Co nas czeka
17 września 2021
w nowym sezonie
FOT. 123RF
Oby widownie znów były pełne!
02
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Teatry nadrabiają pandemiczne zaległości i proponują premierę za premierą
P
ierwsze teatralne premiery nowego sezonu już za nami. Studenci roku dyplomowego Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi pokazali pierwszy z trzech dyplomów – przejmującą „Mary Page Marlow” autorstwa Tracy Lettsa, laureata Nagrody Pulitzera, scenarzysty m.in. głośnego „Sierpnia w hrabstwie Osage”. Reżyserem spektaklu jest Adam Orzechowski, dyrektor Teatru Wybrzeże w Gdańsku. A na scenie po raz pierwszy prezentują się młodzi aktorzy: Oliwia Adamowicz, Maria Adamska, Aleksandra Bernatek, Agata Dziąbor, Karolina Kowalska, Emilia Lewandowska, Dominika Probachta, Julia Rocka, Zofia Stafiej, Wiktor Dębski, Karol Lelek, Hubert Sycz, Filip Garmulewicz. Teatr Powszechny przedstawił wyczekiwaną, przełożoną z wiosny prapremierę widowiska „Chciałem być...”, do tekstu i w reżyserii Michała Siegoczyńskiego, poświęconego postaci Krzysztofa Krawczyka. W spektaklu fenomenalną, główną rolę stworzył Mariusz Ostrowski, a obok niego występują: Karolina Krawczyńska, Diana Krupa, Karolina Łukaszewicz, Paulina Nadel, Ewa Sonnenburg, Filip Jacak, Jakub Kotyński, Artur Majewski. – Próby rozpoczęły się w ubiegłym roku, pierwsza prezentacja miała odbyć się w maju, ale przesunęliśmy ją na wrzesień – wyjaśnia Ewa Pilawska, dyrektor Teatru Powszechnego. – Rozpoczynając próby, nikt z nas nie pomyślał nawet o tym, że Krzysztof Krawczyk nie będzie mógł być obecny na prapremierze. Ze względu na śmierć pana Krzysztofa Krawczyka oraz ze względu na szacunek dla wdowy, syna i bliskich zmieniliśmy termin prapremiery. W październiku „Powszechny” organizuje „zaległą” odsłonę Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, a na przyszłoroczną edycję
(liczymy, że już marcową) wspólnie z warszawskim Teatrem Powszechnym przygotuje premierę nowego spektaklu Krystiana Lupy – „Imagine 2”. Inspiracją dla powstania spektaklu jest historia kontrkultury lat 60. i 70. oraz życie i twórczość Johna Lennona. W tym sezonie scena zaprosi również na prapremierę sztuki Juliusza Machulskiego, którą napisał specjalnie dla Teatru Powszechnego – Polskiego Centrum Komedii. Wyreżyseruje ją Paweł Szkotak. Będzie to słodko-gorzka komedia o wielopokoleniowości, odchodzeniu rodziców i dziadków. A napisaną specjalnie dla Teatru sztukę Radosława Paczochy wyreżyseruje Adam Orzechowski. Dwie premiery łódzkie teatry przygotowały specjalnie na Festiwal Łódź Czterech Kultur. Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla, w niecodziennej lokalizacji – dawnym kompleksie fabryk Karola Scheiblera na terenie Fuzji – zaproponował „Króla bawełny” w reżyserii Arkadiusza Buszki. Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka zaś zrealizował spektakl „Ludowa historia Polski” na podstawie książki Adama Leszczyńskiego (reżyseria Piotr Pacześniak, dramaturgia Wera Makowskx). „Nowy” przygotowuje na listopad premierę przedstawienia „Wszyscy jesteśmy dziwni” autorstwa Karoliny Sulej, w reżyserii Olgi Ciężkowskiej. Zagrają: Barbara Dembińska, Izabella Dudziak, Magdalena Kaszewska, Katarzyna Żuk, Sławomir Sulej. Wracają też na scenę premiery bardzo świeże, jak np. „Edward drugi” Waldemara Śmigasiewicza. Pierwszą premierą nowego sezonu w Teatrze im. Stefana Jaracza jest spektakl „Listy na (nie)wyczerpanym papierze” na podstawie korespondencji i twórczości Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory oraz książki „Listy na wyczerpanym papierze” pod redakcją Magdy Umer. Reżyseruje Sławomir Narloch, a występują: Agnieszka Skrzypczak, Elżbieta Zajko, Marek Nędza i Łukasz Stawowczyk. Scena ma też w planach premierę spekta-
klu „Panny z Wilka. Rapsod” Jarosława Iwaszkiewicza – adaptacja i reżyseria Anna Gryszkówna. W obsadzie znaleźli się: Iwona Dróżdż, Urszula Gryczewska, Iwona Karlicka, Anna Sarna, Paulina Walendziak, Karol Puciaty, Michał Staszczak. Premiera 2 października. W przygotowaniu są „Słabi” Magdaleny Drab (reż. Rafał Sabara) i „Wiśniowy sad” Antona Czechowa (reż. Małgorzata Warsicka). Teatr Fundacji Kamila Maćkowiaka 10 października pokaże premierę „Idioty” Jordiego Casanovasa, w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, z Agnieszką Skrzypczak i Kamilem Maćkowiakiem, a Teatr mały w Manufakturze na początku października przedstawi „Sztukę” Yasminy Rezy. Teatr Muzyczny liczy na wielki sukces kilkukrotnie przekładanej premiery musicalu „Pretty Woman” w reżyserii Jakuba Szydłowskiego, z muzyką Bryana Adamsa i Jima Vallance’a (premiera 25 września). Teatr Wielki 1 października zaprosi na premierę opery „Chopin” Giacomo Orefice’a, pod kierownictwem muzycznym Adama Banaszaka i w reżyserii Hanny Marasz. Na listopad planowana jest premiera „Wesela Figara” Wolfganga Amadeusa Mozarta (kierownictwo muzyczne Adam Banaszak, reżyseria Roberto Skolmowski), a później jeszcze: „Księżniczki czardasza” Emmericha Kalmana (reż. Wojciech Adamczyk, luty 2022), musicalu „Korczak” Chrisa Williamsa i Nicka Stimsona (reż. Roberto Skolmowski, kwiecień 2022) oraz bajki baletowej „Czarodziejska batuta/Elf, któremu słoń na ucho nadepnął” Zuzanny Niedzielak. Teatr będzie również obchodził jubileusz 30lecia pracy artystycznej Doroty Wójcik, jubileusz 50-lecia spektaklu baletowego „Królewna Śnieżka”, wspomni specjalnym koncertem zmarłego niedawno śpiewaka, reżysera, popularyzator opery i byłego dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi, Kazimierza Kowalskiego oraz zorganizuje Festiwal Muzyka Świata i Turniej Polskich Akademii Muzycznych.
Mariusz Ostrowski jako Krzysztof Krawczyk w spektaklu „Chciałem być...” na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi. Widowisko już cieszy się ogromną popularnością i można spokojnie prorokować, że będzie to jeden z największych przebojów nowego sezonu
FOT. GRZEGORZ GAŁASIŃSKI
Dariusz Pawłowski d.pawlowski@dziennik.lodz.pl
FOT. TOMASZ STAŃCZAK
Miejmy nadzieję, że mija trudny dla teatrów czas zamykania scen lub poważnych ograniczeń na widowniach. Realizatorzy przedstawień intensywnie bowiem pracują nad zaległymi i nowymi propozycjami
W operze „Chopin” Giacomo Orefice’a w Teatrze Wielkim w głównej roli wystąpi tenor Paweł Skałuba
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
03
REKLAMA
0010259806
REKLAMA
0010254860
04 REKLAMA
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI 0010254581
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
05
06
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Koncertowa Łódź. Muzycy pragną grać, a publiczność chce się bawić Dariusz Pawłowski d.pawlowski@dziennik.lodz.pl
N
ajwiększa łódzka sala koncertowa, czyli Atlas Arena, nadal planuje wydarzenia w atmosferze dużej niepewności – czy koronawirus pozwoli na organizowanie dużych koncertów. W październiku odbędzie się tutaj 32. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier. Na rok 2022 (12 października) przełożony został koncert legendarnej formacji Deep Purple w ramach trasy „The Whoosh! Tour”. W roli gościa specjalnego zespołowi towarzyszyć będzie amerykańska formacja Jefferson Starship. Na 8 października przyszłego roku został przełożony również Koncert Muzyki REKLAMA
Filmowej Hansa Zimmera, w którym utwory kompozytora wykonają Orkiestra Polskiego Radia pod batutą Macieja Sztora oraz solistka Anna Lasota. Koncert zespołu Simple Red został przełożony na 7 grudnia przyszłego roku, 16 lutego ma przyjechać Enrique Iglesias, 8 marca – Hans Zimmer. Na 5 maja zapowiedziany jest koncert grupy Dead Can Dance, czyli duetu Brendan Perry i Lisa Gerrard w towarzystwie znakomitcyh muzyków, 13 maja wystąpi w ramach pożegnalnej trasy duet 2Cellos, a 29 maja – James Blunt. Na 3 czerwca zaplanowany jest koncert formacji Kiss, na 9 czerwca – Andrew Rieu i jego Orkiestry Johanna Straussa, a na 18 czerwca – Celine Dion. 1 lipca w Atlas Arenie ma zaśpiewać Jose Carreras. Arty-
sta wystąpi z Martiną Zadro (sopran) oraz Davidem Giménezem (dyrygent), który pod batutę weźmie orkiestrę Akademii Beethovenowskiej z Krakowa. 9 lipca natomiast zaśpiewa włoskie trio Il Volo. W klubie Wytwórnia nowy sezon już na całego. Już 22 i 23 września wystąpią tam Bass Astral x Igo, 24 września – zespół Nocny Kochanek, a 26 września – Mela Koteluk & Kwadrofonik. W listopadzie w klubie zagości festiwal Soundedit, m.in. z koncertami Marca Almonda, Midge’a Ure i Tomka Lipińskiego. W kolejnych miesiącach w Wytwórni zobaczymy i usłyszymy m.in. Darię Zawiałow, Kult, Bednarka, Igora Herbuta, Krzysztofa Cugowskiego, Golec uOrkiestrę, Sylwię Grzeszczak, Piotra Rubika, Skunk Anansie, Nicka Masona, Leszka Możdżera.
FOT.MATERIAŁY PRASOWE
Nowy sezon artystyczny to tradycyjnie zapowiedzi wydarzeń muzycznych. Organizatorzy koncertów muszą się jednak ciągle liczyć z ograniczeniami wynikającymi z pandemicznych obostrzeń
Stjepan Hauser i Luka Sulić z duetu 2Cellos wystąpią w łódzkiej Atlas Arenie w ramach ostatniej wspólnej światowej trasy koncertowej 0010260445
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI REKLAMA
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
07 0010260442
08
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Stara szafa, Kopciuszek i lis z komiksu. Nowy sezon scen dla młodych widzów
Teatr Lalek Arlekin im. Henryka Ryla, specjalnie na tegoroczny Festiwal Łódź Czterech Kultur przygotował spektakl „Król bawełny” poświęcony Karolowi Scheiblerowi
P
o dwóch ciężkich, lockdownowych sezonach teatralnych, Arlekin i Pinokio otwierają się nie tylko dla najmłodszej publiczności. Oba teatry sezon artystyczny 2021/2022 rozpoczęły od premier przygotowanych w ramach Festiwalu Łódź Czterech Kultur. Arlekin pokazał „Króla Bawełny” opowieść o najbogatszym łódzkim fabrykancie Karolu Scheiblerze, a Pinokio „Powrót Odysa” mityczną historię Stanisława Wyspiańskiego, która mimo stuletniego rodowodu idealnie wpisuje się we współczesne realia. Jednak twórczość dla dorosłych widzów to zaledwie ułamek ich podstawowej działalności. W obu placówkach stawia się przede wszystkim na małego i młodego widza, którzy w przyjaznej atmosferze oswaja się ze sztuką teatralną.
Najnaje, czyli uwaga na najmłodszych Pinokio wystartował 10 września. Na początek spektakl „Tuliluli” (na podstawie tekstu Joanny Kulmowej, przygo-
W „Arlekinie” trwają również prace nad premierą adaptacji francuskiego komiksu dla młodych czytelników zatytułowanego „Wielki Zły Lis” Benjamina Rennera
towany w formie instalacji, gdzie treść ma drugorzędne znaczenie, a liczy się miękkość poduszek, gra świateł i kształtów), na który zapraszani są widzowie już w wieku sześciu miesięcy, dzięki temu w niebanalny sposób rozpoczynają przygodę ze sztuką. W tej kategorii teatr ma w repertuarze trzy spektakle. Prócz wspomnianego już „Tuliluli”, są jeszcze „Echy i Achy, Chlipy i Chachy” oraz „Pokolorowanki”.
Sezon na Pinokia Aktorzy teatru pod kierunkiem Gabriela Gietzky’ego rozpoczęli przygotowania do pierwszej dziecięcej premiery tego sezonu (będzie on przebiegał pod hasłem „Daleko Blisko”). Dyrektor placówki ( i równocześnie reżyser przedstawienia) na warsztat wziął „Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa. Piękna opowieść fantasy o gromadce dzieci, które przed rzeczywistością, która ich otacza uciekają do krainy wyobraźni, w której wszystko przybiera bajkowy rozmach, a zwierzęta mówią ludzkim głosem. Wstępny termin premiery to 19 listopada. Następnie rozpoczną się próby do „Mój cień jest różowy” Scotta Stuarta w reżyserii Bartosza Kurowskiego,
FOT. TEATR PINOKIO
Agnieszka Jedlińska dziennik@dziennik.lodz.pl
FOT. TEATR ARLEKIN
FOT. KRZYSZTOF SZYMCZAK
Łódzkie teatry lalkowe od dłuższego czasu charakteryzują się ogromną różnorodnością repertuaru, przeznaczonego dla całych rodzin i wykorzystującego najróżniejsze formy teatralne
Pierwszą premierą tego sezonu przygotowaną przez Teatr Pinokio jest „Powrót Odysa” według Stanisława Wyspiańskiego premiera zaplanowana w połowie stycznia 2022 roku. W tym sezonie teatralnym Pinokio planuje aż cztery premiery. Dwie kolejne to „Buzzgrow” w reżyserii Doroty
Abbe, planowana premiera w marcu 2022 roku i na finał sezonu w czerwcu ma się odbyć premiera „Małego Księcia” w reżyserii Karoliny Maciejaszek.
O rudym lisie i Kopciuszku W nowym sezonie teatralnym „Arlekin” sięga po popularny komiks i klasyczną bajkę. Na początek „Wielki Zły Lis” Benjamina Rennera, jeden z najpopularniejszych francuskich komiksów dla młodych czytelników. Otrzymał nagrodę dla najlepszego albumu dla dzieci na festiwalu w Angouleme (w jury zasiadali czytelnicy w wieku 8-12 lat), a także doczekał się filmowej adaptacji, która została nagrodzona Cezarem dla najlepszej animacji roku. Jest to opowieść o lisie, który nie jest wcale zły, a na dodatek ma strasznego pecha i ciągle wpada w kłopoty, przez które staje się pośmiewiskiem dla innych zwierząt. Książka zostanie specjalnie zaadaptowana na potrzeby sceny, ale tak, aby nie naruszać poetyki dzieła. Reżyserii podjęła się Agata Kucińska. Koncepcja wizualna będzie nieco odmienna od tej zawartej w komiksie i filmie. Podstawą do stworzenia projektów lalek teatralnych są rysunki dzieci, które stworzyły projekty postaci – stając się scenografami teatru. Ten zabieg zmniejszy dystans do publiczności, ponieważ pozostanie spójny z poetyką
dziecięcej wyobraźni i myśli. Premiera 23 października. „Kopciuszek” (premiera 27 listopada) to przedstawienie oparte na dramacie Joela Pommerata, jednego z najwybitniejszych dramatopisarzy europejskich, który dekonstruuje stereotypowy mit Kopciuszka, obnaża banalność klasycznej opowieści i skupia się w swojej wersji baśni na tym, co przez lata zostało z niej wyparte. Powstanie opowieść o samotności, poczuciu straty, uczuciach, dojrzewaniu i doświadczaniu świata, nie zawsze przynoszącym radość. Inscenizacja będzie czerpała z rozmaitych współczesnych form lalkowych oraz multimediów, animowanych obiektów, projekcji, gry świateł, muzyki na żywo. Teatr Arlekin również planuje w tym sezonie teatralnym cztery premiery. Jednak tytuły dwóch kolejnych spektakli (planowanych na Dużej Scenie) są na razie owiane tajemnicą. Jeden spektakl będzie skierowany do najmłodszych dzieci, a drugi do młodzieży. Niestety w obu przypadkach trwają jeszcze negocjacje w kwestii autorskich praw do tekstów, które teatr chce inscenizować.
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
09
10
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Monodramy, spektakle w wyjątkowej obsad Nowy sezon teatru Fundacji Kamila Maćkow
FOT. JOANNA JAROS
FOT. ALEKSANDRA POLKA
Mający swoich oddanych widzów teatr Fundacji Kamila Maćkowiaka rozpoczyna kolejny, ambitny sezon artysty prywatny łódzki teatr produkuje również kolejne premiery. Oto tytuły, które będzie można zobaczyć w najbliższ
FOT. CEZARY PECOLD
„Diva Show”, Kamil Maćkowiak. Monodram w konwencji stand-up`u. To historia mężczyzny ze zdiagnozowanym zaburzeniem osobowości „borderline”, narcystycznie uzależnionego od potrzeby akceptacji, marzącego o uznaniu i estradowym sukcesie. To obraz człowieka wychowywanego przez samotną matkę, w rodzinie pozbawionej czułości i bliskości. Człowieka, który od dziecka marzy o byciu gwiazdą. Z fantazji rodzi się jego własna kreacja swojego idola – Tiny Turner. Osią tego wyjątkowego spektaklu jest poszukiwanie własnej tożsamości seksualnej i płciowej – zmagania z odpowiedzią na pytanie kim, a może czym, jest bohater.
FOT. JOANNA JAROS
„Cudowna terapia”, Daniel Glattauer. Joanna i Wiktor są małżeństwem od kilkunastu lat, mają dzieci, prowadzą ustabilizowane i dość przewidywalne życie. Są typowymi przedstawicielami klasy średniej, nie mają problemów finansowych. Niegdyś bardzo w sobie zakochani, dziś, dobiegając czterdziestki, są emocjonalnie wypaleni, sfrustrowani; zgrany zespół stanowią już tylko podczas kłótni. Zgodni są co do jednego – winę za rozpad związku ponosi współmałżonek. Na takim właśnie zakręcie życiowym trafiają na terapię. Obsada: Patrycja Soliman, Mariusz Słupiński, Kamil Maćkowiak, reżyseria i scenografia: Waldemar Zawodziński.
„Totalnie szczęśliwi”, Silke Hassler. Ewa Audykowska-Wiśniewska i Kamil Maćkowiak to duet bardzo zgrany, sprawdzony, który przypomina się widzom w rolach zbliżających się do czterdziestki przedstawicieli pokolenia pełnego kompleksów, nie radzącego sobie ani z samotnością, ani z upływem czasu, ani też z lękiem przed dorosłością. Życiem obojga steruje poczucie niespełnienia i nieustanna gonitwa za przemijającą nieuchronnie młodością. Ona jest aktorką pracującą w seks telefonie, on błyskotliwym i inteligentnym pisarzem, który jednak niczego nie wydał i wciąż utrzymują go rodzice. Dla zabawy, i do refleksji. Reżyseria – Jacek Filipiak.
„Niżyński”, na podstawie „Dziennika” Wacława Niżyńskiego. Monodram Kamila Maćkowiaka w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, spektakl legenda. Życie, twórczość i szaleństwo „Boga tańca” – wybitnego tancerza i choreografa, prekursora tańca nowoczesnego. Był twórcą obdarzonym wyjątkową charyzmą. Uznany za niedościgły wzór, fenomen ruchu, artystę hipnotyzującego, ikonę swoich czasów. W styczniu 1919 roku wystąpił po raz ostatni. Miał 29 lat. Gwałtowny rozwój choroby psychicznej przerwał jego błyskotliwą, lecz krótką karierę. W ciągu sześciu tygodni od ostatniego występu do zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym, pisze „Dziennik”...
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
dzie, ważne tematy, niebanalna zabawa. wiaka na Scenie Monopolis w Łodzi
11
FOT. TOMASZ ZAWADZKI
„Śmierć i dziewczyna”, Ariel Dorfman. Akcja spektaklu dzieje się w fikcyjnym państwie… Po kilkunastu latach faszystowskiej dyktatury pada reżim i powoli odradza się demokracja. Gerard (w tej roli Kamil Maćkowiak), były opozycjonista, jest prawnikiem i twarzą nowo powstającego rządu. Jego żona Paulina (Jowita Budnik) kilkanaście lat wcześniej sama stała się ofiarą przemocy i brutalnych eksperymentów w trakcie internowania. Pewnej nocy, podczas ulewy, do drzwi ich domu puka niespodziewany gość (Mariusz Słupiński)… Dawne traumy w drastyczny sposób powracają. Reżyseria i scenografia: Waldemar Zawodziński.
FOT. CEZARY PECOLD
„Klaus – obsesja miłości”. Kolejny monodram Kamila Maćkowiaka i jego wielka rola. Punktem wyjścia do spektaklu jest autobiografia Klausa Kinskiego „Ja chcę miłości!”. Kinski był charyzmatycznym aktorem. Uchodzi za jedną z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych postaci europejskiego kina XX wieku. Był wybitnym artystą, a jednocześnie nienasyconym seksoholikiem. Potworem, człowiekiem o ewidentnie psychopatycznych rysach. Był też bohaterem niezliczonych skandali zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Jego młodość była naznaczona biedą, samotnością i traumą II wojny światowej. Studium obsesji, namiętności, gniewu i emocji.
FOT. MICHAŁ BASTEK
FOT. CEZARY PECOLD
yczny na Scenie Monopolis. Widzowie zobaczą przedstawienia, które już dobrze znają i uwielbiają, ale ten zych miesiącach – uwaga, warto pospieszyć się z zakupem biletów!
„Wigilia”, Daniel Kehlmann. Najwyższej próby literackiej thriller psychologiczny. Niezwykle aktualny pod każdą szerokością geograficzną temat, doskonała konstrukcja dramaturgiczna, znakomite dialogi: precyzyjne, inteligentne, z doskonałymi pointami, klasyczny dramat skomplikowanych relacji kat-ofiara. Rzeczywistość sztuki pokazuje, że nie istnieje strefa intymności i prywatności; że nasze życie jest nieustannie inwigilowane. To również rzeczywistość, gdzie nadzór państwa – państwa totalitarnego – myli obronę swobód i wolności obywatelskich z działalnością terrorystyczną. Brawurowe role Mileny Lisieckiej i Kamila Maćkowiaka.
‚Idiota”, Jordi Casanovas. Premiera 9 i 10 października. Karol (w tej roli Kamil Maćkowiak) to właściciel plajtującego baru karaoke, na którego nabycie umowy nie przeczytał i przez co ma teraz do spłacenia niemałe długi. Tragiczna sytuacja finansowa skłoniła go jednak do poszukiwania rozwiązań i takie nadeszło – udział w dobrze płatnym eksperymencie. Po pierwszych słowach prowadzącej ów, z założenia Karola nader lukratywny, eksperyment lekarki (Agnieszka Skrzypczak) Karol orientuje się, że i tu – podobnie jak w przypadku swego prywatnego interesu – umowy nie przeczytał, podpisał ją w ciemno, a konsekwencje… Reżyseria Waldemar Zawodziński.
12
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Dariusz Pawłowski d.pawlowski@dziennik.lodz.pl
Po październikowej premierze „Idioty”, w listopadzie teatr Fundacji Kamila Maćkowiaka pokaże premierę spektaklu o intrygującym tytule... „Zombi”. Jak zapowiadają realizatorzy, w spektaklu czekają widzów: trzech aktorów, trzy drag queens i… sceniczne szaleństwo. „Zombi” to tragifarsa z elementami stand-upu o uchodźcach i zadowolonych z siebie Europejczykach. Transteatralne show dedykowane widzom, którzy o ważnych problemach współcze-
sności chcą rozmawiać w przewrotny i niekonwencjonalny sposób. Autorem tekstu (w tłumaczeniu Pawła Partyki) jest Christian Lollike, duński dramaturg, reżyser teatralny i dyrektor artystyczny Sort/Hvid w Kopenhadze. Od czasu debiutu w roku 2002 stał się jednym z najczęściej wystawianych w Danii, a też za granicą, duńskich autorów. W 2009 roku otrzymał najważniejszą w Danii nagrodę im. Reumerta dla najlepszego dramatopisarza jako „dramaturg roku” za sztukę „Kosmiczny lęk albo dzień, w którym Brad Pitt został paranoikiem”; w 2013 roku zdobył drugiego i trze-
ciego Reumerta jako „dramaturg roku” za sztuki „Szyb” i „Fabryka ciastek” oraz specjalną nagrodę jury za „Manifest 2083” (manifest Andersa Behringa Breivika). W Polsce jest do tej pory znany m.in. jako adaptator „Dogville” Larsa von Triera. Reżyserem spektaklu i autorem scenografii jest Waldemar Zawodziński. W obsadzie znaleźli się: Karol Puciaty, Mateusz Rzeźniczak, Kamil Maćkowiak oraz drag queens: Lady Brigitte, Lukrecja, Zicola. Premiera zapowiedziana jest na 20 i 21 listopada. Projekt został sfinansowany z budżetu miasta Łodzi w ramach Rezydencji artystycznych w Łodzi.
FOT. MICHAŁ BASTEK
Na scenie teatru Kamila Maćkowiaka wystąpią zombi. Spokojnie – przystojni
W spektaklu występują aktorzy: Kamil Maćkowiak, Mateusz Rzeźniczak, Karol Puciaty
REKLAMA
13
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
NOWY SEZON W TEATRZE IM. STEFANA JARACZA W ŁODZI
0010259211
Listy na (nie)wyczerpanym papierze, foto z próby medialnej. Na zdjęciu od lewej: Elżbieta Zajko, Łukasz Stawowczyk, Agnieszka Skrzypczak, Marek Nędza
fot. Marcin Nowak
Projekt plakatu Aleksander Walijewski
Dawne przyjaźnie, rodzące się miłości i beztroskie dni gorącego lata wspominają bohaterowie opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza Panny z Wilka. Historię znaną z kultowej, nominowanej do Oscara ekranizacji Andrzeja Wajdy zinterpretowała na nowo Anna Gryszkówna. Autorka adaptacji i reżyserka spektaklu Panny z Wilka. Rapsod, którego premiera odbędzie się na Dużej Scenie Teatru im. Stefana Jaracza 2 października, z delikatnej materii prozy Iwaszkiewicza stworzyła autorskie przedstawienie o świecie, który przeminął, tonąc w odmętach niepamięci. Jedynie małe, na pozór nieznaczące detale, jak stara fotografia czy zapach owocowych konfitur, mogą przywrócić wspomnienie tamtych czasów. Bohaterowie tej intymnej opowieści zabiorą nas w zmysłową i pełną wzruszeń podróż w czasie. Opowiedzą o doskonale znanych nam wszystkim doświadczeniach i tęsknotach, miłości, pamięci czy niespełnieniu. W spektaklu wystąpią: Iwona Dróżdż, Urszula Gryczewska, Iwona Karlicka, Anna Sarna, Paulina Walendziak, Karol Puciaty i Michał Staszczak.
fot. Marcin Majczak
Piosenki Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory znają i nucą prawie wszyscy. Kolejne pokolenia odnajdują własne historie w słowach napisanych przez dwoje poetów. Do niedawna mało kto wiedział, że wiele z tych utworów nie powstałoby, gdyby nie ich burzliwy romans. Młodą artystkę i twórcę Kabaretu Starszych Panów dzieliło wiele, ale połączyła miłość do literatury i siebie nawzajem. Ich twórczość była mistrzowską syntezą liryki i żartu, niedosłowności, uroku, wyrafinowanych środków poetyckich i pięknej polszczyzny. Pisali listy do siebie i dla siebie, a wszystkie je zebrała Magda Umer w książce Listy na wyczerpanym papierze. Ten niezwykły materiał stał się inspiracją dla twórców spektaklu. Autor adaptacji i reżyser przedstawienia Listy na (nie)wyczerpanym papierze Sławomir Narloch, w dramatycznej i wzruszającej historii wzajemnej fascynacji oraz gorącego uczucia dwójki poetów dostrzegł uniwersalną opowieść o miłości. Historię pełną wzlotów i upadków, burzliwych uniesień, a także przykrych rozczarowań, euforii czy smutku, zazdrości i żalu. Jak bardzo aktualna, a przy tym (nie)wyczerpana jest miłosna relacja Osieckiej i Przybory, opowiedzą młodzi i niezwykle utalentowani aktorzy Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi: Agnieszka Skrzypczak, Elżbieta Zajko, Marek Nędza i Łukasz Stawowczyk – już 17 października. W spektaklu usłyszymy ponadczasowe i niezapomniane piosenki w zupełnie nowych, zaskakujących aranżacjach Jakuba Gawlika, zaś aktorom akompaniować będzie na żywo harfistka Anna Dudek.
Panny z Wilka. Rapsod, sesja w Arturówku. Na zdjęciu: Karol Puciaty w otoczeniu Iwony Karlickiej, Urszuli Gryczewskiej, Iwony Dróżdż, Pauliny Walendziak, Anny Sarny
fot. Marcin Nowak
Debiut, foto z nagrań serialu. Na zdjęciu od lewej: Grażyna Walasek, Łukasz Stawowczyk, Michał Staszczak, Radosław Osypiuk, Mateusz Czwartosz, Bogusław Suszka
Panny z Wilka. Rapsod, sesja w Arturówku. Na zdjęciu: Urszula Gryczewska, Karol Puciaty
O tajemnicach zza kulis, sekretach, jakie skrywają garderoby, tajnikach pracy teatralnych rzemieślników i problemach, z jakimi borykają się młodzi artyści, marzący o zrealizowaniu debiutanckiego spektaklu opowiada serial Debiut. Produkcja filmowa, przy której udział wziął niemal cały zespół Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, opowiada historię młodej reżyserki Sary, podróżującej przez Polskę z pomysłem na nowy spektakl. Starając się przekonać kolejnych dyrektorów do swojego pomysłu i marzenia, przemierza drogę długą i krętą, w świecie teatralnych kulis. Twórcy serialu – Aneta Groszyńska, Jan Czapliński i Tomasz Walesiak – przyglądają się sytuacji młodych twórców w branży teatralnej, z dużą dozą dystansu i poczucia humoru, opowiadają o niełatwych rea-
liach pracy w kulturze per se. Ośmioodcinkowy serial trwający łącznie 2 godziny, zostanie premierowo wyemitowany na teatralnym ekranie 15 października. To niezwykłe przedsięwzięcie, będzie można zobaczyć w teatrze oraz online – na platformie VOD. Na te i wiele innych, znakomitych spektakli, m.in. „Karamazow” w reż. Jacka Orłowskiego, „Kto zabił Kaspara Hausera” w reż. Radka Stępnia czy „Królową śniegu” w reż. Janiny Niesobskiej, które powrócą na teatralny afisz, serdecznie wszystkich zapraszamy do Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi w nowym sezonie artystycznym 2021/2022.
Bilety można zakupić w kasie biletowej, czynnej od poniedziałku do piątku w godz. 8.30-16.30, ul. Jaracza 27 w Łodzi lub online na http://bilety.teatr-jaracza.lodz.pl/
14
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Filmowcy wracają na plan: historyczne kino obok komedii i filmów sensacyjnych
FOT. TVP
Po pandemicznej przerwie ożywiają się plany filmowe w Łodzi. Ekipy realizują kolejne sezony dobrze znanych seriali, jak i nowe przedsięwzięcia. Nie brakuje również pełnometrażowych filmów fabularnych
FOT. OLA GROCHOWSKA
FOT. GRZEGORZ GAŁASIŃSKI
Najbardziej łódzkim serialem jest obecnie „Komisarz Alex”. Producenci zabiegają, by powstał kolejny sezon
Piętnaście dni spędziła w Łodzi ekipa filmu fabularnego „Pogrom 1905. Miłość i hańba” w reżyserii Michała Rogalskiego. Produkcja powstaje na zamówienie Telewizji Polskiej Agnieszka Jedlińska dziennik@dziennik.lodz.pl
F
ilmowcy powoli wracają na łódzki plan zdjęciowy. ale trudno się dziwić, bo Łódź to jedno z najciekawszych miejsc do kręcenia filmów, seriali i reklam. Do miasta chętnie przyjeżdżają filmowcy z całej Polski, ale również ze świata. Na filmowym szlaku zderzają się różne ekipy, bywa, że pracują po sąsiedzku. Niestety, pandemia mocno przystopowała wszystkie produkcje. Na szczęście filmowcy nie z takimi przeciwnościami losu sobie radzą, więc i w reżimie sanitarnym potrafią pracować równie dobrze.
Wśród seriali nie tylko komisarz Alex Po zakończonych zdjęciach do szesnastego sezonu przygód „Komisarza Aleksa” (ekipa czeka na zatwierdzenie
w TVP kolejnych transzy tej produkcji i planuje wrócić na łódzki plan jeszcze w tym roku) w Łodzi rozgościła się ekipa nowego filmu realizowanego przez Akson Studio dla telewizji publicznej. To „Pogrom 1905. Miłość i hańba” w reżyserii Michała Rogalskiego. W rolach głównych występują: Sonia Mietielica („Stulecie Winnych”), Monika Krzywkowska („Odwróceni. Ojcowie i córki”, „39 i pół tygodnia”) oraz Piotr Nerlewski („Wojenne dziewczyny”, „Za marzenia”). Zdjęcia do tego filmu realizowano na ulicach Legionów, Pomorskiej, Wojska Polskiego, Zmiennej, Gdańskiej, Piotrkowskiej, Traugutta, Sterlinga, Tuwima i Tymienieckiego. Na planie pracowano przez blisko dwa tygodnie (od 28 sierpnia do 11 września), w niektórych miejscach budowa scenografii zmuszała do zamknięcia fragmentów ulicy.
– Zwykle ekipy filmowe wybierają lokacje, których zamknięcie nie powoduje paraliżu w mieście, lubią też ulice, których wylot kończy się kamienicą jak ulica Włókiennicza, czy Moniuszki – opowiada Wenancjusz Szuster z Łódź Film Commission.
Do Łodzi ekipy „wpadają” na jeden dzień Kiedy w Łodzi kręcą serial, zdjęcia trwają co najmniej miesiąc. Kiedy realizują film, bywa, że filmowcy wpadają na jeden, dwa dni. Nie zawsze też widać ich na ulicach. Ekipa serialu „Kruk” kręciła we wnętrzach i w plenerach, choć akcja rozgrywa się na Podlasiu. Z kolei ekipa filmu „Prime Time” w reżyserii Jakuba Piątka przed gmachem łódzkiej TVP kręciła dwie sceny pierwszą i ostatnią w filmie, który opowiada o mężczyźnie, który wchodzi do telewizji, bierze zakładników i domaga się wejścia na wizję.
Z Łodzi pochodziła bohaterka filmu „Sweat” Magnusa von Horna, na ekranie widać więc łódzkie blokowisko i mieszkanie na Widzewie oraz trasę WZ, którą jedzie do swojej matki. Podobnie w nowym filmie Anny Jadowskiej „Dzikie różę” bohaterka wysiada z tramwaju na Widzewie, by zobaczyć wypadek motocyklisty.
Produkcje z łódzkim wsparciem Produkcje filmowe realizowane w naszym mieście mogą liczyć na wsparcie Łódź Film Commission. Działająca od 2007 roku instytucja (najstarsza w Polsce) pomaga w organizacji planów filmowych, zajęciach pasa drogi, wynajęciu instytucji miejskich na zdjęcia. Wspiera także finansowo w ramach Łódzkiego Funduszu Filmowego (jeden z wydziałów EC1 Łódź – Miasto Kultury ). Jako koproducent wspiera produk-
W Łodzi powstawały niedawno zdjęcia do nowej polskiej komedii zatytułowanej „Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle” cję filmów fabularnych, dokumentalnych i animowanych, które tematycznie bądź realizacyjnie związane są z Łodzią i regionem łódzkim. Od początku swojego istnienia dofinansowano w ten sposób 69 filmów na łączną kwotę ponad 8 milionów złotych. W tym roku do rozdysponowania był 1 milion 500 tysięcy zł (najwięcej w historii), które trafią do realizatorów 10 filmów. Wszystkie częściowo lub w całości będą realizowane na terenie miasta lub jego okolic. Wśród dofinansowanych w tym roku tytułów znalazło się pięć projektów animowanych, dwa dokumentalne oraz trzy fabularne.
Łódź, którą zobaczymy w telewizji lub sieci Reżyser Kuba Czekaj, autor filmu „Lipstick on the Glass” (dofinansowany z ŁCF) będzie kręcił jeden z ośmiu odcinków nowego serialu, tajemnicą jest jeszcze, gdzie go będzie
można obejrzeć. W przyszłym tygodniu inna ekipa filmowa będzie pracować na planie fabularyzowanego dokumentu o Władysławie Strzemińskim. W Łodzi szukają też filmowcy, którzy chcą zrealizować serial science fiction. Tych plenerów szukają też łodzianie, którzy chętnie ruszają tropem filmowców. Powodzeniem cieszyły się te organizowane przez Łódź Film Commission szlakiem komisarza Aleksa i Eugeniusza Bodo (oba seriale realizowane w Łodzi). W planach jest nowy cykl „Szlak Łodzi filmowej”, na który złożą się trzy wycieczki: Oskarowa (tropem filmów „Ida”, Piotruś i Wilk” oraz nagrodzonego statuetką Wajdy). Będzie też wycieczka po najpopularniejszych lokacjach filmowych i ścieżka serialowa. A na tę oskarową będzie się można wybrać już 26 września. Zbiórka przed hotelem Puro na ulicy Ogrodowej o godz. 11.
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
15
REKLAMA
0010266330
REKLAMA
0010271664
16
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Wyjątkowe organy w kościele ojców Jezuitów zostaną wyremontowane W tym roku obchodzimy jubileusz 20-lecia Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Słowo i Muzyka u Jezuitów”. Z tej okazji udało się rozpocząć rekonstrukcję organów w kościele ojców Jezuitów w Łodzi Dariusz Pawłowski d.pawlowski@dziennik.lodz.pl
FOT. GRZEGORZ GAŁASIŃSKI
S
Historyczne organy w świątyni ojców Jezuitów na czas renowacji zamilkną na co najmniej trzy lata im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi oraz w Katedrze Organów Akademii Muzycznej w Krakowie. – Są one kapsułą czasu i po konserwacji zabrzmią tak, jak pod koniec XIX wieku. Trudno o brzmieniu opowiadać, ale Krzysztof Urbaniak zapewnia, że melomani z pewnością usłyszą różnicę między dotychczasową barwą wydobywanych z instrumentu dźwięków, a tym, co usłyszymy po renowacji. Wynika to również z bogatej historii zabytkowych łódzkich organów. – Instrument jeszcze w pierwszej połowie XX wieku cierpiał z powodu niewydolnego systemu powietrznego – wyjaśnia artysta i znawca organów. – Organy wyposażone były w zespół pięciu wielkich miechów, tak zwanych miechów klinowych, z urządzeniem dla kalikanta, by można je było obsługiwać siłą ludzkich mięśni. Miechy znajdowały się w specjalnym pomieszczeniu za organami, które istnieje do dzisiaj, ale jest niemal puste. Po renowacji nastąpi bardziej równomierna dystrybucja powietrza z tych, można powiedzieć, płuc organów do piszczałek. A gdy one będą miały więcej powietrza, brzmienie stanie się pełniejsze, zdrow-
Ksiądz Józef Łągwa, prezes łódzkiego Stowarzyszenia „Słowo i Muzyka u Jezuitów” sze, znikną zachwiania ciśnienia, do których dochodziło przed konserwacją. Przypomnę, że po postawieniu na klawiaturze trochę większych akordów instrument się dusił. To będzie zasadnicza, ale nie jedyna różnica. Organy straciły część swoich frontowych piszczałek, prawdopodobnie w 1917 roku na fali konfiskaty metali kolorowych na cele wojenne. Piszczałki uzupełniano później z materiałów i w technologiach, które nie odpowia-
dały pierwotnemu założeniu. A należą one do podstawowych głosów, tak zwanych pryncypałów. Teraz, kiedy gramy na instrumencie, to słychać moment „przejścia” między oryginalnymi piszczałkami, które zachowały się wewnątrz, a frontowym, prospektowym zespołem, w którym są piszczałki wykonane z nieco mniej wartościowych materiałów. Jakość zostanie przywrócona, dzięki użyciu do stworzenia piszczałek cyny
FOT. GRZEGORZ GAŁASIŃSKI
towarzyszenie „Słowo i Muzyka u Jezuitów” wraz ze Społeczną Radą Renowacji Organów i wspólnotą jezuicką w Łodzi podjęły kolosalne wyzwanie. Pełnej konserwacji i częściowej rekonstrukcji zostaną bowiem poddane jedne z najbardziej niezwykłych i najstarszych w mieście organów – w kościele oo. Jezuitów Sanktuarium Najświętszego Imienia Jezus w Łodzi, przy ul. Sienkiewicza 60. Jak informuje ks. Józef Łągwa, prezes Stowarzyszenia „Słowo i Muzyka u Jezuitów”, planowane działania zakładają przywrócenie pierwotnego charakteru niezwykle cennym, unikatowym organom zbudowanym przez renomowany świdnicki warsztat Schlag & Söhne, które są jedynym takim instrumentem w Łodzi. Organy stanowią wspaniały przykład budownictwa organowego w drugiej połowie XIX wieku. Ufundowane zostały w 1884 roku w ramach prywatnej inicjatywy przez zasłużonego dla Łodzi Edwarda Herbsta. Zachowany do dziś instrument jest jednym z największych przykładów unikatowej konstrukcji, którą firma Schlag & Söhne stosowała tylko przez około dziesięć lat swojej działalności. Warto zauważyć, że renoma świdnickiego warsztatu organomistrzowskiego sprawiła, że miał on w Łodzi i jej okolicach, w latach 1883-1891, aż siedem realizacji, z których organy dawnego kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Jana – dzisiejszej świątyni ojców Jezuitów – były najokazalsze. Co niezwykle istotne, łódzki instrument, mimo ubytków w substancji systemu powietrznego i mechaniki, zachował ponad 90 proc. oryginalnych XIX-wiecznych piszczałek. – Pod tym względem te organy górują nad wszystkimi innymi łódzkim instrumentami zabytkowymi – przyznaje Krzysztof Urbaniak, organista, adiunkt w Katedrze Organów, Klawesynu i Muzyki Dawnej Akademii Muzycznej
wysokoprocentowej, polerowanej na wysoki połysk. Pierwotnie organy wyposażone zostały w 36 głosów (35 zachowanych oryginalnych), rozdzielonych między trzy sekcje: dwie manuałowe i basową. Mechanizm traktury instrumentu wykonany został w systemie mechanicznych dźwigni cięgieł i przekładni opartych o wspomaganie pneumatyczne. Unikalnym rozwiązaniem był wolno-stojący stół gry – nie spotykany
w instrumentach firmy Schlag und Sőhne w latach 80. XIX wieku. Wewnątrz szafy instrumentu znajdują się napisy informujące o kolejnych remontach i przebudowach. Organy były przystosowane do wykonywania popularnej pod koniec XIX wieku muzyki romantycznej, nastrój, w jaki wprawiały ówczesnych słuchaczy, będzie się udzielał współczesnym. – Usłyszymy całą encyklopedię głosów organowych, od bardzo delikatnych, fletowych, smyczkujących rejestrów po te najpotężniejsze – opowiada Krzysztof Urbaniak. – W zestawie jest również bardzo unikatowy głos obojowy. Zapewnienie organom dawnej świetności to jednak bardzo mozolna praca. – Trzeba wymienić wszystkie elementy skórzane, które ulegają naturalnemu zmęczeniu – wylicza Krzysztof Urbaniak. – Wszystkie piszczałki muszą być wyjęte, a w tym instrumencie jest ich ponad dwa tysiące. Metalowe muszą zostać oczyszczone, wyprostowane, naprawione. W przypadku drewnianych trzeba sprawdzić, czy nie zaatakowały ich szkodniki, a następnie zaimpregnować. Konieczne jest również sprawdzenie szczelności. Demontuje się i sprawdza również wszystkie elementy całej konstrukcji, w której piszczałki są umieszczone. A na samym końcu mamy proces strojenia i intonacji instrumentu. Każda piszczałka musi być ustawiona w swojej geometrii tak, by odzywała się dźwiękiem, który jest zgodny z jej naturą, a zarazem odpowiednio funkcjonującym w przestrzeni, w której instrument się znajduje. Po raz ostatni historyczne organy w świątyni ojców Jezuitów zagrały w kwietniu tego roku. Na renowację potrzeba nawet czterech milionów złotych. Dotychczas udało się zebrać część tej kwoty. Instrument pozostanie głuchy co najmniej trzy lata. – Będzie on dedykowany Maestrze Teresie Żylis-Gara, która został również patronką naszego festiwalu – dodaje ks. Józef Łągwa. – Wiem, że podczas koncertów będzie nam towarzyszyć z anielskiego chóru.
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI REKLAMA
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
17 0010259637
18
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Zezowate szczęście bez końca, czyli polska klasyka filmowa odnowiona W nowym sezonie pojawią się na ekranach zrekonstruowane cyfrowo, szczególnie wartościowe tytuły z dziejów rodzimej kinematografii, nie zabraknie też wydarzeń upamiętniających nieżyjących już wybitnych twórców Henryk Tronowicz dziennik@dziennik.lodz.pl
Munk na ulicach Dodatkowym akcentem upamiętniającym postać reżysera stanie się prezentacja „Dziesięciu przykazań Andrzeja Munka” w przestrzeni publicznej. Sentencje poświęcone
FOT.MATERIAŁY PRASOWE
P
„Zezowate szczęście” Andrzeja Munka otworzy tegoroczny festiwal filmowy w Gdyni pracy filmowca pojawią się w zaskakujących miejscach w centrum Gdyni. W sekcji Czysta Klasyka zostanie również upamiętniona postać polskiego filmowca światowej rangi Andrzeja Żuławskiego (19402016). Nadarza się okazja obejrzenia jego legendarnego utworu: „Na srebrnym globie” (1988), a - przy tym - dokumentu „Ucieczka na srebrny glob” (reż. Kuba Mikurda) przypominającego historię skandalicznego polecenia peerelowskich władz, które w roku 1977 doprowadziły do przerwania zdjęć, a także do zniszczenia scenografii do tamtej pierwszej polskiej superprodukcji science-fiction. Film w okaleczonej wersji dopuszczono na ekrany jedenaście lat później. Przypomnijmy reżyserskie osobowości Andrzeja Munka, Krzysztofa Kieślowskiego i Andrzeja Żuławskiego.
Kamera po obiedzie Andrzej Munk brał udział w powstaniu warszawskim (ps. Wnuk). Kinem po wojnie zainteresował się nie od razu. Próbował studiować architekturę na Politechnice Warszawskiej, później prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W roku 1951 - po studiach w łódzkiej Filmówce - pracował w Polskiej Kronice Filmowej i realizował filmowe impresje oraz fabularyzowane dokumenty (do „Błękitnego krzyża” udało mu się pozyskać Stanisława Marusarza; w „Niedzielnym poranku” wystąpiła młodziutka
FOT MATERIAŁY PRASOWE
rezentacja zrekonstruowanych cyfrowo, szczególnie wartościowych tytułów z dziejów rodzimej kinematografii oraz projekcje upamiętniające nieżyjących już wybitnych polskich twórców filmowych to ważne punkty programu Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Dzieł takich nie zabraknie podczas tegorocznej, 46. edycji święta polskiego kina. Z okazji przypadających w tym roku rocznic: 80-lecia urodzin i 25-lecia śmierci Krzysztofa Kieślowskiego w czasie gdyńskiego festiwalu odbędzie się pokaz jego filmu „Bez końca”(1984). Wyświetlona też zostanie krótkometrażowa produkcja Instytutu Adama Mickiewicza „Gadające głowy 2021” (reż. Jan P. Matuszyński). Instytut wystąpił z tą inicjatywą, by ożywić ideę Krzysztofa Kieślowskiego z jego kultowego filmu „Gadające głowy” (1980). Zapowiedziano też spotkanie związane z wydaniem książki „KIEŚLOWSKI. Od bez końca do końca” - wywiadu rzeki Mikołaja Jazdona z Krzysztofem Piesiewiczem, prawnikiem, scenarzystą kilku fabularnych dzieł Kieślowskiego. Z kolei w Galerii Gdyńskiego Centrum Filmowego będzie można obejrzeć część multimedialnej wystawy Narodowego Centrum Kultury Filmowej w Łodzi, przygotowanej z okazji 80. rocznicy urodzin Krzysztofa Kieślowskiego. Równocześnie w festiwalowej sekcji Czysta Klasyka upamiętniając setną rocznicę urodzin Andrzeja Munka - odbędzie się przegląd wybranych filmów tego fenomenalnego, zmarłego w wypadku samochodowym reżysera. A projekcja jego tragikomedii „Zezowate szczęście” uświetni 20 września w Teatrze Muzycznym uroczystość otwarcia tegorocznego festiwalu.
Isabelle Adjani w „Opętaniu” Andrzeja Żuławskiego gra dziewczynę opętaną seksem córka poety Juliana Przybosia, Julia). W fabule debiutował dramatem politycznym „Człowiek na torze” (1957). Był to pierwszy z trzech wybitnych filmów, które Munk nakręcił na podstawie scenariuszy Jerzego Stefana Stawińskiego. Następnie powstało dzieło wielkiego formatu artystycznego - „Eroica”, wreszcie komediodramat „Zezowate szczęście”. Tragiczna śmierć reżysera przerwała realizację „Pasażerki”, kręconej według słuchowiska Zofii Posmysz. Drobne wspomnienie. Otóż, będąc studentem, statystowałem przy zdjęciach do „Zezowatego szczęścia” w parku Agrykola. Z ogromną ciekawością przyglądałem się reżyserskim zabiegom Munka. Siadał raz po raz w fotelu i głęboko się zamyślał. A po nakrę-
ceniu któregoś z kolei dubla ogłosił przerwę obiadową. Kiedy zaś wraz z Romanem Polańskim, jego asystentem, wracał na plan, od razu spostrzegł, że nikt nie pilnuje pozostawionej na polance kamery. Trącił Polańskiego łokciem i obaj zaciągnęli kamerę w parkowe zarośla. A kiedy na plan wrócił operator, nie było mu do śmiechu... Filmy Munka nadal zachwycają świeżością, komizmem i autorskim stylem, w jakim reżyser mierzył się z ważnymi problemami najnowszej historii Polski.
Młotkiem w kość Kieślowski był artystą niepokornym. W dyskursie posługiwał się logiką opartą na nieufności. Kiedy go pytano, kim jest - był bowiem powszechnie
uważany za pesymistę, ale takiego pesymistę, który potrafi widzieć nie tylko dziury w serze - odpowiadał, że doskonale wie, iż to paradoks, tylko że przed paradoksami trudno uciec. Kiedy zastanawiał się nad możliwościami namierzenia kamerą prawdy, zastrzegał: „Być może moja prawda nie jest jedyną prawdą, być może prawda w ogóle nie jest do sfotografowania, bo, aby do niej dotrzeć, trzeba by patrzeć na świat z dwóch, trzech - tak jak spojrzał Kurosawa w Rashomonie - a może i ze stu punktów widzenia”. Ale Kieślowski nie raz i nie dwa odsłaniał kulisy, za którymi kryła się prawda. Kto bowiem w roku 1975, za Gierka, oglądał jego film „Życiorys”, temu nie mogły nie przejść ciarki po plecach. Kieślowski w „Życiorysie” kompromitował procedury pracy komisji kontroli partyjnej (do dziś nie wiem, jak ten film przepuścił cenzor). A kto oglądał film „Szpital”, w którym kamera Kieślowskiego rejestruje przebieg operacji chirurgicznej w stołecznym szpitalu na Barskiej, scenę, kiedy to lekarzowi podczas wbijania pacjentowi młotkiem bolca w kość, trzonek tego młotka pęka - kto ów film oglądał, ten tego wstrząsającego ujęcia nie zapomni nigdy. Po zakończeniu w roku 1994 morderczej realizacji trylogii „Trzy kolory: Biały, Niebieski, Czerwony”, które to filmy kręcił we Francji, gdzie pracował z ekipą rozmawiającą w języku, którego nie znał, nieoczekiwanie oświadczył, że robienie filmów go nudzi. Co więcej, dodał, to nudziło go zawsze! Lubił jedynie fazę montażu. Powiedział nawet, że w montażowni odzyskuje poczucie wolności. Bodaj najsilniejsze spory wśród krytyków na szerokim świecie wywołał cykl filmów Kieślowskiego „Dekalog”. Przytoczę tylko wartą zapamiętania opinię operatora „Dekalogu 2”, Edwarda Kłosińskiego: „W filmach Krzysztofa jest wiele humanizmu i chrześcijaństwa, o wiele więcej niż w filmach, gdzie kamera nie wychodzi z kościoła”.
Ręka a intelekt Andrzej Żuławski był w kinie wojownikiem bezkompromisowym. Nie ukrywał, że nie
znosi na przykład filmów Kieślowskiego. A Munkowi zarzucał brak poczucia humoru... Żuławski zdał maturę w Paryżu i uzyskał dyplom reżyserski francuskiej szkoły filmowej na Polach Elizejskich (IDHEC). W Polsce studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. W roku 1961 został asystentem Andrzeja Wajdy, z którym pracował przy filmie „Samson” i później przy „Popiołach”. Samodzielnie w reżyserii debiutował krótkometrażowymi adaptacjami „Pieśni triumfującej miłości” Iwana Turgieniewa oraz „Pavoncello” na podstawie opowiadania Stefana Żeromskiego. Reżyserskim pazurem Żuławski zaimponował pierwszym swoim filmem pełnometrażowym z roku 1971 „Trzecia część nocy”. O rok późniejszego „Diabła” zatrzymał cenzor, mogli go obejrzeć jedynie członkowie niektórych Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Światową markę zdobył Żuławski dzięki stworzonym we Francji dramatom „Najważniejsze to kochać” (1974) i „Opętanie” (1981). W roku 2015 zmierzył się z samym Gombrowiczem, adaptując na ekran, w efektownym stylu, „Kosmos”. Kino Żuławskiemu pośród wszystkich sztuk kojarzyło się z modą, bo - jak mówił - nie wiadomo, dlaczego coś jest piękne i modne, a potem z mody wychodzi. Był Żuławski jednym z tych, jakże niewielu filmowców, którzy nie czuli się niewolnikami kamery. To on filmującą maszynę bezwzględnie podporządkowywał swojej artystycznej intuicji, by szukać formy dla wyrażania własnych emocji. Filmowanie kamerą z ręki było w rozumieniu Żuławskiego działaniem intelektualnym. Najpełniej poglądy na kulturę, na procesy społeczne, na sztukę kina i filmowy kicz (także na kicz szlachetny), wypowiedział Andrzej Żuławski w wywiadzie-rzece, którego w roku 2008 udzielił Piotrowi Kletowskiemu i Piotrowi Mareckiemu (dla serii Przewodników Krytyki Politycznej). To dla młodych filmowców lektura obowiązkowa (lektura zalecana to powieść Andrzeja Żuławskiego „Lity bór”). Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni - 20-25 września.
19
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI
Ania Wyszkoni, wokalistka, autorka tekstów: To jest dobry czas w moim życiu Swoją premierę miała właśnie nowa piosenka Ani Wyszkoni – „Skrable”. Popularna piosenkarka rozpoczyna nią świętowanie 25-lecia swej kariery. Nam opowiedziała, jak bardzo zmieniła się przez te ćwierć wieku
„Skrable” to trochę dla ciebie nietypowa piosenka, bo odwołująca się do alternatywnego popu. Skąd taki pomysł? Nigdy nie chciałam się muzycznie ograniczać. Uważam, że będąc w branży artystycznej, trzeba bawić się, ryzykować, poszukiwać i współpracować z inspirującymi ludźmi, którzy potrafią pchnąć nas w inną stronę. Ja nigdy nie tworzyłam moich płyt samodzielnie. Lubię współpracować z innymi twórcami już na poziomie komponowania, a tym bardziej w warstwie produkcyjnej. „Skrable” są kolejnym nowym otwarciem w twojej karierze? Można tak powiedzieć. Lubię zaskakiwać, ponieważ uważam, że tylko artysta, który zaskakuje, zostanie na dłużej w sercach fanów. Bo oni tego właśnie potrzebują. Gdybym powielała schematy z pierwszej czy drugiej płyty, szybko bym się znudziła. Dlatego na każdym albumie proponuję coś innego. To wynika też z tego, że nieustannie zmieniam się jako człowiek. Dojrzewam, nabieram dystansu. W tej chwili mam 41 lat, więc moje spojrzenie na świat wygląda zupełnie inaczej niż 12 lat temu, kiedy zaczynałam solową karierę. Dlaczego więc tego nie przenieść na warstwę muzyczną? W „Skrablach” śpiewasz o ucieczce od rzeczywistości. Ten tekst to efekt pandemii i kolejnych lockdownów? Pewnie, że tak. Ale „Skrable” to też manifest konieczności ucieczki od codzienności. Jesteśmy tak przytłoczeni tempem i biegiem naszego życia, że czasami zapominamy, że w życiu trzeba być przede wszystkim szczęśliwym. A to szczęście nie zawsze jest wynikiem jakiegoś sukcesu. Najczęściej są to małe kroczki, które składają się na to, że jesteśmy wartościowymi ludźmi. Jak przetrwałaś najtrudniejszy okres pandemii? Zachorowałam, ale przeszłam COVID dość łagodnie. Nie miałam jakichś dużych kłopotów. Kiedy pojawiła się możliwość zaszczepienia, od razu z niej skorzystałam. I wszyst-
i ludźmi, z którymi wtedy pracowałam. 10 lat temu przeprowadziłam się pod Wrocław. I żyje mi się tutaj dobrze. Cieszę się, że nie jestem pod obstrzałem paparazzi. Dzięki temu mogę przyjechać do domu po pracy i znaleźć w nim spokój i ciszę. Na scenie czuję się świetnie. Pokazuję wtedy moją ekspresję i miłość do tej sfery życia. Kiedy z niej schodzę, przestaję być „gwiazdą”: muszę zrobić dzieciom obiad, wyprowadzić psy na spacer. Po prostu wracam do swoich obowiązków. Mam to dobrze poukładane.
kich bardzo gorąco teraz do tego namawiam. Minione miesiące były jednak trudne dla mnie pod względem psychicznym. Czuję, że żyjemy na tykającej bombie zegarowej. Nie wiemy, co się wydarzy za miesiąc czy dwa. Mam zaplanowaną trasę koncertową na jesień, ale ciągle nie jestem pewna, czy ją w ogóle zagram. A bardzo bym chciała. Nie dokuczają mi skutki przejścia COVID, ale ta izolacja, w której żyliśmy przez długi czas. Jak starałaś się z tym uporać? Szukałam sobie innych aktywności. W końcu zabrałam się za tworzenie nowych piosenek. Na początku nie było to jednak wcale takie oczywiste. Nie wiedziałam, czy to ma jakikolwiek sens i kiedy wrócę na scenę. Dlatego najpierw wszystko odłożyłam na bok. Skupiłam się na nauce języków, potem na nauce tenisa, aż w końcu zrobiłam kurs projektowania wnętrz. Ostatecznie to wszystko spowodowało, że zrozumiałam, iż te 25 lat temu wybrałam swoją muzyczną drogę bardzo słusznie. I chcę nią iść dalej. Wspomniałaś o jubileuszu swojej kariery, który wypada w tym roku. Będziesz go obchodzić wydaniem płyty „The Best Of” i trasą koncertową? Tak. Agnieszka Chylińska, która w zeszłym roku obchodziła swoje 25-lecie, przeciągnęła jego celebrację na ten sezon. I podejrzewam, że przeciągnie jeszcze na kolejne. Bo nie jesteśmy w stanie w obecnej sytuacji zorganizować wszystkiego tak, jakbyśmy chcieli. Organizatorzy podchodzą jeszcze ciągle bardzo ostrożnie do dużych koncertów. Dlatego nie stanie się nic złego, jeśli będę świętować ten jubileusz również w przyszłym roku. Śmiałam się nawet, że przeciągnę go do jubileuszu 30-lecia. Czym różni się dzisiejsza Ania Wyszkoni od tej sprzed 25 lat? Dzisiaj mam zupełnie inne spojrzenie na świat. Inną wrażliwość, inne obowiązki. To wszystko, co przeżyłam przez te 25 lat w życiu zawodowym i prywatnym, bardzo mnie zmieniło. Kiedy zaczynałam moją przygodę z muzyką, byłam pewna tego, co chcę robić, ale schodząc ze sceny stawa-
FOT. MATERIAŁY PRASOWE
Paweł Gzyl dziennik@dziennik.lodz.pl
W czasie pandemii zrozumiałam, iż te 25 lat temu wybrałam swoją muzyczną drogę bardzo słusznie. I chcę nią iść dalej łam się zahukaną dziewczynką, wycofaną i nieśmiałą. Miałam bardzo duży problem z nawiązywaniem kontaktu z innymi. Byłam dość zamknięta w sobie. To się zdecydowanie zmieniło. Jestem gadatliwa i uśmiechnięta, choć przyznaję, że do nowo poznanego człowieka zawsze podchodzę z pewnym dystansem. Co byś dzisiaj poradziła tamtej Ani z 1996 roku, mając obecną wiedzę i doświadczenie? Kiedy zaczynałam swoją przygodę 25 lat temu, showbiznes bardzo różnił się od tego aktualnego. Przede wszystkim nie mieliśmy internetu i komórek. Pamiętam, że jakiś czas wcześniej zamontowano mi dopiero telefon w domu. Obserwowałam wtedy wielkie gwiazdy, które miały ogromne doświadczenie w branży muzycznej. One były dla mnie autorytetem. Dzisiaj młodzież ma zupełnie inne podejście i możliwości. Można nagrać piosenkę w domu, wrzucić ją do internetu i czekać, co się wydarzy.
Tymczasem my ze Łzami, żeby nagrać pierwszą płytę, musieliśmy zaciągnąć kredyt, który spłacaliśmy przez wiele lat. Rada więc mogłaby być tylko jedna: jeśli wierzysz w to, co robisz, musisz podejmować ryzyko. Nawet jeśli po drodze popełnia się błędy, to jest wliczone w nasze życie. Nigdy nie wolno się poddawać i rezygnować ze swoich marzeń. Dlatego przy wszystkich swoich wzlotach i upadkach, jeśli miałabym je jeszcze raz przeżyć, to zrobiłabym to, bo uważam, że śpiewanie jest dla mnie jedyną słuszną drogą. Pochodzisz z małego miasteczka. Osobom spoza Warszawy jest się trudniej przebić w show-biznesie? Myślę, że nie. Dzisiaj nie ma już granic. 25 lat temu było oczywiście inaczej. Gdybym mieszkała w Warszawie, pewnie wiele spraw potoczyłoby się inaczej, ale ja jestem zadowolona z tego, co osiągnęłam i w jaki sposób. Długo mieszkałam na Śląsku, identyfikowałam się z tym miejscem
Powiedziałaś, że za młodu byłaś zahukaną dziewczynką. Z czego to wynikało? Może z tej małomiasteczkowości? A może z mojej natury? Obracałam się wtedy w dosyć hermetycznie zamkniętym otoczeniu. Przychodziłam do sali prób, tam robiliśmy nasze piosenki, potem jechaliśmy do studia i je nagrywaliśmy. Nie sięgaliśmy po rady ludzi, którzy znają się na tej profesji. Działaliśmy tak, jak podpowiadała nam intuicja. Miało to oczywiście swoje plusy - myślę, że ludzie właśnie za to pokochali Łzy. Ale w pewnym momencie zaczęłam się w tym wszystkim dusić. To dlatego rozstałaś się z zespołem? Tak. Potrzebowałam wyrwać się w świat. Dlatego musiałam zmienić otoczenie. Potrzebowałam więcej przestrzeni, aby rozwinąć swoje skrzydła. Czułam, że razem już nic dobrego nie stworzymy. Bo patrzyliśmy w zupełnie różne strony. Kiedy zadebiutowałaś jako solowa artystka, zrzuciłaś czarne ciuchy i odsłoniłaś swoją bardziej kolorową i kobiecą stronę. Co spowodowało tę przemianę? Przede wszystkim chęć pokazania, że jestem w innym miejscu. Chciałam zaproponować coś nowego. Ze Łzami prezentowałam inny wizerunek. Miałam go po prostu dosyć. Wyrosłam z glanów i rozciągniętych swetrów. Kiedy nie miałam już za sobą tych pięciu facetów ubranych na czarno, chciałam podkreślić, że to kolejny krok. Teraz mocno bawię się swoim wizerunkiem. To jest dobry czas w moim życiu,
świetnie się obecnie czuję. Chociaż zdarzają się takie opinie, że ubieram się jak nastolatka. Ale co mam zrobić? Ubrać czarną suknię i położyć się do trumny? Kiedy miałaś 21 lat, urodziłaś pierwsze dziecko. Trudno ci było pogodzić macierzyństwo z karierą? Nie. Lubiłam jedno i drugie. Choć przyznam, że macierzyństwo w wieku 21 lat to raczej rzadkość w dzisiejszych czasach. Tak się jednak wydarzyło i bardzo pomagała mi mama. Ale było też tak, że o trzeciej w nocy wracałam z koncertu, a o siódmej byłam już na nogach, bo mój syn się obudził. Nie było wtedy litości. Znosiłam to jednak bardzo dobrze. Macierzyństwo i życie artystyczne uzupełniały się w moim życiu. Bycie mamą mnie zmieniło, inspirowało oraz otworzyło na świat i ludzi. Rodzina jest dla ciebie ważniejsza niż kariera? Rodzina jest moim priorytetem. Ale bardzo się cieszę, że mogę się realizować artystycznie. Kiedy w czasie pandemii nie było koncertów, robiłam się w domu marudna. Piosenki, które tworzę, mogą pomagać innym i dawać im dużo radości, co mnie bardzo cieszy, ale rodzina to dla mnie podstawa. Jednym z trudniejszych momentów w twoim życiu była na pewno walka z nowotworem tarczycy. Bałaś się, że nie będziesz mogła śpiewać? To była moja główna obawa. Przekonałam się wtedy, że można mieć wsparcie wielu osób, ale w najtrudniejszych momentach trzeba sobie poradzić samemu. Wszyscy mogli mi mówić, że będzie wspaniale, ale gdybym sama tego nie czuła, nic by mi nie pomogło. Wspierali mnie moi rodzice i Maciek, a i tak w pewnym momencie załamałam się psychicznie. Było to już po operacji: położyłam się na podłodze i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Pozostało mi wtedy tylko jedno: skorzystać z pomocy specjalisty. Mówię o tym głośno, bo jest wiele osób, które mają podobne problemy, a wstydzą się iść do psychologa czy psychiatry. Tymczasem w ten sposób możemy naprawdę sobie pomóc.
20 REKLAMA
CO NAS CZEKA W NOWYM SEZONIE
PIĄTEK, 17 WRZEŚNIA 2021 DZIENNIK ŁÓDZKI 0010261398