marzec 2015
HOBBY / SPORT / STYL ŻYCIA / GADŻETY
T WÓJ PRY WATNY OBSZAR
ESCAPE ROOM Cela nr 4 czeka na prawdziwych graczy
str. 18-19
Marta Wyczyńska Finalistka Miss Polonia 2014 str. 10-11
Marcin Sendwicki Strongman z Szubina str. 8-9
>>
jazda defensywna Bach i Knietowski radzą jak jeździć inteligentnie
str. 26-27
Powinienem urodzić się wcześniej
DAWID KARTASZEWICZ
marzec 2015
PISZĄ DLA WAS
WYDAWCA: EXPRESS MEDIA Sp. z o.o. Bydgoszcz, ul. Warszawska 13 tel. 52 32 60 733 Prezes Zarządu: dr Tomasz Wojciekiewicz Redaktor Naczelny: Artur Szczepański Dyrektor sprzedaży: Adrian Basa Menedżer produktu: Emilia Iwanciw, tel. 52 32 60 863 e.iwanciw@expressmedia.pl Redaktorka prowadząca: Dominika Kucharska, tel. 52 32 60 703 d.kucharska@expressmedia.pl Teksty: Jan Oleksy j.oleksy@expressmedia.pl Janusz Milanowski j.milanowski@expressmedia.pl Piotr Bednarczyk p.bednarczyk@expressmedia.pl Jarosław Hejenkowski j.hejenkowski@expressmedia.pl Justyna Król j.krol@expressmedia.pl Dominika Kucharska d.kucharska@expressmedia.pl Jakub Elwertowski Robert Karlewski Zdjęcie na okładce: Alicja Grejczyk Projekt: Tomasz Bieńkowski | www.grafit.pro Skład: Tomasz Bieńkowski Dagmara Potocka-Sakwińska Przygotowanie zdjęć do druku: Kamil Mójta Sprzedaż: Bogusława Mańkowska, tel. 607 351 922 b.mankowska@expressmedia.pl Jacek Tokarski, tel. 56 61 18 166 j.tokarski@expressmedia.pl CP J esteś zainteresowany kupnem treści lub zdjęć? Skontaktuj się z naszym handlowcem: Piotr Król, tel. 603 076 449 p.krol@expressmedia.pl
ZNAJDZIESZ NAS NA: www.meska-strefa.com.pl www.facebook.com/MagazynMeskaStrefa
co
w numerze URODZIĆ SIĘ 4 POWINIENEM WCZEŚNIEJ rozmowa z Dawidem Kartaszewiczem
6 STREFA STYLU - TWÓJ TYP 8 TAŃCZĘ ZE SZTANGAMI 10 MARTA WYCZYŃSKA PAN I WŁADCA U LEKARZA 14 15 TO TYLKO OBIETNICA 18 CELA PEŁNA NIESPODZIANEK 22 SKAZANY NA ŻUŻEL 24 CZYM JEST CISZA 26 NIGDY NIE JEDŹ NA ŻYLETKĘ 28 JAKIE TO BYŁO PROSTE 30 DO ROBOTY, KOMANDOSIE!
JAN
DZIENNIKARZ
JANUSZ
DZIENNIKARZ
stylista Robert Karlewski doradza
Marcin Sendwicki - strongman z Szubina
KUBA
FELIETONISTA
finalistka Miss Polonia 2014
suplementy na erekcję działają?
rozmowa z prof. Konradem Misiurą
ROBERT
ST YLISTA
Escape Room - czyli gra w realu
Adrian Miedziński z KS Toruń
EMILIA
PRODUCT MANAGER
rozmowa z toruńskim fotoreporterem, Wojtkiem Szabelskim
Bogusław Bach i Adam Knietowski o zaletach jazdy defensywnej
DOMINIKA
REDAKTORKA
o upadku męskości pisze Jakub Elwertowski
„Męska Strefa” to dodatek do „Expressu Bydgoskiego” i „Nowości - Dziennika Toruńskiego”.
felieton Janusza Milanowskiego
JUSTYNA
DZIENNIKARKA
extrakonkursy / extrakonkursy / extrakonkursy / extrakonkursy
Zabieg
raj g y w
kosmetyczny Wygraj zaproszenie na profesjonalny zabieg kosmetyczny w klinice DermoMedica w Bydgoszczy!
Spraw prezent ukochanej z okazji Dnia Kobiet lub sobie z okazji Dnia Mężczyzn. Odpowiedz w maksymalnie 10 zdaniach na pytanie konkursowe: „W jaki sposób dbasz o swoje ciało? Jakie specjalne metody pielęgnacji stosujesz?”. Odpowiedź wyślij w dniach 2.03.2015 - 16.03.2015 r. pod adresem mailowym konkurs@expressmedia.pl wpisując w treści także swoje imię, nazwisko, numer telefonu do celów kontaktowych oraz nazwę preferowanego zabiegu (liftingujący lub modelujący).
Bilet na koncert
wygr aj
Chcesz iść na koncert Pawbeatsa, który odbędzie się 17 kwietnia w Hali Artego Arena w Bydgoszczy? Odpowiedz na pytanie konkursowe: „Dlaczego koncert Pawbeatsa będzie dla Ciebie wyjątkowym wydarzeniem?” i wygraj jedną z dziesięciu wejściówek. Konkurs trwa od 2.03. do 16.03.2015 r. Odpowiedzi, składające się z maksymalnie 10 zdań, należy wysłać pod adresem mailowym konkurs@expressmedia.pl wpisując w treści także swoje imię, nazwisko oraz numer telefonu do celów kontaktowych.
ZASADY konkursów Warunkiem uczestnictwa w konkursach jest ukończenie 18. roku życia przez Uczestnika. Nagrody nie podlegają wymianie na równowartość pieniężną. W dniu 24.03.2015 r. Organizator będzie kontaktował się trzykrotnie ze Zwycięzcami konkursów. W przypadku braku możliwości kontaktu telefonicznego, tracą oni wszelkie prawa do nagrody. Jednocześnie nagrody zostaną przyznane kolejnym Uczestnikom, których zgłoszenia konkursowe zostały wyróżnione przez komisję konkursową.
STREFA SATYRA
Regulaminy konkursów dostępne są na stronach internetowych www.express.bydgoski.pl oraz www.nowosci.com.pl
MARCIN TREICHEL
- rysownik -satyryk, grafik, perkusista. Publikował m.in. na stronie Kontakt TVN24 oraz w tygodniku „Teraz Toruń”. Laureat Ogólnopolskiego Konkursu na Rysunek Satyryczno-Humorystyczny „Tuba Satyrica”.
RYSUNEK ODNOSI SIĘ DO ARTYKUŁU „PAN I WŁADCA U LEKARZA”, KTÓRY ZNAJDZIESZ NA STRONIE 15
męska strefa
3 / marzec
DAWIDKARTASZEWICZ bydgoszczanin, rocznik 85, absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, magister pedagogiki i psychologii, znany z seriali telewizyjnych: „Przyjaciółki”, „Misja Afganistan”, „Głęboka woda”, „Czas honoru”, „Barwy szczęścia”; gra w Teatrze Juliusza Słowackiego w Krakowie.
męska strefa
4 / marzec 2015
POWINIENEM URODZIĆ SIĘ WCZEŚNIEJ
+
męska strefa / wywiad
męska strefa / wywiad
Okole - moja dzielnica, w której się wychowałem, to tam nauczyłem się jak być twardym, a jak wiadomo w zawodach artystycznych trzeba mieć twardy tyłek - inaczej giniesz! z aktorem Dawidem Kartaszewiczem rozmawia: JAN OLEKSY zdjęcia: ALICJA GREJCZYK Czysta czy z colą... Nie piję, taki pech! Tylko barmanowi powiedziałbym... F... off, dlatego, żeby mnie nie ruszył. W końcu klient nasz pan! Sprawdzony sposób na chandrę... Siłowienka! Czy przystojnemu jest łatwiej? Oczywiście, że tak! Czy dzisiaj męskość przeżywa kryzys? Myślę, że pojęcie męskości zmieniło znaczenie. Kiedyś męskość kojarzyła się z chłopem, który był lekko przybrudzony, silny. Dziś wszystko uległo zmiękczeniu, jakieś to takie niedookreślone. Czy to wina tylko i wyłącznie nas, mężczyzn? Nie wiem. Kobiety dziś wykonują wiele zawodów, które od zawsze były przypisane do mężczyzn. Nastąpiła zamiana ról. Może też dlatego, że kobieca psychika jest sto razy mocniejsza od naszej. Jedno jest pewne, faceci zmienili zwyczaje. Moja babcia patrząc w ekran widzi wszędzie ten sam smukły i delikatny model niby-mężczyzny. Staram się być męski według przepisu babci. To mi wystarczy. Męskość przeżywa kryzys, jeżeli brać pod uwagę ogół.
Jest Pan Danielem w „Barwach szczęścia”. Czy to prawda, że aktorzy są skłonni zaryzykować swój wizerunek dla dużych pieniędzy, które ponoć się zarabia w serialach? Wielu jest skłonnych zaryzykować. Szanuję każdą pracę, a rola Daniela to etap. Pieniądze zawsze będą częścią tej karuzeli, ale nie wygląda to tak pięknie, jakby się mogło wydawać. Praca, praca i jeszcze raz praca. Rola Daniela czy Kobry? Współczesność czy historia? Historia!!! Ja w ogóle powinienem urodzić się wiele lat wcześniej, żeby poczuć, jak wyglądał wtedy prawdziwy patriotyzm. To takie moje marzenie. Może wymyśli ktoś w końcu machinę czasoprzestrzenną. Rola Kobry była idealna dla mnie. Śpiew i gra aktorska to połączenie, które ciężko zapomnieć.
Jak kobieta może najlepiej dotrzeć do męskiego serca? Poznałem wiele kobiet, których najlepiej wyspecjalizowaną umiejętnością jest wbijanie szpili prosto w serce. Taki mają sposób na docieranie do niego (śmiech). Ze mną jest tak: idę ulicą, widzę piękną niewiastę i myślę sobie: wow!!! A że często mi się to zdarza (bo jak wiadomo Polska to kraj z najpiękniejszymi kobietami), to też często docierają do mojego serca. Co kobiety wnoszą do męskiego świata? Delikatność, wrażliwość i spójrzmy prawdzie w oczy - są naszymi opiekunkami. Czym facet musi imponować kobiecie? Wierzę, że jest coraz więcej kobiet, którym facet imponuje sprawnym mózgiem. I tym powinien imponować, ale też pasją, zacięciem i fantazją, taką porywającą i bezkresną. Czego kobiety nie wiedzą o mężczyznach? Nie powiem, czego nie wiedzą, bo gdybym to zrobił, to już by wiedziały. Niech i one mają swoje tajemnice działań ukrytych, tak jak my. Panowie, sami dobrze wiemy, jak potrafimy działać perswazją. Która z kobiet wywarła na Pana największy wpływ... obojętnie pod jakim kątem... Moja mama Jolanta. Kobieta, która nie miała i nie ma łatwego życia, zawsze potrafi wyjść z opresji i najprościej mówiąc radzi sobie. Pielęgnuję te cechy charakteru, które odziedziczyłem po niej.
Jako chłopiec wystąpił Pan kiedyś w „Szansie na sukces”. Czy nadal ciągnie Pana do śpiewania? Śpiewam, tworzę muzykę, piszę teksty. Powstanie coś fajnego, obiecuję. To część mojego życia, która zawsze będzie ze mną. Pana najważniejsze wspomnienie związane z Bydgoszczą? Okole - moja dzielnica, w której się wychowałem, to tam nauczyłem się jak być twardym, a jak wiadomo w zawodach artystycznych trzeba mieć twardy tyłek - inaczej giniesz! Krótko mówiąc - dzieciństwo spędziłem w dzielnicy dresów i dobrze mi z tym. Jakie są obecne Pana związki z rodzinnym miastem? Kupiłem tu mieszkanie, jest mi tu dobrze, miło tu wracać, gdzie święty spokój, a ludzie życzliwi. Bydgoszczanie to fajni ludzie, przynajmniej ci, których poznaję. Może znajdzie się też jakaś bydgoszczanka dla mnie. Mój numer 66........... (śmiech).CP
„Ze mną jest tak: idę ulicą, widzę piękną niewiastę i myślę sobie wow!!! A że często mi się to zdarza (bo jak wiadomo Polska to kraj z najpiękniejszymi kobietami), to też często docierają do mojego serca”. męska strefa
5 / marzec
JASNY KOLOR, FAKTURA I DESEŃ NA SPORTOWEJ MARYNARCE I OD RAZU WYGLĄDAMY POSTAWNIEJ
Jesteśmy jacy jesteśmy, a jesteśmy różni. Mężczyźni mają swoje określone podstawowe cztery typy sylwetek: I, A, Y, O. Każdy typ charakteryzują konkretne cechy, którymi powinniśmy się kierować przy doborze ubrań tak, by jak najkorzystniej się zaprezentować. I mężczyzna wysoki i szczupły, o nierozbudowanej masie mięśniowej, co niektórzy próbują zatuszować ubraniem. Marynarka o szerszych klapach, dwu- lub jednorzędowa, z połyskliwego materiału, jasna lub w deseń/faktura, krój dopasowany. Spodnie klasycznie proste i wąskie, mogą być z zaszewkami na biodrach. Koszula z szerszym kołnierzem, typ włoski, najlepiej jasna lub z połyskiem, w wersji sportowej w większą kratę bądź wzory. Krawat wiązany w szeroki węzeł. Kurtki/płaszcze długie maksymalnie do połowy uda, mogą być pikowane, dwurzędowe, jasne. Błąd to ubranie zbyt luźne, niedopasowane, zbyt sportowe! A czyli spory brzuch i szersze uda. Mężczyzna większy na dole niż u góry. Proporcje należy odwrócić ubraniem. Marynarka poszerzana w ramionach a dopasowana w talii, najlepiej jednorzędowa, na trzy guziki - zapinana na środkowy, swobodnie opadająca na biodra. Spodnie z wyższym stanem, z zakładkami na biodrach, bez mankietów na dole. Koszula z wyższym rozpinanym kołnierzem, w pionowe prążki „tenis”, raczej z niepołyskliwych materiałów. Jeśli krawat, to jednolity i wąski, choć lepsza będzie mucha. Kurtki/płaszcze nieopinające, matowe, jednolite, ciemne, jednorzędowe. Błąd to ubranie nieodpowiednio dopasowane lub połyskliwe! Y atleta. Mężczyzna o zdecydowanie rozbudowanej i umięśnionej sylwetce, która ma jednak swoje mankamenty. Panom typu Y proponuję: Marynarkę dopasowaną w talii, na jeden lub trzy guziki, jeśli dwurzędowa to z sześcioma guzikami, zapinaną na środkowy, jednolitą lub w prążki „tenis”. Spodnie - każdy dopasowany krój będzie odpowiedni. Koszula - każda elegancka, klasyczna, awangardowa czy sportowa. Kurtki/płaszcze w dowolnym fasonie, ale bez poszerzanych ramion. Błąd to ubranie deformujące sylwetkę złymi proporcjami!
KOSZULA W KRATĘ W ZDECYDOWANEJ KOLORYSTYCE MUST HAVE
O okrągły. O opadających ramionach, wydatnym brzuchu, masywnych nogach. Panom typu O proponuję: Marynarkę raczej jednorzędową, na trzy guziki, podwójne rozcięcie z tyłu, długość zaraz za pośladkami, materiał matowy, jednolitą lub w cienkie prążki „tenis”. Spodnie jak dla typu A; wyższe w stanie, raczej bez mankietów na dole. Koszula włożona w spodnie, możesz nosić ją pod kamizelką. Kurtki/płaszcze swobodne, nie opinające, ale też nie przesadnie za duże. Błąd to za jasne, za duże i bezkształtne ubrania!
JASNONIEBIESKI GARNITUR, WYRAZISTY KRAWAT POD SZEROKIM KOŁNIERZYKIEM - WSZYSTKO OPTYCZNIE POSZERZA SZCZUPŁĄ SYLWETKĘ
Do stylizacji w Strefie Stylu z nadesłanych zgłoszeń wybraliśmy Mateusza Prusakiewicza, który jako męski typ sylwetki I, był wdzięcznym modelem. Dzięki kilku stylizacyjnym trikom udało się trochę poszerzyć jego sylwetkę. Do uzyskania odpowiedniego efektu wystarczyła gra światła na garniturze, kraciasty deseń koszuli z szerokim kołnierzykiem i nietypowa faktura marynarki. Choć na co dzień Pan Mateusz preferuje raczej luźny styl, to po metamorfozie stwierdził, że przemiana przypadła mu do gustu i zacznie ubierać się w ten sposób.
ROBERT KARLEWSKI Stylista i personal shopper
męska strefa
6 / marzec 2015
W swojej wieloletniej karierze stworzył wizerunek wielu osób. Współtwórca show i pokazów mody, prowadzi szkolenia z zakresu filozofii mody, wspiera firmy odzieżowe wiedzą z profesjonalnej obsługi klienta, a na co dzień, jako doradca zakupowy, pomaga klientom indywidualnym odnaleźć się w świecie mody.Współpracował m.in. z: Fashion TV, Polsat Must by the music, Citroën Polska & Maciej Zień, Vistula, Bytom, Levi’s. Więcej informacji na Facebook’u oraz stronie www.robertkarlewski.pl
Wszystkie zestawy użyte do stylizacji znajdziecie Państwo w salonie Vistula w galerii Atrium Copernicus Toruń. Zdjęcia: Jacek Smarz.
Twój typ
męska strefa / strefa stylu
93015TRTHA
218715BDBHA
męska strefa / strefa sportu
Wcześniej podchodząc do konkurencji, cały się trząsłem, dawałem się ponieść emocjom. Pewność siebie zdobyłem, gdy zostałem wicemistrzem świata - Marcin Sendwicki, strongman z Szubina tekst: JUSTYNA KRÓL
Tańczę ze
SZTANGAMI męska strefa
8 / marzec 2015
N
„Nazywam się Marcin Sendwicki. Jestem żywiołowym optymistą...” - tak zaczyna się biografia 27-letniego strongmana z Szubina, zwanego „Kukajem”. Fakt, entuzjazmu i wiary we własne możliwości odmówić mu nie można. Choć sportem interesował się już jako dziecko, otoczenie długo narzucało mu rolę kogoś gorszego, niezdolnego do prawdziwych sukcesów. NIE DAWALI MI SZANS
- Patrzyli na mnie z góry. W niemowlęctwie doznałem poważnego uszkodzenia słuchu na skutek źle podanego lekarstwa. Przez to nikt nie dawał mi szans na medale w rywalizacji ze stuprocentowo zdrowymi zawodnikami. Chciałem pokazać, że będę w czymś najlepszy. Po prostu - mówi Marcin. W podstawówce i gimnazjum trenował lekkoatletykę. Już wtedy od jednej z nauczycielek usłyszał: „Będzie z ciebie dobry sportowiec”. Pragnął zwyciężać, ale nie w zawodach dla osób niepełnosprawnych. - Drażniło mnie, że chcą mnie wysyłać na paraolimpiady. Mam sprawne ciało, problemy tylko ze słuchem, a to nie przeszkadza mi w pokonywaniu osób słyszących w różnych konkurencjach. Mogę być mistrzem świata! - zapewnia szubinianin. REKORDZISTA
Na podium w wojewódzkich zawodach lekkoatletycznych stawał wielokrotnie - jednak złoty otrzymał dopiero w Międzyzdrojach, w 2012 roku, podczas V Mistrzostw Polski Strongman w kategorii amatorów. Zrozumiał, że to jest to. Dwa lata później pobił rekord świata podczas SCL Strongman World Record Axel Apollos 105 kg w Norwegii. Do ćwiczeń siłowych i podnoszenia ciężarów zabrał się jako nastolatek. W czasie, gdy znany wszystkim „Pudzian” zdobywał sławę, Marcin stawiał pierwsze kroczki jako siłacz, śniąc o karierze strongmana. Marzenie to było okupione nie tylko ciężkimi treningami, ale i wydatkami. Sporo pieniędzy szło na wysokobiałkową dietę i sprzęty do ćwiczeń. - Sam wszystko skompletowałem, korzystając z pomocy rodziny i przyjaciół - opowiada. Sponsorów nadal mu potrzeba, choć niejednego znalazł na swej drodze, dzięki uporowi i samozaparciu. Sam jest sobie menedżerem i najlepszym doradcą. Sam wytycza sobie cele i sukcesywnie je realizuje. Poczuł się w tym sporcie jak ryba w wodzie. Już może pochwalić się życiowymi rekordami: w wyciskaniu sztangi na bar-
męska strefa / strefa sportu ki - 220 kg, przysiadzie ze sztangą z tyłu - 340 kg, przysiadzie ze sztangą z przodu - 280 kg, wyciskaniu leżąc - 240 kg, martwym ciągu - 360 kg. W 2012 i 2013 roku Sendwicki wywalczył drugie i trzecie miejsce w WSM World Championship Strongman na Ukrainie. Startował w kategoriach do 110 kg i do 105 kg. Kolejne sukcesy umacniają go i sprawiają, że chce się jeszcze bardziej.
mentacja. Na sprzęcie Crossfit strongman trenuje dwa razy w tygodniu. Poza tym codziennie przez dwie - trzy godziny ćwiczy przysiady, barki, martwy ciąg i klatkę. Jego życiowe rekordy w tej kategorii wagowej to: 200 kg w wyciskaniu sztangi na barki, 320 kg w przysiadzie ze sztangą z tyłu, a ze sztangą z przodu - 260 kg. Wynik w wyciskaniu leżąc to 220 kg, a w martwym ciągu 340 kg. - Ogólnie czuję się najmocniejszy w wyciskaniu hantla jedną ręką i w martwym ciągu. W samym finale chcę pobić rekord świata w wyciskaniu belki - mówi strongman.
BAWIĘ SIĘ TYM
- Zmieniłem się. Wcześniej podchodząc do konkurencji, cały się trząsłem, dawałem się ponieść emocjom. Pewność siebie zdobyłem, gdy w 2012 roku zostałem wicemistrzem świata. Dziś mam świadomość, na ile mnie stać i przed startem zawsze jestem spokojny. Wiem już, jak należy się psychicznie nastawić do takich zawodów. Inni się dziwią, a ja podchodzę do tego z uśmiechem. Tańczę ze sztangami, bawię się tym - opowiada Marcin. - Podkręca mnie atmosfera wokół, gwar, ludzie… Nie rozmowy o samych zawodach, ale wszechobecny chaos, który im towarzyszy - dodaje. „Kukaj” zasłynął z próby przeciągnięcia 11-tonowego odrzutowca na bydgoskim lotnisku. Wtedy się nie udało, ale planuje ponownie zmierzyć się z migiem 29. Aktualnie przygotowuje się do wyprawy po kolejny medal do Stanów Zjednoczonych. Trzeci złoty - innej opcji nie zakłada. - Lecę na zawody Arnold Classic World Championship w Columbs, w Ohio - zdradza.
FARMER I BUSZMEN
Najbardziej obawia się słynnego spaceru farmera oraz spaceru buszmena (Yok). - Podczas tych konkurencji jest ślisko i liczą się setne sekundy, a mam świadomość, że jestem bardziej mocny niż szybki. Co nie znaczy, że nie będę walczył - stwierdza. Tytuł mistrza dodaje skrzydeł. W życiu jednak nie zawsze jest Marcinowi łatwo. By zachować formę, nie może pracować w pełnym wymiarze godzin. O inne zatrudnienie trudno. Był czas, gdy wyjeżdżał za granicę i pracował po 12-14 godzin dziennie, zarabiając na treningi. W Polsce pracował jako monter okien i instruktor na siłowni. Siłę, by dźwigać ciężary ma, ale gdy zatrudnił się na budowie, czuł się wykorzystywany. - Kiedy nieśliśmy wielką szybę, to z jednej strony trzymało ją czterech robotników, z drugiej ja sam. Z tym że ja, jako początkujący, miałem najmniej za to płacone. Czułem, że tracę tam czas. Zwolniłem się - wspomina. Do pracy w ochronie też chętnie by go przyjęto, bo ma orzeczenie o niepełnosprawności, a sprawności fizycznej nikt mu odmówić nie może. Nie chce jednak godzinami przesiadywać, pilnując czyjegoś mienia. Woli w tym czasie stawiać na własny rozwój. Trenować, by walczyć o złoto. Założył własną firmę i w wolnym czasie zarabia na wizerunku, który sobie wypracował.CP
W zawodach tych weźmie udział trzydziestu strongmanów z całego świata, a ich zmaganiom przyglądał się będzie sam Arnold Schwarzenegger. Podczas mistrzostw, które odbędą się 5-8 marca 2015 roku, wystartuje w kategorii do 105 kg. By zmieścić się w tej wadze, zrzucił 10 kg, teraz trzyma formę. Pije siedem litrów wody dziennie, je dużo owoców, warzyw, płatki owsiane, jaja, mięso, ryż. Do tego supleR
E
K
L
A
M
A
234015BDBHA
POD OKIEM ARNOLDA
W czasie, gdy znany wszystkim „Pudzian”, zdobywał sławę, Marcin stawiał pierwsze kroczki jako siłacz, śniąc o karierze strongmana. Marzenie to było okupione nie tylko ciężkimi treningami...
męska strefa / z kobietą w tle
Torunianka Marta Wyczyńska, finalistka Miss Polonia 2014, o sobie pyta: JAN OLEKSY
Brylanty KIEDY BYŁAM MAŁA, TO CHCIAŁAM BYĆ…
księżniczką. Banał, prawda? Czasami, w trakcie kilku godzin na planie zdjęciowym wyglądam i jestem traktowana jak księżniczka - wtedy czuję, że moje marzenie się spełniło!
+
ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA START W WYBORACH MISS POLONIA, BO...
MARTAWYCZYŃSKA torunianka, lat 25, finalistka Miss Polonia 2014, modelka współpracująca z agencjami (Uncover Models w Polsce oraz wieloma zagranicznymi), brała udział w wielu dużych kampaniach reklamowych. Zagrała też epizody w serialach „Prosto w serce” i „Plebania”. Jest pasjonatką podróży i kitesurfingu, na co dzień mieszka w Warszawie.
uwielbiam wyzwania, zwłaszcza te, w których wiem, że doskonale się odnajdę! Korona miss byłaby dla mnie kontynuacją kariery, na której jestem bardzo skoncentrowana. Dlaczego miałabym sobie odmówić tak wielkiej szansy. UDZIAŁ W WYBORACH MISS ZMIENIA...
myślę, że znacznie więcej zmienia wygrana, chętnie się o tym przekonam! ŁADNEJ OSOBIE ŻYJE SIĘ LEPIEJ…
to pytanie czy stwierdzenie? Ładna osoba to pojęcie względne, na pewno lepiej się żyje osobie z ładnym wnętrzem. CZUJĘ RADOŚĆ I SATYSFAKCJĘ, GDY...
wiem, że nie muszę nic robić wbrew sobie! Radość przepełnia mnie, kiedy wiem, że
męska strefa
10 / marzec 2015
FOT. SEWERYN CIEŚLIK
FOT. MARCIN MENTEL
i poczucie humoru moją mamę rozpiera szczęście na widok realizującej się córki, a satysfakcję czuję, kiedy daję z siebie 100 procent w pracy zawodowej. MYŚLĘ, ŻE DZIEWCZYNA POWINNA…
mieć klasę. Bycie kobietą to duża odpowiedzialność! MAM BZIKA NA PUNKCIE...
kitesurfingu i pięknych plaż z błękitną wodą! Lato to dla mnie okres podróży w najróżniejsze zakątki świata, szczególnie w te miejsca, w których mogę uprawiać sport, który kocham. MOJĄ DOBRĄ CECHĄ JEST...
samodyscyplina. Dzięki niej jestem dziś tu, gdzie powinnam być! NIE RADZĘ SOBIE Z…
tolerowaniem bałaganu w mieszkaniu! CZASAMI MYŚLĘ O PIENIĄDZACH, BO...
pozwalają mi na spełnianie marzeń. Nie można zapominać o tym, że pieniądze nie powinny być naszym celem, a właśnie środkiem do jego realizacji!
CHĘTNIE WSPOMINAM MÓJ UDZIAŁ W SPOCIE REKLAMOWYM PLAYA Z KUBĄ WOJEWÓDZKIM, GDYŻ...
to jedno z moich ciekawszych doświadczeń z telewizją. JEŚLI DOPADA MNIE CHANDRA, ZŁY NASTRÓJ, TO...
jem słodycze, dzwonię do moich przyjaciółek, albo po prostu wyżywam się na moim chłopaku! NIE UMIEM OBYĆ SIĘ BEZ...
moich brylantowych pierścionków. Z każdym z nich jestem związana emocjonalnie! W FACETACH NAJBARDZIEJ CENIĘ...
poczucie humoru, na jego podstawie potrafię ocenić, czy dana osoba ma podobny dystans do świata co ja. NIE POCIĄGAJĄ MNIE MĘŻCZYŹNI, KTÓRZY...
Mam bzika na punkcie kitesurfingu i pięknych plaż z błękitną wodą! Lato to dla mnie okres podróży w najróżniejsze zakątki świata, szczególnie w te miejsca, w których mogę uprawiać sport, który kocham. Marta Wyczyńska MISS POLONIA 2014
emanują narcyzmem. LUBIĘ W ŻYCIU...
jego nieprzewidywalność. Oraz milion innych rzeczy!CP
męska strefa
11 / marzec
męska strefa / strefa 4 kółek
Więcej
przyjemności i prestiżu Nowe Renault Espace to elegancki i solidny crossover o płynnych liniach, który oferuje wyjątkowy komfort i przyjemność jazdy zarówno kierowcy, jak i pasażerom. tekst: JAN OLEKSY
//////////////////////////// NAJNOWSZA GENERACJA RENAULT ESPACE ZADEBIUTUJE W POŁOWIE ROKU W POLSKICH SALONACH ///////////////////////////
W środku znajduje się miejsce dla 7 niezależnych foteli. Siedzenia drugiego i trzeciego rzędu można przesuwać, składać i demontować praktycznie w dowolny sposób, co daje niemal nieograniczone możliwości konfiguracji. W kilka minut można zrobić z Espace bagażówkę - zostawiając tylko dwa przednie fotele, salonkę - obracając fotele drugiego i trzeciego rzędu ku sobie lub 7-osobowy bus.
Awangardowe wnętrze Wnętrze zaskakuje nowoczesnością i ekstrawaganckimi liniami. Jest przestronne i dobrze przeszklone (panoramiczna przednia szyba, szklany panoramiczny dach), przez co do środka wpada dużo dziennego światła. Francuski producent reklamuje ten samochód jako 5-gwiazdkowy hotel z widokiem na co
Co pod maską? Pod maską może pracować jeden z trzech silników: wysokoprężny dCi (130 KM lub 160 KM) i benzynowy TCe (200 KM). Trzy wersje wykorzystujące nowe technologie: Twin Turbo w silniku Energy dCi 160 i automatyczna skrzynia biegów EDC z nowym systemem Shift-by-Wire zapożyczonym z Formuły 1. Warto wiedzieć, że Renault wykorzystuje swoje doświadczenia konstruktorskie z Formuły 1 właśnie przy dopracowywaniu silników, w jakie wyposażone jest nowe Renault Espace.
Magia podróżowania Na słowa uznania zasługuje perfekcyjne zawieszenie, które ma bezpośredni wpływ na komfort podróżowania, czyli rzecz niezmiernie ważną w przypadku tego typu aut. Wszystkie nierówności są pokonywane gładko, bez jakichkolwiek wstrząsów. Nowe Renault Espace spełnia wszystkie wymagania stawiane samochodom rodzinnym czy biznesowym. Jest przestronne i funkcjonalne, a awangardowe wnętrze skierowano do osób, które cenią proste rozwiązania, ale opakowane w nieszablonowy sposób.CP
Komfortowo czy sportowo? Klienci chcący nabyć nowe Renault Espace mogą zdecydować się na jeden z trzech poziomów wyposażenia: Life, Zen i Intiale Paris. W standardzie znajdziemy m.in. ABS, ESP, światła LED Pure Vision, system multimedialny R-Link 2 z dotykowym ekranem czy czujniki parkowania z przodu i z tyłu. W zależności od nastroju czy temperamentu, kierowca może wybrać tryb jazdy od „komfortu” po „sport”.
NOWE RENUALT ESPACE W PIGUŁCE
Imponujący design: ten pionier vanów stał się crossoverem, aerodynamiczny profil, innowacyjne wnętrze. Wyjątkowe wrażenia z jazdy: system Renault Multi-Sense uprzyjemnia jazdę, 4 Control zapewnia niebywałą zwrotność i bezpieczeństwo jazdy. Wyjątkowe rozwiązania wnętrza. Przestronne, jasne i wygodne wnętrze, system zmiany konfiguracji One-Touch.
/reklama
Pomieści całą rodzinę
chcesz. I nie ma w tym przesady! W nowym Renault Espace wprowadzono innowacyjne systemy pokładowe, np. system audio BOSE Surround, który zapewnia niebywałe doznania, niemalże jak w sali koncertowej. Dwanaście głośników o wysokiej wydajności, subwoofer basów, doskonałej klasy wzmacniacz.
179515BDBHA
D
Dotychczas niemalże każdemu Renault Espace kojarzyło się z dużym rodzinnym vanem. Teraz to się zmienia. Otóż w przypadku nowej generacji Renault Espace francuscy konstruktorzy postanowili pójść w zupełnie innym kierunku i stworzyli dużego crossovera. Nie znaczy to jednak, że auto traci swój rodzinny czy biznesowy charakter. Jego atutem jest nadal dużo wolnego miejsca we wnętrzu. Nazwa zobowiązuje. Espace w języku francuskim oznacza przestrzeń i rzeczywiście pod tym względem auto ma się czym pochwalić.
259715BDBHA
179515BDBHC
168115TRTHA
męska strefa / strefa erogenna
Pan
i władca u lekarza
„Erekcja jest bardzo intensywna. Jak chcę kilka razy pod kolej się kochać to wystarczy, że kobieta posmaruje mi...” Tak internauta (pisownia oryginalna) zachwala żel gwarantujący „niespotykaną erekcję”. Lekarze tylko się uśmiechają, farmaceuci - nie zalecają i nie odradzają. tekst: JANUSZ MILANOWSKI Trudno znaleźć mężczyznę, który do zaburzeń erekcji podchodzi z dystansem i potrafi nawet dostrzec zalety tam, gdzie większość widzi dramat. Zdobył się na to m.in. Witkacy i napisał pochwałę impotencji:
Ach impo, impo, impotencja to jest cudowna rzecz! Teraz się wie, czym jest kobieca, ach, inteligencja A reszta, ach te wszystkie flaczki precz! „Cudowną rzecz” chwalił też Sofokles. Zapytany w podeszłym wieku o życie seksualne, odpowiedział tak: „Ja z największą przyjemnością od tych rzeczy uciekłem, jakbym się wyrwał spod władzy jakiegoś pana, wściekłego i dzikiego”.
Armia się zbroi Motywem członka jako „pana i władcy”, „wściekłego i dzikiego” zdominowana była przez wieki kultura. Stąd wszelkie zaburzenia w funkcjonowaniu owej „władzy” urastały do rangi dramatu, niczym utrata twarzy. Miały też swoje niebagatelne konsekwencje. Już w Kodeksie Hammurabiego jest przepis prawny, zapewniający żonie legalną separację z mężem, jeśli ten nie sprawdza się w łożu. O wadze tego problemu w świecie współczesnym niech świadczy depesza agencji DPA z lutego br. Powołując się na Pentagon DPA poinformowała, że w zeszłym roku amerykańska armia wydała 84 mln dolarów na medykamenty wspomagające erekcję, w tym blisko połowa przeznaczona była na słynne niebieskie tabletki. Od 2011 r. na walkę z zamęska strefa
14 / marzec 2015
burzeniami erekcji wśród żołnierzy US Army wydano... 300 mln dolarów! Tu jednak sprawa ma poważniejszy aspekt: stres pola walki.
Paracetamol na wstyd Mężczyzna w aptece (zawsze sam), najczęściej kupuje następujący zestaw - Poproszę o paracetamol, witaminę C i… I tu pada nazwa jednego z reklamowanych specyfików na potencję. Tak to wygląda według farmaceutki jednej z bydgoskich aptek. - Gdy mężczyzna w wieku ok. 40-50 lat prosi o paracetamol, a następnie witaminę C, to od razu wiem, że naprawdę przyszedł po tę trzecią pozycję - opowiada farmaceutka. - Panowie nigdy nie powiedzą, że chcą coś dobrego na potencję, tak jak czasami proszą o coś na kaszel lub zgagę, tylko od razu wymieniają konkretny preparat z reklamy. To ich taki mały wstyd. Według niej preparaty bez recepty, które rzekomo jak piorun działają na potencję, sprzedają się dobrze, ale szału nie ma. Jedyne takie trio O męskim wstydzie - i to niemałym - opowiada dr Lech Nowak, specjalista urolog z Torunia. Jeszcze całkiem niedawno jego pacjenci nie nie byli w stanie mówić o tym wprost. - Gdy mężczyzna zaczynał przebąkiwać o tym, że coś go piecze przy pachwinie, albo że czuje jakieś dziwne mrowienie, to od razu pytałem wprost: czy ma pan kłopoty z erekcją? I wtedy słyszałem, że właśnie o to chodzi, tylko on nie wiedział, jak to powiedzieć - przyznaje dr Nowak.
Zapytany o skuteczność reklamowanych środków na potencję, podkreśla, że są to tylko suplementy diety. Skuteczność erekcji w połączeniu z odpowiednimi bodźcami gwarantują tylko trzy składniki: sildenafil, tadalafil i wardenafil - inhibitory fosfodiesterazy typu piątego (PDE-5) . Jeden z nich nazywany jest „aspiryną dla bogaczy”, gdyż 30 tabletek kosztuje ok. 500 zł. W odróżnieniu od pozostałych, nie trzeba go przyjmować na godzinę przed stosunkiem. Zażywa się go codziennie i nie trzeba się stresować, gdy niespodziewanie okaże się, że to jest właśnie „ta chwila”. Warto też wiedzieć, że ten medykament wykorzystuje się przy leczeniu prostaty. - Bardzo często problemy z erekcją rodzą się w głowie mężczyzny - uważa dr Nowak. - Reklamy tych suplementów i żeli żerują na męskich postawach typu „wstydzę się powiedzieć lekarzowi”. Niestety, wciąż jeszcze mam takich pacjentów. Tymczasem zaburzenia erekcji mogą być sygnałem pogorszenia się zdrowia - zaburzeń hormonalnych, gorszego funkcjonowania układu krążenia, stresu, palenia papierosów. Znakiem czasów jest, iż dotyczy to także młodych facetów, a nie tylko tych w średnim i starszym wieku. Nie należy więc myśleć „przestałem być mężczyzną”, tylko „mogę mieć kłopoty ze zdrowiem”. Nie ma co demonizować, obniżać swoją samoocenę, wydawać pieniądze na żele i suplementy. Trzeba zwyczajnie powiedzieć „gdzie boli” lekarzowi pierwszego kontaktu. A jeśli nic nie pomoże, to wspomnijmy Sofoklesa.CP
To tylko obietnica Z prof. Konradem Misiurą z Collegium Medicum UMK, rozmawia JANUSZ MILANOWSKI
Reklamy środków na potencję bez recepty zapewniają mężczyzn o natychmiastowym efekcie: eksplozja, piorun, płonący konar, wniebowzięta partnerka i koniec troski na męskiej twarzy. Czy w tym przypadku reklama kłamie, bazując na efekcie placebo? Trudno twierdzić, że reklama kłamie. Po prostu preparaty te nie są badane pod kątem efektywności ich działania, a jedynie nie mogą wykazywać niekorzystnego działania na organizm człowieka. Reklama jest pewnego typu obietnicą, która nie musi się sprawdzić. Dlatego też reklamy takich środków odwołują się głównie do naszych emocji. Stylistyka niektórych reklam sugeruje, że owe suplementy są równie skuteczne jak leki, a nawet lepsze, gdyż są naturalne i dostępne bez recepty. Sildenafil, będący składnikiem znanych niebieskich tabletek, ma udokumentowane działanie w leczeniu impotencji. Dlatego pojawiające się twierdzenia, że dany suplement jest równie dobry, jest z pewnością nadużyciem. Również twierdzenia, że preparat jest lepszy lub bezpieczniejszy, bo zawiera składniki naturalne, nie są prawdziwe. A’ propos tych niebieskich tabletek. Turcja jest jedynym krajem w Europie, gdzie dostępne są one bez recepty. Na pewno niektórzy mężczyźni chcieliby, żeby tak było w Polsce. Dlaczego u nas obowiązuje na nią recepta? Sildenafil i jej analogi to leki względnie bezpieczne, ale nie można ich przyjmować łącznie z pewnymi innymi medykamentami. Dodatkowo istnieje ryzyko nadużywania ich stosowania. Z drugiej strony argumentem za wprowadzeniem sildenafilu do obrotu bez recepty jest duży internetowy czarny rynek różnego typu podróbek, które nie zawsze muszą być bezpieczne.
Proszę o krótką analizę składu reklamowanych preparatów. Preparaty te zawierają wyciągi roślinne, aminokwasy oraz kationy określonych metali, np. cynku. Mogą one mieć niewielkie działanie wzmacniające i pobudzające organizm. Czy istnieją jakieś przeciwwskazania do ich stosowania, o których nie przeczyta się w dołączonej ulotce? Stosowanie tych preparatów powinno być bezpieczne u zdrowych osób. Natomiast mężczyźni z problemami sercowo-naczyniowymi lub chorzy na cukrzycę powinni zachować ostrożność lub, jak to się mówi w reklamach, skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą. Na rynek wchodzi pionierski ponoć produkt dla mężczyzn i tym się różni od innych, że „oferuje korzyści nieosiągalne gdziekolwiek indziej”, a poza tym nie zawiera farmaceutyków lub substancji chemicznych. Wydaje mi się jednak ciekawe to, że na potencję może działać coś bez chemii, wnikającej do organizmu? Czy Panu wiadomo coś na ten temat? Z tego, co przeczytałem w internecie, wynika, że preparat, o którym pan mówi, pod względem składu nie różni się znacząco od już istniejących na rynku. Zrozumiałem, że te wszystkie rozpałki na konar to „obietnice, które nie muszą się sprawdzić” - jak Pan to określił na początku. Jeśli zdrowy mężczyzna chce wzmocnić swoje możliwości seksualne, to może wypróbować kilka preparatów na potencję. A nuż „konar mu zapłonie”? Jednak u większości osób nie można oczekiwać znaczącego wpływu takich suplementów na życie erotyczne.CP
Jeśli zdrowy mężczyzna chce wzmocnić swoje możliwości seksualne, to może wypróbować kilka preparatów na potencję. A nuż „konar mu zapłonie”? prof. Konrad Misiura
PROF. KONRAD MISIURA
szef Katedry Technologii Chemicznej Środków Leczniczych Collegium Medicum UMK, specjalista w zakresie poszukiwania nowych leków - głównie przeciwnowotworowych i przeciwgrzybiczych.
męska strefa
15 / marzec
męska strefa / strefa zdrowia
Zielone światło dla prostaty Słabo sikam, to idę do urologa się przebadać? Tak! Urolog określi wielkość prostaty badaniem USG przez brzuch i zbada palcem przez kiszkę stolcową, czy nie ma jakichś stwardnień na prostacie, bo one mogą świadczyć o raku. Lekarz przeprowadzi wywiad, jakie są trudności z oddawaniem moczu i na tej podstawie ustali wskazania do leczenia, albo tabletki wspomagające oddawanie moczu, albo usunięcie gruczolaka.
- mówi dr Lech Nowak, specjalista urolog w rozmowie z JANEM OLEKSYM
Jak leczyć? Wszystkie leki, które stosujemy w leczeniu prostaty, poprzez działanie hormonalne zmniejszają objętość cząsteczek, często stosowane są specjalne blokery, które wzmacniają siłę mięśni wypieracza i powodują, że cewka jest luźniejsza. Poprawiają komfort życia, ale nie usuwają problemu. I dlatego we wskazanych urologicznie przypadkach usuwamy prostatę, żeby spowodować swobodny przepływ moczu.
Prostata to nasz podstawowy męski problem. Czym ona jest? Prostata to męski gruczoł krokowy, otacza cewkę moczową, bierze udział w czynnościach płciowych, produkuje śluz, który jest składnikiem spermy. Ten gruczoł można obrazowo porównać do pomarańczy, ma torebkę, czyli skórkę i ma miąższ, czyli tkankę gruczołową. Prostata z wiekiem, najczęściej gdy wchodzimy w andropauzę, ulega pewnym zmianom. Najczęściej przerasta, czyli się powiększa, ale nieraz się zmniejsza. I jakie to ma skutki? Zwiększając się czy zmniejszając powoduje zaciskanie cewki moczowej, a to z kolei przynosi problemy z oddawaniem moczu. Zaczyna się niewinnie, na początku wstajemy jeden raz w nocy na siusiu, potem dwa razy, aż dochodzi do tego, że sikamy kropelkami. W jakim wieku należy bać się prostaty? Pierwsze objawy mogą pojawić się już po pięćdziesiątce. Mężczyzna, będący w tym wieku, powinien zainteresować się swoją prostatą, sprawdzać, jaki ma strumień moczu...
Usuwamy całą prostatę? Usuwamy tylko przerośnięte cząstki! Całą torebkę usuwamy jedynie w przypadku raka prostaty. U nas operacja łagodnego przerostu prostaty wiąże się tylko z usunięciem gruczolaka za pomocą amerykańskiej aparatury najnowszej generacji, tzw. zielonym laserem. Dlaczego zielony? Nasz zielony laser jest jednym z sześciu w Polsce o tak dużej mocy. Zielony, bo laserowe włókno ma barwę zieloną, nazywa się nawet XPS-Greenlight. Urolog za pomocą specjalnego cystoskopu i światłowodu promieniem laserowym odparowuje przerośnięte tkanki prostaty. Zabieg jest praktycznie bezkrwawy, gdyż promień lasera zamyka naczynia krwionośne. Nie są wymagane cewniki i hospitalizacja. Jest niebolesny, dzięki znieczuleniu prowadzonemu przez lekarza anestezjologa. Powrót do normalnego funkcjonowania jest tak szybki, jak pozwala na to kondycja
pacjenta. Metoda ta nazywa się PVP. Oczywiście są różne sposoby usunięcia prostaty, np. elektroresekcja, ale ta wiąże się z dużym krwawieniem, zakładaniem cewnika i z kilkudniowym pobytem w szpitalu...
To zasadnicza różnica! Zabieg zielonym laserem różni się od elektroresekcji mniejszą inwazyjnością. Jest zalecany u pacjentów, którzy mają duże obciążenia naczyniowo-krążeniowe. Dwa czy trzy lata temu był refundowany przez NFZ dla takich pacjentów, ale fundusz wycofał się z powodu dużych kosztów. Samo włókno kosztuje 1000 dolarów i można je wykorzystać tylko jeden raz. U nas taka operacja kosztuje 6900 zł i jest to chyba najtaniej w Polsce. Przeprowadza je w Toruniu w przychodni przy Dekerta 1 (rejestracja tel. 56 6540627) doktor Marian Nalaskowski, chirurg specjalista urolog z wieloletnią praktyką i niebywałym doświadczeniem. Czy aktywność fizyczna w jakiś sposób wpływa na to, że nie zdarzy się szybko przerost? Prostata umiejscowiona jest między jądrami a odbytem. Długie siedzenie powoduje zastój, słabe krążenie, nieraz stan zapalny. Ludzie, którzy są ruchliwi, aktywni fizycznie rzadziej chorują na prostatę. Choroba może też mieć podłoże genetyczne. Jeżeli ojciec albo któryś z braci chorował na raka prostaty, to trzeba być bardzo czujnym.CP /reklama
DR LECH NOWAK
specjalista urolog, współwłaściciel Prywatnej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej Nowak-Nowak w Toruniu.
141715TRTHA
Zabieg jest bezkrwawy, gdyż promień lasera zamyka naczynia krwionośne, nie jest wymagana hospitalizacja, a pacjent na drugi dzień idzie do domu
24215T2BBA
128515TRTHA
męska strefa / strefa hobby
Cela
pełna niespodzianek
Zimne żelazo zaciska się na moich nadgarstkach. Siedzę w pomarańczowym drelichu na pryczy i gorączkowo główkuję. Od czego zacząć? Na pewno można stąd wyjść, tylko trzeba wydedukować, jaki jest system myślenia tych, którzy mnie zamknęli... z celi uwalniał się JAROSŁAW HEJENKOWSKI
W „Celi nr 4”, bo tak nazywają się dwa sąsiadujące ze sobą pomieszczenia, zamykają mnie z fotoreporterem Tomkiem Czachorowskim. Poza tym, że od policyjnego pokoju przesłuchań dzieli nas solidna krata, obaj na rękach mamy kajdanki. Tomkowi aż oczy się świecą z zapału do zabawy. Mnie pewnie zresztą też, bo zaczyna się wybornie. Przecież każdy facet oglądał „Ucieczkę z Alcatraz”, a co drugi chciał być kiedyś, choć przez chwilę, tak niezłomny, zimny i cyniczny jak Clint Eastwood. ZAGADKA
Zaczynamy się kręcić, podnosić pościel na pryczy, macać meble w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Moją uwagę przykuwają rysunki na ścianie. Na jednej stronie kreski oznaczające liczbę dni odsiadki. Na przeciwległej jakiś skomplikowany wykres, przypominający na pierwszy rzut oka wzór męska strefa
18 / marzec 2015
chemiczny, w którym odnajduję poszczególne litery alfabetu Morse’a. Kurde, kiedyś zaczytywałem się w książkach o bitwach morskich, ale to było dawno i nie dam rady go odczytać. Zresztą wyczuwam, że to nie same litery, ale połączenie ich z innymi elementami może być kluczem do zagadki. W kilka minut odnajdujemy sposób wyjścia z celi. Nie było aż tak trudno, jak nam się wydawało. Wystarczyło tylko kilka elementów i po krzyku. Przemyka mi przez głowę, że może jednak te przeszkody są przereklamowane? Tymczasem Tomek musi rezygnować z zabawy, bo jest jakiś wypadek i trzeba zrobić zdjęcia. Wraca do realnego świata, a ja w pokoju zostaję sam... WYJŚCIE AWARYJNE
Filip Mroczek, Michał Rajszel i Mikołaj Racki. Pozornie zwykłe chłopaki. Ale po opuszczeniu „Wyjścia Awaryjnego”, jak nazywa się kompleks stworzony przez nich, już nie jestem tego taki pewien. W ich umysłach musi być coś pokrętnego, bo przecież nikt zwyczajny takich zagadek nie wymyśli. - Jest u nas mało możliwości do spędzania czasu. No bo co robić? Pójść na kebaba, do kina albo na kręgle? Nawet basenu nie mamy fajnego - Filip wyjaśnia motywy uruchomienia „Room Escape” w Bydgoszczy. Wszyscy trzej zetknęli się z takimi zabawami w innych miastach. Wpadli na pomysł, aby otworzyć taki pokój u siebie. Gotowa jest na razie „Cela nr 4”. Kończą drugie pomieszczenie, które nawiązywać ma do filmów przygodowych. Coś jak połączenie „Mission impossible” z „Poszukiwaczami zaginionej arki”. Trzeba będzie w nim odnaleźć skarb i jeszcze stamtąd uciec. Później powstanie trzeci pokój, choć jego tematyki jeszcze nie ustalili. Wybór jest szeroki.
W Warszawie jest laboratorium szalonego naukowca, w Budapeszcie zamykają turystów we wnętrzu piramidy, a w Gdańsku można rozwiązać tajemnicę Bursztynowej Komnaty. UKŁADANKA
Tymczasem ja, po wyjściu z ciasnej celi, miotam się po pokoju, w którym na co dzień siedzą policjanci, a teraz nie ma nikogo. Euforia związana z faktem, że udało mi się wyjść zza krat ulotniła się już dawno. Już wiem, dlaczego początek był taki efektowny. Cela z pryczą była mała. Niewiele rzeczy dało się w niej ukryć, bo była tylko jakaś półeczka i rysunki na ścianach. Pokój gliniarzy jest duży i jest w nim mnóstwo przedmiotów, które mogą mi pomóc w ucieczce, albo wprowadzić w błąd. Są dwie szafki ubraniowe, zamknięte na szyfrowane kłódki, jest biurko z telewizorem, na którym widać zapis monitoringu, jest krzesło, jakaś drewniana skrzynia, opatrzona potężną kłódką, oraz sejf w ścianie. Obok niego wisi mapa Bydgoszczy, na której brakuje kilku elementów. Wygląda na to, że celowo powycinano z niej niektóre kawałki. Tylko po co? Odnajduję wreszcie jakiś kluczyk, który pasuje do jednej z szafek. Wisi w niej mundur. Przetrząsam kieszenie, przesuwam palcami po materiale, niczym w filmach szpiegowskich sprawdzając, czy czegoś nie wszyto. W kieszeni jest jakiś nabój, dokumenty, inne osobiste drobiazgi. Pieczołowicie odkładam je na bok. Wszystko może mieć kapitalnie znaczenie dla rozwiązania łamigłówek, będących klimatycznym połączeniem amerykańskiego „CSI” oraz swojskiego „07 zgłoś się”. No i są „Psy”, bo z jakiegoś zdjęcia spogląda na mnie posępna gęba Franza Maurera.
FOT. TOMASZ CZACHOROWSKI
męska strefa / strefa hobby NIE DLA ZBLAZOWANYCH
Jedni mówią, że idea „Escape room” narodziła się w Azji, inni jako pierwszą lokalizację wskazują Węgry. Ale to nieważne. Istotne, że można od niedawna pobawić się tak u nas w regionie. Ale od razu ostrzegam: to nie jest rozrywka dla maminsynków albo zblazowanych nastolatków z sianem we łbie. Tu trzeba intensywnie myśleć, rozglądać się, kojarzyć fakty, kombinować oraz, chyba najważniejsze, umieć współpracować w grupie. Idea jest taka, aby z pokoju wyjść w godzinę. To pozornie sporo, ale mnie czas pędził tak jak, nie przymierzając radiowóz na sygnale. Filip, Michał i Mikołaj wymyślili bowiem mnóstwo zagadek, kryjówek i kombinacji, które sprawiają, że zapomina się kompletnie, że gdzieś tam, za ścianą, ulicą Jagiellońską przejeżdżają sznury samochodów. - Zagadki powstają na zasadzie burzy mózgów. Czasem też coś podpatrzymy. Głównym źródłem inspiracji jest internet - mówi Filip. - Nie kryjemy, że staramy się zagiąć ludzi, którzy tu przychodzą. Staramy się robić tak, aby było jak najtrudniej - dodaje Mikołaj. - Przyjemnie się patrzy, jak ludzie się cieszą, gdy uda im się coś otworzyć, znaleźć jakiś element układanki - zgodnie przyznają. GODZINA TO ZA MAŁO
Tymczasem udaje mi się wydedukować,
jaki może być szyfr do jednej ze skrzynek. Następnie trafiam do piwniczki, w której są przedmioty zarekwirowane na miejscu przestępstw. Mam też jakieś monety, guziki, wiele innych drobiazgów. Wszystko może być elementem układanki. Już wiem jak czuł się Sherlock Holmes albo Hercules Poirot. Problem w tym, że oni mieli więcej niż godzinę. Nie udało się. Znalazłem dużo wskazówek, odnalazłem nawet ukryte pomieszczenia, teczki z protokołami przesłuchań więźniów, ale wyjść samodzielnie się nie udało. Chłopaki stwierdzili, możliwe, że z życzliwości, że „nieźle mi szło, ale to jednak zabawa dla grupy”. Niektórych zadań nie uda się bowiem rozwiązać w pojedynkę. Trzeba przynajmniej dwóch osób. Jeszcze lepiej, gdy jest ich więcej, maksymalnie 5. - Bo jeden jest utalentowany w matematyce, ktoś inny spostrzegawczy. Ludzie biegają, odnajdują coś, kombinują, spierają się. Ważne jest, aby ze sobą rozmawiali - wyjaśniają właściciele „Wyjścia Awaryjnego”.
albo które dopiero odnajdę. Nie będę psuł zabawy, opisując szczegóły zagadek. W każdym razie zapewniam, że są one przygotowane bardzo pieczołowicie i pomysłowo. Każdy, nawet drobny szczególik może mieć znaczenie. Choć nie musi. Niektóre są tam wstawione na podpuchę, aby zabawa była jeszcze lepsza. - Mamy jeszcze mnóstwo pomysłów, choć nie wszystkie udało się na razie zrealizować z powodów ekonomicznych - przyznaje Michał. - W sumie dla nas to nie tylko biznes, ale też zabawa i wielka satysfakcja. Bardzo żałuję, że nie mogłem udać się do „Celi nr 4” z grupą znajomych, bo trochę na własne życzenie pozbawiłem się emocji, związanych z rozwiązywaniem kolejnych zagadek, aby móc o nich napisać. Mam jednak plan, aby zabrać tam swoich urodzinowych gości, by bawili się tak dobrze jak ja. Sam natomiast czekam niecierpliwie na uruchomienie drugiego pokoju. Stówa albo trochę więcej na 5 osób to taniej niż kino, a wrażenia - nieporównywalnie większe.CP
ODCIĘTY
Osobiście w „Celi nr 4” zapomniałem o bożym świecie, o tym, że obok istnieje realny świat. Przez godzinę myślałem jedynie o tym, co już odkryłem, co zobaczyłem na ścianie, o symbolach, cyfrach, literach i jak to połączyć z elementami, które właśnie odnalazłem,
Rady dla zamkniętych Zapisujcie wszystkie szyfry i wskazówki, jakie znajdziecie w pomieszczeniu. Mogą się później przydać. Najlepiej trzymać wszystkie znalezione drobiazgi w jednym miejscu. Mogą być potrzebne w nieoczekiwanym momencie. W tej grze kooperacja i komunikacja są niezbędne. Głośno dzielcie się znaleziskami, omawiajcie pomysły i współpracujcie. Inaczej nie wydostaniecie się nigdy.
Tu trzeba intensywnie myśleć, rozglądać się, kojarzyć fakty, kombinować oraz, chyba najważniejsze, umieć współpracować w grupie. Idea jest taka, aby z pokoju wyjść w godzinę. To pozornie sporo, ale mnie czas pędził tak jak nie przymierzając radiowóz na sygnale.
www.wyjscieawaryjne.pl męska strefa
19 / marzec
męska strefa / strefa smakosza
Przy Koźlaku Bydgoskim znaj miarę. Śmietanka Toruńska - szacunek! Eris - duszkiem i następne proszę... Nyks - koniecznie bez pośpiechu. smakował: PRZEMYSŁAW WOŹNIAK Kroniki nie odnotowały co w dawnej, toruńskiej gospodzie „Pod Modrym Fartuchem” pili królowie Kazimierz IV Jagiellończyk, Jan Olbracht i cesarz Napoleon Bonaparte. Bez wątpienia ten ostatni zwątpiłby w dalszy sens złojenia Moskali, gdyby wypił to, co my w obecnej „Krajinie Piva”, tamże. Znakomite miejsce na męskie rozmowy. Na pewno odpoczniecie tam po asyście w galerii handlowej. Przy okazji warto posłuchać, co ma do powiedzenia Przemysław Woźniak, podróżnik i degustator piwa. Próbował go nawet pod samą Alaską z drewnianego browaru na kompletnym zadupiu, ale to już inna bajka... Dla nas spróbował produktów światowych z Bydgoszczy i Torunia. KOŹLAK BYDGOSKI (regionalna Warzelnia Piwa - Bydgoszcz). Uwaga! Dobry koźlak, nawet cieplejszy, nie powinien zabrzmieć nutą alkoholu. Bydgoski jest pod tym względem wyborny. Lekka ziemistość na języku świadczy o użyciu ciemnych słodów. Mocne, treściwe i smaczne piwo. Przy Koźlaku Bydgoskim nie strugaj Kozaka, bo szybko ci udowodni, że jesteś raczej słabszym hipsterem.
ŚMIETANKA TORUŃSKA - (Browar Staromiejski Jan Olbracht Toruń) - piwo pszeniczne. Chwila napięcia przed pierwszym łykiem, bo w pszenicznym powinny być wyczuwalne banan i goździki, nie ma prawa mieć przesłodzonego posmaku. Pijemy i... delikatnie czuć banany i goździki. W końcu szlachectwo zobowiązuje. Tym bardziej gdy jest się laureatem konkursu „Chmielaki” w Krasnymstawie. Delikatna goryczka. Świetne do orzeźwienia latem.
ERIS (Browar Kontraktowy Olimp - Toruń), bogini niezgody, chaosu i nieporządku, córka Nocy (Nyks), co już wiele mówi w odniesieniu do tego piwa, będącego pomieszaniem stylów. Otóż jest to styl belgian india ale, czyli wariacja amerykańskich chmieli odmiany simcoe i belgijskie drożdże. Dzięki nim czuć delikatny aromat truskawek i poziomek. Nisko wysycone, sesyjne piwo, czyli takie na wiele przyjemnych kolejek, po których bez problemu wstaniemy od stołu, które można wypić duszkiem, czyli sesyjne - jak mówią specjaliści. Wskaźnik goryczy (IBU) wynosi 30. W amerykańskich stylach może dochodzić nawet grubo powyżej 60. Nie da się więc pokiereszować języka goryczką, ale jest ona bardzo przyjemnie wyczuwalna. Eris - przyjemna podróż aż po kres nocy.
NYKS (Browar Kontraktowy Olimp - Toruń), córka Chaosu, matka Tanatosa (Śmierć) i Hypnosa (Sen). Brzmi groźnie, ale damy radę z tą wariacją stylów amerykańskiego chmielu i piwa „Stout”. Stout jest dość treściwy, kusi nutami karmelu, kawy i czekolady. Nie czuć alkoholu. Chmiel amerykański dodaje mu powiewu żywiczności. Czarna gorzka kawa i jakby lekki popiół na języku. Niepowtarzalne doznania. Spożywać koniecznie bez pośpiechu.CP /reklama
DOBRYCH PIW REGIONALNYCH SZUKAJ W: „KRAJINIE PIVA” (Rynek Nowomiejski - Toruń), BROWARZE STAROMIEJSKIM „JAN OLBRACHT” przy ul. Szczytnej w Toruniu SKLEPIE „PIWEX” (Moniuszki 30 - Toruń), REGIONALNEJ WARZELNI PIWA w Bydgoszczy przy ul. Poznańskiej 8
74315TRTHA, 77915TRTHA, 74715TRTHA
NIE KOZAKUJ PRZY KOŹLAKU
Innowacyjny i jedyny na rynku medycznym system TRILIPO RF (Trójpolarnej Fali Radiowej) połączony z technologią TRIPLO DMA (dynamiczną aktywacją mięśni), gwarantują działanie na trzech poziomach skóry, stymulują jednocześnie skórę właściwą, tkankę podskórną oraz mięśnie, by umożliwić potrójną akcję ujędrniania, redukcji tkanki tłuszczowej oraz skuteczniej wymodelować sylwetkę.
MAXIMUS TRILIPO ® Lifting skóry
ATRAKCJE Komfortowe pokoje
158715TRTHA
197115BDBHA
DermoMedica ul. Królowej Jadwigi 16, 85-231 Bydgoszcz tel. (52) 564 22 21, 723 099 090 www.dermo-medica.pl
221515BDBHA
Zabiegi MaximusTM zapewniają natychmiastowy i długotrwały lifting skóry oraz modelują twarz i ciało.
Plaża dla Gości Prywatne jezioro z wyspą Półwysep z grillownią Własna pstrągownia
Hotel Dworek Wapionka
z kołem młyńskim
87-320 Górzno , ul.Wczasowa 1 tel.56 49 88 233, 668 558 235, recepcja@dworekwapionka.pl, www.dworekwapionka.pl
w Karczmie Młyn
Staropolskie jadło Sprzęt rekreacyjno-sportowy
265215BDTHB
Boiska do siatkówki plażowej
męska strefa / strefa sportu
FOT. ŁUKASZ TRZESZCZKOWSKI
SKAZANY NA ZUZEL
Adrenalina? Po prostu ją lubię. Nie znoszę siedzieć w domu i nic nie robić, przeważnie gdzieś wychodzę i szukam tego, co wnosi choć trochę niepewności. z Adrianem Miedzińskim, żużlowcem KS Toruń, który obchodzi 15-lecie startów, rozmawia: PIOTR BEDNARCZYK
Czy żużlowe geny pomagają w karierze? Do takiego wniosku można dojść patrząc na Ciebie i wielu innych synów znanych żużlowców. Co ciekawe - młodsi z reguły osiągają większe sukcesy... Sądzę, że coś w tym jest. Synom zawodników jest łatwiej. Od małego jesteśmy związani z tym sportem, można powiedzieć, że jesteśmy na niego skazani. Myślę, że dotyczy to również wielu innych dyscyplin. Już jako dzieci przebywamy w parkingu, oswajamy się z atmosferą. Mój tata Stanisław najpierw był zawodnikiem, potem trenerem. Te czasy pamiętam już lepiej. Bawiłem się wtedy w żużel na rowerze. I tak to już jakoś zostało... Na początku sporo korzystałeś ze wskazówek taty. Do tej pory to robisz? Na pewno w pierwszych sezonach te wskazówki miały dla mnie ogromne znaczenie. Zarówno te, które dostawałem od taty, jak i innych, starszych zawodników. Zawsze starałem się wyciągnąć od nich jak najwięcej. Teraz też czasami słucham podpowiedzi taty, choć trochę to się zmieniło. W sprawie techniki jazdy - owszem, zawsze warto posłuchać jego uwag. Jeśli chodzi o sprzęt, to już niestety tata wiele nie pomoże. Jak sam twierdzi, za dużo się zmieniło od czasów, gdy on jeździł. A nie jest czasami, chociaż w żartach, zazdrosny o Twoje sukcesy? Myślę, że nie, przynajmniej nie daje mi tego odczuć. Cieszy się bardzo, jak uda mi się coś zdobyć. Twój tata w rozmowie ze mną przyznał, że pamięta tylko jedno lanie, które dostałeś po tym, jak skakałeś na parkingu po samochodach. Skąd w Tobie tyle adrenaliny na torze? Czy byłem aż tak spokojny? Może tata tak uważa, ale ja sądzę, że broiłem jak większość dzieciaków. A adrenalina? Po prostu ją lubię. Nie znoszę siedzieć w domu i nic nie robić, przeważnie gdzieś wychodzę i szukam tego, co wnosi choć trochę niepewności. Potrzebuję jej. Jak odreagowujesz porażki? Najlepiej jest najszybciej pojechać w kolej-
męska strefa
22 / marzec 2015
BARDZO UCIESZYŁO MNIE ZDOBYCIE DRUŻYNOWEGO MISTRZOSTWA POLSKI NA TORZE W TORUNIU, PIERWSZEGO TYTUŁU MISTRZA POLSKI JUNIORÓW, ZWYCIĘSTWO W TURNIEJU GRAND PRIX, CZY W DRUŻYNOWYM PUCHARZE ŚWIATA. KAŻDE ZWYCIĘSTWO MA SWÓJ SMACZEK.
męska strefa / strefa sportu nych zawodach i się odkuć. To dobra metoda, pozwala szybko zapomnieć. Wcześniej wyciągnąć wnioski. I po takim rewanżu głowa jest czysta. Na szczęście sporo jeżdżę i nie muszę czekać między zawodami tygodniami.
A sukcesy świętujesz po polsku? Nie do końca, bo przeważnie zbieram się na kolejny mecz, a trudno świętować w trasie. Właściwie dopiero po sezonie można zrobić jakieś podsumowanie. Od dłuższego czasu związany jesteś z Marceliną Rutkowską, miss, modelką i osobą bardzo aktywną zawodowo. Niektórzy śmieją się, że niedługo to Ty będziesz w jej cieniu... Faktycznie, trudno za nią nadążyć. Współpracuje z firmą One Sport, organizującą mistrzostwa Europy i turnieje Speedway Best Pairs. Przeprowadza wywiady z żużlowcami podczas relacji telewizyjnych w Eurosporcie. Współpracuje też z KS Toruń. Wiem, że jest zamysł, by powstała wewnętrzna, klubowa telewizja i Marcela też będzie się w niej udzielała. Do tego dochodzą różne sesje, targi... Generalnie ma swoje zajęcia i bardzo mnie to cieszy, że jest taka aktywna. Co uważasz za swój największy sukces w 15-letniej karierze? Szczerze mówiąc... to nie wiem. Było tego sporo i tak naprawdę każdy sukces cieszył inaczej. Znaczenie miało, na jakim etapie kariery byłem. Na pewno bardzo ucieszyło mnie zdobycie drużynowego mistrzostwa Polski na torze w Toruniu, pierwszego tytułu mistrza Polski juniorów, zwycięstwo w turnieju Grand Prix, czy w Drużynowym Pucharze Świata. Każde zwycięstwo ma swój smaczek. To może zapytam odwrotnie - co uważasz za swoją największą porażkę? Żal mi finału Mistrzostw Świata Juniorów z 2004 roku, w którym wygrałem rundę zasadniczą, a potem odpadłem w półfinale. Pamiętam, że powiedziałem sobie wtedy, iż mam jeszcze czas. Ale potem w finale w Wiener Neustadt padał deszcz i wyniki były loterią, MIAŁEM NAWET KORZYSTNIEJSZE PROPOZYCJE, ALE OSTATECZNIE ZOSTAWAŁEM W TORUNIU. TERAZ JUŻ SIĘ NIE DOWIEM, CZY DOBRZE ROBIŁEM - ADRIAN MIEDZIŃSKI.
FOT. ŁUKASZ TRZESZCZKOWSKI
później złamałem obojczyk i już mi to uciekło, a tytuł był na wyciągnięcie ręki... Chyba właśnie ta sytuacja najbardziej negatywnie zapadła mi w pamięć. Może dodałbym jeszcze sezon 2013, w którym miałem dobrą formę, ale wskutek kontuzji przepadły mi eliminacje do praktycznie wszystkich ważnych indywidualnych mistrzostw. W ciągu bodaj kilkunastu dni straciłem cały indywidualny sezon. Ale nie ma się co rozczulać, trzeba jechać dalej.
Skoro wspomniałeś o kontuzjach - pamiętasz najboleśniejszą? Oj, tak. To było po upadku podczas jednego z ligowych meczów w Bydgoszczy. Uderzyłem wtedy dwoma piszczelami w stalową linkę, która znajduje się nad dmuchaną bandą. Myślałem, że mam obie nogi złamane. Co ciekawe - pękły tylko śródstopie i kostka. Ale nawet tego nie czułem, tak dawały mi się wówczas we znaki te piszczele. Każdy na pewno kiedyś się w piszczel uderzył, to wie, o czym mówię. Złamanie tak nie boli, jak to. Obchodzisz 15-lecie startów. Cały czas byłeś wierny klubowi z Torunia, co jest ewenementem w polskiej ekstraklasie. Kiedy byłeś najbliższy odejścia? Było kilka opcji zmiany barw klubowych. Miałem nawet korzystniejsze propozycje, ale ostatecznie zostawałem w Toruniu. Teraz już się nie dowiem, czy dobrze robiłem. Duży wpływ na moje decyzje miało to, że mam w Toruniu grono osób, które mi pomaga. Poza tym zawsze wychowankowi jest trudniej podjąć decyzję o zmianie barw klubowych. W marcu organizujesz jubileuszowy turniej. Zdradzić trochę szczegółów. Turniej będzie miał 20-biegów i wyścig finałowy, który ma być niespodzianką. Reszta jest jeszcze w trakcie organizacji. Czekam na potwierdzenia startów od zaproszonych zawodników. Niektóre kluby tego samego dnia mają zaplanowane sparingi, muszę się do tego dostosować. W turnieju mają wystartować wszyscy zawodnicy z podstawowego składu KS Toruń. Pewne jest jedno - zawody odbędą się 21 marca o godzinie 16 na Motoarenie.CP
Piotr Bednarczyk Kariery szermierczej nie zrobił, zaczął więc pisać o sporcie. I robi to już niemal 25 lat.
Refleksja przychodzi za późno Łapię się za głowę, jak czytam że kolejny sportowy krezus finansowy wpadł w tarapaty i został bankrutem. Modelowym przykładem są bokserzy, którzy za jedną walkę potrafili zgarnąć miliony dolarów, ale potracili potem majątek nieudanie inwestując, rozpuszczając pieniądze na zbędne rzeczy lub kosztownie się rozwodząc z kolejnymi żonami. Chyba najjaskrawszym przykładem jest nieszczęsny Mike Tyson. Zarobił podczas kariery grubo ponad 300 milionów dolarów. Miał gest, kupował samochody kolegom, hodował w domu tygrysy, a później... Godził się na walki, w których dostawał łomot, pracował jako pan do wynajęcia przez bogate panie, itp., itd. Po prostu dramat. Piłkarze również nie są lepsi. Słynny Pele inwestował bez głowy, zawierzył nie tym ludziom, którym powinien, i pewnego dnia został z niczym. Paul Gascoigne miał wszystko. Ale wybrał alkohol, narkotyki, wypadki samochodowe - generalnie mówiąc - skandale. I też skończył na dnie. Przykłady można byłoby mnożyć, nie tylko wśród piłkarzy czy bokserów. Z czego to się bierze? Często sportowcy wywodzą się z biednych rodzin i gdy tylko w ich życiu pojawiają się wielkie pieniądze, nie wiedzą, co z nimi zrobić. I zamiast kupić na przykład kamienicę, kupują najnowszy model porsche. A potem go rozbijają. I to często po pijanemu. Dlatego w dzisiejszym sporcie ogromną rolę odgrywają menedżerowie. Dobry menedżer, bowiem, to skarb. Nie tylko powinien wynegocjować jak najlepszy kontrakt, ale też i odpowiednio ingerować w życie prywatne zawodnika, by ten mógł skupić się tylko na sporcie. Podobno, agent Roberta Lewandowskiego, Cezary Kucharski, inwestuje pieniądze swojego podopiecznego w nieruchomości. Dzięki temu „Lewy” na zakończenie kariery, nawet jeśli miałoby to z powodu pecha nastąpić nagle, nie zostanie z niczym. Szkoda, że tak wielu zawodników o tym nie myśli. A potem dochodzi do dramatów.CP
męska strefa / męskie rozmowy
CZYM JEST
CISZA W ciągu kilku miesięcy po powrocie z Sarajewa, z trzydziestoparoletniego gościa, który miał kruczoczarne, gęste włosy, stałem się szpakowaty. z toruńskim fotoreporterem Wojtkiem Szabelskim, rozmawia: JANUSZ MILANOWSKI
Przed naszą rozmową prosiłem, żebyś przypomniał sobie jakieś szczególne doświadczenie, związane z pracą fotoreportera, takie, które coś w Tobie zmieniło. Byłem na pierwszej zimowej wyprawie z toruńskimi glacjologami na Spitsbergenie. Toruński UMK ma tam stację polarną na Nizinie Kaffioyra, wykorzystywaną wcześniej wyłącznie latem, kiedy można było do niej dopłynąć statkiem i bez problemu przerzucić ludzi i sprzęt łodziami. A my, czterech facetów - trzech glacjologów i jeden dziennikarz - dotarliśmy tam drogą powietrzną i skuterami śnieżnymi krótko po zakończeniu nocy polarnej. W tej lodowej głuszy doświadczyłem czegoś, co zmieniło moje rozumienie pewnych pojęć. Uzmysłowiłem sobie, że na co dzień używamy wielu z nich, nie wiedząc, co one tak naprawdę znaczą. Na przykład? Cisza. Często ktoś mówi, że spędził weekend w leśnej ciszy. W lesie nie ma ciszy. Tam jest hałas... Cisza jest wtedy, kiedy nie ma nic; kiedy nie wieje wiatr - jak na Spitsbergenie, kiedy nie ruszysz nogą, żeby śnieg nie zaskrzypiał i czujesz ją całym ciałem. Ona po prostu
wchodzi w głowę. Twój organizm nie jest przyzwyczajony do sytuacji, w których nie ma żadnych bodźców, odbiera to jako pewnego rodzaju atak na siebie i czujesz tę ciszę fizycznie. Tak samo jest z bielą. Przez miesiąc czasu, który tam spędziliśmy, miałem do czynienia dokładnie z tym samym śniegiem, ale jego barwy były inne o każdej porze dnia. I zrozumiałem, dlaczego Eskimosi na określenie bieli mają kilkadziesiąt różnych słów.
Opisz, proszę, fizyczne doznanie tej niespotykanej ciszy. Kolokwialnie to nazwę: dzwoni ci po prostu w uszach i w głowie - bardzo mocno. Jak udało Ci się załapać na wyprawę na Spitsbergen? W 1996 roku była jedna z ostrzejszych zim. Robiłem materiał dziennikarski do serwisu Polskiej Agencji Prasowej, w której wówczas pracowałem. To było o toruńskich glacjologach, którzy badali lód na Wiśle tak zamarzniętej, że można było po niej spacerować. Glacjolodzy z UMK wykonywali przekroje pokrywy lodowej, a ja ich fotografowałem i rozmawiałem z nimi. W którymś momencie, dla rozgrzewki, również chwyciłem za kilof,
by robić dziury w lodzie. Wówczas prof. Marek Grześ z Instytutu Geografii UMK, ni stąd, ni zowąd zapytał: - A może chce pan pojechać z nami na Spitsbergen? Za kilka tygodni jedziemy na zimową wyprawę. - Tak , chętnie - odpaliłem momentalnie, bo nie byłbym sobą, gdybym długo się nad tym zastanawiał.
Sfotografowałeś tę ciszę? Nie, nie udało mi się, ale biel pod różnymi postaciami - tak. Spitsbergen: cisza i biel. A Bałkany? Kompletne przeciwieństwo… Z bielą to może je łączyć tylko siwizna na mojej głowie. Dlaczego? Za dużo wrażeń. Byłem tam trzy razy. W ciągu kilku miesięcy po powrocie z trzydziestoparoletniego gościa, który miał kruczoczarne, gęste włosy, stałem się szpakowaty. To wiąże się z inną historią. Do dziś mam przywiezione stamtąd materiały i negatywy, których nie opublikowałem i których od tamtej pory nie oglądałem. Wiem, co na nich jest, ale nie miałem… Nie wiem, jak to nazwać? Potrzeby, odwagi pokazania tego szerzej? Będąc
męska strefa / męskie rozmowy
Co utrwaliłeś? Ludzką tragedię z naznaczeniem śmierci. Widziałem to, co po ludziach nieraz zostaje, a potrafi zostać niewiele. Usiłuję naciągnąć Cię na jakąś opowieść z wojny bałkańskiej… To nie ma sensu. Jestem już chyba innym człowiekiem, inaczej patrzę na świat bomb. Wtedy w latach 90. media nie były tak rozbudowane jak teraz, a te społecznościowe w ogóle nie istniały. Dziś patrzymy na świat przez bezpieczną szybkę komputera. Coś nas może wzburzyć, z czymś się nie zgadzamy, ale i tak wyłączamy komputer, i wracamy do swojego świata. Przy telewizyjnych wiadomościach bez problemu przełykamy posiłek, patrząc na relację z tego, co się dzieje w świecie. Trawimy to wraz z posiłkiem i idziemy spać. Gdyby część z nas doświadczyła tego bezpośrednio, bez ekranu… Wiesz, czasami nawet zapach może przypomnieć różne rzeczy. Jaki zapach? To jest trudne do określenia. W takich miejscach, gdzie się zdarzyły różne rzeczy, czuć mieszankę wszystkiego. Nie jestem rasowym reporterem wojennym. Nie pojechałem tam, żeby cokolwiek sobie udowadniać. To była moja praca. Po Jugosławii była Czeczenia i inne konflikty w zasięgu ręki, ale nie chciałem tego kontynuować. Szanuję ludzi uprawiających mój zawód, którzy potrafią jeździć z wojny na wojnę. Podziwiam ich za siłę, ale wielu z nich poza pracą nie ma nic.
Coś innego mnie zaciekawiło: dlaczego nie chcesz pokazać materiałów z Sarajewa? Każdy fotoreporter gada, że trzeba dać świadectwo prawdzie. A Ty schowałeś wszystko do szuflady!? To nie do końca tak, jak mówisz. Byłem tam w pracy i pokazywałem skutki konfliktu i tego, jak ludzie muszą się z nim zmagać i z nim żyć, i nie zawsze robiłem to na maksa. W którymś momencie uzmysławiasz sobie, że przekaz i jego moc nie są liniowe i eskalacja tego poprzez zdjęcia nie ma już sensu. Stwierdziłem, że już wystarczy. Inna sprawa, że na zdjęciu nie trzeba wykładać kawy na ławę. Na jednym z najlepszych zdjęć, ukazujących wojnę nie ma ludzi. „Dolina cieni śmierci” Rogera Fentona z 1855 r., zrobiona po zakończeniu działań na wojnie krymskiej, pokazuje pustą drogę usłaną kulami armatnimi. I to czasami wystarczy. Dziś media niepotrzebnie podnoszą próg wrażliwości widzów dosłownością. Byłeś głównym fotografem Tour de Pologne. Pokazywałeś to, czego nie było w transmisjach. Np. sikających kolarzy. (śmiech) Fakt, pokazywałem też kuchnię wyścigu, bo o to chodziło. Ty pewnie myślisz o kolarzu przed startem, sfotografowanym z daleka, jak robi to pod płotem. To jest malarski kadr: kolorystyka tła, stroju zawodnika i roweru, a wszystko w pięknej zieleni…
tem, teraz go kontempluję i w pewnym sensie się bawię, bo pozwalam sobie na własną interpretację tego, co widzę.
Fotografia dla Ciebie… Nie jest sposobem zarabiania na życie, ale sposobem na życie. Nigdy nie była mi obojętna pod żadną postacią. Zależy mi też na tym, żeby się nią dzielić z innymi i wciągać ich. Fotografia jest naprawdę czymś fajnym. Nie przeszkadza mi to, że dziś wszyscy jesteśmy fotografami. Bądźmy jednak świadomymi fotografami, myślmy przy tym. A co dziś robi fotograf z takim doświadczeniem jak Twoje? … oczywiście dalej fotografuje! Nie wyobrażam sobie odłożenia aparatu fotograficznego na półkę. Przy sobie zawsze mam „coś” do robienia zdjęć. Chociażby telefon, nie nie ten, bo ta stara 15-letnia nokia służy do dzwonienia, ten drugi (Wojtek wyciąga smartfona - przyp. red.). Poza tym dziś pracuję z tymi, którzy chcą pracować ze mną. A ja z nimi. Przede mną, jak to się teraz ładnie mówi, kilka fotograficznych projektów do realizacji… I nie pytaj, proszę, jakie jest moje najlepsze zdjęcie. Gdybym je zrobił, musiałbym zająć się czymś innym.CP
Jaką ciszę odkryłeś fotografując teatr? Nie tyle ciszę, bo o nią trudno na scenie, co świat nieograniczonej ludzkiej wyobraźni, ale ja to tylko staram się zarejestrować. Raz lepiej, raz gorzej. Kiedyś dotykałem świata apara-
+
fotoreporterem, trudno było nie dokumentować tego, co tam się działo, ale jakoś… Niektórych obrazów nie upubliczniłem. Są tak bardzo mocne, jak mocna może być wojna.
WOJTEKSZABELSKI pracował przez wiele lat, jako fotoreporter Polskiej Agencji Prasowej. Był głównym fotografem wyścigu Tour de Pologne. Obecnie fotografuje m.in. Teatr W. Horzycy w Toruniu. Wraz z żoną, aktorką Matyldą Podfilipską, prowadzą przy teatrze kawiarnię i galerię „Wejściówka”.
męska strefa / strefa 4 kółek
NIGDY NIE JEDŹ NA ŻYLETKĘ O domorosłych rajdowcach, a także o zaletach jazdy defensywnej z Bogusławem Bachem, założycielem Toruńskiej Akademii Jazdy, Ośrodka Doskonalenia Technik Jazdy i z Adamem Knietowskim, specjalistą jazdy defensywnej, rozmawia: JAN OLEKSY
Co was Panowie najbardziej wkurza na ulicach? Adam Knietowski: To jedno z trudniejszych pytań, bo dziedzina jest szeroka. Wkurzają mnie negatywne, niepoprawne zachowania, a najbardziej kompletnie niepotrzebny, pośpiech. Przez ten pośpiech robi się dużo błędów, a one bezpośrednio przekładają się na niebezpieczne sytuacje. Nie do przyjęcia jest także nonszalancja i brawura za kierownicą. Rozumiem, że każdy może się kiedyś śpieszyć do szpitala, ale żeby na każdym skrzyżowaniu spotykać samych śpieszących do szpitala? Bogusław Bach: Mnie wkurzają próby ścigania się, zwłaszcza młodych mężczyzn. Stają obok siebie na światłach, jeden ma samochód ładniejszy od drugiego i próbują sobie udowodnić, że są świetnymi mistrzami prostej. Ulica nie jest miejscem do wyścigów, a takie sytuacje często spotykam. Nie lubię też, jak młodzi ignorują starszych kierowców, nie zważając na to, że mają mniejsze doświadczenie. Prawdą jest też, że nieraz starsi kierowcy, mający dawne nawyki, nie rozumieją, że trzeba ruszać ze skrzyżowania dynamicznie. Najgorsi są panowie w kapeluszach. Adam Knietowski: Istotna jest smutna prawda o egoizmie, który łączy wszystkich uczestników ruchu we wspólnym robieniu krzywdy…
szalancko kierownicę, odsunięty na maksa do tyłu, bez zapiętych pasów i pędzi! Młodzi chętnie biorą przykład i... zaczynają ścigać się na ulicach. Od tego są tory wyścigowe, zawody amatorskie, rajdy KJS, folk-race. Choć mam doświadczenie rajdowe i wyścigowe, to nie popisuję się na ulicach, by nie podpuszczać młodego „budynia”, który stworzy potencjalne zagrożenie.
Rajdowcy, zawodnicy na ulicach? Bogusław Bach: Obejrzeli film „Szybcy i wściekli”, w którym pokazuje się, jak nie powinno się jeździć i naśladują te złe wzorce. Ja także z ciekawości obejrzałem ten film i zobaczyłem ze zgrozą, jak bohater trzyma non-
Czy to sformułowanie nie jest przypadkiem wymyślone dla potrzeb marketingowych? Adam Knietowski: To nie jest marketing, to potrzeba świadomego budowania pewnej filozofii, opartej na doświadczeniach związa-
męska strefa
26 / marzec 2015
Przeciwieństwem rajdów ulicznych jest jazda defensywna. Co to takiego? Adam Knietowski: To jest inteligentne stosowanie się do przepisów ruchu drogowego i ponad nie, bo przepisy wszystkiego nie tłumaczą. Wyjaśniają podstawowe zasady, nie precyzują jednak pewnych zachowań, które wynikają z dynamiki zmian na drodze. Definicja jazdy defensywnej nie jest ściśle określona. Najkrócej - jest to taki typ jazdy, który ogranicza ryzyko i możliwość powstania kolizji, bez względu na warunki i natężenie ruchu na drodze. Przykłady: płynna, przewidywalna jazda, wcześniej wciśnięty hamulec przed przejściem dla pieszych, sprawdzanie stanu nawierzchni. Jest to zatem inteligentne zarządzanie sobą i swoim samochodem w czasie i przestrzeni. Niektóre z elementów jazdy defensywnej są zupełnie naturalnymi elementami bezpiecznej jazdy doświadczonego kierowcy.
nych z techniką jazdy. To połączenie przepisów z aspektami bezpieczeństwa.
Czy jazda defensywna, to jazda mniej dynamiczna? Bogusław Bach: Jazda dynamiczna to wcale nie jest szybka jazda. To jazda, która powoduje, że nie stwarzamy zagrożenia dla innych, nie przeszkadzamy, szybko opuszczamy skrzyżowanie... Te korki przed skrzyżowaniem są powodowane przez kierowców ślamazarnie ruszających na światłach. Nie chodzi o to, żeby przyśpieszać jak kierowca wyścigowy z piskiem opon, ale by ruszać dynamicznie i nie blokować innych. Jako były kierowca rajdowy zawsze stosuję także zasadę sprawdzania nawierzchni. Jeżeli uruchamia się ABS, pedał hamulca zaczyna trykać, przy przyśpieszaniu włącza się ESP, to sygnał ostrzegawczy, że może być bardzo ślisko i możesz sobie nie poradzić. Musisz uważać, bo droga hamowania drastycznie się wydłuży. I choć na autostradzie można jechać 140, to taka prędkość może w takich warunkach okazać się zabójcza. To jest też jeden z elementów jazdy defensywnej, która umożliwia bezpieczne dotarcie do celu. Czy były kierowca rajdowy jeździ na co dzień defensywnie? Bogusław Bach: Myślę, że jeżdżę defensywnie, skoro przez tyle lat nie spowodowałem żadnego zagrożenia. Tylko raz miałem wypadek, na który nie miałem wpływu. Ktoś wjechał mi w tyłek. Ode mnie jedynie zależało, że nie uszkodziłem samochodu przede mną, bo zatrzymałem się w odpowiedniej odległości, nie na żyletkę. Dodatkowo wcisnąłem pedał
męska strefa / strefa 4 kółek
Np. jedzie karetka pogotowia i nie można się przemieścić, by ją przepuścić. Adam Knietowski: Właśnie, jesteśmy zablokowani. Zatrzymując się, powinniśmy widzieć zza kierownicy asfalt i koła samochodu jadącego przed nami. To taki punkt odniesienia i bezpieczna odległość. Wystarczy jeden ruch kierownicy i możemy zjechać w prawo, w lewo... Co zrobimy, gdy samochód przed nami się zepsuje, włączy awaryjne albo z plandeki ciężarówki spadnie na nasze auto kilkaset kilogramów lodu? Bogusław Bach: Kilka dni temu widziałem, jak z dostawczaka wypadł na maskę samochodu duży kompresor, bo kierowca jechał na żyletkę. Zawsze trzymam odległość. Kolejny problem zakorkowanych miast to jazda na suwak. W Toruniu przyjęła się na moście i na wiadukcie przy Kościuszki... Bogusław Bach: Lepiej się ustawić na lewym pasie, będzie szybciej. Adam Knietowski: Z jazdą na suwak jest jeden mały problem. Jest niesprawiedliwa. Powinno się jechać nie jeden na jeden, tylko jeden na trzy! To matematycznie wytłumaczalne. Nie ma dobrego rozwiązania. Faktycznie prawy i lewy pas są po to, żeby rozproszyć ruch, zatem można jechać lewym do samego końca i liczyć na wyrozumiałość tych na prawym pasie. Starajmy się pomagać sobie wzajemnie, jednocześnie nie wykorzystywać mniej sprytnych kierujących. Z wyrozumiałością kojarzy się „zielony liść”. Jakoś zniknął z aut młodych kierowców. Co się z nim stało? Adam Knietowski: Z dobrego zwyczaju „zielonego listka” szybko przeszliśmy do agresji, zaczęło działać prawo dżungli. Młodzi kierowcy, pomimo braku doświadczenia, odklejali
Choć mam doświadczenie rajdowe i wyścigowe, to nie popisuję się na ulicach, by nie podpuszczać młodego „budynia”, który stworzy potencjalne zagrożenie. Bogusław Bach
Czego nie nauczysz się na kursie na prawo jazdy? Adam Knietowski: Na kursie prawdopodobnie nie nauczysz się zrozumienia bezpośrednich zagrożeń. Młody kierowca powinien doświadczyć na własnej skórze, czym jest utrata panowania nad sytuacją, pojazdem. Sytuacje awaryjne, symulowane w bezpiecznych warunkach ODTJ, ukazują granice możliwości kierującego i pojazdu. Kierowca może tam zrozumieć, czym grozi zbyt duża pewność siebie, albo przełamać bojaźń przed ruchem na drodze. W myśl zasady - „musisz się poślizgnąć, żeby się przekonać”. Mojemu przyjacielowi instruktor nauki jazdy powtarzał: „Pamiętaj, samochód jest jak karabin - może zabić”. Czy nie przesadzał? Bogusław Bach: Zawsze czynnik ludzki ma wpływ na to, co się dzieje z samochodem. Człowiek, który go prowadzi, decyduje, czy samochód będzie niebezpieczny.
BOGUSŁAW BACH
Zauważam częste zjawisko, że kierowcy dojeżdżający do świateł zachowują zbyt małe odległości, zbliżają się niemalże do zderzaków samochodów jadących przed nimi... Adam Knietowski: To ważny problem, kolejny element, który nie jest sprecyzowany przez przepisy ruchu drogowego. Co daje odstęp? Można zobaczyć, jak to działa w USA, gdzie kierowcy mają wypracowaną technikę, stosują odstępy. Jest zielone, to puszczają hamulec, dodają gazu i w miarę równo rusza cała kolumna. Natomiast jeżeli stoimy bardzo blisko siebie, to nie jesteśmy w stanie od razu ruszyć. Powoduje to także inne, poważniejsze zagrożenia...
znaczki, które stały się powodem ośmieszania. To nastawienie do „zielonego listka” można porównać do nastawienia do pojazdów „Nauki Jazdy”. Bogusław Bach: „Zielony liść” miał być wprowadzony w 2013 roku, jako jeden z elementów okresu próbnego dla młodych kierowców, którzy dopiero zrobili prawo jazdy. Obecnie ustawa przewiduje wejście w życie okresu próbnego w 2016 roku. Znając życie, nasze państwo znowu coś wymyśli, żeby to przełożyć na kolejne lata. A bardzo przydałby się ten okres próbny dla młodych kierowców, bo choć na kursie nauczyli się jeździć, to tak naprawdę ich umiejętności zostaną dopiero zweryfikowane w normalnym ruchu ulicznym. Okresowi próbnemu powinna towarzyszyć odpowiednia edukacja! Młodym kierowcom, powodującym najwięcej problemów, powinno się pokazywać wszelkie zagrożenia, właśnie w ośrodku doskonalenia techniki jazdy, bo instruktor na kursie nauki jazdy, dysponując 30 godzinami, nie ma odpowiedniej infrastruktury i możliwości.
Co chcecie Panowie powiedzieć kierowcom na koniec? Adam Knietowski: Spróbuj jazdy defensywnej, popraw technikę jazdy, brawura nie jest w modzie. Nie bądź burakiem na drodze! Najbardziej męską cechą jest przyznanie się do własnych słabości i niedoskonałości. Zmiana stylu życia i bycie bezpiecznym kierowcą to wyraz dojrzałości, odpowiedzialności za siebie, rodzinę, za innych uczestników ruchu. Może warto wziąć sobie do serca powiedzenie z lotnictwa: „Gdy wsiadasz do samolotu i czujesz, że przestałeś się bać, to nie wsiadaj, bo na pewno się rozbijesz”. Idealnie pasuje to do niektórych kierowców. Bogusław Bach: Niech wszyscy dołączą do elity bezpiecznych kierowców.CP
ADAM KNIETOWSKI
hamulca, żeby zminimalizować skutki zdarzenia. Wiedziałem, że tył będę miał uszkodzony, ale chociaż oszczędzę przód i temu przede mną też nic nie zrobię.
męska strefa
27 / marzec
męska strefa / felieton
JAKIE TO BYŁO PROSTE
T
fu... Chciałoby się splunąć przeżutym tytoniem do spluwaczki... Kopnąć z impetem przerdzewiałą puszkę na ulicy... Podrapać się po jajach... Wypić trującą dzisiaj oranżadę... Zjeść - po powrocie z pachty - pieczone ziemniaki pachnące ogniskiem... wejść na drzewo... Strzelić skoblem... Wdrapać się na dach klatki schodowej... Jak tam Panowie? Wymieniać dalej? A może te przykłady wystarczająco poruszyły waszą wyobraźnią, otwierając zakamarki młodzieńczych wspomnień. Przyznajcie, jakie to wszystko było wówczas proste. Męska przyjaźń stanowiąca realną, żyjącą tkankę podwórka. Honor dzielnicy, którego broniło się jak własnej małej ojczyzny. Zapomniany dziś trzepak, wtedy - centralny punkt towarzyskiego bytu na mapie osiedlowego życia. Oranżada w woreczku, „kubuś”, grodziska, szneka tudzież własnoręcznie „tuningowana” bułka, napchana wodą i cukrem. Brak jakiejkolwiek zazdrości, lansu i szpanu - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Odpicowani z grzywkami
Czasy podstawówki to posiniaczone kolana, dziurawe tenisówki, „plujka” z plasteliną i proca wykonana z kabla, wepchnięta w gacie. Liceum czy technikum - czytelne zasady, gdzie chłopak to chłopak, a nie bliżej niezidentyfikowana miękka faja. A teraz? Pizdusiowate gimbusy z grzywkami, odpicowani a’la Justin Bieber. Facebook, smartfon i obowiązkowe selfie, stające się jedynym realnym wyznacznikiem statusu wśród rówieśników. Nauczyciele WF-u biją na alarm, bo strasznie obniżyła się sprawność fizyczna młodzieży. Połowa z nich nie potrafi zrobić 5 pompek... Czy potrzebowaliśmy wtedy telewizji, komputera, komórki? Wystarczył zajumany z domu plakat z gołą babą i dużo wolnego czasu. Komputer? Za zeta szło się do starego „ogórka”, przerobionego na salon gier. Komórka? Wystarczyło gwizdnąć lub wrzasnąć na całe gardło: „Wyjdziesz na dwór?”. Napieprzało się w piłę, pukało w palanta. Zimą smarowało się świecą „adidasy” i dawaj z Doliny Śmierci. A pamiętacie narty z fragmentów plastykopodobnych blokowych poręczy? Dorzucić do tego niezapomniane, kręcące się w koło figurki żużlowców na ulicy Podwale. Internet? Wikipedię reprezentowali starsi kumple,
łaskawie objaśniający zawiłości stosunków damsko-męskich. „Pipkowanie”, pikuty, hazard w postaci rzutu monetą o ścianę, państwa i miasta w piaskownicy, uczyły życiowego podejścia do otaczającego świata. Na własnej skórze, i to dosłownie, przyjmowaliśmy siłę codzienności. Do dzisiaj pamiętam zakłady, kto dłużej utrzyma się bez trzymanki na przegubie ikarusa, lub co lepsze, bujanie tyłu, nierzadko kończące się urazami.
Cywilizacja japonek i dekoltów do pasa
Czy ktoś kiedykolwiek kablował na nauczyciela? Użalał się nad tym, że wymaga i krzyczy? Jak nam bosman na obozie windsurfingowym spuszczał łomot, od razu stawaliśmy do pionu. Nabroiłeś? Godzinny pobyt o świcie w lodowatej wodzie Jeziora Charzykowskiego potrafił utemperować najtwardszych. A teraz leci na skargę taki jeden z drugim, chudy Adonis... bo nauczyciel miał czelność zwrócić uwagę. I ton roszczeniowy, bo nie ma Wi-Fi, nie ma zasięgu, nie ma ciepłej wody, a kożuch pływa w kakao. Za zimno, to za gorąco... wybrudzę swe airmaxy. Koszmar jakiś... Cywilizacja japonek, dekoltów do pasa, wąskich spodni, idiotycznych tatuaży i całodziennego paradowania w centrach handlowych. Wszystko wzmocnione bezpłciowym przekazem medialnej rozrywkowej papki, radia i telewizji. Upadek męskości? Wizja za bardzo katastroficzna, ale wszystko zmierza w kierunku unisexu i zatarcia granic pomiędzy obydwiema płciami. Uwielbiam słuchać Rock Radio, gdzie Tymon wali prosto z rury. Leci muza, przy której chce się żyć. Czuć szorstkość, brud i testosteron, a nie piskliwe głosy śpiewających celebrytów, w klimacie „w pustej szklance pomarańcze”. Jak dobrze robi „pięćdziesiątka” zagryziona ogórkiem, a nie barwne siki, serwowane w modnych pubach. Najzwyklejszy schabowy miażdżący hipsterskie burgery i inne soft, light, szoko loko i suszi puszi. Normalność moi drodzy... Normalność, której zaczyna po prostu brakować. Nie wiem jak wy, ale ja wezmę kiełbę w łapę, bułkę w drugą i z największą przyjemnością wszamam.CP
Ukończył Wydział Sztuk Pięknych UMK i Gdańską Wyższą Szkołę Humanistyczną; twórca grupy artystycznej Parter02 i Atelier Procesów Twórczych Apetyt; artysta malarz, nauczyciel specjalny w Zespole Szkół nr 30 w Bydgoszczy. www.kubaelwertowski.com
męska strefa
28 / marzec
UPADEK
MĘSKOŚCI? Wizja za bardzo katastroficzna, ale wszystko zmierza w kierunku unisexu i zatarcia granic pomiędzy obydwiema płciami. *Jakub Elwertowski
265215BDTHA
135215TRTHC
męska strefa / felieton
DO ROBOTY,
KOMANDOSIE! Tym razem popełniłem felieton epistolarny.
Mogłem codziennie, a bywało, że nawet rano, w południe i wieczorem. A jak nie było z rana i na Anioł Pański, to wieczorem nadrabiałem - twierdzi Ryszard z Bydgoszczy w liście do redakcji „Męskiej Strefy”.
Droga Redakcjo! Na imię mam Ryszard. Jestem mieszkańcem Bydgoszczy i skończyłem już 50 lat. Piszę do Was, bo chciałbym przy okazji podzielić się moim doświadczeniem z innymi mężczyznami, którzy tak jak ja uwierzyli telewizji. Gdy byłem młody, to wydawało mi się, że cierpię na nadpobudliwość płciową. Mogłem codziennie, a bywało, że nawet rano, w południe i wieczorem. A jak nie było z rana i na Anioł Pański, to wieczorem nadrabiałem. I moje dziewczyny wzdychały tylko: „Ech, Rysiu, Rysiu….”. Ale wracając. Napisałem wyżej słowo „cierpię”, bo ile można? Myślałem czasami, że ta cała impotencja to wcale nie musi być taka zła, że daje człowiekowi więcej spokoju, a nie to ciągłe napięcie, podwyższone ciśnienie, szybszy oddech na widok zgrabnej babki na ulicy, itd. Ożeniłem się z kobietą z temperamentem, jak to się mówi. Zrobiliśmy dwójkę dzieciaków i żyjemy do dziś razem. Przeszliśmy jednak kryzys i to z mojej winy, bo się zaniedbałem strasznie - głównie przez piwo. Chodzi o to, że ja nagle już nie mogłem się sprawdzić jako mężczyzna, bo „konar przestał płonąć”. I wcale nie zrobiło mi się lżej, bo gdy widziałem jak moja żona (rówieśniczka, ale bardzo zadbana) wstaje rano zła i trzaska garami, i złośliwie siedzi długo w łazience, to czułem się okropnie i tylko myślałem, kiedym mnie młodszym zastąpi. Zacząłem brać te wszystkie tabletki, co reklamują w telewizji, ale to nic nie dawało, bo to jakieś głupie zioła. I już nie wiedziałem, co zrobić, a powinienem posłuchać żony i pójść z nią do lekarza. Aż raz w knajpie spotkałem kumpla z mojej fali z wojska. Służyliśmy w krakowskich czerwonych beretach i kiedyś podczas skoku zniosło nas na krę. A kumpel wciąż ten sam, jakby go czas nie ruszył, tylko trochę łysy. Postawiłem wódkę i zwierzyłem mu się. Wysłuchał i powiedział tak… Rysiu, patrzę
*Janusz Milanowski Dziennikarz, publicysta, fotograf. Miłośnik długodystansowego pływania i jazzu.
męska strefa
30 / marzec 2015
na ciebie i będę brutalny! Ja, Rysiu, nie mam takich problemów, bo nie chleję regularnie piwa i wódy, nie palę i nie zapomniałem, że w wojsku najlepiej biegałem. Biegam wciąż, a w każdą sobotę chodzę do sauny, albo napie... worek bokserski. W niedzielę, jak nie pada, całą rodzinę wsadzam na rowery i nie ma zmiłuj się! Rusz dupę i przypomnij sobie, że na kompanii nie było gościa, który by ci podskoczył! Do roboty, komandosie! Odstawiłem wódę, papierosy, piwo tylko czasami, żona zaczęła mi dietetycznie i z uśmiechem gotować i polubiłem zielone na talerzu. Zacząłem z tym kumplem boksować i biegać. Znów poczułem mięśnie, schudłem i powiem tak: żona już nie trzaska z rana garami, a nieraz to nawet słyszę. - Poleż sobie Rysiu, odpocznij, zasłużyłeś na śniadanie do łóżka, no, no... twardziel z ciebie. I buziak i jest dobrze! Chciałbym z tego miejsca podziękować mojemu koledze i zaapelować do mężczyzn, żeby nie wierzyli tym głupim reklamom, tylko ruszyli tyłki sprzed telewizora i przestali żłopać piwo, a wtedy konar znowu zapłonie. Ryszard z Bydgoszczy Szanowny Ryszardzie Twardzielu, dziękujemy bardzo za szczery list. Najbardziej zaciekawił nas desant na krę lodową, bo nas też często znosi w różne dziwne miejsca. Rozumiemy, więc jak było Ci wtedy ciężko. Palenie rzeczywiście jest niezdrowe, a zielone na talerzu fajnie wygląda. Bardzo chcielibyśmy poznać Twoją Przecudowną i Przeuroczą Żonę, której postawa zasługuje na całoroczną bezpłatną prenumeratę naszego pisma. Pozdrawiamy! Męska Strefa z Bydgoszczy i Torunia.C P
męska strefa / strefa stylu
Znajdź swój styl
FOT. WWW.ZIOLKOMATEUSZ.PL
Oliwier Janiak
tekst: DOMINIKA KUCHARSKA
pełne atrakcji!!! Będzie także muzycznie. Poza wspomnianym Mateuszem Ziółko, zagra i zaśpiewa Sylwia Grzeszczak oraz chętni, którzy zgłoszą swój udział w wyjątkowym talent show. Modowych porad udzielać będą - znana stylistka Maja Sablewska oraz Jessica Mercedes, czyli najpopularniejsza polska blogerka modowa. Podczas zakupów będzie można spotkać również Joannę Koroniewską i Bożenę Dykiel.CP /reklama
Do zobaczenia w Atrium Copernicus!
KONKURSÓW BĘDZIE ZNACZNIE WIĘCEJ.
Atrium Copernicus, ul. Żółkiewskiego 15, Toruń
Mateusz Ziółko
Maciej Musiał Marcin Hakiel
147615TRTHA
4 dni WIELKIEGO OTWARCIA
FOT. FANPAGE NA FACEBOOKU MARCINA HAKIELA
A
Atrium Copernicus po rozbudowie stanie się największym centrum handlowym w Toruniu, a także jednym z największych w regionie. To idealne miejsce na zakupowe polowanie. Każdy mężczyzna znajdzie tu to, czego szuka - najlepsze marki, ogromny wybór produktów i usług oraz profesjonalne porady ekspertów. Wielkie otwarcie odmienionego Atrium Copernicus - po rozbudowie i rewitalizacji - potrwa aż cztery dni. Lista gwiazd, które w tym czasie zjadą do Torunia jest długa. Nie brakuje na niej mężczyzn, którzy słyną ze swojego nienagannego stylu: OLIVIER JANIAK - prezenter i były model, który goni za trendami i stara się nie opuścić żadnego ważnego pokazu mody MATEUSZ ZIÓŁKO - zwycięzca III edycji „The Voice of Poland”, preferuje rockowy look MARCIN HAKIEL - polski tancerz, znany m.in. z „Tańca z Gwiazdami ” - miłośnik elegancji. MACIEK MUSIAŁ - aktor młodego pokolenia, który klasyczne stylizacje przełamuje młodzieńczym luzem. Pierwszego dnia w 13 sklepach zlokalizowanych w nowej części galerii ukryte zostaną złote wieszaki. 13 klientów, którzy kupią coś z jednego z tych wieszaków otrzyma bony zakupowe. Stań do walki, bo warto!
12-15 marca
FOT. FANPAGE NA FACEBOOKU MACIEJA MUSIAŁA
Mężczyzna na zakupy idzie jak na polowanie. Z reguły wie, czego chce i pragnie zdobyć to jak najszybciej, bez półśrodków. Panowie cenią wysoką jakość, mają swoje ulubione marki, do których się przywiązują. A jednocześnie coraz więcej mężczyzn nie obawia się eksperymentów modowych.
FOT. WWW.AGENCJAFACE.PL
z Atrium Copernicus
161815TRTHA