SMARTPERIUM CZYLI DZIWNA PRZYGODA ADASIA Wydawnictwo Montownia Bajek
Adaś Kowalski był dumny ze swojego nowego smartfona. Telefon miał wszystko: duży ekran, super aparat i – co najważniejsze – najnowsze gry. Od czasu, gdy Adaś dostał go na urodziny, niemal w ogóle się z nim nie rozstawał. Gdy budził się rano, pierwszą rzeczą, po którą sięgał był smartfon. Telefon zawsze towarzyszył mu przy śniadaniu, a nawet wtedy, gdy Adaś mył zęby. Oczywiście dłuższe wizyty w ubikacji również nie mogły obyć się bez najlepszego „przyjaciela”. Momenty, w których bateria telefonu była bliska całkowitemu rozładowaniu, wywoływały u Adasia mieszaninę smutku, zdenerwowania i strachu przed nieuchronną rozłąką. Bowiem czas podczas ładowania baterii, gdy smartfon leżał nieruchomo na biurku taty, był dla chłopca niczym rozstanie z najlepszym przyjacielem. Rozstaniem, które trwało całe wieki i wydawało się nie mieć końca.
Najgorszy dla Adasia był jednak pobyt w szkole. Pan dyrektor dawno zabronił przynoszenia na lekcje telefonów, bo te rozpraszały dzieci i nauczycieli, uniemożliwiając prowadzenie zajęć. Na przerwach było jeszcze gorzej – uczniowie wpadali na siebie, gdyż zamiast obserwować, co dzieje się dookoła nich, wpatrywali się w wyświetlacze swoich smartfonów. Dzieci wracały do domów z wielkimi, jak jajka, guzami na głowach. Dlatego szkoła została ogłoszona strefą bez telefonu. Pobyt w niej był więc dla Adasia udręką. Podczas ostatniej lekcji, niemal zawsze, przebierał nogami, niecierpliwie czekając na dzwonek. A gdy ten już rozbrzmiewał, Adaś biegiem opuszczał szkołę. Robił to tak szybko, że w drodze do domu mama ledwo za nim nadążała.
Co Adaś robił ze swoim smartfonem? Przeglądał strony internetowe, oglądał filmy i kanały youtuberów, ale głównie grał w gry. Szczególnie upodobał sobie tę, w której jako kosmiczny podróżnik przemierzał najbardziej odległe krainy wszechświata. Każdą wolną chwilę wykorzystywał na pokonanie kolejnych, coraz trudniejszych poziomów. Adaś spędzał nad grą niemal każdą wolną chwilę. Nie chciał się uczyć, nie spotykał się po szkole z kolegami, nawet zjedzenie małej kanapki na kolację bywało dla niego problemem. Mama z nerwów wyrywała sobie włosy, a tata zgrzytał zębami i nerwowo chodził po pokoju. Każda próba zwrócenia synkowi uwagi, żeby odpoczął od smartfona, spotykała się z jego płaczliwą reakcją i oskarżeniami, że rodzice go nie kochają, skoro nie pozwalają mu spędzać czasu tak, jak lubi. Tłumaczenia rodziców, że takie długotrwałe wpatrywanie się w wyświetlacz telefonu jest szkodliwe dla zdrowia, psuje oczy i kręgosłup, odbijały się od Adasia, jak piłka od ściany.
Adaś z każdym dniem grał coraz więcej. Spał mało, jadł jeszcze mniej. Wydawało się, że smartfon to jedyna rzecz, której potrzebował do życia. Rację jednak mieli rodzice, nie on. Brak snu, niedożywienie i coraz rzadsze pobyty na powietrzu powodowały, że stawał się coraz chudszy, bledszy i słabszy. Coraz częściej bolały go oczy i głowa. Zdarzało się, że ze zmęczenia zasypiał z telefonem w ręku. Ale to go nie przekonało. Pewnego wieczoru udał przed rodzicami, że kładzie się spać. Gdy mama opuściła jego pokój, przekonana, że synek zasnął, Adaś po cichu złapał smartfona i schował się z nim pod kołdrą. Włączył ulubioną grę i zapomniał o całym świecie. Grał przez całą noc. Gdy za oknem pojawiły się pierwsze promienie słońca, których Adaś schowany pod kołdrą nawet nie zauważył, stało się coś, czego mały gracz się nie spodziewał. Organizm chłopca był tak wyczerpany, że Adaś nagle zasnął, a telefon wysunął się z jego ręki i upadł na podłogę.
Gdy chłopiec otworzył oczy, aż zamrugał ze zdumienia. Otaczał go krajobraz do złudzenia przypominający świat z jego ulubionej gry: proste kształty przedmiotów i roślin, zbudowane z małych kwadracików zwanych pikselami, nadawały otaczającej go rzeczywistości bardzo komputerowy charakter. W powietrzu unosiła się niezliczona ilość podłużnych platform, które nie latały tak jak robią to na przykład helikoptery, ale po prostu wisiały sobie nad ziemią, na różnych wysokościach, tak jakby było to dla nich zupełnie naturalne. W jaki zatem sposób się unosiły? Tego Adaś nie potrafił wyjaśnić. Ale wzrok go na pewno nie mylił. Mało tego, po platformach, co jakiś czas, poruszały się skacząc różne dziwnie wyglądające istoty. Tak jak w grze Adasia przeskakiwały z jednej platformy na drugą, przemieszczając się w ten sposób z miejsca na miejsce.
Adaś uznał, że koniecznie musi dowiedzieć się, co to za miejsce. A nie było lepszego sposobu uzyskania tej informacji, niż zapytać o nią mieszkańców tajemniczej krainy, czyli dziwne istoty skaczące po nie mniej dziwnych platformach. Adaś musiał jednak najpierw którąś z tych istot dogonić. Aby tego dokonać był zmuszony szybko zdobyć umiejętność poruszania się po fruwających kładkach. Nie było to bardzo skomplikowane, ale wymagało zręczności i wprawy, zwłaszcza, że platformy były zawieszone na różnych wysokościach, a upadek mógłby mieć fatalne skutki. Dotychczas w ten sposób poruszał się sterowany przez Adasia bohater ulubionej gry, teraz jednak to sam Adaś – chcąc, nie chcąc – został bohaterem w świecie do złudzenia przypominającym tę grę. A może to była… prawdziwa gra.
Adaś rozejrzał się i na jednej z najbliższych platform dostrzegł postać, przypominającą wyglądem połączenie królika i strusia. Postanowił ją dogonić. Nie zastanawiając się długo, rozpędził się i podskoczył. Znalazł się na pierwszej platformie. Po chwili doskoczył do drugiej i trzeciej. – Halo, proszę zaczekać! – krzyknął Adaś za zwinnie poruszającym się królikostrusiem. Ten jednak nie zamierzał się zatrzymywać. Gdy zauważył Adasia tylko przyspieszył. Adaś też przyspieszył, jednak gdy od królikostrusia dzieliła go zaledwie jedna platforma, nagle okazało się, że wybił się zbyt słabo i nie da rady doskoczyć do następnej kładki. Gdy leciał wyciągnął jeszcze ręce w nadziei, że uda mu się jakoś pochwycić krawędź platformy, ale niestety, musnął ją tylko opuszkami palców, po czym poleciał w dół. Na szczęście niżej znajdowała się inna platforma, której wcześniej nie zauważył. Upadł na nią, przeturlał się i zderzył z czymś, co najwyraźniej było dużym muchomorem.
– Ałaj! Uważaj, gdzie skaczesz, bo mi kapelusz strącisz, łobuzie jeden! – krzyknął zbulwersowany muchomor. Adaś zrobił wielkie oczy, bo pierwszy raz w życiu zobaczył gadającego grzyba. – Przepraszam, próbowałem wskoczyć na tamtą platformę, ale za słabo się wybiłem – odpowiedział grzecznie Adaś. – Nie umiesz, to nie skacz. Nie wyglądasz mi na gońca – mruknął opryskliwie muchomor. – A właściwie to kim ty w ogóle jesteś, nigdy cię tutaj nie widziałem? – Mam na imię Adaś i, prawdę mówiąc, nie wiem jak się tutaj znalazłem – odparł chłopiec. – Pamiętam, że grałem w grę na moim smartfonie i… nagle znalazłem się tutaj. Co to za miejsce? – Smartperium – wyjaśnił krótko muchomor. – Nie wiem jak tu trafiłeś, ale wątpię, żeby ci się tutaj spodobało. – Dlaczego? – zapytał zaskoczony Adaś. – Tą krainą włada Wielki Bot, a on nie przepada za obcymi. Zresztą za mieszkańcami też nie – wyjaśnił szeptem muchomor. – I pewnie dość szybko się o tym przekonasz.
– Jak to? – zaniepokoił się Adaś. – Słudzy Wielkiego Bota, cyberzombiaki, patrolują każdy zakamarek naszej krainy, budząc strach w mieszkańcach. Wyłapują wszystkich, którzy wzbudzają ich podejrzenia, a potem prowadzą ich przed oblicze naszego władcy, który zwykle nie jest ani miły, ani sympatyczny. Myślę, że już o tobie wiedzą. Na pewno jeden z gońców, już im doniósł o twojej obecności. – Gońców? Czy mówisz o tych królikostrusiach? – Królikostrusie? Chyba tak. Nazywamy ich gońcami, bo dostarczają wieści do różnych części naszej krainy. – Czyli to tacy listonosze? – Można to tak ująć – potwierdził muchomor. – Ale obawiam się, że masz teraz większy problem niż gońcy… Cyberzombiaki już tu są, spójrz tam... Grzybek oczami wskazał chłopcu jedną z górnych platform. Stały na niej cztery nieprzyjemne z wyglądu postacie. Miały na sobie czarne, wypłowiałe płaszcze. Pod nimi znajdowały się zapięte pod same brody zgniłozielone koszule. Na każdym prawym rękawie płaszcza wsunięta była zielona opaska z czarnym symbolem Wielkiego Bota. Głowy cyberzombiaków były łyse jak kamienie, osadzone w nich oczy były małe, pozbawione źrenic i otoczone czarnymi obwódkami, a nosy zakrzywione jak u czarownic, które Adaś znał z budzących grozę bajek. Plecy cyberzombiaków wieńczyły imponujące garby, które były tym większe im cyberzombiak ważniejszy.
Cyberzombiaki rozglądały się po okolicy. Wyraźnie kogoś szukały. – Szukają ciebie – wyjaśnił szeptem muchomor, nie pozostawiając Adasiowi złudzeń, że nie o niego tu chodzi. – Na twoim miejscu brałbym nogi za pas. A jakby co, to nigdy się nie spotkaliśmy, rozumiemy się? Powodzenia. Miło było poznać. Wraz z ostatnim słowem gadający muchomor błyskawicznie nakrył się cały swoim wielkim grzybiastym kapeluszem, jakby chciał ukryć swoją obecność przed cyberzombiakami. W tym samym momencie jeden z nich zauważył Adasia. Wyciągnął w jego kierunku palec wskazujący i głośno krzyknął do swoich kamratów, powodując ich ożywienie. Błyskawicznie ruszyli w stronę chłopca. Nie minęła chwila, gdy od Adasia dzieliło ich zaledwie kilka skoków. Chłopiec jednak nie zamierzał tak łatwo się poddać. Pobiegł w przeciwnym kierunku, wskoczył na najbliższą platformę, potem następną i jeszcze jedną. Ale dzisiaj szczęście mu nie sprzyjało.
Adaś niespodziewanie nadepnął na rozwiązane sznurowadło w swoim bucie i przewrócił się z hukiem na trawę porastającą platformę (a przecież tata tyle razy powtarzał, żeby starannie i mocno wiązał sznurówki…). Momentalnie tuż obok niego znalazły się posępne cyberzombiaki. Chwyciły go pod ramiona, ścisnęły mocno, a jeden z nich narzucił Adasiowi na głowę czarny worek. Chłopca ogarnęła ciemność. Poczuł, że któryś z cyberzombiaków przerzucił go przez ramię. Zrozumiał, że będzie w ten sposób gdzieś przenoszony. Nie była to przyjemna podróż, ponieważ przy każdym skoku z platformy na platformę, wbijał mu się w brzuch kanciasty bark niosącego go porywacza. Cyberzombiaki poruszały się bardzo szybko. W końcu wszyscy zatrzymali się, a on sam został postawiony na nogi. Ktoś ściągnął mu z głowy worek. Znajdował się na wielkiej szklanej platformie, pośrodku której stał ogromny tron, a na nim siedział… Wielki Bot. Tak, to musiał być on. Był tak samo garbaty jak cyberzombiaki, ale większy i bardziej odrażający. Adaś nie miał więc wątpliwości. Dookoła tronu w półokręgu unosiły się niezliczone wyświetlacze monitorów. W każdym z nich widać było inne dziecko pochłonięte wpatrywaniem się w ekran smartfona, tabletu, konsoli albo komputera.
– Chłe, chłe, witaj w moim imperium, Adasiu – przywitał go pogardliwym tonem Wielki Bot. – W końcu się spotykamy. I miło mi Cię poinformować, że spędzimy ze sobą trochę czasu, choć zapewniam, że tobie nie będzie tak miło, chłe, chłe… – Eee, czy my się znamy? – zapytał zdumiony i wystraszony chłopiec. – O tak, znamy się bardzo dobrze, chłe, chłe – wyjaśnił rechocząc władca Smartperium. – Obserwuję wszystkie dzieci, które zbyt wiele czasu poświęcają swoim smartfonom i tabletom, zapominając o innych ważnych rzeczach, takich jak rodzina, koledzy i koleżanki, szkoła, rozwijanie własnych zdolności i zainteresowań czy nawet zabawa na świeżym powietrzu. Takie dzieci wcześniej czy później trafiają do mnie i stają się moimi sługami. Bo gdy zamiast otaczającego je świata, widzą już wyłącznie swoje smartfony i tablety stają się faktycznie moimi niewolnikami. Wówczas przenoszę je tutaj, gdzie ich miejsce, chłe, chłe. – A ccco się z nimi tutaj dziejjjje? – wyjąkał przestraszony Adaś, pod którym zaczęły trząść się nogi. – O, doprawdy nic strasznego… – odpowiedział, uśmiechając się złośliwie Wielki Bot. – Resztę życia spędzają w moich kopalniach diamentów, wykopując dla mnie najpiękniejsze błyskotki. Nigdy już nie zobaczą nieba i słońca, a za jedyne towarzystwo mają cyberzombiaki i kopalniane pająki. Ty, Adasiu, jako chłopiec całkowicie pochłonięty swoim smartfonem i ulubioną grą, za karę trafisz do najgłębszych kopalnianych otchłani, cieszysz się, chłe, chłe?
Adaś był tak przestraszony, że nie potrafił zmusić się do odpowiedzi. Zauważył tylko, jak Wielki Bot machnięciem ręki dał znak cyberzombiakom, żeby go wyprowadzili. Chciał zaprotestować, ale strach całkowicie go sparaliżował. Poczuł, że znowu ktoś narzuca mu na głowę worek. Chłopca ogarnęła ciemność. Ostatkiem sił zmusił się do krzyku rozpaczy: – Nieeeeeeeeeeeeeee! I wtedy otworzył oczy. Leżał w swoim łóżku, a przy nim siedzieli mama i tata. – Już dobrze, synku. To był tylko zły sen – powiedziała łagodnie mama i pogłaskała Adasia po dłoni. – Zasnąłeś podczas gry na smartfonie… Adaś zamrugał kilka razy, żeby upewnić się, że to nie kolejny sen. Ale rodzice wciąż byli obok. – Tato, wyjdziesz ze mną na dwór pograć w piłkę – zapytał niepewnie Adaś. – W piłkę? – zdziwił się tata. – Nie wolisz pograć w swoje gry na telefonie? – Nie, nie chcę już grać w gry – odparł natychmiast Adaś. – Przynajmniej nie tak często – dodał szeptem. – Miałem trochę czasu, żeby to przemyśleć. Ale nie rozmawiajmy już o tym, dobrze? – Ha, ha, dobrze, synku, w takim razie umyj się i ubieraj. No i wyjmij piłkę z szafy, długo tam leżała. Ale, kto wie, być może właśnie wygrałeś mecz swojego życia.
Autor: Przemysław Trafalski Ilustracje: Marcin Południak Wizerunek bohatera książki, oparty na zdjęciu dziecka, wykonany został na zamówienie, na bazie dostarczonych materiałów. Wydawnictwo Montownia Bajek nie udostępnia osobom trzecim danych osobowych dziecka (w tym zdjęć, danych personalnych), ale jednocześnie nie ponosi odpowiedzialności w sytuacji nieuprawnionego wykorzystania tego wizerunku przez osoby trzecie, wskutek rozpowszechniania książki przez zleceniodawcę.
© Wydawnictwo Montownia Bajek 2019 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
A może Twój mały Skarb chciałby zostać bohaterem takiej książeczki? Jeśli tak, koniecznie zajrzyj na naszą stronę i zobacz wszystkie nasze bajki.
www.montowniabajek.pl /montowniabajek e-mail: biuro@montowniabajek.pl