
13 minute read
Takie czasy
from nowyczas2006/008/008
by nowyczas
NOWYCZAS 24 listopada 2006 10
nowyczas.co.uk
Advertisement
Mniej wychowania, więcej karania
Nie milkną spory i dyskusje na temat wychowania i zachowania w szkołach. Po serii tragicznych wypadków w gimnazjach w różnych częściach kraju, czasami celowo nagłaśnianych przez media i polityków, minister edukacji zaproponował nową – jego zdaniem – politykę radzenia sobie z tym problemem. Politykę, którą w skrócie można zamknąć w sloganie: mniej wychowania, więcej karania.
Zapowiedziany program „Zero tolerancji”, o którym dyrektorzy szkół już powoli informują rodziców na szkolnych zebraniach, jest nie tylko wrogi wobec uczniów sprawiających problemy wychowawcze, ale również nie daje w dłuższej perspektywie szans na ukształtowanie powierzonych szkole młodych ludzi na takich członków naszego społeczeństwa, którzy będą się w nim liczyć w przyszłości.
Jako rodzic i osoba czynnie związana z oświatą ubiegłotygodniowe enuncjacje ministra przyjęłam z przykrym uczuciem zawodu, jakiego doświadczamy, gdy orientujemy się, że osoba, od której tak wiele zależy, nie tylko nie jest w pełni zorientowana w sprawie, ale nawet chwilami może jej nie rozumieć.
Szumne projekty kontroli wagarowiczów, czy zwiększonej czujności w szkołach de facto w moim mieście istnieją Czy lubimy się bać? Ja osobiscie nie, ale środki masowego przekazu uwa- żają, że tak, i przypominają mi o tym nawet nie codziennie, ale parę razy na dzień. ustannie: a to że świat skończy się jutro, bo zaleją nas wody z roztopionych lodowców, a to że terroryści zbombardują kolejny wieżowiec, a to że w kosmosie czekają nieznane siły czyhające na bezbronną ludzkość. Lepiej umrzeć od razu i nie czekać na kataklizmy.
Od paru lat nie ma brytyjskiej gazekreślenie) nie rozpisywałaby się na temat katastrofy ekologicznej, jaka dotknęła świat. Że źle się dzieje, co do tego nie ma watpliwości: ludności przybyło, a technika poszła tak daleko, iż nie wychodzi to na dobre atmosferze. Prawie każdy ma samochód, zużywa dużo energii, domy są większe, poziom życia w krajach rozwiniętych podniósł się do my sobie już wyobrazić życia bez pew
Do obłędu może doprowadzić nieustajace straszenie przecietnego obywatela kataklizmami, które grożą światu. Temat stał się w tym kraju tak modto do zwykłego człowieka, który tak naprawdę tylko w niewielkim stopniu przyczynia się do dziury ozonowej. Dooszczędzania energii lub wody. Tym już od co najmniej trzech lat. Od takiego czasu bowiem Straż Miejska, patrolując parki i miejsca publiczne w godzinach przedpołudniowych, legitymuje i doprowadza do szkół tych, którzy dziwnym trafem tam jeszcze tego dnia nie trafili. Po każdego z tych delikwentów muszą zgłosić się rodzice i pokwitować odbiór (!) wagarowicza. Wstyd jest tak dojmujący, a kłopot tak duży, że każda następna próba zerwania się z lekcji jest znacznie lepiej przemyślana i często dzieje się w murach szkoły.
To, czego minister w swoim programie nie dostrzega, a co moim zdaniem dla młodych ludzi jest czynnikiem niezwykle istotnym, to szeroko rozumiane poszanowanie prawa i przyjętych w społeczeństwie norm. Prawa wewnętrznego w szkołach, czyli obowiązującego w nich regulaminu i statutu, jak i kodeksu praw obowiązujących w większej, że najgłośniej piszą o tym gazety, których właściciele mają kilkaście domów, samochodów, łazienek, prytym, czy światło w tych posiadłościach pali się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pan Murdoch – właściel może najbardziej wpływowych gazet – nie musi oszczędzać, za to jego korporacja przedstawia przeciętnemu obywatelowi czarny obraz i konieczność ograniczania się do minimum.
Przeciętnemu człowiekowi nie trzeba tłumaczyć, że ma za sobą wyłączać światło lub nie używać zbyt wiele wody, gdyż on doskonale wie, że tego typu nieroztropność natychmiast odbije się na jego rachunkach. Nie zauważyłem, jak dotad, by któraś z gazet zaatakowała wielkie korporacje czy multimilionerów, by to właśnie oni ograniczyli zużylatać samolotem – raz w roku na wypracowany urlop! To nam nakazuje się oszczedzanie wody (czerwony Ken, czyli burmistrz Londynu, na którego głosonawet hasełko: if it’s yellow, let it mellow ), a zarazem co rusz widać, jak z popękanych rur woda na ulicach wylewa się hektolitrami i nikt za to nie jest karabraku wody. A gdzie kary dla tych, którzy tę wodę najbardziej marnują?
Przyglądając się przez wiele lat Brytyjczykom uważam, iż w wielu wypadkach są naiwni jak dzieci – wierzą w cokolwiek, co zostanie napisane. Nawet nie zadają sobie trudu, by sprawdzić, co jest prawdą, a co propagandą. Jest źle, ale konsekwencje powinni ponosić przede wszytkim ci, którzy najkraju. Bo jak inaczej, jeśli nie przez praworządność i brak przyzwolenia na łamanie istniejących przepisów, chcemy wychowywać tych, którzy każdą niemal chwilę poświęcają na sprawdzanie, czy może wolno im dziś więcej niż poprzednio? Ta ciągła ciekawość i doskonała pamięć sytuacji, które są dozwolone, jest dla nas wszystkich wielkim zobowiązaniem i stałym elementem kontroli. Dla nauczycieli, którzy nie mówią prawdy, a uczą, że nie godzi się kłamać, dla rodziców, którzy oszukują urząd skarbowy, a żądają prawdomówności dzieci, dla ministra wreszcie, który grzmi o „zerowej tolerancji” dla pozaprawnych zachowań, a sam ma na sumieniu wiele – od niejasnych operacji finansowych, poprzez szerzenie nienawiści, aż po tolerowanie faszystowskich zachowań podopieczbardziej do tego zła się przyczyniają. Krew mnie zalewa i dlatego postanowiłem, iż będę żył normalnie, bez przesadnego dbania o ekologię – niech Murdoch za mnie dba o środowisko.
Chyba tylko raz i to gdzieś na odległych stronach przeczytalem opinię jakiegoś mądrego naukowca, iż natura ma wyjatkową zdolność odnawiania się, a okresy ocieplania oraz oziębiania są normalne, związane z cykliczwiście teraz zachodzą one szybciej niż nych z Młodzieży Wszechpolskiej.
Uczniowie źli, zbuntowani i niewychowani, którzy dopuszczają się chuligańskich wybryków i aktów łamania prawa, rekrutują się z chorych domów i rozbitych, niewydolnych rodzin. Trzeba mieć czas, motywację i możliwości, aby w życie tych ludzi wejrzeć i spróbować im pomóc. Pomóc, a nie przede wszystkim potępić.
Praca w szkole, misyjna w swej istocie, wymaga od nauczycieli wielkiej odporności, empatii i wiedzy, głównie z zakresu psychologii i pedagogiki. Wiedzy, której nie zdobędzie się na uczelni, ani nie wyczyta z kultowego podręcznika, ale którą zdobywa się mozolnie dzień po dniu, eksperymentując na żywym materiale, jakim jest uczeń. Szkoda, że minister nie widzi tutaj wielkiej możliwości wsparcia szkoły.
Najświeższe dane dotyczące demograficznej fali „becikowych dzieci” (termin nawiązuje do tzw. „becikowego”, czyli jednorazowej zapomogi w wys. 1000 zł wypłacanej od listopada 2005 na każde nowo narodzone dziecko) pozwala spodziewać się znacznie większych kłopotów wychowawczych już za lat siedem, gdy maluchy pójdą do przed milionami lat, kiedy prawie nie było ludzi – ale są i tak nieuniknione. terpretację mogę uwierzyć. Media to jednak ignorują, gdyż efektowniej jest A mówiąc o straszeniu – w telewizji czy kinie nie można teraz znaleźć nic poza przemocą i strachem. W jednym tylko dniu (wieczorem) naliczyłem w telewizji na pięciu głównych kanałach dziesięć programów, w których krew lała się gęsto, używana była broń, a ludzie szkół. Oto bowiem okazuje się, że niemal połowa tych dzieci wywodzi się z patologicznego marginesu społecznego, dla którego to „becikowe” właśnie jest bodźcem do dawania życia nowym dzieciom – dzieciom bez rodzin, bez wzorców i bez norm.
W dzień po wyborach do samorządu lokalnego, w których LPR poniósł totalną porażkę, minister Giertych z trybuny sejmowej chwalił się, że nareszcie mamy wzrost demograficzny i Polaków jest więcej.
Przyznaję, że zimny pot mnie oblał w tamtej chwili, gdy dotarło do mnie, jak bardzo i jak głęboko psują państwo aktualne rządy. Wielkie dzieło przysposabiania polskiej szkoły do wychowywania totalnego, bez udziału rodziny, zaczynać trzeba już teraz, by – gdy dotrze tam fala becikowych dzieci – sporo rozwiązań było już sprawdzonych i przećwiczonych.
A zawołanie „Giertych musi odejść” powinno być rozumiane jako demonstracja postawy patriotycznej, która ministrowi zawsze tak leżała na secu.
Straszenie odbywa się nie
ty, która codziennie (i to jest moje podtak wysokiego poziomu, że nie potrafinych podstawowych wygód.
ny, że nikt nie widzi, iż skierowane jest staję furii, gdy czytam o konieczności
watnych samolotów i nie liczą się z
wanie energii. To nam się mówi, by nie walem, ale już nigdy nie będę, wygłosił ny. I dalej straszy się ludzi możliwością
nymi procesami naszej planety. Oczy


Naukowcem nie jestem, ale w taką instraszyć przeciętnych ludzi.
Julia Kamieńska

padali jak muchy. Czy rzeczywiście nasz codzienny świat tak wyglada? Liczba policyjnych programów (fikcyjnych lub nie) doszła do absurdu. Czy odbiorcy niczego innego nie chcą oglądać? Jeśli tak, jeśli to ma być odbiciem codziennego życia, to źle z nami… Nic dziwnego, że ludzie opisujący autentyczne, tragiczne zdarzenia odwołują się do swoich doświadczeń wirtualnych: Było tak jak w telewizji – mówią.
Stefan Gołębiowski
REKLAMA
nowyczas.co.uk
N OWYCZAS
FELIETONY 11
24 listopada 2006
Grzegorz Małkiewicz
Czy ktoś jeszcze czyta kryminały Agaty Christie? Chyba tylko grupa koneserów doceniająca styl i matematyczną wręcz elegancję zanikającej sztuki dedukcji. Zanikającej, dlatego że wypiera ją wszechobecna technologia. Teraz przestępcy szuka nie detektyw, lecz komputer.
JAZDA bez cugli
Znacznie więcej na temat współczenych metod detektywistycznych mieli do powiedzenia wizjonerzy gatunku science fiction.Po kolejnych rewelacjach, kto i jak nas obserwuje, osoba wychowana na tym gatunku niejako z dumą odpowiada – mnie to nie dziwi, ja znam te sztuczki. Fenomenalne zupełnie osiągnięcie – fikcja literacka, najbardziej zdawałoby się oderwana od rzeczywistości, jest realizowana konsekwentnie i po cichu w życiu społecznym.
Jeszcze 3-4 lata temu (dokładnie nie pamiętam) liberałowie w tym kraju głośno protestowali przeciwko planom rządu dotyczącym wprowadzenia obowiązkowych identyfikatorów osobowych czyli ID (odpowiednik polskich dowodów osobistych). Zamach na wolność – krzyczeli, i mieli rację, bo z punktu widzenia kilkusetletniej tradycji wolnego obywatela w wolnym kraju takie plany naruszały fundament życia społecznego. Był to jednak tylko sentyment, nie mieli już argumentów. Znacznie wcześniej zgodzili się bowiem na inne formy identyfikacji osobowej. Już wtedy stworzona była potężna baza danych w oplatającej nas sieci niewidocznych komputerów. W jednej sprawie liberałowie protestowali, w innej z pokorą godzili się na kolejną ingerencję i ograniczenie wolności.
Największym sprawdzianem było umieszczanie różnego rodzaju kamer: w biurach, centrach handlowych, na skrzyżowaniach w autobusach itd. Nikt nie protestował, bowiem ich funkcja była uzasadniona – walka z przestępczością i ograniczanie liczby wypadków znajdowało poparcie społeczne.
Tym łatwiej było wprowadzić system monitorowania ruchu ulicznego w centralnym Londynie. I znowu, generalnie nikt nie protestował, choć system naruszał wolność osobistą, o czym mówili Amerykanie, ale nie Brytyjczycy.
Mało kto, poza specjalistami, wyobrażał sobie, że dostępna technologia potrafi zrealizować ambitny plan rejestrowania każdego samochodu wjeżdżającego do centralnego Londynu. Odniesiony sukces był zaskoczeniem dla wszystkich, poza specjalistami. Następnym krokiem było wykorzystanie sprawnych kamer w godzinach „nadliczbowych”. I znowu nikt nie protestował, ale tym razem nikt o tym nie wiedział. Dopiero teraz okazało się, że kamery włączone są 24 godziny na dobę. Miały służyć pobieraniu myta, wykorzystywane są również w innych celach. Jakich? Operatorzy są bardzo enigmatyczni. Nic to ich nie kosztuje, komputery zapisują dane i prawie że natychmiast wyrzucają je do śmieci. A z tych śmieci korzysta policja i inne agencje, oczywiście dla naszego bezpieczeństwa. Jeśli to jest logiczne, pojęcie wolności należy też wyrzucić do śmieci i zastąpić pojęciem bezpieczeństwa. Będzie prościej, wolności nie da się dawkować, chyba że przyjmiemy definicję Lenina: wolność to uświadomiona konieczność.
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Michał P. Garapich
Brunatna soczewka
Przygotowywane co kwartał raporty Home Office dotyczące przepływu ludzi z krajów akcesyjnych zdążyły już się przejeść. Problem polega na tym, iż produkcja liczb niewiele wnosi do naszej wiedzy o zjawisku, więc należy zapytać, po co komu te cyferki. Jakoś nikt nie liczy Francuzów lub Portugalczyków, których jak wiemy, jest w tym mieście od groma. Niestety, liczby przydają się co poniektórym panikarzom na brytyjskiej scenie politycznej, a zwłaszcza niechętnym imigrantom tytułom prasowym w stylu „The Daily Mail” i ludziom typu Andrew Green z organizacji MigrationWatch. Z raportu Home Office podchwycono liczbę 55 tys. osób, które pobierają zasiłek na dzieci i inne świadczenia. Liczba wprowadziła redaktorów w gorączkę.
Mniejsza o szczegóły, wiemy w końcu nie od dziś, że media –jak sama nazwa wskazuje – są tylko soczewką, przez którą oglądamy rzeczywistość, a od tego, jakiego koloru jest soczewka, zależy obraz, jaki się wyłania obserwatorowi. Otóż kolor soczewki w tym wypadku mamy z lekka brunatny, gdyż w tonie oburzenia, jaki słyszymy w haśle, że aż 55 tys. pobiera zasiłki, jest sugestia, iż jest to coś nienaturalnego, nienormalnego. Żeby ktoś, kto przyjechał niedawno pobierał zasiłek? Skandal. Tym samym sugeruje się, że klienci, o których mowa, nie mają do owych zasiłków prawa, a tym samym nie przynależą do społeczeństwa. Oczywiście autorzy podobnych artykułów wiedzą, że to fałsz, ale w kreowaniu oburzenia, że oto „obcy” przyjeżdżają i drenują system zasiłków socjalnych jest ogromny potencjał do wywołania niechęci. A więc, tania siła robocza jest OK tylko pod warunkiem, że szybko spakuje manatki i wróci bez odzyskiwania tego, co oddała państwu. „The Daily Mail” i inne tabloidy nie wspominają, iż jednocześnie migranci wpompowali miliardy do gospodarki w formie podatków, pracy, transferu towarów z Polski, etc. Większość osób ma więc prawo do owych zasiłków. Generalnie chodzi o stworzenie fikcji, że zasiłki socjalne należą się tylko wspólnocie połączoną jakąś irracjonalną więzią – kulturową, etniczną, jakkolwiek ją nazwać. Patrząc na liczby widzimy, że wnoszenie podań o zasiłki socjalne ma tendencję wzrostową. To zrozumiałe. Pamiętajmy, iż wraz z rozszerzeniem, łamiąc prawo unijne Wielka Brytania wprowadziła zakaz korzystania z zasiłków dla osób przebywających mniej niż 12 miesięcy w tym kraju. Obecnie ludzie już nabywają to prawo i skrzętnie z niego korzystają. Należy się z tego cieszyć. Jako skrzętny konsument tego systemu redystrybucji sądzę, iż pomyślany jest całkiem rozsądnie, gdyż bez tego ciężko byłoby utrzymać się w jednym z najdroższych miast świata. Jest to jednocześnie potwierdzenie mojej przynależności lokalnej, gdyż chociaż obywatelem Korony jeszcze nie jestem, coś mnie z Londynem łączy i skoro płacę podatki, mogę też współdecydować jak pieniądze te będą wydawane poprzez udział w wyborach lokalnych.
Jest więc kilka opcji reagowania na Brytyjczyka (np. Andrew Greena), który uważa za coś nienormalnego, że biorę zasiłek na dzieci. Można mu więc wytłumaczyć, że jest coś takiego jak Europa, rynek pracy, a jeśli łaska, on sam może z niego skorzystać szukając sobie pracy w Polsce (bez ironii tutaj) albo kupić tanie mieszkanie w Krakowie; niech więc się lepiej pogodzi z tym, że Polacy z przysługujących im praw będą korzystać.
(Dez)Informacja
Teresa Bazarnik
Autor reportażu, opublikowanego w 94 numerze „Polish Express” (14-20 lisopada), pisząc o wizycie prezydenta RP w Wielkiej Brytanii, wylicza słabe jej strony: Nie było, niestety –czytamy – jak w przypadku wizyt wcześniejszych prezydentów RP –Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego – wspólnego przejazdu karocą wśród wiwatujących wzdłuż alei The Mall tłumów.
Cóż, źle go potraktowali – mógłby pomyśleć niezorientowany czytelnik. Nie lubią naszego prezydenta na Wyspach. Żeby jednak czytelnik, u którego obudziły się niemodne dziś uczucia patriotyczne nie czuł się zbyt zawiedziony, należy mu się wyjaśnienie, że prezydent Lech Kaczyński na Wyspy Brytyjskie przybył na zaproszenie szefa rządu, a nie głowy państwa, którą w Zjednoczonym Królestwie wciąż jest królowa Elżbieta II i że to ona zabiera głowy innych państw na przejażdżkę karocą. W drodze wyjątku na przejażdżkę naszego prezydenta mógłby zabrać jeszcze Lord Mayor z City of London. Oczywiście tylko wtedy, gdyby ta wizyta zbiegła się z inauguracją urzędu Lorda Mayora, na którą swoją złoconą karocę wyprowadza z London Museum, ale na pewno nie premier brytyjski, który takowej jeszcze nie posiada.
Prezydent RP nie mówił też o „nieudacznikach”, a o ludziach bezradnych, którzy znaleźli się na Wyspach, i o tym, że rząd polski nie uchyla się od odpowiedzialności za nich. Nieudacznikiem w tym wypadku okazał się raczej tłumacz, który słowo „bezradny” przetłumaczył na „nieudacznik”. Przytoczenie tłumaczenia z ksenofobicznej „Daily Mail” budującej cały złośliwy artykuł wokół słowa „feckless”– językowego lapsusa tłumacza – bez żadnego komentarza, nie jest tylko dezinformacją, ale wręcz szkodliwą propagandą.
W tym samym numerze „Polish Express” czytamy, że na organizowanym po raz pierwszy w Dublinie festiwalu polskich filmów fabularnych gościem specjalnym będzie jeden z najznakomitszych polskich aktorów Jerzy Stuhr, który swoją karierę zaczynał od roli w filmie Kieślowskiego „Trzy kolory: biały” .
Na szczęście Jerzy Stuhr wybierał się tylko do Dublinia i miejmy nadzieję, że nie wpadnie mu w rękę „Polish Express” z 14-20 listopada, bo z pewnością po raz kolejny zapadłby na sercową chorobę. A tego, myślę, nikt nie życzy jednemu z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych, który swoją karierę zaczął w latach 70. w jednym z najwybitniejszych spektakli Andrzeja Wajdy „Biesy” w krakowskim Starym Teatrze. W 1977 roku zagrał brawurowo główną rolę w „Wodzireju” Feliksa Falka, a już rok później w „Amatorze” Krzysztofa Kieślowskiego. „Trzy kolory: Biały” Kieślowski nakręcił szesnaście lat później, w roku 1993. W tzw. międzyczasie Jerzy Stuhr zagrał wiele znakomitych ról filmowych (np. w kultowej „Seksmisji”) i teatralnych (m.in. w „Zbrodni i karze” i „Kontrabasiście”).
Chociaż, z drugiej strony, może szacowny dziś rektor Krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej poczułby się młodziej czytając skróconą wersję swego życiorysu? Kto wie? Niemniej fakty są faktami i lepiej się ich trzymać.