2
Rafael Estrada Rafael Estrada Co mówi¹ umarli
co ' mowia,
umarli ƉƌnjĞųŽǏLJų :ĂŶ tČƐŝŷƐŬŝ
tĂƌƐnjĂǁƐŬŝĞ tLJĚĂǁŶŝĐƚǁŽ >ŝƚĞƌĂĐŬŝĞ MUZA SA
3
Tytu³ orygina³u: Ángeles de sangre Projekt ok³adki: Joanna Wasilewska Redakcja: Redaktornia.com Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Zofia Smuga
Zdjêcia wykorzystane na ok³adce: Andrey Kiselev / Dreamstime.com Vtorous / Dreamstime.com
Rafael Estrada, 2013 Random House Mondadori S.A., 2013 for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014 for the Polish translation by Jan W¹siñski
ISBN 978-83-7758-713-3
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2014
4
Pamiêci mojego ojca, który troszczy³ siê o mnie a¿ po swój kres
5
6
Poœæ we dnie, noce przepêdzaj bezsenne, (…) Marz wiêksz¹ dziatek twych piêknoœæ, ni¿ by³a, A wiêksz¹ szpetnoœæ, ni¿ jest, ich zabójcy. William Szekspir, Tragedia Ryszarda III, akt IV, scena 4
7
8
1. Dociekliwoœæ mew Wzbijaj¹ siê w powietrze, szybuj¹, zataczaj¹ krêgi, po czym znów opadaj¹ w kierunku obiektu, który poch³ania ich uwagê. Nadlatuj¹ znad salin i sitowia, przeraŸliwie skrzecz¹c przy obni¿aniu lotu. Quintana zna³ ich niepohamowan¹ ¿ar³ocznoœæ, ³atwo siê wiêc domyœli³, ¿e i tym razem musi chodziæ o jakiœ ¿er. Mewy. W poszukiwaniu pokarmu lataj¹ wzd³u¿ w¹skiej mierzei odgradzaj¹cej od Morza Œródziemnego s³on¹ lagunê Mar Menor wraz z jej piêcioma wyspami wulkanicznymi. Ptaszyska nie nurkuj¹ pod wodê, zadowalaj¹ siê konsumpcj¹ tego, co znajd¹ na powierzchni, przede wszystkim p³ywaj¹cymi resztkami z portu i pla¿. – Zaraz, czemu siê zatrzymujesz? – zapyta³ Jiménez, siedz¹cy obok Quintany w radiowozie. – Te mewy mnie niepokoj¹. – Przecie¿ dobrze wiesz, co by teraz powiedzia³ sier¿ant. WyraŸnie da³ do zrozumienia, ¿e nie ma sensu jeŸdziæ dalej ni¿ do m³yna. 9
W ogóle rzadko siê zdarza³o, ¿eby lokalni funkcjonariusze policji zapuszczali siê na polne drogi tych podmok³ych terenów. Nie by³o takiej potrzeby, skoro zmotoryzowane patrole Seprony – s³u¿b ochrony przyrody – monitorowa³y ca³¹ mierzejê La Manga, w tym tak¿e naturaln¹ granicê, za któr¹ rozci¹ga³y siê mokrad³a parku krajobrazowego Salinas y Arenales de San Pedro del Pinatar, na pó³noc od gminy Lo Pagán. – Zobacz tylko, jakie s¹ podniecone. – Quintana, postukuj¹c palcem o szybê radiowozu, wskaza³ mewy nad s³onymi zalewiskami. – Nie wydaje ci siê, ¿e jest ich trochê za du¿o? – Pewnie jakiœ zdech³y pies. – Mo¿e rzuæmy na to okiem – stwierdzi³, wy³¹czaj¹c radio. Jimenezowi niespecjalnie by³o to w smak, ale radiowóz ju¿ zjecha³ z asfaltowej szosy i zacz¹³ powoli sun¹æ po lokalnej szutrówce. By³a siódma rano, opustosza³¹ pla¿ê Villananitos spowija³a cisza, równie¿ w Ba¼os del Lodo o tej porze ¿ywego ducha nie uœwiadczysz. G³uch¹ ciszê okolicy zak³óca³ jedynie skrzek rozszala³ych nadmorskich ptaków oraz chrzêst kó³ samochodu ugniataj¹cych ziemiê. Kiedy radiowóz stan¹³, niektóre mewy zerwa³y siê do lotu, inne zaœ, bardziej zuchwa³e, pozosta³y na miejscu, póki funkcjonariusz nie podszed³ bli¿ej; dopiero wtedy, niechêtnie, wzbi³y siê w powietrze. Na pierwszy rzut oka nie by³o tu niczego poza zwyk³ymi œmieciami: puste butelki, reklamówki, gazety, resztki jedzenia poœród ciemnozielonych wodorostów. Najbar10
dziej rzuca³y siê w oczy w³aœnie gnij¹ce resztki jedzenia. Quintana pokrêci³ g³ow¹ z odraz¹, z³orzecz¹c pod nosem. Chocia¿ tyle dobrego, ¿e mewy ze¿r¹ to wszystko, pomyœla³. Zatrzyma³ siê nad brzegiem, z³apa³ pod boki, wyci¹gn¹³ szyjê i pochyli³ siê nad jednym z kana³ów ³¹cz¹cych saliny z wodami Mar Menor. To, co tam zobaczy³, odrzuci³o go w ty³ niczym wybuch miny. – O ja pier…! – Co jest, stary?! Quintana nie by³ w stanie odpowiedzieæ. Dopiero kiedy po chwili zdo³a³ odzyskaæ oddech, zmusi³ siê, ¿eby raz jeszcze spojrzeæ w tamt¹ stronê, wci¹¿ z pewnym niedowierzaniem, ale tym razem i ze œwiadomoœci¹, ¿e sta³o siê coœ nieodwracalnego. Wczeœniej tego dnia sier¿ant zd¹¿y³ przekazaæ im przez radio rysopis m³odziutkiej Susany Montón, której zaginiêcie rodzice zg³osili, gdy o trzeciej w nocy nadal nie wróci³a z kina. Widz¹c dziwne zachowanie towarzysza z patrolu, Jiménez wysiad³ z radiowozu i podszed³ powoli, usi³uj¹c ukryæ niepokój. Zanurzone w grubej warstwie solnej i pozbawione g³owy zw³oki, tamuj¹ce dro¿noœæ kana³u, nale¿a³y do dziewczynki. Ca³e cia³o pokrywa³y wyraŸne œlady dziobniêæ; jej bezw³adnie rozpostarte ramiona zdawa³y siê przekazywaæ coœ, czego funkcjonariusz nie potrafi³ odgadn¹æ. Rysopis zgadza³ siê co do joty: szczup³a sylwetka, d¿insy, podkoszulek pod utyt³an¹ we krwi ¿ó³taw¹ bluz¹ z d³ugim rêkawem. Jiménez zacisn¹³ piêœci i zamkn¹³ oczy. Zbli¿y³ praw¹ rêkê do ust i przygryz³ palec wskazuj¹cy, usi³uj¹c w³asnym bólem od¿egnaæ ten koszmar i znaleŸæ siê w ³askawszym 11
œwiecie, z którym przecie¿ zawsze mia³ do czynienia. Haust ch³odnego, przesyconego sol¹ powietrza wype³ni³ mu p³uca, po chwili policjant zacz¹³ stopniowo odzyskiwaæ panowanie nad sob¹. Kilka metrów od cia³a dziewczynki le¿a³a obsiad³a przez muchy g³owa z w³osami zapl¹tanymi w krzewy tamaryszku, równie¿ pasuj¹ca do rysopisu: d³ugie blond w³osy, dwa kolczyki w p³atku lewego ucha. Wci¹¿ jeszcze go mdli³o, kiedy wlók³ siê z powrotem do radiowozu. Rozdygotane d³onie odmawia³y pos³uszeñstwa, w koñcu jednak zdo³a³ skontaktowaæ siê przez radio z sier¿antem.
Patrol Seprony zjawi³ siê nad lagun¹ ju¿ po siedmiu minutach, a osiemnaœcie minut od zg³oszenia dotar³ pojazd terenowy z funkcjonariuszami Guardia Civil, którzy na pocz¹tku przyst¹pili do odgradzania terenu bia³¹ plastikow¹ taœm¹ z zielonym napisem: …WSTÊP WZBRONIONY – GUARDIA CIVIL – WSTÊP WZBRONIONY – GUARDIA CIVIL… W trakcie sporz¹dzania materia³u zdjêciowego, któremu towarzyszy³o numerowanie œladów w terenie, maj¹ce umo¿liwiæ póŸniejsz¹ inwentaryzacjê dowodów, nadjecha³y karetka i auto sêdziego œledczego. W ci¹gu niespe³na godziny obszar Salinas del Coterillo zaroi³ siê zarówno od ludzi w mundurach i bia³ych fartuchach, jak i od funkcjo12
nariuszy w cywilu, którzy sporz¹dzali zapiski i porozumiewali siê szeptem poœród trzasków krótkofalówek. Wszyscy poruszali siê z najwy¿sz¹ ostro¿noœci¹, aby nie zatrzeæ ewentualnych œladów, tymczasem policjant z laboratorium kryminalistycznego, siedz¹c w kucki w bia³ym kitlu przy otwartej walizeczce, skrupulatnie pobiera³ próbki w³osów, krwi, œliny i pozosta³ych wydzielin, które umieszcza³ w hermetycznie zamykanych saszetkach. Nastêpnie za³o¿y³ na d³onie denatki plastikowe torebki, aby zabezpieczyæ wszystko, co mog³o siê zachowaæ pod paznokciami, zrobi³ odlewy ró¿nych odcisków stóp oraz z dzikim zapamiêtaniem zacz¹³ szukaæ niedopa³ków papierosów. Kiedy wreszcie skoñczy³, wyprostowa³ siê, zdj¹³ lateksowe rêkawiczki i z papierosem w zêbach wzi¹³ siê do sporz¹dzania szkicu miejsca zbrodni. Jako ostatni na miejsce przyby³ Luzón, lekarz z Zak³adu Medycyny S¹dowej, wysoki facet w œrednim wieku, o jasnej karnacji, s³usznego wzrostu, przygarbiony, z gêst¹ ciemn¹ czupryn¹ przyprószon¹ siwizn¹ na skroniach. Pozdrowi³ wszystkich obecnych funkcjonariuszy policji i porucznika Guardia Civil, nastêpnie zamieni³ kilka s³ów z sêdzi¹ œledczym, siêgaj¹c jednoczeœnie do kieszeni po ma³e etui, z którego wyj¹³ okulary i starannie przetar³. Kiedy uzna³, ¿e przejrzystoœæ szkie³ wreszcie spe³nia jego wymagania, odchrz¹kn¹³ g³oœno, bezskutecznie spróbowa³ odgoniæ muchy znad trupa, po czym z wystudiowan¹ flegmatycznoœci¹ przyst¹pi³ do oglêdzin. Mia³ œwiadomoœæ, ¿e wszyscy wlepiaj¹ wzrok w jego uwa¿ne ruchy, w których mo¿na by³o rozpoznaæ fachowca 13
z wieloletnim baga¿em doœwiadczeñ. Zacz¹³ ogl¹daæ cia³o w poszukiwaniu krwiaków, ran i innych obra¿eñ, aby te powsta³e przed zgonem oddzieliæ od tych, które pojawi³y siê póŸniej. W³¹czy³ dyktafon, wci¹¿ bez zbytniego poœpiechu, i wymamrota³ swoje pierwsze wra¿enia na tyle g³oœno, aby policyjna publika mia³a mo¿liwoœæ wychwycenia niektórych urywków. Dziêki temu zgromadzeni mogli dowiedzieæ siê ad fontes, ¿e cia³o jest w pierwszej fazie stê¿enia poœmiertnego, natychmiastowe zesztywnienie zaœ wskazuje na u³o¿enie ofiary takie jak w chwili zgonu, który nast¹pi³ miêdzy trzeci¹ a czwart¹ nad ranem, nie ma st³uczeñ, a dekapitacja nast¹pi³a ju¿ po œmierci. I to by by³o tyle, szanowni pañstwo, tak, na tê chwilê dziêkujê za uwagê. „Przynajmniej póki nie zostanie przeprowadzona sekcja zw³ok, aby z wiêksz¹ precyzj¹ rozpoznaæ wszelkie inne obra¿enia, które pozostawi³y œlady na ciele, i uœciœliæ zarówno uszkodzenia zewnêtrzne, jak i wewnêtrzne”. Dopiero teraz mo¿na by³o przyst¹piæ do podniesienia zw³ok. Sanitariusze z posêpnym wyrazem twarzy umieœcili je w czarnym worku, który nastêpnie prze³o¿yli na nosze, przytwierdzili pasami i zanieœli do karetki, ta zaœ odjecha³a na sygnale, w tych okolicznoœciach doprawdy zbytecznym. Przez policyjne krótkofalówki zd¹¿ono w³aœnie z³o¿yæ pierwsze meldunki, kiedy wœród zebranych gruchnê³a wiadomoœæ o zatrzymaniu mordercy. Odnalaz³ go kierowca ci¹gnika odpowiedzialny za sprz¹tanie pla¿, nieopodal, na placu zabaw, œpi¹cego, cuchn¹cego piwskiem, utyt³anego we krwi. Bardzo szybko przestano u¿ywaæ wymaganych 14
w œwietle prawa sformu³owañ jak „podejrzany” czy „domniemany”. Akurat zaczyna³ siê poniedzia³ek, s³oneczny poniedzia³ek, jakich wiele pod koniec czerwca w Lo Pagán, spokojnej gminie rybackiej, poza sezonem licz¹cej mo¿e ciut ponad trzy tysi¹ce mieszkañców. W miesi¹cach letnich zamienia³a siê jednak w atrakcjê turystyczn¹ dla ca³ej okolicy, a populacja kilkukrotnie siê powiêksza³a, ma³o który region bowiem mia³ tak wielkie szczêœcie, by w swoich granicach mieœciæ s³ony akwen tu¿ przy brzegu Morza Œródziemnego – lagunê spokojnych wód, przejrzystych i niezbyt g³êbokich. Gazety jak co roku pisa³y o nieub³aganie zbli¿aj¹cej siê fali upa³ów. Na brzegach Mar Menor niebawem mia³ siê zacz¹æ szczyt sezonu i ka¿dy ¿yczy³ sobie, aby to niefortunne zdarzenie, zbrodnia na dziewczynce, rozp³ynê³o siê w mrokach niepamiêci.
15
2. Inspektor Proaza Oczekuj¹c na przybycie komisarza De la Maty, pracownicy wydzia³u zabójstw komendy w Kartagenie rozmawiali z du¿ym o¿ywieniem w sali odpraw, racz¹c siê kaw¹ i dowcipkuj¹c na temat aktualnych wydarzeñ. Najm³odszy z oficerskiego grona Juan Proaza, zdrobniale nazywany przez wszystkich Juanitem, powiód³ wzrokiem po ca³ym pomieszczeniu. Ka¿dego poranka wszyscy siê tu zbierali, aby „odbyæ briefing”, jak to nazywa³ ten czy inny co bardziej przem¹drza³y, a mówi¹c po ludzku: przedyskutowaæ postêpy w aktualnie prowadzonych dochodzeniach oraz uzyskaæ porady i wys³uchaæ rozkazów od prze³o¿onego. Jako ¿e Juanito by³ najm³odszy w tym gronie i nie przydzielono mu jeszcze ¿adnej sprawy, czu³ siê w sali odpraw nieco jak pi¹te ko³o u wozu i tylko zerka³ z podziwem na sterty dokumentów i teczek opatrzonych piecz¹tk¹ Komendy G³ównej Policji w Murcji, za którymi okopali siê pozostali oficerowie. Wyobra¿a³ sobie, jak by to by³o, gdyby on sam musia³ przygotowaæ raport dzienny, co tylekroæ ju¿ czyni³ na próbê, ucz¹c siê w akademii policyjnej w Ávili. Na 16
razie jedynym Ÿród³em satysfakcji by³ dlañ skórzano-olejowy zapach dobywaj¹cy siê z kabury na broñ paln¹, nieco uwieraj¹cej go pod pach¹. Ponad wszystko jednak podoba³a mu siê policyjna odznaka, rozpiera³a go duma, ¿e sta³ siê jej posiadaczem, i nawet teraz mia³ wielk¹ ochotê pobawiæ siê ni¹ w d³oniach. Powstrzymywa³a go jedynie œwiadomoœæ, ¿e wszyscy niew¹tpliwie uznaliby to za infantylne zachowanie ¿ó³todzioba. Kiedy naczelnik wydzia³u kryminalnego wkroczy³ do pomieszczenia, rozmowy przesz³y w szept, a¿ w koñcu ca³kowicie ucich³y. Octavio De la Mata by³ za¿ywnym mê¿czyzn¹ o niewzruszonym spojrzeniu i cieszy³ siê opini¹ diablo rzetelnego policjanta. Jego ruchy zdradza³y osobê, która dos³ownie przed niczym nie czuje strachu, prawego i nieugiêtego dochodzeniowca z jedn¹ tylko obsesj¹: nie potrafi³ zdzier¿yæ spraw wci¹¿ jeszcze bêd¹cych w toku. Doprowadzi³ do koñca najwiêcej œledztw ze wszystkich funkcjonariuszy w ca³ym regionie. Zawsze przechodzi³ od razu do sedna, potrafi³ wywrzeszczeæ swój punkt widzenia na ka¿d¹ sprawê, zupe³nie siê nie przejmuj¹c, przed kim stoi lub kogo mo¿e w³aœnie obra¿aæ. Nigdy te¿ nie czu³ potrzeby usprawiedliwiania swojej bezgranicznej szczeroœci i pozornego braku taktu. Komisarz rzuci³ na stó³ plik dokumentów dotycz¹cych ró¿nych œledztw, opad³ na krzes³o i upomnia³ siê o sprawozdania dzienne, które po szybkiej lekturze umieœci³ w poszczególnych teczkach. Nastêpnie wrêczy³ oficer œledczej Marín odpowiedni raport balistyczny, a dochodzeniowcy Barba i Utrero otrzymali kilka wskazówek do sprawy, któr¹ 17
wspólnie prowadzili; funkcjonariusz Paco Garrido musia³ jeszcze wys³uchaæ gorzkiej reprymendy ze strony De la Maty za spoliczkowanie nastolatka przy wejœciu do jednej z dyskotek. Na koniec wreszcie wyszuka³ w g¹szczu spraw akta dotycz¹ce zamordowanej dziewczynki, wyj¹³ spory plik zdjêæ i roz³o¿y³ je na blacie, jakby w³aœnie zamierza³ rozegraæ partyjkê bryd¿a. W tym momencie nikt ju¿ nie chichota³ ani nie dowcipkowa³, z rêki do rêki przekazywano sobie fotografie z miejsca zbrodni. De la Mata zreferowa³ dotychczasowe ustalenia, zachêcaj¹c zgromadzonych do formu³owania w³asnych opinii, które nastêpnie mo¿na by by³o wspólnie przedyskutowaæ. Kiedy ju¿ wszyscy – wszyscy, tylko nie Juanito – podzielili siê swoimi przemyœleniami, komisarz zapali³ papierosa. Dla Octavia De la Maty stanowi³o nie lada zagadkê, jakim cudem Juanito zdo³a³ dostaæ siê do akademii policyjnej, ukoñczyæ j¹, a potem jeszcze zdobyæ robotê w komendzie. Ch³opak raczej nie by³ g³upi, nawet nie o to chodzi, niemniej jednak wszyscy widzieli i wiedzieli, ¿e bywa ma³omówny, roztrzepany i doœæ flegmatyczny, gdy przychodzi³o do roztrz¹sania problemów – a przynajmniej takie zawsze sprawia³ wra¿enie. Spokojny, opanowany, wola³ raczej s³uchaæ ni¿ mówiæ i obserwowaæ ni¿ byæ obserwowanym; wilgotny i zarazem skwarny klimat Murcji zdawa³ siê wysysaæ z niego si³y witalne. Siedzia³ teraz z innymi funkcjonariuszami, z t¹ swoj¹ komiczn¹ bródk¹, w wyœwiechtanych d¿insach, ze s³uchawkami odtwarzacza MP3 wystaj¹cymi z kieszeni koszuli, i co rusz dotyka³ znajduj¹cego siê pod ramieniem skórzanego pokrowca na 18
broñ. W takich jak ta chwilach uwaga Juanita najwyraŸniej by³a rozproszona: wodzi³ spojrzeniem po œcianach z odpadaj¹cym tynkiem, kalendarzu z policyjnym emblematem, wydzia³owej tablicy informacyjnej, przygl¹da³ siê spiralom dymu z tl¹cych siê papierosów (wiêkszoœci¹ g³osów i za przyzwoleniem samego De la Maty zespó³ wbrew oficjalnemu zakazowi postanowi³, ¿e w sali odpraw wydzia³u zabójstw mo¿na paliæ). M³odziutkiemu adeptowi si³ policyjnych chodzi³ po g³owie refren Breaking the Law, piosenki zespo³u Judas Priest, której s³ucha³, gdy przekracza³ dziœ próg komendy. Kiedy w pewnym momencie zda³ sobie sprawê, ¿e wzrok komisarza jest wlepiony w niego, a¿ podskoczy³ na swoim siedzeniu. – Jesteœ z Lo Pagán, prawda? – Nie, proszê pana. Mieszkam w San Javier. – Przecie¿ w adresie masz ulicê Fleminga jedenaœcie w Lo Pagán. – No tak, ale to dlatego, ¿e mieszka³em tam z rodzicami przed wst¹pieniem do szko³y policyjnej. – Ha, no to trzymaj, Juanito, tym razem pad³o na ciebie. – Komisarz wrêczy³ mu teczkê z mnóstwem fotografii, sprawozdaniem Guardia Civil oraz kopi¹ akt czynnoœci dochodzeniowych towarzysz¹cych oglêdzinom miejsca zbrodni. – Od czego mam zacz¹æ, panie komisarzu? – zapyta³ z przera¿on¹ min¹. Pomimo m³odego wieku nie trawi³, kiedy mówiono do niego zdrobniale. Gdyby mia³ wiêcej odwagi, powiedzia³by staremu, ¿e ma na imiê Juan, a na nazwisko – Proaza. 19
„Inspektorze Proaza”, o tak, to brzmia³o o niebo lepiej ni¿ „trzymaj, Juanito”. – Œledztwo jest teraz w twoich rêkach, wiêc przejrzyj dokumentacjê i prowadŸ je tak, jak ci siê ¿ywnie podoba. – Komisarz przerwa³ na chwilê, przeszywaj¹c m³odego inspektora wzrokiem. – Natomiast ¿yczy³bym sobie, aby ta sprawa zosta³a zamkniêta jak najszybciej. Powiedziawszy to, bez dalszych ceregieli wsta³ z krzes³a i wyszed³ z pomieszczenia w asyœcie pozosta³ych policjantów. Przed wyjœciem Utrero tr¹ci³ ³okciem Garrida i obydwaj siê wymownie uœmiechnêli. Marín i Barba zrozumieli podtekst, ale Juanito w ogóle nie zwróci³ na to uwagi. Przyt³oczony, wci¹¿ siedzia³ na swoim miejscu, wodz¹c po aktach takim wzrokiem, jakby mia³y rzuciæ siê na niego w najmniej spodziewanej chwili. Kiedy przeczyta³ raport z oglêdzin miejsca zbrodni, podenerwowany zacz¹³ kr¹¿yæ po sali odpraw, bombardowany myœlami, ¿e przecie¿ nie da rady wywi¹zaæ siê z powierzonych obowi¹zków. W³aœnie w owej chwili, kiedy z¿era³a go niepewnoœæ, czy podo³a pierwszemu w ¿yciu prawdziwemu powa¿nemu dochodzeniu, zacz¹³ rozpamiêtywaæ, dlaczego w³aœciwie postanowi³ zostaæ policjantem. Nie chodzi³o tu o wypominanie sobie tego wyboru, wrêcz przeciwnie. OdpowiedŸ by³a dla naszego m³odzieñca jasna jak s³oñce, ba, to by³a jedna z niewielu rzeczy na œwiecie, co do których nie mia³ absolutnie ¿adnych w¹tpliwoœci. Juanitem nie kierowa³a chêæ walki o sprawiedliwoœæ ani poczucie obowi¹zku, takiego wyboru zawodowego nie podpowiedzia³ mu równie¿ przyp³yw altru20
izmu. Gdzie¿by tam! Do policji wst¹pi³ przede wszystkim ze wzglêdu na zami³owanie do ksi¹¿ek i filmów detektywistycznych. Mówi¹c szczerze, takie umotywowanie brzmia³o potwornie g³upio, dlatego Juanito pilnowa³ siê, ¿eby nikomu siê z tego nie zwierzaæ. Po prostu uwa¿a³, ¿e wiêkszoœæ ludzi nie obiera sobie profesji samodzielnie i œwiadomie, tylko raczej natyka siê na ni¹ w którymœ momencie ¿ycia. A ci, którzy dokonuj¹ wyboru, a wiêc œwiadomie bior¹ los w swoje rêce, z du¿ym prawdopodobieñstwem dzia³aj¹ pod wp³ywem jakiegoœ bodŸca, filmu, ksi¹¿ki, przyjacielskiej opinii lub próbuj¹ w ten sposób wyrwaæ siê spod wp³ywu jakiejœ osoby o dominuj¹cym charakterze. Ilu¿ paleontologów odkry³o swoje powo³anie po obejrzeniu Parku Jurajskiego? A czy to jeden wybitny archeolog narodzi³ siê dziêki emisji W poszukiwaniu zaginionej arki? Jak wielu astronautów i astronomów zawczasu czyta³o do poduszki 2001: Odysejê kosmiczn¹ i potajemnie oddawa³o czeœæ filmowej sadze Obcy? Juanito zdecydowa³ o swojej przysz³oœci zawodowej po zobaczeniu Milczenia owiec, a kiedy trzy lata póŸniej w kinie Brasilia w jego rodzinnym Lo Pagán wyœwietlono Siedem, by³ ju¿ absolutnie przekonany, ¿e zostanie stró¿em prawa. Uwielbienie, jakie ¿ywi³ dla wytrwa³ej Clarice i gor¹cokrwistego Millsa, w bezdyskusyjny sposób nakreœli³o przysz³oœæ Juanita. Ach, widzieæ ich skupienie, samemu nigdy nie potrafi¹c skupiæ myœli… Podziwiaæ ich poœwiêcenie, podczas gdy on sam nie wiedzia³, na co poœwiêcaæ swój czas poza zaczytywaniem siê raz po raz w powieœciach Eda McBaina przy gwa³c¹cych mózg, ³omoc¹cych 21
dŸwiêkach Metalliki. Uwielbia³ logiczne rozumowanie detektywów, ceni³ bohaterów takich jak Carella, Carvalho czy Marlowe, lubi³ pogodê ducha Somerseta i olimpijski spokój brata Wilhelma z Baskerville… Juanito nie zdawa³ sobie sprawy z jednej tylko rzeczy: decyzja dotycz¹ca kariery w mundurze zapad³a w dniu, kiedy po powrocie ze szko³y ujrza³ na kuchennym stole swoj¹ procê po³aman¹ na kawa³ki. Mia³ wówczas dziesiêæ lat. Ojciec, zanim bez jakiegokolwiek wyjaœnienia wymierzy³ mu policzek, powinien by³ w tamtej chwili spojrzeæ na twarz syna, wyra¿aj¹c¹ nawet nie ciche zaskoczenie, lecz zupe³nie szczere niezrozumienie. Nigdy mia³ nie zapomnieæ tamtej chwili, powiewaj¹cej zas³ony w grochy, zapachu œwie¿o wypieczonych pasztecików, matki z uszminkowanymi ustami i nieobecnym wzrokiem, który czyni³ j¹ tak oddalon¹, a przy tym tak niewyraŸn¹ z powodu jego kapi¹cych ³ez. Z oczami napuchniêtymi od p³aczu musia³ przetrwaæ wieczór i potem ca³¹ noc, w niewiedzy, bo nikt mu niczego nie wyjaœni³. Przyczynê pozna³ dopiero nastêpnego dnia: zosta³ oskar¿ony przez s¹siadkê o zbicie szyby w jej ³azience, tego kuriozalnego lufcika, przez który nie mia³a szans zobaczyæ winowajcy z kamieniem. Kamieniem, którego zreszt¹ nigdy nie by³o. Kobiecina mechanicznie uzna³a, ¿e to musia³ byæ Juanito, bo poprzedniego wieczoru widzia³a go, jak bawi siê proc¹, ot, proste skojarzenie, przyczyna i skutek. Tak oto dzieciêca krzywda, której doœwiadczy³, sta³a siê pierwsz¹ niewyjaœnion¹ spraw¹, z któr¹ musia³ siê zmierzyæ. Dwa dni póŸniej dowiedzia³ siê, ¿e to jego kumpel Guille zbi³ szybê, strzelaj¹c z wiatrówki 22
z w³asnego mieszkania. Niczego to zreszt¹ nie zmieni³o, bo rodzice mu nie uwierzyli, proca zosta³a ju¿ zniszczona, policzek – wymierzony, a kara by³a przecie¿ ze wszech miar s³uszna, jako ¿e ch³opcom zazwyczaj zdarza siê przeskrobaæ coœ takiego, poza tym rodzice zawsze maj¹ racjê. I ju¿, koniec dyskusji. Tak w³aœnie owo wydarzenie zapisa³o siê w pamiêci Juanita, a jego oczy lodowacia³y na widok w³asnego ojca, i od tamtego dnia ju¿ nie zdarzy³o mu siê uroniæ ani jednej ³zy. Kiedy piêæ lat póŸniej w jego rêce wpad³ egzemplarz Autumn of Terror, po raz pierwszy i raz na zawsze zach³ysn¹³ siê gatunkiem detektywistycznym. Teraz jednak, kiedy mia³ przed sob¹ sprawê do bólu prawdziw¹, zwi¹zan¹ z pope³nieniem autentycznego zabójstwa na ¿ywej osobie, czu³ strach, nie mia³ pojêcia, jak sobie z tym poradziæ, a tym bardziej nie wiedzia³, w jaki sposób meldowaæ o postêpach w dochodzeniu komisarzowi i pozosta³ym detektywom. Mo¿e jednak powinien zadowoliæ siê bardziej przyziemn¹ profesj¹, poniechaæ dzieciêcych marzeñ? Tylko ¿e w tej chwili ju¿ nie wypada³o siê wycofywaæ. To nie by³a chwila wyboru i dobrze o tym wiedzia³. Jeœli nie wywi¹¿e siê solidnie z powierzonego zadania, ju¿ nastêpnego dnia bêdzie musia³ znosiæ uœmieszki Garrida i ukradkowe drwiny reszty policyjnego kole¿eñstwa. Zupe³nie jak detektywi w po tylekroæ ogl¹danych filmach, stan¹³ przed sto³em, na którym le¿a³y porozrzucane zdjêcia. Widok rozcz³onkowanych zw³ok dziewczynki, potraktowanej niby porzucona lalka, nieustannie przyprawia³ go o zawroty g³owy i przywo³ywa³ obraz twarzy 23
domniemanego mordercy, jego prostackiej i zawziêtej gêby. Jak¿e on siê nazywa³? Juanito wyczyta³ pod jego zdjêciem: Pablo Villacorta. No, Pablo, naprawdê nieŸle, raptem szesnaœcie lat, a ju¿ sta³eœ siê rozpruwaczem z zas³u¿onym miejscem w policyjnej kartotece, pomyœla³. Co teraz? Czu³ siê jak element z innej uk³adanki, Ÿle dopasowany trybik, który zamiast naoliwiæ, posypano piaskiem. W ogóle nie wiedzia³, od czego zacz¹æ. Kiedy by³ ju¿ bliski ca³kowitej paniki, na szczêœcie pojawi³a siê Marín, obdarzaj¹c go swoim promiennym uœmiechem. Jak¿e w owej chwili chcia³ mieæ jej doœwiadczenie i wiedzieæ, co ona zrobi³aby na jego miejscu, albo przynajmniej zdobyæ siê na odwagê, ¿eby podpytaæ j¹, nie wychodz¹c przy tym na ca³kowitego bêcwa³a, jak jej zdaniem nale¿y zmierzyæ siê z t¹ spraw¹. A przede wszystkim od czego zacz¹æ. – S³uchaj, Proaza – odezwa³a siê – czy móg³byœ mnie podrzuciæ pod budynek parlamentu regionalnego? Masz mniej wiêcej po drodze. – Po drodze gdzie? – Jak s¹dzê, wybierasz siê zobaczyæ z lekarzem s¹dowym, a tak wysz³o, ¿e swój samochód musia³am zostawiæ w warsztacie. – Aaa, no jasne, jasne. Pewnie, ¿e mogê ciê podrzuciæ! – potwierdzi³ skwapliwie, zgarniaj¹c kurtkê z wieszaka.
Opuœci³ mury komendy uspokojony, z aktami sprawy pod pach¹, a gdy dotar³ na ma³y parking usytuowany z prawej strony budynku, znajdowa³ siê ju¿ niemal w sta24
nie euforii. Wci¹¿ nie móg³ uwierzyæ, ¿e wyjœcie z impasu, w którym tkwi³ jeszcze chwilê wczeœniej, okaza³o siê takie ³atwe. Gdzieœ tam za sob¹, w policyjnej sali odpraw na piêtrze, pozostawi³ stres i w¹tpliwoœci, rozproszone dziêki cudownemu pojawieniu siê kole¿anki po fachu. Usiad³ za kierownic¹ swojego opla corsy, fotel pasa¿era zajê³a zaœ œledcza Marín. Powtarza³a jak katarynka, ¿e Juanito musi byæ w czepku urodzony, skoro trafi³a mu siê tak proœciutka sprawa. Wprost idealna na jego pierwsze koty za p³oty, utrzymywa³a. Mijaj¹c miejski kompleks sportowy, Juanito nie móg³ powstrzymaæ uœmiechu. To w³aœnie tam rok wczeœniej poznali siê w trakcie szkolenia z aikido, które dla ró¿nych si³ porz¹dkowych w regionie prowadzi³ mistrz Nobuyoshi Tamura. Kursantów czeka³ weekend intensywnych treningów, podczas którego inspektorka Aurora Marín odcisnê³a siê niezatartym piêtnem w pamiêci wszystkich uczestników, maj¹cych okazjê przekonaæ siê na w³asne oczy, ¿e skutecznoœæ tej sztuki walki nie kryje siê w zwierzêcej sile ani w gabarytach uke, czyli osoby broni¹cej siê. Chocia¿ Juanito trenowa³ ledwie od kilku miesiêcy, to w³aœnie wtedy móg³ doceniæ elegancjê aikido, w którym zakocha³ siê bez opamiêtania i którego odt¹d nie porzuci³. By³ to sobotni poranek. Juanito, wówczas jeszcze kandydat na oficera œledczego, mia³ okazjê æwiczyæ w parze z Auror¹, podpatrywaæ j¹ i doskonaliæ technikê dziêki cierpliwoœci, z jak¹ podchodzi³a do swych partnerów w dojo, sali treningowej. Niziutka, szybka i precyzyjna jak szwajcarski zegarek, z ka¿dym robi³a, co chcia³a, ale w przeciwieñstwie 25
do innych doœwiadczonych zawodników szanowa³a nowicjuszy, ca³y czas uwa¿a³a na nich i stara³a siê nie wgniataæ ich w tatami. W porze posi³ku oboje postanowili pójœæ na taras z widokiem na g³ówn¹ atrakcjê nadmorskiej promenady – okrêt podwodny projektu Isaaca Perala. Siedz¹c na œwie¿ym powietrzu przy nadmorskiej promenadzie wysadzanej palmami, rozemocjonowany Juanito ostrzeliwa³ kole¿ankê seri¹ pytañ, no bo kiedy podziwia³ ten film ze Stevenem Seagalem… no w³aœnie, jak¿e¿ ten film siê nazywa³, no panie, no… – Do mnie to raczej: no pani, no… – z uœmiechem poprawi³a go Marín. Mia³a œnie¿nobia³e zêby i zielone oczy. Pamiêta³a tytu³: – Nico. Ponad prawem. – O, w³aœnie ten. Wiêc co do filmu, dopóki nie zobaczy³em Tamury, s¹dzi³em, ¿e Ponad prawem to sprawny monta¿ i gruba przesada, jak to w filmach bywa. – Nie, nie, to wy³¹cznie owoc æwiczeñ, ¿mudnych i trudnych – potwierdzi³a Marín. – Nasz sensei uprawia je przez ca³e ¿ycie, a jego nauczycielem by³ Morihei Ueshiba, twórca aikido. – Podejrzewam, ¿e by³ to dla niego prawdziwy zaszczyt. – Z tego co opowiada³… raczej koszmar. – Jak d³ugo trenujesz? Marín skrzywi³a siê jak ktoœ, kto musi szybko policzyæ w myœlach, po czym odpowiedzia³a: – Jakieœ czternaœcie lat. – O¿e¿ ty! Widz¹c, ¿e liczba ta zrobi³a na nim du¿e wra¿enie, od razu doda³a: 26
– Ale nie zniechêcaj siê. Tamura mawia, ¿e sho oznacza pocz¹tek. A pocz¹tek, czy dobry, czy z³y, zawsze jest najwa¿niejszy. – Uff, zawsze coœ. Trochê mnie uspokoi³aœ. Oboje zachichotali. „Masz dziewczynê?” „No, tak nie do koñca”. Zjedli paellê z owocami morza, specjalnoœæ zak³adu. Marín przygl¹da³a siê Proazie z zaciekawieniem, jakby usi³owa³a w jego szeroko otwartych, ufnych i niewinnych oczach dostrzec coœ wiêcej, skrywanego przez wrodzon¹ nieœmia³oœæ. Siedzieli pod be¿owym parasolem na tarasie restauracji, spogl¹dali na t³umy turystów i marynarzy w bia³ych bluzach, na bryz¹ i fal¹ ko³ysane maszty ³odzi w porcie i opowiedzieli sobie wzajemnie swoje historie, wspominaj¹c chwile dobre i z³e, upadki i wzloty. O pi¹tej po po³udniu wznowiono æwiczenia. Aurora wysz³a z przebieralni z niewyraŸn¹ min¹; ch³opaka zbi³o to z panta³yku. Zaczêli od rzutów, a Marín nadal stara³a siê nie wywo³ywaæ bólu przy zak³adaniu dŸwigni. W którymœ momencie zaskoczy³a go stwierdzeniem, ¿e mo¿e warto zmieniæ parê, potrenowaæ z kolejnym uke, aby jak najlepiej skorzystaæ ze szkolenia i wypróbowaæ na innych skutecznoœæ wszystkiego, czego siê nauczyli. Trafi³ mu siê rudzielec, który sapa³ ju¿ jak stara lokomotywa; razem æwiczyli przez nastêpn¹ godzinê. Trenowali w³aœnie kotegaeshi, technikê polegaj¹c¹ na za³o¿eniu dŸwigni na nadgarstek, bêd¹c¹ form¹ skutecznej obrony przed napaœci¹ z no¿em w rêku. Nagle rozleg³ siê potworny wrzask. W sali od razu zapad³a cisza. 27