Londyn we krwi

Page 1


James Craig Londyn we krwii 042516

1


2


Tam, gdzie nie ma rozg³osu, nie ma i sprawiedliwoœci. Jeremy Bentham Wszyscy ludzie zmieniaj¹ pogl¹dy jak p³aszcze. Gdyby dziœ przylecia³ tu Hitler, i tak przys³aliby mu limuzynê. The Clash, White Man in Hammersmith Palais

5


6


Postaci John Carlyle – inspektor, policja metropolitalna, Londyn Helen Jane Kennedy – ¿ona Carlyle’a Alice Helen Kennedy Carlyle – córka Carlyle’a Carole Simpson – komisarz, szefowa Carlyle’a Joseph Leon (Joe) Szyszkowski – sier¿ant, pomocnik Carlyle’a Dave Prentice – sier¿ant, pracownik komisariatu policji Charing Cross Station Edgar Carlton – pose³, lider opozycji Xavier Carlton – pose³, minister spraw zagranicznych w gabinecie cieni Christian Holyrod – burmistrz Londynu William Murray – specjalny doradca Edgara Carltona Yulexis Monagas – niania⁄kochanka Xaviera Alex Miles – konsjer¿ w hotelu Garden Marcello Aversa – w³aœciciel kawiarni Ill Buffone Rosanna Snowdon – dziennikarka BBC Joshua Hunt – m¹¿ komisarz Carole Simpson Robert Ashton (Ikar) Susy Ahl – dziewczyna Ashtona Walter Poonoosamy alias Pies – miejscowy pijaczek Dominic Silver – handlarz narkotyków Cz³onkowie Klubu Merrion: George Dellal, Ian Blake, Nicholas Hogarth, Edgar Carlton, Xavier Carlton, Christian Holyrod, Harry Allen i Sebastian Lloyd

7


8


1 Pow³ócz¹c nogami, George wszed³ do maleñkiej kuchni swojej kawalerki w Tufnell Park na pó³nocy Londynu, otworzy³ górn¹ szafkê i wyj¹³ z niej puszkê taniej gotowanej fasoli. Otworzy³ j¹ i wla³ po³owê zawartoœci do ma³ego garnka stoj¹cego na kuchence. Resztê schowa³ do lodówki, w której oprócz puszki by³ tylko karton mleka i kilka butelek piwa Red Stripe, kupionych na promocji w miejscowym markecie. Siêgn¹³ po zapa³ki le¿¹ce na blacie, zapali³ gaz i zacz¹³ mieszaæ. Kiedy uzna³, ¿e fasolka wkrótce bêdzie ciep³a, wyj¹³ z opakowania dwie ostatnie kromki bia³ego chleba i wsun¹³ je ostro¿nie do wys³u¿onego tostera. W³¹czy³ go i natychmiast cofn¹³ siê o krok w obawie, ¿e wiekowa maszyna lada moment wybuchnie. Spojrza³ na kuchenkê, choæ co chwila zerka³ równie¿ na toster. Wiedzia³, ¿e Ÿle sobie radzi z kilkoma zadaniami naraz i ¿e czêsto zdarza mu siê przy takiej okazji coœ przypaliæ. To by³o naprawdê stresuj¹ce. Znowu zamiesza³ fasolkê i spróbowa³. Zalewa ³adnie bulgota³a, ale sama fasola by³a jeszcze zimna. Postanowi³ wyj¹æ tosty. Chleb ledwo siê przyrumieni³, ale George pomyœla³, ¿e lepsze to ni¿ zbyt d³ugie czekanie i kromki spalone na wêgiel. „Lepiej dmuchaæ na zimne” by³o jego ¿yciowym mottem – przynajmniej od jakiegoœ czasu. Zadowolony, ¿e teraz bêdzie móg³ siê skupiæ wy³¹cznie na garnku, George wyraŸnie siê rozluŸni³. Mieszaj¹c fasolê, ws³uchiwa³ siê w pomruk miasta. Lubi³ s³uchaæ.

9


Tego wieczoru, oprócz nieustaj¹cego szumu ruchu ulicznego, s³ysza³ te¿ telewizor z mieszkania ni¿ej. Po chwili dolecia³ równie¿ odg³os kroków na schodach. S³ysza³, jak ktoœ zatrzymuje siê przed jego drzwiami. Po kilku sekundach rozleg³ siê dzwonek, ostry i natarczywy. George nie zareagowa³. Nie mia³ pojêcia, dlaczego ktoœ chcia³by dzwoniæ do jego drzwi. Kiedy to ostatnio mia³ goœcia? Ignoruj¹c dzwonek, ostro¿nie wybra³ ziarno fasoli i po³o¿y³ je na jêzyku – wci¹¿ nie doœæ ciep³e. Znów zabrzêcza³ dzwonek. George zawaha³ siê na moment. Mo¿e jednak powinien sprawdziæ kto to? Czy zd¹¿y otworzyæ drzwi i nie przypaliæ fasolki? Zirytowa³ siê, ¿e w ogóle bierze to pod uwagê. Dlaczego mia³by to robiæ? To na pewno jakiœ akwizytor albo sprzedawca, który chce namówiæ go na zmianê dostawcy pr¹du czy coœ w tym rodzaju. Po³o¿y³ chleb na prawie czystym talerzu, zastanawiaj¹c siê, czy powinien posmarowaæ go mas³em. Ponownie rozleg³ siê dzwonek, tym razem d³u¿ej, jakby cz³owiek za drzwiami by³ pewny, ¿e ktoœ jest w domu. – Spadaj! – sykn¹³ George, po raz ostatni mieszaj¹c fasolê. Zgasi³ gaz, zdecydowa³, ¿e zrezygnuje z mas³a, i wyla³ fasolkê prosto na chleb. Potem wstawi³ pusty garnek do zlewu i nape³ni³ go do po³owy wod¹. Szuka³ w³aœnie no¿a i widelca, gdy dzwonek zabrzêcza³ kilka razy z rzêdu, jakby chcia³ powiedzieæ: „No chodŸ, otwórz te cholerne drzwi, nie masz wyjœcia”. – Dobrze, ju¿ dobrze, idê. George zostawi³ kolacjê i powlók³ siê do maleñkiego przedpokoju. Z przyzwyczajenia najpierw spojrza³ przez judasza. Nikogo. Typowe, pomyœla³. Cholerne dzieciaki. Czekaj¹ teraz pewnie piêtro wy¿ej, przekonane, ¿e to naprawdê œwietny dowcip. Westchn¹³ ciê¿ko i odwróci³ siê od drzwi. Nie zrobi³

10


nawet kroku, gdy dzwonek zabrzmia³ znowu, tym razem g³oœniej, tu¿ nad jego g³ow¹. – Poczekajcie tylko, gówniarze, ju¿ ja wam dam… – Odwróci³ siê na piêcie, otworzy³ drzwi i wyszed³ na korytarz, a jego broda spotka³a siê z piêœci¹, która ju¿ tam na niego czeka³a.

George ockn¹³ siê z paskudnym posmakiem w ustach i bólem g³owy, który niemal doprowadza³ go do p³aczu. Siedzia³ w salonie, z rêkami i nogami przywi¹zanymi do jedynego krzes³a w jego mieszkaniu. Ktoœ równie¿ owin¹³ taœm¹ jego klatkê piersiow¹, a tak¿e oparcie krzes³a, by mieæ pewnoœæ, ¿e nie zdo³a siê poruszyæ. T¹ sam¹ taœm¹ zaklei³ George’owi usta. Zrozumiawszy, ¿e nawet firmy u¿ytecznoœci publicznej nie posunê³yby siê do takich metod, by zyskaæ nowych klientów, wpad³ w panikê. Zacz¹³ gryŸæ taœmê i rozpaczliwie próbowa³ podnieœæ siê z krzes³a. – Spokojnie, spokojnie – przemówi³ ktoœ cichym, koj¹cym g³osem. – Staraj siê oddychaæ miarowo. Jednak widok d³oni spoczywaj¹cej na jego ramieniu wcale nie uspokoi³ George’a. By³a w gumowej rêkawiczce, podobnej do tych, jakie nosz¹ lekarze, lub jakie na filmach zak³adaj¹ mordercy tu¿ przed tym, nim zmasakruj¹ swoje ofiary. George odetchn¹³ g³êboko kilka razy i zauwa¿y³ na stoliku do kawy talerz z resztkami kolacji. G³ód œcisn¹³ mu ¿o³¹dek, choæ teraz jedzenie by³o najmniejszym z jego zmartwieñ. Obok talerza le¿a³ du¿y kuchenny nó¿ z z¹bkowanym ostrzem. George wiedzia³, ¿e to narzêdzie nie pochodzi z jego kuchni. W chwili mro¿¹cego krew w ¿y³ach olœnienia zrozumia³, ¿e nikt nie przynosi ze sob¹ no¿a, jeœli nie zamierza go u¿yæ. Pokrêci³ g³ow¹ i zacz¹³ p³akaæ. Po jego policzkach i taœmie zakrywaj¹cej usta p³ynê³y du¿e ³zy. Czy to ju¿ naprawdê

11


koniec? Czas min¹³ tak szybko, a on go zmarnowa³. W jego ¿yciu nie zdarzy³o siê nic na tyle ciekawego, by mog³o mu to teraz przemkn¹æ przed oczami. Widzia³ raczej krótk¹, powtarzaj¹c¹ siê sekwencjê, niczym zapowiedŸ filmu, który zwiastuje tylko rozczarowanie. – WeŸ siê w garœæ – powiedzia³ g³os. George poci¹gn¹³ nosem. S³ysza³ pobrzêkiwanie garnków w kuchni za œcian¹. Para m³odych Azjatów. Ich g³osy, œmiech. Nie wiedzia³, jak siê nazywaj¹, ale spotka³ ich kilka razy na klatce schodowej i pozdrowi³ skinieniem g³owy. Parê razy s³ysza³ przez cienk¹ œcianê, jak siê kochaj¹. Raz nawet zwali³ konia w rytm cichych pojêkiwañ kobiety. To by³ najlepszy seks, jaki przytrafi³ mu siê od d³ugiego czasu. Wspomnienie tamtej nocy rozgrza³o jego krocze, obudzi³o w nim resztki woli walki. Zacz¹³ ko³ysaæ siê na krzeœle do przodu i do ty³u, próbowa³ krzyczeæ przez taœmê, jednak z jego ust wydoby³ siê tylko przyt³umiony jêk, podobny do tego, który s³ysza³ kiedyœ za œcian¹. – Doœæ. – D³oñ w rêkawiczce znów spoczê³a na jego ramieniu. – Nie mêcz siê. George potulnie skin¹³ g³ow¹. Po chwili nieznajomy znów przemówi³: – Widzê, ¿e mieszkasz bardzo skromnie, George. Takie wykszta³cenie. Tyle pieniêdzy. Tyle okazji. I te przywileje… Jak to siê sta³o, ¿e tak skoñczy³eœ? George wzruszy³ ramionami. Musia³ wydmuchaæ nos. Sam zastanawia³ siê nad tym wiele razy. Rêka siêgnê³a po nó¿. George czu³, ¿e zbiera mu siê na wymioty. Czubek ostrza po³askota³ go w kark. – Wiesz, dlaczego tu jestem? George pokiwa³ g³ow¹. – Wiesz, co zrobiê? George znów próbowa³ krzyczeæ.

12


Ostrze pojawi³o siê przy jego policzku, odbija³o siê w nim œwiat³o szeœædziesiêciowatowej ¿arówki wisz¹cej pod sufitem. – Mogê to zrobiæ, kiedy bêdziesz ju¿ martwy albo kiedy bêdziesz jeszcze ¿ywy, ale proponowa³bym to pierwsze. Goœæ George’a wreszcie przed nim stan¹³ i przytkn¹³ mu czubek ostrza do nosa. George zrobi³ zeza, próbuj¹c skupiæ wzrok na no¿u. Ostrze odsunê³o siê o kilkanaœcie centymetrów od jego twarzy, by mu to u³atwiæ. – Masz wybór. Nie jestem sadyst¹. W odró¿nieniu od ciebie. George otworzy³ szeroko oczy i gwa³townie pokrêci³ g³ow¹. Oprócz gumowych rêkawiczek nieproszony goœæ mia³ na sobie przezroczysty foliowy p³aszcz podobny do tych, jakie kupuj¹ turyœci, gdy zaskoczy ich deszcz. Siêga³ do samej pod³ogi i wygl¹da³ absurdalnie. – Och, teraz byœ to powiedzia³. Ale wtedy… kiedy mia³eœ okazjê… George poczu³, jak coœ naciska na jego cia³o, potem przebija skórê i siêga a¿ do ¿ebra. Zawy³ z bólu, lecz dŸwiêk, który wydoby³ siê z jego ust, brzmia³ jak postêkiwanie cz³owieka cierpi¹cego na zatwardzenie. – Im bardziej bêdziesz mi to utrudnia³, tym gorzej na tym wyjdziesz. Nie mam w tym wprawy, ale chyba uda mi siê poder¿n¹æ ci szybko gard³o. Nie ruszaj siê… George próbowa³ odetchn¹æ g³êboko, obserwuj¹c, jak nó¿ znika pod jego brod¹. Wci¹¿ patrz¹c w dó³, us³ysza³, jak coœ uderza w p³aszcz zabójcy. Znów zobaczy³ nó¿, ale teraz jego g³owa spoczywa³a nieruchomo na piersiach, jakby nie móg³ oderwaæ wzroku od krwi, która wype³ni³a talerz z kolacj¹.

13


2 Inspektor John Carlyle z policji metropolitalnej rzuci³ magazyn „Vouge” na stolik kawowy i ziewn¹³. W rogu pochrapywa³ cicho jego podw³adny, sier¿ant Joe Szyszkowski. Nad g³ow¹ Joego, na ekranie du¿ego telewizora, dziennikarz stoj¹cy przed pa³acem Buckingham mówi³, ¿e prawdopodobnie premier wkrótce og³osi od dawna oczekiwane wybory. Na œwiecie dzieje siê tyle wa¿nych rzeczy, a on siedzi w prywatnej klinice przy Harley Street i czeka, a¿ jakiœ w³oski konowa³ skoñczy liposukcjê brzucha. – Jak d³ugo to potrwa? – spyta³, nie zwracaj¹c siê do nikogo konkretnego. Skwaszona recepcjonistka podnios³a wzrok znad komputera i spojrza³a na niego z irytacj¹. Obecnoœæ policjantów w recepcji kliniki z pewnoœci¹ nikomu nie poprawia³a humoru, nie mówi¹c o tym, ¿e recepcjonistka nie mog³a przy nich gadaæ przez telefon z kole¿ankami i przegl¹daæ Facebooka. – Doktor powiedzia³, ¿e pan Boninsegna powinien siê wybudziæ za kilka minut – powiedzia³a powoli, jakby rozmawia³a z wyj¹tkowo nierozgarniêtym dzieckiem, któremu trzeba wszystko powtarzaæ kilka razy. – Da panom znaæ, gdy tylko pacjent zacznie odzyskiwaæ przytomnoœæ. – Jest pani bardzo uprzejma. Dziêkujê. – Komisarz Edmondo Valcareggi z w³oskiej policji uœmiechn¹³ siê do dziewczyny jak wilk przygl¹daj¹cy siê owieczce, któr¹ zamierza zjeœæ. Ty stary capie, pomyœla³ cierpko Carlyle, jesteœ pewnie starszy nawet ode mnie. Opieka nad tym starym lubie¿nikiem z Rzymu by³a wyj¹tkowo niewdziêcznym zajêciem. Obdarzony bujnymi siwymi w³osami i ostrymi rysami twarzy Valcareggi

14


wygl¹da³ jak postaæ z reklamy Ralpha Laurena. Nosi³ eleganckie ubranie, które kosztowa³o zapewne co najmniej kilka pensji Carlyle’a. Ciekawe, ile zarabiaj¹ w³oscy policjanci? – Jest pan pewny, ¿e ten cz³owiek za drzwiami to naprawdê Ferruccio Pozzo? – spyta³ po raz nie wiadomo który. Mê¿czyzna, który dochodzi³ do siebie po operacji, u¿ywa³ nazwiska Furio Boninsegna. Valcareggi uœmiechn¹³ siê z pob³a¿aniem. – Nie ma co do tego w¹tpliwoœci. Jesteœmy pewni. Przeszed³ operacjê plastyczn¹ i podró¿uje z fa³szywym paszportem, oczywiœcie… – Oczywiœcie – wtr¹ci³ Joe, który przed chwil¹ siê obudzi³ i nalewa³ sobie kawy z dzbanka stoj¹cego przy recepcji. Upi³ ³yk i uœmiechn¹³ siê do recepcjonistki, która ostentacyjnie go zlekcewa¿y³a. Sier¿ant wzruszy³ ramionami i wróci³ na kanapê obok Carlyle’a. – …ale mamy wyniki badañ DNA – ci¹gn¹³ Valcareggi. – To na pewno ten sam cz³owiek. I warto na niego zapolowaæ. Ma kontakty z klanami kalabryjskiej ‘Ndranghety. Ucieka od prawie dwóch lat. To jego druga liposukcja. Za pierwszym razem, w klinice w Nicei, prawie go z³apaliœmy, ale wyszed³ stamt¹d godzinê przed naszym przyjazdem. – Zdarza siê. – Joe pokiwa³ ze wspó³czuciem g³ow¹. – Ale tym razem go dopadniemy. – Valcareggi siê rozpromieni³. – Bez problemu. – Œrodki znieczulaj¹ce zawsze ich spowalniaj¹ – za¿artowa³ Carlyle. – Nie wiem, dlaczego nie u¿ywamy ich czêœciej. Wzi¹³ ze stolika kolejne czasopismo i przerzuca³ bezwiednie kartki, a¿ natrafi³ na du¿e zdjêcie dwóch dobrze ubranych mê¿czyzn wchodz¹cych w wiek œredni, którzy uœmiechali siê od ucha do ucha, jakby zdobyli olimpijskie z³oto, wygrali dziesiêæ milionów dolarów i przelecieli Scarlett Johansson, a to wszystko tego samego dnia.

15


Napis na zdjêciu g³osi³: LEPSI OD CIEBIE I WIEDZ¥ O TYM. Dupki, pomyœla³ Carlyle, ale zabra³ siê do czytania. Z£OCI BLI NIACY WKRACZAJ¥ NA SCENÊ Bracia Carlton wkrótce bêd¹ rz¹dzili krajem. Eamonn Foinhaven pisze o nowej arystokracji politycznej. Jeden znany jest jako S³oneczny Król, a drugi jako Mroczny Ksi¹¿ê. Nadano im te przezwiska, gdy przewêdrowali z boisk Eton College, uznanej od wieków kuŸni przywódców, poprzez Uniwersytet w Cambridge do Izby Gmin, a wkrótce do samych bram w³adzy przy Downing Street 10! Choæ w Westminsterze uwa¿a siê, ¿e to Edgar Carlton jest przysz³ym premierem – prawdopodobieñstwo, i¿ zajmie to stanowisko, roœnie z ka¿dym dniem oraz z ka¿d¹ kolejn¹ gaf¹ i b³êdem obecnego szefa rz¹du – jego m³odszy (o dwie minuty) brat Xavier wcale nie kryje siê w jego cieniu. Klasa polityczna jest zgodna co do tego, ¿e Edgar ma wszelkie cechy konieczne do objêcia tak wa¿nego stanowiska: urok, si³ê i ochotê do pracy. Xavier, jak mo¿na przeczytaæ w rubrykach plotkarskich i protoko³ach posiedzeñ parlamentarnych, ma mniej zwolenników. Mianowany ju¿ przez brata ministrem spraw zagranicznych w gabinecie cieni, Xavier jest coraz bardziej pewny, ¿e bêdzie mia³ okazjê udowodniæ wszystkim niedowiarkom, jak bardzo siê mylili. Mówi siê nawet, ¿e bliŸniacy zawarli tajne porozumienie, zgodnie z którym Edgar wymieni siê z Xavierem na stanowisku premiera, gdy bêd¹ ju¿ pewni wygranej w nastêpnej kadencji.

16


Carltonowie doskonale pasuj¹ do nastrojów i potrzeb wspó³czesnoœci, narastaj¹cego pragnienia prostego uroku. Dobrze znamy historiê ich ¿ycia: s¹ synami wielokrotnie opisywanego zwi¹zku Hamisi Michuki, kenijskiej modelki, która szturmem zdoby³a krêgi towarzyskie Londynu lat szeœædziesi¹tych, oraz sir Sidneya Carltona, rozpustnego magnata, który na pocz¹tku lat szeœædziesi¹tych zajmowa³ w kolejnych rz¹dach stanowisko ministra skarbu, dopóki jego kariery nie przerwa³a niefortunna historia z dwiema striptizerkami z os³awionego klubu Cowshed oraz kontakty z gangsterami i innymi przedstawicielami ówczesnego pó³œwiatka. Na szczêœcie ch³opcy przejêli po rodzicach ich najlepsze cechy: urodê matki i spryt polityczny ojca. Teraz zamierzaj¹ skoñczyæ zarówno z „now¹ surowoœci¹”, jak i wyniszczaj¹cym duszê kultem cwaniaka rodem z klasy robotniczej, „dresiarza” – zjawiskami, które od lat drêcz¹ nasz kraj. W niespokojnym XXI wieku Carltonowie s¹ wcieleniem „antydresiarstwa” walcz¹cego ze wszystkim, co pospolite, wulgarne i brzydkie. P³yn¹c na fali optymizmu i atrakcyjnoœci, po prostu zostawili politykê za sob¹. „Maj¹ niesamowite wyczucie ducha czasu – mówi mieszkaj¹ca w Chelsea guru nowoczesnego stylu, Sally Plank. – Ich rówieœnicy s¹ pi³karzami, gwiazdami pop, arystokratami, ale nie politykami. Zdaj¹ sobie sprawê, ¿e bêd¹c wiarygodnymi celebrytami, maj¹ sukces w kieszeni, bo jeœli jesteœ celebryt¹, ludzie wybacz¹ ci nawet to, ¿e zajmujesz siê polityk¹”. Pierwsi od czasów przedwojennych bracia, którzy byæ mo¿e razem bêd¹ kierowali rz¹dem, s¹ wobec siebie bardzo lojalni. – To niemal jak polityczne ma³¿eñstwo gejowskie – zauwa¿y³ jeden z ich znajomych, który nie chcia³ podaæ nazwiska. „Rozumiej¹ siê bez s³ów, niemal telepatycznie, i strzeg¹ siê nawzajem”.

17


Bracia nie musz¹ siê jednak niczego obawiaæ. Jeœli nawet cz³onkowie partii maj¹ do nich jakieœ zastrze¿enia, w obliczu najnowszych sonda¿y opinii publicznej nie jest to istotne. Po latach rozczarowañ w³adza znów jest w zasiêgu rêki. Cokolwiek by o nich mówiæ, Edgar i Xavier znaleŸli siê we w³aœciwym miejscu i czasie. S¹ m³odzi, nowoczeœni i maj¹ doskona³y kontakt ze spo³eczeñstwem. „Wygraj¹, to pewne – mówi Martin Max z pressyourbutton.co.uk, czo³owej agencji badania opinii publicznej w Wielkiej Brytanii. – Pozostaje tylko pytanie, w jakim stosunku. Partia Carltonów mo¿e zdobyæ najwiêksz¹ przewagê w historii, przebijaj¹c nawet 232 miejsca rz¹du Spencera z pocz¹tków XIX wieku”. Joe poklepa³ go w ramiê. – Patrz… Carlyle podniós³ wzrok na ekran telewizora i zobaczy³ jaguara uwo¿¹cego premiera spod pa³acu Buckingham. – No proszê, bêdziemy mieli wybory – mrukn¹³ Joe. – Wielkie mi zaskoczenie – prychn¹³ Carlyle. – Ten stary dureñ zwleka³ do samego koñca. I tak mu to nie pomo¿e. – Na kogo bêdzie pan g³osowa³? – zainteresowa³ siê Valcareggi. – To pozostanie miêdzy mn¹ i urn¹ wyborcz¹, Edmondo – odpar³ sztywno detektyw. Podniós³ czasopismo, pokazuj¹c W³ochowi artyku³, który w³aœnie czyta³. – Ale mo¿esz byæ pewny, ¿e nie poprê tych nadêtych cwaniaków. – Inspektor jest odwróconym snobem. – John rozeœmia³ siê. Valcareggi spojrza³ na niego pytaj¹co, najwyraŸniej nie zrozumiawszy tej frazy. Nim sier¿ant zd¹¿y³ mu wyt³umaczyæ, co ma na myœli, obok nich pojawi³ siê zdenerwowany mê¿czyzna w bia³ym fartuchu. Joe odruchowo siêgn¹³ po kajdanki.

18



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.