newonce.paper #6

Page 1

02

ISSUE #6 2019 30,00 PLN (w tym 8% VAT)

9 772544 052906

ISSN 2544-0527

PEZET ŻABSON SCHAFTER KOZA ORAMICS

06
















@carharttwip carhartt-wip.com

Flickerings of a Fiery Youth. The clashing patterns in the room blasted time out of sequence. Lulled by bad television programs, minutes stretched into hours. He rejected a call and decided to dream. But dreams don’t come when you call them. They do as they please. When this one finally drifted toward him, the present blended into a high-frequency version of some turbulent past. There were random anecdotes, a montage of messed-up, discordant rhythms; underscored with shreds of conversation he didn’t recognize or remember. Pictures,

the kind you want to look at forever, or into which you might subtly slip – a guest at the party, a face in the crowd. His inner eye was blinded by the flashing of strobe lights, riotous colors. On the other side, nothing new was waiting; but here he felt alive, though this life wasn’t his. The space between, trying to hold onto a moment just out of reach; words meant to last, but the order broken. He awoke at dawn to an avalanche of messages, millions of neon bright moons turning back into screens.








23 CEO & wydawca – Mih Michalski redaktorzy naczelni – Alicja Szewczyk & Jacek Sobczyński dyrektor artystyczny – Mateusz Machalski DTP – Albert Łukasiak project manager – Maciej Orłowski

autorzy → Jan Błaszczak, Marek Fall, Filip Kalinowski, Paweł Klimczak, Lech Podhalicz, Jacek Sobczyński, Anna Tatarska grafiki → Dwa Zeta, Julian Meinert, PWEE3000, Włodi Włodarczyk, Mateusz Zieleniewski fotografowie → Stanisław Boniecki, Kuba Dąbrowski, Karol Grygoruk, Łukasz Jasiukowicz, Kasia Mikołowicz, Jakub Owczarek, Filip Skrońc, Yan Wasiuchnik, Bartek Wieczorek, Agata Wrońska produkcja sesji → Alicja Szewczyk styliści → Maria Duda, Olivia Dzierżawska, Ewelina Gralak, Michał Koszek, Janek Kryszczak

podziękowania & pozdrowienia → AMC Polska, BNP Paribas Polska, Tomek Barudin, Daniel Bogacki, Karol Borkowski, Natalia Dopierała, Robert Huszczyński, Maciej Jakimowicz, Oskar Kacprzak, Piotr Kędzierski, Justyna Kościuk, Barbara Kryńska, Marcin Łuniewski, Mateusz Marczyński, Michał Michalski II, Piotr Nałęcki, Zbigniew Niedziałek, Adela Ostaszkiewicz, Natalia Pelczar, Maciej Razik, Krzysztof Stefański, Kasia Węsławowicz, Adam Wilczewski, Aneta Wilczewska, Marzena Żegota

Drukujemy na papierze w 100% z recyklingu

kontakt: paper@newonce.net reklama: reklama@newonce.net wydawca: newonce.media sp. z o.o. ul. Hoża 42/33, 00–516 Warszawa drukarnia: Drukpol, ul. Stępińska 22/30, 00–739 Warszawa ISSN: 2544-0527 newonce.paper 2019 wszystkie prawa zastrzeżone


28 – 35

56 – 61

82 – 91

Grime’s Not Dead Jan Błaszczak

36 – 45 →

Koza: nie mamy już czasu na rozmowy, jest czas na działanie Paweł Klimczak

Audiodrom. O tym, jak brzmi nasza przyszłość Filip Kalinowski

Takie jest c’est la vie Kuba Dąbrowski

62 – 65 →

Emptyset: wkrótce doświadczymy katastrofy Lech Podhalicz

92 – 97 → 66 – 67

46 – 55 →

Karol Grygoruk

Dwa Zeta: Nobody Club

68 – 81 →

Żabson: rap jest lustrem cywilizacji Marek Fall

Mocna Grupa Anarchistyczna. Notatki z dywersji Filip Kalinowski

98 – 115 →

Pezet: po pierwsze – nie dla sławy Filip Kalinowski


25 116 – 125

146 – 151

176 – 187

Club X: The Tournament Łukasz Jasiukowicz

126 – 129 →

Imperium kontratakuje: dlaczego Levi’s i Gwiezdne Wojny miały tak duży wpływ na kulturę popularną? Jacek Sobczyński

Oramics: równość i edukcja Paweł Klimczak

TRIP Jakub Owczarek

152 – 165 →

Privet Coco Yan Wasiuchnik

188 – 189 →

Mateusz Zieleniewski

190 – 193 130 – 143 →

schafter: wyobraź to sobie Filip Kalinowski

166 – 169

True Music x newonce.workshop

Kiedy kino ucieka do lasu Anna Tatarska

194 – 203 144 – 145

170 – 175

→ oly

spirit e

ht

in to

ce

co

an

e

nve

or

the unive

wisdo m

ens rs

eh

ig

th

Między miejscami Agata Wrońska

nl

rting ign

PWEE3000: Co artysta miał na myśli


Mih Michalski CEO & wydawca

Alicja Szewczyk redaktor naczelna

Jacek Sobczyński redaktor naczelny


wrażenie totalności i niemożliwej do opisania słowami łączności z całym światem

27


fot. David Tonge

E’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIM

Tekst – Jan Błaszczak

Znów jest w centrum uwagi. Tym razem jednak nie może rozmienić jej na drobne i pójść ręka w rękę z Calvinem Harrisem. Nie, jako głos podupadłych dzielnic i wykluczonych mniejszości grime ma szansę podążyć tropem reggae z Brixton czy punk-rocka z Manchesteru. Zabrzmi to może asekuracyjnie, ale historia grime’u jest tak zakręcona, że trudno ją porównać z losami jakiegokolwiek innego gatunku muzycznego. W ciągu ostatnich kilkunastu lat sukcesy tej sceny były niemal tak spektakularne, jak jej upadki. Po wielkich nadziejach zawsze następował czas rozczarowań. Po krótkich chwilach splendoru i uznania przychodziły lata obojętności ze strony przemysłu muzycznego i wrogości lokalnych polityków. Osobny wątek stanowi


29

Może więc inaczej. W wydanej w ubiegłym roku książce „Inner City Pressure” Dan Hancox opisuje kultowe nagranie, do którego doszło na dachu jednego z budynków wschodniej dzielnicy Londynu – Stratford. W kanciapie zajmowanej przez piracką rozgłośnie Deja Vu FM zebrało się kilkanaście przyszłych gwiazd grime’u. Dostępne w sieci wideo z tego spotkania nosi tytuł „Conflict” i jest bezcennym zapisem tworzenia się tej wyjątkowej sceny. Tym bardziej że jest ono datowane na wiosnę 2003 roku, czyli na kilka miesięcy przed premierą „Boy in da Corner” Dizze’ego Rascala – albumu, za którego sprawą grime przedstawił się publiczności na całym świecie. Płyty, która zebrała świetne recenzje, ale można odnieść wrażenie, że ostatecznie nie zrealizowała swojego potencjału. „W 2003 roku wierzyłem, że „I Luv U” to będzie „Smells Like Teen Spirit” grime’u" – zwierza się w rozmowie z newonce.paper brytyjski pisarz i krytyk Simon Reynolds. – „Myślałem, że to będzie przełom podobnego kalibru. Ostatecznie nic takiego się nie wydarzyło.” Niezależnie od recepcji „Boy in da Corner” wschodni Londyn czekał przełom innego rodzaju. Po decyzji o przyznaniu miastu organizacji Igrzysk Olimpijskich dzielnica stała się wielkim placem budowy. W Stratford wyburzano kolejne budynki, przygotowując teren pod zbliżające się wydarzenie. Wśród gmachów, które legły w gruzach, znajdowała się wspomniana siedziba Deju Vu. Na ich miejscu wybudowano potężny Stadion Olimpijski. Obiekt, na którym w 2012 roku wystąpił sam Dizzee Rascal. Sukces? Znów – zbyt prosto. Fakt, ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich zapewniła Rascalowi astronomiczną popularność. Jeśli wierzyć Hancoxowi, „Bonkers” usłyszało tego wieczoru 900 milionów telewidzów na całym świecie. Uzasadnione wydaje się jednak pytanie, czy same Igrzyska pomogły związanemu ze Wschodnim Londynem środowisku. Tak wielkie wydarzenie nie tylko poskutkowało wprowadzeniem licznych procedur z zakresu bezpieczeństwa, uderzających w scenę, za którą biały establishment – eufemistycznie rzecz ujmując – nie przepadał. Igrzyska wydrenowały też londyńską kasę, doprowadzając do upadku lub zastoju wielu lokalnych inicjatyw opierających się na publicznym dofinansowaniu, z których często korzystali twórcy grime’u. Pomimo tych i wielu innych trudności grime znów jest na topie. Ba, niewykluczone, że tak dobrze nie miał się jeszcze nigdy w swojej kilkunastoletniej historii. Wpływy Skepty sięgają dalej niż kiedykolwiek wcześniej, Stormzy jako pierwszy czarny Brytyjczyk został headlinerem Glastonbury, a antysystemowy slowthai w mig stał się ulubieńcem krytyki. A przecież nietrudno sobie wyobrazić, że ta

fot. materiały prasowe

relacja grime’u ze swoją małą ojczyzną. Trudno o bardziej toksyczny związek niż ten pomiędzy twórcami sceny a wschodnim Londynem. Ukochanym, opiewanym, a przecież niewdzięcznym. Robiącym pieniądze szybciej niż bohaterowie hitów Tinchy’ego Strydera, lecz nie dzielącym się bogactwem ze swoimi bardami. Przeciwnie, niemającym skrupułów, by pozbawiać ich pirackich stacji radiowych, ulubionych klubów, a nawet mieszkań. Choć, prawdę mówiąc, takie jednostronne ukazanie sprawy wydaje się zbyt proste, gdy chodzi o poplątane losy grime’u.


OD THATCHERYZMU DO BREXITU Choć brytyjski punk wspomina się czasem jako kontrę wobec bezwzględnej polityki gospodarczej Margaret Thatcher, narodził się on przecież trzy lata przed przejęciem władzy przez konserwatystów. W roku 1976, kiedy bezrobocie nie było jeszcze tak wysokie, a związki zawodowe pacyfikowane. A jednak Wyspiarzom towarzyszyło już wszechobecne poczucie kryzysu. Wizja o tyle uzasadniona, że pod rządami Jima Callaghana i Partii Pracy dochodziło do przerw w dostawie prądu, ciągłych strajków i braków na sklepowych półkach. – „W tamtym czasie odczuwało się, że Wielka Brytania balansuje na granicy upadku lub przynajmniej czeka ją nieodwracalny regres do rangi drugoligowego narodu” – wspomina Reynolds. – „Pojawiały się pogłoski o wojskowym przewrocie, który miałby przywrócić porządek. W siłę rosły też skrajnie prawicowe ruchy pokroju National Front, opowiadające się za odsyłaniem imigrantów do krajów, z których przybyli”. Choć lewica występowała przeciwko takim inicjatywom, to była mocno zawiedziona stagnacją i brakiem sprawczości rządzącego gabinetu. Wobec braku konstruktywnych rozwiązań systemowych narastały podziały społeczne i poczucie zbliżającego się końca. Zdaniem Reynoldsa nastroje przypominały te sprzed kilku lat. Z tą różnicą, że z ówczesnych emocji zamiast Brexitu zrodził się punk rock. W swoim DNA miał więc rozczarowanie, brak perspektyw i poczucie odrzucenia przez polityczne elity. Choć momentalnie trafił do młodzieży wywodzącej się z klasy średniej, pozostawał zakorzeniony wśród białej klasy robotniczej. W końcu nierzadko wywodził się z industrialnych miast takich jak Manchester, które zwolniły w latach siedemdziesiątych, by podupaść za rządów Thatcher. W piosenkach The Clash czy The Jam wracały tematy strajku, nierówności, walki klas. Crass, The Pogues i wiele innych punkowych grup grały koncerty, z których dochód przeznaczono dla zwalnianych górników. W nastrojach towarzyszących rozwoju punk rocka na Wyspach łatwo odnaleźć analogię z początkami grime’u. Gatunku, wywodzącego się ze wschodniego Londynu – postindustrialnej dzielnicy, która podupadła wraz z decyzją o przeniesieniu dającego zatrudnienie portu w dół Tamizy. Sprawy zaczęły się jeszcze bardziej komplikować na początku XXI wieku, kiedy do lokalnych problemów dołączyło

fot. Graham Wood

E’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIM

passa zaraz się skończy i grime wróci do podziemi. Po raz kolejny. Nawet jeśli miałoby się tak stać – nie zginie. A przynajmniej tak zapewniał mnie slowthai na kilka godzin przed występem na OFF Festivalu. Nie zginie dlatego, że – jak stwierdził Brytyjczyk – jest jak punk-rock. Chodzi w nim nie tylko o muzykę, ale i o postawę wobec świata.


31 ogólne spowolnienie brytyjskiej gospodarki, a New Labour Tony’ego Blaira zaczęło tracić swój blask. Bieda i brak perspektyw uderzały wyjątkowo mocno we wschodnim Londynie. Niewiele jest bowiem miejsc, w których rozwarstwienie ekonomiczne jest tak widoczne. W okolicy, gdzie wiele rodzin wciąż nie potrafiło wyjść na prostą po upadku portu, dynamicznie rozwijało się biznesowe centrum Canary Wharf. Z pobliskiej dzielnicy Tower Hamlets – niesławnej z powodu najwyższego w kraju procentu ubóstwa wśród dzieci – doskonale widać jego lśniące wieżowce. – „Grime wywodzi się głównie z klasy robotniczej, ale w przeciwieństwie do punk rocka jest w większości czarny” – mówi Reynolds. – „Oczywiście, ma wielu fanów wśród białej młodzieży z klasy średniej, ale ona sama znajduje się zazwyczaj poza tą kulturą: nie angażuje się jako producenci czy MC. Grime miał w sobie coś punkowego, tak długo jak był agresywny, szybki, podawany w pełen wrogości sposób. Teksty tych kawałków, choć ukazywały realistyczny obraz londyńskiej ulicy, unikały jednak jakiejkolwiek polityki”. W ostatnich latach coś się jednak na tym polu zmienia. Nieprzypadkowo większe zaangażowanie polityczne twórców grime’u zbiega się z zamieszaniem wokół Brexitu. – „Nikt nie ma wątpliwości, że zwolennicy wyjścia są negatywnie nastawieni nie tylko do Brukseli, ale też do imigrantów” – tłumaczy Reynolds. – „Nawet jeśli nagrywający grime artyści nie czują silnych więzi z Europą, nie mają wątpliwości, że Brexit, UKIP i Boris Johnson są ich wrogami”.

Negatywne nastawienie konserwatywnych, antyeuropejskich polityków wobec czarnej społeczności przejawia się nie tylko w ich rasistowskich wypowiedziach, ale także w mniej widocznych systemowych działaniach. Istnieje na przykład kilka teorii tłumaczących, dlaczego po sukcesach Dizzee’ego Rascala, Wileya czy Tinchy’ego Strydera grime zniknął z radaru mediów i wycofał się do podziemia. Winą można obarczać samych twórców, którzy oddalili się od źródeł gatunku i stopniowo tracili wiarygodność swojego środowiska. Nie można jednak pominąć roli, jaką w tym procesie odegrały lokalne władze i londyńska policja, która uderzyła w środowisko niesławnym formularzem 696. Dokument rozsyłany do menadżerów londyńskich klubów wymagał od nich informacji dotyczących zbliżających się wydarzeń muzycznych. Organizatorzy musieli poinformować policję między innymi o tym, czy impreza nie będzie skierowana do specyficznej grupy etnicznej. Podobnych sugerujących pytań i podpowiedzi znalazło się w nim więcej. Nie to jednak było najgorsze. Jeśli po uzyskaniu odpowiedzi policja zakwalifikowała imprezę jako wydarzenie wysokiego ryzyka, mogła żądać od organizatorów szczegółowych danych wszystkich zaproszonych artystów, włączając w to daty urodzenia i numery telefonów. Niedostarczenie ich na czas mogło skutkować bardzo wysokimi grzywnami, a nawet więzieniem. Szybko okazało się więc, że zorganizowanie grime’owej czy dancehallowej imprezy jest nie tylko

fot. PA

TWARDE PRAWO: SUS I 696


fot. materiały prasowe

E’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIM

trudne, ale potencjalnie niebezpieczne dla klubów. W rezultacie liczba miejsc w Londynie, w których mogli wystąpić twórcy grime’u, jungle czy dancehallu gwałtownie spadła. Formularz 696 przypomina inny kontrowersyjny brytyjski przepis, po który sięgano często w czasach punkowej rewolucji, tzw. SUS. – „Pozwalał policji zatrzymać i aresztować kogokolwiek na podstawie podejrzenia, że zamierza popełnić przestępstwo” – wspomina Reynolds. – „Dotyczyło to zwłaszcza młodzieży kręcącej się po ulicach. I zdecydowanie najczęściej zatrzymywano


33 czarnych Brytyjczyków. Ze względu na rasizm dużo trudniej było im znaleźć pracę. A poza tym zazwyczaj mieszkali w dzielnicach o bardzo ograniczonym sektorze usługowym i nielicznych publicznych inicjatywach. W zasadzie więc musieli się włóczyć po ulicach, bo nie mieli absolutnie dokąd pójść”.

Kontrowersyjny przepis pogarszał i tak niezbyt ciekawą sytuację czarnych mieszkańców wschodniego Londynu, doprowadzając do zamykania kolejnych klubów i sal koncertowych. Dopiero za rządów Sadiqa Khana dokument został wycofany. Kiedy w 2015 roku ukazał się raport o muzycznej scenie metropolii, okazało się, że funkcjonują w niej zaledwie 94 lokalne kluby. „Zaledwie”, bo oznaczało to spadek ich ogólnej liczby o 35%. Nic dziwnego, że w teledysku „That’s Not Me” Skepta mapuje za sobą skrzyżowania i budynki, których już nie ma. Nie jest to wynik taniej nostalgii, ale następstwo postępującego wyjaławiania i prywatyzacji zakątków, które przed laty tętniły życiem. Podobna bezsilność i poczucia wykluczenia towarzyszyły młodzieży, która w 2011 roku wywołała głośne londyńskie zamieszki. Fakt, zakończyły się one przemocą i grabieżami, których nie da się usprawiedliwić, ale u źródeł tej złości leżały właśnie m.in. zamykane kluby, oddawane korporacjom skwery i zabierane uboższej młodzieży stypendia. Rozruchom towarzyszył grime. W szczególności „Pow” Lethal Bizzle’a, choć trudno go przecież uznać za protest-song. – „Ten tekst jest zupełnie apolityczny, ale puszczano go ze względu na zawartą w nim agresję i ładunek energii” – podejrzewa Reynolds. – „Poza tym brzmienie grime’u jest bezkompromisowe, sugeruje konfrontację. Ten numer po prostu brzmiał jak zadyma”. No właśnie, „brzmiał”, bo „Pow” to klasyczna bragga. Nawet jeśli w warstwie stylistycznej grime wyrasta z zupełnie innych tradycji niż amerykański hip-hop, to w sferze wizerunkowej i w aspiracjach swoich reprezentantów kseruje rapowy mainstream. Z tego też powodu tak dużym echem odbiła się „Konnichiwa” Skepty, która – choć nie wolna od przechwałek – budziła respekt społecznym zaangażowaniem i polityczną świadomością jej twórcy. Współtwórcy wytwórni Boy Better Know, któremu z pewnością nie brakowało pieniędzy na marketing, a jednak promował swój album nielegalnym koncertem. Szeroko komentowany występ odbył się na ogrodzonym trzymetrową siatką parkingu samochodowym, przez którą ostatecznie przedarło się około tysiąca fanów. Tym samym Skepta wysyłał sygnał – niezależnie od zakazów, uprzedzeń i ogrodzeń, to miasto zawsze będzie nasze. I ten sygnał poszedł w świat.

fot. Henry Nichols

SKAZANI NA MAPPING


E’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIME’S NOT DEAD GRIM

W IMIENIU ULIC Siła, z jaką uderzył grime, wynikała w dużej mierze z jego stylistycznej bezkompromisowości. Kompletnego przewartościowania muzyki, z której się bezpośrednio wywodził. Tak jak punk zrywał ze wszystkim, co kojarzyło się z ówczesną muzyką rockową, tak grime odrzucał stylistykę poprzedzającej go sceny UK garage. A przecież ta podbijała listy przebojów, pozwalając kolejnym producentom i wokalistom wspinać się po klasowych szczeblach na sam szczyt. Gładko wyprodukowany, seksowny, wyrafinowany UK garage orbitował wokół pojęcia luksusu i elegancji. Splendoru, który w ostatnich latach XX wieku wydawał się na wyciągnięcie ręki, nawet gdy mieszkało się w getcie. Być może to kwestia koniunktury, może uczciwości wobec środowiska – coś jednak sprawiło, że wychowani na tych samych ulicach nastolatkowie dosłownie kilka lat później dokonali radykalnej wolty. – „UK garage uciekał z podupadłych dzielnic w splendor night-clubów, gdzie wystrojeni ludzi piją szampana, wciągają kokainę i romansują: ­– wspomina Reynolds. – „Grime był zaś muzyką zakapturzonych chłopaków w adidasach opowiadających o konfliktach pomiędzy gangami. Warto pamiętać, że obie te sceny wyszły z tego samego środowiska. UK garage przed nim uciekał, grime je opisywał”. Historia tej sceny, a także nauka płynąca z przyglądania się innym kontestującym ruchom muzycznym – w tym punk rockowi – podpowiada, że wybieranie popularności ponad wiarygodność nie przysłuży się grime’owi na dłuższą metę. Wielu twórców, którzy zwietrzyli łatwiejsze pieniądze w scenie UK funky, hip-hopie czy synth-popie, szybko się na tym przejechało. Nawet Dizzee Rascal po fiasko komercyjnego „The Fifth” zdecydował się wrócić do korzeni dobrze przyjętym „Raskit”. To polerowanie brzmienia i schlebianie gustom jest niebezpieczne dla grime’u także dlatego, że pod nosem wyrosła mu konkurencja z prawdziwego zdarzenia. Brytyjscy nastolatkowie coraz chętniej przerzucają się na UK drill. – „Grime stał się po prostu zbyt popularny i akceptowalny” – podsumowuje Reynolds. – „Skepta czy Stormzy dostają nagrody przemysłu muzycznego, a na ich koncerty chodzą studenci. Dzieciaki z ulicy przerzucają się więc na ten nowy, bardzo gangsterski gatunek. Muzykę, której reprezentanci występują w maskach i kapturach, a połowa ich piosenek jest o dźganiu nożem”. W obliczu wydarzeń, które obecnie rozgrywają się na Wyspach, wydaje się, że grime ma robotę do wykonania. I nie chodzi wcale o to, by znów agitował za Jeremym Corbynem czy wyskakiwał na scenę ze spreparowaną głową Borisa Johnsona. Ten ostatni incydent miał miejsce podczas występu slowthaia na gali Mercury Prize. Słusznie potępiony w mediach gest pokazuje, że nieustanna eskalacja napięcia w Izbie Gmin odbija się na brytyjskim społeczeństwie. A ten stan – połączony z poczuciem braku sprawczości – może popychać do radykalnych, niebezpiecznych działań. Dlatego ważne jest, by twórcy grime’u nie tracili wiary w siłę swojej twórczości. By zamiast historyjek o złotym Roleksie i niebezpiecznych happeningów woleli opowiadać o swojej dzielnicy i jej problemach. Wiarygodności im nie zabraknie, bo przecież mało które środowisko poznało tak dobrze, czym jest systemowy rasizm, gentryfikacja czy upadek usług publicznych. Odbiorców również, ponieważ nie trzeba mieszkać we wschodnim Londynie, by borykać się z podobnymi bolączkami. Wychowani w biednych, wielkomiejskich dzielnicach MC’s mogą więc pójść śladem twórców reggae z Brixton czy punkowców z Manchesteru i nagłaśniać historie ze swoich ulic. Instalować je w mediach, umieszczać w publicznej debacie. Zwłaszcza teraz, kiedy znów są w centrum uwagi. Zegar tyka.


35




Rozmawiał – Paweł Klimczak Zdjęcia – Filip Skrońc → Koza to artysta wyjątkowy – raper, który wolałby mieć mało wspólnego z rapem, prowokator, który niemal każdą wypowiedzią przekłuwa nadęty balon rodzimego hip-hopu. Lubi także testować niezbyt wartkie wody rapowych mediów – np. fotografując się w sukience z nadzieją, że jedna z największych stron napisze o jego coming oucie. Owa strona oczywiście tak napisała, a za nią wiele innych. Sam Koza zrobił zdjęcie w nawiązaniu do albumu JPEGMAFII, nie miało to nic wspólnego z wyznaniem dotyczącym seksualności. Ale prowokacja zadziałała, obnażając płytkość pewnych medialnych mechanizmów i krewkość co niektórych ulicznych raperów, którzy chętnie zaczęli wygłaszać homofobiczne uwagi pod adresem Kozy. Mimo że raper trafia do czołówek nie zawsze dzięki muzyce, to daleko mu do skandalisty bez treści – wydany w maju album „Mystery Dungeon” zyskał przychylność wielu osób. Niektórzy cenią go za intrygujące teksty, inni za ciekawe flow. Jedno jest pewne, Koza to człowiek z ogromnym potencjałem, a czy zrealizuje go w rapie, czy gdzie indziej, to już inna kwestia.

Koza: nie mamy już czasu na rozmowy, jest czas na działanie Zastanawiałeś się nad tym, dlaczgo

dlatego, że wtedy uważałem to za konieczne. Każ-

Dungeon”. Płytę przyjęto bardzo cie-

tak jest?

de znajdujące się tam odniesienia są potrzebne

pło, również w niespodziewanych

Jak robiłem ten album, to nie miałem takiej rozkmi-

do przekazania tego, co chcę powiedzieć, nie są

miejscach.

ny, żeby to docierało do rapowej czy jakiejkolwiek

żadną popisówą, czy chęcią pokazania się jako

publiki. To jest jeden wielki manifest tego, żeby

wielki intelektualista.

Zacz n ijmy od odbior u „ Myst er y

Wcześniej wypuściłem tylko dwie ep-ki i tracki na

mnie nie słuchać.

YouTube, to jest pierwszy materiał, który jest jakby

Ci, którzy robią to na siłę, wypada-

legalny. Szczerze mówiąc, dla mnie ten odbiór nie

Trochę się nie udało, bo ktoś tego

ją kiepsko.

urywa dupy. Spuszczają się nad nim jacyś redak-

jednak posłuchał. Czyli jest to taka

Prawda. Ale masz np. takiego Mesa, którego

torzy, ludzie kultury i portale muzyczne, ale jeżeli

czysta ekspresja artystyczna, mani-

uważam za najmądrzejszego debila w rap grze.

chodzi o ludzi, którzy rzeczywiście słuchają rapu,

fest kreacji?

Jest dla mnie polskim Kanye Westem. Raz powie

to niespecjalnie się tym zajarali. Chociaż od same-

Dokładnie. Nie widzę żadnej wartości intelektual-

coś tak mądrego, że opada ci szczena, a potem

go początku ten album nie miał takiej koncepcji,

nej w polskim rapie. To, że na moim albumie ja-

powie coś, co wchodzi na imponujące pozio-

żeby komukolwiek się spodobał.

kiekolwiek treści intelektualne zostały zawarte, to

my cringe’u. Od momentu napisania, przez


39 Mimo że jest t ypem w pasku Gucci! Ale jak widzę polskich raperów na mocnym swagu, czuję lekki dysonans poznawczy. Pasek Gucci to jest tak przehajpowana rzecz… Zresztą w ogóle całe środowisko rapowe jest strasznie przypałowe i ani raperzy, ani słuchacze nie zdają się tego dostrzegać. A często jest tak, że jak ktoś zrobi jakąś głupią akcję, to wszyscy się tym jarają. Nie chodzi o to, że mam problem z ludźmi, którzy odpierdalają randomowe rzeczy – ja też to robię. Ale o to, że jakoś nagle ludzie często przechodzą od beki z jakiejś postaci do szanowania i traktowania jej jak jakiegoś bożka. Im dłużej w tym jestem pogrążony, tym bardziej czuję, że to nie ma sensu. Gdzie widzisz największy problem? To są wytwórnie, media? Z publicznością niewiele można zrobić, ewentualnie ją sobie wychować. Ale jak wypuszczasz kawałek, to jego życie jest kompletnie poza twoją kontrolą. Gdzie widziałbyś drogi, żeby zmniejszyć stopień tego kabaretu? Moje podejście jest dosyć radykalne w tej kwestii. Wydaje mi się, że nie możemy już z tą bańką nic zrobić, poza większym napompowywaniem jej. Zarówno odbiorców, jak i ludzi z branży, nawinięcie i zmiksowanie, ani razu nie wpadł na

na temat znanego rapera, czy jakie-

którzy próbują nazwać to poważną rzeczą, do-

to, że to straszny cringe. Ale z drugiej strony ma

goś mocnego środowiska, żeby me-

padnie taki poziom absurdu, że już będą mieli

takie rzeczy, jak „Kule z bukszpanu”. Długo my-

dia oszalały z czołówkami.

tego dosyć i zadadzą sobie pytanie, dlaczego to

ślałem o nagraniu kawałka z bukszpanem, a on

To też wynika z takiej naturalnej potrzeby ludzi –

w ogóle robią.

to zrobił przede mną.

oni po prostu chcą krwi. Chcą beefu i nie winię ich za to.

Nie boisz się mówić, co myślisz. A pol-

Ale często robią dla pieniędzy – w rapie jest relatywnie dużo kasy na tle

ski rap to często cyniczna układanka,

Dobrze się też czujesz w niepoważ-

innych gatunków muzycznych. To

gdzie uważa się na słowa.

nym kontekście.

jest katalizator, ale i blokada zmian.

Ja się dopiero z tym rozkręcam, nie powiedziałem

No stary, cały czas próbuję zdekonstruować, co

Sam mówi łeś, że móg łbyś z robić

jeszcze wielu słów, które mam do powiedzenia

znaczy poważny polski rap. Co to jest w ogóle za

trapową płytę z filozoficznymi pancza-

o polskiej rap grze. Na wielu poziomach wkurwia

oksymoron!

mi. To mogłoby zażreć komercyjnie.

mnie ten biały, patriarchalny rap w paskach Gucci.

W rapie jest tutaj od chuja pitosu, ale nie chcę nic

Czasem coś powiem, żeby mi kilku szesnastolat-

Ale rap potrafi być dobrym nośnikiem

od tych ludzi. Jak piszę jakiś kawałek, to mi praw-

ków wjechało w komentarzach,

treści i emocji. Nawet słuchając Futu-

dopodobnie przyniesie jakiś pitos. Jak siadam i pi-

re’a czy Young Thuga słyszę sporo nie-

szę, to najczęściej dlatego, że muszę coś z sie-

Można odnieść wrażenie, że w pol-

mal bluesowych emocji i wrażliwości.

bie wypluć w jakiejś innej formie. Teraz zajmuję

skim rapie wystarczy jedna choćby

Young Thug to jest jeden z najprawdziwszych

się teatrem. Pracuję w Teatrze Powszechnym

umiarkowanie krytyczna wypowiedź

w grze. Szczerość i czystość wręcz kapie z niego.

z moim ziomkiem Krzyśkiem Garbaczewskim



41 i znalazłem sobie inne media, które dużo bar-

Nie. Dostałem propozycję pracy dramaturga

na koncert Kaza Bałagane. Wyszedł na sce-

dziej pomagają w przetworzeniu tego, co czuję.

i to jest możliwość życia, mam 19 lat. Chciałbym

nę półtorej, nie, dwie i pół godziny po czasie (to

w to pójść, doświadczyć tego, jak wygląda praca

półtorej godziny nawet nie byłoby takie dziw-

W teatrze znalazłeś więcej autenty-

z aktorami, bardzo głęboko wejść w psychologię

ne), nawinął osiem kawałków, z czego w dwóch

zmu i możliwości sensownej ekspresji

teatru i psychologię instytucji. Jak zacznę coś

kawałkach powiedział publiczności: „dobra

niż w rapie?

robić w tym kierunku, to się naturalnie rozwinie.

byki, teraz lecicie ten numer ze mną” i po pro-

Tak. To jest totalnie żywy akt, może koncert

Premiera spektaklu jest w lutym.

stu podbijał własne numery, chodził w kółko.

jest trochę porównywalny do tego, ale kon-

Stałem z boku sceny i w pewnym momencie on

cert nie jest spektaklem – jest zbudowany wo-

A le chyba da się przenieść trochę

zaczął udawać, że skacze. Typo stał z dymiarką

kół otoczki twojej osoby i ludzie tam przyszli

teatru do rapu – można wiele złego po-

i dbał o to, żeby publika tego nie widziała, a on się

skakać i robić pogo. Koncert jest katartycznym

wiedzieć o Kanye, ale jego występy to

trzymał za telefon w kieszeni i lekko się wybijał na palcach i opadał. Cały koncert chodził w kółko po scenie i pewnie dostał za to od chuja pitosu. To jest bardzo ciekawe, że najpopu-

Koncert jest katartycznym doświadczeniem, to rzucanie się w tłum jest dosyć mocne, ale wydaje mi się, że teatr jest bardziej żywy i czysty.

larniejsz y gatunek muz yczny jest jednocześnie najsłabszy wykonawczo. Myśl isz , że lud z ie ma ło w ymagają od rapu, cz y problem jest w wykonawcach? Jak robisz z tego rutynę i to jest dla ciebie sposób na życie, przychodzisz jak do roboty, to odpierdalasz to jak robotę. Ja już zacząłem się łapać na tym, jak miałem dwa koncerty z rzędu, że ten drugi grałem, jakby to była moja robota po prostu. Ale przy tym wciąż napierdalaliśmy – rzucałem się w tłum, było ostre pogo itd. Wszystko sprowadza się tego, czy chcesz, żeby ludzie, którzy wyszli z twojego koncertu, myśleli, że był wypierdolony, że świetnie się bawili. Masz takiego Żabsona, który wydaje mi się, że gra takie koncerty, stara się, żeby ludzie czuli się zajebiście i masz takiego Kaza, który ma wypierdolone jajca. Mówi wszem i wobec, że ma wypierdolone w swoich fanów. A to nie jest w jakimś przewrotnym sensie uczciwe? Jest. I mi to mocno zaimponowało. Od czasu, kiedy byłem na tym koncercie, to uznałem, że

doświadczeniem, to rzucanie się w tłum jest

ciekawa teatralizacja hip-hopowego

przenoszę to po części do moich koncertów.

dosyć mocne, ale wydaje mi się, że teatr jest

show. Podobnie Travis Scott. W Polsce

Oczywiście, napierdalamy i chcę, żeby ludzie,

bardziej żywy i czysty.

nikt za bardzo tego nie robi. Ludzie się

którzy przyszli i zapłacili za bilet, mogli się wy-

chyba trochę boją eksperymentować

szaleć i ja się czuję wtedy wypompowany ze

Robisz coś w kierunku edukacji te-

z tym, czym może być koncert rapowy.

złych emocji i chorych rozkmin. Ale też nie

atralnej? Czy wchodzisz tam jako

Ludzie, którzy docierają do momentu, w którym

przejmuję się do końca tym, co ludzie powie-

nat ursz cz yk i ja ko nat ursz cz yk

zarabiają na tym duży pitos, zaczynają mieć

dzą, bo przecież przyszli na koncert rapera,

chcesz pozostać?

wyjebane. Przykład z niedawna, poszedłem

więc czego się spodziewają.


A przecież mogłoby być lepiej – ludzie

Nie boisz się, że to stanie się rutyną,

kiedyś dostali kutasa w dupę, to mogłoby im

potrafią spijać słowa z ust raperów

o której mówiłeś?

się spodobać. Cały czas przypominać raperom,

bezkrytycznie. To mocna, ale i dość

Boję się. Ale jest mało ludzi, którzy łączą wycho-

że typiara ma prawo uprawiać seks, z kim chce.

niebezpieczna pozycja.

dzenie ze strefy komfortu z pracą zawodową.

Serio, śmieszy mnie ta podwójna moralność,

To jest bardzo niebezpieczne też dla siebie sa-

jaka panuje w polskim rapie na temat kobiet.

mego, jak wstajesz rano i nie myślisz o tym, co

To jest chyba wieczna schizofrenia

Rap jest strasznym narzędziem w rękach pa-

sensownego możesz zrobić, tylko myślisz: „a, je-

życia w późnym kapitalizmie – wiesz,

triarchalnej większości. Nie mówię tu o zaka-

stem sławnym raperem i nie muszę iść do pracy

że ten system niszczy ludzi i plane-

zywaniu ludziom mówienia „suka”, tylko o tym,

na etat.” To jest zabójcze dla kreatywnego myśle-

tę, ale musisz w nim uczestniczyć,

żeby ludzie używali tego słowa w innym, bar-

nia i samorozwoju.

żeby przeżyć.

dziej wyzwolonym kontekście.

Myślisz, że istnieje jakiś grunt pośredni? Traktować to profesjonalnie, ale przez ten profesjonalizm rozumieć też jakość występów? Poznałem Milo w Berlinie w 2017 roku i on mi przedstawił taki archetyp zawodowego rapera. Przyjechał na koncert, palił z nami gibony, gadał z nami normalnie. Potem zagrał zajebisty koncert. Cały czas mówił, że on tutaj jest w pracy – te kawałki, które robił w studiu, to jest jego działalność artystyczna, ale koncerty to jest jego praca. Wydaje mi się, że masz szansę to robić, ale z moim profilem artystycznym nie wiem, czy to byłoby możliwe. Kiedy sama część artystyczna już jest naznaczona takim jarzmem absurdalnego podejścia do słuchacza. Ale mieliśmy już w historii rapu takie nieszablonowe postaci i takie podejście nie przeszkadzało w dostarczaniu jakościowej muzyki – słuchając twojego ostatniego singla wiem, że mam do czynienia z wartościowym wałkiem.

Serio, śmieszy mnie ta podwójna moralność, jaka panuje w polskim rapie na temat kobiet. Rap jest strasznym narzędziem w rękach patriarchalnej większości.

Zajął się tym Augustyn, który jest producentem muzycznym. Zazwyczaj jak robię numery, to mam w to tak wypierdolone, że bardzo

Nie wypierdolisz do lasu, nie będziesz sobie

Nawet amerykański rap doszedł do

rzadko mi się zdarza siedzieć długo nad ja-

szył koszul jakichś. Jesteśmy umoczeni w tym

zrozumienia „bad bitches”.

kimś trackiem i go pucować i rozkminiać,

wszyscy i nie ma różnicy, czy ktoś robi rap,

No właśnie. Są dziewczyny na scenie, które pró-

czy np. podbitę nawinąłem dobrze. Augusty-

czy zapierdala w korpo.

bują to forsować, ale robią to w cringe’owy sposób

nowi chce się to robić i jest profesjonalistą w tym, co robi.

i to nie przemawia do publiki. To jak już sobie tak rozmawiamy o kondycji systemu – będzie więcej

Rap jest odbiciem polskiego społe-

Nie myślisz o rezygnowaniu z rapu?

politycznych treści w twojej muzyce?

czeństwa, dlatego jest taki popularny.

Nie, bo przynosi mi pieniądze. Siedzę zjarany o 14

Politycznych to nie wiem. Ale chciałbym przy

I w sumie nie rusza kontrowersyjnych

na balkonie, patrzę na ładne żółte kwiatki i rozma-

każdej możliwej okazji wypominać raperom,

rzeczy. Mówiłeś o rapie jako patriar-

wiam z tobą, bez rapu tak by nie było.

że boją się gejów, bo prawdopodobnie jakby

chalnym narzędziu – jak myślisz, na


43



45 ile słuchanie tej muzyki ma przełoże-

Np. ciężko jest mi pomyśleć o rape-

nie na postawy społeczne?

rach, którzy chcą większych podat-

To działa w taki sposób, że ludzie nie patrzą na

ków dla bogatych ludzi.

sam kawałek, a jego kontekst, kontekst rapera.

Nie wiem, stary, bardziej bym im chaty podpalał,

Masz trapera, który rucha typiary, zarabia pitos

niż podatki podnosił.

– nieważne, co on mówi, on jest już w tej potężnej pozycji. I ludzie chcą naśladować tego trapera,

Popieram. Gdzieś się zagubił ten re-

a nie to, co mówi.

wolucyjny aspekt rapu – nawet w tym dziesionowaniu na Moleście krył się

Raper stał się figurą aspiracyjną.

jakiś sprzeciw społeczny. Czy nawet

Tak, to jest model lifestyle’u.

płyta Kaliego z tego roku mówi o ważnym momencie w historii i kreśli spo-

Z a baw ię się w a d wok at a d ia b ła

łeczne tło. W młodszym pokoleniu

– t y też nie sprzedajesz pewnego

tego brakuje, rap nie mówi o zbyt wie-

stylu życia?

lu rzeczach.

Rap się stał strefą komfortu. Gdzie się pojawia pitos, pojawia się kompromis. Rap wytracił potencjał antysystemowy, wtłoczył się w jego ramy i jest gatunkiem, który najlepiej dostosował się do późnego kapitalizmu. Oczywiście. Ale jak miałbym komuś powiedzieć,

Rap się stał strefą komfortu. Gdzie się pojawia

jak ma żyć, żeby mnie naśladować, to bym mu

pitos, pojawia się kompromis. Rap wytracił po-

powiedział: kupuj ciuchy w lumpie, popatrz na

tencjał antysystemowy, wtłoczył się w jego ramy

delfiny, zrób coś dla siebie, zrób sobie dobrą ka-

i jest gatunkiem, który najlepiej dostosował się

napkę. Jestem za zupełną wolnością artystycz-

do późnego kapitalizmu. Mnie się wydaje, że

ną i za tym, żeby ludzie mogli robić, co chcą,

w tym rewolucyjnym przekazie powinna być ja-

o ile nikogo nie krzywdzą, żeby mogli pierdo-

kaś dawka przemocy, to musi być radykalne.

lić się, z kim chcą i jak chcą. Ale nie jest to li-

Nie mamy już czasu na rozmowy, jest czas na

bertarianizm!

działanie.

No w Polsce libertarianizm chyba idzie z rapem ręka w rękę, szczególnie jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne.


suknia – Mech Vintage biżuteria – Swarovski

Sesja powstała w łódzkim hotelu PURO. Jej bohaterami są młodzi artyści i artystki. Nieprzypadkowo, bo PURO od zawsze stawia na promowanie designu i sztuki. W każdym z hoteli znajduje się kolekcja starannie wyselekcjonowanych prac, w tym również prac reprezentantów młodej sztuki współczesnej.



płaszcz – Monki


49


całość – własność bohatera


51


płaszcz – Comme des Garcons / Wilcza Store buty – North Face / WSS


53


całość – własność bohaterki


55

→ Zdjęcia – Karol Grygoruk Produkcja – Alicja Szewczyk Stylizacje – Jan Kryszczak MUA – Patrycja Michera Modele: Jakub Gliński @jakub.glinski, Karolina Bielawka @karolinabielawska, Karolina Mełnicka @karolinamelnicka, Stach Szumski @stachuszumski, Zosia Pałucha @zofia_palucha Klient: PURO HOTELS (Małgorzata Jankowska, Paulina Serwatka)


Audiodrom. O tym, jak brzmi nasza przyszłość

fot. Antonio Roberts

Tekst – Filip Kalinowski

Czy wróżby mówiące o tym, że za kilkanaście lat

klasyczną i rozrywkową, emocjonalną i współczesną.

przeważająca część ludzkości może już słuchać tylko

Twoją muzykę. Tak bardzo twoją, jaką nie była nigdy

muzyki generowanej przez sztuczne inteligencje są

wcześniej.

jakkolwiek prawdopodobne? Wyjaśniamy, dlaczego odpowiedź na to pytanie jest twierdząca i czemu nie

Tak mogłaby brzmieć reklama nowej usługi w plat-

jest to wcale przerażająca perspektywa.

formach streamingowych, która pojawi się na nich zapewne w przeciągu najbliższych kilku lat. Usługi,

Wyobraź sobie muzykę skrojoną idealnie pod cie-

która zrewolucjonizuje rynek muzyczny bardziej niż

bie. Podobnie jak garnitur uszyty na miarę przez naj-

wynalazek syntezatora. I której rozwój zrobi czystkę

droższego krawca w mieście, jednocześnie elegancką

podobną jak sztuczna inteligencja wsiadająca za kółko

i wygodną, wynikającą z twoich gustów i równocze-

samochodu, samolotu czy statku i zwalniająca prze-

śnie odpowiadającą najnowszym trendom, codzien-

ważającą większość ludzi pracujących w logistyce. Bo

ną i ekskluzywną. Muzykę, której tempo nadaje twój

choć przez wiele lat ludziom wydawało się, że samo-

puls, której brzmienie wyrasta z płyt, jakie towarzyszy-

uczące się algorytmy będą miały największy wpływ na

ły ci w okresie dorastania, a jej nastrój idealnie współ-

wszystkie branże działalności człowieka z wyjątkiem

gra z pogodą za oknem. Muzykę, która odzwierciedla

tych kreatywnych, to podobne założenia możemy dziś

twój plan dnia popędzając cię w momentach wytężo-

spuścić w kiblu historii, w którym od dawna pławią się

nej pracy czy treningu i rozluźniając w chwilach od-

mrzonki o robotach eksterminujących ludzi, wirtual-

poczynku, która współbrzmi z twoimi emocjami, która

nej rzeczywistości rodem z 80’sowych gier kompute-

powstaje na bieżąco z myślą o tobie. Muzykę zarazem

rowych i… wolności w Internecie.


57

Nieco prześmiewcze w swoim tonie hasło: „Jak wy-

pierwszych fonogramów, domowych radioodbiorni-

gląda przyszłość branży muzycznej i jak możemy

ków czy wzmacniaczy gitarowych właściwie od razu

temu zapobiec” u progu trzeciej dekady XXI wieku

zrewolucjonizowało to, jak ludzie postrzegają, tworzą

dla wielu pracowników tej gałęzi rynku przestało być

i odbierają materię dźwiękową. Ale już szereg innych

zabawne. Dziś pierwszy algorytm podpisał już kon-

innowacji – takich jak chociażby syntezator, automat

trakt dystrybucyjny z majorsem. Szereg programów

perkusyjny czy… auto-tune – na swój dzisiejszy status

zajmuje się produkcją rzemieślniczej muzyki tła na

musiało pracować przez długie lata zmagań z niegoto-

potrzeby reklam i kinematografii niskobudżetowej.

wym na zmianę rynkiem. Jeszcze inaczej sprawa ma się

A prototypy systemów pisanych przez różne start-

natomiast z takimi przełomami w historii ludzkości, jak

-upy potrafią dopasowywać brzmienie danego utwo-

powstanie Internetu czy samouczącego się programu.

ru do pory dnia, w której jest on słuchany. Dlatego

Nawet jeśli szereg z wymienionych wcześniej narzędzi

nieco przerażające wizje tego, że spora część rynku

finalnie wszedł do użytku w zupełnie innej funkcji niż

fonograficznego może za kilkanaście lat znajdować

zakładali jego projektanci – jak chociażby Roland TR-

się w rękach sztucznych inteligencji, wydają się coraz

808 budowany z myślą o realizacji materiałów demo

bardziej realistyczne.

gotowych do zagrania później przez żywych instrumentalistów czy najpopularniejszy obecnie efekt wokalny,

DUCH W MASZYNIE

służący z początku do niwelowania fałszów, nie wykręcania na nim nieludzko brzmiących fraz – to zasięg ich

Branża muzyczna od lat już wyczekuje kolejnego wy-

oddziaływania obejmował tylko – bądź w głównej mie-

nalazku, który odwróci bieg jej dziejów. Pojawienie się

rze – obszar szeroko pojętej muzyki.


dziedziny nauki zajmującej się sztuczną inteligencją.

– biorąc za jego umowny początek rejestrację pierwszej

I choć pierwsza kompozycja stworzona przez maszy-

domeny o rozszerzeniu .com – przeformatował właściwie

nę powstała już w… 1957 roku na komputerze ILLIAC I,

każdą możliwą dziedzinę życia współczesnego człowieka.

ćwierć wieku później na Uniwersytecie Kalifornijskim

Jego wpływ widoczny jest równie mocno na płaszczyź-

wykonano system EMI (Experiments in Musical Intelli-

nie sprzedaży dóbr, sposobów spędzania wolnego czasu,

gence) zdolny do reprodukowania suit Vivaldiego, a w la-

jak i relacji interpersonalnych, nikogo więc nie powinno

tach 90. David Bowie napisał kilka swoich tekstów we

dziwić to, że zrewolucjonizował również szereg aspektów

współpracy z algorytmem nazwanym Verbliser, to nigdy

branży muzycznej. Od nowych modeli dystrybucji i sprze-

wcześniej duch tkwiący w maszynie nie był tak muzy-

daży twórczości dźwiękowej, przez kwestię kolaboracji ar-

kalny, jaki jest teraz. Ilość różnej maści start-upów, plat-

tystycznych i korzystania z dostępnych narzędzi wyrazu,

form kreatywnych i dywizji wielkich technologicznych

aż po sam aspekt odbioru materii sonicznej przez słucha-

korporacji zajmujących się sztucznymi inteligencjami

cza – sieć w materii dźwiękowej zmieniła wszystko.

wytwarzającymi dźwięk jest dziś bowiem coraz trudniej policzalna. Często też, słysząc efekty ich działań nie

I jak to zwykle w życiu bywa – wszystko to ma swoje bla-

zdajemy sobie nawet sprawy, że za powstaniem któregoś

ski i cienie, co w rozmowie z dziennikarzem brytyjskiego

wpadającego w ucho numeru nigdy nie stał żaden czło-

Guardiana celnie podsumował zarządca inkubatora in-

wiek. Pomijając już nawet ilość muzyki tła wykorzysty-

żynieryjno-muzycznego przy studiach Abbey Road, Jon

wanej w różnorakich komercyjnych projektach wizual-

Eades. „Tego typu rewolucje zawsze niosą za sobą straty

nych, którą wytwarzają algorytmy, wystarczy wyszukać

uboczne. Internet stworzył ogromne możliwości i zupełnie

w sieci zeszłoroczną płytę uczestniczki amerykańskiego

zmienił krajobraz współczesnej cywilizacji. W zależności

Idola, Taryn Southern – powstałą na potrzeby konferen-

od tego jednak, gdzie znajdowałeś się przed jego powsta-

cji w Dubai World Trade Center odę do tegoż największe-

niem – mogłeś jego pojawienie się postrzegać jako szansę

go miasta Emiratów Arabskich, czy też dostępne na Spo-

bądź zagrożenie” – mówił.

tify ambientowe pejzaże Endela. Wszystko to stworzyły sztuczne inteligencje, a o tym, jak łatwo nakłonić algo-

Dokładnie takie same zależności pojawiają się rów-

rytm do komponowania, można się przekonać, wcho-

nież wraz z rozwojem coraz prężniej poczynającej sobie

dząc na stronę Amper Music. Tam, po szybkiej rejestracji,

fot. algorave.com

Internet natomiast przez blisko 35 lat swojego istnienia


59 możemy nakierować system na gatunek i klimat, w jakim

brzmienie danego utworu pod informacje agregowane

chcemy usłyszeć powstający na bieżąco utwór. I cieszyć

przez smartfon słuchacza, już za moment okaże się, że

się zaraz 30 sekundami klasycznego rocka do jeżdżenia

jakaś forma sztucznej inteligencji jest zdolna tworzyć

furą czy niepokojącego, 90’sowego popu.

ścieżkę dźwiękową pod nasze życie na bieżąco, 24 godziny dziennie, 365 dni w roku, X lat naszego życia. Bo jeśli

PROSZĘ PANA, JA JESTEM UMYSŁ ŚCISŁY

program napisany przez brytyjski firmę AI Music już teraz może nasz ulubiony „SICKO MODE” rano przetworzyć

Kiedy wpiszemy hasło „muzyk” w jedyne okienko wid-

na piosenkę akustyczną, w pracy zmienić na niekończą-

niejące na stronie willrobotstakemyjob.com, prawdo-

cy się pochód bębnów i basu, a wieczorem dochamić go

podobieństwo przejęcia rzeczonego zawodu przez ma-

jakimś dubstepowym dropem, żeby pasował na imprezę,

szyny wciąż wynosi pocieszające 7% – w porównaniu

to pytanie o to, czy w ogóle jest nam do czegoś potrzebny

z zupełnie przerażającymi dla wszystkich kierowców

ten oryginalny numer Travisa Scotta, staje się coraz bar-

taksówek 89% dotyczącymi ich profesji. Współczyn-

dziej ważkie.

nik ten zacznie jednak w najbliższych latach rosnąć wręcz lawinowo, szczególnie jeśli na warsztat weźmie-

Algorytmy agregujące dane z cudzej twórczości prę-

my muzykę tła czy generyczne radiowe hity, nie indy-

dzej czy później będą musiały się zmierzyć z zarzutami

widualnie pojmowaną, artystyczną formę ekspresji. To

o kradzież praw autorskich, podobnie jak z odgrywa-

właśnie tego typu dźwiękowej tapety słucha przeważa-

nymi na nowo, nieco różniącymi się samplami z cudzej

jąca część społeczeństwa, co potwierdza popularność

twórczości, które prawnicy wielkich wytwórni potrafią

w streamingach playlist nazywanych moody piano, late

obronić przed sądem jako byty zupełnie osobne. Ale na-

evening czy music to wake up to. Skoro więc ogromna

sza dźwiękowa przyszłość za kilkanaście lat może wy-

część populacji nie oczekuje od muzyki niczego więcej

glądać mniej więcej tak…

niż umilenia czasu, podkładu pod bezrefleksyjne potupanie nóżką czy po raz wtóry przypomnienia tych me-

Budzą mnie dęciaki. Idealnie w momencie, w którym wy-

lodii, które już raz słyszeli, nie ma co się dziwić nadal nie

chodzę z głębokiej fazy snu, pokój rozbrzmiewa frazami

najlepiej odnajdującym się w cyfrowej rzeczywistości

trąbek, które do złudzenia przypominają motyw z „Jump

gigantom rynku fonograficznego, że myślą o tym, jak

Around”. Nie jest to co prawda House of Pain, tylko wy-

z tego bilansu zysków i strat usunąć artystę.

generowana przez algorytm do złudzenia podobna pętla, ale moja nastoletnia pamięć w mig czuje się mile połech-

W tym momencie wracamy więc do wyimaginowanej

tana. Strumień, który u schyłku zeszłej dekady stał się

reklamy nowych usług cyfrowych, która rozpoczęła

monopolistą na tym rynku, wchłaniając Spotify, Tidal

ten tekst, do wspomnianego już algorytmu Endel, któ-

i wszystkie inne platformy, dobrze przecież wie, na czym

ry jako pierwsza forma sztucznej inteligencji podpisał

się wychowałem, co przypomina mi pierwsze dyskoteki,

kontrakt dystrybucyjny z majorsem i fatalistycznych

pierwsze miłości i pierwsze chwile bycia nietrzeźwym;

przewidywań różnej maści dźwiękowych futurologów,

czego w czasach wczesnego streamingu słuchałem naj-

którzy twierdzą, że w przeciągu najbliższych kilkunastu

częściej i co podwyższa mi tętno. Pewnie gdybym był

lat większość dźwięków słuchanych przez ludzi będzie

z Krakowa, budziłby mnie hejnał mariacki, a jeśli bym się

pochodzić z układów scalonych. I nie chodzi tu o kom-

urodził 15 lat później, słuchałbym co rano Kendriczka...

putery, syntezatory czy samplery, ale samouczące się

Nic to, nie mam dziś czasu na takie rozważania. Podświa-

systemy, które już teraz podpowiadają użytkownikom

dome wspomnienia z 90’sowych klubów pompują dopa-

Spotify, Tidala czy iTunesa, co jeszcze mogłoby się im

minę w moje żyły, a ostatnie takty dęciaków nikną w tle

spodobać.

nieśpiesznego, prawie że niesłyszalnego rytmu. Już jakiś czas temu zauważyłem, że rytm ten – ilekroć w moim

Weźmy bowiem za przykład rzeczonego Endela. Skoro już

kalendarzu widnieją jakieś niezałatwione sprawy – za-

teraz jest zdolny tworzyć ambientowe podkłady pod róż-

wsze jest ciut szybszy niż mój puls. Sprytne urządzenie,

ne pory dnia i szereg odmiennych aktywności człowieka,

wie jak mnie popychać do działania. Ubieram się więc,

to jeśli połączymy jego moce przerobowe ze zdolnościa-

zgarniam ze stołu śniadaniową porcję kalorii i zjeżdżam

mi także już powstałych programów, dopasowujących

windą prosto do metra. Słuchawki wypełniają ciepłe,


motywujące frazy. Czas zacząć kolejny produktywny

utworów na platformach streamingowych… To jednak

dzień. Mój biurowiec jest jednym z ostatnich w cen-

tylko jedna strona medalu, który wykuwa się właśnie

trum, które nie mają bezpośredniego połączenia z kolej-

w technologicznych hubach całego współczesnego świa-

ką podziemną, więc czeka mnie jeszcze przeprawa przez

ta. O rewersie tej rewolucji rozmawiałem ostatnio z nie-

gęste od smogu, rozgrzane do blisko 60 stopni, warszaw-

samowicie wpływowym muzykiem elektronicznym i wy-

skie powietrze. Za to lubię strumień – zawsze reaguje na

nalazcą szeregu cyfrowych instrumentów z programem

temperaturę powietrza i wstrzykuje w moje uszy chłodne

Ableton Live na czele, Robertem Henke, znanym też jako

frazy syntezatora ilekroć muszę zmierzyć się z tą naszą

Monolake. W wywiadzie przeprowadzonym na potrzeby

katastrofą ekologiczną. A więc maska na twarz i brniemy

magazynu Estrada i Studio powiedział mi: „Kiedy pojawił

w tej zupie. Jakiś małolat próbuje mi sprzedać pirackie

się Ableton Live, szereg osób zaczęło mówić o tym, że

pliki z autorską muzyką i choć czasami kusi mnie, żeby

„zbyt łatwo jest teraz tworzyć muzykę”. Trudno z tym po-

sprawdzić, co nagrywają ci soniczni dywersanci, to boję

lemizować, bo jeśli chcesz robić nudne, house’owe nume-

się, że jak wgram te dane na słuchawki, system prędko

ry tła, jest to dziś bardzo łatwe, ale też… nikt ci nie każe

je wychwyci i zablokuje mnie na tydzień. A co się dzie-

ich robić. Za pomocą tego samego narzędzia możesz ro-

je, jak wypniesz kabel, już lata temu nawinął Oskar. Ży-

bić nieporównywalnie bardziej zaawansowane rzeczy,

jesz jak śmieć. Jak ci wszyscy, których mijam co dzień,

co też znajduje swoje odzwierciedlenie w praktyce, bo

pokonując te 150 metrów dzielących stację Metro Świę-

szereg użytkowników Live’a robi na nim właśnie takie,

tokrzyska od mojej roboty. W robocie natomiast – jak

wysoce skomplikowane produkcje”.

to w robocie – mam szczęście, że mój zawód wciąż jest potrzebny. I choć nie mogę powiedzieć, że lubię to, co ro-

I podobnie Henke widzi rewolucję, jaką przyniesie mu-

bię, to... robię, a te delikatne ambientowe plamy dźwięku,

zyce rozpowszechnienie i spadek cen samouczących się

które sączy w moje uszy strumień, pozwalają zapomnieć

programów. „Wydaje mi się, że efektem tego będzie wiele

o panującym wokół mnie zgiełku. I zwykle tak mi mija

bardzo interesujących koncepcji i też jestem wręcz pe-

dzień – 4 godziny pisania, lunch, kolejne cztery godzi-

wien, że ludzkość prędko znajdzie metody, by te nowe

ny pisania, obowiązkowa dla wszystkich pracowników

możliwości zaprząc w tryby swoich gustów czy prefe-

umysłowych siłownia, powrót do domu, kilka machów

rencji. Artysta, który w pewnym momencie swojej ka-

z waporyzera wypełnionego od lat już legalną marihuaną

riery wypreparował już własny styl i znalazł pole swoich

i VR. Ścieżka dźwiękowa, którą mi w tym czasie proponuje

zainteresowań, spędza bowiem mnóstwo czasu na wy-

strumień, idealnie pasuje zawsze do mojego życia. Dlacze-

szukiwaniu konkretnych brzmień, budowaniu rytmów

go właściwie miałaby nie pasować, jeśli strumień agreguje

i tworzeniu struktury, a to nie na tym osadza się – moim

wszystkie dane z pięciu dekad mojego życia, z których trzy

zdaniem – sedno jego twórczości. Jeśli więc byłbym

ostatnie odbyły się w sieci. Pogoda, stan zdrowia, dieta,

w stanie wytrenować system, na którym bym pracował,

preferencje zakupowe, gusta kulturalne, nawet nastrój,

żeby tworzył samoistnie „utwory Monolake’a” mógłbym

który aplikacja wyczytuje spomiędzy słów dochodzą-

je wtedy traktować nie jako gotowe, skończone kompo-

cych do mnie wiadomości, tonu rozmów, które prowadzę

zycje, ale jako punkt wyjścia do pracy twórczej. Jeśli taki

i mimiki, którą obserwują wszędobylskie kamery. I zwykle

system miałby świadomość wszystkiego, co zrobiłem

też nie myli się w swoich propozycjach, a ja już nawet nie

przez lata mojej pracy artystycznej, mógłbym uwolnić

zauważam tego, że muzyka towarzyszy mi nieustannie,

moją głowę od robienia dokładnie tego samego w spo-

a ja właściwie nigdy jej tak naprawdę nie słucham.

sób nieporównywalnie mniej analityczny i wyczerpujący. Mógłbym skupić się tylko i wyłącznie na byciu kreatyw-

CZY ANDROIDY ŚNIĄ O ELEKTRYCZNYCH DŹWIĘKACH?

nym i zastanawianiu się, w którą stronę mogę z tym ca-

Miliony bezrobotnych instrumentalistów i producentów,

Tego rodzaju sampling 2.0 jest natomiast tylko jedną

na powrót rosnące w siłę majorsy, z którymi nie podpisu-

z możliwości, które przyniosą ze sobą rozwijające się

je już kontraktów żaden człowiek, oraz takie nazwy jak

w ogromnym tempie technologie bazujące na sieciach

Amper Music, Aiva czy (Google) Magenta zapełniające

neuronowych. Z każdym kolejnym rokiem utwory po-

miejsca autorów w zestawieniach najczęściej słuchanych

wstałe na podobnych zasadach jak „Ode to Dubai”, „One

łym moim bagażem dalej zmierzać”.


fot. Experimental Media And Performing Arts Center

61

Starry Skies” czy którykolwiek numer z płyty „I AM AI”

jej przecież technologia. Taka jest historia gitary

będą bowiem coraz bardziej zaawansowane i trudniejsze

elektrycznej i rocka (bez rolla), syntezatora i muzyki

do odróżnienia od tych, za których powstaniem stał kie-

elektronicznej, samplera i starej szkoły rapu, a także

dykolwiek człowiek. Jeśli natomiast przynajmniej kilka

auto-tune’a i nowej szkoły rapu. I takie też będą za-

procent z nich będzie równie progresywnych i fascynują-

pewne dzieje sztucznej inteligencji i… nikt jeszcze nie

cych, jak powstały we współpracy z AI, tegoroczny album

wie czego. Bo jak wywiadzie z Mary Anne Hobbs na

Holly Herndon zatytułowany „PROTO”, o przyszłość sa-

falach BBC Radio 6 mówiła wspomniana Holly Her-

mej twórczości dźwiękowej – nie branży z nią powiąza-

ndon: ludzie powinni sobie wreszcie uświadomić, że

nej – możemy przestać się martwić.

istnieje przed nami dźwiękowa przyszłość, która nie brzmi jak ścinki z przeszłości. To, że nie musi ona wy-

Za każdym razem, kiedy muzyka rozrywkowa zdawała

glądać jak jakiś piekielny krajobraz rodem z filmów

się zjadać swój ogon, a na horyzoncie nie widać było

science-fiction, w którym maszyny przejmą władzę

żadnych nowych perspektyw, w sukurs przychodziła

nad ludzkością, że może ona być niesamowicie piękna.


Rozmawiał – Lech Podhalicz → Emptyset to eksperymentalny projekt dwóch wyjątkowo wszechstronnych muzyków – Jamesa Ginzburga i Paula Purgasa. W swojej niemalże 15-letniej karierze udało im się nagrać album, na którym wykorzystali dźwięki generowane przez jonosferę, współpracowali z brytyjskim Tate czy – w ramach specjalnego projektu – puszczali muzykę w… kopalnianych tunelach. Ich najnowsze dzieło, album „Blossoms", został w całości nagrany przez system sztucznej inteligencji. Muzycy pracowali nad stworzeniem odpowiedniego algorytmu aż 18 długich miesięcy, a efekty ich pracy fascynują i jednocześnie wzbudzają niepokój przed tym, jak daleko może rozwinąć się AI i jak niebezpiecznie bliskie mogą być relacje pomiędzy ludzkością a algorytmami.

Emptyset: wkrótce doświadczymy katastrofy Wasz album „Blossoms” został w ca-

Proces twórczy skupiał się wokół dość

System, którego używaliśmy, posiadał

łości stworzony przy pomocy algoryt-

sporego zestawu improwizowanych na-

pewną bibliotekę wiedzy muzycznej, któ-

mów AI. Ale za nimi musiały stać jakieś

grań, które bazowały na wykorzystaniu

rą „wytrenowaliśmy” w algorytmach na

ludzkie czynniki?

organicznych materiałów – głównie meta-

samym początku projektu. To dość po-

Główne założenie przyświecające „Blos-

lu i drewna. Rozbiliśmy to wszystko na po-

wszechna biblioteka systemowa używa-

soms" wyłoniło się w trakcie długich go-

nad tysiąc nagrań, z których każde trwało

na do wszystkich bazujących na dźwięku

dzin riserczu. Opierał się głównie na biomi-

maksymalnie kilka sekund. Zanim jeszcze

sieci neuronowych, które wywodzą się

metycznych i cybernetycznych dziedzinach

przekazaliśmy pałeczkę sztucznej inteli-

z przeogromnych źródeł dźwięków i pli-

nauki, do tego dochodziła specjalistyczna

gencji, chcieliśmy „obsiać” sieć neuronową

ków MIDI. Nasz opierał się na wystarcza-

literatura. Sam album jest syntezą na-

wycinkami naszych wcześniejszych kom-

jąco sporej bibliotece, która posłużyła do

szych zainteresowań. Był doskonałą oka-

pozycji. Kiedy zaczął się etap właściwej

udostępnienia AI takiej wiedzy, żeby al-

zją, żeby wykorzystać szerokie spektrum

pracy sieci neuronowej, która produkowała

gorytm w stopniu podstawowym mógł po-

biologicznych i technologicznych inspiracji

soniczne wyniki, staraliśmy się wydzielić

siąść „słuch”, zmysł muzyczny i zdobyć

w sonicznym świecie emptyset.

z tego materiału to, co najlepiej pasowało

poczucie muzykalności.

A jakie mechaniki były wykorzystywane

do naszej koncepcji. Wtedy też nastąpi-

Mówiliście, że „Blossoms” wyraża dy-

przez wasz algorytm? Jestem ciekaw

ło samoczynne składanie się wybranych

sonans pomiędzy pięknym, żyjącym

tych zarówno kreatywnych, jak i wyko-

fragmentów w spójne kompozycje.

kwiatem a maszyną – co to dokładnie

nawczych procesów towarzyszących

Jak nauczyliście algorytm niezbędnych

oznacza? Powiedzcie coś więcej o sa-

powstawaniu „Blossoms”.

umiejętności?

mym koncepcie.


fot. Camille Blake

63

Od samego początku istnienia emptyset

systemu myślącego i rozwijającego pomy-

przewidzieć rodzaju dźwięku, który sys-

zależało nam na zaangażowaniu się w pe-

sły dotyczące tekstury, wzoru i tonalności

tem wykreuje na samym początku. Kiedy

wien rodzaj teoretycznego szkieletu uni-

a jednocześnie obserwacją kawałka gleby,

rozpoczynaliśmy nagrywanie, nie wiedzie-

wersów, który mógłby nam posłużyć do

który zostaje „zaludniony” przez niewielki

liśmy ani trochę, gdzie znajdują się grani-

eksplorowania pomysłów zachodzących

ekosystem trawy, kwiatów i ich zapylaczy.

ce sound designu, produkcji czy aspektów

dookoła procesów. Ostatecznie zaczęli-

W ogrodzie wszystko, co traktujemy jako

kompozycyjnych i jak daleko zostaną prze-

śmy wprowadzać wizje zarówno sztucznej

naturę i życie, posiada całą swoją niewy-

sunięte. Wiedzieliśmy tylko, że będziemy

inteligencji, jak i życia. Tytuł „Blossoms"

krywalną przypadkowość i intencjonalność.

je odkrywać w trakcie całego rozwoju.

(„Kwiaty” – przyp.red.) odzwierciedla po-

W tym samym czasie w sieci neuronowej

W tego typu projektach chodzi o to, żeby

mysł organicznego życia jako pasującego

jest to coś, co posiada niemalże identycz-

popuścić wodze fantazji, dać nieco wyrwać

detalu w algorytmicznym procesie nasze-

ną złożoność i jednocześnie brakuje w tym

się algorytmowi spod kontroli.

go odsłaniającego się uniwersum. Stano-

czystej przypadkowości i intencjonalności.

Mieliśmy wątpliwości, czy sieć neuronowa

wi kontrast pomiędzy chłodnym brakiem

Ten brak jest tak oderwany od tego, co ludz-

podoła momentowi, w którym będzie mu-

„prawdziwego” życia systemów kompu-

kie, że nie może być częścią natury.

siała wyprodukować plik audio posiadający

terowych a tym, co odbieramy jako nasy-

Nie obawialiście się tego, że od pewne-

zarówno wystarczająco wysoką jakość, jak

cone kolorami i rozpromienione, kojarzą-

go momentu pozwoliliście wykonywać

i będzie angażujący na tyle, by móc z tą

ce się z naszym organiczną egzystencją.

AI w zasadzie całą pracę?

jakością pracować. Szybko odkryliśmy,

Wyczuwaliśmy niepokojącą zażyłość

Cały proces miał całkowicie badawcze

że system uczył się w zawrotnym tempie,

między podobieństwami obserwowania

podejście. W zasadzie nie moglibyśmy

krążąc wokół sonicznych iteracji, które


fot. James Ginzburg zaczęły przekształcać materiał źródłowy

Proces zakończyliśmy z materiałami, któ-

oraz ludzi odpowiedzialnych za ich stwo-

w coraz to bogatsze i płynniejsze wersje

re były znacznie bardziej zróżnicowane od

rzenie. Myślę, że w kolejnej fazie ujrzymy

niż byliśmy w stanie sobie to wyobrazić.

uzyskanych we wcześniejszych projektach

ostateczne systemy AI, które będą samo-

Kiedy słuchałem „Blossoms,” moje

emptyset. I to właśnie doprowadziło nas

dzielnie opracowywały i tworzyły kolejne

odczucia były bardzo skrajne – to po-

do zapoczątkowania nowego dynamizmu,

systemy AI, i to będzie coś, z czym nie

tężnie brzmiąca, surowa, niepokojąca

który stał się nieodłącznym elementem

jesteśmy jeszcze oswojeni. Powinniśmy

i jednocześnie przepiękna muzyka. Jest

naszej pracy. System rozpoznawał wzor-

opracować najlepszy możliwy zestaw praw

w tym coś dziwacznego i jednocześnie

ce wewnątrz materiału szkoleniowego.

i zasad, aby w momencie, w którym te au-

pociągającego. Brzmi też znacznie po-

Ludzie ich kompletnie nie zauważają, bo

tonomiczne i samowystarczalne systemy

tężniej i – jeśli można tak to ująć – bar-

nie traktują ich jak to, co przyjmujemy

rozwiną się nadspodziewanie szybko i do-

dziej złowieszczo niż wasze poprzed-

jako wzorce.

brze, będzie je można bezpiecznie wdro-

nie albumy.

Kiedy mówimy o AI – czy uważacie,

żyć w zestaw kierujących nimi i wspierają-

Podczas powstawania albumu doświad-

że ludzkość jest naprawdę zdolna

cych je zasad.

czaliśmy na bieżąco tego, że przez osiem-

do udźwignięcia tego tematu w cią-

Pewnie słyszeliście o algorytmach

naście miesięcy rezultaty, które otrzy-

gu najbliższych kilku lat? Czy może

stworzonych przez duet Amnesia Scan-

mywaliśmy od różnych systemów, były

znajdujemy się w niebezpieczeństwie

ner (Oracle), ostatnio przez Holly Her-

intrygujące, ale nie aż tak ciekawe z mu-

i jesteśmy nieświadomi tego, co sami

ndon (Spawn) czy Asha Kooshę (Yona

zycznego punktu widzenia. Kiedy zaczęli-

stworzyliśmy, że wymknie się to nam

– pierwsza artystka AI, która nagrała

śmy pracować z finalnym systemem, któ-

spod kontroli?

sama płytę). Co o tym sądzicie i jak to

ry ostatecznie wybraliśmy do nagrywania

Jeśli chodzi o rozwój technologii – jest to

się ma do waszych pomysłów i proce-

„Blossoms", mieliśmy spore wahania na-

z pewnością okres niezwykle ważny dla

su twórczego wykorzystywanego na

strojów – od fascynacji po niepokój tym,

ludzkości. Zobaczymy, jak to się to potoczy

„Blossoms"?

co takie zachowanie AI może sugerować

przez najbliższe dekady. Żyjemy obecnie

Ciekawi nas sam fakt zaprojektowania

w kontekście niedalekiej przyszłości. Może

w momencie, w którym wyraźnie widoczne

systemu i zaimplementowania go do

kiedyś roboty wykształcą własny język –

jest to, jak systemy AI manifestują swoją

używania sieci neuronowej, ku dalsze-

i to nie wykorzystujący kod, a werbalny,

stronniczość i uprzedzają nas, że są inicjo-

mu powtarzaniu procesu, który powstał

właśnie dzięki naśladowaniu dźwięków.

wane przez ich źródłowe zestawy danych

na początku projektu emptyset. Gdy


65 dorastaliśmy, otaczał nas świat domy-

procesów kreatywnych będą niosły za

technologia, którą zastosowaliśmy wcześniej,

słów i fascynacji na temat AI – kultowe

sobą zagrożenia dotyczące obecnych

rozwinęła się przez ostatnie dwa lata. Wyda-

filmy i literatura science fiction, uwielbia-

struktur, niezwykle ważne jest, aby przesu-

je się, że sztuczna inteligencja otworzy się

liśmy Isaaka Asimova i podobnych auto-

wać granice i być czujnym, bacznie obser-

na kreację nowej muzyki przez wytrenowa-

rów. Wciągnęliśmy się także w historię

wować to, jak się one zachowują pod ką-

ne zasoby plików. I że będzie to trafiało do

cybernetyki i kiedy wreszcie naszła nas

tem indywidualnym i społecznym. Musimy

jeszcze szerszego grona odbiorców. Jed-

kusząca myśl, że te formy AI mogą być

być gotowi na potencjalną rzeczywistość,

nostki oraz korporacje zaczną używać AI m.in.

rodzajem tworu, to zainicjowaliśmy i ob-

w której zmienią się zasady gry dotyczące

w celu „przechytrzenia” licencji muzycznych –

serwowaliśmy ten proces przez lata.

tworzenia, którego głównym powodem bę-

algorytmy będą uczyły się tworzyć bardzo

W naszej wcześniejszej pracy mogli-

dzie niebywałe rozszerzenie się spektrum

podobne utwory, będą generowały je na pod-

śmy dopasować system i potem zbierać

naszych możliwości.

stawie otrzymanych referencji. Strach sobie

efekty, które zachodziły podczas generowania czegoś, co samo przekraczało składowe systemu. Na „Blossoms" ten pomysł jest podobny. Sieć neuronowa utworzyła zestaw powiązań i rozpoznała wzorce w materiałach, na których ją wytrenowaliśmy. W takim razie czy uważacie, że algorytmy naprawdę są przyszłością eksperymentalnej i elektronicznej muzyki, czy jedynie dodatkiem, ciekawostką i czymś, co ma przyciągać uwagę, być ozdobą organicznej, ludzkiej muzyki? Wszystkie pytania dotyczące algorytmów dotykają też filozoficznego rdzenia pytań o egzystencję i to, co we współ-

Muzyka eksperymentalna, a już w szczególności elektroniczna, jest najmocniej kojarzona z możliwościami rewolucyjnymi

czesnym świecie oznacza bycie ludzkim. Tworzenie muzyki jest czymś, co stanowi o naszej ludzkiej, kluczowej tożsamości.

Pomówmy zatem o ewolucji – co przynio-

wyobrazić, gdzie taki proces automatyzacji

I jest to nieuniknione, że indywidualno-

są dla ludzkości następne lata? Katastro-

może nas doprowadzić w różnych aspektach

ści i całe kultury w końcu udostępnią tym

fa klimatyczna, zbliżająca się wielkimi

życia – prawa, podróżowania czy medycyny.

zautomatyzowanym systemom dosłownie

krokami wszechobecna sieć 5G, któ-

Jednocześnie ewolucja zawsze była reakcją

każdy aspekt naszej egzystencji. Będzie

ra w zasadzie będzie śledziła wszystko

organizmów na przystosowanie się do nad-

to niezwykle efektywny test naszych moż-

i wszystkich, rozwinięte drony i roboty.

chodzącej katastrofy – życie jest wyjątkowo

liwości i ich limitów – co tak naprawdę

Jacy będą ludzie i AI za 5, 10 czy 20 lat?

złożonym, dynamicznym i kompleksowym al-

postrzegamy za prawidłowe artystycznie

Ciężko obserwować trajektorię, w której zmie-

gorytmem. To więcej niż pewne, że wkrótce

i kreatywnie.

rza ludzkość, bez pojawienia się gdzieś z tyłu

doświadczymy katastrofy. Jeśli nie zacznie-

Muzyka eksperymentalna, a już w szcze-

czerwonej lampki. Technologia nie osłabnie

my kolektywnie ewoluować, będzie na nas

gólności elektroniczna, jest najmocniej

do momentu, w którym z jakiegoś powodu

czekała tylko regresja. To jasne, że jakieś

kojarzona z możliwościami rewolucyjny-

będziemy musieli unormować i ograniczyć

formy życia przetrwają i będzie się ono to-

mi, jest otwarta na nowe doświadczenia

jej moc lub w wypadku katastrofy, w wyniku

czyć dalej, to jest najważniejsze w tym całym

i nowe konteksty społeczne, w ramach

której dojdzie do załamania jej infrastruktur.

procesie. Dotychczasowa nauka potwierdza,

których doświadcza się nowych form

Do tego momentu algorytmy będą zaanga-

że żyjemy w uniwersum, w którym ogromna

dźwięku. Oczywiście, zawsze ktoś będzie

żowane w coraz więcej naszych aktywności.

matryca elektromagnetycznego promienio-

domagał się pchania tego wózka nieustan-

Czuć to już podczas produkowania muzy-

wania dotarła do momentu, gdzie na Księ-

nie naprzód. W momencie, w którym au-

ki, które radykalnie zmieni się przez następ-

życu żyją niesporczaki – stworzenia będące

tomatyzacja i potencjalna dehumanizacja

ne pięć lat. Byliśmy zaskoczeni, jak daleko

niemalże niezniszczalnymi formami życia.



67

← DWA ZETA


ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON ŻABSON


Kurtka, golf i spodnie Mariusz Przybylski, okulary Oakley / Butik Optique, buty Maison Margiela

69


Rozmawiał – Marek Fall Zdjęcia – Bartek Wieczorek/LAF Stylizacje – Michał Koszek MUA – Iza Kućmierowska Set design – Anna Szczęsny Produkcja – Alicja Szewczyk Asystenci fotografa – Wojciech Affek i Jakub Marciniak → Jeszcze niedawno Ziomal, teraz – Internaziomal. Żabson wraca z drugim albumem i chociaż nie zapomina o korzeniach, myśli o rapie w czasie przyszłym. „Nie zamierzam się ograniczać. Nowa płyta ma udowodnić, że polski rap to muzyka bez kompleksów” – mówi w naszej rozmowie.

ŻABSON: RAP JEST LUSTREM CYWILIZACJI Otwierałeś EP-kę „Trapollo” wersami: „Czuję się jak

nagrałem coś innego, a tamten album przestał być dla

król, gdy zaczynam koncert / Tylko Bóg może z góry

mnie wskaźnikiem czegoś zajebistego. Stać mnie na co-

na mnie spojrzeć”. Na „Internaziomal” umiesz-

raz lepsze rzeczy. Wyścig z samym sobą nigdy się nie

czasz numer „Floyd Mayweather". Gonisz jeszcze

kończy, choć to nie zawsze komfortowe. Fajnie byłoby

za czymś, czy jesteś już spełniony?

usiąść i cieszyć z tego, że moje dokonania wyprzedziły

Potrzeba udowadniania rośnie wraz z możliwościami, ja-

marzenia z przeszłości. Z drugiej strony – trzeba stawiać

kie mam. Każdy kolejny materiał wynika u mnie z głodu.

sobie nowe cele, bo wtedy jest po co żyć. Najlepiej by-

Powtarzam to zawsze słuchaczom, którzy piszą, że są fa-

łoby chyba znaleźć złoty środek. Czytałem ostatnio, że

nami mojej starszej twórczości i pytają, czy nagram coś

Eminem tak pracuje. Akon opowiadał, że przychodzi do

w takim klimacie – nie, bo to będzie coś całkiem nowego.

studia od dziewiątej do siedemnastej, wychodzi i nie za-

Artysta powinien poszukiwać. Musi zadawać sobie pyta-

wraca sobie głowy rapem.

nia. To jest kwintesencja sztuki. Co mogę zrobić inaczej, lepiej? W którą stronę pójść?

Pytanie tylko, czy sztukę można traktować w kate-

„Trapollo” to tylko króciutka EP-ka, na której zrealizo-

goriach etatu. Ty raczej wierzysz w wenę czy w rze-

wałem się konceptualnie. „To ziomal” było legalem, do

miosło i sumienną pracę?

którego naprawdę się przyłożyłem. Miałem wizję i chcia-

W dzisiejszych czasach nie ma miejsca na wenę. Jeże-

łem zrobić coś miszmaszowego, stąd rozwinięte aran-

li chcesz być muzykiem na topie, a ja chcę nim być, to

że, dużo elektroniki, dziwne outra. Z perspektywy cza-

nie możesz czekać na natchnienie. Fani przestali być

su zrobiłbym inną płytę, ale właśnie o to chodzi. Teraz

przywiązani do artystów. Kiedyś słuchało się jednego


71 wykonawcy, a teraz – kilku gatunków. Zobacz, ile płyt

Miałeś wcześniej okres sodówki?

wychodzi w samym polskim rapie. W latach dziewięć-

Pierwsze pieniążki z koncertów, dupeczki, twoi kole-

dziesiątych, jeśli wiedziałeś w ogóle, co to jest rap, mo-

dzy ćpają, jest fajnie… Pozbyłem się złych nawyków,

głeś być raperem, nawet jak nie nawijałeś dobrze. Te-

twardych narkotyków, nadużywania alkoholu. Prze-

raz rzemiosło jest ważne. Ludzie oceniają cię za skillsy.

szedłem swoje. Jestem zwykłym kolesiem, który po-

Bez ciągłego trenowania techniki nigdy nie spełnisz

chodzi z małego miasta. Potem przeprowadziłem się

oczekiwań.

do Kielc, gdzie jest dużo hardkoru, a ludzie lubią melanż. W pewnym momencie moja droga mogła obrać

Dorosłeś na przestrzeni tych ostatnich kilkunastu

niewłaściwy kierunek i skończyłbym bardzo źle, gdyby

miesięcy? Czym różni się Żabson z „Internaziomal”

nie muzyka. Byłbym albo dilerem, albo ćpunem. Ten

od tego z „To ziomal”?

temat pojawia się na płycie. Miałem problemy z nar-

Zawsze się śmieję, że czasem mam osiemdziesiąt,

kotykami, ale pasja pomaga z tego wyjść. Trzeba sku-

a czasem szesnaście lat. Na pewno dojrzałem, co nie

pić się na wartościowych rzeczach. Staram się dawać

znaczy, że stałem się mniej crazy w rapie. Życie, któ-

dobry przykład, ale nie jestem przezroczystym typem,

re prowadzę, sprawia, że jesteś poza normalnym, co-

który nie popełni błędów. Reprezentuję lifestyle trap.

dziennym obiegiem. Zdałem sobie sprawę z konse-

Moja muzyka jest pozbawiona kłamstwa.

kwencji dopiero teraz, kiedy mam dwadzieścia pięć lat. Jestem odmieńcem. O tym też opowiada nowa płyta. Najważniejsze jednak, żeby wierzyć w swoją odmienność. To właśnie ona doprowadziła mnie do kawałków z raperami zza granicy, którymi się jarałem; do Fashion Weeku w Mediolanie czy sesji na billboardach z adidasem. Pokazuję dzieciakom, żeby wierzyły w siebie, stąd kilka kawałków retrospekcyjnych. Dorastając, zaczynasz rozu-

Pierwsze pieniążki z koncertów, dupeczki, twoi koledzy ćpają, jest fajnie… Pozbyłem się złych nawyków, twardych narkotyków, nadużywania alkoholu. Przeszedłem swoje. Jestem zwykłym kolesiem, który pochodzi z małego miasta.

mieć, co cię ukształtowało. Jako raper mam w sobie

Wspomniałeś o Opocznie. Na „Internaziomal” zgod-

taką cechę, że próbuję rozłożyć wszystko na części

nie ze staroszkolną zasadą: „nie mówię szeptem,

pierwsze. Na „Internaziomal” doszukuję się, co wpły-

gdy mówię skąd jestem” podkreślasz swój mało-

nęło na to, że mimo przeciwności losu jestem tu, gdzie

miasteczkowy rodowód w „Small town boy”. Ta ma-

jestem. Złe sytuacje mnie hartowały.

łomiasteczkowość ciągle w tobie jest?

Jestem po prostu starszy. Mam większą świadomość.

Zawsze będę chłopakiem z Opoczna. Nie urodziłem się

Myślę o przyszłości – co mnie czeka, kiedy moja ka-

w Warszawie ani w Kielcach, tylko w dwudziestotrzy-

riera zwolni tempo i jak ją ukierunkować. Skupiłem

tysięcznym mieście, gdzie nie było co robić. Musieliśmy

się na muzyce i to słychać na płycie. Od czasu „To

non-stop organizować sobie czas. U nas było dwadzie-

ziomal” rap zajął pierwsze miejsce w moim życiu,

ścia osób, które freestyle’owały, grały w kosza i tańczy-

co wcześniej nie było takie oczywiste. Mam za sobą

ły C-Walk. Powiem ci szczerze, że niezłe Compton było

pierwsze zachłyśnięcie rapem, kiedy byłem dziecia-

w tym Opocznie.

kiem i wydawało mi się, że złapałem pana Boga za

Chłopak siostry Kubana pokazał nam The Roots, Fugees,

nogi, jak zarobiłem tysiąc złotych za koncert. Na „In-

Das EFX, Outkast. Tym, co mnie ukształtowało, są wła-

ternaziomal” mówię o tym, że nie mam czasu na emo-

śnie te odjechane zespoły, które poznałem, gdy zaczy-

cje, ponieważ znalazłem się w przełomowym momen-

nałem dopiero słuchać oldschoolowego rapu z Ameryki.

cie, kiedy mogą najwięcej wyciągnąć z tego, co robię.

Polskie podwórko było później. Szukałeś czegoś, co do-

Koleś z „Internaziomal” to profesjonalny raper. Wsze-

tyczy ciebie; tych bloków, gdzie nie ma co robić. Wtedy

dłem na wyższy level.

odkryłem Molestę i stwierdziłem: „kurwa, jestem takim


kolesiem jak oni. Zakładam czarną bluzę Clinic, szerokie

o głupi styl ubierania. Moja muzyka ma pokazać, że

spodnie i golę się na łyso z Kubanem”!

trzeba wierzyć w swoją odmienność. Nie można dać

Popatrz, dostęp do muzyki miałem przez jednego kolegę.

się znormalizować środowisku, które na każdym kro-

Ciągle szukałem sposobu na zabicie nudy, bo nie mia-

ku chce zrobić z ciebie średniaka. Dzięki konsekwen-

łem dostępu do takich zajęć jak dzieciaki w Warszawie.

cji jesteś w stanie osiągnąć na tyle duży sukces, że nie

Ta małomiasteczkowość sprawiła, że lubię zajmować się

będziesz musiał przejmować się innymi. Ja tak mam.

różnymi rzeczami i jestem kreatywny. Robię sesję zdję-

Chodzę po Warszawie ubrany jak w teledyskach. Co

ciową, wystylizuję coś, pomogę komuś nagrywać. To jest

ciekawe, wielu raperów, którzy mają teksty o pedal-

droga od „Small town boy” do „Internaziomal”.

skich rurkach, zbija ze mną piątkę, kiedy podchodzę do nich w rurkach w cętki.

Dawniej rap kojarzył się z dużymi ośrodkami miej-

Lubię prowokować i wsadzać kij w mrowisko. Artyści

skimi. Za sprawą takich kawałków jak m.in. „Small

pionierscy zawsze będą krytykowani, bo robią coś, cze-

town boy” dochodzi do zmiany optyki.

go odbiorca nie zna. Dla mnie krytyka to znak, że jest

Czekam na rapera, który będzie wiejski, ale nie wie-

dobrze. Najgorszy byłby moment, jak miałbym zero

śniacki, kumasz? Na kogoś, kto zrobi w Polsce „Old

dislike’ów pod teledyskiem. Wtedy powiedziałbym:

Town Road” albo coś w stylu Yelawolfa. Nie mamy

„kurwa, zrobiłem coś w konwencji, nic nowego”. Mam

country, ale ktoś mógłby opowiedzieć choćby o tym,

misję, żeby szokować.

jaka nuda panuje na wsi. Bez beki. Tak samo czekam na rapera-górala. Kurtka z owczej skóry, kapelusz ze złotymi muszelkami… Ja bym go wystylizował. Metropolie wszystkim się znudziły, bo rap od początku był opowieścią z dużych blokowisk. Zarówno w Stanach, jak i w Polsce. Może dlatego małe miasta stały się czymś oryginalnym i uroczym, mimo że ich kondycja nie jest za ciekawa? A może chodzi o sentyment tych, którzy stamtąd uciekają. Statystyki są takie, że wielu ludzi wyjeżdża. Nie zrobisz przecież uniwersytetu w Opocznie.

Moja muzyka ma pokazać, że trzeba wierzyć w swoją odmienność. Nie można dać się znormalizować środowisku, które na każdym kroku chce zrobić z ciebie średniaka. Dzięki konsekwencji jesteś w stanie osiągnąć na tyle duży sukces, że nie będziesz musiał przejmować się innymi.

„Small town boy” został też zainspirowany oryginalną pio-

To może przyszedł czas, żeby na kontrze zrobić sta-

senką o gościu, który był nieakceptowany z powodu orien-

roszkolny materiał na samplach?

tacji seksualnej. Opowiadam o tym, że byłem dziwakiem

Płyta to za dużo, ale na pewno nagram taki kawałek z ra-

w małym mieście, a teraz jestem dziwakiem na rapowej

perem, którego szanuję już choćby za to, że zdecydował

scenie. Podwórko się zwiększa, ale ja się nie zmieniam.

się mnie zaprosić. Wielu jego fanów bardzo mnie nie lubi, więc nie wyciągnie z tego żadnych korzyści. Raczej

Poruszasz temat odmienności, który jest u ciebie

zostanie pociśnięty. Jeszcze powiedziałem mu: „zróbmy

stałym motywem. W wywiadzie towarzyszącym pre-

boom bap na samplowanym beacie, żeby byli jeszcze bar-

mierze debiutu powiedziałeś Filipowi Kalinowskie-

dziej wkurwieni. Nie dość, że zrobiłem numer z tobą, to

mu: „chciałbym pokazać wszystkim takim dziecia-

jeszcze oldschool”. I zrobiłem go, jak należy. Dobry raper

kom, że jak jesteś inny, to nie znaczy, że jesteś zły,

nie może być ograniczony podkładem, a ja mogę nawinąć

a to, że cię nie lubią – że jesteś chujowy”.

pod wszystko. Pod disco polo, techno, hardcore, mini-

Dyskryminacja jest moim tematem numer jeden.

mal, bez bębnów. Wszystkich raperów, którzy mają jakieś

W Polsce panują takie nastroje, że na inność odpo-

„ale” zapraszam na bitwę freestyle. Beaty wybierzemy na

wiada się nienawiścią. Nie chodzi nawet o rasę, ale

przemian i zobaczymy, kto ma lepsze rzemiosło. Myślę,


Marynarka i spodnie Mariusz Przybylski, naszyjnik Versace / Zalando, buty Jeffrey West / Zalando, okulary Diesel / Vitkac.com

73


PÅ‚aszcz Neige Tees, golf Weekday, okulary Mykita / Moko61


75 że freestyle’uję lepiej niż większość raperów oldschoolo-

człowiekiem, który chce coś zmienić, a wszyscy próbują

wych. Newschoolowych też. Wjeżdżam na każdy beat

to przemilczeć i zamieść pod dywan. Zrobił to na pohy-

bez mrugnięcia okiem.

bel. On jest na przekór tak samo jak ja. Wielokrotnie go krytykowano, ale nie zmieniał formuły swojego progra-

„Jestem trendsetterem; człowiekiem, który robi

mu. Perfekcyjnie się dobraliśmy. Gdybym dostawał wię-

coś wcześniej”. Tak zakończyłeś rozmowę, o której

cej takich szans, wykorzystałbym je na sto pięćdziesiąt

przypomniałem. Dosyć wysoko!

procent. Na szczęście mam newonce.radio, w którym

Byłem pierwszym polskim raperem na Fashion Weeku.

mogę przez dwie godziny mówić o muzyce i przekazy-

Niewiele się o tym mówi, a uważam, że to pionierski

wać knowledge.

krok. Zrobiłem ich już parę, później ktoś to powtarzał, trąbił o tym i zasługi były przypisywane jemu. Jestem am-

Od początku dało się odczuć, że aspekt edukacyjny

basadorem adidasa jak Stormzy w UK. Nie wiem, czy ja-

w rapowym dyskursie jest dla ciebie dość istotny.

kiś raper w Polsce miał taki kontrakt przede mną. Wiem

Tak zaczynałem. To nie był już czas diggingu winyli,

natomiast, że inni po mnie podpisali podobne umowy.

tylko przerzucania płyt CD. Kradłem nawet kompakty

W tym roku zostałem wyróżniony przez słuchaczy na-

z Empiku. Robiłem to, żeby słuchać muzyki. Wspomi-

grodą Popkillera w kategorii Teledysk roku za „DMT”.

nam o tym w kawałku „Aquapark” Beteo: „Ja też w koń-

Odbierając statuetkę, powiedziałem, że przyłożyłem

cu mordo wpadłem, jak kradłem z Empiku rap / Dzisiaj

rękę do tego, by popchnąć u nas klipy do przodu. Żab-

w tym samym Empiku to udzielam se wywiadu”. Złapali

son zrobił zajebisty teledysk, ktoś to widzi, myśli: gor-

mnie w końcu. Nie uwierzysz za co. Za płyty „Klucz”

szego nie będę miał i sam robi zajebiste wideo. Mega

Hemp Gru i „Świntucha” Tymona!

się z tego cieszę. Jakościowe rzeczy zwiększają wartość naszego rynku. Nie lubię podkreślać swoich zasług, ale mam świadomość, ile zrobiłem dla branży. Jej rozwój jest jednym z moich celów. Z drugiej strony – wiem, ile zrobili inni. Mówiłem o tym nieraz, że choćby Taconafide posunęło polski rap o lata świetlne, wprowadzając go mocno do mainstreamu. Gdyby nie ten projekt, może nie byłoby Dawida Podsiadło i Taco Hemingwaya na Stadionie Narodowym. Masz Kękę, który jest dorosłym kolesiem i nawija o war-

Nie lubię podkreślać swoich zasług, ale mam świadomość, ile zrobiłem dla branży. Jej rozwój jest jednym z moich celów. Z drugiej strony – wiem, ile zrobili inni. Mówiłem o tym nieraz, że choćby Taconafide posunęło polski rap o lata świetlne, wprowadzając go mocno do mainstreamu.

tościach rodzinnych. Można pokazać go starszej oso-

Ta opcja edukacyjna wzięła się u mnie przez to, że wycho-

bie i ona nie pomyśli, że to łysy gość spod bloku. Rape-

wałem się jeszcze w czasach, kiedy trzeba było się posta-

rzy nigdy tacy nie byli, ale panowała krzywdząca opinia,

rać, żeby dotrzeć do muzyki. Historia zawsze była dla mnie

stworzona na początku lat dwutysięcznych przez opinię

ważna, dlatego wielokrotnie mówiłem o tym, że inspirowa-

publiczną. Walka ze stereotypami to jeden z powodów,

łem się Włodim czy Borixonem. Boli mnie, że teraz nikogo

dlaczego poszedłem do Kuby Wojewódzkiego. Chciałem

nie obchodzi background kulturowy. Nikogo nie interesu-

pokazać, że umiem się rzetelnie wypowiedzieć, jestem

je, kto jest kim, dlaczego nawija tak, a nie inaczej i skąd

zorganizowany, wiem, co robię i do czego dążę. To już nie

pochodzi – z Harlemu, Compton czy Atlanty. Ludzie nie

freestyle z życia. Kuba jest fajną, nieprzypałową postacią

mają pojęcia, z jakiego miasta wywodzi się dany raper, a to

z telewizji. Mógł zaprosić kogoś bardziej przystępnego

często jest kluczowe. W Polsce może już nie, ale w Stanach

dla środowiska, ale zdecydował się na mnie. Wspomniał

metropolie nadal są samodzielnymi państwami.

o tym nawet ostatnio w rozmowie z Marcinem Proko-

Kiedy słucham Young Dolpha albo kogoś innego z Mem-

pem. Zwrócił uwagę, że jestem młodym, kreatywnym

phis, wiem, że ta muzyka jest naturalnym przedłużeniem


tego, co działo się w przeszłości – Juicy J’a, Three 6 Ma-

Rap jest lustrem cywilizacji. Świat stał się materialistycz-

fii czy Projekt Pata. Jeżeli kochasz tę kulturę, zdajesz

ny i Polska też taka się stała. W latach dziewięćdzie-

sobie sprawę z całego dziedzictwa, a nie lubisz wyci-

siątych nie było u nas pieniędzy. Kiedy Borixon jechał

nek od ‘95 do ‘98. Ja znam tę muzykę od Sugarhill Gang

na koncert z Liroyem, to myślę, że cieszył się na dobry

do Lil Uzi Verta. Wszystko ma swoje korzenie i wywo-

melanż, a nie zarobek. Jak miałeś mówić o pieniądzach,

dzi się z czegoś. Triplet flow czy auto tune nie powsta-

skoro panowała bieda? Zmiana trwa. Minęło wiele lat,

ły w jeden dzień. W Polsce mamy ewidentną dziurę,

a to, co robię, nadal szokuje. Mówienie o hajsie pozostaje

bo znane były tylko West i East… W połowie września przypomniałeś na Instagramie o osiemnastej rocznicy premiery „WYP3 kolejna część”. Na pewno pamiętasz, z jakimi reakcjami spotkał się Borixon, kiedy w 2001 roku czy później na Hardkorowej Komercji próbował uczyć Polaków baunsu i amerykańskiego Południa. Inspirował się Southem, więc go ciśnięto. Był prawdziwym artystą. Nie robił tego, czego chcieli od niego inni, tylko to, na co sam miał ochotę. Stary, właśnie dlatego uważam, że jestem młodym Borixonem. Spodziewaj się takiego kawałka. Borixon stworzył chwillwagon, ma wielomilionowe wyświetlenia i uchodzi za pioniera. Jesteśmy w niego zapatrzeni. On wymyśla zajebiste pomysły, a ja mu tylko pomagam dostosować to pod kątem naszych czasów. Jego świeżość pochodzi właśnie stąd, że osiemnaście

Amerykański raper może mieć łańcuch, polski – nie. Na zachodnie może się dobrze ubrać – u nas nie. Dlatego ja nie jestem polskim raperem. Jestem światowy i nie zamierzam wpisywać się w żaden kanon zachowań. Nie będę się ograniczać. Nowa płyta ma udowodnić, że polski rap to muzyka bez kompleksów. Artyści z innych krajów mówią mi, że to, co nagrywam, byłoby dobre, a nawet najlepsze u nich. A w Polsce wciąż panuje przeświadczenie, że my możemy słuchać niemieckiego czy francuskiego rapu, ale nas?!

lat temu stworzył coś na przekór środowisku. Jest pol-

niewygodne. Po co on się chwali? Bo nie jest mi wstyd!

skim Juicy J’em. Tak jak powiedziałem – wszystko w hi-

Ciężko na to pracowałem. Nie chodzi o to, że będę teraz

storii ma swój początek i to, że z nim nawijam, nie jest

pokazywał pieniądze. Chcę pokazać, jakie możliwości mi

przypadkiem. On przeżywał to, co ja dzisiaj, dlatego na-

dały. Dzięki nim mogę robić teledyski, na jakie nie mo-

pisałem post o tym, że ci, którzy wtedy się z niego śmia-

głem sobie pozwolić, kiedy byłem biedny.

li, dziś chcieliby nagrywać z nim kawałki. Ludzie, którzy

Amerykański raper może mieć łańcuch, polski – nie.

nie ogarniają, jak bardzo ich wyprzedzasz, zawsze będą

Na zachodnie może się dobrze ubrać – u nas nie. Dla-

tak mieli. Finalnie okazuje się, że wiara we własne pomy-

tego ja nie jestem polskim raperem. Jestem światowy

sły zaprocentuje. Za rok, dwa, pięć albo dwadzieścia, ale

i nie zamierzam wpisywać się w żaden kanon zacho-

się opłaci. Pierwszą Złotą Płytą Borixona jest „Koktajl”,

wań. Nie będę się ograniczać. Nowa płyta ma udowod-

a chłop wydał ją w wieku czterdziestu lat!

nić, że polski rap to muzyka bez kompleksów. Artyści z innych krajów mówią mi, że to, co nagrywam, było-

Wydaje się jednak, że wciąż żywy jest ten po-

by dobre, a nawet najlepsze u nich. A w Polsce wciąż

st-90’sowy kompleks, którego ofiarą na początku

panuje przeświadczenie, że my możemy słuchać nie-

lat dwutysięcznych padł Borygo.

mieckiego czy francuskiego rapu, ale nas?! Przecież


buty Maison Margiela, pierścionki Versace / Zalando

Bluza Burberry / Vitkac.com, spodnie Off-White / Vitkac.com, okulary Cukier Puder Vintage Store, skarpety H&M,

77


Koszula i spodnie Dsquared2 / Vitkac.com, naszyjnik MISBHV / Vitkac.com, buty MISBHV, okulary Mykita & Damir Doma / Vitkac.com


79 nikt tego nie zrozumie! Ludzie są zamknięci i nie

chillwagon to rap z kanciapy. Brakowało nam tego.

przyjmują do wiadomości, że Polak może coś osiągnąć

W pewnym momencie wchodzisz na taki level, że

na arenie międzynarodowej, bo jesteśmy małym kra-

wszyscy wymagają od ciebie chuj wie czego; żebyś sta-

jem i mówimy w języku, którego używa się tylko u nas.

nął na głowie i rapował czwórki. Szczerze mówiąc, nie

Ziom, weźmy K-pop, który jest światowym fenome-

zdawałem sobie sprawy, że na przykład „@” zrobi takie

nem – kto gada po koreańsku?! Tym różni się też „Internaziomal” od „To ziomal”. Poprzedni album pokazał w Polsce, jak się gra, a „Internaziomal” to International ziomal. Na tym polega ta gra słów. Uważam, że

Chcę wrócić do garażu i mam kawałki, które zniszczą ludzi. Oni nie są na nie gotowi!

„Internaziomal” może zainteresować ludzi zza granicy.

wyświetlenia. Teledysk powstał przypadkiem, kawa-

Choćby naszych sąsiadów z Czech, Słowacji czy Ukrainy.

łek nagraliśmy na szybko, wszystko było spontaniczne, a nagle mamy hit. Klubowe numery często są tworzo-

„Internaziomal” to jednak nie wszystko. W lipcu Bo-

ne pod radio, a my jako garażowy band zrobiliśmy an-

rixon zapowiedział złoty drop wyczekiwanego albu-

tykomercyjny kawałek, który rozpoczyna się słowami:

mu chillwagon.

ona ciągnie fiuta. Z czymś takim nie puszczą cię w ra-

Na pewno wyjdzie później niż „Internaziomal”… Traktu-

diu, a mimo to jesteśmy numerem pięć na Spotify! Ga-

jemy chillwagon poważnie, ale nie chcemy podchodzić

rażowy projekt został blockbusterem, chociaż zupełnie

do tego jak do solowych płyt. To jest zajawka, która zu-

nam na tym nie zależało. Ludzie to pokochali, bo mamy

pełnie nie koliduje z moimi działaniami. chillwagon to

w dupie, czy to siądzie. chillwagon jest dla mnie. Dzięki

plac zabaw, który był potrzebny każdemu z nas.

temu czuję się, jakbym znów miał osiemnaście lat i na-

Ludzie nie jaraliby się tak tymi wersami, gdybym wydał je

grywał pierwszy kawałek w szafie, tylko po to, żeby so-

jako Żabson. Dlaczego? Bo u nas nikt nie czai, że „Inter-

bie nawinąć.

naziomal” to poważna płyta z przemyślanymi tekstami,

Po „Internaziomal” będę kierował się właśnie takim po-

ale równocześnie mogę robić mixtape na freestyle’u, który

dejściem. Kocham robić muzę, a proces tworzenia main-

jest powrotem do pierwotnego wyrzucania z siebie myśli,

streamowego albumu bardzo mnie spowalnia. Mija rok,

więc pewnie będzie tam dużo prostych i trywialnych lini-

zanim wszystko się sfinalizuje. Chcę wrócić do garażu

jek. To jest ta sama, subtelna różnica co między „To zio-

i mam kawałki, które zniszczą ludzi. Oni nie są na nie

mal” i „Trapollo”. W Stanach dawno zostało ogarnięte, że

gotowi! Nie można kalkulować i zastanawiać się nad

mixtape jest robiony na luzie, a płyta to pracochłonny pro-

oczekiwaniami – to jest coś, o czym mówię przez cały

jekt. Jak wychodzi, jest wielkie boom. A my musieliśmy

ten wywiad. Przedkładam muzykę ponad wszystkie

stworzyć oddzielny twór bez naszych ksywek i odrębną

przyziemnie sprawy. Ona jest dla mnie lekiem na ten

identyfikację wizualną, żeby to zostało zaakceptowane.

świat i motorem napędowym.



Kurtka Versace / Vitkac.com, koszula, spodnie i buty MISBHV, okulary Mykita & Maison Margiela / Vitkac.com

81



83 Takie jest c’est la vie → Zdjęcia – Kuba Dąbrowski Stylizacja – Michał Koszek Modele – Xiao Xiao Ni / Karin Models Agency, Kumar M / Metropolitan Models MUA – Sarah Machal Produkcja – Alicja Szewczyk Klient – PUMA (Kasia Węsławowicz i Natalia Pelczar)

Sesja powstała we współpracy z marką PUMA i prezentuje ubrania z kolekcji PUMA x KARL LAGERFELD. Duet w swojej najnowszej kolekcji inspirował się archiwalnymi projektami PUMY z luksusowymi akcentami, charakterystycznymi dla Karla Lagerfelda. Projekty skupiają się na odświeżonym stylu sportowym, wzbogaconym estetycznymi detalami. Pojawia się tam legendarny już pasek PUMA formstrip w kilku wariantach, ale też zupełnie nowe kroje z wyraźnym logo.







89




MOCNA GRUPA ANARCHISTYCZNA NOTATKI Z DYWERSJI Tekst – Filip Kalinowski

Kto w latach 90. czytał literki pojawiają-

O tym, skąd się wywodzili, w jaki sposób

Wjeżdża na peron, ja przeszczęśliwy, pa-

ce się jak grzyby po deszczu na szarych

podchodzili do malowania i dlaczego słowa

trzę, podziwiam i doszedłem do wniosku,

i smutnych warszawskich ulicach, ten na

chaos & disorder znaczyły dla nich wię-

że się nim przejadę na Centralny, więc

pewno kojarzy załogę MGA. Nawet ci,

cej niż dla większości łączonego zwykle

wsiadam cały podniecony i spotykam ko-

którzy z entuzjazmem w głosie wspomi-

z writingiem środowiska hip-hopowego,

leżkę, a on do mnie: patrz, kurwa, co te

nają ich srebra i panele, nie wiedzą jed-

możemy sobie z nimi porozmawiać po

chuje zrobiły z tym pociągiem. No więc ja

nak zwykle, kto wchodził w skład tej (nie)

tych blisko dwóch dekadach, odkąd prze-

od razu zajarany mówię mu: ty, to żadne

sławnej, stołecznej ekipy. Z poniższego

stali już tak aktywnie bombić.

chuje, to ja, TO JA!!! A on ciągnie: co, ty

tekstu… również się tego nie dowiecie, bo

kurwa, jak to, po szybach, po wszystkim,

nielegalne, rozbijackie graffiti zawsze było

„Zrobiliśmy kiedyś wspólnie z WC who-

wyjrzeć się nie da. Wkurwiony był na mak-

przestępstwem ściganym z urzędu. I dziś

letraina – trzy wagony zajebane od góry

sa, a ja nadal swoje: a po czym niby?!?

– w czasach dużo większej akceptacji dla

do dołu naszymi literami. I poszedłem

Trzeba było sobie, kurwa, okno otworzyć;

sztuki ulicy – wciąż są na to paragrafy.

sobie na Zachodni obejrzeć go w ruchu.

to ja, jedziesz moim pociągiem! Tak się


93 cieszyłem, a on się gotował, chociaż też

swoją drogą uczył mnie też jeździć na de-

robić, tylko za chuja nie wiedzieliśmy, jak

był punkiem i nadal marudził: wiesz jakie

sce – pojechał do Berlina i przywiózł stam-

to się nazywa, te litery takie duże i kolo-

to jest wkurwiające? Jak jedziesz z Mila-

tąd swojego pierwszego taga. Przyszedł

rowe, które pojawiały się coraz częściej

nówka i przez całą drogę nic nie widzisz,

do mnie na klatkę i napisał coś na ścianie,

na mieście” – dodaje COGA.

pierdol się z tym swoim graffiti, jak tak

na co ja pytam: co to, kurwa, jest? Tag!

można – własność publiczną, ja tego nie

Ta…co? Tag, nie kumasz? Tagujemy, ta-

W pierwszej połowie lat 90. graffiti – jak

kumam. A co tu kumać – rozjebaliśmy cały

gujemy! No i ja tego od razu nie podchwy-

nazywał się ten fascynujący chłopaków

pociąg. DESTROY!!!” – wspomina COGA.

ciłem, ale że zaraz pojawił się na horyzon-

fenomen – na warszawskich murach

Poza tym, że historyjka idealnie obrazu-

cie gangsta rap, to my go wyśmiewaliśmy.

praktykowała tylko nieliczna, pierwsza

„My jesteśmy z jednej podstawówki – jed-

I doszliśmy do wniosku, że też założymy

fala stołecznych writerów. Ekipy takie jak

na banda, właściwie jedno podwórko. I to

swoje crew, a że nasza miejscówka na-

B3S, DNS czy NNK i postacie posługujące

na tym podwórku wszystko się zaczęło, bo

zywała się Wembley, więc było Wembley

się takimi aliasami jak Sir, Ash, Krizm, Ben

któregoś dnia pojawił się tam nagle napis

Gangsta Crew – WGC. No i co? Trzeba tu

czy Omen pozostawiały po sobie pierwsze

LAME, a my siedzieliśmy i zastanawiali-

sobie pierdolnąć jakiś napis. Zaangażowa-

ślady na mieście. To środowisko było rów-

śmy się, co to jest takie duże i kolorowe,

liśmy w to brata RIOT-a, bo on umiał ład-

nie odległe i obce dla członków świeżo po-

czemu ktoś to namalował i co to w ogóle

nie rysować. Więc naszkicował, a my po-

wstałego WGC, jak mizerny był wtedy do-

znaczy? Nasz kolega tak się tym zajarał,

ciągnęliśmy na grubo. Napisaliśmy nasze

stęp do filmów czy zinów, w których można

że później to odrestaurował – jak już zni-

pierwsze duże, kolorowe litery, zaciągnię-

podpatrywać zagraniczne sceny.

kało, to przyszedł i odmalował, poprawił.

te z naklejki ALF, czyli Animal Liberation

Nie no, zajebiste jest to LAME, musi być!

Front, co było jeszcze mocno zaangażo-

„Pamiętam, jak tłumaczyłem koleżce,

I choć do dziś nie wiemy, kto to namalował,

wane i punkowe, ale już trochę było w tym

z którym jeździłem wtedy na deskorolce,

to był to proper styl” – tak początek lat 90.

tego późniejszego grafficiarskiego ego;

że się zajaraliśmy tymi dużymi, kolorowymi

na warszawskiej Woli wspomina COGA.

był w tym przekaz, ale była też czysta za-

literami, co ludzie malują na ścianach i że

W czasach, w których stołeczne ściany

jawka z malowania. Z początku chodziło

my też tak byśmy chcieli, więc szukamy

pokrywały jedynie pojedyncze plakaty,

przede wszystkim o kpinę z tego całego

kogoś, kto też to robi. Na co on mówi, że

polityczne bądź muzyczne szablony i pi-

hip-hopowego środowiska, bo my mieliśmy

przecież X maluje” – poszukiwania klucza

sane zwykle pędzlem hasła, każdy prze-

o nich bardzo złe zdanie. Mnie się wtedy

do tego odległego, mistycznego światka

jaw graffiti robił na wychowankach tych ulic

wydawało, że to jest banda bananowych

relacjonuje po 25 latach COGA. „Tylko my

ogromne wrażenie.

dzieciaków poprzebieranych za pieniądze

w tamtym czasie znaliśmy dwóch koleż-

matki, a my na bezkasowiu wiecznym. Ale

ków o ksywce X i jeszcze obaj mieli tak

„Pierwszy raz coś takiego wtedy zoba-

jak już zrobiliśmy chwilę później pierwsze

samo na imię. Jak tylko zobaczyłem jed-

czyliśmy i od razu się zajaraliśmy. Pamię-

WGC, to się zajaraliśmy i doszliśmy do

nego z nich, to mówię: siema stary, słysza-

tam, że kolega z bloku obok, Kuba – który

wniosku, że to jest fajne i chcemy dalej to

łem, że malujesz. A ten mnie pyta: co niby

je barwne realia podmiejskiej komunikacji pociągowej Warszawy lat 90., dotyka również sedna tego, czym MGA różniło się od innych ekip zrzucających bomby na stolicę u schyłku zeszłego wieku. „Nie byliśmy hip-hopowcami, byliśmy punkami” – jasno i dosadnie zaznacza inny reprezentant załogi, BUFET. „I na początku robiliśmy głównie szablony. Polityczne czy wegetariańskie, bo byliśmy z takiej ekipy, że dla nas polityka i wegetarianizm były częścią punk rocka. A szablony – elementem naturalnego przekazu miejskiego lat 80. i początku 90.”.


maluję? No te litery takie duże na mieście.

przyklejaliśmy papier ścierny z budowal-

że u kumpla siedzieliśmy, oglądaliśmy

Jakie, kurwa, litery. O co ci chodzi? Dobra,

nego, bo nie stać nas było na zakupy na

jakieś skejtowe wideo z hardcore’owym

ty, nie ściemniaj, my też malujemy, chce-

Smolnej. I jeździliśmy na Centralnym czy

czy punkowym soundtrackiem i mnie wte-

my się wkręcić w klimat. Jaki klimat, co ty

pod Capitolem. Skini przychodzili nas

dy naszło, że bym sobie pojeździł – Chuj

w ogóle pierdolisz… A że w tym środowi-

kroić z desek, a my uciekaliśmy albo pa-

wszystkim w dupę, idę po deskę, punki

sku była zawsze mocna konspiracja i się

trzyliśmy, jak starsi skejci się z nimi tłuką”

też mogą jeździć!” – dodaje COGA.

ludzie nie przyznawali do tego, że to robią, to mówimy: chuj z nim, stary kutas nie chce nas wkręcić, to się sami tam wbijemy. Działo się to wszystko na pamiętnym koncercie Najakotivy w Tęczy, gdzie ekipa kroiła samochody piłami i w ogóle był czad. Była tam wtedy przeważająca część całej warszawskiej kontrkultury i zaraz wpadłem na tego drugiego typa o ksywce X. I nagle… konsternacja. To może ty malujesz? I już widzę, że oczka mu się świecą, ale pyta: co maluję? No te litery takie duże? Graffiti? Nie wiem, tak to się nazywa… Graffiti? Nie szablony, nie napisy, tylko te litery. No, a co? – odpowiada. Bo my też malujemy. Niby co? WGC. A on na to: o kurwa, to wy żeście zrobili to sreberko takie małe na kładce na Ochocie? W sobotę idziemy na pociągi, macie wjazd od razu do pierwszej ligi”.

Zrozumieliśmy, że hip-hopowcy to nie są żadni bananowcy zjebani, pozerzy i fajansiarze z bogatych domów, tylko takie same chamy, brudasy i biedaki jak my

Reprezentanci WGC nie mieli pojęcia, że

– o kolejnej aktywności subkulturowej, któ-

I tak samo było z graffiti. „Ludzie w tym

ktoś widział ich pierwsze prace. Ale scena

ra z perspektywy czasu zwykle jest koja-

naszym punkrockowym kręgu w ogóle

w tamtym czasie była tak mała, że wszy-

rzona z hip-hopem, opowiada BUFET. „Ja

tego nie kumali, oni nawet nie widzieli

scy wiedzieli o wszystkim i od razu za-

zacząłem jeździć na rolerce. Od dziecka

tych liter, jak jeździli po mieście; to było

uważali, że na mieście pojawiła się nowa

fascynowały mnie deskorolki, a jak później

poza kręgiem ich zainteresowań. A my-

załoga. Od słowa do słowa prędko też oka-

zobaczyłem te duże decki i to, że ktoś na

śmy się jarali i to robiliśmy, więc po jakimś

zywało się, że zwykle ci świeżo mianowani

nich skacze – co oczywiście było zasłu-

czasie zaczęły się pojawiać pierwsze py-

writerzy znają się z innych miejsc – punk-

gą „Akademii policyjnej 4” i „Gleaming the

tania, że co my robimy, z hip-hopowcami

tów, które na subkulturowej mapie Warsza-

Cube” – to powiedziałem sobie, że też tak

się bujamy, że nas chyba pojebało. Mó-

wy lat 90. były jednymi z najważniejszych.

chcę. Jeździłem więc sobie na desce i słu-

wiliśmy, że to są takie ziomy jak my – za-

Czyli tych, na których rodziło się stołeczne

chałem punk rocka, ale był taki moment,

jebiste ludzie, że jakby ich poznali, to by

środowisko skateboardowe.

że przez muzykę rzuciłem skejtowanie,

skumali. Bo też sami po tych pierwszych

bo przecież punki nie jeżdżą na deskach.

wycieczkach na miasto czy na yardy zro-

„COGA i ja jeździliśmy w tamtym cza-

Taka wtedy panowała opinia i ci stary pun-

zumieliśmy, że to nie są żadni bananowcy

sie na deskach. I jak w ogóle spojrzysz

kowcy z irokezami, co do Jarocina jeździli,

zjebani, pozerzy i fajansiarze z bogatych

na stare filmy skejtowe, to wszystko tu

mówili: Co ty kurwa z deską chodzisz, wy-

domów, tylko takie same chamy, brudasy

pasuje, bo w nich nie było hip-hopu, był

pierdalaj! To było jeszcze to myślenie ro-

i biedaki jak my. W jakichś parkach i kur-

hardcore i punk, bojówki i bluzy z kaptu-

dem z lat 80. – duże koguty i krojenie dzie-

teczkach upierdolonych farbą wygląda-

rami. Obaj od zawsze reprezentowaliśmy

ciaków z butów. No i ja deskę w kąt, glany

li lepiej niż niejeden punkowiec” – swo-

biedę, to mieliśmy z początku płaskie

na nogi i… jak tu w glanach jeździć? Chwi-

je pierwsze zetknięcia z ludźmi z drugiej

decki ze sklepu sportowego, do których

lę przerwy miałem, aż w końcu pamiętam,

strony subkulturowego muru relacjonuje


95 COGA. „Jak poszliśmy pierwszy raz na

co się uśmiechała z billboardu. Policja

i to, wychodzimy. Na chatę – rozładunek

pociągi, to się okazało, że całe WC jest

nas zatrzymała: co wy tu robicie, co to

i z powrotem. I za którymś razem wcho-

nam ideowo bardzo bliskie. Łączył nas

za malowanie? A tam taka bajera poszła,

dzimy do papierniczego, a tam Eddingi

wegetarianizm i bombing. Oni z począt-

że jeszcze nam tę farbę na odchodnym

850, takie flamastry z półtoracentyme-

ku w ogóle mieli jakąś taką młodzieńczą

oddali, ale w końcu i alko, i puszka się

trową końcówką, więc wzięliśmy wszyst-

koncepcję wszczepiania wegetarianizmu

skończyły. Pamiętam, że staliśmy wtedy

kie czarne i granatowe i się zawijamy. Ile

w graffiti i całą właściwie kulturę hip-hopo-

na wiadukcie nad torami, a ktoś opowia-

masz? Trzy. Ja też trzy, ale to mało, więc

wą, a też wszyscy nie jaraliśmy się zupeł-

dał, że jak przyszli dziś po kumpla, to

z powrotem po wszystkie czerwone, zie-

nie robieniem legalnych prac, tylko nisz-

otworzył jego stary i jak zobaczył kole-

lone i w końcu zajebaliśmy je wszystkie.

czeniem miasta; to część antysystemowej

gów syna, to woła: Krzysiu, jakaś moc-

Z dwadzieścia ich było, wszystkie nasze.

polityki, która była nam tak bliska. I to

na grupa alkoholowa do ciebie. Jak to

I oszaleliśmy. Jeździliśmy metrem na

samo było z KOSMO, z którym poznaliśmy

usłyszeliśmy, to pierdolnęliśmy na kola-

gapę, oglądaliśmy te wszystkie ulice zaje-

się na którejś czad giełdzie, a on był zwią-

na ze śmiechu. Wchodzimy w to! Moc-

bane graffiti przez szyby poskreczowane

ty, piwo i dłubanie w nosie” – wspomina

na Grupa Alkoholowa, MGA. I choć BU-

i ja myślałem, że jestem na innej planecie.

COGA, który straight edgem nigdy nie był.

FET był w tamtym czasie straight edgem

Do tego jeszcze dochodził punk rock i już

„Niby robiliśmy wciąż to samo, ale zmieni-

i sporo malował solowo jako METEO, to

wiedzieliśmy, że tak trzeba – musimy to

ła się skala i wtedy WGC przestało mieć

prędko znów połączyliśmy siły pod tym

samo zrobić w Warszawie”.

sens, bo my już nie mogliśmy usiedzieć na

właśnie szyldem, bo był po prostu zbyt

tym Wembleyu – każda okazja była dobra,

dobry, żeby go nie wykorzystać. Znaleź-

„To wszystko działo się w takim momen-

żeby lecieć na miasto, do ludzi, do pocią-

liśmy więc inne rozwinięcie skrótu – Myśl

cie mojego życia, że ja w ogóle nie mia-

gów, do Warszawy! No i wtedy powstało

Głęboko Anarchistyczna – i zaczęliśmy

łem żadnych pieniędzy – nie miałem

MGA – słynny bombing zielonym sprejem

naszą krucjatę”.

hajsu na pałki, a grałem na perkusji, nie

zany z warszawską sceną hardcore’ową. Antysystemowość, wegetarianizm, hardcore, straight edge, której to idei wówczas hołdowałem – to wszystko się zazębiało, to były elementy jednej kultury i tak prędko staliśmy się częścią warszawskiej ekipy malującej graffiti. I w ten sposób poniekąd też elementem stołecznej sceny hip-hopowej” – dopowiada BUFET. „Wraz z pierwszymi wyjściami na pociągi czy na miasto skończyło się dla nas to podwórko – nieustanne siedzenie na ławce, koledzy z okolicznych kamienic, blan-

z chlejusami z Woli. Poszliśmy na Dale-

miałem hajsu na puszki, a malowałem

ką pod nocny, gdzie darliśmy ryje i ludzie

„Jest sobota – co robimy? Bombimy!

graffiti” – wątek życia na wiecznym bez-

mieli już tego tak bardzo dosyć, że rzucali

Tylko hajsu nie ma, bo ja mam ledwie

kasowiu i tego, jakie rozwiązania twór-

w nas słoikami i wszystkim, co mieli pod

jakieś drobniaki na piwo. I kombinowa-

cze podpowiadał im taki stan rzeczy, po-

ręką, a my nawet jak się na chwilę zawi-

nie jak to zrobić, żeby się napić i jesz-

dejmuje po koledze BUFET. „Od kumpla

nęliśmy, to zaraz wracaliśmy, żeby oddać

cze pomalować” – modus operandi ich

dostałem kiedyś końcówki farb – ze dwie

butelki i wziąć za tę kasę następne browa-

miejskich wypraw podsumowuje COGA.

torby turystyczne takich puszek, z któ-

ry. Przy którejś z kolei takiej rundzie nie

„Pojechaliśmy wtedy do Berlina i kumpel

rych wyleciałyby może po cztery kreski.

wiadomo skąd pojawiła się w ekipie pusz-

nam pokazał dom handlowy. Dom han-

I zrobiłem z tego… trzy wrzuty. Każdym

ka farby, to hulaj dusza – INDUSTRIAL

dlowy, co to jest? Zobaczycie! Cztery

sprejem malowałem na tyle długo, aż

FROM POLAND IS THE BEST, MUSK

piętra sklepów, ja pierdolę! Nikt tam ni-

wyleciał z niego kolor i tylko później na

TFUI WRUK, chuj do gęby jakiejś laski,

czego nie pilnował, to my ciach – to, to

tych bohomazach robiłem outline. Innym


razem poszedłem do hurtowni i kupiłem

mówiąc, że graffiti nie może być ładne, po-

do namalowania z moimi umiejętnościami,

od nich wszystkie puszki, które nie dzia-

winno być brudne, drapieżne i surowe, po-

ale jakoś mi to wychodziło – to była swego

łały, ale były pełne, każda po złotówce.

winno budzić niepokój w ludziach, którzy je

rodzaju wypadkowa wszystkich moich do-

Do jednej ręki wziąłem torbę z farbami,

mijają. W drugiej połowie lat 90. podobne

świadczeń, przenikania się tych subkultur

do drugiej nóż i każdą po kolei przebija-

rozwiązania członkom MGA podpowiadały

i czasów ówczesnych, mocno chaotycz-

łem – przy okazji przebijając sobie też raz

nie założenia, ale przypadki i środowisko-

nych. Dopiero później dowiedzieliśmy się,

dłoń – i malowałem tym, co wylatywało

wa przynależność.

że dla tych kolejnych pokoleń to było wow

pod ciśnieniem. Pamiętam, że zużyłem

– jakieś ikony, symbole, o co w tym wszyst-

na jeden wrzut 27 kolorów i znów tylko na

„Raz pojechałem na legalny jam na murze

kim chodzi, kto tak maluje graffiti!?! Ale też

koniec namalowałem na tym outline. To

kościoła Dominikanów i nie miałem żad-

pamiętam, że jak malowałem na pociągach

było cudowne, jak my wtedy kombinowali-

nego projektu. Więc pierdolnąłem COGA,

CHAOS & DISORDER czy ANARCHISTA,

śmy. Szklanka była zawsze w połowie peł-

ale nie miałem też pomysłu, czym to O wy-

to się odbijało dosyć szerokim echem wśród

na i cieszyliśmy się wszystkim, co akurat

pełnić, więc myślę: chuj, kościół to… pen-

punków. Dużo ludzi o tym mówiło, bo wie-

wpadło nam w łapy”.

tagram, z krwi, aaaargh! I jedyna praca,

lu punkowych scenersów jeździło koleją –

którą od razu zamalowali, to była ta moja

część załogi była z Grodziska, ekipa miała

Przypadkiem powstałe prace, których hi-

– bardzo dobrze, ja byłem z siebie zadowo-

kamienicę w Milanówku i przez to, że byli

storię relacjonuje BUFET, przeszły do hi-

lony” – pamiętny jam na Służewiu wspomi-

też naszymi znajomymi, to zaczęli zwracać

storii warszawskiego graffiti i po wielokroć

na COGA. A o tym, dlaczego w ich pracach

uwagę na graffiti i czytać te literki. A z mo-

stanowiły inspirację dla kolejnych pokoleń

tak często pojawiały się charakterystycz-

jej strony był to ukłon w stronę środowiska

stołecznej sceny. Środowiska, które wraz

ne symbole anarchii, demoniczne widelce

i też zaznaczenie naszych korzeni, naszej

z latami – co można prześledzić na przy-

czy czarne gwiazdy, opowiada dalej BU-

odrębności”.

kładzie twórczości takich ekip jak GBR czy

FET. „Nasze style na pewno się wyróż-

aktualnie działająca NOC – coraz częściej

niały, bo czerpaliśmy z industrialu i punk

Wspomniany przez BUFET-a pamiętny en-

stawiały na brzydotę ekspresji i opresyj-

rocka, pisaliśmy gotykiem, nikt inny tego

d-to-end CHAOS & DISORDER powstał

ność swojego miejskiego przekazu. Jeden

wtedy nie robił. To wszystko było chujo-

zresztą przy udziale dziewczyny, która prze-

z młodszych stażem writerów z Syrenie-

we, bo nie umiałem inaczej i też w głowie

winęła się przez ekipę MGA, a swoje nie-

go Grodu opisał mi kiedyś ten przekaz,

miałem często literki, które były zbyt trudne

liczne – niestety – prace podpisywała CIRA.


97 To, że właściwie od samego początku swej

trueschoolowe graffiti. No i my byliśmy ta-

graficzną – również szeregu innej maści

działalności ta warszawska załoga chciała

kim gangiem – nie dość, że nie z branży,

projektantów i designerów.

angażować w swoją miejską dywersję ko-

a w branży, to jeszcze z jednego podwórka.

biety, było zresztą kolejnym elementem ich

MGA – trójka gości z jednej podstawówki”

Dziś graffiti jest wszechobecne, jest sztu-

punkowej wizji świata. Wolność, wegetaria-

– tak po blisko 20 latach od zaprzestania

ką, reklamą i często pustą w wyrazie

nizm, równouprawnienie i walka z systemem

codziennego procederu i tylko przygodnych

formą wizualną. Ale we wspominanych

– to wszystko idee, których często nie wpi-

kontaktów z puszką COGA podsumowuje

tu przez nas latach 90. gdziekolwiek się

sywali 1 do 1 w swoje prace, ale napędzały

lata aktywności swojej załogi.

nie pojawiało, to uderzało w mordę, jak

I choć po tych kilkudziesięciu miesią-

obrazowo podsumowuje to BUFET. Sze-

cach ich wytężonej aktywności i kilku-

reg osób wychowanych w tej dekadzie do-

Nieważne z którego rejonu, bardzo wów-

set pracach, które pozostawili po sobie

brze pamięta te trzy konkretne litery. „Do-

czas podzielonego i pełnego konfliktów,

na ścianach, dachach i pociągach pod-

bry wrzut był jak tatuaż na mieście, bo też

kontrkulturowego światka Warszawy po-

miejskich stolicy nie pozostało za wiele

w tamtym czasie nikt właściwie niczego

chodził dany writer, to jeśli istniał na mie-

śladów, to ich wpływ na scenę graffiti

nie usuwał, a dziś jak coś namalujesz, to

ście, był częścią tego kolorowego, zjedno-

po dziś dzień pozostaje niebagatelny.

często następnego dnia już tego nie ma”

ich do działania i zrzucania kolejnych bomb na miasto. A jednocześnie też łączyły często z resztą stołecznego środowiska grafficiarskiego schyłku zeszłego wieku. „To był brotherhood – w „Graffiti Goes East” jest takie zdjęcie, jak my wszyscy leżymy na trawie, na nasypie kolejowym, całą bandą i to dokładnie tak wyglądało” – wspomina BUFET, a COGA uzupełnia: „Ludzie malujący graffiti to w tamtych latach były jedne z nielicznych osób, które pokazywały, że mają jaja w inny sposób niż… bijąc innych. A ci, co bili, zwykle nas szanowali, bo wiedzieli, że jesteśmy „dobrzy”, bo przecież bombimy”.

czonego plemienia, które zaczęło znaczyć swój teren na przełomie milleniów. I zwykle do dziś ma ze sobą kontakt. „Jak dziecko jarałem się tym, że ludzie nas kojarzyli. Bo my byliśmy z jednej ekipy jeszcze zanim zaczęło się to całe graffiti – razem na koncerty, razem na imprezy, razem

Ludzie malujący graffiti to w tamtych czasach były jedne z nielicznych osób, które pokazywały, że mają jaja w inny sposób niż... bijąc innych.

na żarcie krisznowców załoga z Woli zawsze przyjeżdżała, a później my tę naszą

A nawet jeśli swoje podejście do archi-

– domyka temat COGA. „Jak coś gdzieś

załogę podpisaliśmy, wymyśliliśmy nasz au-

wizacji własnej twórczości podsumowu-

po sobie zostawiałeś, to było na zasadzie

tograf. No i chwilę to zajęło, zanim ludzie

ją krótkim: „My mieliśmy wstręt do ro-

– a masz, ty chuju. Jak przejechaliśmy

spoza tego writerskiego światka skumali,

bienia zdjęć, bo… chuj, albo istniejesz

cały wagon i on podjeżdżał na stację, to

że za każdym razem jak widzą MGA, to

na mieście, albo cię nie ma; krótka piłka

ludzie byli w szoku, a jak później jechali

my tam byliśmy. Ale w końcu to zrozumie-

z naszej strony” – to w archiwach kra-

tym pociągiem, w którym było ciemno, bo

li i mówili, że widzieli nasze ślady u siebie

jowej sceny, takich jak choćby ikonicz-

szyby z obu stron były całe zamalowane,

na dzielni, zaczęli dopasowywać tagi do

ny album „Graffiti Goes East”, pozostały

to był prawdziwy odbiór graffiti przez skó-

konkretnych osób. I to było zajebiste, na-

po nich tropy interesujące nie tylko dla

rę. Nie tam żadna kontemplacja, tylko ude-

wet te stare punki miały świadomość, że

aktualnych i przyszłych writerów ale –

rzenie. Miałeś piękną elewację… no wła-

to my. Nasza załoga jak gang, prawdziwe

biorąc poprawkę na współczesną myśl

śnie – miałeś. Bo już jej nie masz”.


PEZET: PO PIERWSZE – NIE DLA SŁAWY


PEZET: PO PIERWSZE

99


PEZET: PO PIERWSZE – NIE DLA SŁAWY „Mam niewielkie zmiany w strukturze białej płatów czołowych mojego mózgu i to podobno sprawia, że człowiek nie ma instynktu samozachowawczego. Może dlatego nie boję się niczyjej opinii” – pół żartem, pół serio Paweł Kapliński odpowiedział mi na jedno z pytań, które zadałem mu jeszcze przed włączeniem dyktafonu, gdy popijaliśmy pizzę kawą przy jednym ze stolików przed newonce.bar. Podczas naszej późniejszej, dwugodzinnej pogadanki nie było już natomiast za wiele miejsca na żarty. Kiedy bowiem raper o statusie Pezeta wydaje swoją pierwszą solową płytę po siedmiu latach przerwy, a na niej pojawiają się tak mocne i osobiste teksty, jak choćby ten w numerze „Dom”, nie ma sensu śmieszkować i prześlizgiwać się po ważkich kwestiach, do czego coraz bardziej przyzwyczaja nas krajobraz współczesnych mediów. Trudno byłoby przecież o lepszy czas na szczerą, poważną rozmowę o grzechach młodości, receptach na bolączki dojrzałości i snach o przyszłej stabilizacji. Taką więc sobie ucięliśmy.

→ Rozmawiał – Filip Kalinowski Zdjęcia – Stanisław Boniecki Stylistka – Ewelina Gralak Produkcja – Alicja Szewczyk

Swego czasu rozmawiałem z jednym z gości prze-

tym albumie uniknąć takiej demagogii, w jaką zdarzało

wijających się przez twój nowy album, Robertem

mi się wcześniej popadać. Żeby więc przezwyciężyć te

Piernikowskim, o tym, że większość naszych rodzi-

trudności i przekonać siebie do większego otwarcia – czy

mych MC’s nigdy nie jest tak naprawdę dorosła, bo

nawet pewnej dozy ekshibicjonizmu, który pojawia się

z wkurwionych małolatów nagle zmienia się w pięt-

na tym krążku – musiałem znaleźć dla tego jakąś formę.

nujących swoje dawne zachowania, moralizujących

I tą formą okazała się retrospekcja, bo jeśli znajdziesz na

dziadów. „Muzyka współczesna” jest natomiast ide-

tej płycie jakiekolwiek moralne oceny, to opierają się one

alnym przykładem przeczącym tej tezie. Trudno jest

zawsze na opowiadaniu pewnej historii, która nie jest

pisać i nawijać o byciu dorosłym?

do końca dobra i nie widzę jej po latach w pozytywnych

Nie jestem w pełni przekonany o tym, że mówię na tej

barwach. Jednocześnie jednak nie mówię nigdy: słuchaj,

płycie o byciu dorosłym. Może też dlatego, że na wielu

tak nie wolno, bo jesteśmy wszyscy ludźmi i wolno nam

płaszczyznach mojego życia wciąż nie czuję się dorosły,

wszystko. Tylko nie wszystko warto.

chociaż się staram. I też dlatego jest mi pewnie łatwiej o tym mówić, bo również miałem swego czasu jakieś za-

Wszystko, co mówisz utwierdza mnie w tej roboczej

kusy, żeby moralizować, ale później bardzo długo nic nie

tezie o dorosłości „Muzyki współczesnej”. Skoro jed-

nagrywałem. Kiedy więc brałem się za ten nowy krążek,

nak powiedziałeś, że nie do końca tak się czujesz, to

zacząłem zastanawiać się nad tym, z czego to wynikało.

może pokusisz się o definicję tego, czym dla ciebie

Powodów takiego stanu rzeczy było wiele. Ale jednym

jest rzeczona dorosłość?

z najważniejszych jest taki, że na pewnym etapie mo-

Chyba na każdym etapie życia człowiekowi wydaje się,

jego życia zauważyłem, że już nie mam takiej łatwości

że jest to coś innego. Aktualnie wiąże się ona dla mnie

w dzieleniu się moimi prywatnymi sprawami z całkowi-

w największym stopniu z tym, że jestem odpowiedzial-

cie obcymi ludźmi, jaką miałem kiedyś. A też chciałem na

ny za moją córkę; na tyle, na ile tylko potrafię. Z tym, że


Dres – Nike/Vitkac, Czapka – Etudes, Okulary – Retrosuperfuture

101


kiedyś nie wyobrażałem sobie tego, że nie poszedłbym na

zadowolony. I dlatego też ja sam – jeśli miałbym być

imprezę nawet jeśli miałbym się nazajutrz nią zająć, a dziś

całkowicie szczery – nie jestem w 100% pewien tego,

nie przyszłoby mi do głowy, żeby wyjść na miasto, dać

czy udało mi się na tej płycie zawrzeć wszystko to, co

w palnik i następnego dnia zajmować się dzieckiem i chu-

chciałem. Mi tam cały czas czegoś brakuje, bo przez te

chać mu alkoholem. Nie oznacza to jednak tego, że w ogóle

ostatnie 7 lat mieliło się w moim życiu tyle ważnych

nie imprezuję, tylko robię to bez pomocy używek, dla któ-

kwestii, że tego się nie da opowiedzieć w kilkunastu na-

rych znalazłem jakieś swoje substytuty, które zazwyczaj

wet numerach. I z jednej strony chciałbym to wszystko

sprowadzają się do relacji damsko-męskich. Bo dorosłość

z siebie wylać, a z drugiej strony... nie jestem już dziś

to w ogromnej mierze jest swego rodzaju pogodzenie ze

tego tak pewien jak kiedyś, bo część z tych rzeczy może

stanem faktycznym. Z tym, że nie w każdej sytuacji mo-

lepiej opowiedzieć psychoterapeucie, przyjacielowi, żo-

żesz być super herosem, bo… życie tak nie wygląda. Jesteś

nie, mamie czy córce, a nie jakiemuś zupełnie obcemu,

tu i teraz taką a nie inną jednostką, masz swoje przywa-

przygodnemu gostkowi, który kupi ten album. Przy ca-

ry, wady czy problemy i nie jesteś doskonały, ale stawiasz

łym szacunku do niego.

temu czoła i żyjesz tym życiem każdego kolejnego dnia. Gdzie leży więc granica pomiędzy tym, co mówisz Rapowanie o takim życiu wydaje mi się trudniejsze,

terapeucie czy przyjacielowi, a tym, co jesteś gotów

o czym kiedyś rozmawiałem z Fiszem. Powiedział mi

przekazać temu gostkowi?

wtedy, że dlatego właśnie zaczął pisać piosenki – dla-

Ona się przez lata coraz bardziej przesuwała, a kie-

tego, że jego dorosłe, duże problemy coraz trudniej

dyś nie istniała w ogóle, co wiązało się z moją niczym

było mu opisać przy pomocy tak wielu słów, jakich

niezmąconą pewnością siebie. Był taki etap – i to był

potrzeba do stworzenia rapowej szesnastki.

bardzo przyjemny okres mojego życia – że moja wiara

Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale jest w tym

we mnie samego zahaczała wręcz o nonszalancję. To

wiele racji i trochę zazdroszczę tego Fiszowi, bo ja nie-

jest coś pięknego, ale również bardzo destrukcyjne-

stety zupełnie nie umiem śpiewać i dlatego nigdy nie pój-

go, bo tak nie wygląda rzeczywistość. I do dziś sądzę,

dę w piosenkę. I choć gro wokalistów też tego nie umie,

że super jest tak uważać, tylko jako dorosły, dojrza-

a dziś jest dodatkowo szereg technologii, którymi można

ły człowiek, który ma jakiekolwiek pojęcie o świecie

się na tym polu wspierać, to ja jestem w tej kwestii zupeł-

i miejscu, jakie w nim zajmuje, nigdy już w ten sposób

nym ignorantem i te drzwi pozostają dla mnie zamknięte.

nie pomyślisz. Z uwagi na wiele rzeczy – jakieś twoje

Może więc dlatego też ta płyta powstawała tyle czasu, bo

zaszłe kompleksy, których istnienie w pewnym mo-

ja naprawdę długo nie wiedziałem, co mnie w tej kwestii

mencie sobie uświadamiasz, czy różne, często bar-

blokuje. Aż się w końcu zorientowałem, że w mojej gło-

dzo prozaiczne, życiowe sytuacje. I wtedy już nie da

wie mielą się tak poważne i ciężkie tematy, że nie wiem

się w takim stopniu jak wcześniej wyrzygiwać z siebie

jak je ubrać w formę rapowego tekstu. Że już nie mam

tych emocji, bo zaczynasz je coraz częściej analizować

takiej łatwości w przekazywaniu tego, o czym myślę i nie

na zimno. Coraz bardziej doceniasz to, że nawet jeśli

mam pojęcia, jak to z siebie wypuścić. Że to wszystko nie

opowiadasz jakąś bardzo osobistą, dojmującą historię,

jest już takie proste, że nagle nachodzi mnie wena i cała

to możesz na nią też spojrzeć z boku czy z pewnego

płyta powstaje w tydzień. Bo nie oszukujmy się – to nie

dystansu; gdzieś ją nawet czasem trochę spłycić, żeby

jest już czas na punchline’owe nawijanie i kwitowanie

nie rozgrywała się cała na wysokim C. Bo ja zrobiłem

rzeczywistości w jednym celnym wersie. Bardzo cięż-

bardzo dużo rzeczy na wysokim C – jedne z nich były

ko było mi więc to wszystko ułożyć. I choć miałem już

bardziej przaśne, inne bardziej depresyjne, ale właści-

mnóstwo świetnych bitów i często nawet przyporządko-

wie wszystkie z perspektywy czasu oceniam jako nie-

wane do nich, dokładnie rozpisane tematy, to wciąż nie

samowicie naiwne i – oględnie mówiąc – nienajlepsze.

było żadnych gotowych numerów. Powiem więcej – ja

Ale na tym albumie też już widzę takie rzeczy i… tak

wciąż mam jeszcze przynajmniej z 5 takich rozgrzeba-

chyba po prostu musi być.

nych utworów i często traktują one o najważniejszych rzeczach, z jakimi chciałbym się aktualnie zmierzyć, ale

Biorąc poprawkę na to, co mówiłeś o tych granicach

nie trafiły w końcu na ten album, bo wciąż nie wiem, jak

ekspresji emocjonalnej, wydaje mi się jednak, że kil-

je ująć w słowa w taki sposób, żebym był z tego naprawdę

ka razy na tej płycie zdarzyło ci się je przekroczyć.


103 Coraz częściej mieszam moje osobiste przeżycia z tym, co widzę – na przykład – pośród moich znajomych. To mi daje pewne usprawiedliwienie, bo nie czuję się wtedy, jakbym rzygał emocjami bezpośrednio na kogoś bliskiego, co by nie było fair, ale… to prawda, nastąpiło na tej płycie kilka razy przekroczenie pewnych granic prywatności.

Masz rację. Tylko to zawsze jest ubrane w sytuacje,

brną w to dalej, bo nie widzą innego wyjścia. Ja natomiast

które nie miały miejsca, albo chociaż nie miały miej-

jestem w bardzo komfortowej sytuacji, bo nie muszę w tym

sca między mną a kimś bliskim, bo ja wciąż staram się

uczestniczyć, ale też okupiłem to latami walki – po wielo-

pisać tak, jakby to była autobiografia. Ale coraz czę-

kroć byłem bardzo krytykowany i musiałem sobie z tym ja-

ściej mieszam moje osobiste przeżycia z tym, co wi-

koś radzić. Nie wiem, ile razy lądował na mojej głowie kubeł

dzę – na przykład – pośród moich znajomych. To mi

zimnej wody czy wręcz pomyj. I nikt nawet nie miał czelno-

daje pewne usprawiedliwienie, bo nie czuję się wtedy,

ści powiedzieć: idź sobie dalej Pezecik, żyj z tym.

jakbym rzygał emocjami bezpośrednio na kogoś bliskiego, co by nie było fair, ale… to prawda, nastąpiło

To z tych wiader wypiłeś gorycz, z którą bardzo

na tej płycie kilka razy przekroczenie pewnych granic

prędko zacząłeś wyrażać się o rapowej branży?

prywatności. Wręcz mocno zostały one te dwa czy trzy

Wydaje mi się, że dosyć szybko zauważyłem to, jaka ta

razy nadszarpnięte, ale też taka jest muzyka czy kon-

branża jest. Dokładnie taka sama, jak każda inna związa-

kretniej rap – wydaje mi się, że bez tych osobistych

na z szeroko pojętym showbusinessem. I być może z po-

emocji nie sposób zrobić czegoś, co by miało jakąkol-

czątku polski rap to nie był 1 do 1 showbusiness, ale pew-

wiek wartość.

ne zależności były w nich dokładnie takie same. I choć ja zawsze walczyłem o to, żeby nie zostać niewolnikiem

Ten wątek łączy się też w dużym stopniu z ocze-

cudzej opinii, to bardzo często byłem zakładnikiem wła-

kiwaniami słuchaczy, tym, że niektórzy chcą Pe-

snego punktu widzenia i sytuacji, w których lądowałem.

zeta klasycznego, inni poważnego, jeszcze inni

Czasami wiązało się to z ówczesną sceną hip-hopową,

rozrywkowego, a bardzo wielu czeka na Pezeta emo-

która miała jakieś swoje – często nazbyt ortodoksyjne

cjonalnego…

– zasady, a której ja byłem częścią i te reguły manifesto-

Oczywiście. I temu nie można się poddać, bo jak już raz to

wałem. A innymi razami z tym, że ja bardzo długo byłem

zrobisz, to twoja kariera może być owocna w pieniądze, ale

w trasie, prowadziłem niezbyt higieniczny tryb życia i jak

koniunkturalizm to pułapka, z której nie sposób się zwy-

przychodziło do nagrania kolejnej płyty, to nie miałem na

kle wyplątać. To jest zło w czystej postaci i też wydaje mi

niej zbyt wiele do powiedzenia poza opisem tej wiecznie

się, że ta kwestia dotyczy bardzo wielu raperów. Nie będę

trwającej imprezy. A że ten temat był już nieaktualny dla

tu rzucał ksywkami, bo mogłoby to być odebrane jako diss,

moich rówieśników, to często spotykałem się wtedy z kry-

ale znam wielu MC’s, którzy mają z tym duży problem, ale

tyką i znów ta gorycz we mnie narastała.



Spodnie – Koka

105


Bluza i spodnie – MSGM/Vitkac (i to też przy okładce będzie)


107 Dziś rano odpaliłem sobie „Rzuciłbym to dawno”

Dokładnie. Na tej płycie jest pęd i często jest to pęd po

i ciekaw jestem, na ile ten numer może być wciąż

kasę, która w końcu się pojawiła, ale chciałoby się jej

dla ciebie aktualny.

jeszcze więcej. Ja w ogóle uważam, że to jest całkiem dobra płyta, ba, to jest naprawdę dobra płyta i choć ja

Dziś jest zupełnie inna skala, natomiast mechanizmy są

czasem nie mieszczę się w jej targecie, to wciąż słucha-

podobne. Bo ten numer był o pieniądzach, a dokładnie

nie sprawia mi sporo przyjemności. Branża hip-hopowa

ich braku, o byciu true w stosunku do zasady, która daw-

– a szczególnie ta moja, starsza gwardia – często nato-

no już nie obowiązuje, czyli: po pierwsze nie dla sławy,

miast obraża się na takie rzeczy, bo w polskim rapie od

po drugie nie dla pieniędzy. Takie podejście nie jest już

zawsze było bardzo dużo mówienia o tym, że czegoś nie

adekwatne do obecnych czasów; to hasło z przeszłości,

można, że nie wolno, że on nie powinien tak robić. Ja tego

hasło, które ja – swoją drogą – bardzo lubię. I choć jest

nie lubię, bo mi też swego czasu wiele rzeczy zabraniano

mi ono bardzo bliskie, to też nie ma co się oszukiwać –

– na przykład „Senioritę" nagrywać; bardzo dużo osób się

apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli więc miałbym dzisiaj

na to obraziło, a dziś ci sami ludzie co mówili mi: kurwa,

wylewać z siebie podobną gorycz, to nawinąłbym pew-

senioritka, mówią mi: legend, bo… wszystko się zmienia.

nie – gdzie jest moje lamborghini? Nie mam go przecież,

Nigdy bym się nie pokusił o to, żeby ograniczać komukol-

więc rzuciłbym to dawno, gdyby chodziło o nie. A wtedy

wiek jego wolność twórczą, bo dla mnie to wszystko jest

miałem na myśli ten dres Lacoste, na który nie było mnie

bardzo proste – albo coś jest dobre, albo słabe. I częściej

stać. Takie proste problemiki.

dziś nie godzę się na rzeczy robione przez ludzi z moich roczników, które śmierdzą disco polo i taką estetyką, czy

A z tym klasycznym wersem Biggiego, że mo’ money,

raczej jej brakiem, niż na to, co robią młodzi. Tego nie je-

mo’ problems byś się zgodził? Bo dziś w krajowej bran-

stem w stanie zaakceptować, a to, że ktoś zrobił skok na

ży pieniędzy jest nieporównywalnie więcej niż kiedyś.

kasę, to… dobrze, good for them.

I to, jakie możliwości dają one współczesnym artystom, widzimy gołym okiem, natomiast jestem cie-

Skoro już płynnie przeszliśmy od „Rzuciłbym to

kaw czy ma to twoim zdaniem jakiś ciemny rewers?

dawno” do czasów obecnych, to pogadajmy o „Mu-

Chyba nie. Jedynym zagrożeniem w tym względzie by-

zyce współczesnej”…

łoby pewnie osiągnięcie takiego statusu, w którym tych

Musimy tu od razu wyjaśnić pewną kwestię, bo ten ty-

pieniędzy pojawia się tyle, że można od nich zwariować.

tuł jest nieco przewrotny. Nie stoją za nim najbardziej

I oczywiście ten pułap dla każdego jest zupełnie inny, ale

dziś widoczne czy też obowiązujące trendy, ale pewien

też nie jestem przekonany o tym, że to w czymkolwiek

przekrój nurtów, które składają się na brzmienie współ-

przeszkadza, bo wtedy też często powstają bardzo cie-

czesnej muzyki, różnych gatunków, które przewijały się

kawe wytwory artystyczne, tylko traktują one zwykle

przez ostanie 20 lat i odcisnęły swe piętno na właściwie

o sprawach obcych zwykłemu zjadaczowi chleba. Jak

każdej muzyce – od popowej, przez klubową, aż po hip-

chociażby w glamrocku czy złotych czasach hip-hopu,

-hopową. Chcieliśmy tak to ugryźć, żebym mógł się poru-

kiedy Jay-Z nawijał „Big Pimpin’” i kręcił do tego klip za

szać w różnych estetykach, które są dla mnie najbardziej

setki tysięcy dolarów, w którym rzucał banknotami. To

inspirujące – od lat 90. aż po dziś.

otwiera drogę dla głupoty i konsumpcjonizmu posuniętego do ekstremum, ale… ja lubię konsumpcjonizm, więc

Szereg z tych brzmień sprowadza nas jednak do klu-

nie będę tego krytykował.

bów, a skoro wspominałeś wcześniej o tym, że zdarza ci się wyjść na imprezę, to chciałem cię zapytać

Wydaje mi się, że na naszym podwórku dobrym

– na ile uczestniczysz we współczesnym obiegu kul-

przykładem takiego stanu rzeczy jest Taconafide.

tury klubowej?

Album, który wielu krytykowało za pustkę w tek-

Dziś jestem bardziej jej obserwatorem. Zdarza mi się co

stach i rzekomy skok na kasę gimnazjalistów, a trud-

prawda imprezować, bo mam dziewczynę, z którą jeste-

no mieć do Taco i Quebo pretensje o to, że nawijają

śmy w poważnej relacji i ona jest dużo młodsza ode mnie,

o życiu w t ych złot ych klatkach, które sami so-

więc wychodzimy razem na miasto, ale to bardziej lizanie

bie wykuli. I że chcą dalej pomnażać swój aktual-

tematu niż życie nim. Nie mógłbym określić się mianem

ny przychód.

aktywnego uczestnika nocnego życia miasta. Częściej


„Muzyka współczesna” – powstała jako pewien wspólny wytwór mój, Auera i jeszcze kilku innych osób – wyrasta w dużej mierze z tego, że żaden z nas nie jest jakoś super zorientowany w tym, co aktualnie jest modne. Nie mamy na to czasu i też nie zawsze to czujemy, więc ten album jest swego rodzaju odpowiedzią na pytanie – jak by mogła wyglądać aktualna muzyka, gdyby powstała tylko na bazie naszych doświadczeń.

więc sam sobie digguję różne trendy czy nurty w necie

klubem czy słuchał tego zza ściany. I też dlatego ja prawie

albo gadamy sobie o nich z kolegami, ale też złapaliśmy

zawsze idę na taką współpracę, że jest jeden producent

się na tym, że „Muzyka współczesna” – powstała jako pe-

płyty albo przynajmniej jeden główny i kilka tracków od

wien wspólny wytwór mój, Auera i jeszcze kilku innych

innych. Bo ja nie jestem typem rapera, który ma super

osób – wyrasta w dużej mierze z tego, że żaden z nas nie

ucho do bitów i lubię posłuchać tego, co w tej kwestii

jest jakoś super zorientowany w tym, co aktualnie jest

ma do powiedzenia ktoś inny. Przy tym albumie tę rolę

modne. Nie mamy na to czasu i też nie zawsze to czuje-

pełnili Auer i Rafał Grobel, który dołączył do nas na pew-

my, więc ten album jest swego rodzaju odpowiedzią na

nym etapie produkcji. I ja też na pewno mam już dziś do

pytanie: jak by mogła wyglądać aktualna muzyka, gdyby

tego zupełnie inne podejście niż w czasach, w których

powstała tylko na bazie naszych doświadczeń.

byłem siermiężnym miksem dresiarza i skejta, znając się co najwyżej na 90’sowym rapie z USA, ale wciąż nie

Jednocześnie jednak udało wam się świetnie wstrze-

uważam się za muzycznego erudytę. Swoje w tej kwestii

lić w aktualne trendy i współczesny rave’owy rene-

przesłuchałem, przeczytałem i się nauczyłem, bo lubię

sans, a dodatkowo też bardzo dobrze złapać klimat

sobie w tym pogrzebać, ale nigdy nie mógłbym się mie-

imprezy – tego basowego dudnienia, które zwykle

rzyć z żadnym dziennikarzem muzycznym. A jak robili-

towarzyszy nam, kiedy stoimy w kolejce do bramki.

śmy „Muzykę klasyczną” i „Muzykę poważną”, to ja wie-

To akurat moja zajawka i bardzo często na to naciska-

działem coś o nawijaniu i amerykańskim boom-bapie,

łem – mówiłem Auerowi, że tu musi wejść taki filtr, któ-

ale o niczym innym nie miałem pojęcia. „Szósty zmysł”

ry nie mam pojęcia jak się nazywa, bo nie wiem za wiele

nagrałem na przykład pod jakiś tam bit, który wyzwolił

o robieniu muzy, żeby to brzmiało tak, jakbyś stał przed

we mnie pewne emocje, ale gdyby NOON zostawił go


Spodnie – Koka

109


w takiej formie, to byłby on zupełnie asłuchalny. Pod te

zmieniły i ciężko być 90’sowym antysystemowcem, sko-

moje zarejestrowane zwrotki stworzył więc zupełnie

ro ten system coś – niewiele, ale zawsze coś – ci daje.

nowy instrumental i pamiętam zresztą, że usiadł wte-

Z tą zmianą przyszła też większa tolerancja i to, jak po-

dy i powiedział: stary, ja cię nie rozumiem, ty wybierasz

strzega się całą tę branżę. A w międzyczasie ja również

zawsze najgorsze rzeczy, jakie ci podsyłam, ja w ogó-

się zmieniłem, choć akurat wydaje mi się, że jakby po-

le nie powinienem był ci tego wysłać, tylko akurat by-

słuchać mojej twórczości od samych jej początków, to ja

łem pijany.

zawsze byłem osobą, która mocno gloryfikowała i gloryfikuje pieniądze. Bardzo lubię konsumpcjonizm i nigdy

Auer też podsyła ci takie rzeczy, które nie trafiają

się od tego nie odżegnywałem, bo to jest dosyć istot-

później do szerszych gremiów?

na kwestia w moim życiu. Daje mi ona dużo satysfakcji

Tak, on mi podsyła bardzo dużo muzy. Nasza relacja jest

i choć jest zwykle krótkotrwała, to jednak… jest i nie za-

bardzo bliska, kumpelska, co poza ewidentnymi plusami

mierzam od niej uciekać. Ostatnią rzeczą, którą mam na

ma też jakieś minusy. Bo kiedy w pewnym momencie

swoją obronę, to kwestia tego, że w tych wszystkich re-

powstawania tej płyty natrafiłem na tę blokadę, o której

klamowych numerach, które zrobiłem przez te lata, doza

już wspominałem, to w ogóle nie wiedziałem, co jest gra-

przypału jest naprawdę niewielka. Starałem się zawsze

ne – przecież mam tyle zajebistej muzy, a nic do niej nie

dobierać te rzeczy bardzo skrzętnie i uwierz mi, że mo-

powstaje. I wtedy uświadomiłem sobie, że poza tymi kil-

głem tych deali wziąć trzy razy więcej i być dziś bardzo

koma bitami, do których się dograłem i tymi, co do któ-

bogatym człowiekiem, ale tego nie zrobiłem.

rych mam jakieś plany, mam jeszcze sporo takich, które są zupełnie niesamowite… ale nic we mnie nie generują.

Nie miałeś problemu, żeby stać się twarzą alkoholu,

Są takie rzeczy, których słucham po wielokroć i cały czas

a konkretnie Ballantinesa?

wydają mi się bardzo dobre, a jednocześnie nic do nich nie potrafię napisać.

Nie, bo ten konkretny alkohol promuje się takimi hasłami jak stay true czy true music, a to… do mnie przemawia.

Skoro wróciliśmy do tej blokady twórczej – wyda-

Od bardzo dawna żyjemy już przecież w świecie rekla-

je mi się, że to dobry moment, żebym podzielił się

my. I tak jak w latach 90. mówiła ona głównie o rzeczach,

z tobą pewnym przemyśleniem. Bo jeśli mogę być zu-

których nie możemy mieć, to dziś te proporcje trochę się

pełnie szczery, to przyznam ci się, że po wielokroć

odwróciły. Jakby gdzieś ktoś postawił pomnik z hasłem

się zastanawiałem, czemu przez te 7 lat milczenia

just do it, to ja bym gapił na niego jak dziecko. Bo też ta-

i nagrywania tylko właściwie komercyjnych projek-

kie hasła zawsze przemawiają do ludzi dużo lepiej, kiedy

tów ludzie cię nie zjedli; wciąż cieszyłeś się bardzo

realizują się w praktyce, a tak właśnie działa Ballantine’s

dobrą opinią.

– dla mnie to jest fajne, że oni chcą sięgać po dobrą mu-

No tak, ja też się temu dziwiłem. Powiem wprost – na

zykę, organizować ciekawe wydarzenia, robić wartościo-

pewnym etapie życia, na którym miałem różne pery-

we bookingi. I to mi wystarcza, podpisałbym się pod tym

petie zdrowotne, o których nie chcę już się więcej roz-

ręką i nogą. I ja też nigdy nikomu nie powiem, że tego nie

wodzić, stanąłem na rozstaju dróg. Kiedy bowiem masz

wolno, nie można, ja zabraniam. Pieprzyć to!

jakieś poważne relacje, rodzinę i dziecko, a stoisz przed wyborem, czy przystać na propozycje, które mogą zmie-

Zostańmy chwilę przy tej jedynej słusznej drodze,

nić standard twojego życia na lepszy i zapewnić twoim

bo to jedna z największych bolączek naszych cza-

bliskim naprawdę fajny byt, to trudno byłoby z tego zre-

sów. Nieważne, czy dotyczy używek, wiary czy pre-

zygnować. Ja na to postawiłem, choć też telepało mi się

ferencji seksualnych.

wciąż po głowie „Po pierwsze nie dla sławy, po drugie

Wolność poglądów jest moim zdaniem najistotniejszą

nie dla pieniędzy” i dziwiłem się ludziom, że tak rzadko

rzeczą, o którą należy walczyć na tym świecie. Wolność,

mnie za to krytykują. Bo jeśli nie podoba ci się ta rze-

którą można podsumować starą maksymą nie zabrania-

czywistość, w której funkcjonujesz, to zmieniaj ją w taki

nia nikomu niczego, co nie wyrządza innemu krzywdy.

sposób, jak byś chciał, żeby wyglądała. I jeśli jesteś na

I moglibyśmy teraz pójść w każdym właściwie kierunku,

przykład antysystemowcem, to wchodź w ten system

ale weźmy za przykład LGBT – ja sam nie przepadam za

i prowadź w nim swoją dywersję od środka. Czasy się

żadnymi formami manifestacji swoich poglądów i tu też


111 Bardzo lubię konsumpcjonizm i nigdy się od tego nie odżegnywałem, bo to jest dosyć istotna kwestia w moim życiu. Daje mi ona dużo satysfakcji i choć jest zwykle krótkotrwała, to jednak… jest i nie zamierzam od niej uciekać. Ostatnią rzeczą, którą mam na swoją obronę, to kwestia tego, że w tych wszystkich reklamowych numerach, które zrobiłem przez te lata, doza przypału jest naprawdę niewielka.

nie jest mi po drodze z osobami homoseksualnymi, któ-

ma w tym zawodzie miejsca na szczęśliwe życie osobi-

re to robią, ale opowiadam się bardziej za tą stroną, bo

ste i też dlatego pewnie trochę mnie nie było, bo ja bym

nienawidzę tego, jak ktoś reaguje na coś agresją. Agresja

bardzo chciał dzielić z kimś normalną, stabilną codzien-

jest dla mnie bowiem głupotą i… tyle.

ność, a jednocześnie wiem, że potrafię na nią zarobić tylko w ten sposób. To jest mój zawód i tylko za jego sprawą

Wróćmy na moment jeszcze do tych ograniczeń na-

potrafię zapewnić sobie i moim bliskim to fajne życie we

kładanych samemu sobie podczas procesu twórcze-

względnym dobrobycie, na które liczy chyba każdy doj-

go, o których wspominałeś przy okazji rozmowy

rzały, dorosły człowiek. Żeby więc zbudować sobie dom,

o ekshibicjonizmie. Artysta bowiem bardzo często

wyjechać z rodziną na wakacje dwa razy do roku i poru-

żywi się tym, co człowieka psuje.

szać się środkiem lokomocji, który mi odpowiada, muszę

To prawda, choć ja nie musiałem odnawiać moich sta-

jakoś funkcjonować w tej pułapce.

rych nawyków podczas pracy nad tą płytą. Do niektórych z tych rzeczy musiałem tylko wrócić na zasadzie retro-

Często się zastanawiam nad tym, czy w ogóle ist-

spekcji – przywołać je z pamięci i poruszyć znów te nega-

nieje naprawdę wybitna sztuka – i nieważne, czy

tywne aspekty mojej osobowości, które wciąż gdzieś we

weźmiemy na warsztat literaturę, film, teatr czy

mnie drzemią. To jest swego rodzaju pułapka, ale w ogóle

rap – która niesie pozytywne przesłanie i mówi o tej

robienie muzyki to jest pułapka dla życia osobistego. Nie

normalnej, stabilnej codzienności.



Dres – Nike/Vitkac, Czapka – Etudes, Okulary – Retrosuperfuture


To wszystko nie ma jednak racji bytu, kiedy wciąż przemierzasz tę emocjonalną sinusoidę, od której jesteś poniekąd uzależniony. To jest swego rodzaju patologia, jakiś deficyt emocjonalny, który ja na pewno mam i wydaje mi się, że ma go również wielu innych artystów.

Nie ma takich rzeczy. Nie wiem, czy w ogóle w historii

procent tego piękna, to albo nie robią one na lu-

ludzkości był ktoś, kto umiał mówić o szczęściu w spo-

dziach żadnego wrażenia, albo słyszymy w odpo-

sób, który był jakkolwiek interesujący dla innych. Jeśli

wiedzi, że to kicz.

był, to naprawdę musiał być jakimś ponad miarę utalen-

Pamiętam taki, nieszczególnie spektakularny moment,

towanym wirtuozem. Ja nikogo takiego sobie nie przypo-

który przeżyłem kiedyś w Barcelonie. Był to początek

minam i może też dlatego to, co mnie pociąga w sztuce,

nowej relacji, byłem w niej potwornie zakochany i szli-

kinie czy muzyce jest zwykle dalekie od szczęścia, jest

śmy sobie Barcelonetą, na której końcu księżyc odbijał

często brudne i brzydkie, zadziorne i smutne.

się w morzu w tak niesamowity sposób, że zapamiętam to do końca życia. Widziałem niejeden piękny zachód czy

Widzę tu analogię z wszystkimi takimi miejscami,

wschód słońca, niejeden refleks księżyca na niejednym

które odwiedzamy i zapierają nam dech w piersiach,

morzu, ale to wtedy czułem się najlepiej w życiu, byłem

a kiedy pokazujemy później komuś zdjęcia, na któ-

najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. I próbowałem

rych wydaje nam się, że uchwyciliśmy przynajmniej

w tym momencie zrobić zdjęcie tego widoku, ale to było


115 niewykonalne, żadna z tych fotek nie oddawała nawet

mi się, że trudny dla większości ludzi, bo przeważająca

promila tego doświadczenia, tego nie da się przekazać, bo

większość moich znajomych ma bardzo podobne pro-

to jest moje prywatne odczucie, które dla innych nie ma

blemy. Nawet jeśli nie zajmują się pracą twórczą i nigdy

najmniejszego znaczenia. A z negatywnymi przeżyciami

nie byli od niczego uzależnieni, bo zawsze umieli impre-

jest jak z czarnymi charakterami w filmach czy książkach

zować z głową, to wciąż te nasze problemy emocjonalne

– one zawsze są dla odbiorcy bardziej pociągające.

są bardzo podobne. Bo to jest chyba po prostu normalne i ludzkie; nie znam nikogo, kto umie ciągle trzymać ten

Próbowałeś kiedyś opisać ten księżyc w wersach?

wspomniany, terapeutyczny constans.

Nie. Chyba nie, bo tego nie da się zrobić. Pamiętam jak mi się córka urodziła i szedłem z moją ówczesną partner-

Zanim jeszcze włączyłem dyktafon, powiedziałeś

ką i wózkiem na spacer, wróciliśmy do domu i ja od razu

mi, że jesteś malkontentem, natomiast sądząc po

byłem w opcji: kurde, piszę kawałek o tym jak jest super.

tym czasie, który tu razem spędzamy i filmie, który

Ten kawałek nigdy nie ujrzał światła dziennego, ba, nigdy

towarzyszy premierze „Muzyki współczesnej”, trud-

nawet nie został skończony, bo jak już coś tam sobie na-

no byłoby mi się doszukać w tobie takich cech. Cały

pisałem i zacząłem to rapować, to od razu pomyślałem,

wręcz tętnisz zajawką i głodem…

że nic z tego, co czuję tak naprawdę tam nie ma, że tego

Moje narzekanie zamyka się w życiu osobistym – jak je-

się nie da przekazać, albo ja nie umiem. Co jest dziwne,

stem zmęczony i mi się nie chce, a muszę wypełnić tonę

bo ja umiem o tym mówić i opisać to komuś w rozmowie,

papierów, czego chyba nie lubi nikt normalny poza księ-

ale zawarcie tego w formie rapowego tekstu wydaje mi

gowymi, to wtedy strasznie marudzę. I ja też pewnie za-

się zupełnie niewyobrażalne.

wsze już będę narzekał, bo tak jak już mówiłem – apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja jestem konsumpcjonistą

Sądząc po twoich tekstach, ty zawsze szczęścia szu-

i mógłbym mieć cztery domy i cztery lamborghini. I mó-

kałeś w relacjach damsko-męskich, po wielokroć

wię to poniekąd żartem, ale jest w tym też ziarno prawdy

burzliwych i niestałych…

– „Rzuciłbym to dawno”, 2019 wersja.

Tak… I dlatego też mówiłem ci, że ten świat jest pułapką dla życia osobistego, bo udane życie osobiste – co ci

Już po raz kolejny w naszej rozmowie gloryfikujesz

potwierdzi każdy terapeuta – opiera się na stałości. Jest

konsumpcjonizm…

pewien constans i choć masz wciąż jakieś górki i doł-

Bo ja to naprawdę kocham. Rzeczą, która zawsze popra-

ki, które prowokuje życie, to cały czas trzymasz się tej

wia mi nastrój, jest wejście do sklepu, który ma ładną

średniej. Między dwojgiem ludzi w rodzinie wszystko po-

witrynę. Mój mózg jest na tyle głupi, że to naprawdę od-

winno odbywać się na tym poziomie, a nie opierać się na

grywa rolę. I stąd też pewnie ten głód, o którym wspo-

bilansie wzlotów i upadków. Kiedy następuje kłótnia, to

mniałeś, bo tak sobie myślę od jakiegoś czasu, że może

nie powinna się od razu zmienić w awanturę, tylko kana-

warto by było jeszcze coś sobie od tego życia wyszarp-

lizować się w wymianie poglądów, rozmowie i wspólnym

nąć – bycie MC to jest mój zawód, więc nagrajmy coś

szukaniu rozwiązania. To wszystko nie ma jednak racji

fajnego i zróbmy wszystko to, co w międzyczasie stało

bytu, kiedy wciąż przemierzasz tę emocjonalną sinuso-

się dostępne dla krajowej branży rapowej w sferze czysto

idę, od której jesteś poniekąd uzależniony. To jest swego

ekonomicznej. Bo ja zniknąłem na etapie dwukrotnego

rodzaju patologia, jakiś deficyt emocjonalny, który ja na

wyprzedawania Stodoły, a teraz wyprzedaje się Stadion

pewno mam i wydaje mi się, że ma go również wielu in-

Narodowy, ja mam na koncie dwie złote płyty, a szereg

nych artystów. To jest sytuacja bez wyjścia i nieważne

osób z mojego rapowego podwórka, nawet dużo młod-

jak długo bym w niej nie siedział i jak bardzo nie chciał-

szych ode mnie, ma platyny czy diamenty. Są więc zaku-

bym znaleźć na nią recepty, to wiem, że jej nie znajdę, bo

sy i plany, żeby robić jakieś większe rzeczy i wydaje mi

ona po prostu nie istnieje. Jestem uzależniony od ekstre-

się, że to wprost idealny moment, żeby to głośno powie-

malnych emocji i dlatego sięgałem na mojej drodze po

dzieć i jeszcze raz odnieść się przy tej okazji do hasła: po

różne substancje psychoaktywne. I dlatego też w mo-

pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy. Bo ja

mencie, w którym wyeliminowałem je z mojego życia,

tę sławę najchętniej bym wyrzucił do kosza, ale pieniądze

muszę ich szukać gdzie indziej, chociażby w relacjach.

wszystkie bardzo chętnie przyjmę od każdego, kto będzie

To jest temat rzeka, bardzo dla mnie trudny i też wydaje

chciał mi je dać, a ja będę się z tym czuł co najmniej OK.



117

The Tournament → Starring: Janek @jestesmy_w_ikei Martyna @vvelours Wiktor @kuligw Asia @schuuylern Sesja została zrealizowana we współpracy z marką Converse. #Converse_X_ to globalna społeczność młodych ludzi, napędzających zmiany w kulturze. Wspólnie dzielą pasję do kreatywności i nie boją się wyrażać siebie poprzez modę, muzykę, sztukę i sport. Dowiedz się więcej śledząc #Converse_X_ i Instagram Converse.Polska Zdjęcia & grafiki – Luke Jascz @lukejascz Produkcja – Alicja Szewczyk Stylizacje – Marysia Duda MUA – Ola Łęcka Set design – Anka Szwec Asystent fotografa – Dominik Zwyrtek Asystent studia – Thony Becker Klient – Converse (Barbara Kryńska, Krzysztof Stefański)










Imperium kontratakuje: dlaczego Levi’s i „Gwiezdne Wojny” miały tak duży wpływ na kulturę popularną?

S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJ

Kolekcja Star Wars™ x Levi’s® jesień/zima 2019 zainspirowana bardzo odległą galaktyką celebruje historię filmów „Star Wars”.

Autor – Jacek Sobczyński

Ich drogi przecinały się rzadko, bo te dwie marki przez lata podążały równolegle. Dziś Levi’s i „Gwiezdne Wojny” prezentują wspólną kolekcję, ale łączy je znacznie więcej. Dla wielu to tylko biała, mocno znoszona para Levisów. Dla fanów „Gwiezdnych Wojen” – kolekcjonerski Święty Graal, który w 2013 roku został wylicytowany w Los Angeles, w domu aukcyjnym Nate D. Sandersa za kwotę 36 tysięcy dolarów. Dlaczego aż tyle? Te spodnie w „Gwiezdnych Wojnach. Nowej nadziei” nosił bowiem Mark Hamill, czyli filmowy Luke Skywalker. Biały denim idealnie pasował do futurystycznej stylizacji Skywalkera. Buntownik, ale udomowiony, chłopak, jakiego na obiedzie chciałaby widzieć każda teściowa. Luke Skywalker miał w sobie rzecz jasna sporo z rebelianta (zresztą także w filmie przyłączył się do Rebelii), ale jednocześnie, jako sztandarowy bohater Kina Nowej Przygody, czyli nieformalnego podgatunku popularnych pod koniec lat


70. i przez całe 80. amerykańskich filmów przygodowych dla całej rodziny, był wzorem cnót. Gdzie mu tam do filmowych idoli młodzieży sprzed dekad: kowbojów i buntowników pokroju Marlona Brando w „Dzikim”, że już nie wspomnieć o członkach grup kontrkulturowych na czele z hipisami. A właśnie te postacie namiętnie nosiły Levisy. Powstała w 1853 roku w San Francisco marka niemieckiego emigranta Leviego Straussa zaczynała od wieloletniego ubierania pracowników fizycznych: górników, stolarzy, kolejarzy, by po blisko stu latach ich sztandarowe produkty przejęli młodzi wyznawcy kontrkultur, i to po obu stronach oceanu. W Levisach chodzili zarówno snujący się po kalifornijskich plażach hipisi czy członkowie licznych w latach 50. i 60. grup motocyklowych, jak i wiecznie zwalczający się modsi i rockersi, którymi brytyjskie mamy straszyły swoje dzieci. Albo na odwrót. Ten trend miał swoje wytłumaczenie w światopoglądowych postawach wspomnianych grup. Dzieliło je wiele, łączyło jedno – chęć do bycia poza systemem i pragnienie wolności. Pamiętajmy, że po II Wojnie Światowej Anglia i Ameryka Północna przeżywały okres nowego porządku. To był czas, w którym szanujący się obywatel powinien posiadać dobrą pracę, samochód, mały domek na przedmieściach, a w nim

W Levisach chodzili zarówno snujący się po kalifornijskich plażach hipisi czy członkowie licznych w latach 50. i 60. grup motocyklowych, jak i wiecznie zwalczający się modsi i rockersi. niepracującą żonę, dwójkę dzieci i psa. Ten model utrzymywał się przez lata – przypomnijcie sobie chociażby zuniformizowanych bohaterów serialu „Mad Men”. I nagle do walki z hegemonią spodni w kant i watowanych marynarek stanęły blue jeansy – ubiór proletariuszy, który zaczęły nosić zapatrzone w widmo mentalnej rewolucji dzieciaki z dobrych domów. Swoją drogą ich fenomen pięknie podsumowała Lana Del Rey, która w hitowym singlu „Blue Jeans” przyrównała je do swojego niebezpiecznego, ale i romantycznego kochanka, przywołując przy okazji w tekście punkowców, hip-hopowców i króla popkulturowych buntowników, Jamesa Deana. Wszyscy oni nosili rzecz jasna niebieskie Levisy.

S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJ

127


S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJ

Zresztą sama marka też dobrze wyczuła koniunkturę i w swoim przekazie reklamowym zaczęła kłaniać się młodszemu odbiorcy. To już nie lata 20. i 30., gdy na pięknych, ręcznie malowanych plakatach Levi’s (poszukajcie w sieci, tam trafiały się prawdziwe perły artworku) znajdowali się poganiacze bydła. W tętniących nową muzyką latach 60. Levi’s przygotował kampanię radiową, w której pojawił się utwór popularnych wówczas psychodelicznych rockmanów z zespołu Jefferson Airplane. Nieco ponad dekadę później ta sama firma przygotowała jedną z najsłynniejszych telewizyjnych reklam w historii, angażując do niej superprzystojnego modela Nicka Kamena. W spocie ubrany w archetypiczny zestaw błękitne jeansy – biała koszulka Kamen wchodzi do publicznej pralni, wrzuca garść monet do automatu, po czym… ściąga i jeansy, i koszulkę, po czym w samych bokserkach siada jak gdyby nigdy nic pomiędzy oczekującymi na swoje pranie klientami, wywołując przy tym okrzyk entuzjazmu wśród jakichś przypadkowych pań. Dziś marka zostałaby najpewniej oskarżona o seksizm, wówczas larum podnieśli obrońcy moralności, tymczasem włodarze Levi’s zacierali ręce, bo sprzedaż ich produktów skoczyła w górę. Mogli też bronić się tym, że nie pokazali niczego złego; co to za skandal sfilmować gościa w bokserkach. Ale, pozostając jeszcze przy telewizyjnych reklamach z lat 70., to nie jest tak, że Levi’s odciął się od amerykańskich wartości. Nie – po prostu udanie pożenił je z nutką zadziorności. W reklamie męskich 501 mamy żołnierza, który jedzie na front, a na dworcu autobusowym żegna go piękna, blondwłosa narzeczona. Sytuacja, jaką widzieliście wielokrotnie – on z nosem przy szybie w ruszającym autobusie, ona chlipie i macha mu z peronu… trzymając jednocześnie w dłoni paczkę, którą tuż przed odjazdem przekazał jej narzeczony. Gdy już w domu otwiera ją, okazuje się, że to jego stare 501-ki. Leżąca na łóżku w mocno erotycznej pozie dziewczyna nakłada je na swoje półnagie ciało, a na ekranie pojawia się wielkie logo Levi’s z dopiskiem: occasionally available for women. Oczywiście mówimy cały czas o linii męskiej. I tak markę zarezerwowaną dla klasy robotniczej zaczęli nosić wywodzący się z inteligencji buntownicy, a później – cały świat. Ale nie mniej ciekawe są w tym kontekście losy „Gwiezdnych Wojen”. Przez lata filmowa fantastyka była tworem mocno schizofrenicznym: z jednej strony wypluwającym


filozoficzne, paranaukowe dzieła pokroju „2001. Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka czy filmów Andrieja Tarkowskiego, z drugiej – produkującym multum tanich filmów dla mas; rzeczy typu „It Comes From Outer Space” czy „It Comes From Beneath The Sea” były stałym punktem repertuarów amerykańskich kin lat 50. i 60. W tych dekadach hollywoodzka kinematografia przeżywała swój złoty okres pod względem jakości, jednak z czasem ludzie zaczęli tęsknić za rozrywką na poziomie, ale o nieco lżejszym ciężarze gatunkowym. Fajnie, że mamy filmy Milosa Formana czy Stanleya Kramera, natomiast nie obrazilibyśmy się, gdybyśmy mogli pójść na coś dobrego z dziećmi. Pierwiosnkiem zmian okazały się „Szczęki” Stevena Spielberga (1975) – może nie

– zszywając ją z masy czytelnych dla wszystkich odbior-

był to tytuł, na który szło się z dziećmi, ale ze starszymi

ców archetypów i nawiązań. W „Gwiezdnych Wojnach”

nastolatkami już tak. Spielberg nie bał się sięgnąć po

odbijają się więc echa templariuszy, senatu rzymskiego,

kino gatunkowe, nadając mu jednocześnie sporo arty-

wciąż pamiętanej w latach 70. nazistowskiej technokracji

zmu. Ten mariaż był wielkim sukcesem – okazało się, że

czy toposów literatury fantasy. W dodatku Lucas, mają-

na tzw. jakościówkach można robić potężne pieniądze.

cy w sobie rys kontrkulturowca, sięgnął też po umiłowany przez lewicującą amerykańską młodzież mit partyzantów

W ślad za Spielbergiem poszedł George Lucas. Byli niemal

Wietkongu, dzielnie broniących się przed brutalnymi żoł-

równolatkami (Lucas to rocznik 1944, Spielberg – 1946)

nierzami USA. Kim innym są bowiem słabo uzbrojeni, ale

i w tym samym momencie zastukali do bram Hollywood;

waleczni jak lwy Rebelianci? To sprawiło, że z „Gwiezdnych

w 1971 roku obaj panowie zaprezentowali swoje niezależ-

Wojen” zachwyceni wychodzili nawet ci, dla których naj-

ne, ale oparte na kinie gatunkowym debiuty: science-fiction

ważniejszymi filmami były nasiąknięte wolnościową ide-

„THX 1138” (Lucas) i thriller „Pojedynek na szosie” (Spiel-

ologią „Easy Rider” czy „Znikający punkt”.

I Levi’s, i „Gwiezdne Wojny” stały się przed kolejne dekady globalnymi brandami, rozpoznawalnymi pod każdą szerokością geograficzną. Ich sukces wziął się jednak stąd, że choć wyrosły na społecznych podziałach, potrafiły dzięki nim... zjednoczyć swoich odbiorców. berg). Studia filmowe zaufały młodym wilczkom z talentem,

Reszta jest już historią, która do dziś dzieje się na na-

dopuszczając ich do większych produkcji. George Lucas był

szych oczach. I Levi’s, i „Gwiezdne Wojny” stały się

zafascynowany space fantasy o Flashu, chciał też stworzyć

przed kolejne dekady globalnymi brandami, rozpo-

swój własny, scenariuszowo oparty nie tyle na nauce, ile na

znawalnymi pod każdą szerokością geograficzną. Ich

magii projekt. I zrozumiał, że wystarczy opowiedzieć sta-

sukces wziął się jednak stąd, że choć wyrosły na spo-

rą jak świat historię o chłopcu, wchodzącym w brutalny

łecznych podziałach, potrafiły dzięki nim… zjednoczyć

świat dorosłych – a kimś takim jest właśnie Luke Skywalker

swoich odbiorców.

S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJNY X LEVI'S X GWIEZDNE WOJ

129


wyobraź wyobraź wyobraź wyobraź wyobraź wyobraź wyobraź


to sobie to sobie to sobie to sobie to sobie to sobie to sobie


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter

Rozmawiał – Filip Kalinowski Zdjęcia – Kasia Mikołowicz @dscll Stylizacje – Olivia Dzierżawska → „Co zrobić, żeby pomnożyć talent? Żeby w krainie marzeń przygotować mu fundament? Żeby nie wahać się, gdy wszystko wokół takie same? By nie odpowiadać „zakopałem” na pytanie „co zrobiłem z darem?” – śpiewa Wojciech Laskowski w utworze „Czy mnie słyszysz?” Darii Zawiałow, a za odpowiedź na każde z tych pytań może posłużyć jego krótka – acz intensywna – ścieżka twórcza, którą zaczął iść ledwie trzy lata temu. Od bitu, jaki trafił na kasetową kompilację Himalaya Collective, przez pierwsze numery wokalne lądujące na kanale kstyka, po „DVD”, największy szlagier polskiego podziemia – nieodparcie chwytliwy duet z raperem znanym jako mlodyskiny, który otworzył przed nim drzwi do dalszej kariery z charakterystycznym „pik”. Ta droga jest wybrukowana indywidualizmem i nienarzucającą się charyzmą tego młodego wychowanka śląskich przedmieść. Autorski sznyt jego audiowizualnych produkcji prędko zapewnił mu zainteresowanie – znanego z duetu Flirtini czy współpracy z Taco Hemingwayem – managera i producenta wykonawczego Janka Porębskiego. A niepodrabialna maniera wokalna i tekstowa zaskarbiła mu oddanie rosnących z miesiąca na miesiąc szeregów fanów. Na moment przed premierą jego debiutanckiego, solowego albumu „audiotele”, spotkałem się z nim w pasującym idealnie do jego twórczości, pustym, hotelowym lobby, żeby porozmawiać o przerażającej niekiedy potędze wyobraźni, krępującej często ruchy, rosnącej popularności i… tym, ile tak naprawdę ma lat.

schafter: wyobraź to sobie Może chciałbyś rozwiązać tu spór dotyczący twojego wieku? Chyba jeszcze nie… Bo ja nigdy nie planowałem tego, że to się stanie tak bardzo pożądaną informacją. Ale jednocześnie jest to jakaś siła napędowa dla moich kolejnych ruchów. Fajnie jest mieć taki enigmatyczny element swojego wizerunku i fajnie go też trzymać. A dlaczego – twoim zdaniem – to tak bardzo grzeje ludzi? Wydaje mi się, że jakby się okazało, że mam 23 lata, to ludzie by trochę machnęli ręką, że spoko, ale nie ma w tym niczego szczególnego. A tak to jest w nich wciąż pewien element ekscytacji, że może jednak jest jakaś szansa, że mam 16. Nie denerwuje cię to, że twoja twórczość jest postrzegana przez pryzmat wieku? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie niczego nie zdradzając, więc powiem tylko tyle, że aktualnie jest naprawdę dużo łatwiej wystartować w jakiejś dziedzinie i osiągnąć w niej w miarę interesujący poziom. Jeśli chodzi o muzykę, to i w Polsce, i za granicą wypływa


133 dziś bardzo dużo osób, które często są młodsze ode mnie. A jeśli chodzi o to, że mój wiek wpływa jakoś na ten efekt wow, to… nie wiem, bo ludzie, z którymi pracuję na płaszczyźnie muzycznej, są często zaskoczeni, gdy dowiadują się, ile tak naprawdę mam lat. I to poniekąd neguje tezę, że wiek ma wpływ na przebieg mojej kariery. Czasem mówi się o tym, że niektórzy ludzie mają starą duszę i – bez względu na to, czy masz lat 16, czy 23 – może jest w tym porzekadle ziarno prawdy o tobie. Bo nieważne czy cię widziałem na scenie Pogłosu, czy na ekranie komputera, zwykle wydawałeś mi się bardzo poważny i dorosły. To po części pasuje do mojego obcowania ze sztuką. Bo może jest to głupi przykład, ale ja w okresie gimnazjum miałem spory problem z kinematografią – moi rodzice podsuwali mi zawsze takie filmy, o których zupełnie nie miałem jak pogadać z rówieśnikami. Wiele tych obrazów – i to samo tyczy się również muzyki – dopiero dzisiaj przemawia do mnie dużo bardziej. Albo też zauważam w nich coś, czego wcześniej zupełnie nie widziałem. Co to były za filmy? „Dzień świra” na przykład. Miałem chyba z 10 lat, jak go widziałem po raz pierwszy i to było bardzo… niepedagogiczne, szkoda gadać. A później był „Billy Elliott”, „Trainspotting”, „Requiem dla snu”, „Stowarzyszenie umarłych poetów”, które bardzo do mnie wtedy przemówiło… Rozmawialiście o nich po tych seansach? Tak, zawsze. Do dzisiaj nawet o niektórych zdarza nam się gadać. I pewnie dlatego tu teraz siedzimy i gadamy o muzyce, a nie latasz po terapiach czy detoksach. Bo wydaje mi się, że jeśli nawet takie wczesne zderzenia z poważną popkulturą zachodzą w atmosferze dyskusji i wzajemnego zrozumienia, to nic złego się dzieje. Wszystkie te medialne doniesienia o dzieciakach, co zabiły kolegę, bo grały w GTA albo słuchały Marilyna Mansona, nie mają zbyt wiele wspólnego z tą grą czy tym artystą, tylko tym, jaką te dzieciaki miały sytuację w domu, w szkole i całym swoim życiu. Mnie się jednak wydaje, że jest w tym trochę ryzyka. To, że mając zbyt prędko kontakt z takimi rzeczami, istnieje pewna szansa, że to będzie miało jakieś niepożądane skutki; że nie uświadomi, ale wręcz odwrotnie – zachęci. Na przykład w kwestii narkotyków. Nie powiesz mi chyba, że „Trainspotting” czy „Requiem dla snu” cię jakkolwiek… Zachęciły do narkotyków? No nie, to był już taki czas, że ciężko by było. W „Human Traffic" była super scena, jak dwie główne bohaterki robią z siebie idiotki przed kamerą i opowiadają poważnej pani dziennikarz o tym, że są tu na tej imprezie naćpane heroiną, bo widziały „Trainspotting”. Ale my nie o tym… W kwestii muzyki było w twoim domu rodzinnym podobnie? Tak. Właściwie to mój ojciec zapoznał mnie ze wszystkimi wykonawcami, których zawsze wymieniam jako moje inspiracje. I od kiedy pamiętam, pogrywał sobie na pianinie. Generalnie w moim domu muzyka zawsze krążyła, w rodzinie też jest dużo osób grających na różnych instrumentach, więc śmiesznie się złożyło, że teraz ja, jako ten ostatni, docieram z nią do większej ilości osób. Pamiętam, że twój tata dodał mnie na facebooku dosłownie 5 minut po tym, jak wrzuciłem tę naszą pierwszą, mailową pogadankę na newonce.net. Moi rodzice bardzo się zaznajomili ze sceną i całą kulturą. Są aktualnie na bieżąco właściwie ze wszystkim. Co jest… bardzo spoko, bo możemy sobie pogadać o jakimś nowym numerze rapowym z Polski, który właśnie wyszedł, a oni mają do tego zwykle zupełnie inne podejście. Twoi rodzice śledzili i wspierali cię na tej muzycznej ścieżce od samego początku? Ja dosyć późno przyznałem się im do tego, że coś sobie nagrywam. Pamiętam też taki śmieszny moment, jak poznałem dziewczynę i już trochę to nabierało tempa, a ja byłem


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter

mocno wystraszony tym, że będę musiał w pewnym momencie pokazać jej te moje rzeczy i się przed nią muzycznie otworzyć. Myślałem sobie wtedy: kurde, żeby to tylko nie wybuchło, to nie będę musiał się nigdy do tego przyznawać. Z dzisiejszej perspektywy brzmi to nieco zabawnie, ale tak było. I znowu mówiąc pół żartem, pół serio – moi rodzice dużo wcześniej zmusili mnie do szkoły muzycznej, do której poszedłem, jak miałem 8 lat. Z początku chodziłem tam z wielkim bólem, ale później się przemogłem i finalnie ją skończyłem. Ostatnie dwa lata były w miarę w porządku, jednak wciąż nie uważam, żeby to miało jakiś znaczący wpływ na muzykę, którą robię dzisiaj. Nie było to niezbędne do tego, żeby wydarzyło się to, co dzieje się obecnie – żadnych umiejętności, z których obecnie korzystam, tam nie nabyłem. Tomasz Stańko kiedyś powiedział mi w wywiadzie, że jeśli ktoś jest naprawdę zdolny, to przynajmniej tyle lat, ile spędził w szkole muzycznej, musi później poświęcić na to, żeby się oduczyć wszystkiego tego, co mu tam wtłoczono. Jest w tym na pewno wiele racji, bo widzę po sobie, że jak zabieram się za komponowanie, to zwykle działam według schematu progresji akordów. I dopiero jak się na tym łapię, to mogę zrobić coś inaczej. Tego pewnie mógłbym się oduczyć, jednak nie wyniosłem ze szkoły jakichś nawyków muzycznych czy wokalnych, więc nie czuję żadnego obciążenia. A dlaczego bałeś się pokazać te swoje pierwsze nagrywki rodzicom czy dziewczynie? Obawiałeś się złej oceny? Nie, nigdy się tego nie bałem. Byłem wręcz przekonany, że rodzice na pewno nie powiedzą mi, że to jest gówno, ale chyba z początku nie chciałem im pokazywać tej części siebie, jakiejś takiej… głębszej. Dlatego zacząłem robić muzykę – żeby wyrzucić coś z siebie, niekoniecznie bezpośrednio i z początku nie przy pomocy słów, ale jednak. To było swoiste wyjście z cienia i dlatego się bałem; byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego, żeby się tym chwalić. Jedna kwestia od dawna mnie nurtuje, kiedy rozmawiam z młodszymi ode mnie artystami: w mojej generacji jednym z ważniejszych doświadczeń pokoleniowych był bunt – przeciwko rodzicom, systemowi, starej muzyce i wszystkiemu właściwie, z czym można się zmierzyć. Natomiast w ludziach urodzonych na przełomie milleniów w ogóle go nie widzę. Jeśli chodzi o muzykę, to ja nigdy czegoś takiego nie czułem, w innych kwestiach też wydaje mi się, że nie działało to w ten sposób. Nie chciałbym tu mówić za całe pokolenie, ale w moim przypadku o taki autentyczny bunt naprawdę byłoby ciężko. Choćby to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, że moi rodzice słuchają dziś polskiego rapu i o nim gadamy – to jest super, bo jednak wywodzą się z takiego środowiska i pokolenia, które nie jest targetem dzisiejszej sceny, więc muszą się w to jakoś wgryźć i wykonać przy tym pewną pracę. To pewnie bardziej pytanie do socjologa, nie artysty scenicznego, ale może masz na to jakąś swoją teorię – wydaje ci się, że rodzice są dzisiaj bliżsi swoim dzieciom? Bo ja jednak jestem z pokolenia, które w ogromnej mierze wychowało się w latach 90. bez rodziców. Znów ciężko mi mówić za całe pokolenie, ale w moim przypadku to może się jakoś wiązać z tą starą duszą, o której gadaliśmy wcześniej – moi rodzice dosyć wcześnie zaczęli widzieć we mnie dojrzałego człowieka i ufać mi w tym, co chciałbym im pokazać, nieważne czy chodzi o muzykę, czy cokolwiek innego. Od dawna mogę rozmawiać z nimi jak dorosły z dorosłym i przez to mamy zupełnie inny kontakt. Skoro wrócił nam temat starej duszy – powiedz mi, skąd u młodego człowieka nostalgia, uczucie, które ja bym jednak utożsamiał z pewnym życiowym bagażem i tęsknotą za tym, co było?


U mnie nostalgia jest pewnym wytworem, czymś syntetycznym. Pamiętam, że jak odpowiadałem ci kiedyś na pytania dla newonce.net, to napisałem, że to jest tęsknota za rzeczami, które nie istnieją. Mam takie momenty, że jak słucham jakiejś muzyki i zagłębiam się w moją wyobraźnię, to siłą autosugestii – bez żadnych osobistych bodźców czy doświadczeń – mam wrażenie, że czasy, w których to powstało, musiały być naprawdę interesujące czy wręcz wspaniałe. To jest oczywiście idealizacja jakichś nigdy nieprzeżytych wspomnień zapisanych w tych utworach, ale to bardzo na mnie działa. I dlatego myślę, że spokojnie można być młodym człowiekiem i nie mieć zbyt wielu własnych przeżyć, a jednocześnie tęsknić za czymś. Nie utożsamiałbym tego uczucia z byciem starszym, bo w każdym wieku można odczuwać nostalgię, tylko czasami nie polega ona na myśleniu: kurde, ale to było fajne, super by było, jakby wróciło, tylko na gdybaniu sobie na jakiś temat, analizowaniu go.


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter

Ten rodzaj nostalgii kojarzy mi się trochę z takim dziecięcym tworzeniem własnych, wyimaginowanych światów. Świat to według mnie za duże słowo, ale jakichś pojedynczych miejsc czy sytuacji jak najbardziej. Od dziecka mnie to w pewien sposób męczyło i wydaje mi się, że to cecha charakterystyczna wszystkich introwertyków – życie w swoim własnym świecie, w jakimś zawieszeniu. Ja sam miałem wręcz coś takiego, że te wizje – tak je nazwę z braku lepszego określenia – były niekiedy bardzo depresyjne, nie miałem na nie żadnego wpływu. Obrazy, które pojawiały się w mojej głowie, potrafiły sprawić, że byłem bardzo zdołowany i długo się z tym zmagałem. To jest w ogóle bardzo ciekawe, jak wielkie pole manewru ma w naszym dzieciństwie wyobraźnia i jaki przemożny wpływ ma to na późniejsze życie człowieka.


137 Dzieci mają zwykle problem z odróżnianiem rzeczywistości i wyobraźni, jawy i snu. To jest dziwne, bo dzisiaj bardzo rzadko miewam podobne wizje, natomiast jak byłem młodszy, to nie miałem na nie kompletnie żadnego wpływu – na ich przebieg, wygląd czy wydźwięk; to były rzeczy, które same do mnie przychodziły i też myślę, że dlatego były często tak dołujące, bo nie miałem nad nimi kontroli. Potrafiły być często bardzo rzeczywiste czy wręcz narzucające się, jedna za drugą. Albo jedna powtarzalna, która bardzo długo nie chciała odejść. Dziecięca wyobraźnia w dużym stopniu wiąże się z późniejszą kreatywnością. Masz jakieś swoje sposoby na pobudzanie jej, czy pielęgnowanie? W moim przypadku kreatywność zachodzi na różne sposoby. Bo są momenty, że zmuszam się trochę do robienia czegoś, choć wiem, że dzisiaj nie ma opcji, ale to mnie pobudza i zaczyna we mnie narastać swego rodzaju napięcie. Pamiętam, że jak z kimś kiedyś rozmawiałem, to porównałem to uczucie do napięcia seksualnego – że to ciśnienie narasta w człowieku i dąży do rozładowania, którym w tym przypadku jest powstanie nowego numeru. Siadam więc i go robię, a jeśli mi się podoba, to później w nim dalej dłubię. Niby staram się pracować nad muzyką w określonych godzinach, ale ten bodziec, który mnie uruchamia, nie zawsze się wtedy pojawia. Nie wiem, czy są gdzieś ludzie, którzy mają na to wpływ, ale ja go zwykle nie mam. Bo chyba na tym właśnie opiera się kreatywność – na tym, że nie ma na nią żadnego konkretnego schematu i szeregu czynności, które trzeba wykonać, żeby się odpalić. Czasem więc jakieś pomysły nachodzą mnie w zupełnie abstrakcyjnych sytuacjach – podczas lotu albo na poczcie – i wtedy staram się tylko zapisać choćby to pojedyncze słowo, jakie później może posłużyć jako pewien bodziec, który mnie uruchomi. Z tego, co wiem, pracujesz od początku na FL Studio… Tak. Mój ojciec opowiadał mi kiedyś, że jak był w moim wieku i młodszy, to bawił się jakimiś trackerami, w których miałeś dosłownie cztery ścieżki. I żeby założyć na coś efekt, trzeba było wpisać tam trzy linijki kodu. To mnie bardzo zaciekawiło, więc ściągnąłem sobie FL Studio i zacząłem coś kombinować. W tamtym czasie byłem strasznie zafiksowany na muzykę elektroniczną, dubstep i… swoją drogą do dziś mam na ścianie logo Skrillexa, co tworzy pewien dysonans z tym, co robię obecnie. Te moje pierwsze, śmieszne produkcje były więc inspirowane podobnymi brzmieniami, ale dosyć prędko odkryłem muzykę lo-fi, która przemówiła do mnie w zupełnie nowy sposób. Bo kiedy słuchałem tych podziemnych numerów, to idealnie łączyły się z tymi wszystkimi wizjami, które wówczas mnie jeszcze nachodziły; potrafiłem nawet przypisać poszczególne obrazy do konkretnych utworów. Stwierdziłem więc, że sam też zacznę robić takie rzeczy i może komuś wręcz ulżę tą moją muzyką, jeśli jest w takiej samej sytuacji jak ja. Starałem się robić takie rzeczy, których nie mogłem znaleźć w cudzej muzyce – wykorzystywać jakieś zabiegi, wprowadzać pewne smaczki. Do dziś staram się wrzucać w moje produkcje tego typu rzeczy. Mówisz o kwestiach technicznych i kompozycyjnych? W przeważającej mierze tak, ale też chodzi mi o pewien vibe, bo ja zawsze bardzo chciałem stwarzać uczucia za pomocą muzyki, a wydaje mi się, że lo-fi jest bardzo bliskie uczuciom. I oczywiście szereg innych gatunków też bazuje na emocjach, ale lo-fi i cała ta podziemna scena jest temu szczególnie bliska; temu, co mnie w dźwięku bardzo urzeka. To ciekawe i bardzo mi bliskie podejście, ale jednak większość osób utożsamia lo-fi z… trawką. Mam z nią pewne doświadczenia, ale nie wyobrażam sobie posiłkowania się tym na co dzień. To byłoby dla mnie fałszywe, robienie muzyki pod wpływem... Podzielam więc zda-


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter

nie Yung Leana, że narkotyki nie pobudzają kreatywności, a na pewno jej nie dają. To jest coś, co siedzi w głowie i myślę, że nie da się tego sztucznie wyzwalać. Tym bardziej na dłuższą metę. Jak robiliśmy ten nasz poprzedni wywiad, to wspomniałeś wtedy, że pierwszy numer wokalny, jaki nagrałeś, powstał w ramach żartu. Tak, to była jakaś forma eksperymentu. W tamtym czasie bardzo dużo słuchałem różnych depresyjnych rapów jak choćby $uicideboy$, mocno się jarałem taką muzą. Zrobiłem więc bit z takim mega mrocznym basem i przesterem, a że siedzieliśmy wtedy z moim młodszym bratem w pokoju, to zapytałem, czy nie chce do niego pofreestyle’ować. No i on coś tam do niego ponagrywał, pośmialiśmy się, ale jak później słuchałem tego już na spokojnie, to znalazłem tam jeden moment – dosłownie pojedynczy wers, który miał bardzo ciekawe flow. Stwierdziłem więc, że spróbuję napisać coś, co będzie miało taką strukturę rytmiczną i skupiłem się tylko na tym; nie przywiązywałem żadnej wagi do tekstu, który był mega ordynarny i po prostu głupi. Nagrałem ten numer i pokazałem kilku bliskim osobom z ostrzeżeniem, żeby traktowali go z przymrużeniem oka, a nagle dostałem szereg odpowiedzi, że tego się naprawdę spoko słucha i że chętnie by sprawdzili coś bardziej na serio. Granica tego, co w muzyce jest na serio, a co żartem, wydaje mi się dzisiaj bardzo płynna. I też często pobrzmiewają mi w głowie słowa jednego polskiego producenta, który podczas warsztatów uczył kiedyś młodych adeptów dźwiękowego fachu, że zawsze warto jest ubrać swoje nagrania w formę żartu, bo wtedy… nikt nie może cię skrytykować. Wydaje mi się, że dzisiaj w podobny sposób można się wybronić nie tylko swoją muzyką, ale właściwie każdą inną twórczością. I z jednej strony nie widzę nic złego w nagrywaniu żartów, ale z drugiej – nie wiem, jaki jest sens w robieniu czegoś na poważnie i późniejszym zasłanianiu się żartem. W dzisiejszych czasach ludzie w ogóle mają problem z oddzieleniem tego, co jest na poważnie, a co ironiczne i to akurat uważam za złe. Bo z naprawdę krzywych akcji można aktualnie wybrnąć, mówiąc potem, że ja przecież tylko żartowałem, ale też chyba zawsze trochę tak było. Tylko dzisiaj – przy tak rozbudowanych środkach masowego przekazu – to zjawisko się spotęgowało. Co się zmieniło w twoich pierwszych próbach wokalnych, kiedy doszedłeś do wniosku, że chcesz to robić na serio? Przede wszystkim warstwa liryczna. To jest ciekawe, bo mam ostatnio takie momenty, że jak słucham sobie tych moich starszych rzeczy, to mnie trochę cringe łapie. A jednocześnie w Internecie jest sporo komentarzy mówiących o tym, że te moje starsze rzeczy były lepsze i… dziwnie mi się to czyta, bo ja bym już dzisiaj wielu z tych wersów nie nawinął, choć dla ludzi to właśnie one są tymi ulubionymi i za nimi tęsknią. Ja w ogóle mam pewien problem z tym, jak w Polsce jest postrzegany postęp, bo wydaje mi się, że to jest jakaś nasza, lokalna specyfika. I nawet nie mówię tego teraz z pozycji artysty, ale obserwatora – słuchacza i widza. Wydaje mi się, że w Stanach nie ma takiego ciśnienia na to, żeby się trzymać wciąż jednego stylu i ludzie się zwykle cieszą z tego, że ich ulubiony artysta eksperymentuje. W Polsce jest zupełnie odwrotnie – zawsze jest źle, jak ktoś odchodzi od swojego pierwotnego brzmienia. Paradoksalne, że dotyka to człowieka, który nie wydał jeszcze debiutanckiej płyty. To chyba wynika właśnie z tego, jak mała jest moja dotychczasowa dyskografia. Jak wyjdzie „audiotele”, to na pewno ludzie będą je porównywać do „hors d’oeuvre" czyli tej składanki, która wyszła w zeszłym roku i już teraz słychać zresztą komentarze, że brakuje tamtego klimatu. A to nie jest rzemieślnictwo i ja nie jestem w stanie klepać cały czas


139


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter

takiego samego vibe’u. Moje życie prywatne się zmienia i wraz z nim zmienia się też moje podejście do muzyki – dziś jest zupełnie inny feeling niż te kilkanaście miesięcy temu i w przyszłym roku też pewnie będzie nieco inny; trzeba się z tym pogodzić. Wspomnieliśmy o tekstach, więc muszę cię zapytać o ten charakterystyczny polglish, w którym piszesz swoje wersy. Skąd bierze się w twoich numerach tyle anglicyzmów? W największym stopniu wiąże się to chyba z tym, jak dużo luzu w kwestii obcowania z kulturą dawali mi zawsze rodzice. Bo podobnie jak z tymi filmami, o których gadaliśmy na początku, tak w kwestii Internetu – bardzo szybko miałem do niego zupełnie wolny, niczym nieograniczony dostęp i mnóstwo rzeczy poznawałem tam w języku angielskim. I nie chodzi tu tylko o muzykę, ale też klipy, media, teksty czy fora, cały właściwie Internet, z którego zaciągałem kolejne informacje. A że dodatkowo jeszcze zawsze mnie jarało brzmienie języka angielskiego z perspektywy stricte muzycznej – to, że ma zupełnie inną strukturę niż polski, że zwykle jest bardziej wavy i że… dużo łatwiej jest mi nawinąć coś szybko po angielsku niż po polsku, to dlatego pewnie w moich tekstach jest tak dużo obcych słów. Jak teraz o tym myślę, to jest to nieco dziwne, że nigdy nie mieszkałem za granicą, a jednocześnie mam taką łatwość, ale to kwestia nieustannego obcowania z językiem i właściwie tylko tego. Bo ja nigdy nie planowałem, że będę łączył polski z angielskim; to wyszło naturalnie, spoko brzmiało i tak zostało, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem. A skoro już się zastanawiasz, to czy nie wydaje ci się, że może to mieć jakieś niepożądane konsekwencje, że stanie się trochę taką autoparodią – jak generator tytułów twoich numerów na newonce.net? Jedyny minus, jaki w tym widzę, to kwestia tego, że w pewnym momencie ludzie zaczną tego ode mnie oczekiwać, a ja być może nie będę już miał na to ochoty. Trochę tak jak z moimi wersami z „DVD”, które – swoją drogą – są jedynymi z tych, których teraz bym już raczej nie nawinął, a ludzie je podłapali do tego stopnia, że dziś są wręcz iconic. Kiedy więc słyszę, jak często są one powtarzane, to nasuwa mi się… Tommy Wiseau, który mówi, że: nieważne, czy ludzie się śmieją, czy płaczą, ważne, że coś się dzieje, co nie do końca jest równoznaczne z tym, że nieważne, czy mówią dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili. To jest rozrywka i tylko czasem zastanawiam się, jak to się stało, że ja napisałem taki głupkowaty tekst, a ludzie tak bardzo go podłapali. Bo ty jesteś jednym z tych raperów… No właśnie, ty się w ogóle nazywasz raperem, bo ja sam nie jestem pewien… Nie lubię za bardzo tego określenia, bo źle mi się kojarzy – z wszystkimi chwilami, w których ktoś wytyka mnie palcem i mówi – o patrz, raper. I też wydaje mi się, że nie do końca pasuje ono do mojej osobowości. Na moim albumie jest poza tym bardzo dużo rzeczy śpiewanych, piosenek bardzo dalekich od rapu, a że często widzę w Internecie komentarze dotyczące twórczości Żabsona czy Young Igiego, że to obok rapu nigdy nawet nie stało, wydaje mi się, że to dobrze. Bo moje numery mogły nigdy obok rapu nie stać, nie robi mi to różnicy. Nie mam potrzeby jakkolwiek nazywać mojej twórczości, kategoryzować jej i przyporządkowywać do któregoś istniejącego gatunku. To jest muzyka, ale niekoniecznie rap. I kiedy któryś portal nazywa mnie raperem, to nie mam z tym problemu. Ale jak ktoś pod spodem temu zaprzecza, to też nie jest dla mnie żaden kwas. Ja wspomnianych Żabę czy Igiego nazwałbym raperami, a ciebie już niekoniecznie. Co was trzech – moim zdaniem – jednak łączy, to kwestia tego, że potraficie wszyscy w swoich tekstach przemycać wątki autobiograficzne, a jednocześnie są one zwykle na drugim, a nawet trzecim planie. Z pozoru wasze teksty mogą być postrzegane jako swego rodzaju strumienie wolnych myśli.


141 Tak może być, choć ja zawsze muszę mieć wszystko napisane od A do Z, żeby to miało dla mnie ręce i nogi. Nie potrafię inaczej, choć bardzo podziwiam tych, którzy działają inaczej i pamiętam – na przykład – jak bardzo się jarałem tym, jak kiedyś byłem w studio z Młodym Westem i on napisał sobie cztery wersy, a później w kabinie zafristajlował do tego jeszcze dwa kolejne. Później się wysypał, ale te dwa były super i do nich mógł potem dogrywać następne. To bardzo fajny proces twórczy, ale ja tak nie umiem – muszę wszystko sobie wcześniej wymyślić. Ciekawe jest to, że dużo większą łatwość w pisaniu mam w języku angielskim. Takie luźne numery do szuflady potrafię napisać w 10 minut, a po polsku zajmuje mi to zawsze nieporównywalnie więcej czasu i też zwykle zmieniam jeszcze później jakieś małe rzeczy, żeby nadać temu płynności, żeby to jednak zbliżyć trochę do tego angielskiego, który ma przecież zupełnie inne brzmienie. To trochę tak, jak z przeklinaniem w obcym języku – zwykle dużo łatwiej to robić, co się wiąże w ogromnym stopniu z emocjami. Gadamy po polsku, zapewne też śnisz po polsku i te rzeczy, które mówisz po polsku, zazwyczaj znaczą dużo więcej. Z racji tego, że działam na tym rynku, polskie teksty na pewno trafiają do większej ilości osób i też są dla nich dużo łatwiejsze do przyszpilenia. Bo kiedy – na przykład – opowiadam o swoim życiu i jakichś moich prywatnych sprawach, to zazwyczaj robię to po polsku i zwykle też ubieram to w jakieś kosmiczne metafory. Z jednej strony chciałbym dać jakiś upust tym emocjom, a z drugiej – nie chcę też, żeby każdy to skumał. Mam potrzebę ogłosić coś światu, ale nie wyobrażam sobie, żeby to było dla każdego zrozumiałe – czasem wręcz tylko garstka moich najbliższych znajomych wie, o co mi tak naprawdę chodziło w którymś konkretnym wersie. I pewnie też dlatego tak często spotykam się z komentarzami, że mam chujowe teksty. Bo je zwykle można interpretować na różne sposoby, ale zawsze jest w nich coś wziętego z mojego życia – jakaś obserwacja rzeczywistości czy opis sytuacji, która mnie bolała bądź była dla mnie przyjemna. Za każdym razem staram się to gdzieś upchnąć, nawet jeśli nikt by miał tego nie skumać. Moim zdaniem szereg tych rzeczy da się skumać, nie będąc twoim bliskim kumplem, ale trzeba wyjrzeć poza ten mór wordplayu, za który niestety spoglądają zwykle tylko pojedyncze jednostki. Teksty są dzisiaj zwykle oceniane bardzo pochopnie; mało kto digguje, co tam się kryje za słowami, a przecież to jest umiejętność, żeby ukryć jakąś informację w taki sposób, że trudno jest się do niej dogrzebać. I ja nie mówię teraz o żadnych szczególnie głębokich przesłaniach, tylko tej prostej informacji źródłowej, którą czasem trzeba słowo po słowie przekminić. Zatrzymajmy się na moment przy jednym z takich wersów – „życie tak nie bawi, od kiedy je wziąłem w zastaw”. To chyba dobre podsumowanie etapu kariery, w którym się aktualnie znajdujesz. Faktycznie trochę się teraz wycofałem z mojego życia prywatnego. Robienie kariery zawsze zresztą wiązało się z ryzykiem utraty dotychczasowego życia, a że ja jestem jeszcze dodatkowo strasznie paranoiczny, jeśli chodzi o takie kwestie, to często się boję wyjść na miasto, tak jak to robiłem wcześniej. Jest gdzieś we mnie strach przed tym, że ktoś mnie nagra na jakiejś domówce, jak będę robił coś głupiego i później będzie kwas. To mi odbiera wiele możliwości i ogranicza też moją swobodę… to, że często mam gdzieś z tyłu głowy, że ktoś patrzy, że ktoś na mnie dybie. Zrobiłeś bilans zysków i strat przed wejściem do tego rwącego, głównego nurtu? Ja nigdy nie miałem ambicji, żeby być mega popularnym, to jest swego rodzaju dodatek do tego, co tak naprawdę chcę robić. I tu wracamy do tego, co powiedziałem ci na samym początku, że bałem się tego, że to wybuchnie i będę musiał się do tego przyznać. To jest


ter schafter schafter schafter schafter schafter schafter schafter


143 dla mnie dzisiaj trochę śmieszne, bo teraz mam momenty, że chciałbym wrócić do tego, co było półtora roku temu. Wtedy był luz totalny – robiłem sobie muzykę tak jak dzisiaj, tylko mniej oczu na to patrzyło, więc nie wiązało się to z takim stresem. I dlatego też myślę, że ludzie się boją moich nowych rzeczy, bo ja też się boję. Chciałbym, żeby to wszystko było bardziej przemyślane i kiedyś nie miałem żadnych blokad, a dziś myślę o tym, że czegoś nie mogę powiedzieć, bo słucha tego tyle ludzi, że zacząłem trochę filtrować te moje teksty. W zeszłym tygodniu gadałem z Pezetem i powiedział mi dokładnie to samo, co jest dosyć ciekawe, bo dzielą was 23 lata. Albo 16. Ale to chyba nie jest do końca kwestia wieku, tylko tego, jak dziś wygląda branża hip–hopowa. Ta skala jest dziś zupełnie nieporównywalna. Jeśli chodzi o muzykę, to ja nie mam żadnych blokad, bo wydaje mi się, że w kwestii bitów trudno jest strzelić jakąś gafę, a jeśli chodzi o teksty, to stosunkowo łatwo palnąć coś głupiego. I ostatnimi czasy ja właściwie cały czas o tym myślę – często kminię, czy jakiś wers to nie przesada, czy to będzie pasowało do mojego wizerunku i czy ktoś nie powie przypadkiem, że mnie pojebało. A jednocześnie cały czas piszę sobie jakieś rzeczy do szuflady, po angielsku i one zwykle do mnie nijak nie pasują. Nazbierało się ich już całkiem sporo i z jednej strony chciałbym je puścić gdzieś dalej w Internet, ale z drugiej – trochę się obawiam tego, jak by je mogli ludzie przyjąć. Bo też w międzyczasie z twórcy bardzo osobnych, audiowizualnych światów stałeś się wokalistą czy też tym raperem z prawdziwego zdarzenia. Już nie nawijasz tylko na swoich produkcjach, ale bierzesz bity od innych. To wynika z tego, że ja do niektórych bitów po prostu nie mam drygu, nie jestem w stanie zrobić wielu rzeczy, które trafią na „audiotele” i po które musiałem się zgłosić do innych producentów. A jeśli chodzi o warstwę wizualną, to zawsze była dla mnie ważna część mojego języka wypowiedzi. I choć dzisiaj nie mam już takiego luzu, że mogę coś sobie wrzucić na YouTube, kiedy najdzie mnie ochota, to wciąż dłubię w klipach i robię jakieś audiowizualne projekty. Bo jak zaczynałem montować moje pierwsze teledyski, to był dla mnie niesamowity sposób na przelanie wszystkich tych moich wizji, wyobrażeń i wymyślonych sytuacji na obraz i dźwięk; ogromne pole do popisu. I to też chyba jest twoja supermoc, a przynajmniej duży atut, że jeśli sława stanie się dla ciebie zbyt przytłaczająca i przejmie kontrolę nad twoim życiem osobistym, to zawsze będziesz mógł uciec od niej w świat wyobraźni i wszystkich tych wyimaginowanych, nieistniejących przestrzeni. Myślę, że tak. Bo ja zawsze miałem tę furtkę otwartą. Od dziecka się tak zachowywałem i może jakieś sytuacje z mojego życia popchnęły mnie dalej w tym kierunku, ale nie były na pewno główną przyczyną tego, dlaczego myślę w taki właśnie sposób. I choć żyję na tym świecie chyba jeszcze zbyt krótko, żeby stwierdzić, czy on mi się tak naprawdę podoba, czy nie, to zawsze mam od niego jakąś odskocznię.




ORAMICS: RÓWNOŚĆ I EDUKACJA → Rozmawiał – Paweł Klimczak

Praktycznie od zarania dziejów muzyki klubowej o jej sile stanowią kolektywy. W taki sposób łatwiej organizuje się imprezy, łatwiej też budować społeczności wokół nich, nie mówiąc już o wzajemnym wsparciu, co przy tak rozchwianej scenie ma naprawdę sporą wartość. I aktualnie jednym z najbardziej znanych kolektywów w Polsce jest Oramics. Działalność tej ekipy ciągle się rozwija: zaczęło się od organizowania imprez, z czasem doszły warsztaty (DJ-ing, praca z syntezatorami oraz szeroko rozumiane tworzenie bezpiecznej przestrzeni), seria podcastów i agencja bookingowa. Po homofobicznych atakach na Marsz Równości w Białymstoku Oramics wypuścili charytatywną składankę, na której można było znaleźć zarówno znane, międzynarodowe postaci, jak i herosów oraz heroski undergroundu. Wydawnictwo odbiło się szerokim echem, trafiając do wielu zagranicznych i polskich mediów – również tych mainstreamowych. ISNT, FOQL, Avtomat, Mala Herba, Monster, dogheadsurigeri i Olivia reprezentują różne muzyczne światy i różne formy artystycznej ekspresji.

fot. ishootmusic


147 Tym, co łączy ich wszystkich, jest poszanowanie dla konkretnych wartości – równości na scenie, edukacji (zarówno muzycznej, jak i tej kulturowej) czy wspieranie grup, które są zepchnięte na margines. Dla wielu osób powiązanie muzyki klubowej z aktywizmem i politycznym zaangażowaniem to wciąż egzotyczny pomysł, ale jeśli przyjrzeć się korzeniom techno i house’u, taka postawa nie powinna dziwić. Nowoczesna muzyka klubowa jest nierozerwalnie związana ze środowiskami LGBTQ+ – czy przez disco, czy przez homoseksualne kluby Chicago i Nowego Jorku, w których wykluwał się house, czy wreszcie przez echa vogue’u i libertyńskie kluby Berlina. W wakacje testem na świadomość polskiej publiczności były gesty solidarności z ofiarami ataku na Marsz Równości w Białymstoku. Nie każdy przyjął je w cywilizowany sposób – oświadczenie festiwalu Revive, w którym postawiono znak równości między kibolami a maszerującymi, spotkało się z oburzeniem ogromnej części środowiska.

fot. Kachna Baraniewicz

„Zatkało mnie, ile osób używało sformułowań typu homoterror, języka rządowej nagonki. Zakładałam, że jednak funkcjonuje jakaś podstawowa świadomość, że ludzie z dużych miast, którzy chodzą na imprezy, wiedzą, że to jest propaganda. Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie z kolei to, co się wydarzyło później. Ilość kontrreakcji, to, że większość klubów i festiwali zmieniła profilówki na tęczowe” – mówi Monster. Z kolei Avtomat próbuje wytłumaczyć myślowe kalki, jakie uruchomiły homofobiczne komentarze. „Bardzo często jest tak, że ludzie coś przeczytają, a potem to bezrefleksyjnie powtarzają. Tak się rozchodzą teorie spiskowe, bzdury o homoterrorze i o tym, że jesteśmy jakąś lożą masońską z konkretnym planem. Jeśli organizujesz wydarzenie dla kilku czy kilkunastu tysięcy ludzi, spoczywa na tobie odpowiedzialność. To samo jest np. z didżejami, którzy umieszczają homofobiczny status na Facebooku i myślą, że to ich prywatna sprawa. A tak naprawdę są opiniotwórczą platformą dla wielu ludzi. Jednym ze skutków tej sytuacji jest to, że scena powiedziała jasno: nie ma tu miejsca na fałszywą neutralność. Już raczej nikt nie powie, że każdy ma rację w tym sporze” Od zawsze zaangażowani

OD ZAWSZE ZAANGAŻOWANI

Dla części kolektywu zaangażowanie polityczne było od zawsze treścią życia. „Od czasów liceum jestem osobą bardzo zaangażowaną i świadomą politycznie. Decyzja o wyprowadzce do Poznania po maturze też z tego wynikała – chciałam działać przy kolektywie Rozbrat, który w środowisku anarchistycznym znany był jako jeden z najaktywniejszych. Pod koniec studiów zaczęłam grać i interesować się muzyką klubową.10 lat temu nie było za bardzo klubów, w których można sobie pograć – ja takie miejsce miałam. Także lokalni DJ-e byli chętni do grania, nawet za darmo, bo na skłocie nie zarabia nikt. Ale zainteresowanych było wielu, przywozili sprzęt, imprezy były grube. Co ciekawe, to nie były osoby zaangażowane politycznie, ale jarały się przestrzenią i publicznością, która


była naturalna i niewylansowana. Zależało mi na tym, żeby wpuścić tam inną muzykę” – opowiada Monster. “Zaczynałem grać w toruńskich NRD i anarchistycznym Pilonie. Zresztą do tej pory mam zarezerwowane dla nich dwie daty w roku. Grałem też w zespołach, które były nacechowane politycznie, a po studiach, kiedy przeprowadziłem się do Warszawy, grałem dużo w miejscach typu Saturator i na imprezach queerowych. Nauczyłem się też, że dzięki imprezom klubowym można zebrać dużo kasy na fajne inicjatywy i sam zacząłem organizować różne zbiórki. Nie wyobrażam sobie grać i robić muzyki bez zaangażowania w konkretniejsze sprawy” – deklaruje Avtomat. Działalność Oramics nie polega na zaklejaniu miast plakatami czy krzyczeniu w cyfrową otchłań. Podstawą jest tutaj realna działalność, jak np. warsztaty czy świetnie przyjmowana seria podcastów. „Nie chodzi o to, żeby łazić i rzygać górnolotnymi stwierdzeniami, chodzi o to, żeby coś zrobić po prostu. Jest wiele imprez, które tą równością sobie wycierają gębę, to są jakieś Ladies Nighty, czy rzeczy typu: zapraszamy piękne panie za decki. Albo ktoś, kto chce sobie pojechać na tęczy, a de facto nie do końca robi rzeczy, które z tym są związane” – mówi Avtomat. Wtóruje mu Monster: „Jestem z takiego środowiska, które wie, że rzucanie w kogoś hasłami nigdy nic nie zdziała. Tylko działaniem przekonujesz ludzi do siebie. Mamy np. w Oramics zasadę, że nie bierzemy udziału w gównoburzach online. Tak samo z naszymi podcastami – dbamy o ich poziom. Zdarzało nam się odrzucić jakiś podcast ze względu na słabą jakość. Dzięki temu muzycznie ludzie kojarzą Oramics z wysoką jakością. Fajne jest to, że można posłuchać naszych podcastów nie patrząc na nazwy – a mieszają się tam osoby kompletnie nieznane i początkujące z osobami, które są już uznane na scenie, również z zagranicy. I nie da się stwierdzić, które są nagrane przez kogo.”

NIE MAJĄ PROBLEMÓW, BY DZIELIĆ SIĘ WIEDZĄ

Nie mają problemów, by dzielić się wiedzą

Warsztaty organizowane przez Oramics dotyczą różnych aspektów funkcjonowania w branży (od obsługi CDJ po pracę z syntezatorami), ale z potężnym naciskiem na praktykę. „Nie robimy żadnych wykładów, prezentacji w Powerpoincie. Byłam na zbyt wielu warsztatach, na których ktoś odstawiał popisówę. Dobierając ludzi prowadzących warsztaty dbamy o to, żeby to były osoby empatyczne, które się nie mądrzą, słuchają, nie mówią do ściany” – wyjaśnia Monster. Równie ważna jest też przyjazna otoczka wydarzeń: „W opisach naszych warsztatów jest jasno i wyraźnie napisane, jaki to jest rodzaj warsztatów i na jakiej atmosferze nam zależy. Na pierwszych warsztatach 80% stanowiły dziewczyny” – dodaje. Avtomat wskazuje na to, jak wielką moc mają same opisy warsztatów: „Fakt jednoznacznego zaznaczenia, że to są warsztaty dla wszystkich, że panuje atmosfera wzajemnego szacunku, jest bardzo ważny. Ludzie, którzy normalnie nie odważyliby się iść na warsztaty, bo są osobami bardzo zamkniętymi, może mniej towarzyskimi, przychodzą, bawią się sprzętem. Wychodzi z nich zupełnie inna osobowość”

fot. Philipp Schewe


149

fot. wyjdz_z_kadru

Niewiele osób w branży muzycznej nie ma problemów z dzieleniem się swoją wiedzą. Należą do nich członkowie Oramics. „Z tymi tajemnicami jest zabawnie – jak z tymi prośbami o nazwy kawałków. DJ’e z jakiegoś powodu uważają, że jak oni się czymś podzielą, to stracą, na przykład dobre bookingi. A prawda jest taka, że jak ktoś ma zajawkę czy dryg muzyczny, to i tak do tego dojdzie – czy to przez nasze warsztaty, czy przez inne. Jakbyśmy mieli myśleć: o nie, ten ktoś będzie grał na lepszych warsztatach niż ja, bo go nauczyłem grać, to byśmy się zarąbali” – mówi Avtomat. „Na warsztatach mówię o zgłaszaniu się na open decki, czy o tym, co trzeba zrobić, żeby się wkręcić gdzieś na granie. Staramy się robić też konkursy – dziewczyna, która w styczniu wygrała nasz konkurs w LAB-ie, teraz gra regularnie. Bardzo często po warsztatach siadamy i mówimy do ludzi, żeby zadawali dowolne pytania o branżę, wszystko im powiemy. Udawanie, że to jest jakaś tajemna wiedza jest bez sensu. Jesteśmy bardzo otwarci” – dodaje Monster. Głód na warsztaty wcale nie zmalał przez dostępność tutoriali na YouTube, wprost przeciwnie. „Jak masz usiąść do tutoriala, to musisz się zmotywować. Musisz sam sobie wyznaczyć ten czas. W momencie, kiedy masz ustalony czas warsztatów, musisz tam iść, masz tam sprzęt i kogoś, kto ci wszystko powie, to jest motywacja sama w sobie” – mówi Avtomat.


Klubowa rewolucja

KLUBOWA REWOLUCJA

Oramics starają się też krzewić świadomość na temat bezpiecznej zabawy w klubach. „Nadal nie ma jednoznacznej odpowiedzialności klubu wobec tego, co się w tym klubie dzieje. Wiele miejsc po prostu stawia ochroniarza, który jest niesprawdzony, bez szkolenia. Nie jest mu powiedziane, jak ma reagować na pewne sytuacje, że jak ktoś zostaje zaatakowany, czy molestowany w klubie, to trzeba to zgłosić. Prowadzenie klubu to nie jest tylko wpuszczenie ludzi do stodoły i puszczenie im muzyczki. To jest tworzenie pewnej przestrzeni, w której ludzie mają się czuć dobrze i bezpiecznie. Branża jest niedoinformowana w kwestii tworzenia bezpiecznych przestrzeni. Dużo klubów udaje, że tego problemu u nich nie ma. Mam wrażenie, że panuje takie samouwielbienie i przekonanie, że na pewno wszystko jest ok, a nie podejmuje się żadnych kroków, może poza powieszeniem kartki, że panuje tu PLUR [Peace Love Unity Respect – przyp. red.]. Bez świadomości, co to znaczy w praktyce. W wielu klubach na dzień dobry jest ochroniarz, który od teraz będzie panem i władcą. A przecież to są podstawowe rzeczy: na pierwszy kontakt musisz mieć miłą osobę, ochrona niech będzie ogarnięta i świadoma, jak się zachować. Wielu właścicieli klubów i promotorów czuje też, że atmosfera i poczucie bezpieczeństwa wprost przekładają się na to, ile osób do nich przyjdzie. Ludzie chcą być tam, gdzie czują się bezpiecznie” – uważają członkowie kolektywu.

Działalność Oramics, ale i wielu innych inicjatyw, takich jak Brutaż, Flauta, czy Mestico, uruchomiła mozolną zmianę w świadomości zarówno właścicieli klubów, jak i promotorów, promotorek i publiczności. „Zdecydowanie widzę poprawę. Mam znajomych robiących imprezy techno, których koleżanki wychodziły z klubów, bo były macane. Nie wiedziały, że powinny zgłaszać się do ochrony, czy do promotora imprezy, który też jest odpowiedzialny za to, co się dzieje. Umieścili taką informację na swoich eventach i od razu była inna sytuacja” – opowiada Monster. W jej ocenie zmieniło się również podejście do dziewczyn za deckami. „Widzę, że większość osób przestała kwestionować obecność kobiet na scenie i ich skille. Chociaż wciąż patrzy się na nas grupowo – kiedy np. Marie Noir zagrała ostatnio fejkowego seta, to odbija się to na nas wszystkich. Są różne gwiazdy, które są marketingowo napompowane, ale niezbyt utalentowane – również faceci. Ale w ich kontekście prezentuje się to pociesznie, jak robi to kobieta, to ludzie chcą ją od razu zaciukać. No ale widzę poprawę i kobietom nie patrzy się już tak bardzo na ręce, jak jeszcze kilka lat temu.” Oramics w różnych wcieleniach można usłyszeć na największych festiwalach, w tym roku to chociażby Tauron Nowa Muzyka czy Unsound. Odejście od sloganowej działalności na rzecz praktycznych działań, wyśrubowane normy jakości, jakie stawia sobie kolektyw i bardzo otwarte głowy wszystkich zaangażowanych sprawiają, że to dziś wizytówka progresywnej strony polskiej sceny klubowej.


151

fot. Materiały prasowe

fot. Materiały prasowe


WASIUCHNIK: PRIVET COCO

Zdjęcia –Yan Wasiuchnik / ART FACES Stylizacje – Coco Kate Modele – Stacia Roz / AS Management; Trojan, Sabadaš, Nužyn, Ilja K / Cat B; Masha T, Nikita C / 1313; Sasha i Andrey Casting – ART FACES


Andrey, total look Anton Belinskiy;

153



Stacia Roz, sukienka Ksenia Schnaider, koszula i rękawiczki Anton Belinskiy,

155


Stacia Roz (z lewej), spรณdnica Anton Belinskiy, Sasha (z prawej), spรณdnica Ksenia Schnaider


157


Nikita C, koszula Anton Belinskiy, spodnie Big Star, marynarka kolekcja prywatna pani stylistki


Trojan, gorset kolekcja prywatna pani stylistki, spรณdnica Big Star

159


NuŞyn, koszula Wrangler, płaszcz kolekcja prywatna pani stylistki


161


Ilja K, kolekcja prywatna stylistki


SabadaĹĄ, body Anton Belinskiy, rajstopy Aleksandra Waliszewska

163


Masha T, sukienka Anton Belinskiy


165


Kiedy kino ucieka do lasu → Tekst – Anna Tatarska

Wstajesz, jest ciemno. Wracasz – ciemno. W nocy nie widać gwiazd. Smog, mobbing, bezsens, Tinder overload. Szalony weekend w Vegas to dziś kiczowata rozrywka dla ramoli. Frustrację zaleczają pozytywne, w odpowiednim dawkowaniu, trendy. Organiczne jedzenie, ekologiczne kosmetyki, zwrot w stronę duchowości – to wszystko próba odwrócenia pędzącego w stronę nicości pociągu. Zawiedzione cywilizacją kino też ucieka na peryferia, nie od dziś. W las, na prowincję. Zaskakująco często w głuszy znajduje nie tylko sens życia, ale i koszmar. Kobieta bierze siłę z krwi

wabiki, niemal pornograficzne ozdobni-

interesujący przykład kobiety jako wiedź-

ki. Ich nieunikniona śmierć wydawała się

my i menstruującego potwora”.

Brzmi jak streszczenie „Carrie”? Nie-

sprowokowana przez same zainteresowa-

przypadkowo. Historia gnębionej przez

ne. Wielu krytyków – m.in. Janet Maslin

Być może dlatego tak przełomową pro-

koleżanki i prześladowanej przez matkę-

czy Roger Ebert – często krytykowało

dukcją okazał się tegoroczny hit Ariego

-dewotkę nastolatki, która po pierwszej

przedmiotowe traktowanie bohaterek

Astera „Midsommar”. To opowieść o grupie

menstruacji odkrywa w sobie telekinetycz-

i nieuzasadniony sadyzm produkcji. „Car-

młodych Amerykanów, którzy – prowa-

ne zdolności, do dziś zachowała status

rie zdaje się sama na siebie sprowadzać

dzeni przez kolegę z wymiany – wybiera-

dzieła kultowego. Jednocześnie film

zagładę. Jak wszystkie kobiety w tym

ją się odpocząć na szwedzką prowincję.

Briana De Palmy reprezentuje nurt, który

filmie, zostaje ukarana za swoją kobie-

Z dala od cywilizacji aspirujący doktorzy

uznawany był – i jest – za skrajnie mi-

cość” – pisała rok po premierze Sera-

antropologii mają wziąć udział w tajemnym,

zoginiczny. Przez lata kobiece bohaterki

fina Kent Bathrick. Krytyczka Barbara

odbywającym się raz na dziewięćdziesiąt

horrorów służyły twórcom najczęściej jako

Creed uważała że „Carrie” to „wyjątkowo

lat tytułowym święcie. Chcą się rozerwać,


167 ale też zdobyć cenny materiał do swoich przyszłych prac. Nie bez znaczenia jest sytuacja, w jakiej są bohaterowie: towa„Kult”, fot. ARCHIWUM DYSTRYBUTORA

rzysząca im Dani, dziewczyna jednego z nich, cierpi na problemy okołodepresyjne, niedawno straciła siostrę i rodziców. Przez swojego partnera jest zaniedbywana, oszukiwana, zwodzona. Właściwie to chłopcy biorą ją ze sobą z litości, na doczepkę. Na miejscu, jak to w horrorach bywa, nic nie idzie zgodnie z planem. Zamiast folkowej wersji Oktoberfest zmieszanej z Burning Manem przybysze z zewnątrz dostają miks Z historii o kobiecie – przedmiocie robi się hi-

stał Luke. Nie zrobił nic. Przyjaciele założyli,

storia o dojrzewaniu do autonomii, samoświa-

że mężczyzna nie jest winny tragedii, ale

Wizja Astera może skutecznie wystra-

domości. Krew, w której metaforycznie kąpie

inne zdanie na ten temat zdaje się mieć…

szyć turystów, choć nie powinna. Filmo-

się w finale Dani, nie należy już do niej.

szwedzki las, który w żarłoczny, przeraża-

„American Horror Story” z „Suspirią”.

jący sposób zaczyna atakować turystów.

we Midsommar nie ma bowiem wiele wspólnego z tym prawdziwym. Podczas

I cóż, że ze Szwecji?

W jednym uchu pobrzmiewa „Uwolnienie” Boormana, w drugim zaczyna nucić „Blair

dawnych rytuałów germańskich zdarzało się spalić kogoś na stosie, ale święto

W „Midsommar” bardzo ważnym źródłem

Witch Project”, ale pomysł na „Rytuał” jest

obchodzone przez Szwedów w weekend

mocy i jednym z centralnych bohaterów

nieco inny. Tak, jakby poprzez niewyjaśnio-

najbliższy nocy świętojańskiej jest raczej

jest natura. Uciekamy od jej chaotycznej,

ne zjawiska i rosnące zagrożenie ze strony

radosne. Ważniejsze jest tu celebrowa-

przypominającej kłącze osobowości do

Natury manifestowało się głębokie poczucie

nie plonów, płodności ziemi niż chwalenie

miast, ale potem wracamy, by w milczeniu

winy Luke’a. Natura może go zniszczyć, ale

pogańskich bożków. Jak to zwykle bywa,

ponownie zadać pytania o to, co najważ-

też jako jedyna dać szansę na odkupie-

życie jest o wiele nudniejsze od filmowych

niejsze. Ale natura nie zawsze jest łagodną,

nie. Jednak ta katarktyczna kąpiel, zgodnie

wizji, w których halucynogeny łyka się jak

wybaczającą matką. Czasami wymaga od

z wymogami gatunku, odbędzie się we krwi.

dropsy, punktem obowiązkowym jest gru-

proszących, by zdali wymagający test. Jak

Znowu, jak u Astera, liczy się metafora.

powy seks, a brutalne rytuały odbywają się

w opartym na bestsellerze Adama Nevilla

Mniej wysublimowane prowadzenie usadza

jeszcze przed śniadaniem. W rzeczywi-

brytyjskim „Rytuale” (2017). Szwecja musi

tę produkcję kilka półek poniżej „Midsom-

stości podczas uroczystości rządzi śledź,

mieć w sobie to „coś”, bo to tam swoich

mar”, ale w okienku „ciekawe spojrzenie

a szczytem okrucieństwa jest pojenie gości Akvavitem, mocną wódką na kminku, dla większości nie-skandynawów nie do przełknięcia. Drugi pełny metraż twórcy świetnego „Hereditary” robi z fabularnym szkieletem to, co społeczność LGBT ze słowem queer: odzyskuje

Ale natura nie zawsze jest łagodną, wybaczającą matką. Czasami wymaga od proszących, by zdali wymagający test.

go i przemienia, pozbawia negatywnych sko-

bohaterów, czterech dobrych kumpli, wysyła

na relację człowieka i natury, doprawioną

jarzeń. Los bohaterki takiej, jak Dani, przez

reżyser David Bruckner („V/H/S”). Luke,

winą, rytuałem, nadnaturalnymi siłami” sta-

lata wydawał się niezmienialny, jakby jej nie-

Hatch, Phil i Dom przyjaźnią się od czasów

wiam ptaszka.

uchronne fiasko zapisane było w gwiazdach.

studenckich i wspólne wyjazdy w głuszę

Aster bierze stereotypowy punkt wyjścia i, po-

to dla nich mały rytuał. Jednak w tym roku

Jednym z najlepszych „nadnaturalnych”

przez serię świadomych decyzji i doskonałą

grupa jest mniej liczna niż zwykle – brakuje

horrorów ostatnich lat jest bez dwóch zdań

znajomość filmowej konwencji, słabość prze-

kolegi, który zginął w napadzie na stację

„Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”

mienia w siłę, a zniewolenie w emancypację.

benzynową. Tuż obok, za sklepową półką,

Rogera Eggersa. W sercu osadzonego


współczesnym kinie wartościowy głos. Na przykład w przeszywającym „Martha Marcy May Marlene” Seana Durkina czy „Mistrzu” Paula Thomasa Andersona. O tym, że radykalizm w każdej formie bywa niebezpieczny, przypomina też „Święty dym” „Midsommar”, fot. GUTEK FILM

(1999) Jane Campion. Mimo wad lubię go za ton nieco mniej serio, za pewną zabawę tematem. Choć nie pobłażliwość, nie powierzchowność. Gdy Australijka Ruth przeżywa duchowe przebudzenie pod okiem indyjskiego guru, jej rodzina wysyła za nią zawodowego „wyrywacza z kultu”. Zadaniem P.J.-a jest ponowne oświecew 1630 roku na amerykańskiej wsi filmu jest

tworząc wizjonerski, trzymający widza na

nie młodej kobiety, ponowne wypranie jej,

kilkunastoletnia Thomasin. Gdy najmłodszy

skraju fotela „Lighthouse” – zrobił to, co

raz już czyszczonego, mózgu. W walce

z piątki rodzeństwa chłopczyk znika, a plo-

Aster. Wykorzystał konwencję horroru, by

o zwrócenie jej społeczeństwu starszy

ny zaczynają niszczeć, to na nią pierwszą

opowiedzieć historię, która jest uniwer-

mężczyzna sięga po dość tabloidowe

wskaże się palcem. Potem wektor winy

salna i tak prawdziwa, że ciało przeszy-

metody – mówimy o puszczaniu taśm

rozszaleje się jak wskazówka metronomu.

wa dreszcz. To mogłoby wydarzyć się na

z typami pokroju Mansona, by obrzydzić

Motyw zamknięcia akcji w wiejskiej, ograni-

przedmieściach Mławy lub w Kanadzie;

kobiecie posłuszeństwo liderowi… P.J.

czonej przestrzeni wykorzystywał już wcze-

i tu, i tu byłoby równie prawdziwe. Boha-

nie omieszka nadużyć zaufania zlecenio-

śniej M. Night Shyamalan, ale jego „Osada”

terowie są rodziną, ale im dalej w las, tym

dawców i wejść z Ruth w intymną relację.

– podobnie jak remake „Kultu” z Nicolasem

brudniej i brutalniej grają w grze o wska-

Nagle wpływ guru, któremu kilka miesięcy

Cagem – nie zasługuje w moim odczuciu na

zanie winnego. U Eggersa to straszy bar-

wcześniej ślubowała wierność, blednie.

więcej niż to zdanie.

dziej niż odrażająca Wiedźma.

Zaborcza miłość mężczyzny wydaje się

Duchy są przereklamowane

o wiele bliższa duchowego niewolnictwa

Eggers to duchowy kuzyn Astera. Łączy ich między innymi niezwykła dbałość „Midsommar”, fot. GUTEK FILM

o warstwę dźwiękową. Obaj odchodzą od wtórnego ilustrowania horroru dźwiękami przypominającymi piłowanie nożyczek o kamień. Montaż nie ma nic wspólnego z panicznym ciachaniem obrazu w rytm wrzasków i biegowych kroków. To wolny, niemal ślamazarny film, który wywołuje w widzu koszmarny dyskomfort i to właśnie czyni go nie tylko świetnym, ale też

niż jakikolwiek niebezpieczny kult. „Święty

ważnym. Sednem i sercem „Czarownicy…” jest namysł nad tym, jacy jesteśmy

„Midsommar” powraca na fali kinowe-

dym” opowiada intensywną historię Erosa

my, ludzie. Co dzieje się z nami w obliczu

go zwrotu do tego, co antymiejskie,

i Amora, zadając po drodze wiele cieka-

kryzysu, jak zmienia się zaufanie, wia-

z trzewi, pierwotne. Ale, oczywiście, nie

wych, wciąż aktualnych pytań. Pokazuje,

ra, przekonania. W lesie otaczającym

jest to pierwsza opowieść o mieszczu-

jak niewiele od przynależności do kultu

farmę filmowej rodziny być może kryje

chach, szukających sensu w rytuałach

różnić może się toksyczny, obezwładnia-

się odpychająca wiedźma – ale nie jest

na łonie natury, czy bolesnym zderzeniu

jący związek. Ruth wraz z rozwojem akcji

ona w połowie tak ohydna, jak małość

z pogańskim kultem. Bardzo poważne

przechodzi proces aktywnej emancypacji.

bohaterów. Eggers – który w między-

podejście do tematu kultu (niekoniecznie

W końcowych scenach pokonany przez

czasie udowodnił swój niezwykły talent,

stricte religijnego) potrafi znajdować we

kobiecy pierwiastek, „odmaczowiony” P.J.


169 leży na pustyni w czerwonej sukience,

dla wszystkich, którzy chcą poznać świat

symbolicznie pokonany przez kobiecą

brytyjskich horrorów romansujących z fol-

siłę, z pozycji władcy przeniesiony na po-

kowymi klimatami. Po latach nie wypada

zycję ofiary lub wiernego.

go oglądać w wersji innej niż reżyserska.

Ten motyw zdaje się powracać w odnowio-

Co ciekawe, także Ari Aster wypuścił kilka

nej formie, ale popularność zyskał w latach

miesięcy po premierze reżyserski montaż

dzieci kwiatów. Klasykiem klasyków jest

„Midsommar” – zbyt długi, by wypełnić ki-

tu „Kult” Robina Hardy’ego z 1973 roku.

nowe normy, ale jeszcze lepszy. Sierżanta

Sierżant Howie, głęboko wierzący katolik,

Howiego z bohaterami „Midsommar” łączy

odwiedza szkocką wyspę w poszukiwaniu

duchowe pokrewieństwo. Są przedsta-

zaginionej uczennicy. Mimo zaangażowa-

wicielami świata, który rości sobie prawo

nego śledztwa nikt z lokalnej społeczności

do bycia ponad, przekonanie, że wszyscy

zniknięcia. Kiedy w roli złowrogiego właściciela ziemskiego widz dostrzega Christophera Lee – znanego ówczesnym widzom z roli Draculi – dla wprawnego oka wszystko staje się jasne. To nie jest zwykła wyspa, a dziewczynka nie poszła na maliny! W „Kulcie” także współcześnie praktykujący poganie odnajdują ponoć realistyczne, pełne zrozumienia ujęcie swojego systemu wartości. To nie efekciarski slasher, ale czas powstania na długo skrzywił jego ścieżkę. Formalnie wymykał się kanonom, treść plasowała go po stronie popcornowych crowdpleaserów, forma i wizja – bli-

Ani „Midsommar”, ani „Kult” nie są pochwałami pogaństwa, czy tym bardziej satanizmu. Ale można je śmiało uznać za filmy kontestujące chrześcijański pęd do kolonizacji rdzennych wierzeń.

żej kina artystycznego. Postąpiono z nim

powinien postępować według jego zasad.

podobnie jak z – dziś absolutnym klasy-

Naszego świata. Ani „Midsommar”, ani

kiem – „Nie oglądaj się teraz” Nicolasa

„Kult” nie są pochwałami pogaństwa, czy

Roega. Pocięto i przemontowano tak, by

tym bardziej satanizmu. Ale można je

wysublimowaną, autorską formę zastąpić

śmiało uznać za filmy kontestujące chrze-

czymś bardziej przystępnym, zrozumiałym.

ścijański pęd do kolonizacji rdzennych wie-

Przez lata funkcjonował jako przedstawiciel

rzeń. Schemat, który – często poza naszą

kina „B”. Mimo tego „Kult” stał się kulturo-

świadomością – kształtuje powszechną

wym fenomenem i punktem odniesienia

mentalność do dziś. „Rytuał”, fot. ARCHIWUM DYSTRYBUTORA

nie chce mu pomóc rozwikłać zagadki jej


MOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMO

Ilustracje – Julian Meinert/studiomeinert.com

Łajzol – raper Wróciliśmy do hotelu po melanżu, z którego zabraliśmy

z jednym raperem i jego dziewczyną, co się do nas przysie-

ze sobą jakieś dziewczyny, wchodzimy do środka, a tam

dli. I choć to nieco wyświechtane i banalne, to naprawdę te

wszystko w opcji budżet – pleksa i tektura. Siedzimy w tym

odmienne stany świadomości wydają mi się wyższe czy też

ciasnym pokoju, impreza trwa, a ja sobie myślę: kurwa, jak

rozszerzone. Percepcja zmienia się w nich na tyle, że inne

tu jest brzydko, ja pierdolę, jakie to jest małe, to wnętrze ta-

elementy tego świata – przedmioty, rośliny, zwierzęta czy

kie szkaradne i jeszcze te dupy cały czas: łiłiłiłi. Wyglądam

ludzie – tworzą pewną sieć połączeń, w którą ty sam też

za okno, a tam morze drzew, ogromne, ciągnie się po hory-

jesteś wpleciony. Wszystko jest transcendentne i od siebie

zont. I ja wiem, że chcę tam iść. Schodzę więc do recepcji

zależne. Nie ma niczego, co by było oderwane ode mnie

i pytam, czy tam można iść do tej zieleni, a pani mówi, że

i też na odwrót – ja nie jestem oderwany od niczego innego.

tak, oczywiście, to jest Park Śląski i tam można iść. No więc

Wszystko się ze sobą łączy i to nadaje człowiekowi pewnej

poszedłem i przepadłem na 6 godzin. Od 4 rano do jakiejś

mądrości. Wspinasz się level wyżej i zaczynasz rozumieć

10 czy 11 byłem w tym parku, w którym się czułem, jak-

– nie tak, że możesz postawić jakąś jasną tezę i ją komukol-

bym był z dala od jakiejkolwiek cywilizacji; jak jakiś Tom

wiek wytłumaczyć, ale jednak wiesz wtedy więcej i czujesz

Hanks z „Cast Away”. Ten park jest w ogóle idealny do ta-

się powiązany z niebem, z ziemią, z drzewem i z drugim

kich wycieczek, bo tam jest mnóstwo różnych atrakcji – na

człowiekiem. Nie ma agresji i bezmyślności, jest empatia,

przykład planetarium i zewnętrzna galeria rzeźby. I ja tam

zrozumienie i troska. To jest zajebiste uczucie i nawet kie-

sobie chodziłem pośród nich, przyglądałem się tym posą-

dy już sama faza się kończy, to nie wydaje ci się ono wcale

gom i miałem wrażenie, że to wszystko jest antyczne, a ja

absurdalne i głupie, to gdzieś zostaje.

to właśnie odkryłem, że to jest jakieś pradawne miasto Inków. Przez te kilka godzin byłem bez reszty zżyty z naturą

Aleksandra Hamkało – aktorka

– im bardziej dziko i daleko od chodnika, tym lepiej, więc

Podróżowaliśmy we troje – ja, mój chłopak i nasz przyjaciel.

pchałem się w te największe chaszcze, gdzie pewnie tylko

Było zimno, więc postanowiliśmy zostać w domu. W domu,

bezdomni chodzą spać, bo nikt ich tam nie znajdzie. Prze-

oprócz ciepła, grała muzyka i była łazienka, co dla mnie

dzierałem się przez zasieki, znajdowałem kawałek miejsca

okazało się później najważniejszym elementem wieczoru.

w gąszczu i siadałem na ziemi po turecku – obserwowałem,

Nie, nie zatrułam się w tej podróży, nie o to chodzi. Potrze-

nasłuchiwałem i czułem. Przez moment widziałem nawet

bowałam wanny, ale o tym zaraz. Łazienka. Oprócz tego

– albo mi się zdawało – że przez zarośla przechodził jeleń

nie pamiętam zbyt wiele, ale też nie muszę pamiętać. Le-

z wielkim porożem, co chyba nie jest możliwe, bo nie ma ich

żeliśmy dużo, głównie na brzuchu. M. musiał na brzuchu,

w tym parku, ale z drugiej strony jest tam ZOO, więc może

ponieważ cały temat wycieczki rozgrywał się na jego ple-

któryś spierdolił akurat z klatki. To było mocno oczysz-

cach. Były jakieś wyrastające pióropusze jak u smoka, coś

czające, ale też bardzo intensywne, więc koło tej 10 czy

w ten deseń – Dungeons&Dragons. M. zawsze lubił gierki.

11 zacząłem iść w stronę cywilizacji i wyszedłem w koń-

Komputerówki, planszówki, więc wcale mnie to nie zdzi-

cu na Osiedle Tysiąclecia. Poszedłem do maca na shake’a,

wiło. Ja musiałam na brzuchu, bo leżąc jedną połową ciała

żeby przyjąć coś słodkiego i pozbyć się resztek wizualek

na kanapie mogłam drugą połową obserwować leżący na

sprzed oczu, ale nawet jak później wróciłem do hotelu na

podłodze, mieniący się różnymi kolorami (to w standar-

śniadanie, to siedziałem tam w stylu mocno paranoidal-

dzie dla każdego) i zmieniający kształty (to bonus, tylko

nym – w ciemnych okularach i tank topie, piłem tylko kawę

tamtego wieczoru) plastikowy kwiat lotosu. W tle leciał

i mamrotałem coś do Kosiora, bo nie mogłem się dogadać

jazz. Nie wiem jak do „Magii i Miecza”, ale do mojego lotosu


the unive rs

e a

co nve

or

ens

wisdo m

ht

in to

ig

e nc

nl

rting ign

th

spirit e oly h e


MOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMO

pasował całkiem dobrze – zaskakująco złożone konstruk-

jak dobić do brzegu. Ja miałam wannę pełną wody i wła-

cje dźwiękowe mające w sobie jakże pożądaną przytulność

śnie robiłam pianę. Tutaj warto wspomnieć też o momen-

żywych instrumentów okazały się w pewnym momencie

cie życia, w którym byłam. W skrócie – moja psychika

jednak zbyt przytłaczające. Poza tym obok kręcił się wciąż

nie była zbyt stabilna, nie znałam jeszcze uroków psycho-

F. – najbardziej nieekspansywny towarzysz podróży. Coś

analizy w kojącym nurcie humanistycznym, a wszystkie

grzebał, macał, przeżywał, ale w końcu znalazł swój prio-

stabilności, na które mogłam liczyć, łatwo upadały sztur-

rytet – miękkość poduszki i kołdry. Chociaż wcale nie spał.

chane co dzień przez wątpliwości dotyczące konstytucji

Chwilę zajęło mi namówienie go, żeby uciekł razem ze mną

mojego ja. Jednym słowem i w uproszczeniu – byłam pełna

od kolejnej frazy frenetycznej trąbki do ciszy i intymności

kompleksów względem swojego ciała i wyrzutów wobec

łazienki. W końcu się udało, pod jednym warunkiem – koł-

samej siebie. Tymczasem piana gotowa, a moja skóra bar-

dra i poduszka idą z nim. OK. Kiedy za wszelką cenę chcesz

dzo miękka. Gładzę ją, szukając w tej miękkości jeszcze

być z kimś, bez konkretnego powodu, tylko dlatego, że po-

gładkości, lecz na drodze do gładkości stoi, wiadomo, owło-

trzebujesz żeby ci towarzyszył – musisz czasem przystać

sienie. Zatem biorę maszynkę i fundując sobie dodatkowe

na jego warunki, nawet jeśli wydają ci się absurdalne. Tym

wrażenia pod postacią skondensowanej piany, połączenia

sposobem znaleźliśmy się we dwoje, w zamkniętej łazien-

pianki do golenia z lekką pianą ubitą uprzednio na po-

ce, ja napuszczałam wodę do wanny, on umościł się w ką-

wierzchni wody, pozbywam się całego owłosienia od szyi

cie, uklepując ścianę tak długo, aż zaczęła korespondować

w dół. I teraz mogę już głaskać bez przeszkód, a radość

z niezbędną miękkością poduszki. Nie, nie, to nie jest po-

nie zna granic. A kiedy zbyt duża radość mnie wypełnia,

czątek erotycznej opowiastki. On nigdy nie wyszedłby spod

odsyłam ją do mojego ukorzenienia w postaci człowieka

tej kołdry. Potrzebowałam, żeby patrzył i widział, potrzebo-

pod kołdrą, człowieka akceptującego, bez pretensji i bez

wałam dzielić z kimś to, co miało się wydarzyć, bo czasem

pytań. Człowieka, który zawsze jest pod kołdrą, kiedy ty

nie mieści się we mnie wszystko, co czuję. I przewidywa-

potrzebujesz przez chwilę ciepła i miękkości. Człowieka,

łam, że tym bardziej nie zmieści się tego wieczoru.

który towarzyszy mi w życiu. I to życie może być już tylko serią objawień i zachwytów. Teraz, kiedy moje ciało jest

Weszłam do wanny. Kto kąpał się w dzikich wodach eg-

gładkie i kiedy w końcu jest moje – lekkie, miękkie, błysz-

zotycznych podróży, ten wie. Łatwo utonąć w głąb siebie.

czące jakby pokryte brokatem. I widzę, że jestem kobietą,

Czasem nawet wystarczy samo mycie rąk i już nie wiesz,

i widzę, że z pełną akceptacją patrzy na mnie mężczyzna.


173 Kiedy jestem sama i razem jednocześnie, i kiedy już wiem

zrobiony i jakimś trafem usiadłem z moim ojcem na kanapie

– bo widzę i czuję – wychodzę z wanny, a podróż powoli do-

i zacząłem oglądać telewizję. To było tak mocne doświadcze-

biega końca. Przepełnia mnie euforyczne poczucie wolno-

nie i tak się we wszystko wkręcałem, że telewizor zaczął do

ści. Spotkałam się ze swoim ciałem, tak jakbym wcześniej

mnie gadać – każda z pojawiających się w nim osób zwraca-

go nie znała. A takich spotkań się nie zapomina. Chwi-

ła się bezpośrednio do mnie, aktorzy zerkali na mnie, gapi-

lę potem wybieramy się, już w trójkę, w środku nocy, na

li się i mówili wszyscy do mnie. A że w pokoju było jeszcze

krótki spacer w celu zakupu w sklepie całodobowym roz-

dodatkowo całkiem ciemno i jedyne światło dawał kineskop,

sądnej porcji alkoholu, która pomoże nam ze spokojem

to wszystkie te bodźce były niesamowicie intensywne. Przez

wylądować, a następnie z przyjemnością podzielić się ze

cały ten czas miałem jednak na tyle świadomości, żeby nie

sobą wrażeniami z podróży.

zareagować w żaden dziwny sposób – nie parsknąć śmiechem i nie zrobić nic głupiego, żeby ojciec nie zauważył, jak bar-

To zabawne, że na ten spacer postanowiłam założyć na

dzo jestem zrobiony. Coś mnie tam trzymało i zamiast wyjść,

siebie długi, zgrzebny, bury płaszcz i męski kapelusz. Wy-

siedziałem na tej kanapie dobre kilkadziesiąt minut. I choć

glądałam jak człowiek bez płci i pewnie trochę bez rozu-

teraz, jak opowiadam po latach tę historię, to nie wydaje się

mu. To paradowanie w kostiumie ni to włóczykija, ni to

ona jakoś szczególnie spektakularna, to wtedy taka była –

ekshibicjonisty, z na wpół mokrymi włosami było jedną

siedzisz sobie ze starym w mieszkaniu, patrzysz w telewizor,

wielką zaczepką. Dla świata, który tak bezwzględnie po-

a on do ciebie gada. Nie było to w żaden sposób przyjemne

trafi oceniać, dla siebie, która pod każdym ubraniem ma

i nie mogę powiedzieć, żebym dobrze się wtedy bawił, ale też

ciało, które już teraz zna i lubi i dla moich nieocenionych

po latach skumałem, że ja lubię te momenty, w których do-

kompanów podróży, którzy nigdy nie wstydzą się ze mną

chodzisz do krawędzi swojej psychiki. Kiedy doświadczasz

chodzić po mieście, nieważne co miałabym, albo czego nie

czegoś dziwnego. I nawet jeśli jest to w danym momencie tro-

miała na sobie.

chę straszne, to zostawia coś w tobie, daje ci pewną lekcję.

Sławek „Zbiok” Czajkowski – malarz

Steez83 – producent / DJ

Lat 18, 19, 20; etap nastoletni, mocno eksperymentalny. By-

To był styczeń 2014 roku, byliśmy w Stanach i graliśmy

łem dzieciakiem, chciałem potestować – zobaczyć, co się może

z Hemp Gru koncerty w Chicago i Nowym Jorku, a później

wydarzyć. I tych doświadczeń mam całkiem sporo, spośród

mieliśmy lecieć do Kanady. Kiedy dotarliśmy na lotnisko,

których część wciąż mi siedzi mocno w głowie. Bo jako że po-

okazało się, że promotor odpowiedzialny za ten booking

chodzę z Zielonej Góry, a pod miastem jest tam – bądź było

nie wiedział, że nie wszyscy mamy paszporty biometrycz-

– sześć czy siedem łąk, na których rosną grzyby, to właści-

ne, w związku z czym tylko Żary poleciał wtedy z kompak-

wie od czasów liceum jeździliśmy tam raz do roku na zbiory.

tem z bitami do Toronto, a my próbowaliśmy się przebić

Wiedzieliśmy, gdzie szukać, kiedy jest sezon i w jakich warun-

samochodem. Po drodze mieliśmy jakieś przygody – poli-

kach one się najliczniej pojawiają. Szczególnie upodobaliśmy

cja nas zatrzymała, trzepali nas – i w końcu dojechaliśmy

sobie natomiast takie jedno miejsce, do którego idziesz lasem,

do granicy w Buffalo, gdzie oczywiście również nas nie

schodzisz skarpą i nagle jest wielka, mocno zarośnięta łąka.

wpuszczono. Przespaliśmy się więc, zobaczyliśmy zamar-

Któregoś razu pojechaliśmy tam z moim kolegą ze studiów

zniętą Niagarę – co nie było żadną atrakcją, bo wszystko

artystycznych; był akurat koniec wrześnie i nazbieraliśmy

było skute lodem i pokryte śniegiem – przepuściliśmy tro-

ich bardzo dużo, w większości naprawdę potężnych okazów.

chę hajsu w kasynie i w nienajlepszych nastrojach wróci-

Postanowiliśmy więc, że zrobimy z nich wywar i wypijemy go

liśmy do Nowego Jorku. Przebookowaliśmy bilety i mieli-

w piątek. Ja jednak chciałem już wcześniej zobaczyć, czy te

śmy jeszcze kilka dni wolnego, a w tym samym budynku,

grzyby są mocne i kiedy zaniosłem je do piwnicy moich rodzi-

w którym mieszkał gość, u którego wcześniej graliśmy,

ców, z którymi jeszcze wtedy mieszkałem, to… zjadłem sobie

stacjonował też mocno zainteresowany szamanizmem

dwadzieścia siedem sztuk; nie za dużo, nie za mało, tak żeby

typ. I zaprosił mnie na małą sesję. Pierwsze dwa podej-

coś poczuć i żeby jeszcze coś zostało. Poszedłem z powrotem

ścia okazały się nie do końca udane. Przy pierwszym po-

na górę, biorę prysznic i nagle PIERDUT. To było tak strasz-

czułem tylko, że dzieje się coś dziwnego, a przy drugim

nie mocne, a ta kabina tak bardzo ciasna i przerażająca, że

miałem taką sytuację, że jak zamykałem oczy, to otacza-

uciekłem z tej łazienki, poszedłem do jednego pokoju, dru-

ła mnie jakaś wygrzana, fraktalna przestrzeń. Co cieka-

giego, trzeciego… Bałem się wyjść na zewnątrz, bo byłem tak

we i odmienne od innych tripów – za każdym razem jak


MOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMOS KOSMO

kręciłem głową, ona nie przesuwała się wraz ze mną, ale

świadomość, nie mogą tak długo żyć. A ta postać ewident-

obracałem się w niej; była tak specyficznie osadzona wo-

nie tę świadomość miała. To było dla mnie pewne i niepod-

kół mnie, że mogłem zobaczyć jej lewą i prawą stronę, co

ważalne, a jednocześnie ta postać była dla mnie bardziej

już było dla mnie czymś zupełnie niesamowitym. W ca-

realna niż ludzie, których spotykam na jawie. I z tego być

łym tym locie chodziło jednak o coś więcej, więc zrobiłem

może wynikał szok – że czułem, jak bardzo jest ona real-

trzecie podejście. Ten koleżka w ogóle bardzo fajnie mnie

na, a jednocześnie znajdowała się w tej dziwnej, trójwy-

przez to przeprowadził, bo był gdzieś z boku, ale nie mówił

miarowej przestrzeni, składającej się z pulsujących żył,

za wiele, tylko trochę podpowiadał, żeby zamknąć oczy

w których płynie zielone światło. Jakby tego było mało,

dla pełnego efektu. I… od tego momentu zaczyna się coś,

w pewnym momencie zacząłem się z nią jeszcze komuni-

co trudno opisać. Sytuacja wygląda tak, że im bardziej

kować w formie niewerbalnej – na zasadzie jakiegoś prze-

skupiasz się na tym, co się dzieje pod twoimi zamknięty-

pływu myśli. Szok, jaki przeżyłem przy pierwszym tak sil-

mi powiekami, tym bardziej tracisz kontakt z ciałem – to

nym tripie, zatarł niestety szczegóły tej rozmowy w mojej

nie jest nieprzyjemne, ale też nie jest przyjemne, nie sto-

pamięci i stopniowo zaczęło się to wszystko zamazywać,

sują się do tego takie kategorie i też nie ma to większego

a ja wróciłem powoli do tego mieszkania w Nowym Jorku,

znaczenia. To się po prostu dzieje. Dzięki temu następuje

w którym zacząłem tę podróż. Cały trip trwał – jak potem

zupełna deprywacja zmysłowa i nie masz żadnej styczno-

usłyszałem – mniej więcej siedem minut, ale zapamiętam

ści z rzeczywistością – nie wiesz, czy siedzisz na kanapie,

go do końca życia. Bo też jako osoba, która miała za sobą

czy wisisz gdzieś w powietrzu; jesteś jakąś formą bytu fi-

dziesiątki różnych doświadczeń psychodelicznych, wciąż

zycznego bądź tylko świadomości. Co ciekawe – wydaje mi

byłem tym absolutnie zszokowany. Przypominało to scenę

się, że ten trip zupełnie nie zmienia samej świadomości,

z filmu „Matrix”, w której Neo wkłada palce w to płynne

jest bardziej doświadczeniem czegoś niewytłumaczalne-

lustro i go wciąga, nagle jest w innej rzeczywistości. Z tym

go. Najpierw wjechały więc te wszystkie fraktalne formy;

że to było coś więcej, bo jak Neo włożył te palce i go wcią-

były niesamowicie bogate, zmieniały się i stwarzały prze-

gnęło, to się okazało, że on wcześniej był w symulacji rze-

strzenie geometryczne. Wszystko było bardzo dynamicz-

czywistości, więc rządziła się tymi samymi prawami, a tu

ne i wyglądało tak, że można było niemalże oszaleć. Chwi-

pojawiasz się w świecie, o którym zupełnie nic nie wiado-

lę później pojawił się przede mną jasny, świetlisty punkt,

mo. Nie znasz go i nie wiesz, jakie prawa nim rządzą, bo

do którego droga przypominała tunel. I kiedy w końcu

punktów styczności pomiędzy tą jawą, którą znamy na

do niego dotarłem i go przekroczyłem, to wywaliło mnie

co dzień, a tym miejscem, w którym wylądowałem, było

w jakimś dziwnym miejscu. Ludzie opisują tu różne przy-

mniej więcej… zero. Pamiętam, że jak to się skończyło, to

gody i chyba nie ma co do tego jakiejś zasady, ale ja poja-

wstałem z tej kanapy, coś tam krzyknąłem i z wrażenia

wiłem się nagle w świecie, w którym moje pole widzenia

miałem łzy w oczach – takie to było mocne i dojmujące do-

było szersze niż zakres wzroku – jakbym widział wszystko

świadczenie. Jednocześnie tak jak z szeregu moich innych

wokół siebie, 360 stopni, sam nie wiem – może gady tak

poszukiwań psychodelicznych płynie jakaś nauka czy

widzą? Ale pal licho, bo to jest tylko jeden z elementów

wartość, tak z tego… Z tego to nie mam pojęcia, co płynie.

całej układanki. Znalazłem się w przestrzeni, której ścia-

Nie wiem, do czego to służy i jak to nazwać, ale to jest ko-

ny były zbudowane z żył, w których nie płynęła jednak

smos. Do dziś zresztą zastanawiam się nad tym, czy przy

krew, tylko lśniące, fluorescencyjne, zielone, pulsujące

pomocy tej substancji wchodzisz w rzeczywistość, która

światło. Wszystko było trójwymiarowe, pełne detali i bar-

gdzieś istnieje, tylko nie potrafimy do niej w inny sposób

dzo namacalne. Naprzeciwko mnie stała natomiast postać

dotrzeć, czy może to wszystko generuje twój umysł, który

uszyta z tej samej materii, tylko gęstszej – prastara po-

nagle zaczyna pracować w radykalnie odmienny sposób.

stać, która wyglądała jak Indianin, co nie wiem, czy mia-

Tak czy inaczej, to zupełnie zmieniło mój sposób postrze-

ło jakiś związek z tym, że wszystko działo się na terenie

gania świata, bo wcześniej myślałem zawsze, że ta rzeczy-

Stanów Zjednoczonych, czy nie. To, że była prastara, bar-

wistość jest taka, a nie inna i po prostu patrzymy na nią

dziej czułem, niż widziałem – czułem, że obcuję z czymś,

w różnych stanach świadomości, z różnych kątów, a nagle

co poprzedza wszystko, co znam; że to jest jakiś prastary

się okazało, że muszą gdzieś być też jakieś inne wymia-

byt. I to było dziwne, bo w rzeczywistości możesz dotknąć

ry. Pozostaje tylko pytanie – czy znajdują się w naszych

drzewo, które ma kilkaset lat albo usiąść na głazie, który

umysłach, czy przeciwnie – nasze umysły można nastroić

leży gdzieś od wieków, ale inteligentne istoty, które mają

na ich odbiór? I na nie oczywiście nie znam odpowiedzi.


175 Filip Kalinowski – dziennikarz

się do kolejnego tripa. I z łatwością wspominam, gdzie

Kiedyś, za ciut wyrośniętego już dzieciaka, dużo ekspe-

w końcu dopadłem ten krążek na winylu i jak wyglądał

rymentowałem w tej materii – jak to by było na imprezie

ów wieczór w Londynie. Przed oczami stają mi twarze

w Berlinie, a jak w domu u kolegi z odłączonym telefo-

z tamtych lat, pod zamkniętymi powiekami rozbłysku-

nem, przy zgaszonym świetle i Vivie Zwei, kiedy warto

ją stroboskopy ówczesnych imprez, a na wargach czuję

wziąć prysznic, a kiedy można pójść spać, ile można na

smak pierwszej wódki, pierwszych piguł i z każdym ko-

raz, a ile… warto. Dziś natomiast, po latach przerwy od

lejnym razem coraz mniej niewinnych pocałunków. Nie

podobnych wrażeń, częściej zmierzam tam, gdzie planu-

mam halucynacji, nie widzę niczego, czego na tej naszej

ję. Oczywiście, zdarza mi się pomylić drogi, zgubić szlak

wynajętej kwaterze nie ma, a jednocześnie każda myśl

czy odlecieć ciut za daleko, ale zwykle trafiam tam, gdzie

jest tak obrazowa, zmysłowa i angażująca, że… nawet

chcę. I tak kilka lat temu po raz pierwszy wylądowa-

nie próbuję otwierać oczu. Jeśli są ludzie, których myśli

łem w dobrej restauracji, odkrywając uroki jedzenia

przez całe życie są dla nich podobnie namacalne, to są

po zjedzeniu, co wcześniej wydawało mi się pomysłem

oni równie uprzywilejowani, jak… nieszczęśliwi. Przez

dosyć absurdalnym, czy wręcz niesmacznym. A przed

kolejną godzinę mogę bowiem przyszpilić każdą kolejną

miesiącem postanowiłem zapuścić się jeszcze gdzie in-

iskrę, którą rozbłyskują moje neurony i dobrze wiem,

dziej. Jakiś czas temu bowiem doszedłem do wniosku,

kiedy mój mózg odpływa w jakieś niezwiązane z tema-

że to dobrze znane wszystkim podróżnikom wrażenie

tem popkulturowe referencje czy seksualne fantazje,

totalności i niemożliwej do opisania słowami łączności

a kiedy przepracowuje moje nastoletnie chwile. Wszyst-

z całym światem może być punktem wyjścia, nie zaś –

ko to natomiast dzieje się z intensywnością niesamo-

jak zwykle u mnie wcześniej – głównym źródłem fascy-

wicie immersyjnego filmu kręconego gdzieś pomiędzy

nacji. Wybraliśmy się więc hałastrą pod Świebodzin, pół

moim rodzinnym Jadwisinem a pałacowymi wnętrza-

na stół i prędki lot ukorzeniający – wycieczka do lasu,

mi, po których przechadzają się nagie postaci o ptasich

spacerek po miasteczku, krótki pokaz pulsowania tapet

twarzach. Widzę kumpli, których dawno już ze mną nie

w pokoju, do którego wpadliśmy się przebrać i w końcu

ma i ścinki ze światowej kinematografii, którą od dwóch

ta cała falująca rzeczywistość zgodziła się z drobnymi

dekad chłonę wręcz kompulsywnie, czuję pierwsze ma-

drganiami powierzchni jeziora, co pozwoliło mi znaleźć

chy z fif ki łapane po klatkach schodowych i gładkość

swoje miejsce na tym rozpadającym się powoli świecie,

ciała drugiej osoby, słyszę strzępki rozmów toczących

na którym przyszło nam egzystować. Wieczorna biesia-

się na ławkach i nieśpieszny, odrealniony dryf utworu

da, drugie pół na stół i leżymy na pobliskiej górce, wpa-

znanego jako „Rhubarb”. I kiedy wreszcie załoganci wy-

trując się w gwiazdy, których z podobną intensywnością

rywają mnie z letargu, wiem, że nic z tego tak naprawdę

w dużych metropoliach nie da się niestety nigdy zoba-

nie widziałem, tylko wszystko pomyślałem, ale każde

czyć. Droga mleczna jest na wyciągnięcie ręki, kolejne

z tych wyobrażonych doświadczeń, niespodziewanych

płaszczyzny materii kosmicznej przenikają się przed

połączeń i zaskakujących refleksji sprawia, że jestem

szeroko otwartymi oczami, a mnie już nie ma. „Wiem,

bogatszy, czystszy i pełniejszy. Idę do łazienki, wpatru-

że jestem żywym elementem tego Tetrisa” – jak nawi-

ję się w lustrze w moje ogromne czarne źrenice i widzę

jał swego czasu Felipe, choć słowo wiem nie jest tu do

w nich ten sam bezmiar kosmosu, na który gapiłem się

końca na miejscu. Bo ja nic w tym momencie nie wiem,

kilka godzin wcześniej, leżąc na pobliskiej górce.

po prostu jestem. Zimno się jednak kamratom zrobiło, więc wracamy do pokoju, a ja spodziewając się już tej nadchodzącej fali ciepła, postanawiam ją wykorzystać. Zwijam się więc w kłębek na łóżku, a moja druga połowa odpala „Selected Ambient Works Volume II” Aphex Twina. Niedawno odkryła jego uroki, a mi ten album towarzyszył w latach burzliwej młodości. Świetnie pamiętam, gdy usłyszałem go po raz pierwszy na chilloutowej sali warszawskiego klubu Trend. Do dziś mam gdzieś na chacie przegraną kasetę podpisaną tagowym pismem, którą pakowałem do walkmana, ilekroć szykowałem


TRIP → Zdjęcia – Jakub Owczarek Modele – Ewelina Dzienyńska, Piotr Dąbrowski, Jagoda Owczarek, Tomasz Owczarek, Jakub Owczarek












187



189

� Zieleniewski


Zdjęcia – Grzegorz Pastuszak

True Music x newonce.workshop


191

„Dla mnie to jest fajne, że oni chcą sięgać po dobrą muzykę, organizować ciekawe wydarzenia, robić wartościowe bookingi” – tak o swojej współpracy z marką Ballantine’s opowiada Pezet, z którym wywiad znajdziecie w tym numerze newonce.paper. Muzyczny projekt tej marki, True Music, jest odbiciem słów Pezeta; od dawna jest odpowiedzialny za szereg interesujących przedsięwzięć imprezowych, wydawniczych czy edukacyjnych. Do tych ostatnich należało wydarzenie True Music x newonce.workshop, które odbyło się w pierwszej połowie września w przestrzeniach newonce.media. Całość składała się z trzech bloków. Pierwszym były ośmiogodzinne warsztaty producenckie z Kubą Sojką, znanym polskim producentem i didżejem, sięgającym w swojej twórczości po różne odłamy elektroniki: deep house, tech-house, future jazz… Podczas spotkania Sojka uczył kursantów najważniejszych rzeczy z kuchni producenta; nabór na warsztaty odbywał się poprzez selekcję najciekawszych nagrań, jakie przysłali kandydaci. Była też część wykładowa, którą poprowadzili doskonale znani Steez83 i Falcon1. Pierwszy z nich, będący 1/2 składu PRO8L3M, opowiedział o kulisach powstania albumu „WIDMO”, prezentując ciekawe rozwiązania i patenty producenckie na przykładach konkretnych utworów. Wykład Falcona skupiał się za to na współczesnym DJ-ingu; tym, jak otwiera drogę do kariery producenckiej i jak dziś technicznie wygląda praca didżeja, działającego nie tyle na czarnych woskach, ile specjalistycznych programach. Dopełnieniem całości była impreza, którą w newonce.bar zagrał właśnie Falcon1.



193



195

między miejscami → Zdjęcia – Agata Wrońska Stylizacja – Basia Polańska Model – Matt / Rebel Models Asystentka – Maja Kościkiewicz











Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.