W świecie jurt i szamanów

Page 1


BOLESŁAW A. URYN

W świecie jurt i szamanów

Sport i Turystyka MUZA SA



6


Mój survival z „ludzką twarzą” Corocznie kilkaset milionów osób wyrusza w świat w poszukiwaniu wrażeń. Ten exodus XXI wieku przypomina bary szybkiej obsługi sprzedające fast food – usługa turystyczna serwowana jest masowo, tanio i szybko. Daje też niewielkie korzyści klientowi. Na dodatek nieodwracalnie dewastuje naturę. Produkuje beton, niezniszczalne opakowania. Ale można podróżować inaczej. Survivalowymi nazywam wszelakie ekspedycje o ponadprzeciętnej skali trudności, wymagające samodzielnego radzenia sobie w odludnych niedostępnych krainach, ekstremalnych warunkach, trudnym terenie. Na wodzie, pod wodą, na lądzie i w powietrzu. Moje wyprawy są elitarne. Grupują ludzi, którzy wprawdzie nie dysponują znacznymi środkami finansowymi, za to mają wiele odwagi i fantazji, kochają przyrodę, przygody i podróże, ponadto są obdarzeni poczuciem humoru. Taki survival nie jest imprezą dla masochistów (można żyć, jedząc korzonki i śpiąc pod drzewem, ale po co?) ani prawdziwą walką o przetrwanie. Nie polega na noszeniu wielkich noży i udawaniu komandosa czy próbie sił na „niby-wojnie”! Mój survival to szkoła życia, kuźnia charakteru i wspaniałe przygody w egzotycznej, dzikiej, odludnej scenerii. Interesuje mnie nie tylko kraj, zwierzęta i przyroda, dotarcie do zaplanowanego celu i fotografowanie, lecz także mieszkańcy, ich kultura, religia, obyczaje, kuchnia, historia. Zawsze też próbuję odnaleźć ślady obecności Polaków. I zawsze chcę tam pozostawić przyjaciół Polski! W moim obozie 7


wisi biało-czerwona flaga z orzełkiem, podobny emblemat mam naszyty na kurtkę. Lansowany przeze mnie survival to także zdobywanie nowych kwalifikacji. Umiejętności zapewnienia sobie i innym bezpieczeństwa w każdych warunkach i każdej sytuacji. Znajomość najnowszych zdobyczy techniki, umiejętność pływania, nurkowania i żeglowania oraz jazdy konnej i prowadzenia samochodu w trudnym terenie. Nagrodą jest dogłębne i wszechstronne poznanie skąpych resztek jeszcze niezniszczonej homosfery. Trwałe przyjaźnie i prawdziwie męska przygoda. Wreszcie – przecieranie szlaków i popularyzacja eksplorowanego regionu. Moje wyprawy to znakomity sposób na ciekawe życie z potężną dozą adrenaliny i porcją „niedźwiedziego mięsa”. Życie wykraczające poza utarte schematy. Idealnym poligonem dla takich działań jest właśnie Mongolia. Wyprawy do tej stepowej krainy zyskały wiele dzięki dokonaniom moich licznych towarzyszy, a szczególnie Mirka „Bär” Warszawskiego, z którym od lat wspólnie eksploruję także inne zakątki świata. Pozdrawiam Andrzeja „Masakrę” Nosowicza z Belgii. Partnerów z niemieckiej Jerome Survival Akademie i jej szefa – Jurka „Jerry’ego” Romańczuka. Piotra „Salmo” Piskor-

8


skiego, wędkarza i starego przyjaciela. Serdecznie wspominam moich partnerów wielu wypraw wędkarskich, zwłaszcza Tadka Ćwika. Dziękuję też wspaniałym mongolskim kierowcom: Ganie, Suchemu i Dzigdżidsurenowi, oraz przewodnikowi i przyjacielowi Murunowi. Pozdrawiam Artioma Oganova – dyplomatę z rosyjskiej Ambasady w Ułan Bator i dr. Zbigniewa Kulaka, ostatniego Ambasadora RP w Mongolii, dziękuję im za gościnę i pomoc. Dziękuję Piotrowi Gogoszowi za wyprawę do Ałtaju i kazachskich sokolników. Za wspólne przejechanie 17 tysięcy kilometrów do ałtajskich sokolników… Szczególne wyrazy szacunku składam Witoldowi St. Michałowskiemu, którego książki o Ossendowskim i Ungernie czytałem z ogromnym zainteresowaniem… Wykorzystałem w książce relację mojego partnera z kanadyjkowego spływu rzeką Iderin-gol, podróżnika i kanadyjkarza – Marcina „Perfecto” Morawskiego. Akapity napisane przez Macieja Kuczyńskiego. Wspomnienia kolegi Wojtka Skarżyńskiego, który przemierzył Gobi na żaglowozie. Fragment relacji Zbyszka Panka, opisującej jego samochodową wyprawę do Mongolii – ekspedycję odbytą śladami Benedykta Polaka przez mojego przyjaciela off roadowca i fotografika. Przytaczam relacje przesłane mi przez prof. Wojciecha Grzelaka, wykładowcę na ałtajskim uniwersytecie, z jego spotkania z ałmasem. Dziękuję redaktor Barbarze Walickiej za profesjonalny i koleżeński wkład w powstanie książki. Dziękuję wszystkim… Boleebaatar


1.

Ĺšwiat Mong-ou


U zarania dziejów Bóg rozdawał ludom ziemię… Mongolscy koczownicy nie mogli długo czekać w kolejce; odeszli, bo musieli zająć się swoimi stadami. A kiedy wrócili, okazało się, że został tylko jeden skrawek, który Bóg zachował dla siebie. – Miała tam stanąć moja jurta, ale weźcie go sobie – zdecydował dobry Bóg. I tak Mongołowie otrzymali najpiękniejszą ziemię, bliską nieba…

* Nasz wyraz biada, biéda, bida wziął początek od tej nazwy, albowiem Tatarzyn napadający, pustoszący Słowiańszczyznę od wieków, pierwotną nazwę wcielił do narzecza napadanych ludów, jako wyraz nieszczęść, nędzy i klęski (wg L. Rogalskiego, 1853). ** Historyja Powszechna, tom VI, wg Cezara Cantu, przełożona przez L. Rogalskiego, nakład i druk S. Orgelbranda – Księgarza i Typologa, Warszawa przy ulicy Miodowej Nr 496, 1854. Dopuszczona do druku przez Cenzora Assessora Kollegijalnego.

[…] Na południe [od] jeziora Bajkał naród mongolski zamieszkiwał skalistą i piasczystą okolicę, najeżoną górami, wiecznym śniegiem pokrytemi, gdzie tylko po nad rzeką widziéć się dają sosnowe lasy i zielone łąki. Trzody z wołów, wielbłądów, kóz, dostarczały im pożywienia, z futer mieli pokrycie, z wełny pilść do wypychania siodeł; skóra służyła do robienia naczyń do zachowania napojów, kości na uzbrojenie strzały, ścięgna zamiast nici, mięso końskie było najlepszym przysmakiem, a z mléka kobylego sfermentowanego robili upajający trunek. Jedno z głównych pokoleń ludzkich, nacechowanych nabrzmiałemi powiekami, skrzywionemi ku skroniom, płaską twarzą, podniesionemi jagodami; czarnemi, gładkiemi a rzadkiemi włosami. Mongołowie obdarzeni nadzwyczajnie czujnym słuchem i węchem, nauczeni od dziecka do konnéj jazdy, do życia obozowego, do obchodzenia się bez potrzeb, pod ostrym niebem wychowani, szczególniéj do wojny zdolni byli i na swoich małych, szybkich koniach z łatwością najcięższe znosili trudności. Takimi [były] ludy [i takimi są jeszcze ich szczątki], które pod imieniem Mongołów założyły najrozleglejsze na ziemi cesarstwo. Wzmianka o ich nazwie jest w X wieku, piszą ją Mong-ou. Przybrali ją według podań za Gengis-Chana [Czyngis-chana] w r. 1189: przed tém zaś nazywali się Bida*. wg Cezara Cantu, 1854**

Wybrałem się do Chenteju (regionu położonego w północno-wschodniej Mongolii), ponieważ chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o moich przodkach, ludziach zwanych niegdyś 11


Thartari („z piekła” rodem), czyli o Czyngis-chanie i jego potomkach. O miejscu, gdzie 800 lat temu urodził się największy wódz w historii ludzkości i gdzie powstało największe imperium, które rozlało się jak tsunami, nieodwracalnie niszcząc i zmieniając Azję, Europę, wręcz cały świat. Nie ominęło także nas, Polaków… Postanowiłem z bliska zobaczyć i ocenić, jak chentejski step i jego mieszkańcy zmienili się przez minione 800 lat. Co uchowało się z dawnych wieków. Dotrzeć do miejsca, gdzie niegdyś stała rodzinna jurta Temudżyna. I tam – z dala od cywilizacji, razem z Mongołami przez pewien czas żyć pod wojłokowym dachem jurty. Pojeździć konno z pastuchami. Posłuchać wspomnień prapraprawnuków Czyngisa. Potomków tych, którzy podbili i ujarzmili ludy mówiące 720 językami i w krótkim czasie stworzyli potężne imperium. Poznać tajemnice mongolskich szamanów… Chciałem zapytać autochtonów o czasy chanów i mongolski lamaizm. O niedawne dramatyczne lata komunizmu i zmiany, jakie zaszły u nich po roku 1990. O Polaków, którzy bywali 12

a

Ałtan, Kuczur i Secze Beki naradzili się ze sobą i powiedzieli do Temudżyna: – Uczynimy ciebie chanem! Będziemy na czele armii wyruszać przeciw wrogom, zdobywać [dla ciebie] Pięknolice kobiety obcych ludów i bogate jurty! – Wspaniałe konie! Dla ciebie spędzimy zwierzynę stepową i ze skalnych urwisk! –Takie padły słowa przysięgi, po czym obwołano Temudżyna chanem pod imieniem Czyngis-chan… Ilustracja z książki z XIII w. Tajna historia Mongołów


w Mongolii i wnieśli wkład w jej historię. Zobaczyć, jak żyje się tam dzisiaj… A na miejscu – wpadłem po uszy: zakochałem się w głębinach jezior, nurtach górskich rzek, kraterach wulkanów, dziewiczej tajdze i puszczy pełnej grzybów. W bezmiarze stepów, pustyni i tundrze wysokogórskiej, które mimo iż wałęsam się tam od siedemnastu lat, wciąż dostarczają mi nowych wrażeń i zachęcają do kolejnych wypraw i odkrywania tajemnic. Obfitość bydła, zwierzyny, ptactwa i wspaniałych ryb wędkarskich obudziły we mnie atawistyczną chęć łowienia, polowania i kowbojskiego wypasania bydła. Te odradzające się pierwotne instynkty mogłem zaspokajać w Mongolii, pędząc konno śladami Temudżyna ze współczesną ordą, z arkanem w dłoni…

Hańba temu, kto źle o tym myśli… Podróżowałem uzbrojony w kilka przewodników: książeczkę pt. Тэнгэрийн Элч, o mojej przyjaciółce mongolskiej szamance z Kotliny Darchackiej, i stare wydanie Монголын нууц товчоо – anonimową kronikę – Tajną historię Mongołów z XIII wieku, ilustrowaną pięknymi rycinami. Sięgałem do spisanych w więzieniu pamiętników Marco Polo Il Milione i Historyji powszechnej

` Książeczka o mongolskiej szamance, napisana i wydana przez rodzinę i jej przyjaciół w 2004 roku, po śmierci szamanki. Historia, teksty szamańskie, dokonania, wspomnienia…

13


Cezara Cantu z 1854 roku. Wchłaniałem klimat wydanej przed stu laty książki pt. Jala ümber maailma Konstantego von Rengartena, Niemca z Rygi, w której autor barwnie i prawdziwie opisał ówczesną Mongolię oraz jej mieszkańców poznanych w trakcie swojej pieszej wędrówki dookoła świata. Przy okazji wertowania tej niezwykle interesującej relacji natknąłem się na cytowany przez po-

Konstanty von Rengarten (1862 lub 1864 – rok i miejsce śmierci nieznane), łotewski podróżnik i pisarz. W latach 1884–1886 odbył podróż po Kraju Zakaspijskim. Sławę przyniosła mu kolejna ekspedycja, od 15 sierpnia 1894 roku do 20 września 1898 roku odbył samotną pieszą wędrókę dookoła świata na trasie Ryga – Rostów nad Donem – Persja – Irkuck – Urga – Pekin – Japonia – USA – Francja – Ryga, przemierzając 26 877 km. Była to podróż dobrze rozreklamowana, regularnie nadsyłał relacje do kilku gazet na Łotwie, w Rosji i Niemczech, a po zakończeniu wydano jego relacje w kilku krajach.

_ Rengarten w stroju podróżnym

14


* Franc.: Hańba temu, kto źle o tym myśli.

** Chuszury – wielkie pierogi nadziewane farszem z baraniny.

*** Stanowi kontynuację publikacji: Mongolia. Survival z ludzką twarzą, Wyprawy w tajgę i step, Wędkarski survival oraz Spinning, tajmienie i… szczury.

` Po wyjeździe z UB na step samochód musi zatrzymać się przy kurhanie wotalnym, gdzie trzeba odprawić szamański rytuał za pomyślność podróży…

dróżnika zwrot: Honny soit qui mal y pense*. Stanowił on dowcipny komentarz, którym autor powiązał historię Orderu Podwiązki z mongolskim zwyczajem ogrzewania w łóżku nocą zmarzniętego gościa przez żonę, córkę gospodarza (albo, jak wspomina: Mongoła, który podczas snu tulił się do mnie). Tym żartem Rengarten chciał zwrócić uwagę na fakt, że przybysz bardzo często wysnuwa błędne wnioski z różnych wydarzeń. Oceniając świat mongolskich jurt, często krytykujemy go lub wyśmiewamy, szydzimy lub odwrotnie – nadmiernie i bezpodstawnie zachwycamy się, nie rozumiejąc istoty rzeczy. Nie dostrzegamy zalet, często nawet wyższości różnych mongolskich zachowań i rozwiązań, budzących nasze zdumienie, ich genezy i powodów, dla których przetrwały do dnia dzisiejszego. Tłumacząc istniejące tam do dzisiaj, często szokujące nas obyczaje, pragnę, podobnie jak niegdyś Rengarten, kierować się rozsądkiem w ocenie jakże odmiennej Mongolii… Opisując ten niezwykły świat, chciałem przyrządzić smakowitą potrawę, mieszając chuszury** i ajrag (kumys) jak groch z kapustą. Jak w mongolskiej zagadce: „Co to jest – pole białe, owce czarne, chociaż nie człowiek, a rozmowna i dowcipna, nie brzoza, a ma liście, nie instrument, a dźwięczna?”. Wiecie, co to jest? To po prostu dobra książka. Tak więc postanowiłem rzetelny reportaż wzbogacić opowieściami mieszkańców jurt***. Bo – jak mówią Mongołowie – „od mędrca, który nie dzieli się z nikim tym, co wie, lepszy jest głupiec, który opowiada, co widział”…


2.

Niespodzianki na powitanie


a

Tradycyjne, mongolskie krzesiwo do rozpalania ognia. Mocowane do paska, często ze srebra i pięknie zdobione

_ […] zadziwia odmienny krajobraz – bezdrzewna łąka bez końca a na horyzoncie góry

Po przekroczeniu granicy Syberii z Mongolią pasażerów samolotu lecącego tam z Europy zaskakuje niezwykła przejrzystość powietrza. Z wysokości 10 km widać ziemię dokładnie aż po horyzont. Nic dziwnego – w północnej części Mongolii widzialność przekracza 100 km, a niebo rzadko jest tam zamglone czy zachmurzone. Mimo że strasznie chce się spać (przy locie na wschód czas skraca się o siedem godzin), nie można oderwać oczu od widoków za okienkiem w samolocie, bo poniżej przesuwają się niespotykane gdzie indziej obrazy: step poprzecinany łańcuchami gór, stożki wulkanów, koryta meandrujących rzek i jeziora. Zadziwia zielony kolor północnych stoków gór. Uważny obserwator z pewnością dostrzeże zupełny brak utwardzonych dróg, pól, wsi, miast czy innych śladów cywilizacji. Wypatrzy za to rzadkie, białe punkciki jurt. Potem, gdy wyjątkowo ciasny i duszny produkt Andrieja Nikołajewicza Tupolewa zacznie obniżać wysokość, podchodząc do lotniska w Ułan Bator, kolejne zdziwienie: wrażenie zupełnie jak przy lądowaniu awaryjnym – samolot leci niziutko nad ziemią, a nadal nie widać żadnych śladów cywilizacji! W końcu jednak maszyna szczęśliwie siada na betonie, staje i wychodzimy po schodkach na płytę lotniska. Znowu szok: zamiast zabudowań wielkomiejskich zadziwia odmienny krajobraz – wokoło bezdrzewna łąka, a na horyzoncie nagie góry. I skośnoocy, czarnowłosi ludzie w dziwnych ubraniach – chodzący latem w chałatach, wysokich skórzanych butach oficerkach i dziwacznych czapkach. Mężczyźni nie mają zarostu. Po bezchmurnym błękitnym niebie wędruje słońce, jego jaskrawy blask razi wzrok; od razu odczuwa się ostry klimat 17


kontynentalny i fakt, że znajdujemy się na znacznej wysokości nad poziomem morza*. I to dziwne, inne powietrze.

* Średnia wysokość Mongolii to 1580 m n.p.m.

Mongolia pachnie Kolejnym zaskoczeniem dla przybysza jest intensywny zapach Mongolii. Przede wszystkim od wiosny do jesieni pięknie i mocno pachnie mongolski step. Piołunem, rumiankiem, turzycą, karaganą i wieloma innymi ziołami. W letnie upały ta woń jest szczególnie silna. Skondensowane olejki eteryczne unoszą się nad ziemią w postaci delikatnej mgiełki. W upalny letni dzień, kładąc się na stepie wśród traw i krzewów, można doznać zawrotu głowy. Jadąc konno, wyczuwa się niesione wiatrem różne ziołowe zapachy. Inne w dolinach, gdzie czuje się rabarbar i czosnek, inne na otwartej płaszczyźnie stepu czy stokach gór. Inne w ajmakach** centralnych i jeszcze inne w porośniętych modrzewiem i limbą górach północnej Mongolii (bagno, borówka czarna). Pachną kolorowe łany jaskrów, kosaćców, maków, szarotek i lilii. Nawet jałowa, piaszczysta Gobi pięknie pachnie, a tajga wręcz odurza aromatem modrzewi. Pachną połacie lasu spalone pożarami 18

** Ajmak (mong. Aймаг) – jednostka podziału terytorialnego Mongolii. Kraj ten dzieli się na 21 ajmaków oraz miasto wydzielone Ułan Bator. W języku mongolskim słowo ajmak oznacza także plemię.


_ Mongolia to również ogromne obszary górskiej tajgi i – wyżej – tundry

* Zaszedłem w UB na II piętro, gdzie w bloku z wielkiej płyty mieszkał kolega naukowiec z uniwersytetu. W łazience zaskoczył mnie koszmarny widok: wszędzie krew, wanna pełna baranich wnętrzności, ucięty łeb w misce i wisząca pod sufitem tusza zwierzęcia.

i porażone piorunami. I pachną grzyby – dorodne rydze, których mnóstwo rośnie w puszczy sosnowej. W tundrze przy każdym stąpnięciu podróżnika lub konia z porośniętego mchem bagna wydostają się z bulgotem intensywne wonie. Wokół jurt unosi się zapach spalanych w piecykach różnych gatunków drewna lub wyschniętych odchodów zwierząt hodowlanych. Wysuszone na stepie przez słońce są zbierane i używane w Mongolii jako najpopularniejszy opał. Na bezdrzewnym stepie ceniony jako ogólnodostępny i darmowy. Ponadto mieszkańcy jurt wierzą, że jego dym działa profilaktycznie i leczniczo na wiele ludzkich chorób. Wysuszone odchody bydlęce pali się przy różnych okazjach, bo ten dym również doskonale odpędza komary i zjadliwą, syberyjską meszkę. Wszechobecny jest zapach baraniny: czuje się go w mieście na ulicy, w domu, w dowolnym zbiorowisku ludzkim*. Od jurt pachnie zwierzętami hodowlanymi – jak to w stajni czy oborze. A wewnątrz wojłokowego domu poszczególne dania kuchni mongolskiej pachną baranim tłuszczem i kwaśnym mlekiem. Pachną mieszkańcy jurt, w których nie ma łazienek. Nikt tutaj nie używa dezodorantów… Mongołowie przywiązują dużą wagę do zapachów, o czym świadczy wciąż popularny zwyczaj wymiany pachnideł przy zawieraniu znajomości. Zwykle każdy dorosły mężczyzna ma za pazuchą deli ozdobną tabakierkę z tabaką o ulubionym zapachu. Wręcza ją uroczyście gościowi, który powinien wysypać niewielką ilość pachnącego proszku na grzbiet dłoni u nasady

` Typowy widok – soczysta, zielona dolina z białymi jurtami i stadami bydła wokoło

19


kciuka i z zadowoleniem poniuchać. Takie poczęstowanie zapachem jest wyrazem szacunku wobec gościa. Normalnie tabaka to sproszkowany tytoń, czasami wzbogacony kompozycjami aromatyzującymi, ale tutaj pochodzenie i rodzaj tego proszku bywają różne. W lamajskiej Mongolii ważnym elementem rytuału religijnego są tlące się kadzidła. Ten egzotyczny aromat świątyń buddyjskich pozostaje w pamięci każdego, kto choć raz przekroczył ich progi. Również kamłaniom szamanów mongolskich towarzyszą charakterystyczne zapachy, bowiem palenie ziół, suszonej i sproszkowanej tui czy rytualne okadzanie bębna gorącym dymem są obowiązkową częścią obrzędów. Mongolia pachnie pięknie, w sposób niezapomniany. Chociaż nie wszędzie i nie zawsze – zimą przy stagnującym powietrzu oddychanie w Ułan Bator jest uciążliwe. Nad miastem zalega duszący, cuchnący smog dymów z kominów i smród spalin silników samochodowych na zakorkowanych ulicach centrum. Przybysza zaskakuje suchy klimat kontynentalny. Dobowe wahania temperatury sięgają 40°C. Latem o zachodzie słońca spada gwałtownie nawet o 20°C. W Mongolii najdalej na świecie sięgają wieczna zmarzlina i pustynia, a dzieli je zaledwie 700 km.

20

Jaki to nie tylko wspaniałe zwierzęta hodowane dla mleka i mięsa ale również pociągowe. Nawet w stolicy…

b


a

Ozdobą współczesnych mongolskich banknotów są – oczywiście – Czyngis-chan i komunistyczni wodzowie

Zimą jest chłodniej niż na biegunie, mimo że kraj ten leży na tej samej szerokości geograficznej co Krym. Częste bywają burze piaskowe. Obszar Mongolii zimą to światowe centrum wyżu barycznego. Na bezchmurnym niebie słońce świeci przez 250 dni w roku i dlatego ten kraj jest nazywany Krainą Błękitnego Nieba.

Ułan Bator, 1995 rok

* Tugrik – waluta używana w Mongolii. Jeden tugrik równa się 100 möngöm.

Do kraju jurt, koni i szamanów poleciałem wtedy na chwilę, a bywam tam co roku już od lat kilkunastu i nie zamierzam porzucić tego zwyczaju. Tę pierwszą wyprawę odbyłem z prof. Tadeuszem Kisielińskim: pojechaliśmy na ryby. Dotarliśmy tam przedpotopowymi samolotami śmigłowymi, przesiadając się najpierw w Moskwie, a potem jeszcze dwa razy na Syberii. Port lotniczy Bujant-Uchaa znajdował się 30 km na zachód od Ułan Bator. Od obskurnych baraków terminalu do miasta prowadziła wąska droga. Nie docierała tu ani miejska komunikacja, ani taksówki. Ponieważ nie czekał na nas znajomy z samochodem, musieliśmy łapać okazję. Rosyjskiego UAZ-a. Innych aut nie było. Zapłaciliśmy frycowe – kierowca zamiast ustalonych zwyczajowo trzech „dolców”, naciągnął nas na trzydzieści… Na rogatkach czekała niespodzianka – policja zatrzymała i sprawdziła nas i kierowcę. Za wjazd do miasta musieliśmy zapłacić jakieś tugriki*. Peryferie zaskoczyły mnie rozległością slumsów – drewnianych bud, jurt i płotów. Dalej droga przebiegała pod łukiem 21


triumfalnym, potem obok pomnika z czołgiem z czasów II wojny światowej, koło muzeum znajdującego się w dawnym pałacu ostatniego mongolskiego władcy… Na ulicach centrum zadziwił mnie widok poruszających się ulicami konno ludzi w sukmanach, butach oficerkach – było lato – i śmiesznych czapkach. A także mnichów w pomarańczowych szatach. Jezdnie i chodniki ulic w śródmieściu były zniszczone – w wielu miejscach brakowało żeliwnych pokryw studzienek kanalizacyjnych. Ani śladu taksówek. Zastępowały je prywatne samochody, zatrzymujące się chętnie po podniesieniu ręki. Nieliczne autobusy z bileterami w środku. Oczywiście w centrum miasta był – jak w Moskwie – Plac Czerwony z kolumnami i monumentalnymi gmachami urzędów państwowych oraz mauzoleum zawierające zwłoki komunistycznego bohatera. W pobliżu Poczta Główna, gdzie wówczas na połączenie z Polską czekałem kilka godzin… A także wielki, typowy rosyjski dom towarowy – uniwiermag, oraz gmachy ambasad polskiej i radzieckiej. Nasza znajdowała się w imponującej willi zbudowanej na rozległym, starannie ogrodzonym placu, gdzie stał też parterowy budynek z pokojami gościnnymi, garażami i budką strażnika. Ambasadorem był wtedy ogromnie sympatyczny i gościnny profesor Uniwersytetu Warszawskiego – mongolista Stanisław Godziński.

22

Mongolskie obuwie to tzw. oficerki robione z wojłoku i skóry. Te tradycyjne są pięknie zdobione i – oczywiście muszą mieć zadarty nosek, by „nie ranić ziemi”…

b


` Jedna ze świątyń klasztoru lamajskiego Gandan w Ułan Bator

Dzielnice mieszkalne w centrum składały się z bloków z wielkiej płyty. Po latach eksploatacji w stanie ruiny. Ze zdezelowanymi windami – w jednej przeżyłem groźną awarię. Mieszkania odgradzały od klatki schodowej masywne kraty. Gdyby nie skośnoocy ludzie ubrani w wysokie buty i charakterystyczne chałaty, wygoleni lamowie w szatach koloru ochry, jurty na peryferiach i mnóstwo koni – UB sprawiałoby wrażenie sennego, prowincjonalnego rosyjskiego miasteczka. Jako atrakcję stolica oferowała wówczas zwiedzającym klasztor lamajski Gandan – do niedawna wstęp tam mieli tylko turyści. Inny niewielki klasztor zamieniono na Muzeum Religii, można było w nim zobaczyć rytualne maski buddyjskie. Odwiedzić Muzeum Narodowe z ciekawym, aczkolwiek mocno już zniszczonym działem przyrodniczym, bogatą ekspozycją szkieletów dinozaurów gobijskich sprzed około 75 mln lat i sporą kolekcją ich jaj. Były tam również ciosy mamuta i szkielet nosorożca włochatego oraz zbiory współczesnej fauny Mongolii z imponującą wypchaną rybą – półtorametrowym tajmieniem, który znacznie podniósł mi – wędkarzowi – poziom adrenaliny. 23


I tyle… Miałem wtedy w UB problem z kupieniem chleba i najzwyklejszej konserwy mięsnej – rosyjskiej tuszonki. A gdy w restauracji chciałem skorzystać z toalety, okazało się to niemożliwe, ponieważ akurat zarzynano tam owcę dla kuchni… Z tamtego pobytu zapamiętałem duszące, tłumiące oddech chmury piasku. Brud i wszechobecne śmieci. Upał i wyraźnie odczuwalne zmęczenie związane z wysokim położeniem miasta. I fakt, że tamtego roku przed moim przylotem stolicę nawiedziła powódź. Było wiele ofiar śmiertelnych, a spora część Mongolii została zamknięta dla turystów. Groziła epidemia, ponieważ po katastrofalnej zimie na stepie rozkładały się dziesiątki, a może nawet setki tysięcy padłych zwierząt. Lecąc dalej 600 kilometrów na północ, skorzystałem z wewnętrznych linii lotniczych. Był to stary, wojskowy samolot turbośmigłowy AN 26, wyposażony z tyłu kadłuba w opuszczaną klapę dla wchodzących pasażerów. Siedzieliśmy na podłodze między tłumokami, żywymi kozami i wielkimi bańkami na mleko. Wylądowaliśmy na polowym lotnisku w Murun (Mörön). Zanim znaleźliśmy dalszy transport, dwa dni koczowaliśmy w budynku lotniska, bo w tym wojewódzkim mieście hotelu nie było. Dalej – 360 kilometrów na północ do miasteczka Cagaan Nuur (jezioro) – jechaliśmy bezdrożami przez dwa dni na skrzyni wiekowej rosyjskiej ciężarówki, która w pewnym momencie się zepsuła. Ale kierowca sam naprawił zatarte panewki wału silnika i szczęśliwie dotarliśmy do celu. Potem na kilkutygodniową wyprawę w tajgę wyruszyliśmy konno. Gdy wróciliśmy do Cagaan Nuur, czekał nas dramat! Z powodu ulewnych deszczów brody rzeczne były nieprzejezdne, co uniemożliwiało powrót autem do UB. Uratował nas samolot – dwupłatowy kukuruźnik wezwany z Murun na ratunek za pomocą krótkofalówki pograniczników. Jak dziś pamiętam – szczęśliwi zabuliliśmy wtedy 360 USD, a samolot wylądował na stepie za jurtami. Powrót był prawdziwym horrorem: siedziałem z pilotami w kabinie samolotu, w którym nie działały żadne wskaźniki i przyrządy*. Pilot leciał niziutko, ponieważ orientował się według ukształtowania terenu… Tak to wyglądało zaledwie kilkanaście lat temu. Potem co roku podziwiałem lub krytykowałem zachodzące zmiany. Ich brak w stepie i tajdze mnie zachwycał. 24

* Rozbił się kilka dni później podczas lotu do Ułan Bator!


A dzisiaj… …przyleciałem do UB bezpośrednio z Moskwy porządnym boeingiem B737 mongolskich międzynarodowych linii lotniczych MIAT. Lotnisko jest wciąż w tym samym miejscu, ale rozbudowane i – oczywiście – aktualnie nazywa się Chinggis Khan International Airoport. Zniknęły dwupłatowe kukuruźniki, zamiast nich stoją helikoptery gotowe do wynajęcia. Po barakach nie ma śladu, za to są ładne, nowoczesne dwupoziomowe terminale, sklepy wolnocłowe, kawiarnie, parking. Jest też postój taksówek. W mieście krąży ich pełno i są bardzo tanie. Jedyny problem, jaki miałem, to zapamiętać i poprawnie wymówić adres zabukowanego przez Internet hotelu: Baruum Durvan Zam Chombolyn. Na szczęście czekał na mnie zamówiony samochód i miejscowy przyjaciel…

Ułanbatorski Plac Czerwony czyli – Plac Suchebatora. Do niedawna największą ozdobą było mauzoleum z mumią przywódcy, dzisiaj ogromny pomnik Czyngisa…

b

Sain baina uu – Witaj, jak się masz… …mam stempelek w paszporcie i już z daleka widzę czekającego na mnie przyjaciela Muruna. Stojący obok niego uśmiechnięty facet w deli machał do mnie ręką. Domyśliłem się, że to kierowca. Po przywitaniu zabrali moje plecaki i skrzynie i udaliśmy się na parking, gdzie czekał mój ulubiony samochód – rosyjski, prawdziwie terenowy UAZ . Kierowca zapalił skręta, ruszył z piskiem opon i gdy zorientował się, że dobrze mówię po rosyjsku, z miejsca zaczął gadać – urabiać klienta.

25



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.