A teraz drugą panią – bardzo do niej podobną, mającą te
same rysy twarzy, karnację i gust. Różni je wyłącznie to, że druga pani jest animatorką zajęć dla dzieci. Czy ich twarze mają wyrażać to samo? Każdej z nich będzie dobrze w tym samym typie okularów, ale czy to oznacza, że obie powinny nosić takie same ramki? – Moja praca polega na tym, abym dobierając okulary, poznał drugiego człowieka, najlepiej jak to tylko możliwe w tak krótkim czasie – twierdzi Artur Rosiewicz. – Zawsze staram się dowiedzieć, czym się zajmuje, oraz poznać okoliczności, w których będzie te okulary nosił. W pracy optyka spostrzegawczość jest na wagę złota. W trakcie przymiarek każdy szczegół jest ważny: sposób, w jaki klient ze mną rozmawia, jak reaguje na pytania i jak formułuje swoje. Dyskretnie zwracam uwagę na szczegóły jego wyglądu i ubioru oraz na charakter. Tylko takie podejście gwarantuje, że okulary nie będą jedynie wyglądać dobrze, ale również będą opowiadać czyjąś historię. Jeśli zatem – jak bohaterowie naszych zdjęć – szukasz oprawek, które będą przedłużeniem Twojej osobowości (bez względu na to, jak silny masz charakter – damy radę!), koniecznie odwiedź salon Artura Rosiewicza. Zaopatrz się w odpowiednie ramki. Wyraź siebie. Zdefiniuj swój styl. I świętuj swoją wyjątkowość. Bądź jak nasi klienci i odważ się patrzeć po swojemu!
47
Śląskie poza miastem
W Krainie
Górnej Odry Tekst: Agnieszka Czachura-Łach
Kraina Górnej Odry położona jest w południowo-zachodniej części województwa śląskiego. Warto spędzać tam czas, to kraina lasów i wody. Nie bez przyczyny Krainę Górnej Odry nazywa się „płucami Śląska” – znajdują się tutaj liczne rezerwaty przyrody i rozległe parki krajobrazowe. Godny polecenia jest rezerwat Łężczok – raj dla ornitologów, miejsce, gdzie można zobaczyć około połowy wszystkich gatunków ptaków występujących w Polsce, migrujących tędy przez Bramę Morawską. Nie będą zawiedzeni również amatorzy aktywnego wypoczynku. Region oferuje: żeglarstwo na Zalewie Rybnickim, kajakarstwo na Rudzie i Odrze, sporty lotnicze w Rybnickim Aeroklubie, jeździectwo w licznych ośrodkach itp. Polecamy szczególnie zwiedzanie tego regionu na rowerze. Do dyspozycji miłośników dwóch kółek przygotowano ponad 800 km tras rowerowych, to droga dłuższa niż z Zakopanego na Hel! Duże miasta oferują atrakcje kulturalne i wspaniałe imprezy cykliczne, które swoją obecnością uświetniają znamienici artyści. Do ważnych imprez należy zaliczyć wielkie wydarzenia muzyczne, jak koncert Bryana Adamsa czy Guns N’ Roses w Rybniku, skromniejsze, ale barwne konne procesje wielkanocne na Raciborszczyźnie czy upamiętniające wydarzenia historyczne Święto Ogniowe w Żorach. Miłośnicy zabytków techniki również nie będą narzekać na brak atrakcji. W Rudach kursuje zabytkowa kolejka wąsko-
Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach, fot. T. Gębuś, www.slaskie.travel
torowa, w Wodzisławiu Śląskim można zwiedzić podziemną imitację wyrobisk górniczych, w Bieńkowicach z kolei znajduje się najstarsza w Polsce kuźnia, pochodząca z 1702 r. Rzeka Ruda ma długość około 50 km i płynie w całości na terenie województwa śląskiego. Źródła Rudy znajdują się w okolicach miasta Żor, dalej rzeka utrzymuje konsekwentnie kierunek zachodni, by zasilić swoimi wodami Odrę – tuż za miejscowością Turze. Szczególne walory tej części Górnego Śląska są obecnie chronione w ramach Parku Krajobrazowego „Cysterskie Kompozycje Krajobrazowe Rud Wielkich”. Obszar parku charakteryzuje się malowniczym krajobrazem i obfitością wód. Na terenie parku występuje 49 gatunków roślin gatunkowo chronionych. Środowisko ziemno-wodne sprzyja życiu płazów, gadów, ptaków oraz ssaków. Część tutejszych zwierząt to m.in. gatunki wpisane do „Polskiej czerwonej księgi zwierząt”, a więc zagrożone wyginięciem na terenie kraju.
Graniczne Meandry Odry, fot. T. Gębuś, www.slaskie.travel
48
Spływ kajakowy rzeką Rudą, fot. www.slaskie.travel
Zalew Rybnicki, fot. D. Gajda
Najcenniejszym przyrodniczo obszarem jest rezerwat leśno-stawowy „Łężczok” w rejonie Raciborza, chroniący wielogatunkowy las łęgowy, aleję zabytkowych drzew oraz starorzecza Odry, będące miejscem lęgowym ptactwa.
większość spływów znajduje swoją metę. Przenosek niewiele, sporo za to okazji do podglądania dzikiej przyrody – w tym działalności bobrów.
Z ciekawszych obszarów Parku wymienić można Arboretum Bramy Morawskiej w Raciborzu, tzw. Pojezierze Palowickie oraz uroczyska „Głębokie Doły” i „Kencerz”.
Zapraszamy także do odwiedzenia wspaniałych zabytków architektury sakralnej, do refleksji i umocnienia duchowego w sanktuariach m.in. w Turzy Śląskiej oraz Pszowie.
A może kajaki? Spływ rzeką Rudą stwarza możliwość wyjątkowego spojrzenia na atrakcje przyrodnicze i krajoznawcze parku. Zdaniem doświadczonych kajakarzy, spływ przy sprzyjających okolicznościach można rozpocząć już w dzielnicy Rybnika – Paruszowcu. Najczęściej jednak za punkt startu obiera się bardziej na zachód położoną dzielnicę miasta – Stodoły. Kajaki opuszcza się na wodę poniżej zapory tworzącej, również użytkowany przez wielbicieli sportów wodnych, Zalew Rybnicki. Stąd płynie się bardzo ciekawym odcinkiem rzeki, nieujętej w betonowe koryto, często meandrującej i podmywającej skarpy. Po ponad 4 km dopływa się do miejscowości Rudy. To jedno z najpiękniejszych miejsc na Śląsku – z pięknym gotycko-barokowym kościołem pocysterskim i zespołem klasztorno-pałacowym. Z Rud płynie się dalej do Kuźni Raciborskiej, gdzie
Zamek Piastowski w Raciborzu, fot. G. Nowak, arch. ŚOT
WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE W INTERNECIE: Oficjalny Portal Turystyczny Województwa Śląskiego: www.slaskie.travel Szlak Kulinarny Śląskie Smaki: www.slaskiesmaki.pl Szlak Orlich Gniazd: www.orlegniazda.pl Szlak Zabytków Techniki: www.zabytkitechniki.pl Portal Jury Krakowsko-Częstochowskiej: www.jura.travel Portal Beskidów: www.beskidy.travel Portal Śląska Cieszyńskiego: www.slaskcieszynski.travel Portal Krainy Górnej Odry: krainagornejodry.slaskie.travel
49
Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną i www.slaskie.travel
Obok naturalnych walorów przyrodniczych do szczególnych wartości obszaru należy krajobraz kulturowy, powstały w wyniku gospodarki pracowitych zakonników, cystersów, sprowadzonych na te ziemie w połowie XIII w. Zespół klasztorno-pałacowy wraz z pocysterskim, XIII-wiecznym kościołem stanowi najcenniejszy zabytek parku.
KULINARIA
upiecz sobie Chleb Tekst i zdjecia: Anita Szymańska
CHLEB PSZENNY ze słonecznikiem
W czasie najsilniejszego pandemicznego zamknięcia wielu z nas wróciło do dawno – albo wcale – niepodejmowanych czynności. Strach przed zakażeniem skłonił nas do poszukiwania takich rozwiązań, które możemy zrealizować w domu, bez wychodzenia do sklepu. Takich jak pieczenie chleba. Social media zaroiły się od zdjęć apetycznych bochenków, do łask wróciły produkty wytwarzane w domu. Oczywiście ucierpiały na tym nasze figury, ale co tam! Przecież zapach chleba to dom, to dla wielu powrót do dzieciństwa, to zapach bezpieczeństwa i poczucie, że mamy na coś wpływ. Polacy zaopatrzeni w kilogramy mąki postanowili ją jakoś spożytkować, drożdże stały się więc produktem deficytowym. Ja wróciłam po latach do pieczenia chleba na samodzielnie zrobionym zakwasie. I tak już zostało! Teraz piekę dwa bochenki co drugi, trzeci dzień, co naszej pięcioosobowej rodzinie w zupełności wystarcza. Choć przyznam, że pierwsze znikały w okamgnieniu. Jeszcze delikatnie ciepłe, z masłem, ze szczypiorkiem. Okazuje się, że pieczenie chleba jest szybsze, tańsze i zdrowsze od kupowania w sklepie. A smak wypieku nieporównywalny! Spróbujcie sami, to znacznie łatwiejsze, niż myślicie!
Do wypieczenia mojego chleba nie trzeba kupować specjalnych naczyń – ani do pieczenia, ani wyrastania. Wystarczą dwie formy keksowe. Ja kupuję mąkę typ 750 – to mąka specjalnie do pieczenia chleba. Do tego mąka żytnia typ 2000, czyli tak zwana żurkowa. Mieszkającym w Bielsku-Białej polecam młyn w Komorowicach, w którym dostaniecie taką mąkę niemal prosto z mielenia. Czyli lokalną, świeżą, wysokiej jakości. Na bazie mojego przepisu możliwe są różne warianty i modyfikacje, o których napiszę dalej. W ten sposób możemy za każdym razem uzyskać nieco inny smak i konsystencję chleba. Do jego przygotowania potrzeba znacznie mniej czasu, niż marnuje się na codzienne wyskoczenie do sklepu, a mając zawsze zapas mąki i zakwas w lodówce, nie musicie się martwić o to, że nie będzie nic do zjedzenia na śniadanie.
50
Zacznijmy od zakwasu. Można go zrobić samemu albo dostać od koleżanki. Namawiam do samodzielnego zmagania się z zakwasem, satysfakcja jest większa, kiedy to się uda. Przygotowanie trwa około 5 dni, potem zakwas przechowujemy już w lodówce. Uwaga, zakwas i chleb zawsze mieszam drewnianą, a nie metalową łyżką. Potrzeba: słój 1-litrowy, mąka żytnia 2000, ciepła woda. I dzień: ½ szklanki letniej wody + ½ szklanki mąki żytniej umieszczamy w słoiku, mieszamy i odstawiamy pod ściereczką na kuchennym blacie.
CHLEB żytni z pestkami dyni
II dzień: dodajemy kolejne ½ szklanki letniej wody + ½ szklanki mąki żytniej, mieszamy i odstawiamy pod ściereczką na kuchennym blacie. III dzień: mieszamy zakwas. IV dzień: dodajemy kolejne ½ szklanki letniej wody + ½ szklanki mąki żytniej, mieszamy i odstawiamy pod ściereczką na kuchennym blacie. V dzień: mieszamy zakwas i umieszczamy go w lodówce (słoik zakręcamy zakrętką). Tak przygotowany zakwas może stać w lodówce do 2 tygodni. Przed pieczeniem
musimy go jednak dokarmić… Prawidłowy zakwas powinien mieć szarawy odcień i pęcherzyki powietrza oraz lekko kwaśny zapach. W przeddzień pieczenia wyjmujemy zakwas z lodówki, czekamy, aż osiągnie temperaturę pokojową, a następnie – najlepiej wieczorem – dodajemy 1 szklankę mąki żytniej żurkowej typ 2000 i 1 szklankę ciepłej wody. Pozostawiamy na kuchennym blacie na noc, przykryte ściereczką. Następnego dnia z pierwszego zakwasu odkładam 2 porcje po około ⅓ szklanki do dwóch litrowych słoików i umieszczam je w lodówce (zakręcone). Całość zajmuje około 1 minuty. Będą to startery do kolejnych chlebów. Przy kolejnym pieczeniu postępujemy w ten
51
KULINARIA
CHLEB ŻYTNI ZE SŁONECZNIKIEM
sposób, że starter wyjmujemy z lodówki, dokarmiamy go szklaną ciepłej wody i szklanką mąki żytniej 2000, pozostawiamy na blacie na noc. Do pieczenia używamy około 4/5 otrzymanego zaczynu, a resztę (1/5) ponownie odstawiamy do lodówki (na następny chleb). Składniki bazowe na 2 formy keksowe: dokarmiony zakwas 1 kg mąki – o jej rodzajach nieco dalej 3-3½ szklanki letniej wody 4 łyżeczki soli 2 łyżki oleju rzepakowego lub oliwy z oliwek
½ opakowania suchych drożdży dodatki – o nich nieco dalej Jaka mąka? Najpopularniejsza jest mąka pszenna chlebowa typ 750. Ale można też pomieszać różne rodzaje: orkiszową, pszenną pełnoziarnistą, żytnią – w różnych proporcjach, tak aby finalnie był 1 kg. Można zrobić ten chleb całkiem żytni, jednak to na mące pszennej wyrasta najlepiej i taką polecam na początek. Dodatki zależą od inwencji własnej i indywidualnych preferencji. Zwykle dorzucam w sumie 1 szklankę dodatków, którymi mogą być: słonecznik łuskany, pestki dyni, siemię lniane, nasiona chia, płatki owsiane. Można dać tylko jeden skład-
52
CHLEB PSZENNY z czarnuszką
nik, ale tak, aby nie stanowił on więcej niż 1 szklankę. W przypadku dodatków chłonących wodę, takich jak płatki owsiane, można dodać nieco więcej wody. Wszystko razem dokładnie mieszamy (ok. 2-3 minut, do połączenia składników), przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 3-4 h w ciepłe miejsce. Bez problemu można też „namieszać” ciasto rano, a upiec je po powrocie z pracy. Należy pamiętać, aby użyć naprawdę dużej miski, bo ciasto zaczyna mocno rosnąć. Po tym czasie ciasto wlewamy do 2 keksówek wyłożonych papierem do pieczenia i odstawiamy na kolejną godzinę. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do około 190°C, pieczemy 60 minut. Po upływie tego czasu wyjmujemy ciasto i odstawiamy (w keksówkach) do
ostygnięcia. Ostudzone wyjmujemy, usuwamy papier i przechowujemy najlepiej zawinięte w bawełnianą lub płócienną ściereczkę. Chociaż chleb pachnie tak, że trudno wytrzymać, nie polecam kroić go gorącego. Stanie się wówczas jak glina i nie będzie tak smaczny jak przestudzony. To naprawdę prosty przepis i nie wymaga tak wiele czasu, jak wydaje się na początku. W dodatku ten chleb, niezależnie od modyfikacji, zawsze wychodzi. Można dokarmić zakwas w piątkowy wieczór, chleby upiec w sobotę, aby w niedzielny poranek cieszyć się śniadaniem w rytmie slow. Chleb jest lekko wilgotny, długo zachowuje świeżość. Poza tym doskonale wiemy, co się w nim znajduje. Spróbujcie sami!
53
ZDROWIE I URODA
MAGICZNA LAWENDA Piękna roślina, która zachwyca swym kolorem i niezwykłym zapachem, nadając każdemu otoczeniu nutę romantyczności. Ze względu na porę jej kwitnienia, w okresie letniego przesilenia, nazywa się ją również kłosami świętojańskimi.
Etymologia wskazuje na jedno z działań tego surowca („lavare” czyli mycie, kąpanie). W starożytnym Rzymie pączki szlachetnych kwiatów, pełne niezwykłego aromatu, były stosowane do produkcji mydeł i odświeżania pomieszczeń. Lawendowy aromat jest tak trwały, że odkryte przez archeologów w grobowcu króla Tutenchamona gałązki sprzed 3000 lat zachowały część swojej woni. Pozyskiwany z lawendy olejek był zawsze bardzo szlachetnym surowcem, dlatego też już w starożytności używano go do produkcji perfum i dodawano do kąpieli wraz z kwiatami w bogatych domach. W średniowieczu benedyktynka św. Hildegarda z Bingen wykorzystywała owo zioło do łagodzenia niepokojów ducha oraz wzmocnienia całego organizmu, jak również usprawnienia pracy mózgu. Opisywała je również jako środek pomocny w zwalczaniu wszawicy. Ze względu na właściwości dezynfekujące lawendy w XV w. na wielką skalę rozwinął się handel lawendowym olejkiem zapachowym. Lecznicze działanie udokumentowała w XVII w. farmakopea angielska. Po dziś dzień
ALDONA CIWIS-LEPIARCZYK mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem Prowadzi firmę EstetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com, www.estetiklaser.com
aromaterapeutyczne działanie lawendy wykorzystuje się do kąpieli i masażu. Przyjemny świeży i wyciszający zapach pomaga osobom z problemami napięcia nerwowego, będącym w ciągłym stresie, które cierpią na bezsenność czy nawet depresję albo migrenę. W kosmetyce lawenda służy do pielęgnacji różnych typów skóry, szczególnie zalecana jest dla cery dojrzałej ze względu na właściwości silnie regenerujące, wygładzające i antyoksydacyjne. Dzięki zawartym w niej flawonoidom pomaga skórze zachować blask i zdrowy, młody wygląd. Stosowana może być z powodzeniem na poparzenia i blizny. Działanie antybakteryjne i przeciwzapalne wykorzystuje się w preparatach do cery trądzikowej i tłustej. Reguluje sebum i zwęża pory. Dzięki zdolnościom naprawczym służy do leczenia zmian łuszczycowych. Działanie kojące wykorzystuje się w podrażnieniach po nadmiernym opalaniu. Przyspiesza gojenie się ran. Fioletowy kwiat przynosi ulgę przy obrzękach, dlatego często stosowany jest w kremach pod oczy, likwidując cienie i worki pod oczami. Działając antyseptycznie i przeciwgrzybi-
54
czo, doskonale sprawdza się w preparatach do stóp. Działając odświeżająco i hamująco na wydzielanie potu, znalazł zastosowanie do produkcji antyperspirantów. Lawenda pobudza krążenie krwi i limfy, więc wchodzi w skład preparatów antycellulitowych. Ten śródziemnomorski kwiat zapobiega wypadaniu włosów poprzez pobudzenie procesów wzrostu i stanowi naturalne antidotum na łysienie plackowate. Przeciwłojotokowe działanie wykorzystuje się w produkcji szamponów przeciwłupieżowych i do włosów przetłuszczających się. Olejku lawendowego nie należy stosować w nadmiarze, bo może on powodować podrażnienia. Jego moc poznać możemy latem, używając go do odstraszania komarów i kleszczy. Lawenda oczarowuje nas na wiele sposobów, nie tylko swoim wyglądem. Zapach służy roślinie jako magazyn energii i chroni ją przed chorobami. Wokół rośliny tworzy się mikroklimat budujący symbiozę między nią a człowiekiem. W gabinecie polecam naturalne produkty serii Culumnatura, wiele z nich zawiera w składzie Lavandula officinalis.
55
PROMOCJA
NOWOŚĆ Laser aleksandrytowy MOTUS AX umożliwia usunięcie nawet jasnego, delikatnego owłosienia. 100% BEZ BÓLU!
PSYCHE
Jak przestać zamartwiać się pracą
5
nawyków obniżających poziom stresu
Stres to zmora naszych czasów – ale czy aby na pewno same nie dokładamy sobie go jeszcze więcej? W tym artykule zachęcam Cię do obiektywnego spojrzenia na samą siebie i skonfrontowania się z rzeczywistością: czy za część tej krzywdy nie jesteś odpowiedzialna… Ty sama? Jednocześnie chciałabym podzielić się takim mocno uskrzydlającym przekonaniem: bez względu na fakt, jakie teraz jest Twoje życie, może ono być… lepsze! Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że wszelkie wybory, które podejmujesz wbrew sobie, przekładają się na jakość Twojego życia w negatywny sposób? O ile 20 lat temu faktycznie mieliśmy podstawy, by sądzić, że liczba możliwych dróg zawodowych jest ograniczona, o tyle teraz tak nie jest. Ludzie zarabiają pieniądze na najdziwniejszych rzeczach, co w praktyce oznacza, że mogą podążać za swoimi pasjami i dzielić się nimi z innymi. Chciałabym otworzyć Cię na to przekonanie – bo pozwoli
56
Tekst: Mariola Kędzierska foto: Depositphotos Coach odporności psychicznej, trener, inwestor, przedsiębiorca. Autorka kursu Utulenie ™ Pomaga zestresowanym poprawiać komfort swojego życia i budować odporność psychiczną. Prywatnie żona i matka dwóch córek. Znajdziesz ją tutaj: www.silnaodsrodka.pl
Ci ono inaczej patrzeć na świat. Może jak na lepsze miejsce niż do tej pory? Jeśli w tym momencie włącza Ci się w głowie komunikat: „Mnie to nie dotyczy (bo mój mąż mało zarabia, bo jestem samotną matką, bo jestem nieśmiała, bo… )”, mam wiadomość: każdy ma inaczej. Ale to, że masz jak masz, nie znaczy, że to przekonanie / ten fakt musi Cię ograniczać do końca życia. Tak nie jest. Możesz kształtować swój świat, a nasze mózgi cechują się neuroplastycznością, co oznacza, że zmiana faktycznie jest w Twoich rękach. Czego chciałabyś w życiu więcej? Jeśli relaksu, zadowolenia, szczęścia – przede wszystkim daj sobie prawo do tego również w trakcie pracy. Spędzamy w niej tak dużą część życia, że siedzenie ze skrzywioną miną największą krzywdę robi Tobie samej. Dlatego nawyk pierwszy, który Ci zaproponuję, to: codziennie, poprzez ciało, udowodnij swojemu mózgowi,
że wszystko jest dobrze. W jaki sposób? Ponieważ większość informacji wzdłuż nerwu błędnego płynie z dołu do góry (DO mózgu), a nie odwrotnie, fakt, że wyprostujesz się, zajmiesz nagle więcej miejsca, zaczniesz głęboko oddychać i uśmiechniesz się (nawet bez pozytywnych myśli) przez minutę – wpłynie na Twój dobrostan. Naprawdę poczujesz się lepiej! I mniej zestresowana. Gdy dzięki temu wzrośnie Twoja wewnętrzna energia, ludzie to zauważą – i zaczną garnąć się do tej tlącej się iskierki. Twojej wyobraźni pozostawiam, co wspaniałego może się zadziać, jeśli będziesz kontynuować ten proces. Wzrost poczucia kontroli generalnie sprzyja obniżeniu stresu. Taka jest ogólna zasada. Jak to jednak z zasadami bywa – diabeł tkwi w szczegółach. Gdy zechcesz monitorować zbyt wiele zmiennych – siłą rzeczy sprawy zaczną wymykać Ci się spod kontroli, a to Cię zestresuje. I dlatego choć dobrze jest kontrolować obszary dla Ciebie najistotniejsze, równie ważne jest, by odpuścić rzeczy obiektywnie nieistotne. W kwestii kontroli istotne jest również odróżnienie tego, na co masz realny wpływ, od kwestii, których kontrolować nie jesteś w stanie. Innymi słowy: robisz, co możesz, ale widzisz też jasno, co pozostaje poza Twoją strefą wpływu. Stresowanie się np. złą koniunkturą na świecie nie poprawi Twojej sytuacji. Może ją za to poprawić mnóstwo innych rzeczy, począwszy od analizy tego, czego ludziom obecnie potrzeba. Zatem Twoim drugim nawykiem powinna być regularna analiza, co warto kontrolować, a czego nie. Dzień każdej z nas można by opisać przynajmniej na dwa sposoby: po pierwsze – z perspektywy szklanki do połowy pełnej, po drugie – z perspektywy szklanki pustej. Dlatego kolejnym nawykiem, do którego chcę Cię nakłonić, jest pozytywne spojrzenie na to, co się dzieje. Dlaczego? Bo tak będzie dla Ciebie przyjemniej. Bo tak będziesz mieć lepsze nastawienie do życia. I wreszcie: bo w ten sposób staniesz się skuteczniejsza, gdyż zmiana perspektywy odmienia to, co dostrzegamy. Przykład: możesz zauważyć, że jechałaś do pracy w korkach, wśród tłumu innych rozwścieczonych kierowców. Potem cały dzień próbowałaś wykonywać swoje obowiązki, biegając ze spotkania na spotkanie, a wszędzie byłaś spóźniona. Do tego na spotkania przychodzili ludzie kompletnie niepotrafiący się ze sobą konstruktywnie dogadać – gdyby nie Ty, chybaby się zagryźli! A możesz zamiast tego zauważyć, że jechałaś w korku, ale w sumie zawsze tak jest, więc jesteś na to przygotowana i w tym czasie słuchasz czegoś, co lubisz. To miło rozpoczyna Ci dzień. Biegałaś ze spotkania na spotkanie, starając się pogodzić różne podejście swoich kolegów i koleżanek – było to niełatwe,
ale masz powody do dumy, bo bez Ciebie nie udałoby się dojść tak szybko do satysfakcjonującego rozwiązania. Innymi słowy: spotkały Cię stresujące sytuacje, ale nie szkodzą Ci one, za to jesteś dumna z tego, jak sobie z nimi poradziłaś. Wierz mi – ta zmiana podejścia zmienia wszystko. Również w biochemii Twojego organizmu. Dlatego nawyk trzeci to: spoglądanie z perspektywy pełnej szklanki. Czy spotkałaś kiedyś ludzi non stop opowiadających wszystkim, którzy tylko zechcą słuchać, jak ciężko pracują, jak bardzo przytłoczeni się czują, jak niewiele snu mają, jak brak im czasu na spacer, ruch, przyjemności, życie prywatne? A może sama do nich należysz? Jeśli tak jest, zastanów się, co jest celem takiej prezentacji. Z jednej strony: mówiąc w ten sposób, łatwo podłączyć się do poczucia wspólnoty z wszystkimi zapracowanymi ludźmi tego świata, ale z drugiej: czy naprawdę uważasz, że dobrze Ci robi bycie w takiej wspólnocie? Nie neguję tego, że bywamy przepracowani, ale jeśli tak się zdarza – nie pogłębiajmy stresu mówieniem o tym w kółko w taki sposób, jakby to był jedyny istniejący sposób na życie. Bo tak nie jest. Nasze przekonania budują naszą rzeczywistość – więc bardzo na nie uważaj. Wiem, że sporo odwagi wymaga w pewnych momentach odłączenie się od tych przeplatających się monologów nieszczęścia i powiedzenie: „Ja staram się żyć ciut inaczej”. Ludzie wtedy tak dziwnie patrzą. Niemniej rozpoczęcie rozmowy bardziej nacechowanej nadzieją posłuży i Tobie, i tym osobom z Twojego otoczenia, które są na to gotowe. Zatem nawyk czwarty: zacznij zauważać, co mówisz, bo to naprawdę nie pozostaje bez wpływu na Twoje funkcjonowanie. Ostatni punkt, jaki chcę Ci dziś zaproponować, to coś, co jeszcze jakiś czas temu nie mieściło mi się w głowie – przynajmniej w stosunku do trudnych zdarzeń. Teraz już wiem, że można myśleć inaczej niż ja kiedyś – i staram się o tym pamiętać, nawet gdy sprawy przybierają zły obrót. Już tłumaczę. Gdy spotyka nas w pracy coś złego, coś, co naprawdę straszy nas okropnymi konsekwencjami i przyprawia o bezdech – aż się prosi, by ulec panice. W zamian chcę zaproponować Ci podejście, które zostało już wielokrotnie przetestowane – przez ludzi po prostu odpornych psychicznie. To podejście brzmi: „Wierzę, że istnieje rozwiązanie i uda się je znaleźć”. Następnym razem, gdy znajdziesz się w trudnej sytuacji, pomyśl właśnie w ten sposób. Rozwiązanie istnieje. Jeszcze go nie znasz – ale jest. Trzeba je po prostu znaleźć. Jeśli taki nawyk wejdzie Ci w krew – staniesz się spokojniejsza i szczęśliwsza.
Następnym razem, gdy znajdziesz się w trudnej sytuacji, pomyśl właśnie w ten sposób. Rozwiązanie istnieje. Jeszcze go nie znasz – ale jest.
57
ARCHITEKTURA & DESIGN
O matko z córką! Czyli wyjątkowe ilustracje ALALEA
Tekst: Justyna Weronika Łabądź, zdjęcia: Alicja Jakimów Justyna Weronika Łabądź – pracownik Galerii Bielskiej BWA, miłośniczka dobrego wzornictwa, doktorantka Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
58
Kot, pies, gałąź, liść, ryba, palma, dom – czy to zbiór przypadkowo połączonych ze sobą słów, jakaś dziwna gra skojarzeń? Skądże! To świat dziecka – małego obserwatora i eksploratora, który w cudownie wyrafinowany i jednocześnie analityczny sposób przedstawiają na swoich ilustracjach i plakatach ALALEA, czyli artystka Alicja Jakimów i jej córka Lea.
59
ARCHITEKTURA & DESIGN ALALEA to projekt matki i córki. Powstał w dość naturalny sposób – i to natura będzie kluczowym dla nas pojęciem w wielu aspektach działalności ALALEI. Jego autorka, Alicja Jakimów, to artystka, która od wielu lat pracowała w grafice użytkowej i artystycznej. Jak mówi, grafika znalazła szczególne miejsce w jej sercu już w czasach licealnych: „(…) ta forma przedstawiania, opisywania swojego punktu widzenia była mi zawsze bliska i pochłaniała każdą wolną chwilę. W liceum plastycznym poznałam podstawowe techniki graficzne, które ogromnie mi się spodobały, mimo to miałam w sobie przekonanie, że powinnam bardziej pójść w projektowanie graficzne i skupić się na realnym zawodzie, jakim była grafika użytkowa. Taką prawdziwą pasję do grafiki artystycznej odkryłam na studiach. Miałam to szczęście, że studiowałam zarówno grafikę użytkową, jak i warsztatową, więc mogłam dużo nauczyć się w tych dwóch dziedzinach. Już na pierwszym roku zakochałam się w linorycie, później w litografii, suchej igle, akwaforcie, aż zaczęłam mieszać wiele z tych technik ze sobą. Mój końcowy styl był pewnego rodzaju eksperymentem”. Właściwie dla nikogo nie jest zaskoczeniem stwierdzenie, że pojawienie się dziecka w życiu wywraca je do góry nogami. Tak było też w przypadku Lei, która pojawiła się w życiu Ali i jej męża w 2015 roku. Artystce w tym czasie zaczęło bardzo brakować tworzenia. Dlatego powoli zaczęła wypełniać swoją przestrzeń – i przede wszystkim przestrzeń swojej córeczki – graficznymi ilustracjami. Ilustracje tworzone najpierw dla niej samej, a także dla znajomych i rodziny, przerodziły się w 2016 roku w firmę ALALEA. Obecnie Lea, już ponad 5-letnia dziewczyna (jak mówi Alicja, Lea nie chciałaby, żeby ją nazywać „dziewczynką”), to wymagający krytyk i najszczerszy recenzent w tandemie ALALEA. W końcu tworzenie dla odbiorcy, jakim jest dziecko, tylko pozornie jest prostym procesem. Ci, którzy mają jakiekolwiek z tym doświadczenie, jak Alicja Jakimów, wiedzą, że chyba nikt nie jest tak bezkompromisowy pod względem doświadczanych obrazów i treści jak dziecko. W projektowaniu dla dzieci trzeba też powrócić do własnej przeszłości, przypomnieć sobie, jaki kiedyś był dla nas świat. Jak mówi artystka: „By tworzyć dla dzieci, trzeba się zatrzymać, poczuć to, co czuje mały człowiek, dużo obserwować, wrócić do swoich wspomnień, swojego wewnętrznego dziecka. Chyba nie odważyłabym się tworzyć dla dzieci, gdyby nie narodziny córki. Dzięki niej mogłam zobaczyć, co lubi, jak działa mózg dziecka, obserwować, jak się rozwija i na co zwraca uwagę. Czas opiekowania się takim małym człowiekiem jest wyjątkowy, bardzo refleksyjny i uświadamiający. Ja poczułam na pewno nową przestrzeń i energię, by stworzyć coś całkiem innego. Ona dała mi przepustkę do świata dziecięcego, a może właśnie zawsze ją miałam, tylko zgubiłam gdzieś po drodze klucz…”. Alaleowy repertuar ilustracji jest bardzo szeroki i bogaty, ponieważ znajdują się w nim i warzywa, i domki na drzewie, i karuzele, jednak ma swoją dominantę – jest nią natura. To zarówno zwierzęta: psy, koty, ptaki czy lisy, jak i rośliny: paprocie, kaktusy, drzewa. Na pytanie, skąd to zamiłowanie do świata ożywionego, Alicja odpowiada: „Od zawsze kochałam zwierzęta i naturę, bardzo mocno czuję się ich częścią, więc dla mnie jest to oczywiste. Uwielbiam obserwować rośliny, czuję się w ich obecności najlepiej, dają mi spokój i poczucie przynależności do czegoś większego. Jestem ogromnie wrażliwa na łamanie praw zwierząt, nie mogę pogodzić się z ich cierpieniem i wykorzystywaniem. Zawsze będę uważać, że rolą człowieka jest ich ochrona, a nie zagłada. Od 23 lat nie jem mięsa i jest to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, a także jeden z głównym aspektów, którymi się kieruję. Dlatego uważam, że powinno się pokazywać dzieciom na co dzień jak najwięcej natury, roślinności, zwierząt, zarówno na
60
żywo, jak i ich przedstawień we własnym otoczeniu. Powinno się uczyć wrażliwości i empatii od najmłodszych lat, a sztuka jest jedną z najlepszych form jej przekazywania”. ALALEA ma swojej ofercie głównie plakaty i ilustracje dla młodszych odbiorców, ale wiele motywów przypadnie do gustu również dorosłym. Prace Alicji charakteryzują się oszczędną paletą kolorów, postaciom towarzyszą finezyjnie kaligrafowane słowa. W jej kresce dominuje czerń, co w ogóle nie odbiera bajkowości utrwalanym przez nią motywom. Na bohaterów jej plakatów składają się tylko pozornie proste geometryczne formy, które noszą w sobie wielką dbałość o szczegóły cechującą całą twórczość Alicji Jakimów – od rysunku, poprzez podobrazie, aż po sposób zawieszenia oraz prezentacji tych graficznych dzieł. ALALEA bowiem drukuje swoje ilustracje wyłącznie na papierze ekologicznym, recyklingowym, który produkowany jest z użyciem energii wiatrowej z certyfikatem Carbon Neutral. Struktura tego plakatu jest na tyle atrakcyjna, że Alicja zachęca wręcz, aby nie chować jej za ramami i szkłami, ale wieszać na specjalnie przygotowanych drewnianych wieszakach. Artystce bardzo zależy na tym, aby na każdym etapie jej działalności nikt nie ucierpiał, dlatego nawet materiały do pakowania i prezentacji pochodzą z recyklingu. Wydawałoby się, że nie można jeszcze bardziej ekologicznie podejść do tematu produkcji, tymczasem artystka dodatkowo każde 5% ze sprzedaży produktów przeznacza na działalność organizacji prozwierzęcych, np. Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Można więc powiedzieć, że jej sztuka jest jedną z nielicznych reprezentujących nurt zrównoważonych ekologicznie dzieł. Choć w ALALEI nadal można kupować dotychczas zrealizowane projekty, to w związku z pewnymi „strukturalnymi
zmianami” w działalności nowe pomysły musiały przeczekać pewnego rodzaju przerwę, ale szykują się też dzięki temu całkiem nowe i świeże koncepcje. Jak mówi artystka: „ALALEA miała teraz znaczą przerwę spowodowaną pojawieniem się nowego członka zarządu. Na świecie pojawił się mój syn Teo i kolejny raz mój świat został przewrócony, choć jak najbardziej pozytywnie. Co prawda przez znanego nam wszystkim wirusa wszystko jeszcze się rozciągnęło w czasie, ale powoli wracam do dawnego rytmu. Obecnie pracuję nad nowym projektem, czymś bardzo dla mnie wyjątkowym, i mam nadzieję, że będzie taki też dla innych. Dzięki zdobytemu Stypendium Ministra Kultury jeszcze w tym roku powstanie ilustrowana książka dla dzieci o emocjach, którą współtworzę z przyjaciółką. Temat ten jest mi ogromnie bliski, dziecięcy świat emocji jest moim zdaniem najważniejszym etapem w rozwoju człowieka. To, jak rozumiemy to, co się dzieje z nami i naszymi dziećmi, jak je traktujemy i im pomagamy, jest kluczowe w tym, jakimi staną się dorosłymi”. Planów na przyszłość ALALEA ma bardzo dużo. W jej zapowiedziach widać, że szykują się ciekawe projekty i propozycje. Na szczęście jest pewien stały i niezmienny element jej działalności – wyjątkowa dziecięca ilustracja, która ma ogromne znaczenie w kształtowaniu wyobraźni małego dziecka: „Bardzo chciałabym niedługo pokazać nową odsłonę ALALEI, pracuję nad nowymi plakatami, nową prezentacją strony oraz całkiem nowymi propozycjami, o których jeszcze nie mogę opowiedzieć. Wciąż jedno jest pewne – głównym celem, który mi przyświeca, jest to, by dobra ilustracja stała się stałym elementem w życiu dzieci, kształtowała ich poczucie estetyki, ale także uczyła i pomogła w zrozumieniu otaczającego je świata”.
61
PARTNERZY 2B STYLE
TU OTRZYMASZ MAGAZYN BIELSKO-BIAŁA Apteka Pod Szyndzielnią Apteka Karpacka Babski Raj Barometr Coffee & Bar Bar Pierożkowy Karolina BButik w Pasażu pod Orłem Beauty Project Beskid Burger Bar Mleczny Pierożek Beskidzie Centrum Medyczne Bistro Jarmużno Bistro Tofu Blekota Sweet Factory BMW Sikora Salon Samochodowy Browar Miejski Restauracja Butik by o la la Buon Gusto Centro Butik Lilou w Pasażu pod Orłem Cafe Farma Cafe Oscar Celna 10 Ciachomania Cięcie Salon Fryzjerski Cremino Bakery Coffee House / PKP Danea Centrum Medyczne Delicato Delicje Dom Kultury Włókniarzy Dworek New Restaurant Emili Smart by Studio Paula Estetik Laser Galeria Bielska BWA Galeria Sfera – Info Punkt Galeria Wzgórze Gallo Nero Grępielnia Hairmanya Herbaciarnia Assam Herok design Hotel Ibis Hotel Papuga Hotel Prezydent Hotel Qubus Hotel Sahara Hotel Vienna Instytut Ideallist Instytut AntiAging Itamae sushi Jednorożek Karczma Rogata
Kawiarnia Mucha Kawiarnia Okno Kawiarnia Pub „Środek” Klinika dr Sirek Klinika Galena Klubokawiarnia Aquarium Lunita Restauracja Malachit Day Spa Marakesz SPA Marcela Salon Kosmetyczny Margerita Restaurant & Pizza Medycyna Estetyczna i Dietetyka Gabriela Bogucka Miejski Dom Kultury Miejskie Centrum Informacji Turystycznej Mitas design Multicoolty Muzeum Historyczne My Honey Home Studio & Bistro Nowy Świat Restauracja Oky Doky Bielsko Okulus Old Mountain barber shop Optyk Studio na Starówce Pan Brzytwa Barber shop Parasol Caffe Peron Poliklinika Stomatologiczna „Pod Szyndzielnią” Prestige Sklep Włoski Proper Coffee Palarnia Kawy Pub Dog’s Bollocks Racketlon Korty Tenisowe Renault Wektor Salon Samochodowy Rodental Plus Rosiewicz Optyka RoWinGood – sklep z winami Rumoteka Ryłko by Agnes&Paul Salon Optyczny Ewa Jasiczek Skin Laser Lubelscy Sklep Papierniczy na Podcieniach Stomatologia Primadent Strzelnica Gun Club Studio Mody Anna Drabczyńska Studio Paula body & soul Styl Studio Vena Szpilka Słodownia Tkalnia Urody
62
Tofu Bistro Toyota Salon Samochodowy Trendy Nails Fashion Trendy Hair Fashion Salony We Coffee Palarnia Kawy Wirtuozeria WołoWina Restauracja Ventus Rosa Apartamenty V&K Cosmetics Zupolandia Żółwik Bubble Tea CIESZYN Bistro Limonka Cafe Arkady Cafe Muzeum Galeria 13 Herbaciarnia Laja Informacja Turystyczna Kawiarnia Herbowa Kawiarnia Kornel i Przyjaciele Klubokawiarnia Presso Kino Piast Mokka Cafe Naleśnikarnia Pepperoni Oky Doky Cieszyn CISIEC Hotel Zacisze CZECHOWICE-DZIEDZICE Proper Coffee Palarnia Kawy JAWORZE Apetit Bistro Dotyk Urody Hotel Jawor Xtrening JELEŚNIA Villa Martin KATOWICE Absurdalna Aioli Katowice Bobby Burger BWA Katowice Centrum Informacji Turystycznej Chopin Cafe Gryfnie Kluboczajownia Teoria Lorneta z Meduzą
Szyb Wilson Śląska Organizacja Turystyczna Trzy Siostry Węglokoks Złoty Osioł Złoty Róg ZPAP Katowice KOBIERNICE Gospoda Krakowska KĘTY Ice Spot OŚWIĘCIM Cafe Bergson Miejska Biblioteka Publiczna Optyk Kołder PSZCZYNA Muzeum Zamek Restauracja Frykówka Kawiarnia Dolce Vita TYCHY Browar Obywatelski Tychy Hotel Piramida Restauracja Browarowa 21 Restauracja Pod Prosiakiem USTROŃ Mokate Pizzeria Melissa Prestige SPA Uzdrowisko Ustroń SZCZYRK Informacja Turystyczna Hotel Alpin Hotel Klimczok WISŁA Rezydencja Pod Ochorowiczówką ŻYWIEC Bistro Rynek 19 Cukiernia Ania Galeria Lider Miętówka Cafe
NAPRAWDĘ LUBIMY TO, CO ROBIMY!
· każde zlecenie traktujemy indywidualnie · doradzamy wybór technologii i materiałów · proponujemy najkorzystniejsze rozwiązania cenowe · gwarantujemy zachowanie Twoich tajemnic handlowych · no i możesz nadzorować swój druk... ...pijąc z nami pyszną kawę!
RABARBAR s.c.
63
PROMOCJA
41-710 Ruda Śląska, Polna 44 +48 32 411 49 41 rabarbar@rabarbar.net.pl www.rabarbar.net.pl
REKLAMA
64