LOGIKA PRZECIW MISTYCE / MISTYKA PRZECIW LOGICE Kamil Radomski
Wykładnią tak pierwszej filozofii Wittgensteina jest jego Traktat logiczno-filozoficzny. Sam autor pisał o tej książce, że jest to dzieło łączące logiczną dokładność z mistyczną wzniosłością. Twierdził, że składa się ona z dwóch części – napisanej i nienapisanej. Co więcej, Traktat miał rozwiązywać wszystkie problemy filozoficzne. Żeby tego było mało jedno z ostatnich zdań głosi, że cała książka jest niedorzeczna. Odważnie. Po wydaniu tej wręcz filigranowej lektury (polskie wydanie ma 83 strony) autor porzucił filozofię i zajął się czym innym. Traktat zaczyna się od opisania pewnej ontologii, nazwanej potem ontologią faktu. Jest to stanowisko antyidealistyczne, gdyż uznaje, że świat składa się nie z wyabstrahowanych elementów, lecz z faktów, czyli istniejących stanów rzeczy (teza 1. i 2. z Traktatu). Oznacza to, że w skład rzeczywistości wchodzą nie tylko jej elementy, ale i co ważne ich wzajemne stosunki. Idąc dalej oznacza to, że nie można oderwać przedmiotu od jego otoczenia. Rzecz nie może być zawieszona w niebycie czy oderwana od rzeczywistości. Uniwersalia w konsekwencji nie istnieją. Lecz poza namacalną rzeczywistością istnieje jeszcze tak zwana przestrzeń logiczna. Jest to możliwość układu rzeczy. Żeby nadać temu twierdzeniu bardziej matematyczny obraz, Wittgenstein wprowadza pojęcie przedmiotu prostego, czyli odpowiednika atomu bądź punktu materialnego. Oznacza to, że nie może istnieć w świecie nic, co jest nielogiczne. Logikę można w takim razie uznać za rusztowanie rzeczywistości. Pojawia się tu jawna inspiracja Kantem. Aprioryczna forma poznania to w tym systemie logika. Kolejnym ważnym posunięciem jest wyselekcjonowanie użytecznych form logicznych. Nie każde równanie logiczne jest wyżej wspomnianą aprioryczną formą poznania. Tylko tautologie, czyli ogólnie prawdziwe, spełniają wszystkie warunki. Tautologia, jak zauważył Bogusław Wolniewicz jest odpowiednikiem matematycznego równania tożsamościowego, które stanowi prawdę dla każdej liczby. Takich struktur Wittgenstein poszukuje w języku. Funkcją języka jest rekonstrukcja rzeczywistości. Skąd taki wniosek? W liście z 20 października 1914 roku Wittgenstein pisz: „Aby zdanie mogło być prawdziwe lub fałszywe – zgadzać się z rzeczywistością, albo nie – coś w zdaniu musi być z rzeczywistością identycznego.” Język podobnie jak rzeczywistość oparty jest na strukturach logicznych. Jak świat jest kombinacją faktów, tak język stanowi kombinację zdań elementarnych. Symetryczność tych dwóch platform poszła tak daleko, aż Wittgenstein uznał, że skoro istnieje jedna rzeczywistość, to istnieje także jeden język. Tak głębokie zainteresowanie językiem może też tłumaczyć fakt, że jest on przestrzenią, w której filozofia się realizuje. Stanowi to doskonałą platformę do badań nad filozofią jak i rzeczywistością. Można powiedzieć, że miejsce pojęć „rozum” czy „myśl” zajął właśnie „język”.
Kontynuując filozof stwierdził, że język ma inne struktury niż świat. Wynikać z tego będzie powtarzanie się pewnych słów i systemów w języku, które nie mają realnego podobieństwa w rzeczywistości. Prawidłowości tej nie zauważyły jednak całe pokolenia myślicieli. Starali się oni z jakiegoś użycia słów wyłuskać coś co nazywali znaczeniem. Tak na przykład słowo „jest” zostało przekształcone w „byt”. Stanowi to, zdaniem Wittgensteina, błąd wynikający z niezrozumienia logiki języka. Filozofowie starali się wydestylować jakieś znaczenie. Idea taka pojawiła się już u Platona, który tworząc swój świat idei dopuścił się, jak ujmuje to autor, błędu izomorfizmu. Dalsze pokolenia popadały w tę samą pułapkę. Nie tyle dawali błędne odpowiedzi, co zadawali niedorzeczne pytania. W Traktacie możemy przeczytać: „Wielka zagadka nie istnieje. Jeżeli jakieś pytanie da się w ogóle postawić, to można też na nie odpowiedzieć.” Taki obraz Wittgensteina przypadł do gustu przedstawicielom Koła Wiedeńskiego. Jednak sam autor nigdy z nimi nie sympatyzował. Skarżył się wręcz, że taki tylko odbiór jego dzieła jest nieporozumieniem. Stwierdzić to możemy na podstawie jego listów. Natomiast dalsze tezy Traktatu mają zapowiedziany wcześniej wydźwięk mistyczny. Teza 5.6 mówi o granicy języka, czyli o sferze, przejściowej za którą nie sięga opis logiczno-lingwistycznego tworu Wittgensteina, o którym wiemy intuicyjnie, że nie jest żywym językiem. To, co przekracza przestrzeń logiczną, nie jest już elementem języka, jednak dalej w jakimś sensie jest, istnieje. Tak naprawdę, to tylko te transcendentalne przedmioty mają wartość. Wszystko inne bowiem jest przypadkowe i równorzędne. W takim razie należy w jakiś sposób wyjść poza te granice. Jest to jednak zdaniem filozofa niemożliwe. Możemy tylko badać granice języka, czyli granice świata. Jeśli już dokonamy tego, będziemy mogli spojrzeć na świat jako na zamknięta całość, pokarze się on nam w pełni, co jest podobno uczuciem mistycznym. Ostatnia teza głosi, że „o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. Taka teoria nie jest wbrew pozorom wyrzeknięciem się metafizyki, jakby chcieli tego neopozytywiści. Jest nową wizją dosięgania przedmiotów transcendentnych. Nie można o nich mówić, można je pokazać. Da się też zinterpretować lakoniczne twierdzenia Wittgensteina jako zachętę do bezsłownej kontemplacji. Jednak z drugiej strony język z Traktatu to nie mowa, dzięki której rozmawiamy. To zbiór znaków i zdań używanych do badań, w tym być może i filozoficznych. Zasada milczenia nie obowiązuje w takim razie rygorystycznie. Można mówić o sensie, etyce i estetyce, jednak nie wprost. Potwierdzić to może reakcja filozofa na wiersz Ludwiga Uhlanda, opowiadającym o krzyżowcu, który posadził w ogródku głóg zerwany podczas wyprawy do Palestyny. Napisał o nim: „Wiersz Uhlanda jest rzeczywiście wspaniały. I tak to jest: gdy się nie silimy, by wyrazić to, co niewyrażalne, nic się nie zatraca. Niewyrażalne jest bowiem wtedy – niewyrażalnie – w wyrażeniu zawarte!”.
Bibliografia: Ludwig Wittgenstein, Tractatus Logico-Philosophicus [w:] „Filozofia współczesna”, pod red. Zbigniewa Kuderowicza, tom 2, Wiedza Powszechna, Warszawa 1983