27 minute read

str

Rozmowa z administratorką profilu „Memellonian University”

Czy można śmiać się z naszej uczelni?

Advertisement

Odpowiadając na powyższe pytanie: można. Zwłaszcza jeśli robią to studenci tej uczelni, którzy kreując żarty na jej temat, pokazują też ogromny dystans do samych siebie i do swoich studiów. Idealnym przykładem na potwierdzenie tej teorii jest strona „Memellonian University”.

Ten fanpage na Facebooku w tym momencie obserwuje ponad 21,5 tys. osób. Co można tam znaleźć? Memy i grafiki o zabarwieniu humorystycznym dotyczące Uniwersytetu Jagiellońskiego. Teraz warto zadać pytanie: dlaczego mielibyśmy się śmiać z własnych studiów? O tym i o innych aspektach prowadzenia takiego profilu w mediach społecznościowych opowiada administratorka strony Memellonian University.

Dlaczego chciałaś pozostać anonimowa?

Myślę, że nie jestem anonimowa dla wszystkich. Jeśli ktoś bacznie obserwuje fanpage, to pojawiają się tam tematy związane z moimi studiami, z moim wydziałem czy kierunkiem. Nie studiuję na bardzo liczebnym kierunku, więc uważam, że łatwo mnie zidentyfikować. Wiele osób wie, czym się zajmuję.

ale szerszej publiczności nie jesteś znana. i chcesz pozostać anonimowa też tutaj, w wywiadzie.

Wydaje mi się, że nie jest to potrzebne. Na fanpage’u nie pojawiam się raczej „osobowo”, nie jest to forma bloga, nie opisuję tam swojego życia. Tam są obrazki, które są związane ze studiowaniem albo po prostu z życiem UJ.

ten fanpage idealnie scala to, co łączy wszystkich studentów uj. ale zastanawiam się, po co śmiejemy się z własnej uczelni?

Wydaje mi się, że ja to robię, bo chcę pokazać innym, że mam tak samo. Pokazuję tam jakieś wspólnotowe doświadczenia, które są czasem trudne, ale staram się je obracać w żart. Dużo treści na fanpage’u dotyczy np. USOS-a, z którym studenci zmagają się przy rejestracji na przedmioty, często publikuję coś związanego z zachowaniami prowadzących, które też są wszystkim studentom znane.

Skąd wziął się pomysł na „memellonian university”?

Pomysł nie jest mój, ponieważ autorem fanpage’a jest mój kolega, który teraz jest na nim mało aktywny, całość działalności przejęłam ja. Najpierw działałam na stronie jako moderator, potem administrator. Wydaje mi się, że teraz tworzę tam większość treści, zostałam trochę wprowadzona w pomysł, który istniał już wcześniej. Kiedy się tam pojawiłam, na fanpage’u było około 10 postów. Najpierw funkcjonowało to na zasadzie żartów z uczelni w gronie znajomych na Facebooku, później „Memellonian University” bardziej się rozrosło.

Rozrosło się chyba dosyć konkretnie, bo na ten moment strona została polubiona przez ponad 21,5 tys. osób. czy na początku istnienia fanpage’a spodziewałaś się, że spotka się on z aż takim zainteresowaniem?

Takie liczby są dla mnie niewyobrażalne. Kiedyś tych fanów było dużo mniej, nawet z tej okazji pojawił się na stronie mem, który opowiadał o tym, że gdyby zebrać wszystkich miłośników strony w Sali Auditorium Maximum UJ, to praktycznie zostałaby ona zapełniona. Teraz ta liczba ciągle się powiększa. Myślę, że nie spodziewałam się takiego rozwoju. Ale dotarło do mnie, że tych osób będzie przybywać, dlatego że ludzie potrzebują rozrywki i takiej formy żartu dotyczącej uczelni. Memy i grafiki, które tam publikuję, gromadzą wielką część społeczności Uniwersytetu, ale także jego absolwentów czy prowadzących. Widzę to, przeglądając reakcje na posty i komentarze.

Wspomniałaś, że prowadzący komentują twoje posty. czy podchodzą do tego raczej z dystansem i potrafią żartować z uczelni, która jest ich miejscem pracy, czy spotykasz się z ich krytyką?

Nigdy nie trafiłam na krytyczny komentarz mówiący o tym, że godzimy w godność i majestat Uniwersytetu. Negatywne komentarze, które się zdarzają, dotyczą raczej formy danego żartu. Ale nie spotkałam się z zarzutem, że nie powinniśmy się śmiać z Uniwersytetu, dlatego że jest Uniwersytetem.

Dzisiaj mamy wiele możliwości przy formie publikowania. Dlaczego zdecydowałaś się akurat na memy?

Ja dobrze czuję się w formie wizualnej, memy można tworzyć w najprostszych graficznych programach na telefonie czy na komputerze. Gdybym wybrała bardziej złożoną, „instagramową” formę, musiałabym poświęcić na to zdecydowanie więcej czasu i pracy. Memy produkuję dosyć szybko, co sprawia, że prawie natychmiast mogą pojawić się na stronie. Z innymi formami ten proces byłby dłuższy, a to nie do końca mi odpowiada.

jak wygląda praca nad przygotowywaniem treści na „memellonian university”?

Zdarza się wiele razy, że dostaję memy od osób, które obserwują fanpage, co sprawia, że często są one publikowane na stronie, oczywiście z oznaczeniem, kto jest autorem danego mema czy grafiki. Czasem też inspiruję się ich pomysłami, co potem przekuwam w treść dodawaną na fanpage’u. Są też stałe treści, takie jak np. USOS i cały folklor związany z jego często problematycznym działaniem, z rejestracją na przedmioty. Podobnym tematem jest nauczanie zdalne, gdzie można znaleźć wiele zabawnych aspektów.

masz plany na rozwijanie „memellonian university”? czy może ta forma, w której to obecnie działa, odpowiada ci i chciałabyś przy niej zostać?

Na razie taka forma mi odpowiada. Miałam kilka pomysłów na rozwój strony, ale obawiam się, że gdybym coś diametralnie zmieniła, mogłabym stracić grono odbiorców, którym inny rodzaj żartów z uczelni nie przypadnie do gustu. Czuję się dobrze w tym stylu prowadzenia social mediów. Rozmawiała: Izabela Olczyk

A ty co myślisz? Czyli o tych, co penetrują mózg

To i inne podobne pytania zadają studenci i studentki, którzy zdecydowali się pójść o krok dalej i zrobić coś więcej. Zaciekawieni? Poznajcie kolejne wyjątkowe uniwersyteckie koło!

Koło Naukowe Studentów Kognitywistyki UJ (KNSK UJ) istnieje tak długo, jak same studia kognitywistyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, czyli 12 lat. Zrzesza 28 pasjonatów poznawania możliwości ludzkiego mózgu i sztucznej inteligencji. Członkowie koła poszerzają tu wiedzę z różnych dziedzin naukowych, m.in. neurobiologii, matematyki, filozofii, psychologii i lingwistyki w celu modelowania procesów poznawczych, takich jak: uwaga, pamięć, emocje czy świadomość. Kluczowe pytanie badawcze, które sobie zadają, brzmi: czym jest poznanie i w jaki sposób można je skutecznie badać?

Na tle koła wyróżnia się sekcja metanaukowa, która jest współtworzona wraz z Kołem Naukowym Studentów Psychologii UJ. W jej ramach prowadzone są wykłady specjalne, spotkania seminaryjne oraz spotkania kolektywu statystycznego „Szerszeń”, podczas których studenci uczą się programować i analizować dane w języku programowania R oraz środowisku Rstudio. W przyszłym semestrze planowane jest również wznowienie aktywności obecnie zawieszonej sekcji ExMind. Opiekę naukową nad kołem sprawuje dr Błażej Skrzypulec, a w zarządzie koła działają: prezes Iwona Przybył, zastępca prezesa Piotr Litwin oraz Sekretarz Aliaksandra Doinich.

KOgNi jaK...? – O kognitywistyce dowiedziałam się, przeglądając ofertę studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zależało mi na kierunku, który nie zamknie mnie w ramach jednej dziedziny i pozostawi szerokie możliwości swobodnego wytyczania dalszej ścieżki naukowej – mówi Zarząd KNSK, od lewej: Piotr Litwin (zastępca prezesa), Iwona Przybył (prezes), Aliaksandra Doinich (sekretarz)

Zofia Domagalska, członek KNSK UJ. Koło stara się podejmować działania, które z jednej strony wprowadzą studentów w swoją tematykę, a z drugiej wypromują kognitywistykę w społeczeństwie. Od 2018 roku KNSK prowadzi spotkania z cyklu „Kogniak”, którego nazwa jest połączeniem słów „Kogni[tywistyka]” oraz „jak?!” i nawiązuje do pewnego trunku. Na spotkaniach członkowie uczą się analizować artykuły naukowe, przygotowywać ich opracowania i przemawiać publicznie. W bieżącym roku rozpoczęli projekt „CS_Student_Reading_Prompt”, czyli serię postów publikowanych na stronie KNSK na Facebooku, w których przybliżane są artykuły kolejnych numerów czasopisma „Trends in Cognitive Sciences”.

cO pO KOgNi? – Jako że wiele osób na kierunku stawia sobie praktyczne pytanie, co można robić po studiach, z okazji 10-lecia istnienia koła uruchomiono cykl spotkań „Co po Kogni?”. Na spotkania zapraszani są absolwenci, którzy opowiadają członkom KNSK, jak potoczyła się ich dalsza droga – opowiada Iwona Przybył, prezes koła. W bieżącym roku akademickim cykl został uzupełniony nową inicjatywą „Poznaj naszych naukowców!”, będącą serią wykładów specjalnych wygłaszanych przez pracowników naukowych naszego Uniwersytetu. Celem spotkań jest przybliżenie aspektów pracy naukowej oraz prowadzenia badań. W ramach cyklu KNSK podjęło współpracę z Consciousness Lab, LangUsta Lab oraz Social Robotics Lab, które działają na Wydziale Filozoficznym.

pOZa KRaKóW, pOZa pOlSKę Członkowie KNSK organizują dwie konferencje naukowe: międzynarodową Cracow Cognitive Science Conference (CCSC) oraz ogólnopolską Open Polish Science (OPOS).

W maju bieżącego roku odbyła się 13. edycja CCSC pod hasłem „4E: Embodied, Embedded, Enacted, Extended”. Edycja była dla koła szczególna, bo odbyła się po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią oraz powstała we współpracy z Kołem Naukowym Studentów Kognitywistyki Uniwersytetu Śląskiego „Do góry mózgami”. Obecnie prowadzona jest rekrutacja do zespołu koordynatorów kolejnej edycji, która odbędzie się w maju 2023 roku. Jednocześnie trwają prace nad 2. edycją OPOS’a – konferencji, której celem jest promowanie oraz popularyzowanie otwartej, rzetelnej i dostępnej nauki. Wydarzenie powstaje we współpracy z Kołem Naukowym Studentów Psychologii UJ.

jaK DOłącZyć? Bardzo prosto! Należy zeskanować poniższy kod QR i wypełnić ankietę rekrutacyjną, a następnie KNSK poinformuje Cię o dalszych krokach. – Można tutaj znaleźć wsparcie dla swoich pomysłów i nauczyć się wielu rzeczy. Jeżeli student/ka chce wyciągnąć ze studiów jak najwięcej, to przede wszystkim trzeba zapisać się do koła – zachęca Aliaksandra Doinich, sekretarz KNSK UJ. Organizacja jest otwarta na nowych członków oraz współpracę wydziałową, międzywydziałową, jak i międzyuczelnianą. Olga Sochaczewska

https://forms.office.com/r/pdkh5P2ELA Strona koła na Facebooku: @kolokogniuj grupa koła na Facebooku: www.facebook.com/groups/213994885428535 adres e-mail koła: knskognitywistyki@gmail.com Strona koła: www.knsk.rkn.uj.edu.pl

„Idziemy, śpiewamy, jest super zabawa”

Ostatni studencki pochód juwenaliowy odbył się trzy lata temu, przed pandemicznym zastojem świata. Zarówno mieszkańcy Krakowa, jak i sami młodzi przebierańcy byli spragnieni emocji związanych z tym wydarzeniem, które ponownie przeszło ulicami miasta królów Polski.

Na ten wyjątkowy moment czekało wielu studentów krakowskich uczelni. Pogoda już od rana rozpieszczała ciepłym słońcem. To sprawiło, że bez żadnych przeszkód juwenaliowy korowód przeszedł miejskimi ulicami w piątek 20 maja, czwartego dnia akademickiej imprezy. Pochód ruszył z ul. Budryka w Miasteczku Studenckim AGH o godzinie 10:00, przemieszczając się w kierunku Placu Szczepańskiego przez ul. Reymonta, Czystą, Krupniczą, Św. Anny i Rynek Główny. Wzięły w nim udział setki młodych ludzi, wesołych, roześmianych i poprzebieranych w barwne stroje, od narciarza przez doktora dżumę, Królewnę Śnieżkę, Jokera, aż po papieża i Smerfy, za którymi kryli się członkowie Orkiestry Reprezentacyjnej Akademii Górniczo-Hutniczej. Gdy przemarsz dotarł do celu, Prezydent Miasta Krakowa Jacek Majchrowski uroczyście przekazał studentom klucze do miasta. Po powitaniu reprezentacji krakowskich uczelni wyższych i krótkich przemówieniach wydarzenie zwieńczył wspólny taniec belgijski. Jak oceniają korowód jego uczestnicy? – Niesamowita sprawa – bez wahania mówi Monika, która pierwszy raz brała udział w przemarszu. – Bardzo mi się to podoba: idziemy, śpiewamy, jest super zabawa, integracja, można się przebrać, za kogo się chce. Myślę, że pandemia sprawiła, że zatęskniliśmy za taką wolnością, swobodą, a teraz jest super okazja, żeby to poczuć i ludzie z tego korzystają – kontynuuje. – Bardzo się cieszę, że byłam na tegorocznej „edycji” korowodu – opowiada Ola, która mimo kilku lat studiów dopiero debiutowała na imprezie. – Najbardziej podobały mi się przebrania ludzi, była miła atmosfera – wszyscy razem złączeni. Po czasie zdalnej nauki w końcu można było poczuć nieco inne studenckie życie, oderwać się od rzeczywistości, w której trzeba się uczyć na kolejne kolokwia i egzaminy. W końcu coś fajnego! – mówi z uśmiechem. Justyna Arlet-Głowacka

„Wyżyłam się za wsze czasy”, czyli juwenaliowy zawrót głowy

Wielki powrót juwenaliów, czyli największej studenckiej imprezy w roku, już za nami. Co się podczas nich działo, na jakie koncerty można się było wybrać i jak w Krakowie bawili się studenci – przeczytacie poniżej.

Patrząc na frekwencję w trakcie koncertów i akcji towarzyszących, bez wahania można postawić tezę, że młodym ludziom brakowało takich doświadczeń. Ostatnie Juwenalia Krakoskie miały miejsce w 2019 roku, czyli trzy lata temu, jeszcze przed pandemią. Potem okoliczności epidemiologiczne nie zezwalały na organizację wydarzeń masowych, więc studenci musieli cierpliwie czekać na powrót tej cyklicznej imprezy. Koncerty, korowód, klubowe imprezy czy gra miejska to tylko nieliczne przykłady tego, co działo się w trakcie tegorocznej edycji akademickiego wydarzenia.

DO WybORu, DO KOlORu Juwenalia rozpoczęły się we wtorek 17 maja i trwały aż do niedzieli 22 maja. Większość wydarzeń odbywała się w Miasteczku Studenckim AGH (Strefa Plaża, Klub Zaścianek, Klub Studio), w Klubie Studenckim Żaczek oraz w Klubie Kwadrat. Niewątpliwie największą popularnością cieszyły się koncerty, ale do tego jeszcze wrócimy. Oprócz muzycznych akcentów studenci mogli także potańczyć na klubowych imprezach, których nie brakowało. Mieli także okazję obejrzeć film na świeżym powietrzu w trakcie kina plenerowego czy przebrać się w barwne stroje i ruszyć uroczystym korowodem ulicami Krakowa (relację z tego wydarzenia znajdziecie w tym wydaniu „WUJ-a”). Oprócz tego Samorząd Studentów UJ przygotował Juwenaliową Grę Miejską, utrzymaną w detektywistycznej atmosferze tajemniczej zbrodni dokonanej na terenie miasta.

NiecH żyje bal Wśród tegorocznych wykonawców każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nie brakowało współczesnego rapu, który reprezentowali tacy artyści jak Paluch, Żabson, Słoń, Małpa czy Miuosh. Pojawiła się też muzyka z nieco alternatywnego i eksperymentalnego nurtu w postaci Patrząc na frekwencję w trakcie koncertów i akcji towarzyszących, bez wahania można postawić tezę, że młodym ludziom brakowało takich doświadczeń. Ostatnie Juwenalia Krakoskie miały miejsce w 2019 roku, czyli trzy lata temu, jeszcze przed pandemią.

Marie i Nameny Lala, a popowe wykonania zapewniła m.in. Natalia Nykiel. Również fani cięższych brzmień mogli zaspokoić swoje juwenaliowe potrzeby, uczestnicząc w koncertach takich formacji jak Transgresja czy Łydka Grubasa, a do tego rockowy Happysad, Strachy na Lachy i alternatywny Organek. Wielu studentów wybrało się także na występ znanej polskiej gwiazdy, jaką jest Maryla Rodowicz. Na jej koncercie nie zabrakło kultowych już utworów, śpiewanych przez wszystkie pokolenia Polaków. Zabawa trwała do późnej nocy, a emocje wprost unosiły się nad roztańczonym tłumem. Studencka publiczność zapewniła artystom niezawodne wsparcie, śpiewając wspólnie refreny, prosząc o bis i nagradzając każdy występ gromkimi brawami.

jaK Się baWicie?! O tym, czym naprawdę są juwenalia i czy zabawa była udana, najlepiej opowiedzą uczestnicy tych imprez. – Byłam na całym wydarzeniu z Happysad, bardzo zaskoczył mnie support – był świetny! Wyśmienicie bawiłam się też na Pidżamie Porno. Na takim koncercie nie byłam od początku pandemii. W końcu się wybawiłam, wyskakałam, wyżyłam za wsze czasy! Bardzo mi tego brakowało – opowiada Magda, stała bywalczyni juwenaliów, jednak debiutantka na ich krakowskiej odsłonie. – Zespoły są świetne, grają mocno, jedzenie też jest ekstra, a piwo jest dobre – podsumowuje Kamil, który przyjechał na zaproszenie znajomego aż z Kielc. – Byłyśmy na korowodzie – to jest piękne, jak ludzie się przebierają i udają „nienormalnych” (śmiech). Wybrałyśmy się też na grę terenową, organizowaną przez Samorząd UJ – opowiada Magda, dla której to też pierwsze juwenalia w życiu.

Kinga, również rozpoczynająca przygodę z tym wydarzeniem, także jest zadowolona z koncertu, na którym była. – Fajna muzyka, super się bawiłam, myślę, że powinnam częściej na takie akcje wychodzić i korzystać z tego studenckiego życia. Zdałam sobie sprawę, że przecież studia to coś więcej niż nauka i egzaminy – mówi. Justyna Arlet-Głowacka

Foto R e P o R t A ż

Juwenalia 2022

Zdjęcia: Martyna Szulakiewicz-Gaweł

Juwenalia 2022

Zdjęcia: Justyna-Arlet Głowacka, Lucjan Kos

Krwi nie można wyprodukować. Dlatego jest taka bezcenna

Mimo że krwiodawstwo staje się coraz popularniejsze, wielu osobom wciąż brakuje podstawowej wiedzy na jego temat, a w internecie możemy spotkać się z wieloma mitami. Zdają sobie z tego sprawę Katarzyna Baran i Julia Jarczyk, studentki czwartego roku analityki medycznej UJ, które w rozmowie z nami starały się wytłumaczyć najistotniejsze kwestie.

Niedawno zakończyła się koordynowana przez was akcja „panDa Kropelkę”. jak podsumowałybyście tegoroczną edycję? julia jarczyk: Jesteśmy pozytywnie zaskoczone i zadowolone z uzyskanych efektów. Na donację zgłosiły się 43 osoby, z czego 34 zakwalifikowały się jako dawcy krwi, którzy pomogli nam uzbierać ponad 15 litrów, czyli krew dla 3 osób. Zainteresowaniem cieszyły się też organizowane przez nas konkursy.

była to już piąta odsłona „pan-

Dy”. a jak to wszystko się zaczęło?

Katarzyna baran: Pomysł na stworzenie takiej inicjatywy przewijał się od początku powstania Studenckiego Towarzystwa Diagnostów Laboratoryjnych CM UJ, a samą „PanDę” rozpoczęliśmy w 2018 roku. Początkowo polegała na tym, by edukować, dlatego odwiedzaliśmy wydziały UJ i organizowaliśmy spotkania, na których wyjaśnialiśmy, na czym polega oddawanie krwi oraz jaka jest rola diagnosty laboratoryjnego. Później dołączył do nas krwiobus. Zależy nam na tym, żeby akcja była cyklicznie odnawiana. Zachęcam też do podejmowania takich inicjatyw, bo one kształtują i rozwijają. Gdy widziałyśmy uśmiechy krwiodawców, wiedziałyśmy, że było warto.

Wiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na oddanie krwi. co zatem jest wymagane, a co nas dyskwalifikuje? jj: Głównym wyznacznikiem jest wiek, więc przedział 18 – 65 lat, by nie obciążać organizmu. Wymagana jest też waga powyżej 50 kilogramów. Trzeba być w pełni zdrowym od minimum dwóch tygodni. Do przeciwwskazań należą przekłucie jakiejś części ciała czy wykonanie tatuażu, po takim zabiegu musimy odczekać pół roku. Dzień przed oddaniem nie możemy pić alkoholu.

Kb: Sama ze względu na przeciwwskazania nie mogę zostać dawcą, ale postanowiłam szukać sposobów, by dotrzeć do tych, którzy mogą, a także promować ideę, tłumaczyć i obalać mity.

Kb: Myślę, że kluczowe jest też nastawienie. Trzeba czuć, że chcemy oddać cząstkę siebie. Istotna jest świadomość, że faktycznie możemy pomóc.

a co w sytuacji, gdy niedawno przeszliśmy covid? jj: Jak w przypadku różnych infekcji, wskazany jest odstęp czasowy. Pamiętajmy też o restrykcjach, czyli o konieczności ubierania maseczki w miejscu oddawania krwi.

jeśli ktoś się już zdecydował na oddanie krwi, to w jaki sposób powinien się do tego przygotować? jj: Ważny jest dzień przed i sam dzień oddania. Ze względu na własne bezpieczeństwo pamiętajmy, by dobrze się wyspać, a rano zjeść śniadanie. Trzeba się nawadniać, by krew szybciej płynęła. Ilość pobieranej krwi jest bezpieczna i ta utrata nie robi nam żadnej krzywdy, ale powinniśmy tego dnia zadbać o siebie – zrobiliśmy przecież coś dobrego dla innych! Z jakimi mitami najczęściej się spotykacie?

Kb: Cały czas wiele osób nie wie, ile tak naprawdę krwi musimy oddać, a przez to myślą, że im to zaszkodzi. Pamiętajmy, że 450 mililitrów to bezpieczna ilość. Często pojawiającym się mitem jest też uzależnienie. Wynika to z wątpliwości, że po oddaniu krwi ona się nadprodukuje, będziemy mieli jej za dużo i zostaniemy zmuszeni do częstego oddawania, przez co się od tego uzależnimy. To mit, nasz organizm wraca do stanu normy i jest to cudowne, że dąży do balansu i równowagi.

Wśród zainteresowanych często pojawia się pytanie o ból. jj: Mimo grubszej igły ja nie pamiętam bólu. Co ciekawe, po oddaniu czuję się lepiej niż przed. Odczuwam spełnienie i radość, że mogłam pomóc.

Od kilku lat jesteś dawcą. jak zaczęła się ta przygoda? jj: Było to na liście moich marzeń do zrealizowania po 18. urodzinach. Od tamtej pory staram się robić to regularnie. Nie skupiam się na tym, ile razy już oddałam krew. Dopóki mogę, to oddaję. Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć.

jak zachęciłybyście niezdecydowane osoby?

Kb: Pamiętajmy, że nie mamy gwarancji, że sami nigdy nie będziemy potrzebowali takiej pomocy. Co jeśli lekarz zadzwoni do banku krwi i usłyszy, że nie ma wystarczającej jej ilości dla uratowania naszego życia? Myślę, że warto postawić się na miejscu potrzebujących, sami możemy kiedyś nimi być. jj: Na zajęciach w szpitalu widziałyśmy osoby, które miały wykonywaną transfuzję. Był to zabieg ratujący życie i pomagający powrócić do normalnego funkcjonowania. Krwi nie da się wyprodukować, jej budowa jest zbyt skomplikowana. Można ją tylko pozyskać od drugiej osoby. Dlatego jest tak unikalna i bezcenna.

Rozmawiała: Karolina Iwaniec

„Chcę żyć kolorowo!”

Choć Yiyu Chen spędziła w Chinach większość życia, świetnie mówi po polsku. Tę umiejętność zawdzięcza studiom polonistycznym w swojej ojczyźnie oraz rocznemu stypendium w Polsce. Obecnie mieszka w Krakowie, gdzie studiuje prawo i udziela się społecznie. Niedawno współreprezentowała też UJ w międzynarodowym konkursie PAX Moot Court w Paryżu. Opowiedziała nam o nauce polskiego, różnicach kulturowych oraz planach na przyszłość.

„Już po raz dwunasty rozstrzygamy konkurs Interstudent, w którym nagradzamy najlepszych zagranicznych studentów zdobywających wykształcenie w polskich uczelniach. Szukamy – jak co roku – ludzi ambitnych, dobrych studentów, ale przede wszystkim aktywnych, zaangażowanych, budujących mosty między kulturami” – czytamy na stronie internetowej konkursu. W tym roku nagrodę specjalną dostała właśnie Yiyu Chen studiująca na UJ.

W konkursie „interstudent” na najlepszego studenta zagranicznego w polsce dostałaś nagrodę specjalną za zaangażowanie w działalność społeczną. czym dokładnie się zajmujesz?

Pracuję jako wolontariuszka w Instytucie Konfucjusza. Uczę chińskiego i pomagam w organizacji spotkań dotyczących kultury Chin. Czasem podejmuję się też tłumaczenia ad hoc. Byłam na przykład tłumaczką podczas przesłuchania świadka w organach państwowych.

Dlaczego to robisz?

Żeby moje życie było kolorowe i nie ograniczało się tylko do prawa. Życie to nie tylko nauka. Dzięki wolontariatowi poznałam nowych ludzi i pozytywnie zaskoczyło mnie, że coraz więcej osób chce się uczyć chińskiego.

a jak zainteresowałaś się językiem polskim?

To był szczęśliwy przypadek. Chciałam studiować germanistykę, ale się nie dostałam i tak trafiłam na polonistykę. Naszymi głównymi zajęciami były mówienie, czytanie, pisanie i słuchanie. Czytaliśmy też „Ogniem i mieczem” i „Solaris” oraz wiersze Wisławy Szymborskiej, oglądaliśmy „Wesele”. co było najtrudniejszym elementem nauki?

Nauka mówienia, bo przy każdej wypowiedzi musiałam myśleć o gramatyce. W chińskim nie ma odmiany przez przypadki. Za to są podobne dźwięki jak w polskim.

jak wspominasz pierwszą wizytę w naszym kraju?

To była moja pierwsza podróż za granicę, więc byłam bardzo podekscytowana. Najbardziej zaskoczyło mnie, że Polacy tak dużo jedzą i piją. Tradycyjny polski obiad składa się z zupy, dania głównego i deseru – taka porcja jest dla Chińczyków za duża. Mnie wystarczy tylko danie główne.

czemu przeniosłaś się tu na stałe?

Uczyłam się polskiego cztery lata i nie chciałam rezygnować z nauki. Poza tym chciałam studiować za granicą. To był sposób, by połączyć język i studia.

Studiujesz wymagający kierunek w obcym języku. Nie jest to dla ciebie trudne?

Jest (śmiech), ale jest też ciekawie. Pierwsze trzy lata były bardzo ciężkie, ale przeżyłam. Wszyscy prowadzący, z którym miałam bezpośredni kontakt, są zdolni i sympatyczni. Nie tylko posiadają ogromną wiedzę, ale również bardzo szczegółowo i cierpliwie wyjaśniają każdą moją wątpliwość. Koledzy też są świetni. Pożyczają mi notatki, doradzają w kwestiach organizacyjnych, zapraszają na różne wyjścia… Dzięki nim na pewno dam sobie radę z tymi studiami.

jak twoja rodzina znosi rozłąkę?

W domu bywam raz w roku. Tęsknimy za sobą, ale na szczęście możemy rozmawiać przez Internet.

czego, oprócz najbliższych, brakuje ci w polsce?

Urodziłam się w Syczuanie, gdzie kuchnia jest pikantna – potrawy, które są ostre dla Polaków, dla mnie takie nie są. Dlatego przywiozłam z Chin różne pikantne przyprawy.

a co sądzisz o polskiej kuchni?

Kluski śląskie i placki ziemniaczane są bardzo dobre. Muszę też pochwalić polskie lody i ciasta, są lepsze niż chińskie.

czym studia w chinach różnią się od tych w polsce?

Większość polskich studentów lubi robić wszystko na ostatnią chwilę, co u nas jest rzadkie. Poza tym w Chinach wykładowcy cały czas mówią, a studenci notują; brakuje dyskusji na zajęciach. Z kolei polscy studenci są bardzo aktywni, jest interakcja między nimi a prowadzącymi. To bardzo mi się podoba.

jakie rady dałabyś studentom wybierającym się do chin?

Przed wyjazdem trzeba na pewno coś wiedzieć o Chinach. Na miejscu warto skorzystać z okazji i nauczyć się języka. Sugeruję też zwiedzić nie tylko Szanghaj i Pekin – polecam południowe miasta, na przykład Chengdu i Yunnan, bo są tam piękne krajobrazy i dobre jedzenie.

co zamierzasz robić po studiach?

Od dawna interesuję się prawem prywatnym międzynarodowym i chcę zostać adwokatem specjalizującym się w tej dziedzinie. Ale jeśli zaraz po studiach nie znajdę dobrej pracy w międzynarodowej korporacji albo jakiejś organizacji, pójdę na doktorat. Zobaczymy, mam jeszcze czas na decyzję.

Rozmawiała: Ewa Zwolińska

Huczne urodziny uczelnianego siedmiolatka, czyli UJot FM świętuje

W środę 4 maja przed budynkiem Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ studenci mogli zobaczyć namiot, baloniki, a ci szczęściarze, którzy się załapali, zostali również poczęstowani tortem. Uwagę mógł też przykuć złoty balon z liczbą siedem. Czy przedsionek uczelni na pewno jest dobrym miejscem na 7. urodziny? Tak, o ile mowa o uczelnianym radiu!

– 7 lat to już taki wiek, kiedy się wychodzi z przedszkola i idzie do szkoły – komentuje Marcin Kubat, opiekun radia. – Siedmiolatek już świetnie pisze, świetnie mówi, a to jest najważniejsze w radiu. Trzeba jeszcze tylko opanować emocje, stres, takie rzeczy, które się trenuje przed mikrofonem – dodaje.

Radiowcy nie zdawali się być jednak tego dnia niczym zestresowani. Z okazji rocznicy rozpoczęcia działalności radia, zgodnie z tradycją, wyszli z namiotem przed budynek WZiKS-u, żeby tam od 10:00 do 16:00 nadawać audycje na żywo.

OD półNOcy DO półNOcy – Myślę, że główną atrakcją jest to, że jesteśmy tutaj na zewnątrz, bo normalnie siedzimy sami w swoim zaciszu, a tak to każdy może zobaczyć, jak wygląda radio od środka – mówi Nikodem Kuś, jeden z dziennikarzy studenckiego medium. Choć namiot należy już do urodzinowych tradycji, radiowcy i tak byli tym faktem podekscytowani, bo z powodu pandemii przez dwa lata nie było możliwości organizacji większych imprez. Tego dnia każdy, kto zdecydował się towarzyszyć jubilatom w ich święto, poczuł atmosferę radości. Co z tego, że tort przybył za wcześnie, a rozkładanie namiotu w pełnym słońcu zajęło radiowcom godzinę? Na tę chwilę UJOT FM czekało dwa lata, a jego członkowie zdawali się być zdeterminowani do zwalczania przeciwności.

Zresztą, nie tylko z przeciwnościami walczyli, ale też z niedoborem snu. UJOT FM ma bowiem tradycję, żeby w każde urodziny prezentować słuchaczom całodobową ramówkę. Tak, radiowcy siedzieli w studiu od północy z 3 na 4 maja do północy z 4 na 5 maja, by na radiowych falach zabawiać i informować odbiorców.

muRaWa jeSt DObRa, cZeKamy Na tłumy Oprócz namiotu i całodobowej ramówki dziennikarze UJOT FM rozdawali uczestnikom małe pamiątki w postaci przypinek, naklejek i długopisów, a także urodzinowy tort. Dużych rozmiarów ciasto pojawiło się chwilę po dwunastej w akompaniamencie „Sto lat”, zwabiając zapachem przechodniów. Potem było wspólne krojenie tortu, śmiechy, rozmowy, a po wszystkim radiowcy wrócili prężnie do pracy, by kontynuować nadawanie całodobowej ramówki.

Ostatnim większym elementem wydarzenia był konkurs, w którym można było wygrać trzy podwójne bilety na spektakl „Sen nocy letniej”. Wystarczyło jedynie opublikować w mediach społecznościowych post albo relację prezentującą, gdzie i w jaki sposób słuchacze świętują razem z radiem, a także oznaczyć w nim UJOT FM. Celem konkursu było dotarcie poprzez social media do maksymalnej liczby potencjalnych nowych słuchaczy.

Marcin Kubat, opiekun radia, zapytany o ostatnie siedem lat działalności, odpowiada: – To radio jest polem do treningów. Porównuję to zawsze do treningów piłkarskich. Ważne, żeby murawa, na której się gra w piłkę nożną, czyli w naszym przypadku studio, na którym się uprawia radio, była jak najlepsza. My gramy na murawie dobrej, dobrze wyposażonej, a trybuny przyjdą z czasem. Nie gramy na Allianz Arenie [stadionie piłkarskim Bayernu Monachium – przyp. red.], ale gramy na boisku z dobrą nawierzchnią. Widownia to będzie nasz następny krok – mówi.

Nie zostało więc chyba nic innego, jak tylko życzyć wszystkiego najlepszego i szerokich trybun!

NaWet paNDemia Nie ZaSZKODZiła Internetowa rozgłośnia radia rozpoczęła pracę 4 maja 2015 roku. Wcześniej, od października 2014 roku, radiowcy przygotowywali „murawę do grania”, to znaczy oklejali studio piankami, montowali sprzęt, a także nagrywali pierwsze audycje, ale tylko dla siebie. 4 maja postanowili podzielić się pasją ze słuchaczami. Od tego czasu radio stopniowo zapełniało się ludźmi i autorskimi programami. Po wybuchu pandemii prace wstrzymano, a następnie przez rok nadawano zdalnie. W październiku ubiegłego roku radio wróciło do normalnego nadawania.

Aleksandra Szmolke

Po pandemii. Powrót do świata

Kto by pomyślał, że od początku pandemii minęły już dwa lata? Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej, jak zmieni się świat i do czego nas to doprowadzi. Jak się czujemy w tym nowym-starym świecie? O swoich odczuciach i popandemicznych refleksjach opowiedzieli nam studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dla wielu osób czas pandemii był trudnym okresem w życiu. Zdalne nauczanie, izolacja, pozamykane miejsca pracy i brak możliwości spędzania czasu z bliskimi. Wydawało się, że ten stan rzeczy będzie trwał jeszcze bardzo długo. Tymczasem dwa lata po wybuchu pandemii życie prawie wróciło na dawne tory. Czy aby na pewno? Czy jest coś, co zmieniło się w nas samych? Za czym tęskniliśmy, a czego nie mogliśmy znieść?

agNieSZKa mOłDySZ studentka 2. roku zarządzania kulturą i mediami

Zaczęłam pierwszy rok studiów podczas pandemii, więc cała ekscytacja związana z nowymi doświadczeniami i ludźmi minęła bardzo szybko. Pamiętam, że doskwierała mi monotonia, dezorganizacja i brak poczucia bezpieczeństwa. Ponieważ mieszkam w malowniczej okolicy, to chodziłam w góry, by wśród natury móc poczuć wewnętrzny spokój i nie zwariować. W tym czasie najbardziej brakowało mi spotkań ze znajomymi, dlatego od razu po poluzowaniu obostrzeń pojechałam z przyjaciółką na kawę nad jezioro. Przez doświadczenie pandemii zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy bezbronni w obliczu wielu sytuacji, więc może właśnie to nauczy nas doceniać zdrowie i kontakt z bliskimi? Musieliśmy przyzwyczaić się do nieprzewidywalnego otoczenia. Planowanie dalekiej przyszłości nie miało zbyt dużego sensu i to sprawiło, że skupiłam się bardziej na swojej elastyczności i umiejętności adaptacji do sytuacji. pRZemySłaW KacZmaRyK student 1. roku psychologii oraz 4. roku finansów i controllingu

Na początku byłem bardzo zadowolony ze „zdalnego życia”, ale szybko zaczęło mi brakować kontaktu z ludźmi, bo Messenger nie zastąpi spotkania na żywo. Doskwierały mi ograniczenia związane z wychodzeniem z domu, a dodatkowo obowiązek noszenia maseczek, który wzmagał poczucie braku wolności. Po zniesieniu obostrzeń zrobiłem sobie wycieczkę w granicach naszego kraju. Niby nic takiego, ale miałem wrażenie, że odwiedzam jakiś obcy ląd – ludzie zachowywali się zupełnie inaczej niż przed pandemią, byli jakby przestraszeni. Myślę, że wszyscy dostaliśmy nauczkę, że nic nie jest pewne i dane na zawsze, dlatego trzeba dbać o swoje wartości i o siebie nawzajem. We mnie zmieniło się bardzo dużo; poczułem, że nie mogę już marnować ani chwili i póki jestem młody, chcę korzystać z życia w pełnej jego okazałości. W większym stopniu też doceniam głębsze relacje z innymi – izolacja pokazała, że nie jestem samowystarczalny. magDaleNa gROcHala studentka 4. roku zarządzania publicznego

Myślę, że w czasie pandemii najbardziej brakowało mi spotkań ze znajomymi. Niestety mnie i moich przyjaciół dzieli wiele kilometrów, a w tym czasie każdy wracał do swojego domu rodzinnego, co utrudniało bezpośrednie kontakty. Oprócz początkowo uciążliwego noszenia maseczek moim zdaniem najgorsze były limity w sklepach, a co za tym idzie długie kolejki, których naprawdę nie znoszę. Natomiast pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po zluzowaniu obostrzeń, było wyjście z przyjaciółmi na nasze ulubione naleśniki. Nic tak nie cieszy jak dobre jedzenie! Przez ten pandemiczny czas tak wiele się zmieniło, że na nowo możemy kreować naszą „normalność”. Wydaje mi się, że ludzie stali się ostrożniejsi i zaczęli bardziej doceniać chwile spędzone w gronie najbliższych. U mnie natomiast na pewno zmienił się tryb życia, jestem bardziej aktywna oraz zdrowiej się odżywiam. Zwracam też większą uwagę na to, co dzieje się wokół mnie, staram się czasem zwolnić i po prostu odetchnąć.

Opinie zebrała Justyna Arlet-Głowacka

Podróże studentów UJ

Kraina wiecznej wiosny, czyli z wizytą na Maderze

Panorama wschodniego wybrzeża Madery

Owoce sprzedawane na Mercado dos Lavradores, najstarszym targu w Funchal, stolicy wyspy

Zawarte w tytule określenie Madery nie mija się z prawdą. Faktem jest, że zimą temperatury rzadko spadają tam poniżej 20 stopni Celsjusza, a latem tylko sporadycznie przekraczają 25 stopni w cieniu. Ta piękna wyspa na środku Oceanu Atlantyckiego oprócz obecności jednych z najwyższych klifów na świecie, lasów laurowych, majestatycznych gór i bogactwa roślinności oferuje nam bajeczne, niezapomniane krajobrazy.

Na zaliczaną do Makronezji portugalską Maderę składają się wyspy Porto Santo oraz mały archipelag Desertas (z trzema bezludnymi wyspami Deserta Grande, Bugio i Chão). Wyspy przez stulecia nie zamieszkiwali ludzie, mimo że znana była już w starożytności. Dopiero w XV wieku został dostrzeżony potencjał tego miejsca przez portugalskich władców i natychmiast przystąpiono do jej kolonizacji. Rozpoczęła się wielka uprawa trzciny cukrowej i winnej latorośli. Wyspę, oprócz rdzennych Portugalczyków, zamieszkiwała mieszanka ludności różnego pochodzenia. Byli to Hiszpanie, Żydzi i Maurowie, którzy w XV wieku uciekali z Półwyspu Iberyjskiego przed rekonkwistą. Do pracy na plantacjach ściągnięto niewolników z Afryki. Po odkryciu Ameryki w 1492 r. przez Krzysztofa Kolumba i po tym, jak w 1498 r. Vasco da Gama wyznaczył drogę morską do Indii, znaczenie wyspy znacznie wzrosło, bo ta stała się punktem przeładunkowym na obu trasach.

laSy lauROWe Wyspa nosi jeszcze jedną umowną nazwę – pływający ogród. To określenie archipelagu odnosi się do bardzo bogatej szaty roślinnej pokrywającej Maderę. Miłośnicy natury poczują się tu wspaniale choćby z uwagi na występujące na Maderze naturalne lasy wawrzynowe (port. Laurissilva). Te przed milionami lat porastały całą Europę, ale zaniknęły po ostatniej epoce lodowcowej. Lasy w znikomej ilości można jeszcze spotkać na Wyspach Kanaryjskich, Azorach i Wyspach Zielonego Przylądka, a to za sprawą ciepłego prądu morskiego o nazwie Golfsztrom.

Właśnie na Maderze zachowały się najlepiej, bowiem stanowią aż 15 procent całej roślinności wyspy.

picO DO aRieiRO Pico do Arieiro to jeden z trzech najwyższych szczytów Madery. Popularny wśród spacerowiczów, oferuje zapierające dech w piersiach widoki na południowe wybrzeże Madery oraz, przy dobrej pogodzie, na wyspę Porto Santo. Na szczycie wzgórza Pico do Arieiro znajduje się dół śnieżny (Poço da Neve), niegdyś wykorzystywany do przechowywania lodu i śniegu, a także jako baza obrony przeciwlotniczej. cabO giRaO Miasto Cabo Girao jest znane z klifu, drugiego co do wysokości na świecie. Roztacza się z niego wyjątkowy widok na miasto i Ocean Atlantycki. Można również odwiedzić kaplicę Matki Boskiej Fatimskiej, jedno z najpopularniejszych miejsc pielgrzymkowych na wyspie. Na Maderze znajduje się najwyżej położony klifowy sky walk w Europie. Podczas wizyty w Cabo Girao czeka Cię brawurowy spacer na wysokości 589 metrów! Spojrzenie w dół ze szklanego mostu to jeden z najbardziej ekscytujących naturalnych widoków na wyspę i świat: bezkresny ocean i gęsta, dzika roślinność pod stopami zapierają dech w piersiach.

SaNtaNa Santana to małe miasteczko na Maderze, znane z kolorowych, trójkątnych, kamiennych domów z dachami pokrytymi strzechą. Dawniej zamieszkiwali je rolnicy i były podzielone na trzy części – w górnej przechowywano produkty rolne, a w dolnej znajdowały się kuchnia i pokój. Dziś są to małe sklepiki, w każdym z nich można kupić coś innego. Zdecydowanie warto więc dodać je do listy punktów, które warto zobaczyć na Maderze.

meRcaDO DOS lavRaDOReS De FuNcHal Warto wybrać się choćby na jeden dzień do Funchal i poznać stolicę wyspy. Tam właśnie znajduje się Mercado dos Lavradores, czyli najstarszy targ w mieście, otwarty w 1940 roku. Charakterystyczna dla niego jest mieszanka kolorów i zapachów roztaczająca się na całym rynku. Sprzedawane są tu wszelkiego rodzaju produkty, w tym egzotyczne owoce i kwiaty. Prawdziwy kolorowy zawrót głowy – większość roślin i owoców widziałam po raz pierwszy w życiu.

Madera to unikatowe miejsce, tak bogate krajobrazy i atrakcje, że nie można się tu nudzić. Każdy znajdzie coś dla siebie, jednak to miejsce szczególnie przypadnie do gustu miłośnikom aktywnego wypoczynku. Koniecznie przekonajcie się o tym na własnej skórze! Agata Kurzańska

This article is from: