Sputnik Sweetheart Haruki Murakami

Page 1


2


SPUTNIK SWEETHEART

3


Tytu³ orygina³u japoñskiego: Supu– toniku-no koibito Tytu³ orygina³u angielskiego: Sputnik Sweetheart Projekt ok³adki i opracowanie graficzne: Agnieszka Spyrka Redakcja: Maria Mirecka Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Zespó³

Autor zdjêcia wykorzystanego na ok³adce: Rados³aw Berent

 1999 by Haruki Murakami  for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2003, 2015  for the Polish translation by Aldona Mo¿d¿yñska

ISBN 978-83-7758-565-8

Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2015

4


4 paŸdziernika 1957 roku z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie Zwi¹zek Radziecki wys³a³ w kosmos pierwszego wykonanego przez cz³owieka satelitê, Sputnik. Mia³ 58 centymetrów œrednicy, wa¿y³ 83,6 kilograma; okr¹¿y³ Ziemiê w 96 minut i 12 sekund. 3 listopada tego samego roku z powodzeniem wys³ano w kosmos Sputnik II, na którego pok³adzie znajdowa³ siê pies £ajka. By³o to pierwsze ¿ywe stworzenie, które opuœci³o atmosferê ziemsk¹. Satelity nigdy nie odzyskano, a £ajka zosta³a poœwiêcona w imiê badañ biologicznych w kosmosie. Z Wielkiej kroniki historii œwiata

5


6


Sumire zakocha³a siê po raz pierwszy w ¿yciu wiosn¹ tego roku, kiedy ukoñczy³a dwadzieœcia dwa lata. By³a to mi³oœæ intensywna, prawdziwe tornado przetaczaj¹ce siê przez równiny – zmiataj¹ce wszystko, co napotka³o na swej drodze, porywaj¹ce przedmioty w powietrze, rozrywaj¹ce je na czêœci i mia¿d¿¹ce w drobny py³. Gwa³townoœæ tego tornado nie os³ab³a ani na chwilê, gdy gna³o przez ocean, pustosz¹c Angkor Wat, spopielaj¹c indyjsk¹ d¿unglê, tygrysy i ca³¹ resztê, przemieniaj¹c siê w persk¹ burzê piaskow¹, która pogrzeba³a egzotyczn¹ fortecê w morzu piachu. Krótko mówi¹c, by³a to mi³oœæ prawdziwie monumentalnych rozmiarów. Tak siê z³o¿y³o, ¿e osoba, w której Sumire siê zakocha³a, by³a od niej o siedemnaœcie lat starsza i mia³a ma³¿onka. Powinienem te¿ dodaæ, i¿ by³a kobiet¹. Tu siê wszystko zaczê³o i tu siê skoñczy. Prawie. W tym okresie Sumire – po japoñsku „fio³ek” – usi³owa³a zostaæ pisark¹. ¯ycie umo¿liwia³o jej dokonanie rozmaitych wyborów, ona jednak mówi³a: pisarstwo

7


albo nic. Jej postanowienie by³o równie niezachwiane jak Ska³a Gibraltarska. Nic nie mog³o stan¹æ pomiêdzy ni¹ a literatur¹. Po ukoñczeniu liceum publicznego w prefekturze Kanagawa dosta³a siê na wydzia³ humanistyczny w przytulnym, ma³ym prywatnym college’u w Tokio. Miejsce to wyda³o jej siê zupe³nie obce, bez wyrazu i pozbawione ducha. Nienawidzi³a go, a swych kolegów studentów (niestety, dotyczy³o to równie¿ mnie) uwa¿a³a za beznadziejnie têpe jednostki drugiej kategorii. Nic wiêc dziwnego, ¿e tu¿ przed rozpoczêciem przedostatniego roku po prostu odesz³a. Widocznie uzna³a, ¿e pozostawanie w tym college’u to zwyk³a strata czasu. Myœlê, ¿e by³o to w³aœciwe posuniêcie, jeœli jednak wolno mi uczyniæ niewielkie uogólnienie, to czy¿ na tym œwiecie, któremu daleko do doskona³oœci, nie ma miejsca i na rzeczy bezsensowne? Usuñ z niedoskona³ego ¿ycia wszystko, co nie ma sensu, a utraci ono nawet sw¹ niedoskona³oœæ. Sumire by³a niepoprawn¹ romantyczk¹, niezale¿n¹ i, delikatnie mówi¹c, doœæ niewinn¹. Jeœli pozwoli³o jej siê mówiæ, mog³a trajkotaæ bez przerwy, lecz jeœli przebywa³a w towarzystwie kogoœ, z kim nie mia³a wspólnego jêzyka – innymi s³owy, z wiêkszoœci¹ mieszkañców Ziemi – ledwo otwiera³a usta. Za du¿o pali³a i za ka¿dym razem, kiedy jecha³a poci¹giem, gubi³a bilet. Niekiedy tak siê pogr¹¿a³a w rozmyœlaniach, ¿e zapomina³a o jedzeniu, by³a wiêc chuda jak te wojenne sierotki ze starych w³oskich filmów

8


– niczym patyk. Bardzo chcia³bym pokazaæ wam jej zdjêcie, ale nie mam ani jednego. Nie cierpia³a siê fotografowaæ – nie ¿yczy³a sobie zostawiaæ nastêpnym pokoleniom swego Portretu artysty (artystki) z czasów m³odoœci. Gdyby istnia³y zdjêcia Sumire z tamtego okresu, z pewnoœci¹ stanowi³yby cenny dowód na to, jak niezwykli bywaj¹ niektórzy ludzie. Trochê jednak zak³ócam chronologiê wydarzeñ. Kobieta, w której Sumire siê zakocha³a, mia³a na imiê Miu. Przynajmniej tak siê wszyscy do niej zwracali. Nie znam jej prawdziwego imienia, co póŸniej spowodowa³o pewne problemy; ale znowu wyprzedzam fakty. Miu by³a z pochodzenia Koreank¹, lecz dopóki nie postanowi³a uczyæ siê koreañskiego, co nast¹pi³o dopiero po dwudziestce, nie zna³a ani s³owa w tym jêzyku. Urodzi³a siê i wychowa³a w Japonii, studiowa³a zaœ na akademii muzycznej we Francji, wiêc poza japoñskim biegle w³ada³a zarówno francuskim, jak i angielskim. Zawsze dobrze ubrana, w wyrafinowanym stylu, nosi³a drogie, choæ skromne dodatki i jeŸdzi³a dwunastocylindrowym granatowym jaguarem. Kiedy Sumire pozna³a Miu, rozmawia³y o powieœciach Jacka Kerouaca. Sumire mia³a œwira na punkcie Kerouaca. Zawsze mia³a swojego Idola Miesi¹ca, a tak siê z³o¿y³o, ¿e wtedy by³ nim niemodny Kerouac. W kieszeni p³aszcza nosi³a wystrzêpiony egzemplarz W drodze lub Lonesome Traveler, który kartkowa³a, kiedy tylko mog³a.

9


Za ka¿dym razem, gdy natrafia³a na zdanie, które jej siê spodoba³o, zaznacza³a je d³ugopisem i uczy³a siê go na pamiêæ niczym s³ów z Pisma Œwiêtego. Jej ulubione fragmenty dotyczy³y wie¿y obserwacyjnej z Lonesome Traveler. Kerouac spêdzi³ samotnie trzy miesi¹ce w domku na szczycie wysokiej góry, jako stra¿nik sprawdzaj¹cy, czy w okolicy nie wybuch³ po¿ar. Sumire lubi³a zw³aszcza nastêpuj¹cy fragment: „¯aden cz³owiek nie powinien przejœæ przez ¿ycie, choæ raz nie zaznawszy zdrowej, a nawet nudnej samotnoœci na ca³kowitym odludziu. Choæ raz powinien byæ zdany na samego siebie i poznaæ sw¹ prawdziw¹ i ukryt¹ si³ê”. – Prawda, ¿e œwietne? – pyta³a. – Codziennie stajesz na szczycie góry, zataczasz wzrokiem pe³ny kr¹g, sprawdzaj¹c, czy gdzieœ nie wybuch³ po¿ar. I to wszystko. Na ten dzieñ skoñczy³eœ robotê. Przez resztê czasu mo¿esz czytaæ, pisaæ, co tylko chcesz. Nocami pod domek podchodz¹ niedŸwiedzie o sko³tunionej sierœci. Co za ¿ycie! W porównaniu z nim studiowanie literatury w college’u jest nudne jak flaki z olejem. – No dobrze – odpar³em – ale któregoœ dnia bêdziesz musia³a zejœæ z tej góry. – Moje praktyczne, banalne uwagi jak zwykle nie zrobi³y na niej ¿adnego wra¿enia. Sumire chcia³a byæ jak postaæ z powieœci Kerouaca – dzika, szalona, rozwi¹z³a. Sta³a z rêkoma wciœniêtymi g³êboko w kieszenie p³aszcza, rozczochranymi w³osami, patrz¹c pustym wzrokiem na niebo przez ciemne okulary

10


à la Dizzy Gillespie w plastikowych oprawkach, które nosi³a pomimo doskona³ego wzroku. By³a wystrojona jak zawsze – za du¿y p³aszcz w jode³kê ze sklepu z u¿ywan¹ odzie¿¹ i ciê¿kie robocze buty. Gdyby mog³a zapuœciæ brodê, z pewnoœci¹ by to uczyni³a. Sumire nie by³a ¿adn¹ piêknoœci¹. Mia³a zapadniête policzki i nieco zbyt szerokie usta, nos ma³y i zadarty, pe³n¹ ekspresji twarz i wielkie poczucie humoru, chocia¿ rzadko œmia³a siê na g³os. Niewysoka, nawet bêd¹c w dobrym nastroju mówi³a tak, jakby niewiele jej brakowa³o do wywo³ania awantury. Nigdy nie widzia³em, by u¿y³a szminki czy o³ówka do brwi, w¹tpiê te¿, czy wiedzia³a, ¿e biustonosze s¹ w ró¿nych rozmiarach. Mimo wszystko by³o w niej coœ niezwyk³ego, coœ co przyci¹ga³o ludzi. Zdefiniowanie „tego czegoœ” nie jest ³atwe, kiedy jednak spogl¹da³o jej siê w oczy, zawsze by³o to widaæ, odbite w ich g³êbi. Równie dobrze mogê powiedzieæ to ju¿ teraz. By³em zakochany w Sumire. Ci¹gnê³o mnie do niej od naszej pierwszej rozmowy i wkrótce nie by³o ju¿ odwrotu. Przez d³ugi czas nie mog³em myœleæ o niczym innym. Próbowa³em powiedzieæ, co do niej czujê, lecz z jakiegoœ powodu nie potrafi³em po³¹czyæ uczuæ z w³aœciwymi s³owami. Mo¿e to i lepiej. Gdybym umia³ wyznaæ jej swoje uczucia, po prostu by mnie wyœmia³a. W tym czasie, kiedy siê przyjaŸniliœmy, umawia³em siê z dwiema czy trzema innymi dziewczynami. Nie jest tak, ¿e nie mogê sobie przypomnieæ dok³adnej liczby.

11


Dwie, trzy – zale¿y, jak siê liczy. Gdyby dodaæ do tego dziewczyny, z którymi przespa³em siê raz czy dwa, ta lista sta³aby siê nieco d³u¿sza. W ka¿dym razie, kochaj¹c siê z nimi, myœla³em o Sumire. A przynajmniej myœli o niej b³¹ka³y siê gdzieœ na obrze¿ach mojej œwiadomoœci. Wyobra¿a³em sobie, ¿e to j¹ trzymam w ramionach. Dosyæ nieeleganckie zachowanie, nic jednak nie mog³em na to poradziæ. Chcia³bym jednak wróciæ do tego, jak Sumire i Miu siê pozna³y. Miu coœ tam s³ysza³a o Jacku Kerouacu i mia³a niejasne wra¿enie, ¿e jest on pisarzem. Ale jakim, tego sobie nie przypomina³a. – Kerouac… Hmm… Czy on nie by³ sputnikiem? Sumire nie mog³a zrozumieæ, co Miu ma na myœli. Nieruchomiej¹c z no¿em i widelcem w d³oniach, zastanawia³a siê przez chwilê. – Sputnikiem? To znaczy pierwszym satelit¹, którego Sowieci wys³ali w kosmos w latach piêædziesi¹tych? Jack Kerouac by³ amerykañskim pisarzem. Chocia¿ chyba rzeczywiœcie ¿y³ mniej wiêcej w tym samym czasie… – Czy nie tak nazywa³o siê ówczesnych pisarzy? – spyta³a Miu. Palcem zatoczy³a kr¹g na blacie sto³u, jakby grzeba³a w s³oiku pe³nym wspomnieñ. – Sputnik…? – Nazwa ruchu literackiego. Wiesz – tak jak siê klasyfikuje pisarzy z ró¿nych szkó³ literackich. Tak jak Shiga Naoya nale¿a³ do Szko³y Bia³ej Brzozy.

12


Sumire w koñcu olœni³o. – Bitnik! Miu delikatnie otar³a chusteczk¹ k¹ciki ust. – Bitnik, sputnik. Nigdy nie potrafiê spamiêtaæ takich okreœleñ. Zupe³nie jak restytucja Kenmun albo traktat w Rapallo. Staro¿ytna historia. Zapanowa³a ³agodna cisza przypominaj¹ca o up³ywie czasu. – Traktat w Rapallo? – powtórzy³a Sumire. Miu siê uœmiechnê³a. By³ to nostalgiczny, intymny uœmiech przypominaj¹cy cenny, stary przedmiot wyci¹gniêty z czeluœci szuflady. Z niewys³owionym wdziêkiem zmru¿y³a oczy. Wyci¹gnê³a rêkê i d³ugimi, smuk³ymi palcami delikatnie zmierzwi³a ju¿ i tak rozczochrane w³osy Sumire. Na ten nag³y, lecz naturalny gest Sumire mog³a odpowiedzieæ jedynie uœmiechem. Od tamtego dnia imiê, jakie Sumire wymyœli³a dla Miu, brzmia³o Sputnik Sweetheart. Sumire uwielbia³a jego brzmienie. Przypomina³o jej o £ajce. O wykonanym przez cz³owieka satelicie mkn¹cym bezszelestnie w mroku przestrzeni kosmicznej. O ciemnych, lœni¹cych oczach psa wygl¹daj¹cego przez maleñkie okienko. Na co móg³ ten pies patrzeæ w bezmiernej samotnoœci kosmosu? Ta rozmowa o sputniku mia³a miejsce na weselu kuzynki Sumire, które odby³o siê w eleganckim hotelu w Akasaka. Sumire nie by³a szczególnie zwi¹zana z t¹ kuzynk¹; w³aœciwie w ogóle nie mog³y znaleŸæ wspólnego

13


jêzyka. Ju¿ wola³aby poddaæ siê torturom, ni¿ pójœæ na takie przyjêcie, nie mog³a jednak odmówiæ. Posadzono j¹ ko³o Miu przy jednym ze stolików. Miu nie wdawa³a siê w szczegó³y, ale zdaje siê, ¿e kiedyœ udziela³a kuzynce Sumire lekcji gry na pianinie czy innym instrumencie, gdy ta zdawa³a na wydzia³ muzyczny na uniwersytecie. Ich znajomoœæ nie by³a ani d³uga, ani za¿y³a, lecz Miu czu³a siê w obowi¹zku przyjœæ na wesele swej uczennicy. W chwili gdy Miu dotknê³a jej w³osów, Sumire siê zakocha³a, jakby przechodzi³a przez pole i nagle – trach! – piorun trafi³ j¹ prosto w g³owê. Uczucie pokrewne artystycznemu olœnieniu. W³aœnie dlatego w tamtej chwili fakt, ¿e osoba, w której siê zakocha³a, przypadkowo jest kobiet¹, nie mia³ dla Sumire ¿adnego znaczenia. Nie s¹dzê, by Sumire kiedykolwiek mia³a kochanka. W liceum umawia³a siê z paroma ch³opcami, chodzi³a z nimi do kina i na basen. Nie wyobra¿am sobie jednak, by któryœ z tych zwi¹zków by³ czymœ powa¿niejszym. Sumire, zbyt skupiona na tym, by zostaæ pisark¹, nie mog³a siê zakochaæ. Je¿eli w liceum zazna³a seksu – lub czegoœ zbli¿onego – to z pewnoœci¹ uczyni³a to nie tyle z po¿¹dania, ile z pisarskiej ciekawoœci. – Szczerze mówi¹c, zupe³nie nie rozumiem ca³ego tego po¿¹dania – powiedzia³a mi kiedyœ, usi³uj¹c sprawiaæ wra¿enie trzeŸwej. Zdaje siê, ¿e by³o to tu¿ przed jej odejœciem z college’u; wychyli³a piêæ bananowych daiquiri i by³a ju¿ nieŸle wstawiona. – No wiesz – jak to siê dzieje. Jak ty to widzisz?

14


– Po¿¹danie nie jest czymœ, co siê rozumie – odpar³em, wyra¿aj¹c swe jak zwykle wywa¿one zdanie. – Ono po prostu jest. Przez chwilê przygl¹da³a mi siê bacznie, jakbym by³ maszyn¹ napêdzan¹ przez nieznane do tej pory Ÿród³o mocy. Nagle straci³a zainteresowanie mn¹, wbi³a wzrok w sufit i nasza rozmowa siê urwa³a. Pewnie Sumire dosz³a do wniosku, ¿e ze mn¹ nie warto o tym rozmawiaæ. Sumire urodzi³a siê w Chigasaki. Jej dom sta³ niedaleko wybrze¿a, wiêc wychowa³a siê przy dŸwiêkach suchego wiatru dm¹cego piaskiem w jej okna. Jej ojciec prowadzi³ klinikê dentystyczn¹ w Yokohamie. By³ wyj¹towo przystojny, jego zgrabny nos przywodzi³ na myœl Gregory Pecka w Urzeczonej. Sumire nie odziedziczy³a tego ³adnego nosa, wed³ug niej nie odziedziczy³ go równie¿ jej brat. Uwa¿a³a to za zdumiewaj¹ce, i¿ geny, które stworzy³y ten nos, zniknê³y. Je¿eli rzeczywiœcie zosta³y na zawsze pogrzebane na samym dnie zbiornika genów, œwiat sta³ siê przez to smutniejszym miejscem. Tak piêkny by³ ten nos. Ojciec Sumire by³ postaci¹ niemal¿e mityczn¹ dla kobiet w Yokohamie, które potrzebowa³y leczenia dentystycznego. W swoim gabinecie nosi³ zawsze czepek chirurgiczny i ogromn¹ maskê, wiêc pacjent widzia³ tylko oczy i uszy. Mimo to jego uroda by³a niew¹tpliwa. Piêkny, mêski nos stercza³ sugestywnie pod mask¹, pacjentki a¿ siê rumieni³y na ten widok. I w jednej chwili – bez wzglêdu na koszt leczenia – siê zakochiwa³y.

15


Matka Sumire zmar³a z powodu wrodzonej wady serca, maj¹c zaledwie trzydzieœci jeden lat. Sumire nie skoñczy³a wtedy nawet trzech lat. Jedyne wspomnienie matki, jakie zachowa³a, by³o niejasne i dotyczy³o zapachu jej skóry. Po matce zosta³o tylko kilka zdjêæ – upozowana fotografia z wesela i fotka zrobiona tu¿ po narodzinach Sumire. Sumire czasami wyjmowa³a album i ogl¹da³a zdjêcia. Jej matka by³a – ³agodnie mówi¹c – zupe³nie przeciêtn¹ osob¹. Niska, z nieciekaw¹ fryzur¹, ubrana zupe³nie bez smaku, z pe³nym skrêpowania uœmiechem. Gdyby zrobi³a krok do ty³u, wtopi³aby siê w œcianê. Sumire postanowi³a wryæ sobie w pamiêæ twarz matki. Mo¿e dziêki temu kiedyœ spotka j¹ w snach. Uœcisn¹ sobie rêce i utn¹ mi³¹ pogawêdkê. Ale nie by³o to takie proste. Choæ Sumire bardzo siê stara³a zapamiêtaæ twarz matki, obraz ten wkrótce znika³. Gdyby minê³a j¹ na ulicy w bia³y dzieñ – a co dopiero we œnie – nie rozpozna³aby jej. Ojciec Sumire prawie nie mówi³ o swej zmar³ej ¿onie. Nie by³ rozmownym cz³owiekiem, a ju¿ nigdy – jak gdyby to by³o zapalenie dzi¹se³, którego nie chcia³ siê nabawiæ – nie mówi³ o swoich uczuciach. Sumire nie przypomina³a sobie, by kiedykolwiek zadawa³a mu pytania o zmar³¹ matkê. Zdarzy³o siê to tylko raz, kiedy by³a jeszcze malutka; z jakiegoœ powodu spyta³a go: „Jaka by³a moja mama?”. Bardzo dobrze pamiêta³a tê rozmowê. Ojciec odwróci³ wzrok i zastanawia³ siê przez chwilê, zanim odpowiedzia³: – Mia³a dobr¹ pamiêæ. I ³adny charakter pisma.

16


Dziwny sposób opisywania cz³owieka. Sumire czeka³a w napiêciu, z zeszytem otwartym na pierwszej, œnie¿nobia³ej stronie, na o¿ywcze s³owa, które mog³yby siê staæ Ÿród³em ciep³a i ukojenia – kolumn¹, osi¹, na której wspar³aby swe niepewne ¿ycie tutaj, na trzeciej planecie od S³oñca. Ojciec powinien by³ powiedzieæ coœ, na czym jego córka mog³aby siê oprzeæ. Lecz przystojny ojciec Sumire nie zamierza³ wypowiedzieæ tych s³ów, tych s³ów, których potrzebowa³a najbardziej. Ojciec ponownie siê o¿eni³, gdy Sumire mia³a szeœæ lat, a dwa lata póŸniej urodzi³ siê jej m³odszy brat. Nowa matka równie¿ nie by³a ³adna. Do tego jeszcze nie mia³a dobrej pamiêci, a i jej charakter pisma nie rzuca³ na kolana. By³a jednak mi³¹ i uczciw¹ kobiet¹. Pod tym wzglêdem Sumire, œwie¿o upieczona pasierbica, mia³a szczêœcie. Nie, „szczêœcie” to nieodpowiednie s³owo. W koñcu jej ojciec celowo wybra³ tê kobietê. Mo¿e nie by³ idealnym ojcem, lecz jeœli przysz³o do wyboru towarzyszki ¿ycia, wiedzia³, co robi. Mi³oœæ macochy do Sumire by³a niezachwiana przez ca³y d³ugi i trudny okres dojrzewania dziewczyny, a kiedy Sumire oznajmi³a, ¿e zamierza porzuciæ college i poœwiêciæ siê pisaniu powieœci, macocha – chocia¿ mia³a w³asne zdanie na ten temat – uszanowa³a tê decyzjê. Zawsze siê cieszy³a, ¿e Sumire tak du¿o czyta, i wspiera³a jej literackie zapêdy. Macocha w koñcu przekona³a mê¿a i postanowiono, ¿e do dwudziestego ósmego roku ¿ycia Sumire bêdzie

17


dostawaæ od nich niewielkie stypendium. Je¿eli do tej pory nie zacznie zarabiaæ na ¿ycie pisaniem, bêdzie musia³a radziæ sobie sama jakoœ inaczej. Gdyby macocha siê za ni¹ nie wstawi³a, Sumire prawdopodobnie znalaz³aby siê – bez pieniêdzy, bez umiejêtnoœci ¿ycia w spo³eczeñstwie – w dziczy cokolwiek nieweso³ej rzeczywistoœci. Bo Ziemia nie po to z takim trudem kr¹¿y wokó³ S³oñca, by ludzie beztrosko siê na niej bawili. Sumire pozna³a swoj¹ ukochan¹ Sweetheart nieco ponad dwa lata od dnia odejœcia z college’u. Mieszka³a w kawalerce w Kichijoji, w otoczeniu minimalnej liczby mebli i maksymalnej liczby ksi¹¿ek. Wstawa³a w po³udnie, a po po³udniu, z entuzjazmem pielgrzyma, udawa³a siê na wêdrówkê przez œwiête wzgórza lub spacerowa³a po parku Inogashira. W s³oneczne dni siada³a na ³awce w parku, ¿u³a chleb, kopci³a jednego papierosa za drugim i czyta³a. W dni deszczowe lub ch³odne wchodzi³a do staroœwieckiej kawiarni, gdzie na ca³y regulator puszczano muzykê powa¿n¹, opada³a na zniszczon¹ kanapê i z powa¿nym wyrazem twarzy czyta³a swe ksi¹¿ki, s³uchaj¹c symfonii Schuberta, kantat Bacha. Wieczorem wypija³a jedno piwo i kupowa³a w supermarkecie gotowe danie na kolacjê. Oko³o jedenastej zasiada³a do biurka. Zawsze sta³ na nim termos gor¹cej kawy, kubek (ten, który da³em jej na urodziny, ze Snafkinem), paczka marlboro i szklana popielniczka. Oczywiœcie mia³a te¿ komputer. Ka¿dy klawisz z w³asn¹ liter¹.

18


Zapada³a g³êboka cisza. Jej umys³ by³ jasny jak zimowe nocne niebo, gdzie Wielka NiedŸwiedzica i Gwiazda Polarna jasno migocz¹ na swoim miejscu. Mia³a tyle do napisania, tyle historii do opowiedzenia. Gdyby tylko potrafi³a znaleŸæ odpowiednie ujœcie, gor¹ce myœli i pomys³y buchnê³yby jak lawa, gêstniej¹c w silny strumieñ oryginalnych dzie³, jakich œwiat jeszcze nie widzia³. Ludzie wytrzeszczaliby oczy na widok niespodziewanego debiutu tej Obiecuj¹cej M³odej Pisarki o Rzadkim Talencie. Jej zdjêcie, uœmiechniêtej nonszalancko, pojawia³oby siê w dzia³ach sztuki w prasie, a wydawcy wydeptaliby œcie¿kê do jej drzwi. Tak siê jednak nie sta³o. Sumire napisa³a parê prac maj¹cych pocz¹tek. I kilka z zakoñczeniem. Lecz ani jednej, która mia³aby i pocz¹tek, i zakoñczenie. Nie chodzi o to, ¿e cierpia³a na blokadê pisarsk¹. By³a od tego daleka – pisa³a nieustannie, wszystko, co jej przysz³o do g³owy. Problem polega³ na tym, ¿e pisa³a za du¿o. Mo¿na by pomyœleæ, ¿e powinna tylko wyci¹æ niepotrzebne fragmenty, a osi¹gnê³aby swój cel, ale nie by³o to takie proste. Nigdy nie mog³a siê zdecydowaæ na ogólny obraz – nie wiedzia³a, co jest niezbêdne, a z czego mo¿e zrezygnowaæ. Kiedy nastêpnego dnia czyta³a wydruk tego, co napisa³a, ka¿de zdanie wydawa³o jej siê absolutnie niezbêdne. Inaczej równie dobrze mog³aby wyrzuciæ ca³oœæ. Niekiedy, w rozpaczy, dar³a maszynopis i ciska³a go do kosza. Gdyby noc by³a zimowa, a w pokoju znajdowa³ siê kominek, scena ta mia³aby w sobie pewne ciep³o – tak jak

19


w La Bohème – lecz w mieszkaniu Sumire nie by³o nie tylko kominka, ale i telefonu. Nie wspominaj¹c ju¿ o porz¹dnym lustrze. W weekendy Sumire przychodzi³a do mnie ze szkicami powieœci wysypuj¹cymi siê z r¹k – z tymi maszynopisami, które szczêœliwie uniknê³y masakry. Mimo wszystko by³a ich niez³a sterta. Sumire pokazywa³a je tylko jednej osobie na ca³ym œwiecie. Mnie. W college’u by³em dwa lata wy¿ej ni¿ ona, mieliœmy te¿ ró¿ne specjalizacje, wiêc istnia³a niewielka szansa na to, ¿e siê kiedykolwiek poznamy. Dosz³o do tego dziêki czystemu przypadkowi. By³ maj, poniedzia³ek, dzieñ po œwiêtach, sta³em na przystanku autobusowym przed g³ówn¹ bram¹ college’u, czytaj¹c powieœæ Paula Nizana, któr¹ znalaz³em w antykwariacie. Jakaœ niska dziewczyna ko³o mnie pochyli³a siê w moj¹ stronê, zerknê³a na ksi¹¿kê i spyta³a: „Dlaczego w³aœnie Nizan?”. Powiedzia³a to tak, jakby chcia³a wywo³aæ awanturê. Jakby chcia³a coœ kopn¹æ, lecz nie znajduj¹c nic odpowiedniego w pobli¿u, zaatakowa³a mój wybór lektury. Sumire i ja byliœmy do siebie bardzo podobni. Po¿eranie ksi¹¿ek przychodzi³o nam z równ¹ ³atwoœci¹, co oddychanie. W ka¿dej wolnej chwili zaszywaliœmy siê gdzieœ w k¹cie i bez koñca przewracaliœmy stronê po stronie. Powieœci japoñskie, zagraniczne, klasyka, od awangardy a¿ po bestsellery – je¿eli tylko w ksi¹¿ce by³o coœ intelektualnie stymuluj¹cego, braliœmy siê do czytania. Przesia-

20


dywaliœmy w bibliotekach, ca³e dnie spêdzaliœmy w Kandzie, mekce wszystkich antykwariatów w Tokio. Nigdy przedtem nie spotka³em osoby, która czyta³aby tak zach³annie – tak intensywnie i du¿o – jak Sumire, i jestem pewien, ¿e ona mia³a takie samo zdanie o mnie. Uzyska³em dyplom mniej wiêcej w tym czasie, kiedy Sumire porzuci³a college. Wpada³a wtedy do mnie dwa, trzy razy w miesi¹cu. Niekiedy to ja j¹ odwiedza³em, lecz w jej kawalerce ledwo mieœci³y siê dwie osoby, wiêc przewa¿nie Sumire l¹dowa³a u mnie. Rozmawialiœmy o powieœciach, które przeczytaliœmy, i wymienialiœmy siê ksi¹¿kami. Czêsto gotowa³em. Nie mia³em nic przeciwko temu, a Sumire nale¿a³a do osób, które wol¹ chodziæ g³odne, ni¿ samemu coœ sobie przyrz¹dziæ. W podziêkowaniu przynosi³a mi prezenty z miejsca, gdzie akurat pracowa³a. Raz, gdy zatrudni³a siê w magazynie firmy farmaceutycznej, podarowa³a mi szeœæ tuzinów prezerwatyw. Pewnie nadal le¿¹ gdzieœ w czeluœciach szuflady. Powieœci – czy te¿ w³aœciwie ich fragmenty – które tworzy³a Sumire, nie by³y a¿ tak beznadziejne, jak jej siê wydawa³o. To prawda, jej styl miejscami przypomina³ ko³drê zszywan¹ z kawa³ków przez grupkê upartych starszych pañ – a ka¿da z w³asnym wyczuciem smaku i w³asnymi pretensjami – pracuj¹cych w ponurej ciszy. Jeœli dodaæ do tego maniakalno-depresyjn¹ osobowoœæ Sumire, to rzeczy niekiedy wymyka³y siê spod kontroli. Na domiar z³ego Sumire by³a zdecydowana stworzyæ

21


opas³¹ Powieœæ Totaln¹ w dziewiêtnastowiecznym stylu, coœ w rodzaju kufra na³adowanego wszelkimi mo¿liwymi zjawiskami maj¹cymi oddaæ stan duszy cz³owieka i jego los. Jak ju¿ wspomnia³em, pisarstwo Sumire odznacza³o siê nadzwyczajn¹ œwie¿oœci¹, stanowi³o próbê szczerego opisu tego, co by³o dla niej wa¿ne. Trzeba przyznaæ, ¿e nie usi³owa³a naœladowaæ stylu innych pisarzy i nie próbowa³a tworzyæ uroczych, b³yskotliwych utworów. I to najbardziej mi siê podoba³o w jej twórczoœci. Nie by³oby w porz¹dku, gdyby zrezygnowa³a ze swej bezpoœredniej mocy na rzecz stworzenia przyjemnych, zgrabnych form. Nie by³o potrzeby przyœpieszaæ biegu wydarzeñ. Sumire mia³a jeszcze mnóstwo czasu na eksperymenty. Jak g³osi przys³owie: „Co nagle, to po diable”. – Moja g³owa jest niczym absurdalna stodo³a zapchana a¿ po strop rzeczami, które chcê opisaæ – powiedzia³a Sumire. – Obrazy, sceny, strzêpki s³ów… w moim umyœle lœni¹, s¹ ¿ywe. Pisz! – krzycz¹ do mnie. Nied³ugo narodzi siê nowa historia, czujê to. Przeniesie mnie w zupe³nie nowe miejsce. Problem polega na tym, ¿e kiedy ju¿ usi¹dê za biurkiem i przelejê wszystko na papier, uœwiadamiam sobie, ¿e brakuje tu czegoœ istotnego. To siê nie chce skrystalizowaæ – ¿adnych kryszta³ów, sam ¿wir. I donik¹d siê nie przenoszê. Sumire ze zmarszczonym czo³em po raz dwieœcie piêædziesi¹ty podnios³a kamyk i cisnê³a go do stawu. – Mo¿e czegoœ mi brakuje. Czegoœ, co absolutnie trzeba mieæ, by staæ siê pisarzem.

22


Zapad³a g³êboka cisza. Wygl¹da³o na to, ¿e Sumire czeka na moj¹ banaln¹ opiniê. Po jakimœ czasie siê odezwa³em: – Dawno temu w Chinach istnia³y miasta otoczone wysokimi murami, w których znajdowa³y siê ogromne wspania³e bramy. Nie s³u¿y³y jedynie do wpuszczania lub wypuszczania ludzi, lecz mia³y wiêksze znaczenie. Ludzie wierzyli, ¿e zamieszkuje w nich duch miasta. A przynajmniej ¿e powinien tam przebywaæ. Podobnie jak w œredniowiecznej Europie ludzie uwa¿ali, ¿e serce miasta znajduje siê w katedrze i na rynku g³ównym. Dlatego nawet teraz w Chinach wci¹¿ jeszcze spotyka siê mnóstwo przepiêknych bram. Wiesz, w jaki sposób Chiñczycy je budowali? – Nie mam pojêcia – odpar³a Sumire. – Ludzie jechali wozami na stare pola bitew i zbierali zbiela³e koœci pochowane tam lub rozrzucone doko³a. Chiny to bardzo stary kraj – pe³no tam pól bitwnych – wiêc mieszkañcy nie musieli szukaæ daleko. Przy wejœciu do miasta budowali ogromn¹ bramê i wmurowywali w ni¹ koœci. Mieli nadziejê, ¿e oddawszy w ten sposób honor poleg³ym ¿o³nierzom, zas³u¿¹ sobie na ich opiekê. Ale to nie wszystko. Kiedy brama by³a ju¿ ukoñczona, przynosili pod ni¹ kilka psów, podrzynali im gard³a i ich krwi¹ spryskiwali bramê. Dopiero po po³¹czeniu œwie¿ej krwi z wyschniêtymi koœæmi pradawne dusze zmar³ych w magiczny sposób mog³y o¿yæ. Tak przynajmniej wierzono. Sumire w milczeniu czeka³a na dalszy ci¹g.

23



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.