okladki rzecz o smutnych dziwkach - marquez.indd 1
12-03-14 14:18
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:3 c:1 black–text
Gabriel García Márquez Rzecz o mych smutnych dziwkach
3
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:7 c:1 black–text
1
W roku mych dziewiêædziesi¹tych urodzin chcia³em sprawiæ sobie w prezencie szalon¹ noc mi³osn¹ z nieletni¹ dziewic¹. Przywo³a³em w pamiêci osobê Rosy Cabarcas, w³aœcicielki domu schadzek, która maj¹c w rêkach coœ nad wyraz specjalnego, zwyk³a by³a powiadamiaæ o tym swych najlepszych klientów. Nigdy nie uleg³em tego rodzaju pokusom, ani wielu innym jej plugawym propozycjom, ale Rosa i tak nie wierzy³a w czystoœæ moich zasad. Nawet moralnoœæ jest tylko kwesti¹ czasu, mawia³a ze z³oœliwym uœmieszkiem, sam siê przekonasz. By³a nieco m³odsza ode mnie, a ¿e od lat nie mia³em o niej ¿adnych wieœci, wiêc równie dobrze od dawna mog³o jej nie byæ poœród ¿ywych. Ledwie jednak przebrzmia³ pierwszy sygna³ w s³uchawce, natychmiast rozpozna³em jej g³os i wypali³em bez zbêdnych wstêpów: – Dziœ chcê. Westchnê³a: Och, ty mój smutny mêdrku, przepadasz gdzieœ na dwadzieœcia lat, a jak ju¿ siê pojawiasz, to tylko po to, ¿eby ¿¹daæ rzeczy niemo¿liwych. Natychmiast
7
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:8 c:1 black–text
jednak odzyska³a swój zawodowy kunszt i podsunê³a z pó³ tuzina rozkosznie zapowiadaj¹cych siê sugestii, jednak, nie da siê ukryæ, ju¿ u¿ytkowanych. A ja, ¿e nie, ¿e musi byæ panna i na tê w³aœnie noc. Zaniepokojona spyta³a: A co chcesz sobie udowodniæ? Nic, odpar³em, trafiony w najczulsze miejsce, bardzo dobrze wiem, co mogê i czego nie mogê. Rosa niewzruszona stwierdzi³a, ¿e mêdrkowie wiedz¹ wszystko, ale nie wszystko: Jedyne Panny, jakie jeszcze chodz¹ po œwiecie, to takie Panny sierpniowe jak ty. Nie mog³eœ poprosiæ mnie o to odpowiednio wczeœniej? Natchnienie ma to do siebie, ¿e nie uprzedza, odpowiedzia³em. Ale poczekaæ chyba mo¿e, skwitowa³a, nieodmiennie i jak ¿aden mê¿czyzna przem¹drza³a, i poprosi³a o przynajmniej dwa dni, ¿eby dok³adnie przebadaæ rynek. Odrzek³em, najzupe³niej serio, ¿e w tym interesie, w którym robi, ka¿da godzina w moim wieku jest jak rok. To znaczy, ¿e siê nie da, podsumowa³a, bez cienia w¹tpliwoœci w g³osie, ale to akurat niewa¿ne, za to bardzo emocjonuj¹ce, a co tam, kurwa, oddzwoniê w ci¹gu godziny. Nie muszê o tym wspominaæ, bo z daleka widaæ, jaki jestem: brzydki, nieœmia³y i staroœwiecki. Ale usilnie dbaj¹c o to, a¿eby w³aœnie takim nie byæ, zacz¹³em odgrywaæ swe ca³kowite przeciwieñstwo. Do dnia dzisiejszego, kiedy to z w³asnej i nieprzymuszonej woli przystêpujê do opowiedzenia sobie samemu, jaki naprawdê jestem, choæby po to tylko, by przynieœæ ulgê swemu sumieniu. Zacz¹³em od niecodziennego telefonu do Rosy Cabarcas, bo jeœli spojrzeæ na to dziœ, w³aœnie ta rozmowa da³a pocz¹tek nowemu ¿yciu w wieku, w którym
8
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:9 c:1 black–text
znakomit¹ wiêkszoœæ œmiertelników œmieræ ju¿ dawno zabiera. Mieszkam w kolonialnym budynku po s³onecznej stronie parku San Nicolás, w domu, gdziem spêdzi³ wszystkie dni swego ¿ycia bez ¿ony i bez fortuny, tu, gdzie równie¿ ¿yli byli i dokonali ¿ywota moi rodzice, i wreszcie tu, gdzie zamiarem moim by³o umrzeæ samotnie, w tym samym ³ó¿ku, w którym przyszed³em na œwiat, i w dniu oby najodleglejszym i oby bezboleœnie. Mój ojciec naby³ ów dom na aukcji publicznej pod koniec XIX wieku, po czym parter wynaj¹³ konsorcjum W³ochów prowadz¹cemu sieæ luksusowych sklepów, zatrzymuj¹c dla siê to w³aœnie piêtro, a¿eby tam zaznaæ szczêœcia z córk¹ jednego ze swych w³oskich arendarzy, znamienit¹ interpretatork¹ Mozarta, poliglotk¹ i garibaldzistk¹, najpiêkniejsz¹ i najbardziej utalentowan¹ kobiet¹, jaka kiedykolwiek ¿y³a w tym mieœcie, z Florin¹ de Dios Cargamantos: moj¹ matk¹. Mieszkanie jest przestrzenne i jasne, ze stiukowymi sklepieniami, z pod³ogami wy³o¿onymi szachownic¹ florenckich mozaik, z czworgiem szklanych drzwi wychodz¹cych na d³ugi szeregowy balkon, gdzie moja matka siadywa³a, aby wespó³ ze swymi w³oskimi kuzynkami œpiewaæ arie mi³osne. Widaæ st¹d park San Nicolás z katedr¹ i pomnikiem Krzysztofa Kolumba, a dalej sk³ady rzecznego nabrze¿a i portu i rozleg³y widnokres rzeki Magdalena, dwadzieœcia mil od jej estuarium. Jedyn¹ niedogodnoœci¹ tego mieszkania jest s³oñce przechodz¹ce w ci¹gu dnia przez wszystkie okna po kolei; trzeba je wiêc wszystkie zamykaæ, by spróbowaæ przynajmniej
9
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:10 c:1 black–text
uci¹æ sobie sjestê w skwarnym pó³mroku. Kiedy, w wieku trzydziestu dwu lat, zosta³em sam, przenios³em siê do dotychczasowej sypialni mych rodziców, kaza³em przebiæ z niej drzwi bezpoœrednio do biblioteki i zacz¹³em wyprzedawaæ na licytacjach to, co mi do ¿ycia nie by³o potrzebne, czyli niemal wszystko – jak mia³o siê z czasem okazaæ – poza ksi¹¿kami i pianol¹. Przez czterdzieœci lat by³em depeszowcem, czy te¿ nadmuchiwaczem, jak na nas mawiano, w gazecie „El Diario de La Paz”, a praca moja polega³a na rekonstruowaniu i dopowiadaniu w miejscowej prozie wy³apywanych przez nas wiadomoœci kr¹¿¹cych w przestrzeni na falach krótkich lub w alfabecie Morse’a. Dziœ utrzymujê siê jako tako z emerytury wypracowanej w tym wymar³ym zawodzie; poza tym otrzymujê prawie nic jako emerytowany nauczyciel gramatyki jêzyka hiszpañskiego i ³aciny, tyle co nic za coniedzielny felieton, pisany regularnie od ponad pó³ wieku, i mniej ni¿ nic za teksty do programów muzycznych i teatralnych, które ³askawie racz¹ mi publikowaæ, gdy przybêd¹ do nas znamienici artyœci z goœcinnymi wystêpami. Poza pisaniem nic w³aœciwie innego w ¿yciu nie robi³em, ale brak mi powo³ania i narracyjnego talentu, zupe³nie s¹ mi nieznane zasady dramaturgicznej konstrukcji, jeœli wiêc podj¹³em siê tego trudu, to dlatego, i¿ ufam w œwiat³oœæ tego wszystkiego, com w ¿yciu przeczyta³, a przeczyta³em bez liku. Mówi¹c najzwyczajniej, szaraczkowy ze mnie literat i pewnie niczego szczególnego nie mia³bym do przekazania potomnym, gdyby nie zda-
10
j:arzecz_o_mych_sd 1-7-2013 p:11 c:1 black–text
rzenia, z których, na ile mi mój talent pozwoli, chcia³bym w³aœnie zdaæ sprawê w tej rzeczy o mej wielkiej mi³oœci. W dzieñ moich dziewiêædziesi¹tych urodzin obudzi³em siê, jak zwykle, o pi¹tej rano. By³ pi¹tek, wiêc czeka³o mnie jedynie napisanie felietonu publikowanego w niedzielnym wydaniu „El Diario de La Paz”. Wszystkie poranne objawy i znaki idealnie wprost odwodzi³y od jakichkolwiek radosnych i szczêœliwych myœli: od œwitu ³ama³o mnie w koœciach, w ty³ku pali³o i co chwila rozlega³y siê grzmoty pierwszej, po trzech miesi¹cach bez kropli deszczu, burzy. Nastawi³em kawê i wyk¹pa³em siê, wypi³em kubek kawy pos³odzonej miodem, zjad³szy do tego dwa placki z casabe, i wdzia³em p³ócienny cha³at, u¿ywany przeze mnie w domu. Tematem felietonu na ów dzieñ mia³y byæ, jak¿eby inaczej, moje dziewiêædziesi¹te urodziny. Nigdy mój wiek nie jawi³ mi siê jako plama na suficie, z której spadaj¹ce krople odmierzaj¹ cz³owiekowi czas, jaki mu jeszcze do koñca ¿ycia pozosta³. Kiedy by³em ma³y, s³ysza³em, i¿ gdy ktoœ umiera, wszy gnie¿d¿¹ce siê w ow³osieniu konaj¹cego rzucaj¹ siê w panice do ucieczki przez poduszki, wstyd czyni¹c rodzinie. Tak siê tym przej¹³em, ¿e kiedy mia³em iœæ po raz pierwszy do szko³y, kaza³em ogoliæ sobie ca³kiem w³osy, a i dziœ te kilka kosmyków, jakie mi jeszcze pozostaj¹, wci¹¿ szorujê szarym myd³em. Œwiadczy to o tym, teraz to mogê zaœwiadczyæ, ¿e ju¿ od ma³ego mia³em o wiele silniej ukszta³towane spo³eczne poczucie wstydliwoœci i czystoœci ni¿ poczucie œmierci.
11
okladki rzecz o smutnych dziwkach - marquez.indd 1
12-03-14 14:18