nr
48 grudzień 2009 ŁÓDZKIE WARSZAWA ŚLĄSK POZNAŃ LUBLIN TRÓJMIASTO
Będzie się działo
Czyli nowości na nowy rok
Networking
Z grubym wizytownikiem pod pachą
Joanna Klimas
Ja się modą nie ekscytuję
[cado]
|
j.c.oates
|
pustki
|
touch of gold
|
chillout in white
enter
Magazyn Młodej Kultury Slajd wydaje Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi (dawniej WSHE w Łodzi) Uczelnia z pasją Nakład 90 000 egzemplarzy Adres redakcji ul. Rewolucji 1905 r. nr 52, 90-213 Łódź
Redakcja miesięcznika Kierownik wydawniczy Marcin Biedrzycki (mbiedrzycki@ahe.lodz.pl) tel. (0-42) 63-15-829 Redaktor naczelna Magdalena Kacalak (mkacalak@ahe.lodz.pl) tel. (0-42) 63-15-977 Sekretarz redakcji Ewa Pliszka (epliszka@ahe.lodz.pl)
marcin BIEDRZYCKI
magdalena KACALAK
Załatwianie interesów przez znajomego naszego znajomego jest powszechne jak zakupy w Biedronce. Niby się każdy kryguje, że „ja to nie, skąd i nigdy w życiu”, ale wielu można przyłapać w „codziennie niskie ceny”. Sięgać po znajomości to żaden wstyd, gdy przychodzi do szukania pracy – o ile mamy umiejętności, doświadczenie i chcemy solidnie pracować. Choć na dalekim i tęsknym Zachodzie to normalka, u nas wciąż trzymamy kolanka razem i zawdzięczać nikomu nic nie chcemy, choć na gotowe chętnie byśmy przyszli. A propos chodzenia i bywania – dajemy mały brief tego, na co warto pójść do kina w 2010, co warto przeczytać i na co warto wydrenować swój portfel. Osobiście polecamy gromadzenie wrażeń, wyjście z domu, oglądanie i czytanie aż do chwili, gdy piasek pod powiekami wam zachrzęści. Na dobry początek roku powinno wystarczyć.
Grafik-projektant/skład DTP Przemysław Ludwiczak (pludwiczak@ahe.lodz.pl) Współpraca Aleksandra Biskupska, Emilia Przybył, Piotr Kasiński, Alicja Białowąs, Łukasz Iwasiński, Dagmara Rode, Jędrzej Słodkowski, Anna Sobczak, Marta Odziomek, Anna Tamecka, January Misiak, Kamil Nadolski, Sylwia Przesmycka, Patrycja Dybowska, Katarzyna Kordus Zdjęcia Kuba Gajewski, Arkadiusz Jankowski Okładka foto: Arkadiusz Jankowski modelka: Marta Socka make-up: Julia Wojciechowska Dział Reklamy tel. (0-42) 29-95-505 Druk Drukarnia CUDDRUK w Rudzie Śląskiej
OD REDAKCJI: Wywiad z Joanną Klimas w dziale Exclusive jest nieautoryzowany
Numer zamknięto 24.11.2009 r.
emilia PRZYBYĹ
warszawa@klubslajd.pl
04
05
1 grudnia • Sufity – koncert – praCoVnia art-club 3 grudnia • Rajd maszyn – koncert – Łysy Pingwin 3-16 grudnia • Czystość – wystawa – Latająca Galeria 4 grudnia • Salsa w ciemno – konkurs tańca – szkoła Salsa Factory 4- 28 grudnia • Warszawski Plener Wielokulturowy – wystawa – galeria ZAR 8 grudnia • Primadonny – koncert operowy – Teatr Polonia do 10 grudnia • Brąz, ceramika i rysunek – wystawa – Galeria Grafiki i Plakatu do 11 grudnia • Wybór prac – wystawa – Heppen Transfer 12-13 grudnia • Noc misia – spektakl – Stara PRochOFFnia 12, 15 grudnia • Myslovitz – koncert – klub Stodoła Do 16 grudnia • Fikcja w akcji – wystawa – Raster 17 grudnia • Stand Up Comedy Night – spektakl – Tomba Tomba 19 grudnia • Notre Dame – spektakl – Sala Kongresowa 31 grudnia • Wielki Koncert Sylwestrowy – Sala Kongresowa każdy wtorek miesiąca • Wieczory z muzyką filmową – Dobra Karma przez cały miesiąc: • Inna kraina – wystawa – Jazzownia Liberalna • Róża – wystawa – Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski • Working Title. Tytuł roboczy – Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski • 100 słońc – wystawa – Yours Galery
08
Chcesz wejściówkę na polecaną imprezę? Wejdź na www.clubinn.pl
03.12
05.12
05.12
06.12
Pełny spis klubów na www.klubslajd.pl
09
09.12
10.12
11.12
11.12
10
Slajd znajdziesz w najlepszych klubach
12.12
15.12
17.12
18.12
Pełny spis klubów na www.klubslajd.pl
11
18.12 2 grudnia • Coffee Sound – koncert – Mono Bar • Muariolanza – koncert – Dobra Karma 3 grudnia • Akurat – koncert – Proxima • Rozes – koncert – Saturator • Blindead, Broken Betty, Vagitarians, Sands Of Sedna – koncert – No Mercy 4 grudnia • Drumatic Association#1: Randall & Heist / UK – clubbing – CDQ 5 grudnia • Miller Fresh Sound pres. Jabajaws / Peterpan EP Release Party! – clubbing – Klub 55 • Vic Anzelmo – koncert – Progresja • Nacht Im Bunker #2 – koncert – No Mercy • Muchomory, Dj Szum – clubbing – Saturator 6 grudnia • Marcin Malinowski Group – koncert – Saturator 10 grudnia • Stand Up Comedy (T. Kammel) – akcja – Usta Mariana 11 grudnia • Elevation Recordings: Daniel Kyo, Aruba – clubbing – Piekarnia • Euphoria Night – clubbing – Lemoniada • Livestream – koncert – No Mercy 12 grudnia • Eska Live Rmx pres. Mentos Pure Fresh Nights – clubbing – Capitol • Paintstep – dubstep i malarstwo – akcja – CDQ • Jagórfest V – koncert – Progresja 13 grudnia • Broken Head, Moron, Inscript, Buried Heaven – koncert – No Mercy • Achieve the Silenie – koncert – Saturator 15 grudnia • The Vendetta (It), Lahesoda (Est) – koncert – No Mercy 17 grudnia • 4get me not – koncert – Saturator 18 grudnia • Maskotki, dj Szum – clubbing – 1500 m2 do wynajęcia • Break Da Funk feat. Jasna Liryka Show – clubbing – Klub 55 • We Are the Romans (Fr) – koncert – No Mercy 19 grudnia • Another Punk Rock Christmas #3 – koncert – Punkt & Radio Luxemburg 20 grudnia • Heartattack, Unquandium, Grand Damage – koncert – No Mercy 22 grudnia • Among The Enemies, Concrete – koncert – No Mercy 25 grudnia • Fade to Bleck: X-Mas Party – clubbing – Klub 55 27 grudnia • MadBoy i DJ Housemaniac – koncert – No Mercy
18.12
19.12
Slajd znajdziesz w najlepszych klubach
Ciemne Oczy Stańki
Tomasz Stańko to nasz najbardziej utytułowany żyjący jazzman i jeden z najwybitniejszych współczesnych trębaczy. Zaczynał w latach 60. u boku Komedy, grał free, a w ostatniej dekadzie ujawnił się jako wybitny liryk na płytach wydawanych przez ECM. Artysta wciąż pozostaje kreatywny, wciąż szuka nowych rozwiązań. Swą najnowszą płytę, „Dark Eyes”, nagrał z młodym skandynawskim składem. Ten właśnie materiał promowany będzie na koncertach. 1 grudnia − Kraków, Filharmonia im. Karola Szymanowskiego, 5 grudnia − Łódź, Filharmonia im. Artura Rubinsteina, 6 grudnia − Dąbrowa Górnicza, Pałac Kultury Zagłębie, 7 grudnia − Chorzów, Chorzowskie Centrum Kultury, 8 grudnia − Wrocław, Centrum Sztuki Impart, 9 grudnia − Bydgoszcz, Filharmonia Pomorska im. Ignacego Jana Paderewskiego, 10 grudnia − Szczecin, Teatr Polski, 12 grudnia − Lublin, Filharmonia im. Henryka Wieniawskiego, 13 grudnia − Białystok, Białostocki Ośrodek Kultury
Retrospektywa Libery
Zbigniew Libera − czołowy artysta rodzimej sztuki krytycznej, autor głośnych prac: „Lego. Obóz koncentracyjny” czy „Pozytywy” − nie doczekał się dotychczas w kraju wyczerpującej monograficznej prezentacji i publikacji. Projekt Zachęty pragnie wypełnić tę lukę, pokazując obok dzieł znanych, nigdy dotychczas nie upublicznione fotografie i filmy z lat 80., a także niektóre urządzenia korekcyjne z lat 90., które nie były dotąd wystawiane w Polsce. Wystawa pt. „Prace 1981-2009” jest drugim po amerykańskim, a pierwszym w kraju retrospektywnym przeglądem twórczości artysty obejmującym trzy dekady jego aktywności w sztuce. wystawa czynna: 1 grudnia 2009 - 7 lutego 2010 − Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
Obrzeża
Festiwal mikro_ makro to impreza na „obrzeżach”. Słowo to, w odróżnieniu od nadużywanego „off ”, nie sugeruje wykluczenia, wyrzucenia poza nawias. Obrzeża zakładają rodzaj działania w oddaleniu, lecz nie poza czy w oderwaniu od czegoś. Organizatorzy festiwalu zanurzeni są we współczesności, ale kroczą pośród niej własną ścieżką. Mikro_makro poświęcony jest głównie muzyce, ale to wydarzenie interdyscyplinarne, łączące media. Podczas tegorocznej, trzeciej edycji, wystąpią m.in.: legendarny amerykański kompozytor Phil Niblock, Jachna/ Buhl, Columbus duo; odbędą się też różne spektakle i wystawy. 3-5 grudnia – Słupsk, Młodzieżowe Centrum Kultury
Życie Malczewskiego
Z okazji 80. rocznicy śmierci Jacka Malczewskiego Muzeum Narodowe w Warszawie przedstawi wystawę „Moje życie” obejmującą własną kolekcję dzieł artysty. Wybór prezentowanych prac − ok. 90 obrazów i szkiców olejnych oraz 150 rysunków i akwarel − ułożony został w trzy sekwencje, których nazwy są jednocześnie tytułami obrazów Malczewskiego: Wspomnienie młodości (prace wczesne), Hołd sztuce i muzie (dzieła symboliczne z dojrzałego okresu twórczości), Pusty dwór (dzieła późne o wymowie metafizycznej). wystawa czynna: 4 grudnia 2009 - 31 stycznia 2010 − Warszawa, Muzeum Narodowe
Młode Kino z Europy
Europejski Festiwal Młodego Kina za cel stawia sobie wspieranie i ochronę młodych twórców filmowych z całej Europy. Jak co roku, w konkursie wezmą udział filmy reprezentujące wszelkie formy i gatunki (także zrealizowane za pomocą telefonów komórkowych), a ich autorzy będą mieli doskonałą okazję do skonfrontowania swoich dokonań zarówno z innymi autorami, publicznością, jak i zaproszonymi gośćmi oraz fachowym jury. Konkurs przeznaczony jest dla wszystkich osób, które nie ukończyły jeszcze 26 r. życia i nie są studentami wyższych szkół filmowych. 4-6 grudnia − Warszawa, Kinoteka
Postrockowy Żółw
Postrock stał się w ostatnich kilkunastu latach terminem-wytrychem, określającym wszystko to, co z rocka wyrasta, ale wymyka się typowym dla gatunku schematom. Zespołem, który rozpropagował to pojęcie i który nadal najpełniej uosabia jego sens jest założony na początku lat 90. w Chicago Tortoise. Członkowie grupy to muzyczni erudyci – doświadczenia punkowe i noise’owe zderzyli z pulsem niemieckiego krautrocka i dubu, transem minimalistów, soundtrackową melancholią czy kunsztem jazzowej awangardy, tworząc własny unikalny styl. Swą nową płytę −„Beacons of Ancestorship” formacja promować będzie w Polsce na 2 koncertach. 6 grudnia − Gdynia, Ucho − start: 19.00. − wstęp: 40-50 zł 7 grudnia − Poznań, Stary Browar − start: 20.00. − wstęp: 40-50 zł
Punk po cygańsku
Jak daleko jest od muzyki cygańskiej i wchodnioeuropejskich folkowych melodii do punkrocka? Nieposkromiona formacja Gogol Bordello od dekady dowodzi, że całkiem blisko. Grupa działa w Nowym Jorku, a jej trzon tworzą imigranci z Rosji i Ukrainy, ale przez jej szeregi przewinęły się osoby z najróżniejszych części świata. Wokalista zespołu − Eugene Hütz zagrał w szeroko komentowanym ostatnio filmie Madonny „Mądrość i seks”, którego ścieżka dźwiękowa składa się w dużej mierze z muzyki Gogol Bordello. Nie ma jednak wątpliwości, że o wiele lepiej niż na ekranie wypada on na scenie! 8 grudnia − Warszawa, Stodoła − start: 20.00. − wstęp: 85-95 zł 9 grudnia − Kraków, Rotunda − start: 20.00. − wstęp: 85-95 zł
Animacja teraz
Animacja potrafi w fenomenalny sposób ożywić i wprawić w ruchu niemal wszystko: rysunki, lalki, wycinanki, plastelinę, piasek, sól, fotografię i grafikę komputerową, a nawet wełnę i warzywa. Jest w niej przerysowanie, absurd, humor, nieskrępowana fantazja, nagłe metamorfozy i skróty myślowe pobudzające wyobraźnię. Nic dziwnego, że cieszy się ona w Polsce coraz większą popularnością. Animation Now! Festival to kolejna poświęcona tej dziedzinie twórczości impreza. Podczas festiwalu zaprezentowane zostaną produkcje filmowe z ostatnich lat z całego świata, odbędą się także warsztaty, spotkania z twórcami, m.in. ze Zbigniewem Rybczyńskim i Wojtkiem Wawszczykiem. 9-13 grudnia – Trójmiasto, różne lokalizacje – wstęp wolny
O tym czy projektant musi umieć szyć, jak zmieniła się polska moda przez ostatnie lata i czy koniecznie trzeba znać się na najnowszych trendach odzieżowych, rozmawiamy z Joanną Klimas
Gdzie pani była jak pani nie było przez te osiem lat? To był taki szczególny okres, gdzie po czasie intensywnego bycia w świecie medialnym, mogłam w końcu nadrobić w moim życiu rozmaite zaległości z innych dziedzin. Chodziłam między innymi na lekcje rysunku i malarstwa, projektowałam trochę kostiumów dla opery, ale generalnie był to dla mnie czas refleksji, kiedy mogłam się zwrócić do wewnątrz siebie. Czy to była ucieczka przed modą? To nie była ucieczka przed modą, bo co ciekawe, ja się modą właściwie nie ekscytuję. Brzmi to może dziwnie, gdy mówi to projektantka, ale zaczyna mnie to interesować dopiero wtedy, gdy ja zaczynam to robić. I wtedy sprawia mi to przyjemność. Natomiast przez te ostatnie lata, kiedy nie pracowałam w branży modowej, właściwie nie zaglądałam do gazet, nie śledziłam tego. Dopiero teraz powoli orientuję się co się zmieniło, jakie nowe nazwiska pojawiły się. A co się zmieniło przez te lata? Powrót był dla pani trudny, czuła pani, że musi zaczynać od zera? W zasadzie ciągle jestem w trakcie tego powracania, więc wciąż trudno mi na to odpowiedzieć. Dopiero kilka miesięcy temu otworzyłam swoje atelier, teraz szykuję się do takiego w pełni profesjonalnego pokazu. Na pewno ponowny start nie jest łatwy, bo jest teraz wielu świetnych młodych projektantów, których dopiero poznaję jako konkurencję. Jest ktoś taki, kto szczególnie zwrócił na siebie pani uwagę? Na razie niewiele miałam okazję
Joanna Klimas
– projektantka mody, z wykształcenia psycholog kliniczny. To ona w latach 90. jako pierwsza otworzyła w Warszawie butik z prawdziwego zdarzenia i zrobiła pierwszy, profesjonalny pokaz mody. Dwukrotnie uhonorowana tytułem Projektanta Roku przez miesięcznik Elle. Na 8 lat zniknęła z rynku, by powrócić wiosną tego roku z nową kolekcją. Znana z perfekcji, profesjonalizmu i swego upodobania do funkcjonalnych, minimalistycznych strojów. Jej atelier przy ul. Nowolipki 2 to udane połączenie sklepu odzieżowego, warsztatu oraz kawiarni-czytelni. zobaczyć, więc nie potrafię w tej chwili nikogo takiego wskazać. Myślałam za to o czymś takim, żeby tu w moim sklepie wygospodarować jeden wieszak na stroje projektantów, których chciałabym promować – choć słowo to brzmi może zbyt dumnie. Myśli pani, że teraz jest trudniej debiutować niż kilkanaście lat temu? A może wręcz odwrotnie, rynek jest bardziej chłonny? Nie powiem, że jest łatwiej, ale zdecydowanie jest bardziej sprzyjająca ku temu atmosfera. Zrobiła się „moda na modę”. Gdy ja zaczynałam w ‘95 roku, byliśmy na etapie firm konfekcyjnych. Wszystko to, co dziś wydaje się oczywiste: to, że wydaje się katalogi, robi pokazy mody, sesje zdjęciowe, wtedy było nietypowe. Gdy wydawałam pierwszy katalog, inwestując w to swoje pieniądze, ludzie stukali się w głowę, uznając to za niepotrzebne, niehandlowe
posunięcie. Zmieniło się wszystko, o tyle, że teraz jest zainteresowanie projektantami. Nie mówię, że jest im łatwiej się utrzymać, ale paradoksalnie, choć konkurencja jest większa, młodzi mają przed sobą teraz różne możliwości. Nie trzeba się już tak przebijać. Ciągle są organizowane różne konkursy – kiedyś tego w ogóle nie było. Tworzy się powoli cała kultura wokół mody, jest też już kilka szkół artystycznych, które kształcą w tym kierunku. Powstają też w różnych miastach imprezy modowe, tygodnie mody: Art&Fashion w Poznaniu, łódzki Fashion Week, gdzie młodzi ludzie mogą się pokazać. Z tym, że zaraz potem wyłapują ich wielkie firmy odzieżowe i ich talent rozmienia się na drobne. Co można poradzić debiutantom, żeby nie utonęli na samym początku?
Trudno mi powiedzieć, bo ja sama też walczę o przetrwanie i też chciałabym się rozwijać. Wszyscy mnie pytają o rady, tak jakbym miała na to receptę, której nie mam. Nie lubię dawać takich łatwych odpowiedzi, że: „jak będziesz miał swoje ubrania w „Elle”, to przełoży się to realnie na twój sukces”. Tak się nie da. Wszyscy się wciąż uczymy. Przede wszystkim musi chyba powstać harmonia pomiędzy projektantem a tzw. odbiorcą. To, że my się rozumiemy i szanujemy we własnym gronie, to bardzo fajnie, tylko musimy jeszcze z tym trafić do swojego klienta. Niestety moda to jest biznes. To poważna inwestycja czasu i pieniędzy, dlatego nie ma tu łatwego przepisu. Jedyną chyba receptą jest pokora i dbałość o swój własny rozwój. Czasami wydaje mi się, że młodzi ludzie coś tam uszyją, coś „zamachną”, ale nie jest to jeszcze kolekcja – brak w tym myślenia całościowego.
A czy ci projektanci, którzy już są znani w Polsce, mieliby szansę zaistnieć na Zachodzie? Bardzo chcielibyśmy wyjść z tego naszego grajdołka, ale rynek tam też nie jest taki prosty. Zresztą kilka osób stara się zaistnieć poza granicami Polski, Maciej Zień przykładowo miał niedawno pokaz w Paryżu. Nie można powiedzieć, że nie ma polskich projektantów za granicą, ale zwykle robią oni jakieś małe kolekcje, funkcjonują na rozmaitych targach. Nie są to jednak bardzo znane marki. Czyli polskim projektantom niczego nie brakuje? Mają talent, umiejętności i odpowiednią siłę przebicia? Trudno mi tu występować w roli eksperta, bo jesteśmy w końcu wszyscy dla siebie konkurencją. Ja bardzo cenię to, że ci obecnie funkcjonujący na rynku projektanci są całą epokę świetlną od tego, co było 10 lat temu. Bardzo szanuję to, co robią i
Czy projektant musi umieć szyć? Jeśli zakłada pani, że jestem projektantką, to nie musi. Nie musi umieć rysować tak jak uczą w szkole, bo ja niczego nie umiem, ale jakoś daję radę. Oczywiście, gdybym dzisiaj była młodą osobą, poszłabym na kurs konstrukcji. Wtedy byłabym niezależna. Zazdroszczę tym projektantom, którzy jak coś nawalą, mogą usiąść do maszyny i zaszyć, poprawić, na chwilę przed pokazem. Ja niestety tak nie mogę, jestem magistrem psychologii klinicznej.
ubioru? Nie wiem czy mi pomaga, może nawet trochę mi utrudnia? Projektowanie, cały ten „fashion world”, jest bardzo powierzchowny, komercyjny. Kojarzy się bardziej z kronikami towarzyskimi niż z twórczością, to mi pracy nie ułatwia. Ja przykładowo czuję się trochę odpowiedzialna za to, że to moda wykreowała anoreksję, że moda narzuca style i wartości, którym ludzie się podporządkują. Dlatego też to, co ja robię, nie zawsze ma wiele wspólnego z aktualną modą. To jest taka moja interpretacja jak może wyglądać kobieta, która ma trochę stylu i klasy. Moje wykształcenie pomaga mi za to w kontakcie z klientkami, choć są to jednak dwa zupełnie różne światy. Staram się jakoś połączyć mój sposób myślenia o człowieku i przełożyć to po prostu na ciuchy.
Pani zawód pomaga jakoś w projektowaniu, w rozumieniu funkcji
Jeśli moda jako taka panią nie interesuje, to czy oznacza to, że
widzę, że z roku na rok są coraz lepsi. Ja myślę, że na świecie jest wielu dużo gorszych projektantów, którzy robią karierę. Gosia Baczyńska, Ania Kuczyńska czy Dawid Woliński – to są nazwiska, które gdyby miały szansę tam zaistnieć, to spokojnie daliby sobie radę.
stroje projektowane przez panią nie trzymają się trendów? Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że prawdziwi, wielcy projektanci, nie zajmują się przeglądaniem trendów – oni je tworzą. A potem my w Warszawie ustalamy sobie, że teraz nosimy niebieskie groszki przykładowo. Oczywiście, oglądam gazety czy relacje z pokazów mody, bo jestem ciekawa, można się w ten sposób też czegoś nauczyć, ale nie mnie oceniać potem czy moje projekty są modne. Teraz przygotowuję nową kolekcję, o której mówią mi już, że nie ma szansy być modna. Jaka to będzie kolekcja? Mogę zdradzić, że będzie ona inspirowana polskimi wątkami ludowymi, co podobno robi najgorsze możliwe wrażenie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jaka jest pani filozofia mody, kobieta, dla której pani projektuje? Wszyscy projektanci mówią tak: ona jest niezależna, silna, stylowa i tym podobne… Gdybym już musiała to dookreślić, to byłaby to kobieta, która bardziej ufa sobie niż modzie, którą stać na to, żeby nie być modną, ale mieć swój własny styl. Wzorem takich kobiet są dla mnie Francuzki – w ogóle nie są modne, przerysowane w stroju czy makijażu. Zawsze wyglądają świetnie, naturalnie i interesująco. Taką kobietę chciałabym ubierać – która z tych trendów wyciągnie sobie coś dla siebie, co pasuje właśnie do niej. Moje stroje są troszkę inne, nie epatujące urodą czy wzorem, powiedziałabym ostrożnie wysmakowane.
20
Jak zasobny portfel trzeba mieć, żeby u pani kupować? Musi być zasobny… Czy to znaczy, że moda – z wielkiej litery – musi dużo kosztować? To zależy jak się na to patrzy. Ja inwestuję w to, co robię. Mam swój zespół. Żeby powstało to, co widać u mnie na wieszakach, potrzeba dużo pracy i wysiłku. Gdybym ja miała sieć sklepów, to pewnie byłyby to stroje tańsze – a tak są to jednostkowe sztuki, szyte ręcznie. Jestem i tak zdecydowanie tańsza niż większość projektantów znanych u nas. Staram się być przystępna cenowo, ale są to jednak drogie rzeczy. Nie ma u mnie sukienki, która kosztowałaby poniżej 2000 zł, ale jak pójdzie pani do normalnej krawcowej z zamówieniem, zapłaci pani podobne pieniądze. Czyli to musi być zawsze wybór pomiędzy jakością stroju a jego powszechnością? To kwestia wyboru. Ja nie byłabym w stanie projektować powiedzmy dla Reserved, ale jestem wdzięczna tym firmom, że pojawiły się na naszym rynku pod koniec lat 90., bo to one nauczyły nas jakiegokolwiek smaku. Moje dawne marzenie, że zmienię polskie ulice, było śmieszne, bo zrobiły to właśnie firmy takie jak H&M czy Mango. One obserwują trendy bardzo uważnie i przekładają je potem na potrzeby ulicy, oferując gotowe zestawy. To tam kupi pani trendy, których u mnie się nie znajdzie. W H&M też są cekiny, jak w mojej ostatniej kolekcji, ale jednak to tak jakby porównywać małego fiata i porsche. Wszystko jest inne, materiał, wykonanie, trwałość. Ja akurat lubię jakość,
piękną tkaninę, spędzam godziny na wybieraniu materiałów – to jest moja przyjemność. Ja się zwracam do tych klientek, które to docenią. Nie znaczy to, że to jest lepsze, to jest po prostu inna droga. Moja sukienka będzie tą samą sukienką i za 30 lat. Czyli po tym wszystkim co pani powiedziała, nie dopuszcza pani współpracy z taką firmą przy limitowanej kolekcji? Rei Kawakubo przykładowo zgodziła się na taki mariaż. Rei Kawakubo jest dla mnie numerem jeden wszystkiego, co się wydarzyło w modzie w od początku jej historii. Ale to zupełnie co innego, gdyby ona musiała projektować dla sieciówki na początku swojej kariery, to pewnie nie zrobiłaby wszystkiego co dokonała. Zrobiła to dopiero jako gwiazda, na swoich warunkach. Myśli pani, że moda w Polsce jest skierowana do bardzo wąskiego grona, a do zwykłego człowieka jest jej daleko? My dopiero raczkujemy, rynek wciąż jest jeszcze płytki. Warszawa to niby duże miasto, ale wciąż jest jeszcze biedne. Nie ma tu jeszcze takich pieniędzy, żeby ludzie mogli sobie naprawdę zaszaleć. I to jest prawdziwa bariera dla młodych projektantów. Oni mają żal, że nie pokazuje się ich w pismach modowych, ale i to nic by nie zmieniło. Nawet jeśli pokażą te swoje wszystkie piękne rzeczy, to i tak nikt ich nie kupi. To kwestia tego, że my jeszcze nie mamy tego wyrobionego odbiorcy. W takim razie kiedy coś się może zmienić w naszym postrzeganiu mody?
Nie mam pojęcia. Jestem dość krytyczna, jeśli chodzi o nasz poziom gustu i smaku. Trochę to wszystko jest na pokaz, trochę sztuczne, ale gdy się 50 lat żyło w takiej szarości i braku możliwości, to nie ma się co dziwić. Jest tu też trochę winy mediów, że modne według nich jest to, co noszą gwiazdy, a gwiazdy głównie ubierają się w suknie na przyjęcia. Kto chodzi w nich na co dzień? Chciałabym trochę innej mody uczyć. Czyli musi to być praca u podstaw? Najśmieszniejsze jest, że ja te sądy wygłaszałam 10 lat temu i nic się od tej pory nie zmieniło. Wciąż jest taka dysproporcja: jest kilku znanych pro-
jektantów, którzy ubierają gwiazdy a ta druga strona prawie nie istnieje. Albo jest sieciówka, i to jest jeszcze dobrze, albo jest konfekcja, i wtedy o modzie nie ma mowy. Pani atelier ma być odskocznią, taką wyspą na tym tle? Tak sobie pomyślałam, że będzie to miejsce, w którym ja i moi goście będziemy się dobrze czuli. Chciałabym, żeby było to miejsce, które nie będzie wzbudzało dystansu czy strachu, choć nie do końca chyba udało się to przemóc. To miała być odpowiedź na sklepy, do których człowiek musi się wyszykować, żeby w ogóle wejść bez lęku.
Widzę, że ma pani ciągoty aby edukować? Chciałabym robić tutaj cykl spotkań o modzie, jednak nie jakieś metamorfozy, tylko wykłady o tym, że moda jest zjawiskiem kulturowym, że jest ważną dziedzina życia, której nie można traktować tylko jako części rubryk towarzyskich. Jest częścią naszej przestrzeni – podobnie jak architektura i wystrój wnętrza – moda wpływa na naszą duszę. To nie jest tylko zajęcie dla idiotek. Rozmawiała magdalena KACALAK Zdjęcia: kuba GAJEWSKI
21
Internet sprawił, że świat kurczy się coraz bardziej, wszyscy żyjemy na jednym podwórku, a odnalezienie upragnionego kontaktu i zawieranie nowych wydaje się łatwiejsze i szybsze niż kiedykolwiek. Nie chodzi już tylko o prywatne znajomości, ale o budowanie relacji zawodowych. Takie działanie przyświeca idei networkingu, głównie rozumianego jako budowa sieci pomocnych biznesowych kontaktów.
Świat jest mały. To powszechne powiedzenie znalazło odzwierciedlenie w badaniach amerykańskiego psychologa S. Milgrama, który ponad 40 lat temu udowodnił, że członkowie jakiekolwiek dużej społeczności są ze sobą powiązani (pokrewni) dzięki sieciom znajomych. W eksperymencie naukowca okazało się, że wystarczy jedynie tzw. sześć kroków (sześć numerów telefonów, sześć maili itp.) by – mówiąc najprościej – dotrzeć do osoby, której nie zna się osobiście.
Podziel się kontaktem
Networking jest zjawiskiem, któremu bacznie przygląda-
ją się doradcy personalni, przedsiębiorcy czy socjolodzy. Za jego guru uważa się dr. Ivana R. Misnera, który w 1985 r. założył pierwszą na świecie organizację referencyjną Business Network International (BNI). Obecnie ma ona przedstawicielstwa (kluby networkingowe) w ponad 40 krajach świata. Grupy te działają na zasadzie zespołu handlowców, którzy spotykają się w celu wymiany informacji, kontaktów i rekomendacji (wzajemnych usług, produktów, sprawdzonych podwykonawców itd.). Oprócz dzielenia się know-how, kluby umożliwiają jego członkom dostęp do szkoleń, konferencji, warsztatów i targów. Prężnie działający i rozwijający się
w USA networking powoli przyjmuje się także w Polsce, czego dowodem był pionierski u nas projekt „Poznaj mój biznes”. Jego inicjatorka, Aneta Murakowska podkreślała w wywiadach, że powstał on z potrzeby: „Im więcej światu dajesz, tym więcej dostajesz. Co dajesz to wraca − nie dziś, nie jutro, to pojutrze. Sukces może przyjść znienacka. Czasem nie spodziewamy się, że ktoś nam może pomóc, polecić nasze usługi komuś innemu. Dziś ja pomogę tobie − jutro ty mnie”. Zjawisko jest jednak nadal na tyle nowe, że polscy przedsiębiorcy dopiero przekonują się do jego znaczenia. Jednak networking to nie tylko wielki biznes. To zdobywanie przez całe życie
kontaktów prywatnych, które mogą okazać się niezwykle cenne w życiu zawodowym. A najłatwiej o nie, rzecz jasna, w sieci.
Powiem wam, że znam kogoś, kto zna… Zanim pojawił się Internet, badania skuteczności zdobywania pracy dowodziły, że najefektywniejsze były poszukiwania przez grono znajomych. Do dziś znajomości wykorzystuje się w tym celu najchętniej, tyle tylko, że te wirtualne są równie ważne jak rzeczywiste. To na por-
talach społecznościowych (o charakterze biznesowym), takich jak chociażby GoldenLine, Grono czy amerykańskie LinkedIn, promuje się idee networkingu. Serwisy te skupiają osoby, które, prezentując swój profil zawodowy, chcą się dać odnaleźć potencjalnym przyszłym pracodawcom, jak i nawiązać znajomości z osobami, które ich owym pracodawcom kiedyś polecą. Nigdy bowiem nie wiadomo czy znajomy znajomego nie ułatwi nam otrzymania intratnej posady w wymarzonej firmie. Dla osób zainteresowanych karierą lub poszukujących pracy, portale te są kopalnią kontaktów, wiedzy i informacji. Oprócz rozwijania siatki znajomych użytkownicy przekazują sobie nowinki dotyczące szkoleń czy możliwości zdobycia dodatkowych zleceń (szczególnie ważne dla freelancer’ów) oraz wymieniają opinie (fora służą m.in. do ostrzegania siebie przed podjęciem pracy w firmach, które cieszą się złą sławą i u pracodawców, których lepiej omijać z daleka). Doradcy personalni przekonują, że tego typu portale to podstawowy sposób na szukanie pracy, a dla nich – skuteczne i tanie narzędzie rekrutacji pracowników. Pozwalają bowiem szybciej dotrzeć do specjalistów i poznać
kandydata jeszcze przed rozmową. Dodatkowo opinia osoby, której ufamy i która współpracowała z danym kandydatem, jest dla HR-owców znacznie cenniejsza od tego, czym sami próbują przekonać do siebie w CV i listach motywacyjnych. Entuzjaści tych alternatywnych metod rekrutacji uważają zatem, że jest to trend, który będzie się rozwijał, a z czasem będzie stanowił najefektywniejszy sposób pozyskania pracowników, szczególnie na wysokie i specjalistyczne stanowiska.
Znajomości zamiast pośredniaka
Z wyników badań opublikowanych w czerwcu tego roku i przeprowadzonych przez portal Rynekpracy.pl wynika, że niemal 1/3 badanych Polaków znalazła obecną pracę dzięki sieci kontaktów osobistych. W amerykańskich badaniach – ponad połowa. Ciekawa jest zmiana w postrzeganiu samego zjawiska przez fachowców związanych z human resources. Kiedyś mówiło się wprost o znajomościach czy „plecach”, dziś na kontakty, które można wykorzystać w życiu zawodowym używa się stwierdzenia „kapitał relacyjny”. Z kapitałem relacyj-
Jacek Santorski – psycholog biznesu: „Swoim synom doradziłbym serwisy zawodowe”
Kiedyś korzystanie ze znajomości w życiu zawodowym wydawało się czymś nagannym. Czy teraz to już norma? Tutaj należy rozróżnić dwie kwestie. Jeśli po prostu znamy kogoś zaufanego, kto nadaje się na dane stanowisko i polecamy go komuś, kto poszukuje takiej osoby – nie ma w tym nic nagannego. To naturalne, że w poszukiwaniu zaufanych współpracowników ludzie posiłkują się znajomymi, którzy mogą im kogoś polecić. Natomiast zupełnie odmienną sytuacją jest powierzanie komuś stanowiska tylko ze względu na pokrewieństwo lub bliską znajomość.
A czy ma sens tworzenie sobie profilu na takim serwisie jak GoldenLine? To zależy. Dla mnie osobiście nie, a to dlatego, że czuję się zobowiązany w miarę szybko odpisać wszystkim tym, którzy się ze mną kontaktują. Niestety, mój czas jest na tyle ograniczony, że nie zawsze mam taką możliwość. Dlatego nie chcę tworzyć złudzenia, że jest inaczej i nie angażuję się w tego typu działania. Jednak innym, np. moim synom doradzałbym udział w takich przedsięwzięciach. Bycie obecnym w tego typu siatkach rzeczywiście ułatwia znalezienie potrzebnych kontaktów i osób o odpowiednich kwalifikacjach.
A jeśli już tworzy się profil na serwisie społecznościowym, który ma pomagać nam w karierze zawodowej, czy warto wstępować do takich grup dyskusyjnych jak „seks”, „głupie pomysły”, czy „leniwi”? One nie narzekają na brak członków… Jeśli ktoś chce przedstawić swój profil zawodowy, swoje kwalifikacje, to niekoniecznie. Weźmy pod uwagę, że taki profil może oglądać nasz potencjalny pracodawca. Jednak z drugiej strony, jeśli zależy nam na kontaktach z innymi reprezentantami tej samej branży na stopie koleżeńskiej, a branża, w której pracujemy to dopuszcza, udział w tego typu „frywolnych” grupach może być uzasadniony. Rozmawiała: emilia PRZYBYŁ
Prężnie działający i rozwijający się w USA networking powoli przyjmuje się także w Polsce, czego dowodem był pionierski u nas projekt „Poznaj mój biznes”.
nym nierozerwalnie związany jest networking i w przeciwieństwie do nepotyzmu czy protekcji, nie kojarzy się on negatywnie. Obrońcy idei twierdzą, że „praca przez znajomości” oznacza „układy”, powierzenie stanowiska osobie, o której od początku może być wiadomo, że niekoniecznie ma odpowiednie kwalifikacje. Tymczasem budowanie kapitału relacyjnego to nic innego jak przekazywanie sobie informacji o ofertach pracy czy trwających rekrutacjach, wzajemne polecanie siebie, torowanie sobie drogi do kariery w bardziej akceptowalny społecznie sposób. Sceptycy jednak nazywają rzecz po imieniu i sprzeciwiają się „używaniu gładkich słówek” na znane od dawna praktyki nie do końca uczciwego zatrudniania pracowników czy pozyskiwania partnerów i podwykonawców do realizacji konkretnych przedsięwzięć.
Kumoterstwo w show-biznesie
O tym, że znajomi lansują gwiazdy można przeczytać na
co dzień w tabloidach i plotkarskich portalach. Brukowe serwisy i gazety lubują się w wyciąganiu tego typu koneksji na światło dzienne i przytaczaniu przykładów celebrytów, którzy dostali rolę, wydali płytę bądź pojawili się w popularnych programach tylko dzięki znajomościom i – najczęściej − powiązaniom rodzinnym. Bo czy znalibyśmy i oglądali w telewizji takie osoby jak Edyta Pazura, Ola Kwaśniewska czy Maria Wałęsa gdyby nie ich słynni krewni? Odpowiedź na pytanie, czy nazwisko przeszkadza czy pomaga w karierze jest zmienna w zależności od kontekstu, w jakim się pojawia. Znawcy tematu twierdzą, że co prawda małżeństwo z gwiazdą czy bycie dzieckiem sławnych rodziców ułatwia zaistnienie w show-biznesie, ale nie wystarcza by utrzymać się w nim na długo – tu potrzebne są predyspozycje i talent, który niekoniecznie udaje się odziedziczyć. Dzieci gwiazd często kroczą ścieżką wydeptaną przez rodziców, jednak nie wszystkim udaje się udowodnić, że poza znanym nazwiskiem mają coś więcej. Dla nich świat show-biznesu bywa bezlitosny. Takie gwiazdy
Hanna Śleszyńska o networkingu wśród aktorów Czy networking ma się dobrze w środowisku artystycznym? Trudno mi powiedzieć. W moim środowisku nie używa się takiego pojęcia. Skończyłam studia w stanie wojennym. Wtedy wszystko odbywało się inaczej. Nigdy nie przywiązywałam wagi do wyrabiania sobie znajomości. To były inne czasy. Aktor wierzył, że może zaistnieć na scenie samą grą. Oczywiście krążyły plotki, iż warto się gdzieś pokazać czy dbać o układy, ale to wszystko było mi obce. Wydaje mi się, iż nie musiałam korzystać ze znajomości, układów. Jest to jednak trudne do jednoznacznego rozgraniczenia, zawsze pracuje się w konkretnym środowisku. Może kiedyś te kontakty same się nawiązywały, choć nie było na nie nazwy? Może tak. W moim przypadku był to raczej splot okoliczności. Tak było z aktorami kiedyś, że grali w teatrze, do teatru przychodzili reżyserzy. Tak rozpoczynała się współpraca. Teraz czasy się zmieniły, nie ma na to czasu. Dla młodych aktorów to pożyteczne zjawisko? Widocznie taki jest rynek i takie są realia. Pewnie tak jest na całym świecie, że trzeba o to zabiegać. Nie jestem jednak dobrym przykładem tego, jak w tej chwili funkcjonują młodzi aktorzy. Jestem wręcz antyprzykładem. Czuję się spadkobierczynią innej tradycji. Ja po prostu liczę na swoją pracę, trzymam się tego, co przez lata wypracowałam. Nie wierzę, iż nagle znajomości zmienią moje życie. Wiem natomiast, że w kilku rzeczach miałam zagrać, a okazało się, że jednak nie zagrałam. Być może ktoś miał lepszego poplecznika? Teraz to producenci decydują o obsadzaniu ról, już nie jest tak, że aktorka na przykład świetnie pasowałaby do roli. Różne względy o tym decydują. Rozmawiała: anna SOBCZAK
(a raczej gwiazdki) świecą nikłym światłem, zainteresowanie nimi publiczności i mediów kończy się wraz z końcem programu, w którym występują, a usilne bywanie na salonach odbierane jest jako żałosna próba utrzymania się na powierzchni. Aktorzy, piosenkarze, którzy noszą sławne nazwisko, bronią się tym, że ciążą na nich porównania, niesamowita presja i odpowiedzialność, i że bez talentu nic by nie osiągnęli, bo rynek rządzi się twardymi prawami. Co prawda łatwiej im się wybić, ale bywają surowiej oceniani od kolegów po fachu nieobciążonych nazwiskiem. Walczą o autonomię, mierzą się z wielkością rodziców, sympatią i antypatią, którą ludzie z ich rodziców przenoszą na nich. Niektórzy za wszelką cenę (i przy udziale mediów) próbują się odciąć (Rafał Olbrychski). Niektórzy zniknęli tak szybko jak się pojawili (Karolina Borkowska, córka aktora Jacka Borkowskiego). Jeszcze inni cały czas próbują zaistnieć, ale z marnym skutkiem (Katarzyna Pietras, córka Beaty Kozidrak). Na szczęście są i tacy, którzy dzięki talentowi i ciężkiej pracy cały czas cieszą się uznaniem ludzi z branży, krytyków i
publiczności (Maciej Stuhr, Natalia Kukulska). Specjaliści od networkingu mówią, że są wśród nas „urodzeni networkingowcy”, czyli tacy, których wizytownik pęka w szwach a lista kontaktów na portalach społecznościowych jest nieskończenie długa. Pozostali tej sztuki powinni się nauczyć. Szczęściu trzeba przecież pomagać, szczególnie w dobie kryzysu. Śledząc historie znanych i lubianych oraz rekinów biznesu, trudno czasem nie oprzeć się wrażeniu, że nawet tym, którzy „pojawili się znikąd” w pewnym momencie ktoś pomógł. Nigdy nie wiadomo czy spotkana przypadkowo na imprezie osoba, z którą wymieniliśmy się przy drinku kilkoma uprzejmościami, numerem telefonu czy wizytówką nie załatwi nam pracy albo… roli w filmie. ewa PSZCZÓŁKOWSKA
Fot: materiały promocyjne
Pewniaki-bestsellery i powrót do dzieciństwa
Z książkami nigdy nic nie wiadomo – zawsze może się zdarzyć, że zupełnie nieznana pozycja zdobędzie nagrodę literacką Nike lub Paszport Polityki i cała Polska w danym dziele będzie się zaczytywać, tak jak przed rokiem stało się z niszowym dość „Kieszonkowym atlasem kobiet” Sylwii Chutnik. Czekamy zatem na oszałamiające debiuty, a jak wygląda sytuacja z książkami -„pewniakami”? Już w styczniu wydawnictwo Sonia Draga szykuje polską premierę najnowszej książki Dana Browna pt. „Zaginiony symbol”, której akcja obejmuje 12 godzin z życia znanego już wielbicielom „Kodu Leonarda Da Vinci” profesora Roberta Langdona. Najnowsza powieść Stephena Kinga „Under the Dome” która właśnie ukazała się w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, będzie miała polską premierę na
Jeden z kinowych hitów zwiastuje koniec świata w 2012 roku – tym razem nawet Amerykanie nie uratują nas przed zagładą. Jednak zanim to nastąpi, warto przyjrzeć się nadchodzącemu rokowi 2010. Jaki będzie? Co się wydarzy? Pewnie niejedno nas jeszcze zaskoczy, ale póki co jest kilka rzeczy, o których już teraz wiadomo, że będą miały znaczenie. Czego będziemy słuchać, co czytać, oglądać i nosić w ciągu najbliższych 12 miesięcy? jesieni, jak zapowiada Prószyński i S-ka. Ten rok jest gratką dla miłośników kryminałów – śledztwo poprowadzi islandzki policjant Erlendur, bohater wykreowany przez Arnaldura Indridasona, w jego nowej powieści „Grobowa cisza”. Czytelników powieści kryminalnych zainteresować także powinna pozycja „Sherlock Holmes. Biografia nieautoryzowana” Nicka Rennisona, przewrotna zabawa literacka, w której prawda w niewyczuwalny sposób miesza się ze zmyśleniem. Z polskich autorów nowe powieści wydadzą m.in. Daniel Odija, którego „Kronika umarłych” opowiada o czwórce mężczyzn noszących imiona Ewangelistów, z których każdy staje przed szansą naprawienia własnego życia. Grażyna Plebanek przygotowała z kolei „Nielegalne związki”, rozgrywającą się w Brukseli historię zakazanego romansu, opowiedzianego z perspektywy żonatego mężczyzny rozdartego między dwiema kobietami.
Podwójna porcja DiCaprio i seriale sprzed lat Kinomanów czeka rok pełen wrażeń. Mocne otwarcie zapewni Peter Jackson i jego „Nostalgia anioła” (oparta na bestsellerowej powieści Alice Sebold), poruszająca historia zgwałconej i zamordowanej 13-latki, która z zaświatów obserwuje swoją rodzinę, detektywa prowadzącego śledztwo w sprawie jej śmierci i wreszcie własnego oprawcę. W rolach głównych Mark Wahlberg, Rachel Weisz oraz Susan Sarandon. Na początku roku będziemy mogli również obejrzeć nowy film Terry’ego Gilliama „Parnassus, człowiek, który pokonał diabła” z ostatnią rolą Heatha Ledgera, zmarłego w trakcie realizacji zdjęć, którego na planie zastąpili kolejno Jude Law, Colin Farrell oraz Johnny Depp.
28
Zimą na ekrany wejdzie też „Wilkołak” z Benitio del Toro i Anthonym Hopkinsem − kostiumowy thriller, rozgrywający się w wiktoriańskiej Anglii. Na marzec zaplanowana jest premiera „Alicji w krainie czarów” Tima Burtona z Johnny Deppem w roli Szalonego Kapelusznika i Mią Pasikowską, aktorką o polskich korzeniach. Dla wielbicieli Leonardo DiCaprio dystrybutorzy przygotowali aż dwa filmy z jego udziałem, oba zrealizowane przez genialnych reżyserów: najpierw wyczekiwany film Martina Scorsese – „Wyspa Tajemnic”, a następnie otoczony tajemnicą najnowszy projekt Christophera Nolana „Inception”. Wiosna należeć będzie do sequeli takich hitów jak „Seks w wielkim mieście” i „Iron Man”. Miłośników ekranowej grozy ucieszy remake „Koszmaru z ulicy Wiązów”. W maju na ekrany wejdzie kolejna wersja historii o Robin Hoodzie wyreżyserowana przez Ridleya Scotta. W roli legendarnego bohatera tym razem pojawi się Russell Crowe, a jego ukochaną Marion zagra Cate Blanchett. Pod znakiem zapytania w związku z aresztowaniem Romana Polańskiego stoi premiera jego najnowszego filmu pt „The Ghost”, na podstawie powieści Roberta Harrisa. Z rodzimych produkcji czeka nas natomiast komedia pt. „Ciacho” znanego przede wszystkim z telewizji Patryka Vegi oraz adaptacja „Ślubów panieńskich” w reżyserii Filipa Bajona. Swój nowy film „Wenecja” pokaże również Jan
Fot: materiały promocyjne
Fot: materiały promocyjne
Fot: materiały promocyjne
W związku z premierą filmu na podstawie książki Jona Ronsona, w którym w głównych rolach występują George Clooney i Kevin Spacey, W.A.B. przygotowało polskie wydanie „Mężczyzn, którzy wpatrywali się w kozy”. Książka zalicza się do literatury faktu, choć opowiada zupełnie niewiarygodną historię o tajnym projekcie amerykańskiej armii, polegającym na szkoleniu żołnierzy w zakresie zabijania myślami. Pojawi się też zbiorcze wydanie komiksów z serii „Osiedle Swoboda” Michała „Śledzia” Śledzińskiego, które ukazywały się w nieistniejącym już magazynie „Produkt”.
Jakub Kolski. Na 2010 planowana jest także premiera filmu, który jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć wzbudził wielkie kontrowersje, a mianowicie „Tajemnice Westerplatte” Pawła Chochlewa. Ciekawym przedsięwzięciem wydaje się być także adaptacja komiksu o Jeżu Jerzym, w której głosu animowanym postaciom użyczą m. in. Borys Szyc, Maciej Maleńczuk i Maria Peszek.
Nowa Winehouse i mnóstwo koncertów
Z zapowiedzi płytowych: po długim oczekiwaniu zapowiedziano premierę nowego albumu Amy Winehouse. Muzycy z Radiohead po znakomitej trasie koncertowej zapowiadają, że zimę spędzą w studiu nagrań, a efekty ich pracy będziemy mogli poznać w przyszłym roku. Po znakomitym przyjęciu ostatniego krążka „Only by the Night”, bracia Followill z Kings of Leon planują nowy, piąty już w dorobku grupy, album. Nad nowym materiałem pracuje też Portishead. Muzycy z Bristolu, zapowiadają wydanie czwartego studyjnego albumu. Również czwartą w karierze płytę szykuje Linkin Park. Na naszym podwórku: muzycy Myslovitz po ostatnim albumie „Happiness is Easy” zafundowali sobie roczną przerwę, ale już na początku 2009 wrócili do koncertowania i zapowiadają prace nad nowym longplayem. Na rynku powinna się również ukazać płyta… Pawła Małaszyńskiego i jego zespołu Cochise. Pierwszego demo, zatytułowanego „Still Alive”, można już posłuchać w sieci.
Stylowo w skórze i męskiej marynarce
Co nosić w nadchodzącym roku, by być modnym? Najwięksi projektanci już uchylili rąbka tajemnicy, jak widzą trendy na nowy rok, a firmy sieciowe natychmiast zainspirowały się kolekcjami największych. Nie trzeba gorączkowo wyrzucać całej zawartości szafy, mało tego, niektóre z dawno nienoszonych i zapomnianych rzeczy mogą się przydać. Masz skórzaną spódnicę lub spodnie, które leżą na samym dnie szafy od kilkunastu lat? Przydadzą się, gdy będziesz chciała wyglądać jak modelka z pokazu domu mody Celine czy Balanciagi. Z pomocą tym, którzy nie mają skórzanych pozostałości z dawnych lat, spieszą sieciówki, które oferują całą gamę ubrań wzorowanych na stylistyce lat 80/90. Warto pamiętać o tym, że skóra modna to skóra sztuczna – ta naturalna, razem z prawdziwymi futrami,
Dla „Slajdu” mówi
Jakub Duszyński, dyrektor artystyczny Gutek Film, prowadzący cykl „Kino Mówi” w stacji Ale Kino!
Trzy najbardziej oczekiwane premiery końca tego roku i początku następnego to wielkie filmowe spektakle: pod koniec grudnia po 12-letniej przerwie James Cameron zaprezentuje swój „Avatar”, widowisko science fiction, które ma zrewolucjonizować kino, pokazać nowy wymiar efektów komputerowych i zabrać nas w trójwymiarową przestrzeń. Liczę na to, że poczuję się znowu jak mały chłopiec, który po raz pierwszy zobaczył „Gwiezdne Wojny” albo „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Liczę na wielką przygodę. Drugim najbardziej oczekiwanym filmem jest „Parnassus”, wielkie widowisko fantasy wizjonera kina Terry Gilliama, twórcy „12 małp” i członka legendarnej grupy Monty Python. Zobaczymy genialnego Heatha Ledgera w jego ostatniej roli, a obok niego Johnny Depp, Colin Farrell i Jude Law. Już zwiastun zapowiada mroczną, żeby nie powiedzieć diabelską, wyprawę do świata fantasy i niczym nieposkromionej imaginacji. Trzecim widowiskiem, na które czekam, jest „Nostalgia anioła”, w reżyserii Petera Jacksona i liczę na powrót tego nowozelandzkiego reżysera do formy, jaką zaprezentował swoim wczesnym filmem z Kate Winslet „Niebiańskie istoty”. A zatem początek 2010 będzie należał do trzech filmowych wizjonerów, którzy za sprawą wehikułu filmowego zabiorą nas w podróż poza granice naszej wyobraźni! Zebrała: emilia PRZYBYŁ
29
Fot: H&M
Fot: H&M
odchodzi do lamusa. To już kolejny sezon, kiedy na topie będzie męski styl w modzie dla kobiet. Luźne koszule, kamizelki, kapelusze, męskie spodnie noszone z nonszalancją – to jest to, co na nadchodzące miesiące przygotował dom mody Burberry oraz Alexander Wang. Warto zwrócić również Pod znakiem zapytania uwagę na kolekcję uniw związku z aresztowasex aktorki Chloe Sevigniem Romana Polańny. Tu mamy coś więcej niż noszenie męskich skiego stoi premiera jego koszul „po kobiecemu”, tu najnowszego filmu pt „The już tylko rozmiar odróżGhost”, na podstawie ponia ubrania kobiece od wieści Roberta Harrisa. męskich. Wśród sklepów przeznaczonych dla zwykłych śmiertelników męski szyk znajdziemy m.in. w Top Shopie i Zarze. Modne będą również duże, graficzne wzory nawiązujące do trendów – znowu – lat 80. Wciąż na czasie będą spodnie aladynki, oraz wszelkie przezroczystości i koronki. Tu jednak nie należy popadać w przesadę: zamiast głębokich, koronkowych dekoltów, raczej wybierzemy bluzki i sukienki z misternymi zapięciami pod samą szyję. Takie kreacje przygotował na nadchodzący rok Calvin Klein, Oscar de la Renta, oraz Alexander McQueen. Jeśli chodzi o wieczorne wyjścia, dalej liczy się błysk. Styl „na bogato”, cekiny i brokaty stosujemy zarówno w makijażu, stroju, jak i na dodatkach. Wyjątkowo lśniące będą najnowsze kolekcje Marca Jacobsa, mniej zasobne portfele można będzie wydrenować w Top Shopie oraz H&M, które przygotowały specjalną lśniącą kolekcję imprezową. W nowym roku, oprócz slajdowych przewidywań, czeka nas na pewno sporo zaskoczeń − zarówno w literaturze, kinie, muzyce i modzie. Cała frajda w tym, żeby umieć lawirować pomiędzy propozycjami wydawców, producentów i projektantów. My proponujemy tylko jedną z dróg, ty postaraj się wydreptać własny szlak.
Fot: H&M
julia JATCZAK, emilia PRZYBYŁ
30
Końcówkę roku mam opętaną jednym. Asystuję przy umieraniu babci zarządzanym przez chorobę nowotworową. Mogłabym pisać o cierpieniu, w którym nigdy dotąd nie uczestniczyłam, ergo tak naprawdę nie zdawałam sobie z niego sprawy, bo co innego wiedzieć, że gdzieś tam istnieje, co innego widzieć je w progresie, dzień po dniu, bez ogródek, w totalnym obnażeniu. Dziś jednak myślę o wyjątkowej spośród tak wielu wizyt w typowym polskim szpitalu, zadłużonym, na krawędzi likwidacji, pełnym ruchliwych pielęgniarek niewidocznie podpisanych pod powieszonym na ścianie obwieszczeniem: OD SIERPNIA PRACUJEMY DLA WAS ZA DARMO. Sala na VI p. Na podłodze obfita kałuża moczu, obok niej zdumiona, siwowłosa pani manipulująca przy cewniku, prosi, żebym pomogła jej przejść do krzesła – „Jak to się mogło rozlać?” – pyta bezradnie. Na łóżku pod oknem 87-letnia kobieta po udarze, rozlana po łóżku, jak surowe drożdżowe ciasto, odmawia przykrycia się, osłonięcia części intymnych, bełkocze, bo mówić już nie może. Trzecia, najżwawsza, załamuje ręce i donosi mi na współlokatorki: „Pani kochana, ta to ciągle majdruje przy tych siuśkach, a tamta w nocy zerwała zasłonkę”. Przypadkiem wyciąga spod materaca brudną bieliznę. Nie swoją. Widać po rozmiarze. Pewnie któraś salowa nie uprzątnęła do końca łóżka po poprzedniej pacjentce. Wchodzę w rolę
aktywnego widza tego nieprawdopodobnego teatru, akceptując warunki, które byłyby nie do przyjęcia w zewnętrznym świecie. Nie czuję żadnych zapachów. Zdziwiona. Przecież powinnam. I nagle w samym środku tej sytuacji wydarza się radość. Żartujemy z rozlanego moczu i brudnych majtek, że każdej damie może się zdarzyć, że coś kiepski ten hotel. Chora pod oknem zanosi się, jakby obśmiewała własną nagość, niemoc, świadomość, bo pewnie ją ma, że lepiej już nie będzie. Wchodzi pielęgniarka z przydziałem tabletek, mówiąc do podopiecznych per dziewczynki. Pieszczotliwie. Salowa mopuje podłogę. Na okamgnienie rozgaszczamy się w tym wielopokoleniowym, kobiecym gronie. Jesteśmy sobie równe i niesamowicie bliskie. Nie ma miejsca na wstyd, odrazę, zdziwienie, na nieszczęsny zapach amoniaku i upokorzenia. Chcę zapamiętać tę scenę jako dowód, że nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach chroni nas pełen mocy strażnik – poczucie humoru, oddalając strach i bezsilność, i że wszyscy jesteśmy jednym, tylko manifestujemy się na różne sposoby. Świątecznie życzę odwagi, miłości i radości, zwłaszcza tym, których uwagę przy wigilijnym stole skupiać będzie czyjeś puste krzesło. aleksandra BISKUPSKA
31
Cele
(1980)
Monika Wieciech
Absolwentka Instytutu Sztuki przy krakowskiej ASP. Formalnie artysta plastyk, zawodowo także projektantka ubioru. Jak mówi, już jako kilkulatka, zamiast korzystać z gotowych szablonów, rysowała ubranka dla rosyjskich papierowych lalek. Kiedyś nawet jednej z nich narysowała strój kąpielowy i... wykąpała ją w umywalce. Według niej w pracy projektanta ubioru powinno być więcej dobrego rzemiosła niż czystego artyzmu a konkretna rzecz, prócz walorów wizualnych, powinna być użytkowa i dawać właścicielowi dodatkowe, indywidualne możliwości wykorzystania... [CADO] to: Gra słów, francuskie „cadeau” − prezent, a przecież nie ma nic przyjemniejszego od robienia prezentów, no i ich dostawania... [CADO] to przede wszystkim akcesoria i dodatki − torebki, szaliki, apaszki czy dzianinowe naszyjniki – zamotki (formy biżuteryjno-odzieżowe, pozwalające na dowolną interpretację oraz zabawę z szeroko pojętą modą).
32
Najważniejsze jest dla mnie danie klientowi 100% decyzyjności − w jaki sposób chce wykorzystać konkretny dodatek w stylizacji.... ta sama rzecz w zależności od kontekstu, pory dnia, tła (czyli odzieży), sytuacji, czy chęci prowokowania może stać się naszyjnikiem, szalem, apaszką lub .... no właśnie − wielość zastosowań jest wprost proporcjonalna do kreatywności właściciela... Mam nadzieję, że zamotki będą stanowić alternatywę dla ludzi, którzy niekoniecznie stawiają na total look proponowany przez sieciówki.....
Osiągnięcia
Obecnie pracuję i współpracuję jako projektant i grafik z polskimi firmami odzieżowymi w zakresie projektowania kolekcji sezonowych i grafiki użytkowej. Od niedawna udało mi się reaktywować pomysł z czasów studiów i [CADO] zaistniało w przestrzeni internetowej: http://www.decobazaar.com/projektanci-cado-1001.html; http://www.pakamera.pl/cado-20_s12051121.htm
Inspiracje
Pracuję „wrażeniowo”. Inspiruje mnie kolor, faktura, błysk bądź mat, miękkość lub twardość materii. Nierzadko okazuje się, że ta sama dzianina warunkuje, co z niej powstanie...
Plany
Kontynuacja tego, co robię obecnie. Chciałabym tylko zmienić proporcje − więcej czasu poświęcić na indywidualne projektowanie, a mniej na projektowanie warunkowane przez potrzeby rynku, nieustanną, nieokiełznaną rotację trendów oraz cenę. Zebrała: anna TAMECKA
33
Fot: Monika i Wiktor Naturscy
Skąd w dziale Wanted dla młodych, zaczynających dopiero karierę, znalazł się artysta uznany i wielokrotnie nagradzany? Odpowiedź jest prosta. Tymański nie boi się wciąż zaczynać od początku i próbować nowych rzeczy. Kompozytor, multi-instrumentalista, autor tekstów, felietonista, prozaik i performer. Pochodzi z Gdańska. W roku 1988 rzucił studia i założył grającą free jazz kapelę, Miłość. Wkrótce potem stworzył swoją drugą sztandarową formację, Kury. Tymański występował jako aktor, współtworzył programy poetycko-satyryczne oraz udzielał się jako prezenter telewizyjny. Komponował muzykę do filmów („Sztos”, „Przemiany”, „Wesele”) i spektakli teatralnych (m.in. „Top Dogs” i „Wszystkie dzieła Szekspira”). Posiada własną alternatywną wytwórnię płytową Biodro Records. Jest współautorem mini-powieści „Chłopi 3”. Po rozwiązaniu Kur, Tymański skoncentrował się na dwóch nowych projektach: alternatywno-rockowym Tymon & The Transistors oraz improwizującym Tymański Yass Ensemble. Obecnie Tymański pracuje nad musicalem „Polskie Gówno”.
INSPIRACJE
PLANY
CELE
OSIĄGNIĘCIA
The Beatles, John Coltrane, Eric Dolphy, Bob Dylan, Bob Marley, Lou Reed, David Bowie.
Przebić się ze swą muzyką do Europy i do świata; pohulać tam i siam, po czym ulecieć w kosmos.
Planuję nagrać parę płyt (mam pomysły na ok. 5 płyt naprzód) i skończyć musical, nad którym pracuję.
Mam dwóch mądrych, wrażliwych i umuzykalnionych synów. To spore osiągnięcie, choć trudno stwierdzić, w jakim stopniu jest moim. Nagrałem 21 płyt, z których kilka bardzo lubię. Opracowała: magdalena ORACZEWSKA
35
karton
Superbohaterowie od dawien dawna przemierzają przestworza nic nie robiąc sobie z praw fizyki. Potrzeba przezwyciężenia grawitacji udzieliła się również zwierzęcym postaciom komiksowym. Najsłynniejszy z nich – Snoopi – wiodąc pieskie życie marzy o byciu asem lotnictwa pierwszej wojny światowej. Z przyjemnością do grona moich ulubionych latających pupili dołączyłam bohatera noweli graficznej Hendrika Dorgathena „Spacedog”, która świecąc sukcesy w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii wreszcie ukazała się na naszym rynku, a jej autor odwiedził 20.
36
Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Dorgathenowi, we wdzięczny acz syntetyczny sposób, udało się opowiedzieć o futrzaku, który po szeregu psich perypetii trafia do laboratorium NASA, a stamtąd prosto w kosmos. W gruncie rzeczy, historia o poszukiwaniu sensu życia i dorastaniu podana jest w atrakcyjny, współczesny sposób przy wykorzystaniu trafnego rysunku i czystego, płasko kładzionego koloru. Zgoła odmienny w swoim wyrazie jest komiks „Łajka”, brytyjskiego rysownika i scenarzysty Nicka Abadzisa, który pokusił się o rzetelny opis losów najbardziej
znanego psa ZSRR. Na wyjątkowe uznanie zasługuje pieczołowitość, z jaką autor podszedł do zbierania materiałów źródłowych, dzięki którym mógł precyzyjnie oddać ducha czasów zimnej wojny w Związku Radzieckim. Wokół faktów dotyczących wystrzelenia sztucznego satelity z pierwszym żywym pasażerem, Abadzis zbudował opowieść o bezwzględności nauki funkcjonującej na potrzeby totalitarnego reżimu oraz ludziach uwikłanych w plątaninę zależności podszytych strachem. Dzięki wyborowi psa na kluczową postać, komiks ten w zdystansowany sposób odnosi się do
problematyki odpowiedzialności za wszystko, co zdołaliśmy oswoić. W ubiegłym roku album zdobył Nagrodę Eisnera, która obok nagrody Harveya, uznawana jest za najbardziej prestiżową na świecie. Laury przyznano w kategorii „Najlepsza publikacja dla młodzieży”, do tego doszła nominacja w kategorii „Najlepsza praca oparta na faktach”. Na ostatnim festiwalu komiksu w Łodzi wielbiciele graficznych opowieści o zwierzętach mogli pozyskać autograf Nicka Abadzisa z wyrysowaną przez niego Łajką. Szczęśliwie w ostatnim czasie również lżejsze pozycje dotyczące
zwierzaków w przestworzach pojawiły się na księgarskich półkach. Jedną z nich jest „Mucha” Lewisa Trondheima (tytuł nie ma nic wspólnego z filmem Davida Cronenberga!). Ten obrazkowy komiks w tonacji monochromatycznej przypomniał mi wers z piosenki kabaretu Potem – „Mucha to jest zwierzę głupie, co siada na kupie”. Rysunkowy owad może jest i głupi, ale diabelnie zabawny. Poznajemy go w momencie narodzin/wyklucia się w bliżej nieokreślonej metropolii, a później śledzimy liczne wygłupy przedstawione bez ani jednego słowa. Na marginesie dodam, że również
i ten przedstawiciel fauny przeżywa kosmiczny epizod. Trondheim jest twórcą coraz bardziej znanym i docenianym w Polsce głównie ze względu na komiks pt. „A.L.I.E.E.N.”, który ukazał się u nas w 2007 r. Mogę tylko pogratulować polskim wydawcom, którzy w swoich publikacjach odchodzą od stereotypu komiksu o zwierzętach adresowanego wyłącznie do maluchów, a równocześnie zrywają z natrętną dydaktyką „Pszczółki Mai”. katarzyna TOŚTA
37
p.s.
Opanuj swoje gruczoły
Każdy chciałby mieć pod kontrolą, jeśli nie całe swoje życie, to choćby własną skórę. Z pomocą spieszy nam najnowsza seria AA „Skóra pod kontrolą” dla młodych ludzi z problemami trądzikowymi. Nowością jest tu stworzenie dwóch oddzielnych linii – dla chłopców i dla dziewcząt. Składnikiem, który występuje w roli gościa honorowego jest Acne Regulator – bez kompromisów hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za powstawanie trądziku. Oprócz tego w kosmetykach znajdziemy też m.in. ekstrakt z drożdży, z cytryny, z oczaru wirginijskiego, witaminę A, B3 oraz chłonące nadmiar serum pudrowe mikrogąbeczki. Cena: 17-22 zł
Słodkie nowości
Wiadomo, że w zimne dni dobrze mieć w torbie tabliczkę czekolady na wypadek gdybyśmy utknęli na zimnym przystanku lub w długim korku. Wedel przygotował 3 wersje czekolad o nietypowych dodatkach. Można wybierać pomiędzy mlecznymi smakołykami z dodatkiem suszonych moreli z dodatkiem chrupiących ciasteczek, żurawinami i muesli a orzechami nerkowca i wiórkami kokosowymi. Wszystkim, którym znudziło się już po prostu nadziewanie się czekoladą, ta jesienno-zimowa propozycja powinna dostarczyć miłej odmiany. Cena: ok. 4 zł
W blasku luksusu
W blasku świec najlepszy makijaż to makijaż błyszczący. Prezentem w okresie świątecznych przyjęć i bankietów będzie dla nas nowa kolekcja Make up Factory – Touch of gold, która w całości składa się z połyskujących wyrazistych kolorów o eleganckiej barwie. Złoto, srebro, miedź, fiolet oraz czerń wydobędą każdą, nawet mało wymowną urodę. W świątecznej linii można znaleźć brokatowe eyelinery, perłowe cienie pojedyncze, iskrzące się błyszczyki i pomadki oraz prawdziwy hit – Luksusowy Krem Nabłyszczający o konsystencji gwiezdnego pyłu, który rozświetli delikatnie powieki, twarz lub dekolt. Cena: 39-49 zł
39
Pustki
Kalambury Agora Pustki to dla mnie: cięta, perkusyjna gitara Radka Łukasiewicza, wokalno-klawiszowe subtelności Basi Wrońskiej i właśnie kalambury, te wszystkie „senty menty” i „tchu mi brak-nie”. Znając wrażliwość tego zespołu na słowny detal, wyczucie brzmienia, rytmu, rymu, mógłbym i w ciemno zarekomendować płytę Pustek z wierszami polskich poetów. Te, które znamy ze składanek poświęconych Gajcemu, Wyspiańskiemu i Broniewskiemu (w tym kultowe „Kalambury”, zarejestrowane niegdyś z iście garażowym udziałem Muńka), zostały nagrane lub zmiksowane ponownie. Są i nowe: „Trawa” Tuwima, przejmujący „Notes” Słonimskiego czy „Wiedza” Leśmiana. W dwóch ostatnich wspomaga Pustki Kasia Nosowska, tylko że wcale tego nie słychać. I zapewniam, że to Kasia śpiewa jak Basia, nie odwrotnie. Drugie zaskoczenie to Artur Rojek, który za drzwiami studia zostawił ciuchy robocze z Mysłowic i uszył dla siebie kompletnie inną – Pustkową – kreację w „Nieodwadze”. Do tego utworu wracałem najczęściej (choćby dla tych pierwszych pięciu sekund), obstawiając autora nieznanego mi wiersza, czyniącego wstydliwe wyznanie na temat małych-wielkich lęków. Okazał się nim… Radek Łukasiewicz. A to wszystko ledwo w rok po wydaniu świetnego „Końca kryzysu”. Gdyby wszyscy Polacy pracowali tak wydajnie, już dawno mielibyśmy tu drugą Japonię.
Raphael Rogiński
Bach Bleach Multikulti
Rogiński i Bach. O drugim na pewno Państwo słyszeli. A kto zacz ten Rogiński? To warszawski gitarzysta młodego wciąż pokolenia, kojarzony przede wszystkim z próbami zdefiniowania na nowo muzyki żydowskiej. Co, jak wiadomo, w tym czasie i miejscu wcale nie jest takie oczywiste. Ale jak Raphael dowodzi z triem Shofar czy grupą Cukunft (na dniach ma nareszcie ukazać się płyta tego fenomenu) – rezultaty są wspaniałe. Tu Rogiński nie tyle gra Bacha, ile gra Bachem. Wbrew tytułowi, mocno go wybrudził. Żadnej klasycznej, doskonale wypucowanej maszynerii. Nuty − niby te same, ale aż ociekają wykonawcą. Raphael kombinuje z akustycznymi i elektrycznymi brzmieniami, tempami i technikami, przypominając, że jest także wybitnym interpretatorem bluesa – tego z delty Nigru, i tego z delty Missisipi. Te szumy, brzęczenia, trzaski, odgłosy przesuwanych palców, niespodziewane rezonanse sugerują atmosferę intymnej, medytacyjnej improwizacji. Wrażenie uczestnictwa w domowym, jednoosobowym slamie poetyckim jest przemożne. Rogiński przysłonił Bacha własną osobowością. W przypadku tego akurat kompozytora to nie lada osiągnięcie. Proszę wyciąć ten fragment, schować, wyjąć za dwadzieścia lat i powiedzieć, czy kłamałem pisząc już dziś: „ROGIŃSKI JEST WIELKI”.
40
Moja siostra, moja miłość
Joyce Carol Oates Rebis, Poznań, 2009
Edna Louise Rampike ma cztery lata, kiedy jej matka odkrywa nieprzeciętny talent dziewczynki do jazdy na łyżwach. Mała, już pod imieniem zmienionym na bardziej stosowne dla gwiazdy − Bliss–zaczyna robić karierę. Dwa lata później, w niewyjaśnionych okolicznościach, ginie zamordowana we własnym domu. O tym co zdarzyło się przed i po śmierci księżniczki lodowisk, w konfesyjnym tonie opowiada jej brat. To nie jest autentyczna historia. Oates ledwie oparła ją na głośnej sprawie zabójstwa dziecka, które wstrząsnęło Ameryką pod koniec ubiegłego wieku. Wszystko poza tym makabrycznym faktem stojącym za plecami powieści pozostaje w „Mojej siostrze…” fikcją. To nie kryminał. To skrupulatna wiwisekcja drobnomieszczańskich ambicji, rodzinnych patologii, destrukcyjnego wpływu mediów na życie jednostki. Tak naprawdę nic śmiesznego, choć całość podszyta jest satyrą. Doskonała narracja, genialny zmysł obserwacji, bezkompromisowość i odwaga w obnażaniu mechanizmów wypracowywania „zdrowej normy” w oparciu o anomalie, wśród których dryfuje współczesność. Trudno się oderwać, choć boli i zmusza do konfrontacji z własnymi grzechami.
Hakawati, mistrz opowieści
Rabih Alameddine Znak, Kraków 2009
Hakawati to w tradycji libańskiej artysta zarabiający na życie opowiadaniem historii. Niekiedy jednej, snutej miesiącami, wieczór w wieczór, wobec zapatrzonych słuchaczy. Podobny bogu hakawati kreuje i unicestwia całe światy, jest źródłem, drzwiami wiodącymi poza granice wyobraźni. Osama al-Charrat, wnuk sławnego hakawatiego, przylatuje z L.A. do Bejrutu, by pożegnać umierającego ojca. Spotyka krewnych, przyjaciół, wspomnienia. Zaczyna opowiadać. Mieszając realizm z fikcją, prawdę z fantasmagorią, pięknie porządkuje historię swoją, rodziny i Libanu. Tę książkę spowija muzyka udów, unoszą się nad nią latające dywany, dżiny i demony o biblijnych imionach, przemierzają ją wojownicy, kobiety o urodzie i inteligencji mącącej zmysły, królowie i niewolnicy, poeci i gołębiarze. Rabih Alameddine igrając z Koranem, Biblią, ze starożytną klasyką, wyśpiewuje pean na cześć hakawatich. Ta urodzajna saga niezwykłego rodu, pełne rzadkiego rozmachu i humoru epickie dzieło równa do „Baśni tysiąca i jednej nocy”, do powieści Marqueza, Isabel Allende i Salmana Rushdiego − odurza jak opium, uzależnia, rozkochuje w sobie bez pamięci.
41
500 dni miłości
reż. Marc Webb Dystr. Imperial – Cinepix, premiera: 04.12.09 Trochę wstyd się przyznać w towarzystwie, że lubi się komedie romantyczne... No chyba, że jest to taki film jak „500 dni miłości”, który spokojnie można postawić w jednym szeregu z „Zakochanym bez pamięci” czy „PunchDrunk Love”. Niby zwyczajna historia, najprostsza z możliwych, chłopak zakochuje się w nowo przybyłej do pracy dziewczynie. Ostrożne podchody, wzajemne czytanie sobie w myślach i odnajdywanie podobieństw, a potem coraz więcej nieporozumień, rozminięć i rozczarowań. Od początku wiadomo, że happy end możemy sobie darować, więc spokojnie można się skupić na innych rzeczach. Na przykład na tym, w jaki sposób przez owe 1,5 roku, związek, pomimo starań bohaterów zmierzał ku nieuchronnemu końcowi. Zabawne, jak dwójka ludzi może się kompletnie nie rozumieć, choć wydaje się, że mają 100% łączności. O takich filmach mówi się z uśmiechem, że są „życiowe”, i stawia dvd na półkę, by sięgnąć po nie w te gorsze wieczory. Nie samo krótkie streszczenie akcji świadczy tu na korzyść tego filmu, tylko jego niezwykle ciekawa forma. Debiutujący reżyser, oprócz tego nawiasu w jaki wkłada gatunek komedii romantycznej (bo jednak widać jak na dłoni ile zostaje z romansu), bardzo ciekawie przemontował ze sobą różne fazy związku, zestawiając subtelnie beztroskę pierwszych dni zauroczenia z beznadzieją porzucenia.
Papryka, sex i rock’n’roll
reż. Gergely Fonyo Dystr. Vivarto, premiera: 11.12.09
Kto normalny wraca do komunistycznego kraju w latach 60. z mlekiem i miodem płynącej Ameryki? Wprost z koncertów Buddy’ego Holly i w oryginalnie hawajskiej koszuli, Miki wydaje się być przybyszem z kosmosu. Oczywiście początkowe zainteresowanie Zachodem szybko ustępuje miejsca zazdrości kolegów, a i czujna władza przy tym nie śpi. Zamiast rock’n’rolla, Mikiego czekają więc propaństwowe występy na ludowej estradzie, na dodatek w domu nie ma bekonu na śniadanie. To film lekki, bezpretensjonalny, który nie odbije się czkawką. Brak mu nostalgii „Good Bye, Lenin”, brak mu powagi innych filmów rozliczających czasy głębokiego komunizmu, tu chodzi o „muzykę i o zakochanie się”. Wydaje się być filmem skrojonym pod publiczność młodą, z wrażliwym uchem, jednak ta wybierze raczej kino, które mówi coś bardziej serio czy odkrywa w tym temacie coś nowego. Przynajmniej tak pewnie będzie u nas, bo na Węgrzech film był wielkim sukcesem. Oczywiście trudno przykładać miarę realizmu do filmu, który z założenia go odrzuca (połowa filmu to muzyczne numery rodem z musicalu), ale piasek przy oglądaniu w zębach zgrzyta. Łatwo go wypłukać zaraz po napisach końcowych...
42
Lustro społecznych strachów? Tytuł wystawy Konrada Pustoły – „Dark Rooms” – niesie podwójne znaczenie. Oznacza on fotograficzną ciemnię, miejsce produkcji obrazów, podobizn rzeczywistości. Drugie znaczenie, to nieujęte w cambridge’owskim słowniku, odnosi się do pomieszczeń w klubach gejowskich, w których goście mogą uprawiać seks…
Uprawia się seks… „z daleka od oceniającego wzroku społecznego, wciąż jeszcze w Polsce zdominowanego przez normę heteroseksualną” (cytat z materiałów organizatora). Kolorowe fotografie przedstawiają te okryte tajemnicą pokoje nad ranem, kiedy użytkownicy już je opuścili, a obsługa jeszcze nie zdążyła posprzątać. Wszystkie zdjęcia wykonano w polskich klubach, tytułami stają się nazwy miast, nazw klubów ani innych szczegółów fotograf nie podaje. Cytowany przez „Życie Warszawy” artysta stwierdza: „Te miejsca wydają się mieć potencjał lustra. Oglądający zdjęcia na początku nie za bardzo wiedzą, na co patrzą. Prace są tak ułożone, żeby najpierw było mało informacji, potem nieco więcej”. Lustro owo zdaje się odbijać przede wszystkim nasze oczekiwania i postawy wobec prac Pustoły – Monika Małkowska (ŻW) opisze je zatem jako niemal abstrakcyjne, recenzent „Fototapety” skoncentruje się na ich wątpliwym charakterze dokumentalnym, podkreślając epatowanie określoną ideową postawą, którą określa jako „grzech w obszarze sztuki” poważniejszy niż zgorszenie. Od uwikłań społeczno-politycznych nie da się uciec, gdyż Pustoła nie tylko pokazuje przestrzenie sytuowane na marginesie, ale także dotyka stabuizowanych problemów. Dwuznaczność tytułu odnosi się w pewnym sensie do sposobu, w jaki można mówić o kwestiach, które ów „wzrok społeczny” chciałby pozostawić ukrytymi. Czy (i jaka) fotografia może stać się narzędziem u-jawnienia tych właśnie spraw i problemów, które nie tylko pozostają nieznane, ale także obciążone stereotypami, często zakłamującymi ich prawdziwą naturę? Jak pokazać (stworzyć?) ową, jak chcą organizatorzy, „alternatywną przestrzeń polityczności, która stroniąc od wiecowych haseł czy radykalnej publicystyki, w intymnym zaciszu klubu niepostrzeżenie modyfikuje przyjęte kategorie, nawyki, stosunki społeczne i kulturowe”? Konrad Pustoła, „Dark Rooms” do 13 grudnia, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa do 18 grudnia, Galeria Fotografii Pf, Poznań
43
E
N ŻO A IE OW W M I Ś N A
!
A AG UW
www.animationow.pl
FILMY Z EUROPY I ŚWIATA:
Hayao Miyazaki, "Walc z Baszirem", "Stra chy w ciemnościach", premiery, najlepsze studia animacji, filmy nagrodzone na międzynarodowych festiwala ch Robert Turło, animacja 2D, produkcja dźwięku WARSZTATY
SPOTKANIA Zbigniew Rybczyński, Jeż Jerzy, Henryk Zastróżny Wilkanoc - Mariusz Wilczyński z zaproszonymi muzykami PERFORMANCE
WSTĘP WOLNY
Producent:
Patroni medialni:
Partnerzy główni:
na wszystkie projekcje filmowe, warsztaty i spotkania
Partnerzy:
Zbyt
egoistyczny Dawno nie krytykowałem, nie buntowałem się oskarżając świat o fałsz, a ludzi o zepsucie. Zaprzestałem jakichkolwiek prób zdefiniowania choć jednej zwartej grupy ludzi, którą mógłbym zanegować już u jej podstaw. Nie wiem czy na to, co w swojej surowości mógłbym ludziom zarzucić, nie przymykam oka w przypadku moich znajomych. Czy nie podważałoby to całego sensu takiej krytyki? Nie mam ochoty nikogo na siłę zmieniać, bo nie ma nic gorszego od forsowania swoich przekonań na innych. Jestem zbyt egoistyczny by móc skupić się na cudzych błędach, jednak egoizm mój jest bardzo zdrowy. Troszczę się o świat i kondycję człowieczeństwa, ale tylko w swoim zakresie. Nie czytam kolorowych gazet, nie oglądam telewizji, unikam popularnych portali internetowych, wszystkiego tego co odwraca uwagę ludzi od rzeczy ważnych. Podziwiam naturę, ale nie lubię w nią ingerować, jeśli upadnie mi na ziemię najdrobniejszy papierek, podnoszę go, mówiąc cicho pod nosem „ziarnko do ziarnka”. Ograniczyłem potrzeby snu i jedzenia, by zyskać więcej czasu dla siebie. W swojej egzystencji dążę do jak największej prostoty, odrzucając przepych, materializm, umiłowanie nowości i wartości zewnętrznych. Nie obchodzą mnie nawyki miastowoartystycznej bohemy, bo od takiej z obojętnością się odcinam, ignoruję napuszenie niektórych osób z mojej uczelni, bo co mnie to. Ze zrozumieniem patrzę na podatność młodych ludzi na nowe, głupie trendy, bo
tak jak w życiu bywa, przymiotnik określa rzeczownik − młodość jest głupia, i to normalne by w niej zbłądzić i szukać po omacku, wielokrotnie kompromitując się po drodze. Żałuję tylko, że w naszej adolescencji tak mocno nastawiamy umysł na rewolucje, zamiast ewolucji. To jest właśnie przyczyną, dlaczego pierwsza fala punków z otoczenia Sex Pistolsów, skrytykowała wszystko co było przed nimi − nieważna jest wartość tego co było, ważny jest powiew świeżości tego co jest. Tylko dlaczego Johnny Rotten ze swoim następnym zespołem coverował „Kashmir”, Led Zeppelinów? Dziś punk jest rówieśnikiem naszych ojców, a krytyka nowych trendów przez dzisiejszych punków, jeszcze bardziej ujmuje jego idei. Mało mnie obchodzi polityka, rankingi 100 najbogatszych Polaków na okładce „Newsweek’a”. Z chęcią bym za to przeczytał ranking 100 najbiedniejszych – bezzębnych, ze sprzedaną nerką czy wątrobą. Dziś „życie w pełni”, oznacza imprezy, tańce i alkohol. Dla mnie osoba żyjąca w pełni może się nawet zamknąć w piwnicy, i przeżyć więcej niż ten kto wspiął się na wszystkie szczyty świata, albo w jedną nocprzeszedł wszystkie kluby w mieście. Chciałbym, żeby chociaż to ludzie zrozumieli, i dali mi spokój, kiedy chcę być sam.
bartosz ZIELIŃSKI 45
Dziękuję,
nie jem Fitness, light, slim to hasła dzisiejszych czasów, trend nad trendami. Obsesyjna dbałość o wygląd zewnętrzny zawładnęła głowami Polaków. Jak wynika z badań CBOS-u prawie połowa z nas chce zmienić swój wygląd, a najchętniej zrzuciłaby parę kilogramów. Czy grozi nam nowa epidemia czy to jedynie chęć zadbania o swoje zdrowie? Z każdej strony jesteśmy bombardowani dietami cud i produktami, które w niezwykły sposób w ciągu dwóch tygodni zmienią nasze bezbarwne życie w sielankę. Gwarancją jest oczywiście nasza waga i wygląd. Większość z nas niestety wierzy w ten obraz i ulega manipulacji, bo chce być piękny, atrakcyjny i żyć jak gwiazda. Podporządkowujemy życie liczbom kalorii, zawartości tłuszczu, wartościom odżywczym. Natomiast waga staje się wyrocznią, której wyroki są niepodważalne.
Anorektyczce modelki, wychudzone gwiazdy show biznesu to dla większości kanon piękna, do którego za wszelką cenę się dąży. Tylko jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Promowany zdrowy tryb życia przerodził się w jakąś obsesję. Jesteśmy przewrażliwieniu na punkcie swojego wyglądu, wagi. Bulimia, anoreksja to znaki naszych czasów. Ostatnio plagą wśród młodych kobiet staję się ortoreksja – obsesja na punkcie spożywania właściwego i zdrowego jedzenia. Tak jak kiedyś ważne było by zjeść tłusto i do syta, nie dbając o zdrowie, tak dziś liczy się jakoś produktu i jak najmniejsza liczba kalorii. Ale czy w tym wypadku nie popadamy ze skrajności w skrajność?
martyna WĘGLEWSKA
Dołącz do społeczności Klubu Slajd!
Uczysz się w liceum, jesteś energiczny, ciekawski? Lubisz pisać, robić zdjęcia? Dołącz do nas! Twoje pierwsze dziennikarsko-artystyczne doświadczenie możesz zdobyć tworząc z nami Klub Slajd. Twoje prace i teksty zobaczą internauci i czytelnicy Slajdu. Przejdź na stronę www.klubslajd.pl i zarejestruj się – możesz tam zamieścić nieograniczoną ilość prac. Na te wybrane czekam pod adresem epliszka@ahe.lodz.pl
46
47
monika KURAS
kamila KRYGIEL
studia i kursy przez internet