Głowa opętana pracą
Maria Dyczek
GALERIA
Krzysztof Kokoryn
Psychologia
SYNDROM WIOSENNEGO PRZESILENIA
Rozmowy przy stole
Gosia Margańska
We Coffee Kawa na miarę
Wywiad Grzegorz Kasdepke
Słodkości na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki”
ISSN 2084-4867 www.2bstyle.pl
Krav Maga Muzeum Minerałów „Skarby Ziemi”
Bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni
Bro.Kat
SPORT
Wydobywcy szlachetności węgla
Technika w służbie sportu
Robert SZEWCZUGA N r 1 ( 31 ) 2 01 8 luty – kwiecień
REKLAMA
2
Galeria Sfera II Poziom 1
Rabat
50 zł
*
Kolekcje dostępne w rozmiarach 34-48.
3
*Rabat obowiązuje na nieprzecenione produkty.
przy zakupach za min. 200 zł
NA WSTĘPIE czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Na okładce: Robert Szewczuga foto: Barbara Adamek
napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera Reklama: tel. 504 98 93 97 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Roman Kolano (tekst), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst), Anna Trzop (tekst), Jacek Kućka (tekst), Magdalena Jeż (tekst), Mateusz Kaczyński (tekst), Aleksandra Idzik-Hola (tekst), Agnieszka Korbel (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), ESCO (IT). Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.
PARTNER MEDIALNY:
JESTEŚMY TU: WERSJA DRUKOWANA ON-LINE: www.issuu.com/mediani/ PORTAL: www.2bstyle.pl
Dotrwać do wiosny Trwa zima, sezon smogowy niestety też. Powiedziałabym, że mocniej odczuwalnie. Jakoś trzeba dotrwać do wiosny, co niestety w obliczu szybko mijających miesięcy, szarym cieniem kładzie się na perspektywie kolejnego zimowego sezonu. Cieszmy się coraz dłuższym dniem i mocniej przygrzewającym słońcem, szczególnie, że Wielkanoc za pasem, więc radosny czas przygotowań świątecznych nie powinien być niczym zmącony... Na jeszcze mroczne i zimne wieczory 2B STYLE jest idealny. Tym razem przygotowaliśmy Wam całkiem sporą dawkę czytania, a stawkę otwiera znany bielski muzyk Robert Szewczuga, który podwójnie świetnie komponuje (się – także na naszej okładce). Kolejny mężczyzna zaproszony na nasze łamy to Grzegorz Kasdepke, pisarz, który dzięki synowi, znalazł swoją pisarską drogę. Leszek Sady spróbuje nasze Czytelniczki przekonać do trudnej sztuki samoobrony – krav maga. A jeśli jesteście ciekawi, czy delikatna kobietka jest w stanie konkurować w akrobacji szybowcowej z mężczyznami, to zaczytajcie się w rozmowie z Małgosią Margańską. I wisienka na torcie! Zajrzymy za kulisy Teatru Polskiego, do osoby, której na scenie nie zobaczycie, ale jej dzieła tak. To Maria Dyczek – perukarka. Zachęcam ciepło do lektury.
Agnieszka Ściera Redaktor Naczelna
SPIS TREŚCI 6 Historia. Burmistrzowie idą siedzieć 8 Inicjatywy. Mokate wspiera kobiety 10 Wydarzenia. Zebrali już pół miliona 11 Black & White Beauty 12 Subiektywny Kalendarz Wydarzeń 16 Rozmowy przy stole. Małgosia Margańska 22 Krav maga w służbie kobietom 24 Rozmowy przy kawie. Robert Szewczuga 28 Ludzie. Głowa opętana pracą 34 Miejsca. Pod latarnią najciemniej – Skarby Ziemi 38 Ludzie. Grzegorz Kasdepke 41 Felieton na Kolanie. Romans 42 Galeria. Krzysztof Kokoryn 48 Psychologia. Syndrom wiosennego przesilenia 50 Bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni 54 Prawo. Kilka informacji o znakach towarowych 56 Zdrowie i uroda. Skóra – wizytówka kobiety 58 Zdrowie i uroda. (Nie) bezpieczna wizyta u kosmetyczki 59 Zdrowie i uroda. Holistyczna pielęgnacja skóry 60 Kulinaria. We Coffee 64 Cztery pory roku z filiżanką 66 Śląskie Smaki 68 Sport 70 Architektura & Dizajn
4
REKLAMA
5
HISTORIA
Burmistrzowie idą siedzieć. Trudne początki miasta Po raz pierwszy Bielsko i Biała stały się jednym miastem w lipcu 1941. Tak zadecydował niemiecki okupant. Po wyzwoleniu przywrócono przedwojenny podział administracyjny, ale niemal natychmiast rozpoczęły się dyskusje o potrzebie połączenia obu ośrodków. Spory o kształt przyszłej stolicy Podbeskidzia przybierały dramatyczny charakter, dochodziło nawet do aresztowań. Tekst: Marek Żuliński, www.bielsko.biala.pl
Z poparciem mniejszości niemieckiej?
Bielsko i Biała na austriackiej mapie z połowy XIX w.
W 1945 Bielsko i Biała znów były oddzielnymi samodzielnymi miastami. W dodatku leżały w różnych województwach: pierwsze w śląskim (potocznie określanym jako śląsko-dabrowskie), drugie w krakowskim. Franciszek Rychlik, bialski działacz Polskiego Związku Zachodniego, skierował do Sejmu memoriał uzasadniający konieczność przyłączenia Bielska do Małopolski. Napisał w nim, że Bielsko to ostoja niemczyzny, którą trzeba zrepolonizować, czyli poddać wpływom Krakowa. Z kolei władze Bielska, które chciały włączyć Białą Krakowską do województwa śląskiego, bały się dyskryminacji politycznej i marginalizacji ekonomicznej, na którą – ich zdaniem – miasto byłoby skazane w rolniczej, słabo uprzemysłowionej Małopolsce. Małopolska czy Śląsk? We wrześniu 1945 do Bielska dotarła przesyłka z Białej. Była to wspólna uchwała tamtejszej miejskiej i powiatowej Rady Narodowej, w której postulowano scalenie dwumiasta i przyłączenie go do województwa krakowskiego. Pod dokumentem podpisał się starosta bialski Bogusław Hojnacki. Na odpowiedź trzeba było czekać do marca roku następnego. Wtedy na posiedzeniu PRN i MRN w Bielsku podjęto kontruchwałę „W sprawie przyłączenia miasta Białej i jego powiatu do Bielska i powiatu i włączeniu do województwa śląsko-dąbrowskiego”. Obradom przewodniczył Stefan Lenczewski. Argumentów za takim rozwiązaniem przytoczono sporo, oto najważniejsze: władzom w Katowicach już wtedy podlegała poczta, telegraf, węzeł kolejowy, urząd zatrudnienia, wojskowa komenda uzupełnień, sądy i wiele zakładów przemysłowych w obu miastach. Podkreślono silne więzi gospodarcze łączące Bielsko i Białą, wskazując przodującą rolę Bielska, a nawet fakt, ze od 1908 wspólnie obchodzono święto 1 Maja. „Trybuna Robotnicza” rozpisywała się o lepszym zaopatrzeniu kartkowym na Śląsku niż w Małopolsce. Zbadano też liczbę zakupionych biletów kolejowych. Okazało się, że 80 proc. mieszkańców jeździ do Katowic, a jedynie 20 do Krakowa.
6
Trzy miesiące później władze Białej zorganizowały wiec, w którym uczestniczyło 2200 osób. W sprawozdaniu przygotowanym przez bialski Zarząd Miejski czytamy: – Protestowano przeciw (…) rozdarciu powiatu i przyłączeniu jego części do powiatu bielskiego oraz województwa śląskiego, co nie odpowiada wymogom kulturowym, gospodarczym, komunikacyjnym i narodowościowym. Pod protokołem z wiecu podpisał się wiceburmistrz Białej Rudolf Klimczak. Burmistrz Jan Przybyła wypowiedział się dosadnie i zdecydowanie: – Osobistości śląscy już przed wojną chcieli wcielić Białą do województwa śląskiego. Mieszkańcy oparli się temu. Dziś z poparciem mniejszości niemieckiej propaguje się przyłączenie Białej do Śląska, aby poprawić warunki żywnościowe i skorzystać z przywilejów niemieckich na Śląsku. Zebrani oświadczają, że nie chcą należeć do województwa śląskiego. We wrześniu 1946 roku burmistrz Franciszek Hrapkowicz i wspomniany Rudolf Klimczak trafiają do aresztu. Obaj zostają oskarżeni o sabotowanie połączenia wodociągów Bielska i Białej. Bezpośrednim pretekstem jest pożar młyna Neumana. Strażacy nie mogli go sprawnie ugasić, bo w potoku Młynówka brakowało wody. Gmachy na szkoły i mieszkania? Po interwencji partii politycznych burmistrza i wiceburmistrza zwolniono z aresztu. Bogusław Hojnacki twierdził, że akcja była sprowokowana przez bielskich zwolenników wchłonięcia Białej do województwa śląskiego. W więzieniu znalazł się także wicestarosta Julian Barszczewski. Został oskarżony przez komunistę Leona Wieczorka o spowodowanie jego zsyłki do Berezy Kartuskiej w latach 30. Okazało się to nieprawdą. „Trybuna Robotnicza” opowiadała się zdecydowania za połączeniem. W sierpniu 1947 można w niej było przeczytać: - Jedno miasto rozdzielone małą rzeczką posiada dwa magistraty, dwa starostwa, dwie ubezpieczalnie. Jedno miasto znajduje się na terenie dwóch województw. Ten stan rzeczy stwarza duże trudności. Inne ceny obowiązują w Białej, inne w Bielsku. Ściąganie podatków też nie jest łatwym problemem. Po likwidacji zbytecznych urzędów i instytucji zyskamy dużo wolnych gmachów na szkoły i mieszkania. Oficjalnie miasto Bielsko-Biała pojawiło się na administracyjnej mapie Polski w poniedziałek, 1 stycznia 1951. *** Podczas pisania artykułu korzystałem m.in. z pracy Marka Paździory „Odbudowa i tworzenie polskich władz administracyjnych i samorządowych na obszarze województwa śląsko-dąbrowskiego”, książki Bogusława Hojnackiego „Beskidzkie echa wolności” oraz archiwalnych roczników „Trybuny Robotniczej”.
REKLAMA
7
INICJATY WY
Mokate wspiera kobiety MOKATE OD LAT WSPIERA KOBIETY, ZARÓWNO JAKO PRACODAWCA, JAK I MECENAS INICJATYW PODEJMOWANYCH PRZEZ KOBIETY – TYCH LOKALNYCH I TYCH MIĘDZYNARODOWYCH. W LISTOPADZIE UBIEGŁEGO ROKU PANI SYLWIA MOKRYSZ, PROKURENT MOKATE, BRAŁA UDZIAŁ W KRAJOWYCH OBCHODACH ŚWIATOWEGO DNIA PRZEDSIĘBIORCZOŚCI KOBIET – JAKO AMBASADORKA PRZEDSIĘBIORCZOŚCI KOBIET ORAZ WSPÓŁAUTORKA KSIĄŻKI „BIZNESOWE INSPIRACJE POLEK NA ŚWIECIE”.
Women’s Entrepreneurship Day, czyli Światowy Dzień Kobiet, jest podsumowaniem trwającej przez cały rok akcji wspierającej kobiety. Inicjatywa WED to ruch społeczny ukierunkowany na wsparcie oraz wzmocnienie pozycji przedsiębiorczych kobiet na świecie. Kobiety to ponad połowa populacji naszego globu, ale mniej niż jedna trzecia liczby przedsiębiorców, co oznacza, że panie stanowią dużą część niewykorzystanego potencjału przedsiębiorczości. W Polsce oficjalnym przedstawicielem Women’s Entrepreneurship Day jest Federacja Stowarzyszeń „Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet”, która właśnie 17 listopada zorganizowała polskie obchody Światowego Dnia Kobiet. Na uroczystość przybyły panie z ponad 20 krajów świata, m.in. z Japonii, Chin, Indii, Peru, Zambii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Danii, Niemiec czy Szwecji. Pierwszym wydarzeniem dnia było Women’s Economic Forum, odbywające się w siedzibie Ministerstwa Rozwoju w Warszawie. Oprócz ciekawego programu z zakresu digital networkingu, komunikacji czy mediacji na scenie pojawiło się 20 Polek, kobiet sukcesu mieszkających w różnych krajach, które wspólnie napisały książkę „Biznesowe inspiracje Polek na świecie” wydaną po polsku oraz po angielsku. Jedną z autorek książki jest pani Sylwia Mokrysz, prokurent Mokate, która stwierdziła: „Od szeregu lat osobiste doświadczenia upewniają mnie, że w biznesie kobiety mogłyby zdziałać o wiele więcej, niż ma to miejsce obecnie. To przekonanie o wciąż niewykorzystanych szansach bardzo motywuje. Uważam, że należy korzystać z każdej sposobności do zmiany tego stanu rzeczy, do uruchomienia tego ogromnego potencjału, jakim dysponują panie. Jedną z takich okazji była książka «Biznesowe inspiracje Polek na świecie». Dała możliwość podzielenia się doświadczeniem ze wszystkimi,
8
które potrzebują wsparcia dla swojej przedsiębiorczości; pozwoliła też – być może – dodać odwagi tym kobietom, które zastanawiają się dopiero nad swoim startem w biznesie. To były dla mnie wystarczające powody, by skorzystać z uprzejmego zaproszenia do współredagowania tego pożytecznego wydawnictwa”. Książka „Biznesowe inspiracje Polek na świecie” jest unikalnym zbiorem niepublikowanych nigdzie dotąd życiowych, niepowtarzalnych i inspirujących lekcji przedsiębiorczości. Projekt wydania książki powstał z inicjatywy Urszuli Ciołeszyńskiej, Prezes Międzynarodowej Sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet (Polska) i Kingi Langley, Prezes PREMIER International Business Club (Wielka Brytania / Stany Zjednoczone). Wieczorem organizatorzy przygotowali uroczystą galę w Hotelu Sofitel Victoria, w której udział wzięło ponad 500 gości ze świata biznesu, mediów, dyplomacji i nauki. Patronat honorowy nad Galą Przedsiębiorczości Kobiet objęła Małżonka Prezydenta RP Agata Kornhauser-Duda. Podczas uroczystości 40 przedsiębiorczych Polek zostało uhonorowanych prestiżową statuetką Ambasadora Przedsiębiorczości Kobiet 2017. Są to kobiety, które odnosząc sukcesy, zarówno w pracy zawodowej, jak i w działalności społecznej, są wzorem oraz inspiracją dla innych. Wśród wyróżnionych pań znalazła się również Sylwia Mokrysz, która zadeklarowała: „Zamierzam wytrwać w roli ambasadorki przedsiębiorczości kobiet na wszystkich dostępnych forach, zarówno międzynarodowych, jak i krajowych. Będę również starała się działać za pośrednictwem mediów na rzecz likwidowania barier, jakie napotykają panie zdecydowane realizować się w biznesie. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że przedsiębiorczość to jedna z dróg do zapewnienia kobietom należnej pozycji w społeczeństwie, ale wiem również, że dla wielu z nich to droga najważniejsza i najbardziej skuteczna”.
INFUZJA TLENOWA
Rewolucyjna metoda odmładzania skóry – alternatywa dla botoxu Wprowadzanie skoncentrowanych, aktywnych składników w głębokie warstwy skóry za pomocą tlenu QR CODE
ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 33 810 69 89, 533 463 443 www.tkalniaurody.pl 9
REKLAMA
Wygenerowano na www.qr-online.pl
WYDARZENIA
Zebrali już pół miliona TO BYŁA JUŻ 15. EDYCJA AKCJI SYGNOWANEJ PRZEZ LUCYNĘ GRABOWSKĄ-GÓRECKĄ. DZIĘKI JEJ STARANIOM W CIĄGU KILKU LAT ZEBRANO BLISKO PÓŁ MILIONA ZŁOTYCH ORAZ NAGRODY RZECZOWE DLA PODOPIECZNYCH BIELSKIEGO DOMU DZIECKA. TA KWOTA MÓWI SAMA ZA SIEBIE – LEPIEJ POMAGAĆ I PROMOWAĆ DOBRO NIŻ SKUPIAĆ SIĘ NA TYM, CO ZŁE. Tekst: KGO/www.bielsko.biala.pl, foto: Marcin Łukaszewicz /www.bielsko.biala.pl
Kolejna edycja pokazu, z którego całkowity dochód jest przeznaczany na cele charytatywne, odbyła się 10 lutego w Bielskim Centrum Kultury. W jednym miejscu i w jednym czasie zebrały się osoby znane z działalności w świecie kultury, sztuki, polityki i biznesu. Ponad podziałami w jednym konkretnym celu – aby wesprzeć bielski Dom Dziecka przy ul. Olszówki oraz Hospicjum im. Jana Pawła II. W kolekcjach Kariny Buławy, MDM Gabriela Kowalewska, Moda Pol Sylwia i Jacek Kasperek zaprezentowali się m.in. minister Stanisław Szwed, wicewojewoda śląski Jan Chrząszcz, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego Ryszard Batycki, dyrektorka Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej Iwona Purzycka, szef Grupy Beskidzkiej GOPR Jerzy Siodłak. Wszyscy, którzy wystąpili, potrafią świetnie się bawić, a jednocześnie wykazują się dużą wrażliwością społeczną. Dzięki ofiarności sponsorów i uczestników pokazu zebrano pokaźną kwotę, która podzielono między dwiema
10
placówkami. Czeki, każdy opiewający na kwotę 11.750 zł, wręczono na scenie Grażynie Chorąży, osobie, bez której nie byłoby bielskiego hospicjum oraz Krzysztofowi Michalskiemu – kierownikowi Domu Dziecka. – Jestem bardzo wzruszona, że po raz kolejny udało nam się wesprzeć organizacje, które tego potrzebują. To już nasze piętnaste spotkanie, dlatego finał musiał być niezwykły, bardziej szlachetny w oprawie. Teatr Polski udostępnił nieodpłatnie kostiumy i udało nam się zatańczyć poloneza, który przygotowała Bożena Bieńczyk – mówi Lucyna Grabowska-Górecka, inicjatorka i organizatorka przedsięwzięcia. Na scenie zaprezentowały się także modelki z agencji Grabowska Models w kolekcji sukien ślubnych Gracja Janiny Wawrzynek oraz Lulu Design, a zatańczyły Perły – zespół z Cieszyna. Portal bielsko.biala.pl oraz magazyn 2B STYLE są patronami medialnymi pokazu.
#BlackAndWhiteBeauty TO PROJEKT FOTOGRAFICZNY, DO KTÓREGO ZOSTAŁO ZAPROSZONYCH STO KOBIET W RÓŻNYM WIEKU I O ROZMAITEJ URODZIE, BY POKAZAĆ PRZEKRÓJ KOBIECEGO PIĘKNA, KTÓRE NIE POTRZEBUJE EKIPY I RETUSZU. AUTOREM PROJEKTU I ZDJĘĆ JEST BASTEK CZERNEK.
Popularność, wykonywany zawód czy liczba followersów nie są istotne dla samoakceptacji. Najważniejsze jest to, by zawsze być sobą, nie wstydzić się swojego wyglądu – inna nigdy nie znaczy gorsza. Każda kobieta zasługuje na uwagę, szacunek i akceptację. Ramię w ramię wszystkie uczestniczki budują siłę kobiet. Uroczystym zakończeniem projektu będzie event z udziałem mediów oraz wielu wspaniałych gości 8 marca 2018 roku w lokalu Mała Warszawa przy ulicy Otwockiej 14 w Warszawie. Wszystkie zdjęcia będą przekazane na cele charytatywne – wsparcie fundacji OneDay. Do tego czasu zdjęcia będą cyklicznie publikowane na profilach społecznościowych autora (Instagram: https://www.instagram.com/bastekczernek, Facebook: https://
www.facebook.com/bastekczernekphotography) oraz każdej z fotografowanych osób. W projekcie wzięło udział wiele kobiet mediów i show-biznesu: Barbara Kurdej-Szatan, Julia Kamińska, Davina Reeves-Ciara, Joanna Moro, Lara Gessler, Kamila Szczawińska, Ela Romanowska, Agnieszka Mrozińska, Maria Niklińska, Karina Kunkiewicz, Dorota Michałowska, Joanna Majstrak, Agnieszka Kawiorska, Katarzyna Dziurska, Sylwia Nowak, Magdalena Narożna, Pin Up Candy, Dorota Głowacka-Lesień, Lidia Kopania, Kasia Nova, Eliza Gwiazda i dużo innych wspaniałych kobiet. Magazyn 2B STYLE jest patronem medialnym Projektu.
11
SUBIEKTY WNY KALENDARZ WYDARZEŃ
3-5 marca Katowice, Kinoteatr Rialto 10 Katowicki Przegląd Filmów Górskich
To już dziesiąty raz, gdy w Kinoteatrze Rialto będzie można zobaczyć filmy, słuchać prelekcji i i rozmawiać o górach. Jak zwykle towarzyszyć będą temu doborowi goście. Prolog uświetni Magdalena Łączak – jedna z najlepszych polskich biegaczek wysokogórskich, a podczas zasadniczej części imprezy odwiedzą nas Janusz Gołąb, Krzysztof Wielicki oraz Adam Bielecki. Nie zabraknie oczywiście znakomitych filmów górskich, prezentujących wydarzenia, którymi w ostatnim czasie żył górski świat.
9 marca Katowice, Galeria Szyb Wilson Wernisaż wystawy II Przeglądu Sztuki Współczesnej Nowa Awangarda
Nowa Awangarda powstała po to, by pokazać najnowsze tendencje w malarstwie i sztuce. Młodzi malarze i graficy mają możliwość zaprezentowania swoich prac w otwartej na widza przestrzeni galerii. Nie chce, by sztuka młodych artystów zamykała się tylko w murach akademickich czy pracowniach. Celem przeglądu jest zaprezentowanie najciekawszych praktyk artystycznych, eksperymentów i aktualnych tendencji panujących w sztuce.
6 marca Katowice, NOSPR Koncert Cracow Jazz Collective
Zespół złożony z młodych, niezwykle utalentowanych absolwentów Katedry Muzyki Współczesnej, Jazzu i Perkusji AM w Krakowie. Muzyka oktetu jest zakorzeniona w jazzie lat 60., inspirowana muzycznymi dokonaniami Johna Coltrane’a, Charlesa Mingusa, Ornette’a Colemana, Krzysztofa Komedy, Andrzeja Trzaskowskiego, a także Igora Strawińskiego i Wojciecha Kilara. Repertuar grupy opiera się na kompozycjach Mateusza Gawędy. W 2016 ukazała się płyta CJC „No More Drama”.
7 marca Oświęcim, Oświęcimskie Centrum Kultury Babski Kabaret, czyli Old Spice Girls!
Pod tajemniczą nazwą „Babski Kabaret. Old Spice Girls!” kryją się trzy znakomite aktorki – Barbara Wrzesińska, Lidia Stanisławska i Emilia Krakowska. To kabaret z kobietami, dla kobiet i o kobietach – pełen zabawnych monologów, dowcipów, piosenek i improwizacji, ale panowie również nie będą się nudzić. Program oparty na tekstach Marii Czubaszek, Mariana Hemara i Zbigniewa Korpolewskiego oraz klasyków – z Julianem Tuwimem na czele – sprawi, że zabawa z udziałem wspaniałych pań będzie wyśmienita.
12
10 marca Katowice, Spodek Kabaretowy Dzień Kobiet
„Nic o nas bez nas”, powiedziały kobiety i postanowiły same zorganizować sobie święto! Kabaretowy Dzień Kobiet to specjalne widowisko, w którym największe polskie kabarety i najznamienitsi kabareciarze swoją uwagę poświęcą płci pięknej. Pod jej czujnym i wszystkowidzącym okiem oczywiście. Na scenie wystąpią: Kabaret Ani Mru-Mru, Kabaret Smile, Kabaret Młodych Panów i Piotr Bałtroczyk. Kuratelę nad całą tą męską gromadą sprawować zaś będą Ewa Błachnio oraz Frele.
18 marca Katowice, Spodek Spektakl muzyczny „Metro”
Marzenia młodych ludzi o zrobieniu kariery scenicznej, o śpiewaniu, tańcu, życiu artystycznym nigdy się nie starzeją. Dowodem tego jest musical „Metro” wystawiany przez Teatr Buffo od stycznia 1991 roku. Przez dwadzieścia siedem lat spektakl przyciągnął miliony widzów. Zmieniała się obsada, zmieniali się widzowie, modyfikowane były dialogi i scenografia, jednak musical jest nieśmiertelny, zawsze aktualny i chętnie oglądany przez kolejne pokolenia widzów.
22-24 marca Bielsko-Biała III Festiwal Muzyki Crossover
Muzyczne święto dla osób poszukujących nowych, niekonwencjonalnych brzmień. Pełne fuzji zróżnicowanych gatunków i rozmaitych stylistyk, gdzie język muzyczny łączy się z tańcem, kabaretem, recytacją czy sztukami cyrkowymi i teatralnymi, tworząc oryginalne widowiska. Jest to festiwal artystów poszukujących nowatorskich dróg artystycznej ekspresji, o europejskiej i światowej renomie. Pomysłodawcami festiwalu są pochodzący z Bielska-Białej muzycy tria The ThreeX, którzy organizują go z pomocą Gminy Bielsko-Biała oraz Bielskiego Centrum Kultury.
23 marca Katowice, Spodek Giganci dla Świetlikowa – koncert charytatywny
Co łączy fanów reggae, rocka, rapu, metalu i bluesa? To, że każdy może pomóc potrzebującym! 23 marca w Spodku wyjątkowi artyści najróżniejszych gatunków spotykają się w szczytnym celu, by zagrać charytatywnie dla Fundacji Śląskie Hospicjum dla Dzieci Świetlikowo. Na największej scenie Katowic fenomenalny Kamil Bednarek spotka się z zespołem IRA, legendarne riffy TSA zderzą się z rapem Miuosha. Młodą, burzliwą krew polskiego rocka zaprezentuje zespół SIQ, a wybuchową mieszankę zamyka i dopełnia ambasador Fundacji – Sebastian Riedel & Cree z gośćmi specjalnymi.
23 marca Bielsko-Biała, Klub Rude Boy Koncert zespołu Świetliki
REKLAMA
Będzie to kolejny koncert organizowany przez firmę IMGN.PRO we współpracy ze Stowarzyszeniem Kulturalnym Sonata działającym pod szyldem IMGN.PRO Art Fest Kombinat. Zespół Świetliki – (kiedyś) młodzieżowy,
13
SUBIEKTY WNY KALENDARZ WYDARZEŃ o profilu słowno-muzycznym. Założony przez Marcina Świetlickiego i członków zespołu Trupa Wertera Utrata w 1992 roku w Krakowie.
klezmerskie. Można usłyszeć chorały gregoriańskie i muzykę gospel. Tradycją stało się, że na jednym z koncertów (zwykle inauguracyjnym) można usłyszeć monumentalne oratoria.
24 marca Kraków, Tauron Arena
20 kwietnia Bielsko-Biała, Teatr Polski Premiera sztuki „Ciało Bambina”
Mistrzostwa Świata FMX – Diverse NIGHT of the JUMPs Jest najstarszą międzynarodową serią freestyle motocrossu na świecie. To unikalna mieszanka wydarzenia sportowego na najwyższym poziomie (Mistrzostwa Świata FIM, Mistrzostwa Europy) z klasycznymi elementami show, takimi jak efekty pirotechniczne i świetlne. Buduje i trzyma napięcie, elektryzując publiczność od początku do końca eventu. Niesamowite umiejętności zawodników i zapierające dech w piersiach loty na wysokości 3 piętra w wykonaniu największych gwiazd tej dyscypliny na świecie.
5 kwietnia Bielsko-Biała, Galeria BWA
Wernisaż wystawy malarstwa Stefana Gierowskiego. Bielska wystawa pokazuje jeden ze szczególnych aspektów zainteresowania malarza – linię. Wątek ten jest obecny w twórczości artysty przez całe dekady, poczynając od lat 60. XX wieku – tu wyznacza ona kierunki światłu. W pracach z lat 70. i 90. linie mają za zadanie wyznaczać pola działania barw. W obrazach z lat 80. i 90. Gierowski na ciemnym tle z matematyczną precyzją wytycza jasne ścieżki bieli, by w dalszych poszukiwaniach przejść do osłabienia tej energii, co pokaże w kolejnych dwóch dekadach w pracach z użyciem szarości; bądź kompletnej rezygnacji z czerni na rzecz badania napięcia czerni i bieli w towarzystwie rozwibrowanej przestrzeni barwnej.
8 kwietnia Katowice, MCK V Noe Festiwal
To wydarzenie, które umiejscawia się między targami a festynami na świeżym powietrzu. Odbiorcami są konsumenci, którym należy się rzetelna wiedza na temat wina i wszystkiego, co wiąże się z jego produkcją, pochodzeniem, jakością, ceną. Wystawcy to importerzy, dystrybutorzy oraz producenci wina – z Polski i ze świata. Festiwal przede wszystkim promuje kulturę wina w Polsce. Kluczowym elementem jest edukacja i poszerzanie wiedzy na temat napoju, który towarzyszy człowiekowi od ponad 7 tysięcy lat.
16-19 kwietnia Bielsko-Biała Festiwal Sacrum In Musica
Festiwal pokazuje całą paletę barw muzyki sakralnej. W Bielsku-Białej goszczą zarówno chóry cerkiewne, jak i grupy
14
Historia wojennego romansu z wrogiem stała się punktem wyjścia do stworzenia sztuki. Tytuł nawiązuje do zalotnego włoskiego powitania, które przez trzy lata rozbrzmiewało na ulicach Skoczowa, wyzwalając tajemniczą energię i nadzieję na lepsze czasy. Ten muzyczny spektakl z wojną w tle opowiada przede wszystkim o sytuacji kobiet i o podejmowanych przez nich próbach przełamywania stereotypów i przekroczenia tradycji. „Ciało Bambina” to opowieść o poszukiwaniu sensu w okrutnych czasach, ale także o tym, jak mity, w których jesteśmy wychowywani, mogą stanąć na drodze do odkrycia naszego przeznaczenia. Jak to mówią bohaterki spektaklu: „Jeżeli żyje się raz, to czemu tak beznadziejnie?”. Więcej na temat sztuki można znaleźć na stronie www.teatr. bielsko.pl
27 kwietnia – 3 maja Cieszyn, Czeski Cieszyn Kino na Granicy
Kino na Granicy obchodzi w tym roku dwudziestkę. „Świętowanie!” będzie jednym z tematów tegorocznej edycji, ale nie zabraknie również „Niespokojnego kina 1968 roku”. W programie cieszyńskiego przeglądu retrospektywy Krzysztofa Zanussiego i Jana Hřebejka, którzy będą gośćmi festiwalu. Nieziemski wymiar zbliżającej się wielkimi krokami 20. edycji przeglądu zwiastuje tegoroczna grafika Kina na Granicy. www.kinonagranicy.pl
Prześlij do nas informację o wydarzeniach na maj i czerwiec: redakcja@2bstyle.pl
WEKTOR– salon, jazdy próbne, finansowanie, ubezpieczenia Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 Oświęcim-Babice ul. Krakowska 19, tel. 33 841 18 41
15
REKLAMA
www.wektor.pl kontakt e-mail: klient@wektor.pl
ROZMOWY PRZY STOLE
JAK PTAK Aromatyczna kawa w maciupeńkich filiżankach prababci
M a ł go r z a ta M arg ań sk a Z wielokrotną medalistką mistrzostw Polski, Europy i świata w szybownictwie akrobacyjnym, instruktorką szybowcową, pilotem szybowcowym i samolotowym rozmawia Agnieszka Ściera. Foto: 2B STYLE oraz archiwum prywatne Gosi Margańskiej
Spotykamy się w domu Małgosi i Adasia w Bystrej. Klasyczny PRL-owski klocek umiejętnie i ze smakiem przerobiony na współczesną oazę spokoju i wygody. Gdyby nie smog, śmiało można by przyjechać tu na zimowy wypoczynek. Małgosia – niewysoka, szczuplutka, wyprzedza ją piękny, ujmujący uśmiech. Taka drobna kobietka, a leczy i rwie zęby w klinice Rodental Plus i kręci akrobacje nad ziemią. Znamy się od wielu już lat, razem dorastałyśmy na lotnisku i tam zdobywałyśmy pierwsze szybowcowe szlify. Potem nasze drogi się rozeszły. Małgosia poszła drogą akrobacji, do czego w dużej mierze przyczyniły się geny. Bo jak tu nie kręcić akrobacji, kiedy twórcą znakomitego szybowca akrobacyjnego Swift jest sam ojciec, Edward Margański? Ale wróćmy do naszego spotkania. Małgosia jest bardzo gościnną osobą, ale wśród znajomych znana jestz tego, że gotowaniem bywa u niej różnie. Z tym większą ciekawością czekamy na to, czym nas podejmie. Gosia: Ja to zawsze powtarzam: gotowanie ani jedzenie nie aktywuje mojego układu nagrody. Agnieszka: Co go w takim razie aktywuje? Gosia: Kiedyś latanie i zdobywanie medali. Z wiekiem uczymy się, że szczęście można znaleźć dużo, dużo bliżej – na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wsiąknąć bez reszty w dobrą książkę, przytulić się do ukochanej osoby, być w kontakcie z prawdziwą, nieskażoną naturą. Namiastką ostatniego jest praca w ogródku (śmiech). Agnieszka: Pracujesz w ogródku, to znaczy, że się starzejesz (śmiech).
16
Małgosia: Oczywiście, ale z czasem nabieramy życiowej mądrości, nieprawdaż? Uczymy się doceniać to, co kiedyś wydawało się tak oczywiste, że niewarte nawet wzmianki. Agnieszka: Kiedyś mieszkałaś w Warszawie i cały czas byłaś w ruchu. Małgosia: Tak. Spędziłam tam 20 lat bardzo intensywnego i stresującego życia. Dla młodego człowieka jest tam mnóstwo okazji do spędzania wolnego czasu, ale również do jego tracenia. A ponieważ startowałam w mistrzostwach i trzeba było dużo trenować, we wszystkie weekendy jeździłam do Rybnika. Ciągle były jakieś zajęcia, a jeżeli na chwilę coś przesta-
Okna zamiast ściany dają wiele światła i piękny widok na ogród
wało się dziać, wkradał się jakiś lęk. Mieszkając w Warszawie, byłam cały czas podminowana. No bo gdy zamiast jechać do pracy 15 minut, godzinę stoisz w korkach pełnych sfrustrowanych kierowców, to zanim dojedziesz, jesteś już kłębkiem nerwów, podobnie zresztą jak wszyscy dookoła ciebie. A potem już przez cały dzień dzielimy między siebie te stresy. Adaś wracał wieczorami skonany, nie lubił Warszawy, przeprowadził się do niej przecież ze względu na mnie. On jest z Białegostoku. Postanowiłam, że muszę zmienić coś w życiu. Trudna decyzja o przeprowadzce i porzuceniu wszystkiego, co się osiągnęło: pozycji zawodowej, gabinetu i oczywiście mojego latania, sukcesów sportowych. Ale już przestałam czuć potrzebę udowadniania sobie, że we wszystkim muszę być najlepsza. Akrobacja, zdobywane miejsca na podium przestały być tak istotną rzeczą w moim życiu. No i przeniosłam się po zatłoczonej Warszawie do bezludnej Szkocji. Na jaką kawę macie ochotę, taką z ekspresu czy z przyprawami? Agnieszka: Oczywiście tę specjalnie robioną przez ciebie, koniecznie z mlekiem. Małgosia: Zobacz, mam takie piękne filiżanki po prababci, takie malutkie. Wyobraź sobie, jak zapraszam swoich lotniskowych znajomych na kawę i podaję ją w nich właśnie (śmiech). Te wielkie chłopiska z wielkimi łapami i te filigranowe filiżanki… Można mieć niezły ubaw (śmiech). Wy sobie pijcie kawkę, a ja będę w międzyczasie przygotowywać zupę. Nie gotuję dużo, bo dla kogo? Adaś ma taką pracę, że nie wiadomo, którego dnia wróci. Bardzo często jest poza domem, jeździ po Polsce. Ja pracuję w większości po południu, wracam bardzo późno wieczorem. Jeśli mam czas przed południem, szkoda mi go marnować na gotowanie. Jest tyle innych ciekawych rzeczy do zrobienia.
Agnieszka: To co ty jesz? Małgosia: Jem dużo owoców. Lubię proste rzeczy na zasadzie, że jak mi dadzą dobry świeży chleb, dobre masło i dobry świeży ser, najlepiej wiejski, to jestem naprawdę szczęśliwa. Albo mozzarella di bufala z włoskiego sklepu, uwielbiam ją do świeżego pieczywa. To oczywiście moje preferencje, ale nie ma rzeczy, które mi nie smakują. Dobrze gotuje moja mama, którą mam bardzo blisko. Sprawiam sobie przyjemność, często ją odwiedzając. Ja nie piekę, a słodyczy nie jem prawie wcale, mogłyby nie istnieć u nas w domu, gdyby nie to, że lubi je Adaś. Agnieszka: Wróćmy do Szkocji. Dlaczego akurat to miejsce i czy długo dojrzewałaś do tej decyzji? Małgosia: Jak wspomniałam, nie była to łatwa decyzja. Długo rozważałam po prostu zmianę miejsca w Polsce. W końcu decydujący okazał się ruch mojej wspólniczki w gabinecie, która zostawiła mi to wszystko na głowie i wraz z całą rodziną wyjechała do Anglii. Idąc za jej przykładem, zdałam się na firmę rekrutującą oferującą kontrakty, załatwiającą wszystkie formalności związane z przeniesieniem i rozpoczęciem nowej pracy. Oferowali możliwość spotkania z pracodawcami, obejrzenia miejsc pracy. Proponowano mi pracę w Holandii, rozważałam to. Uwielbiam Amsterdam, wiele razy w nim gościłam. Ale czułam, że ciągle nie będzie to ucieczka od stresu i cywilizacji. Szkocja okazała się oferować to, czego potrzebowałam – niesamowity spokój. Gdy byłam tam pierwszy raz, była piękna pogoda słonecznie i ciepło. Jechaliśmy godzinami wzdłuż wybrzeża, podziwiając z jednej strony Morze Północne, z drugiej wrzosowiska. Wybrzeże wyglądało jak Chorwacja latem. Agnieszka: Pewnie specjalnie na tę okazję wyczekali na okienko pogodowe (śmiech).
17
ROZMOWY PRZY STOLE
Cudowny uśmiech nie znika z twarzy Małgosi, a wielki kocur pilnuje swojej żywicielki.
Małgosia: Potem okazało się, że tak było (śmiech). Pogoda nie jest najlepszą i najmocniejszą stroną Szkocji, ale ten wyjazd dał mi ogromnie dużo. Agnieszka: Nie byłaś tam sama. Małgosia: Adaś wyjechał ze mną. Powiedziałam mu, że dłużej nie wytrzymam w Warszawie, ale sama nigdzie nie pojadę. Rzucił dla mnie swoją pracę i całe swoje środowisko. Ten wyjazd bardzo scementował nasz związek. Ogromnie doceniam, że zrobił to dla mnie. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że był tam bardzo nieszczęśliwy. Ja miałam swoją pracę, zmieniałam się, przepoczwarzałam w silniejszą, mądrzejszą, spokojniejszą, a on był tam ze mną, wspierał mnie, ale nie mógł się realizować, nie odnalazł się tam i w końcowym okresie naszego pobytu wrócił do Polski. Dlatego przez jakiś czas byliśmy osobno. Ja już wtedy czułam, że wrócę. Tęsknota narastała we mnie w ciągu lat. Tęsknota za miejscem, gdzie się urodziłam, gdzie dorastałam. Za kolorami i zapachami polskich pór roku, za polskimi lasami, ciepłymi jeziorami i polskimi górami. Będąc w Szkocji, cały wolny czas spędzałam w Polsce. Nigdy w swoim życiu nie zobaczyłam i nie zwiedziłam tylu jej zakamarków. Szkocja jest przepiękna, ale nie mam jej w sercu. Okazało się, że muszę wrócić do Polski, co w żadnym razie nie znaczy, że żałuję podjętej decyzji wyjazdu. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu, niezwykle ważny czas. Poznałam cudownych ludzi. Zostałam przyjęta bardzo ciepło, jak zresztą każdy nowy członek ich społeczności. Szkoci są dla siebie bardzo mili nie tylko w gronie znajomych, ale na co dzień, w urzędzie, w sklepie, w pracy. Wyjazd do Szkocji pozwolił mi również odkryć na nowo swoją rodzinę. Moja siostra Kasia miała dom w Rabce. Przyjeżdżałam tam przez te wszystkie szkockie lata i spędzałam przecudowne święta razem z wszystkimi. Kasia stworzyła ciepły rodzinny dom, a my staliśmy się sobie na powrót bliscy i serdeczni. Agnieszka: Jesteś lekarzem dentystą, skąd ten wybór? Małgosia: Od zawsze interesowała mnie biologia, chciałam
18
Tak tak, wiemy, Adaś nie będzie dziś zadowolony z cieciorkowej zupy ;)
być lekarzem, choć na początku myślałam o weterynarii. A to dlatego, że bałam się kontaktu z ludźmi, a uwielbiałam zwierzęta. Względy praktyczne wzięły jednak górę i w końcu wylądowałam na stomatologii. A wiesz, że miałam pomysł, żeby studiować w Leningradzie, byle dalej od domu? Agnieszka: Miałabyś teraz plamę w CV i konieczność nostryfikacji dyplomu (śmiech). Wróciłaś do Polski, ale nie do Warszawy, lecz do Bielska-Białej. Małgosia: Z Warszawą wiązał się tak duży stres, że przez wiele lat nie mogłam tam nawet zajrzeć. Zresztą od kiedy z niej wyjechałam, wiedziałam, że nigdy nie wrócę do niej, żeby tam mieszkać. A tęskniąc i wiedząc, że chcę mieszkać w Polsce, miałam cudowną okazję wybrania dowolnego miejsca, bo nie byłam związana domem, miejscem pracy. Zaczynałam wszystko od nowa. I spójrz, te nasze góry przyciągnęły mnie tutaj, uwielbiam oglądać je z okien swojego domu. Pamiętasz Żar, gdzie razem tyle latałyśmy? To on był jednym z powodów, że zamieszkałam tutaj. Agnieszka: Co to takiego? (Małgosia podała nam zieloną, gęstą zupę). Małgosia: To zupa z ciecierzycy. Gotuję dużo rosołu według przepisu kuchni pięciu przemian i mrożę porcje. W życiu nie miałam w domu tylu różnych przypraw co teraz (śmiech). Potem na bieżąco na bazie tego rosołu można szybko przyrządzić różne zupy. Agnieszka: Nie brakuje ci intensywnego latania? Małgosia: Spełniam się teraz jako instruktor, daję wykłady internetowe dla szkoły lotniczej, przekazuję swoją wiedzę zdobytą przez lata. Doświadczenie pilotów takich jak ja jest teraz bardzo przydatne. Wydawałoby się, że lotnictwo jest bardziej popularne i dostępne niż kiedyś, ale ograniczone programy lotnicze sprawiają, że ludzie nie mają często okazji zapoznać się z akrobacją. Pamiętasz, za naszych czasów… Boże, ale to brzmi (śmiech)… aby otrzymać licencję, trzeba było zaliczyć podstawową akrobację. W tej chwili nawet korkociągu nie ma w programie, co jest
porażające, bo korkociąg co prawda jest figurą akrobacyjną, ale umiejętność wyprowadzania z niego jest ratowaniem życia.
świecie pojawił się najnowszy szybowiec akrobacyjny Swift i najlepszy pilot akrobacyjny Jurek Makula. Nagle znalazłam się w świecie kadry narodowej, co było jak podróż w kosmos (śmiech). Z początku jako maskotka, potem okazało się, że potrafię latać. Piloci latający w kadrze narodowej w akrobacji szybowcowej to byli najlepsi z najlepszych. Wąskie wyselekcjonowane grono, do którego naprawdę trudno było się dostać. Trzeba było udowadniać swe zdolności, wygrywając w kolejnych mistrzostwach Polski i walcząc o możliwości trenowania w klubach. Wtedy spotkałam Adasia. Był najmłodszy z nich wszystkich. I pamiętne zawody w Zielonej Górze, mistrzostwa Świata, na których po raz pierwszy pojawił się Swift. Byłam tam obserwatorem, podziwiając pilotów i ich latające maszyny. Maszyny niesamowite, nigdy już więcej nie zdarzyło się, żeby w jednym miejscu i czasie pojawiło się takie grono konstrukcji, albowiem wiele ekip zaprezentowało własne prototypy mające zastąpić niezrównanego Kobuza. Polska konstrukcja i polscy piloci zdobyli 4 pierwsze miejsca! Pierwszy Swift, o którym wszyscy, którzy na nim latali, mówią, że był najlepszy, był zrobiony na tyle szybko, że miał jeszcze skrzydła od Kobuza – drewniane. A ja po tych mistrzostwach dostałam propozycję pierwszego lotu na nim. Niezapomniane przeżycie, olbrzymi zaszczyt. Ja, która dotychczas latałam co najwyżej na Juniorze, zasiadłam za sterami szybowca tak wrażliwego, że reagował niemal na myśli człowieka, a nie na jego ruchy. Wiesz, ten egzemplarz jest teraz w Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Za każdym razem, kiedy wchodzę do muzealnego hangaru i widzę go podwieszonego pod sufitem – i niestety coraz bardziej zakurzonego – ściska mi się serce. A ja zawsze tak o niego dbałam i tak dokładnie go czyściłam i polerowałam, by błyszczał w słońcu.
Agnieszka: Tradycje lotnicze są u ciebie w rodzinie głębokie, ale nie każdy, kto jest rodzinnie obciążony, lata – na przykład twoja siostra. Małgosia: To prawda, Kasia nie lata. Ja za to od 16 roku życia. Nie mogę powiedzieć, że tak jak u większości moich kolegów było to moje marzenie od dziecka. Marzyłam o tym, żeby jeździć konno, ale wokół nie było koni, były za to od zawsze, samoloty i szybowce. Naturalną koleją rzeczy było okiełznać właśnie je.
Agnieszka: To nie składałaś modeli samolotów za małego bajtla? Małgosia: Nie, nie kleiłam i nie uciekałam z domu na łąkę, żeby podglądać startujące i lądujące maszyny (śmiech). Mój dziadek, który był szefem wyszkolenia w Dęblinie, był także wspaniałym pilotem akrobacyjnym na wojskowych samolotach, ale nie zdążył podzielić się ze mną tą pasją, bo umarł, gdy miałam 10 lat. Dał mi dużo ciepła i miłości, zaraził umiłowaniem przyrody i tęsknotą za dziką naturą. Ale o jego przeszłości samolotowej wiedziałam niewiele, do czasu kiedy pracując w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie, zaczęłam spotykać jego ciągle żyjących kolegów. Opowiadali mi o nim i o jego lotniczych przygodach. To było niesamowite! A swoją przygodę z szybownictwa zaczęłam w Bielsku-Białej na naszym lotnisku. Był to jeden z ostatnich obozów LPW: 40 chłopaków i ja jedna. Na drugi rok na lotnisku pojawiliśmy się tylko ja i jeden z chłopców. Dla reszty była to tylko sezonowa przygoda. A potem wspaniałe wakacje na Żarze, pamiętasz, razem zdobywaliśmy szlify w szybownictwie. I w tym mniej więcej czasie w zakładach mojeAgnieszka: Los i splot wypadków pomógł go taty pojawił się nowy szybowiec akrobacyjci, ale okazałaś się odpowiednią osobą na ny Swift. Była ogromna potrzeba pojawienia odpowiednim miejscu. się takiej konstrukcji, albowiem jego poprzedMałgosia: No właśnie, okazało się, że mam Wystrój wnętrz nie został zaprojektowany nik Kobuz, na którym Polacy od dziesięcioleci przez zawodowca, ale wszystkie znajdujące do tego dryg. To ja teraz zapodam tego łozdobywali laury w akrobacji, z dnia na dzień się w nim przedmioty stanowią piękną sosia. zniknął ze sceny lotniczej. Stało się to po i klimatyczną całość dwóch drastycznych wypadkach lotniczych, Agnieszka: Nie wiem, jak my to zjemy, w tym jednym niestety tragicznym, kiedy Kobuz rozpadł bo zupa była bardzo sycąca (śmiech) i chyba od ciebie się w locie. Momentalnie wszystkie egzemplarze tego szy- odgapię gotowanie dużej ilości bulionu. A pamiętasz, jak bowca na świecie zostały skazane na zniszczenie. A w moim latałyśmy, to byłyśmy chude jak patyki – chociaż tobie to
19
ROZMOWY PRZY STOLE
Po lewej – do góry nogami, czyli łąka i szybowce – niegdyś cały świat Małgosi. Obok – oaza spokoju i liczne trofea
zostało – wystarczyło jabłko na cały dzień. Czy pomagało ci bycie taką lekką w akrobacji? Małgosia: Nie, to nie ma takiego znaczenia. Chociaż im mniejsza waga załogi, tym mniejsze siły na sterach, jest łatwiej i lżej wykonywać wszystkie te akrobacje. Mówię o tym, bo przypominają mi się loty pasażerskie albo instruktorskie, kiedy latałam z kimś ciężkim. Akrobacja nie jest wtedy czystą przyjemnością, jest ciężkim ćwiczeniem fizycznym. Agnieszka: A wzrost? Czy to ma jakiś wpływ na predyspozycje do akrobacji? Małgosia: Patrząc z punktu widzenia medycyny lotniczej, im krótszy odcinek między mózgiem a sercem, tym mniejszy ciężar krwi, którą musi serce przepompować, a trzeba pamiętać, że w czasie wykonywania akrobacji organizm musi znosić przeciążenia czasem powyżej 6-7 g plus lub minus. Ale przecież niedawno mistrzem świata był Maciek Pośpieszyński, chłop wysoki i wielki. Owszem, żeby wykonywać akrobacje, musisz być fit. Oprócz zmysłu obserwacji i odpornego błędnika potrzebna jest kondycja fizyczna. Uczymy się pracować mięśniami, aby pomagać sobie lepiej znosić przeciążenia. Agnieszka: Czy ty to ćwiczyłaś? Małgosia: To automatycznie ćwiczy się, latając, a przygotowując się do zawodów, latamy dużo, w sezonie robi się dziesiątki, a nawet setki stref akrobacyjnych. Wybitnie sprawdza się tutaj powiedzenie, że trening czyni mistrza. Nawet dla nas, pilotów po długiej przerwie, kiedy na przykład rozpoczyna się sezon, pierwsze loty są trochę niemiłe, trzeba przyzwyczaić błędnik. A cóż dopiero dla ludzi, którzy nigdy nie latali. Pamiętam, przyjechała do Rybnika reporterka, żeby napisać coś o nas, chciała na własnej skórze przekonać się, jak to jest latać na akrobacje. Poleciałyśmy razem, ja jak zwykle dbająca o to, żeby sprawić pasażerowi przyjemność, a nie wymęczyć i doprowadzić do
20
choroby lokomocyjnej. Niestety, pani wysiadając szybowca, była już szarozielona, a potem z godziny na godzinę było coraz gorzej. Zupełnie chorą odwieźliśmy ją na pociąg do Warszawy. Teraz, kiedy sama latam dużo mniej, bardzo często dopada mnie złe samopoczucie. Zazwyczaj kiedy latam jako instruktor. Znasz to uczucie, kiedy jedziesz jako pasażer w samochodzie? Podobna sytuacja, tylko znacząco zwielokrotnione doznania. Jesteś takim workiem, który musi znosić to, co zdolny lub niestety mniej zdolny uczeń wyczynia z tobą. Wtedy też rozumiem, że akrobacja zaczyna być przyjemna dopiero w momencie, kiedy sam siadasz do szybowca i zaczynasz szlifować swoje umiejętności. Agnieszka: A najgorsze wspomnienia z tym związane? Małgosia: Z akrobacją nie, ale z lataniem po prostej bez widzialności ziemi to tak. Przepiękne jest latanie w chmurach, gdzie opierając się tylko na wskazaniach przyrządów, możesz latać godzinami, nie widząc nic wokół. Niestety nie jestem w stanie docenić uroków tego latania. Umieram po 5 minutach (śmiech). Agnieszka: Nie ciągnie cię ta zawodnicza adrenalina? Stanie na podium? W końcu masz na swoim koncie tytuł mistrza świata. Małgosia: Nie, już zdecydowanie nie. Samo latanie akrobacyjne jest cudowne. Kiedy widzisz pilota wysiadającego z szybowca po wykonanej wiązance, nie masz wątpliwości, że jest to najszczęśliwszy człowiek na świecie. Nic nie daje takiej fizycznej, bezgranicznej wolności, takiej możliwości zawładnięcia przestrzenią. Ciężki na ziemi szybowiec w powietrzu jest lekki jak piórko i staje się przedłużeniem twojego ciała. Możesz wyobrażać sobie, że latasz jak najzwinniejszy ptak. Ale start w zawodach był dla mnie zawsze strasznym stresem, z czasem coraz większym. Czas od startu do wycze-
pienia się i rozpoczęcia wiązanki, która jest oceniana z ziemi przez sędziów, był dla mnie narastającą torturą. Z czasem nawet największe laury nie były w stanie wynagrodzić mi tego. Ale wiesz, za czym tęsknię? Za tym, czego doświadczyłam w czasie zawodniczego latania, tym, co teraz nazywa się byciem w trybie flow. Cudowne uczucie. W momencie, kiedy rozpoczynałam wiązankę, mój mózg całkowicie się przełączał na inny tryb. Czas wydawał się zwalniać dziesięciokrotnie, znikały wszelkie myśli, a umysł koncentrował się z całkowitą jasnością tylko na chwili obecnej: gdzie znajduję się razem z szybowcem, jaki manewr wykonuję, co będę robiła za chwilę. Czysta analiza bez żadnych emocji i żadnego stresu. Padła ostatnio propozycja, żeby polecieć w mistrzostwach świata, które odbywały się w Polsce, jako przedskoczek – pilot, który startuje przed zawodnikami, żeby wszyscy mogli obejrzeć daną wiązankę i żeby mieć równe szanse. Nie skorzystałam, nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie wracającej w to środowisko. A ciężko było znaleźć chętnego. Agnieszka: Jak to, nie było chętnych pilotów? Nie szkolą się czy nie mają kasy? W minionych czasach był to bardzo dostępny sport. Małgosia: To jest bardzo kosztowny sport. Rzeczywiście, wtedy, kiedy zaczynaliśmy, piloci nie musieli płacić za latanie, a każdy wyszkolony szybowcowo młody człowiek był traktowany jako potencjalny pilot wojskowy. Pamiętasz przecież, jak dokładnie byłyśmy badane, a jak wielu naszych kolegów odpadło, mimo że marzyli o lataniu przez całe swoje życie. Dawniej można było poświęcić swoje życie prywatne i iść drogą lotniczej kariery zawodniczej. Obecnie udaje się to tylko jednostkom, bo niestety musisz się również skoncentrować na zdobywaniu funduszy na pokrycie kosztów swojego hobby. I myślę, że tak jest dobrze. Chociaż przez to przestaliśmy być światową potęgą w akrobacji szybowcowej. Agnieszka: Małgosiu, tak na koniec naszej rozmowy. Co z perspektywy czasu dało ci latanie? Małgosia: To, co było naprawdę ważne, jeżeli chodzi o moje latanie szybowcowe, i co naprawdę doceniam po wielu latach, to przyjaźnie, to związki między ludźmi. Bo szybownictwo nie jest sportem indywidualnym, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Wiesz równie dobrze jak ja, ile trzeba się napracować na ziemi, żeby polecieć, i ilu ludzi jest do tego potrzebnych. W akrobacji obserwacja siebie nawzajem, pomaganie sobie własnym doświadczeniem, dzielenie się z innymi jest niezwykle ważne, a spędziliśmy przez te lata ze sobą tyle czasu, że jesteśmy jak rodzina. Mimo że nie latamy już od dawna, mówię „my”, bo choć wszyscy porzuciliśmy akrobacje szybowcowe, no może z wyjątkiem Jurka Makuli, związki między nami, głębokie przyjaźnie trwają cały czas i to jest wartość sama w sobie. Agnieszka: Dziękuję za rozmowę i pyszny, szybki obiad.
Zupa z ciecierzycą
i makaronem na rosole 2 puszki ciecierzycy, 2l rosołu, 2 duże cebule, 4 ząbki czosnku, paczka drobnego makaronu Czanieckiego przyprawy. Na oliwie podduszam drobno pokrojoną cebulę, wyciskam ząbki czosnku, posypuję łyżeczką imbiru i podduszam. W międzyczasie zagotowuję rosół i dodaję podduszoną cebulę. Dodaję obie puszki ciecierzycy (jedną wraz z zalewą miksuję, drugą także z zalewą bez miksowania dodaję do garnka) doprawiam solą, łyżką soku z cytryny, szczyptą tymianku, 1/3 łyżeczki kurkumy. Wsypuję makaron, gotuję do miękkości i doprawiam pieprzem. Zupa jest bardzo gęsta.
Makaron penne z łososiem Makaron penne (rurki), 400g fileta z łososia pokrojonego w grubą kostkę (ca 1,5cm) smażę na oliwie z oliwek – krótko – łosoś matowy = gotowy. Dolewam 250ml słodkiej śmietany 30%, 1 łyżeczkę słodkiej papryki, 1,5 pęczka natki koperku drobno posiekanego, sól, pieprz. 1 łyżkę mąki mieszam z 0,5 kubeczkiem wody, powoli dodaję na patelnię, aby zgęstniał i dodaję ugotowany wcześniej makaron. Na koniec do smaku posypuję parmezanem lub pecorino.
21
INICJATY WY
KRAV MAGA W SŁUŻBIE KOBIETOM Z hebrajskiego Krav maga oznacza „walkę w bliskim kontakcie”. Ten niezwykle skuteczny i praktyczny system samoobrony powstał w czasie II wojny światowej. Za ojca klasycznej krav maga uważany jest Imi Lichtenfeld. Sama idea tej walki wręcz została opracowana na potrzeby wojska izraelskiego, policji i służb specjalnych, by następnie zostać przystosowana dla osób cywilnych, aby każdy „mógł żyć w pokoju”. Współcześnie krav maga staje się coraz popularniejsza jako praktyczne narzędzie samoobrony kobiet przed napaścią i innymi zagrożeniami, które w obecnych czasach czają się już niemal na każdym rogu ulicy. Jak podkreśla krakowski instruktor krav maga Leszek Sady, siła tego systemu samoobrony tkwi w prostocie, łatwości przyswajania, opiera się bowiem na naturalnych odruchach (kopnięcia, dźwignie, obserwacje), które intuicyjnie wpisane są w naturę każdego człowieka. Jak zatem możemy bronić się same? Na te i inne pytania odpowiada nam Leszek Sady – trener i instruktor krav maga należący do międzynarodowej organizacji IKMF. Jedyny instruktor w Krakowie posiadający uprawnienia międzynarodowe w zakresie Women instruktor krav maga. Jest również instruktorem rekreacji ruchowej ze specjalnością samoobrona, krav maga poziomu G3, a także kickboxingu poziomu 6. Z Leszkiem Sadym rozmawia Anna Trzop, zdjecia: archiwum
Zagrożenia czają się już nie tylko w ciemnych zakamarkach, coraz częściej my, kobiety, padamy ofiarą napaści w miejscach publicznych, ale możemy też stawić temu czoło za pomocą tajemniczo brzmiącego systemu samoobrony zwanego krav maga…
tak uzbrojeni i trzeba się uczyć, jak bronić się przed różnymi zagrożeniami.
Zdecydowanie tak. Mamy specjalnie opracowany innowacyjny system nauczania oraz seminaria do szkolenia z samoobrony kobiet. „Stay Away” to stworzony przez IKMF program samoobrony kobiet, który odniósł ogromny sukces na świecie. Krav maga jest stylem walki wręcz, który wciąż ewoluuje. Global Instructor Team tworzy nowe techniki, bo wciąż spotykamy się z nowymi zagrożeniami. Dwadzieścia lat temu walka na ulicy była honorowa. Teraz nikt ci nie powie, abyś ściągnęła okulary, tylko będzie bić bez względu na to, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Kiedyś nie było chuliganów z maczetami. Teraz są
Samoobrona w systemie krav maga w wersji cywilnej jest dla każdego, kto ukończył 16 lat. Dla dzieci jest przewidziany specjalny system szkoleniowy. Jeśli chodzi o dorosłych, nie mają znaczenia wiek, kondycja czy predyspozycje fizyczne. Każdy ma prawo czuć się bezpieczny, ma prawo się bronić i może się tego nauczyć. Co najwyżej niektórym zajmie to więcej czasu. Krav maga odniosła wielki sukces na całym świecie i jest uważana za najskuteczniejszy system samoobrony. Korzystają z niego służby mundurowe takie jak wojsko, policja, służby specjalne, jednak oni mają trochę zmienione techniki walki.
Czy potrzebne są specjalne predyspozycje, by nauczyć się obrony w systemie krav maga?
22
W momencie każdego ataku pojawia się strach. Istotny jest więc czynnik psychologiczny. Jak w praktyce uczysz tego przełamywania bariery: z ofiary na napastnika? Nauka jest stopniowa. Na początku wprowadzam do techniki poprzez jakiś rodzaj zabawy związanej z daną sytuacją, ruchy są podobne jak w metodzie. Potem przedstawiam zagrożenie. Realną sytuację, która może się przydarzyć. Następnie pokazuję, jak rozwiązuje się problem. Uczę techniki. Najpierw powoli sam ruch, a później coraz bardziej wprowadzam w atmosferę ataku. Przykładem tutaj może być sytuacja, w której mężczyzna łapie kobietę za rękę i chce ją zaciągnąć w krzaki. Najpierw uczymy, w jaki sposób oswobodzić trzymaną rękę. Następnie inicjujemy akcję, gdy napastnik ciągnie za rękę. Na koniec napastnik krzyczy jeszcze, że zgwałci swoją ofiarę, i trzyma w ręku nóż. Cała sytuacja najlepiej trenowana jest
„Gdy ktoś doskonali się w ataku, sprawi, że wróg nie będzie wiedział, gdzie zająć pozycje obronne. Gdy ktoś doskonali się w obronie, sprawi, że przeciwnik nie będzie wiedział, gdzie zaatakować. Jest tak subtelny, że prawie nie przyjmuje formy. Jest tak efemeryczny, że porusza się bezdźwięcznie. Może zatem stać się panem losu wroga”. Sun Tzu „Sztuka wojenna” przy zgaszonym świetle albo wieczorem, np. podczas treningu w parku. Dzięki temu kobieta widzi, że będzie mogła się obronić, gdy znajdzie się w takiej sytuacji. Słowem, ćwicząc sama sukcesywnie tę sytuację w sposób kontrolowany, nabierze pewności siebie. Czasem jest to bardzo długi proces. Kobiety często wstydzą się krzyczeć. Boją się uderzyć. Nie wyzwalają swoich emocji i agresji. Na treningu z adeptkami krav maga krok po kroku uczę tego wszystkiego i łączę w jedną spójną całość. Gdzie uderzać, gdy napastnik zaatakuje nas od tyłu, które to są czułe punkty? W czym tkwi specyfika takich ciosów? Wszystko zależy od tego, jaki to będzie atak. Od tyłu można zaatakować na wiele różnych sposobów, np. pociągnąć za włosy. Łapać za ręce albo w pasie w różny sposób. Trzymać za szyję, a nawet przyłożyć nóż do krtani. Każdy atak ma inne specyficzne rozwiązanie. Czułe punkty są to takie miejsca na ciele człowieka, które przy niewielkiej sile uderzenia powodują duże straty u przeciwnika, paraliżujący ból, oszołomienie, utratę przytomności. Ich specyfika polega na tym, że są to łatwe do zlokalizowania nawet w czasie dużego stresu punkty. Należą do nich: oczy, potylica, strefa krocza, nerki, krtań. W jaki sposób filigranowa kobieta jest w stanie obronić się realnie przed atakiem
uzbrojonego „goryla”, stosując chwyty rodem z krav maga? Tutaj wchodzi aspekt psychologiczny. Najlepiej, żeby w ogóle do napadu nie doszło dzięki asertywności i prewencji. Samoobrona kobiet opiera się na kobiecej intuicji. Czyli kobieta instynktownie wyczuwa niebezpieczeństwo. Ma wewnętrzny głos, który mówi jej, żeby gdzieś nie iść. Póki mu ufa, nie znajdzie się w niebezpiecznym miejscu. Jednak jeśli już dojdzie do napaści, to agresor zawsze szuka łatwej ofiary. Słabej kobiety, dzięki czemu czuje się mocny psychicznie. Nie spodziewa się ataku z jej strony. Element zaskoczenia daje możliwość szybkiej obrony, a trafienie w któryś z wymienionych wcześniej czułych punktów (strefa krocza, oczy, potylica, krtań – uderzenie w krtań może być śmiertelne). umożliwi szybką ucieczkę. W ostatnim czasie sporo słyszy się o napaściach z maczetami. Zgadza się, jest coraz więcej tego rodzaju napaści. Nawet w samym Krakowie doszło ostatnio do kilku takich ataków. Jednak ofiarami nie były kobiety. To były porachunki chuliganów, pseudokibiców itp. Na kobiety nie napada się w ten sposób. Oczywiście istnieje możliwość, że grupka tak zwanych dresów pomyli nas z kimś innym. Uczymy, jak wyjść z takiego problemu. Jednak atak kilku uzbrojonych
23
napastników z maczetami, nożami i kijami do bejsbola jest skomplikowanym zagadnieniem, bardzo trudnym do obrony. Trzeba mieć już spory wachlarz technik i doświadczeń, żeby wyjść z takiej sytuacji i przeżyć. Praktycznie nie ma możliwości nie odnieść ran w takim starciu. Takie sytuacje przerabiamy w grupach zaawansowanych. Jakie korzyści przynosi trening oprócz wypracowania metod obrony przed atakiem? Oprócz samej nauki samoobrony człowiek nabiera pewności siebie. Jest to też trening ogólnorozwojowy. Wzmacniamy siłę, kondycję, wytrzymałość, psychikę. Można też spalić zbędne kilogramy. Na koniec 4 najważniejsze zasady w samoobronie, nie tylko dla kobiet: 1. Unikaj miejsc niebezpiecznych. 2. Jeśli znajdziesz się w miejscu niebezpiecznym, to natychmiast je opuść. 3. Jeśli zostaniesz zaatakowana w miejscu niebezpiecznym, to użyj wszelkich możliwych przedmiotów do obrony i natychmiast to miejsce opuść. 4. Jeśli zostaniesz zaatakowana w miejscu niebezpiecznym i nie masz żadnych przedmiotów do obrony, to użyj swojego ciała do obrony i natychmiast opuść to miejsce. Dziękuję za rozmowę.
foto: Barbara Adamek
ROZMOWY PRZY KAWIE
Rozmowy przy kawie
R ozmawia : M a g d a l e na J e ż Założycielka Klubokawiarni Aquarium, mieszczącej się na I piętrze Galerii Bielskiej BWA (ul. 3 Maja 11) www.facebook.pl/klubokawiarnia.aquarium
Robert Szewczuga – gitarzysta basowy. Członek zespołów Golec uOrkiestra i Apostolis Anthimos Trio. Od 2011 roku lider jazzowego składu prowadzonego pod własnym nazwiskiem. Wypiliśmy razem już niejedną kawę. Podobno tylko u nas jej nie słodzi. Spotykamy się ponownie, bo mamy ku temu wyjątkową okazję. Robert właśnie wydał swoją debiutancką, księżycową płytę!
24
foto: Barbara Adamek
Z
muzyką związany jest od zawsze. Śmieje się, że w zasadzie nie miał nawet innego wyjścia – jego tata jest perkusistą, mama grała na skrzypcach. Najpierw uczył się w bielskiej szkole muzycznej I i II stopnia, później studiował na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Choć droga jego edukacji była niejako z góry przesądzona, wcale nie godził się na nią tak łatwo. Miał inne pomysły na siebie. Mając 10 lat, postanowił zostać Świętym Mikołajem. Po poznaniu prawdy o tym, jak jest, upierał się na wyprowadzkę do Rovaniemi w Finlandii, by zostać choćby jego pomocnikiem. Skoro się nie dało – rozczarowany, biernie przyjął to, co mu pisane. Burzliwie zrobiło się koło 15 roku życia. Upodobał sobie wtedy zupełnie inne zajęcie – jazdę na rolkach. I to nie rekreacyjną, ale wyczynowy „aggressive” – ślizganie się po murkach, rurkach i poręczach. Zamiast więc ćwiczyć w domu grę na instrumencie, łamał ręce i naciągał ścięgna. Albo wraz z kolegami wjeżdżał do Klimczoka, by uciekając przed ochroną, wyjechać z drugiej strony pełną szybkością. Wszystkie posiadane pieniądze wydawał nie na nowe struny, ale na „nowe kółeczka”. Rolki stały się jego największą zajawką. Chciał zrezygnować ze wszystkiego, nawet z grania. Wtedy rodzice postanowili nawrócić go na muzykę i zapisać na warsztaty jazzowe w Puławach. Plan się powiódł – Robert złapał bakcyla. Do Bielska wrócił „totalnie zarażony basówką”. Sprzedał rolki, wszystkie skejtowe buty i spodnie z krokiem w kolanach. Całą swoją energię przekie-
rował na grę na instrumencie. Przyznaje, że ta zajawka z roku na rok jest coraz większa i sam nie wie, jak to się skończy. Już jako nastolatek grywał ze starszymi muzykami, najpierw jako zastępstwo. Zawsze bardzo cieszył się na te koncerty. Już na dwa dni wcześniej był świetnie przygotowany. Na miejsce występu przychodził o 14.00, choć koncert zaczynał się o 21.00. Stresował się i ekscytował jednocześnie, czekając na wieczór. Jego pierwszym ważnym wydarzeniem muzycznym były nagrania na debiutancką płytę Beaty Przybytek, świetnej bielskiej wokalistki jazzowej. Był ogromnie dumny, widząc potem swoje nazwisko wśród starszych kolegów. Potem nagrywał też kolejną płytę z Beatą, a także dwie płyty ze znakomitym Apostolisem Anthimosem jako członek jego trio. W międzyczasie dołączył do zespołu Golec uOrkiestra i wtedy zaczęło się niezwykle intensywne granie w salach koncertowych całej Europy i Stanów Zjednoczonych. Mniej więcej w połowie swojej muzycznej drogi stwierdził, że dobrze byłoby zrobić też coś swojego, na własne muzyczne konto. I udało się – właśnie ukazała się debiutancka płyta Roberta pt. „Moonrise”. Chęć nagrania tej płyty długo w nim dojrzewała. Najstarszy utwór – „13”, napisał 12 lat temu. Potem powstawały kolejne kompozycje – w swoim własnym tempie i bez presji czasu. Pewnie także i dlatego „Moonrise” jest spełnieniem jego marzeń, jego wyczekanym „muzycznym dzieckiem”. Podsumowaniem jakiegoś etapu życia. Sposobem na wyrażenie emocji i przeżyć.
25
foto: Barbara Adamek
ROZMOWY PRZY KAWIE
foto: Adrian Pytlik
A muzycznie? Robert odpowiada, że trudno to określić: „Są tam i latynka, i mocniejsze numery, ale także księżycowe ballady”. Są też świetni muzycy – znani w całym kraju: Michał Rorat (instrumenty klawiszowe) i Paweł Dobrowolski (perkusja i instrumenty perkusyjne). A także wielu wspaniałych gości z Bielska-Białej i okolic: wspomniany wcześniej Apostolis Anthimos (gitara elektryczna), wybitny skrzypek – Krzysztof Maciejowski, wokalista zespołu Riffertone – Jarek Krużołek, młody i zdolny pianista – Dawid Broszczakowski oraz zjawiskowy Ghostman, śpiewający improwizowanym językiem. Oficjalna premiera płyty zaplanowana jest na 18 lutego 2018. Odbędzie się w klubie Metrum podczas 20, jubileuszowej edycji Bielskiej Zadymki Jazzowej. Drodzy Czytelnicy, proszę zapisać sobie datę w kalendarzu i traktować to wydarzenie jako obowiązkowe. Będzie „totalny cios”, jak to Robert zwykł mówić.
foto: Adrian Pytlik
foto: Adrian Pytlik
Muzyka muzyką, ale powiedzieć o Robercie „basista” to zbyt mało i zbyt ogólnie. Robert Szewczuga to kosmita. Proszę się nie śmiać. Wcale tego nie wymyśliłam, on sam tak o sobie mówi. Na początku można się trochę dziwić (żadnych czułków nie widać), ale wystarczy zamienić z nim kilka zdań. Od razu wiadomo, że Robert ma własny świat, a dokładniej – własny kosmos. Godzinami siedzi na bielskim lotnisku i gapi się w niebo. Gra na basówce księżycowe balladki i podziwia wszystko wokół. I wszystkim się zachwyca. Każdym wschodem słońca i zachodem księżyca, tym, „jak ładnie wieje wiatr”. W kontakcie z przyrodą odnajduje spokój i inspirację. Podobnie jest, gdy spędza czas ze swoimi dziećmi i rodziną. Bardzo dba o to, by zachowywać odpowiednie proporcje między życiem osobistym a graniem muzyki. Zwłaszcza że jego praca polega na dalekich wyjazdach nawet na 3-4 dni w tygodniu, a potem – na częstym ćwiczeniu. Gdy wraca do domu, nadrabia zaległości, bawi się klockami, spaceruje po okolicy. Bielsko-Biała jest mu naprawdę bliskie. Opowiada, że uwielbia tu wracać: „Jest takie miejsce, gdy wjeżdża się do nas od strony Katowic – widać góry, nasze kominy i osiedla. Czuję się wtedy, jakbym wjeżdżał do swojego kącika, gdzie jest mi dobrze i bezpiecznie”.
26
foto: Barbara Adamek foto: Barbara Adamek
Choć na co dzień grywa z Golcami naprawdę duże imprezy, tak naprawdę najbardziej lubi grać w kameralnych miejscach. W Bielsku-Białej od zawsze miał ich kilka – najpierw Piwnicę Zamkową, Bazyliszka, Galerię u Franka Kukioły oraz nieistniejącą już kawiarnię Pod Sceną. Teraz – Metrum oraz Aquarium. Ma u nas nawet swój ulubiony kącik: „Uwielbiam siedzieć w rogu przy parapecie. Zawsze się wkurzam, gdy spóźnię się na próbę i ktoś mi to miejsce zajmie. Perkusiści zawsze się tam pchają”. Dodaje też wiele superlatyw na nasz temat, czego słucham z wielkim uśmiechem. Mogę tylko odwzajemnić się tym samym. Robert to nieprzypadkowy gość w cyklu „Rozmowy przy kawie”. Z Aquarium związany jest praktycznie od zawsze. Trudno byłoby zliczyć, ile razy występował na naszej scenie, ile razy pomagał przy organizacji koncertów i użyczał nam swojego sprzętu nagłaśniającego. Taki dobry duch, akwariowy przyjaciel. Na koniec rozmawiamy o muzycznych wybrykach, o których lepiej nie pisać na łamach magazynu, i śmiejemy się, że lepiej dla nas wszystkich, że odpuścił sobie te rolki. Choć ja trochę żałuję, że nie zobaczę już żadnych piruetów w jego wykonaniu. Na szczęście równie zgrabnie posługuje się basówką. Polecam serdecznie „Moonrise”, by samemu móc się o tym przekonać! (Płytę można zamówić, pisząc na adres: szewczuga@gmail.com).
27
LUDZIE
OPĘTANA PRACĄ Maria Dyczek – perukarka, fryzjerka i charakteryzatorka. Gdy opowiada o swoim życiu, dzieli je nie na lata, ale sezony teatralne. O pracy, która stała się pasją, rozmawiałyśmy w pracowni charakteryzatorskiej Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.
28
Pani Maria Dyczek w swojej pracowni. Choć teatr idzie z duchem czasu, charakteryzatornia w bielskim teatrze nie zmienia się od lat Z Marią Dyczek rozmawia Ewa Rusek Zdjęcia: Ivon Wolak
Jak trafiła pani do teatru? Od zawsze wiedziała pani, że chce w nim pracować, czy to był przypadek?
Czyli to nie jest tak, że każdy, kto opanuje sztukę fryzjerską, może zostać perukarzem? Trzeba mieć specjalne cechy i predyspozycje?
Chodziłam do szkoły zawodowej. Trzy dni na lekcje, trzy na praktyki do damsko-męskiego zakładu fryzjerskiego. Prowadziły go dwie siostry, jedna z nich pracowała też w perukarni bielskiego teatru. To właśnie ona zauważyła, że może będę nadawała się do tego zawodu. Wieczorami chodziłam na spektakle, żeby zobaczyć, czy to mnie w ogóle interesuje… I tak trafiłam do pana Palucha, kierownika w bielskiej perukarni. Po rocznej praktyce absolutnie już nie chciał mnie puścić i 1 września 1963 roku dostałam etat.
Podstawą musi być jednak fryzjerstwo, bo trzeba każdego aktora, kobietę czy mężczyznę, uczesać. Ale fryzjerstwo teatralne jest trochę inne. Fryzury z różnych epok, z różnych okresów. Poza tym peruki czesze się inaczej – trzeba uważać, żeby nie zniszczyć włosa, który jest utkany i inaczej się układa. Wymaga to wielkiej cierpliwości. I trzeba mieć wyobraźnię. Mieć w głowie projekt kostiumologa czy scenografa, kształt twarzy aktora, jego kostium, sprawić, żeby to wszystko razem grało.
To on przekazał pani wiedzę na temat zawodu?
Przez jakiś czas pracowała pani jako zwyczajna fryzjerka. Kto według pani jest bardziej wymagającym klientem: aktor, który musi perfekcyjnie wyglądać przez jeden wieczór, czy osoba z ulicy, która ścięte i ułożone przez fryzjera włosy będzie nosiła przez dłuższy czas?
Tak. Był słynnym fryzjerem, perukarzem i charakteryzatorem. Dziewczyny z całej Polski przychodziły do niego na praktykę, robił peruki do wszystkich teatrów. Uczył się w Cieszynie od swojego stryja, też fryzjera. Ja byłam jego pierwszą uczennicą. Był bardzo wymagający? Bardzo, uh! U pana Palucha to była dyscyplina. Ale ona musi być. Nie ma dyscypliny – nie ma pracy. To nie tak jak dzisiaj, że przyjdzie uczeń, młoda osoba i chce rządzić. Trzeba być przede wszystkim skromnym, spokojnym, pracowitym. Wymagać od siebie. A jeśli nie, odejść. Teraz jest zupełnie inaczej, dzisiaj to młodzież dyktuje warunki.
Ciężko powiedzieć. W okresie, w którym strzygłam, fryzjerstwo było zupełnie inne niż dziś. Sztampowe. Kiedyś przez rok panie chciały mieć trwałą, później koki czy krótkie włosy. Teraz moda zmienia się z dnia na dzień, trzeba być na bieżąco. Kiedy przyszłam do teatru, wszystkie peruki też były tkane jednakowo, później się je jedynie czesało. Natomiast teraz robię każdą zupełnie inaczej. Czasem trzeba zrobić włosy z epoki, czasem współczesne. Na przykład w sztuce „Makbet” reżyser wymarzył sobie, żeby główna postać miała włosy prawie po pupę. To bardzo trudne, nie ma też
29
LUDZIE
Peruka wykonana z żyłki wędkarskiej do złudzenia przypomina naturalne włosy
Mistrz Ryszard Paluch, legenda bielskiego Teatru Polskiego (po lewej). Na zdjęciu z ucharakteryzowanym do roli aktorem
takich długich włosów. Trzeba pomyśleć. Połączyłam cztery warkocze, dopięłam do włosów aktorki – zwyczajnie szyłam igłą na jej głowie! Za każdym razem wchodzę w aktora, wchodzę w perukę, wchodzę w postać. Jestem cały czas opętana pracą. Kto ma decydujące zdanie, jak będzie wyglądał aktor po charakteryzacji? Od tego jest reżyser, od tego są scenograf i kostiumolog. Przychodzą do mnie z projektami, gdy role są już obsadzone, i pracuję według nich. Jeśli są jakieś wątpliwości, rozmawiamy razem, także z aktorami. Czyli aktor nie jest tylko kukiełką, którą ubieracie i popychacie na scenę?
Zespół perukarzy był przed laty o wiele większy. Niestety, ta sztuka powoli zanika
30
Nie. Musi zaakceptować kostium, żeby dobrze poczuć się w roli. Nawet jeśli jego postać jest bardzo brzydka i aktor wygląda niekorzystnie. Mówię o postaci, bo na scenie wygląda to dobrze. Gramy ostatnio sztukę, gdzie cała akcja dzieje się w więzieniu. Brudzimy twarze, niszczymy je troszeczkę. Aktorzy na scenie mają blizny, podbite oczy, a ja mówię: „O, jacy śliczni jesteście!”. Nie patrzę na nich prywatnie, ale na kostium. Często jest tak, że po charakteryzacji aktor wstaje z fotela, patrzy w lustro i się uśmiecha – widać, że jest zadowolony, że to jest to, czego chciał. To bardzo przyjemne i jednak mu pomaga, tak myślę.
Na wykonanie peruki potrzeba około 100 godzin. Bywają jednak takie, które wymagają o wiele więcej pracy
Ile czasu zajmuje utkanie peruki? Samo tkanie około stu godzin, ale wcześniej są przygotowania. Trzeba zmierzyć głowę aktora i dobrać odpowiednią drewnianą, na której będzie powstawała peruka. Niektóre z nich są jeszcze przedwojenne, przyniósł je pan Paluch z pracowni swojego stryja. Na takiej drewnianej głowie robi się szpanowanie (podstawę peruki), ponownie przymierza do aktora i dopiero wtedy można zabrać się za tkanie. Robi się to specjalnym szydełkiem, oczko po oczku, łącząc kilka kolorów włosów – peruka zrobiona z kosmyków w jednym odcieniu wyglądałaby sztucznie. Oczywiście włosy też trzeba wcześniej przygotować. Żmudna praca. Nie wpadła pani nigdy w rutynę? Nie da się. Nie wolno. To jak z rzeźbiarzem. On też ma pasję, kocha to, co robi. Nie zastanawia się, że to żmudne, ale pracuje, popatrzy, odejdzie, za chwilę wraca, bo coś mu nie pasuje. W moim zawodzie też tak jest, już jestem ubrana nieraz, wychodzę, odwracam się i widzę, że coś nie tak. Wracam więc, ściągam rzeczy i poprawiam, rozczesuję. Trzeba to kochać. Ile peruk zrobiła pani w życiu? Strasznie dużo… Strasznie. Naprawdę, trudno jest mi powiedzieć.
Teatr to nie praca od 8:00 do 16:00. Ma pani zajęte wszystkie wieczory, weekendy, święta. Polubiła pani taki tryb pracy, nie przeszkadzał nigdy w życiu prywatnym? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Każdy, kto tu pracował, bo kiedyś było nas więcej, miał dzieci, miał rodzinę, dom. Każdy potrafił się dostosować do tych warunków. Nie ma stałych godzin, nie ma L4. Premiera musi się odbyć. Pan Paluch mawiał, że z teatrem jak z klasztorem – można wejść, nie da się wyjść. Dziś mam luźniejszy dzień, tylko jeden spektakl wieczorem, ale bywa, że jestem tu od rana do późna w nocy, jem tylko coś na szybko w perukarni. Ale lubię tę pracę i po prostu robię to, co trzeba zrobić. Wtedy nic nie widzę, nic nie słyszę, nie ma mnie. Są takie momenty, że ktoś dzwoni, a ja tylko rzucam do telefonu: „Maraton” – i rozłączam się. Rodzina, znajomi znają ten skrót – wiedzą, że wpadłam w wir pracy i nie można mi przeszkadzać. Skąd pozyskuje się włosy na peruki? Kiedyś nie było z tym problemu. Teraz jest ciężko. Nawet w firmach, które zaopatrują teatry, włosy trzeba wcześniej zamówić i czekać 2-3 miesiące, żeby je odebrać. Dla teatru to jest nierealny termin, tu wszystko dzieje się szybko. Najczęściej przerabiamy stare peruki. Jeśli znajdzie się jakaś osoba, która chce ściąć włosy, to chętnie je odkupię. Proszę mnie polecać.
31
LUDZIE
Na takich drewnianych główkach tka się peruki. Niektóre z nich pochodzą jeszcze sprzed wojny
Dobrze wykonana peruka idealnie pasuje do odcienia skóry noszącego ją aktora
Ile kosztują włosy? Te, które sprowadza się ze specjalistycznych firm, to bardzo drogie włosy. Są odpowiednio spreparowane, jednej długości, już ufarbowane. Kosztują kilka tysięcy za kilogram. Gdy ścina się włosy, niby piękne, długie i proste, okazuje się, że są różnej długości, czasem uszkodzone. Trzeba je wyrównać, wyczesać na specjalnych czesadłach, część z nich w trakcie obróbki się połamie. Ponad ⅓ będzie do wyrzucenia. A do peruki mogę kupić tylko dobrej jakości, równe włosy. A czy w związku z tym, że to tak rzadki i drogi materiał, korzysta pani z syntetyków? Nie, bo nie do wszystkiego się te sztuczne włosy nadają. Ale lubię bawole włosie, bardzo dobrze się je układa. Najczęściej robi się z niego peruki z okresu baroku. Pracowałam też na żyłce wędkarskiej, to patent pana Palucha. Żyłkę trzeba zafarbować, później ułożyć w zależności od tego, jaka ma być fryzura – zakręcić na kołki lub sprężynki, zwinąć w pukle. Później wykwasować w occie i zapiec. Czy peruka teatralna różni się od peruki noszonej na co dzień? Oczywiście, zupełnie inaczej się je robi. Mam mnóstwo telefonów od osób, które chcą kupić u mnie perukę. Odmawiam. Peruk zrobionych z materiałów, jakie mamy w teatrze, nie można po prostu umyć w umywalce, włos się skurczy i spilinguje. A te gotowe peruki do noszenia na co dzień są dość dobre – to sztuczny włos, ale fabrycznie uformowany, można je prać, są łatwiejsze w użytkowaniu. I o wiele tańsze. Nie zajmuje się pani tylko fryzjerstwem i perukarstwem, ale także charakteryzacją. Czy kosmetyki, których używa się w teatrze, różnią się od drogeryjnych?
32
Praca nad peruką wymaga niesamowitej cierpliwości i wyobraźni.
Te bazowe – pudry i podkłady – to specjalistyczne kosmetyki. Natomiast cienie, szminki są zwyczajne. Są dużo tańsze niż teatralne, a mają podobną jakość. Pani zawód nie jest zbyt popularny, ma pani kontakt z innymi osobami, które też się tym zajmują? Znamy się, ale nie spotykamy. Nie mamy na to czasu. Kiedy żył jeszcze pan Paluch, pracowaliśmy dla wszystkich polskich teatrów, teraz współpracuję z Teatrem Korez z Katowic, z panią Ptak robiłam peruki do gliwickiego teatru muzycznego, także do Sosnowca, Rzeszowa. Kiedy nie jestem w stanie fizycznie pomóc, inni przyjeżdżają do mnie. Poradzę, pokażę. Jest wielu fryzjerów i charakteryzatorów, ale nie ma perukarzy. Oni potrafią tkać, zrobić wąsy, baczki, brodę… Ale już nie peruki. Ten zawód niestety ginie. Mam tu teraz na praktyce taką bardzo fajną dziewczynę, skończyła szkołę wizażu i charakteryzacji. Niestety, nie jest fryzjerką, a tutaj to podstawa. Myślę jednak, że dzięki pracowitości może dużo osiągnąć. Lubi tę pracę, to widać, i ma siłę przebicia. Na razie mnie naśladuje, uczy się i już powoli uzupełnia w niektórych momentach. Jestem wobec niej wymagająca i przede wszystkim szczera. Jeśli coś jest nie tak, od razu mówię. Bo żeby naprawdę wejść w ten zawód, trzeba go zrozumieć. Potrzebne są lata. Planuje pani emeryturę, myśli o odejściu z teatru? Ja już jestem na emeryturze! Mam dzieci, wnuki, jestem prababcią. Większość z nich żyje za granicą. Mogłabym w każdej chwili odejść i nawet poza krajem pracować w zawodzie, może w filmie, ale jakoś tak… Właśnie, nie myślała pani o pracy w filmie? Nie. To jest zupełnie coś innego.
NAPRAWDĘ LUBIMY TO, CO ROBIMY!
· każde zlecenie traktujemy indywidualnie · doradzamy wybór technologii i materiałów · proponujemy najkorzystniejsze rozwiązania cenowe · gwarantujemy zachowanie Twoich tajemnic handlowych · no i możesz nadzorować swój druk... ...pijąc z nami pyszną kawę!
RABARBAR s.c. 41-710 Ruda Śląska, Polna 44 +48 32 411 49 41 rabarbar@rabarbar.net.pl www.rabarbar.net.pl
33
MIEJSCA
POD L ATARNIĄ N A J CI EMNI E J M u zeum S karby Z i emi
Miejscem, które na pewno trzeba odwiedzić w Bielsku-Białej, jest prywatne muzeum Piotra Kotuli – Skarby Ziemi. Muzeum znajduje się w centrum Bielska-Białej przy ulicy Komorowickiej 3. Przekraczając próg Skarbów Ziemi, wchodzimy najpierw do sklepu z przepięknymi okazami kamiennych figurek, amuletów, naszyjników, wśród których każdy może znaleźć dla siebie magiczny kamień. Wiele z nich pan Piotr oszlifował osobiście, ponieważ przy muzeum znajduje się również pracownia szlifierska. Na piętrze można podziwiać minerały z całego świata, a ściślej – z wszystkich kontynentów poza Antarktydą. Najcenniejszy wśród okazów znajdujących się w muzeum, jak powiedział nam pan Piotr Kotula, jest już prawie niemożliwy do zdobycia tarnowicyt odkryty w 1841 r. w Tarnowskich Górach. Minerały można również oglądać z bardzo bliska, pod dużym powiększeniem, ponieważ do dyspozycji zwiedzających są mikroskopy znajdujące się w jednej z sal muzeum. W świat wiedzy o minerałach wprowadza nas także ciekawy film prezentowany podczas zwiedzania ekspozycji. Z założycielem i właścicielem muzeum minerałów Skarby Ziemi– Piotrem Kotulą rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec
34
Jest pan geologiem, jednak zainteresowanie, właściwie pasja związana z minerałami zaczęła się, zanim pan został geologiem? Tak, wszystko rozpoczęło się w Świeradowie-Zdroju. Miałem wówczas 12 lat i zwiedzałem małe muzeum minerałów, monet i kart telefonicznych. Wymieniłem wtedy zużytą kartę telefoniczną na kryształ górski, potem szukałem informacji na jego temat. W ten sposób zakochałem się w minerałach. Skały, kamienie, minerały. Często zamiennie używamy tych pojęć. Czy jest to właściwe? Terminy te są poprawne, jednak często je ze sobą mylimy. Kamień to uniwersalne stwierdzenie, choć w geologicznym języku prawie nie występuje. Skała z kolei to zbiór minerałów. Minerał można traktować jak cegiełkę budującą dom, czyli skałę. Czy jako dziecko zbierał pan kamienie? Jeśli chodzi o polne kamienie, to wolałem z nich coś budować czy układać, aniżeli znosić je do domu. Kiedy bierze pan do ręki minerał, co pan czuje? Czy jest pan podekscytowany tym, że ten minerał ma zatopioną w sobie część historii Ziemi?
Oczywiście. Geolog w pewnym sensie „czyta” skały jak książki. Odbiera informacje o ich przeszłości i analogicznie może odczytać historię pobliskiego terenu. Emocje są tym większe, jeżeli znajdzie się efektowny okaz. Niektóre minerały są czasami tak małe, że muszę użyć mikroskopu. Poszukiwanie minerałów zatem nie kończy się na znalezieniu okazu w terenie. Najciekawsze dla zbieracza minerałów miejsce w Polsce? Zdecydowanie Sudety! To stare i skomplikowane geologicznie góry. Jest bardzo wiele miejsc, gdzie można rozpocząć przygodę z minerałami. Myślę o Kletnie czy Szklarach, gdzie o ciekawe okazy właściwie się można potknąć. Problemem każdego początkującego zbieracza jest identyfikacja minerałów. Ze swojej strony mogę zapewnić, że w Skarbach Ziemi chętnie dzielimy się swoją wiedzą i pomagamy w identyfikowaniu okazów. Należy je tylko do nas przynieść. Najcenniejsze minerały w pana zbiorach? Jedne z najczęściej zadawanych pytań, na które jednak jest kilka odpowiedzi. Największą wartość ma z pewnością 120-kilogramowa geoda ametystowa. Mnie natomiast od zawsze interesowały najrzadsze minerały i to one mają dla mnie największą wartość w kolekcji. Często nie są spektakularne, a nawet żeby je dostrzec,
35
MIEJSCA
trzeba użyć mikroskopu. W muzeum można obejrzeć kilka naprawdę rzadkich okazów. Dlaczego muzeum Skarby Ziemi? Właściwie wszystko zaczęło się 12 lat temu od wystawy w galerii Pod schodami u Józefa w Chorzowie. Gdy byłem prezesem Śląskiego Towarzystwa Mineralogicznego „Galena”, zrobiliśmy tam dużą wystawę minerałów. Potem był Dom Kultury „Batory”. Swoją pierwszą prywatną wystawę zorganizowałem w Planetarium Śląskim w Chorzowie. Trwała ona przez 5 lat. Następna wystawa była 2-letnim projektem w Zabytkowej Kopalni Srebra w Tarnowskich Górach. Od 2015 moja kolekcja była spakowana w kartonach i leżała w garażu. Nie było chętnych na wystawy, a każde przenosiny wiązały się z uszkodzeniami kolejnych okazów. Postanowiłem spróbować stworzyć coś niezależnego. Większość kamieni, które pan prezentuje w muzeum, nie wygląda tak ładnie, kiedy się je odkrywa?
36
Gdyby minerały leżały na ścieżkach czy szlakach turystycznych już od razu zapakowane w gablotki, nie byłoby takiej radości i tajemniczości związanej z ich pozyskiwaniem. Minerałów występujących w formie kryształów najczęściej nie poddaje się obróbce. Zazwyczaj same w sobie są atrakcyjne. Trzeba je tylko wyczyścić, czasem wypreparować ze skały. Natomiast wiele rodzajów minerałów (np. chalcedony) tych kryształów nie tworzy. Wówczas poddaje się je szlifowaniu i polerowaniu. Jest wiele technik szlifowania minerałów, większość jednak nadal wykonywana jest ręcznie. Diamenty, szafiry, szmaragdy, rubiny to najdroższe minerały na Ziemi, a w rzeczywistości…? Najdroższe i rzadkie, bo tworzą się w specyficznych warunkach geologicznych, ale też przede wszystkim są piękne. Diament to czysty węgiel, szmaragd to krzemian, a szafir i rubin to odmiany korundu, czyli tlenku glinu. Ich cena jest związana z tym, że występują rzadko?
To jedna ze składowych ich ceny. Jednak najważniejsza jest ich jakość. Jeśli okaz zostanie sklasyfikowany jako kamień jubilerski, to zostaje poddawany klasyfikacjom gemmologicznym. Takie klasyfikacje biorą pod uwagę przejrzystość, barwę, ilość spękań czy zanieczyszczeń. To bardzo obszerne badania. Ze względu na to, że coraz łatwiej jest syntetyzować sztucznie te minerały, na cenę również wpływa to, czy kamień jest naturalny. Czy można spotkać ciekawe minerały w okolicy Bielska-Białej? Jakie cenne minerały pochodzą ze Śląska, poza węglem kamiennym? Uściślając, węgiel kamienny nie jest minerałem, lecz skałą. Karpaty są geologicznie młodymi górami i w rejonie Bielska-Białej niestety nie znajdziemy spektakularnych minerałów. Ciekawostkami są kwarce niskotemperaturowe w rejonie Wisły. To kwarce, ale ze względu na czystość kryształów nazywane są diamentami marmarowskimi (od okręgu Marmarosz w Rumunii, gdzie również występują). Drugą ciekawostką są skały okolic Cieszyna – cieszynity. To skały magmowe, bardzo rzadkie. Na Śląsku wyróżniłbym rejon Bytomia i Tarnowskich Gór, gdzie w odległych czasach wydobywano rudy ołowiu, cynku i srebra. Na starych hałdach można jeszcze znaleźć ciekawe okazy minerałów. Ludzie od wieków wierzą w magiczną moc kamieni i w to, że każdy człowiek ma „swój” kamień. Skąd się wzięła ta wiara? Dla mnie to trudne pytanie. Nie zajmuję się ezoteryką. Myślę, że każdy szuka swojego amuletu, który chroniłby go przed nieszczęściami lub wspomagał. Pracuję z minerałami już ponad 15 lat i mogę powiedzieć, że z nimi czuję się świetnie. Coś musi w nich być.
37
LUDZIE
38
KAŻDY PISARZ TO MAGIK Tak opowiadał mi o sobie dwa lata temu: Jako pryszczaty nastolatek wcale nie marzyłem o karierze bajkopisarza – nie znam normalnego chłopaka, który marzyłby o tym. Chciałem być pisarzem, to prawda – ale piszącym dla dorosłych. Debiutowałem jeszcze w liceum opowiadaniem wysłanym do „Fantastyki”. Jej ówczesny naczelny, Maciej Parowski, świetny redaktor, który ma niebywałego nosa do autorów, wydrukował mój tekst w… „Małej Fantastyce”. Było to eksperymentalnie wprowadzone na rynek pismo córka „Fantastyki”, przeznaczony dla dzieci. Popadłem w czarną rozpacz, mimo że znajomi ze szkoły szczerze wyrażali uznanie. Cóż, Maciek Parowski wyczuł we mnie przyszłego autora dla dzieci… Podczas studiów w Instytucie Dziennikarstwa trafiłem do magazynu „Świerszczyk”. Zanim skończyłem 22 lata, zostałem jego redaktorem naczelnym – miałem masę pomysłów i energii. W tym samym 22 roku życia dowiedziałem się, że będę tatą. Nie miałem jeszcze pojęcia, że przyjdzie na świat ktoś, kto tak radykalnie – i na lepsze – zmieni moje życie. Ale przyszedł mój syn, Kacper. To dzięki niemu zrozumiałem, że cud potrafi przebrać się za posmarkanego niemowlaka. I dla niego napisałem swoją pierwszą książkę, „Kacperiadę”. Potem było już z górki: nagrody, telefony od wydawców, poszerzające się grono czytelników…
Z Grzegorzem Kasdepke rozmawia Anna Trzop Zdjęcia: Jakub Ceran
W zeszłym już roku 2017 zostałeś Ambasadorem Polszczyzny Literatury Dziecięcej Młodzieżowej. Czy ten zaszczytny tytuł w jakiś sposób wpłynął na twoje życie? Już ponad trzy miesiące temu… Czy tytuł wpłynął na moje życie? W pewnym sensie. Zrozumiałem, że kredyt we frankach szwajcarskich nie jest najbardziej uciążliwy na świecie. Każdy zaszczytny tytuł ma to do siebie, że trzeba spłacać go do końca życia, a odsetki w postaci, dajmy na to, oczekiwań z każdym miesiącem wzrastają. Na razie jestem wydolny zarówno finansowo, jak i lingwistycznie. Jesteś najchętniej czytanym autorem książek dla dzieci i młodzieży. Odpowiedzialność za słowo w przypadku młodego czytelnika jest znacznie większa niż ta, która przypada pisarzom literatury dla dorosłych. A może nie? Słowem masz niejako wpływ na kształtowanie ich małego świata, postrzeganie wielu spraw. Czy jest to w pewien sposób budujące? Daje poczucie większego sensu w tej czasem absurdalnej rzeczywistości?
Nie wiem, czy jestem najchętniej czytanym polskim autorem książek dla dzieci, na pewno nie przez wszystkich. Staram się nie myśleć o rzeszy czytelników, tylko o kilku, których znam. Trafienie w ich gusta i wrażliwość jest sztuką, którą uprawiam od lat. Czy mam wpływ na kształtowane ich świata? Chciałbym wierzyć, że mam wpływ na kształtowanie ich empatii. Światu brakuje empatycznych ludzi. Światu brakuje czytelników. Słowo jest podstawowym narzędziem oswajania świata. Znasz receptę, jak uchronić najmłodszych przed wszechobecnym hejtem, agresją słowną, zniekształcaniem świata przez przekazy medialne? Nie uchronimy najmłodszych przed hejtem i agresją, raczej je przed tymi nieprzyjemnymi zjawiskami impregnujmy. Uprzedźmy, że mogą nastąpić. Wyjaśnijmy, że zdarza się to niemal każdemu. Zapewnijmy wsparcie. Wytłumaczmy, jak należy postępować, gdy staniemy się ofiarą ataku. Podkreślajmy, jak bardzo ważne są otwartość i szczere mówienie o swoich problemach. Nauczmy
39
LUDZIE dzieci, że lepiej zwierzyć się z kłopotu, niż go ukrywać – bo pod pokrywką milczenia wyrośnie nazbyt bujny. I czytajmy książki, które opowiadają o podobnych dylematach. W bibliotekach jest ich całkiem sporo… Zawsze powtarzasz, że chcesz uzależnić dzieci od czytania. Niełatwe to zadanie w naszych dość multimedialnych czasach, a jednak nadal możliwe, bo twoje książki znikają z półek sklepowych jak świeże bułeczki. Mam nadzieję, że nie leżą potem, czerstwiejąc… Ale rzeczywiście wciąż jestem chętnie czytany. Cała tajemnica w tym, że sporo osób ma poczucie humoru bliźniacze z moim. I to są właśnie moi czytelnicy. Mądre dzieciaki i mądrzy dorośli, którzy wiedzą, że warto się czasami z samego siebie pośmiać. Spotkania autorskie są w tym pomocne? Czy pisarz powinien częściej wychodzić do swoich czytelników? Zetknięcie się tych dwóch przestrzeni: autora i czytelnika jest twoim zdaniem obecnie istotniejsze niż np. dekadę temu? Spotkania z czytelnikami są dla mnie szczególnie ważne, odkąd mój syn, Kacper, wyrósł. Ma już 22 lata, mieszka sam, a zatem żeby mieć kontakt z dziećmi, muszę tego kontaktu z nimi szukać. Muszę także z tego względu, że jako autor piszący dla dzieci powinienem wiedzieć, co współczesne dzieci bawi, wzrusza, ciekawi, frapuje… Dlatego spotkania autorskie są tak ważne. Bywają rodzajem poligonu literackiego. Czytając, zawsze pilnie strzygę uchem, żeby sprawdzić, w jaki sposób moi młodzi czytelnicy reagują na słyszane teksty: co przytrzymuje ich uwagę, co nudzi… Pisarz literatury dziecięcej to trochę magik? Każdy pisarz to magik. Wyciąga królika z pustej głowy jak z cylindra.
„JAKO PRYSZCZATY NASTOLATEK WCALE NIE MARZYŁEM O KARIERZE BAJKOPISARZA – NIE ZNAM
Mali czytelnicy są bardziej wymagający? Co w ich oglądzie świata jest dla ciebie najbardziej fascynujące? A może czym różnią się od starszych, już bardziej „zepsutych” czytelników. Mali czytelnicy przywiązują się do bohaterów książek, a nie do ich autora. Dlatego detektyw Pozytywka zawsze może liczyć na sympatię dzieci, ale już Grzegorz Kasdepke – nie. To fajne. Spoczywanie na laurach raczej mi nie grozi.
NORMALNEGO CHŁOPAKA, KTÓRY MARZYŁBY O TYM.
W naszym ostatnim wywiadzie powiedziałeś, że „szczęście to tak naprawdę teraźniejszość widziana po latach”. Po latach nauczyłem się patrzeć na teraźniejszość ze świadomością jej przemijalności – i to także pozwala smakować każdą chwilę.
CHCIAŁEM BYĆ PISARZEM, TO PRAWDA – ALE PISZĄCYM
Czego życzysz naszym najmłodszym i trochę starszym czytelnikom w nowym roku? Jakie literackie niespodzianki szykujesz dla małych i dużych fanów „Kacperiady”, „Detektywa Pozytywki”, „Wielkiej księgi uczuć”…?
DLA DOROSŁYCH.”
Dużym i małym czytelnikom życzę poczucia humoru, przyda się w każdych życiowych okolicznościach. A co do literackich niespodzianek, to, no cóż, już w marcu wszyscy dowiedzą się, jak detektyw Pozytywka ma na imię! Tajemnica zostanie rozwikłana na kartach tomu „Dzieciństwo detektywa Pozytywki”. Dziękuję serdecznie za rozmowę. Bardzo proszę!
40
Felieton na Kolanie
RO MA NS Tekst: Roman Kolano, zdjęcie: Luiz Felipe/Unsplash
Do sypialni wchodzi żona i co widzi?! Leżę z nią w łóżku! Nie z żoną – z zupełnie obcą... Myślicie, że trzasnęła drzwiami? Skąd, poprawiła nam poduszkę, a kołdrą okryła moją odkrytą goliznę. Tej znajomości nie dało się dłużej ukrywać. Tym bardziej, że nie poszedłem do pracy, co trudno było ukryć nie tylko przed żoną, ale również przed kierownikiem. Kierownik w krótkiej rozmowie telefonicznej zrozumiał „do strzału”. Przeczuwałem, że małżonka zaczęła coś podejrzewać (przez dziurkę od klucza). Obserwowała, jak całą noc tarzam się z nią w pościeli i muszę przyznać, że było to dla mnie chore. Późnym rankiem leżałem wycieńczony z pogmatwaną koszulką, zawiniętą w spiralę wokół tułowia, jakby mnie poszarpał wicher namiętności. Na twarzy miałem ślady niekontrolowanych płynów ustrojowych. Po omacku szukałem zmysłów... nie pamiętałem gdzie ją spotkałem... – W końcu cię dopadła. – nie wiem czy w głosie mojej żony była pobłażliwość czy wyrzut. Ale żadnych scen zazdrości. Przeciwnie jakby nic się nie stało. Leżałem w łóżku z zupełnie nieznajomą, przypadkowo spotkaną... – Nie martw się, to się może każdemu zdarzyć. A co ty myślisz, że przed tobą nikt jej nie miał? Zdębiałem. „Tylko tyle? – pomyślałem”. Po tylu latach przeżycia małżeńskiego pożycia żadnej zazdrości?! Awantury, rozbijania talerzy, przekleństw? – I nie masz nic przeciwko temu, że poznaliśmy się (prawdopodobnie w barze) drogą kropelkową? –wykrztusiłem udając skruszonego. – Ależ skąd, kochanie. Jak mogło ci to przyjść do gło-
wy. Bywają chwile, że jesteśmy bezbronni wobec natury... Ten objaw toleracji powalił mnie całkowicie. „Patologia” – pomyślałem. „Patologia, ale miła.” Nie wstawaliśmy z łóżka przez kilka dni, w międzyczasie były prochy... alkohol też był. Co prawda w śladowych ilościach jako składnik syropu wykrztuśnego, ale zawsze to jakiś promil. Jak przez mgłę pamiętam nieprzespane noce... spaliśmy krótko... dzień mieszał się z nocą, noc z dniem... Odczuwałem dreszcze od stóp do głów (wydawało mi się, że mam kilka głów). W jej objęciach poczułem się rozpalony. Świata poza nią nie widziałem, w ogóle mało widziałem... Dookoła łoża skomponowałem z jej powodu wieniec ze zmarszczonych glutem listków papieru toaletowego, porozrzucanych po podłodze, niczym płatki białych róż. Po kilku dniach intensywnego współżycia włos miałem zmierzwiony, zarost chaotyczny, organizm spocony... a ona nic, jeszcze i jeszcze... jeszcze jedna noc... jeszcze jedna... nie chciała mnie opuścić. Odeszła tak nagle jak przyszła. Zakręciła mi w głowie nie wiem kiedy. Nogi się pode mną ugięły, kolana zmiękły. Rozebrała mnie i zaciągnęła do łożka. Tam przez całe L4 baraszkowaliśmy od rana do nocy, tracąc świadomość. Te chwile, które z nią spędziłem pamiętam i będę pamiętał. Nie zapomnę przecież, jak zdzierała ze mnie piżamę, gdy tarzaliśmy się w pościeli jak szaleni. U lekarza dowiedziałem się jak miała na imię. Grypa – pięknie. Coś jakby imię greckiej bogini. Może to jest odpowiedź, dlaczego mężczyźni chorują tak „długo” i „ciężko”.
41
GALERIA LUDZIE
Krzysztof Kokoryn jest autorem plakatu tegorocznej 20. Bielskiej Zadymki Jazzowej
Krzysztof
KOKORYN Tekst: Bogusław Deptuła
Malowanie muzyki to godzenie niemożliwego, ale ten utopijny wysiłek podejmuje bardzo wielu artystów i to od bardzo dawna. Muzyka jest niematerialna, a sztuki plastyczne istnieją tylko w materii. Krzysztof Kokoryn miał zostać muzykiem. Grał na gitarze, śpiewał; pokonywał w ten sposób swoją nieśmiałość. Zdobywał nawet jakieś nagrody i wyróżnienia w tej dziedzinie. Do dziś nie umie zapomnieć o swoich muzycznych początkach, ale i więcej: Kokoryn bez muzyki nie umie ani żyć, ani malować, tak jak nie potrafi iść przez życie bez dobrej przyjacielskiej kompanii spotykającej się nieodmiennie, choć nieregularnie, przy kufelku lub kieliszku, wśród muzyki i rozmów. Dźwięk czasami wręcz bucha z tych obrazów. Choć ze swej natury obrazy są nieme, jednak my z naszymi przyrodzonymi skłonnościami do ożywiania wszystkiego z czym się spotykamy, przypisujemy im dźwięki, a czasem nawet uczucia, o innych fizjologicznych czynnościach nie wspominając, jak choćby oddychanie. Kokorynowi udaje się tchnąć wielką siłę i moc, a czasem prawie właśnie i dźwięk, w te obrazy. Gdy z tuby saksofonu wydobywa się gruba smuga białej farby, ale na nią nałożona jest jeszcze krecha w kolorze grafitu, mamy jakieś prawie nieodparte wrażenie, że to co gra ten saksofonista jest mocne i gwałtowne, ale zarazem muzycznie bardzo wyrafinowane i ciekawe, tak jak nieoczywiste jest spotkanie tych dwóch kolorów obok siebie. Czasem coś zdaje się poruszać, drżeć w tych obrazach, które mają grubą fakturę, a te o muzycznych tematach prawie zawsze są grubo malowane. Może w warstwach farby przechowują się te dźwięki, rytmy, emocje, które zazwyczaj z muzyką tak bardzo się nam kojarzą. Ale są też i obrazy spokojniejsze, chłodniejsze, cichsze jakby. Melancholią tchną błękitne, milczące instrumenty, nieme muzyczne martwe natury do kwadratu, gdzie milczenie ich, a do tego błękitna tonacja, tonacja odchodzenia oddalania się, śmierci wręcz, staje się o wiele bardziej jeszcze melancholijna.
42
Krzysztof Kokoryn urodził się w 1964 roku w Szczytnie. Jest absolwentem Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dyplom uzyskał u prof. Rajmunda Ziemskiego (1992), natomiast aneks w pracowni filmu animowanego u prof. Daniela Szczechury (film pt. „Tingiel Tangiel”). W 1993 roku na wystawie najlepszych dyplomów wyższych uczelni plastycznych z lat 1992–1993 otrzymał nagrodę w dziedzinie malarstwa. Na festiwalu filmów studenckich w Krakowie „Tingiel Tangiel” został wyróżniony (1993); na festiwalu filmów o sztuce w Zakopanem film dokumentalny o Antonim Rząsie pt. „Boży Drwal” otrzymał nagrodę publiczności (1995). Jest laureatem kolejnych edycji festiwalu wideoklipów „Yach Film” w Gdańsku – otrzymał nagrody za najlepszą animację w filmach dla zespołu „Voo Voo”: „Wzgórze” i „Zorro”. W 2001 roku nagrodzony za najlepszy wideoklip dla dzieci (film pt. „Magiczna załoga”). Poza realizacją filmów, projektuje plakaty, okładki płyt, maluje obrazy. Zaprojektowana przez Krzysztofa Kokoryna okładka płyty Trebunie Tutki + Voovoo-Nootki „Tischner” (wyd. Agora S.A.) uzyskała nominację do Nagrody Akademii Fonograficznej Fryderyk 2008. Wystawy: 1999. „Niebieski Ptak” Galeria Art (Warszawa) 2000 Gateria Soho (Haga, Holandia) 2001 „Gąszcze” Galeria Antoniego Rząsy (Zakopane) 2002 „Sceny Przyjemne (Bielsko Biała, Zakopane, Cieszyn, Kraków) 2003 Galeria Will (Tokio, Japonia) 2004 Nevin Kelly Gallery (Waszyngton, USA) 2005 „Twarze” Galeria Antoniego Rząsy (Zakopane) 2006 Galeria Art (Warszawa) 2007 Zwierzęta (Bielsko Biała) 2008 „Dzik” (Galeria BWA Bielsko Biała) 2009 „Jazz” Wystawa w ramach festiwalu Bielska Zadymka Jazzowa (Bielsko Biała) 2009 „Sen Nocy Letniej” Liptowski Mikulasz (Słowacja)
Czerwone trio
43
Bandonionista
Nocne wino
44
Cześć
45
Czerwony beret
46
Trębacz z kosem
Chłopaki na łódce
47
PSYCHOLOGIA
Syndrom wiosennego przesilenia Tekst: Agnieszka Korbel Psychoterapeutka, prezes Stowarzyszenia „Wzrastaj”. Certyfikowana trenerką rozwoju osobistego. Prowadzi Gabinet Psychoterapii w Bielsku-Białej, ul. Podcienie 2, tel. 507 432 337. Przyjmuje także w JastrzębiuZdroju i Żorach. www.terapiabielsko.eu Foto: © Eli DeFaria / Unsplash
W
ielkimi krokami zbliża się wytęskniona wiosna. Łapiemy coraz częstsze promyki słońca, cieszymy się pierwszymi pąkami drzew i krzewów, śpiewem ptaków, porzucamy ciepłe czapki i kurtki, jesteśmy świadkiem corocznego cudu zwanego budzącą się do życia przyrodą. My też mamy nadzieję na nabranie sił i poprawę samopoczucia, jednak niestety – spora część z nas ma problemy z „wybudzeniem się”. Zamiast rześko i radośnie, czujemy się jak po nieprzespanej nocy, gdy mamy ochotę wyrzucić budzik przez okno. Wygląda to tak, jakby zima stawiała ostatnie punkty oporu, osiedlając się w naszych wnętrzach. Ptaki śpiewają, my zaś czujemy
48
się wciąż senni, a jedyne, co nam podnosi ciśnienie, to częste napady rozdrażnienia. Bóle mięśni, głowy, ogólne osłabienie, nagłe ataki zmęczenia, potliwość, wypadanie włosów dopełniają poetyckiego obrazu wybudzania się do życia. Co z tego, że „cieplejszy wieje wiatr”, skoro sił nam brak? Badania CBOS dotyczące naszego samopoczucia na wiosnę wykazały, że mimo iż tak na nią czekamy, 60 proc. badanych osób czuło się gorzej w okresie przedwiośnia i wiosny, a ponad 40 proc. twierdziło, że nasiliły im się choroby przewlekłe. Prawie tyle samo czuło brak sił i było rozdrażnionych, co trzeci ankietowany narzekał na kłopoty z koncentracją.
Może dlatego tak dobrze się trzymają ludowe obrzędy obchodzone wiosną. Szwajcarzy symbolicznie zabijają zimę, rozpalając olbrzymie ogniska i paląc wielkie kukły bałwany, my topimy z kolei Marzannę (słowiańską boginię śmierci). Niegdyś wierzono, że zniszczenie symbolizującej ją postaci spowoduje jednocześnie usunięcie efektów przez nią wywołanych, czyli zimy, i nadejście wiosny. W Indiach i Nepalu ma z kolei miejsce piękny obrzęd Holi (tzw. festiwal kolorów) organizowany pod koniec lutego lub na początku marca. Symbolizuje on zwycięstwo dobra nad złem. Wieczorem przy ognisku ludzie zbierają się, żeby śpiewać i tańczyć,
49
a następnego dnia rano wylewają na siebie kolorowe farby z wodą. Towarzyszy temu wspaniała idea – wzajemne wybaczenie sobie błędów, darowanie krzywd i odrodzenie relacji. Każda zmiana pór roku przypomina o odwiecznym cyklu życia – wiosna mówi o odrodzeniu. Nie tylko naszym mieszkaniom potrzeba porządku i przewietrzenia. Nasze organizmy też się tego domagają. Żeby wiosna przyniosła odnowę, odbudowała nadzieję i wywiała na dobre zimowy marazm, musimy jej w tym pomóc. Topienie Marzanny może nie wystarczyć… Profesor James Waterhouse z Wydziału Fizjologii Manchester University uważa, że zgodnie z naszym zegarem biologicznym marzec i kwiecień to (oprócz listopada) najlepszy czas na urlop. Oczywiście nie każdego z nas stać na dodatkowe urlopowanie, a większość przyzwyczaiła się do letniego odpoczynku, jednak nie traćmy nadziei. Po pierwsze – wiosenne przesilenie jest stanem przejściowym, więc minie, po drugie – istnieją na niego proste recepty, które zresztą warto na stałe wprowadzić w życie, bo ponoć syndrom zimowego przesilenia to tylko efekt tego, jak się źle wcześniej „prowadziliśmy”. Zatem wykrzeszmy z siebie resztki energii i: 1. Ruszajmy się i poćmy – wystarczająca dawka ruchu to 3 razy w tygodniu po pół godziny. 2. Kładźmy się spać wcześniej – idealna pora to 22.00. Sowy proszone są o padnięcie w objęcia Morfeusza przed 24.00. 3. Oczyśćmy organizm z toksyn – wiosna to idealna pora na ziołowe kuracje oczyszczające, szczególnie warto zadbać o wspomożenie pracy wątroby. 4. Kiedy to tylko możliwe, odpoczywajmy i relaksujmy się – proponuję transformację 3K w książkę, kino, kawę ze znajomymi. 5. Wychodźmy na świeże powietrze – to pozwoli przysadce produkować serotoninę, tzw. hormon szczęścia. 6. Zadbajmy o dietę – tak by znalazły się w niej kasze, warzywa, orzechy, pestki dyni i słonecznika, kiełki, kiszonki, świeże soki. I ostatnie – być może najważniejsze – posłuchajmy organizmu, wybaczmy sobie nasze przesilenie i ucinajmy drzemki bez wyrzutów sumienia!
PSYCHOLOGIA
Bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni Tekst: Dariusz Krzywizna, zdjęcie: Kelly Sikkema on Unsplash
D
zieci i młodzież coraz więcej czasu spędzają przed ekranami komputerów, uzależniają się od smartfonów. Zapracowani dorośli nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, co robią ich dzieci, które z technicznymi nowinkami są znacznie lepiej obeznane. Wynika z tego wiele zagrożeń, z których zarówno dzieci, jak i dorośli nie zdają sobie sprawy. Jakie zagrożenia czyhają w cyberprzestrzeni, czy i jak da się przed nimi ustrzec? O tym wszystkim opowie w cyklu „Bezpieczeństwo dzieci w cyberprzestrzeni” Dariusz Krzywizna, doświadczony profilaktyk ds. patologii nieletnich i czynów karalnych. W pierwszym odcinku cyklu wyjdziemy od podstawowych pojęć, które warto znać, aby zrozumieć złożoność problemu przemocy w cyberprzestrzeni. Poczucie bezpieczeństwa Często mówi się o rodzinnym domu: spokojna przystań. I bardzo słusznie, bo szczególnie dzieci potrzebują poczucia bezpieczeństwa. Najważniejszym dla nich miejscem, gdzie to poczucie bezpieczeństwa jest niezwykle istotne, jest dom rodzinny, w dalszej kolejności, ale równie ważnym miejscem jest szkoła. Agresja czy przemoc? Agresja najczęściej jest jednorazowym, sporadycznym wybuchem, aktem złości, skierowanym przeciwko komuś lub czemuś. Jeśli agresja będzie skierowana przeciw osobie, to mowa już będzie o przemocy. Może to być atak słowny lub fizyczny. Różnica między agresją, aktem złości, niemocy a przemocą jest taka, że agresja jest aktem jednorazowym, natomiast
przemoc ma to do siebie, że trwa. Przemoc jest takim ogólnym pojęciem znęcania się, czy to psychicznego, czy fizycznego. Polskie prawo, Kodeks karny, przede wszystkim kwalifikuje nie samo zjawisko przemocy, lecz właśnie znęcanie się. Rodzice powinni pamiętać o jednej podstawowej rzeczy: że od trzynastego roku życia zachodzi odpowiedzialność nieletnich. W ich przypadku sąd stosuje środki wychowawcze, które nie są sankcjami, z jakimi mamy do czynienia w przypadku dorosłych. Ma tu zastosowanie Ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich. Granica pomiędzy karaniem nieletnich i dorosłych zaciera się nieco, gdy starsi nastolatkowie (13-17 lat) popełnią czyn karalny. Role W życiu odgrywamy role, tak jest również, gdy mamy do czynienia z przemocą, przydzielane są role: rola sprawcy, rola ofiary oraz rola świadków. Najważniejsza w tym zestawieniu jest rola świadków. Bo to są tak naprawdę osoby, które mogą wyrządzić najwięcej krzywdy swoją biernością, czasami jakimś zachowaniem, które pobudza sprawcę do działania typu wyśmiewanie, podczas gdy sprawca atakuje. Z drugiej strony świadek może się całkowicie przeciwstawić temu i powstrzymać sam akt przemocy. Bardzo często bierność świadków powoduje, że ofiara jeszcze bardziej cierpi. O czym powinni wiedzieć rodzice, a nie zdają sobie z tego sprawy dzieci: ofiary także są różne. Na przykład ofiara prowokująca, będąca osobą nieco chaotyczną, która często jest nadpobudliwa, bulwersuje lub drażni dzieci w klasie, jest z tych powodów
50
atakowana. Są także ofiary pasywne, bardziej wyciszone, bardzo często są zamknięte w sobie, mają to do siebie, że szukają bliskości z dorosłymi. Trzeba pamiętać, że każda właściwie z tego typu ofiar mało kiedy sygnalizuje problem, nie skarży się dorosłym. Często podyktowane jest to strachem przed zemstą rówieśników albo obawą, że zostanie zignorowana. Przemoc ma różne formy Najczęściej spotykamy się z przemocą fizyczną: szarpanie, plucie, niszczenie czyjegoś mienia (to jest przemoc skierowana przeciwko czemuś). Inną jest przemoc psychiczna, i to w każdej postaci. To, co spotyka się bardzo często w szkołach, szczególnie w grupie dziewcząt. Chłopcy bardziej wyrażają się w przemocy fizycznej (tworząc większe grupy dominujące
nad słabszymi osobami). U dziewcząt częściej występująca przemoc psychiczna zwykle przybiera formy izolowania w grupie (z tą dziewczynką nie bawcie się, ona jest taka a nie inna). Takie zachowania obserwujemy już w czwartej klasie szkoły podstawowej, czasem wcześniej. Dzieci dorastają, niektóre z nich bardzo mądrze i sprytnie potrafią manipulować grupą, wtedy też rozwija się u nich zdolność do aktu zemsty. Nie jest to takie zwykłe obrażenie się, lecz już planowanie zemsty. Skąd się to bierze? Często jest to wina rodziców, którzy nie potrafią czy nie chcą łagodzić sporów. Pamiętam, jak w dawnych czasach, gdy chłopcy się pobili, przychodził rodzic i mówił: „Podajcie sobie ręce na zgodę”. Rodzice obecnie coraz częściej popadają w konflikty w obronie własnego dziecka, co skądinąd jest naturalne.
POCZUCIE WSTYDU BYWA SILNIEJSZE OD WOLI ŻYCIA
51
PSYCHOLOGIA Zdziwiłbym się, gdyby w sytuacji trudnej rodzic swojego dziecka nie bronił. Jednak rodzice nie potrafią w pewnej mierze rozgraniczyć, gdzie jest ta bariera obrony dziecka, a gdzie powinien przyjąć do wiadomości, że się dzieje źle. Jak rozpoznać symptomy? Z reguły dziecko jest osamotnione. Przerwy spędza samo, szuka bliskości kogoś dorosłego. Jest bardzo źle, kiedy dziecko, dając sygnały dorosłemu, zostaje na samym początku zignorowane („Nie przesadzaj, nic się takiego nie stało”…). Dziecko przestaje ufać. Ofiary przemocy fizycznej i psychicznej to są osoby, które przede wszystkim bardzo często są smutne, mają mało lub wcale nie mają kolegów. Często towarzyszy im fobia szkolna. Dziecko nie chce chodzić do szkoły, boi się, nie mówi prawdy, w najcięższych stadiach odczuwa bóle brzucha, głowy, wymiotuje.
z niego śmieją, kiedy wraca do szkoły. Być może sam sprawca nie będzie już atakował, ale aktywni są świadkowie, którzy poniekąd stają się współsprawcami. Przykład: czternastolatka, która podjęła próbę samobójczą, niemal trzy miesiące była poddawana cyberprzemocy zainicjowanej przez koleżanki, które zamieszczały w sieci nieprawdziwe, wulgarnie sformułowane in-
Szybkość Cyberprzemoc jest pod wieloma względami gorsza od od tradycyjnej przemocy. Rozprzestrzenia się szybciej. Wydawało się, że plotka rozchodziła się kiedyś szybko, w tej chwili poprzez zastosowanie sieci informacja rozchodzi się niemal natychmiast. I to jest bardzo, bardzo niebezpieczne. Cybersprawca zazwyczaj nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, a właściwie ze skutków swojego postępku. A trzeba pamiętać, że cyberprzestępcy to nie są socjopatyczne dzieci albo umysłowo chorzy. Ich postępowanie wynika z całkowitego braku wyczucia, empatii. Nazywamy to efektem kabiny pilota. Wojskowy pilot bombardujący swoje ofiary nie widzi ich cierpienia, nie widzi, kogo zabija, nie widzieli skutków swojego działania.
PRZEMOC NARUSZA JEDNO
Z PODSTAWOWYCH PRAW KAŻDEGO
CZŁOWIEKA, CZYLI PRAWO DO ŻYCIA
Cyberprzemoc Cyberprzemoc jest najczęściej przemocą rówieśniczą, która występuje w sieci. Formy, jakie przybiera, to nękania, hejt, robienie i publikowanie bez zgody zdjęć, publikowanie ośmieszających informacji, mających na celu poniżenie danej osoby, wyśmianie. To jest szantażowanie i straszenie. Cyberprzemoc rzadko występuje u osób dorosłych. Być może wynika to z nieświadomości konsekwencji. Dzieci nie znają przepisów kodeksu karnego (art. 190: „Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę…”). Dzieci tego nie wiedzą i sądząc, że są bezkarne, piszą otwartym tekstem pogróżki. Dorosłych powstrzymuje to przed wieloma rzeczami. Miejsca, gdzie to się dzieje, to wszelkiego rodzaju czaty, blogi itp. Dzieciaki świetnie się w tym odnajdują. Ważne jest uświadomić sobie, że cyberprzemoc jest dużo bardziej groźna od przemocy tradycyjnej. Cyberprzemoc nie kończy się z chwilą wyłączenia komputera. Ona trwa 24 godziny na dobę. To ten moment, kiedy o dziecku piszą, kiedy się
W POCZUCIU
Bezsilność Niebezpieczne jest także to, że ofiara nie może usunąć skutków ataków na siebie. Może to zrobić tylko administrator danego medium. Niestety skutki cyberprzemocy dotykają wszystkich jej uczestników. Co także jest niebezpieczne, wszyscy stają się ofiarami – także sprawca i świadkowie. Sprawca – bo utrwalają się w nim symptomy agresywnych zachowań, brak poczucia odpowiedzialności i poczucie bezkarności. Świadkowie, nawet po latach, odczuwają wyrzuty sumienia. Niestety ci ostatni uczą się sami z siebie bierności, co potęgują jeszcze dorośli: „A co ciebie to obchodzi, nie interesuj się, bo jeszcze ktoś pociągnie cię do odpowiedzialności”. I tu jest ogromnie ważna rola rodziców nawet tych świadków, gdy już dowiedzą się o przestępstwie, powinni dziecko wesprzeć: „Świetnie, że zareagowałeś, dobrze, że nam o tym powiedziałeś, bo twój kolega/ koleżanka bardzo cierpi, a być może jego/jej rodzice o tym nie wiedzą”.
BEZPIECZEŃSTWA formacje oraz zdjęcia z fotomontażem o charakterze pornograficznym. Dziewczyna nikomu tego nie pokazała, wiadomo, wstydziła się, z mamą nie rozmawiała, wystąpiła u niej już bardzo widoczna fobia szkolna. Kiedy wreszcie się przełamała i opowiedziała o tym rodzicom, ci niestety to zbagatelizowali. Ofiara zapytana o to, dlaczego podjęła takie dramatyczne kroki, powiedziała, że wyobraziła sobie moment, kiedy przekracza próg szkoły i te kilkadziesiąt osób, które będą się z niej śmiały z powodu tego, co napisano w sieci. Mogło się tak nie zdarzyć, ale jej wyobraźnia zadziałała. Jej poczucie wstydu było silniejsze od woli życia. Dlatego postanowiła się zabić. I tu jest także ogromna rola świadków, którzy nic z tym nie robią. Albo są bierni, albo śmieją się z tego, co gdzieś przeczytają.
52
n y z a g Ma h c y w cieka ludzi wysoka jakość
interesujące artykuły
Najwyżej oceniony magazyn lifestylowy w województwie śląskim wg magazynu PRESS*
!
najlepsze miejsca dystrybucji
szeroki zasięg
CO NAS WYRÓŹNIA?
wyjątkowa szata graficzna
odbiorca 25-60
REKLAMA: tel. 504 98 93 97 tel. 609 63 73 83
wersja online * Wg rankingu z 2017 r.
53
www.2bstyle.pl wszystkie wydania: www.issuu.com/mediani/
PRAWO
Kilka informacji o znakach towarowych Foto: Adrian Pytlik
Tekst: adwokat Aleksandra Idzik-Hola Kancelaria Adwokacka w Bielsku-Białej Foto: © fotolia.com
ZNAKI TOWAROWE TO TEMAT, KTÓRY NIE POWINIEN BYĆ BAGATELIZOWANY. NIERAZ PRZEKONAŁ SIĘ O TYM PRZEDSIĘBIORCA, KTÓREGO LOGO FIRMY ZOSTAŁO UŻYTE PRZEZ KONKURENCJĘ ALBO GDY INNY PODMIOT, KTÓRY JEST WŁAŚCICIELEM ZNAKU TOWAROWEGO, ZWRÓCIŁ SIĘ DO NIEGO O TO, BY PRZESTAŁ UŻYWAĆ JEGO ZNAKU.
Z
godnie z definicją znakiem towarowym może być każde oznaczenie, które da się przedstawić w sposób graficzny, jeżeli oznaczenie takie nadaje się do odróżnienia towarów jednego przedsiębiorstwa od towarów innego. Może to być przykładowo słowo, rysunek, kompozycja kolorystyczna, forma przestrzenna, ale też melodia lub inny sygnał dźwiękowy. Prawo chroni zarejestrowany znak towarowy, który po rejestracji przysługuje jedynie jego właścicielowi. Przepisy przewidują kilka sytuacji, kiedy użycie cudzego znaku towarowego nie powinno stwarzać problemu. Między innymi ochrona znaku towarowego nie rozciąga się na oferowanie do sprzedaży lub dalsze wprowadzanie do obrotu towarów oznaczonych znakiem, jeżeli towary te zostały
54
uprzednio wprowadzone do obrotu na terytorium Polski przez właściciela znaku lub za jego zgodą. Weźmy jako przykład samochód, który kupujemy jako nowy w autoryzowanym salonie. Po jakimś czasie chcemy go zmienić. Wystawiamy więc na portal aukcyjny ogłoszenie o jego sprzedaży, wskazujemy nazwę i robimy zdjęcia z widocznym logo marki. Logo to prawdopodobnie stanowi zarejestrowany znak towarowy. W takiej sytuacji zazwyczaj możemy korzystać ze znaku towarowego, tj. logo marki samochodu, gdyż pojazd oznaczony tym znakiem został już wcześniej wprowadzony do obrotu przez uprawnionego do tego znaku, a my tylko informujemy, jaki produkt chcemy sprzedać. Trzeba pamiętać jednak, że każda sytuacja jest inna. Przykładowo jeśli samochód został przez nas przekształcony, właściciel może sprzeciwić się używaniu w tej sytuacji jego znaku towarowego, gdy stwierdzi, że zagraża to jego renomie. Kiedy wykorzystanie cudzego znaku towarowego może być uznane za niedopuszczalne? Posłużmy się kolejnym przykładem. Jesteś przedsiębiorcą, który prowadzi komis samochodowy. Postanowiłeś ograniczyć swoją działalność tylko do sprzedaży pojazdów kilku marek, w związku z czym zamawiasz duży baner z niewielką nazwą twojej firmy, za to z dużymi logo marek, których samochody sprzedajesz. Znaki zajmują większość powierzchni baneru i są na tyle duże, żebyś miał pewność, że każdy potencjalny klient je zauważy. Po jakimś
czasie odzywa się do Ciebie właściciel znaków towarowych stanowiących logo marek, które znajdują się na Twoim banerze, i domaga się, abyś przestał się nimi posługiwać. Czy słusznie? Używanie cudzego znaku towarowego nie może wprowadzać w błąd, także co do powiązań gospodarczych pomiędzy właścicielem znaku towarowego a podmiotem, który go używa, co może mieć miejsce w opisanym przykładzie komisu samochodowego. Potencjalni klienci mogą odnieść wrażenie, że jest to autoryzowany komis danej marki, a nie „jakikolwiek” komis. Użycie znaku towarowego w taki sposób może zostać uznane za „pasożytowanie” na znaku będącym własnością kogoś innego, a przez to uzyskiwanie nienależnej korzyści jedynie
55
z uwagi na renomę cudzego znaku, z którego korzysta się bez zezwolenia. Właściciel znaku może też stwierdzić, że taki sposób użycia znaku narusza jego renomę. Podsumowując, nie zawsze da się na pierwszy rzut oka określić, czy wykorzystanie cudzego znaku towarowego jest w danej sytuacji dozwolone, dlatego zawsze warto dobrze to przemyśleć, zanim sięgniemy po cudzy znak towarowy. Z kolei jeśli pracujemy nad renomą swojej marki, warto rozważyć rejestrację znaku towarowego, a tym samym zapewnienie sobie ochrony prawnej nazwy, grafiki czy też logo. Opisane w tym artykule sytuacje to jedynie nieliczne przykłady, kiedy kwestia znaków towarowych może okazać się istotna.
ZDROWIE I URODA
Skóra – wizytówka kobiety Część II Dobór odpowiedniego kosmetyku zależy od stanu skóry w danym momencie, na co oprócz wieku wpływ mają czynniki środowiskowe i pory roku.
ALDONA CIWIS-LEPIARCZYK mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem Prowadzi firmę EstetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com, www.estetiklaser.com
N
a promienny, zdrowy wygląd skóry mają wpływ dwa podstawowe procesy. Pierwszy, opisany w poprzednim numerze, to oczyszczanie, będące wstępem do każdej pielęgnacji. Drugi, czyli nawilżanie, to sedno sprawy. Nawilżania potrzebuje każda skóra, zarówno ta zdrowa, jak i ta z problemami. Nasz naskórek, nie grubszy od kartki, ma zmniejszone zdolności do zatrzymywania wilgoci, gdy ze skóry paruje więcej wody, niż jest w niej magazynowane. Traci ona swoją jędrność i napięcie. Jest wiele czynników, które naruszają ochronną barierę naskórkową i mają wpływ na wysuszenie skóry. Złe warunki środowiskowe, takie jak wiatr, słońce, jak również klimatyzacja, ogrzewanie, nieodpowiednia dieta, a także choroby (np. cukrzyca, atopowe zapalenie skóry) i leki (np. przeczyszczające, retinoidy) powodują nadmierną utratę wilgoci z powierzchni skóry. Uczucie suchej, napiętej skóry nie wynika tylko z braku w niej wody. To wynik zaburzeń czynności struktur odpowiedzialnych za gromadzenie i utrzymanie jej przy udziale małych higroskopijnych składników. Na prawidłowe funkcjonowanie tych elementów wpływać na szczęście mogą składniki kremów nawilżających, takie jak: aminokwasy, mocznik, minerały, kwas hialuronowy, ceramidy, lecytyny. Mogą one również działać odtwórczo. Dobór odpowiedniego kosmetyku zależy od stanu skóry w danym momencie, na co oprócz wieku wpływ mają wspomniane czynniki środowiskowe i pory roku. Następstwem nadmiernego wysuszenia w przypadku skóry tłustej jest nadprodukcja lipidów, dlatego dobrze nawilżona skóra znacznie mniej się przetłuszcza. Pielęgnacja skóry tłustej i mieszanej powinna być prosta i opierać się na zasadzie „im mniej, tym lepiej”. Preferowane są lekkie formy typu żele lub płynne emulsje bez substancji zatykających pory. Aplikacja ma na celu nawilżać te miejsca, które są przesuszone, czyli okolice oczu, policzków i szyi. Skóra sucha, wrażliwa lubi bogatoskładnikowe formuły z aminokwasami,
substancjami zmiękczającymi, dającymi efekt gładkości skóry po ich nałożeniu. Kwas hialuronowy pozostawia na skórze cienką warstwę uszczelniającą. Ceramidy i lecytyny pochodzenia roślinnego wykazują duże powinowactwo do struktur lipidowych, dlatego łatwo wbudowują się …, tak jak one odtwarzając w ten sposób walory ochronne. Latem zwracajmy uwagę, aby nasze kremy nawilżające posiadały filtr UV. Osobom skłonnym do alergii lub atopowego zapalenia skóry dedykowane są kremy bezzapachowe, bez konserwantów i parabenów. Ważne, aby w składzie kremów nawilżających dla osób z atopią były wielonienasycone kwasy tłuszczowe pochodzenia roślinnego, które gwarantują prawidłowe funkcjonowanie bariery naskórkowej. Po-
56
żądany składnik to również mocznik, silny nawilżacz ułatwiający złuszczanie suchej skóry i zwiększenie produkcji lipidów naskórka. Reasumując, ważne jest systematyczne stosowanie kremów nawilżających. Kiedy poziom wilgoci w skórze jest na stałym poziomie, skóra będzie elastyczna, jędrna i sprężysta. Picie nie mniej niż półtora litra wody dziennie ułatwia oczyszczanie organizmu z toksyn, ale nie wystarcza, żeby skóra była odpowiednio nawilżona. W diecie warto zatroszczyć się o produkty bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe z rodziny omega-6 i omega-3. Podstawowym zadaniem kremu nawilżającego jest utrzymanie integralnej bariery wodno-lipidowej i ograniczenie utraty wody ze skóry...
PROMOCJA
57
ZDROWIE I URODA
(Nie)bezpieczna wizyta u kosmetyczki – jak uchronić się przed zakażeniem?
N
a Śląsku rośnie liczba zakażeń w salonach kosmetycznych wirusami HBV, HCV i HIV. Ponadto coraz więcej osób skarży się na grzybicę, a wielu z gości gabinetu nie wie, że są np. nosicielami bakterii MRSA. Drobnoustroje mogą być przyczyną wielu poważnych chorób, ale niestety nie jesteśmy w stanie zobaczyć ich gołym okiem. Wynika to z nieprzestrzegania podstawowych zasad higieny pracy. W jaki sposób uchronić się przez zakażeniem? Jak czuć się bezpiecznie, wybierając się do gabinetu Do wszelkiego rodzaju zakażeń w gabinetach kosmetycznych może dojść podczas takich zabiegów, jak: pedicure, manicure, czyszczenie twarzy lub innych, które mogą spowodować uszkodzenie tkanek. Dlatego tak istotna jest dezynfekcja urządzeń i przedmiotów. Pamiętaj, że jako klient gabinetu kosmetycznego masz prawo zapytać, czy narzędzia są sterylizowane, poprosić o pokazanie autoklawu lub umowy z podmiotem, który świadczy usługę sterylizacji. Dobre gabinety, które przestrzegają zasad, nie będą się bały pokazać sprzętu czy dokumentów.
Justyna Dunat stylistka i główny szkoleniowiec w profesjonalnym studiu pielęgnacji dłoni i stóp V&K Cosmetic w Bielsku-Białej, ul. Górska 6, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 882 771 679, e-mail: salonbielsko@vkcosmetic.pl, www.vkcosmetic.pl.
Przede wszystkim, wybierając gabinet kosmetyczny, zrób małe rozeznanie. Zapytaj zaufanych przyjaciół lub rodzinę, przeczytaj opinie, szukaj salonu znanego i polecanego w środowisku. Zapisując się na wizytę do gabinetu kosmetycznego, przede wszystkim zwróć uwagę, czy w salonie jest czysto – to już bardzo dużo mówi o tym, czy kosmetyczka przestrzega podstawowych zasad higieny. Sprawdź, czy ma schludny wygląd i czysty fartuch oraz czy przed zabiegiem i po nim myje ręce. Niezwykle ważne jest, by przed rozpoczęciem pracy stylistka zdezynfekowała ręce swoje i klientki. Używa się w tym celu specjalnego preparatu do dezynfekcji. Bardzo ważne jest stosowanie jednorazowych rękawiczek i wacików, które po zabiegu wyrzucamy do kosza. Jeżeli manikiurzystka założy kolejne rękawice na nieumyte i niezdezynfekowane dłonie, to część zarazków może przedostawać się na skórę i tworzyć kolonie na rękach. Kosmetyczka powinna też w swojej pracy używać wyłącznie jednorazowych pilników czy patyczków do skórek, które po zakoń-
58
czonej usłudze wyrzuca. Jeżeli zauważysz, że pilniczek lub patyczek nie jest wyciągany z jednorazowego, szczelnego opakowania lub stylistka zachowuje twój pilnik do kolejnej wizyty, oznacza to, że nie przestrzega podstawowych zasad higieny pracy i jesteś narażona na zakażenie. Narzędzia wielorazowego użytku, takie jak na przykład cążki czy nożyczki, powinny zostać po każdej klientce wysterylizowane w autoklawie. Gdy stylistka rozpoczyna pracę, powinna je przy klientce wyjąć ze sterylnego opakowania. Jeżeli w salonie kosmetycznym nie ma urządzenia typu autoklaw, powinien mieć podpisaną umowę z firmą, która świadczy takie usługi. Dbajmy o własne bezpieczeństwo, kierując się przy wyborze gabinetu kosmetycznego nie tylko pięknym wnętrzem, pełnym efektownych bibelotów, na których łatwo osiada kurz, ale przede wszystkim dbałością jego personelu o przestrzeganie podstawowych zasad sanitarnych. Gabinet kosmetyczny ma być enklawą spokoju i relaksu. I masz prawo czuć się w nim komfortowo i bezpiecznie!
Holistyczna pielęgnacja skóry Zaawansowana technologia w trosce o piękno.
DR TATIANA PRUHŁO-MOTOSZKO Absolwentka studiów medycznych na Uniwerystecie Wrocławskim, od 2003 roku zajmująca się medycyną estetyczną. W 2003 roku ukończyła specjalizację z kosmetologii lekarskiej, a od 2012 roku jest specjalistą medycyny przeciwstarzeniowej. Właścicielka Instytutu Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej IDEALLIST.
ZO Skin Health to marka kosmetyków, która pojawiła się na polskim rynku w marcu ubiegłego roku. Jej twórca, dr Zein Obagi, już od ponad 35 lat zajmuje się tworzeniem zaawansowanych rozwiązań do pielęgnacji skóry. Dzięki wizjonerskiemu podejściu zyskał międzynarodową sławę i autorytet w dziedzinie odmładzania i utrzymania skóry w dobrej kondycji. Linia preparatów ZO Skin Health została stworzona do codziennej pielęgnacji skóry i profilaktyki. Z kolei ZO Medical to kosmetyki dedykowane osobom, które mają problemy skórne, takie jak np. trądzik różowaty czy nierówny koloryt skóry, w tym melasmę. W ramach pierwszej linii dr Obagi, jako światowej klasy ekspert w dziedzinie peelingów chemicznych oraz specjalista w leczeniu przebarwień, stworzył również siedem zabiegów pielęgnacyjnych podtrzymujących efekty terapii przeprowadzanych w gabinecie lekarskim oraz domu. Zabiegi pielęgnacyjne to element holistycznej i efektywnej pielęgnacji skóry. Dobierane są w naszym instytucie, podobnie jak pielęgnacja domowa, indywidualnie przez lekarza bądź kosmetologa. To daje nam gwarancję prawidłowo dopasowanej i skutecznej pielęgnacji.
Oferta zabiegowa dedykowana jest każdemu rodzajowi skóry i każdemu problemowi. Wśród najbardziej popularnych w naszym instytucie są zabiegi: nawilżający, rozjaśniający i tzw. red carpet, czyli zabieg przed wielkim wyjściem. Nowością jest zabieg The No-Peel Peel dla tych wszystkich osób, które marzą o gładkiej w dotyku, dobrze nawilżonej skórze, ale nie lubią widocznego złuszczania. Jeśli marzysz o pięknej i zdrowo wyglądającej skórze, wypróbuj kosmetyki i zabiegi
59
pielęgnacyjne ZO Skin Health, a przekonasz się, jak szybko Twoja skóra ulegnie transformacji. Wyjątkowe zabiegi z użyciem preparatów ZO Skin Health dopełniają efekt zabiegów medycyny estetycznej.
tel. 792713002 ul. Pięciu Stawów 4/1, 43-300 Bielsko-Biała kontakt@ideallist.pl www.ideallist.pl
KULINARIA
We Coffee Shop/Serwis ul. 11 Listopada 27. Foto: Marcin Gilarski
KAWA NA MIARĘ Jeśli nie wyobrażacie sobie dnia bez filiżanki tego aromatycznego napoju, a w dodatku lubicie poszukiwać nowych smaków, to miejsce powstało z myślą o Was. Na początku była kawiarnia, obecnie są palarnia i sklep z kawą, sklep internetowy oraz serwis. Od niedawna miłośnicy tego napoju mają do dyspozycji prawdziwą gratkę – w Bielsku-Białej powstał sklep stacjonarny z minikawiarnią We Coffee, w której można pokosztować kawy, o jakiej dotąd marzyliście. Wszystko za sprawą zakochanego w kawie młodego małżeństwa, które nawet w podróż poślubną wybrało się do… palarni kawy. Z Patrycją i Kamilem Kuczmarz rozmawia Anita Szymańska
Coffee Shop / Serwis ul. 11 Listopada 27 Bielsko-Biała www.we-coffee.pl Facebook: WeCoffee Palarnia Kawy
Pierwsze pytanie samo ciśnie się na usta: skąd pomysł na kawę? Kamil Kuczmarz: Chęć poznawania smaków i duże zainteresowanie tematem kawy. Nasza przygoda rozpoczęła się pod koniec 2012 roku, kiedy to podjęliśmy z Patrycją decyzję o otwarciu pierwszej kawiarni w Goczałkowicach-Zdroju. Cały czas jesteśmy ludźmi, którzy poszukują i kreują. Kawa wymaga ciągłego rozwoju, a my staramy się. aby nasze ziarna smakowały jak najlepiej. Patrycja Kuczmarz: Zdarzało się często, że Kamil wracał o czwartej nad ranem (śmiech). Kamil Kuczmarz: No właśnie, te poszukiwania często trwały do
60
późnych godzin nocnych, gdy w gronie przyjaciół dyskutowaliśmy, snuliśmy pomysły, testowaliśmy. Z naszych głów musiały odparować te wszystkie kawowe myśli. To oczywiście skończyło się z chwilą otworzenia naszego We Coffee Shopu. Patrycja Kuczmarz: Od samego początku, gdy jesteśmy razem, była z nami idea związania się z branżą kawową. Urządzaliśmy mieszkanie i jednocześnie tworzyliśmy kawiarnię. Potem doszedł pomysł samodzielnego palenia kawy. Mąż stwierdził, że chciałby te wszystkie smaki świata sam tworzyć. Równolegle z przygotowaniami do ślubu i wesela rozpoczęła się przygoda z palarnią. Kamil Kuczmarz: Wszystko w zasadzie potoczyło się szybko, tak
Sklep, mini kawiarnia, serwis... wszystko otulone aromatem najlepszej kawy. Foto: Marcin Gilarski
równolegle dwie ważne dla nas sprawy. Mamy rewelacyjną ekipę i tworzymy świetny zespół. Oprócz Patrycji i mnie są Wojtek, zajmujący się głównie częścią serwisową, oraz Maciek, który wspólnie ze mną pilnuje procesów palenia kawy i jest nie lada utalentowanym baristą. Jak wygląda proces wypalania kawy? Gdzie kupuje się kawę do tego celu? W jakiej formie? Kamil Kuczmarz: Proces palenia kawy jest procesem niezwykle ciekawym, jest rzemiosłem. W jego trakcie zachodzi wiele zmian chemicznych, które kolejno budują smak znajdujący się w filiżance. Naszym zadaniem jest odpowiednie przeanalizowanie i dobranie parametrów w taki sposób, aby kawa była jak najlepsza. Konfiguracji jest bardzo wiele, a my należymy do osób, które ciągle próbują, testują i piją dużo kawy, (śmiech) dlatego pracy mamy wiele. Skąd pochodzą ziarna? Kamil Kuczmarz: Mamy swoje sprawdzone kawowe źródła. Nasza oferta nie jest bardzo rozbudowana, ale chcieliśmy, aby każdy znalazł w niej coś dla siebie. Podzieliliśmy ją na dwie części. Pierwsza z nich to ziarna tak zwane „klasyczne”, które w większości są dostępne przez cały rok. Jest to 12-13 pozycji z Ameryki Południowej i Środkowej, Afryki oraz Azji. Druga część oferty to ziarna „sezonowe”, najczęściej segmentu premium lub speciality, które mocno u nas rotują. Zazwyczaj mamy ich około 7-8 i najczęściej one lądują na młynkach w naszym We Coffee Shopie. Dzięki ofercie stało-rotacyjnej część ziaren możemy przygotowywać regularnie, a jednocześnie chętnym próbowania nowych smaków z pewnością się nie znudzimy. Do kogo trafiają wasze kawy? Do odbiorców indywidualnych, a może restauracji i hurtowników?
Kamil Kuczmarz: Nasze kawy trafiają do odbiorców nie tylko ceniących wyjątkowy smak. Trafiają do odbiorców, dla których ważne są relacje i wysoki poziom współpracy. Działamy z firmami, które stanowią naprawdę rozpoznawalne marki na bielskim rynku. Fantastyczne jest to, że w ciągu trzech lat nikt od nas nie odszedł. Kawy dostarczane są klientom prowadzącym przedsiębiorstwa o charakterze gastronomicznym, ale nie tylko. Mamy wiele firm o charakterze biurowym, które z powodzeniem w pełni obsługujemy. Dla naszych gości i klientów indywidualnych powstało właśnie to miejsce przy ulicy 11 Listopada 27. Co wpływa na smak kawy? Kamil Kuczmarz: To suma naszych starań, dobrania odpowiednich parametrów i całej naszej pasji, którą wkładamy w to, co robimy. Inaczej wypalana jest kawa do metod przelewowych, inaczej do ekspresów ciśnieniowych, wszystko zależnie od indywidualnych preferencji klientów. W obliczu tych wszystkich zmiennych staramy się, aby nasze ziarenka były jak najbardziej powtarzalne. Pamiętać również trzeba, że każda kawa znajdująca się w naszej ofercie pochodzi z innego miejsca, dlatego też jej smak będzie inny. Patrycja Kuczmarz: Osoby, które wcześniej o nas nie słyszały, po przekroczeniu naszych progów i spróbowaniu kawy są absolutnie oczarowane i zaskoczone. Kamil Kuczmarz: Zapewne dzieje się tak, ponieważ mocno eksperymentujemy. Kawy w młynkach zmieniają się bardzo często. Dysponujemy również wyjątkowym sprzętem. Ekspres ze stajni La Marzocco został zbudowany na nasze indywidualne zamówienie i jest to jedyna tego typu konstrukcja w Polsce. Dlaczego ten ekspres, oprócz wyglądu, jest taki wyjątkowy? Kamil Kuczmarz: La Marzocco buduje swoje maszyny z dbałością
61
KULINARIA
klienta: jak parzy, co lubi, jakie smaki, czy mocne, czy łagodne. Staramy się tak dobrać ziarna, aby po zaparzeniu w domu kawa smakowała jak najlepiej. Zachęcamy do eksperymentowania, bo do smaków można się szybko przyzwyczaić. Swego rodzaju boom przeżywają wszelkiego rodzaju alternatywne metody parzenia kawy. Jest cała gama ciekawych urządzeń, które świetnie spełniają tę rolę. Bazując na swoich doświadczeniach, staramy się doradzać swoim gościom i klientom. Dzięki nim mamy pracę i satysfakcję, a każdy może próbować stworzyć kawę na miarę swoich oczekiwań. Nie jesteście długo na rynku, ale już wspieracie bielskie inicjatywy. Patrycja Kuczmarz: Jak najbardziej. Bez wątpienia taką inicjatywą są Kuloodporni, których w Bielsku-Białej znają wszyscy. Współpracujemy również z Bielską Ligą Koszykówki, która jest najstarszą amatorską ligą sportową w kraju. Cyklicznie pojawiamy się na zawodach jeździeckich organizowanych przez Klub Jazdy Konnej Romico w Żywcu. Bardzo chcemy wspierać fajne lokalne inicjatywy, bo to dodaje nam skrzydeł. Cieszy nas, że aromat naszej kawy wpływa na atmosferę tych ciekawych wydarzeń.
We Coffee to firma rodzinno-przyjacielska. Na zdęciu Patrycja, Kamil i Wojtek. Foto: Marcin Gilarski
o każdy szczegół i z najwyższej jakości materiałów. Nasz ekspres jest ekspresem z dwoma bojlerami. Bojlerem kawy steruje elektroniczny panel, dzięki któremu możemy zaprogramować pożądaną temperaturę, mającą oczywiście wpływ na smak. Technologia i konstrukcja daje nam olbrzymią stabilność temperatury. Co ciekawe, sprzęt w kontekście obsługi jest manualny, robiąc kawę, nie korzystamy z żadnych programów. My decydujemy o finalnym naparze, który znajdzie się w filiżance. Co jest na kawowym topie? Kamil Kuczmarz: Smakosze zaglądają do nas, szukając nowości i ciekawostek. Zawsze dla nich coś mamy. Sami dobieramy receptury, testujemy. Do klienta nie trafia nic, co nam nie smakuje. Macie ambicje dawania lepszej jakości kawy niż ta dostępna w sieciach handlowych? Patrycja Kuczmarz: Bez wątpienia. Nasz produkt jest produktem rzemieślniczym. Kawa jest świeżo palona i w sieciach handlowych o produkt podobnej jakości może być trudno. W zasadzie gdyby komuś dać do powąchania lub posmakowania kilka kaw z półki sklepowej, nie poczułby większej różnicy. Najczęściej są to ciemniejsze, goryczkowe wypały. Nasze kawy mają swoje indywidualne zapachy – słodsze, orzechowe lub odrobinę owocowe, a nie są to kawy aromatyzowane!
We Coffee – kultowe miejsce na mapie Bielska-Białej…? Kamil Kuczmarz: Chyba za wcześnie o tym mówić, ale będziemy się starać, aby to miejsce właśnie takim było. Mikrokawiarnia z kilkoma miejscami, pierwszy w Polsce oryginalny ekspres, sklep, serwis, kawa z własnej palarni podawana stacjonarnie i na wynos. Ożywiamy nieco wymarłą ulicę 11 Listopada, która jest bliska sercu bielszczan. Nasz sklep powoli zaczyna ściągać coraz większą liczbę sympatyków kawy. Przyszłość zawsze niesie jakieś znaki zapytania, ale to właśnie Bielsko-Biała jest cudowne i tutaj chcemy budować i rozwijać swój kawowy koncept.
Czy jeśli ktoś szuka swojego smaku kawy, to jesteście w stanie go dla niego przygotować?
Artykuł sponsorowany
Kamil Kuczmarz: To jest ta piękna strona naszej pracy, możemy tworzyć oryginalne smaki dopasowane do indywidualnych upodobań. Jak stworzyć kawę szytą na miarę? Patrycja Kuczmarz: Ważne jest, aby dowiedzieć się, jakie są zwyczaje kawowe
Działania zawsze z uśmiechem. Na zdjęciu Maciek. Foto: Alicja Młyniuk / BO STUDIO
62
QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl
Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:
63
REKLAMA
Zeskanuj kod i kliknij
Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER
CZTERY PORY ROKU Z FILIŻANKĄ
Kot uwierzył w poniedziałek DZWONI BUDZIK. ZNACIE UCZUCIE, KTÓRE WYWOŁUJE? NIE MOŻNA PORÓWNAĆ GO Z NICZYM INNYM. NAWET JEŚLI IMITUJE RELAKSUJĄCE DŹWIĘKI NATURY – ZAWSZE BRZMI TAK SAMO PRZERAŹLIWIE. NAJGORZEJ, KIEDY SŁYSZY SIĘ GO W PONIEDZIAŁEK. Tekst: Angelika Wiciejowska
Od tego, w jaki sposób wstaniesz z łóżka, zależy początek Twojego dnia! Przynajmniej tak twierdzą psycholodzy. Dlatego dziś rano postanowiłam zrobić wszystko jak należy. Obudziłam się, przeciągnęłam, uśmiechnęłam – wszystko szło idealnie. Postawiłam prawą nogę na dywanie, później lewą i… Zaraz, zaraz! Prawą i lewą? Czy nie lewą i prawą? No tak, oczywiście! Pomyliłam nogi. Jak można w poniedziałek wstać lewą nogą? Dlaczego już na początku odebrałam sobie szansę na znośny początek tygodnia? To się nie może udać, trzeba zostać w łóżku. Wzięłam trzy głębokie oddechy i przemyślałam sprawę. Uświadomiłam sobie, że to jest nie tylko zwykły poniedziałek, ale i dzień, w którym miałam zmienić swoje życie. Od zeszłego tygodnia próbowałam przejść na dietę, bezskutecznie. W zeszły poniedziałek zaspałam do pracy, nerwowa atmosfera odebrała mi siły na cokolwiek. We wtorek nie udało mi się dokończyć zlecenia, więc wieczorem zajadałam stres czekoladkami. W środę Kaśka miała urodziny, więc nie wypadało nagle przerzucić się na sałatę, przecież byłoby jej przykro, prawda? Swoją drogą, jak ona to robi – każdego dnia przemyka przez biuro z kubkiem pachnącej owsianki. Kiedy znajduje na wszystko czas? Mówiła o jakiejś F I T M A N I I , ale nie miałam czasu zainteresować się tematem. Może innym razem? W czwartek postanowiłam ostro wziąć się za siebie i pić tylko wodę mineralną. Udało się! Wieczorem poszłam spać głodna, lecz dumna z siebie. Kiedy obudziłam się w piątek rano, zorientowałam się, że lodówka jest pusta. Kiedy wróciłam do sypialni, zobaczyłam koło łóżka papierki po cukierkach, a na stoliku nocnym kawałek niedojedzonej kanapki. Chyba lunatykowałam! Kot spojrzał na mnie z politowaniem, miał taki wyraz pyszczka, jakby doskonale wiedział, co zaszło. Zrobiło mi się głupio, dowody były jednoznaczne. Jestem gruba, a będę coraz grubsza, jeśli nic z tym nie zrobię. Teraz, zimą, mogę próbować ukryć wałeczki tłuszczu pod obszernymi swetrami, ale co zrobię latem? Przypomniałam sobie Kaśkę i jej nienaganną figurę. Co ona robi, że tak wygląda? Wyszukałam w internecie tę F I T M A N I Ę i zamówiłam kilka produktów. Odetchnę-
64
łam głęboko. Był piątek, weekendu początek. W piątki nikt diety nie zaczyna. Postanowiłam więc, że od soboty będę chodzić na treningi. Obudziłam się rano, padało i było zimno, więc nie mogłam biegać. „Siła wyższa, niebo daje ci znaki” – tłumaczyłam sobie. Wieczorem dopadły mnie wyrzuty sumienia. Znowu nic nie zrobiłam dla dobrej formy na lato. Włączyłam laptopa i trening z Chodakowską. Ćwiczyłam, ćwiczyłam, ćwiczyłam. Przysiad, podskok, wymach i znowu przysiad, podskok, wymach… Kiedy pot spływał mi już po całym ciele, a każdy mięsień zdawał się wołać o pomoc, bezwładnie opadłam na podłogę. Wystarczy! Przecież za pierwszym razem nie można się forsować. Nagle usłyszałam sympatyczny głos trenerki: „Brawo, jesteś świetna! Dałaś radę!”. Uśmiechnęłam się. Już miałam iść do kuchni po kostkę czekolady w nagrodę za wyczerpujący trening, gdy ten sam głos oznajmił.: „Brawo! To koniec rozgrzewki! Teraz przejdźmy do spalania!”. O mało nie zemdlałam. Ta droga przez mękę to dopiero rozgrzewka?! O nie, tego już za wiele. Na kolanach doczołgałam się do zamrażarki i wyjęłam lody waniliowe. Najpierw przyłożyłam je do rozpalonego czoła, później zjadłam trochę. No dobrze, całe opakowanie. I tak minęła sobota. W niedzielę, podnosząc się z łóżka, zrobiłam jeden brzuszek. Wtedy przypomniałam sobie słowa trenerki: „Nie ilość, ale systematyczność, dziewczyny!”. Mogę więc uznać trening za zakończony. Poza tym dzień święty trzeba święcić – dobrym niedzielnym obiadkiem i ciastkiem do kawy, nie ma innej opcji. I tak znów mamy poniedziałek, a ja wstałam lewą nogą. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi, kurier przywiózł paczkę. Moja F I T M A N IA ! Dobrze, zobaczymy, czym zachwycają się dziewczyny. Najpierw zalałam wodą smoothie z saszetki. Ku mojemu zdziwieniu było przepyszne! Później przyszedł czas na łyżeczkę porzeczkowego błonnika. Słyszałam, że działa cuda, ale nie mogłam się przemóc ze smakiem. Ten był naprawdę niezły. Na koniec zalałam owsiankę. Zapach pysznego śniadania rozszedł się po całym mieszkaniu „To będzie dobry poniedziałek z F I T M A N IĄ” – pomyślałam. I wygląda na to, że znalazłam swój sposób na pyszne odchudzanie. O tak – lato moje. Nadchodzę!
REKLAMA
65
Śląskie poza miastem
Słodkości na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki” Tekst: Marta Grygny Zdjęcia: www.slaskiesmaki.pl, arch. ŚOT, arch. UMWSL
Wielkimi krokami zbliża się Dzień Kobiet, a kobieta to już słodycz sama w sobie! Nie oznacza to jednak, że w tym dniu trzeba unikać dodatkowej porcji cukru. Wręcz przeciwnie – warto wybrać się do jednego z lokali Szlaku Kulinarnego „Śląskie Smaki”, by skosztować tradycyjnych deserów. Można potem odtworzyć wyjątkowe smaki w domu – dokładnie tak, jak zrobiliśmy w tym roku. Tort Sachera
TORT SACHERA Legenda tortu Sachera ma w województwie śląskim, a zwłaszcza na Śląsku Cieszyńskim, wyjątkowy wymiar. Podobno w 1832 roku pod nieobecność szefa kuchni młodszy kucharz Franz Sacher na dworze księcia Metternicha otrzymał zadanie stworzenia nowego deseru dla księcia i jego wymagających gości. Opracował wówczas przepis na tort czekoladowy przekładany marmoladą morelową i oblewany polewą czekoladową, który po dziś dzień określany jest przez wielu mianem „króla deserów”. I choć oryginalny przepis trzymany był w tajemnicy, od samego początku istniały jego cieszyńskie kopie. A mimo to jedynym lokalem serwującym go na szlaku jest Restauracja Zacisze z Pszczyny.
i wanilię. Do masy czekoladowej dodawać stopniowo ubitą na sztywno pianę, delikatnie mieszając. Dodać przesianą mąkę i całość mieszać do uzyskania jednolitej konsystencji. Ciasto wlać do dwóch tortownic (o średnicy 20 cm) wyłożonych natłuszczonym papierem pergaminowym. Piec w temp. 180 °C około 45 minut (aż patyczek wbity w ciasto wyjdzie suchy).
Tort Sachera (ze zbioru przepisów rodziny Trojków) Składniki: Tort: 125 g mąki tortowej, 140 g cukru pudru, 200 g gorzkiej czekolady, 125 g masła, 10 jajek, wanilia, sól, konfitura morelowa do przełożenia tortu, polewa czekoladowa
KOPA ORNONTOWICKA Kopa ornontowicka pochodzi wprost z pałacu należącego niegdyś do śląskich przemysłowców – Hegensheidtów z Ornontowic. To obok tortu Sachera jedno z najbardziej odświętnych dań tradycyjnej kuchni województwa śląskiego. Pyszny, śmietankowy krem w połączeniu z kokosem, migdałami i ananasem niedostępny był – ze względu na swoją ekskluzywność – dla miejscowej ludności aż do lat 60. XX wieku. Od tamtego momentu na Górnym Śląsku to deser idealny na wyjątkowe okazje.
Konfitura morelowa: 500 g moreli, 750 g cukru Polewa czekoladowa: 150 g czekolady, 190 g cukru pudru, 250 ml śmietanki 30-36% 1 jajko, wanilia Opis przygotowania Tort: Gorzką czekoladę roztopić w kąpieli wodnej. Stopić masło. Ubić lekko 8 żółtek i zmieszać z masłem i czekoladą na jednolitą masę. Ubić 10 białek: dodać odrobinę soli, a pod koniec ubijania cukier
66
Konfitura morelowa: Dojrzałe, niezbyt miękkie morele nakłuć głęboko drewnianą szpilką, wrzucić do zimnej wody, postawić na wolnym ogniu i trzymać, aż dobrze zmiękną. Z cukru i 1,5 szklanki wody zrobić syrop, a gdy zacznie wrzeć, wrzucić do niego osączone morele, potrzymać chwilę na ogniu, zestawić na 5 minut. Dosmażyć na drugi dzień: gdy morele staną się przejrzyste, a sok w miarę gęsty − odstawić.
Na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki” tradycyjnej kopy skosztować można w Cukierni Cichoń w Ornontowicach. To mała, nastrojowa kawiarenka idealna na udaną randkę lub spotkanie w damskim gronie. Kopa ornontowicka Składniki: Placki kokosowe: 6 białek, 12 dużych łyżek cukru, 400 g wiórków kokosowych
SZPAJZA KREM CYTRYNOWY Szpajzę wymyślił Pearle B. Wait, który połączył żelatynę z herbatą owocową. Uzyskał tym samym ciekawy deser, który Ślązacy udoskonalili, zamieniając herbatę na soki owocowe domowej roboty. W zależności od regionu występowały różne odmiany i smaki szpajzy. Oprócz cytrynowej często podaje się również malinową, wiśniową czy agrestową. W języku polskim szpajza oznacza po prostu leguminę. Można podawać ją z ubitą śmietaną lub – w wersji nieco nowocześniejszej – z ubitym mlekiem utrwalonym lecytyną. „Śląskie Smaki” zaskakują liczbą smaków szpajzy. W Restauracji Pod Prosiakiem w Tychach można spróbować szpajzy czekoladowej, a szpajzę cytrynowo-malinową dostać można w Restauracji Hotelu Villa Verde Congress & SPA w Zawierciu.
Krem: 200 g masła, 2 jajka, 4 łyżki cukru, 200-250 ml słodkiej śmietany 30-36% Ponadto: 100 g rodzynek, 100 g migdałów, 1 puszka ananasa w plastrach 200 g spirytusu, gorzka czekolada Opis przygotowania Placki kokosowe: Białka z cukrem ubić na sztywną pianę w kąpieli wodnej. Do ubitych białek dodać wiórki kokosowe, ciągle mieszając. Następnie formować placki różnej wielkości, (tak aby można było uformować kopiec) na formie wyłożonej papierem i piec w piekarniku nagrzanym do 180 °C.
Szpajza krem cytrynowy Składniki (na 10 porcji po 100 g): 9 jaj, 2 cytryny, 130 g cukru pudru, 1 cukier waniliowy, 20 g żelatyny Opis przygotowania: Żelatynę namoczyć w zimnej przegotowanej wodzie i rozpuścić w kąpieli wodnej, dodając łyżkę wrzącej wody. Cytryny umyć, sparzyć, osuszyć. Otrzeć skórkę, a sok wycisnąć. Żółtka utrzeć z cukrem pudrem i cukrem waniliowym do białości, dodając skórkę cytryny i po łyżce soku z cytryn. Z dobrze schłodzonych białek ubić sztywną pianę. Do żółtek dodawać partiami ubite białka i żelatynę, lekko zamieszać. Gotowy krem wlać do salaterek i wstawić do lodówki.
Bakalie: Ananasa pokroić w paski, rodzynki sparzyć wodą, odcedzić i po ostudzeniu namoczyć w zalewie spirytusowej i zostawić na noc. Migdały sparzyć, obrać ze skórki i pokroić w paseczki. Krem: Masło zmiksować lub utrzeć na puszystą masę, oddzielnie ubić jajka z cukrem. Ubite jajka wlewać powoli cienką strużką do masła, cały czas mieszając, dodać spirytusu. Bakalie wymieszać z kremem. Placki kokosowe nasączyć sokiem z ananasa i przełożyć kremem w kolejności od największego do najmniejszego. Ubić śmietanę na sztywno i oblać nim kopiec z placków. Udekorować ananasem i posypać startą gorzką czekoladą. Tradycja kuchni województwa śląskiego mówi o jeszcze inne kopie – kopie pszczyńskiej. Ten charakterystyczny dla okolic Pszczyny deser to połączenie bakalii i owoców nasączonych spirytusem z bitą śmietaną. Kopę pszczyńską spod rączki Remigiusza Rączki skosztować można – obok sernika księżnej Heleny – w Warowni Pszczyńskich Rycerzy w Pszczynie oraz w Restauracji Zacisze (również w Pszczynie).
Szpajza krem cytrynowy
Na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki” zjeść można także inne wyjątkowe słodkości. Restauracja Frykówka w Pszczynie serwuje Sekret księżnej Daisy – parfait z chałwy, w Karczmie Rogatej w Bielsku-Białej podają niezwykłe lody malinowe z domowej zagrody przyrządzone według starych receptur, gruszki w gorącym sosie malinowym dostać można w Restauracji Dwór Bismarcka w Mysłowicach, a jabłko pieczone z żurawiną to specjalny deser Zajazdu Hetman w Kroczycach.
WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE W INTERNECIE: Portal informacji turystycznej województwa śląskiego: www.slaskie.travel Szlak Kulinarny Śląskie Smaki: www.slaskiesmaki.pl Szlak Orlich Gniazd: www.orlegniazda.pl Szlak Zabytków Techniki: www.zabytkitechniki.pl Portal Jury Krakowsko-Częstochowskiej: www.jura.travel
67
Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną i www.slaskie.travel
Kopa ornontowicka
SPORT
TECHNIKA w służbie sportu W rywalizacji sportowej liczy się każdy szczegół. Najmniejsze detale mogą zdecydować o zwycięstwie lub porażce. Minimalnie niecelny strzał, po którym piłka, zamiast wpaść do bramki, odbija się od słupka, może zmienić losy meczu i całych rozgrywek. Spóźniona o sekundę reakcja jednego zawodnika może otworzyć rywalom drogę do bramki i końcowego zwycięstwa. Gdy przeciwnik okaże się szybszy, łatwiej będzie mu przedostać się pod bramkę i zaliczyć decydujące trafienie. tekst: Marcin Zarębski, foto: Jakub Ziemianin
Profesjonalni sportowcy każdego dnia trenują, wykonując setki powtórzeń strzałów, podań, biegów. Uczą się zachowań kolegów z drużyny, by później bez zastanowienia znaleźć ich podaniem, pracują nad siłą, skocznością i wydolnością, by z takim samym zaangażowaniem grać zarówno w pierwszej, jak i w ostatniej minucie meczu. Sztab trenerów dobiera odpowiednie zestawy ćwiczeń, zawodnicy pilnują diety, pracują nad motywacją i odpowiednim nastawieniem mentalnym. Wszystko po to, by wydobyć maksimum swoich możliwości i w kluczowym momencie strzelić dokładniej, skoczyć wyżej niż przeciwnik, dobiec do piłki jako pierwszy, zareagować ułamek sekundy prędzej i zdobyć przewagę nad rywalem Te detale, dziesiątki parametrów, które następnie przekładają się na postawę na boisku, można zmierzyć. Na całym świecie z pomocą trenerom i sportowcom przychodzą wynalazki techniki, które liczą, analizują i oceniają wyniki sportowe. Od niedawna z innowacyjnego systemu do analizy ruchu zawodników korzysta Podbeskidzie Bielsko-Biała. – Na rynku jest
68
wiele produktów, które służą do tego celu – mówi Andrzej Rybarski, dyrektor sportowy Podbeskidzia. – Staraliśmy się wybrać ten, który spełni nasze oczekiwania w zakresie funkcjonalności, ale zarazem będzie konkurencyjny w stosunku do pozostałych produktów pod względem finansowym. Rozwiązanie powstało niespodziewanie blisko – w Katowicach stworzono Ludmo, system uznany za śląski start-up 2017 roku. Jego twórcy wyszli z założenia, że kluby piłkarskie na każdym poziomie chcą się rozwijać, a często ograniczeniem są możliwości finansowe. – Dlatego znaleźliśmy sposób na zdobycie tego samego narzędzia, jakie oferują firmy z Irlandii czy Australii, bo stamtąd są najwięksi potentaci na tym rynku, ale za zdecydowanie niższą cenę. Zamiast drogiego czujnika GPS wykorzystujemy telefony, w nich są zainstalowane dokładnie takie same czujniki, a różnica polega wyłącznie na obudowie – mówi Krystian Duława, współzałożyciel i prezes spółki.
Telefon fabrycznie wyposażony w czujnik GPS zawodnik umieszcza w kieszeni w specjalnie uszytej kamizelce, w ten sposób, aby urządzenie znalazło się pomiędzy łopatkami. Czujnik rejestruje ruch podczas treningu, przesyła dane na serwer i przygotowuje oczekiwane przez trenera zestawienia. Raporty mogą obejmować dane jednego zawodnika, porównanie jego osiągnięć z poprzednimi badaniami, ale również może zestawić wyniki dwóch graczy, istnieje też moduł porównujący wyniki całej drużyny. Trener po zalogowaniu się na odpowiednią platformę ma dostęp do całości raportów, które może dowolnie konfigurować. Co trenerowi mogą powiedzieć wyniki badań? – Przez cały ubiegły rok przeprowadzaliśmy testy, podczas których współpracowaliśmy z blisko setką klubów – mówi Krystian Duława. – Wyciągnęliśmy z tych testów zestaw danych najpotrzebniejszych w pracy trenerów, tak żeby najważniejsze informacje były łatwo dostępne, przystępne w analizie przez trenerów. Możemy zrobić nawet ponad 200 raportów, ze stosunkiem szybkości zawodnika do długości jego stopy włącznie, ale pytanie, czy to cokolwiek da, czy to pozwoli poprawić jakość treningu. Oczywiście, że nie. Wiemy też, że nie każdy klub ma osobę delegowaną do opracowania statystyk, są kluby, w których tę pracę wykonywał będzie trener, i chcemy też oszczędzić jego czas, dlatego podczas testów ustaliliśmy z nimi szereg najważniejszych informacji. W Podbeskidziu odpowiedzialny za obsługę systemu jest Szymon Gieroba, trener przygotowania motorycznego: – Zaczęliśmy niedawno, jesteśmy w stałym kontakcie z autorami systemu i przekazujemy sobie wspólne wnioski, jak poprawić produkt. Już wkrótce zostanie on bardziej rozbudowany i ulepszony – mówi. – Na dziś otrzymujemy raport drużynowy, a w nim uśrednione wyniki z jednostki treningowej, czyli średnią prędkość, średni
dystans w całości oraz średni dystans pokonany w sprincie. Oprócz tego mamy podgląd na indywidualne wyniki każdego zawodnika: ile przebiegł kilometrów, jaką osiągnął prędkość maksymalną, jaka była średnia prędkość i jaki dystans pokonany został w sprincie. Aktualnie zespół Podbeskidzia przygotowuje się do rundy wiosennej. Jest to czas, w którym badanie kondycji zawodników jest szczególnie istotne. Praca wykonana podczas okresu przygotowawczego będzie przynosiła efekty w meczach ligowych przez najbliższe kilka miesięcy: – W tym okresie ważne jest obserwowanie postępów każdego zawodnika, system rejestruje jego wyniki i daje możliwość porównania zmian zachodzących na przestrzeni wybranego odcinka czasu – tłumaczy Szymon Gieroba i dodaje: – Po każdym treningu możemy sprawdzić, czy zrealizowane zostały na zajęciach założenia taktyczne, ale też możemy dokonać segmentacji poszczególnych ćwiczeń w wybranej jednostce treningowej. To z kolei daje nam możliwość obserwacji poziomu obciążenia na każdym ćwiczeniu i w razie gdy wysokie obciążenia nakładają się na siebie, to możemy tak skonfigurować trening, aby uniknąć przetrenowania, które powoduje największe ryzyko kontuzji mięśniowych. Technika wkracza coraz śmielej w świat sportu, jest już jego nieodłączną częścią. Czy możliwe jest, że skład drużyny na mecz w przyszłości będzie wybierał program komputerowy? – Na ten moment system Ludmo może trenerom w tym pomóc poprzez porównanie zawodników występujących na tej samej pozycji. W porównaniu wyraźnie można zobaczyć, który biegał więcej, szybciej, ale nie daje to jeszcze obrazu umiejętności stricte piłkarskich i efektywności wynikającej z ruchu zawodnika. Do tego, aby komputer wybierał skład, jeszcze daleka droga, ale wskazówki podane przez system mogą być pomocne – kończy trener Gieroba.
69
ARCHITEKTURA & DESIGN
WYDOBYWCY SZLACHETNOŚCI WĘGLA
Ta biżuteria to niezwykła gratka dla wielbicieli dobrego dizajnu – węgiel częściowo jest obrabiany, zawsze jednak pozostaje jego naturalna struktura
Tekst: Justyna Weronika Łabądź, zdjęcia: Radosław Kaźmierczak Justyna Weronika Łabądź – pracownik Galerii Bielskiej BWA, miłośniczka dobrego wzornictwa, doktorantka Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
70
Węgiel. Czarne złoto Śląska. To właśnie ten surowiec, leżący głęboko pod ziemią, z trudem wydobywany przez górników, stał się jednym z materiałów, który pracownia bro.Kat, jako jedna z pierwszych, wzięła na swój warsztat projektowy. Ale to nie wszystko, co ten kreatywny zespół projektantów może zaproponować wielbicielom dobrego dizajnu…
71
ARCHITEKTURA & DESIGN
Studio Bro.Kat w projektowaniu wnętrz chętnie łączy style i konwencje
B
ro.Kat – studio projektowe założone przez Romę Skuzę i Bognę Polańską powstało w 2010 roku. Jednak ich znajomość i pierwsze wspólne pomysły były realizowane już znacznie wcześniej. Roma i Bogna, choć brzmi to niewiarygodnie, poznały się już jako małe dziewczynki. Chodziły razem do klas w podstawówce i liceum. Co więcej, wybrały ten sam kierunek studiów – architekturę na Politechnice Śląskiej i wspólnie studiowały przez kilka lat, uczęszczając nawet do tej samej grupy. To niebywałe, że taka przyjaźń może przerodzić się we wspólną firmę, którą założyły kilka lat temu. Nazwa studia nawiązuje do pierwszych liter imion jego założycielek, ale też do miasta Katowice, w którym mieszkają i działają. Ten kombinat z kolei odwołuje się również bezpośrednio do brokatu – materiału mieniącego się, kuszącego swoją ozdobnością, tak jak może robić to węgiel. Bogna i Roma, widząc na rynku niszę w postaci braku ciekawych, dobrze zaprojektowanych podarunków, które odwoływałyby się do śląskiego regionu, postanowiły stworzyć coś, co wypełniłoby tę lukę. Wybór padł nieprzypadkowo na węgiel, nazywany czarnym złotem Śląska. Projektantki zauważyły, że niegdyś było to bogactwo regionu, jednak dzisiaj, w związku ze zmniejszaniem się jego roli jako paliwa kopalnego, surowiec ten może zyskać drugie życie poprzez nadanie mu nowych funkcji. W taki sposób powstała kolekcja Hochglance, co po śląsku oznacza „na wysoki połysk”. To nic innego jak zestawy biżuterii: pierścionków, wisiorków, kolczyków, w których surowość czarnego węgla została połączona ze szlachetnością i połyskliwością srebra. „Węgiel jest specyficznym materiałem w obróbce. Unosi się czarny pył, który pokrywa wszystko dookoła, dlatego nie obrabiany go w naszej pracowni. Popełniłyśmy ten błąd na samym początku swojej przygody z węglem, co spowodowało, że zabrudziłyśmy całą kamienicę czarnym kurzem. Można sobie wyobrazić, ile potem było sprzątania. Każdy, kto chce poeksperymentować z węglem, powinien przeznaczyć do tego osobne zamknięte pomieszczenie. Sam materiał jest dość kruchy i należy obchodzić się z nim z szacunkiem. Dużo również zależy od jego
72
Roma Skuza i Bogna Polańska
struktury. Węgiel ma też różną kolorystykę i fakturę. Czasami jest głęboką czernią z połyskiem, a innym razem matowym grafitem. To daje nam dużo możliwości w tworzeniu niepowtarzalnych modeli” – tak o swojej pracy nad obróbką węgla opowiadają projektantki. Aktualnie w swojej ofercie mają cztery kolekcje: Klasyczną, Figury możliwe, 360stopni i Kąty proste. Ta biżuteria to niezwykła gratka dla wielbicieli dobrego dizajnu – węgiel częściowo jest obrabiany, zawsze jednak pozostaje jego naturalna struktura, która sprawia, że nie można go pomylić z jakimś innym kamieniem albo plastikiem. To kolorystyczne zestawienie i połączenie z mieniącym się, gładkim srebrem pogłębia szlachetność tego wykonania. Bro.Kat nie opiera jednak swojej działalności projektowej tylko na surowcu węglowym. W swojej ofercie mają również doniczki z serii Grincojg (ze śląskiego „jarzyny”), z charakterystycznymi, industrialnymi pejzażami wyciętymi w czarnej blasze, którymi w dość przewrotny sposób nawiązują do lansowanego w Katowicach określenia „miasto-ogród”. Inną, równie ciekawą realizacją jest śląska torba – Schwarztasia, która swoim wykonaniem przypominającym raster węgla i samym „bryłkowatym” kształtem znów odwołuje się do śląskiej, industrialnej symboliki. O tych inspiracjach mówią: „Czujemy silną więź ze Śląskiem, można by rzec, że jesteśmy już troszkę «przyrośnięte» do niego. Dlatego też w naturalny sposób związałyśmy swoją przy-
Nie tylko węgiel. Projekt mieszkania
szłość z tym regionem. Śląsk jest tak bogaty w swojej charakterystyce, że nie korzystać w swoich projektach z takich dóbr byłoby trochę szkoda. Nie oznacza to, że nigdzie nie wyjeżdżamy. Wprost przeciwnie, jak tylko mamy okazję, to staramy się podróżować, zwiedzać i czerpać inspiracje, ale zawsze z radością wracamy na Śląsk. Chyba nieśmiało możemy powiedzieć, że jesteśmy patriotkami naszego regionu”. Obecnie zespół bro.Katu tworzą cztery osoby – oprócz wspomnianych „matek założycielek” działają w nim Agnieszka Rozlach i Marcin Czopek. W świecie dizajnu dobrze jest być kojarzonym z konkretnymi realizacjami i swoistymi ikonami, wizytówkami, które dominują charakterem inne powstałe projekty. Dla bro.Katu bez wątpienia jest to śląska ikonografia, w szczególności węgiel i jego charakter. Żeby jednak uciec od zaszufladkowania i rozwijać swoje umiejętności, zespół zajmuje się również projektowaniem wnętrz, a także związany jest z innymi pokrewnymi tej dziedzinie projektami. Na pytanie o wizję swojej przyszłości projektanci odpowiadają: „Chcemy zarówno kontynuować projekty architektoniczne, jak i rozwijać kolekcje produktów. Jeśli chodzi o architekturę – coraz częściej zdarza nam się projektować mniejsze tematy, takie jak wystawy, instalacje. Bardzo nas to cieszy, gdyż wprowadza dużą różnorodność tematów, a każdy z nich to duże wyzwanie, często bardzo inspirujące”. Te projekty architektoniczne to zarówno prywatne mieszkania, wnętrza firm, jak i scenografie oraz instalacje tworzone na czas wielu publicznych wydarzeń czy też imprez o charakterze masowym. Zespół projektantów ma na swoim koncie wiele znaczących nagród. Na pytanie, która z nich jest dla nich szczególnie ważna, odpowiadają: „Cieszymy się z każdej nagrody. Jest to miłe ukoronowanie i docenienie naszej pracy. Takie wyróżnienia dają nam dużo siły i wiary, że to, co robimy, ma sens. Najbliższa naszemu sercu jest nagroda Architektura Roku Województwa Śląskiego, którą otrzymałyśmy w 2012 roku w kategorii Mała Forma za biżuterię z węgla, oraz Architektura Roku Województwa Śląskiego, którą otrzymałyśmy w 2014 w kategorii Młody Twórca”. Przed pracownią bro.Kat na pewno jest jeszcze wiele ciekawych
realizacji i wyjątkowych projektów. Wzmożony rozwój miasta, w którym pracują, przekształcającego się wizerunku Katowic czerpiącego silnie w swojej kulturalnej identyfikacji z przeszłości industrialnej sprawia, że tego typu projekty, które odwołują się do śląskiej symboliki, będą zyskiwały coraz bardziej na popularności. A węgiel bro.Katowy stanie się symbolem szlachetnego, czarnego serca tego regionu i wyjątkowym reprezentantem marki, wartej prezentacji również poza granicami naszego kraju.
Wnętrze kawiarni
73
PARTNERZY 2B STYLE
TU OTRZYMASZ MAGAZYN BIELSKO-BIAŁA Adona Kuchnia Orientalna Apteka Pod Szyndzielnią Apteka Karpacka Babski Raj Bar mleczny „Przecinek” Barometr Coffee & Bar Bar Pierożkowy Karolina BButik w Pasażu pod Orłem Butik LADONNA w Pasażu pod Orłem Butik Lilou w Pasażu pod Orłem Beauty Project Beauty Room Beskid Burger Bar Mleczny Pierożek Beskidzie Centrum Medyczne Bielska Galeria BWA Bistro Jarmużno Bistro Tofu BiT Biuro podróży Atlantis Blekota Mlekota Borsa Walentini Browar Jedynka Bistro Jarmużno BMS Sikora Salon Samochodowy Browar Miejski Restauracja Buon Gusto Centro Butik by o la la …! Butik Miomodo By Dziubeka Cafe Butique Cafe Farma Cafe Maluch Cafe Okno Cafe Oscar Celna 10 Centrum Informacji Turystycznej Ciachomania Cięcie Salon Fryzjerski Cococabana Salon Fryzur Cremino Bakery Cukiernia Dziurka Cukiernia w Cygańskim Lesie Coffee House / PKP Coffee Time Danea Centrum Medyczne Delicato Delicje Dr Ewa – Gabinet medycyny estetycznej Dworek New Restaurant Eco Line Bistro Emili Smart by Studio Paula Estetik Laser Every Outlet Fahrenheit Barcafe Galeria Bielska BWA Galeria Sfera – Info Punkt Galeria Wzgórze Gallo Nero Green Way Bar Wegetariański Herbaciarnia Assam Herok design Honda Salon Samochodowy Hospoda w Białej Hotel Ibis Hotel Papuga Hotel Prezydent Hotel Qubus Hotel Sahara Hotel Vienna Hotel Widok
Instytut Ideallist Impresja Pijalnia czekolady Karczma Rogata Kawiarnia Bazyl Kawiarnia Mucha Kafe Oscar Kawiarnia Pub „Środek” Klinika dr Sirek Klinika Galena Klubokawiarnia Aquarium Kofeina cafe and bar Książnica Beskidzka Księgarnia Klimczok Lunita Restauracja Magnum stek i wino Malachit Day Spa Marakesz SPA Marcela Salon Kosmetyczny Margerita Pizzeria Mały Wiedeń Restauracja McHair MD Fashion ul. Łukowa Mitas design Modema Momo Grill Multicoolty Muzeum Historyczne Mydlarnia u Franciszka Nowy Świat Restauracja Oky Doky Bielsko Parasol Caffe Perfumeria Sinatra Peron Pizzeria Michola Pizzeria Picollo Poliklinika Stomatologiczna „Pod Szyndzielnią” Prestige Sklep Włoski Przychodnia X-Med Pub Dog’s Bollocks Pub Epoka Racketlon Korty Tenisowe Regionalny Ośrodek Kultury Renault Wektor Salon Samochodowy Rodental Plus Ryłko by Agnes&Paul Ryłko Fashion Salon Optyczny Ewa Jasiczek Sfera Wnętrz Sisters butik na ul. 11 Listopada Sklep Biegacza Sklep Papierniczy na Podcieniach Stomatologia Bojda Stomatologia Primadent Stomatologia Tomasz Sypień Studio Mody Anna Drabczyńska Studio Paula body & soul Studio Zdrowia „Santi” SUZET music club Szpilka Słodownia Tkalnia Urody Tofu Bistro Toyota Salon Samochodowy Trendy Hair Fashion Salony We Coffee Palarnia Kawy Zupolandia Żółwik Bubble Tea CIESZYN Bistro Limonka Butik 14m2
74
Cafe Arkady. Cafe Herbowa Cafe Muzeum Galeria 13 Herbaciarnia Laja Informacja Turystyczna Kawiarnia Herbowa Kawiarnia Kornel i Przyjaciele Klubokawiarnia Presso Kino Piast Kornel i Przyjaciele Limonka Burger&Sandwich Mokka Cafe Naleśnikarnia Pepperoni Oky Doky Cieszyn CISIEC Hotel Zacisze JAWORZE Dotyk Piękna Hotel Jawor KOBIERNICE Gospoda Krakowska ŁĘKI Modema KATOWICE Aleje Smaku Ambasada Śledzia Banque Franco-Polonaise Bar a boo Barocco Hair & Body Brasil Moka Cafe Espresso Berendowicz & Kublin Akademia Fryzjerska Bar Wegetariański Złoty Osioł Basiliana Italian Bistro Bobby Burger Bob Klub Cafe Byfyj Nikiszowiec Centrum Informacji Turystycznej Cafe Kattowitz Cukiernia Cafe Restaurant Monopol Chopin Cafe Costa Coffee Couture Milano Exclusive Hair Alfa Parf Duy Cong El Mexicano Fabryka Kurtosza Fabryka Porcelany Fanaberia Galeria Art Nova 2 Galeria Terra Goa Club Grill Pub Proscenium Gryfny Szynk Hostel Rynek 7 Hotel Monopol Hurry Curry Informacja Turystyczna Nikiszowiec Ingis Pub Pizzeria Kartofelnik Kawiarnia Słoneczna Kino Światowid Kluboczajownia Teoria Klubowa Kofeina Bistro Kłos Piekarnia-Ciastkarnia Little Hand and More Long Man Bistro
Len Ante Cuccina Italiana Lorneta z Meduzą Mad Mick Mały Kredens Ministerstwo Śledzia i Wódki Moodro MR. Fox Pub & Resto Muzeum Śląskie Nowy Roździeń Pizzeria Hotel 24 h Prosecco Quchnia Bistro & Grill Restauracja Patio Sakara Sushi Sceneria Sztukafe Szyb Wilson Śląska Organizacja Turystyczna Świeże Soki Teraz i Szklanka Węglokoks Vege Bar Zdrowa Krowa Zimbardo Nikiszowiec Złoty Osioł Złoty Róg MIĘDZYBRODZIE ŻYWIECKIE Górska Szkoła Szybowcowa Żar OŚWIĘCIM Cafe Bergson Miejska Biblioteka Publiczna Optyk Kołder PORĄBKA Ośrodki Zdrowia Polimed TriVita PSZCZYNA Kawiarnia w Stajniach Muzeum Zamek Restauracja Frykówka TYCHY Browar Obywatelski Tychy Huta Paprocka Hotel Piramida Restauracja Tichauer Restauracja Pod Prosiakiem USTROŃ Mokate Pizzeria Melissa Prestige SPA Uzdrowisko Ustroń Uzdrowisko Ustroń SZCZYRK Apartamenty Parkowe Hotel Alpin Hotel Meta WISŁA Rezydencja Pod Ochorowiczówką ŻYWIEC Bistro Rynek 19 Cukiernia Ania DeKaffe Kawiarnia Wiedeńska Galeria Lider Miętówka Cafe
REKLAMA
75
Wyprzedaż Wypr edaż 2017
Sprawdź ofertę na modele Hondy! Kemag Sp.z o.o.
ul. Warszawska 280 43-300 Bielsko Biała tel: 33 496 57 10 wew. 32 e-mail: salon@honda-kemag.pl, www.honda-kemag.pl
REKLAMA
Oferta wyprzedażowa dot. modeli z rocznika 2017.
76