Czasopismo społeczno-kulturalne
nr indeksu 252352
nr
3 (3/15) maj – czerwiec 2011
cena 7 zł
(zawiera 5% VAT)
15 LAT KSSE KATOWICKA SPECJALNA STREFA EKONOMICZNA S.A. Zapraszamy do inwestowania na atrakcyjnych warunkach w Zagłębiowskim Regionalnym Parku KSSE „Tucznawa” w Dąbrowie Górniczej Atuty lokalizacji to: — atrakcyjne położenie w pobliżu dróg krajowych DK1, DK94, DK796, autostrady A4, lotnisk w Pyrzowicach i Balicach, sławkowskiego Euroterminalu z końcówką szerokiego toru kolejowego — jeden z największych parków przemysłowych w Regionie o łącznej powierzchni 100 ha z możliwością powiększenia do 260 ha —11 wydzielonych działek o powierzchni od 2 do 18 ha —zaprojektowane drogi dojazdowe —uregulowany stan prawny —jedyny właściciel – Gmina Dąbrowa Górnicza —przeznaczenie pod działalność przemysłową w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego —dostęp do wyszkolonej kadry technicznej O atrakcyjności naszej oferty inwestycyjnej świadczą liczby: — 35 pozyskanych inwestorów, reprezentujących zarówno kapitał polski (Watt, Final, Aluron), jak i zagraniczny (amerykańskie Caterpillar, Guardian, Johnson Controls, TRW, włoskie Automotive Lighting, Brembo, Ergom, Bitron, Magneti Marelli, francuskie Saint Gobain Glass, Saint Gobain Sekurit HanGlas, szwedzki Electrolux, hiszpańskie Ficomirrors i Mecacontrol, niemiecki Polskapresse i wiele innych) — 14 000 utworzonych miejsc pracy — prawie 4 mld zł bezpośrednich nakładów inwestycyjnych
Spowiedź mordercy Henryk Kocot Fotografia władzy. Zagłębiowscy prezydenci Krzysztof M. Macha Udział Zagłębiaków w powstaniach śląskich Małgorzata Śmiałek, Zbigniew Studencki Kultura w województwie śląskim Ewa Kosowska WYWIADY Witold Klepacz, Agnieszka Czechowska-Kopeć, Elwira Kabat-Georgijewa FELIETONY Jadwiga Gierczycka, Jerzy Suchanek, Andrzej Wasik PLASTYKA Adam Pociecha
Podstrefa Sosnowiecko-Dąbrowska 41-200 Sosnowiec, ul. Modrzejowska 32b (wejście od ul. Małachowskiego) tel. +48 32 2920106; +48 32 2988969; faks +48 32 7202656 http://www.ksse.com.pl; e-mail: sosnowiec@ksse.com.pl
Straszenie kibicem?
Przemysłowa jesień w Expo Silesia Nowoczesne centrum wystawiennicze w aglomeracji śląskiej
Program imprez i wydarzeń kulturalnych Czasopismo nr indeksu CZERWIEC 2011 | LIPIEC 2011 | SIERPIEŃ 2011 społeczno-kulturalne 1.06.2011 r. (środa), godz. 17.00,
ul. Będzińska 6 Bajka z okazji Dnia Dziecka pt. Królewna Śnieżka i krasnoludki w wykonaniu Teatru Umownego pod kierunkiem artystycznym Szczepana Dyrki Obsada: Natalia Zatorska, Damian Rogalski, Maciej Piórek, Adrian Radej, Mateusz Panyło, Klaudia Kardyś, Aleksandra Stępińska, Jacek Kulesa, Angelika Podkowa, Karolina Bartela. Wstęp wolny.
3.06. – 30.06, ul. Będzińska 65, Energetyczne Centrum Kultury, hol Wystawa fotografii Leszka Wolskiego Wstęp wolny.
W programie targów m. in.: 17 – 18 września • SIBEX Jesień Jesienne Targi Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz www.sibexjesien.pl
• RENOVATIO Salon Renowacji Obiektów Zabytkowych i Sakralnych www.targirenovatio.pl
5 – 7 października • TOOLEX 4. Międzynarodowe Targi Obrabiarek, Narzędzi i Technologii Obróbki www.toolex.pl
• WIRTOTECHNOLOGIA www.wirtotechnologia.pl
13 – 14 października • HydroSilesia 3. Targi Urządzeń i Technologii Branży Wodociągowo-Kanalizacyjnej www.hydrosilesia.pl
• ExpoLAB 3. Targi Analityki, Technik i Wyposażenia Laboratorium www.expolab.pl
• EkoWaste Targi Gospodarki Odpadami, Recyklingu i Technik Komunalnych www.ekowaste.pl
• MELIORACJE Targi Melioracji i Urządzeń Wodnych, Infrastruktury i Urządzeń Przeciwpowodziowych www.melioracje.com.pl
18 – 20 października • SteelMET 4. Międzynarodowe Targi Stali, Metali Nieżelaznych, Technologii i Produktów www.steelmet.pl
20 – 23 października • Targi Książki w Katowicach www.targiksiazki.eu
5 – 6 listopada • HAIR FAIR / BEAUTY FAIR Festiwal Fryzjerski / Festiwal Kosmetyczny www. exposilesia.pl/festiwal/pl/
16 – 18 listopada • RubPlast EXPO 4. Targi Przemysłu Tworzyw Sztucznych i Gumy
5.06.2011 r. (niedziela), godz. 11.00 – 17.00, Boguchwałowice, ul. Kormoranów Dzień Otwarty Przystani Żeglarskiej, zakończenie zajęć z zakresu żeglarstwa organizowanych w Miejskim Klubie im. Jana Kiepury w programie: pływanie na jachtach żaglowych, pływanie na kajakach i rowerach wodnych, nauka wiązania węzłów żeglarskich, ognisko i grill (prowiant we własnym zakresie), pokaz stawiania bandery żeglarskiej, nauka żeglowania dla dzieci na jachtach Optymist. szczegóły z mapą dojazdową na stronie www.champion.eth.pl (Andrzej Kostarz 602-66-99-22) Wstęp wolny.
Henryk Kocot
www.rubplast.pl
• HAPexpo 3. Targi Hydrauliki, Automatyki i Pneumatyki www.hapexpo.pl
• ProWELDex Targi Automatyzacji i Robotyzacji w Spawalnictwie www.proweldex.pl
• OILexpo Targi Olejów, Smarów i Płynów Technologicznych dla Przemysłu www.oilexpo.pl
Ewa Kosowska
23 – 25 listopada • Expo KRUSZYWA Targi Kruszyw Naturalnych i Wtórnych www.expokruszywa.pl
• ExpoBeton Salon Technologii, Produkcji i Wykorzystania Betonu www.expobeton.pl
• INFRA-Meeting Salon Maszyn, Urządzeń i Technologii dla Infrastruktury www.inframeeting.pl
• InterSCRAP Międzynarodowy Salon Recyklingu Metali www.interscrap.pl
• SURFPROTECT 5. Międzynarodowe Targi Zabezpieczeń Powierzchni www.surfprotect.pl
Sosnowiec Expo Silesia Sp. z o.o., ul. Braci Mieroszewskich 124, 41-219 Sosnowiec, tel. +48 32 78 87 500, fax +48 32 78 87 502, e-mail: exposilesia@exposilesia.pl
Pełny program targów www.exposilesia.pl
Adam Pociecha
6.06.2011 r. (poniedziałek), godz. 19.00,
nr
3
w programie min.: G.Verdi, W.A. Mozart, E. de Curtis, J. Petersburski, J. Gade, T. Cottrau, E. Bianco Bilety wcenie 10 zł (ulgowy) i 15 zł (normalny)
Klub zastrze ga sobie prawo do zmiany programu Informa cje na bie żąco dostępne są na www.kiepura.pl lub tel. 32 2913948 ul. Będzińska 6 ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury oraz 32 7883361
maj – czerwiec 2011 cena 7 zł
12.00 – 13.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna – Grupa Teatralna Bambino oraz uczniowie szkół podstawowych 13.00 – 14.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna ul. Będzińska 65, – Grupa Teatralna Krotochwila oraz Energetyczne Centrum Kultury uczniowie klas gimnazjalnych Muzyczny koktajl na zakończenie sezonu kulturalnego 17.06.2011 r. (piątek), 14.00 – 15.00 Taniec towarzyski dla dzieci 2010/2011 w wykonaniu Międzynarodowej Grupy godz. 17.00 – 21.00, i młodzieży Wokalnej Orfeusz, w skład której wchodzą soliści ul. Będzińska 6 15.00 – 16.00 Taniec Disco dzieci 4-6 lat z Bułgarii, Chorwacji, Węgier i Białorusi, w programie: cykl pieśni a capella pochodzących VI Potyczki Sosnowieckiego Stowarzyszenia 16.00 – 17.00 Taniec Disco młodzież 7-13 lat Szaradzistów Ariada o Puchar Dyrektora Miejskiego 17.00 – 19.00 Warsztaty florystyczne i z rękodzieła z różnych regionów wschodniej części Europy. Klubu im. Jana Kiepury w Sosnowcu. artystycznego lub warsztaty Bilety wcenie 20zł Impreza zamknięta plastyczne 8.06. – 10.06.2011 r., (sala klubowa, ilość miejsc 17.06.2011 r. (piątek), ograniczona, zapisy) ul. Będzińska 65, 17.00 – 18.00 Mała Akademia Tańca Flooreski godz. 18.00, Energetyczne Centrum Kultury – Taniec nowoczesny z elementami VIII Konferencja PR w samorządzie ul. Będzińska 65, baletu 5-6 lat Mieszkaniec – Media – Inwestor w relacjach Energetyczne Centrum Kultury 18.00 – 19.00 Mała Akademia Tańca Flooreski z samorządem Koncert uczestników zajęć Ogniska Muzyki – Taniec nowoczesny z elementami Sosnowiec, 8-10 czerwca 2011 r. Rozrywkowej Sound Impression, zamykający rok baletu 6-7 lat szczegóły na www.sosnowiec.pl szkolny 2010/2011 19.00 – 20.00 Mała Akademia Tańca Flooreski W koncercie wezmą udział uczniowie uczęszczający – Taniec nowoczesny z elementami 13.06.2011 r. (poniedziałek), na zajęcia w klasach: śpiewu, gitary, gitary baletu 8 lat i powyżej elektrycznej, gitary basowej, godz.19.00, Zajęcia bezpłatne perkusji i fortepianu. Wstęp wolny. ul. Będzińska 6 30.06.2011 r. (czwartek) Spotkanie z operetką 27.06. – 1.07.2011 r. (codziennie), Koncert dedykowany Alfredowi Jaroszowi 9.00 – wycieczka rekreacyjna do przystani ul. Będzińska 6 Korczyńskiemu żeglarskiej w Boguchwałowicach. 9.00 – 11.00 Taniec współczesny cheerleaders Todo Art Trio Obowiązują wcześniejsze zapisy 10.00 – 14.00 Turniej Szachowy (czytelnia) Grażyna Jursza - flet w Miejskim Klubie im. Jana Kiepury, 11.00 – 12.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna Dariusz Jursza - klarnet ul. Będzińska 6. – Grupa Teatralna Kwadryga oraz Dawid Smykowski - fagot Cena 6 zł. uczniowie klas gimnazjalnych i licealnych Aleksandra Stokłosa - sopran
(zawiera 5% VAT)
Wakacje z filmem
5.07.
ul. Będzińska 6 17.00 - prelekcja - prezentacja filmu 18.00 Prowadzenie – dr Ryszard Koziołek Bilety w cenie 5 zł
7.07.2011 r. (czwartek), godz.19.00, ul. Będzińska 6 Koncert muzyki operetkowej Bilety wcenie 10 zł (ulgowy) i 15 zł (normalny)
25.08 – 31.08.2011 r. Wakacje z Miejskim Klubem im. Jana Kiepury w Sosnowcu , ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury Wycieczki rekreacyjne, zajęcia taneczne, warsztaty plastyczne, wokalne i inne. Szczegółowy harmonogram dostępny będzie na stronie www.kiepura.pl oraz na plakatach.
Klub zastrzega sobie prawo do zmiany programu. Informacje na bieżąco dostępne są na www.kiepura.pl lub pod nr. tel. 32 2913948, ul. Będzińska 6 oraz 32 7883361, ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury SERDECZNIE ZAPRASZAMY!
Szanowni Państwo! Nowe Zagłębie przeżywa najtrudniejszy okres w swojej prawie trzyletniej działalności. Jest to związane z negatywną oceną naszego wniosku w konkursie ofert na zadania publiczne Województwa Śląskiego w dziedzinie kultury w 2011 roku. W odpowiedzi na pismo skierowane do Marszałka Województwa Śląskiego Pana Adama Matusiewicza podpisane przez Panią Wicemarszałek Aleksandrę Gajewską-Przydrygę czytamy, że nasza inicjatywa jest niewątpliwie potrzebna na terenie Zagłębia, tym bardziej dziwi znikome jej finansowanie z poziomu gmin zagłębiowskich, ponieważ – jak piszą autorzy listu – to gminy zagłębiowskie powinny być najbardziej zainteresowane wsparciem czasopisma. Brak wsparcia finansowego dla Nowego Zagłębia ze strony samorządu województwa jest bardzo bolesny, gdyż było ono największe w grupie jednostek samorządowych, trzy razy większe w stosunku do miasta Sosnowca oraz pozostałych miast (Dąbrowy Górniczej, Siewierza, Poręby, Łaz, Ogrodzieńca, Sławkowa, Wojkowic, Zawiercia) i powiatów (będzińskiego i zawierciańskiego). Podzielamy natomiast ocenę samorządu województwa śląskiego dotyczącą słabego zainteresowania wsparciem ze strony gmin i powiatów Zagłębia Dąbrowskiego, tym bardziej, że zdecydowana większość samorządów lokalnych regionu przystąpiła do Strategii Zrównoważonego Rozwoju Zagłębia Dąbrowskiego, która zakłada powołanie do życia czasopisma promującego region zagłębiowski, co od trzech lat czyni redakcja Nowego Zagłębia. Redakcja Nowego Zagłębia wielokrotnie zabiegała o zainteresowanie czasopismem władz samorządowych gmin i powiatów zagłębiowskich bez spektakularnego rezultatu. Nasze propozycje szły w kierunku systemowego wsparcia Nowego Zagłębia z pominięciem procedur konkursowych. W opinii dużej liczby czytelników oraz specjalistów nasze czasopismo spełnia nie tylko polskie, ale również europejskie standardy nowoczesnego, regionalnego i kulturalnego medium, które stawia wysokie wymagania swoim czytelnikom, przekraczające poziom królujących dziś tabloidów. Dorobek Nowego Zagłębia wpisuje się w pola strategiczne rozwoju kultury województwa śląskiego dotyczące podnoszenia kompetencji kulturowych, gwarantujące zwiększenie uczestnictwa w kulturze oraz zapewnienia ciągłości wzorów kulturowych w sferze materialnej i duchowej. Nasza obecność na regionalnym rynku prasowym przyczynia się do umacniania wizerunku województwa śląskiego jako regionu zróżnicowanego pod względem kulturowym, ale zarazem tolerancyjnego w wymiarze społeczno-kulturalnym i politycznym, który staje się autentyczną ojczyzną lokalną dla obecnych oraz byłych mieszkańców. Stawia to przed wydawcą ogromne wyzwania, który w warunkach urynkowienia prasy oczekuje wsparcia ze strony publicznego mecenasa, jakim są samorządy terytorialne. Decyzja o zaprzestaniu wsparcia finansowego dla Nowego Zagłębia, łamiąc zasadę zrównoważonego rozwoju regionu również w sferze kulturalnej stwarza olbrzymie trudności wydawnicze, zagraża dezintegracją ruchu społecznego, który ukształtował się wokół wydawcy i zespołu redakcyjnego. Tworzą go współpracownicy, środowiska twórcze oraz nasi Czytelnicy. Dziękujemy wszystkim za dotychczasowe wsparcie, zwłaszcza wymienionym wyżej władzom samorządowym, ich jednostkom organizacyjnym, a także firmom i podmiotom gospodarczym. Zwracamy się do naszych Czytelników, środowisk twórczych i artystycznych, odbiorców instytucjonalnych w tym przede wszystkim władz samorządowych o wsparcie wydawcy i redakcji Nowego Zagłębia w celu kontynuacji naszego projektu. Marek Barański
Spis treści Coś ważnego już się zaczęło dziać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 Nowy most Gawła? .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Pro memoria: Grzegorz Dolniak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6 Lubię nowe wyzwania .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Zagłębiowskie pory roku: Lato .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 Udział Zagłębiaków w powstaniach śląskich .. . . . . . . . 12 Trzeci agresor . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Fotografia władzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Ze wspomnień akademicko-muzycznych lat młodości .. . . . . . . . . . . . . . . . 20 Bolesław Zagórny – duma Grodźca .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Kultura w województwie śląskim . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 POEZJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 PLASTYKA .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 Dobry zwyczaj... wypożyczaj! .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 PROZA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36 RECENZJE .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 FELIETONY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 Geocaching – przygoda w zasięgu ręki . . . . . . . . . . . . . . . . . 46 Sztuka w przestrzeni miejskiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48 REGION . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Kalendarium wydarzeń kulturalnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64
•
Nowe Zagłębie – czasopismo społeczno-kulturalne Redaguje kolegium w składzie: Marek Barański – redaktor naczelny, Paweł Sarna – sekretarz redakcji, Maja Barańska, Ewa M. Walewska, redakcja techniczna: Tomasz Kowalski Adres redakcji: 41-200 Sosnowiec, ul. Będzińska 65/31, tel./fax: + 48 32 733 42 27, + 48 512 175 814 e-mail: redakcja@nowezaglebie. pl, www.nowezaglebie.pl Wydawca: Związek Zagłębiowski Zagłębiarka: redaguje kolektyw w składzie: Maja Barańska, Aleksandra Sarna, Paweł Barański, Paweł Sarna Foto na okładce: T. Kowalski Współpracownicy: Zbigniew Adamczyk, Paweł Barański, Przemysław Dudzik, Robert Garstka, Henryk Kocot, Tomasz Kostro, Jarosław Krajniewski, Dobrawa SkoniecznaGawlik, Piotr Smereka, Jerzy Suchanek Druk: Progress Sp. z o.o. Sosnowiec Nakład: 1500 egzemplarzy Tekstów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo ingerencji w teksty zamówione. Reklamę można zamawiać w redakcji; za treści publikowane w reklamach redakcja nie ponosi odpowiedzialności Zasady prenumeraty „Nowego Zagłębia”: Prenumeratę krajową lub zagraniczną można zamawiać bezpośrednio w redakcji lub e-mailem Cena prenumeraty półrocznej (przesyłanej pocztą zwykłą) – 3 wydania – 20 złotych, rocznej – 40 złotych Prenumerata zagraniczna przesyłana pocztą zwykłą – 3 wydania – 60 złotych, roczna – 120 złotych Wpłat na prenumeratę należy dokonywać na konto: Związek Zagłębiowski, GETIN BANK SA, 70 1560 1010 0000 9010 0006 2987.
•
• •
•
•
•
•
•
•
•
•
•
Druk i upowszechnianie czasopisma „Nowe Zagłębie” są współfinansowane przez Samorząd Województwa Śląskiego, gminę Sosnowiec i gminę Zawiercie
•
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
1
Wywiad
Coś ważnego już się zaczęło dziać Z Witoldem Klepaczem, posłem na Sejm RP z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, rozmawia Paweł Sarna Które z Pańskich działań jako posła, mieszkaniec Zagłębia mógłby uznać za najważniejsze w mijającej kadencji? Jak sądzę, szereg interpelacji, które odnoszą się czy to do sytuacji mieszkańców regionu, do spraw związanych z przebudową infrastruktury drogowej, kolejowej, z inwestycjami, z wykorzystaniem środków europejskich, czy też z wpisaniem Zagłębia do koncepcji przestrzennego zagospodarowania kraju. Ważną interpelację składałem też do pani minister Rozwoju Regionalnego, bo w tej koncepcji nazwa Zagłębie Dąbrowskie nie występuje. Ze spraw, które udało się załatwić, wymieniłbym inicjatywę dotyczącą samorządów. Polegała ona na umożliwieniu samorządom przejęcia mniejszościowych udziałów Skarbu Państwa w spółkach komunalnych. Do tej pory tych udziałów mniejszościowych nie można było przejąć, gmina inwestowała w majątek spółek komunalnych, natomiast był on proporcjonalnie dzielony na udziały między gminę i Skarb Państwa. Nowelizacja ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji zagwarantowała, że gminy mogą nabywać te udziały, i na przykład Sosnowiec z tego rozwiązania skorzystał – zostało w ten sposób przejęte Rejonowe Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji, jego właścicielem jest gmina Sosnowiec. Ślązacy mają zdolność dbania o swoje interesy, inicjowania ważnych dyskusji o tożsamości. A Zagłębiacy? Żadna ważna dyskusja z tej części regionu nie przebiła się do mediów ogólnopolskich. Ale są podejmowane próby. Bardzo sobie cenię działalność Instytutu Zagłębiowskiego, który funkcjonuje przy Wyższej Szkole Humanitas w Sosnowcu. Stamtąd wychodzi wiele cennych inicjatyw, są organizowane konferencje, spotkania. Pomysły i propozycje, które tam się pojawiają, są także uzupełniane ofertami różnych organizacji pozarządowych. Mam na myśli Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego i inne organizacje, które swoją tożsamość identyfikują z tożsamością zagłębiowską. Myślę, że coś ważnego już się zaczęło dziać. Na Śląsku
2
Witold Klepacz, poseł na Sejm RP z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Fot. arch.
ruch ma bardzo głębokie korzenie i historię, a tożsamość zagłębiowska jest z kolei budowana na nowo. Kiedy podczas wystąpień mówię o Śląsku i Zagłębiu, Ślązacy często mi zarzucają, że województwo nazywa się śląskie. Jeśli Zagłębiacy nie będą chcieli mówić o swojej tożsamości, nikt tego za nich nie zrobi. Właśnie dlatego trzeba o tym mówić, żeby pokazać, że ten region ma też swoje odrębne tradycje i należy to zaznaczać. Za późno zaczęliśmy to robić, ale coś pozytywnego zaczyna się już dziać. Aby móc nagłaśniać tego typu dyskusje, potrzebne są media, które interesuje coś więcej niż pseudowydarzenia i plotki na temat celebrytów. Ambitniejsze czasopisma są w odwrocie, wspierane są coraz słabiej. Zwyciężają tabloidy. Mnie też to martwi. Kultura masowa zwycięża, niejako zawłaszcza wszystkie dziedziny. Tym bardziej musimy więc pielęgnować te wydarzenia w kulturze, które przynoszą większe wartości. Włodarze miast chwalą się przede wszystkim dużymi imprezami masowymi. Samorząd powinien umiejętnie zaspokajać potrzebę uczestniczenia w kulturze masowej, ale z drugiej strony musi istnieć także alternatywa w postaci dobrego teatru, dobrego kina studyjnego, jak również możliwości dostępu do prasy niszowej – kulturalnej, społecznej. Nie wyobrażam sobie, aby mogło zabraknąć środków na tego typu wydawnictwa, one zresztą
w całej Polsce w tej chwili przeżywają kryzys. Potrzeba pewnego zbiorowego wysiłku. Większość obowiązków spoczywa na samorządzie wojewódzkim, czy miejskim, powiatowym i gminnym, aby te wydawnictwa i pisma utrzymać na rynku, zdając sobie sprawę, że trafiają one do dosyć wąskiego kręgu odbiorców. Ale to jest bardzo ważne, bo równoważy ogólny poziom – jeśli tego nie utrzymamy, to zaleje nas tak zwana kultura tabloidalna. Mass media żyją obecnie zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, zatem nieco zmieńmy temat. Sojusz Lewicy Demokratycznej w Zagłębiu jest partią, która ma wielu członków. Jak Pan ocenia kondycję swojej partii? SLD notuje stopniowy wzrost poparcia społecznego, spotykamy się z coraz lepszym odbiorem społecznym wśród mieszkańców, czyli potencjalnych wyborców. Wydaje się, że kryzys z lat wcześniejszych jest już poza tą formacją, która z jednej strony się odmłodziła, bo jest sporo nowych ludzi z nowymi pomysłami, którzy współdecydują o wizerunku partii, z drugiej, jest w niej sporo ludzi z dużym doświadczeniem. To połączenie młodości i doświadczenia to jest ta nowa wartość Sojuszu, która decyduje o jego obecnym obliczu. Staliśmy się partią nowoczesną, korzystającą ze wszystkich nowinek technicznych, szybko reagującą na wydarzenia, prezentującą własne stanowiska w najważniejszych kwestiach, mającą własne zdanie. Klub pracuje bardzo intensywnie, jest jednym z klubów w parlamencie, który zgłosił najwięcej inicjatyw ustawodawczych, i to takich, które mają na względzie naszą wrażliwość społeczną, staramy się też wiele ustaw poprawić. Jesteśmy klubem opozycyjnym i niezbyt licznym, ale cechujemy się dużą sprawnością, to decyduje o tym, że w wielu kwestiach potrafimy zaistnieć w mediach, a także pokazać swój punkt widzenia, który niekoniecznie uzyskuje większość, ale jest alternatywą dla obecnie rządzących. Dobre wyniki w wyborach samorządowych, również w Sosnowcu, pokazują, że formacja odzyskuje równowagę i dobrze rokuje
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Wywiad na przyszłość. Liczę, że uzyskamy wynik w granicach 18–19 procent w wyborach parlamentarnych, również w przyszłych wyborach samorządowych stać będzie nas na jeszcze lepszy wynik. A czym żyje Pańskie biuro poselskie w ostatnim czasie? Zamierzamy po raz kolejny interweniować w sprawie kładki w Dąbrowie Górniczej-Strzemieszycach. Mija dokładnie rok od tragedii, która tam się wydarzyła – zgi-
nął młody człowiek wskutek porażenia prądem. Kładka jest wyłączona z użytkowania, ale w dalszym ciągu Polskie Koleje Państwowe nie podjęły żadnych działań, by doprowadzić do remontu i umożliwić bezpieczne przechodzenie przez tory. Ludzie przechodzą na własne ryzyko w miejscach niebezpiecznych. Oprócz tego śledzimy bardzo pilnie, również z tej racji, że jestem członkiem Komisji Infrastruktury, losy ustawy o spół-
dzielniach mieszkaniowych. Ta ustawa praktycznie likwiduje spółdzielnie i jest niezgodna z konstytucją, więc na ostatnim posiedzeniu Komisji Infrastruktury sprawozdanie podkomisji w sprawie tej ustawy zostało przez nas odrzucone. Wszystko wskazuje, że ta ustawa nie zostanie uchwalona, gdyż jest ustawą złą, która mogłaby wyrządzić więcej szkód, niż przynieść korzyści. Dziękuję za rozmowę.
Sojusz Lewicy Demokratycznej Jest określany mianem polskiej centrolewicowej partii politycznej. Założony został 15 kwietnia 1999 roku przez działaczy większości organizacji wchodzącej w skład koalicji SLD. Jest członkiem Międzynarodówki Socjalistycznej, a w Parlamencie Europejskim należy do Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów. Sojusz Lewicy Demokratycznej jako samodzielna partia polityczna wziął nazwę od ugrupowania koalicyjnego funkcjonującego pod taką samą nazwą, który wszedł do rządu koalicyjnego w III RP po raz pierwszy po wyborach z 19 września 1993 roku, zdobywając 168 mandatów. Koalicyjny PSL posiadał wówczas 127 miejsc w Sejmie. Premierem został kandydat PSL Waldemar Pawlak. Koalicja SLD-UP wygrała wybory parlamentarne w 2001 roku. Poparcie dla programu partii wyraziło ponad 41 proc. wyborców. Było to druzgocące zwycięstwo lewicy. Premierem rządu koalicyjnego z PSL został Leszek Miller, który pełnił urząd do 2 maja 2004 roku. Jego następcą (rządu mniejszościowego) został Marek Belka. Rządy SLD przyczyniły się do ukończenia negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską (szczyt w Kopenhadze 13 grudnia 2002) i do znacznego wzrostu gospodarczego kraju. Na konwencji w 2004 roku zmieniono prezydium SLD. Nowym szefem został Krzysztof Janik, a jego zastępcami Katarzyna Piekarska i Grzegorz Napieralski. Pod wpływem narastających konfliktów w łonie partii, 26 marca 2004 roku grupa działaczy SLD z marszałkiem Sejmu Markiem Borowskim założyła nową partię pod nazwą Socjaldemokracja Polska – SdPL. Kontynuacją konfliktu wewnątrz SLD było odej-
ście kolejnych działaczy i posłów do nowo tworzonej Partii Demokratycznej. W wyborach w 2005 r. zaufanie dla kandydatów SLD wyraziło zaledwie 11, 3 proc. Powodem takiego wyniku stały się różne „afery” niektórych partyjnych polityków i wpadki rządu. Malało społeczne poparcie dla programu lewicy. 21 maja 2005 roku kierownictwo SLD (przewodniczący, wiceprzewodniczący oraz przewodniczący klubu parlamentarnego) podało się do dymisji. Na konwencji partii 29 maja 2005 roku członkowie wybrali nowe władze z Wojciechem Olejniczakiem na czele. Przed wyborami samorządowymi w 2006 roku SLD wszedł wraz z UP, PD oraz SDPL w skład koalicyjnego porozumienia Lewica i Demokraci. Współpracę kontynuowano po wyborach, Wojciech Olejniczak został jednym z przewodniczących powołanego 18 stycznia 2007 roku Komitetu Porozumiewawczego koalicji. W wyborach 21 października 2007 roku SLD w ramach bloku wyborczego Lewica i Demokraci uzyskało łącznie 13,2 proc. głosów, co przełożyło się na 53 mandaty w Sejmie. Do Senatu LiD wprowadziło tylko jednego senatora startującego z własnego Komitetu, Włodzimierza Cimoszewicza. Po wyborach parlamentarnych w 2007 roku posłowie SLD stanowili większość w klubie poselskim LiD (40 z 53). 29 marca 2008 roku zakończyła się współpraca wszystkich czterech partii w ramach LiD, po czym posłowie PD, a następnie SDPL, opuścili klub. 22 kwietnia 2008 roku powstał w Sejmie nowy klub poselski o nazwie „Lewica”, który utworzyło dotychczasowych 40 posłów SLD oraz 2 dotychczasowych posłów Socjaldemokra-
cji Polskiej. W późniejszym okresie do klubu dołączyli kolejni byli członkowie SDPL. Aktualnie dwoje z nich należy do Unii Pracy, podobnie jak Elżbieta Zakrzewska, która objęła mandat po zmarłym w katastrofie lotniczej Jerzym Szmajdzińskim. 31 maja 2008 roku nowym przewodniczącym Sojuszu został Grzegorz Napieralski. W wyborach prezydenckich 2010 roku Grzegorz Napieralski zajął 3 miejsce, co było dużym sukcesem lewicy, która poprawiła swoje wyniki we wszystkich sondażach. Niestety, w wyborach do samorządów terytorialnych już nie było tak wesoło, jak tego spodziewały się lokalne władze Sojuszu. Wyborcy w Zagłębiu uważanym za bastion lewicy nie zaufali wielu działaczom. Niektórzy przegrali, inni musieli stanąć do drugiej tury wyborów. SLD w województwie śląskim ma zaledwie 3 posłów w parlamencie. Są to: Witold Klepacz, Wacław Martyniuk i Tadeusz Motowidło. Radnymi Sejmiku Województwa Śląskiego jest 10 radnych tej formacji politycznej, w tym wiceprzewodniczący Michał Czarski. W trzech miastach Zagłębia Dąbrowskiego prezydentami są członkowie SLD, Kazimierz Górski w Sosnowcu, Łukasz Komoniewski w Będzinie oraz Zbigniew Podraza w Dąbrowie Górniczej. Kampania wyborcza do Sejmu VII kadencji ruszyła pełną parą. Trwa walka o wysokie miejsca na listach wyborczych. Wśród pretendentów do mandatów poselskich znajdują się znani liderzy lewicy oraz grupa młodych i nowych kandydatów
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
HK i MB
3
Historia
Nowy most Gawła? Krzysztof M. Macha
Brynica. W oddali ruiny mostu w Piekarach Śląskich. Fot. MaiekKl
Na śląsko-zagłębiowskim pograniczu (czyli po obu stronach Brynicy) rozpoczyna się właśnie akcja „Most na Brynicy”, projekt wymyślony w Regionalnym Klubie Europejskim „Quo Vadis” z Chorzowa. Ma trafić do szkół i pokazać uczniom, czym różni się Górny Śląsk od Zagłębia, a przede wszystkim jak i czym różnią się od siebie LUDZIE mieszkający na Śląsku i w Zagłębiu. – Europa połączy się wówczas, gdy połączą się jej narody – tłumaczy Henryk Iwa, koordynator RKE. – W naszym, lokalnym rozumieniu realizacją tej idei jest budowanie pomostu świadomości pomiędzy Ślązakami i Zagłębiakami. Mam nadzieję, że w okresie polskiej prezydencji znajdzie się miejsce na specjalne wyeksponowanie tego projektu. – Wjeżdżając na most na Brynicy z jednej strony wjeżdża się na rowerze, a zjeżdża na „kole” z drugiej strony – skomentował pomysł akcji chorzowski poseł Marek
4
Plura – Napięcia ostatnich dni pokazały, że w naszym kraju są tacy, którzy tego nie rozumieją, nie akceptują tych pięknych różnic, nie potrafią tym się cieszyć. W prasie, która dość skromnie, ale jednak, informowała o akcji znaleźć też można wiele innych wypowiedzi prominentnych osób związanych z jednym lub drugim brzegiem Brynicy, które popierają ideę i stwierdzają, że śląsko-zagłębiowskie antagonizmy są przeżytkiem, co najmniej archaizmem. Tymczasem jednak sprawa jest poważniejsza, niżby się mogło wydawać. Choć tożsamość mieszkańców województwa – nazwanego podczas ostatniej reformy administracyjnej nie całkiem szczęśliwie „śląskim” – z pewnością nie jest dwubiegunowa, to w roku Narodowego Spisu Powszechnego i dobie pierwszej lokalnej samorządowej koalicji partia polityczna (PO) – ruch narodowy (RAŚ) antagonizmy śląsko-
zagłębiowskie wydają się silniejsze, niż choćby dekadę temu. Ślązacy mają dziś problem czy i jakimi są Polakami. 70 proc. spośród nich deklaruje „jestem Ślązakiem, ale jestem też Polakiem” i to właśnie ta grupa poczuła się najbardziej urażona po wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Duża część Ślązaków deklaruje jedynie swoją śląskość, z jednoczesnym zastrzeżeniem, że nie są ani Polakami, ani Niemcami. A mniejsza, jak choćby przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska (i już wicemarszałek województwa) Jerzy Gorzelik, stwierdza swoje przywiązanie do śląskiej tożsamości i równocześnie nie czuje się lojalnY wobec Rzeczpospolitej Polskiej. I wreszcie ostatnią opcją, również skromną liczbowo jest stanowisko: „jestem Ślązakiem i jestem też Niemcem. Choć moją ojczyzną są Niemcy, jestem lojalnym obywatelem Rzeczpospolitej”.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Historia Z kolei Zagłębiacy mają się bodaj najgorzej od lat. Przepadły splendory z okresu gierkowskiego, z perspektywy województwa lewicowe władze zagłębiowskich miast są ledwie tolerowane. Nie układa się współpraca organizacjom pozarządowym, a jedyne zagłębiowskie czasopismo społeczno-kulturalne, „Nowe Zagłębie” z trudnych do zaakceptowania powodów (choć oceniono je podobnie dobrze jak miesięcznik „Śląsk”) nie otrzymało dofinansowania na kolejny okres, co grozi upadkiem periodyku. Mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego podkreślają, że zbyt często używa się wyrazu „śląski” przy określaniu nazewnictwa różnych nowych instytucji w regionie i województwie. Trudno im pogodzić się z propozycjami nazwania przyszłej metropolii „Silesia” inaczej niż śląsko-dąbrowską lub śląsko-zagłębiowską. Choć w 2009 roku w ramach sosnowieckiej Wyższej Szkoły Humanitas powołano Instytut Zagłębiowski, to trzeba zauważyć – choć to oczywiście nie umniejsza wagi tego przedsięwzięcia – że jest to inicjaty-
Pons Gauli Brynica, na której jednym z jej brodów powstała Czeladź, była dawniej nazywana także Brzennyczą, Braną, Brzeźnicą czy Brenicą. Rzeka stanowi prawy główny dopływ Czarnej Przemszy i ma niecałe 55 kilometrów długości. Płynie m.in. przez Piekary Śląskie, Czeladź, Siemianowice Śląskie, Katowice i Sosnowiec. Średniowieczne zapiski informują o siedliskach bobrów, które uniemożliwiały żeglugę. Obecnie niemal od dwóch wieków rzeka jest mocno zurbanizowana, parokroć jej bieg był zmieniany m.in. w 1840 roku koryto rzeki na terenie dzisiejszego Sosnowca przesunięto w kierunku zachodnim, a w 1935 roku w Kozłowej Górze, zbudowano zbiornik wody pitnej o pojemności ok. 15,8 mln m. sześć. W dokumentach z początku XX wieku można znaleźć informacje o parowcu, który po niej pływał. Zachowały się też zdjęcia kajaków i kąpiących się letników datowane na okres międzywojnia.
wa prywatnej uczelni, a nie miejska czy regionalna. Instytut, mający zajmować się tematyką i studiami nad Zagłębiem Dąbrowskim chce prowadzić też prace, które będą pogłębiały zagłębiowską tożsamość i umacniały jej korzenie. Na dziś jednak zwraca się o pomoc do wszystkich chętnych, zwłaszcza mieszkańców zarówno Zagłębia Dąbrowskiego i województwa, licząc, że w ten sposób placówka w rzetelny i nowoczesny sposób stworzy podstawy do swej pracy badawczej. Miejmy nadzieję, że Instytut otrzyma jak największe wsparcie, bowiem dziś wyręcza inne instytucje, wypełnia ogromną niszę, by nie powiedzieć pustkę. Od czasu wspomnianej już wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na forach internetowych na nowo kwitnie stary antagonizm śląsko-zagłębiowski, a uzupełnia go kolejny, śląsko-polski. Cytuje się i bez pobłażania krytykuje fragmenty śląskich wspomnień Kazimierza Kutza, jak choćby ten: „Mój świat lepiony był na model niemiecki, rządziła nim familijność i pracowitość. Po tamtej stronie królowało cwa-
niactwo, przekupstwo i donosicielstwo. I ten świat, w mundurach UB i garniturach partyjnych aparatczyków, wkroczył po wojnie na Śląsk i wdeptał go w ziemię”. Wspomina się śląskich „tłumaczy gestapo” z okresu II wojny światowej. Jeśli zdarzają się głosy stonowane, to niejednokrotnie nawołują one po prostu do zamknięcia się po swoich stronach Brynicy. W całym tym kontekście inicjatywa „Mostu na Bynicy” wydaje się niezwykle cenna. Nie dość, że w oczywisty sposób proeuropejska, to jeszcze budująca najważniejszą z lokalnych relacji: śląskozagłębiowską. Wydaje się oczywiste, że antagonizm Ślązaków i Zagłębiaków narasta, gdy próbuje się te odmienne regiony i tradycje sztucznie łączyć. Ponieważ zatrzeć granicy się nie da, pewnie warto ją eksponować. Henryk Iwa, koordynator projektu, twierdzi, że szkoda czasu na przemawianie do pokolenia o ukształtowanych już jednoznacznie i wrogo poglądach. Wybrał młodzież i z nią próbuje – bez fałszywych półuśmieszków – zbliżyć Hanysów i Goroli. Wybudować na Jordanie nowy most Gawła.
Na Brynicy znajduje się historyczna granica Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, które jest częścią Małopolski. W minionych wiekach rzeka była także granicą pomiędzy Polską a państwem Habsburgów (następnie Prusami) oraz pomiędzy Rosją i Prusami (później Niemcami). W latach 1918-1922 Brynica wyznaczała granicę niemieckopolską. 20 czerwca 1922 roku wojska polskie dowodzone przez gen. Stanisława Szeptyckiego przekroczyły rzekę i przejęły pod polską administrację wschodnią część Górnego Śląska. Najstarszym mostem na Brynicy był opisany już w 1228 roku „ćwierćmilowy” most Gawła przebiegający nad rozlewiskiem pomiędzy dzisiejszą Czeladzią, a Siemianowicami Śląskimi. Nazwa mostu nie jest jasna i istnieją co najmniej trzy różne wersje jej powstania. Według jednej z nich budowniczym lub inicjatorem budowy mostu był Marcin Gallus, towarzysz Jaksy z Miechowa i pierwszy prepozyt (przełożony) Bożogrobców po ich przybyciu do Małopolski. Gdyby przyjąć tę tezę, most mógł być zbudowany
już po roku 1162, tj. zaraz po przybyciu do Miechowa zakonu Bożogrobców, a celem budowy byłoby udrożnienie traktu handlowego prowadzącego z Miechowa przez Wolbrom do szlaku Kraków - Wrocław i dalej do śląskich posiadłości Bożogrobców. W dokumencie księcia Kazimierza Opolskiego z 1 sierpnia 1228 roku opis topograficzny wsi Czeladź informuje, że wieś CHELAD (Czeladź) rozciąga się od ujścia Ossety do Brynicy do mostu Gawła (pons Gauli). Inna historia powstania mostu opowiada o budowniczym skarbniku Gawle Chwalisławie, a użyta przez Mariana Kantora Mirskiego nazwa „most Gawła” ma korzenie w spolszczeniu zawołania walońskich Gallów, których nazywano „Gawłami”. W każdej z tych wersji celem budowy mostu jest ułatwienie podróży kupcom i ułatwienie kontaktów mieszkańcom ziem śląskiej i małopolskiej.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Krzysztof M. Macha
5
Pro memoria: Grzegorz Dolniak
Przemówienie profesora Włodzimierza Wójcika wygłoszone 19 kwietnia 2011 roku w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie podczas uroczystości powołania do życia Fundacji im. Grzegorza Dolniaka „Sportowa Szansa”
Grzegorz Dolniak był, jest i będzie nadal wszędzie tam, gdzie trzeba pomagać konkretnej osobie, grupom społecznym i ojczyźnie. Pełen inicjatywy, życzliwości i dobrej woli wzbogacał nasze życie wprowadzając radość płynącą z kształtowania urody świata. Pamiętam wiele spotkań i rozmów z nim. Jedna wszakże staje mi przed oczyma jak żywa. Mam na myśli nasze spotkanie w kawiarence nad Czarną Przemszą pod Zamkiem Kazimierzowskim w Będzinie z udziałem posła Waldemara Anzela. Tematem wspólnych naszych dywagacji była opiekuńcza i wychowawcza funkcja Stowarzyszenia Dzieciom Będzina, społeczno-kulturalna rola Towarzystwa Przyjaciół Będzina, Stowarzyszenia Dam i Kawalerów Orderu Świętego Stanisława oraz Zagłębiowskiego Koła Genealogicznego. Z wielkim zapałem i ożywieniem mówiliśmy także o wychowawczej roli literatury narodowej. Z ust młodych posłów padały nobliwe nazwiska: Jana Ostroroga, Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Jana Kochanow-
6
skiego, Skargi, Naruszewicza, Krasickiego, romantyków i neoromantyków. Próbowaliśmy odpowiadać na pytanie, jak w świetle ich dzieł powinny wyglądać powinności wobec ojczyzny „wybrańców narodu” a więc posłów i senatorów. Dzisiaj, kiedy nie ma już pośród nas tego wzorowego posła do naszego Parlamentu, myślę, że w służbie narodowi postępował on tak, jakby na świeżo czytał znaną ze szkoły średniej Jana z Czarnolasu „Pieśń XIV”: Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie, A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie, Wy, mówię, którym, ludzi paść poruczono I zwierzchności nad stadem bożym zwierzono: Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi, Żeście miejsce zasiedli boże na ziemi, Z którego macie nie tak swe własne rzeczy Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy. […] Przełożonych występki miasta zgubiły I szerokie do gruntu carstwa zniszczyły.
Kochanowski mówił nadto o tym, że jeśli komuś jest otwarta droga do nieba, to przede wszystkim tym, którzy służą ojczyźnie miłej. Jeśli tak, to jestem przekonany o tym, że dzisiaj Grzegorz Dolniak ze spokojem spaceruje po „niebiańskich pastwiskach”. Jest to pociecha, ale smutek jest smutkiem. Lecz i on musi mieć swoją granicę. Zgodnie z wielowiekową tradycją naszych dziadów i ojców i nakazem Kościoła, po roku bezgranicznego smutku i głębokiej żałoby czas uchylić ciemny kir i spojrzeć na świat, na jego szeroki horyzont. Może tam pojawi się cień istoty na dziś utraconej, która przemówi krótko: „Non omnis moriar”. Grzegorz nie cały umrze dzięki kreatorskiemu gestowi ludzi szczerze go kochających. A więc dzięki powołanej przez Barbarę i Patrycję Dolniak Fundacji imienia Grzegorza Dolniaka „Sportowa Szansa”. Jestem przekonany o tym, że wyjrzy z tej ciemnej mgły smoleńskiej i będzie duchowo opiekował się ludźmi sportu. Tymi najmłodszymi i starszymi. Także tymi poszkodowanymi fizycznie. Niekiedy skazanymi przez los na trwałe kalectwo. Na zawsze zostaje wpisany Grzegorz w pejzaż rodzimego Zagłębia. Sosnowiecka Wyższa Szkoła „Humanitas” – której mam zaszczyt być profesorem zwyczajnym – ustanowiła doroczną Nagrodę i Medal Zagłębiowski dla ludzi wielkiej zasługi dla regionu. Odnosi się ona do ludzi żyjących. Wobec faktu przedwczesnego odejścia Grzegorza Dolniaka poza „smugę cienia”, z uwagi na ogrom jego obywatelskich zasług i cnót, jednomyślną decyzją przyznaliśmy mu, jemu wyjątkowo, nagrodę specjalną pośmiertnie. Jako Kapituła i jako uczelnia będziemy ze wszystkich sił wspierać powołaną dzisiaj do życia szlachetną Fundację. Gloria victis! Chwała poległym, ale nie pokonanym.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Wywiad
Lubię nowe wyzwania Z Agnieszką Czechowską-Kopeć, zastępcą prezydenta Sosnowca, rozmawia Henryk Kocot Żeglarz, który nie wie dokąd płynie nigdy nie będzie miał pomyślnych wiatrów” Seneka
gdyż podległe mi komórki, a jest ich w sumie 9, w jakiejś mierze również są ograniczone, nawet finansowo, a to – jak wiemy – w dużej mierze decyduje Blisko po trzech miesiącach od wyboru no- o wszystkim. wych władz samorządowych objęła Pani Może jakieś przykłady? to stanowisko. Czy zdążyła już Pani opano- Ponieważ realizuję zadania w zakresie wać nowe kompetencje? kultury i sztuki, chciałabym wdrożyć Mam 8-letnie doświadczenie pracy w sa- taki program, który aktywizowałby namorządzie sosnowieckim na różnych szych lokalnych artystów. Pragnę rówstanowiskach. Wcześniej pracowałam w spółce Drogowa Trasa Średnicowa SA, gdzie odpowiadałam za sprawy związane z przygotowaniem terenów pod inwestycje. Sporo doświadczeń nabrałam również jako asystent senatora Tadeusza Wnuka. Dodając do tego wiedzę nabytą w trakcie studiów, mogę powiedzieć, iż powinnam podołać nowym obowiązkom. Zresztą dużo rzeczy już poznałam pracując w Urzędzie Miejskim. Na bieżąco też zaznajamiam się z nowymi zagadnieniami i nie pomijam żadnego aspektu sprawy. Wśród znajomych uchodzi Pani za kobietę typu biznes woman, energiczną, pracowitą, skłonną do podejmowania nowych działań i umiejętnego wykorzystywania zdobytych już doświadczeń. Tak. To wszystko mi się przydaje, ale nie można stać w miejscu. Obecnie poprzeczka jest zdecydowanie wyższa niż praca Agnieszka Czechowska-Kopeć, zastępca prezydenta Sosnowca. Fot. arch. w wydziale. Jest to zupełnie inna praca. Ma ona charakter bardziej menadżerski. nież stworzyć takie warunki, które umożWięcej tu zarządzania decyzjami, nad- liwiłyby większe zaangażowanie instytucji zorowania dużych projektów i kierowa- kulturalnych w życie miasta. niu dużymi zespołami ludzkimi. Nowe Jeżeli chodzi o sport to wizytówką Sostanowisko wymaga większego nadzoru snowca powinna być piłka nożna i hokej. merytorycznego. Nie ukrywam, iż jest Generalnie jestem nastawiona na rozwój to dla mnie duże wyzwanie. sportu, a w szczególności tych dyscyplin Na problemy miasta patrzy Pani teraz nie dla dzieci i młodzieży. Słowem sporty jako jego mieszkanka, ale jako władza. Jako amatorskie przez duże „A”. wiceprezydent Sosnowca można wiele zmie- A oświata? To naprawdę trudna „działka” z punknić. Wszak są takie możliwości. Przede wszystkim nie chcę tutaj używać tu widzenia samej struktury oświaty, ale określenia władza. Lepszym jest gospo- również dochodzi tu aspekt społeczny. darz, tzn. osoba, która ma jakiś wpływ Generalnie w całym kraju, w tym w nana to, co się dzieje w mieście. Muszę szym mieście, liczba dzieci uczęszczająteż brać pod uwagę to, co mogę zrobić, cych do szkół maleje, a budynki oświato-
we pozostają. Ich utrzymanie pochłania kolosalne kwoty. Subwencja oświatowa przyznawana jest na ucznia, a my mamy takie obiekty, które są zdecydowanie większe niż liczba uczniów. Są to szkoły budowane w czasach wyżu demograficznego przełomu lat 60 i 70. Mogło do nich uczęszczać nawet do 1000 dzieci, a teraz stanowią one tylko czwartą część tej liczby. Musimy obecnie przeprowadzić zmiany organizacyjne. Są one konieczne, gdyż oświata pochłania znaczne środki finansowe miasta. Trzeba też wspomnieć o bibliotekach. Ta sfera także wymaga reorganizacji. W przypadku szkół i bibliotek zaoszczędzone środki można skierować na określone zadania w oświacie, które przyniosą lepsze efekty edukacyjne. Zdaję sobie sprawę z tego, iż niektóre podjęte działania będą budzić sprzeciw społeczny, ale to jest konieczność. Nasz region ma wiele ciekawych ofert i ma co pokazać turystom. Czy powstanie Zagłębiowska Organizacja Turystyczna? Temat ZOT wrócił i myślę, iż w najbliższym czasie organizacja zostanie powołana do życia. Zamierzamy także ściśle współpracować ze Śląską Izbą Turystyki, co powinno zaowocować wymiernymi efektami. Jako zastępca prezydenta miasta realizuje Pani zadania również w zakresie współpracy z organizacjami pozarządowymi, które mogą często tylko działać dzięki dotacjom. Zgadza się, ale dotacje muszą przekładać się na osiągane wyniki tych organizacji w konkretnych dziedzinach ich działalności. W CV możemy przeczytać, iż jest Pani absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz Międzynarodowych Studiów Podyplomowych „Zarządzanie Projektami” Univesite du Quebec, akredytowanych przez Project Management Institute (PMI) i Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Skąd takie zainteresowanie muzyką a nie ekonomią? Wbrew pozorom są to w jakimś stopniu uzupełniające się dziedziny nauki i kultury. Uwielbiam muzykę klasyczną, przede wszystkim orkiestrową. Dlatego też będę optować za budową sali koncertowej w mieście oraz powołaniem orkiestry. Dziękując za rozmowę, życzymy spełnienia wszystkich zamierzeń.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
7
Zagłębiowskie pory roku
Lato Włodzimierz Wójcik
Lato od niepamiętnych czasów, z głębin dzieciństwa, odbierałem zmysłem wzroku jako feerię barw i kształtów fundujących urodę świata. To wszystko przepaja symfonia uformowana śpiewem ptaków i melodią idącą z lipowego drzewa – niczym u Jana z Czarnolasu – drzewa zawładniętego bez reszty przez „pracowite pszczoły”. Lato też posiada miodne, słodkie zapachy. Pachnie miętą, smakuje jak delikatny miąższ tataraku. Literatura i sztuki plastyczne pośród różnych funkcji mogą wypełniać funkcje terapeutyczne. Kiedy letnią porą – jak to miało miejsce na przykład w roku 2009 – panują słoty, leją deszcze, niebo zasnute jest czarnymi chmurami, albo bezgraniczną szarością – można sobie stworzyć rzeczywistość w pewnym sensie zastępczą. Taki klasyczny opis lata znajdziemy w Chłopach Reymonta, w czwartym tomie pod tytułem Lato: „Drzewa po miedzach stojały, kieby na straży, zapatrzone w słońce, a dołem, jak okiem sięgnąć, leżały pola zielone, szumiące, jak wody wzburzone, i jak wody przewalały się niekiedy ze strony na stronę, bijąc o wszystkie drogi, miedze i rowy, co migotały, kiej te wstęgi, kwietne szczodrze, przeplecione puszystą bielą, żółtością i fioletem; kwitnęły już bowiem owe ostróżki przeróżne, kwitnęły powoje, patrzące
8
z żytnich gąszczów przytajonemi, pachnącemi oczami, kwitnęły modraki, miejscami, kaj ździebko wymiękło, tak gęsto, jakby tam niebo się kładło, kwitnęły wyczki całemi kępami, a one jaskry, a mlecze i krwawe osty, a ognichy i koniczyny, a stokrotki, a rumianki dzikie, a tysiąc inszych, o których sam Jezus pamięta, boć Jemu tylko kwitną i tak pachną, że prosto czad bił od pól, kieby w kościele, gdy Jegomość okadza Sakramenta.” Ten sugestywny opis naszego polskiego lata powstał na progu dwudziestego wieku. Zaskakujące jest to, że podobne obrazy ewokuje w dziele muzycznym twórca nie polski, żyjący wiele wieków wcześniej, Włoch Antonio Vivaldi (1678–1741). Jedna z części jego Czterech pór roku, Lato niesie nastrój wschodów i zachodów słońca, skwar pory południowej, szmer strumieni, szum listowia poruszanego wiatrem, pomruk letniej burzy. To jest właśnie urok sztuki słowa i muzyki. Bywają niekiedy przekładalne. Ich treści wyrażane różnymi narzędziami wypowiedzi artystycznej. Podobnie jest z malarstwem. Odwiedzając różne galerie możemy sycić wzrok płótnami, na których widnieje wielekroć tytuł Lato. Sugestywne obrazy lata w swoich obrazach – oleje, akwarele, kredki – przedstawiali malarze: Jan Stanisławski (pola z dziewannami), Lu-
domir Śleńdziński (kobieta z sierpem), Iwan Trusz, Tymon Niesiołowski, Józef Pankiewicz (wozy z sianem), Stanisław Masłowski (pejzaże z polami pełnymi czerwonych maków), Apoloniusz Kędzierski (dziewczyna z dzbanem wody w skwarne południe). Józefa Chełmońskiego poszczególne płótna przepełnione są latem. Stają przed naszymi oczyma sceny: Dziewczyna leżąca na pastwisku, bawiąca się nitkami „babiego lata”; kaczki nad wodą; leśna droga, jezioro o zmierzchu; wschód księżyca; droga w polu; koncert żab; czajki; zalana łąka, jutrzenka przed wschodem słońca; świt, łąka z kaczeńcami; pastuszkowie przy ognisku; letnia burza; zachód słońca na Świtezi; jastrząb na pogodnym niebie; rozlewisko na łące; krajobraz przed burzą; mgły poranne na rzece Styr; zgromadzenie ptaków o świcie; Dniestr w nocy; droga wśród łanów zbóż; żurawie witające słońce. Z pewnością temat lata wyzyskiwany jest przez poezję. Iwaszkiewicz, znany autor sztuki teatralnej Lato w Nohant, wydał cały obszerny tom wierszy pod tytułem Lato 1932. Staff w wierszu Lato (z tomu Martwa pogoda) ukazuje proces plonowania idącego z ziemi, z roli, z pól ojczystych, a mający źródło w szczodrobliwości bożej: Jak pożar złota, falami zbóż płynna, Ziemia dojrzała od nadmiaru pęka, Bogatym plonem hojna, dobroczynna, Jak spracowana, czarna boża ręka. Błogie znużenie pełni tysiąckrotnie Łaską spokoju nagradza trud wszelki. Pośród milczących pól idąc samotnie, Głośno rozmawiam z Bogiem, że jest wielki. Kazimierz Wierzyński w wierszu Lato zwraca uwagę na inne przymioty tej wspaniałej pory roku. Czaruje ona narkotycznym zapachem ziół, blaskiem solarnym, zmysłowym powiewem ciepłego powietrza: Lato Leżę na łące. Nikogo nie ma: ja i słońce. Ciszą nabrzmiałą i wezbraną Napływa myśl: – To pachnie siano.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Wiatr ciągnie po trawach z szelestem, A u góry
Zagłębiowskie pory roku Siostry moje, białe chmury, Wędrują na wschód. Czy nie za wiele mi, że jestem? Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, wybitna poetka lat międzywojennych, w wierszu pod tytułem Pyszne lato przedstawiła tę fenomenalną porę roku z wyjątkową maestrią. Uwrażliwiona na kolory (czerń, fiolet, złoto, błękit, zieleń), przedstawiła wizję świata natury na sposób malarski. Trudno się temu dziwić. Wywodziła się przecież ze słynnej krakowskiej rodziny Kossaków. Pyszne lato, paw olbrzymi, stojący za parku kratą, roztoczywszy wachlarz ogona, który się czernią i fioletem dymi, spogląda wkoło oczyma płowymi, wzruszając złotą i błękitną rzęsą. I z błyszczącego łona wydaje krzepkie krzyki, aż drży łopuchów zieleniste mięso, trzęsą się wielkie serca rumbarbaru i jaskry, które wywracają płatki z miłości skwaru, i rozśpiewane, więdnące storczyki. O, siądź na moim oknie, przecudowne lato, niech wtulę mocno głowę w twoje ciepłe pióra korzennej woni, na wietrze drżące – – niech żółte słońce gorącą ręką oczy mi przesłoni, niech się z rozkoszy ma dusza wygina jak poskręcany wąs dzikiego wina. W drewnianym starym fotelu, pod przydomowym modrzewiem, siedzę w zwyczajne popołudnie nasycone żarem upalnego lipca, i przeżywam „dolce far niente”. Mam czas, więc myślę. Tym razem o moim pisaniu, o życiu i świecie, o ludzkim uczuleniu na „prowincjonalizm”. Zawsze wyrażałem pogląd, że dla mądrego człowieka, że dla myślącego, rozumnego człowieka „kompleks prowincji” po prostu nie istnieje. Można być prowincjuszem mieszkając w Nowym Jorku, czy też w Rzymie, a być człowiekiem światowym mając gniazdo rodzinne w Pińczowie, Psarach, Mierzęcicach. Światowość czy „prowincjonalizm” tkwią w mentalności ludzkiej, ludzkiej świadomości. Moje myśli wiążą się z refleksją na temat postawy wobec świata Wisławy Szymborskiej. Jest Wisława Szymborska w pejzażu naszego życia literackiego i kulturalnego gwiazdą pierwszej wielkości. Od dziesięcioleci swoimi wierszami syci nas oryginalnym pięknem i prostą, prawdziwie ludzką mądrością. Piszę
„nas”, ale nie wypowiadam się w tym miejscu w „imieniu zbiorowości”. Piszę o Szymborskiej takiej, jaką ja odbieram przez wszystkie lata mojego życia od lat studenckich. W roku 1952 zacząłem polonistyczne studia w Krakowie. W tymże roku poetka – debiutująca w 1945 na łamach „Dziennika Polskiego” – wydała swój zbiorek Dlatego żyjemy. Dwa lata później Pytania zadawane sobie. Wówczas bezustannie, jako studenci, chodziliśmy na spotkania autorskie Szymborskiej, która była dla nas fenomenalnym objawieniem literacko-artystycznym. Jej rangę potwierdziły, ogłaszane drukiem co parę lat, kolejne tomy: Wołanie do Yeti (1957), Sól (1962), Sto pociech (1967), Wszelki wypadek (1972), Wielka liczba (1976), Ludzie na moście (1986), Koniec i początek (1993). Właśnie w tych tomach manifestuje się niezwykłe mistrzostwo artystyczne oraz całkowicie oryginalna poetyka będąca tylko jej własnością, choć Szymborska w sposób twórczy nawiązuje jednak do doświadczeń wysokiej poezji dwudziestego wieku. Jest zafascynowana, urzeczona SŁOWEM; w jej przypadku mówimy o precyzji słowa. Bardzo pociągające okazuje się stosowanie przez nią ironii oraz literackiego paradoksu, który bawi i uczy odbiorcę, skłania do refleksji, zadumy, myślenia. Wiersze Szymborskiej bywają przesycone pełną urody, uroku i humanizmu tkanką filozoficzną. Nie ma tu doktrynerstwa i pseudonaukowej oschłości. Szymborska szczególnie silnie przywiązana jest do mowy ojczystej. Przekonana jest, że człowiek ze swoją mową zrośnięty jest bardziej, niż drzewo z ziemią. Mowę polską należy kochać. Ostatecznie można jej nie kochać i jakoś żyć, „ale nie można owocować”. Z licznych kontaktów z Szymborską na spotkaniach autorskich wynoszę wrażenie, że jest ona w życiu, w zachowaniu wyjątkowo skromną, ujmującą osobą. A jej więź serdeczna z czytelnikami zasadza się na tym, że ona czuje to, co pociąga, co fascynuje odbiorców. Pisze dla konkretnych ludzi, a nie dla krytyków i doktrynerów. Nigdy nie utożsamiała się i nadal się nie utożsamia z ideologiami, systemami filozoficznymi, jakimiś „trendami” i modami. Żyła i żyje poza światem nawyków i stereotypów. Zachwyca ją fenomenalna uroda świata, jego czar, smak. Dostrzega jednak jego tragizm i swoistą nielogiczność. Język jej poezji jest kontrolowany przez umysł chłodny i niezwykle świeży, racjonalny. Panuje w nim system mądrych, przejrzystych rygorów. Poetka posługuje się w zasadzie ogólnopolską mową potoczną, w której
widać pewne leksykalne wzbogacenia. Stąd wiele do myślenia daje nam lektura jej wspaniałego wiersza Chmury: Z opisywaniem chmur musiałabym się bardzo śpieszyć – już po ułamku chwili przestają być te, zaczynają być inne. Ich właściwością jest nie powtarzać się nigdy w kształtach, odcieniach, pozach i układzie. Nie obciążone pamięcią o niczym, unoszą się bez trudu nad faktami. Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek – natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony. W porównaniu z chmurami życie wydaje się ugruntowane, omal że trwałe i prawie wieczne. Przy chmurach nawet kamień wygląda jak brat, na którym można polegać, a one cóż, dalekie i płoche kuzynki. Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą, a potem po kolei każde z nich umiera, im, chmurom nic do tego wszystkiego bardzo dziwnego. Nad całym twoim życiem i moim, jeszcze nie całym, paradują w przepychu jak paradowały. Nie mają obowiązku razem z nami ginąć. Nie muszą być widziane, żeby płynąć. Wedle tego wiersza istnieje świat zewnętrzny i człowiek jako podmiot postrzegający ów świat. Człowiek patrzy w tym przypadku na chmury zdobiące świat o letniej porze, i pragnie poniekąd poznać ich istotę, ale okazuje się to niemożliwe. Chmury nie dają się poznać przez swoją nieustającą zmienność. Ziemia nic ich nie obchodzi. Podobnie ludzie. Wedle Szymborskiej nie jest też możliwe pełne porozumienie między człowiekiem a człowiekiem (Rozmowa z kamieniem, Nagrobek, Na wieży Babel). Jak widać, jest w przesłaniach tych wierszy pewien nastrój smutku. Ale to rzecz naturalna. Życie to zjawisko wielobarwne. Jest ciemność i blask. Blask pogodnego lata, jak to widać w wierszu Tak się złożyło, że jestem i patrzę:
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
9
Zagłębiowskie pory roku Doszło do tego, że siedzę pod drzewem, na brzegu rzeki, w słoneczny poranek. Jest to zdarzenie błahe i do historii nie wejdzie. To nie bitwy i pakty, których motywy się bada, ani godne pamięci zabójstwa tyranów. A jednak siedzę nad rzeką, to fakt. I skoro tutaj jestem, musiałam skądś przyjść, a przedtem w wielu jeszcze miejscach się podziewać, całkiem tak samo jak zdobywcy krain, nim wstąpili na pokład. Ma bujną przeszłość chwila nawet ulotna, swój piątek przed sobotą, swój przed czerwcem maj. Ma swoje horyzonty równie rzeczywiste jak w lornetce dowódców. To drzewo to topola zakorzeniona od lat. Rzeka to Raba nie od dziś płynąca. Ścieżka nie od przedwczoraj wydeptana w krzakach. Wiatr, żeby rozwiać chmury, musiał je wcześniej tu przywiać.
Ostatnio poruszył mnie wiersz Adama Ziemianina pod tytułem Muszyński dzień lata: Dzięcioł ma czapeczkę biskupią na pół dziobu spowiada drzewa leśniczego zmorzyło w Mikowie przez sen próbuje coś śpiewać Posnęli kosiarze za rzeką (trawy na chwilę się cieszą) zmogło kosiarzy lipca słonko bo wyszło nad podziw wysoko Jeden ma czapkę z orzełkiem (chyba pamiątka z wojska) orzełek też mu się zmęczył może nawet bardziej niż kosa Lato w Muszynie na szyi się wiesza przez sen – u drugiego kosiarza I płoną wszyscy po trochu na stosie letniego ołtarza Poruszył mnie także tego samego poety i drugi wiersz pod tytułem Wspomnienie muszyńskiego lata: Po lipie lato wolno schodziło do ula Na nitce miodu wisiał kogucik – upał Piał byle jak na cienkiej letniej trawie choć tak naprawdę nie słyszałem go wcale
I choć w pobliżu nic się wielkiego nie dzieje, świat nie jest przez to uboższy w szczegóły, Ciebie też nie było nad letnim Popradem gorzej uzasadniony, słabiej określony, choć w gorących liściach wciąż Ciebie niż kiedy zagarniały go wędrówki ludów. widziałem Nie tylko tajnym spiskom towarzyszy cisza. Nie tylko koronacjom orszak przyczyn. Potrafią być okrągłe nie tylko rocznice powstań, ale i obchodzone kamyki na brzegu. Zawiły jest i gęsty haft okoliczności. Ścieg mrówki w trawie. Trawa wszyta w ziemię. Deseń fali, przez którą przewleka się patyk.
Byłaś tak piękna że aż trochę nieziemska Żeby trochę ochłonąć skakałem do rzeki a woda w Popradzie miała smak cierpki Na drugim brzegu ślady twe ginęły i nie wiedziałem czy stąpam po ziemi
Nigdy już chyba nie będę tak kochał nigdy już taki też nie będzie Poprad Wiersze te odbieram obecnie bardzo osoTak się złożyło, że jestem i patrzę. biście. Przedstawione tu obrazy lata przyNade mną biały motyl trzepoce pominają mi nie tylko Muszynę, ale także w powietrzu pejzaż Gorzenia Górnego z cudownym buskrzydełkami, co tylko do niego należą dynkiem Muzeum Zegadłowicza położoi przelatuje mi przez ręce cień, nym w rozległym parku pełnym wysokich nie inny, nie czyjkolwiek, tylko jego własny. buków. To tutaj w ostatnich latach XX wieNa taki widok zawsze opuszcza mnie ku tętniło szczególnym rytmem życie kultu pewność, ralne. Autor wymienionego wiersza, Adam że to co ważne Ziemianin, cieszył się życiem, poślubił boważniejsze jest od nieważnego. wiem wnuczkę autora Motorów, Marysię.
10
Córka Zegadłowicza, Atessa ZegadłowiczRudel, wraz z synem Adamem i Ewą oraz z gromadą wnucząt tworzyła ciepły „domowy klimat”. Całe tygodnie lata tutaj spędzałem organizując konferencje popularnonaukowe, odczyty, prowadząc „lekcje muzealne”, a w czerwcu ogniska sobótkowe. To się zmieniło, gdy nagle zmarł Franciszek Suknarowski, przewodniczący Fundacji „CZARTAK”. Niebawem zmarł Adam – prawdziwe serce Gorzenia. Potem odeszła małżonka Adama, cudowna Marysia. Refleksja o lecie od stuleci towarzyszy społeczności wiejskiej, która sobie ceni zarówno jego uroki jak i całkiem konkretne, wymierne korzyści, bo: „Lepsze jedno lato, niż dwie zimy”; „Byłoby lato dłuższe, żeby nie zima”. Ludzie wsi powtarzają nagminnie: „Kiedy w styczniu lato, w lipcu zima za to”; „Kto latem pracuje, ten głodu nie czuje”; „Lato rodzi, nie rola”; „Czeka on na to, jak na lato”; „Nie zawsze będzie lato”; „Na początku lata poranne grzmoty są zapowiedzią rychliwej słoty”. Młodzież polska, nie tylko wiejska wyśpiewuje radośnie: „Lato, lato, lato czeka / razem z latem czeka rzeka!” Tę radość można by z młodymi podzielać, gdyby nie dramatyczne niespodzianki związane z wiosenno-letnią pogodą roku 2009. Doświadczenia z burzami, idące z lat mojego dzieciństwa, były zazwyczaj dość przyjemne. Jeśli nawet, po silnych ulewach, występowała woda z rzeki i zalewała kwitnące łąki, to był to Potok Psarski. Nad Wisłą, Bugiem czy Wartą było nieco gorzej. Podeszczowe wezbrania tych rzek wielekroć niosły szkody. Rwąca woda często niosła ze sobą kopice siana lub koniczyny, stodoły, zalewała wiejskie chaty. Ja z moimi rówieśnikami cieszyliśmy się, brodziliśmy po rozlewiskach, ponieważ razem z wodą na łąki wydostawały się ryby rzeczne. Wyłożone z gorącej patelni – smakowały wybornie. Tegoroczne burze napadowe, pomieszane z nagłymi godzinami niemiłosiernego skwaru słonecznego, są zjawiskami bardzo uciążliwymi. Czytam wiersze o urokach lata, a jednocześnie jestem sercem i myślami z moimi rodakami z całego kraju, którzy z prawdziwym heroizmem mocują się z agresywnym żywiołem… W pierwszych dniach września niemal każdego roku w mojej wyobraźni na srebrzystych nitkach naszego babiego lata – niczym na nutowej pięciolinii pojawiają się tony tęsknej melodii Flotowa z Marty, melodii noszącej tytuł Ostatnia róża lata. Melodia wyraźnie
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Zagłębiowskie pory roku mnie porusza i do głębi wzrusza. Wiadomo, że to, co jest „ostatnie” wywołuje zazwyczaj refleksję natury egzystencjalnej. Takim „ostatnim” symbolem lata jest – według ludowego przeświadczenia – delikatna nić pajęcza snująca się po polskich lasach, polach, pastwiskach w pogodne dni sierpnia czy września. Ten nieuchwytny czasem dla człowieka miasta proces przenikania się pór roku, ów ruch w świecie przyrody, z wielką maestrią potrafił ukazać przedstawiciel „nurtu wiejskiego” w literaturze Tadeusz Nowak. Oto jego wiersz Psalm o lecie: Przyszło do nas ze stepu to słowiańskie lato białą laską upału prowadzące w zieleń Mrówce psu czy też wołu podziękować za to że się toczy przez pola kołacz coraz śmielej Z tym kołaczem pod pachą uciekamy w brzozy skąd chłód dymi i sen się rozlewa szeroko gdzie we wstążkach weselnych chodzą dzikie kozy i powieka zasłania Opatrzności oko
Tam o zmierzchu z nas wszystkie kościółki wychodzą i cmentarze od wieków noszone cierpliwie i nasz zmarły się czerni stokrotnie jagodą i jest z nami tak cierpko jak w ustach igliwie
I jest z nami jest z nami i w lesie i w lecie takie są bowiem lata i lasu pożytki zanim brzoza w twój warkocz żółty liść zaplecie zanim pająk do babiej przywiąże się n itki Tadzia Nowaka, tego wspaniałego poetę i zarazem prozaika, znałem dość dobrze osobiście od początku lat pięćdziesiątych. Jako studenci polonistyki UJ mieszkaliśmy w Drugim Domu Akademickim blisko krakowskich Błoń i Ogrodu Jordanowskiego. Pociągała mnie u niego bardzo głęboka wiedza o wsi polskiej, jej duchu, kulturze ludowej. Sam zresztą od dzieciństwa żyłem tradycją, ludowymi wierzeniami, nawet gusłami. Mieliśmy o czym mówić. Dziś myślę o nim z czułością, ale i bezustannym bólem. Zmarł o dużo za wcześnie. Z porami roku, zwłaszcza zaś z urodą świa-
ta i przyrody ojczystej latem, kojarzy mi się sztuka poetycka Juliana Tuwima. Ten autor librett, tekstów satyrycznych, współzałożyciel „Pikadora” i grupy literackiej „Skamander”, redaktor licznych antologii, urodzony w wielkoprzemysłowej Łodzi, był wyjątkowo wrażliwy na czar natury szczególnie intensywnie postrzeganej z perspektywy małych miasteczek, z perspektywy polskiej prowincji. Z wielką maestrią ukazywał zmiany zachodzące w przyrodzie: na ziemi, w wodzie i w powietrzu niosącym wielokształtne, kłębiące się chmury. Oto swego rodzaju poetyckie podsumowanie duchowych przeżyć, jakie przyniosło poecie lato. Oto wiersz Strofy o późnym lecie pomieszczony w tomie Rzecz czarnoleska: 1 Zobacz, ile jesieni! Pełno jak w cebrze wina, A to dopiero początek, Dopiero się zaczyna. 2 Nazłociło się liści, Że koszami wynosić A trawa jaka bujna, Aż się prosi, by kosić. 3 Lato, w butelki rozlane, Na półkach słodem się burzy. Zaraz korki wysadzi, Już nie wytrzyma dłużej. 4 A tu uwiądem narasta Winna, jabłeczna pora, Czerwienna, trawiasta, liściasta, W szkle pękatego gąsiora. 5 Na gorącym kamieniu Jaszczurka jeszcze siedzi. Ziele, ziele wężowe Wije się z gibkiej miedzi. 6 Siano suche i miodne Wiatrem nad łąką stoi. Westchnie, wonią powieje I znów się uspokoi. 7 Obłoki leżą w stawie, Jak płatki w szklance wody. Laską pluskam ostrożnie, Aby nie zmącić pogody. 8 Słońce głęboko weszło W wodę, we mnie i w ziemię, Wiatr nam oczy przymyka. Ciepłem przejęty drzemię.
9 Z kuchni aromat leśny: Kipi we wrzątku igliwie. Ten wywar sam wymyśliłem: Bór wre w złocistej oliwie. 10 I wiersze sam wymyśliłem. Nie wiem, czy co pomogą, Powoli je piszę, powoli, Z miłością, żalem, trwogą. 11 I ty, mój czytelniku, Powoli, powoli czytaj, Wielkie lato umiera I wielką jesień wita. 12 Wypiję kwartę jesieni, Do parku pustego wrócę, Na zimną, ciemną ziemię Pod jasny księżyc się rzucę. Dwuwiersz „Wielkie lato umiera / I wielką jesień wita” przenosi nas w czas przyszły i otwiera miejsce na kolejny esej z naszego cyklu. Ten dwuwiersz jest jeszcze o tyle ważny, iż każe nam myśleć bezustannie o sprawach egzystencjalnych. Wszystko przecież w świecie ludzkim zmierza do jesieni. Ja tę sprawę znam z autopsji. Jeśli dobry Bóg pozwoli, to 29 maja 2012 roku „stuknie mi osiemdziesiątka”. Te osiem dziesięcioleci mojego życia było wypełnione dynamiką, ruchem. Przemieszczaniem się. Bezustanną zmianą punktów obserwacji świata i ludzi. Rozszerzaniem się horyzontu tym bardziej przyjemnym, że dokonującym się najczęściej w porze LATA. Moje letnie obozy harcerskie, studenckie obozy wędrowne po Tatrach, Sudetach, Pieninach, biwaki nadmorskie, spływy kajakowe, wakacyjne wyjazdy do Bułgarii, Rumunii, na Węgry, do Francji i innych krajów Europy ugruntowały we mnie przeświadczenie, że wszędzie żyją ludzie o podobnych marzeniach, tęsknotach, ideałach. Szczęśliwi i nękani bólem. Pełni nadziei i wystraszeni. W każdym zakątku świata jest niemal tak, jak w przytoczonym wyżej wierszu Tuwima. Wszędzie bowiem są zatroskane o gospodarstwo domowe matki. Gromadzą wonne i smakowite plony lata, symbolizowane „aromatem leśnym”, „cebrem wina”, „pękatym gąsiorem”, „sianem suchym i miodnym”. Rzecz w tym, aby taka krzątanina przebiegała z dala od szczęku śmiercionośnego oręża, czołgów, aut pancernych rakiet, chemikaliów. Niech na świecie intensywnie pachną poziomki.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
11
Historia
Udział Zagłębiaków w powstaniach śląskich Małgorzata Śmiałek, Zbigniew Studencki Z okazji 90. rocznicy wybuchu III powstania śląskiego Muzeum w Sosnowcu zorganizowało w dniu 12 maja br. Konferencję Naukową „Zagłębie Dąbrowskie a powstania śląskie” i udostępniło także wystawę pod tym samym tytułem. Poniżej prezentujemy fragmenty jednego z referatów wygłoszonych podczas konferencji. Leżący w bezpośrednim sąsiedztwie Zagłębia Dąbrowskiego Górny Śląsk, pozostawał poza granicami utworzonego w listopadzie 1918 r. państwa polskiego. Przyłączenie do Macierzy tego terenu poprzedziły plebiscyt i trzy powstania, z których ostatnie w 1921 r. miało decydujący wpływ na kształt granicy państwowej z Niemcami. Zagłębie stało się naturalnym zapleczem dla wszelkich działań związanych z walką Górnoślązaków o wyzwolenie narodowe. Największa rola przypadła niewątpliwie Sosnowcowi, w którym ulokowały się władze powstańcze, miały siedziby Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej dla Górnego Śląska i Komisariat Rad Ludowych Śląskich, tu podejmowano ważne decyzje, wspierano akcję plebiscytową, gromadzono broń i sprzęt techniczny, znajdowali opiekę uchodźcy i stąd do walki ruszali ochotnicy. Ochotnicy z Zagłębia walczyli we wszystkich trzech powstaniach. Ośrodek dyspozycyjny pierwszego z nich znajdował się w sosnowieckim Pałacu Schöna przy obecnej ul. 1 Maja. Mieściło się tam dowództwo główne na czele z kpt. Alfonsem Zgrzebniokiem, komendantem POW Górnego Śląska. Wybitną rolę odegrali w nim Zagłębiacy – kpt. Kazimierz Kierzkowski (szef sztabu), por. Józef Plebanek (kierownik oddziału II wywiadowczego i III operacyjnego), ppor. Michał Rzadkiewicz (oddział organizacyjny) oraz podchor. Marian Skorupa. Wybuch I powstania w nocy z 16/17 sierpnia 1919 r. wywołał żywy oddźwięk wśród społeczeństwa zagłębiowskiego. Panowało przekonanie, że należy udzielić Górnoślązakom wszelkiej pomocy. Już 19 sierpnia magistrat Sosnowca wystosował pismo w tej sprawie do władz centralnych w Warszawie, a kilka dni później podobną uchwałę podjęła Rada Miejska Będzina. O pomoc dla powstańców zabiegały także partie po-
12
lityczne i organizacje społeczne. Działacz socjalistyczny Aleksy Bień i por. Plebanek wznowili w Sosnowcu działalność Związku Strzeleckiego, organizując oddziały i prowadząc ćwiczenia na polach pod Małobądzem, w Sielcu i na Pogoni. Powstało także biuro werbunkowe PPS kierowane przez A. Bienia i pomagające ochotnikom z całego kraju przekraczać granicę. Znaczną grupę powstańców z Zagłębia stanowili gimnazjaliści, w tym harcerze i członkowie POW. Wśród nich znalazł się także Jan Kiepura, przyszły tenor światowej sławy, jego młodszy brat Władysław, później śpiewak operowy, oraz wielu ich kolegów. Ogółem w walkach podczas I powstania wzięło udział około 260 harcerzy. Wielu robotników i urzędników przyłączyło się do powstania, m.in. górnicy z kopalni „Niwka”: Wojciech Sałek, Władysław Majewski, Aleksander Fabryczny, Marcin Pluta. Pochodzący z Niwki Ryszard Mańka, organizator POW w Mysłowicach, utworzył oddział, w którym walczyło wielu Zagłębiaków. Należy podkreślić, że broniący granicy państwa – od Modrzejowa do Koziegłów – 11 Pułk Piechoty Ziemi Będzińskiej dostarczył także kilkudziesięciu ochotników – oficerów, podoficerów i szeregowców. Przedstawiając udział Zagłębiaków w powstaniach należy zwrócić uwagę na osoby mieszkające tutaj, a pochodzące z Górnego Śląska. Wzajemne kontakty i więzy ekonomiczne między obu regionami spowodowały, że ich liczba była znaczna. Wśród nich byli m.in. Rudolf Niemczyk, dowódca powstańczy, Franciszek Deja, przywódca POW, działacz plebiscytowy, Rudolf Kornke, działacz „Sokoła” i POW, dowódca powstańczy. Walczący Ślązacy i Zagłębiacy ponosili ofiary – byli zabici i ranni. Dnia 23 sierpnia 1919 r. w Sosnowcu odbył się manifestacyjny pogrzeb poległych powstańców. Na
cmentarzu przy ul. Smutnej spoczęli Ślązacy: Kołodziejczyk, Laskowski, Klein i Hans oraz Zagłębiacy: uczeń Edward Stacherski i weteran powstania styczniowego Aleksander Kozłowski. Nieco później pochowano kolejnych 10 powstańców, m.in. Stanisława Latosińskiego, ucznia „Staszica”. Co najmniej następne 10 osób zginęło od nalotów samolotów niemieckich patrolujących tereny przygraniczne. Kolejne II powstanie wybuchło jako akt samoobrony w nocy w 19/20 sierpnia 1920 r. trwało tylko 5 dni i było zaskoczeniem dla mieszkańców Zagłębia. Prawdopodobnie, według szacunkowych danych, w walkach udział wzięło około 100–150 osób pochodzących z naszego regionu. Jedną z najbardziej znanych postaci jest sosnowiczanin Aleksander Mierzejewski. W 1919 r. walczył w Mysłowicach, rok później jako podoficer brał udział w akcjach zbrojnych w rejonie Mysłowic, Szopienic i Janowa, a w III powstaniu w okolicach Kędzierzyna i Sławięcic. Symbolem wspólnej walki Ślązaków i Zagłębiaków stał się pomnik ku czci poległych powstańców odsłonięty 19 grudnia 1920 r. na wspomnianym cmentarzu przy ul. Smutnej. W uroczystości wzięło udział 100.000 osób, w tym około 40.000 Ślązaków. Obecni byli m.in. Wojciech Korfanty, Józef Biniszkiewicz i Marszałek Sejmu RP Wojciech Trąmpczyński. Zbliżający się termin plebiscytu (20 marzec 1921 r.) spowodował wzrost zainteresowania Zagłębiaków sprawami Śląska. Miedzy innymi, na zlecenie wywiadu wojskowego, od czerwca 1920 r. do zakończenia III powstania działała w Sosnowcu przy ul. Mariackiej wytwórnia petard i granatów kierowana przez A. Bienia. Od stycznia 1921 r. w Zagłębiu – najpierw w Grodźcu a potem w Sosnowcu – mieściła się kwatera Dowództwa Obrony Plebiscytu, które było zakonspirowanym kierownictwem przyszłego wojska powstańczego. W Sosnowcu ulokowano również Naczelną Ekspozyturę Związku Przyjaciół Górnego Śląska, instytucji utworzonej przez II Oddział Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych. Do zadań Związku należało gromadzenie broni i wyposażenia do walki w pasie przygranicznym, szkolenie kadr wojskowych i prowadzenie wywiadu. W Zagłębiu dla potrzeb wojsk powstańczych rozlokowano magazyny broni i amunicji, armaty i działa, sprzęt techniczny, stację przekaźni-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Historia kową dla łączności telegraficznej, magazyny żywności. Przygotowano również służbę sanitarną i szpitale. Przeprowadzony 20 marca 1921 r. plebiscyt na Górnym Śląsku nie przyniósł pełnego zwycięstwa, a o przyszłości tej ziemi mieli decydować alianci. Projekt przyznania Polsce tylko dwóch powiatów, tj. pszczyńskiego i rybnickiego oraz części katowickiego spotkał się ze sprzeciwem Górnoślązaków. W nocy z 2/3 maja 1921 r. wybuchło III powstanie – najdłuższe i najlepiej przygotowane z dotychczasowych, zakończone sukcesem. Zagłębiacy na licznych wiecach i łamach prasy popierali tę walkę jako słuszną. Od władz centralnych i lokalnych domagano się udzielenia pomocy walczącym. Według niepełnych danych w szeregach powstańczych walczyło około 460–500 osób z naszego regionu, w tym ponad 270 sosnowiczan. Powstaniem dowodziła Naczelna Komenda Wojsk Powstańczych, gdzie pracowało wielu Zagłębiaków. Do nich należeli m.in. wspomniany już Marian Skorupa (Skibiński), Józef Bem z Dąbrowy Górniczej, Antoni Mokrski z Czeladzi, Leon Usarek, Zygmunt Plutecki, Konrad Pilich, Roman Janeczek i Helena Januszkiewicz, wszyscy z Sosnowca. Najwyższe stanowisko dowódcze w III powstaniu sprawował Feliks Ankerstein z Czeladzi. Pod koniec kwietnia powierzono mu komendę I podgrupy w Grupie „Północ” i nadano jej nazwę „Butrym” od pseudonimu dowódcy. Odniosła ona wiele sukcesów, m.in. rozbrajając Niemców i zdobywając Tarnowskie Góry, Olesno i Gorzów Śląski. W szeregach powstańczych walczyli także działacze PPS, m.in. Kazimierz Jarża, wiceprezydent Sosnowca 1925–1930, czy też Edward Cieślik, urzędnik magistracki w tym mieście oraz Józef Zarychta z Czeladzi, wiceburmistrz w latach 1945–1950. Ogółem w powstaniach śląskich brało udział 62 000 osób, w tym z kraju pochodziło około 5000 ochotników. Wśród tych ostatnich znalazło się co najmniej kilkuset Zagłębiaków, z których wielu w walkach odniosło rany, a co najmniej 38 zginęło. Brak materiałów archiwalnych pozwala jedynie na fragmentaryczne i niepełne ukazanie wkładu mieszkańców Zagłębia w proces przyłączenia Górnego Śląska do Macierzy. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że był on znaczący zarówno na polu walki jak i udzielaniu pomocy materialnej oraz utrzymywaniu ducha narodowego na terenie plebiscytowym.
Na tle polskiego września 1939 zapominamy czasem celowo, a często nawet cynicznie, o podstawowych faktach. Na przykład o tym, że agresorem były nie tylko hitlerowskie Niemcy czy od 17 września ZSRR, ale również nasz sąsiad z południa – Słowacja.
Trzeci agresor Eugeniusz Januła Dzieje niepodległej międzywojennej Czechosłowacji były trudne i skomplikowane. Miało to być w koncepcji Jana Masaryka, „ojca chrzestnego” tego państwa federalne państwo dwóch suwerennych narodów: czeskiego i słowackiego1. Jak zwykle w takich przypadkach, od koncepcji do realizacji daleko. Główne role w tym państwie odgrywali praktycznie Czesi. Również w kategoriach ekonomiki i struktur społecznych obie części państwa wyraźnie się różniły. Czesi mieli jeszcze jeden poważny problem narodowościowy, Morawom nie przyznano roli równorzędnej z Czechami i Słowacją. Również Polacy na Śląsku Cieszyńskim oraz na Spiszu i Orawie byli traktowani jako obywatele drugiej kategorii2. Politycy w Bratysławie wcale nie chcieli być traktowani przez Pragę jako bardzo młodsi bracia tym bardziej że następca Masaryka, Edward Beneš, stopniowo i powoli, ale konsekwentnie ograniczał ramy autonomii słowackiej. W odpowiedzi słowacka partia ludowa – Ludacy, stawała się coraz bardziej programowo i praktycznie instrumentem politycznym dążącym do daleko idącego rozluźnienia więzów z Pragą, a nawet uzyskania niepodległości. Prałat Hlinka, przez wiele lat lider tej partii, próbował swoją antypraską politykę oprzeć początkowo na współpracy z Węgrami, a później również z Niemcami, natomiast jego najbliższy współpracownik i zastępca, Karol Sidor z kolei liczył na współpracę z Polską. Hlinka budował też bojówki partyjne, Hlinkową Gwardię. Z czasem zaczęły te paramilitarne oddziały, być szkolone przez niemieckie S.A. oraz rumuńską Żelazną Gwardię. Po śmierci Hlinki szefem ludaków został jednak nie Sidor a inny ksiądz, Józef Tiso. Partia ludaków przybrała pod jego wodzą jeszcze bardziej nacjonalistyczny charakter, na-
stąpiło też dalsze zbliżenie z hitlerowskimi Niemcami. Oczywiście Niemcy dość cynicznie wykorzystywali dążenia Słowaków w polityce nacisków na Pragę i Beneša. Tiso nie był bynajmniej politykiem tuzinkowym. Odnotował spore sukcesy jako minister zdrowia w autonomicznym rządzie słowackim. On też przyczynił się do rozbudowy infrastruktury słowackiej. Programowo głosił daleko idącą autonomię dla Słowacji, faktycznie natomiast, chciał niepodległości. Miał w społeczeństwie słowackim spore poparcie dla swojego programu i dążeń. Wydarzenia u schyłku lat trzydziestych XX w. nabrały jednak przyspieszenia. Państwo czechosłowackie porzucone przez sojuszników i ograbione terytorialnie w układzie monachijskim próbowało mimo wszystko ratować swoją niepodległość. Wobec haseł już nie autonomii, ale oderwania się od Czech, następca Beneša, prezydent Hacha w nocy z 9 na 10 marca 1939 roku wprowadził na terenie całej Słowacji stan wyjątkowy. Odwołał przy okazji autonomiczny rząd słowacki z księdzem Tiso na czele. Tiso w odpowiedzi mając pełne poparcie Hitlera, proklamował secesję i niepodległą Słowację. Niepodległa i suwerenna była Słowacja księdza Tiso tylko z nazwy. Stanęła ona w szeregu państw kolaboranckich, które tworzyli Niemcy. Tymczasem Hitler zlikwidował resztki suwerenności państwa czeskiego, tworząc Protektorat Czech i Moraw 3. Protektorem czy też raczej gubernatorem został baron Konstantin von Neurath, były minister spraw zagranicznych Rzeszy. Tiso z chwilą utworzenia swego marionetkowego państwa musiał zgodzić się na wprowadzenie na jego terytorium znacznych kontyngentów wojsk niemieckich. To z terenu Słowacji hi-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
13
Historia
Październik 1941 r. powitanie Jozefa Tiso w Berlinie. Od lewej Adolf Hitler, i szef protokołu dyplomatycznego Alexander von Dörnberg. Zdj. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 2-12457
tlerowska 14 armia gen. Lista zaatakowała Polskę. Niestety u jej boku wystąpiły wojska księdza Tiso. Podobnie jak Niemcy, bez wypowiedzenia wojny, trzy słowackie zgrupowania dywizyjne, Janosik, Rauzuz i Skultety weszły już 1 września 1939 r. na terytorium Polski. W pózniejszym okresie wkroczyło również zgrupowanie szybkie o równowartości ówczesnego pułku zmotoryzowanego, Kalincak, Słowacy nazywali te swoje podstawowe zgrupowania dywizjami. Jednak brakowało im prawie zupełnie artylerii i oddziałów inżynieryjnych, a nawet łączności. Nowi niemieccy sojusznicy wcale nie mieli zamiaru uzbrajać Słowaków. Pozwolili im zatrzymać tylko trochę zbytecznego dla siebie sprzętu po byłej już armii czechosłowackiej, ale bez broni ciężkiej. Również wartość bojowa tych teoretycznie dywizji daleko odbiegała od standardu dywizji niemieckiej czy też polskiej. Oczywiście Słowacy dość pompatycznie w Nowej Wsi Spiskiej umieścili Dowództwo Armii Polowej, na której czele stanął słowacki minister obrony gen. Ferdynand Catlos, jeszcze niedawno czechosłowacki podpułkownik4. Słowacy posiadali też dwa dywizjony lotnictwa, które zaczęły wykonywać loty patrolowe nad polskim terytorium. Przy czym trzeba podkreślić, że słowaccy piloci raczej uchylali się przed ewentualną walką z polskimi myśliwcami5. Tiso postawił swoim wojskom zadanie, wejść jak najgłębiej w terytorium polskie, aby później jak najwięcej tere-
14
nów móc zaanektować. Rzeczywiście pierwsza dywizja generała Polanica weszła na linię Spiska Bela – Nowy Targ – Ochotnica – Tymbark. Trzecia dywizja do 11 września posunęła się aż do linii Lesko – Sanok – Rymanów. W późniejszym etapie wojny w jej miejsce weszła grupa szybka. Słowacy weszli maksymalnie na głębokość około 30-60 km w głąb terytorium polskiego. W niektórych rejonach i miejscowościach doszło do krwawych walk z broniącymi się tam wojskami polskimi. Szczególnie w Pieninach, na Podhalu i w pobliżu Tylmanowej. Po stronie polskiej najczęściej broniły się drobne pododdziały w sile plutonów, najwyżej kompanii. W pierwszych dniach wojny widoczne były po stronie żołnierzy słowackich również objawy niechęci do walki. Sporo, bo kilkuset żołnierzy słowackich, zdezerterowało na stronę polską. W miarę jednak rozwoju działań wojennych to zjawisko zanikało, ponieważ polskie wojska przegrywały kampanię i musiały się wycofywać. W ślad za wojskami słowackimi wkraczały też bojówki Hlinkowej Gwardii. Trudno określić działalność niektórych przynajmniej hlinkowców w Polsce w 1939 r. inaczej niż jako zbrodniczą. Hlinkowcy dokonywali rozstrzeliwań i pospolitych mordów na dość dużą skalę6. 21 listopada 1939 roku Słowacja podpisała z Niemcami pakt. Na jego mocy otrzymała od Hitlera 752 km kwadratowe polskiego terytorium. Praktycznie cały polski Spisz i Orawę. Było w tym
też te ok. 230 km, które Polska ku swojej hańbie zagarnęła wraz z Zaolziem. Przy tym aspekt narodowościowy był w tym okresie wyraźnie korzystny zarówno na Śląsku Zaolziańskim, jak i na Spiszu i Orawie dla strony polskiej. Chodzi natomiast o to, że Polska też przyłączyła się do de facto agresora w rozbiorze państwa czechosłowackiego. Po zwycięskiej kampanii na Spiszu i Orawie nastąpiły prześladowania o charakterze narodowościowym. Polskich księży i nauczycieli wysiedlano. Na cmentarzach hlinkowcy urządzali symboliczne pogrzeby Polski. Reżim księdza Tiso prześladował też Żydów i Romów, aczkolwiek trzeba przyznać, że w stosunku do tych pierwszych przynajmniej do 1943 r., starano się postępować dość humanitarnie. Do Oświęcimia i Treblinki deportowano w sumie około 45 tysięcy Żydów słowackich. Słowacy również w trakcie kolejnych faz wojny byli sojusznikami Hitlera. Ksiądz Tiso na rozkaz wodza III Rzeszy wysłał swoje wojska na front wschodni, gdzie słabo uzbrojeni niewyszkoleni i źle wyposażeni Słowacy ponosili ogromne straty. Generał Catlos po klęsce stalingradzkiej próbował czując, co się święci, porozumieć się z Rosjanami. Ci jednak odrzucili jego sondaże 7. Ten sam Catlos w czasie słowackiego powstania narodowego wydał swoim wojskom rozkaz zaprzestania walki z powstańcami. Co prawda jego rozkaz wykonała tylko część armii słowackiej. Całe słowackie powstanie narodowe, mimo że przygotowywane było przez ok. 8 miesięcy, nie odniosło pożądanego skutku. Podpułkownik Gojan, który był faktycznym mózgiem tej akcji, nie zdołał nawiązać bezpośredniego realnego kontaktu z Rosjanami. Marszałek Wasilewski, szef radzieckiego sztabu generalnego, uważał, opierając się zresztą na koncepcjach rosyjskich z czasów I wojny światowej, że łatwiej będzie wejść na teren Słowacji od strony Wielkiej Niziny Węgierskiej. To była teoretycznie prawda, trzeba było tylko zdobyć ten teren bardzo silnie broniony przez doborową, niemiecką 6 armię pancerna SS 8. Klement Gotwald, który rezydował w Moskwie, też opóźniał wraz z będącym w Słowacji Gustawem Husakiem wybuch powstania. Komuni-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Historia ści bowiem woleliby wjechać do kraju na rosyjskich czołgach i przejąć władzę całkowicie. Stało się to zresztą kilka lat później, bo w 1948 roku. W rezultacie Niemcy rozbroili praktycznie bez walki wschodni korpus słowacki – liczący wprawdzie ok. 22 tys. żołnierzy, ale wyposażony tylko w lekką broń i słabo wyszkolony. Ten korpus miał w ramach powstania, zdobyć i utrzymać przełęcze Dukielską i Łupkowską, tak aby wojska rosyjskie mogły przyjść powstańcom z realną pomocą. Tymczasem tych przełęczy i całego pasma górskiego w tym obszarze broniła niemiecka 4 armia pancerna. Rosjanie przeszli przez góry, ale po pięciu tygodniach wyczerpujących walk
Flaga prezydencka z czasów Kraju Słowackiego. Zdj. Fornax
i za cenę ogromnych strat 9. Powstanie tymczasem wygasło. Dalsze losy księdza Tiso nie były godne pozazdroszczenia. W marcu 1945 r. uciekł do Austrii, później stamtąd do Bawarii. Ukrywał się kolejno w kilku klasztorach. Amerykanie znaleźli jednak uciekiniera i bezzwłocznie wydali Słowakom. Proces byłego prezydenta trwał od 2 grudnia 1946 r. do 15 kwietnia 1947 roku. W składzie sądu zasiedli sami wierzący, aczkolwiek nie tylko katolicy. Tiso został jednogłośnie skazany na śmierć. Wyrok wykonano. Znamienne jest, że Watykan, kierowany w tym czasie przez Piusa XII, zabiegał usilnie o ułaskawienie prałata10. Warto wiedzieć, że po rozbiorze Czechosłowacji sporo zarówno cywilów, jak i wojskowych zbiegło na teren Polski. Od lipca 1939 r. na naszym terytorium zaczęto formować zarówno Legion czeski, jak i Legion słowacki. Na czele tego pierwszego, którego
liczba szybko urosła do ok. 800 żołnierzy, stanął przyszły prezydent Czechosłowacji, ówczesny podpułkownik Ludwik Swoboda. Pierwszym miejscem formowania Legionu czeskiego był rejon Wodzisławia Śląskiego. Legion słowacki był liczebnie nieco mniejszy. W jego składzie znalazło się ok. 300 żołnierzy. Ale i on wziął czynny udział w walce z Niemcami. Tak się złożyło, że w potyczce pod Grybowem 5 września 1939 r. kilkudziesięciu słowackich legionistów starło się z bojówką Hlinkowej Gwardii. Hlinkowcy zostali rozbici, a kilkunastu wzięto do niewoli. Pod Starym Sączem 2 września legioniści słowaccy obsługujący polskie działka przeciwlotnicze zestrzelili słowacki samolot obserwacyjny typu AVIA11. Legioniści czescy natomiast walczyli z Niemcami m.in. w rejonie Bochni, a później nawet pod Przemyślem. Niektórzy z nich dotrwali praktycznie do końca kampanii wrześniowej, biorąc udział w obronie Lwowa. Tu trzeba dodać, że reżim Tisy poszukiwał wspólnie zresztą z gestapo, tych Słowaków, którzy wzięli udział w wojnie obronnej Polski w 1939 r. Ale ci przewidywali, że sprawy mogą wziąć taki a nie inny obrót. Większość z legionistów czeskich i słowackich przez Rumunię lub Węgry przedostała się do Francji, a niektórzy, jak wymieniony już Ludwik Swoboda, znaleźli się w ZSRR. Utworzyli tam po kilku latach czechosłowackie oddziały zbrojne. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Już w trakcie wojny 11 września 1939 r. Słowacja zwróciła się do Węgier oficjalnie poprzez notę dyplomatyczną o zezwolenie na przewóz swoich wojsk poprzez terytorium tego państwa na wschód. Tiso chciał po prostu przerzucić jedną dywizję węgierskimi kolejami, by mogła ona wejść na terytorium polskie głęboko na wschodzie w rejonie Przemyśla-Lwowa. Chciał tym sposobem uzyskać większe zdobycze terytorialne. Węgry mimo że też formalnie sojusznik Niemiec, podobnie jak Rumunia, dotrzymywały swych zobowiązań wobec Polski, mimo że wojna przebiegała dla naszego kraju w tym czasie, już zdecydowanie niekorzystnie. Zareagowały Węgry, bardzo zasadniczo odrzucając notę słowacką. Zagroziły przy
tym, że uznają podobne wystąpienie za casus belli, czyli wypowiedzenie wojny 12. Musiała interweniować dyplomacja niemiecka, żeby przywrócić w miarę normalne stosunki między swoimi sojusznikami czy raczej wasalami. W świetle prawa międzynarodowego Słowacja była wobec Polski niczym innym jak agresorem. To że wystąpiła zbrojnie bez formalnego wypowiedzenia wojny tym bardziej stawia ją w negatywnym świetle. Dopiero w drugiej kolejności można snuć rozważania, na ile kampania skromnych liczebnie i słabo wyposażonych i dodatkowo niewyszkolonych wojsk słowackich przyczyniła się do klęski Polski w wojnie 1939 roku. Tu trzeba wyraźnie stwierdzić, że z punktu widzenia militarnego agresja tisowskiej Słowacji wielkiego znaczenia mieć nie mogła. Ale w chwilach przełomowych, szczególnie zaś klęski, aspekt moralny ma wielkie znaczenie. Nic nie może zakryć sytuacji, że państwo to było sojusznikiem Hitlera i używało w wojnie obok sił zbrojnych również paramilitarnych bojówek. Eugeniusz Januła – płk./r/ dypl., dr. Nauczyciel akademicki, publicysta, wiceprzewodniczący Federacji Rezerwistów Sił Zbrojnych RP. Reprezentant strony polskiej w CIOR-NATO, poseł na Sejm RP II kadencji. 1 S. Zabiełło: O rząd i granice.Warszawa1966, s.34-36. 2 Por. J. Chlebowczyk: Nad Olzą, Katowice.1962, s.87-92. 3 Szerzej: zob. H. Batowski: Europa zmierza ku przepaści. Poznań1977, s. 84–97. 4 R. Dalecki: Armia Karpaty. Warszawa 1979, s. 42–44. 5 E. Januła: Słowacja agresorem. „Trybuna” 1999, nr 211. 6 R. Dalecki: Op.cit, s. 56–59. 7 W. Anfiłow: Krach Blitzkriegu. Warszawa 1978, s. 619–624. 8 A. Greczko: Poprzez Karpaty. Warszawa 1977, s. 346–357. 9 H. Guderian: Wspomnienia żołnierza. Warszawa 1961, s. 298 i nast. 10 Zob. www.Slowacja.Historia najnowsza. 11 R. Dalecki: Op.cit., s. 98–104. 12 T. Jurga: U kresu drugiej Rzeczypospolitej. Warszawa 1979, s. 253.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
15
Społeczeństwo Od wyborów samorządowych 2010 roku minęło już kilka miesięcy, po zakończonej walce politycznej emocje nieco opadły. Przycichły spory zwolenników i przeciwników zarówno wybranych, jak i przegranych w boju o najważniejsze zagłębiowskie fotele. W tym numerze„NZ” pokusiliśmy się zatem i my o chłodniejsze już spojrzenie na sylwetki prezydentów najważniejszych zagłębiowskich miast: Będzina – Łukasza Komoniewskiego, Dąbrowy Górniczej – Zbigniewa Podrazy, Jaworzna – Pawła Silberta, Sosnowca – Kazimierza Górskiego i Zawiercia – Ryszarda Macha. Co ich łączy, co ich dzieli, a co ich wyróżnia? Jakimi będą gospodarzami naszych miast? Czy udźwigną bagaż oczekiwań ponad półmilionowej rzeszy mieszkańców swych miejscowości?
Fotografia władzy
Zagłębiowscy prezydenci
niego prezydenta, gdyby nie to, że… w ten sposób przegrał! Już po zaprzysiężeniu w programie SILESIA24 „Bez cięć” do prowadzącego Macieja Wąsowicza Komoniewski powiedział „Obiecuję, że jak Pan przyjedzie do Będzina za 4 lata powie pan: kurde chciałbym tutaj zamieszkać!”. I taki dokładnie jest ten młody chłopak, do którego wyborcy piszą na przykład w ten sposób: „Łukasz, czekamy na realizację programu!! Niech się wreszcie miasto rozwija, a nie będzie tylko zaściankiem Dąbrowy Górniczej!! Pokaż co potrafisz!!”
Krzysztof M. Macha Po kampanii Spacerkiem przez listopadowe wybory przeszedł jedynie Paweł Silbert. Od lat solidnie oceniany gospodarz Jaworzna zebrał już w pierwszej turze ponad 64 proc. głosów przy całkiem niezłej frekwencji. Paweł Silbert do wyborów stanął uzbrojony nie tylko w poparcie komitetu „Jaworzno Moje Miasto” oraz sympatyków z PO, ale przede wszystkim wylegitymować mógł się nietuzinkowymi wynikami w zarządzaniu Jaworznem przez poprzednie dwie kadencje. Wy-
to chyba oczywiste, bo zajmuje takie stanowisko. Ale jak rozmawia prywatnie, wśród młodzieży, to na pełnym luzie. Spada jakaś bariera nieprzystępności i całkiem normalnie można porozmawiać. Już mogę w tym roku głosować, więc ma mój głos. To moje pierwsze wybory. ANITA”. Prezydent Zawiercia, Ryszard Mach. Fot. www.zawiercie.info
Prezydent Będzina, Łukasz Komoniewski. Fot. komoniewski.blip.pl
W Będzinie miał też stosunkowo łatwo Łukasz Komoniewski, trzydziestoletni, najmłodszy obecnie w Polsce prezydent miasta. Radosław Baran, jego poprzednik popełnił wiele niedopuszczalnych z wyborczego punktu widzenia gaf i nawet gdyby pominąć jego nagłośnione w Internecie spory rodzinne, to przegranie procesu wyborczego w tzw. aferze ulotkowej, a w konsekwencji koPrezydent Jaworzna, Paweł Silbert. Fot. Jaworzno.pl nieczność opublikowania przeprosin borcy zaufali mu zgodnie z zasadą, że na stronie WWW Urzędu Miejskiego warto wspierać dobrego, ale głosowa- w Będzinie z pewnością zabiłyby nieli za nim także młodzi na przykład tak jednego kontrkandydata, a nie tylko uzasadniając swoją decyzję: Barana. W tym sensie wynik drugiej „Pan Silbert to równy gość. Robi wra- tury wyborów (56,60%: 43,40%) możżenie bardzo poważnego i surowego, ale na by nawet uznać za sukces poprzed-
16
Bez większych sporów drugą turę wygrał też Ryszard Mach, znany od lat działacz samorządowy i społeczny, który ma tę dobrą cechę, że wciąż potrafi się uczyć i z porażki jest w stanie wyciągnąć wnioski, które go tylko budują. Do minionych wyborów Mach startował ze stanowiska starosty zawierciańskiego (wybrano go tam głosami radnych przez siebie stworzonej Niezależnej Alternatywy Wyborczej) – które cztery lata wcześniej objął po zakończonej przegranej walce o reelekcję kadencji… prezydenta Zawiercia. Zarówno w poprzednich, jak i w tych wyborach przeciwnikiem Macha w walce o fotel prezydenta był reprezentujący PO Mirosław Mazur. Ale wyborcy, którzy wcześniej zaufali Mazurowi, tym razem opowiedzieli się w swej większości za kandydatem Niezależnej Alternatywy Wyborczej. Jednym z elementów walki wyborczej w Zawierciu był „List otwarty do Ryszarda Macha”, w którym autor (autorzy??) nawoływali go do walki wyborczej np. tak: „Przewodnią myślą napisania tego listu jest OBUDZENIE p. Ryszarda Ma-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Społeczeństwo cha do walki o głosy w drugiej turze oraz wykazanie niejednokrotnie indolencji doradców kampanii, których powinien według mojej opinii natychmiast zwolnić”. Koniec końców, podczas drugiej tury wyborów w Zawierciu, Ryszard Mach uzyskał 53,8 proc. poparcia i o 1175 głosów wyprzedził Mirosława Mazura. – Czy można mówić o moim powrocie? W pewnym sensie tak – stwierdza w jednym z wywiadów Ryszard Mach – chociaż m.in. na rzecz miasta pracowałem, będąc starostą zawierciańskim. Gdyby jednak podobało mi się to, co dzieje się w Zawierciu, to nie walczyłbym o fotel prezydenta za wszelką cenę i zostałbym w starostwie.
Jednak – ku zaskoczeniu niektórych – w przeprowadzonej w przedwyborczy piątek drugiej tury wyborów sondzie wygrał właśnie on. Swój głos zdeklarowało się nań oddać 50% uczestników, podczas gdy 43% wskazało Krzysztofa Stachowicza. Ostatecznie Podraza wygrał stosunkiem głosów niemal 64: 36 procent. On sam twierdzi, że kontrkandydatowi z PO zaszkodziło poparcie udzielone przez czterech pozostałych uczestników pierwszej tury wyborów. Ale warto też zauważyć, że wszystkich zagłębiowskich zwycięzców z SLD, a więc także i Podrazę poparł „ojciec ojców” tutejszych lewicowych polityków, profesor Adam Gierek. W Internecie roi się od negatywnych komentarzy działań nowego/starego prezydenta Dąbrowy Górniczej, jest też sporo polemik i ciężkiego kalibru pomówień. Trudno w tej sytuacji nie spytać, kto głosował na Zbigniewa Podrazę i trudno też nie odpowiedzieć, że lewicowi, cisi i stateczni.
Prezydent Dąbrowy Górniczej, Zbigniew Podraza. Fot. www.dabrowa-gornicza
W Dąbrowie Górniczej raczej poważny i raczej stateczny Zbigniew Podraza bronił fotela prezydenta mając głównego przeciwnika w osobie Krzysztofa Stachowicza, przewodniczącego lokalnej struktury PO. Podraza nie pobiegł w wyścigu na ostatnie piętro Altusa (Stachowicz „jak na amatora osiągnął niezły wynik”), nie poddał się próbie prawdy na wariografie (do ostatniej chwili czekano w Wyższej Szkole Biznesu), nie dał też się do końca ponieść gorączce przedwyborczej i z pewną rozwagą punktował mniej i bardziej trafne wystąpienia przeciwnika. Zbigniew Podraza jest byłym wiceministrem resortu Ochrony Zdrowia i byłym wieloletnim dyrektorem dąbrowskiego szpitala. Ale przede wszystkim chyba lekarzem. Ponieważ rządzi miastem o trudnej sytuacji ekonomicznej, wydawało się, że ma spory elektorat negatywny, a problemy centrum administracyjnego miasta, Aquaparku czy inwestycji w Parku Hallera nie pozwolą mu na pozostanie na stanowisku.
Prezydent Sosnowca, Kazimierz Górski. Fot. www.kazimierzgorski.sosnowiec.pl
Jeszcze więcej emocji wzbudziła reelekcja Kazimierza Górskiego w Sosnowcu. Ten doświadczony działacz lewicy (trzecia już kadencja na stanowisku prezydenta, wcześniej był wiceprezydentem miasta) za głównego przeciwnika miał tym razem Jarosława Piętę, posła PO. Kandydaci walczyli na wszelkie argumenty, nie zabrakło też podobnej do będzińskiej – nazwanej w Sosnowcu „fakturową” – afery, a Internet roił się (i roi) od najróżniejszych form dziennikarskich i literackich, których bohaterem jest Górski. Co ciekawe,
w przeciwieństwie do Radosława Barana, przegrana w trybie wyborczym rozprawa sądowa o naruszenie dóbr osobistych) Górskiego nie zaszkodziła na tyle starającemu się o reelekcję, by przepadł u wyborców. Są tacy, którzy twierdzą, ze to widomy dowód na słabość Pięty i Platformy Obywatelskiej, są też inni, którzy wyjaśniają taką sytuację historyczną lewicowością Sosnowca. Kandydat SLD zdobył 20 447 głosów wyborców co dało mu 53,31 proc., na Jarosława Piętę z PO oddano 17 909 głosów. W sumie powtórny wybór Kazimierza Górskiego zaskoczył wielu komentatorów. – Nie podoba mi się to parcie w kierunku Silesii – można na przykład przeczytać w Internecie. – Gdyby był to facet z jajami, to próbowałby skonsolidować miasta Zagłębia i utworzyć mniejszą, ale przez to lepiej zarządzaną aglomerację zagłębiowską i nikomu nie przyszłoby do głowy budować kolei czy DTŚ-ki z pominięciem Zagłębia. Niech skończy, co zaczął – pisze ktoś inny. – Pamiętacie jeszcze jaki był Sosnowiec w 2002 roku? Zaraz po zaprzysiężeniu Rada Miasta (przewagę ma PO) o 3 tysiące złotych obniżyła Kazimierzowi Górskiemu wynagrodzenie przysługujące za sprawowanie urzędu prezydenta, co plasuje go zdecydowanie w dolnej strefie rankingu wynagrodzeń w tej grupie zawodowej w Polsce. Czas spojrzeć w twarze Jeśli miarą nowoczesności jest wizytówka w Wikipedii, to każdy z prezydentów spełnia ten wymóg. Wpisy są różnorodne, ale jednak suche i choć można się z nich coś dowiedzieć, to trudno byłoby w ten sposób stworzyć sobie wyobrażenie najważniejszych postaci w naszych miastach. Dowiadujemy się więc, że najmłodszego ze zwycięzców, Komoniewskiego, dzielą od najstarszego, Macha, 34 lata życia, że poprzednikiem Górskiego był Michał Czarski (także z SLD, ta sukcesja nastąpiła po wyborze Czarskiego na marszałka województwa), a Podraza tuż przed wyborami otrzymał (w końcu z rąk PO przecież) Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Znajdujemy także informację, że Ryszard Mach prowa-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
17
Społeczeństwo dzi własny blog, ale od razu też dowiadujemy się, że dostęp doń jest obwarowany hasłem i loginem (wcześniej był dostępny, zmiana zaszła pod wpływem oponentów), czyli dla nas po prostu nie istnieje. Z kolei po notce biograficznej Łukasza Komoniewskiego łatwo jest docenić wpływ pracy w strukturach partyjnych SLD na decyzję o wypromowaniu kandydata – Komoniewski to nie tak dawny działacz lokalny struktur tej partii, a obecnie już członek jej Rady Krajowej. Bodaj najbardziej sucha jest informacja dotycząca prezydenta Silberta, lecz jest w niej zdanie zapraszające na stronę jaworzniańskiego urzędu. To dziwi o tyle, że przecież Paweł Silbert ma własną stronę internetową; co prawda, równocześnie promującą stowarzyszenie „Jaworzno Moje Miasto”, ale przede wszystkim kreującą wizerunek lidera ruchu. W wyborach samorządowych 2010 roku wybrano 107 prezydentów miast. W tym gronie znalazło się zaledwie siedem pań, więc trudno byłoby deliberować nad równouprawnieniem kobiet – czy raczej jego brakiem – w przypadku Zagłębia. Warto może wspomnieć, że Komoniewski jest jedynym kawalerem nie tylko wśród prezydentów Zagłębia, ale także całej Polski. Natomiast pozostali zagłębiowscy prezydenci cieszą się na co dzień ciepłem małżeńskiego domu. Paweł Silbert często mówi o żonie, gdy opowiada swoje pierwsze dni w Jaworznie: – Kiedyś, zupełnie świadomie, wraz z żoną wybieraliśmy miejsce, w którym chcemy spędzać razem życie. To było w roku 1986. Mieliśmy wiele możliwości. Świadomie wybraliśmy Jaworzno. Uznaliśmy, że to miasto ma ogromny walor, którego nie ma gdzie indziej. Jest tu spokojnie i kameralnie, ale nie małomiasteczkowo (…). Zbigniew Podraza też lubi cieszyć się obcowaniem z rodziną, ale przy tej okazji wspomina o swoich wnukach. Pozostali dwaj prezydenci jeszcze bardziej cenią sobie w tej kwestii prywatność, więc szanując ją wspomnę tylko, iż Kazimierz Górski ma dwójkę dzieci, a prezydent Zawiercia jedno – syna. Sport od lat jest w życiu Ryszarda Macha najważniejszą pozazawodową pasją. Od lat jest on działaczem sportowym, co
18
bierze się pewnie z jego młodzieńczych zamiłowań (jest absolwentem katowickiej AWF). Obecnie pełni w Związku Piłki Ręcznej w Polsce funkcję jednego z czterech wiceprezesów, bodaj czy nie najbardziej odpowiedzialną, bo dotyczącą sfery organizacyjno-finansowej tej organizacji. Paweł Silbert poza urzędem prezydenta realizuje się w zupełnie inny sposób. – Moją drugą miłością (po żonie) jest muzyka – opowiada. – Czasami daję się „naciągnąć” na udział w projektach artystycznych przygotowywanych w mieście. Po pracy często grywam na gitarze elektrycznej. Mam też w swojej kolekcji kilka ciekawych instrumentów. Szczególnie dumny jest z gitary kultowego amerykańskiego zespołu Megadeth, którą kupił za 6000 zł. Na studiach we Wrocławiu Silbert poznał gitarzystę jazzowego Leszka Cichońskiego i kolegował się, a nawet mieszkał z Pawłem Kukizem. Kiedy w 2002 roku po raz pierwszy wygrał wybory, miasto obiegła plotka, że lada dzień w urzędzie powstanie mini studio muzyczne, w którym Silbert miałby odreagowywać stresy wynikające z pracy w urzędzie. Od tamtej pory minęło jednak dziewięć lat, a studia dalej nie ma. Sam Silbert narzeka zaś, że na gitarę ma niestety coraz mniej czasu. Zbigniew Podraza za swoje hobby uważa bieganie, gotowanie i wędkarstwo. I rzeczywiście, gdyby na poprzednie cztery lata Dąbrowy Górniczej spojrzeć przez pryzmat tych kategorii to zauważymy spokojne reakcje jej prezydenta, kontrastujący z wcześniejszymi prezydenturami brak afer i planowanie w iście slow foodowym horyzoncie. Podraza pasjonuje się też tworzeniem warunków do osiągnięć sportowych, co budzi tyleż aplauzu, co i kontrowersji w przypadku ważnego miejsca miasta, Parku Hallera. Łukasz Komoniewski lubi dobrą muzykę i fotografię, ale wydaje się, że najbardziej pasjonuje go to, co na co dzień robi, czyli praca samorządowca. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze życiowa partnerka oraz znajomi, którzy ciepło i z entuzjazmem wspierali go na różnych internetowych forach w czasie walki o będziński fotel. Równie mało powiedzieć można
o hobby Kazimierza Górskiego, filatelistyce. Choć od lat wymieniana przy okazji kreowania jego kolejnych politycznych życiorysów, pasja ta do dziś nie ujrzała dziennego światła i niejedna już osoba pyta sosnowieckiego prezydenta: prawda to czy blaga? Kazimierz Górski zachowuje się w tej sprawie zupełnie podobnie jak Jacek Krywult, prezydent Bielska-Białej oraz kilku innych, już mniej znanych samorządowców, którzy twierdzą, że mają całkiem pokaźne kolekcje znaczków, acz nie lubią się nimi chwalić. Na koniec kilka słów o zarobkach. Zagłębiowscy prezydenci znajdują sie niewątpliwie w grupie najlepiej sytuowanych w Polsce. Ich miesięczne zarobki brutto oscylują w przedziale od 11 900 zł do 12 860 złotych i w kilku przypadkach należą do najwyższych w kraju. Pamiętać należy oczywiście o „karze” jaką Górskiemu zaserwowała zdominowana przez PO Rada Miejska przez co prezydent Sosnowca jako jedyny zszedł do grupy „średniaków” jeśli idzie o zarobki. Żeby jakoś skomentować te dane, warto wspomnieć, że w kraju z kwotą w wysokości 6720 zł brutto miesięcznie najmniej zarabia 31-letni Dawid Kostempski, prezydent Świętochłowic. Od kilku kadencji jawne są oświadczenia majątkowe prezydentów. I dopiero tam można naprawdę dowiedzieć się ile i w jaki sposób oni zarabiają. I tak w przypadku prezydenta Sosnowca w 2010 roku do kwoty ok. 118 tys. zł wypłaconej z tytułu pełnienia funkcji prezydenta miasta doszło jeszcze ponad 50 tys. za pracę w zarządzie KZK GOP i udział w Radzie Nadzorczej Tramwajów Śląskich SA. Z KZK GOP pochodzą również dodatkowe dochody prezydenta Podrazy w kwocie ponad 31 tys. Ryszard Mach nie ujawnia źródła dodatkowych dochodów w kwocie prawie 150 tysięcy złotych i można tylko spekulować czy raczej mają one związek z piłka ręczną czy może z innymi jego działalnościami. Na tym tle niewielkie są sumaryczne dochody Komoniewskiego, które oscylują w 2010 roku wokół kwoty 40 tysięcy złotych brutto, a z kolei Paweł SIlbert, skąd inąd posiadacz całkiem atrakcyjnego pakietu akcji Tauronu, nie osiąga żadnych in-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Społeczeństwo nych dochodów ze stosunku pracy poza etatem prezydenckim. Obietnice wyborcze Trzech z piątki naszych bohaterów zostało zweryfikowanych wprost, czyli przez wyborców, którzy dali im szansę kontynuacji rozpoczętej wcześniej pracy. Czwarty z prezydentów – Ryszard Mach – po czteroletniej przerwie w zarządzaniu miastem powraca witany przez swych wyborców wręcz entuzjastycznie. Trudno mówić o weryfikacji w przypadku Komoniewskiego, choć opinie z jego pracy w dąbrowskim urzędzie są dobre. W samej kampanii cała piątka złożyła jednak szeroką paletę obietnic wyborczych, które za cztery lata z pewnością zostaną im przywołane przez wyborców. Najklarowniej określa swoje plany Paweł Silbert, który najpierw rozliczył się ze 28 obietnic wyborczych (ze złożonych na początku poprzedniej kadencji 86 proc. zostało zrealizowanych), a następnie opublikował wyrazisty dziesięciopunktowy plan działań na okres kolejnej kadencji. Łukasz Komoniewski rozpoczął urzędowanie od sterowania „ręcznego”. Najpierw musiał się włączyć w sprawę dworca, który wbrew woli urzędu zamknięto dla pasażerów z powodu remontu, od razu też rozpoczął zmiany kadrowe w urzędzie. Deklaruje, że przede wszystkim chce się zająć przespaną rewitalizacją centrum Będzina. Ma też w planie pilnie słuchać głosów mieszkańców miasta dla których życie dzielnic, np. Grodźca czy Syberki, jest zdecydowanie ważniejsze od wyglądu skwerów przed Urzędem Miejskim. Inaczej do sprawy podeszli pozostali prezydenci. – Ja minimalistycznym administratorem nie jestem – w jednym z wywiadów stwierdza Mach. A w innym dodaje: – Wróciłem, ponieważ to moje miasto, a ja miałem kilka niedokończonych spraw, których realizację rozpocząłem jeszcze w poprzedniej kadencji. Za najbardziej newralgiczny obszar swego działania Mach uznaje walkę z bezrobociem. Chciałby zapewnić wsparcie podmiotów gospodarczych strategią podatkową, wspomóc starania przedsiębiorców o środki unijne,
stwarzać możliwości podnoszenia i nabywania nowych kwalifikacji dla osób zagrożonych bezrobociem, a także szukać nowych inwestorów, choćby z wykorzystaniem szans jakie daje partnerstwo publiczno-prywatne. Mach wspiera pomysł utworzenia w Zawierciu (we współpracy z jednym z światowych liderów rynku IT, firmą Canon) parku naukowo-technologicznego. Doświadczenia z bycia starostą powiatu skłaniają go też do popierania programu rozwoju turystyki „Zawiercie Bramą na Jurę”. – Zrobię wszystko, aby nasze miasto maksymalnie dostosowało się do potrzeb i oczekiwań (mieszkańców – od red.) – deklaruje Zbigniew Podraza. – To między innymi tworzenie kolejnych nowych kompleksów sportowych i stworzenie Centrum Sportów Letnich i Wodnych Pogoria. Ale przede wszystkim to dalsza współpraca z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie i innymi szkołami wyższymi, ponieważ to młodzi ludzie gwarantują tętniące życiem centrum i dalszy rozwój Dąbrowy Górniczej. Podraza jednym tchem dodaje też, że przede wszystkim należy dokończyć wcześniej rozpoczęte inwestycje. Są to m. in. uporządkowanie gospodarki wodnościekowej (co jest największą inwestycją miejską w historii Dąbrowy), dokończenie przebudowy okolic Pogorii III i Parku Zielona oraz budowa Specjalnego Ośrodka dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej. Bardzo ważną kwestią, której prezydent Podraza chciałby się poświęcić jest przejęcie przez miasto i rewitalizacja wszystkich 4 dworców kolejowych. W jednym z wywiadów stwierdza nawet, że w obecnym stanie obiektów tych po prostu się… wstydzi. – Moim celem jest zrównoważony rozwój Sosnowca – podobny horyzont przyjmuje Kazimierz Górski – gdzie wzrost gospodarczy, spójność społeczna i ochrona środowiska idą ze sobą w parze, uzupełniając się wzajemnie. Podejmowane przeze mnie działania mają na celu wykreowanie Sosnowca, jako prężnie rozwijającego się ośrodka, zaspokajającego potrzeby społeczno-kulturowe i gospodarcze sosnowiczan. Program wyborczy Górskiego zapisany jest w dziewięciu obszarach i nie-
mal stu zadaniach szczegółowych obejmujących m.in. rewitalizację terenów poprzemysłowych, wsparcie rzeczowofinansowe dla publicznego segmentu systemu ochrony zdrowia, poprawę bezpieczeństwa mieszkańców miasta, inwestycje w sport i estetykę miasta (np. powstanie nowego Stadionu Ludowego), działania w sferze ochrony środowiska, oświacie, kulturze i wspieranie procesów informatyzacji. Przewidziano także realizację wielu projektów w systemie komunikacyjnym miasta z przebudową kilku newralgicznych dla Sosnowca dróg i skrzyżowań. Jak będzie za cztery lata? Przedstawione tu programy mają swoich zajadłych krytyków, niekiedy gołym okiem widać, że nowi (starzy) prezydenci widzą ledwie czubek góry lodowej problemów (jak choćby w przypadku służby zdrowia w Sosnowcu czy Zawierciu, gdzie mówi się jedynie o problemach długów podległych im jednostek). Zwolennicy wierzą w ich realizację i cieszą się pierwszymi podejmowanymi decyzjami. Czy młodość Komoniewskiego pokona marazm w centrum Będzina, czy Podraza rozplącze gordyjski węzeł długów Dąbrowy, czy Silbert wygra ze Stalexportem bój o autostradę, Górski poprawi wreszcie sosnowieckie drogi, a Mach da więcej nadziei zawiercianom i choćby uratuje sto milionów złotych zagrożonych zwrotem do Unii Europejskiej w wyniku złej realizacji inwestycji w gospodarkę ściekową miasta? To jest właśnie to pytanie! A ściślej jedno z tysiąca pytań. A w związku z tym może warto dołożyć jeszcze jedno, ostatnie: jakie ma znaczenie fakt, że po raz kolejny Zagłębie oddało głosy swą czerwoną duszą i opozycyjny Sojusz Lewicy Demokratycznej zawładnął trzema z pięciu prezydenckich foteli, a w czwartym z miast, Zawierciu, zawsze będzie mile widziany? Anonimowy polityk rządzącej PO twierdzi, że brutalna rzeczywistość uzależnia zagłębiowskich prezydentów od układu w Warszawie. – Tyle zrobią, ile pieniędzy dostaną – tłumaczy. – A że w większości są z SLD, swej szansy powinni szukać w nowym sejmowym rozkładzie sił.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
19
Biografie z Zagłębia
Ze wspomnień akademicko-muzycznych lat młodości Mirosław Ponczek „Bumerang” – była to w okresie moich studiów stacjonarnych na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego w Łodzi grupa instrumentalno-wokalna tzw. mocnego uderzenia z siedzibą w największym wówczas mieście Polski (po Warszawie), czyli w Łodzi. W muzycznej działalności tej formacji występowały niewątpliwie elementy popu i rythm and bluesa (wzorowaliśmy się bez cienia wątpliwości na grupie brytyjskiej Procol Harum). Łódzkiego w Łodzi, „Impulsy”, w któ- cjalnym dodatku poświęconym muzyNasza grupa muzyczna uczestniczyła w życiu estradowym miasta Łodzi w latach 1968–1972. Pierwszy jej skład był następujący: Mirosław Ponczek (wokal i czasami organy, piano: pseudonim estradowy „Milejski”, od nazwiska rodowego mamy), później Jolanta Borusiewicz (wokal), Maciej Janaszkiewicz (organy), Tomasz Jędrych (gitara solowa), Marian Siejka (gitara rytmiczna, skrzypce), Andrzej Delong (perkusja), Andrzej Rutkowski (gitara basowa) – kierownik zespołu. Formacja ta powstała niejako w oparciu o studencki zespół instrumentalno-wokalny Rady Uczelnianej ZSP Uniwersytetu Grupa „BUMERANG”(Łódż, lata 1968–1969). Fot. arch. aut.
20
rej występował wtedy czołowy obecnie nasz instrumentalista gitarowy, kompozytor muzyki młodzieżowej, również na swój sposób piosenkarz, Marek Jackowski (przed założeniem grupy muzycznej „Vox Gentis” oraz „Osian”, która dała przecież początek słynnej formacji „MAANAM”). Jackowski wyemigrował bowiem z Łodzi do Krakowa, występując również z grupą Marka Grechuty, „Anawa”. Mirosław Ponczek-Milejski na Festiwalu Zespołów Studenckich „Częstochowa” (1967) zdobył pierwsze miejsce w kategorii piosenkarzy studenckich muzyki młodzieżowej (big-beatowej). Festiwal odbywał się w Filharmonii Częstochowskiej. Grupa „Vox Gentis” z faktycznymi liderami – Markiem Jackowskim i Eugeniuszem Ponczkiem odbywającym wtedy studia stacjonarne w Łodzi, absolwentem kierunku wychowanie muzyczne Studia Nauczycielskiego w Cieszynie) była wówczas w Łodzi czołową grupą rythm and bluesowa w studenckim środowisku tego miasta. Redaktor Marek Garztecki z miesięcznika „Jazz” (w spe-
ce big-beatowej) pisał w końcu lat 60. XX wieku, że „Vox Gentis” z Markiem Jackowskim i solistą zespołu Mirosławem Ponczkiem Milejskim była wówczas pierwszą polską formacją undergroundową 1. W grupie tej obok Marka Jackowskiego, Eugeniusza Ponczka i Mirosława Ponczka „Milejskiego” występowali: Andrzej Twardzik (perkusja) i Krzysztof Skudziński (gitara basowa). „Vox Gentis” podczas konkursu zespołów i piosenkarzy w Centralnym Klubie Studenckim „77” (mieszczącym się przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi) dzięki osiągnięciu Mirosława Ponczka „Milejskiego” w Częstochowie w kategorii wokalistów i zdobyciu pierwszego miejsca w konkursie pod „77” wśród wokalistów łódzkich, zakwalifikowana została do Opola. Jednak na Festiwal Opolski nie pojechała. Marek Jackowski zmienił bowiem środowisko studenckie łódzkie na krakowskie, a Mirosław Ponczek przeszedł do byłych (wówczas „Piotrusiów”; naonczas nie występował już we wspomnianej formacji Andrzej Rybiński, odbywający wtedy służbę wojskową). W grupie tej występowali znani muzycy łódzcy – Marek Janaszkiewicz, Andrzej Rybiński – oraz Tomasz Jędruch i Andrzej Deląg. Ewolucję muzyczną „Bumerangowi” nadała współpraca ze słynną wówczas – byłą pianistką jazzową – znaną kompozytorką muzyki rozrywkowej, Kata-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Biografie z Zagłębia WANE” 7. Natomiast Jolanta Borusewicz rodem z Krakowa przebywa podobno jeszcze w Skandynawii i tam – jak się dowiedziałem – kontynuuje swoje pasje wokalne. 1 Por. też J. Kawecki, J. Sadłowski, M. Ćwikła, W. Zając, Encyklopedia polskiej muzyki rockowej, Kraków 1995, s. 224-225. 2 VII Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki. Opole 69. Programy i informacje, ciekawostki, Opole 1969, s. 22 (hasło: Mirosław Ponczek „Milejski”), s. 22. 3 VII Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki – Opole 69. Program koncertów. Koncert premier, Opole 1969, s. 9. 4 Była to piosenka kompozycji Katarzyna Gaertner ze słowami Jerzego Kleynego. VII Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki – Opole 69. Program koncertów. Koncert premier, Opole 1969, s. 9. 5 VII Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki – Opole 69. Program koncertów. Koncert debiutów. „Każ-
Mirosław Ponczek, pseudonim „Milejski”. Fot. arch. aut.
rzyną Gaertner. Następstwem tej współpracy oraz dużym sukcesem grupy był – jak się wydaje z perspektywy wielu lat – występ „Bumerangu” w trakcie trwania VII Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu (26-29 czerwca 1969) 2. Wtedy to nowa solistka tej formacji Jolanta Borusiewicz – podczas koncertu premier 3 uzyskała wyróżnienie za piosenkę Katarzyny Gaertner i Jerzego Kleynego „Dzień się budzi”4. Natomiast Mirosław Ponczek w koncercie debiutów wykonywał piosenkę Katarzyny Gaertner oraz Janiny Wilner „Księżniczka” 5, którą nagrał też w Warszawie, w radiowym „Studio Rytm”. W międzyczasie – na przełomie lat 1969/1970 r. nagrał też w „Studiu Rytm” Polskiego Radia (przy czynnym wsparciu Katarzyny Gaertner) – utwór kompozycji tej pianistki zatytułowany „Kwiaty w oknie” (autorem tekstu piosenki był Janusz Kondratowicz, znany w Warszawie autor tekstów przebojów wielu innych piosenkarzy i grup wokalno-instrumentalnych). Dodajmy w tym miejscu, że w okresie 1970–1972 personalnie „Bumerang” zmieniał się kilkakrotnie. I tak podczas spektaklów śpiewogry Katarzyny Gaertner i Ernesta Brylla „JANOSIK czyli NA SZKLE MALOWANE” w Operetce Dolnośląskiej we Wrocławiu (1968– 1969) oraz w Teatrze Nowym w Łodzi
(1970–1972) z „Bumerangiem” występowali: Maciej Janaszkiewicz, Mirosław Ponczek „Milejski”, Krzysztof Perner, Zbigniew Pintera 6. Następnie członkiem „Bumerangu” – po odejściu Mirosława Ponczka-Milejskiego do pracy zawodowej po ukończeniu studiów) – byli inni wokaliści, na przykład Andrzej Rybiński, który skądinąd wcześniej był liderem zespołu „Piotrusie”, a następnie formacji muzyczno-wokalnej „Andrzej i Eliza” oraz „Dwa+Jeden” i również występował w śpiewogrze „JANOSIK czyli NA SZKLE MALO-
dy kiedyś zaczynał”, Opole 1969, s. 6. 6 Państwowy Teatr Nowy w Łodzi. Sezon 1969/1970. Program. Duża Scena. Ernest Bryll, muzyka Katarzyna Gaertner „JANOSIK czyli NA SZKLE MALOWANE”, Łódź 1970, bez pag. stron, plus wkładka plakatowa śpiewogry Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner. 7 A. Fryc, Sport w życiu i twórczości wybranych zagłębiowskich muzyków. Regionalizm w szkolnej edukacji wielokrotność Zagłębia Dąbrowskiego. Wydawnictwo Instytutu Zagłębiowskiego Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu, Sosnowiec 2010, s. 129–130. Janusz Osiński, Z estrady na katedrę akademicką. SOSN art Sosnowiecki Magazyn Kulturalny, styczeń 2010 (nr 1/24).
Marek Jackowski i Mirosław Ponczek, pseudonim „Milejski” (grupa muzyczno- wokalna „Impulsy”, Łódź, lata 1968-1969). Fot. arch. aut. . Fot. arch. aut.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
21
Biografie z Zagłębia Prezentujemy kolejny tekst dr inż. Doroty Starościak, autorki cyklu artykułów o spokrewnionych, spowinowaconych bądź zaprzyjaźnionych ze sobą rodzinach Skarbińskich, Stypułkowskich, Karszów, Pogorzelskich, Schönów i Ciechanowskich, których zasługi dla Zagłębia, a szczególnie Grodźca trudno przecenić. Ich losy, działalność zawodową i społeczną oraz życie rodzinne i kontakty towarzyskie odnajdziecie Państwo na kartach książki, którą autorka ma zamiar wydać jeszcze w tym roku. Kiedy podczas zbierania materiałów do książki w ręce D. Starościak trafiły odręcznie spisane wspomnienia grodźczanina Bolesława Zagórnego, postanowiła ona pokazać niezwykłe losy tego człowieka. Według informacji autorki, będziński historyk Dariusz Majchrzak zajmuje się opracowaniem pamiętnika majora Bolesława Zagórnego, który – po ukończeniu prac studialnych – zamierza wydać.
Bolesław Zagórny – duma Grodźca cz. 1 Dorota Starościak Grodziec to dla mnie miejsce magiczne. Stąd wywodzą się moi krewni ze strony mamy. Są wśród nich ludzie zasłużeni nie tylko dla Grodźca, ale i przemysłowego rozwoju całego Zagłębia. Bohater niniejszego artykułu, urodzony i wychowany w Grodźcu nie wywodzi się z kręgów inteligenckich, nie studiował na zagranicznych uczelniach, a do wszystkiego, co osiągnął, doszedł własną ciężką pracą i niezwykłym hartem ducha. Był człowiekiem skromnym, więc gdyby nie odręcznie spisane wspomnienia, które szczęśliwie przechowały się w rodzinie Zagórnych, nigdy nie poznalibyśmy jego fascynującej, a często dramatycznej drogi życiowej. W swoich wspomnieniach Bolesław Zagórny nakreślił niezmiernie ciekawy opis życia codziennego w Grodźcu pod koniec XIX i na początku XX wieku, przedstawił losy zagłębiaków podczas pierwszej wojny światowej i wreszcie nakreślił losy polskiego oficera, służącego na Kresach. Bolesław Zagórny urodził się 22 listopada 1898 roku w Grodźcu koło Będzina, dokładnie na pół roku przed poMetryka urodzenia Bolesława Zagórnego. Fot. arch. aut.
22
wstaniem spółki akcyjnej Grodzieckie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Przemysłowych. Prapradziad Zagórny, kołodziej z zawodu, przybył ze Śląska Cieszyńskiego, sprowadzony przez właściciela majątku Grodziec, Bontaniego. Wspomniany prapradziad miał syna Dominika, a ten syna Karola. Karol Zagórny był dziadkiem Bolesława, bohatera naszej opowieści. Natomiast babcia Zagórna, której Bolesław nigdy nie poznał, bo zmarła przed jego narodzeniem, pochodziła z grodzieckiej rodziny Drożdżów. Karol Zagórny posiadał piętnastohektarowe gospodarstwo, które musiało wyżywić całą dziewięcioosobową rodzinę składającą się z rodziców i siódemki dzieci, 4 córek i 3 synów. Ich późniejsze losy integralnie związane były z Grodźcem. I tak, najstarsza córka Paulina, wyszła za mąż za gospodarza małorolnego Franciszka Moraka; mieszkała wraz z mężem w Grodźcu. Druga córka Zofia, wyszła za mąż za Franciszka Juszczyka, maszynistę kopalni węgla kamiennego „Maria” w Grodźcu. Ko-
lejna córka Kunegunda, wyszła za mąż za F. Lisowskiego, który pracował jako robotnik fizyczny w browarze piwa w Grodźcu, a najmłodsza Stanisława, była żoną Franciszka Tomczaka, gospodarza małorolnego; mieszkali w Grodźcu. Najstarszy syn Maciej pomagał ojcu w pracy na roli, najmłodszy Piotr, ojciec Bolesława zatrudnił się w browarze piwa w Sielcu koło Sosnowca. Jedynie środkowy syn Bartłomiej poszedł do pracy do kopalni węgla w Bytomiu, na stałe pozostawiając rodzinny Grodziec. Mieszkał i pracował na Górnym Śląsku i nie specjalnie interesował się rodzinnym gospodarstwem. Gospodarstwo dziadka Karola było nieduże. Grunty rolne w kilku kawałkach, znajdowały się daleko od chaty. Trzeba było tracić dużo czasu na dojście do pracy na roli, a także na zwózkę plonów. Gleba była średniej jakości, większość stanowiły piaski. Zbiory wystarczały jedynie na wyżywienie rodziny i potrzeby własne gospodarstwa. Dziadek Zagórny musiał się cieszyć uznaniem obywateli Grodźca, skoro był wybierany do rady parafialnej. Był analfabetą i dlatego chciał, by jego synowie umieli czytać i pisać. W tym celu posyłał synów na prywatne lekcje do emerytowanego nauczyciela Juliana Jeszke, ponieważ w tym czasie w Grodźcu nie było jeszcze szkoły (tak to zapisał Bolesław Zagórny; faktycznie od roku 1784 istniała parafialna szkoła w pobliżu kościoła, być może akurat w tym czasie chwilowo nieczynna). Nie było także książek do nauki. Czytania po polsku nauczyciel uczył chłopców na książce do nabożeństwa. Karol z rodziną mieszkali w drewnianej chacie na podmurówce z kamienia,
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Biografie z Zagłębia krytej słomą. Mieściła dwie izby, kuchnię i dużą sień, na środku której królowała wielka studnia. Dziadek cieszył się nie tylko miłością, ale i uznaniem swoich wnuków. Tak Bolesław pisze o patriotyzmie swego niepiśmiennego dziadka Karola: „Ojciec mój urodził się w roku powstania styczniowego – 1863 – kiedy szlachta i chłopi chwycili za broń, by walczyć z ‘caratem’ o wyzwolenie Polski pod dowództwem gen. Mierosławskiego i gen. Langiewicza. Po przegranej bitwie pod Grochowiskami i Miechowem w 1864 r., powstańcy przekraczali granicę austriacką i pruską. Dziadek Zagórny pomagał powstańcom, którzy udawali się w kierunku Bytomia, przy przejściu granicy pruskiej w miejscowości Przełajka. Własnymi końmi przewoził powstańców do granicy.” Gdy Karol podupadł na zdrowiu i nie mógł już pracować w gospodarstwie, postanowił je podzielić i oddać we władanie dzieciom. Najwięcej, bo po 5 hektarów otrzymali dwaj synowie Maciej i Piotr, córki Kunegunda Lisowska i Stanisława Tomczakotrzymały po 2,5 hektara, a pozostałe 2 siostry zostały spłacone przez braci. Jedynie syn „Bartłomiej nie otrzymał nic”. Na starość, w wolnych chwilach, gdy Karol czuł się dobrze, trudnił się pracą kuśnierską. Bolesław przyszedł na świat w chacie swego dziadka Karola. Rodzicami Bolesława byli Piotr Zagórny i pochodząca ze wsi Psary Józefa z Lazarów. Gdy się pobierali Piotr miał 26, a Józefa 17 lat. Po ślubie młodzi zamieszkali w chacie dziadka Karola, mając do dyspozycji jedną izbę. W tym czasie brat ojca, czyli stryj Maciej ożenił się i wybudował sobie własny dom, tuż obok rodzinnej chaty. Bolesław urodził się jako czwarte z kolei dziecko, po Felicji, Stanisławie i Władzi. Matka Bolesława Zagórnego, Józefa z Lazarów była córką artysty rzeźbiarza Jana Kantego Lazara, urodzonego w Sączowie w roku 1824, który rzeźbił w drewnie i kamieniu, przeważnie figury sakralne dla kościołów. Jego przodkowie przywędrowali na ziemie polskie z Włoch za panowania króla Zygmunta I. Sprowadziła ich do Polski królowa Bona, bo potrzebowała zdolnych rzeźbiarzy. Pomimo upływu wielu lat, w drugiej połowie XIX wieku Lazarowie wciąż posiadali zarówno cechy fizyczne jak i charakter południowców. Tak
Józefa jak i jej dwie siostry były brunetkami o lekko oliwkowej cerze. Dziadek Lazar posiadał w Psarach duże gospodarstwo, które prowadziła jego żona. Materialnie rodzinie Lazarów powodziło się dobrze. Gospodarstwo dawało utrzymanie całej rodzinie, natomiast pieniądze zarobione przez dziadka za prace rzeźbiarskie były odkładane na kupno wymarzonego dworku. Niestety, jak to często bywa, los płata figle i pisze scenariusze, nieraz bardzo odległe od ludzkich marzeń. Jan Kanty Lazar, wykonując prace rzeźbiarskie w nowo budującym się kościele w okolicach Siewierza, zachorował na tyfus i zmarł (najprawdopodobniej Bolesław Zagórny pomylił się w swoich wspomnieniach, bo chodziło o epidemię cholery). Jakże podobne były losy mego prapradziadka Feliksa Skarbińskiego, pracującego w Siewierzu, który zaraził się cholerą od leczonych przez siebie pacjentów i zmarł w listopadzie 1867 roku. Dziadek Lazar nie tylko osierocił rodzinę, w tym dwuletnią córkę Józefę, urodzoną w Psarach 16.09.1868 roku, późniejszą matkę Bolesława, ale wraz z jego śmiercią pogrzebane zostały marzenia o własnym dworku. Nieuczciwy sprzedawca nie przyznał się bowiem do otrzymania zaliczki, a pokwitowanie, które miał przy sobie zmarły mąż, nigdy nie dotarło do wdowy. Być może, ze względów epidemiologicznych, zostało po prostu zniszczone. Karol Zagórny zmarł w roku 1901. Po jego śmierci rodzice Bolesława wraz z czwórką dzieci zajęli całą chatę. W roku 1902 na świat przyszło kolejne dziecko Józefy i Piotra Zagórnych, syn Stefan. W tym samym roku w lecie wybuchł w Grodźcu duży pożar, który zniszczył kilkanaście chałup i budynków gospodarczych, w tym także chatę Zagórnych i cały ich sprzęt rolniczy. Rodzice wraz z pięciorgiem dzieci zostali bez dachu nad głową. Rodzina zamieszkała w stodole, która tylko dlatego ocalała, że leżała daleko od chaty. Gotowanie strawy odbywało się na podwórzu. Do czasu wybudowania nowej siedziby dwójkę młodszych dzieci, Władzię i Bolka wzięła do siebie ciotka z mężem Stanisławem Ciapałą. To ten sam Ciapała, który współtworzył statut grodzieckiej OSP, a w roku 1915 został pierwszym wójtem gminy Grodziec. Po roku nowa chata była gotowa. Miała 3 duże pokoje, podłogi, duże okna i piece
kaflowe. Była podpiwniczona, kryta papą, ze ścianami z drewna i cegły. Aby spłacić zaciągniętą na jej budowę pożyczkę Piotr Zagórny w wolnych chwilach jeździł wozem konnym do fabryki cementu w Grodźcu na zarobek. Przewoził na stację w Będzinie beczki z cementem, który fabryka eksportowała za granicę. Nadszedł rok 1905. Polskę ogarnęła fala strajków robotniczych. Fabryki w Łodzi, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej i Grodźcu przestały pracować. Robotnicy rzucili pracę i wyszli ze sztandarami na ulicę, domagając się od okupanta wolności dla Polski. W tym samym roku doszło do powstania republiki zagłębiowskiej, która swoją egzystencję zakończyła po kilkunastu dniach. Bolesław Zagórny tak wspomina rok 1905: „Byłem świadkiem jak pochód robotniczy z czerwonym sztandarem przechodził koło naszej chaty, a mój ojciec wówczas był przed chatą. Widząc pochód, zaczął krzyczeć: „Niech żyje Polska, precz z carem”. Po paru dniach gubernator carski przysłał do Zagłębia Dąbrowskiego kozaków, którzy zaczęli przeprowadzać pacyfikację.” Piotr Zagórny z żoną i dziećmi znalazł się na liście do wywózki na Sybir. Podobny los miał być udziałem kilku innych grodzieckich rodzin. Lokalna organizacja PPS – sobie znanymi sposobami – ukręciła łeb sprawie, akta zostały zagubione bądź zniszczone i sprawa deportacji szczęśliwie ucichła. Z tym, że każda z tych rodzin, a więc także Zagórni, dostała opiekuna w postaci żołnierza rosyjskiego, którego musiała żywić i nocować. W roku 1905 na świat przyszło szóste dziecko Zagórnych, córka Janka. W niedalekim Konstantynowie (obecnie dzielnicy Sosnowca) w tym samym roku urodziła się moja mama Izabella Stypułkowska. W tym czasie siedmioletni Bolek Zagórny podjął naukę w czteroklasowej szkole powszechnej w Grodźcu. Szkoła mieściła się w budynku murowanym, posiadała dwie duże sale, kanalizację i mieszkanie kierownika szkoły. W szkole przez 5 dni lekcje prowadzono w języku rosyjskim, a jeden dzień w języku polskim. Rozpoczęciu lekcji towarzyszyło odśpiewaniem w intencji cara Mikołaja II „Boże cara hrani”. Gdy Bolek był w trzeciej klasie, na wizytację przyjechał inspektor szkol-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
23
Biografie z Zagłębia ny z kuratorium. Przywitał się z dziećmi po rosyjsku: „Zdrastwujtie dieti”, a dzieci odpowiedziały mu chórem: „Zdrastwujtie gospodin inspektor”. I rozpoczęła się inspekcja. Trema spowodowała, że nawet dobrzy uczniowie wypadli słabo. Bolkowi udało się opanować nerwy na tyle, że dobrze odpowiedział na zadane pytania, a nawet wyrecytował wiersz. W nagrodę otrzymał książkę w języku rosyjskim, ładnie oprawioną, z napisem na okładce złotymi literami „nagrada”. Ojciec skomentował to krótko: „Przyjemnie by było, gdyby ta książka była w języku polskim.” Znajomość języka polskiego wśród uczniów była słaba, bo mało było lekcji języka ojczystego, a rodzice na ogół mówili gwarą, co utrudniało dzieciom poprawne wysławianie się po polsku. Metody pedagogiczne, stosowane wobec uczniów znacząco odbiegały od obecnych standardów. W wypadku gdy uczeń nie umiał lekcji, nauczyciel bił go po dłoniach lub po pupie linijką. Bywało też, że nauczyciel zamykał dzieci za karę w kozie. Gdy przychodziła wiosna nauczyciel raz w roku urządzał wycieczkę na Górę św. Doroty, która znajduje się na północny wschód od Grodźca. Jest stamtąd bardzo ładny widok na całe Zagłębie Dąbrowskie i Śląsk, a przy wyjątkowo pięknej pogodzie przez lornetkę można zobaczyć Tatry. W tym czasie rodzina Zagórnych znowu powiększyła się. W roku 1908 urodził się im syn Mietek, a w roku 1910 syn Janek, jako ósme i ostatnie dziecko. Między dziećmi była duża rozpiętość wieku. Starszy brat Stach pracował już w fabryce cementu jako ślusarz, a siostra Felicja wyszła za mąż za Katolika, kowala w kuźni kopalni Grodziec. Na wiosnę 1912 r. Bolek Zagórny ukończył IV klasę i choć marzyło mu się dalsze zgłębianie wiedzy, na tym musiał zakończyć naukę. W domu panowała bieda, ojciec miał długi zaciągnięte na wybudowanie nowej chaty i mocno szwankujące zdrowie z powodu choroby wrzodowej. Chłopak postanowił że pójdzie do pracy, by pomóc ojcu, a w godzinach wolnych będzie się uczyć, by zdobyć chociaż średnie wykształcenie. W roku 1910 powstało Kółko Rolnicze, ostatni dar Stanisława Ciechanowskiego dla ukochanego Grodźca (Wspomnienie pośmiertne, Przegląd Górniczo-Hutniczy, nr 1-2,1928). Członkiem zarządu tego
24
kółka był Piotr Zagórny, ojciec Bolesława. Prezes kółka rolniczego, czyli sam Stanisław Ciechanowski, zaproponował Piotrowi Zagórnemu, by wysłał syna Bolesława do szkoły średniej, co umożliwi chłopcu późniejsze studia rolnicze i zostanie agronomem. Prezes zadeklarował, że 60% kosztów nauki, wyżywienia i mieszkania pokryje kółko rolnicze, zaś pozostałą sumę, wynoszącą kwotę 10 rubli miesięcznie ma pokryć rodzina. Piotr Zagórny nie przyjął tej propozycji, twierdząc, że nie może faworyzować jednego syna kosztem pozostałych dzieci. Ojciec wysłał Bolesława do pracy fizycznej latem 1912 roku, kiedy miał on ukończone 13 lat. Była to praca przy budowie domu sąsiada. Polegała na noszeniu na plecach cegieł dla murarzy. Następną była praca na budowie domów urzędniczych przy kopalni „Grodziec” (obecnie przy ulicy Barlickiego). Wynagrodzenie za godzinę pracy wynosiło 70 kopiejek. W domu się nie przelewało, więc często jedynym posiłkiem Bolka w ciągu dnia był chleb posypany cukrem i herbata w butelce. Gdy w zimie roboty budowlane ustały, Bolek podjął pracę w fabryce cementu w Grodźcu, przy wrzucaniu kamienia wapiennego do łamacza. Wynagrodzenie za pracę w fabryce cementu było znikomo małe. Jako pracownik niepełnoletni za osiem godzin pracy otrzymywał 70 kopiejek. W roku 1913 starsza siostra Władzia wyszła za mąż za Czesława Wieczorka, który pracował jako górnik w kopalni Grodziec. Zapewne to od niego ojciec Bolka dowiedział się, że kopalnia przyjmuje do pracy wyłącznie takich robotników, którzy legitymują się paszportem. Paszporty wydawano w siedzibie gminy w Gzichowie osobom, które ukończyły 15 lat. Za cenę rublowej łapówki udało się ten wymóg ominąć i 14-letni Bolek został szczęśliwym posiadaczem dokumentu. Pozwoliło mu to 16 listopada 1913 r. podjąć pracę w kopalni węgla w Grodźcu. Został przydzielony do sztygara Kuszewskiego do otwierania drzwi żelaznych tamy, która znajdowała się w pobliżu szybu. Drzwi tamy otwierano, kiedy nadjeżdżały wagoniki z węglem ciągnięte przez konie, a także kiedy zabierano puste wagonetki z podszybia do przodków i na filary. Wynagrodzenie wynosiło 75 kopiejek za 8 godzin pracy. Pracowano na
okrągło, we wszystkie dni w miesiącu, także w niedziele. Warto wspomnieć, że w tym czasie w kopalni węgla Grodziec nie było jeszcze mechanizacji. Transport węgla w podziemiach kopalni odbywał się czterema końmi. Po pracy w kopalni, umyciu się i zjedzeniu obiadu Bolesław pomagał ojcu w gospodarstwie. Natomiast wieczorami, po kolacji, chodził na lekcje do korepetytora, który przygotowywał go do czwartej klasy szkoły średniej w Będzinie, gdzie miał zdawać egzamin jako eksternista. Pierwszym jego korepetytorem był Stanisław Gola, a drugim Bolesław Januszko. Korepetytorów i potrzebne do nauki książki opłacał sam, z pieniędzy, które zarobił w kopalni węgla w Grodźcu. Mimo pracy w kopalni i w gospodarstwie ojca, nie zaniedbywał przygotowywania lekcji zadanych mu przez korepetytorów. Jak sam pisze we wspomnieniach: „Wymagało to pewnego wysiłku z mojej strony, ale wiedziałem, że innej drogi do zdobycia wiedzy nie mam. Silna wola i twardy charakter, pozwoliły mi kształcić się dalej”. Gdy zaczęło brakować pieniędzy na opłacenie korepetytorów i książek potrzebnych do nauki, poprosił sztygara, aby dał mu lepiej płatną pracę. Zaczął wozić załadowane węglem wozy z filarów i chodników do szybu i z powrotem. Za 8 godzin pracy otrzymywał 90 kopiejek. Ponieważ koniem nie kierowało się lejcami, tylko głosem, trzeba było dobrze zapoznać się, czy wręcz zaprzyjaźnić się z koniem, by móc z nim skutecznie i bezpiecznie współpracować. Stajnia dla koni mieściła się pod ziemią w kopalni. Niestety, w czasie dużego nasilenia produkcyjnego Bolesław uległ wypadkowi przy pracy. Został przyciśnięty wozami z węglem do drzwi żelaznych tamy. Pogotowie ratunkowe wzięło go na nosze, wywiozło windą na powierzchnię, a następnie karetka zawiozła go do szpitala. W szpitalu leżał miesiąc, później miał jeszcze miesięczne zwolnienie na rekonwalescencję. Po wypadku zrezygnował z pracy pod ziemią i poprosił o przeniesienie do pracy na powierzchni. Pracował tu przy wywozie kamienia na hałdy, na sortowni, przy załadunku miału do wagonów oraz wyciąganiu wozów z węglem z windy i wpychaniu pustych wozów do windy. Nadszedł rok 1914. Tak Bolesław Zagórny zapamiętał pierwsze miesiące wojny:
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Biografie z Zagłębia „Niemcy wypowiadają wojnę Rosji Carskiej. 6 sierpnia przekraczają granicę i o godzinie drugiej po południu wkraczają do Grodźca. Straż graniczna rosyjska w przededniu wybuchu wojny już uciekła bez boju z granic Górnego Śląska”. Praca w kopalni została zatrzymana, pozostali tylko robotnicy potrzebni do nadzoru, by kopalnia nie została zalana wodą. W roku 1915 niemieckie władze powiatu będzińskiego doprowadziły do przeniesienia gminy z Gzichowa do pobliskiego Grodźca. Pierwszym wójtem gminy Grodziec został wspomniany wcześniej Stanisław Ciapała. Z czasem Niemcy zaczęli uruchamiać kopalnie, gdyż dla funkcjonowania gospodarki potrzebowali węgla. Na miejsce własnych obywateli, których posłali do armii, Niemcy przystąpili do przymusowego wywożenia młodych mężczyzn do pracy w fabrykach amunicji, kopalniach i hutach na Górnym Śląsku. W 1915 roku Bolesław wraz z innymi kolegami został wywieziony do pracy w fabryce amunicji w Zabrzu. Przydzielono im bardzo ciężkie zadanie – przenoszenie granatów 150 mm, które wychodziły spod prasy, do miejsca ich dalszej obróbki. Pracowników karmiono wyjątkowo źle, na cały dzień musiało im wystarczyć 250 gramów chleba, dlatego chodzili wiecznie głodni. Po przepracowaniu trzech miesięcy Bolesław uciekł do domu. Dojechał do Świętochłowic i dalej pieszo dotarł do granicy. W nocy przekroczył graniczną rzekę Brynicę. Po przyjściu do domu nie pokazywał się na ulicy, by policja niemiecka nie zobaczyła go i nie odesłała z powrotem do tej samej fabryki. Postanowił dobrowolnie zgłosić się w biurze werbującym robotników do pracy w Niemczech, bo dawało to prawo wyboru miejscowości oraz zakładu pracy. Bolesław zgłosił się do kopalni w Szarleju, obecnie dzielnicy Piekar. Jego zadaniem było zakładanie rur wentylacyjnych. Praca była lżejsza niż w fabryce amunicji. Mieszkał wraz z kolegą z Grodźca, Leonem Filipczykiem w miejscowości Namiarki, około 200 metrów od granicy. Wynajmowali małą izbę u wdowy, która jednocześnie gotowała im strawę z produktów, kupowanych na kartki żywnościowe. Bolesław poinformował Niemców, że ma na utrzymaniu rodziców i dwójkę rodzeństwa, pobierał więc żywność na 5 osób.
Po wstąpieniu do milicji robotniczej w Dąbrowie Górniczej, Bolesław Zagórny pierwszy z prawej. Fot. arch. aut.
W ten sposób mógł zasilać dom rodzinny. Odległość wsi Namiarki od Grodźca wynosi 15 km. Po tę żywność przychodzili siostra Janka i brat Stefan. Ponieważ byli mali, wyprawa ta zajmowała im cały dzień. Praca w kopalni nie była specjalnie ciężka, ale męcząca, ponieważ w podziemiach kopalni „Nowa Helena” było bardzo gorąco. Po jakimś czasie Bolesław postanowił przenieść się do innej kopalni. Z trudem uzyskał na to zgodę władz niemieckich. Przeniósł się do warsztatów ślusarskokowalskich kopalni węgla kamiennego „Andaluzja”, która znajdowała się znacznie bliżej Grodźca. Latem do pracy dojeżdżał na rowerze, a w zimie wynajmował pokój we wsi Kamień, leżącej blisko kopalni. W tych warsztatach nauczył się trochę ślusarstwa i kowalstwa. Wojna wciąż trwała i Niemcy rozpoczęli organizowanie przemysłu na terenach okupowanych. Kopalnia Grodziec zaczęła przyjmować do pracy nowych robotników. Bolesław zgłosił się do kierownika warsztatów elektrycznych i poprosił o przyjęcie do pracy jako pomoc elektromontera. Pracował między innymi przy zakładaniu nowej instalacji elektrycznej w domach robotniczych i urzędniczych kopalni „Grodziec”. Udało mu się ściągnąć do pomocy starszego brata Stacha, zatrudnionego dotąd jako elektromonter w kopalni w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów) na Śląsku. Praca nie zajmowała mu całego czasu, w wolnych chwilach starał się pogłębiać wiedzę ogólnokształcącą. Niestety na wio-
snę 1918 r. stracił pracę, bo odmówił wykonania polecenia kierownika warsztatu elektrycznego, który wyznaczył go do rozrzucenia nawozu w ogródku jednego z inżynierów. Po zwolnieniu z pracy Bolesław zgłosił się do urzędu zatrudnienia. Skierowano go do huty Huldczyńskiego w Gliwicach. Pracował tam przy remontach obrabiarek, stosowanych do produkcji amunicji. Praca była ciężka, a jedzenia prawie nie było. Brakowało chleba, Niemcy wydawali robotnikom na cały dzień jedynie 250 gramów. W pracy Bolesław miał kontakt ze Ślązakami, którzy byli na froncie, a po wyleczeniu odniesionych ran, zostali zwolnieni z armii i pracowali w hucie przy lekkich robotach. Opowiadali jak wygląda wojna, omawiali aktualne sprawy polityczne. Polacy, którzy pracowali w hucie utrzymywali kontakty ze sobą i starali się przeprowadzać sabotaże przy produkcji amunicji. Wymagało to jednak bardzo dużej ostrożności, gdyż Niemcy mieli swoich agentów wśród robotników. W październiku 1918 roku Bolesław postanowił uciekać z huty do domu, chcąc wstąpić do Wojska Polskiego by wziąć udział w rozbrojeniu Niemców w Zagłębiu Dąbrowskim. Plan udał się częściowo; Bolesław brał co prawda udział w rozbrojeniu Niemców w Będzinie i w Dąbrowie Górniczej, ale nie jako wojskowy, tylko cywil. Bolesław Zagórny widział swoją przyszłość w armii. Postanowił wstąpić do lotnictwa i w tej sprawie udał się do Krakowa. Dowódca pułku lotniczego w Rakowicach, usłyszawszy jaki jest wiek kandydata powiedział, że nie może on zostać przyjęty, ponieważ podlega poborowi, który niebawem się rozpocznie. Zmartwiony wrócił do domu i za wstawiennictwem i z pomocą ówczesnych sekretarzy PPS towarzysza Walczakiewicza i Jana Niedbały, został przyjęty do Milicji Robotniczej w Dąbrowie Górniczej. Dostał przydział do 2. batalionu na ul. Fabrycznej, otrzymał umundurowanie, łóżko i szafkę w koszarach. Rozpoczął życie żołnierskie, przeszedł przeszkolenie z bronią krótką i granatami, odbył naukę regulaminów, a także ćwiczenia ze sprawności fizycznej oraz pełnił wartę przy obiektach fabrycznych i koszarowych. W milicji robotniczej był do czasu jej rozwiązania, czyli do końca lutego 1919 r. cdn.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
25
Kultura Tekst wygłoszony przez Panią Profesor na Kongresie Kultury Województwa Śląskiego w 2010 roku
Kultura w województwie śląskim Ewa Kosowska
Fot. Z. Sawicz
Formułę tematyczną tego wystąpienia chciałabym potraktować jako klucz do interpretacji kilku teoretycznych i praktycznych kwestii, wynikających z niejednoznacznego rozumienia pojęcia kultury i znamiennego napięcia między ‘kulturą śląską’, ‘kulturą na Śląsku’ i ‘kulturą województwa śląskiego’. Liczba potencjalnych skojarzeń, wiążących się z określeniem ‘kultura śląska’ jest dzisiaj niemała. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego że – zwłaszcza w ostatnim półwieczu – w dyskursie publicznym nastąpiła swoista ideologizacja wspomnianego pojęcia, łączonego z szeregiem nietożsamych desygnatów, ale sugerującego istnienie odrębnego, swoiste-
26
go bytu. O wątpliwościach zgłaszanych pod adresem takiej procedury interpretacyjnej świadczą pytania typu „Czy istnieje kultura śląska?”; pytania przez jednych traktowane jako problem naukowy, przez innych jako obraza bądź prowokacja, a przez jeszcze innych jako próba podważenia z trudem wypracowanych administracyjnych procedur zarządzania wyodrębnionym terytorialnie obszarem życia społecznego. ‘Kultura śląska’ jako słabo zdefiniowane pojęcie, a także jako nie do końca określony byt, jest niezmiernie podatna na instrumentalizację tak racjonalną, jak i emocjonalną. Ponieważ nie sposób myśleć bądź mówić o wszystkich jej aspektach jedno-
cześnie, to wybór jakiegokolwiek naraża wybierającego na krytykę, która rzadko dotyczy zaproponowanej płaszczyzny analitycznej, a częściej polega na wskazywaniu coraz to nowych obszarów niesłusznie pominiętych. Tym sposobem dyskurs na temat kultury śląskiej poszerza się tematycznie, ale jest to częściej poszerzanie właśnie, oparte na wyliczaniu kolejnych składowych, niż pogłębianie wiedzy o ich potencjalnej specyfice. Próby odszukania nośników tożsamości kulturowej Śląska zakładają przede wszystkim jego oczywistą odrębność terytorialną, ale – przy uwzględnieniu różnych historycznie losów poszczególnych części regionu – ostatecznie sprowadzają
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Kultura się do ekstrapolacji cząstkowych, indywidualnych doświadczeń na całość określaną mianem „Śląska w historycznych granicach”1. Na wstępie rodzi się więc problem napięcia między faktem wewnętrznego zróżnicowania szeroko pojętego dziedzictwa na stosunkowo dużym terenie, a potrzebą zneutralizowania tych różnic na rzecz podobieństw, gwarantujących swoistość i odrębność tradycyjnej kultury omawianego obszaru jako całości. Przy założeniu, że kultura śląska istnieje jako zespół cech specyficznych pojawia się problem nośników tej odrębności. Najczęściej2 wskazywana jest wówczas rodzina śląska, wraz ze szczególną rolą kobiety i matki3, oraz język. Rodzina w każdej kulturze agrarnej (a taką była także kultura śląska przed industrializacją) jest podstawową strażniczką norm i wzorów przekazywanych z pokolenia na pokolenie. W tym sensie rodzina śląska wyjątkiem nie jest: wzorce przez nią przekazywane niewiele odbiegają od standardów europejskich z okresu przełomu industrialnego, chociaż podziwu godna jest ich trwałość, będąca prawdopodobnie pochodną oporu przed nadmiarem wpływów zewnętrznych4. Zagrożenie dezintegracją rozmaitej proweniencji na Śląsku uczyniło ze sfery prywatnej bastion więzi społecznych, które z czasem stały się symbolem pożądanych postaw w życiu publicznym. Jednak bez względu na to, jak będziemy postrzegać, badać czy oceniać rodzinę, pozostaje ona w swojej specyfice gwarantem opozycji między tym, co prywatne, a tym, co instytucjonalnie sformalizowane. Nieco inaczej ma się sprawa języka, dosyć powszechnie uznawanego za podstawowy wehikuł kulturowej odrębności. Dyskusje na ten temat są Państwu znane. Zwolennicy zmiany rangi gwary powołują się na precedensy z różnych części świata i mają do tego prawo. Jednak formalne uznanie odrębności strukturalnej, a przede wszystkim funkcjonalnej śląszczyzny może w przyszłości skutkować autoeliminacją z obszarów europejskiej kultury elitarnej, zwłaszcza jeżeli nie uda się szybko stworzyć w języku regionalnym narzędzi do opisu nowoczesnego świata, a nade wszystko do myślenia ścisłego i syntetyzującego, myślenia filozoficznego i naukowego. O tym, jak trudno jest przystosować język lokalny do potrzeb globalnego świata świadczy choćby fakt, że
najpopularniejsi publicyści i felietoniści w naszym regionie prezentują najważniejsze problemy Śląska w wyrafinowanym pod względem formy języku literackim. Gwara z kolei jest niezastąpiona w odsłanianiu dystansu do rzeczywistości, w tym lokalnego poczucia humoru. Wynika to z faktu, że języki o ograniczonym zasięgu, w kontekście języka dominującego, reagują na własną marginalizację poprzez rozbudowę środków leksykalnych i stylistycznych, a także procedur pozawerbalnych, których zadaniem jest podkreślanie dystansu oraz deprecjonowanie niektórych funkcji kodu oficjalnego. Mówienie serio jest warunkowane sytuacyjnie i często ograniczone do problemów prywatnych lub zawodowych; o sprawach poważnych rozmawia się krótko i we właściwym czasie. Natomiast na co dzień wymiana zdań nastawionych na zwięzłą informację bądź kontakt unieważnia sens posługiwania się wypowiedziami o wysokim stopniu uogólnienia, pozbawionymi bezpośrednich odniesień kontekstualnych. Nie ma też potrzeby wytwarzania stylu wyrafinowanego, specjalistycznego, kształtującego wewnątrz języka lokalnego podstawy kodów elitarnych, bo ten rodzaj komunikacji gwarantuje język literacki. Gwara służy budowaniu poczucia wspólnoty, a nie społecznej stratyfikacji; język regionalny ma jednak z natury rzeczy inne aspiracje i można od niego więcej oczekiwać. Tym bardziej, że wymogi współczesności redukują część dotychczasowych przyzwyczajeń. Przykładowo zanika potrzeba używania tradycyjnych formuł syntetycznych, takich jak choćby przysłowia i porzekadła. Ich oralny rodowód sprawia, że w dzisiejszym poczuciu odbierane są jako anachronizmy, wyrażające zbiorowe prawdy o świecie, który już przeminął. Ale wraz z nimi odchodzi też faza powszechnej refleksyjności zindywidualizowanej. Prawda świata współczesnego staje się pochodną zbiorowej mądrości medialnej, aplikowanej kulturom lokalnym w językach regionalnych i narodowych. Optowanie za zamianą gwary na język regionalny jest optowaniem za kulturalną autonomią. Każda próba podwyższenia statusu lokalnego języka jest wyrazem aspiracji danej społeczności do stworzenia specyficznego, własnego sposobu wyrażania nagromadzonej przez pokolenia wiedzy – pokłosia swoistych doświadczeń, przemyśleń i wyobrażeń. Ta wiedza zysku-
je szansę na zintensyfikowaną konfrontację z wiedzą utrwalaną w innych językach; w tym także tą utrwaloną w specjalistycznych subkodach, traktowanych jako odmianki języka ogólnego. Inaczej mówiąc, zmiana statusu języka lokalnego pociąga za sobą zmianę statusu i funkcji lokalnej kultury, co w dzisiejszych realiach oznacza także konieczność wypracowania własnego, autonomicznego stanowiska wobec problemów historii i teorii kultury, w tym wobec interpretacji kluczowej dla tych rozważań kategorii. Właściwie dobrana definicja dookreśla przedmiot. Wspominam o tym także i dlatego, że we Wprowadzeniu do jednego z dokumentów programowych Kongresu, tj. Strategii rozwoju kultury w województwie śląskim na lata 2006–2020, czytamy: Spośród kilkuset definicji kultury przyjęto za punkt wyjścia taki jej zwięzły opis: „Kultura to całokształt materialnego i duchowego dorobku ludzkości, gromadzony, utrwalany i wzbogacany w ciągu jej dziejów, przekazywany z pokolenia na pokolenie”. Definicja ta, cytowana za elektroniczną wersją Słownika języka polskiego PWN, w sposób oczywisty odnosi się do tak zwanego szerokiego rozumienia kultury, zakładającego, że mianem tym określamy wszystko, co człowiek kiedykolwiek i gdziekolwiek stworzył. Tymczasem w dalszej części wspomnianego dokumentu autorzy całkowicie rezygnują z takiego ujęcia, optując za ‘kulturą’ rozumianą w sposób dystrybutywny i selektywny. Selektywność w tym wypadku dotyczy wybranych zjawisk życia kulturalnego, ukonstytuowanych instytucjonalnie (teatr, muzyka, kina, muzea, galerie, zabytki, szkolnictwo artystyczne, domy i ośrodki kultury, kluby oraz świetlice, biblioteki, księgarnie5). Dystrybucyjne rozumienie kultury oznacza podział ludzkiego dorobku na zróżnicowane częściowo dorobki mniejszych grup, wyodrębnianych na zasadzie wspólnoty etnicznej i językowej, terytorium, wiedzy, własności, tradycji lokalnych, wierzeń religijnych bądź społecznej stratyfikacji. Zatem przywołując jedną definicję, a stosując inną Autorzy Strategii... wyzwalają rozmaite oczekiwania. W procesie gromadzenia i analizy materiałów są już jednak konsekwentni: jeżeli mówią o kulturze województwa śląskiego, to pojęcia „kultura” muszą używać w znacze-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
27
Kultura niu dystrybutywnym, koncentrując uwagę na aspekcie terytorialnym. Dzisiejsze województwo śląskie, po raz kolejny zredefiniowane przestrzennie przed kilkunastoma laty, nie jest zamieszkiwane wyłącznie przez osoby utożsamiające się z dziedzictwem śląskim. Respektują one rozmaite inne tradycje lokalne, które wchodzą ze sobą w różne interakcje6. Rozpoznanie tych uwarunkowań wymaga nowocześnie zorientowanych, długofalowych badań kulturowo-historycznych i antropologiczno-kulturowych. Tymczasem dynamicznie rozwijająca się na obszarze województwa kultura w selektywnym tego słowa rozumieniu jest interpretowana jako potencjalna podstawa społecznej integracji, opartej o uniwersalne wartości estetyczne i perspektywy globalizacyjne. Taki punkt wyjścia owocuje określonymi konsekwencjami. Po pierwsze kultura jest utożsamiana z życiem kulturalnym zorganizowanym instytucjonalnie, w określony sposób finansowanym, kontrolowanym i opisywanym. Po wtóre, składa się na nią konkretny repertuar instytucji życia kulturalnego, wyłanianych w Europie do połowy XX wieku, stosunkowo ograniczony i zestandaryzowany. Po trzecie – tak rozumiana kultura może, ale nie musi, uwzględniać tradycje i potrzeby lokalne, bowiem odwołuje się do dorobku uniwersalnego. Problem w tym, że z tego dorobku na zasadzie pars pro toto wybiera zaledwie drobną cząstkę, czyli właśnie instytucje życia kulturalnego, sugerując, że jest to całość. Tymczasem kultura rozumiana w duchu cytowanej definicji słownikowej obejmuje społeczne, duchowe i materialne wytwory człowieka, lub – mówiąc językiem teorii kultury – jest tworzona na poziomie kognitywno-koncepcyjnym, wytwarzana na poziomie fenomenalnym, oceniana na poziomie aksjologicznym, a upowszechniana na różnych poziomach komunikacyjnych. Poziom kognitywno-koncepcyjny kultury wynika z twórczych możliwości jednostki. Obejmuje tworzenie nowych wzorów w warstwie przedmiotów, zachowań i idei, tworzenie propozycji niekonwencjonalnych i alternatywnych rozwiązań, kreowanie ludzkiego środowiska w skali makro i skali mikro. Poziom fenomenalny wyznacza zakres materializacji poziomu kognitywnego, możliwy w danej czasoprzestrzeni. Obej-
28
muje realizację wybranych wzorów, kontynuowanych bądź nowo wygenerowanych, oraz adaptację treści i form powstających poza aktualnymi możliwościami danej grupy. Tylko część kultur w skali świata jest zainteresowana własnym aktywnym udziałem w tworzeniu podstaw postępu technologicznego. W przeważającej części ludzie chcą po prostu korzystać z efektów rewolucji naukowo-technicznej, zwłaszcza z wszelkiego rodzaju ułatwień w życiu indywidualnym i zbiorowym, co nie oznacza jednoczesnego zainteresowania sferą rozwiązań technologicznych na poziomie koncepcyjnym lub produkcyjnym. Ale obecność na lokalnych rynkach skomplikowanych technicznie wytworów, których sama obsługa wymaga relatywnie wysokiego stopnia wtajemniczenia, z reguły wystarcza, by wywołać powszechne przekonanie o zaawansowaniu cywilizacyjnym, a nawet czynić z tego zaawansowania instrument walki politycznej czy ideologicznej. Zjawisku temu towarzyszy adaptacja propozycji artystycznych, powstających poza obrębem danej kultury lokalnej i nie zawsze zgodnych z jej tradycjami. Nawet tak specyficzne i ulotne twory, jak obrazy sypane z piasku czy rzeźby lodowe znajdują swoich miłośników we wszystkich częściach świata. Ujednolica się w skali globalnej repertuar form, które zaświadczają o aspiracjach kulturalnych mieszkańców poszczególnych regionów. Media dbają o dystrybucję tych samych treści, powielanych w różnych językach. Ale stosunek do takich praktyk jest rozmaity7. Dlatego poziom aksjologiczny kultury, umożliwiający traktowanie jej wytworów jako określonych wartości, jest poziomem najwyraźniejszych starć i kontrowersji. Poziom aksjologiczny to jednocześnie sfera kultury umożliwiająca ocenę dorobku zbiorowego i indywidualnego, ocenę projektów, propozycji, realizacji, wyobrażeń, przeświadczeń, wierzeń, działań, postaw i zachowań. Z natury rzeczy właśnie ten poziom bywa kluczowy w procesie kształtowania tożsamości kulturowej pojedynczego człowieka, który w wysokim stopniu jest determinowany w swoich wyborach indywidualnych matrycą aksjologiczną wytworzoną w macierzystym środowisku. Natomiast ukształtowany przez współczesną technologię poziom komunikacyjny zapewnia obieg najbardziej udanych wytworów w skali globu, ale jednocześnie pozwala
zapominać o tym, że fizyczny dostęp i przyspieszone oswojenie produktu nie są tożsame z możliwością jego kreacji. Podobnie dzieje się w obszarze dóbr intelektualnych i artystycznych: umiejętność czytania dzieła filozoficznego lub literackiego nie oznacza jeszcze umiejętności stworzenia podobnej jakościowo propozycji (przy założeniu, że czytane dzieło jest wartościowe); umiejętność zrozumienia, bądź nawet interpretacji obrazów (malarskich, teatralnych lub filmowych) nie przekłada się na umiejętność ich wykreowania. Wrażliwość estetyczna nie oznacza jeszcze talentu malarskiego czy architektonicznego. Dlatego w dystrybucyjnym rozumieniu kultury ważne jest to, co można uznać za swego rodzaju spécialité de la maison, za ten szczególny rodzaj sprawności, który powoduje, że na danym obszarze, terytorialnym bądź mentalnym, pojawia się określony rodzaj predyspozycji do tworzenia swoistych dóbr kultury, które są atrakcyjne lokalnie i jednocześnie mogą stanowić kartę przetargową w wymianie międzykulturowej. Szkło weneckie, porcelana miśnieńska tworzą takie same podstawy monokultury jak węgiel. Pamięć o wartościach kultury agrarnej8 w połączeniu z ideą pielęgnowania piękna w jego rozmaitych przejawach może zostać wykorzystana w koncepcji miasta ogrodów. Bowiem zgoda na istnienie ustabilizowanej struktury kulturowej, opartej na wybranym rodzaju dóbr, wcale nie jest jednoznaczna z ograniczeniem mocy twórczej w innych obszarach. Dlatego mówienie o kulturze w województwie śląskim nie powinno ograniczać się do prezentacji niewątpliwie dużego potencjału instytucji życia kulturalnego. Sprawna działalność tychże instytucji szybko może stać się satysfakcjonującą miarą sukcesu. Tymczasem organizacja życia kulturalnego, która obejmuje analizę potrzeb społecznych pod kątem przydatności i funkcjonalności istniejących ofert oraz pod kątem potencjalnych luk rynkowych (chodzi tu m.in. o edukację kulturalną, tworzenie nowych potrzeb, mód i trendów, tworzenie infrastruktury wytwórczej, tworzenie zaplecza logistyczno-ekonomicznego i zabezpieczenia finansowego), powinna także obejmować analizę potencjału szeroko rozumianej kultury tradycyjnej. Rodzą się bowiem dwa podstawowe zespoły pytań.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Kultura
Pierwszy wiąże się z tym, co kultura zinstytucjonalizowana na poziomie europejskim, finansowana z grantów unijnych i krajowych, sponsorowana, może oferować kulturze lokalnej, a przede wszystkim tym ludziom, którzy tutaj się wychowali, posiadają własny system wartości, którego znaczna część jest związana z tradycjami lokalnymi, których potrzeby wynikają z nakładania się bogactwa współczesnych ofert kulturalnych na pamięć kulturalnego niedostatku w jego lokalnym wariancie? Czy szeroka paleta ofert pomaga odnaleźć każdemu konkretnemu człowiekowi optymalne dla niego sposoby zaspokajania potrzeb kulturalnych, czy też przeciwnie – pozbawia go wsparcia zbiorowości, bo przecież krewni, sąsiedzi i znajomi nie muszą dokonywać tych samych wyborów? Czy zróżnicowana oferta, w istocie podobna dzisiaj niemal w każdym zakątku zglobalizowanego świata, zastąpi wartość poczucia wspólnoty, i czy to poczucie nadal jest człowiekowi potrzebne? Bo jeśli nie, to w czym można upatrywać podstaw tradycyjnej regionalnej odrębności? Czy współczesne, nowe, zróżnicowane inicjatywy mają charakter efemeryczny, doraźnie wzbogacają ofertę na rynku kulturalnym, czy też tkwią w nich ambicje trwałego zagoszczenia w pejzażu kultury lokalnej i wzbogacenia – w dłuższej perspektywie czasowej – palety sposobów spędzania wolnego czasu wśród ludzi, którzy niewiele mieli wspólnego z jej tworzeniem, ale którym wspomniane pro-
jekty przypadają do gustu? Czy te gusty są rozeznane? Drugi zespół pytań dotyczy tego, co tradycyjna kultura lokalna może oferować mieszkańcom województwa śląskiego w pierwszej połowie XXI wieku. Czy stosunkowo niewielki odsetek osób posługujących się gwarami i zarazem respektujących wartości kultury tradycyjnej znajduje akceptację w oficjalnych strukturach organizacji życia kulturalnego, czy też formy wspierania ich działań sprowadzają się do promocji akcentów folklorystycznych? Czy istniejące stowarzyszenia społeczno-kulturalne mogą liczyć na pomoc w swojej działalności, jeśli jej profil wykracza poza zunifikowany standard i kalendarz imprez? Czy utrzymana zostanie rola tych stowarzyszeń jako pomostu między sferą życia prywatnego i rodzinnego a tym, co oficjalne i artystycznie zinstytucjonalizowane? Czy dobrze znamy potencjał tradycyjnej górnośląskiej kultury lokalnej, która należy przecież do najstarszych w Europie kultur industrialno-pragmatycznych, i czy jesteśmy przygotowani na jego wykorzystanie, chociażby w promocji naszego województwa? I czym zaowocuje w długim czasie bezpośrednie aplikowanie zasad utylitaryzmu technologicznego do kultury artystycznej? W efekcie można by raz jeszcze zapytać, jaki jest status kultury w województwie śląskim? I o jak rozumianą kulturę praktycznie tu chodzi? Przeprowadzane periodycznie analizy preferowanych kierunków rozwoju kultu-
ry uwzględniają przede wszystkim propozycje instytucjonalne. Brakuje tam miejsca na takie informacje, jak np. znaczenie rozmów i prywatnych spotkań towarzyskich w rozwijaniu potrzeb kulturalnych współczesnego człowieka. Jeśli bowiem na jakąś formę aktywności kulturalnej nie są potrzebne fundusze, to forma ta znika z pola zainteresowania naukowców, nauczycieli, działaczy społecznych i urzędników. Praktycznie tzw. „uczestnictwo w kulturze” sprowadzane jest do konsumpcji promowanych wytworów oraz wypracowywania postaw konsumpcyjnych w obszarach dotychczas mniej popularnych. Podobnie „tworzenie kultury” jawi się jako działalność ograniczona ramami tradycyjnie rozumianej sztuki. To, że mieszkańcy województwa śląskiego najchętniej oglądają widowiska kabaretowe i filmy oraz uczestniczą w jarmarkach i festynach9 już na pierwszy rzut oka sugeruje przywiązanie do starych, nie tylko na Śląsku popularnych form spędzania wolnego czasu i do samoutwierdzania się w zbiorowych postawach prześmiewczych – przy niebezpiecznym redukowaniu skali samodzielnej refleksji twórczej. Może warto zastanowić się nad implikacjami takiego stanu. Właściwa naszym czasom demokratyzacja życia społecznego spowodowała m.in. wymieszanie systemów ocen i preferencji estetycznych. Kultura zaczyna być utożsamiana z tworzeniem (a więc proces e m c e l ow e g o z m i e n i a n i a r z e czywistości) i ze sztuką (a więc z estetycznym efektem tych przemian). Wąsko rozumiana sztuka, czyli wyrafinowana działalność estetyczna, oparta na idei indywidualnego przekraczania obowiązującego poziomu wyuczonych umiejętności rzemieślniczych w danej dziedzinie, zostaje zastąpiona przez szeroko rozumianą sztukę, czyli przez wszelkiego typu sposoby estetycznego przekształcania środowiska człowieka. Akceptowanie inicjatyw twórczych i ich często przypadkowych efektów w imię preferencji, a nawet zachwytu dla nowości i zmiany, oznacza niekiedy rezygnację z wypracowanych uprzednio kryteriów oceny w imię pozornego szacunku dla indywidualnego gustu i nieoczywistej definicji piękna. Wielość inicjatyw estetycznych sugeruje potrzebę artystycznego manife-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
29
Kultura stowania siebie, co nie eliminuje oczywiście potrzeby zewnętrznego uznania. Implikuje natomiast konieczność uruchomienia mechanizmów promocji i autopromocji, w tym sięgania po coraz bardziej sformalizowane sposoby finansowania bądź dotowania takich inicjatyw oraz aplikowanie do udziału w prestiżowych imprezach, do nagród i gratyfikacji. W sferze tworzenia przechodzimy z systemu, w którym najważniejszy był efekt estetyczny i jego społeczna akceptacja na system, w którym często najważniejsza staje się realizacja, proces realizacji, droga do celu – a nie sam cel, którym dawniej było trwałe pomnażanie dóbr kultury. Osiągnięcie sukcesu coraz mniej przypomina zmagania talentów, a coraz częściej wiąże się z umiejętnością wykorzystania istniejących ścieżek dostępu do finansów, do opiniotwórczych środowisk, do mediów. Artystyczna wartość propozycji przekłada się na skuteczność sposobów jej lansowania. Liczne projekty bardzo często służą realizacji potrzeb nie tyle nawet artystycznych, ile swoiście pojętych potrzeb organizacyjnych. Logistyka jako taka staje się sztuką. Zorganizowanie imprezy samo w sobie bywa sukcesem, chociaż niekiedy trzeba go wesprzeć dobrą prasą czy reklamą. Najlepiej mają się inicjatywy, które z założenia potwierdzają rozpoznane typy preferencji większej grupy osób, dobrze zakorzenione w kulturze lokalnej lub gustach pokoleniowych. Nastawienie na organizację i sprawność działania staje się dzisiaj twórczością nowej generacji, przesuwającą akcent z wynalazczości i oryginalności działania indywidualnego, walczącego o uznanie i akceptację grupy, na precyzję i perfekcję przedsięwzięć zespołowych, zmierzających do zwabienia, oczarowania bądź przekonania pojedynczego człowieka. Ta technologia produkcji sukcesu sprawia, że wartości tradycyjne, w naszym wypadku regionalne, mają szanse na przebicie się paradoksalnie wtedy, gdy zostaną wypreparowane ze swojego kontekstu i sprzedane zgodnie z regułami nowej sztuki. Kłopot w tym, że nie wszyscy są dzisiaj przygotowani na taki scenariusz, a los kultury regionalnej w kulturze narodowej czy globalnej wyobrażają sobie zgoła inaczej. Podsumowując można powiedzieć, że do największych problemów w wojewódz-
30
twie śląskim, ale nie tylko w nim, należy niejednoznaczność rozumienia kultury. Najbardziej popularne jest jej pojmowanie zgodne z dziewiętnastowieczną koncepcją selektywną, w której kultura utożsamiana była z obszarem działań artystycznych i elitarnej ich konsumpcji, która wymagała określonych postaw (tzw. kultura osobista), i w skrócie sprowadzała się do trzech zasadniczych obszarów: religii, nauki i sztuki. Obecnie religia uzyskała na tyle silną autonomię, by nie mieścić się w obszarze wąskiej definicji kultury; nauka także przestała być z nią w sposób oczywisty kojarzona, zatem do kultury zaliczana bywa przede wszystkim sztuka i niektóre formy edukacyjne, pozwalające w przedsięwzięciach artystycznych partycypować. Zważywszy na ponadregionalny charakter większości takich inicjatyw, wąska koncepcja kultury stwarza ramy, w których bardzo trudno mieszczą się i lokalne tradycje regionu, i ponadregionalne aspiracje jego mieszkańców. Szeroka koncepcja kultury zdaje się lepiej odpowiadać na pytania, które stawiają lokalni twórcy i publicyści, które są przedmiotem codziennych rozmów i sporów, które wreszcie zmierzają do określenia indywidualnej i zbiorowej tożsamości. Jej wdrożenie wymagałoby jednak rewolucji w strukturach administracyjnych na terenie całego kraju. A na taką zmianę nikt praktycznie nie jest przygotowany. Tymczasem to właśnie tożsamość kulturowa, nietożsama z tożsamością kulturalną, jest czymś, o co dzisiaj walczą tradycyjni Ślązacy, i co nie zawsze jest równoznaczne z wyobrażeniami pozostałych mieszkańców województwa śląskiego. Kwestii tożsamościowych nie można rozstrzygnąć na poziomie deklaracji administracyjnych ani na poziomie działań biurokratycznych. Niemniej działaniami takimi można pomóc lub przeszkodzić każdemu, który chce zrozumieć siebie, własne preferencje i aspiracje, potrzeby i emocje; sposób myślenia i wartościowania. Nie postuluję tutaj radykalnej zmiany w sposobie rozumienia i traktowania kultury w naszym województwie – postuluję natomiast głębsze uwzględnienie w administrowaniu kulturą i w jej badaniach horyzontu myślowego, zbudowanego na szerokiej, antropologicznej defini-
cji kultury. Może udałoby się postulat ten zrealizować przy pomocy instancji pomostowej, jaką byłby na przykład Instytut Kultur Europy, powołany właśnie w województwie śląskim w celu rozeznania i promowania relacji między tym, co lokalne, tym, co narodowe i tym, co uniwersalne. Chyba, że Kongres, w trakcie swoich obrad, wypracuje w tej materii inną propozycję. 1 Por. A. Gomóła, Pejzaż śląski, czyli jaki?, [w:] Człowiek jest w drodze. Pejzaż śląski – pamięć, tradycja, współczesność, red. Anna Kowalczyk-Klus i Ryszard Solik, Cieszyn 2008, s. 55–67. 2 Szerszy repertuar tradycyjnych wartości śląskich rekonstruuje Anna Musialik-Chmiel w książce Amerykańscy Ślązacy. Dziedzictwo, pamięć, tożsamość, Katowice 2010. 3 Ważne rozstrzygnięcia w tym zakresie przynosi praca Krystyny Kossakowskiej-Jarosz, Anioł czy piekielnica. Obraz kobiety w piśmiennictwie śląskim XIX wieku, Opole 2009. 4 Pisałam na ten temat m.in. w: Górny Śląsk – syndrom przechodniego pokoju. Wyd. Muzeum Śląskiego, Katowice 2001 (druk samodzielny – 1 ark.); por. także: Górny Śląsk – syndrom przechodniego pokoju, „Śląsk” 2001, nr 3 (68), s. 58–60; Logos „przechodniego pokoju”, [w:] Po pierwsze: Śląsk. Tadeuszowi Kijonce w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, red. M. Kisiel, T. Sierny, wyd. Śląsk, Katowice 2007, s. 167–176. 5 Strategia rozwoju kultury w województwie śląskim na lata 2006–2020, wersja elektroniczna, s. 10–47. 6 E. Kosowska, E. Jaworski, Globalizacja a „narcyzm małych różnic”, „Śląsk” 2001, nr 9. 7 „[...] dzisiaj ton nadaje jedna jedyna „kultura”: wszystkie narody na Ziemi o wysokiej cywilizacji walczą tą samą bronią, posługują się tymi samymi technologiami i – co jest chyba najważniejsze – handlują na tym samym rynku światowym i próbują się wzajemnie wykorzystywać tymi samymi środkami. Krótko mówiąc, widoki na dalszy rozwój naszej kultury są niemal analogiczne do warunków dalszego rozwoju jakiegoś gatunku zwierząt, gdzie działa selekcja wewnątrzgatunkowa. A zatem widoki te są nadzwyczaj ponure”. K. Lorenz, Regres człowieczeństwa [1983], przeł. A.D. Tauszyńska, PIW, Warszawa 1986. 8 I jej stopniowego przetwarzania. Por. koncepcję osiedli robotniczych z początków XX wieku oraz koncepcję miasta-ogrodu Ebenezera Howarda, a także pracę Małgorzaty Szejnert Czarny ogród, Znak, Kraków 2007. 9 Analiza potrzeb kulturalnych mieszkańców województwa śląskiego. Raport z badań [zespołowych, prowadzonych pod kierunkiem Tomasza Szabelskiego], s. 28.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Poezja rzeźbiarz
Janina Barbara Sokołowska
na postumencie kobieta piękna jak bezręka wenus pachnie oliwą i gliną w tle okna z widokiem na chmury mistrz mówi że wyrzeźbił ją w lęk
najpierw była miłość co z twoją wyobraźnią nie pytaj o wiosnę umknęła jak rzeka za zakręt zabierając bose kaczeńce by nadążyć za naskórkiem lata rozgniotła kruche motyle w sypki stóg siana spójrz puste plaże jesień w krótkowzrocznych soczewkach kompozycją zbliżona do szkła i czy potem odnajdę swój cień krótko rzucony na piasek
wówczas nie kończyła się ciemność w surową nagość zapadły wieków olbrzymy niebotyczne głazy zastane w okrutnym milczeniu nic więcej nie było także umierania najpierw była miłość palącym zarzewiem ogrzała głazy aż poczęły i kochać i umierać w kulę wezbrały gwiazdy zrobiło się jasno nastał dzień
wpatruję się w nieruchome wydmy coraz trudniej o śpiew
Janina Barbara Sokołowska urodziła się w Żychlinie. Opublikowała tomy poetyckie m.in. Zobaczyć, zrozumieć i...wracać, Czy już blisko nieba, Ogród Armidy, Wiatraki, Dźwięk pereł, Cukrowe kolce, Pocałunki czasu, Maki, Brzeg cofnięty barką. Pożegnanie, Ciebie nie ma, Szelki bezpieczeństwa. Autorka eseju Krytyka krytyki. Wolność w poezji współczesnej, współautorka i redaktor wielu książek, m.in. Żydzi w Zagłębiu Dąbrowskim i okolicy (t. I i II), Kto jest kim w Zagłębiu Dąbrowskim. Wydała również zbiór bajek dla dzieci O ślimaczku, żabce, gąsce i leśnej rodzinie. Prezentowana w słowniku Pisarze i badacze literatury w Zagłębiu Dąbrowskim oraz w wielu antologiach, m.in. Zagłębie poetów, Pisarze, poeci, literaci, kronikarze Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz w antologiach Postscriptum 3 i 4. O jej twórczości pisali m.in. Jan Przemsza-Zieliński, Ks. Jan Twardowski, Zygmunt Kałużyński, Marian Kisiel, Paweł Majerski, Michał Kaczmarczyk, Dariusz Rott, Maciej Szczawiński. Uzyskała tytuł Dąbrowianina Roku 2002. Otrzymała Nagrodę Prezydenta w 2005r. Mieszka w Dąbrowie Górniczej.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
31
Plastyka
O cierpliwości i sztuce Czas to najlepsza cenzura, a cierpliwość – najdoskonalszy nauczyciel Fryderyk Chopin Szybko, szybciej, jeszcze szybciej. Już, teraz, natychmiast. Współczesny człowiek chce mieć wszystko już, w tej chwili. Cała dzisiejsza technologia podporządkowana jest tej potrzebie. Samolot sprawia, że w kilka chwil pokonujemy odległości, które niegdyś trzeba było przemierzać miesiącami, latami. Telewizja pozwala obserwować w tym samym momencie wydarzenia, które rozgrywają się na drugiej półkuli. Internet daje możliwość rozmawiania i jednoczesnego patrzenia w oczy rozmówcy, znajdującego się w dowolnym punkcie świata. Również sztuka od czasów impresjonistów zafascynowana jest chwilą, teraźniejszością. A przecież „Teraźniejszość jest jak piana, jak grzywa fali przeszłości pochłaniającej przyszłość. Jest czystym niebytem” – twierdzi J. d’ Ormesson. Szybkie maźnięcia pędzlem, ulotne wrażenie uchwycone w przebłysku natchnienia, jedno spojrzenie widza i… dalej, dalej, dalej. Prace Adama Pociechy nie należą do współczesności – są łącznikiem między wczoraj a jutrem. Powstają wiele miesięcy, wymagają niezwykłego nakładu czasu i nieprawdopodobnej cierpliwości. Są bliższe geniuszom sprzed wieków, których dzieła zdobią największe galerie świata, sprawiają, że widz staje przed nimi oniemiały z podziwu i trwa w zachwycie, niż tym współczesnym twórcom, których prace szokują na chwilę, by za chwilę zniknąć w niepamięci. Od urodzenia związany jest z Balinem, wioską między Chrzanowem a Jaworznem. Tu się urodził, tu mieszka, tu powstają jego prace. Tu dostawał lanie od ojca, górnika, za to, że rysował zamiast się uczyć. Jednak gdy pani wychowawczyni przekonała rodziców, że syn ma talent, zawiózł go do Nowego Wiśnicza, by tam kontynuował naukę w Liceum Plastycznym. Zdał na tkactwo, kierunek może niezbyt męski – lecz uczący wytrwałości, dokładnego przemyślenia celu i konsekwencji. Na studiach zachwycił się akwafortą, zdawać by się mogło techniką już przebrzmiałą,
32
wymagającą niemal benedyktyńskiej cierpliwości, ale bliską właśnie tkactwu, sztuce dla niestrudzonych i zaciętych. I przy akwaforcie pozostał, chociaż realizuje swoje pomysły również w rysunku, płaskorzeźbie i malarstwie olejnym. Krytycy sztuki szukają korzeni jego inspiracji u największych – pojawiają się nazwiska ze szczytów: Rembrandt, Goya, Piranesi, ale także polscy prekursorzy: Pankiewicz, Brandl, Mehoffer. Znajdują w jego twórczości wieki doświadczeń: Średniowieczna dosadność wyobrażeń i barokowa terribilita (straszliwość – przerażająca moc prac Michała Anioła) jak niegdyś zwano ekspresję, siła kompozycji i delikatność kreski, rozbłyski światła wśród mroku klasycznego chiaroscuro (światłocień), dramat i przymrużenie oka, lapidarność myślowej syntezy i rozlewna anegdota, fakt i metafora (…) – tak przedstawia J. Madeyski we wstępie do wystawy grafik Adama Pociechy.
Tematy artysta znajduje blisko (w Krakowie, Kalwarii) i dalej, choćby w czeskiej Pradze. Wszedł do biblioteki klasztornej na Hradczanach i nie mógł wyjść. Wycieczka poszła sobie dalej, a on patrzył i patrzył – całe czternaście miesięcy pracy w rysowaniu i trawieniu blachy cynkowej, by powstało absolutne dzieło: mapa świata. Praca tak misternie wykonana, że nie powstydziłby się jej najznakomitszy kartograf, a jednocześnie pełna sensów alegorycznych, których odczytanie uważnemu odbiorcy zajmie co najmniej tyle czasu, co autorowi. Praca habilitacyjna – to trzy opracowania na tematy naukowe z zakresu rysunku i grafiki oraz 14 grafik, w technice akwaforty nad którymi spędził 33 miesiące. Efekt? – Jestem człowiekiem spełnionym – deklaruje A. Pociecha. Jestem w tym miejscu, gdzie chciałem być. Pracuję, realizując swoje pasje, swoje marzenia, swoje przemyślenia. Cóż można chcieć więcej? Zbigniew Adamczyk
Adam Pociecha jest profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie prowadzi Pracownię Rysunku na Wydziale Wzornictwa oraz w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach na kierunku Architektura Wnętrz. Od 1989 r. jest członkiem ZPAP, od 1993 r. jest honorowym członkiem Artystów Niemieckich Okręgu Westfalii i międzynarodowej grupy artystów miasta Langenfeld. Stypendysta Ministra Kultury w latach1987 i 1990. Brał udział w 40 wystawach indywidualnych i w ponad 150 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Niedawno (od 8. 03 do 6.04. 2011) jego prace można było podziwiać w Galerii Obecna w Jaworznie na wystawie zbiorowej przyjaciół i absolwentów szkoły plastycznej w Nowym Wiśniczu „Idea Materia Przestrzeń”, której był kuratorem.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Plastyka
Adam Pociecha
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
33
Wywiad
Dobry zwyczaj... wypożyczaj! Z Elwirą Kabat-Georgijewą, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej im. G. Daniłowskiego w Sosnowcu rozmawia Ewa M. Walewska Jakie projekty Miejska Biblioteka Publiczna zaproponuje w najbliższych miesiącach młodym, a jakie dorosłym Czytelnikom? Nasza instytucja od lat aktywnie uczestniczy w kampaniach na rzecz promowania czytelnictwa w środowisku, zarówno tym o zasięgu lokalnym, jak i ogólnopolskim. Bardzo uniwersalne hasło tegorocznej edycji Tygodnia Bibliotek „Biblioteka zawsze po drodze, nie mijam – wchodzę” skłoniło nas do organizacji różnorodnych form promocji nie tylko Biblioteki jako instytucji upowszechniania kultury, ale i twórczości współpracujących z nami środowisk artystycznych i naukowych. Przygotowujemy atrakcyjne propozycje zarówno dla ciekawego świata przedszkolaka, nieznoszącego nudy nastolatka, jak i wciąż aktywnego seniora (Dobry zwyczaj...wypożyczaj! podsumowanie akcji na najaktywniejszego czytelnika, czyli walka o tytuł Bibliożercy Roku, „Biblioteka seniora” popołudniowe spotkania z udziałem czytelników, sympatyków i przyjaciół Biblioteki, Festiwal Młodych Talentów – inscenizacje teatralne w wykonaniu dzieci, „Przy muzyce o książce” – spotkania literackie dla najmłodszych w ramach kampanii czytelniczej Cała Polska czyta dzieciom, „Książka za książkę” – akcja czytelnicza umożliwiająca darmową wymianę przeczytanych książek, „Majówka w Bibliotece” – gry, zabawy plenerowe dla dzieci). Zachęcamy do udziału w cyklicznych zajęciach organizowanych w placówkach filialnych naszej Biblioteki. Są to: warsztaty plastyczne (popołudniowe zajęcia dla wszystkich dzieci lubiących zabawę w origami, frotaż, collage, malowanki, wydrapywanki, układanki mozaikowe), „Bajanie na dywanie” spotkania literackie w ramach akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, „Gramy gamy” – warsztaty muzyczne (nauka gry na keyboardzie) i wiele, wiele innych. W ramach programu edukacji europejskiej proponujemy projekt pn. „Kultura europejska” warsztaty adresowane do uczniów szkół gimnazjalnych z udziałem prelegenta z Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej w Katowicach, natomiast z myślą o edukacji regionalnej młodych sosnowiczan zapraszamy na lekcje biblioteczne („Histo-
34
rie w legendach zaklęte”, „Legendy Zagłębia”, „Tajemnicze Zagórze”, „Znani z Sosnowcem związani”, „Sosnowiec moje miejsce na ziemi”, „Sosnowieckie ABC”, „Sosnowiec w legendzie”, „Jana Kiepury droga do kariery”). Nie zapomnimy o Światowym Dniu Teatru – nasza propozycja to m.in. „Magia maski teatralnej” rozstrzygnięcie konkursu plastycznego połączone z warsztatami teatralnymi z aktorką Elżbietą Laskiewicz.
Elwira Kabat-Georgijewa, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej im. G. Daniłowskiego w Sosnowcu. Fot. arch.
Cykliczne spotkania w naszych placówkach dotyczą również naszych dorosłych czytelników. „Meandry wędrowca po bezdrożach świata” to wystawa prac Reginy Sośnierz wykonanych techniką decoupage’u, której marcowy wernisaż odbył się w Filii nr 2 (w programie przewidziano również występy amatorskich zespołów oraz kiermasz prac artystki). Filia nr 9 przy ul. Jagiellońskiej proponuje spotkanie z cyklu „O mnie, o tobie, o nas…” dla wszystkich, którzy chcą choć przez chwilę zatrzymać świat, przestać się spieszyć, porozmawiać, dla których bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem jest rzeczą bezcenną. Gościem spotkania będzie Krystyna Borkowska, sosnowiecka poetka i kierownik sekcji literackiej Stowarzyszenia Twórców Kultury Zagłębia Dąbrowskiego. Filia nr 14 prowadzi Zagórski Klub Seniora,
w ramach którego uczestnicy spotkań będą mieli okazję nauczyć się m.in. podstaw obsługi komputera i Internetu, podyskutować o ciekawych książkach, czy też uczestniczyć w pogadankach poruszających tematykę zdrowia i zdrowego trybu życia. Filia nr 3 w Klimontowie organizuje „Popołudnie dla seniora” – spotkania dla dorosłych czytelników pragnących wymienić swoje poglądy o lekturze książek, podzielić się swoim hobby, wymienić się cennymi radami, przepisami kulinarnymi, czy umówić się na wspólną wyprawę do teatru. Muszę również dodać, że z uwagi na coraz bardziej widoczną aktywność ludzi dojrzałych większość filii prowadzi zajęcia z obsługi komputera oraz szkolenia pod hasłem „Internet bez tajemnic” mające na celu nauczenie nowych użytkowników podstaw poruszania się po stronach www i wyszukiwania informacji. Nie sposób wymienić wszystkich naszych propozycji na najbliższe tygodnie, zatem zachęcam do częstego odwiedzania naszej strony www.biblioteka.sosnowiec.pl, gdzie zamieszczamy bieżące propozycje uczestnictwa w organizowanych przez nas imprezach. Na czym polega projekt „Ściąga licealisty”? Projekt „ściąga licealisty” to jeszcze gorąca propozycja sosnowieckiej Biblioteki, będąca odpowiedzią na aktualne potrzeby przyszłych maturzystów. Dział Informacyjno-Bibliograficzny, już od wielu lat, przygotowuje zestawienia bibliograficzne poświęcone głównie literaturze i jej związkom, a także innym tematom często poszukiwanym przez naszych czytelników. Dotychczas dystrybuowane były w naszych placówkach w formie drukowanej. Dla tych, którzy nie mogą bądź nie mają czasu przyjść do biblioteki, postanowiliśmy ułatwić i skrócić drogę do wiedzy. W nowym dziale „Ściąga licealisty” – dostępnym na stronie internetowej Biblioteki – zamieszczamy zestawienia tematyczne literatury najczęściej poszukiwanej przez czytelników, a szczególnie przez uczniów szkół średnich, które mogą służyć pomocą w przygotowaniu prezentacji maturalnej. Zestawienia uwzględniają głównie dokumenty dostępne w placówkach MBP w Sosnowcu. Opisy opracowań uzupełniane
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Wywiad są sygnaturami placówek dysponujących danymi publikacjami. Czy mają już Państwo sprecyzowane plany dotyczące tegorocznej edycji Sosnowieckich Dni Literatury? Sosnowieckie Dni Literatury to kolejna 7. już edycja jednego z najważniejszych – jak sadzę –wydarzeń literackich w naszym regionie. Niezmiennie od lat celem naszej majowo-czerwcowej imprezy jest promocja polskiej literatury, nowości wydawniczych oraz ich autorów, w tym utalentowanych twórców pochodzących z naszego miasta i regionu. W projekcie znajdą się różnorodne propozycje adresowane do bardzo szerokiego grona odbiorców – dzieci, młodzieży i dorosłych. Mamy nadzieję, że zachęcą one nie tylko sosnowiczan do sięgania po książkę, do coraz aktywniejszego uczestnictwa w kulturze literackiej, które stanowi najlepszą przepustkę do świata twórczej wyobraźni. Tegoroczna edycja imprezy koncentrować się będzie wokół postaci Czesława Miłosza. Trwają juz przygotowania do wystawy „Nadziei każdy musi szukać sam dla siebie. W 100. rocznicę urodzin Czesława Miłosza” oraz uzgodnienia z uczestnikami dyskusji panelowej „Czesław Miłosz – otwieranie zniewolonych umysłów.” Oczywiście, w programie imprezy nie zabraknie Salonu Literackiego, czyli spotkań autorskich z udziałem zarówno czołówki polskich pisarzy, jak i twórców ze śląsko-zagłębiowskiego środowiska literackiego. Dzięki współpracy z oficynami publikującymi książki zaproszonych twórców jak zawsze będzie można w ich trakcie nabyć poszukiwane tytuły i, rzecz jasna, zdobyć autograf ulubionego pisarza. W naszej Akademii Literatury gościć będziemy pracowników Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, którzy poprowadzą wykłady, a zaproszeni mistrzowie pióra – warsztaty twórczego pisania. Głównemu nurtowi imprezy towarzyszyć będą liczne spotkania czytelnicze organizowane w ramach Ogólnopolskiej Akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. Nie zdradzę wszystkich szczegółów naszego przedsięwzięcia, ale by zachęcić wszystkich miłośników dobrej literatury do udziału w nim, wspomnę jedynie, że zaproszenie na otwarcie VII Sosnowieckich Dni Literatury przyjął jeden z najwybitniejszych polskich poetów, Adam Zagajewski, od lat wymieniany jako pretendent do Literackiej Nagrody Nobla. Spotkanie z naszym
znakomitym gościem poprowadzi prof. Danuta Opacka-Walasek. Ogromną zasługą Biblioteki jest umożliwianie spotkań Czytelników ze znanymi osobami ze świata kultury, a szczególnie literatury. Jakich znamienitych gości Biblioteka planuje zaprosić w najbliższym czasie? W ostatnich miesiącach oferujemy naszej publiczności spotkania ze znanymi psychoterapeutami, podróżnikami, himalaistami, ludźmi pióra, teatru i filmu. Ujęliśmy je w ramach kilku cykli tematycznych, takich jak: „Bliskie spotkania z samym sobą”, „Życie z pasją smakuje lepiej”, „Literacko i filmowo”. Nasza Biblioteka gościła m.in. Zuzannę Celmer, Janka Melę, Zofię Czerwińską, Annę Milewską, Magdalenę Piekorz i ponownie – po kilkuletniej przerwie – Wojciecha Kuczoka. W marcu serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych sztuką filmową na kolejne spotkanie, tym razem z Maciejem Pieprzycą – pochodzącym ze Śląska scenarzystą, reżyserem filmowym i telewizyjnym (m.in. popularnych seriali: „Samo życie”, „Na dobre i na złe, „Kryminalni”), laureatem nagrody za debiut reżyserski na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za film „Drzazgi”. Nie zabraknie również spotkań podróżniczych („Świat na wyciągnięcie ręki” – spotkanie z Leszkiem Szczasnym) i tych związanych z głównym nurtem naszej działalności popularyzatorskiej, czyli literaturą („Nie przegap! Autor z Sosnowca” – spotkanie z Konradem Staszewskim). Jednak największym wydarzeniem kwietnia była wizyta w naszej Bibliotece Lecha Majewskiego – jednego z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych polskich artystów – w jednej osobie reżysera filmowego i teatralnego, poety i malarza, członka Europejskiej Akademii Filmowej i Gildii Reżyserów Amerykańskich. Cieszy nas, że do spotkania dojdzie niemal tuż po światowej prapremierze jego najnowszego filmu „Młyn i krzyż”. Dzieło to niezwykły sposób łączy malarską kunsztowność obrazu Pietera Bruegla z wizją współczesnego artysty, który ożywia płótno starego mistrza na ekranie, posługując się najnowszymi osiągnięciami technik cyfrowych. Rozmowę z Lechem Majewskim poprzedzi uhonorowany nagrodą Prix Italia dokument Dagmary Drzazgi „Lech Majewski – świat według Bruegla”, który rejestruje proces twórczy artysty na planie filmu z udziałem takich gwiazd, jak Rutger Hauer i Michael York. To niewątpliwie wielka gratka dla sosnowieckiej publiczności, a dla nas organizatorów wyjątkowa inauguracja nowego miejsca spotkań – nie tylko
filmowych – w Auli Biblioteki Głównej przy ul. Kościelnej 11. W holu budynku głównego Biblioteki organizowane są wystawy historyczne i tematyczne. Do 5 marca, dzięki ekspozycji tematycznej pt.„Dziecko w literaturze i sztuce”, można było prześledzić arkana literackiego i malarskiego wizerunku dzieciństwa. Jaka jest historia tej wystawienniczej tradycji Biblioteki? Kto jest pomysłodawcą kolejnych wystaw i wg jakiego klucza decydują się Państwo na wybór tematów kolejnych wystaw? Do kogo są one adresowane? Ekspozycje prezentowane w Bibliotece Głównej mają bardzo długą tradycję, a ich zasadniczy cel jest tożsamy z misją naszej Książnicy. Mowa tu o upowszechnianiu i popularyzowaniu, w tym wypadku w atrakcyjnej formie wizualnej, wiedzy, którą zawierają publikacje i materiały dostępne w naszych bogatych zbiorach książkowych i prasowych. Od wielu lat moje koleżanki i koledzy z Działów Informacyjno-Bibliograficznego oraz Zbiorów Regionalnych Zagłębia Dąbrowskiego przygotowują wystawy – często we współpracy z innymi instytucjami kultury, stowarzyszeniami i środowiskami twórczymi – o niezwykle różnorodnej tematyce, adresowane do bardzo szerokiego grona odbiorców. Nie sposób wymienić dziedzin nauki, kultury i sztuki, wydarzeń zarówno w historii Polski, naszego regionu, jak i tych dotyczących innych sfer życia społecznego, które wydają nam się godne zainteresowania zwiedzających. Część z nich stanowi ważną część oferty programowej naszych cyklicznych imprez, takich jak Sosnowieckie Dni Literatury czy Sesje Zagłębiowskie, które w każdej edycji mają swój temat wiodący. Do ich powstania inspirują nas nie tylko rocznice dotyczące ważnych wydarzeń i wybitnych postaci, ale i nowości wydawnicze czy też bieżące zjawiska i dyskusje toczone w życiu publicznym. W planowaniu kolejnych wystaw kierujemy się zapotrzebowaniem ze strony naszych czytelników, w tym w dużej mierze maturzystów, ale też – nie ukrywam – niebagatelną rolę w ich tworzeniu odgrywają nasze osobiste pasje i zainteresowania, które są szczególnie widoczne w towarzyszących wystawom autorskich prezentacjach multimedialnych. Najbliższa propozycja to wystawa zatytułowana „Kobiety w nauce. W 100. rocznicę przyznania Nagrody Nobla Marii Skłodowskiej-Curie” – ukazująca także wkład innych kobiet w rozwój nauki, technologii i medycyny od starożytności po współczesność.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
35
Wywiad Nie wszyscy wiedzą, że Biblioteka organizuje imprezy plenerowe oraz wycieczki dla najmłodszych Czytelników. Okazją do tego typu imprez są wakacje, ferie zimowe, Dzień Dziecka, czy Dni Sosnowca. Czy w sezonie wiosna-lato 2011 r. także planowane są podobne imprezy? Tegoroczne hasło wakacji to „Literackie podróże na krańce świata. Wakacje’2011”. To kolejne letnie spotkania adresowane do dzieci z Sosnowca i okolic spędzających wakacje w mieście. Nie będą to typowe miejskie wakacje, a fascynujące podróże po całym świecie, na które złoży się literacki kogel-mogel z książką w roli głównej. W każdej z bibliotecznych filii zaplanowano zajęcia, które pozwolą przenieść się w najdalsze zakątki globu, a jednocześnie pomogą rozwinąć dziecięcą wyobraźnię i zdolności plastyczne naszych milusińskich. Każdy uczestnik lata w Bibliotece będzie mógł puścić wodze fantazji, biorąc udział w konkursach literackich, warsztatach plastycznych i kulinarnych, turniejach, zawodach sportowych, zabawach, projekcjach filmowych, wycieczkach, a przede wszystkim w niezwykłych literackich przygodach. Dzięki różnorodnym propozycjom dzieci wypełnią swój wolny od nauki czas twórczą i wesołą zabawą. Czy sosnowieckie szkoły są chętne do współpracy z Biblioteką? W jaki sposób realizowana jest taka współpraca edukacyjna? Współpraca z sosnowieckimi szkołami czy ośrodkami szkolno-wychowawczymi, przedszkolami układa się bardzo dobrze. Opiera się na realizowaniu wspólnych projektów, uczestnictwie w lekcjach bibliotecznych, licznych konkursach, inscenizacjach teatralnych, pasowaniach na czytelnika, wycieczkach organizowanych przez wszystkie nasze placówki. Biblioteka, co roku, przygotowuje aktualną ofertę edukacyjną, którą prezentuje na inauguracji roku szkolnego (spotkaniu z nauczycielami) i rozpowszechnia w formie drukowanej i elektronicznej. Oferta zawiera propozycje lekcji, zajęć, warsztatów, spotkań autorskich z uwzględnieniem różnych grup wiekowych odbiorców. Relacje ze szkołami buduje się przez wiele lat. Są to działania o charakterze długofalowym, a ich celem jest tworzenie wizerunku biblioteki jako ciekawego i atrakcyjnego miejsca spędzania czasu wolnego, gdzie bogactwo interesujących książek i czasopism może stanowić inspirację do nowych, ciekawych zajęć doskonale łączących zabawę z procesem edukacji.
36
Stefan August Testament Testament jest kontynuacją opowia- dem literackim do zrealizowania tego zadania Jana Krzysztofczyka zatytułowane- dania, ale sercem i z chęciami mogłem dogo Gruzin. pisać dalszy ciąg. – To wystarczy, pozostałe rzeczy możKilkakrotnie czytałem to opowiadanie i za każdym razem byłem nim zauroczony. Poruszający temat przeplatających się w życiu: winy i kary oraz ich skomplikowane oceny niezmiennie mnie wzruszały. Wielokrotnie omawiałem z Janem dopi-
na poprawić – powiedział Jan. Wiedziałem, że nie dorównam jego talentowi, ale temat nie dawał mi spokoju. Po śmierci Jana uznałem, że jestem mu to winien. sanie dalszego ciągu losów Gruzina, lecz on Jan zmarł dwa tygodnie po mojej ostatbył już zafrapowany ukończeniem opowia- niej wizycie u niego, jesienią 2008 roku. dania„Po co….”. Nowe pomysły nie pozwo- Przyzwolenie na dopisanie losów Gruziliły mu powrócić do starego opowiadania na uznałem za testament. Uważałem, że i wtedy zaproponował: Może ty dopiszesz jestem bliski Janowi, gdyż bohater opodalsze losy Gruzina? wiadania „Kłopot Pana Boga” nosi moje Zaproponowałem moją wizję, ale nie imię. Od tego momentu zacząłem pisać miałem odwagi przenieść jej na papier. opowiadanie, które poświęcam Janowi Nie czułem się przygotowany pod wzglę- Krzysztofczykowi. Do konfesjonału podeszła około czterdziestoletnia kobieta. Szła przez cały kościół cicho, jakby bała się spowodować swoimi krokami stuknięcia, które wyniosłyby ją ze strachu, pod samo sklepienie. Podeszła do konfesjonału uważnie, aby nie zakłócać ciszy. Uklękła na klęczniku. W konfesjonale, swobodnie oparty o drewniane ściany siedział ksiądz i odmawiał brewiarz. Przerwał modlitwę i przeniósł wzrok na kobietę. Wyczuł w klęczącej ogromne napięcie, lęk i niepewność. Jakaś niezwykła siła i brzemię ogromnego ciężaru pochylały ją w pokorze i popychały ku wyzwoleniu. Bała się, że nie doniesie ciężaru do konfesjonału. Celowo wybrała tego księdza, bo wierzyła, że jego bogate doświadczenie jako spowiednika, zdejmie z jej ramion ciężar, który nosiła od dwudziestu lat. Nie mogła już dłużej dźwigać brzemienia, które nie pozwalało połączyć się z człowiekiem, którego pokochała. Pragnęła teraz usłyszeć wyrok od spowiednika. Chciała wiedzieć czy pozwoli jej wziąć ślub z wartościowym wierzącym człowiekiem, z którym żyła w nieformalnym związku. Nie wyjawiła mu swej tajemnicy i teraz, wyznaczony za dwa miesiące ślub, spoczywa w rękach księdza. Klęcząc przy konfesjonale, omal nie zemdlała od natłoku myśli. Ksiądz zapukał w ściankę konfesjonału po raz drugi, aby przyspieszyć jej wyznania. Zareagowała na ponaglenie, oświadczając, że pragnie wziąć ślub kościelny. Powoli zaczęła opowiadać historię swojego życia. Mając siedemnaście lat chodziłam do liceum ogólnokształcącego do dziesiątej klasy. Na akademię, która odbywała się w naszej szkole z okazji 1-go maja, przybyli żołnierze radzieccy z garnizonu stacjonującego w naszym mieście. Młodzi „sołdaci” siedzieli na sali razem
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Proza z młodzieżą. Obok mnie siedział bardzo przystojny chłopak. Nawiązałam z nim znajomość. Często przyjeżdżał do centrum miasta i wtedy przychodził przed szkołę. Wszystkie dziewczyny zazdrościły mi takiego adoratora. Rodzicom nie wspominałam o nim, bo byliśmy przesiedleńcami zza Bugu i wszystko, co rosyjskie budziło w nich nienawiść. Umówiłam się kilka razy z Gruzinem na spotkanie nad jeziorem. Było tam względnie bezpiecznie. Aby go nie rozpoznano, rozbierał się do spodenek, a mundur chował pod koc. Spotykaliśmy się też w lesie. Pewnego dnia kąpaliśmy się w jeziorze. Woda była ciepła i rozgrzała nasze zmysły. Kochaliśmy się tego wieczoru namiętnie. – Proszę księdza – czy mogę tak wszystko opowiadać? – Jeśli przyniesie ci to ulgę. – Opowiadam szczegółowo, aby nie pominąć czegoś, co mogłoby być ważne w uwolnieniu się od winy. Byłam zauroczona Gruzinem i nie widziałam w naszej miłości niczego złego. Po kilku miesiącach okazało się, że jestem w ciąży. Pierwsza zauważyła to matka i powiedziała o tym ojcu. Ojciec zrobił awanturę, zbił mnie, żeby dowiedzieć się, kto jest winowajcą. Ze strachu przed bólem i gniewem ojca powiedziałam, że zostałam zgwałcona przez Gruzina. Wydawało mi się, że w ten sposób pomniejszę moją winę. Następnego dnia po awanturze ojciec nie pozwolił mi iść do szkoły, ale zaprowadził mnie do jednostki wojska radzieckiego, która stacjonowała w naszej miejscowości. W drodze z domu do koszarów cały czas mocno trzymał mnie za rękę. Bardzo się bałam! Przy wejściu na teren koszarów zatrzymał nas dyżurny. Ojciec wyjaśnił mu, że chce rozmawiać z dowódcą. Zaprowadzono nas do niego. Przyjął nas grzecznie i wysłuchał w skupieniu skargi ojca. Bałam się decyzji dowódcy. Myślałam, jak się wycofać, ale strach przed gniewem ojca był silniejszy. Dowódca zarządził zbiórkę wszystkich żołnierzy, którzy we wskazanych przeze mnie dniach przebywali na przepustkach. Gdy wyszliśmy z budynku, zobaczyliśmy trzydziestu żołnierzy stojących w jednym szeregu. Pośrodku zobaczyłam mojego Gruzina. Uśmiechał się do mnie. Dowódca, ojciec i ja przeszliśmy powoli przed szeregiem. Zatrzymaliśmy się na końcu i dowódca zapytał, czy wśród zebranych żołnierzy rozpoznaję „gwałciciela”? Wskazałam na ukochanego Griszę, chociaż mnie nie zgwałcił, a łączyła nas wielka miłość. Oczekiwałam, że teraz przy wszystkich zadeklaruje, że się ze mną ożeni, chociaż wcześniej nie rozmawialiśmy o małżeństwie. Dowódca kazał żołnierzom rozejść się, a nas poprosił jeszcze raz do gabinetu. Obiecał ojcu, że wskazany przeze mnie winowajca zostanie przykładnie ukarany. Nie spodziewałam się dla mojego chłopca dużej kary, bo nie wiedziałam, że na terenie państw Układu Warszawskiego stacjonujące wojska obowiązywał regulamin wojenny. Po trzech dniach ojciec został powiadomiony, że sąd wojenny skazał Griszę na karę śmierci przez rozstrzelanie. Pochowano go na przylegającym do cmentarza katolickiego cmentarzu żołnierzy radzieckich. Zemdlałam, gdy dowiedziałam się od ojca o tym strasznym wyroku. Zrozumiałam, że nie będę mieć męża, a moje dziecko nie będzie mieć ojca. Co ja zrobiłam? Zabiłam ukochanego, ojca mojego dziecka! Co
odpowiem kiedyś dziecku, gdy zapyta, dlaczego nie ma tatusia? Pochłonęła mnie czarna rozpacz. Przestałam chodzić do szkoły, bo nie byłam w stanie się uczyć. Myślałam, co czuje matka Griszy, wiedząc, że to ja skazałam na śmierć jej młodego, niewinnego syna? Chodziłam na cmentarz, modliłam się za niego jak kochanka, jak matka, aż uświadomiłam sobie, że to ja najbardziej potrzebuję modlitwy i wybaczenia. Przynosiłam na grób kwiaty zerwane na łące przy jeziorze, bo wydawało mi się, że to jedyna piękna nić, która nas łączy. Na grobie mojego umieszczono tabliczkę: Poległ śmiercią żołnierza. Ojciec zadecydował, że zaraz po porodzie przeprowadzimy się do innego, oddalonego pięćdziesiąt kilometrów miasta. Wyjechaliśmy tam trzy miesiące po narodzinach synka. Grób Griszy odwiedzałam przy okazji spotkań rodzinnych, ale zawsze byłam przy grobie w Dzień Zaduszny i nigdy nie opuszczała mnie myśl, że stoję tam jako morderczyni. Umilkła na chwilę, potem zapytała spowiednika: czy może opowiadać dalej. – Tak, proszę mówić… odpowiedział ksiądz. Syn podrastał i pytał, dlaczego mój tatuś tu leży? Odpowiadałam wykrętnie, że został zastrzelony w czasie pełnienia służby wojskowej. Im był starszy, tym więcej szczegółów chciał znać i nie mógł zrozumieć, że ja nie dociekałam prawdy. Od czasu tej tragedii nie przystępowałam do sakramentu spowiedzi, bo nie mogłam zdobyć się na odwagę. Odkąd syn studiuje w Warszawie, jestem w nieformalnym związku z bardzo dobrym człowiekiem, katolikiem. Przy moim nowym partnerze odzyskałam częściowo spokój i swoje miejsce w życiu. Nalega abyśmy wzięli ślub kościelny. Przyszłam do księdza, bo nie chcę stracić tego wspaniałego człowieka. A może nie ma dla mnie rozgrzeszenia? Jedno, pozornie niewinne kłamstwo odcisnęło piętno na całym moim życiu. Czy zdołam udźwignąć ciężar pokuty? Czy będę mogła związać się z tym dobrym człowiekiem? Zaczęła cicho płakać. Ksiądz zamyślił się nad słowami klęczącej przy konfesjonale kobiety. Jaką podjąć decyzję? Czy można ten postępek wytłumaczyć niedojrzałością młodej dziewczyny? Zawsze uważał, że należy mówić prawdę. Co będzie, gdy kobieta powie ją narzeczonemu: czy nie odwróci się on od niej, czy nie uzna jej za morderczynię? Jeżeli nie opowiedziała tej historii zaraz na początku znajomości, to wyjawienie jej teraz może wywołać u narzeczonego uczucie rozczarowania i krzywdy. Może czuć się oszukany. Tak samo na spóźnioną prawdę może zareagować syn. Najbliższa rodzina, która współczuła jej jako zgwałconej, gdy dowie się, jaka jest prawda, potępi ją jako morderczynię. Przecież nie zrobiła tego świadomie, a całe życie dźwiga ciężar winy. Ksiądz nie widział mądrego rozwiązania bez głębokiej analizy. Wiedział, że tylko prawda może ją wyzwolić, ale równocześnie skrzywdzi najbliższe osoby. Kazał jej modlić się żarliwie, a po trzech dniach przyjść do konfesjonału ponownie. Odeszła, niepewna, co powie narzeczonemu, gdy nie dostanie rozgrzeszenia. Nie mogła znieść niepewności! Trzeciego dnia o ustalonej porze znów podeszła do konfesjonału. Spowiednik już na nią czekał. Po tonie jego głosu wyczuła, że wynik trzydniowych rozmyślań jest dla niej łagodny. Nie można krzywdzić i zabijać ludzi w imię prawdy – powiedział ksiądz. Istnieje niebezpieczeństwo, że bliskie osoby mogłyby opłacić poznanie prawdy złamaniem własnego życia.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
37
Proza Spowiedź zbliżyła cię do Pana Boga, a spełniona pokuta wyprosi przebaczenie. Uwolniona od strasznego napięcia emocjonalnego osunęła się na klęcznik przy konfesjonale. Po chwili wstała, ucałowała zwisającą stułę i szczęśliwa podeszła do ołtarza, aby podziękować Bogu za wybaczenie. Uspokojona podeszła do głównych drzwi kościoła, otworzyła je i przeraziła się blasku. Blask ten na chwilę ją oślepił, lecz przyniósł ukojenie i radość życia. Skończyła się jej tragedia, jednak dla dobra najbliższych musiała przemilczeć prawdę. Ślub kościelny odbył się w niedzielę przed południem. Ojciec prowadził pannę młodą do ołtarza, gdzie czekał na nią szczęśliwy pan młody. Panna młoda również wyglądała na szczęśliwą. Była spokojna jakby beztroska, jak człowiek, który odzyskał wolność. Spowiedź wyzwoliła ją z przygniatającego ciężaru. Po ceremonii zaślubin, gdy odchodziła od ołtarza, jej wzrok przelotnie zatrzymał się na dwóch nieznajomych, którzy stali z dala od tłumu, w ciemnej nawie kościoła. Robili wrażenie jakby chcieli być niewidoczni. Otoczenie nie pozwoliło jej na dłuższą obserwację, zresztą nie widziała takiej potrzeby. Przy wyjściu z bramy głównej kościoła czekał tłum składający się z rodziny i znajomych. Życzeniom i gratulacjom nie było końca! Nie domyśliła się, że jednym z dwóch nieznajomych w kościele był jej Gruzin – narzeczony sprzed dwudziestu lat i ojciec jej syna. Nie rozstrzelano go! Był zdolnym człowiekiem i wielokrotnie proponowano mu pracę w wywiadzie. Długo nie mógł się na to zdecydować. Kontakt z dziewczyną w Polsce i oskarżenie o gwałt były pretekstem, aby zmusić go do pracy w wywiadzie. Nie miał wyboru. Upozorowano rozstrzelanie i pochówek. Trumna niesiona na cmentarz wypełniona była piachem. Gruzina wysłano na przeszkolenie do kraju. Obecnie pracował w ambasadzie i osobisty kontakt z byłą dziewczyną był niemożliwy. Kończył właśnie pracę w ambasadzie w Warszawie i miał na stałe wrócić do swojego kraju. Dziewczyną interesował się na tyle, na ile pozwalał mu regulamin. Kolega z pracy nawiązał kontakt z informatorem z otoczenia syna, który od dwóch lat studiował w Warszawie. Przed wyjazdem z Polski, Gruzin zapragnął zobaczyć syna i jego matkę, na co wyrazili zgodę jego przełożeni, pod warunkiem, że będzie w towarzystwie drugiej osoby z wywiadu, z zakazem zdemaskowania się. Był dziwnie spokojny, gdy zobaczył byłą dziewczynę szczęśliwą. Wiedział, że widzi ją i syna po raz ostatni. Pozostanie mu na długie lata tęsknota i wspomnienia o nich w ojczyźnie. Ona wraz z synem zaświeci znicze we Wszystkich Świętych nad pustą trumną i odmówi pacierz. Będzie żył w ich pamięci. Kobieta do końca życia będzie przekonana, że przyczyniła się do jego śmierci. Ważne, że teraz jest szczęśliwa. Jego „opiekun” zbliżył się i szepnął: „Towarzyszu, musimy się pospieszyć, bo jutro rano odlatujecie do kraju”.
Debiutancki tomik Marcina Biesa Funkcje faktyczne (Instytut Mikołowski 2010) został już ciepło przyjęty przez krytyków. Bies jest autorem, który traktuje swoje poetyckie światy w sposób dosyć okrutny. Pozwala na ich deformacje, rozpad, unicestwienie. Podobnie traktuje swoich bohaterów – w tomiku znalazł się wiersz pod tytułem Kat. Krótko mówiąc, poezja krytyczna wysokiej próby.
Debiut prozatorski Michała Szalonka, autora, który gościł już na łamach naszego czasopisma. Książka zatytułowana jest po prostu Opowiadania (Instytut Mikołowski 2010). Jak napisał Leszek Szaruga w nocie polecającej: „W szerszym planie można odczytywać te opowiadania jako opowieść o rozedrganej czy swoiście mobilnej tożsamości człowieka pogranicza”.
38
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Recenzje Amputowany mózg oraz bebechy Najnowsza książka sosnowieckiego poety Jerzego Lucjana Woźniaka obejmuje trzy króciutkie eseje, wcześniej publikowane w czasopismach literackich „Akant” oraz „Śląsk”: Drugi krzyk, Terapeutyczna rola poezji i Terapeutyczna rola poezji (2). Są to próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie, zwłaszcza młodzi, zajmują się tworzeniem wierszy i co im ta aktywność daje. Teza postawiona przez autora widoczna jest już w tytułach tekstów. Nie sposób nie zauważyć, że Jerzy Lucjan Woźniak jest zwolennikiem pisania raczej sercem, aniżeli głową. Jego styl jest bardzo emocjonalny i momentami nieporadny, pomimo bogatego zasobu
słownictwa. Często wkrada się weń patos, tworzony głównie przez irytująco archaiczny szyk przestawny. Chwilami odnosi się wrażenie, że może poeta ma coś ważnego do powiedzenia, tylko utrudnia czytelnikowi odbiór poprzez budowanie napuszonych zdań. Założenia autora Serca... można jednak streścić w kilku punktach: 1) poezja pomaga wyrazić siebie oraz uporać się z wewnętrznym chaosem, 2) prawda emocji w wierszu ważniejsza jest od wycyzelowanej formy, 3) wielu słynnych poetów miało problemy psychiczne, a jednak pisało pięknie i mądrze, 4) inni słynni poeci
czerpali z literatury siłę, aby przeciwstawić się całemu światu w imię wyznawanych przez siebie wartości. Niektóre z tych prawd są stare jak świat i sosnowieckiemu poecie nie udało się powiedzieć na ich temat niczego nowego. Inne z kolei wydają się mocno dyskusyjne, na przykład przekonanie o wyższości „treści” nad „formą” – zupełnie, jakby dało się oddzielić jeden składnik od drugiego, jakby nie przenikały i nie uzupełniały się nawzajem. Wizja poezji Jerzego Lucjana Woźniaka bliska jest założeniom romantyzmu, lecz nie tego wielkiego, który podważył nieomylność oświeceniowego racjonalizmu, ale tego naiwnego, sztambuchowego i czułostkowego. Poezja ta składa się wyłącznie z serca, lecz brak jej mózgu, żołądka, genitaliów, jak również wszystkich pięciu zmysłów, dzięki którym kontaktowałaby się ona ze światem zewnętrznym. Nie ma także stroju, którym wyrażałaby swoje wnętrze oraz czas i miejsce, w jakim przyszło jej żyć. Nie neguję konieczności posiadania wrażliwej duszy przez osobę piszącą wiersze czy zajmującą się jakąkolwiek inną działalnością artystyczną. Myślę jednak, że od serca przygoda ze sztuką powinna się zaczynać, a nie na nim kończyć. Wadą wywodów poety jest także popadanie w stereotypowe postrzeganie artystów jako „przeklętych” i „niepokornych”, którzy, targani chorobami ciała i duszy, umierają młodo i w nędzy, oczywiście w imię wyższych wartości. Ci, którym udało się dożyć późnych lat, piszą natomiast o bólu przemijania. Za młodu poezja miała im pomóc uporać się z problemami takimi, jak pryszcze na nosie oraz pierwsze miłosne upadki i wzloty. Chociaż autor Serca... zaznacza, że w przypadku dziewcząt impulsy do rozpoczęcia przygody z literaturą są takie same, cały czas pisze i chyba także myśli o poecie w rodzaju męskim, jak gdyby była to uniwersalna płeć ludzkości. Aby poprzeć swoje tezy, autor powołuje się na liczne autorytety literaturoznawców, poetów, psychiatrów i filozofów – Romana Ingardena, Leszka Szarugi, Julii Hartwig, Józefa Brodskiego, Andrzeja Kępińskiego, Karla Gustawa Junga. Niestety, z ich dorobku myślowego Jerzy Lucjan Woźniak wybiera stwierdzenia najbardziej banalne i oczywiste, nie rozwijając ich ani z nimi nie polemizując, lecz jedynie im przyklaskując. Nawet przytoczenie słów kryty-
ki, jakie Platon oraz Fryderyk Nietzsche kierowali w stronę poetów, nie prowokuje autora do wytoczenia błyskotliwej i odkrywczej polemiki. Serce... jest niestety dosyć zaniedbane od strony redakcyjnej. Pojawiają się w nim literówki (także w nazwiskach!), natomiast przypisy są stosowane niekonsekwentnie, według najprzeróżniejszych metod. Najnowsza książka sosnowieckiego poety pokazuje, że jest on człowiekiem bardzo oczytanym oraz zakochanym w twórczości literackiej. Lepiej jednak, aby wyrażał się w formie poetyckiej, aniżeli eseistycznej. Weronika Górska Jerzy Lucjan Woźniak: Sercu najbliżej do poezji. Wydawnictwo internetowe ebookowo, 2011.
Publikacja jest pierwszą z serii opracowań wydawanych przez Katedrę Filologii Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości. Zbiór zawiera artykuły pracowników z różnych ośrodków akademickich, m.in. GWSP, Uniwersytetu Śląskiego, Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu. Wielu autorów to jednocześnie twórcy współczesnego życia literackiego – pisarze i krytycy.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
39
Felieton Oswoić pragnienie Drapieżność idąca w parze z odważnym traktowaniem tematów z przemilczanej sfery libido od czasów bezkompromisowych wierszy Anny Świrszczyńskiej jest we współczesnej najnowszej poezji raczej czymś rzadkim. Zdecydowanie więcej tzw. seksu znaleźć można w polskiej prozie feministycznej. Tam jednak najczęściej kobieta jedynie bezradnie zauważa swoje uprzedmiotowienie; albo
jest w pełni samodzielna, albo dopiero się wyzwala, a to wszystko z okrutnym mężczyzną w tle, koniecznie dominującym. Nieco inaczej wygląda to w najnowszym tomiku wierszy Beaty Patrycji Klary Szczekanie głodnych psów. Jednocześnie nie twierdzę, że mamy tutaj do czynienia z literaturą typowo kobiecą. W tym konkretnym przypadku obcujemy raczej z literaturą skrajnie konfesyjną. Co prawda, po pierwszej lekturze tych lakonicznych i oszczędnych wierszy, czytelnik może czuć się nieswojo, gdyż intencje autorki są niejasne, ale na szczęście kolejne spotkania z tą książką są już szczęśliwsze. W ich trakcie wyłania się bowiem ponawiana raz za razem próba dookreślenia pragnienia, bo to ono zdaje się być głównym bohaterem tych lirycznych zapisów. Tym samym też tytuł całego zbioru wierszy staje się i oczywisty, i nabiera nagle nowego sensu. Powiem wię-
40
cej, tę przedziwną książkę można by nazwać o wiele mocniej. Tytułowe głodne psy nie szczekają, lecz ujadają. I nie ma znaczenia, jakiej są rasy i czy ktoś je w końcu nakarmi. Beata Patrycja Klary pisze o braku, którego niczym nie da się zastąpić. Dodatkowo w prawie każdym wierszu to właśnie owo pragnienie decyduje o jego strukturze głębokiej i z niej wyłania się w postaci niedokończonej, bez wyraźnego powodu gdzieś przerwanej. Ponieważ pragnienie w tomiku Klary lubi się przebierać. Raz przybiera kształt zaprzepaszczonej szansy na miłość spełnioną, innym razem po prostu odwraca się plecami i odchodzi. Odchodzi, by znowu i tylko pragnąć? Należy domagać się od życia szczęścia, wbrew niesprzyjającym okolicznościom, zdaje się mówić Beata Patrycja Klary. Trzeba szukać niemożliwego. I tak też postrzegana jest w tej książce miłość. Jest poza tym przedziwną chorobą, którą trudno się zarazić. Pomimo skądinąd celnych przypuszczeń, takich jak na przykład w ciekawym wierszu po lekturze Sabiny Spielrein: „Matka, wcale nie lekarz z zawodu, wiedziała, że na tę chorobę żaden umysł nie znajdzie lekarstwa”, poezja tej autorki ma jednak za sobą lekcję, jaką niewątpliwie dała jej twórczość amerykańskiego poety Walta Whitmana (sam Walt Whitman jest jakby duchowym patronem tej książki, gdyż to właśnie jego słowa ją otwierają i to właśnie jemu dziękuje autorka). U Whitmana jednak brzmi to całkiem inaczej: „Kochałem kogoś płomiennie, a miłość moja była nieodwzajemniona, lecz z niej powstały te pieśni”. Whitman dostrzega szeroko rozumiany sens i ogólnoludzki porządek tam, gdzie w istocie inni widzą chaos i błądzenie po omacku. W Szczekaniu głodnych psów znajdujemy więc podobną zależność, lecz zamiast Whitmanowskiej równowagi zderzamy się z egzystencjalnym głodem, paradoksalnie nieustannie zaspokajanym. Po każdym takim chwilowym nakarmieniu pragnień robi się nagle pusto i im bardziej powierzchowny i zdawkowy był sposób ich zagłuszania, tym ta pustka głębsza. A wtedy odzywają się psy. Bardzo głośna i dotkliwa jest ta pustka.
Wcale nie taka kicha!
Maj i czerwiec – jak co roku – były czasem Dni naszych miast. I jak co roku, ich programy budziły wątpliwości. Zarówno zwolenników i zarazem uczestników takiej rozrywki, jak i sceptyków i zrzęd, którzy od popkulturowego rozpasania stronią. Wiadomo, że wszystkim się nie dogodzi, a ponadto zawsze znajdą się liczni niezadowoleni, że zaproszono akurat tę, a nie inną gwiaździnę. Wpisy w stylu: „I znowu kicha!” na portalach internetowych pod repertuarem Dni Będzina, Czeladzi, Dąbrowy Górniczej i Sosnowca będą pojawiały się zawsze, bez względu na faktyczną wartość i atrakcyjność tego, czy innego programu. Natomiast rzetelnej analizy nie przeczytamy chyba nigdy... No chyba, że jakiejś uniwersyteckiej pracowni uda się na takie badanie i jego upowszechnienie wycyganić pieniądze z funduszy Unii Europejskiej. Dobrze byłoby, gdyby naukowcy spróbowali odpowiedzieć na choćby dwa pytania. Dlaczego Dni właściwie wszędzie są do siebie podobne i w większości miast, miasteczek i gmin stały się w dużej mierze karykaturą tego, czym mogłyby być? Jakie są faktyczne przyczyny tak uproszczonego obrazu tych dni w lokalnych mediach? Ciekawe byłoby również poszukanie genezy tych swoistych świąt miejskich – czy są tylko mutacją dożynek (tudzież innych persefonicznych obrzędów), dostosowaną do nieagrarnych realiów? W jakiej mierze kontynuują znane co najmniej od czasów rzymskich mniemanie władzy, że ludowi trzeba „chleba i igrzysk” – a szczególnie „igrzysk”, gdy o chleb niełatwo, a władza przecież zawsze w ciastkach – by tej właMaciej Bieszczad dzy nie odmówił poparcia? Jak również czy nie chodzi tu o swoiste kupowanie
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Felieton przez tę władzę poparcia u różnych medialnych celebrytów? Te domniemania nie są bezpodstawne: niekiedy mam wrażenie, że Dni miast i gmin służą przede wszystkim umożliwieniu łatwego i sutego zarobku wszelakim gwiaździnom. Publiczność i tak przyjdzie, tym bardziej że o tym, co ciekawsze, czyli o dorobku artystycznym i około artystycznym mieszkańców własnego miasta, nie wie wcale albo wie niewiele. Lokalne media ekscytują się przyjazdem i występem jakiegoś wyjca lub szarpidruta na co dzień skutecznie niszczącego głośniki i monitor w naszych telewizorach, przy czym najczęściej zapominają pokazania, że mamy własnych np. śpiewaków i muzyków, nierzadko lepszych, tylko bez szansy, bo tej odmawia się im od razu w rodzinnym czy sąsiednim mieście. Poza oficjalnymi (na portalach miast) i nieoficjalnymi relacjami w naszych lokalnych mediach nie pojawiły się recenzje tegorocznych Dni. A przecież – wzmacniając rolę zagłębiowskich „przekaziorów” i czasopism – organizatorzy mogli takie zamówić u dziennikarzy. Zapewne wiele z nich byłoby stronniczych w trosce o kolejne tego typu „zlecenia”, ale stronniczość spowodowałaby polemiki i dyskusje, a obecne – ze względu na swą emocjonalność – niezbyt poważne wpisy internautów w takim kontekście zyskałyby na wiarygodności. Brakuje też odważnych ocen poszczególnych występów, właśnie szczególnie tych wszystkich gwiaździn. To, że miały dużą widownię, nie przesądza o walorach ich popkulturowych produkcji. Może wtedy, na przykład odbywający od paru lat turnée przez Dni naszych miast komik-tandeciarz, adresujący swoje marne i wciąż te same „wice” do najniższych instynktów publiczności, wreszcie przestałby straszyć nasze matki i dziatki? Lecz żeby nie było, iż tylko wybrzydzam, przyznaję – moim skromnym zdaniem w tym roku było znacznie ciekawiej. Więc wcale nie taka „kicha”... I śmiem twierdzić, że moja ocena nie jest odosobniona: ale tak może sądzić tylko ten, kto poszukał szczegółowych programów imprez (a nie było to łatwe) pod eksponowaną telewizyjnocelebrycką sztampą i pamięta lata ubiegłe – również te odleglejsze, gdy poszczególne Dni chętniej opisywano nazwą Dni Zagłębia. Co pozwala przypuszczać, że współpraca między naszymi miastami wygląda
marnie... Niewątpliwie wykorzystują to agencje, mające „wyłączność” na tych wszystkich telewizyjnych popartystów. I dyktują ceny... od których włos się jeży nawet na łysej głowie. Nie jestem egalitarystą, ale chałturzące w Zagłębiu estradowe starocie zazwyczaj nie zyskały ani na wartości, ani na smaku... Wydaje im się, bo pływają w dawno niefiltrowanej wodzie telewizyjnych akwariów, że są jak wino, trunek tym szlachetniejszy i droższy, im starszy. Mylą się – tu ważna jest świeżość, a nie leżakowanie pod miejskimi i gminnymi kasami. A miejscy „kasjerzy” niech wreszcie zauważą, że to nie celebryci promują nasze miasta, ale – jak dotychczas, niestety – nasze miasta organizują promocję celebrytom. Zagłębie faktycznie promują tylko artyści i twórcy z Zagłębiem związani tym, że tu mieszkają lub stąd pochodzą. Choć często do miejskiej kasy nie są dopuszczani wcale. Pod koniec maja br. na Słowacji środowiska katolickie zorganizowały tygodniową akcję pod hasłem „Zgaś telewizor, włącz siebie”. Jej celem było zachęcenie rodziców do spędzania wolnego czasu wraz z dziećmi na zabawach, wycieczkach i warsztatach, przygotowanych przez organizatorów. W trakcie naszych Dni tego typu wyzwalające aktywność imprezy również są oferowane, ale przydałoby się ich więcej! Może więc miejscy spece od promocji i kultury przed organizacją przyszłorocznych dni „zgaszą telewizory i włączą siebie”, zanim zaczną wymyślać scenariusze imprez? Może uda się do tego choćby na te kilkanaście dni w roku namówić mieszkańców naszych miast? A szczególnie młodzież... Której spora (jeśli nie większa, tylko mniej widoczna) część już wie, że fajniej jest robić coś więcej, niż tylko kolebać się i kopać pod sceną ze zblazowanymi celebrytami... I, do licha, skończcie już Panie i Panowie z tymi ponad miarę rozplenionymi pokazami ogni sztucznych! „Zagospodarować” nocne niebo można znacznie efektowniej i nowocześniej! I nie strasząc zwierząt hukiem. A tych, którzy wyłączą telewizor i z tego powodu też zrobi im się ciemno w głowie, jak w nieczynnym monitorze, uspokajam. Nie denerwujcie się i wytrzymajcie, a jak wytrzymacie – to się wam w głowach naprawdę pięknie rozjaśni. Jerzy Suchanek
Polsce potrzebne są reformy To nie jest hasło wyborcze ani zapowiedź kolejnej transformacji. To wniosek Komisji Europejskiej po ocenie gospodarek 27 krajów unijnych. Rekomendacje gospodarcze po ewentualnych poprawkach zostaną zatwierdzone na Szczycie Unii Europejskiej 24 czerwca 2011 roku. Polska otrzymała od Brukseli siedem zaleceń do realizacji w ciągu 12–18 miesięcy. Pierwsze – niezwykle trudne do realizacji – to poszukiwanie dalszych oszczędności. Przy tym bardzo istotne jest, aby nie były to oszczędności dotyczące inwestycji, które prowadzą do wzrostu gospodarczego. Drugie to wdrożenie do 2013 roku stałej reguły wydatkowej ograniczającej wydatki budżetowe. Jest to również zalecenie trudne do realizacji, bowiem mamy rok wyborczy. Rząd obiecał podwyżki nauczycielom, pracownikom naukowym wyższych uczelni i nie tylko. Trudno będzie utrzymać tymczasową regułę wydatkową – limit wzrostu 1% ponad inflację, a co dopiero mówić o stałej. Trzecie zalecenie dotyczy dalszej reformy emerytur mundurowych i zmian w KRUS. Z ekonomicznego punktu widzenia i poczucia sprawiedliwości społecznej zmiany te są konieczne do przeprowadzenia, ale czy rząd doprowadzi je do końca, jeżeli odwoływane są kolejne spotkania przedstawicieli rządu i związkowców w sprawie emerytur, a rolnicy to przecież potężny elektorat, czy znajdzie się odważny polityk, który „zechce się narazić”? Kolejne zalecenie dotyczy opóźnienia wieku przechodzenia na emeryturę i aktywizacji zawodowej ludzi starszych. Te zmiany są już częściowo uwzględnione w naszej reformie emerytalnej. Jednak postępujące starzenie się polskiego społeczeństwa i brak pomysłu na aktywizację ludzi starszych powoduje osłabienie potencjału rozwojowego naszej gospodarki. Już wiemy, że wysłanie wykształconych i zdolnych do pracy ludzi na wcześniejsze emerytury nie było dobrym pomysłem. W krótkim czasie wpłynęło wprawdzie na ograniczenie bezrobocia, ale w długim okresie nie przysporzy go-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
41
Felieton spodarce wpływów do budżetu, lecz znacząco zwiększy wydatki na emerytury. Nie wystarczy w tym zakresie program ”55+” finansowany z funduszy unijnych, dłużej żyjemy i musimy dłużej pracować – tylko kto przekona do tego „młodych emerytów”. Kolejne zalecenie Brukseli dotyczy rozwinięcia programu dokształcania i szkoleń dla mniej wykwalifikowanych i starszych pracowników w celu wzrostu poziomu aktywnych zawodowo. Obecnie wynosi 64%, a zaplanowaliśmy wzrost do 71% w 2020 roku. W tym zakresie możemy liczyć na potężne środki z Europejskiego Funduszu Społecznego na doszkalanie, przekształcanie z zawodów „starych” na „nowoczesne”, zdobywanie nowych kwalifikacji oraz rozszerzanie i uaktualnianie już posiadanych – tylko ci wykształceni ludzie muszą znaleźć miejsca pracy, a tego tylko EFS nie jest w stanie zapewnić. Aby w gospodarce powstały nowe miejsca pracy, nie wystarczy 4% wzrost gospodarczy (wiem, że jest to duży wzrost przy powszechnej recesji). Problemem jest dostosowanie systemu kształcenia do oczekiwań rynku pracy. Przecież mamy wzrost bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni. Od 1 października wchodzi w życie nowa Ustawa o Szkolnictwie Wyższym, która zobowiązuje uczelnie do badania losów absolwentów i ściślejszej współpracy z pracodawcami. Tylko ile lat trzeba czekać na efekty i czy dzisiaj pracodawca jest zainteresowany współpracą z uczelnią? Przecież mamy 12% bezrobocie i można pozyskać pracowników bez wcześniejszych nakładów na ich kształcenie, np. stypendiów fundowanych. Oczywiście, że są pracodawcy i firmy, które od lat współpracują, najczęściej z renomowanymi, uczelniami, sponsorują konkursy, praktyki i staże dla studentów, ale to kropla w morzu potrzeb. A techniczne kierunki sponsorowane z funduszy unijnych i hasła „dziewczęta na Politechniki” są na pewno potrzebne – tylko jak małej grupy kształcących studentów dotyczą, to wiedzą tylko nieliczni. Ile lat potrzeba by nadrobić 20-letni okres bez konieczności zdawania matury z matematyki i braku wiedzy w tym zakresie przez polskich studentów – czy jest możliwość szybkiego przywrócenia właściwych relacji
42
między absolwentami studiów technicznych i humanistycznych? Szóste zalecenie Unii Europejskiej dotyczy stwarzania większych możliwości dla pracy kobiet, szczególnie poprzez zapewnienie pobytu dzieciom w przedszkolach i żłobkach. To zalecenie otrzymały nie tylko kraje mniej rozwinięte, jak Polska czy Włochy, ale również kraje „pierwszej prędkości” w Europie, jak Niemcy i Austria. Jeszcze raz powtórzę, Europa się starzeje i muszą pracować emeryci i kobiety, by społeczeństwo europejskie miało zapewnione świadczenia socjalne, a w przyszłości emerytury. Nie chodzi tutaj o równość i parytety, tylko po prostu „ręce do pracy”. Myślę, że znowu się spóźniliśmy i zamiast budować boiska dla „orlików” należało budować przedszkola i żłobki, bo w niektórych miastach trzeba zapisać się do przedszkola, gdy kobieta jest w ciąży. Jeszcze gorzej jest na wsi. Przedszkole jest potrzebne nie tylko po to, by matka mogła pójść do pracy, ale by dziecko lepiej i szybciej się rozwijało i stawało Obywatelem Europy. Pamiętajmy, że matka musi jeszcze mieć pracę, by do niej pójść, a to w Polsce wcale nie jest proste. Wszystkie badania potwierdzają fakt, iż pracodawcy wolą zatrudniać mężczyzn niż kobiety i nie pomagają tu żadne unijne parytety. Muszą powstawać nowe miejsca pracy i to jest najlepsza forma walki z bezrobociem wśród kobiet oraz wśród absolwentów uczelni. Możliwości wzrostu gospodarczego naszego kraju ograniczone są w znacznej mierze przez złe środowisko dla funkcjonowania małych i średnich przedsiębiorstw. Nie chodzi tylko o system podatkowy, ale nadal utrudniające życie firmom procedury administracyjne i bardzo powolnie działający system sądowy. Zgodnie z raportem OECD w Polsce pozwolenie na budowę wydawane jest w 311 dni, a przeciętnie w krajach OECD w 166 dni. Dochodzenie przed sądem praw wynikających z umowy trwa w Polsce 830 dni – wiele firm w tym czasie może upaść i przestać funkcjonować i gdzie wówczas będziemy szukać miejsc pracy dla kobiet i wykształconych absolwentów uczelni oczywiście ,kobiety też są dobrze wykształcone,
bo na razie w Polsce studiuje więcej kobiet niż mężczyzn. Siódme zalecenie Brukseli dotyczy właśnie ułatwień dla firm i ludzi przedsiębiorczych; uproszczenie prawa budowlanego i planów zagospodarowania przestrzennego. Trzeba przyznać, iż problemy wymienione przez Komisję są rzeczywiście „wąskimi gardłami” naszej gospodarki. Dobrze, że nie zajęto się tylko stopą inflacji, długiem i deficytem budżetowym, czyli tym, co widać, ale odzwierciedla to, co się w gospodarce złego dzieje i z czym trzeba walczyć. Tylko że do tej walki potrzebny jest zdeterminowany rząd i decyzje nie zawsze popularne społecznie. Niestety, to co dobre dla gospodarki niekoniecznie, w krótkim okresie, jest dobre dla społeczeństwa. Myślę, że przykład Grecji, Irlandii, Portugalii jest bardzo wymowny, rząd nie ma czasu, musi podejmować nie zawsze popularne społecznie decyzje, nawet w roku wyborczym. Obojętnie czy europosłowie zatwierdzą powyższe rekomendacje, czy nie, to na pewno ich realizacja będzie korzystna dla naszej gospodarki, a w przyszłości dla społeczeństwa. Proszę mi uwierzyć, nieraz musi być trochę gorzej, by potem było lepiej.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
dr Jadwiga Gierczycka Prorektor Śląskiej Wyższej Szkoły Zarządzania im. gen. J. Ziętka w Katowicach
Felieton Straszenie kibicem? Za rok w Polsce będą piłkarskie mistrzostwa Europy, największa impreza sportowa, jaką dotąd organizowaliśmy, i najkosztowniejsza. Trwa wyścig z czasem, bo przecież 8 czerwca 2012 roku na Stadionie Narodowym w Warszawie zainaugurowane zostaną piłkarskie mistrzostwa Europy. Tylko ten obiekt pochłonie bez mała 2 miliardy złotych, ale jak na razie zamiast przysparzać dumy, daje powody do wielkiego niepokoju. Wadliwe schody, przeciekające po większym deszczu fragmenty stadionu i rosnące opóźnienie. Już odwołano planowaną na lato imprezę motocyklową, prawie na pewno nie uda się przeprowadzić na nim we wrześniu meczu piłkarskiego Polska–Niemcy, który miał być uroczystym otwarciem jednego z najnowocześniejszych stadionów Europie. Kłopoty mamy praktycznie z każdym stadionem (kosztują już „tylko” setki milionów złotych) w pozostałych trzech miastach (Gdańsk, Poznań i Wrocław), na których mają być mecze Euro 2012. Stadiony to jeden kłopot. Drugi to ślimacząca się budowa autostrad i szybkich linii kolejowych, którymi mają się poruszać kibice z całego świata po Polsce. Nie uda się zrealizować ambitnego planu. Powody są różne: Chińczycy, którzy się przeliczyli z siłami i opuścili budowę, ostra i długa zima, deszcze i zwyczajnie brak pieniędzy. Kłopot ma też Franciszek Smuda, o którym mówiono, że czyni cuda. Byli tacy, co uwierzyli, że chociaż w Polsce niewielu jest klasowych piłkarzy, to ten trener jednak zbuduje nam reprezentację na medal. Cóż, idzie mu podobnie jak z budową stadionów i autostrad, choć szuka zawodników po całym świecie. Zanosi się jednak, że będziemy mieli i wielki sukces – w walce ze stadionowym chuligaństwem. Po sławetnym finale rozgrywek o Puchar Polski w Bydgoszczy okazało się bowiem, że największym problemem przed Euro są kibice. I rząd zabrał się za to szybko oraz stanowczo. Na początek rękoma wojewodów zamknął kilka stadionów. Potem w tak zwanej „szybkiej ścieżce ustawodawczej” wziął
się za stanowienie skutecznego prawa. Bo jak ogłosił zatroskany premier Donald Tusk, jeżeli nie wygramy ze stadionowymi bandytami, to ME w 2012 roku mogą być poważnie zagrożone. Dziwne, bo o tym, że organizujemy taki turniej wiadomo było już kilka lat wcześniej, a burdy stadionowe nie wzięły się nagle w tym roku. O tym doskonale wiemy w Sosnowcu, gdzie kibice Zagłębia do aniołków nie należą. Coś na ten temat może powiedzieć sosnowiecka policja. Swego czasu nasz klub był chyba najczęściej karanym w Polsce. I to surowo – gdzie indziej za race była tylko grzywna, w Sosnowcu zamykano Ludowy. Zresztą po wspomnianym meczu w Bydgoszczy i w Sosnowcu zapanował lekki niepokój, bo wraz z fanami Legii Warszawa na obiekcie Zawiszy byli też zaprzyjaźnieni z nimi kibice Zagłębia. Pesymiści już przewidywali, że z tej okazji to i Ludowy zamkną. Nie mieli jednak racji… Przy okazji straszenia kibicami – bo tak działania państwowej administracji nazywa „opozycja” – wzięto się i za tych, co pluli na „porządnych widzów” w Poznaniu, albo pobili piłkarza Legii. I tu znów analogia do Sosnowca. Jesienią ubiegłego roku była niezła draka z byłym już zawodnikiem Zagłębia. Otóż został on ukarany przez klub za niesportowy tryb życia (przebywanie nocą w lokalu, co stanowiło złamanie regulaminu), co ten zaakceptował. Nie zdzierżył jednak tego, że klub nie wziął go w obronę, gdy kibice grozili mu podczas treningu połamaniem nóg, jeżeli nie wycofa zawiadomienia złożonego na policji o pobiciu go właśnie podczas tego „nocnego złamania regulaminu”. Podobno miał być poturbowany przez kibiców. Sprawa jest chyba w sądzie i czeka na rozstrzygnięcie. Problem kibiców w Sosnowcu – również z niestosownymi transparentami, wyzywaniem rządzących i PZPN, za co też już są kary – jest więc nam doskonale znany. Z tym większym zainteresowaniem śledziliśmy tempo prac nad „ustawą o kibicach”. Kilka tygodni temu Rada Ministrów przyjęła projekt zmian w Ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych. Teraz zajmie się nim Sejm, a potem musi podpisać prezydent i po opublikowaniu wejdzie w życie. W klubach już trwa wnikliwe studiowanie tego projektu, bo nakłada on na nie sporo nowych
obowiązków. Na „szczęście” Zagłębie nie awansowało do I ligi, a więc będzie miało trochę więcej czasu na wdrożenie choćby precyzyjnego monitoringu na stadionie. Sporo dyskusji wywołuje zamiar wprowadzenia na stadiony policji. A przecież nie tak dawno twierdzono, że jej obecność prowokuje kibiców i dlatego kiedyś ją z obiektów wyprowadzono. Wielu do dziś pamięta „bitwy” kiboli z „niebieskimi” wokół Stawików… Podstawą tego projektu, z czym akurat wszyscy są zgodni, jest nieuchronność kary. W trybie administracyjnym karane będą osoby, które zakłócają porządek imprezy sportowej, nie wykonują poleceń służb porządkowych, przebywają w miejscach innych, niż uprawnia do tego bilet. Karane będzie zasłanianie twarzy, wreszcie wtargnięcie na boisko. Kary mają być dotkliwe, w wysokości kilku tysięcy złotych, o zakazach stadionowych nie wspominając. Z tym nie ma co dyskutować, bo to słuszna zasada. Tyle że te sankcje można było stosować i wcześniej, ale zawsze się tłumaczono, że trudno było zidentyfikować sprawców i postawić im zarzuty. Teraz ma się to zmienić. Zobaczymy. Na koniec kilka zdań o dyskusji, która przetoczyła się przez nasze lokalne media. O zapisie w tymże projekcie, który ma pozwolić na wprowadzenie do sprzedaży na stadionach niskoprocentowego alkoholu. Komentował to i sam poseł Jarosław Pięta. „Projekt ustawy został opracowany także w porozumieniu z UEFA. W Europie Zachodniej piwo na stadionach nikomu nie przeszkadza. Nie zapominajmy jednak, iż wnoszenie alkoholu na stadion jest zabronione. Kibice mają tylko możliwość napicia się niskoprocentowego piwa sprzedawanego na terenie obiektu” – cytuje parlamentarzystę sosnowiec.info.pl.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
43
Recenzje O kredycie zaufania dla kibiców pijących alkohol na stadionach mówi też Hanna Michta, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. „Trudno powiedzieć, jakie konsekwencje będzie miało wprowadzenie piwa na stadiony. Może kibice to docenią i pokażą klasę, a może okaże się, że pomysł był zły. Wszystko to pokaże życie. Jednak wszystko jest dla ludzi. Szum, jaki towarzyszy chuliganom stadionowym, powoduje, że niestety zapomina się o normalnych kibicach. Stadion powinien być miejscem, jak każde inne, dlatego policja jest jak najbardziej za rozwiązaniami, które zmierzają do tego, aby na obiektach sportowych można było fajnie, miło, ale też przede wszystkim bezpiecznie spędzić czas”. Ta dyskusja jest jednak trochę bezprzedmiotowa, bo alkohol, nawet bardzo niskoprocentowy, na przykład na Stadionie Ludowym pewnie jeszcze długo będzie niedostępny. Z prostego powodu, bo ustawodawca w tymże projekcie wyraźnie zastrzegł, że ten zapis obowiązuje tylko podczas Euro 2012 i tylko na czterech stadionach, na których będą grały najlepsze europejskie reprezentacje. I musi taki zapis być, bo żąda tego UEFA, a właściwie jeden ze sponsorów, czyli browar.
SUBSTYTUTY
„Jeśli zdecyduje się pani urodzić dziecko, będziemy musieli zastosować substytucję” – słyszy leżąca na szpitalnym łóżku Mousse (Isabelle Carré). Cudem ocalała, jej chłopak, Louis (Melvil Poupaud), nie przeżył – razem wzięli zanieczyszczoną heroinę. O ciąży i śmierci ojca dziecka dziewczyna dowiaduje się w tej samej chwili. Jak sama później mówi, nie miała czasu na żałobę. Pomimo sprzeciwu rodziny Louisa, Mousse postanawia urodzić dziecko. Zaszywa się gdzieś na prowincji, w opustoszałym domu swojego dawnego kochanka, przeżywając swoją ciążę w samotności. Wszystko zaczyna się zmieniać kiedy odwiedza ją homoseksualny brat Louisa, Paul (Louis-Ronan Choisy). Trudno oprzeć się wrażeniu, że Schronieniem François Ozon próbuje przeprosić widzów za nieudanego Ricky’ego. Robi krok wstecz, zarówno w warstwie formalnej, zarzucając żonglerkę konwencjami, jak i fabularnej – podczas gdy Ricky opowiadał o niemowlęciu, Schronienie jest opowieścią o okresie ciąży. Dowód tego, że taka decyzja nie zawsze wiąże się z artystycznym regresem oglądać możemy na ekranie. Ozon stworzył dzieło skromne, oparte na kreacjach aktorskich, wymykające się ze szponów banału dzięki przekonującym portretom głównych bohaterów. Andrzej Wasik Interakcje między Mousse a Paulem rozgrywają się poprzez dynamikę ciał i subtelne gesty. To tutaj, a nie w dialogach, toczy się właściwe opowiadanie. Reżyser nacisk położył na behawioralny opis relacji głównych bohaterów, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Zachowania Mousse i Paula wynikają wprost z logiki libidalnej. Wspominana wyżej substytucja, rozumiana przez Ozona nie tylko w sensie medycznym, ale i psychoanalitycznym, staje się swoistą zasadą zachowań bohaterów Schronienia. Mousse traktuje Paula jako namiastkę swojego zmarłego partnera i vice versa – Paul widzi w ciężarnej kobiecie żywą pamiątkę po swym bracie. Trudno stwierdzić, czy bardziej pociąga go fakt, że wkrótce urodzi ona potomka Louisa, czy to że ten był jej kochankiem. Kochankiem, którego Paul nigdy nie mógł zdobyć – należy dodać. Wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się bowiem, że Paul jest przybranym bratem Louisa. Rodzice adoptowali go, gdy dowiedzieli się, że nie mogą mieć już własnych dzieci (znowuż substytucja). Obdarzyli go wielką miłością, nigdy jednak nie
44
został zaakceptowany przez brata, w efekcie czego przenosi swoje afekty na innych mężczyzn (substytucja raz jeszcze). Paul nie jest jednak figurą nieszczęśliwie zakochanego miłością kazirodczą homoseksualisty. W jego uczuciu do Louisa niewiele jest z kazirodztwa, nawet w sensie kulturowym. To bohater poszukujący substytutu braterskiej miłości, której nigdy nie zaznał. W podobny schemat wpisują się zachowania Mousse. Każde z jej działań jest desperacką próbą zapełnienia pustki po zmarłym Louisie. Skazana na niepowodzenie fascynacja Paulem, uosabiającym jej nieobecnego partnera, narasta do rozmiarów obsesji. Głównym bohaterom brak odwagi do konfrontacji z własnymi pragnieniami, ze sobą nawzajem. Najważniejsze wydarzenia rozgrywają się więc między słowami, ich istotą jest to, co nienazwane i niewypowiedziane. Tytułowe schronienie jest więc nie tyle miejscem, w którym można ukryć się przed światem, co sposobem na ucieczkę przed nierozwikłanymi problemami. To nie przytulny i bezpieczny azyl, a chwilowa przystań, którą wkrótce trzeba będzie opuścić. Nie bez przyczyny dom zamieszkany przez główną bohaterkę leży w bliskim sąsiedztwie symbolizującego nieświadomość morza. Z jego zdradliwych fal w każdej chwili wyłonić się mogą demony przyszłości. Dla mającego się narodzić dziecka takim pozornym schronieniem jest łono matki. Ciąża Mousse nieustannie zagrożona jest narkotykowym głodem – brzemieniem przeszłości, które kobieta musi dźwigać. Wkrótce zresztą nastąpi poród, a dziecko wystawione zostanie na okrucieństwa świata. Podobnie protagoniści będą musieli opuścić swoje schronienie i zmierzyć się z tłumionymi pragnieniami. Dopiero wtedy będą mogli spojrzeć w rysującą się nader niepewnie przyszłość. Wyjście z tytułowego schronienia jest finałem otwierającym nowy rozdział historii. Ozon już go nie opowiada, zmusza jednak widza do zastanowienia się nad tym, na ile przedstawione wydarzenia zdeterminowały dalsze losy Mousse i Paula. Francuski reżyser stworzył dzieło o kompozycji w pełni otwartej. Nie poznamy ani źródeł opowiadanej historii, ani tym bardziej jej konsekwencji. Choć Schronienie ma wyraźny początek i koniec, jest tylko małym wycinkiem z życia bohaterów. Wszak każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. I vice versa.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Paweł Świerczek
Poezja
Czwarta Edycja Wojewódzkiego Konkursu Poetyckiego w Będzinie
17 czerwca w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Będzinie odbyło się podsumowanie Wojewódzkiego Konkursu Poetyckiego. Była to już czwarta edycja konkursu ogłoszonego przez grupę „RYMOZAURY” Będzińskiego Fanklubu Poetyckiego oraz będzińską książnicę. Konkurs, ogłoszony w ramach Roku Czesława Miłosza, miał charakter otwarty i był adresowany do wszystkich miłośników słowa poetyckiego, zarówno twórców nieprofesjonalnych, jak i zrzeszonych w związkach twórczych. Intencją organizatora była integracja środowiska literackiego województwa śląskiego, promocja utalentowanych poetów oraz kształtowanie postaw twórczych i form aktywności, które służą bogactwu i pielęgnacji języka polskiego. W tegorocznym konkursie uczestniczyło 41 poetów, w tym dziesięciu w kategorii do 18 lat z Powiatu Będzińskiego, Katowic, Sosnowca, Dąbrowy Górniczej oraz Mysłowic. Jury w składzie Paweł Sarna, Jacek Golonka, Janina Barbara Sokołowska oraz dyrektor biblioteki Bożena Staszewska postanowiło nagrodzić i wyróżnić 11 osób. Nagrodą Główną w konkursie było dofinansowanie do wydania tomiku poetyckiego w wysokości 1000 zł. Laureatami konkursu w kategorii do 18 lat zostali: IGOR POŁUDNIKIEWICZ z Dąbrowy Górniczej – II miejsce, WIKTORIA SZUMIATA z Będzina – II miejsce, EDYTA SKOTNICKA ze Strzyżowic – III miejsce, MAGDALENA WOJTOWICZ z Będzina – wyróżnienie, WIKTORIA WOJTOWICZ z Będzina – wyróżnienie. W kategorii drugiej, powyżej 18 lat wyróżnienia otrzymali: RENATA GIERS z Dąbrowy Górniczej, ANNA MUCHA z Czeladzi, JADWIGA KUBICZEK z Siewierza. Laureatami nagród zostali: CEZARY GRANICKI ze Strzyżowic – I miejsce, MIROSŁAW KOWALSKI z Mysłowic – II miejsce, KRYSTIAN PRYNDA z Mysłowic – III miejsce.
W nieśmiałym jeszcze przebudzeniu, z miasta zesunął się płaszcz nocy. Wężowym splotem szarość świtu, objęła konary skręconych sosen. Neptun wypełnił morski przestwór, drżącą gorączką błękitu. Na niebo dotąd takie czyste, nagle się wdziera ołów chmury. I wyrastają z nich kolumny, łuki strzeliste, groty solne i skrzydeł bezszelestna plama nieruchomych albatrosów. Zapadły burty ciężkich feluk, w żywiole wściekłej fali. W górę wzniesione siwe wiosła, co prowadzą do Messalii. Podwodne krosna, snują tory. Oczy wpisane w plan wszechrzeczy. My dzieci zrodzone westchnieniem ciszy, obejmujemy we władanie wieczność na krótkie spięte mgnienie. Furta kamienna – zatrzaśnięta, kluczem zrudziałego czasu. Druidzi w białych szatach, morzu złożyli ofiarę. Sczerniała krew na grzbietach podłóg, jak wypalony ogarek. Woda, powietrze, skała, krzyk! I wydma, co wszystko łagodzi. Zasypało za nami ścieżki przemierzone, gdzie wiodła młodość. Może zbyt krótko to trwało, może bolało niewiele? Nie spełniliśmy tamtego lata, nie podjęliśmy przyjacielskich odwiedzin. Pamiętasz jak pomarańcza stoczyła się po tarasie? Zabłądziliśmy w tej pogoni, pogubiliśmy w niedojrzałym czasie, zaślepieni ostatnią garścią uwielbienia. A teraz tylko błysk aparatu, co we śnie tę scenę ocalił. Na brzegu przesypało się w fali, nas dwoje nikczemnych i to miasto na piasku.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Cezary Granicki
MIASTO NA PIASKU
45
Reportaż Stereotypowe marzenie z dzieciństwa – znaleźć mapę skarbów i dotrzeć do skrzyni ze złotem, przeżywając po drodze masę przygód, pokonując niebezpieczeństwo i odwiedzając ciekawe miejsca. A gdyby okazało się, że jest to możliwe, a skrzynie ze skarbami ukryte są czasem nawet w miejscach, w których codziennie przechodzą tłumy ludzi? Są tuż obok, niezauważane przez nieuświadomionych...
Geocaching – przygoda w zasięgu ręki Anna Błotnicka Geocaching (gr. geo – Ziemia, ang. cache – chować, schowek, kryjówka) to świat równoległy do naszego, niezwykły i pełen przygód, jednak niedostrzegany przez tych, którzy nie mają pojęcia o jego istnieniu. Wyprawę w krainę przygód umożliwia nam rozprzestrzeniająca się na całym świecie gra, wykorzystująca GPS oraz Internet, a funkcjonująca dzięki licznym portalom, z których najpopularniejszy jest amerykański Geocaching.com. Powstała ona w odpowiedzi na udostępnienie przez Billa Clintona w 2000 roku zniekształconego sygnału GPS cywilnym użytkownikom. Amerykanin Dave Ulmer wpadł na pomysł zabawy polegającej na ukrywaniu „skarbu”, a następnie podawaniu jego lokalizacji do publicznej wiadomości. Tak narodził się Geocaching, który dotarł także do Polski – najpopularniejszym poświęconym mu serwisem jest u nas Opencaching.pl.
skujemy współrzędne geograficzne i informacje dotyczące położenia „skarbu”, który chcemy odnaleźć, i ruszamy w teren. Naszym celem jest znalezienie niewielkiego, wodoodpornego pojemnika – skrzynki (cache) zawierającej dziennik (tzw. logbook) i, zazwyczaj, drobne upominki. Absolutnie obowiązkowe jest dokonanie wpisu w dzienniku na pamiątkę naszych odwiedzin (data, pseudonim znalazcy bądź nazwa drużyny). Następnie możemy wybrać skarb dla siebie i zostawić na wymianę nie mniej atrakcyjny prezencik. Mogą to być najrozmaitsze rzeczy: drobne figurki, plakietki – małe, ciekawe, zabawne oraz, co najważniejsze, trwałe przedmioty. Po powrocie odwiedzamy ponownie stronę i dokonujemy logu, to znaczy wpisujemy, że odwiedziliśmy daną skrzynkę. Umieszczamy ewentualne opinie i informacje o tym, co zabraliśmy na pamiątkę oraz co pozostawiliśmy w zamian, dla kolejnych geocacherów. Znajdź skarb na własnym podwórku Skrzynki są ukrywane przez uczestniZasady są proste – zakładamy konto na stronie internetowej www.opencaching.pl, ków zabawy w miejscach trudno dostępwybieramy skrzynkę z bazy danych, zy- nych lub wręcz przeciwnie – w takich, które zaskakują tym, iż codziennie pełne są ludzi (np. winda w centrum handlowym). Może się nagle okazać, że skarb ukryty jest w naszej klatce schodowej! Rzecz w tym, aby pojemnik schować wystarczająco dobrze. Przeciętny przechodzień nie może go zauważyć, bo w przeciwnym razie skrzynka szybko uległaby zniszczeniu. Są więc one zakopywane, wkładane w rozmaite luki w ścianach, murkach, pomnikach, pod parapetami, w rurach – lista pomysłów jest nieograniczona! Problematyczne, ale i zabawne jest szukanie skarbu, gdy wokół pełno gapiów – co robią ci młodzi ludzie z latarkami i łopatami koło naszego cmentarza?
46
Zostań globtroterem Skrzynek możemy poszukiwać zarówno we własnym mieście, jak i na terenie całej Polski. Podczas wyjazdów, wakacyjnych wypadów możemy powiększać zasób naszych zdobyczy o te ukryte w górach, jaskiniach czy nadmorskich kurortach. Idea Geocachingu jest związana z promowaniem
miejsc ciekawych, wyjątkowych i często zapomnianych. Położenie skrzynek powinno być atrakcyjne – może to być miejsce charakterystyczne dla regionu, historyczne, mające walory przyrodnicze. Na stronie internetowej, w opisie skrzynki, znajdują się ważniejsze informacje o nim. Istnieje też specjalny rodzaj skrzynek, tzw. Eartcach. Można je odwiedzić, aby poznawać geologiczne tajemnice Ziemi. Zawierają one informacje edukacyjne, opisy zjawisk i dokładne informacje na temat tego, gdzie możemy takowe spotkać. „Szukając skarbów”, oddając się manii kolekcjonerskiej, poznajemy, zwiedzamy, uczymy się – jednym słowem, fundujemy sobie wycieczki krajoznawcze. Mało tego – możemy z łatwością kontynuować zabawę poza granicami Polski. Skrzynki ukrywane są także w innych kra-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Reportaż jach, mamy więc szansę na zdobycie wspaniałych pamiątek z podróży i pozostawienie tam śladu po sobie. Możemy zostać kolekcjonerami skrzynek na skalę światową, zwiedzając najpiękniejsze i najciekawsze zakątki Ziemi.
leżności od potencjału umysłowego i zacięcia poszukiwacza – dochodzimy do rozwiązania. Skrzynka jest przyczepiona do kładki nad studzienką nieopodal pomnika. Im trudniej, tym większa satysfakcja – i o to chodzi.
„Przygodowo” – nie zawsze tak łatwo Każda skrzynka ma określony stopień trudności, czasem by do nich dotrzeć, musimy się bardziej wysilić. Częstym elementem zabawy są tzw. multiskrzynki. Współrzędne pierwszego pojemnika znajdujemy w serwisie. Gdy go znajdziemy, odczytujemy umieszczone w nim wskazówki dotyczące lokalizacji następnego – i tak po nitce do kłębka – dopiero w ostatniej skrzynce
Bywa też strasznie. Jedna ze skrzynek ukryta jest w pewnym poniemieckim bunkrze na terenie Polski, którego położenia nie zdradzę, by nie psuć zabawy. Już w instrukcji czytamy, że czeka nas tam przykra niespodzianka. Gdy już dotrzemy na miejsce i zdobędziemy się na odwagę, by wejść w ciemne czeluście starego bunkra, oświetlając sobie drogę latarką, po paru krokach napotykamy na... zwłoki.
znajduje się dziennik i „skarby”. Skrzynki typu multi-cache są dobrym rozwiązaniem, jeśli w pobliżu znajduje się kilka ciekawych obiektów wartych zwiedzenia – poszukiwacz zostaje po nich, chcąc nie chcąc, oprowadzony. Inną formą utrudnienia są częste łamigłówki, quizy, którym trzeba stawić czoła po drodze, by dotrzeć do celu. W jednym ze śląskich miast skrzynka położona jest w okolicach pomnika na placu. Aby ją odnaleźć, trzeba najpierw, zgodnie ze wskazówkami z www.opencaching.pl, ułożyć hasło z liter motta widocznego na zabytku. Nie jest to takie łatwe; kiedy jednak nam się uda, dowiadujemy się, że skrzynka lubi wodę. To wszystko. Po długim czasie – bądź nieco krótszym, w za-
Mumia psa odstrasza potencjalnych złodziei skarbu. Poważnym utrudnieniem może okazać się sama lokalizacja „skarbu”. Najłatwiejsze cache ukryte są w miastach, na wybetonowanych trasach lub w obrębie szlaków turystycznych. Dotarcie do niektórych wymaga jednak długiej wędrówki, zboczenia z wyznaczonych tras, pokonania stromych podejść. Są też skrzynki ekstremalne, dla zapaleńców, wymagające specjalistycznego sprzętu, łódki, samochodu z napędem na cztery koła, wspinaczki na skałkach czy nurkowania. Śladami zagłębiowskich skarbów Zagłębie dąbrowskie to, jak się okazuje, okolice skrywające bardzo wiele tajem-
nic. Można np. udać się na poszukiwanie skrzynek szlakiem zagłębiowskich pomników lub kopalń, poznając przy okazji często nieco zapomnianą już historię tych miejsc lub odwiedzić miejskie skwery, stadion czy dworzec PKP, by odkryć na nowo dobrze znane okolice. Warto wybrać się z łopatą na teren byłej kopalni „Paryż”, po drodze na szczyt podziwiając panoramę Dąbrowy Górniczej i Będzina. Tajemnicę kryją również okolice byłej kopalni „Mars” i pewien szyb „Flory”. Przy wyborze skrzynki, której będziemy szukać, od razu zapoznajemy się z dodanym do niej opisem, zawierającym krótką i przystępną historię miejsca. Można także przypomnieć sobie o pomniku upamiętniającym ofiary II wojny światowej w Będzinie-Łagiszy, popiersiu Tadeusza Kościuszki w Dąbrowie Górniczej, pomniku upamiętniającym teren byłego cmentarza żydowskiego gminy Dąbrowa Górnicza (Kirkut) czy zapomnianym, „nawiedzonym” Hubertusie i wielu innych, niezwykle ciekawych miejscach. Może oprócz swej historii kryją one skarb? Aby rozpocząć poszukiwania, należy jednak dołączyć do grona keszerów. Konieczna jest rejestracja na stronie Opencaching.pl, która zaopatrzy nas w dokładne wskazówki. I bez tego warto odwiedzić wymienione miejsca, odnalezienie skrzynki nie będzie jednak możliwe. I w tym sęk, nie chcemy przecież zdradzać tajemnicy, żeby nie psuć zabawy! Z ekopożytkiem dla wszystkich Geocaching to zabawa i pasja związane nieodłącznie z miłością oraz szacunkiem do Ziemi i przyrody. Oprócz promowania miejsc godnych uwagi, do celów szczytnych należy także dbanie o środowisko. CITO (Ciche In Trash Out) to typ aktywności związany z Goecachingiem polegający na zbieraniu śmieci w drodze do skrzynek i przeznaczaniu ich do utylizacji. Możemy także troszczyć się o lokalne środowisko w ramach akcji CWS, czyli Czysto Wokół Skrzynki, wybierając obszar wymagający szczególnej uwagi i sprawując nad nim opiekę. Jeśli więc jesteś miłośnikiem turystyki, przyrody, szukasz przygód na trasie lub po prostu chciałbyś znaleźć skrzynię skarbów – Geocaching jest właśnie dla Ciebie.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
47
Społeczeństwo Sztuka w przestrzeni miasta może przybierać bardzo różne formy. W związku z dużą różnorodnością, można zetknąć się z wieloma pojęciami, które określają odmienne warianty tego typu sztuki. Sztuka publiczna, street art, graffiti, mural to tylko niektóre określenia, które odnoszą się do dzieł pojawiających się w przestrzeni miejskiej. Czym są, w jaki sposób można je odróżnić oraz w jaki sposób tego typu działania mogą wpłynąć na przestrzeń miasta to główne pytania, które przyświecają poniższemu artykułowi.
Sztuka w przestrzeni miejskiej Agata Stronciwilk
Sztuka publiczna Sztuka publiczna jako pewne zjawisko jest obecna od tysiącleci. Jeśli przyjmiemy jej podstawową definicję zgodnie z którą jest to „sztuka przeznaczona dla przestrzeni publicznych i w nich umieszczona”1 wówczas jej początków można szukać już w starożytności. Antyczne świątynie, średniowieczne katedry, pomniki, wszystkie przeznaczone były dla masowego odbiorcy, który odczytywał ich sens. Istotne jest to, że dzieła te przeważnie „mówiły” językiem władzy. W takim ujęciu sztuka umieszczona w przestrzeni publicznej była narzędziem podporządkowania odbiorcy oraz produkcji historii na użytek władzy. Jednakże współczesne zjawiska pokazują, że sztuka nie zawsze musi oddziaływać w ten sposób. Współcześni artyści dążą do przekształcenia miasta, oraz odkrycia dyskursu władzy związanego z klasycznym pojmowaniem pomnika i roli sztuki jako upamiętnienia. „Sztuka publiczna” jest najszerszym określeniem w obrębie którego sytuują się różnorodne zjawiska. Może spełniać wiele funkcji: od dekoracyjnej poprzez upamiętniającą i propagandową. Jak zauważa Halina Taborska głównym problemem związanym z istnieniem sztuki w przestrzeni publicznej jest problem odbioru2. Dzieło umieszczone Graffiti, Czeladź-Piaski. Fot. M. Barański
48
w galerii istnieje w przestrzeni wyodrębnionej, zamkniętej, w takim wypadku odbiorca nie jest przypadkowy. Natomiast dzieło znajdujące się w otwartej przestrzeni skierowane jest do masowego odbiorcy. Rodzi to szereg pytań związanych z jego reakcją – czy będzie potrafił rozpoznać obiekt umieszczony w znanej mu przestrzeni jako dzieło sztuki? Czy będzie chciał je odczytać? Jak na nie zareaguje? I chyba najważniejsze – kto tak naprawdę ma prawo decydować o tym, jakie dzieło można umieścić we wspólnej przestrzeni? Pytanie to, w szczególności odnosi się do pewnego odłamu sztuki publicznej, jakim jest „street-art” czyli sztuka ulicy. Graficzny krzyk Sztuka ulicy kojarzona jest przeważnie z najbardziej rozpowszechnioną formą jaką jest graffiti. Jak stwierdza Andrzej Osęka „graffiti” pojawiło się w kulturze europejskiej dzięki działaniom Jeana Dubuffeta, który „dostrzegł walory estetyczne bazgrołów na murach i płotach: wydał pierwszy album z ich reprodukcjami”3. Artysta odrzucając powszechnie przyjęte kanony piękna doceniał sztukę nieprofesjonalną. Sprzeciwiał się także instytucjonalizacji sztuki. Istnienie poza wszelkimi instytucjami artystycz-
nymi jest istotnym aspektem graffiti. Spory dotyczące tego typu działań w przestrzeni miejskiej przeważnie dotyczą walorów estetycznych tego typu działalności. W związku z faktem, iż graffiti jest tworzone przez twórców nieprofesjonalnych, ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Niektórzy określają je mianem wandalizmu odmawiając im prawa istnienia w przestrzeni miejskiej, inni natomiast zwracają uwagę, iż nie forma jest istotna, lecz sam przekaz. Graffiti może fascynować dzięki swojej „opozycyjności”, dzięki poczuciu panowania nad przestrzenią, zawłaszczaniu owej przestrzeni. Artysta (lub też „artysta”) w pewien sposób „wycina” kawałek miasta, po to aby móc umieścić swój przekaz. Fakt, iż tym samym ingeruje w przestrzeń, która jest wspólna dla wszystkich mieszkańców generuje pytanie – czy ma do tego prawo? Jak pisał Ryszard Kapuściński: „Graffiti są formą graficznego krzyku. Ktoś chce, aby jego racje zostały dostrzeżone.(...) graffiti to kolor, to uderzenie, to próba zagrania na naszych emocjach. I w pewnym sensie jako sygnał, jako znak komunikacyjny graffiti mogą być bardzo pożyteczne”4. Jeśli przyjąć, iż graffiti rzeczywiście jest rodzajem krzyku, to w jaki sposób można go zagłuszyć, jednocześnie nie niszcząc wolności słowa? Czy pozwolić „krzyczeć” tylko tym bardziej utalentowanym? Zamknąć usta tym, których krzyk brzmi fałszywie? Wyznaczyć miejsca gdzie będą mogli krzyczeć do woli, tak aby ich głos nie rozbrzmiewał zbyt głośno? Żadna z powyższych opcji nie służyłaby rozwiązaniu konfliktu. Biorąc pod uwagę fakt, iż dla zaistnienia prawdziwej przestrzeni publicznej, jako przestrzeni dialogu, konieczne jest istnienie wielu głosów, uciszanie jednego z nich wydaje się być niewłaściwe. Jak stwierdza Łukasz Biskupski formuła graffiti zaczęła się wyczerpywać „z powodu zaostrzenia prawa, prywatyzacji przestrzeni publicznej i komercjalizacji samej twórczości”5. Graffiti zaczęło podlegać instytucjona-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Społeczeństwo lizacji, co wiązało się także z jego nobilitacją jako działalności artystycznej. W latach 80. graffiti takich artystów jak Keith Haring czy Jean – Michel Basquiat pojawiły się w prestiżowych galeriach. Obecnie coraz częściej zamiast tradycyjnego graffiti spotykamy się z działalnością w przestrzeni miejskiej określanej mianem street-art lub postgraffiti. Wlepki, szablony, murale to tylko niektóre z działań tego typu. Murale odróżniają się od graffiti głównie techniką wykonania, nie są tworzone przy pomocy sprayów lecz farb. Wlepki to niewielkie naklejki zawierające przedstawienie graficzne lub tekst, umieszczane przeważnie na słupach, przystankach, murach. Istotnym aspektem tych działań jest ich silny wątek krytyczny, często koncentrujący się na krytyce konsumpcjonizmu. Do najbardziej znanych twórców street-artu należy Banksy. Bez wątpienia można stwierdzić, iż w początkach swej twórczości Banksy był powiewem świeżości, dzięki któremu sztuka ulicy odżyła na nowo. Obecnie, jego dzieła są sprzedawane na aukcjach za niebotyczne kwoty. Jednak powstaje pytanie – czy sztuka ulicy może funkcjonować w oficjalnym obiegu sztuki? Czy poprzez włączenie do sfery oficjalnej nie traci swej istoty, którą jest niezależność i nielegalność? Ulice Zagłębia W przestrzeni zagłębiowskich miast można odnaleźć przykłady działań, które są związane ze sztuką uliczną. Niestety są to przeważnie dzieła o bardzo niskiej jakości artystycznej. W większości są to zwykłe „tagi”, czyli podpisy wykonane sprayem lub markerem. Osobnym zagadnieniem są bardzo często pojawiające się murale i graffiti o tematyce kibicowskiej, odnoszące się bezpośrednio do wybranej drużyny piłkarskiej. W wielu wypadkach nie można odmówić tym dziełom bardzo dobrego wykonania i jakości technicznej, jednakże słuszność umieszczenia treści tego typu w przestrzeni publicznej, jest kwestią dyskusyjną. Jest to związane z opisanym już konfliktem między twórcą a masowym odbiorcą, który jest nieunikniony w przypadku ingerencji w przestrzeń publiczną. O wzroście zainteresowania tego typu tematyką świadczą tegoroczne „Dni Sosnowca” organizowane pod hasłem „Sztuki ulicy” w trakcie których odbyły się także warsztaty i pokazy graffiti. Warsztaty były prowadzone przez artystów z grupy „Nietak”,
Graffiti, Czeladź-Piaski. Fot. M. Barański
obecnie najbardziej znanej grupy w regionie, wyróżniającej się charakterystycznym stylem. Niestety prace utworzone podczas warsztatów zamiast ozdabiać miasto, zostały usunięte. Ciekawym działaniem w przestrzeni miejskiej jest projekt „Multipoezja” Michała Zabłockiego. W ramach akcji „Wiersze chodnikowe” w przestrzeni polskich miast można odnaleźć odbite od stempli wiersze. Tego typu działanie zmusza do zatrzymania się, zastanowienia. Krótkie i zaskakujące formy poetyckie, często skłaniają do wielorakich interpretacji. Przykładowo w Sosnowcu możemy odnaleźć zdanie – „Nie stójcie w miejscu, chodźcie z nami – wszyscy jesteśmy przechodniami”. Ów „przechodzień” zdaje się bezpośrednio odnosić nas do figury flâneura, wprowadzonej przez Charlesa Baudelaire’a. Flâneur jest typem miejskiego obserwatora, który będąc w tłumie jest jednocześnie poza nim. Figura stworzona przez Baudelaire’a odwołuje się do pewnego typu doświadczania przestrzeni miasta. Inne wzorce Odnoszę wrażenie, iż potencjał sztuki w przestrzeni miasta (zarówno tej instytucjonalnej, jak i nieoficjalnej) jest wciąż niedoceniany. Rzadko można spotkać się z dziełem, które oprócz funkcji dekoracyjnych miałoby wartość artystyczną, która wiązałaby się z pewnym aspektem krytycznym. Sztuka w przestrzeni publicznej ma ogromny potencjał – stawia pytania, walczy z rutyną, z przyzwy-
czajeniami, przełamuje codzienność, wytrąca z równowagi. Co więcej sztuka publiczna tworzy przestrzeń publiczną, rodzaj forum, w którym do głosu mogą dochodzić różne racje. Sztuka w mieście może przekształcić miasto. Przykładem mogą być Katowice, które ożyły na nowo dzięki działaniom artystycznym. Murale, które pojawiły się w Mysłowicach i Katowicach wraz z kolejnymi edycjami „Off Festiwalu” były tworzone przez wybitnych artystów i na stałe wpisały się w panoramę miasta (między innymi: „MY” Wilhelma Sasnala i „Dawno w mieście nie byłem” Macieja Maciejowskiego). Podobnie stało się z muralami tworzonymi w ramach „Street Art Festiwalu”. Dlaczego nie można podjąć takich działań na terenie Zagłębia? Z drugiej strony można też uważniej przyjrzeć się ulicznym „bazgrołom” i zastanowić się o czym mówi do nas spowiedź ulicy, co wyraża graficzny krzyk. Zarówno w warstwie oficjalnej, jak i nieoficjalnej, dzięki swej wielogłosowości, działania artystyczne w przestrzeni miasta tworzą przestrzeń publiczną, która jest niezbędna dla istnienia demokracji. 1 Współczesna sztuka publiczna: dzieła i problemy, Halina Taborska, Warszawa 1996, s. 7. 2 Zob. Ibidem. 3 Polskie mury, Ryszard Gregrowicz, Jacek Waloch., Toruń 1991 (bns). 4 Ibidem. 5 Graffiti i street-art: na pograniczu sztuki publicznej I ruchu alternatywnego, Łukasz Biskupski,[ w:] Przegląd kulturoznawczy, nr 1(4), 2008, s. 168.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
49
Region Popełnienie przestępstwa prawie zawsze wiąże się z wymierzeniem kary. Jedną z najstarszych form pozbawienia wolności było uwięzienie w wieży. Było ono karą – jak twierdzi Stanisław Borowski w pracy Ściganie przestępstw z urzędu w średniowiecznym prawie polskim – wykształconą w drodze praktyki sięgającej czasów wczesnego średniowiecza, gdy regułę stanowiło osadzenie uwięzionych w specjalnie na ten cel przeznaczonych wieżach grodowych i fortyfikacyjnych. Osobne wieże mieli złodzieje, osobne skazańcy pochodzenia szlacheckiego. Literatura i przekazy historyczne szeroko opisują historię polskiego więziennictwa, od średniowiecza do czasów nam współczesnych. A jak wygląda to w Zagłębiu? Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy w trzech zakładach odosobnienia, które bezpośrednio podlegają Okręgowemu Inspektoratowi Służby Więziennej w Katowicach. W drugim odcinku cyklu przedstawiamy Zakład Karny w Wojkowciach oraz więzienie w Ciągowicach.
Na temat zakładu oraz służby w tej jednostce rozmawiamy z zastępcą dyrektora ZK w Wojkowicach, por. mgr Ryszardem Trefonem.
Na jakie wyżywienie mogą liczyć więźniowie? Kuchnia zakładu karnego jest nowoczesna i odpowiada wszystkim standardom wymaganym dla tego typu placówki. Jest pod stałym nadzorem Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Dąbrowie Górniczej. Kierownictwo jednostki dokłada wszelkich starań, aby zapewnić skazanym dobre warunki żywieniowe. Kuchnia przygotowuje posiłki dla skazanych zakwaterowanych w oddziałach penitencjarnych nr l oraz 2 i 3. W bloku kuchennym zatrudnionych jest obecnie 20 skazanych (odpłatnie) na stanowiskach: kucharz, pomocnik kucharza, którzy każdorazowo przy przyjęciu do pracy są badani pod kątem sanitarno-epidemiologicznym. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra sprawiedliwości z dnia 2 września 2003 r. w sprawie określenia wartości dziennej normy wyżywienia oraz rodzaju diet wydawanych osobom osadzonym w zakładach karnych i aresztach śledczych określone są dwie normy wyżywienia: podstawowa (P) oraz (M) dla osadzonych w wieku poniżej 18 roku życia, a także diety – lekkostrawna i cukrzycowa. Wartość dzienna normy wyżywienia zawiera nie mniej niż 2800 kcal w artykułach żywnościowych dla osadzonych w wieku do ukończenia 18 roku życia, a dla pozostałych nie mniej niż 2600 kcal. Wartość dzienprzestępstw nieumyślnych powstały w 1977 na poza ziemniakami, wynosi co najmniej r. Od 1990 r. w zakładzie przebywają karani 300 g warzyw. po raz pierwszy – zarówno młodociani, jak W naszej jednostce jadłospis opracowui dorośli. W sześć lat później jednostka staje je funkcjonariusz służby żywnościowej przy się typem zakładu półotwartego z oddziałem współudziale lekarza oraz szefa kuchni, któotwartym dla skazanych po raz pierwszy. ry odpowiada za właściwą organizację praJak czytamy to w historii ZK w Wojkowi- cy kuchni, terminowe przygotowanie posiłcach, funkcjonuje przy nim Zespół Szkół dla ków, ich ilość i jakość. Dorosłych, gdzie działa gimnazjum i zasadnicza szkoła zawodowa kształcąca w zawodach: Jak wygląda sprawa zatrudnienia skazanych? ślusarz, malarz-tapeciarz, elektromechanik. Sprawami związanymi z zatrudnieniem osaW szkole jest klasopracownia komputero- dzonych w Zakładzie Karnym w Wojkowicach wa z dostępem do Internetu oraz 3 pracow- zajmuje się czterech funkcjonariuszy tworząc nie warsztatowe. Uczęszcza do niej blisko 90 dział zatrudnienia osadzonych, podległy bezosadzonych. Organizowane są również kur- pośrednio Dyrektorowi Zakładu Karnego ppłk sy przygotowujące do zawodu posadzkarza mgr Zdzisławowi Pokorskiemu. i dekarza. Corocznie nauczaniem obejmoZakład Karny w Wojkowicach 25 maja br. wanych jest ok. 90 skazanych. rozpoczął pracę w systemie oddziałów peniW 2004 r. rozpoczęto budowę oddziału tencjarnych. Powołano do życia 3 oddziały aresztu śledczego dla 208 osadzonych, a w lu- penitencjarne. W celu zapewnienia ich pratym 2005 r. wyremontowano pawilon i uru- widłowego funkcjonowania dział zatrudniechomiono oddział dla osób uzależnionych nia osadzonych oddelegował do ich obsłuod alkoholu dla 25 więźniów. gi dwóch swoich funkcjonariuszy, którzy de
Świat zza krat cz. 2
Jego początki sięgają czasów okupacji hitlerowskiej. Wtedy wzniesione zostały budynki, które przeznaczono dla alianckich jeńców wojennych, zwłaszcza dla lotników angielskich. Po zakończeniu wojny trzymano tu jeńców niemieckich. W 1953 r. przeniosła się tutaj jednostka wojskowa, a konkretnie 26 Batalion Zastępczej Służby Wojskowej. Batalion był częścią tzw. Wojskowego Korpusu Górniczego. Wojsko zajmowało budynki dzisiejszego zakładu do 1959 r. Wtedy to Ministerstwo Sprawiedliwości uruchomiło w Wojkowicach zakład karny. Początkowo funkcjonował jako Ośrodek Pracy Więźniów z przeznaczeniem dla skazanych młodocianych oraz skazanych dorosłych. Osadzeni byli zmuszani do kształtowania tzw. środowiska wychowawczego. Więźniowie byli zatrudniani w zakładach pracy na terenie ówczesnego woj. katowickiego. Chodziło głównie o przedsiębiorstwa budowlane i związane z przemysłem węglowym. Kolejne inwestycje w postaci dwóch nowych pawilonów przeznaczonych dla sprawców
50
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region facto w dalszym ciągu znajdują się w strukturze działu zatrudnienia W ten sposób aktualnie wykonywane przez nich obowiązki w skali makro (zakład karny jako całość) zostały poszerzone o skalę mikro. W rezultacie tej zmiany służba zatrudnieniowa zyskała większy wpływ na dobór kandydatów do pracy oraz lepszy kontakt z pionem penitencjarno-ochronnym. Codzienne odprawy mające miejsce na poszczególnych oddziałach penitencjarnych owocują szybszym przepływem informacji, co ma bezpośrednie przełożenie na podejmowane decyzje. Czego może się spodziewać człowiek, który po raz pierwszy przekracza bramę więzienia? Więzienie jest instytucją totalną, oznacza to, że wpływa ono bezpośrednio właściwie na każdą formę aktywności człowieka. Począwszy od prywatności, intymności, a skończywszy na zaspokajaniu potrzeb, takich jak na przykład podstawowa potrzeba wolności, a tym samym samostanowienia o sobie. Człowiek przekraczający bramę więzienia po raz pierwszy może z pewnością spodziewać się tego, że od tej pory będzie musiał się podporządkować wymogom wynikającym z ustanowień regulaminów i kodeksu karnego wykonawczego. Może spodziewać się początkowo lęku, wynikającego z obawy przed nieznanym, a także ze specyficznej sytuacji w jakiej się znalazł. Proces dostosowania się do nowych, zupełnie odmiennych warunków jest niejednokrotnie długi i bardzo uciążliwy. Wówczas funkcjonariusze służby więziennej, psycholodzy
i wychowawcy, w szczególny sposób starają się pomóc nowo przybyłemu podopiecznemu w przejściu procesu adaptacji do nowych warunków. Trzeba mieć świadomość, że każdy człowiek przekraczający bramy więzienia pozostawia za tymi bramami całe swoje życie, rodzinę, bliskich, pracę, dom. Wówczas jego dotychczasowe życie ulega absolutnej reorganizacji – on sam już w nim bezpośrednio nie uczestniczy, nie może samostanowić o sobie, decydowanie o wydawałoby się tak prostych sprawach jak to, z kim i kiedy chce się widzieć z bliskich – nie będzie zależało już tylko od niego samego, ale także od decyzji Administracji Zakładu Karnego, która wyznaczy na przykład godziny jego spotkań z rodziną. Każda dziedzina życia człowieka przebywającego w więzieniu jest podporządkowana zasadom wynikającym z odpowiednich przepisów, a tym samym w pewnym sensie ograniczana. Proste i naturalne czynności w życiu codziennym wolnego człowieka, jak spacer, w więzieniu są regulowane poprzez przepisy – godzina spaceru dziennie, o wyznaczonej porze. Co za tym idzie, człowiek, który nagle znajdzie się w takiej sytuacji, może spodziewać się pewnego rodzaju frustracji, wynikającej z deprywacji podstawowych potrzeb, takich jak wolność, intymność, prywatność. Nie bez znaczenia jest też ciągła kontrola której jest poddawany. Podporządkowanie się, poddanie dyscyplinie, zmiana dotychczasowego trybu życia, tęsknota za bliskimi, niejednokrotnie lęk przed przyszłością, myślę, że tego przede wszystkim może spodziewać
się człowiek, który po raz pierwszy przekracza bramy więzienia. Czy praca strażnika może przynosić satysfakcję? Pełnienie służby w zakładzie karnym może uzyskać miano pracy ekstremalnej. Ekstremalnej, ponieważ jest to służba w specyficznych i często niełatwych warunkach. Wiąże się to z jednej strony z różnego rodzaju zdarzeniami mogącymi mieć wpływ na bezpieczeństwo osadzonych, kolegów, jak i własne, z drugiej zaś z ciągłym przebywaniem z osadzonymi, potrzebą ingerencji w ich resocjalizację. Od funkcjonariusza zatrudnionego na stanowisku strażnika wymagana jest zdolność pracy zespołowej, duża odporność na stres, adekwatne reagowanie w sytuacjach trudnych, nieprzewidywalnych. To wszystko sprawia, że z jednej strony strażnik narażony jest na szybkie wypalenie zawodowe, z drugiej zaś konieczna jest ciągła potrzeba doszkalania się. Odpowiedzialność za losy zarówno osadzonych jak i funkcjonariuszy, zdyscyplinowanie, wykonywanie rozkazów wydawanych przez przełożonych oraz świadomość, że Służba Więzienna jest formacją mundurową i uzbrojoną, sprawiają, iż praca jest niejednokrotnie bardzo trudna i wymaga dużej odporności psychicznej, cierpliwości i ciągłej czujności, ale tym samym staje się ona satysfakcjonująca. Dziękuję za rozmowę. Więzienie w Ciągowicach Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Katowicach niebawem wzbogaci się o nową jednostkę penitencjarną. Mowa w tej chwili o więzieniu w Ciągowicach k/ Poręby w powiecie zawierciańskim. Powstanie ono w adaptowanych budynkach po byłej jednostce wojskowej. Koszt całej inwestycji to blisko 100 mln zł. Wiezienie ma być otwarte na przełomie 2013 i 2014 roku. W zakładzie karnym osadzonych zostanie ok. 700 skazanych za drobne przestępstwa oraz osoby, których kara dobiega końca. Więzienie zapewni pracę – mówi burmistrz Poręby, Marek Śliwa – dla 200 osób, gdyż tyle liczyć będzie załoga zakładu. Więzienie przyczyni się do wzrostu zapotrzebowania na usługi u lokalnych przedsiębiorców, nie tylko z Poręby, ale również z okolicznych gmin Zagłębia. Tekst i zdjęcia: Henryk Kocot
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
51
Region
Pitaval Spowiedź mordercy Ulica Wolności w Chorzowie jest głównym pasażem handlowym miasta. Tutaj znajduje się najwięcej sklepów. Tutaj też pod numerem 42, we wspólnym lokalu, mieściło się Biuro Podróży„Meander” i kantor wymiany walut, którego jednym ze współwłaścicieli był mieszkaniec Gliwic, 31-letni Jan B. Piszę był, gdyż dla tego młodego mężczyzny życie skończyło się tuż przed godz. 14, czwartego stycznia 1997 r. W sobotę, 4 stycznia owego roku Jan B. przed wyjazdem do kantoru powiedział swojej przyjaciółce, że wróci do domu punktualnie o godz. 15. Gdy wskazówki zegara minęły godz. 16 zaniepokojona kobieta postanowiła zatelefonować do znajomych, by ci poszli do kantoru sprawdzić czy coś się nie stało Jankowi. Gdy znajomi przyszli do kantoru zastali zamknięte drzwi. Trochę ich to zdziwiło. Chyba podświadomie wyczuli, że coś jest nie w porządku i czym prędzej udali się do pobliskiego II Komisariatu Policji. Dyżurny nie zbagatelizował sprawy i natychmiast skierował tam patrol. Po wejściu do biura „Meander” policjanci znaleźli zwłoki Jana B. Były skrępowane, a ciało ofiary nosiło ślady licznych obrażeń. Już pierwsze ustalenia operacyjne, jak również przesłuchanie niektórych osób, które mogły być przypadkowymi świadkami zajścia niezbicie dowodziło, że zabójca lub zabójcy weszli do kantoru tuż przed jego zamknięciem, a więc przed godz. 14. Dzięki mrówczej wręcz pracy prowadzących dochodzenie funkcjonariuszy z KRP w Chorzowie i KWP w Katowicach zdołano ustalić jednego z podejrzanych o udział w napadzie i sporządzono jego portret pamięciowy. Zbrodnia przy ul. Wolności 42 odbiła się szerokim echem wśród właścicieli kantorów. Dowodem tego była nagroda Stowarzyszenia Właścicieli Kantorów Wartości Dewizowych opiewająca na kwotę 33 tys. zł. Intensywnie prowadzone śledztwo, drobiazgowa selekcja wszystkich informacji zebranych od osób wiedzących „coś” o całej
52
sprawie doprowadziła wreszcie do zatrzymania trzech podejrzanych o udział w zabójstwie. Po kilkunastu dniach zatrzymano dalszych dwóch mężczyzn. Już wstępne przesłuchania podejrzanych, z których każdy minimalizował swój udział w napadzie i zabójstwie, pozwoliły ustalić szczegóły morderstwa. Działali na zlecenie opiewające na kwotę 3 tys. zł. Mieli odebrać dług od Jana B., który był winien zleceniodawcy tej „mokrej roboty” 20 tys. zł. Jak potwierdziło to śledztwo wykonawcy zlecenia doskonale wiedzieli, gdzie właściciel kantoru przechowuje pieniądze. Wcześnie też dorobili, na odcisk w wosku, klucze do drzwi kantoru. Po wykonaniu zadania zrabowali blisko 400 tys. zł. Wśród zatrzymanych był urodzony 19 maja 1958 r. Wiesław K. To właśnie jego osoba bardzo intrygowała prowadzących śledztwo. Sposób zabójstwa Jana B. oraz towarzysząca zbrodni brutalność sprawiły, że postanowiono sprawdzić dokładnie jego życie z ostatnich trzech lat. Pod uwagę wzięto także zabójstwa, w których nie wykryto sprawców, a modus operandi odpowiadał morderstwu dokonanemu w Chorzowie. Powrócono więc do sprawy napadu na mieszkanie R.H. w Katowicach w 1995 r. Sprawca po sforsowaniu drzwi dotkliwie pobił właścicielkę, a następnie udusił ją poduszką. Łupem padła biżuteria i pieniądze w łącznej kwocie ponad 400 tys. zł. Mimo starań policji prowadzone wówczas śledztwo utkwiło w martwym punkcie. Przesłuchiwany na ten temat Wiesław K. początkowo kluczył w zeznaniach. Dopiero przedstawione mu dowody, które nieodparcie potwierdzały jego bezpośredni związek z tym zabójstwem, zmusiły go do przyznania się do winy. Podobnie rzecz się miała z morderstwem na osobie 60-letniej B.K. z Czeladzi. Wiesław K. dopuścił się zbrodni ze swoim wspólnikiem. W tym przypadku śmiało można powiedzieć, iż było to niejako wykonanie wyroku. Otóż K. była matką
teściowej wspólnika. Niesnaski rodzinne doprowadziły w końcu do tragedii. Jak zeznał w czasie przesłuchania odnośnie tej sprawy, to zabójstwo musiał wziąć na siebie, gdyż wymagała tego umowa jaką zawarł ze wspólnikiem. Otóż przed zaplanowanym morderstwem uzgodnili między sobą, że ten weźmie winę na siebie kogo pierwszego zatrzyma policja. Padło na Wiesława K. Niestety, zebrany materiał śledczy oraz dowody jednoznacznie wskazywały jego jako zabójcę. Pod koniec 1996 r. dopuścił się czwartej zbrodni, a raczej trzeciej w kolejności. Jak sam powiedział dokonał jej na „zerwanym filmie”. Krytycznego dnia balował od samego rana w knajpie „Relaks” w Katowicach. Gdy poczuł, że następny kieliszek zwali go z nóg, postanowił wrócić do domu. Już na klatce schodowej spotkał nieznajomego mężczyznę. Nie spodobała mu się jego fizjonomia. Wypity alkohol spotęgował drzemiącą w nim agresję. Skatował P.W., który po przewiezieniu do szpitala zmarł. W tym konkretnym przypadku dopisało mu szczęście. Po prostu dziwnym zbiegiem okoliczności policjanci nie skojarzyli tego pobicia ze skutkiem śmiertelnym z osobą Wiesława K. Do chwili zatrzymania po zbrodni w Chorzowie, mimo swej bogatej, kryminalnej przeszłości, wiódł lukratywne życie ze swoją konkubiną. Za pieniądze uzyskane z napadów elegancko urządził mieszkanie przy ul. Mikołowskiej w Katowicach. Kupił także „Mercedesa 190”. Chełpił się swoją filantropią. Dotyczyła ona członków jego gangu, których – jak sam powiedział – lubił ubierać w ładne i drogie ciuchy. Po wielomiesięcznej rozprawie sąd I instancji skazał go na dożywocie i pozbawienie praw publicznych na zawsze. Podczas rozprawy rewizyjnej w dwóch przypadkach zabójstw sąd zmienił kwalifikację prawną zarzucanych mu czynów, a wyroki złagodzono odpowiednio na 25 i 15 lat pozbawienia wolności utrzymując za pozostałe morderstwa karę dożywocia. Już kilka lat później z Wiesławem K. miałem okazję spotkać się w jego miejscu odosobnienia w Zakładzie Karnym w Raciborzu. Zgodził się na rozmowę. Miejscem naszego spotkania była specjalna cela na parterze więzienia. Na jej wyposażenie składał się stół z drewnianym blatem
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region i dwa taborety. Zarówno stół jak i taborety na stałe były przymocowane do podłogi. Uzupełnieniem tego dantejskiego wystroju było zakratowane okno. Po chwili oczekiwania usłyszałem zgrzyt zamka w drzwiach. W asyście strażnika w celi pojawił się Wiesław K. Ręce miał skute kajdankami, co nie przeszkodziło mu w sięgnięciu po papierosa, którym go poczęstowałem. Przede mną siedział człowiek mający na swym sumieniu cztery ludzkie życia. Wyraz jego twarzy jak również sposób zachowania jednoznacznie dawały do zrozumienia, że uczucie skruchy i żalu jest obce skazanemu. – Czego pan najbardziej żałuje? – Pozbawienia praw publicznych. Od 2,5 roku siedzę sam na pojedynce. Z klawiszami nie mam o czym rozmawiać. Jedyny kontakt mam z psychologiem i wychowawcą. Rozrywką jest spacer w samotności. Tylko przez 60 minut czuję się normalnie, gdyż widzę niebo. – Zabijając musiał pan zdawać sobie sprawę z tego, że kiedyś przyjdzie za zbrodnie zapłacić. – Morderstwa w Katowicach, Chorzowie i Czeladzi to nie moja robota. Ja niko-
Katalog prasy lokalnej
go nie zabiłem. – Czyżby Temida faktycznie w pańskim przypadku była ślepa? – Nie tylko ślepa, ale i głucha na moje prośby i wyjaśnienia. – Jeszcze parę lat wstecz wyrok sądu byłby inny. Zapewne brzmiałby – kara śmierci. – Ale jest inny. Wierzę, że wyjdę z pierdla mając 56 lat. Nie wiem tylko czy wytrzyma to moja psychika. Mam okropne bóle głowy. – Może to koszmary? – Nie mam koszmarów i nikt mnie we śnie nie straszy. Myślę, że to raczej brak ćwiczeń fizycznych i kontaktu z ludźmi. Same pompki robione w celi to za mało. – Czy poczuwa się pan do winy? – Tylko na „ćwiarę”, tj. 25. Dlatego jak już powiedziałem liczę na to, że wyjdę z pudła mając 56 lat. Szkoda, iż polskie społeczeństwo jest antypatycznie nastawione wobec osób, które łamią prawo. Na każdym kroku słyszy się tylko jedno: karać surowo i jeszcze raz karać. Przecież nie wszyscy idą prostą drogą życia. Można zbłądzić, ale też dać szansę. – Nawet 4-krotnemu mordercy?!
– Nawet. Wracając do mnie to wolałbym dostać karę śmierci i być powieszony, niż gnić w więzieniu do końca życia. To tylko chwila strachu, bólu i po krzyku. A tak to muszę siedzieć na tych kilku metrach kwadratowych i gadać do ściany. – Jednak pan żyje. – Jestem tylko numerem statystycznym systemu penitencjarnego osadzonym w celi numer 20 w ZK w Raciborzu. Mam status więźnia „N” – szczególnie niebezpiecznego. Tym wywodem zakończyła się nasza rozmowa. Wiesław K. wychodząc jeszcze raz podkreślił, że jest niewinny i dlatego nie wyraża żadnej skruchy. To była oczywista gra pozorów z jego strony. Po prostu chciał wzbudzić litość. Niestety, nie dowiedziałem się od niego czy on sam zna to uczucie. Chyba nie, gdyż zabijał z zimną krwią. Kilka miesięcy po tej rozmowie, z uwagi na remont zakładu w Raciborzu, Wiesław K. trafił do więzienia w Bydgoszczy, gdzie przebywa do chwili obecnej.
„Echo Gminy” Miesięcznik wydawany jest w B obrownikach bez przer w y od siedemnastu lat. Do końca 2010 roku ukazywał się pod tytułem „Informator Gminny”. Wiele zmian przeprowadzonych wewnątrz czas opisma p o dy ktowało zmianę tytułu. Obecnie miesięcznik dr ukowany jest na papierze kredow ym w p e ł n e j p a l e c i e b a r w. Wy d aw cą jest Gminny Ośro dek Kultur y w B obrow n i k a ch , a sk ł a d e m , z a wartością mer ytor yczną oraz materiałem fotograficznym zajmuje się redaktor naczelny – Bartosz Makieła, któr y pełni tę funkcję od stycznia 2009 roku. Na łamach gazety możemy znaleźć stałe kolumny poświęcone bar wnym osobowościom, w ydarzeniom kulturalnym i sportow ym, szkolnic twu oraz problematyce sp ołecznej. W zależnoś ci o d miejscowości – „Echo Gminy” rozprowadzane jest bezpośrednio do czytelników lub do miejsc kolportażu. Stała ilość odbiorców oraz
niewielka ilość zwrotów – sięgająca 1% nakładu świadczy o popularności czasopisma. Obecnie tr wają prace nad rozbudową czasopisma or a z s t w or z e n i e m j e g o w i r t u a l nej wersji. W dobie narzę dzi informatycznych wdrożenie portalu informacyjnego daje wiele nowych możliwoś ci. Już o d września każdy z mieszkańców będzie mógł stać się częścią społeczeństwa wirtualnego. To właśnie na niego będzie oczekiwał ser wis, w któr ym będzie mógł umieścić ogłoszenia drobne, znaleźć oferty prac y, a za pomocą katalogu stron i f irm odnaleźć interesujące go pozycje. Nowa technologia pozwoli również podzielić się z resztą użytkowników swoimi fotog raf i ami. Na t y m nie konie c możliwości, jakie będą już niebawem czekały na inter nautów. Na stronach portalu znajdą się również najważniejsze wydarzenia z gminy, afisz kulturalny oraz wiele innych ciekaw ych propozycji.
Henryk Kocot
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
53
Region
Rejonowy Festiwal Kultury Dzieci i Młodzieży „Jawor”
Pierwszy etap życia to nieustanne, mozolne i męczące poszukiwania własnego miejsca w życiu. Bo przecież rodzice powtarzają, że ich pociecha jest naj, naj – najmądrzejsza, najpiękniejsza, najlepsza. Lecz przychodzi czas konfrontacji z rzeczywistością, która błyskawicznie weryfikuje przechwalone sądy najbliższych. Bo przecież i koleżanka czy kolega z przedszkola w takim samym, bezkrytycznym przekonaniu o swoich zdolnościach byli utrzymywani. Więc kto jest lepszy – ja czy ona? I rozpoczyna się wyścig! Szkoła stara się podpowiedzieć, w którą stronę pójść, uczy i rozwija. Nie tylko szkoli, bo przecież poza obowiązkowymi przedmiotami szkolnymi jest jeszcze olbrzymie spektrum zainteresowań pozaszkolnych, które próbują rozwinąć różnorodne, funkcjonujące również w szkołach. Wiele zależy od nauczycieli – pasjonatów, którzy niejednokrotnie potrafią zarazić swoimi pasjami młodych poszukiwaczy. W Młodzieżowym Domu Kultury tacy właśnie nauczyciele – pasjonaci znajdują miejsce na wspólne realizowanie swoich pomysłów. Kulminacją jest organizowany już od jedenastu lat Rejonowy Festiwal Kultury Dzieci i Młodzieży „Jawor”. Pomysł pojawił się, gdy przeglądy twórczości dzieci i młodzieży przestało organizować województwo. Nagle
54
zabrakło szansy na sprawdzenie rezultatów całorocznej pracy. Brakło weryfikacji umiejętności i talentów. Działające w Jaworznie ogniska pracy pozaszkolnej postanowiły zatem kontynuować dobrą tradycję najpierw we własnym zakresie. Rychło okazało się, że inne miasta i miasteczka chcą wziąć udział w zmaganiach. I tak, rok po roku Festiwal rozrasta się – w tym roku „Jawor 2011” gościł młodych artystów m.in. z Będzina, Chorzowa, Chrzanowa, Dąbrowy Górniczej, Katowic, Osieka, Oświęcimia, Rudy Śląskiej, Rybnika, Siewierza i Sosnowca oczywiście. Razem w różnych przeglądach wzięło udział około dwa tysiące osób, występujących w 267 zespołach. Festiwal odbywa się pod patronatem Prezydenta Miasta Jaworzna Pawła Silberta, a za jego organizację odpowiadają Młodzieżowy Dom Kultury Miejskie oraz Centrum Kultury i Sportu – Dom Kultury „Szczakowa” w Jaworznie. Zorganizowano kilka różnorodnych konkursów.Konkurs plastyczny na temat: „Jaworzno – moje rodzinne miasto” – w 110 rocznicę nadania praw miejskich. Przedstawiono jurorom, pod przewodnictwem Tadeusza Zientary, artysty plastyka, 89 prac wykonanych przez jaworznickie dzieci i młodzież. Jurorzy podzielili uczestników na cztery grupy wiekowe i w każdej przyzna-
li po trzy miejsca. Dodatkowo uhonorowali prace rzeźbiarskie. Konkurs recytatorski i poezji śpiewanej pod hasłem „Po stronie nadziei – twórczość K.K. Baczyńskiego” adresowany był do młodzieży szkół gimnazjalnych. Jury w kategorii poezji śpiewanej jedyne pierwsze miejsce przyznało Magdalenie Ples (MCKiS DK Szczakowa), w kategorii recytatorów kolejne miejsca zajęli jaworznianie: Weronika Burzyńska, Adam Stano i Anna Ciurla. Wyróżniony został Radosław Domżoł z Mysłowic. W przeglądzie muzycznym wzięło udział 28 solistów, 3 zespoły wokalno-instrumentalne, 1 chór i 20 zespołów wokalnych. Większość wyróżnień trafiła w ręce muzykalnych jaworznian, lecz nie wszystkie – w kategorii klas I–III szkół podstawowych na trzecim miejscu uplasował się Duet Nicola Dzięcioł i Magdalena Mistela – z SP nr 8 w Dąbrowie Górniczej. Wśród gimnazjalistów najlepsza była Kamila Zdenkowska, a zaraz za nią Dominika Hamera, obie z Gimnazjum w Psarach. Również przegląd teatralny zdominowali jaworznianie, zgarniając większość nagród. Lecz występy uczniów z klas od IV–VI szkół podstawowych z Będzina i Sosnowca zachwyciły publiczność. Instruktor A. Dworniczak z Będzina, reżyserując spektakl zatytułowany „Czary Marysi”, stworzyła czarny teatr inspirowany nowatorskimi pomysłami scen wrocławskich. Wykorzystując lampy ultrafioletowe oświetlano znaczące rekwizyty, zamek, postacie, rośliny, w ten sposób uzyskano niezwykłą plastyczność widowiska. Forma spektaklu zapewniała płynne opowiedzenie fabuły podobnie jak kadry filmowe. Natomiast aktorka E. Bryk-Nowakowska z Sosnowca, wraz z dziećmi z Młodzieżowej Akademii Teatralnej, w profesjonalnej scenografii przedstawiła niezwykle zabawną inscenizację wierszy J. Brzechwy i J. Tuwima. Nic więc dziwnego, że zgarnęli dwa najwyższe miejsca na podium. Ciekawostką była rywalizacja dwóch Adamczyków – Piotra z Tychów i Zbigniewa (niżej podpisanego) z Jaworzna, absolutnie z sobą niespokrewnionych. Walka zakończyła się remisem – oba zespoły
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region ze szkół ponadgimnazjalnych prowadzone przez nich zajęły pierwsze miejsca. Teatr „Gęba” z MCK w Tychach w kategorii teatru żywego planu, a Amatorski Teatrzyk Kukiełkowy z MDK/ZSP nr 1 w kategorii teatru lalki i aktora. Niewątpliwie jednak najbarwniejszy i najbardziej porywający był przegląd taneczny. Wzięło w nim udział aż 1065 uczestników. Scena w DK „Szczakowa” przez dwa dni tętniła energią i ruchem. Tym razem Jaworzno było w defensywie. Dominowali goście i do nich trafiła większość nagród przyznanych przez jurorów, którym przewodniczył Rafał Kryla „Tito”.
Uczniowie klas ponadgimnazjalnych I miejsce – „AS” - Szkoła Tańca „Prestiż”w Oświęcimiu II miejsce – „Fałsz” - Szkoła Tańca „Astra”w Oświęcimiu III miejsce – „Takt” - MCKiS w Jaworznie
Etiuda Taneczna: Uczniowie klas IV – VI I miejsce – „Mały Art” - Studio Ruchu „Open Dance”, MOSiR Mysłowice II miejsce – „Błysk” - Spółdzielczy Dom Kultury „Odeon” Czeladzi Uczniowie klas gimnazjalnych I miejsce – Akad – Gimnazjum nr 1 w Taniec Towarzyski: Jaworznie Uczniowie klas I – III II miejsce – „Flow” - MDK Batory w I miejsce – „Ventus” - Szkoła Tańca „Astra” Chorzowie w Oświęcimiu III miejsce – „Art” - Studio Ruchu „Open II miejsce – „Tęcza” ZSP nr 1 w Osieku Dance”, MOSiR Mysłowice III miejsce – „Misie, o śmieją im się pysie” - Szkoła Tańca „Prestiż”w Oświęcimiu Disco-dance: Uczniowie klas IV – VI Uczniowie klas I – III I miejsce – „Chiquita” - Szkoła Tańca „PreI miejsce – „Małe Digerido” MCKiS Jastiż”w Oświęcimiu worzno Dom Kultury Szczakowa II miejsce – „Happy” - Szkoła Tańca „PreUczniowie klas IV – VI stiż”w Oświęcimiu I miejsce – „Promyczki” - Ruda Śląska III miejsce – „Flesz” - Szkoła Tańca „AstraII miejsce – „Shake a leg” - SP nr 32 w ”w Oświęcimiu Chorzowie Uczniowie klas gimnazjalnych Uczniowie klas gimnazjalnych I miejsce – „Efekt” - Szkoła Tańca „PrestiII miejsce – „Digerido” - MCKiS Jaworzż”w Oświęcimiu no Dom Kultury „Szczakowa” II miejsce – „Prima” - Szkoła Tańca „PreIII miejsce – „Hipnotic nois” - Gimnastiż”w Oświęcimiu zjum nr 1 w Mysłowicach Uczniowie klas ponadgimnazjalnych III miejsce – „Perfekt” - Gimnazjum nr 4 w Jaworznie I miejsce – „Elektra” - Osiedlowy Dom
Kultury „Matecznik” Ruda Śląska II miejsce – „Solvay” - MCKiS Jaworzno „Klub Gigant” III miejsce – „Euforia” - MCKiS w Jaworznie „Klub Pod Skałką” Inscenizacja Taneczna: Uczniowie klas I – III I miejsce – „Schoko bons” - Szkoła Podstawowa nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi II miejsce – „Zaplątane” - Szkoła Podstawowa nr 32 III miejsce – „Mini flex” MDK Rybnik Uczniowie klas IV – VI I miejsce – „Raz, dwa trzy” - Gminna Świetlica Środowiskowa w Chełmie Śląskim II miejsce – „Jedyneczki” Szkoła Podstawowa nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi w Chrzanowie Uczniowie klas gimnazjalnych III miejsce – „Vip” Dom Kultury Niedobczyce Uczniowie klas ponadgimnazjalnych II miejsce – „Refleks” - MDK Rybnik. Najlepszy to dowód, jak mocno na zachowania młodych ludzi wpływają media – w telewizji największą oglądalnością cieszą się właśnie wszelkiego rodzaju konkursy taneczne – tańce z gwiazdami „czy inne You can Dance”. I wysyp talentów gwarantowany. Za rok następny „Jawor” – już dziś zachęca do wzięcia udziału Szczepan Paliński, dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury w Jaworznie – Rejonowy Festiwal Kultury Dzieci i Młodzieży staje się w coraz większym stopniu wspaniałą alternatywą dla cokolwiek zmęczonego już wieloletnią działalnością Miejskiego Centrum Kultury i Sportu. Organizacji dotychczas dominującej w Jaworznie. MCKiS woli tzw. „wyższą kulturę” skierowana do dorosłych, „niższej” – dla dzieci i młodzieży nie poświęcając wystarczającej uwagi. Dobrze, iż MDK właśnie o najmłodszych się troszczy. Tancerze, aktorzy czy plastycy zwykle nie biorą udziału w burdach stadionowych, nie tylko z powodu ambicji kulturalnych, lecz także z uwagi na troskę o własne zdrowie – z połamanymi nogami trudniej wykonać taneczne pas. Dążąc do podniesienia jakości życia kulturalnego polskiego społeczeństwa koniecznie trzeba zacząć od najmłodszych, bo „czym skorupka nasiąknie za młodu…” Tekst i zdjęcia: Zbigniew Adamczyk
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
55
Region
III Jarmark Rzemiosła i Rękodzieła pod patronatem „Nowego Zagłębia” Muzeum Zagłębia w Będzinie w niedzielę 26 czerwca 2011 r. już po raz trzeci zaprasza do odwiedzenia zabytkowego parku przy Pałacu Mieroszewskich w Będzinie, gdzie wzorem dwóch poprzednich lat, przy współpracy Urzędu Miasta Będzina i będzińskiego Starostwa Powiatowego odbędzie się „III Jarmark Rzemiosła i Rękodzieła”. Patronat honorowy nad tegoroczną imprezą objął Prezydent Będzina Łukasz Komoniewski oraz Starosta Powiatu Będzińskiego Krzysztof Malczewski, a do organizacji włączyli się: Śląska Organizacja Turystyczna, Ośrodek Kultury w Będzinie, Zagórskie Stowarzyszenie Regionalne „Pakosznica”, Stowarzyszenie Serfenta, Urząd Miejski w Sosnowcu, Urząd Gminy Psary, Urząd Miasta i Gminy Siewierz, Urząd Gminy Mierzęcice a patronat medialny sprawują: czasopismo społeczno-kulturalne „Nowe Zagłębie”, TVP Katowice, Polska Dziennik Zachodni, Echo Miasta, Wiadomości Zagłębia, Polskie Radio Katowice, Radio eM, serwis internetowy NaszeMiasto.pl, serwis internetowy sosnowiec.info.pl, KulturaLudowa.pl oraz Kanał 99. „Mam nadzieję, że tak jak w latach poprzednich, tak i w tym roku mieszkańcy Zagłębia i Śląska zechcą całymi rodzinami, tłumnie odwiedzić nasz Jarmark” – mówi Anna Smogór, Dyrektor Muzeum Zagłębia w Będzinie, podkreślając jednocześnie, że bez przychylności sponsorów nie udałoby się zrealizować tego przedsięwzięcia. „Wiele osób i przedsiębiorstw wspiera naszą inicjatywę, są to między innymi: agencja ochrony „Renoma”, firma „Signator”, PKM Sosnowiec, Bank Spółdzielczy w Będzinie, TBS Centrum, Skok Kopernik, Przedsiębiorstwo „Interpromex”, sieć aptek „Blisko Ciebie”, Fabryka Przewodów Energetycznych S.A w Będzinie oraz Elektrociepłownia Będzin – mówi A. Smogór, dzięki nim możemy 26 czerwca zapewnić odwiedzającym wiele atrakcji i zaproponować miłe spędzenie czasu w pięknym otoczeniu naszego Pałacu”. Kramy, stragany i stoiska ponownie zapełnią się kunsztownymi wyrobami rękodzielniczymi, przedmiotami rzemiosła artystycznego i tradycyjnymi przysmakami dla młodszych i starszych. Podziwiać i kupować będzie można ceramikę dekoracyjną i użytkową, wyroby
56
roszewskich będzie można oglądać ekspozycje stałe oraz czasowe między innymi wystawę „Niech się plecie!”, tematycznie powiązaną z „Jarmarkiem…” a przygotowaną przez Stowarzyszenie Serfenta z Cieszyna. Podobnież jak w roku ubiegłym na zewnątrz będzie eksponowana wystawa dotycząca dawnych rzemiosł i rękodzieła ludowego. z drewna, wikliny, siana, łubu, tkanin i skóry, biżuterię artystyczną, malarstwo, rysunki, fotografię, grafikę, witraże i mozaikę, zabawki ludowe, ozdoby z papieru, ręcznie malowane szkło i porcelanę, przedmioty zdobione techniką decupage, drobiazgi szydełkowe i haftowane oraz ręcznie wykonywane niepowtarzalne kreacje dla pań. Przedmioty do domu, ogrodu, na prezent i do własnej kolekcji, do postawienia na półkę i do codziennego użytku, małe, duże, kolorowe lub jednobarwne – jak zapewniają organizatorzy, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Ponadto, aby zachęcić dzieci do twórczego działania, pobudzić ich wyobraźnię, rozwijać zdolności manualne najmłodsi będą mogli wziąć udział w zabawach rozwijających kreatywność, warsztatach i konkursach z nagrodami. Wzorem lat poprzednich na „III Jarmarku Rzemiosła i Rękodzieła” prezentować i sprzedawać swe wyroby będą również producenci wędlin, serów, pieczywa, wyrobów cukierniczych i pszczelarskich, tradycyjnych napojów oraz artykułów roślinnych. Pojawią się znane stałym bywalcom Jarmarku soki z buraków czy selera, kwas chlebowy, oblaty, tatarczuch czyli chleb z mąki tatarczanej, miodowe nalewki oraz inne tradycyjne napitki. Aby spotęgować jarmarczną atmosferę miejsca i umilić czas uczestnikom na scenie, prezentować się będą zespoły folklorystyczne i kapele ludowe. W tym roku wystąpią między innymi: zespoły KGW gminy Siewierz, Zespół Śpiewaczy „Nasz Gródków” i „Brzękowianie”, „Ziemia Będzińska”, Zespół Folkloru i Tradycji Ludowej „Mierzęcanki” wraz z Kapelą Ludową z Mierzęcic, Regionalny Zespół Folklorystyczny„Rogozanki” a na zakończenie dla wszystkich wytrwałych zagra Łemkowski Zespół Folkowy „Serencza”. W czasie trwania Jarmarku w Pałacu Mie-
Tekst: Dobrawa Skonieczna-Gawlik etnograf Muzeum Zagłębia w Będzinie, koordynator „III Jarmarku Rzemiosła i Rękodzieła”
Muzeum Zagłębia w Będzinie oraz Stowarzyszenie „Serfenta” zaprosiło nas na otwarcie wystawy „Niech się plecie!”, które odbyło się 27 maja 2011 r. w Pałacu Mieroszewskich. Na wystawie zaprezentowano fotografie oraz przedmioty plecionkarskie pozyskane podczas wypraw terenowych realizowanych w ramach projektu Plecionkarskim szlakiem Polski, którego celem jest dokumentacja oraz popularyzacja plecionkarstwa jako wybranej dziedziny rękodzieła artystycznego.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region
Zagłębiowska Noc Świętojańska W letnim cyklu zagłębiowskich obrzędów dorocznych dzień świętego Jana, a zwłaszcza jego wigilia zajmowały szczególne miejsce ponieważ noc z 23 na 24 czerwca, ze względu na letnie przesilenie, uznawana była przez ludność jako zjawisko nieco dziwne, fakt nadprzyrodzony z którym wiązało się wiele osobliwych zdarzeń. W tym czasie mogły dziać się różne niewyjaśnione rzeczy. Powszechnie twierdzono, iż wyjątkowo aktywne stawały się wówczas czarownice a woda, ogień i niektóre rośliny nabierały niezwykłych, magicznych własności. Dlatego też wigilia świętego Jana, podobnie jak wieczór wigilijny, była najbardziej odpowiednia na wszelkiego rodzaju zabiegi magiczne czy wróżby – szczególnie o charakterze matrymonialnym. Ta letnia noc nazywana „Nocą Świętojańską”, bądź „Sobótką” a także „Nocą Kupały” czy „Kupalnocką” jest najprawdopodobniej pozostałością pogańskich zwyczajów związanych z kultem słońca i wody. Nazwa „sobótka”, według Zygmunta Glogera, wzięła początek od soboty – dnia, którego wieczór służył powszechnie ludowi do zabawy (Z. Gloger, Encyklopedia staropolska...). Świętojańskim zwyczajem praktykowanym również na obszarze Zagłębia było palenie w pobliżu rzeki ognisk. Przy sobótkach zbierała się młodzież, która wieczór i noc spędzała na śpiewaniu pieśni głównie o tematyce miłosnej, tańcach i skokach przez ognisko. Bardzo często dziewczęta, które wyruszały
na sobótki, już z samego rana obwiązywały się bylicą, co miało uchronić je przed bólami głowy i krzyża w czasie nadchodzących żniw. Ponadto bylicą strojono obrazy święte oraz całe wnętrze domu. Kościół wprowadzając chrześcijaństwo pragnął powiązać palenie sobótkowych ogni z wigilią Zielonych Świątek nadając obrzędowi ludycznemu charakter religijny, stąd w niektórych regionach Polski, w tym również w Zagłębiu Dąbrowskim niegdyś płonące ogniska można było zobaczyć zarówno w Zielone Świątki jak w wigilię świętego Jana. Noc świętojańska przeznaczona była również na miłosne zabiegi magiczne i kojarzenie małżeństw, dlatego dziewczęta puszczały na wodę „korony” (wieńce) wyplecione misternie z różnych ziół takich jak: rosiczka, ruta, szałwia, dziurawiec, łopian czy dziewanna. Na środku wianka niekiedy umieszczano świeczkę. Kawaler starał się wyłowić pływający po wodzie wianek tej dziewczyny, która mu się podobała. Zdobycie odpowiedniego wianka oznaczało odwzajemnienie uczucia i przepowiadało narzeczeństwo a nawet rychłe małżeństwo. Także ze sposobu płynięcia wianka starano się wywróżyć przyszłość. Jeśli korona płynęła do brzegu, spokojnie i lekko – świadczyło to o pomyślności lub o prędkim związku małżeńskim. Gdy wianek się oddalał, przewrócił się albo woda go pochłonęła – prognozowano niestałość w uczuciach bądź długie staropanieństwo. Jeśli w pobliżu nie było żadnego zbiornika wodnego mogącego służyć do puszczania wianków panny uwite korony rzucały „na strzechy własnych siedzib.” (M. Federowski, Lud okolic Żarek...) Do dnia dzisiejszego wielu mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego uważa, iż od 24 czerwca można bezpiecznie kąpać się w jeziorach i rzekach, bo woda jest już dostatecznie ciepła. Dawniej wierzono, iż Jan święci wodę i dlatego przestawała ona być groźna dla człowieka. Starsze pokolenie pamięta także przysłowia powiązane z dniem św. Jana np.: „Na święty Jan – jagód dzban”, czy przysłowie przepowiadające pogodę na najbliższy miesiąc: „Jak święty Jan zapłacze to go święta Anna (26 lipca) dopiero przytuli”. Zarówno tradycja palenia świętojańskich ogni jak i puszczania wianków zanikła po II wojnie światowej. Natomiast nadal znane jest, szeroko w Polsce i na omawianym ob-
szarze podanie o zakwitaniu w tę noc kwiatu paproci. M. Federowski odnotowuje dwie wersje podania: „raz do roku o północy świętojańskiej paproć pokrywa się kwieciem, które natychmiast opadać ma na ziemię. Otóż, jeżeli kto życzy sobie posiąść skarby, należy w tę noc rozłożyć tuż przy paproci obrus z ołtarza, a kwiatek, który nań opadnie, ma mieć tę szczególną własność, że doprowadzi szczęśliwego posiadacza w to miejsce, gdzie w głębiach ziemi owe skarby kryć się mają. Jest i drugi na to sposób, a mianowicie, aby w noc tę położyć się na spoczynek w głuszy leśnej, gdzie obficie wyrasta paproć, a wśród snu człowiekowi takiemu przedstawić się ma jak najdokładniej to miejsce, w którem, zakopane przez nieczystą siłę, mieszczą się bajeczne skarby, pełne skrzyń złota, srebra i drogich kamieni”. (M. Federowski, Lud okolic Żarek...,). Dziś jednak nikt już nie decyduje się na poszukiwanie tego niezwykłego kwiatu a coraz częściej zapominamy także, że ta letnia, ciepła noc jest naszym dawnym świętem ku czci miłości i zakochanych. Dobrawa Skonieczna-Gawlik Zdjęcia: R. Garstka
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
57
Region Z inicjatywy ARL W Sosnowcu o prezydencji w UE Sala sesyjna Urzędu Miejskiego w Sosnowcu była ostatnio miejscem, gdzie z inicjatywy Agencji Rozwoju Lokalnego odbyła się konferencja pt. „Wpływ Prezydencji Polski w Unii Europejskiej na rozwój rynku wewnętrznego, w tym sektora małych i średnich przedsiębiorstw”. Przypomnijmy, iż nasze przewodnictwo rozpoczyna się już 1 lipca i potrwa jak zwykle dla poszczególnych krajów członkowskich równe pół roku. W spotkaniu uczestniczyli europosłowie, posłowie, samorządowcy i przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego województwa śląskiego. Jako pierwszy głos zabrał gospodarz miasta, prezydent Kazi-
Zespół Ossa zwycięzcą Jura Rock Festiwal 2011 Dobiegła końca trzecia edycja przeglądu amatorskich zespołów rockowych Jura Rock Festiwal, organizowanego w dniach 28 i 29 kwietnia przez Miejski Ośrodek Kultury w Łazach. W przesłuchaniach finałowych udział wzięło osiem zespołów, wybranych spośród wszystkich 52 nadesłanych zgłoszeń. Ostatecznie tegoroczny przegląd wygrał zespół Ossa z Dąbrowy Górniczej. Festiwal wystartował 28 kwietnia koncertami zespołów: Element – Łazy oraz Baza1L – Zawiercie – zwycięzcy zeszłorocznej edycji przeglądu. Drugi dzień przeglądu rozpoczął się o godzinie 13.00. Niemałym zaskoczeniem dla wszystkich uczestników imprezy był nowy skład jury, a mianowicie: Tomasz Karkoszka – przewodniczący Jury, muzyk, perkusista rockowy i bluesowy, lider zespołu Blue Sounds; Adam Wolski – wokalista zespołu Golden Life oraz Wojciech Łuczaj-Pogorzelski – muzyk rockowy, kompozytor, założyciel, lider i gitarzysta zespołu Oddział Zamknięty.
58
mierz Górski. Przypomniał o dużych oczekiwaniach, jakie nasz kraj wiąże z tym przewodnictwem, ale także mówił o istniejących zagrożeniach. Wystarczy chociażby wspomnieć o rodzimej energetyce, która w 90 procentach oparta jest na węglu. Unia za szybko „weszła w pakiet 3 x 20” i tak szybka zmiana trendów w tej gałęzi gospodarki raczej w Polsce jest niemożliwa. Prezydent wymienił także zagrożenia dla lokalnych samorządów, jeżeli chodzi o edukację i służbę zdrowia. Prezydent Górski stwierdził, iż w nadchodzącej prezydencji wiele uwagi trzeba skupić na małych i średnich przedsiębiorstwach, które są gwarantem najlepszego rozwoju rynku lokalnego i dają poczucie właściwych kierunków w budowaniu dobrego wizerunku lokalnych gospodarek, a te z kolei wpływają na oblicze rynku krajowego. Uczestniczący w konferencji europosłowie swoje wystąpienia skupili na głównych zadaniach, jakie czekaPo wylosowaniu kolejności występów, jako pierwszy na scenie zainstalował się zespół Pataconez z Lublińca. Grupa mocnym brzmieniem utworu „Maintfak” wyraźnie zaakcentowała początek przesłuchań finałowych. Jako drudzy wystąpili muzycy z Gdańska – zespół Bregma. Kolejno po nich wy-
ją Polskę w czasie 6-miesięcznej prezydencji. I tak Jan Olbrycht, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej skupił się na problematyce bezpieczeństwa energetycznego kraju i partnerstwie wschodnim. Podkreślił, iż Polska potrzebuje gigantycznych inwestycji w energetyce. Z kolei Małgorzata Handzlik zajęła się problematyką wspólnego rynku wewnętrznego krajów UE. Profesor Adam Gierek przedstawił możliwości małych i średnich przedsiębiorstw w lepszym dostępie do złóż naturalnych, co wiąże się z polityką surowcową, która nie może ujść uwadze w czasie naszego przewodnictwa. Kończąc spotkanie prezydent Kazimierz Górski zauważył, iż polscy eurodeputowani większą uwagę powinni poświęcić projektom, które wiążą się ze społeczną rewitalizacją, gdyż to one w przyszłości będą generować pieniądze. Koc stąpili: Ossa – Dąbrowa Górnicza, Heartsgarage – Bytom, Baliama – Rybnik, Synestesia – Tychy oraz Formless – Bielsko-Biała. Gdy przesłuchania dobiegły końca, komisja konkursowa, kierując się kryteriami zawartymi w regulaminie, a także estetyką wykonania muzyki, tekstem,
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region oryginalnością wykonania i doborem instrumentarium, postanowiła, iż zwycięzcą Jura Rock Festiwal 2011 jest grupa z Dąbrowy Górniczej, zespół Ossa. Ponadto jury przyznało wyróżnienia dla kapeli Heartsgarage i Formless. Ogłoszenie wyników nastąpiło tuż przed koncertem finałowym, legendy polskiego rocka, Oddziału Zamkniętego. Zwycięzcom nagrody w postaci pamiątkowych statuetek i dyplomów wręczył Grzegorz Piłka, dyrektor MOK Łazy. „Jesteśmy niezmiernie zadowoleni, iż nasz festiwal cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem ze strony uczestników, widzów oraz mediów. Dziękujemy wszystkim za nadsyłanie zgłoszeń.
Trzeci wiek na start Sport, zdrowie i rywalizacja – to główne hasła Ogólnopolskiej Sportowej Olimpiady Uniwersytetów Trzeciego Wieku organizowanej już po raz trzeci w Łazach. W niedzielnych zawodach wystartowało ponad trzystu seniorów z szesnastu zespołów z całej Polski.
Ceremonia otwarcia „Seniorady” rozpoczęła się uroczystym przemarszem reprezentacji olimpijskich zgłoszonych uniwersytetów. Kulminacją otwarcia imprezy był, jak na prawdziwej Olimpiadzie, moment zapalenia znicza olimpijskiego, który płonął, aż do zakończenia zawodów. Honory te pełniła tradycyjnie Krystyna Męcik, prezes Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Łazach oraz Józef Zapędzki, dwukrotny mistrz olimpijski z Łaz. Aktywni seniorzy wystartowali w licznych dyscyplinach sportowych oraz w specjalnie przygotowanych dla nich konkursach, takich jak: lekkoatletyka, W przyszłym roku kolejna edycja Jura Rock Festiwal, na którą już dziś serdecznie zapraszamy” – podsumował Grzegorz Piłka. Emocje związane z wyborem komisji konkursowej jeszcze nie opadły, a już na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, zespół Oddział Zamknięty. Kapela głośno namawiana przez zgromadzoną publiczność wielokrotnie bisowała, dzięki czemu fani mogli przez ponad dwie godziny słuchać największych przebojów grupy. Niespodziankę sprawił również wokalista grupy, Cezary Zybała-Strzelecki, który często schodził do fanów, by wspólnie śpiewać popularne utwory. Wieczór zakończył się po godzinie 22.00. PP
tenis stołowy, zawody kajakowe, wyścigi rowerowe czy strzelectwo. Jak mówili sami uczestnicy, nie było łatwo. „To są ludzie aktywni, którzy na co dzień pływają, biegają, uprawiają sporty i to procentuje także w ich życiu codziennym” – zaznaczał Konrad Knop, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łazach.
Ponadto, organizatorzy zawodów przygotowali turniej, w którym udział wzięli rektorzy poszczególnych uniwersytetów. Władze uczelni musiały wykazać się swoją wiedzą na temat olimpiady oraz spróbować swoich sił w konkursie strzeleckim. Jak się okazało, w turnieju rektorów zwyciężyła drużyna z Zawiercia. Po podsumowaniu punktów w kla-
syfikacjach drużynowych i indywidualnych, najlepszym uniwersytetem został także Uniwersytet Trzeciego Wieku z Zawiercia, zdobywając 105 punktów. Drugie miejsce i 100 punktów uzyskał uniwersytet z Gliwic, natomiast trzecie miejsce zajęli gospodarze, uzyskując niewiele ponad 80 punktów. Nagrody zwycięzcom wręczali burmistrz Łaz, Maciej Kaczyński, a także przedstawiciele województwa śląskiego oraz Sejmu i Senatu RP. Olimpiadę zakończyły programy artystyczne przygotowane przez studentów UTW oraz występ zespołu Folky Band z Kromołowa. Organizatorem Olimpiady jest Uniwersytet Trzeciego Wieku w Łazach wraz z Urzędem Miejskim, w partnerstwie z Ośrodkiem Sportu i Rekreacji oraz Miejskim Ośrodkiem Kultury. Patronat honorowy nad „Senioradą” objął Polski Komitet Olimpijski i Małgorzata Handzlik, poseł do Parlamentu Europejskiego.
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Piotr Pieszczyk
59
Region
Źle nie jest, dobrze wcale „Perspektywy rozwoju gospodarki polskiej w 2011 r. w aspekcie zagrożeń makroekonomicznych” – pod takim hasłem, 16 lutego br. w Pałacu Schoena w Sosnowcu, odbyła się konferencja głównego ekonomisty Banku BGŻ Dariusza Winka. Czy Polska gospodarka na tle innych gospodarek państw Unii Europejskiej, Europy, a także świata ma się dobrze? Odpowiedź zawarta jest w tytule tej informacji: źle nie jest, ale dobrze wcale. Prognozuje się, iż tempo wzrostu gospodarczego w naszym kraju przekroczy 4 proc., zbliżając się nawet do 4,5 proc., wobec 3, 8 proc. szacowanych w 2010 r. Wzrost ten będzie możliwy dzięki zwiększeniu zakresu inwestycji infrastrukturalnych, które są współfinansowane ze środków unijnych. Ekonomiści przewidują także odbudowę popytu konsumpcyjnego, wzrostu wynagrodzeń oraz spadku bezrobocia. To ostatnie będzie możliwe również poprzez otwarcie dla Polaków niemieckiego rynku pracy. Bliskość tego rynku może być także dużym zagrożeniem dla polskich przedsiębiorców. Nie jest tajemnicą, iż do Niemiec wyjedzie sporo fachowców, a na wolne wakaty w rodzi-
mych przedsiębiorstwach i firmach trzeba będzie zatrudniać osoby bez kierunkowego wykształcenia zawodowego, co generalnie musi się odbić na produkcji. Dużym problemem dla krajowej gospodarki – według Dariusza Winka – będzie narastająca inflacja. Odpowiedzialnym za ten stan rzeczy jest wzrost cen większości surowców, w tym surowców rolnych. W kraju spiralę tych ostatnich niewątpliwie nakręcają ubiegłoroczne fale powodziowe, które zniszczyły uprawy w wielu regionach kraju dotkniętych klęską. Powoduje to wzrost cen mąki i jej przetworów oraz pasz, co przekłada się na wzrost kosztów produkcji żywca, a w konsekwencji wzrost cen mięsa. Istotnym problemem jest także pogarszanie się stanu finansów publicznych. Generalnie nie ma sektora, który byłby nie zadłużony. W konferencji, nad którą honorowy patronat objął prezydent Kazimierz Górski i uczestniczył w niej, wzięli udział przedstawiciele świata biznesu ze Śląska i Zagłębia, bankowcy i dziennikarze. Honory gospodarza pełniła Izabela Paprotna, dyrektor Oddziału Operacyjnego BGŻ w Sosnowcu. (Koc)
MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA im. Gustawa Daniłowskiego 41-200 Sosnowiec, ul. Warszawska 6 tel. 32 266-33-96 ; 32 266-43-76 tel/fax: 32 266-46-59 e-mail: biblioteka@biblioteka.sosnowiec.pl www.biblioteka.sosnowiec.pl
Literackie podróże na krańce świata. Wakacje 2011 Zapraszamy do placówek MBP na letnie zajęcia świetlicowo-plenerowe adresowane do dzieci pozostających w czasie wakacji w mieście. Nie będą to typowe miejskie wakacje, a fascynujące podróże po świecie, których motywem przewodnim będzie oczywiście literatura. W każdej filii zaplanowano spotkania, które pozwolą przenieść się i poznać najdalsze zakątki globu, a jednocześnie pomogą rozwinąć dziecięcą wyobraźnię i zdolności plastyczne naszych milusińskich.
60
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Region Ochotnicza Straż Pożarna w Kroczycach OSP w Kroczycach powstała 25 lutego 1917 r. Sprzęt strażacki przechowywano wówczas w Domu Ludowym przy obecnej ulicy 1 Maja. W 1937 r. rozpoczęto budowę Remizy Strażackiej przy ul. Batalionów Chłopskich, którą zakończono dopiero w 1948 r. z uwagi na działania wojenne. Służyła ona kroczyckim strażakom do 13 października 2002 r. W tym dniu przekazano na potrzeby OSP garaże wraz z zapleczem w nowo wybudowanym budynku gimnazjum. W 1964 r. społeczeństwo Kroczyc ufundowało sztandar dla jednostki. W 1977 r. z okazji 60-lecia jednostka została odznaczona Złotym Medalem „Za zasługi dla Pożarnictwa”. W dowód uznania za całokształt działalności mieszkańcy Kroczyc ufundowali nowy sztandar, którego uroczyste wręczenie nastąpiło 20 czerwca 2003 r. Przy OSP działa orkiestra dęta, która powstała w 1917 r. Jednak II wojna światowa przerwała jej działalność. Reaktywowano ją w 1958 r. Od 15 marca 1995 r. jednostka jest włączona do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Obecnie strażacy dysponują dwoma samochodami ratowniczo-gaśniczymi. Jest to ford Transit zakupiony
w 2003 r. oraz mercedes ATEGO, którego uroczyste przekazanie nastąpiło 12 czerwca 2010 r. Ponadto ze sprzętu silnikowego posiadamy: agregaty prądotwórcze, pompy szlamowe, nożyco-rozpieracze do ratownictwa technicznego, pilarki spalinowe. W 2010 r. zakupiono i zamontowano ter-
minal GSM, który w znacznym stopniu przyczynił się do polepszenia systemu alarmowania strażaków. Strażacy kroczyccy biorą udział w różnorodnych akcjach, w których przydatna staje się wiedza zdobywana na kursach m.in. ratownictwa medycznego, operatorów sprzętu technicznego, obsługi pilarek spalinowych. Obecnie w skład jednostki wchodzi 50 druhów. W 2010 r. przy jednostce powstała Kobieca Drużyna Pożarnicza licząca 9 druhen. Przy jednostce działa również Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza Chłopców. Wszystkie te drużyny biorą udział w zawodach sportowo-pożarniczych. Obecny skład Zarządu przedstawia się następująco: PREZES – Krzysztof Bednarz Naczelnik – Maciej Bednarz Z-ca Naczelnika – Jerzy Bednarz Sekretarz – Iwona Bednarz Skarbnik – Konrad Kulak Gospodarz – Marcin Mazur Członek – Zdzisław Stępień Komisja Rewizyjna: Mieczysław Powązka Włodzimierz Kita Rafał Suchan
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
61
Region Śląski Klub Kobiet w Polityce zaprasza kobiety W grudniu ubiegłego roku Stowarzyszenie Aktywne Kobiety powołało do życia Śląski Klub Kobiet w Polityce. Celem Klubu jest angażowanie kobiet w politykę, budowanie sieci kontaktów, inicjowanie wspólnych przedsięwzięć, integracja środowiska kobiet zaangażowanych w działalność publiczną w województwie śląskim. Spotkania Klubu umożliwiają podejmowanie działań na rzecz wyrównywania szans kobiet i mężczyzn w życiu publicznym. Zadaniem klubu jest stworzenie grupy rzecznictwa interesów na rzecz kobiet w województwie śląskim. Członkiniami Klubu są uczestniczki projektu „Wybory kobiet – zwiększenie partycypacji kobiet w procesie podejmowania decyzji”, kandydatki na polityczki, obecne radne i posłanki, szefowe sztabów wyborczych, działaczki publiczne, kobiety aktywne. W ramach sześciu spotkań Klubu od grudnia 2010 do czerwca 2011 r. dyskutowałyśmy o drodze kobiet do polityki, doświadczeniach kobiet w ostatnich wyborach samorządowych, możliwościach współpracy i organizacji wspólnych przed-
sięwzięć na rzecz aktywizacji kobiet, wpływie Europejskiej Karty Równych Szans Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym na zmiany w życiu społeczności lokalnej, skutecznym rzecznictwie interesów na rzecz kobiet, networkingu, budowaniu koalicji, o możliwościach wspólnego działania na rzecz kobiet w polityce w okresie polskiej prezydencji i o jej priorytetach. Ponadto rozmawiałyśmy o politycznej sytuacji kobiet w kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych. W spotkaniach Klubu brały udział znane polityczki, eurodeputowane – Małgorzata Handzlik, posłanki – Beata Małecka-Libera, radne sejmiku województwa śląskiego – Małgorzata Ochęduszko-Ludwik, Małgorzata Tkacz-Janik, Konsul Generalna Stanów Zjednoczonych w Polsce, przedstawicielka Ambasady Amerykańskiej w Polsce, wiceprzewodnicząca Partii Kobiet – Elżbieta Wiener, uczestniczki projektu międzynarodowego z Finlandii, Czech, Grecji, uczestniczki projektu „Wybory kobiet”, kobiety aktywne. Spotkania Klubu odbywają się w ra-
mach projektu „Wybory kobiet – zwiększenie partycypacji kobiet w procesie podejmowania decyzji”. Projekt współfinansowany jest ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich. Stowarzyszenie Aktywne Kobiety zaprasza do uczestnictwa w spotkaniach Klubu. www.aktywnekobiety.org.pl
Klubokawiarnia Pod Spodem Klubokawiarnia Pod Spodem (kiedyś Piwnica Pod Spodem) od 15 lat skupia ludzi, którym zależy na czymś więcej niż tylko rozrywce. To miejsce, które zaskakuje alternatywnym klimatem i dużą ilością nietuzinkowych imprez. Miejsce otwarte jest na sztukę, rozrywkę, podróżników, muzykę z różnych stron świata. Działa prężniej jak niejedno centrum kultury. „Nalot poetycki Pod Spodem” – to impreza poetycko-muzyczna, na którą są zapraszani najciekawsi poeci z regio-
62
niu. Podczas Nalotu odbywa się turniej jednego wiersza z nagrodami, można także pograć w poetyckie puzzle (pomysł zaczerpnięty z Finlandii). W Pod Spodem gości cykl imprez podróżniczych „W Drodze”. Prowadzone są przez pasjonatów-globtroterów, dla których podróżowanie to znacznie więcej niż hotelowy anturaż i kilka zdjęć z atrakcyjnych turystycznie miejsc. Pokazowi slajdów i prelekcji towarzyszą muzyka miejsc, a także degustacja specjałów z danego regionu. Z inicjatywy artystki Agaty Brzóski odbywają się w Pod Spodem także Psychofreski – muzyczno-malarskie improwizacje. Z jednej strony muzyka improwizowana, dopasowana do chwili i nieprzewidywalna, a z drugiej – grupa artystów plastyków malujących tylko "tu i teraz", próbujących uchwycić dźwięki i swobodnie przelewający je na papier i płótno. Psychofreski to wspól-
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Halina Sobańska Prezeska Stowarzyszenia Aktywne Kobiety
ny twór, wynik chwili, połączenie różnych emocji – jednym słowem malarsko-muzyczne jam session. Bywalcy Pod Spodem poszukujący drugiej połowy mogą spotkać się tu na szybkich randkach (Speed Dating), gdzie w ciągu jednego spotkania poznają kilkanaście ciekawych osób. Dla miłośników multi-kulti Pod Spodem organizuje imprezy kulturalno-językowo-muzyczne, jak Cubana Fever Night, czy imprezy francuskie: Francophile Party. Tu u wejścia wita wszystkich flaga Francji. Kolory flagi widnieją też na policzkach frankofilów. Przy barze można zamówić drinki o zaskakujących nazwach: Napoleon Pod Moskwą czy Żabie Udko. Można potańczyć przy francuskiej muzyce i dowiedzieć się, jak poznać swoją przyszłość używając dwóch słowników. Organizatorzy imprez dokładają wszelkich starań, aby atrakcje i program imprez zaskakiwały uczestników. Jedną z największych atrakcji Klubokawiarni są imprezy taneczne ETNO VIBRATIONS, które pomyślane są jako fuzja dwóch światów – nowoczesnego, klubowego – z dawnym, odwołującym się do tradycji kultur z dalekich krajów. Zatem spotkamy tu muzykę Indii i Bliskiego Wschodu tworzoną przez dja i bębniarzy pokazy tribal dance w wykonaniu tancerek z zespołu „Nephryt”, a także ciężkie brzmienia elektro house zanurzone w bałkańskim pulsie oraz nieskrępowanej cygańskiej ener-
gii. Nie brakuje też wokalistek posługujących się śpiewem białym. Klubokawiarnia Pod Spodem skupia także miłośników gier planszowych i towarzyskich, którzy spotykają się tu w każdy poniedziałek. Amatorzy malowania zawsze mają pod ręką kredki i papier na stołach – gdyż Klubokawiarnia hołduje idei, że każdy człowiek może być artystą. Jednym słowem – Klubokawiarnia Pod Spodem to miejsce, gdzie zawsze dzieje się coś ciekawego, miejsce, które zaskakuje, jak żadne inne w Sosnowcu. Jest najlepszym dowodem na to, że współczesna kultura może powstawać nie tylko w instytucjach kulturalnych, gdyż najważniejsze jest by była blisko
Klubokawiarnia Pod Spodem, ul. Mościckiego 14, Sosnowiec. www.podspodem.com Monika Sobańska Zdjęcia: Mateusz Skrzek
Nalot Poetycki Pod Spodem 27 kwietnia fani poezji mieli okazję spotkać w Klubokawiarni Pod Spodem znanych i cenionych artystów: Martę Podgórnik, Pawła Lekszyckiego, i Marka Krystiana Emanuela Baczewskiego, którzy podczas Nalotu Poetyckiego odczytywali swoje utwory. Po prezentacji poetyckiej organizatorzy imprezy dali także publiczności szansę wykazania się. Specjalnie na tę okazję przygotowano puzzle poetyckie, a odważniejsi stawali w szranki w turnieju jednego wiersza, w którym jury postanowiło nagrodzić wiersz Łukasza Gamrota. Wieczór prowadził Wojciech Brzoska – poeta i animator kultury, a wrażeń muzycznych dostarczyli Bartek Mizera i Rafał Zapaśnik wykonujący saksofonowe-gitarowe improwizacje na bazie standardów jazzowych. Miejmy nadzieję, że impreza doczeka się kolejnych edycji i rozgłosu, dając „młodym zdolnym” szansę na zaistnienie. Olga Kujawińska
nr 3(15) maj – czerwiec 2011 potrzeb ludzi.
63
Kalendarium wydarzeń kulturalnych Muzeum Pałac Schoena, Sosnowiec: cona plecionkarstwu, wiele odmian koszyków 31.07. – Wystawa „Zagłębie Dąbrowskie a Po- wyplatanych z wikliny, np. kabłącoki, kartoflowstania Śląskie” – ekspozycja składa się z fotogra- ki, jabcoki, czy łupnioki oraz fotografie. fii, dokumentów, plakatów, czasopism i druków Pałac Kultury Zagłębia, Dąbrowa Górnicza: ukazujących wkład Zagłębia w organizowanie – LATO W MIEŚCIE 2011: pomocy dla Górnego Śląska. 14.08. – Wystawa „Od Sahary do Atlantyku. 7.06.–08.07. – Lato z filmem. Kultura Afryki Zachodniej”, prezentująca kul- 27.06.–01.07. – Warsztaty gitarowe i wokalne. 04-08.07. – Warsztaty taneczne. turę ludów Afryki Zachodniej. W ramach akcji prowadzone będą zajęcia: warszKlub im. Jana Kiepury i Energetyczne Centrum Kultury taty muzyczne; warsztaty dziennikarskie; warsz„Energetyk” im. Jana Kiepury w Sosnowcu: taty taneczne; warsztaty wokalne; zajęcia teatral5.07., 19.07., 09.08., 23.08. – Wakacje z filmem ne; warsztaty plastyczne połączone z licznymi konkursami; warsztaty komputerowe; zajęcia w Klubie Kiepury. Bilety w cenie 5 zł. 7.07. – Koncert muzyki operetkowej. Bilety w ce- sportowo-ruchowe, wyjazdy do kina; wycieczki autokarowe wspólnie z TPDG itp. nie 10 zł (ulgowy) i 15 zł (normalny). 25.08.-31.08.–Wakacje z Miejskim Klubem im. –LATO Z FILMEM 2011, Kino Studyjne KADR: Jana Kiepury w Sosnowcu. Wycieczki rekreacyj- 04.07. – Safari, 05.07. – Opowieści z Narnii: ne, zajęcia taneczne, warsztaty plastyczne, wokal- Podróż wędrowca do świtu, 07.07. – Zaplątani, ne i inne. Szczegółowy harmonogram dostęp- 08.07. – Alicja w Krainie Czarów. ny będzie na stronie www.kiepura.pl. Mysłowickie Centrum Kultury: 30.08. – Wystawa prac uczestników sekcji plaMuzeum Zagłębia w Będzinie, pałac mieroszewskich: 25.08.–„Niech się plecie!” – wystawa poświę- stycznej Centrum pt. „Laponia – kraina płoną-
cego nieba”. Wystawa z cyklu „Nasze podróże w czasie i przestrzeni”. 28.07. – Cyberfoto 2011 – wystawa prac laureatów i uczestników XIV Międzynarodowego Konkursu Fotografii Cyfrowej organizowanej przez Regionalny Ośrodek Kultury w Częstochowie. Wystawie corocznie towarzyszy seminarium poświęcone relacjom pomiędzy sztuką a technologią. Wydarzenia teatralne w regionie: 26.06.–9.07. – XVIII Międzynarodowy Festiwal Teatralny TEATROMANIA, Bytom. 26.06.–9.07. – 18. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej, Bytom. Impreza obejmie warsztaty, wykłady, zajęcia i spektakle. 2.07.–28.08. – 13. Międzynarodowy Letni Ogród Teatralny, Teatr Korez, Katowice. 30–31.07.–XIII edycja Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla „Ku przestrodze”, Pola Marsowe, Chorzów. Opracowała: Ewa M. Walewska
Pamięć o Janie Przemszy-Zielińskim 17 maja br. o godz. 12 grupa osób, niegdyś współpracujących z dr. Janem Przemszą-Zielińskim, spotkała się przy Jego grobie na cmentarzu prawosławnym w Sosnowcu. J. Przemsza-Zieliński był znanym zagłębiowskim historykiem, działaczem społecznym, redaktorem m.in. tygodnika zagłębiowskiego „Wiadomości Zagłębia”. Jego dorobek naukowy w zakresie dokumentowania historii Zagłębia Dąbrowskiego jest nieoceniony. W spotkaniu przy grobie, gdzie zapalono znicze i złożono kwiaty uczestniczyli: Kazimiera Zielińska wraz z synem, prezes Klubu Kronikarzy Z.D. Jan Kmiotek wraz z żoną, Bolesław Ciepiela – prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich Oddział w Będzinie, Dariusz Jurek – prezes Stowarzyszenia Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego, przedstawiciel Z.O. SITG Sosnowiec – Kazimierz Piętka, członek SITG Koło „Zagłębie” w Będzinie – Antoni Sławatecki, członek Instytutu Autorskiego SAP – Leszek Krawczyk. Bolesław Ciepiela Fot.: Antoni Sławatecki, Dariusz Jurek
64
nr 3(15) maj – czerwiec 2011
Przemysłowa jesień w Expo Silesia Nowoczesne centrum wystawiennicze w aglomeracji śląskiej
Program imprez i wydarzeń kulturalnych Czasopismo nr indeksu CZERWIEC 2011 | LIPIEC 2011 | SIERPIEŃ 2011 społeczno-kulturalne 1.06.2011 r. (środa), godz. 17.00,
ul. Będzińska 6 Bajka z okazji Dnia Dziecka pt. Królewna Śnieżka i krasnoludki w wykonaniu Teatru Umownego pod kierunkiem artystycznym Szczepana Dyrki Obsada: Natalia Zatorska, Damian Rogalski, Maciej Piórek, Adrian Radej, Mateusz Panyło, Klaudia Kardyś, Aleksandra Stępińska, Jacek Kulesa, Angelika Podkowa, Karolina Bartela. Wstęp wolny.
3.06. – 30.06, ul. Będzińska 65, Energetyczne Centrum Kultury, hol Wystawa fotografii Leszka Wolskiego Wstęp wolny.
W programie targów m. in.: 17 – 18 września • SIBEX Jesień Jesienne Targi Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz www.sibexjesien.pl
• RENOVATIO Salon Renowacji Obiektów Zabytkowych i Sakralnych www.targirenovatio.pl
5 – 7 października • TOOLEX 4. Międzynarodowe Targi Obrabiarek, Narzędzi i Technologii Obróbki www.toolex.pl
• WIRTOTECHNOLOGIA www.wirtotechnologia.pl
13 – 14 października • HydroSilesia 3. Targi Urządzeń i Technologii Branży Wodociągowo-Kanalizacyjnej www.hydrosilesia.pl
• ExpoLAB 3. Targi Analityki, Technik i Wyposażenia Laboratorium www.expolab.pl
• EkoWaste Targi Gospodarki Odpadami, Recyklingu i Technik Komunalnych www.ekowaste.pl
• MELIORACJE Targi Melioracji i Urządzeń Wodnych, Infrastruktury i Urządzeń Przeciwpowodziowych www.melioracje.com.pl
18 – 20 października • SteelMET 4. Międzynarodowe Targi Stali, Metali Nieżelaznych, Technologii i Produktów www.steelmet.pl
20 – 23 października • Targi Książki w Katowicach www.targiksiazki.eu
5 – 6 listopada • HAIR FAIR / BEAUTY FAIR Festiwal Fryzjerski / Festiwal Kosmetyczny www. exposilesia.pl/festiwal/pl/
16 – 18 listopada • RubPlast EXPO 4. Targi Przemysłu Tworzyw Sztucznych i Gumy
5.06.2011 r. (niedziela), godz. 11.00 – 17.00, Boguchwałowice, ul. Kormoranów Dzień Otwarty Przystani Żeglarskiej, zakończenie zajęć z zakresu żeglarstwa organizowanych w Miejskim Klubie im. Jana Kiepury w programie: pływanie na jachtach żaglowych, pływanie na kajakach i rowerach wodnych, nauka wiązania węzłów żeglarskich, ognisko i grill (prowiant we własnym zakresie), pokaz stawiania bandery żeglarskiej, nauka żeglowania dla dzieci na jachtach Optymist. szczegóły z mapą dojazdową na stronie www.champion.eth.pl (Andrzej Kostarz 602-66-99-22) Wstęp wolny.
Henryk Kocot
www.rubplast.pl
• HAPexpo 3. Targi Hydrauliki, Automatyki i Pneumatyki www.hapexpo.pl
• ProWELDex Targi Automatyzacji i Robotyzacji w Spawalnictwie www.proweldex.pl
• OILexpo Targi Olejów, Smarów i Płynów Technologicznych dla Przemysłu www.oilexpo.pl
Ewa Kosowska
23 – 25 listopada • Expo KRUSZYWA Targi Kruszyw Naturalnych i Wtórnych www.expokruszywa.pl
• ExpoBeton Salon Technologii, Produkcji i Wykorzystania Betonu www.expobeton.pl
• INFRA-Meeting Salon Maszyn, Urządzeń i Technologii dla Infrastruktury www.inframeeting.pl
• InterSCRAP Międzynarodowy Salon Recyklingu Metali www.interscrap.pl
• SURFPROTECT 5. Międzynarodowe Targi Zabezpieczeń Powierzchni www.surfprotect.pl
Sosnowiec Expo Silesia Sp. z o.o., ul. Braci Mieroszewskich 124, 41-219 Sosnowiec, tel. +48 32 78 87 500, fax +48 32 78 87 502, e-mail: exposilesia@exposilesia.pl
Pełny program targów www.exposilesia.pl
Adam Pociecha
6.06.2011 r. (poniedziałek), godz. 19.00,
nr
3
w programie min.: G.Verdi, W.A. Mozart, E. de Curtis, J. Petersburski, J. Gade, T. Cottrau, E. Bianco Bilety wcenie 10 zł (ulgowy) i 15 zł (normalny)
Klub zastrze ga sobie prawo do zmiany programu Informa cje na bie żąco dostępne są na www.kiepura.pl lub tel. 32 2913948 ul. Będzińska 6 ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury oraz 32 7883361
maj – czerwiec 2011 cena 7 zł
12.00 – 13.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna – Grupa Teatralna Bambino oraz uczniowie szkół podstawowych 13.00 – 14.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna ul. Będzińska 65, – Grupa Teatralna Krotochwila oraz Energetyczne Centrum Kultury uczniowie klas gimnazjalnych Muzyczny koktajl na zakończenie sezonu kulturalnego 17.06.2011 r. (piątek), 14.00 – 15.00 Taniec towarzyski dla dzieci 2010/2011 w wykonaniu Międzynarodowej Grupy godz. 17.00 – 21.00, i młodzieży Wokalnej Orfeusz, w skład której wchodzą soliści ul. Będzińska 6 15.00 – 16.00 Taniec Disco dzieci 4-6 lat z Bułgarii, Chorwacji, Węgier i Białorusi, w programie: cykl pieśni a capella pochodzących VI Potyczki Sosnowieckiego Stowarzyszenia 16.00 – 17.00 Taniec Disco młodzież 7-13 lat Szaradzistów Ariada o Puchar Dyrektora Miejskiego 17.00 – 19.00 Warsztaty florystyczne i z rękodzieła z różnych regionów wschodniej części Europy. Klubu im. Jana Kiepury w Sosnowcu. artystycznego lub warsztaty Bilety wcenie 20zł Impreza zamknięta plastyczne 8.06. – 10.06.2011 r., (sala klubowa, ilość miejsc 17.06.2011 r. (piątek), ograniczona, zapisy) ul. Będzińska 65, 17.00 – 18.00 Mała Akademia Tańca Flooreski godz. 18.00, Energetyczne Centrum Kultury – Taniec nowoczesny z elementami VIII Konferencja PR w samorządzie ul. Będzińska 65, baletu 5-6 lat Mieszkaniec – Media – Inwestor w relacjach Energetyczne Centrum Kultury 18.00 – 19.00 Mała Akademia Tańca Flooreski z samorządem Koncert uczestników zajęć Ogniska Muzyki – Taniec nowoczesny z elementami Sosnowiec, 8-10 czerwca 2011 r. Rozrywkowej Sound Impression, zamykający rok baletu 6-7 lat szczegóły na www.sosnowiec.pl szkolny 2010/2011 19.00 – 20.00 Mała Akademia Tańca Flooreski W koncercie wezmą udział uczniowie uczęszczający – Taniec nowoczesny z elementami 13.06.2011 r. (poniedziałek), na zajęcia w klasach: śpiewu, gitary, gitary baletu 8 lat i powyżej elektrycznej, gitary basowej, godz.19.00, Zajęcia bezpłatne perkusji i fortepianu. Wstęp wolny. ul. Będzińska 6 30.06.2011 r. (czwartek) Spotkanie z operetką 27.06. – 1.07.2011 r. (codziennie), Koncert dedykowany Alfredowi Jaroszowi 9.00 – wycieczka rekreacyjna do przystani ul. Będzińska 6 Korczyńskiemu żeglarskiej w Boguchwałowicach. 9.00 – 11.00 Taniec współczesny cheerleaders Todo Art Trio Obowiązują wcześniejsze zapisy 10.00 – 14.00 Turniej Szachowy (czytelnia) Grażyna Jursza - flet w Miejskim Klubie im. Jana Kiepury, 11.00 – 12.00 Młodzieżowa Akademia Teatralna Dariusz Jursza - klarnet ul. Będzińska 6. – Grupa Teatralna Kwadryga oraz Dawid Smykowski - fagot Cena 6 zł. uczniowie klas gimnazjalnych i licealnych Aleksandra Stokłosa - sopran
(zawiera 5% VAT)
Wakacje z filmem
5.07.
ul. Będzińska 6 17.00 - prelekcja - prezentacja filmu 18.00 Prowadzenie – dr Ryszard Koziołek Bilety w cenie 5 zł
7.07.2011 r. (czwartek), godz.19.00, ul. Będzińska 6 Koncert muzyki operetkowej Bilety wcenie 10 zł (ulgowy) i 15 zł (normalny)
25.08 – 31.08.2011 r. Wakacje z Miejskim Klubem im. Jana Kiepury w Sosnowcu , ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury Wycieczki rekreacyjne, zajęcia taneczne, warsztaty plastyczne, wokalne i inne. Szczegółowy harmonogram dostępny będzie na stronie www.kiepura.pl oraz na plakatach.
Klub zastrzega sobie prawo do zmiany programu. Informacje na bieżąco dostępne są na www.kiepura.pl lub pod nr. tel. 32 2913948, ul. Będzińska 6 oraz 32 7883361, ul. Będzińska 65 Energetyczne Centrum Kultury SERDECZNIE ZAPRASZAMY!
Czasopismo społeczno-kulturalne
nr indeksu 252352
nr
3 (3/15) maj – czerwiec 2011
cena 7 zł
(zawiera 5% VAT)
15 LAT KSSE KATOWICKA SPECJALNA STREFA EKONOMICZNA S.A. Zapraszamy do inwestowania na atrakcyjnych warunkach w Zagłębiowskim Regionalnym Parku KSSE „Tucznawa” w Dąbrowie Górniczej Atuty lokalizacji to: — atrakcyjne położenie w pobliżu dróg krajowych DK1, DK94, DK796, autostrady A4, lotnisk w Pyrzowicach i Balicach, sławkowskiego Euroterminalu z końcówką szerokiego toru kolejowego — jeden z największych parków przemysłowych w Regionie o łącznej powierzchni 100 ha z możliwością powiększenia do 260 ha —11 wydzielonych działek o powierzchni od 2 do 18 ha —zaprojektowane drogi dojazdowe —uregulowany stan prawny —jedyny właściciel – Gmina Dąbrowa Górnicza —przeznaczenie pod działalność przemysłową w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego —dostęp do wyszkolonej kadry technicznej O atrakcyjności naszej oferty inwestycyjnej świadczą liczby: — 35 pozyskanych inwestorów, reprezentujących zarówno kapitał polski (Watt, Final, Aluron), jak i zagraniczny (amerykańskie Caterpillar, Guardian, Johnson Controls, TRW, włoskie Automotive Lighting, Brembo, Ergom, Bitron, Magneti Marelli, francuskie Saint Gobain Glass, Saint Gobain Sekurit HanGlas, szwedzki Electrolux, hiszpańskie Ficomirrors i Mecacontrol, niemiecki Polskapresse i wiele innych) — 14 000 utworzonych miejsc pracy — prawie 4 mld zł bezpośrednich nakładów inwestycyjnych
Spowiedź mordercy Henryk Kocot Fotografia władzy. Zagłębiowscy prezydenci Krzysztof M. Macha Udział Zagłębiaków w powstaniach śląskich Małgorzata Śmiałek, Zbigniew Studencki Kultura w województwie śląskim Ewa Kosowska WYWIADY Witold Klepacz, Agnieszka Czechowska-Kopeć, Elwira Kabat-Georgijewa FELIETONY Jadwiga Gierczycka, Jerzy Suchanek, Andrzej Wasik PLASTYKA Adam Pociecha
Podstrefa Sosnowiecko-Dąbrowska 41-200 Sosnowiec, ul. Modrzejowska 32b (wejście od ul. Małachowskiego) tel. +48 32 2920106; +48 32 2988969; faks +48 32 7202656 http://www.ksse.com.pl; e-mail: sosnowiec@ksse.com.pl
Straszenie kibicem?